xxvi niedziela zwykła (c)

Transkrypt

xxvi niedziela zwykła (c)
XXVI NIEDZIELA ZWYKŁA (C)
Am 6,1a.4-7; Ps 146; 1Tm 6,11-16; Łk 16,19-31
Każdy uważny obserwator życia i zmian zachodzących w naszej ojczyźnie
łatwo dostrzeże, iż wraz z upływem czasu stajemy się krajem nierówno dzielonej
biedy. Są u nas ludzie bardzo bogaci i jest cała rzesza biedaków. Państwo stało
się mniej opiekuńcze, a to oznacza, że jest bardzo potrzebna pomoc każdego z
nas i większa wrażliwość na ludzką biedę. Nie możemy być zwolnieni ze
wzajemnej troski. Mamy być wzajemnie za siebie odpowiedzialni. Dzisiaj Bóg
swoim Słowem pragnie nas wyrwać z obojętności na biedę i niesprawiedliwość
społeczną.
Dla Żydów pomoc ubogim, jałmużna, miała być podstawowym i niemal
oczywistym działaniem płynącym z wiary i z przykazania miłości Boga i
bliźniego. Miała być czymś normalnym. Niestety, nie zawsze tak było. Prorok
Amos, wcześniej prosty pasterz z Tekoa, przypominając sobie czasy, kiedy na
drogach Synaju lud Boży prowadził autentyczne życie ubóstwa, braterstwa i
wolności, nie może zgodzić się na ten przeskok, tak nagle dokonany przez nowe
społeczeństwo, społeczeństwo konsumpcji w królestwie Jerozolimy i Samarii.
Prorok Amos zastanawia się: jakie zgorszenie może być większe niż wyuzdane
poszukiwanie komfortu za cenę tylu gwałtów i niesprawiedliwości! Przyjemne
używanie życia jednych zdobyte jest tylko przez ciemiężenie i wyzysk drugich.
Przepaść pomiędzy bogatymi i biednymi pogłębia się z każdym dniem coraz
bardziej, podczas gdy ongiś pod namiotami dzielili oni te same dobra, te same
niebezpieczeństwa i te same radości.
Bogactwo powinno powiększać powszechny dobrobyt. Tymczasem
ożywiało ono tylko egoizm posiadających. Amos wskazuje na oznaki bogactwa:
ucztuje się, pije, hula, wyleguje na łożach inkrustowanych kością słoniową.
Prorok nie mógł tego znieść i dlatego podniósł głos, wzywając do
sprawiedliwości społecznej. I słyszał on już przybywających z Asyrii jeźdźców
apokaliptycznych, którzy mieliby pomścić wyszydzaną sprawiedliwość.
Kiedy pojawił się Jezus i przechodził przez ziemię palestyńską nigdy nie
był obojętny na ludzką biedę i takimi chciał mieć swoich uczniów. W tym duchu
opowiedział przypowieść o bogaczu i Łazarzu, która dzisiaj stanowi centrum
liturgii Słowa.
Jak w każdej przypowieści, nie mamy tutaj do czynienia z rzeczywistymi
wydarzeniami, jak mógłby sugerować fakt nazwania biedaka po imieniu, lecz z
historią wymyśloną. Jezus znowu, korzystając z daru znakomitej umiejętności
obserwacji życia, przeciwstawił dwa typy ludzi o losach bardzo kontrastowych:
bogacza, który może używać do woli, licząc na swoje bajeczne bogactwo, i
biedaka, który może liczyć jedynie na Boga, jak wskazuje jego imię: Łazarz (Bóg
pomaga).
Obaj ukazani są obok siebie, a jednak się nie znają. Nawet okruchy, które
spadają ze stołu wystawnie żyjącego bogacza, nie dochodzą do ręki żebraka. W
istocie są oni sobie bardzo dalecy. Oddziela ich przepaść. Bogacz znajduje się u
szczytu, wśród dostatku i używania. Biedny leży na ziemi. Ukazany w
najskrajniejszej nędzy i cierpieniu. Znajduje się on w piekle, ponieważ i tu na
1
ziemi istnieje piekło: to otchłań, w której pogrążeni są ubodzy. Bogacze mają
możność wyratować ubogich z owego piekła. Ale czy o tym wiedzą? Czy chcą
tego? Wystarczy, aby podzielili się z potrzebującymi swoim bogactwem. Ale
ponadto trzeba, aby raczyli na nich spojrzeć! Bogacz z przypowieści nigdy nie
spojrzał na Łazarza. Ignorował go. Łazarz dla niego w ogóle nie istniał. Jego
bogactwo upoiło go i oślepiło.
Rzeczą najgorszą w historii opowiedzianej przez Jezusa jest chyba
ostentacja bogacza, rozrzutne życie bez umiaru. Jego zbytkowne życie
koncentrowało się głównie na dwóch sprawach: ucztowaniu i wyszukanych
strojach. Bogacz biesiadował wystawnie i ubierał się w purpurę i bisior, które
zwykle nosili królowie. Różnica polega nie tylko na tym, że jednemu grozi
pęknięcie z przejedzenia, a drugiemu śmierć z głodu, ale również na tym, że
jeden codziennie przywdziewa nowe szaty, drugi natomiast nie ma co na grzbiet
włożyć.
Ale „umarł żebrak”: biedak zmarł pierwszy, ponieważ nie stać go było na
leczenie, jest w gorszym położeniu także pod tym względem. „Umarł także
bogacz”: tak, mógł sobie kupić wszystko, nie mógł jednak umknąć śmierci, która
w końcu także do jego drzwi zastukała. Obaj zatem zmarli, ale ich los okazał się
odmienny. Jednego zaniesiono na łono Abrahama, drugiego pogrzebano w
otchłani.
Tymi słowami Jezus nie miał zamiaru dać nam topograficznego opisu
zaświatów. Dostosował się do idei, jaką mieli na ten temat Jego słuchacze, aby
być zrozumianym. (Błogosławieni i potępieni z przypowieści zdają się
przebywać blisko siebie i mogą ze sobą rozmawiać). Gdy dobrze się przyjrzymy,
dostrzeżemy zasadnicze elementy. Pierwsze miejsce, łono Abrahama, jest
miejscem pociechy i szczęścia. Drugie, otchłań, miejscem cierpień (wspomina się
o płomieniach). Przepaść oddziela te dwie sytuacje i nie można przejść z jednej
strony na drugą. Nie jesteśmy, jak widać, dalecy od tego, co dzisiaj nazywamy
rajem i piekłem.
Ziemskie sytuacje zostały całkowicie odwrócone; rozciągają się one
również na trwałość i jakość kary. Bogacz wykluczony jest od ucztowania nie
dlatego, że posiadał bogactwa, lecz dlatego, że nie potrafił przełamać kręgu,
który zamykał go w sobie samym. Całkowicie pogrążył się w swym bogactwie.
Jego ciężar zmiażdżył go. Umarł biedak i aniołowie zanieśli go na łono
Abrahama. Na tamtym świecie jedyną monetą obiegową jest miłość. Powierzając
się Bogu, Łazarz zgromadził wielką fortunę. Bogacz posiadał wszystko oprócz
tej prawdziwej wartości. Wykluczony został z królestwa miłości.
Pierwszorzędną sprawą godną podkreślenia w przypowieści o bogaczu i
Łazarzu jest jej aktualność. Wykazanie, że sytuacja ta ponawia się dzisiaj, pośród
nas na różnych płaszczyznach.
Wiele podobnych oskarżeń przeciwko bogactwie i luksusie zostało
wypowiedzianych w ciągu wieków, ale dzisiaj brzmią dla nas albo jak
wypowiedzi retoryczne i wyolbrzymione, albo jako pobożnościowe i
anachroniczne. To oskarżenie po dwóch tysiącach lat zachowało nienaruszoną
całą swą moc i my, słuchając go, doświadczamy tego. Z jakiego powodu?
2
Ponieważ wypowiada je nie ktoś stojący bądź po stronie bogatych, bądź
biednych, ale ktoś stojący ponad tymi dwoma stronami i troszczący się zarówno
o bogatych, jak i o ubogich, a nawet bardziej martwiący się o pierwszych niż o
drugich (tych ostatnich bowiem uważa za mniej narażonych na
niebezpieczeństwo!). Przypowieść o bogaczu i Łazarzu nie powstała na fali
niechęci względem bogatych lub z pragnienia zajęcia ich miejsca, jak wiele
podobnych oskarżeń, ale z prawdziwej troski o ich zbawienie.
Powtórzmy to jeszcze raz: Jezus nie potępia, nawet w tym przypadku,
bogactwa jako takiego (które jest przecież czymś dobrym, nie zaś złym), ale
sposób posługiwania się nim. Piętnuje nieokiełznany egoizm, który czyni
nieczułym na wszelkie uczucia ludzkiej solidarności.
Bogacz miał pięciu braci. W rzeczywistości jest ich nieskończenie więcej:
są to ci wszyscy ludzie, których bogactwo zamyka w piekielnym kręgu, w
egoizmie, który zabija litość i wiarę. W porównaniu z dużą częścią świata
jesteśmy wszyscy po trosze braćmi tego ewangelicznego bogacza! Jak siebie czy
innych uwolnić od miażdżącego ciężaru własnej fortuny? Być może myślimy jak
zmarły bogacz, że jakieś sensacyjne wydarzenie mogłoby otworzyć oczy.
Tajemna wiedza okultyzmu nic nie straciła ze swego uroku: „Gdyby kto z
umarłych poszedł do nich...” Otóż, nie: „Jeśli Mojżesza i Proroków nie słuchają,
to choćby kto z umarłych powstał, nie uwierzą”. Ta właśnie myśl zawiera pointę
przypowieści.
Najskuteczniejszym znakiem dla pobudzenia wiary bynajmniej nie jest cud
- choćby najbardziej uderzający - lecz słowo Boże. „Zbawieni jesteśmy dzięki
słuchaniu słowa Bożego, a nie dzięki cudownym objawieniom”. Trudność polega
na tym, że bogacze nie umieją słuchać - choć umieją dla siebie posłuchu
wymagać - i nie rozumieją już potrzeby słuchania. Nie ma w ich sercu
najmniejszego zakątka, aby przyjąć Pana, który przychodzi w postaci żebraka. Są
oni pełni siebie. Ale Bóg nie posługuje się przemocą. Nie zmusza nikogo. Z
drugiej strony Jego słowo jest pochłaniające i wymagające. Zobowiązuje ono do
całkowitego wyrzeczenia się siebie. Ale ten, kto zgodzi się na takie ogołocenie,
jakże nieoczekiwanym bogactwem zostanie obdarowany!
Nie odbierajmy mocy ewangelicznej radzie Pana Jezusa – „daj każdemu,
kto cię prosi” (Łk 6,30). Nie chodzi tylko o pieniądze, ale o to, żeby drugi
człowiek mógł się znaleźć w przestrzeni naszego życia i żeby się tym życiem
podzielić. Dać jego cząstkę. Bo „więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli
w braniu” (Dz 20,35). Dając, stajemy się podobni do Boga – Dawcy. Do Tego,
który zaprasza, by poprzez przykazanie miłości stać się podobnym do Niego.
Jeśli więc tego chcesz – „zachowaj przykazanie nieskalane…” (1 Tm 6,14).
3

Podobne dokumenty