Słowo jako balsam na nienasycenie
Transkrypt
Słowo jako balsam na nienasycenie
Słowo jako balsam na nienasycenie Wydanie publikacji zostało dofinansowane przez: Zarząd Województwa Mazowieckiego Wydawnictwo KOMOGRAF Słowo jak balsam na nienasycenie Antologia Polski Związek Niewidomych Okręg Mazowiecki Grupa Literacka POETICA Warszawa 2011 Spis treści Słowo wprowadzające.....................................11 Andrzej Zaniewski, Chwała nienasyconym Wybór i oprac. red.: Janusz Siek Oprac. typograficzne: Wydaw. KOMOGRAF Projekt okładki: Studio Wydaw. KOMOGRAF © Copyright by Polski Związek Niewidomych Okręg Mazowiecki. Klub Twórczości ŻAR Grupa Literacka POETICA 2011 ISBN 978-83-62769-35-3 Wybór wierszy Genowefa Cagara....................................21 – Zapatrzeć się........................................23 – Noc stoi w drzwiach...........................24 – Gdy świat dojdzie do przepaści......25 – Jesienią pachnące doliny..................26 – Kieliszek wina.....................................27 – Marquez.................................................28 – Ostatni dzień lata................................30 – Powinnam odejść...............................31 – Wiatrem lekkim..................................32 – Wieczór..................................................33 Andrzej Chutkowski..................................35 – Logos......................................................39 – Trzy ścieżki..........................................41 – Kamień i motyka................................43 – Tablice....................................................45 – Przelewy................................................47 – Dług publiczny....................................50 – A imię ich 44........................................53 – Spiżowe serce......................................56 – Światła....................................................58 – Niknąca gwiazda.................................61 Elżbieta Dąbrówka-Madej........................63 – Floksy.....................................................67 – Myśli słowa..........................................68 – Nie wiem…...........................................69 – Dawnego szkoda.................................71 – Stokrotki................................................73 – Warszawa dawne.................................74 – Spotkanie z Kubusiem......................75 – Rozmyślanie o Judaszu.....................77 – Wspomnienia.......................................79 – Milczenie...............................................80 Hanna Domańska.......................................81 – Nieświadomość....................................83 – *** (zagubione serce)..........................84 – Przebudzenie.......................................85 – Miłość....................................................86 – Staruszki................................................88 – Traktat o szczęściu.............................89 – Co zostanie po nas.............................90 – *** (a kiedy stanę)................................91 – *** (a w Edenie)....................................92 – Bezrobotni............................................93 Zbigniew Gajewski.....................................95 – Czy wiesz dlaczego............................99 – Fatamorgana......................................101 – Koleje życia........................................103 – Lipa - słowiańskie drzewo.............104 – Narvik...................................................105 – Nie wiedzą...........................................107 – Nie wiem… i dlaczego....................108 – Rozpachniała się ziemia poleska110 – Trzeba..................................................112 – Woda.....................................................113 Krystyna Łagowska..................................115 – Poczta powstańcza............................119 – Kołysanka...........................................120 – Warszawskie matki..........................122 – Salut Syrenki......................................123 – Internet nieba....................................125 – Gwiżdżę................................................126 – Jaki kolor?...........................................127 – Ćmy.......................................................129 – Wachlarzem snów............................130 – Ponad horyzont czasu................... 131 Miriam Mazurkiewicz.............................133 – Poezja o żonkilu...............................135 – Królewna.............................................136 – Biały kotek.........................................137 – Cichy zamek......................................138 – Kwiaty...................................................139 – Nadzieja...............................................140 – Osa........................................................141 – Tęsknota..............................................143 – O Widorku..........................................144 – Ławeczka Chopina...........................145 Karina Miękus..........................................147 – Poranny wiersz.................................149 – *** (liczę dni).......................................150 – *** (litości ci brak).............................151 – Sztalugi.................................................152 – *** (wróciłam potem).......................153 – Głos z wewnątrz................................154 – *** (zaczaruj mnie)............................155 – *** (nie przerywaj cisz)....................156 – *** (zmieta szmatka)..........................157 – Samotna prawda................................158 Andrzej Rodys...........................................159 – Recuerdo.............................................163 – Wezwanie do modlitwy...................164 – Je ne regrette rien............................166 – Róża......................................................168 – Jesień w parku...................................169 – ballada o kawiarni „Kot”................170 – Zapiski starego warszawiaka........173 – Żołnierzowi powstania...................177 – Zaczarowany state............................178 – Lalka.....................................................179 Irena Stopierzyńska-Siek.......................181 – Determinizm......................................185 – Skąd masz...........................................186 – Terrorysta...........................................187 – Kobieta w oknie................................188 – *** (są takie słowa)............................190 – Tren na śmierć artysty...................191 – U początku, u kresu.........................193 – Los.........................................................194 – Pozwólcie milczeć195 – Wspieraj usychanie..........................196 Jadwiga Wodzyńska-Bujak.....................197 – Poszukiwanie.....................................201 – Cień latarni.........................................202 – Zaduma w Czarnolesie...................203 – Wspomnienie.....................................205 – *** (zatopiona w zamyśleniu).........206 – Szukam.................................................207 – Wiatr historii.....................................208 – Kwiat forsycji.....................................209 – Róże......................................................210 – Pytanie.................................................211 Iwona Zielińska-Zamora........................213 – Miłość..................................................217 – Klucz.....................................................218 – *** (skóra twoja jak aksamit).........219 – *** (gdzieś na krawędzi)..................220 – Intymne wyznanie kobiety............221 – Intymne wyznanie kobiety............222 c.d. – *** (jeszcze długo).............................223 – *** (testament).....................................224 – Niebieska sukienka..........................225 – Stare kobiety......................................227 Addenda: miary i odniesienia.....................229 Stanisław Stanik.......................................231 – Klisza....................................................235 – Do młodych poetów........................236 – Polskę ratują poeci..........................237 Andrzej Zaniewski.........................239 – O słowie..............................................241 – Niepełna definicja............................242 poezji – *** (Matko Boża)................................243 Po «słowie»......................................................245 10 Słowo wprowadzające Andrzej Zaniewski Chwała nienasyconym Tytuł tej antologii: „Słowo jak balsam na nienasycenie” zawiera w sobie sprawczą moc przesłania. „Słowo” rozumiem jak poezję lub więcej: jak literaturę, a w „nienasyceniu” odnajduję wciąż nas niepokojącą potrzebę tworzenia, potrzebę na tyle kreatywną, że połączyła aż 14 różnorodnych poetyckich osobowości. Nazwiska, jak i osoby są mi znane z rozlicznych spotkań i wspólnych działań, z lektur i częstych dyskusji, co równolegle sprzyja, jak i przeszkadza w pisaniu niniejszego wstępu. Jest to więc wspólne dzieło przyjaciół lub dobrych znajomych, a równocześnie ważny dokument czasu, w którym odnaleźliśmy się, o co przecież niełatwo, wobec bolesnych często zawirowań społecznych, politycznych, cywilizacyjnych. W wierszach jak w małych zwierciadłach lub w kawałkach i okruchach stłuczonego lustra odbija się rzeczywistość, nasz świat dostrzegany przez pisarza – kronikarza – poetę. I jest to świat widziany przez pryzmat własnej biografii, osobliwej wrażliwości czy nadwrażliwości, gdzie życie autora 11 staje się niekiedy kluczem do zrozumienia sensu i celu utworu. Wizje wyobraźni, przewidywania przyszłości, wspomnienia, przeżycia, fakty i zmyślenia, powidoki i opisy niemal fotograficzne - spotykają się i wzajemnie uzupełniają, nie przeszkadzając sobie wzajemnie, nie kłócąc się i nie likwidując, a przeciwnie. Ujęcia tematów bywają konkretne lub symboliczne, reportażowe lub impresyjne, epickie bądź liryczne, bezpośrednie lub zamaskowane metaforą. Spotkali się tu poeci klasycyzujący i religijni, lingwiści i tradycjonaliści, katastrofiści i postromantycy, autentyści i kreacjoniści… A każde z tych nazwisk łączę z indywidualną, wyrazistą poetyką i bardzo osobistym stosunkiem do świata przedstawionego i nieprzedstawionego… Genowefa Cagara buduje delikatne kompozycje, dopracowane w szczegółach, o zdecydowanych pointach. Otaczający ją świat wydaje się mroczny, drapieżny, pełen niebezpieczeństw wróżących niespodziewaną katastrofę. Każdy dzień istnienia może być równocześnie ostatnim. Andrzej Chutkowski znakomicie czuje się zarówno w tematach konkretnych, realnych, aktualnych, jak i historycznych. Sięga po ważne problemy społeczne i polityczne, a nawet ekonomiczno-finansowe, jak dług publiczny. Wypowiada się w sposób zdecydowany, często reagując ostro, polemizując, atakując lub broniąc swych racji. Uwagę zwracają stosowane przez niego formy epickie, rozległe, rytmiczne frazy świetnie sprawdzające się w recytacjach, co nie dziwi, bowiem znane są związki autora z teatrem. Elżbieta Dąbrówka-Madej stara się zbilansować w poezji swój los, zamknąć w wierszach ważne zdarzenia, uczucia, zwycięstwa i klęski, opisać odległą nawet przeszłość. A pisze tak sugestywnie, że czytelnik ma wrażenie, jakby wszystko to zdarzyło się wczoraj. Relacje te z konieczności skrótowe i zamknięte w formach przeważnie tradycyjnych, świadczą o wielkiej wrażliwości i potrzebie odnajdywania związków między czasem, który minął, a dniem obecnym. Hanna Domańska komponuje piękne, subtelne, zwarte wiersze oczarowujące nas swą zwięzłością, bogatą symboliką, obrazami z życia i lirycznymi wnioskami w zakończeniu utworów. Są to jakby liryczne przypisy do 12 13 naszych własnych rozmyślań, często o charakterze anegdoty lub dygresji. Każdy z tych wierszy wydaje się odrębnym dziełem sztuki – konstrukcją intelektualną zaplanowaną w szczegółach, a przecież wszystkie łączy wyrazista autorska poetyka. Zbigniew Gajewski tworzy wiersze pełne ekspresji i zachwytu nad urodą i możliwościami języka ojczystego. Piewca – świadomie używam tu tego romantycznego określenia – „słowiańskiej wzajemności” sięga do korzeni naszej mowy, ukazując zależności i zbliżenia słów, i zwrotów. Szereg utworów nawiązuje do literatury serbo-łużyckiej, bliskiej nam poprzez granicę na Odrze i Nysie właśnie Łużyckiej. W licznych utworach autor wyraża swój ból przemijania i zastanawia się nad sensem człowieczego losu. Krystyna Łagowska to poetka o niezwykłej, przebogatej wyobraźni przywołującej autentyczne wizje z warszawskiego powstania. Jej wiersze oscylują pomiędzy epiką, a liryką, łączą się w nich wydarzenia konkretne, niekiedy już historyczne z refleksjami, impresjami, dygresjami do czasów współczesnych. Poetka tworzy zaskakujące, niespodziewane obrazy symboliczne jak ten warszawskiej Syreny składającej hołd przed pomnikiem Małego Powstańca. Miriam Mazurkiewicz najchętniej sięga do szczegółu, wokół którego tworzy wiersz. Subtelne liryczne wizje, których bohaterami stają się żonkile, księżniczki, kotki, kwiaty, osy, ciche zamki nawiązują do dziecięcego - marzycielskiego spoglądania na rzeczywistość. Zachwycona przyrodą i swym zaistnieniem, poetka nadaje tym kwietnym-lirycznym rekwizytom wymiar symboliczny i metaforyczny, co sprzyja pogłębieniu treści tych bardzo subtelnych utworów. Karina Miękus stara się zatrzymać chwilę, Jej wiersze to krótkie, najwyżej kilkunastowersowe notatki, zapiski, nagle zatrzymane olśnienia. Wszystkie wersy i słowa są tu potrzebne, niezbędne, konieczne. Utwór bywa niekiedy jednym, dokładnie odmierzonym zdaniem zawierającym jednocześnie treść i pointę. Uwagę zwraca uczulenie na czas, porę, godzinę narodzin utworu, co świadczy o powiązaniu problemów warsztatowych z własną filozofią twórczości. Każdy z wierszy niesie odrębną, samotną prawdę. Andrzej Rodys to autor w pełni ukształtowany i dojrzały. Tworzy wiersze fabularne, 14 15 opowiadające, poetyckie felietony, baśnie, reportaże, ballady. Po mistrzowsku posługuje się anegdotą, wykorzystując wszelkie możliwości w celu udramatyzowania i uatrakcyjnienia tekstu. Skala poruszanych przezeń tematów wydaje się niewyczerpana, a wyjątkowa przezroczystość – czytelność jego dzieł sprawia, że jest przeważnie ulubieńcem czytelników. Irena Stopierzyńska-Siek stworzyła własny model filozofii tworzenia. Są to głębokie, piękne wiersze, pełne rozważań moralnych, zastanowień, pytań i problemów ostatecznych dotyczących naszego losu, sensu istnienia, celu życia. W wielu znakomitych wierszach – zawsze o dopracowanej, wycyzelowanej formie – poetka zastanawia się nad sensem sztuki, poezji, gramatyki, stylistyki, wyboru takiej czy innej formy języka. Poruszanie się w kręgu spraw ostatecznych, najważniejszych, od których nie ma ucieczki wymaga od autorki wyjątkowej wewnętrznej dyscypliny i samoświadomości. W zachowaniu wewnętrznego spokoju i dystansu pomaga jej niewątpliwie autentyczna, głęboka wiara. Jadwiga Wodzyńska-Bujak wypełnia swoje życie poezją wzniosłą i pełną niepokoju. Tajemnica stworzenia, tajemnica istnienia, wielkość Stwórcy i nasza małość, znikomość, niedoskonałość – to podstawowe dylematy w jej poetyckim świecie. Autorka głęboko wierząca i religijna stara się otworzyć przed czytelnikami swą duszę, wyspowiadać się ze swych zamierzeń, przekonać ich do wiary w jej najczystszej postaci. Na wielki szacunek zasługuje je przywiązanie do ideałów, o których wielu z nas dziś zapomina. Iwona Zielińska-Zamora tworzy liryczne dziełka, pełne zmysłowości i subtelnego erotyzmu, wiersze-zwierzenia intymne, niedopowiedziane, typowo kobiece. Odnalazłem w tych utworach wiele pięknych miejsc, skojarzeń, motywów świadczących o wrażliwości, talencie i głębokim poczuciu wewnętrznego osamotnienia. Wzruszyły mnie szczególnie momenty bardzo osobistych wyznań, które określałem w myślach „spowiedzią dziecięcia wieku”, gorzkich, smutnych wspomnień związanych ze śmiercią ojca i nieuniknioną cezurą przemijania. Stanisław Stanik to autor znany z wielu książek poetyckich i z prozy zarówno krytycznej, jak i beletrystycznej. Porusza w swych 16 17 wierszach ważne problemy społeczne, polityczne, literackie, cywilizacyjne, chociaż znaleźć można w jego twórczości prawdziwe liryczne perełki. Należy do czołówki niedocenionych i niedostrzeganych współczesnych polskich pisarzy. Andrzej Zaniewski znany mi jest głównie z porannych i wieczornych spojrzeń w lustro. Czy znam go na tyle dobrze, żeby poświęcić mu kilka zdań? I czy warto pisać o sobie, gdy jakże często czynią to inni? Grupa Literacka „Poetica” z ulicy Jasnej 22 w Warszawie, związana z Klubem Twórczości ZAR przy Okręgu Mazowieckim Polskiego Związku Niewidomych, jak wiele podobnych wspólnot literackich, ma swą bogatą przeszłość, historię obfitującą w powitania, pożegnania, odejścia. Przedstawione tu, ledwie zarysowane, charakterystyki autorów nakreślone zostały ze świadomością zmienności człowieczych losów, a szczególnie z wciąż dokonującym się przeobrażeniem niespokojnych sylwetek twórców literatury. Prawdopodobnie za lat pięć lub dziesięć kształt grupy ulegnie zdecydowanej zmianie i pojawią się nowe, na razie nieprzewidywane nazwiska. Od momentu moich pierwszych kontaktów z grupą zrzeszonych tu twórców, minęło już lat ponad dziesięć i była to dekada bogata w wydarzenia i zmiany również w sferze świadomości. Niepewni siebie, niekiedy bliscy zagubienia i rezygnacji autorzy, przeobrazili się w prawdziwych pisarzy, słusznie uznających literaturę za swą profesję, dziś tworzących wartościowe i uznane dzieła. I tacy właśnie dojrzali, autentyczni pisarze, znając wagę swych literackich osiągnięć, powinni spotykać się w antologiach, prezentując swą twórczość i w pewnym sensie ze sobą rywalizując. Potrzeba antologijnej twórczości jest chyba równie dawna jak cała literatura… Pierwszy bowiem zbiór epigramów ponad 40. poetów pt. „Wieniec” opublikował grecki poeta Meleager z Gadary w Palestynie w 70. roku p.n.e. Takich cennych wieńców i kręgów znalazłoby się w światowej literaturze jeszcze kilka. Jednak najbliższy antologii „Słowo jak balsam na nienasycenie” wydaje mi się zbiór sentencji moralnych różnych autorów zebranych przez Jana ze Stoboi z VI wieku n.e. zatytułowany „Florilegium” – czyli „Sto kwiatów”. 18 19 Andrzej Zaniewski Genowefa Cagara 20 21 Tworzeniem wierszy zajmuje się od około dziesięciu lat. Przez długi czas pisała prawie wyłącznie „do szuflady”. Dopiero cztery lata temu, dzięki Piotrowi Królowi, zaczęła chodzić na spotkania grupy „Poetica” Klubu Twórczości „ŻAR”, Od tego czasu na spotkaniach tej grupy czyta to, co napisała, ponadto opublikowała kilka swoich wierszy na łamach kwartalnika „Sekrety ŻARu”. Brała udział w kilku konkursach literackich i otrzymała wyróżnienie, i drugą nagrodę w Ogólnopolskim Konkursie Osób Niepełnosprawnych organizowanym w Krakowie. Do tej pory nie wydała jeszcze żadnego tomiku, ale ma nadzieję, że kiedyś to nastąpi. 22 Zapatrzeć się... Zapatrzeć się na zielono-złoty świat. Zasłuchać w śmiech dzieci. W rozmowy ptaków. Tylko jak to zrobić? Świat ubrał czarny płaszcz nienawiści i zła. Dzieci walczą ze sobą na słowa i pięści. A ptaki? Trzymają w dziobkach uschnięte kreski gałązek. Gdzie szukać innej, cieplejszej planety? Jaśniejszych oczu i serc? Proszę. Zbuduj bezpieczny statek. Zabierz do niego wiosenną kiść bzu I jedno tylko słowo: „nadzieja”. 23 Noc stoi w drzwiach Gdy świat dojdzie do przepaści Drewniana chata. Stromy dach. Księżyca lampa srebrna. I noc w otwartych stoi drzwiach, Samotna i niepewna. Wrzuciła w wodę kilka gwiazd Na szczęście. Na pogodę. Chce mi darować dobry czas Bezpieczne chwile z tobą. Już wiem, że przyjdziesz dzisiaj tu, Przynosząc mi swą radość, Gdy po upalnym jasnym dniu Góry spać się pokładą. Noc skryje księżyc, wezwie wiatr, By spokój nastał wszędzie. By nas otulił cichy świat, Gdy przy mnie znowu będziesz. Gdy świat dojdzie do przepaści, Dopłynie na życia brzeg, Pustkę przed sobą zobaczy I poczuje wielki lęk. Lecz nie stanie. Pójdzie dalej. Za przepaści zimnej skraj. A my, ludzie biedni, mali, Stoczymy się w dół, jak głaz. Mgłą odpłynie wiara, pewność. Zatrzymanej chwili czar. Serc mydlane bańki pękną. I czas tylko będzie trwał. 24 25 Jesienią pachnące doliny Kieliszek wina Idę przez jesienią pachnące doliny. Pod niebem pajęczą nicią haftowanym. Kroplami jarzębin spadają godziny. Czas wczesnej jesieni nalewką się staje. Z drzew płyną zaklęte w szelesty wspomnienia. Wiatr dłonią wygładza mozaikę promienną. Nim kolor i spokój w chłód zimy się zmieni, Chce chwil ulotnością pożegnać się ze mną... Sierpniowych słodyczy jezioro, Zamknięte w krysztale kieliszka, Znów płonie purpurą wieczoru, Jak słońca rubiny przejrzystą. Na szczęście grosz wrzucę do wina, By na dnie je zbierał z kropelek. A może, nim wieczór przeminie, To szczęście z kimś bliskim podzielę? I może, gdy dna sięgnie pustka, Błyszcząca nadziei moneta Uśmiechem rozjaśni mi usta I w światy mnie weźmie dalekie Od smutków zbyt ciężkich i lęku, Od tego, co łzami się kończy. I będę światełkiem maleńkim Snu gwiazdą rozjaśnię ci oczy. 26 27 Marquez dedykowane „Zawiszakom” 1984 Ciężki koc nocy nie utulił rozgniewanych fal. Nie uśpił zbyt niecierpliwego wiatru. W ciemność wystrzelił czerwony błysk strachu... Kto go uspokoi? Kto odpowie? Nadleciały wichrem jedynie grzmoty - i biało-czerwona nadzieja. Z labiryntu myśli, z głębin rozpaczy, Wybiegł bezgłośny krzyk. Słowa, zamarłe na otwartych ustach. Przerażone swoją bezsiłą. Woda nie ma serca. Bierze wszystko, co zagarną jej zaborcze dłonie. Bawi się teraz słowami, które nie znajdą już ust, 28 Słońcami jabłek, nieznajdującymi kolejnego dnia, Bucikami, tęskniącymi za bieganiem po deskach pokładu. To tylko bezużyteczne zabawki kapryśnego bezwzględnego morza. Cienie obietnic dobrego spokojnego życia... 29 Ostatni lata dzień Powinnam odejść... Ostatni dzień wolności. Ostatni lata dzień. Myśli jak czarne kruki krążą nad tobą stadem. Zbyt jasna tarcza słońca nie kryje się we mgle. Chmur złoto i różowość na niebie sny układa. Żeby choć ciemne chmury. Żeby choć padał deszcz. Żeby choć można było kamienie z serca spłukać. Lecz czas przestrzeni, wiatru, prześliczny kończy zmierzch I tylko chore myśli całunem okrył smutek. Już wkrótce, dziś wieczorem, dom ściany zamknie swe. Jak zimna tafla lodu przygniecie serce skałą. Piaskiem pod powiekami i na pamięci dnie Znajdziesz ten zmierzch i radość. - To tylko ci zostało. Powinnam odejść. Zostawić spojrzenie koło lustra, jak szczotkę do włosów, Przyklejoną na drzwiach lodówki kartkę: „nie jem kolacji” I chleb, właśnie wyjęty z piekarnika. Powinnam odejść. Nie myśleć o słońcu, dzielącym moje życie na garść filmów krótkometrażowych I o ciepłym domu, w którym ciągle są przeciągi. Powinnam odejść. Jak odchodzą w niepamięć połamane lalki, Zbyt smutne sny i za wielkie marzenia. Zamiast mnie zostanie tu, na ziemi, jedna łza. 30 31 Wiatrem lekkim Wieczór Gładzić wiatrem lekkim toń rozgrzanej wody. Trzymać się za ręce z ważką w lotnym tańcu. W blasku rozżarzonej purpury zachodu Przynosić księżyca szczerozłotą tarczę. Ponad łąką płynąć mgły powiewnym szalem, Rozrzucać zapachów krople kolorowe. Wśród traw złotorudych piosenkę odnaleźć, By ją śpiewnym strunom gitary darować. One będą nucić wiatrowi, mgle lekkiej. Odnajdą marzenia, ukryte wśród trawy. Słońce na ziemi Z ciepłych promieni Uplotło stubarwny dywan, Po którym ona, Noc rozgwieżdżona, Na dnia spotkanie przybyła. I kiedy ludzie Po dziennym trudzie W swych domach odpoczywali, Oni przez moment, Jak sny zgubione, Okruchy szczęścia chwytali. Lecz już po chwili Osobno byli, Bo odszedł dzień w ciepłych blaskach. Ona została, W łez gwiazdach cała, Czekając nadejścia brzasku. Teraz się snuje I wypatruje Jasności, która oznacza Moment już bliski, Gdy znowu wszystko Na krótką chwilę powraca. I tak codziennie Zawsze, niezmiennie - A gdy noc we włosy gwiazd diamenty wepnie, W sercu cichy spokój i sny pozostawią. 32 33 Trwa ta niedoszła ich miłość, Bo nie ma mocy, Która dzień z nocą Na wieki by połączyła. Andrzej Chudkowski 34 35 Urodził się w 1943 r. w Radomiu. Od 1944 r. mieszka w Warszawie. bilitacji Osób Niepełnosprawnych im. ks. bp. Jana Chrapka w Grudziądzu. Liceum Ogólnokształcące im. Stefana Żeromskiego ukończył w 1963 r. Po maturze rozpoczął studia na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego. Studia polonistyczne musiał jednak przerwać z powodu choroby oczu i operacji okulistycznej. W konkursach i przeglądach artystycznych – indywidualnych i zespołowych - zdobył liczne nagrody i wyróżnienia, w tym pięć wyróżnień w finałach Ogólnopolskiego Konkursu Recytatorskiego i trzy wyróżnienia w konkursach recytatorskich organizowanych przez Towarzystwo Krzewienia Kultury Teatralnej - organizatora Ogólnopolskich Konkursów Recytatorskich. W 1967 r. rozpoczął działalność społecznokulturalną związaną z zawodem instruktora kulturalno-oświatowego: prowadzi Przyzakładowy Klubu dla Rehabilitantów po Schorzeniach Psychicznych oraz zajęcia kulturalne w środowisku młodych spółdzielców. W 1975 r. podejmuje się prowadzenia kabaretu „Gafa” przy Okręgu Mazowieckim Polskiego Związku Niewidomych. Przy tej samej instytucji w 1982 r. tworzy poświęcony poezji „Teatru Małych Form”. Od 1991 r. aż po dziś dzień aktywnie uczestniczy w imprezach, konkursach i warsztatach organizowanych przez powołane do życia w 1988 r. Krajowe Centrum Kultury Niewidomych w Kielcach. Od 2000 r. nie pomija też przeglądów artystycznych i warsztatów recytatorsko-teatralnych organizowanych przez Centrum Reha36 Od chwili powstania (2000 r.) uczestniczy w działaniach Klubu Twórczości ŻAR przy Okręgu Mazowieckim Polskiego Związku Niewidomych, a od 2007 r. jest jego prezesem. Jest członkiem Grupy Literackiej POETICA działającej w ramach tego Klubu. Od 2002 r. do 2008 r. prowadził w ramach Klubu Twórczości ŻAR Zespół Małej Formy Teatralnej „Sekret”. Od 1997 r. publikuje własne wiersze w antologiach „Jesteśmy”, w „Świętokrzyskim Kwartalniku Literackim” oraz w wydawanym prze grupę literacką „Poetica” kwartalniku literackim „Sekrety ŻARu”. 37 Obecnie oczekuje na wydanie przez Oficynę Wydaw. „Ston 2” w Kielcach pierwszego zbioru własnej poezji. Od 1972 r. żonaty, posiada troje dzieci i aktualnie czworo wnucząt. 38 Logos Spadł na mą głowę bezbolesną chłostą, jak słoneczna ulewa, co napełnia tętnem chlorofilowych mikrodzbanów nieprzebrane chaszcze, by w tym, co po przewlekłej suszy obumarłą już warstwą przylgnęło do kamieni, wskrzesić od nowa instynktowną żądzę udziału w trwaniu, czuciu, choćby nawet w bólu. Głowę moją przesiąkły zaledwie kropelki z owej cudownej, sprawczej rzęsistości. Przez szarość jej substancji przemknął jednak błyskiem, zawirował ogromem Alfy i Omegi i tym, co było początkiem przed wszelkim początkiem. Tak w chruścianych opłotkach mojego umysłu wyrósł górą z nie do ujrzenia szczytem ponad obłokami. I choć wiem, że nie przestrzelę anemią swych spojrzeń 39 owej gęstej, skłębionej, chmurzystej kopuły, jednak patrzę, więc jestem, więc coś się zmieniło. Trzy ścieżki Czy czujesz moją siłę na tej ścieżce stromej? Spójrz, nie idę, a tańczę, więc czego się lękasz? Mego ramienia twardość jest tobie poręczą. Nie dziękuj mi, nie trzeba. I tylko pamiętaj, że to ja i nikt inny jestem tu tym mocnym. I przecież stać mnie na to, by nawet co słabszym udzielić dobra wsparcia, a nawet litości. * Jakże się różnią szlaki, którymi podążam, bo teraz na tej ścieżce, jak cierń każdy kamyk. Buty me grzęzną w błocie, a w słabnącej dłoni gnie się i trzeszczy kostur, którym się podpieram. I nie wiem co jest gorsze: czy lęk, co mnie ścina, że przy kolejnym kroku być może w dół runę, czy wstyd, że za ręce podane mi w pomoc, dziękować muszę tamtym, silniejszym ode mnie. 40 41 * Są takie przejścia, gdzie choćby świetlika próżno przed sobą w mroku wypatruję. Gdzie każde me stąpnięcie coraz bardziej chwiejne. Daremnie szukam jakiejś życzliwej mi dłoni, co by mi pomóc mogła i przeprowadziła, bo nawet ci najbliżsi też mają swe sprawy. Ale jest jedno ramię niezmierzonej mocy, to naznaczone blizną po gwoździu i męce. W głębi tych ciemnych dolin samotnego wesprze. Lecz czy się o tym pamięta, czy ufa i wierzy? 42 Kamień i motyka Motto: Nie kochaj żadnego kraju.Kraje łatwo giną… Czesław Miłosz Znów się wyrwałeś przed szereg, by Goliatowi pomachać, żeby choć szabelką, bo to, co trzymasz w garści to ledwo motyka. Chciałbyś godzić nią w słońce odbite w żelazie zbroi i miecza owego kolosa, co but swój znów postawił na kałkaskiej ziemi, gdzie nas zawsze witano uśmiechem i winem. Mocarz miał swe powody, więc zrobił, co zrobił i nie pytał nikogo. Veni vidi vici. Uznają to poniekąd nawet co silniejsi, mając za priorytet udział w targowisku. I wśród nas coraz więcej 43 tych, co swe poglądy ufryzowali zgodnie z modą światowych salonów, cisnąwszy do lamusa kodeksy Lechitów. Cóż – incydent gruziński w historii nie pierwszy i nie… lecz tu czym prędzej urwę, nie skończę slogan, by nie wykrakać czegoś w fatalną godzinę. A zatem trzeba, choćby tylko z kamieniem Dawida stanąć wierząc, że jest Ktoś, silniejszy nad mocarzy świata. Tablice Zniesione ze szczytu Synaju na barkach siłacza, powołanego przy gorejącym krzewie, dwie kamienne płyty uderzyły w złotego bałwana o zwierzęcej głowie, starły ognisko ludzkiego występku. Wtedy się udało Dwie kamienne płyty, doskonały dar Niebios, ideał lapidarności moralnej, dziesięć prostych imperatywów. Nie można było krócej i wyraźniej. Dwie kamienne tablice i przynajmniej ta druga była jako pierwowzór późniejszych kodeksów, coraz sprawiedliwszych. I tak wciąż urasta okazała wieżyca, aż po piętro cywilizacji naszych czasów. Dwie tablice przysypane lawiną coraz to lepszych pomysłów na prawo. 44 45 A my wciąż zabijamy, okradamy, szkalujemy innych. Z inwencją nieskończoną szukamy uciechy w sabatach nierządu. Na klęczkach czcimy potęgi kosmosu – dawcy dóbr wszelakich. Czcimy jeszcze pieniądze, no i samych siebie. Dwie kamienne tablice dźwigam mimo wszystko, krzyżuje się na mym grzbiecie kształt ich wydłużony. Droga ciężka pod górę, może by tak na skróty… Czasami więc próbuję przy którymś z dziesięciu nakazów zmienić kropkę w przecinek i dopisać aneks, gryzmoląc pierwsze słowa na „ale”, „jeżeli”… Wcześniej czy później kończę to wywrotką, lecz chociaż trochę bolą guzy i siniaki, trzeba się jakoś dźwignąć i znowu iść dalej. 46 Przelewy Żeby nie przewrócili tylko – powtarzała z lękiem, zaciskając do bólu pokrzywionych stawów, drobne swe palce na zbawczym uchwycie. Czuła twarde, kanciaste łokcie i ramiona, co ją gniotły w tym tłumie, gdy szarpał autobus. Skóra starej torebki, wszak nie unerwiona, nie mogła wyczuć palców zręcznych perfekcyjnie, co się cicho wsunęły niemal bez oporu i jak gdyby uchwytem dokładnej pęsety, jeden jedyny banknot pomięty i mały wywlekły bezszmerowo no i bezpowrotnie. Miał ten marny papierek, choć w stopniu znikomym, zapewnić to co trzeba przez tych dni jeszcze parę, które pozostały zanim to znowu do drzwi listonosz zadzwoni. 47 Na jakąż mikroskalę dokonał się przelew?… Na wyciągach bankowych cyfry ciągle nowe i łańcuch zer urasta, i oko raduje. Można już świat przemierzać ponad obłokami, w kabinach business-klasy, albo rączym jachtem, ku plażom wysp szczęśliwych, gdzieś pod zwrotnikami. Po szczeblach czyichś karków udana wspinaczka. Wreszcie z tego poziomu strumieniom pieniędzy zostanie czyjaś dusza… lecz cóż to takiego? Zwracając się per głupcze nie mógł mieć na myśli, owych, którzy posiedli takich dóbr zasoby, bo przecież ci musieli mieć nie lada głowy, by prześlizgnąć się wężem przez kodeksów gąszcze. Czyżby naprawdę w jakąś inną sferę bytu dokonywałyby się ludzkich dusz przelewy? Jeżeli tak, to chyba tylko tychże głupców, czyli po prostu, mrowia tej marnej mizerii. można nadać kierunek we własne koryto. Choć one miały zmienić, coś znacznie poprawić, tym właśnie co na dole zostali zdeptani. Na jakąż makroskalę idą te przelewy?… Coś o brudnych pieniądzach moraliści prawią, że pecunia non olet chyba zapomnieli. Jakże to pisał tamten… no – jak mu na imię? Bodajże Łukasz strasząc, że jeszcze tej nocy 48 49 Dług publiczny Andrzejowi Rodysowi Donoszą media, że mamy deficyt w budżecie państwa, cóż – poważna rzecz. Ponad pięćdziesiąt miliardów, więc krzyczy wielkością swoją sama cyfra, lecz co tam deficyt, w państwa makroskali jeszcze daleko, by zagrozić mógł. Nie ma powodów, byśmy się go bali, ale tak zwany nasz publiczny dług… O! Tu by trzeba tamtą liczbę pierwszą mnożyć przez ile? Nie wiem tego sam, lecz to już draka na fajerkę szerszą, choć na liczydłach jak noga się znam, gdy słyszę liczbę tak astronomiczną, to myślę: - krewa – idzie kiepski czas, bo przeliczają tę wpadkę publiczną, na jedną kieszeń, już każdego z nas. To moja kieszeń, więc: – Panowie! Chwilę! Ja mam dziś płacić, gdy ktoś walnął błąd? Jestem emeryt! Ludzie! Nie mam tyle! 50 Ale w tej sprawie czuję przykry swąd. Bo jeśli w kasie brak nam takiej kwoty, ktoś ją podwinął, ktoś zagrał va bank, lecz jeden tyle nie zagarnąłby floty, więc musiał to być całkiem niezły gang. Jak się to stało? – nie wiem, lecz mi świta w pamięci. Pewną radę dał, gdy powstawała trzecia Rzeczpospolita, gość, który na wszystkim się znał chyba najlepiej, więc wyrósł wysoko. Powiedział ponoć, że gdy bida trwa, żeby się biznes rozkręcił szeroko, to pierwszy milion najpierw ukraść trza. Najpewniej znaleźli się tacy, którzy kupili na serio ten żart. Wzięli się do tej, nazwijmy to – pracy, efekty mamy, chyba sprzyjał czart. Że tak to było, ja to gdzieś słyszałem, ktoś mi to mówił, nie pamiętam kto, zatem temacik komuś podebrałem, więc też w proceder wdepnąłem. I co? 51 Za praw autorskich czyichś naruszenie odpowiem może, lecz zważmy mój błąd, to żaden milion, wiersze nie są w cenie, mała szkodliwość. – Umorzy to sąd. A imię ich 44 Czy na tygrysy, jak mówi piosenka, faktycznie chłopcy z visem w garści szli, z śpiewem na ustach i bez cienia lęku, by o wolności spełniły się sny. Wszystko to piękne, tak jak te piosenki, gdzie się zachował o powstańcach mit i o dziewczynach tamtych, pełnych wdzięku, co z opatrunkiem biegły przez pocisków świst. Wszystko to piękne, lecz prawda inaczej różni się twardo od legendy snu, krwawym się śladem i okrutnym znaczy, gdy dni płynęły od godziny W. Żołnierz w podziemiu miał rzetelną szkołę, umiał w nierównej walce szukać szans, lecz wobec czołgów bezradny pistolet, tam, gdzie potrzebny pocisk do ppanc. Tych było tyle, że jakby na kpiny, rusznice milkły i w godzinie złej 52 53 pozostawała butelka benzyny, lecz tu trzeba odwagi, że hej! minionym, kiedy czerwony pokrywał nas mrok. Mieli odwagę, kiedy szturm po szturmie, poprzez uliczny okrwawiony bruk biegli bez werbli, bez grania na surmie, by ponieść zemstę, gdzie czaił się wróg. Że ta decyzja, to dowódców pycha, że wszystko zimna, polityczna gra. Wciąż żywą prawdę od siebie odpycha z upodobaniem w starym fałszu trwa. Jedni padali, innym się udało ocalić głowę, gdy poszczęścił los. Lecz czy na długo, kiedy ciągle wrzało i wciąż swój los rzucali na stos. W każdym człowieku jest natury siła, żeby bezcenny życia chronić dar, i ci, którym się wtedy wolna Polska śniła, witalnych pragnień czuli święty żar. Jakiego w sercach doznali natchnienia, jakiego męstwa, nie odgadnę dziś. Ofiary bezmiar jest nie do zliczenia i nie ogarnia jego moja myśl. A analityk, ten czy ów uczony, co swe sumienie odsunął na bok, do dziś oskarża, jak w czasie 54 Bezcześci pamięć tych, których już nie ma, tych, którym zniczem oddajemy hołd. Starych frazesów wciąż powtarza schemat, za który ongiś był intratny żołd. Na praskim brzegu przyczyn klęski należy szukać I przypomnę znów, ten ponoć sojusznika marsz zwycięski. Przyszli, stanęli, dalej – szkoda słów. A tu już wybór jeden został, czyli dać się wyniszczyć, czy z wrogiem się bić. Pragnęli walki i do niej tęsknili i nie powstrzymałby ich wtedy nikt. Mamy już wolność i przyszły dni nowe, choć może trudne, no cóż, jest jak jest. Przed powstańcami kornie chylę głowę. Przyjmijcie mały mej wdzięczności gest. 55 Spiżowe serce To arcydzieło ludwisarskiej sztuki odlane ongiś z armat po bitwie zwycięskiej, bo Rzeczpospolita była wtedy silną i rozległą, kiedy nią władał kolejny potomek Jagiełły. Król ten doczekał sędziwego wieku, wszedł zatem do historii jako Zygmunt Stary. A dzwon, co powstał z owych dział zdobytych został też na cześć króla Zygmunta nazwany. Wydźwignięto go z trudem na wawelską wieżę pół tysiąclecia temu, więc dzisiaj rzec można, że jak tamten monarcha, ten dzwon też już stary. Ponoć dwadzieścia par ramion i to tęgich trzeba, żeby go rozkołysać, by się odezwał, zaśpiewał, długo dźwięk jego tak rzadko słyszymy. Mijają lata bez większych wydarzeń, a jego serce, w bezruchu uśpione, milczy, bo przecież jest to dzwon królewski i dumą swego głosu zabrzmieć może tylko 56 w chwilach najdonioślejszych biegu naszych dziejów. W owych chwilach, jak zapewniał dzwonnik doświadczony, można ponoć rozróżnić, w jakich bije tonach. Czy radość, czy też rozpacz dzielić chce z narodem i jego najwspanialszych synów, najwspanialszych cór, jak pieczęcią monarszą, uświęcić imiona. Tak też ja, ten majestat berła i korony słyszałem w jego głosie, gdy z nami wszystkimi dzielił żal załzawiony, gdy Lecha i Marię na wawelskie wzgórze odprowadzaliśmy w niedzielę kwietniową, by tam już pozostali w historię wpisani. I chociaż czyichś zasług nie widzą sceptycy, albo też nie chcą widzieć, bo nie po ich myśli… Mnie jednak szybko wątpliwości wszelkie rozwiał vox populi i dźwięk tego dzwonu, gdy bije jego serce, które kocha naród. 57 Światła Patrzeć by trzeba było nie wiem jak daleko, być może gdzieś, aż za krąg horyzontu, by dojrzeć w końcu, czym jest owo wyniesienie skałą ponad obłoczną, czy może strzelistą wieżycą, Bo przecież światła, które na jej szczycie płoną, widać z najdalszych krańców naszego istnienia. Nie znamy prapoczątków świateł tych zapłonu, i wiemy, że nie zgasną dokąd żyć będziemy. Imiona żagwi owych niezmienne od wieków na przykład Prawda, ale taka której wyjaśniać nie trzeba, albo też Piękno bez żadnych zastrzeżeń, czy Miłość bez warunków, albo Sprawiedliwość, co dzieli zło od dobra jednym cięciem miecza. Niemało jeszcze świetlnych tych kierunkowskazów, lecz droga ta wymaga 58 alpinistów pasji. Próbuję piąć się po niej, a gdy się potykam to każdą dłoń podaną chciałbym ucałować. A przecież tyle innych blasków i odblasków tuż obok migających dokoła świetlików, Rozmigotanych tysiącem kolorów, słodkowonnych oparów czarowne ogrody i poszeptów namiętnych naszym zmysłom wciąż głodnym wielkie nasycenie pełnię użycia, uciech ułudy, choćby szczęśliwostek kroci. Wystarczy krok zaledwie w stronę tych powabów, a stopa wnet poczuje miękkość jakże błogą, bo tym pierwszym stąpnięciem na piasek się wchodzi, albo na popiół miałki, może trzęsawisko? Im dalej się pójdzie w tę ustroń ponętną, tym bardziej... Cóż, wiadomo. 59 A na końcu ciemność. Lecz światło tamtych ognisk, na podniebnej Stelli rozjaśnia nieustannie szlak prosty, choć stromy, prowadzący w tę stronę, gdzie nie ma już nocy. Każdy sam wciąż wybiera którędy iść zechce. 60 Niknąca gwiazda Prostuje mi się droga do Twego Betlejem, gdy widzę w górze gwiazdę ze złocistym śladem. W oddali jakieś światła… może to już blisko, więc przez bezdrożne piaski tam konia kieruję. Przynagla mnie ponętna, wesoła muzyka. Już coraz bliżej, bliżej… lecz wtem… co się stało? Znowu ciemność, nic więcej. Cóż, fatamorgana. Lecz dalej, w którą stronę, bo gwiazdy nie widać. Czyżby to wiatr chichotał, tańczący po piachach? Gdy blask promieni gwiezdnych ginie w chmury kirze, w Herodowych pałacach pytam o swą drogę. A tam – sodoma, uczta, wino, krew i złoto, więc czym prędzej uchodzę na swe błędne szlaki. Lecz mimo wszystko wierzę, że już niedaleko i że mnie teraz gwiazda Twoja doprowadzi gdzie betlejemska szopa i gdzie Dziecię Boże 61 otula nas pokojem, swą królewską dłonią, choć jeszcze tak malutką, to jakże już silną. ElżbietaDąbrówka-Madej 62 63 Urodziła się w Warszawie 6 grudnia 1925 r. Dzieciństwo i wczesną młodość spędziła w Pruszkowie. Miłość do tego miasta i ludzi była i jest dla niej ważna w życiu. Ukończyła studia na Uniwersytecie Warszawskim i w 1953 r. otrzymała tytuł magistra filozofii w zakresie pedagogiki. Swoje życie związała z edukacją młodzieży. Była nauczycielką oraz pod kierunkiem pracowników naukowych UW i Instytutu Pedagogiki prowadziła badania nad nowoczesnymi metodami nauczania i wychowania. Publikowała swe osiągnięcia w wydawnictwach PZWS pod redakcją Franciszka Szednego oraz Krystyny Kowaliszyn, jak również w telewizji dotyczące wprowadzania nowego elementarza. Po 34 latach pracy z dziećmi i młodzieżą zajęła się domem i swym ukochanym ogródkiem. Lata okupacji hitlerowskiej przeżyła w Warszawie. Wraz z mężem czynnie uczestniczyli w Powstaniu Warszawskim. Obecnie, po odbudowie życia po tułaczce wojennej, mieszka w Piastowie. W roku 2005 wydała obszerny zbiór wierszy o charakterze wspomnieniowym z wła64 snego życia pt. „Ogród wspomnień” (wyd. Komograf) Od 2006 r. jest członkiem Stowarzyszenia Autorów Polskich oraz Grupy Literackiej „Poetica” w Klubie Twórczości ŻAR. Wiersze jej są publikowane stale w Kwartalniku „Sekrety ŻARu”. Współpracuje z Pruszkowskim Towarzystwem Naukowym przy Miejskim Ośrodku Kultury w Pruszkowie, jak i w Piastowie. Publikowała również swą twórczość w „Naszym Dzienniku”, „Podwarszawskim Życiu Pruszkowa i Okolic”, „Gazecie Powiatowej Sokoła Podlaskiego” oraz w „Komunikatach Informacyjnych Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej – środowisko ‘Krybar’” W maju 2011 r. prezentowała swoje wiersze w Młodzieżowym Domu Kultury w Pałacu Sokoła w Pruszkowie. Obecnie przygotowuje wydanie następnego zbioru wierszy. Sprawy człowieka, przyrody i nieprzemijających wartości w życiu są wyznacznikami jej myśli, zajęć i wierszy. 6 października 2011 65 Floksy W moim ogrodzie Zakwitły floks W barwie fioletu Pachnące zapachem przeszłości. Cofnął się czas Kilometrów strugą Kierując się w strony mi znane. Podróż z nim razem Przepiękną i długą Przebyłam serca rozkazem. Teraz jak kiedyś Rosną tam floksy Pięknie woniejące, W bukietach jak grona, Zapach cudowny, radosny Roznoszą wokół Ku słońcu w pokłonach … Do mej młodości Kiedyś… W upięte warkocze Wplotły się z zapachem lata – To one mi wtedy szczęście przyniosły, Życzliwość całego świata! 66 67 Myśli i słowa Nie wiem… Pofrunęły moje ptaki, Odleciały daleko Z szumem skrzydeł, ćwierkaniem Tam, gdzie ciepło je czeka. Odleciały moje ptaki Bez żalu, Puste lasy i łąki Zostały. Ptaki – słowa i myśli Me własne Odleciały daleko do ludzi I pajęczą nicią połączyły To, co dobre, piękne i jasne… Spoglądam przez okno Widzę złociste liście. Wiem, że wkrótce uschną Przed zimy przyjście. listopad 2007 Widzę na wschodnim niebie Różowiące się zorze I słońca pierwsze promienie, Wiem, dzień piękny być może. Widzę na gałęzi dębu Gołębie dobrze mi znane Wiem, że na chleb czekają Przed długim, nocnym czuwaniem. Nie słyszę śpiewających ptaków, Nie widzę zieleni w ogrodzie Wiem, ptaki odeszły przed zimą I wszystko usypia w przyrodzie. Widzę, słyszę, myślę – wiem wiele 68 69 Lecz nie wiem, jak odpowiedzieć Na proste pytanie: „Co jutro się stanie?” listopad 2007 Dawnego szkoda Szkoda czasów minionych Dawnych sprzętów i ludzi, Brakujących już dzisiaj zwyczajów. Na kukiełce w fontannie Pozłacanej korony I zegara, który ze snu budził. Z gramofonu muzyki, Ciepła kaflowego pieca Karuzeli przy stacji pociągów I zakupów z targu W wiklinowym koszyku, Cudownych losu obiecań. Gdzieś odeszły w nieznane Piękne baśnie i dzieje, Naturalne przejawy miłości. I fontanna nieczynna I kukiełka złamana, Tylko wiatr obcy w murach się śmieje. I znów lata przeminą, Lat dziesiątki być może. Pokolenia następne powiedzą Że im czegoś 70 71 Przemożnie brakuje, Szybko płyną godziny… Oby ludziom nie było żyć gorzej. 2006 Stokrotki Na zielonej łące letni śnieg się bieli Rankiem odbija słońca odwiedziny Odrobiny rosy błyszczą wokół jeszcze W ciszy porannej niedzieli. Białe punkciki w wielkim świata cudzie Cieszą się z życia w swym tłumie Bezinteresownie urokiem i bielą Dają radość ludziom. Minął dzień i kwiaty usypiały właśnie Gdy łąkę obudził warkot, Żadna już przed nocą stokrotka nie zaśnie Brutalnie ktoś wkroczył z kosiarką… czerwiec 2001 72 73 Warszawa dawna Spotkanie z Kubusiem Moje miasto zginęło, Mojego miasta już nie ma, Sześćdziesiąt sześć lat minęło Gdy niebo zagrzmiało i ziemia. Narodziłeś się na warszawskim Powiślu Gdy na niebie był ogień i dymy, Kiedy nikt wokół ciebie nie myślał, Że w tej walce nie zwyciężymy. Gdy błyskawice pocisków Rozjaśnić dusze nam miały – Mury płonące na głowy Spadały. Stworzyli Cie ludzie podziemia Twardą pracą i z wielka nadzieją Pod ciężarem złowieszczego nieba, Wbrew złowrogim zawiejom. Moje miasto ginęło, Dzień za dniem sierpniowego lata, Zmarła z nim również nadzieja Pomocy, ratunku od świata. To Ty pomagałeś powstańcom, Miałeś również walki zwycięskie, Jak my w walkach odnosiłeś rany I na pewno drżało Ci serce. Moje miasto ginęło, Pozostały palące się znicze, W pamięci je jednak zachowam Patrząc dziś na warszawskie ulice W pamięci Cię Warszawo zachowam Patrząc na nieobce mi miasto Bo jednak zostały zakątki Jak okruszyny przeszłości, Jak życia mego początki I wielkiej do Warszawy miłości. Dziś Kubusiu, gdy minęły lata I jedyny już staję przy Tobie Jakaś siła pamięci nas brata W niewypowiedzianym słowie. Dzięki Tobie, że stoisz tu wiernie Pamięć o nas nigdy się nie zatrze. My odejdziemy – młodzież ją podejmie A Ty zostaniesz tu zawsze. 2007 wiosna 2010 74 75 * Nie przyjdę już do Ciebie Stary Przyjacielu By powstańcze snuć wspomnienia Te w boju i męce. Przyjdą młodzi, jest ich wielu, Będzie jeszcze więcej! 16 grudnia 2009 r. odszedł na Wieczną Wartę Szczepan Madej – ostatni kierowca powstańczego „Kubusia” Rozmyślanie o Judaszu Rozmyślam nad twoim losem Gdy w pobliżu Mistrza W czas Ostatniej Wieczerzy Siedzisz z opuszczoną głową Z balastem fałszywych zeznań, W któreś sam nie wierzył, Lecz srebrniki w sakiewce ci dzwonią. Siedzisz i dumasz, Pali cię sumienie, Które w małej części Jeszcze w tobie drgało, Wyrzuciłeś nagrodę w rozpaczy Bo nic nie mogłeś zmienić Ani wytłumaczyć tego, co się stało. Rozmyślam nad twoim losem Sprzed lat prawie dwu tysięcy I widzę wciąż coraz więcej Gorszych od ciebie Judaszów; Ty sam wyrok wydałeś na siebie, Skończyłeś z własnym życiem A dziś miliony Judaszy Nie licząc się z nikim i z niczym 76 77 Niszczą, mordują okrutnie! Trzęsie się przerażona Ziemia… A sprawiedliwości nie ma. 4 czerwca 2011 Wspomnienia Rozumieć ciszę Która krąży po ścianach Wciska się w obrazy. Gdy coś jej powiem, Ona mnie usłyszy, Spojrzy ze smutkiem Znad bułgarskiej plaży. Przyniesie wspomnień Worek bardzo duży Sprzed wielu lat Tragicznej podróży. A potem inne pogodne obrazy Rozjaśnią legendę milczenia. To młyn nad rzeką Uśmiechy przekaże Beztroskiej, letniej zieleni. Rzeźba Amorka Z koszem pełnym kwiatów Uśmiechnie się pewnie do mnie I ciszę spokoju, ugody ze światem Przyniosą obrazy wspomnień. marzec 2011 78 79 Milczenie Jeszcze jedna wiosnę Dano przeżyć od nowa, Zamilkłam – jeśli o coś zapytasz Odpowiem. Brak mi czasu, a ja Oszczędzam słowa, Które zebrałam w sobie. Piękną wiosną ogród ukwiecony Barwami się śmieje do świata, Chodzimy obok siebie bez słowa Z myślami zagubionymi w kwiatach. Za wiele, wiele lat W przestrzeń daleka do mnie List wyślij, Nie pisany, tylko własne myśli – Odpowiem… Rozkwitłymi kwiatami, Kolorami balkonu, Słońcem zza parasola, Rozświetlonym domem Do ciebie zawołam… Hanna Domańska kwiecień 2011 r. 80 81 Urodzona w 1961 r. na Podlasiu we wsi Jamiołki. Stąd też wywodzi się jej rodowe nazwisko Jamiołkowska. Z wykształcenia - projektant galanterii. Od dziecka interesuje się literaturą, zwłaszcza poezją. Uprawia malarstwo, grafikę użytkową. Działa w grupie literackiej Poetica w Klubie „ŻAR” przy Okręgu Mazowieckim PZN w Warszawie. Członek Stowarzyszenia Autorów Polskich. Laureatka konkursów poetyckich, w tym Mazowieckiego Konkursu Małej Formy Literackiej. Jej wiersze publikowane były dotąd w pracach zbiorowych, almanachach, pismach literackich, a także w kwartalniku literackim „Sekrety ŻARu”. W 2006 r. wydała tomik Wierszy pt. Przez szczelinę w niebie. Obecnie mieszka w Sochaczewie 82 Nieświadomość Jak dobrze jest jeszcze wszystkiego nie wiedzieć I jeszcze... się dziwić Zachwycać się nawet maleńką biedronką łzą nocy na liściu, czerwienią błyskawic. Jak dobrze jest jeszcze wszystkiego nie wiedzieć iść ufnie przed siebie a w dłoniach nieść serce odkryte, nie zmięte pod płaszczem nie szukać złych cieni w zaułkach źrenicy, i jeszcze... móc wierzyć i jeszcze... móc kochać jak dziecko. 83 *** (zagubione serce) Przebudzenie Zgubione serce chyba... zostało pochowane wraz z wróblem w świątecznej torebce mamy gdzieś przy wierzbie zapatrzonej w lustro sadzawki, owinięte w całun trochę przykrótkiej mgły. Albo zasnęło w osinowym lesie, wśród poziomek i malin, z mokrym od rosy warkoczykiem na niby. Może... utonęło w rowie zrywając kaczeńce, lub dziwiąc się pokrzywie że kwitnie na biało stoi tam jeszcze? Albo opłakuje blizny na ramieniu czeremchy wyryte łańcuchem huśtawki. Pognieciona tęcza na poduszce Czarny motyl w rzęsach zaplątany, Jacyś ludzie w fałdach kołdry skryci Jeszcze szepczą a...już dzienne dopadły Cię sprawy. Z krzykiem szarpią za rękaw pidżamy i pierwszeństwa się każda domaga Siadam z nimi do porannej kawy i cichutko ...ze sprawami gadam. Lub po prostu.... leży jak urwany guzik pośród zbóż ...na miedzy. 84 85 Miłość mojej córce Karolci W poszukiwaniu swej drogi do gwiazd, ... arytmii serca, ... tego szaleństwa co ciała rozpala mówisz mi, że nie wiem co oznacza miłość. Też jej szukałam i znam ból tego płomienia co ogarnia umysł i duszę i ciała Siłę pożaru, który trawi wnętrze serce kamienne w lawę wrzącą zmienia potem przygasa... ból cichnie... zostaje po nim popiół ... albo diament. Mały cichy płomień niczym wieczna lampka przy tabernakulum, będzie Ci siłą, co oczy otwiera szarym, chłodnym rankiem by biec do sklepu...po świeży chleb siłą zamkniętą w małych, ludzkich dłoniach choć zda się pustych a wciąż przepełnionych 86 - cichej modlitwy cichym parasolem, poranną szklanką gorącej herbaty czułym dotykiem głowy rozpalonej; Ta moc tkwić będzie w spojrzeniach troskliwych, cichych rozmowach w szczęściu i chorobie i opromieni każdy siwy włos każdą nową zmarszczkę, plecy przygarbione. ...i będzie nawet w ostatnim oddechu ...w nagrobnej lampce ...w bukieciku kwiatów ...to będzie Miłość 87 Staruszki Traktat o szczęściu To były kiedyś małe dziewczynki, grały w klasy na zbyt cienkich nogach. Niesforne kosmyki zaglądały w ufne oczy aż cichutko przerosły skakankę. I... wbiegły w życie z ogromną wiarą piękne dziewczęta, i szły... uparte nie wiedząc nawet że góry przenoszą. Szczęście... niczym motyl czasami przysiada w kielichu twych dłoni, lecz gdy w zachwyceniu przyglądasz się barwom odleci... nie da się oswoić. Szczęście... jest bezdomne, żyje na walizkach ciągle za kimś goni, trudno jest je spotkać. Czasem... jak podróżny rozmową cię bawi kilka stacji jadąc we wspólnym wagonie, jak niesforny promyk do ciebie przybiega w dni szare, ponure ...przez szczelinę w niebie. A czas po cichu pisał pamiętnik wokół ich oczu cieniutkim rylcem zaznaczał daty szyfrem tajemnym, ...daty porażek, ...daty zwycięstwa. Dziś tylko one, czesząc przed lustrem siwe włosy, mogą odczytać to dziwne pismo wokół swych oczu. 88 89 *** (co zostanie po nas) *** (a kiedy) Co zostanie po nas gdy zapłonie ziemia? Czy oszczędzi płomień grube księgi mędrców, święte zwoje, jeśli nie zostanie kamień na kamieniu? Tysiące lat później, wśród resztek popiołu inne pokolenie będzie szukać śladów swego pochodzenia. Będzie pytać w wierszach ...o sens swego istnienia ...a kiedy stanę przy Twym pustym grobie w bladym świetle świtu, jak tamte kobiety w wielkim zadziwieniu i trwodze, patrząc na kamień odsunięty i skrwawione płótna, niechaj się we mnie jasnością staniesz nim się zapytam ...gdzie ciało zabrano? 90 91 *** (a w Edenie) Bezrobotni … a w Edenie cisza dzikie ziele rozrosło się gęsto … żadnych stworzeń tylko w bramie tkwi anioł samotny Po co sadzić to drzewo? zakazywać zrywania owoców i obdarzać rozumem nieszczęsnym z prochu ziemi stworzoną istotę? Czego mam strzec? Odkąd odeszło stąd wszelkie życie wiatr z drzewa strząsa dojrzałe owoce. Wszystkie drogi powrotne zakryłeś. … nikt nie puka. Nocą w okna Rozświetlone patrzą. Czasem przemkną Po uśpionych schodach. W kacie parku na zniszczonej siedza ławce narzekają że i w niebie coraz trudniej jest o pracę, i że… coraz trudniej nas pilnować. W tanich barach przeczekują trudne czasy, po ulicach chodza smutni i peronach, po płaszczami kryjąc skrzydła postrzępione w deszczu mokną Aniołowie-stróże bezrobotni 92 93 Zbigniew Gajewski 94 95 Urodził się w 1926 r. w Janopolu, pow. Kobryń na Polesiu (obecnie Białoruś), jako syn Jana i Wandy Gajewskich. Ojciec jego, były legionistą, został aresztowany przez NKWD w październiku 1939 r. i ślad po nim zaginął, a pozostałej rodzinie, przy pomocy przyjaciół, udało się w 1940 r. uniknąć deportacji na Syberię, dzięki udanej ucieczce do Generalnej Guberni. W 1952 r. ukończył we Wrocławiu medycynę (uzyskał później specjalizację z pediatrii). Tuż po studiach, jako lekarz, został przymusowo wcielony do wojska. Służba w armii trwała do końca 1957 r.. Z wojskiem też trafił do Sochaczewa, gdzie nadal mieszka. W 1997 r. wydał w swoim tłumaczeniu „Wiersze Łużyckie – Antologię”, a w 2007 r. tomik własnych wierszy o tematyce łużyckiej p.t. „Znasz-li Ten Kraj i Lud?”. W 2008 r. opublikował zbiór swoich artykułów prasowych i referatów o tematyce łużyckiej, białoruskiej i bułgarskiej p.t. „Niektóre Sprawy Słowiańskie”, a w 2006 r. ukazał się tomik jego tłumaczeń na język polski białoruskiego poety Aleksandra Pruszyńskiego ( pseud. Aleś Harun) p.t. „Dar Matki”. W 1951 r. ożenił się z pochodzącą z Wileńszczyzny Alicją Czernik, która, jako deportowana, przez sześć lat przebywała na Uralu. Ma z nią troje dzieci. Ma też pięcioro dorosłych wnucząt. W 1996 r. owdowiał. Obecnie jest emerytem. Poza pracą zawodową jego drugą pasją stało się zgłębianie kultur narodów słowiańskich – Białorusinów, Bułgarów, a szczególnie Serbołużyczan. Kulturę i język Serbów Łużyckich dobrze poznał w trakcie sześćdziesięciu lat kontaktów i przyjaźni z Łużyczanami. 96 97 Czy wiesz dlaczego? Parafraza sonetu Jakuba BartaĆišinskiego, który był największym poetą łużyckim - mistrz sonetu; tytuł tego sonetu to „Krwawe spominanje”. Czy wiesz, dlaczego mrocznym wieczorem Po kraju wielki wiatr wieje, Miota się, wyje, nad polem borem I płaczą łużyckie knieje? Czy wiesz, dlaczego niwy łużyckie Tak barwią maki czerwone, Które jak rany tej ziemi świecą Albo jak serca skrwawione? Czy wiesz, dlaczego pod Budziszynem Sprewa zalewa się łzami, Jakby płakała nad ziemią serbską Zroszoną potu kroplami? Czy wiesz, dlaczego wśród Gór Łużyckich Słońce tak krwawo zachodzi, Rzucając resztę blasków złocistych 98 99 Na ziemię, gdzie ból się rodzi? Czy wiesz, dlaczego w łużyckim lesie Wciąż huka sowa wśród nocy, A strach i zgrozę głos sowy niesie, Aż łzami zachodzą oczy? Dlaczego wicher się rozprzestrzenia I krwawią maki i słońce? Bo na tej ziemi - ziemi cierpienia Serbów poległo tysiące. 1947 100 Fatamorgana Samotny - na pustyni, wędrowiec zbłąkany; Dokoła niego piasku suche oceany Straszne, wody spragnione, bezmierne, gorące I trochę zeschłej trawy, spalonej przez słońce. Wtem w oddali zakwitła oaza zielona, Gdzie palma nad krynicą pochyla ramiona. Nad zielenią zalśniły smukłe minarety. Widać oazę ludną, pałac i meczety. 101 Lecz daremna twa radość wędrowcze ubogi Ani twego wielbłąda nie dotrą tam nogi Ni ty w cieniu nie spoczniesz, pijąc wodę z dzbana Wszak to złudne widzenie!!! To fatamorgana!!! Koleje życia Tak złudami mamiona, wśród męki i znoju, Szukając wszędzie szczęścia - tak jak ów napoju, W końcu istota ludzka kona przekonana: „Pełnia szczęścia na ziemi - to fatamorgana!!!” Wrocław 1948 Ze szczytu wolno na dół się schodzi, Lub zagłada spadnie snadnie. Nie wiedzą tego starzy i młodzi, Co komu kiedy wypadnie. Różne koleje ma każde życie, Lecz łączy je coś wspólnego. Każde z energią w górę się wspina Dążąc do szczytu swojego. Tak się przedstawia biologia bycia. Jednak tu czegoś brakuje? Czy zgon ma wskazać na bezsens życia, Czy w eter coś ulatuje? Sochaczew, 24.06.2011r. 102 103 Lipa-słowiańskie drzewo Narvik Jak pięknie wygląda lipa dojrzała W swojej pierwotnej formie. Gałęźmi swoimi, świeżym listowiem Osłania ziemię pokornie. W dalekie fiordy północnej Norwegii Blask sławy zanieśli z Karpatów Strzelcy z Podhala - wśród wrzawy bitewnej, Wśród huku szrapneli, granatów. W lipcowym jej kwieciu, słychać brzęk pszczółek Strudzonych miodu zbiórką; A jasne słonko promieniami swoimi Świeci w każde podwórko. Pod jej zacieniem mistrz Jan Kochanowski Niósł sławę naszej ziemi; „Miodem i mlekiem, ziemię płynącą” Chwalił pieśniami swoimi. Lipa-to symbol ludów słowiańskich, Zatem i polskiej ziemi, Które się mogą przyjaźnią, pokojem Szczycić z ludami drugimi. Sochaczew, 26.08.2011 104 Gdzie się angielskie łamały armady I Francji alpejskie oddziały, Tam krwią swoją brocząc Polskie brygady Bój wiodły zażarty, wspaniały. W krąg na śnieżystą biel fieldów Narviku Krwi swojej rozlały purpurę, By mogła też poznać zorza polarna I męstwa polskiego brawurę. Ach powiedz, powiedz żołnierzu-tułaczu Co rzuca cię dzisiaj w te strony?! 105 „Matka-Ojczyzna w okowach mnie wzywa I pęd ku wolności wrodzony!!!” Przeworsk 1946 Nie wiedzą ... Dziwne zdarzenia w świecie się dzieją, Groźne w Japonii tsunami. Choć głowy mędrców z pasją pracują, Nie wiedzą, co będzie z nami. Nie wiedzą, kiedy wulkan rozbłyśnie I zrodzi ziemi trzęsienie, A piękne miasta w gruz się posypią Grzebiąc w nim ludzkie plemię. Nie znają, kiedy przyjdą posuchy, A kiedy groźne powodzie I cała ludzkość na naszej Ziemi Przymierać znów będzie w głodzie. I nikt na świecie nam tego nie powie, Co tu się jutro przydarzy. Nie wiedzą o tym mędrcy uczeni, Ni dziarscy młodzi, ni starzy... Sochaczew, 28.03.2011 106 107 Nie wiem... i dlaczego?! Przyszedłem na świat pewnego dnia, O określonej godzinie. Ale dlaczego ?! –Nie wiem ja tego. To w mroku tajemnym ginie. Jeżdżąc po świecie poznałem przecie, Jak piękny jest ten świat Boży, Lecz nadal nie wiem, co znów mnie czeka I jak się me życie ułoży?! Sochaczew, 24.06.2011 Przyszedłem na świat w tym, pewnym kraju, W tej pewnej miejscowości. Ale dlaczego?!—Też nie wiem tego. To także w pomroce gości. Jeżdżąc po świecie , poznałem przecie Wiele ludowych zwyczajów. Ale dlaczego?! —Też nie wiem tego — Czemuż w tym, a nie w innym kraju?! 108 109 Rozpachniała się Ziemia Poleska... co się patrzy oczkami modrymi. Rozpachniała się ziemia poleska pięknym majem i świętą wiosną; Rozśpiewała się melodią słowiczą, złotodźwięczną, wolną i radosną; Rozkrasiła się kobiercem kwiatów, co zdobią niwy i łąki zielone; Roziskrzyła się blaskiem promieni, co się mienią jak korale czerwone; W stawie żywo pluskają się rybki; Żabki z wody unoszą pyszczki swoje; Kaczki żerują, gdzie łany rzęsy I nurkują w wody podwoje. Ciepły wietrzyk, paź królowej wiosny Pędzi raźno w podmuchach swobodnych I ożywia śpiące kwiecie Swoim tchnieniem wonnym, samorodnym. Już zawilce, pierwiosnki, fiołki ukazały się w naszej dąbrowie; A na łąkach zakwitły kaczeńce. Co za radość?! Któż to dziś wypowie! Białe łany zawilców nad stawem; Brzęczą, dźwięczą na nich pszczółek roje; W gaju dzwonią dzwoneczki liliowe – napełniając serce spokojem. Najwonniejszy jest drobny fiołek, co się ukrył tuż przy samej ziemi; Najskromniejszą jest niezabudka, 110 Nad horyzontem sznur żurawi leci kluczem i w szeregu; Bociany już dawno wróciły i brodzą u moczarów brzegu; Skowronek wysoko w chmurach – ogłasza, że jest szczęśliwy; Wokół na polach zielonych tryskają soczystością niwy. W lesie liść wyrasta z każdego żywego pąka; Rozpachniała się ziemia poleska, pięknym majem i jasnością słonka. Wrocław-Sochaczew 1948–2009 111 Trzeba ... Woda Trzeba na świecie tworzyć co nowe, zdobywać przestrzenie powietrzne. Trzeba wznosić budowle podniebne, ale zachować co wieczne. Trzeba celowość świata całego podziwiać w pięknie z urokiem. Trzeba się wsłuchać w melodię jego a barwy pochłaniać wzrokiem. Trzeba zatonąć w wszechświata bezmiarze by jasnym nam się stało, że przy rozumu naszego rozmiarze świat poznać - to za mało. Widzę jak krople deszczu zraszają suchą ziemię, a ziemia wilgoci spragniona niebu dzięki zanosi. To znowu, gdy ją smaga dzikiej powodzi nawała, o litość i o ratunek strwożona dla siebie błaga. To znów śniegu pokrywą otula zmarzniętą ziemię. To znowu w zimie przez szyby z lodu wszystko osłania co w głębiach wodnych żyje, śpi lub drzemie. Bez wody roślina usycha, giną zwierzęta i ptaki. Bez wody też by człowieka spotkał los straszny - dla wszelkich stworzeń jednaki. Sochaczew, 10.07.2010 Zjawisko obiegu wody – w istocie swej niepojęte, a jednak jakże celowe i w swym dobrodziejstwie święte. Sochaczew, 08.01.2010 112 113 Krystyna Łagowska 114 115 Urodzona w 1926 we Włocławku, potrafi świetnie poruszać się po niezmierzonych obszarach poezji, podejmując bardzo różne tematy. Kiedy czyta się jej wiersze, nie sposób oprzeć się wrażeniu, iż potrafi ona z wprawą doświadczonej aktorki wcielać się w psychikę opisywanego podmiotu, nawet wtedy, gdy podmiot ten znajduje się w sferze abstrakcji. Śmiało rzec można, że jest to poetka ciągle poszukująca nowych form, pobudzających do myślenia metafor, a przede wszystkim zaskakujących puent. Nieobca jej jest poezja operująca takimi właśnie środkami wyrazu, bardzo wyraźnie sterująca w kierunku tego, co zwykliśmy nazywać nowoczesnością. Ale poetka ma również drugą naturę, kto wie czy nie silniejszą. Jest mianowicie niestrudzoną piewczynią Powstania Warszawskiego. Wydała na ten temat dwa tomiki: Poczta powstańcza (2005) i Powstańcza barykada - Warszawa 1944 (2008). Wszystkie utwory zawarte w tych tomikach są poświęcone tematyce powstańczej. Szczególnie zdumiewające jest to, iż poetka, jak sama pisze, nie była uczestniczką powstania, a całą okupację spędziła w swoim rodzinnym mieście – Włocławku. 116 Pisanie wierszy o powstaniu, jeśli się w nim nie uczestniczyło, a nawet go nie widziało, choćby z perspektywy piwnicznego okienka, na zdrowy rozum, wydaje się niemożliwe. Od czego jednak poetycka wyobraźnia, która w przypadku Krystyny Łagowskiej doskonale uzupełnia brak własnych doznań w tym zakresie? Właśnie to powoduje, ze poezja Krystyny Łagowskiej jest niezwykle sugestywna i stanowi doskonały materiał dla przedsięwzięć o charakterze montażu słowno-muzycznego, do czego zresztą bywała już, z powodzeniem, wykorzystywana… Obok wspomnianych tomików, wydała jeszcze: Zapętlony czas (2009), Spacer po tęczy (2010), Całunem skrzydła samolotu (2011) oraz Zakole rwącej rzeki (2011). Laureatka wielu nagród i wyróżnień w konkursach literackich. Wiersze jej były wielokrotnie publikowane w czasopismach. Należy do grupy literackiej Poetica w Klubie Twórczości ŻAR. Jest także członkinią Stowarzyszenia Autorów Polskich. Andrzej Rodys 117 Poczta powstańcza Po latach w ruinach Ktoś znalazł torbę Nie spopieloną Wiatr szeleścił papieru kartkami …Myślami jestem przy was Sercem jestem z wami… …Nie martw się Mamo… Zrudziały litery Jak krew Co wsiąkła w ruin Tych zwaliska W innym liście …Na zawsze pozostaniesz Droga mi bliska – żono Nawet śmierć nas Nie rozłączy Tylko ze sobą zbrata … Nie widziałam Was Jakby przeszły lata… …Walczymy! Niedługo będziemy Bez broni… Bez amunicji… Moi Dro… Może pióro wypadło Ze stygnącej dłoni. 118 119 Kołysanka Narzuciła czarną chustę mroku Po kamieniach oślizgłych Od krwi Szła przed siebie po ruinach Nuciła – śpiewała Tłumiąc łzy Matczyne łzy Jakaś cegła spadła Jej pod nogi Więc tuliła ją do serca Jak dziecko Okrywała szczątkiem marzeń Przed chłodem, co wiał zdradziecko I nuciła, śpiewała Śpij mój synku 120 Ja będę czuwała Tak jak kiedyś Nad twoim snem Kołysankę moją usłyszysz Nawet w grobie Ja to wiem Ja to synku wiem. 121 Warszawskie maki Salut Syrenki Myśmy mieli swoje maki warszawskie maki czerwone rozkwitały w te sierpniowe dni na ulicach, w którą spojrzeć stronę. Ozdabiały pękiem szańce, miejsce walk, uliczne barykady rozkwitały czerwienią maków znacząc krwawe potyczek ślady. Wystrzelały ogniem płomieni nie gasnąc łuną pożaru rozświetlały nocne wypady kropelkami żaru. Ozdabiały poległych kwiatami warszawskie maki czerwone od powstańczej krwi. Współczesna legenda Warszawy 122 Nie widać ich, słychać tylko dziecięce głosy. Są jak karne wojska szeregi. Setki tysiące wymordowanych wplecieni w losy narodowego powstania. Mali żołnierze bez mundurów, obrońcy ojczystego gniazda, rozszczebiotane dzieciństwem głosy. To ja Hania biegłam z meldunkiem w kieszonce sukienki, byłam już blisko barykady, strzał snajpera w plecy… Ja Antek z Podwala, podbiegłem z butelką benzyny na czołg, rzuciłem, nie trafiłem. Przywiązali mnie do czołgu, którym chcieli staranować barykady. Przypadkowa kula… mrok… Wyprowadzili nas z domu do grupki stojących ludzi. Przywiązany do budy pies szczekał i szarpał. Ktoś koło mnie powiedział 123 – Zginie w męczarniach z głodu. Nie namyślałem się, pobiegłem. – Halt! Halt! Nie zwracałem uwagi. Skowyt, huk wystrzału rozpaczliwy krzyk mojej matki – Janku! Jestem Staszek, pobiegłem blisko czołgu mając w pamięci Antka rzuciłem butelkę z benzyną, zapalił się, ja też, ból nie mający nazwy, zapadła kojąca cisza. Masakra ludności cywilnej na Woli słyszałam ciągły huk wystrzałów, przeraźliwe krzyki, było dużo krwi. Bałam się, trzymałam mamę kurczowo za rękę. Razem z innymi zabitymi wrzucono nas do dołu. Każdego roku z 1 na 2 sierpnia w nocy, warszawska Syrenka schodzi ze swego cokołu, salutuje mieczem w hołdzie przed pomnikiem Małego Powstańca. 124 Internet nieba Błądzę po Internecie nieba, szukam po omacku. Mijam gwiazdy, jak złote guziczki w źle zapiętej sukience, bezmyślne mgławice wychlapane pianką z Mlecznej Drogi. Zanurzam się w ciemność zachłanną zaborczą nieodgadnioną zakłamaną. Ważę na konstelacji Wagi swoje życie odważnikami niewypowiedzianych słów, niedokonanych czynów. Widocznie dotykam nie tych klawiszy, bo nie znajduje odpowiedzi na pytania w blasku przemykającej komety. 125 Gwiżdżę Jaki kolor? …choć gwizdać nie umiem każdy dzień darowany w rozkołysanej skakance stąpam po chodniku tabliczki mnożenia pomniki twórców matematyki kurzołapy nie odświeżane od lat nie będę witać poranka ani zegnać wieczoru łzami rosy… nie przejmuję się prognozami pogody nie dręczy mnie chorągiewka wiatru głęboko schowam sennik egipski rozsypujących się kartek Jaki ma kolor słoneczko? Powiedz mamo, proszę. – Kolor ciepła, kiedy się do mnie uśmiechasz, córeczko. – A deszcz jesienny? – Ma kolory zimna, opadłych liści. – A sen, jaki ma kolor sen? – Sen ma kolor zielonych nadziei. – Chyba masz rację, mamusiu, bo gdy śpię, widzę kolorowe kwiaty jak motyle, zielone dywany łąk. A jaki kolor mają gwiazdki na niebie? – Kolor złocisty jak roztrzepane włosy iskierek z kominka zimową porą. – A jaki kolor ma miłość? – Przytul się do mnie. To najpiękniejszy kolor, którego nikt nie może zobaczyć, bo jest ukryty w głębi serca. – Pójdę się pobawić, skoro twoja miłość czuwa nade mną. Jest ciepłem serca, 126 127 uśmiechem, zapachem dzwoneczków konwalii. Ćmy Czarne punkciki na nieboskłonie. Rozsypany mak. Lot nocy. Płaszcz aksamitny, miękki, zarzucony na oczy. Wokoło czarność bezszelestna, oślizgła jedwabiem. Ćmy. Ciężko się od nich wyzwolić. Obijam się o ściany i sprzęty jak one. Nie walczyć? Poddać się? Zgnuśnieć w bierności oczekiwania? Nie! „Wiara nie umiera”. Ćmy w swoim szamotaniu dążą do światła. Ja wraz z nimi. 128 129 Wachlarzem snów Ponad horyzont czasu Gonię jutrzejszy dzień wachlarzem zagubionych dni przeszłych opadłych jesiennych niedokwitłych wiosen lata zakładam okulary by zobaczyć ropuchę siedzącą pod liściem łopianu zaklętych bajek dzieciństwa. Układam życzenia świąteczne puste bez wyrazu uśmiechu. Podlewam iglaste kaktusy kolczaste wartowniki niezgłębionej tajemnicy otwieram kalendarz wysypanych kartek przespanych snów. Unoszę się ponad horyzontem czasu, ulatuje ponad chmur mgłami, oglądam Ziemię piłeczkę błękitu. Jestem ponad czasem, który jest laską niewidomego, podporą odmierzającą kroki godziny dni lata wieki epoki wśród nieważkości istnienia czasu nie ma. Zazdroszczą mi ptaki ograniczone wysokością lotu Wszechświat jest bez granic. Nie kończę wiersza, bo czy może mieć koniec to co nie ma początku? 130 131 Miriam Mazurkiewicz 132 133 Tworzy prawie od „zawsze” poezję, baśnie i opowiadania. Studia filologiczne oraz znajomość języków obcych pozwalają jej rozwijać możliwości twórcze, szczególnie te dotyczące formy. Jej utwory po raz pierwszy ukazały się w jednym z numerów kwartalnika literackiego „Sekrety ŻARu”, który współredaguje jako członek kolegium. Zajmuje się również tłumaczeniami z różnych języków. Interesuje się szczególnie literaturą europejską okresu romantyzmu, która wywarła ogromny wpływ na jej twórczość. Bodźcami do tworzenia jest również przyroda, zwłaszcza zwierzęta, a także sztuka i muzyka klasyczna. Piosenka o żonkilu Malutki, złocisty żonkilu, gdzie trawy przyszły, w różach barwi się tyle oczu cienistej myśli. Złoty, najmilszy żonkilu, kiedy lustro zabłyszczy, konwalia już nie ukryje nocy największej iskry. Rozświetlony, czuły żonkilu, chabry na niebie rozkwitły, dla łez szklanych, ach ilu! I Królowej już nie tańcz w pyle! Malutki, złocisty żonkilu, gdzie nutki przyszły, na scenie tańczy tyle Królowej najbielszych myśli. 12.VI.2011 134 135 Królewna Biały kotek Może już będę królewną, bladą, małą i śnieżną, kwiatom kruchym dlatego nie opowiem nic złego. Może był biały cały albo czarny, czy też zupełnie w plamki nocy i dnia, i patrzył tak daleko w mrok, tak wysoko, jak serce mnie bolało, że zginął już dla mnie świat, a jak on bezbrzeżnie wzwyż spoglądał, ja porzuconą na łące zabawkę obsypałam wiankiem koniczyny pod stopami fioletowej, wyschniętej drogi, kotek już zasnął, Ciebie zobaczył na gwiazdach, i barwy znów napiły się blasku od nich. Może już usnę jak Śnieżka w lesie, gdzie czar zły zamieszkał, a ptakom błękitnym skreślę od burzy cienistej serce. Może jeszcze tak wielkie zasypię złotem to miejsce, tańcem promyki róż ześlę, gdzie łąki płaczą zbyt senne. Może już będę królewną, Królowej za to dlatego zielenią słowa od Niego, gwiazd poszukam na pewno. 13.IX.2011 136 137 Cichy zamek Kwiaty Na fioletowej kotarze słońca róża leciała bez łez i do końca, w purpurze wiatru mieszkała blaskiem, zachodem złotym, czerwonym zamkiem. Byłabym różą dla Ciebie i fiołkiem i konwalią w majowym lesie i wspomnieniem chciałabym stać się człowieka, cieniem rusałki, wietrzykiem szeptu dla życia, taniec mój niech Ci odpowie latawcem w górach, gdzie będziesz latem dlaczego taką różą byłabym tylko przy Tobie. Cichą zasłoną kapelusza w brązach piórkami baśni szeptała sukniom, w koronki patrząc szali wieczoru, a nigdy nie więdła róża o zmroku. Zastygła kwiatem tylko różowym, okiem wpatrzonym, gdzie spokój słowa, a o tym jej pieśni sypała droga, na niebie fiołków Biała Królowa. 21.VIII.2011 138 139 Nadzieja Osa Miałam taką chwilę miłości, że wrócisz z gór do moich wątłych kwiatów, i serce znów powiedziało o marzeniach, o dłoniach utulonych warkoczy, ale lustro jakby cieniem rozwiane Twoich oczu nie dla łez, i opuściło purpurę i blask, gdy miejsce puste książę zostawił w milczeniu skrzyni, w brązach stopionej z zimnym murem kościoła, i oddalonej, i rozsypanej pustką większą jeszcze. Jesteś taka złota, i niebieska, a nie masz ani słońca ani obłoków swobodnego lotu do nikąd poza różą błyszczącej kuli, poza łąką bez szmeru deszczu i wirów wietrznie zamykanego lęku wolności. Dlatego to wszystko, bo wczoraj umarła Twoja złocista siostra w szafranowym tańcu, a Ty szukasz jej na kolorach lustrzanego życia-książek i obrazów malarzy, i o tyle z wiarą w Jej powrót, o ile ja wróżką szelestem się zmienię marzycielskiej rany, ale poleciałaś, gdy ja otwierałam niebo i szukam przestrzeni na dłoniach linii ukwieconych marmurów, dla Ciebie przestrzeni obok każdego westchnienia, a Ty może już skrzydła musnęłaś siostry umarłej, i czy lecisz wciąż? Nie ma nic poza lotem, 12.VI.2011 140 141 gdy zobaczyć go nie można w słońcu, i w życiu. 26.VI.2011 Tęsknota kotce Dafne Czy Ty płaczesz, czy marzysz o puchu mojej dłoni, i spacerze nocy bez gwiazd, bo zazdrościsz im życia, gdy na mnie patrzą w kwiatach nocnych róż? Jeśli ja zimę przyzwyczaję ciała bólem, Ty chłód jej weźmiesz cichą śmiercią radości, a choć dalej lód mrokiem w pałacu się zaśnieży, nie zechcesz i tak gwiazd, nawet gorących za moje zimne dłonieTwoje serce rozpalone. 28.VI.2011 142 143 O Widorku Ławeczka Chopina dla pieska Widorka Twoje oczy-dwa czarne węgielki z kopalni wiernych brylantów, które gawronom złośliwym zabrałeś - dla mnie. Twój ogon - wachlarzyk obcięty na łące, gdy kleszcze gryzły mój taniec rozsłoneczniony marzeniem. Twoje łapy - dwa wieczne sfinksy Z lwimi złączone losami królewskiej najradośniejszej wierności dla mojej tylko drogi. Jestem czarnym, smutnym marmurem, a obok cieszy się gwiazdami złota fontanna, tak blisko leży biały śnieg, tyle głosów mieszka przy zamku w czerwieni, a małe kroczki tańczą na łące Wiednia, gdzie królowa lasów uwolnionych, muzykę poznała swojej duszy w gasnącej ciemności. Martwo błyszczę czy jeszcze szukam Pani ptaków rozśpiewanych i sukienki z muślinu istot kwiatami zaklętych? 15.IV.2011 144 145 Karina Miękus 146 147 Wychowała się i mieszka w malowniczej okolicy na skraju Puszczy Kampinoskiej. Uwielbia przyrodę i podróże. Na co dzień uczy języka angielskiego i francuskiego. Zajmuje się tłumaczeniami. Pisze od dawna. Współpracuje z RSTK, jest członkiem Grupy „Poetica” w Klubie Twórczości ŻAR. Wiersze swoje publikowała we „Własnym Głosem”, „Intermostach”, „Myśli Polskiej” i „Sekretach ŻARu”. W 2008 r. ukazał się jej tomik poetycki pt. „Stan wewnętrzny”. 148 Poranny wiersz marzenie zbudzę jak ciebie wtedy gdy śpisz nie stronisz od nerwów po nocy pełnej ich błędów drżysz gdy kawa stygnie zimno na zewnątrz musimy się doczekać wiosny jak biurka porysowanego długopisem w wiersz nie poemat a sen 149 *** (liczę dni) Liczę dni i noce prawdziwie upływające w strofie Nie wiem czy to twoja twarz czy moje gesty wciąż się zmieniają Mój śmiech twój uśmiech stanowią jedno ale nie napiszę o nich wcześniej niż dziś 150 *** (litości ci brak) Litości ci brak Widzę krągłość numeru Nie znamy przyszłości tych kart Dostrzegam brakujące znaki na twojej dłoni i na opuszkach moich palców 151 Sztalugi *** (wróciłam potem) Sztalugi rozłóż kochanie Kolory rzuć rzadziej w tło Czerń i biel będą współistnieć Harmonia barw ze szkicem postaci w głębi drewnianego obramowania Wróciłam potem i widziałam całość jak w zegarku Nie zapamiętałam szczegółów Nie chciałam ich zapisać Coś zginęło bezpowrotnie Może wrócą te godziny i te sekundy Zegar skaże minutę tworzenia 152 153 Głos z wewnątrz *** (zaczaruj mnie) widocznie wiem tyle co ty wtedy gdy śpisz nie wykazałeś tylu udręk z przeszłości nie śmiej się z nich aby pojęli sens słowa dłoń w dłoni cieplej w miłość poświęcenie dla dzieci bawiących się na zewnątrz szukaj wewnętrznego ważnego spokoju dla wolności we dwoje Zaczaruj mnie Ogarnij swoim ciepłem Chcę być blisko Gromadzę sny Dni płyną wartko Bo z tobą 154 155 *** (nie przerywaj ciszy) *** (zmięta szmatka) Nie przerywaj ciszy Samotnie tkwij w prawdzie Ona jest świadectwem o twoich ramionach wokół mnie Nienawidzę gier na polu chwalącym słabość Zmięta szmatka brudny kubeł Oto wszystko co zostało po tym przyjęciu Sililiśmy się na elegancję Nie pasowały do siebie cegiełki Miały stworzyć bramę do wielkiej budowli fortecy porządku 156 157 Samotna prawda Bawię się swoim losem jak dziecko kuleczką pełznącą po trotuarze Straszysz mnie samotnością To nieprawda że będę w grupie jedyna pozbawiona sił przetrwania Słońce zachodzi równie szybko jak zamyka się twoja powieka i po to by uciszyć miłosne okrzyki ludzi wokół stratować wzajemność kupić i zagasić prawdę 158 Andrzej Rodys 159 Urodzony w 1936 w Warszawie. Absolwent warszawskiej SGPiS, ekonomista. Wcześniej studiował filologię polską na UW. Do czasu przejścia na emeryturę, pracował na różnych stanowiskach w przemyśle i w spółdzielczości. Był także działaczem społecznym. Pisze od bardzo dawna, ale jako autor wierszy debiutował w roku 2005 w almanachu „Na skrzydłach poezji”, stanowiącym pokłosie konkursu Oficyny Wydawniczej TAD-AD z Jastrzębia-Zdroju. Od tego czasu wydał pięć tomików poezji: Recuerdo (2005), Pochwała herbaty (2006), W poczekalni (2008), Syrenie gawędy (2008) i Kawiarnia w starym stylu (2010). nie w kategorii prozy, ponadto liczne nagrody i wyróżnienia w turniejach jednego wiersza. W roku 2009 uzyskał nominacje do Nagrody Literackiej im. Wł. St. Reymonta. Występuje publicznie jako lektor i recytator utworów własnych oraz innych autorów. Od jesieni r. 2009 jest sekretarzem redakcji kwartalnika kulturalnego „Sekrety Żaru”. Członek Stowarzyszenia Autorów Polskich, Grupy Literackiej „Poetica” w Klubie Twórczości „Żar” oraz Klubu „Nasza Twórczość”. Jednym z ważnych akcentów w jego twórczości jest tematyka warszawska, a w niej kult dla tej Warszawy, której już nie ma. Wiersze publikował w kilkunastu almanachach różnych wydawców, a także w czasopismach tradycyjnych i w portalach internetowych. Pisze również eseje i opowiadania. Był nagradzany i wyróżniany w konkursach: Nasz Czas 2005 – III nagroda, XI Bielański Konkurs Literacki (2007) – nagroda specjalna, XII Bielański Konkurs Literacki (2008) – nagroda specjalna, VIII Mazowiecki Konkurs Małej Formy Literackiej (2008) – nagroda specjalna, IX Mazowiecki Konkurs Małej Formy Literackiej (2009) – wy-różnie160 161 Recuerdo recuerdo to gadżet z Hiszpanii kupiony na Costa del Sol mały muchacho w czarnym kapeluszu dzierży miłości gitarę chłopczyk jest z drewna cichy, nieruchomy lecz sugestywne najprawdziwsze oczy każą usłyszeć słoneczne flamenco rytm wzbogacony perkusją obcasów ognistych seňorit z Andaluzji mających jak głosi fama włosy doskonale czarne to nieprawda są wśród nich również blondynki choć niektóre może farbowane 162 163 Wezwanie do modlitwy Boże, użycz mi pogody ducha, abym godził się z tym, czego zmienić nie mogę, odwagi, abym zmieniał to, co zmienić jestem w stanie i mądrości,abym odróżniał jedno od drugiego! a i nie każdy klient widzi ich znaczenie oremus zatem oremus kochani wierzcie mi że to cudownie pomaga Marcus Aelius Aurelius Verus módlmy się jak się modlił Marek Aureliusz pacyfista filozof rzymski imperator o spokój ducha mądrość i odwagę by godzić się z tym co z gruntu niezmienne by mieć odwagę zmieniać co możliwe by wiedzieć jak odróżnić jedno od drugiego aby być ciepłym życzliwym dla ludzi i innych istot żyjących na Ziemi szczególnie zaś by umieć kochać i wybaczać spokój ducha odwaga mądrość i pokora to niezbędniki życia szczęśliwego to artykuły pierwszej wręcz potrzeby lecz się ich w żadnej promocji nie kupi 164 165 Je ne regrette rien pamięci Edith Piaf Nie uznaję panegiryków, wszakże jeden wyjątek zrobię, bo od dawna zapomnieć nie mogę o tak małej, jak wielkiej, osobie, której głos jest dla mnie jedyny, a i łzy wycisnąć potrafi, to wróbelek z miasta Paryża, to kobieta o trudnej biografii, którą pewnie nie wszyscy pochwalą, a na pewno nie faryzeusze, co nie zmieni jednak wcale faktu, że w niej piękną zobaczyłem duszę i wierzyłem, że niezwykle liczni, zwykli ludzie szli za nią w pochodzie i śpiewali razem z nią przeboje najwspanialsze w nadsekwańskim grodzie... Że śpiewała dla nich, no i z nimi najpiękniejsze pieśni o miłości, Dziś już mało kto o niej pamięta, młodsi prawie nic nie wiedzą nawet, bo już jednak trochę lat minęło, gdy odeszła wśród bólu i sławy... Chcę jej jednak strzec od niepamięci i namawiać, aby świat zaśpiewał unisono jej pieśni miłości, a ich echem by szumiały drzewa... Piękno każdy pojmuje inaczej, ale ja już, bez wątpienia, wiem, że nie będzie dla mnie słów piękniejszych od słów: Non, je ne regrette rien...! a kochała w tych pieśniach świat cały, wielkim sercem, prosto, jak najprościej... 166 167 Róża Jesień w parku Patrzę na różę, która więdnie, lecz chociaż więdnie trzyma fason i emanuje swoim pięknem czyli dorobkiem z lepszych czasów… Róża jest niemal jak kobieta, ma w swoim kwiecie tajemniczym, wśród misternego gąszczu płatków, coś z nieśmiałości i słodyczy… Lecz ma i kolce, które ranią, przeważnie jednak niegłęboko, a chociaż rani, umie cieszyć nie tylko serce, lecz i oko… Tak właśnie świat jest urządzony, że rozkwitamy i więdniemy, na kształt tej róży, zbawczo pięknej, dziś zmierzającej już ku ziemi… Park się złoci półmartwymi liśćmi, co, jak senne kartki z kalendarza, tkają gęsty kobierzec tęsknoty, wieszcząc światu, że się znów postarzał... Jakoś pusto tu popołudniami, melancholią pachnie i zdziwieniem, że już lato wyemigrowało, odpłynęło, tak niepostrzeżenie... Brak dziecięcych, pisklęcych szczebiotów, skrzeczą tylko zbiedniałe gawrony, czasem przemknie ktoś z jesiennym psiną, cicho, chyłkiem, jakby zawstydzony... Nie całują się już młode pary na ławeczkach o szarej godzinie, szare stało się mierzenie czasu i sam czas też tak jakoś szaro płynie... Jesień w parku ma kolor zadumy, takiej mądrej posmutniałą ciszą, ciszą, która jest pełna nadziei... Lecz czy wszyscy tę ciszę usłyszą...? 168 169 Ballada o kawiarni „Kot” Przy ryneczku w sennym miasteczku jest kawiarnia, co „Kot” się zwie, są w tym „Kocie” różne łakocie, są kelnerki, bodajże dwie... Ekspres syczy rytmem słodyczy, frykasy wjeżdżają na stół, galaretka, sernik, wuzetka, duża czarna, lub czarnej pół... Jest muzyka, rodem z głośnika, bo któżby na żywo tu grał...? Tylko kotka, miła maskotka, pięknie śpiewa swoje miau-miau... Gości wiele tylko w niedzielę, gdy po sumie wysypie się tłum, wtedy w „Kocie” kawoszów krocie, zaś do kawy koniak i rum... Sporo rodzin razem tu wchodzi, mama, tata, córka i syn, są szczebioty, i są obroty, lecz normalnie panuje tu splin... W dzień powszedni utarg jest średni, z rzadka panie siądą we dwie, do szarlotki dodadzą plotki, obgadując sąsiadki swe... Jest epoka atomu, rocka, telewizji, stron wuwuwu... 170 „Kot”, niestety, ma dwie gazety, a i czytać nie chcą ich tu... Ściany w „Kocie” zdobią starocie; portrety szlagonów i dam, patrzą z boku, z ironią w oku, nie wychodząc z ozdobnych ram... Tak codziennie bardzo jest sennie, zwłaszcza, gdy pochmurny jest dzień, beznadzieja, jak zła zawieja i we wnętrzu rodzi się leń... Już kelnerka na zegar zerka, minuty się ciągną jak szlam, w nieskończoność brną unisono, gdy brzmi w radio „pa-dam-pa-dam”... Stąd wynika, że czas zamykać za kwadrans, za dwa, albo trzy, choć, być może, słota na dworze przygna kogoś na kawy łyk… Przed drzwiami, z smutnymi oczami, by nie mówić „z pełnymi łez”, siedzi, liczy na kęs słodyczy biedny, stary, bezdomny pies... I tak będzie, że nie odejdzie, nie dostawszy słodkiego coś, gdy dostanie, będzie merdanie... To jest wierny kawiarni gość... 171 Raz pan Karol przyszedł z gitarą, przy stoliku rozgościł się i do kawy, tak dla zabawy, z wolna wsypał balladę tę... Przy ryneczku w sennym miasteczku jest kawiarnia, co „Kot” się zwie, są w tym „Kocie” różne łakocie i kelnerki, bodajże dwie... 172 Zapiski starego warszawiaka Tak się to jakoś przedziwnie składa, że tu są moje rodzinne strony, tutejszy jestem, z dziada, pradziada, tu urodzony i wykształcony... Stałem się cząstką miasta mojego, jak drzewo, w asfalt wrosłem tu prawie i funkcjonuje me stare ego, na złe i dobre, w miłej Warszawie... Nie chcę układać laurek wierszem, toteż nie mówię: w pięknej czy w cudnej, widziałem miasta od niej ładniejsze, albo, powiedzmy, nieco mniej brudne... Z tym moim miastem jest jak z dziewczyną, może są większej urody panie, lecz ta jedyna, choć lata płyną, wciąż jest najmilsza i tak zostanie... Nie jestem żadną barwną figurą, czy typem z Wiecha, lub z Marka Hłaski, u mnie to tylko: dom, tramwaj, biuro, taki, po prostu, średniak warszawski... 173 Miałem zwyczajną, nudną biografię, wpisaną w zajęć codziennych kierat, lecz chyba jednak wręcz nie potrafię tutaj się nudzić... I to się nie da... W Warszawie nie brak było wydarzeń, co zapadały głęboko w pamięć; wrzesień i sierpień, październik, marzec, niejeden piorun, niejedna zamieć... Historii miasta nie kreowałem, mój los do roli statysty zmierzał… Cóż, na powstańca byłem za mały... I żal mi tego, a może nie żal...? wybitnych ludzi poznałem trochę, jedni mi dali o mieście wiedzę, drudzy uczyli jak je pokochać... I wiem, że dzięki tysiącom ludzi, co bardzo chcieli jej zmartwychwstania, Warszawa mogła z ruin się zbudzić, na nowe życie, nowe wyzwania... Choć już nie była taka jak kiedyś, to wytworzyła swój nowy urok, troszeczkę smętny, wśród szarej biedy, za to z fasonem, z biglem, z kulturą... Wielu mych bliskich tu opłakałem w czasie wojennym i pokojowym, tutaj się stało moim udziałem, współczuć, żałować, być wciąż gotowym... Tu byłem świadkiem jak ginął w getcie Machabeuszów naród wybrany, tu też słyszałem, na żywo przecież, wiele piosenek, z tych zakazanych... Przeżyłem dramat klęski Powstania, smutek wygnania, powrót w ruiny, radości, żale, rozczarowania, dobre minuty, trudne godziny... Życie Warszawy od dziecka śledzę, I nie wiem kiedy z dziecka wyrosłem, i nie wiem kiedy się zestarzałem... Tu przez momenty przykre i wzniosłe jakoś przeszedłem, duchem i ciałem... Wiadomo, mieszkać można gdzieś w górach, nad brzegiem morza, czy w głuchym lesie, blisko jeziora gdzieś, na Mazurach, czy w małej wiosce podziwiać jesień... 174 Być w górach dla mnie to też uciecha, nieźle się czuję także w Meksyku, a ciągle marzę, by móc pojechać, w tym życiu jeszcze, do Reykjaviku... 175 Lecz mi Warszawy nic nie zastąpi, jestem już pewnie uzależniony, czy praży słonko, czy deszczyk siąpi, ciągle powracam na Prusa strony... Tam, gdzie pan Rzecki chodził na piwo dla kontemplacji szukam przystani i tą historią żyję, wciąż żywą... Czyż to jest dziwne, moi kochani...? Wierzę, że moje z Warszawą związki będą tak wieczne, jak i wzajemne... Gdy już przeniosę się na Powązki, to wciąż w Niej będę, a Ona we mnie... 176 Żołnierzowi powstania Miałeś buzię jak pierś dziewczęca, taką gładką, taką brzoskwiniową, miałeś imię, lat siedemnaście i lubiłeś mieć miękko pod głową... Miałeś jakąś szkatułkę niewielką, w niej marzenia chowane od lat, miałeś myśli, i durne i chmurne i wiedziałeś, że piękny jest świat ... Ale w sierpniu na gruzach Warszawy popieściła cię kula z Mauzera... Nie zdążyłeś się zdziwić, po prostu, że to koniec, że trzeba umierać... Żal ci było! Dlaczego tak młodo? Wszak za rok miałeś zdawać maturę, a tu pogrzeb, gdzieś tam, na podwórku... To zakrawa na straszliwą bzdurę... 177 Zaczarowany statek pamięci K.I. Gałczyńskiego Czy możliwe, mistrzu Ildefonsie, zaczarować tak kosmiczny statek, by popłynął w en plus nieskończoność przez ten akwen, co się zwie wszechświatem, by przemierzył wszystkie galaktyki i z niewoli czasu się wyzwolił, żeby pośród ciał niebieskich mrowia sunął naprzód pewnie, acz powoli i by podróż ta nie miała końca, by się stała takim wiecznym lotem...? A czy można się zabrać na pokład i czy warto na to mieć ochotę...? Tak, czy owak, nie ma nic zdrożnego, że fantazji chciałoby się troszkę... Więc spróbujmy statek zaczarować, jak przed laty krakowską dorożkę... 178 Lalka Przy śmietniku stara lalka kona, smutny przedmiot, który stał się śmieciem, patrzy z żalem, jest jakby zdziwiona swoim losem, niełaskawym przecież... Dla dziewczynki była życia celem, jej córeczką, nad wszystko kochaną, lecz minęło lat... no, nie za wiele i o lalce w końcu zapomniano, bo dziewczynka stała się dziewczyną, już poważną, dorosłą być chciała, więc wolała dyskotekę, kino... A laleczka? Taka biedna, mała, wszak nie mogła zapłakać, poprosić, by jej serca choć trochę okazać i znalazła się na śmieci stosie, jak ogryzek, czy stłuczona waza... 179 Irena Stopierzyńska 180 181 Jest autorką czterech tomików poetyckich. Kolejno ukazywały się: Z koszyka słów wybranych - 2004, Doskonałość Twą odgaduję – 2006, Powolne zmierzchanie błękitu – 2007 oraz Pejzaże słowem oplecione – 2010. Natomiast najwcześniejszą pozycją książkową był wywiad-rzeka ze Stanisławą Grabską, doktorem teologii, znaną publicystką i autorką kilku książek o tematyce biblijnej, wydaną p.t.: Ciekawość nieba, ciekawość ziemi przez Bibliotekę Więzi w 2000 r. Znacznie wcześniej, już po ukończeniu studiów filozoficznych na KUL, zainteresowała się dziennikarstwem. Pogłębiło się ono po ukończeniu kolejnych studiów w zakresie mass mediów na uniwersytecie w Louvain w Belgii (1971). Po powrocie do kraju, dziennikarstwo stało się równorzędnym zajęciem z pracą zawodową w paru kolejnych instytucjach związanych z Ministerstwem Kultury i Sztuki. Od wielu lat jest członkiem Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. W 2010 r. została przyjęta w poczet członków Związku Literatów Polskich. w miesięczniku „Więź”. Przez kilka lat, przed przejściem na rentę inwalidzką z powodu słabego wzroku, pracowała w redakcji tego miesięcznika. W tym samym czasie pojawiały się w czasopismach jej wiersze; niektóre z nich były nagradzane i wyróżniane na konkursach literackich. Interesowało ją jeszcze i zajmowała się tkactwem artystycznym, malarstwem i rysunkiem. Brała udział w wielu wystawach, niektóre jej prace otrzymywały nagrody. Od jedenastu lat aktywnie uczestniczy w zajęciach Klubu Twórczości ŻAR przy Okręgu Mazowieckim PZN, a od kilku lat prowadzi spotkania grupy literackiej „Poetica”, z którą współpracują znani literaci i krytycy warszawscy. Współredaguje - jako z-ca redaktora naczelnego – wydawany przez Klub Twórczości ŻAR kwartalnik literacki Sekrety ŻARu. Zanim pojawiły się książki, ich autorka publikowała swoje artykuły, felietony, recenzje i eseje w różnych czasopismach, m. in. 182 183 Determinizm determinizm przyrody łatwa strona wzruszeń gdy wiosna pękanie owadzich oprzędów by niebu i powietrzu darować skrzydła do dziś nie było we mnie takich lęków – moja wolność wydaje się klęską poczęcie wiosny w ostrozębiu mlecza niespokojnym mym dłoniom położono w darze. 184 185 Skąd masz… Terrorysta skąd masz pojęcie nieskończoności? od matematyka – powiesz ale matematyk od kogo? od filozofa. a pierwszy z filozofów? nie wymyślił go lecz odkrył w sobie, - ogromną szkatułę mógł w niej pomieścić ducha i porządek kosmosu. jesteś okrutny godzisz w nieznanych ci ludzi a usprawiedliwieniem jest twoja własna śmierć a twoja szkatułka pusta lękasz się zapełnić ją oczywistością której nie tłumaczy przestrzeń kultury ty ją uznajesz za najważniejsze pasmo szczytów. cóż z tego że razem zginiesz? wmówiono ci zręcznie że skrócone życie naprostuje sumienie świata … czy nie widzisz że zbyt głębokie są koleiny owych dróg po których pędzi niesprawiedliwość od stuleci? pojęcie nieskończoności to gen ducha dowód na najwyższe pokrewieństwo. 186 187 Kobieta w oknie w zasadzie nic niezwykłego kobieta stoi przy oknie szum rwącego potoku szelest wiatru w gałęziach i deszczu kobieta wsłuchana w mowę prostą i tajemną jednostajnie podniosłą jedno ma wciąż pytanie czym jest to wszystko dookoła a czym jest jej własne trwanie w ostatnim skurczu umiera rodzi się z niego wieczność ogromna i bezbrzeżna kobieta zamyka okno odchodzi skupiona w sobie chce wierzyć, że życie jest cudem co zrodzi cud większy od siebie kobieta otwiera okno wdycha ten szum ten zapach i powiew słyszy spadanie kropli na drzewa i na parapet jest w tej mowie natury i wiedza i mądrość i zgoda więc skąd w niej tyle cierpienia i tyle niepokoju? wie przecież, że trwanie przemija jak chmura deszczowa , jak burza by słońcu niebo przywrócić tak czas darowany wszystkiemu 188 189 *** (są takie słowa) Tren na śmierć artysty są takie słowa – wydają się wielkie nadymają się jak balony na festynie wystarczy je dotknąć prostym pytaniem a pękną, bo puste są w środku … jak się ma gramatyka do życia? jak się ona ma do śmierci? życie to czas teraźniejszy z wlokącym się tuż za nim czasem przeszłym i pędzącym ku zamierzeniom - przyszłym niedokonanym są też inne słowa – znaki wiary i nadziei sceptycy badają je pod lupą a prześmiewcy kaleczą ale one nie pękają bo całe są ze światła … 190 kiedy kurczą się formy gramatyczne do czasu przeszłego kiedy powtarza się jedynie trzecia osoba liczby pojedynczej tworzył sztukę odrębną poszukiwał nowego wyrazu... wiemy, że stało się nieodwołalne – 191 umarł artysta jego dokonania stanęły w pół kroku z godziny na godzinę z miesiąca na miesiąc stygną, twardnieją w gładki obelisk aż go po latach - w wielkim mieście ustawi się na skwerku. U początku, u kresu gdy życie jest u początku – przyszłość ogromna rozległa jak przestrzeń po której ziemia toczy się nieustannie czas wydaje się długi jak sznur na bieliznę w ogrodzie gdzie wiszą małe koszulki i w kratkę dorosłe koszule a kiedy na tym sznurze już tylko starcze odzienie zimnym wiatrem targane smętkiem owiane do woli przyszłość już wie że jest krótka kurczy się w sobie maleje aż w końcu się gubi i znika na poduszce stygnącej powoli... 192 193 Los Pozwólcie milczeć los jest niemową daje tylko znaki znajdujesz je wszędzie na wodzie, na piasku w zatłoczonej kawiarni w zasłyszanym słowie lecz także w sobie – w wysokiej kopule i w podziemnym lochu pozwólcie milczeć nie rodzić się słowu co nie zna próby kształtu ani dźwięku szlachetnego tonu zapamiętaj starannie boskie hieroglify bo nikt ich za ciebie odczytać nie może nieszczęściem pomylić los swój z nurtem epoki szczęściem – wytyczyć ścieżkę w nieznane gwiazdozbiory. 194 niechaj dojrzewa w dzwonnicy – klasztorze niech ciszą nasiąka wysokich jasnych kopuł gdzie obecność Boga tak doskonała że zwyczajność pajęczyn i kurzu pokora hymny niepisane głoszą swym istnieniem niech słowo czeka godziny natchnienia aż szeptem wypowie cichy lot gołębia, a słowo jak gołąb więc skrzydła daj, o Boże rodzącym się słowom i siwym gołębiom 195 Wspieraj usychanie jak spokojnie i pięknie rośliny usychają złocą się, brązowieją słońcu wciąż oddane wiatr porwał ich nasiona więc beztrosko sterczą podnosząc ku niebu czoło poorane. O Stwórco wszystkiego co wspina się i… pada burzliwego wzrostu a potem usychania bądź przy podmuchu zimy i pogłaszcz badyle zanim wicher je złamie w zawiei narastaniu! 196 Jadwiga Wodzyńska-Bujak 197 Urodziła się i mieszka w Radomiu. Z wykształcenia jest ekonomistką. Przed ponad 30 laty musiała zrezygnować z pracy zawodowej i przeszła na rentę. Przestała widzieć na prawe oko, lewe jest bardzo słabe, ale służy jej do realizowania życiowej pasji. Tworzy więc utwory literackie, głównie poezje, prozę poetycką, modlitwy. Początkowo pisała sama dla siebie. Jej wiersze czytała tylko rodzina i znajomi, a do tego grona należał też bp Jan Chrapek. Jej utwory literackie oraz reportaże ukazały się m.in. w pismach: Pochodnia, Królowa Apostołów, Tygodnik Radomski AVE, Ziemia Radomska, Słowo Ludu, Życie Warszawy, Echa Dnia, Sekrety ŻARu; a także na antenie radia: „Ave - Radom” oraz „Radio Kielce”. Jej wiersze ukazały się w wielu almanachach, w tym: „Jesteśmy” oraz dedykowanych Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II na 25-lecie Pontyfikatu: „Cisza Betlejemska”, „Miraże myśli”, „Dialog z Panem Bogiem” i „Zimowa sanna”. Po raz pierwszy szersza publiczność poznała jej twórczość w 2001 r. podczas koncertu „Varsovia viva” w kościele Ojców Bernardynów w Radomiu. W ostatnim czasie gościła w Wilnie, gdzie jej poezja spotkała się z uznaniem tamtejszej Polonii. Od tej pory bierze udział w licznych konkursach, festiwalach, spotkaniach literackich i zdobywa nagrody oraz wyróżnienia, m.in. w Mazowieckim Konkursie Małej Formy Literackiej, Konkursach o Pióro Oficyny Wydawniczej „Tad-ad”. Jest członkiem wielu grup literackich, m. In.: Grupy Literackiej Poetica w Klubie Twórczości ŻAR, Koła Poezji Nie-odkrytej „Szuflada” przy klubie „Igrek” w Spółdzielni Mieszkaniowej Radom, Stowarzyszenia Grupa Literacka „Łuczywo”. 198 W 2006 r. ukazał się jej tomik poetycki p.t. Światło krzyża. Tworzenie poezji nie jest jednak jedyną pasją Pani Jadwigi. Ma doskonały słuch i od dziecka śpiewa w chórze katedralnym. Ostatnio odkryła w sobie nowy talent – rysowanie. Jest członkiem Stowarzyszenia Autorów Polskich. 199 Poszukiwanie Idąc po ciemności drodze, szarzyzny odczuć i chłodu nocy Spotkałam zbłąkany promień słońca zawieruszony we mgle. Spojrzało na mnie, musnęło jak pyłek kwiatu na wiosnę Dotknęło czułości dłoni O szczęście niepojęte! I wiem, że to ciepło, ta radość to właśnie miłość. Ale gdy jeszcze nie rozwinęło ramion By mnie ująć i mocno przytulić – Gdy się zjawiło – już znikło – rozwiało Właśnie to c o ś ... Co miłością zwać się m i a ł o … 200 201 Cień latarni Zaduma w Czarnolesie Nocne latarnie migocą. Opustoszałe ulice Omiata jesienny wiatr I smaga światłem lampy Deszczu - kałuże W struny światła na płycie Wplątał się cień. Dygoce, faluje Odziera z figury Wydłuża Rozciąga Zamazuje Rozdeptanym chodakiem Pragnie Rozjaśnić strugę cienia, Chwytając nikłe blaski Ulicznych latarni, Aż do świtu ! Stary staw – grobla – rzęsą zapomnienia - duma. - Jan Kochanowski przegląda się w tafli wody zastygłej czasem historii - wieków ...! Czarnolas - Muzeum - Park stare drzewa - wiekowe - lipy - dęby! Atmosfera jesiennej zadumy otacza - trwa! Zamykam oczy – wsłuchana w ciszę - przeszłość. Słyszę dostojny głos Jana - poety. „Witam w moich zakątkach - życia” i prowadzi po wyżłobionych schodach, które wiodą do Sanktuarium domowego ogniska. Co Cię tutaj przywiodło? Powiedz Czy pragniesz zanurzyć się w echo historii Królewskiego Żywota? - spojrzeć na fraszki igraszki pełne dowcipów - posłuchać żałości kamiennej – trenów? Zajrzeć w serce miłości i rozterek życia? 202 203 a może wraz za mną zanucić pieśni chwały - Bogu: Czego chcesz od nas Panie za Twe hojne dary Czego za dobrodziejstwa w których nie masz miary... Kościół Cię nie ogarnie A jesienny złoty liść – musnął moją twarz i wyrwał z zadumy – romansu historii z Wielkim Janem Kochanowskim – poetą wieków, A marzenie i echo trwają! Wspomnienie Jesteś moim marzeniem – znikłeś - odszedłeś jak – SEN ! Jak powiew wiatru jak wczorajszy dzień zostało mi tylko WSPOMNIENIE ! tylko to coś, co nie da ująć się w dłoni Jak pył, jak dym ze spalonej świeczki Po którym nie pozostaje nic Po którym pozostaje tylko lekko muskająca nozdrza WOŃ ! Październik 2004 204 205 *** (zatopiona w zamyśleniu) Szukam Zatopiona w zamyśleniu nad wczoraj i dziś odkrywam bramy i tajemnice jutra. Zagubione po drodze płatki miłości tęsknię - gonię - kryję się w muślinie wspomnień. A mgła szczęścia otula moją twarz i szukam i czekam - z nadzieją! Chwytam jedynie Twoje dzieło błękit wśród chmur i kształty istnienia wszechświata. Po jasnej stronie nieba jawi się stwór z ołowianych chmur Błyski-zygzaki rysują horyzont grozy niebo rozdaje życiodajne krople deszczu ku ocaleniu Szczyrk, lipiec 2005 206 207 Wiatr historii Kwiat forsycji Słucham pieśni ukrytych w kamieniu Ma on własną duszę Ucho dotknięte do porowatej, szarej powierzchni Mówi sylabami zaczarowanych słów - przeszłości Dotknięty dłonią - kaleczy - wyrzuca pył życia niewiadomych melodii nie odkrytych marzeń i tragedii istnienia W historii przyjmuje słowa wyryte z życia ludzkiego istnienia pamięci hołdu i chwały potomnym Tajemnicy, co w pancerzu ukrywa Wiatr Historii! Promień słońca łaskocze twarz Przymrużam oczy Wśród dywanów - ździebełek wiosennych traw Wybucha kaskadą krzak złocisty Faluje, tańczy, śpiewa radością Pomarańczowy kwiat forsycji 208 209 Róże Pytanie Życie ucieka chwilą nieuchwyconą, zamyka klamrą przeszłość. Pragniesz zatrzymać je w dłoni, uchwycić wymyka się i mknie jak meteor! Znikając pochłania nadzieję, a w szarości wieczoru pragnie odnaleźć wspomnienie w zasuszonych płatkach róż. Cóż mam ci powiedzieć? że kocham? Gdy serce Twoje jest puste i nie ma miejsca na miłość? A moje słowa zawisły na suchych gałęziach miłości i wiary – że jestem? 210 211 Iwona Zielińska-Zamora 212 213 Łodzianka od pokoleń, miłośniczka Inowłodza od zawsze. Po studiach historycznych na UŁ pracowała jako nauczycielka w szkołach średnich w Łodzi. Ulubionym miejscem częstych pobytów poza Łodzią jest dla niej malowniczy Inowłódz, gdzie powstało wiele jej utworów. Zadebiutowała poezją w I Mazowieckim Konkursie Małej Formy literackiej ( I nagroda), a rok 2001 to jej debiut w prozie opowiadaniem „Chodnik” (I nagroda). Wydała tomiki wierszy: Nie tak (Warszawa 2002, wyd. Nowy Świat),Zmęczona łza (Łódź 2004), Stracić głowę (Kielce 2010,Oficyna Wydawnicza „STON 2), Annie …( Łódź 2011) i zbiór opowiadań: Znajome drogi (Kielce 2008,Oficyna Wydawnicza „STON 2)”. Ponadto opublikowała też swoje wiersze, opowiadania i słuchowiska m. in. w almanachach z serii Erotyki (2003), Jesteśmy (2008,2009), Kuźnia Tejrezjasza ( 2008), Wiosna Aniołów (2008), 26 marzenie (2008), jak również w czasopismach „Sekrety Żaru”, „Świętokrzyski Kwartalnik Literacki”. Od 2000 roku związana z Klubem Twórczości „Żar” przy Mazowieckim Okręgu Polskiego Związku Niewidomych i do dzisiaj aktywnie 214 działa w Radzie Klubu. Również uczestniczy w spotkaniach grup literackich: warszawskiej – POETICA i łódzkiej – Centauro”, kieleckim Krajowym Centrum Kultury PZN (bierze udział w cyklicznych seminariach literackich i plastycznych). Od 2009 członek Kieleckiego Oddziału Związku Literatów Polskich. Posiada również średnie wykształcenie plastyczne: maluje, rzeźbi, interesuje się techniką makramy. Sama ilustruje swoje tomiki. Wzięła udział w zbiorowych wystawach malarstwa (Galeria Tyflologiczna w Warszawie, Biblioteka Narodowa w Warszawie, Galeria Poczekaj w Bydgoszczy, Galeria „Atelier” w Inowłodzu). Uczestniczyła w wielu konkursach literackich o charakterze ogólnopolskim. Jest wielokrotną laureatką w kategorii poezji i prozy (Mazowiecki Konkurs Małej Formy Literackiej, II Ogólnopolski Konkurs Literacki SAP pt: „Chłopska droga, polska droga”, 9 Ogólnopolski Konkurs Literacki – Kraków 2002, Turniej Jednego Wiersza „Kobieta” w Tomaszowie Mazowieckim, Ogólnopolski Konkurs Poetycki im. Feliksa Raka i inne). 215 Od 2004 jest członkiem Kolegium Redakcyjnego „Sekretów ŻARu”, a od 2009 redaktorką naczelną tego pisma. Miłość Miłość miała zawsze twoje imię. Wszystko inne było tylko pożądaniem, a może zaspokojeniem ciekawości. Miłość to twoje ramiona nad ranem, gdy krzyczę w sennej malignie. To wydeptana ścieżka do ogrodu i róża z poranną łzą na płatkach. To twoje kroki na kamiennych schodach i moje na ciebie czekanie. I nawet grymas w kąciki warg zaklęty wtedy, kiedy plotę głupstwa. Miłość … Inowłódz, 22 września 2002 216 217 Klucz *** (skóra twoja jak aksamit) Ona taka próżna do zwierciadła zerka, bo łaskawe dla niej: lat minionych nie liczy, nie dodaje zmarszczek. Skóra twoja jak aksamit uległa pod moimi palcami – szeptałeś w miłosnej ciemności. Zsunięte ramiączko sukienki kluczem jest do raju. On, wielki malkontent, jej odbicie znalazł w srebrnej toni lustra, lecz po klucz nie sięga. Dobrze wie, co jest za tamtymi drzwiami – nuda. Inowłódz, 19 sierpnia 2006 218 Żal, że nie była ze stali, nie dałaby się zwieść pieszczocie kochanka tak łatwo i mniej by bolała, kiedy odszedłeś. 219 *** (gdzieś na krawędzi) Intymne wyznanie kobiety Gdzieś na krawędzi nocy czuję dotyk twoich warg, oddycham ciepłem twego ciała i Słyszę drżenie powiek. Nagle odwracasz się, wstajesz … Odchodzisz? Nie, Bez ciebie ten sen to koszmar. Zostań. Łódź, 8 kwietnia 2008 Moje noce nie są melodią miłości i westchnień kochanków. Moje noce to mariaż z kuchenką i foremkami do pieczenia ciasta. To miłosny dialog z monitorem komputera i pośpieszny flirt z łazienkowym lustrem. W te noce foremki szczęśliwe pieszczotą mych dłoni. Komputer łaskawy – b o nie sam. tylko lustro niepokorne i złośliwe tuż przed świtem do mnie mruczy. Nie goń tak! Zatrzymaj się! Popatrz we mnie dłużej, a zobaczysz prawdę. I właśnie tej nocy – n a zgodę dostaniesz ode mnie jeszcze jedną zmarszczkę. Łódź, 27 listopada 2002 220 221 Intymnych wyznań kobiety c.d. *** (jeszcze długo) Suw, suw, suw, człap, człap … Stół, lodówka i kuchenna szafka … Szur, szur, szur, człap, człap: Zmywarka, kuchnia na gaz … Szum, szum – bul, bul, bul … To kipi pod pokrywką tajemniczo ukryte danie. Miam, mlam, mlam … Jakie to dobre – słychać mlaskanie. Na lśniącym lakierze podłogi wydeptana ścieżka … (stół, spiżarka i zlew …) Człap, człap – posuwem pantofli zadeptana prawie na śmierć. Trzeba reanimować natychmiast, bo inaczej – nie uwierzy nikt, że od zawsze nie lubiłam gotować. Jeszcze długo potem miałeś swoją półkę w szafie, tylko garnitury oddałyśmy bezdomnym. Twoje biurko jest już zajęte przy nim teraz siedzę ja i piszę o tobie wiersze. Twój sekretarzyk od dawna skrywa cudze tajemnice. Tylko zegar nie chce wybijać godzin bez ciebie. I fotel pod lampą stale niezamieszkany, jakby czekał … Miałeś tato takie piękne myśli, one teraz żyją we mnie. Miałeś tato takie piękne ręce … Inowłódz, 6 sierpnia 2002 Łódź, 7 października 2011 222 223 *** (testament) Niebieska sukienka Testament w szufladzie śpi snem cichym, niebieskim. To nic, niech sobie śpi, a Ty …? Zapomniana, gdzieś w kącie wyblakła sukienka, kiedyś, jak oczy dziewczyny, niebieska. A białe kwiaty na deseń ktoś dla niej skradł z ogrodu. Raz jeszcze modna sukienka i pantofle na wysokich obcasach, tusz na rzęsach z obawy drży, by nikt obcy twej tajemnicy nie skradł. Na kolanach otwarta książka, w jej kartach kwiat jabłoni, motyl i ważka mieszka. To dobrze, że w takiej harmonii: Dostojewski, wiosna i Ty – Mamo. W letnią noc księżycową nieraz zapomniała się w tańcu dziewczyna i jej sukienka. Najlepiej czuła się w walcu, gdy wiatr w ramiona ją brał, a wokół nóg wirowała sukienka. Tanga trochę się bała, bo męskie uda były jak żar płomienia i jak zapowiedź kochania, gdy wychodziła im na spotkanie dziewczyna i jej sukienka. Tak przetańczyły lato. Dzisiaj już tylko zima maluje na szybie kwiaty. 224 225 Stare kobiety Sukienka w szafie, a gdzie dziewczyna? Czy zawsze będą stare kobiety? Te w chustkach w róże z uśmiechem na jeden ząb ? Pożółkłolice i smutnookie? Już niekochane, pogodzone z sobą i Bogiem, czekające jedynie na … Inowłódz, środa 21 lipca 2004 226 227 Addenda: miary i odniesienia 228 229 Stanisław Stanik 230 231 Urodził się w Małoszycach w 1949 r. Poetą stał się, debiutując w 1968 roku w lubelskiej „Kamenie”. nym przez grupę „Poetica” kwartalniku literackim „Sekrety ŻARu”. Wydał do tej pory wiele tomików z wierszami w tym „Objęcie” (1991), „Pamiętnik miłosny (1994) „Cofnięcie czasu” (2007), „Światło spod czerwieni” (2010). Uprawia krytykę literacką, a najbardziej znane w tej dziedzinie jego prace to: „Jak zostać pisarzem?”, monografia o Studziannie, „Samotnik z Zegrzynka” (1998), setki artykułów na łamach prasy. Pracował jako dziennikarz w kieleckim „Echu Dnia”, w warszawskich „Kierunkach”, „Inspiracjach”, „Myśli Polskiej” - pełni funkcję redaktora naczelnego „Myśli Literackiej” Jego utwory tłumaczono na wiele języków. Otrzymał nagrodę Stowarzyszenia „ZA”, nagrodę imienia Hulewicza, był nominowany na człowieka roku 2000. Bliskie są mu tematy piękna natury, miłości, równowagi wewnętrznej, wiary. Udziela się w Warszawie społecznie i towarzysko. Od początku istnienia grupy literackiej „Poetica” przy Okręgu Mazowieckim PZN, wspiera swoim doświadczeniem jej działalność, publikuje swoje utwory w wydawa232 233 Klisza postaci tkwią nieruchomo zastygłe i w negatywie dopiero projektor je wyświetli nada im wigor i sens kto by się spodziewał że tak toczy się historia mało cała cywilizacja świat nieprzedstawiony równoległy a nawet nierzeczywisty to kompozycja figur które są puszczone w ruch 234 235 Do młodych poetów Polskę ratują poeci mówią pisz potrafisz najlepiej a poeta wie że czasami tylko da się pisać wiersze i spiąć je w słowa tak samo niedotykalnie jak odległe horyzontów Polska to rzecz wielka poeci wydają głos cichy i nie zauważalny ale to oni dzięki zwielokrotnieniu słowa utrwalają uczucia naturalne i sens taki jak przyroda z którą chcą być zaprzyjaźnieni i nakierować Polskę na szlak bezpieczny i bezkolizyjny poeta wie prawdziwa sztuka rodzi się z rozpaczy z bólu, który ignorant mu zada nic w sztuce nie ma z tego co by nie było okupione ofiarą ignorant nie widzi jak poeta chowa się wraz z wiekiem w siebie jak kluczy niepewnie po wytartych szlakach jak mu zły rytm rozkłada proporcje młody poeto nie czyń nic abyś był poetą w przeciwnym wypadku czas swój strawisz na nierozsądku nie uchwycisz w życiu nadziei a pozostawisz jak zwykle na końcu chybioną pointę 236 to prawda poeci umierają młodo a Polska trwa ale może na ich ramieniu niesie się bo śmierć wyzwala bohaterstwo oddanie i niedoskonałość 237 tak bywa że poeci muszą być niezrozumiali a nawet Polska musi ich odrzucić lecz język międzynarodowy intuicją łączy jedno słowo Andrzej Zaniewski 238 239 Urodził się w Warszawie w 1939 r. Poeta, prozaik, powieściopisarz autor tekstów piosenek, a przede wszystkim powieści „Szczur”, która stała się światowym bestsellerem – została przełożona na ponad 30 języków. Ukończył historię sztuki na Uniwersytecie Warszawskim. Debiutował w 1958 r. na łamach „Głosu Wybrzeża”, był współtwórcą grupy poetyckiej „Hybrydy”. Pełnił wiele funkcji m. in. prezesa Stowarzyszenia Kultur Słowiańskich, wiceprezesa Zarządu Głównego ZLP oraz wiceprezesa Stowarzyszenia Przeciwko Zbrodni im. Jolanty Brzozowskiej. O słowie Słowo to znak, dźwięk i pojęcie, niekiedy myśl, czyli okruch tajemnicy. Jeżeli wyjaśnisz je do końca, umrze jak ty Nie zatrzymuj go dla siebie. Słowo potrzebuje wolności i samotności Bywa często członkiem Jury w wielu liczących się konkursach literackich. Ma w swoim dorobku również wiele tomików wierszy i pokaźny zbiór tekstów popularnych piosenek i pastorałek. Jest laureatem wielu nagród literackich m.in. Nagrody Czerwonej Róży, Nagrody im. Wł. St. Reymonta. Od początku istnienia grupy literackiej „Poetica” przy Okręgu Mazowieckim Polskiego Związku Niewidomych uczestniczy aktywnie w spotkaniach jej członków oraz publikuje swoje utwory w związanym z grupą kwartalniku literackim „Sekrety ŻARu”. 240 241 Niepełna definicja poezji *** (Matko Boża) Poezja to kontrolowana schizofrenia Matko Boża, chroń młode ptaki i chroń stare ptaki, i chroń nas chroniących ptaki odpoczywające, i chroń naszą miłość do szumu nad nami, i nasze sny o ptakach, nasze słabe skrzydła, te nieporadne i te unoszące wysoko. Chory szuka choroby, tęskni za chorobą i znajduje ją w sobie. Schizofrenik panujący nad swą schizofrenią aż do samobójstwa? Ukradnie klucz, wymknie się wieczorem, podpali kilka straganów na rynku, zastygnie w otępieniu i melancholii. Jeżeli go nie schwytają i wróci do siebie, będzie mądrzejszy o długą, szaloną noc, i parę wierszy jak diamenty lśniących. Matko Boża, chroń ptaki lecące dokądkolwiek, i gniazda ukryte w murach, i widoczne z daleka, i broń piskląt, i pomagaj chorym, głodnym, zmarzniętym. Matko Boża, chroń młode ptaki, odważnie próbujące swych sił, i ptaki dojrzałe, lecz zagubione, które straciły orientację w locie. To co piszę nie dotyczy wszystkich schizofreników, tylko tych, którzy przewidzieli, że mądrość zawsze graniczy z szaleństwem. 242 243 Po »słowie« Stanisław Stanik Każdy w gronie wszystkich Poezja prowadzi do wzniosłego przeżycia do przeżycia wartości. Co prawda jej rola zmienia się na przestrzeni wieków, ale u wyrobionego czytelnika zwykle zaspakaja potrzeby, jeśli nie podstawowe, to prymarne, zasadnicze. Poezja na ustach recytatora rozświetla coś pięknego, harmonijnego, gorącego. I taki ma wymiar w nowo wydanej antologii pt. „Słowo jak balsam na nienasycenie”. Sam tytuł tej publikacji w całości może wyrażać pojęcie poezji. Jest ona bowiem jak balsam, składa się z szeregu słów (zazwyczaj) i niełatwo można się nią nasycić (ma przecież podteksty, niedopowiedzenia, zmetaforyzowanie). Ileż piękna i urokliwości przynosi ten świeży tom poetów niewidomych i niedowidzących oraz dwu ich opiekunów w pracy nad słowem! Piękno nie zawsze jednak harmonizuje z dobrem, z równowagą natury. Tak więc wymuskując się spod palców, które czytają 244 245 alfabetem Braille’a, może być nieledwie zauważalne, sprawdzalne. Piękno w tym tomiku wywodzi się z zaskoczenia. Bo jak to możliwe, aby nawet niewidomy tak dokładnie i barwnie widział i kreował świat?! A jednak – to prawda – poeci tego almanachu nie otwierają nowych dróg poezji, nie są jej reformatorami (o to dziś trudno), ale są zaskakująco świeży, w składni głębocy i mądrzy w treści. Wiedzą w sensie egzystencjalnym i kreatywnym, co to jest poezja! Co to jest piękno. Wartość naznaczona poręką poety powinna być klasycznym przykładem równowagi i pełni. W naszych czasach idzie się za modą, za popularnością. Okazuje się, że droga ta zaczynała się już za czasów Norwida, który pisał w wierszu „Piękno – czasu”: Zgasły lilie i róże omdlewające, Odejmą im wiatr liście jedwabne: Dziś nie szuka nikt P i ę k n a… żaden poeta Żaden sztukmistrz - amator - żadna kobieta - Dziś szuka się tego, co jest p o w a b n e, I tego – co jest u d e r z a j ą c e!... 246 Chodziło już za Norwida o efektowność, pozór, który zwracał uwagę, nie o prawdziwe piękno, harmonię – tradycyjne wartości, które przyświecają poetom z naszej antologii. Wartości są zawsze niezmienne. Ars poetica (sztuka poetycka), poezja głębi, poezja nastroju… - określenia te po części dotyczą utworów antologistów. Z czego wynika ten dość wysoki poziom ich twórczości? Tak, wysoki, bo i ja osobiście – pracując w grupie „Poetica” przy Okręgu Mazowieckim PZN – jestem zaskoczony zawartością książki. Można zauważyć, że poezja osób niepełnosprawnych wzrokowo jest konkretna, realna, opalizująca barwami – tak, może nawet bardziej niż u ludzi o dobrym wzroku. Emanuje ona upodobaniem do przedmiotu, wzruszeniem wynikającym z obrazu natury, uczuciem, nie tylko miłosnym. Jest w formie tradycyjna (nie do końca), acz nie wtórna, zachowuje stałe metrum i rymy. Owszem, bywa niekiedy za bardzo układna i łatwo meliczna, ale to dowód, że w każdej epoce potrzebny jest Kondratowicz czy Lenartowicz, a przy tym Przyboś i Różewicz. Poeci ziemi, nastroju, patriotyzmu i przywiązania do miejsca narodzin 247 – to światło i siła Ojczyzny. A poeci proporcji i zdrowia ciała potrafią wzniecić ogień ducha. Oba te pierwiastki zawierają wiersze przedstawianego tu zbioru poetyckiego. Mimo nakierowania na osobę, w małym stopniu są subiektywne czy upersonifikowane własną niedoskonałością. Antologia sporządzona jest według zasad klasycznych: z biografią autora, jego zdjęciem i tekstami kilku bardziej lub mniej obszernych wierszy. Porządek prezentacji autorów ustanowiony jest od brzmienia nazwiska (alfabetycznie). Nie decyduje o kolejności układu wiek, nie decyduje różnica dorobku twórczego autorów wybranych do antologii. Listę poetów otwiera Genowefa Cygara. Pisała do szuflady, teraz gdy otworzyła jej zapasy – okazało się, że było w niej wiele schowanych perełek lirycznych. Oto jedna z nich z wiersza „Zapatrzeć się…”: Zapatrzeć się na zielono-złoty świat./ Zasłuchać w śmiech dzieci./W rozmowy ptaków./Tylko jak to zrobić./Świat ubrał czarny płaszcz nienawiści i zła. 248 Ostra, surowa to ocena ludzi i ich natury. Jako odzew na te ocenę padają słowa: „ Proszę. Zbuduj bezpieczny statek”. Statek ten jak arka Noego niesie kiść bzu, która stwarza nadzieję. Refleksja przynosząca spolegliwe życzenie zawiera się w słowach następnego wiersza. „Noc stoi w drzwiach”: „By spokój nastał wszędzie – By nas otulił cichy świat”. Źle autorka rokuje światu. Uważa, że stoczy się „Za przepaści zimny skraj (…) Mgłą odpłynie wiara, pewność”. A inne – „Jesienią pachnące doliny”, „Marquez”, „Ostatni lata dzień”, „Wiatrem lekkim” maja wpisane zauroczenie przyrodą, wrażliwość na piękno otoczenia. Jest wiersz o pogłębionej autorefleksji: „Powinnam odejść”, w którym pobrzmiewa nuta pesymizmu. Nie pesymizm jednak przeważa w wierszach Genowefy Cagary, ale chęć tworzenia, budowania, wznoszenia. W formie wiersze raczej tradycyjne, bez wyszukanych metafor – maja jednak urok z racji swej czytelności, powagi, zatroskania nad światem. Andrzej Chutkowski to znana osobowość Grupy Literackiej „Poetica”. Co prawda dopiero na dniach ukaże się jego debiutancki tomik poetycki, ale dorobek aktorsko-recyta249 torski ma dostrzegalny. Pełni również funkcję prezesa Klubu Twórczości ŻAR. W swojej twórczości poetyckiej z początku tradycyjny, wybrał przekaz linearny, nietrzymający się stałego rytmu i nie operujący rymem. W wierszu „Trzy ścieżki” mowa jest o stanach ludzkiej kondycji. Jeden jest silny, drugi nieczuły, trzeci wymagający obcej ręki, bo „Są takie przejścia, gdzie choćby świetlika/próżno przed sobą w mroku wypatruję.” Mowa o niewidomym, ale przekazana w podtekście. Wiersz to wzruszający, norwidowski, szant twardymi zgłoskami. Chyba najciekawszy w tym zestawie. Mniej udany jest „Kamień i motyka”, czego przykładem są nieżej przytoczone wersy: Poezja Chutkowskiego ma więc charakter nie tylko zjawiska estetycznego, ale też społecznego, a czasem i interwencyjnego. Twórczość jego jest więc nie tylko osobista. W wierszu „Tablice” autor, wychodząc od obrazu wręczenia dwu kamiennych tablic przez Jahwe na Synaju, skupia swoją uwagę na niewierności ludzi przykazaniom. Opisowy, realistyczny wyraz ma wiersz „Przelewy”. Protest autora przebija przez wiersz „Dług publiczny”: Ja mam dziś płacić… gdy ktoś walnął błąd? Wiersz „A imię ich 44” poświęca poeta Powstaniu Warszawskiemu. Aktualność zawiera się w wierszu „Spiżowy dzwon”. Z tych obszernych wierszy widać zakorzenienie autora w rzeczywistość i jego postawę postulatywną. Elżbieta Dąbrówka–Madej wydała do tej pory jeden obszerny tom „Ogród wspomnień”. W wierszu „Floksy” kwiaty roznoszą zapach w pokłonach do młodości, ale ten wiersz nie wznosi jeszcze twórczości poetki na jej późniejszy poziom. Jej wiersze maja bowiem czar, który trzeba odkryć. Nie pozbawiony głębszej myśli jest wiersz „Nie wiem…”. Inny wiersz „Dawnego szkoda”, oprócz sentymentu zawiera analizę głębi, utrzymuje sens, a w sferze wartości postuluje harmonię i mądrość. Największe wrażenie wywiera wiersz „Warszawa dawna”. Aluzje odnoszą się do Powstania Warszawskiego, ujawniają miłość 250 251 I wśród mas coraz więcej/tych, co swe poglądy/ufryzowali zgodnie z modą/ światowych salonów,/cisnąwszy do lamusa/kodeksy Lechitów. do miasta i wierność mu przez całe dotychczasowe życie. Napisała też wiersz o Judaszu, któremu nadaje nowe oświetlenie poprzez odniesienie do Judaszów współczesnych. Są w jej wierszach epizody z własnego życia, odniesienia do postaci żony, więzi rodzinnych, przyjacielskich, wydarzeń historycznych. Jeśli nawet nie jest to poezja najwyższego lotu, to przecież w pełni zasługuje na uwagę już to za zrozumiałość i szlachetność uczuć. Hanna Domańska wydała tomik z wierszami pt. „Przez szczelinę w niebie”. Urokliwość utworów autorki polega na niemal dziecięcym ujmowaniu świata, na stylizowanej naiwności, na wielobarwności obrazów. Pisze poetka, dedykując córeczce: Jak dobrze jest/jeszcze wszystkiego nie wiedzieć/I jeszcze… się dziwić/Zachwycać nawet maleńką biedronką. Prostymi słowami, prostymi środkami autorka posługuje się dla metaforyzacji świata. To cos z Jana Twardowskiego. Bez skrótów, bez oschłości odwołuje się do rekwizytów najbliższej rzeczywistości, jak w wierszu „Miłość”: będzie nawet w ostatnim oddechu/w nagrobnej lampce/w bukieciku kwiatów/…to będzie Miłość. Wzruszający jest wiersz „Staruszki”, w którym: kiedyś małe dziewczynki/grały w klasy/ (…) A czas po cichu/pisał pamiętnik wokół ich oczu. Prawda, że to urokliwe, z takim uczuciem widzieć świat? W wierszu „Traktat o szczęściu” zauważa: Szczęście… niczym motyl/czasami przysiada. Tematyka wierszy jest zróżnicowana. Poetka zastanawia się Co zostanie po nas/gdy zapłonie ziemia? Snuje refleksje osobiste, religijne w wierszu o grobie Pańskim, rozprawia ze współczuciem o bezrobotnych i samotnych. Słowem – życie społeczne, natura, codzienność, moje „ja”, to osnowa jej wierszy. Zbigniew Gajewski, nie najmłodszy już poeta, a nadal aktywny. Lekarz pediatra. Wydał tomik własnych wierszy z motywami Ziemi Łużyckiej pt. „Z nasz li Ten Kraj i Lud” oraz przetłumaczył na język polski zbiór wierszy białoruskiego poety Aleksandra Pruszyńskiego pt. „Dar Matki”. W antologii znalazły się utwory osnute wokół kniei Łużyc, Budziszyna, Gór Łużyckich, w których dostrzega tragizm tysięcy poległych Serbów Łużyckich. Po wierszu „Koleje życia”, wraca do podróży w historię i do odległych krajów: przez fiordy północnej Norwegii 252 253 i Narvik (z motywami ostatniej wojny światowej) po Japonię. Ale najpiękniejsze strofy zwrócone są do rodzimej ziemi w wierszu „Rozpachniała się Ziemia Poleska”. Wiersz ten, czuły jak membrana, drży w słowach pieszczotliwych i dziecinnych. Nic dziwnego - był pisany i cyzelowany na przestrzeni lat 1948-2009. W innych wierszach pisze o powinnościach człowieka, zjawiskach przyrody („Woda”). Łatwo zauważyć, że autor, podobnie jak inni poeci tego zbioru, jest liryczny, wkłada dużo ciepła w słowa, zachowuje rytmikę, dąży do syntezy rozbitego świata, choć może jest czasem zbyt dosłowny i ucieka od większego zmetaforyzowania. Do wyróżniających się w tej grupie należy poetka Krystyna Łagowska, również przedstawicielka starszego pokolenia. Jest autorką kilku cenionych tomików poetyckich. Pierwszy jej wiersz w antologii traktuje o poczcie powstańczej odnalezionej po latach, z finałem stygnącej dłoni, zapewne od pocisku. Ironiczny wydźwięk ma „Kołysanka”, w której jest motyw kobiety idącej przez ruiny i nucącej pieśń dla synka. Pełnię dramaturgii do- starcza wiersz „Salut Syrenki”. Znów mowa o Powstaniu Warszawskim, na trwale zapisanym w pamięci autorki. Jacy są jeszcze bohaterzy wiersza? Mali żołnierze bez mundurów,/ obrońcy ojczystego gniazda, - rozszczebiotane dzieciństwem głosy. Wiersz–hymn. Są w nim wysoce podniosłe fragmenty, a całość – zamknięta i zmuszająca do refleksji, a może i łez. Pięknie zmetaforyzowany jest liryk „Internet nieba”, „Gwiżdżę” i „Wachlarzem snów”. Są niby o podmiocie lirycznym, niby o rzeczywistości otaczającej, choć to nie pewne, oniryczne, które kunsztem dorastają najwyższym osiągnięciom współczesnej poezji. Cały blok jej tekstów kończy humorystyczny trójwers: 254 255 Nie kończę wiersza, bo czy może mieć koniec to co nie ma początku? Miriam Mazurkiewicz to świeży „nabytek” Klubu, ale doświadczona w pisaniu. Powszechnie znany żonkil u tej poetki mieni się wieloma walorami. Śpiewnie, rytmicznie toczą się słowa o marzeniu, aby zostać królewną, o kotkach, które o mało co nie zginę- ły, o Białej Królowej, o oddaniu mężczyźnie – w słowach najczulszych, kwietnych, z motywami tańca i róży. Piękny to erotyk, może najciekawszy w tym „bloku”. Ostatni z wierszy „Ławeczka Chopina” odnosi się bardziej do uroków przyrody niż brzmienia muzyki, chociaż zachowany jest nastrój ściszenia i nostalgii. Jej poezjowanie wykazuje sprawność warsztatową i poszukiwanie głębi. Nie tak dawno debiutująca tomem poetyckim „Stan wewnętrzny” Karina Miękus, przedstawia wiersze enigmatyczne, trudne w poetyce, oscyluje pomiędzy Norwidem a Białoszewskim, oczywiście, toutes proportions gardées. Czasem alogiczne, kryjące sens, przynoszą wieloznaczność i niedomówienie. Oczywiście ma na uwadze to, czy słowo wynika ze słowa, a rozbicie znaczenia zmusza do zastanowienia. Nasycony uczuciem jest utwór „***” (liczę dni)”; składny, logiczny. O miłości – bo większość wierszy poświęcona jest miłości – pisze autorka w wierszu ciekawym, acz krótkim pt. „*** litości ci brak”. Udany, zmetaforyzowany jest wiersz „Sztalugi”, gdzie kolory wynurzają się z głębi rzeczywistość. Refleksje miłosne, kon- tury ich, zawiera wiersz „Powróciłam potem”. „Głos z wewnątrz” to znów apel do partnera, aby szukał wolności dla dwojga. Korzystna ewolucję przechodzi poetka w wierszach „***(zaczaruj mnie)”, „*** (nie przerywaj ciszy)”, „*** (zmięta szmatka)”. Te wiersze są w pełni dojrzałe. Ale w ostatnim finał jest zaskakująco przykry, bowiem Zmięta szmatka/brudny kubeł/Oto wszystko co zostało/po tym przyjęciu. Te wiersze w porównaniu z wcześniejszymi zwiastują postęp w tworzywi i w wyobraźni poetyckiej. Andrzej Rodys, warszawiak, jest poetą Warszawy, jej apologetą, varsavianistą, kocha małą ojczyznę, dokonuje wiwisekcji spraw życiowych. Wiersz „Recuerdo” przedstawia z humorem przywiezioną z Hiszpanii zabawkę, która przypomina wrażenia podróżnicze i zmysłowe. Zupełnie inny temat pojawia się w utworze „Wezwanie do modlitwy”. Modlitwa przynosi pokój, odwagę, ducha, mądrość, pokorę – modlitwa skutecznie pomaga. Z zachwytem ożywia w jednym ze swoich wierszy pamięć o Edith Piaf i jej pieśniach. Słowa tytułu jej piosenki: „Je ne regrette rien” są dla poety najpiękniejszą fraza świata. 256 257 W osnowach swoich wierszy przechodzi z „miejsca na miejsce”. Ukazuje różne oblicza przyrody: różę, jesień w parku, pejzaż swego otoczenia. Nie jest monotematyczny. Po opisach natury przenosi się do kawiarni „Kot”, która jest przy ryneczku w sennym miasteczku. Prozaiczny to tekst, niby bez finezji, ale prostota jego jest świadoma. Opisowość, nie abstrakcja czy intelektualizm tu przeważa. Widoczne to też jest w obszernym tekście, niemal poemacie pt. „Zapiski starego warszawiaka”. Warszawa to miejsce zamieszkania poety z dziada pradziada. Miasto jest symbolem potęgi, walki i literatury (Wiech, Marek Hłasko). Irena Stopierzyńska-Siek to jakby poetka doctus (tak określano Staffa). Ukończyła studia na dwóch uczelniach: w Lublinie i Louvain. Jest członkiem Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich i Związku Literatów Polskich. Oprócz poezji uprawia też rysunek i malarstwo. Prowadzi spotkania literackie grupy „Poetica”. Esencja je poezji jest filozoficzna. W wierszu „Determinizm” napisała, że wiosna jak wolność wydaje się klęską. A w innym pyta: Skąd masz pojęcie nieskończoności? I odpowiada: pojęcie nieskończoności/to gen ducha. Coś z zasad wiary, coś z dociekań myślicieli – tak to wygląda. W „Terroryście” poetka mówi o n nieskuteczności walki z odwieczną niesprawiedliwością. Nie zaduma nad światem, ale próba jego wyjaśnienia - tu rządzi. Autorka szuka istoty zjawisk. Jeden ze swych wierszy poświęca „słowu”. Są słowa „jak balony”, puste w środku, ale – dla przeciwstawienia – przywołuje „słowa - znaki wiary i nadziei”. W wierszu „Tren na śmierć artysty” przewiduje, że sztuka nawet wybitnego twórcy dopiero z czasem bywa doceniona. To już nie światopoglądowe wyznanie, to utożsamienie się z celowością działań artysty. O życiu człowieka, o tym, że przyszłość maleje mówi w kolejnym wierszu. Podobnie w wierszu „Los”. Z jego aluzji wynika, że nie należy chadzać z nurtem epoki, a wytyczyć ścieżkę/w nieznane gwiazdozbiory. W utworze szlachetnego tonu: „Pozwólcie milczeć” najważniejszy zwrot mieści się w dwuwierszu: Niech słowo czeka/godziny natchnienia. W ostatnim utworze „Wspieraj 258 259 usychanie” – przekornie – brzmi pochwała usychania, umierania, ścinania przez zimową zamieć. Na wysoki poziom wzniosła się poezja Ireny Stopierzyńskiej-Siek. Piękny jest zestaw jej utworów w antologii – ułożony jakby z biegiem życia, a życie to nadaje i odkrywa człowiekowi często zaskakujący, nieodkryty sens. Udane, na tle dawniej pisanych, są wiersze Jadwigi Wodzyńskiej–Bujak, radomianki, autorki już wielu publikacji. Obrazy w jej wierszach zbudowane są z obserwacji miasta, natury, zadumy i apologii wiary. „Poszukiwanie” to próba przeżycia miłości (opisana poprzez konkret), „Cień latarni” to przeżycie obrazu miasta, „Zaduma w Czarnolesie” nawiązuje do miejsca zamieszkania Jana Kochanowskiego. Zauroczenia rozwiewa złoty jesienny liść, choć marzenia i echo trwają. Wszystkie trzy wiersze mają proweniencję regionalną, ale nie prozaiczną. „Wspomnienie” rozpoczyna się słowami, którymi wiersz mógłby się kończyć: jesteś moim marzeniem – znikłeś – odszedłeś jak – SEN! Jest też w tych wierszach opis i wnikanie ontologiczne w kamień, pochwała urody forsycji i róż. Pytanie końcowe: Cóż mam ci po- wiedzieć?/że kocham?” I dalej: „że jestem? Oto miłość utożsamiana z życiem. Lecz czy o wielką miłość łatwo? Dojrzałe są wiersze Jadwigi Wodzińskiej – Bujak, a poetka, obracając się w różnych środowiskach, może jeszcze dużo powiedzieć. Iwona Zielińska-Zamora, łodzianka od pokoleń, odwiedza klub warszawski „Poetica” i kieruje kwartalnikiem klubowym „Sekrety Żaru”, który ma zasięg ogólnopolski. Opublikowała po 2002 roku kilka książek poetyckich i prozatorskich, ciągle wznosząc się poziomem swego pisarstwa. Jest członkiem Związku Literatów Polskich. W tym wyborze zamieściła głownie wiersze miłosne, które łatwo umieścić w nurcie poezji Poświatowskiej, Ferenc, Hillary. Pierwszy wiersz odpowiada na pytanie, czym jest miłość. Czym jest? Powtórzmy. To wydeptana ścieżka do ogrodu/i róża z poranną łzą na płatkach. Wszystko to przenośnia. Drugi tekst ukazuje odbicie w lustrze kobiety i mężczyzny. Samolubstwo przynosi nudę. Poetycko potem pisze poetka: skóra twoja jak aksamit. O grze miłosnej – dalszy tekst. Sarkastycznie brzmi stwierdzenie, że noce kobiety nie są 260 261 melodią miłości, to mariaż z kuchenka i foremkami. Dalej, w wierszu „*** (jeszcze długo)” to czułe wspomnienie o nieżyjącym ojcu, to świadectwo przywiązania do ojca kochającej córki. Piękne wersety odnoszą się też do matki – jeszcze żyjącej. Wszystkie wiersze Iwony Zielińskiej Zamory przeniknięte są nutą osobistą. Stąd wdzięk tej poezji i zanurzenie w powabie, stroju oraz urokliwej atmosferze. Na koniec w antologii zamieszczono biogramy i wiersze opiekunów grupy „Poetica”, jej doradców i krytyków: Stanisława Stanika i Andrzeja Zaniewskiego. Otrzymali oni do „recenzji” ciekawy wybór utworów (każdy autor ma 10 wierszy), na wysokim poziomie artystycznym i są mile zaskoczeni pracą i osiągnięciami literatów z grupy Poetica. A jednak można postawić pytanie: czy te wiersze zostaną na dłużej w pamięci? W księgozbiorach bibliotek - na pewno, a w zbiorach prywatnych…? Chociaż zasługują na pamięć, czy nie czeka ich los, którym pisał Norwid w wierszu „Czas i prawda”: 262 Iluż? Ja świeżych książek widziałem skonanie – W samej wiośnie ich życia!... a nie były tanie, I kiedy je składano, czekał świat, by wyszły, Przewidując wzruszenie, albo oklask przyszły. (***) A w tydzień, już się same okładki tych książek Odchylają, jak krańce używanych wstążek, Gdzieniegdzie i pył leci, jak w p o p i e l n ąś r o d ę, Na niebotyczny ustęp, na skrzydlatą odę, I słychać… że ktoś chyłkiem wzmiankował niechcący O pewnej innej książce, wyjść wkrótce mającej. Stanisław Stanik 263