Dania z Muzycznej Restauracji
Transkrypt
Dania z Muzycznej Restauracji
Dania z Muzycznej Restauracji 4 kwietnia 2014 – ta data przechodzi do historii, jako początek 29. edycji Festiwalu Musica Polonica Nova. Od tego momentu, pod kierunkiem Szymona Bywalca, festiwal będzie odkrywać przed nami dźwięki teraźniejszości. Szymon Bywalec porównał koncert do restauracji, a jego utwory do dań. Wiele razy mówił o Andrzeju Chłopeckim i objaśniał, że decyzja przejęcia stanowiska dyrektora festiwalu nie była łatwa, ze względu na osobę poprzednika - Andrzeja Chłopeckiego. Opowiadał o jego podejściu do odkrywania coraz to nowych horyzontów muzyki: „ - Dlaczego nie mówisz nam?” „- Bo gdybym powiedział, to byście nie odkrywali.” Bohaterem wieczoru rozpoczynającego 29. Festiwal Musica Polonica Nova - Mozaika w kolorze Alice Blue, został zespół kameralny ensemble mosaik. Dyrygował niemiecki dyrygent i kompozytor - Enno Poppe. Koncert rozpoczął się utworem: „Greetings from Doppelganger”. Pierwszy raz zobaczyłem głośniki kontaktowe, które w drugiej części utworu zastąpiły muzyków. Wsłuchanie się w dźwięki melodii, które wibrowały i ulatywały za pomocą „sztucznej muzyki”, wymagało ode mnie większego skupienia. Na koniec utworu, artyści zamarli w bezruchu – czas się zatrzymał, a dla mnie była to przyjemna chwila ciszy. „Przędzie się nić…IV”, to kolejny utwór, w którym wyraźnie słychać było lekko nosowo brzmiący kontrabas. Po zamknięciu oczy i wsłuchaniu się w muzykę, można było wyłowić motyw „przybliżających i oddalających się nici”, jak w poemacie symfonicznym Mieczysława Karłowicza „Powracające fale”, a wszystko to za sprawą czarów malutkiego fletu piccolo. Po zakończeniu utworu dyrygent serdecznie pogratulował kontrabasiście wspaniałego wykonania. W „Pressante na ośmiu wykonawców” na scenie pojawiły się nowe instrumenty: saksofon i obój. Przez cały utwór dyrygent wyraźnie podkreślał tempo. Klarnet wydawał dźwięki zbliżone do brzmienia piszczałki, które zamieniały się stopniowo w długi dźwięk wydobywany na jednym tchnieniu. Poszczególne instrumenty żonglowały między sobą główną, wiodącą melodią. Słychać było wyraźnie jakby marsz wojska, syrenę, alarm. Wykonanie można było porównać do przerywanego biegu (bieg – odpoczynek, bieg – odpoczynek…). Dyrygent prawie tańczył, gdy nastawało długie, pełne oczekiwania crescendo. Przyśpieszenie, bieg i nagle… STOP! Nieoczekiwany powrót do poprzedniej dynamiki, który mógł zbić z tropu niejednego słuchacza. Po wykonaniu utworu czułem więc lekki niedosyt, z powodu wyraźnego braku kulminacji. „Alice Blue na siedem instrumentów” to trochę rozrywkowo - jazzowy utwór. Artyści poprzez muzykę opisują kolory, kształty, figury. Dyrygent swoją mową ciała, chciał obudzić naszą wyobraźnię. Prezentował prawdopodobnie znane i bliskie mu miejsca i wydarzenia. Był bardzo podekscytowany, emocje zawładnęły jego ciałem, ale nie stracił rytmu i tempa. Słychać było szybkie wibracje. Widziałem i podziwiałem zmagania wykonawców z szalonym tempem utworu. To jeden z lepszych występów tego wieczoru. Utwór „Salz” odkrywał przed nami różne wymiary dźwięków, ich walory, skale i wysokości, które się wzajemnie uzupełniają. Były tu dźwięki wystrzeliwane w górę przez organy grające „kosmiczne” melodie, perkusja, która nadała rytm i stanowiła tło utworu. Enno Poppe tańczył i wykonywał coraz bardziej zamaszyste ruchy smukłą batutą. Ten utwór przeżywał najbardziej i chyba najlepiej go rozumiał, gdyż jest to jego własna kompozycja. Piątkowy wieczór spędzony w filharmonii można porównać do pięknej, mieniącej się różnymi kolorami mozaiki. Patryk Maciąg, kl. 5m Podróż dla odważnych 11. kwietnia 2014 odbył się kolejny koncert Festiwalu Musica Polonica Nova pt. „Asasello, Behemot, Korowiow z wizytą w lesie Mokrzańskim.” Dyrygował Benjamin Shwartz. Patronami tego koncertu zostali bohaterowie z „Mistrza i Małgorzaty” Bułhakowa. W pierwszym utworze pt.: „Sceny z Bułhakowa”, słyszymy odgłosy przyrody, a wśród nich burze i wichry. Są to przeplatające się uczucia strachu i grozy. Artyści trzy razy przerywają grę, żeby chórem wypowiedzieć fragmenty tekstu. Domyśliłem się, że były to cytaty z powieści Bułhakowa, ale niestety nie słyszałem ich wyraźnie. Wszystkie zjawiska pogodowe krążyły wokół crescendo i diminuendo, nasilały się aby wkrótce przycichnąć. Gdy ostatnie dźwięki utworu zamilkły, dyrygent pogratulował pianistce precyzyjnie wykonanej partii solowej, która często ozdabiała utwór. „Koncert fletowy” rozpoczął się długą, monotonną ekspozycją fletu. Po pewnym czasie dołączyła się wiolonczela, zmieniając rytm melodii. Trio zamknęła szlachetna w brzmieniu harfa. W dalszej części utworu w gronie instrumentów usłyszeć można było kontrabas i werbel. Wyobrażałem sobie bicie dzwonów. Słyszałem dźwięki, które kojarzyły się z kłótnią między fletami, a pozostałymi instrumentami. Stopniowo instrumenty doszły do pojednania i zgody. Wszystkie grały równo - po kłótni w zakończeniu utworu nie było już śladu . „Lasy deszczowe” to utwór, którego nastrój urzekł mnie najbardziej. Wyraźnie słyszałem spadające krople deszczu i wodę dotykającą liści drzew. Zamknąłem oczy i widziałem TEN las, przeszywany grzmotami, „małe życie”, które chowa się przed deszczem w wielkim lesie. „Małe życie” – to flety piccolo. Instrumenty dęte głęboko i ostro podkreślały siłę deszczu. Burze miały różne oblicze: głośne i gwałtowne, ale też łagodne i ciche. Miałem szczęście, że właśnie w tym dniu, znalazłem się na widowni, a tak naprawdę w pięknym, cudownym lesie, szczególnie wtedy kiedy ciepłe krople deszczu spadały na moją twarz. I wiecie co ? Naprawdę byłem szczęśliwy! Patryk Maciąg, kl. 5m Muzyczne pożegnanie 12. kwietnia 2014, w Sali Koncertowej Filharmonii Wrocławskiej, odbyło się uroczyste zakończenie 29. edycji Festiwalu Musica Polonica Nova. Przez dziewięć dni, w sześciu miejscach koncertowych, mogliśmy wysłuchać 50 kompozycji – aż 966 minut muzyki ! Na koncercie finałowym przyznano wrocławską nagrodę muzyczną Polonica Nova – statuetkę i 100.000 zł., którą otrzymała Agata Zubel . Wysłuchaliśmy ostatniego koncertu „ In-out-up-down .” Na scenie pojawiły się dwa dziewczęce chóry, które wykonały „Upstairs – Downstairs” Wojciecha Kilara. Występ rozpoczęła jedna z grup, po chwili dołączyła druga. Do końca utworu nawzajem się uzupełniały. Dyrygent większą uwagę zwracał na pracę chórów niż orkiestry. Często domagał się większej mocy dźwięków, a swoje prośby przekazywał ruchem ręki. Utwór nie wywołał u mnie większych emocji, był mi obojętny. „Koncert fortepianowy” Andrzeja Panufnika rozpoczął się bardzo burzliwie - dynamicznym wejściem fortepianu, który grał główny temat, a pozostałe instrumenty nie mogły wręcz „usiedzieć na miejscu”. Druga część była zdecydowanie spokojniejsza, pianista grał bez pośpiechu, urzekając swoją partią solową. Wszystko unosiło się w chmurach, wśród myśli człowieka. Widziałem miły poranek, słyszałem i czułem radość życia. Szybkie „podskoki” fletów ilustrowały wesołe usposobienie ludzi. Po pewnym czasie nastąpiło zwolnienie, a potem crescendo i kolejna partia fortepianu. Cały utwór skojarzył mi się z ilustracją przebiegu dnia. Wysłuchałem go z uwagą i wielką przyjemnością. W „Concerto 2000” Marcela Chyrzyńskiego główną partię miał klarnet. W stworzonej przez instrumentalistę historii słychać było jazzowy, miły dla ucha rytm, czasami podobny do rytmów rodem z musicalu. Ale to nie koniec niespodzianek, bo potem nagle pojawiła się również melodyka charakterystyczna dla muzyki arabskiej. Klarnecista czerwieniał z wysiłku, gdyż jego partia była bardzo wymagająca technicznie. Po zwolnieniu tempa nastąpiło stanowcze i zdecydowane przyspieszenie. Solista - Arkadiusz Adamski - dzielnie poradził sobie z dokuczliwym katarem, a jego występ można zaliczyć na pewno do udanych. „In” Agaty Zubel – to jakby coś w oddali, trudno dokładnie opisać co. Może to jakieś kształty rozmywające się we mgle? A może ich wcale nie ma? Same znaki zapytania – tak można rozumieć ten utwór. Ale, jest coś, co przykuło moją uwagę, a właściwie ktoś – muzyk, konkretnie pianista. Była to najbardziej zapracowana i „rozbiegana” osoba. W trakcie tego występu, trzykrotnie zmieniał swoje miejsce na scenie, spacerując między fortepianem, a czelestą. „In”, to bardzo zagadkowy i nie do końca zrozumiały dla mnie utwór. Byłem gościem na trzech koncertach 29. Festiwalu Musica Polonica Nova. Znalazłem się w krainie muzyki współczesnej, spacerując po raz pierwszy tak krętymi, dzikimi, tajemniczymi ścieżkami. Zobaczyłem nowe sposoby gry lub jej odwzorowywania, o których nie miałem dotąd pojęcia. Festiwal okazał się bardzo interesujący, momentami nawet zaskakujący. Dał mi wiele miłych chwil spędzonych z muzyką. Każde wykonanie widownia nagradzała gorącymi oklaskami. Mnie najbardziej do gustu przypadł koncert „Asasello, Behemot i Korowiow z wizytą w Lesie Mokrzańskim”, który pozostanie na długo w mojej pamięci. Patryk Maciąg, kl. 5.