GDAŃSKA TESLA-21
Transkrypt
GDAŃSKA TESLA-21
W PIĄTEK 6 MARCA 2015 IMIENINY OBCHODZĄ: Jordan, Róża REDAKTORZY PROWADZĄCY: MACIEJ DRZEWICKI, DARIA WALKIEWICZ, ANNA UMIĘCKA DLACZEGO ZABIŁ SAMIR S. Trzy osoby zginęły, bo zabójca pomylił życie z grą? - s. 8-9 RENATA DĄBROWSKA GDAŃSKA TESLA-21 NR 1. TERESA KAMIŃSKA Cały świat chce pływać tą łódką - s. 10 2 Piątek 6 marca 2015 Gazeta Wyborcza Trójmiasto MAGAZYN TRÓJMIASTO Siedem wspaniałych. Wielka polityka i duży biznes nadal skutecznie opierają się kobietom. Ale są wyjątki. Przedstawiamy siedem najbardziej wpływowych – naszym zdaniem – pań na Pomorzu s. 4-5 Poseł Kulas między kadencjami. Jan Kulas był kierownikiem promocji w zatrudniającym pięć osób zakładzie doświadczalnym w popegeerowskiej wsi. – Gdzieś należało go zagospo darować – przyznają koledzy posła s. 6-7 Dlaczego Samir zabił? Hipotez było wiele. Porachunki handlarzy bronią, akcja służb specjalnych... Dotarliśmy do głównych tez liczącego 134 strony aktu oskarżenia s. 8-9 Cały świat chce nią pływać. Tesla-21 to niewielka łódka z napędem zasilanym energią słoneczną, która powstała w trójmiejskiej stoczni Green Dream Boats. – Zainteresowanie przeszło nasze najśmielsze oczekiwania – mówi współwłaściciel s. 10 Gdańsk traci skarby. – Wybitne dzieła sztuki i dokumenty związane z historią miasta pojawiają się na zagranicznych aukcjach, w ofertach galerii i są sprzedawane za nieduże pieniądze. Nasi muzealnicy niespecjalnie tym się interesują s. 12-13 Życie bez domu. Mijamy ich na ulicach, spotykamy przy śmietnikach czy pod barami mlecznymi, jak żebrzą o jedzenie. Ale zanim znaleźli się na ulicy, prowadzili normalne życie s. 14-15 TRÓJMIEJSKA REDAKCJA „GAZETY WYBORCZEJ” WYDAWCA: Jan Grzechowiak REDAKTOR NACZELNY: Mikołaj Chrzan ZASTĘPCY REDAKTORA NACZELNEGO: Maciej Drzewicki, Grzegorz Kubicki, Michał Jamroż REDAKCJA: ul. Tkacka 7/8, 80-836 Gdańsk, tel. 519 094 094, faks: 58 321 90 06 GRAFIK PROWADZĄCY: Paweł Lubowicz, [email protected] DZIEŃ NA ŻYWO: [email protected] E-MAIL: [email protected] NOWE TRÓJMIASTO: Michał Jamroż, tel. 58 321 91 57 SPORT: Grzegorz Kubicki, tel. 58 321 91 35 PROMOCJA: Dorota Płoska, tel. 52 525 70 77 DYREKTOR SPRZEDAŻY: Aureliusz Stawicki, tel. 58 321 90 02 BIURO OGŁOSZEŃ: 80-836 Gdańsk, ul. Tkacka 7/8, tel. 58 321 91 23, faks: 58 321 90 09; E-MAIL: [email protected] Redakcja nie odpowiada za treść zamieszczanych ogłoszeń WYDARZENIA Zabójstwo czy samobójstwo? Jak zginęła Agata Według doniesień niektórych mediów Agata z Wejherowa nie została zamordowana, ale popełniła samobójstwo, w czym mieli jej pomóc znajomi. – To w ogóle do niej nie pasuje, jakaś piramidalna bzdura – mówi jej była nauczycielka. parku nóż, którym miała się zranić dziewczyna, ukryć żółty rower należący do Agaty. Osoby te miały także przysypać jej ciało liśćmi”. Śledczy nie ukrywają, że nie wiedzą, gdzie jest nóż, którym zadano śmiertelną ranę. Nie mają też pojęcia, gdzie znajduje się rower. RO MAN DASZ CZYŃ SKI, GRZE GORZ SZA RO „Łatwo napisać bzdurę” Informację, że zdaniem śledczych mogło to być samobójstwo, jako pierwsze podało w środę Radio RMF FM. Według reportera rozgłośni Agata miała szukać w internecie wskazówek, jak skutecznie i szybko odebrać sobie życie. Wkrótce wątek ten podchwyciło kilka portali internetowych. Nikomu jednak nie udało się potwierdzić czegokolwiek w policji lub prokuraturze. W czwartek RMF FM rozszerzyło pole spekulacji. „Najpierw wyrzuciła kartę z telefonu komórkowego, później pozbyła się także samego aparatu. (...) Według naszych nieoficjalnych informacji zawężono krąg osób, które mogą wiedzieć, jak wyglądało całe zdarzenie. Chodzi o kilkoro bliskich znajomych 17-latki. Osoby te miały pomagać w usunięciu śladów samobójstwa. Zabrać z gdańskiego Niepotwierdzone pogłoski o samobójstwie można było usłyszeć już w zeszłym tygodniu od osób związanych z organami ścigania. Nikomu jednak nie udało się uzyskać potwierdzenia od bezpośrednio uczestniczących w śledztwie lub je nadzorujących. Jedna z pogłosek brzmiała tak: „Dziewczyna szukała w internecie kontaktu z kimś, kto zgodziłby się ją zabić”. Rozmawialiśmy o tym z informatorem w prokuraturze, który świetnie zna sprawę. – Nie mogę tego potwierdzić ani zaprzeczyć – brzmiała odpowiedź. – Badane są różne wątki, również te mniej prawdopodobne. Łatwo napisać bzdurę. Proszę się zastanowić. Ta śmierć to rzeczywista tragedia, którą muszą dźwigać jej bliscy. Chyba nie warto ich dodatkowo obciążać takimi historiami. Według ustaleń „Wyborczej” śledczy zainteresowali się możliwością samobójstwa głównie z jednego powodu: Agata miała po śmierci zupełnie czyste dłonie. Nic nie świadczy o tym, by próbowała się bronić przed napastnikiem. – Co więcej, nie miała na rękach śladów krwi – mówi jeden z gdańskich śledczych. – A jaki jest odruch kogoś uderzonego nożem w klatkę piersiową? Kuli się w kłębek i próbuje powstrzymać rękami upływ krwi. Według doniesień RMF FM, biegły medycyny sądowej, który badał zwłoki, miał wątpliwości co do sposobu, w jaki nóż przebił klatkę piersiową. Nie wykluczył, że ofiara sama mogła zadać sobie śmierć. Dlaczego ona, dlaczego tam Czy rzeczywiście Agata miała powody, by 21 lutego popełnić samobójstwo? I dlaczego akurat w parku przy plaży w Brzeźnie? Wuj Aga ty powie dział Ra diu Gdańsk, jakoby już na pierwszym przesłuchaniu policja wskazywała, że samobójstwo i zabójstwo są tak samo prawdopodobne. Jego zdaniem dziewczyna miała problemy zdrowotne, które mogły zaważyć na jej planach na przyszłość. Piła i leczyła nielegalnie Lekarka, która pijana przyjmowała pacjentów w przychodni na Stogach, pracowała tam nielegalnie. Kilka miesięcy wcześniej Maja M. straciła prawo do wykonywania zawodu. GRZE GORZ SZA RO Gdynianka Maja M. po raz pierwszy została zatrzymana przez policję we wrześniu 2014 r. Dyżurowała w ambulatorium szpitala w Pucku, mając we krwi trzy promile alkoholu. Zanim do gabinetu wkroczyli policjanci, zdążyła przyjąć 16 osób, głównie dzieci. Miała też jeden nagły wyjazd karetką do domu chorego. Dyrekcja szpitala rozwiązała z lekarką umowę, a sprawą zajęły się Okręgowa Izba Lekarska w Gdańsku i pucka prokuratura. Śledztwo ma wyjaśnić, czy lekarka naraziła pacjentów na niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Można za to trafić do więzienia nawet na pięć lat. – Poza zeznaniami świadków niezbędna jest opinia biegłych lekarzy różnych specjalności – mówi „Wyborczej” Sławomir Dzięcielski, szef Pro ku ra tu ry Re jo nowej w Pucku. – Zwróciliśmy się do po- nad 10 zakładów medycyny sądowej w całej Polsce z pytaniem, w jakim terminie są w stanie przygotować taką opinię i wiadomo już, że musimy uzbroić się w cierpliwość. Wszędzie są bardzo długie kolejki i trzeba czekać co najmniej pół roku. W przyszłym tygodniu zdecydujemy, który ZMS wybrać. Po raz drugi policja zatrzymała Maję M. 20 lutego br. W gdańskiej przychodni przy ul. Stryjewskiego przyjmowała pacjentów, mając również trzy promile alkoholu we krwi. Wyprowadzono ją w kajdankach, bo wpadła w furię, gdy wezwani na miejsce fun kcjo na riu sze po pro si li ją o opuszczenie budynku. – Wyzywała, szarpała i kopała interweniujących. Byli zmuszeni użyć tzw. środków przymusu bezpośredniego – mówi Lucyna Rekowska zgdańskiej KMP. Następnego dnia, gdy M. wytrzeźwiała, usłyszała zarzuty naruszenia nietykalności cielesnej funkcjonariuszy na służbie oraz ich znieważenia. Grozi za to kara do trzech lat więzienia. Prokuratura Rejonowa Gdańsk-Śródmieście wszczęła podobne postępowanie jak prokuratura w Pucku. Maja M. przepracowała w gdańskiej przychodni ponad dwa tygodnie. Wkrótce po zatrzymaniu przez policję została stamtąd dyscyplinarnie zwolniona. Tymczasem, jak ustalił nasz reporter, kobieta w ogóle nie powinna leczyć ludzi. – Po zdarzeniu w Pucku komisja dyscy plinarna Okręgowej Rady Le kar skiej w Gdań sku zawie siła jej prawo do wykonywania zawo du. Ozna cza to, że w sen sie praw nym Ma ja M. od kil ku miesięcy nie jest już lekarzem – mówi „Wy bor czej” Ro man Bu dziń ski, prezes Okręgowej Izby lekarskiej w Gdańsku. – Dlaczego pracowała? Budziński: – Przypuszczam, że zatrudnienie w przychodni było błędem wynikającym z niedopatrzenia. Wystarczyło zajrzeć do rejestru lekarzy, który jest jawny i ogólnie dostępny w internecie. Z naszych ustaleń wynika, że Maja M. najprawdopodobniej usłyszy w prokuraturze zarzut wykonywania pracy bez uprawnień. Jej zachowanie oceni też okręgowy rzecznik odpowiedzialności zawodowej lekarzy i kobieta może stracić prawo do wy ko ny wa nia zawo du na zawsze. + Z na szych usta leń wy ni ka, że chodzi o test sprawnościowy, który Aga ta ob la ła w ogól nia ku. Był o tyle istotny, że chodziła do tzw. klasy mundurowej, gdzie uczniowie przygotowują się do kariery zawodowej w wojsku i policji. 17-latce gro zi ło, że bę dzie zmu szo na odejść ze szkoły. Jednak ani rodzina, ani znajomi w Wejherowie nie chcą wierzyć, że Agata mogła się targnąć na własne życie. – To w ogóle do niej nie pasuje, jakaś piramidalna bzdura – mówi jej była nauczycielka. – Trudno sobie wyobrazić, że taka dziewczyna sama wbija nóż, żeby się zabić. Poza tym odwiedzała mnie od czasu do czasu, mówiła, że wcale nie jest zachwycona tą szkołą i rozważa przeniesienie do innej, gdzie będzie miała więcej lekcji chemii. Chemia była jej pasją, nie mam wątpliwości, że studiowałaby właśnie ten kierunek. Może była w jakiejś chwilowej depresji, co zdarza się przecież w wieku dojrzewania... Ale samobójstwo? Nie wierzę. Tym bardziej że pojechała do Gdańska na wykłady z chemii i w nich wzięła udział. Później miała pojeździć na rowerze po ścieżkach rowerowych. Dziadkom dała znać, że wróci do Wejherowa około ósmej wieczorem. + Nasza historia „Gdańsk. Miasto od nowa” to wielka zbiórka wspomnień, zdjęć, pamiątek z II połowy lat 40. XX w. Wspólnie z gdańskim magistratem szukamy świadków tamtych lat, ludzi, którzy trafili do Gdańska po woj nie, od bu dowy wa li miasto, znaleźli tu dom. Akcji towarzyszy konkurs organizowany m.in. w szkołach. Porozmawiajcie z rodzicami, dziadkami, sąsiadami o powojennym Gdańsku. Jak wspominają dawne lata? Uczestniczyli w odbudowie miasta? Spiszcie ich opowieści, choć nie jest to jedyna forma prac, jakie dopuszczamy w konkursie – mogą to być też fotografie, rysunki, filmy... Do udziału w konkursie zachęcamy też osoby dorosłe. Bardzo liczymy na Państwa wspomnienia. Prace należy wysłać na adres: [email protected] lub: „Gazeta Wyborcza” Oddział Gdańsk, ul. Tkacka 7/8, zdopiskiem „Gdańsk. Miasto od nowa”. + MAD REKLAMA SPIS TREŚCI PATROL REPORTERÓW GAZETY WYBORCZEJ DZIEŃ OD ŚWITU DO NOCY NA TROJMIASTO.WYBORCZA.PL NA ŻYWO trojmiasto.wyborcza.pl 519 094 094 [email protected] PARTNER DNIA NA ŻYWO na_zywo GDAŃSK GDYNIA 33013792 1 trojmiasto.wyborcza.pl Gazeta Wyborcza Trójmiasto Piątek 6 marca 2015 MAGAZYN TRÓJMIASTO 3 REKLAMA 2 33068289 4 MAGAZYN TRÓJMIASTO Piątek 6 marca 2015 Gazeta Wyborcza Trójmiasto trojmiasto.wyborcza.pl MAGA ZYN TRÓJMIASTO DOMINIK WERNER ARCHIWUM RENATA DĄBROWSKA DOMINIK SADOWSKI RANKING MAGAZYNU Agnieszka Pomaska KRZYSZ TOF KAT KA P rzełomu dla kobiet nie przynio sły ani pa ry te ty na li stach wyborczych, ani zalecenia Komisji Europejskiej, któ ra chcia ła, aby co naj mniej 40 proc. stanowisk zarządczych w firmach zajmowały kobiety. Pomorze nie jest wyjątkiem, pozycję pań w polityce i gospodarce trudno określić jako silną. Kariery zrobione przez kobiety w niesprzyjającym oto cze niu tym bardziej za słu gu ją na uznanie. Bohaterek subiektywnego rankingu „Wyborczej” szukaliśmy w polityce, gospodarce i życiu społecznym. Pierwszą siódemkę najbardziej wpływowych pań na Pomorzu wyłoniliśmy po rozmowach w redakcji i konsultacjach z wpływowymi mężczyznami. 1. Teresa Kamińska Zdecydowanym numerem jeden została Teresa Kamińska, prezes Pomorskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej. Szefów takich stref mamy w Polsce czternastu, w większości nie są to jednak na tyle barwne i aktywne osoby, by uznawano je za bardzo wpływowe. Z Teresą Kamińską jest inaczej. Wygrywa ze względu na osiągnięcia zawodowe, aktywność społeczną, działania na rzecz równouprawnienia oraz obecność w mediach, w których racjonalnie tłumaczy zjawiska gospodarcze. Jak mawiają jej współpracownicy, choć nie zawsze wiadomo, dokąd pędzi, to działa z prędkością ekspresu i nieustępliwie dąży do celu. Nawet jeśli zabrzmiało to nieco Teresa Kamińska Agnieszka Michajłow SIE DEM WSPANIAŁYCH Wielka polityka i duży biznes nadal skutecznie opierają się kobietom. Ale są wyjątki. Przedstawiamy siedem najbardziej wpływowych – naszym zdaniem – pań na Pomorzu banalnie, to aktywność Teresy Kamińskiej wy kra cza po za zwy kłe ad mi ni strowa nie spółką. Dzięki jej inicjatywie i staraniom tereny po Stoczni Gdynia zostały ponownie zagospodarowane przemysłowo. Lista sukcesów jest dłuższa, jest na niej m.in. Gdański Park Naukowo-Technologiczny. Teraz na agendzie ma sprawy związane z ulokowaną w Gdańsku Polską Agencją Kosmiczną. Zabiega, aby lokalne firmy brały udział w projektach agencji. Czy to się uda, trudno powiedzieć. Ale warto skorzystać z szansy. Kieruje podległą rządowi spółką, ale nie obawia się występować w obronie interesów regionu. Pomorska Specjalna Strefa Ekonomiczna zabiegała też o lokalizację elektrowni jądrowej w naszym województwie, kupiła tereny w Żarnowcu. Ostatnio pani prezes krytycznie oceniła pomysł konsolidacji spółek energetycznych, który zagrażał samodzielności gdańskiej Energi. Jest inżynierem, pracowała w ochronie zdrowia, działała w podziemnej „Solidarności”. Była członkiem gabinetu premiera Jerzego Buz- ka i szefową jego doradców. Pomorską strefą kieruje od roku 2007. Zabiega o prawa kobiet, współorganizuje spotkania Kongresu Kobiet. Strefa, którą kieruje, jako jedyna w Polsce otworzyła przedszkole przyzakładowe. – Zaczęło się dużo dziać, jeśli chodzi o aktywizację kobiet, aby nie musiały wybierać między rodziną, macierzyństwem a pracą zawodową. Widać poprawę w liczbie miejsc w żłobkach i przedszkolach i zmianę mentalności przedsiębiorców. Ale to cały czas jest jeszcze niewystarczające. Pozytywne, że te 1 MAGAZYN TRÓJMIASTO Piątek 6 marca 2015 5 ARCHIWUM Gazeta Wyborcza Trójmiasto RENATA DĄBROWSKA trojmiasto.wyborcza.pl Małgorzata Omilanowska RENATA DĄBROWSKA Dorota Raben Katarzyna Gruszecka-Spychała Danuta Wałęsa zmiany idą od dołu, natomiast na samą górę docierają z trudem – mówi Teresa Kamińska. 2. Dorota Raben Pierwsza prezeska w historii Zarządu Morskiego Portu Gdańsk. I pierwsza, która zaszła tak wysoko w typowo męskiej branży. Kieruje dużą i znaczącą spółką, a to w Trójmieście rzadkość. W latach 90. prowadziła rodziną firmę logistyczną – Raben. Port Gdański realizuje warte setki milionów inwestycje, konkuruje m.in. z Hamburgiem. – W branży logistycznej jestem ponad 20 lat i nigdy nie miałam poczucia, że wisi nade mną szklany sufit, przez który nie będę mogła się przebić. Nigdy nie dano mi do zrozumienia, że nie mogę czegoś robić z tego powodu, że jestem kobietą. Ja jestem umysłem ścisłym, a logistyka to zbiór algorytmów. To jest algorytm czasu i kosztów. I jak te dwa parametry połączymy, mamy logistykę. Ja to przeliczam i to jest fascynujące! – mówiła „Wyborczej”. – Nigdy nie musiałam się „przebijać”, nawet nie próbowałam. Jeśli mam pomysł na jakieś zmiany, to przygotowuję się i przedstawiam argumenty. Dobry biznes ma zawsze jedną cechę prawdziwą: cyfry. Nie zastanawiała się nad koniecznością wprowadzenia parytetów w zarządach spółek. – Ja jestem przykładem kobiety, która akurat nie potrzebowała parytetów – twierdzi. 3. Agnieszka Pomaska 1 Posłanka Platformy Obywatelskiej i przewodnicząca PO w Gdańsku. Ale nie tylko, po odejściu ministra Sławomira Nowaka z partii to ona prowadzi środowisko wywodzące się z Młodych Demokratów. Kluczowa osoba przy kampaniach wyborczych Platformy. Ma silną pozycję w partii, przewodniczy sejmowej komisji ds. Unii Europejskiej. Jej głos liczy się przy układaniu list wyborczych, zdarza jej się recenzować krytycznie działania prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Można powiedzieć, że to wcale nie tak wiele, ale biorąc pod uwagę polityczną pozycję innych kobiet, 35-letnia posłanka Agnieszka Pomaska jest jedną znajbardziej wpływowych pań na Pomorzu. Aktywnie włączyła się w sprawę ocalenia dziedzictwa Stoczni Gdańskiej. Jeszcze jako wiceminister kultury w marcu 2013 r. podczas debaty na temat Młodego Miasta zorganizowanej przez Europejskie Centrum Solidarności w Gdańsku prof. Omilanowska zaproponowała utworzenie na postoczniowych te re nach par ku kul tu rowe go. Po zo sta je w ostrym sporze z wiceprezydentem Gdańska Wiesławem Bielawskim, o którym mówiła: „Niemożność objęcia jakąkolwiek ochroną terenów postoczniowych z powodu niewyobrażalnych żądań właścicielskich jest postawą, jaką przyjął wiceprezydent Gdańska Wiesław Bielawski już wiele lat temu i przy tym trwa. Nie podjęto nawet trudu zapoznania się z tym, jakie faktycznie skutki wprowadzenia parku (...) dotknęły Kraków w ostatnim roku. Każda ochrona prawna zabytku w jakiś sposób ogranicza prawa własnościowe. Na tym polega proces ochrony”. cych w domu, poświęcających się dla kariery męża. W swojej książce „Marzenia i tajemnice” z 2011 r. pokazała słabości takiego modelu. „Przez całe życie byłam przeznaczona przez los do wykonywania zadań, rzeczy trudnych i niewygodnych. (...) Nie wiem, czy mentalność męska sprowadza się do takiego zaślepienia swoimi sprawami, że nie dostrzega się drugiej osoby?” – pisała. Historia zapamięta ją z wystąpienia w Oslo w grudniu 1983 r., gdy w imieniu męża odebrała Pokojową Nagrodę Nobla. Powiedziała wówczas: „Pragniemy pokoju i dlatego nie chwytaliśmy i nie chwytamy za narzędzia siły fizycznej. Łakniemy sprawiedliwości i dlatego jesteśmy wytrwali w walce o nasze prawa”. oddziaływania trudno zmierzyć. Jej codzienna „Rozmowa kontrolowana” o godz. 8.30 to obowiązkowy punkt programu dla osób interesujących się sprawami Pomorza. W Trójmieście jest jedną z dwóch pań na fotelu wiceprezydenta, ale to do niej należy wykonanie jednego z ważniejszych zadań w regionie, jakim jest batalia prawna z instytucjami unijnymi o lotnisko Gdynia-Kosakowo. Cieszy się dużym zaufaniem prezydenta Wojciecha Szczurka, który powierzył jej ten kluczowy projekt. Opinia, że mogłaby zostać jego następcą, byłaby dziś jeszcze na wyrost, ale Katarzyna Gruszecka-Spychała ma wszystko, aby być gdyńskim politykiem przyszłości.+ Pozycję pań w polityce i gospodarce Pomorza trudno określić jako 7. Katarzyna silną. Kariery zrobione Gruszecka-Spychała Wiceprezydent Gdyni do spraw gospodarki. przez kobiety Swój urząd 34-letnia prawniczka sprawuje od 5. Agnieszka Michajłow w niesprzyjającym grudnia. Wcześniej kierowała Agencją RozwoDziennikarka i prawniczka, na antenie Radia ju Gdyni. Starannie wykształcona, pracowita. otoczeniu tym Gdańsk od kilkunastu lat prowadzi poranne Kariery nie zawdzięcza znajomości z Martą rozmowy z politykami. Dociekliwa, niezależ- Kaczyńską. bardziej zasługują na, świetnie poinformowana, zdarza się, że jej Matka dwójki dzieci, które samotnie wychopytania ustawiają „politycznie” dzień. Opinio- wuje od blisko pięciu lat, gdy w wypadku drona uznanie twórcza, a przez to wpływowa, choć siłę tego gowym zginął jej mąż Jacek Spychała. 4. Małgorzata Omilanowska Minister kultury i dziedzictwa narodowego. Jedyny minister z Pomorza w obecnym rządzie Platformy Obywatelskiej. Wykłada na Uniwersytecie Gdańskim, jest historykiem sztuki, specjalizuje się w problemach architektury XIX i XX w., teorii sztuki i opieki nad zabytkami. 6. Danuta Wałęsa Żona słynnego męża. Formalnie od niej nigdy nic nie zależało, a jednocześnie miała ogromny wpływ na Lecha Wałęsę. Do rankingu wchodzi jako symbol kobiet pracują- 6 MAGAZYN TRÓJMIASTO Piątek 6 marca 2015 Gazeta Wyborcza Trójmiasto trojmiasto.wyborcza.pl PRACA DLA POSŁA Poseł Kulas zagospodarowany w rolnictwie KRZYSZ TOF KAT KA N MATERIAŁY PRASOWE (5) W przerwie między kadencjami poseł Jan Kulas był kierownikiem promocji w zatrudniającym pięć osób zakładzie doświadczalnym w popegeerowskiej wsi. – Gdzieś należało go zagospodarować – przyznają koledzy a początku lutego Jan Kulas z Platformy Obywatelskiej po raz czwar ty w swojej karierze wchodzi do Sejmu. Zostaje posłem dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności – zanim obejmie mandat po byłym ministrze Sławomirze Nowaku, odrzuci go trzech innych polityków. Po zaprzysiężeniu poseł Kulas składa oświadczenie majątkowe. Polityk z Tczewa wpisuje m.in., że pracował w państwowej Stacji Doświadczalnej Oceny Roślin w Karżniczce pod Słupskiem. Z wykształcenia jest historykiem archiwistą, z zawodu nauczycielem, czym więc się zajmował w Karżniczce? – Wykonywałem obowiązki, które zostały mi przydzielone – odpowiada Jan Kulas. – To przecież oczywiste, pytam, jakie to były obowiązki? – upieram się. – Zlecone przez przełożonych, nie jestem upoważniony, żeby o nich mówić – poseł konsekwentnie odmawia informacji. – Porozmawiajmy lepiej o mojej pracy parlamentarnej. – Może pan zajmował się promocją? – dopytuję. – Dobrze, że pan mi przypomniał. To była promocja – potwierdza. Dlaczego w ogóle zajmujemy się pracą Kulasa? Ponieważ gdy cztery lata temu nie dostał się do Sejmu i trafił na bezrobocie, koledzy z partii publicznie apelowali o „zagospodarowanie” Kulasa (więcej poniżej). Czy dzięki temu trafił do stacji rolniczej? W Karżniczce prawie nie bywał Przez blisko dwa lata Kulas zarabiał w stacji rolniczej ok. 3 tys. zł miesięcznie. – Praktycznie tu nie bywał – mówi osoba związana ze stacją. – Zresztą proponuję wykonać prosty eksperyment. Z Tczewa, gdzie mieszka poseł, jedzie się do Karżniczki ponad dwie godziny samochodem, a on nie prowadzi auta ani go nie posiada. A gdyby jeździł transportem publicznym, codziennie spędzałby w podróży sześć, siedem godzin. W tym czasie musiałby się kilka razy przesiadać, jechać kolejką i co najmniej dwoma pekaesami. – Zgoda – potwierdza Jan Kulas. – Ale ja okresowo pracowałem na ziemi tczewskiej, w zakładzie doświadczalnym w Radostowie, który podlega stacji w Karżniczce. Wiele czasu spędzałem też w terenie. W Radostowie czasami 1 Na zdjęciach: 1. Po odejściu z pracy Jana Kulasa jego gabinet w Radostowie stoi pusty 2. Tablica informacyjna Zakładu Doświadczalnego w Radostowie 3. Poseł Jan Kulas 4. Taki widok z okna gabinetu w Radostowie miał poseł Kulas 5. Siedziba zakładu w Radostowie 2 3 4 5 Wieś Radostowo – dziesięć kilometrów od Tczewa. Kapliczka, kilka bloków popegeerowskich, sklepik w dawnym punkcie skupu mleka. Najwięksi pracodawcy to gospodarstwo rolne Czachorowskich i zakład doświadczalny podlegający Centralnemu Ośrodkowi Badań Odmian Roślin Uprawnych (COBORU) w Słupi Wielkiej. COBORU jest jednostką Ministerstwa Rolnictwa. Biura zakładu mieszczą się w parterowym budynku, przypominającym wiejską świetlicę, obok silosy, garaże. W środku jakby czas się zatrzymał, wnętrza sprzed kilkudziesięciu lat, a na tablicy w przedpokoju kartka „Pan nasz zapytawszy o nasze zarobki usiadł i zapłakał!”. Specjaliści z wieloletnim stażem i wykształceniem rolniczym zajmują w budynku jeden pokój przy wejściu. Dalej w korytarzu jest jeszcze pokój szefowej, a na końcu opuszczony gabinet Kulasa. Z tyłu ścianka z szafek, dwa ukośnie połączone biurka i duży fotel. Po pośle została herbatka owocowa i zdjęcia papieża. Czym u pani zajmował się Jan Kulas? – pytam szefową zakładu. – Załatwiał sprawy w urzędach, jeździł na spotkania w terenie, organizował dni pola. Nie przyjeżdżał codziennie. Miał takie lotne stanowisko. Pojawiał się, jak miał coś do zrobienia – mówi Mirosława Domańska, kierowniczka zakładu w Radostowie. – Co na przykład? – Pisma pisał. 1 trojmiasto.wyborcza.pl Gazeta Wyborcza Trójmiasto – Zostało coś po nim? Przygotował jakiś folder, tekst do oferty, cokolwiek? – Nie mam niczego takiego. – Jak tu dojeżdżał? – Autobusem, czasem ze mną jeździł albo podwoził go syn. Zakład w Radostowie jest jednym z 34 podobnych jednostek w kraju. Dysponuje 70 hektarami gruntów rolnych, uprawy doświadczalne prowadzi na części z nich. Wypełnia ustawowy obowiązek badania nowych odmian i informuje rolników, które odmiany powinny im dać najlepsze plony. Na każdy temat Cofnijmy się do roku 2011. Jan Kulas ma 54 lata i bogatą karierę polityczną za sobą. Zasiadał w Sejmie w latach 1991-1993 i 1997-2001, właśnie kończy trzecią kadencję. Mimo bogatego dorobku pozostaje jednak w drugim, trzecim szeregu działaczy. Nie jest typem lidera, a raczej pracusia, stara się odwiedzać wszystkie możliwe imprezy w swoim powiecie. Z funduszu na biuro poselskie wydaje nawet 10 tys. zł rocznie na kwiaty. W Sejmie podobnie, większych sukcesów nie osiąga, ale może się pochwalić rekordową ak tyw no ścią. Zda rza ło mu się wygła szać oświadczenia do pustej sali, aby tylko zostały zaliczone na jego konto – pisaliśmy o tym w „Wyborczej”. Tematyka? Na przykład, że „już za dwa lata Tczew będzie obchodził rocznicę nadania praw miejskich”. Jedno ze swoich przemówień poświęcił Karolowi Borchardtowi, autorowi powieści „Znaczy Kapitan”. Odczytał jego życiorys, wspominając, że „urodził się ponad 100 lat temu, dokładnie 105 lat temu”, „większość swojego życia spędził w Wilnie, Gdyni, jak też na morzach i oceanach”, „w młodości był znany z czupurnego charakteru i miewał kłopoty z nauką”. Gdy rozległ się dzwonek oznaczający, że czas wystąpienia mija, poseł podsumował: „Warto 1 REKLAMA MAGAZYN TRÓJMIASTO Piątek 6 marca 2015 sięgnąć po lekturę książki »Znaczy Kapitan«, którą przed trzydziestu laty zaczytywano się w Polsce. Dziękuję za uwagę”. – To człowiek niezwykłej pracowitości, autor niezliczonej liczby interpelacji i wypowiedzi na absolutnie każdy możliwy temat – wspomina zprzekąsem Jacek Kurski, były poseł zPomorza. Jesienią 2011 r. Kulas startuje w kolejnych wyborach z listy PO, zdobywa ponad 7 tys. głosów, ale to stanowczo za mało na mandat. Weźcie kolegę do urzędu Zaraz potem były poseł, magister archiwista, trafia na bezrobocie. W „Wyborczej” mówi o swoich nadziejach na pracę: „Przez każdą kolejną kadencję człowiek nabiera doświadczeń i powiększa swoje kompetencje. A jako że współtworzyłem i samorząd tczewski, i wojewódzki, to wydaje mi się, że w obszarze spraw samo- rządowych się odnajdę. Chcę mieć prawo do zwykłej pracy. Nie mam jakichś szczególnych oczekiwań – po prostu niech to będzie zwykła dobra praca”. Zastrzega, że to „nie musi być stanowisko dyrektora”. W internecie pojawiają się krytyczne komentarze: „W końcu poczujesz Pan, jak się ciężko zarabia pieniądze. A może jakaś fizyczna robota? Przyda się po tak długim siedzeniu w ławach”. Waldemar Pawlusek, ówczesny szef PO w powiecie tczewskim, publicznie ogłasza, że struktury miejskie i powiatowe PO będą zabiegały w województwie o pracę dla posła. – Czy będzie to Urząd Marszałkowski Województwa Pomorskiego? Czas pokaże – spekulował Pawlusek trzy lata temu. Z urzędem się nie udało, dorywczą pracę w charakterze asystenta dał Kulasowi eurodeputowany Jan Kozłowski. „Zagospodarował Jasia” Jacek Kurski: – Jan Kulas to człowiek niezwykłej pracowitości, autor niezliczonej liczby interpelacji i wypowiedzi na absolutnie każdy możliwy temat Dzwonię do Waldemara Pawluska, dyrektora szkoły w Subkowach, z pytaniem o efekty starań o pracę dla Kulasa. – Apelowałem do kolegów i instytucji, bo uważam, że Jasiu Kulas ma doświadczenie warte wykorzystania. Gdybym miał taką możliwość, to nie obawiałbym się, żeby go zatrudnić, bo pewnie po pół roku by się sprawdził – mówi Waldemar Pawlusek. – Wiem, że pan Plocke trochę mu pomógł. Przyjął apel, wspierał i gdzieś Jasia zagospodarował. I to mogę oficjalnie powiedzieć – dodaje Pawlusek. Wiceminister rolnictwa Kazimierza Plocke ignoruje pytania, czy pomagał w zatrudnieniu Kulasa. „Nie posiadam informacji odnośnie udziału pana ministra Kazimierza Plocke w zatrudnieniu pana Jana Kulasa” – odpisuje natomiast prof. Edward S. Gacek, dyrektor COBORU, do którego należą stacje i zakłady doświadczalne. Dyrektor Bolesław Giczewski ze stacji w Karżniczce (podlega jej zakład Radostowo) odma- 7 wia odpowiedzi o okoliczności zatrudnienia polityka. Od kogo pan dostał propozycję? – zapytałem posła podczas rozmowy telefonicznej. – Po prostu zostałem zatrudniony, rolnictwo zawsze leżało mi na sercu, ale nie chcę ciągnąć tego tematu – odpowiedział Kulas. Kierownik i prace fizyczne Jak ustaliliśmy, został przyjęty na zastępstwo za osoby przebywające na urlopie macierzyńskim, a więc konkurs nie było konieczny. Kluczowe jest słowo „osoby”, ponieważ najwyraźniej etat dla polityka został sklejony z zadań różnych osób – od prac fizycznych po kierowanie promocją. – Był kierownikiem ds. upowszechniania, promocji i doświadczalnictwa oraz współpracy z regionalnymi organizacjami rolniczymi – wyjaśnia prof. Edward S. Gacek. – Wykonywał pracę fizyczną przy pracach laboratoryjnych związanych z prowadzeniem urzędowych doświadczeń polowych – odpowiada Bolesław Giczewski z Karżniczki. Jest coś jeszcze. – Swoje zadania pan Kulas wykonywał na terenie województwa pomorskiego – podkreśla dyrektor Giczewski. – Jeździłem na spotkania w urzędach, do izb rolniczych, towarzyszyłem czasami ministrowi Kazimierzowi Plocke podczas objazdów. Promował też wśród rolników wykorzystywanie roślin wysokoplennych – potwierdza Jan Kulas. – Jak pan to robił, nie prowadząc ani nie posiadając samochodu? – Sprawa była prosta, do Radostowa mam blisko, a na spotkania w innych ośrodkach jeździliśmy z panią kierownik. W tej chwili też nie mam samochodu, a niech pan zapyta, gdzie mnie nie ma – wyjaśnia poseł. Zakład w Radostowie radzi sobie już bez Jana Kulasa. Promocją zajmuje się kierowniczka zakładu. Posła wożą dziś inni.+ 33074570 8 MAGAZYN TRÓJMIASTO Piątek 6 marca 2015 Gazeta Wyborcza Trójmiasto trojmiasto.wyborcza.pl TRAGEDIA NA DŁUGIEJ Dlaczego Samir zabił trzy KATARZYNA WŁODKOWSKA C zternasty marca 2013 r. godz. 16. Bogdan, starszy brat Adama K., zaniepokojony brakiem z nim kontaktu, jedzie z kolegą na ul. Długą w Gdańsku. Dzień wcześniej Adam miał się spotkać z Viktorem, podobnie jak bracia, kolekcjonerem białej broni. Ale od obu nie odbiera telefonu. Milczała komórka żony Adama – Agnieszki, do której bezskutecznie telefonowała teściowa. Zaniepokojeni byli też pracownicy prowadzonego przez kobietę salonu kosmetycznego. Nigdy wcześniej nie zdarzyło się, by Agnieszka nie zjawiła się na godzinę umówioną z klientką. Mężczyźni na schodach nikogo nie spotykają, drzwi do dwupokojowego mieszkania są zamknięte. Brat Adama naciska dzwonek, w tym momencie dostrzega przez wizjer, że w łazience, na wprost drzwi wejściowych, zapalone jest światło. Dzwoni ponownie. Cisza. Naciska klamkę, drzwi się otwierają. Mija pokoik dziecka i kieruje się do pokoju dziennego, połączonego z aneksem kuchennym. Już z przedpokoju dostrzega wystające zza stołu nogi Agnieszki. Klnie i krzyczy: „Kto to zrobił?! Co tu się stało?!” Obok Adam i skulona Nina. Podbiega, klęka przy dziecku. Odwraca je, żeby sprawdzić, czy oddycha. Nina ma zmasakrowaną twarz. Cała podłoga jest w krwi. Mężczyzna prosi kolegę, by natychmiast sobie poszedł. Dzwoni na policję. Jest tak zdenerwowany, że ma problem z wybraniem numeru. Udaje się dopiero za piątym razem. Zabiera rzeczy o wartości 65 tys. zł Radiowóz z komisariatu na Piwnej zjawia się niemal natychmiast. Zaraz po nich le karz i fun kcjo na riu sze z KWP. Drzwi wejściowe oraz zamek nie są uszkodzone. Żadnych śladów włamania. 32-letni Adam iodwa lata starsza Agnieszka zostali dwukrotnie postrzeleni z bliskiej odległości w głowę zpistoletu Walther P22. Wten sam sposób, ale od pojedynczego strzału, zginęła ich córeczka 16-miesięczna Nina. Brak śladów bójki, a w torebce Agnieszki portfel, nowiutki iPhone 4S, karty bankomatowe i 466 zł. Jak potem ustalą kryminalni, ostatnie połączenie przychodzące zarejestrowano 13 marca o godz. 15:19. Sprawca nie zadał sobie także trudu, by sprawdzić kieszenie ofiar. Adam miał przy sobie po nad dwa tysią ce zło tych. W mieszkaniu znajdowała się też biżuteria jego żony. Ale sprawca opróżnił stojącą wprzedpokoju szklaną gablotę, wktórej znajdowała się najcenniejsza kolekcja Adama K. Traktował ją jako zabezpieczenie na przyszłość. Były to m.in. kordziki SS, klamry od pasów wojskowych, sygnety SS, sztućce oraz porcelana: filiżanki i talerze sygnowane „Waffen SS” i„SS Reich”. Wdużym pokoju stały też dwie witryny, w których znajdowało się ok. 150 klamer – począwszy od oficerskich po klamry formacji paramilitarnych i militarnych zokresu III Rzeszy. Niektóre cenne – nawet 1,3 tys. zł za sztukę. Wszystkie zniknęły. Brakowało także m.in. telefonu Adama, laptopa i dwóch iPadów. Wartość całości: 65,3 tys. zł. Biegli z zakresu medycyny sądowej ustalają, że trzyosobowa rodzina zginęła dzień wcześniej. MATERIAŁY POLICJI (2) Hipotez było wiele. Porachunki handlarzy bronią, akcja służb specjalnych. W końcu sugerowano, Dotarliśmy do głównych tez liczącego 134 strony aktu oskarżenia. Odtwarzamy jedno z Zabójca został ciepło przyjęty Jak zeznał potem starszy brat K., mężczyzna nigdy nie mówił, że coś mu grozi. Adam i Agnieszka poznali się w trakcie studiów na Politechnice Gdańskiej. Ukończyli zarządzanie i marketing. Byli zgodnym małżeństwem, odwiedzało ich nieliczne grono znajomych i rodzina. Zawsze dbali, by dziecko mogło się wyspać, dlatego ogodz. 20 gości zwykle już nie było. Z kontrahentami Adam z reguły spotykał się w mieszkaniu rodziców. Agnieszka prowadziła we Wrzeszczu zakład kosmetyczno-fryzjerski. Adam dorabiał, handlując militariami. Eksponaty zdobywał m.in. na targach, przede wszystkim w Kassel w Niemczech i Ciney w Belgii. Potem się wymieniał, handlował na Allegro, Jarmarku Dominikańskim itp. W związku z kolekcjonerską działalnością, Adam K. utrzymywał liczne kontakty z osobami narodowości rosyjskiej. Wśród osób odwiedzających go w mieszkaniu jego rodziców, najbliżsi w trakcie przesłuchań wymieniają Rosjanina Samira S., niewysokiego, krótko ostrzyżonego bruneta, którego Adam poznał na zlocie militarnym w Darłowie pięć lat wcześniej. Telefon po zabójstwie: „Dobrej nocy” Dzień po ujawnieniu zbrodni, kryminalni analizują połączenia telefoniczne z pozostawionej w mieszkaniu komórki Agnieszki oraz numeru Adama. Małżeństwo kontaktuje się ze sobą po raz ostatni 13 marca 2013 o 17:41. Sześć minut później do Adama dzwoni ktoś z numeru 517 XXX XXX. Kolejne połączenie z Adamem K. miało miejsce o godz. 20:38, ale już nie odebrał. Jak ustalają śledczy, nr 517 XXX XXX należy do Samira S. Natychmiast analizują jego logowania. Te wykazują, że 13 marca był w Gdańsku. A kolejne, że po godz. 21 wrócił PKS-em do Elbląga. Najczęściej z 32-letnim wtedy Samirem kontaktuje się młoda mieszkanka Elbląga. Do przesłuchania docho dzi 15 marca. Sa mi ra pozna ła w styczniu, wymienili się numerami i zaczęli spotykać. W ten sposób operacyjni ustalają, że Rosjanin mieszka w dwupokojowym mieszkaniu przy Władysława IV. – Nigdy nie widziałam u niego broni – zeznaje Magdalena. – Nie zauwa- Na zdjęciach: # Samir S. wskazuje miejsce ukrycia broni, z której zastrzelono Adama K., jego żonę Agnieszkę i córeczkę Ninę % Ciała Adama, Agnieszki i ich dziecka znalazł brat zamordowanego Bogdan. Wszyscy zostali postrzeleni z bliskiej odległości w głowę z pistoletu Walther P22 żyłam, by zbierał militaria, ale posiadał sklejone modele żołnierzy i czołgów, a jego głównym źródłem dochodów był wynajem mieszkania przy ul. Robotniczej. Wspomina go jako ciepłego i spokojnego człowieka. Gdy okaże się, że to Samir jest zabójcą, przeżyje szok i nigdy więcej się znim nie skontaktuje. Dzień przed zbrodnią Samir nocował w mieszkaniu Magdaleny. Następ ne go dnia wspól nie spę dzi li przedpołudnie, a potem Samir odprowadził kobietę do pracy na godz. 14. Umówili się, że wieczorem jej już nie odbierze. Ale ok. godz. 23 zatelefonował do Magdaleny, życząc dobrej nocy. Adam, Agnieszka i mała Nina nie żyli już od kilku godzin. Po raz kolejny zobaczyła go następnego dnia rano, czyli 14 marca. Odwie dził ją w miej scu pra cy, a o godz. 14 odebrał. Poszli do restauracji, następnie do kina, a potem pojechali do jej mieszkania. To były urodziny Magdaleny. Samir dał jej w prezencie srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie skrzydeł. Magdalena nie potrafiła powiedzieć, co i gdzie robił Rosjanin 13 marca, po tym jak odprowadził ją do pracy. Ale, jej zdaniem, zachowywał się jak zwykle. Ubrany był jak zawsze wjeansowe spodnie wkolorze niebieskim i zimową kurtkę ortalionową koloru moro. Tego dnia był bez czapki. Miał przy sobie plecak. Jak zeznała Magdalena, zawsze go ze sobą nosił. „Wyzwał mnie od ruska, głupka i kacapa” Samir popełnia szkolny błąd. To też podważa jedną z początkowych tez o wykwalifikowanym zabójcy. Nie niszczy ani ukradzionej nokii Adama, ani swojego telefonu. A ten loguje się przy bloku przy ul. Władysława IV w Elblągu. Piątek 15 marca. Tuż przed godz. 22. z klatki schodowej wychodzi Samir. Dochodzi do pobliskiego sklepu z alkoholem. Nie ma pojęcia, że teren jest otoczony przez antyterrorystów. W chwili ujęcia jest zaskoczony, nie stawia oporu, w trakcie akcji zostają użyte granaty hukowo-błyskowe. Fun kcjo na riu sze prze szu ku ją miesz ka nie Ro sja ni na. Znaj du ją przedmioty zrabowane z mieszkania zamordowanej rodziny. Jest też atrapa karabinka AK47 czy kolekcja kilkudziesięciu zdjęć z ofiarami wojny w Czeczenii. – Kto normalny trzyma takie zdjęcia w domu? – dziwią się śledczy. Samir jest spakowany, najwyraźniej szykował się do opuszczenia kraju. Miał już kupiony bilet PKP do Białegostoku. Magdalenie powiedział, że musi pojechać do Kaliningradu, apotem do Moskwy celem przedłużenia wizy. Teraz nastąpią kluczowe godziny rozmów policjantów zSamirem. Mężczyzna opowiada, że pokłócił się zAdamem. Umówili się, bo Rosjanin chciał, by ten wycenił mu oficerski kordzik. Kolekcjoner uznał, że przedmiot jest niewiele wart. Rosjanin wpadł wzłość. Powiedział, że czuje się pokrzywdzony wzwiązku zpoprzednimi rozliczeniami między nimi. Twierdził, że Adam K. był mu winien 12 tys. zł. A w trakcie rozmowy wyzwał go od „ruskich, głupków i kacapów”. Wtedy Samir wyjął pistolet, który zwykł ze sobą nosić i dwukrotnie z bliskiej odległości strzelił w głowę Adama K. Wtedy z łazienki – według początkowej relacji S. – wybiegła żona Adama K., która poszła tam na chwilę z dzieckiem, i rzuciła się na oskarżonego. Zastrzelił także ją. Dlaczego zabił dziecko? – „Dlatego, że wyło” – odpowiedział w trakcie rozmów z kryminalnymi. Potem odmówił potwierdzenia tych informacji do protokołu. Prokurator przesłuchał więc policjantów w charakterze świadków, a ich zeznania trafiły do aktu oskarżenia. W początkowej fazie śledztwa pojawiają się informacje, że potrójne zabójstwo to efekt działań bliżej nieokreślonych służb specjalnych lub porachunków handlarzy bronią. Ite teorie nie znajdują potwierdzenia, ale oka- 1 trojmiasto.wyborcza.pl Gazeta Wyborcza Trójmiasto 9 MAGAZYN TRÓJMIASTO Piątek 6 marca 2015 osobową rodzinę że do potrójnego zabójstwa Samira S. ktoś nakłonił. Jak było? najgłośniejszych zabójstw, jakie miało miejsce w Gdańsku zuje się, że w lutym 2011 r. Adama K. przyłapano na próbie wysyłki do USA paczki zawierającej m.in. 97 łóż karabinka automatycznego Beryl. Groziło mu za to od roku do 10 lat pozbawienia wolności, bo prawo zezwala handlować tylko niektórymi częściami broni i amunicji, a zdaniem prokuratury wogóle zabrania ich wysyłania za granicę. Proces przed sądem wGdańsku miał się zakończyć 21 marca. Gdy policjanci odkrywają zwłoki rodziny, przeszukują garaż ofiary. W środku arsenał militarny. I tym nie zainteresował się Samir. Fantazja o służbie wojskowej 1 W trakcie rozmów z kryminalnymi S. usiłuje negocjować. Deklaruje, że może pokazać znaleziony rzekomo na Ogarnej w Gdańsku pistolet i oczekuje za to nagrody. – Bo takie jest prawo w Rosji – argumentuje. – Tą nagrodą ma być niska kara za kradzież, bo z zabójstwem nie mam nic wspólnego. Zastrzega, że na pistolecie nie znajdą jego odcisków palców. Za pomoc domaga się obietnicy maksymalnie 10 lat więzienia za kradzież. Jak mu to zagwarantują po powrocie do siedziby KWP, pojedzie z operacyjnymi do Elbląga. Dał się jednak przekonać, że jest marzec, szybko robi się ciemno, więc im szybciej wyjadą, tym lepiej. Jak się potem okazało, na pistolecie faktycznie nie było odcisków Samira. Ale znaleziono za to należące do niego ślady DNA. Samir razem z policjantami jedzie do Elbląga, gdzie w pobliskim lesie pokazuje piwnicę pod punktem widokowym na Gęsiej Górze. Kryminalni znajdują tam w zafoliowanym pudełku pistolet Walther P22 wraz z amunicją i spalone ubrania, które Samir miał na sobie w dniu zabójstwa. W trakcie czynności S. dla bezpieczeństwa ma założone na nogach i rękach kajdanki, a piwnicę najpierw sprawdza policyjny pirotechnik. Samir przez cały czas jest spokojny, „wręcz flegmatyczny” i wciąż próbuje negocjować wyrok. Potem wycofuje się także z tego i przekonuje, że to policja zaprowadziła go w to miejsce, mimo że całość została sfilmowana. W trakcie drogi z Gdańska do lasu w Elblągu Samir jest bardzo rozmowny. Opowiada, że służył w armii ro syj skiej na Ka u ka zie. Mó wi, że przez 10 lat służył w oddziałach specjalnych milicji rosyjskiej i zakończył służbę w stopniu kapitana. Twierdzi, że współpracował ze służbami specjalnymi Rosji, a potem miał coś wspólnego z Ambasadą Rosyjską w Polsce, „chyba był kurierem”. Opowiada też m.in., że podczas protestów w Moskwie związanych z ostatnimi wyborami prezydenckimi, ze swoim oddziałem strzelał z ciężkiego karabinu maszynowego do demonstrantów. Wszystko to okazało się bzdurą. Opowiada też o życiu rodzinnym. Mówi, że w Rosji pozostawił żonę, która jest stewardesą, ale nie mają kontaktu, bo jest „skonfliktowany z całą jej rodziną na tle finansowym”. Twierdzi też, że ma w Rosji dziecko, czego nie udaje się śledczym potem potwierdzić. Z Elbląga Samir zostaje przewieziony na przesłuchanie do prokuratury w Sopocie. I tam próbuje się targować. Docieka, czy za wskazanie miejsca ukrycia broni i odzieży otrzyma zapewnienie, że zostanie mu wymierzona tym razem kara 20 lat więzienia. Słyszy, że o karze zdecyduje sąd. – Wówczas zażądał chwili przerwy i skorzystał z toalety – zeznał potem jeden z policjantów. – Po wyjściu z toalety, przed wejściem do pokoju prokuratora powiedział, że się do niczego nie przyzna, bo nie musi teraz tego robić, a jest szansa, że może jeszcze coś ugra, bo może będą jakieś błędy w postępowaniu i uda mu się zbić karę. A jeśli nie, to się powiesi. Zabójca z hodowlą kotów? Samir trafia do aresztu śledczego w Sztumie, a śledczy rozpoczynają drobiazgowe dochodzenie, w trakcie którego powstanie 46 ekspertyz, zostanie przesłuchanych 124 świadków i zweryfikowana każda teza oraz opowiastka podejrzanego. Śledczy ustalają, że Samir S., rocznik 1981, urodził się w Baku (Azerbejdżan), posiada rosyjskie obywatelstwo, legitymuje się paszportem Federacji Rosyjskiej oraz Kartą Polaka wydaną przez Konsulat RP wMoskwie. Kawaler, bezdzietny, o wykształceniu niepełnym średnim. Nie ma zawodu, majątku, niepracujący. Od 20 lat, zprzerwami, mieszka wPolsce, gdzie przyjechał z babcią, matką i siostrą. Byli repatriantami, za sprawą dziadka Polaka zesłanego do Kazachstanu. Matka dostała prawo stałego pobytu. Siostra Alona poszła na studia, Samir zatrzymał się na czterech klasach rosyjskiej podstawówki. Cały wolny czas poświęca militariom igrze komputerowej otematyce wojennej. Przebywając w Polsce, nigdy nie pracował legalnie. Utrzymywał się z wynajmu mieszkania i niezarejestrowanej hodowli kotów rasowych. Ko ty ra sy bry tyj skiej trzy mał w mieszkaniu. 1 marca br. Samir zarejestrował w Polsce działalność gospodarczą – chciał handlować towarami na targowisku, podobnie jak jego siostra. Jeden z rosyjskich świadków, których przesłuchują w trakcie śledztwa policjanci, mówią o Samirze: – „Poznałem go 4-6 lat temu w autobusie z Kaliningradu do Elbląga. Powiedział mi, że mieszka w Elblągu i Moskwie. Twierdził, że wozi pocztę dyplomatyczną do konsulatu w Kaliningradzie. Mówił, że kolekcjonuje jakieś mundury, że jeździ na zloty do Darłowa. (...) Sprawiał wrażenie osoby niespełna rozumu”. chodniej Rosji), ale trwało to zaledwie trzy miesiące. Był zwykłym szere gowym. Zo stał uzna ny za „nie zdol ne go do służ by woj skowej”. Diagnoza: „długotrwała reakcja depresyjna u osoby prymitywnej, choroba wystąpiła w okresie odbywania służby wojskowej”. Jak powiedziała „Wyborczej” jedna z sąsiadek Rosjanina, matka opowiadała, że „sama go stamtąd wykupiła na podstawie papierów od psychiatry, bo bała się, że pójdzie na wojnę i zginie”. Z rozmów z sąsiadami czy rodziną, powstaje obraz niepalącego, niepijącego i bezkonfliktowego mężczyzny, który codziennie spotyka się z rodziną na obiedzie. W relacji wobec innych osób naiwny, dobroduszny i niedojrzały jak dziecko. Prowadził życie samotnika, którego trudno było namówić na wyjście z domu. Ale miał też swoje tajemnice. – Zawsze zastanawiałam się, czemu on wychodzi wieczorem i wraca dopiero nad ranem – mówiła zaraz po zabójstwie jego sąsiadka. – Chyba chodził na szaber. Kiedyś patrzę, a on taszczy jakieś paczki. „Wyprowadzasz się, Samir, czy co?”. A on na to: „Meble kupiłem w Ikei w Gdańsku, o połowę tańsze niż w Elblągu”. Jakoś na meble mi to nie wyglądało. Prokurator Mariusz Marciniak: Pomylił życie z grą – Jakkolwiek Zostaje wysłany na obserwację psyabsurdalnie to chiatryczną. Badanie potwierdza, że zabrzmi, Samirowi w trakcie potrójnego zabójstwa był poczytalny. Lekarze mówią też o nipomyliła się chyba skim, chociaż mieszczącym się w granicach normy poziomie sprawności rzeczywistość intelektualnej i braku charakterynych dla procesu schizofreniczz grą komputerową stycz nego zaburzeń myślenia. Na terenie Polski nigdy nie był karany. Został natomiast skazany na ka rę 10 mie się cy pozbawie nia wolności przez sąd rejonowy obwodu kaliningradzkiego za nielegal ne po sia da nie w ma ju 2011 r. w Kaliningradzie pistoletu Makarowa wraz z tłumikiem i amunicją oraz za używanie podrobionego dokumentu współpracownika organów ścigania MSW Federacji Rosyjskiej. Sąd zwolnił go przedtermi nowo na dwa mie sią ce przed końcem odbycia kary. Rosjanin ma ewidentne tendencje do manipulowania otoczeniem i fantazjowania. – Jakkolwiek absurdalnie to zabrzmi, Samirowi pomyliła się chyba rzeczywistość z grą komputerową, której poświęcał całe dnie – podsumowuje prokurator Mariusz Marciniak, rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku, która pod koniec lu te go br. skie rowa ła do są du akt oskarżenia przeciwko Rosjaninowi. – W trakcie składanych wyjaśnień podważał diagnozę lekarską, na podstawie której został wydalony z woj- ska. Twierdził, że został wydany przez władze wojskowe, żeby mógł przekraczać granice NATO i dalej twierdził, iż pełnił służbę wojskową w formacji ARMA-2, należącej do struktur Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Federacji Rosyjskiej. Co się okazało? „ARMA-2” to gra komputerowa w cyklu first-person shooter. Gracz wciela się w sierżanta marines Matta Coopera, który zostaje wysłany na misję ekspedycyjną do fikcyjnego państwa Czarnoruś, leżącego na Kaukazie. – Na finiszu śledztwa, już w lutym, zaczął chyba rozumieć swoje położenie – dodaje prokurator Marciniak. – Powiedział, że znalezionych w jego mieszkaniu rzeczy nie ukradł Adamowi K., jak dotąd utrzymywał, ale kupił od mieszkającego w Elblągu Siergieja i chętnie do niego zaprowadzi. Gdy policjanci poprosili o dokładne wskazanie miejsca na mapie, gdzie ów Ro sja nin miesz ka, miał problem ze wskazaniem lokalizacji. Wydaje się, że po prostu chciał po raz ostatni zobaczyć Elbląg. 34-letni dziś Samir S. został oskarżony o zabójstwo trzech osób, w tym 16-miesięcznego dziecka, z pobudek zasługujących na szczególne potępienie oraz zabór mienia ofiar i nielegalne posiadanie broni palnej i amunicji. Grozi mu dożywocie. Nigdy oficjalnie nie przyznał się do winy. Twierdził, że tylko okradł Adama K., a brak śladów włamania wynika z tego, że mieszkanie było otwarte. Twierdzi, że nie zdziwiło go to, bo w Elblągu również nigdy nie zamykał swojego mieszkania na klucz. „Byłem przekonany, że w Polsce to norma”.+ *Niektóre imiona w tekście zostały zmienione „Wyprowadzasz się, Samir, czy co?” Sa mir od by wał służ bę woj skową w miejscowości Orzeł (miasto w za- REKLAMA 32768331 10 MAGAZYN TRÓJMIASTO Piątek 6 marca 2015 Gazeta Wyborcza Trójmiasto trojmiasto.wyborcza.pl Cały świat chce pływać łódką z Trójmiasta ŁUKASZ GŁOWALA MATERIAŁY PRASOWE PRZEBÓJ MADE IN GDAŃSK MI CHAŁ BRAN CE WICZ Z ainteresowanie przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Telefony się urywają, dzwonią praktycznie z całej Europy, a nawet tak odległych państw jak Emiraty Arabskie czy Australia – mówi Mirosław Skwarek, współwłaściciel. W maju pierwsze łódki zaczną pływać także po Motławie. – Pomysł narodził się przed kilku laty, w nieco innej formie i w miarę upływu czasu ewoluował, aż powstała dokładnie taka, a nie inna łódka – wspomina Mirosław Skwarek. Tesla-21 to niewielka łódka z napędem zasilanym energią słoneczną, która powstała w trójmiejskiej stoczni Green Dream Boats MATERIAŁY PRASOWE Elementy rodem z F1 Tesla-21 zeszła z deski kreślarskiej w sierpniu zeszłego roku. Skąd nazwa? – Nazwaliśmy ją imieniem Nikoli Tesli, znakomitego inżyniera i wynalazcy z Serbii, dodając liczbę 21, która odpowiada długości łódki w stopach – wyjaśnia współwłaściciel Green Dream Boats. Budowa pierwszego egzemplarza trwała około sześciu miesięcy. Pomysł ostatecznie zmaterializował się na początku 2015 roku. Wtedy łódź została zwodowana po raz pierwszy iszybko zrobiło się o niej głośno, nie tylko w Polsce. – Nie ma wielu podobnych łodzi w tej klasie. Właściwie jest tylko jedna firma niemiecka, która takie produkuje – przyznaje Skwarek. – Ich łódź jest zbliżonych rozmiarów do naszej, ale nie ma np. składanego dachu. Ponadto waży 1,3 tony, a Tesla-21, z pełnym wyposażeniem, niewiele ponad 500 kilogramów. Dzięki zastosowaniu najnowszych technologii i materiałów ma bardzo mocną i lekką konstrukcję z elementami karbonowo-epoksydowymi rodem z Formuły 1. A to przekłada się na osiągi. Tesla-21 ma 6,2 m długości i może nią pływać ok. 8-10 osób. Wyposażona jest w silnik renomowanej niemieckiej firmy Torqeedo, ale pozostałe elementy, jak np. panele słoneczne, produkowane są w Polsce. Nie słychać silnika Tesla 21 ma 6,2 m długości i może nią pływać nawet do 10 osób W słońcu Tesla-21 może pływać bez ograniczeń, a już po zachodzie słońca przynajmniej przez osiem godzin, więc latem wystarczy jej „paliwa” właściwie na całą noc. Akumulatory można też ładować w zwykłym gniazdku, znajdującym się w każdej marinie. Podstawowe zasilanie z paneli słonecznych pozwala jej rozwinąć prędkość do 10 km na godz. Gdybyśmy chcieli jednak dodać nieco więcej „gazu”, łódź wspomagają akumulatory elektryczne. Wówczas jej prędkość wzrasta do 14 km na godz. Czy to nie za mało? – Myśleliśmy o zwiększeniu śruby, żeby pływać szybciej, ale pytanie, czy tego chcemy – zastanawia się Skwarek. – Tutaj bardziej chodzi o relaks, wypoczynek w ciszy i spokoju. Faktycznie, łódź sunie po wodzie praktycznie bezszelestnie. Początkowo jest to nawet dość dziwne. Widać, że łódź się przemieszcza, ale nie słychać pracy silnika. – To pozwala pływać Teslą-21 na wszystkich akwenach i w rezerwatach przyrody w Europie. Na większości z nich obowiązuje cisza i jest całkowity zakaz używania silników spa- linowych. Można oczywiście pływać żaglówką, ale do tego musi odpowiednio wiać, trzeba mieć uprawnienia i umiejętności, żeby halsować – zauważa współwłaściciel Green Dream Boats. Nie potrzeba patentów do prowadzenia Tesli W przypadku Tesli-21 jest zupełnie inaczej. Silnik elektryczny o mocy 2 kW – co przekłada się na niespełna 5 koni mechanicznych – sprawia, że nie trzeba mieć żadnych uprawnień czy patentów do jej prowadzenia. Nie jest to skomplikowane. Łódź posiada kierownicę jak w samochodzie oraz biegi do przodu i do tyłu. O projekcie z trójmiejskiej stoczni jest już głosno w różnych zakątkach świata. – Pierwszych 10 sztuk sprzedaliśmy osobom z Polski, głównie dalszym i bliższym znajomym. 10-14 km na godz. to maksymalna prędkość jaką może rozwinąć Tesla-21 Łódka była w początkowej fazie produkcji, więc musiałem bazować na zaufaniu – przyznaje Skwarek. – Ale teraz zaczęli zgłaszać się ludzie z całego świata. Zainteresowanie przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Mamy telefony z Norwegii, Austrii, Szwajcarii, Czarnogóry, Emiratów Arabskich, Australii i wielu innych krajów. Po Motławie za 15-20 zł Łodzie powstają w dwóch lokalizacjach. Część pro dukcji od by wa się w Ru mi, a część w Gdańsku, na terenach stoczniowych. Obecnie Green Dream Boats jest w stanie wyprodukować do 10 łodzi miesięcznie. Jaka jest jej cena? – 150 tys. zł netto w bardzo bogatym wyposażeniu: rozkładany stół, dwie lodówki, oświetlenie LED, modna tapicerka – wylicza Skwarek. Już wkrótce będzie można przepłynąć się Teslą także po Motławie. Firma „H2O Limo” kupiła trzy łodzie i zamierza oferować usługi mieszkańcom oraz turystom, chcącym podziwiać miasto „z wody”. W planach jest uruchomienie pierwszych kursów w długi weekend majowy. Łódkę ze sternikiem będzie można wypożyczyć na godzinę za ok. 150 zł. Przy 8-10 pasażerach cena więc nie będzie wysoka: 1519 zł od osoby. W wakacje mają dojść trzy kolejne łódki. Jakie są dalsze plany Green Dream Boats? – Nowe modele, większa siostra: Tesla-34 i model o długości 14,5 metra – zapowiada Skwarek. – Na razie jednak odkładamy je na pewien czas i wszystkie siły rzucamy do produkcji Tesli-21. Myślimy też nad wersją z silnikiem spalinowym, bo mamy takie sugestie od klientów, którzy chcieliby mieć szybszą łódź na ryby.+ 1 trojmiasto.wyborcza.pl Gazeta Wyborcza Trójmiasto MAGAZYN TRÓJMIASTO Piątek 6 marca 2015 11 GDAŃSKI SPOSÓB NA BIZNES Robotyka też może być fajna WOJ CIECH SY ROC KI Budując z dziećmi model goryla z klocków Lego, opowiadamy, w jaki sposób technika pomaga chronić zagrożone gatunki Robotyka trafi pod strzechy Teraz skupiamy się przede wszystkim na produkcji i dystrybucji podręczników. Korzysta z nich 120 placówek z całej Polski, m.in. Szczecina, Koszalina, Pucka, Elbląga, Olsztyna, Torunia, Bydgoszczy, Lęborka. Są to nie tylko firmy komercyjne, ale i szkoły, które na ich podstawie prowadzą zajęcia z robotyki. Na świecie z naszych podręczników korzysta podobna liczba placówek, głównie w Stanach Zjednoczonych. Na czym polega ich wyjątkowość? Dostępne do tej pory na rynku podręczniki do nauki podstaw programowania i robotyki zajmowały się tylko jednym wybranym aspektem. My zrobiliśmy książki w innej formie – zawierają wszystkie elementy potrzebne do przeprowadzenia zajęć, m.in. prezentacje multimedialne, instrukcje składania i programowania, konspekty dla nauczyciela i ćwiczenia. Wykorzystując nasz podręcznik, nauczyciel może przeprowadzić lekcję od początku do końca. Program zajęć z robotyki bardzo często się zmienia, podręczniki muszą być na bieżąco aktualizowane, dlatego nasze dostępne są tylko w wersji online. Daje nam to pewność, że każdy nauczyciel korzysta z najnowszej wersji podręcznika. Drugiego takiego produktu nie ma na rynku. Każdy podręcznik – a mamy ich w naszej ofercie osiem – składa się z 12 ćwiczeń przeznaczonych na 12 zajęć lekcyjnych. Lekcje z robotyki przeznaczone są dla dzieci w różnym wieku, od uczniów „zerówki” po gimnazjalistów i licealistów. Nasze podręczniki skierowane są do dwóch grup wiekowych: 6-10 i 10-14 lat. Nie narzucamy nauczycielom, w jakiej formule mają prowadzić zajęcia z robotyki, część z nich odbywa się w ramach informatyki, większość jednak w ramach zajęć pozalekcyjnych. Mamy nadzieję, że dzięki nam robotyka trafi pod strzechy. W Polsce firm, które uczą robotyki, jest około 100, ponad 60 z nich korzysta z naszej licencji. Jako jedyni sprzedajemy podręczniki do nauki robotyki na świecie. Mamy cztery wersje językowe: angielską, hiszpańską, rosyjską i polską. Najważniejszym rynkiem jest dla nas rynek anglojęzyczny i Stany Zjednoczone. Programowanie za pomocą klocków Studiując automatykę i robotykę na Politechnice Gdańskiej, zdałem sobie sprawę, że fascynację robotyką trzeba zaszczepić dzieciom jak najwcześniej. Na początku wspólnie z psychologiem i pedagogiem prowadziłem zajęcia dla studentów PG. Potem zajęliśmy się licealistami, później gimnazjalistami, i tak w końcu trafiliśmy do przedszkolaków, praca z nimi przynosi najlepsze efekty. Jeździliśmy ze sprzętem do szkoły i tam prowadziliśmy zajęcia, teraz robią to nasi licencjobiorcy. Uczyliśmy od 2 do 3 tys. dzieci rocznie, teraz uczymy ok. 50 tys. i ta liczba wciąż rośnie. W firmie RoboCamp są zespoły specjalizujące się w różnych dziedzinach: mamy na pokładzie dwóch informatyków, dwóch psychologów, którzy dostosowują program do potrzeb dzieci, grafików, a także dwie osoby, które zajmują się budowaniem z klocków Lego. W sumie pracuje u nas ok. 20 osób. Teraz prowadzimy także zajęcia w siedzibie firmy, która znajduje się w Gdańskim Parku Naukowo-Technologicznym. Testujemy w ten sposób na placu boju nowe konstrukcje czy nowe pomysły na ćwiczenia. Programowanie nie jest rzeczą prostą, a już na pewno nie jest pokazywane jako prosta rzecz, a my uczymy programować dzieci za pomocą klocków Lego. Sam pomysł nie jest nowy, powstał w Stanach Zjednoczonych w latach 80., my pokazaliśmy, że może to robić każdy, że nie trzeba wieloletnich studiów ani wieloletnich szkoleń, żeby nauczyć nauczyciela prowadzenia zajęć z robotyki. Nie wszystkie dzieci, które do nas trafiają, zostają inżynierami. To są zajęcia bardzo kreatywne. Uczymy nie tylko samej robotyki iprogramowania, ale też zagadnień z nauki i techniki, np. budując z dziećmi model goryla, opowiadamy o tym, w jaki sposób technika pomaga chronić zagrożone gatunki, mamy zestaw ćwiczeń związanych zbudową sond kosmicznych, te zajęcia uczą współpracy, ponieważ odbywają się wparach albo wzespołach. Poprzez atrakcyjną zabawę klockami Lego podrzucamy jak najwięcej treści edukacyjnych. Śledzimy losy naszych absolwentów – studiują na politechnice, wielu znich bierze udział wolimpiadach przedmiotowych, niektórych zatrudniamy teraz w firmie.+ MATERIAŁY PRASOWE F irma RoboCamp zajmuje się produkcją i sprzedażą podręczników do nauki podstaw programowania i robotyki przy wykorzystaniu klocków Lego. Sprzedajemy je naszym licencjobiorcom na całym świecie. Jesteśmy na rynku od 2006 r. Zaczynaliśmy od prowadzenia kursów z robotyki i programowania dla dzieci w różnym wieku. Na początku pracowaliśmy w bardzo wąskim gronie, potem nasza kadra zaczęła się powiększać. Trzeba ją było szkolić, co było uciążliwe i kosztowne. Stwierdziliśmy, że zamiast masowych szkoleń lepiej przygotować ludziom podręczniki, żeby na ich podstawie mogli sami prowadzić zajęcia. Okazało się, że świetnie się sprawdziły, robotyki może z nich uczyć praktycznie każdy, nie tylko absolwenci kierunków technicznych. Postanowiliśmy zrezygnować z prowadzenia zajęć i zaproponować nasze podręczniki innym firmom. wiceprezes i główny udziałowiec RoboCamp, absolwent automatyki i robotyki na Politechnice Gdańskiej NOT. ANNA DOBIEGAŁA KONKURS Porozmawiaj ze swoimi rodzicami, dziadkami, sąsiadami o powojennym Gdańsku. Jak wspominają dawne lata? Wychowali się tutaj czy przyjechali w poszukiwaniu lepszego życia? Może uczestniczyli w odbudowie miasta? Czekamy na Wasze historie – fotografie, rysunki lub teksty. DO WYGRANIA: TABLETY, PRZENOŚNE KONSOLE DO GIER, CZYTNIKI E-BOOKÓW, GRY PLANSZOWE ORAZ ALBUMY NAJ CIE KAWSZE START-UPY NA UG Akademickie Inkubatory Przedsiębiorczości z okazji 10-lecia istnienia stworzyły ranking Top 10 Startup Friendly, w którym znalazło się 10 polskich uczelni najbardziej przyjaznych młodym przedsiębiorcom. Wśród wyróżnionych znalazł się Uniwersytet Gdański, który wspólnie ze Szkołą Główną Gospodarstwa Wiejskiego i Uniwersytetem Ekonomicznym we Wrocławiu od samego początku budują polską scenę startupową. Na UG Inkubator AIP działa od 2004 r. Od tego czasu powstało ok. 700 start-upów. W kolejnych numerach „Magazynu Trójmiasto” będziemy prezentować najciekawsze z nich. 1 Na prace czekamy do 20 marca. Szczegółowe informacje o konkursie oraz regulamin na trojmiasto.wyborcza.pl 33073738 12 MAGAZYN TRÓJMIASTO Piątek 6 marca 2015 Gazeta Wyborcza Trójmiasto trojmiasto.wyborcza.pl SZTUKA I PIENIĄDZE Gdańsk stracił swoje skarb RO MAN DASZ CZYŃ SKI J acek Friedrich, wykładowca historii sztuki na Uniwersytecie Gdań skim, ża łu je prze de wszystkim jednego eksponatu. – Wspaniała tapiseria z 1620 r., potocznie nazywana gobelinem. Krótko mówiąc, kunsztowna tkanina, zdobna w symbole i sceny rodzajowe, z panoramą Gdańska – mówi Friedrich. – Cudowne świadectwo historii miasta, bogactwa i wyrafinowania estetycznego jego mieszkańców. Takich tapiserii było kilka, wisiały w ławie, to znaczy sądzie miejskim, przy Dworze Artusa. Wygląda na to, że do naszych czasów zachowała się tylko ta jedna. Czy mogła znaleźć się wgdańskich zbiorach? Bardzo możliwe, że tak – gdyby gdańscy muzealnicy byli tym zainteresowani, posiadali odpowiednie umiejętności i możliwości finansowe. Trzeba by taką tapiserię zauważyć na rynku antykwarycznym i umiejętnie o nią „powalczyć”. Gdańska tkanina z1620 r. wystawiona została do sprzedaży pod koniec lat 90. ubiegłego wieku. Jest okazałych rozmiarów: 142 na 547 cm. Upamiętnia zgodę trzech zwaśnionych gdańskich rodów. Polskie muzea w ogóle się nią nie zainteresowały. Tapiserię nabyło niemieckie Westpreussisches Landsmuseum wMunster-Wolbeck, gdzie stała się jednym z najcenniejszych eksponatów. – Jest to placówka, która skupuje dzieła sztuki związane zobszarem Prus Zachodnich, które nasza historiografia z grubsza nazywa Prusami Królewskimi – dodaje Friedrich. – Jest coś żenującego wtym, że Niemcy są bardziej zainteresowani odzyskiwaniem tego dziedzictwa niż Polacy. Dorobek materialny starego Gdańska został zrujnowany na początku 1945 roku. Rzecz wtym, że dzieła sztuki były wyprzedawane na dużą skalę już w XIX wieku, gdy Gdańsk ubożał. To dlatego ocalało sporo wspaniałych eksponatów, które pojawiają się w obrocie antykwarycznym na Zachodzie iktóre można wten sposób odzyskać. Dr Friedrich pamięta jeszcze inne cenne dzieło sztuki: wczesny obraz autorstwa wybitnego gdańskiego malarza Hermana Hana. Miał duże gabaryty, namalowany na wieku klawikordu przedstawiał wesele panny należącej do gdańskiego patrycjatu. Świętującym postaciom przygrywała kapela w efektownych strojach. Wszystko to Han wkomponował we wspaniałą panoramę Gdańska. – Zupełnie wyjątkowa rzecz – podkreśla Friedrich. – Nawet ktoś próbował pośredniczyć w sprzedaży tego obrazu do któregoś z gdańskich muzeów. Zabrakło jednak determinacji i pieniędzy. Rośliny sprzed 400 lat Znalezienie dzieł sztuki związanych z Gdańskiem jest łatwiejsze, niż może się wydawać. Wystarczy np. wpisywać systematycznie do wyszukiwarki niemieckiego portalu Lot tissimo hasło „Danzig”. Każdy znajdzie tu coś dla siebie – zarówno miłośnik porcelanowych filiżanek, jak i koneser dobrego malarstwa. – Problemem jest nie tylko inercja poszczególnych instytucji, ale też przestarzałe i korupcjogenne zasady nabywania eksponatów do zbiorów publicznych, z systemem komisji „ekspertów” i„wycen”. Zakupy dokonywane są rzadko, według trudnego do zrozumienia klucza i zwykle po cenach znacznie wyższych, niż te jakie mogłyby osiągnąć na aukcjach na Zachodzie – przekonuje jeden z historyków sztuki. Również zdaniem prof. Jacka Tylickiego, czołowego znawcy gdańskiego malarstwa, który jest MUSEUM-DIGITAL.DE Bezpowrotnie tracimy szansę na pozyskanie do swoich zbiorów wybitnych dzieł sztuki i doku w ofertach galerii i są sprzedawane, często za nieduże pieniądze. Nasi muzealnicy niespecjaln Tapiserią z 1620 r., upamiętniająca zgodę trzech zwaśnionych gdańskich rodów, polskie muzea się nie zainteresowały. Wystawiono ją do sprzedaży pod koniec lat 90. XX wieku. Nabywcą zostało niemieckie Westpreussisches Landsmuseum w Munster-Wolbeck, gdzie stała się jednym z najcenniejszych eksponatów pracownikiem naukowym Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, gedaniana często pojawiają się na rynku aukcyjnym. Co najmniej kilkadziesiąt obiektów rocznie, które powinny być interesujące dla gdańskich muzealników. Każdy specjalista potrafi wymienić co najmniej kilka wartościowych, a nawet wybitnych eksponatów, które ominęły Gdańsk, bo zostały nabyte przez prywatnych kolekcjonerów lub którąś z niemieckich placówek muzealnych. – Przede wszystkim nie zakupiono dwóch wybitnych rzeczy bibliofilskich – mówi dr hab. Marcin Kaleciński, profesor historii sztuki w UG. – Chodzi o oprawny zielnik Jacoba Breynego z 1658 r., sprzedany w 2003 r. na aukcji Christie’s w Londynie za jedyne 2150 funtów. Breyne był wybitnym botanikiem swojej epoki, zasuszone rośliny z owego herbarium zbierane były m.in. w dolinach Oliwy. Druga rzecz to „Album amicorum” Johanna Speimanna z 1585 r., unikatowa i niezwykle cenna pozycja Najwyższy czas, by Gdańsk, wspierany przez prywatnych mecenasów, stworzył stały fundusz przeznaczony na zakupy najcenniejszych gedanianów wypełniona barwnymi ilustracjami herbów rodowych oraz wpisami przyjaciół ze studiów, sprzedana na aukcji w Hamburgu pięć lat temu za nieco ponad 7,5 tys. euro. Do listy ewidentnych straconych szans trzeba dodać unikatowe wieko klawikordu z alegorią cnoty małżeństwa (wspomniana przez dr. Friedricha na początku tekstu scena weselna autorstwa Hermana Hana), a także dwie rzeźbione płyty przedprożowe, sygnowane przez gdańskiego rzeźbiarza Strzyckiego (sprzedane na aukcji Sotheby’s w 2003 r. za kilka tysięcy funtów). Swego czasu w sprzedaży pojawił się album z podróży Bartholomeusa Schachmanna – trzeba jednak uczciwie dodać, że zapewne przy najlepszych chęciach polski oferent nie przelicytowałby katarskiego szejka, który kupił dzieło na aukcji Sotheby's ze względu na opisy świata arabskiego, dla muzeum w Doha. Prof. Kaleciński dorzuca przykłady z ostatniego roku: figurkę Bachantki wykonaną przez najsłynniejszego gdańskiego rzeźbiarza XVIII w. Johanna Heinricha Meissnera (spadła z aukcji Bonhams, z ceną wywoławczą 6 tys. funtów) oraz bardzo rzadki portret mężczyzny autorstwa gdańskiego malarza Solomona Wegnera z pierwszej poł. XVII w., który pojawił się w równie atrakcyjnej ofercie aukcyjnej. Złodzieje czasów wojny – To i owo ocalało nawet z wojennej pożogi, tylko dlatego, że jakiś niemiecki czy rosyjski żołnierz wziął sobie „na pamiątkę” – dodaje Adam Koperkiewicz, dyrektor Muzeum Historii Miasta Gdańska. – Czasem te przedmioty do nas wracają. Tak było np. z piękną grafiką, którą z niemal płonącego już Gdańska wyniósł jeden z niemieckich obrońców. Wisiała u niego w domu, na ścianie, miał do niej stosunek sentymentalny. Jednak gryzły go wyrzuty sumienia. Pod koniec życia zarządził, że jak już go pochowają, rodzina ma oddać tę grafikę Gdańskowi. Dzięki temu trafiła do naszych zbiorów. Niejedna rzecz ocalała dzięki szabrownikom– – złodziejom czasów wojny. Bywało również, że Polacy, którzy napływali do Gdańska w 1945 r., przejmowali nieliczne ocalałe domy i mieszkania z poniemieckim dobrodziejstwem inwentarza, w którym niejednokrotnie znajdowały się cenne obrazy, meble, rzeźby, pamiątki. Latem zeszłego roku do dyr. Koperkiewicza zgłosił się sopocki antykwariusz, Jan Leszczyłowski. – Mam unikatowy sztambuch z pierwszej połowy XIX wieku – oświadczył. – Piękna rzecz, która zawiera mnóstwo interesujących informacji na temat życia miasta. I proszę zwrócić uwagę na te dwie piękne akwarele, autorstwa młodego Gregoroviusa. Za całość proponuję cenę 80 tys. zł. To nie jest wygórowana kwota. Chcę, by ten sztambuch został w Gdańsku, bez problemu mogę go sprzedać drożej. Mam już klienta w Niemczech. Przez ponad pół roku ze strony muzeum zapadło milczenie. Leszczyłowski zaczął tracić cierpliwość. – Co mam robić? Nie rozumiem tej sytuacji – utyskiwał w rozmowie z „Wyborczą”. – Ostrzegałem, że jeśli będą ociągać się zbyt długo, cena wzrośnie. Teraz chcę 100 tysięcy, a jak jeszcze potrwa to miesiąc, zażądam 120 tys. W końcu podejmę rozmowy z klientem z Niemiec. Przecież z czegoś muszę żyć. – Powiedziałem panu Leszczyłowskiemu, że musi się uzbroić w cierpliwość – tłumaczy dyr. Koperkiewicz. – 80 tysięcy na zakup pojedynczej rzeczy to dla nas kolosalna kwota. Tyle mamy w budżecie na cały rok. Radzimy więc sobie inaczej, przede wszystkim szukamy możnego sponsora. Nie jest łatwo znaleźć kogoś hojnego, ale staramy się. Ten sztambuch nie jest jedyną rzeczą, jaką zaoferowano nam w ostatnich miesiącach. Ma mocną konkurencję. W grę wchodzi jeszcze cenny obraz i wspaniały kufel ze srebra, z jakich przed wiekami słynął Gdańsk. Nie mamy w zbiorach ani jednego takiego kuf la. Ocalone z Gdańska Sztambuch zaoferowany przez Jana Leszczyłowskiego dyrekcji MHMG na pewno opuścił Gdańsk w XIX w. Był prezentem grupy przyjaciół dla kupca Bulckego, który zdecydował się na stałe wyjechać z miasta. – Bez wątpienia byli członkami gdańskiej loży masońskiej Eugenia – mówi Leszczyłowski. – Świadczą o tym wpisy, które znajdują się na poszczególnych kartach. Są bardzo interesujące, ukazują, że być może mamy dzisiaj błędny obraz XIX-wiecznego Gdańska jako sennego, prowincjonalnego miasta. Z treści sztambucha wynika, że prowadzono interesy nawet z odległą Odessą. Co więcej, załączono do niego list sir Roberta Peela, najwyraźniej autentyczny. Peel to ważna postać ówczesnej polityki europejskiej. Gdy pisał ten list, był już ekspremierem, później ponownie został szefem brytyjskiego rządu. Odwiedził Gdańsk, miał tutaj swoich partnerów handlowych. Leszczyłowski mówi, że dotarł do niemieckich właścicieli sztambucha dzięki trwającej od dwóch lat fascynacji rodem gdańskich malarzy Gregoroviusów. – Jeżdżę za ich pracami po całej Europie, dzięki moim kontaktom mam dostęp nie tylko do zbiorów muzealnych, ale też do kolekcji prywatnych – opowiada Leszczyłowski. – Marzy mi się napisanie monografii na temat ich życia itwórczości. Najwybitniejszy z Gregoroviusów, Michael Carl, żył na przełomie XVIII i XIX w. Jego talent zauważono w szkole sztuk pięknych Johanna 1 trojmiasto.wyborcza.pl Gazeta Wyborcza Trójmiasto MAGAZYN TRÓJMIASTO Piątek 6 marca 2015 13 by. I wciąż traci umentów związanych z historią miasta. Pojawiają się one na zagranicznych aukcjach, nie tym się interesują, choć bywa, że chodzi o rzeczy wyjątkowo cenne Adama Breysiga, która mieściła się wZłotej Bramie. Gregorovius został jednym z pierwszych uczniów, wstąpił tam w1804 r. Stał się cenionym malarzem, choć początkowo miał po prostu nauczyć się fachu dekoratora wnętrz. Trzej synowie Michaela Carla również stali się malarzami. Najlepszym z nich był najstarszy zrodzeństwa, urodzony w1818 r. Carl Theobald. – Dwie jego akwarele są integralną częścią iozdobą sztambucha Bulckego – wyjaśnia Leszczyłowski. – Carl Theobald namalował je, gdy miał zaledwie dwadzieścia lat. Zapewne przyjaciele Bulckego po prostu zamówili u niego te prace. Obie akwarele są na bardzo dobrym poziomie. Jedna przedstawia bardzo popularny widok Długiego Targu zratuszem Głównomiejskim, wsensie poznawczym nie jest może bardzo odkrywcza. Natomiast druga to prawdziwy rarytas. – Przedstawia widok na dzisiejszą ulicę Żabi Kruk, od strony kościoła św. Piotra i Pawła – zachwyca się Jacek Kriegseizen, były wicedy- 1 REKLAMA rektor Muzeum Narodowego w Gdańsku, który widział sztambuch. – Ikonografia tej części miasta jest szczątkowa, nie bardzo wiadomo, jak to wszystko wyglądało. Na tym polega dodatkowa wartość akwareli Gregoroviusa. Sztambuch Bulckego jest w idealnym stanie. Stanowi świadectwo kultury materialnej Gdańska lat 30. XIX w. Efektowna niebieska oprawa wykonana została zapewne w jednym z miejscowych zakładów introligatorskich. Zachowało się nawet kartonowe etui. Pośrodku czoła okładki sztambucha znajduje się złota lub pozłacana blacha z tłoczonym herbem Gdańska. Pogadajmy o interesach Czy sztambuch Bulckego powinien się znaleźć w gdańskich zbiorach? – Zdecydowanie tak, jest przecież interesującym przypisem do historii gdańskiego kupiectwa i świadectwem kultury materialnej miasta – uważają historycy sztuki. – Jednak cena 80 tys. zł jest grubo przesadzona. Byłoby to dziwne i nieracjonalne, gdyby na ten eksponat wydano tak pokaźną kwotę, kiedy dziesiątki czy nawet setki wartościowszych rzeczy ominęły w ostatnich latach gdańskie zbiory, choć można je było kupić za lepsze pieniądze. Bardzo możliwe, że i sztambuch Bulckego mógł znaleźć się w Gdańsku za ułamek ceny, jaka jest proponowana dzisiaj – gdyby tylko muzeum miało pracownika, który siedziałby przy komputerze i wbijał do wyszukiwarki hasło „Danzig”. Latem zeszłego roku sztambuch pojawił się na aukcji popularnego niemieckiego portalu Buchfreund.de, gdzie znaleźć można również bibliofilskie „schwartz, mydło i powidło”. Kwota wywoławcza wynosiła zaledwie 1 tys. euro. Za ile go sprzedano? W internecie nie ma śladu ostatecznej ceny. – Pan wie, że sztambuch był oferowany latem na aukcji internetowej? – Tak, orientuję się – przyznaje Leszczyłowski. – I za ile został sprzedany? – Niestety, nie można tego ustalić. – Ja nie kupiłem go przez internet – podkreśla Leszczyłowski. – Dzięki znajomemu antykwariuszowi w Niemczech dotarłem do spadkobierców znanego historyka von Raucke i od nich nabyłem ten sztambuch. Nie miałem z nimi bezpośredniego kontaktu. Pośrednikiem był ów antykwariusz. Odmawiam podania kwoty zakupu, to tajemnica handlowa. Sześć lat temu Leszczyłowski zaproponował MHMG dwie miniatury portretowe z XVII w. Bardzo dobre artystycznie i interesujące, ponieważ obie przedstawiają twarze gdańskich burmistrzów z rodu von Bodeck – Valentina i Nicolausa, ojca i syna. Co więcej, autorem obu miniatur był Lorenz de Neter. MHMG ociągało się, więc rozczarowany Leszczyłowski złożył ofertę kierownictwu Muzeum Historyczno-Archeologicznego w Elblągu. I sprzedał oba eksponaty za łączną kwotę 140 tys. zł. Zarówno Valentin von Bodeck, jak i malarz de Neter, pochodzili bowiem z Elbląga. – Ta sprawa też pokazuje, że polscy muzealnicy są słabo zorientowani w rynku antykwa- rycznym – mówi jeden z gdańskich historyków sztuki. – Neter był, jak na artystyczne standardy Prus Królewskich, dobrym malarzem. Jego portrety pojawiają się czasem na aukcjach i osiągają ceny rzędu 5-6 tys. euro za sztukę. Kwota 140 tys. zł jest przeszarżowana, nawet jeśli uwzględnimy ich szczególną dla Gdańska czy Elbląga wartość ikonograficzną. Muzealnicy nie potrafią negocjować z oferentami i w ogóle średnio orientują się w mechanizmach rządzących rynkiem. Te dwa portrety burmistrzów von Bodeck sprzedawane były przez jedną z holenderskich galerii, ale wystarczy czasem zajrzeć do internetu, by ustalić, jakie ceny osiągają porównywalne prace de Netera. Gdzie leży problem Czy to źle, że antykwariusz próbuje zarobić na eksponacie, który jest w jego posiadaniu? – Oczywiście, że nie – odpowiadają rozmówcy „Wyborczej”. – Antykwariusz jest od tego, by zarabiać na pośrednictwie. Ponosi też ryzyko. Jeśli przesadzi z ceną, nie sprzeda oferowanego przedmiotu. Problem leży po stronie naszych muzeów, ich inercji, kurczowym trzymaniu się mechanizmów z minionej epoki. Jak można nie korzystać z tak użytecznego narzędzia, jakim jest internet? – Najwyższy czas, by Gdańsk, wspierany przez prywatnych mecenasów, a konsultowany przez niezależnych historyków sztuki, stworzył stały fundusz przeznaczony na zakupy najcenniejszych gedanianów, które pojawiają się na aukcjach lub w rozsądnej cenowo ofercie prywatnej. Dzięki takim funduszom, które można by uruchomić natychmiast, kupują swe dzieła największe światowe muzea. Gdańsk na taki fundusz z pewnością zasługuje. – W przeciwnym razie naszym muzeom będą przechodzić koło nosa kolejne dobre okazje – dodaje dr Jacek Friedrich. – I znowu się okaże, że turyści, którzy chcą obejrzeć wartościowe dzieła gdańskiej sztuki, powinni ich szukać nie w Gdańsku, ale w Westpreussisches Landsmuseum Munster-Wolbeck, w niemieckim landzie Nadrenia Północna-Westfalia.+ 33072597 14 MAGAZYN TRÓJMIASTO Piątek 6 marca 2015 Gazeta Wyborcza Trójmiasto trojmiasto.wyborcza.pl ŻYCIE BEZ DOMU Na ulicy żyje się B źle, bardzo źle AN NA DO BIE GA ŁA RAFAŁ MALKO Mijamy ich na ulicach, spotykamy przy śmietnikach. Kiedyś prowadzili normalne życie, ale o tych czasach mówią niechętnie... ezdomność. Wydaje się, że nas to nie dotyczy. Tym cza sem stre e twor ker ki pra cu ją ce na co dzień z oso ba mi bez dom ny mi spo tyka ją na uli cy in ży nie rów, absolwentów medycyny. Ludzi, o których nigdy by nie pomyślały, że trafią na bruk. Większość ląduje tam przez alkohol, ale są też tacy, którzy chcą być wolni – od pracy, domowych obowiązków, odpowie dzial no ści, zwykłych prob le mów dnia codziennego. Jak pani Wiola, bezdomna ze śmietnika hotelu Hilton w Gdańsku. – A co ja będę robić w domu? Seriale z mamusią oglądać? Tu mam wszystko, czego mi potrzeba – śmieje się. Rodzajów bezdomności jest wiele. Najgorsza jest uliczna. Boją się jej nawet sami bezdomni. Śpisz na kartonie pod wiatą śmietnikową, śmierdzisz, ludzie cię przeganiają. Pijesz, bo tylko tak możesz o tym nie myśleć. Inna jest bezdomność w noclegowni czy domu wspólnotowym. Tam przynajmniej jest do czego wracać. „Sam sobie na to zasłużyłem” Pan Henryk, 64 lata, bezdomny od 2007 roku. Miejsce pobytu: Dom Wspólnotowy św. Brata Alberta, ul. Przegalińska 135, Gdańsk. RENATA DĄBROWSKA Andrzej Grota jest spawaczem. Bezdomny od 2011 r. Mirosław Jażewicz, bezdomny od 2000 r. Fan Lechii Gdańsk POMOC BEZDOMNYM Każda osoba bezdomna lub zagrożona bezdomnością powinna zgłosić się do właściwego CPS (Centrum Pracy Socjalnej) MOPR w Gdańsku (o właściwości decyduje meldunek lub ostatni meldunek w przypadku braku aktualnego), a w przypadku, kiedy potrzeba dotyczy zapewnienia schronienia, do pracownika socjalnego w Noclegowni św. Brata Alberta przy ul. Żaglowej 1. W każdym z wymienionych miejsc osoba zgłaszająca się uzyska kompleksową informację nt. dostępnych form pomocy. Towarzystwo Pomocy im. św. Brata Alberta Koło Gdańskie prowadzi również schronisko dla bezdomnych mężczyzn przy ul. Starowiślnej 3 oraz Pomorskie Centrum Pomocy Bliźniemu dla kobiet. Bezdomni mogą tam przebywać od godz. 17 do 9. Wa- runkiem pobytu jest trzeźwość. Codziennie sprawdzana jest obecność, po trzech dniach nieobecności osoba bezdomna skreślana jest z listy przebywających w placówce i musi szukać miejsca w innym ośrodku. Osoby nietrzeźwe mogą szukać pomocy w noclegowni dla mężczyzn przy ul. Mostowej 1 oraz w Pogotowiu Socjalnym dla Osób Nietrzeźwych przy ul. 3 Maja 6. Bezdomni mogą również znaleźć schronienie w domach wspólnotowych (w Trójmieście działają dwa – w Gdańsku przy ul. Przegalińskiej 135 i w Gdyni przy ul. Lotników 86). Przebywają tam na czas nieokreślony, często pracują gdzieś na zewnątrz, sami taki dom utrzymują, gotują, sprzątają, wykonują codzienne obowiązki. – Jak tu przyszedłem, to nie było tak, jak teraz. Wszystko stare, dach rozwalony, robactwa pełno, karaluchów. Trzeba było robić remonty. Wszystko tutaj żeśmy zrobili z własnej woli, nie było przymusu. Na podwórku są kwiaty, mamy swoje warzywa – zaczyna rozmowę pan Henryk. O sobie mówi niewiele. – Pan Henryk jest bardzo skryty – mówi o nim pani Wiesia, kierowniczka Domu Wspólnotowego. Urodził się w 1951 roku na Chełmie w Gdańsku. W wieku 17 lat skończył szkołę morską w Nowym Porcie, z zawodu jest mechanizatorem. Pracował m.in. w Stoczni Gdańskiej im. Lenina, ostatnio w PKS Gdańsk, ale praca mu nie pasowała, zwolnił się i nigdzie już potem nie znalazł stałego zatrudnienia. Pracował dorywczo, to tu, to tam. Je go ma ma zgi nę ła w wieku 38 lat, ratując mu życie. Jechali wozem konnym, koń się spłoszył. Kobieta zdążyła odrzucić dziecko na przydrożne liście, sama zginęła od uderzenia dyszlem w głowę. Pan Henryk miał jeszcze dwie siostry, Urszulę i Bernadettę, została mu jedna. Ojciec sprzedał dom rodzinny, a pieniądze wpłacił panu Henrykowi na książeczkę. – Trochę było tych pieniędzy, teraz już nie pamiętam, ile dokładnie. Wszystko przepuściłem. Koledzy, dziewczyny i tak tutaj wylądowałem. Człowiek wte dy nie my ślał o tym, co bę dzie – opowia da pan Henryk. Długo nie miał się gdzie podziać. Pomieszkiwał kątem u kolegów na Oruni, którzy lubili zakrapiane imprezy. – Ile tak można? Siostra mnie w końcu zapytała, czy chcę skończyć tak, jak oni. Obiecałem jej, że nie wezmę alkoholu do ust, i trzymam się tego – mówi. – Koledzy powiedzieli, żebym zgłosił się do Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie, że dadzą mi tam na pewno skierowanie do jakiegoś ośrodka. I dali mi od razu na Przegalinę – dodaje. To właśnie wtedy, na Oruni, pan Henryk miał wy padek – po pijaku spadł ze skarpy i pokaleczył rękę. Chodził ze szkłem pod skórą, do szpitala trafił dopiero, gdy ręka zaczęła gnić. – Przez miesiąc leżałem w szpitalu. Mieli mi już amputować rękę, ale zrobili operację i teraz jest dobrze. Ze szpitala wyszedłem w 2007 roku i od razu tu trafiłem – opowiada. Pan Henryk ma tylko siostrę. Pomaga mu szwagier, zawsze kupi coś do jedzenia, ale jak siostra umrze, zostanie na świecie sam. Nie ma żony ani dzieci. – Miałem takie plany, ale zawsze koledzy byli na pierwszym miejscu. Później człowiek sobie w brodę pluł. Miałem trzy narzeczone, dwie wyjechały do Niemiec, trzecia wyszła za mąż i mieszka w Tczewie. Jedna nawet kilka razy przyjeżdżała na Orunię, ale za każdym razem jej unikałem. Człowiek był głupi, a ona miała mieszkanie, wszystko – opowiada pan Henryk. Za swoją bezdomność wini tylko samego siebie. – Nikt mi w tym nie pomógł, sam sobie na to zasłużyłem – przyznaje. Jak mu się żyje na Przegalińskiej? – Jest spokojnie, elegancko, daję sobie radę. Mam pracę, jestem pomocnikiem konserwatora w szkole przy Starogardzkiej. Zawsze parę groszy jest, robota spokojna. Jak nikt na chama nie wciska roboty, to się robi z miłą chęcią. Mam takie coś, żeby wyrwać się stąd na swoje. Zobaczymy, może coś z tego wyjdzie. Czekam w kolejce na mieszkanie komunalne. Człowiek, jak jest na swoim, to ma święty spokój. „Cały dzień chodziłem po śmietnikach i szukałem złomu” Pan Andrzej Grota, 57 lat, bezdomny od 2011 roku. Miejsce pobytu: Dom Wspólnotowy św. Brata Alberta, ul. Przegalińska 135, Gdańsk. Pan Andrzej nigdy nie przypuszczał, że będzie bezdomny. Z zawodu jest spawaczem, kurs robił jeszcze wStoczni im. Komuny Paryskiej wGdyni. Urodził się na Kaszubach, niedaleko Wieżycy. Jako 19-latek przeżył poważny wypadek motocyklowy – pęknięcie podstawy czaszki, uszkodzenie pnia mózgowego. – Nie pamiętam, co się stało. Przez dziewięć dni byłem nieprzytomny. Cała wieś mnie już pochowała – opowiada pan Andrzej. Wpobliskim pegeerze poznał swoją przyszłą żonę, była od niego o trzy lata młodsza i zajmowała się hodowlą świń. Bardzo wcześnie się pobrali – on miał 21 lat, ona 18. W pegeerze dostali mieszkanie, pokój zkuchnią, urodziła im się córka Beata. Po dwóch latach wyjechali do Gdańska. Teść załatwił panu Andrzejowi pracę gospodarza-konserwatora i mieszkanie funkcyjne. Żona pracowała jako sprzątaczka. WGdańsku urodził im się syn, Wiesław. – Tu się wszystko rozbrykało – opowiada pan Andrzej. – Żona zaczęła chodzić z koleżankami po kawiarniach. Poznała przyjaciela, zaczęły się zdrady i kłótnie. Jej kochanek zaczął przychodzić do domu. Dali nam rozwód bez orzekania o winie, ale mieszkanie zostało wspólne. Pokój z kuchnią, nie dało rady tak dalej mieszkać. Jak św. Mikołaj założyłem worek na plecy iwyszedłem. Był 1986 rok. Zwolniłem się z posady gospodarza-konserwatora. Nie chciałem tam być i koniec. Poszedłem na kwaterę, dostałem zapomogę, chodziłem do pracy do ogrodnika, nie miałem źle. Tylko współlokator okazał się pijusem i musiałem opuścić kwaterę – dodaje. Pan Andrzej jeszcze kilkakrotnie zmieniał mieszkania, przez dwa lata 1 trojmiasto.wyborcza.pl Gazeta Wyborcza Trójmiasto MAGAZYN TRÓJMIASTO Piątek 6 marca 2015 15 CHRZAN CO MNIE DZIWI pomieszkiwał w noclegowni przy Żaglowej w Nowym Porcie, w tym czasie dostał rentę. W końcu trafił do wujka byłej żony, ale po jego śmierci zięć wujka wyrzucił go z mieszkania. Pan Andrzej z dnia na dzień trafił na ulicę. Szybko znalazł „dom” w blaszaku na tym samym osiedlu. Mieszkał tam rok. – W blaszaku było ciężko. Latem gorąco, że nie dało się wytrzymać, zimą znowu zimno. Przekichane. Nie wiem, jak ci ludzie mieszkają na dział kach, ja bym tak nie mógł. Cały dzień chodziłem po śmietnikach i szukałem złomu. Nikt mi nie pomagał. Ze złości zacząłem pić i straciłem rentę – opowiada pan Andrzej. Z blaszaka pogotowie zabrało go do szpitala, gdy po którejś zakrapianej imprezie dostał krwotoku. – W szpitalu spędziłem ponad tydzień. Pomyślałem: pójdę w ten garaż, to będzie to samo. Znajoma z MOPR-u wysłała mnie na Przegalińską i tak się tutaj znalazłem. Bardzo dobrze mi się tu żyje. Mieszkam w dwuosobowym pokoju, nie narzekam. Nie chciałbym stąd nigdzie iść. Pilnuję tutaj porządku. Działki to dla mnie teraz śmierć. Dosyć się człowiek namęczył. Tu jest przyjemnie, ale na swoim też dałbym sobie radę. Przypadki chodzą po ludziach, stało się, trudno – mówi o swojej bezdomności pan Andrzej. A żona i dzieci? – Nie mam z nimi kontaktu i nie chcę mieć – kończy pan Andrzej ze wzruszeniem. Wynająć kawalerkę, poznać kobietę, jeszcze raz ułożyć sobie życie Pan Mirosław Jażewicz, 41 lat, bezdomny od 2000 roku. Miejsce pobytu: noclegownia przy ul. Żaglowej 1 w Nowym Porcie. Pan Mirosław jest fanem Lechii Gdańsk, koszulka z ulubioną drużyną, bransoletka, tatuaż – na jednym ręku Lechia Gdańsk, na drugim imię syna. – Właśnie skończył 18 lat. Mieszka u babci. Nie widziałem się znim od lata, nie mam czasu, żeby się z nim spotkać i pogadać. Wychodzi się stąd o 9, wraca o 17, w międzyczasie trzeba załatwić coś do jedzenia. Nikt tu nikomu za darmo nic nie da. Przyjdę, zrobię sobie obiadokolację, wykąpię się i idę spać. I tak z dnia na dzień – opowiada pan Mirosław. O swojej bezdomności mówi otwarcie. Krótko i na temat. – Od 15 lat nie mam dachu nad głową. Byłem żonaty, mieszkałem z żoną, mamą i bratem w mieszkaniu komunalnym. Mama umarła, brat umarł, ja się z żalu rozpiłem. Rozstałem się z żoną, poszedłem do więzienia. Wróciłem i nie miałem mieszkania. Zadłużone było, to zabrali. Stało się, jak się stało. Nie miałem się gdzie podziać. Spałem, gdzie się dało – opowiada. Do więzienia pan Mirosław trafił za kradzież z pobiciem, odsiedział trzy lata. – Siedziałem za kogoś innego. Nie musiałem brać tego na siebie, ale mam coś takiego, że nie powiem na kogoś. W więzieniu nie miałem pomocy znikąd. Musiałem sobie radzić sam. Nie miałem już wtedy rodziny – mówi twardo. – Żona poznała innego, urodziła mu córkę i wyjechali do Niemiec. Cieszę się, że jej się udało. 11 lat byliśmy małżeństwem, nie mógłbym zliczyć, ile mi dawała szans. Teraz dopiero wiem, co straciłem. Miałem za dobrze, a chciałem mieć jeszcze lepiej. Tak się nie da – dodaje. Po wyjściu z więzienia pan Miro sław po miesz kiwał u zna jo mych, pracował. Jednego dnia w pracy napił się wódki i spadł z drabiny wprost na szybę. Skończyło się na przeciętych ścięgnach ręki. – O powrocie do pracy mogłem zapomnieć. Kto będzie chciał szpachlarza z niewładnymi palcami? Renty mi nie przyznali, bo się nie należy, pierwszy stopień niepełnosprawności – mówi. O noclegowni przy Żaglowej dowiedział się od kolegów. – Nie chciałem się dłużej narzucać znajomym. Przyszedłem i tak jestem tutaj już rok – mówi. – Chodzę, pomagam koleżance sprzątać, pracuję, żeby jakoś zarobić na to jedzenie. Sprzątać akurat mogę, rękę nie jest mi do tego aż tak bardzo potrzebna. Dostaję 15-20 zł dziennie. Nie prosiłem o pieniądze, sama zaproponowała, że będzie mi płacić. Kraść nie pójdę, bo nie chce już więzienia – dodaje. Zanim trafił na Żaglową, przez pół roku mieszkał na ulicy. Spał na klatkach schodowych, na działkach, w piwnicach. Jak się wtedy ży je? – Źle, bardzo źle. Lu dzie prze ga nia ją, wzy wa ją po li cję. Trudne to jest życie. Nie można się do tego przyzwyczaić. Byłem brudny, sam się sobą brzydziłem. W ulicznej bezdomności najgorsze jest odrzucenie od przyjaciół. To boli, jak ktoś ma serce i widzi, że dobry kolega czy dobra koleżanka inaczej na ciebie patrzy, nie chce nawet ręki podać, bo stoczyłem się na własne życzenie. Trwało to chwilę i podniosłem się. Pomogła mi koleżanka. Powiedziała mi kiedyś: „Co się z tobą stało, przecież ty taki nigdy nie byłeś, śmierdzisz”. Zagroziła, że albo ja się zmienię, albo skasuje mój numer – opowiada pan Mirosław. – Na ulicy nie myśli się o normalnym życiu. Teraz o tym myślę, tęsknię za rodziną. Chciałbym spróbować jeszcze raz ułożyć sobie życie, wynająć kawalerkę, poznać jakąś kobietę.+ Rozbrojenie odwołane P rzez ostatnie dwie dekady wojsko dyskretnie znikało z krajobrazu Trójmiasta. Od jednostek wojskowych ważniejszy był dla nas grunt dla deweloperów. Nikt nie protestował, gdy cięcia budżetowe obniżały potencjał Marynarki Wojennej. Ba, razem z politykami z Warszawy śmialiśmy się z przezywania perspektywicznej korwety Gawron „najdroższą motorówką świata”. Dziś specjalnie do śmiechu już nam nie jest. Temat wojny na Ukrainie obecny jest nie tylko w wiadomościach, ale powraca w rozmowach przy rodzinnych stołach. Wojsko zaczęło kilka dni temu poszukiwać ochotników. Każdy w wieku od 18 do 50 lat może zgłosić się na szkolenie do Wojskowej Komendy Uzupełnień. „Czy powinniśmy się bać?” – pytał Janusz Trus redaktorów trójmiejskich mediów we wtorkowym pro gra mie „Kość Niezgo dy” w TVP Gdańsk. Mimo tego, co się dzieje dookoła naszych granic, moja odpowiedź brzmiała i brzmi: „nie”. Polska jest członkiem najsilniejszego sojuszu świata – NATO. Wojska NATO regularnie trenują w Polsce. Sami mamy też największą armię w tej części Europy. Na pewno jednak trzeba reagować na to, co się dzieje. Polska słusznie zwiększyła budżet na wojsko do 2 proc. PKB. MON stawia na szybką rozbudowę „Polskich kłów”, systemu odstraszania złożonego z różnego typu rakiet zdolnych razić cele położone kilkaset kilometrów od naszych granic. Ale wwymiarze lokalnym, nadmorskim nadal pewne rzeczy mogą niepokoić. Plan modernizacji technicznej Marynarki Wojennej MIKOŁAJ CHRZAN opóźnia się. Dobrze, że w„Remontowej” wGdańsku budowany jest Kormoran II, nowoczesny niszczyciel min. Źle, że nie zdecydowaliśmy jeszcze o wyborze dostawcy trzech okrętów podwodnych, które – dzięki uzbrojeniu ich w rakiety manewrujące – także zaliczać się będą do „kłów”. Czterdziestoletnie kobbeny to najstarsze eksploatowane okręty podwodne na świecie. Wszystko wskazuje, że będą musiały być wycofane szybciej, niż dostaniemy nowe okręty. Eksperci nie mają złudzeń: jeśli nie uda się zachować ciągłości treningu podwodniaków, nic nam po nowych okrętach (pełne szkolenie załóg zajmuje nawet 10 lat!). Ale problem dotyczy nie tylko MW. Gdy patrzymy na wojsko wTrójmieście iokolicy, widać jak sporo go w ostatnich latach ubyło: dawno zapomnieliśmy już o„niebieskich beretach” we Wrzeszczu, trzy lata temu saperów z Tczewa przeniesiono na Podkarpacie, a podobny los ma spotkać do końca 2016 r. 49. Bazę Lotniczą wPruszczu Gdańskim. Pruszczańscy lotnicy bojowych śmigłowców Mi-24 z sukcesem realizowali trudne misje w Iraku i Afganistanie. Lotnisko ma dobrą infrastrukturę. Stratedzy w Warszawie kilka lat temu postanowili, że śmigłowce z Pruszcza mają być przeniesione do gorzej wyposażonego Inowrocławia – tam, gdzie nie ma nawet utwardzonej drogi startowej! „Najwyższy czas skończyć zograniczaniem militarnego potencjału okolic naszej aglomeracji, leżącej zaledwie 100 km od granicy z obwodem kaliningradzkim” – napisali protestując przeciwko tej decyzji, pomorscy samorządowcy. Warto, by w obecnej sytuacji warszawscy sztabowcy tak ważne decyzje przeanalizowali jeszcze raz.+ MIKOŁAJ CHRZAN Gazeta Wyborcza poleca: ZATOKA SZTUKI I AGATA MŁYNARSKA zapraszają na wyjątkowy festiwal W programie: % inspirujące spotkania i warsztaty z wybitnymi gośćmi % recital Stanisławy Celińskiej WSTĘP % spektakl Joanny Szczepkowskiej WOLNY* i Hanny Konarowskiej *nie dotyczy recitalu i spektaklu % bieg charytatywny % 7-8 MARCA 2015 1 Gość specjalny: Jolanta Kwaśniewska Szczegóły na: www.zatoka-kobiet.pl 33070482 REKLAMA 33069566 16 MAGAZYN TRÓJMIASTO Piątek 6 marca 2015 Gazeta Wyborcza Trójmiasto trojmiasto.wyborcza.pl PO RADĘ DO PSYCHOLOGA Gdy dopada nas „dołek” Wizyty u psychologa nie traktujemy już jako coś wstydliwego. Gdzie szukać pomocy, kiedy mamy problem, z którym nie możemy sobie poradzić? ILO NA GO DLEW SKA J eżeli chcemy skorzystać z po mo cy le ka rza psy chiatry w poradni, nie potrzebujemy skierowania. Jest ono natomiast potrzebne, by zapisać się na wizytę do psychologa i psychoterapeuty. Na wizytę darmową trzeba jednak poczekać. Najkrócej w Wojskowej Specjalistycznej Przychodni przy ul. Grudzińskiego w Gdyni. Pierwszy wolny termin to 12 marca. W Przychodni Remed+Lectus w Gdańsku zostaniemy zapisani na 16 kwietnia. W Przychodni Morena w Gdańsku psycholog przyjmie nas w połowie maja. W Gdańskim Centrum Zdrowia na wizytę poczekamy cztery miesiące. Są też i takie przychodnie, gdzie zapisy są wstrzymane. Np. w Domu Medycznym „Kołobrzeska” w Gdańsku terminy są zajęte do końca maja. – Na czerwiec zapisów póki co nie prowadzimy – usłyszeliśmy w rejestracji. W poradni psychiatryczno-psycho lo gicz nej „Gos po dy-Med” w Gdańsku na wizytę do psychiatry, który ewentualnie wyda nam skierowanie do psychologa, musimy poczekać co naj mniej dwa mie sią ce. W przychod ni ABC Fa mi ly Med w Sopocie psychiatra przyjmie nas 9 marca, potem co najmniej miesiąc musimy poczekać na wizytę u psychologa. Psycholog certyfikowany jest droższy W Trójmieście mamy także kilkaset gabinetów prywatnych. Zwykle na pierwszą wizytę nie będziemy tu czekać dłużej niż tydzień. Spotkanie trwa 50-60 minut i kosztuje 80-120 zł. – Zaufanie do psychologa jest coraz większe, w związku z tym nie tylko nieodpłatne poradnie, ale także gabinety prywatne mają coraz więcej pacjentów. Cena za wizytę uzależniona jest od tego, czy psycholog jest certyfikowany, jakie ma doświadczenie – osoby w trakcie szkoły terapeutycznej z reguły liczą sobie mniej za konsultację. Konsultacja dla par także kosztuje więcej. Zarówno w poradniach, jak i gabinetach prywatnych pacjenci odwołują sesje – z różnych przyczyn. Jednak faktycznie jest tak, że jak się płaci za sesje, to po prostu czasem trudniej z niej zrezygnować i ma się większą motywację, by zorganizować się tak, żeby na tę sesję przyjść. Jest to oczywiście kwestia bardzo indywidualna, która zależy m.in. od motywacji pacjenta do terapii, a także sposobów radzenia sobie z trudnymi emocjami, przemyśleniami, jakie pojawiają się w trakcie terapii – mówi Marta Molenda, psycholog, która prowadzi gabinet w Gdańsku. Jak wygląda praca z pacjentem w prywatnym gabinecie? – Zaczyna się od tego, że rozmawiamy o problemach, trudnościach, które dokuczają pacjentowi, a także o dotychczasowych sposobach radzenia sobie z nimi – tłumaczy Molenda. – Poznaję też jego oczekiwania, rozmawiamy o celach, jakie chciałby osiągnąć. Zwykle poświęcam na to 3-4 spotkania. To taki czas, żebyśmy się mogli wzajemnie poznać. Pacjent ocenia, czy metody pracy psychologa mu odpowiadają. A psycholog ocenia, czy będzie miał kompetencję, by w tej konkretnej sytuacji pomóc. Jeśli obie strony chcą z sobą pracować, zaczynamy terapię, czyli realizujemy wyznaczone przez pacjenta cele. A może konsultacja mailowa? Jest też i inna alternatywa. Gdańskie Centrum Profilaktyki Uzależnień udziela porad psychologicznych mailowo. Kto może tu się zgłosić po pomoc? – Specjalizujemy się w profilaktyce uzależnień. Mogą więc do nas pisać osoby uzależnione lub ich bliscy. Ale nie tylko. Również rodzice, którzy mają problemy wychowawcze i młodzież. Generalnie wszyscy, którzy są w trudnych sytuacjach życiowych i zmagają się z problemami i nie wiedzą, jak sobie z nimi poradzić – mówi Ewelina Zaręba, koordynator projektu z GCPU. Mailowa konsultacja psychologiczna działa w ramach projektu Networking. – Zaczęło się od tego, że przeszukiwaliśmy fora internetowe, by sprawdzić, co pi sze mło dzież w kontekście narkotyków czy alkoholu. Włączaliśmy się w ich dyskusje. Uświadamialiśmy zagrożenia. Chcieliśmy jednak dotrzeć do szerszego grona odbiorców. I założyliśmy maila, aby każdy kto chce, mógł się do nas zwrócić ze swoim problemem. Teraz udzielamy kilkudziesię- Gabinet TERAPIA skoncentrowana na rozwiązaniu Gdańsk – Sopot – Gdynia Spotkania w gabinecie, porady mailowe lub wizyty domowe. Porady psychologiczne, doradztwo zawodowe, szkolenia, coaching zawodowy i osobisty. Zadzwoń 602 185 217 i umów wizytę! REKLAMA 33067958 ciu konsultacji miesięcznie. Często jest tak, że osoba, która najpierw wyśle maila, potem chce się umówić na konsultację indywidualną. Są osoby, które nie są jeszcze gotowe, by podzielić się problemami ze specjalistą oko w oko i po prostu łatwiej im napisać maila – mówi Zaręba. Ma i la na le ży wysłać na adres: [email protected]. Odpowiedź powinna do nas przyjść w ciągu 2-3 dni roboczych. – Cza sa mi od powiedź mo że przyjść później, ze względu na to, że są takie okresy, kiedy pytań mamy więcej. Jeśli ktoś po otrzymaniu odpowiedzi, chciałby nadal z nami pozostać w kontakcie, to umożliwiamy mu to. To nie jest tak, że udzielamy jednej konsultacji, a potem już nie odpowiadamy – mówi Zaręba. Z nieodpłatnej porady psychologa można także skorzystać wCentrach Pomocy Społecznej, pełen wykaz placówek można znaleźć na stronie Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie wGdańsku. – Może się tam zgłosić każdy, kto jest w kryzysie – mówi Monika Ostrowska z Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Gdańsku. Pomoc psychologiczną oferuje także Centrum Interwencji Kryzysowej. Psychoterapii zaprasza dzieci, młodzież i dorosłych do korzystania z konsultacji, diagnozy i psychoterapii Jeśli potrzebują Państwo wsparcia w radzeniu sobie z codziennymi trudnościami lub nagłymi wydarzeniami w obszarze rodzinnym, zawodowym, ogólnospołecznym, warto rozważyć skorzystanie z pomocy specjalisty. Gdynia ul. Spokojna 47 Rejestracja 608 684 436 psycholog-psychoterapeuta Anna Suligowska REKLAMA PROPONUJĘ: pracę terapeutyczną w nurcie poznawczo -behawioralnym konsultacje psychologiczne diagnozę psychologiczną 33069031 • • Jesteśmy zespołem • psychoterapeutów udzielających profesjonalnej pomocy psychologicznej i psychoterapeutycznej. Sylwia Główczyńska-Muszyńska Prowadzimy Psychodynamiczne Studium Socjoterapii i Psychoterapii Dzieci i Młodzieży we współpracy z Krakowskim Centrum Psychodynamicznym. PSYCHOLOG członek Polskiego Towarzystwa Terapii Poznawczej i Behawioralnej Szczegółowa oferta dostępna jest na stronie Ośrodka www.psychodynamiczny.pl. tel. 726 342 987 e-mail: [email protected] www.glowczynska.pl REKLAMA 33066742 REKLAMA REKLAMA REKLAMA 33063936 Monika Nowakowska Dalia Lussa Monika Anna J. Sikora-Rozińska Ziółkowska tel. 609 479 125 tel. 693 802 307 tel. 512 382 221 tel. 791 160 281 psychoterapia indywidualna, terapia par w podejściu systemowym, specjalista w pracy z osobami psychoterapia indywidualna Gestalt terapia indywidualna w podejściu psychodynamicznym krótko- i długoterminowa psychoterapia indywidualna osób dorosłych w podejściu psychodynamicznym, psychoterapia par doświadczającymi przemocy www.psychoterapiagdynia.pl Zapraszamy do kontaktu. 33068900 oraz ISTDP 33067939 1 trojmiasto.wyborcza.pl Gazeta Wyborcza Trójmiasto MAGAZYN TRÓJMIASTO Piątek 6 marca 2015 ROZMOWA Tyle dowie się psycholog czy psychiatra, ile powie mu pacjent I LO NA G O DLEW SKA : Chętnie odwiedzamy psychiatrę lub psychologa? E WA D O Ł O M I S I E W I C Z -A N TO LAK , SPE CJA LI STA PSY CHIATRA , SPECJALISTA TERAPII UZALEŻNIEŃ NZOZ P O R A D N I A Z D RO W I A P S Y C H I C Z N E G O W G DA Ń S KU WRZESZCZU: – Kiedy kilkanaście lat Z temu zaczynałam pracę jako lekarz, do psychiatry przychodziły raczej tylko osoby chorujące psychicznie, najczęściej po pobycie w szpitalu. To był temat tabu. Teraz, również dzięki mediom, coraz silniejsze jest przekonanie, że kryzysy to rzecz normalna. Że przeżywa je każdy. Wizyta u psychiatry i psychologa to żaden wstyd, bo to już jest konstruktywne działanie: nie mogę poradzić sobie z problemem i w związku z tym szukam pomocy, jest to już sposób radzenia sobie. Obecnie często pacjenci przychodzą do nas z problemami życiowymi, kryzysami rozwojowymi. Osób chętnych, by skorzystać z porady, jest coraz więcej. Starsze osoby nadal często mają jeszcze opór przed tym, by przyjść do psychologa czy psychiatry. Znacznie łatwiej po tę pomoc sięgają ludzie młodzi. Z jakimi problemami przychodzą pacjenci? – To w znacznym stopniu uzależnione jest od wieku. Są studenci, którzy przeżywają rozłąkę zrodziną, przyjeżdżają do dużego miasta, nie mając tu znajomych czy przyjaciół, czują się zagubieni. Do tego dochodzą duże wymagania na studiach. I nie dają sobie rady. Wtym wieku pojawią się też pierwsze epizody choroby psychicznej. Przychodzą też osoby, które próbują sobie radzić znapięciem czy złym nastrojem poprzez używanie substancji psychoaktywnych – narkotyków czy alkoholu, co często prowadzi do nawarstwienia się problemów. Osoby między 30. a 40. rokiem życia to często pacjenci z zaburzeniami lękowymi, depresyjnymi, zaburzeniami osobowości, z uzależnieniem, ale także z kryzysami rozwojowymi. Bo nie wyszło w związku, nie radzą sobie z opieką nad dzieckiem, mają problemy z pracą, z kredytem. Powyżej 40. roku życia pojawiają się osoby z dnia na dzień zwolnione z korporacji, często z wysokich stanowisk. I pojawia się kryzys, bo nikt nie chce zatrudnić osoby z takim doświadczeniem. Pacjenci ok. 50. roku życia często zmagają się z chorobą somatyczną Ewa Dołomisiewicz-Antolak własną lub współmałżonka, miewają kryzysy w związku, syndrom pustego gniazda, w przypadku utraty pracy spotykają się z trudnością ponownego zatrudnienia. Kobiety wtym wieku są bardziej predysponowane do zachorowania na depresję. Przychodzą też osoby starsze, które przeżywają śmierć bliskich, są samotne. W tym wieku nierzadko pojawiają się też problemy z pamięcią. Zdarza się, że pacjenci rezygnują z terapii po pierwszym spotkaniu, choć problem jest ewidentny? ANNA KINDER-HENSEL, PSYCHOTERAPEUTKA Z NZOZ PORADNIA ZDROWIA PSYCHICZNEGO W GDAŃSKU -W RZESZ CZU : Wszystko zale- ży od motywacji. Są osoby, które czują, że potrzebują pomocy. I one zwykle nie rezygnują. Niektórzy przychodzą głównie dlatego, bo ktoś bliski nalegał i od początku nie wierzą, że taka wizyta może pomóc, zatem nie do końca uznają, że mają problem. I wtedy zdarza się, że na pierwszym spotkaniu się kończy. Są też i takie sytuacje, że ktoś przyszedł, choć nie chciał, ale potem zauważa, że kontakt z terapeutą oraz to, że mógł opowiedzieć o swoim problemie, spowodowało, że poczuł się lepiej. Decyduje się w związku z tym na kontynuowanie terapii. Dużo zależy od tego, czy podczas pierwszego spotkania uda się nawiązać pozytywną relację z pacjentem oraz wzbudzić u niego nadzieję. Są też osoby, które z góry zakładają, że ich problem jest tak duży, że psycholog nie pomoże... E.D-A.: Nic nie tracimy. Jeśli sami nie potrafimy sobie poradzić z problemem, nie jest też w stanie nam pomóc rodzina i przyjaciele, to może warto udać się do osoby, która z racji swojego zawodu ma przygotowanie teoretyczne i praktyczne w tym zakresie. Im dłużej czekamy, tym trudniej sięgnąć po pomoc, tym lęk jest większy. Problemy zaczynają się nawarstwiać. Na forach internetowych znajdziemy porady, co mówić podczas pierwszej wizyty u specjalisty. Jest jakaś recepta? E.D-A.: Przede wszystkim powin- niśmy się zdobyć na szczerość. Tyle dowie się psycholog czy psychiatra, ile powie mu pacjent. Nie warto zatajać informacji o wcześniejszym leczeniu czy terapii. Na podstawie badania i wywiadu od pacjenta, stawiamy diagnozę. Jeśli będzie ona niewłaściwa, wynikająca z niej terapia nie pomoże. GABINET POMOCY PSYCHOLOGICZNEJ I PSYCHOTERAPII Terapia indywidualna osób dorosłych i par tel. 501 065 986 [email protected] www.psycholog-gdynia.com.pl 1 REKLAMA 33063069 ŁUKASZ GŁOWALA ŁUKASZ GŁOWALA JANUSZAJTIS TEGO NA PEWNO NIE WIECIE Anna Kinder-Hense Jakie są plusy terapii indywidualnej, a jakie grupowej? E.D-A.: Musimy pamiętać o tym, że terapia grupowa na początku wiąże się ze stresem. To naturalne. Przecież musimy dzielić się swoimi doświadczeniami z obcymi osobami. Ale potem przychodzi taki moment, kiedy zaczynamy się czuć coraz pewniej. W grupie naprawdę można uzyskać bardzo konstruktywne doświadczenia. A.K-H.: Zaczynam się przekonywać, że in ne oso by rów nież do świadczają podobnych problemów. Prze sta ję czuć się osa mot nio ny i naznaczony tym, że sobie nie radzę. Obserwuję, w jaki sposób poradzili sobie inni z podobnym kryzysem. Może się okazać, że to rozwią za nie mo że być do bre i dla mnie. Na terapię indywidualną pacjenci zgłaszają się znacznie częściej. Pracujemy nad zmianą myślenia, a za tym idzie zmiana w zachowaniu. Kiedy mówimy o dołku, a kiedy zaczyna się depresja? E.D-A.: Depresja najczęściej zaczy- na się od kryzysu życiowego. Pojawia się gorszy nastrój, zamartwiamy się, czujemy lęk, nic nas nie cieszy, nie możemy spać. I jeśli ten stan trwa ponad dwa tygodnie i zaczyna się pogłębiać to znak, że powinniśmy szukać pomocy. Z depresji można wyjść? E.D-A.: Jeśli to jest epizod depresyjny i nie stoją za nim duże zaburzenia osobowości, to można się z niego wyleczyć. Może być tak, że taki epizod zdarzy się tylko raz w życiu. Czasami bywa tak, że konieczne jest dłuższe leczenie i terapia. A.K-H.: Ważne, żeby pacjent nauczył się, radzić sobie z objawami depresji, z tym, co się z nim dzieje. W terapii nie chodzi o to, by dawać pacjentowi rady. Nie możemy mu powiedzieć, co ma robić, jak ma żyć. Wspólnie po szu ku je my dro gi wyj ścia z problemów. Kiedy można uznać terapię za zakończoną? A.K-H.: Na po cząt ku wspól nie z pa cjen tem usta la my kon trakt. Po to, by wiedział, na czym będzie polegała terapia i ile czasu ona potrwa. Na po cząt ku zbie ra my wy wiad, usta la my ce le, i w mo men cie, kiedy pacjent czuje się lepiej, za czy na po dej mować ak tyw no ści, z których wcześniej rezygnował, wprowa dza kon struk tyw ne zmia ny w ży ciu, sta bi li zu je się w ta kim dzia ła niu, wów czas wspól nie po dej mu je my de cyzję, że cyklicz ne spot ka nia nie są już po trzeb ne. E.D-A.: Nie któ rzy pa cjen ci po trzech-czterech spotkaniach bardzo chcieliby widzieć efekty. Trzeba mieć świadomość, że na pożądaną zmianę trzeba często poczekać. Na początku terapii możemy czuć się go rzej, gdyż do ty ka my trud nych te ma tów, czę sto przez długi czas nieporuszanych. Dużym błędem byłoby rezygnowanie z terapii w tym momencie. W drodze zdrowie nia war to uzbro ić się w cier pli wość i za u fać spe cja li ście.+ Tajemnice Długiego Henryka I m więcej zdobywam o nim informacji, tym więcej w nich sprzeczności. Zestawmy to, co niewątpliwe: żuraw pływający, zwany Długim Henrykiem (Langer Heinrich), zbudowała w roku 1905 firma Bechem & Keetman w Duisburgu, której kontynuatorem jest dzisiejszy Demag. Ponton do niego wykonała gdańska stocznia Schichaua. W tym samym roku (choć księga jubileuszowa stoczni podaje następny rok 1906) zaczął w niej pracę. Był to wówczas jeden z największych dźwigów pływających świata! Jego dane techniczne przedstawiały się następująco: długość pontonu 29,55 m, szerokość 20,45 m, zanurzenie maksymalne 2,96 m, załoga 14 osób, moc napędzającej go maszyny parowej 220 PS (162 kW), udźwig w zależności od miejsca zawieszenia haka 100 i 20 ton, wysokość podnoszenia do 50 m, wysięg 19,7 m. Głównym celem nabycia żurawia było przyspieszenie montowania ciężkich płyt pancernych na budowanych przez stocznię okrętach wojennych. Odtąd można było robić to jednocześnie od strony lądu (za pomocą dźwigów na nabrzeżu) i od strony wody. Po I wojnie, gdy budowa okrętów w zdemilitaryzowanym Wolnym Mieście stała się niemożliwa, wykorzystywano dźwig do montażu ciężkich konstrukcji w całym gdańskim porcie, a niekiedy wypożyczano go poza jego teren. Z punktu widzenia konstrukcji był to żuraw z uchylnym wysięgnikiem kratownicowym. Nowością było charakterystyczne pochylenie kilkakrotnie załamanej konstrukcji, wprowadzone dla zwiększenia pola operacji dźwigu, który mógł umieszczać przenoszone elementy przed sobą na pokładzie. We wcześniejszych, bardziej wypro„Długi Henryk” w stoczni stowanych konstrukSchichaua na archiwalnym cjach kładziono je mięzdjęciu dzy podporami, gdzie miejsca było mniej. Prostszy dźwig o takim samym udźwigu zafundowała sobie w 1904 r. stocznia Cesarska – późniejsza Gdańska. Nowsze „Długie Henryki” (np. zachowany do dziś w Wilhelmshaven pod Hamburgiem, większy od gdańskiego) miały dodatkową możliwość obrotu, co znacznie zwiększało ich operatywność. Żuraw pracował jeszcze w czasie ostatniej wojny. Dalsze jego losy okrywa tajemnica. Niespodzianką dla nas było odnalezienie go w dobrym stanie w Rostocku. W odpowiedzi na prośbę, przesłaną do tamtejszego wydziały kultury i ochrony zabytków, uzyskałem informację (dostępną także w internecie), według której: „po Drugiej Wojnie Światowej żuraw niewyjaśnioną drogą znalazł się w Rostocku i został wprowadzony do użytku w stoczni Neptun. W tejże stoczni został w latach 50. poddany gruntownej modernizacji. Do roku 1978 pozostawał na wyposażeniu tego tradycyjnego przedsiębiorstwa. Znajdował zastosowanie do prac ratowniczych, do transportu ciężkich sekcji okrętowych i części mostów, jak również przy przeładunku ciężkich obiektów w porcie pełnomorskim w Rostocku. Po wyłączeniu z eksploatacji przejęło go w 1980 r. Rostockie Muzeum Morskie”. Dalej następuje informacja o remontach. Koszty ostatniego w latach 201112 (350 tys. euro!) pokryła rada miasta. Jak „Długi Henryk” znalazł się w Rostocku? Tego nie wiemy. Wszystkie gdańskie stocznie po zajęciu miasta obsadziła Armia Czerwona. Na mocy decyzji sowieckich władz z 10 maja 1945 r. 70 proc. wyposażenia przypadło Rosji jako tzw. łup wojenny. Rostocka stocznia wznowiła działalność jako Sowiecka Spółka Akcyjna Neptun. Była mocno zniszczona, więc zasilono wyposażenie gdańskim dźwigiem. Transport drogą morską wymagał długiego okresu ładnej pogody, a takie zdarzają się tylko w lecie – na przykład w lipcu lub sierpniu 1946 r. Byłem wtedy jako uczeń lubelskiego Gimnazjum Zamoyskiego na obozie harcerskim w Orłowie i mam niejasne wspomnienie widocznego w oddali holownika, ciągnącego jakąś dziwną, wysoką, nieznaną mi wówczas konstrukcję. Może był to „Długi Henryk”?+ ANDRZEJ JANUSZAJTIS 17 18 MAGAZYN TRÓJMIASTO Piątek 6 marca 2015 Gazeta Wyborcza wyborcza.pl WITAJCIE NA ŚWIECIE Dzięki uprzejmości pracowników trójmiejskich szpitali przedstawiamy naszych najmłodszych COPERNICUS - PODMIOT LECZNICZY SP. Z O.O. Antoni Leszczyński z Cedrów Małych, 12.02, godz. 18.10, 3030 g, 51 cm Laura Jabłonowska z Gdańska, 4.02, godz. 10.15, 2940 g, 56 cm Damian Kolbusz z Borowiny, 9.02, godz. 8.00, 4360 g, 60 cm Antoni Jan Bochan z Gdyni, 5.02, godz. 15.05, 3275 g, 54 cm Oksana Wolf z Pruszcza Gdańskiego, 8.02, godz. 10.30, 2950 g, 57 cm Szymon Wilant z Gdańska, 6.02, godz. 16.50, 3240 g, 55 cm Antek Mękal z Gdańska, 7.02, godz. 16.38, 4270 g, 57 cm Emilka Sampolska z Gdańska, 17.02, godz. 6.40, 3060 g, 55 cm Alicja Mallek z Gdańska, 17.02, godz. 6.35, 2990 g, 55 cm Antonina Branicka z Gdańska, 17.02, godz. 2.50, 4100 g, 59 cm Kacper Świeca z Gdańska, 15.02, godz. 18.45, 3900 g, 58 cm Maksymilian Płuziński z Pruszcza Gdańskiego, 16.02, godz. 3.20, 4650 g, 61 cm Paulina Bazan z Gdańska, 15.02, godz. 11.40, 3420 g, 57 cm Mateusz Grądzki z Gdańska, 6.02, godz. 20.21, 2780 g, 54 cm Hania Wołodźko z Gdańska, 9.02, godz. 6.45, 2960 g, 52 cm SAMODZIELNY PUBLICZNY SZPITAL KLINICZNY – GDAŃSK Igor Rećko z Gdańska, 16.02, godz. 10.20, 3100 g, 60 cm Dorota Plutowska z Gdańska, 16.02, godz. 11.40, 3250 g, 53 cm Janina Helena Dzierżanowska z Gdańska, 16.02, godz. 7.30, 3400 g, 54 cm Aleksandra Terebun z Gdańska, 15.02, godz. 7.40, 3100 g, 55 cm Nataniel Gogoliński z Juszkowa, 6.02, godz. 2.21, 3550 g, 55 cm Zofia Mościńska z Pręgowa, 9.02, godz. 10.48, 3150 g, 53 cm Zofia Ziębińska z Gdańska, 9.02, godz. 5.58, 4260 g, 56 cm Joanna Patrzałek z Gdańska, 10.02, godz. 8.20, 3550 g, 56 cm Eliza Paduch z Gdańska, 9.02, godz. 20.00, 2850 g, 54 cm Maksymilian Łąski z Gdańska, 9.02, godz. 4.37, 3565 g, 58 cm Jakub Warnke z Borkowa, 9.02, godz. 16.27, 4050 g, 55 cm Julian Walczak z Borkowa, 9.02, godz. 3.32, 3190 g, 53 cm Jakub Karczyński ze Sztumu, 9.02, godz. 22.40, 3800 g Hanna Magdalena Lech z Gdańska, 10.02, godz. 7.52, 3225 g, 52 cm Filip Orłowski z Sopotu, 13.02, godz. 23.49, 3755 g, 57 cm Leon Sabela z Gdańska, 16.02, godz. 0.36, 3480 g, 58 cm Wiktoria Choruży z Chwaszczyna, 17.02, godz. 4.00, 3200 g, 53 cm Julianna Babińska z Gdańska, 16.02, godz. 12.26, 3150 g, 53 cm Franio Frydrychowicz z Kaczek, 16.02, godz. 20.45, 3785 g, 56 cm Hanna Skałecka z Gdańska, 12.02, godz. 17.00, 4050 g, 60 cm Marika Krekora z Gdańska, 16.02, godz. 13.50, 3500 g, 56 cm Weronika Kłos z Pruszcza Gdańskiego, 16.02, godz. 19.35, 3570 g, 55 cm Dominik i Filip Gnatowscy ze Starogardu Gdańskiego, 16.02, godz. 16.40, godz. 16.45, 2700 g, 2595 g REKLAMA Maria Napierała z Gdańska, 17.02, godz. 3.00, 3650 g, 54 cm 33020382 1 wyborcza.pl Gazeta Wyborcza MAGAZYN TRÓJMIASTO Piątek 6 marca 2015 19 WITAJCIE NA ŚWIECIE SZPITAL MORSKI IM. PCK – GDYNIA 1 Jan Burdyl z Gdyni, 9.02, godz. 16.40, 3550 g, 52 cm Krzysio Odorowicz z Gdyni, 8.02, godz. 16.33, 2810 g, 51 cm Wiktoria z Gdyni, 7.02, godz. 18.00, 2410 g, 49 cm Maria Helena Andrzejewicz z Gdyni, 6.02, godz. 14.10, 2730 g, 51 cm Mikołaj Rasch z Gdyni, 7.02, godz. 14.12, 3020 g, 53 cm SZPITAL SPECJALISTYCZNY IM. ŚW. WOJCIECHA – GDAŃSK ZASPA Karolina Rasch z Gdyni, 7.02, godz. 14.14, 1900 g, 47 cm Urszula Pałka z Gdyni, 7.02, godz. 4.31, 3250 g, 54 cm Dorian z Gdyni, 10.02, godz. 7.11, 3860 g, 57 cm Dionizy Tomczyk z Gdyni, 9.02, godz. 3.48, 4200 g, 56 cm Tymon Cichorek z Gdyni, 9.02, godz. 10.05, 3550 g, 53 cm Jakub Działoszyk z Gdyni, 9.02, godz. 20.56, 2800 g, 51 cm Sebastian Dzienisz z Gdańska, 9.02, godz. 14.50, 4000 g Paweł Reuter z Cieszeni, 9.02, godz. 13.30, 4000 g, 57 cm Mateusz Pstrągowski z Gdańska, 8.02, godz. 13.00, 2314 g, 50 cm Oliwia Piekarska z Sopotu, 7.02, godz. 20.15, 3320 g, 52 cm Syn Ewy i Jacka Łokuciewskich z Gdańska, 9.02, godz. 10.00, 4720 g, 59 cm Alicja Riegel z Tuchomu, 9.02, godz. 8.58, 3280 g, 51 cm Amelka Haak z Gdańska, 8.02, godz. 15.00, 3550 g, 56 cm Marcelina Milerska z Gdańska, 8.02, godz. 13.55, 2600 g, 50 cm Magda Piątek z Gdańska, 9.02, godz. 17.45, 3860 g, 55 cm Marcel Marcin Królik z Gdańska, 10.02, godz. 0.50, 3090 g, 52 cm Aleksandra Anna Kijuć z Gdańska, 9.02, godz. 14.41, 2910 g, 51 cm Aleksander Włodarczyk z Sopotu, 7.02, godz. 18.00, 3920 g, 57 cm Marcel Maksym Ciechanowski z Kartuz, 9.02, godz. 5.10, 3650 g, 55 cm Helena Mazur z Gdańska, 9.02, godz. 2.36, 3800 g, 56 cm Tadeusz Sobczyk z Gdyni, 8.02, godz. 11.45, 3580 g, 56 cm Liliana Wróblewska z Gdańska, 8.02, godz. 16.48, 4060 g, 57 cm Bianka Dębska-Pastor z Gdańska, 9.02, godz. 5.30, 3770 g, 54 cm Karolina Czaja z Gdańska, 16.02, godz. 9.10, 3640 g, 55 cm Borys Krzeczkowski z Gdańska, 15.02, godz. 18.00, 3800 g, 56 cm Amelia Jank z Łęczyc, 14.02, godz. 11.20, 3270 g, 54 cm Oskar Sobieraj z Pruszcza Gdańskiego, 17.02, godz. 2.15, 3360 g, 56 cm Wiktoria Bara z Kowali, 15.02, godz. 12.19, 2880 g, 54 cm Weronika Bara z Kowali, 15.02, godz. 12.20, 2910 g, 55 cm Lena Mierzicka z Pruszcza Gdańskiego, 15.02, godz. 13.30, 3280 g, 55 cm Katarzyna Brzóska z Gdańska, 14.02, godz. 0.34, 2490 g, 57 cm Lena Ochmanek z Gdyni, 16.02, godz. 11.00, 3330 g, 53 cm Eryk Sprengel z Gdyni, 15.02, godz. 15.45, 3700 g, 57 cm Ignacy Kowalczyk z Gdańska, 15.02, godz. 14.25, 3670 g, 57 cm Córka Agnieszki i Kamila z Gdańska, 11.02, godz. 18.10, 2950 g, 54 cm Grzegorz Makuła z Gdańska, 14.02, godz. 13.50, 4180 g, 57 cm Liliana Rożentalska z Banina, 15.02, godz. 18.00, 3480 g, 54 cm Jakub Zdunek z Gdańska, 16.02, godz. 4.00, 3710 g, 58 cm Błażej Plichta z Dębogórza Wybudowanie, 15.02, godz. 19.25, 3960 g, 54 cm Córka Izy i Krzyśka Morawskich z Gdańska, 16.02, godz. 9.40, 3485 g, 55 cm Kamil Bisewski z Gdańska, 12.02, godz. 11.05, 2980 g, 54 cm REKLAMA Maksymilian Chrzan z Gdańska, 21.02, godz. 17.20, 3380 g, 54 cm 33020384 20 MAGAZYN TRÓJMIASTO Piątek 6 marca 2015 Gazeta Wyborcza Trójmiasto trojmiasto.wyborcza.pl NEKROLOGI Z głębokim żalem zawiadamiamy, że w dniu 2 marca 2015 roku zmarła w wieku 57 lat nasza ukochana Żona, Mama, Córka i Babcia Joanna Rogóż z domu Smagowicz Uroczystości pogrzebowe odbędą się w czwartek 12 marca 2015 roku o godzinie 12.00 w sali domu pogrzebowego na Cmentarzu Komunalnym w Katowicach przy ul. Murckowskiej 9, po czym nastąpi odprowadzenie urny z Prochami do grobu rodzinnego. O czym zawiadamiają pogrążeni w głębokim smutku mąż, ojciec, syn z rodziną oraz przyjaciele W dniu 4 marca 2015 roku zmarła w Warszawie w wieku 79 lat Andrzej Wałek Jadwiga Węgrzecka-Wilczek lekarz medycyny Msza święta żałobna odprawiona zostanie dnia 9 marca 2015 roku o godzinie 11.00 w kościele Mariackim w Katowicach, po czym nastąpi odprowadzenie do grobu rodzinnego na cmentarz parafialny przy ul. Francuskiej. Wybitnego polskiego tenisistę. Wielkiego mecenasa pokoleń młodych zawodników Bohdana Tomaszewskiego Najserdeczniejsze wyrazy współczucia składam Synowi, Wnuczkom i wszystkim Mu Bliskim Małgorzata Frelkowa syn z rodziną Dr Jolancie Jastrzębskiej-Oset Tenisowa Legia żegna swojego Mistrza. Człowiek o nieprzeciętnej wiedzy, inteligencji i poczuciu humoru. Mój wielki Przyjaciel. Kochał ludzi i ludzie kochali Jego. O czym zawiadamia pogrążony w głębokim smutku www.nekrologi.wyborcza.pl/33073814 www.nekrologi.wyborcza.pl/33074271 W dniu 4 marca 2015 roku po ciężkiej i długiej chorobie zmarł wyrazy głębokiego współczucia z powodu śmierci Mamy Adamowi Zalewskiemu wyrazy głębokiego współczucia z powodu śmierci Teścia składają koleżanki i koledzy z Działu Sprzedaży Nestlé Polska S.A. składają pracownicy Przychodni przy Al. Wyzwolenia www.nekrologi.wyborcza.pl/33073444 www.nekrologi.wyborcza.pl/33073325 Cześć Jego pamięci Naszemu Koledze www.nekrologi.wyborcza.pl/33073834 Zbigniewowi Rogóżowi wyrazy głębokiego współczucia i słowa wsparcia Pani Małgorzacie Prokop-Paczkowskiej przewodniczącej Ruchu Kobiet Twojego Ruchu wyrazy głębokiego współczucia i wsparcia z powodu nagłej śmierci Męża z powodu śmierci Żony zespół Saski Partners zmarł w wieku 83 lat prof. dr hab. Stanisław Łęgowski Rektor Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu w latach 1984-1987 Zasłużony naukowiec, specjalista w dziedzinie spektroskopii atomowo-molekularnej i optyce kwantowej. Wieloletni Kierownik Zakładu Fizyki Doświadczalnej oraz Zakładu Fizyki Atomowej. Członek Komitetu Fizyki PAN oraz wieloletni Prezes Toruńskiego Oddziału Polskiego Towarzystwa Fizycznego. Ceniony nauczyciel akademicki, wychowawca wielu pokoleń studentów. Aktywista sportowy, od ponad 60 lat członek Akademickiego Związku Sportowego UMK, Prezes AZS w latach 1971-1974. Odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski, Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski, Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, Medalem Komisji Edukacji Narodowej oraz uniwersyteckim „Medalem za zasługi położone dla rozwoju Uczelni”. Odszedł od nas Człowiek niezwykle zasłużony dla Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu Rektor i Senat Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu Pożegnanie akademickie odbędzie się w Toruniu 10 marca 2015 roku o godzinie 11.00 w Auli UMK przy ulicy Gagarina 11. Następnie o godzinie 12.15 pogrzeb na Cmentarzu Parafialnym przy ulicy Antczaka. www.nekrologi.wyborcza.pl/33073993 Msza święta żałobna zostanie odprawiona w poniedziałek 9 marca 2015 roku o godzinie 10.30 w kościele pw. św. Stanisława Kostki przy ul. Abrahama 38 w Gdańsku-Oliwie. www.nekrologi.wyborcza.pl/33074261 Z głębokim żalem przyjęliśmy wiadomość o śmierci Rektor, Senat i społeczność akademicka Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu z głębokim żalem powiadamiają, że 4 marca 2015 roku Stanisław Jerzy Szczepaniec składa Pogrzeb odbędzie się tego samego dnia o godzinie 12.30 na Cmentarzu Srebrzysko w Gdańsku - Nowa Kaplica. Pogrążona w smutku Wanda Nowicka Wicemarszałkini Sejmu RP www.nekrologi.wyborcza.pl/33074345 Z głębokim żalem zawiadamiamy, że 3 marca 2015 roku odszedł od nas w wieku 87 lat mój ukochany Mąż, nasz Ojciec, Dziadek i Pradziadek rodzina www.nekrologi.wyborcza.pl/33074590 Prof. dr. hab. Stanisława Łęgowskiego wieloletniego nauczyciela akademickiego Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, wychowawcy wielu pokoleń studentów i młodych naukowców, wybitnego specjalisty w dziedzinie spektroskopii atomowej i fizyki półprzewodników, wieloletniego Prezesa toruńskiego oddziału PTF, Rektora UMK w latach 1984-87. Rodzinie oraz Najbliższym Profesora składamy wyrazy szczerego współczucia i solidarności w smutku i bólu Dziekan i Rada Wydziału Fizyki, Astronomii i Informatyki Stosowanej Dyrektor i Pracownicy Instytutu Fizyki UMK w Toruniu www.nekrologi.wyborcza.pl/33074028 Naszej Koleżance Alinie Korolczuk wyrazy głębokiego współczucia z powodu śmierci Matki składają Prezydent Miasta Gdańska Sekretarz Miasta Gdańska oraz koleżanki i koledzy z Urzędu Miejskiego w Gdańsku www.nekrologi.wyborcza.pl/33074626 Jan Blat najlepszy Mąż i Ojciec Sędzia Naczelnego Sądu Administracyjnego w stanie spoczynku i były Prezes Ośrodka Zamiejscowego tego Sądu w Krakowie, były Prezes Sądu Wojewódzkiego w Tarnowie oraz były Wiceprezes Sądu Wojewódzkiego w Krakowie, były Poseł na Sejm Drogiemu Koledze Pawłowi Komadzie wyrazy głębokiego współczucia z powodu śmierci Mamy składają Msza święta żałobna przy Zmarłym odprawiona zostanie we wtorek, dnia 10 marca 2015 roku, o godzinie 11.40 w kaplicy na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie koleżanki i koledzy z Teknos-Oliva Sp. z.o.o. żona, synowie i rodzina www.nekrologi.wyborcza.pl/33073459 www.nekrologi.wyborcza.pl/33074608 1 trojmiasto.wyborcza.pl Gazeta Wyborcza Trójmiasto MAGAZYN TRÓJMIASTO Piątek 6 marca 2015 21 OGŁOSZENIA DROBNE Naszej Koleżance, Szanownej Pani Izabeli Damaszk wyrazy głębokiego współczucia i słowa wsparcia z powodu śmierci Męża ZDROWIE LEKARZE SPECJALIŚCI koleżanki, koledzy i Zarząd firmy Centrum Dystrybucji Gazu Sp. z o.o. Msza Święta w intencji Zmarłego odprawiona zostanie w sobotę 7 marca 2015 roku o godzinie 11.00 w kościele pw. Św. Jana z Kęt w Rumi-Janowie, po czym o godzinie 12.00 nastąpi odprowadzenie Zmarłego na miejsce wiecznego spoczynku na Cmentarzu Komunalnym w Rumi przy ul. Górniczej. Fajne zdecydowane dziewczyny od 18 lat. Super zarobki tel./sms 537 715 390 AAaa GINEKOLOG od A do Z 506-577-410 Ginekolog od A do Z 514-933-932 Hostessy zakwaterowanie 511 087 129 Kierowca betonomieszarki Janki k / Warszawy 22 35 35 650 Kierowców kat.C+E zagranica 882-723-999 LAMINACIARZ z doświadczeniem, Czosnów k/Warszawy, tel. 22 785-01-92 KUPIĘ Lektorkę j.angielskiego do przedszkola 5 godz. dziennie zatrudni My School. CV na: [email protected], 58/341 27 54; AAAuta drogie i od 1 wł. KUPIĘ 507140012 666 202-122 Masażystki zakwaterowanie 692 918 450 PRACA DAM PRACĘ AAAAAA DZIEWCZYNY na prv wysokie zarobki. Dobre warunki tel. 515 617 101 MASAŻYSTKI ZAROBKI 886 988 728 Młodą, fajną, zdecydowaną każdą dziewczynę (hostessę). B. dobre zarobki.Zakwaterowanie 505 820 978 MODELARZ z doświadczeniem, Czosnów k/Warszawy, tel. 22 785-01-92 Murarzy,pomocników,zbrojarzy660-050-661 www.nekrologi.wyborcza.pl/33073970 AAPANIE 18-40 wys.zarobki. 536 226 521 Kochanej PRACA ZA GRANICĄ Opiekun(ka) osób starszych w Niemczech. ATERIMA MED. Premie wiosenne, dużo ofert! Tel. 12-297-66-55 sprawdź adresy naszych biur na: www.aterima-med.pl Tynkarzy cem-wap. 605786510 Monterów/Gipsiarzy na regipsy do pracy w Austrii. Tel. 604 96 72 75 Ślusarz Tel.+491722402061 RYNEK NIERUCHOMOŚCI SPRZEDAM MIESZKANIE BP – bezpośrednio GDAŃSK Orunia Górna 1pok sprzedam T.533202287 SPRZEDAM DOM W POLSCE BP SPRZEDAM DOM lub POŁOWĘ w centrum Zakopanego Tel. 22 831 90 36 Dom Katowice-Koszutka sprzedam tel. 732-701-320 Urszuli Sierżant wyrazy głębokiego współczucia i słowa wsparcia w trudnych chwilach, po stracie Mamy BIZNES SPRZEDAM Hostessy zakwaterowanie 880 511 838 AUTO-MOTO składają Chcesz zarobić na studia,mieszkanie? Pełnoletnie panie. Zapraszam, zapewniam zakwaterowanie bd. zarobki i wypłatę codziennie tel/sms 534 771 653 SPRZEDAM GRUNT W POLSCE Sprzedam gospodarstwo z gorzelnia k/Suwałk, tel. 693 392 315 SPRZEDAŻ / SKUP SPÓŁEK; OBSŁUGA PRAWNA tel. 22 / 828 30 80, 601 189 981 TRANSFORMATORY, tel. 601-313-974 KUPIĘ Chińskie, czeskie i inne obrazy, księgi, porcelanę, plakaty. Kolekcjoner: 734141970 Kupimy stacje paliwowe do 10 mln pln, cała Polska, tel 605-88-99-36 SPÓŁKĘ KAŻDĄ KUPIĘ, 728 867 700 TRANSFORMATORY, tel. 601-313-974 WSPÓŁPRACA, PARTNERZY Firma transportowa dochodowa na sprzedaż, 601 714 357 http://transbud.org/ TURYSTYKA Agroturystyka “WOJCIECHÓWKA” całoroczna, święta, 85 718 00 73 603 630 204, www.wojciechowka.tiu.pl Kraków www.nocleg.krakow.pl 12 2920088 Mazury wiosna-lato dla harcerzy-obozy rajdy wycieczki 669 633 444 www.kamien.spanie.pl Mazury-Budowlana las, jezioro 516070673 składają USA WIZY; usa.szmurlo.pl, 602 633 535 koleżanki i koledzy z Fundacji Młodzieżowej Przedsiębiorczości www.nekrologi.wyborcza.pl/33072997 WYNAJMĘ MIESZKANIE GDAŃSK Zaspa 2pok wynajmę T.533202287 WSPOMNIENIA.WYBORCZA.PL Umieść wspomnienia o Twoim bliskim 1 Wielkanoc. Rowy. 602773717. WISŁA.LIMBA - wczasy, weekendy, święta. Pok. z łazienkami i TV. Domowa kuchnia. Blisko centrum.www.dwlimba.pl 33 /85521744 RYNEK KOMERCYJNY RZECZY UŻYWANE Komfortowe pomieszczenia biurowe w ścisłym centrum Chorzowa tel. 601-701-560 Kupię używane klocki LEGO w cenie 30zł/kg 553-691-742 22 MAGAZYN TRÓJMIASTO Piątek 6 marca 2015 Gazeta Wyborcza Trójmiasto trojmiasto.wyborcza.pl REKLAMA INFORMACJA DLA OGŁOSZENIODAWCÓW ODDZIAŁ REGIONALNY OLSZTYN ul. Kasprowicza 1, 10-219 Olsztyn Dyrektor Oddziału Regionalnego Wojskowej Agencji Mieszkaniowej w Olsztynie Dy rektor Oddziału Regi onalnego Wojskowej Agencji w Ol szt ynie ODDZIAŁ REGI ONALNY OLSZTYN ul. Kasprowi cza 1, 10- 219 Ol szt yn informuje o sprzedaży w drodze drugiego przetargu ustnego nieograniczonego, lokalu mieszkalnego nr 3, położonego w Braniewie przy ul. Sowińskiego 6. informuje o sprzedaży w drodze drugiego przetargu ustnego nieograniczonego lokalu mieszkalnego nr 1, położonego w budynku nr 26 przy ul. Beniowsk i ego w El bl ągu . Przetarg zostanie przeprowadzony na zasadach określonych w: - Rozporządzeniu Rady Ministrów z dnia 14.09.2004 r. w sprawie sposobu i trybu przeprowadzania przetargów oraz rokowań na zbycie nieruchomości, - Ustawie z dnia 21.08.1997 o gospodarce nieruchomościami (Dz.U. 2014 r., poz. 518 ze zmianami). Przetarg zostanie przeprowadzony na zasadach określonych w: - Rozporządzeniu Rady Ministrów z dnia 14.09.2004 r. w sprawie sposobu i trybu przeprowadzania przetargów oraz rokowań na zbycie nieruchomości (Dz.U. 2004 r., nr 207, poz. 2108), - Ustawie z dnia 21.08.1997 o gospodarce nieruchomościami (Dz.U. 2014 r., poz. 518, ze zmianami). Opis nieruchomości: (Obręb nr 12, działka nr 8/50 o powierzchni 0,1505ha, KW EL1B/00027500/0). Opis lokalu: lokal nr o pow. 49,90 m2, położony na I piętrze budynku, składa się z 2 pokoi, kuchni, łazienki z w-c i przedpokoju, do lokalu przynależy piwnica o pow. 4,00 m2. Budynek wybudowano w 1936r. Lokal wyposażony jest w instalacje: el. i wod.-kan., ogrzewanie piecowe. Sprzedający nie zapewnia dostawy mediów. Z lokalem związane są udziały 118/1000 w częściach wspólnych i w działce nr 8/50. Dane ewidencyjne nieruchomości: (obręb 10, działka 151/44 o pow. 0, 1735 ha, KW EL1E/00053655/5). Opis lokalu: lokal położony na parterze, składa się z 2 pokoi, kuchni, przedpokoju, łazienki z w.c., pow. użytkowa 35, 81 m2. Do lokalu przynależy piwnica o pow. 2, 85 m2. Udziały 832/10 000 w częściach wspólnych budynku i w działce. Budynek wybudowano w 1935 r. Lokal wyposażony jest w instalacje: c.o., elektryczną, wod.-kan. Sprzedający nie zapewnia dostawy mediów. Nieruchomość wolna jest od obciążeń. Lokal nie posiada świadectwa charakterystyki energetycznej. Cena wywoławcza: 70 000,00 zł. Do ceny wylicytowanej w przetargu, zostanie doliczony podatek VAT według stawki obowiązującej w dniu zawarcia umowy kupna-sprzedaży. Nieruchomość wolna jest od obciążeń. Lokal nie posiada świadectwa charakterystyki energetycznej. Warunkiem przystąpienia do przetargu jest wpłacenie wadium w wysokości: 7 000,00 zł. Wadium należy wpłacić do dnia 09.04.2015 r. (forma wniesienia wadium „gotówka”) na konto: OReg. WAM 10-219 Olsztyn, ul. Kasprowicza 1 – BGK o. Olsztyn 37 1130 1189 0025 0130 8320 0008 Przetarg odbędzie się 13.04.2015 r. o godz. 12.00 w siedzibie OReg. WAM ul. Kasprowicza 1 (pok. 236). Lokal można obejrzeć (poniedziałek-piątek od 8.00-15.00) po wcześniejszym uzgodnieniu tel.: 552 354 075. Szczegółowych informacji dotyczących przetargu udzielają pracownicy OON Oddziału Regionalnego WAM w Olsztynie, ul. Kasprowicza 1, pok. 206, 207, 216, tel. 261 322 139 lub 693 080 661. Dyrektor Oddziału Regionalnego WAM Olsztyn może odwołać przetarg podając przyczynę. Ogłoszenie o przetargu zostało opublikowane na stronach www.wam.com.pl; www.wam.gratka.pl, w Gazecie Wyborczej, wywieszone w siedzibie OReg. WAM Olsztyn ul. Kasprowicza 1 i w siedzibie ZZN Elbląg, ul. Kosynierów Gdyńskich 54B. Cena wy wo ła wcza: 60 000, 00 zł. Do ceny wylicytowanej w przetargu zostanie doliczony podatek VAT według stawki obowiązującej w dniu zawarcia umowy kupna-sprzedaży. Warunkiem przystąpienia do przetargu jest wp ł a cenie wadium wwysokości: 6000, 00 zł. Wadium należy wp ł a ci ć do dnia 09. 04. 2015 r. (forma wniesienia wadium „przelew na konto”) na konto: OReg. WAM Olsztyn, ul. Kasprowicza 1, BGK o. Olsztyn 37 1130 1189 0025 0130 8320 0008 Pr zetarg o dbędzie si ę 13. 04. 2015 r. o go dz. 10. 00 w siedzi bie OReg. WAMOl szt y n, ul. Kasprowi cza 1 (pok. 236), 10- 219 Ol szt y n. Szczegółowych informacji dotyczących przetargu udzielają pracownicy OON WAM w Olsztynie, ul. Kasprowicza 1, pok. 206, 216, tel.: 261 322 139 lub 693 080 661. Pierwszy przetarg odbył się 03.03.2015 r. Lokal można obejrzeć po wcześniejszym uzgodnieniu tel. 693 080 647. Dy rektor Oddziału Regi onalnego WAM Ol szt y n mo że o dwołać przetarg, po daj ąc przyczyn ę. Ogł oszenie o przetargu było publikowane w Ga zeci e Wyborczej , wywi eszone wsiedzi bie OReg. WAM Ol szt yn, ul. Kasprowi cza 1, i w siedzi bie ZZN El bląg, ul. Kosynierów Gdyńskich 54B. Olsztyn, 05.03.2015 r. Olsztyn 05.03.2015 r. 33073980.n najwięcej ogłoszeń w prasie i codziennie na serwisie Komunikaty.pl GazetaKomunikaty wtorek Dy rektor Oddziału Regi onalnego Wojskowej Agencji w Ol szt ynie ODDZIAŁ REGI ONALNY OLSZTYN ul. Kasprowi cza 1, 10- 219 Ol szt yn PREZYDENT MIASTA GDAŃSKA REKLAMA: tel. 58 669 87 03, 58 669 87 08 33074239.n informuje o sprzedaży w drugim przetargu ustnym nieograniczonym, lokalu mieszkalnego nr 3, położonego w budynku nr 14 przy ul. Beniowsk i ego w El bl ągu . ogłasza konkurs ofert na dzierżawę stojaków przeznaczonych do sprzedaży widokówek, okularów przeciwsłonecznych i balonów w określonych lokalizacjach na terenie miasta Gdańska na sezon letni 2015. Oferty w zamkniętych kopertach z napisem: „Konkurs ofert na dzierżawę stojaków przeznaczonych do sprzedaży widokówek, okularów przeciwsłonecznych i balonów w określonych lokalizacjach na terenie miasta Gdańska” należy składać w Urzędzie Miejskim w Gdańsku ul. Nowe Ogrody 8/12, Zespół Obsługi Mieszkańców, stanowiska nr 14-17, w terminie do dnia 27 marca 2015 r. do godziny 15.00. W przypadku składania ofert pocztą liczy się data wpływu do kancelarii Urzędu Miejskiego w Gdańsku. Regulamin konkursu ofert, druk oferty oraz szczegółowe informacje dotyczące dzierżawy stojaków przeznaczonych do sprzedaży widokówek, okularów przeciwsłonecznych i balonów w wyznaczonych lokalizacjach można uzyskać w Referacie Handlu Wydziału Gospodarki Komunalnej Urzędu Miejskiego w Gdańsku ul. Nowe Ogrody 8/12, pokój nr 218, tel. 58 323 62 18. Konkurs odbędzie się w dniu 1 kwietnia 2015 roku o godz. 11.00, w budynku Rady Miasta Gdańska ul. Wały Jagiellońskie 1, sala nr 003. Zastrzega się prawo do odwołania konkursu bez podania przyczyny. Przetarg zostanie przeprowadzony na zasadach określonych w: - Rozporządzeniu Rady Ministrów z dnia 14.09.2004 r. w sprawie sposobu i trybu przeprowadzania przetargów oraz rokowań na zbycie nieruchomości (Dz.U. 2004 r., Nr 207, poz. 2108), - Ustawie z dnia 21.08.1997 o gospodarce nieruchomościami (Dz.U. 2014 r., poz. 518 ze zmianami). Da ne ewi dencyjne nieruchomo ści : (obręb 10, działka 151/45 o pow. 0, 1906 ha, KWEL1E/00056683/1). Opis lokalu: lokal położony na podda szu, składa się z 1 pokoju, kuchni, przedpokoju i w.c., pow. użytkowa 16, 10 m2. Udziały 340/10 000 w częściach wspólnych budynku i w działce. Budynek wybudowano w 1935 r. Lokal wyposażony jest w instalacje: c.o. elektryczną, wod.– kan. Sprzedający nie zapewnia dostawy mediów. Cena wy wo ła wcza: 25 000, 00 zł. Do ceny wylicytowanej w przetargu, zostanie doliczony podatek VAT według stawki obowiązującej w dniu zawarcia umowy kupna-sprzedaży. Nieruchomość wolna jest od obciążeń. Lokal nie posiada świadectwa charakterystyki energetycznej. Warunkiem przystąpienia do przetargu jest wp ł a cenie wadium wwysokości: 2 500, 00 zł. Wadium należy wpł acić do dnia 09. 04. 2015 r. (forma wniesienia wadium „przelew na konto”) na konto: O Reg W A M Olsztyn ul. Kasprowicza 1, BGK O/Olsztyn 37 1130 1189 0025 0130 8320 0008 Pr zetarg o dbędzi e si ę 13. 04. 2015 r. o go dz. 11. 00 w siedzi bi e O Reg WAM Ol szt y n ul. Kasprowi cza 1(pok. 236) 10- 219 Ol szt y n. Szczegółowych informacji dotyczących przetargu udzielają pracownicy OON WAM w Olsztynie ul. Kasprowicza 1 pok. 206, 216 tel.: 261- 322- 139 lub 693- 080- 661. Pierwszy przetarg odbył się 03.03.2015 r. Dy rektor Oddziału Regi onalnego WAM Ol szt y n mo że o dwołać przetarg po daj ąc przyczyn ę. Lokal można obejrzeć po wcześniejszym uzgodnieniu tel. 693- 080- 647. Ogł oszenie o przetargu było pu blikowane w Ga zeci e Wyborczej , wywieszone w siedzi bi e OReg WAMOl szt y n ul. Kasprowi cza 1 i w siedzi bie ZZN El bląg ul. Kosynierów Gdyńskich 54B. ul. Nowe Ogrody 8/12, 80-803 Gdańsk, tel. 58 323 61 21, fax: 58 323 61 78 e-mail: [email protected], www.gdansk.pl Olsztyn 05.03.2015 r. 33070701 PREZYDENT MIASTA GDAŃSKA 33074134.n MONTERÓW RUROCIĄGÓW, KADŁUBA ORAZ SPAWACZY OKRĘTOWYCH, ELEKTRYKÓW. ogłasza konkurs ofert na prowadzenie okrężnej działalności handlowej w wyznaczonych lokalizacjach na terenie miasta Gdańska na sezon letni 2015. Oferty w zamkniętych kopertach z napisem: „Konkurs ofert na lokalizacje handlowe – sezon letni 2015” należy składać w Urzędzie Miejskim w Gdańsku ul. Nowe Ogrody 8/12, Zespół Obsługi Mieszkańców, stanowiska nr 14-17, w terminie do dnia 27 marca 2015 r. do godziny 15.00. W przypadku składania ofert pocztą liczy się data wpływu do kancelarii Urzędu Miejskiego w Gdańsku. Regulamin konkursu ofert, druk oferty oraz szczegółowe informacje dotyczące wyznaczonych lokalizacji można uzyskać w Referacie Handlu Wydziału Gospodarki Komunalnej Urzędu Miejskiego w Gdańsku ul. Nowe Ogrody 8/12, pokój nr 218, tel. 58 32-36-218. Publiczne otwarcie ofert nastąpi w dniu 01 kwietnia 2015 r. o godz. 9.00, w budynku Rady Miasta Gdańska ul. Wały Jagiellońskie 1, sala nr 003. Zastrzega się prawo do odwołania konkursu bez podania przyczyny. Komunikaty.pl ul. Nowe Ogrody 8/12, 80-803 Gdańsk, tel. 58 323 61 21, fax: 58 323 61 78 e-mail: [email protected], www.gdansk.pl RUROSERW, OSOBY DO KIEROWANIA PRACAMI RURARSKIMI, MECHANICZNYMI, OKRĘTOWYMI ZE ZNAJOMOŚCIĄ JĘZYKA ANGIELSKIEGO I ZAGADNIEŃ OKRĘTOWYCH. RUROSERW, GDAŃSK, ul. Marynarki Polskiej 59 tel. 58 342 19 91-92 Gdańsk, ul. Marynarki Polskiej 59 tel. 58 342 19 91-92 33069281.n 33069297.n Magazyn kulinarny Palce Lizać We wtorek i środę z „Wyborczą” UWAGA! W numerze drugim kupony RABATOWE Szykuj Wielkanoc 1 trojmiasto.wyborcza.pl Gazeta Wyborcza Trójmiasto SPORT Grzegorz Wojtkowiak: – Nie można powiedzieć, że z Zawiszą czy Ruchem zagraliśmy tragicznie. Ale spisaliśmy się słabiej niż powinniśmy. Więcej na trojmiasto.sport.pl DOŁĄCZ DO NAS „Nie jestem symulantem” Kochasz sport? Czekamy! RAFAŁ MALKO – Nie jestem piłkarzem, który chce tylko wymusić na arbitrze podyktowanie rzutu karnego. Jeśli ktoś, patrząc na moją grę, uważa, że jestem symulantem, to niech lepiej kupi sobie okulary – mówi napastnik Lechii Gdańsk Kevin Friesenbichler F riesenbichler w zimowych sparingach Lechii pokazał, że jest w świetnej formie strzeleckiej. Osiem bramek, które zdobył w ośmiu spotkaniach towarzyskich, rozbudziło wśród kibiców spore nadzieje na to, że Austriak także w meczach ekstraklasy będzie strzelał gola za golem. Na ra zie jed nak Frie sen bich ler w dwóch spotkaniach, w których wystąpił, zdołał tylko raz pokonać bramkarza rywali. I to z rzutu karnego w starciu z Ruchem Chorzów. Czy napastnik biało-zielonych będzie skuteczniejszy w kolejnym meczu Lechii z GKS Bełchatów (początek spotkania w sobotę o godz. 18 na PGE Arenie)? – W zimie rzeczywiście strzeliłem sporo goli, ale liga to jednak co innego. Pracuję nad tym, by moich bramek w ekstraklasie było jak najwięcej. Nie robiłem jakichś konkretnych planów, ile goli powinienem zdobyć w lidze, ale myślę, że dziesięć w rundzie to byłby dobry wynik – mówi Friesenbichler w rozmowie z „Wyborczą”. 23 LECHIA GDAŃSK PIŁKA NOŻNA KON RAD MAR CIŃ SKI MAGAZYN TRÓJMIASTO Piątek 6 marca 2015 Kevin Friesenbichler Austriak przyznaje, że strzelenie bramki w spotkaniu ligowym nie jest prostą sprawą. – W polskiej ekstraklasie, podobnie jak to jest w Anglii, większość obrońców to goście powyżej 1,90 metra, dobrze zbudowani i nie jest łatwo ich minąć. Zwłaszcza wtedy, kiedy zawsze masz jednego lub dwóch tuż za twoimi plecami. Jednak staram się zawsze znaleźć jakąś lukę. Lubię poruszać się między linią pomocy, a obrońcami i po dobrym podaniu wychodzić sam na sam z bramkarzem. W meczach cze- kam na właśnie takie zagrania od Sebastiana Mili. To taki zawodnik, który zawsze znajdzie jakiś sposób, by podać ci piłkę i stworzyć dogodną okazję. Choć gramy krótko, to dobrze się rozumiemy i mogę powiedzieć, że trochę czytamy w swoich myślach, tzn. ja wiem, co on planuje, a on co ja zamierzam robić. Poza tym, czekam też na dobre dośrodkowania od kolegów ze skrzydeł, bym mógł zamykać akcje w polu karnym – przekonuje napastnik Lechii. Po meczach z Wisłą Kraków i Ruchem Chorzów Friesenbichler dorobił się mało chlubnej łatki symulanta. Komentatorzy i eksperci telewizyjni wytykali mu to, że przy większości kontaktów z obrońcami w polu karnym Austriak przewracał się na murawę i próbował wymusić na arbitrze podyktowanie dla Lechii rzutu karnego. Friesenbichler nie zgadza się z takimi opiniami. – Jeśli chodzi o spotkanie z Wisłą, to były dwie sytuacje, kiedy upadłem w polu karnym i według mnie nie były to żadne naciągane faule, tylko stuprocentowe „jedenastki”. Nie jestem symulantem i jeśli ktoś, patrząc na moją grę, tak uważa, to ja mogę się tylko szeroko uśmiechnąć i zaproponować kupno okularów – kończy Friesenbichler.+ Pasjonuje cię trójmiejski sport? Jesteś ciekawy, co dzieje się w klubach z Trójmiasta, interesują cię ich wyniki, forma, a także kulisy przygotowań do kolejnych występów? A może chciałbyś opowiadać o tym innym? Redakcja trojmiasto.sport.pl poszukuje współpracowników, którzy chcą być blisko sportu w Trójmieście i pisać o nim na co dzień. Kandydatom oferujemy ogromne perspektywy rozwoju, ciekawą pracę w dynamicznie działającym serwisie spor towym, możliwość obsługi największych imprez oraz przygotowywanie materiałów na serwis trojmiasto.sport.pl, jak i do „Gazety Wyborczej” na strony lokalne. Szukamy ludzi z pasją, którzy chcą i lubią pisać, którzy interesują się tym, co dzieje się w sporcie w Trójmieście. Chętni mogą się zgłaszać wysyłając CV na adres [email protected]. W mailu prosimy również o krótką informację, jakim sportem lub którym klubem pasjonujecie się najbardziej i dlaczego. Czekamy na zgłoszenia. Więcej o trójmiejskim sporcie na trojmiasto.sport.pl REKLAMA 33072577 Dziś z „Wyborczą” karta kolekcjonerska Lechii Gdańsk z Sebastianem Milą Przyjdź z kartą na jutrzejszy mecz z GKS Bełchatów Dla najmłodszych kibiców, którzy będą dopingować biało-zielonych, wyjątkową atrakcją będzie możliwość otrzymania Indeksu Lechisty. Unikalny Indeks (przeznaczony dla dzieci do lat 16) otrzyma każdy opiekun, który przyjdzie i pokaże nam swoją kartę kibica oraz kartę Sebastiana Mili. W Indeksie najmłodsi kibice będą mogli kolekcjonować autografy piłkarzy, naklejki z nimi oraz specjalne pieczątki. Indeksy dostępne w namiotach klubowych na wewnętrznych promenadach trybun. 33073396 Magazyn kulinarny Palce Lizać WE WTOREK I ŚRODĘ Z „WYBORCZĄ” 1 Szykuj Wielkanoc UWAGA! W numerze drugim kupony RABATOWE % Potrawy z jajem % Mięsa i pasztety % Najlepsze mazurki, babki i paschy 33071427 24 MAGAZYN TRÓJMIASTO Piątek 6 marca 2015 Gazeta Wyborcza Trójmiasto trojmiasto.wyborcza.pl REKLAMA 33062011 1