TRZECIA WOJNA ŚWIATOWA

Transkrypt

TRZECIA WOJNA ŚWIATOWA
TRZECIA WOJNA ŚWIATOWA
My jesteśmy źródłem terroru wszechobejmującego. Mamy na usługach ludzi
wszelkich poglądów, wszelkich zasad: odnowicieli monarchii, demagogów,
socjalistów, komunistów oraz wszelkich utopistów.
Protokoły Mędrców Syjonu (Prot. VI)
Trzecia wojna światowa zostanie rozpoczęta przy użyciu konfliktu, jaki
rozniecą Iluminaci pomiędzy „politycznymi syjonistami" i liderami świata
muzułmańskiego. Wojna będzie prowadzona w ten sposób, że islam (świat
arabski włączając mahometanizm) i polityczny syjonizm (włączając państwo
Izrael), zniszczą się nawzajem.
Willy Guy Carr: Pionki w grze, 1955 r.
My, Żydzi, kontrolujemy Amerykę i Amerykanie wiedzą o tym.
Premier A. Szaron: „Rzeźnik Libanu i Palestyny”
Tajnych akcji nie należy mylić z działalnością misyjną.
Henry Kissinger - syjonista-Iluminat
HENRYK PAJĄK
TRZECIA WOJNA ŚWIATOWA
LUBLIN 2002
Copyright by Henryk Pająk ISBN 83-87510-99-8
Tył okładki: dłoń wśród głazów – kompozycja
chińskiego artysty Zhang Nianchao.
Repr, z: „China pictorial", October 2001
PIERWSZY FRONT TRZECIEJ WOJNY
Trzecia wojna światowa nie zaczęła się ani nad ruinami World Trade Center, ani masakrą
Afganistanu. Obydwa te akty bezprzykładnego ludobójstwa były konsekwentną kontynuacją
syjonistycznego ekspansjonizmu okupującego wszystkie struktury władzy, gospodarki,
ekonomii, a zwłaszcza potęgi militarnej największego mocarstwa świata, jakimi są Stany
Zjednoczone Ameryki Północnej.
Pierwszym frontem ofensywy amerykańskiego syjonizmu przeciwko wolnym narodom Europy i
Azji, była napaść na wolną Jugosławię przez NATO, poprzedzona gigantycznym przygotowaniem
propagandowym, idącym w parze z umiejętnie dawkowaną dywersją wewnątrz Jugosławii i na scenie
międzynarodowej. Ostatnim etapem tego przygotowania do najazdu na Jugosławię, było metodyczne
prowokowanie waśni, a potem walk Albańczyków z Kosowa z Serbami - dwiema nacjami od 50 lat
żyjącymi dotąd w pełnej zgodzie. To wykorzystywanie odrębności narodowych czy religijnych było, jest i pozostaje stałą metodą rozbijania krajów upatrzonych do terrorystycznego rozsadzania ich
od wewnątrz. Końcowym etapem każdej takiej terrorystycznej dywersji i prowokacji, jest
inwazja militarna. Przykłady z ostatniego dziesięciolecia, to właśnie Jugosławia i Afganistan, w
następnej kolejności przygotowanie inwazji na Iran i Irak, tym razem z wykorzystaniem mniejszości
kurdyjskich w tych krajach.
Jugosławia została zdruzgotana nalotami z powietrza, a następnie rozszarpana na kadłubkowe
państewka niezdolne do suwerennej egzystencji. Ale już w okresie bombardowań i końcowej agonii
Jugosławii, na całym świecie narastała fala oburżenia przeciwko amerykańsko-NATO-wskiemu
ludobójstwu. Odbywały się w wielu stolicach świata olbrzymie demonstracje protestu. Organizowano
konferencje prasowe i naukowe ilustrujące barbarzyństwo tych współczesnych Hunów. Powstawały
setki demaskatorskich publikacji w wolnych od syjonizmu mediach. Głosy oburzenia pojawiały się
niekiedy nawet w tychże mediach, zależnych od pieniędzy wielkich korporacji i syndromu
międzynarodowej tajnej władzy pieniądza, polityki.
Niżej podpisany dołożył swoją cegiełkę do tej demaskatorskiej kampanii pisząc książkę
Bandytyzm NATO1. Rok później ukazała się książka wybitnego pisarza Waldemara Łysiaka: Stulecie
kłamców. Znajduje się w niej duży rozdział demaskujący niezliczone kłamstwa i przemilczenia
propagandy natowskiej z okresu inwazji na Jugosławię i tuż po niej.
W tym samym czasie spontanicznie zawiązywały się organizacje i ruchy protestu przeciwko
NATO-wskiemu barbarzyństwu, gromadzące i dokumentujące ujawnione, a także nieznane tajne
plany strategiczne dotyczące najazdu na Jugosławię, wpisane w dalekosiężny plan opanowywania
Bałkanów w drodze do roponośnych terenów południowych byłych republik ZSRR i Zatoki Perskiej.
Uderzenie na Afganistan stanowiło drugi etap tego kleszczowego oskrzydlania południowej Azji i
dalszego osłabiania i tak już osłabionej terytorialnie i ekonomicznie Rosji posowieckiej.
Jeszcze na długo przed wybuchem wojny jugosłowiańskiej, spontanicznie zawiązała się
międzynarodowa organizacja pod nazwą: Centrum Akcji Międzynarodowej. Obrała sobie za cel
demaskowanie przygotowań do rozbioru Jugosławii, a potem inwazji na Serbię: ostrzeganie świata
przed konsekwencjami tego pochodu nowożytnego barbarzyństwa w drodze do budo1. Wyd. RETRO, Lublin 1999.
wania Jednego Rządu Światowego, Jednego Państwa, Jednej Ekonomii, Jednej Religii, Jednej
Antywartości.
Wspomniane Centrum Akcji Międzynarodowej wydało wtedy książkę: NATO na Bałkanach głosy opozycji. Tylko nieliczne egzemplarze dostały się, na zasadzie nowego pokomunistycznego
drugiego obiegu do Polski, ale bariera języka uczyniła z niej książkę całkowicie w Polsce nieznaną.
Opisano tam dopiero zbliżającą się wojnę w Jugosławii oraz jej przyszłe dalekosiężne skutki. Cele
zbliżającej się wojny z roku 1999, odpowiedź na kluczowe pytanie - kto na tej wojnie zyska a kto
straci; taktyka tej wojny; jej uzasadnianie, były już wyjaśniane na długo przed podpisaniem tzw.
ugody z Dayton.
NATO na Bałkanach okazała się skutecznym narzędziem do mobilizowania międzynarodowego
oporu przeciwko zalewowi propagandy, która w swej bezczelności zniżyła się do poziomu
prymitywnego histerycznego wrzasku zagłuszającego każdy głos prawdy, każdy odruch zbiorowego
czy indywidualnego protestu. Tysiące ludzi w kilku krajach wykupiły tę książkę tak szybko, że
niezbędny stał się natychmiastowy jej dodruk. Przetłumaczono ją także na język serbski i grecki.
Obszerne fragmenty ukazały się w językach: francuskim, niemieckim, włoskim.
Książka NATO na Bałkanach stała się bronią przeciwko wojnie NATO w Jugosławii.
Od czasu jej ukazania się, 78 dni barbarzyńskich bombardowań Jugosławii, okupacja Kosowa,
obalenie pochodzącego z wolnych wyborów rządu Jugosławii, wreszcie porwanie jej prezydenta, a
także inwazja NATO na Macedonię - całkowicie zmieniły sytuację na Bałkanach.
W związku z tym pojawiła się konieczność dokonania nowej oceny sytuacji w tym regionie; oceny
skutków stale rozszerzającej się okupacji Bałkanów.
Z tych potrzeb zrodziła się zbiorowa praca szeregu wybitnych znawców problemu. Nosi ona tytuł:
Tajny Plan - zajęcie Jugosławii przez wojska amerykańskie i NATO.
Książka Tajny Plan to niezwykle cenny tekst. Składa się z publikacji szeregu autorów, które
zgodnie demaskują kłamliwą wrzawę na temat prowadzonych wtedy przez NATO zbrodniczych
bombardowań Jugosławii. Zawierają głęboką analizę rzeczywistych przyczyn tej inwazji na Bałkany.
Autorzy zawartych tam opracowań są uznanymi autorytetami, ekspertami w dziedzinie polityki,
ekonomii, wojskowości, prawa międzynarodowego. Są znanymi organizatorami ruchów
antywojennych, pochodzącymi głównie z krajów członkowskich NATO i tam na różne sposoby
dyskryminowanymi. To ludzie mający odwagę stawiać czoła zalewowi kłamstw i dezinformacji,
rozpowszechnianych przez przestępczą elitę NATO.
Jednym z autorów jest nie byle kto, bo Ramsey Clark - były Prokurator Generalny USA. W
rozdziale zatytułowanym: Oskarżenie USA i NATO o zbrodnie przeciwko pokojowi, zbrodnie
wojenne i zbrodnie przeciwko ludzkości, w sposób absolutnie bezdyskusyjny, wyczerpujący, oparty
na głębokiej, w tym tajnej wiedzy - Ramsey Clark daje prawną wykładnię przestępczych i
zbrodniczych działań prowadzonych przez NATO w Jugosławii. Były Prokurator Generalny USA
stawia tym krajom dziewiętnaście zarzutów popełnienia przestępstwa. W konkluzji każdego z
tych 19 zarzutów, Ramsey Clark powołuje się na konwencje, układy i prawa międzynarodowe pogwałcone przez dowództwo NATO.
W rozdziale tej zbiorowej pracy zatytułowanym: Główny sprawca przemocy - Prokurator Ramsey
Clark ukazuje wojnę na Bałkanach jako część składową długiego ciągu wojen, interwencji i
zamachów stanu, prowadzonych i inspirowanych przez Stany Zjednoczone w różnych częściach
świata. Prowadzonych i inspirowanych od ponad stu lat!
W kontekście trwającego obecnie nikczemnego procesu byłego prezydenta Jugosławii Slobodana
Milosevica, bardzo ważny jest w tej książce rozdział autorstwa pani S. Flounders, opatrzony
wymownym tytułem: Rozwiązać NATO i jego trybunał! Oto fragmenty tego rozdziału. Są one
niezwykle ważne dla ustaleń w niniejszej książce. Wyd. Retro opublikuje ją w lipcu 2002. Bardzo
polecam jej lekturę.
Rozwiązać NATO i jego trybunał
Sara Flounders
Jaka jest przyczyna trwających od dziesięciu lat wojen, które doprowadziły do rozpadu
Socjalistycznej Federacji Republiki Jugosławii?
Czy sprawiły to wyłącznie wściekłe machinacje jednej diabolicznej postaci - Slobodana
Milosevica? Takie jest właśnie oficjalne stanowisko tzw. Międzynarodowego Trybunału ds.
Zbrodni w byłej Jugosławii z siedzibą w Hadze. Czy historia była kiedykolwiek aż tak prosta? Czy
trwające nadal wojny na Bałkanach stanowią, jak zwykły mówić o tym media, nowy cykl „nie
kończącej się nienawiści na tle etnicznym^ pomiędzy małymi narodami regionu? A może
zamieszane są w to potężne siły zewnętrzne, próbujące dokonać siłą zmiany dotychczasowego statusu
regionu? Jakie rzeczywiste cele amerykańskich i zachodnioeuropejskich korporacji kryją się pod
hasłem trwałej przebudowy regionu? Czy przejęcie przez korporacje kluczowego przemysłu,
infrastruktury i zasobów Bałkanów i Europy Wschodniej jest wyłącznie przypadkiem? Czy fakt
pojawienia się baz NATO w każdym kraju regionu nie ma związku z tym przejęciem?
Prowadzący śledztwo na miejscu zbrodni starałby się nie tylko zrozumieć, co się stało i jak to się
stało, ale co najważniejsze, kto na tym skorzystał. Należy więc przyjrzeć się nie tylko oficjalnym
przyczynom wojny. Należy wskazać tych, którzy na niej skorzystali najwięcej. Kto będzie
właścicielem przemysłu i zasobów naturalnych? Kto otrzyma kontakty na odbudowę zniszczonej
wskutek bombardowania infrastruktury? Kto zyska na zawłaszczeniu przemysłu i sektora usług,
stanowiących do tej pory wspólną własność publiczną? Bliższe przyjrzenie się trybunałowi, który
dzisiaj posiada władzę pozwalającą oskarżyć, aresztować i skazać każdego polityka z Europy
Wschodniej, stanowi wyłącznie pierwszy krok w zrozumieniu sił kontrolujących rozwój wydarzeń w
regionie. Odpowiedź na pytanie, kto ustanowił ten trybunał i jaki porządek zamierza narzucić
podbitym krajom, wyjaśnia w dużej mierze rolę sił zewnętrznych we wszystkich wydarzeniach
minionej dekady. Postanowienia tego trybunału posiadają olbrzymie znaczenie dla przywódców
politycznych i generalicji krajów, które prowadziły wojnę przeciwko Jugosławii. Kiedy rozwieje się
dym medialnej propagandy i opadnie wojenna gorączka, jak ocenią ludzie na całym świecie tę
barbarzyńską zbrodnię dokonaną przez światową potęgę militarną wspólnie z innymi
mocarstwami, której ofiarą jest kraj mniejszy i liczący mniej ludności niż stan Ohio?
Wyobraźmy sobie sąd, który pozwala na utajnienie aktu oskarżenia, przesłuchiwanie na
posiedzeniach zamkniętych, utajnienie przebiegu procesu i postępowania dowodowego.
Wyobraźmy sobie sąd, który zmienia procedury i reguły postępowania dowodowego w dowolnie
wybranym momencie, nawet w trakcie procesu.
Wyobraźmy sobie sąd, w którym nie ma ławy przysięgłych ani niezależnego ciała
odwoławczego. Nie ma kaucji. Wyobraźmy sobie sąd, w którym ani oskarżony ani jego obrońcy nie
mają prawa przesłuchać świadka oskarżenia, a nawet dowiedzieć się, kto jest tym świadkiem. Tajni
świadkowie oskarżenia nie muszą nawet pojawić się w sądzie czy odpowiadać na jakiekolwiek
pytania. Oskarżyciele odczytują anonimowe oświadczenia przekazane mediom, traktując je jako
materiał dowodowy. Osoby odwiedzające oskarżonego nie maja prawa rozmawiać z mediami.
Wyobraźmy sobie sąd, który zabrania obrońcy wizyt u oskarżonego, bądź nie uznaje obrońcy z
jakiegokolwiek powodu, łącznie z tym, że obrońca nie jest do tego sądu nastawiony przyjaźnie.
Wyobraźmy sobie sąd, który jest opłacany, nominowany i utrzymywany przez prywatne
korporacje i kilku miliarderów, których gigantyczne interesy zależą właśnie od decyzji tego sądu.
Takim właśnie sądem jest Międzynarodowy Trybunał ds. Zbrodni w byłej Jugosławii.
Trybunał, którego postępowanie dyktują te same kraje, które bombardowały Jugosławię przez 78
dni, zrzuciły tysiące bomb odłamkowych i radioaktywnych zawierających zubożony uran, zniszczyły
sieć energetyczną i na setki lat skaziły jugosłowiańską ziemię tysiącami ton radioaktywnych odpadów
pochodzących z zużytych osłon grafitowych nuklearnego paliwa z reaktorów jądrowych; zburzyły
480 szkół i 33 szpitale, bombardowały place targowe, mosty oraz konwoje uchodźców.
Przed takim właśnie trybunałem został postawiony prezydent Jugosławii Slobodan Milosevic.
Prezydent Milosevic został porwany na rozkaz Waszyngtonu, z pogwałceniem jugosłowiańskiej
konstytucji, wbrew decyzji parlamentu oraz sądu federalnego i przewieziony do celi więziennej w
Holandii. Będzie sądzony pod zarzutem odpowiedzialności za wszystkie zbrodnie i wojny lat
dziewięćdziesiątych.
W czasie pierwszego przesłuchania w dniu 3 lipca 2001 prezydent Milosevic określił w sposób
zdecydowany i jasny swoje stanowisko:
Traktuję ten trybunał jako fałszywy trybunał, a oskarżenie jako oskarżenie fałszywe.
Zdążył tylko powiedzieć, że celem tego trybunału jest sfabrykowanie fałszywej legitymizacji
zbrodni wojennych popełnionych przez NATO w Jugosławii, zanim sędzia nakazał wyłączenie
mikrofonu. Pełny tekst wypowiedzi prezydenta jest zamieszczony w niniejszej książce. Stanowi
ważny dokument historyczny. Ktokolwiek ją przeczyta, zrozumie natychmiast, dlaczego siły, które
doprowadziły do uwięzienia prezydenta Milosevica, uniemożliwiły włączenie jego oświadczenia
do materiału dowodowego. Prezydent Milosevic dowodzi, że trybunał w Hadze stanowi wyraz dążeń
kilku najpotężniejszych państw tego świata do zniszczenia choćby pozorów suwerenności pozostałych
krajów, zwłaszcza tych małych i rozwijających się. Trybunał działa bez jakiegokolwiek oparcia o
istniejące prawo i traktaty międzynarodowe, czy Kartę Narodów Zjednoczonych. Porwanie i
uwięzienie prezydenta Milosevica wskazuje wyraźnie na potrzebę bliższego przyjrzenia się temu
trybunałowi, jego mocodawcom i jego celom. Fundamentalnego znaczenia nabiera jednoznaczne
rozstrzygnięcie kwestii, kto tu jest oskarżony, a kto nie jest i dlaczego. Czy istnieje gdzieś jakakolwiek
siła zdolna zakwestionować decyzje tego trybunału?...
Międzynarodowy Trybunał ds. Zbrodni w byłej Jugosławii - bezprawny sąd zwycięzców
Procedury sądowe stanowią prawomocną podstawę osądzenia dowolnego przestępstwa, czy to
drobnego rabunku, zbrodni w afekcie, czy tez nadużyć finansowych. W procesie zakłada się
rozpatrzenie wszystkich dowodów i ich ocenę przez bezstronnych prawników i sędziów. Protokół
procesu stanowi oficjalny dokument. Od setek lat odpowiedzialni za najbardziej okrutne akty
przemocy, takie jak niewolnictwo, piractwo i podboje kolonialne, starali się nadać własnym
postępkom pozory prawomocności, tworząc doraźnie prawa i procedury sądowe. Podbite narody
zamykano w obozach. Ofiary uznawano za sprawców własnego cierpienia. Przeciwstawiamy się
takiemu postępowaniu.
NATO zmusiło Radę Bezpieczeństwa do powołania tego trybunału jako politycznego oręża.
Trybunał posiada tyle wiarygodności, ile można jej kupić w oparciu o budżet idący w dziesiątki
milionów dolarów, pozwalający na stałą obecność trybunału w mediach. Siły policyjne w dwudziestu
krajach gwarantują wyegzekwowanie jego wyroków. Jak to ujął rzecznik prasowy NATO Jamie Shea,
To właśnie nasze kraje dały środki finansowe na powołanie trybunału i głównie my finansujemy jego
działalność.
Madeleine Albright powołała ten trybunał w roku 1993 z pogwałceniem Karty Narodów
Zjednoczonych. Była w tym czasie ambasadorem Stanów Zjednoczonych przy ONZ! Od początku
swego funkcjonowania trybunał służył doraźnym celom politycznym swoich mocodawców. Jego
głównym zadaniem było uzasadnianie rozszerzanej stopniowo militarnej okupacji całego regionu. (...)
Trybunał konsekwentnie odmawia podjęcia tych właśnie kwestii. Polityczny charakter
trybunału nakazuje mu zrzucać winę za zaistniałą sytuację wyłącznie na walczące ze sobą narody
Jugosławii. A przecież żyły one razem w pokoju przez pięćdziesiąt lat. To jest trochę tak, jakby
próbować zrozumieć przyczyny wybuchu I Wojny Światowej, która zaczęła się właśnie w Sarajewie,
analizując wyłącznie motywy, którymi kierował się serbski student dokonując zamachu na
Arcyksięcia Ferdynanda. Historia pokazała, że prawdziwą przyczyną tamtej wojny była rywalizacja
między mocarstwami o nowy podział świata na strefy wpływów.
Prowadzący dochodzenie, choćby tylko udając bezstronność, musiałby dokładnie sprawdzić
motywy militarnego układu, który rozpoczął 78-dniowe bombardowania, przyjrzeć się atakowanym
celom i rodzajom stosowanej broni, sprawdzić wyjaśnienia i podawane przez generalicję powody
dzisiejszej okupacji Jugosławii. Musiałby zapytać, czy była to decyzja podjęta błyskawicznie, pod
naciskiem gwałtownie zachodzących wydarzeń, czy też była wynikiem starannego planowania i
premedytacji.
Trybunał w Hadze nie jest na pewno ani bezstronnym, ani uczciwym sądem. Łączymy się ze
wszystkimi ludźmi na całym świecie, którzy domagają się rozwiązania tego trybunału.
Trybunał ds. wojny NATO
Znaczące fragmenty książki Tajny Plan poświęcone są informacjom przekazywanym w trakcie
przesłuchań prowadzonych przez tzw. trybunały społeczne, które odbywały się na całym świecie w
latach 1999-2000, i które uznały, że Stany Zjednoczone i dowództwo NATO są winni popełniania
zbrodni przeciwko pokojowi, zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości w trakcie agresji
na Jugosławię w roku 1999.
10 czerwca 2000 r. na końcowym przesłuchaniu w Nowym Jorku, oskarżenie przedstawiło
dowody pokazujące niezbicie, jak za pomocą sieci kłamstw rozpowszechnionych przez medialną
propagandę urabiano opinię publiczną, przygotowując ją do wojny. Następnie wykazano, w jaki
sposób stratedzy i ideolodzy Zimnej Wojny opracowali założenia i strategię wojny, jak również, w
jaki sposób siły NATO celowo prowokowały akty wrogości - zbrodnie przeciwko pokojowi.
Świadkowie opisywali zniszczenia i szkody stanowiące zamierzony efekt działań NATO przeciwko
ludności cywilnej Jugosławii - zbrodnie wojenne. Następnie przedstawiano zbrodnie dokonane na
ludzkości okupowanego Kosowa, traktowane jako zbrodnie przeciwko ludzkości.
Część II zawiera analizę najpotężniejszej broni w arsenale Pentagonu - całkowicie
podporządkowanych mediów. Ta wojna została nagłośniona jako interwencja humanitarna. Chodziło
rzekomo o powstrzymanie zbrodni o niewiarygodnie wielkiej skali. W czasie wojny Departament
Stanu oświadczył, że w masowych grobach leży 100 000 ludzi, inni mówili o 500 000 zaginionych i
uznanych za zmarłych. Przegląd zasobów internetowych wykazał, że opublikowano, bądź rozpowszechniono w telewizji i radiu ponad 1000 opisów dotyczących masowych grobów, masakr,
ćwiartowania zwłok i gwałtów. Bezpośrednio po zakończeniu wojny specjalnie przygotowane zespoły
z 17 krajów przebywały w Kosowie przez ponad 5 miesięcy, rozkopując miejsca, w których rzekomo
dochodziło do masakr. Nie znaleziono ani jednego masowego grobu. Jedno zdjęcie jest warte więcej
niż tysiąc słów. Przygotowując tę książkę przejrzeliśmy tysiące zdjęć. Dowody są przytłaczające i
niepodważalne. We wkładce ze zdjęciami w części III próbowaliśmy na kilku stronach pomieścić
obrazy, które pokazują ogrom celowego zniszczenia cywilnej infrastruktury - zbrodnię przeciwko
ludzkości.
Celem tej najnowszej książki jest wykazanie, że NATO nie tylko winne jest zbrodni wojennych,
ale że samo istnienie NATO jest zbrodnią. W części IV NATO jest określone jako grupa przestępcza o
wyraźnych zamiarach działania w skali globalnej. Udowadniamy, że mocarstwa NATO nie kierują się
względami humanitarnymi, lecz działają w interesie goniących za zyskiem ponadnarodowych
korporacji i banków.
Potężne korporacje potrzebowały tej wojny, stratedzy USA potrzebowali wroga. Strategia USA
zmierzała do przekształcenia NATO w agresywny pakt militarny między USA i Europą Zachodnią, w
celu przejęcia kolonialnej kontroli nad Afryką, Azją i światem arabskim, a także Europą Wschodnią i
Bałkanami. Ta wojna jest efektem przestępczej zmowy mającej na celu umocnienie na globalnym
rynku pozycji Waszyngtonu, we współpracy, ale i rywalizacji z mocarstwami europejskimi. Dzisiaj
mamy nowe bazy NATO w Chorwacji, Bośni, Macedonii, Albanii, Kosowie, Bułgarii i na Węgrzech.
Prawie wszystkie kraje Europy Wschodniej już czekają w kolejce na przyjęcie do NATO. Tuż przed
rozpoczęciem bombardowań Jugosławii, do NATO zostały nagle przyjęte Polska, Czechy i
Węgry.
29 marca 2001 r. Bułgaria podpisała umowę zezwalającą oddziałom NATO na stały pobyt na
bułgarskiej ziemi. To wszystko nie dzieje się przypadkiem. Tak wygląda plan „Nowego Porządku
Świata". W trakcie brutalnych negocjacji w Rambouillet, Francja, jeszcze przed wojną, Waszyngton
postawił Jugosławii bezwzględne ultimatum: NATO musi otrzymać nieograniczony dostęp do
wszystkich jugosłowiańskich lotnisk, dróg, portów i urządzeń transportowych, w przeciwnym
razie Jugosławia musi się liczyć z całkowitym zniszczeniem. Dla przywódców NATO największą
zbrodnią Milosevica jako prezydenta Jugosławii, było właśnie niespełnienie tych żądań. Nawet po 78
dniach nieustannych bombardowań Jugosławia nadal odmawia wpuszczenia obcych wojsk na swoje
terytorium z wyjątkiem Kosowa. George Robertson, Sekretarz Generalny NATO, na spotkaniu
ministrów krajów członkowskich NATO w dniu 10 października 2000, powiedział: Wszyscy
wiemy, że w południowo-wschodniej Europie i byłej Jugosławii otwierają się przed nami ogromne
możliwości. Te „możliwości" stają się nieodpartą potrzebą, wręcz uzależnieniem. Armia Stanów
Zjednoczonych jest dzisiaj większa niż siły zbrojne wszystkich pozostałych członków Rady
Bezpieczeństwa ONZ razem wzięte. Handel bronią stanowi największą i najbardziej zyskowną
pozycję eksportową gospodarki USA. Stany Zjednoczone są zdecydowanym liderem, jeśli chodzi o
sprzedaż broni do innych krajów. Połowa rocznych budżetów przyszłej dekady w krajach Europy
Wschodniej zostanie przeznaczona na zakup broni, po to tylko, by sprzęt na tych „wschodzących
rynkach" był kompatybilny ze sprzętem NATO. To jest właśnie bonanza dla amerykańskiego
przemysłu zbrojeniowego.
Bogate kraje naftowe rejonu Zatoki Perskiej są dzisiaj zadłużone z uwagi na to, iż te marionetkowe
państewka wydają większość swych budżetów na amerykańską broń. Gospodarka USA jest dziś
zależna od zbrojeń. Przemysł zbrojeniowy przynosi dzisiaj bogactwo tylko niewielkiej grupie
swoich akcjonariuszy. Jednocześnie wojny, które trwały, trwają, a także te planowane w najbliższej
przyszłości, pochłaniają ponad połowę budżetu federalnego USA, pochodzącego przecież z naszych
podatków.
Zbrodnie wojenne - bombardowanie Serbii
W czerwcu 2000 r. Carla Del Ponte, przewodnicząca Trybunału w Hadze, powołanego przecież w
celu osądzenia zbrodni wojennych w Jugosławii, odmówiła nawet zbadania zarzutów wniesionych
przeciwko rządowi USA i paktowi militarnemu NATO, a dotyczących stosowania zakazanych przez
prawo międzynarodowe broni, takich jak bomby rozpryskowe, bombardowania obiektów cywilnych
tj. szkół, szpitali, ciepłowni, placów targowych i konwojów uchodźców.
W części V Tajnego Planu prezentujemy wyniki badań katastrofy ekologicznej, użycie broni
radioaktywnej i planowane niszczenie infrastruktury cywilnej - włączając szkoły, szpitale, ciepłownie
i ciągi komunikacyjne. Materiał ten jest niepodważalny i bezsporny, podobnie jak wybrane fragmenty
z Białej Księgi rządu Jugosławii, dokumentującej każdy atak bombowy, której fragmenty
zamieszczamy w aneksie.
Wpływ bombardowań sięga daleko poza Bałkany, a ich skutki odczuwać będą jeszcze przyszłe
pokolenia.
NATO kontynuuje wojnę
Część VI dotyczy kwestii interwencji Stanów Zjednoczonych i Europy w okresie powojennym.
Aby „ustawić" wyniki wyborów w Jugosławii we wrześniu 2000 r., wydano kwotę ponad 100 min
dolarów. W międzyczasie MFW i banki zachodnie zastosowały sprawdzoną i skoordynowaną
metodę zaciskania pętli ekonomicznej, w celu wymuszenia prywatyzacji przemysłu, stanowiącego
do tej pory własność publiczną oraz wprowadzenia drastycznych cięć w systemie opieki społecznej.
Stworzono w ten sposób warunki do wymuszania kolejnych ustępstw. Politycy, którzy doszli do
władzy przy poparciu Waszyngtonu, doprowadzili do uwięzienia i porwania prezydenta Milosevica.
Niestety, nawet spełnienie wszystkich żądań Waszyngtonu nie zapewnia ani pokoju, ani stabilizacji,
ani dobrobytu, jak zdążyły się już przekonać kraje Europy Wschodniej i byłe republiki radzieckie.
Nawet taki maleńki protektorat amerykański jak Macedonia, która ugięła się pod naciskiem USA,
wystąpiła z Federacji Jugosłowiańskiej i pozwoliła na stacjonowanie obcych wojsk, jest teraz
rozrywana na strzępy. Ciągle rosnąca obecność NATO oraz nowa runda ustępstw stanowi cenę za
powstrzymanie ataków rebeliantów uzbrojonych i finansowanych przez NATO, co nie przesądza
dalszego rozbioru Macedonii. W trakcie 4000 nalotów na Bośnię i Hercegowinę w roku 1995 oraz
38 400 nalotów na Jugosławię w roku 1999, media powtarzały nieustannie slogan, że była to akcja
ratunkowa - wojna humanitarna, mająca na celu powstrzymanie masakr dokonywanych na
niespotykaną skalę. Jest dzisiaj jasne, że nie była to ani akcja ratunkowa, ani humanitarna. Mamy
natomiast trwałą, zakrojoną na wiele lat okupację całego regionu.
Zbrodnie przeciwko ludzkości
Zakończenie bombardowań przez NATO nie oznacza bynajmniej końca wojny. Okupacja
Kosowa przez NATO pokazuje że pokój i pojednanie nie znajdują się na liście priorytetów paktu.
W części VII pokazujemy olbrzymią skalę zjawiska określanego w prawie międzynarodowym jako
„zbrodnie przeciwko ludzkości". Wykazujemy, że NATO świadomie stosowało politykę
represjonowania i wypędzenia z Kosowa całych grup narodowościowych, które sprzeciwiały się
okupacji. Plądrowano pomniki kultury i kościoły, a zakłady przemysłowe przejmowano siłą.
Romowie z Kosowa, jedna z bardziej uciskanych narodowości, byli poddawani systematycznym
prześladowaniom na równi z Serbami. Czy ta wojna, jak to obiecywano, przyczyniła się do
rozwiązania kryzysu? Czy okupacja całego regionu przez siły NATO i stacjonowanie ponad 65 000
żołnierzy w Kosowie i Bośni przyniosło pokój i pojednanie, czy choćby stabilizację? Nie. 150 000
Serbów, Romów i kosowskich Albańczyków, którzy sprzeciwiali się obcej okupacji, zostało
wypędzonych z Kosowa, niemal natychmiast po rozpoczęciu okupacji przez siły NATO i oderwaniu
Autonomicznego Okręgu Kosowa i Metohiji od Jugosławii. Tymczasem wojna objęła już Macedonię.
W lipcu 2001 nowy rząd Jugosławii spotkał się z generalicją NATO. Na spotkaniu, według
agencji informacyjnej Beta, serbski wicepremier Nebojsa Covic, jugosłowiański minister spraw
zagranicznych Goran Svilanovic, jugosłowiański generał Mirosław Krstic i generał policji Goran
Radosavljevic, zostali poinformowani przez dowódców amerykańskich w Niemczech o
przygotowanych planach współpracy wojskowej. Plan zakłada oddanie w 99-letnią dzierżawę siłom
NATO bazy Bondsteel w Kosowie. Waszyngton żąda także dzierżawy stacji radarowej na górze
Kapaonik, którą armia jugosłowiańska wyposażyła w brytyjski sprzęt. Plan zakłada również
przystosowanie lotniska wojskowego w Sjenicy do lądowania ciężkich transportowców
amerykańskich.
Aneks zawiera niektóre, bardziej istotne reakcje publiczne na bezpodstawne oskarżenia wniesione
przez trybunał NATO w Hadze. Jest to materiał zebrany na całym świecie przez Społeczne
Trybunały ds. Zbrodni Wojennych NATO. Potężne wiece odbyły się w Berlinie, Kijowie,
Rzymie, Wiedniu i Nowym Jorku, przesłuchania w kilkunastu innych miastach, a masowe protesty
w Atenach. Berliński prawnik wniósł sprawę z oskarżenia prywatnego przeciwko rządowi
federalnemu za szkody wyrządzone ludności Varvarin, miasta w Serbii, podczas ataku bombowego w
roku 1999.
Przesłuchania potwierdziły w sposób namacalny, że w dzisiejszych czasach tylko zwycięzcy piszą
historię. Wspólny wysiłek setek tysięcy ludzi przyjmujący różnorakie formy, pozwoli udokumentować
i napisać prawdę o wojnie i stawić czoła wojennej propagandzie. Jest on bardzo ważny dla
prowadzenia skutecznej walki przeciwko NATO. Będzie znajdować coraz szerszy oddźwięk na całym
świecie.
Sprzeczności NATO
Największym problemem NATO jest fakt, że system kapitalistyczny narzucony siłą, intrygami i
obiecywaniem dobrobytu, zarówno na Bałkanach jak i pozostałych częściach świata, nie jest w stanie
zapewnić lepszej egzystencji, czy wyższego poziomu życia, niż systemy gospodarek planowych, które
zniszczył. W skali całego świata w czasie ostatniej dekady setki milionów ludzi popadły w ubóstwo
przy jednoczesnym podwojeniu majątku dwustu największych miliarderów. Dwustu największych
miliarderów ma więcej niż wynosi łączny dochód dwóch miliardów ludzi.
W Kosowie, podzielonym dzisiaj na pięć stref okupacyjnych, poziom bezrobocia sięga 60%.
W Bośni, gdzie od czasu podpisania ugody z Dayton wydawano ponad 5 mld dolarów, gospodarka
leży w gruzach. Co zamierza załatwić serbski premier Zoran Djindic i jego banda kolaborantów za
kwotę 1,3 mld dolarów pożyczki obiecanej za sprzedanie prezydenta Milosevica do Hagi? Jeśli
kiedykolwiek ją otrzyma. Wiecznie nienasycony system kapitalistyczny nie tylko wywołał wojnę w
Jugosławii. Na całym obszarze od Adriatyku po Syberię nastąpiło dramatyczne, najbardziej
gwałtowne w czasach historycznych obniżenie średniej długości życia, jak podaje raport ONZ z roku
1999. Całe przemysły, które zapewniały pracę, dochody i emerytury setkom milionom ludzi, zostały
sprzedane za grosze i pocięte na złom. Według terminologii kapitalistycznej miały złą strukturę i nie
przynosiły zysków, mimo że dostarczały niezbędnych produktów i usług. Skończyła się bezpłatna
opieka społeczna, zdrowotna i szkolnictwo. Lawinowo wzrosła liczba narkomanów, alkoholików i
prostytutek, jako efekt chaosu i demoralizacji wynikający z gwałtownej pauperyzacji niemal
wszystkich grup społecznych1.
W ciągu ostatniej dekady bezprecedensowych zysków wielkich korporacji, warunki życia
pracowników w Stanach Zjednoczonych uległy pogorszeniu. Czego możemy oczekiwać obecnie,
wchodząc w kolejny etap stagnacji i gospodarczej dekoniunktury?
Waszyngton obawia się najbardziej dziedzictwa partyzanckiego oporu przeciwko
nazistowskiej okupacji. W czasie II Wojny Światowej małe narody na Bałkanach utworzyły
największą w Europie armię podziemną, walczącą z niemieckim okupantem. Pięćdziesiąt lat później
Waszyngton za pomocą 4000 nalotów na Bośnię i 38 400 nalotów na
l. Kalka sytuacji w Polsce. Przyp. - H.P.
Jugosławię oraz trwających od lat sankcji ekonomicznych i politycznej destabilizacji, próbuje
ponownie zdominować ten sam region. Pentagon zbudował bazę Bondsteel w Kosowie, największą
od czasów wojny wietnamskiej, gdyż obawia się ponownego wybuchu oporu.
Ruch przeciwko wojnie
Jest ważne, abyśmy dokonali uczciwej oceny naszego ruchu przeciwko wojnie i korporacyjnej
globalizacji. Upadek krajów socjalistycznych i lata wojennej propagandy skutecznie doprowadziły do
całkowitej i powszechnej dezorientacji opinii publicznej. W wielu krajach NATO, jak w Hiszpanii,
Włoszech i Portugalii przeważająca większość ludzi była przeciwna wojnie, ale ruch był zbyt słaby,
aby ją powstrzymać. Tyko w Grecji ruch społeczny był w stanie stawić konkretny opór siłom NATO.
Gdzie indziej, w obliczu miażdżącej siły USA, wielu spośród tych, którzy aktywnie sprzeciwiali się
wojnie, zaczęło ją popierać. Wprowadziło to kompletną dezorientację w ruchu pokojowym. To
przejścia na drugą stronę barykady, dotyczące partii socjaldemokratycznych i wielu partii zielonych w
Europie, koalicji „Gałąź oliwna" we Włoszech, które znajdowały się u władzy i właściwie
zdecydowały o udziale swoich krajów w wojnie. Niemniej jednak na początku czerwca 1999 r. opinia
publiczna wielu europejskich krajów NATO była przeciwna bombardowaniom.
W tym czasie nawet w Stanach Zjednoczonych poparcie dla wojny było niewielkie. Nawet wtedy,
gdy zalew propagandy był największy połowa ludności Stanów Zjednoczonych była przeciwna
wysyłaniu wojsk. Od czasów wojny wietnamskiej poziom nieufności i sceptycyzmu wobec zapewnień
polityków, co do konieczności użycia sił lądowych, jest ciągle wysoki.
Pentagon doskonale zdawał sobie sprawę, że przedłużająca się wojna, a zwłaszcza wojna lądowa
mogą wywołać masowy sprzeciw w Stanach Zjednoczonych i Europie. Położono nacisk na wojnę
powietrzną, aby zmusić Jugosławię do kapitulacji. Ciągle powracającym koszmarem generałów jest
obawa, że jakiekolwiek ofiary wśród 65 000 stacjonujących żołnierzy mogą szybko doprowadzić do
zakończenia okupacji, przynajmniej jeśli chodzi o wojska amerykańskie.
Stany Zjednoczone mogą dysponować największą na świecie machiną wojskowa, ale jednocześnie
ich rząd nie może do końca kontrolować sił, które wyzwolił. Powstaje światowy ruch przeciwko
bezwzględnej konkurencji i spirali gospodarczego chaosu. Sześć miesięcy po zbombardowaniu
Jugosławii przez NATO, w Seattle narodził się nowy ruch przeciwko wielkim korporacjom, ich
próbom zdominowania świata. Setki tysięcy młodych ludzi sprzeciwiły się brutalnej polityce
narzuconej światu przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy, Bank Światowy, układy handlowe
takie jak NAFTA i FTAA oraz Światową Organizację Handlu. Jest to ruch skierowany przeciwko
wyzyskowi, zniszczeniu środowiska i kapitalistycznemu chaosowi.
Jesteśmy przekonani, że materiał opublikowany w niniejszej książce przyczyni się do dokonania
właściwego osądu historii. NATO oznacza kontynuowanie wojny, kryzysu i kolonialnej dominacji.
Tutaj, w naszym kraju, istnienie NATO oznacza większą biedą i represje. Ta książka stanowi nasz
wkład w kształtowanie właściwego rozumienia świata oraz uświadomienie potrzeby przeciwstawiania
się wszechogarniającej przemocy. Opór jest potrzebny, opór jest możliwy. Powstanie nowego ruchu
przeciwko globalnej dominacji wielkich korporacji dowodzi, że opór ten będzie przybierał na sile.
Nowy Jork, sierpień 2001
Nic dodać nic ująć. Należy jeszcze odnieść się do sprawy legalności owego „trybunału". Milosevic
powtarzał: Traktuję ten trybunał jako fałszywy trybunał... Czy miał rację? Niestety - miał. Był to
bowiem trybunał nie tyle „fałszywy", co samozwańczy, bezprawny, a więc nielegalny. Powołały go
bezprawnie trzy państwa: USA, Francja i Anglia. Nazwano go „Trybunałem do spraw Zbrodni w
Byłej Jugosławii". Próżno by szukać wykładni prawa międzynarodowego do powołania takiego
organu. Nie posiada takich uprawnień nawet ONZ. W jej „Karcie Narodów Zjednoczonych" nie ma
nawet śladu podstaw do powoływania takich trybunałów. Jedynym trybunałem przewidzianym przez
„Kartę" jest Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości ze stałą siedzibą w Hadze. Powołano go
do rozstrzygania sporów pomiędzy państwami, a nie do sądzenia jakichkolwiek przestępców.
Kolejny dowód na nielegalność tego skleconego naprędce „trybunału", to zapis w Statucie
Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości, według którego tenże Trybunał jest utrzymywany z
budżetu ONZ, uchwalanego przez Zgromadzenie Ogólne ONZ. Tak stanowi artykuł 33 Statutu.
Tymczasem „trybunał" sądzący S. Milosevica jest finansowany bezpośrednio przez USA, Francję i
Anglię.
Te fakty dowodzą czegoś najzupełniej przerażającego: cynicznego dyktatu zwycięzców nie
liczących się z elementarnymi zapisami prawa międzynarodowego. Po zbrodniczym najeździe na
Jugosławię, zamiast stanąć za to przed Międzynarodowym Trybunałem Sprawiedliwości, przywódcy
państw napastniczych sami wyznaczyli „trybunał" do sądzenia pokonanych przez siebie
przedstawicieli państwa napadniętego. Ich „winą" było stawianie czynnego oporu najeźdźcom, obrona
ich ojczyzny. Oficjalny pretekst do zemsty, to rzekome zbrodnie na ludności Kosowa.
Mamy więc niepodważalny dowód na to, że Europą i Stanami Zjednoczonymi rządzą
międzynarodowi przestępcy, naruszający podstawowe zapisy prawa międzynarodowego.
To wyznacza konieczność uświadomienia narodom skali i rozmiarów zniewolenia, jakiemu zostały
poddane. Narody te w najmniejszym stopniu nie ponoszą winy za zbrodnie swych przywódców.
Granice suwerenności i zniewolenia, totalitaryzmu i wolności, praw człowieka i bezprawia, nie
przebiegają pomiędzy narodami, tylko pomiędzy międzynarodowym kartelem przestępców u
władzy - a zniewolonymi narodami.
Grozę płynącą z dyktatu tej międzynarodowej terrorystycznej mafii zaczynają powoli rozumieć
niektórzy politycy zachodni. Oto w Mediolanie odbyła się zimą 2002 manifestacja 80 000 osób
przeciwko wprowadzeniu tzw. europejskiego nakazu aresztowania, mającego obowiązywać we
wszystkich państwach UE. Przeciwko tej dyktaturze beznarodowych osobników sprzeciwia się włoska
Liga Północna, organizator tej manifestacji. Popierał ten protest minister sprawiedliwości Umberto
Bossi. Powiedział, że nie zgadza się, aby obywateli włoskich ścigali nakazem aresztowania i sądzili
przedstawiciele innych państw. Włochy odrzuciły, jako niestety jedyne państwo UE, projekt tego
„europejskiego nakazu aresztowania". Teraz sądzi się S. Milosevicia, niedługo będą aresztowani, wywożeni z krajów WUE wszyscy niepokorni wobec syjonistycznego dyktatu, wszelkiego rodzaju
„nacjonaliści", „antysemici" i „burzyciele" ładu europejskiego. W Polsce powojennej pokolenie
naszych ojców już przerabiało tę lekcję „demokracji" i tylko kierunek wywózki był inny - na wschód!
PONURA PRZYSZŁOŚĆ PRZESZŁOŚCI
(...) poszczególnym rządom pokażemy siłę przy pomocy zamachów, czyli terroru (...)1
Cel uświęca środki. Stara to prawda. W tych „uświęconych" środkach prowadzących do
zbrodniczych celów, aż roi się w historii od wojen i przewrotów.
Najskuteczniejsze są prowokacje i akty terroru.
Zachodnia masoneria - posłuszne narzędzie dynamicznie rozwijającego się od połowy XIX wieku
syjonizmu, spreparowała zamach na austriackiego arcyksięcia Ferdynanda w Sarajewie. Zamachu
dokonano 28 czerwca 1914 roku. Wynik - wybuch pierwszej wojny globalnej. Masońskie pismo „New
Age"2 miało czelność napisać jeszcze 40 lat później, że powodem wybuchu wojny był rzekomy „tajny
układ" pomiędzy Watykanem a Serbią. Była to oczywiście kłamliwa prowokacja w prowokacji,
obelga rzucona dziesiątkom milionów ich ofiar poległych w tamtej wojnie. Było to typowe „Łapaj
złodzieja".
Atak na Amerykę z 11 września był dokładnym powtórzeniem takiego samego celu,
prowokacją wykonaną cudzymi rękami.
Arcyksięcia Ferdynanda zabił Serb Gawriło Princip. Ale Gawriło jedynie naciskał spust pistoletu.
Nigdy świat nie dowiedział się kto, jakie siły „nacisnęły" Principa i jego kompa1. Protokoły Mędrców Syjonu nr 7 Wyd. „Książka Polska", Nowy Jork 1920, s. 55.
2. „New Age", wrzesień 1952, s. 519. Z: P. Fisher: The Lodge Door: Church, State and Freemasonry in America. Maryland
1982.
nów. Podobnie - kto „nacisnął" Ali Agcę, by strzelił do Jana Pawła II.
Po takich aktach terroru zawsze karze się miecz, a nie rękę - to kolejne, ponure w swej prawdzie
porzekadło. Nie całkiem zresztą trafne. Nie jest winien ani miecz czy pistolet, ani nawet ręka. Ani też
jej posiadacz. Winni są Niewidzialni. Usytuowani daleko, wysoko lub „głęboko". Nigdy nie nazwani
po imieniu.
Zysk z tej pierwszej wojny: miliardy dolarów z przemysłu zbrojeniowego Ameryki, Anglii,
Francji. Rozpad monarchii katolickiej Austrii. Upadek znienawidzonej przez syjonizm Rosji
prawosławnej. Opanowanie jej przez bolszewicki żydokomunizm. Śmierć wielu milionów Rosjan i
grabież jej nieprzebranych bogactw, wywiezionych do USA i Anglii. Zagłada Cerkwi prawosławnej i
Kościoła katolickiego, utopionych w morzu krwi duchowieństwa, w grabieżach, dewastacjach
kościołów, cerkwi, klasztorów. Prześladowania wiary, duchowa degradacja kilku kolejnych pokoleń
narodu rosyjskiego.
Zleceniodawców zamachu na arcyksięcia ustalili potem niezależni badacze, dokumentaliści
znający prawdziwe przyczyny wojen, zamachów, aktów terroru, przewrotów, rewolucji,
kontrrewolucji. Jednym z nich był Norman Dodd, amerykański kongresman, powołany po drugiej
wojnie globalnej do zbadania dotacji przekazywanych przez Rezerwę Federalną sowieckiemu
Imperium Zła. Dodd udowodnił, że Gawriło Princip i jego pomocnicy byli członkami „Czarnej Ręki",
organizacji terrorystyczno-rewolucyjnej kierowanej przez masonerię francuską.
Słowo „masoneria" pojawia się w tej pracy kilkakroć. Wypada więc poszukać rzeczywistych
założycieli i niewidzialnych sterników masonerii wszystkich bez wyjątku rytów i nazw. Znów
sięgnijmy do owych „Protokołów...", po 11 Września jak nigdy od czasu ich ujawnienia (około 120
lat przedtem) aktualnych, jak nigdy przedtem „proroczych" i „wizjonerskich". Oto protokół
(„Wykład") XIV, podrozdział 41. Przeczytajmy uważnie:
- Do chwili kiedy obejmiemy władzę, będziemy stwarzali i rozmnażali loże wolnomularskie we
wszystkich państwach świata. Wciągniemy do lóż tych wszystkich przyszłych i obecnych działaczy
wybitnych, bowiem loże te będą centralnym punktem informacyjnym i ośrodkiem wpływów. I jeszcze
fragment podrozdziału następnego:
- Wszystkie loże poddamy jednemu, znanemu tylko przez nas zarządowi, złożonemu z mędrców
naszych. Loże będą posiadały przedstawiciela maskującego ów centralny zarząd masonerii oraz
ogłaszającego hasła i programy, w lożach tych zadzierzgniemy węzeł ze wszystkimi czynnikami
rewolucyjnymi i wolnomyślnymi (...) w liczbie członków będą prawie wszyscy agenci policji
narodowej i międzynarodowej, bowiem ich współpraca jest dla nas niezbędna.
To wszystko dotyczy masonerii z udziałem gojów. Żydzi już w 1843 powołali swoją hermetyczną
lożę, dostępną tylko Żydom. Nazwano ją: „B'nai-B'rith" - „Synowie Przymierza". Działa do dziś.
Hitlerowcy, dla usprawiedliwienia planowanego wewnętrznego terroru we własnym kraju, za
kozła ofiarnego proklamowali „żydokomunizm". To słowo było w samej swojej treści całkowicie
słuszne, bowiem bolszewicki terror w Rosji był kierowany przez samych Żydów, zatem żydostwo
kojarzyło się z komunizmem według zasady: nie każdy Żyd jest komunistą, ale każdy komunista jest
Żydem.
Należało jednak stworzyć propagandowe pozory realnego zagrożenia dla narodu niemieckiego.
Posłużono się podpaleniem Reichstagu w 1933 roku. Podobnie jak „fanatyków is1. W niektórych wydaniach poszczególne „Wykłady" nie mają podziału na podrozdziały.
lamskich" w przypadku WTC, natychmiast ustalono winnych podpalenia niemieckiego parlamentu komunistów. W stan oskarżenia postawiono słynnego Żyda Georgy Dymitrowa, bułgarskiego
bolszewika, który nie miał nic wspólnego z tą prowokacją. Bronił się na procesie wyśmienicie, wręcz
płomiennie, ze skutkiem przeciwnym do zamierzonego przez hitlerowców. Po jego procesie zaczął
narastać w Niemczech ruch antyfaszystowski, oczywiście sterowany przez Żydów niemieckich.
Niezależnie od faktów, Reichstag podpalili (w świadomości ówczesnych Niemców) „żydokomuniści",
co dało początek oficjalnej dyskryminacji niemieckich Żydów.
Aby usprawiedliwić napaść na Polskę we wrześniu 1939 roku, hitlerowcy przebrali w polskie
mundury grupę własnych kryminalistów i zaatakowali radiostację w Gliwicach. Radiostacja została
zniszczona, a świat obiegła wiadomość, że Polska rozpoczęła wojnę z Niemcami posługując się tą
zuchwałą napaścią. Kryminaliści zostali potem cichaczem wystrzelani co do jednego, aby nie było
świadków hitlerowskiej prowokacji.
Aby sprowokować Stany Zjednoczone do włączenia się w pierwszą wojnę globalną, skazano na
śmierć 1257 niewinnych cywilów - kobiety, dzieci, w większości Amerykanów. Wypłynęli oni do
Europy pasażerskim okrętem „Lusitania". Do ładowni wpakowano potajemnie sześć milionów naboi,
dziesiątki ton materiałów wybuchowych. Jednocześnie tajnymi kanałami „przeciekła" do Niemców
wiadomość, że ten pasażerski statek zostaje użyty do celów wojennych, co było jawnym naruszeniem
międzynarodowych konwencji. Niemcy ostrzegli, że go zatopią. Niestety, liniowiec „Lusitania"
wyruszył w drogę, nawet zboczył z kursu, płynął w zwolnionym tempie w strefie, gdzie Niemcy
posiadali łodzie podwodne. Niemiecka łódź dopełniła formalności.
O tej makabrycznej „amerykańskiej" zbrodni na obywatelach własnego kraju pisał m.in. francuski
as wywiadu Pierre de Villemarest, a także inny francuski badacz Pierre Virion oraz Collin Simpson:
- To William Wiseman, odpowiedzialny za tajne służby brytyjskie na obszarze Atlantyku, ułożył w
porozumieniu z prezydentem Wilsonem i za pośrednictwem swego podwładnego Courteney'a Benneta,
plan storpedowania przez Niemców liniowca pasażerskiego „Lusitania" 5 maja 1915 roku. Sześć
milionów naboi, dziesiątki ton materiałów wybuchowych złożonych potajemnie w komorach statku,
doprowadziło do śmierci 1257 pasażerów, którzy wierzyli, że nic im nie grozi, skoro zaokrętowali się
na statek pasażerski. Liniowiec zboczył z kursu: płynął w zwolnionym tempie dokładnie w strefie, gdzie
Hamburg został uprzedzony o jego pojawieniu się i dokąd wysłał łódź podwodną.
Po tej zbrodni naród amerykański wpadł we wściekłość, i jak przedtem opowiadał się przeciwko
udziałowi USA w wojnie, tak po tragedii „Lusitanii" zapałał żądzą wojny, co skwapliwie wykorzystał
Kongres. Ale ta wściekłość narodu amerykańskiego nie eksplodowała tylko na skutek zatopienia
„Lusitanii". Naród amerykański był nastawiony wyjątkowo pacyfistycznie wobec piekła dziejącego
się na polach Europy. Nie widział też najmniejszego powodu, aby angażować się w tę gigantyczną
masakrę narodów europejskich. Ale żydowskie lobby finansowo-przemysłowe, o którym piszę w
dalszych fragmentach tej pracy, parło do wojny jako do zawsze złotego interesu ubijanego na krwi
gojów1. Przeczytajmy, co pisze na ten temat Noam Chomsky (czytaj: Czomski)2 w eseju pt. Kontrola
nad mediami, będącym treścią jego odczytu w Kent1. - My nie liczymy ofiar spośród nasienia bydlęcego - gojów, choć złożyliśmy ofiarę i z wielu naszych, lecz za to w zamian
stworzyliśmy dla naszych taką sytuację na świecie, o jakiej nawet nie mogli marzyć. (Protokoły Mędrców Syjonu,
Wykład XV, rozdz. 9: Celowość ofiar).
2. Wybitny żydowski językoznawca i wpływowy analityk w zakresie polityki i socjologii.
field w Kalifornii, a opublikowanego w „Open Magazine" (nr 10, wrzesień 1991):
- Ponieważ administracja Wilsona była zdecydowana na udział w wojnie, musiała jakoś temu
zaradzić. Stworzono więc rządową komisję propagandową - tak zwaną Komisję Creel’a. Udało się
jej w ciągu sześciu miesięcy przemienić pacyfistyczne społeczeństwo w histeryczną, pałającą chęcią
walki zbiorowość, pragnącą zniszczenia wszystkiego co niemieckie, rozrywania Niemców na strzępy,
przystąpienia do wojny i ocalenia świata (...) Pośród tych, którzy aktywnie i entuzjastycznie
partycypowali w tym procesie, byli postępowi intelektualiści, osoby z kręgu Johna Dewey'a. Byli oni
bardzo dumni, co widać na podstawie ich ówczesnego piśmiennictwa, iż jak to określali, „bardziej
inteligentni członkowie społeczeństwa" - czyli oni sami - zdołali pchnąć niechętną zbiorowość do
wojny przez wzbudzenie w niej strachu i szermować fanatycznymi sloganami. Wykorzystano w tym
celu szeroki wachlarz środków. Sfabrykowano na przykład liczne opowieści o popełnianych przez
Hunów okrucieństwach, o obrywaniu przez nich rączek belgijskim niemowlętom, o wszelkiego
rodzaju okropnościach, na które nadal można natknąć się w podręcznikach historii. Byty to bez
wyjątku wymysły brytyjskiego ministerstwa propagandy, które postawiło sobie za cel - jak określano
to na tajnych naradach - „kontrolowanie myśli całego świata". Co bardziej istotne, pragnęło ono
również kontrolować myślenie co bardziej inteligentnych członków amerykańskiego społeczeństwa,
którzy szerzyliby dale] wysmażoną przez nie propagandę i pchnęli pacyfistyczną społeczność w
objęcia wojennej histerii. Zamiar ten udało się zrealizować, i to nadzwyczaj skutecznie. Płynie stąd
nauka: państwowa propaganda (w połączeniu z państwowym terrorem - H.P!) wspierana przez
wykształcone klasy, gdy nie można się jej sprzeciwić, może przynieść olbrzymie rezultaty. Naukę tę
przyswoił sobie Hitler i wielu innych, wcielając ją w życie po dziś dzień.
Tak właśnie: wcielając ją w życie po dziś dzień. Naturalnie, N. Chomsky, jako wpływowy Żyd
znający jednak swoje miejsce w szeregu panów świata - swych „starszych braci", nigdy nie przywołał
- jeśli dobrze wiem – tamtego detonatora w postaci „Lusitanii".
Nadszedł czas drugiej wojny globalnej i sytuacja powtórzyła się do złudzenia, tylko posłużono się
innym detonatorem. Amerykanie znów nie chcieli płynąć do Europy w roli mięsa armatniego. Znów
potężniał ruch pacyfistyczny w Stanach. I znów amerykański żydo-globalizm był najzupełniej
przeciwnego stanowiska - musiał wejść w ten biznes, jakim była kolejna światowa wojna.
Sprowokowano japońskie uderzenie na Pearl Harbor. Prześledźmy dokładniej etapy i przebieg
tej przerażającej prowokacji, zbrodni popełnionej na narodzie amerykańskim przez nację nie liczącą
„ofiar gojów", w tym przypadku gojów amerykańskich. Zbrodni dokonali pod nadzorem ich
pobratymca i masona najwyższego 33 stopnia - prezydenta F. D. Roosevelta.
Przekonamy się wówczas, że mord na 1257 pasażerach „Lusitanii", mord na około 2300 Amerykanach
z obsługi bazy w Pearl Harbor, a także mord na kilku tysiącach gojów w World Trade Center,
wpisują się dokładnie w stały scenariusz wciągania Ameryki w kolejne wojny globalne.
Metodologię aranżacji tej zbrodniczej prowokacji pod nazwą Pearl Harbor, badał przez
kilkanaście lat dokumentalista Robert B. Stinnet, a zawarł ją w książce: Dzień kłamstwa.
Prawda o Pearl Harbor1.
W pierwszym etapie opracowano plan prowokacyjnych działań, w wyniku których Japonia
została niemal zmuszona
l. Zob. „Wprost", 13 stycznia 2002.
do wojny z USA. Polegało to głównie na strategicznym osaczaniu Japonii. I tak, Wielka Brytania
udostępniła Amerykanom bazę na Pacyfiku i bazy w Singapurze. Holandia zgodziła się na
wykorzystanie instalacji wojskowych w holenderskich Indiach Wschodnich - obecnej Indonezji.
Jednocześnie Holandia miała odrzucić żądania Japonii w sprawie dostaw ropy naftowej. Zakładano
także udzielenie znacznej pomocy wojskom Czang-Kaj-Szeka walczącym z Japończykami, przez
wysłanie na Daleki Wschód krążowników i okrętów podwodnych. Główne siły amerykańskie miały
zgrupować się w rejonie Hawajów, a Wielka Brytania miała nałożyć embargo na handel z Japonią.
Ten zestaw posunięć przeciwko Japonii był niejawnym wypowiedzeniem jej wojny. Zmuszał ją do
ataku na USA - żandarma Pacyfiku.
Z tym planem byli doskonale zapoznani: F. D. Roosevelt, admirał W. D. Leahy i generał G.
Marshall - szef sztabu armii amerykańskiej, późniejszy sekretarz stanu 1. Przed końcem 1940 roku
USA wysłały 40 okrętów podwodnych do Manili, skoncentrowały flotę na Hawajach, Holandia
wstrzymała dostawy ropy do Japonii, a nad całością tych posunięć czuwał Roosevelt i jego sztabowcy.
Prawie jednocześnie, bo w tym samym 1940 roku, podczas swojej kampanii wyborczej, Roosevelt
łgał do dziesiątków milionów amerykańskich matek i ojców:
Wasi chłopcy nie będą walczyć w żadnej obcej wojnie1.
Na początku stycznia 1941 roku sekretarz marynarki wojennej Frank Cox ostrzegał rząd o
możliwości ataku japońskiego. Oczywiście nie wiedział, że byłaby to wiadomość najmilsza
1. Mason wysokiego stopnia wtajemniczenia, laureat Pokojowej Nagrody Nobla z 1953 roku! Zob.: B. Baudoin:
Dictionnaire de la Franc-Maconnerie. Paris 1995, s. 252.
2. B. Wołoszański: Ten okrutny wiek. W-wa 1995, s. 170.
sercu Roosevelta i grupy zbrodniarzy z najwyższych władz USA. Skąd Cox miał te wiadomości? Oto
na przełomie września i października 1940 roku Amerykanie złamali japońskie kody morskie
oraz kod używany przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych Japonii. W jednej z dekodowanych
depesz admirał Yamamoto wydał rozkaz okrętom wojennym, aby popłynęły na Hawaje i zaatakowały
amerykańskie okręty.
Z kolei amerykański ambasador w Japonii Joseph Grew zdobył informacje o naradzie japońskiego
sztabu odbytej 2 listopada 1941 roku, gdzie zapadła decyzja o skierowaniu armady okrętów na
Hawaje. Już nazajutrz Biały Dom znał wyniki tej narady!
Oto reakcja: ogłoszono rejon północnego Pacyfiku strefą „czystego morza", co oznaczało
wycofanie z rejonu wszystkich patrolowych jednostek amerykańskich i alianckich! Nie znający
tajemnicy tej zbrodniczej prowokacji admirał Husband Kimmel już w lutym próbował prowadzić
rozpoznanie morskie tego regionu na północ od Hawajów. Otrzymał jednak rozkaz wycofania swoich
okrętów.
Oto kilka najważniejszych dowodów na to, że Roosevelt i generał G. Marshall (obaj masoni
wysokiego stopnia) zostali poinformowani o oczywistych przygotowaniach Japonii do wojny. Dzięki
złamaniu kodów japońskich, odczytali kilka wewnętrznych depesz japońskich, m.in. nakaz
zniszczenia ksiąg kodowych oraz oficjalną notę zrywającą rokowania.
Około godziny 5 rano (czasu waszyngtońskiego) odszyfrowano tekst japońskiej depeszy.
Zawierała 42 japońskie wyrazy. Jej przełożenie na język angielski zabrało tłumaczowi ponad 5
godzin1!
6 grudnia przejęto i rozkodowano depeszę, że atak nastąpi o godzinie 13 czasu waszyngtońskiego,
ale generał G. Marshall nie zawiadomił o tym bazy na Hawajach. Potem tłuma1. B. Wołoszański, tamże, s. 171.
czono, że generał obawiał się, aby Japończycy nie zorientowali się że ich kody zostały złamane.
Gdyby jednak Marshall ostrzegł tylko o zbliżającym się ataku, nie podając jego godziny Japończycy
nie mieliby podstaw do takich obaw. Marshall mógł i powinien był wydać Hawajom rozkaz alarmu,
wyjścia w morze. B. Wołoszański w swojej książce pyta:
- Dlaczego tak wybitny strateg, człowiek wielkiego intelektu, zachował się tak nierozważnie1?
Po wojnie wyszły na jaw inne dowody:
- ostrzeżenie Churchilla: brytyjski oddział zwiadowczy operujący na Dalekim Wschodzie
przechwycił i przekazał Amerykanom odszyfrowane rozkazy japońskie o ataku;
- ostrzegali Roosevelta i jego sztab Holendrzy. Ich jednostka wywiadu zauważyła wielką
koncentrację floty japońskiej w rejonie Kurylów. W połowie listopada informowali, że zapadła
złowroga cisza radiowa, nieomylny znak zbliżającego się ataku.
Po wojnie, kiedy sześciokrotnie próbowano wdrożyć śledztwo w sprawie Pearl Harbor, okazało
się, że „podobno" Japończycy zniszczyli materiały brytyjskiego Far East Combinet Bureau - tego,
które przechwyciło japońskie rozkazy do ataku - i przekazało je do Anglii, a Churchill Rooseveltowi.
Podobnie - „podobno" Japończycy spalili przechwycone w toku wojny dokumenty o ostrzeżeniach
Holendrów.
Bomby spadły na Pearl Harbor 7 grudnia o godzinie 7.55. To była masakra. Poszedł na dno trzon
amerykańskiej Floty Pacyfiku. Zginęło od 2300 do 2500 ludzi z obsługi. Japońska flotylla pod wodzą
admirała Yamamoto odpłynęła bez strat własnych.
Szok, furia i chęć odwetu, to stan ducha narodu amerykańskiego w reakcji na ten perfidny,
podstępny atak! Kongres jednogłośnie wyraził zgodę na wejście USA do wojny. Tym ra1. Tamże, s. 171.
zem do wojny globalnej. Do czasu Pearl Habour była to na razie wojna europejska, a nie światowa.
Jak zawsze, w takich zbrodniczych prowokacjach musiał znaleźć się oficjalny kozioł ofiarny. Był
pod ręką - admirał Kimmel. Ten sam, któremu zabroniono patrolowania rejonu i nakazano wycofanie
okrętów. O „winie" admirała Kimmela zgodnie orzekła tzw. komisja Robertsa. W tym samym czasie,
kiedy szła na dno reputacja admirała Kimmela, admirał Leigh wydał polecenie o niszczeniu
wszystkich dowodów świadczących o tej zbrodni żydowskiego lobby na narodzie amerykańskim.
Tysiące rozkodowanych depesz japońskich, dzienniki i tajną korespondencję zatrzaśnięto w sejfach
Biura Wywiadu Marynarki Wojennej USA. O ich istnieniu nie wiedziała nawet specjalna komisja
Kongresu prowadząca dochodzenie w sprawie odpowiedzialności za tę niewiarygodną klęskę floty
amerykańskiej, poniesioną w ciągu zaledwie kilkudziesięciu minut.
Podobnie był z „Lusitanią". Podobnie będzie z piekłem World Trade Center z 11 września 2001
roku. CIA i FBI już u progu 2002 roku wiedziały o sprawcach, sponsorach i zdalnych „opiekunach" tej
masakry wystarczająco dużo, lecz wiedza o niej dotrze do opinii świata za jakieś 30-50 lat.
Ale czy ta „opinia świata" za 50 lat jeszcze będzie istnieć? Przecież już dawno będzie po trzeciej
wojnie globalnej.
Podsumujmy:
- „Lusitania" - 1257 ofiar
- Pearl Harbor - około 2500 ofiar
- World Trade Center - 3000 ofiar1.
l. W tej makabrze pod nazwą WTC, zastanawiające było „topnienie" liczby ofiar. Zaczęto od około 6300. Potem
„schodzono" do pięciu, potem czterech, a ostatecznie do niecałych trzech tysięcy.
Prawidłowość: sami goje!
Po 11 września Pearl Harbor raz po raz powracał jako przykład:
- terrorystycznego ataku
- świadomego zaniechania działań zapobiegawczych
- jako sposób na wymuszenie zgody rządu na radykalne działania.
Nie są to jedyne zbrodnicze przypadki topienia własnych obywateli na własnych okrętach przez
USA. Cofnijmy się o sto lat. W 1898 roku USA rozpoczęły dalekosiężną prowokację wojskową
mającą na celu wyrzucenie Hiszpanii z kontynentu amerykańskiego i złamanie jej potęgi morskiej.
Punktem konfrontacji stała się Kuba, która wtedy podlegała Madrytowi. Do wojny z Hiszpanią o Kubę
parły kręgi gospodarcze USA. Chodziło głównie o przemysł cukrowniczy tej wyspy. Przygotowania
do destabilizacji Kuby trwały przez kilkadziesiąt lat. Rebelianci raz po raz wszczynali niepokoje, które
miały „wywalczyć" niepodległość Kuby. Kongres opowiedział się za destabilizacją Kuby i wojną pod
pretekstem obrony „praw człowieka" na Kubie. Prezydent McKinIey (zamordowany w 1901 roku)
poparł te żądania. Zapadła decyzja rozwiązania militarnego. Ale potrzebny był propagandowy
detonator. I znalazł się! Pancernik amerykański „Maine", stojący w porcie Hawana, wyleciał w
powietrze od wybuchu potężnego ładunku. Stało się to 15 lutego 1898 roku. Zginęło wtedy 266
amerykańskich marynarzy. Stany Zjednoczone nie czekając na wyniki śledztwa, natychmiast
ogłosiły, że był to akt dywersji hiszpańskiej, toteż 21 kwietnia wypowiedziały wojnę Hiszpanii.
Hiszpania uczyniła to 24 kwietnia. Szybko okazało się, że Kuba była tylko pretekstem do wojny.
Amerykańska flotylla stacjonująca na Dalekim Wschodzie w porcie Hong Kong, ruszyła na Filipiny.
Wyspa była od XVI wieku we władaniu Hiszpanii. Cztery krążowniki i dwie kanonierki marynarki
wojennej USA, (maj 1898 r.) posłały na dno całą hiszpańską flotę zacumowaną w zatoce Manilli. Po
trzech miesiącach walk lądowych, 13 sierpnia nad Manillą załopotał gwiaździsty sztandar USA.
Powiewał tam aż do 1946 roku, kiedy Filipiny uzyskały wolność. Hiszpania skierowała swoją flotę w
kierunku Santiago na odsiecz Kuby, lecz 16 tysięcy amerykańskich żołnierzy zdobyło tę wyspę
jeszcze przed upadkiem Filipin, bo już 16 lipca. To także nie wystarczyło Stanom Zjednoczonym: 25
lipca zajęto hiszpańską kolonię Puerto Rico i odtąd ta wyspa do dziś jest tzw. zamorską posiadłością
USA. Potem przyszła kolej na wyspę Guam na Pacyfiku. Oznaczało to ostateczny zmierzch morskiej
potęgi Hiszpanii, natomiast Stany Zjednoczone rozpoczęły swój marsz ku pozycji światowej potęgi
militarnej, strategicznej i gospodarczej1.
Stało się to za cenę mordu na 266 własnych marynarzach ze statku „Maine". Po kilkunastu latach
ten sam los spotkał „Lusitanię".
Podobną masową zbrodnię, tym razem na ludziach własnej nacji, popełnili Żydzi w listopadzie
1940 roku, z absolutnym cynizmem zatapiając statek „Patria". Ta zbrodnia, podobnie jak
amerykańskie zbrodnie na „Maine" i „Lusitanii", są znane tylko nielicznym, a wielu innych w nie po
prostu nie wierzy. Mord na 252 nielegalnych żydowskich emigrantach opisali autorzy książki Nowy
Porządek Świata i tron antychrysta - Robert O'Driscoll des Griffin i Margarita Iwanoff-Dubowski2.
Był drugi rok wojny. Statkiem „Patria" płynęło w stronę Palestyny 252 nielegalnych emigrantów
żydowskich, kilku brytyjskich dygnitarzy i nieustalona liczba ludzi załogi statku. Syjonistyczna grupa
o nazwie „Zionist Actions Committee" wydała wyrok na statek, aby oskarżając Brytyjczyków o jego
1. Horst Heinz Grimm (DPA). Przekład: K. Z. Hanff. Przedruk w: „Wolna Polska" nr I-II 1989/99, s. 44-5.
2. „The New World Order and the Throne of the antiChrist", Toronto 1993.
zatopienie, sprokurować oburzenie opinii publicznej Europy na Wielką Brytanię, niechętną idei
powstania państwa żydowskiego. Jeden z członków „Zionist Actions Committee" - dr Herzl
Rosenblum dopiero w 1968 roku w izraelskiej gazecie „Yedot Achronos" ujawnił tę żydowską
zbrodnię na Żydach. Rosenblum rzekomo protestował przeciwko pomysłowi zatopienia „Patrii", ale
został za to pobity przez pozostałych członków owego komitetu. Autorzy książki piszą (s. 126), że na
fali skandalu wokół tej zbrodni, Moshe Sharret - ówczesny członek izraelskiego rządu, skomentował
to chłodno:
Czasem trzeba poświęcić kilku, aby ocalić wielu.
To prawda. Wystarczy przypomnieć los pasażerów „Lusitanii" i mord na załodze „Maine".
Poświęcanie kilku dla ratowania wielu, zastosowali Żydzi także na lądzie. Ci sami autorzy (s. 125)
opisali sposób, jaki Żydzi zastosowali dla „zachęcenia" Żydów zamieszkałych w Iraku do emigracji do
Izraela:
- W Iraku przed utworzeniem Izraela było 130 000 Żydów, stosunkowo zamożnych i żyjących w
zgodzie z Irakijczykami. Nawet minister spraw zagranicznych Iraku był Żydem. Aby tych Żydów
skłonić do emigracji w celu zaludnienia Izraela, Żydzi opłacili grupę zamachowców, aby rzucali
bomby w dzielnicach żydowskich. Przerażeni Żydzi zaczęli uciekać do Izraela. Zamachowcy zostali
aresztowani i przyznali się do winy.
Przypomnijmy: ten sam sposób po drugiej wojnie zastosowali Żydzi z sowieckiego NKWD-UB,
aby przez siebie sprowokowany i nadzorowany „pogrom" Żydów w Kielcach, wywołać wśród
polskich ocalałych Żydów psychozę strachu, skłonić ich do emigracji, a przy okazji skompromitować
w opinii publicznej zachodu Armię Krajową, oskarżając ją o zorganizowanie tego pogromu.
Pearl Harbor nieoczekiwanie pojawiło się podczas wielotysięcznej demonstracji przeciwko
agresywnie pro-aborcyjnej i destrukcyjnej moralnie organizacji „Planned Parenthood" („Świadome
Macierzyństwo"). Demonstracja odbyła się 24 stycznia 2002 roku 1 w Waszyngtonie pod pomnikiem
Waszyngtona - w 29. rocznicę zatwierdzenia przez Sąd Najwyższy prawa do zabijania
nienarodzonych. Do demonstrantów przemówił telefonicznie z zachodniej Wirginii prezydent Bush.
Oświadczył patetycznie, że nawet niechciane dziecko powinno być zaproszone do życia i chronione
przez prawo.
Tak podbudowani, demonstranci przemaszerowali pod siedzibę Sądu Najwyższego. Ich plakaty
porównywały skutki działań „Planned Parenthood" z atakiem 11 września i atakiem na Pearl
Harbor. Paralele były oczywiste tylko w liczbach. Rekapitulowało to jedno z głównych haseł
demonstracji:
- Cesarstwo Japonii zabiło 2340 osoby podczas ataku na Pean Harbor, Al-Queda - 2937 osób
podczas zamachów na Waszyngton i Nowy fork, „Planned Parenthood" zabija 3.600 nienarodzonych
dzieci dziennie.
Z tego by wynikało, że Pearl Harbor w jego skutkach to dziecinna zabawa, na tle 3.600
mordowanych dziennie nienarodzonych. Ale:
- nie mówi się, że współmordercą marynarzy Pearl Harbor był ich prezydent Roosevelt;
- „dekretuje się" winę Al-Ouedy jako samodzielnego sprawcy 11 Września. Tamte tysiące
demonstrantów nie miały tzw. zielonego pojęcia, kto był rzeczywistym sprawcą masakry bazy USA
w Pearl Harbor. I równie bezkrytycznie „kupiło" sprawstwo Al-Ouedy w tym nowym „Pearl
Harbor".
Zbrodnicza metodologia organizowania zamachów na samych siebie w wydaniu „amerykańskim",
posiada dłuższą
l. Dwa dni po ogłoszonym przez Busha Narodowym Dniu Świętości Ludzkiego Życia.
jeszcze tradycję, niż „harakiri" na Pearl Harbor, niż los „Maine" i „Lusitanii".
Wiosną 2001 roku, a więc na długo przed piekłem z 11 września, jednocześnie w USA i w
Niemczech ukazała się książka autorstwa Jamesa Bamforda: Body of secrets [Agencja tajemnic). To
jakby rozbiór anatomiczny działań i historii NSA - najsilniejszej służby wywiadowczej na świecie.
Autor dotarł do ściśle tajnych dokumentów z 1962 roku i na tym polega siła i sensacyjność jego
książki1. Choć fakty tam opisane dotyczą spraw sprzed lat czterdziestu, to jednak doskonale mieszczą
się w treści niniejszego rozdziału: Ponura przyszłość przeszłości.
Oto lista zbrodni planowanych przez szefów ówczesnego amerykańskiego sztabu generalnego.
Trudne do uwierzenia, gdyby nie dokumenty to potwierdzające. Jak pisze autor, ci bandyci w
amerykańskich mundurach planowali:
- tajne i krwawe wojny terrorystyczne przeciwko własnemu krajowi, aby zapędzić amerykańską
opinię publiczną do wojny przeciwko Kubie.
Bamford czerpał z planów tzw. Operacji Nordwoods. Opracowano go wkrótce po decyzji
prezydenta Kennedy'ego i po nieudanej inwazji w Zatoce Świń oraz po odebraniu Centralnej Agencji
Wywiadowczej prowadzenie spraw Kuby i przekazaniu ich Departamentowi Obrony w Pentagonie
(Departament of Defence - w skrócie DoD).
Plan „operacji" przeciwko Kubie opierał się na terrorystycznych prowokacjach przeciwko
własnym obywatelom i nosił kryptonim Operacja Mongoose. Realizację powierzono dwóm
sztabowym prowokatorom-terrorystom: wicedyrektorowi Biura do spraw Operacji Specjalnych w
Pentagonie („wtyce" CIA)
1. Zob.: Jan Stola: Permanentny stan wojenny, „Nasza Polska", 29 I 2002, odc. 3.
- Lansdale'owi oraz pierwszemu szefowi Sztabu Generalnego
- Lemnitzer'owi.
Prowokacje terrorystyczne miały dostarczyć:
- pretekstu, aby usprawiedliwić inwazję na Kubie.
Oto lista tych prowokacji:
- seria akcji terrorystycznych w bazie USA w zatoce Guantanamo na Kubie. „Kubańscy"
przeciwnicy Castro mieli wysadzić w powietrze składy amunicji, podpalić samoloty. Nie
obchodziła ich śmierć iluś tam ludzi - Amerykanów z obsługi bazy, na dodatek ogromne straty
materialne;
- wysadzenie w powietrze amerykańskiego statku w zatoce Guantanamo i natychmiastowe
„odnalezienie" kubańskich sprawców tego aktu terroru przeciwko siłom amerykańskim. Lista ofiar
ataku miała być natychmiast opublikowana w prasie, aby oburzyć społeczeństwo amerykańskie
dokładnie tak, jak rozwścieczono je zatopieniem „Maine", „Lusitanii" czy zagładą Pearl Harbor.
Nie byłaby to nowość nawet pominąwszy „Łuskanie" i Pearl Harbor. Autor pisze że identyczny akt
terroru przeciwko samym sobie przeprowadzono w 1998 roku wysadzając w powietrze pancernik
„Maine";
- zainscenizować „akty terroru" komunistów kubańskich w Miami i innych spokojnych miasteczkach
na Florydzie, a nawet w Waszyngtonie. Miały to być rzekome zamachy kubańskich komunistów
przeciwko zbiegom z Kuby, którzy w USA wybrali wolność, ale i tam dopadli ich terroryści Fidela
Castro;
- zamierzano zatopić dowolny statek z uciekinierami kubańskimi płynący w kierunku Florydy;
- spowodowanie wybuchów kilku bomb plastikowych, aresztowanie „szpiegów" kubańskich,
„porwania" samolotów amerykańskich;
- zestrzelenie samolotu pasażerskiego w kubańskiej przestrzeni powietrznej.
Sztaby Generalne planowały inne akcje terrorystyczne podporządkowane wspólnemu celowi,
jakim miał być pretekst do inwazji na Kubę.
Oryginały tych dokumentów miały być zniszczone na rozkaz samego ich współtwórcy Lemnitzera. Zostały jednak odkryte i utajnione przez komisję powołaną przez prezydenta Clintona.
Badała ona wtedy morderstwa popełnione na kolejnych przedstawicielach rodziny Kennedych.
I znów, jak zawsze od 100 lat - żadnych konsekwencji. I cisza w mediach.
Pearl Harbor co jakiś czas pojawia się w porównaniach jako symbol całkowitego zaskoczenia nie
tylko USA, lecz każdego innego kraju. Tak rozumiany Pearl Harbor jest całkowitym fałszerstwem:
nie było ono dla rządu Roosevelta żadnym zaskoczeniem!
W USA wciąż odwołują się jednak do „Pearl Harbor" w przeróżnych odniesieniach. Razem z
WTC jako nowym „Pearl Harbor", ostrzega się przed nagłym niszczącym atakiem na system
informatyczny USA. Może to stać się w wyniku wojny elektronicznej, która może zniszczyć sieci
wysokiego napięcia, sieci finansowe, systemy transportu publicznego i telekomunikacyjnego. Doradcy
ds. bezpieczeństwa mówią o potencjalnym zagrożeniu ze strony wrogich („zbójeckich"?) państw,
handlarzy narkotyków, przestępczych karteli. Niektóre z tych organizacji i grup szukają naszych
słabych punktów - ostrzegł Richard Clark, doradca byłego prezydenta Clintona do spraw obrony
infrastruktury i kontrterroryzmu. Clarke przewidywał takie właśnie elektroniczne „Pearl Harbor".
Tymczasem wielu Amerykanów, zapewne razem z Clarkiem zdaje się nie wiedzieć, że takie
porównanie to pośmiertna obelga dla 2300 ofiar zbrodni „Amerykanów" na Amerykanach,
popełnionej przez syjonistyczną dyktaturę na amerykańskich gojach.
Zbrodnie na amerykańskich patriotach.
Po omówieniu masowych zbrodni na całych grupach obywateli amerykańskich, przejdźmy jeszcze
do zbrodni popełnianych w rezultacie „wypadków" i „katastrof”. Zabójstwa kilku wybitnych patriotów
amerykańskich wymagają ujawnienia tła, za którym kryły się te morderstwa. Płacili oni życiem za
sprzeciwianie się i demaskowanie syjonistycznych przestępców usytuowanych w gigantycznym,
prywatnym kartelu pieniądza, jakim jest amerykański System Rezerw Federalnych, inaczej zwany
Bankiem Rezerw Federalnych. Jest to syjonistyczna, dynastyczna mafia zarządzająca całym
systemem finansowym USA, a przez ten system obiegiem pieniądza na całym świecie. Oto jej
historia i metody, dzięki którym panują nad finansami globu.
System Rezerw Federalnych został powołany w 1913 roku, w ramach tajnych przygotowań do
pierwszej wojny globalnej. Data powstania Systemu (23 XII) Rezerw tylko o pół roku wyprzedza
mord na arcyksięciu Ferdynandzie i wybuchu wojny.
Powołały go te same syjonistyczne kartele pieniądza, które potem łączyły się w wielkie korporacje
bankowe, zawsze jednak kontrolowane przez amerykańskich globalistów.
W powszechnym przekonaniu ponad 170 milionów Amerykanów, System Rezerw jest instytucja
rządową.
Wyłonił się jako tzw. Akt Rezerw Federalnych (Akt Owen-Glass). Jego zatwierdzenie napotykało
na wielkie opory Kongresu, świadomego skutków oddania władzy nad pieniądzem państwa grupie
samozwańców żydowskich. Projektantem był Nelson Aldrich - ze strony matki dziadek dzisiejszych
braci - Rockefellerów. Nazywano ją „Ustawą Aldricha". Kiedy jednak została odrzucona przez
Kongres powołano ją pod inną nazwą - Aktu Rezerw Federalnych. Musieli użyć podstępu.
Uchwalono ją 23 grudnia 1913 roku, kiedy wielu kongresmanów już „urwało się" na Święta!
Tak oto powstał niedościgniony wzór podporządkowania całego systemu finansowego wielkiego
mocarstwa grupie kilku mafiozów pieniądza. Ktokolwiek teraz kontroluje nowojorski Bank Rezerw
Federalnych, kontroluje cały finansowy krwiobieg USA, nadaje mu rytm, warunki, dyktuje stopy
procentowe,, mianuje prezydentów, kongresmanów, wyznacza kierunki polityki zagranicznej; rządzi
oświatą, kulturą, prasą, telewizją, etc. W Nowym Jorku istnieje obecnie sto największych banków, z
czego 90 jest wasalami Rezerwy Federalnej.
Całość kontrolują akcjonariusze klasy A. To właściciele największych banków - członków
nowojorskiego Banku Rezerw Federalnych. Wkłady niezbędne do kontrolowania całego Systemu
posiada w nim około dwunastu międzynarodowych instytucji finansowych - tylko cztery znajdują się
w Stanach Zjednoczonych. Pozostałe mają siedziby w Europie - ale tylko siedziby. Najważniejsze z
nich, to klany Rockefellerów i Rothschildów1. Udziały Rothschildów w Banku Rezerw Federalnych
pochodzą z Chase Manhattan Bank. W końcu XIX wieku Rothschildowie zaczęli
podporządkowywać sobie, m.in. poprzez małżeństwa amerykańskich Żydów - przemysłowców i
bankierów, takich jak Warburgowie (z Niemiec), bankierów Kuhn Loeb, Schuffów, Morganów i
kilku innych. Ta mafia syjonistów sfinansowała bandę żydowskich wywrotowców pod wodzą Żyda
Blanka vel „Lenina", którzy wywołali rewolucję żydowską w Rosji.
Rothschildowie „weszli" w inną żydowską dynastię pieniądza i przemysłu - klan Rockefellerów.
Sfinansowali powstanie i rozrost Rockefeller Standard Oil, korporację stali Carnegiego i
kolejnictwo Harrimana. Wspólnymi siłami wspierali dziesiątkami miliardów dolarów swych
pobratymców w Rosji bolszewickiej, ratując ich przed krachem gospodar1. Narodziny potęgi Rothschildów przedstawiłem dokładnie w książce: Bestie końca czasu. RETRO 2001.
czym, finansowym. Klany Rothschildów z Chase Manhattan i Rockefellerów z Citibank, połączyły
się poprzez związki małżeńskie między sobą i trzecim gigantem - klanem Carnegiego.
Rockefellerowie pamiętają jednak, że swoją fortunę zawdzięczają Rothschildom i są wobec nich
bezwzględnie lojalni.
Tenże Standard Oil Rockefellerów popełniał niezliczone przestępstwa i „przekręty" finansowe.
Kongres podjął decyzję o likwidacji tego konsorcjum przestępców, ale nic to nie dało. Wprawdzie
akcje rozwiązanego kartelu rozdzielono pomiędzy 30 mniejszych spółek, lecz wkrótce okazało się, że
wszystkie są zależne od Rockefellerów - mieli oni po 25 procent udziałów w każdej z nich1.
Niemal od chwili powstania Systemu Rezerw, nieliczni odważni, patriotyczni kongresmani lub
senatorowie usiłowali przełamać prywatny monopol tej mafii na władanie finansami USA. Niemal w
każdej kolejnej dekadzie wyłaniano nowe komisje do zbadania niezgodnych z Konstytucją i prawem
bankowym, działań Systemu Rezerw.
Pierwszy odważny to kongresman Charles Lindbergh - ojciec słynnego zdobywcy Atlantyku
Charlesa Augustusa (1902-74), który w 1927 roku pierwszy przeleciał nad Atlantykiem z Nowego
Jorku do Paryża. Jego krótki biogram znajdziemy w każdej encyklopedii amerykańskiej i europejskiej,
ale w żadnej nie będzie wzmianki, że za wojnę wypowiedzianą Systemowi Rezerw przez jego ojca,
zamordowano mu jedynego syna, wnuka niepokornego dziadka! Już w czasie zatwierdzania Aktu
Rezerw, Lindberg Senior ostrzegał:
l. Zob.: Gary H. Kah: Globalna okupacja („En Route to Global Occupation") 1991. Wydanie polskie: Veritas et Pneuma
Publishers LTD, 1996, s. 17 i passim.
- Akt ten powołuje najbardziej gigantyczny trust na ziemi (...) Obecna ustawa jest jedną z
największych zbrodni ustawodawczych w historii1.
Kolejnym patriotą amerykańskim, który rzucił wyzwanie temu najbardziej gigantycznemu trustowi
na ziemi, był kongresman Louis T. Mc Fadden. Przypłacił to swoim życiem. W latach 20. i 30. Mc
Fadden pełnił funkcje szefa Komisji Bankowej i Walutowej (House Banking and Currency
Committee).
Próbowano go trzykrotnie zamordować. Po raz pierwszy strzelano do niego w Waszyngtonie.
Druga próba, to zatrucie jego posiłku, ale przeżył. Trzecia próba okazała się skuteczna. Zginął w jak
zawsze „niewyjaśnionych okolicznościach" w Nowym Jorku. Jako oficjalną przyczyną zgonu
kongresmana podano „atak serca", ale powszechnie było wiadomo, że został otruty.
Trzecim patriotą, który rzucił wyzwanie syjonistycznym mafiozom państwowych pieniędzy, był
kongresman Carroll Reece, który jednak przeżył. Stanął on na czele komisji Kongresu do zbadania
fundacji objętych zwolnieniami od podatków. Owe fundacje, to do dziś znakomite i skuteczne
narzędzie zarządzania i okradania obywateli poza wpływami i kontrolą rządów. Te „fundacje", (po
1989 roku rozwijające się jak grzyby po deszczu również w Polsce!), to nietykalne raje podatkowe.
Nie płacą podatków, a ich „darczyńcy" są zwalniania z opodatkowania ofiarowanych kwot.
Dochodzenie Komisji Reece'a nieuchronnie skupiło się na fundacjach kontrolowanych przez
Rockefellerów, Fordów, Carnegie i fundacji Guggenheima. Skąpe dotąd informacje o ich bogactwie
i wpływach były tak szokujące, że wielu kongresmanów nie chciało w nie uwierzyć.
l. Tamże, s. 19. G. Kah cytuje z: Epperson: The Unseen Hand, s. 386 i:
Allen: The Rockefeller File, s. 44.
Kolejnym samotnym Don Kichotem stał się w 1960 roku kongresman Wright Patman z Teksasu.
On także zajął się przekrętami fundacji i Systemu Rezerw Federalnych. Jako przewodniczący kilku
ważnych komisji kongresowych, Patman próbował zdemaskować te syjonistyczne gangi globalistów.
Żądał kontroli w Systemie Rezerw, a nawet anulowania Aktu Rezerw. Jednak z „nieznanych"
powodów jego działania rozbijały się o mur milczenia, obojętności Kongresu, administracji,
a zwłaszcza mediów.
Kongresman Patman jednak przeżył.
Nie udało się to kolejnemu Don Kichotowi - Larry P.McDonaldowi. W 1976 roku napisał on
przedmowę do książki o Rockefellerach: Teczka Rockefellerów (The Rockefeller File). Ujawnił tam
niewiarygodne majątki klanu i jego intrygi. Czytelnik dowiadywał się, że Rockeffellerowie
zawiadują dwustu fundacjami i trustami, które mają swoje niezliczone córki-trusty i córkifundacje, łącznie wiele tysięcy takich nieformalnych bastionów władzy i pieniądza. W książce
McDonald stwierdzał:
- Przez ponad sto lat, od kiedy John D. Rockefeller Sr., używając wszelkich możliwych podstępów
stworzył gigantyczny monopol naftowy, napisano całą bibliotekę książek na temat Rockefellerów.
Wiele z nich przeczytałam. O ile mi wiadomo, żadna nie odważyła się ujawnić najważniejszej części
historii Rockefellerów. Mianowicie tego, że Rockefellerowie i ich sprzymierzeńcy ostrożnie wykonują
plan spożytkowania swojej ekonomicznej potęgi do zdobycia politycznej kontroli w Ameryce, a
następnie na całym świecie.
Czy mam na myśli spisek! Tak. Jestem przekonany, że taki spisek istnieje. Ogólnoświatowy w
swych rozmiarach, planowany od pokoleń i niewiarygodnie szkodliwy w swoich zamierzeniach.
Mc Donald pisał tak w 1975 roku, kiedy przygotowywał wstęp do tej książki. Od tego czasu, kiedy
z kolei ja go cytuję, upłynęło 27 lat. Gdyby McDonald wstał z grobu, do którego go gwałtownie
wyekspediowali światowi spiskowcy - miałby gorzką satysfakcję. Zwłaszcza po 11 Września!
Dane mu było żyć jeszcze osiem lat. Zginął 31 sierpnia 1983 roku na pokładzie samolotu 007
Koreańskich Linii Lotniczych. Samolot ten:
- „przypadkiem" znalazł się w przestrzeni powietrznej sowieckiego Imperium Szatana1,
- „przypadkiem" został zestrzelony.
Pokolenie obecnie średniego wieku dobrze pamięta ten „bezprzykładny akt sowieckiego
bandytyzmu", „akt pogardy dla życia pasażerów tego samolotu". Tylko niewielu wie, że samolot
wystawiony został na rakietowe celowniki sowieckiego myśliwca tylko z powodu jednego pasażera właśnie Larryego P. McDonalda!
Doniesienia prasowe i telewizyjne o katastrofie były dość skąpe. Wiadomo - sowieccy
barbarzyńcy, więc o czym tu mówić? Ale te same światowe czyli koszerne media doskonale
wiedziały, jak znienawidzony był przez ich mocodawców tenże Larry P. McDonald. Wiedziały, bo
znały jego bezkompromisową kampanię przeciwko globalistom spod znaku Systemu Rezerw
Federalnych. Wiedziały, że McDonald od lat był dusza bitwy o wyzwolenie Ameryki spod okupacji
syjonistycznej bandy faraonów pieniądza.
Ktoś powie - czy nie jest zbyt diabolicznym uleganiem spiskowej teorii dziejów, takie
przypisywanie zamachu na samolot pełen pasażerów, obecności tylko jednego z nich? Jakiegoś tam
kongresmana amerykańskiego?
Oddajmy głos Gary H. Kahówi:
l Ta słynna definicja prezydenta Reagana została nieściśle utrwalona jako „Imperium zła". To Reaganowe Evil empire
oznacza „Imperium Szatana" i tak je rozumiał prezydent: nie imperium bezosobowego zła, tylko Szatana!
- Szansa, że kongresman znajduje się na pokładzie zwykłego samolotu, który zestrzeli wojsko
sowieckie, jest mniejsza niż jeden na milion. W zależności od przyjętych parametrów, szansa ta może
być bliższa niż jeden na miliard. A jednak każe się nam wierzyć1, że był to czysty przypadek, podobnie
jak mamy uwierzyć, że niedawna śmierć w katastrofach lotniczych Johna Heinza i byłego senatora
Johna Towera, była przypadkowa.
Po wywołaniu przez G. Kahá nazwisk tych senatorów - Johna Heinza i Johna Towera, przejdźmy
od razu do okoliczności ich śmierci. Pomińmy już informacje o tym, jak obaj kontynuowali dzieło
Patmana, Reeceá, McDonalda i McFaddena.
John Tower wkrótce po opublikowaniu swojej demaskatorskiej książki o klice spod znaku
Systemu Rezerw, czyli bossów globalizmu - 5 kwietnia 1991 roku zginął w „wypadku"
samolotowym.
Ale dzień wcześniej - 4 kwietnia 1991 roku zginął także, i także w „wypadku" samolotowym,
jego partner w tej demaskatorskiej misji - senator John Heinz!
Jak zmajstrowano ten drugi „wypadek"?
Senator J. Heinz siedział już w samolocie wraz z dziesiątkami innych pasażerów na lotnisku w
pobliżu Filadelfii. Oczekiwano na start. Tymczasem, oczywiście „przypadkowo" i „niespodziewanie"
okazało się, że zepsuł się mechanizm lądowania samolotu. Wysłano więc helikopter z ekipą
mechaników, aby naprawić zepsuty mechanizm. Skończyło się na tym, że helikopter rozbił się o
samolot! W płomieniach zginęła załoga helikoptera z mechanikami, zginęli pasażerowie
l. To: „każe się nam wierzyć" - przypominam w kontekście analizy absurdów podawanych do wierzenia milionom
Amerykanów w odniesieniu do ataku na WCT.
„zepsutego" samolotu, a wśród nich „jakiś tam" amerykański senator o nazwisku John Tower!
Przypadek? Spiskowa teoria dziejów? Wdajmy się w rachunek prawdopodobieństwa, podobny do
tego, jaki autor Gary Kah zastosował w odniesieniu do „przypadkowej" śmierci kongresmana
McDonalda, prawdopodobieństwa określonego przez G. Kaha na jeden do miliona a nawet jeden do
miliarda. Jeżeli tak, to okoliczności śmierci senatora J. Heinza zmuszają do zwiększenia tego
prawdopodobieństwa z jednego miliona na dwa miliony i odpowiednio z jednego miliarda na dwa
miliardy. Bo:
- mechanizm lądowania samolotu ostatecznie może się zepsuć, ale nie częściej jak na jakieś
kilkadziesiąt tysięcy lotów. Przypadkowo zepsuł się w samolocie z senatorem J. Towerem;
- ale nałożenie się niezwykle rzadkiego przypadku katastrofy helikoptera na niezwykle rzadką awarię
mechanizmu lądowania samolotu pasażerskiego, to przypadek jak jeden do milionów;
- natomiast nałożenie się tego podwójnego „jeden do milionów" na obecności akurat w tym
pechowym i tragicznym samolocie - znienawidzonego przez władców świata senatora Heinza, to
„przypadek" jak jeden do wielu miliardów! Po tej arytmetyce powróćmy nad World Trade Center do gigantycznego fajerwerku „przypadków" i „cudownych zbiegów okoliczności".
Przedtem jednak musimy, ale to koniecznie, zacytować „złotą", bo ociekającą krwią tysięcy ofiar,
myśl tajnego faraona syjo-globalizmu, H. Kissingera:
- Akcji specjalnych (czytaj: zbrodni specjalnych - H.P), nie należy mylić z działalnością misyjną.
WYJAŚNIĆ „CUDOWNE ZBIEGI OKOLICZNOŚCI"
Wszelkie spekulacje na temat ewentualnych sprawców lub współsprawców „ataku na Amerykę",
muszą być obwarowane szeregiem niepokojących pytań. Pozostawienie ich bez odpowiedzi, to
chowanie głowy w piasek.
Oto niektóre z nich. Tylko niektóre:
I:
- Dlaczego 11 września nie stawiło się do pracy w obydwu wieżach World Trade Center około
czterech tysięcy1 obywateli amerykańskich żydowskiego pochodzenia? Nie był to dzień jakiegoś
święta żydowskiego. Był to dzień pracy. Jeżeli nie stawiło się kilka tysięcy osób, to musiało zaistnieć
działanie ostrzegawcze na szeroką skalę. Przez wiele dni liczba domniemanych ofiar rosła i rosła,
aż urosła do ponad 6000 tysięcy. I nagle zaczęła gwałtownie maleć, aż zatrzymała się poniżej
trzech tysięcy. Czy pośredniego wyjaśnienia tych „zmartwychwstań" należy szukać w takim oto
komunikacie telewizji Al-Manar w Bejrucie, od którego wkrótce potem „zahuczało" w internecie:
l. Inne źródła mówią „tylko" o około 1500 przezornych „jasnowidzach", którzy nie stawili się w pracy.
„Centre Europeen d'Information" z 13 X 2001 podało za prasą arabską, że do pracy nie stawiło się
i przeżyło 1478 osób żydowskiego pochodzenia, w tym 275 dyrektorów przedsiębiorstw i 1003
kadrowych pracowników. W Pentagonie tego dnia nie stawiło się w pracy: jeden kontradmirał, 17
pułkowników i 28 innych oficerów żydowskiego pochodzenia. Byli wtedy „poza budynkiem".
1.Zob.: „Opoka w kraju", marzec 2002, s. 4-5.
- w informacjach na temat ataku terrorystów na WTC w Nowym Jorku, mass media, a media
izraelskie w szczególności, pośpieszyły się z histerycznym opłakiwaniem 4000 Izraelczyków, którzy
pracowali w WTC w jego obydwu wieżach. Nagle, ni stąd ni zowąd, wszystko ucichło - jak nożem
uciął. Nikt odtąd nawet nie napomknął o Izraelitach. Otóż wkrótce okazało się, że ani jeden z tych
4000 nie pokazał się 11 września w pracy!
Nikt odtąd nie mówi o Izraelitach zabitych i rannych w WTC. Źródła dyplomatyczne krajów
arabskich ujawniły jednak w jordańskim A-Watan, że owi Izraelici nie pokazali się w pracy na
wyraźne polecenie Głównego Biura Bezpieczeństwa Izraela - SHABAK, co oczywiście wzbudza
uzasadnione podejrzenie ze strony władz amerykańskich: skąd i jak, agencje wywiadowcze Izraela
wiedziały wcześniej o planowanym ataku i jeśli wiedziały - dlaczego nie poinformowały władz USA?
Podejrzenia wzmogły się, kiedy izraelska gazeta „Yedot Ahranot" ujawniła, że kierownictwo
SHABAK nie pozwoliło premierowi Izraela Arielowi Szaronowi polecieć w tym dniu do Nowego
Jorku, a w szczególności na jego wschodnie wybrzeże, gdzie miał wziąć udział w festiwalu
organizowanym przez organizacje syjonistyczne dla poparcia Izraela. Aaron Beriel, komentator
gazety skomentował ten fakt negatywnie, kończąc pytaniem, na które sam sobie odpowiedział: „Nie
mam odpowiedzi".
Następnie zwrócił się z tym samym pytaniem o rolę SHABAK w zatrzymaniu w kraju Sharona. I
znów nie było odpowiedzi. ..
Beriel dodał, że Szaron, który cieszył się na udział w festiwalu i miał już przygotowane
wystąpienie, specjalnie zwracał się do szefa SHABAK o doprowadzenie do wyjazdu. Bezskutecznie!
Kiedy sekretarka Sharona oficjalnie zawiadomiła, że ten nie pojawi się w Nowym Jorku, na drugi
dzień rano wieże WTC zostały zaatakowane (...)
II:
- Jak mogła - tak skomplikowana operacja wojskowa, tak rozgałęziona personalnie, z udziałem
kilkudziesięciu zamachowców bezpośrednich i nieznanej liczby ich pomocników - nie zostać w porę
wykryta?
Pismo „Strategie Alert" w numerze 38/2001 zadało to samo, ale nie tylko to pytanie - zawodowym
pilotom i ekspertom do spraw bezpieczeństwa lotów1.
Wszyscy oni dawali odpowiedzi takie same na takie same pytania. W polskojęzycznej TV także
zorganizowano podobną dyskusję, m.in. z udziałem polskiego pilota aktualnie latającego na
Boeingach. On także nie umiał dać odpowiedzi na pytanie: dlaczego piloci wszystkich czterech
maszyn nie uruchomili systemu alarmowego?
III:
- Jak mogło dojść do tak „cudownego" zbiegu okoliczności, że porywaczom udało się opanować
aż cztery samoloty pasażerskie wyposażone w niezbędne zabezpieczenia; obezwładnić pilotów,
sterroryzować stewardessy i pasażerów? Dlaczego ani jeden z samolotów nie obronił się przed
napastnikami?
IV:
Poprzednie pytania ściśle wiążą się z istnieniem na pokładzie, pod ręką pilota, tzw. transpondera
- urządzenia alarmującego stacje naziemne i system obrony lotniczej - Federalny Urząd Lotnictwa
(FAA). Dlaczego ani jeden z pilotów ani jednej z tych czterech maszyn nie zdążył uruchomić tego
l. Zob.: Jan Stola: „Nasza Polska", 15 I 2002.
systemu - wystukać do transpondera czterech cyfr kodowych, albo podać alarm przez radio?
Tu pewna niejasność - lotnicy i eksperci indagowani przez pismo „Strategie Alert" mówili o
warunku wystukania tych czterech cyfr, aby alarm zadziałał. Tymczasem polski pilot uczestniczący w
audycji TV aktualny pilot Boeinga wyjaśnił, że system: „Porwanie" uruchamia się przez przekręcenie
dźwigni znajdującej się pod ręką prowadzącego pilota: z jednej pozycji w drugą. To wszakże
techniczny szczegół nie mające istotnego znaczenia poza tym, że przekręcenie dźwigni wydaje się
być łatwiejsze niż wystukanie czterech cyfr.
V:
- Dlaczego samoloty zniknęły z radarów? Jak to było możliwe? I to, że transpondery wszystkich
czterech maszyn były wyłączone. Kto je wyłączył? Porywacze? Piloci?
VI:
- Czy to milczenie wszystkich czterech maszyn nie powinno było spowodować natychmiastowego
alarmu w całym systemie lotnictwa cywilnego i wojskowego?
VII:
- Samo wyłączenie alarmów lub „cudowne" awarie wszystkich czterech jednocześnie - nie
powoduje, że samoloty znikają z radarów. Lot może być nadal dokładnie obserwowany, choć samolot
pozostaje radiowo głuchy. Czy dlatego słyszano na ziemi tylko telefony komórkowe pasażerów? I czy
prawdą jest, że je słyszano?
VIII:
- Wręcz sensacyjny jest w tej sytuacji czynnik czasu, straszliwie zmarnowanego czasu! Oto
przegląd tego czasu, a raczej czasów, jakie miały poszczególne maszyny oraz lotnictwo cywilne i
wojskowe.
W wieże World Trade Center uderzyły maszyny: American Airlines (AA) 11 i United Airlines
(UA) 175.
Obydwie wystartowały z lotniska Boston-Logan o godzinie 7.58 lub 7.59.
Pierwszy z nich uderzył w WTC po upływie 45 minut, drugi po 66 minutach.
Zarówno 45, jak i 66 minut, to w warunkach alarmu bardzo długi okres wystarczający na podjęcie
szeroko zakrojonych działań zapobiegawczych, włącznie z dramatyczną decyzją strącenia samolotów
przez myśliwce. Co w tym czasie robił cały naziemny system alarmu lotnictwa wojskowego?
Dlaczego myśliwce przynajmniej nie towarzyszyły samolotom zbliżającym się do Nowego Jorku, nie
próbowały przeszkodzić im w kontynuowaniu lotu na to wielkie miasto, skoro już istniała pewność, że
samoloty są porwane?
IX:
- Tenże czynnik czasu staje się wręcz szokujący w odniesieniu do dwóch maszyn. Samolot AA 77
wzniósł się z lotniska Waszyngton-Dulles w kierunku Los Angeles. Przez pierwsze 40 minut leciał
(podobno) zgodnie z kierunkiem docelowym, ale już płonęła jedna z wież. Po tych 40 minutach
zawrócił i skierował się ponownie w stronę Waszyngtonu. Po następnych 40 minutach, o godzinie
9.40 uderzył w Pentagon - serce i mózg systemu obrony USA! Przypadek sprawił, że uderzył w
remontowane skrzydło gmaszyska, w przeciwnym razie straty w ludziach byłyby wielokrotnie
większe1.
Ostatni samolot: UA 93 wystartował z lotniska Newark w stanie New Jersey. Zgodnie z rozkładem
leciał w kierunku San Francisco. I naraz zawrócił nad Cleveland w Ohio i w końcu
l. W innym rozdziale - o tym kolejnym „przypadku".
„spadł" koło Pittsburgha w Pensylwanii. Został strącony? Spadł w wyniku jakiejś szamotaniny, walki
pasażerów z porywaczami?
X:
- Gdzie są czarne skrzynki czterech maszyn? Jedną podobno wydobyto z gruzów WTC. Co
zawiera? Gdzie pozostałe? Gdzie skrzynki z maszyny wbitej w Pentagon? Gdzie skrzynki z samolotu,
który „spadł" koło Pensylwanii? Gdzie są - zapytajmy przy okazji - i co mówią skrzynki samolotu
American Airlines nr lotu 587, zmierzającego do Dominikany z lotniska J.F.K? Dwanaście minut po
starcie, najpierw zapaliło się lewe skrzydło u nasady kadłuba i odpadło, co wyglądało jak eksplozja, a
reszta maszyny runęła na drewniane wille bogatej nowojorskiej dzielnicy w Rockawar. Zginęło ponad
255 pasażerów i kilku mieszkańców domów. Czy piloci nie zdążyli wypowiedzieć ani słowa
pomiędzy wybuchem a upadkiem? Czy czarne skrzynki tego Boeinga zawierają aż tak wielką
tajemnicę, że nie mogą jej poznać przynajmniej rodziny ofiar?
XI:
- Jak to się stało, że porywacze „cudownym zbiegiem okoliczności" trafili na dzień doskonałej
widoczności? Cud, czy możliwość dowolnego wyboru dnia porwań?
XII:
- Dlaczego nie reagował NORAD?
NORAD to skrót Północnoamerykańskiego Dowództwa Obrony Przeciwlotniczej: jest
odpowiedzialny za obronę przestrzeni lotniczej USA i Kanady przed atakiem rakietowym,
samolotowym, itp. Gdyby tak się zachował w przypadku ataku nuklearnego za pomocą rakiet
dalekiego zasięgu, to Stany Zjednoczone już by nie istniały. Tym bardziej, że rakiety mkną szybciej
niż samoloty, zwłaszcza pasażerskie, są mniejsze, a tym samym trudniejsze do wychwycenia przez
radary. Oznaczać to może, że Stany Zjednoczone będą bezradne w obliczu nagłego ataku
rakietowego.
Chyba, że tego dnia NORAD albo spał snem sprawiedliwego, albo „oślepiły" go i „zagłuszyły"
kolejne cudowne zrządzenia losu czy techniki. Tak czy inaczej - na jedno wyszło: USA
teoretycznie już nie istnieją!
Można mnożyć podobne sarkastyczne komentarze, lecz prawda jest inna: amerykańska obrona
przeciwlotnicza, to jednak nie dziurawy ser szwajcarski, a ich sztaby i personel, to nie zbieranina
„szwejków". Posiada najnowocześniejszy system radarowy, wielką liczbę rakiet ziemia-powietrze,
posiada własne i kanadyjskie myśliwce przechwytujące.
NORAD tłumaczył się potem, że nie miał czasu na zareagowanie, co brzmi wręcz groteskowo.
Gdyby tak było: gdyby przez 45 minut, potem przez 66 minut innego samolotu, wreszcie przez 80
minut pozostawionych jeszcze innej maszynie - NORAD nie był w stanie zareagować, to żarty się
kończą - nazajutrz powinien był się rozwiązać, rozejść do domów i zwrócić budżetowi USA swe
roczne miliardy dolarów dotacji!
To nie wszystko: na obszarze tych czterech ataków stacjonowało kilka jednostek myśliwców.
Mogą one w ciągu kilku lub kilkunastu minut dotrzeć do każdej podejrzanej maszyny poruszającej się
nad ich obszarem. Jednak nie dotarły, choć dotyczy to obszaru Waszyngtonu, ze zrozumiałych
powodów chronionego szczególnie pieczołowicie, dodatkowo przez jednostkę usytuowaną obok
kwatery głównej Centralnej Agencji Wywiadowczej (CIA) w Langley. W bazie czyhają myśliwce
F-16.
W czasie alarmu - a takie warunki i podstawy do alarmu dawały nieposłuszne cztery Boeingi obowiązywało natychmiastowe rutynowe poderwanie myśliwców.
XIII:
- Samolot AA 77 był w tej czwórce „pijanych" maszyn wyjątkowym samolotem-widmem. Unosił
się w powietrzu przez 80 minut. Przyjmijmy, że powód do alarmu dawał dopiero w drugich 40
minutach, od chwili kiedy zawrócił w kierunku Waszyngtonu. Nawet przy takim założeniu było
wystarczająco dużo czasu - 40 minut, aby poderwać myśliwce i zastosować któryś z wariantów w
ramach systemu bezpieczeństwa narodowego. Było także wystarczająco dużo czasu na decyzję, czy
zestrzelić samolot czy nie, a jeżeli nie, to jak mu przeszkodzić w osiągnięciu celu. W końcu jednak
„przeszkodzono" - zestrzelono, co nie jest oficjalnie potwierdzone, tym razem z powodów całkiem
usprawiedliwionych.
Pytanie: dlaczego NORAD nie zareagował, specjalna komisja senacka zadała już dwa dni po
ataku generałowi Myers'owi, szefowi sztabu generalnego.
Generał dawał wypowiedzi wymijające. Dlaczego? Ciśnie się jedyna odpowiedź: ukrywanie
jakiejś ponurej prawdy!
Na takie zachowanie NORADU i na pokrętne wyjaśnienia generała Myers'a narzuca się
„spiskowa" interpretacja zdarzeń: celowy sabotaż systemu obronnego, jako pośrednie wyjaśnienie
precyzyjnie zaplanowanego, koordynowanego „ataku na USA". Jeśli z czasem nie pojawią się inne
wątki, to tę zbrodniczą akcję musiały co najmniej „zbagatelizować" kręgi wojskowe i wywiadowcze
USA!
Pytanie ostatnie:
- Dlaczego izraelskie Biuro Bezpieczeństwa zabroniło premierowi Szaronowi przylotu do Nowego
Jorku w dniu 11 września?
Michaił Magrelow, to ekspert do spraw służb specjalnych i zastępca przewodniczącego komisji
zagranicznej Rady Federacji Rosyjskiej. Powiedział on już 14 września 2001 roku w wywiadzie dla
telewizyjnej stacji NTW:
- Jednoczesne uprowadzenie czterech samolotów z doskonałymi pilotami, plus jednoczesna awaria
systemów kontroli lotniczej, plus precyzyjne trafienie budynków w celu wyrządzenia maksymalnych
szkód, wyglądają bardziej na zaplanowany spisek niż na prosty zamach terrorystów1.
A co do roli Osamy Bin Ladena, Magrelow skłaniał się ku tezie, że mógł on być jedynie częścią
struktury tego ponadpaństwowego, czyli międzynarodowego spisku.
Jak widzimy, rosyjskiemu specjaliście wystarczyły niespełna cztery dni, aby wydać tę diagnozę.
Wsparli go inni rosyjscy spece. Kolejnym z nich jest Jewgienij Koszokin -dyrektor Rosyjskiego
Instytutu Studiów Strategicznych. Już dwa dni po ataku ostrzegł przed możliwością całkowitego
zatarcia śladów:
- Czy ta zbrodnia zostanie całkowicie wyjaśniona? - jest
pytaniem bardzo skomplikowanym. Najprawdopodobniej pewnych rzeczy świat nie dowie się nigdy.
Jest możliwe, że zginęły nie tylko osoby, które bezpośrednio dokonały zamachu, ale zginie także wiele
osób, które były zamieszane w przygotowania (...)
I jeszcze wypowiedź Andrieja Kosjakowa, byłego asystenta (z lat 1991-1993) przewodniczącego
podkomisji do spraw obserwacji służb specjalnych Rady Najwyższej Rosji. Powiedział on to samo, co
potem stwierdzało wielu innych, że legenda o arabskim terroryzmie jest kamuflażem.
Kosjakow zwrócił jeszcze uwagę na „szczegół", który potem uszedł uwadze innym „analitykom"
zamachu. Zainteresował się treścią dramatycznych rozmów prowadzonych przez pasażerów
porwanych samolotów za pomocą telefonów komórkowych. Zdumiało go to, że:
- nikt nie opisał, jak wyglądali porywacze, z jakim mówili akcentem, jak artykułowali polecenia.
Dzwoniący nie widzieli
l. Jan Stola, tamże, ode. 2. 60
najprawdopodobniej powodu, dla którego mieliby porywaczy charakteryzować (...) Nasuwa się wobec
tego twierdzenie, że porywacze wyglądem zewnętrznym nie różnili się od pozostałych pasażerów (...)
Kosjakow analizował dalej, odnosząc się do pozostawienia przez domniemanych porywaczy
dyletanckich, natrętnych śladów:
- Na jednym z lotnisk - z którego wystartowała uprowadzona maszyna - znaleziono samochód z
wypożyczalni, w którym leżał Koran i instrukcja obsługi samolotu w języku arabskim. Z drugiej strony,
żadna z organizacji nie przyjęła odpowiedzialności za zamach. To znaczy, że terroryści chcą ukryć ich
prawdziwą tożsamość. Jak wobec tego, przy takim profesjonalnym i perfekcyjnym wykonaniu, mogli
popełnić taki błąd? To nie pasuje do idealnego zaplanowania akcji. Wszystko to wskazuje na celowe
naprowadzanie na fałszywy trop. Służby specjalne zamiast szukać Amerykanów czy Europejczyków,
zaczęły szukać Arabów.
I tenże Kosjakow, całkiem już ponuro:
- Moim zdaniem, musimy spodziewać się nowych aktów terroru, które będą nieco inne, ale nie
mniej efektywne (...). Nasze oceny wskazują na to, że mogą być użyte statki, aby staranować
infrastrukturę hydroelektryczną. Proszę sobie wyobrazić: zapora wodna zostanie staranowana przez
statek pasażerski lub tankowiec (...) Półtoramilionowe miasta zostaną zalane i do tego płonącą ropą.
Lub inna możliwość: linie kolejowe pod Hudson River, które mogą być wysadzone z góry i z dołu.
Woda wedrze się do tuneli (...) Powtarzam jeszcze raz: Fakt, że żadna grupa terrorystyczna nie
przyjęła odpowiedzialności za zamachy, wskazuje na to, że znów uderzą.
Potem było staranne dawkowanie porcji wąglika. To nie przypadek, że pierwsze listy z
zarodnikami wąglika trafiły do dużych rozgłośni telewizyjnych - ABC, NBC, CBS, do jednego
z senatorów, do gazety na Florydzie. To gwarantowało natychmiastowy potężny rozgłos. Rozgłos w
jakim celu? Psychozy strachu. To sprawne narzędzie do sterowania umysłami wielomilionowych
społeczności.
Dołączyły do tego jakby celowo apokaliptyczne wypowiedzi niektórych polityków. Gdy z jednej
strony drastycznie cenzurowano niewygodne informacje i wypowiedzi, to jednocześnie rzecznik Izby
Reprezentantów ogłosił, jakoby system wentylacyjny kongresu USA był skażony! A to już psychohorror i tylko krok od organizowania posiedzeń Kongresu gdzieś w podziemnych bunkrach, w
warunkach wojny totalnej.
Kilka tygodni później jednostka komandosów amerykańskich podjęła ćwiczenia wraz z polskim
„Gromem" w okolicach Drawska. Jej dowódca gen. Williams powiedział w telewizyjnych
„Wiadomościach" (8 X 2001), na pytanie, co oznacza atak na Amerykę z 11 września:
- To jest początek trzeciej wojny światowej.
I znów niejasność: czy była to rzeczywista ocena sytuacji, czy tylko podkręcanie atmosfery grozy?
Niestety, dalszy rozwój wypadków potwierdzał, że „atak na Amerykę" z 11 września był jedynie
detonatorem reakcji łańcuchowej.
OPERACJA 9/11: NIE BYŁO PILOTÓW SAMOBÓJCÓW
Pod takim tytułem w witrynie internetowej: ttp//eioews.addr.com//psvops/news/carolvalentine.htm
- ukazał się artykuł Carola A.Valentine. Jest on prowadzącym tzw. Waco Holocaust Electronic
Muzeum - Elektroniczne Muzeum Vaco1. Publikacja jest poświęcona analizie okoliczności wskazujących na to, że wszystkie cztery samoloty - kamikaze były pilotowane automatycznie, bez
udziału prymitywnych porywaczy. Omawiam tę analizę. Publikację przetłumaczył z angielskiego
specjalnie dla RETRO p. Lech Jaworski.
Firma The Northrop Grumman Global Hawk już dość dawno wyprodukowała całkowicie
zautomatyzowany samolot wojskowy o rozpiętości skrzydeł zbliżonej do rozpiętości Boeinga 737 2.
Autor witryny Vaco podaje te i następne informacje o tym samolocie opierając się na audycji Britains
International Television News z 24 września 2001 roku.
Samolot ten startuje, lata i ląduje sam, bez udziału człowieka. Jego pierwszym lotem był przelot
nad Pacyfikiem. Lata według zaprogramowanej trasy. Obsługa naziemna ogranicza się tylko do
monitorowania jego lotu za pomocą podczerwieni. Mówi o tym również artykuł w tejże ITN z 19
kwietnia 2001.
Z kolei czasopismo „The Economist" z 20 września 2001 podało, że samolot wyposażony w
automatycznego pilota może zostać porwany na ziemi i być tylko kontrolowany przez
l. Vaco to miejscowość, w której służby specjalne USA dokonały masakry kilkudziesięciu członków sekty Davida Koresha.
2. Nie mylić z niewielkim bezzałogowym samolotem rozpoznawczym, używanym nad Afganistanem. - H.P.
porywacza. Tymczasem tuż po 11 Września, wobec powtarzających się spekulacji o automatycznym
sterowaniu porwanymi Boeingami, wypowiedział się dyrektor British Airways. Oświadczył, że
technologia automatycznego pilota takich samolotów, to dopiero rzecz przyszłości. Mówił to wiedząc
dobrze, że ten samolot już odbył wspomniany przelot nad Pacyfikiem i wylądował w Australii!
Potwierdziła ten przelot wymieniona brytyjska stacja telewizyjna w audycji z 24 kwietnia 2001,
przeszło pięć miesięcy przed atakiem na WTC. Dyrektor z British Airways dodał, że Ameryka i jej
przyjaciele nigdy by nie zaatakowali... Ameryki.
Czy na pewno przyjaciele Ameryki nie mogą konspirować przeciwko Ameryce? - pytał sceptycznie
C. Valentine.
Po tych stwierdzeniach i dowodach na to, że wielki samolot sterowany automatycznie pokonał
kilkanaście tysięcy kilometrów i wylądował w Australii, autor witryny internetowej przeszedł do
analizy bogatego materiału informacyjnego z prasy amerykańskiej na dowód, że Arabowie oskarżeni o
porwanie i precyzyjne wycelowanie trzech Boeingów w wybrane cele, byli dyletantami niezdolnymi
do wykonywania podstawowych czynności pilotażu, nawet małych jednosilnikowców cywilnych.
Oto „Washington Times" z 10 września, a więc na dzień przed atakiem na WTC (!) w
rozważaniach nad możliwościami porwań samolotów przez islamistów stwierdzał, że do wykonania
tak precyzyjnej akcji byliby zdolni tylko piloci z Izraela! Tak wypowiedzieli się oficerowie z
wojskowej szkoły The Army’s School of Advanced Military Stiudies (SAMS). Dlaczego akurat ten
wątek porwań, i dlaczego na dzień przed atakiem, pojawił się na łamach „Washington Times"? Czy
gazeta już „wyczuła" woń krwi w powietrzu? Oficerowie stwierdzili zdecydowanie:
- Mossad jest nieobliczalny, bezwzględny i przebiegły. Jest zdolny zaatakować wojska
amerykańskie tak, aby to wyglądało na robotę Palestyńczyków lub Arabów.
Taka recenzja „moralności" i możliwości Mossadu niewielu czytelników „Washington Timesa"
mogła zadziwić czy oburzyć ale zaskakujący, wiele podpowiadający jest dzień tej publikacji - dzień
przed atakiem na WTC!
Dwadzieścia cztery godziny po tych głośnych rozmyślaniach i ostrzeżeniach amerykańskich
wojskowych, Pentagon został zaatakowany i natychmiast, dosłownie w ciągu kilkudziesięciu
następnych minut, o te akty terroru oskarżono fanatyków islamskich, a kilka dni później „ustalono" ich
nazwiska, a nawet opublikowano fotografie.
Nie bez powodu wybrano do takich profetycznych rozważań właśnie oficerów z The Army’s
School of Advanced Military Studies. Głównym kierunkiem szkoleń jest w tej wyższej szkole
wojskowej problematyka obrony kraju. Autor witryny stwierdza ostrzegawczo: Pamiętajcie, że są
zdrajcy i są zwolennicy Izraela. Pamiętajcie 8 VI 1967 roku i atak na USS „Liberty" i wplątanie się
Ameryki w ten atak... W dalszych fragmentach autor przypomina masakrę załogi tego statku na Morzu
Śródziemnym przez lotnictwo izraelskie1. Tu zacytujmy tylko fragment wypowiedzi autora tej witryny
dotyczący tej izraelskiej zbrodni:
- Kiedy cztery amerykańskie samoloty z lotniskowca przyleciały do obrony [statku], to minister
obrony McNamara kazał im zawrócić.
Skąd autor witryny zaczerpnął to zdanie? A właśnie z tej samej publikacji „Washington Times" z
10 września 2001. Podaje też trzy adresy internetowe w sprawie dramatu „Liberty" oraz „Operacji
Nortwood"2.
l. Dramat „Liberty" omawiam dokładniej w dalszych fragmentach tej pracy.
2. Są to http://www.baltimoresun.com/bal-te.md.nsa24apr24. story;
http://www.earlham.edu/archive/opf-1May-2001/msg00062.html;
http://www.gwu.edu/~nsarchiv/news/20010430.
- Innymi słowy - komentuje tamte dwa zbrodnicze akty terroru - Amerykanie i ludzie z armii
amerykańskiej nie mają nic przeciwko zabijaniu Amerykanów, jeżeli uznają to za stosowne.
Następnie przechodzi do „ataku na Amerykę" i pyta:
- Jak to możliwe, aby opanować cztery samoloty, cztery załogi i cztery grupy pasażerów?
Porywacze mieli noże plastikowe. Dlaczego mogli zaplanować taki atak będąc tak kiepsko
uzbrojonymi! Na pewno tam były kobiety. - mówiła reporterka jednej z gazet, które mogły torebkami
damskimi ogłuszyć bandytów, a co dopiero mówić o mężczyznach z teczkami!
Jak porywacze pokonali opór stewardess wszystkich czterech samolotów, to kolejne pytanie bez
odpowiedzi. To w sumie około 30 młodych kobiet szkolonych nie tylko w obsłudze pasażerów, ale
także w „obsłudze" potencjalnych porywaczy. W wywiadzie dla „Washington Post" z 12 września
2001, stewardessa z lotu 77 mówiła, że one są zawsze przygotowane na akcje porywaczy. Na żądanie
klucza od kabiny pilotów, mają odpowiedzieć rutynowo: Nie mam klucza do kabiny! Powiedziała też,
że jej koleżanka z tragicznego lotu zapewne zatelefonowała z komórki, że na pokładzie są porywacze.
To również na nic się nie zdało.
Komentarz internauty z Vaco:
- To prawda. „Washington Post" choć raz powiedział prawdę. To szkolenie pani Heidenberger
(stewardessy udzielającej wywiadu - H.P.) nie miało znaczenia. I damskie torebki. Męskie teczki także.
Dowodzący atakiem (czterech samolotów -H. P.) wiedział, że bez względu na to, co się stanie na
pokładzie, kontrola lotu jest w ich rękach, nawet gdyby pasażerowie się bronili. Moja hipoteza jest
taka: porywacze nie mogli odzyskać kontroli nad samolotami dlatego, że byty pilotowane przez
technologię Global Hawk.
Co do lotu nr 77: cała operacja 9/11 wymagała precyzyjnej kontroli. Tam był ktoś, kto wiedział,
jak wyłączyć alarm. Kontrolerzy ruchu mieli czas na ostrzeżenie Waszyngtonu, że samolot leci na
nich. Niezidentyfikowany „pilot"-porywacz wykonał ostry skręt o 270 stopni. Poleciał do Pentagonu
od zachodu. Obniżył się tak, że już nie było go widać na radarze. Przyjrzyjmy się temu asowi - Hani
Hanjourowi. On był na lotnisku Bowies Maryland Airport trzy razy i próbował uzyskać pozwolenie na
kierowanie jednosilnikowego samolotu -czytamy w witrynie Vaco. Cytują tam wypowiedź
szkoleniowca Marcela Bernarda dla „Prince George Journal" z 21 września. Powiedział, że ten
późniejszy porywacz - H. Hanjour poleciał na lot próbny z instruktorem lotniska w sierpniu, bo miał
nadzieję na wynajęcie tego samolotu. Wprawdzie posiadał licencję pilota, ale instruktor po
wylądowaniu powiedział Hanjourowi, że nie jest on zdolny do samodzielnego pilotowania tego
jednosilnikowego samolotu. Hanjour był wyraźnie zawiedziony taką oceną. Licencję pilota otrzymał
w kwietniu 1999 roku, ale jej ważność już wtedy wygasła, bo nie wykonał badań lekarskich.
Tenże Hanjour, oficjalnie uznany za dowódcę porwanego lotu 77, przez kilka miesięcy 1999 roku
uczęszczał do prywatnej szkoły pilotażu w Scottsdale (Arizona), lecz kursu nie ukończył, ponieważ
instruktorzy uznali go za niezdolnego. Miał rzekomo 600 godzin lotów, toteż instruktorzy bardzo się
dziwili, że mając taki staż w powietrzu, lata tak źle. W związku z tą sprzecznością, specjalny agent
FBI oświadczył do gazety, ze prowadzi w tej sprawie odrębne dochodzenie, ale nie może komentować
szczegółów. Jak łatwo się domyślać, chodziło o rażącą nieudolność Hanjoura na tle tak dużej,
rzekomo przelatanej liczby godzin. Carol Valentine pyta więc:
- Gdybyś był organizatorem takiego ataku, to czy byś wierzył człowiekowi, który ma 600 godzin
latania, lecz latać nie potrafi? Kto zapłacił za lekcje tego pilota? Ale przedstawiciel FBI chce,
abyśmy wierzyli w to, że uderzył w Pentagon, choć on nie potrafił latać w szkole Scottsdale
jednosilnikowym dwuosobowym samolotem. Manewrowanie Boeingiem lotu 77 do skrętu 270 stopni,
wymagało umiejętności pilota myśliwca. Ten 77 uderzył dokładnie w biura ministerstwa obrony i szefa
sztabu. Uderzył więc w armię, w piechotę. Pamiętajmy, że to armia ostrzegała, że Mossad może
wykonać atak1. Ten herszt operacji 9/11 przygotował się na zabicie oficerów niższej rangi, ale
oszczędził dowództwo.
To nie Hani Hanjour ani żaden inny muzułmanin nie był przy sterach. Samolot lotu 77 był
wyposażony w aparaturę Global Hawk i sterowany zdalnie w czasie porwania.
Pójdźmy na spotkanie innych asów-terrorystów. Zgodnie z „Waszyngton Post" z 19 września
2001, późniejszy porywacz Mohammed Atta próbował nauki w kilku szkołach pilotażu cywilnego, a
to przecież on rzekomo dowodził porwaniem lotu 77. Podobnie jak Marvanale-Al-Shehhi,
odpowiedzialny za porwanie lotu 175, M. Atta „podchodził" do nauki w szkole Hijack Suspects Tried
Many Flight Schools. To samo próbował Shehhi w szkole Huffman Aviation. Odbyli (rzekomo) setki
godzin lotów i w żadnej z nich nie udało im się uzyskać licencji. Instruktor jednej z tych szkół,
prosząc o zachowanie anonimowości stwierdzał, że obaj we wrześniu 2000 roku poprosili o kursy
latania. Powiedział, że Mohammed Atta był szczególnie trudny2, a przy tym nigdy nie patrzył
rozmówcy prosto w oczy. Jego zdolność koncentracji była wyjątkowo krótkotrwała. Żaden z tej
dwójki nie potrafił wykonać zleconych czynności pilotażu. Nie zostali jednak usunięci z kursu.
„Washington Post":
1. Mowa o cytowanej już wypowiedzi oficerów z SAMS. - H.P.
2. O takich uczniach mówi się żartobliwie, że są szczególnie odporni na wiedzę! - Przyp. H.P.
Nawag Alhazmi (lot 77), Khaid Al-Midhar (lot 77) i Hani Hanjour (lot 77) byli w San
Diego. Dwóch uczyło się w szkole pilotażu, ale zostali z niej usunięci, ponieważ byli niekompetentni
za sterami i nie znali angielskiego. Wiosną 2001 dwóch z nich przyjechało do Montgomery Field w
poszukiwaniu lekcji pilotażu. Rozmawiali z instruktorem, wzięli dwie lekcje które wystarczyły, aby
instruktor kazał im wracać tam skąd przybyli! Ich angielski był fatalny, a zdolności manualne żadne.
Byli uprzejmi, ale głupsi z głupszych.
Ale organizatorzy zamachów nie potrzebowali kompetentnych pilotów. Oni mieli do dyspozycji
Global Hawk.
Analiza rozmów z kontrolerami lotów, to kolejny wątek.
W ciągu długich tygodni a potem miesięcy daremnego oczekiwania, Amerykanie nie dowiedzieli
się niczego z rozmów wieży kontrolnej z załogami porwanych samolotów. Dlaczego? Przecież takie
rozmowy są rutynowo nagrywane, a cóż dopiero w trakcie tak dramatycznych wydarzeń. To kolejny
niewytłumaczalny „cud" techniki albo działanie sił nadprzyrodzonych w świecie najdoskonalszej
techniki łączności, jaką dysponują wielkie stacje naziemne lotnictwa cywilnego, a także wojskowego.
Świat do dziś nie wie, czy łączność się urwała, czy też rozmowy z wieżą zostały utajnione. Gdyby
zaistniała ta druga okoliczność, to by się potwierdziły domniemania o tym, że samoloty nie reagowały
na ręczne sterowanie pilotów w kabinie, zatem były prowadzone zdalnie. Piloci oczywiście mogli nie
wiedzieć, że ich maszyny zostały wyposażone w automatyczne sterowanie systemu Global Hawk.
- Ale nie, my musimy wierzyć, że te ataki były robotą muzułmańskich terrorystów - stwierdza
witryna Vaco. - Nie pozwolono nam usłyszeć rozmów. Musimy czekać, aż FBI i wywiad wojskowy
zmajstrują fałszywe rozmowy1. Podadzą
l Jak pod koniec masakrowania Afganistanu zmajstrowano rzekomy wywiad na taśmie wideo z Bin Ladenem. Przyp. - H.P.
to opinii publicznej przez usłużne media, a strategicznie rozmieszczeni reporterzy otrzymają te taśmy i
my będziemy musieli to połknąć - cytują z „Christian Science Monitor". To, że linie lotnicze
wykonywały rozkazy FBI, nie jest już żadną tajemnicą.
„Washington Post" z 12 września pisał o locie 77 że linia lotnicza i władze lotniska nie chciały
podać żadnych szczegółów, powołując się na ustalenia z FBI. Podobnie było w przypadku zbrodniczej
„Operacji Nortwood": FBI liczyła na to, że znajdzie się taka czy inna linia lotnicza, która potwierdzi
rzekome zestrzelenie jej samolotu przez terrorystów kubańskich. W końcu wielu pilotów cywilnych, to
piloci wojskowi.
Oto kontakty z lotem 77 z Bostonu. Samolot wystartował o 7.59. Leciał do Los Angeles, rzekomo
pilotowany przez porywacza Mohammeda Atta. Po tragedii, na lotnisku w Bostonie mówiono, że
wieża nie odnotowała żadnych niezwykłych rozmów z pilotem. Ponadto, radary nie widziały
żadnego gwałtownego skrętu tej maszyny na południe - jak pisał „Washington Post" z 12 września.
To nie do wiary! - stwierdzają autorzy witryny. Samoloty są śledzone cały czas. Cytowany
„Christian Science Monitor" pisał natomiast, że pilot lotu 77 z Bostonu do Nowego Jorku jednak
wysyłał tajne sygnały:
- Ponieważ głos pilota jest rzadko słyszalny w czasie tych tajnych komunikatów, więc służbom
naziemnym trudno było ocenić, który z dwóch pilotów nadawał te sygnały, ale chciał zawiadomić o
desperackiej sytuacji.
Pisano w tymże „Christian Science Monitor", że jednak były słyszane rozmowy na pokładzie, bo
pilot nacisnął odpowiedni przycisk. Twierdzono, że kiedy pilot nacisnął przycisk, usłyszano głos
terrorysty wypowiadającego groźby. Głosy były wyraźne.
Z tych wykluczających się fragmentów wynika, że:
a - głos pilota był rzadko słyszalny;
b - nie dawało się stwierdzić, który pilot prowadzi;
c - że głos pilota był wyraźnie słyszalny.
Jak było naprawdę, wiedzą tylko posiadacze taśm z rozmowami. One istnieją. Jeszcze ważniejsze
mogą się okazać zawartości czarnych skrzynek. Nic nie wiemy o ich treści. Albo zostały uszkodzone,
albo nie zostały wydobyte z gruzów.
- To są te same władze policyjne - piszą w witrynie Vaco, które sfałszowały taśmy z treścią
pertraktacji z sektą Davida Koresha, prowadzonych przed masakrą ich obozu.
Łączność z lotem 175: samolot United Airlines, który uderzył w południową wieżę, po 30
minutach prawidłowego lotu gwałtownie skręcił na południe, co było manewrem niezwykłym. Był to
ostatni jego widok i manewr na radarze. Tak pisał „Washington Post" w ciągle cytowanym wielkim
artykule opublikowanym nazajutrz po tragedii. Nie otrzymano żadnych informacji na temat rozmów
kontrolerów z załogą.
Komentator witryny Vaco stwierdzał w związku z tym, że:
- Znaleziono paszport porywacza i istnieje możliwość, że herszt operacji 9/11 wyprodukuje nowe
„dowody".
- No więc jak? Proszą nas, abyśmy uwierzyli, że jeden z porywaczy wziął paszport, wyleciał z
samolotu i z rozbitej wieży, a jego paszport został odnaleziony kilka przecznic dalej! Kto to wszystko
pisze?
Lot 93 (Boeing 757) opuścił lotnisko o godzinie 8.01 i leciał do San Francisco. Rozbił się o
godzinie 10.37. Ten samolot był niewątpliwie zestrzelony - piszą. Tak mówiły pierwsze informacje
telewizyjne. Okoliczni mieszkańcy relacjonowali, że widzieli drugi samolot - możliwe, że był to F-16
- widzieli płonące szczątki spadające z nieba. - Tak pisał m.in. „US Tuday" z 14 września. Części
kadłuba znajdowano w odległości 12 kilometrów od miejsca, gdzie spadła większość szczątków
samolotu. Mieszkańcy miejscowości Indian Lake znaleźli szczątki ludzkie, fragmenty ubrań, książki,
papiery - i przekazali je władzom. Niektórzy mieszkańcy Indian Lake natknęli się na te szczątki w
odległości 10 kilometrów od miejsca katastrofy - pisała „Post Gazette" z 13 września, wychodząca w
Pittsburgu.
„Washington Post" z 12 września informował, że w czasie dramatycznych kilkudziesięciu minut
poprzedzających upadek samolotu, Kongres rozważył potrzebę zestrzelenia tej maszyny, ale FBI
konsekwentnie zaprzeczało, że maszyna została zestrzelona. A co do rozrzutu szczątków, to
sprawcą był rzekomo wiatr, ale gazety udowodniły, że wiatr miał tam i wtedy prędkość zaledwie 16
km na godzinę! Pojedyncze szczątki samolotu były nie większe od książki telefonicznej. Samoloty nie
rozpadają się w ten sposób, jeżeli w całości uderzają o ziemię. Czy była to bomba, czy zestrzelenie?
Wybuch bomby należy wykluczyć - porywacze chcieli tym samolotem uderzyć w cel, a nie rozerwać
go w powietrzu. Pozostaje więc zestrzelenie.
Zgodnie z korespondencją stacji ABC, maszyna lotu 93 zmierzająca do Cleveland, skręciła na
południe. Potem została porwana i zmieniła kurs na wschód. Kolejne pytanie - czy kontrolerzy ruchu
nie byli w kontakcie z tym „pijanym" samolotem?
Sieć ABC informowała - chyba tego nie zmyślając - że ktoś z kabiny pilota rzekomo poprosił o
zgodę na zmianę kursu na Waszyngton jako ostateczny cel lotu. Wyobraźmy sobie - deliberują w Vaco
Holocaust Electronic Museum - jak kontroler musiał być zdumiony taką prośbą!
No bo jakże to: porywacze obezwładnili pilotów, każą im mówić do wieży kontrolnej to co każą
albo sami mówią, a tym czymś jest prośba o zgodę na lądowanie! Do czego była im potrzebna
prośba i zgoda, skoro byli już od nikogo niezależnym żywym pociskiem, powietrzną torpedąkamikaze?
Rozważania „Timesa" o locie 93: samolot był w powietrzu około dwóch godzin, rozbijając się o
10.37. Uwzględniając czas zmiany kursu i dystans od miejsca tej zmiany do miejsca uderzenia, zmiana
kursu musiała nastąpić pomiędzy 9.45 a 10.00. Wieża została trafiona około 9:09, tymczasem lotniska
w Nowym Jorku zostały zamknięte o godzinie 9.17. Całkowita sprzeczność czasowa. To niemożliwe,
aby kontrolerzy ruchu nie wiedzieli o zamknięciu przestrzeni powietrznej nad całymi Stanami
Zjednoczonymi pomiędzy godziną 9.45 a 10.00, bo cała ta przestrzeń była potencjalnie zagrożona
przez samoloty - kamikaze! I nagle, lot 93 zgłasza się prosząc o pozwolenie na wylądowanie w
Waszyngtonie. Czy pilot był aż tak zdenerwowany iż zapomniał, że ma do wyboru znacznie bliższe
lotniska w Chicago? Jaka była prawdziwa treść rozmowy pilotów z 93 z kontrolerami ruchu? I
dlaczego porywacze prosili o zgodę na zmianę kursu?
W sumie - plątanina sprzecznych komentarzy i niewiarygodnych relacji.
Sieci telewizyjne wkrótce porzuciły swe pierwotne wersje o zestrzeleniu lotu 93. Przeszły do
relacji o rzekomych telefonicznych rozmowach pasażerów z ich rodzinami, o czym piszę także w
innych rozdziale. Z treści tych dramatycznych rozmów wynikało, że porywacze są uzbrojeni w
żyletki1. Mówią, że chcą się rozbić o Kapitol. Inne rozmowy - że porywacze masakrują
nieposłusznych, odcinają im kończyny (żyletkami?! - H.P). Jeszcze inni mówili (rzekomo) coś
najzupełniej przeciwnego - że porywacze są uprzejmi. Tak pisał „Times" 24 września 2001.
Kimże więc byli ci demoniczni porywacze, obcinacze kończyn pasażerów za pomocą żyletek lub
plastikowych noży do kartonów? Do 11 Września wszechpotężne siły wywiadu i kontrwywiadu USA
i innych mocarzy w dziedzinie szpiegostwa i kontrwywiadu - nie miały pojęcia o ich istnieniu, nie
1. To bardzo możliwe, mój znajomy z USA nawet po 11 Września stale wozi w portfelu połówkę żyletki do nacinania folii
posiłków i nigdy dotąd nie został na tym przyłapany!
docierały do nich żadne sygnały o przygotowywaniu tragedii godnej Nerona. Ale już dzień później 12 września - FBI miała już wszystkie nazwiska porywaczy, którym do wczoraj udawało się być
niewidzialnymi i nieuchwytnymi dla wywiadów świata! Co to za cud nagłej operatywności i
skuteczności na tle ślepoty i głuchoty poprzednich miesięcy, potrzebnych porywaczom na
zorganizowanie genialnie precyzyjnej akcji wojskowej z udziałem dziesiątków pomocników?
I kto ma uwierzyć w ten cud przemienienia czy raczej przebudzenia wywiadów?
Witryna Vaco pisze, palcami Carola Valentino:
- 30 listopada przejrzałem listy pasażerów tych czterech samolotów. Ku mojemu zdumieniu, nie
było na nich żadnego z tamtych kilkunastu porywaczy! Być może, że ani jeden z nich nie był na
listach pasażerów. Jeżeli tak, to linie lotnicze pomagają FBI w popełnianiu oszustw, zacieraniu
śladów. Jak ten terrorysta mieszkający w namiocie (chodzi o Bin Ladena - H.R), mógł zorganizować i
wykonać taką akcję? Jeżeli tak perfekcyjnie zaplanował akcję 9/11, to dlaczego nie zrobił tego swoim
bezpośrednim wrogom – Izraelowi? Atta nawet zostawił swój samochód na lotnisku w Bostonie.
Zgodnie z meldunkami radia, FBI znalazło list tego samobójcy i egzemplarz Koranu. Napisał też
drugi, długi dokument, który z jakiegoś powodu, jakimś dziwnym przypadkiem nie został załadowany
na samolot. Ale dlaczego Atta miałby zabrać swój bagaż na misję samobójczą? Taką samą notatkę
zostawił inny porywacz lotu 93. Cud nad cudami!
Tak oto, autor witryny bardzo logicznie obudował swoją tezę o automatycznym zdalnym
sterowaniu porwanymi samolotami. Wbrew zaprzeczeniom oficjalnych przedstawicieli sił lotniczych,
bezzałogowy, całkowicie zautomatyzowany gigant, wiele miesięcy przedtem przeleciał 13800
kilometrów na wysokości 20 kilometrów w ciągu 22 godzin i wylądował w Australii. Ten sam samolot
będzie w niedalekiej przyszłości latał jako samolot zwiadowczy. Może przebywać w powietrzu przez
36 godzin. Już teraz jest nim zainteresowany rząd Australii -Tak pisał „ITN Intertainment" 24
kwietnia 2001 roku w publikacji: Robot plane flies Pacific unmanned.
W tę zbrodniczą akcję zacierania śladów i produkowania fałszywych tropów, musiały być
wyprzęgnięte dziesiątki osób. Może się zacząć spełniać to, co ponuro przewidywał jeden z rosyjskich
specjalistów, że jeszcze długo po 11 Września będą umierać i ginąć w dziwnych wypadkach ludzie,
którzy w tych matactwach uczestniczyli. Wystarczy przypomnieć powolną rzeź kilkudziesięciu ludzi
wprzęgniętych w machinę mordu na prezydencie Kennedym, aby uznać te „proroctwa" za
prawdopodobne, jeżeli nie pewne.
PYTANIA, KTÓRE OSKARŻAJĄ
Andreas von Bülow, to były minister do spraw techniki w latach 1982-1984. Już w latach 70. był
sekretarzem stanu w ministerstwie obrony. To także autor książki In Name des Statens. Książka w
większości poświęcona działalności enerdowskich i RFN-owskich służb specjalnych. Bülow wie dużo.
Nadal starannie śledzi bieżące wydarzenia związane z 11 Września. W dzienniku „Tagesspiegel" z 13
stycznia 2002 roku ukazał się obszerny wywiad z byłym ministrem. Temat rozmowy - dziwne zbiegi
okoliczności towarzyszące zamachowi z 11 Września. Jakże wymowne są tezy stawiane przez von
Bülowa! Jak wiele stawianych przezeń pytań staje się pytaniami wręcz retorycznymi. To znaczy
takimi, na które odpowiedzi są niemal oczywiste.
Wywiad z A Bülowem w przekładzie Marka Głogoczowskiego ukazał się w tygodniku „Tylko
Polska" w numerze 8/2002. Oto jego treść 1.
Niemiecki minister von Bülow kwestionuje oficjalną
wersję wydarzeń 11 września
Von Bülow: Zastanawiam się, dlaczego nie stawia się wielu pytań. Normalnie, gdy dojdzie do tak
strasznej rzeczy, pojawiają się najrozmaitsze ślady i poszlaki, które następnie są komentowane przez
organa ścigania, przez media oraz przez rząd. Czy coś tutaj było, czy też nie? Czy wyjaśnienia są prze1. Skróty i pogrubienia - H. P.
konujace? W tym przypadku nie mieliśmy nic takiego. Zaczęło się to już w kilka godzin po atakach w
Nowym Jorku, Waszyngtonie oraz...
P: -_W tych godzinach to był horror oraz poczucie nieszczęścia.
Von Bülow: To prawda, ale jedna rzecz była zdumiewającą: w USA istnieje aż 26 agencji
wywiadowczych, z budżetem 30 miliardów dolarów...
P: - Czyli większym niż całe wydatki wojskowe Niemiec.
Von Bülow: ...które nie potrafiły zabezpieczyć Amerykanów przed tymi zamachami. W rzeczy
samej, te agencje nie miały nawet przeczuć, że coś takiego może się zdarzyć. Przez 60 decydujących
minut, zarówno wojskowe jak i wywiadowcze służby trzymały myśliwce na lotniskach, ale zaledwie
w 48 godzin później FBI dostarczyła już listę samobójców, którzy wzięli udział w tych atakach. W
ciągu następnych dziesięciu dni okazało się, że siedmiu z nich ciągle jest przy życiu1.
P: - Co Pan mówi?
Von Bülow: Dokładnie to. Dlaczego szef FBI nie zajął stanowiska odnośnie tych sprzeczności?
Skąd pojawiła się ta lista zamachowców-samobójców, dlaczego ona była fałszywa? Gdybym ja był
głównym śledczym, to w takim wypadku regularnie pojawiałbym się publicznie, podawał informacje,
które poszlaki są ważne, a które nie.
P: - Rząd USA mówił o sytuacji wyjątkowej po atakach. Mówił, że kraj znajduje się w sytuacji
wojny. Czyż nie jest zatem zrozumiałym, jeśli się nie mówi wrogowi wszystkiego, co się o nim wie?
Von Bülow: Oczywiście. Ale rząd, który wybiera się na wojnę, musi najpierw ustalić, kto go
zaatakował, kto jest wrogiem. Ma on obowiązek dostarczyć dowodów. Natomiast
l. Nazwiska czterech żyjących „porywaczy" podała „GW" 24 września. -Przyp. tłumacza.
w jego własnej opinii, nie był on w stanie zaprezentować jakichkolwiek dowodów, które byłyby
możliwymi do utrzymania w sądzie.
P: - Niektóre informacje o zamachowcach zostały potwierdzone przez dokumenty. Podejrzewany
przywódca, Mohammed Atta, opuścił Portland by udać się do Bostonu 11 września rano, aby wsiąść
na samolot, który później uderzył w Światowe Centrum Handlu.
Von Bülow: Jeśli ten Atta był osobą odgrywającą zasadniczą rolę w tej operacji, to jest to
rzeczywiście dziwnym, że podjął się ryzyka przelotu samolotem, który miał dotrzeć do Bostonu na
krótko przed połączeniem z kolejnym lotem. Gdyby jego lot miał kilka minut spóźnienia, nie
znalazłby się on w samolocie, który został porwany. Z jakich przyczyn dobrze wyszkolony terrorysta
by to robił? A tak przy okazji, w internetowej wersji CNN można przeczytać, że żadna z tych osób
nie figurowała na oficjalnej liście pasażerów. Żadna z nich nie przeszła przez oficjalną procedurę
rejestracji (check-in) lotu pasażerów. I dlaczego żaden z zagrożonych pilotów nie uruchomił
umówionego sygnału 7700, który znajduje się nad dźwignią sterów? Co więcej: czarne skrzynki,
które są ognioodporne oraz uderzenio-odporne, podobnie jak ich zapisy głosów, nie zawierają żadnych
dających się odczytać informacji...
P: - To brzmi jak...
Von Bülow: ...Jakby napastnicy, w trakcie przygotowań, pozostawiali za sobą ślady jak stado
spłoszonych słoni? Płacili oni za pomocą kart kredytowych z ich własnymi nazwiskami, pod
własnymi nazwiskami zgłosili się do instruktorów pilotażu. Pozostawili wynajęty samochód z
podręcznikiem po arabsku, pilotażu samolotów Jumbo. Zabrali także ze sobą, na swą
samobójczą podróż, ostatnie życzenia oraz listy pożegnalne, które wpadły w ręce FBI, ponieważ
były przechowywane w nieodpowiednich miejscach i zostały źle zaadresowane. Zostały
pozostawione ślady, po których miało się podążać, jak w dziecięcej zabawie w chowanego!
Mamy także teorię jednego z brytyjskich inżynierów lotnictwa: zgodnie z nią, sterowanie
samolotami być może było wyjęte „z zewnątrz" z rąk pilotów. Amerykanie już w latach 1970
opracowali metodę, za pomocą której mogliby uratować porwane samoloty poprzez interwencję
z zewnątrz w system komputerowy kontrolujący pilota automatycznego. Według tej teorii ta
technika została w tym przypadku nadużyta. Jest to teoria.
P: - Która rzeczywiście brzmi awanturniczo i nigdy nie była rozważana.
Von Bülow: Widzi Pan! Ja nie popieram tej teorii, ale myślę, że warta jest ona rozważenia. A co
mamy powiedzieć na temat tych ciemnych machinacji giełdowych? W ciągu tygodnia
poprzedzającego ataki, ilość transakcji giełdowych American Airlines, United Airlines oraz
kompanii ubezpieczeniowych wzrosła o 1200 procent i osiągnęła wartość 15 miliardów dolarów.
Pewni ludzie musieli coś wiedzieć. Co to byli za ludzie?
P: - Dlaczego Pan nie spekuluje na temat tego, kto to mógł być?
Von Bülow: Za pomocą tych makabrycznych ataków zachodnie masowe demokracje zostały
poddane praniu mózgów. Widmo zagrażającego nam komunizmu nie jest już skuteczne i musiało
zostać zastąpione przez widmo zagrożenia ze strony ludzi wyznania muzułmańskiego. Oni są
oskarżeni o pojawienie się samobójców-terrorystów.
P: - Pranie mózgów? To bardzo mocne określenie.
Von Bülow: Czyżby? Idea widmowego wroga nie pochodzi bynajmniej ode mnie. Pochodzi ona
od Zbigniewa Brzezińskiego oraz Samuela Huntingtona, dwóch twórców polityki amerykańskiego
wywiadu oraz polityki zagranicznej USA. Już w połowie lat 90. Samuel Huntington utrzymywał, że
ludzie w Europie oraz w USA potrzebują kogoś, kogo mogliby nienawidzić - to pomogłoby umocnić
ich utożsamienie się z ich własną społecznością. A Brzeziński, ten wściekły pies (!! -H.P.), jako
doradca prezydenta Cartera prowadził kampanię na rzecz wyłącznego prawa USA, aby przejąć
wszystkie surowce świata, a zwłaszcza ropę oraz gaz.
P: -A więc Pan utrzymuje, że wydarzenia 11 września... Von Bülow: ...Pasują doskonale do
koncepcji rozwojowych przemysłów zbrojeniowych, agencji wywiadowczych, oraz do koncepcji
całego tego konglomeratu (kompleksu) militarno-przemysłowo-akademickiego. Jest to fakt sam w
sobie podejrzany. Ogromne rezerwy surowców byłego Związku Radzieckiego są obecnie do ich
dyspozycji, a także trakty ropociągów oraz...
P: - Erich Pollach opisał to wszystko w szczegółach w „Spiegel": „To jest sprawa baz militarnych,
narkotyków, rezerw ropy oraz gazu".
Von Bülow: Podkreślam, planowanie ataków było mistrzowskim osiągnięciem techniki oraz
organizacji. Przechwycenie czterech ogromnych samolotów w odstępie kilku minut, by następnie
w ciągu godziny wbić je w ich cele za pomocą skomplikowanych manewrów w czasie lotu! Jest to
nie do pomyślenia bez trwającego przez lata wsparcia przemysłu oraz tajnego aparatu państwa.
P: - Jest Pan wyznawcą teorii spiskowej! Von Bülow: Och, znowu to samo. Jest to próba
naklejenia etykietki przez tych, którzy wolą trzymać się oficjalnej, politycznie poprawnej linii, nawet
starający się być samodzielnymi dziennikarze serwują nam propagandę oraz dezinformację.
Ktokolwiek wątpi w wersję oficjalną, nie ma dobrze poukładane w głowie. Do tego sprowadza się
pańskie oskarżenie.
P: - Pańska kariera jednak przeczy temu, że z Pana głową coś jest nie tak. Pan już w latach 1970
był sekretarzem stanu w ministerstwie obrony, a w 1993 był pan przedstawicielem SPD w komitecie
ds. afery Golodkowskiego-Schalka, który to komitet badał...
Von Bülow: I wszystko wtedy się zaczęło! Aż do tego czasu nie miałem zbyt wielkiej wiedzy, jak
działają agencje wywiadowcze. I tutaj musimy zacząć dostrzegać wielką rozbieżność. My zwykliśmy
rzucać światło na działalność Stasi oraz innych tajnych służb krajów bloku wschodniego, zwłaszcza w
zakresie ich działania na polu ekonomiczno-kryminalnym. Gdy jednak chcemy czegokolwiek
dowiedzieć się o działaniach BND (wywiadu niemieckiego) lub CIA, to jest to bezwzględnie
blokowane. Brak informacji, brak kooperacji, nic! To było po raz pierwszy, kiedy zostałem
zaskoczony.
P: - Schalek-Golodkowski uczestniczyli, między innymi, w pośrednictwie w wielu
przedsięwzięciach oraz układach z zagranicą. Kiedy Pan miał możność przyjrzeć się ich sprawie
bliżej...
Von Bülow: To znaleźliśmy, na przykład, ślad w Rostocku (NRD - przyp. tłum.) gdzie Schalek
zorganizował swój skład broni. A potem znaleźliśmy powiązanie Schalka w Panamie, gdzie
natrafiliśmy na Manuela Noriegę, który przez wiele lat był tam prezydentem, przemytnikiem
narkotyków oraz czyścicielem brudnych pieniędzy w jednej osobie, nieprawdaż? I ten Noriega był
także na liście płac CIA, otrzymywał 200 tysięcy dolarów rocznie. To wszystko dla mnie stało się
bardzo dziwne.
P: - Napisał Pan książkę o poczynaniach CIA i spółki. W międzyczasie stał się Pan ekspertem w
dziwnych sprawach związanych z pracą służb specjalnych.
Von Bülow: „Dziwne sprawy" to nie jest właściwe określenie. To co się działo i co nadal się robi
w imieniu tajnych służb, to są prawdziwe zbrodnie.
P: - Co według Pana określa działalność służb wywiadowczych?
Von Bülow: Aby nie było między nami nieporozumień: myślę, że posiadanie służb
wywiadowczych jest całkiem sensowne.
P: - Nie myśli Pan zatem o wcześniejszej propozycji Zielonych, którzy chcieli rozwiązywać te
agentury?
Von Bülow: Nie. Jest bowiem istotnym, by móc zaglądać poza scenę. Zdobywanie informacji o
intencjach przeciwnika ma sens. Jest to ważnym, jeśli ktoś chce przejrzeć zamysły wroga. Ktokolwiek
chce zrozumieć metody CIA, musi przyjrzeć się głównemu zadaniu tej Agencji. Działając poniżej
poziomu wojny, poza prawem międzynarodowym, ma ona za cel wpływać na obce kraje poprzez
organizację wewnątrz nich insurekcji, ataków terrorystycznych, zazwyczaj powiązanych z
narkotykami, handlem bronią, oraz z praniem brudnych pieniędzy. Jest to w zasadzie bardzo
proste: daje się ludziom skorym do gwałtu broń. Ponieważ jednak, w żadnym wypadku nie może
wyjść na jaw, że za tym stoi obcy wywiad, wszystkie ślady są zacierane, z ogromnym nakładem
środków. Mam wrażenie, że ten rodzaj agentury zużywa 90 procent swych środków właśnie w
ten sposób, tworząc fałszywe tropy. W ten sposób, jeśli ktokolwiek podejrzewa współudział tej
Agencji, jest oskarżony o to, że jest chory na manię spiskową. Prawda wychodzi na wierzch
dopiero po latach. Szef CIA, Allen Dulles powiedział pewnego razu: w przypadku wątpliwości, będę
kłamał nawet przed Kongresem!
P: - Amerykański dziennikarz Seymour M. Ilerh napisał w „New Yorker", że z pewnością pewni
ludzie w CIA oraz w rządzie USA założyli, że pewne poszlaki zostaną sfabrykowane, aby utrudnić
pracę śledczą. Kto, Herr von Bülow, mógł to być?
Von Bülow: Tego także nie wiem. Skąd miałbym to wiedzieć? Ja po prostu używam mego
zdrowego rozsądku i proszę popatrzeć: terroryści zachowywali się w sposób zwracający na nich
uwagę. Będąc praktykującymi muzułmanami byli w lokalu ze striptizem, i pijani wpychali
dolary w majtki tancerki.
P: - Takie rzeczy także się zdarzają.
Von Bülow: Być może. Jako samotny szermierz nie mogę udowodnić niczego, pozostaje to poza
mymi możliwościami. Mam jednak prawdziwe trudności aby sobie wyobrazić, że to wszystko zrodziło
się w głowie tego złego człowieka siedzącego w jaskini.
P: - Panie von Bülow, Pan sam mówi, że jest Pan odosobniony w swoim krytycyzmie. Uprzednio
był Pan członkiem politycznego establishmentu, obecnie jest Pan outsiderem.
Von Bülow: Czasami to stanowi problem, ale człowiek się do tego przyzwyczaja. A tak przy
okazji. Znam wiele osób, włączając w to osoby bardzo wpływowe, które zgadzają się ze mną, ale
tylko szeptem, nigdy nie publicznie.
P: - Czy utrzymuje Pan kontakty z dawnymi kolegami z SPD, takimi jak Egon Bahr czy były
kanclerz Helmut Schmit?
Von Bülow: Nie ma obecnie bliższych kontaktów. Chciałem być na ostatnim kongresie SPD, ale
byłem chory.
P: - Czy może tak być, że jest Pan rzecznikiem typowego anty-amerykanizmu?
Von Bülow: Nonsens, to nie ma nic wspólnego z anty-amerykanizmem. Ja darzę wciąż wielkim
podziwem to ogromne, otwarte i wolne społeczeństwo i zawsze to robiłem. Ja studiowałem w
USA.
P: - Jak Pan wpadł na myśl, że może być powiązanie pomiędzy atakami a amerykańskimi tajnymi
służbami?
Von Bülow: Czy Pan pamięta pierwszy atak na World Trade Center w 1993?
P: - Sześć osób zostało wtedy zabitych, a tysiąc rannych w czasie eksplozji.
Von Bülow: W centrum tego był twórca bomby, były egipski oficer, który wciągnął do tego kilku
muzułmanów dla dokonania zamachu. Oni zostali przeszmuglowani do Ameryki przez CIA,
pomimo że Departament Stanu odmówił im wjazdu. Jednocześnie przywódcą tej grupy był
informator pracujący dla FBI, który wszedł w układ z władzami: w ostatniej chwili niebezpieczny
materiał wybuchowy miał zostać podmieniony na nieszkodliwy proszek. FBI nie dotrzymała umowy.
Bomba wybuchła, jakby to powiedzieć, za wiedzą FBI. Oficjalna wersja zbrodni została wkrótce
ustalona. Kryminalistami okazali się źli muzułmanie.
P: - W czasie gdy żołnierze radzieccy weszli do Afganistanu, był Pan w gabinecie Helmuta
Schmita. Jak to wyglądało?
Von Bülow: Amerykanie nalegali na sankcje handlowe, żądali bojkotu Igrzysk Olimpijskich w
Moskwie...
P: ...Do czego rząd niemiecki się zastosował...
Von Bülow: A obecnie już wiemy, że to była strategia amerykańskiego doradcy od spraw
bezpieczeństwa, Zbigniewa Brzezińskiego, mająca na celu destabilizację Związku Radzieckiego,
wykorzystując do tego otaczające go kraje. Wciągnęli Rosjan do Afganistanu i tam przygotowali
im piekło na ziemi, ich Wietnam. Przy decydującym poparciu służb specjalnych USA, co
najmniej 30 tysięcy muzułmańskich bojowników zostało przeszkolonych w Afganistanie i
Pakistanie, gromada nierobów oraz fanatyków, którzy są, także i obecnie, gotowi na wszystko.
Jednym z nich jest Osama bin Laden. Pisałem kilka lat temu:
To właśnie z tego wychowu wyrośli w Afganistanie Talibowie, którzy byli przygotowywani do
swej misji w szkołach koranicznych finansowanych przez Amerykanów oraz Arabię Saudyjską, ci
Talibowie, którzy obecnie terroryzują ten kraj i go niszczą".
P: - Chociaż, jak Pan mówi, dla USA była to sprawa przechwycenia surowców, w tym regionie
punktem startu dla agresji USA był atak terrorystyczny, który kosztował życie tysięcy ludzi.
Von Bülow: Całkowita prawda. Trzeba zawsze mieć ten makabryczny akt w pamięci. Jednakże
przy analizie procesu politycznego pozwalam sobie na rozważanie, kto na tym skorzystał, a kto stracił
i co było przypadkowe. Kiedy ma się wątpliwości to zawsze jest użytecznym rzut oka na mapę,
sprawdzenie gdzie są usytuowane surowce i jak biegną do nich drogi. Wtedy wystarczy położyć na
taką mapę, mapę wojen domowych oraz innych konfliktów i okaże się, że są one ze sobą zbieżne. To
samo jest w przypadku trzeciej mapy, zawierającej punkty węzłowe handlu narkotykami. Gdy to
wszystko zbierzemy razem, to okaże się, że amerykańskie służby nie znajdują się zbyt daleko. A tak
przy okazji, rodzina Busha jest powiązana z ropą, gazem oraz handlem bronią, poprzez rodzinę
bin Ladena.
P: - Co pan myśli o tych filmach bin Ladena?
Von Bülow: Jak się ma do czynienia ze służbami specjalnymi, to można sobie wyobrazić
manipulacje najwyższej jakości. Hollywood może dostarczyć odpowiednich technik. Uważam, ze te
taśmy wideo są niedostatecznymi dowodami.
P: - Pan wierzy, że CIA jest zdolna do wszystkiego!
Von Bülow: CIA, będąc wyrazicielką interesów państwowych USA, nie potrzebuje naruszać
jakiegokolwiek prawa w trakcie swych interwencji za granicą, nie jest ona bowiem zobowiązana
prawem międzynarodowym, tylko Prezydent wydaje jej rozkazy. A gdy fundusze zostają obcięte,
na horyzoncie pojawia się pokój, to gdzieś wybucha bomba. Jest to potwierdzone, że nie da się żyć
bez tajnych służb i że ich krytycy to „nuts" (dziwacy) jak Ojciec Bush ich nazwał, ten Bush, który był
szefem CIA i prezydentem. Musi Pan uwzględnić, że USA wydaje 30 miliardów dolarów na tajne
służby i 13 miliardów na walkę z narkotykami. I co z tego wychodzi? Szef jednostki specjalnej,
wyspecjalizowanej w strategicznej pracy nad eliminacją narkotyków Michael Levin stwierdził z
rozpaczą, po trzydziestu latach służby, że w każdej wielkiej i ważnej operacji antynarkotykowej
pojawiała się CIA i odbierała mu z rąk sprawę.
P: - Czy krytykuje Pan niemiecki rząd za jego reakcję na 11 września?
Von Bülow: Byłoby naiwnością zakładać, że rząd jest niezależnym w takich sprawach.
P: - Herr von Bülow, co Pan będzie robił teraz?
Von Bülow: Nic. Moje zadanie jest ograniczone do (publicznego) stwierdzenia, że to nie mogło
się stać tak, jak to jest oficjalnie przedstawione. Szukajcie prawdy!
Tłumaczył Marek Głogoczowski
Opinie byłego niemieckiego ministra eksperta dokładnie pokrywają się z pokłosiem
międzynarodowej sesji naukowej, zorganizowanej przez grupę Burgerliche Bewegung (Ruchu
Obywatelskiego) związanego z wychodzącym w Szwajcarii tygodnikiem „Zeit-Fragen"1.
Konferencja odbyła się na przełomie 2001/2002 w szwajcarskiej miejscowości Sirnach. Uczestniczyło
w sesji około 300 osób, głównie nauczycieli oraz przedstawicieli wolnych zawodów nie tylko ze
Szwajcarii, lecz również z Austrii i Niemiec oraz kilka osób z Europy Środkowej. Uczestniczył
również cytowany już p. Marek
l. www.zeit-fragen.ch
Głogoczowski i to on opublikował w tygodniku „Tylko Polska” obszerne streszczenie tej konferencji.
Oto tezy i konkluzje tej konferencji:
Na przełomie roku 2001/2002 uczestniczyłem w trwającej przez tydzień sesji naukowej
zorganizowanej przez grupę „Burgerliche Bewegung" (Ruchu Obywatelskiego), związanego z
wydawanym w Szwajarii tygodnikiem „Zeit-Fragen" (www.zeit-fragen.ch), mającym także
francuskie i angielskie wydania. Na miejscu, w miejscowości Sirnach (północna Szwajcaria) okazało
się, że w tej sesji uczestniczy aż 300 osób, głównie nauczycieli oraz przedstawicieli tzw. wolnych
zawodów, nie tylko ze Szwajcarii, ale i z Austrii oraz Niemiec, a także kilka osób zaproszonych z
Europy Środkowej.
Tematem naszych „spotkań przy kwadratowym stole" była sytuacja świata - a w szczególności
Europy i Szwajcarii - wyraźnie wstrząśniętych przez „szok cywilizacyjny", jakim były spektakularne
zamachy sabotażowe-terrorystyczne w Nowym Jorku i Waszyngtonie 11 września ubiegłego roku.
Programowy referat w tej kwestii został opublikowany w świątecznym numerze „Zeit-Fragen" przez
inicjatorkę tych spotkań, historyka i psychologa Annemarie Bucholz Von Bülolz, pod dającym wiele
do myślenia tytułem Pro memoriam (dla przypomnienia): podpalenie Reichstagu w 1933 roku. W
obu bowiem tych wypadkach, po spektakularnym zniszczeniu aktualnych symbolów władzy (w
Berlinie w 1933 gmachu parlamentu, w Nowym Jorku Światowego Centrum Handlu - WTC) nastąpiła
natychmiastowa riposta władz, w postaci znacznego ograniczenia swobód obywatelskich, przy
jednoczesnym wzroście wydatków na militaryzację „zaatakowanych" krajów, co niewątpliwie zbliża
nas wszystkich do stanu coraz bardziej
l. „Tylko Polska" nr 6/2002. Tytuł sprawozdania: Nowy militarny humanitaryzm świata.
otwartej wojny, z konieczności pożądanej dziś przez rządzące USA elity. Jak przypomina A. Bucholz,
USA wskutek swoich dotychczasowych, gigantycznych zbrojeń zostały zagrożone przez
monstrualny wręcz dług wewnętrzny, zaś w chaosie wielkiej wojny długi publiczne mogą zostać
„zapomniane" w trakcie ogólnego załamania monetarnego.
Nie jest to jedyna przyczyna systematycznego podążania świata, pod przywództwem USA, w
kierunku ery wojen, określonej przez Noama Chomsky'ego nowym militarnym humanitaryzmem: już
od kilkunastu lat armia amerykańska „konsumuje" rocznie więcej pieniędzy niż robi to łącznie
piętnaście kolejnych potęg militarnych świata i bez „wybawicielskiej" wojny ten kraj po prostu
zadławiłby się swą militarną nadwagą. A zatem - czego przed sesją w Sirnach nawet się nie
domyślałem - armia USA po prostu musi dążyć do jakiejś wojennej awantury, pozwalającej
„skonsumować" nagromadzony przez nią nadmiar sił oraz środków. Planowanie nowoczesnych
wojen jest sprawą zresztą dość żmudną i oczywiście tajną, uczestniczą w tym tylko bardzo wąskie
gremia finansowo-politycznych elit Zachodu, które to gremia oczywiście dbają o odpowiednią oprawę
propagandową ich kolejnych przedsięwzięć. Według piszącej w „Zeit-Fragen" Nadii Weiss (artykuł:
Świat islamu w celowniku Zachodu), głośna w ostatnich latach, tłumaczona między innymi na język
polski, książka Samuela Huntingtona Zderzenie cywilizacji jest jednym z tych narzędzi
propagandowych, za pomocą których urabia się w publiczności przekonanie, że zostaliśmy
zagrożeni przez znowu odradzający się islam.
Sama teza o wzajemnej walce, dążących do „czystości kulturowej" cywilizacji, nie jest bynajmniej
nowa. W czasie sesji był odczytany krótki referat prof. Mirosława Dakowskiego1
l. Współautor demaskatorskiej książki: Viabank i FOZZ. Przyp. - H.P.
z Warszawy, postulującego, że Huntington (jak on się w swej młodości, bardziej dla Polaków
swojsko, nazywał?) po prostu ściągnął swą tezę ze znanej przed II Wojną Światową książki
krakowskiego historyka Feliksa Konecznego Wielość cywilizacji. Ale nie to jest najważniejsze.
Według obecnych na sali szwajcarskich geopolityków, praca blisko współpracującego ze
Zbigniewem Brzezińskim Samuela Huntingtona, jest rodzajem przygotowania ideologicznego do
kolejnych etapów podboju świata przez USA. Komentując tę sprawę, mieszkająca w Zurichu i
biorąca udział w sesji, starsza już wiekiem dziennikarka z Turcji zapewniała zgromadzonych, że tak
zwany „islamizm" nie ma nic wspólnego z islamem i jest w nim ciałem obcym, wszczepionym z
zewnątrz.
W rzeczy samej, jak się czyta uważnie nawet prasę polską 1, to można się zorientować, że swój
podstawowy „trening terrorysty", Osama bin Laden uzyskał w ramach szkoleń CIA oraz że Al Qeida
jest produktem jak najbardziej pro-amerykańskiej Arabii Saudyjskiej oraz pakistańskich służb
specjalnych ISI. A zatem przysłowiowego, dobrotliwego Wuja Sama zaatakowały 11 września 2001
r., w sposób dla siebie samobójczy, jego własne, niewdzięczne arabskie „dzieci"... 2
Idea, że ostatnie wydarzenia w USA były perfidną prowokacją, mającą na celu usprawiedliwienie
w opinii świata planowanego ataku USA przeciw aż 40 krajom muzułmańskim, była po wielokroć
powtórzona w czasie naszego spotkania w Sirnach. Annemerie Buholz sugerowała, że
„patriotyczny" nastrój w Ameryce dzisiaj przypomina nastrój Niemiec hitlerowskich w 1939
roku, kiedy to, by usprawiedliwić w opinii światowej agresję na Polskę, tajne służby zorganizowały
1. Raczej polskojęzyczną! Przyp. - H.P.
2. Twierdzę, że jedynego sukcesu, jakiego Stany Zjednoczone nie życzyły sobie podczas najazdu na Afganistan - byłoby
ujęcie żywego Osamy Bin Ladena! - Przyp. H.P.
30 sierpnia symulowany „polski, wojskowy napad" na niemiecką radiostację w Gliwicach.
Dzięki nie znanym mi osobiście (ale znanym mojemu znajomemu z Belgradu) pacyfistom z
Nowego Jorku, można nareszcie wskazać na instytucję, która superprowokacji 11 września ub.r.
najprawdopodobniej dokonała. Nie jest to ani CIA, ani nawet Mossad, który przez wiele osób w
wielu krajach był (jest) podejrzewany. Otóż okazuje się, że Połączone Dowództwo Sztabów Armii
USA dysponuje od lat tajnym Departamentem Prowokacji, od których się zaczynały prawie
wszystkie wojny prowadzone przez Stany Zjednoczone. A oto kilka dowodów wskazujących na tę
właśnie „jaskinię zbójców":
- Przecież to tylko dowództwo Armii Powietrznej USA było w stanie wyłączyć na ponad dwie
godziny obronę przeciwlotniczą całego Wschodniego Wybrzeża, w sytuacji gdy nad strategicznymi
punktami kraju pojawiły się aż cztery wielkie „porwane" samoloty.
- Przecież to nie CIA, ale US Air&Sea Forces (siły powietrzne i morskie) dysponują zarówno
samolotami, jak i rakietami bezzałogowymi, zdolnymi trafić w cel z dokładnością do metra z
odległości setek kilometrów. Dysponują one także zapewne sprzętem elektronicznym zdolnym
zamienić całkowicie skomputeryzowane, pasażerskie samoloty-giganty, w naprowadzane z precyzją
na cel bomby. (Załogi tych samolotów oraz podejrzenia nielicznych pasażerów można było, w
wypadku takiego scenariusza, po prostu uśpić gazem zawartym w podmienionych butlach z tlenem
używanym w sytuacjach dekompresji wnętrza).
- Przecież to Armia Lądowa USA posiada oddziały saperów wystarczająco wykwalifikowanych,
by dokonać spektakularnego wybuchu na drugiej wieży WTC, by następnie powalić obie te wieże,
nie naruszając otaczających je drapaczy chmur. Być może ta armia dostarczyła, już rok wcześniej,
tych szybko biegających po schodach „strażaków-pozorantów", których „bohaterska śmierć w
ruinach" zrobiła tak wielkie wrażenie na Amerykanach, szukających do dzisiaj rewanżu za te
zbrodnię. (W sumie w ruinach WTC, gdzie praca zaczynała się dopiero o 9.30 rano, znaleziono
szczątki zaledwie około 500 osób, ale za to znaleziono bardzo wiele pustych butów).
- Na to, że wyczyn 11 września 2001 r. był dziełem Sił Specjalnych US Army, wskazuje jeszcze
jeden fakt. Jak napisał to ponoworoczny „Przekrój", w ramach „uzdrawiania" ustroju USA, Armia
tego kraju odebrała sądownictwu cywilnemu prawo sądzenia domniemanych terrorystów. Sądzić ich
mają, łącznie z przyspieszoną procedurą wyroków śmierci, ściśle tajne sądy wojskowe, a rozprawy
mają być tak tajne, że nawet podsądni mogą się nie dowiedzieć szczegółów wniesionych przeciw nim
oskarżeń. To amerykańskie „Nowe Prawo", nie spotykane w praktyce Gestapo ani nawet św.
Inkwizycji, wynikło prawdopodobnie ze zwykłego strachu Armii USA, że mogłaby się powtórzyć
historia kompromitacji obecnego „sądu NATO" w Hadze, z którego nielegalności oraz braków
materiałów dowodowych Slobodan Miloszević robi międzynarodowe pośmiewisko. (...)
PS. Witryna emperors-clothes.com dostarczyła 18 stycznia br. kolejnych dowodów na udział
prezydenta USA w spisku 11 września 2001 roku. Otóż dziennikarze Sonya Ross z AP i John
Cochran z ABC, którzy „eskortowali" prezydenta Busha tego dnia rano, dowiedzieli się o tym, że
samolot uderzył w pierwszą wieżę WTC, już w kilka minut po tym fakcie. O tym (a zapewne też i o
tym, że inne samoloty zostały
1. W pierwszych dniach liczba ofiar urosła do 6000, potem zaczęła gwałtownie maleć i zatrzymała się na niecałych 3000.
Pięćset, to zdecydowanie za mało. Przyp. H. P.
uprowadzone) dowiedział się przed nimi George Bush, który pomimo powagi takiej sytuacji oraz
ewidentnego, osobistego zagrożenia ze strony „zamachowców", nie zmienił programu swych szeroko
rozreklamowanych wcześniej wizyt i udał się na spotkanie z dziećmi w szkole w Saratoga, gdzie
powiadomiono go, że kolejny z uprowadzonych samolotów uderzył w drugą wieżę WTC.
Marek Głogoczowski
(„Tylko Polska")
ARMAGEDDON ZA PROGIEM
W witrynie internetowej grupa ortodoksyjnych Żydów określających się jako: Prawdziwi Żydzi
według Tory (The Torah True Jews), opublikowała głęboką analizę tła i okoliczności zbrodni
popełnionej na Ameryce.
Poprzedza ją motto i zbiorcza sentencja następującej treści!
- Powiedzmy [otwarcie], że bitwa z syjonizmem musi być podjęta jako pierwsza, i to nie na
wybrzeżach Morza Śródziemnego, ale przeciwko największemu bastionowi syjonizmu - USA.
Natomiast pod głównym tytułem publikacji, czytamy:
- Symbol Ameryki rozbity. Podwójna Wieża Babel w ruinach. Amerykanie umierają za Izrael.
Okrzyki radości Izraelitów.
Ostatnie zdanie dotyczy pięciu Izraelitów, którzy pracowali w firmie transportowej zajmującej się
przeprowadzkami. W feralny wtorek 11 Września odprawili dziki taniec radości, rozkoszując się
widokiem płonących wież WTC. Ich zachowania określono jako „nieprzyzwoite", FBI ich aresztowało
i deportowało do Izraela. Radośnie filmowali ten widok kamerą video.
Tak pisała izraelska gazeta „Haáretz" w poniedziałek 17 września. W podobnym tonie donosił o
tym zdarzenie również amerykański „The National Journal" cytowany przez Haáretz. Był podobnie
oburzony. „The National Journal" zadał też kilka pytań pełnych zdziwienia pisząc, że ci Izraelici,
który powinni być w pracy, dziwnym trafem stawili się do tej pracy z kamerą filmową. Gazeta dodaje
ironicznie:
- Cóż za przeczucia mieli ci Izraelczycy by wiedzieć, że będzie im potrzebna kamera i zdarzy się
coś takiego niezwykłego, że warto to będzie filmować! fest to tym bardziej zaskakujące, że ich praca
nie miała nic wspólnego z wykonywaniem zdjęć filmowych. Przecież oni pracowali w firmie
przewozowej!
„The National Journał" stwierdzał dalej:
- Wraz z całym światem jesteśmy zaszokowani stratą życia wielu ludzi, spowodowaną przez
najbardziej morderczy atak w historii w czasie pokoju, na cywilne cele wewnątrz Ameryki. Cztery
pasażerskie samoloty wbiły się głęboko w serce Amerykańskich marzeń i 11 września szczęście
Ameryki się rozwiało (...)
Ortodoksyjni Żydzi przypominają, że zachodnie media niemal natychmiast wskazały na
islamskich terrorystów. W poprzednich zamachach albo ktoś natychmiast brał za nie
odpowiedzialność, albo po dłuższym śledztwie znajdowano sprawców. Tym razem winni byli gotowi,
przygotowani z góry.
Żydzi cytują londyński „The Independent" z 12 września 2001:
- Po 34 latach brutalnej okupacji Palestyny przez Izrael, zapytaj Araba, jak powinno się
zareagować na śmierć 20 000-30 000 niewinnych ofiar. On lub ona powinni odpowiedzieć jak każdy
uczciwy człowiek - że to fest zbrodnia bez precedensu. Dlaczego nie użyliśmy tych określeń wobec
sankcji ekonomicznych, które zabiły około 500 000 dzieci w Iraku? Dlaczego nie okazywaliśmy
wściekłości, kiedy 17 500 cywilów zostało zabitych przez Izraelczyków w Libanie w 1982 roku? Są to
podstawowe powody, które rozpaliły płomienie 11 września - izraelska okupacja arabskiej ziemi,
zabranie wszystkiego Palestyńczykom, bombardowanie i egzekucje prowadzone przez państwo Izrael.
Wszystko to musiało zostać zapomniane, chyba, że damy chociaż mały ułamek powodów dla
wczorajszego zmasowanego barbarzyństwa na muzułmańskich rodzinach spalonych przez broń i
bomby wyprodukowane w Ameryce. Ameryka finansowała izraelskie wojny przez wiele lat i sądziła,
że nigdy nie zapłaci za to żadnej ceny.
Autor publikacji w „The Independent" - R. Fist przechodzi do wątpliwości co do z góry
zadekretowanych sprawców:
- Jeżeli Bin Laden jest rzeczywiście winien temu, co mu się przypisuje, to potrzebował armii
liczącej około 10 000 ludzi. Jest coś bardzo wstrząsającego w tym, że jak tylko się poleje krew, to
świat próbuje na kogoś zwalać winę. Wydarzenie o takim rozmiarze, to jeszcze jeden powód do tego,
aby jako winowajcę wskazać tego, kto przedtem ciągle groził Ameryce. Tymczasem Bin Laden nawet
nie w pełni rozumie świat go otaczający. Czy ten człowiek był w stanie zadać taki cios Ameryce?
W związku z takimi oczywistościami, organizacja ortodoksyjnych Żydów przypomina, że Bin
Laden już przed laty został oskarżony o wysadzeniu budynku w Oklahomie. Potem okazało się, że
sprawcą zamachu był Timothy McVeigh, niedawno stracony. Robert Fisk to ekspert do spraw
Środkowego Wschodu, a nie publicysta-amator. W swojej analizie eliminuje tych, którzy nie mogli
być odpowiedzialni za atak 11 Września. Pisze:
- Oberwańcy palestyńscy, którzy rzekomo zorganizowali porwanie samolotów, nie potrafili by
znaleźć nawet jednego kandydata na kamikaze. Hamas i islamski Dżihad nie posiadają ani wiedzy,
ani pieniędzy na taki atak. Grupy libańskiego Hezbollahu z lat 80., zanim stały się tylko ruchem
oporu, być może mogły by wykonać taki atak. Zburzenie budynku amerykańskich komandosów w 1983
roku wymagało precyzji, dobrego wyczucia czasu i planowania. Iran, który popierał tę grupę, zmienił
front i teraz jest bardziej zaangażowany w walki wewnętrzne i stare aspiracje o eksporcie rewolucji
religijnej. Irak leży bezsilny, a jego agenci bardziej koncentrują się na terroryzowaniu własnego
narodu niż kraju, który ich tak szybko pokonał w 1991 roku - USA.
W telewizyjnym niemieckim „News" z 17 września 2001 wypowiedział się Augusto Pradetto ekspert wywiadu zatrudniony na uniwersytecie w Hamburgu. Powiedział:
- Ani talibowie, ani Bin Laden, ani żadna muzułmańska organizacja nie mogła dokonać tak
skomplikowanego ataku. Żaden wywiad ze Środkowego Wschodu tego by nie potrafił przygotować.
Brytyjski wywiad wykluczył Irak jako sprawcę tego ataku. 1
„Independent" (12 IX) jakby wpadł mu w słowo, dodając:
- Poza tym, to nie był przypadkowy atak, bo wymagał on miesięcy przygotowań. Jeżeli ten atak
wyszedł z Bliskiego Wschodu, to musiało brać w nim udział wielu ludzi w USA.
Brytyjski „Jewish Chronicle" z 18 listopada 2001 roku udzielił głosu dowódcy grupy północnych
wojsk (OC Northern Command), generałowi Gabby Askenazy'emu. Choć jego nazwisko brzmi
dziwnie „swojsko", to jednak generał „walnął z grubej rury", nazywając izraelskich żołnierzy
szmatami („rags", co redakcja „Jewish Chonicle", w odniesieniu do języka hebrajskiego interpretuje
jako tchórze) oraz „crybabies"2. Jakby tego nie tłumaczyć, autorzy witryny organizacji
ortodoksyjnych Żydów, w tym kontekście obiektywnie „dokładają" swym pobratymcom izraelskim,
wspierając się cytatem z izraelskiego „Haáretz" z 19 lipca 2001, dotyczącym wojny w Libanie.
„Haáretz" pisał:
- W otwartej walce prowadzonej według tradycyjnej taktyki, Izraelczycy by ją wygrali, ale w walce
wręcz uciekali. Izraelscy żołnierze otrzymali rozkaz uciekania z Libanu nawet gdyby musieli porzucić
swoje szaliki modlitewne i skórzane pudełeczka na czołach3. Nie było militarnego rozwiązania. Ta
1. n-tv News 17 IX n-tv-de. Odsyłacz i cytat z witryny ortodoksów.
2. Według słownika - także: beksy, mazgaje, płaksy.
3. „phylacteries" - rekwizyty modlitewne. W ich wnętrzu (podobno) znajdują się kawałki papirusa ze świętymi słowami.
Przyp - H.P.
ich słabość była pułapką, w którą wciągnięto [Izrael] do ugody Oslo. To jest zachowanie armii bez
honoru, pobitej, pozbawionej minimum woli walki.
Mocne słowa. Tym mocniejsze, że izraelskie. Ortodoksyjni sięgają do niemieckiego tygodnika
„Der Spiegel", nr 37/2001. Wypowiedź tygodnika poprzedzają własnym komentarzem:
- Dzięki atakowi na Amerykę, jednonarodowy system apartheidu, dzielący Żydów i gojów we
wszystkich dziedzinach, od praw migracyjnych po służby cywilne, otrzymał wolną rękę do
wymazania z mapy dużej części Palestyny, bez potępienia, nawet bez zauważenia tego przez światowe
media.
Dopiero po tym przygotowaniu artyleryjskim, Żydzi ortodoksyjni cytują „Der Spiegel":
- Dla laureata nagrody Pulitzera1 — Charlesa Krauthammera było nieuniknione, że Izrael
rozpocznie wojnę i że każdy element infrastruktury Arafata musi zostać zniszczony2:
siedziby władz naczelnych, komisariaty policji, stacje telewizyjne i radiowe, gazety związane z rządem
Arafata.
Ten wpływowy publicysta daje Izraelowi kilka dni na przeprowadzenie kolejnej „wojny
sześciodniowej" i sądzi, że nastąpi ona wkrótce.
Dotychczasowe oceny, cytaty specjalistów i komentarze, były tylko materiałem „dowodowym" dla
ortodoksyjnych Żydów na stwierdzenie, że:
- Jedynym krajem, który mogłyby skorzystać z ataku na Amerykę był Izrael. Dla innych krajów
„zbójeckich", taki
l. Amerykański publicysta pochodzenia żydowskiego (węgierski emigrant), ustanowił doroczną nagrodę w dziedzinie
literatury, dziennikarstwa i muzyki. Pierwszą przyznano w 1917 roku.
2. Apogeum to lata 2001-2002 - totalna masakra Palestyńczyków i owej „infrastruktury", Przyp. - H.P.
atak byłby samobójstwem. Jaki naród ma najbliższe kontakty kooperacyjne jego wywiadu z
wywiadami zachodnimi? Nie trzeba wielkiego wysiłku intelektualnego na odpowiedź, iż
tym kraje jest „oblężony Izrael".
Na poparcie „podpierają" się cytatem z „Time Magazine" z 11 Września! Gazeta okazała tu
zdumiewające predyspozycje wróżbiarskie, bowiem „Times Magazine" jest tygodnikiem, materiały
są więc przygotowane w poprzednich dniach, przed oficjalną datą wydania!
Komentarz ortodoksyjnych Żydów:
- Ktokolwiek był sprawcą ataku na Amerykę, zniszczył rosnąca falę współczucia dla
Palestyńczyków. To było coś, czego Izrael bardzo potrzebował. Coś, co by zjednoczyło Amerykę w
nienawiści do wrogów Izraela.
To kluczowa interpretacja wydarzeń z 11 Września. Żydzi udali się śladami pytania postawionego
na początku swojej publikacji: Kto na tym zyskał? Ich odpowiedź była jedyna i logicznie
nieunikniona. Był nim Izrael.
Kropkę nad „i" postawił, butnie i niczego nie ukrywając, były premier Benjamin Netanyahu,
zapytany o to samo przez New York Times" z 12 września 2001 (s. 22), a więc przez gazetę
amerykańskich syjonistów. Netanyahu odparł:
- To było bardzo dobre. (It's very good). To samo pytanie postawił paryski „Le Monde" (13
września) byłemu premierowi Izraela Ehud'owi Barakowi. Odpowiedział z bezgraniczym cynizmem
i butą:
- Cały świat musi teraz zacząć wojnę z wrogami Izraela.
- Kto miałby środki - pytają ortodoksyjni uczciwi Żydzi - logistykę i poparcie wywiadu,
zaatakować Amerykę na tak wielką skalę? Najwyżsi przedstawiciele władz mówili nam stale w
mediach, że Mossad oraz CIA to najlepsze wywiady na świecie. Trudno by było uwierzyć, aby dwa
najbardziej skuteczne wywiady świata nic nie wiedziały, że nadchodzi holokaust na mieszkańców
Ameryki, a one nie zdołały by mu zapobiec. Szybko jednak obwinili i aresztowali grupy muzułmanów
w różnych miejscach USA i Europy (...) Jak mówi stare porzekadło finansistów: Pieniądze płyną,
kiedy krew się leje. Wielka wojna eliminująca sporą część ludności globu, jest jeszcze bardziej
potrzebna i Izraelowi i syjonistycznym planom, niż systemowi bankowemu1. Sześciomilionowy
holokaust został zdemaskowany w świecie islamskim jako oszustwo. W związku z tym jest logiczne,
aby islamczycy byli przedstawiani jako wrogowie cywilizacji światowej, ponieważ New World Order
(Nowy Porządek Świata - H.P.) opiera się na filarach historii tych sześciu milionów.
A teraz kolejny cytat żydowskiego syjonisty. Jest nim Ian Kagedan, dyrektor wszechpotężnej
żydowskiej loży masońskiej B'nai-B'rith (Synowie Przymierza) do spraw kontaktów z rządem
kanadyjskim. Oznajmił dla „Toronto Star" 26 grudnia 2001:
- Osiągnięcie naszych celów w New World Order zależy od tego, czego się nauczymy z lekcji
Holokaustu.
Mamy więc nie pozostawiające żadnych złudzeń co do syjonistycznych korzyści z ataku na
Amerykę, wypowiedzi trzech wybitnych syjonistów; dwóch byłych premierów - Netanyahu i Baraka
oraz żydomasońskiego globalisty z B'nai-B'rith - Iana Kagadena. E. Barak w tym samym wywiadzie w
„Le Monde" z 13 września uściślił syjonistyczne cele i korzyści ubite na ubitych tysiącach ofiar
WTC, pracownikach Pentagonu i setkach pasażerów czterech Boeingów:
- Nadszedł czas na światową wojnę z terroryzmem. Ten wysiłek musi być skierowany nie tylko
przeciw strukturom ludzi nam wszystkim znanym, jak Bin Laden, Hezbollah, Dż1. Tu żydowscy ortodoksi, dotąd bardzo przenikliwi w swych ocenach, nagle demonstrują zdumiewająca naiwność:
oddzielają interesy Izraela i syjnonistów od interesów „systemu bankowego", jakby nie wiedzieli, że Izrael, syjonizm i
„system bankowy", to jedna światowa rodzina.
ihad, Hamas i otoczenie Arafata. Powinniśmy włączyć państwa i ich przywódców, które ich chronią.
Takie jak Afganistan, Irak, Iran, w pewnej mierze Korea Północna i Libia.1 Jeżeli są jakieś trudności
w ustaleniu winowajców, to Izrael niektóre z tych ustaleń ma gotowe.
Wierzymy. Ma gotowe od dawna.
- Tylko wojna na dostateczną skalę mogła by powstrzymać masy gojów na świecie groźbą
śmierci i głodu, zajętych walką o byt, eliminując niebezpieczeństwa ze strony przerażonej ludzkości, a
także myślenie o kłamstwach Holokaustu i rewanżu. W obecnym stanie histerii wmawiają nam, że
samoloty porwali sami pasażerowie i wycelowali je w symbole amerykańskiej siły i bogactwa. Przed
tymi atakami nikt nigdy nie słyszał w radio lub telewizji o tych porywaczach samolotów aż do
momentu, kiedy trafiły w cel. Zostaliśmy poinformowani, że żaden z pilotów czterech porwanych
samolotów nie miał czasu lub przytomności umysłu - mimo doskonałego wyszkolenia - aby posłać
choćby sekretny sygnał do kontroli ruchu przez naciśnięcie guzika. Takie urządzenia są w każdym
samolocie. We wszystkich znanych porwaniach piloci zawsze byli w stanie, choćby krótko,
zawiadomić kontrolę naziemną. Aby tak doskonale zorganizować taki napad, trzeba miesięcy
przygotowań z wielką precyzją i wysiłkiem wielu ludzi na całym świecie. Trudno zrozumieć, że można
by to było osiągnąć bez wzbudzenia podejrzeń wywiadów na całym świecie. Wymagało to istnienia
wielu komórek terrorystów, przenikających do kraju mimo powtarzających się ostrzeżeń.
l. To były dyrektywy, posłusznie powtarzane wkrótce przez Busha II, kiedy wyliczał „państwa zbójeckie" przewidziane do
napaści. Wymienił je także super-syjonista, masoński Iluminat Henry Kissinger. Zob. dalej.
Ten długi cytat pochodzi z londyńskiego „Daily Mail", a na szczególną uwagę zasługuje sama data
publikacji: 12 września - zatem zaledwie niecałą dobę publicyści gazety potrzebowali na tak trafne
wypunktowanie całej serii niemożliwości, tych samych, w które również tego samego dnia, światowe
koszer-media nakazywały uwierzyć kilku miliardom gojów!
Z tym większą łatwością podążają za tymi oszustwami mediów, pozostających na usługach
syjonistów, autorzy witryny ortodoksów stwierdzając, że najzdolniejsi wywiadowcy świata włącznie z
machiną CIA, tragicznie potknęli się, albo za takich uchodzą w oczach opinii światowej. Jeżeli jest
prawdą, że sprawcą jest Osama Bin Laden, człowiek wyalienowany z rzeczywistości z powodu
choroby i przebywania w pustkowiach Afganistanu - to Pearl Harbor wygląda na konkurencję
sportową1. Osama Bin Laden - stwierdzają dalej - musiałby zostać uznany za światowego supermana.
Jeżeli podkomendni Osamy Bin Ladena nie potrzebowali intensywnego wieloletniego treningu
pilotażu Boeingów, to w takim razie nauczyli się tego lataniem w amerykańskich szkołach dla
amatorów oraz przez czytanie książek o samolotach.
Ortodoksi przypominają, powołując się na filmowe taśmy amatorów, że drugi samolot - 757 był
prowadzony przez wybitnie zdolnych pilotów. Tuż przed uderzeniem w północną wieżę zrobił
gwałtowny zwrot i uderzył dokładnie w środek budynku2. Był to pokaz niezwykle precyzyjnego
latania, na który czekały media i uchwyciły tę scenę, co sprawia, że człowiek niezdolny do
prowadzenia jedno silnikowca dla amatorów, był
1. Autorzy witryny także zdają się nie wiedzieć albo poprawnie udają niewiedzę - że Pearl Harbor to nie żadne zaskoczenie,
tylko makabryczna zbrodnia amerykańskich syjonistów, na czele z Żydem - masonem w roli prezydenta - Rooseveltem!
2. Niektórzy znawcy elektroniki snują przypuszczenia, że na wieżach mogły zostać uprzednio umocowane silne źródła
przyciągania elektronicznego sterownia maszynami!
w stanie wycelować w Pentagon i wieże z niezwykłą precyzją, trudną do osiągnięcia nawet dla
doświadczonego pilota. Hani Hanshur wziął lekcję latania, ale instruktorzy wspominali, że jego
umiejętności były niemal zerowe, o czym pisał także „Süddeutsche Zeitung" z l października 2001 co jednak nie przeszkodziło mu w precyzyjnym wycelowaniu w Pentagon.
Biorąc te wszystkie okoliczności „do kupy", ortodoksi z tej witryny zgadzają się z oceną
cytowanego już „Independent":
- To USA musiały wziąć udział w przygotowaniach. Czy grupa syjonistów pod kierunkiem
Mossadu byłaby w stanie przygotować, wykonać i przyjąć moralną odpowiedzialność za zbrodnie o
takich rozmiarach? Nie jesteśmy w stanie odpowiedzieć twierdząco. Jednak to Mossad zorganizował
zamach na Kennedy'ego (!! - H.P), kiedy ten nie pozwolił Izraelowi podłączyć się do
amerykańskiego programu nuklearnego. Znamy również, jako fakt, że rząd amerykański wszedł w
konspirację z rządem izraelskim i zaatakowano bombami i torpedami statek „Liberty" na wodach
międzynarodowych: 34 zabitych i 171 rannych"1.
Witryna organizacji „Żydzi według Tory" stwierdza więc:
- Syjoniści nie mieli skrupułów mordując marynarzy USS „Liberty" i dokonując zamachu na
prezydenta Kennedyego. Jeżeli odpowiedzą przecząco na pytanie: czy syjoniści są odpowiedzialni za
atak na Amerykę, to powstaje drugie pytanie: dlaczego wywiad izraelski nie ostrzegł władz
amerykańskich, że to piekło się szykuje?
Następnie przechodzą do polityki personalnej Busha II, nazywanego przez nich „Bush 43 "2.
Okazuje się, że Bush 43 szybko dobrał sobie taki rząd, w którym nie ma ani jednego
1. Powołują się tu na publikację Charleya Reese w „Orlando Sentinel" z 3 czerwca 2001, a więc kilka miesięcy przed
atakiem na WTC.
2. Busha-Seniora numerują jako „Bush 41" - według miejsca na liście dotychczasowych prezydentów USA,
Żyda. Według żydowskiego publicysty Philipa Weissa z „New York Observer" (22 stycznia 2001)1,
kadencja prezydencka Busha 43 była odrzuceniem żydowskiego establishmentu USA2. Prezydent
porzucił (rzekomo - H.P.) Izrael jako kłopotliwego przyjaciela, przez nie wplątywanie się w
skomplikowaną politykę i walkę z Palestyńczykami. Na dowód tego cytują „Independent" z 3
października 2001:
- Ameryka próbowała ogłosić uznanie państwa palestyńskiego, ale nie zdążyła tego zrobić z
powodu terrorystycznego ataku na Nowy Jork.
W tym przeglądzie ocen specjalistów, ortodoksi oddają głos generałowi Hamudowi Gulfowi byłemu szefowi wywiadu Pakistanu z okresu sowieckiej inwazji na Afganistan, ściśle wtedy
współpracującym z CIA. Gulf udzielił 26 września 2001 wywiadu agencji UPI (United Press
International):
- Żydzi nigdy nie zgadzali się z Bushem 41 ani z Bushem 43. Spowodowali, że Bush-Senior nie
został wybrany ponownie. Jego presja na „zamianę ziemi na pokój", nie podobała się Izraelowi. Są
również przeciwko młodemu Bushowi, bo uważają, że jest za bardzo zainteresowany ropą w
państwach Zatoki Perskiej. Bush 41 i James Baker zebrali 150 milionów dolarów na kampanię Busha
43. Sporo tych pieniędzy pochodziło ze źródeł Środkowego Wschodu i amerykańskich pośredników.
Bush 41 i Baker już jako prywatni obywatele wzmocnili strategiczną zależność Arabii Saudyjskiej i
Iranu od USA. Ja to znam z zaufanych źródeł w obu krajach. Widać wyraźnie, ze Bush 43 jest
potencjalnym niebezpieczeństwem dla Izraela. Żydzi oniemieli, kiedy Bush 43 niespo1- Ta publikacja ukazała się na pierwszej kolumnie gazety.
2. Wiktor Ostrowski (były sowiecki agent) pisze w książce Dwa oblicza zdrady, że Mossad planował zamach na „Busha 41"
za pośrednictwem Palestyńczyków. Już mieli przygotowanych zamachowców arabskich, ale cos im pokrzyżowało te plany!
dziewanie wygrał wybory na Florydzie. Oni włożyli dużo pieniędzy w kampanię Ala Gore.
I dalej:
- Atak Mossadu na Amerykę (! - H.P.) dał imperialistycznemu opiekunowi Izraela okazję, aby
zamienić ten dramat na pretekst do narzucenia światu militarnego i ekonomicznego
rozszerzenia globalnego kapitalizmu.
Witryna tejże „The Torah True Jews", nawiązując do nazwiska Jamesa Bakera, prawej ręki Busha
41, cytuje jego gniewną wypowiedź zamieszczoną we „Frankfurter Allgemeine Zeitung" z 15 grudnia
2000:
- Fuck the Jews!
To „pierdolę Żydów" wypowiedziane przez J. Bakera wydaje się być nie jedynym „erotycznym"
wybrykiem wobec Żydów ze strony amerykańskiego establishmentu. Podobnie „erotyczną"
wypowiedź przypisują prezydentowi J. Carterowi autorzy książki Niebezpieczny związek. Tajna
współpraca USA-Izrael1, małżeństwo Andrew i Leslie Cockburn, wydanej w USA także po polsku w
1992 roku, w nakładzie 50 tysięcy egzemplarzy, z „Copyright" uzyskanym przez Stanisława
Tymińskiego, swego czasu kandydata na stanowisko prezydenta PRL-bis2. Carter, rozwścieczony
nielegalnym zaopatrywaniem Iranu przez Izrael w broń w okresie pertraktacji w sprawie
przetrzymywanych przez Iran amerykańskich zakładników, wybuchnął:
- Jeżeli wygram wybory (drugie - H.P.) będę pierdolić Żydów!
Autorzy witryny „The Torah True Jews" stwierdzają, że ta nowa amerykańska polityka
zagraniczna została uznana przez
l. Tytuł oryginału: DANGEROUS LIAISON. The Inside Story of the Covert USA - Iszael Relationship. 2. Ten nieznany Polak
z Peru uzyskał wtedy więcej głosów niż T.Mazowiecki!
Izrael za przyczynę coraz większych strat Izraelczyków w walce z palestyńskimi powstańcami.
Spowodowało to nadzwyczajne napięcie wewnętrzne w państwie żydowskim. W rezultacie tych
napięć premier Szaron zwrócił się nawet o poparcie dla „holokaustowych" Niemiec o pomoc.
Ortodoksów oburzyło to do głębi: Gorszej kompromitacji Żydzi nie mogliby sobie wyobrazić.
Jest oczywiste, czytamy w witrynie, że jeden z samolotów był skierowany na Biały Dom, aby
zabić Busha. Kiedy porywacze dowiedzieli się, że Bush jest na Florydzie1, zmienili cel i kierunek
na Pentagon. Los prezydenta Kennedyego znów się przypomina - uzupełniają.
Jednak planowanie ataku na Amerykę musiało ich zdaniem zacząć się przed „końcem"
żydowskiego panowania, czyli jeszcze „pod Clintonem" - jeżeli uwzględnić niezbędne lata treningu
porywaczy w amerykańskich szkołach pilotażu. Dalej:
- Ktokolwiek pracował nad wznieceniem wybuchu trzeciej wojny światowej, wiedział, że
potrzebny jest poważny pretekst, bardzo spektakularny. Ten atak na Amerykę był jednocześnie i
spektakularny, i bezprecedensowy. Gdziekolwiek leży prawda, to jedno jest pewne: cały świat mediów
mówi teraz językiem wojny i pana Busha, bo zostali wciągnięci w scenariusz Środkowego Wschodu i
jeszcze dalej.
Cel został osiągnięty. „International Herald Trybune" z 12 listopada 2001 roku wyrokował:
- Ameryka i Izrael to teraz jedno (...). Izrael przewidział, że Ameryka będzie koordynować teraz
jeszcze ściślej swoje działania ze swymi przyjaciółmi, w tym z Izraelem.
l. A może to CIA i FBI, wiedząc co się święci, wyekspediowali Busha na przeciwległy kraniec USA?
Według izraelskiego radia nadającego w języku hebrajskim, premier Szaron chwalił się przed
ministrem spraw zagranicznych Szymonem Peresem:
- Chcę ci powiedzieć coś bardzo dobitnie. Ja nie boję się amerykańskiej presji na Izrael. MY,
ŻYDZI, KONTROLUJEMY AMERYKĘ I AMERYKANIE WIEDZĄ O TYM1.
Waszyngton wywarł nacisk na członków NATO i otrzymał silne poparcie na to, aby mógł
otworzyć ogień na Środkowym Wschodzie, od Syrii do Iraku, do Iranu i Pakistanu.
Ortodoksi kończą:
- TRZECIA WOJNA ŚWIATOWA. ARMAGEDDON2 JUŻ ZA PROGIEM?
Nawet mogli sobie oszczędzić znaku zapytania. Musieli być pod wielkim wrażeniem wydarzeń,
jeżeli posunęli się do przywołania Armageddonu, chrześcijańskiego symbolu wielkiej ostatniej bitwy
dobra ze złem. Boga z królami Ziemi. A może była to nikła zapowiedź ekumenicznego dialogu
judaizmu z chrześcijaństwem, światełko w tym mrocznym tunelu? W perspektywie totalnej zagłady?
Armageddonu ante portas?
Ale dialogu, zwłaszcza ekumenicznego, nie sposób prowadzić korespondencyjnie, za pomocą
internetu. Podobnie jak udzielać korespondencyjnych lekcji boksu...
1. Z: „Washington Report Magazine East Affairs" (WRMEA) z 10 października 2001.
2. World War II, Armageddon, Ragnarök auto our doorstepf Armageddon: Apokalipsa św. Jana, 16,16 - miejsce, gdzie
odbędzie się ostatnia bitwa między dobrem i złem, przed Dniem Sądu Ostatecznego. Królowie Ziemi przegrają wojnę z
Bogiem. Przen.: wielka krwawa bitwa, wielka rzeź. Zob.: Władysław Kopaliński: Słownik mitów i tradycji Kultury. PIW
1987, s. 54.
DLACZEGO WTC, A NIE ELEKTROWNIE ATOMOWE?
Organizatorzy „zamachu na USA" okazali dość specyficzne umiarkowanie, by nie rzec terrorystyczny humanitaryzm. Nie obrali za cel jednej czy dwóch amerykańskich elektrowni
atomowych. Ameryka nie ukrywa ich łącznej liczby - posiada ich 111.
W tym kontekście dyżurnym i wystarczającym straszakiem pozostaje Czarnobyl. Władze USA
natychmiast uświadomiły sobie tę wybiórczą łaskawość terrorystów i potwierdziły swymi reakcjami
na potencjalne zagrożenia elektrowni atomowych, jako ataków „drugiego etapu". Niemal natychmiast
wprowadzono do już obowiązujących, nowe ograniczenia lotów w pobliżu elektrowni atomowych.
Czy mogły być skuteczne przy stosownej dozie samobójczej determinacji przyszłych „kamikaze" można w to powątpiewać.
W każdym razie wszelkie loty w strefach elektrowni nuklearnych zostały zakazane w
następujących parametrach przestrzennych: dalej niż 18 kilometrów od elektrowni, wysokość powyżej
5500 metrów. Rzecznik Federalnej Administracji Lotnictwa USA te ograniczenia odniósł tylko do 86
elektrowni. Dlaczego nie do wszystkich, o których wiadomo, że jest ich 111? Zarządzenie to miało
obowiązywać do 6 listopada 2001 roku. Czy je przedłużono - tego nie wiemy.
Biuro bezpieczeństwa wewnętrznego USA natychmiast po ataku na WTC i Pentagon zażądało,
aby wszystkie firmy związane z energetyką i zaporami wodnymi, uważano za potencjalne cele nowej
fali ataków terrorystycznych i zostały postawione w stan najwyższego pogotowia. Był to kolejny
sygnał uwzględniania zagrożenia elektrowni atomowych, ale także i wodnych. Zastępca sekretarza
stanu USA John Bolton otwarcie ostrzegał nawet przed atakami atomowymi! Wiadomo od dawna,
że np. w Rosji „zginęło" około 60 przenośnych walizkowych bomb atomowych. Czy Amerykanie
obawiają się tychże „walizek", czy też uwzględniali możliwość ataku atomowego któregoś z „państw
zbójeckich"?
Ale - jak długo można żyć w warunkach „stanu najwyższego zagrożenia"? Brak odpowiedzi. Za
częściową odpowiedź można uznać gwałtownie opustoszałe cywilne porty lotnicze i w skutkach
widmo bankructwa linii lotniczych.
Zniszczenie dwóch Wież Babel, albo inaczej - najwyższych na świecie latarni morskich
globalnego handlu, na dokładkę uderzenie w Pentagon, było wprawdzie aktami terroru na niespotykaną dotąd skalę pod względem strat ludzkich i materialnych, to jednak były one
nieporównywalnie mniejsze niż w przypadku zniszczenia elektrowni nuklearnej.
Pod względem skali trudności takiego ataku na elektrownię, nie byłoby żadnej różnicy w
porównaniu z atakami na WTC. A jednak wybrano WTC i Pentagon, w domyśle – także Biały Dom.
Wybór tych celów świadczy o tym, że chodziło organizatorom ataku o spektakularne ostrzeżenie
i upokorzenie Ameryki. I nie tylko Ameryki.
Był to zarazem akt terroru na skałę gwarantującą zbrojną reakcję USA, a z nimi państw
zachodnich, choćby w ramach przymierza NATO. Oznaczało to w łącznej konsekwencji postawienie całego „zachodniego" świata w stanie permanentnego stanu wojennego. Prezydent
Bush i pod tym względem nie pozostawił żadnych złudzeń. Zapowiedział wojnę z terroryzmem
trwającą „całe lata". Efekt domina był łatwy do przewidzenia. Do akcji włączyły się kolejne państwa
zachodnie. Po wstępnym etapie moralnego i politycznego poparcia dla amerykańskiego sojusznika,
poszły działania logistyczne.
Drobnica państw satelickich, takich jak np. Polska rządzona przez kompradorów zachodu, rączo
wybiegła przed szereg z deklaracjami pomocy i współpracy, o które ich jeszcze nawet nie proszono.
W przypadku „polskich" gaulaj terów, ta nadgorliwość była wyjątkowo służalcza, upokarzająca naszą
suwerenność polityczną. Jesteśmy w stanie wojny z terroryzmem - grzmiał premier J. Buzek, szef
rządu, który pogrążył Polskę w przerażającej zapaści gospodarczej i finansowej. W tym samym tonie
wykrzykiwali w telewizji ludzie rzekomej opozycji. Powstał żałosny spektakl prześcigania się w tym
służalstwie, dokładnie tak, jak w czasach zniewolenia sowieckiego.
Czy zleceniodawcy ataku na WTC przewidywali zawalenie się obydwu wież? To bardzo
wątpliwa supozycja. Najpewniej takich skutków nie uwzględniali. Raczej uwzględniali spalenie się
pięter powyżej miejsc uderzeń.
Tak czy inaczej, wybór tych dwóch molochów światowego handlu jako celów ataku, nawet ich
częściowe zniszczenie, gwarantowało olbrzymie straty.
Oto niektóre liczby:
- powierzchnia biurowa wież - około miliona metrów kwadratowych
- 198 własnych szybkobieżnych wind
- 50 międzynarodowych firm, agencji rządowych, międzynarodowych organizacji finansowych
- 50 sklepów w podziemnym pasażu
- przedstawicielstwa ponad 100 największych banków świata1.
Dwa te mrowiskowce zaczęto wznosić w 1970 roku. Oddano je do użytku siedem lat później.
Koszty budowy - 750 milionów dolarów. W World Trade Center pracowało stale około
l. M.in.: Deutsche Bank, Salomon Brothers Inc., American Express Bank, Morgan Stanley, Credit Suisse Group,
Commerzbank.
50 000 ludzi. Codziennie przewijało się tam około 150 000 interesantów i turystów.
O tym, że służby ratownicze i specjaliści budownictwa wysokościowego nie przewidywali
zawalenia się górnych części wież, pośrednio świadczą następujące fakty:
- do budynków wprowadzono setki strażaków i policjantów do prowadzenia akcji ratunkowej. Niemal
wszyscy zostali zaskoczeni w środku. Setki innych osób pozostających w sąsiedztwie wież zginęły lub
zostały ciężko ranne, poparzone, uduszone;
- po kilkunastu minutach pożaru, przez megafony wzywano pracowników zbiegających schodami do
powrotu do biur, gdyż sytuacja została opanowana. Oto dlaczego ocalał jeden z Polaków, późniejszy
relant autora, codziennie roznoszący kanapki w biurach jednej z wież. Ocalał, ponieważ nie posłuchał
wezwań do powrotu, a nie posłuchał z lenistwa! - Nie chciało mu się wspinać schodami, po których
właśnie zbiegł już kilkanaście pięter.
Jeżeli więc specjalistyczne służby inżynieryjne i ratownicze nie przewidziały zapadnięcia się
górnych części wież, to tym bardziej nie musieli tego przewidywać zleceniodawcy zamachów.
Tym bardziej nie mogli tego uwzględniać, że nie znali ani miejsc, ani realnych skutków przyszłych
uderzeń. Nie mogli mieć pewności, że samoloty trafią np. całymi swoimi płaszczyznami w obydwa
bloki.
Gigantycznym kręgosłupem każdej z wież była stalowa iglica o średnicy kilkunastu metrów.
Środkiem biegła plątanina kabli, rur i większość szybkobieżnych wind. Iglice były otoczone
warstwami materiałów żaroodpornych1. Konstruktorzy przygotowali budynki na najgorsze
kataklizmy: pożary, huragany, trzęsienia ziemi, a nawet uderzenie zabłąkanego samolotu. Zapewne nie
takiego jak Boeing z pełnymi zbiornikami
l. Zob.: Stanisław Krajski: Atak na Amerykę, Warszawa 2001.
paliwa. Czy można im zarzucić nie uwzględnienie tego, że pod wpływem wielkich temperatur, siła
nośna iglic utraci swoją naturalną wytrzymałość, a pod naporem ciężaru iglice załamią się? Skutek:
górne części wież zapadły się do wewnątrz niczym samochodowe teleskopy wsuwające się w ich
osłonę.
Tego nie przewidzieli również organizatorzy zamachu. Uwzględniali scenariusz z gigantycznym
pożarem górnych części wież, może przechylenie się ich na boki i upadek, śmierć setek osób zabitych
natychmiast w miejscu uderzenia samolotów lub w wyniku poparzeń, paniki, blokady wind, etc.
Uderzenie w Pentagon było także zaskoczeniem dla jego lokatorów. Nawet nie ogłoszono alarmu
wtedy, kiedy już wiedziano, że samolot zmierza w kierunku Pentagonu. Zapewne zadziałał element
psychologiczny na zasadzie: jak to? Czy coś jest w stanie zagrozić bastionowi dowodzenia największą
armią świata? Albo: czy wypada rejterować z centrum dowodzenia?
Samolot, który zdemolował znaczną część budynku Pentagonu, wystartował o godzinie 10.05 z
lotniska Dulles koło Waszyngtonu. Według rozkładu, miał lecieć do Los Angeles. Nie doleciał.
Atmosferę grozy wewnątrz maszyny świat poznał dzięki telefonowi komórkowemu znanej
dziennikarki CNN Barbary Olson. W rozmowie z mężem rzekomo powiedziała, że samolot został
porwany przez terrorystów uzbrojonych w noże i przecinacze do kartonów. Zapędzili pasażerów i
załogę na tył samolotu1. Jej ostatnie słowa brzmiały:
- Co mam powiedzieć pilotom2
Zniszczenie Pentagonu jest o wiele trudniejsze niż wież WTC. Ludzie mogą tam przetrwać
najcięższy atak bombowy dzięki pięciu piętrom podziemnych kondygnacji! Ostatecznie
1. Tamże, s. 17.
2. „Gala", Wydanie Specjalne.
zginęło tam mniej niż 200 osób. W pierwszych panikarskich komunikatach szacowano straty na około
800 zabitych.
Ostatni akt dramatu z 11 września to „katastrofa" samolotu koło małego miasteczka Shanksville w
pobliżu Pittsburga. To miejsce było w przybliżeniu jednakowo odległe od Waszyngtonu jak i od
Nowego Jorku. Porywacze z całą pewnością prowadzili tę żywą torpedę albo na Biały Dom, albo na
Nowy Jork. Miał na pokładzie 45 pasażerów, choć zabiera około 200. Leciał z Newark koło Nowego
Jorku do San Francisco. Tu również mamy relację z wnętrza tej żywej torpedy, a to za sprawą
telefonów komórkowych. Pasażer siedzący właśnie w toalecie zadzwonił do policji informując, że
samolot został porwany. Jednocześnie naziemny kontroler lotów (rzekomo) usłyszał wrzask w
kokpicie samolotu: Wynoście się stąd! W chwilę później ten rozkaz się powtórzył1.
W następnej kolejności dał się słyszeć męski głos, jak potem pisały gazety - z wyraźnym arabskim
akcentem2:
- Na pokładzie samolotu jest bomba!
Po tych słowach (rzekomo) usłyszano głos pilota:
- Zostańcie na swoich miejscach. Zachowajcie spokój. Spełniamy ich żądania. Wracamy na lotnisko.
Potem już zapadła cisza. Kontroler lotów rzekomo zauważył, że samolot zawraca i kieruje się na
Waszyngton. Ostatecznie maszyna rozbiła się o ziemię nie osiągając Waszyngtonu. Niektórzy
utrzymują, że eksplodowała. Amerykańskie media podawały, że na krótko przedtem na pokładzie
rzekomo wywiązała się walka z terrorystami, pasażerowie do ostatka próbowali zmienić kurs
maszyny. O uprowadzeniu informowali także pasażerowie przez „komórki". Był nim m.in. 31-let1. S. Krajski, tamże, s. 19.
2. Z wyraźnie arabskim akcentem. Zdołano rozróżnić arabski akcent, podczas gdy inne gazety, powołując się na wieżę
kontrolną pisały, że rozmowy były niewyraźne!
ni Mark Bighman. Zadzwonił do swojej matki i ciotki. Oto jego ostatnie słowa:
- Chcę wam powiedzieć, że was kocham. Samolot został porwany. Są tu ludzie, którzy twierdzą, że
mają bombę.
Jedną z zagadek jest rzeczywista przyczyna katastrofy. Media i świadkowie mówią, że w pobliżu
samolotu pojawił się inny, mniejszy. Mówiono też, że samolot eksplodował w powietrzu, widziano
bowiem jego płonące spadające szczątki. Ta wersja mogłaby potwierdzać hipotezę o bombie
wewnątrz maszyny, a także słowa świadka, że porywacze twierdzą, że mają bombę.
Wersja o zestrzeleniu przez samolot myśliwski natrętnie jednak powracała w komentarzach.
Bombardowane pytaniami reporterów, FBI w końcu nie wykluczyło, że samolot został zestrzelony1 .
Druga wersja, to walka pasażerów z porywaczami, samolot traci sterowność i wali się na ziemię.
Ale wersja o zestrzeleniu, zestawiona z obranym kierunkiem maszyny, jest bardziej
prawdopodobna. Dowództwo już wie, że płoną dwie wieże WTC, trzeci samolot właśnie uderzył w
Pentagon, jest więc seria porwań z użyciem samolotów jako żywych torped. Jakiż więc inny cel
miałby ten czwarty, który zmienił kurs i mknie ku Waszyngtonowi? Tylko Biały Dom! Rachunek
strat, gdyby osiągnął cel, jest przerażający... Zatem - zestrzelić! Czy tak było?
Wszystko, co nastąpiło po upadku wież WTC, nazywano zgodnie „Apokalipsą" lub dantejskim
piekłem.
Tymczasem zagłada wież WTC to ani „Apokalipsa", ani dantejskie piekło. To „tylko" pożar i
zawalenie się dwóch wysokościowców. „Apokalipsa" i dantejskie piekło już były ponad pół wieku
przedtem. W roli Nerona wystąpił prezydent USA F. D. Roosevelt i jego sitwa, kiedy z premedytacją
skazali
l. Zob.: rozdział Operacja 9/11.
na śmierć około 2500 własnych obywateli w Pean Harbor. „Apokalipsa" to zagłada całej stolicy
państwa polskiego przez Niemców, a nie dwóch wysokościowców. „Apokalipsa" i dantejskie
piekła, to totalna masakra kilku wielkich miast niemieckich w ostatniej fazie drugiej wojny
globalnej dokonana przez aliantów. Wymazywano je z powierzchni ziemi jednorazowymi nalotami
w sile około 1500 bombowców. W każdym zabito dziesiątki tysięcy ludności cywilnej. „Apokalipsa" i
dantejskie piekło, to Hiroszima i Nagasaki, zamordowane przez Amerykanów za pomocą bomb
atomowych - bez żadnego militarnego uzasadnienia, tylko dla demonstracji siły, złamania determinacji
Japończyków: w każdym z tych miast
zabito po około 70 tys. ludzi.
Któremu Amerykaninowi, patrzącemu na płonące szczątki wież WTC, skojarzyły się z tym
widokiem: Nagasaki, Hiroszima, Warszawa, masakrowane niemieckie miasta?
Skojarzyły się niewielu. Bardzo niewielu. Olbrzymia ich większość nawet nie słyszała o tych
„Apokalipsach". Dlaczego? A dlatego, że były to „Apokalipsy" albo słuszne (Hiroszima, Nagasaki)
albo wymuszone warunkami wojny. Od ich WTC - wara z takimi ocenami!
Neron zapewne by ziewał przy ich płonących wieżach. Z pewnością by nie ziewał podczas
zagłady Warszawy, Hiroszimy, Nagasaki, Drezna, Kolonii. Ale czy przeciętny amerykański
pochłaniacz hamburgerów słyszał coś o Neronie?
Bardzo mi przykro, ale musiałem Amerykanom przypomnieć w kontekście WTC coś z tych
„Apokalips". Przypomnieć teoretycznie, bo żaden nie przeczyta tej książki.
W świecie drapieżnych bestii można zrobić biznes nawet na czymś takim, jak zagłada wież WTC.
Trzeba tylko zachować przytomność umysłu, ale nie zachować żadnych oporów, zasad moralnych.
Oto przykład refleksu bossów pewnego funduszu inwestycyjnego zajmującego się obrotem walutami.
Chodzi tu o First Equity Interprises. Fundusz miał swoje biura na 15 piętrze zachodniej wieży WTC.
Amerykańskie Federalne Biuro Śledcze, czyli osławione FBI, nagle zainteresowało się tym
Funduszem, gdy wyszły na jaw dwa przedziwne „cudowne zbiegi okoliczności" związane z tą firmą.
Okazało się bowiem, że:
- pod wieżą nie zginął ani jeden pracownik First Equity!
- a co dziwniejsze, w tym samym czasie, kiedy dosłownie „wyparowywały" zwłoki kilku tysięcy ofiar,
nieco wcześniej, a może razem jeszcze z dymem pożarów, „wyparowało" z kont tego First Equity
Enterprises około 75 milionów funtów, co oznacza około 110 milionów USD! Zginęły i funty i
wszelka dokumentacja o tych funtach. Tak zwane dobrze poinformowane źródła podały, że tej forsy
nie można odnaleźć tylko dlatego, że nie można odnaleźć ich dokumentów, fizycznie bowiem tych
funtów nie było w wieży.
I właśnie w tym momencie otwiera się jakby trzeci wątek i kolejny „cudowny" zbieg okoliczności.
Wprawdzie nie stracił tam życia, nie „zaginął" ani jeden pracownik Funduszu, ale wyjątkowego pecha
miała cała dyrekcja Funduszu: „Zaginęła" jak jeden mąż, co nie oznacza, że zginęła pod gruzami!
Kolejnymi „cudownymi" zbiegami okoliczności były nikłe straty niektórych zbiorowych
lokatorów WTC. Najwięcej „szczęścia" mieli pracownicy Banku Inwestycyjnego Morgan Stanley,
banku o zasięgu światowym. Setki jego pracowników cudownym zbiegiem okoliczności przeżyły atak
na WTC. Zginęło tylko sześciu - jak donosił „Finantial Times" z 22-23 września 2001. Jeszcze mniej
stracił właściciel obydwu wież - Larry Silverstein, bo tylko czterech, o czym donosił „The Independent" (22 IX 2001).
FBI w trakcie poszukiwań tropu do tych 75 milionów funtów, nawiązało kontakt ze służbami
śledczymi na całym świecie1. Odezwały się m.in. władze szwajcarskie. Poinformowały o zamrożeniu
kilku kont tego Funduszu w dwóch bankach z siedzibami w Zurychu i Genewie. Na kontach znajduje
się tam około 5 milionów funtów, należących do około 30 inwestorów tegoż Funduszu.
Trop jednak poszerza się o wielki holding pod nazwą Evergreen International Spot Trading.
Jego właścicielem jest przedsiębiorca o rodowodzie rosyjskim - Andriej Kudaczej. Rzecz w tym, że
tamten First Equity jest tylko jedną ze spółek należących do Evergreen International Spot
Trading. Tenże holding nie miał swoich biur w wieżach, ale po katastrofie WTC jakiś drugi potężny
podmuch sprawił, że w żadnym z licznych biur Evergreen od tego czasu nie odbiera się ani telefonów,
ani faksów, a firma usunęła nawet swoją stronę internetową.
Oczywiście, biura Evergreen zostały starannie przeszukane, ze skutkiem jednakże niewiadomym
nawet mediom. First Equity powstała w 1997 roku. Jej działalność polegała na zachęcaniu inwestorów
do powierzania jej pieniędzy w zamian za niezwykle korzystne oprocentowanie1. Tak konkurencyjne
wobec innych firm oprocentowanie, First Equity miała wypracowywać dzięki operacjom na rynkach
światowych. Szacuje się, że to znęciło około 1500 inwestorów.
Natychmiast po atakach na WTC, wielu z tych inwestorów usiłowało wycofać swoje udziały z
First Equity, ale ze skutkiem już opisanym. Firma przestała istnieć jak cały ten holding - matka. Dobra
robota. W rosyjskim stylu? Rosjanina Kudaczeja? Nie, bo takie stwierdzenie byłoby już antyrosyjską
fobią...
Dolar - wiadomo - papier. Uleci z dymem. Co innego złoto. Pozostaje. Nawet pod gruzami.
Nowojorski „Daiły News" poinformował pod koniec października 2001 roku, że
1. Znamy to, znamy. I nie w Ameryce, tylko w Polsce. Choćby na przykładzie „bankructwa" Banku Staropolskiego. Ten
przekręt opisuję w swojej następnej książce, która ukaże się w maju 2002 pod tytułem: Złodzieje milionów.
ekipy ratownicze wydobywają spod gruzów duże ilości złota i cennych precjozów. W tunelu dla
samochodów usytuowanym pod wieżowcami, znaleziono dwa samochody do przewożenia pieniędzy
firmy Brinks, załadowane sztabami złota! Władze rzecz jasna nie określały wartości (wagi)
znaleziska. Nie wykluczały, że ta nowa makabryczna kopalnia „odkrywkowa" złota, może zawierać
znacznie więcej tego kruszcu. Chodzi nie tylko o samochody ze złotem zaskoczone katastrofą.
Bardziej intrygująca była zawartość częściowo ocalałej piwnicy - skarbca z pieniędzmi, szlachetnymi
„metalami" i kamieniami (czytaj - diamentami). Podano, że tylko kanadyjski Bank of Novia Scota
przechowywał w swojej filii w budynku wieży, złoto i srebro o wartości około 20 milionów dolarów.
Po ataku na WTC rabusie splądrowali wiele luksusowych sklepów w przejściach podziemnych pod
WTC, ale nie mogli dobrać się do zawalonych segmentów wież i podziemi, gdzie tkwiły prawdziwe
skarby. Piszę o tym w następnym rozdziale, bo na krwi ofiar można zarobić jeszcze inaczej.
PIENIĄDZE NAJLEPIEJ PŁYNĄ Z KRWIĄ
W witrynie internetowej: globalresearch.ca z 20 października, 2001, ukazała się publikacja
Michaela C. Rupperta pod rozbudowanym tytułem:
- Ukryte szczegóły handlu akcjami tych, którzy nielegalnie wykorzystywali poufne informacje, wiodą
do najwyższych władz CIA.
Udajmy się w wędrówkę po tym „dantejskim" piekle, jakim był atak na World Trade Center 1.
Bank A.B Braun, który w 1997 roku nabył Banker's Trust został uznany przez senatora Carla
Levina za bank piorący brudne pieniądze. Z kolei obydwa te banki zostały kupione przez potężny
Deutsche Bank w tymże 1997 roku. Dyrektor CIA - „Buzzy" Krongard zarządzał firmą, która
grała na giełdach akcjami „put" option. Dalsze szczegóły tych powiązań wskazują, ze Deutsche Bank
odgrywał kluczową rolę
w wydarzeniach związanych z atakiem 11 Września.
Już 10 dni po ataku na WTC (21 września) w publikacji Herzliya International Policy Institute
zatytułowanej: Czarny wtorek napisano, że było to największe oszustwo giełdowe na świecie.
Pomiędzy 6-7 września, a więc na kilka dni przed piekłem nad WTC, na giełdzie w Chicago było
4740 opcji „put" na akcje United Airlines, a tylko 396 opcji „call". Dziwnym trafem, na giełdzie
rzucono się więc na akcje zwane „pesymistycznymi" - na akcje „put". Miały powodzenie tylko na
skutek poufnych informacji, że coś musi się stać - innego wytłumaczenia nie ma. Kiedy to „coś" się
„stało", tamci prze1. Przekład dla autora - Lech Jaworski.
dziwni ryzykanci akcji United Airlines, zarobili około pięciu milionów dolarów.
W przeddzień tragedii - 10 września było 4516 akcji „put" na American Airlines (i inne linie) i
tylko 748 akcji „call". Nie istniały żadne powody do nagłych zmian cen i zainteresowań tymi akcjami.
Takie zmiany poprzedzają zwykle ważne ogłoszenia firm giełdowych. Nie było żadnych oznak, że
akcje mogą za kilka dni tak „tąpnąć".
Na tych 4516 akcjach „put", dobrze poinformowani zarobili kolejne cztery miliony dolarów!
I „niespodziewanie" nastąpiło to, co miało nastąpić: zagłada WTC 11 Września. I oto - w ciągu kilku
następnych dni nie sprzedano ani więcej ani mniej żadnych innych akcji lotniczych!
Światowa żydowska firma maklerów giełdowych - Morgan Stanley Dean Witter and Co., która
zajmowała dwadzieścia dwa piętra w World Trade Center, w ciągu trzech dni przed 11 Września,
„obróciła" 2157 akcjami „put" open, podczas gdy przed 6 września zawierano dziennie zaledwie
około 27 takich kontraktów! Czy porównanie tych dwóch liczb nie zasługuje na wykrzyknik?
Oznacza to, że wtajemniczeni w nadchodzącą katastrofę zarobili minimum 1,2 miliona dolarów.
Z kolei firma maklerska Marrill Lynch and Co, zajmująca także 22 piętra w WTC, nagle, w
ciągu czterech dni przed 11 Września, „obróciła" 12 215 akcjami „put"! Poprzednio, średnia
dziennych transakcji wynosiła około 250. Oznaczało to niewytłumaczalny wzrost obrotów o l200
procent!
Ale kiedy giełda znów ruszyła po jej kilkudniowym zamknięciu, to zarobiono na tym
niewytłumaczalnym wzroście obrotami 5,5 mln dolarów!
Pod wpływem tych „cudownych" skoków, europejskie komisje kontroli giełdy zaczęły po 11
Września badać transakcje w Monachium, Szwajcarii i Francji. Trudno się dziwić - wszyscy
inwestorzy ponieśli tam dotkliwe straty. Np. firma AXA (Francja), straciła, czemu trudno się dziwić
po 11 Września - 25 procent na akcjach American Airlines!
Niezależny (prawie!) „Sun Francisco Chronicle" z 29 września 2001 roku stwierdzał coś, co jest
istnym wybrykiem natury w sferze obrotów giełdowych:
- Inwestorzy nie odebrali 2,5 miliona dolarów z zysków zarobionych na giełdach akcji United
Airlines, aby się nie ujawnić!
Te nieodebrane miliony wzbudziły jednoznaczne podejrzenia w stosunku do inwestorów, którzy
wzgardzili taką fortuną. Czy te pieniądze wciąż „płonęły" z wieżami WTC, parzyły ich ręce - jeśli
wolno pozwolić sobie na taką przenośnię? Już wtedy stwierdzano, że oni się nie odważą ujawnić, czyli
zgłosić po ten krwawy szmal. Na odebranie tych 2,5 miliona dolarów nie mieli czasu przez cztery dni,
kiedy giełda była zamknięta. Potem było już za późno czyli dla nich już zbyt niebezpiecznie.
We wrześniu kupowano opcje United Airline (na październik) po 90 centów, a teraz1 są warte
dolara. Pod koniec października było 2313 podobnie wzgardzonych, niezrealizowanych opcji „put" o
łącznej wartości 2,7 min dolarów – 231 000 akcji.
Powróćmy do Deutsche Bank, wspomnianego na początku publikacji. Źródła dobrze zorientowane
w arkanach handlu akcjami United Airlines zidentyfikowały Deutsche Bank jako bank inwestycyjny
użyty do kupna części tych akcji. Deutsche Bank również w Monachium był aktywny przy handlu
tymi akcjami przez banki i brokerów związanych głównie z CIA! A to już wiele podpowiada, wiele
niemal wyjaśnia.
Przed kilkunastu laty słynne było bankructwo banku BCCI, który zidentyfikowano jako „pracza"
brudnych pienię1. To „teraz" oznaczało koniec października 2001.
dzy, związanego z klanem Rockefellerów. Tu otwierają się bezpośrednie powiązania z CIA. W 1947
roku powstał The National Security Act - Akt Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Jego projektantem
był ówczesny minister obrony Clark Clifford. Po latach okazało się, że Clifford pomagał w oszustwach banku BCCI.
Dwaj żydowscy bracia - Foster i Altan Dullesowie byli desygnowani przez Clifforda. Foster został
Sekretarzem Stanu za prezydentury Eisenhowera, potem szefem CIA, wyrzuconym przez
Kennedy'ego. Obaj byli prominentnymi prawnikami firmy Sullivan Cromwell. Inny szef CIA - Bill
Casey także był prawnikiem na giełdach, a obecny wicedyrektor giełdy nowojorskiej również jest
prawnikiem na usługach CIA. Słowem - bossowie CIA albo zaczynają karierę w wielkich bankach
lub firmach maklerskich, albo po awansach w CIA „kończą bieg" w tychże firmach.
G. Bush był dyrektorem CIA przez 13 miesięcy (1976-1977). Po odejściu z prezydentury, nadal
jest konsultantem firmy Carlyle Group - jedenastego co do wielkości dostawcy uzbrojenia dla armii
USA. Bushowie, Ojciec i Syn („41" i „43"), jak wykazuję w innych fragmentach tej pracy, mają
wspólne inwestycje naftowe z klanem Bin Ladena.
Wspomniany „Buzzy" Krongard - obecny szef CIA, był przedtem szefem rady nadzorczej A. B.
Brown i wiceprezesem Bankers Trust - kupionych przed kilku laty przez Deutsche Bank. Z kolei
Deutsch - emerytowany dyrektor CIA, jest (2002) w radzie nadzorczej drugiego co do wielkości w
USA Citibanku, czyli jednym z głównych filarów Systemu Rezerw Federalnych - w istocie
prywatnego trustu właścicieli całych finansów USA - bez wyjątku Żydów. Dodajmy, że Citibankowi
udowodniono pranie brudnych pieniędzy, głównie narkotykowych, co pośrednio wyjaśnia, w tym na
przykładzie banku BCCI, dlaczego 15 miliardów dolarów, każdego roku przeznaczanych z
budżetu państwa na „walkę z narkotykami", nie daje żadnych widocznych wyników.
Albo emerytowany dyrektor CIA Slatkin – zasiadający w radzie nadzorczej giganta Citibank.
Albo Maurice „Hank" Greenberg z The CEO of AIG - firmy ubezpieczeniowej zarządzającej
największym funduszem inwestycyjnym na świecie. M. Greenberg już-już miał otrzymać nominację
na stanowisko szefa CIA w 1995 roku, ale w ostatniej chwili wydały się jego powiązania z handlem
narkotykami na wielką skalę. Akcje The CEO of AIG bardzo zdrożały po 11 Września, o czym
szerzej można się dowiedzieć pod adresem internetowym: http://www.copvcia.com/stories/part2.html.
Michael C. Ruppert kończy swoją publikację ponurą kwintesencją:
- Cokolwiek robi CIA, cokolwiek robi rząd, to NIE jest to w interesie Ameryki, a szczególnie
tych, którzy zginęli 11 Września.
TERROR USA PRZECIWKO USA?
Po dramatach „Lusitanii" i Pearl Harbor, tytuł powyższy nie jest stylistyczną prowokacją. Jest
najzupełniej uzasadniony. Oddaje istotę amerykańskiego auto-terroru.
Na potwierdzenie omówmy tu ściśle przez 40 lat tajny plan amerykańskiej soldateski i wywiadu,
noszący kryptonim Nortwoods1. Jego zadaniem była inscenizacja serii akcji terrorystycznych na Stany
Zjednoczone w wykonaniu służb specjalnych USA oraz wojsk lądowych, morskich i lotnictwa. Akcje
terrorystyczne miały uzasadnić w opinii świata, a zwłaszcza narodu amerykańskiego, konieczność
zbrojnej inwazji na Kubę!
Ten cyniczny, zbrodniczy plan został opracowany w najdrobniejszych szczegółach. Do jego
realizacji na szczęście nie doszło. To zasługa obowiązującej wówczas równowagi strachu.
Terrorystyczny establishment USA ostatecznie uznał, że atak na Kubę może sprowokować atomową
ripostę ZSRR.
Plan został opracowany w 1962 roku przez Połączone Dowództwo Sztabów. Plan Northwoods
został po dziesięcioleciach „wyszperany" przez Narodowe Archiwum Bezpieczeństwa (National
Security Archive), które określa się jako:
- niezależny, pozarządowy instytut badawczy przy Uniwersytecie George w Waszyngtonie, D.C.
Archiwum zbiera i publikuje odtajnione dokumenty, otrzymane dzięki Aktowi Wolności Informacji
(FOIA). Jako instytucja niezależna od dotacji publicznych, jest ono wolne od płacenia podatków, nie
będąc instytucją finansowaną przez rząd USA.
l. O którym wspomniano wcześniej.
Szczegóły prowokacji o kryptonimie Northwood zostały opublikowane 10 grudnia 2001 roku w
witrynie: emperors-clothes.com (lub: tenee.net). Odwiedza ją około 100 000 internautów. To
ogromny tłum wścibskich szperaczy! Już niczego nie dało się ukryć przed światową opinią. Barierą
jest jednak język angielski. I właśnie te rewelacje przybliżył czytelnikowi polskiemu tłumacz i
publicysta Marek Głogoczowski w tygodniu „Tylko Polska" nr 7/2002.
Głównym organizatorem tej demaskatorskiej witryny jest Jared Israel - 57-letni nowojorczyk,
którego:
- zdumiała, granicząca z rasizmem wrogość ŻYDOWSKIEGO ESTABLISHMENTU do narodu
serbskiego, przez całą dekadę lat 90. będącego obiektem zarówno propagandowych jak i militarnych
napaści ze strony „społeczności międzynarodowej". Jak przypomina to Jared Israeł w artykule: „Who
We Are", w czasie II wojny światowej Serbowie w ogóle nie pohańbili się kolaboracją z Niemcami
przy eksterminacji Żydów. W poniższym artykule są przytoczone dowody wskazujące, że zamachy 11
Września byty prowokacją przygotowaną przez administrację prezydenta Busha.
Artykuł o podobnym wydźwięku opublikował w tej witrynie znany dziennikarz George Szamuel,
wykazując, jak władze USA starają się zakamuflować fakt, że celowo dopuściły do ataków na WTC, a
zwłaszcza na Pentagon, oficjalnie broniony przez dwie eskadry myśliwców stacjonujących w odległej
o kilkanaście mil od Waszyngtonu bazie Andrews, Jeżeli zaś chodzi o czwarty „porwany" samolot,
który spadł kilkanaście mil przed gigantyczną centralą atomową Three Mile Island, to możemy tylko
spekulować co by się stało, gdyby on rzeczywiście uderzył w tę super-elektrownię (...)
Przejdźmy do omówienia witryny Emperor's Clothers, będącej ewidencją planu Northwoods
opublikowaną w artykule: Obwiniony za 11 Września (Guilty for 9-11).
Autorzy oskarżają w nim administrację Busha o zainscenizowanie ataku na WTC i
Pentagon. Celem było usprawiedliwienie amerykańskiej krucjaty militarnej, Wiecznej Wojny z
Terroryzmem na całym Globie. Początkiem stał się Afganistan. Atak na ten kraj wcale nie miał na
celu „walki z terroryzmem". Przeciwnie: chodzi o wykreowanie nowego aparatu terroru w
Afganistanie. Strategicznie - ulokowanie militarno-wywiadowczych struktur USA wewnątrz Azji
Centralnej. Z punktu widzenia strategii dalekosiężnej, Waszyngton ma nadzieję opanowania i
rozbioru państw byłego ZSRR.
Autor artykułu stwierdzał:
- Przedstawiciele aparatu wywiadowczo-militarnego USA zamierzają popierać Ouislingów w
rodzaju pana Putina, penetrować struktury militarno-obronne i polityczne byłych Republik
Radzieckich oraz wywoływać ataki terrorystyczne w celu destabilizacji tych terenów, a także w celu
budowy - lub przejęcia kontroli nad potężnymi bazami militarnymi. Te bazy zostaną z kolei
wykorzystane w celu dokonania bezpośrednich ataków, kiedy, jak to z pewnością się stanie, niektóre
byłe Republiki Radzieckie będą stawiać opór. Z tej przyczyny strategia ta zawiera w sobie ryzyko
wojny nuklearnej.
Autor przenikliwie odnosi się do tych głosów analityków, którzy w internecie powierzchownie
interpretują cele ataku na Afganistan, jakoby celem tym była:
- eksploatacja rezerw ropy oraz gazu w basenie morza Kaspijskiego, będącego największym
źródłem nie zbadanych jeszcze rezerw paliwowych na świecie, wystarczającym, według naszych ocen,
by zaspokoić na całe pokolenie, żarłoczność energetyczną Ameryki.
Taką tezę wysunął m.in. dziennikarz John Pilger. Dodajmy od siebie, że opanowanie złóż basenu
Morza Kaspijskiego nie staje w sprzeczności z generalnym celem strategii amerykańskiego Imperium
Szatana, jakim jest totalna anihilacja potęgi i wpływów Rosji w tym regionie. Od przybytku głowa nie
boli. Trafnie jednak zdefiniował ten główny cel inwazji na Afganistan człowiek, który jak rzadko kto
zna amerykański ekspansjonizm. Tym człowiekiem jest dyktator Kuby Fidel Castro. Podczas
przemówienia 2 listopada 2001 roku powiedział:
- Nie podzielam poglądu, że głównym celem USA w Afganistanie była ropa. Widzę raczej, że była
to część koncepcji geostrategicznej. Nikt nie zrobiłby takiej pomyłki goniąc tylko za ropą, a najmniej
kraj posiadający dostęp do złóż ropy na całym świecie, włączając w to rosyjską ropę oraz gaz, jeśli
tylko tego sobie życzy. Do tego wystarczy, by Ameryka zainwestowała, kupiła i zapłaciła.
Autor publikacji konkluduje wątek rosyjsko-azjatycki:
- Poprzez zredukowanie Związku Radzieckiego do serii protektoratów, amerykański
establishment zdobędzie kontrolę nad 1/6 powierzchni Ziemi - nie tylko z jej złożami ropy,
niezmierzonymi lasami, złotem, diamentami, gazem naturalnym, żelazem i innymi minerałami, ale
także z milionami zbiedniałych, lecz dobrze wykwalifikowanych robotników, itd.
Wewnętrzną ceną, jaką już teraz płacą Amerykanie, jest poddanie ich dyktaturze, w której
osławiona wolność i demokracja stają się pustymi słowami. Już teraz działa w USA Policja
Bezpieczeństwa (Homeland Security Police), którą tłumacz publikacji przyrównuje nie bez racji do
hitlerowskiego Gemainsieherheitstatspolizei - GESTAPO.
Po tych uwagach przejdźmy do diabolicznego planu prowokacji i zamachów terrorystycznych USA przeciwko USA -mających usprawiedliwić inwazję na Kubę.
A oto szczegóły Planu Northwood:1
Propozycja Northwoods została autoryzowana oraz tymczasowo zaakceptowana przez Połączone
Dowództwo Sztabów USA. Miała ona bardzo jasny cel, cytuję:
1. Połączone Dowództwo Sztabów rozważało i załączyło Memorandum adresowane do Szefa
Operacji Projekt Kuba, aby odpowiedzieć na żądanie tego biura dostarczenia krótkiego opisu
pretekstów, które wystarczyłyby dla usprawiedliwienia amerykańskiej inwazji Kuby.
2. Połączone Dowództwo Sztabów zarekomendowało, aby proponowane memorandum zostało
przekazane jako wstępne opracowanie, nadające się do planowania.
Celem była dezinformacja mająca stworzyć fałszywe wrażenie, że Kuba podstępnie
zaatakowała Amerykanów:
5. Sugerowane przebiegi akcji, dołączone do Załącznika A, opierają się na przesłance, że militarna
interwencja USA pojawi się jako rezultat zwiększonego napięcia w stosunkach USA-Kuba, co postawi
Stany Zjednoczone w pozycji kraju mającego usprawiedliwione zażalenia. Zarówno opinia światowa
jak i forum Narodów Zjednoczonych winny zostać przychylnie nastawione poprzez wytworzenie
międzynarodowego obrazu rządu kubańskiego jako brutalnego i nieodpowiedzialnego, będącego
alarmującym i nieprzewidywalnym zagrożeniem dla pokoju na Zachodniej Półkuli.
Dokument argumentował, że Kuba winna być zaatakowana w ciągu najbliższych kilku miesięcy,
zanim przyłączy się do Paktu Warszawskiego pod przywództwem ZSRR. W ten sposób plan był nie
tylko zdradziecki i morderczy włączając w to, jak zobaczymy, Amerykanów jako ofiary, ale także
tchórzowski:
l. Kursywą podaję oryginalne brzmienie fragmentów „Planu Northwood".
6. Podczas gdy sfałszowane przesłanki mogą zostać wykorzystane w czasie obecnym, to będą one
dobre tak długo jak tylko będzie wystarczająca pewność, że militarna interwencja na Kubie nie
doprowadzi do bezpośredniego zaangażowania się Związku Radzieckiego.
Dokument Northwoods miał zostać doręczony ówczesnemu Sekretarzowi Obrony Robertowi
McNamarze. McNamara twierdzi, że go nigdy nie widział, ale twierdzi on także, że w latach 1960:
był przeciwny wojnie w Wietnamie. (...)
8. Poleca się, aby:
A. Załącznik A wraz z dołączonymi doń materiałami dostarczyć Sekretarzowi Obrony dla
akceptacji i przesłania Szefowi Operacji Projekt Kuba,
Northwoods uznawał, że najlepszym uzasadnieniem dla ataku na Kubę będzie trick z uprzednim,
pozorowanym „atakiem kubańskim" na siły amerykańskie:
l. Ponieważ wydaje się być pożądanym użycie uzasadnionej prowokacji (sic!) jako podstawy dla
militarnej interwencji USA na Kubie, skryty i zwodniczy plan, który włączałby konieczne akcje
wstępne, takie jakie zostały przygotowane w odpowiedzi na Zadanie 33c, mógłby zostać zrealizowany
jako początkowy ruch mający na celu sprowokowanie kubańskiej reakcji. Winny zostać nasilone
ciągłe akcje nękające oraz inne oszukańcze tricki, które miałyby przekonać Kubańczyków o
nadchodzącej inwazji. Nasze militarne zachowanie poprzez wykonanie planu, winno dopuścić szybkie
przejście od ćwiczeń do interwencji, jeśli kubańska reakcja to uzasadni.
Dokument ten także wzywał do inscenizacji fałszywych kubańskich ataków na amerykańskie
instalacje:
(5) Doprowadzić do wybuchu amunicji wewnątrz bazy (Guantanamo), spowodować pożary.
(6) Podpalić samolot w bazie lotniczej (sabotaż).
(7) Ostrzelać z moździerza bazę z zewnątrz, spowodować pewne uszkodzenia instalacji.
Niektóre z proponowanych ataków mogłyby zostać wykorzystane do przedstawienia
Kubańczyków jako potworów bez serca:
Jest możliwość wykreowania incydentu, który by zademonstrował w sposób przekonywujący, że
samolot kubański zaatakował i zestrzelił wyczarterowany samolot pasażerski w drodze z USA na
Jamajkę, do Gwatemali, Panamy względnie Wenezueli. Taki kierunek powinien zostać wybrany ze
względu na przelot nad Kubą w trakcie rejsu. Pasażerami mogłaby być grupa studentów na
wakacyjnym wyjeździe, lub jakakolwiek grupa osób mająca wspólny interes wyczarterowania
samolotu na rejs nie będący w rozkładzie lotów.
Podczas gdy ten plan nie wzywa otwarcie do zabicia wymienionych powyżej studentów - tylko
wydaje się on wskazywać na to - Połączone Dowództwo Sztabów zasugerowało zabicie pewnej ilości
uciekinierów kubańskich, lub przynajmniej ranienia ich, ze względu na to, że będzie to nagłośnione w
sposób czyniący taką akcję sensowną:
Kampania terroru może zostać skierowana w kierunku uciekinierów kubańskich, szukających
schronienia w USA. Moglibyśmy zatopić statek z Kubańczykami w drodze na Florydę (realny lub
symulowany). Moglibyśmy pozorować ataki na życie Kubańczyków uciekinierów w Stanach, nawet do
ranienia ich, co byłoby szeroko nagłośnione.
Albo na przykład, można by wysadzić w powietrze pewną liczbę amerykańskich
funkcjonariuszy:
3. Incydent pod nazwą „Pamiętaj Maine" mógłby być zaaranżowany w kilku formach:
a. moglibyśmy wysadzić statek amerykański w Guantanamo i oskarżyć o to Kubę.
Warto zauważyć, że w pkt. 3 powyżej, Połączone Dowództwo wydaje się brać za pewność to, że
zatopienie okrętu „Maine" w 1898 r., które było pretekstem uzasadniającym wojnę amerykańskohiszpańską. Warto pamiętać, że do dzisiaj - ponad sto lat po tym incydencie - wojskowi USA
odmawiają publicznie przyznania się, że „Maine" został zniszczony w stylu prowokacji
Northwood, chociaż prywatnie są przekonani, że tak właśnie było.
Dokument Northwood wzywał do wyszukanych schematów, w celu stworzenia odpowiednich
iluzji:
6. Użycie samolotu typu MIG przez pilotów amerykańskich mogłoby być dodatkową formą
prowokacji. Nękanie wojną domową, ataki na statki oraz zniszczenie bezzałogowego amerykańskiego
samolotu wojskowego przez podobne do MIG-ów samoloty, byłoby użytecznym jako akcje uzupełniające. Samolot F-86 odpowiednio pomalowany wystarczyłby do przekonania pasażerów, że
widzieli kubańskiego MIG-a, zwłaszcza jeśli pilot tego transportu zaanonsowałby ten fakt. Wstępna
trudność w realizacji tej propozycji pojawia się w ryzyku niebezpieczeństwa zawartego w konieczności
uzyskania lub modyfikacji odpowiedniego samolotu. Jednak dość dobre kopie MIG-ów mogą zostać
wykonane ze środków amerykańskich w ciągu trzech miesięcy.
W powyższym tekście znajduje się zdanie, które można by użyć dla podsumowania moralności
rządowych terrorystów z Northwoods jako całego przedsięwzięcia: Jedynym aspektem negatywnym
jest ryzyko niebezpieczeństwa. By temu zapobiec, połączone Dowództwo rekomenduje aby:
b. Ten dokument NIE był udostępniony dowódcom zjednoczonych lub specjalnych oddziałów.
c. Ten dokument NIE był udostępniony oficerom USA odkomenderowanym do działań w NATO.
d. Ten dokument NIE był udostępniony Przewodniczącemu Delegacji USA w ONZ-owskim
Komitecie Sztabu Wojskowego.
„TYLKO POLSKA" 7/2002
MOCARSTWO ZBÓJECKIE ZBROI SIĘ
Cesarz Clinton: Po pierwsze gospodarka, durniu!
Cesarz Bush II: Po pierwsze rakiety, durniu!
Atak na Irak w Zatoce Perskiej i potem masakrowanie jego terytorium przez USA, stanowiły
ważny poligon doświadczalny dla broni naruszających stabilność równowagi strachu. Tej
równowagi, która przez ostatnie kilkadziesiąt lat paraliżowała obie strony, USA i ZSRR - przed
pokusami ataku na przeciwnika. Aż wreszcie dokonano „rozbioru" ZSRR, co było podwójnym
fenomenem „rozbrojeniowym". Rozszarpano to reaganowskie Imperium Szatana terytorialnie, potem
ekonomicznie, a wszystko bez jednego wystrzału! Obecnie trwa dalsza destabilizacja tych resztek
zwanych Wspólnotą Niepodległych Państw.
Tak naruszona równowaga strachu była pierwszym strategicznym krokiem Nowego Imperium
Szatana ku totalnej dominacji militarnej, strategicznej, politycznej i ekonomicznej nad resztą świata.
W jednostronnej masakrze sił Iraku, militarno-przemysłowy syndrom USA przekonał się, że
głowice odłamkowe, które stanowiły istotę siły rażenia rakiet PATRIOT, mają wady i nie mogą
stanowić broni na imperialną przyszłość. Atakując SCUDY (lecące na Izrael), nie zawsze niszczyły
lub zmieniały tor ich lotu. Często należało wystrzelić kilka PATRIOTÓW, aby zniszczyć jednego
SCUDA. Często także rozrywał się on zbyt nisko ziemi, rażąc odłamkami.
Rakiety SCUD także uznano za przestarzałe, zbyt łatwe do niszczenia. Tak rozpoczęła się
dłubanina nad systemem THAAD. Wojna „obronna" przyszłości, to opanowanie techniki niszczenia
rakiet przeciwnika, lecących z szybkością kilku kilometrów na sekundę na wysokości 20-30
kilometrów. Choćby tylko te dwa parametry uzasadniają metaforę: wojny gwiezdne.
Próby rakiet przechwytujących rakiety przeciwnika o takich szybkościach i wysokościach, zostały
uwieńczone sukcesem w 1999 roku po szeregu niepowodzeń, których Amerykanie nawet nie starali
się ukrywać, bo i tak byłoby to niemal niemożliwe, gdyż kosmos jest zaśmiecony ponad 2400
satelitami, w ogromnej większości wojskowo-szpiegowskimi. Sukcesy te dały życie systemowi
obronnemu o skrócie NMD oraz THAAD i PATRIOT PAC-3. Senat natychmiast, olbrzymią
większością głosów 97 przeciwko 3, zatwierdził ten system. Clinton podpisał umowę rządu z firmami
pracującymi nad tym systemem. To był dopiero początek. Jego następca Bush II zabrał się z
ogromnym impetem do jego realizacji.
W skład systemu NMD miały wejść:
- rakiety naziemne o charakterze przechwytującym
- naziemne stacje radarowe zdolne do pracy w warunkach silnych zakłóceń elektromagnetycznych
- unowocześnione radary wczesnego ostrzegania
- działający w podczerwieni system satelitarny do wykrywania i śledzenia rakiet balistycznych w
pierwszej i drugiej fazie ich lotu
- ośrodki łączności i kierowania rakietami przechwytującymi rakiety przeciwnika
- całkowicie zautomatyzowane centrum zarządzania i łączności całego tego sytemu1. Czas tych prac:
l. Zob.: A Rojek, „Głos" 17 II 2002.
- pierwszy etap ma zostać zakończony w 2005 roku. Jego głównym „sworzniem" będzie
rozmieszczenie w Ford Grey na Alasce około 20 antyrakiet przechwytujących;
- drugi etap - do 2007 roku: zwiększenie liczby rakiet przechwytujących do 100 oraz wprowadzenie
nowej rodziny satelitów;
- trzeci etap - do 2010 roku: wprowadzenie wszystkich satelitów tego systemu, trzech kolejnych
radarów typu SBIRS oraz dwóch ośrodków łączności.
Koszty miały (liczone w 1999 roku) zamknąć się w 50 miliardach dolarów. Budową zajmują się
firmy z konsorcjum Unitet Missile Defense Company. Powołały je firmy Raytheon Locked Martin,
Boeing i TWR.
Po dwóch latach prac i nakładów, Boeingowi i pozostałym gigantom jakoś nie udało się zapobiec
porwaniu czterech samolotów Boeinga w ciągu jednego dnia, jednej godziny. Nie udało się ich
zniszczyć albo przechwycić ich w drodze do samobójczych celów, drodze trwającej 45, 60 i 80 minut.
Oczywiście, te zbrojenia obronne spotykały się ze zdecydowanym sprzeciwem Rosji. Ten
finansowy bankrut nie mógł nawet marzyć o choćby szczątkowym sprostaniu tym wyzwaniom.
Została więc radykalnie naruszona światowa równowaga strachu. Rozpoczął się nieograniczony, przy
tym niekwestionowany przez „społeczność międzynarodową" marsz USA ku roli pierwszego
żandarma świata.
Bush II, wraz ze swymi ministrami do spraw polityki zagranicznej i obrony - Colinem Powellem i
Donaldem Rumsfeldem ruszyli pełną parą ku realizacji systemu NMD. Co więcej, rozpoczęli
energiczne działania polityczne na rzecz wciągnięcia do swego rydwanu sojuszników USA, w tym
państw NATO. Rezultaty są takie, że w styczniu 2002 prominentnym liderom NATO przyszło
wystękać, że NATO jest obecnie Pigmejem w porównaniu z machiną wojenną USA.
Omawiając te zbrojenia USA, autor wspomnianego artykułu - Artur Rojek, publicysta „Głosu", od
dawna realizującego czyjąś strategię opartą na „dokopywaniu" Rosji gdzie i kiedy się tylko daje,
a usprawiedliwianiu wszystkiego co robią Stany Zjednoczone, stara się wykazać, że USA czynią to
wszystko we własnej „obronie". Przeciwnicy kosmicznych zbrojeń USA wołali i wołają, że jest to
rażące naruszenie równowagi sił i strachu. Publicysta „Głosu", nie mogąc już powoływać się na
straszaka w postaci sowieckiego „Imperium Szatana", odkrywa kilka zastępczych „Imperiów
Szatana".
Zapomina jednak dodać, że ten wyścig już trwa. Kilka państw azjatyckich rozbudowuje
intensywnie swoją broń jądrowa, rakietową oraz siły konwencjonalne. Wiele z nich to zaprzysiężeni
wrogowie Zachodu. Rosja udziela im pomocy technologicznej oraz sprzedaje swoje uzbrojenie.
Publicysta „Głosu" mógł nie znać straszliwego „krwotoku", jakim było „wykradanie", a tak
naprawdę to dobrowolne przekazywanie dziesiątków bezcennych nowinek militarnych Chinom, które
pozwoliły temu przyszłemu „Imperium Szatana" dogonić USA w zbrojeniach strategicznych. Piszę o
tym w osobnym rozdziale. Dostrzega jednak Pekin, ale w innym kontekście:
- Czy wobec tego zagrożenia Zachód ma pozostać bezbronny, bo tak chce Moskwa i Pekin?
Te polemiczne uwagi wokół tez jednego artykułu jednego tygodnika nie zasługiwały by na tak
jednoznaczną ripostę, gdyby nie odzwierciedlały niebezpiecznego trendu. Polega on na
niekończącym się demonizowaniu Rosji posowieckiej przy jednoczesnym wychwalaniu
wszystkiego co czynią Stany Zjednoczone na rzecz budowy Nowego Imperium Szatana, tym
razem na półkuli północnej, przy współpracy wprzęgniętego w ich rydwan militarnego
„Pigmeja" czyli NATO.
Do czasu 11 Września obowiązywał następujący argument usprawiedliwiający militarny
ekspansjonizm USA: równowaga strachu to równowaga szans samozagłady. Czyniąc ze swojego
obszaru i kosmosu twierdzę antyrakietową, USA odbierają ochotę ataku każdemu potencjalnemu
agresorowi, ponieważ Ameryka obroni się przed atakiem, ale w odwecie zniszczy napastnika.
Tylko hipokryzja, tylko usłużne sprzyjanie jednej strategicznej opcji może sprawiać, że szanujący
się analityk nie uwzględnia niebezpieczeństw wynikających z uzyskania monopolu militarnego w
skali światowej. Można założyć, że USA to mocarstwo święte, pacyfistyczne jak noworodek, czyste
w intencjach dziś i za 10 lat, miłujące pokój światowy, nie łakome na surowce państw trzeciego
świata. Ale tak nie jest, czego dowodem historia USA XX wieku. I nigdy nie było tak, aby jakieś
mocarstwo nie miało takich pokus. Mocarstwo, monopol siły, to brutalny imperializm od czasów
przedchrystusowych po dzień dzisiejszy. Wielka władza przechodzi w pokusę jeszcze większej,
dominacja na kontynencie przeradza się w chęć dominacji nad światem. Stany Zjednoczone są kolonią agresywnej, amoralnej elity syjonistycznych globalistów budujących Jeden Rząd Światowy.
Muszą one posiadać swój przysłowiowy okręt flagowy. Swój główny taran. Swojego żandarma
świata. Tę rolę tarana spełnia USA.
Wyboru dokonali już u schyłku XIX wieku. Konsekwentnie realizowali ten program zbrodniczymi
prowokacjami obliczonymi na wciągnięcie USA do dwóch kolejnych wojen globalnych.
Obecnie użyli tego taranu do wywołania trzeciej.
Kiedy upadł komunizm w sowieckiej, bolszewickiej wersji, należało natychmiast
wyprodukować światowego wroga zastępczego. Wybór padł na terroryzm. Już w 1990 roku
Henry Cooper - ówczesny szef Inicjatywy Obrony Strategicznej (Strategie Defense Initiative - SDI)
przedstawił Bushowi I uzasadnienie potrzeby gwałtownej militaryzacji USA. Powołał się na Irak,
Iran, Pakistan i Koreę Północną, jako państwa „nieobliczalne", zdolne do nuklearnych ataków terrorystycznych. Wtedy nazwał je państwami „niestabilnymi". Teraz są to „państwa zbójeckie", państwa
„hultajskie". Raport Coopera natychmiast zyskał aprobatę i rozpoczął się wyścig zbrojeń. Był to
jednak wyścig nieznany dotąd w historii, bo wyścig USA z... USA!
Minęło 12 lat od tego: Hannibal ante portas, a wciąż nie wiadomo, czy Irak i Iran posiadają broń
atomową, a Pakistan, to jeden z wielu naziemnych satelitów USA, zaprzątnięty dodatkowo stałymi
konfliktami z Indiami1.
Na szczęście pojawił się „terroryzm międzynarodowy" w wykonaniu samotnych fanatyków,
niekiedy przez grupy terrorystów, a także „państw zbójeckich". Obowiązkowo islamskich.
Obowiązkowo fanatycznych.
Mamy więc nowego światowego wroga - terroryzm. Coś w rodzaju neo-komunizmu. Wróg to
jednak wygodniejszy. Prawie niematerialny, hipotetyczny, niewidzialny. Można więc uderzać w
dowolnym miejscu. Zawsze pod pretekstem walki z terroryzmem. Realnym lub „potencjalnym".
Amerykańskie zapowiedzi kolejnej, już trzeciej terrorystycznej inwazji na Irak pod pretekstem
„walki z terroryzmem" materializowały się już w lutym 2002 roku. Jak przewidywano, USA posłużą
się irackimi Kurdami jako „drugim frontem"2. Północny Irak jest doskonałą bazą wypadową do takiej
dywersji. Od czasu wojny w Zatoce Perskiej północne rejony Iraku znajdują się poza zasięgiem
lotnictwa Iraku, kontrolowane przez lotnictwo brytyjskie i amerykańskie. Wa1. Z kolei Indiom funduje się krwawe rozruchy na tle religijnym, jak np. te z marca 2002.
2. W Anglii odbyła się w marcu 2002 potężna demonstracja przeciwko kolejnej inwazji na Irak.
szyngton próbował w lutym 2002 roku skonsolidować dwa rywalizujące ze sobą ugrupowania irackich
Kurdów. Ich przywódców postawiono przed ekranami telewizji tureckiej. Wtedy trochę rozczarowali:
obaj (Barzani i Dżalal) stwierdzali, że mają mały wpływ na sytuację w tym regionie. Ponadto nie ma
pewności, czy następca Saddama okazałby się władcą lepszym dla Kurdów od obecnego dyktatora.
W marcu wiceprezydent Cheney udał się na Bliski Wschód. Zapowiadając tę wizytę już na
początku lutego, „Los Angeles Times" ujawnił trzy alternatywne działania USA zmierzające do
„rozmontowania" Iraku od wewnątrz. Były to opcje: siłowa (naloty bombowe lub desanty lądowe),
dyplomatyczna z udziałem ONZ i jeszcze surowszą blokada ekonomiczną. Trzecia, to opcja
polityczna - „przekonanie" państw ościennych do konieczności „presji" na Bagdad. Problemem staje
się jednak narastający opór i oburzenie opinii światowej przeciwko planom inwazji militarnej na Irak trzeciej z kolei w ciągu kilkunastu lat. Wspomniane w przypisie demonstracje w Londynie z udziałem
10 000 osób (z pewnością liczba pomniejszona przez media) jest tego wystarczającym dowodem i
ostrzeżeniem. Narody nie mające głosu, bo pozbawione wpływu na koszer-media widzą gołym okiem,
co się dzieje: dwa razy Irak, zniszczenie Jugosławii, teraz ponowne pogróżki pod adresem Iraku,
Iranu, Korei komunistycznej, potężne manewry wojskowe na Bałtyku i północy Polski,
lądowanie 600 komandosów USA na Filipinach, oczywiście tylko w ramach „doradztwa i
pomocy" w zwalczaniu terroryzmu, całkowite podporządkowanie Pakistanu i pomimo rozbicia
talibów okupacja Afganistanu, bombardowanie tamtejszych gór pod pretekstem „oczyszczania terenu
z niedobitków".
To wszystko dzieje się i działo pod dwoma uniwersalnymi pretekstami, stosowanymi pojedynczo
lub razem: pod pretekstem walki w obronie praw człowieka, a obecnie na pierwsze miejsce
wysunęła się „walka z terroryzmem".
Lewicujący Żyd, ale intelektualnie uczciwy wybitny językoznawca i publicysta polityczny - Noam
Chomsky przed kilkunastu laty opublikował przenikliwe studium pt. Kontrola nad mediami. Był to
wybór z serii jego odczytów opublikowanych w „Open Magazine" we wrześniu 1991. Niemal w
całości przedrukowałem je w mojej książce Bandytyzm NATO (RETRO, Lublin 1999) w przekładzie
dr. Marka Mastalerza.
A co do tej „walki o prawa człowieka", po której, w wydaniu amerykańskim, zwykle nie pozostaje
kamień na kamieniu, zacytuję jeden krótki fragment eseju Noama Chomsky'ego:
- Gdyby Stany Zjednoczone kierowały się tym stanowiskiem, powinniśmy zbombardować
Salwador, Gwatemalę, Indonezję, Damaszek, Tel Awiw, Capetown, Turcję, Waszyngton oraz cały
rząd innych państw i miast.
Ciekawe, co teraz N. Chomsky myśli o tej „walce o prawa człowieka i „walce z terroryzmem", po
doświadczeniach w Afganistanie.
MOSSAD WIE WSZYSTKO
Mossad, to izraelski wywiad przenikający cały świat z siłą promieni rentgenowskich. Penetruje
amerykańską CIA i FBI, posiada swoich agentów na szczytach wywiadów i kontrwywiadów
wszystkich państw liczących się w układzie globalnym, jest też posiadaczem wszystkich tajemnic
(jeżeli takie jeszcze istnieją) wywiadu i kontrwywiadu Polski.
Mossad od swego zarania był największym, najbardziej bezlitosnym państwowym terrorystą
bezpośrednim, a pośrednio stale monitorującym i wspierającym terroryzm światowy.
Wszystkie śledztwa, wszystkie spekulacje dotyczące rzeczywistych zleceniodawców ataku na
WTC i Pentagon, powinny zaczynać się od fundamentalnych pytań - dwóch z wielu, które padły już
wcześniej:
- Dlaczego w dniu ataku, w obydwu wieżach nie było Amerykanów żydowskiego
pochodzenia, w liczbie (rzekomo) około 4000 osób? Nie był to dzień jakiegoś święta żydowskiego,
a jednak Żydzi jak jeden, nie stawili się w pracy!
Dopóki świat nie otrzyma odpowiedzi na to pytanie, dopóty wszelkie dywagacje wokół sprawców
ataku pozostaną jałowe.
Pytanie drugie, już tylko uzupełniające pytanie poprzednie:
- Dlaczego izraelska Agencja Bezpieczeństwa zabroniła premierowi Szaronowi przylotu do
Nowego Jorku 11 września, gdzie miał wygłosić przygotowane przemówienie na festiwalu kultury
żydowskiej? Pisało o tym powstrzymaniu Szarona „nawet" izraelskie pismo „Yedot Ahranot".
I pytanie uzupełniające:
- Dlaczego na kilka dni przed atakiem Żydzi masowo wycofali swoje akcje linii lotniczych AA
i UA z giełdy nowojorskiej?
W Stanach Zjednoczonych, których główne media są wyłącznie w rękach żydowskich, istnieją
jeszcze pisma niezależne od żydowskiego dyktatu finansowego i cenzury. Do takich należy tygodnik
„American Free Press", powstały w miejsce zlikwidowanego przez władze pisma „Spotlight".
Tenże „American Free Press" pisał l października 2001 roku:
- Wielkie media pośpiesznie oskarżyły Osamę Bin Ladena o terrorystyczne ataki na Nowy Jork i
Waszyngton, ale prasa krajowa nie podaje, że przynajmniej 13 osobników z Izraela zostało
zatrzymanych przez FBI, jako mocno podejrzanych o łączność z atakującymi. Zatrzymani Żydzi
stanowią trzy odrębne grupy.
Dalej dowiadujemy się, że aresztowani Żydzi z Izraela posiadali mapę Nowego Jorku z
zaznaczonymi pewnymi punktami miasta. Jedna z grup filmowała z dachu żydowskiego budynku
płonące wieże, okazując nieprzyzwoitą radość.
Pamiętamy z polskojęzycznej „Tel-Awizji" wielekroć powtarzaną scenę na żywo, jak to rzekomo
arabska ulica okazuje spontaniczną radość z powodu rozbicia wież nowojorskich. Ta scena obiegła
cały medialny świat. Natomiast „American Free Press" stwierdzał, że ta scenka była nagrana przed
atakiem, a przedstawiała grupę Żydów udających Arabów. To nie nowość. Propaganda natowska
masowo rozpowszechniała w okresie inwazji na Jugosławię fotografie o „zbrodniach Milosevicia",
podczas gdy media niezależne wykazały, że przynajmniej jedno z tych zdjęć pochodziło z rozruchów
w Gruzji! Pismo „Spotlight", zanim zostało zamknięte przez władze, pisało:
- Nasi Czytelnicy wiedzą, że ujawnianie tych faktów niepokoi spiskowców. To ich niepokoi tak
dalece, że robią wszystko, aby się nas pozbyć. Nie mogą znieść nawet istnienia jednego małego
tygodnika - względnie małego, który nazywa rzeczy po imieniu, mimo że wielkie dzienniki, TV i
magazyny posłusznie śpiewają na jedną nutę. I dalej:
- Wkrótce wszyscy przekonają się, że globaliści nie zaprzestaną realizacji swojego
chimerycznego planu, aby stworzyć nieludzki światowy kołchoz, jest zadaniem naszym i Waszym, za
wszelką cenę zbudować mur bezkompromisowego oporu.
W ostatnich 20 latach Mossad dokonał tak przerażających zbrodni o podłożu terrorystycznym, że
stały się one niedoścignionymi przykładami terroryzmu państwowego. Odrębną zbrodnią w każdej z
tych zbrodni państwowego żydowskiego terroryzmu było ukrywanie, fałszowanie dowodów, jakie
do wywiadu innych państw napływały po każdej z tych zbrodni. Oto kilka przykładów.
Zacznijmy od pierwszego ataku terrorystycznego na World Trade Center, ten bowiem - z 11
Września był już drugim, o czym niewielu już pamięta. Wybuch materiału umieszczonego w
samochodzie zdemolował znaczny fragment jednej z wież, ale nie spowodował większych zniszczeń.
Gazeta „The Village Voice" z 3 sierpnia 1993 roku jawnie oskarżyła Mossad o ten akt terroru. Z
jakim skutkiem? Żadnym. Możliwe, że CIA i FBI wiedziały o tym już wcześniej: że wiedziały o wiele
więcej i dokładniej, ale nikt nigdy nie dowiedział się, jaki był zakres tej wiedzy, jak ona weryfikowała
wskazania na Mossad, skąd „The Village Voice" posiadało tę wiedzę o Mossadzie jako sprawcy aktu
terroru państwa Izrael.
Sięgnijmy głębiej w czasie. Oto akcja Izraela pod kryptonimem „Lavon Affair". Jej celem było
kompromitowanie Egiptu w oczach Zachodu. Autor streszczenia raportu oficerów amerykańskich
pisał:
- W 1954 roku Izrael dokonał kilku ataków terrorystycznych na Anglików (! - H.P). Przedtem
uprzednio Żydzi zmontowali koronkową dywersję propagandową obciążającą za te ataki świat
muzułmański, a dokładnie muzułmańskie ugrupowanie pod nazwą „Muslim Brohterhood". Wybór tej
organizacji do oskarżenia za zamachy na Anglików wynikał z faktu, że organizacja znajdowała się w
opozycji do rządu Abdul-Nassera.
Tę bandycką robotę Izraela ujawniono dzięki przechwyceniu treści rozmowy nadanej przez tajną
łączność pułkownika Benjamina Givli - szefa izraelskiego wywiadu. W rozmowie tej Givli wyłożył
cele tej fali ataków terrorystycznych na Anglików:
- Naszym celem jest zniszczyć zaufanie Zachodu do istniejącego reżimu w Egipcie. Nasze tajne
działanie powinno spowodować aresztowania, demonstracje oraz okazywanie chęci zemsty. Mamy to
robić tak, aby winowajców upatrywano wszędzie indziej, z wyjątkiem Izraela. Cel naszego działania
jest taki, aby Zachód przestał udzielać Egiptowi pomocy ekonomicznej i militarnej.
Sierpień 1982: od bomby podłożonej w Goldenbergs Deli w Paryżu zginęło sześć osób, a 22
zostały ciężko ranne. Za ten akt terroru media natychmiast oskarżyły rzekomych „ekstremistów" z
organizacji „Direct Action", której liderem był niezwykle popularny Jean Marc Rouilan, działający w
państwach basenu Morza Śródziemnego. Nosił pseudonim „Sebas".
Tymczasem wywiad francuski oraz CIA donosiły wcześniej o licznych kontaktach „Sebasa" z
izraelskim Mossadem. Niestety, raporty wywiadu francuskiego i amerykańskiego były starannie
cenzurowane - pomijano powiązania tego terrorysty z Mossadem. Wtedy, po zamachu - tylko algierski
serwis informacyjny otwarcie oskarżył Mossad o akty terroru.
- Doszło do tego - pisał Henryk Wesołowski w chicagowskiej „Panoramie" - że kilku oficerów
francuskich z krajowego urzędu bezpieczeństwa zrezygnowało ze swych stanowisk na znak protestu
przeciwko przywilejom Mossadu we Francji, gdzie władze trzymały w tajemnicy przestępstwa
Mossadu. Wiadomo, że rząd francuski był wtedy pod kontrolą masonerii, a masoneria była i jest
bezwolnym narzędziem syjonistów.
Czytelnicy polscy z pewnością pamiętają słynne „podpalenie" synagogi w Warszawie w 2000
roku, Aj-waj! Jaki to był rejwach na cały świat! Antysemityzm! Neofaszyzm!
Popatrzmy, jak to było z synagogą w Paryżu, dokładnie 20 lat przedtem.
Oto 3 października 1980 roku potężny wybuch zdemolował synagogę przy ulicy Copernicus w
Paryżu. Synagoga była pusta. Na zewnątrz zginęło czterech przygodnych przechodniów, dziewięciu
zostało rannych. O tym ataku Żydów na świątynię żydowską przypominają wojskowi oficerowie
amerykańscy, którzy po ataku z 11 września opracowali liczący 768 stronic raport o terrorze
izraelskich służb specjalnych, całkowicie ignorowanym przez wywiady i kontrwywiady USA i
państw Europy Zachodniej. Raport omówił wspomniany tygodnik „American Free Press" z l
października 2001 roku. Autorem artykułu omawiającego w skrócie ten raport był Michael Piper. We
wstępie pisze:
- Czasami ktoś najbardziej podejrzany jako główny sprawca, w rzeczywistości jest fałszywą flagą,
czyli jest na usługach kogoś innego.
Odnośnie zdemolowania wspomnianej synagogi w Paryżu, Michael Piper pisał na podstawie tego
raportu, że na fali rozszalałej światowej wrzawy wokół tego zamachu, jednym głosem oskarżającej o
jego sprawstwo „antysemitów", a ściślej „prawe skrzydło ekstremistów" - wywiad francuski zajął się
tą sprawą i ustalił, że ekstremiści nie mają nic wspólnego z tym zamachem, a wiele poszlak
wskazywało na Mossad jako na sprawcę.
Zatem omówmy szerzej ustalenia zawarte w raporcie wojskowych oficerów USA. Po informacjach
o rzeczywistych sprawcach podłożenia bomby przy ulicy Goldenbergs w Paryżu i wysadzeniu
synagogi przy ulicy Copernicus, raport przypomina zniszczenie fabryki CNIM w pobliżu Tulonu w
południowej Francji. Stało się to 6 kwietnia 1971 roku. Nie była to jakaś tuzinkowa fabryka - tam
właśnie francuskie firmy budowały nuklearny reaktor dla Iranu!
W związku z tym wybuchem czytamy w raporcie:
- Po wysadzeniu fabryki Mossad uruchomił przygotowane anonimowe telefony do policji
sugerujące, że sabotażu dokonała grupa konserwatystów walczących o zachowanie naturalnego
środowiska.
Tymczasem wywiad francuski ustalił, że do tej tajemniczej a groźnej grupy konserwatystów należą
najbardziej pokojowi i nieszkodliwi ludzie na świecie.
Kolejny fakt:
- 28 czerwca 1978 roku agenci żydowscy podłożyli bombę pod samochodem osobowym w Paryżu.
Zginął w nim Mohammed Boudia - organizator pomocy dla Organizacji Wyzwolenia Palestyny. I znów
ten sam trik: natychmiast po zamachu policja otrzymała anonimowy telefon, że Boudia był wmieszany w handel narkotykami i został zabity przez mafię z Korsyki. Gruntowne dochodzenie przez
wywiad francuski wykazało, że Mossad był odpowiedzialny za to terrorystyczne zabójstwo.
Albo przykład wyjątkowo odrażający:
- W październiku 1976 roku ta sam jednostka Mossadu porwała dwoje niemieckich studentów Bridgette Schulz i Thomasa Reutera - z hotelu w Paryżu. Anonimowy telefon doniósł, że porwania
dokonała neofaszystowska formacja z Bawarii. Natomiast wywiad francuski ustalił, że porwana przez
Mossad para została potajemnie przewieziona do Izraela. Tam przy użyciu narkotyków i tortur
wymuszono na nich „przyznanie się" do współpracy na rzecz PLO (Organizacji Wyzwolenia
Palestyny - H.P.), następnie anonimowo osadzono ich w ciężkim więzieniu politycznym.
Raport oficerów armii amerykańskiej skłonił redakcję „American Free Press" do przypomnienia
terrorysty Abu Nidala.
- Zanim Osama Bin Laden został ulubionym terrorystą mediów, tytuł ten posiadał Abu Nidal. Ale
w 1992 roku znany brytyjski dziennikarz Patryk Seale, jeden z nielicznych specjalistów od spraw
Bliskiego Wschodu, wydał rewelacyjną książkę Abu Nidal: a Gunfor Hile. W książce tej autor podaje
szereg udokumentowanych faktów świadczących, że Nidal był w rzeczywistości narzędziem w rękach
izraelskiego wywiadu. Obecnie Walid Jumblatt, przywódca libańskich Druzów mówi podobnie, że
Osama Bin Laden jest amerykańskim agentem.
Tygodnik dodaje, że Jumblatt nie jest pierwszym, który stawia pytanie, dla kogo naprawdę pracuje
Bin Laden.
Wielce pouczające są powiązania Bin Ladena z rodziną Bushów i terrorystycznymi komórkami
wywiadu i kontrwywiadu brytyjskiego - o czym w innym miejscu.
Równie sławne były kamuflaże związane z libijskim przywódcą Muammarem Kadafim. Michael
Piper w dalszych fragmentach swej publikacji pisał:
- Jedną z najbardziej oburzających operacji Izraela była prowokacja zmierzająca do
zdyskredytowania przywódcy libijskiego Muammara Kadafiego, W pierwszych miesiącach rządów
prezydenta Ronalda Reagana, media w USA zaczęły szerzyć propagandę, że libijska grupa
terrorystyczna („Libyan hit squad") znajduje się na terenie Stanów Zjednoczonych, aby zamordować
prezydenta. To strasznie wzburzyło opinię Amerykanów, nastawiając ich przeciwko Libii,
Potem nawet „Washington Post" przyznał, że ta afera była kłamstwem i prowokacją Mossadu.
Izrael jak zwykle chciał się posłużyć Ameryką, aby rozprawić się z jednym ze swoich najbardziej
radykalnych wrogów. Jaki był skutek tej prowokacji? „Podpuszczony" prezydent Reagan kazał
zbombardować pałac libijskiego przywódcy. Zginęli niewinni ludzie, w tym osoby z najbliższej
rodziny Kadafiego, ale on sam ocalał. W czasie ataku przebywał gdzieś na pustyni.
Wspomniany raport grupy amerykańskich oficerów wojskowych ujrzał światło dzienne po raz
pierwszy wcale nie za sprawą cytowanego pisma „American Free Press", które opublikowało go l
października 2001 roku. Omówienie tego raportu zamieścił „The Washington Times" już 10
września 2001 - a więc w przeddzień zburzenia WTC!! Redakcja „The Washington Times", po
zapoznaniu się z tym szokującym dokumentem obnażającym zbrodniczy a bezkarny terroryzm państwa Izrael, w komentarzu redakcyjnym stwierdzała:
- Dokument ten otwiera oczy - kim jest Izrael, uważany za najbliższego przyjaciela Ameryki.
Oczy Amerykanów otworzyły się szeroko, wręcz wyszły im z orbit, kiedy nazajutrz spoglądali na
piekło szalejące nad miejscem, gdzie jeszcze przed godziną pyszniły się dwa cuda techniki
budowlanej, czyli wieże WTC. Jak już wiemy, grupa Żydów szalała z radości przypatrując się temu
piekłu z dachu innego wieżowca, natomiast kilka godzin później znany prożydowski analityk, Żyd
George Friedman na swojej stronie internetowej napisał równie bezczelnie, jak i prawdziwie:
- Dziś wielkim zwycięzcą jest państwo Izrael, niezależnie od tego, czy to zamierzył, czy nie. Nie
ulega wątpliwości, że przywództwo Izraela poczuło ulgę (relief) w obliczu terrorystycznego ataku na
Amerykę.
Dodał też, że skutkiem tego ataku staną się dobrodziejstwa [benefits], jakie będzie zbierał Izrael.
Obowiązkiem każdego policjanta, analityka, publicysty, a zwłaszcza polityka, jest - zanim zacznie
ustalać sprawcę przestępstwa czy innego wydarzenia - wyodrębnienie potencjalnych „beneficjentów"
takiego zdarzenie. Inaczej mówiąc: kto mógł czerpać korzyści z takiego zdarzenia?
W sprawie zagłady WTC i demolki części Pentagonu - odpowiedzi jasnej, jawnej i
niepodważalnej udzielił Amerykanom i całemu myślącemu światu - tenże cytowany wpływowy
analityk żydowski - George Friedman: Dziś wielkim zwycięzcą jest państwo Izrael...
Owe żydowskie „benefitsy" to wciągnięcie świata gojów Ameryki i Europy do krucjaty
przeciwko światu arabskiego islamu.
Z profetyczną przenikliwością zapowiedział taki obrót sprawy amerykański komandor Willy Guy
Carr w swojej książce opublikowanej już w 1955 roku: Pionki w grze [Pawns in game].
Czterdzieści sześć lat przed atakiem na WTC, Willy Guy Carr tak pisał o trzeciej wojnie globalnej,
zaledwie dziesięć lat po zakończeniu drugiej:
- Trzecia wojna światowa zostanie rozpoczęta przy użyciu konfliktu, jaki rozniecą Iluminaci1
pomiędzy „politycznymi syjonistami" i liderami świata muzułmańskiego. Wojna będzie kierowana w
taki sposób, że islam (świat arabski włączając mahometanizm) i polityczny syjonizm (włączając
państwo Izrael), zniszczą się nawzajem.
Zapamiętajmy tę „przepowiednię" na długo, ale od tej genialnie trafnej przepowiedni przejdźmy
do faktów. Do „AMDOCS".
Czym jest AMDOCS? Mówiąc najkrócej, są to oczy i uszy całego świata żydowskiego:
żydowskiej światowej diaspory i jej ojczyzny - Izraela. A jeszcze dokładniej - jego Mossadu.
1. Iluminaci - tajne stowarzyszenie założone przez niemieckiego Żyda Adama Weishaupta w 1776 roku, ojca komunizmu.
Iluminaci podporządkowali sobie ówczesne loże masońskie całej Europy. Ich dziełem była rewolucja francuska, wojny i
powstania całego XIX wieku, włącznie z polskimi powstaniami. Szerzej o Iluminatach piszę w książce Bestie końca czasu.
Pod koniec grudnia 2001 roku amerykańska sieć telewizyjna „Fox" emitowała trzy odcinki
programu dokumentalnego, w których przedstawiono porażającą skalę izraelskich penetracji
wywiadowczych w wielu amerykańskich i kanadyjskich firmach telekomunikacyjnych. Samo
przeforsowanie na ekrany telewizorów tego programu było wielkim sukcesem tej stacji. Film był
wcześniej blokowany przez potężne żydowskie lobby polityczne i finansowe, ale przede wszystkim
przez Żydowski Instytut Bezpieczeństwa Narodowego (Jewish Institute for National Security) - ten
sam, który zakazał premierowi Izraela przylotu do Nowego Jorku w dniu 11 września 2001 roku na
od dawna przygotowany przegląd kultury żydowskiej. Tenże „Instytut" jest mózgiem i centrum
wywiadu izraelskiego w USA. W programie przedstawiono bezkarne działania firmy AMDOCS potężnej agencji służącej do wywiadowczej penetracji wszystkich na świecie rozmów
telefonicznych.
AMDOCS powstało w 1983 roku na angielskiej wyspie Guernsey, a więc poza jurysdykcją
amerykańską. To firma izraelska. W ciągu niemal 20 lat istnienia AMDOCS urosło do rangi
najbardziej technicznie zaawansowanych światowych firm. Zatrudnia 9000 pracowników.
Charakterystyczne, że pracuje w niej wielu emerytowanych oficerów Pentagonu oraz Departamentu
Obrony Stanów Zjednoczonych.
Specjalnością AMDOCS jest prowadzenie tzw. Billing System: ewidencji wszystkich rozmów
telefonicznych w sieci zarówno lądowej jak i satelitarnej, co oznacza także światową sieć
telefonów komórkowych.
Co to praktycznie oznacza? Oznacza nieograniczoną możliwość prowadzenia permanentnego
podsłuchu wszystkich rozmów na świecie. Dzwonimy z USA do innych krajów - komputery
AMDOCS połączone z sieciami wszystkich dużych firm telefonicznych - rejestrują dane dotyczące
naszego telefonu jako inicjatora rozmowy. Rejestrują numer odbiorcy, czas trwania rozmowy, a także
umożliwiają prosty podsłuch takich rozmów. Rejestrują wszystko, co potem pojawia się na naszych
rachunkach telefonicznych!
Sedno tego światowego ucha i oka służb żydowskich tkwi w tym, że AMDOCS posiada
monopolistyczną licencję na taką działalność. Prowadzi ewidencję 27 komunikacyjnych firm
amerykańskich1, a w skali świata - 150 największych firm telekomunikacyjnych!
Wymieńmy największe powszechnie znane giganty:
- Deutsche Telecom
- AT&T
- Bell
- Quest
- Verizon
- 28 firm europejskich
- Vodafone
- Mannesmann
I nadal prężnie pączkuje. W styczniu 2002 roku AMDOCS podpisał umowę z firmą Telefonica
de España. Obejmuje ona 90 procent rynku hiszpańskiego. W ubiegłym roku AMDOCS wszedł w
kontrakt z japońską NEC Corporation; z angielską BT Group; z argentyńską Telecom Argentina;
z duńską Tele Denmark.
Oznacza to, że AMDOCS „obsługuje" wszystkie największe światowe firmy telekomunikacyjne oraz to i przede wszystkim to, że gromadzi i posiada w swoich komputerach telekomunikacyjne
rozmowy dowolnie wybranych obywateli Stanów Zjednoczonych, Kanady oraz wszystkich
krajów europejskich.
1. Zob.: „Nasz Dziennik" 23 stycznia 2002.
Oznacza to również, że Izrael dysponuje niewyobrażalnymi możliwościami telekomunikacyjnej
penetracji wszystkich rozwiniętych krajów świata.
AMDOCS specjalizuje się w kompleksowym nadzorze informacji telekomunikacyjnych wewnątrz
korporacji telekomunikacyjnych. Stałymi partnerami AMDOCS są takie giganty jak IBM, Compaq,
Sun, Microsoft, Oracle, Ericsson.
Na całym globie działa obecnie 7300 systemów AMDOCS. Ich dane albo znajdują się w
komputerach AMDOCS, albo pracownicy AMDOCS mogą w nie „wejść" w każdej chwili i w
każdym zakresie.
Najważniejsze instytucje rządowe w USA, w tym zwłaszcza militarne, posiadają jednak własne
sieci telefoniczne. Ich suwerenność jest wszakże iluzoryczna. Nikt nie wie, w jakim stopniu są one
nielegalnie penetrowane przez AMDOCS. Jeden przynajmniej skandal wypłynął na wierzch tego
bagna. W 1997 roku FBI wpadło na trop stałego podsłuchu czterech linii telefonicznych Białego
Domu. Dochodzenie wykazało, że w firmie dokonującej przebudowy sieci telefonicznej Białego
Domu byli zatrudnieni pracownicy AMDOCS. Był to absolutny skandal, który powinien był
zakończyć się konsekwencjami gospodarczymi, politycznymi i innymi! Słynne Watergate Nixona
było na tym tle niewinną zabawą w podchody i podsłuchy. Niestety, tylko kilka gazet miało odwagę
umieścić informacje w sprawie tego AMDOCS-gate. Tę szokującą aferę szpiegowską zatuszowano
szybciej niż się pojawiła. Była bowiem zbyt „radioaktywna". Co to znaczy: „radioaktywna"? Ta
przenośnia w żargonie mediów amerykańskich oznacza tematy „niezdrowe" dla wścibskich
redakcji, tematy właśnie „radioaktywne". Chcesz przetrwać jako właściciel gazety, to nie czepiaj się
tematów „radioaktywnych". W przeciwnym razie od pewnego dnia przestaniesz otrzymywać wpływy
z ogłoszeń. To zaś oznacza finansową zagładę tytułu.
AMDOCS coraz aktywniej interesuje się Europą posowiecką. W grudniu 2001 roku informowano
o podpisaniu umowy czeskiej Czech Telecom z AMDOCS-em. Mamy „jak w banku", że nadchodzi
kolej na „polskie" firmy telekomunikacyjne.
Tak oto do zamierzchłej przeszłości przejdą tajemnicze, wydzielone a nikomu niedostępne
pomieszczenia w wojewódzkich urzędach pocztowych, w których nasza „poczciwa" Służba
Bezpieczeństwa podsłuchiwała rozmowy telefoniczne podejrzanych Kowalskich, a w jeszcze innych
otwierała ich listy.
O tym, że Mossad wie wszystko, a nawet tam gdzie wie wszystko stara się wiedzieć jeszcze
więcej, świadczy kolejna wielka afera szpiegowska w wydaniu żydo-amerykańskim, ujawniona 6
marca 2002 przez specjalistyczne pismo francuskie „Intelligence Online". W ślad za tym pismem,
roztrąbiły tę aferę agencje prasowe, w tym „polska" PAP(-ka).
Amerykańskie Ministerstwo Sprawiedliwości zlikwidowało potężną siatkę szpiegowską
izraelskiego Mossadu, która przeniknęła do newralgicznych instytucji rządowych i tajnych, w tym
wojskowych. Aresztowano około 120 izraelskich szpiegów. Tak potężne, jednorazowe, jednoczesne
personalne uderzenie w siatkę szpiegowską obcego państwa nie zdarzało się nawet za czasów Zimnej
Wojny w stosunkach USA - ZSRR.
Siatkę tworzyło około 20 komórek. W każdej znajdowało się od czterech do ośmiu agentów.
- Osoby zamieszane mają między 22. a 30 lat - pisało „Intelligence Oniine" - odbyły ostatnio służbę
wojskową w jednostce wywiadowczej (armii izraelskiej) Cahal i przedstawiają się jako studenci sztuk
pięknych.
Pomyliwszy sztuki piękne z piękną sztuką szpiegowania mocarstwa, które „żywi i broni" ich
macierzystą ojczyznę, młodzi szpiedzy armii izraelskiej zabrali się do spenetrowania systemu
Ministerstwa Sprawiedliwości i Ministerstwa Obrony.
Dobierali się do tych dwóch kluczowych ministerstw poprzez organ do walki z narkotykami Drug Enforcement Administration (DEA). Dobrze wybrali, bowiem tenże Drug Enforcement
Administration miał dostęp do kartotek innych ministerstw, w tym Ministerstwa Skarbu. No, byliby to
marni szpiedzy izraelscy, gdyby w polu swego zainteresowania nie umieścili bastionu amerykańskiego
Złotego Cielca, czyli Ministerstwa Skarbu.
Niektórzy z agentów izraelskich mieli swoje bazy w tych samych miastach amerykańskich, w
których przebywali islamiści zamieszani w ataki 11 Września - powiedział agencji AFP redaktor
naczelny „Intelligence Online" - Gulianne Dasque.
Pod adresem http://www.majority.com dea/DEA Report redactedxx.pdf, znajduje się o wiele
więcej szczegółów dotyczących izraelskich „studentów sztuki". Zawiera je 60-stronicowy dokument
DEA (Drug Enforcement Agency) - odpowiednika FBI do śledzenia handlarzy narkotykami. Jako
dodatkową ciekawostkę warto podać, że dokumentu tego nie można ściągnąć do pamięci własnego
komputera, ani oczywiście niczego w nim zmienić! Dokument podaje imiona i nazwiska
kilkudziesięciu izraelskich agentów, tych „studentów sztuki" podejrzanych nie tylko o działalność
szpiegowską, lecz również o handel narkotykami. Niektórzy z nich posiadali fałszywe paszporty
(m.in. argentyńskie). Szpiegowali lub starali się szpiegować ważnych funkcjonariuszy i agentów
FBI i tejże DEA. Stosowali m.in. metodę domokrążców, handlarzy obrazami (okaże się, że bardzo
lichymi, pochodzącymi z Chin). Odwiedzali w tym celu domy i biura agentów FBI i DEA oraz biura i
domy sędziów i innych urzędników państwowych. Pytani o telefony i adresy, odmawiali ich podania.
Kiedy ktoś starał się ich wyrzucić z domu, stawali się kłótliwi i napastliwi, toteż bywały przypadki
wzywania policji. Niektórzy z nich mieszkali tuż obok późniejszych „porywaczy" samolotów z 11
Września na 3389 Sheridan w Hollywood na Florydzie - czyli tuż przy 4220 Sheridan. Sześciu z tych
miłośników sztuki posiadało telefony komórkowe kupione dla nich przez wicekonsula Izraela w USA.
W telefonach tych znajdowały się urządzenia szyfrujące, bardzo trudne do podsłuchania. Byli to spece
służb specjalnych Izraela, wśród nich ochroniarz dowódcy armii Izraela oraz syn izraelskiego
generała. Podsłuchiwanie mieli ułatwione choćby dlatego, że ta sama DEA zakupiła w 1997 roku od
firm izraelskich sprzęt do podsłuchu telefonicznego za 25 milionów dolarów - jak podaje cytowany
„Intelligence Online". Podobnie nic dziwnego, że firma Converse Infosys, instalująca systemy
podsłuchowe do wszystkich systemów telefonicznych USA, spowodowała „wycieki" informacji w
kilku aferach szpiegowskich i handlu narkotykami. W 1999 roku angielski dziennikarz Gordon
Thomas w Sekretach Mossadu pisał, że wywiad izraelski nagrał 30 godzin gruchania Clintona z
Żydówką Levinsky. W tych nagraniach Clinton skarżył się do swej „oralnej" nałożnicy, że ktoś stale
podsłuchuje jego rozmowy.
W kontekście 11 Września ważniejsza od gruchania Clintona jest informacja, że izraelska
firma ODIGO, specjalizująca się w systemach natychmiastowego zawiadamiania, została
zawiadomiona o mającym nastąpić uderzeniu w wieże WTC na dwie godziny przed atakiem!
Kwatera ODIGO znajduje się w odległości zaledwie dwóch przecznic od WTC.
Najważniejsza żydowska gazeta w USA - „Forward" potwierdziła, że według byłego wyższego
funkcjonariusza wywiadu amerykańskiego, Izraelczycy śledzili Arabów w USA, a pięciu
pracowników firmy Urban Moving System z Weehawken z New Jersey, pracowało dla Mossadu, a
cała ta „firma" była tylko parawanem.
Naturalnie, nie ma najmniejszej wątpliwości, że aferom tym i późniejszym ukręcono łeb na samym
początku. Wystarczy tylko przypomnieć, jak sprawnie „wyciszono" mord na dziesiątkach marynarzy
„Liberty", o czym piszę w rozdziale Zawsze bezkarni. Podobnie, jak nie było kłótni w rodzinie po
masakrze World Trade Center, o której przygotowaniu doskonale wiedział wywiad izraelski. Tym
bardziej, że wiedziały o tym CIA i FBI, czyli kłótni w syjonistycznej rodzince nie było, nie ma i nie
będzie o takie drobiazgi, jak pomylenie sztuk pięknych ze sztuką szpiegowania.
AKCJE TERRORYSTYCZNE
CZY AKCJE PARTYZANCKIE
Świat jak nigdy dotąd podzielił się na potwornie
silnych i potwornie słabych w tym samym stopniu,
jak na potwornie bogatych i potwornie biednych
(Autor)
Pomiędzy „akcjami terrorystycznymi" a uderzeniami z zaskoczenia siłami nieporównanie
słabszymi niż siły atakowanego Goliata, istnieje niewielka różnica. Tymi siłami nieporównanie
słabszymi cechują się wszelkie akcje partyzanckie. W słownikach wyrazów obcych znajdziemy
źródłosłów - w języku francuskim partisan to ochotnik oddziałów nieregularnych walczących na
tyłach wroga. W dawniejszym znaczeniu był to żołnierz oddziałów podjazdowych, uczestnik wojny
podjazdowej.
Kandydata na terrorystę i kandydata na partyzanta cechuje dobrowolność wyboru. To ochotnicy.
Nikt ich nie wyznacza na terrorystów ani na partyzantów. Uderzają wykorzystując jedyny dostępny im
element szansy - zaskoczenie: czas i miejsce ataku, nieznane potężnemu przeciwnikowi.
Podkreślmy: zaskoczenie, wybór czasu i miejsca ataku. To jedyna ich szansa, jedyna siła.
W przypadku terrorysty-samobójcy, mamy do czynienia ze świadomą ofiarą życia. I znów - ofiarą
dobrowolną. Terrorysta czyniący z siebie żywy pocisk wie, że nie powróci z akcji, jak nie wracali
japońscy „kamikaze".
Poświęcić życie dla wolności ojczyzny i swoich bliskich, to kod genetyczny ludzkich zachowań od
czasów Sparty. W niemałe zakłopotanie musiała by wprawić współczesnych obłudników taka oto
myśl G. Hegla, zawarta w jego Fenomenologii ducha. Francis Fukuyama uczynił tę myśl mottem
jednego z rozdziałów swojej książki Koniec historii1 z 1992 roku:
- tylko dzięki narażeniu własnego życia można osiągnąć wolność.
Terrorysta i partyzant atakują zawsze dwa cele. Jeden - to cel konkretny wybrany, materialny. Cel
drugi, to psychika wrogiej mu zbiorowości. Kreują psychozę strachu, permanentnego zagrożenia
wszystkich bez wyjątku.
Jedyna różnica w metodach walki pomiędzy terrorystą a partyzantem, w przeszłości często
całkiem się zacierająca, to atakowanie przez terrorystów ludzi lub obiektów przypadkowych w
odniesieniu do ataków „terrorystycznych", a ludzi i obiektów jednak wybranych przez partyzantów.
Ta różnica przenosi się w sferę etyki, moralności. Ale tu czai się złowieszcza maksyma: cel
uświęca środki!
Po zniszczeniu WTC media natychmiast ukuły pojęcie atomu dla ubogich w odniesieniu do
ataków terrorystycznych w ogóle, a broni chemicznej i biologicznej w szczególności. Z kolei w
Chinach długo przed 11 Września posługiwano się pojęciami wojny asymetrycznej, na oznaczenie
wojny przysłowiowego Dawida z Goliatem; wojny prowadzonej metodami terrorystycznymi.
To zastąpienie walki partyzanckiej akcjami o charakterze terrorystycznym, jest nieuchronnym
wytworem epoki i globalnego układu sił. Świat jak nigdy dotąd podzielił się na potwornie silnych i
potwornie słabych w tym samym stopniu, jak na potwornie bogatych i potwornie biednych. Słabi
walczą o chleb i przetrwanie jako kamikaze, bo jako tradycyjni partyzanci stają się niemal takimi
samymi „kamikaze", jak
l. Ta maksyma Hegla jest wypisana w kodzie genetycznym Palestyńczyków. Nie muszą czytać Hegla i Fukuyamy.
terroryści-samobójcy. Ponurym przykładem jest walka Palestyńczyków z państwowym terroryzmem
Izraela. Palestyńczycy walczą na proce, a państwo Izrael rzuca przeciwko nim najnowocześniejszą
broń dostarczaną Izraelowi z USA lub z innych państw - niemal zawsze za dolary USA.
Palestyńczyków nie organizuje do walki na proce rząd Autonomii Palestyńskiej, natomiast masakruje
ich państwo Izrael - jest to więc terror państwowy.
Sam wybór wież WTC jako obiektów ataku terrorystycznego stawia zleceniodawców tej zbrodni w
podejrzanym świetle, bowiem ciągle ich tak naprawdę nie znamy. Ideą każdego ataku
terrorystycznego z użyciem człowieka lub grupy ludzi-samobójców, jest przecież zadanie wrogowi
strat maksymalnie dużych, niepowetowanych, przerażających, rzucających na kolana. Gdyby tamci
zleceniodawcy tego ataku tak naprawdę chcieli rzucić Amerykę na kolana, z całą pewnością by
wybrali jedną lub kilka ze 111 amerykańskich elektrowni. A przede wszystkim natychmiast by się
przyznali do sprawstwa.
Wybór tych wież, a nie np. elektrowni atomowych, to jedna z hipotez przemawiających za tym, że
islamscy terroryści byli tylko narzędziami w czyichś rękach. Te ręce są na razie nieznane lub prawie nieznane...
Ten atak jednak wystarczył do uprzytomnienia światowemu Goliatowi i jego władzom, że tak
naprawdę, jest bezsilny w walce z tak zdeterminowanym przeciwnikiem. W związku z tym, że do
ataku użyto porwanych samolotów, linie lotnicze i cały aparat wojskowo-policyjno-wywiadowczy
wielkiego mocarza został rzucony do ochrony lotnisk i sprawdzania pasażerów. To czysta iluzja, bo po
pierwsze nie można stale żyć w atmosferze oblężenia i z czasem te sita zostaną rozrzedzone. Ale
nawet przy takim monstrualnym ich zagęszczeniu, doszło do kolejnych kompromitacji systemów
ochrony. Oto przykłady:
- Dziennikarz pewnej gazety brytyjskiej wniósł na pokład samolotu lecącego do USA,
przechodząc bez przeszkód przez owe sita - trzy groźne narzędzia, bezpośrednio potem pokazane w
telewizji w tym i „polskiej": nóż - po złożeniu do złudzenia przypominający kasetę magnetofonową,
jeszcze inny nóż oraz sztylet udający długopis!
- Pewien Arab odleciał z ładunkiem wybuchowym wmontowanym w specjalnie uszyty but i w
trakcie lotu usiłował go zdetonować, podpalając lont wystający z buta. Był to Richard Reid, który 22
grudnia 2001 roku na pokładzie American Airlines dość prymitywnie podpalał lont na oczach innych
pasażerów. Pół roku wcześniej przebywał w Izraelu, ale wydał się agentom Mossadu podejrzany i
został stamtąd wydalony. Podobno, aresztowani w grudniu terroryści Al-Quedy rozpoznali go na
fotografii jako uczestnika ich szkoleń w Afganistanie, ale do tych szczegółów należy podejść z
najwyższym sceptycyzmem, jak zawsze tam i wtedy, kiedy to „wciska" nam Mossad.
- I wreszcie zdarzenie z 6 stycznia 2002 roku: piętnastolatek wsiadł i wystartował bez żadnych
przeszkód i bez niczyjej zgody szkoleniową awionetką i samobójczo uderzył w wieżowiec na
Florydzie. Oczywiście zginął na miejscu. W jego ubraniu znaleziono list pożegnalny, w którym
deklarował się jako fanatyczny zwolennik Osamy Bin Ladena. Mediom amerykańskim pozostał
jedynie smętny komentarz:
- To przerażające! Kiedy nawet stewardessom sprawdza się zawartość torebek i pantofli, ten
chłopak wsiadł do awionetki bez niczyjej wiedzy i zgody, przeleciał wiele kilometrów i rąbnął w
wieżowiec!
Miał prekursora: kilkanaście lat przedtem młody Niemiec przeleciał awionetką setki kilometrów i
wylądował na Placu Czerwonym w Moskwie, kompromitując jedną z najlepszych na świecie obron
przeciwlotniczych! A co by było – popuśćmy wodze fantazji - gdyby zrzucił na Mauzoleum
towarzysza Lenina bombkę o wadze... no właśnie - o jakiej wadze?
Powróćmy jednak do głównej myśli tego rozdziału - do wyboru wież WTC i Pentagonu jako celów
ataku. Nie były to ataki mające dotkliwie „uszkodzić" czy „zniszczyć" Amerykę. Były to ataki o
charakterze symbolicznym. Kimkolwiek są ci, którzy rzekomo posadzili kilkunastu Arabów za
sterami samolotów, to chcieli zadać Ameryce cios tylko symboliczny, a nie militarny, nie
ekonomiczny czy jaki tam jeszcze. I właśnie WTC, a także Pentagon, wręcz idealnie mieściły się w tej
symbolice - były symbolami butnej Ameryki i nie tylko upokorzenie tej buty było celem takiego a nie
innego wyboru. Wieże, to centrum Światowej Lichwy, świątynie Złotego Cielca - którego dwa
potężne pomniki w postaci byków - przecież od lat pysznią się na dwóch placach Nowego Jorku.
Były to synonimy tryumfu zarazem techniki jak i światowej lichwy. Natomiast Pentagon jest
zbudowany na planie pentagramu - pięcioramiennej gwiazdy żydowskiej - w której wedle gnozy i
kabały, mieści się mistyczna przestrzeń umożliwiająca kontakt z Szatanem, Lucyferem-Bafometem.
I ten właśnie wybór dobrze ukierunkował spekulacje na temat rzekomych sprawców - był to
rzekomo atak fanatycznego islamizmu na światowego Szatana, jakim jest USA - od 11 Września
światowy wróg islamu, a przyjaciel czy raczej sługa Izraela - od zawsze.
ZAWSZE BEZKARNI
Dla niezliczonych zbrodni izraelskich popełnionych w ostatnim półwieczu, niedoścignioną
wizytówką jest masakra około 4000 osób ludności palestyńskiej w czasach żydowskiej agresji na
Liban w 1982 roku.
W 1982 roku Izrael zaatakował Liban z lądu, powietrza i morza. Nie udało im się jednak złamać
oporu Palestyńczyków, którzy przez 88 dni zaciekle stawiali opór 100 tysiącom znakomicie
uzbrojonych żołdaków żydowskich. Wycofali się niepokonani z Bejrutu Zachodniego. Zostawili
jednak rodziców, dzieci, żony. Zgodnie z izraelskimi uzgodnieniami, Żydzi mieli nie wejść do Bejrutu
Zachodniego, natomiast amerykańskie gwarancje zapewniały palestyńskim bojownikom całkowite
bezpieczeństwo.
Na sierpniowej sesji ONZ zapadła wtedy decyzja potępiająca Izrael i przyznająca Palestyńczykom
prawo do własnej ojczyzny, a prezydent Reagan zaproponował nowy plan rozwiązania konfliktu
libańskiego.
Takie potraktowanie agresji żydowskiej wywołało wściekłość w Tel Awiwie, zwłaszcza Ariela
Szarona - ówczesnego ministra „obrony" Izraela. Aby doprowadzić do wypędzenia wszystkich
Palestyńczyków z Libanu, podpisania traktatu „pokojowego" z Izraelem, a także usprawiedliwienia
przed społeczeństwem Izraela ogromnych strat podczas walk w Libanie, Szaron wraz z Beginem późniejszym laureatem pokojowej nagrody Nobla (!), uknuli krwawą intrygę, ukrytą pod kryptonimem
„Stalowy Mózg" („Moah Barzel"). Nocą z 9 na 10 września 1982 roku Szaron, Szamir1 i Begin2
spotkali się z Beszirem Dżemajelem - przywódcą milicji falangistowskiej. Ten jednak nie zgodził się
na natychmiastowe zawarcie poniżającego traktatu „pokojowego". Trzy dni później zginął w tajemniczym „wypadku". Trójka bandytów-morderców: Szamir, Begin i Szaron postanowiła radykalnie
„oczyścić" Bejrut Zachodni z Palestyńczyków. W zbrodni wziął udział szef sztabu Eitan. Rząd
izraelski dał zgodę na operację „Stalowy mózg". Miała się odbyć pod pretekstem oczyszczania Bejrutu
z „terrorystów". Okazały się nimi kobiety, dzieci, starcy, kaleki, a nawet psy, kozy i wszystko co
żywe!
Żydowskie jednostki wsparte samolotami i helikopterami oraz czołgami wylądowały w Bejrucie, a
16 września skierowały się do obozów ludności palestyńskiej Sabra i Satila. W masakrze wzięło
udział 150 żydowskich czołgów, 100 samochodów opancerzonych, 14 transporterów i 20
buldożerów. Dowódca akcji gen. Drori złożył Szamirowi meldunek o gotowości do akcji. Szaron
odpowiedział entuzjastycznie:
- Moje uznanie! Niech to będzie pomyślna, koleżeńska operacja!3
1. Szamir i Begin to polscy Żydzi. Begin jako minister rządu Izraela 19 marca 1968 roku powiedział, że „w czasie ostatniej
wojny wśród milionów Żydów wymordowanych przez faszystów, wielu zginęło na skutek wspólnictwa znacznej części
ludności polskiej". Już jako premier Izraela w maju 1979 roku powiedział w wywiadzie dla telewizji holenderskiej:
„Spośród 30 milionów Polaków, może stu pomagało Żydom. To dziesiątki tysięcy katolickich księży nie uratowało ani
jednego żydowskiego życia". Rzucając to oszczerstwo ten morderca Palestyńczyków wiedział, że za ratowanie Żydów
zginęły dziesiątki tysięcy Polaków, a księża i zakonnice uratowali kilka tysięcy żydowskich dzieci i dorosłych
przechowując je w klasztorach i plebaniach.
2. Zob.: „Nasz Dziennik", 4 stycznia 2002.
3. „Nasz Dziennik", tamże.
Tak oto rozpoczęła się owa „koleżeńska operacja". Oznaczała makabryczną rzeź. Jej przebieg
obserwował Eitan. Świadkami byli wyżsi oficerowie. W świetle reflektorów obserwowali tę masakrę
bezbronnych z dachu siedmiopiętrowego budynku. Słyszeli wybuchy granatów, krzyk i wycie
mordowanych, przeraźliwy płacz zabijanych dzieci, rzężenie zwierząt.
Przed północą pierwszy tajny raport o rzezi dotarł do Droriego w Tel Awiwie. Przejrzało go
kilkudziesięciu wyższych oficerów. Ani jeden nie zaprotestował.
Nazajutrz o rzezi wiedzieli wszyscy w Bejrucie, na Zachodnim Brzegu, a także korespondenci
zagraniczni. Dziennikarze demaskowali kłamstwa o rzekomej walce z fedainami i „terrorystami".
Szaron spokojnie udał się na odpoczynek w swojej farmie. Zbudził go telefon od Eitana, który
meldował o zakończeniu „akcji". Szaron kazał mu zarządzić uprzątnięcie zwłok. Znów położył się
spać, ale ponownie obudził go telefon. Dzwonił korespondent izraelskiej telewizji, Ron Ben Yshai.
Wzburzonym głosem informował Szarona o masakrze. Szaron warknął ze złością:
- Wiem! Kazałem wstrzymać operację!
I zasnął snem sprawiedliwego.
W tym czasie jego siepacze kończyli dobijanie rannych ukrytych w różnych zakamarkach.
Wrzucali zwłoki do dołów razem z rannymi i podpalali benzyną. Buldożery zrównywały je z ziemią.
Wybuchnął światowy skandal. Żydzi jak zawsze - „rżnęli głupa": nic nie widzieli, nic nie słyszeli!
I tak już zostało. Ludobójca Begin otrzymał po latach Pokojową Nagrodę Nobla, Szamir został
premierem Izraela i natychmiast sprowokował kolejną falę rzezi Palestyńczyków.
Oto opis rzezi przez ocalałego chłopca:
- Zaprowadzili nas na stację benzynową, zamknęli i powiedzieli, że przyjdą, jak zjedzą kolację.
Kilku zostało, żeby nas pilnować. Kiedy wrócili, zaczęli strzelać. Padliśmy na ziemię. Wrzasnęli, żeby
ranni wstawali. Szeptem powiedziałem do matki: „Nie wstawaj, oni kłamią!". Miałem rację: jednego, który usiłował wstać, zastrzelili. Poświecili latarkami żeby zobaczyć, czy wszyscy są martwi. Nie
podnosiłem głowy i wstrzymałem oddech. Spędziłem noc obok matki. Ona umarła. Drugi raz przyszli
rano. Jeden zauważył, że się trzęsę i strzelił dwa razy. Pierwsza kula nie trafiła, druga zraniła mnie w
policzek i w rękę. Narzucili na nas płachtę. Usłyszałem, że kazali jakimś ludziom wywieźć trupy na
stadion wojskowy. Kiedy poszli, wyczołgałem się spod płachty i dowlokłem do najbliższego domu.
Dwóch milicjantów złapało mnie. Przeklinali, krzyczeli: „Ty sk...nu, jeszcze żyjesz!!". Błagałem, żeby
mnie puścili. Jeden spytał, czy jestem Palestyńczykiem. Skłamałem, że Libańczykiem. „No to zabieraj się!" - powiedział. Doszedłem do Sabry. Pod meczetem jakiś mężczyzna zabrał mnie do szpitala
Gaza.
I jeszcze opowieść Libanki, pielęgniarki ze szpitala Akra:
- Zaatakowali szpital w piątek. (...) Kilku lekarzy wyszło z białą flaga, żeby z nimi porozmawiać.
Milicjant rzucił w nich granatem. Jedna z pielęgniarek pobiegła żeby zobaczyć, co z lekarzami. Jeden
z tych zbirów odciągnął ją i zaczął bić do nieprzytomności. Rozerwał jej odzież, rzucił ją na środek
drogi i zgwałcił, a potem zrobili to jego koledzy. Kilku wpadło do szpitala. Wyłapywali mężczyzn.
Zagraniczni doktorzy usiłowali nas bronić, ale napastnicy sklęli ich po francusku, angielsku i
hebrajsku. Jeden uderzył norweskiego lekarza i zaczął się z nim kłócić (...)
Zeznania Egipcjanki Adul Latif:
- W Szatili żyło wielu Egipcjan, wszystkie rodziny zniknęły z domów, ale ja zaczęłam iść ich śladem
i natrafiłam na zabitych. W sobotę wrzucili Palestyńczyków, także kobiety i dzieci, do wielkiego leja po
bombie na stadionie sportowym. Stanęli wokół z karabinami maszynowymi, Izraelczycy zaczęli
zasypywać buldożerami zabitych, umierających i jeszcze żywych. Ktokolwiek chciał się wydostać, był
zabijany. To było piekło. Widziałam wszystko na własne oczy, bo szłam w pewnej odległości za nimi,
kryjąc się za domami (...) Widziałam, jak buldożery mieszały z ziemią ciała mężczyzn, kobiet, dzieci
(...)
Rząd Izraela powołał komisję do zbadania okoliczności masakry. Orzekła jednoznacznie, że za
masakrę jest odpowiedzialny Szaron - morderca 4000 Palestyńczyków i Libańczyków w obozach
Sabra i Szatila. Szaron przestał kłamać, zasłaniać się niepamięcią i zastosował taktykę obciążania
winą... rządu Izraela! W lutym 1983 roku podczas przesłuchania powiedział:
- Decyzję o wpuszczeniu sił libańskich podjąłem zgodnie z udzielonymi mi pełnomocnictwami (...)
Zwolennicy mordercy w randze ministra „obrony" Izraela wyszli na ulice z transparentami. Jeden
głosił: Szaron zasługuje na Pokojową Nagrodę Nobla! Nagrodę dostał tylko jego wspólnik w rzezi Begin. Szaron stracił posadę ministra „obrony", ale wkrótce uzyskał stanowiska w dwóch najważniejszych komisjach rządowych - do spraw obrony i do spraw „rokowań z Libanem"!
Dwa lata po masakrze, Szaron już nazywany „rzeźnikiem Libanu" poleciał do Nowego Jorku i
zszokował nawet tamtejsze żydo-media. Podał do sądu redakcję „Timesa" - za cholerne oszczerstwo.
Zażądał 50 milionów dolarów za krzywdę polegającą na złośliwym i tendencyjnym oskarżeniu go o
rzeź w obozach Palestyńskich.
W 1983 roku poseł Knesetu Ajer Mauz powiedział:
- Zastanawiam się, co by się stało z demokracją w Izraelu, gdyby Szaron został premierem.
Odpowiedź uzyskano kilkanaście lat później. Szaron został premierem i pogrążył naród
Palestyński w ludobójczych masakrach według wyraźnie przez wiele miesięcy przestrzeganego
dziennego limitu: jeden-dwóch Palestyńczyków zastrzelonych, trzech rannych lub jeden
zastrzelony. Według oficjalnych danych PAP, TV i agencji zachodnich z pierwszej dekady marca
2002, zginęło ponad 1300 Palestyńczyków i tylko ponad 300 Izraelczyków. Przez wiele miesięcy
przedtem podawano tylko łączną liczbę ofiar, nie dzieląc jej na liczbę ofiar wśród Palestyńczyków i
Izraelitów. A zawsze te proporcje utrzymywały się jak 5:1, nie mówiąc już o metodycznym niszczeniu
bombami, buldożerami i czołgami setek domów i budynków administracji palestyńskiej 1.
Czterej libańscy prawnicy, wraz z profesorem prawa na Uniwersytecie im. Świętego Józefa w
Bejrucie, przygotowują od 2001 roku akt oskarżenia Szarona przed Trybunałem w Hadze - jako
ludobójcy. Amerykańska organizacja pozarządowa pod nazwą „Międzynarodowa Solidarność na
rzecz Praw Człowieka", zamierza wytoczyć proces „rzeźnikowi Libanu" za zbrodnie w Libanie i
Palestynie.
W końcu stycznia 2002 został zamordowany w okolicach Bejrutu były przywódca libańskiej
milicji chrześcijańskiej Elie Hobeika. Zdążył on - przewidując ten zamach, spisać swoje zeznania w
sprawie masakr w obozach Sabra i Szatila. Był wtedy dowódcą libańskiej milicji oskarżanej potem o
wysługiwanie się Żydom i za to znienawidzonym przez Libańczyków. Hobeika ogłaszał przed swoją
przeczuwaną nagłą śmiercią, że posiada dowody odpowiedzialności rzeźnika Libanu czyli Ariela
Szarona - za jego udział w masakrze jako ówczesnego ministra obrony Izraela.
Hobeika zginął w wyniku eksplozji ładunku w jego samochodzie.
1. Kiedy w początkach kwietnia 2002 dokonywałem drugiej korekty tej pracy przed skierowaniem jej do druku, od
kilkunastu dni trwała metodyczna masakra Palestyńczyków na całym obszarze ich rzekomej „Autonomii".
Kilka dni przedtem został zabity w swoim samochodzie jeden z przywódców palestyńskiej
samoobrony: izraelski helikopter wystrzelił w kierunku jego jadącego samochodu rakietę...
Oto miary międzynarodowej „sprawiedliwości". Ziejący grozą terroryzm żydowski rokuje
najgorszą przyszłość światu zwłaszcza po 11 Września. Ludobójca Szaron w roli premiera Izraela morduje i nadal terroryzuje naród Palestyński. Kolejny jego wyczyn, to zbrojny najazd na wioskę Tel
(styczeń 2002), o tyle zuchwały, że dokonany podczas obecności wysłannika USA. Palestyński
minister informacji oświadczył, że Szaron nie ma najmniejszego zamiaru przerwać wojny przeciwko
narodowi palestyńskiemu.
W pierwszej dekadzie stycznia 2002 żydowscy komandosi zatrzymali na morzu statek rzekomo
wiozący broń dla Palestyńczyków. Stało się to - dziwnym trafem - dokładnie tuż przed planowanym
spotkaniem generała Zinniego z Arafatem w sprawie przerwania walk. Doradca Arafata oświadczył,
że ta przesyłka broni to propaganda Izraela mająca na celu storpedowanie misji generała Zinniego.
Dopóki kilka miliardów ludzi zamieszkujących Glob nie zrozumie, że rządzi nimi oligarchia
syjonistyczna, a Stany Zjednoczone są jedynie gigantyczną kolonią żydowskiej diaspory - dopóty
ludzkość nie będzie rozumiała wszystkich kluczowych zdarzeń o charakterze
międzynarodowym, włącznie z przyczynami wojen i kryzysów ekonomicznych, finansowych i
wszelkich innych.
Izrael okupuje Wschodnią Jerozolimę od czasu wojny na Bliskim Wschodzie w 1967 roku. Od
tego momentu jawnie drwi sobie z wszelkich praw międzynarodowych, z rezolucji ONZ przez nich
całkowicie opanowanej; drwi z pomruków administracji USA od dwóch wieków podobnie przez nich
opanowanej .
Po ataku na WTC, już w okresie amerykańskiej inwazji Afganistanu, rzecznik Departamentu Stanu
Philip Reeker przekazał mediom oświadczenie wyjątkowe pod względem jego stanowczości:
- Izraelskie siły obronne (obronne? - H.P.) powinny natychmiast ustąpić z terenów kontrolowanych
przez Palestyńczyków, akcje te nie mogą być więcej podejmowane. Wyrażam słowa (niestety tylko
słowa - H.P.) głębokiego ubolewania z powodu śmierci palestyńskich cywilów, zabitych przez
izraelską armię. Śmierć niewinnych ludzi w okolicznościach, jakie miały miejsce w ostatni weekend,
jest nie do przyjęcia1.
I co? I nic. Zero reakcji. Od tego czasu Żydzi jak masakrowali przedtem bezbronnych
Palestyńczyków, tak masakrują ich nadal. Izraelczycy wiedzą, co jest „grane". To oświadczenie
gabinetu Busha było skierowane nie tyle do nich, co raczej do świata arabskiego - miało być
piłatowym umyciem rąk w stylu: no widzicie, my chcemy dobrze, tylko ten Izrael jest taki
nieposłuszny. W dyplomacji jest rzeczą niesłychanie ważną, kto składa oświadczenie. Żydzi przecież
od razu zrozumieli w czym rzecz - oświadczenie składał trzeciorzędny urzędnik Departamentu Stanu,
a powinien je wygłosić prezydent Bush albo przynajmniej Sekretarz Stanu. Jednak w rozmowie z
Peresem, tego samego dnia Bush powtórzył żądanie natychmiastowego wycofania wojsk izraelskich.
Kilkanaście dni przedtem premier Szaron w absolutnie bezczelnym stylu wezwał Waszyngton,
by przestał „ugłaskiwać" Arabów kosztem Izraela. Z niewiarygodną bezczelnością obraził
Amerykanów porównując to stanowisko Ameryki do prób obłaskawiania Adolfa Hitlera
polityką ciągłych ustępstw w okresie agresji na Czechosłowację w 1938 roku!
Szaron dodał:
l. Zob.: „Myśl Polska", 7 października 2001.
- Głęboka przyjaźń ze Stanami Zjednoczonymi pozostaje zawsze taka sama (...) jest to przyjaźń
prawdziwa, nawet jeśli nie zawsze się zgadzamy w każdej sprawie.
Tu wyjaśniamy, jaki to w istocie rodzaj wieczystej przyjaźni. Jest to przyjaźń pasożyta z bardzo
dojną krową lub miłość do kury znoszącej złote jaja.
Przecież to ten sam Szaron w tym samym czasie powiedział do Sz. Peresa - ministra spraw
zagranicznych Izraela - przypomnijmy to ponownie:
- Żydzi kontrolują Amerykę i Amerykanie o tym wiedzą. Sięgnijmy do przykładu wcześniejszego
o wiele lat. Podczas wojny żydowsko-arabskiej w 1973 roku, Mordechaj Gur, attache wojskowy
Izraela w USA, który potem został mianowany na szefa sił zbrojnych Izraela - zażądał od USA
dostarczenia Izraelowi samolotów wyposażonych w ówczesny hit techniki wojennej, jakim były
antyczołgowe rakiety typu powietrze-ziemia o nazwie „Maverick".
Ówczesny amerykański admirał Thomas Moorer wspominał:
- W tym czasie mieliśmy tylko jeden szwadron wyposażony w „Mavericki". Powiedziałem Gurowi:
„Nie możesz dostać tych samolotów. Sami mamy zaledwie jeden szwadron. Poza tym, przekonaliśmy
Kongres, że bardzo potrzebujemy takiego wyposażenia. Gdybyśmy wam teraz je oddali, Kongres
podniósłby niesłychaną wrzawę!
Co Gur na to? Powiedział krótko, ale to jedno krótkie zdanie powinno zostać wpisane czarnymi
zgłoskami w historię amerykańskiego Kongresu. Powiedział do admirała:
- Daj mi samoloty, a ja zajmę się Kongresem.
I rezultat był taki, że jedyny amerykański szwadron wyposażony w nowoczesne rakiety
przeciwczołgowe, dostał Izrael. I jeszcze smętna refleksja admirała Moorera - już jako konsultanta
Georgetown University Center for Strategic and International Study:
- Byłem temu bardzo przeciwny, lecz mój głos nie liczył się wobec politycznego oportunizmu na
poziomie prezydenckim (...) Nigdy nie spotkałem prezydenta i nie obchodzi mnie kim był - który
sprzeciwiłby się Izraelczykom. Nie mogę tego pojąć. Zawsze dostają to czego żądają. Na bieżąco
wiedzą wszystko, co się u nas dzieje. Doszedłem do tego, że przestałem robić jakiekolwiek notatki.
Gdyby Amerykanie wiedzieli, jaką pętlę ci ludzie zarzucili na nasz rząd, już dawno doszłoby do
zbrojnych wystąpień. Amerykańscy obywatele nie mają pojęcia, co się tu dzieje.
Wystarczy?
Nie, jednak nie wystarczy. Musimy sobie w tym kontekście i w tym momencie, którym jest
inwazja Afganistanu, uświadomić przerażającą prawidłowość geopolityczną i militarną, że „atak na
Amerykę" to początek żydowskiej wojny ze światem islamskim, a tym samym - ze światem w ogóle.
Tak więc państwowy terroryzm nie zaczął się 11 września 2001 roku. Terroryzm rozpętało państwo,
które najwięcej wrzeszczało i wrzeszczy o terroryzmie, ekstremizmie, nacjonalizmie,
szowinizmie, a nade wszystko o antysemityzmie. Tym państwem terroru państwowego był i
pozostaje Izrael.
Oto rok 1967, maj. Z półwyspu Synaj wycofały się wojska Organizacji Narodów Zjednoczonych.
Stały tam od 1957 roku. Na swoje prawowite tereny powróciły wojska egipskie i wznowiły blokadę
Kanału Sueskiego dla statków pod banderą żydowską. To oznaczało przede wszystkim zbliżenie
Egiptu z Jordanią, czyli wyraźny blok antyizraelski. Żydzi najpierw przygotowali propagandowy
terror, jak zawsze poprzedzający etap terroru wojskowego. Zaczęli rozgłaszać, a pilnie to podchwyciły
i roztrąbiły światowe żydomedia, że Izrael stanął w obliczu wrogich Arabów na wszystkich frontach.
Wkrótce po tym ostrzale propagandowym, w czerwcu Żydzi dokonali oczywiście „prewencyjnego"
uderzenia na wszystkich frontach: egipskim, jordańskim i syryjskim. Atak był klasyką hitlerowskiej
wojny błyskawicznej bez wypowiedzenia. Inwazja żydowska przeszła do annałów wojen XX wieku
jako „wojna sześciodniowa". Tyle bowiem potrzebowało to rzekomo śmiertelnie zagrożone państwo
żydowskie do poniżającego rozbicia armii trzech sąsiadów! Dokonano brutalnych trwałych aneksji
terytorialnych:
- Egiptowi Żydzi zabrali - ponownie - cały półwysep synajski i strefę Gazy;
- Syrii odebrano wzgórza Golan;
- Jordanii zagarnięto cały zachodni brzeg Jordanu;
- co strategicznie najważniejsze, Żydzi zapewnili sobie pełną kontrolę nad Jerozolimą.
Od tego czasu toczy się nieprzerwana wojna w tym regionie. Zawsze jednak nazywa się to
„procesem pokojowym". Tam nie ma wojny - tam przez 35 lat trwa permanentny „proces pokojowy".
Apogeum tego „procesu pokojowego" obserwujemy obecnie, pod rządami „rzeźnika Libanu"
Ariela Szarona.
Było to klasyczne „Łapaj złodzieja". Pod pretekstem śmiertelnego zagrożenia żywotnych interesów
terytorialnych i obronnych Izraela, dokonał się międzynarodowy „rozbój w biały dzień" pod
przychylnym okiem opinii międzynarodowej, a zwłaszcza Organizacji Narodów Zjednoczonych.
Najbardziej zniewolony, sterroryzowany pozostał naród palestyński. Trwał na swoich biblijnych
ziemiach od tysięcy lat. Potem przybyli tu rozproszeni po świecie żydowscy koczownicy i za pomocą
serii zamachów terrorystycznych trzech ich terrorystycznych organizacji - Irgunu, Hagany oraz tzw.
„grupy Sterna" - Palestyńczycy zostali wyparci nawet ze swych prastarych ziem, takich jak strefa
Gazy i Zachodni Brzeg. Zostali zmuszeni do ucieczki: jedni oceniają ten palestyński exodus na 2,5
miliona, inni na ponad trzy miliony Palestyńczyków. I to bez prawa powrotu na zawsze, ale zawsze w
ramach „procesu pokojowego".
A jak na ten akt bandyckiego państwowego terroryzmu zakończonego okupacją zareagowała
ONZ, międzynarodowa organizacja powołana jakoby do przestrzegania prawa międzynarodowego?
ONZ podjęła wtedy słynną „Rezolucję nr 24". Wzywała Izrael do wycofania się z terenów
okupowanych w wyniku najeźdźczej wojny z trzema sąsiadami.
Okazało się potem, że w tekście tej słynnej rezolucji dokonano świadomej, kunsztownej
manipulacji, która radykalnie wypaczyła jej sens, o czym wie niewielu powierzchownych „znawców"
tamtych wydarzeń. Niby przez „przeoczenie", w anglojęzycznym tekście Rezolucji „zapomniano"
dodać - przed słowami: terytoria okupowane przez Izrael w obecnym konflikcie - skromnego
przedrostka: the. Wskazywałby on, że Narodom Zjednoczonym chodzi o wycofanie ze wszystkich
okupowanych przez Izrael terenów.
Autorami Rezolucji byli: Artur Goldberg, lord Caradon, ambasadorowie USA i Wielkiej
Brytanii, Eugen V. Rostov - podsekretarz stanu USA oraz - a zwłaszcza - przewodniczący Rady
Bezpieczeństwa ONZ Hans Tabor. Ten ostatni tak to usprawiedliwiał w wywiadzie dla dziennika
„Politiken":
- Nie sądzę, aby można było osiągnąć porozumienie przy braku wątpliwych podstaw do
interpretacji...
Oto skala cynizmu tego oenzetowskiego Żyda: jego zdaniem, aby osiągać międzynarodowe
porozumienia, zwłaszcza pod pieczą ONZ, dokumenty muszą być dwuznaczne, pozostawiające furtki
do dwuznacznych interpretacji! Nie dodał tylko, że taka dwuznaczność dozwolona jest tylko w
odniesieniu do żywotnych interesów Izraela.
Była też wersja francuska tej rezolucji, ale obowiązywała tylko wersja anglojęzyczna. We
francuskiej już nie występowała ta dwuznaczność.
To trzyliterowe „the" miało olbrzymie znaczenie dla przyszłości całego regionu. Można
powiedzieć, że jego brak kosztował Palestyńczyków wiele tysięcy istnień ludzkich, niewiarygodne
zniszczenia, trwającą przez dziesiątki lat degradację cywilizacyjną i materialną tego narodu. Izrael
uznał bowiem, że powinien wycofać się z niektórych, a nie wszystkich terenów zdobytych w Wojnie
Sześciodniowej w 1967 roku! I to tylko w teorii „z niektórych", bowiem nie próbował wycofać się z
choćby najmniejszego kawałka anektowanych ziem.
Wszystkie te podbite przez Żydów ziemie są już od dawna milcząco uznane przez miłującą pokój i
sprawiedliwość „społeczność międzynarodową" za integralne tereny państwa Izrael.
ONZ wykazała, nie po raz wtedy pierwszy i nie ostatni, że jest posłusznym narzędziem
światowego syjonizmu, parodią i atrapą międzynarodowej (nie-) sprawiedliwości. Odtąd naród
palestyński został pozostawiony na łaskę i niełaskę żydowskiego apartheidu, żydowskiego rasizmu i
upaństwowionego terroryzmu. Kiedy jesienią 2001 masakrowano Afganistan - jedno z
najbiedniejszych, najbardziej tragicznych państw świata pogrążone od dwudziestu lat w wojnach
najeźdźczych dwóch największych „państw zbójeckich" - ZSRR a teraz USA - to w tym samym czasie
inne zbójeckie państwo dokonywało wzmożonej eksterminacji Palestyńczyków, strzelało do bezbronnych biblijnych Dawidów z procami i kamieniami - z najnowocześniejszej broni, rakiet, czołgów,
helikopterów.
Oto standardy „społeczności międzynarodowej": w tym samym czasie milczała, mając oczy wbite
w Afganistanie i wstrzymany oddech w oczekiwaniu na likwidację afgańskiego gniazda „światowego
terroryzmu fanatyków islamskich".
A przedtem świat przeżył szczyty, wręcz Himalaje terroryzmu międzynarodowego w postaci
ludobójczego najazdu NATO na Jugosławię na czele współczesnych Hunów, czyli pierwszego
zbójeckiego państwa świata. Mowa o miłujących pokój syjonistycznych Stanach Zjednoczonych.
Można w tym miejscu przywoływać dziesiątki innych przykładów całkowitej bezkarności Żydów
za ich zbrodnie, akcje terrorystyczne. Posłużmy się przykładem ataku lotnictwa izraelskiego i okrętów
torpedowych na amerykański statek „Liberty". Na ten temat powstało kilka książek niezależnych i
odważnych autorów. Huczało o tym w internecie, a po 11 Września szczególnie. A jednak prawda o
tej żydowskiej zbrodni nie dotarła do milionów ludzi Ameryki i Europy, zwłaszcza do Polski. To
prawdziwy majstersztyk. Jak się to robi? W prosty sposób - przez totalną blokadę informacji. Przez
„otorbienie" każdej niewygodnej czy wręcz niebezpiecznej książki szczelną zasłoną przemilczenia.
Przez skryte wycofanie jej z księgarń, a jeśli to nie pomaga, to nawet z bibliotek. W tym nawet ze
słynnej biblioteki Kongresu USA, która chełpi się tym, że posiada wszystkie książki świata
posiadające swój numer katalogowy - ISBN.
Nie posiada jednak wszystkich. Nie mają np. książki Douglasa Reeda: The controversy of Zion z
1985 roku. Książka fizycznie tam nie istnieje, choć ich katalog podał numer ISBN i nawet numer jej
mikrofilmu! Ale: ...his not available... Dlaczego? Wystarczy podać tytuły kilku z jej 46 rozdziałów:
„The Destructive Mission", „The World Rewolution", „The Warnings of Disraeli", „The Protocols",
„The World Rewolution Again", „The End Lord Northcliffe", „The Invasion of America", „The
Zionist State", „The Jewish Soul", „The World Instrument"...
Zatem poznajmy tę makabryczną zbrodnię izraelskich Żydów popełnioną na obywatelach państwa,
dzięki któremu Izrael jeszcze istnieje; z którego każdego roku pasożytniczo wysysa dotacje w
wysokości od pięciu do ośmiu miliardów dolarów, jest bastionem światowego syjonizmu, a ściślej kolonią światowej diaspory żydowskiej. Tym państwem jest pierwsze mocarstwo świata - Stany
Zjednoczone. Los statku „Liberty" i zerowe konsekwencje tej zbrodni, prowokacji i obelgi, rokuje
bardzo ponuro tym wszystkim państwom, organizacjom i siłom politycznym, a wśród nich tym
osobom, które by chciały wyjaśnić kiedyś zbrodnię popełnioną na narodzie amerykańskim 11
września 2001 roku. I ukarać jej sprawców.
Chodzi o amerykański okręt zwiadowczy USS „Liberty", zmasakrowany przez lotnictwo i okręty
izraelskie na neutralnych wodach Morza Śródziemnego. Dramat rozegrał się 8 czerwca, na początku
czerwcowej agresji Izraela na Egipt, Syrię i Jordanię, po zamknięciu przez Egipt żeglugi po zatoce
Akaba i Kanale Sueskim. Były to pierwsze godziny wojny, a właściwie godziny przed jej wybuchem.
Izrael obawiając się, że USS „Liberty" rozpoznaje zwiadowcze rejony inwazji na Wzgórza Golan1,
brutalnie zaatakował statek z powietrza i wody. Statek został zaatakowany przez najmniej 12
odrzutowców przy użyciu „modnego" wówczas napalmu. Kadłub został podziurawiony przez 870
pocisków z rakiet i dział pokładowych. Tylko tygodnik „The Spotlight" (właśnie zlikwidowany przez
władze USA), miał odwagę opisać tę zbrodniczą akcję na statek zaprzyjaźnionego, opiekuńczego dla
Izraela mocarstwa. Zbrodnia doczekała się także programu telewizyjnego pt. Zatajony atak na „ USS
Liberty".
Celem ataku było całkowite zatopienie statku i wybicie całej załogi, aby nie ocalał ani jeden
świadek tej masowej zbrodni.
W pierwszej fazie ataku żydowskie lotnictwo zablokowało i przerwało komunikację radiową
poprzez zniszczenie anten
l. Zob.: „Polski Przewodnik", Nowy Jork, 7 IX 2001. Tekst z „Polskiego Przewodnika" jest tłumaczeniem z pierwszego
numeru tygodnika „American Free Press", powołanego po zamknięciu przez Sąd Federalny pisma „The Spotlight".
nadawczo-odbiorczych na statku, a następnie zniszczenie łodzi ratunkowych i wodoszczelnych
drzwi. Po tej fali uderzeniowej przyszła kolej na torpedy.
Statek zdążył nadać kilka sygnałów SOS, z których tylko jeden został odebrany przez stacje VI
Floty amerykańskiej na Morzu Śródziemnym. Spowodował jednak skierowanie na ratunek samolotów
amerykańskich z lotniska „Saragota". Tymczasem samoloty z powodów dotychczas nieznanych
zostały zawrócone do bazy osobistym rozkazem prezydenta Lyndona B. Johnsona i ministra obrony
McNamary! Nieuzbrojony, bezbronny USS „Liberty" został pozostawiony własnemu losowi,
bezkarności żydowskich odrzutowców i statków torpedowych.
Masakra trwała pół godziny. Przez cały czas nad statkiem powiewała wielka flaga USA, co
potem nie przeszkadzało żydowskim faryzeuszom bezczelnie łgać, iż atak był „pomyłką". O
kłamliwości „pomyłki" świadczy fakt, podany przez ocalałych marynarzy, że wcześniej, w godzinach
rannych (statek zaatakowano tuż po południu), samoloty izraelskie wykonały nad okrętem 13 lotów
rozpoznawczych. I ani jeden nie zdołał wtedy dostrzec i rozpoznać olbrzymiej flagi amerykańskiej!
Po atakach z powietrza, do „wykończenia" „Liberty" ruszyły trzy statki torpedowe. Wystrzeliły w
sumie pięć torped. Każda byłaby śmiertelna gdyby statek, jeszcze zachowując sterowność, manewrami
rannego sternika nie uniknął uderzenia czterech z nich. Piąta uderzyła w burtę, uszkodziła ścianę zewnętrzną na powierzchni 40 stóp, ale jej nie przebiła. To ocalenie statku i kilkuset marynarzy, w tym już
wielu rannych, zawdzięczano matowi Francisowi Brownowi z Nowego Jorku. Tkwił nieprzerwanie
przy kole sterowym, wykonując rozkazy ciężko rannego kapitana. Ocalony podoficer Phil Tourney
relacjonował:
- Francis się nie wahał. Stał murem za kołem na mostku pełnym krwi, podczas gdy ja walczyłem z
ogniem napalmu.
W końcu wielkokalibrowy pocisk przeszył szyję Francisa, lecz on ani drgnął - umierał z rękami
na sterze. Tourney zeznawał:
- Oni usiłowali nas wszystkich zamordować poprzez posłanie nas na dno.
Statek ostatecznie utrzymał się na wodzie, choć był już wrakiem. Zginęło 34 marynarzy, a 171
było rannych.
Piętnaście lat po tej masakrze, izraelski pilot już z wyższym stopniem wojskowym - Amon EvenTor nawiązał kontakt z amerykańskimi marynarzami, którzy przeżyli to piekło. Spotkał się także z
kongresmanem Paulem McCloskey’em. Poinformował ich o okolicznościach ataku. Stało się to podstawą książki dokumentalnej Napad na Liberty, autorstwa Jamesa Ennes'a.
Even-Tor od razu rozpoznał w „Liberty" statek amerykański. Natychmiast nadał tę wiadomość
przez radio do głównej kwatery. Otrzymał stamtąd odpowiedź, aby nie przejmował się widokiem
amerykańskiej flagi i kontynuował atak.
Tor odmówił. Zawrócił do bazy, gdzie został aresztowany!
Przemówił inny Izraelczyk, wtedy już major o podwójnym obywatelstwie amerykańskoizraelskim. Zwierzył się byłym marynarzom „Liberty", że podczas ataku znajdował się w lokalu, gdzie
mieścił się sztab wojenny. Słyszał dokładnie radiowy raport Even-Tora! Major zapewniał, że
wszyscy szturmujący piloci, a było wśród nich dwóch z obywatelstwem amerykańskim (!), w tym
także wszyscy znajdujący się w sztabie - wiedzieli, że „Liberty" to okręt amerykański.
I tu finał rewelacji majora: po otrzymaniu ostrzegawczego telefonu z Izraela - odwołał
wszystkie swoje relacje!
Tourner natomiast niczego nie zamierzał odwoływać. Opowiadał:
- Z nasłuchu radiowego dowiedzieliśmy się, że Izraelici wiedzieli, iż „Liberty" był przyjacielskim
statkiem amerykańskim.
Nasłuch został przechwycony nawet w Hiszpanii, w Niemczech oraz w ambasadzie amerykańskiej
w Libanie. Potwierdził to ambasador Dwight Porter w Bejrucie.
Reakcja rządu amerykańskiego była szokująca - nie wykazał on żadnego zainteresowania
tym aktem bandytyzmu, stratą statku, śmiercią 34 marynarzy. Zignorował nawet dane radiowe
lecącego wtedy bardzo wysoko samolotu patrolowego Narodowej Agencji Bezpieczeństwa
(NSA). Pisał o tym James Bamford w książce: Agencja tajemnic (Body of secrets).
We wrześniu 2001 roku, jakby proroczo „wstrzeliwując się" w dramat WTC i Pentagonu, ukazał
się film dokumentalny Utrata wolności (Loss of Liberty). Czyjej wolności? Chyba wolności USA!
Film ujawnia kolejne nikczemne szczegóły tej zbrodni, popełnionej na „Liberty".
Po 11 Września niektóre światowe media zaczęły się dogrzebywać do poprzednich zamachów na
placówki USA. W podobną szperaninę wdawały się także polskojęzyczne media. Naliczono sześć
takich „aktów terroryzmu", przynajmniej tych najbardziej wtedy nagłośnionych.
Agencja Reutera, a za nią polskie (niektóre) gazety podały chronologię i listę tych „aktów terroru".
Nigdy nigdzie nie dołączono do nich tamtej potwornej zbrodni na 34 zabitych marynarzach
amerykańskich, na 171 ciężko lub mniej rannych, z których najpewniej kilkunastu zmarło z
odniesionych ran zanim otrzymali fachową pomoc, a wielu zostało kalekami na resztę życia lub
zmarło przedwcześnie, nie doczekawszy statystycznej starości. Nie, tamta żydowska zbrodnia
popełniona na obywatelach kraju, który dosłownie „żywił i bronił" Izraela, potężnie go
subsydiując, nie zasłużyła na najmniejszą wzmiankę, nie zaprzątnęła sokolego wzroku mediów.
Tych samych, które będą tygodniami międlić sprawę kubańskiego chłopca „porwanego" do USA
przez krewnych, albo przedtem rozczulać się nad losem kosowskich bandytów użytych do
destabilizacji Jugosławii przez amerykański i zachodnio-europejski terroryzm służb specjalnych tych
krajów a potem terroryzm oficjalny, bombowo-rakietowy o ludobójczej skali.
Z kronikarskiego obowiązku wyliczmy - za agencją Reutera - tamte „dozwolone" dla mediów,
„licencjonowane" akty terroru antyamerykańskiego z lat poprzednich:
- 1988, grudzień: samolot amerykańskiej linii Pan American Boeing 747 eksplodował i spadł na
szkocką wieś Lockerbie, zabijając 259 osób na pokładzie i 11 osób na ziemi.
- 1993, luty: sześć osób zostało zabitych, a więcej niż l 000 zostało rannych, kiedy bomba
eksplodowała w podziemnym garażu studziesięciopiętrowego World Trade Center.
- 1995, kwiecień: eksplozja samochodu-pułapki zniszczyła budynek Administracji Federalnej w
Okłahoma City, zabijając 168 osób. Dwóch amerykańskich ekstremistów zostało skazanych, ale
świat nie dowiedział się, kim byli ich mocodawcy.
- 1996, czerwiec: eksplozja bomby podłożonej pod samochodem-cysterną zabiła 19 amerykańskich
żołnierzy i raniła ponad 400 osób w amerykańskiej bazie wojskowej w Khobar w pobliżu miasta
Dhahran w Arabii Saudyjskiej.
- 1998, sierpień: eksplozja samochodów wyładowanych materiałem wybuchowym zniszczyła
ambasady amerykańskie w Nairobi w Kenii i Dar es Salaam w Tanzanii. Bomby zabiły 224 osoby,
w tym 12 Amerykanów i raniły tysiące innych ludzi.
- 2000, październik: wyładowany ładunkami wybuchowymi ponton uderzył w amerykański
niszczyciel i eksplodował w porcie Aden w Jemenie, zabijając 17 amerykańskich marynarzy.
- 2002, styczeń: pięciu policjantów indyjskich zginęło, a 20 osób zostało rannych, kiedy grupa
zamachowców ostrzelała amerykańskie przedstawicielstwo w Kalkucie. Irański min. spraw
wewnętrznych natychmiast oświadczył, że grupa, która przyznała się do zamachu, miała związki z
pakistańskim wywiadem. Oczywiście rzecznik pakistańskiego MSC zaprzeczył indyjskim
doniesieniom. Cytat Reutera powino poprzedzić proste acz niedozwolone pytanie: dlaczego Pakistanowi akurat teraz tak bardzo „zależy" na antagonizowaniu stosunków z Indiami?
Od prawie trzech lat Izrael jest oskarżany o pranie brudnych pieniędzy w jego bankach. W świecie
bankowym te oskarżenia stały się powszechnie znane w styczniu 2002, kiedy w Paryżu aresztowano
Daniela Buotona, dyrektora Societe Generale - czwartego na liście największych francuskich banków.
W świat poszły ustalenia międzynarodowej instytucji finansowej (GAFI), zajmującej się tropieniem
prania brudnych pieniędzy i przepływu kapitałów z tego procederu. Ustalono, że Izrael jest istnym
„rajem" tego procederu. Rząd Izraela „oficjalnie" znajdował się na tej liście dopiero od dwóch lat,
ale ostatnio bardzo liczył na to, że zostanie z niej wykreślony podczas zebrania tej organizacji, jakie
miało się odbyć w lutym 2002 w Hongkongu.
Skandal z „rządowym" praniem brudnych pieniędzy przez Izrael rozlał się we Francji od czasu,
gdy zostało w związku z tym procederem aresztowanych wielu Żydów, w tym wielu rabinów!
Wspomniany Societe Generale, a także Credit Lyonnais zareagowały na te fakty odmową realizacji
czeków napływających z banków izraelskich.
W reakcji na ten międzynarodowy skandal, Kneset przyjął ustawę mającą „ukrócić" pranie
brudnych pieniędzy, jednak już u jej sedna iluzoryczną w skutkach. Według niej, każda operacja
bankowa na więcej niż 10 000 USD, musi mieć dokumenty tożsamości. Oznacza to, że wpłacający
wielokrotnie np. po 9900 dolarów - nie podlega temu obowiązkowi. Wspomniana GAFI zarzuca
Izraelowi brak woli podjęcia ustawy rzeczywiście skutecznie zwalczającej zorganizowany przemyt
pieniędzy, podejrzane operacje finansowe i złą reputację banków.
Bardziej szczera była nawet izraelska policja, kiedy informowała o dochodzeniach w sprawie
używania żydowskich banków do prania brudnych pieniędzy rosyjskiej mafii. Zasilają one konta
rosyjskich Żydów, którzy osiedli w Izraelu po 1990 roku. Niektóre źródła podają, że do Izraela
wyjechało wtedy z rozpadającej się ojczyzny światowego proletariatu 20 000 samych tylko oficerów
KGB! Nie wyjeżdżali z pustymi kieszeniami, to pewne. Byli przecież przez 70 lat właścicielami tej ich
drugiej ojczyzny, tego „Imperium Szatana".
Co pewien czas „społeczność międzynarodowa" stara się udawać, że jednak nie całkiem tkwi pod
podkutym butem żydowskich morderców i wydaje „oświadczenia potępiające". Innym razem są to
próby „rozliczenia" za zbrodnie, próby „pociągnięcia do odpowiedzialności". Do prawdziwego
pociągania są jednak ludzie innej rasy, a zwłaszcza innych formacji ideowych i politycznych.
Pamiętajmy, jak „pociągnięto" byłego przywódcę Chile - generała Pinocheta, który uratował swoją
ojczyznę przed komunistycznym zniewoleniem. Poleciał leczyć się do Londynu zapomniawszy na
chwilę, że leci do państwa zbójeckiego - i zamiast na leczeniu wylądował w więzieniu za zdławienie
komunistycznego przewrotu. Podobnie było z dyktatorem Jugosławi Milosewicem, tego jednak
sprzedali rodzimi handlarze żywym towarem, idący na pasku „społeczności międzynarodowej". Cena
była konkretna - ponad miliard dolarów w ramach „pomocy" dla zniszczonej przez NATO Serbii.
Najnowszą próbą pociągnięcia do odpowiedzialności żydowskiego ludobójcy Szarona był
wniosek socjalistów skupionych w Parlamencie Europejskim, aby Komisja Europejska zażądała od
Izraela odszkodowania za zbombardowanie przez tego zbrodniarza obiektów palestyńskich. Nie
Palestyńczyków, tylko „obiektów". A dlaczego „obiektów"? Bo zostały one wzniesione ze środków
„pomocowych" Unii Europejskiej. Wspomniany klub socjal-komuchów w Parlamencie skupia
głównie socjalistów z Niemiec, Francji i Wielkiej Brytanii.
Nawet już rozpoczęto szacowanie szkód. Socjaliści napinają muskuły propagandy i mają zażądać
rekompensaty finansowej za zniszczenia. Ich proklamacja zawierała fragmenty pryncypialne, a nawet
patetyczne. Czytamy:
- Zniszczenia bezpośrednio odbijają się na ludności cywilnej i poważnie szkodzą rozwojowi
gospodarczemu społeczności palestyńskiej.
Masakra ludzi ich nie interesuje. Ani ta sprzed 20 lat dokonana pod nadzorem Szarona jako
ówczesnego ministra obrony, kiedy to mordercy żydowscy i część zdrajców libańskiej milicji
wymordowali cztery tysiące kobiet, dzieci i starców. Nie, ta zbiorowa zbrodnia nie ma znaczenia, nie
liczy się. Socjalistyczni miłośnicy „rozwoju gospodarczego" Palestyny poddawanej permanentnej
masakrze bezbronnej ludności, nie znajduje się w polu zatroskania zachodnich socjalistów.
Od czasu, kiedy rzeźnik czyli A. Szaron został premierem Izraela, Żydzi zamordowali tam ponad
1300 Palestyńczyków, a ich odwetowe akty samobójcze uśmierciły około 300 Żydów. W
europropagandzie żydomediów nigdy jednak nie wspomina się o proporcjach, tylko podaje w
nieskończoność:
- Trwające ponad rok konflikty pochłonęły już około 1300 ofiar w Izraelu,
Nie w Palestynie, tylko w Izraelu. I nie pięć razy więcej Palestyńczyków. Giną tam wszyscy jakby
po równo. A to wszystko w ramach „procesu pokojowego".
Po 11 Września rozpoczął się długi okres „procesów pokojowych" w państwach „zbójeckich".
Tylko nie w Izraelu.
Kiedy piszę te słowa (30 I 2002) prezydent Bush w uroczystym orędziu o stanie państwa pierwszym w jego prezydenturze, powiedział złowieszczo w Kongresie:
- Celem przyszłych wojen będzie pokój i walka z terroryzmem.
I podał główne obiekty tych wojen o pokój. Wymienił trzy główne: Iran, Irak i Koreę Północną.
Rząd Iraku nazwał te groźby „Bełkotem idioty".
PAŃSTWA ZBÓJECKIE, CZYLI „ŁAPA] ZŁODZIEJA"
Zwrotu „państwa zbójeckie" po raz pierwszy użył w 1994 r. prezydent Clinton w Brukseli. Mówił
tam o bezpośrednim zagrożeniu (Clear and present danger) ze strony państw zbójeckich takich jak
Iran i Libia1. Powtarzała to często jego papuga w roli ministra spraw zagranicznych, czeska Żydówka
Madeleine Albright:
- Postępowanie z państwami zbójeckimi jest jednym z największych wyzwań naszych czasów,
ponieważ ich jedynym celem jest zniszczenie systemu międzynarodowego2.
Pani Albright na tej zaszczytnej liście państw zbójeckich nigdy nie wymieniła państwa jej
praojców czyli Izraela, i to jest ten uniwersalny żydowski faryzeizm oparty na zasadzie „Łapaj
złodzieja". M. Albright dodała, że państwa świata dzielą się obecnie na trzy kategorie: „dojrzałe
demokracje" (zapewne takie jak USA, Izrael i Wielka Brytania), a dalej na państwa kształtujących się
demokracji oraz państwa istniejące tylko z nazwy, takie jak Somalia i Sierra Leone.
Kilka lat później Somalia i Sierra Leone zostaną zaliczone do grupy tych, które USA przewidują
do zbójeckich najazdów w ramach „walki z terroryzmem". To pośredni, kolejny dowód na to, że owa
„wojna z międzynarodowym terroryzmem" była
1. Tylko setki milionów dolarów libijskiego dyktatora nie są „zbójeckie". Ostatnio (styczeń 2002) wykupił on udziały w
słynnym włoskim klubie sportowym ,Juventus". Docelowo zamierza przejąć ponad 20 proc. jego akcji. Słynnego
producenta samochodów G. Agnellego Kadafi „podreperował" finansowo odkupując od niego akcje „Juve" za kilkaset
milionów dolarów. Pieniądz nie śmierdzi. Nawet „zbójecki".
2. Zob.: „Polityka": Wojna z tenorem, 20 października 2001.
planowana od szeregu lat, a 11 Września był jedynie oczekiwanym detonatorem tej światowej wojny
syjonizmu ze światem islamskim, prowadzonej pieniędzmi i krwią obywateli amerykańskich.
Pojęcie państw zbójeckich posiada jeszcze starszą konotację. W 1993 roku doradca do spraw
bezpieczeństwa narodowego Anthony Lake (Żyd z pochodzenia), miał wykład w słynnej Szkole
Stosunków Międzynarodowych w Waszyngtonie. Użył tam pojęcia backlash states na oznaczenie
państw „opornych" wobec idei współpracy w sprawach bezpieczeństwa, czytaj: nie poddających się
dyktatowi międzynarodówki żydomasońskiej, której okrętem flagowym są Stany Zjednoczone. A.
Lake mówił o regionalnych despotach, którzy czują się zagrożeni postępami demokracji. Tych
despotów - przekonywał słuchaczy - trzeba izolować militarnie, dyplomatycznie, ekonomicznie i
technologicznie.
Właśnie tę lekcję amerykańskiej „demokracji" w ramach izolacji od lat przerabia Irak, osaczony
za pomocą tych narzędzi krwawego i bezkrwawego terroru. Administracja Busha-seniora wyraźnie
głosiła po zakończeniu etapu agresji militarnej, że głównym zagrożeniem świata będą takie właśnie:
Iraki przyszłości, obecnie nazywane państwami zbójeckimi.
Główny choć zakulisowy herold najbardziej agresywnego globalistycznego syjonizmu - Henry
Kissinger1 pod koniec ubiegłego 2001 roku udzielił wywiadu gazecie „Los Angeles Times", w którym
snuł cyniczne i butne dywagacje na temat kolejnej spodziewanej napaści USA na Irak. Dekretował
wtedy ponowny najazd na Irak jako konieczność. Taka inwazja na Irak ma poprawić sytuację w
regionie (czytaj - odwrócić uwagę świata od izraelskiego barbarzyństwa na ziemiach palestyńskich).
Po drugie, akcja taka będzie też wyraźnym sygnałem dla innych państw hultajskich. Trzeba porzucić
starą i nieskuteczną metodę samych tylko negocjacji: pre1. Niemiecki Żyd, mason-Iluminat swego czasu podwójny agent sowiecki i brytyjski.
sja polityczna musi się w przypadku nieposłuszeństwa kończyć inwazją, co dotyczy wszystkich
państw hultajskich (rzecz jasna nie dotyczy to zbrodniczego Izraela - H.P.). Kissinger uściślał strategię
tego legalnego terroryzmu w wykonaniu USA i satelitów:
- Dlatego w drugim etapie wojny z terroryzmem należy im (państwom „hultajskim" - H.P.)
przedstawić listę żądań z precyzyjnym określeniem czasu na ich wykonanie. Musi być ona poparta
wiarygodną groźbą wymuszenia ich spełnienia.
Dla Kissingera, Saddam Husajn jest i pozostanie głównym zagrożeniem dla pokoju na Bliskim
Wschodzie (czytaj - dla terroryzmu Izraela i ludobójczej eksterminacji narodu palestyńskiego).
Kissinger przechodzi do gróźb na wypadek, gdyby błyskawiczny atak na Irak nie odniósł celu i
przeszedł w przewlekłą wojnę naziemną. Bo wtedy:
- To pozwoliłoby Saddamowi na sprowokowanie Izraela do przystąpienia do działań wojennych
poprzez bezpośredni atak na ten kraj, być może przy użyciu broni biologicznej lub chemicznej. Czas
jest czynnikiem decydującym. Przewlekłe działania mogą spotkać się ze sprzeciwem Rosji i Chin. (...)
Zanim administracja Busha doprowadzi do konfrontacji z Irakiem, musi z największą dokładnością
opracować strategię militarną.
Tak czy inaczej, ten Kissingera drugi etap wojny z terroryzmem (pierwszym była masakra
Afganistanu) będzie nieporównanie trudniejszy niż pierwszy. Opór, szczególnie w Iraku, będzie
bardziej zdecydowany i zaciekły...
Co oznaczały te słowa żydomasońskiego globalnego terrorysty? Oznaczały dyrektywę wojny
totalnej z całym światem islamu na wzór dokładnie goebbelsowski. Tak oto sanhedryn globalistów
wydaje walkę opornemu islamowi za pomocą potęgi militarnej i krwi setek tysięcy gojów całego
świata, zarówno chrześcijan jak i muzułmanów. A muzułmanów dlatego, że nieodłącznym
elementem tego światowego bandytyzmu w wydaniu najbardziej hultajskiego mocarstwa czyli
USA, będzie wywoływanie wojen domowych w atakowanych państwach islamskich. Przykładem
jest Afganistan i Pakistan (z ważną częścią jego islamskiej społeczności), potem przyjdzie kolej na
Filipiny, Somalię, Sudan, Iran, Irak, itd. W kolejce stoją następne.
To wszystko pod pretekstem „walki z terroryzmem". Zaiste, bardzo opłaciło się zburzyć
wieże WTC, wydać na śmierć kilkuset pasażerów czterech Boeingów i pracowników WTC!
Syjonizm przez cały XX wiek realizował swoje interesy za cenę życia setek milionów gojów i
niewiarygodnych zniszczeń materialnych. Wiek XXI żydowska oligarchia świata rozpoczęła
„mocnym uderzeniem". Pierwszym, ale nie najmocniejszym i nie jedynym.
Inny Żyd w gabinecie Clintona (gojów tam nie było prawie wcale) - Robert Litwak,
odpowiedzialny w Narodowej Radzie Bezpieczeństwa za kontrolę rozpowszechniania broni masowej
zagłady, wydał nawet książkę pod takim właśnie tytułem: Państwa zbójeckie i amerykańska polityka
zagraniczna {Rogue states and U.S. foreign policy).
Pogardliwe przezwiska dla państw słabych, biednych, poddawanych nowej kolonizacji, mnożyły
się już za kadencji Reagana. Mówiono wtedy o państwach wyjętych spod prawa („outlaw states"), o
państwach renegackich („renegade states") lub o państwach pariasów,
W kategoryzacji państw zbójeckich obowiązują oskarżenia takich państw o broń masowego
rażenia, a z grzechów pomniejszych ich nie poddawanie się presji państw arcy-zbójeckich, takich jak
USA czy Izrael. I właśnie od tej kategorii państw zbójeckich są przedziwne, koniunkturalne wyjątki.
Doskonałym przykładem był przed laty ten sam Irak, a teraz Pakistan, które bez niczyjej zgody
dorobiły się broni nuklearnej. Bez niczyjej zgody Pakistan wspierał i wspiera separatystów
kaszmirskich destabilizujących Indie, swego czasu oskarżanego o strącenie indyjskiego samolotu
pasażerskiego. Ponieważ jednak Pakistan pozostawał w strategicznych związkach z USA, to nigdy nie
był wymieniany na listach państw zbójeckich. Jego zbójeckość (zbójnickość?) była i jest pozytywna 1.
W swojej książce Bandytyzm NATO poszerzyłem ten kontekst podwójnych standardów
„zbójeckich" o Irak sprzed „Pustynnej Burzy". Przed najazdem amerykańskim na Kuwejt i Irak,
dyktator Iraku nie był ani na chwilę bardziej ludzki niż okazał się takowym po zadekretowaniu jego
zbójeckości przez USA i „społeczność międzynarodową". USA ściśle współpracowały wtedy z
Saddamem, wspierały go finansowo, a prezydenta Busha-seniora łączyła z nim niemal osobista
przyjaźń.
Samuel Huntington - przyjaciel syjonisty Z. Brzezińskiego, także Żyd, chwilami zdolny do
uczciwych i suwerennych konkluzji, autor słynnej książki Zderzenie cywilizacji, postawił kropkę nad
tą dwustandardową kategoryzacją państw zbójeckich i niezbójeckich stwierdzając, że USA:
- nadały pewnym państwom status zbójecki i próbują je wykluczyć ze światowych instytucji za to,
że nie chcą się podporządkować amerykańskim żądaniom...
Polska posłusznie została przytroczona do NATO i posłała polskie mięso armatnie do Afganistanu,
ale co będzie, jeśli Naród wypowie się w plebiscycie przeciwko przytroczeniu Polski do Unii
Europejskiej? Czy zostaniemy uznani za państwo zbójeckie? Jako zbójeckie to może nie, ale wtedy z
pewnością staniemy się państwem, o „zagrożonej demokracji". Bo demokracja małych, zawsze
oznacza bezwzględne posłuszeństwo, spełnianie każdego dyktatu potężnych zbójów. W trakcie
„amerykańskiego" barbarzyństwa nad Afganistanem, administracja Busha stale poszerzała listę państw
zbójeckich oraz pa1. Masakra w parlamencie indyjskim rzekomo w wykonaniu separatystów kaszmirskich, to ponoć robota służb specjalnych
Pakistanu. Rodzi się pytanie dlaczego pakistańskie spec-służby zdecydowały się na ten akt terroru grożący otwartą wojną
z Indiami w okresie, kiedy zalewały go fale uciekinierów z Afganistanu, a sam znajdował się pod brutalną presją
polityczną USA?
ństw rzekomo sprzyjających międzynarodowemu terroryzmowi. Poza. „pierwszoligowym" Irakiem,
na tej liście pojawiły się takie państwa jak Iran, Korea Północna, Kuba, Libia, Syria, Sudan, Jemen,
Sri Lanka, Filipiny, Somalia. W ramach starannie dawkowanego napięcia międzynarodowego, w
pewnym momencie USA wypuściły próbny balon: nie wykluczyły kolejnej bandyckiej interwencji
militarnej w Iraku. Wycofały się z tego (czy na długo?) po licznych pomrukach dezaprobaty we
własnym miłującym pokój obozie światowej demokracji (Anglii i Niemiec), które dobrze rozumiały,
co to może oznaczać dla pokoju. Ale po niespełna dwóch miesiącach, kiedy już Afganistan legł w
gruzach, pogróżki pod adresem Iraku a potem jeszcze Iranu powtórzyły się i ukonkretniły. W swoim
orędziu o stanie państwa wygłoszonym w Kongresie 30 stycznia 2002 roku, prezydent Bush otwarcie
wymienił trzy państwa przewidziane do inwazji bombowej. Są to Iran, Irak i Korea Północna. Iran
jest nazywany najaktywniejszym sponsorem terroryzmu. Czy dlatego, że posiada dużo zachodnich
petrodolarów? Jego niewybaczalnym „grzechem" jest wspieranie palestyńskiego Hamasu i Dżihadu
oraz libańskiego Hezbollahu.
I tu otrzymujemy kolejny przykład faryzeizmu tajnych włodarzy USA: ani Hamas, ani Dżihad, ani
Hezbollach nie były wymieniane wśród organizacji terrorystycznych w pierwszym okresie po
zamachach z 11 Września. A to dlatego, że amerykańskiemu lobby finansowo-przemysłowemu
zależało na neutralności Iranu na czas zbliżającej się inwazji na Afganistan.
Do listy organizacji terrorystycznych dopisano Hamas, Dżihad i Hezbollah dopiero na początku
października 2001 roku.
Korea Północna: wiadomo - ostatni bastion czystego stalinizmu. Własna broń nuklearna i
straszliwa nędza narodu. Kiedy trwały rozmowy amerykańsko-koreańskie w sprawie porozumienia o
wzajemnej współpracy, na ten czas starannie wyciszono w światowych żydomediach nazywanie Korei
Północnej państwem zbójeckim. Ten zaszczytny tytuł został jej przywrócony natychmiast po fiasku
rozmów.
Kuba: udziela schronienia terrorystom antyamerykańskim, głównie bojówkarzom „Czarnych
Panter", a także bojownikom baskijskiej ETA. Nigdy jednak USA nie podjęły militarnej próby
rozprawienia się z Kubą jako miniaturą stalinowskiej Korei Północnej pod własnym bokiem. Czy
dlatego, że Fidel Castro jest z pochodzenia Żydem i członkiem masonerii?
A gdyby tak USA rozważyły status Izraela na kanwie ludobójstwa popełnianego przez to państwo
na narodzie palestyńskim?
Dlaczego nie okrzyknięto Izraela państwem zbójeckim z chwilą wykradzenia Stanom
Zjednoczonym broni nuklearnej, przy wydatnym współudziale żydowskich szpiegów w ośrodkach
nuklearnych USA?
Dlaczego nieprzerwana rzeź Palestyńczyków, wypędzenie około trzech milionów Palestyńczyków
z ich ziemi ojczystej bez prawa powrotu, nie pozwalają nazwać Izraela państwem zbójeckim?
Dlaczego ignorowanie rezolucji ONZ przez państwo nie stało się podstawą do nazwania Izraela
państwem hultajskim?
Dlaczego to państwo bezkarnie i bezprawnie odmawia prawa pobytu obserwatorów ONZ, podczas
gdy inne państwa (Irak dwukrotnie) na to się godzą, a mimo to są nazywane państwami zbójeckimi?
Odpowiedź jest jedna: USA i Izrael to dwa pierwszej rangi światowe państwa zbójeckie. W
polityce międzynarodowej stanowią zresztą jedno nierozdzielone super-państwo. Tylko niektórzy
analitycy polityki międzynarodowej USA nauczyli się interpretować tę politykę interesami Izraela i
tylko nieliczni z tych nielicznych mają odwagę to mówić 1. Kto tego nie ro1. Słynne było swego czasu powiedzenie prezydenta Francji Ch. de Gaulle'a:
Czy Francja ma zawsze kichać, gdy Izrael dostaje kataru?
zumie, ten nie rozumie strategicznych motywów polityki Stanów Zjednoczonych. Najgroźniejsi dla
prawdy są ci krętacze medialni, którzy doskonale rozumieją tamto praźródło międzynarodowej
polityki USA, ale równie doskonale i dokładnie je przemilczają.
Tu niezbędna staje się dygresja dowodnie wykazująca te strategiczne priorytety USA. Heritage
Foundation - wpływowy, opiniotwórczy amerykański instytut, w 1992 roku opublikował 33stronicowy projekt działań w polityce zagranicznej USA, adresowany do prezydenta, kół
politycznych, gospodarczych i finansowych. Nosi tytuł: Jak uczynić świat bezpiecznym dla Ameryki.
Przy lekturze tego dokumentu szokujące jest podporządkowanie strategii USA interesom Izraela i
światowemu syjonizmowi. Oto pierwszy cytat, niejako wstęp do drugiego, najważniejszego:
- Podstawowa konieczność strategiczna z punktu widzenia USA sprowadza się natomiast do tego,
by uniemożliwić przejęcie kontroli nad kluczowym centrum przemysłu i ekonomii - w Europie, Azji i
Zatoce Perskiej - przez państwa nieprzyjazne Stanom Zjednoczonym. Dlatego muszą [Stany
Zjednoczone - H.P.] zachować swoją globalną pozycję i swoje globalne możliwości. Jeżeli ich interes
wymaga akcji wojskowej za granicą, nie powinny czekać na zgodę ONZ (patrz - inwazja Afganistanu,
przedtem Jugosławii - przyp. H.P.) - jak to przedtem uczynił Waszyngton przed operacją w Zatoce
Perskiej w 1991 roku.
I cytat drugi, wszystko wyjaśniający:
- Ale naturalną koleją rzeczy, na pierwszym miejscu musi być postawiona mocarstwowa
wiarygodność (czytaj - gotowość do każdej agresji - H.P.) w stosunku do państw, którym dawno
udzieliły gwarancji, przede wszystkim Izraela1.
l. Jacek Karpowicz: Tryumf judaizmu oraz najważniejsze ekspozytury Rządu Światowego w Polsce. Warszawa 1998, s. 26.
Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że „atak na Amerykę" został sprokurowany przez
syjonizm. Był przezeń pilotowany, nadzorowany i ochraniany, choć nie musiał być przez
syjonistów logistycznie organizowany.
Za cenę kilku tysięcy istnień ludzkich (tylko nie żydowskich) i dwóch rozwalonych Wież Babel
światowego handlu, imperialny syjonizm uzyskał wyśmienite usprawiedliwienie do militarnego
terroryzowania „państw zbójeckich" i organizacji. Po wciąż ponawianych pogróżkach wobec Iraku,
przyszła kolej na dalekie Filipiny. Zamiast otwierać kolejne fronty bombowe, USA na jakiś czas
wybrały inną strategię kolonizacji byłych kolonii. Oficjalnie mówi się już o „strategii" walki z
organizacjami terrorystycznymi ramię w ramię z rządami takich państw. Pod tym pretekstem w
rzeczywistości dokonuje się neokolonizacja i odbywają militarne desanty USA. Taki właśnie
scenariusz jest realizowany na Filipinach, wkrótce może być zastosowany w Malezji i Indonezji,
następnej kolejności znajdą się Somalia i Jemen, na które USA wywierają presję polityczną i
ekonomiczną.
Filipiny znalazły się w pierwszym szeregu tej inwazji pod pretekstem zwalczania „rebeliantów" z
organizacji Abu Sajef, oskarżanych o „powiązania" z Al-Ouedą Bin Ladena. To podobno na
Filipinach Pakistańczyk, który w 1993 roku podłożył bombę pod World Trade Center, przygotowywał
operację mającą doprowadzić do zniszczenia aż 12 amerykańskich samolotów pasażerskich. Abu
Sajew to ruch islamskich separatystów. Walczą o oderwanie muzułmańskiego południa Filipin od
katolickiej reszty kraju. Specjalizują się w morderstwach, porwaniach dla okupu, przetrzymują
katolickich misjonarzy. Z ledwo tysiącem owych „separatystów" nie może sobie poradzić cała armia
filipińska. W ostatnich dniach stycznia 2002 USA wysłały na Filipiny 650 swoich wojskowych
doradców.
Nie wiadomo, kto wspiera i popiera owych „separatystów", wiadomo jednak, że stanowią oni
doskonały pretekst do amerykańskiego come back na Filipiny.
Już w grudniu 2001 USA zaproponowały Filipinom przysłanie jednostek wojskowych. Pani
prezydent Gloria Arroyo, znając te „koleżeńskie" przysługi USA - odmówiła. Zgodziła się tylko na
przyjęcie pewnych elementów nowoczesnego wyposażenia dla armii oraz helikopterów do
wykrywania w dżungli owych „separatystów". Pomoc jest oceniona na 100 milionów dolarów kolejne zamówienie dla przemysłu zbrojeniowego USA: Kongres bez szemrania godzi się na niemal
podwojenie budżetu na przemysł „obronny" USA. Już w styczniu 2002 Kongres przyznał dodatkowo
45 mld USD dla budżetu obronnego.
Filipiny były amerykańską kolonią w latach 1898-1946 czyli przez prawie pół wieku. Do 1992
roku Jankesi utrzymywali tam bazy wojskowe. Antyamerykanizm jest tam powszechnym odruchem
ludności. Teraz rozpoczęła się ponowna kolonizacja. W połowie stycznia na wyspie Basilan założono
tam pierwszą bazę dla wojsk amerykańskich. Do połowy lutego 2002 roku miało tam wylądować 650
Jankesów, w tym 160 komandosów z elitarnych „zielonych beretów" i jednostek „Seals" (Foki).
Wylądowali już 30 stycznia.
To wszystko było propagandowo bardzo starannie opakowane we frazesy o tym, że Amerykanie
będą tylko „szkolić" Filipińczyków i „doradzać" im, a w ogóle to tylko manewry, a nie wspólna
„operacja" lub „misja" wojskowa. Słowo „operacja" jest już nieodwracalnie skompromitowane nie
tylko w świadomości Filipińczyków. Wszak „operacje" w wydaniu amerykańskim zawsze były i są
tylko „operacjami pokojowymi". Tak było w Korei, w Wietnamie, Kambodży, tak było w Kuwejcie i
Iraku, nie inaczej jest w Afganistanie. Niedoścignionym wzorem takich „operacji pokojowych" jest
ludobójstwo izraelskie na ziemiach palestyńskich.
„Misja" była jednak szczególnie ważna, bo na czele filipińskich „manewrów" stanął szef „operacji
wojskowych" na Pacyfiku, generał Donald C. Wurster1.
Patrioci filipińscy nie mieli złudzeń co do charakteru i celów tych „manewrów". Senator Francisco
Tadet oznajmił w parlamencie filipińskim:
- Jednym zdradzieckim ruchem udało się uczynić z Filipin przedłużenie Afganistanu. Senator
dodał też rzecz najzupełniej oczywistą, że filipińska partyzantka to wewnętrzna sprawa Filipin,
natomiast senator Biazon przestrzegł przed igraniem z ogniem mówiąc:
- Wystarczy jednak, że kula amerykańskiego żołnierza zabije filipińskiego cywila, a stabilność
kraju zostanie zagrożona2.
Senator Biazon wiedział dobrze, że o to właśnie chodziło - o destabilizację Filipin, aby w
obronie „stabilizacji" walczyć tam o pokój tak długo, aż kamień nie zostanie na kamieniu. To także nic
nowego. Niedoścignionym wzorem światowego obrońcy pokoju i stabilizacji był przecież Związek
Socjalistycznych Republik Radzieckich, od 1945 „stabilizujący" tyle krajów, że ich wyliczanie
zajęłoby pół stronicy tej książki, na czele ze „stabilizacją" Węgier (1956) i Czechosłowacji w 1968
roku.
Dziennikarz „GW" zapytał Normana T. Shawa, emerytowanego oficera piechoty morskiej i
niezależnego eksperta do spraw terroryzmu, czy owe „wspólne ćwiczenia" Amerykanów i
Filipińczyków, oznaczają po prostu otwarcie drugiego frontu walki z terroryzmem.
Emerytowany weteran wojny z terroryzmem potwierdził:
- Na to wygląda. Nawet sam prezydent Filipin w wywiadzie, który oglądałem dziś w telewizji
przyznał, że nazwa
1. Zob.: „Gazeta Wyborcza", 18 stycznia 2002.
2. „L'Express", 6 XII 2001.
„ćwiczenia" to tylko mydlenie oczu. Ponad 150 komandosów nie pojechało na Filipiny, by uczyć
tamtejszych wojskowych, jak strzelać z karabinu.
W następnej kolejności stała Somalia. Dziś - luty 2002 - trudno spekulować nad rozwojem
wydarzeń w tym kraju „zbójeckim". W każdym razie, już w grudniu 2001 roku amerykański sekretarz
stanu Colin Powell w wywiadzie dla „Washington Post" starał się wyciszyć spekulacje wokół
ewentualnej kolejnej napaści na Irak, natomiast USA „poważnie" brały pod uwagę kraje, w których
Al-Queda może działać po upadku afgańskich talibów.
- Szczególnie przyglądamy się Somalii - powiedział złowieszczo ten sługus światowego
rozbójnictwa.
Somalia to kraj liczący 9,5 mln mieszkańców. Uchodzi teraz za przykład takiego właśnie rogue
state - „państwa zbójeckiego", tyle tylko, że jego egzekucję jakby na razie wstrzymano. Stolicą jest
Mogadisz, a kraj leży w tzw. „Rogu Afryki". Od dziesięciu lat wrze tam krwawa rebelia, a właściwie
to niekończący się ciąg rebelii. Kraj w gruzach: hotele, katedra, teatr, dzielnica ambasad, większe
domy. Zaczęło się w 1991 roku od obalenia dyktatora Siada Barrea. To zapoczątkowało wojnę
domowa. Jej następstwem jest głód, gospodarcza i cywilizacyjna dezintegracja tej dawnej kolonii. W
1993 roku miała tam miejsce potężnie nagłośniona interwencja wojskowo-humanitarna ONZ.
Zakończyła się fiaskiem. Później rozpoczęło się nieprzerwane pasmo rządów lokalnych watażków.
Uzbrojeni po zęby terroryzują ludność, jednocześnie krwawo walcząc między sobą o rejony
panowania. Rządzi pięć klanów plemienno-rodzinnych. Dobrze funkcjonuje tylko biuro fałszywych
paszportów. Policja nie istnieje. Aby tam wjechać i wyjechać żywym, trzeba wynająć co najmniej
kilkuosobową ochronę uzbrojonych po zęby zabijaków, ale przedtem utwierdzić ich w przekonaniu, że
nie posiadasz przy sobie większej gotówki...
Donald Rumsfeid we wspomnianym grudniowym wywiadzie dla „Washington Post" powiedział
złowieszczo:
- O ile wiem, organizacja Bin Ladena wciąż jest obecna w Somalii.
Miał na myśli organizację „Al-Itihad al-Islamia" - „Jedność Islamska". Powstała na początku lat
90. Cel - utworzenie państwa islamskiego. To tę organizację USA podejrzewa o związki z Al-Queda.
Somalijski bank Barakaal 80 procent swoich funduszy przeznacza na ich transfer do Somalii.
Pochodzą one od somalijskiej diaspory liczącej około 1,5 miliona Somalijczyków. W listopadzie 2001
Donald Rumsfeld warknął, że bank ten służy za kanał finansowy Al-Ouedy i polecił zamrozić jego aktywa. Pewien urzędnik z Kenii, jeszcze wegetujący w Mogadiszu powiedział dla „L'Express":
- To tak, jakby choremu odłączyć kroplówkę. Człowiek nadaremnie koczujący pod bankiem
(podobnie jak to widać było w styczniu w Argentynie), aby wydostać z tej pułapki swoje kilkadziesiąt
dolarów, powiedział:
- Bush doprowadzi wszystkich do szału! Paradoksalnie i przeciwnie do takich głosów - wszyscy
tam wprost marzą o jakimś desancie Amerykanów. Ten człowiek sprzed banku dodał:
- Może by to oznaczało początek czegoś nowego?
Kolejnym „chłopcem do bicia" może być Jemen. Tamtejsza organizacja: „Armia Aden-Abian"
jest jedynym ugrupowaniem, które miało wątpliwy zaszczyt znaleźć się na liście organizacji
terrorystycznych ustalonych przez Stany Zjednoczone. Podejrzewa się ją o zorganizowanie ataku na
amerykański statek USS Cole w październiku 2000 roku, kiedy stał w porcie adeńskim. Zginęło wtedy
17 marynarzy1. W reakcji na ten zamach, do Adenu zjechało około 100 agentów FBI. Osiedli
l. „Le Point", 23 XI 2001.
w eleganckim hotelu „Sheraton". Po jakimś czasie wynieśli się, lecz po 11 Września zjawili się
ponownie. Zatrzymano około 400 „islamistów". Represje objęły nawet teścia Bin Ladena, który
właśnie oddał swoją 21-letnią córkę na czwartą żonę Bin Ladena. Wybierający się na wesele w
początku listopada, teść został zatrzymany „do wyjaśnienia". W połowie września prezydent Jemenu
zamknął Uniwersytet Wiary - bastion jemeńskiego antyamerykanizmu. Uzasadnił to krótko:
- Jesteśmy na linii ognia!
Jemen posiada strukturę plemienną. Czas zatrzymał się tam z imponującą pogardą dla
nowoczesności. To jakby głębokie średniowiecze. Ale tak to postrzegają jedynie „niewierni" z
zachodu. Wszyscy powoli żują tam liście kat i są zadowoleni, że ich czas upływa inaczej. Kat to
czwarta część dochodu państwa. Kat pobudza emocjonalnie, niekiedy wprawia w euforię, a to już stan
niebezpieczny dla adwersarzy. Młodzi mężczyźni powszechnie noszą tradycyjne sztylety, ale w tę
tradycyjną sferę honoru i bezpieczeństwa osobistego wdarła się brutalna nowoczesność - zamożniejsi
rycerze paradują z kałasznikowami.
Jemen, to pradawna kraina legendarnej lecz najzupełniej historycznie prawdziwej królowej ze
Saby (Michaldy), bo wspominają o niej Biblia i inne źródła. Wsławiła się mądrością, darem
prorokowanie podczas pobytu na dworze króla Salomona, którego odwiedziła w 875 roku przed
Chrystusem1.
Zanim opuścimy Jemen, oddajmy głos tej fenomenalnej wizjonerce - ku przestrodze
współczesnych. Uwierzytelniła swoje wizjonerstwo precyzyjną przepowiednią już spełnionych dwóch
wojen światowych a także realiami trzeciej.
l. Uważana była za XIII Sybillę. Pochodziła z rodu sabejskiego. Państwo to istniało w latach 950-115 p. Chr. na terenie
obecnego Jemenu. Jej proroctwa po raz pierwszy w Polsce ukazały się w 1916 roku pod tytułem: Mądra rozmowa
królowej ze Saby z królem Salomonem (Wyd. „Drukarnia Warszawska").
- Lud twój, obecnie chluba twoja, stanie się bezbożny i królom nieposłuszny, odstąpi od Boga i
jego przykazania zapomni. ..
Albo:
- Według ducha mego, narodzenie Mesjasza ma nastąpić za więcej niż 800 lat, bowiem w ósmym
stuleciu ma się narodzić, a pod panowaniem Rzymu umierać będzie.
Albo:
- Chrześcijaństwo, wiara w naukę Mesjasza, osiągnie taką potęgę, że wyznaczać będzie cesarzy i
królów na trony, a ci będą nad Żydami panować. Bez wiedzy kapłanów chrześcijańskich nic dziać się
nie będzie. Natomiast naród żydowski zostanie zniszczony i rozproszony...
Królowa ze Saby podała wiele znaków mających poprzedzić wielkie przemiany. Oto czwarty
znak:
- Nastąpi, gdy pieniądz zapanuje nad światem i stanie się wielki jak Bóg...
Niemiecki syjonista Iluminat Heinrich Heine (1797-1856), prawie 3 tysiące lat później
potwierdził to:
- Pieniądz to Bóg naszych czasów, a Rothschildowie, to nasi prorocy1.
Dziś jak nigdy przedtem, jesteśmy z Rothschildami jako prorokami, właśnie na tym etapie Bogapieniądza...
Powell wyciszał pogróżki pod adresem Iraku dość szczerze przyznając - podobnie jak to
przyznawał Kissinger, że agresja lądowa byłaby nieporównywalna ze skalą oporu w Afganistanie. W
Iraku nie istnieje coś na podobieństwo afgańskiego Sojuszu Północnego, bez którego niemożliwe
byłoby pokonanie talibów z powietrza. Powell przyznał, że amerykański bandytyzm „szuka sposobu"
na obalenie Husajna. Szuka już dzie1. Simpson Anthony: The Money Lenders 1985, s. 85. Cytuję Fritz Spingmeier [w:] Rodowody Iluminatów [Bloodlines of
the Illuminati), Ambassador House, Colorado 1999.
sięć lat i na razie bezskutecznie, ale w końcu jakiś sposób znajdzie - choćby okiem dobrego snajpera!
A tak to „szukanie sposobu" skomentował biskup Kościoła chaldejskiego 1 J. Isaak:
- Bombardują nas od 11 lat i przyzwyczailiśmy się do wszystkiego (...) Argumenty powtarzane
przez państwa zachodnie o związkach Iraku z terroryzmem są jedynie pretekstem. Naprawdę chodzi
tu o interesy ekonomiczne Ameryki i innych państw zachodnich.
Unia Euro-Germańska także opracowała oficjalną listę organizacji, a tym samym i państw
uznawanych za terrorystyczne. Wymienia się tam organizacje baskijskie, grupy z Północnej Irlandii i
Bliskiego Wschodu. Opracowanie takiej listy to część „wysiłków" Unii Euro-Germańskiej w ramach
demonstrowania wspólnego frontu „walki z terroryzmem". Taka demonstracja nastąpiła w grudniu
2001, a już w styczniu 2002 przyszedł czas na czyny - wysyłanie komandosów angielskich i
niemieckich do Afganistanu. Na razie tylko do Afganistanu.
Inicjatorką opracowania takiej czarnej listy europejskich organizacji „zbójeckich" była Hiszpania.
Ma do tego własne powody. Nie może sobie poradzić z baskijskimi patriotami („terrorystami") z ETA,
natomiast Anglia, jeden z wygodnych mateczników islamskich terrorystów, nie może sobie poradzić z
patriotami irlandzkimi spod znaku IRA i innych organizacji „separatystycznych".
l. Zarazem sekretarz generalny Synodu Biskupów Kościoła Chalejskiego. Zob.: „Nasz Dziennik", 22-23 XII 2002.
ROPA I GAZ - ŚWIATOWI „TERRORYŚCI"
Wszystkie główne dramaty XX wieku miały swoją przyczynę w walkach o dominację
ekonomiczną i finansową. Ich podstawą były i pozostają surowce naturalne. Wśród nich ropa naftowa
jest surowcem najbardziej „wybuchowym" w dosłownym i przenośnym znaczeniu. Globaliści
wielokroć definiowali te priorytety w swoich programach, ale rzadko ujawniali je otwarcie, zwykle
owijając je w ogólnikowe frazesy. Mistrzami w tym kamuflażu był szef brytyjskiego Królewskiego
Instytutu Spraw Międzynarodowych Arnold Toynbee1, Rothschildowie, Rockefellerowie, Z.
Brzeziński, H. Kissinger.
Tak jest i obecnie. Nigdy nie dowiemy się z mediów ani z ust geopolitycznych krętaczy, że
rzeczywistym powodem wojny z Afganistanem i o Afganistan wcale nie jest religijny „fanatyzm
islamski", tylko ten szczególny rodzaj fanatyzmu ekonomicznego, który nakazuje wąskiej grupie
światowych gangsterów polityki, ekonomii i pieniądza wszczynać i kontynuować najbardziej krwawe
wojny, dokonywać przewrotów, wpędzać upatrzone kraje w straszliwe zapaści gospodarcze i
finansowe, a ich narody w degradację cywilizacyjną.
Okazuje się, że już na kilka lat przed zamachem na WTC Afganistan talibów stał się areną
brutalnych nacisków i gier politycznych, organizowanych i sterowanych przez wielkie korporacje
wydobywcze gazu i ropy naftowej. Afganistan swoje wojenne dramaty „zawdzięcza" kluczowemu
położeniu geograficznemu. Pod tym względem jego znaczenie daje się po1. Więcej o nim w książce Rodneya Atkinsona: Eurofaszyzm w natarciu, wydanej przez Retro w przekładzie Jerzego
Wieluńskiego.
równać z sytuacją geopolityczną Polski. Z podobnymi zresztą skutkami. Jako „drzwi obrotowe"
Europy i Azji byliśmy od dwóch wieków nieprzerwanie napadani, rozszarpywani, okupowani,
prowokowani do powstań i ludobójczo wybijani. Naszym odpowiednikiem w Europie południowej
jest Jugosławia, praktycznie już nieistniejąca, bo rozszarpana przez międzynarodowy imperializm
prawdziwych „państw zbójeckich". Bałkany to suchy Gibraltar wiodący z południa Europy, z
basenu Morza Śródziemnego na Bliski Wschód - do Zatoki Perskiej. Oto przyczyna masakry
Jugosławii.
W Afganistanie wszystkie kraje „zbójeckie" z premedytacją i niedoścignionym cynizmem
wykorzystywały podział tego państwa na krwawo rywalizujące ze sobą plemiona. Wygrywanie
antagonizmów plemiennych, to od wieków najskuteczniejszy sposób utrzymywania stałego wrzenia w
takim jak Afganistan zlepku plemion, a w przypadku najazdu na taki kraj - wykorzystywania któregoś
z głównych plemion do prowadzenia wojny domowej równolegle z wojną najeźdźczą.
Plemieniem dominującym w Afganistanie są Pasztuni, stanowiący 40 proc. ludności tego kraju. Co
gorsze - około trzech milionów Pasztunów żyje w granicach obecnego Pakistanu, powstałego w 1948
roku. Te trzy miliony pakistańskich Pasztunów, to stała kość niezgody pomiędzy Afganistanem i
Pakistanem, bowiem pakistańscy Pasztuni uważają się za Afgańców. Z kolei Pakistan w stałej
rywalizacji z Indiami wykorzystuje tendencje separatystyczne mieszkańców Kaszmiru. Grupa
separatystów kaszmirskich wspierana (ponoć) przez Pakistan, dokonała masakry członków parlamentu
indyjskiego. Kiedy Indie zdobyły rzekome dowody na pakistańskie sprawstwo tej masakry, zażądały
od Pakistanu wydania zamachowców. Pakistanu szedł w tym „w zaparte", ale kiedy Indie podciągnęły
do granicy pakistańskiej ponad milion wojska, grożąc nawet użyciem bomby jądrowej, Pakistan
aresztował około 300 takich potencjalnych terrorystów, ale odmówił wydania ich Indiom. W styczniu
2002 roku świat niespokojnie zerkał na granicę indyjsko-pakistańską. Było to i jest wprawdzie
zmartwienie „społeczności międzynarodowej" zaciekle miłującej pokój światowy choćby miał nie
zostać kamień na kamieniu, ale jest to zmartwienie przede wszystkim „amerykańskie". I wcale nie
dlatego, że Pakistan to doraźny sojusznik USA w walce z „islamskim terroryzmem", z Bin Ladenem i
całą tą jego Al-Ouedą na czele.
Chodzi przede wszystkim i po prostu o gaz ziemny, ale także o ropę naftową, zwłaszcza w
światowym geo-kontekście.
Kiedy Sowieci sromotnie dali tyły z Afganistanu w 1989 roku, Pakistan postanowił wejść w tę
próżnię, wykorzystać walki o władzę w Afganistanie m.in. do osłabienia wpływów Indii. Zaczął
popierać ugrupowania islamskie tak w Afganistanie jak i w Kaszmirze. O tereny zamieszkałe przez
Pasztunów w dzisiejszym Pakistanie już toczyła się w 1950 roku wojna pomiędzy tymi państwami.
Pakistan zajął te obszary, tym samym odcinając Afganistan od Oceanu Indyjskiego. Co to oznacza nikomu nie trzeba tłumaczyć, a jeśli trzeba, to wystarczy tę sytuację porównać z odcięciem Polski od
Bałtyku.
Islamscy patrioci w Afganistanie zwani przez „społeczność międzynarodową" esktremistami lub
fundamentalistami, byli w okresie wojny afgańsko-sowieckiej wykorzystywani do osłabiania
militarnego ZSRR. Talibów popierały zgodnie USA, Egipt i Arabia Saudyjska, a po cichu cała Europa
Zachodnia, bo taka była logika ówczesnej geopolityki - „zwijać" molocha pod nazwą ZSRR.
Talibowie byli wtedy o.k. Kiedy oddziały antysowieckie wyposażono w przenośne rakiety ziemiapowietrze, losy wojny były przesądzone1. Arabia Saudyjska słała miliony petrodolarów na utrzymanie
islamskich szkół w Paki1. Resztki pozostałych z tej wojny amerykańskich „Stingerów" były wykorzystywane, choć z miernym skutkiem, przeciwko
nowemu najeźdźcy - Amerykanom!
stanie, bo ten popierał u siebie studenckie ugrupowania islamskie. Okazały się potem bazą dla talibów,
którzy przy zdalnej pomocy Pakistanu, do 1996 roku opanowali 90 procent terytorium posowieckiego
Afganistanu.
Kraje zachodnie przyjęły tę zmianę sił wewnętrznych dość przychylnie, jako element stabilizujący
ten kraj. Moskwa przeciwnie - bała się przeniesienia zaraźliwego „integryzmu islamskiego" na tereny
republik posowieckich. Z kolei Iran widział talibów raczej pozytywnie, jako przeciwwagę pakistańską
w rywalizacji z Turcją. To tylko główne rafy skomplikowanej ośmiornicy wpływów, interesów i...
prowokacji.
Wyłoniła się zatem niezwykle delikatna, skomplikowana materia etniczo-religijno-polityczna.
Jakże łatwo było w niej zamieszać „osobom" (państwom) trzecim, państwom zbójeckim!
Talibowie zainstalowani w Kabulu, w początkowym okresie swego panowania nadal
otrzymywali petrodolary z Arabii Saudyjskiej.
Szybko jednak ekonomicznie usamodzielnili się, rozwijając na gigantyczną skalę sprzedaż
heroiny i opium do Rosji, Europy zachodniej i USA. Ogromne wpływy mieli także z opłat
nielegalnego przemytu towarów do portu w Dubaju.
W okresie sowieckiej okupacji Afganistanu, USA bardzo popierały afgańską produkcję
narkotyków. Dlaczego? Głównie po to, aby faszerować nimi sowiecką armię okupacyjną,
demoralizować zwłaszcza kadrę oficerską opłacalnym przemytem heroiny i haszyszu do ZSRR i
dalej1. Pomysł wprowadzenia do obozu wroga tej „tajnej broni" w postaci narkotyków, zrodził się w
głowach Francuzów i Amerykanów2. Plan polegać miał
1. Piszę o tym w swojej książce: Zabijałem aby żyć. ]est to ponura opowieść sowieckiego komandosa - „specnaza". RETRO,
wyd. I 1996, wyd. II 2001.
2. Zob.: F. L. Ćwik: „Nasz Dziennik", 24-25 stycznia 2002.
na przechwytywaniu przez amerykańskie FBI i francuskie DEA transportów heroiny i następnie
sprzedawaniu jej po niskich cenach sowieckim żołnierzom. Z tej swoistej „broni chemicznej" jednak
zrezygnowano, tymczasem jednak uprawy heroiny i opium pozostały, na kilka lat nadając
Afganistanowi zaszczytne pierwsze miejsce w świecie w uprawie i produkcji narkotyków! Obecnie,
po upadku talibów, olbrzymie zapasy narkotyków afgańskich zaczęły masowo napływać do Europy
przez Azję centralną. Krajem „wyjściowym" jest Pakistan. W ogromnym pośpiechu rolnicy afgańscy
zasiewają makiem duże połacie upraw rolnych1.
Dlaczego mak? W 1996 roku talibowie wprowadzili wprawdzie zakaz konsumpcji i sprzedaży
narkotyków, ale nie zabronili uprawy maku, dlatego właśnie Afganistan jest największym
producentem tej rośliny na świecie. Dopiero w 2000 roku, poszukiwany potem mułła Omar wydał
tam zakaz uprawy maku. Obszar upraw zmalał z 71 000 ha do 27 000 ha. Omar nie uczynił tego z
troski o „niewiernych". Zabiegał wtedy o przyjęcie Afganistanu do ONZ, która potępiała oficjalnie
produkcję i handel narkotykami. Decyzja Omara była też na rękę potężnym mafiom narkotykowym
Pakistanu i jeszcze potężniejszym centralom narkotykowym w Azji południowej - obawiały się
nadprodukcji po wyjątkowo urodzajnych sezonach 1999/2000, co powodowało spadek cen.
Afganistan był wtedy „mocarstwem narkotykowym". W 1999 roku wyprodukował 4 585 ton opium, w
roku następnym 3 2000 ton. W trakcie jesiennej inwazji USA na Afganistan, celnicy Iranu i
Tadżykistanu zwijali się jak w ukropie przy poszukiwaniu i wychwytywaniu potężnych przesyłek
narkotyków. To jednak było i pozostało walką z wiatrakami - przechwycili zaledwie 7,5 tony, gdy w
tym samym czasie „wyciekały" z Afganistanu tysiące ton. Pośrednim dowodem na
l. Klimat pozwala na dwukrotną uprawę roślin w ciągu roku.
skalę tego procederu był drastyczny spadek cen z 750 dolarów do zaledwie 150 za kilogram. Nie
marnują tej lukratywnej okazji generałowie Sojuszu Północnego dokładnie tak, jak nie marnowali jej
generałowie i pułkownicy sowieccy, zbijając prywatne majątki na handlu narkotykami, wykorzystując
do tego wojskowy transport, w tym trumny udające przewóz zwłok żołnierzy do ZSRR. Chłopi
afgańscy to widzą i sieją mak na potęgę. Wkrótce odczuje skutki tego „boomu" w pierwszej kolejności
Rosja, a po niej Europa zachodnia, a nawet celnicy kraju będącego owymi drzwiami obrotowymi
obydwu kontynentów, czyli celnicy polscy...
W sumie jednak napływ narkotyków z tego regionu to mniejsze zmartwienie rządu USA, bowiem
Amerykanie są truci narkotykami pochodzącymi głównie z Azji południowo-wschodniej,
transportowanymi przez Ocean Indyjski, a także z Kolumbii.
Narkotyki to jedynie sprawa „odpryskowa" prawdziwej praprzyczyny wojen afgańskich.
Powróćmy do gazu ziemnego i ropy, owej praprzyczyny. Po przepędzeniu Sowietów, Afganistan stał
się szeroką drogą handlową wiodącą do Azji środkowej. Otwierała się ogromna strategiczna
perspektywa transportu przez terytorium tego kraju gazu oraz ropy naftowej. Chodziło o gaz afgański
oraz tranzyt ropy z Turkmenistanu do Pakistanu.
Afganistan posiada duże zasoby własnego gazu w prowincja Jowzlan, przylegającej do
Tadżykistanu. Sowieci zbudowali tu rurociąg i dostarczali gaz do siebie. Podczas wojny starannie
ochraniali instalację przed atakami partyzantów. Przetrwały nienaruszone.
Z kolei USA, Pakistan i Arabia Saudyjska były zainteresowane budową ropociągu ze złóż
Turkmenii przez Afganistan do Pakistanu. Okazuje się - nie po raz pierwszy, że niebezpieczną jest
rzeczą posiadać za dużo bogactw naturalnych, zwłaszcza na kontynentalnym skrzyżowaniu dróg.
Afganistan jest tego pouczającym przykładem i przestrogą dla innych państw obdarzonych przez
naturę takim położeniem.
Natychmiast po dojściu talibów do władzy, do działania zabrały się kompanie naftowe. Do tego
czasu wszystkie ropociągi naftowe biegły przez ZSRR - bo musiały. Amerykańska kompania Unocal
upatrzyła sobie budowę ropociągu wzdłuż granicy zachodniej Afganistanu - przez Pakistan do Oceanu
Indyjskiego. W tej sprawie w 1993 roku Turkmenistan i Pakistan podpisały umowę
międzypaństwową, natomiast Unical zawarł umowę z Turkmenistanem na eksploatację jego złóż ropy.
W tych zabiegach Unical nie był monopolistą. Musiał ostro rywalizować z argentyńskim koncernem
Bridas.
W trakcie tych przepychanek delegacja talibów udała się do Waszyngtonu na rozmowy z
ówczesnym sekretarzem stanu i szefami Unicalu. Na drugim froncie kuła to samo żelazo firma
argentyńska, która w 1997 r. przeniosła swoje biura do Kabulu, aby znaleźć się najbliżej tych zmagań.
Bridas podpisał umowę z talibami, którzy zgodzili się na budowę rurociągu. Unical osłabił swoje
starania z powodu braku oficjalnego stanowiska USA w sprawie uznania rządu talibów, czego doma-
gała się ich delegacja w Waszyngtonie. Przebywała ona przez kilka dni w przedstawicielstwie Unicalu
w Sugarland w Teksasie1. Unical zdążył nawet przekazać milion dolarów na szkolenie afgańskich
specjalistów na Uniwersytecie w Omaha: profesorów, konstruktorów, elektryków, budowniczych
rurociągów.
Unical miał ponadto strategicznych przeciwników w rządach Rosji i Iranu. Oskarżały one tę
korporację o finansowanie talibów, choć tak naprawdę było to na razie finansowaniem przyszłego
rurociągu. Pojawiły się także sporne problemy. Prezydent Turkmenistanu już żądał rozpoczęcia ro1. Urozmaicano im pobyt zwiedzaniem supermarketów, ośrodka kosmicznego NASA, a nawet ogród zoologiczny.
bót przy budowie rurociągu, choć jeszcze nie było formalnego porozumienia z talibami. W tym kotle
sprzeczności interesów i geopolityki, rząd amerykański uznał za rzecz zbyt ryzykowną budowanie
rurociągu o wartości wielu miliardów dolarów przez tereny tak niepewne. Rząd USA oznajmił, że nie
będzie się sprzeciwiał budowie rurociągu z Turkmenistanu do Turcji Czy było to realizacją polityki
izolacji i osłabienia Afganistanu? W każdym razie działo się to w czasie przyjacielskich więzi
nafciarzy Bushów z nafciarzami klanu Bin Ladenów.
Pojawili się kolejni amatorzy wielkich rur. Zgłosiła się australijska firma petrochemiczna, która w
uzgodnieniu z Iranem ogłosiła projekt budowy rurociągu z Iranu przez Pakistan do Indii. Dla
Pakistanu ten projekt wydawał się być korzystniejszy, bowiem omijał Afganistan wrzący od wojny
domowej .
W październiku 1997 roku premier Pakistanu złożył wizytę prezydentowi Turkmenistanu
Nijazowowi. Zawarto wtedy umowę, mocą której talibowie mieli otrzymać po 15 centów za tranzyt
każdego tysiąca metrów sześciennych ropy przez Afganistan. Była to cena wręcz „dziadowska"'.
Talibowie poczuli się dotknięci nie tyle tą dziadowską rekompensatą, co zawarciem umowy PakistanTurkmenistan bez ich wiedzy i zgody. :
W tym samym czasie (październik 1997) na scenie pojawiają się Japończycy oraz południowo Koreańczycy. Tak wynikało przynajmniej z komunikatu Unicalu: - że tamtejsze firmy są
zainteresowane budową „wielkiej rury". To z kolei kolidowało z interesami Moskwy. Dla jej
udobruchania, Unical zaproponował rosyjskiemu Gazpromowi 10 procent udziałów w tej inwestycji.
Chodziło podobno o to, by Rosjanie przestali wreszcie oskarżać USA o sponsorowanie talibów.
1. Polska także przeżywa takie problemy w związku z budową ropociągu jamalskiego. Pisałem o tym obszernie w książce:
Polska w bagnie. Wyd. RETRO 2001.
Tymczasem Moskwa oświadczyła, że nie pozwoli ani Turkmenistanowi ani Kazachstanowi - jej
nieformalnym „republikom" na transport ropy jakimkolwiek nierosyjskim ropociągiem!
I wreszcie czar pryska. Po zamachach na ambasady USA w Nairobii oraz Darresalam, kiedy to w
sumie zginęły 263 osoby Stany Zjednoczone oskarżają Bin Ladena o te zamachy, bombardują jego
obozy szkoleniowe. Firma Unical anuluje projekt rurociągu i odwołuje z Kandaharu swoich ludzi. W
tej sytuacji wycofuje się także argentyńska firma Bridas.
Czy wtedy państwa „zbójeckie" - USA i Wielka Brytania doszły do wniosku, że trzeba rozprawić
się nie z talibami, tylko z całym Afganistanem? Czyż nie jest dziwne, to znaczy podejrzane, że w
okresie intensywnego romansu ropo-gazowego talibów z „Amerykanami", Osama bin Laden
decyduje się na zamachy terrorystyczne przeciwko swym sprzymierzeńcom?
Tak się rzeczy miały do czasu ostatecznego rozwodu USA z talibami po 11 Września,
zakończonego inwazją na Afganistan. Po trzech miesiącach metodycznego zamieniania tego kraju w
rumowisko, nagle wyszły na jaw sprawki, które stawiają w obrzydliwym świetle gromkie deklaracje
USA na tle ich rzeczywistych intencji i tajnych umizgów do talibów!
Dziennikarze CNN przeprowadzili 8 stycznia 2002 roku wywiad z Richardem Butlerem - byłym
inspektorem rozbrojeniowym ONZ w Iraku. Mówiono o książce właśnie opublikowanej we Francji,
której autorzy twierdzili, że Amerykanie już od dłuższego czasu negocjowali z talibami warunki budowy ropociągu przez Afganistan, ale czynili to z pozycji siły. Postawiono im ultimatum: albo
kontrakt, albo naloty! Przypomnijmy, że WTC jeszcze stało i stać miało przez wiele miesięcy!
Mało tego: już wtedy prowadzącej śledztwo FBI w sprawie Al.-Quedy, rząd USA zaczął stawiać
przeszkody mające utrudnić to śledztwo, a stało się to tuż po objęciu prezydentury przez BushaJuniora! Czyż nie jest to arcyciekawe, a raczej arcywymowne?
I nadal to nie wszystko: w proteście przeciwko takiemu utrudnianiu śledztwa przez administrację
Busha, ustąpił ze stanowiska John O'Neill - jeden z dyrektorów Federalnego Biura Śledczego (FBI),
co sugeruje, że autorzy tamtej książki najpewniej od niego czerpali przynajmniej część tych
informacji. Richard Butler pytany przez dziennikarkę CNN, co o tym wszystkim sądzi odpowiedział,
że zarzuty autorów książki mają taką wagę, że zasługują na dokładne wyjaśnienie... W języku
dyplomatów oznaczało to potwierdzenie tych zarzutów.
Ciekawą rzeczą byłoby poznać opinię w tej sprawie samego prezydenta Putina. Omijający Rosję
rurociąg przez Afganistan czyniłby z niej biernego obserwatora tej strategicznej magistrali i biznesu.
Oznaczałby trwałe usadowienie „amerykańskich" nafciarzy w jej byłych republikach. Nadto, koszty
dostaw ropy tą trasą byłyby niższe od kosztów rosyjskich. Ropa turkmeńska docierając do Pakistanu z
pominięciem terytorium Rosji, następnie transportowana tankowcami - byłaby znacznie tańsza, a cen
swojej ropy Rosja strzeże zazdrośnie.
Na te rewelacje CNN nałożyły się wspomniane pertraktacje talibów prowadzone już w 1997 roku,
co ujawniła brytyjska stacja BBC.
Tymczasem milionom, jeśli nie miliardom ofiar medialnego prania mózgów wmawia się zaciekle,
że Ameryka prowadzi swoją „świętą wojnę" z islamskim terroryzmem talibów zagrażającym całemu
wolnemu światu. Wygląda jednak na to, że talibowie zagrażali i zagrażają jedynie amerykańskim
łapom kładzionym na „świętej ropie". Ropa nie posiada poglądów. Ropa jest też bezwyznaniowa.
Bo ropa, to tylko Złoty Cielec złotych interesów.
Ropa to strategiczna broń w walce o strategiczne terytoria, od której i o którą rozpoczęła się
11 września 2001 roku trzecia wojna globalna. Na razie kipi tylko w Afganistanie. Bulgoce ten
wulkan na granicy pakistańsko-indyjskiej, ale możemy być ponuro spokojni i pewni - za dużo tam
harcowników, aby tam i tylko na tym się skończyło.
Narody na szczęście wiedzą „swoje" pomimo prania ich mózgów. Zbrodniczy imperializm Stanów
Zjednoczonych - podkreślmy to raz jeszcze - światowej kolonii oligarchów diaspory żydowskiej budzi coraz większą odrazę, choć ekipa jej sługusów na czele z bezwolnym przeciętniakiem
Bushem udaje, że nie widzi, nie odczuwa tej odrazy, dezaprobaty i rosnącego sprzeciwu. Bezkarność
zbrodni nad narodem serbskim teraz przeniosła się na Afganistan - taki sam zbrodniczy
ekspansjonizm w imię podboju i budowy Rządu Światowego.
W tej historycznej próbie uniwersalnych zasad, znów dają nam przykład Grecy - starożytny, mały
i słaby fizycznie naród helleński, doświadczający okupacji i ludobójstwa już w czasach, kiedy
przodkowie dzisiejszych budowniczych globalnego kołchozu jeszcze przeskakiwali z gałęzi na
gałąź.
Antywojenne wiece w Grecji po ataku na Afganistan otworzyły oczy butnym globalistom, w tym
również erokołchozowym kapo spod znaku Unii Germanoeuropejskiej. W Grecji przeprowadzono
krajowy sondaż na temat inwazji Afganistanu i ataku na WTC. Wyniki okazały się szokujące:
- 36 procent Greków nie ma najmniejszej wątpliwości, że atak na WTC i Pentagon był dziełem
CIA!
- 8 procent Greków uważa, że był to syjonistyczny spisek uknuty przez Mossad;
- tylko 30 procent Greków obciąża Bin Ladena sprawstwem ataku na WTC i Pentagon, nie
wnikając w to, czy był on czyimś narzędziem1.
1. „New Statesman", 26 XI 2001. Z: „Forum", 14-20 stycznia 2002.
Szokujący wynik tego sondażu jest o tyle znamienny, że Grecja jest państwem paktu NATO uczestnika inwazji na Afganistan. Przecież w tej inwazji czynnie lub pośrednio uczestniczyły: Austria,
Francja, Holandia, Niemcy, Włochy, Turcja, Wielka Brytania. Spoza państw NATO pod komendę
USA i reszty agresorów oddały się: Japonia, Kanada, Litwa, Tadżykistan, Turkmenistan, Uzbekistan,
Pakistan, Rosja i oczywiście - przedrozbiorowa Polska.
Anonimowy rozmówca - przedsiębiorca grecki powiedział:
- Ameryka jest za bardzo arogancka i ktoś musiał ją sprowadzić na ziemię. Zamachy są
konsekwencją wszystkich jej grzechów: Kosowa, Korei, Wietnamu i Cypru. To klasyczny przypadek
amerykańskich podwójnych standardów. Jedenastego września Ameryka posmakowała własnego
lekarstwa.
Inny anonimowy rozmówca - znany konserwatywny komentator porównał sprawców zamachów
do bohaterów wojny o niepodległość Grecji w 1921 roku.
Nie inaczej, choć bardziej eschatologicznie wypowiadał się grecki prawosławny arcybiskup Aten:
- Atak na Amerykę to symbol boskiego gniewu. Dwa dni po ataku na Amerykę, greccy kibice
piłki nożnej gwizdami zakłócili minutę ciszy przed meczem Grecji i Szkocji w Atenach, zarządzoną
dla uczczenia ofiar WTC. Szkoci ze zdumieniem patrzyli, jak greccy kibice niszczą flagę Izraela i
próbują podpalić sztandar Stanów Zjednoczonych! Trener Szkotów Alex McLeish wystękał:
- Nie uwierzyłbym, że w europejskim kraju może panować tak wielka niechęć do USA1.
No to uwierzył. Do tego wystarczył mecz piłkarski, a nie trzydniowa międzynarodowa sesja
naukowa o „islamskim fanatyzmie". Słowo „niechęć" nie było słowem w pełni oddającym ów
„stosunek" Greków do USA. Ponad połowa
l. Tylko niechęć?
greckich konserwatystów nienawidzi Ameryki, a młodzieżówka głównej greckiej partii opozycyjnej „Nowej Demokracji", rozlepiała plakaty z płonącymi wieżami WTC jako reklamę niepowtarzalnego
wydarzenia. Ściany greckich domów były mazane hasłami ze swastyką i napisem: Fuck the USA1.
Niespotykaną już od lat frekwencję miały obchody 17 Listopada - rocznicy studenckich protestów z
1974 roku. Były one początkiem końca siedmiu lat dyktatury wojskowej, popieranej przez USA. Na
wiecach z okazji rocznicy 17 Listopada krzyczano:
- Precz z Bushem! Precz z Amerykanami, mordercami dzieci! „Nie" dla imperialistycznej wojny
NATO!
Sytuacja Grecji jest bardzo trudna, przy tym porównywalna z geopolitycznym położeniem Polski,
z tą jednak różnicą, że Grecy są niepokorni, spontaniczni i wrażliwi na los swojej ojczyzny. Grecja to
chrześcijańskie państwo buforowe na styku Wschodu i Zachodu. Pół wieku minęło od krwawej wojny
domowej - komunistycznego puczu w latach 1946-49. Teraz rządzą tam „socjaldemokraci", czyli
krypto-komuniści, podobnie jak w całej Unii Europejskiej i NATO, dlatego tym łatwiej przytroczyli
ten kraj do UE. Wojny były wynikiem dywersji politycznej i militarnej komunizmu sowieckiego.
Grecy (aż za dobrze) pamiętają też o tureckiej (1967-1974) inwazji na Cypr i pozostawienie Grecji i
Cypru na pastwę dyktatu Turcji.
Pomiędzy Polską a Grecją istnieje jednak zasadnicza różnica postaw przedstawicieli ich
Kościołów. Grecki Kościół prawosławny jest nadal postrzegany jako symbol obrony greckiej
tożsamości narodowej. Nic takiego nie ma miejsca w Polsce. Od śmierci Prymasa Tysiąclecia
liderzy hierarchii polskiego Kościoła katolickiego idą na pasku eurokracji brukselskiej
l. Już znamy to „Fuck", ale w odniesieniu do Żydów!
i to trzeba sobie uświadomić przeraźliwie jasno i otwarcie! 1
Głównym „naganiaczem" do Unii Germano-brukselskiej jest abp J. Życiński. Na rzecz
euroagitacji posuwa się do najbardziej prymitywnych „argumentów". W „Rzeczpospolitej" (6 III
2002) w artykule Obrażeni na cały świat, pisał:
...jedyną alternatywą dla polskiej obecności w Unii Europejskiej stanowi przekształcenie Polski w
drugą Białoruś.
Jakby odnosząc się do zgnilizny zachodu (aborcja; eutanazja; sankcjonowany homoseksualizm),
arcybiskup pisze, że ta Europa oczekuje:
- strukturalnej pomocy polskich katolików w kształtowaniu duchowego oblicza Europy (...) i że:
kształt Europy zależy także od polskiej obecności.
l. Jeszcze tyko „stara plebania" trzyma w górze Krzyż razem z polskim sztandarem. To pokolenie duchownych z czasów
socjal-komunizmu. Oni wiedzą, że wiara i suwerenność katolickiego narodu, to warunek przetrwania wiary i narodu.
ROSYJSKA „PRZEPOWIEDNIA"
Okaże się, że można postawić w stan oskarżenia za bierną wiedzę o planowanym ataku na
Amerykę nie tylko spec-służby brytyjskie czy izraelskie, włącznie z milczącym przyzwoleniem na tę
zbrodnię służb wywiadu i kontrwywiadu USA. Całkiem realna może się okazać podobna bierna
wiedza służb wywiadowczych Rosji o planowanych zamachach w USA.
Oto na wiele tygodni przez rozwaleniem WTC, rząd rosyjski nalegał na swoich obywateli, aby
wymienili dolary na ruble. Dlaczego? Ponieważ jest spodziewany atak na Amerykę - a jego
konsekwencją będzie raptowna dewaluacja dolara!
Trochę to brzmi groteskowo, bo chyba żaden pieniądz na świecie nie pikował wtedy i od dawna
tak gwałtownie w dół, jak tenże nieszczęsny rosyjski rubel. Prześcignąć go w tym pikowaniu było
bardzo trudno. Okazuje się, że jeszcze szybszym Ikarem miał się okazać dolar.
A jednak w tym pozornym absurdzie było coś realnego. Coś zastanawiającego, w kontekście
„ataku na Amerykę" niezmiernie wymownego. Oto w rosyjskiej „Prawdzie" (spadkobierczyni
partyjnego organu KPZR), 12 lipca 2001 roku ukazał się artykuł o elektryzującym tytule: Dolar i
Ameryka upadną 19 sierpnia. Treść publikacji, jej główna rewelacja - przepowiednia o katastrofie
Ameryki mającej nastąpić dokładnie 19 sierpnia, opierały się na wywiadzie z dr Tatianą Koriaginą ekspertem do spraw ekonomicznych głównego doradcy Putina w sprawach ekonomii 1.
l. Janusz Subczyński: „Panorama" (Chicago) z 10-17 listopada 2001.
Niemal w tym samym czasie odbyła się w rosyjskiej Dumie konferencja pod hasłem: O środkach
gwarantujących rozwój rosyjskiej ekonomii w sytuacji destabilizacji światowego systemu
ekonomicznego. Przewodził tej konferencji dr Sergiej Głazyriew. Uczestniczył także znany przeciwnik
amerykańskiej polityki globalistycznej - Lyndon La Rouche. Konferencję podsumowała wspomniana
dr Tatiana Koriagina - prominentny członek rosyjskiego Instytutu Ekonomii, podległego Ministerstwu
Rozwoju Ekonomicznego.
Te dwa wydarzenia - publikacja w „Prawdzie" i oficjalna konferencja ekonomiczna z udziałem
prominentnych osób z elity politycznej i gospodarczej Rosji, stanowią wystarczającą nobilitacje
wiarygodności faktów i zapowiedzi tam omawianych, włącznie z przepowiednią upadku Ameryki
dokładnie 19 sierpnia 2001 roku.
Trzeci element, to zastanawiające sąsiedztwo czasowe tej przepowiedni z datą rzeczywistego
ataku na Amerykę: nie spełniona data ataku 19 sierpnia, ale spełniona 22 dni później!
Oto fragmenty wywiadu z dr T. Kariaginą w „Prawdzie". Pytanie:
- Wszyscy uczestnicy konferencji stwierdzili, że Ameryka jest jednak wielką piramidą, która
wkrótce się rozpadnie. Trudno jest jednak uwierzyć, by mogło się to stać bez wojny w najbogatszym
kraju świata - bez wojny lub uderzenia rakietowego!
T. Koriagina:
- Poza bombami i rakietami, istnieją jeszcze inne rodzaje broni, jeszcze bardziej destrukcyjne.
Pytanie:
- No tak, teorie ekonomiczne. Ale jak to jest możliwe, że podaje pani konkretną datę 19 sierpnia?f
Koriagina:
- USA są zaangażowane w śmiertelną grę ekonomiczną. Znaczna część historii i cywilizacji jest
jedynie szczytem góry lodowej. Istnieje ekonomia działająca w cieniu, polityka, która nie widzi
światła dziennego, polityka, historia w cieniu - znane jako konspiratologia. Istnieją również siły w
tym świecie, niewidoczne, nie do powstrzymania przez kraje a nawet kontynenty.
Pytanie:
- A więc te siły zamierzają zmiażdżyć Amerykę 19 sierpnia?
Koriagina:
- Istnieje międzynarodowy „super state" i „super government". Zgodnie z tradycją, mistyczne i
religijne elementy odgrywają bardzo istotną rolę w historii. Należy brać pod uwagę owe właśnie
siły (ekonomiczne, polityczne i religijne), gdy przewiduje się obecną sytuację finansową.
Pytanie:
- Dlaczego 19 sierpnia a nie np. 21?
- Kariagina:
- Pewna fluktuacja daty jest możliwa. Duże siły działają przeciw tym, którzy obecnie
przygotowują atak na Stany Zjednoczone. Sierpień będzie najprawdopodobniej tym miesiącem,
który przyniesie finansową katastrofę Stanom Zjednoczonym. Ostatnie dziesięć dni sierpnia ma
szczególne znaczenie z religijno-uczuciowego punktu widzenia.
Tyle i aż tyle rewelacji dr T. Koriaginy - doradcy prezydenta Putina do spraw ekonomicznych.
Zdumiewa w tej wypowiedzi kilka elementów, bardzo ze sobą spójnych i jeden niespójny. Ten
niespójny, to ujawnienie owej niezłomnej wiary (wiedzy) o mającej nastąpić katastrofie Stanów
Zjednoczonych. Ujawnienie tej wiedzy równa się potwierdzeniu tajnej wiedzy o tym, że Rosja wie
o przygotowaniach do ataku na USA! Wprawdzie nastąpiło przesunięcie w czasie, które Koriagina
nazwała pewną fluktuacją daty, ale atak rzeczywiście nastąpił. Koriagina dopuszczała błąd czasowy
między 19 a końcem sierpnia, atak nastąpił jedenaście dni później po tej fluktuacji daty (po „końcu
sierpnia"), ale jednak nastąpił. Skoro więc nastąpiło to, co tak zdecydowanie „przepowiedziała" prawa
ręka prezydenta Putina do spraw ekonomii, to tym samym Rosja jej ustami ujawniła i potwierdziła, że
rosyjskie służby specjalne wiedziały o mającym nastąpić ataku na USA!
W mgławicy spekulacji, domysłów na temat tej samej i tak samo biernej wiedzy o mających
nastąpić zamachach, jaką posiadały służby specjalne Izraela, USA, a także Niemiec - „wiedza" Rosji
wydaje się być niepodważalna.
Tymczasem dopiero w styczniu 2002 roku wyszło również na jaw, że Rosja pośrednio wsparła Bin
Ladena milionami dolarów! Ujawniła to rosyjska „Nowa Gazeta"'. Według niej było tak: rząd Rosji w
trakcie wykupu swych zagranicznych zobowiązań płatniczych, dał zarobić setki milionów dolarów
kompanii naftowej klanu Bin Ladenów. Ich rodzinna firma odkupiła rosyjski dług, następnie
odsprzedała go Rosji, zarabiając na czysto 770 milionów USD! Już jesienią 2001 roku pisano, że
władze czeskie sprzedały kompanii Falcon Capital prawo do rosyjskiego długu wynoszącego 2,5
miliona USD. Firma zapłaciła Czechom 580 mln USD, następnie porozumiała się z rządem Rosji i
sprzedała jej ten dług za l 350 min dolarów. „Nowaja Gazieta" wykazała, że firma Falcon Capital
należy do kompanii Saudi Binladin Group. Gazeta twierdziła, że Falcon Capital jest własnością
rodziny Bin Ladenów i stanowi główne źródło bogactwa Osamy Bin Ladena.
l. Wiadomości Polskiej Agencji Prasowej.
NIEMIECKI WKŁAD W TERRORYZM
Już tydzień po ataku na WTC i „Pentagram" (Pentagon!)1 prasa europejska, w tym zwłaszcza
niemiecka donosiła, że Hamburg ma poważny wkład w międzynarodowy terroryzm. To miasto
okazało się wygodnym i bezpiecznym gniazdem dla terrorystów. Niegdyś były to osławione
Czerwone Brygady, grupa Bader-Meinhof, teraz wiatry terroryzmu powiały dalej i szerzej.
Hamburskie dzienniki „Morgenpost" oraz „Hamburger Abendblatt" zgodnie informowały, że zdołano
już zidentyfikować pięć osób „związanych" z atakiem na WTC i Pentagon. Owe osoby miały
powiązania z Hamburgiem.
Najważniejsi z grup islamskich odwetowców - Mohamad Atta, Ziad Shamir Jarra i Marwan AlShehhi - wymieniani na listach pasażerów porwanych samolotów, mieszkali i studiowali w Hamburgu.
Wkrótce potem dołączono dwóch kolejnych: Saida Bahajia i Al Sabbagha. Ci dwaj mieli rzekomo
pełne ręce roboty. Załatwiali fałszywe paszporty, ukrywali członków grupy, organizowali tajne
spotkania i lokale kontaktowe. Bahajia posiadał niemieckie obywatelstwo - to ważny atut w takiej
rozbudowanej międzynarodowej konspiracji. Był studentem elektroniki na hamburskim Uniwersytecie
Technicznym.
Bahajia miał pieniądze, jednak podjął się całkiem czarnej roboty - sprzątania biur i budynków.
Chodziło mu o penetrację biur fabryki samolotów pasażerskich linii Airbus. Tam właśnie firma
zatrudniająca Bahajia sprzątała biura.
l. Budynek Pentagonu ma kształt żydowskiej gwiazdy pięcioramiennej.
Atta „miał" zawiązać w Hamburgu islamską organizację „Islam AG". W Niemczech studiował
medycynę, przybył do Hamburga z Jarrahem. To ponoć Jarrah siadł za sterami jednego z samolotów,
które uderzyły w Pentagon i wieże WTC1.
Naturalnie, po tych rewelacjach mieszkańcy Hamburga, politycy i administracja miasta byli
„zszokowani". Zgodnym chórem pytano, gdzie była policja, Urząd Kryminalny, urząd imigracyjny?
Pytano m.in. - dlaczego irańscy biznesmeni kupili lotnisko Hartenholm w pobliżu Hamburga, na
którym konspiratorzy muzułmańscy mogli ćwiczyć prowadzenie samolotów.
Niemiecki kontrwywiad odkrył „nagle", że w Niemczech działa 3000 islamskich „ekstremistów".
Jako najbardziej groźną ich organizację wymieniono „Takfir Hidżra", skupiającą około 250 członków.
Co gorsze, ta organizacja „ściśle" współpracowała z Osamą Bin Ladenem.
Jest takie brzydkie powiedzenie: obudzić się z ręką w nocniku, co oznacza całkowite zaskoczenie.
Ten hamburski nocnik musi być wręcz gigantyczny: policja, kontrwywiad, biura imigracyjne, wywiad,
administracja! Wszyscy ogłuchli, oślepli, żadnych tropów, zero śladów. Trzy tysiące „ekstremistów" i przez kilka lat najmniejszego tropu, żadnych podejrzeń!
Kiedy w polskojęzycznej telewizji wznowiono odcinki Stawki większej niż życie, rozległy się
zbiorowe szyderstwa z (rzekomej) naiwności i głupoty wywiadu i kontrwywiadu hitlerowskich
Niemiec. Kloss wodził ich za nos jak chciał, a to przecież - wykazywano słusznie - była nieprawda!
Tymczasem kilka tysięcy arabskich Klossów, a nie jeden Mikulski, wodziło Niemców za nosy przez
kilka lat i nic - wreszcie obudzili się z ręką w nocniku. Coś w tym jest?
l. W poprzednich rozdziałach wykazaliśmy, że ani jeden z nich nie był w stanie pilotować Boeningów.
Owszem jest. Taka oto prawda: w Niemczech żyje ponad 6 000 000 imigrantów, głównie
śniadych, skośnookich, etc., w tym Arabów, Turków, Kurdów i innych kandydatów na ekstremistów.
Jak upilnować taką armię potencjalnych zamachowców?
Niemcy sami sobie nawarzyli tego piwa poprzez liberalną politykę imigracyjną. Hitlerowcy chyba
się w grobie przewracają!
Niemcy wystrychnięci na dudka przez trzy tysiące islamskich „terrorystów", postanowili
zrehabilitować się w oczach światowej opinii i zdecydowali, że przywołają ich do porządku w ich
światowym mateczniku, czyli w Afganistanie. Nie przywołali u siebie, to nauczą ich moresu w
Afganistanie. Pod koniec listopada 2001 roku z lotniska amerykańskich sił zbrojnych w Ramstein
odleciały do Afganistanu dwie pierwsze maszyny Luftwaffe. Wprawdzie słowo „Luftwaffe" kojarzy
się przynajmniej Polakom wojennego i powojennego pokolenia jak najgorzej czyli makabrycznie, ale
tym razem maszyny Luftwaffe odleciały w misji „pokojowej" a nie w takiej, w jakiej latały ponad 60
lat temu nad Londyn czy nad Warszawę. Odleciały trzy samoloty transportowe wiozące towarzystwo
internacjonalistyczne, bo grupy żołnierzy nie tylko niemieckich lecz również amerykańskich. Ponadto
te samoloty transportowały również towary, wyłącznie humanitarne, całkowicie nie-wojenne, jak:
koce, lekarstwa, środki opatrunkowe i żywność. To oczywiście w ramach „pomocy humanitarnej",
znakomicie przez USA wypróbowanym kiju i marchewce, to znaczy: najpierw dziesiątki tysięcy
bomb na głowy Afgańczyków, a zaraz potem mąka i środki opatrunkowe do opatrywania ran
tych, których bomby nie zdołały rozerwać na strzępy.
Niemcy, jak wiadomo z historii dwóch ostatnich wojen globalnych, są wielkimi zwolennikami
robienia porządków u sąsiadów. Obecnie poszerzyli zakres tych porządkowych skłonności o daleki
Afganistan, a nawet, jak się niżej przekonamy, o inne rejony świata.
Niemieckie samoloty wylądowały w tureckiej miejscowości Incirlik. Stamtąd, już amerykańskimi
maszynami wraz z „wyposażeniem" zostali przetransportowani do Afganistanu. Niemieckie samoloty
miały latać tylko między Niemcami i Turcją. Cały ten desant nazwano „operacją pokojową", mającą
potrwać tylko dwa miesiące. Przypomnijmy, że wszystkie imperialne agresje USA zawsze były
nazywane „operacjami". Co więcej - wszystkie nazywano „operacjami pokojowymi". Te „pokojowe
operacje" odbywały się, odbywają i będą odbywać zawsze w ramach „procesu pokojowego". Niedoścignionym wzorcem takich długotrwałych „operacji pokojowych" jest zbrodnicza okupacja i
ludobójczy terror Izraela w Palestynie. Ten „proces pokojowy" trwa tam już ponad 30 lat i jego końca
nie widać. Przeciwnie, palestyńska krew leje się podczas tych „operacji" strumieniami. Każdego dnia
giną palestyńskie dzieci, burzy się domy, a pojmanych torturuje metodami zaczerpniętymi z równie
niedoścignionych wzorów żydowskiego NKWD i UB.
Listopad 2001 był dopiero początkiem internacjonalistycznej „operacji pokojowej" w
Afganistanie. Po odlocie samolotów Luftwaffe do Afganistanu, minister obrony Rudolf Scharpin
spotkał się ze swoimi odpowiednikami z Francji -Alainem Richardem i z Wielkiej Brytanii Goffrey'em Hoonem. Celem rozmów było omówienie ewentualnego udziału poszczególnych wojsk
bezpośrednio w akcji.
Zapytajmy pokolenie naszych ojców i dziadków, z czym się im kojarzy inna niemiecka nazwa:
„Kriegsmarine". Bo właśnie w pierwszych dniach stycznia 2002 roku ta złowieszcza nazwa
niemieckiej marynarki wojennej, ta sama jak w czasach najazdu hitlerowskiego na Polskę i nie tylko
Polskę, pojawiła się znów w kontekście Afganistanu. Z wojennego portu Wolheimshafen w Dolnej
Saksonii, czwartego stycznia wyruszyła armada okrętów marynarki wojennej (Kriegsmarine). Tym razem odpłynęła w przeciwnym kierunku - do wybrzeży Wschodniej Afryki.
Dwa dni wcześniej wyruszyło tam sześć okrętów Kriegsmarine, w tym słynne fregaty „Koelen" i
„Emden". Armada z 4 stycznia składała się z pięciu wprawdzie cywilnych okrętów, ale na ich
pokładach umieszczono pięć ścigaczy, specjalny helikopter typu „Sea Lynks" do morskiego transportu
wojska i 220 żołnierzy Bundeswehry.
Jak zwykle, informująca o tym prasa niemiecka i zachodnia, a za nimi media „polskie", zgodnie
stwierdzały, że te dwa zespoły okrętów wypływają do wschodniej Afryki w ramach międzynarodowej
operacji antyterrorystyczne]. Wszystko więc dzieje się w ramach „operacji", i żeby nikt nie miał
wątpliwości co do charakteru tego w istocie zbójeckiego rajdu - nazywa się go „operacją
antyterrorystyczną".
Po 11 Września narodziły się bowiem dwa rodzaje terroru. Pierwszy: ten niedozwolony, zły,
zakazany, fanatyczny czyli islamski. Drugi, to terror legalny, urzędowo-państwowy, uprawiany pod
cyniczną nazwą operacji pokojowych. W samym Afganistanie mieliśmy także dwa lokalne rodzaje
terroru i terrorystów. Byli tam terroryści dobrzy czyli tzw. Sojusz Północny oraz terroryści
wstrętni, przerażający, czyli talibowie.
Niemieckie okręty wpłynęły w rejon pomiędzy Morzem Czerwonym a Zatoką Perską. Niemieccy
żołnierze starali się uniemożliwić ataki terrorystyczne z terenów Somalii i Sudanu, dwóch „państw
zbójeckich", o których w grudniu 2001 roku prezydent Bush powiedział, że rozważa się możliwość
dania im nauczki za „sygnały" o wspieraniu terrorystów islamskich.
Niemieccy żołnierze mieli także kontrolować statki w tym rejonie.
Z kolei 3 stycznia wróciła z Afganistanu trzyosobowa grupa niemieckich oficerów z
Międzynarodowych Sił Wspierania Bezpieczeństwa (czyjego?). Zrelacjonowali i ocenili:
przebieg przygotowań do misji pokojowej w Kabulu, w której mają uczestniczyć wojska niemieckie.
Na tle tych międzynarodowych, państwowych, oficjalnych brygad terrorystycznych pod nazwą
„misji pokojowych", sytuuje się obrzydliwa nadgorliwość naszych polskojęzycznych sługusów NATO
i brukselskiej żydomasonerii. Już w pierwszych tygodniach po zagładzie WTC, polskojęzyczni
gaulajterzy UE i NATO oświadczyli ze stosowną mocą, że udzielą wszelkiej bratniej pomocy w
zwalczaniu terroryzmu. Tak oświadczył świeżutki wówczas, pachnący brylantyną premier L. Miller.
Za nim rozległ się zgodny chór potakiewiczów. Słowa dotrzymali. Do Afganistanu poleciała część
„Gromu", spec-jednostki do zwalczania terroryzmu, przedtem nazywanej brygadą do celów
specjalnych. I znów nasunęła się wtedy ponura paralela. W 1968 roku W. Jaruzelski, wysłał polskich
żołnierzy z bratnią pomocą w tłumieniu „praskiej wiosny". Bratnia pomoc była tak skuteczna i tak
bratnia, że przez wiele następnych lat Czesi, wtedy jeszcze nazywani Czechosłowakami, pluli za
plecami Polaków. W kawiarniach i restauracjach wstawali i odchodzili od stolików, do których
dosiadł się Polak. Kelnerzy albo nie chcieli ich obsługiwać, albo ostentacyjnie z tym zwlekali. Jeden z
tamtych żołnierzy wysłanych do bratniej pomocy braciom Czechosłowakom, opowiadał jak się wtedy
czuli:
- Powszechna nienawiść czeskiej ulicy osaczała nas wszędzie. Z Polski dowożono nam nawet wodę
w obawie przed zatruciem tutejszej. Cystern z wodą strzegło dzień i noc po dwóch żołnierzy... 1
1. Relacja w zbiorach autora.
Kiedy to piszę - jest 7 stycznia 2002. Przed chwilą wysłuchałem rozmowy telewizyjnej z
ministrem Obrony Narodowej (raczej międzynarodowej) - towarzyszem Jerzym Szmajdzińskim.
Dziennikarz pytał nabożnie towarzysza ministra, jak przewiduje dalszy nasz udział w afgańskiej
„operacji pokojowej". Towarzysz Szmajdziński oznajmił ze srogą miną:
- Oczekujemy na propozycje zadań (...) Prosimy Florydę o środki transportowe. Mamy nadzieję, że
nasze prośby (! -H.P.) zostaną spełnione (...) Potrzebne są „Herkulesy"...
No cóż. Jak zwykle, kiedy jedziemy z kolejną bratnią pomocą - jedynym problemem są środki
transportowe do przewiezienia polskiego mięsa armatniego!
Niemiecki „wkład" w tragedię z 11 Września polegał nie tylko na tym, że Hamburg był (rzekomo)
matecznikiem grupy terrorystów. Polegał również na tym, że niemiecki wywiad przez kilka ostatnich
lat lekceważył ewidentne dowody na to, że jest przygotowywany atak na Amerykę. „Die Welt"
wykazał, że zachodnie służby wywiadowcze już w 1997 roku posiadały dokumenty wskazujące na Bin
Ladena planującego groźne ataki w USA. Tę samą wiedzę zdaniem „Die Welt", posiadały CIA, FBI i
niemiecka BND1.
Zaczęło się od przechwycenia dowodów na (rzekomo) planowany zamach na papieża Jana Pawła
II podczas jego wizyty na Filipinach w 1995 roku. Policja filipińska wpadła na trop planowanego
zamachu, podjęła obławę na lokal zamachowców. Uciekli w porę, lecz w pośpiechu porzucili w
podpalonym przez siebie lokalu m.in. takie rekwizyty, jak sutanny, krzyże i egzemplarz Biblii. Nie
one jednak były najcenniejszym łupem policji, tylko przenośny porzucony tam komputer, a w nim
szczegóły planowanych innych zamachów.
l. A co z Mossadem?
W tymże częściowo spalonym mieszkaniu (rzekomo) przebywali przedtem członkowie Al-Quedy:
Ramsi Jeseff (lub Jusuff), Hakim Murad i Amin Schah. Murada ujęto, kiedy zaryzykował powrót do
mieszkania po tamten przenośny komputer.
I właśnie w pamięci tego komputera (rzekomo) znajdował się dokładny plan ataku na USA. Miał
kryptonim Projekt Bojinka. Zawierał dokładny scenariusz ataku z użyciem samolotów. Jedynym
odstępstwem od późniejszego ataku było to, że w Projekcie Bojinka nie przewidywano użycia
samolotów pasażerskich jako żywych torped. Plan „Bojinka" zakładał porwanie samolotów,
przeszmuglowanie na ich pokłady dużej ilości materiałów wybuchowych i dopiero potem skierowanie
ich na budynek CIA lub na WTC, albo na wieżowce w Chicago.
Kiedy w 1993 roku odbywała się rozprawa sądowa uczestników pierwszego zamachu na WTC,
rzekomo wiedziano już, że zorganizowali go terroryści z Al-Quedy, służby amerykańskie posiadały
bowiem omawiane tu dowody i dokumenty. Te same dowody i dokumenty posiadały niemieckie
służby specjalne i „zlekceważyły" je podobnie jak CIA.
Rzekomo „lekceważąc" tamte ewidentne dowody, CIA półtora roku przed atakiem prowadziła
intensywne rozpoznanie Afganistanu pod kątem militarnym i szpiegowskim. Działania te zamieniały
się w układankę, która dopiero po ataku stała się w pełni zrozumiała. Półtora roku temu nikt nie mógł
o tym wiedzieć głównie dlatego, że CIA posiadała super-tajne oddziały dywersyjno-desantowe,
których istnienie starannie ukrywano przed opinią publiczną. Były one częścią równie super-
tajnej dywizji do zadań specjalnych1 - w skrócie SAD. Są podzielone na sześcioosobowe grupy
komandosów.
l. Przypominam o istnieniu supertajnego Departamentu Dywersji („akcji specjalnych").
Nie noszą mundurów. Cała dywizja składa się z żołnierzy, pilotów i specjalistów do spraw terroryzmu
na obszarze wroga oraz ugrupowań afgańskiego Sojuszu Północnego. Były więc już prawie dwa lata
temu przystosowane jakby tylko do rozpracowania Afganistanu. Ponadto CIA ulokowała w
Afganistanie swych wysoko wyspecjalizowanych oficerów z agencyjnej Dywizji Bliskiego i
Dalekiego Wschodu1, znających miejscowe języki i którzy jeszcze w czasie wojny afgańskosowieckiej pozostawali w tajnych kontaktach z Sojuszem Północnym. Ta dywizja miała około 20
takich oficerów. Z kolei wspomniana SAD, wtedy (przed prawie dwoma laty) nazywała się jeszcze
Military Support Program (MSP). Przekazywali informacje bezpośrednio i wyłącznie dyrektorowi
CIA.
Mamy więc kolejny dowód na to, że na półtora roku przed atakiem na WTC, Stany Zjednoczone
przygotowywały się wywiadowczo do interwencji w Afganistanie, aby zmienić istniejący wtedy układ
sił - wesprzeć Sojusz Północy w ich walce przeciwko „niereformowalnym" talibom.
l. Samo powołanie takiej dywizji było decyzją wymierzoną przeciwko tamtemu regionowi i dowodem na metodycznie
przygotowywaną inwazję na Afganistan i jego region.
TO SIĘ MUSIAŁO ZACZĄĆ
Zacisznym centrum międzynarodowego terroryzmu arabsko-islamskiego jest cnotliwa Wielka
Brytania, a w niej sam Londyn. Ludobójstwo (zob. zagłada amerykańskich „Indian"), zbrojne
interwencje, przewroty, prowokacje, wykorzystywanie waśni plemiennych, terror, zamachy,
skrytobójstwa - oto kod genetyczny tego zlepka podbitych państw, plemion, kolonii, całych
kontynentów, zwanego „Wielką Brytanią" - Wielkim Brytanem narodów. Nawet obecna, radykalnie
odchudzona Anglia nie jest sobą. To zlepek Irlandii, Szkocji, Walii. O istnieniu tych trzech niegdyś
naprawdę suwerennych państw i narodów, obecnie dowiadujemy się już tylko podczas meczów
piłkarskich z reprezentacjami Szkocji, Walii i Irlandii...
Drugim bastionem światowego terroryzmu są Stany Zjednoczone. Podobnie jak Anglia, są one
zacisznym matecznikiem przeróżnych organizacji terrorystycznych, zwykle o śniadej cerze, lecz same
Stany Zjednoczone są jednym wielkim, syjonistycznym państwem terrorystycznym, żandarmem
świata, zwłaszcza świata byłych kolonii.
Stany Zjednoczone już od dziesięcioleci bezkarnie uprawiają na oczach świata terroryzm
państwowy. Czynią to zawsze w imię obrony pokoju, wolności i demokracji. Zaszczytnie zluzowały
w tej historycznej misji swojego żydomasońskiego bękarta sprzed 80 lat, jakim był Związek
Sowiecki.
To właśnie z tych dwóch central nieformalnego terroryzmu i nieformalnych struktur rządu
światowego, wyszedł pomysł wprowadzenia w pożydowskiej Rosji dyktatury jednego człowieka.
Uznali bowiem, że trzeba kontynuować taką dyktaturę jednego człowieka, wpisaną w dzieje tego kraju
i narodu od Piotra Wielkiego począwszy, na Leninie i Stalinie skończywszy.
Wybór padł na „mocnego człowieka", wówczas generała Lebiedia.
Mason francuski Charles Pasqua został wybrany na wysłannika do zmontowania tej intrygi, o
czym szerzej - w rozdziale: Budujemy Stany Zjednoczone Eurazji. „Brytyjczycy" zawsze w takich
przypadkach stoją z dala od takich misji. Tę robotę wykonują za nich inni.
Czy tak było również w przypadku ataku na World Trade Center? Kiedy płonął Nowy Jork i
Pentagon, kiedy konali pasażerowie samolotu pod Pittsburgiem, Londyn pozostawał - jak zwykle i
zawsze - oazą spokoju, angielskiej flegmy. Tak było i tak będzie nadal, dopóki rozpoczęta od WTC
trzecia wojna globalna nie poprzestawia tych układów, to znaczy nie zamieni Londynu w kupę
gruzów.
„Sunday Telegraph" z 7 listopada 1999 roku, a więc prawie dwa lata przed 11 Września,
opublikował obszerne dossier o działalności międzynarodowych grup terrorystycznych w Wielkiej
Brytanii. Brytyjczycy dowiedzieli się po raz pierwszy, że grupy te działają pod ochroną rządu Tony
Blaira. Potwierdziła się przy tym banalna prawda psychologii, że morderca zawsze powraca na
miejsce zbrodni: to przecież Tony Blair był pierwszym szefem zachodniego rządu - wspólnikiem
„amerykańskiego" terroryzmu państwowego, który w te pędy przyleciał do USA składać kondolencje,
wyrazy współczucia, oburzenia na „fanatyków islamskich" - i żarliwe zapewnienia o przyjaźni i
współpracy z Wielkim Bratem Terrorystą w walce ze światowym terrorem.
Tak się też dziwnie złożyło - znów zgodnie z regułą, że wszystkie główne wydarzenia w Historii
składają się z dziwnych zbiegów okoliczności - że nie cały tydzień później, tak zwany
„Międzynarodowy Front Islamski" (IIF)1 zaprosił bojowców tej organizacji na otwarte zebranie
publiczne do Londynu. Cel - rekrutacja do oddziałów „świętej wojny".
Zastanówmy się przez chwilę nad horrendalnością tego wydarzenia. Oto organizacja mająca w
swej nazwie świętą wojnę z Amerykanami, organizuje publiczne zebranie, celem którego jest
werbunek i mobilizacja ochotników do terrorystycznej wojny z Amerykanami! Zebranie odbywa się
legalnie w Londynie, stolicy państwa sprzymierzonego i sprzężonego tysiącami nici z tymiż
Amerykanami, z tymże pierwszym mocarstwem świata. To jest mniej więcej tak, jakby w Warszawie
publicznie ogłoszono, że tego a tego dnia, tu i o tej godzinie, odbędzie się publiczne zebranie, na
którym będą przyjmowani ochotnicy do wojny (oczywiście świętej) bojowników czeczeńskich z
rosyjskim najeźdźcą2. Albo zebranie ochotników do ataków terrorystycznych przeciwko członkom
NATO, do którego wspaniałomyślnie przytroczono Polskę, ale ta Polska zdradziecko mobilizuje
terrorystów do ataków na newralgiczne miejsca państw członkowskich NATO.
Czy można sobie wyobrazić coś bardziej zuchwałego, prowokacyjnego niż takie publiczne
zebrania kandydatów na terrorystów?
Owszem, można i to jak najbardziej! Tyle że nie w Polsce, nie w jakimkolwiek innym europejskim
kraiku. To jest dozwolone tylko w Londynie.
Z publikacji „Sunday Telegraph" czytelnicy dowiedzieli się, że każdego tygodnia tuziny
zwerbowanych publicznie bojowników islamskich udają się - tu odetchnijmy - do Czeczenii na
1. Poprzednik „Międzynarodowego Frontu Islamskiego na rzecz Świętej Wojny z Amerykanami". Informacje z „Nasza
Polska", Londyński trop z 18 XII 2001-2002.
2. W istocie robiliśmy to samo tylko w inny sposób. Polskojęzyczne żydo-media produkowały histerię antyrosyjską identyczną z wcześniejszą histerią antyserbską w okresie bandyckiego ataku terroru międzynarodowego, jaką był najazd
i masakra Jugosławii przez NATO.
wojnę z Rosją. A, jeżeli z Rosją to proszę bardzo, jak najbardziej! Do Rosji można i trzeba
legalnie wysyłać terrorystów, którzy będą wysadzać w powietrze bloki mieszkalne, rozrywać na
strzępy ludzi na bazarach. Jak najbardziej! Terroryści dobrzy są świętymi bojownikami. Terroryści
źli, to po prostu terroryści. Na gruncie europejskim ci źli są oględnie nazywani separatystami, np.
baskijskimi lub irlandzkimi.
Tym bardziej jak najbardziej, że wieloletni współpracownik Bin Ladena, wtedy jeszcze nie
nominowanego przez światowa propagandę na „pierwszego terrorystę świata" - Omar Bakri
Mohammed, polityczny boss „Międzynarodowego Frontu Islamskiego" oświadczył uroczyście:
- Bojownicy nie są terrorystami. Cywilom nie robią nic i nie robią nic obywatelom Anglii.
To prawda. Słowa dotrzymał. Upłynęły ponad dwa lata od tego oświadczenia; w Wielkiej Brytanii
nie zburzono ani jednego domu, nie wyleciał w powietrze ani jeden wieżowiec, nie rozerwała się ani
jedna (islamska) bomba ukryta w pojemniku na śmiecie. Chodzi o bomby bojowników świętej wojny
islamskiej, bowiem bomby tu i tam rozrywają się, ale nie w Londynie i nie bomby
„Międzynarodowego Frontu Islamskiego", tylko bomby-pułapki podkładane przez bojowców IRA. To
już inna sprawa. To są źli terroryści. Nie otrzymali licencji na swój terroryzm od Anglików.
Powtórzmy - Wielka Brytania i jej stolica Londyn, są poza wszelkimi aktami terroru
„islamskiego". Czyż to nie dziwne? Czyż bojownicy islamscy nie powinni byli przywołać Tony Blaira
do porządku jakąś choćby skromną, wręcz symboliczną bombką za to, że poleciał spiskować
przeciwko islamowi do Busha i zwłaszcza potem, kiedy wysłał swoje okręty i angielskich chłopaków
do wojny w Afganistanie? Nic z tych rzeczy. Londyn jest nietykalny, jest poza podejrzeniami, Londyn
jest święty. Tą świętością, od której smród lucyferycznej siarki i fetor ofiar, od paru wieków cuchnie
na tysiące kilometrów.
Smród roznosił się po całej Anglii, dotarł nawet do brytyjskiej Izby Gmin, bowiem przed kilku
laty miało tam dojść do debaty nad ustawą zabraniającą planowania na terenie Wielkiego
Brytana zamachów terrorystycznych. Skończyło się na dobrych chęciach. Projekt ustawy
zablokował niejaki George Calloway z Partii Pracy. Tej partii, która już w głębi czasów pierwszej
wojny żydo-globalnej była ekspozyturą żydo-bolszewickiego Kominternu, przez którą przepływały
pieniądze do finansowania wojny w Irlandii - wojny domowej wtedy będącej bardzo na rękę Rosji
bolszewickiej1.
Tak więc brytyjska Izba Gmin zabroniła zabraniać organizowania i eksportowania zamachów
terrorystycznych. Wydawać się to mogło naiwnym obrońcom demokracji i praw człowieka decyzją
przedziwną, wręcz oburzającą. Ich oburzenie stopniałoby do zera, gdyby sobie uświadomili, to znaczy
dowiedzieli się i przekonali, że Wielka Brytania jest europejskim centrum terroryzmu
państwowego.
Z dalszych fragmentów publikacji „Sunday Telegraph" zdumieni Brytyjczycy mogli się
dowiedzieć, że ich ojczyzna nie tylko chroni prawnie terrorystów i terroryzm międzynarodowy,
ale ich również szkoli przez wysyłanie na akcje terrorystyczne. W ramach szkolenia terroryści uczą
się m.in. posługiwać bronią palną. Potwierdził to niejaki Anjem Choudary - członek
„Międzynarodowego Frontu Islamskiego". Potwierdzili to sami terroryści islamscy przyznając się, że
przeszli szkolenie wojskowe w obozach usytuowanych na terenie Wielkiej Brytanii!
Brytyjskie tropy do fajerwerku WTC z 11 Września na tym się nie kończą, tylko zaczynają.
Wpisują się one w najkrwawsze zamachy terrorystyczne ostatnich czasów. W warstwie głębszej przyczynowej - wpisują się w globalny kryzys finansowy.
l. Pisał o tym H. A. Gwynne w wydanej już w 1920 roku książce: Przyczyny wrzenia światowego. Wyd. polskie 1921.
PRZYJACIEL WROGIEM. OD KIEDY?
Przez niemal cały XX wiek rodzina Bushów była związana z przemysłem wydobywczym ropy
naftowej oraz bankowością i tak jest do dziś. Dziadek dzisiejszego prezydenta G. W. Busha - Prescott
był dyrektorem Union Banking Corporation. Rozkazem rządu amerykańskiego nr 248 z 20
października 1942 roku, cały majątek tego banku nieprzerwanie kolaborującego z Trzecią Rzeszą
Hitlera, która właśnie podbiła całą Europę i stała pod Stalingradem - został przejęty przez rząd Stanów
Zjednoczonych na mocy aktu zakazu handlu z wrogiem. Ten sam bank dziadka dzisiejszego
prezydenta, a ojca poprzedniego prezydenta George Busha 41, (i masona wpływowej loży „Skull and
Bones"), współpracował z Vereinigte Stahlwerke - niemieckim koncernem stali należącym do Fritza
Thyssena. Thyssen dostarczał fundusze dla Hitlera już od 1923 roku i później. Bank Prescotta Busha
kontrolował także Kompanię Węgla i Stali Górnego Śląska, przy okazji odmawiając płacenia
podatków. W ten oto sposób Prescott Bush nie tylko wspierał militaryzację hitlerowskich Niemiec
węglem i stalą, ale obniżał koszty tej militaryzacji.
I nie tylko tym wspierał Hitlera. Armia sowiecka, która wraz z hitlerowskim Wehrmachtem
dokonała czwartego rozbioru Polski po ich najazdach z l i 17 września 1939 roku, zaopatrywała się
w paliwa z Baku, należące do Harrimana oraz Walkera - teścia George'a Busha a syna Prescotta 1.
Bushowie są właścicielami teksaskiej firmy naftowej Zapata Oil.
l. Pisał o tym Harles Highman: Handel z wrogiem (Trading with enemy). Z: Mathis Bortner: Jak dobija się gospodarkę
polską od 1989 roku.
George Bush, zanim został szefem CIA, rozpoczynał karierę od pracy w tej firmie.
Te nafciarskie koneksje przetrwały do czasów dzisiejszych. Trzej dżentelmeni: ojciec obecnego
prezydenta Walkera Busha, były sekretarz stanu George Baker i były minister obrony Frank Carlucci
- powszechnie znani politycy, bywali w różnych czasach w domu Bin Ladenów w Dżiddzie w Arabii
Saudyjskiej1. Uważa się, że obecny prezydent także miewał liczne kontakty z klanem saudyjskich
nafciarzy Bin Ladenów.
Bush-senior, wspomniani Carlucci oraz Baker są związani z waszyngtońskim bankiem
inwestycyjnym Carlyle Group. W banku tym klan Bin Ladenów posiadał duży pakiet akcji. Piszemy
„posiadał", bo nie wiadomo, czy w ramach „walki z terroryzmem", USA nie zablokowały konta Bin
Ladenów i w tym banku. Bank ten posiada powiązania z wojskowym i kosmicznym przemysłem
USA, a wiadomo, że te dwie ściśle ze sobą powiązane gałęzie przemysłu mają pierwszeństwo w całym
amerykańskim lobby przemysłowym.
Bush „41" wielokrotnie przemawiał już jako prezydent do akcjonariuszy banku Carlyle Group.
Były sekretarz stanu Baker jest obecnie doradcą należącego do tej grupy Funduszu Asian Partners.
Z kolei były minister Carlucci jest jednym z dyrektorów tego Funduszu.
Klan Bin Ladenów (ojciec i dziesięciu synów!) w 1995 roku zainwestował w Carlyle Group dwa
miliony dolarów. Od tego momentu Carlyle Group przeprowadził 29 poważnych operacji bankowych.
Tak poważnych, że czysty zysk akcjonariuszy wyniósł 1,3 miliona dolarów. „Izwestia" powołując się
na niektórych dobrze poinformowanych finansistów pisała, że rzeczywisty pakiet akcji Bin Ladenów w
Carlyle Group jest o wiele większy niż dwa miliony dolarów, które były jedynie balonem próbnym w
dziedzinie przemysłu wojennego USA.
l. „Angora" nr 41/2001. Z: „Izwiestia". 232
Po 11 Września klan Bin Ladenów rzekomo rzucił niemal klątwę na swego członka Osamę, ale
ujawnienie przez media samego faktu zażyłych kontaktów towarzyskich i biznesowych rodziny
Bushów z rodziną tego pierwszego terrorysty świata, wywołała duże zakłopotanie w sferach
rządowych. Bush „41" po pracowitym grzebaniu w pamięci wreszcie odkrył, że pamięta tylko
jedno spotkanie z członkami rodziny Bin1 Ladena, które odbyło się w listopadzie 1998 roku. Tu
warto przypomnieć, że tenże 1998 rok był okresem kulminacji nacisków na talibów, aby nie upierali
się w sprawie gazociągu, w przeciwnym razie zostaną... zbombardowani!
Tym razem współpracownicy byłego prezydenta przypomnieli sobie o co najmniej dwóch takich
spotkaniach z Bin Ladenami. Ile ich było w rzeczywistości, tego nikt już nie ustali, ale i nie jest to aż
tak ważne. Ważne - że takie spotkania były.
Baker i Carlucci odmówili jakichkolwiek wynurzeń dla prasy w tych sprawach. Bardziej szczery
był poprzednik Busha-seniora Jimmy Carter. Okazał znacznie lepszą pamięć przyznając, że nie tylko
spotykał się z Bin Ladenami - z wieloma braćmi klanu, ale nawet przyjmował od nich datki na bibliotekę jego imienia w Atlancie. We wrześniu 2000 roku Jimmy Carter spożył w Nowym Jorku
śniadanie z jednym z licznych braci Ladenów - Bakrą Bin Ladenem. Dodał, że spotkanie upływało w
ciepłej, przyjaznej atmosferze. Po śniadaniu, Bakra Bin Laden obdarował „The Carter Center" sumką
200 000 dolarów. Za co, albo - w jakim celu? Dżentelmeni nie rozmawiają o pieniądzach nawet przy
śniadaniu, bo je po prostu mają. Ot - taki sobie kaprys saudyjskich nafciarzy. W każdym razie nie
każdego, nawet nafciarza, stać na śniadanie za 200 000 dolarów nawet z prezydentem USA.
l. W różnych publikacjach to „bin" pisze się „Bin" lub „bin", w jeszcze innych występuje jako ibn.
Korespondent cytowanej tu „Izwiesti" próbował otrzymać od jednego z przedstawicieli Carlyle
Group komentarz na temat udziału Bin Ladenów w tejże „Group". Niestety, spotkał się z
lakonicznym: no comment! Jeden z wiceprezesów Carlyle Group dodał tytułem wyjaśnienia: Nie. chcę
przez resztę swojego życia spotykać się z reporterami.
W slangu dziennikarskim bywa pod ręką dyżurna formułka: Według jednego z dobrze
poinformowanych źródeł... Korzystając z podobnej furtki publicysta „Izwiesti" dodawał, że obecny
prezydent George Walker Bush mógł znać jednego z licznych braci Bin Ladenów. Przypuszczenie to
opiera się na fakcie, iż niejaki James Butt był przedstawicielem Bin Ladenów w Teksasie bardzo
długo, bo w latach 1976-1988. Wtedy właśnie zginął Salem Bin Laden w podejrzanej katastrofie
lotniczej w Teksasie i to Salem z pewnością był dobrze znany obecnemu prezydentowi George
Walkerowi Bushowi. Butt w tym czasie przeprowadził kilka niezwykle udanych operacji na rzecz
rodziny (Bin Ladenów). Rzecz jasna nie wiadomo bliżej, na czym miała polegać ta niezwykłość
udanych operacji. Wiadomo co nieco o jednej z nich. Mianowicie, Butt poradził Salemowi zakup
niewielkiego lotniska w Houston. Było ono używane głównie przez bogatych golfistów. Przylatywali
tam swoimi prywatnymi samolotami na partyjki golfa.
Podobno od każdej takiej niezwykle udanej operacji przyjaciel Busha, czyli pan James Butt
otrzymywał pięć procent wartości tejże operacji.
Ostoją klanu Bin Ladenów był Londyn. Ojciec Osamy Bin Ladena - Salim, był jednym z
czterech bogatych Saudajczyków, którym pozwolono na członkostwo w ekskluzywnej loży
masońskiej oficjalnie nazywającej się 1001 CIub. Założył ten ekskluzywny „CIub" książę Filip.
Klub nieoficjalnie jest wpływową lożą masońską, ale oficjalnie - grupą elity finansowej sterującej
World Wildelife Fund (WWF)1. Rodzina szejka Salima Bin Ladena, a tym samym jego liczni
synowie, jest najbogatszą nieszlachecką rodziną w Arabii Saudyjskiej. Szlacheckość pochodzenia jest
tam niezwykle ważnym elementem nobilitacji społecznej i finansowej. Ten jeden nieszlachetny wybił
się na najbogatszego „nieszlachetnego" dzięki temu, że uzyskał monopol na budownictwo pałacowe
rodziny królewskiej w Arabii Saudyjskiej, oraz na remonty i budowę meczetów. Instytut Schillera
podobnie jak korespondent „Izwiestii" stwierdza, że Salim Bin Laden już w 1979 roku został
partnerem byłego gubernatora Teksasu, a obecnego prezydenta USA George'a Walkera Busha. Te
związki wynikają z udziału szejka Salima Bin Ladena w firmach naftowych Zapata Oil i Arbuso LtD
- należących do rodziny Bushów.
Ale te awanse zaczęły się o wiele dziesięcioleci później. Zręby klanu czy wręcz dynastii położył
Mohamed bin Laden, który miał około setki dzieci, a jego brat niewiele mniej. W 1931 roku był
nędznym emigrantem z Jemenu, przybyłym do Arabii Saudyjskiej. Zaczął jako murarz w Mekce.
Wkrótce założył własne przedsiębiorstwo budowlane. Tylko jemu wiadomym sposobem uzyskał
koncesję, na rozbudowę i konserwację dwóch świętych miejsc islamu - w Mekce i Medynie. Podjął się
także budowy pałaców królewskich, stając się zaufanym doradcą królewskiego dworu. Firma Bin
Ladenów nazwała się: Saudi Binladen Group i zabrała się do budowy dróg i autostrad. Setki
milionów dolarów zarobili Bin Ladenowie na agresji USA na Irak w 1991 roku: należało wtedy
w błyskawicznym tempie budować hangary, wznosić bazy dla amerykańskich jednostek
inwazyjnych w ramach „Pustynnej Burzy".
Trwały kontakt z władzami USA zawiązał już w latach 70. najstarszy syn Mohameda - Salem założyciel Saudi Binladen
l. „Światowy Fundusz Przyrody".
Group. Zginął on w katastrofie swojego samolotu wraz z amerykańskim pilotem. Londyński „Daiły
Mail" ujawnił, że w 1978 roku szejk Salem wspólnie z późniejszym prezydentem George Bushem
założyli przedsiębiorstwo wydobywcze ropy naftowej, a zginął w katastrofie lotniczej. Jego samolot
rozbił się w Teksasie w 1988 roku. Ktoś im wyraźnie „pomagał" w tych katastrofach.
Schedę po tym drugim Salemie przejął jego syn Bakra ibn Laden. Całym biznesem Ladenów
zarządza trzech braci prezesa Kabr ibn Ladena: Hasan, Jislam i Jehija. Firma rozrosła się w
błyskawicznym tempie. Dość powiedzieć, że do 11 Września ich roczne obroty zamykały się w 5
miliardach dolarów! Firma wypączkowała z siebie dziesiątki firm-córek i spółek. Po 11 Września
rzecznik klanu wydał uroczyste oświadczenie, że Osama Bin Laden nie posiada udziałów w firmie,
natomiast najstarszy z klanu Abdullah Avad Obud równie uroczyście potępił działalność Osamy Bin
Ladena dodając, że nikt z rodziny nie utrzymuje z nim kontaktów. Komentatorzy uważają - i chyba nie
bez racji - że klan Bin Ladenów niemalże nienawidzi obecnie czarną owcę rodu Osamę, bowiem jego
sława jako pierwszego wroga USA fatalnie zaciążyła na ich interesach.
Klan Bin Ladenów rzekomo nie mieszał się do polityki, ale ujawniono obecnie, że w samolocie
Salema ibn Ladena w 1980 roku - po rewolucji w Iranie i obaleniu Szacha 1 spotkali się
przedstawiciele ajatollacha Chomeiniego i rządu USA. To mogło być pośrednią przyczyną
„katastrofy" jego samolotu w 1988 roku, bowiem Salem od tego czasu był niepotrzebnym świadkiem
tych dogaduszek dwóch rzekomych wrogów - reżimu Chomeiniego i USA!
l. Była to rewolta sterowana przez służby specjalne USA i Anglii. Szach był posłusznym narzędziem w rękach Zachodu, lecz
terror jego chunty hamował „transformację" tego kraju.
„Polityka" w numerze z 20 października 2001 roku, opierając się na publikacjach zachodnich
odsłaniała klan Bin Ladenów jako rodzinę całkowicie zamerykanizowaną, wykształconą na
uniwersytetach w Harwardzie, Aleksandrii, Paryżu i Bostonie. Tak zawiązuje się cenne kontakty
towarzyskie i potem petrodolarowe. Klan starannie podtrzymywał swoje image jako szczodrego,
bezinteresownego darczyńcy na cele naukowe, humanitarne. Uniwersytet w Harwardzie wiele razy
otrzymywał od nich po milionie dolarów, rzekomo dla wspierania studiującej tam młodzieży
arabskiej.
Po ataku na WTC władze USA gromko obwieszczały, że zamrażają konta Bin Ladenów, a ich
śladem poszły inne państwa. Był to medialny popis dezinformacji i cynicznej obłudy. Nic nie
zablokowały klanowi, nawet nie wstrzymały kontaktów finansowych z tym klanem takie giganty jak:
Generał Electric, City-group, angielski Multitone Electronic PLC.
Powtórzmy tytułowe pytanie tego rozdziału: Przyjaciel wrogiem. Od kiedy?
W 1980 roku Salim Bin Laden odgrywał ważną rolę w kontrolowanym przez Anglików Bank of
Credit and Commerce International - słynnym BCCI, a słynnym z tego, że był międzynarodową
pralnią brudnych pieniędzy narkotykowych oraz pieniędzy międzynarodowych terrorystów, służb
specjalnych czyli także terrorystycznych. BCCI stał się słynny jeszcze z tego, że umyślnie
doprowadzono do jego bankructwa, co kosztowało udziałowców 10 miliardów dolarów. Rząd
premier M. Thatcher oraz administracja prezydenta Busha-seniora używały tej pralni do finansowania
afgańskich mudżaheddinów. Osama Bin Laden miał wtedy około 20 lat, był partnerem finansowym
swojego ojca Salima. Oceniano majątek samego Osamy już wtedy na około 400 milionów USD. I
właśnie około 1980 roku Osama Bin Laden wyłania się jako człowiek terroryzmu i agent
amerykańsko-brytyjskich służb specjalnych. Ameryką rządzili wtedy Reagan i potem Bush, Wielką
Brytanią „Żelazna Lady" Thatcher. Osama był wtedy przekaźnikiem funduszy na działalność
mudżaheddinów afgańskich w walce z najeźdźcą sowieckim. Mówiono, że niekiedy miał przy sobie
worki pełne pieniędzy. Widywano go w obozach treningowych, gdzie takimi właśnie „workami"
rozdawał pieniądze ponad 50 grupom mudżaheddinów toczących nierówną walkę z machiną wojenną
ZSRR.
Pod koniec wojny sowiecko-afgańskiej Osama Bin Laden był już profesjonalnym „dobrym"
terrorystą antysowieckim. Tymczasem w 1988 roku (7 sierpnia) dokonano jednoczesnych ataków na
amerykańskie ambasady w Nairobii i Dar-es-Salam. Rząd egipski ostrzegał Amerykanów, że coś
takiego jest knute, lecz rząd amerykański zlekceważył te ostrzeżenia. Egipt ostrzegał także inne kraje
„rozwijające się". W tych ostrzeżeniach mówiło się, iż siedzibą terrorystów jest Londyn!
Dotyczyło to zwłaszcza terrorystów islamskich. Po atakach na ambasady w Kenii i Tanzanii
odpowiedzialność za te akcje przyjęła na siebie tzw. Międzynarodowa Armia Wyzwolenia Świętych
Miejsc Islamu (IALIS). Składała się z kilku grup islamskich - dwóch egipskich oraz jednej z
Kaszmiru. Ta ostatnia była kontrolowana przez Osamę Bin Ladena i ten fakt pozwala domyślać się,
kto mógł stać za atakiem terrorystów kaszmirskich na indyjski parlament w czasie inwazji USA na
Afganistan. W jego wyniku rząd Indii domagał się wydania zamachowców, którzy rzekomo
przeniknęli z Pakistanu co najmniej tolerowani tam przez władze tego sprzymierzeńca USA.
Zaowocowało to koncentracją wojsk indyjskich i pakistańskich na wspólnej granicy, z
niedwuznacznymi pogróżkami użycia broni nuklearnej przez obydwie strony. Kiedy piszę te słowa
konflikt jeszcze trwa, obie strony napinają muskuły i ślą pogróżki, są zabici w przygranicznej
wymianie ognia.
Kiedy Międzynarodowa Armia Wyzwolenia Świętych Miejsc Islamu oficjalnie przyznała się do
zamachów na ambasady amerykańskie, Stany Zjednoczone wreszcie zareagowały w typowy dla siebie
sposób. Zbombardowano kwaterę główną Osamy Bin Ladena w Afganistanie. Osama ocalał,
podobnie jak niegdyś ocalał dyktator Libii, któremu zburzono pałac, ale on sam był wtedy na pustyni
libijskiej. Wraz z hukiem bomb, które zburzyły siedzibę Osamy Bin Ladena, światowe media
usłyszały rozkaz kreowania Osamy Bin Ladena na pierwszego terrorystę świata, na islamskiego
fanatyka religijnego postrzegającego Amerykę jako wcielenie Szatana. Przypomnijmy, że to nie
przeszkadzało dwóm kolejnym prezydentom amerykańskim zasiadać z klanem Bin Ladenów do
śniadań i brać od nich osobiste prezenty w postaci setek tysięcy dolarów, a milionów na ogólne
cele „charytatywne".
Już w 1996 roku pojawiły się publikacje agencji informacyjnej EIR związanej z amerykańskim
działaczem prawicowym Lyndonem LaRouchem1, poświecone Osamie Bin Ladenowi. Definiowano
go tam jako łatwego do manipulowania agenta wywiadu brytyjskiego! Tak oto uściślano jego rolę
jako brytyjskiego agenta:
- Nie decyduje on o terrorystycznej polityce Londynu i jej celach, tylko odgrywa w sieci
terrorystycznej, w której jest umieszczony, drugorzędną rolę w sferze finansów, propagandy i
dezinformacji.
Trzeba z niejakim podziwem odnieść się do tej oceny Osamy Bin Ladena przez EIR: sześć lat
przed 11 Września! Ów podziw jest ważny o tyle, że należy z najwyższą uwagą przyjąć to, co o nim
tam i wtedy napisano - że to postać drugorzędna, ktoś w rodzaju łącznika, „kasjera" brytyjskiego
terroryzmu. Jeżeli tak, to obecnie, po ataku na Amerykę - Stany Zjednoczone powinny swoimi tajnymi
kanałami dyplomatycznymi i kontrwywiadowczymi zwrócić się do odpowiednich służb i władz
Wielkiej Brytanii z żądaniem wyjaśnienia roli Bin Ladena, potwierdzenia lub zdemaskowania tamtych
rewelacji
l. Autor m.in. książki: Dopie („Narkotyki").
sprzed prawie sześciu lat! No bo jakże tak: agent islamski wyhodowany przez służby specjalne
Wielkiej Brytanii, zadaje tak potworny cios Ameryce? I to ma nie spotkać się z kategoryczną
reakcją USA? Nie doprowadzić do energicznego dwustronnego śledztwa?
A może już taka akcja miała miejsce, tylko „ludzkość" nic o tym nie wie i zapewne nigdy się nie
dowie?
Osama Bin Laden, jak przystało na profesjonalnego międzynarodowego agenta - terrorystę,
zawsze starał się pozostawać z dala od podejrzeń co do swoich koneksji londyńskich. Taka asekuracja
to abecadło działań każdego agenta, zwłaszcza międzynarodowego terrorysty.
Omawiając ten wątek, Jan Stola w „Naszej Polsce" powołuje się na tamte rewelacje EIR i
stwierdza, że jako dowód na potwierdzenie tego wypierania się związków Bin Ladena z Londynem
przypomniano atak na jego kwaterę w Afganistanie. Po ataku, Bin Laden zadzwonił do ukazującej się
w Londynie arabskiej gazety „Al Quads Al Arabi". Solennie zapewniał Brytyjczyków, że w
odpowiedzi na amerykański atak chce tylko zadać cios Ameryce oraz Izraelowi, a nie Wielkiej
Brytanii. Ukonkretnił te preferencje w przyjaźniach i nienawiściach Bin Ladena jego rzecznik w
Londynie Omar Bakri, który 22 sierpnia 1998 roku oznajmił uroczyście na łamach arabskiej gazety
„Al Sharq Al Awsad":
- Mamy z rządem brytyjskim porozumienie o pokoju. Te wypowiedzi Osamy i Omara powinny
były wręcz rozwścieczyć stronę amerykańską! Oto światowej rangi terrorysta „islamski" deklaruje
walkę na śmierć i życie z amerykańsko - izraelskim Szatanem, ale głośno zapewnia, że nie tknie
Anglików, bowiem ma z rządem brytyjskim porozumienie o pokoju!
Co więcej - eksperci tegoż Instytutu Schillera założonego przez LaRouche'a są pewni, że
Amerykanie wiedzieli od samego początku, iż zamachy bombowe na amerykańskie ambasady były
dziełem Osamy Bin Ladena! Zostały one wykonane na rozkaz Londynu, najprawdopodobniej za
pośrednictwem izraelskiego wszystkowiedzącego Mossadu i równie najprawdopodobniej
wykonawcami zamachów byli ludzie zupełnie nie związani z siatką Bin Ladena.
Eksperci przypuszczają, że seria zamachów na ambasady amerykańskie była fragmentem
prowokacyjnego planu zmierzającego do tego, aby rząd B. Clintona przeprowadził serię ataków na
obce państwa. Ataki w oczywisty sposób mogły zaszkodzić w dłuższej perspektywie Stanom
Zjednoczonym, a posłużyć brytyjskim staraniom o utrzymanie globalnego chaosu na rynku
finansowym.
Jeżeli takie były tego intencje, to ponownie trzeba zapytać:
- Co na to USA i cała potęga jego wywiadu i kontrwywiadu?
- Jeżeli tak było, a w niczym nie zakłóciło stosunków między tymi państwami, to obie strony
musiały wiedzieć o sprawcach; obie akceptowały te ataki i sprawców, bo obydwu te ataki były na
rękę.
Podobnie, jak na rękę jest im obecny „atak na Amerykę".
I znów nieuchronnie powracamy na grunt geofinansów - praprzyczyny tej i innych wojen.
Od lat było i jest wiadomo, że światowy system finansowy do złudzenia przypomina balon
napompowany powietrzem - próżnią lichwiarską komputerowo-giełdowo wykreowanych bilionów.
Światowemu systemowi grozi katastrofa finansowa o nieprzewidywalnej skali i konsekwencjach. Do
wyborów prezydenckich 2000 roku w USA, media posłuszne ich żydomasońskim bossom, z
premedytacją ukrywały te zagrożenia. Podtrzymywano opinię, że w Ameryce trwa nieprzerwany boom
gospodarczy. Miało to być wynikiem tzw. New Economy opartej na spekulacjach giełdowych, na
stałym wzroście konsumpcji i wzroście produkcji. Po 11 Września wyłażą na wierzch ewidentne
ukrywane przedtem oznaki recesji - zadłużenie przedsiębiorstw i budżetów, kosmiczne deficyty
budżetowe państw, zastój na rynkach zbytu, zwalnianie przez poszczególne koncerny dziesiątków
tysięcy pracowników1.
Ameryka nie jest już w stanie opanować swego kryzysu gospodarczego i finansowego.
Potwierdził to w połowie stycznia 2002 roku sam A. Greenspan - „król" amerykańskich finansów,
szef osławionej Rezerwy Federalnej. Wystąpił publicznie po raz pierwszy od 11 Września i nie
powiedział nic pocieszającego. Oznajmił, że oznaki poprawy pojawią się dopiero wtedy, kiedy
pojawią się oznaki ożywienia popytu. Nie było to odkrycie na miarę nagrody Nobla w dziedzinie
ekonomii...
To wszystko wynika z bezdennej przepaści pomiędzy realną wartością gospodarki - jej produkcji,
a spekulacją finansową nie mającą żadnego odniesienia do materialnych realiów. Na giełdach
finansowych za pomocą komputerów dokonuje się „transakcji" na 10 bilionów dolarów dziennie, ale
ich realne odniesienia są zbliżone do wartości dziecięcych gier komputerowych. Tylko jeden procent
z tych gier komputerowych dla dorosłych, posiada jakie takie pokrycie w realiach gospodarki.
Te gry giełdowe nie są jednak tylko grami i zabawą - one realnie produkują z niczego biliony dolarów,
marek, a wkrótce już euro. Natychmiast są one włączane do światowego arsenału terroru
finansowego, którym niszczy się gospodarki, podporządkowuje ekonomicznie małe i średnie
państwa.
I właśnie tenże Instytut Schillera skupiający uczciwych realistów w zakresie ekonomii i finansów,
od lat przestrzega przed wielkim krachem tego światowego balonu. Daremnie. Traktuje się ich głosy
jak brzęczenie natrętnych much.
l. W styczniu 2002 koncern Forda zapowiedział zwolnienie 10 proc. załóg swych fabryk (około 30 000 osób) i wstrzymanie
produkcji czterech typów jego samochodów. Podobnie było w Niemczech u progu 2002 roku: ponad cztery miliony
bezrobotnych, ogólna redukcja zatrudnienia, zastój w popycie.
Obecny kryzys gospodarczy i finansowy na skalę światową miał swój pierwszy akt, czy raczej
introdukcję już w 1995 roku. Było to pierwsze ostrzegawcze tąpniecie pod tym światowym zamkiem
na lodzie. Faraonowie pieniądza zdali sobie wtedy sprawę, co ich czeka za kilka lat, kiedy balon
wreszcie trzaśnie, jeśli temu nie zapobiegną.
Oto w kwietniu 1995 roku kursy dolara amerykańskiego, franka francuskiego i angielskiego funta
spadły do niespotykanego poziomu, a stało się to w ciągu jednego dnia - 15 kwietnia. Była to akcja
zaplanowana z premedytacją, a pośrednim dowodem na to była nerwowa wypowiedź prezydenta
Clintona: dzień przedtem prezydent przestrzegł, że światowy system finansowy zdradza objawy
„dezintegracji" i może się gwałtownie rozpaść. Dodał, że do tego problemu należy podejść w sposób
dobrze przemyślany.
A jeszcze kilka dni przed wystąpieniem Clintona odezwał się w tej samej sprawie japoński
minister finansów Masayoki Tekamura. Powiedział w parlamencie:
- Musimy zastanowić się nad tym, czy możemy pozostawić obecny system zmiennych kursów walut
takim, jaki jest1.
No i zastanowili się. Zabrało im to kilka dni. Cztery dni później, kiedy giełda już spadała na łeb,
przewodniczący Japońskiego Związku Przedsiębiorców Tadahiro Sekimoto, zarazem prezes
potężnego koncernu elektronicznego NEC, ukonkretnił odpowiedzialnych za ten kryzys. Stwierdził, że
państwa Grupy G-7:
- muszą niezwłocznie podjąć kroki, aby zmienić system ciągle zmieniających się kursów wymiany
walut.
Wypowiedział ten spec od zmiennych kursów walut absolutną utopię, której pewnie sam by się
sprzeciwił pierwszy, gdyby ktoś zechciał ją wcielić w życie. Usztywnienie światowych kursów
walut byłoby śmiertelnym ciosem w światową lichwę walutową. Dałoby się to porównać z
zatrzymaniem
l. „Nasza Polska" 11 XII 2001.
tarcz ruletek w Monte Carlo: jak grać, kiedy ruletka jest nieczynna?
Takie usztywnienie kursów miało miejsce tuż po drugiej wojnie globalnej i właśnie Instytut
Schillera z jego szefem La Rouchem postuluje powrót do takiego systemu, co oczywiście pozostaje
wołaniem na puszczy.
Tamten boss japońskiego giganta elektronicznego dodał tytułem komentarza, że przy zmiennym
systemie lichwy dokonuje się jedynie maksymalizacja zysku spekulantów.
Te trzy głosy - Clintona i dwóch ważnych Japończyków miały bezprecedensowe znaczenie - po
raz pierwszy w historii, trzej ludzie postawieni tak wysoko w światowej machinie władzy i finansów
powiedzieli tak jasno i kategorycznie, co czeka świat przy dotychczasowej zbójeckiej procedurze
lichwy wolnej od reguł.
I oto nastąpiła znamienna reakcja: dokładnie tego samego dnia - 19 kwietnia 1995, w
Oklahoma City wybuchła potężna bomba, która zniszczyła budynek administracji federalnej. Czy ta
zbieżność w czasie mogła być przypadkowa? To jeszcze nie ostatni cudowny zbieg okoliczności.
Tego samego dnia na dworcu kolejowym w Yokohamie rozpylono ostrą substancję o
nieustalonym składzie chemicznym - zatruciu uległo kilkaset osób.
Wkrótce nastąpiły skutki tych dwóch dobrze zorganizowanych i zapewne synchronizowanych
akcji terrorystycznych. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, krach na giełdach zszedł na
drugi plan, a tak zwana opinia publiczna została zapędzona do hipnotycznego wpatrywania się
na ekranach telewizorów w imponującą grozę rozwalonego budynku w Oklahoma City i ludzi
pokotem leżących na stacji w Yokohamie! Energia rządów USA i Japonii - gigantów finansowych i
przemysłowych świata, została skierowana na te dwa zamachy. W ten sposób zostały na jakiś czas
zmuszone do „odczepienia się" od rozgrywek światowych lichwiarzy.
Kręgi rządowe Clintona, z całą pewnością wywiad i kontrwywiad USA dobrze wiedziały, co kryje
się za tymi zamachami, jakie jest ich drugie dno. Już nazajutrz po zamachach Clinton oświadczył, iż
ani przywódcy, ani obywatele tego kraju nie pozwolą na to, żeby zostali sparaliżowani przez ten zamach.
Zwróćmy uwagę, że z użyciem niemal tych samych frazesów prezydent Bush II komentował
zamachy z 11 Września. Oznajmiał, że Ameryka nie pozwoli rzucić się na kolana, da zdecydowany
odpór terroryzmowi - już konkretnie islamskiemu - a to wszystko w obronie świętych ideałów
wolności, demokracji, praw człowieka.
W tym wszystkim jeszcze bardziej znamienne było to, że na kilka miesięcy przed zamachami w
Okłahoma i Yokohama, lord Rees-Mogg „proroczo" ostrzegał, że może dojść do nowych Vacos.
Nawiązał do krwawego zamachu sekty „Davidian" w Vaco (Teksas) w 1993 roku, kiedy zginęły
dziesiątki członków tej sekty. Ress-Mogg po prostu zapowiedział, że w miastach amerykańskich
dojdzie do masowych rozruchów na tle rasowym, po czym rząd amerykański będzie zmuszony
wprowadzić stan wyjątkowy.
I to jest właśnie cel podziemnych kretów: prowokować wydarzenia, które „zmuszą" rząd
amerykański lub rządy innych państw do wprowadzenia stanu wyjątkowego lub do odstąpienia od
obranych czy zapowiadanych kierunków, wtedy się weźmie za mordę szemrzące miliony gojów
razem z ich halucynacyjną „demokracją". Warto przybliżyć nam sylwetkę owego proroka, lorda
Ress-Mogga. Pełne nazwisko, to William Ress-Mogg. Był stałym publicystą londyńskiego „Timesa".
To wyrocznia trendów, zwłaszcza tych mających następować „wkrótce". Ten wizjoner jest
jednocześnie członkiem zarządu grupy inwestycyjnej St. James Place Capital, personalnie ściśle
powiązanej z potężną wpływową lożą masońską pod nazwą „Quantum". Idąc wzdłuż ramion tej
ośmiornicy1 dotrzemy do wszystkich pozostałych, kluczowych, „pozarządowych", nieformalnych
faraonów londyńskiej finansjery, giełdy, a dalej jeszcze - do brytyjskiego wywiadu i kontrwywiadu
pod kryptonimami MI-5. MI-6...
I właśnie eksperci Instytutu Schillera już w 1995 roku przestrzegali, że istnieją grupy wpływu
powiązane z brytyjskim wywiadem, które będą chciały aranżować kampanie skierowane przeciwko
Clintonowi. Brytyjska oligarchia nieformalnego rządu nad rządami posiada nieprzebrane
możliwości w zakresie takich destabilizacyjnych działań.
Clinton po zamachu na Oklahoma nie dał się wciągnąć w nagonkę przeciwko islamskim
fundamentalistom. Widocznie jeszcze nie był czas na sięgnięcie po tą islamską sztancę. Wkrótce
okazało się, że zamachu dokonali dwaj członkowie tzw. milicji. Ponadto ustalenia FBI wykazały, że
tego zamachu nie mogło dokonać dwóch samotnych ludzi. To przekraczało techniczne warunki
konstrukcyjne bomby, sposób jej umieszczenia, etc. Bomba musiała być skonstruowana przez najwyższej klasy fachowca lub grupę fachowców i zdetonowana pod ich nadzorem. Chodziło głównie o
dokładny wybór miejsca jej podłożenia w budynku. Bomba była jakby olbrzymim pustym pociskiem,
który uderzył z taką siłą, że wyrwał budynek z fundamentów. MCVeigh - zamachowiec - mógł
wprawdzie sam zaparkować samochód przy budynku i uruchomić zapalnik, ale to nie on skonstruował
tę bombę. FBI podejrzewało, że w zamach były wplątane obce służby specjalne. Czyje? Służby
jakiego państwa? Nigdy się tego nie dowiemy. Oczywiście, wzrok świata już wtedy został skierowany
na przyszłe państwa zbójeckie. Na wszystkie - tylko nie na Wielką Brytanię!
l. Te brytyjsko-amerykańskie ośmiornice ośmiornic szerzej ujawniłem w książce: Bestie końca czasu.
W 1998 roku aresztowano dwóch byłych agentów brytyjskich. Byli to David Shayler i Richard
Romlinson. Aresztowano ich za to, że poinformowali „opinię publiczną" o zamachach
terrorystycznych dokonywanych na zamówienia brytyjskiego wywiadu! David Shayler był
członkiem brytyjskiego kontrwywiadu MI-5, natomiast Richard Tomlinson - wywiadu MI-6.
Ujawnili mediom rzecz niesamowitą: brytyjska komórka służb specjalnych SIS (Secretintelligence
Services) finansuje i opiekuje się islamskimi terrorystami mieszkającymi w Londynie! Otrzymali oni
m.in. zlecenie zamordowania libijskiego dyktatora M. Kadafiego. To ówczesny minister spraw zagranicznych zezwolił na ten akt państwowego terroru, stawiając Wielką Brytanię jeszcze raz na pozycji
państwa zbójeckiego!
David Shayler w sierpniu 1998 roku udzielił wywiadu gazecie „Daily Mail" i sypnął szczegółami
tej bandyckiej akcji terrorystycznej. To właśnie SIS przekazała pieniądze na organizację i wykonanie
tego aktu terroru grupie libijskich ekstremistów islamskich. Zgodnie z tym, w lutym dokonali oni
zamachu na Kadafiego, lecz jak już wiemy okazał się nieskuteczny, choć zginęło wiele niewinnych
osób. Ten ślepy akt terroru wcale nie wzbudził obiekcji moralnych u brytyjskich szermierzy wolności
i demokracji. Prawa człowieka do życia, zabite w ludziach Kadafiego nie miały znaczenia, kiedy do
akcji wkracza państwowy bandytyzm w randze ministerialnych terrorystów, motywowany państwową
racją stanu.
Shayer udzielił tego wywiadu na terenie Francji pierwszego sierpnia 1998 roku, a już nazajutrz
został aresztowany przez władze francuskie i wydalony do Anglii. W angielskich mediach wybuchła
burza o sile cyklonu. Pod jej presją, kilka dni później BBC nadała telewizyjny wywiad z Shayerem,
ma się rozumieć srodze pocięty przez cenzurę brytyjskiego MSZ. Nawet to co ocalało z wywiadu
wystarczyło, by czytelnicy dowiedzieli się, że wywiad brytyjski:
- zapłacił grupie libijskich islamskich ekstremistów za zamordowanie głowy obcego państwa (...)
Występek ten spełnia wszelkie znamiona finansowania międzynarodowego terroryzmu...
Dodajmy - terroryzmu państwowego prowadzonego cynicznie przez zbójeckie państwo, jakim
okazała się Wielka Brytania. Shayer wyjaśniał, że atak na Kadafiego został zorganizowany i
sfinansowany przez brytyjski kontrwywiad MI-6. Forsa na ten cel została przekazana arabskiemu
agentowi tego wywiadu, rezydującemu w Libii.
Jak Shayer uzyskał te rewelacje? Wyjaśnił to we wspomnianym wywiadzie. Pochodziły one od
innego brytyjskiego agenta, jego przyjaciela Tomlinsona, który w tym czasie już wyszedł z więzienia,
skazany w roku poprzednim na 12 miesięcy za przestępstwo przeciwko ustawie o służbach
specjalnych. Na czym z kolei polegało to przestępstwo Tomlinsona przeciwko ustawie o służbach
specjalnych? A na tym, że swoją wiedzę bogatą a tajną przelał na karty napisanej przez siebie książki,
której nie wydał, tylko dopiero próbował wydać w Austrii. W książce tej dokładnie opisał wszystko co
wiedział o działaniach brytyjskich służb specjalnych, a wiedział bardzo dużo.
Shayer mocno tymi wynurzeniami zaszkodził przyjacielowi. Po jego wywiadzie Tomlinsona
dopadnięto w dalekiej Nowej Zelandii i ponownie aresztowano. Tym razem tylko profilaktycznie aby nie ujawnił szkodliwych informacji1. Rzecznik MSZ oznajmił, że owe informacje mogłyby
poważnie zakłócić skuteczność działania SIS.
Wierzymy na słowo, że mogłyby poważnie zakłócić robotę państwowym terrorystom zbójeckiego
państwa.
l. „Nasza Polska" 11 XII 2001.
Już zresztą w 1996 roku w Londynie ujawniła się „libijska" grupa terrorystyczna. Oficjalnie wzięła
na siebie odpowiedzialność za tamtą próbę zamordowania Kadafiego.
A potem były ataki na ambasady amerykańskie w Nairobi i Dares-salam. Teraz już „nieoficjalnie"
możemy się domyślać, kto stał za nimi.
Niezłe bagno, nieprawdaż? I to w „starożytnej" stolicy światowej demokracji, tolerancji, wolności,
obrony praw człowieka.
Ktoś powie: klin klinem - to był rewanż za libijski terror państwowy. Między innymi za zamach na
Boeinga 747 rozerwanego bombą podłożoną 12 stycznia 1988 roku przez terrorystów Kadafiego nad
Szkocją w Lackherby. Pod presją ekonomicznej izolacji, Kadafi po latach targów wydał
zamachowców Londynowi. Żadne jednak istotne szczegóły z procesu nie przedostały się do opinii
publicznej.
PRZYBYWA SZOKUJĄCYCH „NIESAMOWITOŚCI”
Już wspominaliśmy o terrorystycznym bombowym ataku na ambasadę USA w Nairobi w 1998
roku, jednym z wielu ataków terrorystycznych na USA w ciągu tamtych kilku lat.
W związku z tym zamachem wyszły na jaw wręcz „niesamowite" szczegóły, które ponownie
wsparły podejrzenia o inspirowaniu takich zamachów przez służby specjalne USA, albo przynajmniej
o „zaniechaniu" działań przeciwko ich wykonaniu.
Zamach w Nairobi wiąże się z postacią niejakiego Ali Mohameda. W 2000 roku, a więc na długo
przed atakami z 11 Września, pismo „Washington Insider" (44/2000) podało1, że Ali Mohamed
jest jednym z najbliższych współpracowników Osamy Bin Ladena, wówczas jeszcze nie
okrzykniętego pierwszym terrorystą świata. Okazuje się, że Mohamed już wtedy przyznał się do
uczestnictwa w spisku terrorystycznym przeciwko Amerykanom. Zeznanie w tej sprawie złożył przed
sądem federalnym w Nowym Jorku 20 października 2000 roku. Washington Insider w swej relacji
stwierdzało, że tamto „przyznanie się" Mohameda do uczestnictwa w spisku przeciwko Ameryce,
miało zmniejszyć jego karę i było uzgodnione z rządem USA na zasadzie cichego porozumienia.
O takiej umowie mogła pośrednio świadczyć wyjątkowa łaskawość władz USA wobec tego
terrorysty, najbliższego współpracownika Osamy Bin Ladena, agenta służb specjalnych przynajmniej
Wielkiej Brytanii. Był też inny jeszcze po1. Za: 1. Stok: Permanentny stan wojenny, „Nasza Polska", 29 I 2002, odc. 3.
wód owej nadzwyczajnej łaskawości władz USA wobec tego osobnika. Okazało się - chyba w trakcie
tych przesłuchań, że Ali Mohamed już od 20 lat jest cennym agentem CIA - jeśli pod określeniem
służby specjalne USA mieści się tylko CIA, a nie również FBI. W latach 80. Mohamed uczestniczył w
„operacjach" połączonych amerykańsko-brytyjskich służb specjalnych przeciwko mudżahedinom w
Afganistanie. Tak więc wszystkie tropy współczesnych islamskich fanatyków wprawdzie wiodą i
kończą się w Afganistanie, ale na tej trasie były i dłuższe etapy - agenturalne usługi na rzecz służb
specjalnych USA i Wielkiej Brytanii.
Zastanawia zbieżność czasowa tych wynurzeń Mahomeda. Kiedy ujawniał swoje rewelacje o
spisku terrorystycznym przeciwko USA na przykładzie zamachu na ambasadę w Nairobii, właśnie
kończył się długi romans amerykańskich służb specjalnych z dobrymi (wtedy) terrorystami
afganistańskimi i rozpoczynało bombardowanie ich obozów szkoleniowych. Zeznania Mohameda po
prostu „spadły z nieba" służbom specjalnym, jako jeszcze jeden pretekst do bombardowań.
Tak czy inaczej, w swoim zeznaniach czy też „zeznaniach", Ali Mohamed ujawniał, że już z
początkiem lat 90. był w Egipcie członkiem organizacji Islamski Dżihad i właśnie wtedy nawiązał
kontakty z Al-Quedq Bin Ladena. Co więcej - to on w 1991 roku pomógł przeszmuglować Bin
Ladena do Sudanu, a rok później już szkolił jego bojowników w obchodzeniu się z materiałami
wybuchowymi. W następnej kolejności Mohamed „rozpracował" ambasadę USA w Nairobi, w której
w 1998 roku wybuchła bomba.
Agenturalno-terrorystyczny biogram Ali Mohameda był imponujący. W latach 1971-1984 służył w
armii egipskiej, gdzie doszedł do stopnia majora. W 1981 roku - a więc jako egipski oficer w stopniu
majora szkolił skoczków spadochronowych oraz oficerów jednostek specjalnych USA w Fort Bragg.
Nieoficjalnie wiadomo, że takie szkolenia na zasadach „wymiany", to tradycyjny sposób werbowania
oficerów obcych państw do współpracy z CIA lub amerykańskim wywiadem wojskowym, trudno
bowiem wyobrazić sobie sytuację, w której amerykańskie służby specjalne lub wojskowe muszą
korzystać z usług oficerów obcych państw, zwłaszcza tak egzotycznych jak Egipt, do szkolenia
własnych skoczków spadochronowych! To tak, jakby dowództwo naszego GROMU sięgało po
specjalistów z Sudanu do szkolenia naszych komandosów w zakresie naciskania spustów ich
pistoletów automatycznych...
W 1984 roku Muhamed „opuścił" armię egipską i wyemigrował do Stanów Zjednoczonych, gdzie
natychmiast otrzymał obywatelstwo USA i już w 1985 roku został oficerem armii amerykańskiej.
Oficer obcej armii nawet już jako obywatel USA zwykle przez wiele lata nie może zostać oficerem
armii amerykańskiej, chyba że... od dawna był agentem jej służb. Tak więc już jako legalny oficer
armii USA A. Mohamed ponownie podjął „służbę" w Fort Bragg, by wreszcie w 1994 roku odejść na
niewątpliwie zasłużoną emeryturę. W tym czasie był już aktywnym członkiem terrorystycznej
organizacji Islamski Dżihad, miał liczne kontakty z Al-Quedą, lecz amerykańskiemu wywiadowi i
kontrwywiadowi te kontakty i afiliacje Mahomeda z organizacją terrorystyczną islamskich fanatyków
wcale nie przeszkadzały, a wprost przeciwnie - bardzo im sprzyjały.
Potem ujawniono oficjalne dokumenty. Według nich, Ali Mohamed był od początku 1998 roku
współpracownikiem FBI oraz innych służb specjalnych. Jakie to były te inne służby specjalne, nie
podano. Nagle, w 1998 roku został aresztowany, lecz to jego aresztowanie utrzymywano w ścisłej
tajemnicy przez osiem miesięcy. Czy był to czas niezbędny do odpowiedniego spreparowania
Mohameda do wygodnych zeznań? Bo przecież trudno uwierzyć, aby dopiero wtedy, kiedy od
czterech lat był zasłużonym emerytem wojskowym, wyszło na jaw jego członkostwo w Islamskim
Dżihadzie.
Do złudzenia przypomina to losy innego „terrorysty" islamskiego - niejakiego Emada Salema.
Pojawił się nagle jako terrorysta" także w znamiennym momencie - po pierwszym bombowym
zamachu w World Trade Center w 1993 roku! Salem to także, podobnie jak Mohamed, były oficer
armii egipskiej. Przybył do USA w celu nawiązania współpracy z szejkiem Abdel Rahmanem. Tenże
szejk został pod koniec lat 80., sprowadzony do Stanów Zjednoczonych, aby werbować
amerykańskich muzułmanów do walki z sowieckim najeźdźcą Afganistanu. Zadanie wtedy na czasie,
w dodatku bardzo szlachetne, wręcz misyjne.
Tak oto Amerykanie hodowali na swych własnych piersiach kłębowisko żmij, czyli tabuny islamskich
fanatyków religijnych, którzy potem, jak na dany rozkaz, zaczęli kąsać własnych chlebodawców.
BUDUJĄ STANY ZJEDNOCZONE EURAZJI
Jednymi z trzech filarów globalnego państwa ma być tak zwana Eurazja. Globalistyczny program
trój członowego podziału świata wyłożył Zbigniew Brzeziński w książce Wielka szachownica. To on
wraz z klanem Rockefellerów był współzałożycielem słynnej Komisji Trójstronnej - niezależnej od
nikogo organizacji oligarchów pieniądza, władzy, mediów, finansów i ekonomii. W samej nazwie
owej Komisji Trójstronnej mieści się rdzeń strategiczny jej założenia i programu: podzielenie globu
na trzy strefy wpływów spięte i kierowane przez jeden rząd światowy, jedną policję, podlegające
jednemu prawu, posługujące się jednym pieniądzem, a także jedyną - synkretyczną żydo-masońską
pseudo-„religią". Świat ma funkcjonować jako mega-konsorcjum skupiające trzy kontynentalne
kołchozy-supermarkety:
- Stany Zjednoczone Europy i Azji - „Eurazji";
- Stany Zjednoczone Ameryki Północnej (USA, Kanada, Meksyk);
- Japonia z przyległościami Oceanii.
To podział z gruntu sztuczny, nierealny pod wieloma względami. Stany Zjednoczone Ameryki
Północnej wydają się być tworem najbardziej realnym, już obecnie montowanym i w tym procederze
zaawansowanym.
Stany Zjednoczone Europy i Azji - owa „Eurazja", to utopia wykreowana na użytek całościowej
utopii globalizmu.
Japonia to filar najsłabszy, bo pozbawiony potencjału surowcowego, terytorialnego i
demograficznego. Jednak światowej rangi syjonistyczny mason-globalista Zbigniew Brzeziński, z
powagą lansuje koncepcję japońskiego filaru. Naiwność? A może tylko próba tworzenia przeciwwagi
dla mrowiska kultur, potencjałów ludzkich i przemysłowych, jakim jest Azja?
W każdym z tych trzech mega-kołchozów musi funkcjonować jego rdzeń administacyjnogospodarczy i finansowy. Na kontynencie amerykańskim tę rolę przyjęły na siebie Stany
Zjednoczone1.
W Europie ta rola głównego sworznia przypadła Niemcom. Skoro jednak Europa według
Brzezińskiego ma wtopić się w jeden blok Eurazji, powstaje pytanie:
- Jakie mocarstwo azjatyckie ma stać się takim lokalnym azjatyckim sworzniem? Są dwie
możliwości - euroazjatycka Rosja wstrząsana jednak chaosem i tendencjami odśrodkowymi na jej
obrzeżach, albo Chiny.
Droga do panowania w Azji wiedzie oczywiście po strategicznym i gospodarczym trupie
Rosji, ale sworzniem będą potężniejące Chiny. Ten chiński dynamizm, któremu światowa
żydomasoneria powierzyła rolę przyszłego dominanta nad geograficzną Azją, rozwija się pod
wyraźnym przyzwoleniem Stanów Zjednoczonych, a ponad interesami Rosji.
Ani jeden globalista w swoich enuncjacjach, referatach czy programowych książkach nie ujawni
strategicznych celów syjonistycznego spisku przeciwko narodom świata, ale obowiązkiem ludzi
nieobojętnych jest rekonstruować szczegóły i strategię tych imperialnych programów, a następnie
ostrzegać innych. Przykładem takiego „inwestowania" globalistów w Chiny była polityka USA za
dwóch prezydentur B. Clintona. Jego administracja z całą premedytacją, wystawiając potęgę USA na
nieodwracalne straty w zakresie obronności i tajemnic wojskowych, przekazywała Chinom dziesiątki
ta1. Brzeziński nie ukrywa, że USA muszą przejąć na siebie rolę mocarstwa światowego, sterującego polityką światową. W
przeciwnym razie - dowodzi - świat pogrąży się w chaosie gospodarczym i wojnach.
jemnic wojskowych i wynalazków o charakterze militarnym, które w sumie pozwoliły Chinom
nadrobić piętnaście lat opóźnienia w zbrojeniach. Oto fakty i chronologia tej horrendalnej polityki
zdrady narodowej. Fakty pochodzą z książki Janusza Subczyńskiego: Na gorąco. Komentarze
polityczne z USA1.
Prześledźmy etapy tej przerażającej dla każdego obywatela USA China-Gate, za którą nic nie
spotkało prezydenta „Wilusia". Chronologię tej niebywałej w historii Stanów Zjednoczonych zdrady
stanu, autor Na gorąco zaczerpnął z amerykańskiego konserwatywnego pisma Human Ewents.
Sprawy finansowe:
1993-96: dokumentacja z Białego Domu wykazuje, iż „Charlie" Trie2 odwiedzał Biały Dom co
najmniej 22 razy.
1994-96: chiński biznesmen Ng Lap Seng („Mr Wu") odwiedza Biały Dom co najmniej 10 razy.
1994-96: Pan Trie otrzymuje 1,5 miliona dolarów „z obcych źródeł" - ponad milion od pana Ng.
1994: Pan Trie, jego żona i ich przedsiębiorstwo przekazuje do komitetu wyborczego partii
demokratycznej 230 000 dolarów.
1994, czerwiec: Pan Trie i pan Ng biorą udział w obiedzie w Mayflower Hotel w Waszyngtonie,
z udziałem Billa Clintona. Celem obiadu jest zbiórka funduszy na kampanię partii demokratycznej i
prezydenta.
1994, wrzesień: Na żądanie przyjaciela Clintona, John Huanga, wiceprezydent Al Gore3 spotyka
się w Santa Monica z panem Shen Jueren, prezesem chińskiego przedsiębiorstwa
1. Wyd. RETRO, 2001, s. 175-177,
2. Chiński szpieg gospodarczy i finansista. Przyp. H.P.
3. Żyd, którego ojciec był przyjacielem Żyda Armanda Hammera -„kasjera" żydowskiej rewolucji w Rosji 1917 roku. A.
Gore „o pierś" przegrał wybory prezydenckie na rzecz Busha-juniora.
będącego własnością państwa, korporacji będącej parawanem dla chińskiego wywiadu.
1995, marzec: Johnny Chung dostarcza 50 000 dolarów do gabinetu pani Hillary Clinton1 następnie prezydent fotografuje się z przedsiębiorcami chińskimi.
1995, marzec: Chung i „przyjaciele" uczestniczą w nagrywaniu programu radiowego przez Billa
Clintona - potem odwiedzili Biały Dom co najmniej 30 razy.
1995, wrzesień: w czasie zebrania w Białym Domu Bill Clinton popiera sprzedaż chińskiej
kompanii okrętowej COSBO, byłej bazy marynarki Stanów Zjednoczonych na Long Beach w
Kalifornii.
1995, wrzesień: Huang bierze udział w oficjalnej ceremonii w Białym Domu.
1995, wrzesień: Przedstawiciele komitetu wyborczego partii demokratycznej, Don Fowler i
Richard Sullivan spotykają się z indonezyjskimi obywatelami: James Riady, Joseph Giroir razem z
panem Huang w hotelu Four Seasons w Waszyngtonie. Nieco później Clinton i jego adwokat Bruce
Lindsey przyjmują ich w Oval Office w Białym Domu. Huang pragnie objąć funkcję głównego
nadzorcy zbiórki funduszy na wybory dla Clintona i partii demokratycznej.
1995, październik: Dyrektor finansowy komitetu wyborczego partii demokratycznej zeznaje, że w
roku 1995 szef personelu Białego Domu Harold Ickes (czyli Icek? - H.P.) usiłował zatrudnić pana
Huanga w komitecie wyborczym partii demokratycznej.
1995. listopad: Pan Huang zostaje zatrudniony przez komitet wyborczy partii demokratycznej.
1996. luty: Prezydent Clinton przyjmuje w Białym Domu na kawce pana Wang Jun, prezydenta
kompanii Polytechno1- Z pochodzenia Żydówki. Przyp. - H.P.
logy. Jest to największa chińska kompania, której właścicielem jest rząd chiński. To towarzyskie
spotkanie zostało zorganizowane przez pana Trie.
1996, luty: Pan Trie dostarcza 460 000 dolarów do prezydenckiego funduszu na wydatki
prawnicze. W tym samym czasie Mark Middleton, były asystent szefa personelu Białego Domu,
faksuje do prezydenta Clintona list od pana Trie, w związku z umieszczeniem amerykańskiego
lotniskowca w cieśninie Formozy.
1996, kwiecień: Clinton mianuje pana Trie do pracy w komisji inwestycyjnej i handlowej Stanów
Zjednoczonych i rejonu Pacyfiku.
1996, kwiecień: wiceprezydent Gore bierze udział w zbiórce na wybory w buddyjskiej świątyni w
Los Angeles.
1996, maj: Pan Trie siedzi tuż przy prezydencie w czasie „zbiórkowego" obiadu.
1996, sierpień: Prezydent Clinton otrzymuje 110 000 dolarów od pana Trie.
Retoryka i akcje polityczne:
1992. jesień: Clinton oskarża prezydenta Busha „41" o „pieszczenie" tyranów w Pekinie.
1993. maj: Clinton odnawia klauzulę najwyższego uprzywilejowania w transakcjach handlowych
dla Chin.
1993, sierpień: Stany Zjednoczone grożą wprowadzeniem sankcji wobec Chin, jeżeli będą
sprzedawać technologię rakiet do Pakistanu.
1993, wrzesień: Doradca do spraw bezpieczeństwa Białego Domu, Tony Lake odwiedza Chiny,
by przywrócić dobre stosunki.
1993, listopad: Administracja Billa Clintona wyraża zgodę na sprzedaż superkomputerów do
Chin.
1994. maj: Clinton oznajmia, że odnowi stan najwyższego uprzywilejowania w stosunkach
handlowych dla Chin.
1995. październik: Spotkanie Clintona w Nowym Jorku z chińskim dyktatorem Jian Zemin.
1996: Chiński premier Li Peng grozi przejęciem Formozy siłą, o ile będzie to potrzebne.
1996. luty: Clinton znosi ograniczenia eksportu satelitów do Chin.
1996, luty: Satelita chiński rozbija się przy starcie.
1996, marzec: Clinton przerzuca uprawnienia i odpowiedzialność za eksport satelitów z
Departamentu Stanu do Departamentu Handlu.
1996, marzec: Dwa lotniskowce amerykańskie umieszczone w cieśninie Formozy.
1996, maj: Departament Stanu stwierdza, iż nie będą nałożone sankcje na Chiny w związku ze
sprzedażą rakiet przez Chiny do Pakistanu1.
1996. maj: Clinton przedłuża stan najwyższego uprzywilejowania w stosunkach handlowych dla
Chin.
1997. styczeń: Clinton stwierdza, że jego polityka „konstruktywnego zaangażowania" wobec
Chin ma wpływ na poprawę praw ludzkich w tym kraju.
1997, styczeń: Departament Stanu stwierdza znaczne pogorszenie praw ludzkich w Chinach.
1997, marzec: wiceprezydent Al Gore odwiedza Chiny.
1997, lipiec: Chiny przejmują Hong-Kong. 1997, sierpień: Doradca do spraw bezpieczeństwa
Białego Domu Sandy Berger spotyka się z prezydentem Chin Jiang Zemin.
l. Jak widać - to USA via Chiny wyposażyły Pakistan w rakiety nośne. Teraz (styczeń
2002) USA „trwożą się" realnością wojny nuklearnej Pakistan-Indie.
1997, wrzesień: Chiny zwracają wypożyczony superkomputer, który użyły do celów militarnych
(! - H. P.).
1997. październik: Jiang w czasie wizyty w Stanach Zjednoczonych ogłasza współpracę Chin ze
Stanami Zjednoczonymi w sprawie energii nuklearnej (! - H.P.).
1998. marzec: Administracja Clintona dowiaduje się, że Chiny sprzedają uran do Iraku (!! H. P).
1998, czerwiec: Clinton przedłuża stan najwyższego uprzywilejowania dla Chin na następny rok.
1998, czerwiec: w czasie spotkania Clintona w Chinach z prezydentem Chin, prezydent Clinton
wypowiada trzy słynne „Nie"1:
- nie uznanie niezależności Formozy;
- nie przyjęcie doktryny „Chiny i Tajwan";
- nie poparcie rządu Formozy do wstąpienia do organizacji międzynarodowej.
1998, lipiec: Clinton zmienia formułę najwyższego uprzywilejowania w stosunkach handlowych z
Chinami na formułę „normalnych stosunków handlowych". Jednak istota tego układu pozostaje nie
naruszona.
Rakiety:
Lata 80.: Nie odkryte przez Stany Zjednoczone kradzieże technologii broni nuklearnej typu
W-88 w Los Alamos.
1995, kwiecień: Szef wywiadu Ministerstwa Energii US, Notra Turlock ostrzega, że istnieje duże
podobieństwo pomiędzy głowicami typu W-88, a ostatnio testowanymi głowicami nuklearnymi
Chin.
1995, czerwiec: CIA odkrywa, iż Chiny posiadają plan głowicy W-88 (! - H.P.)
l. Clinton ostentacyjnie, przy okazji pobytu w Chinach, nie odwiedził żadnego z krajów tego regionu! Przyp. - H.P.
1995. późne miesiące i wczesne 1996: N. Turlock zawiadamia FBI o „możliwości" kradzieży
technologii W-88 w Los Alamos. FBI rozpoczyna dochodzenie.
1996. luty: FBI ogranicza swe podejrzenia do pięciu osób - na pierwszym miejscu wśród
podejrzanych jest Wen Ho Lee.
1996, marzec: Chiny przeprowadzają manewry w pobliżu Formozy. Generał chiński grozi
zniszczeniem nuklearnym Los Angeles, jeżeli Stany Zjednoczone staną na drodze do przejęcia
Formozy.
1996, kwiecień: Doradca do spraw Bezpieczeństwa Białego Domu Sandy Berger zostaje
poinformowany o fakcie kradzieży technologii W-88 przez Chiny z Los Alamos.
1996, czerwiec: FBI rozpoczyna formalne dochodzenie.
1996. późne miesiące: Ministerstwo Energii dowiaduje się od FBI, iż niewielki jest postęp
dochodzenia wskutek zbyt małego finansowania tych prac.
1997. kwiecień: FBI poleca Ministerstwu Energii odnowić badania przeszłości „gości"
wizytujących Los Alamos. Polecenie jest ignorowane przez siedemnaście miesięcy (! - H.P.)
1997, lipiec: Sandy Berger zostaje poinformowany o szerokim zasięgu szpiegostwa Chin w
Stanach Zjednoczonych. Informuje o tym prezydenta Clintona.
1997, lato: Dyrektor CIA, Tenet i szef FBI Freeh, konferują z szefem Ministerstwa Energii, Pena
- podkreślając „niewłaściwe" metody zabezpieczania informacji w Los Alamos.
1997, wrzesień: Szef FBI Freeh informuje Ministerstwo Energii, iż nie ma materiałów
dowodowych, ale że podejrzany o szpiegostwo powinien być usunięty z pracy w tym ośrodku.
Ministerstwo Energii nie wykonało polecenia FBI i pozwoliło podejrzanemu cieszyć się
najwyższym stopniem wtajemniczenia i pracować przez cały następny rok (! - H.P).
1998, lipiec: Komisja spraw Wywiadu Izby Reprezentantów zażądała informacji na temat ośrodka
nuklearnego Los Alamos. Turlock przekazał to żądanie pani Elizabeth Moler, pełniącej funkcję
ministra w Ministerstwie Energii. Poleciła panu Turlock nie informować Komitetu Izby
Reprezentantów o stanie rzeczy w obawie, iż informacje mogą być użyte przeciw prezydentowi
Clintonowi (! - H. R).
1998, październik: Podkomisja do spraw wojskowych komisji Izby Reprezentantów przeprowadza
dochodzenie w sprawie upoważnień do wizyt obcych „gości" w Los Alamos. Turlock zeznaje o
różnych próbach szpiegostwa, ale nie mówi nic o informacji podanej mu przez FBI o kradzieży
technologii W-88.
1998, późne miesiące: Nowo mianowany szef Ministerstwa Energii, Bili Richardson zostaje
poinformowany przez pana Turlock o konieczności badania przeszłości „gości" Los Alamos - zgodnie
z żądaniami FBI przedstawionymi 17 miesięcy przedtem. FBI tę rekomendację wprowadza w życie.
1998, grudzień: FBI informuje komisję do spraw wojskowych Izby Reprezentantów o
kradzieży technologii W-88 przez Chiny.
1998. grudzień: Komisja Kongresu pod przewodnictwem kongresmana Coxa przygotowuje 700stronicowy dokument o chińskim szpiegostwie - i o stratach, jakie poniosło bezpieczeństwo Stanów
Zjednoczonych w związku z chińskimi osiągnięciami.
1999. marzec: „New Yor Times" po raz pierwszy ujawnia całą aferę, podejrzany Wen Ho Lee
zostaje wyrzucony z pracy (w Los Alamos - przyp. H. R).
Prokurator generalny USA pani Reno czyniła wszystko co w jej mocy, aby osłaniać Clintona i Al
Gore'a przed oskarżeniem jeśli nie o zdradę stanu, to przynajmniej o karygodne zaniedbania. Ponad
120 osób zdołano jednak postawić w stan oskarżenia, z czego większość uciekła za granicę, a
pozostali odmówili zeznań.
Zatem podsumujmy tę horrendalną aferę „szpiegowską", która nie jest żadną aferą szpiegowską,
tylko cyniczną zdradą najważniejszych tajemnic i osiągnięć w technologii nuklearnej USA, dokonaną
z całą premedytacją przez administrację Clintona i przez niego samego wraz z wiceprezydentem Al
Gore.
Nieuchronnie ciśnie się pytanie - czy to wyposażenie Chin w najnowocześniejszą technologię
nuklearną, nie jest częścią składową wielkiego spisku globalizmu spod znaku Rządu Światowego,
którego jednym z celów jest uczynienie z Chin owego sworznia, trzeciego filaru trójstronnego
podziału świata? Poprzez Chiny, Pakistan także został wyposażony w rakiety nośne i najpewniej via
Chiny przyśpieszyły jego osiągnięcia nuklearne. Jak już wiemy - Iran także otrzymał od Chin paliwo
nuklearne.
Zatem: Azja Środkowa i Daleki Wschód zostały przez administrację Clintona z całą
premedytacją wyposażone w broń nuklearną i najnowszą technologię jej przenoszenia. To
oznacza „nuklearne i rakietowe oskrzydlenie" Rosji.
Kilka lat po tych horrorach, z taką samą premedytacją, wiedząc o przygotowywanym ataku na
World Trade Center, CIA, FBI i izraelski Mossad nie zrobiły nic, nie ruszyły przysłowiowym
palcem w bucie, aby uniknąć tej tragedii! Dzięki temu cała potęga militarna USA została
wprzęgnięta w wojnę z państwami islamu. Otrzymano pretekst do zmasakrowania Afganistanu, z
którego kilkanaście lat przedtem, wespół z mudżaheddinami, przepędzono sowieckiego najeźdźcę.
Teraz Afganistan stał się niezatapialnym lotniskowcem wpływów politycznych, gospodarczych i
militarnych USA w Azji, według wypróbowanej w Wietnamie, Korei, potem w Kosowie i całej
Jugosławii kolejności wydarzeń: najpierw dziesiątki tysięcy ton bomb i rakiet na głowy
bezbronnych tubylców, a potem dziesiątki tysięcy ton worków z mąką!
Dowodem na to, że masoński globalizm stawia na Chiny jako przyszłego żandarma Azji, jest
jednoczesne destabilizowanie Rosji. To nie nowość w mocarstwowych grach zachodu wobec Rosji.
Od XIX wieku najskuteczniejszym sposobem osłabiania Rosji było organizowanie powstań na jej
podbitych obszarach, na czele z polskimi powstaniami: Kościuszkowskim, Listopadowym, „Wiosną
Ludów" i Powstaniem Styczniowym. Po „odchudzeniu" ZSRR w Rosję i jej niestabilną Wspólnotę
Niepodległych Państw (WNP), Rosją wstrząsają a to powstania (Czeczenia i Dagestan), a to zamachy
bombowe. W odstępach czterech dni - 9 i 13 września 1999 roku eksplodowały w Moskwie dwie
bomby, zabijając 215 osób. Trzy dni po drugim zamachu - 16 września bomba w Wołgodońsku zabiła
11 osób, a wiele było rannych. Rosja zareagowała komentarzem tyleż trafnym, co ogólnikowym:
- Rosja jest celem destabilizacyjnej polityki „łuku kryzysowego" 1.
Jeżeli Putin czyta choćby niektóre „mądrości" Zbigniewa Brzezińskiego, a Brzeziński oficjalne
wypowiedzi Putina w kluczowych sprawach Rosji i świata, to obaj panowie nie mogą mieć do siebie
żadnego zaufania, a już szczególnie prezydent Putin w stosunku do tego kluczowego syjonistycznego
globalisty. Kiedy bowiem Putin z całą mocą stwierdzał, że zamachy są dokonywane pod
pretekstem i osłoną „religijnych islamskich haseł"; że mamy do czynienia z dobrze zorganizowanymi i wyszkolonymi terrorystami; że Rosja nie da się wciągnąć w konfrontację z
islamem i islamistami i że celem tego terroru w terrorze jest stworzenie „nowego
l. Zob.: trzy publikacje Jana Stoli w „Naszej Polsce" (od nr 51-52/2001). Autor opierał się m.in. na ustaleniach Instytutu
Schillera, pod kierownictwem słynnego polityka, publicysty Lyndona La Rouche'a.
porządku świata", to Zbigniew Brzeziński w wywiadzie dla „L'Express" z 27 grudnia 2001 roku, na
pytanie o korzenie ataku terrorystycznego z 11 Września, uparcie powtarzał ten sam banał o
rzekomych przyczynach konfliktów:
- Przede wszystkim kulturowa i religijna wrogość wobec zachodniej koncepcji społeczeństwa, jego
wartości, seksualnych [? - H.P] i materialistycznych obsesji.
Tak właśnie - wszystkiemu winna religijna inność, a w tej islamskiej inności takie „obsesje", jak
seksualność.
Trafne wypowiedzi Putina mają ogromne znaczenie dla Rosji i całego regionu poddanego
państwowemu terroryzmowi USA. Oznaczają, że Putina i jego ekipy nie wezmą na propagandowe
plewy. Oznaczają, że jego wywiad i kontrwywiad wie nieporównanie więcej niż ujawnia. Oznaczają,
że festiwal kordialnych uśmiechów gaulajterów Zachodu spotykających się z samym Putinem i jego
ludźmi, jest tylko reklamą technik dentystycznych, ale nawet i pod tym względem Putin przeważa nad
nimi - posiada bowiem własne zęby i potrafi gryźć...
Ukonkretnił to na konferencji ministrów obrony państw WNP. Oznajmił, że wszystkie te państwa
są poddawane zmasowanemu zagrożeniu międzynarodowym terroryzmem. Celem tych działań
jest przejęcie kontroli nad południowymi rubieżami byłego ZSRR. Chodzi o Tadżykistan,
Uzbekistan, Czeczenię, Dagestan, Kazachstan, stanowiące razem i osobno miękkie podbrzusze
Rosji, olbrzymi rezerwuar gazu, ropy naftowej z wyjściem na Zatokę Perską i roponośne państwa tej
Zatoki.
Tego Putin już nie dopowiedział, ale powiedział coś wystarczająco konkretnego:
- Mamy do czynienia z dobrze wyszkolonymi międzynarodowymi prowokatorami, którzy
zasłaniając się religijnymi islamskimi hasłami, starają się utworzyć tzw. nowy światowy porządek.
Uznali przy tym zuchwale i bez skrupułów tereny od północnego Kaukazu do Gór Pamiru za
teren swojego zainteresowania. My nie walczymy z muzułmanami, walczymy z terrorystami.
Ta wypowiedź Putina była wystarczającym sygnałem dla zdalnych „sił" montujących te zamachy i
bunty. Cele tych akcji Putin rozpoznał bezbłędnie. Nie tyle sam Putin, co potężne ośrodki wywiadu
Rosji - kontynuatorzy wywiadów i kontrwywiadów byłego ZSRR. A mianowicie:
- że celem strategicznym tych destabilizacyjnych działań jest stworzenie „nowego światowego
porządku";
- że zamachy są dokonywane pod pretekstem i osłoną „religijnych islamskich haseł";
- że Rosjanie nie dadzą się sprowokować, wciągnąć w konfrontację z islamem i islamistami.
Eksperci Instytutu Schillera stwierdzali jednoznacznie, że ataki bombowe w Rosji zostały
przeprowadzone na zlecenie grup brytyjskiego wywiadu i współpracujących z nimi „kręgami" z
USA, do których, personalnie, zalicza się m.in. Zbigniewa Brzezińskiego i Henry Kissingera! W
tej grze uczestniczy także skorumpowany pakistański wywiad (ISI), saudyjscy finansiści oraz siatki
terrorystyczne ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich.
Prowokacje i akty terroru układały się w zwarty serial: 9, 13, i 16 września 1999 roku bomby w
Moskwie i Wołgodońsku, ale przedtem - już 7 sierpnia wybuchło „powstanie islamskie" w
Dagestanie. Nie trzeba zbytniej przenikliwości aby uznać, że zamach z 9, 11 i 13 września były
pomyślane jako otwarcie terrorystycznego drugiego frontu za progiem czy raczej w domu Rosji.
Rebelie w Dagestanie wywołali wynajęci przez wahabitów najemnicy. Skąd oni pochodzili? Jednym
z nich był Jordańczyk Hatab. Ciekawy to osobnik. Został on pozyskany w 1984 roku w USA. Pod
naciskiem pewnych kręgów brytyjskich i amerykańskich przerwał studia, aby podjąć walkę w
Afganistanie - wyjaśnijmy - z agresorem sowieckim na ten kraj. Sześć lat później ataki pojawiły się a
to w Tadżykistanie (1992), a to w latach 1995-1996 w Czeczenii. Tak ponoć znienawidził sowieciarzy,
że wiele lat po wycofaniu się wojsk sowieckich nadal walczył.
Inny podobny mu bojownik islamski, to słynny Salam Radujew. To on organizował zamachy
terrorystyczne w Północnym Kaukazie i południowej Rosji. Był widywany w Pakistanie. Co tam
porabiał? Prawdopodobnie zgłaszał się tam po kolejne instrukcje od pakistańskich i brytyjskich
oficerów prowadzących jego i jego popleczników. Ciężko ranny dostał się do niewoli rosyjskiej.
Rosjanie chyba wiedzieli z kim mają do czynienia - z „internacjonalistą" zachodu, bo potraktowali go
z pełnym poszanowaniem praw człowieka: wykonali mu kosztowną i kunsztowną operację plastyczną
twarzy oszpeconej w wyniku wybuchu, zrekonstruowali nos i tak wyremontowanego skazali „tylko"
na dożywocie. Tylko i aż, bowiem w Rosji już zniesiono karę śmierci. Pod koniec grudnia 2001
pokazano Radujewa w polskojęzycznej TV w trakcie przewożenia go z jednego więzienia do
drugiego. Był schludnie ubrany, bez widocznych śladów ciężkiej kontuzji twarzy. Można
powątpiewać, czy resztę burzliwego życia Rodujew spędzi w rosyjskim więzieniu - czy nie zostanie
po cichu wymieniony na jakiegoś rosyjskiego agenta, któremu noga się powinie gdzieś tam, na
wysuniętych przyczółkach wywiadu rosyjskiego...
W połowie września 1991 roku „Izwiestia" cytowała wypowiedź innego „bojownika islamskiego"
- Hojahmeda Nuchajewa. To podobno główny „kasjer" wojny w Czeczenii. Gazeta informowała, że
Nuchajew i wahabici działają z terenów Azerbejdżanu. Stamtąd zaopatrują Czeczenię w ochotników i
sprzęt. „Izwiestia" dyskretnie jednak powstrzymała się od poinformowania czytelników, że Nuchajew
jest partnerem handlowym brytyjskiego lorda Alistaira McAlpine'a. To ponoć kluczowa postać w
dziele destabilizacji terenów południowej Rosji. I nie tylko Rosji. Nadto, jest inicjatorem tzw.
„Wspólnego Rynku Kaukaskiego".
Czeczeńską rebelię zabalsamowano dla historii jako walkę wyzwoleńczą narodu
czeczeńskiego. Niech i tak będzie. Ale dlaczego duszą, a zwłaszcza kasą tej walki wyzwoleńczej
są Brytyjczycy - wywiad i kontrwywiad tego kraju, a także tajemnicze pieniądze, nie wiadomo
skąd pochodzące? Tak czy owak, polskojęzyczny rząd przed kilku laty rozpętał potężną akcję
poparcia dla wyzwoleńczej walki narodu czeczeńskiego. Podziwialiśmy demonstracje pod ambasadą i
konsulatem rosyjskim w Polsce. Raz po raz pokazywano grupy czeczeńskich uchodźców
politycznych. Ekspresowo zapewniano im niezbędne warunki osiedlenie, ekspresowo przyznawano
azyl polityczny.
I cóż się dziwić, że od przeszło siedmiu lat nie pojawił się w Polsce żaden kolejny prezydent
Rosji? Przerwał tę martwicę prezydent Putin zimą 2002, ale była to już inna epoka geopolityki. Po 11
Września wszystko się pomieszało: zachód przestał potępiać Rosję za Czeczenię i Dagestan, Rosja
zdjęła z siebie odium okupanta Czeczenii i włączyła się do światowej walki z terroryzmem.
Trafnie rozpoznał powód tego nagłego ocieplenia redaktor naczelny „Nowej Myśli Polskiej" Jan
Engelgard1
(...) Bo do tej pory Warszawa wykonywała raczej ruchy zniechęcające do normalizacji oficjalnych
stosunków, a anty-rosyjskość była niemal oficjalną doktryną międzynarodową Warszawy (...)
Podczas gdy Zachód, który tolerował tę politykę, robił z Rosją interesy (...) Cóż więc się stało! - Ano
po 11 września Ameryka uznała Rosję za „przyjaciela" i zaczęła nakazywać swoim nowym
sojusznikom w Europie i Azji, aby radykalnie ocieplili swoje stosunki z Moskwą. Dotyczyło to takich
państw jak Łotwa, Estonia, Litwa i Gruzja (...) przyszła
l. Nr 4-5 z 27 stycznia - 3 lutego 2002.
też kolej na Polskę. Dziennikarze, który przez ostatnie lata nie zostawiali na Rosji suchej nitki, nagle
zaczęli wynosić pod niebiosa politykę Putina. Telewizja publiczna, która zasłynęła judzącymi
relacjami Waldemara Milewicza, teraz emitowała jeden po drugim filmy pokazujące prezydenta
Putina w dobrym świetle. Wszystko to jest żenującym widowiskiem, gdyż potwierdza tezę o
kundlizmie polskich „elit".
Analitycy Instytutu Schillera nie dokonali wielkiego odkrycia takim oto rozpoznaniem powodu
wybuchu i zdławienia w Dagestanie rebelii „islamistów": wybrzeże Dagestanu, to 70 proc.
rosyjskiego granicznego korytarza do Morza Kaspijskiego, jak wiadomo podziemnego morza
ropy naftowej! Rosja broni i będzie bronić tego dwupiętrowego morza wody i ropy jak lwica,
natomiast brytyjski kolonializm chętnie by ponownie wsadził tam swoje łapy i „zaopiekował się"
tym rejonem.
Po atakach bombowych w Rosji, do agencji prasowej Itar-Tass zgłosiła się grupa o wymownej
nazwie: „Armia Wyzwolenia Dagestanu". Przyjęła ona odpowiedzialność za tamte trzy zamachy, jako
zemstę za bombardowanie wiosek czeczeńskich. Takie przyjmowanie odpowiedzialności przez
przeróżne, by nie rzec niezliczone grupy wyzwoleńcze o proweniencji oczywiście islamskiej, stało się
już znacznie wcześniej niezmienną regułą wszystkich aktów terroryzmu niemalże na całym świecie.
Tak kreuje się w opinii międzynarodowej naiwności przekonanie, że islam to straszliwie agresywna
religia, która przyjęła za swój jedyny cel zniszczenie zachodniej demokracji.
Czy jednak destabilizacja Rosji za pomocą krwawych zamachów bombowych i jeszcze bardziej
krwawych wojen „wyzwoleńczych" w rejonie „podbrzusza" Rosji, miała i ma głębszy cel, niż sama
destabilizacja tego europejsko-azjatyckiego wciąż jeszcze mocarstwa? Otóż ma. Destabilizacja
przynajmniej w okresie walk w Czeczenii i Dagestanie miała sprawić, że w Rosji dojdzie do rządów
twardej ręki czy wręcz nowej dyktatury, w czym ten kraj ma przecież wielowiekowe, bo nie tylko
komunistyczne tradycje. W atmosferze militarnego zagrożenia Rosji, w realnej perspektywie jej
dalszej terytorialnej dezintegracji, naród rosyjski chętniej zaakceptuje powrót do rządów twardej ręki,
do dyktatury. Taką opcję przyjęli mafiozi z Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Wszystko
przecież zaczyna się i kończy na wielkim biznesie i wielkiej finansjerze - to najskuteczniejsze
wędzidło dla ujarzmianych, najbardziej opłacalny biznes dla globalnej finansjery. A najskuteczniej jest
posługiwać się jednym posłusznym sobie dyktatorem.
Do rządów twardej ręki był potrzebny równie twardy człowiek. Rosjanie zawsze czuli sentyment i
respekt do wojskowych, a centrale terrorystycznego awanturnictwa usytuowane na brytyjskiej
wyspie we Francji i w Waszyngtonie, rozumiały to od dawien dawna.
Wybór padł na generała Lebiedia. Zgłosił swoją kandydaturę do wyborów prezydenckich w 2000
roku.
„Dziwnym trafem" w Krasnojarsku, gdzie gubernatorem był Lebied, pojawił się francuski
dyplomata - minister spraw wewnętrznych (jak widać niezupełnie wewnętrznych) - wybitny mason
Charles Pasqua1.
„Dziwnym trafem" w tym samym czasie generał Lebied nazwał siebie wojskowym de Gaullem. Co
więcej - zagroził, że Rosję może uratować tylko „generał". Nietrudno było się Rosjanom domyślić,
którego generała miał na myśli generał Lebied.
I równie dziwnym trafem francuski minister Charles Pasqua niemal wpadł w słowo generałowi
Lebiediowi oznaj1. Jest założycielem partii: „Sojusz dla Francji". Sekretarzem tej partii mianował Jean Jacąues Guilleta - masona
najwyższego 33 stopnia, jednego z głównych szefów Wielkiej Loży. Ma ona we Francji 23000 członków skupionych w
700 lożach („Nasz Dziennik", 9-10 II 2002 za: „Le Point" z 4 I 2002).
miając, że Lebied fest na swój sposób gaullistą. Jestem zachwycony osobowością generała. Pewnego
dnia generał będzie odgrywał decydującą rolę w tym kraju.
Można bez większej przesady rzec, że Charles Pasqua przywiózł do Krasnojarska nieformalną
nominację na prezydenta „gaulliście" Lebiediowi! Łatwiej zrozumieć, że Pasqua był zachwycony
osobowością generała - zapewne z pełną wzajemnością. Trudniej wszakże zrozumieć tę absolutną
pewność pana Pasqua, że: Pewnego dnia generał będzie odgrywał decydującą rolę w tym kraju.
A jeszcze trudniej dociec, kto wysłał pana Pasqua'ę, przecież „tylko" ministra spraw
wewnętrznych Francji, do dalekiego Krasnojarska, aby nieformalnie i grubo przedwcześnie
wręczył prezydencką nominację „gaulliście" Lebiediowi, silnemu człowiekowi, który może
uratować Rosję.
Niezależnie od tego, jak potraktować oświadczenia pana Pasqua - jako dyrektywę, czy jako
wielkie proroctwo politycznego wizjonera, należy wyrazić ogromne zdziwienie całą tą tajemniczą
akcją polityczną.
Wprowadzenie dyktatury wojskowej w Rosji mogło okazać się terapią szokową, z powodzeniem
stosowaną przez międzynarodówkę tajnych sił pieniądza i polityki, niemal oficjalnie pilotowaną przez
Międzynarodowy Fundusz Finansowy, za którym stały tajne grupy wpływu w Anglii i USA.
Wojny w Czeczenii i Dagestanie, zamachy bombowe w stolicy Rosji, stanowiły wypróbowaną
receptę na wywołanie atmosfery wielkiego zagrożenia, a tym samym akceptację dyktatury pod nazwą
rządów „silnej ręki".
Prezydentem został jednak Putin - wysokiej rangi funkcjonariusz wywiadu sowieckiego,
kagiebista o lodowatym wodnistym spojrzeniu i kamiennej twarzy. Czy Putin zawiódł lub zawodzi
oczekiwania międzynarodowych „naprawiaczy" Rosji? Dla Putina zegary kremlowskie zaczęły
głośniej cykać dopiero po 11 Września. Czy prawdziwym sprawcom zamachu na WTC uda się
przytroczyć politykę Rosji do orbity interesów globalnej dyktatury?
Jeszcze bardziej mgławicowym dylematem globalistów jest możliwość przyspawania czy
przycumowania Rosji do Europy, a wraz z Rosją - terytorialnym zwornikiem Europy i Azji - do
Brzezińskiego i Rockefellerów utopii o nazwie „Eurazja".
Na obecnym etapie bój o Azję toczy się na dwóch frontach: cichym i głośnym, dyplomatycznym
i wojennym. Obydwa osaczają Rosję metodą destabilizacji za pomocą aktów terroryzmu w państwach
WNP. I na froncie drugim - propagandowym, wykorzystującym wszystkie trudności Rosji, od
ekonomicznych i finansowych aż po wspomniane akcje dywersyjno-terrorystyczne. Obydwa fronty
łączą się, wspierają. To już otwarta wojna całego świata zachodniego o południową Azję,
formalnie i na razie tylko na obszarze Afganistanu. Wojna, która z czasem obejmie wrzenie w
innych państwach tego regionu.
Rosja nie należy do NATO i nie chce należeć. Prezydent Putin powiedział otwarcie, że Rosja sama
się obroni. Ma wystarczający potencjał militarny, gospodarczy, naukowo-techniczny, ludzki i
terytorialny, nie mówiąc o nieprzebranych bogactwach naturalnych. Zachodni globaliści doskonale
zdają sobie sprawę z tego potencjału i siły Rosji. W okresie inwazji amerykańskiej na Afganistan
zastosowano metodę marchewki a nie kija - chciano wyposażyć Rosję w prawo veta we wszystkich
sprawach Sojuszu Północno-Atlantyckiego. Byłaby to powtórka wypraktykowana na gruncie
gospodarczym: Rosję łaskawie zaproszono do grupy siedmiu (G-7) państw najbardziej
uprzemysłowionych i rozwiniętych. Tak powstało nieformalne G-8, z Rosją jako nieformalnym
członkiem. Jest zapraszana na wszystkie ważne gremia tej G-7. Podobnie nieformalnie miano
wprowadzić Rosję do NATO. Oświadczenie w tej sprawie złożył w Moskwie 23 listopada 2001 roku
sekretarz generalny NATO George Robertson. Powiedział Rosjanom, że NATO pragnie utworzyć
jakby super-radę, w której Rosja by dysponowała prawem równości, a jednocześnie
współodpowiedzialności. Nie trzeba dodawać, że natowcom chodziło o to drugie - o
współodpowiedzialność Rosji za wszystkie natowskie krwawe awantury na tym i nie tylko na
tym kontynencie.
Polsce powierzono w tej geostrategii rolę szczególną ze względu na jej położenie geograficzne.
Jesteśmy państwem frontowym, buforowym na linii Moskwa - Zachód. Tak było w historii i jak
wykazaliśmy w poprzednich fragmentach, destabilizacja czy anihilacja Polski zawsze odbijała się
bolesną czkawką w całej Europie. Kiedy nas przyjmowano do NATO, w statucie nic nie mówiło się o
wojnie toczonej przez napadniętego sojusznika na terenie nie napadniętym. Innymi słowy - nie
ma w statucie NATO ani słowa o wojnie napastniczej na obszarze państwa, które nie napadło na
państwo NATO! To USA i całe to NATO dokonały oszustwa uznając, że atak na WTC jest napaścią
na członka NATO. Czy to Afganistan napadł na Stany Zjednoczone? Czy to Afganistan napadł na
państwa NATO? Czy zmasakrowanie Afganistanu, zniszczenie resztek jego i tak już nędznej
infrastruktury gospodarczej, śmierć i cierpienia tysięcy ludzi cywilnych, skazanie setek tysięcy na
wegetację w ruinach i namiotach zimą 2001/2001 - to akt obrony - jak głoszą surmy rządowomedialne USA, czy też akt bezprzykładnej agresji, napaści, najazdu, inwazji, ludobójstwa,
okupacji, których jedynym pretekstem był ukrywający się tam domniemany organizator zamachu na
World Trade Center i Pentagon?
- A co by było - popuśćmy wodze czarnej fantazji, gdyby Bin Laden i ludzie jego siatki
ukrywali się w Polsce czy w Niemczech? Czy na głowy Niemców i Polaków również by spadły
dziesiątki tysięcy amerykańskich bomb?
To nie są pytania całkiem abstrakcyjne. To pytania o najbliższy rozwój wydarzeń na świecie. Na
frontach świata. Pytania postawione w czasie, kiedy mocarstwa usankcjonowały terroryzm
państwowy, maskując go bezczelną kazuistyką werbalną, cynicznym frazesem o walce z islamskim
terroryzmem, nadając mu rangę „świętej wojny", cywilizacyjnej „misji".
Podczas spotkania przedstawicieli kilkudziesięciu państw zachodnich i nie tylko zachodnich w
Monachium (2 II 2002) w sprawie „terroryzmu", a także na jednoczesnym spotkaniu globalistów
odbywającym się tego roku wyjątkowo nie w Davos tylko w Nowym Jorku - przedstawiciele USA
powtarzali groźnie:
- Jesteśmy w stanie wojny.
Z kim?
I o co?
TEN BALON PĘKA
Jednocześnie należy w sposób wzmożony popierać handel, przemysł, a głównie
spekulacje, która polega na stanowieniu przeciwwagi dla przemysłu; bez spekulacji
przemysł pomnoży kapitały prywatne, podniesie rolnictwo, uwolniwszy ziemie od
zadłużenia wywołanego przez pożyczki udzielane przez banki (...)1
Genialna koncepcja zawarta w powyższym cytacie ma 120 lat i sprawdza się z przerażającą
dokładnością. Kiedy powstawał ten cytat i całe te osławione Protokoły Mędrców Syjonu, mechanizm
lichwy był już w pełnym biegu od ponad stu lat.
Zanim cofniemy się do pierwocin lichwy współczesnej, dorzućmy jeszcze jedną „wróżbę" z owych
„Protokołów..."
- Wówczas goje ukorzą się przed nami, byleby wyjednać dla siebie prawo istnienia.
Wątek lichwy, teraz już lichwy globalnej, wszechobecnej, wszechwładnej, jest w naszych
rozważaniach o przyczynach „ataku na Amerykę" wręcz niezbędny. Bo 11 Września to jedynie
introdukcja. To kurtyna w górę w tym monstrualnym teatrze groteski czyli światowej lichwy. To
światowa lichwa jest jedynym sprawcą wszystkich dramatów cywilizacji zachodniej ostatnich
wieków.
Preludium do zagłady pierwocin demokracji stały się czasy Reformacji. Zaczęło się to od dojścia
do władzy żydowskiego przechrzty Thomasa Cromwella - od mianowania go przez
l. Protokoły Mędrców Syjonu.
angielskiego króla Henryka królewskim wiceregentem i generalnym namiestnikiem nowej głowy
Kościoła Anglii. W wyniku działań Cromwella i jego popleczników, w marcu 1536 roku
skonfiskowano 376 klasztorów, następnie przekazano ich dobra królowi oraz jego następcom.
Rozpętał się niewiarygodny terror wobec duchowieństwa, połączony z grabieżą klasztorów,
kościołów; ich ziem, precjozów ze złota i srebra. Następny na tę skalę sukces, młoda „demokracja
europejska" odniesie dopiero podczas Rewolucji Francuskiej w 1789 roku, a niedoścignione wzorce
utrwali podczas i po żydowskiej rewolucji w Rosji z 1917 roku.
Wystarczyło tych łupów królowi i beneficjentom Cromwella zaledwie na cztery lata. Wtedy
ponownie oczyszczono klasztory i kościoły z tego, czego nie ograbili wcześniej, lub co zostało wtedy
ukryte.
- Zbóje Cromwella wchodzili do klasztorów, obdzierali ołtarze ze złota i srebra (...) zabierali
okładki książek zdobione szlachetnymi kamieniamil.
Minęło ponad 100 lat. Kolejni królowie stale potrzebowali pieniędzy. Drugi akt dramatu rozpoczął
się w 1694 roku. Jest to faktycznie rok narodzin współczesnej Anglii. Wtedy to grupa korsarzy, a
więc morskich bandytów pod wodzą niejakiego Wilhelma Pattersona „wykręciła sztuczkę", która
dosłownie zmieniła bieg Historii. Udali się do króla Wilhelma i złożyli mu następującą propozycję:
- Pożyczamy ci Królu, l 200 000 funtów w złocie na 8 procent, ale pod warunkiem, że dasz nam
pozwolenie na wydanie (wyprodukowanie - H. P.) tejże sumy w banknotach i pożyczanie jej na 8
procent.
Oto schemat i podstawa dramatu cywilizacji zachodniej, mocą którego państwa narodowe
przestały być właścicielami
l. Deirdre Manifold: Fatima i Wielki Spisek. Irlandia 1982. Wyd. polskie WERS 2000, s. 27.
i dysponentami swoich pieniędzy. Przeszły one w niepodzielne władanie wąskich grup lichwiarzy odtąd udzielających „pożyczek" władcom i rządom państw, w których żyli i na ciele których żerowali.
Schemat pójdzie w świat. W następnych fragmentach tego rozdziału omówimy go na przykładzie
Stanów Zjednoczonych. Król Wilhelm zgodził się na ten układ, na skutek czego banda Pattersona
zarobiła z niczego 200 000 funtów i otrzymała pozwolenie na produkcję pieniędzy państwa.
Jakiś czas potem ten syndykat przestępców wpadł na pomysł, aby nazwać się Bankiem Anglii1 Bank of England. Nadal pożyczał on królowi pieniądze, za każdym jednak razem, na mocy
królewskiego zezwolenia, drukował tyle pieniędzy, ile wynosiła pożyczka dla króla, następnie te
wydrukowane pieniądze natychmiast pożyczał dalej na procent. Rzeczywisty koszt tej operacji, to
koszt papieru, farby i maszyn drukarskich.
Wkrótce przekonali króla, aby „pożyczył" od nich, teraz już od „Banku Anglii", 16 milionów w
złocie, a oni w zamian wydrukowali 16 milionów papierowych funtów, natychmiast puszczając je w
obieg jako oprocentowane pożyczki. Potem wpadli na pomysł jeszcze skuteczniejszy. Tym razem bez
zgody króla wydrukowali pieniądze na sumę dziesięciokrotnie większą od pożyczonej królowi. I
znów puścili ją w obieg na procenty.
Tym prostym sposobem wkrótce „Bank of England" stał się właścicielem kasy państwa, a król
zamienił się w posłuszną im marionetkę. Ten schemat, stale od tamtych czasów udoskonalany o nowe
techniki obiegu pieniądza, do dziś jest przyczyną wszelkich wielkich katastrof współczesnych państw.
Argentyna z jej 136 miliardami długu i niemal rewolucją społeczną, jest tego najnowszym
przykładem. Polska stoi w kolejce z jej 90 miliardami „dziury budżetowej"
l. Ten manewr zastosowano w USA dwieście lat później.
Światowa mafia finansowa na razie boi się globalnego kryzysu finansowego, ale nie chce
zrezygnować z szulerskich gier giełdowych. Kiedy prezydent Clinton chciał upuścić trochę powietrza
z tego pękającego balonu, zafundowano mu zamachy na ambasady. Kiedy w 2001 roku balon znów
groził pęknięciem, zwłaszcza na tle recesji gospodarczej w USA, Niemczech i Japonii, zafundowano
Amerykanom atak na Amerykę. Kiedy zajdzie potrzeba, przyjdą ataki na elektrownie jądrowe.
Życie milionów gojów nie ma przecież żadnego znaczenia. Światowy ludobójczy syjonizm dowiódł
tego wielekroć w historii.
W pierwszej połowie XIX wieku banki „komercyjne" czyli prywatne wprowadziły czeki!
Częściowo zaprzestały drukowania pieniędzy. Nawet to zajęcie uznali za zbyt nużące. Absorbowało
papier, drukarnie, farby, ludzi. Ten nowy rodzaj niby-pieniądza nie zaistniał nawet pod postacią
pieniądza papierowego, w formie banknotów. Zrodził się w sposób równie prosty jak bezczelny przez powszechne wprowadzenie do ksiąg bankowych jedynie liczb określających wysokość
„pożyczki". Były to i takimi pozostały, uzurpatorskie pozwolenia na zakup towarów do wysokości
przyznawanej „pożyczki".
Należy tu wyraźnie uzmysłowić sobie dwa etapy tego historycznego przestępstwa, które
zaowocowało współczesnym zniewoleniem państw świata, ich narodów i pozwala światowej lichwie
finansowej budować jej Światowy Rząd, przygotowywać się do wprowadzenia jednego światowego
pieniądza, a w końcowym etapie - światowego społeczeństwa bezgotówkowego.
Pierwszy etap: lichwiarz-bankier pożyczał fizycznie istniejące pieniądze i zarabiał na tym
odsetki, w tym również odsetki od niespłacanych odsetek. Do tego momentu jego szulerskie
uzurpatorstwo było wręcz niewinną igraszką w porównaniu ze skutkami następnego etapu.
Drugi etap: lichwiarz-bankier nie pożycza fizycznie istniejących pieniędzy, tylko wystawia
(wypisuje) świstek papieru pod nazwą czeku będący niczym innym jak tylko pozwoleniem na zakup
do wartości dozwolonej sumy. On nie tylko niczego nie pożycza, lecz na dodatek zdziera za to swoje
uzurpatorskie pozwolenie odsetki - haracz za to, że łaskawie wyraził zgodę na czyjś zakup.
W encyklice Rerum Novarum papież Leon XIII - z tego m.in. powodu znienawidzony przez
„oświeconych" alfonsów lichwy, nazwał tamten pierwszy etap i schemat zachłanną lichwą. Leon XIII
najpewniej by się przewrócił sto razy w grobie, gdyby poznał drugi etap tej zachłannej lichwy, czyli
czeków.
Aby ten drugi system mógł zaistnieć, a potem rozwijać się lawinowo, musiał zostać
usankcjonowany powszechnie w danym kraju oraz w systemie międzynarodowym: czek wystawiony
w jednym banku, musiał być respektowany przez inne. Clifford Hugh Douglas, założyciel tzw. szkoły
Kredytu Społecznego, pisał1:
- Kiedy lichwiarz pożyczał już istniejące pieniądze, ustanawiał on dług dla pożyczkobiorcy i stał
się właścicielem procentów. Lecz w przypadku, gdy zaczął on tworzyć i pożyczać innym nieistniejące
pieniądze (to znaczy gdy został bankierem), podobnie jak dzisiejsze banki tworzą i pożyczają
pieniądze, zawłaszczył on oba, kapitał i odsetki.
Dokładnie tak właśnie: zawłaszczył kapitał i odsetki. Za pomocą czeków współczesny lichwiarz
(bankier) produkuje dla siebie już nie tylko odsetki, lecz także odsetki od odsetek, czyli nowy kapitał
własny. To dało początek światowej lawinie pro1. Na jego omówienie brak tu miejsca. Kredyt społeczny byłby jedynym skutecznym sposobem likwidacji monopolu
lichwy, pozwoliłby wyrwać narody spod dyktatu światowej lichwy. Jego propagatorem jest Brytyjczyk Louis Even.
dukowania nieistniejących pieniędzy, zapędzania obywateli i całych państw w niebotyczne,
niemożliwe do spłacenia długi. Obecnie miliardy i biliony dolarów, funtów czy marek istnieją już
tylko w komputerach, są wytworem spekulacji, abstrakcją martwych liczb. Nieistniejące realnie
pieniądze zaczęły odgrywać najzupełniej realną, a przy tym zgubną rolę i wpływ na realną produkcję i
konsumpcję dóbr: dławić je lub stymulować według potrzeb syndykatów pieniądza. Zmowa przybrała
charakter międzynarodowego spisku, finansowego nadrządu światowego. Ich oficjalnymi szyldami
są Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz Walutowy, ale nie tylko one.
Tak oto władza realna, władza nad polityką państw, kontynentów, przeszła w ręce
lichwiarzy. Dawni królowie a obecni prezydenci, premierzy, ministrowie, całe ekipy rządowe czy
parlamentarne są jedynie marionetkami wybranymi przez niewidzialnych władców Złotego Cielca, w
olbrzymiej większości Żydów lub ludzi żydowskiego pochodzenia. Współczesne wybory
parlamentarne we wszystkich rozwiniętych państwach świata są parodią wolnych demokratycznych
wyborów. Wyborca swoją kartką wrzucaną do urny może jedynie wybierać pomiędzy już
wybranymi. Po wyborach, gabinety rządowe rozdają sobie rządowe funkcje zawsze według
personalnych wskazań świata finansjery.
Louis Even, niestrudzony propagator wspomnianego Kredytu Społecznego, mającego być
skuteczną formą obrony przed światową mafią i bandą dyktatorów pieniądza, a tym samym światowej
władzy - tak oto ilustruje schemat tego przestępstwa, tej okupacji świata dokonywanej codziennie pod
postacią legalnych „operacji bankowych":
- Przypuśćmy, że jesteś przemysłowcem, który potrzebuje 50 000 dolarów i otrzymujesz tę kwotę w
formie pożyczki z banku. Czy po transakcji opuszczasz bank mając w kieszeni 50 000 dolarów, które
były uprzednio zdeponowane, przez klientów banku i które bankier wyjął z szuflady w sejfie, aby
ci je wręczyć? Nie, bankier dał ci najpierw jakiś papier do podpisania, a następnie wpisał do głównej
księgi bankowej, pod twoim nazwiskiem, kredyt o wartości 50 000 dolarów (pomniejszony najczęściej
o wartość odsetek, które w ten sposób ściąga on natychmiast). Wpisuje on także tę samą kwotę jako
kredyt do twojej książeczki bankowej, będącej w twoim posiadaniu.
Zatem bankier zrobił dokładnie to samo co robi wtedy, gdy przychodzisz zdeponować pieniądze,
lecz to ty przecież przyszedłeś teraz, aby właśnie prosić o nie (...) Lecz to nie ty zdeponowałeś tę sumę,
a jednak jest ona realnie ulokowana na twoim koncie: to bankier zdeponował ją dla ciebie. I nie jest to
dziwne, ponieważ przyszedłeś do niego właśnie, aby otrzymać pożyczkę. Lecz skąd bankier wziął
pieniądze, które ulokował na twoim koncie?
Odpowiedź jest interesująca: nie dał on tych pieniędzy ze swojej kieszeni, nie są to więc jego
własne pieniądze, które pożycza tobie. Nie pobrał ich także z oszczędności złożonych przez klientów
(... ani jeden cent nie był wzięty z szuflady czy też z jakiegoś konta...). Aby jednak wytworzyć te nowe
pieniądze, bankier nie potrzebował wcale ani szlachetnego kruszcu ani też prasy drukarskiej: jedyną
rzeczą jakiej tu użył, jest po prostu pióro i kropla atramentu^.
Doskonałym narzędziem lawinowego pomnażania „pożyczek" są wojny, szczególnie zaś
pożyteczne i wskazane są wojny globalne, z których trzecia, jak wszystko na to wskazuje, zaczęła
się od Jugosławii i dymów nad WTC. Prześledźmy ten przerażający mechanizm i jego skutki na
przykładzie Anglii podczas i po pierwszej wojnie globalnej, dotychczas na1. Louis Even: „Michael" - periodyk katolicki drukowany w Kanadzie, w wersji polskiej we Wrocławiu. Louis Even jest
autorem książki na ten temat: Globalne oszustwo. Można ją nabyć w wersji polskiej w: „Michael", ul Komuny Paryskiej
45/3A, 50-452 Wrocław.
zywanej, podobnie jak i druga - wojną światową. Oto co czytamy w książce cytowanego już Deirdre
Manifolda:
W czasie pierwszej wojny globalnej, w latach 1914-1918 łatwo było bankom tworzyć z niczego
ogromne sumy i albo pożyczać je rządowi, albo pozwalać zamożnym klientom, na kupowanie obligacji
w ramach pożyczki wojennej. Banki dzieliły się odsetkami w stosunku 4 proc. ze strony banku, do l
proc. ze strony nominata. Oczywiście, wartość funta spadła w ciągu tych czterech lat do połowy. W
1914 roku dług narodowy wynosił 700 milionów funtów. Do 1920 roku wynosił już 7 miliardów, a
około 90 proc. pożyczki wojennej znajdowało się w rękach banków1.
Ten stan zapaści finansów Wielkiej Brytanii musiał przejść w fazę konsekwencji. Jakich?
Odpowiada autor:
- Ogromne sumy płacone bankom w ramach odsetek przyśpieszyły nadejście kryzysu
przemysłowego w latach 20. i 30. i doprowadziły do II wojny światowej, którą skrycie planowano2.
A tak funkcjonował mechanizm zadłużania Wielkiej Brytanii:
- W latach 1934-1935 całkowity dochód z podatku dochodowego wynosił 229 214 963 funty, a
odsetki z długu narodowego w tym czasie osiągnęły 211 657 232 funty. W latach 1935-1936 podatek
dochodowy dał 237 362 332 funty, procent od długu natomiast wynosił 211 533 776 funtów. W ciągu
tych dwóch lat z dochodu z podatków wynoszącego 446 milionów funtów, zaledwie 43 miliony trafiły
do rządu na wydatki potrzebne na zaspokojenie potrzeb obywateli. Co
1. Otrzymujemy uniwersalną, bo stale powtarzającą się odpowiedź na odwieczne pytanie: Kto zarabia na wojnach?
2. O tym skrytym planowaniu drugiej wojny globalnej pisałem w książkach: Bestie końca czasu, Rządy zbirów i innych.
więcej, około 70 procent długu narodowego powstało z niczego w bankach i tam było
przechowywane.
Powtórzmy za autorem: Anglia w ciągu dwóch lat (1935-1936) uzyskała wpływy z podatków w
wysokości 446 milionów funtów, ale po zaspokojeniu przestępców bankowych, zostały jej zaledwie
43 miliony!
Metodę grabieży funduszy narodów i państw opracowywano do perfekcji w perspektywie
montowanej przez syjonistyczną finansjerę drugiej wojny globalnej, potem podczas jej trwania
oraz w półwiecznej przerwie pomiędzy tą drugą a zdetonowaną nad WTC trzecią. Grabież i jej
skutki nie miały i nie mają nic wspólnego z realnym majątkiem narodowym państw, z potencjałem
takim czy innym. Niedoścignionym dowodem - przykładem jest współczesna Arabia Saudyjska, jedno
wielkie przebogate zlewisko ropy naftowej - jest ona zadłużona na około 150 miliardów dolarów!
Imponująca jest konsekwencja i skuteczność tej metody niszczenia finansów państw, nawet
bogatych. Pochodzi ona sprzed 120 lat. Została skodyfikowana już w Protokołach Mędrców Syjonu.
Oto rozdział 20, podrozdział: Budżet. Projektowane przez nas reformy zasad instytucji finansowych
gojów przyobleczemy w takie ksztahy, że nie zatrwożą nikogo. Wykażemy niezbędność reform z
powodu tego homerycznego nieporządku, do którego doszedł nieład finansowy u gojów. Nieład ten,
jak tu wskażemy, polega na tym, że po pierwsze - goje zaczynają od naznaczenia budżetu zwykłego,
który z roku na rok wzrasta. Przyczyna jest ta, że budżet ten zachowany jest przez pół roku, potem
żądany jest budżet uzupełniający, którym szafują przez trzy miesiące, następnie - budżet podatkowy,
wszystko zaś kończy się budżetem likwidacyjnym. Ponieważ zaś budżet na rok następny obliczany
bywa odpowiednio do sumy ogólnej budżetu poprzedniego, przeto coroczne odbieżenie od budżetu
wynosi 50 proc. Wskutek tego budżet roczny potroją się w ciągu 10 lat. Dzięki temu stanowi rzeczy,
tolerowanemu przez państwa gojów, kasy ich opustoszały. Okres pożyczek, który nastąpił
bezpośrednio potem, dokonał reszty i doprowadził wszystkie państwa gojów do bankructwa.
Rozumiecie dobrze, że gospodarka podobna, której nauczyliśmy gojów, nie może być zastosowana u
nas.
Przypomnijmy: tak nauczali już 120 lat temu!
Dług obecny (2002) Argentyny wynosi ponad 135 miliardów dolarów. Dług wewnętrzny Polski
wraz z długiem zewnętrznym, wynoszącym około 60 miliardów dolarów, sięga obecnie około 120
mld dolarów, ale nikt nigdy nigdzie nie usłyszy ani nie przeczyta w żydomediach - o skali tego
rzeczywistego długu, tej zbrodni na ciele narodu polskiego, na jego suwerenności i bycie materialnym,
zbrodni popełnionej przez polskojęzycznych agentów globalizmu i światowej finansjery - z jej nakazu.
Od kilkuset lat świat żyje wojnami, a ich sprawcy żyją z wojen. Oto Anglia: w okresie 119 lat
pomiędzy założeniem Banku Anglii a przegraną Napoleona pod Waterloo, Anglia przez 56 lat była w
stanie permanentnych wojen - tylko fronty się zmieniały. Pozostały czas pomiędzy wojnami Anglia
spędzała na przygotowywaniach do kolejnych wojen. Polska wychodziła na tym jeszcze gorzej najpierw została rozszarpana w trzech kolejnych rozbiorach, potem wyczerpywała resztki swoich sił i
substancji materialnej na beznadziejne powstania, zawsze prowokowane przez obcych, a przeciwko
Rosji. W okresie pierwszej wojny globalnej niemieccy Rothschildowie pożyczali pieniądze
Rothschildom angielskim a Rothschildowie francuscy pożyczali pieniądze krwawiącej Francji. Z kolei
w USA J. P. Morgan sprzedawał uzbrojenie zarówno Anglikom jak i Francuzom, ale przedtem, jak
już wiemy, zatopiono Lusitanię, aby sprowokować przystąpienie USA do wojny. W ciągu sześciu
miesięcy J. P. Morgan stał się największym konsumentem dóbr na ziemi w przeliczeniu na obroty jego
banków: wydawał 100 milionów dolarów dziennie. Jego biura były zatłoczone przy Wall Street nr
23 brokerami i sprzedawcami usiłującymi dobić interesu na wojnie europejskiej. W USA grasowała
wtedy zgrana plemienna sitwa żydowskiej finansjery na czele z Morganami, Warburgami,
Schiffami i Rockefellerami. Prezydent W. Wilson mianował Żyda Bernarda Barucha szefem
Komisji Przemysłu Wojennego1.
Baruch i Rockefellerowie zarobili ogromne fortuny na kilkudziesięciu milionach zabitych gojów.
Żydzi amerykańscy i niemieccy sfinansowali tzw. „rewolucję październikową" w Rosji carskiej.
Była to ich zemsta za dwa wieki dyskryminacji wschodniego żydostwa. Przy okazji zniszczono
wielkie przebogate państwo chrześcijańskie, lecz głównym celem tego żydowskiego przewrotu było
opanowanie tego olbrzymiego kraju o nieprzebranych zasobach bogactw naturalnych. Inny żydowski
finansowy alfons - Jacob Schiff chwalił się na łożu śmierci, że jego firma Kuhn and Loeb Company
wydała 20 milionów dolarów na obalenie caratu. W tym celu sfinansowano przejazd bandy
żydowskich terrorystów do Rosji, a odbyło się to pod opieką i przy współudziale wywiadu i
kontrwywiadu niemieckiego. Po zwycięstwie żydowskiego puczu, już w 1920 roku terroryści pod
wodzą Żyda Blanka - pseudo „Lenin" spłacili bankowi Kuhn and Loeb Company wielokrotność
tamtych 20 mln rosyjskim złotem. Podobnie spłacano dług Morganom. Ustaliły to dziesiątki autorów,
l. Rolę Barucha opisał producent samochodów Henry Ford w książce Międzynarodowy Żyd, wydanej w 1920 roku.
Dokładnie przedstawił w niej żydowskie machinacje i dominację w USA. Zorganizowano na niego potężną nagonkę w
mediach, a po nieudanym zamachu na jego życie, Ford ukorzył się i odwołał swoje „oszczerstwa".
z których najdokładniej uczynili to dwaj: Igor Bunicz w książce Poligon Szatana1 oraz Pierre de
Villemarest w książce Źródła finansowania komunizmu i nazizmu, a także William T. Still w pracy
Nowy Porządek Świata2.
Miażdżące dla fałszerzy historii fakty podawał W. Cleon Skousen w książce Nagi kapitalizm z
1970 roku:
- Władza pochodząca z jakiegokolwiek źródła tworzy apetyty na dodatkową władzę. Było prawie
nieuniknione, że superbogacze będą chcieli pewnego dnia kontrolować nie tylko swoje własne
bogactwa, ale też bogactwo całego świata. Żeby to osiągnąć, chcieli oni całkowicie spełniać ambicje
żądnych władzy politycznych konspiratorów, którzy zobowiązali się do obalenia wszystkich
istniejących rządów, ustanowienia centralnej światowej dyktatury.
Kongresman amerykański Louis T. McFadden - szef Komisji Bankowości i Waluty Izby
Reprezentantów w latach 20. i 30., w okresie tzw. Wielkiego Kryzysu, o którym poniżej, definiował:
- Na bieg rosyjskiej historii faktycznie poważnie wpływały operacje międzynarodowych bankierów
(...) Rząd sowiecki otrzymywał fundusze Skarbu Stanów Zjednoczonych od zarządu Rezerwy
Federalnej (...) działającego poprzez Chase Bank3. Anglia wyciągała od nas pieniądze przez banki
Rezerwy Federalnej i ponownie pożyczała je na wyższy procent rządowi sowieckiemu (...)
Rządu sowieckiego już nie ma, ale są i będą jego skutki. Ten sam scenariusz zastosowano przy
drugiej wojnie global1. Wyd. polskie 1996.
2. Wydanie polskie: WERS 1995.
3. Nowojorski bank Rockefellerów. Na jego frontonie pyszni się masońska kabalistyczna liczba 666, o której pisał już św.
Jan w Apokalipsie. Z pokładu helikoptera widać nocą na dachu Chase Bank tę samą, podświetlaną liczbę: 666.
nej, a teraz ten sam scenariusz wyłonił się u progu trzeciej wojny globalnej.
Tak oto amerykański Zarząd Rezerwy Federalnej - samozwańcza mafia żydowskich bankierów
władających funduszami tego wielkiego państwa, wespół z taką samą żydowską bandą pod nazwą
Bank Of England i akcjonariuszami tych banków, kontrolującymi je w decydującym stopniu
osobiście -Rothschildami, Rockefellerami, Morganami, Schiffami i Warburgami - wykreowały
przerażającego potwora zła, siły, destrukcji i dezintegracji narodów, a który przez następne 70 lat
terroryzował świat i produkował przesłanki do absurdalnych zbrojeń, na których zarabiały obie
strony.
Kiedy już zwinięto ten krwawy terrorystyczny biznes żydowski pod nazwą ZSRR, dzieląc go na
piętnaście krajów, tym nowym ZSRR uczyniono Chiny. Za czasów Clintona - jak już wiemy potężnie
„doładowano" Chiny technologią militarną, głównie nuklearną oraz nowoczesnymi środkami
łączności i przenoszenia rakiet.
To sprawia - że międzynarodowa banda ludobójców usytuowana w systemie finansowym
świata pozostaje nietykalna. Nie można jej obalić ani środkami demokratycznymi, ani za pomocą
wojen, bowiem to oni kreują wojny, oni są panami finansów świata. Oni są właścicielami ekonomii i
światowej gospodarki.
Zanim doszło do tych zmian, przedtem musiano wyprodukować detonator drugiej wojny globalnej.
Stał się nim hitlerowski „narodowy" socjalizm. Wpompowano w machinę Hitlera miliardy dolarów i
funtów wiedząc doskonale, że nienawidzi on Żydów i żydowskiej Rosji Sowieckiej, którą postrzegał
jako synonim światowej żydokomuny. Pisarz Antony Sutton1 drobiazgowo obnażył tę produkcję
warunków do wybuchu drugiej wojny globalnej za pomocą machiny Hitlera.
l. Wykładowca Instytutu Hoowera na Uniwersytecie Stanford.
Dokonał tego w kilku swoich książkach, m.in. w pracy Technika zachodnia a rozwój gospodarczy
Sowietów 1917-1930.
Kiedy Zbigniew Brzeziński propaguje w swoich książkach i wykładach utopie globalistów o
trójczłonowym podziale świata, główne instytucje USA, Wielkiej Brytanii i Francji są wciągane w
regionalne i globalne organizacje kontrolowane przez wąskie grono światowych mafiosów pieniądza.
Na przeszkodzie stoi już tylko świat muzułmański i jego nie całkiem jeszcze przez nich opanowane
źródła ropy naftowej. Zawadą jest również potęga nuklearna drugiej po Chinach potęgi
demograficznej, jaką są Indie - i właśnie obserwujemy (styczeń 2002), jak Indie są wciągane w
nieobliczalny konflikt zbrojny z sąsiednią potęgą nuklearną - Pakistanem. Pretekstem była jak zwykle
terrorystyczna prowokacja - zbrojny atak separatystów Kaszmiru na parlament indyjski. Zamordowali
kilkunastu deputowanych i ludzi z ochrony parlamentu.
PODBÓJ AMERYKI
Prześledźmy, jak krok po kroku niszczono suwerenność Stanów Zjednoczonych. Jak grupy
światowych władców pieniądza - niemal wyłącznie żydowskiego pochodzenia, przechwytywały
olbrzymie zasoby finansowe i wszelkie inne, tego wielkiego kraju.
W 1919 roku, tuż przed swoją śmiercią, ówczesny prezydent Teddy Roosevelt powiedział1:
- Międzynarodowi bankierzy i interesy kompanii Rockefeleera - Standard Oil kontrolują
większość prasy i szpalt gazetowych, żeby skłonić do posłuszeństwa lub pozbawić urzędu
publicznych oficjeli, którzy odmawiają wykonywania rozkazów potężnych skorumpowanych klik,
tworzących niewidzialny rząd.
Jak podaje „Michael"2, dzień przed tą publikacją „New York Timesa", ukazał się w tej gazecie
cytat z wypowiedzi burmistrza Nowego Jorku:
- Rzeczywistą groźbą dla naszej republiki jest niewidzialny rząd, który jak wielka ośmiornica
rozciąga swoje śliskie macki nad naszym miastem, stanem i krajem. Na czele stoi mała grupa banków,
którą zazwyczaj odnosi się do „międzynarodowych bankierów". Ta niewielka klika potężnych międzynarodowych bankierów faktycznie kieruje naszym rządem dla swoich własnych egoistycznych
celów.
1. „New York Times", 27 marca 1922.
2. Michael, tamże.
Ale nikt wtedy nie chciał słuchać ani prezydenta, ani burmistrza Nowego Jorku. Dlaczego? Bo
wtedy właśnie trwał okres fałszywej prosperity finansowej.
Dwa lata przedtem, w 1922 roku zdecydowane zwycięstwo w wyborach prezydenckich odniósł
wróg komunizmu i żydo-masońskiej Ligi Narodów - Warren Harding. Zyskał on 60 procent głosów.
Głosowano nie tyle na Hardinga, ile przeciwko Woodrowowi Wilsonowi, sługusowi amerykańskiej i
światowej żydomasonerii1. Tak zapoczątkowano dwunastoletni okres rządów republikańskich, z
których tylko siedem przypadło na okres owej prosperity. Bank Rezerwy Federalnej zalewał kraj
pieniędzmi - ponad l0 miliardów dolarów w ciągu dziesięciolecia 1924-1929. Pomimo tego, że
pierwsza wojna globalna spowodowała dziesięć razy większe zadłużenie Ameryki niż w okresie
Wojny Domowej, amerykańska ekonomia rosła. Z Wielkiej Brytanii napływało złoto już od czasów
wojny i to trwało nadal. Wielki dług federalny został zmniejszony o 38 procent - do 16 miliardów
dolarów.
Natychmiast po swoim wyborze Harding unicestwił Ligę Narodów odmawiając jej finansowania i
wprowadził rekordowo wysokie cła importowe2.
Należało więc unicestwić prezydenta Hardinga! Nie tylko z tego powodu. Dyrektor Banku
Rezerwy Federalnej - sługus Żyda Morgana - Żyd Benjamin Strong, w zmowie z dyrektorem Banku
Anglii podjęli działania na rzecz odzyskania przez Bank Anglii złota z czasów wojny i przywrócenia
owemu
1. Głównymi rywalami Hardinga w wyborach był James Cox (gubernator stanu Ohio), oraz mało jeszcze znany Żyd - mason
Franklin Delano Roosevelt.
2. W dobijanej ekonomicznie i finansowo Polsce, przy 90-miliardowej dziurze budżetowej, w 2002 roku - przeciwnie - znosi
się cła. W USA przeciwnie: prezydent Bush II w marcu 2002 zapowiedział wprowadzenie 30-procentowego cła na stal z
państw UE, ponieważ amerykańskie stalownie są zagrożone importem tańszej stali z UE.
„Bank of England", dominującej pozycji w świecie finansów świata.
Zastosowano prosty sposób, za pomocą którego „uciszono" już przedtem kilku prezydentów USA.
Harding podczas podróży pociągiem „nagle" zachorował i jeszcze bardziej „nagle" zmarł w
drodze!
Po nim nastał Calvin Coolidge. Kontynuował on tę samą politykę Hardinga: wysokie cła
importowe przy jednoczesnym obniżaniu podatku dochodowego1.
Wtedy „niewidzialny rząd" USA podjął decyzję o załamaniu finansów państwa. Właśnie wtedy
Rezerwa Federalna zaczęła zalewać kraj pieniędzmi - drukarnie pracowały w „pocie czoła". Podaż
pieniądza zwiększyła się o 62 procent. Pieniędzy było pod dostatkiem. Giełda kwitła i szła w górę...
Co nam to przypomina? Dokładnie giełdę w Polsce z lat 1994 r. I nagły jej krach! W USA i w
Polsce, choć 70 lat później i tysiące kilometrów oddalenia. Tylko mechanizm ten sam.
W tej nadmuchanej koniunkturze („wydmuszce") tkwiła jedna podstawowa, przy czym
zaprogramowana słabość. Cała ekonomia USA została oparta na kredycie i giełdzie, na obracaniu
nieistniejącym pieniądzem czyli takim, który coraz bardziej nie miał nic wspólnego z produkcją
towarów. Spekulacje giełdowe stały się niebotyczne.
Kiedy wszystko było już zapięte na ostatni guzik, Paul Warburg - ówczesny szef Rezerwy
Federalnej potajemnie rozesłał listy do swych pobratymców w bankach, że załamanie, ogólna
depresja finansów są pewne i wkrótce nastąpią.
Następnym krokiem było nagłe ograniczanie od sierpnia 1929 roku dopływu pieniędzy na rynek.
l. Znów - przeciwieństwo działań niszczycieli Polski z Rady Polityki Pieniężnej i NBP. To bardzo wymowne porównania!
Istnieje wiele biografii głównych żydowskich mafiosów pieniądza, takich jak Rockefeller,
Rothschildowie, Morgan, Baruch, Schiff, Kuhn, Warburg i inni. Wszyscy ich biografowie wyrażają
zdumienie nad ich przenikliwością. Każdy z nich, tuż przed krachem, wycofał się z giełdy i
ulokował cały majątek w gotówce, w obligacjach, a przeważnie w złocie!
Kolejny krok: jak na komendę, 24 października 1929 roku główni bankierzy nowojorscy zażądali
spłaty swoich pożyczek w ciągu 24 godzin! Kto gra na giełdzie ten wie, że to żądanie oznaczało, iż
zarówno brokerzy (maklerzy) bankowi oraz klienci-ciułacze - podpora każdej giełdy, musieli rzucić
swoje akcje na rynek, aby spłacić pożyczki - bez względu na cenę, za jaką musieli te akcje sprzedać.
Tu nie sposób nie odnieść się do identycznego manewru zastosowanego przez żydowski rząd
Mazowieckiego-Balcerowicza, kiedy to z dnia na dzień podniesiono stopy kredytów do 80 i więcej
procent w skali roku. Ludzie pędem biegli do banków spłacać swoje wcześniejsze pożyczki, aby nie
stać się ofiarami tej pułapki pożyczkowej. Było to przestępstwo w randze zbrodni stanu! Nastąpił
ogromny spływ gotówki do banków. Były dwa cele tego zamachu stanu:
- w błyskawicznym tempie doprowadzić do bankructwa cały polski przemysł, oparty dotąd na
dotacjach państwa komunistycznego;
- zamrozić cenę złotówki na całe dwa lata i powiadomić o tym finansowych mafiosów z banków
zachodnich, a także swoich polskojęzycznych zaufanych szulerów.
Łączny skutek był piorunujący i szokujący - bankructwa całych kluczy wielkiego przemysłu, a
olbrzymie zyski wtajemniczonych, polegające na wykupowaniu złotówek za dolary z wiedzą, że
złotówka będzie zamrożona na dwa lata!!
Ale powróćmy do USA sprzed 70 lat.
Pisarz Kenneth Galbraith w znanej na zachodzie (tylko nie u nas) książce Wielki krach 1929
(The Great Crash, 1919) pisał, jak to w szczycie szaleńczego szturmu do giełd i banków, Żyd
Bernard Baruch wprowadził masona Winstona Churchilla na galerię dla gości w budynku
nowojorskiej giełdy, aby pokazać mu szturmujące w panice tłumy.
Wspomniany już kongresman Louis McFadden - szef Komisji Bankowości i Waluty w Izbie
Reprezentantów, wiedział doskonale, kto był sprawcą katastrofy i potem wielkiego kryzysu
ekonomicznego, szybko rozlewającego się na cały świat:
- Myślę, że trudno będzie zaprzeczyć temu, iż politycy i finansiści europejscy gotowi są podjąć
prawie wszystkie środki, żeby odzyskać szybko akcje złota, które Europa utraciła na rzecz Ameryki w
wyniku wojny1.
Dokładnie tak! Przypomnijmy wspomnianego już Beniamina Stronga - dyrektora Banku Rezerw
Federalnych oraz dyrektora Banku Anglii - dwóch Żydów nie znających słowa „patriotyzm",
obowiązku wobec kraju zamieszkania, lojalności.
Krach został spowodowany nagłym, starannie zaplanowanym brakiem pieniędzy na nowojorskim
rynku pieniądza.
Wystarczyły trzy następne tygodnie, aby zniknęły trzy miliardy dolarów, a w ciągu roku - 40
miliardów.
W całym okresie depresji straty wyniosły 200 miliardów dolarów, co w przeliczeniu na ówczesną
siłę nabywczą dolara, stanowi około 20 bilionów dolarów obecnych.
Komu je skradziono, zrabowano, wydarto?
Straty ponieśli głównie rolnicy oraz klasa średnia, a w niej głównie drobni i średni przedsiębiorcy.
Odbyło się to w większości w sposób bandycki - przez zajęcie nieruchomości za ich „długi". Do dziś
ponad 90 procent Amerykanów w wieku
l. „Michael", passim.
około 65 lat nie jest właścicielami niczego: wartość tego co posiadają, po odliczeniu długów, jest
zerowa.
Kiedy z premedytacją sprokurowano katastrofę rozdętej do absurdalnych rozmiarów giełdy
warszawskiej w latach 1994-1995, Polacy zadawali sobie pytanie: kto na tym zarobił?
Kiedy przepadły setki miliardów dolarów jako rezultat sprokurowanej „depresji" lat 1929-1933 amerykańscy ciułacze także stawiali sobie to samo pytanie - kto na tym zarobił? To znaczy - kto
nakradł? W obydwu przypadkach nakradli ci sami - mafia giełdowo-finansowa.
Kiedy nastąpi, a nastąpi niechybnie światowy kryzys finansowo-giełdowy w najbliższych latach
lub może miesiącach, pytanie będzie to samo i ta sama odpowiedź. Tu nic się nie zmienia, bo rządzą
te same mechanizmy terroru bankowego - lichwiarskiego, działającego na prawach mafijnych.
Tragedia milionów ciułaczy amerykańskich nie skruszyła serc mafijnej lichwy. Bank Rezerw
Federalnych nadal wymuszał ograniczanie podaży pieniędzy, co jeszcze bardziej pogłębiało depresję.
Ilość pieniędzy znajdujących się w obiegu zmniejszyła się z 800 miliardów dolarów w 1929 roku, do
400 miliardów w 1933 roku. Ludzie odruchowo przechowywali pieniądze „w pończosze", co było
racjonalną reakcją na upadek małych i średnich banków, które nie uczestniczyły w tamtym
gigantycznym szwindlu Rockefellerów, Morganów, Schiffów, Warburgów i innych rekinów
finansjery żydowskiej.
Znany ekonomista, liberał-globalista, laureat nagrody Nobla Milton Friedman, w styczniu 1996
roku powiedział szczerze w publicznym radiu:
- Rezerwa Federalna bez wątpienia spowodowała Wielką Depresję przez ograniczenie o jedną
trzecią ilość pieniędzy w obiegu w latach 1929-1939.
Ta bandycka grabież zdawała się nie mieć końca. Potężne fortuny zbite na krzywdzie milionów
ciułaczy, farmerów i średnich oraz małych przedsiębiorstw, to jedna strona tego medalu. Pieniądze
wyciśnięte z tego kryzysu wypłynęły w dużej części za granicę. Gdzie? Na co?
Zostały one użyte na odbudowę Niemiec ze zniszczeń pierwszej wojny globalnej i na budowę
potęgi Niemiec hitlerowskich, na budowę machiny wojennej Trzeciej Rzeszy.
I była to kolejna, monstrualna zbrodnia w zbrodni, spisek przeciwko ludzkości, który potem
kosztował ponad 60 milionów istnień ludzkich.
Ten sam kongresman Louis McFadden już w 1925 roku, a więc na osiem lat przed dojściem
„brunatnych koszul" do władzy, ostrzegał Kongres. Przeczytajmy uważnie tę syntezę przyczyn
dramatu drugiej wojny globalnej, z premedytacją wykreowanego, finansowanego przez oligarchię
finansjery żydowskiej:
- Po pierwszej wojnie światowej Niemcy wpadli w ręce niemieckich międzynarodowych bankierów.
Bankierzy ci kupili Niemcy i teraz są ich właścicielami, żywią je, zaopatrują i kontrolują. Kupili ich
przemysł, posiadają hipoteki na ich ziemię, kontrolują ich produkcję, kontrolują ich wszystkie zakłady
użyteczności publicznej.
I dalej:
- Międzynarodowi niemieccy bankierzy opłacali obecny rząd niemiecki, a także dostarczali
każdego dolara z pieniędzy, których Adolf Hitler użył w swojej rozpustnej kampanii budowy
zagrożenia dla rządu Brüninga1. Kiedy Brüning przestaje przestrzegać rozkazów niemieckich
międzynarodowych bankierów2, wychodzi na świat Hitler, żeby zmusić Niemców do uległości.
1. Żyd Heinrich Brüning (1885-1970), kanclerz Rzeszy w latach 1930-32, od 1934 w USA, wykładowca Uniwersytetu
Harvard. Przyp. - H.P.
2.. McFadden konsekwentnie posługuje się formułą „międzynarodowych niemieckich bankierów".
To ostatnie zdanie McFaddena zawiera tajemnicę dojścia Hitlera do władzy. Kiedy Brüning stał
się nieposłuszny wobec „międzynarodowych bankierów", został zdjęty ze stanowiska. Dobrze, że nie
zmarł „nagle" jak prezydent Harding. A mógł! Po dojściu Hitlera do władzy zrejterował do USA i
dożył sędziwego wieku.
I wreszcie końcowa synteza tamtej diagnozy kongresmana McFeddena:
- Poprzez kierownictwo Rezerwy Federalnej (...) ponad 30 miliardów dolarów amerykańskich
zostało (...) wpompowanych w Niemcy (...). Słyszeliście wszyscy o wydatkach, jakie zostały poniesione
w Niemczech na (...) nowoczesne mieszkania, wielkie planetaria, sale gimnastyczne, baseny, znakomite
drogi publiczne, ich doskonałe fabryki. Wszystko to zostało zrobione za nasze pieniądze. Wszystko to
Niemcy otrzymali przez dyrektorów Rezerwy Federalnej. Dyrektorzy Rezerwy Federalnej (...)
wpompowali tyle miliardów dolarów w Niemcy, że nie odważą się nawet podać ich sumy.
W następnych wyborach zwyciężył - po Hooverze - żydowski mason Franklin Delano Roosevelt.
Natychmiast wprowadził cały szereg nadzwyczajnych uprawnień bankowych, które jeszcze bardziej
zwiększyły władzę mafiosów z Rezerwy Federalnej. Wtedy - łaskawie, dostarczyli oni nieco więcej
pieniędzy dla przymierających głodem Amerykanów. Bali się rewolty. Ponadto wiedzieli, że
doprowadzając nazistów do władzy w Niemczech, sami muszą przygotowywać się do drugiej z
kolei - globalnej wojny z Niemcami. D. Roosevelt oddał naród amerykański w ostateczną,
niekończącą się niewolę handlarzy pieniędzmi spod znaku Rezerwy Federalnej i kilku głównych
banków prywatnych, których właściciele byli zarazem właścicielami finansów całej Ameryki. Oto
Roosevelt wprowadził zakaz posiadania złota w sztabach i monetach!! Wie o tym znikoma liczba
współczesnych Amerykanów. Dekret był w praktyce konfiskatą złota, zwłaszcza złotych monet w
których Amerykanie przechowywali swoje oszczędności. Odbierając im złoto, Roosevelt i rządząca
nim szatańska mafia syjonistycznej finansjery skazywali naród amerykański na pieniądze papierowe,
które miały tylko taką wartość, jaką im nadawali bankierzy z Rezerwy Federalnej. Depresja mogła
powtórzyć się w każdej chwili, którą uznają za wskazaną.
Co odtąd groziło Amerykaninowi za przechowywanie złota? Bagatela: do dziesięciu lat
więzienia i 10 000 dolarów kary - równowartość obecnych 100 000 dolarów!
To brzmi wręcz niewiarygodnie - ale tak było!
Ten rządowy bandytyzm był tak niepopularny, że nikt się do jego autorstwa nie przyznał.
Roosevelt podpisując dekret oświadczył, że go nie czytał! Rząd także nie chciał brać na siebie tej
afery. Oświadczono więc, że tak zadecydowali tak zwani „eksperci". Nie podano jacy to eksperci, z
jakich organów bankowych czy administracyjnych.
Jednak zastraszeni Amerykanie zaczęli oddawać swoje złoto żydowskim faraonom pieniądza. Była
to dosłowna góra złota! Do jej przechowywania w 1937 roku wybudowano Skarbiec Sztab Złota,
usytuowany w Ford Knox - ponury olbrzymi betonowy bunkier z dwiema kondygnacjami
naziemnymi.
Była to Grabież Stulecia, Skok Stulecia i żadne inne „skoki stulecia", żadne gangsterskie - czy
zaplanowane upadki banków, temu Skokowi Stulecia nigdy nie mogły dorównać1.
Kiedy w 1935 roku już wszystko (czy wszystko?) złoto prywatne znalazło się pod kluczami w
Ford Knox, wtedy równie nagle, oficjalna cena złota wzrosła do 35 dolarów za uncję, podczas gdy
Amerykanie musieli je przedtem oddać „państwu" po 20,66 dolara za uncję!2
l. W styczniu 2002 Ameryka pogrążyła się w szoku po nagłym bankructwie potężnej firmy energetycznej Enron. Przepadło
kilka miliardów dolarów.
2. Uncja = 28,3495 grama.
Wąska grupa żydowskich bankierów, wtajemniczona w nadchodzący zaprogramowany krach z
1929 roku; a która skupiła olbrzymie ilości złota po 20,66 dolara za uncję, zarobiła na tym dodatkowe
30 procent - następnie wysłali to złoto do Londynu. Teraz „sprowadzili" to złoto z Londynu i
sprzedali rządowi po 35 dolarów za uncję, podwajając ilość swoich pieniędzy wycofanych z giełdy w
1929 roku. Ten manewr wykonali z odpowiednim wyprzedzeniem czasowym. Sprzedano wtedy
około 1,3 miliarda dolarów w złocie i wysłano je do Anglii - na rok przed podwyżką cen. To oni byli
autorami tego Przekrętu Stulecia. Nic nie ryzykowali na każdym z etapów tego przekrętu.
Skarbiec Ford Fox: mieści się w centrum bazy wojskowej w tymże Ford Knox, trzydzieści mil na
południowy zachód od miejscowości Louisyille w stanie Kentucky. Teren czterech akrów' z owym
bunkrem pośrodku, jest otoczony stalowym ogrodzeniem pod napięciem elektrycznym. Ponadto
budynek otacza fosa, a na rogach budowli cztery strażnicze bunkry wyposażone w karabiny
maszynowe czekają na amatorów Skarbca.
Centralny sejf, gdzie przechowywano największą ilość złota, to olbrzymia piwnica. Wchodzi się do
niej za pomocą windy poruszanej śrubą. Winda staje naprzeciwko 20-tonowych stalowych drzwi sejfu
z nierdzewnej stali. Kaseta sejfu wydzieli trujący gaz natychmiast, gdyby został użyty palnik
acetylenowy!
Złoto zaczęło napływać od 13 sierpnia 1937 roku. Nadano tej operacji niebywałą oprawę. Przybył
specjalny pociąg z Filadelfii: pierwsze dziesięć wagonów pełnych złota, chronionych przez setki
uzbrojonych żołnierzy, służbę bezpieczeństwa i strażników z Mennicy USA.
Był to tylko pierwszy ładunek zrabowanego Amerykanom złota, który oficjalnie przyjmowała pani
Neile Tailor Rose
l. Akr = 0,4 ha.
(Róża") - dyrektor Mennicy, ubrana w futro z norek z wielkim kołnierzem. Doniesienia prasowe z
premedytacją i jawnym szyderstwem z gojów głosiły, że zapasy złota zebranego (zabranego):
- przewyższają blaskiem świątynię Salomona.
Tak oto żydostwo amerykańskie, kosztem ograbionego narodu amerykańskiego, wybudowało
sobie i zapełniło złotem nową Świątynię żydowskiego króla Salomona, zniszczoną w licznych
najazdach gojów! Zemsta? Jeszcze nie cała!
Nie cała dlatego, że następnym krokiem ku budowie Światowego Państwa Żydowskiego, były
intensywne wtedy przygotowania do drugiej wojny globalnej. W liczbach, kosztowała ona naród
amerykański setki miliardów dolarów. Oto te podstawowe liczby:
- Dług Stanów Zjednoczonych po drugiej wojnie globalnej (w 1944 roku) wzrósł z 43 miliardów
dolarów w 1940 roku, do 257 miliardów w 1950 roku. Oznaczało to wzrost o 589 procent. Dla
porównania, dochód narodowy USA w 1944 roku zamknął się kwotą jedynie 183 miliardów
dolarów, z czego 103 miliardy zostały wydane na wojnę!
Było to o 30 razy więcej, niż amerykański koszt udziału w pierwszej wojnie globalnej.
Podobnie ucierpiały inne kraje. Dług Japonii zwielokrotnił się w okresie 1940-1950 o 1348
procent (!). Dług Francji o 583 procent. Dług Kanady o 417 procent.
Kto został właścicielem tych długów? Bo przecież, jeśli zaistnieje jakikolwiek dług, to jest dłużnik
i wierzyciel długu. Kto zatem stał się wierzycielem, właścicielem tych bilionowych długów?
Pytanie chyba retoryczne.
Przez następne 50 lat trzecia wojna globalna nie wybuchła tylko dlatego, że tamą była bariera
strachu, a teraz - może przede wszystkim - bariera totalnego zniszczenia nuklearnego. Teraz, po ataku
fanatyków islamskich na Amerykę, światowi bandyci spod znaku lichwy kreują wojnę wprawdzie
globalną, ale kontrolowaną; przez nich wywołaną i sterowaną, ograniczoną do wybranych regionów.
Wyłania się Azja, z jej potężnym potencjałem ludzkim zagrażającym demograficznie „cywilizacji"
zachodniej. Czas wkrótce wyjaśni wiele z tych niewiadomych.
Niezależnie od pokojowego czy nuklearnego rozwiązania dylematu astronomicznie
rozdmuchanego balonu finansowego świata, nie mającego żadnego racjonalnego odniesienia w
produkowanych dobrach, program budowania Światowego Neo-Kołchozu został rozpisany na
następujące etapy.
I - Scentralizować regionalną kontrolę ekonomiczną przez takie struktury jak Europejska Unia
Monetarna (Euro1 - już zadanie wykonane) i inne kontynentalne związki regionalne, jak np. NAFTA:
II - Podobnie scentralizować system kontroli (okupacji) ekonomicznej państw świata poprzez
dyktat banków centralnych wobec gospodarek narodowymi na całym Globie, w Polsce jest to dyktat
Żydów z Narodowego Banku Polskiego i Rady Polityki Pieniężnej;
III - Centralizacja kontroli ekonomicznej przy pomocy takich struktur globalnych, jak
Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Bank Światowy - z pieniądzem światowym.
IV - Zniszczyć resztki suwerenności narodowych gospodarek i państw narodowych w skali Globu
poprzez likwidację wszelkich ceł, z czego wstępem było tzw. GATT 2, Światowa Organizacja Handlu.
1. Euro to tylko etap, jak etapem był komunizm bolszewicki!
2. GATT - Generał Agreement Tariffs and Trade (Generalne Porozumienie w Sprawie Ceł i Handlu), podpisane w Genewie
w 1947 roku przez 23 kraje i zmodyfikowane w 1966 roku.
Na zakończenie tego krótkiego zarysu grabieży złota obywateli USA, zapoznajmy się z nieznanym
etapem spisku przeciwko suwerenności finansowej krajów Europy. Gary H. Kah zdemaskował w
swojej książce Globalna okupacja1 tajny plan wprowadzenia nowych walut kilkunastu krajów, na
czele z USA i Wielką Brytanią, a to w ramach przygotowania do Jednej Waluty Globalnej. Gary H.
Kah trafił na trop tego spisku tylko dzięki temu, iż był wysokiej rangi urzędnikiem USA, znanym
ekonomistą wyróżnionym wieloma nagrodami zawodowymi i naukowymi. Dzięki swym koneksjom
urzędowym, pewnego razu zwiedzał zakład jednej z międzynarodowych korporacji specjalizującej się
w produkowaniu nowych maszyn drukarskich.
To, co tam odkrył, przeszło jego oczekiwania. Urzędnik korporacji, oprowadzający grupę
urzędników państwowych, powiedział:
- Jesteśmy jednym z trzech przedsiębiorstw, które Urząd Skarbu Stanów Zjednoczonych bierze
pod uwagę jako producentów maszyn drukarskich do drukowania nowej amerykańskiej waluty.
Kiedy zdumiony Gary H. Kah zapytał, o jakiej to nowej walucie amerykańskiej mowa - zapadła
cisza. W książce stwierdzał:
- Nie kto inny tylko my, urzędnicy państwowi, pokątnie dowiadujemy się z prywatnych,
nierządowych źródeł o planowanej nowej walucie.
Zaczął drążyć tę nić. Odkrył, że plany wprowadzenia w obieg nowej waluty były prowadzone na
skalę międzynarodową.
l. En Route to Global Occupation, 1991, wydanie polskie 1996. Książka do nabycia w: Centrum Literatury i Muzyki
Chrześcijańskiej „JACK", ul. Tatraczna 7 (chyba powinno być: Tartaczna - H.P.) nr 7, box 45, 43-460 Wisła, tel. (033)
551387.
- Przynajmniej dwanaście głównych krajów planowało druk nowych pieniędzy. Były między nimi
Szwajcaria, Wielka Brytania, Japonia, Kanada, Francja, Niemcy, Austria, Brazylia i inne.
„Pokopał" dalej i przekonał się, że wydrukowano już nową walutę kilku krajów, a jednak ani
prasa, ani obywatele tych i innych krajów o niczym nie wiedzieli! Był to więc jawny spisek
międzynarodowych mafiosów pieniądza! Tych samych, którzy każą podporządkowanym im
mediom i usłużnym agentom wpływu wyszydzać na różne sposoby każdego, kto ośmieli się
mówić o spiskowej praktyce dziejów, nazywać to spiskową teorią dziejów uprawianą przez
chorobliwych maniaków!
Gary H. Kah zdobył szereg takich tajnych banknotów i opublikował ich reprodukcje w swojej
demaskatorskiej książce.
Każdy rodzaj tych tajnych banknotów miał na swojej powierzchni puste miejsce, przeważnie po
lewej stronie. Oglądając te miejsca pod światło, widziało się wyraźnie trójwymiarowe obrazy
(hologramy), niewidoczne na pierwszy rzut oka. Obrazy te przedstawiały ważne osobistości danych
krajów i nie mogły być reprodukowane na kopiarkach. Podobno banknoty miały otrzymać w tych
miejscach ten sam wizerunek z chwilą wprowadzenia ich do obiegu w międzynarodowym systemie
walutowym.
Po latach autor zastanawiał się, dlaczego nie wprowadzono w życie tego tak przecież
zaawansowanego międzynarodowego spisku. Doszedł do oczywistego wniosku, że powodem był
gwałtowny rozwój systemów bankowości, szybki marsz do przyszłego systemu obrotu
bezgotówkowego!
TERROR PROPAGANDY
Świat nieprędko a może nigdy nie zapozna się ze skutkami kilkumiesięcznego masakrowania
Afganistanu z powietrza. „Amerykański" międzynarodowy terroryzm opiera się na kosztownej i
kunsztownej technice wojskowej, w tym na najnowszych systemach łączności satelitarnej. Jugosławię
zrównali z ziemią nie dotykając tej ziemi stopą bodaj ani jednego żołnierza amerykańskiego. To samo
zastosowali w Afganistanie w pierwszej fazie najazdu, rzucając do wojny z bezbronnymi
średniowiecznymi plemionami najnowocześniejszą technikę niszczenia i zabijania. Do takich należały
m.in. siedmiotonowe bomby wbijające się w skały na głębokość około 30 metrów i dopiero wtedy
eksplodujące z siłą rozpoznawalną przez aparaturę sejsmiczną w odległości setek kilometrów. Bomby
rozpryskowe, bomby „skaczące", pociski rakietowe, całkowite panowanie w powietrzu, daje się w
sumie porównać jedynie z walką biblijnego Goliata z Dawidem. Palestyńczycy walczący na proce i
kamienie z armią izraelską wyposażoną w nowoczesne cuda techniki zabijania, to tragiczna
aktualizacji biblijnego archetypu: Goliat-Dawid.
Pomimo niewiarygodnej kampanii kłamstw i dezinformacji prowadzonej przez NATO w wojnie
nad Jugosławią, dziesiątki dziennikarzy i fotoreporterów informowały wtedy Zachód o tamtych
barbarzyńskich nalotach terrorystycznych. Skrzętnie ich skutki dokumentowali również
Jugosłowianie. Kiedy pisałem książkę Bandytyzm NATO o amerykańskiej inwazji na Jugosławię zgłosiłem się do ambasady jugosłowiańskiej w Warszawie i otrzymałem kilkadziesiąt fotografii
ilustrujących barbarzyństwo NATO-wskich Hunów. Zamieściłem je w książce. Ilustrują nieprzerwany
ciąg amerykańskich „pomyłek" popełnianych w toku tej „akcji humanitarnej".
W Afganistanie poszło im jeszcze łatwiej. Hermetyzm kulturowy i językowy, brak wyraźnego
podziału na tereny zajęte przez talibów i Sojusz Północny sprawiły, że około dziesięciu reporterów
zachodnich przypłaciło tam życiem za próbę foto-reporterskiego rozpoznania tego placu jednostronnej
wojny.
Tym więc łatwiejsze zadanie miała totalna propaganda dezinformacji prowadzona przez rządowe
tuby USA. Przede wszystkim bezczelnie zaprzeczano wiadomościom o setkach, a potem tysiącach
cywilnych ofiar. Wypierano się własnych strat w ludziach i sprzęcie. Kiedy nic już nie dało się ukryć,
bo ujawniły to kamery pakistańskie lub inne, przyznawali że szpital, szkołę czy dom starców
zbombardowano „pomyłkowo" - powtórka kłamstw znad Jugosławii. Kolumnę kilkudziesięciu
Afgańczyków jadących na zaprzysiężenie nowego rządu afgańskiego, samoloty amerykańskie
dosłownie rozniosły na strzępy, zabijając „pomyłkowo" ponad 40 jadących tam ludzi. Uparcie jednak
twierdzono, że była to kolumna uciekających talibów, dopiero później dopuszczono ewentualność
„pomyłki".
Media „amerykańskie" poddane najsurowszej cenzurze1 podawały milionom telewidzów i
czytaczy prasy mierzwę sprzecznych, naiwnych, prostacko preparowanych kłamstw, półprawd i
przemilczeń. Ogólny obraz tej manipulacji miał być jednak bardzo spójny: całkowicie panujemy nad
sytuacją, nasza wojna jest w zasadzie grą komputerowo-elektroniczną...
Potem przyszła kolej na preparowanie jawnych fałszywek. Wymyślono między innymi rzekomy
film video, na którym Osama Bin Laden cieszy się z masakry WTC. Film poszedł
l. Znajomi Polacy co kilka dni dzwonili do mnie z Chicago lub Nowego Jorku pytając, co tak naprawdę dzieje się w
Afganistanie, bo „amerykańskie" media robią im „wodę z mózgu".
w świat, następnie skwapliwie filmowano reakcje „ulicy" amerykańskiej. Wszyscy wybrani do
kamery domagali się nabicia na pal Osamy Bin Ladena. Niemal każdy rozmówca takiej migawki
ulicznej deklarował swój spontaniczny udział w rozszarpaniu Bin Ladena na krwawe strzępy.
Z ulgą powitali ten film satelici USA, zwłaszcza rządy Pakistanu i Arabii Saudyjskiej, znajdujące
się pod coraz silniejszą presję własnej opinii publicznej za to, że kumają się z ich śmiertelnym
wyrokiem. W Arabii Saudyjskiej ten sceptycyzm wobec filmu był największy. Rozmówcy BBC
stwierdzali, że to fałszywka. Znawcy technik montażu dodawali, że wyprodukowanie takiego filmu
jest rzeczą prostą.
- Dzięki technice komputerowej można wykreować wirtualnego Bin Ladena - powiedział nie
odkrywając nic nowego rzecznik ugrupowania pakistańskich fundamentalistów Smeeruddin Mughal,
- Trudno uwierzyć, aby człowiek, który był mózgiem zamachów 11 września, był taki głupi i
nieostrożny! - mówił Ikbar Haider - były senator z partii prezydenta Benazir Bhutto. 1
W spreparowanie taśmy nie wątpili także Indonezyjczycy, zwłaszcza tamtejsze organizacje
islamskie. Wiemy, do czego są zdolni Amerykanie. Co to za sztuka zrobić taki film! - mówił
organizator demonstracji antyamerykańskich.
Egipscy fundamentaliści stwierdzali, że Amerykanie potrzebowali tygodni do spreparowania takiej
fałszywki. Rzecznik jednaj z pakistańskich organizacji islamskich powiedział:
- Osama by nigdy nie powiedział, że cieszy się ze śmierci niewinnych!
Zdyskredytowali tę taśmę eksperci językowi zaproszeni do programu niemieckiej telewizji ARD.
W audycji z 21 grudnia 2001 specjaliści do spraw islamu, arabistyki oraz języków orientalnych
zdecydowanie zakwestionowali wiarygodność taśmy
l. „Gazeta Wyborcza", 15-16 XII 2001.
przedstawionej przez Waszyngton 13 grudnia 2001 roku. Na podstawie tego nagrania USA wreszcie
chciały uzyskać „dowód" na to, że Bin Laden i jego organizacja Al-Queda, to bezpośredni i
niekwestionowani sprawcy ataków na WTC i Pentagon. Uczestnicy programu wykazali, że
tłumaczenie tekstu arabskiego jest wręcz fałszywe. Podczas audycji przedstawiono oryginalną kasetę z
nagranym głosem Bin Ladena, przedstawioną tym ekspertom na długo przed audycją. Porównano ją z
wersją amerykańską. I tak, dr Murad Alami, dyplomowany tłumacz m.in. z języka arabskiego,
przedstawił kilka przykładów nieudolności tej fałszywki, błędów i jawnych przekłamań. Np. zdanie
przypisane Bin Ladenowi: już wcześniej liczyliśmy liczbę zabitych wrogów (chodzi o atak na WTC).
W tekście amerykańskim występuje słowo in advance („z góry", „wcześniej"). Tymczasem w
oryginale taśmy amerykańskiej takiego sformułowania nie ma! Podobnie w odniesieniu do rzekomego
zdania wypowiedzianego przez Bin Ladena: Otrzymaliśmy informację w poprzedni czwartek, że
zdarzy się to w tych dniach. Tu również nie występuje: „w poprzedni", a ma ono ogromne znaczenie,
gdyż miało udowodnić, jakoby Bin Laden był dokładnie powiadomiony o zamierzonym ataku na
WTC.
Uczestnicy dyskusji otwarcie mówili też, że media amerykańskie zostały wręcz zobowiązane przez
rząd Busha do milczenia w sprawie rzeczywistych strat ludności cywilnej Afganistanu. Zdaniem
uczestników tego programu, w wyniku nalotów amerykańskich od początku wojny do czasu tej audycji (21 grudnia 2001) zginęło 3 800 osób ludności cywilnej, w tym wiele dzieci i kobiet, natomiast
zdaniem profesora Uniwersytetu New Hampshire - Marca Herolda, liczba ofiar cywilnych
przekroczyła 5 000 osób1.
Innym, wręcz strategicznym kierunkiem propagandy „amerykańskich" mediów było metodyczne
wbijanie do głów milio1. „Nasz Dziennik", 29-30 XII 2001.
nów Amerykanów, że jest to wojna z samym Bin Ladenem - jego organizację stawiano gdzieś na
drugim planie. Niezamierzonym skutkiem tej prymitywizacji wojny propagandowej było
wyprodukowanie faktu medialnego, iż mamy oto do czynienia z pierwszym w historii wojen
przypadkiem, kiedy wielkie mocarstwo wypowiada wojnę jednemu człowiekowi, czyniąc terenem
wojny całe obce, dalekie państwo. Ściga go zaciekle, z fanatycznym zapamiętaniem, z użyciem
potężnych sił militarnych, po drodze masakrując cały napadnięty kraj w poszukiwaniu tego jednego
człowieka, a prezydent światowego mocarstwa, raz po raz zapewnia:
- Nie wiem, czy dostaniemy go jutro, za miesiąc czy za rok. Może uda mu się ukryć, ale w końcu go
dopadniemy (...) Nieważne, czy dostaniemy Osamę Bin Ladena żywego czy martwego, ale go
dostaniemy...
Kiedy wydawało się, że Bin Laden został wreszcie osaczony w systemie jaskiń masywu Tora
Bora, specjalne grupy amerykańskich komandosów zostały wyposażone w próbki kodu genetycznego
rodziny Bin Ladena. Kod miał im pomóc w zidentyfikowaniu zwłok Osamy, gdyby zostały
zmasakrowane przez bomby czy pociski.
Tymczasem całe to Tora Bora okazało się zmitologizowaną twierdzą pełną tysięcy talibów,
labiryntem podziemnych korytarzy wydrążonych po części przez naturę, po części przez
mudżahediów w czasach wojny sowieckiej. „Tysiące talibów" broniących Tora Bora okazały się
mitem, kolejnym bluffem machiny propagandowej. Osama nie miał „tysięcy" fanatyków w swoich
obozach szkoleniowych. Na terenie całego Afganistanu ujęto zaledwie kilkuset i odesłano do obozu
koncentracyjnego na Kubie. Mułła Omar i Bin Laden przepadli, zniknęli, nikt dotąd (luty 2002) nie
wie, czy przeżyli lub polegli.
Przerażająco ponury, zarazem groteskowy jest końcowy wynik tej inwazji: Afganistan w gruzach,
„terroryzm islamski" nie poniósł uszczerbku pewnie dlatego, że Bin Ladena nie mają ani żywego ani
martwego. Ta klęska oficjalnie deklarowanego celu stała się dowodem na to, że chodziło o
uzyskanie jedynie pretekstu do inwazji, o trwałe zainstalowanie roponośnego terroryzmu w tym
kluczowym państwie i kluczowym rejonie świata. Teraz przychodzi kolej na Filipiny, na Somalię,
Jemen, na kolejny najazd na Irak i inne państwa hultajskie.
Tak więc Tora Bora padło, walki ustały, po Bin Ladenie ani śladu. Podobnie zniknął „drugi po
Bogu" czyli mułła Omar. Rozpętała się fala najbardziej fantastycznych medialnych spekulacji: gdzież
teraz mogą się obaj podziewać? Domniemania co do losu Bin Ladena uwzględniały jego ucieczkę do
Pakistanu, do Iraku, do Iranu; albo poległ lub zmarł śmiercią naturalną z powodu skrajnie
wyczerpujących warunków: trzymiesięcznego pościgu, bombardowań, nadzwyczajnych niewygód.
Jeszcze inne domysły mówiły o operacji plastycznej. Rzekomo wmieszał się w tłum mieszkańców
Kabulu. Spokojnie przekroczył granicę pakistańską z falami uchodźców.
Jego kod genetyczny okazał się nieprzydatny.
To była w sumie medialna wojna z jednym człowiekiem przeznaczonym „do odstarzału".
Wojna groteskowa. Światowa farsa. Monstrualny teatr. Film science fiction. Wyśmienity scenariusz
do nowoczesnego westernu.
Tylko za jakąż straszliwą cenę!
Bezdenną łajdackość światowych mediów będących własnością światowych barbarzyńców, już
dawno przedtem demaskowali tacy współcześni myśliciele, jak Noam Chomsky, Herbert Marcus1 i
Aleksander Sołżenicyn. Zdaniem Marcusa,
l. Herbert Marcus (1896-1979), ur. w Berlinie w bogatej rodzinie żydowskiej. Żołnierz I wojny globalnej, filozof po studiach
w Berlinie i Fryburgu. W okresie drugiej wojny globalnej pracował w amerykańskim Urzędzie Służby Strategicznej, po
wojnie, do 1971 roku wykładowca uniwersytetów w USA.
polityka państw kapitalistycznych zamieniła się w permanentny strumień kłamstw i frazesów.
Ofiarą jest zwykły człowiek, który nie jest w stanie odróżnić fałszu od prawdy.
To samo powiedział Aleksander Sołżenicyn już w swoim słynnym wykładzie na Uniwersytecie
Harvard w 1978 roku. Sołżenicyn ten potok kłamstw i fałszu konfrontuje z katastrofą moralną
świata zachodniego - ten moralny aspekt nie występuje ani u Marcusa, ani u Chomsky'ego.
Słożenicyn nie tylko diagnozuje, lecz także szuka wyjaśnień. Zachodnią koncepcję i praktykę
państwa i społeczeństwa, Sołżenicyn atakuje za głoszenie i realizowanie niezależności człowieka od
wszelkich sił stojących poza nim. Wynaturzenie tej wizji postrzega Sołżenicyn w odrzuceniu, a także
w biernej zatracie poczucia odpowiedzialności przed Bogiem i ludzkością, co doprowadziło do
ostrego kryzysu duchowego, a z nim politycznego.
Po dwudziestu latach od czasu wypowiedzenia tych myśli, słowa Sołżenicyna stają się tragicznie
aktualne obecnie, u progu trzeciej wojny globalnej.
Dodajmy od siebie - że chcąc mieć moralne prawo do oskarżania innych o stosowanie zbójeckich
metod walki, trzeba przedtem rozważyć własne metody i stan własnego ducha. To odrzucenie systemu
wartości, zanegowanie Boga prawdziwego a nie werbalnego, czyni z USA i państw zachodnich
terrorystami ducha, piewcami pogaństwa moralnego, szermującymi tym zacieklej i tym bezczelniej
hasłami i frazesami o obronie „wartości". Jakich to wartości? Ale to już odrębny temat.
WOLNOŚĆ POSZŁA Z DYMEM WTC
Ratowanie pękającego balonu światowej lichwy poprzez krwawe fajerwerki nad WTC i
Pentagonem, to cel coraz bardziej oczywisty dla świata ludzi myślących i kojarzących fakty, może z
wyłączeniem jednego człowieka - prezydenta Busha II.
Znacznie mniej oczywisty może być dla wielu cel drugi - przyśpieszenie - poprzez legitymizację
- budowy struktur światowego mega-państwa, końcowego mega-kołchozu jako ostatecznego celu
zniewolenia całego gatunku ludzkiego.
Strategię ustalili 150-120 lat wcześniej. Wojny, zamachy terrorystyczne, wtedy jeszcze sygnowane
słowem „anarchizm", potem krwawe rewolucje obudowane sofistyczną utopią społeczną, to tylko
ewoluujące narzędzia tego samego celu. Poczytajmy w ich „ewangelii", czyli w Protokołach Mę-
drców Syjonu, tak przez nich zaciekle zwalczanych - że ta zaciekłość pośrednio świadczy przeciwko
nim.
Oto Protokół nr VI, w innych tekstach nazywany „Wykładem":
- Wzmożenie zbrojeń, zwiększenie składu osobowego policji, są nieodzownymi dopełnieniami
planów wyżej wymienionych. Niezbędne jest doprowadzenie do tego, żeby poza nami istniały we
wszystkich państwach tylko masy proletariatu, garść oddanych nam milionerów, policjanci i
żołnierze.
I dalej:
- W całej Europie, a przy jej stosunkach i na innych lądach również, winniśmy wywołać ferment,
waśnie i niezgodę. Wypływa z tego zysk podwójny. Po pierwsze, utrzymujemy w respekcie wszystkie
kraje. Wiadomo, że od woli naszej zależy wywołać zaburzenia lub zaprowadzić ład (...). Po drugie,
przy pomocy intryg splączemy nici łączące nas z rządami wszystkich państw za pomocą polityki,
traktatów politycznych lub zobowiązań pieniężnych (...). Na każdy objaw przeciwdziałania musimy
mieć możność wywołania wojny z sąsiadami w tym kraju, który ośmieli się sprzeciwić naszym
planom. W wypadku, kiedy i sąsiedzi ci postanowią działać zbiorowo przeciwko nam, musimy
odeprzeć podobny atak przy pomocy wojny powszechnej.
Dla Żydów jest to instrukcja, dla gojów memento. Wielekroć sprawdzane na krwi i grzbietach
gojów w ciągu tych 120 lat.
Po 11 Września globalistyczny syjonizm ryjący pod suwerennością wszystkich państw nie
wyłączając mocarstw, kosztem kilku tysięcy ofiar z mrowiskowców WTC, kilkuset pasażerów
czterech samolotów i pracowników Pentagonu oraz wielu tysięcy obywateli Afganistanu zabitych pod
pretekstem walki z islamskim terroryzmem - wyprodukował pretekst do przyśpieszenia totalnej
inwigilacji, elektronicznego zniewolenia ludzkości. Postępuje ten proceder razem z podbojem
finansowym, ekonomicznym, a teraz militarnym.
Po 11 Września żydowska kolonia pod nazwą „Stanów Zjednoczonych Ameryki", ustami swych
przywódców powtarza całemu światu:
- Jesteśmy w stanie wojny!
A jeżeli tak, to na czas wojny należy odebrać obywatelom ich podstawowe prawa. Pod tym
pretekstem nadano instytucjonalny wymiar policyjne-podsłuchowej inwigilacji obywateli USA. Ten
stan permanentnej wojny (z własnym narodem) ma trwać wiele lat.
Oto już 26 października 2001 roku prezydent G. W Bush uroczyście, by nie rzec - ostentacyjnie
podpisał ustawę antyterrorystyczną. Mocą tej ustawy zezwala się na wszelkie formy kontroli:
- internetu
- poczty internetowej
- połączeń telefonii komórkowej
- połączeń telefonii sieciowej
- wszelkich informacji przesyłanych tymi środkami łączności.
Takie jednoczesne ograniczenia wolności i praw człowieka byłoby niemożliwe przed 11.
Wywołałoby burze protestów, interpelacji w Kongresie. Ruszyłyby do szturmu niezliczone
organizacje obrony praw człowieka, Trybunał w Hadze, Helsińska Fundacja Praw Człowieka, w
Polsce reprezentowana przez wyjątkowo uwrażliwionego Żyda Marka Nowickiego.
Nic takiego nie nastąpiło. Wszyscy posłusznie stulili uszy, podciągnęli pawie ogony pod siebie.
Jak wojna to wojna!
Wspomniane techniki komunikowania, które dosłownie zrewolucjonizowały łączność ludzi ponad
kontynentami i morzami, czyniąc z Globu wspólną wioskę, wciąż rozwijają się lawinowo, niemal
każdego miesiąca przynosząc coraz to doskonalsze nowinki techniki elektronicznej. Już teraz stanowią
niemal jedyne sposoby porozumiewania. W niedalekiej przyszłości sztuka epistolarna stanie się
zajęciem hobbistów i domierającego pokolenia zwolenników wiecznego pióra i długopisu,
miłośników bezużytecznej kaligrafii. Będą się oni skupiać w ekscentrycznych klubach sztuki pisania
ręcznego. Pióro i długopis już teraz zostały zepchnięte do składania podpisów pod ważnymi
dokumentami rządowymi i międzyrządowymi. Przyjrzyjmy się, na poparcie tych faktów, jak piszą
obecnie nasi maturzyści, spędzający długie godziny przed komputerem i drukarką. Piszą tak, jak po
wojnie drugiej globalnej pisali chłopscy analfabeci pośpiesznie przyuczani do pisania w ramach
socjalistycznej „walki z analfabetyzmem".
Po 11 Września każdy obywatel Globu stał się podejrzany. Każdy jest potencjalnym
zamachowcem-terrorystą. Front walki już nie biegnie okopami, liniami Maginota, przez Stalingrad,
Moskwę czy Piotrogród. Wróg jest wśród nas. Piekło to ja. Piekło to ty. Piekło to wszyscy wokół
nas! W teczce każdego z nas cyka bomba zegarowa. Siatka z zakupami zapomniana przez
starszą panią w autobusie, podrywa brygadę antyterrorystyczną. Już nigdy nie będziesz mieć
pewności, że twój syn zamknięty w swoim pokoiku uczy się, a nie montuje bomby, którą zechce
podłożyć w szatni swojej szkoły, zatelefonuje do pokoju nauczycielskiego, że za kwadrans belferia
wyleci w powietrze...
Każdy z nas został legalnie, dla dobra własnego i wspólnego wyzuty z prawa do intymności,
prywatności. Do lamusa trzeba odłożyć słynne angielskie: My house is my castle. Domowe twierdze
już nie istnieją. Od dziś nasze najintymniejsze rozmowy telefoniczne lub internetowe z żoną,
narzeczoną, kochanką, są wyjęte spod prawa do prywatności. Zostały złożone na ołtarzu
bezpieczeństwa państwa. Żyjemy w stanie wojny, więc nie szemraj, jeżeli nie chcesz wylecieć w
powietrze lub spaść z tego powietrza razem z Boeingiem. Stałeś się własnością walczących z
terroryzmem, światowych urzędowych podsłuchiwaczy. Wszyscy jesteśmy stadem potencjalnych
terrorystów. Wszyscy musimy poddać się - oczywiście dla własnego dobra - totalnemu zniewoleniu
naszych słów, myśli, uczuć, poglądów, poczynań. Urzędowi podsłuchiwacze są także podsłuchiwani.
Wszystkich razem i każdego pojedynczo usprawiedliwia tragiczne doświadczenie 11 Września.
Otrzymaliśmy przerażające ostrzeżenie, że osławiona wolność, „prawa człowieka", demokracja,
zostały zawieszone na czas nieokreślony.
Pod pretekstem poszukiwania jednego, praktycznie tylko jednego i tylko domniemanego
terrorysty świata - Osamy Bin Ladena, złożyliśmy na ołtarzu antyterroryzmu naszą wolność, naszą
prywatność. W naszej obronie - tak właśnie - w naszej obronie zmasakrowaliśmy suwerenne państwo
burzone od dwudziestu lat przez dwóch najeźdźców i wewnętrzną wojnę domową. Zabiliśmy tysiące
jego niewinnych obywateli. Nie zabiliśmy tylko tego jednego, najważniejszego, czyli Osamy Bin
Ladena, ale bądźcie spokojni, dopadniemy go! Tak przecież zapewnia najsłabszy prezydent
najmocniejszego mocarstwa. W następnej kolejności dokonamy inwazji na kolejne państwa, ta
wojna trwać będzie i musi trwać aż do zwycięskiego końca, choćby miał nie pozostać kamień na
kamieniu. Hitlerowcy rozstrzeliwali dziesięciu Polaków za jednego zabitego Niemca.
Żydobolszewicy zsyłali do łagrów całą rodzinę nie-prawomyślnego lub tylko podejrzanego o
nieprawomyślność obywatela światowej ojczyzny proletariatu. Teraz pod tym samym pretekstem
masakruje się całe wolne narody, całe państwa. Niszczy je, bombarduje, poddaje ekonomicznej
blokadzie, okupuje, wprowadza bezprawne prawa okupanta-najeźdźcy.
To wszystko dzieje się na oczach „wolnego świata" i ten wolny „demokratyczny" świat to
akceptuje, popiera, przyłącza się, radośnie kolaboruje z hultajskimi mocarstwami, zwłaszcza z
największym i najgorszym na świecie mocarstwem zbójeckim - USA.
Osiągnęliśmy to w ciągu jednej godziny, w dymach pożarów World Trade Center i Pentagonu.
Czyż zapłacona tam cena ludzkiej krwi, śmierci paru marnych tysięcy ludzi zatrudnionych w tych
mrowiskowcach, nie jest ceną opłacalną?
Narody przyjmują to pobłażliwie. Traktują te wędzidła jak „dopust Boży", jak dawkowanie wody
czy żywności w oblężonym mieście. Nie liczą się wyrzeczenia. Przetrwać, oto wszystko.
Wystarczył jeden makabryczny pretekst: dwie wieże WTC zmiecione z kamiennej pustyni
Nowego Jorku. Jak niegdyś „Lusitania". Jak niegdyś Pearl Habour.
Porażający jest stan, skala zniewolenia woli, umysłów i sumień setek milionów obywateli państw
„wysoko rozwiniętych".
Autor lub autorzy Protokołów... szatańsko chichoczą w zakamarkach piekieł i powtarzają sobie w
pamięci to, co napisali 120 lat temu:
- My jesteśmy źródłem terroru wszechobejmującego. Mamy na usługach ludzi wszelkich
poglądów, wszelkich zasad: odnowicieli monarchii, demagogów, socjalistów, komunistów oraz
wszelkich utopistów.
To fragment z Protokołu nr 6. Proponuję mały eksperyment. Przepiszmy ten cytat na kartce i
podsuwajmy go ludziom z naszego otoczenia: w rodzinie, w pracy, na uczelni, członkom swojej partii,
znanemu posłowi, senatorowi, człowiekowi dowolnego zawodu, każdemu kto jeszcze umie czytać, a
jego kora mózgowa jeszcze nie zmieniła się w woreczek foliowy od McDonalda.
Będzie graniczyło z cudem przypadku, jeżeli ktoś rozpozna w tym cytacie fragment tekstu sprzed
120 lat! I poda jego pochodzenie.
Prace nad totalnym zniewoleniem człowieka na Planecie-Ziemia trwają już od stu lat. Do 11
Września miały charakter niemal konspiracyjny, były czymś tak kontrowersyjnym jak obecne prace
nad klonowaniem człowieka. Ale już w 1989 roku na szczycie państw G-7 w Paryżu, utworzono
Grupę Roboczą do spraw Działań Finansowych - FATF (Finantial Action Task Force). Nawet jej
nie utajniano, bowiem otrzymała wystarczająco kamuflujący szyld programowy. Miała tworzyć
programy walki z międzynarodowym przerzutem narkotyków i praniem brudnych pieniędzy. W
kwietniu 1989 roku FATF gromko proklamowała, nie bez ukrytej pogróżki:
- Każdy kraj powinien podjąć niezwłocznie kroki w celu ratyfikacji i pełnego przestrzegania
konwencji przeciwko Nielegalnemu Handlowi Środkami Narkotycznymi i Substancjami
Psychotropowymi.
Minęło od tego czasu trzynaście lat i jak handlowano narkotykami tak się handluje, tylko na
większą skalę1 i jak prano brudne pieniądze, tak się je nadal pierze.
Oficjalny cel był szlachetny, tylko co tak naprawdę kryło się pod tą szumną nazwą? Amerykańska
wersja tego programu nosi nazwę: Poznaj swego klienta. Jest to oficjalnie zatwierdzony przepis
bankowy kamuflujący globalną sieć szpiegowską proponowaną przez tak zwane: Centrum
Wzrastania w Siłę i Integracji - Force Development and Integration Center (FDIC).
Perfidia tej maski polegała na tym, że pod pretekstem walki z narkotykami i praniem brudnych,
głównie narkotykowych pieniędzy, banki otrzymały prawo tworzenia charakterystyk wszystkich
klientów. Do opracowywania tych charakterystyk, czyli legalnego monitorowania działalności
klientów, odpowiednie rozporządzenie (nr 63 póz. 67516) opublikował oficjalny Monitor Rządu
Federalnego USA.
Do danych finansowych klienta, od tego czasu dołącza się dowolny zestaw innych informacji
osobowych. FATH posiada więc pełne prywatne dossier o kliencie.
Inny kierunek totalnej inwigilacji, to rozważanie przez Unię Europejską inicjatywy amerykańskiej
FBI już za czasów Clintona - obowiązku narzuconego dla producentów i operatorów wszystkich
cyfrowych form komunikacji, polegającego na wbudowywaniu w ich systemy tzw. interfejsów
przechwytujących. W języku szpiegowskich oznacza to ni mniej ni więcej jak tylko urządzenia
śledzące, umożliwiające niepostrzeźony dostęp.
Już na początku lat 90. FBI usiłowała, wtedy jeszcze bezskutecznie, nakłonić Kongres do zgody
na instalowanie
l. Sama Kolumbia eksportuje rocznie 850 ton czystej heroiny.
podsłuchu w nowych telefonach cyfrowych. Celem było stworzenie państwowego centrum - sieci
dozoru umożliwiającej ciągłe podsłuchiwanie każdego wybranego mieszkańca USA. Jednak Kongres
ociągał się z tą niepopularną decyzją wiedząc, że wcześniej czy później wiadomość o tym dotrze do
mediów i wywoła burzę protestów obywateli niedoścignionego wzoru wolności i demokracji, czyli
obywateli USA.
Po tej porażce FBI zastosowała inną taktykę. W 1993 roku FBI zaprosiła do Quancito swych
kolegów po fachu z Niemiec, Francji, Holandii, Szwecji, Wielkiej Brytanii, Norwegii, Danii,
Hiszpanii, a nawet z Hongkongu. Inicjatywa wyszła z Agencji Bezpieczeństwa Narodowego USA słynnej NSA. Spotkanie było okryte ścisłą tajemnicą. Jeszcze przed tą konferencją, NSA uruchomiła
program o nazwie Echelon - system międzynarodowego podsłuchu połączeń telefonicznych,
przechwytywania faksów i poczty elektronicznej. Internet dopiero raczkował.
Fundacji Badań Polityki Informacyjnej (Foundation From Information Policy Research) kilka lat
później udało się zdobyć („wejść w posiadanie") poufnego dokumentu Echelonu. Nosił on tytuł:
Enfolop 19.
Był to pierwszy publiczny zapis (w internecie) tego nieludzkiego spisku przeciwko podstawowym
zasadom osławionej wolności i demokracji.
Autorzy tej publikacji stwierdzili, że nie jest przypadkiem nadanie rozmachu temu planowi w
okresie administracji Clintona, jak stwierdzali - najbardziej amoralnego i skorumpowanego przez
globalistów prezydenta USA w dziejach tego państwa. Mianowanego przez prezydenta Clintona szefa
FBI Louisa Freeha nazywają tam zbirem, który wypieścił i wypielęgnował ten spisek. Wtedy, w 1993
roku były szef FBI William Sessions został usunięty ze stanowiska przez Biały Dom (rozpusty)
właśnie po to, aby jego miejsce zajął ktoś taki jak zbir Freeh!
Ten urzędowy spisek przeciwko wolności człowieka demaskował inny autor - Christopher
Peterick w publikacji dla demaskatorskiego, niezależnego pisma „Spotlight", kilka lat później
zamkniętego przez władze federalne. Nawiązując do „programu" Echelon (eszelon, rzut natarcia) Ch.
Peterick pozbawia swych czytelników resztki złudzeń co do faktycznego celu owego Echelonu. Inny
autor tamtej publikacji pisał:
- Gdy zostaniesz zaszufladkowany jako burzyciel spokoju, będziesz stale obserwowany. Szansę, że
skutecznie dokonasz czegokolwiek, są zerowe. Tajny bojownik o wolność musi być niewidzialny.
Musi być osobą, której rząd nie będzie podejrzewał, że chce mu zaszkodzić, i to porządnie. Oznacza
to, że jeśli chce się być tajnym bojownikiem o wolność, nie należy się przyłączać do żadnych grup
protestacyjnych, wystawać na rogach ulic, wygłaszać przemówienia, ani z tłumem obrzucać
kamieniami policyjnych radiowozów. Trzeba sprawiać wrażenie porządnego człowieka.
Spec do spraw zaawansowanych technologii szpiegowskich Patric S. Polle - zastępca dyrektora
Centrum Polityki Technologicznej (Center for Technology Policy) przyznawał w rozmowie z Ch.
Peterickiem, że Echelon to podstawowy system wywiadu w łączności, wykorzystywany przez pięć
państw na podstawie ich tajnego porozumienia o skrócie UKUSA. Umowa łączy agencje wywiadu
USA, Kanady, Wielkiej Brytanii, Australii i Nowej Zelandii. Wkrótce do UKUSA przystąpiły na
prawach „obserwatorów": Niemcy, Japonia, Norwegia oraz Korea Południowa.
Wszystkie te potężne wywiadownie i szpiegownie okazały się ślepe, głuche i bezsilne, kiedy
knuto spisek przeciwko World Trade Center, Pentagonowi i Białemu Domowi. Nikt nic nie wiedział,
nie widział, nie słyszał!
System istniał już wcześniej niż od 1993 roku. Sześciu agentów brytyjskich przesłało do redakcji
„London Observer" 18 czerwca 1992 roku poufną informację potwierdzającą istnienie w Anglii tajnej
bazy inwigilującej systemy łączności. Pracowali tam niemal wyłącznie agenci NSA. Placówka
mieściła się w Menwith Hill. Podsłuchiwali: brytyjskie linie telefoniczne, satelity, przechwytywali
wszystkie interesujące ich informacje z całego świata: non stop, przez całą dobę! Dla udowodnienia
tych rewelacji, agenci przedstawili niektóre przechwycone komunikaty Amnesty International oraz
Christian Aid. Zimą 1996-97 Kwartalnik Tajnej Akcji (Covert Action Quaterly) zamieścił artykuł, w
którym anonimowy pracownik agencji wywiadowczej w Nowej Zelandii potwierdził zaangażowanie
tej agencji w program Echelon. Podobne sensacje przesłano kilku amerykańskim gazetom. Ofiarami
podsłuchu w zamieszczonych tam materiałach był senator i kongresman. Kiedy się o tym dowiedzieli,
dali wyraz swojemu oburzeniu w prasie. Dokumenty zawierały stenogramy ich rozmów
telefonicznych oraz treść ich depesz dyplomatycznych. Baltimore Sun zamieścił wypowiedź byłego
członka Izby Reprezentantów Michaela Barnesa (demokraty). Powiedział on, że jego rozmowy z
urzędnikami państwowymi Nikaragui zostały nagrane przez NSA.
The Cleveland Plain Dealer informował, że agenci NSA ze stacji w Menwith w Anglii już w roku
1988 nagrywali rozmowy senatora S. Thumonda z Południowej Karoliny. Jego rozmowy
podsłuchiwano na bieżąco, „jak leci", nie dzieląc na prywatne i służbowe. Jakby nawiązując do tego
gwałtu na prywatności, anonimowy informator, agent z tejże NSA powiedział:
- Uwielbiamy podsłuchiwać senatorów, członków Izby Reprezentantów, agendy rządowe,
rozmawiające z kochankami gospodynie domowe...
Echelon to gigantyczna sieć placówek nasłuchu i odbioru, rozmieszczonych w strategicznych
punktach Globu. Przechwytają transmisje cywilne, rynkowe i rządowe. W USA mają dwie główne
bazy. Jedna mieści się w W. Yakima koło Waszyngotnu. Nosi kryptonim „Kowboj". Wyłapuje
informacje z rejonu Pacyfiku oraz z Dalekiego Wschodu. Druga uwiła sobie gniazdko w Sugar Grove
w Zachodniej Wirginii. Przechwytuje transmisje z obydwu Ameryk. Inne bazy Echelonu są
rozmieszone w Nowej Zelandii, Australii, Japonii i Niemczech. Największa z nich - w Menwith Hill
(Anglia). Urządzenia Echelonu już wtedy miały możliwość podsłuchiwania wszystkich rozmów
telefonicznych, faksów, internetu. Anteny Echelonu są wycelowane w grupę satelitów, z których
dosłownie wysysają transmisje elektroniczne, rozmowy telefonii komórkowej, przekazy radiowe. A
jest co i z czego podsłuchiwać. Kosmos jest zaśmiecony 2458 satelitami (!) i stale ich przybywa.
Jednak to nie one są głównymi dostarczycielami morza informacji wywiadowczych. Tę rolę pełni
gigantyczny komputer o nazwie „Dictionaires" [Słowniki). Absolutną nowością tego sytemu jest
automatyczne rozkodowywanie, filtrowanie i selekcja tematyczna ogromnego potoku informacji.
Wiadomości są sortowane według czterocyfrowego klucza. We wszystkich pracują niemal wyłącznie
ludzie NSA.
Po tych rewelacjach, w Europie doszło do serii protestów urzędników państwowych przeciwko ich
własnym narodowym agencjom wywiadowczym. Skarżyli się, że rządowe agencje wywiadowcze
szpiegują ich z poruczenia Stanów Zjednoczonych.
Po 11 Września takich protestów już nie będzie. Jak teraz wiemy, przed atakiem na Amerykę
przygotowania do pełnej dyktatury i elektronicznego terroru wobec obywateli świata zachodniego szły
pełną parą, tylko je starannie ukrywano, zresztą niezbyt skutecznie. Pełną parą przygotowywała się do
tego zwłaszcza administracja Clintona. W USA prezydent od dawien dawna ma prawo wydawania
tzw. Executive Orders. Przed drugą wojną globalną i podczas jej trwania prezydenci wydali ich
zaledwie kilka. Jednym z nich był dekret z 1933 roku wydany przez F. D Roosevelta. Dawał on
rządowi prawo wprowadzenia tzw. bankowego święta. W takim dniu rząd ma prawo nie otwierać
banków dla klientów. Dekret wymusiła panika bankowa po opisanym w poprzednich rozdziałach
krachu finansowym USA.
Drugi taki dekret, wydany także przez Roosevelta, ale o którym wie do dziś właśnie bardzo
niewielu Amerykanów, to EO nr 9066 z 1941 roku. Mocą tego dekretu zapędzono do obozów
koncentracyjnych około 120 000 obywateli amerykańskich pochodzenia japońskiego!
Dziś w Stanach Zjednoczonych istnieje kilkadziesiąt takich obozów koncentracyjnych. Czekają na
przyjęcie gości... nowego pokolenia potencjalnych wrogów.
Rekordzistą w produkowaniu Executive Orders był Clinton. Wydał ich kilkadziesiąt. Większość
dotyczyła warunków wprowadzenia cywilno-wojskowej dyktatury na wypadek wojny, stanu
wyjątkowego, stanu wojennego. W 1988 roku Clinton zatwierdził EO nr 13083. Dekret dawał mu
uprawnienia do przekazania wszystkich sił zbrojnych Stanów Zjednoczonych pod dowództwo
Organizacji Narodów Zjednoczonych już z chwilą ogłoszenia stanu wyjątkowego. Stany Zjednoczone,
jak to ogłasza prezydent Bush II i jego dowódcy - znajdują się w stanie wojny. Jeżeli globaliści uznają
za wskazane, armia USA może zostać oddana pod wspólne dowództwo ONZ, a nie NATO!
Prokurator generalny USA John Ascroft oznajmił po 11 Września:
- Jeżeli przekroczycie termin waszej wizyty nawet o jeden dzień, zostaniecie aresztowani. Jeżeli
naruszycie miejscowe prawo, zrobimy wszystko, żebyście znaleźli się w więzieniu i przebywali w
areszcie tak długo, jak to możliwe (...). Historia osądzi nas surowo, jeżeli nie zastosujemy każdego
dostępnego środka, żeby zapobiec przyszłym atakom terrorystycznym1.
Tak oto rządowy „amerykański" establishment posłusznie wykonuje cele nieznanych
organizatorów współczesnego terroru wszechogarniającego.
Inny sługus niewidzialnych terrorystów - Keith Bolton, dyrektor techniczny firmy Applied
Digital Solutions [Zastosowane Rozwiązania Cyfrowe), pracującej nad produkcją uniwersalnego
czipu, który będzie totalnym szpiclem i policjantem każdego nosiciela takiego czipu (Cyfrowego
Anioła), ten proceder zniewolenia ludzkości nazywa kontrolą sił zła:
- Zmieniliśmy sposób naszego myślenia po 11 Września. Zaistniała teraz większa potrzeba kontroli
sił zła.
Tak oto przestępcy w białych kołnierzykach, z tytułami naukowymi kilku specjalności
wyprodukowali czip, będący realizacją Bestii dokładnie zapowiedzianej przez św. Jana w jego
Apokalipsie. Firma Keitha Boltona przez wiele lat pracowała nad tym czipem, od pewnego jednak
czasu zawiesiła prace, gdyż wielu ludzi oskarżało ją o naruszenie wolności osobistej przyszłych ofiar
czipu, o prace nad stworzeniem znaku Bestii zapowiedzianego przez św. Jana w jego Apokalipsie2.
Wybuchy w WTC dosłownie wysadziły w powietrze i rozwiały z dymem te lęki i obsesje
malkontentów. Zarzuty konkretne nie są jednak „obsesyjne": urządzenie niweluje
1. „Toronto Star", 26 X 2001: Ostrzegamy terrorystów. Cytuje Janusz Lewicki, dziennikarz kanadyjskiego katolickiego
pisma „Michael" w numerze grudniowym z 2001 roku.
2. Św. Jan napisał tam, że będzie to znamię wszczepiane na dłoni lub czole. Naukowcy po latach badań ustalili, ze właśnie na
dłoni i czole krzyżują się największe zmiany temperatur ciała, umożliwiające trwałe zasilanie czipów. Św. Jan nie miał
do tego celu ani laboratorium, ani sztabu naukowców. A jednak wiedział, gdzie znak Bestii zostanie umieszczony!
podstawowe wolności człowieka, głównie prawo do prywatności. Ponadto - ostrzegają - ten kij ma
dwa końce: to właśnie terroryści mogą się włamać do systemu i na masową skalę użyć jego
danych do „namierzenia" ludzi i celów.
Aby nie straszyć ludzi skompromitowanym czipem, wspomniana firma Applied Digital Solutions
wykonała zegarek na rękę o nazwie Cyfrowy Anioł. Zamontowała w nim taki właśnie czip. Za jego
pomocą na bieżąco daje się ustalić miejsce pobytu nosiciela, a nawet stan jego zdrowia. W
początkowej fazie przełamywania oporów, szeroko reklamowano czipy dla psów, potem dla dzieci i
osób starszych cierpiących na demencję, mających kłopoty z powracaniem do domu ze spacerów.
Tak czy inaczej, w zegarku czy pod skórą - nowocześni Mengelowie wiedzą, że wizja znamienia
Bestii budzi grozę. Dr Peter Zohu - dyrektor firmy Applied Digital powiedział uspokajająco, że czip
współczesny:
- Nie ma nic wspólnego z Biblią.
Innymi słowami powiedział jednak to samo, co św. Jan napisał 2000 lat wcześniej:
- Będzie (czip - H.P.) twoim stróżem i opiekunem. Po polsku oznacza to:
- Nie kijem tylko pałą!
Kolejny krok w zakładaniu uniwersalnej smyczy na ludzkość, na razie tylko na ludność krajów
rozwiniętych, to wprowadzanie tzw. karty identyfikacyjnej - rodzaju udoskonalonego „dowodu
osobistego". Wkrótce będzie ją musiał posiadać każdy obywatel USA. Nie posiadając go, Amerykanin
stanie się wyrzutkiem cywilizacyjnym. Dokładnie jak w Apokalipsie św. Jana - niczego nie kupi,
niczego nie sprzeda. Nie wyjedzie za granicę. Nie kupi paliwa na stacji benzynowej. Karta zostanie
wyposażona w mikroczip z fotografią, odciskiem kciuka lub fotografią dna oka. Wszystko to będzie
zapisane cyfrowo.
Podobno prezydent Bush „43", bardzo dbały o swoją ostatnio rekordową popularność, jest
niechętny temu rozwiązaniu, ale nie mają żadnych skrupułów oponenci republikanów - „demokraci",
czyli ultraliberalna oligarchia żydowska i prożydowska. Przewodniczący owych „demokratów",
tak szczególnie wrażliwych na prawa człowieka, uciął problem krótko, teraz już katarynkowo
powołując się na zbawienny 11 Września:
- To wydarzenie (atak na WTC - H.P.) zmieni równowagę między wolnością a
bezpieczeństwem1.
Znajdą się pieniądze, nie ma obaw. Jako pierwszy zgłosił się szef kompanii komputerowej Oracle
- Larry Ellison. Oznajmił:
- Potrzebujemy krajowej karty identyfikacyjnej z naszą fotografią i odciskiem kciuka, zapisanymi
cyfrowo i umieszczonymi w tej karcie2.
Fala poszła. Brytyjski premier Tony Blair już zgodził się na takie karty dla Brytyjczyków. Jak
wiemy, są oni od wieków niezłomnymi obrońcami prywatności, z osławioną maksymą: Mój dom jest
moją twierdzą. Dom może tak, ale nie własne wnętrze. Będzie ono eksterytorialne. Każdy może się
po nim wałęsać, zaglądać gdzie zechce. Oczywiście niezupełnie każdy - tylko urzędowi tropiciele
terroryzmu z central czipowych! A także terroryści mający speców od włamań do tych systemów.
To samo już zatwierdzono w Kanadzie - papudze i satelicie Stanów Zjednoczonych.
Kanadyjska firma telekomunikacyjna Nortel, jest już daleko zaawansowana w pracach nad produkcją
zminiaturowanych aparatów represji, czyli nadzoru i podsłuchu. To ona zaprojektowała kompleksowy
program bezpieczeństwa na razie dla... chińskiego rządu. Nazwano ten program wręcz poetycko: Złota
Tarcza. Zapre1. http:www.drudgereport.com, 23 IX 2001. Zob.: „Michael", op. cit.
2. Toronto Star z 24 IX 2001. Za: „Michael", op. cit.
zentowano tę Złotą Tarczę w Szanghaju podczas ekonomicznego szczytu Azja-Pacyfik w
październiku 2001, a więc już w atmosferze po 11 Września. Nowością było na tym pokazie
zaprezentowanie metody jednoczesnego rozpoznawania głosu i twarzy mówiącego. Prace nad
synchronizacją rozpoznawania głosu z twarzą mówiącego trwały już od wielu lat, dopiero jednak po
11 Września spiskowcy wypełzli z nor.
Takie „nakładanie" głosu na twarz ma być biczem na internautów. Słysząc głos, urzędowy
terrorysta może natychmiast rozpoznać dysydenta, malkontenta, spiskowca posługującego się
internetem. Już teraz firma Nortel wybudowała w Szanghaju kosztem wielu milionów dolarów sieć
łączności z włókna szklanego. Obejmuje swoimi mackami całe to olbrzymie miasto. Umożliwia
władzom bieżące podsłuchiwanie rozmów internautów.
Oficjalnych sprzeciwów oponentów nie słucha się. Wycisza ich, dyskredytuje jako zacofańców,
ludzi chorych na obsesje. Nie mają oni liczących się możliwości upowszechniania swoich protestów,
zwłaszcza argumentów. Mogą między sobą biadolić, wydziwiać.
Nawet powołują organizacje, ale ich głos jest równie mało słyszalny. Do takich należy
Międzynarodowe Centrum Prawo i Demokracja. Głosi, że ta technologia znacznie utrudni
dysydentom tajne połączenia, ułatwi policji kontrolowanie użytkowników internetu, usiłujących
łączyć się ze stronami internetowymi uważanymi przez chiński rząd za „niewłaściwe".
Owszem, pewne niebezpieczeństwa dostrzegają nawet sami „inżynierowie dusz". Taki np.
brytyjski fizyk S. Hawking, którego wynurzenia, śladem prasy amerykańskiej udostępnił polskim
czytelnikom polskojęzyczny „Newsweek Polska" (21 X 2001). Hawking wyraził obawę, że
komputery, cały czas ulepszane, mogą z czasem zapanować nad ludzkim gatunkiem! Pan Hawking,
na szczęście, podpowiada gotowe lekarstwa na takie niebezpieczeństwa. Ten czarny scenariusz nie
musi się ziścić, jeżeli rozwój sztucznej inteligencji komputerów będzie się na bieżąco równoważyć
zmianami (sublimacją) dziedzicznych cech człowieka. Słowa pana Hawkinga oznaczają ni mniej ni
więcej jak legitymizację trwającej już od dawna dłubaniny w DNA człowieka. Pan Hawking postuluje, by równocześnie z pracami nad zmianami dziedzicznych cech człowieka rozwinąć prace
umożliwiające w przyszłości bezpośrednie połączenie mózgu z komputerem! Już teraz naukowcy ze
słynnego Instytutu Maxa Plancka uczynili milowy krok ku stworzeniu takiego neuro-komputera.
Połączyli w jedną sieć informatyczną komórki ślimaka z krzemowym czipem. Stąd już otwiera się
wręcz kosmiczna perspektywa na uślimaczenie ludzkiej istoty. Rzecz jasna, dość jeszcze daleko do
stworzenia tzw. cyborga czyli pół-człowieka, pół-robota. Czuj duch, człecze przed-ślimakowy!
Tak więc gigantyczna machina „badawcza" pracuje pełną parą nad systemową metodologią
brutalnej ingerencji w prywatność osobników nielojalnych lub uznawanych za nielojalnych. Włącza
się twoją smart-kartę i już jesteś zeskanowany bez twojej wiedzy i zgody, nawet z odległości
kilkunastu kilometrów. Można wejść w obwody telewizyjne w celu kontrolowania „przestrzeni
publicznych". Można błyskawicznie i zdalnie porównywać odciski palców. Ale już teraz nie są to
wszystkie metody „kolczykowania" ludzi, ich mózgów. Wielka przyszłość rysuje się, np. przed
odczytywaniem informacji o danym osobniku przez informacje zakodowane w tęczówce oka.
Odcisk kciuka może niekiedy utrudnić lub uniemożliwić identyfikacje właściciela, jeżeli kciuk został
przedtem uszkodzony. Wprawdzie rana się zrosła, lecz linie papilarne nigdy już nie odtwarzają stanu
pierwotnego.
Co innego z okiem. Prekursorskie zeskanowanie tęczówki oka odbyło się 3 października 2001
roku (a więc na fali szoku z 11 Września) w porcie lotniczym Schiphol w Amsterdanie. Nadano temu
szczególnie uroczystą oprawę z udziałem mediów. Minister sprawiedliwości Holandii Benk (Benek?)
Korthals spojrzał w skaner, a ten natychmiast zarejestrował 266 rys wokół tęczówki ministerialnego
oka. Po trwającej 15 minut komputerowej obróbce danych - czasie potrzebnym do wprowadzenia ich
do personalnej karty identyfikacyjnej ministra, pan Korthals mógł już przejść na drugą stronę
paszportowej kontroli. Następnym razem przejdzie już bez czekania. Już został „zaczipowany".
Tą procedurą na razie objęto tylko VIP-ów. Potem przyjdzie kolej na pospólstwo. Ot, podchodzisz,
na kilka sekund zaglądasz do ekranu skanera i już wszystko o tobie wiedzą. Mają całe twoje dossier,
cały życiorys: razem z poglądami, karalnością, stanem majątkowym, ulubionym hobby, rozwodami,
etc.
Tęczówka oka to „kciuk" całkiem już bliskiej przyszłości. Tęczówka nie ulega zmianom. Jej
uszkodzenia zdarzają się bardzo rzadko. Uszkodzenie tęczówki to praktycznie utrata oka. Ale
pozostaje wtedy drugie oko! Można je zeskanować.
W ostatnim dniu października 2000 roku, zatem na rok przed 11 Września i przed pokazem w
porcie lotniczym w Amsterdamie, ta sama Firma Applied Digital Solutions (ADS) zaprezentowała w
Nowym Jorku prototyp Cyfrowego Anioła. Był to pierwszy oficjalny pokaz, lecz już wtedy tłumowi
dziennikarzy, analityków, a zwłaszcza potencjalnych nabywców („inwestorów") pokazano
temperaturę ciała i inne dane mężczyzny znajdującego się w tym momencie w odległości 50 mil
(około 80 kilometrów) od Manhattanu!
Z kolei 15 lipca 2001 roku odbyły się ostatnie testy i pierwsze dostawy mikroczipów do klientów.
Trzy tygodnie wcześniej - 26 czerwca 2001 roku, Christiana Wood w „PC Magazine" publicznie
zrzędziła:
- Możecie nazwać mnie cynikiem, ale nie mogę sobie wyobrazić takiej sprawy: jeśli ja mogę
śledzić moje dziecko, moich pracowników, kto zabroni komuś innemu, aby nie śledził mnie! A to jest
nie do przyjęcia (...). Pomińmy zagrożenia, jakie płyną ze strony wrogich agencji rządowych, wrogich
ci ludzi, rabusiów, chorobliwie zazdrosnych współmałżonków i innych lunatyków - istnieje wielkie
niebezpieczeństwo wykradania tajemnic biznesowych1.
Po 11 Września pani Christianie Wood i innym malkontentom nawet nie przyjdzie do głowy takie
publiczne zrzędzenie.
Świat zamienia się w wielomiliardową hodowlę uczłowieczonych brojlerów, ludzkich fantomów.
Ani chwili prywatności. Miejsce na paszę, miejsce na odchody, dla kur (samic) chwytacz znoszonych
jaj (noworodków). Ani sekundy prywatności, intymności. Światło pali się przez całą dobę niewidzialne światło skanerów, komputerów, czipów. Nawet we własnej sypialni, przy zgaszonym
świetle, zaciągniętych grubych zasłonach okien, pod własną kołdrą - będą widzieć i wiedzieć, czy
właśnie tego wieczora, tej nocy, przyszła ci ochota na igraszki z żoną. A jeszcze lepiej - z kochanką.
Apokalipsa? Nie. Rzeczywistość. Witamy w światowym obozie z napisem: ARBEIT MACHT
FREI!
Brama jeszcze się nie zatrzasnęła za wami - z tamtej strony...
Amerykański patriota i publicysta John Vennari, w sierpniu 2001 roku zacytował w „Catholic
Family News", na dwa tygodnie przed 11 Września:
- Uważajcie na niosących dary! Tak właśnie. Z niosącymi bomby może sobie poradzicie, ale
uważajcie na niosących dary!
l. Zob.: Panorama (Chicago). 18/2001.
Z OSTATNIEJ CHWILI
Szanowny Panie Henryku!
Przesyłam przetłumaczone przeze mnie fragmenty kilku artykułów na temat sprzedaży budynków
WTC. Wszędzie w nich się mówi o tym, że właścicielem wież był Port Authority of New York and
New Jersey (Kierownictwo Portu Nowy Jork i New Jersey). Nie mówi się tu, że budynki zostały
sprzedane przez braci Rockefellerów. Prawdziwi właściciele - Rockefellerowie - ukrywają się za
fasadą instytucji publicznej, podobnie jak prywatni właściciele banku Federal Reserve. WTC był
w 1970 r. wypieszczonym projektem Davida Rockefellera, który chciał rewitalizować Dolny
Manhattan i nieprzypadkowo dwie wieże były nazwane pierwszymi imionami Rockefellerów: David i
Nelson. Port Authority i kryjący się za nim Rockefellerowie sprzedali więc po 30 latach budynki,
których koszt budowy wynosił l miliard dolarów, za 3,2 miliarda. Transakcja, którą rozpoczęto na rok
przed atakiem na WTC, została zamknięta dwa miesiące przed samym atakiem.
Gdzieś przeczytałem, że właściciel budynków nie odzyska w całości tych pieniędzy, które włożył
w transakcję. Poniższy artykuł mówi o szczęśliwie przegranym przetargu pewnej firmy.
Pierwszy z artykułów ukazał się w „Toronto Star" na drugi dzień po ataku:
Tony Wong
Brookfield szczęśliwym przegranym „bliźniaków" („twin towers")
„Toronto Star", 12 września 2001 r.
Kanadyjska firma nieruchomości o włos straciła okazję przejęcia na własność budynków World
Trade Center po przegranym kilka miesięcy temu, gorącym przetargu na najdroższy na świecie
kompleks biurowy.
Gdyby Brookfield Properties Corp. z siedzibą w Toronto, największa w Kanadzie firma
nieruchomości i największy właściciel nieruchomości w Nowym Jorku, wygrała przetarg na
nieruchomość będącą symbolem Manhattanu, znalazłaby się na czele wczorajszej tragedii.
„Powiedzmy w ten sposób: Oni byli bardzo, bardzo szczęśliwymi przegranymi" – powiedział jeden
z analityków rynku nieruchomości, który nie chciał, by ujawniono jego nazwisko.
Brookfield, największy właściciel nieruchomości w finansowym dystrykcie Nowego Jorku, był
faworytem w przetargu, w transakcji, która została zamknięta dwa miesiące temu. Brookfield razem z
CIBC (Canadian Imperiał Bank of Commerce), Boston Properties Inc. i Deutsche Bank zaoferowali 3
miliardy dolarów USA, ale znaleźli się na drugim miejscu za firmą mającą siedzibę na Manhattanie Silverstein Properties and Westerfield America Inc. Silverstein zapłacił 3,2 miliarda dolarów.
W tym samym numerze „Toronto Star" podane są krótkie informacje dotyczące tych wieżowców:
Budowane między 1969 a 1973 r., budowa była pilotowana przez byłego gubernatora Nowego
Jorku Nelsona Rockefellera i jego brata Davida Rockefellera, szefa Chase Manhattan Bank. Koszt
budowy - l miliard dolarów USA. Właściciel: Silverstein Properties Inc. kupił 99-letnią dzierżawę
WTC w lipcu 2001 r. od Port Authority of New York and New Jersey (Kierownictwo Portu Nowy Jork
i New Jersey) za 3,2 miliarda dolarów, co jest największą w historii transakcją rynku nieruchomości.
W artykule zamieszczonym w tygodniku „New Yorker" z 24 września 2001 r. pt. Projekt
budynku, Pauł Goldberger pisze:
Dwa miesiące temu Port Authority (Kierownictwo Portu Nowy Jork i New Jersey) zamknęło
transakcję sprzedając za 3,2 miliarda dolarów wieże WTC Larry'emu Silversteinowi, właścicielowi
firmy nieruchomości, który zatrudnił architekta Davida Childsa, żeby przeprowadzić renowację
obiektu.
I dalej:
Najwyższe budynki były wznoszone zwykle przez ludzi bardziej zainteresowanych zwróceniem
uwagi na siebie, niż szybkim zwrotem finansowym. Tym kierował się również gubernator Nelson
Rockefeller i Port Authority w latach 1960., kiedy powstał pomysł budowy World Trade Center.
To tyle na temat sprzedaży obu wież przed 11 września. Termin transakcji był rzecz jasna
nieprzypadkowy.
Serdecznie Pana pozdrawiam Wrocław, 15 IV 2002
Janusz Lewicki1
I wiadomość najnowsza. Prasę amerykańską (nie wszystką) oraz kanadyjską i zachodnią obiegła
wiadomość z połowy kwietnia 2002 roku o tym, że członkini Izby Reprezentantów USA Cynthia
McKinney z Partii Demokratycznej, publicznie oskarżyła prezydenta Busha „43", iż wiedział o
przygotowaniach do ataku terrorystycznego na USA z 11 września - ale me uczynił dosłownie nic, by
mu przeszkodzić.
Zdaniem pani McKinney, administracja Busha skorzystała na wojnie z terroryzmem. Należy
przeprowadzić szeroko zakrojone dochodzenie, które wyjaśni:
l. Janusz Lewicki - redaktor polskojęzycznej wersji kanadyjskiego katolickiego pisma „Michael". Przyp. - H.P.
- co administracja wiedziała i od kiedy wiedziała o wydarzeniach 11 Września oraz dlaczego nie
ostrzeżono niewinnych ludzi z Nowego Jorku.
Dodała:
- osoby zbliżone do tego rządu osiągną wielkie zyski z nowej wojny Ameryki 1.
A co na te oskarżenia odpowiedział Biały Dom, bo przecież coś musiał odpowiedzieć? Jak łatwo
było przewidzieć, odpowiedział w sposób „właściwy":
- amerykańskie społeczeństwo zna fakty i odrzuca takie śmieszne, bezpodstawne poglądy.
Tak więc życie każdego miesiąca dopisuje, dorzuca nowe fakty do tego przerażającego bagna, do
tej zbrodni „Ameryki" popełnionej na Ameryce 2.
Narzucają się dwie kwintesencje tej książki o początkach trzeciej wojny globalnej:
- Biada światu, jeżeli Amerykanie nie uwolnią się z pęt syjonistycznego globalizmu.
- Nadchodzi tyrania, jakiej nie znają dzieje ludzkości.
1. Gazeta, Toronto, 15 kwietnia 2002.
2. Tamże.
ANEKSY
które wiele wyjaśniają
Aneks I
CHRONOLOGIA WYDARZEŃ PROWADZĄCYCH
DO TERRORU PRZED I PO 11 WRZEŚNIA
Michael C. Ruppert1
Poniższy, niestety niekompletny przegląd chronologiczny podający najistotniejsze wydarzenia,
jakie miały miejsce przed i po samobójczym ataku 11 września 2001 roku, o który obwiniano Osamę
bin Ladena, dowodzi, że CIA wiedziała o nim i jednocześnie wskazuje, że rząd Stanów
Zjednoczonych ma swój udział w tym kryminalnym wydarzeniu. Dowodzi również, że przyczyny
wydarzeń, do których doszło po 11 września, mają niewiele wspólnego z terrorystycznymi atakami.
1998 i 2000 - były prezydent George H.W. Bush udaje się do Arabii Saudyjskiej jako
przedstawiciel będącej prywatną własnością firmy Carlyle Group, jedenastej w kolejności na liście
największych dostawców usług wojskowych w USA. W czasie tej wizyty spotyka się z rodziną
królewską oraz rodziną bin Ladenów.
(Źródło: Wall Street Journal, 27 września 2001 roku. Patrz również FTW, vol. IV, nr 7, artykuł
zatytułowany „The Best Enemies Money Can Buy" („Najlepsi wrogowie, jakich można mieć za
pieniądze"), www. copvcia.com/members/carlyle.html)
13 lutego 2001- korespondent UPI (United Press International - agencja prasowa) specjalizujący się
w zagadnieniach terroryzmu,
l. M. Ruppert to wydawca biuletynu: From The Wilderness: PO Box USA 6061-350 Sherman Oaks CA 91413 , str.
internetowa: www.copvcia.com Przekład: Jerzy Florczyński. Z: Nexus, marzec-kwiecień 2002.
Richard Sale, opisując proces zwolenników bin ladenowskiej al-Qaedy podaje, że Agencja
Bezpieczeństwa Narodowego złamała szyfr komunikatów bin Ladena. Nawet jeśli bin Laden zmienił
szyfr w lutym, stawia to rząd w niezręcznej sytuacji, jako że twierdzi on, iż te ataki przygotowywane
były od lat, czyli musiał o nich wiedzieć.
Maj 2001 - amerykański Sekretarz Stanu, Colin Powell, przekazuje talibańskiemu reżimowi 43
miliony dolarów jako rzekomą pomoc dla afgańskich rolników, którzy cierpią głód z powodu
zniszczenia w styczniu na polecenie talibańskiego reżimu ich upraw opium.
(Źródło: Los Angeles Times, 22 maja 2001 roku)
Maj 2001 - zastępca Sekretarza Stanu, Richard Armitage, funkcjonariusz tajnych służb i były
członek Navy Seal (nazwa elitarnej jednostki Marynarki Stanów Zjednoczonych - odpowiednik
naszych Błękitnych Beretów), udaje się do Indii w ramach szeroko reklamowanej wizyty. W tym
samym czasie dyrektor CIA, George Tenet, odwiedza nieoficjalnie Pakistan, gdzie spotyka się z
generałem Pervezem Musharaffem. Armitage ma długie i głębokie kontakty z wywiadem Pakistanu i
jest posiadaczem najwyższych cywilnych odznaczeń tego kraju. W czasie określanego jako
„niezwykle długie" spotkania, Tenet rozmawiał także ze swoim pakistańskim odpowiednikiem,
szefem ISI, generałem-porucznikiem Mahmudem Ahmadem.
(Źródło: Agencja Prasowa SPRA. Indie, 22 maja 2001 roku)
Czerwiec 2001 -wywiad niemiecki, BND, ostrzega CIA i Izrael, że terroryści ze Środkowego
Wschodu „planują porwanie cywilnego samolotu, aby użyć go w charakterze broni do zaatakowania
ważnych symboli kultury amerykańskiej i izraelskiej".
(Źródło: Frankfurter Allgemeine Zeitung, 14 września 2001 roku)
Lipiec 2001 - trzej przedstawiciele USA, Tom Simmons (były ambasador USA w Pakistanie),
Karl Inderfurth (były doradca sekretarza stanu ds. Południowej Azji) i Lee Codren (były ekspert
Departamentu Stanu ds. Południowej Azji), spotykają się w Berlinie z przedstawicielami talibów i
oświadczają im, że Stany Zjednoczone planują wojskowe uderzenia na Afganistan w październiku.
Obecni są również przedstawiciele wywiadu niemieckiego i rosyjskiego, którzy potwierdzają tę
groźbę.
(Źródła: Guardian, 22 września 2001 roku; BBC, 18 września 2001 roku)
Lato 2001 - w numerze z 26 września korespondent brytyjskiego dziennika Guardian, David
Leigh, napisał: „Przedstawiciel Departamentu Obrony USA, dr Jeffrey Starr, odwiedził w styczniu
Tadżykistan. Felicity Lawrence, współpracowniczka Guardiana, ustaliła, że amerykańscy rangersi
szkolą oddziały specjalne w Kirgistanie. Istnieją nie potwierdzone dane, że taddżyckie i uzbeckie
oddziały specjalne szkolone są na Alasce i w Montanie".
Lato 2001 - szef pakistańskiego ISI, generał Mahmud, zleca telegraficzne przekazanie 100 000
dolarów jako pomocy Mahommedowi Atcie, który był według FBI czołowym terrorystą biorącym
udział w porwaniu samolotów użytych do samobójczych ataków. Mahmud podał się ostatnio do
dymisji po ujawnieniu w Indiach tego transferu pieniędzy i potwierdzeniu tego faktu przez FBI.
(Źródło: Times of India, 11 października 2001 roku)
Lato 2001 - pewien Irańczyk zadzwonił w tygodniu poprzedzającym tragiczne wydarzenia do
amerykańskich organów bezpieczeństwa, aby ostrzec je przed nieuchronnym atakiem na World Trade
Center. Niemiecka policja potwierdza to połączenie telefoniczne i jednocześnie stwierdza, że
amerykańskie tajne służby nie ujawnią żadnych dalszych szczegółów.
(Źródło: Niemiecka agencja prasowa „online.ic", 14 września 2001 roku)
Lato 2001 - rosyjski wywiad powiadamia CIA, że 25 terrorystów-pilotów zostało wyszkolonych
do wykonania samobójczych misji. Doniesienie to pochodzi z rosyjskiej prasy i zostało
przetłumaczone na użytek FTW przez emerytowanego oficera CIA.
4-14 lipca 2001 - Osama bin Laden jest leczony na nerki w amerykańskim szpitalu w Dubaju,
gdzie spotyka się z przedstawicielem CIA w swoim szpitalnym pokoju. Dzieje się to w czasie, gdy
jest poszukiwany za wysadzenie w powietrze dwóch ambasad amerykańskich i statku USS Cole.
Mimo to 14 lipca uzyskuje zgodę na opuszczenie Dubaju prywatnym odrzutowcem, zaś przedstawiciel
CIA wraca 15 lipca do kwatery głównej CIA.
(Źródło: Le Figaro, Paryż, 31 października 2001 roku)
Sierpień 2001 - FBI aresztuje w Bostonie islamskiego bojownika związanego z bin Ladenem.
Francuski wywiad potwierdza, że jest to jeden z kluczowych członków sieci bin Ladena, zaś FBI
zdobywa informacje, że pobierał on lekcje latania. W chwili aresztowania człowiek ten posiadał przy
sobie techniczne informacje na temat samolotu Boeing oraz instrukcję prowadzenia samolotu.
(Źródło: Agencja Reutera, 13 września 2001 roku)
Sierpień 2001 - Prezydent Rosji Władimir Putin rozkazuje rosyjskiemu wywiadowi ostrzeżenie
amerykańskiego rządu „w możliwie najbardziej kategorycznej formie" przed nieuchronnymi atakami
na lotniska i budynki rządowe.
(Źródło: Wywiad z Putinem przeprowadzony 15 września 2001 roku przez MS-NBC).
Sierpień-wrzesień 2001 - na trzy tygodnie przed atakiem wskaźnik Dow Jonesa spada o prawie
900 punktów. Zapaść na giełdzie jest nieunikniona.
3-10 września 2001 - MS-NBC donosi 16 września, że w tygodniu poprzedzającym 11 września
rozmówca programu radiowego na Kajmanach kilkakrotnie ostrzegał o nieuchronnym ataku bin
Ladena na Stany Zjednoczone.
1-10 września 2001 - brytyjskie oddziały w sile 25 000 żołnierzy i największa od czasów wojny o
Falklandy brytyjska armada, będące częścią operacji Essential Harvest, zostają rozlokowane w
Omanie i jego okolicach, czyli w tym punkcie Półwyspu Arabskiego, który jest położony najbliżej
Pakistanu. W tym samym czasie dwie amerykańskie grupy bojowe przetransportowane na
lotniskowcach pojawiają się w bazie na Półwyspie Arabskim. Również w tym samym czasie około
17 000 amerykańskich żołnierzy przyłącza się do ponad 23 000 żołnierzy NATO w Egipcie, aby wziąć
udział w operacji Bright Star. Wszystkie wyżej wymienione oddziały znalazły się na swoich
pozycjach, zanim pierwszy samolot uderzył w budynki World Trade Center.
(Źródła: The Guardian, CNN, Fox News, The Observei, intemational Law Profesor Francis Boyle,
Uniwersytet Illinois)
6-7 września 2001 - giełda odnotowuje 4744 opcji sprzedaży (dla inwestorów oznacza to
zapowiedź spadku ceny akcji danej firmy) akcji United Airlines a tylko 396 opcji zakupu. To wręcz
dramatyczna tendencja w pozbywaniu się akcji. Wiele akcji United Airlines jest sprzedawanych
poprzez Deutschebank/A.B. Brown, firmę, która do roku 1998 była zarządzana przez obecnego
dyrektora wykonawczego CIA, A.B. „Buzzy" Krongarda.
(Źródło: The Herliyya Intemational Policy Institute form Counterterrorism, 21 września
2001 roku; http://www.ict.org.ll/; The New York Times; Wall Street Journal)
10 września 2001 - żadna inna linia lotnicza nie odnotowuje takiego obrazu obrotu akcjami, jak
United Airlines i American Airlines. Sprzedaż spadających akcji w przypadku obu linii lotniczych
wzrosła o 60 procent ponad stan normalny. W swoim sprawozdaniu z 10 września na temat operacji
giełdowych Agencja Reutera podała: „Akcje linii lotniczych mogą być gotowe do odebrania".
6-10 września 2001 - nienaturalnie duża liczba zniżkujących akcji zostaje zakupiona w Merrill
Lynch, Morgan Stanley, AXA Re (insurance), które posiadają 25 procent akcji American Airlines, i
Munich Re. Wszystkie te instytucje finansowe ucierpiały bezpośrednio w wyniku ataków z 11
września.
(Źródła: ITC, jak wyżej; FTW, vol. IV, nr 7, 18 października 2001 roku;
www.copvcia.com/members/octl 52001.tyml)
11 września 2001 - generał Mahmud z ISI (patrz wyżej), przyjaciel Mahommeda Atty, składa
wizytę w Waszyngtonie jako przedstawiciel talibów.
(Źródło: MS-NBC, 7 października 2001 roku)
11 września 2001 - przez 50 minut między godziną 8.15 i 9.05, gdy zarówno Federal Aviation
Administration (Nadzór Ruchu Lotniczego), jak i wojsko doskonale wiedzą, że cztery samoloty
zostały jednocześnie porwane i zeszły ze swojego kursu, nikt nie powiadamia o tym fakcie prezydenta
USA. Dopiero o godzinie 9.30 zostają poderwane do lotu samoloty przechwytujące Sił Powietrznych
Stanów Zjednoczonych. Oznaczało to, że National Command Authority (Naczelne Dowództwo)
czekało przez 75 minut, zanim wydało rozkaz startu samolotów przechwytujących, mimo iż fakt
porwania czterech samolotów był mu znany. Było to coś, co nie miało nigdy dotąd miejsca.
(Źródło: CNN, ABC, MS-NBC, Los Angeles Times, The New York Times)
15 września 2001 - The New York Times podaje, że Mayo Shattuck, szef filii Deutschebanku o
nazwie Alex (A.B.) Brown, podał się do dymisji z natychmiastowym skutkiem.
10 października 2001 - pakistańska gazeta The Frontier Post podaje, że amerykańska ambasador,
Wendy Chamberlain, dzwoniła do pakistańskiego ministra przemysłu naftowego. Zarzucony projekt
rurociągu firmy Unocal mającego połączyć Turkmenistan z wybrzeżem Pakistanu poprzez Afganistan
w celu sprzedaży ropy i gazu Chinom został reaktywowany „w świetle najnowszych wydarzeń o
charakterze geopolitycznym".
Połowa października 2001 - wskaźnik Dow Jonesa odzyskał po znacznym spadku większość
strat zanotowanych przed atakiem. Chociaż jest on wciąż słaby i podatny na tendencje zniżkowe,
uniknięto krachu poprzez olbrzymi zastrzyk z kas rządowych w wyniku realizacji programów
obronnych, subsydiów dla „dotkniętych kryzysem" gałęzi przemysłu oraz planowanych redukcji
podatków dla korporacji.
(Źródło: Michael C.Rupoert, wydawca biuletynu From The Wilderness, PO Box 66061-350,
Sherman Oaks, CA 91413, USA, strona internetowa: www.copvicia.com)
Aneks II
Fragment dużej publikacji Jima Marrsa1
w marcowo-kwietniowym numerze Nexusa,
w przekładzie J. Florczyńskiego
WĄTPLIWOŚCI W SPRAWIE ATAKÓW Z 11 WRZEŚNIA
Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda zupełnie prosto. Jak głoszą oficjalne komunikaty, około
19 samobójczych terrorystów ze Środkowego Wschodu z sercami przepełnionymi nienawiścią do
amerykańskiej demokracji i wolności porwało cztery liniowe samoloty pasażerskie i roztrzaskało dwa
z nich o bliźniacze wieże nowojorskiego World Trade Center, zaś trzeci o Pentagon. Czwarty rozbił
się podobno w zachodniej Pensylwanii w następstwie walki pasażerów z terrorystami.
Cała ta sprawa rodzi jednak wiele niepokojących pytań, a wśród nich:
Z jakiego powodu koła wojskowe Stanów Zjednoczonych przygotowywały plan wojny
przeciwko Afganistanowi na miesiąc przed atakami z 11 września? Czyżby szukano jakiegoś
pretekstu, wydarzenia, które skłoniłoby amerykańskie społeczeństwo do wojny,
l. Wybitny pisarz i dziennikarz dochodzeniowy. Uczestnik wojny wietnamskiej. Od 1976 roku na Uniwersytecie Teksaskim
prowadzi wykłady o okolicznościach zamordowania prezydenta Johna Kennedy'ego i innych „radioaktywnych"
tematów-tabu. Autor szeregu niezwykle poczytnych książek demaskujących globalistyczny spisek faraonów pieniądza i
władzy.
tak jak to już dawniej bywało - społeczeństwo, które nie jest normalnie zainteresowane wojną?
Jakim cudem papierowe dokumenty oskarżające bin Ladena mogły znaleźć się nietknięte w
ruinach WTC, natomiast „czarne skrzynki" - samolotów rejestrujące przebieg lotu - tak
skonstruowane, aby wytrzymać katastrofę - były tak zniszczone, że stały się bezużyteczne?
Dlaczego przez wiele dni, a nawet tygodni, po ataku na WTC operatorom filmowym agencji
prasowych nie wolno było wykonywać zdjęć z pewnych kierunków, na co narzekał korespondent CBS
Lou Young, który zadaje pytanie: „Czyżby bali się, że coś zobaczymy?"
Dlaczego współpracujący z FBI NYPD (New York Police Departament - Nowojorska Komenda
Policji) został odsunięty od działań „w interesie bezpieczeństwa", jak podał 16 października The New
York Times. O czyje bezpieczeństwo chodziło? Co FBI chciało ukryć przed NYPD?
Jakim sposobem tak złożona akcja terrorystyczna, w której brało udział prawdopodobnie do stu
osób i która była opracowywana przez pięć lat, mogła ujść uwadze naszych służb wywiadowczych,
zwłaszcza FBI i CIA? Dlaczego zamiast usunąć ludzi odpowiedzialnych za tę kompromitację
wywiadu i generalnie zreorganizować te służby podwajamy ich budżety?
Dlaczego południowy wieżowiec WTC zapadł się jako pierwszy, mimo iż nie był tak mocno
uszkodzony jak północna wieża, która paliła się przez prawie godzinę, zanim się zapadła?
Dlaczego wielu świadków uparcie twierdzi, że słyszeli dalsze eksplozje wewnątrz budynków, i z
jakiego powodu zapadnięcie się obu wież bardziej przypominało kontrolowaną implozję niż tragiczny
wypadek?
Dlaczego dyrektor FBI, Robert Mueller przyznał, że imienna lista porywaczy może nie zawierać
ich prawdziwych nazwisk? Czyżby nie wszyscy musieli pokazywać dowód osobisty ze zdjęciem, aby
otrzymać kartę pokładową? Gdzie byli funkcjonariusze służb bezpieczeństwa?
Dlaczego w odniesieniu do 35 nazwisk wystąpiła rozbieżność między opublikowanymi listami
pasażerów a oficjalną liczbą śmiertelnych ofiar we wszystkich czterech fatalnych rejsach? Dziennikarz
internetowy Gary North podał, że „opublikowane nazwiska w żadnym z przypadków nie zgadzają się
z ogólną liczbą osób, które znalazły się na pokładzie". Skąd ta rozbieżność?
Skąd rząd wiedział, które nazwiska należą do porywaczy, w sytuacji kiedy żadna z osób na liście
nie miała arabsko brzmiącego nazwiska?
Dlaczego numery miejsc porywaczy przekazane za pomocą telefonu komórkowego przez
stewardessę Madeline Amy Sweeney do Bostońskiej Kontroli Ruchu Lotniczego, nie zgadzają się z
numerami miejsc tych, których FBI obarcza odpowiedzialnością?
Dlaczego w sytuacji, kiedy minister spraw zagranicznych Arabii Saudyjskiej stwierdził, że pięciu z
uznanych za porywaczy mężczyzn nie znajdowało się na pokładach śmiercionośnych samolotów i w
rzeczywistości żyje nadal, zaś szósty przebywa w Tunezji, nazwiska tych ludzi wciąż widnieją na
liście FBI?
Dlaczego żadne z nazwisk wymienionych porywaczy nie znajdowało się na żadnej z list
pasażerów? Jeśli wszyscy oni używali fałszywych nazwisk, w jaki sposób FBI tak szybko ich
zidentyfikowało?
Dlaczego jeden z wymienionych porywaczy wziął bagaż na pokład samobójczego samolotu, a
następnie zostawił go razem z obciążającą notatką w swoim samochodzie na lotnisku?
Jeśli chodzi o całość dochodzenia w sprawie wrześniowych ataków, władze Stanów
Zjednoczonych przyznały pod koniec października, że większość ich przyrzeczeń odnośnie
znalezienia sprawców i pewnych, już od dawna podejrzanych, osób nie została spełniona. Tak
przynajmniej podaje The New York Times. Jak dotąd aresztowano ponad 800 osób i otrzymano od
społeczeństwa ponad 365 000 wskazówek. Dlaczego więc nie dzieje się nic konkretnego w
największym w historii Stanów Zjednoczonych dochodzeniu kryminalnym?
Dlaczego spośród wciąż poszukiwanych przez FBI 100 osób, żadna nie jest traktowana jako
główny sprawca?
Dlaczego bombardujemy Afganistan, skoro żaden ze znajdujących się na liście porywaczy nie był
Afgańczykiem - byli to Arabowie z różnych krajów Środkowego Wschodu? W sytuacji kiedy w atak
na WTC w roku 1993 był zamieszany Irak, dlaczego nie bombardujemy właśnie tego „łobuzerskiego"
kraju?
Dlaczego pijaństwo i uganianie się za dziwkami przez niektórych porywaczy w Bostonie
wyglądało bardziej, jak podała agencja prasowa Reuters, na hulanki najemników przed akcją niż na
zachowanie pobożnych fundamentalistów, którzy gotują się na spotkanie ze swoim Stwórcą?
W jaki sposób terrorystom udało się uzyskać najwyższej tajności szyfry i sygnały Białego Domu
oraz Air Force One, czym tłumaczono ganianie prezydenta Busha po całym kraju 11 września? Czy
jest to dowód na jakąś krecią robotę wewnątrz, czy też, jak doniosła agencja Fox News, na to, że były
pracownik FBI i podwójny agent Robert Hanssen przekazał swoim rosyjskim mocodawcom aktualną
wersję programu komputerowego Promis, a ci dalej - bin Ladenowi? Czy ten program, który w czasie
prezydentury Reagana skradł z amerykańskiej firmy Inslaw Corporation personel Departamentu
Sprawiedliwości kierowanego przez Eda Meese'a, rzeczywiście umożliwia ludziom z zewnątrz
swobodny dostęp do naszych najtajniejszych komputerów? (Ostatnim zadaniem Hanssena, zanim
został aresztowany pod zarzutem szpiegostwa, było opracowanie udoskonalonej wersji systemów
komputerowych FBI).
Jeśli samolot odbywający rejs numer 93 linii lotniczych United Airlines rozbił się w wyniku
szarpaniny między bohaterskimi pasażerami i porywaczami, to dlaczego świadkowie opowiadają o
drugim samolocie, który śledził ten porwany i leciał w dół za płonącym wrakiem, a także twierdzą, że
nie było głębokiego krateru tylko szczątki samolotu rozrzucone na długości około 10 kilometrów, co
wskazuje na eksplozję w powietrzu?
Dlaczego wiadomości dzienników opisują podcinanie gardeł i okaleczanie pasażerów rejsu 93
przy pomocy przecinaków do pudełek, podczas gdy magazyn Time z 24 września doniósł, że jeden z
pasażerów zadzwonił z telefonu komórkowego do domu i powiedział: „Zostaliśmy porwani, oni są
zupełnie mili"?
Jak podaje internetowy mędrzec, Gary North: „Potrzebna jest nam teoria skoordynowanego
porwania oparta na wiarygodnej zasadzie przyczyn i skutków, która pomija kompletną nieudolność,
zarówno procedur sprawdzających, jak i procedur usadzania na pokładzie, i to w czterech różnych
samolotach należących do dwóch różnych linii lotniczych. Nie rozumiem, jak ktoś może dokonać
dokładnego ustalenia, kto się kryje za tymi atakami, nie mając budzącego zaufanie wyjaśnienia, w jaki
sposób porywacze dostali się do samolotów i nie zostali z nich usunięci".
Rząd federalny, wspomagany przez służalcze media, nie pozwolił jednak, aby taki racjonalny
sposób myślenia zakłócił pospieszne obarczenie winą za wszystko Osamę bin Ladena.
Aneks III
Fragment szokującego przemówienia wygłoszonego
w 1933 roku (!) przez Smedleya Butlera - generała dywizji
Korpusu Marines Stanów Zjednoczonych.
GENERAŁ-MAJOR SMEDLEY BUTLER
O INTERWENCJONIZMIE:
Są tylko dwie rzeczy, za które powinniśmy walczyć - pierwsza z nich to obrona naszych domów, a
druga to Deklaracja Praw.1 Wojna z każdego innego powodu jest oszustwem.
Nie ma niczego nadzwyczajnego w tym worku z kanciarzami, na który ślepa jest wojskowa banda.
Mają tam „jednopalcowca", który wskazuje nam naszych nieprzyjaciół, mają „mięśniaka", który
niszczy nieprzyjaciół, i mają „mózgowca" do przygotowywania planów wojny, i wreszcie „Wielkiego
Szefa", którym jest supernacjonalistyczny kapitalizm.
Być może komuś wyda się dziwne, że ja, wojskowy, mam takie poglądy. Zmusza mnie do tego
poczucie prawdy. Spędziłem trzydzieści cztery lata i cztery miesiące w czynnej służbie wojskowej
jako członek najsprawniejszej jednostki tego kraju - Korpusu Marines. Przeszedłem kolejne
stopnie kariery wojskowej, poczynając od podporucznika, a na generale dywizji kończąc. W trakcie tej
kariery byłem głównie wysokiej klasy „mięśniakiem" służącym interesom Wielkiego Biznesu, Wall
Street i Bankierów.
Krótko mówiąc, byłem kanciarzem, gangsterem kapitalizmu. W pewnym okresie tylko
przypuszczałem, że stanowię część tego szwindla. Teraz jestem tego pewien. Lubię wszystkich
zawodowych żołnierzy i nigdy nie myślałem samodzielnie, dopóki nic odszedłem ze służby. W czasie
gdy podporządkowywałem się rozkazom moich przełożonych, moje umysłowe umiejętności
znajdowały się w stanie
l. Deklaracja Praw (Bill of Rights) to dziesięć pierwszych poprawek do konstytucji Stanów Zjednoczonych, które zostały
uchwalone 15 grudnia 1791 roku jako jeden dokument i zawierają zbiór wzajemnie wspierających się gwarancji praw
jednostki i ograniczeń rządów federalnego i stanowych. - Przyp. tłum.
zawieszenia. To sytuacja typowa dla wszystkich, którzy służą w wojsku.
Pomagałem uczynić Meksyk, szczególnie Tampico, miejscem bezpiecznym dla
amerykańskich interesów naftowych.
Pomagałem uczynić z Haiti i Kuby miejsce właściwe do ciągnięcia zysków przez chłopców z
National City Bank.
Pomagałem w gwałceniu kilku środkowoamerykańskich republik na korzyść Wall Street.
Lista tych szwindli jest długa.
Pomagałem w latach 1909-1912 w oczyszczaniu Nikaragui, aby zrobić tam miejsce dla
międzynarodowego domu bankierskiego Brown Brothers.
W roku 1916 zaniosłem światło do Republiki Dominikany, aby świeciło na rzecz
amerykańskich interesów cukrowniczych.
W Chinach pomagałem wygładzić drogę Standard Oil i pilnowałem, aby nikt ich na niej nie
molestował.
W czasie tych lat prowadziłem, jak to określają chłopcy za kulisami, fantastyczne szwindle.
Przyglądając się temu, co robiłem, mam wrażenie, że Al Capone mógłby się wiele ode mnie nauczyć.
To, do czego on doszedł, to prowadzenie kantów w zaledwie trzech okręgach, ja prowadziłem je na
trzech kontynentach.
(Źródło: fragment przemówienia wygłoszonego w 1933 roku przez generała dywizji Korpusu
Marines Stanów Zjednoczonych Smedleya Butlera).
SPIS TREŚCI
Pierwszy front Trzeciej Wojny
Ponura przyszłość przeszłości
Wyjaśnić „cudowne zbiegi okoliczności"
Operacja 9/11: Nie było pilotów samobójców?
Pytania, które oskarżają
Armageddon za progiem
Dlaczego WTC, a nie elektrownie atomowe?
Pieniądze najlepiej płyną z krwią
Terror USA przeciwko USA?
Mocarstwo zbójeckie zbroi się
Mossad wie wszystko
Akcje terrorystyczne czy akcje partyzanckie
Zawsze bezkarni
Państwa zbójeckie, czyli „łapaj złodzieja"
Ropa i gaz - światowi „terroryści"
Rosyjska „przepowiednia"
Niemiecki wkład w terroryzm
To się musiało zacząć
Przyjaciel wrogiem. Od kiedy?
Przybywa szokujących „niesamowitości"
Budują Stany Zjednoczone Eurazji
Ten balon pęka
Podbój Ameryki
Terror propagandy
Wolność poszła z dymem WTC
Z ostatniej chwili
Aneksy
HENRYK PAJĄK
Rocznik 1937, Skarżysko Kamienna, pochodzenie chłopskie.
Jako dziesięciolatek, przez kilka dni umierał po wybuchu niemieckiego niewypału. Cierpienie
odebrało beztroskę dzieciństwu, lecz dało formację duchową, a Opatrzność sprolongowała życie, aby
pół wieku później mógł powstać m.in. Piąty rozbiór Polski, a zwłaszcza Bestie końca czasu. Piąty
rozbiór... jest panoramicznym obrazem zagłady ekonomicznej i politycznej suwerenności Polski,
Bestie... rozkładu cywilizacji chrześcijańskiej przez zorganizowane siły Zła wcielonego we władzę
pieniądza, korporacjonizmu, nienawiści do chrześcijaństwa, zwłaszcza katolicyzmu.
Absolwent filologii polskiej. Pracował jako nauczyciel gimnazjalny, potem dziennikarz rolny w
prasie lubelskiej. Był w PZPR. Wystąpił natychmiast po wybuchu wojny Jaruzelsko-polskiej. Od 1985
r. rencista.
Literat z dorobkiem sześciu powieści opartych na realiach historycznych i własnych przeżyciach
oraz dwóch tomów poezji. Powieść Tam, za snem (część druga – Wolny), otrzymała drugą nagrodę w
krajowym konkursie na powieść.
Jako prozaik debiutował w 1967 r. literackim opracowaniem wspomnień Henryka Cybulskiego:
Czerwone noce. To dzieje samoobrony ludności polskiej na Wołyniu, mordowanej przez ukraińskich
bandytów UPA. Z tej samej tematyki - Los, zbeletryzowane walki grupy żołnierzy Wołyńskiej 27
Dywizji AK.
Po 1990 roku żydo-komunistyczne wydawnictwa odmawiały druku jego dokumentalnych
opracowań walk powojennego podziemia. Z konieczności założył własne wydawnictwo - „Retro".
To autorskie, prywatne wydawnictwo w ciągu 10 lat opublikowało kilkadziesiąt książek, w tym
ponad 10 autorstwa H. Pająka, prace kilku innych autorów, m.in. płk. Stanisława Żochowskiego z
Australii, byłego szefa Sztabu Narodowych Sił Zbrojnych. Wydało też kilka tomów tajnych
dokumentów UB-SB. Za wydanie Informatora o osobach skazanych za szpiegostwo w latach 19441984, H. Pająk był kilkakrotnie przesłuchiwany przez UOP. Czterokrotnie wzywano go „na dywanik"
do prokuratury za rzekome szkalowanie Żydów i „nawoływanie do waśni na tle narodowościowym i
etnicznym" w związku z książkami: Strach być Polakiem oraz Jedwabne geszefty.
W księgarni w Tychach zarekwirowano jego Bestie końca czasu.
Bestie... to czwarty tom cyklu o XX-wiecznych dramatach cywilizacji europejskiej, ze
szczególnym uwzględnieniem bezlitosnej wojny z chrześcijaństwem, z katolickiem kodem etycznomoralnym, z wolnością narodów, państw, jednostek.
Tę dantejską wędrówkę po piekle XX i nie tylko XX wieku, kontynuował książką: A naród śpi.
Tym narodem pogrążonym w chocholim śnie są Polacy, znarkotyzowani totalnym praniem mózgów
przez polskojęzyczne żydo-media i kolejne ekipy zdrajców okupujących Sejm, rząd, administrację.
Naród śpi. Przed kolejnymi wyborami budzi się, otwiera jedno oko, głosuje na szubrawców i
znów zasypia. Grochem o ścianę są książki o grozie sytuacji Polski, o prawdzie, rejtanowskie wołania
nielicznych patriotycznych posłów, nie „zekumenizowanych" księży. Wszystkich okrzyknięto „nacjonalistami", „ksenofobami", „antysemitami", osobnikami „ kontrowersyjnymi".
Bo dla zdrajców, dla wszelkiej maści szubrawców, a także dla kilku milionów politycznie
ociemniałych Polaków - prawda jest zawsze „kontrowersyjna", a tym samym „kontrowersyjni" są jej
obrońcy i głosiciele.
Twórczość
Utwory literackie:
Zanim powrócę (1964) Tom poezji. Debiut literacki.
Los (1969) Dzieje grupy żołnierzy Wołyńskiej 27 Dywizji AK.
Druga śmierć (1971) Literacka opowieść o powojennym konspiratorze, po latach odwiedzającym
miejsca swoich walk.
Pęknięty świat (1972) Zbeletryzowany udział Polaka w rewolucji bolszewickiej 1917 roku.
Zerwanie (1976) Zbiór reportaży literackich.
Posłuchaj Moniko (1977) Autobiograficzna proza poetycka.
Za cieniem cień (1989) Zbeletryzowane poszukiwania rodziców przez dziecko urodzone w
Auschwitz.
Tam, za snem (1991) Kreacyjna opowieść o potomku rodziny wileńskich patriotów - powstańców
styczniowych.
Wolny (1992) Drugi tom powieści Tam, za snem.
Amen (1993) Wybór utworów poetyckich z lat 1960-1993.
Prace dokumentalne:
Zbrodnie UB-NKWD (1991) Zbiór meldunków wywiadowczych WiN znalezionych w aktach
procesowych dowództwa lubelskiego Okręgu WiN.
Skarżysko walczące (1991) Konspiracja i walka z okupantem niemieckim w rodzinnym mieście
autora.
„Uskok" kontra UB (1992) Walka i śmierć dowódcy oddziału AK-WiN na Lubelszczyźnie „Uskoka".
Za samostijną Ukrainę (1992) Likwidacja i procesy członków i współpracowników UPA na
Lubelszczyźnie.
„Burta" kontra UB (1992) Walka i śmierć d-cy oddziału WiN na Zamojszczyźnie – „Burty".
„Jastrząb" kontra UB (1993) Walka i śmierć d-cy oddziału WiN - „Jastrzębia".
„Żelazny" kontra UB (1993) Walka i śmierć d-cy oddziału WiN - „Żelaznego" (brata „Jastrzębia").
Urbana „NIE" w wojnie z Kościołem katolickim (1993). Treść - zgodnie z tytułem.
Tajemnice włodawskiej Bezpieki (1994) Zbiór i opracowanie tajnych dokumentów włodawskiego UB.
Konspiracja młodzieży szkolnej 1945-1955 (1994) Ubeckie prześladowania tajnych patriotycznych
organizacji młodzieżowych - około 500 organizacji, 5000 skazanych nieletnich
Zabijałem aby żyć (1995) Wstrząsająca opowieść sowieckiego komandosa, z czasów najazdu ZSRR
na Afganistan.
Retinger mason i agent syjonizmu (1996). Dossier syjonistycznego agenta u boku gen. W.
Sikorskiego.
Strach być Polakiem (1996) Wybór antypolskich kłamstw i oszczerstw.
Oni się nigdy nie poddali (1997) Dramat kilkunastu niezłomnych dowódców poległych w walce z
UB-NKWD.
Rządy zbirów (1997) Powojenny terror sowiecki w Polsce.
Piąty rozbiór Polski 1990-2000 (1998) Zagłada (piąty rozbiór) polskiej suwerenności w Polsce
„posierpniowej".
Bandytyzm NATO (1999) Książka demaskuje zbrodnicze cele i metody NATO w inwazji na
Jugosławię.
Dwa wieki polskiej Golgoty (1999) Tragizm dziejów Polski, masońskie prowokacje do powstań
narodowych.
Żydowskie oblężenie Oświęcimia (1999) Syjonistyczna akcja przeciwko karmelitankom w Auschwitz,
dyktat kłamstw o prawdzie tego obozu zagłady.
A Naród śpi (2000) Grabież majątku narodowego przez obce korporacje i sitwy wspomagane przez
polskojęzycznych zdrajców.
Bestie końca czasu (2000). Imponujące vademecum światowej żydomasonerii, jej celów w
budowaniu Rządu Światowego
Polska w bagnie (2001) Kolejna praca z cyklu „piątego rozbioru" Polski.
Jedwabne geszefty (2001) Praca demaskuje kłamstwa żydowskie o „polskiej zbrodni w Jedwabnem".
Trzecia Wojna Światowa (2002) Książka wykazuje, że przygotowania do zburzenia WTC, były
dobrze znane wywiadom USA, Izraela, Wielkiej Brytanii oraz Rosji.
Złodzieje milionów (2002) Kolejny przykład grabieży setek milionów złotych przez mafiosów z
kręgów polityki i „biznesu".
Zamówienia:
WYDAWNICTWO RETRO
Motycz-Józefin 50
21-008 Tomaszowice
tel./fax (0-81) 50-30-616

Podobne dokumenty