Słowo jako balsam na nienasycenie

Transkrypt

Słowo jako balsam na nienasycenie
Słowo jako balsam na nienasycenie
Wydanie publikacji zostało dofinansowane
przez:
Zarząd Województwa Mazowieckiego
Wydawnictwo KOMOGRAF
Słowo
jak balsam
na nienasycenie
Antologia
Polski Związek Niewidomych
Okręg Mazowiecki
Grupa Literacka POETICA
Warszawa 2011
Spis treści
Słowo wprowadzające.....................................11
Andrzej Zaniewski, Chwała nienasyconym
Wybór i oprac. red.: Janusz Siek
Oprac. typograficzne: Wydaw. KOMOGRAF
Projekt okładki: Studio Wydaw. KOMOGRAF
© Copyright by Polski Związek Niewidomych
Okręg Mazowiecki. Klub Twórczości ŻAR
Grupa Literacka POETICA 2011
ISBN 978-83-62769-35-3
Wybór wierszy
Genowefa Cagara....................................21
– Zapatrzeć się........................................23
– Noc stoi w drzwiach...........................24
– Gdy świat dojdzie do przepaści......25
– Jesienią pachnące doliny..................26
– Kieliszek wina.....................................27
– Marquez.................................................28
– Ostatni dzień lata................................30
– Powinnam odejść...............................31
– Wiatrem lekkim..................................32
– Wieczór..................................................33
Andrzej Chutkowski..................................35
– Logos......................................................39
– Trzy ścieżki..........................................41
– Kamień i motyka................................43
– Tablice....................................................45
– Przelewy................................................47
– Dług publiczny....................................50
– A imię ich 44........................................53
– Spiżowe serce......................................56
– Światła....................................................58
– Niknąca gwiazda.................................61
Elżbieta Dąbrówka-Madej........................63
– Floksy.....................................................67
– Myśli słowa..........................................68
– Nie wiem…...........................................69
– Dawnego szkoda.................................71
– Stokrotki................................................73
– Warszawa dawne.................................74
– Spotkanie z Kubusiem......................75
– Rozmyślanie o Judaszu.....................77
– Wspomnienia.......................................79
– Milczenie...............................................80
Hanna Domańska.......................................81
– Nieświadomość....................................83
– *** (zagubione serce)..........................84
– Przebudzenie.......................................85
– Miłość....................................................86
– Staruszki................................................88
– Traktat o szczęściu.............................89
– Co zostanie po nas.............................90
– *** (a kiedy stanę)................................91
– *** (a w Edenie)....................................92
– Bezrobotni............................................93
Zbigniew Gajewski.....................................95
– Czy wiesz dlaczego............................99
– Fatamorgana......................................101
– Koleje życia........................................103
– Lipa - słowiańskie drzewo.............104
– Narvik...................................................105
– Nie wiedzą...........................................107
– Nie wiem… i dlaczego....................108
– Rozpachniała się ziemia poleska110
– Trzeba..................................................112
– Woda.....................................................113
Krystyna Łagowska..................................115
– Poczta powstańcza............................119
– Kołysanka...........................................120
– Warszawskie matki..........................122
– Salut Syrenki......................................123
– Internet nieba....................................125
– Gwiżdżę................................................126
– Jaki kolor?...........................................127
– Ćmy.......................................................129
– Wachlarzem snów............................130
– Ponad horyzont czasu................... 131
Miriam Mazurkiewicz.............................133
– Poezja o żonkilu...............................135
– Królewna.............................................136
– Biały kotek.........................................137
– Cichy zamek......................................138
– Kwiaty...................................................139
– Nadzieja...............................................140
– Osa........................................................141
– Tęsknota..............................................143
– O Widorku..........................................144
– Ławeczka Chopina...........................145
Karina Miękus..........................................147
– Poranny wiersz.................................149
– *** (liczę dni).......................................150
– *** (litości ci brak).............................151
– Sztalugi.................................................152
– *** (wróciłam potem).......................153
– Głos z wewnątrz................................154
– *** (zaczaruj mnie)............................155
– *** (nie przerywaj cisz)....................156
– *** (zmieta szmatka)..........................157
– Samotna prawda................................158
Andrzej Rodys...........................................159
– Recuerdo.............................................163
– Wezwanie do modlitwy...................164
– Je ne regrette rien............................166
– Róża......................................................168
– Jesień w parku...................................169
– ballada o kawiarni „Kot”................170
– Zapiski starego warszawiaka........173
– Żołnierzowi powstania...................177
– Zaczarowany state............................178
– Lalka.....................................................179
Irena Stopierzyńska-Siek.......................181
– Determinizm......................................185
– Skąd masz...........................................186
– Terrorysta...........................................187
– Kobieta w oknie................................188
– *** (są takie słowa)............................190
– Tren na śmierć artysty...................191
– U początku, u kresu.........................193
– Los.........................................................194
– Pozwólcie milczeć195
– Wspieraj usychanie..........................196
Jadwiga Wodzyńska-Bujak.....................197
– Poszukiwanie.....................................201
– Cień latarni.........................................202
– Zaduma w Czarnolesie...................203
– Wspomnienie.....................................205
– *** (zatopiona w zamyśleniu).........206
– Szukam.................................................207
– Wiatr historii.....................................208
– Kwiat forsycji.....................................209
– Róże......................................................210
– Pytanie.................................................211
Iwona Zielińska-Zamora........................213
– Miłość..................................................217
– Klucz.....................................................218
– *** (skóra twoja jak aksamit).........219
– *** (gdzieś na krawędzi)..................220
– Intymne wyznanie kobiety............221
– Intymne wyznanie kobiety............222
c.d.
– *** (jeszcze długo).............................223
– *** (testament).....................................224
– Niebieska sukienka..........................225
– Stare kobiety......................................227
Addenda: miary i odniesienia.....................229
Stanisław Stanik.......................................231
– Klisza....................................................235
– Do młodych poetów........................236
– Polskę ratują poeci..........................237
Andrzej Zaniewski.........................239
– O słowie..............................................241
– Niepełna definicja............................242
poezji
– *** (Matko Boża)................................243
Po «słowie»......................................................245
10
Słowo wprowadzające
Andrzej Zaniewski
Chwała nienasyconym
Tytuł tej antologii: „Słowo jak balsam na
nienasycenie” zawiera w sobie sprawczą moc
przesłania. „Słowo” rozumiem jak poezję lub
więcej: jak literaturę, a w „nienasyceniu” odnajduję wciąż nas niepokojącą potrzebę tworzenia, potrzebę na tyle kreatywną, że połączyła aż 14 różnorodnych poetyckich osobowości. Nazwiska, jak i osoby są mi znane z rozlicznych spotkań i wspólnych działań, z lektur
i częstych dyskusji, co równolegle sprzyja,
jak i przeszkadza w pisaniu niniejszego wstępu. Jest to więc wspólne dzieło przyjaciół lub
dobrych znajomych, a równocześnie ważny dokument czasu, w którym odnaleźliśmy
się, o co przecież niełatwo, wobec bolesnych
często zawirowań społecznych, politycznych,
cywilizacyjnych. W wierszach jak w małych
zwierciadłach lub w kawałkach i okruchach
stłuczonego lustra odbija się rzeczywistość,
nasz świat dostrzegany przez pisarza – kronikarza – poetę. I jest to świat widziany przez
pryzmat własnej biografii, osobliwej wrażliwości czy nadwrażliwości, gdzie życie autora
11
staje się niekiedy kluczem do zrozumienia
sensu i celu utworu. Wizje wyobraźni, przewidywania przyszłości, wspomnienia, przeżycia,
fakty i zmyślenia, powidoki i opisy niemal fotograficzne - spotykają się i wzajemnie uzupełniają, nie przeszkadzając sobie wzajemnie,
nie kłócąc się i nie likwidując, a przeciwnie.
Ujęcia tematów bywają konkretne lub symboliczne, reportażowe lub impresyjne, epickie
bądź liryczne, bezpośrednie lub zamaskowane metaforą. Spotkali się tu poeci klasycyzujący i religijni, lingwiści i tradycjonaliści,
katastrofiści i postromantycy, autentyści i kreacjoniści… A każde z tych nazwisk łączę z indywidualną, wyrazistą poetyką i bardzo osobistym stosunkiem do świata przedstawionego
i nieprzedstawionego…
Genowefa Cagara buduje delikatne kompozycje, dopracowane w szczegółach, o zdecydowanych pointach. Otaczający ją świat
wydaje się mroczny, drapieżny, pełen niebezpieczeństw wróżących niespodziewaną katastrofę. Każdy dzień istnienia może być równocześnie ostatnim.
Andrzej Chutkowski znakomicie czuje się
zarówno w tematach konkretnych, realnych,
aktualnych, jak i historycznych. Sięga po ważne problemy społeczne i polityczne, a nawet
ekonomiczno-finansowe, jak dług publiczny.
Wypowiada się w sposób zdecydowany, często
reagując ostro, polemizując, atakując lub broniąc swych racji. Uwagę zwracają stosowane
przez niego formy epickie, rozległe, rytmiczne frazy świetnie sprawdzające się w recytacjach, co nie dziwi, bowiem znane są związki
autora z teatrem.
Elżbieta Dąbrówka-Madej stara się zbilansować w poezji swój los, zamknąć w wierszach
ważne zdarzenia, uczucia, zwycięstwa i klęski,
opisać odległą nawet przeszłość. A pisze tak
sugestywnie, że czytelnik ma wrażenie, jakby
wszystko to zdarzyło się wczoraj. Relacje te
z konieczności skrótowe i zamknięte w formach przeważnie tradycyjnych, świadczą
o wielkiej wrażliwości i potrzebie odnajdywania związków między czasem, który minął,
a dniem obecnym.
Hanna Domańska komponuje piękne, subtelne, zwarte wiersze oczarowujące nas swą
zwięzłością, bogatą symboliką, obrazami z życia i lirycznymi wnioskami w zakończeniu
utworów. Są to jakby liryczne przypisy do
12
13
naszych własnych rozmyślań, często o charakterze anegdoty lub dygresji. Każdy z tych
wierszy wydaje się odrębnym dziełem sztuki – konstrukcją intelektualną zaplanowaną
w szczegółach, a przecież wszystkie łączy wyrazista autorska poetyka.
Zbigniew Gajewski tworzy wiersze pełne
ekspresji i zachwytu nad urodą i możliwościami języka ojczystego. Piewca – świadomie
używam tu tego romantycznego określenia
– „słowiańskiej wzajemności” sięga do korzeni naszej mowy, ukazując zależności i zbliżenia słów, i zwrotów. Szereg utworów nawiązuje do literatury serbo-łużyckiej, bliskiej nam
poprzez granicę na Odrze i Nysie właśnie
Łużyckiej. W licznych utworach autor wyraża
swój ból przemijania i zastanawia się nad sensem człowieczego losu.
Krystyna Łagowska to poetka o niezwykłej,
przebogatej wyobraźni przywołującej autentyczne wizje z warszawskiego powstania. Jej
wiersze oscylują pomiędzy epiką, a liryką, łączą się w nich wydarzenia konkretne, niekiedy już historyczne z refleksjami, impresjami,
dygresjami do czasów współczesnych. Poetka
tworzy zaskakujące, niespodziewane obrazy symboliczne jak ten warszawskiej Syreny
składającej hołd przed pomnikiem Małego
Powstańca.
Miriam Mazurkiewicz najchętniej sięga
do szczegółu, wokół którego tworzy wiersz.
Subtelne liryczne wizje, których bohaterami
stają się żonkile, księżniczki, kotki, kwiaty, osy,
ciche zamki nawiązują do dziecięcego - marzycielskiego spoglądania na rzeczywistość.
Zachwycona przyrodą i swym zaistnieniem,
poetka nadaje tym kwietnym-lirycznym rekwizytom wymiar symboliczny i metaforyczny, co sprzyja pogłębieniu treści tych bardzo
subtelnych utworów.
Karina Miękus stara się zatrzymać chwilę,
Jej wiersze to krótkie, najwyżej kilkunastowersowe notatki, zapiski, nagle zatrzymane
olśnienia. Wszystkie wersy i słowa są tu potrzebne, niezbędne, konieczne. Utwór bywa
niekiedy jednym, dokładnie odmierzonym
zdaniem zawierającym jednocześnie treść
i pointę. Uwagę zwraca uczulenie na czas,
porę, godzinę narodzin utworu, co świadczy o powiązaniu problemów warsztatowych
z własną filozofią twórczości. Każdy z wierszy
niesie odrębną, samotną prawdę.
Andrzej Rodys to autor w pełni ukształtowany i dojrzały. Tworzy wiersze fabularne,
14
15
opowiadające, poetyckie felietony, baśnie, reportaże, ballady. Po mistrzowsku posługuje się
anegdotą, wykorzystując wszelkie możliwości
w celu udramatyzowania i uatrakcyjnienia
tekstu. Skala poruszanych przezeń tematów
wydaje się niewyczerpana, a wyjątkowa przezroczystość – czytelność jego dzieł sprawia, że
jest przeważnie ulubieńcem czytelników.
Irena Stopierzyńska-Siek stworzyła własny model filozofii tworzenia. Są to głębokie,
piękne wiersze, pełne rozważań moralnych,
zastanowień, pytań i problemów ostatecznych
dotyczących naszego losu, sensu istnienia,
celu życia. W wielu znakomitych wierszach
– zawsze o dopracowanej, wycyzelowanej formie – poetka zastanawia się nad sensem sztuki, poezji, gramatyki, stylistyki, wyboru takiej
czy innej formy języka. Poruszanie się w kręgu spraw ostatecznych, najważniejszych, od
których nie ma ucieczki wymaga od autorki
wyjątkowej wewnętrznej dyscypliny i samoświadomości. W zachowaniu wewnętrznego
spokoju i dystansu pomaga jej niewątpliwie
autentyczna, głęboka wiara.
Jadwiga Wodzyńska-Bujak wypełnia swoje życie poezją wzniosłą i pełną niepokoju.
Tajemnica stworzenia, tajemnica istnienia,
wielkość Stwórcy i nasza małość, znikomość,
niedoskonałość – to podstawowe dylematy
w jej poetyckim świecie. Autorka głęboko
wierząca i religijna stara się otworzyć przed
czytelnikami swą duszę, wyspowiadać się ze
swych zamierzeń, przekonać ich do wiary
w jej najczystszej postaci. Na wielki szacunek
zasługuje je przywiązanie do ideałów, o których wielu z nas dziś zapomina.
Iwona Zielińska-Zamora tworzy liryczne dziełka, pełne zmysłowości i subtelnego
erotyzmu, wiersze-zwierzenia intymne, niedopowiedziane, typowo kobiece. Odnalazłem
w tych utworach wiele pięknych miejsc, skojarzeń, motywów świadczących o wrażliwości,
talencie i głębokim poczuciu wewnętrznego
osamotnienia. Wzruszyły mnie szczególnie
momenty bardzo osobistych wyznań, które
określałem w myślach „spowiedzią dziecięcia
wieku”, gorzkich, smutnych wspomnień związanych ze śmiercią ojca i nieuniknioną cezurą przemijania.
Stanisław Stanik to autor znany z wielu
książek poetyckich i z prozy zarówno krytycznej, jak i beletrystycznej. Porusza w swych
16
17
wierszach ważne problemy społeczne, polityczne, literackie, cywilizacyjne, chociaż znaleźć można w jego twórczości prawdziwe liryczne perełki. Należy do czołówki niedocenionych i niedostrzeganych współczesnych
polskich pisarzy.
Andrzej Zaniewski znany mi jest głównie
z porannych i wieczornych spojrzeń w lustro.
Czy znam go na tyle dobrze, żeby poświęcić
mu kilka zdań? I czy warto pisać o sobie, gdy
jakże często czynią to inni?
Grupa Literacka „Poetica” z ulicy Jasnej 22
w Warszawie, związana z Klubem Twórczości
ZAR przy Okręgu Mazowieckim Polskiego
Związku Niewidomych, jak wiele podobnych
wspólnot literackich, ma swą bogatą przeszłość, historię obfitującą w powitania, pożegnania, odejścia. Przedstawione tu, ledwie zarysowane, charakterystyki autorów nakreślone zostały ze świadomością zmienności człowieczych losów, a szczególnie z wciąż dokonującym się przeobrażeniem niespokojnych
sylwetek twórców literatury. Prawdopodobnie
za lat pięć lub dziesięć kształt grupy ulegnie
zdecydowanej zmianie i pojawią się nowe, na
razie nieprzewidywane nazwiska.
Od momentu moich pierwszych kontaktów z grupą zrzeszonych tu twórców, minęło
już lat ponad dziesięć i była to dekada bogata
w wydarzenia i zmiany również w sferze świadomości. Niepewni siebie, niekiedy bliscy zagubienia i rezygnacji autorzy, przeobrazili się
w prawdziwych pisarzy, słusznie uznających
literaturę za swą profesję, dziś tworzących
wartościowe i uznane dzieła.
I tacy właśnie dojrzali, autentyczni pisarze,
znając wagę swych literackich osiągnięć, powinni spotykać się w antologiach, prezentując swą twórczość i w pewnym sensie ze sobą
rywalizując. Potrzeba antologijnej twórczości
jest chyba równie dawna jak cała literatura…
Pierwszy bowiem zbiór epigramów ponad
40. poetów pt. „Wieniec” opublikował grecki
poeta Meleager z Gadary w Palestynie w 70.
roku p.n.e. Takich cennych wieńców i kręgów
znalazłoby się w światowej literaturze jeszcze
kilka. Jednak najbliższy antologii „Słowo jak
balsam na nienasycenie” wydaje mi się zbiór
sentencji moralnych różnych autorów zebranych przez Jana ze Stoboi z VI wieku n.e. zatytułowany „Florilegium” – czyli „Sto kwiatów”.
18
19
Andrzej Zaniewski
Genowefa Cagara
20
21
Tworzeniem wierszy zajmuje się od około dziesięciu lat. Przez długi czas pisała prawie wyłącznie „do szuflady”. Dopiero cztery
lata temu, dzięki Piotrowi Królowi, zaczęła
chodzić na spotkania grupy „Poetica” Klubu
Twórczości „ŻAR”,
Od tego czasu na spotkaniach tej grupy czyta to, co napisała, ponadto opublikowała kilka
swoich wierszy na łamach kwartalnika „Sekrety ŻARu”.
Brała udział w kilku konkursach literackich
i otrzymała wyróżnienie, i drugą nagrodę
w Ogólnopolskim Konkursie Osób Niepełnosprawnych organizowanym w Krakowie.
Do tej pory nie wydała jeszcze żadnego tomiku, ale ma nadzieję, że kiedyś to nastąpi.
22
Zapatrzeć się...
Zapatrzeć się na zielono-złoty świat.
Zasłuchać w śmiech dzieci. W rozmowy ptaków.
Tylko jak to zrobić?
Świat ubrał czarny płaszcz nienawiści i zła.
Dzieci walczą ze sobą na słowa
i pięści.
A ptaki? Trzymają w dziobkach uschnięte kreski
gałązek.
Gdzie szukać innej, cieplejszej
planety?
Jaśniejszych oczu i serc?
Proszę. Zbuduj bezpieczny statek.
Zabierz do niego wiosenną kiść bzu I jedno tylko słowo: „nadzieja”.
23
Noc stoi w drzwiach
Gdy świat dojdzie do przepaści
Drewniana chata. Stromy dach.
Księżyca lampa srebrna.
I noc w otwartych stoi drzwiach,
Samotna i niepewna.
Wrzuciła w wodę kilka gwiazd
Na szczęście. Na pogodę.
Chce mi darować dobry czas Bezpieczne chwile z tobą.
Już wiem, że przyjdziesz dzisiaj tu,
Przynosząc mi swą radość,
Gdy po upalnym jasnym dniu
Góry spać się pokładą.
Noc skryje księżyc, wezwie wiatr,
By spokój nastał wszędzie.
By nas otulił cichy świat,
Gdy przy mnie znowu będziesz.
Gdy świat dojdzie do przepaści,
Dopłynie na życia brzeg,
Pustkę przed sobą zobaczy I poczuje wielki lęk.
Lecz nie stanie. Pójdzie dalej.
Za przepaści zimnej skraj.
A my, ludzie biedni, mali,
Stoczymy się w dół, jak głaz.
Mgłą odpłynie wiara, pewność.
Zatrzymanej chwili czar.
Serc mydlane bańki pękną. I czas tylko będzie trwał.
24
25
Jesienią pachnące doliny
Kieliszek wina
Idę przez jesienią pachnące doliny.
Pod niebem pajęczą nicią haftowanym.
Kroplami jarzębin spadają godziny.
Czas wczesnej jesieni nalewką się staje.
Z drzew płyną zaklęte w szelesty wspomnienia.
Wiatr dłonią wygładza mozaikę
promienną.
Nim kolor i spokój w chłód zimy się zmieni,
Chce chwil ulotnością pożegnać się ze mną...
Sierpniowych słodyczy jezioro,
Zamknięte w krysztale kieliszka,
Znów płonie purpurą wieczoru,
Jak słońca rubiny przejrzystą.
Na szczęście grosz wrzucę do wina,
By na dnie je zbierał z kropelek.
A może, nim wieczór przeminie,
To szczęście z kimś bliskim podzielę?
I może, gdy dna sięgnie pustka,
Błyszcząca nadziei moneta
Uśmiechem rozjaśni mi usta
I w światy mnie weźmie dalekie
Od smutków zbyt ciężkich i lęku,
Od tego, co łzami się kończy.
I będę światełkiem maleńkim Snu gwiazdą rozjaśnię ci oczy.
26
27
Marquez
dedykowane „Zawiszakom” 1984
Ciężki koc nocy nie utulił
rozgniewanych fal.
Nie uśpił zbyt niecierpliwego wiatru.
W ciemność wystrzelił czerwony błysk strachu...
Kto go uspokoi? Kto odpowie?
Nadleciały wichrem jedynie grzmoty
- i biało-czerwona nadzieja.
Z labiryntu myśli, z głębin rozpaczy,
Wybiegł bezgłośny krzyk.
Słowa, zamarłe na otwartych ustach.
Przerażone swoją bezsiłą.
Woda nie ma serca.
Bierze wszystko, co zagarną jej
zaborcze dłonie.
Bawi się teraz słowami, które nie znajdą już ust,
28
Słońcami jabłek, nieznajdującymi
kolejnego dnia,
Bucikami, tęskniącymi za bieganiem po deskach
pokładu.
To tylko bezużyteczne zabawki
kapryśnego bezwzględnego morza.
Cienie obietnic dobrego spokojnego życia...
29
Ostatni lata dzień
Powinnam odejść...
Ostatni dzień wolności. Ostatni lata dzień.
Myśli jak czarne kruki krążą nad tobą stadem.
Zbyt jasna tarcza słońca nie kryje się we mgle.
Chmur złoto i różowość na niebie sny układa.
Żeby choć ciemne chmury. Żeby choć padał
deszcz.
Żeby choć można było kamienie
z serca spłukać.
Lecz czas przestrzeni, wiatru,
prześliczny kończy zmierzch I tylko chore myśli całunem okrył smutek.
Już wkrótce, dziś wieczorem, dom ściany
zamknie swe.
Jak zimna tafla lodu przygniecie serce skałą.
Piaskiem pod powiekami i na pamięci dnie
Znajdziesz ten zmierzch i radość.
- To tylko ci zostało.
Powinnam odejść.
Zostawić spojrzenie koło lustra, jak szczotkę do
włosów,
Przyklejoną na drzwiach lodówki
kartkę:
„nie jem kolacji”
I chleb, właśnie wyjęty z piekarnika.
Powinnam odejść.
Nie myśleć o słońcu, dzielącym moje życie na
garść filmów
krótkometrażowych I o ciepłym domu, w którym ciągle są przeciągi.
Powinnam odejść.
Jak odchodzą w niepamięć połamane lalki,
Zbyt smutne sny i za wielkie
marzenia.
Zamiast mnie zostanie tu, na ziemi, jedna łza.
30
31
Wiatrem lekkim
Wieczór
Gładzić wiatrem lekkim toń rozgrzanej wody.
Trzymać się za ręce z ważką
w lotnym tańcu.
W blasku rozżarzonej purpury zachodu
Przynosić księżyca szczerozłotą
tarczę.
Ponad łąką płynąć mgły powiewnym szalem,
Rozrzucać zapachów krople kolorowe.
Wśród traw złotorudych piosenkę
odnaleźć,
By ją śpiewnym strunom gitary
darować.
One będą nucić wiatrowi, mgle lekkiej.
Odnajdą marzenia, ukryte wśród
trawy.
Słońce na ziemi
Z ciepłych promieni
Uplotło stubarwny dywan,
Po którym ona,
Noc rozgwieżdżona,
Na dnia spotkanie przybyła.
I kiedy ludzie
Po dziennym trudzie
W swych domach odpoczywali,
Oni przez moment,
Jak sny zgubione,
Okruchy szczęścia chwytali.
Lecz już po chwili
Osobno byli,
Bo odszedł dzień w ciepłych blaskach.
Ona została,
W łez gwiazdach cała,
Czekając nadejścia brzasku.
Teraz się snuje
I wypatruje
Jasności, która oznacza
Moment już bliski,
Gdy znowu wszystko
Na krótką chwilę powraca.
I tak codziennie Zawsze, niezmiennie -
A gdy noc we włosy gwiazd diamenty wepnie,
W sercu cichy spokój i sny
pozostawią.
32
33
Trwa ta niedoszła ich miłość,
Bo nie ma mocy,
Która dzień z nocą
Na wieki by połączyła.
Andrzej Chudkowski
34
35
Urodził się w 1943 r. w Radomiu. Od 1944
r. mieszka w Warszawie.
bilitacji Osób Niepełnosprawnych im. ks. bp.
Jana Chrapka w Grudziądzu.
Liceum Ogólnokształcące im. Stefana Żeromskiego ukończył w 1963 r. Po maturze
rozpoczął studia na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego. Studia polonistyczne musiał jednak przerwać z powodu choroby
oczu i operacji okulistycznej.
W konkursach i przeglądach artystycznych
– indywidualnych i zespołowych - zdobył liczne nagrody i wyróżnienia, w tym pięć wyróżnień w finałach Ogólnopolskiego Konkursu
Recytatorskiego i trzy wyróżnienia w konkursach recytatorskich organizowanych przez
Towarzystwo Krzewienia Kultury Teatralnej
- organizatora Ogólnopolskich Konkursów
Recytatorskich.
W 1967 r. rozpoczął działalność społecznokulturalną związaną z zawodem instruktora
kulturalno-oświatowego: prowadzi Przyzakładowy Klubu dla Rehabilitantów po Schorzeniach Psychicznych oraz zajęcia kulturalne
w środowisku młodych spółdzielców. W 1975
r. podejmuje się prowadzenia kabaretu „Gafa”
przy Okręgu Mazowieckim Polskiego Związku Niewidomych. Przy tej samej instytucji
w 1982 r. tworzy poświęcony poezji „Teatru
Małych Form”.
Od 1991 r. aż po dziś dzień aktywnie uczestniczy w imprezach, konkursach i warsztatach
organizowanych przez powołane do życia
w 1988 r. Krajowe Centrum Kultury Niewidomych w Kielcach.
Od 2000 r. nie pomija też przeglądów artystycznych i warsztatów recytatorsko-teatralnych organizowanych przez Centrum Reha36
Od chwili powstania (2000 r.) uczestniczy
w działaniach Klubu Twórczości ŻAR przy
Okręgu Mazowieckim Polskiego Związku
Niewidomych, a od 2007 r. jest jego prezesem.
Jest członkiem Grupy Literackiej POETICA
działającej w ramach tego Klubu.
Od 2002 r. do 2008 r. prowadził w ramach
Klubu Twórczości ŻAR Zespół Małej Formy
Teatralnej „Sekret”.
Od 1997 r. publikuje własne wiersze w antologiach „Jesteśmy”, w „Świętokrzyskim Kwartalniku Literackim” oraz w wydawanym prze
grupę literacką „Poetica” kwartalniku literackim „Sekrety ŻARu”.
37
Obecnie oczekuje na wydanie przez Oficynę Wydaw. „Ston 2” w Kielcach pierwszego
zbioru własnej poezji.
Od 1972 r. żonaty, posiada troje dzieci i aktualnie czworo wnucząt.
38
Logos
Spadł na mą głowę bezbolesną
chłostą,
jak słoneczna ulewa, co napełnia
tętnem
chlorofilowych mikrodzbanów
nieprzebrane chaszcze,
by w tym, co po przewlekłej suszy
obumarłą już warstwą przylgnęło do kamieni,
wskrzesić od nowa instynktowną żądzę
udziału w trwaniu, czuciu,
choćby nawet w bólu.
Głowę moją przesiąkły zaledwie
kropelki
z owej cudownej, sprawczej
rzęsistości.
Przez szarość jej substancji
przemknął jednak błyskiem,
zawirował ogromem Alfy i Omegi
i tym, co było początkiem przed wszelkim początkiem.
Tak w chruścianych opłotkach mojego umysłu
wyrósł górą z nie do ujrzenia
szczytem ponad obłokami.
I choć wiem, że nie przestrzelę
anemią swych spojrzeń
39
owej gęstej, skłębionej, chmurzystej kopuły,
jednak patrzę, więc jestem,
więc coś się zmieniło.
Trzy ścieżki
Czy czujesz moją siłę na tej ścieżce stromej?
Spójrz, nie idę, a tańczę,
więc czego się lękasz?
Mego ramienia twardość jest tobie poręczą.
Nie dziękuj mi, nie trzeba.
I tylko pamiętaj, że to ja i nikt inny
jestem tu tym mocnym.
I przecież stać mnie na to,
by nawet co słabszym udzielić dobra wsparcia,
a nawet litości.
*
Jakże się różnią szlaki, którymi
podążam,
bo teraz na tej ścieżce, jak cierń każdy kamyk.
Buty me grzęzną w błocie,
a w słabnącej dłoni gnie się
i trzeszczy kostur, którym się
podpieram.
I nie wiem co jest gorsze: czy lęk,
co mnie ścina,
że przy kolejnym kroku być może w dół runę,
czy wstyd, że za ręce podane mi w pomoc,
dziękować muszę tamtym, silniejszym ode
mnie.
40
41
*
Są takie przejścia, gdzie choćby świetlika
próżno przed sobą w mroku
wypatruję.
Gdzie każde me stąpnięcie coraz
bardziej chwiejne.
Daremnie szukam jakiejś życzliwej mi dłoni,
co by mi pomóc mogła
i przeprowadziła,
bo nawet ci najbliżsi też mają swe sprawy.
Ale jest jedno ramię niezmierzonej mocy,
to naznaczone blizną po gwoździu i męce.
W głębi tych ciemnych dolin
samotnego wesprze.
Lecz czy się o tym pamięta, czy ufa
i wierzy?
42
Kamień i motyka
Motto: Nie kochaj żadnego kraju.Kraje
łatwo giną…
Czesław Miłosz
Znów się wyrwałeś przed szereg,
by Goliatowi pomachać,
żeby choć szabelką,
bo to, co trzymasz w garści
to ledwo motyka.
Chciałbyś godzić nią w słońce
odbite w żelazie zbroi
i miecza owego kolosa,
co but swój znów postawił
na kałkaskiej ziemi,
gdzie nas zawsze witano
uśmiechem i winem.
Mocarz miał swe powody,
więc zrobił, co zrobił
i nie pytał nikogo.
Veni vidi vici.
Uznają to poniekąd
nawet co silniejsi,
mając za priorytet
udział w targowisku.
I wśród nas coraz więcej
43
tych, co swe poglądy
ufryzowali zgodnie z modą
światowych salonów,
cisnąwszy do lamusa
kodeksy Lechitów.
Cóż – incydent gruziński
w historii nie pierwszy
i nie… lecz tu czym prędzej urwę,
nie skończę slogan,
by nie wykrakać czegoś
w fatalną godzinę.
A zatem trzeba,
choćby tylko z kamieniem Dawida
stanąć wierząc, że jest Ktoś,
silniejszy nad mocarzy świata.
Tablice
Zniesione ze szczytu Synaju
na barkach siłacza,
powołanego przy gorejącym krzewie,
dwie kamienne płyty
uderzyły w złotego bałwana o
zwierzęcej głowie,
starły ognisko ludzkiego występku.
Wtedy się udało
Dwie kamienne płyty,
doskonały dar Niebios,
ideał lapidarności moralnej,
dziesięć prostych imperatywów.
Nie można było krócej i wyraźniej.
Dwie kamienne tablice i przynajmniej ta
druga
była jako pierwowzór późniejszych
kodeksów,
coraz sprawiedliwszych.
I tak wciąż urasta okazała wieżyca,
aż po piętro cywilizacji naszych
czasów.
Dwie tablice przysypane lawiną
coraz to lepszych pomysłów na prawo.
44
45
A my wciąż zabijamy, okradamy, szkalujemy
innych.
Z inwencją nieskończoną szukamy uciechy
w sabatach nierządu.
Na klęczkach czcimy potęgi
kosmosu – dawcy dóbr wszelakich.
Czcimy jeszcze pieniądze,
no i samych siebie.
Dwie kamienne tablice
dźwigam mimo wszystko,
krzyżuje się na mym grzbiecie
kształt ich wydłużony.
Droga ciężka pod górę,
może by tak na skróty…
Czasami więc próbuję
przy którymś z dziesięciu nakazów
zmienić kropkę w przecinek i dopisać aneks,
gryzmoląc pierwsze słowa na „ale”, „jeżeli”…
Wcześniej czy później kończę to
wywrotką,
lecz chociaż trochę bolą
guzy i siniaki,
trzeba się jakoś dźwignąć
i znowu iść dalej.
46
Przelewy
Żeby nie przewrócili tylko –
powtarzała z lękiem,
zaciskając do bólu pokrzywionych
stawów,
drobne swe palce na zbawczym uchwycie.
Czuła twarde, kanciaste łokcie
i ramiona,
co ją gniotły w tym tłumie, gdy
szarpał autobus.
Skóra starej torebki, wszak
nie unerwiona,
nie mogła wyczuć palców zręcznych
perfekcyjnie,
co się cicho wsunęły niemal bez oporu
i jak gdyby uchwytem dokładnej
pęsety,
jeden jedyny banknot pomięty i mały
wywlekły bezszmerowo
no i bezpowrotnie.
Miał ten marny papierek, choć w stopniu
znikomym,
zapewnić to co trzeba przez tych dni jeszcze
parę,
które pozostały zanim to znowu do drzwi
listonosz zadzwoni.
47
Na jakąż mikroskalę dokonał się
przelew?…
Na wyciągach bankowych cyfry ciągle nowe
i łańcuch zer urasta, i oko raduje.
Można już świat przemierzać ponad obłokami,
w kabinach business-klasy, albo
rączym jachtem,
ku plażom wysp szczęśliwych, gdzieś
pod zwrotnikami.
Po szczeblach czyichś karków udana
wspinaczka.
Wreszcie z tego poziomu strumieniom
pieniędzy
zostanie czyjaś dusza… lecz cóż to takiego?
Zwracając się per głupcze nie mógł mieć
na myśli,
owych, którzy posiedli takich dóbr zasoby,
bo przecież ci musieli mieć nie lada głowy,
by prześlizgnąć się wężem przez
kodeksów gąszcze.
Czyżby naprawdę w jakąś inną sferę bytu
dokonywałyby się ludzkich dusz
przelewy?
Jeżeli tak, to chyba tylko tychże głupców,
czyli po prostu, mrowia tej marnej mizerii.
można nadać kierunek we
własne koryto.
Choć one miały zmienić, coś znacznie
poprawić,
tym właśnie co na dole zostali
zdeptani.
Na jakąż makroskalę idą
te przelewy?…
Coś o brudnych pieniądzach moraliści prawią,
że pecunia non olet chyba zapomnieli.
Jakże to pisał tamten… no – jak mu na imię?
Bodajże Łukasz strasząc, że jeszcze tej nocy
48
49
Dług publiczny
Andrzejowi Rodysowi
Donoszą media, że mamy deficyt
w budżecie państwa, cóż – poważna rzecz.
Ponad pięćdziesiąt miliardów,
więc krzyczy wielkością swoją sama cyfra,
lecz co tam deficyt, w państwa
makroskali
jeszcze daleko, by zagrozić mógł.
Nie ma powodów, byśmy się go bali,
ale tak zwany nasz publiczny dług…
O! Tu by trzeba tamtą liczbę
pierwszą
mnożyć przez ile? Nie wiem tego sam,
lecz to już draka na fajerkę szerszą,
choć na liczydłach jak noga się znam,
gdy słyszę liczbę tak astronomiczną,
to myślę: - krewa – idzie kiepski czas,
bo przeliczają tę wpadkę publiczną,
na jedną kieszeń, już każdego z nas.
To moja kieszeń, więc: – Panowie! Chwilę!
Ja mam dziś płacić, gdy ktoś walnął błąd?
Jestem emeryt! Ludzie! Nie mam tyle!
50
Ale w tej sprawie czuję przykry swąd.
Bo jeśli w kasie brak nam takiej
kwoty,
ktoś ją podwinął, ktoś zagrał va bank,
lecz jeden tyle nie zagarnąłby floty,
więc musiał to być całkiem niezły gang.
Jak się to stało? – nie wiem,
lecz mi świta
w pamięci. Pewną radę dał, gdy
powstawała trzecia Rzeczpospolita,
gość, który na wszystkim się znał
chyba najlepiej, więc wyrósł wysoko.
Powiedział ponoć, że gdy bida trwa,
żeby się biznes rozkręcił szeroko,
to pierwszy milion najpierw ukraść trza.
Najpewniej znaleźli się tacy,
którzy kupili na serio ten żart.
Wzięli się do tej, nazwijmy to –
pracy,
efekty mamy, chyba sprzyjał czart.
Że tak to było, ja to gdzieś
słyszałem,
ktoś mi to mówił, nie pamiętam kto,
zatem temacik komuś podebrałem,
więc też w proceder wdepnąłem.
I co?
51
Za praw autorskich czyichś naruszenie
odpowiem może, lecz zważmy mój błąd,
to żaden milion, wiersze nie są
w cenie,
mała szkodliwość. – Umorzy to sąd.
A imię ich 44
Czy na tygrysy, jak mówi piosenka,
faktycznie chłopcy z visem w garści szli,
z śpiewem na ustach i bez cienia lęku,
by o wolności spełniły się sny.
Wszystko to piękne, tak jak
te piosenki,
gdzie się zachował o powstańcach mit
i o dziewczynach tamtych, pełnych wdzięku,
co z opatrunkiem biegły przez
pocisków świst.
Wszystko to piękne, lecz prawda
inaczej
różni się twardo od legendy snu,
krwawym się śladem i okrutnym
znaczy,
gdy dni płynęły od godziny W.
Żołnierz w podziemiu miał rzetelną szkołę,
umiał w nierównej walce szukać szans,
lecz wobec czołgów bezradny pistolet,
tam, gdzie potrzebny pocisk do ppanc.
Tych było tyle, że jakby na kpiny,
rusznice milkły i w godzinie złej
52
53
pozostawała butelka benzyny,
lecz tu trzeba odwagi, że hej!
minionym,
kiedy czerwony pokrywał nas mrok.
Mieli odwagę, kiedy szturm
po szturmie,
poprzez uliczny okrwawiony bruk
biegli bez werbli, bez grania
na surmie,
by ponieść zemstę, gdzie czaił się wróg.
Że ta decyzja, to dowódców pycha,
że wszystko zimna, polityczna gra.
Wciąż żywą prawdę od siebie odpycha
z upodobaniem w starym fałszu trwa.
Jedni padali, innym się udało
ocalić głowę, gdy poszczęścił los.
Lecz czy na długo, kiedy ciągle wrzało
i wciąż swój los rzucali na stos.
W każdym człowieku jest natury siła,
żeby bezcenny życia chronić dar,
i ci, którym się wtedy wolna Polska śniła,
witalnych pragnień czuli święty żar.
Jakiego w sercach doznali
natchnienia,
jakiego męstwa, nie odgadnę dziś.
Ofiary bezmiar jest nie do zliczenia
i nie ogarnia jego moja myśl.
A analityk, ten czy ów uczony,
co swe sumienie odsunął na bok,
do dziś oskarża, jak w czasie
54
Bezcześci pamięć tych, których już nie ma,
tych, którym zniczem oddajemy hołd.
Starych frazesów wciąż powtarza schemat,
za który ongiś był intratny żołd.
Na praskim brzegu przyczyn klęski
należy szukać I przypomnę znów,
ten ponoć sojusznika marsz zwycięski.
Przyszli, stanęli, dalej – szkoda słów.
A tu już wybór jeden został, czyli
dać się wyniszczyć, czy z wrogiem się bić.
Pragnęli walki i do niej tęsknili
i nie powstrzymałby ich wtedy nikt.
Mamy już wolność i przyszły dni nowe,
choć może trudne, no cóż, jest
jak jest.
Przed powstańcami kornie chylę głowę.
Przyjmijcie mały mej wdzięczności gest.
55
Spiżowe serce
To arcydzieło ludwisarskiej sztuki
odlane ongiś z armat po bitwie
zwycięskiej,
bo Rzeczpospolita była wtedy silną i rozległą,
kiedy nią władał kolejny potomek
Jagiełły.
Król ten doczekał sędziwego wieku,
wszedł zatem do historii jako
Zygmunt Stary.
A dzwon, co powstał z owych dział zdobytych
został też na cześć króla Zygmunta nazwany.
Wydźwignięto go z trudem na
wawelską wieżę
pół tysiąclecia temu, więc dzisiaj rzec można,
że jak tamten monarcha, ten dzwon też już
stary.
Ponoć dwadzieścia par ramion
i to tęgich trzeba,
żeby go rozkołysać, by się odezwał, zaśpiewał,
długo dźwięk jego tak rzadko
słyszymy.
Mijają lata bez większych wydarzeń,
a jego serce, w bezruchu uśpione, milczy,
bo przecież jest to dzwon królewski
i dumą swego głosu zabrzmieć może tylko
56
w chwilach najdonioślejszych biegu naszych dziejów.
W owych chwilach, jak zapewniał dzwonnik doświadczony,
można ponoć rozróżnić, w jakich bije tonach.
Czy radość, czy też rozpacz dzielić chce z narodem
i jego najwspanialszych synów,
najwspanialszych cór,
jak pieczęcią monarszą, uświęcić
imiona.
Tak też ja, ten majestat berła
i korony
słyszałem w jego głosie,
gdy z nami wszystkimi dzielił żal
załzawiony,
gdy Lecha i Marię na wawelskie
wzgórze
odprowadzaliśmy w niedzielę
kwietniową,
by tam już pozostali w historię
wpisani.
I chociaż czyichś zasług nie widzą sceptycy,
albo też nie chcą widzieć, bo nie po ich myśli…
Mnie jednak szybko wątpliwości
wszelkie
rozwiał vox populi i dźwięk tego
dzwonu,
gdy bije jego serce, które kocha naród.
57
Światła
Patrzeć by trzeba było nie wiem jak daleko,
być może gdzieś, aż za krąg
horyzontu,
by dojrzeć w końcu,
czym jest owo wyniesienie
skałą ponad obłoczną,
czy może strzelistą wieżycą,
Bo przecież światła,
które na jej szczycie płoną,
widać z najdalszych krańców naszego istnienia.
Nie znamy prapoczątków świateł tych zapłonu,
i wiemy, że nie zgasną dokąd żyć
będziemy.
Imiona żagwi owych niezmienne od wieków
na przykład Prawda,
ale taka której wyjaśniać nie trzeba,
albo też Piękno bez żadnych
zastrzeżeń,
czy Miłość bez warunków,
albo Sprawiedliwość,
co dzieli zło od dobra jednym cięciem miecza.
Niemało jeszcze świetlnych tych
kierunkowskazów,
lecz droga ta wymaga
58
alpinistów pasji.
Próbuję piąć się po niej,
a gdy się potykam
to każdą dłoń podaną chciałbym
ucałować.
A przecież tyle innych blasków i odblasków
tuż obok migających dokoła
świetlików,
Rozmigotanych tysiącem kolorów,
słodkowonnych oparów czarowne
ogrody
i poszeptów namiętnych
naszym zmysłom wciąż głodnym
wielkie nasycenie
pełnię użycia,
uciech
ułudy, choćby szczęśliwostek kroci.
Wystarczy krok zaledwie w stronę tych powabów,
a stopa wnet poczuje miękkość jakże błogą,
bo tym pierwszym stąpnięciem
na piasek się wchodzi,
albo na popiół miałki,
może trzęsawisko?
Im dalej się pójdzie w tę ustroń
ponętną,
tym bardziej...
Cóż, wiadomo.
59
A na końcu ciemność.
Lecz światło tamtych ognisk,
na podniebnej Stelli
rozjaśnia nieustannie szlak prosty,
choć stromy,
prowadzący w tę stronę, gdzie nie ma już
nocy.
Każdy sam wciąż wybiera którędy iść zechce.
60
Niknąca gwiazda
Prostuje mi się droga do Twego
Betlejem,
gdy widzę w górze gwiazdę ze
złocistym śladem.
W oddali jakieś światła… może to już blisko,
więc przez bezdrożne piaski tam konia kieruję.
Przynagla mnie ponętna, wesoła
muzyka.
Już coraz bliżej, bliżej… lecz wtem… co się stało?
Znowu ciemność, nic więcej. Cóż,
fatamorgana.
Lecz dalej, w którą stronę, bo
gwiazdy nie widać.
Czyżby to wiatr chichotał, tańczący po piachach?
Gdy blask promieni gwiezdnych ginie
w chmury kirze,
w Herodowych pałacach pytam o swą drogę.
A tam – sodoma, uczta, wino, krew
i złoto,
więc czym prędzej uchodzę na swe błędne szlaki.
Lecz mimo wszystko wierzę, że już niedaleko
i że mnie teraz gwiazda Twoja
doprowadzi
gdzie betlejemska szopa i gdzie
Dziecię Boże
61
otula nas pokojem, swą królewską
dłonią,
choć jeszcze tak malutką, to jakże już silną.
ElżbietaDąbrówka-Madej
62
63
Urodziła się w Warszawie 6 grudnia 1925
r. Dzieciństwo i wczesną młodość spędziła
w Pruszkowie. Miłość do tego miasta i ludzi była i jest dla niej ważna w życiu. Ukończyła studia na Uniwersytecie Warszawskim
i w 1953 r. otrzymała tytuł magistra filozofii
w zakresie pedagogiki. Swoje życie związała
z edukacją młodzieży. Była nauczycielką oraz
pod kierunkiem pracowników naukowych
UW i Instytutu Pedagogiki prowadziła badania nad nowoczesnymi metodami nauczania
i wychowania.
Publikowała swe osiągnięcia w wydawnictwach PZWS pod redakcją Franciszka Szednego oraz Krystyny Kowaliszyn, jak również
w telewizji dotyczące wprowadzania nowego
elementarza.
Po 34 latach pracy z dziećmi i młodzieżą
zajęła się domem i swym ukochanym ogródkiem.
Lata okupacji hitlerowskiej przeżyła w Warszawie. Wraz z mężem czynnie uczestniczyli
w Powstaniu Warszawskim. Obecnie, po odbudowie życia po tułaczce wojennej, mieszka
w Piastowie.
W roku 2005 wydała obszerny zbiór wierszy o charakterze wspomnieniowym z wła64
snego życia pt. „Ogród wspomnień” (wyd. Komograf)
Od 2006 r. jest członkiem Stowarzyszenia
Autorów Polskich oraz Grupy Literackiej „Poetica” w Klubie Twórczości ŻAR.
Wiersze jej są publikowane stale w Kwartalniku „Sekrety ŻARu”.
Współpracuje z Pruszkowskim Towarzystwem Naukowym przy Miejskim Ośrodku
Kultury w Pruszkowie, jak i w Piastowie.
Publikowała również swą twórczość w „Naszym Dzienniku”, „Podwarszawskim Życiu
Pruszkowa i Okolic”, „Gazecie Powiatowej
Sokoła Podlaskiego” oraz w „Komunikatach
Informacyjnych Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej – środowisko ‘Krybar’”
W maju 2011 r. prezentowała swoje wiersze w Młodzieżowym Domu Kultury w Pałacu
Sokoła w Pruszkowie. Obecnie przygotowuje
wydanie następnego zbioru wierszy.
Sprawy człowieka, przyrody i nieprzemijających wartości w życiu są wyznacznikami jej
myśli, zajęć i wierszy.
6 października 2011
65
Floksy
W moim ogrodzie
Zakwitły floks
W barwie fioletu
Pachnące zapachem przeszłości.
Cofnął się czas
Kilometrów strugą
Kierując się w strony mi znane.
Podróż z nim razem
Przepiękną i długą
Przebyłam serca rozkazem.
Teraz jak kiedyś
Rosną tam floksy
Pięknie woniejące,
W bukietach jak grona,
Zapach cudowny, radosny
Roznoszą wokół
Ku słońcu w pokłonach
… Do mej młodości
Kiedyś…
W upięte warkocze
Wplotły się z zapachem lata –
To one mi wtedy szczęście przyniosły,
Życzliwość całego świata!
66
67
Myśli i słowa
Nie wiem…
Pofrunęły moje ptaki,
Odleciały daleko
Z szumem skrzydeł, ćwierkaniem
Tam, gdzie ciepło je czeka.
Odleciały moje ptaki
Bez żalu,
Puste lasy i łąki
Zostały.
Ptaki – słowa i myśli
Me własne
Odleciały daleko do ludzi
I pajęczą nicią połączyły
To, co dobre, piękne i jasne…
Spoglądam przez okno
Widzę złociste liście.
Wiem, że wkrótce uschną
Przed zimy przyjście.
listopad 2007
Widzę na wschodnim niebie
Różowiące się zorze
I słońca pierwsze promienie,
Wiem, dzień piękny
być może.
Widzę na gałęzi dębu
Gołębie dobrze mi znane
Wiem, że na chleb czekają
Przed długim, nocnym czuwaniem.
Nie słyszę śpiewających
ptaków,
Nie widzę zieleni w ogrodzie
Wiem, ptaki odeszły
przed zimą
I wszystko usypia w przyrodzie.
Widzę, słyszę, myślę – wiem wiele
68
69
Lecz nie wiem, jak odpowiedzieć
Na proste pytanie:
„Co jutro się stanie?”
listopad 2007
Dawnego szkoda
Szkoda czasów minionych
Dawnych sprzętów i ludzi,
Brakujących już dzisiaj zwyczajów.
Na kukiełce w fontannie
Pozłacanej korony
I zegara, który ze snu budził.
Z gramofonu muzyki,
Ciepła kaflowego pieca
Karuzeli przy stacji pociągów
I zakupów z targu
W wiklinowym koszyku,
Cudownych losu obiecań.
Gdzieś odeszły w nieznane
Piękne baśnie i dzieje,
Naturalne przejawy miłości.
I fontanna nieczynna
I kukiełka złamana,
Tylko wiatr obcy
w murach się śmieje.
I znów lata przeminą,
Lat dziesiątki być może.
Pokolenia następne powiedzą
Że im czegoś
70
71
Przemożnie brakuje,
Szybko płyną godziny…
Oby ludziom nie było żyć gorzej.
2006
Stokrotki
Na zielonej łące letni śnieg się bieli
Rankiem odbija słońca odwiedziny
Odrobiny rosy błyszczą wokół jeszcze
W ciszy porannej niedzieli.
Białe punkciki w wielkim świata cudzie
Cieszą się z życia w swym tłumie
Bezinteresownie urokiem i bielą
Dają radość ludziom.
Minął dzień i kwiaty usypiały właśnie
Gdy łąkę obudził warkot,
Żadna już przed nocą stokrotka nie zaśnie
Brutalnie ktoś wkroczył z kosiarką…
czerwiec 2001
72
73
Warszawa dawna
Spotkanie z Kubusiem
Moje miasto zginęło,
Mojego miasta już nie ma,
Sześćdziesiąt sześć lat minęło
Gdy niebo zagrzmiało i ziemia.
Narodziłeś się na warszawskim Powiślu
Gdy na niebie był ogień i dymy,
Kiedy nikt wokół ciebie nie myślał,
Że w tej walce nie zwyciężymy.
Gdy błyskawice pocisków
Rozjaśnić dusze nam miały –
Mury płonące na głowy
Spadały.
Stworzyli Cie ludzie podziemia
Twardą pracą i z wielka nadzieją
Pod ciężarem złowieszczego nieba,
Wbrew złowrogim zawiejom.
Moje miasto ginęło,
Dzień za dniem sierpniowego lata,
Zmarła z nim również nadzieja
Pomocy, ratunku od świata.
To Ty pomagałeś powstańcom,
Miałeś również walki zwycięskie,
Jak my w walkach odnosiłeś rany
I na pewno drżało Ci serce.
Moje miasto ginęło,
Pozostały palące się znicze,
W pamięci je jednak zachowam
Patrząc dziś na warszawskie ulice
W pamięci Cię Warszawo zachowam
Patrząc na nieobce mi miasto
Bo jednak zostały zakątki
Jak okruszyny przeszłości,
Jak życia mego początki
I wielkiej do Warszawy miłości.
Dziś Kubusiu, gdy minęły lata
I jedyny już staję przy Tobie
Jakaś siła pamięci nas brata
W niewypowiedzianym słowie.
Dzięki Tobie, że stoisz tu wiernie
Pamięć o nas nigdy się nie zatrze.
My odejdziemy – młodzież ją podejmie
A Ty zostaniesz tu zawsze.
2007
wiosna 2010
74
75
*
Nie przyjdę już do Ciebie
Stary Przyjacielu
By powstańcze snuć wspomnienia
Te w boju i męce.
Przyjdą młodzi, jest ich wielu,
Będzie jeszcze więcej!
16 grudnia 2009 r. odszedł na Wieczną Wartę Szczepan Madej – ostatni kierowca powstańczego
„Kubusia”
Rozmyślanie o Judaszu
Rozmyślam nad twoim losem
Gdy w pobliżu Mistrza
W czas Ostatniej Wieczerzy
Siedzisz z opuszczoną głową
Z balastem fałszywych zeznań,
W któreś sam nie wierzył,
Lecz srebrniki w sakiewce ci dzwonią.
Siedzisz i dumasz,
Pali cię sumienie,
Które w małej części
Jeszcze w tobie drgało,
Wyrzuciłeś nagrodę w rozpaczy
Bo nic nie mogłeś zmienić
Ani wytłumaczyć tego, co się stało.
Rozmyślam nad twoim losem
Sprzed lat prawie dwu tysięcy
I widzę wciąż coraz więcej
Gorszych od ciebie Judaszów;
Ty sam wyrok wydałeś na siebie,
Skończyłeś z własnym życiem
A dziś miliony Judaszy
Nie licząc się z nikim i z niczym
76
77
Niszczą, mordują okrutnie!
Trzęsie się przerażona Ziemia…
A sprawiedliwości nie ma.
4 czerwca 2011
Wspomnienia
Rozumieć ciszę
Która krąży po ścianach
Wciska się w obrazy.
Gdy coś jej powiem,
Ona mnie usłyszy,
Spojrzy ze smutkiem
Znad bułgarskiej plaży.
Przyniesie wspomnień
Worek bardzo duży
Sprzed wielu lat
Tragicznej podróży.
A potem inne pogodne obrazy
Rozjaśnią legendę milczenia.
To młyn nad rzeką
Uśmiechy przekaże
Beztroskiej, letniej zieleni.
Rzeźba Amorka
Z koszem pełnym kwiatów
Uśmiechnie się pewnie do mnie
I ciszę spokoju, ugody ze światem
Przyniosą obrazy wspomnień.
marzec 2011
78
79
Milczenie
Jeszcze jedna wiosnę
Dano przeżyć od nowa,
Zamilkłam – jeśli o coś zapytasz
Odpowiem.
Brak mi czasu, a ja
Oszczędzam słowa,
Które zebrałam w sobie.
Piękną wiosną ogród ukwiecony
Barwami się śmieje do świata,
Chodzimy obok siebie bez słowa
Z myślami zagubionymi w kwiatach.
Za wiele, wiele lat
W przestrzeń daleka do mnie
List wyślij,
Nie pisany, tylko własne myśli –
Odpowiem…
Rozkwitłymi kwiatami,
Kolorami balkonu,
Słońcem zza parasola,
Rozświetlonym domem
Do ciebie zawołam…
Hanna Domańska
kwiecień 2011 r.
80
81
Urodzona w 1961 r. na Podlasiu we wsi Jamiołki. Stąd też wywodzi się jej rodowe nazwisko Jamiołkowska. Z wykształcenia - projektant galanterii.
Od dziecka interesuje się literaturą, zwłaszcza poezją. Uprawia malarstwo, grafikę użytkową. Działa w grupie literackiej Poetica
w Klubie „ŻAR” przy Okręgu Mazowieckim
PZN w Warszawie. Członek Stowarzyszenia
Autorów Polskich. Laureatka konkursów poetyckich, w tym Mazowieckiego Konkursu
Małej Formy Literackiej.
Jej wiersze publikowane były dotąd w pracach zbiorowych, almanachach, pismach literackich, a także w kwartalniku literackim „Sekrety ŻARu”. W 2006 r. wydała tomik Wierszy
pt. Przez szczelinę w niebie. Obecnie mieszka
w Sochaczewie
82
Nieświadomość
Jak dobrze jest
jeszcze wszystkiego nie wiedzieć
I jeszcze... się dziwić
Zachwycać się nawet maleńką biedronką
łzą nocy na liściu, czerwienią błyskawic.
Jak dobrze jest jeszcze wszystkiego nie wiedzieć
iść ufnie przed siebie
a w dłoniach nieść serce odkryte,
nie zmięte pod płaszczem
nie szukać złych cieni
w zaułkach źrenicy,
i jeszcze... móc wierzyć
i jeszcze... móc kochać
jak dziecko.
83
*** (zagubione serce)
Przebudzenie
Zgubione serce
chyba... zostało pochowane
wraz z wróblem
w świątecznej torebce mamy
gdzieś przy wierzbie
zapatrzonej w lustro sadzawki,
owinięte w całun
trochę przykrótkiej mgły.
Albo zasnęło w osinowym lesie,
wśród poziomek i malin,
z mokrym od rosy
warkoczykiem na niby.
Może... utonęło w rowie
zrywając kaczeńce,
lub dziwiąc się pokrzywie
że kwitnie na biało
stoi tam jeszcze?
Albo opłakuje blizny
na ramieniu czeremchy
wyryte łańcuchem huśtawki.
Pognieciona tęcza
na poduszce
Czarny motyl
w rzęsach zaplątany,
Jacyś ludzie
w fałdach kołdry skryci
Jeszcze szepczą
a...już dzienne
dopadły Cię sprawy.
Z krzykiem szarpią
za rękaw pidżamy
i pierwszeństwa
się każda domaga
Siadam z nimi
do porannej kawy
i cichutko
...ze sprawami gadam.
Lub po prostu.... leży
jak urwany guzik
pośród zbóż
...na miedzy.
84
85
Miłość
mojej córce Karolci
W poszukiwaniu swej drogi
do gwiazd,
... arytmii serca,
... tego szaleństwa co ciała rozpala
mówisz mi, że nie wiem
co oznacza miłość.
Też jej szukałam
i znam ból tego płomienia
co ogarnia umysł i duszę i ciała
Siłę pożaru, który trawi wnętrze
serce kamienne w lawę wrzącą zmienia
potem przygasa...
ból cichnie...
zostaje po nim popiół
... albo diament.
Mały cichy płomień
niczym wieczna lampka przy tabernakulum,
będzie Ci siłą, co oczy otwiera
szarym, chłodnym rankiem
by biec do sklepu...po świeży chleb
siłą zamkniętą w małych, ludzkich dłoniach
choć zda się pustych
a wciąż przepełnionych
86
- cichej modlitwy cichym parasolem,
poranną szklanką gorącej herbaty
czułym dotykiem głowy rozpalonej;
Ta moc tkwić będzie
w spojrzeniach troskliwych,
cichych rozmowach
w szczęściu i chorobie
i opromieni każdy siwy włos
każdą nową zmarszczkę,
plecy przygarbione.
...i będzie nawet w ostatnim oddechu
...w nagrobnej lampce
...w bukieciku kwiatów
...to będzie Miłość
87
Staruszki
Traktat o szczęściu
To były kiedyś małe dziewczynki,
grały w klasy
na zbyt cienkich nogach.
Niesforne kosmyki zaglądały w ufne oczy
aż cichutko przerosły skakankę.
I... wbiegły w życie
z ogromną wiarą
piękne dziewczęta,
i szły... uparte
nie wiedząc nawet
że góry przenoszą.
Szczęście... niczym motyl
czasami przysiada
w kielichu twych dłoni,
lecz gdy w zachwyceniu
przyglądasz się barwom
odleci... nie da się oswoić.
Szczęście... jest bezdomne,
żyje na walizkach
ciągle za kimś goni,
trudno jest je spotkać.
Czasem... jak podróżny
rozmową cię bawi
kilka stacji jadąc
we wspólnym wagonie,
jak niesforny promyk
do ciebie przybiega
w dni szare, ponure
...przez szczelinę w niebie.
A czas po cichu
pisał pamiętnik wokół ich oczu
cieniutkim rylcem zaznaczał daty
szyfrem tajemnym,
...daty porażek,
...daty zwycięstwa.
Dziś tylko one,
czesząc przed lustrem siwe włosy,
mogą odczytać to dziwne pismo
wokół swych oczu.
88
89
*** (co zostanie po nas)
*** (a kiedy)
Co zostanie po nas
gdy zapłonie ziemia?
Czy oszczędzi płomień
grube księgi mędrców,
święte zwoje,
jeśli nie zostanie kamień
na kamieniu?
Tysiące lat później,
wśród resztek popiołu
inne pokolenie
będzie szukać śladów
swego pochodzenia.
Będzie pytać w wierszach
...o sens swego istnienia
...a kiedy stanę
przy Twym pustym grobie
w bladym świetle świtu,
jak tamte kobiety
w wielkim zadziwieniu
i trwodze,
patrząc
na kamień odsunięty
i skrwawione płótna,
niechaj się we mnie
jasnością staniesz
nim się zapytam
...gdzie ciało zabrano?
90
91
*** (a w Edenie)
Bezrobotni
… a w Edenie cisza
dzikie ziele rozrosło się gęsto
… żadnych stworzeń
tylko w bramie tkwi anioł samotny
Po co sadzić to drzewo?
zakazywać zrywania owoców
i obdarzać rozumem nieszczęsnym
z prochu ziemi stworzoną istotę?
Czego mam strzec?
Odkąd odeszło stąd wszelkie życie
wiatr z drzewa strząsa dojrzałe owoce.
Wszystkie drogi powrotne zakryłeś.
… nikt nie puka.
Nocą w okna
Rozświetlone patrzą.
Czasem przemkną
Po uśpionych schodach.
W kacie parku
na zniszczonej siedza ławce
narzekają
że i w niebie
coraz trudniej jest o pracę,
i że… coraz trudniej
nas pilnować.
W tanich barach
przeczekują trudne czasy,
po ulicach chodza smutni
i peronach,
po płaszczami kryjąc
skrzydła postrzępione
w deszczu mokną
Aniołowie-stróże bezrobotni
92
93
Zbigniew Gajewski
94
95
Urodził się w 1926 r. w Janopolu, pow. Kobryń na Polesiu (obecnie Białoruś), jako syn
Jana i Wandy Gajewskich. Ojciec jego, były
legionistą, został aresztowany przez NKWD
w październiku 1939 r. i ślad po nim zaginął,
a pozostałej rodzinie, przy pomocy przyjaciół,
udało się w 1940 r. uniknąć deportacji na Syberię, dzięki udanej ucieczce do Generalnej
Guberni.
W 1952 r. ukończył we Wrocławiu medycynę (uzyskał później specjalizację z pediatrii).
Tuż po studiach, jako lekarz, został przymusowo wcielony do wojska. Służba w armii
trwała do końca 1957 r.. Z wojskiem też trafił
do Sochaczewa, gdzie nadal mieszka.
W 1997 r. wydał w swoim tłumaczeniu
„Wiersze Łużyckie – Antologię”, a w 2007 r.
tomik własnych wierszy o tematyce łużyckiej
p.t. „Znasz-li Ten Kraj i Lud?”. W 2008 r. opublikował zbiór swoich artykułów prasowych
i referatów o tematyce łużyckiej, białoruskiej
i bułgarskiej p.t. „Niektóre Sprawy Słowiańskie”, a w 2006 r. ukazał się tomik jego tłumaczeń na język polski białoruskiego poety
Aleksandra Pruszyńskiego ( pseud. Aleś Harun) p.t. „Dar Matki”.
W 1951 r. ożenił się z pochodzącą z Wileńszczyzny Alicją Czernik, która, jako deportowana, przez sześć lat przebywała na Uralu. Ma
z nią troje dzieci. Ma też pięcioro dorosłych
wnucząt. W 1996 r. owdowiał. Obecnie jest
emerytem.
Poza pracą zawodową jego drugą pasją
stało się zgłębianie kultur narodów słowiańskich – Białorusinów, Bułgarów, a szczególnie
Serbołużyczan. Kulturę i język Serbów Łużyckich dobrze poznał w trakcie sześćdziesięciu
lat kontaktów i przyjaźni z Łużyczanami.
96
97
Czy wiesz dlaczego?
Parafraza sonetu Jakuba BartaĆišinskiego, który był największym poetą łużyckim - mistrz sonetu;
tytuł tego sonetu to „Krwawe
spominanje”.
Czy wiesz, dlaczego mrocznym wieczorem
Po kraju wielki wiatr wieje,
Miota się, wyje, nad polem borem
I płaczą łużyckie knieje?
Czy wiesz, dlaczego niwy łużyckie
Tak barwią maki czerwone,
Które jak rany tej ziemi świecą
Albo jak serca skrwawione?
Czy wiesz, dlaczego pod
Budziszynem
Sprewa zalewa się łzami,
Jakby płakała nad ziemią
serbską
Zroszoną potu kroplami?
Czy wiesz, dlaczego wśród Gór Łużyckich
Słońce tak krwawo zachodzi,
Rzucając resztę blasków
złocistych
98
99
Na ziemię, gdzie ból się rodzi?
Czy wiesz, dlaczego w łużyckim lesie
Wciąż huka sowa wśród nocy,
A strach i zgrozę głos sowy niesie,
Aż łzami zachodzą oczy?
Dlaczego wicher się
rozprzestrzenia
I krwawią maki i słońce?
Bo na tej ziemi - ziemi
cierpienia
Serbów poległo tysiące.
1947
100
Fatamorgana
Samotny - na pustyni, wędrowiec
zbłąkany;
Dokoła niego piasku suche
oceany Straszne, wody spragnione, bezmierne, gorące
I trochę zeschłej trawy,
spalonej przez słońce.
Wtem w oddali zakwitła oaza zielona,
Gdzie palma nad krynicą pochyla
ramiona.
Nad zielenią zalśniły smukłe
minarety.
Widać oazę ludną, pałac
i meczety.
101
Lecz daremna twa radość wędrowcze ubogi
Ani twego wielbłąda nie dotrą tam nogi Ni ty w cieniu nie spoczniesz, pijąc wodę z
dzbana Wszak to złudne widzenie!!! To
fatamorgana!!!
Koleje życia
Tak złudami mamiona, wśród męki i znoju,
Szukając wszędzie szczęścia - tak jak ów napoju,
W końcu istota ludzka kona przekonana:
„Pełnia szczęścia na ziemi - to
fatamorgana!!!”
Wrocław 1948
Ze szczytu wolno na dół się schodzi,
Lub zagłada spadnie snadnie.
Nie wiedzą tego starzy i młodzi,
Co komu kiedy wypadnie.
Różne koleje ma każde życie,
Lecz łączy je coś wspólnego.
Każde z energią w górę się wspina
Dążąc do szczytu swojego.
Tak się przedstawia biologia bycia.
Jednak tu czegoś brakuje?
Czy zgon ma wskazać na bezsens
życia,
Czy w eter coś ulatuje?
Sochaczew, 24.06.2011r.
102
103
Lipa-słowiańskie drzewo
Narvik
Jak pięknie wygląda lipa dojrzała
W swojej pierwotnej formie.
Gałęźmi swoimi, świeżym listowiem
Osłania ziemię pokornie.
W dalekie fiordy północnej Norwegii
Blask sławy zanieśli z Karpatów
Strzelcy z Podhala - wśród wrzawy bitewnej,
Wśród huku szrapneli,
granatów.
W lipcowym jej kwieciu, słychać
brzęk pszczółek
Strudzonych miodu zbiórką;
A jasne słonko promieniami swoimi
Świeci w każde podwórko.
Pod jej zacieniem mistrz
Jan Kochanowski
Niósł sławę naszej ziemi;
„Miodem i mlekiem, ziemię płynącą”
Chwalił pieśniami swoimi.
Lipa-to symbol ludów słowiańskich,
Zatem i polskiej ziemi,
Które się mogą przyjaźnią, pokojem
Szczycić z ludami drugimi.
Sochaczew, 26.08.2011
104
Gdzie się angielskie łamały
armady
I Francji alpejskie oddziały,
Tam krwią swoją brocząc
Polskie brygady
Bój wiodły zażarty, wspaniały.
W krąg na śnieżystą biel
fieldów Narviku
Krwi swojej rozlały purpurę,
By mogła też poznać zorza
polarna
I męstwa polskiego brawurę.
Ach powiedz, powiedz
żołnierzu-tułaczu
Co rzuca cię dzisiaj w te
strony?!
105
„Matka-Ojczyzna w okowach mnie wzywa
I pęd ku wolności wrodzony!!!”
Przeworsk 1946
Nie wiedzą ...
Dziwne zdarzenia w świecie się dzieją,
Groźne w Japonii tsunami.
Choć głowy mędrców z pasją pracują,
Nie wiedzą, co będzie z nami.
Nie wiedzą, kiedy wulkan rozbłyśnie
I zrodzi ziemi trzęsienie,
A piękne miasta w gruz się posypią
Grzebiąc w nim ludzkie plemię.
Nie znają, kiedy przyjdą posuchy,
A kiedy groźne powodzie
I cała ludzkość na naszej Ziemi
Przymierać znów będzie w głodzie.
I nikt na świecie nam tego nie powie,
Co tu się jutro przydarzy.
Nie wiedzą o tym mędrcy uczeni,
Ni dziarscy młodzi, ni starzy...
Sochaczew, 28.03.2011
106
107
Nie wiem... i dlaczego?!
Przyszedłem na świat pewnego dnia,
O określonej godzinie.
Ale dlaczego ?! –Nie wiem ja tego.
To w mroku tajemnym ginie.
Jeżdżąc po świecie poznałem przecie,
Jak piękny jest ten świat Boży,
Lecz nadal nie wiem, co znów mnie czeka
I jak się me życie ułoży?!
Sochaczew, 24.06.2011
Przyszedłem na świat w tym, pewnym kraju,
W tej pewnej miejscowości.
Ale dlaczego?!—Też nie wiem tego.
To także w pomroce gości.
Jeżdżąc po świecie , poznałem przecie
Wiele ludowych zwyczajów.
Ale dlaczego?! —Też nie wiem tego —
Czemuż w tym, a nie w innym
kraju?!
108
109
Rozpachniała się Ziemia Poleska...
co się patrzy oczkami modrymi.
Rozpachniała się ziemia poleska
pięknym majem i świętą wiosną;
Rozśpiewała się melodią słowiczą,
złotodźwięczną, wolną i radosną;
Rozkrasiła się kobiercem kwiatów,
co zdobią niwy i łąki zielone;
Roziskrzyła się blaskiem promieni,
co się mienią jak korale czerwone;
W stawie żywo pluskają się rybki;
Żabki z wody unoszą pyszczki swoje;
Kaczki żerują, gdzie łany rzęsy
I nurkują w wody podwoje.
Ciepły wietrzyk, paź królowej wiosny
Pędzi raźno w podmuchach swobodnych
I ożywia śpiące kwiecie
Swoim tchnieniem wonnym,
samorodnym.
Już zawilce, pierwiosnki, fiołki
ukazały się w naszej dąbrowie;
A na łąkach zakwitły kaczeńce.
Co za radość?! Któż to dziś wypowie!
Białe łany zawilców nad stawem;
Brzęczą, dźwięczą na nich pszczółek roje;
W gaju dzwonią dzwoneczki liliowe –
napełniając serce spokojem.
Najwonniejszy jest drobny fiołek,
co się ukrył tuż przy samej ziemi;
Najskromniejszą jest niezabudka,
110
Nad horyzontem sznur żurawi
leci kluczem i w szeregu;
Bociany już dawno wróciły
i brodzą u moczarów brzegu;
Skowronek wysoko w chmurach –
ogłasza, że jest szczęśliwy;
Wokół na polach zielonych
tryskają soczystością niwy.
W lesie liść wyrasta z każdego
żywego pąka;
Rozpachniała się ziemia poleska,
pięknym majem i jasnością słonka.
Wrocław-Sochaczew 1948–2009
111
Trzeba ...
Woda
Trzeba na świecie tworzyć co nowe,
zdobywać przestrzenie powietrzne.
Trzeba wznosić budowle podniebne,
ale zachować co wieczne.
Trzeba celowość świata całego
podziwiać w pięknie z urokiem.
Trzeba się wsłuchać w melodię jego
a barwy pochłaniać wzrokiem.
Trzeba zatonąć w wszechświata
bezmiarze
by jasnym nam się stało,
że przy rozumu naszego rozmiarze
świat poznać - to za mało.
Widzę jak krople deszczu zraszają suchą ziemię,
a ziemia wilgoci spragniona niebu dzięki zanosi.
To znowu, gdy ją smaga dzikiej
powodzi nawała,
o litość i o ratunek strwożona dla
siebie błaga.
To znów śniegu pokrywą otula
zmarzniętą ziemię.
To znowu w zimie przez szyby z lodu wszystko
osłania
co w głębiach wodnych żyje, śpi lub drzemie.
Bez wody roślina usycha, giną
zwierzęta i ptaki.
Bez wody też by człowieka spotkał los straszny
- dla wszelkich stworzeń jednaki.
Sochaczew, 10.07.2010
Zjawisko obiegu wody – w istocie swej niepojęte,
a jednak jakże celowe i w swym dobrodziejstwie
święte.
Sochaczew, 08.01.2010
112
113
Krystyna Łagowska
114
115
Urodzona w 1926 we Włocławku, potrafi
świetnie poruszać się po niezmierzonych obszarach poezji, podejmując bardzo różne tematy. Kiedy czyta się jej wiersze, nie sposób
oprzeć się wrażeniu, iż potrafi ona z wprawą
doświadczonej aktorki wcielać się w psychikę opisywanego podmiotu, nawet wtedy, gdy
podmiot ten znajduje się w sferze abstrakcji.
Śmiało rzec można, że jest to poetka ciągle
poszukująca nowych form, pobudzających do
myślenia metafor, a przede wszystkim zaskakujących puent. Nieobca jej jest poezja operująca takimi właśnie środkami wyrazu, bardzo
wyraźnie sterująca w kierunku tego, co zwykliśmy nazywać nowoczesnością.
Ale poetka ma również drugą naturę, kto
wie czy nie silniejszą. Jest mianowicie niestrudzoną piewczynią Powstania Warszawskiego.
Wydała na ten temat dwa tomiki: Poczta powstańcza (2005) i Powstańcza barykada - Warszawa 1944 (2008). Wszystkie utwory zawarte
w tych tomikach są poświęcone tematyce powstańczej. Szczególnie zdumiewające jest to,
iż poetka, jak sama pisze, nie była uczestniczką powstania, a całą okupację spędziła w swoim rodzinnym mieście – Włocławku.
116
Pisanie wierszy o powstaniu, jeśli się w nim
nie uczestniczyło, a nawet go nie widziało,
choćby z perspektywy piwnicznego okienka, na zdrowy rozum, wydaje się niemożliwe.
Od czego jednak poetycka wyobraźnia, która
w przypadku Krystyny Łagowskiej doskonale
uzupełnia brak własnych doznań w tym zakresie? Właśnie to powoduje, ze poezja Krystyny
Łagowskiej jest niezwykle sugestywna i stanowi doskonały materiał dla przedsięwzięć
o charakterze montażu słowno-muzycznego,
do czego zresztą bywała już, z powodzeniem,
wykorzystywana…
Obok wspomnianych tomików, wydała jeszcze: Zapętlony czas (2009), Spacer po tęczy
(2010), Całunem skrzydła samolotu (2011)
oraz Zakole rwącej rzeki (2011). Laureatka
wielu nagród i wyróżnień w konkursach literackich. Wiersze jej były wielokrotnie publikowane w czasopismach. Należy do grupy
literackiej Poetica w Klubie Twórczości ŻAR.
Jest także członkinią Stowarzyszenia Autorów
Polskich.
Andrzej Rodys
117
Poczta powstańcza
Po latach w ruinach
Ktoś znalazł torbę
Nie spopieloną
Wiatr szeleścił papieru kartkami
…Myślami jestem przy was
Sercem jestem z wami…
…Nie martw się Mamo…
Zrudziały litery
Jak krew
Co wsiąkła w ruin
Tych zwaliska
W innym liście
…Na zawsze pozostaniesz
Droga mi bliska – żono
Nawet śmierć nas
Nie rozłączy
Tylko ze sobą zbrata
… Nie widziałam Was
Jakby przeszły lata…
…Walczymy!
Niedługo będziemy
Bez broni…
Bez amunicji…
Moi Dro…
Może pióro wypadło
Ze stygnącej dłoni.
118
119
Kołysanka
Narzuciła czarną chustę mroku
Po kamieniach oślizgłych
Od krwi
Szła przed siebie po ruinach
Nuciła – śpiewała
Tłumiąc łzy
Matczyne łzy
Jakaś cegła spadła
Jej pod nogi
Więc tuliła ją do serca
Jak dziecko
Okrywała szczątkiem marzeń
Przed chłodem, co wiał zdradziecko
I nuciła, śpiewała
Śpij mój synku
120
Ja będę czuwała
Tak jak kiedyś
Nad twoim snem
Kołysankę moją usłyszysz
Nawet w grobie
Ja to wiem
Ja to synku wiem.
121
Warszawskie maki
Salut Syrenki
Myśmy mieli swoje maki
warszawskie maki czerwone
rozkwitały w te sierpniowe dni
na ulicach, w którą spojrzeć stronę.
Ozdabiały pękiem szańce,
miejsce walk, uliczne barykady
rozkwitały czerwienią maków
znacząc krwawe potyczek ślady.
Wystrzelały ogniem płomieni
nie gasnąc łuną pożaru
rozświetlały nocne wypady
kropelkami żaru.
Ozdabiały poległych kwiatami
warszawskie maki
czerwone od powstańczej krwi.
Współczesna legenda Warszawy
122
Nie widać ich,
słychać tylko dziecięce głosy.
Są jak karne wojska szeregi.
Setki tysiące wymordowanych
wplecieni w losy narodowego
powstania.
Mali żołnierze bez mundurów,
obrońcy ojczystego gniazda,
rozszczebiotane dzieciństwem głosy.
To ja Hania
biegłam z meldunkiem w kieszonce
sukienki,
byłam już blisko barykady,
strzał snajpera w plecy…
Ja Antek z Podwala,
podbiegłem z butelką benzyny na czołg,
rzuciłem, nie trafiłem.
Przywiązali mnie do czołgu,
którym chcieli staranować barykady.
Przypadkowa kula… mrok…
Wyprowadzili nas z domu do grupki
stojących ludzi. Przywiązany do budy pies
szczekał i szarpał.
Ktoś koło mnie powiedział
123
– Zginie w męczarniach z głodu.
Nie namyślałem się, pobiegłem.
– Halt! Halt! Nie zwracałem uwagi.
Skowyt, huk wystrzału
rozpaczliwy krzyk mojej matki –
Janku!
Jestem Staszek,
pobiegłem blisko czołgu
mając w pamięci Antka
rzuciłem butelkę z benzyną,
zapalił się, ja też,
ból nie mający nazwy,
zapadła kojąca cisza.
Masakra ludności cywilnej
na Woli
słyszałam ciągły huk wystrzałów,
przeraźliwe krzyki, było dużo krwi.
Bałam się,
trzymałam mamę kurczowo za rękę.
Razem z innymi zabitymi wrzucono
nas do dołu.
Każdego roku z 1 na 2 sierpnia w nocy,
warszawska Syrenka schodzi ze swego
cokołu,
salutuje mieczem w hołdzie
przed pomnikiem Małego Powstańca.
124
Internet nieba
Błądzę po Internecie nieba,
szukam po omacku.
Mijam gwiazdy, jak złote
guziczki w źle zapiętej sukience,
bezmyślne mgławice wychlapane pianką z
Mlecznej Drogi.
Zanurzam się w ciemność
zachłanną
zaborczą
nieodgadnioną
zakłamaną.
Ważę na konstelacji Wagi
swoje życie
odważnikami niewypowiedzianych słów,
niedokonanych czynów.
Widocznie dotykam
nie tych klawiszy,
bo nie znajduje odpowiedzi
na pytania
w blasku przemykającej komety.
125
Gwiżdżę
Jaki kolor?
…choć gwizdać nie umiem
każdy dzień darowany
w rozkołysanej skakance
stąpam po chodniku
tabliczki mnożenia
pomniki twórców matematyki
kurzołapy nie odświeżane od lat
nie będę witać poranka
ani zegnać wieczoru łzami rosy…
nie przejmuję się prognozami
pogody
nie dręczy mnie chorągiewka wiatru
głęboko schowam sennik egipski
rozsypujących się kartek
Jaki ma kolor słoneczko?
Powiedz mamo, proszę.
– Kolor ciepła,
kiedy się do mnie uśmiechasz,
córeczko.
– A deszcz jesienny?
– Ma kolory zimna,
opadłych liści.
– A sen, jaki ma kolor sen?
– Sen ma kolor zielonych nadziei.
– Chyba masz rację, mamusiu,
bo gdy śpię, widzę kolorowe kwiaty
jak motyle,
zielone dywany łąk.
A jaki kolor mają gwiazdki na niebie?
– Kolor złocisty
jak roztrzepane włosy
iskierek z kominka zimową porą.
– A jaki kolor ma miłość?
– Przytul się do mnie.
To najpiękniejszy kolor,
którego nikt nie może zobaczyć,
bo jest ukryty w głębi serca.
– Pójdę się pobawić,
skoro twoja miłość czuwa nade mną.
Jest ciepłem serca,
126
127
uśmiechem,
zapachem dzwoneczków konwalii.
Ćmy
Czarne punkciki
na nieboskłonie.
Rozsypany mak.
Lot nocy.
Płaszcz aksamitny, miękki,
zarzucony na oczy.
Wokoło czarność
bezszelestna, oślizgła jedwabiem.
Ćmy.
Ciężko się od nich wyzwolić.
Obijam się o ściany i sprzęty
jak one.
Nie walczyć?
Poddać się?
Zgnuśnieć w bierności
oczekiwania?
Nie!
„Wiara nie umiera”.
Ćmy w swoim szamotaniu
dążą do światła.
Ja wraz z nimi.
128
129
Wachlarzem snów
Ponad horyzont czasu
Gonię jutrzejszy dzień
wachlarzem zagubionych dni przeszłych
opadłych jesiennych niedokwitłych
wiosen lata
zakładam okulary by
zobaczyć ropuchę
siedzącą pod liściem łopianu
zaklętych bajek dzieciństwa.
Układam życzenia świąteczne
puste bez wyrazu uśmiechu.
Podlewam iglaste kaktusy
kolczaste wartowniki
niezgłębionej tajemnicy
otwieram kalendarz
wysypanych kartek przespanych snów.
Unoszę się ponad horyzontem czasu,
ulatuje ponad chmur mgłami,
oglądam Ziemię piłeczkę błękitu.
Jestem ponad czasem, który jest
laską niewidomego,
podporą odmierzającą
kroki
godziny
dni
lata
wieki
epoki
wśród nieważkości istnienia czasu nie ma.
Zazdroszczą mi ptaki
ograniczone wysokością lotu
Wszechświat jest bez granic.
Nie kończę wiersza, bo czy może mieć koniec to co nie ma początku?
130
131
Miriam Mazurkiewicz
132
133
Tworzy prawie od „zawsze” poezję, baśnie
i opowiadania. Studia filologiczne oraz znajomość języków obcych pozwalają jej rozwijać
możliwości twórcze, szczególnie te dotyczące
formy.
Jej utwory po raz pierwszy ukazały się w jednym z numerów kwartalnika literackiego „Sekrety ŻARu”, który współredaguje jako członek kolegium.
Zajmuje się również tłumaczeniami z różnych języków. Interesuje się szczególnie literaturą europejską okresu romantyzmu, która
wywarła ogromny wpływ na jej twórczość.
Bodźcami do tworzenia jest również przyroda, zwłaszcza zwierzęta, a także sztuka i muzyka klasyczna.
Piosenka o żonkilu
Malutki, złocisty żonkilu,
gdzie trawy przyszły,
w różach barwi się tyle
oczu cienistej myśli.
Złoty, najmilszy żonkilu,
kiedy lustro zabłyszczy,
konwalia już nie ukryje
nocy największej iskry.
Rozświetlony, czuły żonkilu,
chabry na niebie rozkwitły,
dla łez szklanych, ach ilu!
I Królowej już nie tańcz w pyle!
Malutki, złocisty żonkilu,
gdzie nutki przyszły,
na scenie tańczy tyle
Królowej najbielszych myśli.
12.VI.2011
134
135
Królewna
Biały kotek
Może już będę królewną,
bladą, małą i śnieżną,
kwiatom kruchym dlatego
nie opowiem nic złego.
Może był biały
cały albo czarny,
czy też zupełnie w plamki
nocy i dnia,
i patrzył tak daleko
w mrok,
tak wysoko,
jak serce mnie bolało,
że zginął już dla mnie świat,
a jak on bezbrzeżnie
wzwyż spoglądał,
ja porzuconą na łące
zabawkę obsypałam
wiankiem koniczyny
pod stopami
fioletowej, wyschniętej drogi,
kotek już zasnął,
Ciebie zobaczył na gwiazdach,
i barwy znów
napiły się blasku od nich.
Może już usnę jak Śnieżka
w lesie, gdzie czar zły zamieszkał,
a ptakom błękitnym skreślę
od burzy cienistej serce.
Może jeszcze tak wielkie
zasypię złotem to miejsce,
tańcem promyki róż ześlę,
gdzie łąki płaczą zbyt senne.
Może już będę królewną,
Królowej za to dlatego
zielenią słowa od Niego,
gwiazd poszukam na pewno.
13.IX.2011
136
137
Cichy zamek
Kwiaty
Na fioletowej kotarze słońca
róża leciała bez łez i do końca,
w purpurze wiatru mieszkała blaskiem,
zachodem złotym, czerwonym zamkiem.
Byłabym różą dla Ciebie
i fiołkiem i konwalią w majowym
lesie i wspomnieniem chciałabym
stać się człowieka, cieniem rusałki,
wietrzykiem szeptu dla życia,
taniec mój niech Ci odpowie latawcem
w górach, gdzie będziesz latem
dlaczego taką różą
byłabym tylko przy Tobie.
Cichą zasłoną kapelusza w brązach
piórkami baśni szeptała sukniom,
w koronki patrząc szali wieczoru,
a nigdy nie więdła róża o zmroku.
Zastygła kwiatem tylko różowym,
okiem wpatrzonym, gdzie spokój słowa,
a o tym jej pieśni sypała droga,
na niebie fiołków Biała Królowa.
21.VIII.2011
138
139
Nadzieja
Osa
Miałam taką chwilę miłości,
że wrócisz z gór do moich
wątłych kwiatów,
i serce znów powiedziało
o marzeniach,
o dłoniach utulonych warkoczy,
ale lustro jakby cieniem rozwiane
Twoich oczu nie dla łez,
i opuściło purpurę i blask,
gdy miejsce puste książę
zostawił w milczeniu
skrzyni, w brązach stopionej
z zimnym murem kościoła,
i oddalonej,
i rozsypanej
pustką większą jeszcze.
Jesteś taka złota, i niebieska,
a nie masz ani słońca ani
obłoków swobodnego lotu
do nikąd poza różą błyszczącej
kuli, poza łąką bez szmeru
deszczu i wirów wietrznie
zamykanego lęku wolności.
Dlatego to wszystko, bo wczoraj
umarła Twoja złocista siostra
w szafranowym tańcu,
a Ty szukasz jej na kolorach
lustrzanego życia-książek
i obrazów malarzy, i o tyle
z wiarą w Jej powrót,
o ile ja wróżką szelestem się
zmienię marzycielskiej rany,
ale poleciałaś, gdy ja otwierałam
niebo i szukam przestrzeni
na dłoniach linii ukwieconych
marmurów, dla Ciebie przestrzeni
obok każdego westchnienia,
a Ty może już skrzydła
musnęłaś siostry umarłej,
i czy lecisz wciąż?
Nie ma nic poza lotem,
12.VI.2011
140
141
gdy zobaczyć go nie można
w słońcu,
i w życiu.
26.VI.2011
Tęsknota
kotce Dafne
Czy Ty płaczesz, czy marzysz o puchu
mojej dłoni, i spacerze nocy bez gwiazd,
bo zazdrościsz im życia, gdy na mnie
patrzą w kwiatach nocnych róż?
Jeśli ja zimę przyzwyczaję ciała
bólem, Ty chłód jej weźmiesz
cichą śmiercią radości,
a choć dalej lód mrokiem
w pałacu się zaśnieży,
nie zechcesz i tak gwiazd, nawet
gorących za moje zimne dłonieTwoje serce rozpalone.
28.VI.2011
142
143
O Widorku
Ławeczka Chopina
dla pieska Widorka
Twoje oczy-dwa czarne
węgielki z kopalni wiernych
brylantów, które gawronom
złośliwym zabrałeś - dla mnie.
Twój ogon - wachlarzyk obcięty
na łące, gdy kleszcze gryzły
mój taniec rozsłoneczniony
marzeniem.
Twoje łapy - dwa wieczne sfinksy
Z lwimi złączone losami
królewskiej najradośniejszej wierności
dla mojej tylko drogi.
Jestem czarnym, smutnym marmurem,
a obok cieszy się gwiazdami złota fontanna,
tak blisko leży biały śnieg, tyle
głosów mieszka przy zamku w
czerwieni,
a małe kroczki tańczą na łące
Wiednia,
gdzie królowa lasów uwolnionych,
muzykę
poznała swojej duszy w gasnącej ciemności.
Martwo błyszczę czy jeszcze szukam
Pani ptaków rozśpiewanych i sukienki
z muślinu istot kwiatami zaklętych?
15.IV.2011
144
145
Karina Miękus
146
147
Wychowała się i mieszka w malowniczej
okolicy na skraju Puszczy Kampinoskiej.
Uwielbia przyrodę i podróże. Na co dzień uczy
języka angielskiego i francuskiego.
Zajmuje się tłumaczeniami. Pisze od dawna.
Współpracuje z RSTK, jest członkiem Grupy
„Poetica” w Klubie Twórczości ŻAR. Wiersze
swoje publikowała we „Własnym Głosem”,
„Intermostach”, „Myśli Polskiej” i „Sekretach
ŻARu”.
W 2008 r. ukazał się jej tomik poetycki pt.
„Stan wewnętrzny”.
148
Poranny wiersz
marzenie zbudzę
jak ciebie wtedy
gdy śpisz
nie stronisz od nerwów
po nocy pełnej ich błędów
drżysz
gdy kawa stygnie
zimno na zewnątrz
musimy się doczekać
wiosny
jak biurka
porysowanego długopisem
w wiersz
nie poemat
a sen
149
*** (liczę dni)
Liczę dni i noce prawdziwie
upływające w strofie
Nie wiem czy to twoja twarz czy
moje gesty
wciąż się zmieniają
Mój śmiech
twój uśmiech
stanowią jedno
ale nie napiszę o nich wcześniej
niż dziś
150
*** (litości ci brak)
Litości ci brak
Widzę krągłość numeru
Nie znamy przyszłości
tych kart
Dostrzegam brakujące znaki
na twojej dłoni
i na opuszkach moich palców
151
Sztalugi
*** (wróciłam potem)
Sztalugi rozłóż
kochanie
Kolory rzuć rzadziej
w tło
Czerń i biel
będą współistnieć
Harmonia barw
ze szkicem postaci
w głębi
drewnianego obramowania
Wróciłam potem i widziałam całość
jak w zegarku
Nie zapamiętałam szczegółów
Nie chciałam ich zapisać
Coś zginęło bezpowrotnie
Może wrócą te godziny
i te sekundy
Zegar skaże minutę
tworzenia
152
153
Głos z wewnątrz
*** (zaczaruj mnie)
widocznie wiem
tyle co ty wtedy
gdy śpisz
nie wykazałeś tylu
udręk
z przeszłości
nie śmiej się
z nich
aby pojęli sens
słowa
dłoń w dłoni
cieplej w miłość
poświęcenie dla dzieci
bawiących się na zewnątrz
szukaj wewnętrznego ważnego
spokoju
dla wolności we dwoje
Zaczaruj mnie
Ogarnij swoim ciepłem
Chcę być blisko
Gromadzę sny
Dni płyną wartko
Bo z tobą
154
155
*** (nie przerywaj ciszy)
*** (zmięta szmatka)
Nie przerywaj ciszy
Samotnie tkwij
w prawdzie
Ona jest świadectwem
o twoich ramionach
wokół mnie
Nienawidzę gier
na polu chwalącym
słabość
Zmięta szmatka
brudny kubeł
Oto wszystko co zostało
po tym przyjęciu
Sililiśmy się na elegancję
Nie pasowały do siebie
cegiełki
Miały stworzyć bramę
do wielkiej budowli
fortecy porządku
156
157
Samotna prawda
Bawię się swoim losem
jak dziecko kuleczką
pełznącą po trotuarze
Straszysz mnie
samotnością
To nieprawda
że będę w grupie
jedyna pozbawiona
sił przetrwania
Słońce zachodzi
równie szybko
jak zamyka się
twoja powieka
i po to by uciszyć
miłosne okrzyki
ludzi wokół
stratować wzajemność
kupić i zagasić prawdę
158
Andrzej Rodys
159
Urodzony w 1936 w Warszawie. Absolwent
warszawskiej SGPiS, ekonomista. Wcześniej
studiował filologię polską na UW. Do czasu
przejścia na emeryturę, pracował na różnych
stanowiskach w przemyśle i w spółdzielczości. Był także działaczem społecznym.
Pisze od bardzo dawna, ale jako autor wierszy debiutował w roku 2005 w almanachu „Na
skrzydłach poezji”, stanowiącym pokłosie
konkursu Oficyny Wydawniczej TAD-AD z Jastrzębia-Zdroju.
Od tego czasu wydał pięć tomików poezji:
Recuerdo (2005), Pochwała herbaty (2006),
W poczekalni (2008), Syrenie gawędy (2008)
i Kawiarnia w starym stylu (2010).
nie w kategorii prozy, ponadto liczne nagrody
i wyróżnienia w turniejach jednego wiersza.
W roku 2009 uzyskał nominacje do Nagrody
Literackiej im. Wł. St. Reymonta.
Występuje publicznie jako lektor i recytator
utworów własnych oraz innych autorów. Od
jesieni r. 2009 jest sekretarzem redakcji kwartalnika kulturalnego „Sekrety Żaru”. Członek
Stowarzyszenia Autorów Polskich, Grupy Literackiej „Poetica” w Klubie Twórczości „Żar”
oraz Klubu „Nasza Twórczość”.
Jednym z ważnych akcentów w jego twórczości jest tematyka warszawska, a w niej kult
dla tej Warszawy, której już nie ma.
Wiersze publikował w kilkunastu almanachach różnych wydawców, a także w czasopismach tradycyjnych i w portalach internetowych. Pisze również eseje i opowiadania.
Był nagradzany i wyróżniany w konkursach: Nasz Czas 2005 – III nagroda, XI Bielański Konkurs Literacki (2007) – nagroda
specjalna, XII Bielański Konkurs Literacki
(2008) – nagroda specjalna, VIII Mazowiecki Konkurs Małej Formy Literackiej (2008)
– nagroda specjalna, IX Mazowiecki Konkurs
Małej Formy Literackiej (2009) – wy-różnie160
161
Recuerdo
recuerdo
to gadżet z Hiszpanii
kupiony na Costa del Sol
mały muchacho w czarnym kapeluszu
dzierży miłości gitarę
chłopczyk jest z drewna
cichy, nieruchomy
lecz sugestywne najprawdziwsze oczy
każą usłyszeć słoneczne flamenco
rytm wzbogacony perkusją obcasów
ognistych seňorit z Andaluzji
mających jak głosi fama
włosy doskonale czarne
to nieprawda
są wśród nich również blondynki
choć niektóre może farbowane
162
163
Wezwanie do modlitwy
Boże, użycz mi pogody ducha, abym
godził się z tym, czego zmienić nie
mogę, odwagi, abym
zmieniał to, co zmienić jestem w stanie i mądrości,abym odróżniał jedno od
drugiego!
a i nie każdy klient widzi ich
znaczenie
oremus zatem oremus kochani
wierzcie mi że to cudownie pomaga
Marcus Aelius Aurelius Verus
módlmy się jak się modlił
Marek Aureliusz
pacyfista
filozof
rzymski imperator
o spokój ducha mądrość i odwagę
by godzić się z tym co z gruntu
niezmienne
by mieć odwagę zmieniać co możliwe
by wiedzieć jak odróżnić jedno od drugiego
aby być ciepłym życzliwym dla ludzi
i innych istot żyjących na Ziemi
szczególnie zaś by umieć kochać i wybaczać
spokój ducha odwaga mądrość i pokora
to niezbędniki życia szczęśliwego
to artykuły pierwszej wręcz potrzeby
lecz się ich w żadnej promocji nie kupi
164
165
Je ne regrette rien
pamięci Edith Piaf
Nie uznaję panegiryków,
wszakże jeden wyjątek zrobię,
bo od dawna zapomnieć nie mogę
o tak małej, jak wielkiej, osobie,
której głos jest dla mnie jedyny,
a i łzy wycisnąć potrafi,
to wróbelek z miasta Paryża,
to kobieta o trudnej biografii,
którą pewnie nie wszyscy pochwalą,
a na pewno nie faryzeusze,
co nie zmieni jednak wcale faktu,
że w niej piękną zobaczyłem duszę
i wierzyłem, że niezwykle liczni,
zwykli ludzie szli za nią w pochodzie
i śpiewali razem z nią przeboje
najwspanialsze w nadsekwańskim
grodzie...
Że śpiewała dla nich, no i z nimi
najpiękniejsze pieśni o miłości,
Dziś już mało kto o niej pamięta,
młodsi prawie nic nie wiedzą nawet,
bo już jednak trochę lat minęło,
gdy odeszła wśród bólu i sławy...
Chcę jej jednak strzec od niepamięci
i namawiać, aby świat zaśpiewał
unisono jej pieśni miłości,
a ich echem by szumiały drzewa...
Piękno każdy pojmuje inaczej,
ale ja już, bez wątpienia, wiem,
że nie będzie dla mnie słów
piękniejszych od słów:
Non, je ne regrette rien...!
a kochała w tych pieśniach świat
cały,
wielkim sercem, prosto, jak
najprościej...
166
167
Róża
Jesień w parku
Patrzę na różę, która więdnie,
lecz chociaż więdnie trzyma fason
i emanuje swoim pięknem
czyli dorobkiem z lepszych czasów…
Róża jest niemal jak kobieta,
ma w swoim kwiecie tajemniczym,
wśród misternego gąszczu płatków,
coś z nieśmiałości i słodyczy…
Lecz ma i kolce, które ranią,
przeważnie jednak niegłęboko,
a chociaż rani, umie cieszyć
nie tylko serce, lecz i oko…
Tak właśnie świat jest urządzony,
że rozkwitamy i więdniemy,
na kształt tej róży, zbawczo pięknej,
dziś zmierzającej już ku ziemi…
Park się złoci półmartwymi liśćmi,
co, jak senne kartki z kalendarza,
tkają gęsty kobierzec tęsknoty,
wieszcząc światu, że się znów
postarzał...
Jakoś pusto tu popołudniami,
melancholią pachnie i zdziwieniem,
że już lato wyemigrowało,
odpłynęło, tak niepostrzeżenie...
Brak dziecięcych, pisklęcych
szczebiotów,
skrzeczą tylko zbiedniałe gawrony,
czasem przemknie ktoś z jesiennym psiną,
cicho, chyłkiem, jakby zawstydzony...
Nie całują się już młode pary
na ławeczkach o szarej godzinie,
szare stało się mierzenie czasu
i sam czas też tak jakoś szaro
płynie...
Jesień w parku ma kolor zadumy,
takiej mądrej posmutniałą ciszą,
ciszą, która jest pełna nadziei...
Lecz czy wszyscy tę ciszę usłyszą...?
168
169
Ballada o kawiarni „Kot”
Przy ryneczku w sennym miasteczku
jest kawiarnia, co „Kot” się zwie,
są w tym „Kocie” różne łakocie,
są kelnerki, bodajże dwie...
Ekspres syczy rytmem słodyczy,
frykasy wjeżdżają na stół,
galaretka, sernik, wuzetka,
duża czarna, lub czarnej pół...
Jest muzyka, rodem z głośnika,
bo któżby na żywo tu grał...?
Tylko kotka, miła maskotka,
pięknie śpiewa swoje miau-miau...
Gości wiele tylko w niedzielę,
gdy po sumie wysypie się tłum,
wtedy w „Kocie” kawoszów krocie,
zaś do kawy koniak i rum...
Sporo rodzin razem tu wchodzi,
mama, tata, córka i syn,
są szczebioty, i są obroty,
lecz normalnie panuje tu splin...
W dzień powszedni utarg jest średni,
z rzadka panie siądą we dwie,
do szarlotki dodadzą plotki,
obgadując sąsiadki swe...
Jest epoka atomu, rocka,
telewizji, stron wuwuwu...
170
„Kot”, niestety, ma dwie gazety,
a i czytać nie chcą ich tu...
Ściany w „Kocie” zdobią starocie;
portrety szlagonów i dam,
patrzą z boku, z ironią w oku,
nie wychodząc z ozdobnych ram...
Tak codziennie bardzo jest sennie,
zwłaszcza, gdy pochmurny jest dzień,
beznadzieja, jak zła zawieja
i we wnętrzu rodzi się leń...
Już kelnerka na zegar zerka,
minuty się ciągną jak szlam,
w nieskończoność brną unisono,
gdy brzmi w radio
„pa-dam-pa-dam”...
Stąd wynika, że czas zamykać
za kwadrans, za dwa, albo trzy,
choć, być może, słota na dworze
przygna kogoś na kawy łyk…
Przed drzwiami, z smutnymi oczami,
by nie mówić „z pełnymi łez”,
siedzi, liczy na kęs słodyczy
biedny, stary, bezdomny pies...
I tak będzie, że nie odejdzie,
nie dostawszy słodkiego coś,
gdy dostanie, będzie merdanie...
To jest wierny kawiarni gość...
171
Raz pan Karol przyszedł z gitarą,
przy stoliku rozgościł się
i do kawy, tak dla zabawy,
z wolna wsypał balladę tę...
Przy ryneczku w sennym miasteczku
jest kawiarnia, co „Kot” się zwie,
są w tym „Kocie” różne łakocie
i kelnerki, bodajże dwie...
172
Zapiski starego warszawiaka
Tak się to jakoś przedziwnie składa,
że tu są moje rodzinne strony,
tutejszy jestem, z dziada, pradziada,
tu urodzony i wykształcony...
Stałem się cząstką miasta mojego,
jak drzewo, w asfalt wrosłem
tu prawie
i funkcjonuje me stare ego,
na złe i dobre, w miłej Warszawie...
Nie chcę układać laurek wierszem,
toteż nie mówię: w pięknej czy
w cudnej,
widziałem miasta od niej ładniejsze,
albo, powiedzmy, nieco mniej brudne...
Z tym moim miastem jest jak
z dziewczyną,
może są większej urody panie,
lecz ta jedyna, choć lata płyną,
wciąż jest najmilsza i tak zostanie...
Nie jestem żadną barwną figurą,
czy typem z Wiecha, lub
z Marka Hłaski,
u mnie to tylko: dom, tramwaj,
biuro,
taki, po prostu, średniak warszawski...
173
Miałem zwyczajną, nudną biografię,
wpisaną w zajęć codziennych kierat,
lecz chyba jednak wręcz nie potrafię
tutaj się nudzić... I to się nie da...
W Warszawie nie brak było wydarzeń,
co zapadały głęboko w pamięć;
wrzesień i sierpień, październik,
marzec,
niejeden piorun, niejedna zamieć...
Historii miasta nie kreowałem,
mój los do roli statysty zmierzał…
Cóż, na powstańca byłem za mały...
I żal mi tego, a może nie żal...?
wybitnych ludzi poznałem trochę,
jedni mi dali o mieście wiedzę,
drudzy uczyli jak je pokochać...
I wiem, że dzięki tysiącom ludzi,
co bardzo chcieli jej
zmartwychwstania,
Warszawa mogła z ruin się zbudzić,
na nowe życie, nowe wyzwania...
Choć już nie była taka jak kiedyś,
to wytworzyła swój nowy urok,
troszeczkę smętny, wśród szarej
biedy,
za to z fasonem, z biglem, z kulturą...
Wielu mych bliskich tu opłakałem
w czasie wojennym i pokojowym,
tutaj się stało moim udziałem,
współczuć, żałować, być wciąż
gotowym...
Tu byłem świadkiem jak ginął w getcie
Machabeuszów naród wybrany,
tu też słyszałem, na żywo przecież,
wiele piosenek, z tych zakazanych...
Przeżyłem dramat klęski Powstania,
smutek wygnania, powrót w ruiny,
radości, żale, rozczarowania,
dobre minuty, trudne godziny...
Życie Warszawy od dziecka śledzę,
I nie wiem kiedy z dziecka wyrosłem,
i nie wiem kiedy się zestarzałem...
Tu przez momenty przykre i wzniosłe
jakoś przeszedłem, duchem i ciałem...
Wiadomo, mieszkać można gdzieś
w górach,
nad brzegiem morza, czy w głuchym lesie,
blisko jeziora gdzieś, na Mazurach,
czy w małej wiosce podziwiać jesień...
174
Być w górach dla mnie to też uciecha,
nieźle się czuję także w Meksyku,
a ciągle marzę, by móc pojechać,
w tym życiu jeszcze, do Reykjaviku...
175
Lecz mi Warszawy nic nie zastąpi,
jestem już pewnie uzależniony,
czy praży słonko, czy deszczyk siąpi,
ciągle powracam na Prusa strony...
Tam, gdzie pan Rzecki chodził na piwo
dla kontemplacji szukam przystani
i tą historią żyję, wciąż żywą...
Czyż to jest dziwne, moi kochani...?
Wierzę, że moje z Warszawą związki
będą tak wieczne, jak i wzajemne...
Gdy już przeniosę się na Powązki,
to wciąż w Niej będę,
a Ona we mnie...
176
Żołnierzowi powstania
Miałeś buzię jak pierś dziewczęca,
taką gładką, taką brzoskwiniową,
miałeś imię, lat siedemnaście
i lubiłeś mieć miękko pod głową...
Miałeś jakąś szkatułkę niewielką,
w niej marzenia chowane od lat,
miałeś myśli, i durne i chmurne
i wiedziałeś, że piękny jest świat ...
Ale w sierpniu na gruzach Warszawy
popieściła cię kula z Mauzera...
Nie zdążyłeś się zdziwić, po prostu,
że to koniec, że trzeba umierać...
Żal ci było! Dlaczego tak młodo?
Wszak za rok miałeś zdawać maturę,
a tu pogrzeb, gdzieś tam,
na podwórku...
To zakrawa na straszliwą bzdurę...
177
Zaczarowany statek
pamięci K.I. Gałczyńskiego
Czy możliwe, mistrzu Ildefonsie,
zaczarować tak kosmiczny statek,
by popłynął w en plus nieskończoność
przez ten akwen, co się zwie
wszechświatem,
by przemierzył wszystkie galaktyki
i z niewoli czasu się wyzwolił,
żeby pośród ciał niebieskich mrowia
sunął naprzód pewnie, acz powoli
i by podróż ta nie miała końca,
by się stała takim wiecznym lotem...?
A czy można się zabrać na pokład
i czy warto na to mieć ochotę...?
Tak, czy owak, nie ma nic zdrożnego,
że fantazji chciałoby się troszkę...
Więc spróbujmy statek zaczarować,
jak przed laty krakowską dorożkę...
178
Lalka
Przy śmietniku stara lalka kona,
smutny przedmiot, który stał się śmieciem,
patrzy z żalem, jest jakby zdziwiona
swoim losem, niełaskawym przecież...
Dla dziewczynki była życia celem,
jej córeczką, nad wszystko kochaną,
lecz minęło lat... no, nie za wiele
i o lalce w końcu zapomniano,
bo dziewczynka stała się dziewczyną,
już poważną, dorosłą być chciała,
więc wolała dyskotekę, kino...
A laleczka? Taka biedna, mała,
wszak nie mogła zapłakać, poprosić,
by jej serca choć trochę okazać
i znalazła się na śmieci stosie,
jak ogryzek, czy stłuczona waza...
179
Irena Stopierzyńska
180
181
Jest autorką czterech tomików poetyckich.
Kolejno ukazywały się: Z koszyka słów wybranych - 2004, Doskonałość Twą odgaduję
– 2006, Powolne zmierzchanie błękitu – 2007
oraz Pejzaże słowem oplecione – 2010. Natomiast najwcześniejszą pozycją książkową był
wywiad-rzeka ze Stanisławą Grabską, doktorem teologii, znaną publicystką i autorką kilku książek o tematyce biblijnej, wydaną p.t.:
Ciekawość nieba, ciekawość ziemi przez Bibliotekę Więzi w 2000 r.
Znacznie wcześniej, już po ukończeniu
studiów filozoficznych na KUL, zainteresowała się dziennikarstwem. Pogłębiło się ono
po ukończeniu kolejnych studiów w zakresie
mass mediów na uniwersytecie w Louvain
w Belgii (1971). Po powrocie do kraju, dziennikarstwo stało się równorzędnym zajęciem
z pracą zawodową w paru kolejnych instytucjach związanych z Ministerstwem Kultury
i Sztuki. Od wielu lat jest członkiem Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. W 2010 r.
została przyjęta w poczet członków Związku
Literatów Polskich.
w miesięczniku „Więź”. Przez kilka lat, przed
przejściem na rentę inwalidzką z powodu słabego wzroku, pracowała w redakcji tego miesięcznika. W tym samym czasie pojawiały się
w czasopismach jej wiersze; niektóre z nich
były nagradzane i wyróżniane na konkursach
literackich.
Interesowało ją jeszcze i zajmowała się
tkactwem artystycznym, malarstwem i rysunkiem. Brała udział w wielu wystawach, niektóre jej prace otrzymywały nagrody. Od jedenastu lat aktywnie uczestniczy w zajęciach Klubu
Twórczości ŻAR przy Okręgu Mazowieckim
PZN, a od kilku lat prowadzi spotkania grupy literackiej „Poetica”, z którą współpracują
znani literaci i krytycy warszawscy. Współredaguje - jako z-ca redaktora naczelnego – wydawany przez Klub Twórczości ŻAR kwartalnik literacki Sekrety ŻARu.
Zanim pojawiły się książki, ich autorka
publikowała swoje artykuły, felietony, recenzje i eseje w różnych czasopismach, m. in.
182
183
Determinizm
determinizm przyrody
łatwa strona wzruszeń
gdy wiosna
pękanie owadzich oprzędów
by niebu i powietrzu
darować skrzydła
do dziś
nie było we mnie
takich lęków –
moja wolność
wydaje się klęską
poczęcie wiosny
w ostrozębiu mlecza
niespokojnym mym dłoniom
położono w darze.
184
185
Skąd masz…
Terrorysta
skąd masz pojęcie nieskończoności?
od matematyka – powiesz
ale matematyk od kogo?
od filozofa.
a pierwszy z filozofów?
nie wymyślił go
lecz odkrył w sobie,
- ogromną szkatułę mógł w niej pomieścić ducha
i porządek kosmosu.
jesteś okrutny
godzisz w nieznanych ci ludzi
a usprawiedliwieniem
jest twoja własna
śmierć
a twoja szkatułka pusta
lękasz się
zapełnić ją oczywistością
której nie tłumaczy
przestrzeń kultury
ty ją uznajesz
za najważniejsze
pasmo szczytów.
cóż z tego
że razem zginiesz?
wmówiono ci zręcznie
że skrócone życie
naprostuje sumienie świata …
czy nie widzisz
że zbyt głębokie
są koleiny owych dróg
po których pędzi niesprawiedliwość
od stuleci?
pojęcie nieskończoności
to gen ducha
dowód
na najwyższe
pokrewieństwo.
186
187
Kobieta w oknie
w zasadzie nic niezwykłego
kobieta stoi przy oknie
szum rwącego potoku
szelest wiatru w gałęziach
i deszczu
kobieta wsłuchana
w mowę prostą i tajemną
jednostajnie podniosłą
jedno ma wciąż pytanie
czym jest to wszystko dookoła
a czym jest jej własne trwanie
w ostatnim skurczu umiera
rodzi się z niego wieczność
ogromna i bezbrzeżna
kobieta zamyka okno
odchodzi skupiona w sobie
chce wierzyć, że życie jest cudem
co zrodzi cud większy od siebie
kobieta otwiera okno
wdycha ten szum
ten zapach i powiew
słyszy spadanie kropli
na drzewa i na parapet
jest w tej mowie natury
i wiedza i mądrość i zgoda
więc skąd w niej tyle cierpienia
i tyle niepokoju?
wie przecież, że trwanie przemija
jak chmura deszczowa , jak burza
by słońcu niebo przywrócić
tak czas darowany wszystkiemu
188
189
*** (są takie słowa)
Tren na śmierć artysty
są takie słowa –
wydają się wielkie
nadymają się
jak balony na festynie
wystarczy je dotknąć
prostym pytaniem
a pękną,
bo puste są w środku …
jak się ma gramatyka do życia?
jak się ona ma do śmierci?
życie to czas teraźniejszy
z wlokącym się tuż za nim
czasem przeszłym
i pędzącym ku zamierzeniom
- przyszłym niedokonanym
są też inne słowa –
znaki wiary i nadziei
sceptycy badają je pod lupą
a prześmiewcy kaleczą
ale one nie pękają
bo całe są ze światła …
190
kiedy kurczą się formy
gramatyczne
do czasu przeszłego
kiedy powtarza się jedynie
trzecia osoba
liczby pojedynczej tworzył sztukę odrębną
poszukiwał nowego wyrazu...
wiemy, że stało się nieodwołalne –
191
umarł artysta
jego dokonania
stanęły w pół kroku
z godziny na godzinę
z miesiąca na miesiąc
stygną, twardnieją
w gładki obelisk
aż go po latach
- w wielkim mieście ustawi się na skwerku.
U początku, u kresu
gdy życie jest u początku –
przyszłość ogromna
rozległa
jak przestrzeń
po której ziemia
toczy się nieustannie
czas wydaje się długi
jak sznur na bieliznę
w ogrodzie
gdzie wiszą małe koszulki
i w kratkę dorosłe koszule
a kiedy na tym sznurze
już tylko starcze odzienie
zimnym wiatrem targane
smętkiem owiane
do woli
przyszłość już wie
że jest krótka
kurczy się w sobie
maleje
aż w końcu się gubi
i znika
na poduszce stygnącej
powoli...
192
193
Los
Pozwólcie milczeć
los jest niemową
daje tylko znaki
znajdujesz je wszędzie
na wodzie, na piasku
w zatłoczonej kawiarni
w zasłyszanym słowie
lecz także w sobie –
w wysokiej kopule
i w podziemnym lochu
pozwólcie milczeć
nie rodzić się słowu
co nie zna próby
kształtu ani dźwięku
szlachetnego tonu
zapamiętaj starannie
boskie hieroglify
bo nikt ich za ciebie
odczytać nie może
nieszczęściem pomylić
los swój
z nurtem epoki
szczęściem –
wytyczyć ścieżkę
w nieznane gwiazdozbiory.
194
niechaj dojrzewa
w dzwonnicy – klasztorze
niech ciszą nasiąka
wysokich jasnych kopuł
gdzie obecność Boga
tak doskonała
że zwyczajność pajęczyn
i kurzu pokora
hymny niepisane
głoszą swym istnieniem
niech słowo czeka
godziny natchnienia
aż szeptem wypowie
cichy lot gołębia,
a słowo jak gołąb
więc skrzydła daj, o Boże
rodzącym się słowom
i siwym gołębiom
195
Wspieraj usychanie
jak spokojnie i pięknie
rośliny usychają
złocą się, brązowieją
słońcu wciąż oddane
wiatr porwał ich nasiona
więc beztrosko sterczą
podnosząc ku niebu
czoło poorane.
O Stwórco wszystkiego
co wspina się i… pada
burzliwego wzrostu
a potem usychania
bądź przy podmuchu zimy
i pogłaszcz badyle
zanim wicher je złamie
w zawiei narastaniu!
196
Jadwiga Wodzyńska-Bujak
197
Urodziła się i mieszka w Radomiu. Z wykształcenia jest ekonomistką. Przed ponad 30
laty musiała zrezygnować z pracy zawodowej
i przeszła na rentę. Przestała widzieć na prawe oko, lewe jest bardzo słabe, ale służy jej
do realizowania życiowej pasji. Tworzy więc
utwory literackie, głównie poezje, prozę poetycką, modlitwy. Początkowo pisała sama dla
siebie. Jej wiersze czytała tylko rodzina i znajomi, a do tego grona należał też bp Jan Chrapek.
Jej utwory literackie oraz reportaże ukazały się m.in. w pismach: Pochodnia, Królowa Apostołów, Tygodnik Radomski AVE, Ziemia Radomska, Słowo Ludu, Życie Warszawy,
Echa Dnia, Sekrety ŻARu; a także na antenie
radia: „Ave - Radom” oraz „Radio Kielce”. Jej
wiersze ukazały się w wielu almanachach,
w tym: „Jesteśmy” oraz dedykowanych Ojcu
Świętemu Janowi Pawłowi II na 25-lecie Pontyfikatu: „Cisza Betlejemska”, „Miraże myśli”,
„Dialog z Panem Bogiem” i „Zimowa sanna”.
Po raz pierwszy szersza publiczność poznała jej twórczość w 2001 r. podczas koncertu
„Varsovia viva” w kościele Ojców Bernardynów w Radomiu.
W ostatnim czasie gościła w Wilnie, gdzie
jej poezja spotkała się z uznaniem tamtejszej
Polonii.
Od tej pory bierze udział w licznych konkursach, festiwalach, spotkaniach literackich
i zdobywa nagrody oraz wyróżnienia, m.in.
w Mazowieckim Konkursie Małej Formy Literackiej, Konkursach o Pióro Oficyny Wydawniczej „Tad-ad”.
Jest członkiem wielu grup literackich, m. In.:
Grupy Literackiej Poetica w Klubie Twórczości ŻAR, Koła Poezji Nie-odkrytej „Szuflada”
przy klubie „Igrek” w Spółdzielni Mieszkaniowej Radom, Stowarzyszenia Grupa Literacka
„Łuczywo”.
198
W 2006 r. ukazał się jej tomik poetycki p.t.
Światło krzyża.
Tworzenie poezji nie jest jednak jedyną
pasją Pani Jadwigi. Ma doskonały słuch i od
dziecka śpiewa w chórze katedralnym.
Ostatnio odkryła w sobie nowy talent – rysowanie.
Jest członkiem Stowarzyszenia Autorów
Polskich.
199
Poszukiwanie
Idąc po ciemności drodze,
szarzyzny odczuć i chłodu nocy
Spotkałam zbłąkany promień słońca
zawieruszony we mgle.
Spojrzało na mnie, musnęło jak pyłek kwiatu na wiosnę
Dotknęło czułości dłoni
O szczęście niepojęte!
I wiem, że to ciepło,
ta radość to właśnie miłość.
Ale gdy jeszcze nie rozwinęło ramion
By mnie ująć i mocno przytulić –
Gdy się zjawiło – już znikło – rozwiało
Właśnie to c o ś ...
Co miłością zwać się m i a ł o …
200
201
Cień latarni
Zaduma w Czarnolesie
Nocne latarnie migocą.
Opustoszałe ulice
Omiata jesienny wiatr
I smaga światłem lampy
Deszczu - kałuże
W struny światła na płycie
Wplątał się cień.
Dygoce, faluje
Odziera z figury
Wydłuża
Rozciąga
Zamazuje
Rozdeptanym chodakiem
Pragnie
Rozjaśnić strugę cienia,
Chwytając nikłe blaski
Ulicznych latarni,
Aż do świtu !
Stary staw – grobla –
rzęsą zapomnienia - duma.
- Jan Kochanowski przegląda się w tafli wody zastygłej
czasem historii - wieków ...!
Czarnolas - Muzeum - Park
stare drzewa - wiekowe - lipy - dęby!
Atmosfera jesiennej zadumy otacza - trwa!
Zamykam oczy –
wsłuchana w ciszę - przeszłość.
Słyszę dostojny głos Jana - poety.
„Witam w moich zakątkach - życia”
i prowadzi po wyżłobionych
schodach, które wiodą
do Sanktuarium domowego ogniska.
Co Cię tutaj przywiodło?
Powiedz Czy pragniesz zanurzyć się
w echo historii
Królewskiego Żywota?
- spojrzeć na fraszki igraszki
pełne dowcipów
- posłuchać żałości kamiennej –
trenów?
Zajrzeć w serce miłości i rozterek życia?
202
203
a może wraz za mną
zanucić pieśni chwały - Bogu:
Czego chcesz od nas Panie
za Twe hojne dary
Czego za dobrodziejstwa
w których nie masz miary...
Kościół Cię nie ogarnie
A jesienny złoty liść –
musnął moją twarz
i wyrwał z zadumy –
romansu historii
z Wielkim Janem Kochanowskim –
poetą wieków,
A marzenie i echo trwają!
Wspomnienie
Jesteś moim marzeniem –
znikłeś - odszedłeś jak – SEN !
Jak powiew wiatru jak wczorajszy dzień
zostało mi tylko WSPOMNIENIE !
tylko to coś, co nie da ująć się w dłoni
Jak pył, jak dym ze spalonej świeczki
Po którym nie pozostaje nic
Po którym pozostaje tylko lekko
muskająca nozdrza WOŃ !
Październik 2004
204
205
*** (zatopiona w zamyśleniu)
Szukam
Zatopiona w zamyśleniu
nad wczoraj i dziś
odkrywam bramy
i tajemnice jutra.
Zagubione po drodze płatki miłości tęsknię - gonię - kryję się
w muślinie wspomnień.
A mgła szczęścia
otula moją twarz
i szukam i czekam
- z nadzieją!
Chwytam jedynie Twoje dzieło
błękit wśród chmur
i kształty istnienia
wszechświata.
Po jasnej stronie nieba
jawi się stwór
z ołowianych chmur
Błyski-zygzaki rysują
horyzont grozy
niebo rozdaje życiodajne krople
deszczu
ku ocaleniu
Szczyrk, lipiec 2005
206
207
Wiatr historii
Kwiat forsycji
Słucham pieśni ukrytych w kamieniu
Ma on własną duszę
Ucho dotknięte do porowatej,
szarej powierzchni
Mówi sylabami
zaczarowanych słów
- przeszłości
Dotknięty dłonią
- kaleczy - wyrzuca pył życia
niewiadomych melodii
nie odkrytych marzeń
i tragedii istnienia
W historii przyjmuje słowa
wyryte z życia ludzkiego istnienia pamięci hołdu i chwały potomnym
Tajemnicy, co w pancerzu ukrywa
Wiatr Historii!
Promień słońca łaskocze twarz
Przymrużam oczy
Wśród dywanów - ździebełek
wiosennych traw
Wybucha kaskadą krzak złocisty
Faluje, tańczy, śpiewa radością Pomarańczowy kwiat forsycji
208
209
Róże
Pytanie
Życie ucieka
chwilą nieuchwyconą,
zamyka klamrą przeszłość.
Pragniesz zatrzymać je w dłoni,
uchwycić
wymyka się
i mknie jak meteor!
Znikając pochłania nadzieję,
a w szarości wieczoru
pragnie odnaleźć wspomnienie
w zasuszonych płatkach róż.
Cóż mam ci powiedzieć?
że kocham?
Gdy serce Twoje jest puste
i nie ma miejsca na miłość?
A moje słowa zawisły
na suchych gałęziach
miłości i wiary
– że jestem?
210
211
Iwona Zielińska-Zamora
212
213
Łodzianka od pokoleń, miłośniczka Inowłodza od zawsze. Po studiach historycznych na
UŁ pracowała jako nauczycielka w szkołach
średnich w Łodzi. Ulubionym miejscem częstych pobytów poza Łodzią jest dla niej malowniczy Inowłódz, gdzie powstało wiele jej
utworów.
Zadebiutowała poezją w I Mazowieckim
Konkursie Małej Formy literackiej ( I nagroda), a rok 2001 to jej debiut w prozie opowiadaniem „Chodnik” (I nagroda).
Wydała tomiki wierszy: Nie tak (Warszawa
2002, wyd. Nowy Świat),Zmęczona łza (Łódź
2004), Stracić głowę (Kielce 2010,Oficyna Wydawnicza „STON 2), Annie …( Łódź 2011)
i zbiór opowiadań: Znajome drogi (Kielce
2008,Oficyna Wydawnicza „STON 2)”.
Ponadto opublikowała też swoje wiersze, opowiadania i słuchowiska m. in. w almanachach z serii Erotyki (2003), Jesteśmy
(2008,2009), Kuźnia Tejrezjasza ( 2008), Wiosna Aniołów (2008), 26 marzenie (2008), jak
również
w czasopismach „Sekrety Żaru”,
„Świętokrzyski Kwartalnik Literacki”.
Od 2000 roku związana z Klubem Twórczości „Żar” przy Mazowieckim Okręgu Polskiego Związku Niewidomych i do dzisiaj aktywnie
214
działa w Radzie Klubu. Również uczestniczy
w spotkaniach grup literackich: warszawskiej
–
POETICA i łódzkiej – Centauro”, kieleckim Krajowym Centrum Kultury PZN (bierze
udział w cyklicznych seminariach literackich
i plastycznych).
Od 2009 członek Kieleckiego Oddziału
Związku Literatów Polskich.
Posiada również średnie wykształcenie plastyczne: maluje, rzeźbi, interesuje się techniką
makramy. Sama ilustruje swoje tomiki. Wzięła udział w zbiorowych wystawach malarstwa
(Galeria Tyflologiczna w Warszawie, Biblioteka Narodowa w Warszawie, Galeria Poczekaj
w Bydgoszczy, Galeria „Atelier” w Inowłodzu).
Uczestniczyła w wielu konkursach literackich o charakterze ogólnopolskim. Jest wielokrotną laureatką w kategorii poezji i prozy
(Mazowiecki Konkurs Małej Formy Literackiej, II Ogólnopolski Konkurs Literacki SAP
pt: „Chłopska droga, polska droga”, 9 Ogólnopolski Konkurs Literacki – Kraków 2002,
Turniej Jednego Wiersza „Kobieta” w Tomaszowie Mazowieckim, Ogólnopolski Konkurs
Poetycki im. Feliksa Raka i inne).
215
Od 2004 jest członkiem Kolegium Redakcyjnego „Sekretów ŻARu”, a od 2009 redaktorką naczelną tego pisma.
Miłość
Miłość miała zawsze twoje imię.
Wszystko inne było tylko pożądaniem,
a może zaspokojeniem ciekawości.
Miłość to twoje ramiona nad ranem,
gdy krzyczę w sennej malignie.
To wydeptana ścieżka do ogrodu
i róża z poranną łzą na płatkach.
To twoje kroki na kamiennych
schodach
i moje na ciebie czekanie.
I nawet grymas w kąciki warg zaklęty
wtedy, kiedy plotę głupstwa.
Miłość …
Inowłódz, 22 września 2002
216
217
Klucz
*** (skóra twoja jak aksamit)
Ona taka próżna
do zwierciadła zerka,
bo łaskawe dla niej:
lat minionych nie liczy,
nie dodaje zmarszczek.
Skóra twoja jak aksamit
uległa pod moimi palcami –
szeptałeś w miłosnej ciemności.
Zsunięte ramiączko sukienki
kluczem jest do raju.
On, wielki malkontent,
jej odbicie znalazł
w srebrnej toni lustra,
lecz po klucz nie sięga.
Dobrze wie, co jest
za tamtymi drzwiami –
nuda.
Inowłódz, 19 sierpnia 2006
218
Żal, że nie była ze stali,
nie dałaby się zwieść
pieszczocie kochanka tak łatwo
i mniej by bolała,
kiedy odszedłeś.
219
*** (gdzieś na krawędzi)
Intymne wyznanie kobiety
Gdzieś na krawędzi nocy
czuję dotyk twoich warg,
oddycham ciepłem twego ciała
i Słyszę drżenie powiek.
Nagle odwracasz się,
wstajesz …
Odchodzisz?
Nie,
Bez ciebie ten sen
to koszmar.
Zostań.
Łódź, 8 kwietnia 2008
Moje noce nie są melodią
miłości i westchnień kochanków.
Moje noce to mariaż z kuchenką
i foremkami do pieczenia ciasta.
To miłosny dialog z monitorem
komputera
i pośpieszny flirt z łazienkowym
lustrem.
W te noce foremki szczęśliwe
pieszczotą mych dłoni.
Komputer łaskawy – b o nie sam.
tylko lustro niepokorne i złośliwe
tuż przed świtem do mnie mruczy.
Nie goń tak!
Zatrzymaj się!
Popatrz we mnie dłużej,
a zobaczysz prawdę.
I właśnie tej nocy – n a zgodę
dostaniesz ode mnie
jeszcze jedną zmarszczkę.
Łódź, 27 listopada 2002
220
221
Intymnych wyznań kobiety c.d.
*** (jeszcze długo)
Suw, suw, suw,
człap, człap …
Stół, lodówka i kuchenna szafka …
Szur, szur, szur,
człap, człap:
Zmywarka, kuchnia na gaz …
Szum, szum – bul, bul, bul …
To kipi pod pokrywką
tajemniczo ukryte danie.
Miam, mlam, mlam …
Jakie to dobre – słychać mlaskanie.
Na lśniącym lakierze podłogi
wydeptana ścieżka …
(stół, spiżarka i zlew …)
Człap, człap – posuwem pantofli
zadeptana prawie na śmierć.
Trzeba reanimować natychmiast,
bo inaczej – nie uwierzy nikt,
że od zawsze nie lubiłam gotować.
Jeszcze długo potem
miałeś swoją półkę w szafie,
tylko garnitury oddałyśmy bezdomnym.
Twoje biurko jest już zajęte
przy nim teraz siedzę ja
i piszę o tobie wiersze.
Twój sekretarzyk od dawna
skrywa cudze tajemnice.
Tylko zegar nie chce
wybijać godzin bez ciebie.
I fotel pod lampą
stale niezamieszkany,
jakby czekał …
Miałeś tato takie piękne myśli,
one teraz żyją we mnie.
Miałeś tato takie piękne ręce …
Inowłódz, 6 sierpnia 2002
Łódź, 7 października 2011
222
223
*** (testament)
Niebieska sukienka
Testament w szufladzie śpi
snem cichym, niebieskim.
To nic, niech sobie śpi,
a Ty …?
Zapomniana, gdzieś w kącie
wyblakła sukienka, kiedyś,
jak oczy dziewczyny, niebieska.
A białe kwiaty na deseń
ktoś dla niej skradł z ogrodu.
Raz jeszcze modna sukienka
i pantofle na wysokich obcasach,
tusz na rzęsach z obawy drży,
by nikt obcy twej tajemnicy nie skradł.
Na kolanach otwarta książka,
w jej kartach kwiat jabłoni,
motyl i ważka mieszka.
To dobrze, że w takiej harmonii:
Dostojewski, wiosna i Ty – Mamo.
W letnią noc księżycową
nieraz zapomniała się w tańcu
dziewczyna i jej sukienka.
Najlepiej czuła się w walcu,
gdy wiatr w ramiona ją brał,
a wokół nóg wirowała sukienka.
Tanga trochę się bała,
bo męskie uda były
jak żar płomienia
i jak zapowiedź kochania,
gdy wychodziła im na spotkanie
dziewczyna i jej sukienka.
Tak przetańczyły lato.
Dzisiaj już tylko zima
maluje na szybie kwiaty.
224
225
Stare kobiety
Sukienka w szafie,
a gdzie dziewczyna?
Czy zawsze będą stare kobiety?
Te w chustkach w róże
z uśmiechem na jeden ząb ?
Pożółkłolice i smutnookie?
Już niekochane,
pogodzone z sobą i Bogiem,
czekające jedynie na …
Inowłódz, środa 21 lipca 2004
226
227
Addenda: miary i odniesienia
228
229
Stanisław Stanik
230
231
Urodził się w Małoszycach w 1949 r. Poetą
stał się, debiutując w 1968 roku w lubelskiej
„Kamenie”.
nym przez grupę „Poetica” kwartalniku literackim „Sekrety ŻARu”.
Wydał do tej pory wiele tomików z wierszami w tym „Objęcie” (1991), „Pamiętnik miłosny (1994) „Cofnięcie czasu” (2007), „Światło
spod czerwieni” (2010). Uprawia krytykę literacką, a najbardziej znane w tej dziedzinie
jego prace to: „Jak zostać pisarzem?”, monografia o Studziannie, „Samotnik z Zegrzynka”
(1998), setki artykułów na łamach prasy.
Pracował jako dziennikarz w kieleckim
„Echu Dnia”, w warszawskich „Kierunkach”,
„Inspiracjach”, „Myśli Polskiej” - pełni funkcję redaktora naczelnego „Myśli Literackiej”
Jego utwory tłumaczono na wiele języków.
Otrzymał nagrodę Stowarzyszenia „ZA”, nagrodę imienia Hulewicza, był nominowany na
człowieka roku 2000.
Bliskie są mu tematy piękna natury, miłości,
równowagi wewnętrznej, wiary.
Udziela się w Warszawie społecznie i towarzysko. Od początku istnienia grupy literackiej „Poetica” przy Okręgu Mazowieckim
PZN, wspiera swoim doświadczeniem jej działalność, publikuje swoje utwory w wydawa232
233
Klisza
postaci tkwią nieruchomo
zastygłe i w negatywie
dopiero projektor je wyświetli
nada im wigor i sens
kto by się spodziewał
że tak toczy się historia
mało
cała cywilizacja
świat nieprzedstawiony
równoległy a nawet nierzeczywisty
to kompozycja figur
które są puszczone w ruch
234
235
Do młodych poetów
Polskę ratują poeci
mówią pisz
potrafisz najlepiej
a poeta wie
że czasami tylko
da się pisać wiersze
i spiąć je w słowa
tak samo niedotykalnie
jak odległe horyzontów
Polska to rzecz wielka
poeci wydają głos cichy
i nie zauważalny
ale to oni dzięki zwielokrotnieniu
słowa
utrwalają uczucia naturalne
i sens
taki jak przyroda
z którą chcą być zaprzyjaźnieni
i nakierować Polskę
na szlak bezpieczny
i bezkolizyjny
poeta wie
prawdziwa sztuka rodzi się z rozpaczy
z bólu, który ignorant mu zada
nic w sztuce nie ma z tego co by
nie było okupione ofiarą
ignorant nie widzi
jak poeta chowa się wraz z wiekiem w siebie
jak kluczy niepewnie po wytartych szlakach
jak mu zły rytm rozkłada proporcje
młody poeto
nie czyń nic abyś był poetą
w przeciwnym wypadku
czas swój strawisz na nierozsądku
nie uchwycisz w życiu nadziei
a pozostawisz jak zwykle na końcu
chybioną pointę
236
to prawda
poeci umierają młodo
a Polska trwa
ale może na ich ramieniu
niesie się
bo śmierć wyzwala bohaterstwo
oddanie i niedoskonałość
237
tak bywa
że poeci muszą być niezrozumiali
a nawet Polska musi ich odrzucić
lecz język międzynarodowy
intuicją
łączy jedno słowo
Andrzej Zaniewski
238
239
Urodził się w Warszawie w 1939 r. Poeta,
prozaik, powieściopisarz autor tekstów piosenek, a przede wszystkim powieści „Szczur”,
która stała się światowym bestsellerem – została przełożona na ponad 30 języków.
Ukończył historię sztuki na Uniwersytecie
Warszawskim. Debiutował w 1958 r. na łamach
„Głosu Wybrzeża”, był współtwórcą grupy poetyckiej „Hybrydy”. Pełnił wiele funkcji m. in.
prezesa Stowarzyszenia Kultur Słowiańskich,
wiceprezesa Zarządu Głównego ZLP oraz wiceprezesa Stowarzyszenia Przeciwko Zbrodni
im. Jolanty Brzozowskiej.
O słowie
Słowo to
znak, dźwięk i pojęcie,
niekiedy myśl,
czyli okruch tajemnicy.
Jeżeli wyjaśnisz je do końca,
umrze jak ty
Nie zatrzymuj go dla siebie.
Słowo potrzebuje wolności
i samotności
Bywa często członkiem Jury w wielu liczących się konkursach literackich. Ma w swoim
dorobku również wiele tomików wierszy i pokaźny zbiór tekstów popularnych piosenek
i pastorałek.
Jest laureatem wielu nagród literackich
m.in. Nagrody Czerwonej Róży, Nagrody im.
Wł. St. Reymonta.
Od początku istnienia grupy literackiej „Poetica” przy Okręgu Mazowieckim Polskiego
Związku Niewidomych uczestniczy aktywnie
w spotkaniach jej członków oraz publikuje
swoje utwory w związanym z grupą kwartalniku literackim „Sekrety ŻARu”.
240
241
Niepełna definicja poezji
*** (Matko Boża)
Poezja to kontrolowana schizofrenia
Matko Boża, chroń młode ptaki
i chroń stare ptaki, i chroń nas
chroniących ptaki odpoczywające,
i chroń naszą miłość do szumu nad nami,
i nasze sny o ptakach, nasze
słabe skrzydła, te nieporadne
i te unoszące wysoko.
Chory szuka choroby,
tęskni za chorobą
i znajduje ją w sobie.
Schizofrenik panujący
nad swą schizofrenią
aż do samobójstwa?
Ukradnie klucz, wymknie się
wieczorem,
podpali kilka straganów na rynku,
zastygnie w otępieniu i melancholii.
Jeżeli go nie schwytają i wróci do siebie,
będzie mądrzejszy o długą, szaloną noc,
i parę wierszy jak diamenty lśniących.
Matko Boża, chroń ptaki lecące
dokądkolwiek,
i gniazda ukryte w murach, i widoczne
z daleka, i broń piskląt, i pomagaj
chorym, głodnym, zmarzniętym.
Matko Boża, chroń młode ptaki, odważnie
próbujące swych sił, i ptaki dojrzałe,
lecz zagubione, które straciły
orientację w locie.
To co piszę nie dotyczy wszystkich
schizofreników,
tylko tych, którzy przewidzieli,
że mądrość zawsze graniczy
z szaleństwem.
242
243
Po »słowie«
Stanisław Stanik
Każdy w gronie wszystkich
Poezja prowadzi do wzniosłego przeżycia do
przeżycia wartości. Co prawda jej rola zmienia
się na przestrzeni wieków, ale u wyrobionego
czytelnika zwykle zaspakaja potrzeby, jeśli nie
podstawowe, to prymarne, zasadnicze. Poezja
na ustach recytatora rozświetla coś pięknego,
harmonijnego, gorącego. I taki ma wymiar
w nowo wydanej antologii pt. „Słowo jak balsam na nienasycenie”. Sam tytuł tej publikacji w całości może wyrażać pojęcie poezji. Jest
ona bowiem jak balsam, składa się z szeregu
słów (zazwyczaj) i niełatwo można się nią nasycić (ma przecież podteksty, niedopowiedzenia, zmetaforyzowanie).
Ileż piękna i urokliwości przynosi ten świeży tom poetów niewidomych i niedowidzących oraz dwu ich opiekunów w pracy nad
słowem! Piękno nie zawsze jednak harmonizuje z dobrem, z równowagą natury. Tak więc
wymuskując się spod palców, które czytają
244
245
alfabetem Braille’a, może być nieledwie zauważalne, sprawdzalne. Piękno w tym tomiku
wywodzi się z zaskoczenia. Bo jak to możliwe,
aby nawet niewidomy tak dokładnie i barwnie widział i kreował świat?! A jednak – to
prawda – poeci tego almanachu nie otwierają
nowych dróg poezji, nie są jej reformatorami
(o to dziś trudno), ale są zaskakująco świeży,
w składni głębocy i mądrzy w treści. Wiedzą
w sensie egzystencjalnym i kreatywnym, co to
jest poezja! Co to jest piękno.
Wartość naznaczona poręką poety powinna
być klasycznym przykładem równowagi i pełni. W naszych czasach idzie się za modą, za
popularnością. Okazuje się, że droga ta zaczynała się już za czasów Norwida, który pisał
w wierszu „Piękno – czasu”:
Zgasły lilie i róże omdlewające,
Odejmą im wiatr liście jedwabne:
Dziś nie szuka nikt P i ę k n a… żaden poeta
Żaden sztukmistrz - amator - żadna kobieta - Dziś szuka się tego, co jest p o w a b n e,
I tego – co jest u d e r z a j ą c e!...
246
Chodziło już za Norwida o efektowność,
pozór, który zwracał uwagę, nie o prawdziwe piękno, harmonię – tradycyjne wartości,
które przyświecają poetom z naszej antologii.
Wartości są zawsze niezmienne.
Ars poetica (sztuka poetycka), poezja głębi,
poezja nastroju… - określenia te po części dotyczą utworów antologistów. Z czego wynika
ten dość wysoki poziom ich twórczości? Tak,
wysoki, bo i ja osobiście – pracując w grupie „Poetica” przy Okręgu Mazowieckim PZN
– jestem zaskoczony zawartością książki.
Można zauważyć, że poezja osób niepełnosprawnych wzrokowo jest konkretna, realna,
opalizująca barwami – tak, może nawet bardziej niż u ludzi o dobrym wzroku. Emanuje
ona upodobaniem do przedmiotu, wzruszeniem wynikającym z obrazu natury, uczuciem,
nie tylko miłosnym. Jest w formie tradycyjna (nie do końca), acz nie wtórna, zachowuje stałe metrum i rymy. Owszem, bywa niekiedy za bardzo układna i łatwo meliczna, ale
to dowód, że w każdej epoce potrzebny jest
Kondratowicz czy Lenartowicz, a przy tym
Przyboś i Różewicz. Poeci ziemi, nastroju, patriotyzmu i przywiązania do miejsca narodzin
247
– to światło i siła Ojczyzny. A poeci proporcji
i zdrowia ciała potrafią wzniecić ogień ducha.
Oba te pierwiastki zawierają wiersze przedstawianego tu zbioru poetyckiego. Mimo nakierowania na osobę, w małym stopniu są subiektywne czy upersonifikowane własną niedoskonałością.
Antologia sporządzona jest według zasad
klasycznych: z biografią autora, jego zdjęciem
i tekstami kilku bardziej lub mniej obszernych wierszy. Porządek prezentacji autorów
ustanowiony jest od brzmienia nazwiska (alfabetycznie). Nie decyduje o kolejności układu
wiek, nie decyduje różnica dorobku twórczego autorów wybranych do antologii.
Listę poetów otwiera Genowefa Cygara.
Pisała do szuflady, teraz gdy otworzyła jej zapasy – okazało się, że było w niej wiele schowanych perełek lirycznych. Oto jedna z nich
z wiersza „Zapatrzeć się…”:
Zapatrzeć się na zielono-złoty świat./
Zasłuchać w śmiech dzieci./W rozmowy ptaków./Tylko jak to zrobić./Świat ubrał czarny
płaszcz nienawiści i zła.
248
Ostra, surowa to ocena ludzi i ich natury.
Jako odzew na te ocenę padają słowa: „ Proszę.
Zbuduj bezpieczny statek”. Statek ten jak arka
Noego niesie kiść bzu, która stwarza nadzieję.
Refleksja przynosząca spolegliwe życzenie zawiera się w słowach następnego wiersza. „Noc
stoi w drzwiach”: „By spokój nastał wszędzie
– By nas otulił cichy świat”. Źle autorka rokuje światu. Uważa, że stoczy się „Za przepaści zimny skraj (…) Mgłą odpłynie wiara,
pewność”. A inne – „Jesienią pachnące doliny”, „Marquez”, „Ostatni lata dzień”, „Wiatrem
lekkim” maja wpisane zauroczenie przyrodą,
wrażliwość na piękno otoczenia. Jest wiersz
o pogłębionej autorefleksji:
„Powinnam
odejść”, w którym pobrzmiewa nuta pesymizmu. Nie pesymizm jednak przeważa w wierszach Genowefy Cagary, ale chęć tworzenia,
budowania, wznoszenia. W formie wiersze
raczej tradycyjne, bez wyszukanych metafor
– maja jednak urok z racji swej czytelności,
powagi, zatroskania nad światem.
Andrzej Chutkowski to znana osobowość
Grupy Literackiej „Poetica”. Co prawda dopiero na dniach ukaże się jego debiutancki
tomik poetycki, ale dorobek aktorsko-recyta249
torski ma dostrzegalny. Pełni również funkcję prezesa Klubu Twórczości ŻAR.
W swojej twórczości poetyckiej z początku tradycyjny, wybrał przekaz linearny, nietrzymający się stałego rytmu i nie operujący
rymem. W wierszu „Trzy ścieżki” mowa jest
o stanach ludzkiej kondycji. Jeden jest silny,
drugi nieczuły, trzeci wymagający obcej ręki,
bo „Są takie przejścia, gdzie choćby świetlika/próżno przed sobą w mroku wypatruję.”
Mowa o niewidomym, ale przekazana w podtekście. Wiersz to wzruszający, norwidowski,
szant twardymi zgłoskami. Chyba najciekawszy w tym zestawie. Mniej udany jest „Kamień
i motyka”, czego przykładem są nieżej przytoczone wersy:
Poezja Chutkowskiego ma więc charakter nie tylko zjawiska estetycznego, ale też
społecznego, a czasem i interwencyjnego.
Twórczość jego jest więc nie tylko osobista.
W wierszu „Tablice” autor, wychodząc od obrazu wręczenia dwu kamiennych tablic przez
Jahwe na Synaju, skupia swoją uwagę na niewierności ludzi przykazaniom. Opisowy, realistyczny wyraz ma wiersz „Przelewy”. Protest
autora przebija przez wiersz „Dług publiczny”: Ja mam dziś płacić… gdy ktoś walnął
błąd? Wiersz „A imię ich 44” poświęca poeta
Powstaniu Warszawskiemu. Aktualność zawiera się w wierszu „Spiżowy dzwon”. Z tych obszernych wierszy widać zakorzenienie autora
w rzeczywistość i jego postawę postulatywną.
Elżbieta Dąbrówka–Madej
wydała do
tej pory jeden obszerny tom „Ogród wspomnień”. W wierszu „Floksy” kwiaty roznoszą zapach w pokłonach do młodości, ale ten
wiersz nie wznosi jeszcze twórczości poetki
na jej późniejszy poziom. Jej wiersze maja
bowiem czar, który trzeba odkryć. Nie pozbawiony głębszej myśli jest wiersz „Nie wiem…”.
Inny wiersz „Dawnego szkoda”, oprócz sentymentu zawiera analizę głębi, utrzymuje sens,
a w sferze wartości postuluje harmonię i mądrość. Największe wrażenie wywiera wiersz
„Warszawa dawna”. Aluzje odnoszą się do
Powstania Warszawskiego, ujawniają miłość
250
251
I wśród mas coraz więcej/tych, co swe
poglądy/ufryzowali zgodnie
z modą/ światowych salonów,/cisnąwszy
do lamusa/kodeksy Lechitów.
do miasta i wierność mu przez całe dotychczasowe życie. Napisała też wiersz o Judaszu,
któremu nadaje nowe oświetlenie poprzez odniesienie do Judaszów współczesnych.
Są w jej wierszach epizody z własnego życia,
odniesienia do postaci żony, więzi rodzinnych,
przyjacielskich, wydarzeń historycznych. Jeśli
nawet nie jest to poezja najwyższego lotu, to
przecież w pełni zasługuje na uwagę już to za
zrozumiałość i szlachetność uczuć.
Hanna Domańska wydała tomik z wierszami pt. „Przez szczelinę w niebie”. Urokliwość
utworów autorki polega na niemal dziecięcym
ujmowaniu świata, na stylizowanej naiwności,
na wielobarwności obrazów. Pisze poetka,
dedykując córeczce: Jak dobrze jest/jeszcze
wszystkiego nie wiedzieć/I jeszcze… się dziwić/Zachwycać nawet maleńką biedronką.
Prostymi słowami, prostymi środkami autorka posługuje się dla metaforyzacji świata. To
cos z Jana Twardowskiego. Bez skrótów, bez
oschłości odwołuje się do rekwizytów najbliższej rzeczywistości, jak w wierszu „Miłość”:
będzie nawet w ostatnim oddechu/w nagrobnej lampce/w bukieciku kwiatów/…to będzie
Miłość. Wzruszający jest wiersz „Staruszki”,
w którym: kiedyś małe dziewczynki/grały
w klasy/ (…) A czas po cichu/pisał pamiętnik wokół ich oczu. Prawda, że to urokliwe,
z takim uczuciem widzieć świat? W wierszu
„Traktat o szczęściu” zauważa: Szczęście…
niczym motyl/czasami przysiada. Tematyka
wierszy jest zróżnicowana. Poetka zastanawia
się Co zostanie po nas/gdy zapłonie ziemia?
Snuje refleksje osobiste, religijne w wierszu
o grobie Pańskim, rozprawia ze współczuciem
o bezrobotnych i samotnych. Słowem – życie
społeczne, natura, codzienność, moje „ja”, to
osnowa jej wierszy.
Zbigniew Gajewski, nie najmłodszy już
poeta, a nadal aktywny. Lekarz pediatra.
Wydał tomik własnych wierszy z motywami Ziemi Łużyckiej pt. „Z nasz li Ten Kraj
i Lud” oraz przetłumaczył na język polski
zbiór wierszy białoruskiego poety Aleksandra
Pruszyńskiego pt. „Dar Matki”.
W antologii znalazły się utwory osnute wokół kniei Łużyc, Budziszyna, Gór Łużyckich,
w których dostrzega tragizm tysięcy poległych
Serbów Łużyckich. Po wierszu „Koleje życia”,
wraca do podróży w historię i do odległych
krajów: przez fiordy północnej Norwegii
252
253
i Narvik (z motywami ostatniej wojny światowej) po Japonię.
Ale najpiękniejsze strofy zwrócone są do
rodzimej ziemi w wierszu „Rozpachniała się
Ziemia Poleska”. Wiersz ten, czuły jak membrana, drży w słowach pieszczotliwych i dziecinnych. Nic dziwnego - był pisany i cyzelowany na przestrzeni lat 1948-2009.
W innych wierszach pisze o powinnościach
człowieka, zjawiskach przyrody („Woda”).
Łatwo zauważyć, że autor, podobnie jak inni
poeci tego zbioru, jest liryczny, wkłada dużo
ciepła w słowa, zachowuje rytmikę, dąży do
syntezy rozbitego świata, choć może jest czasem zbyt dosłowny i ucieka od większego
zmetaforyzowania.
Do wyróżniających się w tej grupie należy
poetka Krystyna Łagowska, również przedstawicielka starszego pokolenia. Jest autorką kilku cenionych tomików poetyckich.
Pierwszy jej wiersz w antologii traktuje o poczcie powstańczej odnalezionej po latach, z finałem stygnącej dłoni, zapewne od pocisku.
Ironiczny wydźwięk ma „Kołysanka”, w której jest motyw kobiety idącej przez ruiny i nucącej pieśń dla synka. Pełnię dramaturgii do-
starcza wiersz „Salut Syrenki”. Znów mowa
o Powstaniu Warszawskim, na trwale zapisanym w pamięci autorki. Jacy są jeszcze bohaterzy wiersza? Mali żołnierze bez mundurów,/
obrońcy ojczystego gniazda, - rozszczebiotane
dzieciństwem głosy. Wiersz–hymn. Są w nim
wysoce podniosłe fragmenty, a całość – zamknięta i zmuszająca do refleksji, a może i łez.
Pięknie zmetaforyzowany jest liryk „Internet
nieba”, „Gwiżdżę” i „Wachlarzem snów”. Są
niby o podmiocie lirycznym, niby o rzeczywistości otaczającej, choć to nie pewne, oniryczne, które kunsztem dorastają najwyższym
osiągnięciom współczesnej poezji. Cały blok
jej tekstów kończy humorystyczny trójwers:
254
255
Nie kończę wiersza, bo
czy może mieć koniec to
co nie ma początku?
Miriam Mazurkiewicz to świeży „nabytek” Klubu, ale doświadczona w pisaniu.
Powszechnie znany żonkil u tej poetki mieni
się wieloma walorami. Śpiewnie, rytmicznie
toczą się słowa o marzeniu, aby zostać królewną, o kotkach, które o mało co nie zginę-
ły, o Białej Królowej, o oddaniu mężczyźnie
– w słowach najczulszych, kwietnych, z motywami tańca i róży. Piękny to erotyk, może
najciekawszy w tym „bloku”. Ostatni z wierszy „Ławeczka Chopina” odnosi się bardziej
do uroków przyrody niż brzmienia muzyki,
chociaż zachowany jest nastrój ściszenia i nostalgii.
Jej poezjowanie wykazuje sprawność warsztatową i poszukiwanie głębi.
Nie tak dawno debiutująca tomem poetyckim
„Stan wewnętrzny” Karina Miękus, przedstawia wiersze enigmatyczne, trudne w poetyce,
oscyluje pomiędzy Norwidem a Białoszewskim, oczywiście, toutes proportions gardées.
Czasem alogiczne, kryjące sens, przynoszą
wieloznaczność i niedomówienie. Oczywiście
ma na uwadze to, czy słowo wynika ze słowa, a
rozbicie znaczenia zmusza do zastanowienia.
Nasycony uczuciem jest utwór „***” (liczę dni)”;
składny, logiczny. O miłości – bo większość
wierszy poświęcona jest miłości – pisze autorka w wierszu ciekawym, acz krótkim pt. „***
litości ci brak”. Udany, zmetaforyzowany jest
wiersz „Sztalugi”, gdzie kolory wynurzają się
z głębi rzeczywistość. Refleksje miłosne, kon-
tury ich, zawiera wiersz „Powróciłam potem”.
„Głos z wewnątrz” to znów apel do partnera,
aby szukał wolności dla dwojga. Korzystna
ewolucję przechodzi poetka w wierszach
„***(zaczaruj mnie)”, „*** (nie przerywaj ciszy)”,
„*** (zmięta szmatka)”. Te wiersze są w pełni
dojrzałe. Ale w ostatnim finał jest zaskakująco przykry, bowiem Zmięta szmatka/brudny
kubeł/Oto wszystko co zostało/po tym przyjęciu. Te wiersze w porównaniu z wcześniejszymi zwiastują postęp w tworzywi i w wyobraźni
poetyckiej.
Andrzej Rodys, warszawiak, jest poetą
Warszawy, jej apologetą, varsavianistą, kocha
małą ojczyznę, dokonuje wiwisekcji spraw życiowych.
Wiersz „Recuerdo” przedstawia z humorem przywiezioną z Hiszpanii zabawkę, która
przypomina wrażenia podróżnicze i zmysłowe. Zupełnie inny temat pojawia się w utworze „Wezwanie do modlitwy”. Modlitwa przynosi pokój, odwagę, ducha, mądrość, pokorę
– modlitwa skutecznie pomaga. Z zachwytem
ożywia w jednym ze swoich wierszy pamięć
o Edith Piaf i jej pieśniach. Słowa tytułu jej
piosenki: „Je ne regrette rien” są dla poety
najpiękniejszą fraza świata.
256
257
W osnowach swoich wierszy przechodzi
z „miejsca na miejsce”. Ukazuje różne oblicza
przyrody: różę, jesień w parku, pejzaż swego
otoczenia. Nie jest monotematyczny. Po opisach natury przenosi się do kawiarni „Kot”,
która jest przy ryneczku w sennym miasteczku. Prozaiczny to tekst, niby bez finezji, ale
prostota jego jest świadoma. Opisowość, nie
abstrakcja czy intelektualizm tu przeważa.
Widoczne to też jest w obszernym tekście,
niemal poemacie pt. „Zapiski starego warszawiaka”. Warszawa to miejsce zamieszkania
poety z dziada pradziada. Miasto jest symbolem potęgi, walki i literatury (Wiech, Marek
Hłasko).
Irena Stopierzyńska-Siek to jakby poetka
doctus (tak określano Staffa). Ukończyła studia na dwóch uczelniach: w Lublinie i Louvain.
Jest członkiem Stowarzyszenia Dziennikarzy
Polskich i Związku Literatów Polskich.
Oprócz poezji uprawia też rysunek i malarstwo. Prowadzi spotkania literackie grupy
„Poetica”.
Esencja je poezji jest filozoficzna. W wierszu „Determinizm” napisała, że wiosna jak
wolność wydaje się klęską. A w innym pyta:
Skąd masz pojęcie nieskończoności? I odpowiada: pojęcie nieskończoności/to gen ducha.
Coś z zasad wiary, coś z dociekań myślicieli – tak to wygląda. W „Terroryście” poetka
mówi o n nieskuteczności walki z odwieczną
niesprawiedliwością.
Nie zaduma nad światem, ale próba jego
wyjaśnienia - tu rządzi. Autorka szuka istoty zjawisk. Jeden ze swych wierszy poświęca
„słowu”. Są słowa „jak balony”, puste w środku, ale – dla przeciwstawienia – przywołuje
„słowa - znaki wiary i nadziei”.
W wierszu „Tren na śmierć artysty” przewiduje, że sztuka nawet wybitnego twórcy dopiero z czasem bywa doceniona. To już nie
światopoglądowe wyznanie, to utożsamienie
się z celowością działań artysty. O życiu człowieka, o tym, że przyszłość maleje mówi w kolejnym wierszu. Podobnie w wierszu „Los”.
Z jego aluzji wynika, że nie należy chadzać
z nurtem epoki, a wytyczyć ścieżkę/w nieznane gwiazdozbiory.
W utworze szlachetnego tonu: „Pozwólcie
milczeć” najważniejszy zwrot mieści się
w dwuwierszu: Niech słowo czeka/godziny
natchnienia. W ostatnim utworze „Wspieraj
258
259
usychanie” – przekornie – brzmi pochwała
usychania, umierania, ścinania przez zimową
zamieć.
Na wysoki poziom wzniosła się poezja Ireny
Stopierzyńskiej-Siek. Piękny jest zestaw jej
utworów w antologii – ułożony jakby z biegiem życia, a życie to nadaje i odkrywa człowiekowi często zaskakujący, nieodkryty sens.
Udane, na tle dawniej pisanych, są wiersze
Jadwigi Wodzyńskiej–Bujak, radomianki, autorki już wielu publikacji. Obrazy w jej wierszach zbudowane są z obserwacji miasta, natury, zadumy i apologii wiary. „Poszukiwanie”
to próba przeżycia miłości (opisana poprzez
konkret), „Cień latarni” to przeżycie obrazu
miasta, „Zaduma w Czarnolesie” nawiązuje do
miejsca zamieszkania Jana Kochanowskiego.
Zauroczenia rozwiewa złoty jesienny liść,
choć marzenia i echo trwają. Wszystkie trzy
wiersze mają proweniencję regionalną, ale
nie prozaiczną. „Wspomnienie” rozpoczyna
się słowami, którymi wiersz mógłby się kończyć: jesteś moim marzeniem – znikłeś – odszedłeś jak – SEN!
Jest też w tych wierszach opis i wnikanie
ontologiczne w kamień, pochwała urody forsycji i róż. Pytanie końcowe: Cóż mam ci po-
wiedzieć?/że kocham?” I dalej: „że jestem? Oto
miłość utożsamiana z życiem. Lecz czy o wielką miłość łatwo?
Dojrzałe są wiersze Jadwigi Wodzińskiej
– Bujak, a poetka, obracając się w różnych
środowiskach, może jeszcze dużo powiedzieć.
Iwona
Zielińska-Zamora,
łodzianka
od pokoleń,
odwiedza klub warszawski
„Poetica” i kieruje kwartalnikiem klubowym
„Sekrety Żaru”, który ma zasięg ogólnopolski.
Opublikowała po 2002 roku kilka książek poetyckich i prozatorskich, ciągle wznosząc się
poziomem swego pisarstwa. Jest członkiem
Związku Literatów Polskich. W tym wyborze
zamieściła głownie wiersze miłosne, które łatwo umieścić w nurcie poezji Poświatowskiej,
Ferenc, Hillary.
Pierwszy wiersz odpowiada na pytanie, czym
jest miłość. Czym jest? Powtórzmy. To wydeptana ścieżka do ogrodu/i róża z poranną łzą
na płatkach. Wszystko to przenośnia. Drugi
tekst ukazuje odbicie w lustrze kobiety i mężczyzny. Samolubstwo przynosi nudę. Poetycko
potem pisze poetka: skóra twoja jak aksamit.
O grze miłosnej – dalszy tekst. Sarkastycznie
brzmi stwierdzenie, że noce kobiety nie są
260
261
melodią miłości, to mariaż z kuchenka i foremkami. Dalej, w wierszu „*** (jeszcze długo)” to czułe wspomnienie o nieżyjącym ojcu,
to świadectwo przywiązania do ojca kochającej córki. Piękne wersety odnoszą się też do
matki – jeszcze żyjącej.
Wszystkie wiersze Iwony Zielińskiej Zamory
przeniknięte są nutą osobistą. Stąd wdzięk tej
poezji i zanurzenie w powabie, stroju oraz
urokliwej atmosferze.
Na koniec w antologii zamieszczono biogramy i wiersze opiekunów grupy „Poetica”,
jej doradców i krytyków: Stanisława Stanika
i Andrzeja Zaniewskiego.
Otrzymali oni do „recenzji” ciekawy wybór
utworów (każdy autor ma 10 wierszy), na wysokim poziomie artystycznym i są mile zaskoczeni pracą i osiągnięciami literatów z grupy Poetica. A jednak można postawić pytanie:
czy te wiersze zostaną na dłużej w pamięci? W księgozbiorach bibliotek - na pewno,
a w zbiorach prywatnych…? Chociaż zasługują na pamięć, czy nie czeka ich los, którym
pisał Norwid w wierszu „Czas i prawda”:
262
Iluż? Ja świeżych książek widziałem skonanie –
W samej wiośnie ich życia!... a nie były tanie,
I kiedy je składano, czekał świat, by wyszły,
Przewidując wzruszenie, albo oklask przyszły.
(***)
A w tydzień, już się same okładki tych książek
Odchylają, jak krańce używanych wstążek,
Gdzieniegdzie i pył leci, jak w p o p i e l n ąś r o d ę,
Na niebotyczny ustęp, na skrzydlatą odę,
I słychać… że ktoś chyłkiem wzmiankował
niechcący
O pewnej innej książce, wyjść wkrótce mającej.
Stanisław Stanik
263