Rozmowa z księdzem dr Michałem Sołmieniukiem, dyrektorem

Transkrypt

Rozmowa z księdzem dr Michałem Sołmieniukiem, dyrektorem
Rozmowa z księdzem dr Michałem Sołmieniukiem, dyrektorem Archiwum
Archidiecezjalnego w Gnieźnie
Co zaliczyłby Ksiądz do najważniejszych skutków przyjęcia Chrztu przez Mieszka?
Ks. Michał Sołomeniuk: Niechaj historycy mówią o tym od strony naukowej; ja dodam
wypowiedź prymasa Stefana Wyszyńskiego, która skutki chrztu Polski ujmuje od strony
duchowej: „... nie ma w dziejach Polski trwalszej ciągłości, jak ciągłość zbawczego
strumienia wody chrzcielnej, która nieustannie płynie przez Polskę na głowy, serca i dusze
narodu polskiego.” Dzięki nawróceniu i chrztowi księcia Mieszka przed Polanami a później
przed Polakami otworzyły się i nadal otwierają bramy Życia w Chrystusie. To jest skutek
i wartość nadrzędna; skutki doczesne z niej wypływają.
Czy zachowały się jakiekolwiek dokumenty towarzyszące przyjęciu Chrztu?
M.S: Niestety nie. Nie było wtedy jeszcze zwyczaju ani nakazu prowadzenia ksiąg
ochrzczonych…
Jak wyglądało udzielanie chrztu w okresie średniowiecza?
M.S: Średniowiecze to tysiącletnia epoka, trudno zatem w kilku zdaniach opisać całą
problematykę. Jak rozumiem, chodzi szczególnie o czasy, zbliżone do daty Chrztu Polski
oraz o zwyczaje Kościoła łacińskiego. W czasach tych budowano baptysteria, czyli osobne
budynki, służące do udzielania sakramentu chrztu, zasadniczo wyłącznie przy katedrach.
Niektórzy badacze stawiają tezę, że w kaplicy palatium na Ostrowie Lednickim są dwa
zagłębienia, które mogły być basenami chrzcielnymi. Można też sobie wyobrazić miast tego
drewniany, przenośny zbiornik z wodą – tak, jak to uwidoczniono na Drzwiach
Gnieźnieńskich przy scenie udzielania chrztu przez św. Wojciecha. Nie da się też
wykluczyć, że chrzest miał miejsce w naturalnym zbiorniku wodnym. Za czasów Mieszka I
Kościół udzielał chrztu właściwie przez cały rok, a to ze względu na chrzest noworodków
i niemowląt. Chrzest władcy w otoczeniu dworu i drużyny zapewne miał miejsce
w uroczystość Zmartwychwstania Pańskiego lub inne ważne święto liturgiczne. W tamtej
epoce stosowano częściej obrzędy chrztu zamknięte w jednym rycie, ale pamiętajmy, że
od starożytności chrześcijańskiej istniała też tradycja dalszego i bliższego przygotowania
do chrztu. Kandydat musiał najpierw uwierzyć w Jezusa Chrystusa i przyjąć Go za swego
Pana i Zbawiciela, musiał przejść pouczenie o biblijnej historii zbawienia i prawdach
wiary, musiał wreszcie zacząć prowadzić życie duchowe i brać pewien udział w życiu
liturgicznym. Gdy Kościół zweryfikował pozytywnie takie przygotowanie, a trwało to do
kilku lat, dopuszczał kandydata do przygotowania bliższego, odbywającego się w Wielkim
Poście. Warto zauważyć, że jednym z elementów przygotowania do chrztu były
egzorcyzmy, które miały przetrącić moc szatana nad człowiekiem. Całość drogi duchowej
wieńczyło udzielenie trzech sakramentów inicjacji chrześcijańskiej: chrztu, bierzmowania
i eucharystii. Owo wielowarstwowe przygotowanie i proces wzrostu w wierze zwano
katechumenatem. Tego typu praktyka zanikła pod koniec starożytności, gdy chrzczono całe
plemiona a pouczenie o podstawowych prawdach Ewangelii i zasadach życia
chrześcijańskiego ograniczano do minimum. Można sobie jednak wyobrazić, że władca
bywał przygotowywany do sakramentów solidniej od strony duchowej i intelektualnej,
a dzieło to podejmowali misjonarze. Świadectwem obecności misjonarzy w Gnieźnie jest
ewangeliarz z początków IX wieku z zapiskami iroszkockimi. Kto wie, może służył on
mnichom podczas przygotowania Mieszka I do chrztu?
W zasadniczej warstwie chrzest wyglądał podobnie, jak i dzisiaj, gdy o dar ten proszą
osoby dorosłe. Katechumen (kandydat do chrztu) publicznie wyrzekał się szatana i jego
spraw oraz wyznawał wiarę w Boga w Trójcy świętej jedynego. Dialog między kapłanem
a kandydatem do chrztu mógł odbywać się w języku miejscowym, nie zaś po łacinie.
Chodziło bowiem o świadome i zrozumiałe dla wszystkich uczestników liturgii odwrócenie
się od Złego i przyjęcie Jezusa jako Pana. Kandydata w wodzie chrzcielnej albo zanurzano,
albo polewano nią jego głowę. Otrzymywał namaszczenie olejem krzyżma i białą szatę na
znak uzyskania daru oczyszczenia sakramentalnego. Czyż to nie ciekawe, że po tak długim
czasie chrzest wygląda całkiem podobnie i dziś?
Czy decyzja Mieszka I podlegała bardziej kwestiom politycznym czy faktowi
nawrócenia się władcy?
M.S. Nie ma powodu, by nie sądzić, że Mieszko I się po prostu nawrócił na chrześcijaństwo.
Decyzja o zwrocie ku Chrystusowi wcale nie była antyniemieckim fortelem. Chrzest
bowiem Mieszko przyjął z rąk czeskich a Czesi w tamtym czasie nie mieli nawet własnego
biskupstwa i pod względem kościelnym podlegali niemieckim hierarchom z Ratyzbony.
Nieprzekonujący jest też argument o jakoby łatwiejszym zjednoczeniu plemion w nowej
wierze. Ten argument miałby wartość, gdyby na ziemiach polskich większość ludności już
była chrześcijanami, a tym czasem żyli tu niemal wyłącznie poganie. Czy władca, który
w delikatnej sferze religijnej przeciwstawia się większości swoich poddanych, ułatwia
sobie w czymkolwiek rządy? Na pewno na decyzję księcia wpłynęła Dąbrówka, która
możemy nazywać naszą matką chrzestną. Pamiętajmy z wdzięcznością o tej matce, gdy
nawiedzamy gnieźnieńską katedrę, bo tutaj pochowano małżonkę naszego księcia.
Jak Słowianie, będący poganami, reagowali na nową religię?
M.S: Tego nie wiemy. Zapewne proces wdrażania w nową wiarę trwał przez pokolenia
i obejmował coraz to nowe kręgi mieszkańców. Popatrzmy, jak
nierówno idzie
przyjmowanie Chrystusa współczesnym Polakom a dodajmy do tego wielowiekowe
przyzwyczajenia do starych kultów i zupełnie innej wizji świata i wieczności. Jedno nas
zasadniczo różni od dawnych Słowian: oni byli na wskroś religijni, choć po pogańsku, a
współczesny człowiek z mozołem odkrywa w sobie potrzebę Boga w ogóle.
Czy inaczej i w jaki sposób potoczyłaby się historia Polski, gdyby nie przyjęcie
Chrztu?
M.S: Nie wiem, co dziś byłoby zwornikiem polskości, co byłoby naszym alfabetem
i fundamentem aksjologicznym, gdyby nie Chrystus idący przez nasze dzieje. Św. Jan
Paweł II powiedział w Warszawie w 2 czerwca 1979 roku: „Nie sposób zrozumieć dziejów
narodu polskiego - tej wielkiej tysiącletniej wspólnoty, która tak głęboko stanowi o mnie,
o każdym z nas - bez Chrystusa. Jeślibyśmy odrzucili ten klucz dla zrozumienia naszego
narodu, narazilibyśmy się na zasadnicze nieporozumienie. Nie rozumielibyśmy samych
siebie”. Na Wzgórzu Lecha w Gnieźnie mówił zaś dzień później: „Ten papież-świadek
Chrystusa, miłośnik Jego Krzyża i Zmartwychwstania, przychodzi dziś na to miejsce, aby
dać świadectwo Chrystusowi żyjącemu w duszy jego własnego narodu”. Do słów sprzed lat
dodajmy również słowa, wypowiedziane w Gnieźnie 14 kwietnia br. przez pana prezydenta
Andrzeja Dudę: „Chrzest miał wymiar duchowy, niezwykły, bo przyniósł nową religię,
w której większość Polaków trwa do dzisiaj, bo dał podwaliny dla tworzenia nowoczesnego,
jak na tamte czasy, państwa”.
Dziś zachodnia Europa wstydzi się chrztu i ledwo toleruje chrześcijaństwo jako siłę
społeczną. Milkną dzwony wielu kościołów a dają się słyszeć głosy pobożnych muezinów. Co
zrobić w tej chwili dziejowej? W moim przekonaniu trzeba nam pójść za słowami pieśni
kościelnej „Com przyrzekł Bogu przy chrzcie raz, dotrzymać pragnę szczerze”.
***
Ks. dr Michał Sołomieniuk ukończył Liceum Ogólnokształcące nr 2 w Gnieźnie, a rok później wstąpił do
Prymasowskiego Wyższego Seminarium Duchownego. Święcenia kapłańskie przyjął w 1999 roku z rąk abp.
Henryka Muszyńskiego. Po święceniach ks. Michał Sołomieniuk kontynuował studia na Papieskim Uniwersytecie
Salezjańskim w Rzymie, gdzie w 2009 roku obronił pracę doktorską z filologii klasycznej. Jednocześnie
studiował w Watykańskiej Szkole Paleografii, Archiwistyki i Dyplomatyki, gdzie w 2006 roku uzyskał dyplom
paleografa i archiwisty. W tym samym roku rozpoczął pracę w Archiwum Archidiecezjalnym u boku śp. ks. kan.
Mariana Aleksandrowicza. Podjął się także nauczania języka łacińskiego w gnieźnieńskim seminarium
duchownym, gdzie obecnie wykłada także grekę. Prócz zainteresowań związanych z pracą nowego dyrektora
Archiwum Archidiecezjalnego pasjonuje także historia, zwłaszcza Średniowiecza oraz podróże. Zajmuje się
ponadto tłumaczeniem z języka włoskiego.

Podobne dokumenty