"Uczę się języka sąsiada, ponieważ..."

Transkrypt

"Uczę się języka sąsiada, ponieważ..."
"Uczę się języka sąsiada, ponieważ..." - Słubiczanie i Frankfurczycy opisują swoją drogę
do języka sąsiada (2011/2012)
Teksty zostały opublikowane również w Gazecie Lubuskiej i w Gazecie Märkische
Oderzeitung.
Jacek Jeremicz, dyrektor Wydziału Integracji Europejskiej Urzędu Miasta Gorzow
Wlkp.
Naukę języka niemieckiego rozpocząłem w 7 klasie szkoły podstawowej,
czyli w wieku 13 lat. Fascynowały mnie kontakty z sąsiadem, mimo
zamkniętej granicy chciałem poznać bliżej kulturę i historię Niemiec, a
umiejętność posługiwania się językiem niemieckim ułatwiała mi dostęp do
informacji oraz stwarzała szersze możliwości ich zdobywania.
Naukę języka kontynuowałem w liceum, realizując rozszerzony program nauki. Kolejnym
etapem kształcenia w tym kierunku były studia wyższe w Nauczycielskim Kolegium Języków
Obcych w Gorzowie Wlkp. i na Uniwersytecie Szczecińskim. Nauka języków jest procesem,
który trwa przez całe życie. Każdy może nauczyć się języka, nigdy nie jest zbyt późno lub
zbyt wcześnie.
Bliskość zachodniego sąsiada sprawia, że znajomość języka niemieckiego jest bardzo
pożądana w naszym regionie. Fakt swobodnego posługiwania się tym językiem ułatwia
nawiązywanie kontaktów, sprzyja podejmowaniu wspólnych inicjatyw oraz rozwijaniu
współpracy. Należy podkreślić również fakt, że język niemiecki jest językiem ojczystym
wielu obywateli Europy i świata. Znajomość tego języka oraz jego rozumienie daje nam
możliwości rozwojowe, możemy lepiej docenić kulturę innych narodów, a przede wszystkim
pomaga podróżować i nawiązywać przyjaźnie.
Zdobyte w tym czasie doświadczenie wykorzystujemy później w różnych dziedzinach
naszego życia. Ja osobiście znajomość języka wykorzystuję głównie w pracy zawodowej,
szczególnie w kontekście koordynacji działań i prowadzenia współpracy zagranicznej. Jest
podstawą w kontaktach z miastami partnerskimi, realizacji wspólnych przedsięwzięć i
projektów oraz wizyt studyjnych. Znajomość języka umożliwia porozumiewanie się z jego
rodzimymi użytkownikami w ich własnej mowie, tym samym ułatwiając kontakty
międzyludzkie i wymianę informacji. Swoboda we wzajemnych relacjach przyczynia się z
kolei do promowania różnych form współpracy oraz inicjatyw.
Danny Busse, Dyrektor Urzędu Brieskow-Finkenheerd
Uczę się języka polskiego, ponieważ będąc mieszkańcem Brandenburgii
Wschodniej ten język okazuje się być dla mnie przydatnym.
Uświadomiłem sobie to jednak stosunkowo późno. Pomysł, żeby uczyć
się języka polskiego pojawił się po raz pierwszy podczas urlopu nad
polskim Bałtykiem. Za każdym razem, kiedy robiłem zakupy, byłem
postrzegany jako niemieckojęzyczny turysta – i nie czułem się z tym
dobrze.
W związku z tym zacząłem uczęszczać na intensywne kursy w Collegium Polonicum w
czasie wakacji, a poczas roku szkolnego na kursy na Europejskim Uniwersytecie Viadrina
oraz w szkole językowej. Jednak żeby naprawdę umieć porozumiewać się z Polakami, nie
wystarczy samo opanowanie wiedzy książkowej. Najlepiej byłoby wtedy mieć możliwość
przez dłuższy czas „przeżyć język na żywo". Ja miałem to szczęście, mogąć mieszkać w kraju
przez kilka miesięcy. Poprzez kontakt z rodzimymi użytkownikami języka mogłem na
własnej skórze przeżyć i nauczyć się szanować obyczaje i tradycje naszych sąsiadów. Dzięki
temu zacząłem lepiej rozumieć także swoją własną kulturę. Właśnie dlatego polecam
wszystkim chętnym do nauki języka przeżycie przygody wyjazdu zagranicznego.
Lubię język polski, ponieważ wydaje mi się on bardziej precyzyjny od niemieckiego, a do
tego brzmi nie tak twardo. Niekiedy wydaje mi się nawet mniej poważny.
Wprawdzie moja umiejętność porozumiewania się osłabła nieco w ubiegłych latach,
ponieważ brakowało mi czasu, by utrzymać dotychczasowy poziom mojego językowego
skarbu lub nawet go rozbudować. Mimo tego korzystam z tych trwale nabytych umiejętności
językowych, które w ramach partnerskiej współpracy stale okazują się być przydatne. W
trakcie mojej dotychczasowej działalności wielokrotnie miałem do czynienia z naszymi
gminami partnerskimi zza Odry. Osoby reprezentujące te gminy bardzo cenią sobie fakt, że
nie potrzebujemy już tłumaczy do naszych spotkań, a co za tym idzie, możemy je bez
przeszkód organizować także spontanicznie.
Poza tym znajomość języka polskiego ułatwiła mi rozpoczęcie życia zawodowego oraz
pomogła przy zmianie pracy.
Każdemu, kto z przyjemnością żyje w Brandenburgii i chciałby także pozostać w swojej
małej ojczyźnie, radziłbym jak najszybciej zabrać się za zdobywanie umiejętności
porozumiewania się z naszym wschodnim sąsiadem. Znajomość języka otwiera bowiem
drzwi i buduje mosty. Nadszedł czas, by mówiący po polsku Frankfurtczycy przestali być
wśród swoich znajomych zjawiskiem egzotycznym. Zamiast tego, znajomość języka powinna
być od nich w przyszłości w oczywisty sposób oczekiwana. Do tego potrzeba jednak
motywacji i pokonania demotywujących przeszkód. Ważnym czynnikiem w tej sprawie
wydaje mi się być połączenie tramwajowe z Frankfurtu nad Odrą do Słubic lub też
wprowadzenie waluty euro w Polsce.
Regina Gebhardt-Hille, doradca do spraw sieci EURES przy Urzędzie Pracy we
Frankfurcie nad Odrą
Języka polskiego nauczyłam się właściwie przypadkowo. Po maturze, w
roku 1976 chciałam koniecznie studiować języki oraz tłumaczyć,
zarówno ustnie jak i pisemnie. Językami, o które brałam przy tym pod
uwagę, były: hiszpański, francuski, włoski lub też portugalski – języki
słowiańskie znałam dzięki lekcjom rosyjskiego jeszcze z czasów
szkolnych.
Jednak okazało się, że studia tłumaczy możliwe są jedynie w kombinacji językowej
rosyjski/polski – takie też studia podjęłam i już w trakcie nauki zakochałam sie w języku
polskim (prawdę mówiąc, bardziej w moim nauczycielu języka polskiego, jak my wszystkie
wtedy...). Ale sam język bardzo mi się spodobał – jest taki melodyjny, lekki w wymowie i
elegancki – w każdym razie kiedy się go opanuje w takim stopniu jak pan Mallek
(wspomniany nauczyciel, który niestety już nie żyje). Moim marzeniem było, by posługiwać
się tym językiem równie dobrze.
Krótko mówiąć, nauczyłam się języka polskiego – także w trakcie pobytu zagranicznego w
Warszawie, mieszkając w akademiku oraz biorąc udział w wykładach i seminariach w języku
narodowym. Nie była to prosta, ale jednak najlepsza szkoła dla nas, studentów – musieliśmy
umieć sprostać wszelkim okolicznościom dnia codziennego i wróciliśmy, będąc pod
wrażeniem zarówno samego kraju, jak i ludzi w nim żyjących. Duże wrażenie wywarła na nas
kultura, historia, życie codzienne oraz pewna łatwość urządzania sobie życia i przyjmowania
go takim, jakie jest (był to moim zdaniem sposób postrzegania podobny do francuskiego).
Służbowo nie miałam potem długo do czynienia z językiem polskim – zatarł się, ale jednak
pozostał w mojej głowie.
Poprzez przystapienie Polski do Unii Europejskiej rozwinęły się pierwsze kontakty między
Urzędami Pracy naszych krajów sąsiedzkich – w tej też niezwykle interesującej fazie
uczestniczę od trzech lat, tworząc współpracę z moimi partnerami po drugiej stronie Odry.
Ogromną radość sprawia mi ożywianie dawnych kontaktów, pielęgnowanie nowych i
nawiązywanie kolejnych – a to wszystko w języku obcym, który w międzyczasie stał się już
dla mnie prawie tak samo bliski jak mój język ojczysty. Bardzo lubię pomagać ludziom w
porozumiewaniu się, rozmawiać z nimi, przybliżać im mój rodzinny kraj, likwidować bariery,
budować zrozumienie dla siebie nawzajem i wspierać naszą integrację w środku Europy.
Uwielbiam moją pracę tu na miejscu. Każdego dnia odkrywam tu coś nowego i cieszę się,
gdy kolejny raz mogę pomóc jakiemuś polskiemu obywatelowi – w jego języku, który w
miedzyczasie stał się również moim.
I co niemniej ważne, tu w regionie chcemy spróbować połączyc ludzi i pracę – w tym
procesie chętnie uczestniczę, oferując moje umiejętności oraz znajomość językową.
dr Barbara Weiser-Lada, dyrektor Państwowej Szkoły Muzycznej I stopnia w Słubicach
Pochodzę z rodziny, w której język niemiecki był niemalże na porządku
dziennym. Mój tata, Henryk Weiser, pochodzący z Siemianowic Śl.,
posługiwał się niemieckim doskonale. Po przyjeździe do Słubic w 1961
roku, nawiązał wiele kontaktów z mieszkańcami Frankfurtu nad Odrą,
zarówno zawodowych, artystycznych jak i prywatnych.
W naszym domu rodzinnym często gościło wielu znajomych moich rodziców, którzy
przyjeżdżali, czy też przychodzili z Niemiec. Poza tym tata słuchał codziennie wiadomości w
radiu niemieckim, oczywiście także codziennie gościły u nas telewizyjne programy
niemieckie. Trudno więc dziwić się , że język niemiecki był mi tak jakby pisany, przy czym
muszę ze wstydem przyznać, że powinnam go bardzo podszkolić, szczególnie gramatykę.
Niemniej jednak, podczas kontaktów codziennych z moimi znajomymi z Niemiec,
komunikuję się w miarę swobodnie.
Jako dyrektor instytucji kulturalnej, Państwowej Szkoły Muzycznej I stopnia w Słubicach,
mam wiele kontaktów z jednostkami kulturalnymi po stronie niemieckiej. Znajomość języka
sąsiadów jest bardzo korzystna. Słubice i Frankfurt nad Odrą to specyficzne miejsce w
Europie. Jestem bardzo zadowolona, że moja historia rodzinna ułatwiła mi funkcjonowanie
na granicy polsko-niemieckiej.
Bettina Horn, pracownica Urzędu Miejskiego we Frankfurcie nad Odrą, obszar:
współpraca międzynarodowa
Od zawsze marzyłam o tym, żeby zostać tłumaczem. W trakcie studiów w
Lipsku pojawiła się możliwość, by obok jednego, nieco mi już
znanego języka rosyjskiego, zacząć uczyć się jeszcze jednego języka od
podstaw. W moim przypadku był to język polski, który na początku wydał
mi się bardzo trudny. Duża ilość głosek syczących przysporzyła mi sporo
problemów.
Po studiach przyjechałam do leżącego na granicy z Polską Frankfurtu nad Odrą. Szukano tutaj
wówczas tłumaczy języka polskiego. Podczas studiów nauczyłam się jednak jedynie podstaw
tego języka. Tu na miejscu, mając kontakt z „prawdziwymi" Polakami i poruszając się po
różnych obszarach tematycznych, musiałam stwierdzić, że mam jednak spore braki i muszę
się jeszcze dużo nauczyć.
Obecnie, ogromną radość sprawia mi to, że dzięki mojej znajomości języka mogę pomagać
ludziom lepiej się nawzajem zrozumieć. Dużą przyjemność sprawiają mi po prostu rozmowy
z ludźmi w języku obcym.
W ciągu mojego życia zawodowego miałam okazję poznać wielu Polaków i znaleźć się w
różnych sytuacjach związanych ze współpracą. Razem z naszymi partnerami i przyjaciółmi
przeżyliśmy wiele ważnych wydarzeń, ale i trudnych chwil w historii naszych obu krajów. Z
wieloma Polakami utrzymuję przyjacielskie stosunki (z niektórymi już nawet wieloletnie).
Spotykamy się, żeby np. pojeździć razem na rowerach, świętować lub pomagać sobie
nawzajem w kwestiach językowych.
Uważam, że dla ludzi żyjących na granicy znajomość języka kraju sąsiadującego jest
niezbędna. Przynajmniej powinno się posiadać podstawową znajomość językową, tak by po
prostu móc się porozumiewać. Uważam, że wymaganie od rozmówcy w jego kraju, by
rozumiał i posługiwał się naszym językiem ojczystym, jest czymś aroganckim. Niestety takie
nastawienie jest jeszcze zbyt często widoczne u Niemców, którzy np. robią zakupy lub idą do
restauracji w Słubicach. Po stronie Słubic natomiast, fakt, że kupuje się lub zamawia w
restauracji po niemiecku, jest czymś oczywistym. Jednakże w ostatnim czasie można coraz
częściej zauważyć, że również Frankfurtczycy zwiększają swoje starania, by po stronie Słubic
wypowiedzieć parę słów po polsku – nawet, jeśli na początku jest to tylko „Proszę",
„Dziękuję" lub „Dzień dobry".
Oferta Frankfurtu, jeśli chodzi o polepszenie swojej znajomości językowej lub naukę języka
sąsiada jest bardzo różnorodna. Niestety, nie korzysta się z niej w wystarczająco dużej
mierze. Jeśli rodzice wyrażą takie życzenie, język polski jako pierwszy język obcy będzie
mógł być w przyszłości wprowadzony do niemieckich szkół już od pierwszej klasy. Pierwsze
kroki w tym kierunku podejmowane są już od lat – istnieje przedszkole Eurokita, szkoły
oferują możliwość nauki języka polskiego. W ten sposób już najmłodszym przybliżany jest
język sąsiada. A kto już w najmłodszych latach rozpocznie naukę języka obcego, temu będzie
w życiu łatwiej poruszać się po innym kraju.
Elisabeth Piekos, uczennica, i jej mama Stefanie Piekos
Mam na imię Elisabeth, mam 7 lat i chodzę do drugiej klasy szkoły
podstawowej Mitte. Od pierwszej klasy uczę się tam polskiego jako
„języka spotkań". Nauka sprawia mi dużo radości, bo uczę się nowych
słówek i razem z innymi śpiewam piosenki po polsku. Moja
nauczycielka przynosi ze sobą misia „Hansi", który nam zawsze
podpowiada i dzieki temu nauka jest o wiele przyjemniejsza.
Chętnie uczę się polskiego, bo uważam, że fajnie jest znać różne języki. Poza tym mam
kuzynkę, której mama jest Polką oraz polskich kolegów i koleżanki w klasie. Dzięki temu
mogę również używać języka polskiego.
W szkole podoba mi się to, że język polski jest przedmiotem fakultatywnym. Dzięki temu
mogę go wypróbować i ewentualnie przestać, jeśli nie dam sobie rady. Fajne jest też to, że
cała klasa chodzi na lekcje języka obcego, bo wspólna nauka sprawia nam o wiele więcej
radości i możemy sobie nawzajem pomagać.
Chciałabym polecić naukę języka polskiego innym dzieciom, bo uważam, że jest to ładny
język, a lekcje sprawiają dużo radości.
Uważam, że to ważne, że we Frankfurcie i w Słubicach istnieją miejsca, gdzie wszyscy mogą
się uczyć języków innych ludzi, takie jak np. moja szkoła lub szkoła dalszego kształcenia
Volkshochschule. Życzyłabym sobie, żeby także moja mama i mój tata uczyli się polskiego,
bo wtedy moglibyśmy czasem porozmawiać sobie po polsku.
Mam na imię Stefanie i jestem mamą Elisabeth. Fakt, że moja córka, w ramach przedmiotu
fakultatywnego zapisała się na język polski, był dla mnie oczywisty z wielu względów: Po
pierwsze chciałabym otworzyć moje dziecko na życiowe możliwości, po drugie dzieci w tym
wieku uczą się języków o wiele szybciej, niż kiedy są starsze. A po trzecie, język polski w
naszym otoczeniu spotykamy na każdym kroku.
Oczywiście Elisabeth uczy się również języka angielskiego, ale polski jest dla Frankfurtu nad
Odrą równie bliskim językiem. Ludzie z kraju sąsiedzkiego stają się również naszymi
mieszkańcami, współuczniami naszych dzieci oraz naszymi klientami.
Integracja nie jest dla mnie drogą jednokierunkową. Trzeba się do siebie zbliżyć, a pierwszym
krokiem w tym kierunku jest właśnie język. Osobiście umiem tylko kilka słów w języku
polskim, ale tych, których sie nauczyłam, używam regularnie. Być może zachęcona przez
Elisabeth pójdę na kurs języka polskiego jeszcze raz.
Sören Bollmann, kierownik Słubicko-Frankfurckiego Centrum Kooperacji
Moich pierwszych słów w języku polskim nauczyłem się w wieku 18 lat,
podczas wyjazdu studenckiego do Oświęcimia. W tym czasie w Polsce
panował jeszcze komunizm, a mur berliński dzielił Niemcy na dwa
państwa. Te kilka polskich słów, jak „dzień dobry“, „dziękuję“, „proszę“
i „smacznego“ pamiętałem jeszcze nadal, kiedy w 1991 roku podczas
rocznego wolontariatu we Francji poznałem moją wielką miłość:
Agnieszkę z Poznania.
Po naszym ślubie przeprowadziłem się do jej ojczyzny. Uczyłem się języka polskiego w życiu
codziennym, podczas zakupów i w trakcie karmienia dzieci, jako nauczyciel języka
niemieckiego w gimnazjum oraz jako indywidualny uczeń Pani Luci na uniwersytecie. Tam
nauczyłem się przede wszystkim doceniać polską gramatykę. Jest zapożyczona z łaciny i
dzięki temu przejrzysta i logiczna (wyjątki potwierdzają regułę).
Oczywiście każdego dnia uczę się dalej. Od czasu do czasu poprawia mnie moja żona lub
nasze dzieci. A kiedy czasem brakuje mi jakiegoś słowa, pytam o nie moich
współpracowników ze Słubicko-Frankfurckiego Centrum Kooperacji.
Języka polskiego potrzebuję codziennie, zarówno prywatnie, jak i zawodowo. W czasie
rozmów z kolegami ze słubickiego Urzędu Miejskiego, ze szkołami, stowarzyszeniami i
przedsiębiorstwami. Przy tym często bywa tak, że trzeba szybko przeskakiwać z jednego
języka na drugi, żeby także te osoby, które nie posługują się wspólnym językiem, mimo
wszystko mogły ze soba współpracować. W roku 2000 razem z moją rodziną
przeprowadziłem się do leżącego na polsko-niemieckiej granicy Frankfurtu nad Odrą i
znalazłem sobie obszar zawodowy, w którym zarówno moja znajomość języka, jak i moje
doświadczenia we współpracy z innymi ludźmi mogły okazać się korzystne.
Polecam wszystkim mieszkańcom Frankfurtu, by zapoznali się z językiem polskim.
Dlaczego?
1.Fantastycznie jest uczyć się języka, którego nie zna każdy i który nie jest najłatwiejszy.
Temu, kto pozna język polski, dużo łatwiej będzie uczyć się innych języków.
2.We Frankfurcie nad Odrą codziennie mają Państwo okazję, by używać języka i udoskonalać
jego znajomość. Innymi słowy: U nas, we Frankfurcie nie trzeba koniecznie byc żonatym z
Polką, by uczyć sie języka polskiego!
3.Język polski jest językiem dużego, dynamicznie rozwijającego się, wschodzącego,
europejskiego kraju. Byc może znajomość języka polskiego w Państwa CV okaże się właśnie
tym punktem, który da Państwu przewagę nad konkurentami.
4.Wraz z jezykiem nauczą się Państwo również kultury i historii tego fascynującego kraju
sąsiedzkiego. Język polski porusza umysł i duszę, otwierając przy tym serca i kanały
przepływu informacji po obu stronach Odry.
Jako kierownik Słubicko-Frankfurckiego Centrum Kooperacji będę starał się przyczynić do
stworzenia podstaw, by język polski od przedszkoli po kształcenie zawodowe, na ulicy i w
urzędach
stał
się
obok
języka
angielskiego
czymś
oczywistym.
Stefanie Hornung, pracownik spółki Messe und Veranstaltungs GmbH
„Nie poddam się!", mówię sobie za każdym razem,
kiedy mój język odmawia współpracy przy próbie
użycia polskich spółgłosek. I właśnie pod hasłem
„nie poddawania się", już od pięciu lat przebiegają
moje starania, by nauczyć się języka polskiego. Już
będąc w Berlinie z zamiarem przeniesienia się do
Frankfurtu nad Odrą, miałam świadomość, że żyjąc
w regionie przygranicznym powinno się posługiwać
przynajmniej kilkoma zdaniami w języku sąsiada.
Tak więc udałam się do szkoły językowej i raz w tygodniu wkuwałam obce dla mojego
języka ojczystego głoski poskręcane i syczące. Co mnie przy tym zaskoczyło – oczywiście
oprócz masy różnorodnych przypadków, reguł i wyjątków – to to, że wiele słów jest
zapożyczonych z języka niemieckiego i z innych języków, jak np. słynny „Szlafrok" (od
niemieckiego „Schlafrock"), czy „walizka" (od francuskiego „valise").
Te pojedyńcze słowa jednak tak naprawdę nam nie pomogą, kiedy zabłądzimy „gdzieś w
Polsce”. W takiej właśnie sytuacji znalazłam się, stojąc w jakiejś małej wioseczce z mapą
przełożoną przez kierownicę motoru i nie mogąc przypomnieć sobie żadnego sensownego
zdania, by spytać o drogę. Ale słynna polska gościnność dała o sobie znać i juz po chwili
znalazło się kilku mieszkańców wsi, którzy pokazali mi właściwą drogę i dodatkowo jeszcze
poczęstowali ciastem!
Poza prywatnymi wycieczkami do sąsiedzkiego kraju, także jako marketingowiec spółki
Messe und Veranstaltungs GmbH (Targi i Wydarzenia) w Kleist Forum jestem
zainteresowana tym, by zachęcić polskich odbiorców do udziału w naszych przedstawieniach
teatralnych, koncertach i do poznania niemieckiej kultury w ogóle. Oczywiście zdaję sobie
sprawę, że odbiór przedstawień teatralnych może być nie lada wyzwaniem językowym, a
przygotowanie polskich napisów do każdej sztuki byłoby dla większości teatrów, w tym dla
nas, bardzo pracochłonne i drogie. Jednak wielu Polaków bardzo dobrze mówi po niemiecku i
być może pojawi się u nas kilka dodatkowych osób, kiedy zaczniemy rozkładać nasze ulotki
także w Słubicach. Mam nadzieję, że kiedyś to, jakim językiem ojczystym się posługujemy,
nie będzie miało wzdłuż Odry wielkiego znaczenia.
Dzieci uczą się języków tak czy owak poprzez zabawę, a im wcześniej zaczyna się naukę,
tym mniej problemów sprawiają takie łamacze języków, jak: „Nie pieprz Pietrze wieprza
pieprzem, bo przepieprzysz wieprza pieprzem". Najważniejsza jest zasada obowiązująca w
trakcie nauki każdego języka: „Nie poddawać się!"
Iwona Karaban, pracownik Starostwa Powiatowego w Słubicach
Swoją przygodę z językiem niemieckim rozpoczęłam jako uczennica
klasy 7-ej szkoły podstawowej. Dokładnie przypominam sobie moje
pierwsze lekcje, pierwszą książkę – podręcznik z niebieskim słoniem na
okładce – „Anfang und Fortschritt" - i moje podekscytowanie... jak to
będę mówić w języku niemieckim i rozumieć wypowiedzi w języku
niemieckim.
Podczas lekcji w szkole skrupulatnie zapisywałam każde nowe słowo, powtarzałam je w
domu i próbowałam je zapamiętać za pomocą jakiegoś skojarzenia. Niestety lekcje w szkole
były dość nieregularne, nauczyciel był często nieobecny, więc rodzice wyrazili zgodę na
lekcje prywatne.
Dość szybko opanowałam materiał, który obejmował program szkolny, potem poszerzałam
wiedzę w zakresie nauki języka niemieckiego przygotowując się do kolejnych olimpiad
językowych i certyfikatów. Bardzo miło wspominam ten okres, momenty kiedy odwiedzałam
każdą księgarnię w większym mieście w celu nabycia kolejnej pozycji do nauki języka
niemieckiego. Język niemiecki stał się częścią mojego dnia powszedniego.
Będąc uczennicą w klasie maturalnej dość długo zastanawiałam się nad podjęciem studiów
filologicznych. Ostatecznie zdecydowałam się na studia na Uniwersytecie Europejskim
Viadrina we Frankfurcie nad Odrą. Studia dały mi możliwość wykorzystania języka
niemieckiego w praktyce, nawiązywania nowych znajomości, poznania kultury sąsiada oraz
znacznie przyczyniły się do poszerzenia zasobu słownictwa specjalistycznego.
Fascynacja językiem pozostała do dnia dzisiejszego. W czerwcu br. ukończyłam
podyplomowe studia kształcenia tłumaczy języka niemieckiego, dzięki którym mam inne
spojrzenie na zawód tłumacza - pośrednika kultur między narodami. Język niemiecki
towarzyszy mi każdego dnia, nadal pracuję nad znajomością języka niemieckiego, poznaję
nowe słownictwo – głównie specjalistyczne z dziedzin dotychczas mi obcych. Codzienne
obcowanie z językiem daje dużo efektów, satysfakcji, ale jest również wyzwaniem. Nauka to
proces ciągły, wymagający poświęcenia czasu i samodyscypliny. Kto na poważnie myśli o
nauce języka niemieckiego powinien rozpocząć naukę już dziś. Pamiętajmy, że uczymy się
przez całe życie, więc warto jest zainwestować czas w język naszego sąsiada, w język
niemiecki.
Dieter Krawczynski, niezależny doradca i przewodnik w dziedzinie przyrody i
krajobrazu:
Już około dziesięć lat temu zacząłem zajmować sie językiem polskim.
Razem ze swoim przyjacielem organizowaliśmy spływy kanadyjkowe w
różnych regionach Polski i opiekowaliśmy się niemieckimi grupami
wycieczkowymi. To, że nie musiałem porozumiewać się z miejscowymi
jedynie za pomocą rąk i nóg, było dla mnie każdorazowo bardzo
pomocne. W ten sposób, podczas zakupów w sklepikach wiejskich na
Mazurach, każdy prawidłowo nazwany przeze mnie produkt spożywczy
nagradzany był przyjaznym uśmiechem. Wspólnie z moim przyjacielem
uczęszczaliśmy wtedy na początkowy kurs językowy.
Od roku 2004 z Polakami miałem do czynienia również służbowo, początkowo poprzez
bardzo intensywną współpracę z polskim producentem oprogramowań. Jednakże przez to, że
moi koledzy posiadali bardzo dobrą znajomość języka niemieckiego, a nasze rozmowy często
toczyły się we wspólnym dla nas języku angielskim, moja znajomość języka polskiego nie
poprawiła się w tym czasie specjalnie.
Obecnie, pracując w zakresie pozyskiwania rynku dla wielu niemieckich producentów
oprogramowań, dużo podróżuję po Polsce. W ramach pracy zbieram potrzebne materiały na
polskich stronach internetowych lub też czytam opisy produktów w oryginale. Do tego
dochodzi organizacja wyjazdów, od kupna biletów po telefoniczne rezerwacje w hotelach.
Przy okazji, w polskich pociągach czytuję czasopisma podróżnicze, dzięki czemu mogę
wypracowywać sobie słownictwo podstawowe i systematycznie je poszerzać. Szczególnie
pomocna jest przy tym logiczna struktura języka polskiego. Poprzez przedrostki, temat
wyrazów i przyrostki, jak i dzięki słowom zapożyczonym z języka niemieckiego, wiele
znaczeń można po prostu wywnioskować. Gramatyka języka polskiego nie jest już
dla mnie jednak tak prosta.
Kolejnym obszarem, w którym stykam się z językiem polskim, jest moje członkostwo w
stowarzyszeniu spichlerza ekologicznego (Ökospeicherverein) w Wulkow. We współpracy z
Muzeum Łąki w Owczarach przeprowadziliśmy w przeszłości już wiele wspólnych
projektów. W ramach tych działań wielokrotnie miałem okazję wspierać komunikację
pomiędzy uczestnikami projektów. Dzieki temu poczyniłem znaczne postępy językowe, co
tylko potwierdza regułę, że języka uczy się właśnie poprzez mówienie.
Tomasz Pilarski, kierownik Słubickiego Miejskiego Ośrodka Kultury:
Dorastając na granicy Polski i Niemiec byłem zafascynowany
odmiennością kultury, obyczajów i języka moich sąsiadów zza Odry.
Było to tym bardziej pociągające, że granica pomiędzy naszymi
miastami była dla mnie praktycznie nie do przejścia, a zdarzające się
sporadycznie wizyty we Frankfurcie były każdorazowo wielkim świętem
i tylko mgliste wspomnienie końca lat 70 pozwalało mi zachować w
pamięci czasy, w których przemieszczanie się z Polski do Niemiec było
praktycznie bezproblemowe.
Niewytłumaczalnym dla mnie wtedy był fakt, że ludzie żyjący kilkaset metrów dalej mają tak
odmienny od naszego język. Pierwszych zwrotów po niemiecku nauczyła mnie babka, która
posługiwała się nim płynnie jeszcze od czasów wojny. Trauma robót przymusowych nie
zniechęciła jej jednakże do zawarcia przyjaźni - w późniejszym okresie - z wieloma
mieszkańcami Frankfurtu, co stało się możliwe dzięki sezonowej pracy w kantynie zakładów
Halbleiterwerke.
Po otwarciu granicy dziecięce zainteresowanie językiem sąsiada stało się dla mnie prawdziwą
pasją. Swoista niecierpliwość poznawcza została zrealizowana dzięki swobodzie
podróżowania i otwarciu rynku medialnego, co oznaczalo kontakt z językiem niemieckim.
Zrządzenie losu sprawiło także, że razem ze mną rósł na granicy także Uniwersytet Viadrina,
który dał mi możliwość studiowania „po niemiecku" nie tylko w sensie leksykalnym, ale i
systemowym, co było doświadczeniem bardzo pouczającym.
O dziwo studia nie przyniosły znacznej poprawy umiejętności językowych, ucząc jedynie
niezrozumiałego dla większości mieszkańców kraju po zachodniej stronie Odry prawniczego
żargonu. Być może wynikało to z faktu, że studenci łączyli się wtedy w grupy etniczne, a
mnie jako mieszkańca Słubic ominęła znaczna część życia akademickiego odbywającego się
poza murami alma mater.
Przełom za to przyniosła praca w Słubickim Miejskim Ośrodku Kultury i możliwość
współpracy z wieloma wspaniałymi kolegami z Frankfurtu. Z rozrzewnieniem wspominam do
dziś moją pierwszą naradę we Frankfurcie dotyczącą 23 Międzynarodowych Dni Hanzy, a
prowadzoną przez Pana Wernera Seibta. Mówił tak szybko, używając tak obcego
akademickim rozważaniom dialektu, że nie zrozumiałem z prawie dwugodzinnego spotkania
prawie nic. Rok 2003 był dla mnie wielką szkołą, nie tylko językową. Ale dzięki temu, że
zostałem rzucony na głęboką wodę, wyposażony jedynie w skromny, uciułany w poprzednich
latach leksykalny ekwipunek, znalazłem swoja drogę nie tylko do języka, ale przede
wszystkim kultury, zwyczajów i codzienności moich sąsiadów. Myślę, że to było bezcenne
doświadczenie.

Podobne dokumenty