Młodzieniec wybrany przez Boga

Transkrypt

Młodzieniec wybrany przez Boga
Młodzieniec w ybrany przez Boga
Ks. Bosko uważał go za wzór młodzieńczej świętości. Pius XI mówił o nim: Mały,
a właściwie wielki gigant ducha. Tymczasem dzisiaj, kiedy patrzy się na
pobożne obrazki z jego podobizną, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że miał
rację, ten kto nazwał go gołębiarzem. Gdzie więc leży prawda o Dominiku Savio,
pierwszym świętym wychowanku założyciela salezjanów?
Dominik Savio urodził się 2 kwietnia 1842 r. w San Giovanni di Riva w pobliżu Chieri. W
wieku 12 lat został przyjęty przez ks. Bosko do oratorium na Valdocco. W 1856 r. wraz z
kilkoma przyjaciółmi założył Towarzystwo Niepokalanej, grupę chłopców zaangażowanych
w młodzieńczy apostolat dobrego przykładu. Umarł 9 marca 1857 w Mondonio, w wieku
niespełna 15 lat. 12 czerwca 1954 r. papież Pius XII ogłosił go świętym.
Kiedy wertujemy kartki kalendarza przed oczami przesuwają się nam imiona świętych. O
niektórych wiemy sporo, jak choćby o nawróceniu Pawła, o zaparciu się Piotra, o
ubóstwie Franciszka z Asyżu, o radości Filipa Nereusza i o wierności, aż po śmierć o.
Maksymiliana. Do świętych modlimy się i wzywamy ich pomocy. Rzadziej pamiętamy, że
Pan Bóg dał nam ich jako wzory do naśladowania.
Dlaczego dał Dominika Savio? On sam - zważywszy na słowa: raczej umrzeć niż
zgrzeszyć napisane w wieku siedmiu lat, w dzień pierwszej Komunii św. jawi się nam
nienaturalny i raczej nie zachęca do naśladowania. Trudno też pójść śladami ekstaz,
które czasem towarzyszyły mu po przyjęciu Komunii św. On po Mszy św. pozostawał w
kościele, zanurzony w modlitwę przez wiele godzin, nam znacznie bliżej do pogawędki z
przyjaciółmi, do pracy, do zabawy. Choć otaczamy troską chorych, to chyba nie
bylibyśmy w stanie - a Dominik był - nastroić naszych dusz na odbiór "Bożych fal", które
prowadzą do zagubionego na łóżka, zapomnianej przez wszystkich, umierającej kobiety.
Któż z nas, w oparciu o takie ponadnaturalne przekonanie, śmiałby obudzić swego
proboszcza i poprowadziłby go pod objawiony adres? A Dominik to potrafił. Tylko jak go
naśladować?
Łatwo być świętym
Wbrew pozorom Dominik jest nam bardzo bliski. Przede wszystkim z powodu kilku
doświadczeń, które stały się jego udziałem w drodze do świętości.
W pewną niedzielę Wielkiego Postu w 1855 r. ks. Bosko wygłosił kazanie na temat
świętości młodzieńczej i z naciskiem zaznaczył, że naprawdę łatwo jest ją osiągnąć. Ta
idea trafiła na podatny grunt. Dominik był przecież chłopcem dobrym z natury, otrzymał
nienaganne wychowanie religijne i od dzieciństwa wyrastał w klimacie bojaźni Bożej. Jeśli
dołożymy do tego ogólną atmosferę entuzjazmu dla sprawy Królestwa Bożego, jaka
panowała na Valdocco, to nie należy się dziwić, że już po pierwszych zachętach do
stawania się świętymi, Dominik oddał się gorączkowym marzeniom i planom zdobycia
nagrody w niebie. Z tego też powodu nie usłyszał ostatniej części kazania, w której ks.
Bosko mówił o środkach niezbędnych do osiągnięcia świętości: o dobrym wypełnianiu
codziennych obowiązków, o radości, pobożności, czystości, o miłości Boga i bliźniego,
czyli - jak spuentował swe wystąpienie ks. Bosko - o służbie Bożej właściwej wiekowi
młodzieńczemu.
Podczas gdy ks. Bosko kończył kazanie, Dominik opracował już plan zażyłej przyjaźni z
Bogiem. Być świętym - myślał - to tyle co być blisko Boga, cieszyć się
błogosławieństwem ludzi i doświadczać boskich natchnień. Był przekonany, że droga do
takiej świętości biegnie poprzez umartwienia, samotność, modlitwy i srogą pokutę.
Wystarczyło jednak kilka dni takich praktyk, żeby popadł w melancholię, chodził
rozmarzony, senny, przestał jeść. Nie cieszyły go lekcje w szkole i nie odczuwał zupełnie
smaku zabawy i towarzystwa rówieśników.
1
I wtedy wkroczył ks. Bosko. Myślałem, że łatwo zostać świętym - tłumaczył się speszony
Dominik. - Ja muszę być świętym. Wychowawca pochwalił jego zapał, a potem powoli
sprowadził go na właściwą drogę. Trzeba byś był wesoły - mówił - byś dobrze wypełniał
swoje obowiązki szkolne i przeżywał właściwie sakramenty i praktyki pobożności. I nigdy
nie zapominaj o zabawie z rówieśnikami.
Tyle wystarczyło. Ks. Bosko zaproponował środki proste, ale właściwe dla wieku i
możliwości Dominika. Przekonał go, że trzeba starać się być wiernym tym zwyczajnym,
zdawać by się mogło, trywialnym "sposobom na świętość". Dobre chęci i zapał Dominika
dopełniły dzieła.
Chłopiec czynił szybkie postępy na drodze młodzieńczej świętości. Wciąż radosny,
pracowity, był zawsze gotów otoczyć opieką nowych wychowanków oratorium, upominał
gorszycieli, doprowadzał do pojednania zwaśnionych przyjaciół. Aby zdobywać dla swej
sprawy wciąż nowych chłopców, założył z przyjaciółmi Towarzystwo Niepokalanej. Stał się
prawdziwym apostołem.
Dobrze wykorzystał krótki czas, jaki Bóg dał mu do dyspozycji. Zmęczony szukaniem
upragnionego ideału i przygnieciony chorobą musiał opuścić Valdocco dla podratowania
zdrowia. On jednak, po raz kolejny uprzedzony jakimś boskim natchnieniem, pożegnał
się z ks. Bosko i kolegami na zawsze.
A jednak nam bliski
Trudno zachęcać do naśladowania ekstaz Dominika i do otwierania się na ten typ
natchnień, jakimi Bóg go doświadczał. Jest jednak w Dominiku coś, co mnie urzeka,
przez co stał się bliski współczesnej młodzieży. Jego życie rządziło się prawami młodości.
Jak wszyscy w jego wieku, był wrażliwy na dobro i szukał szczęścia. Jednocześnie, tak jak
jego rówieśnicy, był niepoprawnym idealistą i po trochę marzycielem. To przecież
popędliwe marzenia zajęły jego uwagę, podczas gdy ks. Bosko tłumaczył, jak zostać
świętym.
Idealista Dominik trwał przy swoim zamierzeniu, mimo złego samopoczucia, samotności i
zmęczenia. Jakbym słyszał młodych, którym się wydaje, że są w stanie zawojować cały
świat i nic nie może im w tym przeszkodzić. Jakbym słyszał wyznanie młodego idealisty,
który zostawia Panu ostatni miesiąc życia, bo nic w nim dobrego nie zrobił. A kiedy
pomożesz mu "włączyć" rozum i pamięć, to nagle zaczyna dostrzegać szkołę, zrobione
zakupy, porządek w pokoju i dłoń wyciągniętą do kolegi. Zupełnie, jak Dominik.
W Dominiku urzeka także upór i wierność ideałom. To postawy bardzo potrzebne
młodym, zwłaszcza, że wciąż wystawiani są na próby przez kulturę boleśnie naznaczoną
subiektywizmem, egoizmem, relatywizmem i brakiem wierności...
I jeszcze jedno. Dominik Savio potwierdza słuszność drogi życia opartej na salezjańskiej
duchowości młodzieżowej. Dzisiaj też salezjanie proponują młodym odkrywanie smaku
codziennego życia, optymizm, radość, przyjaźń Chrystusa, odpowiedzialne miejsce w
Kościele i zapraszają do zwyczajnego, na miarę własnych sił, pomagania innym. Środki
tak samo proste, jak w czasach Dominika.
Pomocna dłoń Anioła Stróża
Kiedy Dominik był małym chłopcem, matka uczyła go: - Pamiętaj, Dominiku, że zawsze obok
ciebie jest twój Anioł Stróż. Nie obrażaj go nigdy żadnym grzechem i wezwij go, jeżeli będziesz
potrzebował pomocy. Pewnego dnia młodsza siostra Dominika, Rajmunda, wpadła do stawu.
Dominik bez zastanowienia wskoczył do wody i wyciągnął dziewczynkę na brzeg. Zbiegli się
ludzie. Ktoś zapytał: - Jak tego dokonałeś, skoro jesteś taki mały? Dominik odpowiedział: Jedną ręką trzymałem Rajmundę, a drugą podałem mojemu Aniołowi Stróżowi.
2
Kalendarium życia św. Dominika Savio
2 kwietnia 1842 W wiosce Riva w pobliżu miasta Chieri (prowincja Piemont, północne
Włochy) przychodzi na świat drugie z dziesięciorga dzieci ślusarza Karola Savio i
krawcowej Brygidy Savio z domu Gaiato - Dominik. Rok później w poszukiwaniu lepszych
warunków życia państwo Savio przenoszą się z dziećmi do miejscowości Morialdo (pod
Turynem).
1849 Dominik w wieku 7 lat po raz pierwszy przyjmuje do serca Pana Jezusa
Eucharystycznego (w tamtych czasach dzieci dopuszczane były do pierwszej Komunii św.
dopiero
w
wieku
12
lat).
1853 Rodzina
Savio
przenosi
się
do
Mondonio.
1854-1857 Dominik przebywa w oratorium ks. Jana Bosko na Valdocco (dzielnica
Turynu).
1856 Dominik
zakłada
Towarzystwo
Niepokalanej.
1857 Stan zdrowia nie pozwala Dominikowi kontynuować nauki. Musi wrócić do domu,
do Mondonio, gdzie 9 marca, w wieku 15 lat, umiera w opinii świętości.
1950 Beatyfikacja
Dominika
Savio
12 czerwca 1954 Dominik Savio zostaje ogłoszony przez Kościół najmłodszym świętym
wyznawcą
"Moimi przyjaciółmi będą Jezus i Maryja”
Pewnego mroźnego poranka wikary szedł odprawić poranną Mszę świętą. Na schodach
kościoła dostrzegł skulonego małego chłopca, który modlił się z głową opartą o drzwi. Był
to Dominik Savio. Zapytany, co tu robi, odpowiedział: - Czekam, aż rozpocznie się Msza
święta. Ksiądz wikary zaprosił chłopca do środka i razem przygotowali ołtarz do
Eucharystii. Tego roku Dominik nauczył się służyć do Mszy świętej. Miał wtedy dopiero
pięć lat. Aby postawić na ołtarzu ciężki mszał, musiał wspinać się na palcach, wyciągając
swoją drobną postać. Czynił to z wielkim nabożeństwem i przejęciem, gdyż wiedział, że w
tej książce zapisane jest słowo Boże.
Św. Dominik przed drzwiami Kościoła w mroźny poranek
Wybacz mi, Mamo...
W wigilię dnia, w którym miał po raz pierwszy przyjąć do serca Pana Jezusa w Komunii
świętej Dominik powiedział do swojej mamy: - Mamo, proszę, wybacz mi wszystkie
przykrości, które ci dotąd wyrządziłem. Obiecuję w przyszłości być bardziej grzeczny;
będę uważać w szkole, będę posłuszny, łagodny, będę słuchał twoich poleceń. Mówiąc to,
wzruszył się i zaczął płakać. Matka, która nigdy nie doznała od niego żadnych przykrości,
powstrzymując łzy odpowiedziała: - Idź spokojnie, Dominiku, wszystko zostało ci
wybaczone. Módl się do Boga, aby zachował cię zawsze dobrym, proś Go także w mojej
intencji i twojego ojca. W dniu swej pierwszej Komunii świętej Dominik wstał wcześnie,
założył swoje najlepsze ubranie i udał się do kościoła, który był jeszcze zamknięty.
3
Uklęknął przy wejściu do domu Bożego i modlił się do chwili, aż przybyły inne dzieci.
Dominik wszedł do kościoła pierwszy, a wyszedł z niego ostatni
Najpobożniejszy uczeń św. Jana Bosko
Tak doskonale duchowo uformowanego chłopca Opatrzność Boża zetknęła z ks. Janem
Bosko, człowiekiem świętym i wielkim wychowawcą młodzieży. Dominik miał wówczas 12
lat. Do ks. Bosko wysłał go jego nauczyciel, ks. Cugliero, który chciał, by ten zdolny i
wartościowy chłopiec zdobył jak najlepsze wykształcenie. Ks. Bosko od razu poznał w
Dominiku duszę całkowicie skierowaną na Boga. Był zaskoczony, jak wiele dobrego
zdziałała w tak młodym przecież człowieku łaska Boża.
Bóg księdza przysłał!"
Pewnej grudniowej nocy do pokoju, w którym pracował ks. Bosko zapukał Dominik.
Chłopiec miał bardzo poważny wyraz twarzy. Poprosił księdza, by niezwłocznie udał się za
nim. Początkowo ks. Bosko zwlekał, lecz Dominik stanowczo nalegał. W końcu kapłan
wstał, wziął kapelusz i poszedł za Dominikiem. W milczeniu przemierzali ciemne ulice
miasta. Dominik otworzył bramę jednego z domów i wszedł po schodach na górę. Na
trzecim piętrze zapukał do drzwi. Zanim otworzono, powiedział do ks. Bosko: - Musi
ksiądz tutaj wejść. Potem odwrócił się odszedł. W drzwiach ukazała się kobieta. Na widok
kapłana zawołała: - Bóg księdza przysłał! Szybko, szybko, bo będzie za późno. Mój
nieszczęśliwy mąż stracił przed wieloma laty wiarę. Teraz leży konający i pragnie się
wyspowiadać. Ks. Bosko podszedł do posłania zrozpaczonego człowieka i wysłuchał jego
spowiedzi. Kilka minut później mężczyzna zmarł. Po kilku dniach ks. Bosko odważył się
zapytać Dominika, skąd wiedział o konającym bez pojednania z Bogiem człowieku.
Dominik jednak nie chciał, bądź nie mógł, odpowiedzieć na to pytanie.
Cztery postanowienia Dominika
W wieku siedmiu lat, w dniu pierwszej Komunii świętej, Dominik zrobił cztery
postanowienia: 1. Będę się często spowiadał i będę przystępował do Komunii św. za
każdym razem, gdy spowiednik mi na to pozwoli. 2. Pragnę święcić dni świąteczne. 3.
Moimi przyjaciółmi będą Jezus i Maryja. 4. Wolę raczej umrzeć niż zgrzeszyć.
Przyrzeczeniom tym dochował wierności do końca życia. W sposób szczególny ukochał
Pana Jezusa ukrytego w Najświętszym Sakramencie. Ze wszystkich sił starał się
przyprowadzić do Niego jak najwięcej kolegów ze szkoły. Z domu rodzinnego, gdzie
codziennie odmawiano "Anioł Pański" i Różaniec, wyniósł także głęboką miłości do Matki
Najświętszej. 8 grudnia 1854 r., w dniu ogłoszenia dogmatu o Niepokalanym Poczęciu
Maryi, Dominik dokonał aktu osobistego oddania się Niepokalanej.
Oratorium księdza Bosko
Wielkie dzieło św. Jana Bosko bierze swój początek w ubogiej i uchodzącej za bardzo
niebezpieczną dzielnicy Turynu, jaką w XIX w. było Valdocco. Pewnego dnia, gdy ks.
Bosko przygotowywał się do odprawiania Mszy św., do zakrystii wszedł szesnastoletni
chłopiec. Jego ubrudzone wapnem ubranie sugerowało, że mógł być jednym z wielu
pomocników murarskich, którzy przybywali do Turynu w poszukiwaniu pracy. Kościelny,
niewiele myśląc, chciał przepędzić obdartusa. Ks. Bosko ujął się za chłopcem i nawiązał z
nim rozmowę. Okazało się, że był sierotą, nie umiał czytać ani pisać, zapomniał pacierza.
Ze względu na swój wiek wstydził się chodzić z małymi dziećmi na katechezę. Ks. Bosko
zaproponował, że sam zacznie uczyć go katechizmu. Chłopiec przystał na tę propozycję.
Na drugą lekcję chłopiec przyprowadził kilku kolegów, tak samo jak on bezdomnych i nie
znających podstaw wiary. Ks. Bosko był wstrząśnięty nędzą fizyczną i moralną
4
opuszczonych dzieci turyńskich ulic. Zaczął organizować dla nich nie tylko katechezy, ale
także zabawy, wycieczki i zawody sportowe. Pierwszym budynkiem, w którym pod opieką
duchownego spotykali się chłopcy była stara szopa. Taki był początek Oratorium ks.
Bosko - miejsca, które dla zaniedbanej i zagubionej młodzieży stało się jednocześnie
domem, kościołem, szkołą i placem zabaw.
W s p o mn i e n i a z o r a t or i u m
W oratorium księdza Bosko Dominik czynił szybkie postępy na drodze do
świętości. Był radosny, pracowity, zawsze gotowy służyć pomocą. Otaczał
opieką słabszych i młodszych, upominał tych, którzy źle się zachowywali, godził
zwaśnionych, zażegnywał wybuchające co rusz kłótnie i bijatyki. Narażając się
niejednokrotnie na szyderstwa, a nawet dotkliwe ciosy, próbował odwodzić
zuchwałych uczniów od złych uczynków i gorszących rozmów. Za zło odpłacał
dobrem. Aby przyprowadzić do Boga jak najwięcej kolegów, założył z
przyjaciółmi Towarzystwo Niepokalanej. Stał się prawdziwym apostołem Jezusa
i Maryi. Po śmierci Dominika Savio ks. Jan Bosko nie miał żadnych wątpliwości
co do jego świętości. Aby zdarzenia z krótkiego życia jego ukochanego
wychowanka nie poszły w zapomnienie, poprosił tych, którzy go znali, aby
spisali swoje wspomnienia o nim. Z tych wspomnień powstała piękna opowieść
o "małym Świętym".
Dominik zapobiega niebezpiecznej bijatyce między kolegami
"Spójrz na ten krzyż!"
Pewnego dnia dwaj chłopcy zaczęli wzajemnie obrzucać się wyzwiskami. Nie dość im było
obrażać siebie i zaczęli wyzywać rodzinę przeciwnika. Ich zajadłość rosła i w końcu
zdecydowali się na ostateczną rozprawę: pojedynek na kamienie. Obserwujący zajście
uczniowie podżegali do bijatyki, chcąc obejrzeć "widowisko". Tylko Dominik miał odwagę
próbować nakłonić przeciwników do zaniechania zemsty. Jeden z rozjuszonych
młodzieńców, ściskając kamień w garści, krzyknął na Dominika: - Wynoś się! Nie chcę
słuchać twoich kazań! Wtedy Dominik chwycił krzyżyk, który nosił na szyi i zwrócił się do
niego: - Spójrz na ten krzyż i jeśli masz odwagę, powtórz: "Jezus umarł na krzyżu,
przebaczając swoim katom, ja zaś chcę się zemścić". Kamienie wypadły z rąk
zawstydzonych chłopców. Pojedynek nie odbył się.
Wiatyk i biała chusteczka
W nocy padał deszcz i ulice Turynu były pełne kałuż i błota. Rankiem w drodze do szkoły
Dominik usłyszał dźwięk dzwonka zwiastujący nadejście kapłana z wiatykiem. Chłopiec
przechodził właśnie obok pewnego żołnierza. Ministrant dzwonił dzwonkiem, a żołnierz
stał hardo i nieruchomo. Wtedy Dominik wyciągnął z kieszeni białą chusteczkę, rozciągnął
ją przed żołnierzem na ziemi i uśmiechając się zachęcająco skinął na niego. Żołnierz był
tak zaskoczony, że przyklęknął.
"Występek" Dominika
5
Któregoś dnia pod nieobecność nauczyciela, ks. Cugliero, dwaj znani ze złośliwości
uczniowie załadowali do rozpalonego pieca dwie kule ze śniegu. Cała klasa wypełniła się
dymem, a z pieca wyciekła strużka brudnej wody. Gdy przyszedł ks. Cugliero i zobaczył,
co się stało, zapytał groźnie, kto to zrobił. Winowajcy wiedzieli, że ze względu na swoją
złą opinię, taki postępek może się skończyć wyrzuceniem ze szkoły. Postanowili więc
zrzucić winę na kogo innego. Wskazali na Dominika. Ks. Cugliero oniemiał. Nie mógł
uwierzyć w winę tego chłopca. Dominik wstał i milczał. Nikt z uczniów z obawy przed
zemstą chuliganów nie odważył się stanąć w obronie niewinnego. Nauczyciel zwrócił się
do Dominika: - Masz szczęście, że to twoje pierwsze przewinienie. W innym wypadku
wyrzuciłbym cię ze szkoły. Później jednak prawda wyszła na jaw. Nauczyciel zapytał
Dominika, dlaczego nic nie powiedział. Chłopiec odpowiedział, że po pierwsze nie chciał,
by ci uczniowie zostali wydaleni ze szkoły, a po drugie miał przed oczyma scenę, w której
niewinnie oskarżony Pan Jezus stoi przed Piłatem i milczy...
Towarzystwo Niepokalanej
W oratorium obok tzw. trudnej młodzieży przebywali także uczniowie pobożni i dobrze
wychowani. Wśród takich właśnie chłopców Dominik znalazł przyjaciół, z którymi założył
towarzystwo poświęcone Niepokalanej. Jego członkowie postawili sobie za cel czczenie
Matki Bożej oraz doskonalenie swej postawy chrześcijańskiej przez skrupulatne
wypełnianie
obowiązków,
przestrzeganie
przepisów
szkolnych,
sumienne
wykorzystywanie czasu, zachęcanie kolegów własnym przykładem do czynienia dobra,
częste przystępowanie do sakramentów pokuty i Eucharystii. Chłopcy pragnęli także
pomagać ks. Bosko. Każdy z członków Towarzystwa Niepokalanej miał pod opieką
jednego kolegę. Towarzystwo działało w tajemnicy, jego członkowie byli dyskretnymi
"aniołami
stróżami"
uczniów
sprawiających
ks.
Bosko
najwięcej
kłopotów
wychowawczych. Wśród "podopiecznych" towarzystwa byli chłopcy opuszczeni w nauce,
niezdyscyplinowani, leniwi, agresywni, używający przekleństw i szukający zaczepki.
Członków Towarzystwa Niepokalanej wyróżniał jeden znak - każdy z nich nosił na sercu
Cudowny Medalik.
"Och, jakie piękne rzeczy w idzę"...
Dominik Savio nigdy nie cieszył się dobrym zdrowiem. Zimą na przełomie roku
1856 i 1857 poważnie zachorował. W marcu musiał opuścić oratorium i wrócić
do Mondonio. Stan zdrowia chłopca pogarszał się z dnia na dzień. Gorączka
nasilała się, coraz częściej nękały go ataki nieopanowanego kaszlu. Lekarze
podejrzewali nieuleczalne w tamtych czasach zapalenie płuc.
Proboszcz Mondonio udziela Dominikowi ostatniej
Komunii św.
gasnący
-
wzrok
Jestem,
na
ojca
mój
i
Przy łóżku umierającego Dominika czuwali
rodzice, Karol i Brygida Savio. Dominik zwrócił
zapytał:
Tatusiu,
czy
jesteś
tutaj?
synku,
czego
potrzebujesz?
6
- Mój tatusiu, już czas; weź moją książeczkę do modlenia i przeczytaj mi modlitwę o
dobrą śmierć.
Matka, słysząc to, wybuchła płaczem i wyszła z pokoju. Ojcu serce pękało z bólu, a płacz
dławił mu gardło. Z trudem opanował drżenie głosu oraz łzy cisnące się do oczu łzy i
zaczął czytać modlitwę. Dominik z uwagą i wyraźnie powtarzał każde słowo, a na koniec
każdej części modlitwy sam odmawiał: "Jezu miłosierny, zmiłuj się nade mną". Gdy
doszedł do słów: "Kiedy ostatecznie dusza moja stanie przed Tobą i ujrzy po raz pierwszy
splendor nieśmiertelny Twojego majestatu, nie odrzucaj jej od swojego oblicza, ale uczyń
mnie godnym przyjęcia na Twoje miłościwe łono, abym na wieki mógł wyśpiewywać
Twoją
chwałę".
I
dodał:
- Tak, to jest właśnie to, czego pragnę. Och, drogi tatusiu - móc wyśpiewywać na wieki
chwałę
Pana!
Potem zapadł w krótki sen. Wkrótce przebudził się i zawołał wyraźnym, uradowanym
głosem:
- Żegnaj, drogi tatusiu, żegnaj... Och! Jakie piękne rzeczy widzę... I wpatrzony w jakąś
słodką wizję z uśmiechem na ustach cicho oddał ducha.
Sen księdza Bosko
Dwadzieścia lat po śmierci swego ukochanego wychowanka ks. Bosko miał piękny sen.
Ujrzał ogromną gromadę chłopców. Wielu z nich znał z oratorium i z innych założonych
przez siebie zakładów, ale większość była mu zupełnie nieznana. Ten wielki tłum szedł ku
niemu, a na ich czele kroczył Dominik Savio. W pewnym momencie rozbłysło bardzo silne
światło. Dająca się dotąd słyszeć niebiańska muzyka ucichła i zaległo głębokie milczenie.
Dominik wysunął się z tłumu i z uśmiechem podszedł do ks. Bosko. Jego oblicze jaśniało
światłem. W tej wizji Dominik wyjaśnił ks. Bosko niektóre minione zdarzenia z historii
oratorium i przepowiedział inne.
Sen ks. Jana Bosko,w którym kapłan widzi swego
świętego wychowanka na czele nieskończonego
zastępu młodych.
Sześć godzin w ekstazie
Pewnego dnia od rana nigdzie nie można było znaleźć Dominika. Koledzy przeszukali cały
budynek oratorium. Kiedy około godziny 14.00 po południu doniesiono o tym ks. Bosko,
kapłan od razu pomyślał, że Dominik mógł zostać w kościele. I rzeczywiście. Chłopiec
klęczał przy ołtarzu w modlitewnej ekstazie. Nie wiedział, że Msza św. skończyła się już 6
godzin temu.
Dowody świętości Dominika Savio
Niedługo po Śmierci Dominika Savio jego koledzy odkryli, że prosząc go o
wstawiennictwo uzyskują pomoc w codziennych sprawach. Początkowo ciało
7
Świętego spoczywało w kaplicy cmentarnej w Mondonio, nieopodal domu, w
którym mieszkała rodzina Savio. Kiedy rozpoczął się proces apostolski
kandydata na oŁtarze, relikwie zostały przeniesione do bazyliki Matki Bożej
Wspomożycielki w Turynie. Mieszkańcy Mondonio długo nie mogli pogodzić się z
faktem, Że prochy ich małego opiekuna ostatecznie spoczną w innym miejscu.
Przed domem, gdzie Dominik spędził ostatnie dni ziemskiego życia
stoi pierwszy pomnik „małego świętego”
Chłopiec, który miał umrzeć
Znamienne jest, że cuda, które Kościół wybrał i zatwierdził jako dowody na skuteczność
orędownictwa Dominika Savio u Boga odnoszą się do dwojga dzieci i dwóch matek. W
roku 1950 komisja złożona z lekarzy i teologów poddała wnikliwym i krytycznym
badaniom dwa cudowne uzdrowienia, które dokonały się za przyczyną Dominika Savio.
Najpierw do zdrowia wrócił siedmioletni Sabatino Albano z Salerno. Chłopiec umierał na
skutek ciężkiego zapalenia nerek. Jego stan był tak poważny, że lekarz podpisał już
orzeczenie zgonu. Drugą uzdrowioną była szesnastoletnia Maria Consuelo Moragas z
Barcelony, która doznała podwójnego złamania kości w stawie łokciowym. Podczas
nowenny do Sługi Bożego Dominika Savio, ręka złamana w dwóch miejscach i bardzo
spuchnięta, sklęsła i wróciła do sprawności bez żadnej ingerencji lekarza (kończyna nie
została nawet unieruchomiona w gipsie). Te dwa przypadki niewytłumaczalnych
medycznie uzdrowień zakończyły proces beatyfikacyjny małego Dominika. Pius XII ogłosił
go błogosławionym i polecił jego opiece młodzież całego świata.
Ratunek dla matek
Cztery lata później Kościół uznał dwa kolejne uzdrowienia, które zamknęły proces
kanonizacyjny Dominika Savio. Modlitwa za jego wstawiennictwem przyniosła ocalenie
Marii Gianfredzie, matce sześciorga dzieci, która doznała groźnego krwotoku
wewnętrznego. Choć lekarze nie dawali żadnej nadziei na przeżycie, po niedługim czasie
kobieta wróciła zdrowa do swojej rodziny. Dominik wyprosił także zdrowie dla innej
matki, na powrót której czekało w domu czworo dzieci. Antonia Miglietta cierpiała na
ciężkie zapalenie opon mózgowych. Czekała ją skomplikowana operacja. Bóg uzdrowił ją
9 marca, czyli dokładnie w rocznicę narodzin dla nieba św. Dominika Savio. Zabieg
chirurgiczny okazał się niepotrzebny.
Kaplica cmentarna w Mondonio- pierwsze miejsce
pochówku Dominika Savio
8
Święty piętnastolatek
"9 marca 1857 r. ubyło jednego anioła na ziemi i przybyło jednego więcej w
niebie" - tymi słowami św. Jan Bosko opisał odejście do wieczności swego
wychowanka. Później ks. Bosko doda: "Gdybym był papieżem, nie miałbym
żadnej wątpliwości, aby ogłosić Dominika Savio świętym". Podczas procesu
beatyfikacyjnego, a później kanonizacyjnego teologowie zadawali sobie
pytanie: czy piętnastolatek może osiągnąć świętość? Heroiczne praktykowanie
cnót wymaga wielkiej dojrzałości i wytrwałości, o którą bardzo trudno w tak
młodym wieku. A jednak Dominik swoim życiem zaświadczył, że jest to
możliwe. Dlatego Kościół uznał go za godny naśladowania
wzór dla młodzieży.
Kanonizacja bł. Dominika Savio odbyła się 12 czerwca 1954 r. na
Placu św. Piotra w Rzymie. Na cześć piętnastoletniego Świętego
wiwatowały tysiące młodych, którzy przybyli na tę uroczystość z
całego świata.
Dominik budował i potwierdzał swoją świętość w codziennych sytuacjach. Jak już
powiedzieliśmy, w pierwszym domu salezjańskim przebywali zarówno chłopcy dobrze
wychowani i spokojni, jak i uczniowie lekkomyślni, krnąbrni i aroganccy. Wdawali się oni
w bójki, przeklinali, drwili ze wszystkiego, wagarowali, dokuczali starszym, rzucali
kamieniami, kradli owoce z sadów, wyrządzali szkody na okolicznych polach. Dominik był
często nagabywany, by przyłączył się do rozbrykanej i hałaśliwej gromady. Odmowa
podporządkowania się grupie rówieśników wymagała silnej woli i wielkiej odwagi. Mały
Savio nigdy nie zaniedbywał swoich obowiązków, ściśle przestrzegał szkolnego
regulaminu i programu dnia, jaki obowiązywał w oratorium, okazywał posłuszeństwo i
szacunek nauczycielom. Taką doskonałość trudno osiągnąć człowiekowi dorosłemu, a co
dopiero piętnastoletniemu chłopcu. Dominik osiągnął nowy, nieznany dotychczas rodzaj
świętości - stał się "świętym uczniem".
Proszę mi pomóc zostać świętym
Pewnego dnia ks. Jan Bosko powiedział do Dominika: - Wolą Bożą jest, abyśmy się
stawali świętymi. A źródłem świętości jest radość wypływająca z miłości Boga i bliźniego
oraz wierność w wypełnianiu swoich obowiązków religijnych,
zawodowych, szkolnych. Dominik bez chwili namysłu odparł: Proszę mi pomóc zostać świętym.
Przedstawiciele Rodziny Salezjańskich niosą obraz kanonizacyjny św. Dominika
Savio
Piękna osobowość, dusza łagodna i uczuciowa
9
Na potrzeby procesu beatyfikacyjnego zamówiono ekspertyzę grafologiczną pisma
Dominika Savio. Każdy z czterech grafologów analizował charakter pisma kandydata na
ołtarze oddzielnie, nie wiedząc, kim jest badana osoba. Oto opinia jednego z grafologów:
"Ten krótki tekst odsłania piękną osobowość, lecz osobowość jeszcze o życiu niewielkim i
nie uformowanym do podejmowania inicjatyw i odpowiedzialnych decyzji. Występują tu
oznaki wysokiej moralności, skrupulatności, braku zachłanności i zmysłowości, zwyczaju
wykonywania prac w sposób konkretny i dokładny, wielkiej zdolności do wysiłku na polu
dyscypliny. Dusza łagodna i uczuciowa, o wielkiej wrażliwości. Naturalna nieśmiałość
broni się za parawanem stałości w zachowaniu i woli. Temperament myśliciela i człowieka
kontemplacji, zdolnego do milczenia, bogatego w zdolność wyobraźni. Brak
przyzwyczajenia do swobodnego (wolnego) życia i stosunków społecznych; prostota w
obyciu".
"Ubranko" św . Dominika Savio
Siostra Dominika, Teresa Tosco Savio, złożyła świadectwo niezwykłego
wydarzenia, które miało miejsce sześć miesięcy przed śmiercią jej brata.
Zdarzenie to znane było nie tylko w rodzinie Savio, ale także w Mondonio i
okolicach.
12 września 1856 r., w święto Najświętszego Imienia Maryi, mój brat Dominik, zgłosił się
do ks. Bosko i poprosił o zgodę na wyjazd: - Czy byłby ksiądz tak uprzejmy i zwolniłby
mnie ksiądz na jeden dzień?
- Dokąd się wybierasz?
- Do domu, ponieważ moja mama jest bardzo chora i Matka Boża pragnie ją uzdrowić.
- Skąd ty o tym wiesz?
- Wiem.
- Dostałeś wiadomość?
- Nie, ale mimo to wiem.
Ksiądz Bosko potraktował poważnie słowa Dominika i zezwolił na wyjazd. Chłopiec
wyruszył w drogę.
Mama była w ciąży z czwartym dzieckiem. Na skutek komplikacji zdrowotnych znalazła
się w bardzo ciężkim stanie. Cierpiała straszliwe bóle. Kobiety, które w takich sytuacjach
przychodziły z pomocą, były bezradne. Tata zdecydował się pojechać po lekarza. Po
drodze spotkał idącego do domu Dominika. Zdziwił się bardzo. Mój brat wyjaśnił: - Idę do
mamy,
bo
jest
bardzo
chora.
Tata, który uważał, że w tej sytuacji obecność Dominika w domu jest niewskazana,
polecił mu udać się do babci i pospiesznie ruszył w dalszą drogę. Dominik poszedł jednak
prosto do domu. Sąsiadki, które czuwały przy mamie, próbowały mu zabronić wizyty w
pokoju chorej, ale on, nie zważając na nic, wszedł do środka. - Jak to się stało, że tu
jesteś? - z wielkim wysiłkiem spytała mama. - Wiedziałem, że jesteś chora i przyjechałem
cię
odwiedzić.
Mama nie chciała, by Dominik oglądał ją tak cierpiącą i poprosiła, by zszedł do sąsiadek i
obiecała, że zawoła go trochę później. - Tak, już idę, lecz najpierw chcę cię uściskać.
Dominik szybko wskoczył na łóżko, objął mamę za szyję, ucałował i wyszedł. Zaraz
potem mama przestała odczuwać ból. Po chwili przybył ojciec z lekarzem, który
10
stwierdził, że zdrowie mamy jest w dobrym stanie. Tymczasem sąsiadki, które
opiekowały się mamą spostrzegły na jej szyi zieloną tasiemkę, do której dołączony był
poskładany
i
obszyty
kawałek
materiału
z
wizerunkiem
Maryi.
Po powrocie do Turynu Dominik powiedział do ks. Bosko: - Moja mama jest już zdrowa.
Ocaliła ją Matka Boża. Sześć miesięcy później, przed samą śmiercią Dominik powiedział
do mamy: - Pamiętasz mamo, jak przyjechałem, gdy byłaś chora? I jak zawiesiłem na
twojej szyi "ubranko" od Matki Bożej? To dlatego wyzdrowiałaś. Zachowaj go i użyczaj
wszystkim, którzy znajdą się w niebezpieczeństwie, jak ty. Jak ocalił ciebie, ocali też
innych.
Moja mama, dopóki żyła, zawsze nosiła tę cenną relikwię. Później pamiątka wędrowała z
rąk do rąk po rodzinie i po okolicach Mondonio. Za pośrednictwem szkaplerza szczególnej
pomocy Maryi doznawały matki przechodzące trudny poród. W końcu szkaplerz, który
Dominik zawiesił na szyi mamy, nie wrócił do naszej rodziny. Zaginął i nie wiemy, co się z
nim stało
Rozpowszechniony we Włoszech szkaplerz zwany „Ubrankiem
Dominika”
"Święty od kołysek"
To cudowne wydarzenie, dokonane dzięki "ubranku",
czyli szkaplerzowi Niepokalanej, którą Dominik
miłował i czcił całym sercem, zapoczątkowało
niezwykłe posłannictwo "małego Świętego" - jego patronat nad małżeństwami
starającymi się o potomstwo, nad matkami spodziewającymi się dziecka oraz nad
noworodkami. Św. Dominik Savio wspiera z nieba także rodziców w ich trudnej misji
wychowania dzieci. We Włoszech św. Dominik Savio nazywany jest "świętym od kołysek"
oraz "patronem dziecięcych łóżeczek". Włoscy salezjanie rozpowszechnili wśród
przyszłych matek zwyczaj noszenia "ubranka" św. Dominika, czyli obszytego kawałka
materiału z podobizną "małego Świętego". "Ubranko" jest poświęcone i potarte o relikwie
opiekuna matek i dzieci. Ten szkaplerz ma być zachętą do życia godnego chrześcijanina
oraz do ufnej modlitwy o wszelkie łaski potrzebne do godnego przyjęcia daru
macierzyństwa.
Przy sarkofagu św. Dominika Savio w Valdocco (Turyn)
wdzięczni za wyproszone łaski rodzice składają dziecięce
wota: różowe i niebieski poduszeczki z wyhaftowanym
imieniem i datą narodzin dziecka, pamiątki chrztu, zabawki,
ubranka i zdjęcia swoich pociech.
Podopieczni "małego Św iętego"
11
W "Bollettino Salesiano", włoskim czasopiśmie salezjańskim, co miesiąc
ukazują się świadectwa niektórych łask, które wyprasza u Boga św. Dominik
Savio. "Mały Święty" wspiera przyszłe matki w ich oczekiwaniu na dziecko,
roztacza opiekę nad dziecięcym łóżeczkiem, w którym kwili niemowlę, pociesza
matki zatroskane o swe dzieci, niesie otuchę matkom samotnym, podpowiada
rodzicom, jak przekazać potomstwu żywą i gorącą wiarę. Jego uśmiech i
błogosławieństwo towarzyszą z nieba szczególnie ludziom młodym - jego
rówieśnikom - których pragnie uchronić nie tylko przed złem fizycznym, ale
nade wszystko przed niebezpieczeństwem duchowym. W Polsce nastoletni
Święty jest znany przede wszystkim jako patron ministrantów. Modlą się do
niego członkowie Liturgicznej Służby Ołtarza.
Prezent na urodziny
Moja pierwsza ciąża od początku była skomplikowana i trudna. Problemy rozpoczęły się
zaraz po tym, jak się zorientowałam, że spodziewam się dziecka. Wzięłam urlop w pracy.
Zaprzyjaźniony kapłan opowiedział mi o św. Dominiku Savio i zatroszczył się dla mnie o
"ubranko" Dominika. Polecił mi także modlić się z wiarą. 3 maja 2005 r. miałam krwotok.
Cały czas modliłam się przez wstawiennictwo Świętego. W szpitalu powiedzieli mi, że
dziecko ma się dobrze. Zapowiadał się ciężki poród. Były kłopoty z łożyskiem. Cała moja
rodzina
stale
modliła
się
przez
wstawiennictwo
św.
Dominika
Savio.
18 listopada 2005 r., w dzień moich urodzin, narodził się Stefan. Poród - co było
zaskoczeniem dla wszystkich - odbył się drogą naturalną, prawie bezboleśnie, bez
zapowiadanych przez ginekologów komplikacji
Maria Vitiello, Rzym [za: "Bolettino Salesiano", maj 2007; tłum. ks. Robert Wróblewski
SDB]
"Proście, a otrzymacie"
Nazywam się Luiza i mam 35 lat. Przeszłam już dwa poronienia. Z utęsknieniem i z bólem
w sercu oczekiwaliśmy na kolejną ciążę. Przez trzy i pół roku lekarze dręczyli nas różnymi
kuracjami, które nie dawały żadnych rezultatów. Podczas Bożego Narodzenia 2004 r.
moja przyjaciółka, która miała doświadczenie podobne do mojego, dała mi szkaplerzyk
św. Dominika Savio. Powiedziała mi, że mam jej go oddać, gdy otrzymam łaskę. Wtedy
nie wiedziałam jeszcze, że ten Święty jest opiekunem matek i nowo narodzonych dzieci,
ale zaufałam jego wstawiennictwu. Pełni nadziei zaczęliśmy wspólnie z mężem odmawiać
nowennę. Udaliśmy się do Turynu, do urny z doczesnymi szczątkami małego Świętego,
by się pomodlić. Tam otrzymaliśmy szkaplerzyk, który zawiesiłam na szyi. W lutym z
ogromną radością zorientowałam się, że jestem w ciąży. W październiku 2005 r. urodził
się nasz syn, Filip, który stał się największą radością naszego życia. Szkalperzyk nosiłam
przez całą ciążę. Noszę go do tej pory. Drugi umieściłam synkowi pod poduszeczką.
Planujemy, aby wkrótce całą trójką udać się do bazyliki Wspomożycielki Wiernych w
Turynie, aby wielbić Pana i dać świadectwo, jak prawdziwa jest ewangeliczna rada:
"Proście, a otrzymacie".
Luiza i Paweł, Bergamo [za: "Bolettino Salesiano", czerwiec 2007; tłum. ks. Robert
Wróblewski SDB]
Więcej czasu dla Pana Jezusa
Jestem ministrantem od czterech lat, ale nigdy nie zdarzyło mi się być takim pobożnym
jak św. Dominik Savio. W jego życiorysie przeczytałem, że Dominik już jako pięcioletni
chłopiec służył do Mszy świętej. Ponieważ jeszcze wtedy nie znał się na zegarku, często
12
przychodził do kościoła za wcześnie, kiedy świątynia była jeszcze zamknięta. I wtedy
wcale nie wracał do domu z powrotem, tylko klękał przed zamkniętymi drzwiami i się
modlił. Nam, ministrantom, czasem zdarza się, że wpadamy do zakrystii tuż przed samą
Mszą św., ledwie zdążamy się przebrać w komeżkę. A co dopiero mówić o modlitwie.
Muszę podjąć postanowienie, żeby znajdywać więcej czasu dla Pana Jezusa. ( Michał, 12
lat )
Odwaga w wyznawaniu wiary
Jestem lektorem, ale jeśli chodzi o moją postawę wobec innych, to myślę, że nie jestem
takim świadkiem Pana Jezusa, jakim On chciałby mnie widzieć. W postawie św. Dominika
Savio najbardziej zaimponowało mi to, że on nie wstydził się swojej wiary i nie bał się
upominać nawet dorosłych, choć sam był przecież jeszcze dzieckiem. Czytałem, że
któregoś dnia Dominik usłyszał przekleństwa z ust przejeżdżającego bryczką woźnicy.
Wtedy przystanął i powiedział do niego grzecznie: "To bardzo obraża Pana Boga".
Woźnica był tak zaskoczony, że zawstydził się jak małe dziecko i obiecał chłopcu, że
będzie uważał na swój język. Myślę, że niewielu z nas stać na to, żeby zwrócić uwagę
swojemu koledze czy koleżance, gdy źle postępuje, a co dopiero dorosłemu człowiekowi.
Musimy
modlić
się
do
św. Dominika Savio o odwagę w wyznawaniu naszej wiary. (Maksymilian, lat 14)
Św. Dominik- święty młodych, opiekun matek i dzieci
P o l s k i e d r o g i św . D om i n i k a S a v i o
Doczesne szczątki "małego Świętego" spoczywają w bazylice Wspomożycielki
Wiernych w Turynie we wspaniałej urnie z brązu i kryształu. Wewnątrz urny
znajduje się figura przedstawiająca św. Dominika Savio w momencie śmierci,
kiedy w zachwycie wypowiada słowa "Och, jakie piękne rzeczy widzę...". Przy
projektowaniu figury artysta kierował się wynikami
badań naukowych nad kośćmi i czaszką Świętego.
Twarz
Dominika
została
zrekonstruowana
na
podstawie opisów osób, które znały go osobiście.
Wierność
w
odtwarzaniu
szczegółów
wyglądu
Świętego została zachowana nawet w modelu i kroju
ubrania, które zostało wykonane z prawdziwej
tkaniny. Ten kosztowny i perfekcyjnie wykonany
relikwiarz stanowi wyraz hołdu dla świętego
młodzieńca. Z okazji 150. rocznicy śmierci św.
Dominika Savio jego relikwie odbyły pielgrzymkę po
Włoszech, Hiszpanii, Libanie i Filipinach. Na początku
13
września 2007 roku sarkofag "małego Świętego" przybył do Polski.
Polska jest ostatnim etapem peregrynacji relikwii św. Dominika Savio. Prosto z Krakowa relikwiarz
wróci do turyńskiej bazyliki Wspomożycielki Wiernych i tam, w jednym z ołtarzy bocznych, spocznie
na stałe.
Spełnione marzenie księdza Bosko
Oratorium na turyńskim Valdocco, którego wychowankiem był św. Dominik
Savio, było pierwszym domem salezjańskim utworzonym przez św. Jan Bosko ojca i założyciela wielkiej Rodziny Salezjańskiej. Ks. Bosko zadbał, by
zapoczątkowane przez niego dzieło katolickiego wychowywania młodzieży
znalazło kontynuatorów. W roku 1859 czterech wychowanków świętego
kapłana wyraziło gotowość pójścia w jego ślady i zaangażowania się w to
niełatwe apostolstwo. Byli to pierwsi salezjanie. Kilkanaście lat później ks.
Bosko zainicjował żeńską gałąź Zgromadzenia Salezjańskiego - Córek Maryi
Wspomożycielki, które poświęciły się wychowywaniu dziewcząt. Dopełnieniem
tych dwóch wspólnot było Stowarzyszenie Współpracowników Salezjańskich,
które ks. Bosko założył z myślą o osobach świeckich, pragnących wspomóc
salezjanów w ich pracy wychowawczej. Za patrona swego dzieła św. Jan Bosko
obrał Franciszka Salezego - świętego znanego z niezachwianej wiary w dobro,
które Pan Bóg zapisał w sercu każdego człowieka. Dziś wielka Rodzina
Salezjańska liczy ponad dwadzieścia gałęzi. Pracę ks. Jana Bosko kontynuuje
ponad 16 tysięcy salezjanów w 128 krajach, na wszystkich kontynentach. W 97
inspektoriach istnieje 1849 wspólnot zakonnych, które zaangażowane są w
różnego rodzaju działalność duszpastersko-wychowawczą. Owocem duchowości
salezjańskiej są liczni święci, błogosławieni i Słudzy Boży. Wśród nich są także
Polacy - bł. ks. Józef Kowalski, obrońca Różańca świętego, bł. August
Czartoryski, wyznawca, bł. ks. Bronisław Markiewicz, założyciel michalitów,
pięciu błogosławionych młodych męczenników z Poznania, tzw. Piątka
Poznańska, a także Słudzy Boży kard. August Hlond, Prymas Polski oraz ośmiu
kapłanów męczenników z czasów II wojny światowej.
Ksiądz Bosko przez całe życie marzył o pracy misyjnej. Gdy miał 56 lat, nawiedził go
proroczy sen: zobaczył swoich współbraci wśród ludzi z odległych zakątków świata. Kilka
lat później z dalekiego Buenos Aires przyszedł list od tamtejszego biskupa. Duszpasterz
prosił w nim salezjanów o podjęcie pracy misyjnej w Patagonii, na południu Argentyny. W
odpowiedzi na ten apel ks. Bosko wysłał tam grupę swoich współpracowników. Był to rok
1875 r. Dziś salezjańscy misjonarze i misjonarki pracują dla Chrystusa na wszystkich
kontynentach, niosąc ludziom Dobrą Nowinę, oświatę i radość.
Czy może być coś piękniejszego?
To było wczoraj, daleko od domu, na jednym z centrów. Centra to jakby filie, położone
kilkadziesiąt kilometrów od parafii. Odwiedzam każde z nich raz w miesiącu. Rano do
obiadu sprawy biurowe, raporty z działania kościołów filialnych. A po obiedzie - maraton
spowiedzi. Słomiana mata w cieniu drzewa, twarde krzesło i ludzie, kobiety, mężczyźni,
dzieci. Od drugiej po obiedzie do szóstej. Spowiedź bez ograniczeń czasowych, ludzi
jakby nie ubywało. I odchodzili ci ludzie szczęśliwi, że odrobina światła wdarła się w ich
rozpacz. A ja zmęczony, ale szczęśliwy, bo tego dnia zły musiał opuścić z pośpiechem
serca około 160 osób... Czy może być coś piękniejszego na świecie?
Fragment listu ks. Pawła Skolasińskiego SDB z Malawi (Afryka)
14
Modlitwa do św. Dominika Savio
Anielski Dominiku Savio, który w szkole św. Jana Bosko nauczyłeś się chodzić drogami
świętości, pomóż nam naśladować Twoją miłość ku Jezusowi, nabożeństwo do Matki
Najświętszej, gorliwość o zbawienie dusz oraz spraw, abyśmy także postanowiwszy raczej
umrzeć niż zgrzeszyć osiągnęli zbawienie wieczne. Amen.
Modlitwa ministranta
Boże, źródło wszelkiego dobra, Ty w św. Dominiku Savio dałeś młodzieży przedziwny
przykład
miłości
i
czystości.
Dozwól również nam, swoim dzieciom, wzrastać w radości i miłości, aż do miary wielkości
według
pełni
Chrystusa.
Przez naszego Pana, Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w
jedności Ducha Świętego Bóg przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Modlitwa matki oczekującej dziecka
Panie Jezu, proszę Cię z miłością za to powierzone mi życie, które noszę w łonie. Z
pokorą dziękuję, że wybrałeś mnie jako narzędzie Twojej miłości. W tym pięknym
oczekiwaniu pomóż mi żyć w nieustannym zawierzeniu się Twojej świętej woli. Daj mi
serce matki: czyste, mocne i hojne. Ofiaruję Ci wszystkie obawy o przyszłość: lęki,
niepewności, oczekiwania względem dziecka, którego jeszcze nie znam. Spraw, aby
narodziło się zdrowe, oddal od niego wszelkie zło fizyczne i wszelkie niebezpieczeństwa
duszy. Ty, Maryjo, która poznałaś niezliczone radości świętego macierzyństwa, daj mi
serce zdolne do przekazania wiary żywej i gorącej. Uświęć moje oczekiwanie, błogosław
moją cichą nadzieję, spraw, by owoc mego łona wzrastał w łasce i świętości. Przez
Chrystusa, Twego Boskiego Syna. Amen.
15