Szkoły robią cyfrową rewolucję
Transkrypt
Szkoły robią cyfrową rewolucję
Źródło: Gazeta Wyborcza 8.01.2013 Szkoły robią cyfrową rewolucję Zamiast sześciu książek i zeszytów, w tornistrze tylko tablet albo czytnik. Coraz więcej szkół nie czeka na rządową rewolucję, same ją sobie fundują. Teraz to szkoły wybierają dla uczniów podręczniki z oferty komercyjnie działających wydawnictw. Płacą za nie rodzice, np. komplet nowych książek dla gimnazjalisty kosztuje około 500 zł. Żeby obniżyć rodzicielskie wydatki, a szkołę zbliżyć do cyfrowej cywilizacji, rząd PO-PSL w ślad za programem "Cyfrowa szkoła" zaplanował, że opłaci budowę e-podręczników. Mają być publikowane na wspólnej, internetowej platformie i dostępne dla uczniów za darmo. Na razie rząd przeznaczył na to 45 mln zł. Do 2015 r. mają powstać cyfrowe podręczniki do większości przedmiotów (poza językami obcymi) i dla każdego ucznia - od podstawówki, po liceum. Nie będą obowiązkowe. Projekt przyniesie nie tylko zmianę metod nauczania, zmieni też rynek wydawniczy i sprowadzi do szkół producentów sprzętu (na czymś uczniowie będą musieli cyfrowe podręczniki odpalać). Na efekty jednak nie trzeba będzie długo czekać. Szkoły już sobie fundują własną rewolucję z pomocą producentów sprzętu, wydawców oraz zupełnie nowych firm pośredników. Niewielkie, Społeczne Gimnazjum im. Lady Sue Ryder w Woli Batorskiej, niedaleko Krakowa. 50 pierwszoklasistów przychodzi na lekcje z odchudzonymi tornistrami, mają w nich tablety i po kilka zeszytów. W tabletach - zestaw podręczników do każdego przedmiotu. Prócz religii, bo nie ma jej w cyfrowej formie. - Uczniowie są wrażliwi na technologiczne nowinki. Dlaczego mieliby ich nie używać do nauki i w szkole? - pyta dyrektor Tomasz Donatowicz. Skorzystał z pomocy firmy pośrednika. Taka firma ma kontakty z producentami sprzętu z jednej strony i wydawcami podręczników z drugiej. Dla szkoły to wygodne, ktoś negocjuje za nią zawartość e-podręczników, szczegóły techniczne oraz cenę. Dyr. Donatowicz postawił sobie m.in. takie cele: nauczyciele będą mogli korzystać z podręczników, jakie wybierali dotąd, koszt projektu nie przewyższy wydatków rodziców na papierowe podręczniki. Za tablet z gwarancją na trzy lata (czyli cały okres nauki w gimnazjum) oraz za podręczniki rodzice zapłacili po 1,7 tys. zł. Była też wersja nieco tańsza - mniej markowy sprzęt. I możliwość rozłożenia na dwie raty. Rodzice postanowili również, że zachowają sobie wybór: kupią tablety z podręcznikami albo zostaną przy tych tradycyjnych, papierowych. Spośród 74 pierwszaków 24 korzysta nadal wyłącznie z papierowych wersji. Ala i Klaudia z 1b wyliczają mi zalety cyfrowych podręczników: - W szóstej klasie podstawówki nosiłam w torbie nawet po sześć książek dziennie plus zeszyty. Teraz mam lżej. W cyfrowym podręczniku mogę sprawdzać, czy dobrze wykonałam ćwiczenia - fajne. Rysunki, grafiki, tabelki mogę powiększać. Na historii nie sięgam po mapy, bo mam je w podręczniku albo w Internecie i też mogę sobie powiększyć. W domu nie musimy odpalać komputera do nauki - mamy swój tablet na nasz wyłączny użytek. No, tak to się można uczyć! Do tego dochodzi lans, bo inne nastolatki w okolicy nie pracują w szkole na tabletach. Uczniowie więc nie narzekają. Podobnie nauczyciele, bo mogli zostać przy tych samych podręcznikach, z których korzystali dotąd, tyle że w wersji cyfrowej. Sposób prowadzenia lekcji niewiele się zmienił - mówi anglistka Małgorzata Porębska. - Już wcześniej korzystaliśmy z tablic multimedialnych, coraz więcej materiału ściągamy z Internetu, wykorzystujemy filmy, ćwiczenia online itp. Oczywiście są także wady. Tańsze tablety często się psują. Nie każda cyfrowa wersja podręcznika jest dobra, niektóre wydawnictwa zaoferowały proste przełożenie papierowej treści na PDF. - Tylko w angielskim i niemieckim mamy testy z kluczem odpowiedzi, dzięki czemu możemy się same uczyć. W innych podręcznikach tego nie ma - żałują Ala i Klaudia. Do tego: w szkole jest kiepski Internet, więc można działać tylko offline. W trybie online pracuje wyłącznie klasowa tablica multimedialna. Mimo to dyrektor Donatowicz jest pewien, że postępuje dobrze: - Zalet jest sporo, uczymy się na błędach, których drugi raz nie popełnimy. Taki model za chwilę już będzie powszechny, nie ma sensu czekać.