Sztuka otwiera oczy, by patrzeć dalej - Nasze kujawsko

Transkrypt

Sztuka otwiera oczy, by patrzeć dalej - Nasze kujawsko
Sztuka otwiera oczy,
by patrzeć dalej
Używamy często metafory: oczy są zwierciadłem
duszy. To one pomagają poznawać siebie, a dusza
przyjmuje wówczas to, co poznane. Są w człowieku
wewnętrzne głosy, obrazy, które ułatwiają poruszanie
się w świecie, mobilizują do działania, a niekiedy są
zdolne popchnąć do spontanicznych uniesień. Zobaczyć jest łatwiej niż uwierzyć. Nieustannie potrzebujemy dobrej informacji, aby upewniać się, czy działamy prawidłowo. Niech nasze pismo pomaga w poszukiwaniach. Oprócz tego przy zamkniętych oczach, podobnie jak bohaterowie mojego zdjęcia, podczas autorefleksji poszukajmy więcej. Okaże się, że drzemią
w nas nieodkryte, zagłuszone pragnienia, pasje, chęci.
ci.
Regional Geographic otwiera oczy, sięga głębiej,
takie jest jego zadanie; też chcecie tak działać, robić
i czuć? W naszym piśmie znajdziecie to, co
o przyciąga,
intryguje, zastanawia i wyróżnia na mapie
pie cczasopism
regionalnych, młodzieżowych. Zapraszam
zam do
o patrze
patrzenia na świat w sposób głębszy. Przyłączcie
rzyłączc się do nas,
aby wspólnie popatrzeć dalej..
Życzę twórczych odkryć z Regional Geographic!
Podarowałem sztuce
Siedzę i rozmyślam.
Odczucia i pragnienia
podarowałem Sztuce –
rzeczy na pół dojrzane,
twarze na pół dojrzane,
twarze jakieś czy rysy,
miłości niespełnionych
niepewne przypomnienia.
Sztuce się poddać pragnę.
Bo ona wie, jak tworzyć
Piękności kształt.
Ona, niedostrzegalnie prawie, dopełnia życie,
splatając wrażenie z wrażeniem,
z dniem splatając dzień.
Redaktor naczelny
Adam Juszkiewicz
szkie
Konstantinos Kavafis
Niniejsza publikacja jest współfinansowana
przez Urząd Miasta Bydgoszczy.
1
W numerze:
Ludzie
W górskich głębinach ...................................................4
Miasto
Czas na... rower .........................................................12
Nocne życie studenta ...................................................14
Region
Krajeński Park Krajobrazowy ........................................18
Powrót do „maleńkiego raju” ...................................... 22
Ahoj, przygodo! ...................................................... 24
Rowerem nad Kanał Notecki ........................................ 28
Podróż za 2,20 - Białe Błota ....................................... 30
Fotografia
Fotokrytyka .............................................................. 32
Filtry fotograficzne w fotografii pejzażowej .................... 34
Sąsiedzi ..................................................................................... 38
Stacja fotografia........................................................40
Turystyka
Tramwaj wodny i lądowy ............................................ 42
Młodzieżowa baza noclegowa w Bydgoszczy ................. 44
Z czym na rower ........................................................ 46
Kalendarium nadchodzących wydarzeń .......................... 48
W poszukiwaniu bydgoskich skarbów ............................ 50
Skąd się Grabina wzięła .............................................. 51
Szlakiem rezerwatów cz.1 ............................................ 52
Zdjęcia na okładce: Grzegorz Popek (I), Przemysław Durczak (IV).
Adres redakcji:
Bydgoszcz; ul. Powstańców Wielkopolskich 34, tel. 052 3460 421
czynna od pn do pt w godz. 10 - 17
Redaktor naczelny:
Adam Juszkiewicz (0 504 560 499); e-mail: [email protected]
Zastępca redaktora naczelnego:
Marcin Wasilewski, e-mail: [email protected]
Sekretarz redakcji:
Lidia Kobylarz (0 504 455 260), e-mail: [email protected]
Summary:
Anna Soporowska
Korekta:
Agata Malik
Edytor zdjęć:
Kamil Wakuła
Szata graficzna:
Mikołaj Górski
Wydawca:
Stowarzyszenie „Juvenkracja”, www.juvenkracja.pl; www.RegionalGeographic.pl
Skład i druk:
PPU MULTIGRAF s.c. R. Ellert, J. Tomczuk, 85-135 Bydgoszcz, ul. Bielicka 76 C
tel./fax 052 340 41 37, 0 661 152 708; www.multigrafdruk.pl
Redakcja:
Magdalena Połowińczak, Natalia Stefanowicz, Karolina Matysiak, Emilia Glugla,
Przemysław Durczak, Marta Gregorczyk, Grzegorz Popek
Redakcja zastrzega sobie prawo do dokonywania skrótów, redagowania tekstów, adiustacji, zmiany tytułów i publikowania
ich na stronach internetowych. Redakcja nie publikuje materiałów nie zamówionych oraz ich nie zwraca.
© Copyright by Stowarzyszenie „Juvenkracja”.
3
Ludzie
Natalia Stefanowicz
e-mail: [email protected]
Jeżeli masz niecodzienne zainteresowania, należysz do intrygującej
subkultury lub działasz w interesującym stowarzyszeniu z przyjemnością
opiszemy Twoje dokonania na łamach
Regional Geographic. Czekamy na Ciebie! Nie trać czasu, już dziś skontaktuj się z redaktorem działu LUDZIE!
Emilia Nowak, Grzegorz Popek
W górskich głębinach
Przez dwa wieczory gościliśmy w naszej redakcji Jana Kwiatonia – bydgoskiego himalaistę, inicjatora i koordynatora niezwykłej wyprawy w głąb himalajskiego jeziora Tilicho. W ramach ekspedycji „Tilicho
Lake and Peak 2007” uczestnicy wyprawy ustanowili rekord świata, nurkując na głębokość 30 metrów
w jednym z najwyżej położonych akwenów na świecie (4919 m n.p.m.). Dotarli tym samym do granic biosfery, gdziej zatknęli biało-czerwoną flagę. Podczas
naszego spotkania himalaista opowiedział nam o przygotowaniach do
wyprawy, trudzie wspinaczki, gościnności Nepalczyków, krytycznych momentach ekspedycji i o pierwszym
w historii zanurkowaniu tak głęboko
na takiej wysokości.
Co cię zainspirowało do zorganizowania
tak nietypowej wyprawy?
Zainspirowało mnie kilka rzeczy. Pierwszą z nich było uświadomienie sobie, że w eksploracji naszej planety jest wciąż pewna niewypełniona nisza, czyli nurkowanie
powyżej granicy biosfery. Zależało
mi także na tym, aby wyczynu tego
dokonali Polacy. Trzecim bodźcem
były wszystkie moje wcześniejsze
doświadczenia związane z wypraJak wyglądały przygotowania do wyprawy?
Jest to trudne pytanie, ponieważ każdą wyprawę traktuję bardzo poważnie, ale myślę, że
w „Podróżach z żartem” najlepiej scharakteryzowałoby mnie określenie „Enzo z amazońskiej
dżungli”. Enzo nawiązuje do filmu „Wielki Błękit”
z Jeanem Reno w roli głównej, do którego podobno jestem podobny, stąd dla przyjaciół jestem
Gdybyś miał wziąć udział w popularnym programie „Podróże z żartem”,
jak byś się przedstawił?
Enzo. Kiedyś zwiedzałem rezerwat lasu deszczowego Puszczy Amazońskiej w Puerto Maldonado i były tam ścieżki zalane bardzo rzadkim błotem. Patrząc na nie zastanawiałem się, czy moje
umiejętności nurkowania na wstrzymanym oddechu przydałyby się tutaj, tym bardziej, że była to
zatoka Czarnego Kajmana. Enzo Enzem, ale z kajmanem nie ma żartów, on na pewno nie oglądał
tego filmu. (kajman - gatunek gada z rodziny aligatorowatych)
4
Były one długie i żmudne, nie
dotyczyły jednej osoby, ale całego zespołu, z którego tylko nieliczna grupa miała się podjąć nurkowania. Na początku szczególnie istotne było to, aby tacy specjaliści jak
dr Zdzisław Siczko i dr Jacek Kot z Krajowego Ośrodka Medycyny Hiperbarycznej zgodzili się na objęcie patronatu naukowo-medycznego nad wyprawą i opracowanie zasad nurkowania na takiej wysokości. Obaj opracowali szczegółowe algorytmy dotyczące
nurkowania. Kolejnym problemem było
wami w Himalaje i nurkowaniem głębinowym. Zacząłem się zastanawiać, czy
nie przyszedł czas na to, aby wykorzystując cały mój wcześniejszy dorobek
otworzyć nową kartę w historii eksploracji akwenów himalajskich. Kolejną motywacją były pewne cechy charakteru, czyli gotowość na podjęcie
trudu i ryzyka. Jak już wspomniałem,
chciałem, aby wyczynu tego dokonali Polacy, a skoro mogą zrobić to Polacy, to dlaczego nie ja? Dość długo nosiłem się z tym zamiarem, zbierałem
informacje, rozmawiałem z kolegami
i pewnego dnia, w trakcie rozmowy
telefonicznej z jednym ze znajomych,
podjąłem decyzję. Robimy to! I tak to się zaczęło.
stworzenie tzw. szerokiego składu wyprawy. Wyszedłem z założenia, że nurkowie muszą jechać z hi5
się z prędkością 4,8 metra na minutę.
W międzyczasie, dokładnie na rok
przed planowaną wyprawą, odbył się
rekonesans miejsca, w którym wyprawa miała dojść do skutku. Wyznaczono wówczas teren pod rozbicie bazy,
lądowisko helikoptera itp. Po uporaniu się ze wszystkimi tymi etapami
przygotowań pozostał już tylko jeden problem do rozwiązania. Największy – zebranie funduszy na naszą wyprawę. Zadania tego podjął się Zbyszek
malaistami, bo nie posiadają oni
doświadczenia wysokogórskiego.
O ile z himalaistami na takich wysokościach nie ma problemów, o tyle
gorzej jest z nurkami. W ramach
treningu pojechaliśmy w Andy, aby
sprawdzić jak nurkowie czują się na
takich wysokościach i ewentualnie
wykluczyć osoby mające problemy
z adaptacją do nurkowania w ekstremalnych warunkach. Faktycznie
w przypadku jednej osoby zaistniał taki problem. Kolejnym etapem
przygotowań były ćwiczenia na sucho w Morskim Oku. Trenowaliśmy tam przede wszystkim techniki nurkowania, jak np. wynurzanie
Sokół, który stworzył system organizacyjny wyprawy
i został przewodniczącym komitetu organizacyjnego. Udało mu się zdobyć pieniądze i
chwała mu za to, bo w przeciwnym razie wyprawa pozostałaby w sferze marzeń.
A teraz przenieśmy się nad
brzeg jeziora Tilicho, w którym
nurkowałeś. Co widać i słychać na głębokości 15 metrów
na wysokości 5 000 metrów?
Rok wcześniej nurkowałem do połowy tej głębokości,
czyli 8 metrów na wstrzyma-
nym oddechu. Widoczność była dobra – na ok. 3-4
metry i widziałem
przede wszystkim
kamieniste dno. Po
bardziej uważnym
przyjrzeniu się dopatrzyłem się tam
pewnych form życia, prawdopodobnie była to jakaś
odmiana sinic. Gdy
nurkowałem w tym
samym jeziorze rok
później, tym razem
już ze sprzętem,
widoczność wynosiła zaledwie pół metra. Dno w miejscu nurkowania
było już zupełnie inne. Było ono – co nas zupełnie
zaskoczyło – muliste. W jeziorze tym nie występują praktycznie żadne żywe organizmy, a muł to nic
innego jak odpadki organiczne. Skąd więc ten muł?
Okazało się, że jest on osadem z miki skalnej, która unosi się w wodach jeziora, skutecznie ograniczając widoczność. Była ona tak wrażliwa, że wystarczyło lekko pstryknąć palcem i już unosiła się cała chmura. W efekcie całe piękno wyprawy sprowadzało się
do obserwowania twarzy partnera. Było to też naszym zadaniem, bo w razie wystąpienia jakichkolwiek problemów, np. zatrucia tlenowego, należało przerwać nurkowanie i rozpocząć akcję ratunkową. Wracając do miki
unoszącej się w wodzie – podczas nurkowania miało miejsce niezwykłe zjawisko. Otóż
w normalnych warunkach, im
głębiej się schodzi pod wodę,
tym ciemniej. W Tilicho było inaczej. Zawiesina miki w wodzie zadziałała jak swoisty światłowód
i w efekcie podczas schodzenia
w głąb jeziora, aż do 15 metra
cały czas było tak samo jasno.
Nigdy wcześniej podczas nurkowania nie spotkałem się z takim
fenomenem.
Jak się wówczas czułeś?
Byłem bardzo spięty i skoncentrowany na tym,
co robiłem. Gdy rozmawiałem potem z innymi, okazało się, że każdy czuł to samo. Jest to identyczna sytuacja jak przy wejściu na szczyt – nie czuje się wówczas radości ani zadowolenia. Ponad 90% wypadków
ma miejsce podczas schodzenia ze szczytu, ponieważ wówczas człowiek nie jest już tak skoncentrowany i łatwiej popełnia błędy. Do tego dochodzi zmęczenie. Osoba zdekoncentrowana silniej je odczuwa. Kiedy podczas wspinaczki czuję, że moja koncentracja spada, robię przerwę i nie wbiję
czekana dopóki nie poczuję
się ponownie skoncentrowany. Euforia i radość ze zdobycia szczytu pojawia się dopiero po zejściu na dół, czyli w momencie, gdy człowiek
nie musi już dłużej koncentrować się na celu. Analogicznie, podczas nurkowania
nie czuliśmy strachu. Czas
na strach minął w momencie, gdy zaczęliśmy schodzić
pod wodę i jedyne, co czuliśmy, to silna koncentracja
na wykonaniu naszego zadania. Oczywiście, cały czas to7
warzyszyła nam pewna obawa o dalszy rozwój wydarzeń, ale nie odgrywała ona decydującej roli. Zanim
wyruszy się na ekstremalną wyprawę należy się obyć
z żywiołem i nauczyć kontrolować swoje emocje,
a zwłaszcza unikać wpadania w panikę.
Czym się różni nurkowanie na wysokości 5000 m n.p.m.
od tradycyjnego nurkowania?
Różni się przede wszystkim tym, że stanowi ono
ogromne ryzyko. Nie mamy wystarczającej wiedzy
na ten temat, poza tym trzeba się do takiej wyprawy przygotować, a przede wszystkim – dostać się na
brzeg tego jeziora. Organizm człowieka na takiej wysokości podlega adaptacji wysokościowej, która charakteryzuje się zmianą obrazu krwi – staje się ona
gęstsza. Jest to zjawisko korzystne dla alpinistów, ale
dla nurków wręcz przeciwnie. To jeszcze nie wszystko.
W momencie, gdy organizm dostosuje się do wysokości, pojawia się kolejny problem – zwiększone ry-
zyko choroby dekompresyjnej. Mamy więc
z jednej strony gęstą krew, co znacznie utrudnia odsycanie
się azotu w organizmie
w momencie wynurzania, a z drugiej ogromną wysokość, na jakiej
odbywa się nurkowanie. Są to dwa największe zagrożenia związane z nurkowaniem wysokościowym. Do tego
dochodzi jeszcze trud
związany ze wspinaczką, a jak wiadomo, sprzęt
do nurkowania nie jest lekki – jeden zestaw waży
średnio 40 kg. Każde nurkowanie na takiej wysokości musi być indywidualnie zaplanowane. Droga ewakuacyjna w razie wypadku jest zawsze niezwykle trudna do wytyczenia w takich warunkach.
Poszkodowany w wypadku podczas nurkowania
w tradycyjnym akwenie może liczyć na błyskawiczną akcję ratunkową, natomiast w przypadku nurkowania w jeziorze Tilicho sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Tu nie było żadnych szans na ratunek. Byliśmy praktycznie odcięci od świata. Mieliśmy
wprawdzie plan akcji ratunkowej, jednak w razie wypadku byłaby ona niemożliwa do przeprowadzenia
z powodu załamania pogody.
Kolejną różnicą jest tempo wynurzania się
z akwenu. O ile na poziomie morza prędkość ta
wynosi 9-10 metrów na minutę, w przypadku jeziora Tilicho było to 4,8 metra na minutę. Krótko
mówiąc – im wyżej, tym wolniej. Każde nurkowanie poniżej 10 metrów na
wysokości powyżej 300m
jest już nurkowaniem dekompresyjnym i warto
w tym przypadku zawsze
skonsultować się ze specjalistą, zwłaszcza jeżeli chodzi o wysokość 5000
m n.p.m. Tu stawką jest życie, bo w przypadku choroby dekompresyjnej na
takiej wysokości udzielenie
fachowej pomocy byłoby
znacznie utrudnione. War-
to więc przed taką wyprawą zapoznać się z tajnikami medycyny wysokościowej.
Jaki element ekwipunku był dla ciebie najważniejszy
podczas wyprawy?
Może zabrzmi to banalnie, ale dla mnie najistotniejsze podczas każdej wyprawy są buty. Kiedy li-
nie lotnicze zgubiły mój bagaż ze sprzętem, wyposażeniem, ubraniami, apteczką itp., zostały mi tylko stare buty trekkingowe, w których byłem już na kilku wyprawach. Nie chciałem kupować nic nowego, bo wiem,
czym grozi wędrówka po górach w nowych butach.
W efekcie byłem zmuszony zakładać na skarpetki worki
foliowe, jak to robią Nepalczycy. Genialny patent, niestety, nieskuteczny w przypadku startych protektorów.
Ślizgałem się cały czas, ale
dzięki temu zrozumiałem,
jak kluczowe w wędrówce
po górach są dobre buty. W
butach przebywa się prawie
cały czas, więc jeśli są ciepłe
i suche, a do tego trzymają się mocno podłoża, to
komfort wyprawy jest naprawdę duży.
Poza licznymi niebezpieczeństwami, na jakie napotykaliście się podczas wyprawy, był też czas na przyjemności – podczas wyprawy obchodziłeś swoje urodziny. Jak
świętowaliście na takiej wysokości?
Pojęcie przyjemności jest pojęciem względnym,
zwłaszcza w warunkach ekstremalnych. Podczas naszej wyprawy powodem do szalonej radości był na
przykład fakt, że przestawał padać śnieg. Kiedy
jeszcze udało nam się spotkać tubylców, którzy – jak
się potem okazywało – mieli piwo, to radość była jeszcze większa. Jeśli chodzi
o świętowanie moich urodzin, to zrobiłem kolegom
wielką niespodziankę, przemycając do bazy whisky.
Nepalczycy natomiast sprawili mi ogromną radość,
bo wyczarowali dla mnie
tort urodzinowy z napisem
“Happy Birthday Yanek Tilicho 2007”. Tort wyglądał
pięknie, ale Bóg raczy wiedzieć, z czego oni go zrobili, bo do zjedzenia to on się
nie nadawał. Nie chcąc urazić Nepalczyków, zaprosiliśmy wszystkich mieszkańców bazy i, okazując im naszą niesamowitą gościnność, dopilnowaliśmy, aby zjedli
cały tort. Okazało się, że byliśmy pierwszą grupą, która zaprosiła ich do wspólnego świętowania, więc Nepalczycy nie posiadali się z radości i wdzięczności. (My
również, bo dzięki temu zniknął cały tort.) Wracając do
whisky, nikt nie chciał uwierzyć że udało mi się ją prze-
byli tego robić, ponieważ droga ewakuacyjna była odcięta i w razie wypadku nie moglibyśmy liczyć na żadną pomoc. Decyzję o nurkowaniu podjąłem ze świadomością, że jak coś się stanie, to ja poniosę za to
pełną odpowiedzialność. Każdy z nurków był świadomy ryzyka, jednak po wspólnej dyskusji zdecydowaliśmy się je podjąć. Niezależnie od tego, cały czas towarzyszył nam stres związany z dwoma faktami. Po
pierwsze – wszyscy byliśmy w obcym, nieprzyjaznym
świecie, z dala od domu, narażeni na ciągłe niebezpieczeństwo. Mogę tu zacytować Wysockiego: “I krok
nieostrożny i już lecisz w przepaść jak głaz”. Po drugie – brak możliwości podzielenia się swoimi obawami. Każdy człowiek ma naturalną potrzebę wygadania się, zwłaszcza w sytuacji podwyższonego ryzyka,
a tu nikt z nas nie mógł sobie pozwolić na żale w stylu:
“Stary, ja się boję”. Tego się nie
mówi, bo druga osoba przeżywa dokładnie to samo. Ujawnienie lęku przez jedną osobę zaowocowałoby swoistym lękiem
grupowym, bo emocje bardzo
szybko udzielają się całej grupie.
Poza tym, nikt z nas nie chciał
okazywać słabości.
mycić. Tymczasem ja podrzuciłem butelkę tragarzowi,
a następnie przeniosłem ją do mojego śpiwora. Kiedy
w końcu ujawniłem butelkę, wszyscy bardzo się ucieszyli
i nawet lekarz się ugiął, choć przedtem zarzekał się, że
przed nurkowaniem absolutnie nie można pić.
Niestety, nie wszyscy Nepalczycy są tak przyjaźnie nastawieni wobec turystów. Na trasie waszej wyprawy są
aktywne maoistowskie bojówki, które napadają na himalaistów. Czy mocno dali się wam we znaki?
Bardziej my im, niż oni nam. Na samym początku wyprawy ustaliliśmy, że w razie bezpośredniej konfrontacji z bojówką nie ulegniemy. I nie ulegliśmy. Najważniejsze było to, aby nie dopuścić do bezpośredniego kontaktu. W ewentualnym starciu, niezależnie od tego, jak
Dlaczego nie zdecydowaliście się
poczekać na poprawę warunków
atmosferycznych?
Warunki pogarszały się coraz bardziej, co stanowiło ryzyko całkowitego odcięcia drogi powrotnej. Załamanie pogody nastąpiło w trakcie drugiego
nurkowania. Kiedy schodziłem
pod wodę, kamienie na brzegu
były gołe; w momencie, jak się
wynurzyłem było na nich już 20
cm śniegu. W ciągu doby spadł kolejny metr śniegu
i wciąż nie przestawał padać. Z dnia na dzień było już
coraz gorzej. Nawet gdybyśmy wówczas mieli prognozę, że opady ustaną w przeciągu dwóch dni, to i tak
musielibyśmy czekać co najmniej dwa tygodnie na to,
aby ta ogromna masa śniegu wytopiła się i odparowała. Poza tym wciąż wiał silny wiatr i w takich warunkach
jedyny śmigłowiec, jaki teoretycznie byłby w stanie dolecieć na taką wysokość i kogoś zabrać, czyli Mi-17, już
nie dałby rady tego zrobić.
dobrze byliśmy wyszkoleni i przygotowani, różnie mogło by się to skończyć. Nie chciałem podejmować takiego ryzyka. Podczas rekonesansu poznałem ich taktykę –
w ogóle nie są wyszkoleni, mają jedynie broń i swoją ideologię.
Który moment wyprawy był dla Ciebie najtrudniejszy?
Był to moment, w którym jako kierownik wyprawy podjąłem decyzję o nurkowaniu. Nie powinniśmy
10
Czym dla ciebie jest odwaga?
Odwaga oznacza dla mnie świadome podjęcie ryzyka. Kiedy byłem po raz pierwszy w Tatrach, zdecydowałem się na ostrą wspinaczkę. Pierwszego dnia
przeszedłem Grań Apostołów, drugiego dnia – Kazalnicę. Byłem sprawny technicznie, ale nie miałem żadnego doświadczenia, a do tego nie zdawałem sobie
sprawy z niebezpieczeństwa. Kiedy wieczorem spojrzałem na tę ścianę, uświadomiłem sobie, jaki byłem
nieostrożny. To nie była odwaga, tylko brak rozsądku.
Odwaga jest wówczas, gdy jesteśmy w pełni świadomi
niebezpieczeństwa i świadomie je podejmujemy.
Jakie jest twoje największe marzenie?
Chciałbym się wspiąć na jakąś górę na Marsie. Dokładniej – chciałbym po prostu stanąć na innej planecie i czegoś tam dokonać – wejść do jakiejś jaskini, zanurzyć się w akwenie, wejść na coś... Nie lecieć na inną
planetę tylko po to, aby tam być, ale po to, aby coś
tam zrobić.
Jakie jest twoje ulubione miejsce w regionie?
Bory Tucholskie. Natomiast jeśli chodzi o Bydgoszcz, to stary Ogród Botaniczny w centrum, który został zdewastowany. Szkoda, można by go jeszcze jakoś uratować, ale to by kosztowało trochę pracy. Jeśli natomiast chodzi o Polskę, to są trzy miejsca,
w które zawsze chętnie jadę: Tatry, Beskid Niski i właśnie Bory Tucholskie.
Na koniec poprosimy o krótką lekcję tybetańskiego.
Uniwersalnym powitaniem w Indiach i Nepalu jest “Namasté”. W Nepalu i Tybecie warto się jeszcze spytać,
czy wszystko w porządku: “Namasté
ramrucia”, a nasz rozmówca się wówczas uśmiechnie i odpowie: “Ramrucia ramru” – “wszystko dobrze, wszystko ok”. Większość Tybetańczyków trzyma w swoich chatach psy. Kiedy wchodzimy do zagrody tybetańskiej i widzimy, że pies jest dobrze utrzymany i nie
gryzie, to wówczas można go pogłaskać i powiedzieć: “Ramru kukur, ramru” – oznacza to mniej więcej co: “do-
bry pies, dobry”. Tybetańczyk, bardzo związany ze
swoim zwierzakiem, uśmiecha się od ucha do ucha
słysząc te słowa i zachęcony w ten sposób zaczyna
mówić do nas po tybetańsku, uznając, że znamy biegle język. My w odpowiedzi robimy mądrą minę udając, że go rozumiemy i jak Tybetańczyk skończy swój
monolog wówczas mówimy: “Bohlagio”. Oznacza to
nic innego, jak: “jestem głodny”. “Ooo, bohlagio, bohlagio, tere bohlagio” – “bardzo głodny” – wtóruje nam
Tybetańczyk, po czym częstuje nas tym, co akurat
ma w kuchni. Po posiłku mówi się O „daniabat” – czyli “dziękuję” i że jest “Tere ramru”, czyli “bardzo dobre”. Gdy gospodarz podaje nam tato alu, czyli gorące ziemniaki, i się pyta: “Ramru”? to trzeba grzecznie odpowiedzieć: “Not ramru”. Tybetańczyk w odpowiedzi się oburza: „Jak to? Niedobre?!” a my wówczas
spokojnie odpowiadamy – “Not ramru. TERE ramru!”
- “BARDZO dobre!” Tybetańczyk się wówczas cieszy
i tak mniej więcej wyglądają takie rozmówki. Tybetański jest niezwykle ciekawym językiem i jako dowód
podam ciąg wyrazów – “kukur” znaczy “pies”, “kukurako” – “kura” a “kukurakoful” – “jajo”. Najpopularniejsza mantra tybetańska to “Om mani padme hum” –
„bądź pozdrowiony w kwiecie lotosu”. Jest to mantra pojawiającą się w większości pieśni tybetańskich,
w medytacjach i nawet wypowiedziana przez turystę
w gompie, czyli świątyni tybetańskiej, jest mile widziana przez tubylców.
Dziękujemy za rozmowę
Ja również dziękuję.
zdjęcia z archiwum Jana Kwiatonia
Miasto
Kamil Wakuła
e-mail: [email protected]
W tym numerze dowiemy się,
jak w naszym mieście można zagospodarować czas wolny. O aktywnym wypoczynku opowie
nam w krótkiej relacji Joanna Witek, wymieniając zalety spędzania wolnych chwil na rowerze i za-
chwycając się urokliwymi widokami myślęcińskiego parku. Magdalena Włodarczyk w artykule
o nocnym życiu studenckim zaproponuje nam kilka ścieżek, którymi możemy podążać w poszukiwaniu rozrywki. Zapraszam!
Joanna Witek
Czas na… rower!
Kiedy zaczyna się sezon
rowerowy, wyciągamy nasz
sprzęt, odkurzamy go i… zastanawiamy się, gdzie udać się na
wyprawę. Wybierając trasę naszych wycieczek, kierujemy się
przede wszystkim krajobrazem,
jaki będzie nas otaczał, na ile
komfortowe okaże się podłoże, czy trasa będzie bezpieczna,
wolna od hałasu samochodów.
Myślę, że każdy mieszkaniec Bydgoszczy zgodzi się, iż wymarzonym miejscem na czynny wypoczynek jest Myślęcinek. Tutaj
odnajdzie się każdy rowerzysta; warunki stworzone są zarówno
dla amatorów, jak i osób uprawiających ten sport wyczynowo.
Teren posiada liczne ścieżki przystosowane do jazdy na rowerze, większość dróżek ma wydzielony pas dla posiadaczy dwóch
kółek, co zapewnia płynną jazdę i zapobiega kolizji ze spacerowiczami. Rower jest szybką ucieczką od codzienności. Do Myślęcinka
chętnie przyjeżdżają całe rodziny, aby spędzić wspólnie czas wolny od pracy i obowiązków. Wśród rowerzystów odnajdziemy wielu zwolenników zdrowego trybu życia, którzy wybrali właśnie taki
sposób na zachowanie dobrej formy. Osobom, które nie posiadają własnego sprzętu, polecam skorzystanie z wypożyczalni. Za godzinę jazdy zapłacimy 7 zł, za 2 godz. 10 zł, a jeżdżąc 3 godziny 15
zł. Obiekt znajduję się niedaleko pola golfowego, tuż przy ściance
wspinaczkowej. Zatem nie pozostaje nam nic innego, tylko udać
12
się na przejażdżkę rowerową
w to malownicze miejsce, nawet brak sprzętu nie będzie
dla nikogo wymówką.
Ciekawe atrakcje, a właściwie warunki do jazdy
park stwarza osobom, które uprawiają ten sport ekstremalnie. Głównym powodem do dumy jest kryty
skatepark, który jest trzecim tego typu obiektem
w Polsce. Popisać się tu
mogą posiadacze rowerów typu bmx, na co dzień
przyjeżdżający trenować
nowe triki i ewolucje. Za
wstęp zbierane są opłaty w wysokości 4 zł za cały
dzień; dostępna jest także
opcja dla stałych klientów –
30 zł za karnet miesięczny.
Skatepark organizuje różnego typu imprezy, zloty,
konkursy. Halę warto odwiedzić, sam widok jeżdżących tam osób budzi podziw i szacunek. Jeśli
komuś nie wystarczy wrażeń w skateparku,
może udać się na rampę, usytuowaną niedaleko lunaparku.
Rowerową alternatywą w Myślęcinku jest tor
do zjazdów, który szczyci się opinią jednego z najlepszych w Polsce. Dziwi mnie tylko fakt, że sprawia on wrażenie zaniedbanego i zapomnianego.
Nie wiedząc co zrobić ze sobą w weekendowe popołudnie lub z energią, która nas wypełnia,
wybierzmy się na przejażdżkę rowerową. Jeszcze
lepiej, jeśli odbędzie się ona do Myślęcinka; miejsca położonego w optymalnej odległości od centrum, gdzie jednocześnie czuje się bezpośrednią
więź z naturą.
13
Magda Włodarczyk
Nocne życie
Wspólnie z członkami SKKTstudenta
PTTK „SZLIDOWSI” działającego w Zespolewiadoma,
Szkół Nr 9,
Rzecz to wszystkim
żeGimnie
nazjum
nr
52
przy
ul.
Cichej
52
samą uczelnią student żyje. Na popraw
Bydgoszczy
zapraszam
na
wę nastroju po ciężkim i stresującym
cykl czas
wycieczek
turystyczno-kradniu na uczelni,
na chwilę
relaksu
w klubie, barze, knajpie, pubie…W którym? Na brak propozycji bydgoscy żacy
nie mogą narzekać. Wystarczy wyjść na
Stary Rynek, rozejrzeć się dookoła, a
na pewno każdy znajdzie coś dla siebie. Mam dla Was całkowicie subiektywny mini przewodnik po miejscach, które
warto odwiedzić przynajmniej raz, a jak
Wam się spodoba to i częściej.
Na początek – TRIP. Najpopularniejszy klub studencki w Bydgoszczy. Stu-
dencka mekka – mówią bywalcy. Od poniedziałku do piątku są tu imprezy w typowo studenckiej atmosferze. Old schoolowy wystrój, muzyka: pop, rock, r`n`b, latino, dużo znajomych i dobra zabawa – obowiązkowy punkt na mapie studenckiego
życia nocnego.
Kredens to kolejny król bydgoskich klubów. Niektórzy narzekają na lekko snobistyczną atmosferę, ale dobra muzyka i
niepowtarzalny klimat jest nie do podrobienia. No i wystrój – sami zobaczycie. Polecam zwłaszcza wtedy, gdy chcecie się
pochwalić znajomym niezwykłością Bydgoszczy. Albo po prostu przyjemnie spędzić czas.
Chętnie odwiedzane miejsce przez studentów to La Salsa. Przyjemny pub w stylu latynoskim, którego kolorowe i słoneczne
ściany przypominają plażę. Pełna życia muzyka rodem z Ameryki Łacińskiej sprawia, że
w tańcu przenosisz się do dalekiego Meksyku lub na Kubę. Inne atrakcje: w środy lekcje
15
tańca salsa gratis!
Kubryk to istna tawerna żeglarska. Polecam tym, którzy czują sentyment do
morza i Krainy Wielkich Jezior. Wystrój jak
na knajpę dla żeglarzy przystało: drewniany, pełno w nim siatek do połowu ryb, map
i morskich rekwizytów. Smażona rybka i
występy bydgoskich formacji szantowych
to domena Kubryka.
Niepowtarzalną atmosferę poczujesz
odwiedzając dwie Barki na Brdzie. Dla tych
bardziej romantycznych pub oferuje bezpłatny widok na rzekę z ogródka letniego,
muzykę na żywo, karaoke, pyszne kawy,
egzotyczne drinki i koktajle. Czego chcieć
więcej?
Savoy to najstarszy klub w mieście. Na
stałe wpisał się w pejzaż Bydgoszczy. Słynie z eleganckiego wystroju w stylu Mulin
Rouge. O atmosferę klubową dbają bydgoscy Dj`e. Stylowe wnętrze, dobrze zaopatrzone bary, duży parkiet, wygodne miejsca do siedzenia, stoły bilardowe, miła ob-
Student’s night life
sługa – to wszystko sprawia,
że chce się tu bywać.
Jeśli jesteś fanem piłki nożnej i sportu – pub Play to coś
dla Ciebie. Na dużych telewizorach plazmowych transmitowane są najważniejsze wydarzenia sportowe. W wyjątkowej atmosferze można tu
obejrzeć mecze piłki nożnej,
walki bokserskie, mecze siatkówki, skoki narciarskie…
Na koniec Mózg. Nie można go nie odwiedzić. Klubo –
kawiarnio – galeria. Odbywają się tu koncerty, spektakle
teatralne, projekcje filmowe,
Zamieszczone zdjęcia są własnością portalu www.yoou.pl
16
After exhausting and stressful day at university,
the best thing for us is to relax in a club, bar or pub.
I recommend a mini guide-book leading to places
worth seeing at least once or if you like more often.
At the beginning – TRIP – the most popular student club in our town. It is opened from Monday to
Friday. There are organized parties for everyone with
every type of music!
Kredens Pub – you can listen to great music and
feel original atmosphere in this fantastic old school
looking pub.
For those who prefer Latino style I recommend
La Salsa club with rhythms from Latin America. They
offer free salsa courses in mid-week! Try it!
Kubryk is like a nautical tavern. It is decorated like
a ship’s deck full of fishing nets, wood and maps.. all
aboard!
If you want to feel unusual atmosphere, visit Barka by the Brda river. Enjoy it with great music, karaoke
and taste exotic drinks and cocktails… cheers!
Savoy is the oldest club in the city. It is decorated in Moulin Rouge style. Big dancefloor, hot music and pool.
Play pub is a place for sports fans. On big TV screens you can watch the most important sport events.
Finally Mózg (Brain) – it’s a place full of art! Theatrical spectacles, concerts, films projections, exhibitions and lots of other interesting things take place
there. It’s a really unique place.
wystawy plastyczne i fotograficzne. Osoby
prowadzące klub to czynni artyści. Mózg
to miejsce, gdzie przy dźwiękach klimatycznej muzyki każdy czuje się artystą.
To na tyle, jeśli chodzi o urozmaicoThat’s all I wanted to present, so… let’s get the
ne życie studentów po godzinie 22. Nieparty
started!
długo sesja, zacznie się ciężki i nużący bój
z książkami. Życzę wszystkim powodzenia,
Tłumaczenie:
bo „System Eliminacji Studentów Jest AkAnna
Soporowska
tywny!” Ale na dobrą imprezę student zawsze znajdzie czas…
17
Region
Marcin Wasilewski
e-mail: [email protected]
W okresie wakacji szczególnie zachęcamy
do zwiedzania naszego regionu. Przecież nie
tylko dalekie podróże mogą dostarczyć niezapomnianych wrażeń
W bieżącym numerze proponujemy odwiedzenie położonej okolicach Białych Błót ścieżki
dydaktycznej. Prezentujemy walory Krajeńskie-
go Parku Krajobrazowego. Zapraszamy na wspólny rejs po Zalewie Koronowskim. Na koniec proponujemy lekturę krótkiej relacji z Biesiady Artystycznej w Słaboszewku.
Czekamy na wasze relacje z wakacyjnych wojaży po regionie. Najlepsze opublikujemy w numerze jesiennym.
Anna Narloch, Michał Stefan
Krajeński Park Krajobrazowy
Krajeński Park Krajobrazowy ze swoją siedzibą w Więcborku, powstał w 1998 roku. Położony na terenie pięciu gmin (Więcborka, Sępólna Krajeńskiego, Kamienia Krajeńskiego, Mroczy i Sośna) zawiera liczne szlaki turystyczne
i dostarcza nam wielu atrakcji. Jego powierzchnia wynosi 543,95 km²; tym samym jest to naj-
większy park krajobrazowy w województwie.
Znajduje się tam najwyżej położony punkt województwa kujawsko-pomorskiego (Czarna
Góra w tzw. Górach Obkaskich, jej wysokość to
189 m n.p.m.). Charakterystyczną cechą obszaru jest jego położenie na głównym wododziale
I rzędu Wisły – Odry.
18
Ciekawostki…
Z walorami przyrodniczymi KPK wiążą się także jego walory turystyczne. Do niewątpliwych zalet
należą liczne jeziora i otaczające je lasy. Przykładem
może być Więcbork. Miasto to leży nad największym w całej gminie jeziorem. Nic więc dziwnego,
że najpopularniejszą atrakcję w sezonie letnim stanowi miejska plaża wyposażona w pomosty i trampolinę. Na miejscu znajduje się także strzelnica, korty
tenisowe, hale widowiskowo-sportowe, trzy stadiony
(w tym olimpijski stadion
lekkoatletyczny), pola do
piłki plażowej, boisko sportowe do gry w piłkę siatkową i ringo, tor motocrossowy, wypożyczalnie sprzętu
wodnego, siedziba Polskiego Związku Wędkarskiego
oraz Polskiego Związku Łowieckiego. Na obszarze istnieją rezerwaty leśne: „Bu-
Runowo
Radzim
czyna”, „Lutowo”, „Jezioro Wieleckie” oraz rezerwaty przyrody: „Wąwelno” – chroniący fragment
lasu liściastego z wiekowymi okazami dębów, jesionów i buków; „Gaj Krajeński” – pod ochroną naturalny drzewostan bukowo-dębowy z charakterystycznym runem. Na terenie parku możemy ujrzeć wiele gatunków roślin i zwierząt. Z ssaków występują m.in. bobry europejskie,
wydry europejskie, jelenie
i dziki. Z ptaków zaś bocian
czarny, bielik i żuraw.
Na terenie parku znajdują się wzgórza, które stanowią doskonały
punkt widokowy na jezioro i miasto (warte uwagi
jest Wzgórze św. Katarzyny z XVIII-wieczną kaplicą).
Rosnące wokół lasy także
są atrakcyjne ze względu
na znajdujące się w nich
cztery śródleśne jeziorka
oraz pomniki przyrody.
Krajeński Landscape Park
Szlaki turystyczne
Szlaki turystyczne przebiegające przez KPK:
szlak Więcborski (czarny) – trasa 20 km, szlak męczeństwa Krajan (zielony) – 28 km, szlak jezior krajeńskich (zielony) – 19 km, szlak im. Stanisława Łabędzińskiego (niebieski) – 20 km.
Przez Krajeński Park Krajobrazowy przebiega międzynarodowa trasa rowerowa R-1, która
z Francji prowadzi przez Belgię, Holandię, Niemcy, Polskę (tu w okolicy Liszkowa, Witosławia, Mroczy, Wąwelna), a następnie przez Rosję i Litwę dociera do Łotwy.
Szlaki turystyczno-krajoznawcze znajdujące się na terenie parku sprzyjają organizowaniu wycieczek. Z pewnością dostarczą one
wielu wrażeń zarówno tym aktywnym, jak
i pasjonatom kochającym obcowanie z naturą. Nie pozostaje nam zatem nic innego, jak zaprosić Państwa do obejrzenia przepięknych widoków znajdujących się na terenie Krajeńskiego
Parku Krajobrazowego.
Krajeński Landscape Park was created in 1998 with
the main headquarter in Więcbork. This park is situated in the area of five towns (Więcbork, Sępólno Krajeńskie, Kamień Krajeński, Mrocza and Sośno). It includes lots of tourist trails and gives us many attractions.
It is the biggest landscape park in our province. The
Black Mountain (189 m high), is the highest point in
this park and also in Kujawsko - Pomorskie Province.
Curiosities…
Natural values of KLP are related to tourist values like lakes and woods surrounding them. Więcbork is situated by the largest lake in this area. Every summer a beach with bridges and trampoline becomes the main tourist attraction. The are also embrasures, tennis courts, sport halls, three stadiums,
area for games on the sand, football and volleyball
fields, motocross line and water equipment rental.
Gmina Mrocza na Krajnie
Północno-zachodnia część województwa kujawsko-pomorskiego wyróżnia się pod względem walorów krajobrazowych i przyrodniczych. Cecha charakterystyczna tego terenu to przepięknie położone jeziora rynnowe otoczone lasami i wzgórzami morenowymi, co w porównaniu z reliktami dawnego budownictwa zaowocowało w roku 1998 utworzeniem
Krajeńskiego Parku Krajobrazowego.
Południowa część Parku
obejmuje północno-zachodnią
część Gminy Mrocza z przepływającą przez nią uroczymi rzekami Rokitą i Orlą w otoczeniu lasów, bagnisk i uroczysk. Na terenie Parku zlokalizowane są części
sołectw: Białowieża, Wiele, Witosław i Rościmin. Przynależność do
Parku wiąże się z wieloma ograniczeniami m.in. nie wolno budować obiektów zagrażających środowisku w odległości mniejszej
niż 100 m od linii brzegowej rzek
i jezior. Nie wolno także na tere20
Szynwałd
nie Parku lokalizować budynków i urządzeń powodujących zanieczyszczenie gleby, wód i powietrza, stanowiących źródło hałasu oraz naruszających rzeźbę terenu.
Uroku krajobrazowi dodają zachowane zespoły dworsko-parkowe i parki podworskie m.in.
w Izabeli, Rajgrodzie, Orlu i Witosławiu.
Unikalne w skali regionu jest jezioro Wieleckie
będące ostoją 140 gatunków ptaków.
Baza turystyczna zaczyna się
rozwijać, są już pierwsze pola namiotowe i gospodarstwa agroturystyczne. Bardziej wymagający
turyści mają do dyspozycji niedrogie pokoje w Ośrodku Hotelowo-Rekreacyjnym na stadionie
miejskim w Mroczy. Rezerwacja
telefoniczna pod numerem telefonu 052 385 88 980 lub w Miejsko-Gminnym Ośrodku Kultury
i Rekreacji w Mroczy (tel. nr 052
385 61 13).
Tourists trails
Trails in KLP:
Więcborski trail (black) – 20 km, Krajan trail (green) – 28 km, Krajeńskie Lakes trial (green) –
19 km, Stanisław Łabędziński trail (blue )- 20 km.
There is an international bicycle track R-1 running
through KLP. It leads from France across Belgium, Holland, Germany, Poland, Russia and Lithuania to Latvia.
Krajeński Landscape Park is admirable and wonderful place to relax and enjoy the nature.
21
Paulina Kałużna
Jedynie przez 17 lat rodzina Zdziechowskich
zamieszkiwała dworek, bowiem w 1939 roku udała się na Polesie do córki, Marii. Nigdy tam jednak nie dotarła, osiedlając się ostatecznie w Jedliczu koło Krosna. Trzy lata później pan Kazimierz
został aresztowany przez gestapo i wywieziony
do obozu zagłady w Oświęcimiu, gdzie prawdopodobnie zginął. Jednak pomimo wyjazdu rodziny
i tragicznej śmierci Zdziechowskiego, pamięć o dworku i rodzinie nie zatarła się w świadomości mieszkańców Słaboszewka i osób z nim związanych.
Po wojnie, gdy Zdziechowscy opuścili dworek,
Słaboszewko służyło mieszkańcom jako przedszkole,
a później i szkoła. Niż demograficzny spowodował,
że została ona jednak zamknięta. Obecnie w jednej
z części domu znajduje się miejscowa biblioteka.
Powrót do
„maleńkiego
raju”
Przeszłość nieustannie towarzyszy nam w teraźniejszości. Ciągle jest obok, otacza nas z każdej strony i nie daje o sobie zapomnieć. Tak naprawdę przecież nie moglibyśmy żyć bez oglądania się za siebie. Dusze zmarłych osób wciąż znajdują się przy nas, w naszych sercach i umysłach.
Ducha dawnych mieszkańców i ich znakomitych
gości dało się również odczuć podczas Biesiady
Artystycznej w Słaboszewku, gdzie wyjątkowa atmosfera skłaniała do kontemplacji i powrotu pamięcią do lat minionych.
Wszystko zaczęło się w 1922 roku. Właśnie wtedy w Słaboszewku, małej miejscowości
Krzysztof Derdowski, pisarz, przedstawił swoje najnowsze opowiadania o tematyce bydgoskiej
w powiecie mogileńskim, pojawiła się rodzina
Zdziechowskich – pan Kazimierz, prawnik i autor pięciu powieści, żona Amelia, działaczka na
rzecz miejscowej ludności oraz troje ich dzieci: Jan, Paweł i Maria. Z czasem dworek stał się
miejscem spotkań elity kulturalnej i artystycznej ówczesnego czasu. W słaboszewskim salonie zaczęli bywać m.in.: Witold Małcużyński –
wybitny kompozytor, Antoni Uniechowski – rysownik i ilustrator, Bolesław Miciński – filozof
22
prof. Marek K. Siwiec dokonuje wpisu do pamiątkowej księgi gości
i poeta, Marian Zdziechowski – historyk kultury i literatur słowiańskich, antropolog Stanisław
Żejmo-Żejmis. Latem 1937 roku pojawił się Witold Gombrowicz. Jerzy Andrzejewski, również
przebywający wielokrotnie w Słaboszewku,
w powieści Popiół i diament zawarł wspomnienia nadmogileńskich wizyt. Gospodarz utrzymywał ponadto listowny kontakt z Elizą Orzeszkową, Marią Dąbrowską i Jarosławem Iwaszkiewiczem, co stanowi kolejny przykład, jak ważną
rolę w życiu państwa Zdziechowskich odgrywała kultura.
Prowadzący imprezę i współorganizator dr Marek Chamot, dyrektor Instytutu Kulturoznawstwa i Filozofii Wyższej Szkoły Gospodarki w Bydgoszczy
fesor UKW i poeta, Krzysztof Derdowski, prozaik oraz student WSG, Rafał Kowalcze, który zaprezentował swoje niezwykle poruszające wiersze. Wszyscy mogliśmy również podziwiać obraz
Jerzego Puciaty, bydgoskiego malarza, stanowiący część Tryptyku. Zaproszenie przyjął także wnuk
pana Kazimierza z rodziną i Tekla Glinkowska, służąca państwa Zdziechowskich.
Warto wspomnieć, że studenci WSG również dbają o dziedzictwo kulturowe, jakim jest
Słaboszewko. Dążą oni do tego, aby wspomnienia o nieżyjących już Zdziechowskich nigdy
nie zatarły się w świadomości Polaków. Badają twórczość artystów związanych z regionem
i popularyzują wiedzę na ten temat. Obecnie pracują nad wydaniem biuletynu informacyjnego.
Jedna z najpiękniejszych rzeczy w życiu człowieka to istnienie miejsc niezwykłych, pełnych
swoistego uroku, które pomagają mu odkryć w sobie niepohamowane pokłady siły i mocy twórczej.
Mam nadzieję, że dzięki wsparciu i pomocy finansowej różnych instytucji Słaboszewko wkrótce będzie mogło ponownie stać się takim właśnie miejscem. Tego z całego serca życzę sobie i wszystkim artystom, którzy być może w Słaboszewku
odnajdą inspirację do stworzenia przyszłych, wielkich dzieł.
Wspólne zdjęcie uczestników „Biesiady artystycznej” na schodach przed słaboszewskim dworem
Dziś wiele osób dąży do przywrócenia dawnej
świetności temu magicznemu miejscu. Jako jeden z przejawów owej dążności można uznać Biesiadę Artystyczną, która klimatem i charakterem
przypominała dawne spotkania w słaboszewskim
dworku. Dzięki występującym artystom dało się
odczuć genius loci Słaboszewka. Wyjątkową atmosferę stworzyli: Ewa Gruszka, skrzypaczka, Michał Dobrzański, kompozytor, Marek Siwiec, pro23
t. Adam Juszkie
Juszkiewicz
Ewa Gruszka podczas recitalu skrzypcowego
Muzyka wyjątkowo brzmiała w dawnym salonie, gdzie 70 lat temu
koncertował sam Witold Małcużyński
Agata Malik,Grzegorz Popek
Ahoj, przygodo!
Kiedy już wróciliśmy do domu, powiedziała:
-Teraz rozumiem, dlaczego wziąłeś mnie na
tę żaglówkę. Po prostu chciałeś mi zaimponować.
I wiesz co? Udało ci się. Jesteś naprawdę dzielny!
Po tych słowach serce urosło mi niczym spinaker, chociaż wcale nie taki był mój cel. Zacznijmy jednak od początku. On zupełnie nie zapowiadał się kolorowo.
Gdy wpadliśmy na dworzec PKS w Bydgoszczy z zamiarem wyjazdu nad Zalew Koronowski
okazało się, że rozkład jazdy w Internecie nie po-
wiedział nam całej prawdy. Owszem, autobusy
do Pieczysk kursują, ale tylko w sezonie wakacyjnym. Moglibyśmy jeszcze zapolować na jakiegoś
prywatnego busa, ale zrobiło się późno i ostatecznie postanowiliśmy jechać samochodem. Z
jednej strony wydatek większy, z drugiej zaś większa niezależność. W końcu jeśliby okazało się, że
w Pieczyskach nie ma już wolnego żadnego jachtu, zawsze mogliśmy spróbować po drugiej stronie zatoki w Romanowie. Gdy dotarliśmy na miejsce okazało się, że została nam tylko najmniejsza
24
łódka – dzieło uczniów technikum drzewnego
– tzw. Kornik. Narzeczona nigdy nie pływała na
żaglówce i taka mała łódeczka była dla niej w
sam raz. Bosman słysząc o tym, poradził nam
dodatkowo, aby płynąć tylko na jednym żaglu,
na grocie. Od rana wiało już bardzo mocno i dla
niewprawnego żeglarza postawienie dwóch żagli
mogłoby się skończyć podwójnym nieszczęściem.
Porzuciłem więc plan objęcia dowództwa wielkiej
floty, poprzestając na małej flotylli i to jeszcze
z niepełnym takielunkiem.
Miałem ambitny plan pokazać narzeczonej zalaną wieś Olszewko. Dziś po tamtej miejscowości pozostał tylko cmentarz i nazwa, którą przejął największy akwen Zalewu Koronowskiego. Od znajomych słyszałem o domach i studniach pod wodą znajdujących się gdzieś na wysokości przesmyku łączącego jezioro Olszewko z jeziorem
Lipkusz. Przez moment poczułem się jak Krzysztof Kolumb odkrywający nieznane
obszary i zaznałem dreszczu
przygody. W swoim zapale
nie wziąłem jednak pod uwagę głębokości, na jakiej mogą
się one znajdywać. Ktoś na
przystani powiedział coś o
10 metrach. To wystarczyło, aby po krótkim zastanowieniu porzucić odkrywcze
plany. Poza tym pojawił się
większy problem – mianowicie wiatr dobijający
nas do brzegu i wąskie wyjście między pomostami, przez które mieliśmy się przecisnąć. Dla bezpieczeństwa postanowiłem tak jak inni wypłynąć
na pagajach. Wszystko szło nam dobrze, dopóki
nie zaszło małe nieporozumienie. Wśród szumu
fal i podmuchu wiatru rzuciłem nieopatrznie narzeczonej komendę „puść miecz”. Skąd mogłem
wiedzieć, że nieprzyzwyczajona do marynarskiego drygu dziewczyna usłyszy zamiast tego polecenie „wpuść mnie” i zaniecha momentalnie
wszelkich czynności. Na szczęście sytuacja kryzysowa została po krótkiej dyskusji opanowana,
nieporozumienie wyjaśnione, a miecz spoczął we
właściwej pozycji. Za chwilę płynęliśmy już halsując pod wiatr z napiętym żaglem. Naszym celem miała być moja ulubiona zatoczka zwana Zalewem Różanna z wysepką znajdującą się w głębi.
Miejsce to znajduje się na wysokości ośrodka we
Wielonku, tuż przed „cieśniną złudnych nadziei”
zwaną tak z uwagi na swoją specyfikę. Wiatr, który tam wieje, potrafi zmienić znienacka kierunek.
Gdy płynie się, dajmy na to baksztagiem, za chwilę staje się w bajdewindzie tracąc prędkość, kierunek i wszelkie pojęcie o wyczuciu łódki.
Zanim jednak dotarliśmy w te rejony, trzeba nam było jeszcze pokonać inne niebezpieczeństwa,
a mianowicie mielizny. W zasadzie łatwo je zlokalizować,
studiując mapę batymetryczną dostępną na stronie internetowej Pieczysk,
ale jeszcze wtedy nie miałem o tym pojęcia. Kto nie
pływał musi wiedzieć, że gdy
jacht osiada na takiej płyciźnie, trzeba wyciągnąć miecz
(w moim przypadku lepiej
osobiście), a następnie wejść
do wody (też osobiście), co
o tej porze roku może się
skończyć hipotermią czy –
jak kto woli – wychłodzeniem pewnych partii ciała. Za
jakiś czas miało się jednak okazać, że nie dane mi
było uniknąć tego typu atrakcji i to nawet nie na
skutek mielizny.
Tymczasem płynęliśmy przełamując fale,
raz to lewym, raz prawym halsem, zagrzewani do wysiłku intensywnymi promieniami słońca. Niespodziewane szkwały sprawiały, że zaliczaliśmy przechyły na granicy z wywrotką nabierając hausty wody. Ja oczywiście robiłem dobrą minę do złej gry, mocując się z linami i sterem. Uśmiech najtrudniej przychodził
mi wówczas, gdy przeganiały nas inne jachty
z bardziej doświadczoną załogą, pozdrawiając
wesołym ahoj! Właściwie wszyscy nas wyprzedzali. Gdy wpłynęliśmy w końcu w pierwsze zwężenie zalewu tuż przed ośrodkiem we Wielonku nic dziwnego, że odczuliśmy zmęczenie, a zaraz potem jeszcze większy głód. Nawiązując do
czasów sprzed roku 1962, znajdowaliśmy się w
miejscu, gdzie kiedyś przebiegał most, po którym można było się dostać do miejscowości Wymysłowo położonej na lewym brzegu Brdy. Dziś
osada ciągle jest, ale pozostałości z mostu prawdopodobnie przykrywa kilka dobrych metrów
wody. Właśnie tu skusił nas piękny brzeg z przyjemną trawą i śladami aktywności turystycznej
w postaci wypalonego ogniska. Wziąłem to za dobrą monetę i znak, że kiedyś udało się tu komuś
przybić do brzegu. W moim przypadku nie obyło się bez trudności. Przynajmniej teraz wiem,
że nigdy nie należy wpływać z wiatrem w brzeg,
nawet jeśli wieje delikatnie. Przy trzecim podejściu i szczęśliwym zrzuceniu żagla maszt dostał
się między konary drzewa i tu już nie było alternatywy. Musiałem pokonać obawę przed lodowatą wodą i wskoczyć w odmęty zalewu. Wody na
szczęście było po kolana. Jej tempe25
ratura sprawiła jednak, że po minucie zrezygnowałem z dalszego moczenia się w obawie przed
wspomnianą hipotermią. Wyskoczyłem na brzeg
i cumą dziobową odciągnąłem łódkę poza zasięg
drzew i gałęzi. I tu chyba nastąpił najprzyjemniejszy punkt naszej wyprawy.
W promieniach słońca radośnie zainaugurowaliśmy piknik. Znajdowaliśmy się w malowniczej
scenerii pachnącego lasu oraz lazurowego jeziora otoczeni czarującym śpiewem ptaków. Czując
stały ląd pod stopami, mogliśmy beztrosko przyglądać się przepływającym żaglówkom i patrzeć,
jak stawiają czoła żywiołowi. Nagle posłyszeliśmy
dźwięk nieprzypominający w żaden sposób odgłosów łopoczących żagli ani świstu wiatru ocierającego się o wanty. Za chwilę oczom naszym
ukazała się przyczyna tego hałasu. Zza trzcin wyłonił się statek wycieczkowy „Zgłowięda” wiozący z Pieczysk rozbrykane dzieciaki i ich bezradnych opiekunów. Płynął żwawo w kierunku Wielonka, przypominając o urokliwych zakątkach zalewu, których nie miało nam być dane dziś zobaczyć. Odruchowo spojrzeliśmy na zegarek.
Niestety, czas nie stanął w miejscu. Przeciwnie,
upłynął niczym wodolot po torze regatowym.
W zaistniałej sytuacji postanowiliśmy wracać. Naszą sielanka jednak jeszcze nie dobiegła końca.
Mieliśmy przed sobą drogę powrotną i całe
jezioro Olszewko ze swoimi trzcinami, wyspami
i mieliznami. Tym razem siła wiatru okazała się naszym sprzymierzeńcem. Dmuchało nam w plecy
i sytuacja nabrała innej perspektywy. Cóż więcej
mówić – nawet narzeczona zdecydowała się stanąć za sterem. Płynęliśmy na pełnym żaglu, czując prawdziwą radość i prędkość żeglowania. Wydawało się, że teraz już wszystko pójdzie nam jak
z płatka. I tu popełniliśmy błąd. Uśpiona czujność
zbagatelizowała czyhające niebezpieczeństwo.
Było nim wejście do portu. Niby prosty manewr,
ale nie w tych warunkach. Mając złe doświadczenia z wydawaniem poleceń dotyczących miecza, postanowiłem sam się nim zająć. Gdy tylko
zrzuciliśmy grot i podpłynęliśmy trochę na pagajach, błyskawicznie chwyciłem za fał, aby go wyciągnąć. Wystarczyło jedno szarpnięcie i lina zo-
stała mi w rękach. Ja natomiast wylądowałem na
rufie, nadziewając się prawie na ster. Musiało to
śmiesznie wyglądać. Tak samo zresztą jak to, że
za chwilę, gdy intensywnie machaliśmy pagajami,
niewciągnięty miecz trzymał nas ciągle w tym samym miejscu na płyciźnie. Podobno przecierające się fały od miecza to stały problem tego jachtu. Sam bosman wyciągając nas na brzeg skwitował to stwierdzeniem, że ich konstruktor nie powinien dostać Nobla. Zresztą, czy można aż tyle
wymagać od chłopaków z „drzewniaka”?
Nie wiem, co takiego wyjątkowego było
w tej wyprawie, że zasłużyłem na pochwałę mojej narzeczonej. Może przemówił za tym fakt, że
w ogóle wpadłem na pomysł wyczarterowania
żaglówki na początku maja. Na szczęście wszystko skończyło się szczęśliwie. Jedno, co ustaliśmy
na koniec, to że na pewno następnym razem
przy takiej pogodzie bierzemy łódź wiosłową.
Grzegorz Popek
Z
mojej strony kilka faktów rysuje się zupełnie
w innym świetle. Przede wszystkim – w Internecie naprawdę nie było nigdzie napisane, że rozkład autobusów dotyczy sezonu letniego! Czułam się jak przysłowiowa blondynka, a to
dopiero pierwsza wpadka. Niestety, kolejne były
gorsze... Zacznijmy jednak od początku.
Gdy już dotarliśmy na miejsce i zobaczyłam
nabrzeże pełne łódek i jachtów – zakochałam się.
Widok jak z obrazka: przystań, maszty na tle nieba, spacerujący ludzie w pełnym słońcu. W myślach już widziałam nas na leniwie kołyszącej się
łódce, wpatrujących się taflę zalewu, z dłonią
zanurzoną w rozpryskującej wodzie. Z marzeń
otrząsnął mnie bosman, który mówił, że wczoraj
to dopiero był wiatr, ale i dziś będzie ciężko wyjść
z portu. Nawet nie przypuszczałam, jak ciężko.
Narzeczony radośnie wskoczył do łódki, rozwijał żagle, mocował szekle (pamiętajcie, pierwsza
zasada: nie topić szekli!), a ja z zaskoczeniem odkryłam, że na łódce może być stabilnie. Gdy byliśmy już gotowi do wypłynięcia, niebo zasnuło się
chmurami i zaczęło wiać. Trudno, pomyślałam,
inni dają radę, my też musimy. Nie wzięłam tylko
26
pod uwagę mojego braku doświadczenia połączonego z różnymi komendami rzucanymi przez
narzeczonego żargonem żeglarskim. Tym sposobem nie wypuściłam miecza, za pagaje chwyciłam za późno, ster był skierowany w złą stronę...
Nie uwierzycie, ale udało się wypłynąć!
Z pryskającą wodą oswoiłam się szybko,
z silnym wiatrem i palącym słońcem również,
ale przechyły sprawiały, że patrzyłam na narzeczonego z niepokojem i wyrzutem w oczach.
W końcu znalazłam dla siebie wygodne miejsce pod
bomem, gdzie na spokojnie tłumaczyłam sobie
w duchu, że kamizelka ratunkowa na pewno spełni swe zadanie. I choć zaczynałam powoli czerpać
radość z żeglowania, na słowa „niedługo zrobimy
sobie postój”, zaczęłam wypatrywać przyjaznego brzegu. Nie dane nam było szybko znaleźć
dogodne miejsce, ale dzięki walce z wiatrem narzeczony miał szansę rozwinąć przede mną swoje umiejętności żeglarza i wpłynęliśmy w przesmyk prowadzący do brzegu. Okazało się, że to
dopiero początek popisów! Wszak prawdziwemu
mężczyźnie żadna przeszkoda niestraszna, więc
już za chwilę cumował on naszą żaglówkę, stojąc
po kolana w lodowatej wodzie. Jednak na lądzie
odzyskałam przewagę – to on zajadał się ciastem
i kanapkami z mojego plecaka.
Błogie wygrzewanie się na słońcu i oglądanie
przepływających żaglówek to prawdziwy odpoczynek dla nerwów nadszarpniętych przez nagłe przechyły. Z brzegu żeglowanie wygląda na spokojny
sport; żaglówka wydaje się być pokornym barankiem, a wiatr ciągłym sprzymierzeńcem. Gdy tylko
odbiliśmy naszą łódkę od brzegu, złudzenia prysły.
Choć nam łagodnie udało się wypłynąć, na naszych
oczach inna łódka wpłynęła prosto w brzeg.
W drodze powrotnej wiatr ujawnił swoją męską naturę i poddał się łagodnej ręce kobiecej.
Dzierżyłam ster, trymowałam grot i... pękałam
z dumy! (Wiem, wiem, żeglowanie przy wietrze
w plecy to łatwizna.) Nawet narzeczony mi zaufał
i oddał się pasji robienia zdjęć, od której odrywał
go tylko czasem mój rozpaczliwy głos: czy my na
pewno dobrze płyniemy? Pomimo drobnych kłopotów przy cumowaniu (cztery metry od brze-
gu, narzeczony i ja wiosłujemy ile sił, a łódka stoi
jak słup!), szczęśliwie dobiliśmy do lądu. Pozostało nam tylko zwinąć żagle i oddać wiernego „Kornika” w (prawie) nienaruszonym stanie. Ze szczerym sercem mogłam powiedzieć bosmanowi:
miłość do żagli została zaszczepiona!
Widok mężczyzny, który ciągnie łódkę po kolana w lodowatej wodzie, walczącego z wiatrem,
trymującego żagiel, robiącego zwrot za zwrotem
z absolutnym brakiem wysiłku na twarzy, sprawia,
że podziwiamy was całym sercem. Zatem nie pozostaje mi nic innego, jak tylko powiedzieć, parafrazując Młynarskiego: Panowie! Zabierajcie nas
na łódki na wiosnę!
Agata Malik
27
Katarzyna Dadok
Rowerem nad Kanał Notecki
Malownicze strumyki, ciekawe ścieżki i pachnące zielenią lasy... W połączeniu z piękną, wiosenną
pogodą widoki te stają się naprawdę nieprzeciętne i zachwycają każdego, kto jest wielbicielem naturalnych krajobrazów. Pozostaje tylko znaleźć odpowiednią trasę, wsiąść na rower, do plecaka wsadzić aparat i wyruszyć na wycieczkę. W naszym regionie znajduje się wiele interesujących szlaków,
które na pewno usatysfakcjonowałyby niejednego zwolennika pojazdów dwukołowych.
Początkiem trasy jest pętla autobusowa na
Błoniu, z której można od razu wjechać na zielony szlak. Jednak ja polecam skorzystanie z nowej drogi dla pieszych i rowerzystów wiodącej
do Białych Błót. Po wjeździe do miejscowości
przekraczamy ostrożnie jezdnię i mijając szutrową drogą leśniczówkę dojeżdżamy do skrzyżowania, na którym spotykamy zielony szlak. Będzie nam towarzyszył aż do Kanału Noteckiego.
Podziwiając walory białobłockich lasów i łąk docieramy do obwodnicy Bydgoszczy, którą w trosce o zdrowie swoje i ewentualnych towarzyszy
– ostrożnie przecinamy.
Amatorów fotografii zachęcam, aby przystanęli na moment i uwiecznili leśne scenerie, których w środku miasta raczej nie spotkamy. Promienie słońca przebijające się przez konary drzew
sprawiają, że trudno oderwać wzrok od tego niewątpliwie wspaniałego krajobrazu.
Gdy już nasycimy się pięknymi widokami,
możemy wyruszyć dalej, w dalszym ciągu wzdłuż
tego samego szlaku. Po drodze napotkamy małą
miejscowość Murowaniec, w której miniemy kilka
domków jednorodzinnych i małych gospodarstw.
Skręcamy w prawo, a następnie w lewo.
Stopniowo zbliżamy się do punktu zwrotnego, którym będzie niewielki wiadukt kolejowy.
Tutaj warto zrobić sobie nawet dłuższą przerwę,
Wszystkim
zainteresowanym
odkrywaniem mniej znanych okolic Bydgoszczy proponuję wyprawę,
podczas której zobaczycie urokliwe
krajobrazy rozciągające się na zachód od Bydgoszczy.
28
gdyż jest to najbardziej malowniczy fragment naszej wyprawy.
Dzieje się tak za przyczyną Kanału Noteckiego, z dwóch stron
otoczonego bujną roślinnością, od której
aż bije soczysta zieleń.
Nie pozostaje nam nic
innego, jak tylko wejść
wąską ścieżką na wiadukt i rozkoszować się
widokiem, który z każ-
Jedziemy drogą leśną, po raz drugi przecinamy szosę obwodową i niezmiennie śledzimy wzrokiem czarno-białe oznaczenia na
drzewach. W okolicach Lisiego Ogona skręcamy w prawo w wąską ścieżkę, aby wkrótce
znaleźć się na osiedlu Prądy w Bydgoszczy.
Przed samym wjazdem do Bydgoszczy jest
szansa spotkania miłośników jazdy konnej,
co z pewnością może stanowić dobrą okazją do fotografowania. Gdy znajdziemy się
w mieście, nie powinno być problemu z dotarciem do domu, gdyż wystarczy poruszać się
wzdłuż ulicy Nakielskiej, aby trafić do samego
centrum.
Wszystkich amatorów jazdy na rowerze oraz
miłośników przyrody i fotografowania zachęcam, aby zarezerwowali sobie jeden dzień na
taką wycieczkę. Trasa ma ok. 25 km i można pokonać ją wedle własnych możliwości lub chęci –
w ciągu kilku godzin.
Warto poświęcić trochę czasu i – jako odskocznię od szkoły czy też pracy – wybrać czynny wypoczynek, który niewątpliwie usatysfakcjonuje, odpręży i pozwoli choć na moment zapomnieć o kłębach dymu i hałasie miejskim.
dej strony jest równie piękny.
Gdy zdecydujemy się na kontynuowanie wycieczki, wkraczamy na szlak czarny, wiodący
wzdłuż kanału. Przemieszczając się spokojnie wąskimi ścieżkami tuż przy wodzie, możemy obserwować pełną uroku florę, a przy odrobinie szczęścia także faunę lasów naszego powiatu. Mamy
też okazję wykazać się sprawnością, gdy napotkamy przeszkodę w postaci wąskiego strumyka.
Nie zagraża on naszemu życiu, jednak z pewnością
nikt nie chciałby w nim popływać, dlatego warto
być ostrożnym przy przenoszeniu rowerów.
Potem nie pozostaje nam nic innego, jak w dalszym ciągu wytrwale jechać czarnym szlakiem. Odjeżdżamy od Kanału i zaraz przed Drzewcami spotyka nas kolejna niespodzianka – droga robi się
grząska, gdyż prowadzi przez niewielkie bagna. Leśnymi ścieżkami docieramy do miejscowości. Reszta trasy nie powinna nas już niczym zaskoczyć.
29
treścią tablic i spokojnym rozkoszowaniem się
urokami lasu. Ścieżka doskonale nadaje się do
zwiedzania na rowerze. Oznakowana jest rysunkiem konwalii i zielonymi strzałkami. Przy
jednym z przystanków umieszczono zadaszone ławki i stoły, gdzie można posilić się w komfortowych warunkach.
Jak dojechać?
Z autobusu 92 wysiadamy na pierwszym przystanku w Białych Błotach i cofamy się do skraju lasu, gdzie skręcamy w
lewo w drogę do leśnictwa (drogowskaz).
Grupy zorganizowane mogą uzgodnić
przybycie z leśnictwem (052 381-40-21).
Marcin Wasilewski
Podróż za 2,20
Białe Błota
T
ym razem z naszym tytułowym biletem komunikacji miejskiej wybierzemy się niedaleko poza Bydgoszcz. W okolicach pobliskiej leśniczówki w Białych Błotach w 2004 roku wyznaczono niezwykle atrakcyjną ścieżkę dydaktyczną. W tym wypadku ta nazwa nie powinna
nikogo zrazić, bo walory, które kryją białobłoc-
kie lasy, pozytywnie zaskoczą z pewnością niejednego bydgoszczanina.
Atrakcyjność trasy polega na jej zaskakującym urozmaiceniu. Po drodze odwiedzimy
szkółkę leśną, pokonamy niewielkie wzniesienia, mostek nad śródleśnym strumykiem,
kładką przejdziemy nad bagnem, przysiądziemy na skraju rozległej polany. Wszystkie te
atrakcje są obszernie opisane na 13 kolorowych
tablicach umieszczonych
po drodze.
Trasa rozpoczyna się
i kończy przy leśniczówce
w Białych Błotach. Ścieżka mierzy 5 kilometrów,
a jej skrócony wariant – 3.
Przejście powinno zająć ok.
2h (lub 1h ze skrótem), ale
serdecznie zachęcamy do
poświęcenia większej ilości
czasu na zapoznanie się z
30
Fotografia
Przemysław Durczak
e-mail: [email protected]
Zaczyna się wiosna, ulubiona pora większości fotografów. Coraz dłuższe dni, słoneczna pogoda, świeże kwiaty – te atrybuty sprawiają, że żaden
prawdziwy fotoamator nie może wysiedzieć w domu.
Wybrać można się na łąkę, do parku czy do zoo.
W tym numerze w Fotoradzie Marcin pokazuje, jak
za pomocą prostych sztuczek uzyskać efekt trójwymiarowości na fotografii. Osoby, które postanowiły wykorzystać piękną pogodę i nowo nabyte
umiejętności w praktyce, zapraszam do przysyła-
Przemysław Durczak
Fotokrytyka
1. Pierwsze zdjęcie to typowy pejzaż właściwy dla tej pory roku – pole rzepaku. Zdjęcie jest
poprawnie skadrowane; zachowano zasadę podziału kadru na trzy części tak, aby linia horyzontu nie znajdowała się w połowie. Pierwsza
nia nam swoich zdjęć, szczególnie opowiadających
o człowieku aktywnym. Na e-maile z pytaniami chętnie odpowiemy, a wybrane przez nas zdjęcia zostaną
wydrukowane w dziale Fotokrytyka lub na okładce.
Życzę udanych fotograficznych łowów.
!
ZOSTAŃ DZIENNIKARZEM FOTOREPORTEREM!
Jeśli masz lekkie pióro i dobre oko, lubisz opisywać i fotografować ciekawe miejsca i okolice,
redakcja pisma „Regional Geographic” czeka na
Ciebie. Będziesz działać w miłym towarzystwie
młodych odkrywców regionu kujawsko-pomorskiego. Kontakt: [email protected]
jednak wada, która rzuca się w oczy, to kilka paproszków na matrycy widocznych na samej górze zdjęcia. Zdjęcie jest także delikatnie za ciemne, linia drzew jest całkowicie pozbawiona detali,
zatem przydałby się tutaj filtr połówkowy. Poza
tym, brakuje czegoś na pierwszym planie, przez
co zdjęcie sprawia wrażenie płaskiego i pozbawionego głębi.
2. Drugie zdjęcie przedstawia kwiat. Ponownie – poprawnie skadrowane, bez przepalonych
listków, z ładnymi kolorami. Może zabrakło odrobiny obróbki w programie graficznym, która polegałaby na wyciągnięciu świateł oraz podbiciu
saturacji. Pusta ziemia przywodzi na myśl wiosnę
i budzące się życie.
3. Kolejne poprawne zdjęcie o tym samym
temacie. Centrum kwiatka właściwie umieszczone, dobrze dobrana głębia
ostrości. Zabrakło tylko ciekawego oświetlenia. Wszystko, czego
brakuje temu zdjęciu, to odrobina słońca i trochę światła odbitego blendą (a można ją zrobić nawet z kawałka kartki).
Ponieważ tym razem wszystkie trzy zdjęcia są autorstwa jednej autorki pozwolę sobie na krótkie podsumowanie. Generalnie re-
guły zostały mniej więcej opanowane. Stosujesz właściwe metody w odpowiedni sposób.
Twoim zdjęciom brakuje tylko odrobiny dbałości o szczegóły, choćby takie, jak oświetlenie. Pamiętaj, że fotografia to malowanie światłem; przy jego braku trudno o dobre zdjęcia. I czasami zaszalej – czy to z kadrem, czy z głębią ostrości. Najlepsza nauka
płynie przez eksperymenty. Życzę wielu udanych zdjęć i serdecznie pozdrawiam.
Przemysław Durczak
FOTORADA
lony kolor, nieprzygaszony przez odbite światło. Również woda wygląda zdecydowanie ciekawiej, polaryzacja światła pozwala na odsłonięcie dna i naturalnego odcienia. Niestety, efekt ten ma swoją cenę – filtr
polaryzacyjny przyciemnia nam całe zdjęcie, powodując wydłużenie czasu jego robienia. Po szarej połówce jest to kolejny ważny filtr dla wszystkich zainteresowanych fotografią pejzażową.
Filtry fotograficzne
w fotografii pejzażowej
W tym wydaniu Fotorady zajmiemy się filtrami fotograficznymi. Jako że jest ich sporo, począwszy od
gwiazdkowych, przez różnego rodzaju połówkowe po
zdecydowanie bardziej specjalistyczne, omówię tylko
te, które mają największe znaczenie przy fotografii krajobrazu. Jednak najpierw...
Nakręcane czy nie?
Generalnie filtry można kupić pod postacią pierścienia nakręcanego bezpośrednio na obiektyw lub
też jako szybkę wykonaną z żywicy, którą montuje
się do specjalnego holdera przyczepianego do obiektywu. Pierwsze rozwiązanie jest o wiele bardziej wygodne, filtry zdejmuje się szybko, można je nakręcać jeden na drugi (choć wówczas trzeba się liczyć
z pojawieniem się winiety). Wady takiego rozwiązania
są dwie: filtr pasuje nam tylko do jednego obiektywu (mają one określoną średnicę np. 52 mm) oraz nie
mamy kontroli nad filtrami połówkowymi – linia podziału zawsze będzie przechodziła przez środek obiektywu. Z uwagi na to filtry nakręcane najczęściej poleca się posiadaczom cyfrowych kompaktów. Filtry drugiego typu (zwane przeze mnie dalej Cokin, od nazwy
francuskiego producenta) są polecane osobom, które
korzystają z kilku obiektywów o różnej średnicy gwintu. Do holdera mieszą się trzy filtry, w wersji dla obiektywów super szerokokątnych (poniżej 18 mm) możemy założyć dwa filtry.
Szara (neutralna) połówka
Filtr szary
Filtr szary połówkowy służy do zwiększenia zakresu tonalnego zdjęcia. Matryca aparatu cyfrowego jest z
reguły mniejsza od kliszy filmowej, dlatego częściej wychodzi nam przepalone niebo lub za ciemny grunt niż
zdarzało się to w aparatach naszych rodziców. Ciemniejsza połówka filtru przyciemnia nam górę kadru wpuszczając mniej światła, dzięki czemu uzyskujemy ciemniejsze niebo i jaśniejszy grunt. W wersji Cokin mamy
możliwość regulacji wysokości linii, od której zaczyna
się przyciemnienie, jak również swobodnego obrócenia filtru w bok czy po skosie. W zależności od „mocy”
filtru (czyli tego, jak mocno przyciemnia górną część
kadru) możemy uzyskać różne efekty. Moc mierzy się
w działkach przesłony (np. 3 Ev), a najbardziej popularne oznaczone są jako ND 4 albo ND 8 (ang. Neutral Density – o neutralnym zabarwieniu). Różnią się one również charakterem przejścia między ciemną a jasną stroną, dlatego wyróżniamy połówki z miękkim i twardym
przejściem. Tutaj należy jednak zauważyć, że przy małej
średnicy obiektywu miękkie przejście będzie praktycznie niewidoczne, dlatego do większości obiektywów
proponuję filtry z twardym przejściem. Filtr połówkowy to podstawowe narzędzia każdego pejzażysty, osobiście w ogóle nie wychodzę bez niego z domu.
Poza omówionym przeze mnie filtrem szarym połówkowym (zwanym również neutralnym, chociaż nie
jest to dokładnie to samo) istnieją jeszcze połówki kolorowe; najbardziej popularne to fioletowa, niebieska
i tabaczkowa.
Jest to zdecydowanie bardziej specjalistyczny filtr.
Służy przede wszystkim do wydłużenia czasu robienia
zdjęcia, dzięki czemu możemy uzyskać ciekawe rozmycia płynącej wody czy też roślin poruszanych wiatrem. Efekty takiego użycia potrafią przykuć wzrok
na długo, zdjęcie przypomina wówczas obraz. Podobnie jak szare połówki filtry szare pełne również różnią
się mocą, od ND4 czy ND8 (polecam w szczególności)
po ND 400 produkowany przez firmę Hoya, który pozwala na uzyskanie czasów rzędu 30 sekund w środku
słonecznego dnia. Filtry pełne dzielą się na neutralne
oraz na szare; te ostatnie poza wydłużeniem czasu
robienia zdjęcia również lekko ocieplają barwy.
filtr szary połówkowy
bez filtra
34
UV czy Skylight?
Na koniec zostawiłem dwa filtry nakręcane. Nie
mają one w zasadzie większego zastosowania w fotografii cyfrowej, ponieważ przed matrycą aparatu znajduje się wbudowany filtr promieni UV. Najczęściej zakłada się je po prostu jako osłonę na obiektyw, wszak
zdecydowanie lepiej jest porysować sobie filtr niż soczewkę. Różnica między nimi sprowadza się do delikatnego ocieplenia barw przez filtr Skylight.
W dobie fotografii cyfrowej bardzo rzadko można spotkać kogoś używającego filtrów fotograficznych, wszak różnego rodzaju efekty można uzyskać
na komputerze. Jednak osobiście uważam omówione przez mnie filtry za niezastąpione – ani polaryzacji,
ani efektu wydłużenia czasu nie można w 100% oddać za pomocą programów komputerowych. Podobnie sprawa ma się z szarymi połówkami; przepalonego nieba nie da się w pełni odzyskać. Odkąd zakupiłem podstawowy zestaw filtrów fotograficznych nigdy się z nimi nie rozstaję – polecam je również Waszej uwadze.
Filtr polaryzacyjny
O filtrach polaryzacyjnych mówi się wiele – że
zwiększają kontrast, nasycenia kolorów, że są remedium na przepalone niebo. Jest to prawda, ale tylko
częściowa. Podstawową funkcją filtra polaryzacyjnego jest wygaszanie światła odbitego. Jak to działa?
Światło słoneczne ma budowę fali o określonej częstotliwości. Gdy światło odbija się od jakiegoś przedmiotu częstotliwość się zmienia. Dlatego filtry polaryzacyjne kołowo należy obracać, aby znaleźć tę właściwą częstotliwość. Ponadto efekt ten działa najlepiej,
gdy fotografujemy obiekty czy też scenę pod kątem
90º do słońca. Wygaszenie światła odbitego sprawia, że np. trawa pokazuje nam swój prawdziwy, zie-
Zapraszam także na nasze forum, gdzie chętnie
odpowiemy na wszystkie Wasze pytanie.
filtr polaryzacyjny
filtr polaryzacyjny i szary
35
W obiektywie
37
36
Anna, lat 45, była nauczycielka
Magdalena Połowińczak, Kamil Wakuła
Sąsiedzi
P
rzez długi czas w przestrzeni zarówno bydgoskiej, jak i toruńskiej wyraźnie można było
odczuć wzajemną rywalizację. Ubieganie się
Bydgoszczy i Torunia o pierwszeństwo między sobą
wśród innych miast województwa kujawsko-pomorskiego nieraz wykraczało poza zdrowy ton słowa „rywalizacja”.
Powodów animozji można się doszukiwać w historii obu miast lub pod względem atrakcyjności architektonicznej, kulturalnej czy sportowej. Na ile różnice te rzeczywiście były przedmiotem sporu, a na ile
zostały uwypuklone przez manipulacyjną stronę mediów? Odpowiedzi udzielają sami mieszkańcy opowiadając: bydgoszczanie o Toruniu i torunianie o Bydgoszczy.
Napotkanym mieszkańcom w obydwu miastach
postanowiliśmy zadać proste pytanie, mianowicie: co
interesującego dostrzegają w sąsiednim mieście?
Oto kilka odpowiedzi, jakich udzielili bydgoszczanie wypowiadając się o Toruniu:
Mirosława, lat 49,
laborantka
Warto zwiedzić urokliwe uliczki na starówce, bulwar, park przy ulicy Mickiewicza. Ciekawi także Krzywa Kieża.
Krzysztof, lat 23, student politologii UMK
Ogólnie cała starówka, ewentualnie bulwar, cho-
ciaż to chyba część starówki; z tego co się orientuję
to nie ma nic wyjątkowego, nic, czego nie znajdziemy
w innych miastach.
Marek, lat 52, chemik
Imperium Ojca Rydzyka, planetarium, Stare Miasto. Słyszałem coś o jakimś parku rozrywki dla dzieci
(wysokościowe tory przeszkód, liny, siatki, itp.)
Maciej, lat 17, uczeń
Planetarium, muzeum szkolnictwa, starówka, dużo
koncertów
Danuta, lat 63, emerytowany nauczyciel
Szlak Anny Wazówny (w tym kościół Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, gdzie znajduje się ciało
królewny), potężny dzwon TUBA DEI, Krzywa Wieża
wraz z jej legendą, Stare Miasto. Poza tym do ciekawych miejsc należy też Aleja Piernikowa i Dwór Artusa. Nie można zapomnieć o pomniku psa Filusia trzymającego melonik prof. Filutka. Warto też odwiedzić
Muzeum Podróżników im. Tony’ego Halika.
Aleksandra, lat 26, muzealnik
Ruiny zamku krzyżackiego, dwór Artusa, krzywa wieża, Kościoły (Mariacki, św. Jana Chrzciciela
i św. Jana Ewangelisty, św. Jakuba, św. Ducha), ratusz,
Muzeum Okręgowe, dom Kopernika z ciekawą makietą
dawnego Torunia, Muzeum Podróżników Tony’ego Halika, planetarium, dom Eskenów, Kamienica pod gwiazdą.
Wypowiedzi Torunian o sąsiednim mieście Bydgoszczy:
Piotr, lat 39, inżynier
Przede wszystkim Stare Miasto
z którym wiążą mnie osobiste wspomnienia oraz akademik ATR-u w Fordonie. Ogromne wrażenie zrobiły na mnie
przebudowy Wyspy Młyńskiej i nowo powstałe, sympatyczne, klimatyczne kładki.
Lubię odwiedzać w niedzielne popołudnia Leśny Park Kultury i Wypoczynku w Myślęcinku ze względu na
właściwości relaksacyjne. Bydgoszcz
bardzo się rozwija, zwłaszcza ostatnio zadbała o swój wizerunek. Czasem przyjeżdżam też zaczerpnąć kulturalnego ducha do filharmonii albo
do opery.
Aleksandra, lat 20, studentka prawa UMK
Osobiście nie lubię Bydgoszczy, jest dla mnie szarym miastem przepełnionym szarymi, starymi budynkami. Od kiedy pamiętam jeżdżę tam sporadycznie, kiedy muszę. Jestem „lokalną patriotką”
i uwielbiam swoje miasto Toruń. Do pozytywnej
strony Bydgoszczy zaliczam operę, w której raz
miałam przyjemność być i odniosłam bardzo dobre wrażenie.
Wiesław, lat 41, bankier
Bydgoszcz kojarzy mi się z dużą ilością sklepów,
jeździmy tam z żoną robić zakupy. Kiedyś to miasto postrzegałem jako ponure, teraz nabiera uroku. Nareszcie dobiegła końca budowa opery i powstał wspaniały gmach, piękny zwłaszcza nocą przy
odpowiednim oświetleniu. Wolę jednak swoje miasto,
mamy więcej zabytków i zadbane Stare Miasto.
Warto wiedzieć:
W maju 2003 r. został wyznaczony szlak rowerowy: Toruń – Bydgoszcz. Szczegółowy opis szlaku
znajduje się na stronie www.pttk.torun.pl
Od stycznia 2008 r. wprowadzony został bilet
aglomeracyjny na trasie Bydgoszcz – Toruń i Toruń – Bydgoszcz. Bilet BiT City obowiązuje w pociągach na trasie B-T i T-B oraz w autobusach i tramwajach obu miast.
Przedstawione wypowiedzi mieszkańców obydwu
miast zapewne nie dają całościowego obrazu relacji między Bydgoszczą a Toruniem, jednak świadczą o zburzeniu mitu niezdrowej relacji sąsiadów. Coraz więcej ludzi
uświadamia sobie, jak istotne w procesie urbanizacji jest
odnalezienie wspólnej płaszczyzny metropolitalnej. Obydwa miasta zaczynają dążyć do integracji, gdyż dzięki
temu istnieje większa szansa na podniesienie konkurencyjności wobec innych miast w Polsce. Poprzez wspólną politykę inwestycyjną miasta będą się rozwijać jako
aglomeracja, a poprzez wzajemną sympatię jako dobrzy sąsiedzi.
Cennik:
• bilet aglomeracyjny: Bydgoszcz Gł. - Toruń Gł. 10,50zł, ulgowy- ze zniżką 37% - 6,61 zł
• bilet aglomeracyjny: Toruń Gł. - Bydgoszcz Gł. 10,50zł, ulgowy- ze zniżką 37% - 6,61 zł
• +1 godzina podróży komunikacją miejską w
wybranym mieście
39
Mieczysław Luchowski
Stacja fotografia
„Ginący świat kolei to projekt
mający na celu zachowanie dla potomności swoistego piękna dworców kolejowych oraz elementów
architektonicznych kolei na terenie
powiatów bydgoskiego, nakielskiego i żnińskiego” – czytamy na stronie www.flesz.org.pl. Inicjatywa została podjęta przez Rejonową Bibliotekę Publiczną w Szubinie oraz Klub Miłośników Fotografii
„Flesz”. Udział w projekcie wzięła szubińska mło-
dzież w tym wychowankowie zakładów poprawczych w Szubinie i Kcyni. Poprzez tę inicjatywę
mieli oni wzbudzić w sobie chęć innego spędzania wolnego czasu, zainteresować się fotografią, historią kolei i historią regionu,
w którym obecnie przebywają. Projekt wykorzystany został zatem, jako jedna z form
resocjalizacji. Jego zadaniem
było również pokazanie, że
młodzież z poprawczaków
nie jest do końca taka zła
oraz potrafi twórczo działać
angażując się społecznie.
Z szubińskiej placówki brało udział sześciu wychowanków: Jakub, Kamil Dawid K., Dawid G.,
Marcin i Darek. Fotografowaliśmy dworce na trasie Szubin – Żnin (dokładnie: dworce w Kowalewie, Wąsoszu, Jaroszewie, Żninie i Szubinie), na
trasie Szubin – Kcynia (dworce w Pińsku, Zalesiu, Kcyni oraz dodatkowo dworzec w Grocholinie), a także na trasie Szubin – Bydgoszcz (dworce w Kołaczkowie i Rynarzewie). Odwiedziliśmy
też trasę Nakło – Kcynia i uwieczniliśmy dworce w Szczepicach i Studzienkach. Łącznie odbyliśmy cztery plenery. Teraz oczekujemy na rozstrzygnięcie konkursu, które zaplanowano na
październik. Zdjęcia konkursowe można przysyłać jeszcze do końca września.
Turystyka
Karolina Matysiak
e-mail: [email protected]
Tym razem dział „TURYSTYKA” jest pełen
cennych wskazówek. Zbliżają się wakacje, dlatego też warto wiedzieć co należy zabrać ze
sobą na rajd rowerowy. Powiemy, gdzie szukać
taniego noclegu w Bydgoszczy oraz zapropo-
nujemy zwiedzanie miasta z pokładu tramwaju
wodnego. Oprócz tego zachęcamy do naszego
kalendarium imprez - na pewno każdy znajdzie
coś ciekawego dla siebie.
Zapraszam do lektury!
Karolina Matysiak
Tramwaj wodny i lądowy
Wraz z początkiem maja w swój pierwszy
rejs w tym sezonie wypłynął Bydgoski Tramwaj
wodny – „Bydgoszcz”. W związku z tym zachęcam wszystkich do zostawienia na chwilę zatłoczonych ulic oraz starych znudzonych środków
transportu – głośnych tramwajów, rozklekotanych aut, autobusów. Warto spróbować spojrzeć
na Bydgoszcz z innej perspektywy, mianowicie
wodnej i wybrać się w relaksujący rejs bądź po
prostu zwyczajnie umilić sobie dojazd do pracy
czy na uczelnię.
Statek odbywa godzinny kurs od Astorii do
Tesco, po drodze zatrzymując się na trzech dodatkowych przystankach: WSG – Rybi Rynek –
PKS. Na pokładzie spotkać można bardzo sympatyczną załogę, która towarzyszy nam na całej trasie. Bilety obowiązują takie same jak w pojazdach komunikacji miejskiej. Normalny – 2,20
zł, ulgowy – 1,10 zł. Zatem radzę lepiej długo się
nie zastanawiać, tylko szybko zajmować miejsce.
Niestety, dość ograniczone rozmiary statku powodują, że tramwaj może zabrać na pokład wyłącznie 12 osób.
Ten mały, niepozorny z wyglądu stateczek
posiada bardzo burzliwą i bogatą historię. Swój
początek ma w dzielnicy portowej Warnemünde
w Rostocku. Przypuszcza się, że został wybudowany w 1908 roku. Data ta jednak nie jest pewna, ponieważ dokumenty statku naprzemiennie podają lata budowy 1924 lub 1908. Wiadomo, że od 1940 roku
przeszedł w ręce gdańskiego armatora Franza Preukschata. Z upływem lat uległ przebudowie z parowca na motorowiec. W 1945 r. zatonął na Zalewie Wiślanym,
a w 1946 r. został wydobyty i odbudowany
w Stoczniach Gdańskich.
Od tego czasu nosił na-
zwę „Gniew” a jego
armatorem została Żegluga Państwowa Oddział w Gdańsku. Dwa lata później statek trafił do
oddziału bydgoskiego i pływał już po wodach Brdy, Wisły, Noteci i po Kanale Bydgoskim jako holownik.
Z czasem po kolejnych
przebudowach otrzymuje nazwę „Elbląg”,
pływa do 1995 roku,
po czym zostaje wycofany.
Wydawałoby się, że to koniec, ale jednak
w 2004 r., statek razem z kolejną przebudową,
otrzymaniem nowego silnika oraz nadaniem nowej nazwy „Bydgoszcz” zaczął rejsy jako Bydgoski Tramwaj Wodny, ze wspólnej inicjatywy Urzędu Miasta Bydgoszcz, Żeglugi Bydgoskiej i Wyższej Szkoły Gospodarki w Bydgoszczy. Podobno tylko w ubiegłym roku skorzystało z niego
ok. 10 tys. ludzi, dlatego też miasto ma plany
rozszerzenia floty tramwajów wodnych.
Myślę, że dzisiaj tramwaj wodny jest znaczącą atrakcją turystyczną naszego miasta, wzbudzającą duże zainteresowanie przyjezdnych.
Bądź co bądź w jaki inny sposób można by było
pokazać tyle ciekawych zakątków miasta? Wyspa
Młyńska, Fara, Opera Nova, Spichrza, jazzy i śluzy, cały Kanał Bydgoski, to przecież to, co Bydgoszcz ma najcenniejsze.
Natomiast 14 kwietnia 2008 roku na skrzyżowaniu ulicy Jana Kazimierza z ulicą Długą na
ośmiometrowym odcinku torów został postawiony historyczny tramwaj, pochodzący z 1896
roku, który w Bydgoszczy jeździł aż do 1960
roku. Tramwaj nazywa się Herbrand i wyprodukowano go w niemieckiej fabryce mieszczącej
się w Kolonii (Wagonfabrik A. G. vorm. Paul Herbrand et C-ie. Köln-Ehrenfeld). Jest to pojazd
o długości 7820 mm, szerokości 2050 mm (przy
rozstawie szyn 1000 mm), posiadający masę
własną ok. 8000 kg. Tramwaj posiadał 24 miejsca
stojące oraz 40 miejsc siedzących usytuowanych
na dwóch ławkach mieszczących się pod oknami wagonu. Dzisiaj tramwaj ma służyć turystom
jako informacja turystyczna wraz ze sklepem,
w którym będzie można zakupić pamiątki. To
właśnie Bydgoszcz była czwartym z kolei miastem w Polsce, gdzie został uruchomiony tramwaj elektryczny. Tego typu zabytkiem mogą się
poszczycić również Wrocław i Słupsk.
Szczegółowe informacje
o rozkładzie rejsów:
Żegluga Bydgoska;
tel. 052 323 32 01
www.tramwajwodny.byd.pl
43
Karolina Matysiak
Młodzieżowa
baza noclegowa
w Bydgoszczy
Baza noclegowa Bydgoszczy wyróżnia się w regionie, a nawet na tle całego
kraju. Miasto posiada bowiem bogatą liczbę
miejsc noclegowych zarówno w kwaterach ze
stosunkowo dużą liczbą gwiazdek, jak i bez. Są
to hotele, motele, pensjonaty, pokoje gościnne – cały wachlarz możliwości. Jednakże ceny
takich noclegów pozostawiają wiele do życzenia. Dlatego turyści, a przede wszystkim młodzi ludzie, często szukają i korzystają z innych
tańszych możliwości noclegu.
Bardzo chętnie odwiedzane przez turystów
jest Szkolne Schronisko Młodzieżowe. Przyciąga gości nie tylko ceną (nocleg od 15 zł), ale
także atrakcyjnym położeniem – stanowi bowiem doskonały punkt wypadowy do zwiedzania. Mieści się w samym centrum miasta, bardzo blisko dworca PKP, na ulicy Sowińskiego 5.
Neogotycki, dwupiętrowy budynek liczy sobie już ponad 100 lat, od 1962 roku pełniąc
funkcję schroniska. Dysponuje 100 miejscami
noclegowymi w pokojach od 1- do 12-osobowych. Dostępna dla gości jest świetlica, jadalnia
z nowoczesną kuchnia samoobsługową oraz
obiekty sanitarne (umywalnie i prysznice).
44
Night base for youths
in Bydgoszcz
Istnieje tu także w miarę potrzeb możliwość skorzystania z bardzo dobrze wyposażonej technicznie sali konferencyjnej, wyrobienie legitymacji PTSM, zakup znaczków na
legitymacje PTSM oraz IYHF, możliwość zamówienia ciepłych i zimnych posiłków.
Szkolne Schronisko Młodzieżowe w Bydgoszczy wpisane jest do rejestru międzynarodowych schronisk światowej organizacji Hostelling International, a także wielokrotnie zdobywało ogólnopolskie wyróżnienia dla
obiektów całorocznych.
Nocleg za kwotę 40 zł otrzymamy w Hotelu PZN mieszczącym się przy Ośrodku Rehabilitacji i Szkolenia im. Józefa Buczkowskiego
w Bydgoszczy w odległości 10 minut od centrum miasta autobusem linii 57, 93 oraz busem
303. Hotel posiada 90 miejsc noclegowych rozdzielonych w pokojach 2- i 3-osobowych z łazienkami. Do dyspozycji przyjezdnych jest stołówka, biblioteka, klubokawiarnia, sala sportowa, przychodnia lekarska, parking niestrzeżony
oraz mała kapliczka.
Tanie noclegi dla studentów zaocznych
i większych grup zorganizowanych oferują także niektóre bursy szkolne oraz internaty i akademiki. Są one bardzo konkurencyjne pod
względem cen,choć często oddalone od centrum miasta. Jednak radzimy za każdym razem
dobrze sprawdzać ceny, korzystając z takich
noclegów, ponieważ niektóre akademiki bardzo wysoko się cenią.
Dom Studencki nr 1 na ul. Bartłomieja zlokalizowany w Fordonie oferuje noclegi w cenach do 40 zł. Studenci danej uczelni płacą połowę wyżej wymienionej ceny.
Z centrum można dojechać pod sam Dom
busem linii 302 w kierunku osiedla Fordon
oraz autobusami linii 69, 72, 81 a także linią nocną 32N. Dojazd z dworca PKP jednym autobusem linii 93 lub busem nr 303.
Oferowane pokoje są najczęściej czteroosobowe.
Bydgoszcz has a large amount of places to stay
for a night like hotels, motels, guest houses etc.
However, the price of it is still too high, especially for tourists and young people, who prefer much
cheaper solutions. School Youth Hostel is willingly
visited by tourists. Accommodation is very cheap
(from 15zlotys per night). Is situated in the centre of the city, close to railway station (Sowińskiego 5, Street). In this hostel people have an access
to day-room, dining-room and other sanitary rooms. School Youth Hostel is registered in Hostelling
Organization. We can get accommodation from 40
zlotys in PUB Hotel (Polish Union of Blind) situated
on Powstańców Wielkopolskich 33 Street. You can
get there by buses nr: 57,93 or 303. Cheap accommodations for students or bigger organized groups are offered by some school hostels also boarding-schools and student houses. Student House nr
1 on Bartłomieja Street in Fordon (district) offers
accommodation from 40 zlotys. You can get there by buses nr 302 or 69,72,81. From a railway station you can go by bus nr 93 or 303. Cheap night’s lodging (addresses and phone numbers) at the
frame below.
Tani nocleg:
•Schronisko Młodzieżowe PTSM
ul. Sowińskiego 5, Bydgoszcz;
tel. (0-52) 22-75-70, (052) 28-77-69
•Bursa Szkół Medycznych
ul. Swarzewska 2, Bydgoszcz;
tel. (052) 342-12-94,
•Bursa Szkół Medycznych
ul. Polanka 9, Bydgoszcz;
tel. (0 52) 342 29 65,
•Bursa Szkolnictwa Zawodowego
ul. Głowackiego 37, Bydgoszcz;
tel. (0 52) 342 46 82
•Dom Studencki nr 1
ul. Bartłomieja, Bydgoszcz – Fordon;
tel. (052) 585-25-83, (052) 585-25-87
•Hotel PZN
ul. Powstańców Wielkopolskich 33, Bydgoszcz;
tel. 0 606 779 657
45
Marcin Wasilewski
Z czym na rower?
Wraz z wiosną rozpoczyna się sezon rowerowy. Coraz więcej ludzi wybiera ten sposób zwiedzania bliższych i dalszych części regionu. Nawet do krótkiej wycieczki rowerowej warto przygotować się wcześniej. Dzięki temu oszczędzimy sobie nieprzyjemnych
niespodzianek, a w razie przygód nie pozostaniemy bezradni.
Przed pierwszym wyjazdem w sezonie
warto przejrzeć rower pod kątem ewentualnych usterek czy regulacji. Najprawdopodobniej trzeba będzie dopompować koła. Skrzypiący łańcuch z pewno-
ścią będzie potrzebował czyszczenia
i smarowania. Warto zlikwidować luzy
w ruchomych częściach oraz je nasmarować. W niektórych przypadkach
mogą do tego być potrzebne specjalistyczne narzędzia lub pomoc serwisu rowerowego. Regulacja przerzutek
i hamulców pozwoli na komfortową,
a co najważniejsze, bezpieczną jazdę. Podczas wycieczki prawidłowo nasmarowanym i wyregulowanym rowerem do naszych uszu dobiegać będzie
jedynie szum powietrza oraz delikatny
szmer napędu i opon. Wszystkie inne
dźwięki uznajemy za niepożądane.
Jednak nawet najprecyzyjniejsza regulacja sprzętu niekoniecznie
uchroni nas przed pewnymi przygodami na szlaku. Do najpopularniejszych
awarii należy złapanie gumy. Dlatego
warto wozić przy sobie zapasową dętkę, zestaw do łatania oraz oczywiście
pompkę. Jeśli przy okazji
znacznie uszkodzimy oponę, to należy również ją załatać od wewnętrznej strony. W przeciwnym wypadku w krótkim czasie narazimy się na kolejny postój.
Zależnie od posiadanego
roweru może przydać się
kilka rodzajów kluczy. We
współczesnych
jednośladach większość śrub to tak
zwane imbusy i do ich obsługi można kupić narzędzie wielofunkcyjne w formie przypominającej scyzoryk (koszt 20-40 zł). Posiadacze starszych rowerów
muszą sami sprawdzić, jakie
rozmiary i rodzaje kluczy
mogą się przydać do obsługi ich pojazdu na trasie. Do
tego warto zabrać ze sobą
kawałek szmatki. To absolutne minimum pozwalające poradzić sobie z większością popularnych problemów w drodze.
Nie zapomnijmy o mapach okolic, w które się wybieramy. Można je umieścić
w mapowniku mocowanym
na kierownicy. Coraz częściej zastępuje je również odbiornik GPS,
a najprostsze modele nadające się do używania na rowerze można kupić już za około
300 zł. W wyborze i pokonywaniu trasy pomocne są przewodniki przeznaczone dla kolarzy turystów.
Co prawda rower nie potrzebuje paliwa, ale rowerzysta owszem. Nie zapomnijmy wziąć ze sobą butelki wody lub termosu
– tym więcej, im cieplejszy dzień. Przyda się
na pewno jakaś kanapka, a przy bardziej wyczerpujących wycieczkach czekolada lub ba-
ton, które pozwolą nieco zregenerować siły.
Ten zestaw powinna jeszcze uzupełnić mała
apteczka, kask i rozsądek w głowie.
Tak przygotowani możemy spokojnie ruszyć w drogę i cieszyć się wiosną. Region
czeka.
Do zobaczenia na szlaku!
47
KALENDARIUM NADCHODZĄCYCH WYDARZEŃ
29 kwietnia 2008 – 31 sierpnia 2008 – „FOTOGRAF PRZYJECHAŁ”.
Mieszkańcy dawnych Prus Wschodnich na fotografiach pochodzących ze zbioru Urzędu
Konserwatora Zabytków w Królewcu
Po raz kolejny będziemy mieli okazję zasmakować wytworów fotografii z przeszłości. Wystawa ta przedstawia 68 najciekawszych zdjęć, które zostały wybrane spośród 6,600 tys. sztuk
dawnej dokumentacji z dołączonymi do niej odbitkami fotograficznymi. Zdjęcia wykonane zostały głównie na wsiach, gdzie zetknięcie z fotografem było czymś zupełnie nowym i budziło
ogromną ciekawość mieszkańców danej wsi.
29 lipca – 3 sierpnia 2008 – Ogólnopolska Spartakiada Młodzieży – Zawody Juniorów w WKKW
(Wszechstronny Konkurs Konia Wierzchowego).
W Myślęcinku odbędą się zawody jednego z najbardziej widowiskowych sportów konnych,
należącego do dyscyplin olimpijskich. Będzie to wszechstronny sprawdzian zarówno dla koni,
jak i jeźdźców. Zawodnicy zaprezentują swoje umiejętności w trzech bardzo odmiennych próbach: ujeżdżaniu, w terenie i na parkurze.
„PAMIĄTKI BYDGOSKIE”
. Leona
Do 19 lipca 2008 – wystawa
y Muzeum Okręgowego im
ior
zb
o
iu
arc
op
w
na
wa
oto
uzupełnienie i iluEkspozycja została przyg
ne bydgostiana stanowią
zo
ad
rom
Zg
y.
zcz
os
dg
By
miejsce w żyWyczółkowskiego w
wione obiekty miały swoje
sta
Wy
ą.
Brd
d
na
du
gro
omnienia.
strację pisanych dziejów
Muzeum chroni je od zap
ie
yn
jed
i
ł
ną
mi
k
na
jed
s
ich cza
y, życie jej mieszkańwym organizmie miasta,
ybliżające dzieje Bydgoszcz
prz
i
ytk
zab
ne
rod
no
róż
Prezentowane są
i.
owę na przestrzeni stulec
ców i zmieniającą się zabud
Bydgoszczy.
w
1
7-1
Grodzkiej
ul.
y
prz
rzy
ich
Sp
ł
spó
Ze
:
Miejsce
Miejsce: Muzeum Etnograficzne im. Marii Znamierowskiej-Prüfferowej w Toruniu
ul. Wały gen. Sikorskiego 19
21 czerwca 2008 – ŚWIĘTO MUZYKI
Torunianie obchodzić będą Święto Muzyki na
ulicach swojego miasta. Każdy, kto ma coś wspólnego z muzyką, gra na instrumencie czy też po
prostu lubi jej słuchać, może czuć się zaproszony.
Będzie to nietypowy widok przemierzających ulice
miasta muzyków!
Więcej na stronie http://swietomuzyki.wikidot.com
19 lipca 2008 – Wakacyjny Festyn Rodzinny w Pieczyskach.
Pomysł na festyn narodził się w Koronowskim MGOK-u. Organizatorzy zadbają o to, by wszyscy z plaży wychodzili zachwyceni. Nie zabraknie konkursów, koncertów i innych atrakcji. Odwiedź letnie Pieczyska i odpręż się w
otoczeniu natury. Zabawa będzie trwała do białego rana!
6 lipca 2008 – WYŚCIGI ROWEROWE MTB
CROSS-COUNTRY
„KomputerTu.pl KujawiaXC” zaprasza na
trzecią edycję rajdu rowerowego sympatyków dwóch kółek. Zostanie ona rozegrana na
górze Grabina w Koronowie. Większość trasy
przebiega w lesie bukowym „Cysterski Gaj”.
Malownicze położenie miasta w dolinie rzeki
Brdy dodatkowo uprzyjemnia wrażenia z trasy, która zapowiada się rewelacyjnie!
Szczegóły na http://www.kujawiaxc.pl/
28 – 29 czerwca 2008 – ROŚCIMIN
W Rościminie nad jeziorem Rościmińskim Małym (Gmina Mrocza), odbędzie się weekendowy festyn promocyjno-rekreacyjny, organizowany przez
Miejsko-Gminny Ośrodek Kultury i Rekreacji. Impreza przeznaczona dla wszystkich, bez ograniczeń
wiekowych. Biorąc udział w koncertach, konkursach i poczęstunkach nie będziesz się nudzić!
48
25 - 29 sierpnia 2008 – „ŚWIATŁOCZUŁE MIASTO”
Stowarzyszenie „Juvenkracja” i Muzeum Fotografii przy WSG ogłasza konkurs na udział w
pięciodniowych, letnich warsztatach fotograficznych. Szkolenie i realizację projektu „Światłoczułe Miasto – Bydgoszcz w oczach młodych fotografów” przeprowadzą znani bydgoscy fotograficy i dziennikarze, członkowie stowarzyszenia „Juvenkracja”. Warsztaty zakończą się wystawą na Starym Rynku w Bydgoszczy i wydaniem albumu fotograficznego. Zobacz szczegóły
i regulamin na: http://www.juvenkracja.pl/
WAKACYJNIE i REKREACYJNIE
Zachęcamy do aktywnego wypoczynku na wodzie - spływy kajakowe Brdą i Wdą dla minimum 8
osób! Trwające od 2 do7 dni, w cenie od 70 do 85 zł m.in.
KAJAKIEM DO BYDGOSZCZY
Spływ na trasie Samociążek – PTTK Janowo 13 km
Spływ na trasie Samociążek – PTTK Janowo – Bydgoszcz 25 km
Spływ na trasie Gościeradz, most – Tryszczyn – PTTK Janowo 10 km
Spływ na trasie Gościeradz, most – Tryszczyn – PTTK Janowo – Bydgoszcz 22 km
Spływ na trasie PTTK Janowo – Bydgoszcz 12 km
Organizator : REGIONALNY ODDZIAŁ PTTK „SZLAK BRDY” W BYDGOSZCZY
Więcej informacji na stronie: http://www.pttk.bydgoszcz.pl/splywy-brda-i-wda/kajakiem-do-bydgoszczy/
49
Emilia Glugla
zobaczy rzeźbę Przechodzącego przez rzekę czy
zajrzy do galerii handlowej Drukarnia. Wszędzie
łatwo trafić – pomagają w tym przejrzyste mapki. Równie zadowoleni powinni być także rodowici mieszkańcy miasta. Każdy z pewnością znajdzie
zdjęcia miejsc, o istnieniu których nie miał pojęcia, a teraz chętnie je odwiedzi. Jak zresztą mogłoby być inaczej, skoro w książce znalazło się ponad tysiąc fotografii. Ważnym elementem są opowieści i legendy przytaczane przez autorów. Można się z nich dowiedzieć, co w Bydgoszczy robił
mistrz Twardowski, w jakich okolicznościach na
Bartodzieje przybył Świętopełk czy skąd swą nazwę wzięła dzielnica Bocianowo.
Warto zauważyć, że twórcy przewodnika nie
pokazują tylko budynków zadbanych i odrestaurowanych. Nie boją się przedstawić budowli, które swój blask odzyskałyby dopiero po gruntownym remoncie lub takich, które perłą architektury nigdy nie były (np. Pałac Młodzieży, pomnik Czynu Społecznego ze skweru Leszka Białego, muszla koncertowa w parku Witosa czy wieżowiec przy
Rywalu).
Przewodnik uzupełniają użyteczne informacje o hotelach, pubach, klubach czy restauracjach,
które można odwiedzić w naszym mieście.
Przewodnik „Bydgoszcz” wyszedł w serii Poczet Miast Polskich nakładem wydawnictwa Prospekt-Atelier. Kosztuje 38 zł, dostępny jest w sieci księgarni Matras.
Zatem Drogi Czytelniku życzę owocnych wędrówek ulicami naszego miasta i przede wszystkim
twórczego zapału, by ocalić jego uroki.
W poszukiwaniu
bydgoskich
skarbów…
Drogi Czytelniku!
Witam po raz kolejny na turystycznych szlakach. Zanim wyruszysz, by odnaleźć skarby ukryte
pośród obszarów naszego regionu, polecam, byś
zajrzał do najnowszego przewodnika opisującego
Bydgoszcz. Informacje o nim znalazłam na stronie portalu Gazeta.pl i z wielką radością przybliżę je
również Tobie. Tymczasem przypominam, że poprzednia recenzja dotyczyła walorów krajobrazowych i tradycji Świecia nad Wisłą. Obecnie pozostaniemy w atmosferze bydgoskich miejsc i zakątków. Nie musisz więc nigdzie wyjeżdżać. Rozejrzyj
się uważnie wokół i chwytaj inspiracje. Pomoże Ci
w tym wspomniany wyżej przewodnik turystyczny
zatytułowany po prostu „Bydgoszcz”. Jego twórcy mówią, że chcieli pokazać miasto dokładnie takie, jakim ono jest i rzeczywiście udało się. W książce można zobaczyć prawdziwe perełki bydgoskie,
ale także miejsca, z których wyglądu dumni być
nie możemy. Może i dobrze, gdyż jeszcze wiele inicjatyw przed nami w ramach działań twórczych.
Natomiast odnajdywanie piękna w tym, co piękne
nie jest, z pewnością do takich należy.
Prawie 400-stronicowe wydawnictwo w twardej oprawie i wygodnym, kieszonkowym formacie
jest świetną pozycją nie tylko dla turystów, ale też
dla mieszkańców Bydgoszczy. Ci pierwsi będą mieli okazję zobaczyć na zdjęciach i przeczytać krótki
opis wszystkich miejsc, które w Bydgoszczy bezwarunkowo należy odwiedzić. Znalazła się tu Bazylika św. Wincentego à Paulo, katedra, pomnik Łuczniczki czy budynek BRE Banku stylizowany na spichrze. Autorzy nie zapomnieli także o najnowszych
nabytkach naszego miasta. Turysta bez problemu
trafi więc pod pomnik króla Kazimierza Wielkiego,
50
Marta Gregorczyk
Skąd się
Grabina wzięła
Sława koronowskiego burmistrza Mateusza, wybiegała hen daleko poza miastowe granice. Bo też był
to człowiek, który wiele dobrego dla Koronowa czynił i
rządził mądrze, nosa przy tym nie zadzierając. Uśmiechami mieszkańców darzył, z czego zwłaszcza panny
się cieszyły, gdyż był Mateusz mężczyzną przystojnym
i nieżonatym jeszcze. Co śmielsza dama nieraz chustkę
przed nim niby nieumyślnie upuszczała, aby ją podniósł i
zagadał nieco. Burmistrz zaś tedy komplementy prawił,
aż się panna rumieńcem oblewała i w imieniu rodziców
na garniec sławnego koronowskiego piwa zapraszała.
Nie odmawiał nigdy Mateusz takiego zaproszenia, toteż
popołudnia schodziły mu zwykle na miłych wizytach.
Pewnego słonecznego dnia, rozeszła się lotem błyskawicy wieść po koronowskich ulicach, że burmistrz
Mateusz wreszcie się żeni. Opowiadali budnicy, sprzedający towary w budach pod ratuszem, że oświadczył
się burmistrz pięknej Marcjannie, córce bogatego piwowara, Stanisława Grzybowskiego. Weselisko zatem bardzo huczne wyprawiono. Trzy dni i trzy noce trwało,
a bawili się na nim wszyscy mieszkańcy Koronowa.
Pod rządami Mateusza w mieście coraz lepiej
się działo. Bogacili się rzemieślnicy słynący ze swych
wyrobów, a koronowskie piwo nie miało sobie równego. W mieście przybywało domów i wszelkiego
dobra, płynęły lata w spokoju i dostatku.
Ale oto pewnego czasu pod miastem obóz rozbili wędrowni Cyganie. Cyganichy wróżyły dziewczętom przyszłość, Cyganie handlowali czym się dało. W
karczmie zaś Cygan o kruczoczarnych włosach szeptał przy piwie, że choć Koronowo z bogactw sławne, każdy mieszkaniec pomnożyć jeszcze swe dobra
może... jeśli tylko podpis krwią z palca serdecznego
podpisać pergamin zechce.
- Głupiś, Cyganie – śmiał się Maciej Ryz – Mówicie, jakbyście diabłem byli!
- Tak czy owak, idźcie do piekła– podniósł się
z ławy krawiec Golonka - bo was znakiem krzyża
przeżegnam!
Kulił się tedy Cygan, ale po chwili przy innym
stole bogactwem nieprzebranym kusił.
Wezwał w końcu burmistrz Mateusz wójta cygańskiego do siebie, a ten zdziwiony był oskarżeniem. Uradzili razem wyjaśnić, kto dobre imię przybyszów chce skalać. Wspólnie więc wieczorem przy
karczmie się zaczaili Cyganie i ludzie burmistrza
i gdy tylko czarnowłosy Cygan się zjawił z kompanami, łomot mu straszny sprawili, aż czapki i buty
poleciały, rogi i kopyta diable odsłaniając!
Przez parę dni był w mieście spokój i nic zemsty diabelskiej nie zapowiadało... Któregoś ranka
jednak, burmistrz nie wstał z łoża.
- Chorym, kochana żono. Poleżę, to i przejdzie. – powiedział. Sprowadzić też kazał do siebie
Cyganichę, która umiała przyszłość przepowiadać.
Ta rzekła mu, że wyzdrowieje, jeśli trzy dni i trzy
noce na wzgórzu za miastem przesiedzi, co rano
o wschodzie słońca twarz w rosie porannej przemywając.
Zawieźli tedy burmistrza na wzgórze, skąd patrzał na kochane miasto, w którym lat tyle rządził.
Mijał czas wyznaczony przez Cygankę spokojnie, aż
ostatniej nocy Mateusza dziwny widok obudził: oto
zgraja diabłów z długimi drabinami na pagórek się
pięła.
- Popamiętają nas koronowscy mieszczanie!
Ukradniemy im księżyc, będą mieli noce ciemniejsze od piekielnych! – i jęły drabiny ku niebu ustawiać.
- Niechże was piekło pochłonie na wieki wieków
amen! – krzyknął Mateusz, gdy już diabły na drabinach wysoko siedziały. Niebo przecięła błyskawica,
zniknęli gdzieś diabli, a wyłamane szczeble spadając
mocno i gęsto utkwiły w ziemi. Rankiem wstał burmistrz zdrów, lecz zdziwiony: oto wzgórze zieleniło
się lasem młodziutkich grabów.
- Ot, to i z połamanych drabin diabelskich pożytek być może. Od dziś niechże się wzgórze Grabiną
nazywa! – postanowił i ruszył w stronę swego miasta, aby dalej w nim rządzić sprawiedliwie i szczęśliwie przez długie, długie lata.
(na podstawie „Diabelski młyn i inne legendy
okolic Koronowa”, T. Multański)
51
Marek Bogusz
Szlakiem
rezerwatów
cz.1
Wspólnie z członkami SKKT-PTTK „SZLIDOWSI” działającego w Zespole Szkół Nr 9, Gimnazjum nr 52 przy ul. Cichej 52
w Bydgoszczy zapraszam na cykl wycieczek turystyczno-krajoznawczych szlakiem rezerwatów przyrody Zespołu Parków Krajobrazowych Chełmińskiego i Nadwiślańskiego.
Wisła to praktycznie ostatnia nieregulowana duża rzeka
Europy, tworząca na znacznej swej długości naturalny ekosystem, bardzo dynamicznie zmieniający się w czasie i przestrzeni. Jej odcinek od Bydgoszczy na południu po Żuławy Wiślane na północy, ograniczony stromymi zboczami wysoczyzny
morenowej, nosi nazwę Doliny Dolnej Wisły. Obszar ten został
ukształtowany około 16 tys. lat temu podczas ostatniego zlodowacenia. Wówczas to wody Prawisły płynące dotychczas na
zachód Pradoliną Toruńsko-Eberswaldzką przebiły topniejący
i cofający się lądolód i skierowały swój bieg na północ.
Dla ratowania tego malowniczego krajobrazu i bardzo
zróżnicowanego pod względem przyrodniczym, kulturowym
i historycznym regionu utworzono w 1993 roku park krajobrazowy funkcjonujący obecnie pod nazwą Zespołu Parków Krajobrazowych Chełmińskiego i Nadwiślańskiego (ZPKChiN). Symbolem parku stała się drewniana chata menonitów, tj. osadników holenderskich, którzy przybyli na te tereny w XVI wieku wskutek zawirowań religijnych w ich ojczyźnie. Ludność ta
wspaniale zagospodarowała dolinę Wisły, tworząc charakterystyczny antropogeniczny krajobraz parku w postaci np. wałów
przeciwpowodziowych, kanałów, sadów czy też cmentarzy.
Wśród różnorodnych atrakcji krajoznawczo-turystycznych
52
parku na szczególną uwagę zasługują rezerwaty przyrody, które utworzono na
najbardziej wartościowych przyrodniczo
obszarach. Jest ich w sumie czternaście,
z czego pierwszy postaram się przybliżyć czytelnikom „Regional Geographic”.
Zapraszam do rezerwatu torfowiskowego „Linje”, znajdującego się w pobliżu Dąbrowy Chełmińskiej. Został on utworzony
w 1956 roku i obejmuje obszar o powierzchni 12,32 ha, z tego torfowisko śródleśne
o powierzchni 3,8 ha. Rezerwat jest objęty ścisłą ochroną, celem zachowania jedynego w północnej części Polski stanowiska
brzozy karłowatej (betula nana). Pozostałe dwa stanowiska tego gatunku znajdują
się w Sudetach. Brzoza karłowata jest reliktem epoki lodowcowej, objętym ścisłą ochroną gatunkową. Osiąga wysokość
0,3-0,8 m, sporadycznie zaś 1,2 m. Stanowisko to odkrył w roku 1837 botanik J. Nowicki z Torunia, lecz w następnych latach
uległo ono zapomnieniu. Powtórnie zostało
zlokalizowane w roku 1900. Już rok później
fot. Marek Bogusz
teren torfowiska objęto ochroną. W rezerwacie największe skupienie brzozy karłowatej znajduje się w środkowej części torfowiska wysokiego, które otoczone jest pasem
torfowiska przejściowego. Z innych gatunków roślin chronionych w rezerwacie spotykamy m.in. rosiczkę okragłolistną oraz bagno zwyczajne.
W następnym numerze - rezerwat
leśny „Las Mariański”

Podobne dokumenty