Młodzieniec wybrany przez Boga
Transkrypt
Młodzieniec wybrany przez Boga
Młodzieniec w ybrany przez Boga Ks. Bosko uważał go za wzór młodzieńczej świętości. Pius XI mówił o nim: Mały, a właściwie wielki gigant ducha. Tymczasem dzisiaj, kiedy patrzy się na pobożne obrazki z jego podobizną, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że miał rację, ten kto nazwał go gołębiarzem. Gdzie więc leży prawda o Dominiku Savio, pierwszym świętym wychowanku założyciela salezjanów? Dominik Savio urodził się 2 kwietnia 1842 r. w San Giovanni di Riva w pobliżu Chieri. W wieku 12 lat został przyjęty przez ks. Bosko do oratorium na Valdocco. W 1856 r. wraz z kilkoma przyjaciółmi założył Towarzystwo Niepokalanej, grupę chłopców zaangażowanych w młodzieńczy apostolat dobrego przykładu. Umarł 9 marca 1857 w Mondonio, w wieku niespełna 15 lat. 12 czerwca 1954 r. papież Pius XII ogłosił go świętym. Kiedy wertujemy kartki kalendarza przed oczami przesuwają się nam imiona świętych. O niektórych wiemy sporo, jak choćby o nawróceniu Pawła, o zaparciu się Piotra, o ubóstwie Franciszka z Asyżu, o radości Filipa Nereusza i o wierności, aż po śmierć o. Maksymiliana. Do świętych modlimy się i wzywamy ich pomocy. Rzadziej pamiętamy, że Pan Bóg dał nam ich jako wzory do naśladowania. Dlaczego dał Dominika Savio? On sam - zważywszy na słowa: raczej umrzeć niż zgrzeszyć napisane w wieku siedmiu lat, w dzień pierwszej Komunii św. jawi się nam nienaturalny i raczej nie zachęca do naśladowania. Trudno też pójść śladami ekstaz, które czasem towarzyszyły mu po przyjęciu Komunii św. On po Mszy św. pozostawał w kościele, zanurzony w modlitwę przez wiele godzin, nam znacznie bliżej do pogawędki z przyjaciółmi, do pracy, do zabawy. Choć otaczamy troską chorych, to chyba nie bylibyśmy w stanie - a Dominik był - nastroić naszych dusz na odbiór "Bożych fal", które prowadzą do zagubionego na łóżka, zapomnianej przez wszystkich, umierającej kobiety. Któż z nas, w oparciu o takie ponadnaturalne przekonanie, śmiałby obudzić swego proboszcza i poprowadziłby go pod objawiony adres? A Dominik to potrafił. Tylko jak go naśladować? Łatwo być świętym Wbrew pozorom Dominik jest nam bardzo bliski. Przede wszystkim z powodu kilku doświadczeń, które stały się jego udziałem w drodze do świętości. W pewną niedzielę Wielkiego Postu w 1855 r. ks. Bosko wygłosił kazanie na temat świętości młodzieńczej i z naciskiem zaznaczył, że naprawdę łatwo jest ją osiągnąć. Ta idea trafiła na podatny grunt. Dominik był przecież chłopcem dobrym z natury, otrzymał nienaganne wychowanie religijne i od dzieciństwa wyrastał w klimacie bojaźni Bożej. Jeśli dołożymy do tego ogólną atmosferę entuzjazmu dla sprawy Królestwa Bożego, jaka panowała na Valdocco, to nie należy się dziwić, że już po pierwszych zachętach do stawania się świętymi, Dominik oddał się gorączkowym marzeniom i planom zdobycia nagrody w niebie. Z tego też powodu nie usłyszał ostatniej części kazania, w której ks. Bosko mówił o środkach niezbędnych do osiągnięcia świętości: o dobrym wypełnianiu codziennych obowiązków, o radości, pobożności, czystości, o miłości Boga i bliźniego, czyli - jak spuentował swe wystąpienie ks. Bosko - o służbie Bożej właściwej wiekowi młodzieńczemu. Podczas gdy ks. Bosko kończył kazanie, Dominik opracował już plan zażyłej przyjaźni z Bogiem. Być świętym - myślał - to tyle co być blisko Boga, cieszyć się błogosławieństwem ludzi i doświadczać boskich natchnień. Był przekonany, że droga do takiej świętości biegnie poprzez umartwienia, samotność, modlitwy i srogą pokutę. Wystarczyło jednak kilka dni takich praktyk, żeby popadł w melancholię, chodził rozmarzony, senny, przestał jeść. Nie cieszyły go lekcje w szkole i nie odczuwał zupełnie smaku zabawy i towarzystwa rówieśników. 1 I wtedy wkroczył ks. Bosko. Myślałem, że łatwo zostać świętym - tłumaczył się speszony Dominik. - Ja muszę być świętym. Wychowawca pochwalił jego zapał, a potem powoli sprowadził go na właściwą drogę. Trzeba byś był wesoły - mówił - byś dobrze wypełniał swoje obowiązki szkolne i przeżywał właściwie sakramenty i praktyki pobożności. I nigdy nie zapominaj o zabawie z rówieśnikami. Tyle wystarczyło. Ks. Bosko zaproponował środki proste, ale właściwe dla wieku i możliwości Dominika. Przekonał go, że trzeba starać się być wiernym tym zwyczajnym, zdawać by się mogło, trywialnym "sposobom na świętość". Dobre chęci i zapał Dominika dopełniły dzieła. Chłopiec czynił szybkie postępy na drodze młodzieńczej świętości. Wciąż radosny, pracowity, był zawsze gotów otoczyć opieką nowych wychowanków oratorium, upominał gorszycieli, doprowadzał do pojednania zwaśnionych przyjaciół. Aby zdobywać dla swej sprawy wciąż nowych chłopców, założył z przyjaciółmi Towarzystwo Niepokalanej. Stał się prawdziwym apostołem. Dobrze wykorzystał krótki czas, jaki Bóg dał mu do dyspozycji. Zmęczony szukaniem upragnionego ideału i przygnieciony chorobą musiał opuścić Valdocco dla podratowania zdrowia. On jednak, po raz kolejny uprzedzony jakimś boskim natchnieniem, pożegnał się z ks. Bosko i kolegami na zawsze. A jednak nam bliski Trudno zachęcać do naśladowania ekstaz Dominika i do otwierania się na ten typ natchnień, jakimi Bóg go doświadczał. Jest jednak w Dominiku coś, co mnie urzeka, przez co stał się bliski współczesnej młodzieży. Jego życie rządziło się prawami młodości. Jak wszyscy w jego wieku, był wrażliwy na dobro i szukał szczęścia. Jednocześnie, tak jak jego rówieśnicy, był niepoprawnym idealistą i po trochę marzycielem. To przecież popędliwe marzenia zajęły jego uwagę, podczas gdy ks. Bosko tłumaczył, jak zostać świętym. Idealista Dominik trwał przy swoim zamierzeniu, mimo złego samopoczucia, samotności i zmęczenia. Jakbym słyszał młodych, którym się wydaje, że są w stanie zawojować cały świat i nic nie może im w tym przeszkodzić. Jakbym słyszał wyznanie młodego idealisty, który zostawia Panu ostatni miesiąc życia, bo nic w nim dobrego nie zrobił. A kiedy pomożesz mu "włączyć" rozum i pamięć, to nagle zaczyna dostrzegać szkołę, zrobione zakupy, porządek w pokoju i dłoń wyciągniętą do kolegi. Zupełnie, jak Dominik. W Dominiku urzeka także upór i wierność ideałom. To postawy bardzo potrzebne młodym, zwłaszcza, że wciąż wystawiani są na próby przez kulturę boleśnie naznaczoną subiektywizmem, egoizmem, relatywizmem i brakiem wierności... I jeszcze jedno. Dominik Savio potwierdza słuszność drogi życia opartej na salezjańskiej duchowości młodzieżowej. Dzisiaj też salezjanie proponują młodym odkrywanie smaku codziennego życia, optymizm, radość, przyjaźń Chrystusa, odpowiedzialne miejsce w Kościele i zapraszają do zwyczajnego, na miarę własnych sił, pomagania innym. Środki tak samo proste, jak w czasach Dominika. Pomocna dłoń Anioła Stróża Kiedy Dominik był małym chłopcem, matka uczyła go: - Pamiętaj, Dominiku, że zawsze obok ciebie jest twój Anioł Stróż. Nie obrażaj go nigdy żadnym grzechem i wezwij go, jeżeli będziesz potrzebował pomocy. Pewnego dnia młodsza siostra Dominika, Rajmunda, wpadła do stawu. Dominik bez zastanowienia wskoczył do wody i wyciągnął dziewczynkę na brzeg. Zbiegli się ludzie. Ktoś zapytał: - Jak tego dokonałeś, skoro jesteś taki mały? Dominik odpowiedział: Jedną ręką trzymałem Rajmundę, a drugą podałem mojemu Aniołowi Stróżowi. 2 Kalendarium życia św. Dominika Savio 2 kwietnia 1842 W wiosce Riva w pobliżu miasta Chieri (prowincja Piemont, północne Włochy) przychodzi na świat drugie z dziesięciorga dzieci ślusarza Karola Savio i krawcowej Brygidy Savio z domu Gaiato - Dominik. Rok później w poszukiwaniu lepszych warunków życia państwo Savio przenoszą się z dziećmi do miejscowości Morialdo (pod Turynem). 1849 Dominik w wieku 7 lat po raz pierwszy przyjmuje do serca Pana Jezusa Eucharystycznego (w tamtych czasach dzieci dopuszczane były do pierwszej Komunii św. dopiero w wieku 12 lat). 1853 Rodzina Savio przenosi się do Mondonio. 1854-1857 Dominik przebywa w oratorium ks. Jana Bosko na Valdocco (dzielnica Turynu). 1856 Dominik zakłada Towarzystwo Niepokalanej. 1857 Stan zdrowia nie pozwala Dominikowi kontynuować nauki. Musi wrócić do domu, do Mondonio, gdzie 9 marca, w wieku 15 lat, umiera w opinii świętości. 1950 Beatyfikacja Dominika Savio 12 czerwca 1954 Dominik Savio zostaje ogłoszony przez Kościół najmłodszym świętym wyznawcą "Moimi przyjaciółmi będą Jezus i Maryja” Pewnego mroźnego poranka wikary szedł odprawić poranną Mszę świętą. Na schodach kościoła dostrzegł skulonego małego chłopca, który modlił się z głową opartą o drzwi. Był to Dominik Savio. Zapytany, co tu robi, odpowiedział: - Czekam, aż rozpocznie się Msza święta. Ksiądz wikary zaprosił chłopca do środka i razem przygotowali ołtarz do Eucharystii. Tego roku Dominik nauczył się służyć do Mszy świętej. Miał wtedy dopiero pięć lat. Aby postawić na ołtarzu ciężki mszał, musiał wspinać się na palcach, wyciągając swoją drobną postać. Czynił to z wielkim nabożeństwem i przejęciem, gdyż wiedział, że w tej książce zapisane jest słowo Boże. Św. Dominik przed drzwiami Kościoła w mroźny poranek Wybacz mi, Mamo... W wigilię dnia, w którym miał po raz pierwszy przyjąć do serca Pana Jezusa w Komunii świętej Dominik powiedział do swojej mamy: - Mamo, proszę, wybacz mi wszystkie przykrości, które ci dotąd wyrządziłem. Obiecuję w przyszłości być bardziej grzeczny; będę uważać w szkole, będę posłuszny, łagodny, będę słuchał twoich poleceń. Mówiąc to, wzruszył się i zaczął płakać. Matka, która nigdy nie doznała od niego żadnych przykrości, powstrzymując łzy odpowiedziała: - Idź spokojnie, Dominiku, wszystko zostało ci wybaczone. Módl się do Boga, aby zachował cię zawsze dobrym, proś Go także w mojej intencji i twojego ojca. W dniu swej pierwszej Komunii świętej Dominik wstał wcześnie, założył swoje najlepsze ubranie i udał się do kościoła, który był jeszcze zamknięty. 3 Uklęknął przy wejściu do domu Bożego i modlił się do chwili, aż przybyły inne dzieci. Dominik wszedł do kościoła pierwszy, a wyszedł z niego ostatni Najpobożniejszy uczeń św. Jana Bosko Tak doskonale duchowo uformowanego chłopca Opatrzność Boża zetknęła z ks. Janem Bosko, człowiekiem świętym i wielkim wychowawcą młodzieży. Dominik miał wówczas 12 lat. Do ks. Bosko wysłał go jego nauczyciel, ks. Cugliero, który chciał, by ten zdolny i wartościowy chłopiec zdobył jak najlepsze wykształcenie. Ks. Bosko od razu poznał w Dominiku duszę całkowicie skierowaną na Boga. Był zaskoczony, jak wiele dobrego zdziałała w tak młodym przecież człowieku łaska Boża. Bóg księdza przysłał!" Pewnej grudniowej nocy do pokoju, w którym pracował ks. Bosko zapukał Dominik. Chłopiec miał bardzo poważny wyraz twarzy. Poprosił księdza, by niezwłocznie udał się za nim. Początkowo ks. Bosko zwlekał, lecz Dominik stanowczo nalegał. W końcu kapłan wstał, wziął kapelusz i poszedł za Dominikiem. W milczeniu przemierzali ciemne ulice miasta. Dominik otworzył bramę jednego z domów i wszedł po schodach na górę. Na trzecim piętrze zapukał do drzwi. Zanim otworzono, powiedział do ks. Bosko: - Musi ksiądz tutaj wejść. Potem odwrócił się odszedł. W drzwiach ukazała się kobieta. Na widok kapłana zawołała: - Bóg księdza przysłał! Szybko, szybko, bo będzie za późno. Mój nieszczęśliwy mąż stracił przed wieloma laty wiarę. Teraz leży konający i pragnie się wyspowiadać. Ks. Bosko podszedł do posłania zrozpaczonego człowieka i wysłuchał jego spowiedzi. Kilka minut później mężczyzna zmarł. Po kilku dniach ks. Bosko odważył się zapytać Dominika, skąd wiedział o konającym bez pojednania z Bogiem człowieku. Dominik jednak nie chciał, bądź nie mógł, odpowiedzieć na to pytanie. Cztery postanowienia Dominika W wieku siedmiu lat, w dniu pierwszej Komunii świętej, Dominik zrobił cztery postanowienia: 1. Będę się często spowiadał i będę przystępował do Komunii św. za każdym razem, gdy spowiednik mi na to pozwoli. 2. Pragnę święcić dni świąteczne. 3. Moimi przyjaciółmi będą Jezus i Maryja. 4. Wolę raczej umrzeć niż zgrzeszyć. Przyrzeczeniom tym dochował wierności do końca życia. W sposób szczególny ukochał Pana Jezusa ukrytego w Najświętszym Sakramencie. Ze wszystkich sił starał się przyprowadzić do Niego jak najwięcej kolegów ze szkoły. Z domu rodzinnego, gdzie codziennie odmawiano "Anioł Pański" i Różaniec, wyniósł także głęboką miłości do Matki Najświętszej. 8 grudnia 1854 r., w dniu ogłoszenia dogmatu o Niepokalanym Poczęciu Maryi, Dominik dokonał aktu osobistego oddania się Niepokalanej. Oratorium księdza Bosko Wielkie dzieło św. Jana Bosko bierze swój początek w ubogiej i uchodzącej za bardzo niebezpieczną dzielnicy Turynu, jaką w XIX w. było Valdocco. Pewnego dnia, gdy ks. Bosko przygotowywał się do odprawiania Mszy św., do zakrystii wszedł szesnastoletni chłopiec. Jego ubrudzone wapnem ubranie sugerowało, że mógł być jednym z wielu pomocników murarskich, którzy przybywali do Turynu w poszukiwaniu pracy. Kościelny, niewiele myśląc, chciał przepędzić obdartusa. Ks. Bosko ujął się za chłopcem i nawiązał z nim rozmowę. Okazało się, że był sierotą, nie umiał czytać ani pisać, zapomniał pacierza. Ze względu na swój wiek wstydził się chodzić z małymi dziećmi na katechezę. Ks. Bosko zaproponował, że sam zacznie uczyć go katechizmu. Chłopiec przystał na tę propozycję. Na drugą lekcję chłopiec przyprowadził kilku kolegów, tak samo jak on bezdomnych i nie znających podstaw wiary. Ks. Bosko był wstrząśnięty nędzą fizyczną i moralną 4 opuszczonych dzieci turyńskich ulic. Zaczął organizować dla nich nie tylko katechezy, ale także zabawy, wycieczki i zawody sportowe. Pierwszym budynkiem, w którym pod opieką duchownego spotykali się chłopcy była stara szopa. Taki był początek Oratorium ks. Bosko - miejsca, które dla zaniedbanej i zagubionej młodzieży stało się jednocześnie domem, kościołem, szkołą i placem zabaw. W s p o mn i e n i a z o r a t or i u m W oratorium księdza Bosko Dominik czynił szybkie postępy na drodze do świętości. Był radosny, pracowity, zawsze gotowy służyć pomocą. Otaczał opieką słabszych i młodszych, upominał tych, którzy źle się zachowywali, godził zwaśnionych, zażegnywał wybuchające co rusz kłótnie i bijatyki. Narażając się niejednokrotnie na szyderstwa, a nawet dotkliwe ciosy, próbował odwodzić zuchwałych uczniów od złych uczynków i gorszących rozmów. Za zło odpłacał dobrem. Aby przyprowadzić do Boga jak najwięcej kolegów, założył z przyjaciółmi Towarzystwo Niepokalanej. Stał się prawdziwym apostołem Jezusa i Maryi. Po śmierci Dominika Savio ks. Jan Bosko nie miał żadnych wątpliwości co do jego świętości. Aby zdarzenia z krótkiego życia jego ukochanego wychowanka nie poszły w zapomnienie, poprosił tych, którzy go znali, aby spisali swoje wspomnienia o nim. Z tych wspomnień powstała piękna opowieść o "małym Świętym". Dominik zapobiega niebezpiecznej bijatyce między kolegami "Spójrz na ten krzyż!" Pewnego dnia dwaj chłopcy zaczęli wzajemnie obrzucać się wyzwiskami. Nie dość im było obrażać siebie i zaczęli wyzywać rodzinę przeciwnika. Ich zajadłość rosła i w końcu zdecydowali się na ostateczną rozprawę: pojedynek na kamienie. Obserwujący zajście uczniowie podżegali do bijatyki, chcąc obejrzeć "widowisko". Tylko Dominik miał odwagę próbować nakłonić przeciwników do zaniechania zemsty. Jeden z rozjuszonych młodzieńców, ściskając kamień w garści, krzyknął na Dominika: - Wynoś się! Nie chcę słuchać twoich kazań! Wtedy Dominik chwycił krzyżyk, który nosił na szyi i zwrócił się do niego: - Spójrz na ten krzyż i jeśli masz odwagę, powtórz: "Jezus umarł na krzyżu, przebaczając swoim katom, ja zaś chcę się zemścić". Kamienie wypadły z rąk zawstydzonych chłopców. Pojedynek nie odbył się. Wiatyk i biała chusteczka W nocy padał deszcz i ulice Turynu były pełne kałuż i błota. Rankiem w drodze do szkoły Dominik usłyszał dźwięk dzwonka zwiastujący nadejście kapłana z wiatykiem. Chłopiec przechodził właśnie obok pewnego żołnierza. Ministrant dzwonił dzwonkiem, a żołnierz stał hardo i nieruchomo. Wtedy Dominik wyciągnął z kieszeni białą chusteczkę, rozciągnął ją przed żołnierzem na ziemi i uśmiechając się zachęcająco skinął na niego. Żołnierz był tak zaskoczony, że przyklęknął. "Występek" Dominika 5 Któregoś dnia pod nieobecność nauczyciela, ks. Cugliero, dwaj znani ze złośliwości uczniowie załadowali do rozpalonego pieca dwie kule ze śniegu. Cała klasa wypełniła się dymem, a z pieca wyciekła strużka brudnej wody. Gdy przyszedł ks. Cugliero i zobaczył, co się stało, zapytał groźnie, kto to zrobił. Winowajcy wiedzieli, że ze względu na swoją złą opinię, taki postępek może się skończyć wyrzuceniem ze szkoły. Postanowili więc zrzucić winę na kogo innego. Wskazali na Dominika. Ks. Cugliero oniemiał. Nie mógł uwierzyć w winę tego chłopca. Dominik wstał i milczał. Nikt z uczniów z obawy przed zemstą chuliganów nie odważył się stanąć w obronie niewinnego. Nauczyciel zwrócił się do Dominika: - Masz szczęście, że to twoje pierwsze przewinienie. W innym wypadku wyrzuciłbym cię ze szkoły. Później jednak prawda wyszła na jaw. Nauczyciel zapytał Dominika, dlaczego nic nie powiedział. Chłopiec odpowiedział, że po pierwsze nie chciał, by ci uczniowie zostali wydaleni ze szkoły, a po drugie miał przed oczyma scenę, w której niewinnie oskarżony Pan Jezus stoi przed Piłatem i milczy... Towarzystwo Niepokalanej W oratorium obok tzw. trudnej młodzieży przebywali także uczniowie pobożni i dobrze wychowani. Wśród takich właśnie chłopców Dominik znalazł przyjaciół, z którymi założył towarzystwo poświęcone Niepokalanej. Jego członkowie postawili sobie za cel czczenie Matki Bożej oraz doskonalenie swej postawy chrześcijańskiej przez skrupulatne wypełnianie obowiązków, przestrzeganie przepisów szkolnych, sumienne wykorzystywanie czasu, zachęcanie kolegów własnym przykładem do czynienia dobra, częste przystępowanie do sakramentów pokuty i Eucharystii. Chłopcy pragnęli także pomagać ks. Bosko. Każdy z członków Towarzystwa Niepokalanej miał pod opieką jednego kolegę. Towarzystwo działało w tajemnicy, jego członkowie byli dyskretnymi "aniołami stróżami" uczniów sprawiających ks. Bosko najwięcej kłopotów wychowawczych. Wśród "podopiecznych" towarzystwa byli chłopcy opuszczeni w nauce, niezdyscyplinowani, leniwi, agresywni, używający przekleństw i szukający zaczepki. Członków Towarzystwa Niepokalanej wyróżniał jeden znak - każdy z nich nosił na sercu Cudowny Medalik. "Och, jakie piękne rzeczy w idzę"... Dominik Savio nigdy nie cieszył się dobrym zdrowiem. Zimą na przełomie roku 1856 i 1857 poważnie zachorował. W marcu musiał opuścić oratorium i wrócić do Mondonio. Stan zdrowia chłopca pogarszał się z dnia na dzień. Gorączka nasilała się, coraz częściej nękały go ataki nieopanowanego kaszlu. Lekarze podejrzewali nieuleczalne w tamtych czasach zapalenie płuc. Proboszcz Mondonio udziela Dominikowi ostatniej Komunii św. gasnący - wzrok Jestem, na ojca mój i Przy łóżku umierającego Dominika czuwali rodzice, Karol i Brygida Savio. Dominik zwrócił zapytał: Tatusiu, czy jesteś tutaj? synku, czego potrzebujesz? 6 - Mój tatusiu, już czas; weź moją książeczkę do modlenia i przeczytaj mi modlitwę o dobrą śmierć. Matka, słysząc to, wybuchła płaczem i wyszła z pokoju. Ojcu serce pękało z bólu, a płacz dławił mu gardło. Z trudem opanował drżenie głosu oraz łzy cisnące się do oczu łzy i zaczął czytać modlitwę. Dominik z uwagą i wyraźnie powtarzał każde słowo, a na koniec każdej części modlitwy sam odmawiał: "Jezu miłosierny, zmiłuj się nade mną". Gdy doszedł do słów: "Kiedy ostatecznie dusza moja stanie przed Tobą i ujrzy po raz pierwszy splendor nieśmiertelny Twojego majestatu, nie odrzucaj jej od swojego oblicza, ale uczyń mnie godnym przyjęcia na Twoje miłościwe łono, abym na wieki mógł wyśpiewywać Twoją chwałę". I dodał: - Tak, to jest właśnie to, czego pragnę. Och, drogi tatusiu - móc wyśpiewywać na wieki chwałę Pana! Potem zapadł w krótki sen. Wkrótce przebudził się i zawołał wyraźnym, uradowanym głosem: - Żegnaj, drogi tatusiu, żegnaj... Och! Jakie piękne rzeczy widzę... I wpatrzony w jakąś słodką wizję z uśmiechem na ustach cicho oddał ducha. Sen księdza Bosko Dwadzieścia lat po śmierci swego ukochanego wychowanka ks. Bosko miał piękny sen. Ujrzał ogromną gromadę chłopców. Wielu z nich znał z oratorium i z innych założonych przez siebie zakładów, ale większość była mu zupełnie nieznana. Ten wielki tłum szedł ku niemu, a na ich czele kroczył Dominik Savio. W pewnym momencie rozbłysło bardzo silne światło. Dająca się dotąd słyszeć niebiańska muzyka ucichła i zaległo głębokie milczenie. Dominik wysunął się z tłumu i z uśmiechem podszedł do ks. Bosko. Jego oblicze jaśniało światłem. W tej wizji Dominik wyjaśnił ks. Bosko niektóre minione zdarzenia z historii oratorium i przepowiedział inne. Sen ks. Jana Bosko,w którym kapłan widzi swego świętego wychowanka na czele nieskończonego zastępu młodych. Sześć godzin w ekstazie Pewnego dnia od rana nigdzie nie można było znaleźć Dominika. Koledzy przeszukali cały budynek oratorium. Kiedy około godziny 14.00 po południu doniesiono o tym ks. Bosko, kapłan od razu pomyślał, że Dominik mógł zostać w kościele. I rzeczywiście. Chłopiec klęczał przy ołtarzu w modlitewnej ekstazie. Nie wiedział, że Msza św. skończyła się już 6 godzin temu. Dowody świętości Dominika Savio Niedługo po Śmierci Dominika Savio jego koledzy odkryli, że prosząc go o wstawiennictwo uzyskują pomoc w codziennych sprawach. Początkowo ciało 7 Świętego spoczywało w kaplicy cmentarnej w Mondonio, nieopodal domu, w którym mieszkała rodzina Savio. Kiedy rozpoczął się proces apostolski kandydata na oŁtarze, relikwie zostały przeniesione do bazyliki Matki Bożej Wspomożycielki w Turynie. Mieszkańcy Mondonio długo nie mogli pogodzić się z faktem, Że prochy ich małego opiekuna ostatecznie spoczną w innym miejscu. Przed domem, gdzie Dominik spędził ostatnie dni ziemskiego życia stoi pierwszy pomnik „małego świętego” Chłopiec, który miał umrzeć Znamienne jest, że cuda, które Kościół wybrał i zatwierdził jako dowody na skuteczność orędownictwa Dominika Savio u Boga odnoszą się do dwojga dzieci i dwóch matek. W roku 1950 komisja złożona z lekarzy i teologów poddała wnikliwym i krytycznym badaniom dwa cudowne uzdrowienia, które dokonały się za przyczyną Dominika Savio. Najpierw do zdrowia wrócił siedmioletni Sabatino Albano z Salerno. Chłopiec umierał na skutek ciężkiego zapalenia nerek. Jego stan był tak poważny, że lekarz podpisał już orzeczenie zgonu. Drugą uzdrowioną była szesnastoletnia Maria Consuelo Moragas z Barcelony, która doznała podwójnego złamania kości w stawie łokciowym. Podczas nowenny do Sługi Bożego Dominika Savio, ręka złamana w dwóch miejscach i bardzo spuchnięta, sklęsła i wróciła do sprawności bez żadnej ingerencji lekarza (kończyna nie została nawet unieruchomiona w gipsie). Te dwa przypadki niewytłumaczalnych medycznie uzdrowień zakończyły proces beatyfikacyjny małego Dominika. Pius XII ogłosił go błogosławionym i polecił jego opiece młodzież całego świata. Ratunek dla matek Cztery lata później Kościół uznał dwa kolejne uzdrowienia, które zamknęły proces kanonizacyjny Dominika Savio. Modlitwa za jego wstawiennictwem przyniosła ocalenie Marii Gianfredzie, matce sześciorga dzieci, która doznała groźnego krwotoku wewnętrznego. Choć lekarze nie dawali żadnej nadziei na przeżycie, po niedługim czasie kobieta wróciła zdrowa do swojej rodziny. Dominik wyprosił także zdrowie dla innej matki, na powrót której czekało w domu czworo dzieci. Antonia Miglietta cierpiała na ciężkie zapalenie opon mózgowych. Czekała ją skomplikowana operacja. Bóg uzdrowił ją 9 marca, czyli dokładnie w rocznicę narodzin dla nieba św. Dominika Savio. Zabieg chirurgiczny okazał się niepotrzebny. Kaplica cmentarna w Mondonio- pierwsze miejsce pochówku Dominika Savio 8 Święty piętnastolatek "9 marca 1857 r. ubyło jednego anioła na ziemi i przybyło jednego więcej w niebie" - tymi słowami św. Jan Bosko opisał odejście do wieczności swego wychowanka. Później ks. Bosko doda: "Gdybym był papieżem, nie miałbym żadnej wątpliwości, aby ogłosić Dominika Savio świętym". Podczas procesu beatyfikacyjnego, a później kanonizacyjnego teologowie zadawali sobie pytanie: czy piętnastolatek może osiągnąć świętość? Heroiczne praktykowanie cnót wymaga wielkiej dojrzałości i wytrwałości, o którą bardzo trudno w tak młodym wieku. A jednak Dominik swoim życiem zaświadczył, że jest to możliwe. Dlatego Kościół uznał go za godny naśladowania wzór dla młodzieży. Kanonizacja bł. Dominika Savio odbyła się 12 czerwca 1954 r. na Placu św. Piotra w Rzymie. Na cześć piętnastoletniego Świętego wiwatowały tysiące młodych, którzy przybyli na tę uroczystość z całego świata. Dominik budował i potwierdzał swoją świętość w codziennych sytuacjach. Jak już powiedzieliśmy, w pierwszym domu salezjańskim przebywali zarówno chłopcy dobrze wychowani i spokojni, jak i uczniowie lekkomyślni, krnąbrni i aroganccy. Wdawali się oni w bójki, przeklinali, drwili ze wszystkiego, wagarowali, dokuczali starszym, rzucali kamieniami, kradli owoce z sadów, wyrządzali szkody na okolicznych polach. Dominik był często nagabywany, by przyłączył się do rozbrykanej i hałaśliwej gromady. Odmowa podporządkowania się grupie rówieśników wymagała silnej woli i wielkiej odwagi. Mały Savio nigdy nie zaniedbywał swoich obowiązków, ściśle przestrzegał szkolnego regulaminu i programu dnia, jaki obowiązywał w oratorium, okazywał posłuszeństwo i szacunek nauczycielom. Taką doskonałość trudno osiągnąć człowiekowi dorosłemu, a co dopiero piętnastoletniemu chłopcu. Dominik osiągnął nowy, nieznany dotychczas rodzaj świętości - stał się "świętym uczniem". Proszę mi pomóc zostać świętym Pewnego dnia ks. Jan Bosko powiedział do Dominika: - Wolą Bożą jest, abyśmy się stawali świętymi. A źródłem świętości jest radość wypływająca z miłości Boga i bliźniego oraz wierność w wypełnianiu swoich obowiązków religijnych, zawodowych, szkolnych. Dominik bez chwili namysłu odparł: Proszę mi pomóc zostać świętym. Przedstawiciele Rodziny Salezjańskich niosą obraz kanonizacyjny św. Dominika Savio Piękna osobowość, dusza łagodna i uczuciowa 9 Na potrzeby procesu beatyfikacyjnego zamówiono ekspertyzę grafologiczną pisma Dominika Savio. Każdy z czterech grafologów analizował charakter pisma kandydata na ołtarze oddzielnie, nie wiedząc, kim jest badana osoba. Oto opinia jednego z grafologów: "Ten krótki tekst odsłania piękną osobowość, lecz osobowość jeszcze o życiu niewielkim i nie uformowanym do podejmowania inicjatyw i odpowiedzialnych decyzji. Występują tu oznaki wysokiej moralności, skrupulatności, braku zachłanności i zmysłowości, zwyczaju wykonywania prac w sposób konkretny i dokładny, wielkiej zdolności do wysiłku na polu dyscypliny. Dusza łagodna i uczuciowa, o wielkiej wrażliwości. Naturalna nieśmiałość broni się za parawanem stałości w zachowaniu i woli. Temperament myśliciela i człowieka kontemplacji, zdolnego do milczenia, bogatego w zdolność wyobraźni. Brak przyzwyczajenia do swobodnego (wolnego) życia i stosunków społecznych; prostota w obyciu". "Ubranko" św . Dominika Savio Siostra Dominika, Teresa Tosco Savio, złożyła świadectwo niezwykłego wydarzenia, które miało miejsce sześć miesięcy przed śmiercią jej brata. Zdarzenie to znane było nie tylko w rodzinie Savio, ale także w Mondonio i okolicach. 12 września 1856 r., w święto Najświętszego Imienia Maryi, mój brat Dominik, zgłosił się do ks. Bosko i poprosił o zgodę na wyjazd: - Czy byłby ksiądz tak uprzejmy i zwolniłby mnie ksiądz na jeden dzień? - Dokąd się wybierasz? - Do domu, ponieważ moja mama jest bardzo chora i Matka Boża pragnie ją uzdrowić. - Skąd ty o tym wiesz? - Wiem. - Dostałeś wiadomość? - Nie, ale mimo to wiem. Ksiądz Bosko potraktował poważnie słowa Dominika i zezwolił na wyjazd. Chłopiec wyruszył w drogę. Mama była w ciąży z czwartym dzieckiem. Na skutek komplikacji zdrowotnych znalazła się w bardzo ciężkim stanie. Cierpiała straszliwe bóle. Kobiety, które w takich sytuacjach przychodziły z pomocą, były bezradne. Tata zdecydował się pojechać po lekarza. Po drodze spotkał idącego do domu Dominika. Zdziwił się bardzo. Mój brat wyjaśnił: - Idę do mamy, bo jest bardzo chora. Tata, który uważał, że w tej sytuacji obecność Dominika w domu jest niewskazana, polecił mu udać się do babci i pospiesznie ruszył w dalszą drogę. Dominik poszedł jednak prosto do domu. Sąsiadki, które czuwały przy mamie, próbowały mu zabronić wizyty w pokoju chorej, ale on, nie zważając na nic, wszedł do środka. - Jak to się stało, że tu jesteś? - z wielkim wysiłkiem spytała mama. - Wiedziałem, że jesteś chora i przyjechałem cię odwiedzić. Mama nie chciała, by Dominik oglądał ją tak cierpiącą i poprosiła, by zszedł do sąsiadek i obiecała, że zawoła go trochę później. - Tak, już idę, lecz najpierw chcę cię uściskać. Dominik szybko wskoczył na łóżko, objął mamę za szyję, ucałował i wyszedł. Zaraz potem mama przestała odczuwać ból. Po chwili przybył ojciec z lekarzem, który 10 stwierdził, że zdrowie mamy jest w dobrym stanie. Tymczasem sąsiadki, które opiekowały się mamą spostrzegły na jej szyi zieloną tasiemkę, do której dołączony był poskładany i obszyty kawałek materiału z wizerunkiem Maryi. Po powrocie do Turynu Dominik powiedział do ks. Bosko: - Moja mama jest już zdrowa. Ocaliła ją Matka Boża. Sześć miesięcy później, przed samą śmiercią Dominik powiedział do mamy: - Pamiętasz mamo, jak przyjechałem, gdy byłaś chora? I jak zawiesiłem na twojej szyi "ubranko" od Matki Bożej? To dlatego wyzdrowiałaś. Zachowaj go i użyczaj wszystkim, którzy znajdą się w niebezpieczeństwie, jak ty. Jak ocalił ciebie, ocali też innych. Moja mama, dopóki żyła, zawsze nosiła tę cenną relikwię. Później pamiątka wędrowała z rąk do rąk po rodzinie i po okolicach Mondonio. Za pośrednictwem szkaplerza szczególnej pomocy Maryi doznawały matki przechodzące trudny poród. W końcu szkaplerz, który Dominik zawiesił na szyi mamy, nie wrócił do naszej rodziny. Zaginął i nie wiemy, co się z nim stało Rozpowszechniony we Włoszech szkaplerz zwany „Ubrankiem Dominika” "Święty od kołysek" To cudowne wydarzenie, dokonane dzięki "ubranku", czyli szkaplerzowi Niepokalanej, którą Dominik miłował i czcił całym sercem, zapoczątkowało niezwykłe posłannictwo "małego Świętego" - jego patronat nad małżeństwami starającymi się o potomstwo, nad matkami spodziewającymi się dziecka oraz nad noworodkami. Św. Dominik Savio wspiera z nieba także rodziców w ich trudnej misji wychowania dzieci. We Włoszech św. Dominik Savio nazywany jest "świętym od kołysek" oraz "patronem dziecięcych łóżeczek". Włoscy salezjanie rozpowszechnili wśród przyszłych matek zwyczaj noszenia "ubranka" św. Dominika, czyli obszytego kawałka materiału z podobizną "małego Świętego". "Ubranko" jest poświęcone i potarte o relikwie opiekuna matek i dzieci. Ten szkaplerz ma być zachętą do życia godnego chrześcijanina oraz do ufnej modlitwy o wszelkie łaski potrzebne do godnego przyjęcia daru macierzyństwa. Przy sarkofagu św. Dominika Savio w Valdocco (Turyn) wdzięczni za wyproszone łaski rodzice składają dziecięce wota: różowe i niebieski poduszeczki z wyhaftowanym imieniem i datą narodzin dziecka, pamiątki chrztu, zabawki, ubranka i zdjęcia swoich pociech. Podopieczni "małego Św iętego" 11 W "Bollettino Salesiano", włoskim czasopiśmie salezjańskim, co miesiąc ukazują się świadectwa niektórych łask, które wyprasza u Boga św. Dominik Savio. "Mały Święty" wspiera przyszłe matki w ich oczekiwaniu na dziecko, roztacza opiekę nad dziecięcym łóżeczkiem, w którym kwili niemowlę, pociesza matki zatroskane o swe dzieci, niesie otuchę matkom samotnym, podpowiada rodzicom, jak przekazać potomstwu żywą i gorącą wiarę. Jego uśmiech i błogosławieństwo towarzyszą z nieba szczególnie ludziom młodym - jego rówieśnikom - których pragnie uchronić nie tylko przed złem fizycznym, ale nade wszystko przed niebezpieczeństwem duchowym. W Polsce nastoletni Święty jest znany przede wszystkim jako patron ministrantów. Modlą się do niego członkowie Liturgicznej Służby Ołtarza. Prezent na urodziny Moja pierwsza ciąża od początku była skomplikowana i trudna. Problemy rozpoczęły się zaraz po tym, jak się zorientowałam, że spodziewam się dziecka. Wzięłam urlop w pracy. Zaprzyjaźniony kapłan opowiedział mi o św. Dominiku Savio i zatroszczył się dla mnie o "ubranko" Dominika. Polecił mi także modlić się z wiarą. 3 maja 2005 r. miałam krwotok. Cały czas modliłam się przez wstawiennictwo Świętego. W szpitalu powiedzieli mi, że dziecko ma się dobrze. Zapowiadał się ciężki poród. Były kłopoty z łożyskiem. Cała moja rodzina stale modliła się przez wstawiennictwo św. Dominika Savio. 18 listopada 2005 r., w dzień moich urodzin, narodził się Stefan. Poród - co było zaskoczeniem dla wszystkich - odbył się drogą naturalną, prawie bezboleśnie, bez zapowiadanych przez ginekologów komplikacji Maria Vitiello, Rzym [za: "Bolettino Salesiano", maj 2007; tłum. ks. Robert Wróblewski SDB] "Proście, a otrzymacie" Nazywam się Luiza i mam 35 lat. Przeszłam już dwa poronienia. Z utęsknieniem i z bólem w sercu oczekiwaliśmy na kolejną ciążę. Przez trzy i pół roku lekarze dręczyli nas różnymi kuracjami, które nie dawały żadnych rezultatów. Podczas Bożego Narodzenia 2004 r. moja przyjaciółka, która miała doświadczenie podobne do mojego, dała mi szkaplerzyk św. Dominika Savio. Powiedziała mi, że mam jej go oddać, gdy otrzymam łaskę. Wtedy nie wiedziałam jeszcze, że ten Święty jest opiekunem matek i nowo narodzonych dzieci, ale zaufałam jego wstawiennictwu. Pełni nadziei zaczęliśmy wspólnie z mężem odmawiać nowennę. Udaliśmy się do Turynu, do urny z doczesnymi szczątkami małego Świętego, by się pomodlić. Tam otrzymaliśmy szkaplerzyk, który zawiesiłam na szyi. W lutym z ogromną radością zorientowałam się, że jestem w ciąży. W październiku 2005 r. urodził się nasz syn, Filip, który stał się największą radością naszego życia. Szkalperzyk nosiłam przez całą ciążę. Noszę go do tej pory. Drugi umieściłam synkowi pod poduszeczką. Planujemy, aby wkrótce całą trójką udać się do bazyliki Wspomożycielki Wiernych w Turynie, aby wielbić Pana i dać świadectwo, jak prawdziwa jest ewangeliczna rada: "Proście, a otrzymacie". Luiza i Paweł, Bergamo [za: "Bolettino Salesiano", czerwiec 2007; tłum. ks. Robert Wróblewski SDB] Więcej czasu dla Pana Jezusa Jestem ministrantem od czterech lat, ale nigdy nie zdarzyło mi się być takim pobożnym jak św. Dominik Savio. W jego życiorysie przeczytałem, że Dominik już jako pięcioletni chłopiec służył do Mszy świętej. Ponieważ jeszcze wtedy nie znał się na zegarku, często 12 przychodził do kościoła za wcześnie, kiedy świątynia była jeszcze zamknięta. I wtedy wcale nie wracał do domu z powrotem, tylko klękał przed zamkniętymi drzwiami i się modlił. Nam, ministrantom, czasem zdarza się, że wpadamy do zakrystii tuż przed samą Mszą św., ledwie zdążamy się przebrać w komeżkę. A co dopiero mówić o modlitwie. Muszę podjąć postanowienie, żeby znajdywać więcej czasu dla Pana Jezusa. ( Michał, 12 lat ) Odwaga w wyznawaniu wiary Jestem lektorem, ale jeśli chodzi o moją postawę wobec innych, to myślę, że nie jestem takim świadkiem Pana Jezusa, jakim On chciałby mnie widzieć. W postawie św. Dominika Savio najbardziej zaimponowało mi to, że on nie wstydził się swojej wiary i nie bał się upominać nawet dorosłych, choć sam był przecież jeszcze dzieckiem. Czytałem, że któregoś dnia Dominik usłyszał przekleństwa z ust przejeżdżającego bryczką woźnicy. Wtedy przystanął i powiedział do niego grzecznie: "To bardzo obraża Pana Boga". Woźnica był tak zaskoczony, że zawstydził się jak małe dziecko i obiecał chłopcu, że będzie uważał na swój język. Myślę, że niewielu z nas stać na to, żeby zwrócić uwagę swojemu koledze czy koleżance, gdy źle postępuje, a co dopiero dorosłemu człowiekowi. Musimy modlić się do św. Dominika Savio o odwagę w wyznawaniu naszej wiary. (Maksymilian, lat 14) Św. Dominik- święty młodych, opiekun matek i dzieci P o l s k i e d r o g i św . D om i n i k a S a v i o Doczesne szczątki "małego Świętego" spoczywają w bazylice Wspomożycielki Wiernych w Turynie we wspaniałej urnie z brązu i kryształu. Wewnątrz urny znajduje się figura przedstawiająca św. Dominika Savio w momencie śmierci, kiedy w zachwycie wypowiada słowa "Och, jakie piękne rzeczy widzę...". Przy projektowaniu figury artysta kierował się wynikami badań naukowych nad kośćmi i czaszką Świętego. Twarz Dominika została zrekonstruowana na podstawie opisów osób, które znały go osobiście. Wierność w odtwarzaniu szczegółów wyglądu Świętego została zachowana nawet w modelu i kroju ubrania, które zostało wykonane z prawdziwej tkaniny. Ten kosztowny i perfekcyjnie wykonany relikwiarz stanowi wyraz hołdu dla świętego młodzieńca. Z okazji 150. rocznicy śmierci św. Dominika Savio jego relikwie odbyły pielgrzymkę po Włoszech, Hiszpanii, Libanie i Filipinach. Na początku 13 września 2007 roku sarkofag "małego Świętego" przybył do Polski. Polska jest ostatnim etapem peregrynacji relikwii św. Dominika Savio. Prosto z Krakowa relikwiarz wróci do turyńskiej bazyliki Wspomożycielki Wiernych i tam, w jednym z ołtarzy bocznych, spocznie na stałe. Spełnione marzenie księdza Bosko Oratorium na turyńskim Valdocco, którego wychowankiem był św. Dominik Savio, było pierwszym domem salezjańskim utworzonym przez św. Jan Bosko ojca i założyciela wielkiej Rodziny Salezjańskiej. Ks. Bosko zadbał, by zapoczątkowane przez niego dzieło katolickiego wychowywania młodzieży znalazło kontynuatorów. W roku 1859 czterech wychowanków świętego kapłana wyraziło gotowość pójścia w jego ślady i zaangażowania się w to niełatwe apostolstwo. Byli to pierwsi salezjanie. Kilkanaście lat później ks. Bosko zainicjował żeńską gałąź Zgromadzenia Salezjańskiego - Córek Maryi Wspomożycielki, które poświęciły się wychowywaniu dziewcząt. Dopełnieniem tych dwóch wspólnot było Stowarzyszenie Współpracowników Salezjańskich, które ks. Bosko założył z myślą o osobach świeckich, pragnących wspomóc salezjanów w ich pracy wychowawczej. Za patrona swego dzieła św. Jan Bosko obrał Franciszka Salezego - świętego znanego z niezachwianej wiary w dobro, które Pan Bóg zapisał w sercu każdego człowieka. Dziś wielka Rodzina Salezjańska liczy ponad dwadzieścia gałęzi. Pracę ks. Jana Bosko kontynuuje ponad 16 tysięcy salezjanów w 128 krajach, na wszystkich kontynentach. W 97 inspektoriach istnieje 1849 wspólnot zakonnych, które zaangażowane są w różnego rodzaju działalność duszpastersko-wychowawczą. Owocem duchowości salezjańskiej są liczni święci, błogosławieni i Słudzy Boży. Wśród nich są także Polacy - bł. ks. Józef Kowalski, obrońca Różańca świętego, bł. August Czartoryski, wyznawca, bł. ks. Bronisław Markiewicz, założyciel michalitów, pięciu błogosławionych młodych męczenników z Poznania, tzw. Piątka Poznańska, a także Słudzy Boży kard. August Hlond, Prymas Polski oraz ośmiu kapłanów męczenników z czasów II wojny światowej. Ksiądz Bosko przez całe życie marzył o pracy misyjnej. Gdy miał 56 lat, nawiedził go proroczy sen: zobaczył swoich współbraci wśród ludzi z odległych zakątków świata. Kilka lat później z dalekiego Buenos Aires przyszedł list od tamtejszego biskupa. Duszpasterz prosił w nim salezjanów o podjęcie pracy misyjnej w Patagonii, na południu Argentyny. W odpowiedzi na ten apel ks. Bosko wysłał tam grupę swoich współpracowników. Był to rok 1875 r. Dziś salezjańscy misjonarze i misjonarki pracują dla Chrystusa na wszystkich kontynentach, niosąc ludziom Dobrą Nowinę, oświatę i radość. Czy może być coś piękniejszego? To było wczoraj, daleko od domu, na jednym z centrów. Centra to jakby filie, położone kilkadziesiąt kilometrów od parafii. Odwiedzam każde z nich raz w miesiącu. Rano do obiadu sprawy biurowe, raporty z działania kościołów filialnych. A po obiedzie - maraton spowiedzi. Słomiana mata w cieniu drzewa, twarde krzesło i ludzie, kobiety, mężczyźni, dzieci. Od drugiej po obiedzie do szóstej. Spowiedź bez ograniczeń czasowych, ludzi jakby nie ubywało. I odchodzili ci ludzie szczęśliwi, że odrobina światła wdarła się w ich rozpacz. A ja zmęczony, ale szczęśliwy, bo tego dnia zły musiał opuścić z pośpiechem serca około 160 osób... Czy może być coś piękniejszego na świecie? Fragment listu ks. Pawła Skolasińskiego SDB z Malawi (Afryka) 14 Modlitwa do św. Dominika Savio Anielski Dominiku Savio, który w szkole św. Jana Bosko nauczyłeś się chodzić drogami świętości, pomóż nam naśladować Twoją miłość ku Jezusowi, nabożeństwo do Matki Najświętszej, gorliwość o zbawienie dusz oraz spraw, abyśmy także postanowiwszy raczej umrzeć niż zgrzeszyć osiągnęli zbawienie wieczne. Amen. Modlitwa ministranta Boże, źródło wszelkiego dobra, Ty w św. Dominiku Savio dałeś młodzieży przedziwny przykład miłości i czystości. Dozwól również nam, swoim dzieciom, wzrastać w radości i miłości, aż do miary wielkości według pełni Chrystusa. Przez naszego Pana, Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego Bóg przez wszystkie wieki wieków. Amen. Modlitwa matki oczekującej dziecka Panie Jezu, proszę Cię z miłością za to powierzone mi życie, które noszę w łonie. Z pokorą dziękuję, że wybrałeś mnie jako narzędzie Twojej miłości. W tym pięknym oczekiwaniu pomóż mi żyć w nieustannym zawierzeniu się Twojej świętej woli. Daj mi serce matki: czyste, mocne i hojne. Ofiaruję Ci wszystkie obawy o przyszłość: lęki, niepewności, oczekiwania względem dziecka, którego jeszcze nie znam. Spraw, aby narodziło się zdrowe, oddal od niego wszelkie zło fizyczne i wszelkie niebezpieczeństwa duszy. Ty, Maryjo, która poznałaś niezliczone radości świętego macierzyństwa, daj mi serce zdolne do przekazania wiary żywej i gorącej. Uświęć moje oczekiwanie, błogosław moją cichą nadzieję, spraw, by owoc mego łona wzrastał w łasce i świętości. Przez Chrystusa, Twego Boskiego Syna. Amen. 15