FaktyiMity.pl - Fakty i Mity, racjonalizm, antyklerykalizm, kościół

Transkrypt

FaktyiMity.pl - Fakty i Mity, racjonalizm, antyklerykalizm, kościół
Mamy tysiące „chrześcijańskich” obrońców białej rasy
PO NORWEGII POLSKA?
INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
 Str. 25
Nr 30 (595) 4 SIERPNIA 2011 r. Cena 4,20 zł (w tym 8% VAT)
 Str. 2
„Potrafiłem po pijaku odprawiać msze, jeździć
samochodem i przewracać się w kałuże”
– mówi dziennikarzowi ksiądz Kowalski.
Czy to jakiś wyjątek? Bynajmniej. W żadnym
innym środowisku nie chleje się tak ostro
jak na plebaniach. Ksiądz Kondratowicz
twierdzi, że duchowni piją często, bo mają
„chorą duchowość”. Warto o tym pamiętać,
kiedy w sierpniu, tzw. miesiącu trzeźwości,
będą łajać Polaków z ambon.
 Str. 7
 Str. 3
ISSN 1509-460X
 Str. 3
2
Nr 30 (595) 29 VII – 4 VIII 2011 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY
Terrorysta, który zabił w Norwegii około 80 osób, jest duchowym katolikiem (choć ochrzczonym w Kościele protestanckim), zwolennikiem silnego papiestwa. Tej informacji nie znajdziecie nigdzie poza „FiM”. Wiadomo dlaczego!
Kempa, Brudziński i Wojciechowski z PiS zgodnie porównali zamachy z Oslo i wyspy Utoya do zabójstwa członka PiS
Rosiaka z Łodzi. Tylko skala jest inna – zauważyli mimochodem. No fakt, pomijając skalę, to zamach na Rosiaka równa się Hiroszimie i holokaustowi razem wziętym.
Według najnowszego rankingu CBOS, liderem społecznego
zaufania jest prezydent Komorowski, natomiast liderem nieufności – Kaczyński. Brak zaufania do prezesa PiS deklaruje 58 proc. respondentów i ta nieufność rośnie. Mamy (na razie) na myśli badania ankietowe, a nie psychiatryczne.
Ksiądz Natanek ogłosił, że ma stałe połączenie telefoniczne
ze Stwórcą: „Otrzymałem od Jezusa możliwość telefonu do Nieba. I kiedy nie nabrykam z Panem Bogiem, to mam taki światłowód, że ta linia jest otwarta” – oświadczył wiernym. Połączenie Natanka z Niebem może wyglądać tak: „Jeśli chcesz
rozmawiać z Bogiem Ojcem, wciśnij jeden, jeżeli z jego Synem – wybierz dwa, jeżeli z Zawsze Dziewicą – trzy. A w ogóle to abonent jest chwilowo niedostępny”.
„Proszę o zaprzestanie puszczania katolickich modlitw przez
radiowęzeł przy al. Najświętszej Maryi Panny. Jest to indoktrynacja, która nie powinna mieć miejsca w tak dużym mieście” – oto fragment interpelacji częstochowskiego radnego
SLD Łukasza Wabnica, który nie może już słuchać wyjców
z Jasnej Góry i jasna bierze go cholera. „Nic się z tym zrobić
nie da” – odpowiedział radnemu wiceprezydent miasta Jarosław Marszałek. No to może da się coś zrobić z marszałkiem
podczas następnych wyborów samorządowych?
Braciszkowie kameduli – zakonnicy, którzy w kontaktach z Absolutem preferują najcięższą regułę (całkowity zakaz kontaktów z kimkolwiek; zakaz radia, telewizji, prasy, internetu)
– po raz pierwszy w historii będą musieli opuścić swoją krakowską pustelnię, by zeznawać w sądzie w sprawie konfratra
złodzieja. Ale nie kradzież w klasztorze niepokoi najbardziej
przeora, lecz to, że eremici zobaczą świat zewnętrzny. Domyślamy się, że chodzi o krótkie spódniczki.
Jeszcze Pasikowski nie rozpoczął zdjęć do filmu „Pokłosie”,
opowiadającego m.in. o tragedii w Jedwabnem, a już „Fronda” wie, że reżyser będzie chciał utrwalać fałszywy stereotyp
Polaka jako ksenofoba i antysemity. Naszym zdaniem mógłby Pasikowski kolejny swój obraz poświęcić Frondowemu
środowisku. Tytuł: „Psy 3”.
Jak oni śmią! Rosjanie chcą nakręcić film fabularny o niedoli rosyjskich jeńców w polskich obozach w latach 1919–1920.
Obraz ma być nakręcony za państwowe „ruskie” ruble. Hańba, prowokacja oraz zdrada – krzyczy prawicowy portal Niezależna.pl. Przypominamy, że film Wajdy o Katyniu przyjęto
w Moskwie z dużą atencją, a nawet puszczono w pierwszym
programie telewizji.
We Włoszech tamtejsza Polonia zarobkowa masowo porzuca
pracę i wraca do ojczyzny. Dziennik „La Repubblica” wcale
się temu nie dziwi i twierdzi, że młody Polak może nad Wisłą zarobić o ok. 30 proc. więcej niż nad Tybrem. „W Polsce
– kraju cudu gospodarczego, kraju z optymistyczną wizją przyszłości – otwierają się wielkie szanse przed młodymi pokoleniami” – donosi prestiżowa gazeta, która jest oczywiście od lat
zakamuflowaną tubą propagandową Tuska.
Public Policy Polling (PPP) – amerykański instytut badania opinii publicznej – przeprowadził sondaż, w którym zadał ankietowanym jedno pytanie: „Zakładając, że Bóg istnieje, czy wyrażasz poparcie dla jego działań?”. Musiał się Stwórca zdziwić,
gdy zobaczył wyniki: akceptację dla boskich poczynań zdeklarowało zaledwie 52 proc. respondentów (wynik o 10 proc. gorszy
niż 5 lat temu). Jeżeli ten trend braku poparcia się utrzyma, to
za 20, góra 30 lat, Bóg przegra nawet wybory na sołtysa w Pcimiu Dolnym. A… i jeszcze jedno: PPP przeprowadziło swoje
badania sympatii do Pana B. przed masakrą w Norwegii.
Spełnia się najpiękniejszy sen Marksa, Engelsa i Lenina: kapitalistyczne Stany Zjednoczone są na skraju bankructwa (co
w dramatycznym przemówieniu przyznał Obama, grożąc wstrzymaniem wypłat rent i emerytur), a komunistyczne Chiny mają 3 tryliony dolarów rezerw walutowych. Amerykanie są autentycznie przerażeni i coś nam się wydaje, że ich byt zaczyna kształtować świadomość.
Pijany jak ksiądz
W
polskich mediach zaznacza się, oczywiście za przyzwoWspomniałem o dwóch księżach, którzy upadli w nałoleniem Kościoła, trend uczłowieczania, tj. materializo- gu, ale podnieśli się i teraz świecą przykładem. Takich duwania osób duchownych. Do niedawna w ogólnopolskiej pra- chownych, także zakonników i zakonnic – choć już nie tak
sie nie do pomyślenia były publikacje na temat księdza kul- medialnych – jest więcej. Abstynencki Ruch Księży Alkohoturysty, zapaśnika, fascynata szybkich motorów, taternika itp. lików (ARKA) podzielił Polskę na regiony: środkowopolski
Kapłani, poza ołtarzem i pielgrzymką, mogli co najwyżej grać z siedzibą w Kowalewie (diecezja kaliska), południowy (Częw piłkę z TVN-em. Ostatnio niektórzy poszli dalej i napisali stochowa) i północny – z siedzibą w Bydgoszczy. W Kowao księżach alkoholikach. Na razie o byłych alkoholikach, któ- lewie dziennikarze „FiM” spotkali około 30 osób, więc przyjrzy dają teraz świadectwo siły własnej wiary.
mijmy, że w trzech ośrodkach leczy się rotacyjnie około set„Super Expressowi” wyspowiadał się ksiądz Staniki. A gdzie jest cała reszta uzależnionego duchowieństwa
sław Kowalski: „Potrafiłem po pijaku odprawiać msze,
spośród ponad 30-tysięcznej sukienkowej armii?
jeździć samochodem i przewracać się w kałuże
Obracając się ponad 10 lat w księżowskich krę(…). Po nocnej libacji rano musiałem odprawić
gach, nie spotkałem księdza niepijącego. Pili wszymszę, a że miałem kaca, to, żeby w ogóle funkscy, a większość piła ostro. Od 15 lat znam
cjonować, piłem piwo i tak szedłem do koteż inne środowiska i śmiem twierdzić, że
ścioła”. A co zrobił ksiądz Kowalski, kienigdzie nie chla się tak jak na plebaniach.
dy ochrzanił go za pijaństwo arcybiskup
Dosłownie chla, bo prawie wyłącznie
Muszyński? „Zaraz po wyjściu od biskumocne alkohole. Mój starszy kolega
pa poszedłem opić sukces, że na razie
ksiądz, kiedy postawiłem mu wieproblem mam z głowy”. Z kolei ksiądz
czorem całkiem niezłe Bordeaux, obruWiesław Kondratowicz na łamach „Newszył się: „Chłopie, wino to mam codziensweeka” przyznał, że o swoim nałogu
nie przy ołtarzu!”. Ja też szybko zacząłem
powiedział wiernym w kościele. Chypopijać utartym księżowskim trybem
ba nawet nie musiał, bo wcześniej
– albo podczas proszonej kolacji
widzieli go, jak pił po kilka dni bez
z parafianami, albo samotnie
przerwy, a raz – jak wspomina – wyna plebanii. Obydwie okazje bynosili go z wesela. Skończył po wizyły tak samo dobre. Bywały też
cie w poradni odwykowej w Poznaniu,
popijawy z kolegami księżmi; bez
choć swoją trzeźwość zawdzięcza „spożadnych zahamowań, na umór. Od altkaniu z Bogiem”. Ksiądz Kowalski był dwa
koholizmu ocaliło mnie chyba tylko to,
razy na odwyku w szpitalu, ale zerwanie z naże ćwiczyłem trochę kulturystykę, a jedłogiem uważa za dar Matki Boskiej. Piękne
no do drugiego nie pasuje. Odprawiaświadectwa dwóch kapłanów. Tym bardziej że
nie mszy na kacu albo po pijaku – o czym
obydwaj prowadzą teraz terapię dla innych księwspomina ksiądz Kowalski – widziałem
ży. Kowalski zaprasza także świeckich z AA do Lina okrągło, a w przypadku jednego z mochenia – raz do roku, w ostatnią sobotę lipca, czyli
ich proboszczów – niemal codziennie.
tuż przed sierpniem, miesiącem trzeźwości. Funduje im tam
Widzieli i czuli to również wierni. Czy byli zgorszeni? Sąmaraton: modlitwy, msze, czuwanie, drogę krzyżową itp. Dusz- dzę, że nie tylko. Parę razy słyszałem od nich, że skoro osopasterz cieszy się, że „alkoholicy cenią sobie rozmowy i spo- by duchowne tak często piją, to nie ma w tym piciu nic
wiedź u księdza – trzeźwiejącego alkoholika. Kiedy mówię strasznego. Zresztą księża nierzadko wprost rozpijają świeco swoim doświadczeniu, o abstynencji, o zadośćuczynieniu, kich; „FiM” pisały kiedyś o proboszczu, który prowadził u sieto mój rozmówca zdaje sobie sprawę z tego, że mówimy tym bie nocną melinę. Widzimy tu mechanizm obłudy, dobrze
samym językiem”. To naprawdę piękne i wierzymy, że na- znany z katolickiego duszpasterzowania. Tak, obłudy, bo księprawdę działa. Tylko dlaczego księża jednocześnie twierdzą, ża gromią z ambony owieczki za pijaństwo w domach i loże status starego kawalera nie przeszkadza im w dotarciu kalach, alkoholowe komunie itp., a przecież sami piją o niedo małżonków i rodzin? Ksiądz Kowalski nie ma zaufania bo więcej! W Katolandzie nie wolno handlować alkoholem
do konwencjonalnych metod trzeźwienia: „Do zerwania z na- w pobliżu miejsc kultu, pod groźbą kary i likwidacji interełogiem nie potrzeba wcale silnej woli (…). Zdrowienie roz- su, a na plebaniach przylegających do świątyń alkohol leje
poczyna się przez uznanie swojej bezsilności, otwarcie się się strumieniami! Ksiądz Kondratowicz twierdzi, że duchowna pomoc Siły Wyższej oraz powierzenie się Matce Bożej. ni piją z powodu chorej duchowości, a nie dlatego, że są
Ważne, by uwierzyć, że ręce Boga i Jej ręce są zawsze peł- samotni i nie mają rodzin. Ja twierdzę, że piją równo z tych
ne i zawsze gotowe do dawania. Jest to moje z serca pły- trzech powodów. Trudno nie mieć chorej duchowości, kienące przesłanie”. Tak więc – Czytelnicy „FiM” – jeśli próbu- dy zdrowy rozsądek nie pozwala pogodzić się z bredniami,
jecie skończyć z piciem, a na Wasze nieszczęście nie otwo- które trzeba ludziom wciskać, jeśli chce się uchodzić za prarzyliście się na katolickiego Boga i Jego Matkę – nie macie wowiernego księdza. Wtedy najlepiej i najłatwiej zalać rożadnych szans. Ale – to już powiem od siebie – możecie wy- baka, który drąży ducha. Albo odejść i naprawdę wytrzeźjechać poza granice III RP, bo niemal w całej reszcie świata wieć, co zresztą sam wybrałem.
JONASZ
spotkania AA nie łączą się z wiarą w Boga wymyślonego przez papieży, tylko z wiarą we własne siły. W tamtejszych poradniach stawia się
na rozmowę ze specjalistą, farmakologię i na więzy wspólnoty – dzielenie się swoimi doświadczeniami, podtrzymywanie na duchu. I efekty są
z reguły dużo lepsze niż w Katolandzie. Może
właśnie dlatego, że u nas to właśnie Kościół
katolicki niemal zmonopolizował ruchy trzeźwościowe, a setki parafii zgarniają co roku grube
miliony państwowych dotacji z tego tytułu. Często nawet nie organizując żadnych spotkań,
WAŻNE!!! W zamówieniu prosimy podać numer telefonu i adres, na który możemy wysłać książki.
o czym w „FiM” pisaliśmy.
Nr 30 (595) 29 VII – 4 VIII 2011 r.
W
poniedziałek 11 lipca o godz. 20.15 oficer dyżurny Komendy Powiatowej Policji w Lwówku Śląskim otrzymał zgłoszenie ze wsi Marczów, że jakieś podejrzane typy wyposażone w sprzęt
wiertniczy i koparkę ryją dziury wewnątrz tamtejszego zabytkowego kościoła św. Katarzyny Aleksandryjskiej. Pytani, po jaką cholerę to robią, mówią o pomiarach geodezyjnych. Gdy patrol przybył na miejsce, po fachowcach pozostały już tylko ślady (kilka głębokich otworów
w posadzce i wykop na zewnątrz
obiektu), bo ci, słysząc zapowiedź
wezwania policji, pośpiesznie się
stamtąd ewakuowali.
Marczowska świątynia jest tzw.
kościołem filialnym parafii św. Tekli
w Pławnej Dolnej (diec. legnicka),
administrowanej przez zakon michalitów, więc naturalną koleją rzeczy
funkcjonariusze zagadnęli jej proboszcza ks. Kazimierza Ż. (58 l.),
o co chodzi z tymi pomiarami. Wielebny odparł, żeby dali sobie spokój, ponieważ on trzyma rękę na pulsie, a dziury w ziemi są efektem rozpoczętych właśnie prac nad osuszaniem fundamentów zabytku. Policjanci, o dziwo, jakoś księdzu nie
uwierzyli. Tym bardziej że nie pokazał żadnych papierów legalizujących remont, zaś w przeddzień wykopków oficjalnie pożegnał się z parafianami, informując o przeniesieniu na inną placówkę.
Świadkowie zapamiętali numery rejestracyjne samochodów ekipy
grasującej w kościele, więc już po kilkunastu godzinach sześciu „geodetów” (pracownicy pewnej wrocławskiej firmy) znalazło się za kratkami. Wszyscy zgodnie zeznali, że
W
GORĄCE TEMATY
3
Gorączka złota
Ksiądz chciał potajemnie wykopać skarb...
Wyręczy go w tym prokuratura.
ksiądz Kazimierz Ż. wynajął ich
w celu odnalezienia skarbu ukrytego rzekomo przez esesmanów w wydrążonym pod kościołem tunelu.
Na dowód, że nie blefuje, pokazywał stare niemieckie mapy oraz odpisy z archiwów. Dogadali się co
do podziału kosztowności (fifty-fifty) i mieli przystąpić do roboty
dopiero wówczas, gdy duchowny zaaranżuje niebudzący podejrzeń pretekst. Coś go wszakże przypiliło,
bo wezwał ich w trybie alarmowym.
Przyjechali z profesjonalnym wykrywaczem metalu i we wskazanych
przez urządzenie miejscach zaczęli
wiercić, obserwując efekty za pomocą wpuszczanej do otworów kamery. Część ekipy kopała jednocześnie na zewnątrz, usiłując znaleźć
wejście do tunelu. Gdy usłyszeli
od mieszkańców wsi, że sołtys zaraz
zadzwoni na policję, zawiadomili księdza „inwestora”, a ten kazał im natychmiast zwijać sprzęt i uciekać.
Ksiądz Ż. został zatrzymany,
a policjanci przeszukali jego mieszkanie na plebanii i odnaleźli dokumentację przygotowań do eksploracji. Proboszcz przyznał, że chciał
Nawiązał świetne układy z elitami...
ymuszanie haraczu za możliwość
wykonywania pracy nie jest wąską specjalnością alfonsów sprawujących „opiekę” nad prostytutkami. Tą
metodą posługują się również biskupi...
Księża zatrudnieni na etatach w instytucjach finansowanych ze środków publicznych
(szkoły, szpitale itp.) muszą odpalać swoim
szefom comiesięczną „działkę”. Jej wysokość
zależy od decyzji danego ordynariusza. Niektórzy zadowalają się 10 proc. pensji podwładnych, inni żądają nawet 20 proc. Są to
w sumie bardzo duże pieniądze, bo tylko z katechetów biskupi wyciągają prawie 40 mln
zł rocznie (wśród 32 tys. nauczycieli religii
jest 12,5 tys. zawodowych duchownych otrzymujących średnio „na rękę” ok. 2500 zł).
Ściślej rzecz ujmując, wyciągają je z naszych
– podatników – portfeli.
Ordynariusz diecezji łowickiej bp Andrzej
Dziuba jest jednym z liderów kościelnego
reketu.
– U nas obowiązuje 20 proc., więc księża
z uboższych parafii robią już bokami, natomiast ci najbardziej zdesperowani po prostu
przestali płacić. Kuria jednak nie odpuszcza.
Wszystkie zaległości są starannie księgowane, a dłużnicy regularnie nękani wezwaniami do zapłaty kwoty głównej wraz z lawinowo rosnącymi odsetkami. W moim przypadku jest to odpowiednik półrocznych zarobków, ale niektórzy koledzy mają już na szyi
po kryjomu odnaleźć legendarny
skarb, ale nawet przez chwilę nie
pomyślał o zagarnięciu łupu dla siebie: „Zgodnie z regułami zakonu
chciałem przeznaczyć go na pomoc
dla ubogich” – opowiadał skręcającemu się ze śmiechu śledczemu.
Usłyszał dwa zarzuty: celowego
uszkodzenia zabytku oraz usiłowania kradzieży (oba przestępstwa zagrożone karą od 3 miesięcy do 5 lat
pozbawienia wolności), po czym został zwolniony za kaucją.
– Przyjechał do Pławnej w 2001
roku po czterech latach spędzonych
na Ukrainie. Nawiązał świetne układy z naszymi elitami samorządowymi, a ponieważ skutecznie wyrywał
od nich dotacje na remonty, nie spodziewał się żadnego przeniesienia.
Z zabezpieczonych podczas przeszukania papierów wynika, że bardzo
starannie przygotowywał operację
w Marczowie. Odwołanie z góry zmusiło go do pośpiechu i tylko dlatego
wpadł. Najśmieszniejsze jest wszakże to, że w wykopaną przezeń
Reketierzy
pętlę w postaci kilkunastu tysięcy złotych,
z czego więcej niż połowę stanowi kara za
zwłokę – mówi wikariusz jednej z podłowickich parafii, demonstrując monity (niestety,
nie możemy ich opublikować, żeby nie ujawnić źródła przecieku) z żądaniami zapłaty
za etat w pewnej instytucji publicznej.
Co ciekawe, każde ponaglenie jest świstkiem papieru (wydruk komputerowy) bez żadnego podpisu lub choćby parafki, a firmowa
pieczątka kurii znajduje się tylko na kopercie. Powód?
– Mają świadomość bezprawności i nie
chcą zostawiać śladów – tłumaczy duchowny.
Księża płaczą i płacą z obawy, że w razie
otwartego sprzeciwu wylądują na jakimś głębokim zadupiu lub na etacie katechety w szkole specjalnej dla młodocianych przestępców.
A co czeka opornych?
– Komornika nie przyślą, a na egzekutora z bejsbolem biskup chyba jednak się nie
zdecyduje. Grozi mi tylko blokada awansów.
Chociaż... kto wie, czy nie dojdzie do wniosku, żeby właśnie tych najbardziej zadłużonych czynić proboszczami, bo wtedy będą mieli z czego oddać – śmieje się nasz rozmówca.
Mimo problemów ze ściągalnością diecezjalna centrala nie cierpi na brak gotówki.
– Wzięli się nawet za nielegalną działalność parabankową. Wodzą proboszczów
na pokuszenie, rozsyłając po parafiach ofertę
zaciągnięcia w kurii kredytu. Odsetki są zbliżone do bankowych, ale negocjowane indywidualnie. Usługa jest dosyć atrakcyjna, bo gdybym pożyczył od osoby prywatnej, musiałbym
uiścić w urzędzie skarbowym podatek. W porównaniu z bankiem odpadają zaś opłaty manipulacyjne. Obawiam się jednak, że chodzi tu
bardziej o wyciągnięcie informacji o prywatnym
majątku do zabezpieczenia kredytu – mówi zaprzyjaźniony z „FiM” administrator parafii w S.
Poprosiliśmy o skomentowanie tych zjawisk rzecznika prasowego diecezji ks. Piotra
Karpińskiego i kanclerza ks. Stanisława
Plichtę. Obaj nabrali wody w usta...
~ ~ ~
Biskup Dziuba nie jest oczywiście żadnym
ewenementem, bowiem równie zbójeckimi
metodami posługują się jego koledzy z Episkopatu. Oto przykłady:
z „Mając na uwadze przypadki wyzbywania
się przez parafie, z różnych powodów, majątku
dziurę (fot. powyżej) wpadła również po same uszy prokuratura,
bo dla prawidłowej kwalifikacji przestępstwa trzeba jednoznacznie stwierdzić, czy w ogóle było co ukraść, czy
też mamy do czynienia z tzw. usiłowaniem nieudolnym, uprawniającym
sąd do nadzwyczajnego złagodzenia
kary lub odstąpienia od jej wymierzenia. Innymi słowy: prokuratura
musi teraz na własny koszt zlecić
poszukiwania „skarbu” – tłumaczy
nam policjant z Lwówka Śląskiego.
Ksiądz Kazimierz Ż. wyjechał
z Pławnej („Jest na urlopie i nie wiadomo, gdzie przebywa” – tak poinformowano nas w kancelarii parafialnej). Centrala michaelitów nabrała wody w usta, a legnicka kuria
biskupia wydała 14 lipca oświadczenie, że „nie wydawała zgody na
prowadzenie prac” w Marczowie
i „z przykrością przyjęła fakt samowoli budowlanej”. O złodziejskiej
smykałce plebana żaden organ kościelny nawet się nie zająknął...
DOMINIKA NAGEL
parafialnego (...), niniejszym zobowiązuję księży proboszczów do wpłaty w kasie Kurii Diecezjalnej 15 proc. wynegocjowanej sumy sprzedaży” – zarządził biskup płocki Piotr Libera, powołując się w uzasadnieniu „na podobną praktykę istniejącą w wielu polskich diecezjach”.
Nie wyjaśnił, jak to się ma do oficjalnej wersji, że majątek parafii jest ponoć własnością
wiernych. Zresztą te 15 proc. to właściwie przejaw łaskawości, bo „FiM” pisały wielokrotnie
o zaborze przez kurię całego mienia sprzedanego przez parafię (czyt. proboszcza). Z innego wydanego przez Liberę dekretu dowiadujemy się, że „kapłani diecezji płockiej pracujący poza granicami kraju zobowiązani są
wspierać materialnie potrzeby swojej macierzystej diecezji w sposób określony przez Biskupa
Płockiego”, a księża pragnący pozostać na stałe za granicą lub przenieść się do innej diecezji „zobowiązani są do przekazania jednorazowo określonej kwoty pieniężnej na cele diecezjalne”. Wysokość haraczu za uwolnienie się
od Libery negocjowana jest indywidualnie;
z „(...) otrzymałem informację, że mimo
monitów zalega Ksiądz z miesięcznymi wpłatami 10 proc. od wynagrodzenia za nauczanie
w szkole...” – czytamy w pierwszych słowach
pisma rozesłanego przez biskupa koszalińsko-kołobrzeskiego Edwarda Dajczaka do kilkudziesięciu „dłużników”. Ten chociaż nie nalicza karnych odsetek...
ANNA TARCZYŃSKA
4
Nr 30 (595) 29 VII – 4 VIII 2011 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
POLKA POTRAFI
Zbuntowany anioł
Gdy siostra Consuelo puka do
drzwi starej rezydencji, nie wie,
że spotka tam diabła. Jest nim
don Augusto – casanova z hiszpańskiej prowincji. Namiętność
bierze górę nad rozsądkiem,
a nad okolicą rozpętuje się burza,
jakiej nie widziano od lat...
W szaroburych latach 90. polskie gospodynie zaczytywały się
w harlequinach – kioskowych książeczkach pełnych uniesień, o jakich
większość śmiertelniczek może tylko marzyć... Owe miniromansidła
ukazywały się w różnobarwnych
okładkach. Kolory – absolutnie nieprzypadkowe – miały współgrać z treścią. Zaczynało się od białych, gdzie
szczytowe uniesienia bohaterów
ograniczały się do pocałunku w czoło, a kończyło na fioletowych, w których roiło się od barwnie opisywanych penetracji. Wszystkie kończyły się szczęśliwie. W rozumieniu autorów i czytelniczek happy end oznaczał zapłodnienie, zaręczyny lub ślub.
Romansidła do dziś mają swoje fanki, a że wszystko już było, trudno o oryginalny scenariusz. I nagle...
Na polskim rynku wydawniczym pojawił się hiszpański romans z zakonnicą w roli kochanki – „Niewinność zagubiona w deszczu” Eduarda Mendozy.
Pierwsza połowa XX wieku.
Do Augusta, potentata ziemskiego
N
znanego z rozwiązłości, przychodzi
przeorysza, która opiekuje się miejscowym szpitalem. Siostrzyczka umyśliła sobie, że bogaty pan da jej
pieniądze na remont. I tak przychodzi i przychodzi, namawia i namawia, a napięcie seksualne rośnie...
W tym czasie okolicę nawiedza powódź. Ludzie głodują, tracą dach
nad głową, a siostrze Consuelo już tylko jedno w głowie. „Co się ze mną dzieje?” – pyta samą siebie.
Idzie do domu don Augusta podziwiać dzieła sztuki sakralnej. Tam spotyka
służącą o imieniu Pudencjana, która zdradza, że
jej pracodawca jest niewyżyty seksualnie,
a swoją poprzednią
narzeczoną tak dręczył,
że „aż rozum straciła”.
Wchodzi Augusto w jedwabnym szlafroku i całuje zakonnicę. Ta „w jednej sekundzie, szybka jak
iskra, pokonała dzielącą
ich odległość i rzuciła się
w jego ramiona z taką siłą, że aż się
zachwiał”.
Scena defloracji została
przez Mendozę
adal będzie można marnować publiczne pieniądze na bałamucenie wyborców spotami i billboardami. W imię wolności i demokracji, oczywiście.
Sędziowie Trybunału Konstytucyjnego – wyjątkowo
niejednomyślnie zresztą – uznali za niekonstytucyjny
uchwalony przez parlament zakaz wyborczych, odpłatnych spotów reklamowych partii, billboardów i reklam
wielkopowierzchniowych. Szkoda, bo ten zakaz był prawdopodobnie jedyną rozsądną rzeczą, jaką w swej historii wymyślił i zaproponował PJN. Nie należy być
oczywiście naiwnym – kiedy posłowie PJN byli jeszcze w zamożnym PiS-ie, to
ogłupianie wyborców im nie przeszkadzało. Przeszkadzać zaczęło wtedy, gdy stali się małym i biednym PJN-em, którego nie stać na taką reklamę.
Niezależnie jednak od motywacji pomysł był dobry
– naśladował mądre wzorce europejskie (np. francuskie),
łącząc oszczędność z powstrzymywaniem rozbuchanej manipulacji politycznej. Bo przecież te megaplakaty i filmiki nie niosły żadnych treści informacyjnych. Składały się
zwykle z propagandowych hasełek, czasem także otwartych kłamstw, no i zawsze prezentowały zakłamanych, wypacykowanych polityków, którzy – dzięki uzdolnionym
grafikom komputerowym – zyskiwali twarze młode, gładkie, piękne i inteligentne, czyli zwykle inne niż oryginał.
Uznano natomiast za konstytucyjne, i słusznie, okręgi jednomandatowe w wyborach do Senatu (ordynacja
do Sejmu pozostaje bez zmian). Idea jest słuszna w tym
sensie, że trudno w powołaniu tych okręgów dostrzec
bezprawie, ale sam pomysł uważam za nietrafiony.
Jest niesłuszny z punktu widzenia jakości polskiej,
i tak już ułomnej, demokracji.
wstydliwie przemilczana. W kolejnej odsłonie widzimy zakonnicę „pogrążoną w ponurym milczeniu” i kontemplującą... brunatną plamę, którą zostawiła na oparciu kanapy.
Na kolejnych stronach powieści Consuelo trafia do siedziby dobrych zbójów (takie nasze janosiki), uczy się pić wódkę, strzela z karabinu maszynowego i sypia z hersztem, który próbuje odsunąć ją
od Kościoła, tłumacząc: „Księża to
błazny zbawiające możnych;
biskupi to balony nadęte,
a papież w Rzymie to, za przeproszeniem, stara zwariowana kurwa”.
Kiedy ginie drugi kochanek, przełożeni siostrzyczki
angażują ją do pracy w najróżniejszych przytułkach, żeby romanse wywietrzały jej z głowy. Mija 30 lat... Na łożu śmierci Consuelo żegna się z życiem i... żałuje
za grzechy? Ale skąd! Wspomina seksualne orgie!
Historia siostrzyczki przełożona na język filmu z powodzeniem wystarczy na kilkaset odcinków telenoweli i – zważywszy na status bohaterki – może stać się
konkurencją dla
serialu „Ojciec
Mateusz”. Scenarzyści, do dzieła!
JUSTYNA CIEŚLAK
Wiem, że sprawa okręgów jednomandatowych jest
kontrowersyjna, a znaczna część opinii publicznej jest
urobiona na ich korzyść przez intensywną kampanię reklamową prowadzoną przed kilkoma laty. Mają te okręgi swoje zalety – to prawda. Na przykład zaletą taką jest
fakt, że głosuje się na konkretną osobę i nie dzieją się
później jakieś cuda obliczeniowe, w wyniku których w końcu do parlamentu wchodzą osoby mało popularne.
Ale okręgi jednomandatowe mają też mnóstwo wad.
Jedną z nich jest kompletne unieważnienie naszego
głosu, jeśli nasz kandydat nie
wejdzie. Bo nasz głos w tym
systemie w ogóle nie będzie
się liczyć w skali kraju. Można sobie więc wyobrazić taką teoretyczną sytuację, że we wszystkich okręgach niewielką ilością głosów wygrywa PiS (powiedzmy, że średnio ma 30 procent). Druga jest PO i ma 28 procent, a potem kolejno reszta. Jednak do tak wybranej izby parlamentarnej wchodzą tylko ci wybrani z PiS, bo mają w każdym okręgu wygranych kandydatów, choć tylko niewielką przewagą. W tej sytuacji głos całej reszty nie liczy się
wcale, mimo że jest to głos większości wyborców! Większość nie miałaby zatem ani jednego reprezentanta! I to
miałaby być demokracja przedstawicielska bardziej reprezentatywna? Oto co mówi o tym politolog profesor
Radosław Markowski dla „Gazety Wyborczej”: „W perspektywie 12 lat Senat będzie zdominowany przez jedną
partię. To reguła – na ten temat powstała obfita literatura. A jeśli ktoś uważa, że Polacy zachowają się inaczej niż
wyborcy w innych krajach, to chciałbym poznać uzasadnienie”. Jakakolwiek miałaby to być partia, nie chciałbym
takiej karykatury parlamentu – nawet gdyby miał to być
tylko Senat.
ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Dwa kroki w tył
Prowincjałki
Okradanie kościelnych skarbonek już się
raczej nie opłaca, bo wiatr w nich hula.
Okazuje się, że znacznie bardziej dochodowe bywa odzieranie dachów
z miedzianej blachy. Dwaj mieszkańcy Zabrza kradli arkusze blachy z tamtejszych kościołów, kalecząc proboszczów na co najmniej 10 tys. zł. Pasek
miedzianej blachy złodzieje ucięli sobie z dachu kościoła w Limanowej, w Łososinie Górnej proboszcz stracił rynny, zaś z plebanii w Pasierbcu ktoś ukradł
miedziane rury i kable elektryczne.
NA BLACHĘ
W Jadwisinie był wypadek. Z tira wysypało się 13 ton gwoździ. Okoliczni mieszkańcy i przejeżdżający kierowcy uporali się z tym ładunkiem w niecałe dwie
godziny. Więcej czasu potrzebowała policja, aby towar znaleźć. Niestety,
pies tropiący zlokalizował raptem półtorej tony.
NA WSI SIĘ PRZYDA
Nawet 4,5 roku może spędzić za kratami 25-letni mieszkaniec Lubelszczyzny.
Wszystko dlatego, że tuż po tym, jak odszedł od stołu, gdzie przez całe przedpołudnie biesiadował ze swoim teściem, wsiadł do samochodu i potrącił jadącą na rowerze... teściową.
PRZYPADEK?
Z depozytu komisariatu policji w Pasłęku
wyparował dowód rzeczowy. Konkretnie
– 30 tys. zł pieczołowicie zabezpieczone przez tamtejszych funkcjonariuszy.
Sprawę bada prokuratura.
CZEPIŁO SIĘ GLINY?
W Wiśle w środku nocy jechał drogą rowerzysta – bez oświetlenia i wężykiem.
Okazało się, że ma zaledwie 14 lat i promil w wydychanym powietrzu. Ponad trzy promile (!) miał za to 15-latek, który w Milejowie wybrał się ze
swoją rówieśnicą na przejażdżkę samochodem matki. Udało się go zatrzymać dopiero po kilkunastominutowym pościgu.
Opracowała WZ
WAKACJE
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE
Dziś po raz pierwszy od dawna się modliłem. Wyjaśniłem Bogu, że jeśli nie
chce marksistowsko-islamskiego sojuszu i przejęcia Europy przez islam oraz
całkowitego unicestwienia chrześcijaństwa w ciągu najbliższych 100 lat, musi sprawić, że wojownicy walczący o przetrwanie europejskiego chrześcijaństwa zyskają przewagę.
(Anders Behring Breivik, norweski terrorysta)
œœœ
W latach dziecięcych i młodzieńczych wierzyłem, że tak. Teraz nie. Nawet żałuję, bo dobrze mieć nadzieję na jakąś przyszłość.
(gen. Wojciech Jaruzelski na pytanie o istnienie Boga)
œœœ
Zaufałem Platformie Obywatelskiej i co? I chuj – z dnia na dzień mam coraz większą zgagę. (Piotr Marzec „Liroy” w wywiadzie dla „Newsweeka”)
œœœ
Szanuję go za bezkompromisowość. Koleś bez ogródek mówi, co myśli, co
jest ważne, co chce zmienić, zrobić, jak działać. On jest człowiekiem czynu.
(jw. – o Januszu Palikocie)
œœœ
Wygląda na to, że Rosjanie wolą, jak w Polsce rządzi PO. Dlatego uważam zniesienie przez nich ostatnio embarga na polskie warzywa za sukces
premiera Kaczyńskiego.
(dr Barbara Fedyszak-Radziejowska, intelektualistka związana z PiS)
œœœ
Kolejnej klęski wyborczej Kaczyński już nie wytrzyma. Przy całym poddaństwie dla wodza znajdą się w PiS wystarczające siły, które dokonają
zmian (…). Jeśli większość członków PiS zda sobie sprawę, że partia
pod wodzą Kaczyńskiego nigdy już nie wróci do władzy, to prezes zostanie wymieniony lub PiS się rozpadnie.
(Leszek Miller)
œœœ
Każą oni kobitom chodzić we wdziankach obcisłych jak, za przeproszeniem, salceson, parówki czy jakieś inne szynki (…). Tego lata, aby być
trendy, trzeba nosić piękne kolorowe stroje ludowe z Mazowsza. Jest może w nich trochę gorąco, ale efekt murowany.
(ks. Tadeusz Rydzyk o dyktatorach mody)
œœœ
Dziś z piekła jego głos słychać w niebie, tak wyje.
(ks. dr hab. Piotr Natanek o abp. Życińskim)
Wybrali: PAR, AC, ASz, PPr
Nr 30 (595) 29 VII – 4 VIII 2011 r.
NA KLĘCZKACH
SAMOTNY JEŹDZIEC
Metropolita krakowski ukarał
zbuntowanego księdza z Grzechyni. Ks. dr hab. (a jakże!) Piotr Natanek to ostatnio najbardziej znany duchowny w Polsce. Parę miesięcy temu jego przełożony – kardynał Dziwisz – zabronił mu prowadzenia publicznych wystąpień oraz
zawiesił do odwołania zgodę na prowadzenie pracy naukowej na uczelniach i wydziałach katolickich. Natanek do pokornych sług metropolity nie należy i nadal prowadził
publiczne msze w swojej pustelni
w Grzechyni. Po kolejnym płomiennym kazaniu, w którym duchowny
mówił o masonach, obcych bojówkach i rezydującym ponoć w piekle
abp. Życińskim, Dziwisz powiedział
finito i nałożył na Natanka suspensę, czyli zakaz księżowania. Ksiądz
z Grzechyni po raz kolejny pokazał
swojemu szefowi środkowy palec
i nadal odprawia msze, a w kazaniach tłumaczy wiernym, że Dziwisz
jest... masonem. Tymczasem okazało się, że Natanek bez zgody sanepidu i straży pożarnej prowadzi
w swojej pustelni agroturystyczne
gospodarstwo. Poza tym kaplica
znajdująca się w jego enklawie jest
budowlaną samowolką, a działalność duchownego sponsoruje nacjonalistyczny ruch polonijny z... Norwegii, o nazwie Społeczny Ruch Zapotrzebowania Wiary. Tak więc Stasiu odrobił lekcje...
ASz
UOKiKOMPROMITACJA
Urząd Ochrony Konkurencji
i Konsumentów (UOKiK), dotąd
zwykle dobrze dbający o interesy
Polaków, ukarał grzywną 50 tys. złotych Naczelną Radę Lekarską
(NRL) za to, że sprzeciwia się ona
używaniu leków homeopatycznych.
Przed trzema laty samorząd lekarski uznał, że określenie „leki homeopatyczne” jest nadużyciem (bo nikt
nie zweryfikował ich skuteczności),
i zagroził przepisującym je lekarzom
postępowaniem dyscyplinarnym.
Zdaniem UOKiK takie postawienie sprawy oznacza, że NRL wykorzystuje swoją pozycję do... naruszania konkurencji. Bo producenci leków homeopatycznych są w ten
sposób dyskryminowani. Problem
polega na tym, że leki homeopatyczne można uznać za leki tylko
w znaczeniu placebo albo w sensie
humorystycznym.
MaK
PATRON
NIEUDACZNY
W Wysokiem Mazowieckiem
zamknięto 4 główne ulice. Na jak
długo? Nie wiadomo. Powód? Budowa ronda, które po zakończeniu
będzie nosić imię Lecha Kaczyńskiego. Planowo remont ma się zakończyć 12 października, ale – jako że przebudowa dotyczy sieci
energetycznej, deszczowej, cieplnej,
gazociągowej i telekomunikacyjnej
– kiedy się skończy w praktyce, trudno orzec. Cała inwestycja pochłonie 2,6 mln zł. Czyżby właśnie stąd
ta nazwa – że tak długo, tak drogo
i taka rozpierducha?
PAR
ORŁY SMOLEŃSKIE
POSTAWILI NA JPII
Słynne katolickie Wydawnictwo M z Krakowa nie płaci swoim
pobożnym autorom i grafikom, więc
współpracownicy muszą się awanturować o pieniądze. Płynnością finansową wydawnictwa zachwiały
luksusowo wydane „Dzieła zebrane Jana Pawła II” kosztujące – bagatela – 2900 zł! Niestety, z jakiejś
trudnej do odgadnięcia przyczyny
nie sprzedają się dobrze. Po śledztwie dziennika „Rzeczpospolita”
wydawca zaczął gwałtownie wypłacać zaległości.
MaK
NOWY OBRZĄDEK
Czy jest szansa, aby nasza narodowa reprezentacja nie skompromitowała się podczas Euro 2012? Zdaniem europosła PiS Ryszarda Czarneckiego, lekiem na kiepską formę
naszych sportowców ma być... tragedia smoleńska. Polityk zaczerpnął
ten pomysł od piłkarek Japonii, które zdobyły na piłkarskich mistrzostwach świata kobiet złote medale
i zdradziły, że przed meczami oglądały zdjęcia przedstawiające zniszczenia po trzęsieniu ziemi i tsunami, które spustoszyło ich kraj. Podobno w ten sposób... motywowały
się do gry. Poseł twierdzi na swoim
blogu, że taka metoda mogłaby pomóc też kadrze Franciszka Smudy. Katastroficzną strategię, która
ma zagrzewać do walki, kwituje tak:
Chciałbym, aby polscy trenerzy nie
bali się – właśnie w ramach motywowania biało-czerwonych – pokazywać im zdjęć z Powstania Warszawskiego, Kampanii Wrześniowej 1939
czy katastrofy smoleńskiej. Nasi też
walczą w imieniu całego narodu i dla
całego narodu.
Odgadujemy, że zdjęcia z powstania i kampanii 1939 pokazywać
należy przed meczem z Niemcami,
a Smoleńsk – przed spotkaniem
z Rosją. Przed meczem ze Szwecją
– lektura „Potopu”, a „Łuny w Bieszczadach” jako przygotowanie do starcia z Ukrainą itd...
PPr
ŚWIĘTY Z PYSKIEM
Z okazji dnia świętego Krzysztofa, katolickiego patrona kierowców, łódzka „Gazeta Wyborcza” zupełnie poważnie przekonuje na swoich łamach, że ta mityczna postać
z III wieku „istniała naprawdę”.
Krzysztof „był mocarnym olbrzymem, a jego głowa przypominała
pysk szakala”. Na szczęście, jak przekonuje autorka tekstu, przyszły święty spotkał na swojej drodze dzieciątko Jezus (w III wieku!!!), które zmajstrowało mu ludzką twarz. MaK
Diecezja warszawsko-praska
skarży się na nieuczciwą konkurencję. Na blankietach zaświadczeń podobnych do diecezjalnych świadectwa o odbyciu kursów przedmałżeńskich wydaje ksiądz Adam Czubak
z tajemniczego Kościoła Katolickiego Obrządku Słowiańskiego. Diecezja takiego księdza nie zna i przestrzega owieczki przed „nieważnymi” kursami.
AC
SAMO(NIE)RZĄDY
Urząd Miasta Grybów i Urząd
Gminy Grybów wspólnymi siłami
zafundowały witraż św. Kingi kościołowi pw. św. Katarzyny Aleksandryjskiej w Grybowie. W ten
sposób władze chciały podziękować
za oczywistą (skoro są u władzy)
opiekę św. Kingi, która patronuje
sądeckim samorządowcom. Żeby
nikt nie miał wątpliwości, do kogo
należy witraż, wezwanie: „Św. Kingo, wstawiaj się za nami” ozdobiono podpisami fundatorów i sylwetkami budynków grybowskiego magistratu oraz urzędu gminy.
Z okazji przypadającej w czerwcu 60 rocznicy erygowania parafii
pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Ładzinie Urząd Miasta Wolin
i Urząd Gminy Wolin zafundowały
jej „na urodziny” nowy trybularz.
Z kolei kościół pw. św. Józefa w Bystrzycy Dolnej postanowił niedawno
stosownie uczcić fakt, że właśnie
stuknęła mu setka, a na dodatek jeszcze piętnastolecie rozbudowy. Władzom Gminy Świdnica nijak nie wypadało stawić się na kościelną imprezę z pustymi rękoma, więc w prezencie z okazji podwójnego jubileuszu parafii pokryły koszty wmurowania pamiątkowej tablicy.
AK
UWAGA,
PIELGRZYMKA!
Oprócz korków i dziur w jezdniach dopełnieniem horroru panującego na polskich drogach bywają
pielgrzymki. „Wraz z wakacjami rozpoczął się sezon pielgrzymkowy,
w trakcie którego pątnicy przemierzają Polskę, kierując się do Sanktuarium
na Jasnej Górze” – informuje portal
gminy Kłomnice. Na terenie gminy
największe utrudnienia związane
z przemarszami pielgrzymek kierowcy napotkają na drodze krajowej Radomsko–Częstochowa oraz powiatowej – Garnek–Mstów. W lipcu utrudnienia w ruchu spowodowane przez
religijne przemarsze zdarzyły się podczas sześciu dni! W sierpniu gminny
grafik przewiduje pięć takich dni.
I tak 11 sierpnia kierowcy muszą
się spodziewać pokutników wędrujących w stronę Częstochowy w godz.
od 9 do 16.30; 12 sierpnia – od 10
do 17; 13 sierpnia – od 7 do 9 i od 14
do 17; 14 sierpnia – od 6 do 14
oraz 29 sierpnia – od 9 do 11.30.
A może by tak zacząć budować dla
pielgrzymów autostrady, a właściwie... pielgrzymkostrady?
AK
STRZELANIE
Z RÓŻAŃCA
„To jest »wojna-bitwa« o być albo nie być, na śmierć i życie”
– oświadcza Krucjata Różańcowa
za Ojczyznę, zawiązana 14 lipca br.
na Jasnej Górze. I wzywa Polaków
do „strzelania do szatana”. Proponowana przez nawiedzeńców recepta na „uwolnienie od cywilizacji śmierci” jest prosta: „Oni mają media,
a my mamy różańce (...). Dajmy
urlop dziennikarzom, niech oni też
się włączą do modlitwy, wyłączmy telewizory i inne media (...) i chwyćmy za różańce, jak nawołuje ks. Miałkowski, ks. Bałemba i inni wierni kapłani Kościoła Katolickiego. Ma to
być szturm Polski i Polaków do nieba o pomoc w ratowaniu Polski, Europy i całego świata. Matka Boża
i całe niebo liczą na nas”.
W praktyce „odcięcie się od manipulacji” ma się sprowadzać do wyłączania telewizorów i innych mediów
w godz. 19.30–20 oraz odmawianie
w tym czasie różańca. Akcja nie dotyczy jednak wszystkich programów
i stacji, bowiem uczestnicy antymedialnej krucjaty winni jednocześnie
„łączyć się telewizyjnie, radiowo lub
duchowo”. Krucjata ma trwać do końca grudnia 2011 r. albo do skutku.
Dotychczas do „strzelania z różańca” zgłosiły się 263 osoby, ale żeby
się Polska przebudziła – zdaniem inicjatorów – potrzeba aż dwumilionowej armii strzelców.
SK
5
KATOLICCY
MUZUŁMANIE
W „Rzeczpospolitej” ukazał się
zdumiewający tekst na temat Kosowa. Można się z niego dowiedzieć, że tamtejsi mieszkańcy, czyli kosowscy Albańczycy, są na ogół
muzułmanami (95 proc.), co jest
zgodne z faktami, ale „nawet połowa mieszkańców muzułmańskiego kraju może dziś odczuwać silne
więzy z katolicyzmem”. Jesteśmy
chyba zbyt głupi, aby pojąć głębię
tego sformułowania, a także takiej
wypowiedzi – „wszyscy, także muzułmanie, żyją w Kosowie po chrześcijańsku”.
Mak
POTĘGA MODLITWY
Tygodnik „Niedziela” donosi, że
błogosławione dla katolików przejęcie władzy na Węgrzech przez prawicę premiera Orbana było poprzedzone wielką krucjatą modlitewną
tamtejszego Kościoła. Zdaniem autora tekstu modły były tak skuteczne, że stał się cud i spadła burza
na imprezę zorganizowaną przez socjaldemokratów („wrogowie odnowy moralnej narodu”), zabijając
3 osoby i raniąc wiele...
AC
MARYJA GADATLIWA
Z kolei „Super Express” informuje, że – zdaniem ekspertów Tygodnia Maryjnego w Saragossie
– Matka Boska (utożsamiana przez
Kościół katolicki z Marią z Nazaretu) ukazała się dotąd na świecie... 21 tysięcy razy (sic!). O Matko Boska! Czyżbyś była najbardziej
gadatliwą istotą pozaziemską w historii świata?
AC
POLSKI = KATOLICKI
W Irlandii Północnej, gdzie istnieją nadal silne napięcia pomiędzy katolikami i protestantami, doszło do wymownego utożsamienia symboli. Otóż podczas protestanckich manifestacji w lipcu palono polską flagę na równi z flagą watykańską, aby zrobić przykrość tamtejszym katolikom. Nienawiść wypływa z wnętrza człowieka, bo w tym wnętrzu lubi zagnieździć się religijny fanatyzm. Skutki? Terroryzm islamski, zamachy
IRA, Norwegia...
MaK
6
Nr 30 (595) 29 VII – 4 VIII 2011 r.
POLSKA PARAFIALNA
Gorzkie żale
Ksiądz. Dla wielu wciąż synonim prawości.
Postępowania zgodnego z dekalogiem i nakazami
wiary, którą zaciekle z ambony głosi.
Zupełnie inny obraz środowiska jawi się
w listach przysyłanych przez księży do „FiM”.
Dlaczego piszą? W reakcji na
nasze publikacje, z bezsilności albo z powodu braku bratniej duszy,
a czasem – po prostu – z donosem. Oto fragmenty niektórych
listów:
~ Ksiądz Krzysztof, diec. siedlecka: Trudno mówić o przyjaźni
w środowisku, gdzie wszyscy sobie
zazdroszczą, rywalizują o względy
biskupa czy zwyczajnie sobie nie ufają. A głębsze relacje następują wówczas, kiedy kryją nawzajem swoje
grzeszki (...). Jak już człowiek jest
w tym środowisku, robi to, co inni.
Trzeba mieć wyjątkowo twardy tyłek, żeby się stawiać. Nawet jeśli nie
zrobisz niczego złego i tak cię zniszczą. Przez zawiść. Większość księży co innego mówi, a co innego robi. Traktują parafię jako dojną krowę, z której można i należy jak najwięcej wydoić, zdzierać, wydusić co
się da. Ja jestem wikarym, muszę
pracować na proboszcza. Proboszcz
pracuje na biskupa. Każdy wie, że
będzie żył na takim poziomie, jaki
zafundują mu parafianie. Dlatego
księża zazdroszczą sobie dobrych
parafii i donoszą na siebie, by zasłużyć się u biskupa. Nie cofną się
nawet przed opowiadaniem kłamstw
na swój temat.
~ Ksiądz Marek, diec. kielecka: Nie można być indywidualistą,
najważniejsze jest posłuszeństwo
i podporządkowanie, a to często jest
nie do zniesienia. Łatwo zostać wyjętym poza nawias, bo w polityce
personalnej Kościoła zbyt wiele jest
subiektywności. Idealiści, ci, którym
nie zależy na bogactwach, ale na ludziach, są nieobliczalni, bo mało sterowni. Takich się gnoi, wysyła
do małych, biednych parafii. Niewielu to wytrzymuje.
~ Ksiądz Henryk, diec. tarnowska: Już dawno odszedłbym
z kapłaństwa, ale boję się, że nie
dam rady – bez dachu nad głową,
bez pracy i pieniędzy oraz wsparcia od „swoich”. Z dyplomem teologa, którym mogę sobie tyłek podetrzeć, bo i tak nie mam szans
na etat katechety ani tym bardziej
pracę na mojej uczelni, z której natychmiast zostałbym usunięty. W kraju Wojtyły jest tak, że znacznie lepiej być księdzem z kobietą przy
boku, niż zrezygnować dla niej z kapłaństwa. Ludzie akceptują podwójne życie swoich pasterzy, zdarza
się nawet, że głośno wyrażają zrozumienie, podczas gdy rezygnacja
wiąże się z odrzuceniem i powszechnym ostracyzmem. Taki dziwny
obyczaj.
~ Marcin, były kleryk jednego z dolnośląskich seminariów:
Pokusy czyhają na każdym kroku.
U nas przewodnik duchowy bardziej niż naszym duchem interesował się ciałem. Wszyscy znali jego
skłonności, kiedy więc zrobił się
„sławny”, w nagrodę dostał intratną parafię w Jeleniej Górze, gdzie
bez przeszkód udoskonala swoje metody badawcze, tyle że teraz musi
swoim gościom fundować ekskluzywne prezenty, no i refundować
koszty podróży.
~ Ksiądz Tadeusz (wystąpił
z kapłaństwa): Oczywiście, nie
wszyscy są źli, ale księży z powołania to jest pewnie ze 40 proc. Ja
nie miałem szczęścia. Już proboszcz
na mojej pierwszej parafii był homoseksualistą. Utrzymywał kontakty z innym księdzem. Tamten odwiedzał go regularnie na plebanii,
przyjeżdżał na kolację, a wyjeżdżał
nad ranem. Dla wszystkich było jasne, po co się spotykają (...). Homoseksualizm to w seminarium temat
tabu. Jeśli się o nim mówi, to tylko
tyle, że to choroba. A jednak już
jako kleryk miałem kilka razy kontakt z księżmi, przez których zostałem wprowadzony w życie kapłańskie od „tej” strony. Uczestniczyłem
w tym. Spotykałem się z pewnym
proboszczem, zostawałem na noc
na plebanii. Kontakty zaczęły się powtarzać, aż w końcu wylądowaliśmy
w łóżku. Później – już jako ksiądz
– spotykałem się ze swoimi parafianami. Poznawałem ich zwykle podczas kolędy, zaczynałem chodzić
do nich do domu, później oni przychodzili do mnie na plebanię. Zawsze wybierałem dorosłych ludzi.
Tylko spotkania, bez emocji. Sporo
„BYŁEM
piłem, żeby przytłumić myśli. To,
czego nie zrobiłoby się na trzeźwo,
alkohol potęguje. Wtedy łatwiej.
Miałem wyrzuty sumienia, kiedy
z kimś byłem w nocy, a później w stanie grzechu śmiertelnego odprawiałem mszę. W pewnym momencie zorientowałem się, że nie zwracam
na to uwagi, nie myślę o tym. Że
przestało mi to przeszkadzać. I to
był dla mnie sygnał, żeby odejść. Jest
taka zasada – dopóki coś się dzieje
wewnątrz środowiska, jest tuszowane. Wielu moich kolegów, którzy nie
mieli skrupułów z powodu swojej
orientacji, teraz żyje w spokoju i dostatku, w dodatku z tytułami kanonika czy prałata.
~ Kapłani z diecezji sosnowieckiej: Nie chcemy i nie możemy dłużej przypatrywać się temu, co
bezkarnie dzieje się w diecezji
i w kurii. Jak jedni są faworyzowani, uprzywilejowani pod każdym
względem, a inni poniewierani niczym szmaty. Ksiądz jest dla biskupa dojną krową, co ma mało ryczeć,
a dawać dużo kasy. Wystarczy, że
któryś zalega przez 3 miesiące, a już
jest wzywany do kurii na dywanik
i po „braterskiej, pełnej miłości rozmowie” rezygnuje z parafii. Na jego miejsce zaraz jest mianowany
ktoś z najbliższego otoczenia biskupa, kto jest zaufany, wierny i ma
orientację homoseksualną. Aż trudno uwierzyć, że najbliższe otoczenie biskupa w jego obecności poklepuje się po pośladkach i puszcza do siebie zalotne uśmieszki.
W związku partnerskim są ksiądz
R. oraz ksiądz F. Kompletnie nie
liczą się z innymi księżmi. Są aroganccy, pewni siebie, wyniośli. Kpią
ze wszystkich. Liczy się u biskupa
tylko taki ksiądz, który dużo daje
i ma dobre znajomości wśród prezesów różnych firm.
WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected]
Fot. Mac
KSIĘDZEM”
Głośna saga Romana Kotlińskiego – Jonasza
I
II
Prawdziwe oblicze
Kościoła katolickiego
w Polsce
III
Owce ofiarami pasterzy
Cena jednego egzemplarza – 12 zł plus koszty przesyłki
Owoce zła
Przy zakupie sagi
– opłata 30 złotych plus koszt przesyłki
Prezent – czwarta książka
Zamówienia prosimy przesyłać pod adresem:
Relax, ul. Zielona 15, 90-601 Łódź,
niespodzianka – gratis!!!
e-mail: [email protected] lub telefonicznie: (42) 630-70-66
Zamawiając książki, prosimy podać adres odbiorcy wraz z jego numerem telefonu
Nr 30 (595) 29 VII – 4 VIII 2011 r.
POLSKA PARAFIALNA
7
De -fformacja
Abp Głódź żegna swojego „pełnego oddania kapłana”...
Wypuszczając syna na spotkanie z księdzem,
trzeba pamiętać, że do domu może wrócić,
będąc już starcem...
K
siądz Krzysztof M. (fot. 1),
39-letni wikariusz parafii
św. Krzysztofa w Gdańsku,
zginął 23 marca 2011 roku w swoim prywatnym mieszkaniu. Jego
zwłoki znaleziono nazajutrz, a sekcja wykazała, że przyczyną śmierci
było uduszenie przez ściskanie rękoma za gardło. „Zamordowano kolejnego polskiego kapłana!” – histeryzował Rydzykowy „Nasz Dziennik”, sugerując trend lub zorganizowaną akcję, której ofiarą padł duchowny „pełen oddania służący ludziom, w swej pracy wspierający
szczególnie młodzież”. „Brutalne zabójstwo księdza” – podkręcała atmosferę „Gazeta Wyborcza” (jakby znała jakieś pieszczotliwe), epatując czytelników opisami doświadczonej przez ofiarę „Golgoty”.
W podobnym tonie utrzymane były wszystkie tytuły prasowe, czołówki serwisów internetowych oraz depesz agencyjnych, a jedynym na tym
tle wyjątkiem była nasza publikacja
pt. „Seks najwyższego ryzyka”
(„FiM” 14/2011), w której ujawniliśmy drugie dno, czyli obyczajowe
tło fatalnego wydarzenia. Ponieważ sensatów zamurowało i wciąż
nie mogą się odblokować, sprawdziliśmy, co słychać w śledztwie...
Przypomnijmy, że sprawcę zatrzymano po upływie półtorej doby od ujawnienia zabójstwa. Okazał się nim 18-letni Eryk B. (fot.
2 i 3), pochodzący z tzw. dobrego
domu uczeń klasy maturalnej technikum w Pile. Policja miała bardzo prostą robotę, bo wystarczyło
przetrząsnąć komputer nieboszczyka oraz przeanalizować połączenia
z telefonu komórkowego, żeby wyłowić osobę, do której intensywnie
wydzwaniał w ostatnich dniach życia. Już podczas pierwszego przesłuchania chłopak przyznał się do
winy i szczegółowo opisał wszystkie
okoliczności dramatu. Ksiądz M.
wyłowił go w internecie, gdzie Eryk
szukał pracy jako „statysta, hostmen, fotomodel. Na przyjęcia
i do reklamy”. Początkowo rozmawiali tylko za pośrednictwem komunikatorów i telefonicznie, aż
wreszcie ksiądz zaprosił młodzieńca do Gdańska, kusząc go wysokim honorarium. W dacie publikacji nie wiedzieliśmy jeszcze, dlaczego podczas owego „spotkania towarzyskiego” doszło do gwałtownej
bójki i skąd wzięła się desperacja,
która dała Erykowi (szczupły cherubinek, 178 cm wzrostu) tyle siły,
że zdołał powalić wikarego (mężczyzna potężnej postury) oraz zacisnąć mu ręce na gardle. Dzisiaj
znamy już nieco więcej szczegółów:
– Śledztwo zbliża się ku końcowi, zostało jeszcze do przesłuchania
kilku świadków. Eryka B. poddano
obserwacji psychiatrycznej w warunkach szpitalnych, ale opinia biegłych
jeszcze nie dotarła do prokuratury.
Nie sądzę, żeby został uznany za niepoczytalnego. Być może pojawi się
„silne wzburzenie usprawiedliwione
okolicznościami”, co istotnie poprawi jego sytuację, bo na razie ma
zarzut zabójstwa z motywów rabunkowych, czyli nie mniej niż 12 lat
więzienia, a maksimum dożywocie
– uchyla nam rąbka tajemnicy osoba zbliżona do śledztwa.
– Co mogło go tak „wzburzyć”?
– Zabójstwa oczywiście nic nie
usprawiedliwia, ale nie da się też
ukryć, że istnieje w sprawie wiele
okoliczności łagodzących. Najoględniej rzecz ujmując, zasadniczą przyczyną tej tragicznej w skutkach
awantury były rozbieżne oczekiwania jej uczestników. Mieli zupełnie
inne wyobrażenia, po co się w ogóle spotkali. Ksiądz chciał na siłę zrealizować swoje oczekiwania, czyli...
– Seks?
– Nie ulega wątpliwości, że dokładnie o to mu chodziło.
– Skąd zatem motyw rabunkowy?
– Uciekając
z miejsca zdarzenia, sprawca
zabrał ze sobą
kilkaset złotych
Śp. ks. Krzysztof M. w szczególny sposób angażował się w formację młodzieży...
oraz złoty łańcuszek. Spanikowany złapał je prawdopodobnie
3
w pośpiechu i bez żadnego zastanowienia, ale zdaniem prokuratury działał z premedytacją i zabił wyłącznie dla pieniędzy.
– Jak znosi pobyt w areszcie?
– Wygląda na to, że bardzo
źle. Młody człowiek o kruchej psychice, dobrze ułożony, niewykazujący nigdy wcześniej żadnych
inklinacji przestępczych... Zgnije
w kryminale.
Eryk B. za dwa miesiące
skończy 19 lat... W nekrologu
zamieszczonym na stronie internetowej archidiecezji gdańskiej czytamy, że „śp. ks. Krzysztof M (...) w swojej pracy kapłańskiej w szczególny sposób angażował się w formację i wychowanie
młodzieży”...
ANNA TARCZYŃSKA
1
2
8
Nr 30 (595) 29 VII – 4 VIII 2011 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
dzi
zdrawia lu
az.
Ten głaz u
w środku gł
a
g,
rą
K
y
n
n
ie
Kam
lką moc.
, że ma wie
ią
w
ó
m
cy
Mieszkań
Faktoidy
„Tylko dwie rzeczy są nieskończone: wszechświat
oraz ludzka głupota, choć nie jestem pewien
co do tej pierwszej” – powiedział jakieś
100 lat temu Albert Einstein.
Znaczenie tego zdania zdaje się
z biegiem czasu nabierać coraz większego sensu. Aby obronić tę tezę, wystarczy rzucić okiem na krajowe i zagraniczne brukowce. Mając na uwadze fakt, że najwyższą sprzedażą i popularnością w Polsce może pochwalić się właśnie prasa bulwarowa, trzeba skonstatować, że ogromna rzesza
ludzi to albo idioci, albo lenie karmiący się głupotą i tanią sensacją.
Znaczna bowiem część newsów i informacji serwowanych przez tabloidy
powinna na stałe odstraszyć każdego normalnego czytelnika. Niestety,
najbardziej znane brukowce w Polsce chwalą się łącznie ponad milionowym nakładem. Ale przecież nie
mców,
Jan Szmytka pobił Nie
ę!
koz
bo macali mu
l.)
Kiedy Jan Szmytka (53
lko
wie
oj.
(w
ału
spod Rychw
o
jeg
do
że
ył,
acz
polskie) zob
bierakózki Kasi (5 mies.) do
zezłoi,
yśc
tur
y
ją się niemiecc
egł
dbi
Po
ty.
żar
ścił się nie na
caz
rw
jpie
na
i
do intruzów
twarz,
łej siły zdzielił Niemca w
ie.
żon
o
jeg
ył
łoż
a potem do
tylko w Polsce. Zamknięta właśnie po podsłuchowym skandalu gazeta „News of the Word”
była najlepiej na świecie sprzedającym się anglojęzycznym tytułem z 3-milionowym nakładem; tylko niemiecki „Bild”
drukuje o 300 tysięcy egzemplarzy więcej. Co tak bardzo
przyciąga ludzi do takiej prasy? Sprawdźmy. Sporządziliśmy listę niektórych idiotycznych i kuriozalnych doniesień
serwowanych przez rodzime
„Bildy”. Po co je drukujemy?
Żebyście już więcej nie sięgali po ten chłam!
o stare jajo!
To mi zrobił
cka wyARIEL KOWALCZYK
jajko zniena
Wielkanocne
aniło pawodorem. R
buchło siarko
zek i oko.
w prawy polic
nią Krystynę
Napadły mnie szatańskie kozy
Te bestie siały grozę na Kaszubach. Magda Hiller (19 l.) starcie
z nimi przypłaciła wstrząsem mózgu.
ę
rowę Olg
orwała k
Trąba p
as zabić
chciał n
y
z
o
r
g
Czajnik
kowską!
łbasą kra
ie
k
ę
tk
a
Pobił m
przyjaźń
wy zabił
to
le
a
to
Papier
takowała
szka zaa
u
r
ta
s
a
Krewk
dkę
oją sąsia
laską sw
Kot złodziej
Pod osłoną nocy okradał sąsiadów z drobnych przedmiotów (...).
Pięcioletni Dusty, koci złodziejaszek, okrada sąsiadów z rękawiczek,
ręczników, butów i innych drobiazgów (...). Dusty ma zaburzenia obsesyjno -kompu lsyjne i problem y
neurologiczne.
łem pić
om przesta
u, a wódDzięki żab
d
ź
id o dom
,
ie
p
ło
ch
„Ty,
zał Leon
ju” – usłys
o
k
o
sp
w
stawem.
kę zostaw
ając się nad
yl
ch
a
n
),
l.
Dyks (60
75-latka chciała zgwałc
ić sąsiadkę
Zgroza! Spokojną i miłą
Aleksandrę A. (75 l.) z Łodzi
opętał demon
sek su. Za mi ast mo dli
ć się , rob ić
na drutach, pichcić i ogl
ądać seriale
w telewizji, staruszka pla
nowała, jak
by tu dorwać i wykorzys
tać seksualnie swoją atrakcyjną i
o 30 lat młodszą sąsiadkę Gizelę K.
(45 l.).
aknie prądu
Zimą Niemcom br
marznięcie. Zapa
Ludziom grozi za
aSt
ymają się pociągi.
nuje mrok. Zatrz
nia.
e nie być ogrzewa
nie przemysł. Moż
Kurz złamał mi
Uważaj na pełnię grozy
rękę!
Teresa Łągwa (73
Dziś w nocy księżyc sprawi, że
l.) z Łodzi stakobiety oszaleją. Zazwyczaj spokoj- ła się ofiarą świątecznych porzą
dków.
na pani Ewa (40 l.) w każdą pełnię
zamienia się w demona. Ku nieszczęśliwego
Nawiedza nas duch my
ściu wszystkich panów dookoła.
ce na Podlon
Ho
w
Na łąkach
czego, któłow
za
dus
lasiu ukazuje się
szę diabłu.
ry zaprzedał za życia du
Całowanie w rękę zabija
Drodzy panowie, wasz Zagadka czupakabry rozszarmancki gest – cmokanie wiązana!
Ufo mnie oszukało
Słynny potwór to...
kobiet w rękę, może was
Kosmici obiecakojokosztować utratę zdrowia, ty chore na świerzb.
li panu Zdzisławowi
a nawet życia! Naukowcy bizwycięskie
cyfry
ją na alarm i ostrzegają, że
w Dużym Lotku.
a nad Polską Kłamali...
na kobiecych dłoniach zaAtomowa chmur
ary dotrą
mieszkuje aż 150 odmian
Radioaktywne op
groźnych mikrobów!
e!
za dwa tygodni
Koń chuligan rozbił mu wino
Ta krzywda nie może zostać bez kary. Gdy Adam Jemielity (21 l.) przeszokują- jeżdżał rowerem obok Gniadej (3 mies.)
Biskup gej ujawnia
porwa- klaczki Mirosława Pęcarskiego (35 l.),
ci
mi
os
cą prawdę: „K
”
pa
koń uderzył go „z główki” i kopnął
ku
li mi arcybis
ca
ie
ąśn
trz
w brzuch. Mężczyzna teraz żąda 100
ws
ie
To wyznan
. tys. zł za rany i 3,50 zł za stłuczoną
kim
ńs
ka
gli
an
m
łym Kościołe
son (63 l.) przez konia butelkę wina.
Biskup Gene Robin
pa Canku
bis
cy
wyjawił, że ar
Duchy w klasztor
e z koysz
yb
prz
ze!
ali
terbury porw
Gdy nadchodzi no
nim
na
i
zil
ad
row
c, a bracia zasmosu i przep
yc h m óz g konni po wieczerzy i modlitwie
se rię wy ni szc za jąc
szykują się do snu, w
Zgwałciła go gałęzią
korytarzach klaszeksperymentów.
toru zaczynają się
Żaden mężczyzna nie powinien
rozlegać budzące
lęk metaliczne stu
ki i ciężkie kroki.
przeżyć czegoś takiego! Pan BogŻubry gwałcą nasze krowy
dan B. (48 l.) z Motycza (woj. luKoszmar rolników ze wsi Bućwinka
belskie) został... zgwałcony za popod Giżyckiem zaczął się drugiego dnia
! Och!!!
Och!!! Och!!
yki,
dzi blok. Krz
mocą długiej gałęzi. Co gorsza, zroświąt. To wtedy po raz pierwszy pod ich
Jej orgazm bu
ho
zc dzą
biła mu to śliczna młoda dziewczyzagrody podeszło z pobliskiej puszczy staco wieczór ro
jęki i sapanie
osiedle
na – Anna Ś. (21 l.).
do rozochoconych żubrów.
Nowoczesne
się po osiedlu.
W ciąim Bemowie.
na warszawsk
Nie śpię, bo tr
ie
ój... W czorazymam kreden
Kosmici zaatakują już w listopadzie
ia cisza, spok
s
dn
gu
O
ia! Nikt
d
pędzących tirów
W kierunku ziemi pędzą wielkie statalne uniesien
dom pami niewyobraż
na Andrzeja (5
a bru4 l.) się trzęsie
ki. Na ich pokładach znajduje się inał, że pulchn
(...).
nie przypuszcz
Godz. 2: 00. G
e się
aż
dy inni słodko
wazyjna armia.
cie wieku ok
śpią,
netka w kwie
Andrzej Bednar
ek trzyma kred
ksu.
ens.
wulkanem se
Trumienny portr
et sprowadza klą
twę
Zabił młodego ko
nia wartego fortunę. Raził człowi
eka paraliżem. Zn
iszczył drogą gitarę,
choć była w futer
ale.
ki
mi termolo
Wybuchły
Nie jestem do d...!
nia włosów
ca
rę
k
d
ałki do po
W
KryPani Regina jest oburzona,
ną randkę
romantycz
ły
su
p
ze
że papier toaletowy nazywa
się
manem.
styny z Ro
tak jak ona . Gd y prz ech
odz i
obok wystawy ze środkami
higienicznymi ogarnia ją wściek
łość.
Nr 30 (595) 29 VII – 4 VIII 2011 r.
A
ferę ze „zbrodnią wojenną”, której mieli się
rzekomo dopuścić polscy żołnierze, ostrzeliwując 16 sierpnia 2007 r. afgańską
wioskę Nangar Khel (następstwem
była śmierć osób cywilnych), rozpętał tajny meldunek dostarczony cztery dni później ministrowi obrony
Aleksandrowi Szczygle przez szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego Antoniego Macierewicza. Macierewicz był tak bardzo rozemocjonowany, że dosłownie wdarł się
do gabinetu ministra, gdy ten wysłuchiwał opinii generałów Waldemara Skrzypczaka (dowódca Wojsk
Lądowych) i Bronisława Kwiatkowskiego (dowódca operacyjny Sił
Zbrojnych) o militarnych aspektach
incydentu. W owym meldunku napisał m.in., że „SKW, analizując kwestię ostrzału wioski, stwierdza, iż uczestnicy potyczki podają kilka wykluczających się wzajemnie wersji wydarzeń”,
w związku z czym nalega, żeby Szczygło „zintensyfikował czynności dochodzeniowo-śledcze w przedmiotowej
sprawie” oraz oddzielił żołnierzy dowodzących plutonem od podwładnych „z uwagi na istnienie uzasadnionego podejrzenia matactwa”.
– Klasyczny donos. Zebrano
na chybcika kilka faktów i plotek
pod łatwą do wyczytania między wierszami tezę, że ostrzał był nieuzasadniony, a nawet podyktowany zbrodniczą żądzą odwetu. Wypuszczanie
takich pobieżnych informacji na zewnątrz bez ich uszczegółowienia oraz
weryfikacji świadczy co najmniej o katastrofalnym braku profesjonalizmu
człowieka, który się pod nimi podpisał – zauważa gen. Marek Dukaczewski,
były szef Wojskowych Służb
Informacyjnych.
Macierewicz sam tego nie wymyślił. Sprawdziliśmy, kto mu dostarczył podkładek...
W bazie Wazi Khwa, gdzie stacjonował pluton biorący udział w tragicznej akcji, rezydowało dwóch
kontrwywiadowców: ppłk Andrzej D.
i mjr R.J. Wywodzili się z rozwiązanej WSI, ale ze względu na pobyt za granicą nie przeszli jeszcze
postępowania weryfikacyjnego, więc
PATRZYMY IM NA RĘCE
Nie jest tajemnicą, a nawet wydaje się naturalne, że w ramach
ochrony przemysłu zbrojeniowego lub
potrzeby spreparowania życiorysu
agentom pracującym „pod przykryciem” kontrwywiad dysponuje możliwością wprowadzania swoich ludzi
na niektóre kluczowe stanowiska
w cywilnych instytucjach pracujących
dla armii. Trudno wszakże wytłumaczyć, jakim cudem ppłk Andrzej D.
Zwróciliśmy się do władz obu
spółek z pytaniami o biznesowy rodowód Andrzeja D. i nazwę promującego go organu państwowego.
„B” odmówiła jakiejkolwiek
współpracy. W „A” (tu poprosiliśmy dodatkowo o informację, kiedy oficer po raz pierwszy pojawił
się na posiedzeniu rady nadzorczej)
wywołaliśmy niezłe zamieszanie, bo
już po godzinie zatelefonował do
Służący IV RP
Ekipa PiS dobrze karmiła ludzi ze specsłużb.
Zwłaszcza tych, którzy umieli jeść z ręki...
ich przyszły status w SKW był niepewny. Zwłaszcza status Andrzeja D., którego nazwisko jako uczestnika domniemanego przekrętu
przy zakupie sprzętu wojskowego
znalazło się w słynnym raporcie Macierewicza z likwidacji WSI.
– Dokładali najwyższych starań,
żeby przypodobać się nowemu panu. W aktach śledztwa dotyczącego „zbrodni wojennej” znajdują się
cztery tajne tomy. Połowa dokumentów nie dotyczy Nangar Khel, lecz
obrazuje, w jaki sposób SKW rozpracowywało najwyższych rangą oficerów, a zwłaszcza ekipę 18. batalionu z podpułkownikiem Adamem
Strękiem na czele. Jest też wiele
notatek, w których – powołując się
na informacje agenturalne – bardzo
wyraźnie kopią dołki pod generałem Markiem Tomaszyckim
(dowódca kontyngentu – dop.
red.) i jego najbliższymi
współpracownikami. Wykonując życzenie centrali, Andrzej D. posunął
się nawet do tego, żeby napisać i przesłać
na ręce Macierewicza notatkę o konieczności pilnego odwołania
Tomaszyckiego
– odsłania kulisy osoba zbliżona do śledztwa.
Popatrzmy, jak mocodawca zrewanżował się oficerowi za tak bezgraniczne oddanie...
został „zdalnie” powołany do składu sześcioosobowej rady nadzorczej jednej z takich firm posiadających status przedsiębiorstwa
obronnego (ponieważ nie mamy czasu na włóczenie się po prokuraturach, nazywać ją będziemy dalej spółką „A”) i to akurat nazajutrz po incydencie w Nangar Khel.
– Otrzymał jasny przekaz, że
wierność bardzo się opłaca. No cóż,
dodatkowy zastrzyk w wysokości kilku tysięcy złotych miesięcznie niejednego ześwinił – wzdycha były oficer WSI.
– PiS dokonał wówczas radykalnego przemeblowania rady nadzorczej naszej firmy, wycofując z niej
m.in. gen. Z.W., którego kariera rozkwitła w czasach PRL, oraz związanego z tamtym okresem płk. J.W.
– emerytowanego oficera Biura
Ochrony Rządu. Andrzej D. nie musiał być fizycznie obecny przy powołaniu, a jeśli dobrze pamiętam, pojawił się po raz pierwszy na posiedzeniu rady dopiero w końcu 2007 r. Nie
mam pojęcia, skąd on się w ogóle
wziął, w każdym razie z pewnością
był rekomendowany przez MON
– wspomina pracownik spółki „A”.
Choć według statutu rady nadzorczej jej kadencja trwa trzy lata,
Andrzeja D. już po niespełna roku
nagle odwołano. Korzystając z przetasowań w kierownictwie SKW, zaczepił się w radzie spółki „B”, też
ściśle związanej z przemysłem
obronnym. Dopiero gdy jego
nazwisko pojawiło się (w kontekście Nangar Khel)
w pewnym ogólnopolskim dzienniku,
definitywnie zniknął ze
zbrojeniówki.
redakcji sam prezes. Indagował naszego dziennikarza, o co chodzi
i kto za tym stoi. Jakimś nadzwyczajnym zbiegiem okoliczności ppłk
Andrzej D. był akurat u niego na
towarzyskiej pogawędce (czytaj:
przyjechał w te pędy zaalarmowany, że zupa się wylała) i przejął słuchawkę.
– Nigdy w życiu nie byłem
w Afganistanie. Musieliście mnie
z kimś pomylić – oświadczył.
Choć nie jesteśmy aż tak mocni, żeby wydobyć z archiwum SKW
teczkę personalną oficera, zdołaliśmy wcześniej ustalić, że w ostatnich latach istnienia WSI z całą pewnością nie było w tej formacji, jak
również instytucjach MON, żadnego innego Andrzeja D.
– To bardzo fajnie, ale dla zamknięcia tematu przydałoby się oficjalne potwierdzenie przez władze
spółki daty pańskiego pierwszego
uczestnictwa w posiedzeniu rady
nadzorczej. Możemy na to liczyć?
– rżnął naiwniaka nasz dziennikarz.
Pułkownik Andrzej D. przykrył
dłonią mikrofon. Po krótkiej naradzie z prezesem zapewnił, że nie ma
absolutnie żadnego problemu i za
kilka chwil dostaniemy wszystko
czarno na białym. Okazało się, że
problem jednak był, bowiem po „kilku chwilach” otrzymaliśmy e-mail
(sygnowany przez zastępcę kierownika działu spółki) z informacją, że
Andrzej D., owszem, wchodził
w skład rady nadzorczej, ale niczego więcej nam nie ujawnią.
Były dowódca Wojsk Lądowych
nie ma cienia wątpliwości, że scenariusz „afery” Nangar Khel napisano w gabinetach SKW.
– Moim zdaniem chcieli zdyskredytować i upolować kilku dowódców oraz pokazać skuteczność kontrwywiadu jako jedynej niezepsutej
instytucji – twierdzi gen. Skrzypczak.
I dobrze naganiaczom zapłacili...
9
~ ~ ~
IV RP stosowała bardzo podobne praktyki również w cywilnej specsłużbie, czyli Agencji Bezpieczeństwa
Wewnętrznego. Niektóre „kwiatki”
wyszły na jaw w toku prac sejmowej
komisji śledczej badającej okoliczności tragicznej śmierci Barbary Blidy. Oto przykładowe konkluzje zawarte w końcowym raporcie:
~ W okresie rządów PiS
w ABW zaufani błyskawicznie awansowali. Były zastępca szefa ABW,
katowicki prokurator Grzegorz
Ocieczek, przyszedł w 2006 r. jako
szeregowiec, a opuścił Agencję
w 2007 r., będąc pułkownikiem. Drugi były zastępca szefa, Tomasz Klimek, najął się w 2006 r. jako policjant w stopniu komisarza (odpowiednik porucznika), zaś w listopadzie 2007 r. miał już na pagonach
pułkownika (według ustawy o ABW
awans od podporucznika do pułkownika powinien zająć 18 lat – dop.
red.). Komisja wychwyciła kilkanaście podobnych karier.
~ Wybrane osoby zwalniano
z obowiązku przeszkolenia na kursie dla funkcjonariuszy nowo wstępujących do służby, nagminnie nadużywając przepisu, że tylko w przypadkach uzasadnionych szczególnymi kwalifikacjami funkcjonariusza
szef ABW może mu skrócić 3-letni
okres służby przygotowawczej albo
zwolnić od jej odbycia.
~ Prowadzono zaledwie kilkudniowe kursy oficerskie, żeby obdarować wybrańców pierwszymi
„gwiazdkami” przekładającymi się
na apanaże. „Swojakom” przyznawano „niewspółmiernie do kwalifikacji zawodowych wyjątkowo wysokie dodatki służbowe i grupy uposażenia, co negatywnie wpływało na
morale pozostałych funkcjonariuszy”
– czytamy w raporcie.
~ Przygotowywano reformę
ABW zaprojektowaną przez zespół
prof. Andrzeja Zybertowicza (były doradca braci Kaczyńskich ds.
bezpieczeństwa, uważany za twórcę
teorii „układu tajnych służb i szarej
sieci oplatającej Polskę”), wedle której Agencja miała zostać poddana dziewięciomiesięcznemu „rozwibrowaniu według praw teorii chaosu
i wprowadzona w stan kontrolowanej
destabilizacji”. Eksperyment zakładał, że końcowym efektem będzie
bezgraniczne oddanie funkcjonariuszy PiS-owskim mocodawcom. W ramach zawartej z ABW umowy zespół Zybertowicza dostał za tę robotę 60 tys. zł. „Wibracyjne” szaleństwo powstrzymała porażka ekipy Jarosława Kaczyńskiego w wyborach.
ANNA TARCZYŃSKA
FUNDACJA „FiM”
Nasza redakcja patronuje fundacji pod nazwą Misja Charytatywno-Opiekuńcza „W człowieku widzieć brata”, której prezesem jest Roman Kotliński – Jonasz, redaktor naczelny „FiM”. Fundacja
ma za zadanie nieść wszelką możliwą pomoc potrzebującym rodakom – zwłaszcza głodnym dzieciom, a także przewlekle chorym, bezrobotnym i bezdomnym. Ponieważ kościelne fundacje i stowarzyszenia
w swej działalności charytatywnej (jakże skromnej jak na ich możliwości) nagminnie wyróżniają osoby związane z Kościołem, a innowierców, agnostyków i ateistów pomijają – my będziemy
wypełniać tę lukę i pomagać w pierwszej kolejności właśnie im. Nasza fundacja ma status organizacji pożytku publicznego i w związku z tym podlega pełnej kontroli organów państwa.
Tych, którzy chcą wesprzeć naprawdę potrzebujących naszej pomocy, prosimy o wpłaty: Misja Charytatywno-Opiekuńcza „W człowieku widzieć brata”,
Zielona 15, 90-601 Łódź, ING Bank Śląski, nr konta: 87 1050 1461 1000 0090 7581 5291
www.bratbratu.pl, e-mail: [email protected]
10
Nr 30 (595) 29 VII – 4 VIII 2011 r.
POD PARAGRAFEM
Porady prawne
Samochód
służbowy
Proszę o poradę
w następującej sprawie. Pracodawca przydzielił mi samochód
służbowy, który mogę wykorzystywać w celach zawodowych.
Podpisałem z pracodawcą stosowną umowę. W umowie jest zapis, że po pracy samochód będę
parkował na swojej posesji.
W związku z tym pracodawca
uznał, że dojazd z pracy do domu i z powrotem jest moim przychodem z tytułu nieodpłatnego
świadczenia i należy od tego odprowadzać podatek. Czy rzeczywiście tak jest?
Kwestie podatkowe zawsze budzą największe emocje z racji tego,
że nikt do końca nie może być przekonany o słuszności swojego poglądu. Również w przedstawionym przez
Pana zagadnieniu nie istnieje jednolite stanowisko, jak należy interpretować używanie samochodu służbowego do dojazdu z domu do pracy
i z powrotem. Czy mieści się ono jeszcze w zakresie używania służbowego,
czy jest już używaniem do celów osobistych? Wydaje się jednak, że jeżeli korzystanie z pojazdu poza godzinami pracy ogranicza się jedynie
do tego zakresu, nie powinno się
uznawać, że mamy do czynienia
z użytkiem w celach prywatnych, ponieważ w istocie jest ono bardzo ograniczone i związane funkcjonalnie ściśle z samym procesem pracy. Podobnego zdania jest m.in. dyrektor Izby
Skarbowej w Poznaniu, który w interpretacji z dnia 2 listopada 2010
roku, nr ILPB2/ 415-928/10-2/JK,
stwierdził, że przychodu pracownika
nie stanowi udostępnienie samochodu w celu przejazdu z miejsca zamieszkania do miejsca wykonywania
pracy i z powrotem, jeżeli jest to uzasadnione względami służbowymi,
na przykład koniecznością właściwego dbania o powierzone mienie,
możliwością natychmiastowego przemieszczania się. Tak więc przejazdy
z miejsca garażowania do miejsca pracy i z powrotem nie będą generowały przychodu ze stosunku pracy, o ile
samochody te będą wykorzystywane
wyłącznie w celach służbowych. Istnieją jednak również odmienne interpretacje, które takie przejazdy kwalifikują jednoznacznie jako używanie
pojazdu służbowego do celów prywatnych, na przykład interpretacja
Drugiego Śląskiego Urzędu Skarbowego w Bielsku-Białej z dnia 26 października 2004 r., nr PD/2/415-25/
2004/29389. Wskazuje się tam, że
w omawianym przypadku pracownik osiąga przychody z tytułu nieodpłatnych świadczeń, które jako przychód ze stosunku pracy winny być
pomniejszone o koszty uzyskania przychodu i opodatkowane. Dla ustalenia wartości świadczenia związanego
z udostępnianiem samochodu służbowego do celów prywatnych trzeba
się odnieść do cen rynkowych stosowanych przy świadczeniu usług lub
udostępnianiu rzeczy lub praw tego
samego rodzaju i gatunku (np. przez
firmy świadczące usługę wynajmu pojazdów mechanicznych), z uwzględnieniem w szczególności ich stanu
i stopnia zużycia oraz czasu i miejsca udostępnienia.
Ubezwłasnowolnienie
Mój syn ma rentę socjalną
z ZUS oraz zasiłek pielęgnacyjny z tytułu niepełnosprawności. W lipcu złożyłam pismo
do salonu Orange, aby nie zawierano z nim kolejnej umowy
(syn jest nieodpowiedzialny i zawarł z nimi już 2 umowy na telefony komórkowe). Do pisma
załączyłam odcinek renty z adnotacją o upoważnieniu mnie
do jej odbioru oraz orzeczenie
z poradni psychologiczno-pedagogicznej o upośledzeniu umysłowym syna w stopniu umiarkowanym. Mimo powyższego sieć
Orange podpisała z synem trzecią umowę. Czy operator działał zgodnie z prawem?
Istotne w tej sprawie jest pytanie, czy Pani syn został ubezwłasnowolniony przez sąd. Tylko w takim
wypadku syn może mieć ustanowionego opiekuna lub kuratora do prowadzenia jego spraw. Samo orzeczenie poradni psychologiczno-pedagogicznej czy dokumenty ZUS
wskazujące Panią jako upoważnioną do odbioru renty syna są niewystarczające do podważania ważności zawartej przez niego umowy.
Sąd może postanowić o ubezwłasnowolnieniu z powodu choroby psychicznej, niedorozwoju umysłowego
albo innego rodzaju zaburzeń psychicznych, w szczególności pijaństwa
lub narkomanii. W zależności od tego, czy ta osoba zupełnie nie jest
w stanie kierować swym postępowaniem, czy też jedynie jest jej potrzebna pomoc do prowadzenia spraw, sąd
może orzec o całkowitym lub częściowym ubezwłasnowolnieniu.
Osoba częściowo ubezwłasnowolniona wprawdzie może zaciągać
zobowiązania lub rozporządzać swoim prawem, ale dla ważności takiej
umowy konieczna jest zgoda jej
przedstawiciela ustawowego – czyli
kuratora. Zgoda taka może być wyrażona zarówno przed, jak i po zawarciu przez ubezwłasnowolnionego umowy.
W przypadku ubezwłasnowolnienia całkowitego czynności dokonane przez taką osobę są nieważne. Wyjątek stanowią umowy należące do umów powszechnie zawieranych w drobnych bieżących sprawach życia codziennego, które stają się ważne z chwilą ich wykonania,
o ile nie pociągają za sobą rażącego pokrzywdzenia ubezwłasnowolnionego. Zawarcie umowy z operatorem telefonii o świadczenie
usług nie kwalifikuje się jednak
do umów drobnych.
Wniosek do sądu okręgowego
o ubezwłasnowolnienie może zostać
zgłoszony przez małżonka osoby, której wniosek dotyczy, jej krewnego
w linii prostej lub rodzeństwo, a także jej przedstawiciela ustawowego.
Postępowanie toczy się z udziałem
prokuratora.
Jeżeli zatem nie wykazała Pani
przed operatorem Orange, że jest
Pani opiekunem lub kuratorem syna z powodu orzeczonego ubezwłasnowolnienia, nie może Pani skutecznie zablokować zawarcia umowy
o świadczenie usług telefonicznych.
Jeżeli postępowanie o ubezwłasnowolnienie zostało przeprowadzone i jest Pani prawnym przedstawicielem, a jednocześnie nie wyraziła
Pani zgody na zawarcie przedmiotowej umowy z operatorem (w przypadku ubezwłasnowolnienia częściowego), może Pani wystąpić do sądu
z roszczeniem o zwrot spełnionego
świadczenia i zapłatę ewentualnego
odszkodowania, jeśli powstała jakaś
szkoda, albo z powództwem o stwierdzenie nieważności takiej umowy.
Urlop wychowawczy
a wypoczynkowy
Mam pewien problem w pracy i szukam rzetelnej informacji
na ten temat. Niedawno urodziłam dziecko. Po urlopie macierzyńskim poszłam na urlop wypoczynkowy i wtedy zgłosiłam
pracodawcy chęć skorzystania
z urlopu wychowawczego. Jednak
w międzyczasie rozchorowałam
się i dostałam zwolnienie lekarskie, które obejmuje zarówno koniec urlopu wypoczynkowego, jak
i początek planowanego urlopu
wychowawczego. Kiedy poinformowałam o tym swego pracodawcę, ten powiedział mi, że zapłacone będę miała jedynie za okres
urlopu wypoczynkowego. Czy pracodawca może mi nie zapłacić
za cały okres zwolnienia? Przecież jeśli w trakcie urlopu pracownik uzyska zwolnienie lekarskie, to urlop mu się przerywa
i zostaje przeniesiony na późniejszy okres, a w tym czasie korzysta się ze świadczeń zdrowotnych.
Urlop wychowawczy nie jest tożsamy z urlopem wypoczynkowym.
Ten pierwszy jest urlopem bezpłatnym i, niestety, nie znajduje do niego zastosowania przepis Kodeksu
pracy, obligujący pracodawcę do
przesunięcia urlopu wypoczynkowego na termin późniejszy w sytuacji,
gdy pracownik jest czasowo niezdolny do pracy wskutek choroby.
Brak jest przepisów, które w sposób
analogiczny regulowałyby kwestie
przesunięcia urlopu wychowawczego z mocy samego prawa.
Pracodawca nie może samodzielnie zmienić terminu rozpoczęcia
urlopu wychowawczego i wiążący
jest dla niego termin wskazany przez
Panią we wniosku.
W związku z tym urlop wychowawczy rozpoczyna się w dniu wskazanym we wniosku, bez względu
na to, czy w dniu rozpoczęcia przebywa Pani na zwolnieniu lekarskim.
Żeby temu zapobiec, może Pani wycofać na piśmie wniosek
o udzielenie urlopu wychowawczego. Można tego jednak dokonać najpóźniej na 7 dni przed planowanym
rozpoczęciem urlopu. Jeśli to nastąpi, będzie Pani korzystać ze zwolnienia lekarskiego, a po jego zakończeniu może Pani ponownie złożyć
wniosek o udzielenie urlopu wychowawczego.
Jeżeli nie złoży Pani powyższego
wniosku, sytuacja kształtować się będzie tak, że za okres, w którym przebywała Pani na urlopie wypoczynkowym, a który pokrywa się ze zwolnieniem lekarskim, pierwszeństwo ma
zwolnienie lekarskie i część urlopu
niewykorzystana z uwagi na zwolnienie lekarskie przejdzie na późniejszy termin. Wynagrodzenie za zwolnienie lekarskie będzie się należało
tylko do dnia rozpoczęcia planowanego urlopu wychowawczego, ponieważ za okres urlopu wychowawczego świadczenia nie przysługują.
Zwolnienie lekarskie
Moje pytanie dotyczy możliwości wypowiedzenia stosunku
pracy po powrocie z długotrwałego zwolnienia lekarskiego (ponad 100 dni). Pierwszego dnia
po powrocie do pracy pracodawca zażądał ode mnie zaświadczenia lekarskiego. Ja go nie posiadałem, a mimo to pracodawca
wręczył mi wypowiedzenie. Czy
mógł to zrobić w sytuacji, gdy
tego dnia w ogóle nie powinien
dopuścić mnie do pracy, ponieważ nie miałem zaświadczenia
od lekarza?
Należy zacząć od stwierdzenia,
że po zwolnieniu lekarskim przekraczającym 30 dni pracodawca ma
obowiązek wysłać pracownika
na kontrolne badania lekarskie, potwierdzające zdolność pracownika
do podjęcia pracy. Bez takiego zaświadczenia pracodawca, zgodnie
z art. 229 par. 4 k.p., nie może dopuścić pracownika do pracy. Częstym błędem pracodawców jest żądanie doręczenia takiego zaświadczenia, podczas gdy to na nich ciąży obowiązek wystawienia pracownikowi skierowania na badania kontrolne na koszt pracodawcy [wyrok
Sądu Najwyższego z dnia 21 września 2001 r., sygn. I PKN 639/00
(publ. OSNP 2003/17/415)]. W sytuacji przez Pana opisanej to pracodawca powinien wysłać Pana na stosowne badania kontrolne,
a nie żądać ich od Pana.
Pomijając jednak ten szczegół,
niestety, trzeba stwierdzić, że w sytuacji, gdy pracownik po okresie
zwolnienia stawia się do pracodawcy z gotowością świadczenia pracy,
pracodawca może mu wręczyć wypowiedzenie umowy o pracę, mimo że w dniu tym nie posiada jeszcze zaświadczenia lekarskiego stwierdzającego brak przeciwwskazań
do jej podjęcia. Okres ochronny kończy się bowiem z upływem okresu
niezdolności do pracy, wskazanego
w zaświadczeniu lekarskim. Tym samym pracownik, który stawia się
do pracy po okresie choroby z gotowością do jej podjęcia, nie jest już
chroniony przed rozwiązaniem umowy o pracę.
Sytuacja nieco inaczej kształtuje
się w przypadku pracownika o stażu u danego pracodawcy co najmniej 6-miesięcznym, któremu mija 182 dzień zwolnienia lekarskiego.
Zgodnie z przepisami, pracownik pozostaje w okresie ochronnym przed
rozwiązaniem umowy o pracę bez
wypowiedzenia z powodu długotrwałej niezdolności do pracy przez okres
pobierania z tytułu niezdolności
do pracy wynagrodzenia i zasiłku oraz
pobierania świadczenia rehabilitacyjnego przez pierwsze 3 miesiące.
Okres ten jest skuteczny nawet
w przypadku, gdy pracownik nie jest
w stanie wykazać przed pracodawcą,
że świadczenie rehabilitacyjne mu
przysługuje (na przykład odpowiedni organ nie wydał jeszcze decyzji
w tym zakresie). Z drugiej zaś strony pracodawca nie może mieć pewności, czy pracownikowi rzeczywiście
to świadczenie zostanie przyznane.
Co do takiej sytuacji wypowiedział
się Sąd Najwyższy w wyroku z dnia 26
marca 2009 r., sygn. II PK 245/08
(publ. OSNP 2010, nr 21–22, poz.
262), orzekając, że „rozwiązanie przez
pracodawcę umowy o pracę w okresie między wyczerpaniem przez pracownika prawa do zasiłku chorobowego a rozstrzygnięciem ostateczną
decyzją organu rentowego w przedmiocie świadczenia rehabilitacyjnego jest zgodne z prawem, chyba że
z decyzji tej wynika, iż w tym okresie pracownik miał prawo do świadczenia rehabilitacyjnego”. W takim
przypadku bezpieczniej dla pracodawcy będzie poczekać z decyzją
o rozwiązaniu umowy na mocy art. 53
k.p. do momentu wyjaśnienia sprawy przyznania świadczenia rehabilitacyjnego. Bowiem w sytuacji, gdy
pracownik takie świadczenie otrzyma, może w sądzie pracy dochodzić
odszkodowania z tytułu niezgodnego z prawem rozwiązania stosunku
pracy lub przywrócenia do pracy
i sprawę wygra.
~ ~ ~
Drodzy Czytelnicy!
Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Z tego względu prosimy o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości.
Prosimy o nieprzysyłanie znaczków pocztowych, bowiem odpowiedzi znajdziecie
tylko na łamach „FiM”.
Opracował MECENAS
Nr 30 (595) 29 VII – 4 VIII 2011 r.
W
słownikach nauk
politycznych przeczytamy, że prezydencja unijna to
„okres, w którym państwo członkowskie przewodniczy posiedzeniom Rady Unii Europejskiej (główny organ
decyzyjny wspólnoty – przyp. red.)”.
Mimo zmian, jakie przyniósł traktat lizboński, prezydencja utrzymała swój prestiżowy i strategiczny charakter. Polska jest czwartym państwem Europy Środkowo-Wschodniej, które objęło obowiązki lidera
Unii. Rząd Donalda Tuska już
w lipcu 2008 r. rozpoczął przygotowania do prezydencji. Wybrał koordynatora i miejsca spotkań, zlecił przygotowanie promocyjnych materiałów oraz opracował bogaty plan
zamierzeń politycznych (wykaz tak
zwanych priorytetów).
Ostatecznie na krótkiej liście
znalazły się następujące sprawy: „Zakończenie negocjacji członkowskich
z Chorwacją i podpisanie traktatu
akcesyjnego, tak by członkostwo było możliwe w 2013 r.; zakończenie
negocjacji stowarzyszeniowych z Ukrainą i podpisanie z nią traktatu stowarzyszeniowego; przyspieszenie negocjacji członkowskich z Turcją;
nadanie Serbii statusu kandydata
i rozpoczęcie negocjacji członkowskich; przygotowanie założeń budżetu UE na lata 2014–2020; wzmocnienie polityki wyrównywania szans
uboższych regionów Unii; opracowanie podstaw wspólnej polityki zakupów sprzętu wojskowego, polityki
obronnej i bezpieczeństwa oraz energetycznej; walka z nielegalną imigracją; lepsze wykorzystanie przez UE
wynalazków przygotowanych przez
własnych naukowców; zmniejszenie
dysproporcji w stanie zdrowia obywateli 27 państw członkowskich”.
Specjalne znaczenie rząd Donalda Tuska nadał tak zwanemu Partnerstwu Wschodniemu. Jest to przygotowany przez Szwecję i Polskę
program współpracy Unii z Białorusią, Ukrainą, Mołdową, Gruzją,
Azerbejdżanem i Armenią. Zakłada on między innymi uproszczenie
procedur wizowych dla ich obywateli, preferencje w handlu (zniesienie lub ograniczenie ceł i dodatkowych opłat przy imporcie oraz gwarancje dla firm, które chcą sprzedawać na tamtejszych rynkach unijną
produkcję).
Relacje Unii z Rosją ma regulować odrębny projekt. W jego przygotowaniu uczestniczy aktywnie prezydent RP Bronisław Komorowski. Jesienią tego roku organizuje
on specjalnie poszerzone o przywódcę Rosji spotkanie Trójkąta Weimarskiego (porozumienie Polski,
Francji i Niemiec).
Dyplomaci, z którymi rozmawialiśmy, uznali program polskiej prezydencji za ambitny, ciekawy i realny. Dziwiło ich natomiast, że Polska
w ramach pakietu wsparcia dla Afryki Północnej chce zaoferować pomoc w opracowaniu modelowych regulacji państwa i… ugrupowań wyznaniowych. Nie jest to niestety żart.
Taką propozycję przedstawił minister Radosław Sikorski w wywiadzie dla prestiżowego dziennika „International Herald Tribune”. Jego
zdaniem relacje państwa polskiego
z Kościołem katolickim należy uznać
za wzorcowe dla reszty świata.
Celem oświadczenia ministra Sikorskiego było niewątpliwie wzmocnienie prorządowego skrzydła w Konferencji Episkopatu Polski. Sympatię hierarchów miało wzbudzić dodatkowo umieszczenie na liście imprez towarzyszących prezydencji…
PATRZYMY IM NA RĘCE
mazowieckiego) przekazuje Parafiadzie na ogólnopolskie imprezy kwotę około 3 mln 500 tys. zł. Uczestnicy obozów i zawodów zasilają jego kasę sumą 1 mln 100 tys. zł.
Do tego dochodzą dotacje przekazywane lokalnym strukturom Parafiady przez wiele innych gmin i powiatów. Ostrożne szacunki wskazują, że w grę może tu wchodzić co
najmniej dwu-, a może nawet trzykrotność głównych dotacji.
W materiałach informacyjnych
Parafiady można przeczytać, że
naczelny I Programu Polskiego Radia, szefowie publicznych rozgłośni
z Krakowa i Katowic. O morale
zgromadzonych polityków lub ich
przedstawicieli dbali redaktorzy naczelni: Ewa Nowina-Konopka
(„Nasz Dziennik”), ksiądz Ireneusz Skubiś („Niedziela”) i ksiądz
Marek Gancarczyk („Gość Niedzielny”). Pomagali im dziennikarze siedmiu drobniejszych mediów
katolickich. I oto mamy klasyczny przejaw działania państwa
wyznaniowego.
11
sportowe (Tanzania), sieć wodociągową (Zambia), budżet opłaci świecki personel zakonnych ochronek
w Boliwii, Peru i USA. Zwiększeniu
datków na Salezjański Wolontariat
Misyjny ma służyć finansowana przez
MSZ seria pogadanek dla uczniów
i dziennikarzy. Pracownicy Caritasu
Diecezji Warszawsko-Praskiej za nasze pieniądze uczą prawosławnych
i muzułmańskich mieszkańców Krymu takich pojęć jak tolerancja religijna, wolność wyznania i demokracja. Zgromadzenie Misji Afrykańskich
Zabobon na eksport
Zawody sportowe
organizowane przez
księży pijarów,
dotacje dla misjonarzy
katolickich oraz chęć
eksportu klerykalnych
regulacji prawnych
– oto przemilczany
aspekt polskiej
prezydencji
w Unii Europejskiej.
finałów parafialnych i diecezjalnych
zawodów sportowych organizowanych przez Stowarzyszenie Parafiada im. św. Józefa Kalasancjusza.
Faktycznie jest to jedna z agend
zgromadzenia ojców pijarów, a jej
celem jest, jak czytamy w statucie,
„szeroko pojęta opieka i asystencja
(ciągła obecność i kontrola ze strony wychowawcy – przyp. red.) w procesie wzrastania dzieci i młodzieży,
szczególnie ze środowisk zagrożonych
społecznie oraz znajdujących się
w trudnych warunkach materialnych,
a także budowaniu i wzmacnianiu
więzi prowadzących do wzrostu odpowiedzialności za własną parafię
i środowisko”.
Swoje działania stowarzyszenie
prowadzi w wielu publicznych szkołach, klubach sportowych, domach
dziecka, świetlicach, ogniskach,
a uczestnicy zajęć mają wbić sobie
do główek, że ich prawdziwym przełożonym jest miejscowy proboszcz
katolicki. Pozwoli to podobno zachować tożsamość uczestnika zajęć.
Co roku budżet państwa (Ministerstwo Sportu i Turystyki oraz Kancelaria Senatu) oraz samorządów
(władze Warszawy i województwa
głównym punktem planu zajęć obozów i zawodów sportowych są codzienne msze święte, czytanie Pisma Świętego i wspólne modlitwy.
Poza tym czas wypełniają konkursy
wiedzy o Biblii (w tym roku małolaty musiały dokładnie zapoznać się
z księgami Rut i Estery, Daniela
i Izajasza); sprawdzian wiedzy z historii Kościoła katolickiego i jego
codziennego funkcjonowania (tutaj uczestnicy mieli do wyboru wykucie na pamięć życiorysu świętego Maksymiliana Kolbego lub wybranych fragmentów listów Jana
Pawła II do młodych). Ambitni mogli się zmierzyć z pytaniami o katolicki kult relikwii świętych i błogosławionych.
W przerwach organizowano tradycyjne zawody sportowe. Patronat
nad działaniami Parafiady objęli
m.in.: minister spraw zagranicznych
Radosław Sikorski, minister sportu
i turystyki Adam Giersz, prezydent
Warszawy i wiceprzewodnicząca
PO Hanna Gronkiewicz-Waltz,
14 marszałków województw, 10 kuratorów oświaty, rektor Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego profesor Alojzy Szymański, redaktor
Jak nam wyjaśnił rzecznik prasowy MSZ, impreza Stowarzyszenia
Parafiada „zasługiwała na patronat
polskiej prezydencji unijnej ze względu na fakt, że przyczynia się do promocji aktywnych form spędzania
czasu wolnego przez grono dzieci
i młodzieży, zarówno z Polski, jak
i innych krajów europejskich”.
Zdaniem ekspertów, z którymi
rozmawialiśmy, o klerykalizacji Polski może także świadczyć sposób podziału środków w ramach rządowego programu tak zwanej Pomocy Rozwojowej. Pod tą urzędniczą
nazwą kryją się fundusze przeznaczone na pomoc ubogim państwom
Afryki, Azji i Ameryki Łacińskiej.
Wielu liderów tamtejszych społeczeństw to absolwenci polskich
uczelni. I to oni mogliby służyć pomocą w wyborze miejscowych projektów wartych finansowania. Szef
MSZ uznał, że to jednak urzędnicy sami podzielą ponad 37 mln zł.
Według ostrożnych szacunków instytucje Kościoła katolickiego oraz
związane z nim organizacje społeczne otrzymają ponad połowę tej sumy. I tak salezjańskie placówki otrzymają od państwa polskiego zaplecze
w Tanzanii będzie za pieniądze polskiego rządu opowiadać o szkodliwości używania prezerwatyw w obliczu
epidemii AIDS. Jezuicki Dom Spotkań im. Angelusa Silesiusa zorganizuje naradę polskojęzycznych dyrektorów zagranicznych placówek zakonnych (w ramach programu promocji Polski), a współpracownicy konserwatywnego krakowskiego Ośrodka Myśli Politycznej będą ostrzegać
Gruzinów przez libertyńską Unią Europejską. A wszystko to za naszą krwawicę! Ponadto Fundacja Wolność
i Demokracja prowadzona przez działaczy PiS (Maciej Dworczyk, od 2010
roku radny Warszawy, były główny
doradca Jarosława Kaczyńskiego
ds. Polonii; Radosław Poraj-Różycki, rzecznik prasowy KGHM Polska
Miedź w latach 2006–2007; Zofia Romaszewska) oraz PO (eurodeputowani Paweł Zalewski i Elżbieta
Łukacijewska oraz rzecznik Klubu
PO Robert Tyszkiewicz) co roku
otrzymuje ponad pół miliona złotych
na prowadzenie księgi represji politycznych na Białorusi, a faktycznie
– na wsparcie tamtejszej opozycji.
MiC
Fot. PAP/Radek Pietruszka
12
Nr 30 (595) 29 VII – 4 VIII 2011 r.
NIE DO WIARY
Zwierzęta, których nie ma (2)
Kilkudziesięciometrowe węże, pół ludzie,
pół zwierzęta, latające jaszczury – to tylko
niektóre z niezwykłych okazów, jakimi
po dziś dzień fascynuje kryptozoologia...
Część pierwszą naszej opowieści o zwierzętach, wobec istnienia
których tradycyjna nauka bywa bezradna, zakończyliśmy na słoniach liliputach. Nie mniej kłopotów przysporzył badaczom słoń żyjący w wodach Zairu (obrazek 1). Zwierzę
opisywano jako 2-metrowego ssaka
z krótkimi nóżkami, skórą gładką
jak u hipopotama i szyją znacznie
dłuższą niż u znanego nam słonia
afrykańskiego. Głowa była owalna,
a trąba krótka, zaledwie 60-centymetrowa. Co ciekawe, zwierzaki te
pozbawione były tak charakterystycznych dla słoni kłów. Ponoć zwierzęta te całymi dniami pławiły się w wodzie, a w nocy wychodziły na brzeg
i z lubością pożerały trawę.
Afryka w ogóle uwielbia mity
o słoniach, a dowodem tego jest
opowieść o władcach obdarzonych
podwójną parą kłów. Wszystkim
niedowiarkom uzmysławiamy jednak, że jeśli nawet zwierzęta takie
obecnie już nie istnieją, to istniały
w niedalekiej przeszłości. Najsłynniejsze z nich zabito w Lukuli w Zairze 6 sierpnia 1947 roku, a każdy
z czterech olbrzymich kłów ważył
aż 23 kilogramy! Podobny okaz zauważył w 1917 roku w Sudanie niejaki Abdul El-Farag Ali i... wspaniałomyślnie go oszczędził. Ale najdziwniejszy przypadek opisał David Livingstone. Słoń, którego
zabił, miał 3 kły, z czego jeden
wyrastał wprost z trąby.
Czarny Ląd jest prawdziwą kolebką niezwykłych zwierząt. O tym,
że żyją tam niespotykane nigdzie
indziej tajemnicze węże, przekonał się belgijski lotnik, niejaki
Ramy van Lierde. W 1959 roku,
lecąc helikopterem na wysokości 150 metrów nad ziemią, pułkownik zobaczył węża wijącego
się między kopcami termitów.
Monstrualnych rozmiarów zwierzę nagle podniosło się i wyprostowało. Naoczny świadek był pewien, że gad miał nie mniej niż 30
2
metrów długości. Według licznych opowieści spotykano też
w Afryce gada, który... piał jak kogut. Łeb potwora zdobił okazały
grzebień, a pysk pokrywały tuziny
wypustek. Nic dziwnego, że natychmiast skojarzono owego stwora z mitycznym bazyliszkiem (obrazek 2).
Najbardziej niewiarygodne są
jednak doniesienia o latającym wężu z Namibii. Oto w 1942 roku w górach Keetmanshoop kilkunastoletni wówczas Michael Esterhuise
rzucił kamieniem w zwierzę, które
wyglądało jak olbrzymia jaszczurka. Wtedy okazało się, że owo monstrum to wąż, któremu z boków pyska wyrastały wypustki przypominające wielgaśne skrzydła. Nagle
zoologowie Raymond Gilmore
i John Murphy na początku
lat 90. XX wieku stwierdzili, że gad
mierzył nie więcej niż 7 metrów długości. A to – jak się okazuje – prawdziwy pikuś w porównaniu z anakondami zamieszkującymi różne tereny
Amazonii. Sucuriju gigante, jak zwykło się nazywać owe wielkie gady, ujrzał w 1907 roku podpułkownik Percy Fawcett, kiedy podróżował wzdłuż
1
zwierzę rzuciło się ze skały, poszybowało w kierunku chłopca, po czym
z hukiem runęło na ziemię. Mały
Michael uciekł.
W tym miejscu nie sposób nie
wspomnieć o olbrzymich południowoamerykańskich anakondach, które zamieszkują tropikalne lasy deszczowe. Przez lata za największy okaz
tego gatunku uważano Eunectes murinus zastrzeloną w Kolumbii przez
geologa, niejakiego Roberta Lamona. Według raportu dr. Dunna z 1944 roku trofeum to miało
aż 11,5 metra długości. Niestety,
3
rzeki Rio Arbunã, nieopodal południowej granicy zachodniej Brazylii.
Olbrzymia anakonda o trójkątnym
łbie i krętym cielsku wynurzyła się
nagle tuż koło łodzi Fawcetta. Niewiele myśląc, podpułkownik złapał
strzelbę i wypalił potworowi prosto
w oczy, po czym wyszedł na brzeg,
żeby zobaczyć, co też z gada zostało. Z niedowierzaniem ujrzał martwą anakondę o długości ponad 18
metrów. Zresztą okazało się, że i ten
okaz nie był największy. W 1948 roku na brzeg rzeki Oiapac wypełza i ukryła się w Forcie Tabatinga
anakonda o długości... 35 metrów!
Na jej poszukiwanie wysłano cały oddział żołnierzy i trzeba było oddać
aż 500 strzałów z broni maszynowej, żeby potwora udało się zgładzić.
O tym, że doniesienia o gigantycznych anakondach nie muszą być zwykłymi banialukami, świadczą opinie
samych naukowców. W końcu człowiek wysoki na 1,90 metra uchodzi
za wysokiego, ale żyje Turek, który
ma 2,51 metra wysokości...
O rzekomym istnieniu syren, czyli pół kobiet, pół ryb, wiemy chociażby ze starożytnej mitologii. A kto
słyszał o człekokrokodylu czy człowieku-lamparcie...? W 1992 roku tureccy archeolodzy znaleźli niezwykłą starożytną mumię. Odkrycia dokonali w podziemiach sławnego pałacu Topkapi w Istambule. Kiedy
zaczęli delikatnie odwijać zawinięty i schowany w drewnianym sarkofagu szkielet, zaniemówili z wrażenia. Oczom ich ukazało się coś,
co było połączeniem tułowia chłopca z dolną częścią cielska krokodyla (zdjęcie 3)! Jak wyjaśnić to niebywałe zjawisko? Według jednej
z hipotez gad zabił dziecko i częściowo je pożarł. Być może rodzice, chcąc, aby chłopiec trafił do zaświatów, zażyczyli sobie, żeby ich razem zabalsamowano...
Co do ludzi-lampartów, to legend na ich temat pełno jest w Zairze, Sierra Leone czy Afryce Zachodniej. Według tamtejszych podań istoty owe gromadziły się w specjalnych stowarzyszeniach i umiały
Warto jeszcze zwrócić uwagę
na tzw. latające jaszczury i ptaki
śmierci. Członkowie plemienia Kaondé z zachodniej Zambii z przekonaniem rozprawiają o latającym
jaszczurze kongamato, widywanym
na ponurych rozlewiskach. Według
niektórych potwór przypominał gigantyczną jaszczurkę z wielgaśnym
ogonem, inni znów widzieli krokodyla ze skrzydłami nietoperza i uzębionym dziobem. W istocie opis ten
jak ulał pasuje do jednego z prehistorycznych pterozaurów! Stwór miał
się pojawiać także w innych rejonach Czarnego Lądu, m.in. w Zairze, Tanzanii i Zimbabwe.
Obok latającego jaszczura kongamato Afryka zna innego uskrzydlonego potwora – olitiau. Sieje on
postrach w górach Assumbo w Kamerunie (obrazek 4). Na zwierzę to
natknęli się w 1932 roku zoologowie
Gerald Russel i Ivan Sanderson.
Według ich relacji bestia wyłoniła się
z ciemności, a uczeni, żeby uniknąć
zderzenia z olbrzymimi szczękami
potwora, musieli paść na ziemię. Obaj
zgodnie stwierdzili, że był to stwór
podobny do gigantycznego nietoperza z małpim pyskiem i skrzydłami
o rozpiętości – bagatela – 3,5 metra! Cztery lata później po Etiopii
podróżował archeolog Byron de Prorok. Celem jego wyprawy stała się
tamtejsza Jaskinia Diabła – miejsce
4
ponoć zmieniać się w bezwzględne
drapieżniki. Założywszy zwierzęce
skóry, ludzie-lamparty rozdzierali
swoje ofiary na strzępy i, niczym dzikie koty, pożerali je.
przeklęte i złowrogie. Żyły tam podobno stwory zwane ptakami śmierci. Ale kiedy Prorok dotarł na miejsce, ujrzał tylko gromadę nietoperzy.
Po kilku dniach trafił do położonego w pobliżu jaskini obozowiska. Spotkał tam pasterzy z licznymi ukłuciami na ciele – niektórzy z nich byli
bliscy śmierci. Tubylcy wyjaśnili archeologowi, że te ślady są dziełem
ptaków z jaskini, które napadają
na nich w nocy i wypijają ludzką krew,
siejąc śmierć. Według naukowców
bestia ta może być nowym gatunkiem nietoperza-krwiopijcy, występującego dotychczas w Ameryce Południowej i Środkowej.
Czy przedstawione stwory żyły
bądź żyją naprawdę, czy są tylko fantazją ludzi, ocenić trudno... Jedno
jest pewne, wykluczyć ich istnienia
nie można, a doniesienia o nich budziły i będą budzić emocje...
PAULINA ARCISZEWSKA-SIEK
Nr 30 (595) 29 VII – 4 VIII 2011 r.
„To życie jest szpitalem, gdzie wszystkich chorych
opętało pragnienie, by zmienić łóżko.
Ten chciałby cierpieć naprzeciw pieca,
ów sądzi, że wyzdrowiałby obok okna”.
(Charles Baudelaire)
Z
organizowane wycieczki są
dziś serią obowiązkowych obrzędów: jeśli jedzie się do Europy, trzeba zobaczyć Paryż, jeśli jest
się w Paryżu, idzie się do Luwru, jeśli zaszło się do Luwru, trzeba zobaczyć Mona Lizę itp., itd. Od podążania tym łańcuszkiem atrakcji nie ma
już chyba ucieczki. Każda powszechnie znana „przynęta” jest na sprzedaż – wspomniana wieża Eiffla widnieje na pocztówkach, zapałkach, popielniczkach, prezerwatywach, reklamówkach, majtkach (!) i solniczkach.
Ludzkie zoo
Jean Baudrillard – socjolog,
krytyk masowej kultury – twierdził,
że uczestnicy zorganizowanych wyjazdów „nie potrafią niczego przeżywać bezpośrednio i karmią się wyreżyserowanymi przez innych pseudowydarzeniami”. Turystom nie mówi się na przykład, że w pobliżu hotelów i kurortów nie ma już – za przeproszeniem – „dzikich”. Tworzy się
za to naturalnie wyglądające wioski,
w których piszczący i obwieszony
świecidłami tubylec wita białego pana, a potem pozuje z nim do zdjęć
i sprzedaje coś, co własnoręcznie
uplótł lub wyskrobał. Wszyscy są
zadowoleni, a nasz podróżnik doświadcza silnych wzruszeń.
Kiedy Tajlandia została turystycznym rajem, do tamtejszych wiosek
w pobliżu kurortów sprowadzono kobiety, które noszą metalowe obręcze
wydłużające szyję. Turyści chętnie płacą za obejrzenie kobiecego skansenu.
Żeby wyhodować kobietę-żyrafę, w taką biżuterię trzeba wystroić już małą dziewczynkę. Dziś trudno powiedzieć, czy robi się to dla tradycji, czy
dla turystów, czyli dla kasy.
Odwiedzający Tunezję jadą
do wioski Matmata, gdzie – zgodnie z tym, co obiecują foldery z biur
podróży – można spotkać... ludzi pierwotnych. A turyści spodziewają się
powtórki z „Walki o ogień”. I to
na żywo! Nawiedzają lud Berberów
i są mocno rozczarowani, zastając
mieszkania wydrążone w jaskiniach,
ale schludne i ładnie urządzone. Inni współplemieńcy wyprowadzili się
już do zwyczajnych domów w Matmacie, a ci, którzy zostali, w ten właśnie sposób zarabiają na życie.
Przykładem szczególnej symbiozy turysta-tubylec jest coraz popularniejsza seksturystyka. W wersji najłagodniejszej, już chyba społecznie
akceptowanej, bogata emerytka z Zachodu jedzie do Egiptu czy Kenii
i przez kilka tygodni pozwala się „wielbić” śniademu 20-latkowi, którego
w zamian za to sponsoruje. Śniady 20-latek też jest zadowolony: muzułmanka przed ślubem raczej nie chce dać,
a pieniądze od białej damy pomagają utrzymać rodzinę. W tej sytuacji
trudno mówić o wykorzystywaniu
tubylców, skoro oni sami biją się o turystki. Największym wzięciem cieszą
się te stare i grube (w swoim kraju
nie mają zwykle powodzenia i są tak
złaknione męskiego towarzystwa, że
uwierzą we wszystko, co usłyszą),
U NAS I GDZIE INDZIEJ
w konfesjonale i pozował do zdjęcia. Zmorą sprzątających jest przyklejana wszędzie guma do żucia.
~ Według chińskiego przysłowia
ten, kto nie wdrapał się na Wielki
Mur, nigdy nie zostanie bohaterem.
Turystom nie wystarcza jednak samo
wdrapanie... Uważają, że powinni zostawić coś po sobie – na przykład wymalowane inicjały i datę. Z malunkami „bohaterów” walczy Stowarzyszenie na rzecz Chińskiego Muru.
główną atrakcją jest możliwość obejrzenia dziko żyjących goryli.
~ Europejskie biura podróży organizują wycieczki do Korei Północnej. Na taki wyjazd decyduje się zaledwie do 1,5 tys. turystów rocznie. Nie
jest to oczywiście prawdziwa Korea,
choć dla zwiedzających nawet nieprawdziwa jest fascynująca. Turystom towarzyszą miejscowi „opiekunowie”,
którzy pilnują, żeby gość nie miał kontaktu ze zwyczajnym mieszkańcem,
13
Ponieważ wakacyjny wyjazd traktuje się jak każdy inny produkt,
klient płaci i wymaga. Do biur podróży na całym świecie trafiają tysiące skarg od zawiedzionych urlopowiczów. Pewien turysta skarżył
się, że w czasie afrykańskiego safari zobaczył... wzwód u słonia. Ten
niezapomniany widok wpędził go
w kompleksy i popsuł miesiąc miodowy. Turystka z Niemiec, która wybrała się z mężem na Mauritiusa,
Proszę wycieczki...
a także... blade (nie zdążyła się opalić, a to znaczy, że dopiero co przyjechała i będzie dłużej płaciła).
Osobną kwestią i ogromnym problemem jest seksturystyka dziecięca.
Do Kambodży na przykład zjeżdżają pedofile, którzy bezkarnie i małym
~ W 2009 roku mieszkańcy Wenecji zorganizowali symboliczny pogrzeb miasta. Przez Canale Grande
przepłynęła gondola z trumną. Organizatorzy akcji chcieli zwrócić uwagę na fakt, że Wenecja z roku na rok
wyludnia się, a przyczyną tego są
To będzie wiek turystyki. W ubiegłym roku
aż 935 milionów ludzi zdecydowało się
na zagraniczną eskapadę – o 7 procent
więcej niż rok wcześniej.
kosztem realizują swoje chore popędy. Dzieci z tamtych rejonów żyją niekiedy w tak skrajnej nędzy, że
za niewielkie pieniądze zgodzą się
na wszystko, do czego niejednokrotnie zachęcają ich rodzice.
Wakacyjny wandalizm
Daleko od domu homo sapiens
lubi niszczyć, kraść i bałaganić...
~ 2 lata temu w Krakowie aresztowano Anglików, którzy łapali gołębie (jeden z symboli miasta), po
czym z wielką siłą podrzucali je
do góry – ptaki spadały na ziemię
i łamały sobie skrzydła. Turystów
skazano na grzywnę w wysokości
600 zł. Weekendowi przyjezdni z Anglii organizują u nas m.in. wieczory kawalerskie, podczas których piją na umór (bo tanio) i demolują
wszystko, co stanie im na drodze.
~ W 2003 roku zwiedzającym
udostępniono wał Hadriana – 5-metrowy mur, który bronił niegdyś wysuniętej najdalej na północ granicy
Imperium Rzymskiego na terytorium
Wielkiej Brytanii. Kamienno-torfowy relikt przeszłości tak spodobał się
turystom, że został... zadeptany. Zabytkowy mur ratują konserwatorzy.
~ „Dla turystów nie ma żadnej
świętości” – przekonują „ochroniarze” z Bazyliki św. Piotra. Codziennie użerają się z delikwentami, którzy włażą do konfesjonałów lub wulgarnie obłapiają nabożne rzeźby.
Prośby o „godne zachowanie” podróżujący mają w głębokim poważaniu. Turyści płci męskiej chcą
zwiedzać bazylikę w krótkich
spodenkach i T-shirtach, damy
– z odsłoniętymi ramionami. Kilka
lat temu zatrzymano mężczyznę, który przebrany za księdza siedział
turyści, którzy nie dają normalnie żyć.
Codziennie zjeżdża ich ok. 50 tys. Zarabiają na nich wyłącznie restauratorzy i sklepikarze, stąd powszechna w mieście drożyzna. Przy okazji
protestu przeprowadzono masowe badania DNA, które miały
na celu wykazanie, ilu mieszkańców miasta to potomkowie dawnych Wenecjan. Protestujący
ostrzegają – około 2030 roku
w Wenecji nie będzie ani jednego rdzennego mieszkańca.
który mógłby się na coś pożalić (w czasie klęski głodu w latach 90. zmarło
tam ok. 2 mln ludzi). Zwiedzającym
nie wolno oddalać się od grupy, robić
zdjęć bez pozwolenia, krytykować
ustroju państwa i jego przywódcy ani
dyskutować o prawach człowieka.
~ Dla spragnionych apokaliptycznych krajobrazów organizuje się
wycieczki do Czarnobyla. Przez kilkadziesiąt lat promieniowanie uniemożliwiało zwiedzanie, a przyroda
– rządząc się swoimi prawami – malowniczo wyścieliła domostwa opuszczone w 1986 roku...
~ Do Szwajcarii jeździ się po to,
żeby zasmakować górskiej odmiany naturyzmu. Wycieczkowicze ubrani tylko w buty i plecaki pokonują
Turysta spragniony
wrażeń...
...nie zadowoli się all inclusive na tunezyjskiej plaży.
Od ubiegłego roku obywatele
Francji, którzy podczas wakacyjnych wojaży podejmują niepotrzebne ryzyko (na przykład celowo pływają szlakami... somalijskich piratów), będą musieli
zwrócić koszty (częściowo lub
w całości) akcji ratowniczej. Ocalenie 16-letniej żeglarki Abby
Sunderland, która postanowiła samotnie opłynąć świat, kosztowało
Francję i Australię około 300 tys.
dolarów.
Turyści złaknieni emocji mają
w czym wybierać:
~ Na tegorocznych targach turystycznych w Madrycie swoje oferty przedstawili między innymi delegaci z Pakistanu – zachęcali do zwiedzania terenów ledwie co odzyskanych z rąk talibów... Reprezentanci
Kongo, w którym od lat toczą się
krwawe wojny domowe, przekonywali, że w ich kraju wcale nie jest
niebezpiecznie (!) i warto przyjechać.
Poza kongijską ruletką (uda się czy
się nie uda; wrócę czy nie wrócę...)
kolejne szczyty, wzbudzając niesmak
zarówno ubranych piechurów, jak
i rdzennych mieszkańców. Na turystów nudystów nie ma paragrafu.
Klasa próżniacza
Zorganizowane wyjazdy to dziś
wielomiliardowy biznes. Angielski
socjolog John Urry ustalił, że w roku 1960 w Wielkiej Brytanii było 800
atrakcji turystycznych, w 1983 roku
– już 2300, a obecnie – ponad 6100.
W tym czasie nie zwiększyła się rzecz
jasna liczba zabytków. To jedynie
przemysł turystyczny wykreował i rozreklamował „nowe rzeczy, które trzeba zobaczyć”.
pożaliła się na zbyt szybki zachód
słońca. Wyjazd miał być próbą ratowania małżeństwa, a dopomóc
miały romantyczne kolacje przy świecach i zachodzącym słońcu.
Na co jeszcze skarżą się turyści?
~ „Na zdjęciu w katalogu piasek na plaży był żółty, a tak naprawdę był biały. Poniosłam określone
koszty, by kupić pasujący do piasku
strój kąpielowy. Przedstawiam paragon. Oczekuję zwrotu pieniędzy”.
~ „Ja i mój narzeczony zamówiliśmy pokój z dwoma oddzielnymi łóżkami. Dostaliśmy jedno podwójne. Pociągam państwa do odpowiedzialności za ciążę, w którą
zaszłam, a której by nie było, gdybyśmy otrzymali to, o co prosiliśmy”.
~ „Na plaży okazało
się, że dozwolone jest opalanie topless, o czym nie
było mowy w ofercie. Moje wakacje nie udały się,
bo mąż całymi dniami
oglądał się za innymi kobietami z gołymi cyckami”.
~ „Nikt nam nie powiedział, że w morzu są ryby. Dzieci były zaskoczone
i przerażone. Żądam zadośćuczynienia za straty
moralne!”.
~ „Jesteśmy oburzeni
z powodu naszych wczasów w Hiszpanii. Recepcjonistka mówiła po hiszpańsku, jedzenie było hiszpańskie. Wszędzie za dużo obcokrajowców”.
~ „Zostałam przez
was zagłodzona: w hotelu
ani w żadnej tureckiej restauracji
nie ma naszego chleba. Serwowano pszenny miejscowy, a ja nie jadam białego pieczywa”.
~ „Zostałam pokąsana przez
komara na plaży. Nikt z państwa
nie powiedział, że mogą kąsać”.
~ „Noże były tak ostre, a widelce tak spiczaste, że wielokrotnie
się zraniliśmy. Zmusiło nas to do zakupienia własnych sztućców. Rachunek w załączeniu”.
~ „Nigdy więcej nie damy się
namówić na wczasy we Włoszech.
Musieliśmy stać w kolejce po lody
na zewnątrz baru, co oburzające
– bez żadnej klimatyzacji”.
JUSTYNA CIEŚLAK
14
BEZ DOGMATÓW
Komiks osobliwego Rod
Zboczony seks, kazirodztwo, morderstwa, oszustwa
i wiele innych makabresek. To nie streszczenie
amerykańskiego horroru klasy B, ale komiksowego
wydania Księgi Rodzaju, gdzie autor
nader skrupulatnie ilustruje Pismo...
R
obert Crumb to jeden
z najpopularniejszych i najbardziej utalentowanych
grafików i autorów komiksów na świecie. Jest twórcą takich dzieł
jak „Kot Fritz” czy „Mr. Natural”.
Po ilustracje zgłaszały się do niego największe magazyny – od „Newsweeka”
po „People”. Na temat Crumba powstały dwa filmy dokumentalne. Ponadto jego prace zostały pokazane
na wystawie „High Low” w nowojorskim Muzeum Sztuki Nowoczesnej,
dzięki czemu przeszedł do historii,
wprowadzając „podziemną sztukę”
do narodowych galerii. Crumb jest znany również z niepowtarzalnego stylu
i humoru. W jego dziełach bardzo często można znaleźć perwersyjne, obrazoburcze i pornograficzne rysunki, którymi bez przerwy naraża się władzom,
policji, feministkom, hipisom itd.
W 2009 roku Crumb, nie stroniąc od dotychczasowego, pikantnego stylu, zilustrował komiksową wersję biblijnej Księgi Rodzaju. We wstępie książki czytamy: „Odtworzyłem wedle swoich umiejętności każde słowo
oryginalnego tekstu, korzystając z wielu źródeł, łącznie z Biblią Króla Jakuba, głównie jednak z ostatniego przekładu na język angielski Pięciu Ksiąg
Mojżeszowych autorstwa Roberta Altera (...). Każda inna komiksowa wersja Biblii, jaką widziałem, zawiera fragmenty całkowicie zmyślonych narracji
i dialogów, dodane, by ożywić i »zmodernizować« stare teksty. Jednak wszystkie te komiksy biblijne głoszą wierność przekonaniu, że Biblia »jest słowem Bożym« lub »natchniona przez
Boga«, podczas gdy ja, o ironio!, nie
wierzę w to. Wierzę, że to słowa ludzi
(...). Jeśli moja obrazowa, dosłowna interpretacja Księgi Rodzaju obraża czy
oburza niektórych czytelników, co wydaje się nieuniknione, zważywszy na to,
że tekst jest czczony przez wielu ludzi,
na swoją obronę mogę powiedzieć, że
potraktowałem tę pracę jako jasne zadanie ilustratorskie, bez zamiaru ośmieszania czy tworzenia żartów obrazkowych. Wiem jednak, że nie da się zadowolić wszystkich...”.
Jak widać, autor już na samym
początku zabezpiecza się przed oskarżeniami o obrazę uczuć religijnych.
Ma ku temu oczywiste powody, ponieważ jego komiks spokojnie można porównać do makabrycznego scenariusza filmu grozy.
Z 50 rozdziałów „Księgi Genesis”
Crumba wybraliśmy najciekawsze.
ARIEL KOWALCZYK
Nr 30 (595) 29 VII – 4 VIII 2011 r.
zaju
Robert Crumb – autor
15
16
Nr 30 (595) 29 VII – 4 VIII 2011 r.
ZE ŚWIATA
WYGNANIE Z RAJU
Księstwo Liechtensteinu jest rajem podatkowym dla bogaczy
i krainą szczęśliwości dla Kościoła kat. Obydwa te przejawy rajskości dobiegają swych dni.
Pod naciskiem krajów europejskich, które tracą miliardy euro niezapłaconych podatków przez matactwa rajów podatkowych, przywileje
dla fiskalnych uciekinierów są ograniczane. W katolickim Księstwie
Liechtenstein (36 tys. mieszkańców)
także Kościół miał się świetnie, bo
był uprzywilejowany konstytucyjnie
oraz dotowany przez państwo i gminy. To wszystko ma być zniesione
w następstwie nowego prawa o związkach wyznaniowych. Kościół straci
coroczną daninę rządową w wysokości 300 tys. franków szwajcarskich,
a jego pozycja w szkołach ulegnie
ograniczeniu. Parlament księstwa jest
skłonny ewentualnie dopłacać tylko
do tych religijnych inicjatyw, które
służą pożytkowi ogółu (dofinansowywano także protestanckie). Wycie
zranionego kleru nie wzruszyło władz
księstwa.
MaK
LODZIK DLA KSIĘDZA
Więźniowie nowojorskiego zakładu karnego byli w stanie zarobić 120–150 dolarów w ciągu 5 minut i to wcale nie drogą kradzieży.
kogokolwiek ze względu m.in. na
orientację seksualną.
Miejscowi geje i lesbijki jeszcze
nie dowierzają swemu szczęściu. Czy
ten cud przemiany serc polityków
to efekt nacisków Brukseli, czy może skutek ogólnej poprawy nastrojów po zakończeniu ostrego kryzysu gospodarczego na Litwie? Politycy nie muszą już bowiem szukać
kozła ofiarnego, aby skanalizować
społeczne niezadowolenie. MaK
GEJOWSKA KREW
Aaron Pace, młody mieszkaniec
stanu Indiana, postanowił zostać
dawcą krwi.
MÓJ CI ON!
Claire Thomas, 40-letnia Angielka, trzymała w szafie zbiegłego
z więzienia męża.
Ryzykowała nie tyle z miłości,
co z pilnej – zważywszy na wiek – potrzeby rozrodu. Kobieta od lat bezskutecznie starała się o dziecko.
W prokreacji przeszkadzał też fakt,
że Wyndham Thomas odsiadywał
długoletni wyrok za zabójstwo. Mężczyźnie po 12 latach odsiadki udało się uciec z więzienia. Claire wiedziała, że schadzka długo nie potrwa i sama chciała zadzwonić na policję, ale – jak wyznała – instynkt
macierzyński okazał się silniejszy.
Niestety, przez dwa dni pobytu
w szafie panu Thomasowi nie udało się zapłodnić żony. W zamian
za to pani Thomas została skazana na pół roku odsiadki w zawieszeniu na 18 miesięcy.
JC
TROSKA O DZIECKO
Odwiedził najbliższe centrum
krwiodawstwa i poddał się rutynowym badaniom, które obejmują także wywiad środowiskowy. Po wypełnieniu testów 22-latek usłyszał, że
dawcą nie będzie, bo... wygląda
na geja. Pracownicy centrum ocenili go po wyglądzie i zachowaniu.
Na nic zdały się tłumaczenia Aarona, że jest heteroseksualny i nigdy
nie uprawiał seksu z mężczyzną.
W Stanach Zjednoczonych od
1983 roku obowiązuje przepis, który zabrania gejom i lesbijkom oddawania krwi z powodu rzekomo
zwiększonego ryzyka, że są nosicielami wirusa HIV. Trudno dopatrzyć
się w tym logiki. Krew każdego dawcy i tak badana jest pod kątem obecności wirusa.
JC
Kristina Buckley (kobieta z dzielnicy klasy średniej w Sherwood w stanie Oregon) udusiła swą
11-letnią córkę.
Policja znalazła rodzicielkę zamkniętą w łazience, z podciętymi
nadgarstkami i ranami szyi. Stwierdziła, że zamordowała córkę Cecylię z pobudek religijnych, pragnęła
ją bowiem „ustrzec i ocalić” przed
pedofilami (?). Sama pragnęła popełnić samobójstwo, ale nie była
w stanie. Również obawiała się ataku pedofilów?
PZ
BÓG WYSTAWIA RACHUNEK?
Na rachunkach z kas fiskalnych
zaczął się pojawiać sam Jezus.
Albo ktoś zupełnie inny...
NIEUDANE CZARY-MARY
Zarobkowanie umożliwił im katolicki kapelan więzienny Frank De
Tucci. Sędziwy duszpasterz (70 l.)
płacił taką kwotę każdemu garownikowi, który... zrobił mu loda.
Wszyscy byli szczęśliwy, dopóki symbiozy nie zburzył wymiar sprawiedliwości – kapłan został aresztowany. Ucierpią najbardziej ci, którzy
robili mu laskę, bo ich dochody drastycznie spadną.
JF
CUD NA LITWIE
Parlamentarzyści litewscy chcieli prześladować gejów i lesbijki.
Zamiast tego postanowili ich…
chronić przed dyskryminacją.
Po fali międzynarodowej krytyki
Sejmas wycofał kontrowersyjny przepis zakazujący publicznego, pozytywnego wypowiadania się o homoseksualności. Przyjął za to przepis zabraniający w mediach dyskryminowania
Pewien izraelski biznesmen tuż
po 40 urodzinach uznał, że najwyższa pora się ustatkować.
Mężczyzna nie miał szczęścia
do kobiet. Znajomi doradzili mu, żeby się udał do wróżki. W czasie pierwszej wizyty 40-letni kawaler otrzymał różne magiczne proszki, magiczny klucz; musiał też odbyć wycieczkę na grób znanego żydowskiego mędrca i obejść go 7 razy. Żona miała
się znaleźć w ciągu roku. Po 12 samotnych miesiącach mężczyzna znów
udał się do tej samej wróżki – dostał
nową porcję magicznych proszków,
7 kłódek, które miał otworzyć, po
czym wrzucić do morza, a do tego
zapewnienie, że niebiosa już szykują mu małżonkę jak się patrzy, tylko
ciut ciut się opóźniają. Takich wizyt było w sumie 6, a sfrustrowany
kawaler zauważył, że nie tylko nikogo nie poznał, ale kobiety... jeszcze bardziej go unikają. Mężczyzna
pozwał wróżkę do sądu. Domaga
się 250 tys. szekli (ok. 210 tys. złotych) odszkodowania.
JC
Jacob Simmons i Gethry Lee
Sutherland dopatrzyli się twarzy Jezusa na paragonie z Wal-Martu, popularnej sieci hipermarketów. Jak
twierdzą, wizerunek pojawił się dopiero trzy dni po zakupach. – Dostaliśmy wiadomość od Boga. Jak
można nie wierzyć w Boga, skoro się
go widziało? – pyta retorycznie pani Sutherland. Nam wizerunek kojarzy się raczej z Osamą bin Ladenem, ale zupełnie nie wiemy, co Bóg
chciał przez to powiedzieć... PPr
RODZINNY 11 WRZEŚNIA
„Mamo, jesteś w domu? Zaraz
do ciebie wpadnę” – usłyszała
w słuchawce telefonu Rosemary
Schmidt, 68-letnia Szwajcarka.
Po krótkim czasie jej 47-letni syn
– owszem – wpadł, ale... samolotem.
Mężczyzna od dawna nie dogadywał
się z matką. Każda ich rozmowa kończyła się awanturą. Niechęć do rodzicielki sprawiła, że Konrad
Schmidt, typ bardzo depresyjny, postanowił skombinować niewielki samolocik i staranować nim rodzinną
posesję, zabijając matkę, a przy okazji popełnić spektakularne samobójstwo. Plan prawie się powiódł. Konrad zginął, z domu niewiele zostało, za to starsza pani była akurat
w piwnicy i przeżyła.
JC
Zdaniem niektórych badaczy
manoreksja to problem mężczyzn,
którzy mają problemy z własną seksualnością.
JC
OMAMY PO KAWIE
Nauka przynosiła w ostatnich latach niemal wyłącznie pozytywne wieści dotyczące skutków picia kawy.
MÓZG KOCHA WIEŚ
„Wsi spokojna, wsi wesoła, który
głos twej chwale zdoła” – te słowa zamiast Poety mógłby wypowiedzieć nasz mózg, gdyby mógł.
On lubi spokój, harmonię, brak
pośpiechu i gorączkowości. Przedkłada wieś nad miasto, bo za dużo stresu. Badania psychologów z Uniwersytetu Alabamy pokazały, że mózgi
ludzi mieszkających w mieście reagują na stres bardziej niż tych z prowincji. Dwa regiony mózgu – zawiadujące emocjami i stresem – są narażone
na uszkodzenia pod wpływem wielkomiejskiego życia. Psycholodzy wykryli w mózgach osób żyjących w mieście
o 21 proc. więcej zaburzeń na podłożu stanów lękowych, a także o 39 proc.
wyższe ryzyko zaburzeń nastroju.
Zbyt duży i długotrwały stres może
uszkodzić mózg – mówi prof. David Knight. Wielkie miasto z tłumami spieszących się, zziajanych ludzi, ruchem ulicznym i przestępczością źle służy naszym głowom. TN
RAK WOLI PANA
Niepomyślna wieść dla panów.
Naukowcy stwierdzili, że w ostatnich latach mężczyźni znacznie
częściej niż kobiety chorują na nowotwory złośliwe.
Wykryto to, analizując zachorowania na 38 odmian raka. Ryzyko
choroby jest u panów dwukrotnie
wyższe, zwłaszcza jeśli chodzi o białaczkę, nowotwory jelit, odbytnicy,
trzustki i wątroby. W przypadku raka płuc nawet 2,5 razy większe. Przypuszcza się, że dzieje się tak dlatego, że mężczyźni więcej palą i piją,
a także rzadziej chodzą do lekarza.
U kobiet nowotwory są wykrywane
zwykle we wcześniejszych fazach.
Lekarze przyznają jednak, że różnice w stylu życia nie wyjaśniają w pełni tego zjawiska.
JF
MANOREKSJA
Obsesja odchudzania dopadła także mężczyzn. Faceci biegają na siłownię i głodzą się.
Męska anoreksja zyskała już
swoją nazwę – to manoreksja. Według danych brytyjskiej służby zdrowia, w ciągu ostatnich 10 lat liczba
panów z zaburzeniami wywołanymi rygorystyczną dietą wzrosła o ponad 65 procent. Średnia wieku chorujących to 17–24 lata. W większości przypadków manorektyk miał
wcześniej lekką nadwagę.
Pierwsze odstępstwo od tej reguły jest dziełem australijskich badaczy, którzy wykryli związek między konsumpcją kawy a halucynacjami słuchowymi. Uczestnikom testu po podaniu kilku filiżanek kawy mówiono, żeby kładli rękę
na blat, jeśli tylko usłyszą w słuchawkach dźwięki piosenki „Białe Święta” Binga Crosby’ego. Testowani
natężali słuch, ręce pracowały im
bez wytchnienia. Jednak utworu...
w ogóle nie puszczano. Uczestnicy
testu mieli omamy słuchowe... Pojawiają się one po regularnym spożywaniu 5 kubków kawy dziennie,
z których każdy zawiera 200 mg kofeiny. Do halucynacji słuchowych
przyczynia się także stres.
ST
KARA ZA ROZWÓD
Panowie! Uwaga na zdradzone
kobiety. Powodowane furią chętnie pozbawiają partnerów narządów płciowych.
Przypadki okaleczeń genitaliów
kobiet są nagminne w Trzecim Świecie, ale czyni się to z pobudek obyczajowo-religijnych. Za to okaleczeń
panów nigdy nie brakowało.
W ostatnich dniach Amerykanka Catherine Becher nafaszerowała obiad swojego 51-letniego męża
środkami usypiającymi (wyczuł dziwny smak, ale ufnie zjadł). Gdy mocno zasnął, jego 48-letnia małżonka
ściągnęła mu spodnie, oderżnęła
członek i wrzuciła go do maszynki
prasującej śmieci. Zabieg chirurgiczny polegał już tylko na zatamowaniu krwotoku i zeszyciu rany. Becher oświadczyła policji, że mąż „najzupełniej na to zasłużył”. Para jest
w trakcie rozwodu.
Najgłośniejsza sprawa tego typu
miała miejsce w USA przed 10 laty, gdy Amerykanka Lorena Bobbitt amputowała członek swego
partnera i wyrzuciła go w krzaki.
Narząd znaleziono i przyszyto,
a okaleczony pan zrobił nim jeszcze karierę na rynku filmów porno.
Mr. Becher chyba nie będzie miał
takiej szansy...
CS
Nr 30 (595) 29 VII – 4 VIII 2011 r.
ZE ŚWIATA
W uścisku koncernów
Jeśli politycy nękają dziennikarzy, manipulują
wyborami, podsłuchują bez powodu obywateli,
to mówimy o dyktaturze. A jak nazwać ustrój,
w którym prywatna firma podsłuchuje polityków,
wpływa na wybory albo puszcza
cały kraj z torbami?
Globalizacja i powstanie ponadnarodowych korporacji dały wąskiej elicie możliwość niemal bezgranicznego bogacenia się i sprawiły,
że zmieniło się życie polityczne. Demokracja na tych procesach raczej
straciła niż zyskała. Dyktatura umiędzynarodowionej giełdy sprawia, że
demokratycznie wyłonione rządy mogą coraz mniej, a coraz więcej mogą
prywatne firmy warte dziesiątki, a nawet setki miliardów dolarów. Rząd
może na przykład z uzasadnionych
powodów podnosić podatki albo nakładać nowe zobowiązania na firmy,
ale jeśli uciekną wielcy inwestorzy,
to kraj pójdzie z torbami, a rząd upadnie. Trzeba zatem wybrać rząd, który będzie bardziej posłuszny rynkowym graczom. Czyli będzie mniej demokratyczny i mniej wolny.
Koncerny nie podlegają nikomu,
mogą natomiast kontrolować rynki
i korumpować polityków – wszak dysponują olbrzymimi budżetami. Mogą
także niemal w jednej chwili przenosić się z państwa do państwa, przerzucać swoje miliardy, w mgnieniu
oka destabilizując giełdy i budżety całych krajów. Przy gwałtownych ruchach na giełdzie działa czasami
do pewnego stopnia bezwład tzw. wolnego rynku, ale bywa, że są to zaplanowane działania mające swoich konkretnych reżyserów i określone cele.
Oni nas urządzą
Szczególne miejsce w tej plątaninie interesów i wpływów zajmują korporacje medialne. Nie tylko obracają one gigantycznymi pieniędzmi, ale
także dystrybuują informacje. Jeśli
w jakimś kraju jedna firma dysponuje ogólnokrajowymi telewizjami i poczytną prasą, to może ona wpływać
na życie społeczne, zastraszać polityków, kreować politycznych graczy lub
pogrążać niewygodnych sobie. A jeśli to jest możliwe, to rodzi się pytanie o sens demokratycznych procedur i o to, kto tak naprawdę rządzi.
Klasycznym przykładem takiego
zdominowania kraju przez jeden koncern są Włochy Silvia Berlusconiego, w których jego stacje telewizyjne, gazety, a także podległe rządowi
media publiczne mogą w dużym stopniu kreować poglądy i gusty wyborców. Mówi się, że Silvio – niczym cezar – nie tylko rządzi Włochami, ale
także je tworzy, bo tak kreuje swoich wyborców za pomocą telewizyjnej, ogłupiającej papki, że głosują
w końcu właśnie na niego. To czarowanie telewizją jest jednym z głównych powodów długotrwałości rządów człowieka, który w bardziej demokratycznych krajach, na przykład
skandynawskich, mógłby budzić co
najwyżej zażenowanie połączone
z niedowierzaniem.
W ostatnich tygodniach Wielka
Brytania przeżywa skandal związany
z międzynarodową korporacją medialną Ruperta Murdocha, niegdyś
australijskiego, a obecnie amerykańskiego biznesmena, który trzęsie mediami krajów anglosaskich i wschodnioazjatyckich – od Australii, poprzez
Zjednoczone Królestwo, po Stany
Zjednoczone. Problem w tym, że superwpływowy Murdoch trzęsie nie
tylko mediami. Trzęsie brytyjską,
a nawet amerykańską polityką,
a ostatnio, nieoczekiwanie, trzęsie
także własnymi portkami.
Obamą. Fox jest nie tylko stronnicza i trzyma z republikanami – ona
po prostu prowadzi swoją wojnę polityczną. Wspiera m.in. Tea Party
– najbardziej dewocyjny i fanatyczny nurt wśród republikanów. Relacjonuje ich zjazdy, rzuca pomówieniami, oskarża Obamę o niestworzone zbrodnie. Fox News wygryzła
umiarkowaną stację CNN i przejęła
rząd dusz prowincjonalnej i pobożnej Ameryki. Mówi się o tym, że częściowa porażka Obamy w reformie
służby zdrowia wynika z niesłychanie agresywnej i kłamliwej kampanii
prowadzonej przez Fox News.
Ale królestwo Murdocha to nie
tylko tabloidy i szalone telewizje. To
także wykupiona poważna prasa, bo
medialny cesarz chce kształtować elity – „The Times”, „The Sunday Times”, „The Wall Street Journal” należą do Ruperta.
Rupert Murdoch z żoną Wendi Deng
Wystawiacze laurek
i media Murdocha zupełnie otwarcie przypisały sobie jego zwycięstwo.
Murdoch przerzucił się potem na popieranie Tony’ego Blaira, ale dopiero wtedy, gdy Partia Pracy wyraźnie skręciła w prawo. Murdoch
tak uwikłał brytyjskich polityków
w swoją korporację, że nie wierzą już
oni we własne zwycięstwo wyborcze
bez pomocy swojego cudzoziemskiego pryncypała. To – trzeba przyznać
– jest trochę żenujące, jak na kraj będący kolebką liberalnej demokracji.
Przed dwoma tygodniami wspomnieliśmy o roli prywatnych firm
amerykańskich – agencji ratingowych,
które podsycają niekończący się kryzys w Europie ku wściekłości polityków i zwykłych ludzi. Wydawało się
jeszcze niedawno, że najważniejsze
agencje – głównie trzy amerykańskie
firmy: Moody’s, Fitch i Standard &
Poor – najlepsze lata mają już za sobą. Wszak w latach 2007–2008 – zamiast bić na alarm przed nadciągającym kryzysem – informowały (za
pieniądze!), że toksyczne udziały firm
udzielających śmieciowe kredyty hipoteczne (słynne subprime’y) są jak
najbardziej bezpieczne. Ta kompromitacja im jednak nie zaszkodziła.
Oto siła monopolu!
Obecnie agencje te nadal stawiają zdumiewające diagnozy.
Do niedawna na przykład USA miały u nich najwyższą z możliwych
ocen, podczas gdy kraj ten jest potwornie zadłużony i dwukrotnie
w tym roku zagrożony był niewypłacalnością. Tymczasem nawet nieźle
radzące sobie kraje europejskie dostają mizerne oceny, muszą więc płacić wyższe odsetki od swoich długów i żyją w ciągłym zagrożeniu.
Cierpią na tym także ich giełdy papierów wartościowych.
Nieco przytłoczony tym wszystkim Czytelnik zapyta zapewne w tej
sytuacji – co robić?! Otóż najlepiej
jest nie czytać brukowców (w Polsce są niemal w 100 proc. prawicowe i klerykalne) i zniechęcać innych
do ich czytania, krytycznie oceniać
telewizję i naciskać na rządzących
(posłów), aby szkoły uczyły młodzież
odporności na manipulację. Także
demaskować działania i wpływy wielkich koncernów, takich jak Axel
Springer, który w Niemczech jest
od dziesięcioleci podporą prawicy,
a za pomocą dziennika „Fakt” umacniał kiedyś aktywnie rządy Kaczyńskich. Bo czy Murdoch miałby takie wpływy na Wyspach, gdyby Brytyjczyków wychowywano, uodparniając na uroki brukowców?
MAREK KRAK
Murdoch ty moja!
Kariera Ruperta rozpoczęła się przed półwieczem w rodzimej
Australii, gdzie odziedziczył po ojcu gazetę „News Limited”.
Od tamtego czasu,
czyli od roku 1953,
wiele się zmieniło.
Obecnie – dzięki niezwykłemu talentowi do zarabiania pieniędzy i manipulowania polityką – Murdoch ma setki gazet i dziesiątki stacji telewizyjnych na 4 kontynentach. Jego firmy
są warte 60 miliardów dolarów i generują 33 miliardy wpływów rocznie. Ponoć jego prywatny majątek
to „tylko” 7,2 miliarda dolarów, co
czyni go 122 najbogatszym człowiekiem świata, ale znacznie bardziej
wpływowym niż wynikałoby to z pozycji w drugiej setce miliarderów.
Kariera Murdocha na Wyspach
bazuje na miłości Brytyjczyków
do czytania prasy i niesamowitej
wręcz popularności tamtejszych tabloidów, czyli brukowców. „The Sun”
– największy z nich i należący do Murdocha – osiąga jednorazowo średni
nakład 3,5 miliona egzemplarzy! Murdoch zakupił tę lewicową gazetę
w 1969 roku, obniżył znacząco jej poziom, podniósł dzięki temu nakład
i zaczął popierać konserwatystów,
a konkretnie Margaret Thatcher.
W 1992 roku wsparł znów osłabionych konserwatystów Johna Majora
17
bohaterowie skandali, ofiary spektakularnych wypadków i zabójstw. Ludzie Murdocha korumpowali policjantów i utrzymywali bliskie stosunki
z politykami. Firma wydawała przyjęcia dla partii politycznych, a ostatnia skompromitowana naczelna
„News of the World” – Rebekah
Brooks – jest przyjaciółką i sąsiadką
Davida Camerona, premiera Wielkiej Brytanii. Ale to nie wszystko,
bo były naczelny tej gazety – Andy
Caulson – jest rzecznikiem rządu
konserwatystów i liberałów... Brakuje jeszcze tylko tego, żeby sam Murdoch został premierem albo królem
Anglii! Brytyjczycy zastanawiają się
nad tym, jak to możliwe, że człowiek,
który nigdy nie był ich współobywatelem, ma tak wielki wpływ na ich
kraj. Obecny szef lewicy brytyjskiej
– Ed Miliband – domaga się nawet
rozmontowania imperium Murdocha, jako zagrażającego demokracji.
Stąd strach magnata medialnego,
Murdochowie na przesłuchaniu (i podczas ataku) w Izbie Gmin
Czarne chmury zaczęły się zbierać nad imperium, gdy wyszło na jaw,
że jeden z tabloidów Murdocha
– „News of the Word” – podejmował nielegalne działania na gigantyczną skalę, aby pozyskać pikantne informacje. Pismo wynajmowało prywatnych detektywów, którzy
podsłuchiwali 4 tysiące osób, włamując się do ich telefonów komórkowych (skrzynki głosowe). Była wśród
nich rodzina królewska, politycy,
który pokornie stawił się na przesłuchanie w Izbie Gmin, choć jako cudzoziemiec mógł je sobie darować.
Telewizja masowego
rażenia
Murdoch próbuje sterować nie
tylko krajem Brytyjczyków. W USA
jego potężna telewizja informacyjna
Fox News prowadzi niewypowiedzianą wojnę z prezydentem Barackiem
18
Nr 30 (595) 29 VII – 4 VIII 2011 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
Kapitał – epilog
Moje dwa komentarze
pod wspólnym tytułem
„Kapitał” wywołały
szeroką reakcję wśród
Czytelników „FiM”,
zwłaszcza tych
związanych z edukacją.
Poniżej przedstawiam
jeden z wielu listów
w tej sprawie.
Panie Redaktorze, zastanawiam
się, czy odpowiedź na Pański artykuł pisać w liczbie mnogiej, czy pojedynczej. Jedno jest pewne – spowodował on duże poruszenie. Będę się starał przekazać uwagi (esencję) zebrane od pedagogów ze szkół
średnich, z przewagą gimnazjum,
i szkół podstawowych. Uprzedzam,
że nie były to tylko „laurki”. Były
nawet głosy krytyczne pod Pańskim
adresem z podejrzeniem o chęć „kadzenia” Pani Minister, która absolutnie na to nie zasługuje, a generalnie stwierdza się, że „z tą matematyką wyrwała się tak jak Filip
z konopi”, nie przystosowując programu do potrzeb chwili. Jeżeli jest
Pan przekonany, że sama matematyka z dnia dzisiejszego (bez powrotu na przykład do reformy sprzed 20
laty) będzie „kapitałem” przyszłości, to trudno się z tym pogodzić.
Ale może po kolei:
Z zainteresowaniem i uwagą zapoznałem/śmy się z Pańskim artykułem „Kapitał” cz. I i cz. II, nawiązującym do problemów oświatowych.
W artykułach Pan Redaktor pozytywnie ocenia poczynania i reformy
wprowadzone przez Ministerstwo
Edukacji Narodowej. Uważam/y, że
nie ma podstaw do takiej oceny. Wystarczy prześledzić wyniki egzaminów zewnętrznych w gimnazjach
i szkołach średnich. Nie ma powodów do zadowolenia. Trzeba raczej
zadać pytanie: czy reforma oświaty
idzie we właściwym kierunku?
Szkoła podstawowa obecnie jest
sześcioletnia – trzyletnie gimnazjum
i trzyletnie licea. Młodzież nie jest
dobrze przygotowana do tego, aby
zmierzyć się z egzaminem maturalnym, a szczególnie z przedmiotów
przyrodniczych, między innymi z matematyki. Dlaczego??? W szkole podstawowej na matematykę przeznaczono w klasach IV–VI po 4 godziny tygodniowo, na przyrodę – 3 godziny tygodniowo (wychowanie fizyczne – 4 godziny tygodniowo). Przyroda zawiera wiadomości i umiejętności z czterech przedmiotów: biologii, geografii, fizyki i chemii.
W szkole podstawowej ośmioklasowej przed reformą były 4 przedmioty po 2 godziny tygodniowo (razem
8 godzin), obecnie przyroda – 3 godziny. Jest ogromna różnica w przydziale godzin na przedmioty przyrodnicze przed i po reformie oświatowej. Dopiero w gimnazjach przyroda dzieli się na 4 przedmioty.
Do gimnazjum trafia młodzież
w wieku 13 lat. Jest to trudny wiek,
bo rozpoczyna się okres dojrzewania. Gimnazja to duże szkoły, tzw.
„przechowalnie”, tu narastają problemy wychowawcze – agresja słowna, fizyczna, uzależnienia i nie tylko. Od czasu do czasu pojawiają
się w mediach sygnały o niepokojących zachowaniach uczniów tych
szkół. Te problemy, które wychodzą
na zewnątrz, to tylko kropla w morzu. Wiele problemów wychowawczych załatwia się wewnątrz szkoły,
bo w razie nagłaśniania osobami odpowiedzialnymi za wszystko czyni się
nauczycieli i dyrekcję. Oni muszą się tłumaczyć, a nie
rodzice
i uczniowie. Bardzo
to wygodne
dla ustawodawców, władz oświatowych i organów prowadzących, gdyż jest winny.
Status i autorytet nauczyciela strasznie po reformie podupadł. Ośmieszanie nauczycieli jest
na porządku dziennym
(pamiętamy na przykład zakładanie kosza
od śmieci nauczycielowi na głowę, wygrażanie itd.).
Rodzice i uczniowie mają zdecydowanie większe prawa, kadra nauczycielska – znikome. Klasy gimnazjalne są przepełnione, bo postawiono na efekt ekonomiczny, nie
na wyniki nauczania. Ale co za paradoks – szkoła jest rozliczana za wyniki (wyścig szczurów).
Uczniowie w okresie dojrzewania mają dość szczególny stosunek
do nauki, osiąganie dobrych i bardzo dobrych wyników ich nie interesuje. Oczywiście nie można generalizować, są uczniowie i ich rodzice, którym zależy na dobrych wynikach. Ci rodzice załatwiają dla
swoich dzieci korepetycje, a czasem
przenoszą je do gimnazjów prywatnych lub takich o mniejszej liczebności w klasach. Wiedzą, że w przepełnionych klasach nauczyciel część
lekcji musi poświęcić na sprawy wychowawcze i ich dzieci nie mają dużych szans na dobre wyniki. Zdają
sobie sprawę, że renomowane szkoły średnie przyjmują uczniów z najlepszymi wynikami z egzaminu gimnazjalnego.
Stan szkolnictwa przed reformą oświatową był o wiele lepszy.
Szkoła podstawowa ośmioletnia
przygotowywała uczniów do podjęcia nauki w szkołach średnich i zawodowych. Nie było takich problemów wychowawczych jak obecnie.
Rodzice w równym stopniu odpowiadali za wychowanie i postępy
w nauce swoich dzieci. Obecnie tę
odpowiedzialność przerzuca się na
szkołę. Według większości rodziców,
szkoła ma wychowywać, uczyć, zapewnić dojazdy i odjazdy ze szkoły,
prowadzić dożywianie itp. To nauczycieli się rozlicza za osiągane wyniki,
to nauczyciele muszą rozwiązywać
Dziękuję, Panie Józefie.
Panu i wszystkim Pańskim Kolegom, którzy przeanalizowali moje dwa
komentarze. Ich tematem przewodnim
nie była jednak sensu stricte polska
edukacja. Chwilami mam wrażenie,
że powyższy list dotyczy tekstów nieco innych niż moje. Przyznaję, że nie
jestem znawcą tematu, ale trochę się
tym zagadnieniem interesuję. Naprawdę uważam właściwą edukację za fundament rozwoju i pomyślności państwa i jego obywateli. No i taka jest
też rola felietonisty, że po trosze musi znać się na wszystkim. Jak ksiądz...
Postaram się odpowiedzieć zwięźle – w punktach.
1. Nie kadziłem pani minister Katarzynie Hall ani pani minister Barbarze Kudryckiej. Ale jeżeli ktoś wprowadza choć po części sensowną reformę, to chyba zasługuje na odrobinę dobrego słowa i uznania.
Na marginesie – pani minister Hall jest inicjatorką bardzo ważnego projektu wprowadzenia obowiązkowej zerówki oraz
maksymalnego rozszerzenia oferty wychowania
przedszkolnego. To
jest ważne, by pomóc dzieciom
z uboższych
problemy wychowawcze. Rodzice
powinni być partnerami szkoły – tak
jak to było przedtem. Jednak kilkunastoletnie nawyki i przerzucanie
odpowiedzialności oraz oskarżania
nie dają się tak szybko wykorzenić.
Szkoła nie wykona swoich zadań bez
współpracy rodziców. W szkołach
na szeroką skalę prowadzona jest
pedagogizacja rodziców, ale na efekty trzeba będzie poczekać, i to chyba jeszcze długo. I tu pomocne są
media, prasa. Obecnie nagłaśniane
są w większości negatywne przypadki, a należałoby więcej mówić o pozytywnych stronach z życia szkół.
Na pewno nie wpływa korzystnie
na oświatę zamykanie szkół, a szczególnie wiejskich. Szkoła to nie zakład produkcyjny, nie produkuje.
Na efekty nauczania trzeba poczekać. W mniejszych szkołach można swobodnie prowadzić indywidualizację na zajęciach lekcyjnych, wychwycić najmniejszy problem wychowawczy i liczyć na lepszą współpracę z rodzicami.
Józef Ziółkowski
rodzin. Dzięki przedszkolom i zerówkom mają one szanse na płynniejsze, bezszokowe wejście do szkoły
podstawowej. Pani Hall jest za tę reformę atakowana przez prawicę, która chciałaby jak najdłużej zostawić
dzieci pod opieką rodziców, a najchętniej babci z kółka różańcowego.
2. Za starą reformę oświatową
odpowiada rząd AWS-UW. Jej odwrócenie, choć pozornie proste, według wielu ekspertów jest już zabiegiem niewykonalnym. Warto także
zwrócić uwagę na to, że spora część
gimnazjów pozwala odseparować
dojrzewające, buzujące dzieci od tych
młodszych.
3. MEN nie odpowiada za głupie, krótkowzroczne zachowania
władz samorządowych likwidujących
małe szkoły podstawowe czy gimnazja. W swoim komentarzu nie znalazłem ani jednego zdania pochwalającego taką praktykę. Szaleństwo
samorządowców dziwi tym bardziej,
że na mocy prawa dzisiaj obowiązującego mogą oni przekazać prowadzenie małych szkół stowarzyszeniom
rodziców. W Polsce prowadzi się już
ponad 100 takich szkół, i nadal są
to szkoły bezpłatne, a rodzicom budżet się dopina.
4. Wyniki egzaminów. Mam wątpliwości, na ile obecna ekipa MEN
za nie odpowiada. O ile wiem, większość projektów nowych programów/podstaw programowych przygotowanych przez zespół pani minister Hall jeszcze nie weszła w życie.
Szkoły pracują zgodnie z wytycznymi opracowanymi przez jej poprzedników. Sam Pan wie lepiej ode mnie,
że system szkolny to nie fabryka,
gdzie można zmienić zasady działania z godziny na godzinę. Uruchomienie pełnego nowego programu
musi trwać. Egzaminy maturalne/gimnazjalne zdawały roczniki, którym programy pisali jeszcze ludzie
AWS/SLD na początku 2001 roku.
Wprowadzenie obowiązkowej matematyki na egzaminie maturalnym
przez panią minister Hall było odpowiedzią na liczne postulaty wyższych uczelni. Było też przywróceniem stanu normalności w szkole.
Bez tego nie uda się zbilansować zatrudnienia w gospodarce.
5. Czym innym jest rozmontowanie systemu wychowawczego szkół.
Tutaj się zgadzam. Nie odbuduje się
go jednak rozkazem ministra, lecz
oddolną pracą nauczycieli, dyrektorów, mądrych samorządowców, mediów. Temu celowi
służy między innymi podnoszenie
w społeczeństwie
świadomości znaczenia kapitału
intelektualnego.
Ludzie muszą
zrozumieć, że szkoła to miejsce szlifowania diamentów, którymi są mózgi młodych Polek i Polaków. Bez
tej świadomości nie odbuduje się znaczenia szkoły. Głównie temu właśnie
celowi służył mój dwuczęściowy felieton. Odnoszę wrażenie, że część nauczycieli nie zauważyła zmian z lat
1994 –1998. Totalne usamorządowienie szkół zmieniło w poważnej części podmiot, do którego powinniśmy
adresować swoje uwagi. Z rządu na lokalnych wójtów/burmistrzów/starostów. To oni podważają autorytet
szkoły. A że sami są marni, to mamy
to, co mamy. Rodzice nie troszczą się
o szkołę, bo nie mają świadomości,
że mózg ich dziecka jest największym
kapitałem. Lokalny włodarz pomiata nauczycielami, wymaga od nich
(często słabo przygotowanych, zwłaszcza pedagogicznie) cudów, i to z każdej, jak Pan zauważył, dziedziny. Widzą to rodzice, więc czują się mocni,
i koło się zamyka.
Ale te sprawy nie były tematem
mojego kometarza, bo to jest zupełnie inna opowieść.
JONASZ
Nr 30 (595) 29 VII – 4 VIII 2011 r.
LISTY
Nie dla sondaży
Chciałbym poruszyć kwestię
ewentualnej – według mnie koniecznej – zmiany w ordynacji wyborczej.
Otóż powinno się w niej zakazać
upubliczniania sondaży wyborczych
po ogłoszeniu przez prezydenta terminu wyborów, to jest ok. 2–3 miesiące przed wyborami. Duża część
wyborców, nieukształtowana politycznie, głosuje przeważnie na tę
partię, która prowadzi w sondażach,
nie wgłębiając się za bardzo w programy i kandydatów poszczególnych
ugrupowań, a to nie oddaje rzeczywistych preferencji wyborczych.
Takie głosowanie jest sugestywne,
nieracjonalne i nieprzemyślane.
Gdyby sondaże nie były przez ten
okres pokazywane, zmusiłoby to
obywateli do większej aktywności
wyborczej, bo żeby wyrobić sobie
opinię przed podjęciem decyzji,
na kogo oddać głos, musieliby zapoznać się z programami partii,
a nie sugerować się sondażami. Nie
wiedząc o swoim poparciu, zmusiłoby to także polityków do większej
aktywności i mobilności w kampanii, żeby przekonać do siebie wyborców, a zarazem zrównałoby szanse wyborcze ugrupowań pozaparlamentarnych, takich jak Ruch Palikota. Ci, którzy są w parlamencie,
mają fundusze, które pozwalają im
samym zamawiać sondaże i przedstawiać sugestywne pytania w nich
zawarte, a te są potem kwintesencją poparcia danego ugrupowania
– nie zawsze zgodnego z rzeczywistością – dlatego wszystkie wyniki
sondażowe są tak rozchwiane. Partii pozaparlamentarnych na to nie
stać, ale warto by było wprowadzić
do parlamentu tzw. świeżą krew, bo
to, co jest dzisiaj, już się nie sprawdza, a jest tak zabetonowane, że bez
proponowanych wyżej wymienionych zmian w ordynacji ciężko będzie cokolwiek zmienić, żeby ten
beton rozkruszyć. W tych wyborach
na takie zmiany jest już za późno,
ale przed następnymi warto się
nad tym zastanowić. Tę kwestię
mógłby podnieść na forum kampanii wyborczej Janusz Palikot, bo
żeby w przyszłości czegoś dokonać, to już teraz należy zacząć o tym
mówić.
Józef Frąszczak, Głogów
Skandynawska
poprawność
Anders Behring Breivik – Norweg, katolik, nacjonalista, patriota
sympatyzujący ze skrajną prawicą
– z zimną krwią pozbawił życia kilkudziesięciu niewinnych ludzi. W jego mniemaniu winnych islamizacji
Norwegii i Europy. Myślę, że Breivik
znał dobrze poglądy włoskiej dziennikarki Oriany Fallaci, która w swych
książkach twierdziła, że „Europa nie
jest już Europą, ale Eurabią, która
z powodu uległości wobec wroga, islamskiego nazizmu, kopie swój własny grób”. Na początku swej książki „Siła rozumu” umieściła cytat
z listu Ugona Foscolo: „Tego jestem pewien: ani odtrącenie, ani
uznanie, ani pochwały, ani nagany
nie zdołają mnie nigdy odwieść
od mojego zamysłu”.
Czyż nie pasuje to do czynu, którego dopuścił się Norweg? W Skandynawii obowiązuje polityczna poprawność. W mediach nie porusza
się drażliwych tematów. Znam trochę Skandynawię – byłem w każdym z tamtejszych krajów. Bardzo
cenię Skandynawów za wielkie osiągnięcia społeczne, do jakich doszli
dzięki socjaldemokracji, a nie partiom konserwatywno-prawicowym.
Myślę jednak, że nie wszystko jest
idealne. Skandynawowie widzą, że
ciężko pracują na swój poziom życia, a emigranci żyją na socjalach,
nic nie robiąc. O tym oczywiście
się nie mówi. A problem niestety
istnieje. Uważam, że Skandynawowie przesadzają ze swoim podkreślaniem i wmawianiem młodzieży,
że ta żyje w raju na ziemi. Flagi
na masztach przy prywatnych domach świadczą o wielkim nacjonalizmie w tym regionie.
Budujemy wspólną Europę.
Piękna idea – bardzo mi odpowiada. Przeszkodą w jej realizacji jest
jednak nacjonalizm, konserwatyzm,
różnego rodzaju ksenofobie i oczywiście religie.
W Polsce też mamy problem
z ludźmi siejącymi nienawiść do Żydów, ateistów, homoseksualistów.
I często są to ludzie, którzy podpierają się chrześcijaństwem. Razem
robimy jednak wszystko, by Europa
była naszą wspólną sprawą, by Szwecja była trochę polska, i na odwrót
– by Polska była trochę szwedzka.
Moim zdaniem najważniejsze dla
Europy jest to, by religie były marginesem, by nie odgrywały żadnej
roli, by były prywatną sferą każdego człowieka, by nie było głupich
dyskusji na temat, która religia jest
lepsza. „Źródłem wszelkiego zła są
religie” – tak twierdzi Richard Dawkins, autor książki „Bóg urojony”.
Zgadzam się z tym zdaniem
i pod nim się podpisuję.
Waldemar Szydłowski
Gdańsk
www.bezboga.pl
19
SZKIEŁKO I OKO
Zbojkotujmy Krk
W USA, jeśli jakaś organizacja
chce coś wskórać, zwykle ogłasza listę produktów, które związane są
z jej przeciwnikami, i proponuje ich
bojkot swoim zwolennikom. Czemu
by nie przenieść tego na polski
grunt? Pomyślałem o tym, czytając
w „FiM” 26/2011 list o wodzie mineralnej. Czy „Fakty i Mity” nie mogłyby opublikować listy producentów lub produktów, w których swój
udział ma Krk lub które są w jakiś
sposób z nim związane? Zawsze byłaby świadomość, że kupując jakiś
produkt, nie wspiera się nieświadomie czarnej mafii. A jeśli taka lista byłaby zbyt długa, to może na łamach gazety dać jej część, a resztę
na stronie internetowej? Tomek
Dziękujemy za dobry pomysł.
A co na to inni Czytelnicy?
Redakcja „FiM”
Kościół i inkwizycja
Nysa wspólnie z czeskimi partnerami przystępuje do unijnego projektu, który ma upamiętnić tragiczne wydarzenia sprzed kilku wieków
– czasy inkwizycji i palenia czarownic. W 1651 roku tylko w Nysie ofiarą zabobonu padło 200 kobiet. Jest
pomysł zbudowania po polskiej i czeskiej stronie „Stoku Czarownic”, wytyczenia ścieżki rowerowej, powstaną też nowe wydawnictwa, a znaczącą rolę odegra nyskie muzeum.
„Schlesisches Wochenblatt – Tygodnik Śląski” nr 5/826, 1–7 lutego 2008 r.
Z wielkim zdumieniem znalazłem powyższy artykuł w bardzo klerykalnym tygodniku. Widocznie
w zamyśle piszących nie ma już znaczenia, że to Kościół katolicki jest
odpowiedzialny za te wszystkie
zbrodnie. To było już tak dawno, że
można za nie obwiniać może nawet jakieś krasnoludki (tutaj „zabobon”...).
Władysław Salik
A ja i tak chcę
studiować filozofię...
Słowa te nawiązują do komentarza Naczelnego pt. „My, kiepscy”
(„FiM” 29/2011). Największym
problem jest „mit studiów” – mówię to z pełną świadomością, jako
młody człowiek, który obserwuje
swoje otoczenie i widzi, co robią ludzie podjarani marzeniami o siedzącej pracy. Co mam na myśli? W liceum nauczyciele przygotowujący
nas do matury zawsze przekonują,
jak ważny jest to egzamin i jak wiele od niego zależy. Doprowadza to
do powszechnego przekonania, że
studia są najważniejsze, bo „bez nich
jesteś nikim”! To jest mantra dla
licealistów! A po studiach... świstek świadczący o własnej próżności można sobie na ścianie powiesić, chodzić z dumnie podniesioną
głową i ubliżać znajomym po zawodówkach. W tym tkwi sekret, że
tylko 14 proc. absolwentów pracuje w swoim zawodzie! Dlatego sobie wyznaczyłem inny cel – pie...ę
studia, zbieram doświadczenie.
Po maturze przez pół roku pracowałem na czarno, w tym czasie zrobiłem prawo jazdy i kilka kursów
z urzędu pracy. Dostałem staż
w urzędzie gminy. Potem znowu
przez pół roku byłem bezrobotny
– czasem na granicy depresji. Poszukiwałem pracy, rozsyłając CV
po całym powiecie. Rodzina wmawiała mi, że jestem leniwy, chociaż
ja odwiedzałem najbardziej zapyziałe firmy w okolicy. W końcu (prawie w trakcie przeprowadzki) dostałem zaproszenie na rozmowę kwalifikacyjną. Pracuję jako prawa ręka głównego kierownika produkcji
bardzo dużej i cenionej firmy w kraju. Ktoś uznałby, że straciłem 2 lata, że nie poszedłem na studia informatyczne (po których się „dużo
zarabia”), ale ja już jestem pewien:
mój trud (i stres) się opłacił – teraz
mogę studiować to, co chcę, a chcę
tylko spełniać swoje marzenia*, bo
pracę już mam.
Czytelnik
*A marzy mi się doktorat z filozofii i pisanie dla „FiM”:-)
Zbiórka na „kościół”
Dwa miesiące temu przeprowadziłem się w swoje rodzinne strony,
do rodziców. Pewnego dnia dowiedziałem się, że ksiądz proboszcz ogłosił zbiórkę pieniędzy na dach kościoła. Stawka została ustalona: 650 zł
od rodziny!!! Zastanawiałem się, jak
on te pieniądze od ludzi chce wydobyć. I proszę. Któregoś dnia dwóch
starszych panów zapukało do drzwi
domu moich rodziców. To byli ludzie księdza wysłani po pieniążki.
Nie zdenerwowałoby mnie to może
tak mocno, gdyby nie fakt, że nowy
proboszcz jest w trakcie bardzo kosztownego remontu swojego pałacu
(plebania) z miejscem wyznaczonym
pod zabudowę. Podejrzewam, że buduje garaż dla swoich pojazdów:
volkswagena new beetle oraz harleya. Dochodzi do tego odnowa tarasu (wszystkie zdjęcia w posiadaniu
redakcji – przyp. „FiM”). I wszystko
to – jak mówi – robi dla parafian.
Paranoja!
K.L.
Problem z niewiarą
Mimo że jestem ateistą, chętnie czytam artykuły Pana Parmy.
W ostatnim tekście „Bóg Wszechmogący” autor popełnił jednak błąd
(w jednym zdaniu), jaki popełnia
część wierzących w stosunku do niewierzących, a mianowicie uznał, że
niewiara w Boga to wiara w nieistnienie Boga.
Szanowny Panie Redaktorze
i wszyscy, którzy mylicie niewiarę
w istnienie z wiarą w nieistnienie
Boga – uzmysłowię Wam, na czym
polega różnica. Czy wierzycie, że istnieją krasnoludki?
Nie wierzycie?
A może jednak wierzycie, że nie
istnieją?
Na tym polega różnica. Można pod krasnoludki „podstawić” np.
innych bogów – Zeusa, Mitrę itd.
Może niektórzy wierzą, że Słońce
nie jest bogiem?
Piotr Robecki
Szanowny Panie Piotrze!
Dziękuję za Pańską uwagę. Nie
było moją intencją takie ujęcie tej kwestii. Nie zwykłem bowiem w taki sposób stawiać sprawy, jak, przyznaję, czynią to niektórzy wierzący.
Pozdrawiam serdecznie
Bolesław Parma
REKLAMA
Świecki mistrz
ceremonii pogrzebowej
Mirosław Nadratowski
tel. 721 269 207
REKLAMA
20
W
Nr 30 (595) 29 VII – 4 VIII 2011 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
willi MSW przy ul.
Zawrat w Warszawie 31 sierpnia 1988
roku odbyło się
pierwsze od czasu stanu wojennego spotkanie reprezentantów opozycji – Lecha Wałęsy, Andrzeja
Stelmachowskiego (przewodniczący warszawskiego Klubu Inteligencji Katolickiej) oraz przedstawiciela Episkopatu, biskupa Jerzego Dąbrowskiego (TW SB o ksywie
„Ignacy”) – z przedstawicielami władzy, którą reprezentowali: szef MSW
generał Czesław Kiszczak i sekretarz KC Stanisław Ciosek. Rozmowy te były raczej sondażowe, jednak już na samym początku zarysowała się różnica zdań – dla Wałęsy kluczową sprawą była reaktywacja „Solidarności”, natomiast jego adwersarze w lakoniczny sposób mówili o dopuszczeniu do systemu politycznego „konstruktywnych środowisk opozycyjnych”.
Problem z „Solidarnością” polegał również na tym, że w zasadzie
trudno ją było zdefiniować. Z jednej strony starała się być związkiem
zawodowym broniącym interesów
ludzi pracy, a z drugiej – partią
polityczną dążącą do przejęcia władzy w kraju. Dlatego też Ciosek
z Kiszczakiem obstawali, żeby dla
sprawnego funkcjonowania gospodarki w jednym zakładzie mógł
funkcjonować tylko jeden związek
zawodowy (wtedy był nim OPZZ),
a do okrągłego stołu mieli zasiąść
„ludzie »Solidarności«, ale bez »Solidarności«”. Granicą politycznych
ustępstw miała być wcześniejsza deklaracja szefa państwa, generała
Wojciecha Jaruzelskiego: „Jedna jest tylko i nieprzekraczalna rubież: socjalistyczny charakter i rozwój naszego kraju”. Jednak władza skłonna była przyznać opozycji określoną ilość miejsc w Sejmie, zgodzić się na utworzenie senatu (tam pierwotnie zamierzano
ulokować ludzi związanych z „S”),
powołać urząd prezydenta oraz
utworzyć wspólnie z opozycją Radę Porozumienia Narodowego, która miała przeprowadzić zmiany
w ordynacji wyborczej.
Dalsze rozmowy miały się odbyć w szerszym gronie i już przy
okrągłym stole, ale warunkiem miało być wygaśnięcie strajków. Był to
również test wiarygodności politycznej dla samego Wałęsy (czy nadal
może być uważany za lidera opozycji), gdyż wielu ludzi związanych
z „Solidarnością” dążyło do otwartej konfrontacji i niechętnie patrzyło na układanie się z władzą. Ostatecznie Wałęsa po dramatycznych
pertraktacjach wymógł na trójmiejskim MKS-ie zakończenie strajku
w Stoczni Gdańskiej, za którą podążyły inne zakłady.
Preludium dla okrągłostołowych
rozmów było półoficjalne spotkanie
władzy i opozycji 16 września 1988
roku w willi MSW w podwarszawskiej Magdalence. Tym razem delegacje zaprezentowały się w nieco
szerszym gronie, gdyż opozycję
HISTORIA PRL (69)
Montowanie stołu
Zanim doszło do spotkania
przy okrągłym stole,
należało pokonać
szereg piętrzących się
różnic i problemów.
Jedno ze spotkań przygotowujących okrągły stół
– oprócz Wałęsy, który przybył ze
swoimi doradcami: Tadeuszem
Mazowieckim i Andrzejem Stelmachowskim – reprezentowali liderzy struktur regionalnych „S”:
Władysław Frasyniuk (Wrocław), Lech Kaczyński (Gdańsk),
Władysław Liwak (Stalowa Wola), Jacek Merkel (Gdańsk),
Edward Radziewicz (Szczecin).
Stronę rządową tradycyjnie reprezentowali Kiszczak z Cioskiem,
a kościelną – biskupi: Orszulik
(dla SB TW „Pireus”) i Dembowski, pozostający w świetnej komitywie z Kiszczakiem i jego ludźmi.
Nowością była natomiast obecność
przywódców OPZZ, SD, ZSL
i PRON, co miało zapewne podkreślić rzekomy pluralizm związkowo-polityczny, a zarazem zmarginalizować pozycję „S”.
Jednak same obrady na początku utknęły w martwym punkcie
za sprawą sporu o legalizację „S”.
Impas był tak duży, że zebrani nie
byli nawet w stanie uzgodnić końcowego komunikatu dla mediów.
Dopiero w rozmowie na osobności
Kiszczak, Wałęsa i Mazowiecki
wspólnie ustalili, że przedmiotem
obrad okrągłego stołu, który zaplanowano na październik 1988 roku,
będzie m.in. „kształt polskiego ruchu związkowego”.
Rozmowy przy okrągłym stole
miały się odbyć w podwarszawskiej
Jabłonnie w posiadłości wykorzystywanej przez peerelowski wywiad.
W tym celu zamówiono w fabryce
mebli w Henrykowie odpowiedni stół
i ustalono początek obrad na 17 października, jednak rychło termin tego historycznego spotkania zawieszono na czas nieokreślony.
19 września 1988 roku do dymisji podał się rząd profesora Zbigniewa Messnera, a do stworzenia nowego gabinetu desygnowany
został Mieczysław Rakowski, wcześniej wieloletni redaktor naczelny
„Polityki”, która pod jego zwierzchnictwem, co podkreślała nawet opozycja, odbiegała poziomem od sztywnych propezetpeerowskich pism. Już
na samym początku swojego urzędowania Rakowski praktycznie zrewolucjonizował polską gospodarkę
za sprawą wprowadzenia w życie
tzw. ustawy ministra przemysłu Mieczysława Wilczka, która stwarzała niezwykle dogodne możliwości
(sławne „zielone światło”) dla prywatnego biznesu. Co ciekawe, projekt ten niechętnie przyjęła opozycja, gdyż Rakowski użył sformułowania, że dla Polaków ważniejszy
od okrągłego jest stół suto zastawiany. Natomiast lewica solidarnościowa zarzucała ustawie dyskryminację pracowników... Jednak wtedy prawdziwym szokiem dla opozycji była decyzja rządu o likwidacji
Stoczni Gdańskiej. „S” odebrała
to jako polityczną zemstę wymierzoną w niepokorny zakład, a Wałęsa nazwał tę decyzję polityczną
prowokacją wymierzoną w proces
okrągłego stołu.
W tym miejscu warto się przyjrzeć specyfice tego najbardziej rozpolitykowanego zakładu w peerelowskiej rzeczywistości. W PRL-u Stocznia Gdańska urosła do rangi symbolu, na który oglądały się inne polskie zakłady podczas podejmowania decyzji politycznych. Była
również, jako kolebka „Solidarności”, formą straszaka i nacisku na peerelowskie rządy, które od czasów
Grudnia ’70 jak ognia bały się wszelkich niepokojów wywodzących się
z tego największego trójmiejskiego
przedsiębiorstwa. Niestety, drugą
stroną medalu były perturbacje
w statutowej działalności tego przedsiębiorstwa, a mianowicie produkcja statków, do których w zasadzie
robiono tam wyłącznie kadłuby,
a pozostałe wyposażenie – głównie
elektronikę – kupowano na Zachodzie. Choć Stocznia Gdańska stała
się ikoną świata polityki, to zupełnie straciła swoją wiarygodność
w dziedzinie ekonomii, gdyż częste
strajki powodowały liczne opóźnienia w produkcji oraz niewywiązywanie się z ustalonych terminów z kontrahentami, co w konsekwencji powodowało utratę rynków zbytu. Co
ciekawe, największym kontrahentem stoczni był Związek Radziecki, który jednak już na początku
lat 80. z przyczyn ekonomiczno-politycznych coraz więcej zamówień
realizował w stoczniach w NRD.
Tymczasem inicjatywa okrągłego stołu zaczęła odsuwać się w czasie. Pojawiały się nowe różnice zdań.
Władza przy cichym poparciu prymasa Józefa Glempa absolutnie nie
chciała się zgodzić na udział w rozmowach Adama Michnika i Jacka Kuronia, tymczasem opozycja
stanęła za nimi murem.
Kiedy wydawało się, że różnice
zdań są zbyt wielkie, do gry włączył się Episkopat i zaproponował
kolejne spotkanie pomiędzy Kiszczakiem a Wałęsą, do którego doszło w dniach 18 i 19 listopada na terenie parafii w Wilanowie. W rozmowach, w których szczególnie aktywnym mediatorem był biskup
gdański Tadeusz Gocłowski, nawiązano nić porumienienia, jednak
przełomowym momentem było włączenie się do sporu lidera OPZZ
Alfreda Miodowicza.
OPZZ – sześciomilionowa legalna organizacja składająca się w większości z byłych członków „S” – najwyraźniej już czuła za plecami oddech „Solidarności”. Inną sprawą
było to, że często w zakładach pracy – oprócz legalnie działających
OPZZ-tów – tworzyły się równolegle nielegalne struktury „S”, co poprzez stałą rywalizację i konflikty
fatalnie wpływało na organizację
pracy. Dlatego było kwestią czasu,
kiedy obaj przywódcy wezmą się
„za łby”. Miodowicz zaproponował
Wałęsie debatę polityczną, podczas
której miał skompromitować lidera „S”. Partyjni przywódcy za wszelką cenę chcieli odwieźć Miodowicza od tego pomysłu, gdyż wpuszczenie Wałęsy do telewizji burzyło
jego tak pieczołowicie kreowany
przez władze wizerunek – jako osoby prywatnej. Jednak uparty Miodowicz stale powtarzał, że wygra, bo
„Wałęsa to dureń”.
Podczas debaty transmitowanej
na żywo na antenie TVP nie było
wątpliwości, że „elektryk z Gdańska”
merytorycznie zniszczył „wielkopiecowego hutnika z Nowej Huty”.
Wkrótce po tym spotkaniu poparcie społeczne dla „S” wzrosło z 43
do ponad 62 proc. Stanowiło to już
pokaźną większość, a zarazem informację dla liberalnego skrzydła partyjnych elit, że od okrągłego stołu
nie ma już odwrotu. Pozostało jeszcze tylko „skruszyć partyjny beton”,
co miało nastąpić podczas zwołanego na grudzień 1988 X Plenum KC
PZPR. Na początku Jaruzelskiemu
udało się usunąć z Biura Politycznego przeciwników porozumienia
z opozycją, m.in.: generała Józefa
Baryłę, Zofię Stępień i Zbigniewa
Messnera, a na ich miejsce wprowadzić swoich zaufanych ludzi, takich jak: Stanisław Ciosek, Zbigniew
Michałek czy Janusz Reykowski.
Później, grając va bank, Jaruzelski
zapowiedział, że jeśli partia nie skończy z monopolem władzy i nie poprze pluralizmu politycznego oraz
związkowego, on poda się do dymisji. Do politycznego szantażu generała przyłączył się również Kiszczak
oraz minister obrony narodowej generał Florian Siwicki. Ludzie ci zarządzali wtedy resortami siłowymi
w Polsce, a karne utrzymanie w ryzach wojska, podobnie zresztą jak
w okresie stanu wojennego, zapobiegło większym niepokojom.
Wobec tak postawionej sprawy
większość kierownictwa partii „wymiękła” i – przy 143 głosach za, 32
przeciw i 14 wstrzymujących – przyjęła niezwykle ważną uchwałę, która m.in. gwarantowała ponowne zalegalizowanie NSZZ „Solidarność”.
Droga do okrągłego stołu stanęła
otworem.
27 stycznia 1989 roku odbyło się
drugie spotkanie Kiszczaka z Wałęsą w Magdalence, bo należało dograć techniczne szczegóły tych ważnych dla losu kraju rozmów. Tym
razem obu stronom zależało na
w miarę szybkim przystąpieniu
do rokowań, gdyż wewnątrz PZPR,
pomimo pozytywnej uchwały X Plenum, odczuwalna była presja ze
strony konserwatywnych sił przeciwnych porozumieniu. Obawiano
się również nieobliczalnego i silnego OPZZ. Niespokojnie było również w obozie solidarnościowym,
gdzie część radykalnej opozycji, która dążyła do ostatecznej rozprawy
z władzą, oskarżała Wałęsę, Michnika i Mazowieckiego o układy
z partią i zdradę interesów Sierpnia ’80.
PAWEŁ PETRYKA
[email protected]
Nr 30 (595) 29 VII – 4 VIII 2011 r.
Oto moje ulubione
pytanie: jeśli Bóg
jest wszechmocny,
to dlaczego musiał
poświęcić sam siebie
dla samego siebie
z powodu zmycia kary
nałożonej przez samego
siebie?
Pytanie to dotyka dwóch kwestii:
idei odkupienia i wszechmocy Boga.
Po pierwsze – zakłada, że skoro ludzkość zgrzeszyła przeciwko nieskończonemu Bogu, pojednanie również
wymagało poświęcenia istoty nieskończonej, a tą przecież może być jedynie Bóg. Po drugie zaś – podważa
ono wszechmoc Boga. Bo jeśli Bóg
jest wszechmocny, to przecież mógł
w inny sposób rozwiązać odwieczny
problem ludzkości, jakim jest grzech.
Czy założenia te są słuszne?
Otóż tylko pozornie. W Biblii nie
ma przecież ani jednego wersetu, który by wyrażał choćby aluzję, że Bóg
„musiał poświęcić samego siebie”. Jest
to koncepcja obca Pismu Świętemu,
powstała na gruncie teologii rzymskokatolickiej, która głosi, że Jezus Chrystus, prawdziwy Bóg, jako druga osoba Trójcy Świętej i prawdziwy człowiek, narodzony za sprawą Ducha
Świętego, trzeciej osoby Trójcy Świętej, z Maryi Panny, poprzez swą śmierć
złożył Trójcy zadośćuczynienie za
grzechy ludzkości. Biblia nie uczy jednak o Trójcy, a Bóg i Jezus – człowiek to dwie różne istoty (por.
J 17. 3; 20. 17; 1 Kor 8. 6). Chrystus
nie jest Bogiem w absolutnym tego
słowa znaczeniu i nie musiał nim być,
aby odkupić grzeszną ludzkość. Narodził się wszakże jako człowiek, żył
jako człowiek i umarł jako człowiek.
Innymi słowy: „Jak przez nieposłuszeństwo jednego człowieka wielu stało się
grzesznikami, tak przez posłuszeństwo
jednego [człowieka] wielu dostąpi
usprawiedliwienia” (Rz 5. 19). Przyczyną zamieszania w tej sprawie jest
zatem Kościół rzymskokatolicki, który naucza, że „Chrystus ma dwie natury, Boską i ludzką” („Katechizm Kościoła Katolickiego”, p. 481).
Poza tym warto przypomnieć, że
nawet ojcowie Kościoła różnie odpowiadali na pytanie, w jaki sposób
Bóg dokonał odkupienia upadłej
ludzkości. Na przykład Orygenes
i Augustyn wierzyli, że Bóg wykupił ludzkość od szatana. Inni z kolei nauczali, że Chrystus nie był nawet ofiarą zadośćuczynną za grzechy
ludzkie, a jedynie przedstawicielem
człowieka, i tylko w pewnym stopniu efekt Jego śmierci i zmartwychwstania rozciąga się na całą ludzkość. Jeszcze inni głosili (np. Anzelm), że upadek człowieka stanowi dla Boga samooskarżenie, a Chrystusowe odkupienie było aktem ukojenia Boskiego poczucia winy. Jedni uważali więc, że to szatan domagał się ofiary winowajcy, inni, że
wymagała tego sprawiedliwość Boga, a jeszcze inni, że Chrystusowe
odkupienie należy postrzegać w kategoriach miłości do Boga i ludzkości.
Przyczyną tych jakże zróżnicowanych opinii jest prawdopodobnie
to, że Biblia nie formułuje jednoznacznie „teorii zadośćuczynienia”, a jedynie potwierdza zaistniały fakt, że
śmierć Chrystusa jest zapłatą za grzech
oraz że „odkupił [On] dla Boga krwią
swoją ludzi z każdego plemienia i języka, i ludu, i narodu” (Ap 5. 9).
Prawdę tę apostoł Paweł wyraził
następująco: „Albowiem jeden jest Bóg,
jeden też pośrednik między Bogiem
a ludźmi, człowiek Chrystus Jezus, który siebie samego złożył jako okup
za wszystkich, aby o tym świadczono
we właściwym czasie” (1 Tm 2. 5–6).
OKIEM BIBLISTY
Innymi słowy: winny jego upadku nie
był Bóg, lecz on sam, jego żona
i zwodniczy „wąż”!
Oto co znaczy, że Bóg w Chrystusie okazał się sprawiedliwym
i „usprawiedliwiającym tego, który wierzy w Jezusa” (Rz 3. 26). Ale czy Bóg
nie mógł ocalić ludzkości w inny sposób, jak tylko przez doskonałe życie
Chrystusa i Jego śmierć, czyli Jego
wierność aż do śmierci?
Co najmniej cztery teksty sugerują, że Jezus nie musiał umrzeć.
Oto one: „Jeruzalem, Jeruzalem, które zabijasz proroków i kamieniujesz
tych, którzy do ciebie zostali posłani, ileż to razy chciałem zgromadzić
dzieci twoje, jak kokosz zgromadza
upodobania w śmierci bezbożnego,
ale „raczej w tym, by się odwrócił
od swoich dróg i żył” (Ez 18. 23).
Śmierć Chrystusa świadczy raczej
o tym, że postanowił być Bogu „posłuszny aż do śmierci” (Flp 2. 8). Nie
mógł też wyprzeć się tego wszystkiego, co wcześniej głosił, a przede
wszystkim „umiłował [swoich] aż
do końca” (J 13. 1; por. J 15. 13).
Jego zaś, jako „drugiego Adama”,
zmartwychwstanie jest znakiem, że
Bóg jest dawcą życia wiecznego. Poza tym „skoro dzieci mają udział we
krwi i w ciele, więc i On również
miał w nich udział, aby przez śmierć
zniszczyć tego, który miał władzę
nad śmiercią, to jest diabła, i aby
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Bóg i odkupienie
Abraham i Izaak wg Caravaggia – Biblia pełna jest ofiarnej i odkupieńczej symboliki
Z przytoczonego tekstu wynika,
że Chrystus nie był i nie musiał być
Bogiem, aby odkupić grzeszną ludzkość. Albowiem „jak przez jednego
człowieka grzech wszedł na świat,
a przez grzech śmierć” (Rz 5. 12), tak
też i zapłata za grzech przyszła i musiała przyjść „przez człowieka”
– Chrystusa, którego apostoł Paweł
nazwał drugim Adamem (2 Kor 5.
45, 47; por. Rz 5. 14). Co to oznacza? Między innymi to, że Jezus jako człowiek dowiódł również, że
pierwszy Adam nie musiał zgrzeszyć.
Jezus Chrystus nie dysponował bowiem możliwościami innymi niż pierwszy Adam. Pojawił się przecież na ziemi „w postaci grzesznego ciała”, a „ofiarując je za grzech, potępił grzech w ciele” (Rz 8. 3). Chociaż więc nie miał
ułatwionego zadania (wzrost bezprawia, opozycja), dowiódł, że można
odnieść zwycięstwo nad grzechem
„w ciele”, czyli że pierwszy Adam
nie musiał sprzeniewierzyć się Bogu.
pisklęta swoje pod skrzydła, a nie
chcieliście” (Mt 23. 37); „W końcu
posłał do nich syna swego, mówiąc:
»Uszanują syna mego«: Ale gdy wieśniacy ujrzeli syna, mówili między sobą: »To jest dziedzic; nuże, zabijmy
go, a posiądziemy dziedzictwo jego«”
(Mt 21. 37–38); „Gdybyś i ty poznało w tym to dniu, co służy ku pokojowi. Lecz (…) przyjdą na ciebie dni,
że twoi nieprzyjaciele usypią wał wokół ciebie i otoczą, i ścisną cię zewsząd. I zrównają cię z ziemią (…),
dlatego żeś nie poznało czasu nawiedzenia swego” (Łk 19. 42–44); „Ale
głosimy mądrość Bożą tajemną, zakrytą, którą Bóg przed wiekami przeznaczył ku chwale naszej. Której żaden z władców tego świata nie poznał,
bo gdyby poznali, nie byliby Pana
chwały ukrzyżowali” (1 Kor 2. 7–8).
Jezus nie musiał więc umrzeć,
aby zjednać ludzkości Bożą łaskę.
Boża łaska jest bowiem odwiecznie
niezmienna, a Bóg nigdy nie miał
wyzwolić wszystkich tych, którzy z powodu lęku przed śmiercią przez całe
życie byli w niewoli” (Hbr 2. 14–15).
Na pytanie postawione na samym
początku można również odpowiedzieć w ten sposób, że Bóg rzeczywiście jeszcze w inny sposób mógł
rozwiązać odwieczny problem ludzkości, ale najwidoczniej żaden inny
plan zbawienia nie byłby tak skuteczny, jak właśnie ten.
Według Biblii istniejący plan zbawienia wyraźnie objawia przymioty
charakteru Bożego. Jakie? Przede
wszystkim sprawiedliwość, o czym wyżej była już mowa (Rz 3. 4–5, 21–31).
Także Jego miłość, ponieważ „Bóg
daje dowód swojej miłości ku nam
przez to, że kiedy byliśmy jeszcze grzesznikami, Chrystus za nas umarł”
(Rz 5. 8); Jego moc i władzę, bo „tak
jest z moim [Boga] słowem, które wychodzi z moich ust: nie wraca do mnie
puste, lecz wykonuje moją wolę i spełnia pomyślnie to, z czym je wysłałem”
21
(Iz 55. 11), o czym świadczyć może
m.in. życie i zmartwychwstanie Jezusa oraz zapowiedź powszechnego
zmartwychwstania w dniu ostatecznym (J 6. 39–40; 1 Kor 15. 22–23).
Wreszcie, Boży plan odkupienia objawia również Jego mądrość. Według
Biblii Bóg zna bowiem koniec od samego początku. „Ja od początku zwiastowałem to, co będzie, i z dawna to,
co jeszcze się nie stało. Ja wypowiadam swój zamysł i spełnia się on, i dokonuję wszystkiego, czego chcę”
(Iz 46. 10). „Albowiem do niego należą mądrość i moc. On zmienia czasy i pory (…), udziela mądrości mądrym, a rozumnym rozumu. On odsłania to, co głębokie i ukryte; wie, co
jest w ciemnościach, u niego mieszka światłość” (Dn 2. 20–22; por.
Rz 11. 33–36).
Jak widać, niezależnie od tego, jak
traktujemy przesłanie zawarte na kartach Pisma Świętego, Biblia nie zawiera nawet aluzji, jakoby Bóg „musiał poświęcić samego siebie”. W ogóle nie mówi, że Bóg coś musi, ale raczej podkreśla, że jeśli już coś czyni,
szczególnie jeśli chodzi o ocalenie ludzkości, nie czyni tego z konieczności,
tylko z miłości. Mówi o tym cała Biblia, która również świadczy o tym, że
odwieczna Boża łaska jest niezmienna i dostępna dla „każdego”, kto tylko się ukorzy przed Bogiem, tak jak
zrobili to mieszkańcy Niniwy (por.
Jon 3. 5; 4. 1–11). Świadczy o tym również Boży plan odkupienia ludzkości
w Chrystusie, który ponadto dowodzi (bezgrzeszne życie Jezusa aż do
śmierci), że Bóg jest sprawiedliwy
i usprawiedliwiający każdego, kto wierzy (Rz 3. 26). Poza tym plan ten odpiera również zarzuty, jakoby „posłuszeństwo wiary”, którego Bóg od samego początku oczekiwał i do którego chce przywieść wszystkie narody,
było niemożliwe do osiągnięcia przez
człowieka (Rz 1. 5).
Krótko mówiąc: według Biblii
Stwórca „jest Bogiem łaskawym i miłosiernym, cierpliwym i pełnym łaski,
który żałuje nieszczęścia” (Jon 4. 2).
Jest więc rzeczą nie do pomyślenia,
aby otworzył dla grzeszników źródło
oczyszczenia z grzechu i nieczystości
dopiero z chwilą śmierci i zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. Wszak czytamy: „Miłością wieczną umiłowałem
cię, dlatego tak długo okazywałem ci
łaskę” (Jr 31. 3). Fakt, że „tak Bóg
umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy, kto weń wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny” (J 3. 16), jedynie potwierdza ową
odwieczną Bożą miłość i dowodzi, że
otworzył On zdroje łaski dla wszystkich: Żydów i nie-Żydów. „Albowiem
wszyscy jesteście synami Bożymi przez
wiarę w Jezusa Chrystusa. Bo wszyscy,
którzy zostaliście w Chrystusie ochrzczeni, przyoblekli się w Chrystusa. Nie masz
Żyda ani Greka, nie masz niewolnika
ani wolnego, nie masz mężczyzny ani
kobiety; albowiem wy wszyscy jedno jesteście w Jezusie Chrystusie. A jeśli jesteście Chrystusowi, tedy jesteście potomkami Abrahama, dziedzicami według obietnicy” (Ga 3. 26–29).
BOLESŁAW PARMA
22
Nr 30 (595) 29 VII – 4 VIII 2011 r.
OKIEM SCEPTYKA
ANTYMITOLOGIA NARODOWA (41)
Wróg Polski, bohater Ukrainy
Powstanie Semena Nalewajki było jednym
z największych na Ukrainie. Zostało przez Polskę
utopione w rzece krwi.
Zbrojne wystąpienia Kozaków
na Ukrainie przeciwko Rzeczypospolitej nasiliły się od końca XVI w.
Miały za cel wyzwolenie Ukrainy
spod polskiego panowania i w rezultacie niezawisłość Kozaczyzny
i całej Ukrainy. Już pierwsze powstanie kozackie w Rzeczypospolitej szlacheckiej próbowało znaleźć
oparcie za granicą, przede wszystkim w Moskwie, która 60 lat później zdecydowanie wkroczy w konflikt polsko-ukraiński. W końcu
XVI w. to jednak wciąż potężna
Rzeczpospolita dyktowała warunki.
W 1593 r. Sejm uchwalił konstytucję „O Niżowcach”, w której uznawał Kozaków niepodporządkowujących się Rzeczypospolitej za „wrogów ojczyzny i zdrajców”, których
można było bez postępowania sądowego bezkarnie zabijać.
Wkrótce na horyzoncie pojawił
się nowy przywódca, który poprowadził Kozaków do walki ze znienawidzonym panowaniem szlacheckim.
Człowiekiem tym był Semen (Seweryn) Nalewajko, uznawany we współczesnej Ukrainie za bohatera narodowego. Nalewajko pochodził z Husiatyna na Podolu. Początkowo pozostawał na służbie u litewskiego magnata Konstantego Ostrogskiego
H
i – co ciekawe – uczestniczył w tłumieniu poprzedniego powstania kozackiego. Następnie na żołdzie austriackim przewodził bandzie łupieskiej, walcząc przeciwko Turkom
i Tatarom, pustosząc Mołdawię
i Węgry. Powrócił do kraju i tu zorganizował nowe powstanie, wykorzystując niepokoje ruskiego chłopstwa zamieszkującego Ukrainę Naddnieprzańską, czyli wschodnie województwa dawnej Rzeczypospolitej.
Powstanie wybuchło na Wołyniu w 1595 roku i od razu przyniosło powstańcom sukcesy. Nalewajko rozdzielił swoje siły na trzy grupy: pierwszą – wołyńską – dowodził osobiście, drugą – działającą
na Kijowszczyźnie – powierzył swojemu przyjacielowi i towarzyszowi,
atamanowi Hryhoremu Łobodzie,
trzecią – na Polesiu i południu Białorusi – objął ataman Matwiej Sawuła. W ten sposób powstanie przybrało ogromne rozmiary, obejmując nie tylko całość ziem ukraińskich,
ale i część Białorusi. Zawdzięczać
to należy zarówno talentom dowódczym Nalewajki, jak również desperacji chłopstwa ukraińskiego wobec obejmowania go powinnościami feudalnymi przez Polaków. W tym
czasie Polska zaangażowana była
umanizm świecki ma tę zaletę, że
w pewnych granicach pozostawia
ludziom wolność w doborze celów
życia i wyznawanych wartości. Granicami
są niezbywalne prawa innych ludzi.
Po moim tekście pt. „Zew krwi” („FiM”
24/2011), na temat skutków wojny i przemocy, dostałem bardzo interesującą polemikę
od pana Arkadiusza C. Mój adwersarz propaguje chwałę walki zbrojnej, honoru i godności. Uważa, że zabijanie w ramach obrony „powinno być nawet pochwalane i że oczywistym faktem jest, iż wszystkie doniosłe zmiany na lepsze dokonały się na świecie (np. zniesienie niewolnictwa i obalenie rozmaitych dyktatur) dzięki aktom zbrojnym”. Zdaniem autora listu „nie ma wspanialszej rzeczy dla mężczyzny jak chwała na polu bitwy, choćby miała oznaczać klęskę”.
Pan Arkadiusz, najwyraźniej lubiący wojować, bo nawet w swoim adresie e-mailowym ma słowo „zdobywca”, pyta mnie też
o pacyfizm – o to, na ile, w moim rozumieniu, zabrania on wszelkiej walki. To wszystko zależy od tego, jak się pacyfizm rozumie.
Słowo pochodzi od pojęcia „pokój”, ale sama nazwa nie przesądza jeszcze wielu kwestii i dopuszcza różne postawy (tak jak i wegetarianizm). Jeśli chodzi o mnie, to tekst
pisałem po to, aby lepiej naświetlić skutki
wojen i przemocy. Nie jest tak, że uważam
militarnie w kolejną awanturę mołdawską, a celem było osadzenie
na tronie w Mołdawii kandydata odpowiadającego jej interesom. Dopiero po powrocie wojsk polskich
z Mołdawii sytuacja powstańców zaczęła się pogarszać.
Wobec groźby, że wódz kozacki wymorduje całą szlachtę na Ukrainie, oraz plotek, że potem ruszy
na zachód i uderzy na Kraków,
do walki skierowano oddziały regularne Rzeczypospolitej, dowodzone przez hetmana polnego koronnego Stanisława Żółkiewskiego.
Zręczny hetman nie tylko toczył bitwy
z powstańcami, ale też
totalne nieużywanie przemocy za dogmat.
Bynajmniej. Sądzę jednak, że dobrze jest, jeśli w miarę dokładnie wiemy, w co się pakujemy, gdy wybieramy się na wojaczkę. Poza tym chcę podkreślić, że nie należy mylić
walki zbrojnej z walką polityczną. Tę drugą
uważam za godną polecenia.
Nie zgadzam się z tezą, że wszelkie istotne zmiany na lepsze zawdzięczamy aktom
próbował za pomocą dyplomacji
skłócić buntowników. Pod Białą Cerkwią 3 kwietnia 1596 r. doszło do
walnej bitwy, w której Polacy zwyciężyli, powstańcy zaś, opuściwszy
zachodnią Ukrainę, okopali się
w Perejasławiu. W obozie kozackim,
gdzie większość żołnierzy była ranna, toczyły się kłótnie i spory. Byli
tacy, którzy chcieli zdać się na łaskę Rzeczypospolitej. Ostatecznie
wycofano się dalej na wschód.
Żółkiewski dopadł Kozaków
na uroczysku Sołnica. Ci jednak zdążyli się ufortyfikować w tzw. taborze, który był ruchomą twierdzą,
a zarazem
kozacką
na dłuższą metę nie przyniosło im to niczego poza wstydem. Żeby było jasne, nie uważam metod Gandhiego za jedynie słuszne,
ale przytaczam je w opozycji do twierdzenia
pana Arkadiusza o wielkiej skuteczności walki zbrojnej.
Co do ogromnej wagi przywiązywanej
do honoru, to, doceniając wolność wyboru
każdego do jego ulubionych wartości, miło
ŻYCIE PO RELIGII
Krew i honor
zbrojnym. Wiele dyktatur (na przykład dyktatura PZPR w Polsce i KPZR w Związku
Radzieckim) upadło właściwie bez jednego
wystrzału. Niewolnictwo w północnych stanach USA zniesiono bez walki zbrojnej, podobnie jak niewolnictwo w Imperium Brytyjskim i wielu innych krajach. Segregację rasową w USA obalono dzięki walce politycznej, a nie zbrojnej. To druga strona uciekała się do przemocy, ale przegrała. Hindusi
pokonali Brytyjczyków właściwie także bez
wojny wyzwoleńczej. I to programowo, bo taka była doktryna Gandhiego. Owszem, Anglicy w Indiach sporo próbowali strzelać, ale
mi, że w obecnych czasach wartość ta straciła nieco na swym znaczeniu. Cieszę się, że
po klęsce z maja 1945 roku Niemcom nie
przychodzi do głowy szukać utraconej czci
i zabranych terytoriów na polu bitwy, a państwa Europy postanowiły wreszcie odrzucić
wzajemne urazy oraz niekończące się pretensje i założyć Unię. I że demokracja od honorowych pojedynków zbrojnych ceni bardziej ducha negocjacji, umowy i kompromisu. Są to rzeczy może mało efektowne – nie
skutkują setkami pomników i cmentarzy – ale
bardzo pożyteczne, bo pozwalają żyć i troszczyć się o prawa wszystkich.
specjalnością. W taborze za 9 rzędami wozów ukryło się 6 tys. żołnierzy
zdolnych do walki i 4 tys. rannych,
nadto kobiety i dzieci. Zacięta walka trwała przez blisko dwa tygodnie.
Szeregi powstańcze dziesiątkowała
artyleria Żółkiewskiego, choroby
i głód. Rozsierdzeni Polacy na oczach
oblężonych dokonali egzekucji dwóch
wziętych do niewoli Kozaków. W końcu powstańcy stracili wszelką nadzieję. 7 czerwca 1596 r. starszyzna kozacka przyjęła bezwzględne warunki
kapitulacji. W polskie ręce wydano
Nalewajkę i kilku jego oficerów.
Ufając hetmańskiemu słowu,
że ujdą z życiem, Kozacy złożyli broń. Polacy, którzy uważali
kozaków za buntowników i „swołocz”, nie dotrzymali umowy kapitulacyjnej i dokonali rzezi jeńców, tak że „trup na trupie leżał”. XVI-wieczny kronikarz Joachim Bielski tak przedstawił tę
rzecz: „I zaraz skoczyli nasi do nich,
że ani do sprawy, ani do strzelby
przyjść mogli. I tak ich niemiłosiernie siekali, że na milę albo dalej trup
na trupie leżał. Jakoż było wszystkich
w taborze z czernią i z żonkami
na dziesięć tysięcy, których nie uszło
więcej półtora tysięcy z Krempskim
[hetmanem]. Pojmanych też była
część, których za przysięgą hetman
puścił, a drudzy też do rot przystali”.
Nalewajko zginął w Warszawie wbity na pal, a następnie został poćwiartowany na oczach
ukontentowanej gawiedzi. Według
ludowej opowieści ukraińskiej, był
upieczony we wnętrzu miedzianego
zbiornika. Dziś nazwiskiem Nalewajki nazwane są ulice w miastach
na Ukrainie, w szczególności na zachodzie kraju. Ma on także liczne
pomniki.
ARTUR CECUŁA
Co do tego, co jest najwspanialsze dla mężczyzn, to cokolwiek by powiedzieć, wszystko będzie dyskusyjne. Czy lepiej jest dać się zabić
w tzw. słusznej sprawie (albo tylko honorowej),
czy jednak dalej żyć i w mozole oraz trudzie
opiekować się bliskimi? Czasem umrzeć jest łatwiej, niż przeżyć, a wybór tego, co łatwiejsze,
nie jest czymś szczególnie godnym podziwu.
Żyjemy w czasach, w których wartości
patriarchalne, a do nich należy do pewnego
stopnia kult walki zbrojnej, uległy zakwestionowaniu, choć oczywiście możemy się z tym
nie zgadzać i trwać przy nich wiernie. Zmieniają się modele męskości i tego, co mężczyźnie przystoi, co jest powodem do wstydu,
a co przyczyną dumy. Kiedyś mężczyzna idący przez miasto z dzieckiem w wózeczku bywał przedmiotem kpin. Obecnie widok taki
wzbudza dosyć powszechną sympatię, a mężczyźni uchylający się od troski o własne dzieci spotykają się ze społeczną niechęcią, nie
tylko u kobiet. Mnie wartości patriarchalne
kojarzą się z przemocą i autorytaryzmem, i jako takie nie budzą mojego entuzjazmu. Pamiętajmy też, że drugą stroną rycerskiej dumy była uległość i poddanie wobec seniora
oraz słynne całowanie pańskiego pierścionka
w przyklęku. Walka zbrojna potrzebuje wodzów, a ja cenię wolność, dlatego kult wodza
– według moich kategorii męskości – wydaje
mi się mało męski.
MAREK KRAK
Nr 30 (595) 29 VII – 4 VIII 2011 r.
P
apież Lucjusz III zyskał
sławę jako autor dekretu przeciwko heretykom,
jednak jego pontyfikat
upłynął przede wszystkim w cieniu
walki z rzymianami. Po śmierci
Aleksandra III Senat Rzymu
uchwalił wysoką opłatę za ingres
papieski w mieście, wobec czego
kolegium kardynalskie zebrało się
w Velletri, gdzie dokonano wyboru papieża Lucjusza III, dotychczasowego biskupa tego miasta. Został on konsekrowany w Velletri
6 września, a w listopadzie udało
mu się przekonać władze Rzymu,
aby pozwoliły mu osiąść w mieście.
Krótko jednak trwał rzymski epizod
pozostały wierne papieżowi. W kwietniu 1184 r. splądrowali terytorium
od Tusculum po Lacjum. Rozgrywały się wówczas dantejskie sceny.
W czwartym tomie swojej „Historii miasta Rzymu w średniowieczu”
Gregorovius opisuje makabryczną
parodię, jaką rzymianie urządzili,
nawiązując do dawnych, szyderczych
papieskich procesji (papieskich wrogów sadzano na oślim zadzie).
Rzecz działa się w Kampanii, gdzie
siły Republiki złapały grupę księży.
Wszystkim, poza jednym, wydłubano oczy, następnie każdemu
z nich nałożono na głowę infułę
z nazwiskami poszczególnych kardynałów i usadzono na osiołkach.
OKIEM SCEPTYKA
zamajaczył papieżowi sojusz dwóch
najgorszych wrogów papiestwa!
Profesor Philippe Levillain,
członek Papieskiego Komitetu Nauk Historycznych, pisze: „Papież
próbował rozgrywać przeciw cesarzowi angielską kartę i jednocześnie usiłował zdestabilizować pozycję Hohenstaufów na arenie wewnętrznej”.
W końcu do pokojowego stołu rozmów strony zasiadły w październiku i listopadzie 1184 r. w Weronie,
gdzie jednocześnie odbył się synod.
Lucjusz III pozostawił po sobie
oryginalną interpretację klerykalnych przestępstw, która, jak się wydaje, jest aktualna w Kościele
do czasów współczesnych: „Innym
heretyckich nauk” („Ad abolendam
haeresim”), która miała się stać aktem fundacyjnym europejskiej, posępnej inkwizycji, czyli okrutnej kościelnej policji politycznej, przy której takie twory jak peerelowska
Służba Bezpieczeństwa to zaledwie
przedszkole opresji. Dekret papieski stanowił m.in.:
„Aby pozbyć się złośliwości różnych herezji, które w ostatnim czasie rozkrzewiły się w większej części
świata, należy odpowiednio obudzić
siły Kościoła, które przy współdziałającej asystencji potęgi cesarskiej,
zuchwalstwo i zadziorność heretyków
w ich fałszywych zamierzeniach mogą skutecznie zdławić, aby prawda
OJCOWIE NIEŚWIĘCI (47)
Młot na heretyków
Papież Lucjusz III (1181–1185) może być uznany
za świętego ojca inkwizycji. Wydał on bowiem bullę
„Ad abolendam haeresim”, zwaną też Kartą Inkwizycji,
która zapoczątkowała inkwizycyjne ściganie heretyków
i stosowanie wobec nich nadzwyczajnych środków prawnych.
Lucjusza. Niemiecki historyk Ferdynand Gregorovius ujął to tak:
„Duch Arnolda [z Bresci] wciąż
obecny był w Rzymie, więc każdy kolejny papież musiał pozyskać dla siebie tolerancję albo udać się na wygnanie. Ponieważ jednak Lucjusz odrzucił respektowanie przywilejów przyznanych mieszkańcom przez wcześniejszych papieży, zyskał sobie ich
wrogość”.
Wkrótce potem papież zaangażował się w wojnę pomiędzy Rzymem i Tusculum – stanął po stronie Tusculum przeciwko Rzymowi.
Kiedy 28 czerwca 1183 r. rzymianie zaatakowali Tusculum, papież
wezwał na pomoc siły arcybiskupa
Mainz Krystiana I (1130–1183)
– pogromcę rzymian podczas sławnej bitwy pod Tusculum (1167 r.),
gdzie poległy tysiące mieszkańców
miasta, a tysiące trafiły do niewoli.
W roku 1193 arcybiskup Mainz stoczył pod Monte Porzio kolejną zwycięską bitwę, pokonał rzymian i ocalił papieża oraz Tusculum. „Wojowniczy arcybiskup (tak papieskiego
podwładnego i sojusznika opisywał
Gregorovius) pozostawał dziarskim
rycerzem aż do swej śmierci, utrzymywał harem pięknych dziewcząt
i odziany w błyszczącą zbroję jeździł
na wyśmienitym rumaku, wymachując wielkim toporem, którym roztrzaskiwał hełmy i czaszki tych, którzy
stanęli mu na drodze”. Po jego śmierci papież odprawił w Tusculum boleściwe egzekwie.
Po stracie tak walecznego arcybiskupa papież nie był w stanie
wykorzystać zwycięstwa nad rzymianami, którzy zaczęli zaciekle atakować wszystkie miejscowości, które
Ten, któremu oszczędzono oczy,
miał poprowadzić kardynalskie osły
w procesji grozy – do papieża. Niestety, rzadko mówi się o tym, jak
bardzo wrogi wobec papieża był
dwunastowieczny Rzym.
Ojciec święty uznał, że czas wezwać na pomoc cesarza. Na drodze
stały jednak poważne konflikty pomiędzy dwiema stronami. Przedmiotem waśni były sprawy związane z inwestyturą oraz majątkami
hrabiny Matyldy Toskańskiej,
o które od lat toczył się spór pomiędzy papiestwem i cesarstwem
(hrabina przekazała swój majątek
Kościołowi, ale zgodnie z prawem
mogła swobodnie przekazać tylko
swoją własność wolną od zobowiązań lennych – allodium; natomiast
swoim lennem cesarskim nie mogła
swobodnie rozporządzać). W 1182
roku cesarz zaproponował kompromis polegający na zrzeczeniu się
przez papieża pretensji do spornych majątków w zamian za 20
proc. przychodów cesarskich z Italii. Papież odrzucił jednak tę propozycję. Druga propozycja cesarska – zamiana terytoriów – również
została odrzucona.
Kolejną sporną kwestią pomiędzy papieżem i cesarzem była koronacja cesarska syna Fryderyka
– Henryka VI – koronowanego
w 1169 r. na króla Niemiec. Papież nie chciał koronować cesarskiego potomka, gdyż nie chciał
dziedzicznej dynastii cesarskiej. Bezpieczniejsze dla papiestwa było cesarstwo niestabilne. Jeszcze bardziej
przerażało papieża małżeństwo tegoż Henryka z córką króla sycylijskiego Rogera II. Na horyzoncie
Scena z inkwizycyjnego procesu
przestępstwem jest to, co dzieje się
notorycznie, a innym to, co dzieje
się potajemnie. Notoryczne przestępstwo to takie, z powodu którego
ksiądz zostaje kanonicznie skazany;
potajemne to takie, które Kościół
jeszcze toleruje... Wierzcie więc niezachwianie, że dozwolone jest uczestniczenie w nabożeństwach odprawianych przez duchownych i kapłanów, choćby uprawiali oni nierząd, a nawet przyjmowanie z ich
rąk sakramentów, dopóki są oni jeszcze tolerowani przez Kościół”. Można więc na tej podstawie sądzić,
że dość częste przestępstwo molestowania nieletnich przez księży
do niedawna miało status „potajemnego” i tolerowanego, a obecnie, kiedy – ku utrapieniu – zostało szeroko ujawnione, posiada już
status „notorycznego”.
Najtrwalszym jednak efektem
synodu w Weronie były paragrafy
przeciwko heretykom, bo w tej sprawie doszło do porozumienia między papieżem i cesarzem. 4 listopada 1184 r. papież wydał bullę
„O potrzebie tępienia rozmaitych
katolicka świeciła dalej w świętym
Kościele, pozwólmy pokazać jej czystość i wolność od ich przeklętych
fałszywych doktryn.
Oświadczamy ponadto, że wszyscy błazeńscy obrońcy ponurych heretyków, ale także ci, którzy okazują im jakąkolwiek sympatię lub aprobatę, przez co umacniają ich w przekonaniach – bez względu na to, czy
nazywają siebie wyznawcami doskonałymi, czy jakąkolwiek inną przesądną nazwą – że wszyscy ci zasługują na taki sam wyrok.
Każda osoba świecka, która zostanie przez nas publicznie lub prywatnie uznana winną jakiegokolwiek
wyżej wymienionego przestępstwa, jeśli nie odwoła ona swojej herezji i niezwłocznie nie powróci na łono ortodoksyjnej wiary, zostanie przekazana ramieniu świeckiemu, które wymierzy zasłużoną karę odpowiednio
do wagi przestępstwa...
Ale ci, którzy po odwołaniu swoich błędów lub oczyszczeniu się
przed biskupem zostaną przyłapani
na ponownym popadnięciu w odwołaną herezję, już bez dalszego
23
przesłuchiwania zostają niezwłocznie przekazani ramieniu świeckiemu,
a ich dobra zostaną skonfiskowane
na użytek Kościoła”.
Bulla zapoczątkowała tzw. inkwizycję biskupią, gdyż nie powoływała jeszcze osobnej jednostki kościelnej zajmującej się tępieniem
heretyków, lecz upoważniała biskupów do ich ścigania. Biskupi zostali mianowicie zobowiązani do
ekskomunikowania heretyków, konfiskowania ich mienia i skazywania
ich na „wieczną sromotę”. Bulla zalecała nadto „czyszczenie” katolickich cmentarzy z heretyckich szczątków, aby dłużej ich nie bezcześciły. Biskupi mieli obowiązek wizytować na swoim terenie wszystkie rejony, które uchodziły za siedliska
herezji, i ujawniać podejrzanych.
Musieli sami wyszukiwać heretyków, a tym, którzy w ciągu trzech
lat nie wykryli żadnych, groziła utrata urzędu. Kluczowym elementem
ponurej procedury inkwizycyjnej było założenie, że herezji nie trzeba
dowodzić – to człowiek posądzony
o herezję ma dowieść swojej niewinności.
Dekret papieski z nazwy wymienił i potępił szereg ówczesnych herezji, m.in. religię waldensów, katarów, humiliatów, biednych z Lyonu,
arnoldystów. Potępiono także wędrownych kaznodziejów, którzy głosili „słowo boże” bez kościelnego
pozwolenia (takich ówczesnych Natanków). Dodatkowo Synod w Weronie potępił i ekskomunikował...
rzymian. „Za bunty przeciwko »Doczesnemu Dominium« zostali sklasyfikowani razem z ówczesnymi heretykami” (Gregorovius).
Po załatwieniu sprawy heretyków Lucjusz wezwał cesarza do zorganizowania nowej krucjaty, na co
cesarz przystał, a nawet zapowiedział, że przygotowania zakończy
jeszcze przed Bożym Narodzeniem
(z wyprawy tej monarcha miał już
nie powrócić).
Cesarz nie mógł jednak zaoferować żadnej pomocy przeciwko
rzymianom, a to mocno papieża poirytowało. W efekcie odrzucił kompromisowe propozycje w sprawie
majątków po Matyldzie i wymierzył
cesarzowi potrójny policzek. W sprawie schizmatyckich księży wyświęconych przez byłych procesarskich
antypapieży Lucjusz najpierw przychylał się do prośby cesarza, a później wymówił się tym, że tylko sobór ma w tej sprawie kompetencje. W sprawie kontrowersyjnej siedziby biskupiej w Trewirze papież
najpierw deklarował poparcie dla
kandydata cesarskiego, a później
mianował jego przeciwnika. I w końcu najpierw deklarował gotowość
koronacji syna cesarskiego, by później odmówić.
Spotkanie w Weronie zakończyło się gwałtownie. Wściekły cesarz
opuścił miasto, a przed jego gniewem uratował papieża zgon, który
przyszedł w porę.
MARIUSZ AGNOSIEWICZ
www.racjonalista.pl
24
Zaparcia
Często bagatelizowana przypadłość
może być przyczyną nie tylko złego
samopoczucia, ale także poważnych
problemów zdrowotnych.
Z
Nr 30 (595) 29 VII – 4 VIII 2011 r.
GRUNT TO ZDROWIE
aparcia. Cierpi na nie z roku na rok coraz więcej osób.
Jest to związane z naszym
trybem życia i świadczy o ścisłym
powiązaniu tych problemów z chorobami cywilizacyjnymi. Pomijając
tak ekstremalne przyczyny jak guzy
nowotworowe na jelicie grubym czy
blizny i deformacje tego narządu,
głównym powodem zaparć są złe nawyki żywieniowe, brak ruchu oraz
nieuregulowany tryb życia.
Nieprawidłowa dieta charakteryzuje się zbyt małą zawartością błonnika oraz wody w pożywieniu. Coraz częściej spożywamy pokarmy obfitujące – ponad miarę i potrzeby
– w treść energetyczną, ale ubogie
w elementy wspomagające trawienie. Klasycznym przykładem są
wszelkie słodycze, energetyczne batony, chipsy i inne tego typu przekąski. Składają się one w znacznej
mierze z cukru, który co prawda likwiduje uczucie głodu, ale zupełnie
nie zaspokaja naszych potrzeb
na składniki odżywcze i nie stanowi
istotnej masy pokarmowej potrzebnej do prawidłowego procesu trawienia. Wprawdzie braki witaminowo-makroelementowe uzupełniać
można syntetycznymi suplementami, ale nie jest to ani naturalne, ani
na dłuższą metę zdrowe. W ten sposób nie uda nam się uzyskać pełni
zdrowia i dobrego samopoczucia. Podobnie jest z tłustymi, smażonymi
mięsami, białym pieczywem i wszelkimi potrawami typu fast food. W naszym codziennym menu często brakuje świeżych, surowych warzyw
i owoców, będących – ze względu
na zawartość naturalnego błonnika
i innych niestrawnych włókien – świetnym antidotum na zaparcia.
Innym grzechem żywieniowym
jest za mała ilość przyjmowanych
płynów. Ich niedobór sprawia, że
zawartość jelit nie ma odpowiedniej
konsystencji. Dopiero dzięki jej osiągnięciu treść pokarmowa może być
poprzez ruch robaczkowy usunięta.
Dlatego zaburzenia pracy jelit często występują u starszych kobiet,
u których z biegiem czasu zmniejsza się pragnienie. Wiele z nich zdziwiłoby się, jakie cuda może zdziałać wypita co rano na czczo szklanka letniej, przegotowanej wody.
Kolejną z głównych przyczyn powstawania zaparć jest brak ruchu.
To dotyczy głównie ludzi w średnim
i starszym wieku. Nasz organizm potrzebuje codziennej aktywności fizycznej, ponieważ tak zostaliśmy
skonstruowani. Jesteśmy, można powiedzieć, biomechanizmami i codzienny ruch oraz wysiłek fizyczny
są niezbędne do tego, byśmy pozostawali w dobrej formie.
Z powodu braku aktywności
fizycznej wiotczeją mięśnie
brzucha oraz
mięśnie okrężne
w jelicie grubym.
Spłyca się także oddech,
w którym nie uczestniczy
już przepona. A to właśnie jej ruch przy
intensywnym i głębokim oddychaniu podczas wysiłku fizycznego przyczynia się do
przemieszczania mas kałowych.
Także stres, zwłaszcza ten permanentny,
związany z życiem pełnym napięć i pośpiechu, jest sprzymierzeńcem dolegliwości trawiennych. Nie mamy czasu na regularne i pożywne posiłki. Jemy w pośpiechu byle co. Nawet
naturalna potrzeba
wypróżnień często bywa ignorowana z powodu innych, ważniejszych zajęć. Może to wywoływać biegunkę, nadkwasotę, wrzody żołądka czy opisywane właśnie
zaparcia.
Generalnie walka
z zaparciami jest stosunkowo łatwa,
lecz skutki
nieleczonych
problemów
z wypróżnianiem są niewesołe. Zatrzymane masy kałowe
i nagromadzone bakterie gnilne mogą spowodować powstawanie stanów
zapalnych jelita grubego. Długotrwałe zaparcia sprzyjają pojawieniu się
różnych chorób odbytnicy i odbytu.
Zwiększona ilość toksyn wytworzona z gnijących mas kałowych prowadzi do nowotworów jelita grubego
i odbytnicy.
Przy zaburzeniu wydalania przez
jelito grube toksyn organizm szuka
innych dróg pozbycia się ich. Do
„akcji” włącza się skóra. Ponieważ
obciążenie toksynami jest zbyt duże, pojawiają się na niej wypryski,
trądzik, ropnie, a nawet czyraki
i łuszczyca. Leczenie objawowe nie
przyniesie pożądanych skutków
z oczywistego powodu – wpierw trzeba się pozbyć zalegających w nas
pokładów gnijącej materii.
Obstrukcja prowadzi także do
chorób woreczka żółciowego, a zwłaszcza tworzenia się kamieni cholesterolowych. Od niedawna wiadomo też,
że niektóre schorzenia kardiologiczne mogą mieć związek z problemami z wypróżnianiem. Na przykład
dusznica bolesna może nasilać się
podczas silnych parć związanych
z opróżnianiem jelita grubego.
Przykłady można mnożyć. Oczywiste jest, że gnijące odpady w naszym
wnętrzu zatruwają cały organizm
i osłabiają system immunologiczny,
który – zamiast walczyć z intruzami z zewnątrz – wszystkie swoje siły mobilizuje do tego, aby nie dopuścić do infekcji, której przyczyną
może stać się nasza ignorancja.
Co więc robić, aby odzyskać prawidłową częstotliwość i objętość wypróżnień? Normą jest około pięciu
wypróżnień na tydzień. Mowa tu
o pełnych wypróżnieniach, gdzie masa kałowa ma średnicę co najmniej 2,5–3 cm, kolor brązowy (nie
jasny czy brunatny) oraz konsystencję plastyczną, którą można przyrównać do dobrze wyrobionej gliny. Jeśli kał jest cienki, świadczy to o zwężeniu światła jelita w wyniku zalegających w nim kamieni kałowych.
Jak już wcześniej wspomniałem,
problemy z wypróżnianiem wynikają bardzo często ze zbyt małej ilości
wody w organizmie. Woda pomaga
oczyszczać organizm z toksyn, przyspiesza perystaltykę jelit oraz pomaga organizmowi się regenerować.
Należy wypijać od 2,5 do 3 litrów
płynów dziennie, najlepiej własnoręcznie przygotowane soki z dużą
zawartością błonnika lub niegazowaną wodę mineralną. Świetna jest też
szklanka wody z łyżką miodu i sokiem
z połowy cytryny, wypita na czczo (cytryna jest doskonałym, naturalnym
środkiem przeczyszczającym).
Kolejnym posunięciem powinno być ograniczenie ilości spożywanych tłuszczów zwierzęcych i smażonych mięs. Tak naprawdę nasze
zapotrzebowanie na nie wynosi zaledwie 30 gramów dziennie. Można je zastąpić zdrowymi nienasyconymi kwasami tłuszczowymi zawartymi w roślinnych olejach tłoczonych na zimno, na przykład w oliwie z oliwek, oleju z nasion winogron lub morskich rybach.
Ograniczmy także słodycze.
To one, likwidując poczucie głodu jako przekąski między posiłkami, przyczyniają się do zmniejszenia treści żołądkowej oraz tworzą szlam oblepiający nasze jelita.
Nie dostarczają nam niczego wartościowego oprócz „pustych” kalorii, czyli samej energii bez innych
potrzebnych nam składników pokarmowych, takich jak witaminy, białka, makroelementy oraz kluczowe
dla drożności jelit błonnik i włókna warzywno-owocowe. Eliminacja
słodyczy to fundamentalna zasada
wszelkich diet sportowych, gdzie organizm obciążony treningiem ma
zwiększone zapotrzebowanie na
wszystkie składniki odżywcze. Dostarczane są mu one przez prawidłowo zbilansowaną dietę, w której
nie ma miejsca na słodycze.
Ważne jest też regularne spożywanie posiłków. Lepiej jest zjadać pięć niewielkich posiłków dziennie niż trzy duże, gdyż organizm będzie miał czas rozłożyć mniejsze porcje pożywienia na czynniki pierwsze, a jego potrzeby będą zaspokajane na bieżąco.
Warzywa i owoce to podstawa. Powinny stanowić co najmniej 40
procent wszystkich spożywanych
przez nas produktów spożywczych.
Mają one witaminy, sole mineralne
oraz przede wszystkim błonnik, który pełni kluczową rolę w walce z zaparciami. Stosunkowo niska kaloryczność powoduje, że można zjeść
ich objętościowo o wiele więcej niż
innych, bardziej kalorycznych produktów, co przyczynia się do produkcji dużej ilości mas kałowych i regularnych wypróżnień.
Zrezygnujmy z białego pieczywa. Alternatywą dla niego są
produkty wytworzone z mąki z pełnego przemiału, takie jak bułeczki
z ziarnami, chleb orkiszowy czy pełnoziarnisty razowiec. Mąka pełnoziarnista zawiera wiele cennego
błonnika, którego nie posiada białe pieczywo.
Na rynku dostępna jest też coraz szersza gama produktów zawierających szczepy bakterii, które naturalnie występują w organizmie
ludzkim. Produkty te – jogurty, serki oraz tabletki – pomagają przywrócić w jelitach równowagę mikrobiologiczną zachwianą przez zaparcia. Regularne ich spożywanie pomaga w walce z obstrukcją.
Na koniec fundamentalne zalecenie – codzienne ćwiczenia fizyczne. Ćwiczenia sprawiają, że krew
w organizmie krąży szybciej, a przemiana materii ulega przyspieszeniu.
Szczególnie efektywne jest pływanie, dzięki któremu następuje intensywny masaż narządów wewnętrznych, stymulujący przesuwanie się
mas kałowych w jelitach. Wskazane są skłony do palców u nóg. Można też rano albo wieczorem przez
5–10 minut masować brzuch okrężnymi ruchami zgodnymi z kierunkiem wskazówek zegara.
Doraźnie możemy z powodzeniem stosować sposoby naszych
babć, przyjmując olej rycynowy, sól
gorzką lub glauberską, które powodują zatrzymanie wody w jelicie grubym i zmiękczanie kału, ułatwiając
jego wydalanie. Są to jednak metody nienadające się do stosowania
na dłużej.
Także farmaceutyki dostępne
w aptekach nie powinny być stosowane dłużej niż kilka dni, gdyż w przeciwnym wypadku ich działanie odniesie odwrotny skutek. Dojść może do „rozleniwienia” jelita i zatrzymania ruchów robaczkowych. W takim przypadku leczenie będzie długie, a przywrócenie prawidłowej pracy jelit będzie trudnym zadaniem.
Wiele osób, które nadużywało tego
typu leków, trafia na zabiegi hydrokolonoskopii (zabieg mechaniczny
oczyszczenia jelit za pomocą pompy
wodnej, opisywany już na naszych łamach). W ekstremalnych przypadkach ludzie ci nie wypróżniali się nawet przez kilkadziesiąt dni!
Bezpieczną naturalną metodą
wspomagania pracy jelit jest kiszona kapusta i sok z niej, a także
kompot z suszonych śliwek i one
same – po takim posiłku niezawodnie odwiedzimy przybytek, do którego nawet król piechotą chodzi.
ZENON ABRACHAMOWICZ
Nr 30 (595) 29 VII – 4 VIII 2011 r.
TRZECIA STRONA MEDALU
GŁASKANIE JEŻA
Teraz Polska?
Jakikolwiek program telewizyjny bym włączył, jakąkolwiek gazetę wziąłbym do ręki, którykolwiek
z portali internetowych uruchomił
– wszędzie uczeni socjologowie próbują odpowiedzieć na ponawiane
przez dziennikarzy pytanie „dlaczego?”. 10 lat temu nikt takiego pytania nie zadawał. Po prostu wszystko było makabrycznie jasne: fanatyczni islamscy zamachowcy uzbrojeni w ideologiczny manifest pod tytułem Koran zadali w Nowym Jorku cios kulturze i cywilizacji Zachodu. Straszne, ale paradoksalnie w jakiś sposób zrozumiałe i nielogicznie logiczne.
Dziś różni jajogłowi z tytułami
profesorów zwyczajnych nadzwyczajne snują fantasmagorie. Bo i sytuacja jest w nowoczesnym świecie bez
precedensu. Oto 32-letni Anders
Behring Breivik – obywatel jednego z najbogatszych krajów świata,
człowiek z krainy szczęśliwości, rozsądku i spokoju – detonuje bomby
w Oslo i dokonuje rzezi młodzieży,
w zasadzie dzieci, na rajskiej wyspie
Utoya. No i deliberują mądrzy socjologowie (socjologia to taka dziwna nauka, która potrafi wszystko,
dosłownie wszystko, wyjaśnić... post
factum), ale żaden z nich nie ma
odwagi powiedzieć otwarcie tego,
co staje się powoli oczywiste. Jasne
dla nas wszystkich niewykształconych „prostaczków”. A co się staje
jasne? A to, że każda sformalizowana religia – nie tylko islam, ale
i chrześcijaństwo – karmi się fanatyzmem swoich wyznawców. Im bardziej wyznawca odarty jest z możliwości krytycznego myślenia (i prawa do niego), z wątpliwości, niepewności i rozterek, tym lepszym jest
muzułmaninem dla mułły lub lepszym katolikiem dla księdza proboszcza. To pasterze – mułła i proboszcz – są mózgami i zgodnie uważają (i nie bez racji dla swoich racji), że im owieczki bardziej bezmyślne, tym lepiej.
Zamiast więc sformułować i nazwać po imieniu takie proste prawdy, uczeni w piśmie wolą snuć niekończące się rozważania, czy aby
Norwegia nie przesadziła ze swoim
liberalizmem, ze swoją ideologią i łagodnością wobec sprawców przestępstw. Odkładając na chwilę na bok
emocje, przytoczmy dane jasno
świadczące, że nie przesadziła. Kara śmierci została w Norwegii zniesiona już na początku XX wieku.
Nie istnieje także kara dożywocia.
W zasadzie, bo sąd może skazać
przestępcę na 21 lat więzienia i później przedłużać karę o kolejne pięcioletnie okresy. Ale to się faktycznie nie zdarza. Mało tego – w norweskich więzieniach nie ma krat,
strażnicy nie noszą broni, w celach
(a raczej pokojach dla skazanych)
są łazienki i wspólne kuchnie. Więźniowie korzystają z sal klubowych,
gimnastycznych, kinowych i kawiarenek. Bo tamtejsze więzienia mają z założenia jak najbardziej przypominać świat zewnętrzny. To i tylko to, zdaniem Norwegów, pozwoli zintegrować się przestępcom ze
społeczeństwem i zresocjalizować.
pretorian socpartii (...). To brzmi zabawnie, ale w Norwegii odbiera się
dzieci rodzicom, jeśli chodzą smutne..., i jak widać, później szkoli się je
na takich „obozach”, by były wesołymi pretorianami partii socjalistycznej!
~ ~ ~
Skrajnie lewacka banda młodzieży na zmilitaryzowanym obozie
bez zasad, bez religii, bez kręgosłupa moralnego doprowadziła na skraj
Współczesny fundamentalizm religijny ze swoimi
fanatycznymi wyznawcami kojarzył się nam
z islamem, Bin Ladenem i talibami.
Ale to było tydzień temu.
Przecież to nie może działać! To
samobójstwo społeczeństwa! Tu potrzeba lochów albo krzesła elektrycznego! – zakrzyknie Ziobro i podobni mu znawcy oraz piewcy drakońskich teorii penitencjarnych. Otóż nic
podobnego – to działa. Skala recydywy jest w Norwegii najniższa na
świecie: w ciągu 2 lat od wyjścia
na wolność zaledwie 20 procent przestępców trafia z powrotem za kratki. W Polsce, Wielkiej Brytanii i USA
od 50 do 70 procent! Mało tego
– w Norwegii jest bodaj najmniejszy
w świecie odsetek przestępczości:
na 100 tys. obywateli w więzieniach
siedzi 69 osób. W USA straszących
karą śmierci i makabrycznymi więzieniami na 100 tys. Amerykanów w zakładach karnych przebywa niemal 800!
A teraz odwołajmy się do kłamstw
serwowanych przez katolicki portal
Fronda, który ma dziś twardy orzech
do zgryzienia. Piórem Terlikowskiego wypowiada tezy następujące:
(...) należy na pewno zastanowić się, czy wizja otwartej i liberalnej Norwegii nie jest utopią. Czy idea
„Nowego Wspaniałego Świata” nie
sypie się na naszych oczach? Czy
skandynawskie oraz holenderskie lewicowe eksperymenty nie okazują się
zupełną klapą? Czy fakt, że Breivikowi grozi zaledwie 21 lat więzienia,
nie pokazuje absurdów, które mają
miejsce w tym skandynawskim „raju”? To są pytania, na które Norwegowie muszą sobie odpowiedzieć.
Zatem to nie prawicowy, sympatyzujący z katolickim fundamentalizmem zbrodniarz jest winny masakry, tylko zbyt liberalne norweskie prawo?! Chciałoby się roześmiać, gdyby nie chciało się płakać. Nad głupotą. To jednak i tak
delikatna opinia naczelnego katooszołoma, bo na Frondzie czytamy
bardziej dosadne komentarze, które przecież obnażają prawdziwe oblicze prawdziwych katolików:
A zastanawialiście się, po co był
ten obóz? Ano po to, by bezkarnie indoktrynować dzieci, chować wiernych
załamania nerwowego młodego, pełnego wiary chrześcijanina z przekonaniami prawicowymi.
~ ~ ~
Kto sieje wiatr, ten będzie zbierał
burze. Lewacy ponoszą konsekwencje swoich chorych eksperymentów.
Grzebią w organizmie, w prawie Boga, który swoją harmonię ustalał przez
setki tysięcy lat. Są jak uczniowie czarnoksiężnika, którzy rozpętali siły,
nad którymi nie potrafią panować.
~ ~ ~
Anders Behring Breivik był
członkiem norweskiej ultraprawicowej Partii Postępu. Warto w tym
momencie wspomnieć, że jeszcze
niedawno „Gazeta Polska” przedstawiała to właśnie ugrupowanie
w jak najlepszych barwach – jako
wzorzec dla polskich patriotów katolickich. Wzorzec? Niesłusznie, bo
takie partie już u nas od dawna są,
a Breivik sam je w swoich zapiskach
wskazuje. Jego zdaniem przykładem
dla innych krajów europejskich powinna być polska partia Prawo
i Sprawiedliwość. Jest też jeszcze
Samoobrona, Liga Polskich Rodzin
oraz Obóz Radykalno-Narodowy.
Straszno się robi, gdy trzeba się
(w pewnym sensie!) zgodzić z oszalałym mordercą...
~ ~ ~
Świat przeciera oczy ze zdumienia i przerażenia, oglądając zdjęcia
z Oslo i wyspy Utoya. I zastyga oszołomiony, czytając zamieszczony w internecie manifest Breivika (półtora
tysiąca stron z okładem). A pisze on
tak: „Jedna osoba z przekonaniami
jest równa sile 100 tysięcy ludzi, mających tylko interesy”. Dowiadujemy
się z niego także, że to Polska jest
modelowym krajem konserwatywno-katolickim bliskim sercu fanatyka, a reszta Europy, w tym zwłaszcza zniewieściała Norwegia, powinna z naszego kraju brać przykład.
I znów, idąc tropem chorego umysłu Breivika, można by mu przyznać
rację. Przecież w naszej konstytucji
możemy przeczytać taki oto zapis:
„Zakazane jest istnienie partii politycznych i innych organizacji odwołujących się w swoich programach
do totalitarnych metod i praktyk działania nazizmu, faszyzmu i komunizmu, a także tych, których program
lub działalność zakłada lub dopuszcza nienawiść rasową i narodowościową, stosowanie przemocy w celu
zdobycia władzy lub wpływu na politykę państwa albo przewiduje utajnienie struktur lub członkostwa”.
Zakazane jest... taka mać? No
to proszę wpisać w Google adres
polskich nazistów „Krew i honor”.
Można tam przeczytać takie oto makabryczne słowa:
Blood & Honour/Combat 18 Poland popiera ideę Narodowego Socjalizmu i wyznacza sobie za główny
cel walkę o Aryjska kulturę, tradycję,
jej dziedzictwo i przyszłość naszej rasy. W Narodowym Socjalizmie i idei
White Power upatrujemy środek do
przetrwania białej cywilizacji i rasy
oraz zabezpieczenia przyszłości następnym pokoleniom (...).
Są Tyko Dwie Strony – Nasza
i Ta Druga;
Nadszedł Czas Rasowej
Dominacji;
Biała Pięść W Imieniu Naszej
Nacji;
Krew Za Krew Od Dziś Już Na
Zawsze;
Thora Młot Combat Adolf Hitler.
Narodowy Socjalizm jest jedyną
nadzieją, jaką ma Biała Rasa Aryjska na przetrwanie w nowym tysiącleciu. Zapomnijcie o „pseudo-patriotach”, o tych, którzy wymachują flagami, i o tych, którzy płaszczą się
przed królami i książętami. Oni są
słabi i głupi oraz pełni uwielbienia
dla sił, które trzymają ich w łańcuchach. Zapomnijcie o politykach
i „demokratach”. Istnieją tylko po to,
by osłabić i przyczynić się do zmiany naszego Ruchu. Ich bogami są
egoizm i pieniądze, za które
zaprzedali
się żydom
(...). Nowe
tysiąclecie
musi być czasem nieustannej
walki. Jeżeli my nie zniszczymy Wroga, to On zniszczy nas.
Zbliża się ostateczne starcie,
ostatnia szansa dla Białej
Aryjskiej Rasy. Jeżeli będziemy czekać, wtedy z pewnością nie zasłużymy na przetrwanie i wszystkie nasze osiągnięcia oraz historia i dziedzictwo zostanie zapomniane i starte z powierzchni ziemi. Na zawsze.
Nadszedł czas Wojowników Narodowego Socjalizmu!
25
~ ~ ~
Nie potrafię zliczyć, ile razy przestrzegałem, że te manifesty pogardy w polskim internecie (stokroć
bardziej radykalne i niebezpieczne
niż grafomaństwo Breivika) skończą się tragicznie. Ile razy powyższe
credo nienawiści wysyłałem do Komendy Głównej Policji, do Prokuratury Generalnej... I co? I nic!
Obyśmy nie dożyli chwil, kiedy
to roztrzęsieni usiądziemy przed telewizorami i będziemy się wsłuchiwać w opinie rodzimych, bardzo mądrych socjologów, którzy wytłumaczą nam, z jakiego to powodu podczas Przystanku Woodstock... Albo
podczas festiwalu w Jarocinie... Nie,
lepiej nie będę kończył...
~ ~ ~
Czas na résumé. Po co jednak
wyważać otwarte drzwi, kiedy norweską tragedię w sposób tyleż posępny, co makabrycznie prześmiewczy podsumował Zbigniew Hołdys.
Trudno o celniejszy dla Polski (wcale nie dla Norwegii) komentarz:
„Owszem, żałoba i wstrząs, widzę to wszystko w TV, ale przecież
politycy Partii Pracy powinni z wściekłością zaatakować Partię Postępu
i Partię Konserwatywną (obie w ostrej
opozycji) i obwinić je za masakrę.
Powinny przejść marsze z pochodniami domagające się prawdy o zamachu, ujawnienia, kto za nim stał,
powinien stanąć namiot pod pałacem króla. Gazety rządowe powinny
publikować listy zdrajców, a Amerykanie powinni być poproszeni o pomoc w śledztwie. No i natychmiast
powinny się zacząć prace komisji
ds. ujawnienia PRAWDZIWYCH
PRZYCZYN zamachu. A tu nic. Nienormalni”.
~ ~ ~
We wtorek zamykamy kolejny
numer „FiM”, więc karnie z samiutkiego ranka jechałem do redakcji. I jak co dzień przejeżdżałem
obok wielkiego billboardu reklamującego konkurs i znak „Teraz Polska”. W kontekście wydarzeń ostatnich dni zabrzmiało mi to makabrycznie złowróżbnie.
MAREK SZENBORN
26
Nr 30 (595) 29 VII – 4 VIII 2011 r.
RACJONALIŚCI
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Mord norweski
a sprawa polska
Szalony, ultrachrześcijański konserwatysta zabił w Norwegii prawie 100 osób. To były przypadkowe i niczemu niewinne ofiary. I zdaje się, że ten fakt miał dla
sprawcy zasadnicze znaczenie.
Zabijać niewinnych, aby obudzić
sumienie świata. Ukarać „niewiernych” tym, że zginą niewinni. To logika dość absurdalna. I dość pokrętna. Rodzi się ona w umyśle wyprowadzonym z równowagi przez nadmierny fanatyzm religijny. I często
nie ma to nic wspólnego z działaniami innych osób. W czyjejś głowie rodzi się taki absurdalny plan
i nic na to nie poradzą inni. Jednak często jest tak, że do tego typu fanatyzmu się dojrzewa. Dojrzewa w atmosferze nienawiści, nietolerancji, szowinizmu religijnego.
Kiedy czytam „Przegląd Katolicki”, słucham wypowiedzi Tadeusza Rydzyka albo oglądam marsze Jarosława Kaczyńskiego, to
mam wrażenie, że ci ludzie starają
się jak mogą, aby ktoś dojrzał właśnie i wypalił! Poziom nienawiści,
agresji, napuszczania ludzi na siebie jest wprost niespotykany. To jak
kuźnia morderców! Jednak wielu
ludzi nie reaguje. Nie mówi – dosyć! Gorzej, są i tacy, dla których
to szansa na rozegranie wielu spraw
czysto politycznych. Dlatego tolerują to jajo węża, nie bacząc, czy
się z tego wylęgnie kolejny faszyzm,
czy nie.
Tusk już dawno mógł doprowadzić do zabrania koncesji Radiu
Maryja. Tam seanse nienawiści to
rzecz powszechna. Antysemityzm,
rasizm. Więcej – stacja łamie ustawę o nadawcach społecznych. Ta
ustawa zabrania tego typu stacjom
nadawać reklam i audycji politycznych. A jednak to się permanentnie
dzieje. Wszyscy to tolerują, bo boją
się wyznawców Rydzyka. I dlatego
trzeba przypomnieć, że każdy faszyzm
jest tchórzostwem rządzących podszyty. Jeśli chcemy uniknąć nieszczęścia norweskiego, to nie czekajmy
na strzały. One już padają w formie
słów i szykują krwawą jatkę. Do dzieła, Panie Tusk! Nie trzeba klękać
przed księdzem i nie trzeba o tym
mówić, ale trzeba robić. PO właśnie
przejęła KRRiT i ma wszystkie możliwości, aby doprowadzić do oczekiwanych zmian. W kolejce po Radiu
Maryja jest Jarosław Kaczyński
z bredniami o opcji niemieckiej i zabiciu Lecha Kaczyńskiego. Nie czekajmy, aż poleje się krew.
JANUSZ PALIKOT
Chabety chcą do mety
Senat jest instytucją I, II i III Rzeczypospolitej. Całkowicie zbędną,
pochłaniającą rocznie ponad milion złotych w przeliczeniu na senatorski łeb. Nie licząc znajdujących się w gestii Senatu środków na opiekę nad Polonią i Polakami za granicą.
O dziwo, świadomość bezsensu
tego tworu miały jedynie powojenne władze komunistyczne. Sfałszowały przeprowadzone w 1946 roku
referendum ludowe, w którym pierwsze pytanie brzmiało: „Czy jesteś
za zniesieniem Senatu?”. Podano,
że 68 proc. biorących udział w głosowaniu odpowiedziało tak. Była to
jedna z niewątpliwych zasług ówczesnych władz. Oczywiście niedoceniona przez opozycję, którą też w dużym stopniu zniesiono.
Na fali negacji wszystkiego, co było w PRL, czyli Rzeczypospolitej dwa
i pół, w 1989 roku przywrócono parlamentowi dwuizbowość. Reaktywacja Senatu dokonała się w 1989 roku na mocy umów okrągłostołowych.
Szybko okazało się, że Senat jest
do niczego, wyjąwszy wydawanie pieniędzy. Toteż partie zaczęły mówić
o jego likwidacji. Tym głośniej, im
mniejszą miały reprezentację w drugiej izbie. Gdy zdobywały większość,
o obietnicach zapominały.
Ponieważ izba dumania jest wpisana do konstytucji, jej unicestwienie wymaga senackich głosów... Tym
samym nie jest to proste, bo zainteresowani nie chcą tracić pracy,
która jest jak wiedeńska muzyka.
Lekka, łatwa i przyjemna. Przynajmniej w porównaniu z robotą w Sejmie. W kadencji 2007–2011 senatorowie zebrali się dotychczas na 81
posiedzeniach, zazwyczaj dwudniowych, podczas gdy posłowie – na 97
posiedzeniach, z reguły trzydniowych. Posłowie pracowali więc o 80
proc. dłużej za te same pieniądze.
W tej sytuacji trudno się dziwić,
że do Senatu amatorów nie brakuje. Do tej pory swoich kandydatów
wprowadzały do drugiej izby partie.
Ta, która zwyciężała w wyborach
do Sejmu, miała też największą
reprezentację senatorów. W 2011
roku po raz pierwszy wybory do Senatu odbędą się według nowej ordynacji – większościowej – w okręgach jednomandatowych. Trybunał
Konstytucyjny uznał to rozwiązanie za zgodne z ustawą zasadniczą.
Nowe zasady wypróbowano jeszcze przed orzeczeniem TK, w okręgu pilskim, w lutym 2011 roku. Pokazały, że największe możliwości
mają kandydaci z kasą, pokroju
Henryka Stokłosy. W wyborze nie
zaszkodziło mu kilkadziesiąt postępowań prokuratorskich, europejski nakaz aresztowania ani fakt, że
był tymczasowo aresztowany i zwolniony za poręczeniem majątkowym.
Nakarmionych i napojonych wyborców nie martwiło nawet to, że Stokłosa ma zakaz opuszczania kraju,
co może ograniczyć jego pracę w zakresie kontaktów z Polakami (głównie księżmi) za granicą, na co Senat ma w budżecie kilkadziesiąt milionów złotych.
Nowa ordynacja ujawniła też nieznane dotąd ambicje kilku znanych
prezydentów miast, którzy chcą mieć
w Senacie swoich ludzi. Rzekomo
po to, by uchwalali prawo przyjazne
samorządom. Rafał Dutkiewicz
i Jacek Majchrowski zarazili tą
idée fixe kilku innych prezydentów,
głównie ze Śląska (Gliwice, Rybnik,
Tychy, Zabrze). Hasło mają zabawne: „Obywatele do Senatu!”. Cel
szlachetny: „Skończyć z wojną polsko-polską i rozdarciem pomiędzy
wielkie partie polityczne”. Liczą
na co najmniej 25 mandatów, w czym
utwierdzają ich pierwsze sondaże.
Niewykluczone, że robione na zamówienie i opłacone przez zleceniodawców.
Powodzenie samorządowej inicjatywy będzie zależało przede
wszystkim od kandydatów. Z szumnych zapowiedzi wynika, że będą same czarne konie. Dotychczas ujawnione nazwiska wskazują, że to jednak raczej chabety, które chcą
do mety. W Gdyni ma startować
adwokat Roman Nowosielski.
O tyle obywatel, że dotychczas pupil
Kontakty wojewódzkie RACJI PL
Spotkania Janusza Palikota z wyborcami
29.07., piątek: 12.00–13.30, Ostrów Wielkopolski (m), okr. wyb. 36; 14.30–15.30,
Krotoszyn (m), okr. wyb. 36; 16.30–17.30, Rawicz (m), okr. wyb. 36; 19.00–20.30,
Leszno (s), okr. wyb. 36.
30.07., sobota: 12.00–13.30, Wałcz (m), okr. wyb. 40; 15.00–16.30, Wągrowiec (m),
okr. wyb. 38; 18.00–19.30, Września (s), okr. wyb. 37.
31.07., niedziela: 12.00–13.00, Mogilno (m), okr. wyb. 4; 13.30–15.00, Żnin (s),
okr. wyb. 4; 16.30–17.30, Ciechocinek (m), okr. wyb. 5; 18.30–20.00, Brodnica (s),
okr. wyb. 5.
dolnośląskie
Wrocław (miasto)
kujawsko-pomorskie
lubelskie
lubuskie
łódzkie
małopolskie
mazowieckie
opolskie i śląskie
podkarpackie
podlaskie i warm.-maz.
świętokrzyskie
wielkopolskie
zachodniopomorskie
Marcin Kunat
Paweł Bartkowiak
Józef Ziółkowski
Tomasz Zielonka
Czesława Król
Halina Krysiak
Sławomir Mastek
Krzysztof Mróź
Dariusz Lekki
Andrzej Walas
Krzysztof Stawicki
Jan Cedzyński
Witold Kayser
Tadeusz Szyk
tel. 508 543 629
tel. 606 471 130
tel. 607 811 780
tel. 504 715 111
tel. 604 939 427
tel. 607 708 631
tel. 509 984 090
tel. 608 070 752
tel. 784 448 671
tel. 606 870 540
tel. 512 312 606
tel. 609 770 655
tel. 61 821 74 06
tel. 510 127 928
Platformy Obywatelskiej i z jej partyjnej rekomendacji od 2005 roku
sędzia Trybunału Stanu. Mimo dwukrotnych obstalunków nie doczekał się fotela ministra sprawiedliwości w rządzie Tuska. Najwyraźniej nie dostał też propozycji startu w wyborach z list PO, skoro zmienił protektora na prezydenta Wojciecha Szczurka. Tylko pogratulować takiego kandydata.
Adwokat Nowosielski, będąc
pełnomocnikiem gazety „Życie”
w słynnej sprawie wytoczonej przez
Aleksandra Kwaśniewskiego o naruszenie dóbr osobistych, namawiał
sędziego do spreparowania dowodów przeciwko prezydentowi Rzeczypospolitej. Ściślej mówiąc, złożył
mu propozycję w swoim mniemaniu nie do odrzucenia. Obiecał mianowicie pozytywną weryfikację, jeśli sędzia dobrze się wywiąże ze zleconego zadania.
W pierwszej instancji Nowosielski został uznany za winnego i ukarany. Wyższy Sąd Dyscyplinarny
uniewinnił go wprawdzie, jednakże
orzeczenie to budziło ogromne wątpliwości i było powszechnie uznawane za polityczne. Sąd Najwyższy
uchylił je i przekazał sprawę do ponownego rozpatrzenia. Ostatecznie umorzono ją z powodu przedawnienia, gdyż adwokat Nowosielski
unikał rozpraw, przedstawiając zwolnienia lekarskie na każdy wyznaczony termin. W tym czasie prowadził
kancelarię i uczestniczył w rozprawach swoich klientów. Nie była to
pierwsza sprawa dyscyplinarna w karierze adwokackiej Romana Nowosielskiego. Już wcześniej był prawomocnie karany za naruszenie przepisów dotyczących etyki zawodowej.
Najwyraźniej w oczach prezydenta Szczurka taka godna, obywatelska postawa zasługuje na nagrodę
w postaci senatorskiego mandatu.
Wyborcy niecierpliwie czekają
na kolejnych obywatelskich kandydatów. I będą pilnie baczyć, czy krzyżyk postawić przy nich, czy na nich.
JOANNA SENYSZYN
www.senyszyn.blog.onet.pl
RACJA PL
www.racja.org.pl
tel. (022) 621 41 15
Darowizny na działalność RACJI PL
(adres: ul. E. Plater 55/81,
00-113 Warszawa) Getin Bank,
nr 67 1560 0013 2026
0026 9351 1001
(niezbędny PESEL darczyńcy
w tytule wpłaty)
Nr 30 (595) 29 VII – 4 VIII 2011 r.
27
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
Jak nazywa się mężczyzna, któremu amputowano 90 proc. mózgu? Eunuch.
~ ~ ~
Jak nazywa się mężczyzna, który stracił 90 proc. swej inteligencji? Wdowiec.
~ ~ ~
W jaki sposób mężczyźni przygotowują sobie kąpiel z bąbelkami? Jedzą wcześniej dużo fasolki...
~ ~ ~
Czym różni się mężczyzna od kota? Koty zawsze trafiają do kuwetki.
1
M
52
2
E
Ą
S
13
P
44
A
Ł
A
20
K
N
20
U
11
30
L
36
E
C
G W
9
A
37
I
50
E
O
31
S
Y
J
P
49
Y
Ż
E
O
25
P
53
59
19
T
I
I
E
56
S
K
A
35
D
24
R
R
62
A
D
26
27
A
27
A
B
64
N
R
T
P
A
66
A
R
A
A
65
N
T
O
A
A
N
K
7
22
T
K
43
16
I
P
K
I
60
C
42
13
P
I
K
I
N
N
G
47
A
10
L
O
58
I
T
N
Y
I
3
A
Y
N
E
G
A
N
48
I
C
Z
Ł
E
W
52
R
34
I
A
E
41
A
A
N
55
E
O
L
R
A
33
L
S
I
5
63
S
29
P
J
Y
U
B
S
61
N
2
C
40
A
56
T
O
6
K
51
T
E
A
E
K
Y
S
F
60
T
A
E
33
T
E
S
G
Y
I
L
54
E
57
G
E
L
39
46
I
34
R
16
I
N
T
N
38
18
A
N
K
W
N
49
15
A
B
19
24
32
I
59
I
N
N
12
R
15
A
O
O
P
L
37
U
K
21
A
T
A
31
K
O
S
T
28
I
46
48
D
K
K
Y
I
26
I
N
A W
I
8
K
B
54
U
N
42
61
Z
45
G
D
E
57
M
E
T
I
23
Z
E W
G
Y
K
L
E
A
P
R
Z
Z
43
Ę
I
7
S
K
R
18
N
28
G
53
R
H
A
14
11
A
C
Y
K
A
B
T
6
T
O
C
17
K
32
R
14
41
47
R
P
A
G
Z
A
45
23
51
K
U
L
A
67
Ę
P
1
W
B
P
T
55
22
J
E
T
N
Z
58
K
C
C
38
9
P
5
S
I
A
L
12
U
C
39
4
A
A
Z
B
A
S
T
A
8
Ę
N
50
C
Z
36
S
17
T
I
N
Y
O
E
44
62
R
J
K
KRZYŻÓWKA
Poziomo: 1) opiekun artystów w sądzie, 5) ranne nie śpią długo, 9) kontra kontra, 10) na starość trąci, 11) rycina z grą,
13) stopień w pałacu, 14) ma siłę taką, że grozi pływakom,
15) jak się nazywa kultowy nad Nilem ptak?, 17) wymalowane u panien, 18) co ma Ewka do kwasów?, 20) kocia toaleta, 21) imię kobiety z Anny Elżbiety, 22) jeden, dwa lub trzy,
25) sznyt, 26) krecia robota, 27) auto-opatrunek, 29) utwór
z klasą, 32) jelenie zwieńczenie, 35) poprzedza spluwanie,
36) z nich przyszłość wróżbita próbuje odczytać, 39) czasem
przydatne wielce na butelce, 43) metal jak przodownik pracy, 44) naczynie do polewania, 46) konszachty z Wanią,
47) szparag w bukiecie, 50) kaszel ci minie dzięki tej roślinie, 52) serki z bacówki bez certyfikatu, 53) przypominają butelki na torze, 54) specjalne – FX, 55) łacińskie dzieło w pióropuszu, 57) sprawa w nim idzie do przodu, 58) będzie jak nie
ta, 59) nie mała kabała, 60) na co się pstrąga wyciąga?,
61) jeden z syjamskich braci, 62) buty z trzema paskami,
63) przeprowadzana w celu poznania zdania.
Pionowo: 1) z ziaren z żaren, 2) Katarzyna na dworze, 3) stres
w sieci, 4) robotnik z łukiem... elektrycznym, 5) po śmierci człowieka czeka, 6) dom z waletami, 7) dwa pojęcia naraz do wzięcia, 8) cztery litery na krzyżu, 10) kraj ze słowami, 12) flejtuch
z brudasem, 13) tłumok, który wcale nie jest głupi, 16) jemu
nie radość, 17) odpadki w zdrowej diecie, 19) Holenderskie
wyspy w Ameryce, 22) zakrapiana kolacyjka, 23) jeden z jedenastu od jedenastki, 24) etykieta – i dla kobiety, i dla faceta, 27) cztery wesela i pogrzeb ma na swoim koncie, 28) szkolnych lektur zbiór, 30) jaki kot w Bułgarii robi za pieniądze?, 31) po cichu, 33) pierwszy dyrektor zoo, 34) miasto
w zgiełku, 36) ci hitlerowcy na początku mieli gest, 37) tu doktor częściej bada, niż leczy, 38) miszmasz, 40) na lewo od nich
nikt już nie stoi, 41) minitenis, 42) włoszczyzna, 45) talon
na małego fiata, 46) pieróg pyszny, i to jak, 48) wilcze trudno zaspokoić, 49) wcielenie, ale nie na scenie, 51) bez i bez,
52) na głowie – do góry nogami, 56) pies w pustyni i w puszczy, 58) cykoria w filiżance.
30
A
A
R
A
W
E
29
O
O
U
25
4
K
3
E
A
63
10
C
I
K
N
A
40
21
K
E
T
A
35
LLitery
itery zz pól
pól ponumerowanych
ponumerowanych w
rawym ddolnym
olnym rrogu
ogu uutworzą
tworzą rrozwiązanie.
ozwiązanie
w pprawym
S
1
16
D
24
41
M
54
E
2
K
3
A
17
D
D
Y
A
S
42
55
26
5
B
U
N
A
J
E
27
19
28
P
43
56
J
4
18
O
25
S
44
Z
57
20
E
6
G
21
29
Ę
45
P
58
S
E
7
22
R
46
59
J
8
E
D
R
N
I
E
Z
E
47
60
9
A
10
K
S
11
12
K
13
O
14
15
23
A
30
K
T
31
48
61
32
R
E
33
34
G
49
62
N
Ą
63
B
50
64
A
35
L
36
I
37
U
M
A
A
N
E
51
65
52
66
N
38
Y
39
40
53
67
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 28/2011: „Ten bez gumki”. Nagrody otrzymują: Michalina Tkacz z Radomska, Adam Zacharek z Radzynia Chełmińskiego, Adam Hutyra z Cieszyna. Aby wziąć udział
w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na: [email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce.
TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; p.o. sekretarz redakcji:
Justyna Cieślak; Dział reportażu: Wiktoria Zimińska – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail: [email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział
promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail: [email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca:
„BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów.
WARUNKI PRENUMERATY: 1. Prenumerata redakcyjna: cena 56 zł na trzeci kwartał 2011 r. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 lub przelewem na rachunek bankowy ING Bank Śląski: 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777.
2. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 56 zł na trzeci kwartał 2011 r.; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 3. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział
Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29.
Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 4. Zagraniczna prenumerata elektroniczna: [email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź,
NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu. 5. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 6. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago
– J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 7. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994.
28
ŚWIĘTUSZENIE
Park jurajski
Fot. AK
Humor
Turysta w Zakopanym wchodzi do knajpy, siada przy barze i pyta:
– Barman, co polecisz dziś do picia
w ten deszczowy dzień?
– Ano, panocku, drink „Góracy”! – odpowiada barman.
– Jak to „Góracy”? Co to takiego!
Barman na to:
– Widzicie, panocku, biezemy sklaneckę wina... No może być dwie, góra
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 30 (595) 29 VII – 4 VIII 2011 r.
JAJA JAK BIRETY
cy, i wlewamy do garnka. Potem biezemy sklaneckę piwa... No, może być
dwie, góra cy, i wlewamy do tego samego garnka. Następnie sklaneckę wódecki... Moze dwie, góra cy, i wlewamy do tego samego garnecka. Na koniec biezemy sklaneckę koniacku, no
moze dwie, góra cy, i wlewamy do garnecka. Garnek stawiamy na ogniu i miesając, gzejemy cas jakiś. Później nalewamy i pijemy sklanecke, moze dwie...
No góra cy. Po wypiciu wstajemy, robimy krocek, moze dwa... No, góra cy!
K
ajdanki z futerkiem, wibratory
i pejcze to coraz popularniejsze gadżety w łóżkach kochanków.
~ Kevin i Joy Wilsonowie prowadzą sex-shop, z którego skorzystać
mogą wyłącznie katolickie małżeństwa. W ofercie mają m.in.: krem
„uszczęśliwiający penisa”, wibratory
oraz… bogatą kolekcję kondomów,
których Kościół de facto zakazuje. „Zanim dodamy jakąś nowość, modlimy
się w jej intencji. Nie mamy tajemnic
przed Jezusem” – zapewnia Joy.
~ Z dokumentacji jednego ze
szpitali w Alabamie wynika, że w ciągu ostatnich 11 lat do placówki zgłosiło się 6,8 tys. osób, które ucierpiały, zabawiając się produktami z sex-shopów. W 78 proc. uszkodzenia dotyczyły odbytów, w 18 proc. – wagin
i penisów, a w 4 proc. – innych części ciała. Sprawcą 74 proc. wypadków był wibrator. Co ciekawe, najwięcej szkody wyrządził mężczyznom.
~ Z sondażu przeprowadzonego przez portal internetowy Netmums wynika, że coraz więcej pań
uwielbia w łóżku przebieranki. Największą popularnością cieszy się strój
pokojówki, potem – pielęgniarki i policjantki.
~ Grupa drezdeńskich rzemieślników produkuje kamienne wibratory – z piaskowca występującego tylko w dolinie Łaby. Na powrocie do
natury zarabia też rodzina z niemieckiego pasma górskiego Odenwald,
CUDA-WIANKI
Ostra jazda
która struga wibratory z drewna
świerkowego.
~ Tyell Morton, 18-letni Amerykanin, może wkrótce trafić do pierdla. Wszystko przez gumową lalę
z sex-shopu. W Stanach – jak wiadomo – zapanowała terrorystyczno-bombowa histeria. Tyell, chcąc zrobić koleżankom kawał, zakupił dmuchaną lalę, odpowiednio ją opakował i pomaszerował z nią do szkoły.
Namierzyli go panowie z monitoringu: wszedł do budynku z podejrzanie wyglądającą paczuszką, a wyszedł
bez paczuszki, znaczy się – bomba.
Zaalarmowano policję, która ewakuowała uczniów i wezwała saperów.
W rezultacie aresztowany chłopak
wyszedł za kaucją, ale grozi mu...
8 lat więzienia za spowodowanie zagrożenia! Sprawa Tyella wzbudza
wiele emocji wśród jego rodaków,
którzy dostrzegli wreszcie, że ich wymiar sprawiedliwości jest szalony...
~ „Miłośnikiem kochanek z gumy był sam Führer” – przekonuje
historyk kultury Graeme Donald.
„Największym niebezpieczeństwem
dla naszych żołnierzy w Paryżu jest
powszechna obecność dziwek, które
wszędzie poszukują klientów” – donosił mu szef SS Heinrich Himmler. Kończyło się tym, że dzielni wojacy, zamiast na front, trafiali do szpitala z jakąś rzeżączką lub
innym syfem. W laboratorium
w Dreźnie powstały wówczas
pierwsze dmuchane lale – niebieskookie blondyny, które po wypompowaniu powietrza mieściły się
w plecaku. Żołnierze odmawiali
przyjęcia gumowego podarku.
Twierdzili, że czuliby się zażenowani, gdyby przyszło im trafić do niewoli z taką towarzyszką.
JC

Podobne dokumenty