Widzę ciemność

Transkrypt

Widzę ciemność
nadzieja.pl - Jacek Matter - Widzę ciemność
Widzę ciemność
Gdy ujrzałem zwiastun tego programu, postanowiłem, że go obejrzę. Telewizja
wyświetliła film dokumentalny pod tytułem „Duch, fotograf i arie operowe”. Trudno
o lepszy tytuł. Znany, polski fotografik, Erazm Ciołek, zapada na poważną chorobę
siatkówki: jedno oko całkiem przestaje funkcjonować, a drugie jest w znacznym
stopniu uszkodzone. Lekarze są bezradni. Na wieść o istnieniu w Brazylii
uzdrowiciela-spirytysty, pan Erazm udaje się w podróż. Zabiera z sobą sprzęt
fotograficzny i filmowy.
Uzdrowiciel nie ma nic wspólnego z wykwalifikowaną służbą zdrowia. Jak sam
wyjaśnia, jego rolą jest zaproszenie do współpracy duchów zmarłych lekarzy,
którzy przez niego dokonują rozmaitych zabiegów, a nawet znieczulają pacjentów i
sterylizują narzędzia (te ostatnie bowiem cudotwórca jedynie opłukuje w wodzie, a
nosi w zwyczajnej torbie).
Spektakl ma miejsce w pokoju hotelowym, gdzie umówieni wcześniej pacjenci
zjawiają się o wyznaczonej porze. Najpierw modlitwa do Boga, Marii, świętych,
duchów; potem głośne nastawienie „La donna e mobile” i zabiegowi poddawana
jest pierwsza osoba. Kamera pokazuje cięcie skóry w nadbrzuszu w linii środkowej,
po czym uzdrowiciel zaczyna gmerać w warstwie tłuszczu podskórnego. Przez cały
czas rozmawia z operowaną kobietą, która zachowuje się jak człowiek pozbawiony
wszelkich dolegliwości. Ponoć duch jakiegoś anestezjologa zapewnił bezbolesny
przebieg zabiegu. Trudno zorientować się, czy przecięta została otrzewna i czy
operujący wszedł w głąb jamy brzusznej, czy tylko poruszał się w powierzchownych
warstwach tkanek. W końcu szyje powłoki i sadza chorą.
Jeszcze tylko kilka zaleceń na najbliższe tygodnie i zmiana arii oraz klienta. Teraz
jest ich dwóch. Ten, który zajął miejsce na krześle, ma chore oczy i zostaje
zakwalifikowany do leczenia bezkrwawego — samą siłą spirytystycznego
oddziaływania. Pan Ciołek natomiast zajmuje miejsce kobiety. Znowu modlitwa.
Zmiana duchów — chirurdzy ustępują widać pola okulistom. Znachor postanawia
zająć się gorszym okiem. Grzebie pod powieką fotografika. Używa narzędzi
zupełnie nieodpowiednich do tak delikatnego zabiegu. Zresztą jego ruchy też nie
są delikatne ani nie widać w nich przemyślanego działania. Ot, gmera byle gmerać.
W końcu kaleczy spojówkę górnej powieki i bierze się do zakładania szwu. Stosuje
nić tak grubą, iż nie tylko żaden okulista, ale nawet laik nigdy by czegoś takiego
nie uczynił. Przez cały czas zabiegu pan Ciołek jest przytomny. Na koniec obaj
panowie otrzymują opatrunki na leczone oczy. Majster zwija swój kram, pakuje
narzędzia i odjeżdża swoim BMW. Fotografik wraca do kraju. Już w samolocie
zaczyna widzieć. Późniejsze badania okulistyczne muszą uznać triumf nieznanego.
W taki oto sposób można streścić ten program.
strona 1 / 5
nadzieja.pl - Jacek Matter - Widzę ciemność
KOMENTARZ MEDYCZNY
Trudno powstrzymać się zarówno od postawienia kilku pytań, jak i od komentarza.
By jednak nie popaść w chaos, najpierw kilka słów czysto medycznego
podsumowania:
1. Niewątpliwie ludzie zostali poddani krwawym zabiegom.
2. Niewątpliwie byli przytomni i nie odczuwali bólu.
3. Niewątpliwie charakter dokonanych u pana Ciołka rękoczynów nie mógł mieć
wpływu na odzyskanie przez niego wzroku, gdyż powierzchowne zranienie spojówki
i założenie pojedynczego szwu nie mają żadnego związku z wyleczeniem chorej
siatkówki.
4. Niewątpliwie zaistniał pozytywny efekt w postaci odzyskania wzroku.
Zauważa się więc z jednej strony zupełny brak fachowości (choć wezwane zostały
na pomoc rzekome duchy lekarzy okulistów, żaden specjalista nie dopuściłby się
podobnych działań, gdyż są irracjonalne i wręcz szkodliwe), a z drugiej —
pozytywny efekt końcowy. Trzeba wyraźnie stwierdzić, iż medycyna nie znajduje
logicznego wyjaśnienia owego konglomeratu absurdu.
Na świecie aż roi się od cudownych uzdrowień. Zjawiska te przybierają na sile, choć
prawdą jest, iż niektóre z nich są efektem placebo wywołanym przez zręcznych
oszustów. Podrabiają sprytnie prawdziwe zabiegi operacyjne, a do znieczuleń
wykorzystują hipnozę. Słynni filipińscy uzdrawiacze mieli zwyczaj podkładać
fragmenty rybiego mięsa mającego symulować wycięte chore tkanki. Czynili to w
tak mistrzowski sposób, że dopiero zaangażowanie zawodowych iluzjonistów
pozwoliło wyświetlić prawdę. Stąd zrodziła się myśl, jakoby wszystkie
niewytłumaczalne zjawiska miały źródło wyłącznie w zręczności palców. Niestety
tak nie jest. Przedstawiony film wykazuje dobitnie (podobnie jak niektóre spektakle
Davida Copperfielda), iż chcąc uzyskać wyjaśnienie oglądanych zdarzeń nie można
odwoływać się jedynie do świadectwa zmysłów — są zbyt zawodne. Z pomocą
przychodzi Biblia, wydaje, między innymi, autoryzowaną przez Boga opinię o
spirytyzmie. Bóg zdecydowanie zabronił człowiekowi kontaktów z duchami (patrz
Pwt 18,1-12), a w dawnym Izraelu osoby parające się tym procederem karane były
śmiercią (patrz Wj 22,18). Powód jest prosty: nie istnieje twór określany przez
niektórych mianem „duszy nieśmiertelnej”.
Szersze informacje na temat rzeczywistej natury człowieka i pojawienia się w
chrześcijaństwie pogańskiego podziału na duszę i ciało znajdzie czytelnik w książce
Roberta Odoma pod tytułem „Czy twoja dusza jest nieśmiertelna?”, wydanej przez
Chrześcijański Instytut Wydawniczy „Znaki Czasu”. Nie będę więc powtarzał
przedstawionych tam treści, a przejdę do konkluzji: Bóg nie pozwolił na żadnego
rodzaju spirytystyczne kontakty, ponieważ każdy taki kontakt jest nawiązaniem
strona 2 / 5
nadzieja.pl - Jacek Matter - Widzę ciemność
łączności z szatanem. Znajdujący się na placu wielkiego boju dobra ze złem
człowiek wciąż pozostaje obiektem walki. Obie strony starają się wejść z nim w
kontakt, gdyż oznacza to możliwość wywierania nań bezpośredniego wpływu.
Wiedząc o tym, jak trudno jest człowiekowi przeciwstawić się rozmaitym
spektakularnym zjawiskom i jak łatwo zachwycić się wymyślnymi sztuczkami
kierującymi na złą drogę, Bóg kategorycznie oświadczył, iż nie będzie komunikował
się z człowiekiem za pomocą spirytyzmu. Sytuacja stała się przejrzysta —
spirytyzm jest wyłącznie narzędziem szatana. Spotykamy się z nim nie tylko, gdy
wprost przywoływane są rzekome duchy zmarłych, ale także gdy przy pomocy
wahadełka odnajduje się na mapie zaginione osoby lub przedmioty; gdy z moczu
lub śliny odczytuje się schorzenia, często nie widząc nawet chorej osoby; gdy
mowa jest o „nastawieniu mentalnym”, „energii kosmicznej”, „przekazie na
odległość”, „odbiorze promieniowania”.
Osoby parające się spirytyzmem w sposób zakamuflowany często sprawiają
wrażenie dobrych, gorliwych chrześcijan, mają sukcesy w leczeniu i gorąco
odżegnują się od nazywania ich spirytystami. To, co robią, mówi jednak samo za
siebie. Zazwyczaj usiłują mętnie tłumaczyć swe sukcesy błogosławieństwem Boga,
rzekomo pozwalającego im wykrywać delikatne różnice w promieniowaniu chorych
narządów, przy czym nigdy nie określają, jakiego rodzaju jest owo rzekome
promieniowanie, jak daleko sięga i przez co może być zakłócone. Dziwnie, że będąc
ponoć tak czułymi odbiornikami, nie potrafią na przykład wychwycić
promieniowania rentgenowskiego, fal radiowych, pola wytwarzanego przez linię
elektryczną, a przecież powinni to robić z łatwością. Dziwi również zasięg owych
tajemniczych sił, które potrafią ponoć dotrzeć do spirytysty znajdującego się na
antypodach, a z drugiej strony mówi się o wielkiej delikatności i łatwym zakłóceniu
promieniowania. Dokładność w odnajdywaniu zagubionych przedmiotów i ludzi
oraz trafność stawianych diagnoz skłania jednak wielu do przyjęcia za słuszne
opinii spirytystycznych, podczas gdy rzeczywistym autorem ich sukcesów jest Boży
przeciwnik. Potrafi zadbać o dobre informowanie pozostających pod jego wpływem,
gdyż w ten sposób może łatwiej wprawiać w zdumienie innych i przyciągać do
siebie.
Trudno jest pogodzić się z takim stanowiskiem osobom intensywnie szukającym
pomocy, zwłaszcza gdy medycyna rozłożyła bezradnie ręce. Chęć wyzdrowienia za
wszelką cenę często wpycha nieszczęsnych w pułapkę spirytyzmu.
Cel zdaje się uświęcać środki. Stajemy się w coraz większej mierze
społeczeństwem owładniętym pasją posiadania zdrowia, urody i majątku;
przekonanym, iż każdemu rzeczy te należą się z racji urodzenia. A przecież wcale
tak nie jest. Wielu zbliżyło się do Boga dzięki chorobie, wielu — dopiero po znacznej
stracie finansowej. W Biblii mamy przykłady bohaterów wiary, którzy cierpieli w
sposób niezawiniony, a z ich cierpienia wynikały później określone dobrodziejstwa.
Nie zawsze też Bóg usuwał dolegliwości. Czasami — jak w przypadku apostoła
Pawła — pozostawiał je, nie podając nawet uzasadnienia swojej decyzji. Wydaje mi
się, że gdy zastanawiamy się nad możliwościami zdobycia środków materialnych i
strona 3 / 5
nadzieja.pl - Jacek Matter - Widzę ciemność
eliminujemy wszelkie sposoby, które są nieprawe, tak powinniśmy, jako
chrześcijanie, przyjąć podobne zasady postępowania w kwestii zdrowia. Chyba
warto zadbać o to, by zdobyć pewność, że nie przyjmuje się tak cennego daru z rąk
szatańskich, bowiem życie za wszelka cenę może oznaczać życie za cenę
zbawienia, a przecież zamiana wieczności na doczesność to naprawdę kiepski
interes.
SESJE TERAPEUTYCZNE ORGANIZOWANE W KOŚCIOŁACH
A teraz słów kilka o przypadkach uzdrowienia, w których nie istnieje element
spirytyzmu. Bywają wszak sesje terapeutyczne organizowane w kościołach, czasem
nawet prowadzone przez duchownych. Bywa, że poprzedzone czytaniem Pisma
Świętego i przypominające dawne uzdrowienia, opisane na przykład w Dziejach
Apostolskich.
Podczas takich spotkań przywoływany bywa Duch Święty, a modlitwy kierowane są
nawet wprost do Boga, z pominięciem wszelkich ludzkich pośredników. Bywa, że
dochodzi wtedy do nadzwyczajnych uzdrowień.
Z całą pewnością Boży dar uzdrawiania nie został ograniczony do pierwszego
wieku naszej ery. I o ile sukces każdej praktyki spirytystycznej można przypisać
szatanowi, o tyle w tym przypadku wskazana jest ostrożność w wydawaniu osądu.
Istnieje pewien znamienny fakt mogący pomóc nam w określeniu, czy wspomniane
sesje terapeutyczne są Bożym dziełem. Należy jednak wrócić do korzeni zła.
Grzech stanowi dramatyczne i często aroganckie rozminięcie się drogi Bożej z
pewną alternatywną propozycją. Wszelkie zło, a tym również choroba, jest
konsekwencją grzechu, a więc skutkiem owego rozminięcia się z drogą dobra i
miłości. Nie zawsze osoba cierpiąca sama winna jest swego stanu; grzech obejmuje
swym zasięgiem również nie zainteresowanych nim bezpośrednio (przykładem
może być dziecko zapadające na astmę wskutek nałogu palenia tytoniu przez
rodziców lub grupa oczekujących na przystanku autobusowym ludzi, których
taranuje ciężarówka prowadzona przez pijanego kierowcę).
Analiza uzdrowień dokonywanych przez Pana Jezusa wykazuje ścisłe połączenie
działań praktycznych podejmowanych dla usunięcia choroby z wyraźnym
wskazaniem źródła jej pochodzenia. Jezus odwoływał się do Bożego prawa jako
jedynego kodeksu, pozwalającego wyraźnie odróżnić zło od dobra, a tym samym
wskazać człowiekowi właściwy model dalszego życia. Bo zbawienie, czyli
uwolnienie od grzechu, nie powinno być zawężane jedynie do likwidacji zapisu o
winie i karze. Bożym zamiarem jest rzeczywiste uwolnienie człowieka od problemu
grzechu. I o ile na to pozwolić, Bóg już teraz — przygotowując swe dzieci do
bezgrzesznej wieczności — odłącza je od grzechu, nie tyle izolując od pokus, ile
dając siłę do ich przezwyciężenia.
Jeżeli zasyłana jest do Boga prośba o uzdrowienie, osoba cierpiąca powinna być
strona 4 / 5
nadzieja.pl - Jacek Matter - Widzę ciemność
wcześniej pouczona o podanych wyżej zależnościach; powinna zastanowić się nad
swym życiem i — o ile to możliwe — odszukać te zachowania, które są niewłaściwe
i mogły przyczynić się do powstania choroby; w końcu — powinna podjąć
postanowienie zerwania ze złymi praktykami życiowymi.
Jeżeli tych elementów brakuje, idea uzdrowienia Bożego zostaje wypaczona. Osoba
z przewlekłym nieżytem oskrzeli, nie pouczona o związku swego cierpienia z
nałogiem palenia tytoniu, koncentrować się będzie li tylko na chęci odzyskania
zdrowia, bez spełnienia podstawowego wymogu — uwolnienia się od nałogu.
Gdyby Bóg w takiej sytuacji pobłogosławił ją dokonując uzdrowienia, wkrótce
przestalibyśmy dostrzegać różnicę miedzy zachowaniami właściwymi i nagannymi i
wciąż staralibyśmy się odszukać klucz do Bożego serca, by skłonić Boga do
uczynienia cudu na naszą korzyść. Zatarciu uległaby granica między drogą grzechu
i drogą prawdy. Dlatego jeśli uzdrowienie ma istotnie pochodzić od Boga, winno
być starannie przygotowane, a nie opierać się na wielkości pobudzenia
emocjonalnego modlących się. Gdy zabraknie nauki, może wprawdzie dojść do
pożądanego skutku, ale jego autorem niekoniecznie musi być Bóg.
A przecież chrześcijaninowi nie powinno być wszystko jedno z kim utrzymuje
stosunki. Nieprawdaż?
strona 5 / 5
Powered by TCPDF (www.tcpdf.org)

Podobne dokumenty