Sztuka otwiera oczy, by patrzeć dalej - Nasze kujawsko
Transkrypt
Sztuka otwiera oczy, by patrzeć dalej - Nasze kujawsko
Sztuka otwiera oczy, by patrzeć dalej Używamy często metafory: oczy są zwierciadłem duszy. To one pomagają poznawać siebie, a dusza przyjmuje wówczas to, co poznane. Są w człowieku wewnętrzne głosy, obrazy, które ułatwiają poruszanie się w świecie, mobilizują do działania, a niekiedy są zdolne popchnąć do spontanicznych uniesień. Zobaczyć jest łatwiej niż uwierzyć. Nieustannie potrzebujemy dobrej informacji, aby upewniać się, czy działamy prawidłowo. Niech nasze pismo pomaga w poszukiwaniach. Oprócz tego przy zamkniętych oczach, podobnie jak bohaterowie mojego zdjęcia, podczas autorefleksji poszukajmy więcej. Okaże się, że drzemią w nas nieodkryte, zagłuszone pragnienia, pasje, chęci. ci. Regional Geographic otwiera oczy, sięga głębiej, takie jest jego zadanie; też chcecie tak działać, robić i czuć? W naszym piśmie znajdziecie to, co o przyciąga, intryguje, zastanawia i wyróżnia na mapie pie cczasopism regionalnych, młodzieżowych. Zapraszam zam do o patrze patrzenia na świat w sposób głębszy. Przyłączcie rzyłączc się do nas, aby wspólnie popatrzeć dalej.. Życzę twórczych odkryć z Regional Geographic! Podarowałem sztuce Siedzę i rozmyślam. Odczucia i pragnienia podarowałem Sztuce – rzeczy na pół dojrzane, twarze na pół dojrzane, twarze jakieś czy rysy, miłości niespełnionych niepewne przypomnienia. Sztuce się poddać pragnę. Bo ona wie, jak tworzyć Piękności kształt. Ona, niedostrzegalnie prawie, dopełnia życie, splatając wrażenie z wrażeniem, z dniem splatając dzień. Redaktor naczelny Adam Juszkiewicz szkie Konstantinos Kavafis Niniejsza publikacja jest współfinansowana przez Urząd Miasta Bydgoszczy. 1 W numerze: Ludzie W górskich głębinach ...................................................4 Miasto Czas na... rower .........................................................12 Nocne życie studenta ...................................................14 Region Krajeński Park Krajobrazowy ........................................18 Powrót do „maleńkiego raju” ...................................... 22 Ahoj, przygodo! ...................................................... 24 Rowerem nad Kanał Notecki ........................................ 28 Podróż za 2,20 - Białe Błota ....................................... 30 Fotografia Fotokrytyka .............................................................. 32 Filtry fotograficzne w fotografii pejzażowej .................... 34 Sąsiedzi ..................................................................................... 38 Stacja fotografia........................................................40 Turystyka Tramwaj wodny i lądowy ............................................ 42 Młodzieżowa baza noclegowa w Bydgoszczy ................. 44 Z czym na rower ........................................................ 46 Kalendarium nadchodzących wydarzeń .......................... 48 W poszukiwaniu bydgoskich skarbów ............................ 50 Skąd się Grabina wzięła .............................................. 51 Szlakiem rezerwatów cz.1 ............................................ 52 Zdjęcia na okładce: Grzegorz Popek (I), Przemysław Durczak (IV). Adres redakcji: Bydgoszcz; ul. Powstańców Wielkopolskich 34, tel. 052 3460 421 czynna od pn do pt w godz. 10 - 17 Redaktor naczelny: Adam Juszkiewicz (0 504 560 499); e-mail: [email protected] Zastępca redaktora naczelnego: Marcin Wasilewski, e-mail: [email protected] Sekretarz redakcji: Lidia Kobylarz (0 504 455 260), e-mail: [email protected] Summary: Anna Soporowska Korekta: Agata Malik Edytor zdjęć: Kamil Wakuła Szata graficzna: Mikołaj Górski Wydawca: Stowarzyszenie „Juvenkracja”, www.juvenkracja.pl; www.RegionalGeographic.pl Skład i druk: PPU MULTIGRAF s.c. R. Ellert, J. Tomczuk, 85-135 Bydgoszcz, ul. Bielicka 76 C tel./fax 052 340 41 37, 0 661 152 708; www.multigrafdruk.pl Redakcja: Magdalena Połowińczak, Natalia Stefanowicz, Karolina Matysiak, Emilia Glugla, Przemysław Durczak, Marta Gregorczyk, Grzegorz Popek Redakcja zastrzega sobie prawo do dokonywania skrótów, redagowania tekstów, adiustacji, zmiany tytułów i publikowania ich na stronach internetowych. Redakcja nie publikuje materiałów nie zamówionych oraz ich nie zwraca. © Copyright by Stowarzyszenie „Juvenkracja”. 3 Ludzie Natalia Stefanowicz e-mail: [email protected] Jeżeli masz niecodzienne zainteresowania, należysz do intrygującej subkultury lub działasz w interesującym stowarzyszeniu z przyjemnością opiszemy Twoje dokonania na łamach Regional Geographic. Czekamy na Ciebie! Nie trać czasu, już dziś skontaktuj się z redaktorem działu LUDZIE! Emilia Nowak, Grzegorz Popek W górskich głębinach Przez dwa wieczory gościliśmy w naszej redakcji Jana Kwiatonia – bydgoskiego himalaistę, inicjatora i koordynatora niezwykłej wyprawy w głąb himalajskiego jeziora Tilicho. W ramach ekspedycji „Tilicho Lake and Peak 2007” uczestnicy wyprawy ustanowili rekord świata, nurkując na głębokość 30 metrów w jednym z najwyżej położonych akwenów na świecie (4919 m n.p.m.). Dotarli tym samym do granic biosfery, gdziej zatknęli biało-czerwoną flagę. Podczas naszego spotkania himalaista opowiedział nam o przygotowaniach do wyprawy, trudzie wspinaczki, gościnności Nepalczyków, krytycznych momentach ekspedycji i o pierwszym w historii zanurkowaniu tak głęboko na takiej wysokości. Co cię zainspirowało do zorganizowania tak nietypowej wyprawy? Zainspirowało mnie kilka rzeczy. Pierwszą z nich było uświadomienie sobie, że w eksploracji naszej planety jest wciąż pewna niewypełniona nisza, czyli nurkowanie powyżej granicy biosfery. Zależało mi także na tym, aby wyczynu tego dokonali Polacy. Trzecim bodźcem były wszystkie moje wcześniejsze doświadczenia związane z wypraJak wyglądały przygotowania do wyprawy? Jest to trudne pytanie, ponieważ każdą wyprawę traktuję bardzo poważnie, ale myślę, że w „Podróżach z żartem” najlepiej scharakteryzowałoby mnie określenie „Enzo z amazońskiej dżungli”. Enzo nawiązuje do filmu „Wielki Błękit” z Jeanem Reno w roli głównej, do którego podobno jestem podobny, stąd dla przyjaciół jestem Gdybyś miał wziąć udział w popularnym programie „Podróże z żartem”, jak byś się przedstawił? Enzo. Kiedyś zwiedzałem rezerwat lasu deszczowego Puszczy Amazońskiej w Puerto Maldonado i były tam ścieżki zalane bardzo rzadkim błotem. Patrząc na nie zastanawiałem się, czy moje umiejętności nurkowania na wstrzymanym oddechu przydałyby się tutaj, tym bardziej, że była to zatoka Czarnego Kajmana. Enzo Enzem, ale z kajmanem nie ma żartów, on na pewno nie oglądał tego filmu. (kajman - gatunek gada z rodziny aligatorowatych) 4 Były one długie i żmudne, nie dotyczyły jednej osoby, ale całego zespołu, z którego tylko nieliczna grupa miała się podjąć nurkowania. Na początku szczególnie istotne było to, aby tacy specjaliści jak dr Zdzisław Siczko i dr Jacek Kot z Krajowego Ośrodka Medycyny Hiperbarycznej zgodzili się na objęcie patronatu naukowo-medycznego nad wyprawą i opracowanie zasad nurkowania na takiej wysokości. Obaj opracowali szczegółowe algorytmy dotyczące nurkowania. Kolejnym problemem było wami w Himalaje i nurkowaniem głębinowym. Zacząłem się zastanawiać, czy nie przyszedł czas na to, aby wykorzystując cały mój wcześniejszy dorobek otworzyć nową kartę w historii eksploracji akwenów himalajskich. Kolejną motywacją były pewne cechy charakteru, czyli gotowość na podjęcie trudu i ryzyka. Jak już wspomniałem, chciałem, aby wyczynu tego dokonali Polacy, a skoro mogą zrobić to Polacy, to dlaczego nie ja? Dość długo nosiłem się z tym zamiarem, zbierałem informacje, rozmawiałem z kolegami i pewnego dnia, w trakcie rozmowy telefonicznej z jednym ze znajomych, podjąłem decyzję. Robimy to! I tak to się zaczęło. stworzenie tzw. szerokiego składu wyprawy. Wyszedłem z założenia, że nurkowie muszą jechać z hi5 się z prędkością 4,8 metra na minutę. W międzyczasie, dokładnie na rok przed planowaną wyprawą, odbył się rekonesans miejsca, w którym wyprawa miała dojść do skutku. Wyznaczono wówczas teren pod rozbicie bazy, lądowisko helikoptera itp. Po uporaniu się ze wszystkimi tymi etapami przygotowań pozostał już tylko jeden problem do rozwiązania. Największy – zebranie funduszy na naszą wyprawę. Zadania tego podjął się Zbyszek malaistami, bo nie posiadają oni doświadczenia wysokogórskiego. O ile z himalaistami na takich wysokościach nie ma problemów, o tyle gorzej jest z nurkami. W ramach treningu pojechaliśmy w Andy, aby sprawdzić jak nurkowie czują się na takich wysokościach i ewentualnie wykluczyć osoby mające problemy z adaptacją do nurkowania w ekstremalnych warunkach. Faktycznie w przypadku jednej osoby zaistniał taki problem. Kolejnym etapem przygotowań były ćwiczenia na sucho w Morskim Oku. Trenowaliśmy tam przede wszystkim techniki nurkowania, jak np. wynurzanie Sokół, który stworzył system organizacyjny wyprawy i został przewodniczącym komitetu organizacyjnego. Udało mu się zdobyć pieniądze i chwała mu za to, bo w przeciwnym razie wyprawa pozostałaby w sferze marzeń. A teraz przenieśmy się nad brzeg jeziora Tilicho, w którym nurkowałeś. Co widać i słychać na głębokości 15 metrów na wysokości 5 000 metrów? Rok wcześniej nurkowałem do połowy tej głębokości, czyli 8 metrów na wstrzyma- nym oddechu. Widoczność była dobra – na ok. 3-4 metry i widziałem przede wszystkim kamieniste dno. Po bardziej uważnym przyjrzeniu się dopatrzyłem się tam pewnych form życia, prawdopodobnie była to jakaś odmiana sinic. Gdy nurkowałem w tym samym jeziorze rok później, tym razem już ze sprzętem, widoczność wynosiła zaledwie pół metra. Dno w miejscu nurkowania było już zupełnie inne. Było ono – co nas zupełnie zaskoczyło – muliste. W jeziorze tym nie występują praktycznie żadne żywe organizmy, a muł to nic innego jak odpadki organiczne. Skąd więc ten muł? Okazało się, że jest on osadem z miki skalnej, która unosi się w wodach jeziora, skutecznie ograniczając widoczność. Była ona tak wrażliwa, że wystarczyło lekko pstryknąć palcem i już unosiła się cała chmura. W efekcie całe piękno wyprawy sprowadzało się do obserwowania twarzy partnera. Było to też naszym zadaniem, bo w razie wystąpienia jakichkolwiek problemów, np. zatrucia tlenowego, należało przerwać nurkowanie i rozpocząć akcję ratunkową. Wracając do miki unoszącej się w wodzie – podczas nurkowania miało miejsce niezwykłe zjawisko. Otóż w normalnych warunkach, im głębiej się schodzi pod wodę, tym ciemniej. W Tilicho było inaczej. Zawiesina miki w wodzie zadziałała jak swoisty światłowód i w efekcie podczas schodzenia w głąb jeziora, aż do 15 metra cały czas było tak samo jasno. Nigdy wcześniej podczas nurkowania nie spotkałem się z takim fenomenem. Jak się wówczas czułeś? Byłem bardzo spięty i skoncentrowany na tym, co robiłem. Gdy rozmawiałem potem z innymi, okazało się, że każdy czuł to samo. Jest to identyczna sytuacja jak przy wejściu na szczyt – nie czuje się wówczas radości ani zadowolenia. Ponad 90% wypadków ma miejsce podczas schodzenia ze szczytu, ponieważ wówczas człowiek nie jest już tak skoncentrowany i łatwiej popełnia błędy. Do tego dochodzi zmęczenie. Osoba zdekoncentrowana silniej je odczuwa. Kiedy podczas wspinaczki czuję, że moja koncentracja spada, robię przerwę i nie wbiję czekana dopóki nie poczuję się ponownie skoncentrowany. Euforia i radość ze zdobycia szczytu pojawia się dopiero po zejściu na dół, czyli w momencie, gdy człowiek nie musi już dłużej koncentrować się na celu. Analogicznie, podczas nurkowania nie czuliśmy strachu. Czas na strach minął w momencie, gdy zaczęliśmy schodzić pod wodę i jedyne, co czuliśmy, to silna koncentracja na wykonaniu naszego zadania. Oczywiście, cały czas to7 warzyszyła nam pewna obawa o dalszy rozwój wydarzeń, ale nie odgrywała ona decydującej roli. Zanim wyruszy się na ekstremalną wyprawę należy się obyć z żywiołem i nauczyć kontrolować swoje emocje, a zwłaszcza unikać wpadania w panikę. Czym się różni nurkowanie na wysokości 5000 m n.p.m. od tradycyjnego nurkowania? Różni się przede wszystkim tym, że stanowi ono ogromne ryzyko. Nie mamy wystarczającej wiedzy na ten temat, poza tym trzeba się do takiej wyprawy przygotować, a przede wszystkim – dostać się na brzeg tego jeziora. Organizm człowieka na takiej wysokości podlega adaptacji wysokościowej, która charakteryzuje się zmianą obrazu krwi – staje się ona gęstsza. Jest to zjawisko korzystne dla alpinistów, ale dla nurków wręcz przeciwnie. To jeszcze nie wszystko. W momencie, gdy organizm dostosuje się do wysokości, pojawia się kolejny problem – zwiększone ry- zyko choroby dekompresyjnej. Mamy więc z jednej strony gęstą krew, co znacznie utrudnia odsycanie się azotu w organizmie w momencie wynurzania, a z drugiej ogromną wysokość, na jakiej odbywa się nurkowanie. Są to dwa największe zagrożenia związane z nurkowaniem wysokościowym. Do tego dochodzi jeszcze trud związany ze wspinaczką, a jak wiadomo, sprzęt do nurkowania nie jest lekki – jeden zestaw waży średnio 40 kg. Każde nurkowanie na takiej wysokości musi być indywidualnie zaplanowane. Droga ewakuacyjna w razie wypadku jest zawsze niezwykle trudna do wytyczenia w takich warunkach. Poszkodowany w wypadku podczas nurkowania w tradycyjnym akwenie może liczyć na błyskawiczną akcję ratunkową, natomiast w przypadku nurkowania w jeziorze Tilicho sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Tu nie było żadnych szans na ratunek. Byliśmy praktycznie odcięci od świata. Mieliśmy wprawdzie plan akcji ratunkowej, jednak w razie wypadku byłaby ona niemożliwa do przeprowadzenia z powodu załamania pogody. Kolejną różnicą jest tempo wynurzania się z akwenu. O ile na poziomie morza prędkość ta wynosi 9-10 metrów na minutę, w przypadku jeziora Tilicho było to 4,8 metra na minutę. Krótko mówiąc – im wyżej, tym wolniej. Każde nurkowanie poniżej 10 metrów na wysokości powyżej 300m jest już nurkowaniem dekompresyjnym i warto w tym przypadku zawsze skonsultować się ze specjalistą, zwłaszcza jeżeli chodzi o wysokość 5000 m n.p.m. Tu stawką jest życie, bo w przypadku choroby dekompresyjnej na takiej wysokości udzielenie fachowej pomocy byłoby znacznie utrudnione. War- to więc przed taką wyprawą zapoznać się z tajnikami medycyny wysokościowej. Jaki element ekwipunku był dla ciebie najważniejszy podczas wyprawy? Może zabrzmi to banalnie, ale dla mnie najistotniejsze podczas każdej wyprawy są buty. Kiedy li- nie lotnicze zgubiły mój bagaż ze sprzętem, wyposażeniem, ubraniami, apteczką itp., zostały mi tylko stare buty trekkingowe, w których byłem już na kilku wyprawach. Nie chciałem kupować nic nowego, bo wiem, czym grozi wędrówka po górach w nowych butach. W efekcie byłem zmuszony zakładać na skarpetki worki foliowe, jak to robią Nepalczycy. Genialny patent, niestety, nieskuteczny w przypadku startych protektorów. Ślizgałem się cały czas, ale dzięki temu zrozumiałem, jak kluczowe w wędrówce po górach są dobre buty. W butach przebywa się prawie cały czas, więc jeśli są ciepłe i suche, a do tego trzymają się mocno podłoża, to komfort wyprawy jest naprawdę duży. Poza licznymi niebezpieczeństwami, na jakie napotykaliście się podczas wyprawy, był też czas na przyjemności – podczas wyprawy obchodziłeś swoje urodziny. Jak świętowaliście na takiej wysokości? Pojęcie przyjemności jest pojęciem względnym, zwłaszcza w warunkach ekstremalnych. Podczas naszej wyprawy powodem do szalonej radości był na przykład fakt, że przestawał padać śnieg. Kiedy jeszcze udało nam się spotkać tubylców, którzy – jak się potem okazywało – mieli piwo, to radość była jeszcze większa. Jeśli chodzi o świętowanie moich urodzin, to zrobiłem kolegom wielką niespodziankę, przemycając do bazy whisky. Nepalczycy natomiast sprawili mi ogromną radość, bo wyczarowali dla mnie tort urodzinowy z napisem “Happy Birthday Yanek Tilicho 2007”. Tort wyglądał pięknie, ale Bóg raczy wiedzieć, z czego oni go zrobili, bo do zjedzenia to on się nie nadawał. Nie chcąc urazić Nepalczyków, zaprosiliśmy wszystkich mieszkańców bazy i, okazując im naszą niesamowitą gościnność, dopilnowaliśmy, aby zjedli cały tort. Okazało się, że byliśmy pierwszą grupą, która zaprosiła ich do wspólnego świętowania, więc Nepalczycy nie posiadali się z radości i wdzięczności. (My również, bo dzięki temu zniknął cały tort.) Wracając do whisky, nikt nie chciał uwierzyć że udało mi się ją prze- byli tego robić, ponieważ droga ewakuacyjna była odcięta i w razie wypadku nie moglibyśmy liczyć na żadną pomoc. Decyzję o nurkowaniu podjąłem ze świadomością, że jak coś się stanie, to ja poniosę za to pełną odpowiedzialność. Każdy z nurków był świadomy ryzyka, jednak po wspólnej dyskusji zdecydowaliśmy się je podjąć. Niezależnie od tego, cały czas towarzyszył nam stres związany z dwoma faktami. Po pierwsze – wszyscy byliśmy w obcym, nieprzyjaznym świecie, z dala od domu, narażeni na ciągłe niebezpieczeństwo. Mogę tu zacytować Wysockiego: “I krok nieostrożny i już lecisz w przepaść jak głaz”. Po drugie – brak możliwości podzielenia się swoimi obawami. Każdy człowiek ma naturalną potrzebę wygadania się, zwłaszcza w sytuacji podwyższonego ryzyka, a tu nikt z nas nie mógł sobie pozwolić na żale w stylu: “Stary, ja się boję”. Tego się nie mówi, bo druga osoba przeżywa dokładnie to samo. Ujawnienie lęku przez jedną osobę zaowocowałoby swoistym lękiem grupowym, bo emocje bardzo szybko udzielają się całej grupie. Poza tym, nikt z nas nie chciał okazywać słabości. mycić. Tymczasem ja podrzuciłem butelkę tragarzowi, a następnie przeniosłem ją do mojego śpiwora. Kiedy w końcu ujawniłem butelkę, wszyscy bardzo się ucieszyli i nawet lekarz się ugiął, choć przedtem zarzekał się, że przed nurkowaniem absolutnie nie można pić. Niestety, nie wszyscy Nepalczycy są tak przyjaźnie nastawieni wobec turystów. Na trasie waszej wyprawy są aktywne maoistowskie bojówki, które napadają na himalaistów. Czy mocno dali się wam we znaki? Bardziej my im, niż oni nam. Na samym początku wyprawy ustaliliśmy, że w razie bezpośredniej konfrontacji z bojówką nie ulegniemy. I nie ulegliśmy. Najważniejsze było to, aby nie dopuścić do bezpośredniego kontaktu. W ewentualnym starciu, niezależnie od tego, jak Dlaczego nie zdecydowaliście się poczekać na poprawę warunków atmosferycznych? Warunki pogarszały się coraz bardziej, co stanowiło ryzyko całkowitego odcięcia drogi powrotnej. Załamanie pogody nastąpiło w trakcie drugiego nurkowania. Kiedy schodziłem pod wodę, kamienie na brzegu były gołe; w momencie, jak się wynurzyłem było na nich już 20 cm śniegu. W ciągu doby spadł kolejny metr śniegu i wciąż nie przestawał padać. Z dnia na dzień było już coraz gorzej. Nawet gdybyśmy wówczas mieli prognozę, że opady ustaną w przeciągu dwóch dni, to i tak musielibyśmy czekać co najmniej dwa tygodnie na to, aby ta ogromna masa śniegu wytopiła się i odparowała. Poza tym wciąż wiał silny wiatr i w takich warunkach jedyny śmigłowiec, jaki teoretycznie byłby w stanie dolecieć na taką wysokość i kogoś zabrać, czyli Mi-17, już nie dałby rady tego zrobić. dobrze byliśmy wyszkoleni i przygotowani, różnie mogło by się to skończyć. Nie chciałem podejmować takiego ryzyka. Podczas rekonesansu poznałem ich taktykę – w ogóle nie są wyszkoleni, mają jedynie broń i swoją ideologię. Który moment wyprawy był dla Ciebie najtrudniejszy? Był to moment, w którym jako kierownik wyprawy podjąłem decyzję o nurkowaniu. Nie powinniśmy 10 Czym dla ciebie jest odwaga? Odwaga oznacza dla mnie świadome podjęcie ryzyka. Kiedy byłem po raz pierwszy w Tatrach, zdecydowałem się na ostrą wspinaczkę. Pierwszego dnia przeszedłem Grań Apostołów, drugiego dnia – Kazalnicę. Byłem sprawny technicznie, ale nie miałem żadnego doświadczenia, a do tego nie zdawałem sobie sprawy z niebezpieczeństwa. Kiedy wieczorem spojrzałem na tę ścianę, uświadomiłem sobie, jaki byłem nieostrożny. To nie była odwaga, tylko brak rozsądku. Odwaga jest wówczas, gdy jesteśmy w pełni świadomi niebezpieczeństwa i świadomie je podejmujemy. Jakie jest twoje największe marzenie? Chciałbym się wspiąć na jakąś górę na Marsie. Dokładniej – chciałbym po prostu stanąć na innej planecie i czegoś tam dokonać – wejść do jakiejś jaskini, zanurzyć się w akwenie, wejść na coś... Nie lecieć na inną planetę tylko po to, aby tam być, ale po to, aby coś tam zrobić. Jakie jest twoje ulubione miejsce w regionie? Bory Tucholskie. Natomiast jeśli chodzi o Bydgoszcz, to stary Ogród Botaniczny w centrum, który został zdewastowany. Szkoda, można by go jeszcze jakoś uratować, ale to by kosztowało trochę pracy. Jeśli natomiast chodzi o Polskę, to są trzy miejsca, w które zawsze chętnie jadę: Tatry, Beskid Niski i właśnie Bory Tucholskie. Na koniec poprosimy o krótką lekcję tybetańskiego. Uniwersalnym powitaniem w Indiach i Nepalu jest “Namasté”. W Nepalu i Tybecie warto się jeszcze spytać, czy wszystko w porządku: “Namasté ramrucia”, a nasz rozmówca się wówczas uśmiechnie i odpowie: “Ramrucia ramru” – “wszystko dobrze, wszystko ok”. Większość Tybetańczyków trzyma w swoich chatach psy. Kiedy wchodzimy do zagrody tybetańskiej i widzimy, że pies jest dobrze utrzymany i nie gryzie, to wówczas można go pogłaskać i powiedzieć: “Ramru kukur, ramru” – oznacza to mniej więcej co: “do- bry pies, dobry”. Tybetańczyk, bardzo związany ze swoim zwierzakiem, uśmiecha się od ucha do ucha słysząc te słowa i zachęcony w ten sposób zaczyna mówić do nas po tybetańsku, uznając, że znamy biegle język. My w odpowiedzi robimy mądrą minę udając, że go rozumiemy i jak Tybetańczyk skończy swój monolog wówczas mówimy: “Bohlagio”. Oznacza to nic innego, jak: “jestem głodny”. “Ooo, bohlagio, bohlagio, tere bohlagio” – “bardzo głodny” – wtóruje nam Tybetańczyk, po czym częstuje nas tym, co akurat ma w kuchni. Po posiłku mówi się O „daniabat” – czyli “dziękuję” i że jest “Tere ramru”, czyli “bardzo dobre”. Gdy gospodarz podaje nam tato alu, czyli gorące ziemniaki, i się pyta: “Ramru”? to trzeba grzecznie odpowiedzieć: “Not ramru”. Tybetańczyk w odpowiedzi się oburza: „Jak to? Niedobre?!” a my wówczas spokojnie odpowiadamy – “Not ramru. TERE ramru!” - “BARDZO dobre!” Tybetańczyk się wówczas cieszy i tak mniej więcej wyglądają takie rozmówki. Tybetański jest niezwykle ciekawym językiem i jako dowód podam ciąg wyrazów – “kukur” znaczy “pies”, “kukurako” – “kura” a “kukurakoful” – “jajo”. Najpopularniejsza mantra tybetańska to “Om mani padme hum” – „bądź pozdrowiony w kwiecie lotosu”. Jest to mantra pojawiającą się w większości pieśni tybetańskich, w medytacjach i nawet wypowiedziana przez turystę w gompie, czyli świątyni tybetańskiej, jest mile widziana przez tubylców. Dziękujemy za rozmowę Ja również dziękuję. zdjęcia z archiwum Jana Kwiatonia Miasto Kamil Wakuła e-mail: [email protected] W tym numerze dowiemy się, jak w naszym mieście można zagospodarować czas wolny. O aktywnym wypoczynku opowie nam w krótkiej relacji Joanna Witek, wymieniając zalety spędzania wolnych chwil na rowerze i za- chwycając się urokliwymi widokami myślęcińskiego parku. Magdalena Włodarczyk w artykule o nocnym życiu studenckim zaproponuje nam kilka ścieżek, którymi możemy podążać w poszukiwaniu rozrywki. Zapraszam! Joanna Witek Czas na… rower! Kiedy zaczyna się sezon rowerowy, wyciągamy nasz sprzęt, odkurzamy go i… zastanawiamy się, gdzie udać się na wyprawę. Wybierając trasę naszych wycieczek, kierujemy się przede wszystkim krajobrazem, jaki będzie nas otaczał, na ile komfortowe okaże się podłoże, czy trasa będzie bezpieczna, wolna od hałasu samochodów. Myślę, że każdy mieszkaniec Bydgoszczy zgodzi się, iż wymarzonym miejscem na czynny wypoczynek jest Myślęcinek. Tutaj odnajdzie się każdy rowerzysta; warunki stworzone są zarówno dla amatorów, jak i osób uprawiających ten sport wyczynowo. Teren posiada liczne ścieżki przystosowane do jazdy na rowerze, większość dróżek ma wydzielony pas dla posiadaczy dwóch kółek, co zapewnia płynną jazdę i zapobiega kolizji ze spacerowiczami. Rower jest szybką ucieczką od codzienności. Do Myślęcinka chętnie przyjeżdżają całe rodziny, aby spędzić wspólnie czas wolny od pracy i obowiązków. Wśród rowerzystów odnajdziemy wielu zwolenników zdrowego trybu życia, którzy wybrali właśnie taki sposób na zachowanie dobrej formy. Osobom, które nie posiadają własnego sprzętu, polecam skorzystanie z wypożyczalni. Za godzinę jazdy zapłacimy 7 zł, za 2 godz. 10 zł, a jeżdżąc 3 godziny 15 zł. Obiekt znajduję się niedaleko pola golfowego, tuż przy ściance wspinaczkowej. Zatem nie pozostaje nam nic innego, tylko udać 12 się na przejażdżkę rowerową w to malownicze miejsce, nawet brak sprzętu nie będzie dla nikogo wymówką. Ciekawe atrakcje, a właściwie warunki do jazdy park stwarza osobom, które uprawiają ten sport ekstremalnie. Głównym powodem do dumy jest kryty skatepark, który jest trzecim tego typu obiektem w Polsce. Popisać się tu mogą posiadacze rowerów typu bmx, na co dzień przyjeżdżający trenować nowe triki i ewolucje. Za wstęp zbierane są opłaty w wysokości 4 zł za cały dzień; dostępna jest także opcja dla stałych klientów – 30 zł za karnet miesięczny. Skatepark organizuje różnego typu imprezy, zloty, konkursy. Halę warto odwiedzić, sam widok jeżdżących tam osób budzi podziw i szacunek. Jeśli komuś nie wystarczy wrażeń w skateparku, może udać się na rampę, usytuowaną niedaleko lunaparku. Rowerową alternatywą w Myślęcinku jest tor do zjazdów, który szczyci się opinią jednego z najlepszych w Polsce. Dziwi mnie tylko fakt, że sprawia on wrażenie zaniedbanego i zapomnianego. Nie wiedząc co zrobić ze sobą w weekendowe popołudnie lub z energią, która nas wypełnia, wybierzmy się na przejażdżkę rowerową. Jeszcze lepiej, jeśli odbędzie się ona do Myślęcinka; miejsca położonego w optymalnej odległości od centrum, gdzie jednocześnie czuje się bezpośrednią więź z naturą. 13 Magda Włodarczyk Nocne życie Wspólnie z członkami SKKTstudenta PTTK „SZLIDOWSI” działającego w Zespolewiadoma, Szkół Nr 9, Rzecz to wszystkim żeGimnie nazjum nr 52 przy ul. Cichej 52 samą uczelnią student żyje. Na popraw Bydgoszczy zapraszam na wę nastroju po ciężkim i stresującym cykl czas wycieczek turystyczno-kradniu na uczelni, na chwilę relaksu w klubie, barze, knajpie, pubie…W którym? Na brak propozycji bydgoscy żacy nie mogą narzekać. Wystarczy wyjść na Stary Rynek, rozejrzeć się dookoła, a na pewno każdy znajdzie coś dla siebie. Mam dla Was całkowicie subiektywny mini przewodnik po miejscach, które warto odwiedzić przynajmniej raz, a jak Wam się spodoba to i częściej. Na początek – TRIP. Najpopularniejszy klub studencki w Bydgoszczy. Stu- dencka mekka – mówią bywalcy. Od poniedziałku do piątku są tu imprezy w typowo studenckiej atmosferze. Old schoolowy wystrój, muzyka: pop, rock, r`n`b, latino, dużo znajomych i dobra zabawa – obowiązkowy punkt na mapie studenckiego życia nocnego. Kredens to kolejny król bydgoskich klubów. Niektórzy narzekają na lekko snobistyczną atmosferę, ale dobra muzyka i niepowtarzalny klimat jest nie do podrobienia. No i wystrój – sami zobaczycie. Polecam zwłaszcza wtedy, gdy chcecie się pochwalić znajomym niezwykłością Bydgoszczy. Albo po prostu przyjemnie spędzić czas. Chętnie odwiedzane miejsce przez studentów to La Salsa. Przyjemny pub w stylu latynoskim, którego kolorowe i słoneczne ściany przypominają plażę. Pełna życia muzyka rodem z Ameryki Łacińskiej sprawia, że w tańcu przenosisz się do dalekiego Meksyku lub na Kubę. Inne atrakcje: w środy lekcje 15 tańca salsa gratis! Kubryk to istna tawerna żeglarska. Polecam tym, którzy czują sentyment do morza i Krainy Wielkich Jezior. Wystrój jak na knajpę dla żeglarzy przystało: drewniany, pełno w nim siatek do połowu ryb, map i morskich rekwizytów. Smażona rybka i występy bydgoskich formacji szantowych to domena Kubryka. Niepowtarzalną atmosferę poczujesz odwiedzając dwie Barki na Brdzie. Dla tych bardziej romantycznych pub oferuje bezpłatny widok na rzekę z ogródka letniego, muzykę na żywo, karaoke, pyszne kawy, egzotyczne drinki i koktajle. Czego chcieć więcej? Savoy to najstarszy klub w mieście. Na stałe wpisał się w pejzaż Bydgoszczy. Słynie z eleganckiego wystroju w stylu Mulin Rouge. O atmosferę klubową dbają bydgoscy Dj`e. Stylowe wnętrze, dobrze zaopatrzone bary, duży parkiet, wygodne miejsca do siedzenia, stoły bilardowe, miła ob- Student’s night life sługa – to wszystko sprawia, że chce się tu bywać. Jeśli jesteś fanem piłki nożnej i sportu – pub Play to coś dla Ciebie. Na dużych telewizorach plazmowych transmitowane są najważniejsze wydarzenia sportowe. W wyjątkowej atmosferze można tu obejrzeć mecze piłki nożnej, walki bokserskie, mecze siatkówki, skoki narciarskie… Na koniec Mózg. Nie można go nie odwiedzić. Klubo – kawiarnio – galeria. Odbywają się tu koncerty, spektakle teatralne, projekcje filmowe, Zamieszczone zdjęcia są własnością portalu www.yoou.pl 16 After exhausting and stressful day at university, the best thing for us is to relax in a club, bar or pub. I recommend a mini guide-book leading to places worth seeing at least once or if you like more often. At the beginning – TRIP – the most popular student club in our town. It is opened from Monday to Friday. There are organized parties for everyone with every type of music! Kredens Pub – you can listen to great music and feel original atmosphere in this fantastic old school looking pub. For those who prefer Latino style I recommend La Salsa club with rhythms from Latin America. They offer free salsa courses in mid-week! Try it! Kubryk is like a nautical tavern. It is decorated like a ship’s deck full of fishing nets, wood and maps.. all aboard! If you want to feel unusual atmosphere, visit Barka by the Brda river. Enjoy it with great music, karaoke and taste exotic drinks and cocktails… cheers! Savoy is the oldest club in the city. It is decorated in Moulin Rouge style. Big dancefloor, hot music and pool. Play pub is a place for sports fans. On big TV screens you can watch the most important sport events. Finally Mózg (Brain) – it’s a place full of art! Theatrical spectacles, concerts, films projections, exhibitions and lots of other interesting things take place there. It’s a really unique place. wystawy plastyczne i fotograficzne. Osoby prowadzące klub to czynni artyści. Mózg to miejsce, gdzie przy dźwiękach klimatycznej muzyki każdy czuje się artystą. To na tyle, jeśli chodzi o urozmaicoThat’s all I wanted to present, so… let’s get the ne życie studentów po godzinie 22. Nieparty started! długo sesja, zacznie się ciężki i nużący bój z książkami. Życzę wszystkim powodzenia, Tłumaczenie: bo „System Eliminacji Studentów Jest AkAnna Soporowska tywny!” Ale na dobrą imprezę student zawsze znajdzie czas… 17 Region Marcin Wasilewski e-mail: [email protected] W okresie wakacji szczególnie zachęcamy do zwiedzania naszego regionu. Przecież nie tylko dalekie podróże mogą dostarczyć niezapomnianych wrażeń W bieżącym numerze proponujemy odwiedzenie położonej okolicach Białych Błót ścieżki dydaktycznej. Prezentujemy walory Krajeńskie- go Parku Krajobrazowego. Zapraszamy na wspólny rejs po Zalewie Koronowskim. Na koniec proponujemy lekturę krótkiej relacji z Biesiady Artystycznej w Słaboszewku. Czekamy na wasze relacje z wakacyjnych wojaży po regionie. Najlepsze opublikujemy w numerze jesiennym. Anna Narloch, Michał Stefan Krajeński Park Krajobrazowy Krajeński Park Krajobrazowy ze swoją siedzibą w Więcborku, powstał w 1998 roku. Położony na terenie pięciu gmin (Więcborka, Sępólna Krajeńskiego, Kamienia Krajeńskiego, Mroczy i Sośna) zawiera liczne szlaki turystyczne i dostarcza nam wielu atrakcji. Jego powierzchnia wynosi 543,95 km²; tym samym jest to naj- większy park krajobrazowy w województwie. Znajduje się tam najwyżej położony punkt województwa kujawsko-pomorskiego (Czarna Góra w tzw. Górach Obkaskich, jej wysokość to 189 m n.p.m.). Charakterystyczną cechą obszaru jest jego położenie na głównym wododziale I rzędu Wisły – Odry. 18 Ciekawostki… Z walorami przyrodniczymi KPK wiążą się także jego walory turystyczne. Do niewątpliwych zalet należą liczne jeziora i otaczające je lasy. Przykładem może być Więcbork. Miasto to leży nad największym w całej gminie jeziorem. Nic więc dziwnego, że najpopularniejszą atrakcję w sezonie letnim stanowi miejska plaża wyposażona w pomosty i trampolinę. Na miejscu znajduje się także strzelnica, korty tenisowe, hale widowiskowo-sportowe, trzy stadiony (w tym olimpijski stadion lekkoatletyczny), pola do piłki plażowej, boisko sportowe do gry w piłkę siatkową i ringo, tor motocrossowy, wypożyczalnie sprzętu wodnego, siedziba Polskiego Związku Wędkarskiego oraz Polskiego Związku Łowieckiego. Na obszarze istnieją rezerwaty leśne: „Bu- Runowo Radzim czyna”, „Lutowo”, „Jezioro Wieleckie” oraz rezerwaty przyrody: „Wąwelno” – chroniący fragment lasu liściastego z wiekowymi okazami dębów, jesionów i buków; „Gaj Krajeński” – pod ochroną naturalny drzewostan bukowo-dębowy z charakterystycznym runem. Na terenie parku możemy ujrzeć wiele gatunków roślin i zwierząt. Z ssaków występują m.in. bobry europejskie, wydry europejskie, jelenie i dziki. Z ptaków zaś bocian czarny, bielik i żuraw. Na terenie parku znajdują się wzgórza, które stanowią doskonały punkt widokowy na jezioro i miasto (warte uwagi jest Wzgórze św. Katarzyny z XVIII-wieczną kaplicą). Rosnące wokół lasy także są atrakcyjne ze względu na znajdujące się w nich cztery śródleśne jeziorka oraz pomniki przyrody. Krajeński Landscape Park Szlaki turystyczne Szlaki turystyczne przebiegające przez KPK: szlak Więcborski (czarny) – trasa 20 km, szlak męczeństwa Krajan (zielony) – 28 km, szlak jezior krajeńskich (zielony) – 19 km, szlak im. Stanisława Łabędzińskiego (niebieski) – 20 km. Przez Krajeński Park Krajobrazowy przebiega międzynarodowa trasa rowerowa R-1, która z Francji prowadzi przez Belgię, Holandię, Niemcy, Polskę (tu w okolicy Liszkowa, Witosławia, Mroczy, Wąwelna), a następnie przez Rosję i Litwę dociera do Łotwy. Szlaki turystyczno-krajoznawcze znajdujące się na terenie parku sprzyjają organizowaniu wycieczek. Z pewnością dostarczą one wielu wrażeń zarówno tym aktywnym, jak i pasjonatom kochającym obcowanie z naturą. Nie pozostaje nam zatem nic innego, jak zaprosić Państwa do obejrzenia przepięknych widoków znajdujących się na terenie Krajeńskiego Parku Krajobrazowego. Krajeński Landscape Park was created in 1998 with the main headquarter in Więcbork. This park is situated in the area of five towns (Więcbork, Sępólno Krajeńskie, Kamień Krajeński, Mrocza and Sośno). It includes lots of tourist trails and gives us many attractions. It is the biggest landscape park in our province. The Black Mountain (189 m high), is the highest point in this park and also in Kujawsko - Pomorskie Province. Curiosities… Natural values of KLP are related to tourist values like lakes and woods surrounding them. Więcbork is situated by the largest lake in this area. Every summer a beach with bridges and trampoline becomes the main tourist attraction. The are also embrasures, tennis courts, sport halls, three stadiums, area for games on the sand, football and volleyball fields, motocross line and water equipment rental. Gmina Mrocza na Krajnie Północno-zachodnia część województwa kujawsko-pomorskiego wyróżnia się pod względem walorów krajobrazowych i przyrodniczych. Cecha charakterystyczna tego terenu to przepięknie położone jeziora rynnowe otoczone lasami i wzgórzami morenowymi, co w porównaniu z reliktami dawnego budownictwa zaowocowało w roku 1998 utworzeniem Krajeńskiego Parku Krajobrazowego. Południowa część Parku obejmuje północno-zachodnią część Gminy Mrocza z przepływającą przez nią uroczymi rzekami Rokitą i Orlą w otoczeniu lasów, bagnisk i uroczysk. Na terenie Parku zlokalizowane są części sołectw: Białowieża, Wiele, Witosław i Rościmin. Przynależność do Parku wiąże się z wieloma ograniczeniami m.in. nie wolno budować obiektów zagrażających środowisku w odległości mniejszej niż 100 m od linii brzegowej rzek i jezior. Nie wolno także na tere20 Szynwałd nie Parku lokalizować budynków i urządzeń powodujących zanieczyszczenie gleby, wód i powietrza, stanowiących źródło hałasu oraz naruszających rzeźbę terenu. Uroku krajobrazowi dodają zachowane zespoły dworsko-parkowe i parki podworskie m.in. w Izabeli, Rajgrodzie, Orlu i Witosławiu. Unikalne w skali regionu jest jezioro Wieleckie będące ostoją 140 gatunków ptaków. Baza turystyczna zaczyna się rozwijać, są już pierwsze pola namiotowe i gospodarstwa agroturystyczne. Bardziej wymagający turyści mają do dyspozycji niedrogie pokoje w Ośrodku Hotelowo-Rekreacyjnym na stadionie miejskim w Mroczy. Rezerwacja telefoniczna pod numerem telefonu 052 385 88 980 lub w Miejsko-Gminnym Ośrodku Kultury i Rekreacji w Mroczy (tel. nr 052 385 61 13). Tourists trails Trails in KLP: Więcborski trail (black) – 20 km, Krajan trail (green) – 28 km, Krajeńskie Lakes trial (green) – 19 km, Stanisław Łabędziński trail (blue )- 20 km. There is an international bicycle track R-1 running through KLP. It leads from France across Belgium, Holland, Germany, Poland, Russia and Lithuania to Latvia. Krajeński Landscape Park is admirable and wonderful place to relax and enjoy the nature. 21 Paulina Kałużna Jedynie przez 17 lat rodzina Zdziechowskich zamieszkiwała dworek, bowiem w 1939 roku udała się na Polesie do córki, Marii. Nigdy tam jednak nie dotarła, osiedlając się ostatecznie w Jedliczu koło Krosna. Trzy lata później pan Kazimierz został aresztowany przez gestapo i wywieziony do obozu zagłady w Oświęcimiu, gdzie prawdopodobnie zginął. Jednak pomimo wyjazdu rodziny i tragicznej śmierci Zdziechowskiego, pamięć o dworku i rodzinie nie zatarła się w świadomości mieszkańców Słaboszewka i osób z nim związanych. Po wojnie, gdy Zdziechowscy opuścili dworek, Słaboszewko służyło mieszkańcom jako przedszkole, a później i szkoła. Niż demograficzny spowodował, że została ona jednak zamknięta. Obecnie w jednej z części domu znajduje się miejscowa biblioteka. Powrót do „maleńkiego raju” Przeszłość nieustannie towarzyszy nam w teraźniejszości. Ciągle jest obok, otacza nas z każdej strony i nie daje o sobie zapomnieć. Tak naprawdę przecież nie moglibyśmy żyć bez oglądania się za siebie. Dusze zmarłych osób wciąż znajdują się przy nas, w naszych sercach i umysłach. Ducha dawnych mieszkańców i ich znakomitych gości dało się również odczuć podczas Biesiady Artystycznej w Słaboszewku, gdzie wyjątkowa atmosfera skłaniała do kontemplacji i powrotu pamięcią do lat minionych. Wszystko zaczęło się w 1922 roku. Właśnie wtedy w Słaboszewku, małej miejscowości Krzysztof Derdowski, pisarz, przedstawił swoje najnowsze opowiadania o tematyce bydgoskiej w powiecie mogileńskim, pojawiła się rodzina Zdziechowskich – pan Kazimierz, prawnik i autor pięciu powieści, żona Amelia, działaczka na rzecz miejscowej ludności oraz troje ich dzieci: Jan, Paweł i Maria. Z czasem dworek stał się miejscem spotkań elity kulturalnej i artystycznej ówczesnego czasu. W słaboszewskim salonie zaczęli bywać m.in.: Witold Małcużyński – wybitny kompozytor, Antoni Uniechowski – rysownik i ilustrator, Bolesław Miciński – filozof 22 prof. Marek K. Siwiec dokonuje wpisu do pamiątkowej księgi gości i poeta, Marian Zdziechowski – historyk kultury i literatur słowiańskich, antropolog Stanisław Żejmo-Żejmis. Latem 1937 roku pojawił się Witold Gombrowicz. Jerzy Andrzejewski, również przebywający wielokrotnie w Słaboszewku, w powieści Popiół i diament zawarł wspomnienia nadmogileńskich wizyt. Gospodarz utrzymywał ponadto listowny kontakt z Elizą Orzeszkową, Marią Dąbrowską i Jarosławem Iwaszkiewiczem, co stanowi kolejny przykład, jak ważną rolę w życiu państwa Zdziechowskich odgrywała kultura. Prowadzący imprezę i współorganizator dr Marek Chamot, dyrektor Instytutu Kulturoznawstwa i Filozofii Wyższej Szkoły Gospodarki w Bydgoszczy fesor UKW i poeta, Krzysztof Derdowski, prozaik oraz student WSG, Rafał Kowalcze, który zaprezentował swoje niezwykle poruszające wiersze. Wszyscy mogliśmy również podziwiać obraz Jerzego Puciaty, bydgoskiego malarza, stanowiący część Tryptyku. Zaproszenie przyjął także wnuk pana Kazimierza z rodziną i Tekla Glinkowska, służąca państwa Zdziechowskich. Warto wspomnieć, że studenci WSG również dbają o dziedzictwo kulturowe, jakim jest Słaboszewko. Dążą oni do tego, aby wspomnienia o nieżyjących już Zdziechowskich nigdy nie zatarły się w świadomości Polaków. Badają twórczość artystów związanych z regionem i popularyzują wiedzę na ten temat. Obecnie pracują nad wydaniem biuletynu informacyjnego. Jedna z najpiękniejszych rzeczy w życiu człowieka to istnienie miejsc niezwykłych, pełnych swoistego uroku, które pomagają mu odkryć w sobie niepohamowane pokłady siły i mocy twórczej. Mam nadzieję, że dzięki wsparciu i pomocy finansowej różnych instytucji Słaboszewko wkrótce będzie mogło ponownie stać się takim właśnie miejscem. Tego z całego serca życzę sobie i wszystkim artystom, którzy być może w Słaboszewku odnajdą inspirację do stworzenia przyszłych, wielkich dzieł. Wspólne zdjęcie uczestników „Biesiady artystycznej” na schodach przed słaboszewskim dworem Dziś wiele osób dąży do przywrócenia dawnej świetności temu magicznemu miejscu. Jako jeden z przejawów owej dążności można uznać Biesiadę Artystyczną, która klimatem i charakterem przypominała dawne spotkania w słaboszewskim dworku. Dzięki występującym artystom dało się odczuć genius loci Słaboszewka. Wyjątkową atmosferę stworzyli: Ewa Gruszka, skrzypaczka, Michał Dobrzański, kompozytor, Marek Siwiec, pro23 t. Adam Juszkie Juszkiewicz Ewa Gruszka podczas recitalu skrzypcowego Muzyka wyjątkowo brzmiała w dawnym salonie, gdzie 70 lat temu koncertował sam Witold Małcużyński Agata Malik,Grzegorz Popek Ahoj, przygodo! Kiedy już wróciliśmy do domu, powiedziała: -Teraz rozumiem, dlaczego wziąłeś mnie na tę żaglówkę. Po prostu chciałeś mi zaimponować. I wiesz co? Udało ci się. Jesteś naprawdę dzielny! Po tych słowach serce urosło mi niczym spinaker, chociaż wcale nie taki był mój cel. Zacznijmy jednak od początku. On zupełnie nie zapowiadał się kolorowo. Gdy wpadliśmy na dworzec PKS w Bydgoszczy z zamiarem wyjazdu nad Zalew Koronowski okazało się, że rozkład jazdy w Internecie nie po- wiedział nam całej prawdy. Owszem, autobusy do Pieczysk kursują, ale tylko w sezonie wakacyjnym. Moglibyśmy jeszcze zapolować na jakiegoś prywatnego busa, ale zrobiło się późno i ostatecznie postanowiliśmy jechać samochodem. Z jednej strony wydatek większy, z drugiej zaś większa niezależność. W końcu jeśliby okazało się, że w Pieczyskach nie ma już wolnego żadnego jachtu, zawsze mogliśmy spróbować po drugiej stronie zatoki w Romanowie. Gdy dotarliśmy na miejsce okazało się, że została nam tylko najmniejsza 24 łódka – dzieło uczniów technikum drzewnego – tzw. Kornik. Narzeczona nigdy nie pływała na żaglówce i taka mała łódeczka była dla niej w sam raz. Bosman słysząc o tym, poradził nam dodatkowo, aby płynąć tylko na jednym żaglu, na grocie. Od rana wiało już bardzo mocno i dla niewprawnego żeglarza postawienie dwóch żagli mogłoby się skończyć podwójnym nieszczęściem. Porzuciłem więc plan objęcia dowództwa wielkiej floty, poprzestając na małej flotylli i to jeszcze z niepełnym takielunkiem. Miałem ambitny plan pokazać narzeczonej zalaną wieś Olszewko. Dziś po tamtej miejscowości pozostał tylko cmentarz i nazwa, którą przejął największy akwen Zalewu Koronowskiego. Od znajomych słyszałem o domach i studniach pod wodą znajdujących się gdzieś na wysokości przesmyku łączącego jezioro Olszewko z jeziorem Lipkusz. Przez moment poczułem się jak Krzysztof Kolumb odkrywający nieznane obszary i zaznałem dreszczu przygody. W swoim zapale nie wziąłem jednak pod uwagę głębokości, na jakiej mogą się one znajdywać. Ktoś na przystani powiedział coś o 10 metrach. To wystarczyło, aby po krótkim zastanowieniu porzucić odkrywcze plany. Poza tym pojawił się większy problem – mianowicie wiatr dobijający nas do brzegu i wąskie wyjście między pomostami, przez które mieliśmy się przecisnąć. Dla bezpieczeństwa postanowiłem tak jak inni wypłynąć na pagajach. Wszystko szło nam dobrze, dopóki nie zaszło małe nieporozumienie. Wśród szumu fal i podmuchu wiatru rzuciłem nieopatrznie narzeczonej komendę „puść miecz”. Skąd mogłem wiedzieć, że nieprzyzwyczajona do marynarskiego drygu dziewczyna usłyszy zamiast tego polecenie „wpuść mnie” i zaniecha momentalnie wszelkich czynności. Na szczęście sytuacja kryzysowa została po krótkiej dyskusji opanowana, nieporozumienie wyjaśnione, a miecz spoczął we właściwej pozycji. Za chwilę płynęliśmy już halsując pod wiatr z napiętym żaglem. Naszym celem miała być moja ulubiona zatoczka zwana Zalewem Różanna z wysepką znajdującą się w głębi. Miejsce to znajduje się na wysokości ośrodka we Wielonku, tuż przed „cieśniną złudnych nadziei” zwaną tak z uwagi na swoją specyfikę. Wiatr, który tam wieje, potrafi zmienić znienacka kierunek. Gdy płynie się, dajmy na to baksztagiem, za chwilę staje się w bajdewindzie tracąc prędkość, kierunek i wszelkie pojęcie o wyczuciu łódki. Zanim jednak dotarliśmy w te rejony, trzeba nam było jeszcze pokonać inne niebezpieczeństwa, a mianowicie mielizny. W zasadzie łatwo je zlokalizować, studiując mapę batymetryczną dostępną na stronie internetowej Pieczysk, ale jeszcze wtedy nie miałem o tym pojęcia. Kto nie pływał musi wiedzieć, że gdy jacht osiada na takiej płyciźnie, trzeba wyciągnąć miecz (w moim przypadku lepiej osobiście), a następnie wejść do wody (też osobiście), co o tej porze roku może się skończyć hipotermią czy – jak kto woli – wychłodzeniem pewnych partii ciała. Za jakiś czas miało się jednak okazać, że nie dane mi było uniknąć tego typu atrakcji i to nawet nie na skutek mielizny. Tymczasem płynęliśmy przełamując fale, raz to lewym, raz prawym halsem, zagrzewani do wysiłku intensywnymi promieniami słońca. Niespodziewane szkwały sprawiały, że zaliczaliśmy przechyły na granicy z wywrotką nabierając hausty wody. Ja oczywiście robiłem dobrą minę do złej gry, mocując się z linami i sterem. Uśmiech najtrudniej przychodził mi wówczas, gdy przeganiały nas inne jachty z bardziej doświadczoną załogą, pozdrawiając wesołym ahoj! Właściwie wszyscy nas wyprzedzali. Gdy wpłynęliśmy w końcu w pierwsze zwężenie zalewu tuż przed ośrodkiem we Wielonku nic dziwnego, że odczuliśmy zmęczenie, a zaraz potem jeszcze większy głód. Nawiązując do czasów sprzed roku 1962, znajdowaliśmy się w miejscu, gdzie kiedyś przebiegał most, po którym można było się dostać do miejscowości Wymysłowo położonej na lewym brzegu Brdy. Dziś osada ciągle jest, ale pozostałości z mostu prawdopodobnie przykrywa kilka dobrych metrów wody. Właśnie tu skusił nas piękny brzeg z przyjemną trawą i śladami aktywności turystycznej w postaci wypalonego ogniska. Wziąłem to za dobrą monetę i znak, że kiedyś udało się tu komuś przybić do brzegu. W moim przypadku nie obyło się bez trudności. Przynajmniej teraz wiem, że nigdy nie należy wpływać z wiatrem w brzeg, nawet jeśli wieje delikatnie. Przy trzecim podejściu i szczęśliwym zrzuceniu żagla maszt dostał się między konary drzewa i tu już nie było alternatywy. Musiałem pokonać obawę przed lodowatą wodą i wskoczyć w odmęty zalewu. Wody na szczęście było po kolana. Jej tempe25 ratura sprawiła jednak, że po minucie zrezygnowałem z dalszego moczenia się w obawie przed wspomnianą hipotermią. Wyskoczyłem na brzeg i cumą dziobową odciągnąłem łódkę poza zasięg drzew i gałęzi. I tu chyba nastąpił najprzyjemniejszy punkt naszej wyprawy. W promieniach słońca radośnie zainaugurowaliśmy piknik. Znajdowaliśmy się w malowniczej scenerii pachnącego lasu oraz lazurowego jeziora otoczeni czarującym śpiewem ptaków. Czując stały ląd pod stopami, mogliśmy beztrosko przyglądać się przepływającym żaglówkom i patrzeć, jak stawiają czoła żywiołowi. Nagle posłyszeliśmy dźwięk nieprzypominający w żaden sposób odgłosów łopoczących żagli ani świstu wiatru ocierającego się o wanty. Za chwilę oczom naszym ukazała się przyczyna tego hałasu. Zza trzcin wyłonił się statek wycieczkowy „Zgłowięda” wiozący z Pieczysk rozbrykane dzieciaki i ich bezradnych opiekunów. Płynął żwawo w kierunku Wielonka, przypominając o urokliwych zakątkach zalewu, których nie miało nam być dane dziś zobaczyć. Odruchowo spojrzeliśmy na zegarek. Niestety, czas nie stanął w miejscu. Przeciwnie, upłynął niczym wodolot po torze regatowym. W zaistniałej sytuacji postanowiliśmy wracać. Naszą sielanka jednak jeszcze nie dobiegła końca. Mieliśmy przed sobą drogę powrotną i całe jezioro Olszewko ze swoimi trzcinami, wyspami i mieliznami. Tym razem siła wiatru okazała się naszym sprzymierzeńcem. Dmuchało nam w plecy i sytuacja nabrała innej perspektywy. Cóż więcej mówić – nawet narzeczona zdecydowała się stanąć za sterem. Płynęliśmy na pełnym żaglu, czując prawdziwą radość i prędkość żeglowania. Wydawało się, że teraz już wszystko pójdzie nam jak z płatka. I tu popełniliśmy błąd. Uśpiona czujność zbagatelizowała czyhające niebezpieczeństwo. Było nim wejście do portu. Niby prosty manewr, ale nie w tych warunkach. Mając złe doświadczenia z wydawaniem poleceń dotyczących miecza, postanowiłem sam się nim zająć. Gdy tylko zrzuciliśmy grot i podpłynęliśmy trochę na pagajach, błyskawicznie chwyciłem za fał, aby go wyciągnąć. Wystarczyło jedno szarpnięcie i lina zo- stała mi w rękach. Ja natomiast wylądowałem na rufie, nadziewając się prawie na ster. Musiało to śmiesznie wyglądać. Tak samo zresztą jak to, że za chwilę, gdy intensywnie machaliśmy pagajami, niewciągnięty miecz trzymał nas ciągle w tym samym miejscu na płyciźnie. Podobno przecierające się fały od miecza to stały problem tego jachtu. Sam bosman wyciągając nas na brzeg skwitował to stwierdzeniem, że ich konstruktor nie powinien dostać Nobla. Zresztą, czy można aż tyle wymagać od chłopaków z „drzewniaka”? Nie wiem, co takiego wyjątkowego było w tej wyprawie, że zasłużyłem na pochwałę mojej narzeczonej. Może przemówił za tym fakt, że w ogóle wpadłem na pomysł wyczarterowania żaglówki na początku maja. Na szczęście wszystko skończyło się szczęśliwie. Jedno, co ustaliśmy na koniec, to że na pewno następnym razem przy takiej pogodzie bierzemy łódź wiosłową. Grzegorz Popek Z mojej strony kilka faktów rysuje się zupełnie w innym świetle. Przede wszystkim – w Internecie naprawdę nie było nigdzie napisane, że rozkład autobusów dotyczy sezonu letniego! Czułam się jak przysłowiowa blondynka, a to dopiero pierwsza wpadka. Niestety, kolejne były gorsze... Zacznijmy jednak od początku. Gdy już dotarliśmy na miejsce i zobaczyłam nabrzeże pełne łódek i jachtów – zakochałam się. Widok jak z obrazka: przystań, maszty na tle nieba, spacerujący ludzie w pełnym słońcu. W myślach już widziałam nas na leniwie kołyszącej się łódce, wpatrujących się taflę zalewu, z dłonią zanurzoną w rozpryskującej wodzie. Z marzeń otrząsnął mnie bosman, który mówił, że wczoraj to dopiero był wiatr, ale i dziś będzie ciężko wyjść z portu. Nawet nie przypuszczałam, jak ciężko. Narzeczony radośnie wskoczył do łódki, rozwijał żagle, mocował szekle (pamiętajcie, pierwsza zasada: nie topić szekli!), a ja z zaskoczeniem odkryłam, że na łódce może być stabilnie. Gdy byliśmy już gotowi do wypłynięcia, niebo zasnuło się chmurami i zaczęło wiać. Trudno, pomyślałam, inni dają radę, my też musimy. Nie wzięłam tylko 26 pod uwagę mojego braku doświadczenia połączonego z różnymi komendami rzucanymi przez narzeczonego żargonem żeglarskim. Tym sposobem nie wypuściłam miecza, za pagaje chwyciłam za późno, ster był skierowany w złą stronę... Nie uwierzycie, ale udało się wypłynąć! Z pryskającą wodą oswoiłam się szybko, z silnym wiatrem i palącym słońcem również, ale przechyły sprawiały, że patrzyłam na narzeczonego z niepokojem i wyrzutem w oczach. W końcu znalazłam dla siebie wygodne miejsce pod bomem, gdzie na spokojnie tłumaczyłam sobie w duchu, że kamizelka ratunkowa na pewno spełni swe zadanie. I choć zaczynałam powoli czerpać radość z żeglowania, na słowa „niedługo zrobimy sobie postój”, zaczęłam wypatrywać przyjaznego brzegu. Nie dane nam było szybko znaleźć dogodne miejsce, ale dzięki walce z wiatrem narzeczony miał szansę rozwinąć przede mną swoje umiejętności żeglarza i wpłynęliśmy w przesmyk prowadzący do brzegu. Okazało się, że to dopiero początek popisów! Wszak prawdziwemu mężczyźnie żadna przeszkoda niestraszna, więc już za chwilę cumował on naszą żaglówkę, stojąc po kolana w lodowatej wodzie. Jednak na lądzie odzyskałam przewagę – to on zajadał się ciastem i kanapkami z mojego plecaka. Błogie wygrzewanie się na słońcu i oglądanie przepływających żaglówek to prawdziwy odpoczynek dla nerwów nadszarpniętych przez nagłe przechyły. Z brzegu żeglowanie wygląda na spokojny sport; żaglówka wydaje się być pokornym barankiem, a wiatr ciągłym sprzymierzeńcem. Gdy tylko odbiliśmy naszą łódkę od brzegu, złudzenia prysły. Choć nam łagodnie udało się wypłynąć, na naszych oczach inna łódka wpłynęła prosto w brzeg. W drodze powrotnej wiatr ujawnił swoją męską naturę i poddał się łagodnej ręce kobiecej. Dzierżyłam ster, trymowałam grot i... pękałam z dumy! (Wiem, wiem, żeglowanie przy wietrze w plecy to łatwizna.) Nawet narzeczony mi zaufał i oddał się pasji robienia zdjęć, od której odrywał go tylko czasem mój rozpaczliwy głos: czy my na pewno dobrze płyniemy? Pomimo drobnych kłopotów przy cumowaniu (cztery metry od brze- gu, narzeczony i ja wiosłujemy ile sił, a łódka stoi jak słup!), szczęśliwie dobiliśmy do lądu. Pozostało nam tylko zwinąć żagle i oddać wiernego „Kornika” w (prawie) nienaruszonym stanie. Ze szczerym sercem mogłam powiedzieć bosmanowi: miłość do żagli została zaszczepiona! Widok mężczyzny, który ciągnie łódkę po kolana w lodowatej wodzie, walczącego z wiatrem, trymującego żagiel, robiącego zwrot za zwrotem z absolutnym brakiem wysiłku na twarzy, sprawia, że podziwiamy was całym sercem. Zatem nie pozostaje mi nic innego, jak tylko powiedzieć, parafrazując Młynarskiego: Panowie! Zabierajcie nas na łódki na wiosnę! Agata Malik 27 Katarzyna Dadok Rowerem nad Kanał Notecki Malownicze strumyki, ciekawe ścieżki i pachnące zielenią lasy... W połączeniu z piękną, wiosenną pogodą widoki te stają się naprawdę nieprzeciętne i zachwycają każdego, kto jest wielbicielem naturalnych krajobrazów. Pozostaje tylko znaleźć odpowiednią trasę, wsiąść na rower, do plecaka wsadzić aparat i wyruszyć na wycieczkę. W naszym regionie znajduje się wiele interesujących szlaków, które na pewno usatysfakcjonowałyby niejednego zwolennika pojazdów dwukołowych. Początkiem trasy jest pętla autobusowa na Błoniu, z której można od razu wjechać na zielony szlak. Jednak ja polecam skorzystanie z nowej drogi dla pieszych i rowerzystów wiodącej do Białych Błót. Po wjeździe do miejscowości przekraczamy ostrożnie jezdnię i mijając szutrową drogą leśniczówkę dojeżdżamy do skrzyżowania, na którym spotykamy zielony szlak. Będzie nam towarzyszył aż do Kanału Noteckiego. Podziwiając walory białobłockich lasów i łąk docieramy do obwodnicy Bydgoszczy, którą w trosce o zdrowie swoje i ewentualnych towarzyszy – ostrożnie przecinamy. Amatorów fotografii zachęcam, aby przystanęli na moment i uwiecznili leśne scenerie, których w środku miasta raczej nie spotkamy. Promienie słońca przebijające się przez konary drzew sprawiają, że trudno oderwać wzrok od tego niewątpliwie wspaniałego krajobrazu. Gdy już nasycimy się pięknymi widokami, możemy wyruszyć dalej, w dalszym ciągu wzdłuż tego samego szlaku. Po drodze napotkamy małą miejscowość Murowaniec, w której miniemy kilka domków jednorodzinnych i małych gospodarstw. Skręcamy w prawo, a następnie w lewo. Stopniowo zbliżamy się do punktu zwrotnego, którym będzie niewielki wiadukt kolejowy. Tutaj warto zrobić sobie nawet dłuższą przerwę, Wszystkim zainteresowanym odkrywaniem mniej znanych okolic Bydgoszczy proponuję wyprawę, podczas której zobaczycie urokliwe krajobrazy rozciągające się na zachód od Bydgoszczy. 28 gdyż jest to najbardziej malowniczy fragment naszej wyprawy. Dzieje się tak za przyczyną Kanału Noteckiego, z dwóch stron otoczonego bujną roślinnością, od której aż bije soczysta zieleń. Nie pozostaje nam nic innego, jak tylko wejść wąską ścieżką na wiadukt i rozkoszować się widokiem, który z każ- Jedziemy drogą leśną, po raz drugi przecinamy szosę obwodową i niezmiennie śledzimy wzrokiem czarno-białe oznaczenia na drzewach. W okolicach Lisiego Ogona skręcamy w prawo w wąską ścieżkę, aby wkrótce znaleźć się na osiedlu Prądy w Bydgoszczy. Przed samym wjazdem do Bydgoszczy jest szansa spotkania miłośników jazdy konnej, co z pewnością może stanowić dobrą okazją do fotografowania. Gdy znajdziemy się w mieście, nie powinno być problemu z dotarciem do domu, gdyż wystarczy poruszać się wzdłuż ulicy Nakielskiej, aby trafić do samego centrum. Wszystkich amatorów jazdy na rowerze oraz miłośników przyrody i fotografowania zachęcam, aby zarezerwowali sobie jeden dzień na taką wycieczkę. Trasa ma ok. 25 km i można pokonać ją wedle własnych możliwości lub chęci – w ciągu kilku godzin. Warto poświęcić trochę czasu i – jako odskocznię od szkoły czy też pracy – wybrać czynny wypoczynek, który niewątpliwie usatysfakcjonuje, odpręży i pozwoli choć na moment zapomnieć o kłębach dymu i hałasie miejskim. dej strony jest równie piękny. Gdy zdecydujemy się na kontynuowanie wycieczki, wkraczamy na szlak czarny, wiodący wzdłuż kanału. Przemieszczając się spokojnie wąskimi ścieżkami tuż przy wodzie, możemy obserwować pełną uroku florę, a przy odrobinie szczęścia także faunę lasów naszego powiatu. Mamy też okazję wykazać się sprawnością, gdy napotkamy przeszkodę w postaci wąskiego strumyka. Nie zagraża on naszemu życiu, jednak z pewnością nikt nie chciałby w nim popływać, dlatego warto być ostrożnym przy przenoszeniu rowerów. Potem nie pozostaje nam nic innego, jak w dalszym ciągu wytrwale jechać czarnym szlakiem. Odjeżdżamy od Kanału i zaraz przed Drzewcami spotyka nas kolejna niespodzianka – droga robi się grząska, gdyż prowadzi przez niewielkie bagna. Leśnymi ścieżkami docieramy do miejscowości. Reszta trasy nie powinna nas już niczym zaskoczyć. 29 treścią tablic i spokojnym rozkoszowaniem się urokami lasu. Ścieżka doskonale nadaje się do zwiedzania na rowerze. Oznakowana jest rysunkiem konwalii i zielonymi strzałkami. Przy jednym z przystanków umieszczono zadaszone ławki i stoły, gdzie można posilić się w komfortowych warunkach. Jak dojechać? Z autobusu 92 wysiadamy na pierwszym przystanku w Białych Błotach i cofamy się do skraju lasu, gdzie skręcamy w lewo w drogę do leśnictwa (drogowskaz). Grupy zorganizowane mogą uzgodnić przybycie z leśnictwem (052 381-40-21). Marcin Wasilewski Podróż za 2,20 Białe Błota T ym razem z naszym tytułowym biletem komunikacji miejskiej wybierzemy się niedaleko poza Bydgoszcz. W okolicach pobliskiej leśniczówki w Białych Błotach w 2004 roku wyznaczono niezwykle atrakcyjną ścieżkę dydaktyczną. W tym wypadku ta nazwa nie powinna nikogo zrazić, bo walory, które kryją białobłoc- kie lasy, pozytywnie zaskoczą z pewnością niejednego bydgoszczanina. Atrakcyjność trasy polega na jej zaskakującym urozmaiceniu. Po drodze odwiedzimy szkółkę leśną, pokonamy niewielkie wzniesienia, mostek nad śródleśnym strumykiem, kładką przejdziemy nad bagnem, przysiądziemy na skraju rozległej polany. Wszystkie te atrakcje są obszernie opisane na 13 kolorowych tablicach umieszczonych po drodze. Trasa rozpoczyna się i kończy przy leśniczówce w Białych Błotach. Ścieżka mierzy 5 kilometrów, a jej skrócony wariant – 3. Przejście powinno zająć ok. 2h (lub 1h ze skrótem), ale serdecznie zachęcamy do poświęcenia większej ilości czasu na zapoznanie się z 30 Fotografia Przemysław Durczak e-mail: [email protected] Zaczyna się wiosna, ulubiona pora większości fotografów. Coraz dłuższe dni, słoneczna pogoda, świeże kwiaty – te atrybuty sprawiają, że żaden prawdziwy fotoamator nie może wysiedzieć w domu. Wybrać można się na łąkę, do parku czy do zoo. W tym numerze w Fotoradzie Marcin pokazuje, jak za pomocą prostych sztuczek uzyskać efekt trójwymiarowości na fotografii. Osoby, które postanowiły wykorzystać piękną pogodę i nowo nabyte umiejętności w praktyce, zapraszam do przysyła- Przemysław Durczak Fotokrytyka 1. Pierwsze zdjęcie to typowy pejzaż właściwy dla tej pory roku – pole rzepaku. Zdjęcie jest poprawnie skadrowane; zachowano zasadę podziału kadru na trzy części tak, aby linia horyzontu nie znajdowała się w połowie. Pierwsza nia nam swoich zdjęć, szczególnie opowiadających o człowieku aktywnym. Na e-maile z pytaniami chętnie odpowiemy, a wybrane przez nas zdjęcia zostaną wydrukowane w dziale Fotokrytyka lub na okładce. Życzę udanych fotograficznych łowów. ! ZOSTAŃ DZIENNIKARZEM FOTOREPORTEREM! Jeśli masz lekkie pióro i dobre oko, lubisz opisywać i fotografować ciekawe miejsca i okolice, redakcja pisma „Regional Geographic” czeka na Ciebie. Będziesz działać w miłym towarzystwie młodych odkrywców regionu kujawsko-pomorskiego. Kontakt: [email protected] jednak wada, która rzuca się w oczy, to kilka paproszków na matrycy widocznych na samej górze zdjęcia. Zdjęcie jest także delikatnie za ciemne, linia drzew jest całkowicie pozbawiona detali, zatem przydałby się tutaj filtr połówkowy. Poza tym, brakuje czegoś na pierwszym planie, przez co zdjęcie sprawia wrażenie płaskiego i pozbawionego głębi. 2. Drugie zdjęcie przedstawia kwiat. Ponownie – poprawnie skadrowane, bez przepalonych listków, z ładnymi kolorami. Może zabrakło odrobiny obróbki w programie graficznym, która polegałaby na wyciągnięciu świateł oraz podbiciu saturacji. Pusta ziemia przywodzi na myśl wiosnę i budzące się życie. 3. Kolejne poprawne zdjęcie o tym samym temacie. Centrum kwiatka właściwie umieszczone, dobrze dobrana głębia ostrości. Zabrakło tylko ciekawego oświetlenia. Wszystko, czego brakuje temu zdjęciu, to odrobina słońca i trochę światła odbitego blendą (a można ją zrobić nawet z kawałka kartki). Ponieważ tym razem wszystkie trzy zdjęcia są autorstwa jednej autorki pozwolę sobie na krótkie podsumowanie. Generalnie re- guły zostały mniej więcej opanowane. Stosujesz właściwe metody w odpowiedni sposób. Twoim zdjęciom brakuje tylko odrobiny dbałości o szczegóły, choćby takie, jak oświetlenie. Pamiętaj, że fotografia to malowanie światłem; przy jego braku trudno o dobre zdjęcia. I czasami zaszalej – czy to z kadrem, czy z głębią ostrości. Najlepsza nauka płynie przez eksperymenty. Życzę wielu udanych zdjęć i serdecznie pozdrawiam. Przemysław Durczak FOTORADA lony kolor, nieprzygaszony przez odbite światło. Również woda wygląda zdecydowanie ciekawiej, polaryzacja światła pozwala na odsłonięcie dna i naturalnego odcienia. Niestety, efekt ten ma swoją cenę – filtr polaryzacyjny przyciemnia nam całe zdjęcie, powodując wydłużenie czasu jego robienia. Po szarej połówce jest to kolejny ważny filtr dla wszystkich zainteresowanych fotografią pejzażową. Filtry fotograficzne w fotografii pejzażowej W tym wydaniu Fotorady zajmiemy się filtrami fotograficznymi. Jako że jest ich sporo, począwszy od gwiazdkowych, przez różnego rodzaju połówkowe po zdecydowanie bardziej specjalistyczne, omówię tylko te, które mają największe znaczenie przy fotografii krajobrazu. Jednak najpierw... Nakręcane czy nie? Generalnie filtry można kupić pod postacią pierścienia nakręcanego bezpośrednio na obiektyw lub też jako szybkę wykonaną z żywicy, którą montuje się do specjalnego holdera przyczepianego do obiektywu. Pierwsze rozwiązanie jest o wiele bardziej wygodne, filtry zdejmuje się szybko, można je nakręcać jeden na drugi (choć wówczas trzeba się liczyć z pojawieniem się winiety). Wady takiego rozwiązania są dwie: filtr pasuje nam tylko do jednego obiektywu (mają one określoną średnicę np. 52 mm) oraz nie mamy kontroli nad filtrami połówkowymi – linia podziału zawsze będzie przechodziła przez środek obiektywu. Z uwagi na to filtry nakręcane najczęściej poleca się posiadaczom cyfrowych kompaktów. Filtry drugiego typu (zwane przeze mnie dalej Cokin, od nazwy francuskiego producenta) są polecane osobom, które korzystają z kilku obiektywów o różnej średnicy gwintu. Do holdera mieszą się trzy filtry, w wersji dla obiektywów super szerokokątnych (poniżej 18 mm) możemy założyć dwa filtry. Szara (neutralna) połówka Filtr szary Filtr szary połówkowy służy do zwiększenia zakresu tonalnego zdjęcia. Matryca aparatu cyfrowego jest z reguły mniejsza od kliszy filmowej, dlatego częściej wychodzi nam przepalone niebo lub za ciemny grunt niż zdarzało się to w aparatach naszych rodziców. Ciemniejsza połówka filtru przyciemnia nam górę kadru wpuszczając mniej światła, dzięki czemu uzyskujemy ciemniejsze niebo i jaśniejszy grunt. W wersji Cokin mamy możliwość regulacji wysokości linii, od której zaczyna się przyciemnienie, jak również swobodnego obrócenia filtru w bok czy po skosie. W zależności od „mocy” filtru (czyli tego, jak mocno przyciemnia górną część kadru) możemy uzyskać różne efekty. Moc mierzy się w działkach przesłony (np. 3 Ev), a najbardziej popularne oznaczone są jako ND 4 albo ND 8 (ang. Neutral Density – o neutralnym zabarwieniu). Różnią się one również charakterem przejścia między ciemną a jasną stroną, dlatego wyróżniamy połówki z miękkim i twardym przejściem. Tutaj należy jednak zauważyć, że przy małej średnicy obiektywu miękkie przejście będzie praktycznie niewidoczne, dlatego do większości obiektywów proponuję filtry z twardym przejściem. Filtr połówkowy to podstawowe narzędzia każdego pejzażysty, osobiście w ogóle nie wychodzę bez niego z domu. Poza omówionym przeze mnie filtrem szarym połówkowym (zwanym również neutralnym, chociaż nie jest to dokładnie to samo) istnieją jeszcze połówki kolorowe; najbardziej popularne to fioletowa, niebieska i tabaczkowa. Jest to zdecydowanie bardziej specjalistyczny filtr. Służy przede wszystkim do wydłużenia czasu robienia zdjęcia, dzięki czemu możemy uzyskać ciekawe rozmycia płynącej wody czy też roślin poruszanych wiatrem. Efekty takiego użycia potrafią przykuć wzrok na długo, zdjęcie przypomina wówczas obraz. Podobnie jak szare połówki filtry szare pełne również różnią się mocą, od ND4 czy ND8 (polecam w szczególności) po ND 400 produkowany przez firmę Hoya, który pozwala na uzyskanie czasów rzędu 30 sekund w środku słonecznego dnia. Filtry pełne dzielą się na neutralne oraz na szare; te ostatnie poza wydłużeniem czasu robienia zdjęcia również lekko ocieplają barwy. filtr szary połówkowy bez filtra 34 UV czy Skylight? Na koniec zostawiłem dwa filtry nakręcane. Nie mają one w zasadzie większego zastosowania w fotografii cyfrowej, ponieważ przed matrycą aparatu znajduje się wbudowany filtr promieni UV. Najczęściej zakłada się je po prostu jako osłonę na obiektyw, wszak zdecydowanie lepiej jest porysować sobie filtr niż soczewkę. Różnica między nimi sprowadza się do delikatnego ocieplenia barw przez filtr Skylight. W dobie fotografii cyfrowej bardzo rzadko można spotkać kogoś używającego filtrów fotograficznych, wszak różnego rodzaju efekty można uzyskać na komputerze. Jednak osobiście uważam omówione przez mnie filtry za niezastąpione – ani polaryzacji, ani efektu wydłużenia czasu nie można w 100% oddać za pomocą programów komputerowych. Podobnie sprawa ma się z szarymi połówkami; przepalonego nieba nie da się w pełni odzyskać. Odkąd zakupiłem podstawowy zestaw filtrów fotograficznych nigdy się z nimi nie rozstaję – polecam je również Waszej uwadze. Filtr polaryzacyjny O filtrach polaryzacyjnych mówi się wiele – że zwiększają kontrast, nasycenia kolorów, że są remedium na przepalone niebo. Jest to prawda, ale tylko częściowa. Podstawową funkcją filtra polaryzacyjnego jest wygaszanie światła odbitego. Jak to działa? Światło słoneczne ma budowę fali o określonej częstotliwości. Gdy światło odbija się od jakiegoś przedmiotu częstotliwość się zmienia. Dlatego filtry polaryzacyjne kołowo należy obracać, aby znaleźć tę właściwą częstotliwość. Ponadto efekt ten działa najlepiej, gdy fotografujemy obiekty czy też scenę pod kątem 90º do słońca. Wygaszenie światła odbitego sprawia, że np. trawa pokazuje nam swój prawdziwy, zie- Zapraszam także na nasze forum, gdzie chętnie odpowiemy na wszystkie Wasze pytanie. filtr polaryzacyjny filtr polaryzacyjny i szary 35 W obiektywie 37 36 Anna, lat 45, była nauczycielka Magdalena Połowińczak, Kamil Wakuła Sąsiedzi P rzez długi czas w przestrzeni zarówno bydgoskiej, jak i toruńskiej wyraźnie można było odczuć wzajemną rywalizację. Ubieganie się Bydgoszczy i Torunia o pierwszeństwo między sobą wśród innych miast województwa kujawsko-pomorskiego nieraz wykraczało poza zdrowy ton słowa „rywalizacja”. Powodów animozji można się doszukiwać w historii obu miast lub pod względem atrakcyjności architektonicznej, kulturalnej czy sportowej. Na ile różnice te rzeczywiście były przedmiotem sporu, a na ile zostały uwypuklone przez manipulacyjną stronę mediów? Odpowiedzi udzielają sami mieszkańcy opowiadając: bydgoszczanie o Toruniu i torunianie o Bydgoszczy. Napotkanym mieszkańcom w obydwu miastach postanowiliśmy zadać proste pytanie, mianowicie: co interesującego dostrzegają w sąsiednim mieście? Oto kilka odpowiedzi, jakich udzielili bydgoszczanie wypowiadając się o Toruniu: Mirosława, lat 49, laborantka Warto zwiedzić urokliwe uliczki na starówce, bulwar, park przy ulicy Mickiewicza. Ciekawi także Krzywa Kieża. Krzysztof, lat 23, student politologii UMK Ogólnie cała starówka, ewentualnie bulwar, cho- ciaż to chyba część starówki; z tego co się orientuję to nie ma nic wyjątkowego, nic, czego nie znajdziemy w innych miastach. Marek, lat 52, chemik Imperium Ojca Rydzyka, planetarium, Stare Miasto. Słyszałem coś o jakimś parku rozrywki dla dzieci (wysokościowe tory przeszkód, liny, siatki, itp.) Maciej, lat 17, uczeń Planetarium, muzeum szkolnictwa, starówka, dużo koncertów Danuta, lat 63, emerytowany nauczyciel Szlak Anny Wazówny (w tym kościół Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, gdzie znajduje się ciało królewny), potężny dzwon TUBA DEI, Krzywa Wieża wraz z jej legendą, Stare Miasto. Poza tym do ciekawych miejsc należy też Aleja Piernikowa i Dwór Artusa. Nie można zapomnieć o pomniku psa Filusia trzymającego melonik prof. Filutka. Warto też odwiedzić Muzeum Podróżników im. Tony’ego Halika. Aleksandra, lat 26, muzealnik Ruiny zamku krzyżackiego, dwór Artusa, krzywa wieża, Kościoły (Mariacki, św. Jana Chrzciciela i św. Jana Ewangelisty, św. Jakuba, św. Ducha), ratusz, Muzeum Okręgowe, dom Kopernika z ciekawą makietą dawnego Torunia, Muzeum Podróżników Tony’ego Halika, planetarium, dom Eskenów, Kamienica pod gwiazdą. Wypowiedzi Torunian o sąsiednim mieście Bydgoszczy: Piotr, lat 39, inżynier Przede wszystkim Stare Miasto z którym wiążą mnie osobiste wspomnienia oraz akademik ATR-u w Fordonie. Ogromne wrażenie zrobiły na mnie przebudowy Wyspy Młyńskiej i nowo powstałe, sympatyczne, klimatyczne kładki. Lubię odwiedzać w niedzielne popołudnia Leśny Park Kultury i Wypoczynku w Myślęcinku ze względu na właściwości relaksacyjne. Bydgoszcz bardzo się rozwija, zwłaszcza ostatnio zadbała o swój wizerunek. Czasem przyjeżdżam też zaczerpnąć kulturalnego ducha do filharmonii albo do opery. Aleksandra, lat 20, studentka prawa UMK Osobiście nie lubię Bydgoszczy, jest dla mnie szarym miastem przepełnionym szarymi, starymi budynkami. Od kiedy pamiętam jeżdżę tam sporadycznie, kiedy muszę. Jestem „lokalną patriotką” i uwielbiam swoje miasto Toruń. Do pozytywnej strony Bydgoszczy zaliczam operę, w której raz miałam przyjemność być i odniosłam bardzo dobre wrażenie. Wiesław, lat 41, bankier Bydgoszcz kojarzy mi się z dużą ilością sklepów, jeździmy tam z żoną robić zakupy. Kiedyś to miasto postrzegałem jako ponure, teraz nabiera uroku. Nareszcie dobiegła końca budowa opery i powstał wspaniały gmach, piękny zwłaszcza nocą przy odpowiednim oświetleniu. Wolę jednak swoje miasto, mamy więcej zabytków i zadbane Stare Miasto. Warto wiedzieć: W maju 2003 r. został wyznaczony szlak rowerowy: Toruń – Bydgoszcz. Szczegółowy opis szlaku znajduje się na stronie www.pttk.torun.pl Od stycznia 2008 r. wprowadzony został bilet aglomeracyjny na trasie Bydgoszcz – Toruń i Toruń – Bydgoszcz. Bilet BiT City obowiązuje w pociągach na trasie B-T i T-B oraz w autobusach i tramwajach obu miast. Przedstawione wypowiedzi mieszkańców obydwu miast zapewne nie dają całościowego obrazu relacji między Bydgoszczą a Toruniem, jednak świadczą o zburzeniu mitu niezdrowej relacji sąsiadów. Coraz więcej ludzi uświadamia sobie, jak istotne w procesie urbanizacji jest odnalezienie wspólnej płaszczyzny metropolitalnej. Obydwa miasta zaczynają dążyć do integracji, gdyż dzięki temu istnieje większa szansa na podniesienie konkurencyjności wobec innych miast w Polsce. Poprzez wspólną politykę inwestycyjną miasta będą się rozwijać jako aglomeracja, a poprzez wzajemną sympatię jako dobrzy sąsiedzi. Cennik: • bilet aglomeracyjny: Bydgoszcz Gł. - Toruń Gł. 10,50zł, ulgowy- ze zniżką 37% - 6,61 zł • bilet aglomeracyjny: Toruń Gł. - Bydgoszcz Gł. 10,50zł, ulgowy- ze zniżką 37% - 6,61 zł • +1 godzina podróży komunikacją miejską w wybranym mieście 39 Mieczysław Luchowski Stacja fotografia „Ginący świat kolei to projekt mający na celu zachowanie dla potomności swoistego piękna dworców kolejowych oraz elementów architektonicznych kolei na terenie powiatów bydgoskiego, nakielskiego i żnińskiego” – czytamy na stronie www.flesz.org.pl. Inicjatywa została podjęta przez Rejonową Bibliotekę Publiczną w Szubinie oraz Klub Miłośników Fotografii „Flesz”. Udział w projekcie wzięła szubińska mło- dzież w tym wychowankowie zakładów poprawczych w Szubinie i Kcyni. Poprzez tę inicjatywę mieli oni wzbudzić w sobie chęć innego spędzania wolnego czasu, zainteresować się fotografią, historią kolei i historią regionu, w którym obecnie przebywają. Projekt wykorzystany został zatem, jako jedna z form resocjalizacji. Jego zadaniem było również pokazanie, że młodzież z poprawczaków nie jest do końca taka zła oraz potrafi twórczo działać angażując się społecznie. Z szubińskiej placówki brało udział sześciu wychowanków: Jakub, Kamil Dawid K., Dawid G., Marcin i Darek. Fotografowaliśmy dworce na trasie Szubin – Żnin (dokładnie: dworce w Kowalewie, Wąsoszu, Jaroszewie, Żninie i Szubinie), na trasie Szubin – Kcynia (dworce w Pińsku, Zalesiu, Kcyni oraz dodatkowo dworzec w Grocholinie), a także na trasie Szubin – Bydgoszcz (dworce w Kołaczkowie i Rynarzewie). Odwiedziliśmy też trasę Nakło – Kcynia i uwieczniliśmy dworce w Szczepicach i Studzienkach. Łącznie odbyliśmy cztery plenery. Teraz oczekujemy na rozstrzygnięcie konkursu, które zaplanowano na październik. Zdjęcia konkursowe można przysyłać jeszcze do końca września. Turystyka Karolina Matysiak e-mail: [email protected] Tym razem dział „TURYSTYKA” jest pełen cennych wskazówek. Zbliżają się wakacje, dlatego też warto wiedzieć co należy zabrać ze sobą na rajd rowerowy. Powiemy, gdzie szukać taniego noclegu w Bydgoszczy oraz zapropo- nujemy zwiedzanie miasta z pokładu tramwaju wodnego. Oprócz tego zachęcamy do naszego kalendarium imprez - na pewno każdy znajdzie coś ciekawego dla siebie. Zapraszam do lektury! Karolina Matysiak Tramwaj wodny i lądowy Wraz z początkiem maja w swój pierwszy rejs w tym sezonie wypłynął Bydgoski Tramwaj wodny – „Bydgoszcz”. W związku z tym zachęcam wszystkich do zostawienia na chwilę zatłoczonych ulic oraz starych znudzonych środków transportu – głośnych tramwajów, rozklekotanych aut, autobusów. Warto spróbować spojrzeć na Bydgoszcz z innej perspektywy, mianowicie wodnej i wybrać się w relaksujący rejs bądź po prostu zwyczajnie umilić sobie dojazd do pracy czy na uczelnię. Statek odbywa godzinny kurs od Astorii do Tesco, po drodze zatrzymując się na trzech dodatkowych przystankach: WSG – Rybi Rynek – PKS. Na pokładzie spotkać można bardzo sympatyczną załogę, która towarzyszy nam na całej trasie. Bilety obowiązują takie same jak w pojazdach komunikacji miejskiej. Normalny – 2,20 zł, ulgowy – 1,10 zł. Zatem radzę lepiej długo się nie zastanawiać, tylko szybko zajmować miejsce. Niestety, dość ograniczone rozmiary statku powodują, że tramwaj może zabrać na pokład wyłącznie 12 osób. Ten mały, niepozorny z wyglądu stateczek posiada bardzo burzliwą i bogatą historię. Swój początek ma w dzielnicy portowej Warnemünde w Rostocku. Przypuszcza się, że został wybudowany w 1908 roku. Data ta jednak nie jest pewna, ponieważ dokumenty statku naprzemiennie podają lata budowy 1924 lub 1908. Wiadomo, że od 1940 roku przeszedł w ręce gdańskiego armatora Franza Preukschata. Z upływem lat uległ przebudowie z parowca na motorowiec. W 1945 r. zatonął na Zalewie Wiślanym, a w 1946 r. został wydobyty i odbudowany w Stoczniach Gdańskich. Od tego czasu nosił na- zwę „Gniew” a jego armatorem została Żegluga Państwowa Oddział w Gdańsku. Dwa lata później statek trafił do oddziału bydgoskiego i pływał już po wodach Brdy, Wisły, Noteci i po Kanale Bydgoskim jako holownik. Z czasem po kolejnych przebudowach otrzymuje nazwę „Elbląg”, pływa do 1995 roku, po czym zostaje wycofany. Wydawałoby się, że to koniec, ale jednak w 2004 r., statek razem z kolejną przebudową, otrzymaniem nowego silnika oraz nadaniem nowej nazwy „Bydgoszcz” zaczął rejsy jako Bydgoski Tramwaj Wodny, ze wspólnej inicjatywy Urzędu Miasta Bydgoszcz, Żeglugi Bydgoskiej i Wyższej Szkoły Gospodarki w Bydgoszczy. Podobno tylko w ubiegłym roku skorzystało z niego ok. 10 tys. ludzi, dlatego też miasto ma plany rozszerzenia floty tramwajów wodnych. Myślę, że dzisiaj tramwaj wodny jest znaczącą atrakcją turystyczną naszego miasta, wzbudzającą duże zainteresowanie przyjezdnych. Bądź co bądź w jaki inny sposób można by było pokazać tyle ciekawych zakątków miasta? Wyspa Młyńska, Fara, Opera Nova, Spichrza, jazzy i śluzy, cały Kanał Bydgoski, to przecież to, co Bydgoszcz ma najcenniejsze. Natomiast 14 kwietnia 2008 roku na skrzyżowaniu ulicy Jana Kazimierza z ulicą Długą na ośmiometrowym odcinku torów został postawiony historyczny tramwaj, pochodzący z 1896 roku, który w Bydgoszczy jeździł aż do 1960 roku. Tramwaj nazywa się Herbrand i wyprodukowano go w niemieckiej fabryce mieszczącej się w Kolonii (Wagonfabrik A. G. vorm. Paul Herbrand et C-ie. Köln-Ehrenfeld). Jest to pojazd o długości 7820 mm, szerokości 2050 mm (przy rozstawie szyn 1000 mm), posiadający masę własną ok. 8000 kg. Tramwaj posiadał 24 miejsca stojące oraz 40 miejsc siedzących usytuowanych na dwóch ławkach mieszczących się pod oknami wagonu. Dzisiaj tramwaj ma służyć turystom jako informacja turystyczna wraz ze sklepem, w którym będzie można zakupić pamiątki. To właśnie Bydgoszcz była czwartym z kolei miastem w Polsce, gdzie został uruchomiony tramwaj elektryczny. Tego typu zabytkiem mogą się poszczycić również Wrocław i Słupsk. Szczegółowe informacje o rozkładzie rejsów: Żegluga Bydgoska; tel. 052 323 32 01 www.tramwajwodny.byd.pl 43 Karolina Matysiak Młodzieżowa baza noclegowa w Bydgoszczy Baza noclegowa Bydgoszczy wyróżnia się w regionie, a nawet na tle całego kraju. Miasto posiada bowiem bogatą liczbę miejsc noclegowych zarówno w kwaterach ze stosunkowo dużą liczbą gwiazdek, jak i bez. Są to hotele, motele, pensjonaty, pokoje gościnne – cały wachlarz możliwości. Jednakże ceny takich noclegów pozostawiają wiele do życzenia. Dlatego turyści, a przede wszystkim młodzi ludzie, często szukają i korzystają z innych tańszych możliwości noclegu. Bardzo chętnie odwiedzane przez turystów jest Szkolne Schronisko Młodzieżowe. Przyciąga gości nie tylko ceną (nocleg od 15 zł), ale także atrakcyjnym położeniem – stanowi bowiem doskonały punkt wypadowy do zwiedzania. Mieści się w samym centrum miasta, bardzo blisko dworca PKP, na ulicy Sowińskiego 5. Neogotycki, dwupiętrowy budynek liczy sobie już ponad 100 lat, od 1962 roku pełniąc funkcję schroniska. Dysponuje 100 miejscami noclegowymi w pokojach od 1- do 12-osobowych. Dostępna dla gości jest świetlica, jadalnia z nowoczesną kuchnia samoobsługową oraz obiekty sanitarne (umywalnie i prysznice). 44 Night base for youths in Bydgoszcz Istnieje tu także w miarę potrzeb możliwość skorzystania z bardzo dobrze wyposażonej technicznie sali konferencyjnej, wyrobienie legitymacji PTSM, zakup znaczków na legitymacje PTSM oraz IYHF, możliwość zamówienia ciepłych i zimnych posiłków. Szkolne Schronisko Młodzieżowe w Bydgoszczy wpisane jest do rejestru międzynarodowych schronisk światowej organizacji Hostelling International, a także wielokrotnie zdobywało ogólnopolskie wyróżnienia dla obiektów całorocznych. Nocleg za kwotę 40 zł otrzymamy w Hotelu PZN mieszczącym się przy Ośrodku Rehabilitacji i Szkolenia im. Józefa Buczkowskiego w Bydgoszczy w odległości 10 minut od centrum miasta autobusem linii 57, 93 oraz busem 303. Hotel posiada 90 miejsc noclegowych rozdzielonych w pokojach 2- i 3-osobowych z łazienkami. Do dyspozycji przyjezdnych jest stołówka, biblioteka, klubokawiarnia, sala sportowa, przychodnia lekarska, parking niestrzeżony oraz mała kapliczka. Tanie noclegi dla studentów zaocznych i większych grup zorganizowanych oferują także niektóre bursy szkolne oraz internaty i akademiki. Są one bardzo konkurencyjne pod względem cen,choć często oddalone od centrum miasta. Jednak radzimy za każdym razem dobrze sprawdzać ceny, korzystając z takich noclegów, ponieważ niektóre akademiki bardzo wysoko się cenią. Dom Studencki nr 1 na ul. Bartłomieja zlokalizowany w Fordonie oferuje noclegi w cenach do 40 zł. Studenci danej uczelni płacą połowę wyżej wymienionej ceny. Z centrum można dojechać pod sam Dom busem linii 302 w kierunku osiedla Fordon oraz autobusami linii 69, 72, 81 a także linią nocną 32N. Dojazd z dworca PKP jednym autobusem linii 93 lub busem nr 303. Oferowane pokoje są najczęściej czteroosobowe. Bydgoszcz has a large amount of places to stay for a night like hotels, motels, guest houses etc. However, the price of it is still too high, especially for tourists and young people, who prefer much cheaper solutions. School Youth Hostel is willingly visited by tourists. Accommodation is very cheap (from 15zlotys per night). Is situated in the centre of the city, close to railway station (Sowińskiego 5, Street). In this hostel people have an access to day-room, dining-room and other sanitary rooms. School Youth Hostel is registered in Hostelling Organization. We can get accommodation from 40 zlotys in PUB Hotel (Polish Union of Blind) situated on Powstańców Wielkopolskich 33 Street. You can get there by buses nr: 57,93 or 303. Cheap accommodations for students or bigger organized groups are offered by some school hostels also boarding-schools and student houses. Student House nr 1 on Bartłomieja Street in Fordon (district) offers accommodation from 40 zlotys. You can get there by buses nr 302 or 69,72,81. From a railway station you can go by bus nr 93 or 303. Cheap night’s lodging (addresses and phone numbers) at the frame below. Tani nocleg: •Schronisko Młodzieżowe PTSM ul. Sowińskiego 5, Bydgoszcz; tel. (0-52) 22-75-70, (052) 28-77-69 •Bursa Szkół Medycznych ul. Swarzewska 2, Bydgoszcz; tel. (052) 342-12-94, •Bursa Szkół Medycznych ul. Polanka 9, Bydgoszcz; tel. (0 52) 342 29 65, •Bursa Szkolnictwa Zawodowego ul. Głowackiego 37, Bydgoszcz; tel. (0 52) 342 46 82 •Dom Studencki nr 1 ul. Bartłomieja, Bydgoszcz – Fordon; tel. (052) 585-25-83, (052) 585-25-87 •Hotel PZN ul. Powstańców Wielkopolskich 33, Bydgoszcz; tel. 0 606 779 657 45 Marcin Wasilewski Z czym na rower? Wraz z wiosną rozpoczyna się sezon rowerowy. Coraz więcej ludzi wybiera ten sposób zwiedzania bliższych i dalszych części regionu. Nawet do krótkiej wycieczki rowerowej warto przygotować się wcześniej. Dzięki temu oszczędzimy sobie nieprzyjemnych niespodzianek, a w razie przygód nie pozostaniemy bezradni. Przed pierwszym wyjazdem w sezonie warto przejrzeć rower pod kątem ewentualnych usterek czy regulacji. Najprawdopodobniej trzeba będzie dopompować koła. Skrzypiący łańcuch z pewno- ścią będzie potrzebował czyszczenia i smarowania. Warto zlikwidować luzy w ruchomych częściach oraz je nasmarować. W niektórych przypadkach mogą do tego być potrzebne specjalistyczne narzędzia lub pomoc serwisu rowerowego. Regulacja przerzutek i hamulców pozwoli na komfortową, a co najważniejsze, bezpieczną jazdę. Podczas wycieczki prawidłowo nasmarowanym i wyregulowanym rowerem do naszych uszu dobiegać będzie jedynie szum powietrza oraz delikatny szmer napędu i opon. Wszystkie inne dźwięki uznajemy za niepożądane. Jednak nawet najprecyzyjniejsza regulacja sprzętu niekoniecznie uchroni nas przed pewnymi przygodami na szlaku. Do najpopularniejszych awarii należy złapanie gumy. Dlatego warto wozić przy sobie zapasową dętkę, zestaw do łatania oraz oczywiście pompkę. Jeśli przy okazji znacznie uszkodzimy oponę, to należy również ją załatać od wewnętrznej strony. W przeciwnym wypadku w krótkim czasie narazimy się na kolejny postój. Zależnie od posiadanego roweru może przydać się kilka rodzajów kluczy. We współczesnych jednośladach większość śrub to tak zwane imbusy i do ich obsługi można kupić narzędzie wielofunkcyjne w formie przypominającej scyzoryk (koszt 20-40 zł). Posiadacze starszych rowerów muszą sami sprawdzić, jakie rozmiary i rodzaje kluczy mogą się przydać do obsługi ich pojazdu na trasie. Do tego warto zabrać ze sobą kawałek szmatki. To absolutne minimum pozwalające poradzić sobie z większością popularnych problemów w drodze. Nie zapomnijmy o mapach okolic, w które się wybieramy. Można je umieścić w mapowniku mocowanym na kierownicy. Coraz częściej zastępuje je również odbiornik GPS, a najprostsze modele nadające się do używania na rowerze można kupić już za około 300 zł. W wyborze i pokonywaniu trasy pomocne są przewodniki przeznaczone dla kolarzy turystów. Co prawda rower nie potrzebuje paliwa, ale rowerzysta owszem. Nie zapomnijmy wziąć ze sobą butelki wody lub termosu – tym więcej, im cieplejszy dzień. Przyda się na pewno jakaś kanapka, a przy bardziej wyczerpujących wycieczkach czekolada lub ba- ton, które pozwolą nieco zregenerować siły. Ten zestaw powinna jeszcze uzupełnić mała apteczka, kask i rozsądek w głowie. Tak przygotowani możemy spokojnie ruszyć w drogę i cieszyć się wiosną. Region czeka. Do zobaczenia na szlaku! 47 KALENDARIUM NADCHODZĄCYCH WYDARZEŃ 29 kwietnia 2008 – 31 sierpnia 2008 – „FOTOGRAF PRZYJECHAŁ”. Mieszkańcy dawnych Prus Wschodnich na fotografiach pochodzących ze zbioru Urzędu Konserwatora Zabytków w Królewcu Po raz kolejny będziemy mieli okazję zasmakować wytworów fotografii z przeszłości. Wystawa ta przedstawia 68 najciekawszych zdjęć, które zostały wybrane spośród 6,600 tys. sztuk dawnej dokumentacji z dołączonymi do niej odbitkami fotograficznymi. Zdjęcia wykonane zostały głównie na wsiach, gdzie zetknięcie z fotografem było czymś zupełnie nowym i budziło ogromną ciekawość mieszkańców danej wsi. 29 lipca – 3 sierpnia 2008 – Ogólnopolska Spartakiada Młodzieży – Zawody Juniorów w WKKW (Wszechstronny Konkurs Konia Wierzchowego). W Myślęcinku odbędą się zawody jednego z najbardziej widowiskowych sportów konnych, należącego do dyscyplin olimpijskich. Będzie to wszechstronny sprawdzian zarówno dla koni, jak i jeźdźców. Zawodnicy zaprezentują swoje umiejętności w trzech bardzo odmiennych próbach: ujeżdżaniu, w terenie i na parkurze. „PAMIĄTKI BYDGOSKIE” . Leona Do 19 lipca 2008 – wystawa y Muzeum Okręgowego im ior zb o iu arc op w na wa oto uzupełnienie i iluEkspozycja została przyg ne bydgostiana stanowią zo ad rom Zg y. zcz os dg By miejsce w żyWyczółkowskiego w wione obiekty miały swoje sta Wy ą. Brd d na du gro omnienia. strację pisanych dziejów Muzeum chroni je od zap ie yn jed i ł ną mi k na jed s ich cza y, życie jej mieszkańwym organizmie miasta, ybliżające dzieje Bydgoszcz prz i ytk zab ne rod no róż Prezentowane są i. owę na przestrzeni stulec ców i zmieniającą się zabud Bydgoszczy. w 1 7-1 Grodzkiej ul. y prz rzy ich Sp ł spó Ze : Miejsce Miejsce: Muzeum Etnograficzne im. Marii Znamierowskiej-Prüfferowej w Toruniu ul. Wały gen. Sikorskiego 19 21 czerwca 2008 – ŚWIĘTO MUZYKI Torunianie obchodzić będą Święto Muzyki na ulicach swojego miasta. Każdy, kto ma coś wspólnego z muzyką, gra na instrumencie czy też po prostu lubi jej słuchać, może czuć się zaproszony. Będzie to nietypowy widok przemierzających ulice miasta muzyków! Więcej na stronie http://swietomuzyki.wikidot.com 19 lipca 2008 – Wakacyjny Festyn Rodzinny w Pieczyskach. Pomysł na festyn narodził się w Koronowskim MGOK-u. Organizatorzy zadbają o to, by wszyscy z plaży wychodzili zachwyceni. Nie zabraknie konkursów, koncertów i innych atrakcji. Odwiedź letnie Pieczyska i odpręż się w otoczeniu natury. Zabawa będzie trwała do białego rana! 6 lipca 2008 – WYŚCIGI ROWEROWE MTB CROSS-COUNTRY „KomputerTu.pl KujawiaXC” zaprasza na trzecią edycję rajdu rowerowego sympatyków dwóch kółek. Zostanie ona rozegrana na górze Grabina w Koronowie. Większość trasy przebiega w lesie bukowym „Cysterski Gaj”. Malownicze położenie miasta w dolinie rzeki Brdy dodatkowo uprzyjemnia wrażenia z trasy, która zapowiada się rewelacyjnie! Szczegóły na http://www.kujawiaxc.pl/ 28 – 29 czerwca 2008 – ROŚCIMIN W Rościminie nad jeziorem Rościmińskim Małym (Gmina Mrocza), odbędzie się weekendowy festyn promocyjno-rekreacyjny, organizowany przez Miejsko-Gminny Ośrodek Kultury i Rekreacji. Impreza przeznaczona dla wszystkich, bez ograniczeń wiekowych. Biorąc udział w koncertach, konkursach i poczęstunkach nie będziesz się nudzić! 48 25 - 29 sierpnia 2008 – „ŚWIATŁOCZUŁE MIASTO” Stowarzyszenie „Juvenkracja” i Muzeum Fotografii przy WSG ogłasza konkurs na udział w pięciodniowych, letnich warsztatach fotograficznych. Szkolenie i realizację projektu „Światłoczułe Miasto – Bydgoszcz w oczach młodych fotografów” przeprowadzą znani bydgoscy fotograficy i dziennikarze, członkowie stowarzyszenia „Juvenkracja”. Warsztaty zakończą się wystawą na Starym Rynku w Bydgoszczy i wydaniem albumu fotograficznego. Zobacz szczegóły i regulamin na: http://www.juvenkracja.pl/ WAKACYJNIE i REKREACYJNIE Zachęcamy do aktywnego wypoczynku na wodzie - spływy kajakowe Brdą i Wdą dla minimum 8 osób! Trwające od 2 do7 dni, w cenie od 70 do 85 zł m.in. KAJAKIEM DO BYDGOSZCZY Spływ na trasie Samociążek – PTTK Janowo 13 km Spływ na trasie Samociążek – PTTK Janowo – Bydgoszcz 25 km Spływ na trasie Gościeradz, most – Tryszczyn – PTTK Janowo 10 km Spływ na trasie Gościeradz, most – Tryszczyn – PTTK Janowo – Bydgoszcz 22 km Spływ na trasie PTTK Janowo – Bydgoszcz 12 km Organizator : REGIONALNY ODDZIAŁ PTTK „SZLAK BRDY” W BYDGOSZCZY Więcej informacji na stronie: http://www.pttk.bydgoszcz.pl/splywy-brda-i-wda/kajakiem-do-bydgoszczy/ 49 Emilia Glugla zobaczy rzeźbę Przechodzącego przez rzekę czy zajrzy do galerii handlowej Drukarnia. Wszędzie łatwo trafić – pomagają w tym przejrzyste mapki. Równie zadowoleni powinni być także rodowici mieszkańcy miasta. Każdy z pewnością znajdzie zdjęcia miejsc, o istnieniu których nie miał pojęcia, a teraz chętnie je odwiedzi. Jak zresztą mogłoby być inaczej, skoro w książce znalazło się ponad tysiąc fotografii. Ważnym elementem są opowieści i legendy przytaczane przez autorów. Można się z nich dowiedzieć, co w Bydgoszczy robił mistrz Twardowski, w jakich okolicznościach na Bartodzieje przybył Świętopełk czy skąd swą nazwę wzięła dzielnica Bocianowo. Warto zauważyć, że twórcy przewodnika nie pokazują tylko budynków zadbanych i odrestaurowanych. Nie boją się przedstawić budowli, które swój blask odzyskałyby dopiero po gruntownym remoncie lub takich, które perłą architektury nigdy nie były (np. Pałac Młodzieży, pomnik Czynu Społecznego ze skweru Leszka Białego, muszla koncertowa w parku Witosa czy wieżowiec przy Rywalu). Przewodnik uzupełniają użyteczne informacje o hotelach, pubach, klubach czy restauracjach, które można odwiedzić w naszym mieście. Przewodnik „Bydgoszcz” wyszedł w serii Poczet Miast Polskich nakładem wydawnictwa Prospekt-Atelier. Kosztuje 38 zł, dostępny jest w sieci księgarni Matras. Zatem Drogi Czytelniku życzę owocnych wędrówek ulicami naszego miasta i przede wszystkim twórczego zapału, by ocalić jego uroki. W poszukiwaniu bydgoskich skarbów… Drogi Czytelniku! Witam po raz kolejny na turystycznych szlakach. Zanim wyruszysz, by odnaleźć skarby ukryte pośród obszarów naszego regionu, polecam, byś zajrzał do najnowszego przewodnika opisującego Bydgoszcz. Informacje o nim znalazłam na stronie portalu Gazeta.pl i z wielką radością przybliżę je również Tobie. Tymczasem przypominam, że poprzednia recenzja dotyczyła walorów krajobrazowych i tradycji Świecia nad Wisłą. Obecnie pozostaniemy w atmosferze bydgoskich miejsc i zakątków. Nie musisz więc nigdzie wyjeżdżać. Rozejrzyj się uważnie wokół i chwytaj inspiracje. Pomoże Ci w tym wspomniany wyżej przewodnik turystyczny zatytułowany po prostu „Bydgoszcz”. Jego twórcy mówią, że chcieli pokazać miasto dokładnie takie, jakim ono jest i rzeczywiście udało się. W książce można zobaczyć prawdziwe perełki bydgoskie, ale także miejsca, z których wyglądu dumni być nie możemy. Może i dobrze, gdyż jeszcze wiele inicjatyw przed nami w ramach działań twórczych. Natomiast odnajdywanie piękna w tym, co piękne nie jest, z pewnością do takich należy. Prawie 400-stronicowe wydawnictwo w twardej oprawie i wygodnym, kieszonkowym formacie jest świetną pozycją nie tylko dla turystów, ale też dla mieszkańców Bydgoszczy. Ci pierwsi będą mieli okazję zobaczyć na zdjęciach i przeczytać krótki opis wszystkich miejsc, które w Bydgoszczy bezwarunkowo należy odwiedzić. Znalazła się tu Bazylika św. Wincentego à Paulo, katedra, pomnik Łuczniczki czy budynek BRE Banku stylizowany na spichrze. Autorzy nie zapomnieli także o najnowszych nabytkach naszego miasta. Turysta bez problemu trafi więc pod pomnik króla Kazimierza Wielkiego, 50 Marta Gregorczyk Skąd się Grabina wzięła Sława koronowskiego burmistrza Mateusza, wybiegała hen daleko poza miastowe granice. Bo też był to człowiek, który wiele dobrego dla Koronowa czynił i rządził mądrze, nosa przy tym nie zadzierając. Uśmiechami mieszkańców darzył, z czego zwłaszcza panny się cieszyły, gdyż był Mateusz mężczyzną przystojnym i nieżonatym jeszcze. Co śmielsza dama nieraz chustkę przed nim niby nieumyślnie upuszczała, aby ją podniósł i zagadał nieco. Burmistrz zaś tedy komplementy prawił, aż się panna rumieńcem oblewała i w imieniu rodziców na garniec sławnego koronowskiego piwa zapraszała. Nie odmawiał nigdy Mateusz takiego zaproszenia, toteż popołudnia schodziły mu zwykle na miłych wizytach. Pewnego słonecznego dnia, rozeszła się lotem błyskawicy wieść po koronowskich ulicach, że burmistrz Mateusz wreszcie się żeni. Opowiadali budnicy, sprzedający towary w budach pod ratuszem, że oświadczył się burmistrz pięknej Marcjannie, córce bogatego piwowara, Stanisława Grzybowskiego. Weselisko zatem bardzo huczne wyprawiono. Trzy dni i trzy noce trwało, a bawili się na nim wszyscy mieszkańcy Koronowa. Pod rządami Mateusza w mieście coraz lepiej się działo. Bogacili się rzemieślnicy słynący ze swych wyrobów, a koronowskie piwo nie miało sobie równego. W mieście przybywało domów i wszelkiego dobra, płynęły lata w spokoju i dostatku. Ale oto pewnego czasu pod miastem obóz rozbili wędrowni Cyganie. Cyganichy wróżyły dziewczętom przyszłość, Cyganie handlowali czym się dało. W karczmie zaś Cygan o kruczoczarnych włosach szeptał przy piwie, że choć Koronowo z bogactw sławne, każdy mieszkaniec pomnożyć jeszcze swe dobra może... jeśli tylko podpis krwią z palca serdecznego podpisać pergamin zechce. - Głupiś, Cyganie – śmiał się Maciej Ryz – Mówicie, jakbyście diabłem byli! - Tak czy owak, idźcie do piekła– podniósł się z ławy krawiec Golonka - bo was znakiem krzyża przeżegnam! Kulił się tedy Cygan, ale po chwili przy innym stole bogactwem nieprzebranym kusił. Wezwał w końcu burmistrz Mateusz wójta cygańskiego do siebie, a ten zdziwiony był oskarżeniem. Uradzili razem wyjaśnić, kto dobre imię przybyszów chce skalać. Wspólnie więc wieczorem przy karczmie się zaczaili Cyganie i ludzie burmistrza i gdy tylko czarnowłosy Cygan się zjawił z kompanami, łomot mu straszny sprawili, aż czapki i buty poleciały, rogi i kopyta diable odsłaniając! Przez parę dni był w mieście spokój i nic zemsty diabelskiej nie zapowiadało... Któregoś ranka jednak, burmistrz nie wstał z łoża. - Chorym, kochana żono. Poleżę, to i przejdzie. – powiedział. Sprowadzić też kazał do siebie Cyganichę, która umiała przyszłość przepowiadać. Ta rzekła mu, że wyzdrowieje, jeśli trzy dni i trzy noce na wzgórzu za miastem przesiedzi, co rano o wschodzie słońca twarz w rosie porannej przemywając. Zawieźli tedy burmistrza na wzgórze, skąd patrzał na kochane miasto, w którym lat tyle rządził. Mijał czas wyznaczony przez Cygankę spokojnie, aż ostatniej nocy Mateusza dziwny widok obudził: oto zgraja diabłów z długimi drabinami na pagórek się pięła. - Popamiętają nas koronowscy mieszczanie! Ukradniemy im księżyc, będą mieli noce ciemniejsze od piekielnych! – i jęły drabiny ku niebu ustawiać. - Niechże was piekło pochłonie na wieki wieków amen! – krzyknął Mateusz, gdy już diabły na drabinach wysoko siedziały. Niebo przecięła błyskawica, zniknęli gdzieś diabli, a wyłamane szczeble spadając mocno i gęsto utkwiły w ziemi. Rankiem wstał burmistrz zdrów, lecz zdziwiony: oto wzgórze zieleniło się lasem młodziutkich grabów. - Ot, to i z połamanych drabin diabelskich pożytek być może. Od dziś niechże się wzgórze Grabiną nazywa! – postanowił i ruszył w stronę swego miasta, aby dalej w nim rządzić sprawiedliwie i szczęśliwie przez długie, długie lata. (na podstawie „Diabelski młyn i inne legendy okolic Koronowa”, T. Multański) 51 Marek Bogusz Szlakiem rezerwatów cz.1 Wspólnie z członkami SKKT-PTTK „SZLIDOWSI” działającego w Zespole Szkół Nr 9, Gimnazjum nr 52 przy ul. Cichej 52 w Bydgoszczy zapraszam na cykl wycieczek turystyczno-krajoznawczych szlakiem rezerwatów przyrody Zespołu Parków Krajobrazowych Chełmińskiego i Nadwiślańskiego. Wisła to praktycznie ostatnia nieregulowana duża rzeka Europy, tworząca na znacznej swej długości naturalny ekosystem, bardzo dynamicznie zmieniający się w czasie i przestrzeni. Jej odcinek od Bydgoszczy na południu po Żuławy Wiślane na północy, ograniczony stromymi zboczami wysoczyzny morenowej, nosi nazwę Doliny Dolnej Wisły. Obszar ten został ukształtowany około 16 tys. lat temu podczas ostatniego zlodowacenia. Wówczas to wody Prawisły płynące dotychczas na zachód Pradoliną Toruńsko-Eberswaldzką przebiły topniejący i cofający się lądolód i skierowały swój bieg na północ. Dla ratowania tego malowniczego krajobrazu i bardzo zróżnicowanego pod względem przyrodniczym, kulturowym i historycznym regionu utworzono w 1993 roku park krajobrazowy funkcjonujący obecnie pod nazwą Zespołu Parków Krajobrazowych Chełmińskiego i Nadwiślańskiego (ZPKChiN). Symbolem parku stała się drewniana chata menonitów, tj. osadników holenderskich, którzy przybyli na te tereny w XVI wieku wskutek zawirowań religijnych w ich ojczyźnie. Ludność ta wspaniale zagospodarowała dolinę Wisły, tworząc charakterystyczny antropogeniczny krajobraz parku w postaci np. wałów przeciwpowodziowych, kanałów, sadów czy też cmentarzy. Wśród różnorodnych atrakcji krajoznawczo-turystycznych 52 parku na szczególną uwagę zasługują rezerwaty przyrody, które utworzono na najbardziej wartościowych przyrodniczo obszarach. Jest ich w sumie czternaście, z czego pierwszy postaram się przybliżyć czytelnikom „Regional Geographic”. Zapraszam do rezerwatu torfowiskowego „Linje”, znajdującego się w pobliżu Dąbrowy Chełmińskiej. Został on utworzony w 1956 roku i obejmuje obszar o powierzchni 12,32 ha, z tego torfowisko śródleśne o powierzchni 3,8 ha. Rezerwat jest objęty ścisłą ochroną, celem zachowania jedynego w północnej części Polski stanowiska brzozy karłowatej (betula nana). Pozostałe dwa stanowiska tego gatunku znajdują się w Sudetach. Brzoza karłowata jest reliktem epoki lodowcowej, objętym ścisłą ochroną gatunkową. Osiąga wysokość 0,3-0,8 m, sporadycznie zaś 1,2 m. Stanowisko to odkrył w roku 1837 botanik J. Nowicki z Torunia, lecz w następnych latach uległo ono zapomnieniu. Powtórnie zostało zlokalizowane w roku 1900. Już rok później fot. Marek Bogusz teren torfowiska objęto ochroną. W rezerwacie największe skupienie brzozy karłowatej znajduje się w środkowej części torfowiska wysokiego, które otoczone jest pasem torfowiska przejściowego. Z innych gatunków roślin chronionych w rezerwacie spotykamy m.in. rosiczkę okragłolistną oraz bagno zwyczajne. W następnym numerze - rezerwat leśny „Las Mariański”