FaktyiMity.pl - Fakty i Mity, racjonalizm, antyklerykalizm, kościół
Transkrypt
FaktyiMity.pl - Fakty i Mity, racjonalizm, antyklerykalizm, kościół
Mamy tysiące „chrześcijańskich” obrońców białej rasy PO NORWEGII POLSKA? INDEKS 356441 ISSN 1509-460X http://www.faktyimity.pl  Str. 25 Nr 30 (595) 4 SIERPNIA 2011 r. Cena 4,20 zł (w tym 8% VAT)  Str. 2 „Potrafiłem po pijaku odprawiać msze, jeździć samochodem i przewracać się w kałuże” – mówi dziennikarzowi ksiądz Kowalski. Czy to jakiś wyjątek? Bynajmniej. W żadnym innym środowisku nie chleje się tak ostro jak na plebaniach. Ksiądz Kondratowicz twierdzi, że duchowni piją często, bo mają „chorą duchowość”. Warto o tym pamiętać, kiedy w sierpniu, tzw. miesiącu trzeźwości, będą łajać Polaków z ambon.  Str. 7  Str. 3 ISSN 1509-460X  Str. 3 2 Nr 30 (595) 29 VII – 4 VIII 2011 r. KSIĄDZ NAWRÓCONY KOMENTARZ NACZELNEGO FAKTY Terrorysta, który zabił w Norwegii około 80 osób, jest duchowym katolikiem (choć ochrzczonym w Kościele protestanckim), zwolennikiem silnego papiestwa. Tej informacji nie znajdziecie nigdzie poza „FiM”. Wiadomo dlaczego! Kempa, Brudziński i Wojciechowski z PiS zgodnie porównali zamachy z Oslo i wyspy Utoya do zabójstwa członka PiS Rosiaka z Łodzi. Tylko skala jest inna – zauważyli mimochodem. No fakt, pomijając skalę, to zamach na Rosiaka równa się Hiroszimie i holokaustowi razem wziętym. Według najnowszego rankingu CBOS, liderem społecznego zaufania jest prezydent Komorowski, natomiast liderem nieufności – Kaczyński. Brak zaufania do prezesa PiS deklaruje 58 proc. respondentów i ta nieufność rośnie. Mamy (na razie) na myśli badania ankietowe, a nie psychiatryczne. Ksiądz Natanek ogłosił, że ma stałe połączenie telefoniczne ze Stwórcą: „Otrzymałem od Jezusa możliwość telefonu do Nieba. I kiedy nie nabrykam z Panem Bogiem, to mam taki światłowód, że ta linia jest otwarta” – oświadczył wiernym. Połączenie Natanka z Niebem może wyglądać tak: „Jeśli chcesz rozmawiać z Bogiem Ojcem, wciśnij jeden, jeżeli z jego Synem – wybierz dwa, jeżeli z Zawsze Dziewicą – trzy. A w ogóle to abonent jest chwilowo niedostępny”. „Proszę o zaprzestanie puszczania katolickich modlitw przez radiowęzeł przy al. Najświętszej Maryi Panny. Jest to indoktrynacja, która nie powinna mieć miejsca w tak dużym mieście” – oto fragment interpelacji częstochowskiego radnego SLD Łukasza Wabnica, który nie może już słuchać wyjców z Jasnej Góry i jasna bierze go cholera. „Nic się z tym zrobić nie da” – odpowiedział radnemu wiceprezydent miasta Jarosław Marszałek. No to może da się coś zrobić z marszałkiem podczas następnych wyborów samorządowych? Braciszkowie kameduli – zakonnicy, którzy w kontaktach z Absolutem preferują najcięższą regułę (całkowity zakaz kontaktów z kimkolwiek; zakaz radia, telewizji, prasy, internetu) – po raz pierwszy w historii będą musieli opuścić swoją krakowską pustelnię, by zeznawać w sądzie w sprawie konfratra złodzieja. Ale nie kradzież w klasztorze niepokoi najbardziej przeora, lecz to, że eremici zobaczą świat zewnętrzny. Domyślamy się, że chodzi o krótkie spódniczki. Jeszcze Pasikowski nie rozpoczął zdjęć do filmu „Pokłosie”, opowiadającego m.in. o tragedii w Jedwabnem, a już „Fronda” wie, że reżyser będzie chciał utrwalać fałszywy stereotyp Polaka jako ksenofoba i antysemity. Naszym zdaniem mógłby Pasikowski kolejny swój obraz poświęcić Frondowemu środowisku. Tytuł: „Psy 3”. Jak oni śmią! Rosjanie chcą nakręcić film fabularny o niedoli rosyjskich jeńców w polskich obozach w latach 1919–1920. Obraz ma być nakręcony za państwowe „ruskie” ruble. Hańba, prowokacja oraz zdrada – krzyczy prawicowy portal Niezależna.pl. Przypominamy, że film Wajdy o Katyniu przyjęto w Moskwie z dużą atencją, a nawet puszczono w pierwszym programie telewizji. We Włoszech tamtejsza Polonia zarobkowa masowo porzuca pracę i wraca do ojczyzny. Dziennik „La Repubblica” wcale się temu nie dziwi i twierdzi, że młody Polak może nad Wisłą zarobić o ok. 30 proc. więcej niż nad Tybrem. „W Polsce – kraju cudu gospodarczego, kraju z optymistyczną wizją przyszłości – otwierają się wielkie szanse przed młodymi pokoleniami” – donosi prestiżowa gazeta, która jest oczywiście od lat zakamuflowaną tubą propagandową Tuska. Public Policy Polling (PPP) – amerykański instytut badania opinii publicznej – przeprowadził sondaż, w którym zadał ankietowanym jedno pytanie: „Zakładając, że Bóg istnieje, czy wyrażasz poparcie dla jego działań?”. Musiał się Stwórca zdziwić, gdy zobaczył wyniki: akceptację dla boskich poczynań zdeklarowało zaledwie 52 proc. respondentów (wynik o 10 proc. gorszy niż 5 lat temu). Jeżeli ten trend braku poparcia się utrzyma, to za 20, góra 30 lat, Bóg przegra nawet wybory na sołtysa w Pcimiu Dolnym. A… i jeszcze jedno: PPP przeprowadziło swoje badania sympatii do Pana B. przed masakrą w Norwegii. Spełnia się najpiękniejszy sen Marksa, Engelsa i Lenina: kapitalistyczne Stany Zjednoczone są na skraju bankructwa (co w dramatycznym przemówieniu przyznał Obama, grożąc wstrzymaniem wypłat rent i emerytur), a komunistyczne Chiny mają 3 tryliony dolarów rezerw walutowych. Amerykanie są autentycznie przerażeni i coś nam się wydaje, że ich byt zaczyna kształtować świadomość. Pijany jak ksiądz W polskich mediach zaznacza się, oczywiście za przyzwoWspomniałem o dwóch księżach, którzy upadli w nałoleniem Kościoła, trend uczłowieczania, tj. materializo- gu, ale podnieśli się i teraz świecą przykładem. Takich duwania osób duchownych. Do niedawna w ogólnopolskiej pra- chownych, także zakonników i zakonnic – choć już nie tak sie nie do pomyślenia były publikacje na temat księdza kul- medialnych – jest więcej. Abstynencki Ruch Księży Alkohoturysty, zapaśnika, fascynata szybkich motorów, taternika itp. lików (ARKA) podzielił Polskę na regiony: środkowopolski Kapłani, poza ołtarzem i pielgrzymką, mogli co najwyżej grać z siedzibą w Kowalewie (diecezja kaliska), południowy (Częw piłkę z TVN-em. Ostatnio niektórzy poszli dalej i napisali stochowa) i północny – z siedzibą w Bydgoszczy. W Kowao księżach alkoholikach. Na razie o byłych alkoholikach, któ- lewie dziennikarze „FiM” spotkali około 30 osób, więc przyjrzy dają teraz świadectwo siły własnej wiary. mijmy, że w trzech ośrodkach leczy się rotacyjnie około set„Super Expressowi” wyspowiadał się ksiądz Staniki. A gdzie jest cała reszta uzależnionego duchowieństwa sław Kowalski: „Potrafiłem po pijaku odprawiać msze, spośród ponad 30-tysięcznej sukienkowej armii? jeździć samochodem i przewracać się w kałuże Obracając się ponad 10 lat w księżowskich krę(…). Po nocnej libacji rano musiałem odprawić gach, nie spotkałem księdza niepijącego. Pili wszymszę, a że miałem kaca, to, żeby w ogóle funkscy, a większość piła ostro. Od 15 lat znam cjonować, piłem piwo i tak szedłem do koteż inne środowiska i śmiem twierdzić, że ścioła”. A co zrobił ksiądz Kowalski, kienigdzie nie chla się tak jak na plebaniach. dy ochrzanił go za pijaństwo arcybiskup Dosłownie chla, bo prawie wyłącznie Muszyński? „Zaraz po wyjściu od biskumocne alkohole. Mój starszy kolega pa poszedłem opić sukces, że na razie ksiądz, kiedy postawiłem mu wieproblem mam z głowy”. Z kolei ksiądz czorem całkiem niezłe Bordeaux, obruWiesław Kondratowicz na łamach „Newszył się: „Chłopie, wino to mam codziensweeka” przyznał, że o swoim nałogu nie przy ołtarzu!”. Ja też szybko zacząłem powiedział wiernym w kościele. Chypopijać utartym księżowskim trybem ba nawet nie musiał, bo wcześniej – albo podczas proszonej kolacji widzieli go, jak pił po kilka dni bez z parafianami, albo samotnie przerwy, a raz – jak wspomina – wyna plebanii. Obydwie okazje bynosili go z wesela. Skończył po wizyły tak samo dobre. Bywały też cie w poradni odwykowej w Poznaniu, popijawy z kolegami księżmi; bez choć swoją trzeźwość zawdzięcza „spożadnych zahamowań, na umór. Od altkaniu z Bogiem”. Ksiądz Kowalski był dwa koholizmu ocaliło mnie chyba tylko to, razy na odwyku w szpitalu, ale zerwanie z naże ćwiczyłem trochę kulturystykę, a jedłogiem uważa za dar Matki Boskiej. Piękne no do drugiego nie pasuje. Odprawiaświadectwa dwóch kapłanów. Tym bardziej że nie mszy na kacu albo po pijaku – o czym obydwaj prowadzą teraz terapię dla innych księwspomina ksiądz Kowalski – widziałem ży. Kowalski zaprasza także świeckich z AA do Lina okrągło, a w przypadku jednego z mochenia – raz do roku, w ostatnią sobotę lipca, czyli ich proboszczów – niemal codziennie. tuż przed sierpniem, miesiącem trzeźwości. Funduje im tam Widzieli i czuli to również wierni. Czy byli zgorszeni? Sąmaraton: modlitwy, msze, czuwanie, drogę krzyżową itp. Dusz- dzę, że nie tylko. Parę razy słyszałem od nich, że skoro osopasterz cieszy się, że „alkoholicy cenią sobie rozmowy i spo- by duchowne tak często piją, to nie ma w tym piciu nic wiedź u księdza – trzeźwiejącego alkoholika. Kiedy mówię strasznego. Zresztą księża nierzadko wprost rozpijają świeco swoim doświadczeniu, o abstynencji, o zadośćuczynieniu, kich; „FiM” pisały kiedyś o proboszczu, który prowadził u sieto mój rozmówca zdaje sobie sprawę z tego, że mówimy tym bie nocną melinę. Widzimy tu mechanizm obłudy, dobrze samym językiem”. To naprawdę piękne i wierzymy, że na- znany z katolickiego duszpasterzowania. Tak, obłudy, bo księprawdę działa. Tylko dlaczego księża jednocześnie twierdzą, ża gromią z ambony owieczki za pijaństwo w domach i loże status starego kawalera nie przeszkadza im w dotarciu kalach, alkoholowe komunie itp., a przecież sami piją o niedo małżonków i rodzin? Ksiądz Kowalski nie ma zaufania bo więcej! W Katolandzie nie wolno handlować alkoholem do konwencjonalnych metod trzeźwienia: „Do zerwania z na- w pobliżu miejsc kultu, pod groźbą kary i likwidacji interełogiem nie potrzeba wcale silnej woli (…). Zdrowienie roz- su, a na plebaniach przylegających do świątyń alkohol leje poczyna się przez uznanie swojej bezsilności, otwarcie się się strumieniami! Ksiądz Kondratowicz twierdzi, że duchowna pomoc Siły Wyższej oraz powierzenie się Matce Bożej. ni piją z powodu chorej duchowości, a nie dlatego, że są Ważne, by uwierzyć, że ręce Boga i Jej ręce są zawsze peł- samotni i nie mają rodzin. Ja twierdzę, że piją równo z tych ne i zawsze gotowe do dawania. Jest to moje z serca pły- trzech powodów. Trudno nie mieć chorej duchowości, kienące przesłanie”. Tak więc – Czytelnicy „FiM” – jeśli próbu- dy zdrowy rozsądek nie pozwala pogodzić się z bredniami, jecie skończyć z piciem, a na Wasze nieszczęście nie otwo- które trzeba ludziom wciskać, jeśli chce się uchodzić za prarzyliście się na katolickiego Boga i Jego Matkę – nie macie wowiernego księdza. Wtedy najlepiej i najłatwiej zalać rożadnych szans. Ale – to już powiem od siebie – możecie wy- baka, który drąży ducha. Albo odejść i naprawdę wytrzeźjechać poza granice III RP, bo niemal w całej reszcie świata wieć, co zresztą sam wybrałem. JONASZ spotkania AA nie łączą się z wiarą w Boga wymyślonego przez papieży, tylko z wiarą we własne siły. W tamtejszych poradniach stawia się na rozmowę ze specjalistą, farmakologię i na więzy wspólnoty – dzielenie się swoimi doświadczeniami, podtrzymywanie na duchu. I efekty są z reguły dużo lepsze niż w Katolandzie. Może właśnie dlatego, że u nas to właśnie Kościół katolicki niemal zmonopolizował ruchy trzeźwościowe, a setki parafii zgarniają co roku grube miliony państwowych dotacji z tego tytułu. Często nawet nie organizując żadnych spotkań, WAŻNE!!! W zamówieniu prosimy podać numer telefonu i adres, na który możemy wysłać książki. o czym w „FiM” pisaliśmy. Nr 30 (595) 29 VII – 4 VIII 2011 r. W poniedziałek 11 lipca o godz. 20.15 oficer dyżurny Komendy Powiatowej Policji w Lwówku Śląskim otrzymał zgłoszenie ze wsi Marczów, że jakieś podejrzane typy wyposażone w sprzęt wiertniczy i koparkę ryją dziury wewnątrz tamtejszego zabytkowego kościoła św. Katarzyny Aleksandryjskiej. Pytani, po jaką cholerę to robią, mówią o pomiarach geodezyjnych. Gdy patrol przybył na miejsce, po fachowcach pozostały już tylko ślady (kilka głębokich otworów w posadzce i wykop na zewnątrz obiektu), bo ci, słysząc zapowiedź wezwania policji, pośpiesznie się stamtąd ewakuowali. Marczowska świątynia jest tzw. kościołem filialnym parafii św. Tekli w Pławnej Dolnej (diec. legnicka), administrowanej przez zakon michalitów, więc naturalną koleją rzeczy funkcjonariusze zagadnęli jej proboszcza ks. Kazimierza Ż. (58 l.), o co chodzi z tymi pomiarami. Wielebny odparł, żeby dali sobie spokój, ponieważ on trzyma rękę na pulsie, a dziury w ziemi są efektem rozpoczętych właśnie prac nad osuszaniem fundamentów zabytku. Policjanci, o dziwo, jakoś księdzu nie uwierzyli. Tym bardziej że nie pokazał żadnych papierów legalizujących remont, zaś w przeddzień wykopków oficjalnie pożegnał się z parafianami, informując o przeniesieniu na inną placówkę. Świadkowie zapamiętali numery rejestracyjne samochodów ekipy grasującej w kościele, więc już po kilkunastu godzinach sześciu „geodetów” (pracownicy pewnej wrocławskiej firmy) znalazło się za kratkami. Wszyscy zgodnie zeznali, że W GORĄCE TEMATY 3 Gorączka złota Ksiądz chciał potajemnie wykopać skarb... Wyręczy go w tym prokuratura. ksiądz Kazimierz Ż. wynajął ich w celu odnalezienia skarbu ukrytego rzekomo przez esesmanów w wydrążonym pod kościołem tunelu. Na dowód, że nie blefuje, pokazywał stare niemieckie mapy oraz odpisy z archiwów. Dogadali się co do podziału kosztowności (fifty-fifty) i mieli przystąpić do roboty dopiero wówczas, gdy duchowny zaaranżuje niebudzący podejrzeń pretekst. Coś go wszakże przypiliło, bo wezwał ich w trybie alarmowym. Przyjechali z profesjonalnym wykrywaczem metalu i we wskazanych przez urządzenie miejscach zaczęli wiercić, obserwując efekty za pomocą wpuszczanej do otworów kamery. Część ekipy kopała jednocześnie na zewnątrz, usiłując znaleźć wejście do tunelu. Gdy usłyszeli od mieszkańców wsi, że sołtys zaraz zadzwoni na policję, zawiadomili księdza „inwestora”, a ten kazał im natychmiast zwijać sprzęt i uciekać. Ksiądz Ż. został zatrzymany, a policjanci przeszukali jego mieszkanie na plebanii i odnaleźli dokumentację przygotowań do eksploracji. Proboszcz przyznał, że chciał Nawiązał świetne układy z elitami... ymuszanie haraczu za możliwość wykonywania pracy nie jest wąską specjalnością alfonsów sprawujących „opiekę” nad prostytutkami. Tą metodą posługują się również biskupi... Księża zatrudnieni na etatach w instytucjach finansowanych ze środków publicznych (szkoły, szpitale itp.) muszą odpalać swoim szefom comiesięczną „działkę”. Jej wysokość zależy od decyzji danego ordynariusza. Niektórzy zadowalają się 10 proc. pensji podwładnych, inni żądają nawet 20 proc. Są to w sumie bardzo duże pieniądze, bo tylko z katechetów biskupi wyciągają prawie 40 mln zł rocznie (wśród 32 tys. nauczycieli religii jest 12,5 tys. zawodowych duchownych otrzymujących średnio „na rękę” ok. 2500 zł). Ściślej rzecz ujmując, wyciągają je z naszych – podatników – portfeli. Ordynariusz diecezji łowickiej bp Andrzej Dziuba jest jednym z liderów kościelnego reketu. – U nas obowiązuje 20 proc., więc księża z uboższych parafii robią już bokami, natomiast ci najbardziej zdesperowani po prostu przestali płacić. Kuria jednak nie odpuszcza. Wszystkie zaległości są starannie księgowane, a dłużnicy regularnie nękani wezwaniami do zapłaty kwoty głównej wraz z lawinowo rosnącymi odsetkami. W moim przypadku jest to odpowiednik półrocznych zarobków, ale niektórzy koledzy mają już na szyi po kryjomu odnaleźć legendarny skarb, ale nawet przez chwilę nie pomyślał o zagarnięciu łupu dla siebie: „Zgodnie z regułami zakonu chciałem przeznaczyć go na pomoc dla ubogich” – opowiadał skręcającemu się ze śmiechu śledczemu. Usłyszał dwa zarzuty: celowego uszkodzenia zabytku oraz usiłowania kradzieży (oba przestępstwa zagrożone karą od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności), po czym został zwolniony za kaucją. – Przyjechał do Pławnej w 2001 roku po czterech latach spędzonych na Ukrainie. Nawiązał świetne układy z naszymi elitami samorządowymi, a ponieważ skutecznie wyrywał od nich dotacje na remonty, nie spodziewał się żadnego przeniesienia. Z zabezpieczonych podczas przeszukania papierów wynika, że bardzo starannie przygotowywał operację w Marczowie. Odwołanie z góry zmusiło go do pośpiechu i tylko dlatego wpadł. Najśmieszniejsze jest wszakże to, że w wykopaną przezeń Reketierzy pętlę w postaci kilkunastu tysięcy złotych, z czego więcej niż połowę stanowi kara za zwłokę – mówi wikariusz jednej z podłowickich parafii, demonstrując monity (niestety, nie możemy ich opublikować, żeby nie ujawnić źródła przecieku) z żądaniami zapłaty za etat w pewnej instytucji publicznej. Co ciekawe, każde ponaglenie jest świstkiem papieru (wydruk komputerowy) bez żadnego podpisu lub choćby parafki, a firmowa pieczątka kurii znajduje się tylko na kopercie. Powód? – Mają świadomość bezprawności i nie chcą zostawiać śladów – tłumaczy duchowny. Księża płaczą i płacą z obawy, że w razie otwartego sprzeciwu wylądują na jakimś głębokim zadupiu lub na etacie katechety w szkole specjalnej dla młodocianych przestępców. A co czeka opornych? – Komornika nie przyślą, a na egzekutora z bejsbolem biskup chyba jednak się nie zdecyduje. Grozi mi tylko blokada awansów. Chociaż... kto wie, czy nie dojdzie do wniosku, żeby właśnie tych najbardziej zadłużonych czynić proboszczami, bo wtedy będą mieli z czego oddać – śmieje się nasz rozmówca. Mimo problemów ze ściągalnością diecezjalna centrala nie cierpi na brak gotówki. – Wzięli się nawet za nielegalną działalność parabankową. Wodzą proboszczów na pokuszenie, rozsyłając po parafiach ofertę zaciągnięcia w kurii kredytu. Odsetki są zbliżone do bankowych, ale negocjowane indywidualnie. Usługa jest dosyć atrakcyjna, bo gdybym pożyczył od osoby prywatnej, musiałbym uiścić w urzędzie skarbowym podatek. W porównaniu z bankiem odpadają zaś opłaty manipulacyjne. Obawiam się jednak, że chodzi tu bardziej o wyciągnięcie informacji o prywatnym majątku do zabezpieczenia kredytu – mówi zaprzyjaźniony z „FiM” administrator parafii w S. Poprosiliśmy o skomentowanie tych zjawisk rzecznika prasowego diecezji ks. Piotra Karpińskiego i kanclerza ks. Stanisława Plichtę. Obaj nabrali wody w usta... ~ ~ ~ Biskup Dziuba nie jest oczywiście żadnym ewenementem, bowiem równie zbójeckimi metodami posługują się jego koledzy z Episkopatu. Oto przykłady: z „Mając na uwadze przypadki wyzbywania się przez parafie, z różnych powodów, majątku dziurę (fot. powyżej) wpadła również po same uszy prokuratura, bo dla prawidłowej kwalifikacji przestępstwa trzeba jednoznacznie stwierdzić, czy w ogóle było co ukraść, czy też mamy do czynienia z tzw. usiłowaniem nieudolnym, uprawniającym sąd do nadzwyczajnego złagodzenia kary lub odstąpienia od jej wymierzenia. Innymi słowy: prokuratura musi teraz na własny koszt zlecić poszukiwania „skarbu” – tłumaczy nam policjant z Lwówka Śląskiego. Ksiądz Kazimierz Ż. wyjechał z Pławnej („Jest na urlopie i nie wiadomo, gdzie przebywa” – tak poinformowano nas w kancelarii parafialnej). Centrala michaelitów nabrała wody w usta, a legnicka kuria biskupia wydała 14 lipca oświadczenie, że „nie wydawała zgody na prowadzenie prac” w Marczowie i „z przykrością przyjęła fakt samowoli budowlanej”. O złodziejskiej smykałce plebana żaden organ kościelny nawet się nie zająknął... DOMINIKA NAGEL parafialnego (...), niniejszym zobowiązuję księży proboszczów do wpłaty w kasie Kurii Diecezjalnej 15 proc. wynegocjowanej sumy sprzedaży” – zarządził biskup płocki Piotr Libera, powołując się w uzasadnieniu „na podobną praktykę istniejącą w wielu polskich diecezjach”. Nie wyjaśnił, jak to się ma do oficjalnej wersji, że majątek parafii jest ponoć własnością wiernych. Zresztą te 15 proc. to właściwie przejaw łaskawości, bo „FiM” pisały wielokrotnie o zaborze przez kurię całego mienia sprzedanego przez parafię (czyt. proboszcza). Z innego wydanego przez Liberę dekretu dowiadujemy się, że „kapłani diecezji płockiej pracujący poza granicami kraju zobowiązani są wspierać materialnie potrzeby swojej macierzystej diecezji w sposób określony przez Biskupa Płockiego”, a księża pragnący pozostać na stałe za granicą lub przenieść się do innej diecezji „zobowiązani są do przekazania jednorazowo określonej kwoty pieniężnej na cele diecezjalne”. Wysokość haraczu za uwolnienie się od Libery negocjowana jest indywidualnie; z „(...) otrzymałem informację, że mimo monitów zalega Ksiądz z miesięcznymi wpłatami 10 proc. od wynagrodzenia za nauczanie w szkole...” – czytamy w pierwszych słowach pisma rozesłanego przez biskupa koszalińsko-kołobrzeskiego Edwarda Dajczaka do kilkudziesięciu „dłużników”. Ten chociaż nie nalicza karnych odsetek... ANNA TARCZYŃSKA 4 Nr 30 (595) 29 VII – 4 VIII 2011 r. Z NOTATNIKA HERETYKA POLKA POTRAFI Zbuntowany anioł Gdy siostra Consuelo puka do drzwi starej rezydencji, nie wie, że spotka tam diabła. Jest nim don Augusto – casanova z hiszpańskiej prowincji. Namiętność bierze górę nad rozsądkiem, a nad okolicą rozpętuje się burza, jakiej nie widziano od lat... W szaroburych latach 90. polskie gospodynie zaczytywały się w harlequinach – kioskowych książeczkach pełnych uniesień, o jakich większość śmiertelniczek może tylko marzyć... Owe miniromansidła ukazywały się w różnobarwnych okładkach. Kolory – absolutnie nieprzypadkowe – miały współgrać z treścią. Zaczynało się od białych, gdzie szczytowe uniesienia bohaterów ograniczały się do pocałunku w czoło, a kończyło na fioletowych, w których roiło się od barwnie opisywanych penetracji. Wszystkie kończyły się szczęśliwie. W rozumieniu autorów i czytelniczek happy end oznaczał zapłodnienie, zaręczyny lub ślub. Romansidła do dziś mają swoje fanki, a że wszystko już było, trudno o oryginalny scenariusz. I nagle... Na polskim rynku wydawniczym pojawił się hiszpański romans z zakonnicą w roli kochanki – „Niewinność zagubiona w deszczu” Eduarda Mendozy. Pierwsza połowa XX wieku. Do Augusta, potentata ziemskiego N znanego z rozwiązłości, przychodzi przeorysza, która opiekuje się miejscowym szpitalem. Siostrzyczka umyśliła sobie, że bogaty pan da jej pieniądze na remont. I tak przychodzi i przychodzi, namawia i namawia, a napięcie seksualne rośnie... W tym czasie okolicę nawiedza powódź. Ludzie głodują, tracą dach nad głową, a siostrze Consuelo już tylko jedno w głowie. „Co się ze mną dzieje?” – pyta samą siebie. Idzie do domu don Augusta podziwiać dzieła sztuki sakralnej. Tam spotyka służącą o imieniu Pudencjana, która zdradza, że jej pracodawca jest niewyżyty seksualnie, a swoją poprzednią narzeczoną tak dręczył, że „aż rozum straciła”. Wchodzi Augusto w jedwabnym szlafroku i całuje zakonnicę. Ta „w jednej sekundzie, szybka jak iskra, pokonała dzielącą ich odległość i rzuciła się w jego ramiona z taką siłą, że aż się zachwiał”. Scena defloracji została przez Mendozę adal będzie można marnować publiczne pieniądze na bałamucenie wyborców spotami i billboardami. W imię wolności i demokracji, oczywiście. Sędziowie Trybunału Konstytucyjnego – wyjątkowo niejednomyślnie zresztą – uznali za niekonstytucyjny uchwalony przez parlament zakaz wyborczych, odpłatnych spotów reklamowych partii, billboardów i reklam wielkopowierzchniowych. Szkoda, bo ten zakaz był prawdopodobnie jedyną rozsądną rzeczą, jaką w swej historii wymyślił i zaproponował PJN. Nie należy być oczywiście naiwnym – kiedy posłowie PJN byli jeszcze w zamożnym PiS-ie, to ogłupianie wyborców im nie przeszkadzało. Przeszkadzać zaczęło wtedy, gdy stali się małym i biednym PJN-em, którego nie stać na taką reklamę. Niezależnie jednak od motywacji pomysł był dobry – naśladował mądre wzorce europejskie (np. francuskie), łącząc oszczędność z powstrzymywaniem rozbuchanej manipulacji politycznej. Bo przecież te megaplakaty i filmiki nie niosły żadnych treści informacyjnych. Składały się zwykle z propagandowych hasełek, czasem także otwartych kłamstw, no i zawsze prezentowały zakłamanych, wypacykowanych polityków, którzy – dzięki uzdolnionym grafikom komputerowym – zyskiwali twarze młode, gładkie, piękne i inteligentne, czyli zwykle inne niż oryginał. Uznano natomiast za konstytucyjne, i słusznie, okręgi jednomandatowe w wyborach do Senatu (ordynacja do Sejmu pozostaje bez zmian). Idea jest słuszna w tym sensie, że trudno w powołaniu tych okręgów dostrzec bezprawie, ale sam pomysł uważam za nietrafiony. Jest niesłuszny z punktu widzenia jakości polskiej, i tak już ułomnej, demokracji. wstydliwie przemilczana. W kolejnej odsłonie widzimy zakonnicę „pogrążoną w ponurym milczeniu” i kontemplującą... brunatną plamę, którą zostawiła na oparciu kanapy. Na kolejnych stronach powieści Consuelo trafia do siedziby dobrych zbójów (takie nasze janosiki), uczy się pić wódkę, strzela z karabinu maszynowego i sypia z hersztem, który próbuje odsunąć ją od Kościoła, tłumacząc: „Księża to błazny zbawiające możnych; biskupi to balony nadęte, a papież w Rzymie to, za przeproszeniem, stara zwariowana kurwa”. Kiedy ginie drugi kochanek, przełożeni siostrzyczki angażują ją do pracy w najróżniejszych przytułkach, żeby romanse wywietrzały jej z głowy. Mija 30 lat... Na łożu śmierci Consuelo żegna się z życiem i... żałuje za grzechy? Ale skąd! Wspomina seksualne orgie! Historia siostrzyczki przełożona na język filmu z powodzeniem wystarczy na kilkaset odcinków telenoweli i – zważywszy na status bohaterki – może stać się konkurencją dla serialu „Ojciec Mateusz”. Scenarzyści, do dzieła! JUSTYNA CIEŚLAK Wiem, że sprawa okręgów jednomandatowych jest kontrowersyjna, a znaczna część opinii publicznej jest urobiona na ich korzyść przez intensywną kampanię reklamową prowadzoną przed kilkoma laty. Mają te okręgi swoje zalety – to prawda. Na przykład zaletą taką jest fakt, że głosuje się na konkretną osobę i nie dzieją się później jakieś cuda obliczeniowe, w wyniku których w końcu do parlamentu wchodzą osoby mało popularne. Ale okręgi jednomandatowe mają też mnóstwo wad. Jedną z nich jest kompletne unieważnienie naszego głosu, jeśli nasz kandydat nie wejdzie. Bo nasz głos w tym systemie w ogóle nie będzie się liczyć w skali kraju. Można sobie więc wyobrazić taką teoretyczną sytuację, że we wszystkich okręgach niewielką ilością głosów wygrywa PiS (powiedzmy, że średnio ma 30 procent). Druga jest PO i ma 28 procent, a potem kolejno reszta. Jednak do tak wybranej izby parlamentarnej wchodzą tylko ci wybrani z PiS, bo mają w każdym okręgu wygranych kandydatów, choć tylko niewielką przewagą. W tej sytuacji głos całej reszty nie liczy się wcale, mimo że jest to głos większości wyborców! Większość nie miałaby zatem ani jednego reprezentanta! I to miałaby być demokracja przedstawicielska bardziej reprezentatywna? Oto co mówi o tym politolog profesor Radosław Markowski dla „Gazety Wyborczej”: „W perspektywie 12 lat Senat będzie zdominowany przez jedną partię. To reguła – na ten temat powstała obfita literatura. A jeśli ktoś uważa, że Polacy zachowają się inaczej niż wyborcy w innych krajach, to chciałbym poznać uzasadnienie”. Jakakolwiek miałaby to być partia, nie chciałbym takiej karykatury parlamentu – nawet gdyby miał to być tylko Senat. ADAM CIOCH RZECZY POSPOLITE Dwa kroki w tył Prowincjałki Okradanie kościelnych skarbonek już się raczej nie opłaca, bo wiatr w nich hula. Okazuje się, że znacznie bardziej dochodowe bywa odzieranie dachów z miedzianej blachy. Dwaj mieszkańcy Zabrza kradli arkusze blachy z tamtejszych kościołów, kalecząc proboszczów na co najmniej 10 tys. zł. Pasek miedzianej blachy złodzieje ucięli sobie z dachu kościoła w Limanowej, w Łososinie Górnej proboszcz stracił rynny, zaś z plebanii w Pasierbcu ktoś ukradł miedziane rury i kable elektryczne. NA BLACHĘ W Jadwisinie był wypadek. Z tira wysypało się 13 ton gwoździ. Okoliczni mieszkańcy i przejeżdżający kierowcy uporali się z tym ładunkiem w niecałe dwie godziny. Więcej czasu potrzebowała policja, aby towar znaleźć. Niestety, pies tropiący zlokalizował raptem półtorej tony. NA WSI SIĘ PRZYDA Nawet 4,5 roku może spędzić za kratami 25-letni mieszkaniec Lubelszczyzny. Wszystko dlatego, że tuż po tym, jak odszedł od stołu, gdzie przez całe przedpołudnie biesiadował ze swoim teściem, wsiadł do samochodu i potrącił jadącą na rowerze... teściową. PRZYPADEK? Z depozytu komisariatu policji w Pasłęku wyparował dowód rzeczowy. Konkretnie – 30 tys. zł pieczołowicie zabezpieczone przez tamtejszych funkcjonariuszy. Sprawę bada prokuratura. CZEPIŁO SIĘ GLINY? W Wiśle w środku nocy jechał drogą rowerzysta – bez oświetlenia i wężykiem. Okazało się, że ma zaledwie 14 lat i promil w wydychanym powietrzu. Ponad trzy promile (!) miał za to 15-latek, który w Milejowie wybrał się ze swoją rówieśnicą na przejażdżkę samochodem matki. Udało się go zatrzymać dopiero po kilkunastominutowym pościgu. Opracowała WZ WAKACJE MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Dziś po raz pierwszy od dawna się modliłem. Wyjaśniłem Bogu, że jeśli nie chce marksistowsko-islamskiego sojuszu i przejęcia Europy przez islam oraz całkowitego unicestwienia chrześcijaństwa w ciągu najbliższych 100 lat, musi sprawić, że wojownicy walczący o przetrwanie europejskiego chrześcijaństwa zyskają przewagę. (Anders Behring Breivik, norweski terrorysta) W latach dziecięcych i młodzieńczych wierzyłem, że tak. Teraz nie. Nawet żałuję, bo dobrze mieć nadzieję na jakąś przyszłość. (gen. Wojciech Jaruzelski na pytanie o istnienie Boga) Zaufałem Platformie Obywatelskiej i co? I chuj – z dnia na dzień mam coraz większą zgagę. (Piotr Marzec „Liroy” w wywiadzie dla „Newsweeka”) Szanuję go za bezkompromisowość. Koleś bez ogródek mówi, co myśli, co jest ważne, co chce zmienić, zrobić, jak działać. On jest człowiekiem czynu. (jw. – o Januszu Palikocie) Wygląda na to, że Rosjanie wolą, jak w Polsce rządzi PO. Dlatego uważam zniesienie przez nich ostatnio embarga na polskie warzywa za sukces premiera Kaczyńskiego. (dr Barbara Fedyszak-Radziejowska, intelektualistka związana z PiS) Kolejnej klęski wyborczej Kaczyński już nie wytrzyma. Przy całym poddaństwie dla wodza znajdą się w PiS wystarczające siły, które dokonają zmian (…). Jeśli większość członków PiS zda sobie sprawę, że partia pod wodzą Kaczyńskiego nigdy już nie wróci do władzy, to prezes zostanie wymieniony lub PiS się rozpadnie. (Leszek Miller) Każą oni kobitom chodzić we wdziankach obcisłych jak, za przeproszeniem, salceson, parówki czy jakieś inne szynki (…). Tego lata, aby być trendy, trzeba nosić piękne kolorowe stroje ludowe z Mazowsza. Jest może w nich trochę gorąco, ale efekt murowany. (ks. Tadeusz Rydzyk o dyktatorach mody) Dziś z piekła jego głos słychać w niebie, tak wyje. (ks. dr hab. Piotr Natanek o abp. Życińskim) Wybrali: PAR, AC, ASz, PPr Nr 30 (595) 29 VII – 4 VIII 2011 r. NA KLĘCZKACH SAMOTNY JEŹDZIEC Metropolita krakowski ukarał zbuntowanego księdza z Grzechyni. Ks. dr hab. (a jakże!) Piotr Natanek to ostatnio najbardziej znany duchowny w Polsce. Parę miesięcy temu jego przełożony – kardynał Dziwisz – zabronił mu prowadzenia publicznych wystąpień oraz zawiesił do odwołania zgodę na prowadzenie pracy naukowej na uczelniach i wydziałach katolickich. Natanek do pokornych sług metropolity nie należy i nadal prowadził publiczne msze w swojej pustelni w Grzechyni. Po kolejnym płomiennym kazaniu, w którym duchowny mówił o masonach, obcych bojówkach i rezydującym ponoć w piekle abp. Życińskim, Dziwisz powiedział finito i nałożył na Natanka suspensę, czyli zakaz księżowania. Ksiądz z Grzechyni po raz kolejny pokazał swojemu szefowi środkowy palec i nadal odprawia msze, a w kazaniach tłumaczy wiernym, że Dziwisz jest... masonem. Tymczasem okazało się, że Natanek bez zgody sanepidu i straży pożarnej prowadzi w swojej pustelni agroturystyczne gospodarstwo. Poza tym kaplica znajdująca się w jego enklawie jest budowlaną samowolką, a działalność duchownego sponsoruje nacjonalistyczny ruch polonijny z... Norwegii, o nazwie Społeczny Ruch Zapotrzebowania Wiary. Tak więc Stasiu odrobił lekcje... ASz UOKiKOMPROMITACJA Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK), dotąd zwykle dobrze dbający o interesy Polaków, ukarał grzywną 50 tys. złotych Naczelną Radę Lekarską (NRL) za to, że sprzeciwia się ona używaniu leków homeopatycznych. Przed trzema laty samorząd lekarski uznał, że określenie „leki homeopatyczne” jest nadużyciem (bo nikt nie zweryfikował ich skuteczności), i zagroził przepisującym je lekarzom postępowaniem dyscyplinarnym. Zdaniem UOKiK takie postawienie sprawy oznacza, że NRL wykorzystuje swoją pozycję do... naruszania konkurencji. Bo producenci leków homeopatycznych są w ten sposób dyskryminowani. Problem polega na tym, że leki homeopatyczne można uznać za leki tylko w znaczeniu placebo albo w sensie humorystycznym. MaK PATRON NIEUDACZNY W Wysokiem Mazowieckiem zamknięto 4 główne ulice. Na jak długo? Nie wiadomo. Powód? Budowa ronda, które po zakończeniu będzie nosić imię Lecha Kaczyńskiego. Planowo remont ma się zakończyć 12 października, ale – jako że przebudowa dotyczy sieci energetycznej, deszczowej, cieplnej, gazociągowej i telekomunikacyjnej – kiedy się skończy w praktyce, trudno orzec. Cała inwestycja pochłonie 2,6 mln zł. Czyżby właśnie stąd ta nazwa – że tak długo, tak drogo i taka rozpierducha? PAR ORŁY SMOLEŃSKIE POSTAWILI NA JPII Słynne katolickie Wydawnictwo M z Krakowa nie płaci swoim pobożnym autorom i grafikom, więc współpracownicy muszą się awanturować o pieniądze. Płynnością finansową wydawnictwa zachwiały luksusowo wydane „Dzieła zebrane Jana Pawła II” kosztujące – bagatela – 2900 zł! Niestety, z jakiejś trudnej do odgadnięcia przyczyny nie sprzedają się dobrze. Po śledztwie dziennika „Rzeczpospolita” wydawca zaczął gwałtownie wypłacać zaległości. MaK NOWY OBRZĄDEK Czy jest szansa, aby nasza narodowa reprezentacja nie skompromitowała się podczas Euro 2012? Zdaniem europosła PiS Ryszarda Czarneckiego, lekiem na kiepską formę naszych sportowców ma być... tragedia smoleńska. Polityk zaczerpnął ten pomysł od piłkarek Japonii, które zdobyły na piłkarskich mistrzostwach świata kobiet złote medale i zdradziły, że przed meczami oglądały zdjęcia przedstawiające zniszczenia po trzęsieniu ziemi i tsunami, które spustoszyło ich kraj. Podobno w ten sposób... motywowały się do gry. Poseł twierdzi na swoim blogu, że taka metoda mogłaby pomóc też kadrze Franciszka Smudy. Katastroficzną strategię, która ma zagrzewać do walki, kwituje tak: Chciałbym, aby polscy trenerzy nie bali się – właśnie w ramach motywowania biało-czerwonych – pokazywać im zdjęć z Powstania Warszawskiego, Kampanii Wrześniowej 1939 czy katastrofy smoleńskiej. Nasi też walczą w imieniu całego narodu i dla całego narodu. Odgadujemy, że zdjęcia z powstania i kampanii 1939 pokazywać należy przed meczem z Niemcami, a Smoleńsk – przed spotkaniem z Rosją. Przed meczem ze Szwecją – lektura „Potopu”, a „Łuny w Bieszczadach” jako przygotowanie do starcia z Ukrainą itd... PPr ŚWIĘTY Z PYSKIEM Z okazji dnia świętego Krzysztofa, katolickiego patrona kierowców, łódzka „Gazeta Wyborcza” zupełnie poważnie przekonuje na swoich łamach, że ta mityczna postać z III wieku „istniała naprawdę”. Krzysztof „był mocarnym olbrzymem, a jego głowa przypominała pysk szakala”. Na szczęście, jak przekonuje autorka tekstu, przyszły święty spotkał na swojej drodze dzieciątko Jezus (w III wieku!!!), które zmajstrowało mu ludzką twarz. MaK Diecezja warszawsko-praska skarży się na nieuczciwą konkurencję. Na blankietach zaświadczeń podobnych do diecezjalnych świadectwa o odbyciu kursów przedmałżeńskich wydaje ksiądz Adam Czubak z tajemniczego Kościoła Katolickiego Obrządku Słowiańskiego. Diecezja takiego księdza nie zna i przestrzega owieczki przed „nieważnymi” kursami. AC SAMO(NIE)RZĄDY Urząd Miasta Grybów i Urząd Gminy Grybów wspólnymi siłami zafundowały witraż św. Kingi kościołowi pw. św. Katarzyny Aleksandryjskiej w Grybowie. W ten sposób władze chciały podziękować za oczywistą (skoro są u władzy) opiekę św. Kingi, która patronuje sądeckim samorządowcom. Żeby nikt nie miał wątpliwości, do kogo należy witraż, wezwanie: „Św. Kingo, wstawiaj się za nami” ozdobiono podpisami fundatorów i sylwetkami budynków grybowskiego magistratu oraz urzędu gminy. Z okazji przypadającej w czerwcu 60 rocznicy erygowania parafii pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Ładzinie Urząd Miasta Wolin i Urząd Gminy Wolin zafundowały jej „na urodziny” nowy trybularz. Z kolei kościół pw. św. Józefa w Bystrzycy Dolnej postanowił niedawno stosownie uczcić fakt, że właśnie stuknęła mu setka, a na dodatek jeszcze piętnastolecie rozbudowy. Władzom Gminy Świdnica nijak nie wypadało stawić się na kościelną imprezę z pustymi rękoma, więc w prezencie z okazji podwójnego jubileuszu parafii pokryły koszty wmurowania pamiątkowej tablicy. AK UWAGA, PIELGRZYMKA! Oprócz korków i dziur w jezdniach dopełnieniem horroru panującego na polskich drogach bywają pielgrzymki. „Wraz z wakacjami rozpoczął się sezon pielgrzymkowy, w trakcie którego pątnicy przemierzają Polskę, kierując się do Sanktuarium na Jasnej Górze” – informuje portal gminy Kłomnice. Na terenie gminy największe utrudnienia związane z przemarszami pielgrzymek kierowcy napotkają na drodze krajowej Radomsko–Częstochowa oraz powiatowej – Garnek–Mstów. W lipcu utrudnienia w ruchu spowodowane przez religijne przemarsze zdarzyły się podczas sześciu dni! W sierpniu gminny grafik przewiduje pięć takich dni. I tak 11 sierpnia kierowcy muszą się spodziewać pokutników wędrujących w stronę Częstochowy w godz. od 9 do 16.30; 12 sierpnia – od 10 do 17; 13 sierpnia – od 7 do 9 i od 14 do 17; 14 sierpnia – od 6 do 14 oraz 29 sierpnia – od 9 do 11.30. A może by tak zacząć budować dla pielgrzymów autostrady, a właściwie... pielgrzymkostrady? AK STRZELANIE Z RÓŻAŃCA „To jest »wojna-bitwa« o być albo nie być, na śmierć i życie” – oświadcza Krucjata Różańcowa za Ojczyznę, zawiązana 14 lipca br. na Jasnej Górze. I wzywa Polaków do „strzelania do szatana”. Proponowana przez nawiedzeńców recepta na „uwolnienie od cywilizacji śmierci” jest prosta: „Oni mają media, a my mamy różańce (...). Dajmy urlop dziennikarzom, niech oni też się włączą do modlitwy, wyłączmy telewizory i inne media (...) i chwyćmy za różańce, jak nawołuje ks. Miałkowski, ks. Bałemba i inni wierni kapłani Kościoła Katolickiego. Ma to być szturm Polski i Polaków do nieba o pomoc w ratowaniu Polski, Europy i całego świata. Matka Boża i całe niebo liczą na nas”. W praktyce „odcięcie się od manipulacji” ma się sprowadzać do wyłączania telewizorów i innych mediów w godz. 19.30–20 oraz odmawianie w tym czasie różańca. Akcja nie dotyczy jednak wszystkich programów i stacji, bowiem uczestnicy antymedialnej krucjaty winni jednocześnie „łączyć się telewizyjnie, radiowo lub duchowo”. Krucjata ma trwać do końca grudnia 2011 r. albo do skutku. Dotychczas do „strzelania z różańca” zgłosiły się 263 osoby, ale żeby się Polska przebudziła – zdaniem inicjatorów – potrzeba aż dwumilionowej armii strzelców. SK 5 KATOLICCY MUZUŁMANIE W „Rzeczpospolitej” ukazał się zdumiewający tekst na temat Kosowa. Można się z niego dowiedzieć, że tamtejsi mieszkańcy, czyli kosowscy Albańczycy, są na ogół muzułmanami (95 proc.), co jest zgodne z faktami, ale „nawet połowa mieszkańców muzułmańskiego kraju może dziś odczuwać silne więzy z katolicyzmem”. Jesteśmy chyba zbyt głupi, aby pojąć głębię tego sformułowania, a także takiej wypowiedzi – „wszyscy, także muzułmanie, żyją w Kosowie po chrześcijańsku”. Mak POTĘGA MODLITWY Tygodnik „Niedziela” donosi, że błogosławione dla katolików przejęcie władzy na Węgrzech przez prawicę premiera Orbana było poprzedzone wielką krucjatą modlitewną tamtejszego Kościoła. Zdaniem autora tekstu modły były tak skuteczne, że stał się cud i spadła burza na imprezę zorganizowaną przez socjaldemokratów („wrogowie odnowy moralnej narodu”), zabijając 3 osoby i raniąc wiele... AC MARYJA GADATLIWA Z kolei „Super Express” informuje, że – zdaniem ekspertów Tygodnia Maryjnego w Saragossie – Matka Boska (utożsamiana przez Kościół katolicki z Marią z Nazaretu) ukazała się dotąd na świecie... 21 tysięcy razy (sic!). O Matko Boska! Czyżbyś była najbardziej gadatliwą istotą pozaziemską w historii świata? AC POLSKI = KATOLICKI W Irlandii Północnej, gdzie istnieją nadal silne napięcia pomiędzy katolikami i protestantami, doszło do wymownego utożsamienia symboli. Otóż podczas protestanckich manifestacji w lipcu palono polską flagę na równi z flagą watykańską, aby zrobić przykrość tamtejszym katolikom. Nienawiść wypływa z wnętrza człowieka, bo w tym wnętrzu lubi zagnieździć się religijny fanatyzm. Skutki? Terroryzm islamski, zamachy IRA, Norwegia... MaK 6 Nr 30 (595) 29 VII – 4 VIII 2011 r. POLSKA PARAFIALNA Gorzkie żale Ksiądz. Dla wielu wciąż synonim prawości. Postępowania zgodnego z dekalogiem i nakazami wiary, którą zaciekle z ambony głosi. Zupełnie inny obraz środowiska jawi się w listach przysyłanych przez księży do „FiM”. Dlaczego piszą? W reakcji na nasze publikacje, z bezsilności albo z powodu braku bratniej duszy, a czasem – po prostu – z donosem. Oto fragmenty niektórych listów: ~ Ksiądz Krzysztof, diec. siedlecka: Trudno mówić o przyjaźni w środowisku, gdzie wszyscy sobie zazdroszczą, rywalizują o względy biskupa czy zwyczajnie sobie nie ufają. A głębsze relacje następują wówczas, kiedy kryją nawzajem swoje grzeszki (...). Jak już człowiek jest w tym środowisku, robi to, co inni. Trzeba mieć wyjątkowo twardy tyłek, żeby się stawiać. Nawet jeśli nie zrobisz niczego złego i tak cię zniszczą. Przez zawiść. Większość księży co innego mówi, a co innego robi. Traktują parafię jako dojną krowę, z której można i należy jak najwięcej wydoić, zdzierać, wydusić co się da. Ja jestem wikarym, muszę pracować na proboszcza. Proboszcz pracuje na biskupa. Każdy wie, że będzie żył na takim poziomie, jaki zafundują mu parafianie. Dlatego księża zazdroszczą sobie dobrych parafii i donoszą na siebie, by zasłużyć się u biskupa. Nie cofną się nawet przed opowiadaniem kłamstw na swój temat. ~ Ksiądz Marek, diec. kielecka: Nie można być indywidualistą, najważniejsze jest posłuszeństwo i podporządkowanie, a to często jest nie do zniesienia. Łatwo zostać wyjętym poza nawias, bo w polityce personalnej Kościoła zbyt wiele jest subiektywności. Idealiści, ci, którym nie zależy na bogactwach, ale na ludziach, są nieobliczalni, bo mało sterowni. Takich się gnoi, wysyła do małych, biednych parafii. Niewielu to wytrzymuje. ~ Ksiądz Henryk, diec. tarnowska: Już dawno odszedłbym z kapłaństwa, ale boję się, że nie dam rady – bez dachu nad głową, bez pracy i pieniędzy oraz wsparcia od „swoich”. Z dyplomem teologa, którym mogę sobie tyłek podetrzeć, bo i tak nie mam szans na etat katechety ani tym bardziej pracę na mojej uczelni, z której natychmiast zostałbym usunięty. W kraju Wojtyły jest tak, że znacznie lepiej być księdzem z kobietą przy boku, niż zrezygnować dla niej z kapłaństwa. Ludzie akceptują podwójne życie swoich pasterzy, zdarza się nawet, że głośno wyrażają zrozumienie, podczas gdy rezygnacja wiąże się z odrzuceniem i powszechnym ostracyzmem. Taki dziwny obyczaj. ~ Marcin, były kleryk jednego z dolnośląskich seminariów: Pokusy czyhają na każdym kroku. U nas przewodnik duchowy bardziej niż naszym duchem interesował się ciałem. Wszyscy znali jego skłonności, kiedy więc zrobił się „sławny”, w nagrodę dostał intratną parafię w Jeleniej Górze, gdzie bez przeszkód udoskonala swoje metody badawcze, tyle że teraz musi swoim gościom fundować ekskluzywne prezenty, no i refundować koszty podróży. ~ Ksiądz Tadeusz (wystąpił z kapłaństwa): Oczywiście, nie wszyscy są źli, ale księży z powołania to jest pewnie ze 40 proc. Ja nie miałem szczęścia. Już proboszcz na mojej pierwszej parafii był homoseksualistą. Utrzymywał kontakty z innym księdzem. Tamten odwiedzał go regularnie na plebanii, przyjeżdżał na kolację, a wyjeżdżał nad ranem. Dla wszystkich było jasne, po co się spotykają (...). Homoseksualizm to w seminarium temat tabu. Jeśli się o nim mówi, to tylko tyle, że to choroba. A jednak już jako kleryk miałem kilka razy kontakt z księżmi, przez których zostałem wprowadzony w życie kapłańskie od „tej” strony. Uczestniczyłem w tym. Spotykałem się z pewnym proboszczem, zostawałem na noc na plebanii. Kontakty zaczęły się powtarzać, aż w końcu wylądowaliśmy w łóżku. Później – już jako ksiądz – spotykałem się ze swoimi parafianami. Poznawałem ich zwykle podczas kolędy, zaczynałem chodzić do nich do domu, później oni przychodzili do mnie na plebanię. Zawsze wybierałem dorosłych ludzi. Tylko spotkania, bez emocji. Sporo „BYŁEM piłem, żeby przytłumić myśli. To, czego nie zrobiłoby się na trzeźwo, alkohol potęguje. Wtedy łatwiej. Miałem wyrzuty sumienia, kiedy z kimś byłem w nocy, a później w stanie grzechu śmiertelnego odprawiałem mszę. W pewnym momencie zorientowałem się, że nie zwracam na to uwagi, nie myślę o tym. Że przestało mi to przeszkadzać. I to był dla mnie sygnał, żeby odejść. Jest taka zasada – dopóki coś się dzieje wewnątrz środowiska, jest tuszowane. Wielu moich kolegów, którzy nie mieli skrupułów z powodu swojej orientacji, teraz żyje w spokoju i dostatku, w dodatku z tytułami kanonika czy prałata. ~ Kapłani z diecezji sosnowieckiej: Nie chcemy i nie możemy dłużej przypatrywać się temu, co bezkarnie dzieje się w diecezji i w kurii. Jak jedni są faworyzowani, uprzywilejowani pod każdym względem, a inni poniewierani niczym szmaty. Ksiądz jest dla biskupa dojną krową, co ma mało ryczeć, a dawać dużo kasy. Wystarczy, że któryś zalega przez 3 miesiące, a już jest wzywany do kurii na dywanik i po „braterskiej, pełnej miłości rozmowie” rezygnuje z parafii. Na jego miejsce zaraz jest mianowany ktoś z najbliższego otoczenia biskupa, kto jest zaufany, wierny i ma orientację homoseksualną. Aż trudno uwierzyć, że najbliższe otoczenie biskupa w jego obecności poklepuje się po pośladkach i puszcza do siebie zalotne uśmieszki. W związku partnerskim są ksiądz R. oraz ksiądz F. Kompletnie nie liczą się z innymi księżmi. Są aroganccy, pewni siebie, wyniośli. Kpią ze wszystkich. Liczy się u biskupa tylko taki ksiądz, który dużo daje i ma dobre znajomości wśród prezesów różnych firm. WIKTORIA ZIMIŃSKA [email protected] Fot. Mac KSIĘDZEM” Głośna saga Romana Kotlińskiego – Jonasza I II Prawdziwe oblicze Kościoła katolickiego w Polsce III Owce ofiarami pasterzy Cena jednego egzemplarza – 12 zł plus koszty przesyłki Owoce zła Przy zakupie sagi – opłata 30 złotych plus koszt przesyłki Prezent – czwarta książka Zamówienia prosimy przesyłać pod adresem: Relax, ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, niespodzianka – gratis!!! e-mail: [email protected] lub telefonicznie: (42) 630-70-66 Zamawiając książki, prosimy podać adres odbiorcy wraz z jego numerem telefonu Nr 30 (595) 29 VII – 4 VIII 2011 r. POLSKA PARAFIALNA 7 De -fformacja Abp Głódź żegna swojego „pełnego oddania kapłana”... Wypuszczając syna na spotkanie z księdzem, trzeba pamiętać, że do domu może wrócić, będąc już starcem... K siądz Krzysztof M. (fot. 1), 39-letni wikariusz parafii św. Krzysztofa w Gdańsku, zginął 23 marca 2011 roku w swoim prywatnym mieszkaniu. Jego zwłoki znaleziono nazajutrz, a sekcja wykazała, że przyczyną śmierci było uduszenie przez ściskanie rękoma za gardło. „Zamordowano kolejnego polskiego kapłana!” – histeryzował Rydzykowy „Nasz Dziennik”, sugerując trend lub zorganizowaną akcję, której ofiarą padł duchowny „pełen oddania służący ludziom, w swej pracy wspierający szczególnie młodzież”. „Brutalne zabójstwo księdza” – podkręcała atmosferę „Gazeta Wyborcza” (jakby znała jakieś pieszczotliwe), epatując czytelników opisami doświadczonej przez ofiarę „Golgoty”. W podobnym tonie utrzymane były wszystkie tytuły prasowe, czołówki serwisów internetowych oraz depesz agencyjnych, a jedynym na tym tle wyjątkiem była nasza publikacja pt. „Seks najwyższego ryzyka” („FiM” 14/2011), w której ujawniliśmy drugie dno, czyli obyczajowe tło fatalnego wydarzenia. Ponieważ sensatów zamurowało i wciąż nie mogą się odblokować, sprawdziliśmy, co słychać w śledztwie... Przypomnijmy, że sprawcę zatrzymano po upływie półtorej doby od ujawnienia zabójstwa. Okazał się nim 18-letni Eryk B. (fot. 2 i 3), pochodzący z tzw. dobrego domu uczeń klasy maturalnej technikum w Pile. Policja miała bardzo prostą robotę, bo wystarczyło przetrząsnąć komputer nieboszczyka oraz przeanalizować połączenia z telefonu komórkowego, żeby wyłowić osobę, do której intensywnie wydzwaniał w ostatnich dniach życia. Już podczas pierwszego przesłuchania chłopak przyznał się do winy i szczegółowo opisał wszystkie okoliczności dramatu. Ksiądz M. wyłowił go w internecie, gdzie Eryk szukał pracy jako „statysta, hostmen, fotomodel. Na przyjęcia i do reklamy”. Początkowo rozmawiali tylko za pośrednictwem komunikatorów i telefonicznie, aż wreszcie ksiądz zaprosił młodzieńca do Gdańska, kusząc go wysokim honorarium. W dacie publikacji nie wiedzieliśmy jeszcze, dlaczego podczas owego „spotkania towarzyskiego” doszło do gwałtownej bójki i skąd wzięła się desperacja, która dała Erykowi (szczupły cherubinek, 178 cm wzrostu) tyle siły, że zdołał powalić wikarego (mężczyzna potężnej postury) oraz zacisnąć mu ręce na gardle. Dzisiaj znamy już nieco więcej szczegółów: – Śledztwo zbliża się ku końcowi, zostało jeszcze do przesłuchania kilku świadków. Eryka B. poddano obserwacji psychiatrycznej w warunkach szpitalnych, ale opinia biegłych jeszcze nie dotarła do prokuratury. Nie sądzę, żeby został uznany za niepoczytalnego. Być może pojawi się „silne wzburzenie usprawiedliwione okolicznościami”, co istotnie poprawi jego sytuację, bo na razie ma zarzut zabójstwa z motywów rabunkowych, czyli nie mniej niż 12 lat więzienia, a maksimum dożywocie – uchyla nam rąbka tajemnicy osoba zbliżona do śledztwa. – Co mogło go tak „wzburzyć”? – Zabójstwa oczywiście nic nie usprawiedliwia, ale nie da się też ukryć, że istnieje w sprawie wiele okoliczności łagodzących. Najoględniej rzecz ujmując, zasadniczą przyczyną tej tragicznej w skutkach awantury były rozbieżne oczekiwania jej uczestników. Mieli zupełnie inne wyobrażenia, po co się w ogóle spotkali. Ksiądz chciał na siłę zrealizować swoje oczekiwania, czyli... – Seks? – Nie ulega wątpliwości, że dokładnie o to mu chodziło. – Skąd zatem motyw rabunkowy? – Uciekając z miejsca zdarzenia, sprawca zabrał ze sobą kilkaset złotych Śp. ks. Krzysztof M. w szczególny sposób angażował się w formację młodzieży... oraz złoty łańcuszek. Spanikowany złapał je prawdopodobnie 3 w pośpiechu i bez żadnego zastanowienia, ale zdaniem prokuratury działał z premedytacją i zabił wyłącznie dla pieniędzy. – Jak znosi pobyt w areszcie? – Wygląda na to, że bardzo źle. Młody człowiek o kruchej psychice, dobrze ułożony, niewykazujący nigdy wcześniej żadnych inklinacji przestępczych... Zgnije w kryminale. Eryk B. za dwa miesiące skończy 19 lat... W nekrologu zamieszczonym na stronie internetowej archidiecezji gdańskiej czytamy, że „śp. ks. Krzysztof M (...) w swojej pracy kapłańskiej w szczególny sposób angażował się w formację i wychowanie młodzieży”... ANNA TARCZYŃSKA 1 2 8 Nr 30 (595) 29 VII – 4 VIII 2011 r. A TO POLSKA WŁAŚNIE dzi zdrawia lu az. Ten głaz u w środku gł a g, rą K y n n ie Kam lką moc. , że ma wie ią w ó m cy Mieszkań Faktoidy „Tylko dwie rzeczy są nieskończone: wszechświat oraz ludzka głupota, choć nie jestem pewien co do tej pierwszej” – powiedział jakieś 100 lat temu Albert Einstein. Znaczenie tego zdania zdaje się z biegiem czasu nabierać coraz większego sensu. Aby obronić tę tezę, wystarczy rzucić okiem na krajowe i zagraniczne brukowce. Mając na uwadze fakt, że najwyższą sprzedażą i popularnością w Polsce może pochwalić się właśnie prasa bulwarowa, trzeba skonstatować, że ogromna rzesza ludzi to albo idioci, albo lenie karmiący się głupotą i tanią sensacją. Znaczna bowiem część newsów i informacji serwowanych przez tabloidy powinna na stałe odstraszyć każdego normalnego czytelnika. Niestety, najbardziej znane brukowce w Polsce chwalą się łącznie ponad milionowym nakładem. Ale przecież nie mców, Jan Szmytka pobił Nie ę! koz bo macali mu l.) Kiedy Jan Szmytka (53 lko wie oj. (w ału spod Rychw o jeg do że ył, acz polskie) zob bierakózki Kasi (5 mies.) do zezłoi, yśc tur y ją się niemiecc egł dbi Po ty. żar ścił się nie na caz rw jpie na i do intruzów twarz, łej siły zdzielił Niemca w ie. żon o jeg ył łoż a potem do tylko w Polsce. Zamknięta właśnie po podsłuchowym skandalu gazeta „News of the Word” była najlepiej na świecie sprzedającym się anglojęzycznym tytułem z 3-milionowym nakładem; tylko niemiecki „Bild” drukuje o 300 tysięcy egzemplarzy więcej. Co tak bardzo przyciąga ludzi do takiej prasy? Sprawdźmy. Sporządziliśmy listę niektórych idiotycznych i kuriozalnych doniesień serwowanych przez rodzime „Bildy”. Po co je drukujemy? Żebyście już więcej nie sięgali po ten chłam! o stare jajo! To mi zrobił cka wyARIEL KOWALCZYK jajko zniena Wielkanocne aniło pawodorem. R buchło siarko zek i oko. w prawy polic nią Krystynę Napadły mnie szatańskie kozy Te bestie siały grozę na Kaszubach. Magda Hiller (19 l.) starcie z nimi przypłaciła wstrząsem mózgu. ę rowę Olg orwała k Trąba p as zabić chciał n y z o r g Czajnik kowską! łbasą kra ie k ę tk a Pobił m przyjaźń wy zabił to le a to Papier takowała szka zaa u r ta s a Krewk dkę oją sąsia laską sw Kot złodziej Pod osłoną nocy okradał sąsiadów z drobnych przedmiotów (...). Pięcioletni Dusty, koci złodziejaszek, okrada sąsiadów z rękawiczek, ręczników, butów i innych drobiazgów (...). Dusty ma zaburzenia obsesyjno -kompu lsyjne i problem y neurologiczne. łem pić om przesta u, a wódDzięki żab d ź id o dom , ie p ło ch „Ty, zał Leon ju” – usłys o k o sp w stawem. kę zostaw ając się nad yl ch a n ), l. Dyks (60 75-latka chciała zgwałc ić sąsiadkę Zgroza! Spokojną i miłą Aleksandrę A. (75 l.) z Łodzi opętał demon sek su. Za mi ast mo dli ć się , rob ić na drutach, pichcić i ogl ądać seriale w telewizji, staruszka pla nowała, jak by tu dorwać i wykorzys tać seksualnie swoją atrakcyjną i o 30 lat młodszą sąsiadkę Gizelę K. (45 l.). aknie prądu Zimą Niemcom br marznięcie. Zapa Ludziom grozi za aSt ymają się pociągi. nuje mrok. Zatrz nia. e nie być ogrzewa nie przemysł. Moż Kurz złamał mi Uważaj na pełnię grozy rękę! Teresa Łągwa (73 Dziś w nocy księżyc sprawi, że l.) z Łodzi stakobiety oszaleją. Zazwyczaj spokoj- ła się ofiarą świątecznych porzą dków. na pani Ewa (40 l.) w każdą pełnię zamienia się w demona. Ku nieszczęśliwego Nawiedza nas duch my ściu wszystkich panów dookoła. ce na Podlon Ho w Na łąkach czego, któłow za dus lasiu ukazuje się szę diabłu. ry zaprzedał za życia du Całowanie w rękę zabija Drodzy panowie, wasz Zagadka czupakabry rozszarmancki gest – cmokanie wiązana! Ufo mnie oszukało Słynny potwór to... kobiet w rękę, może was Kosmici obiecakojokosztować utratę zdrowia, ty chore na świerzb. li panu Zdzisławowi a nawet życia! Naukowcy bizwycięskie cyfry ją na alarm i ostrzegają, że w Dużym Lotku. a nad Polską Kłamali... na kobiecych dłoniach zaAtomowa chmur ary dotrą mieszkuje aż 150 odmian Radioaktywne op groźnych mikrobów! e! za dwa tygodni Koń chuligan rozbił mu wino Ta krzywda nie może zostać bez kary. Gdy Adam Jemielity (21 l.) przeszokują- jeżdżał rowerem obok Gniadej (3 mies.) Biskup gej ujawnia porwa- klaczki Mirosława Pęcarskiego (35 l.), ci mi os cą prawdę: „K ” pa koń uderzył go „z główki” i kopnął ku li mi arcybis ca ie ąśn trz w brzuch. Mężczyzna teraz żąda 100 ws ie To wyznan . tys. zł za rany i 3,50 zł za stłuczoną kim ńs ka gli an m łym Kościołe son (63 l.) przez konia butelkę wina. Biskup Gene Robin pa Canku bis cy wyjawił, że ar Duchy w klasztor e z koysz yb prz ze! ali terbury porw Gdy nadchodzi no nim na i zil ad row c, a bracia zasmosu i przep yc h m óz g konni po wieczerzy i modlitwie se rię wy ni szc za jąc szykują się do snu, w Zgwałciła go gałęzią korytarzach klaszeksperymentów. toru zaczynają się Żaden mężczyzna nie powinien rozlegać budzące lęk metaliczne stu ki i ciężkie kroki. przeżyć czegoś takiego! Pan BogŻubry gwałcą nasze krowy dan B. (48 l.) z Motycza (woj. luKoszmar rolników ze wsi Bućwinka belskie) został... zgwałcony za popod Giżyckiem zaczął się drugiego dnia ! Och!!! Och!!! Och!! yki, dzi blok. Krz mocą długiej gałęzi. Co gorsza, zroświąt. To wtedy po raz pierwszy pod ich Jej orgazm bu ho zc dzą biła mu to śliczna młoda dziewczyzagrody podeszło z pobliskiej puszczy staco wieczór ro jęki i sapanie osiedle na – Anna Ś. (21 l.). do rozochoconych żubrów. Nowoczesne się po osiedlu. W ciąim Bemowie. na warszawsk Nie śpię, bo tr ie ój... W czorazymam kreden Kosmici zaatakują już w listopadzie ia cisza, spok s dn gu O ia! Nikt d pędzących tirów W kierunku ziemi pędzą wielkie statalne uniesien dom pami niewyobraż na Andrzeja (5 a bru4 l.) się trzęsie ki. Na ich pokładach znajduje się inał, że pulchn (...). nie przypuszcz Godz. 2: 00. G e się aż dy inni słodko wazyjna armia. cie wieku ok śpią, netka w kwie Andrzej Bednar ek trzyma kred ksu. ens. wulkanem se Trumienny portr et sprowadza klą twę Zabił młodego ko nia wartego fortunę. Raził człowi eka paraliżem. Zn iszczył drogą gitarę, choć była w futer ale. ki mi termolo Wybuchły Nie jestem do d...! nia włosów ca rę k d ałki do po W KryPani Regina jest oburzona, ną randkę romantycz ły su p ze że papier toaletowy nazywa się manem. styny z Ro tak jak ona . Gd y prz ech odz i obok wystawy ze środkami higienicznymi ogarnia ją wściek łość. Nr 30 (595) 29 VII – 4 VIII 2011 r. A ferę ze „zbrodnią wojenną”, której mieli się rzekomo dopuścić polscy żołnierze, ostrzeliwując 16 sierpnia 2007 r. afgańską wioskę Nangar Khel (następstwem była śmierć osób cywilnych), rozpętał tajny meldunek dostarczony cztery dni później ministrowi obrony Aleksandrowi Szczygle przez szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego Antoniego Macierewicza. Macierewicz był tak bardzo rozemocjonowany, że dosłownie wdarł się do gabinetu ministra, gdy ten wysłuchiwał opinii generałów Waldemara Skrzypczaka (dowódca Wojsk Lądowych) i Bronisława Kwiatkowskiego (dowódca operacyjny Sił Zbrojnych) o militarnych aspektach incydentu. W owym meldunku napisał m.in., że „SKW, analizując kwestię ostrzału wioski, stwierdza, iż uczestnicy potyczki podają kilka wykluczających się wzajemnie wersji wydarzeń”, w związku z czym nalega, żeby Szczygło „zintensyfikował czynności dochodzeniowo-śledcze w przedmiotowej sprawie” oraz oddzielił żołnierzy dowodzących plutonem od podwładnych „z uwagi na istnienie uzasadnionego podejrzenia matactwa”. – Klasyczny donos. Zebrano na chybcika kilka faktów i plotek pod łatwą do wyczytania między wierszami tezę, że ostrzał był nieuzasadniony, a nawet podyktowany zbrodniczą żądzą odwetu. Wypuszczanie takich pobieżnych informacji na zewnątrz bez ich uszczegółowienia oraz weryfikacji świadczy co najmniej o katastrofalnym braku profesjonalizmu człowieka, który się pod nimi podpisał – zauważa gen. Marek Dukaczewski, były szef Wojskowych Służb Informacyjnych. Macierewicz sam tego nie wymyślił. Sprawdziliśmy, kto mu dostarczył podkładek... W bazie Wazi Khwa, gdzie stacjonował pluton biorący udział w tragicznej akcji, rezydowało dwóch kontrwywiadowców: ppłk Andrzej D. i mjr R.J. Wywodzili się z rozwiązanej WSI, ale ze względu na pobyt za granicą nie przeszli jeszcze postępowania weryfikacyjnego, więc PATRZYMY IM NA RĘCE Nie jest tajemnicą, a nawet wydaje się naturalne, że w ramach ochrony przemysłu zbrojeniowego lub potrzeby spreparowania życiorysu agentom pracującym „pod przykryciem” kontrwywiad dysponuje możliwością wprowadzania swoich ludzi na niektóre kluczowe stanowiska w cywilnych instytucjach pracujących dla armii. Trudno wszakże wytłumaczyć, jakim cudem ppłk Andrzej D. Zwróciliśmy się do władz obu spółek z pytaniami o biznesowy rodowód Andrzeja D. i nazwę promującego go organu państwowego. „B” odmówiła jakiejkolwiek współpracy. W „A” (tu poprosiliśmy dodatkowo o informację, kiedy oficer po raz pierwszy pojawił się na posiedzeniu rady nadzorczej) wywołaliśmy niezłe zamieszanie, bo już po godzinie zatelefonował do Służący IV RP Ekipa PiS dobrze karmiła ludzi ze specsłużb. Zwłaszcza tych, którzy umieli jeść z ręki... ich przyszły status w SKW był niepewny. Zwłaszcza status Andrzeja D., którego nazwisko jako uczestnika domniemanego przekrętu przy zakupie sprzętu wojskowego znalazło się w słynnym raporcie Macierewicza z likwidacji WSI. – Dokładali najwyższych starań, żeby przypodobać się nowemu panu. W aktach śledztwa dotyczącego „zbrodni wojennej” znajdują się cztery tajne tomy. Połowa dokumentów nie dotyczy Nangar Khel, lecz obrazuje, w jaki sposób SKW rozpracowywało najwyższych rangą oficerów, a zwłaszcza ekipę 18. batalionu z podpułkownikiem Adamem Strękiem na czele. Jest też wiele notatek, w których – powołując się na informacje agenturalne – bardzo wyraźnie kopią dołki pod generałem Markiem Tomaszyckim (dowódca kontyngentu – dop. red.) i jego najbliższymi współpracownikami. Wykonując życzenie centrali, Andrzej D. posunął się nawet do tego, żeby napisać i przesłać na ręce Macierewicza notatkę o konieczności pilnego odwołania Tomaszyckiego – odsłania kulisy osoba zbliżona do śledztwa. Popatrzmy, jak mocodawca zrewanżował się oficerowi za tak bezgraniczne oddanie... został „zdalnie” powołany do składu sześcioosobowej rady nadzorczej jednej z takich firm posiadających status przedsiębiorstwa obronnego (ponieważ nie mamy czasu na włóczenie się po prokuraturach, nazywać ją będziemy dalej spółką „A”) i to akurat nazajutrz po incydencie w Nangar Khel. – Otrzymał jasny przekaz, że wierność bardzo się opłaca. No cóż, dodatkowy zastrzyk w wysokości kilku tysięcy złotych miesięcznie niejednego ześwinił – wzdycha były oficer WSI. – PiS dokonał wówczas radykalnego przemeblowania rady nadzorczej naszej firmy, wycofując z niej m.in. gen. Z.W., którego kariera rozkwitła w czasach PRL, oraz związanego z tamtym okresem płk. J.W. – emerytowanego oficera Biura Ochrony Rządu. Andrzej D. nie musiał być fizycznie obecny przy powołaniu, a jeśli dobrze pamiętam, pojawił się po raz pierwszy na posiedzeniu rady dopiero w końcu 2007 r. Nie mam pojęcia, skąd on się w ogóle wziął, w każdym razie z pewnością był rekomendowany przez MON – wspomina pracownik spółki „A”. Choć według statutu rady nadzorczej jej kadencja trwa trzy lata, Andrzeja D. już po niespełna roku nagle odwołano. Korzystając z przetasowań w kierownictwie SKW, zaczepił się w radzie spółki „B”, też ściśle związanej z przemysłem obronnym. Dopiero gdy jego nazwisko pojawiło się (w kontekście Nangar Khel) w pewnym ogólnopolskim dzienniku, definitywnie zniknął ze zbrojeniówki. redakcji sam prezes. Indagował naszego dziennikarza, o co chodzi i kto za tym stoi. Jakimś nadzwyczajnym zbiegiem okoliczności ppłk Andrzej D. był akurat u niego na towarzyskiej pogawędce (czytaj: przyjechał w te pędy zaalarmowany, że zupa się wylała) i przejął słuchawkę. – Nigdy w życiu nie byłem w Afganistanie. Musieliście mnie z kimś pomylić – oświadczył. Choć nie jesteśmy aż tak mocni, żeby wydobyć z archiwum SKW teczkę personalną oficera, zdołaliśmy wcześniej ustalić, że w ostatnich latach istnienia WSI z całą pewnością nie było w tej formacji, jak również instytucjach MON, żadnego innego Andrzeja D. – To bardzo fajnie, ale dla zamknięcia tematu przydałoby się oficjalne potwierdzenie przez władze spółki daty pańskiego pierwszego uczestnictwa w posiedzeniu rady nadzorczej. Możemy na to liczyć? – rżnął naiwniaka nasz dziennikarz. Pułkownik Andrzej D. przykrył dłonią mikrofon. Po krótkiej naradzie z prezesem zapewnił, że nie ma absolutnie żadnego problemu i za kilka chwil dostaniemy wszystko czarno na białym. Okazało się, że problem jednak był, bowiem po „kilku chwilach” otrzymaliśmy e-mail (sygnowany przez zastępcę kierownika działu spółki) z informacją, że Andrzej D., owszem, wchodził w skład rady nadzorczej, ale niczego więcej nam nie ujawnią. Były dowódca Wojsk Lądowych nie ma cienia wątpliwości, że scenariusz „afery” Nangar Khel napisano w gabinetach SKW. – Moim zdaniem chcieli zdyskredytować i upolować kilku dowódców oraz pokazać skuteczność kontrwywiadu jako jedynej niezepsutej instytucji – twierdzi gen. Skrzypczak. I dobrze naganiaczom zapłacili... 9 ~ ~ ~ IV RP stosowała bardzo podobne praktyki również w cywilnej specsłużbie, czyli Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Niektóre „kwiatki” wyszły na jaw w toku prac sejmowej komisji śledczej badającej okoliczności tragicznej śmierci Barbary Blidy. Oto przykładowe konkluzje zawarte w końcowym raporcie: ~ W okresie rządów PiS w ABW zaufani błyskawicznie awansowali. Były zastępca szefa ABW, katowicki prokurator Grzegorz Ocieczek, przyszedł w 2006 r. jako szeregowiec, a opuścił Agencję w 2007 r., będąc pułkownikiem. Drugi były zastępca szefa, Tomasz Klimek, najął się w 2006 r. jako policjant w stopniu komisarza (odpowiednik porucznika), zaś w listopadzie 2007 r. miał już na pagonach pułkownika (według ustawy o ABW awans od podporucznika do pułkownika powinien zająć 18 lat – dop. red.). Komisja wychwyciła kilkanaście podobnych karier. ~ Wybrane osoby zwalniano z obowiązku przeszkolenia na kursie dla funkcjonariuszy nowo wstępujących do służby, nagminnie nadużywając przepisu, że tylko w przypadkach uzasadnionych szczególnymi kwalifikacjami funkcjonariusza szef ABW może mu skrócić 3-letni okres służby przygotowawczej albo zwolnić od jej odbycia. ~ Prowadzono zaledwie kilkudniowe kursy oficerskie, żeby obdarować wybrańców pierwszymi „gwiazdkami” przekładającymi się na apanaże. „Swojakom” przyznawano „niewspółmiernie do kwalifikacji zawodowych wyjątkowo wysokie dodatki służbowe i grupy uposażenia, co negatywnie wpływało na morale pozostałych funkcjonariuszy” – czytamy w raporcie. ~ Przygotowywano reformę ABW zaprojektowaną przez zespół prof. Andrzeja Zybertowicza (były doradca braci Kaczyńskich ds. bezpieczeństwa, uważany za twórcę teorii „układu tajnych służb i szarej sieci oplatającej Polskę”), wedle której Agencja miała zostać poddana dziewięciomiesięcznemu „rozwibrowaniu według praw teorii chaosu i wprowadzona w stan kontrolowanej destabilizacji”. Eksperyment zakładał, że końcowym efektem będzie bezgraniczne oddanie funkcjonariuszy PiS-owskim mocodawcom. W ramach zawartej z ABW umowy zespół Zybertowicza dostał za tę robotę 60 tys. zł. „Wibracyjne” szaleństwo powstrzymała porażka ekipy Jarosława Kaczyńskiego w wyborach. ANNA TARCZYŃSKA FUNDACJA „FiM” Nasza redakcja patronuje fundacji pod nazwą Misja Charytatywno-Opiekuńcza „W człowieku widzieć brata”, której prezesem jest Roman Kotliński – Jonasz, redaktor naczelny „FiM”. Fundacja ma za zadanie nieść wszelką możliwą pomoc potrzebującym rodakom – zwłaszcza głodnym dzieciom, a także przewlekle chorym, bezrobotnym i bezdomnym. Ponieważ kościelne fundacje i stowarzyszenia w swej działalności charytatywnej (jakże skromnej jak na ich możliwości) nagminnie wyróżniają osoby związane z Kościołem, a innowierców, agnostyków i ateistów pomijają – my będziemy wypełniać tę lukę i pomagać w pierwszej kolejności właśnie im. Nasza fundacja ma status organizacji pożytku publicznego i w związku z tym podlega pełnej kontroli organów państwa. Tych, którzy chcą wesprzeć naprawdę potrzebujących naszej pomocy, prosimy o wpłaty: Misja Charytatywno-Opiekuńcza „W człowieku widzieć brata”, Zielona 15, 90-601 Łódź, ING Bank Śląski, nr konta: 87 1050 1461 1000 0090 7581 5291 www.bratbratu.pl, e-mail: [email protected] 10 Nr 30 (595) 29 VII – 4 VIII 2011 r. POD PARAGRAFEM Porady prawne Samochód służbowy Proszę o poradę w następującej sprawie. Pracodawca przydzielił mi samochód służbowy, który mogę wykorzystywać w celach zawodowych. Podpisałem z pracodawcą stosowną umowę. W umowie jest zapis, że po pracy samochód będę parkował na swojej posesji. W związku z tym pracodawca uznał, że dojazd z pracy do domu i z powrotem jest moim przychodem z tytułu nieodpłatnego świadczenia i należy od tego odprowadzać podatek. Czy rzeczywiście tak jest? Kwestie podatkowe zawsze budzą największe emocje z racji tego, że nikt do końca nie może być przekonany o słuszności swojego poglądu. Również w przedstawionym przez Pana zagadnieniu nie istnieje jednolite stanowisko, jak należy interpretować używanie samochodu służbowego do dojazdu z domu do pracy i z powrotem. Czy mieści się ono jeszcze w zakresie używania służbowego, czy jest już używaniem do celów osobistych? Wydaje się jednak, że jeżeli korzystanie z pojazdu poza godzinami pracy ogranicza się jedynie do tego zakresu, nie powinno się uznawać, że mamy do czynienia z użytkiem w celach prywatnych, ponieważ w istocie jest ono bardzo ograniczone i związane funkcjonalnie ściśle z samym procesem pracy. Podobnego zdania jest m.in. dyrektor Izby Skarbowej w Poznaniu, który w interpretacji z dnia 2 listopada 2010 roku, nr ILPB2/ 415-928/10-2/JK, stwierdził, że przychodu pracownika nie stanowi udostępnienie samochodu w celu przejazdu z miejsca zamieszkania do miejsca wykonywania pracy i z powrotem, jeżeli jest to uzasadnione względami służbowymi, na przykład koniecznością właściwego dbania o powierzone mienie, możliwością natychmiastowego przemieszczania się. Tak więc przejazdy z miejsca garażowania do miejsca pracy i z powrotem nie będą generowały przychodu ze stosunku pracy, o ile samochody te będą wykorzystywane wyłącznie w celach służbowych. Istnieją jednak również odmienne interpretacje, które takie przejazdy kwalifikują jednoznacznie jako używanie pojazdu służbowego do celów prywatnych, na przykład interpretacja Drugiego Śląskiego Urzędu Skarbowego w Bielsku-Białej z dnia 26 października 2004 r., nr PD/2/415-25/ 2004/29389. Wskazuje się tam, że w omawianym przypadku pracownik osiąga przychody z tytułu nieodpłatnych świadczeń, które jako przychód ze stosunku pracy winny być pomniejszone o koszty uzyskania przychodu i opodatkowane. Dla ustalenia wartości świadczenia związanego z udostępnianiem samochodu służbowego do celów prywatnych trzeba się odnieść do cen rynkowych stosowanych przy świadczeniu usług lub udostępnianiu rzeczy lub praw tego samego rodzaju i gatunku (np. przez firmy świadczące usługę wynajmu pojazdów mechanicznych), z uwzględnieniem w szczególności ich stanu i stopnia zużycia oraz czasu i miejsca udostępnienia. Ubezwłasnowolnienie Mój syn ma rentę socjalną z ZUS oraz zasiłek pielęgnacyjny z tytułu niepełnosprawności. W lipcu złożyłam pismo do salonu Orange, aby nie zawierano z nim kolejnej umowy (syn jest nieodpowiedzialny i zawarł z nimi już 2 umowy na telefony komórkowe). Do pisma załączyłam odcinek renty z adnotacją o upoważnieniu mnie do jej odbioru oraz orzeczenie z poradni psychologiczno-pedagogicznej o upośledzeniu umysłowym syna w stopniu umiarkowanym. Mimo powyższego sieć Orange podpisała z synem trzecią umowę. Czy operator działał zgodnie z prawem? Istotne w tej sprawie jest pytanie, czy Pani syn został ubezwłasnowolniony przez sąd. Tylko w takim wypadku syn może mieć ustanowionego opiekuna lub kuratora do prowadzenia jego spraw. Samo orzeczenie poradni psychologiczno-pedagogicznej czy dokumenty ZUS wskazujące Panią jako upoważnioną do odbioru renty syna są niewystarczające do podważania ważności zawartej przez niego umowy. Sąd może postanowić o ubezwłasnowolnieniu z powodu choroby psychicznej, niedorozwoju umysłowego albo innego rodzaju zaburzeń psychicznych, w szczególności pijaństwa lub narkomanii. W zależności od tego, czy ta osoba zupełnie nie jest w stanie kierować swym postępowaniem, czy też jedynie jest jej potrzebna pomoc do prowadzenia spraw, sąd może orzec o całkowitym lub częściowym ubezwłasnowolnieniu. Osoba częściowo ubezwłasnowolniona wprawdzie może zaciągać zobowiązania lub rozporządzać swoim prawem, ale dla ważności takiej umowy konieczna jest zgoda jej przedstawiciela ustawowego – czyli kuratora. Zgoda taka może być wyrażona zarówno przed, jak i po zawarciu przez ubezwłasnowolnionego umowy. W przypadku ubezwłasnowolnienia całkowitego czynności dokonane przez taką osobę są nieważne. Wyjątek stanowią umowy należące do umów powszechnie zawieranych w drobnych bieżących sprawach życia codziennego, które stają się ważne z chwilą ich wykonania, o ile nie pociągają za sobą rażącego pokrzywdzenia ubezwłasnowolnionego. Zawarcie umowy z operatorem telefonii o świadczenie usług nie kwalifikuje się jednak do umów drobnych. Wniosek do sądu okręgowego o ubezwłasnowolnienie może zostać zgłoszony przez małżonka osoby, której wniosek dotyczy, jej krewnego w linii prostej lub rodzeństwo, a także jej przedstawiciela ustawowego. Postępowanie toczy się z udziałem prokuratora. Jeżeli zatem nie wykazała Pani przed operatorem Orange, że jest Pani opiekunem lub kuratorem syna z powodu orzeczonego ubezwłasnowolnienia, nie może Pani skutecznie zablokować zawarcia umowy o świadczenie usług telefonicznych. Jeżeli postępowanie o ubezwłasnowolnienie zostało przeprowadzone i jest Pani prawnym przedstawicielem, a jednocześnie nie wyraziła Pani zgody na zawarcie przedmiotowej umowy z operatorem (w przypadku ubezwłasnowolnienia częściowego), może Pani wystąpić do sądu z roszczeniem o zwrot spełnionego świadczenia i zapłatę ewentualnego odszkodowania, jeśli powstała jakaś szkoda, albo z powództwem o stwierdzenie nieważności takiej umowy. Urlop wychowawczy a wypoczynkowy Mam pewien problem w pracy i szukam rzetelnej informacji na ten temat. Niedawno urodziłam dziecko. Po urlopie macierzyńskim poszłam na urlop wypoczynkowy i wtedy zgłosiłam pracodawcy chęć skorzystania z urlopu wychowawczego. Jednak w międzyczasie rozchorowałam się i dostałam zwolnienie lekarskie, które obejmuje zarówno koniec urlopu wypoczynkowego, jak i początek planowanego urlopu wychowawczego. Kiedy poinformowałam o tym swego pracodawcę, ten powiedział mi, że zapłacone będę miała jedynie za okres urlopu wypoczynkowego. Czy pracodawca może mi nie zapłacić za cały okres zwolnienia? Przecież jeśli w trakcie urlopu pracownik uzyska zwolnienie lekarskie, to urlop mu się przerywa i zostaje przeniesiony na późniejszy okres, a w tym czasie korzysta się ze świadczeń zdrowotnych. Urlop wychowawczy nie jest tożsamy z urlopem wypoczynkowym. Ten pierwszy jest urlopem bezpłatnym i, niestety, nie znajduje do niego zastosowania przepis Kodeksu pracy, obligujący pracodawcę do przesunięcia urlopu wypoczynkowego na termin późniejszy w sytuacji, gdy pracownik jest czasowo niezdolny do pracy wskutek choroby. Brak jest przepisów, które w sposób analogiczny regulowałyby kwestie przesunięcia urlopu wychowawczego z mocy samego prawa. Pracodawca nie może samodzielnie zmienić terminu rozpoczęcia urlopu wychowawczego i wiążący jest dla niego termin wskazany przez Panią we wniosku. W związku z tym urlop wychowawczy rozpoczyna się w dniu wskazanym we wniosku, bez względu na to, czy w dniu rozpoczęcia przebywa Pani na zwolnieniu lekarskim. Żeby temu zapobiec, może Pani wycofać na piśmie wniosek o udzielenie urlopu wychowawczego. Można tego jednak dokonać najpóźniej na 7 dni przed planowanym rozpoczęciem urlopu. Jeśli to nastąpi, będzie Pani korzystać ze zwolnienia lekarskiego, a po jego zakończeniu może Pani ponownie złożyć wniosek o udzielenie urlopu wychowawczego. Jeżeli nie złoży Pani powyższego wniosku, sytuacja kształtować się będzie tak, że za okres, w którym przebywała Pani na urlopie wypoczynkowym, a który pokrywa się ze zwolnieniem lekarskim, pierwszeństwo ma zwolnienie lekarskie i część urlopu niewykorzystana z uwagi na zwolnienie lekarskie przejdzie na późniejszy termin. Wynagrodzenie za zwolnienie lekarskie będzie się należało tylko do dnia rozpoczęcia planowanego urlopu wychowawczego, ponieważ za okres urlopu wychowawczego świadczenia nie przysługują. Zwolnienie lekarskie Moje pytanie dotyczy możliwości wypowiedzenia stosunku pracy po powrocie z długotrwałego zwolnienia lekarskiego (ponad 100 dni). Pierwszego dnia po powrocie do pracy pracodawca zażądał ode mnie zaświadczenia lekarskiego. Ja go nie posiadałem, a mimo to pracodawca wręczył mi wypowiedzenie. Czy mógł to zrobić w sytuacji, gdy tego dnia w ogóle nie powinien dopuścić mnie do pracy, ponieważ nie miałem zaświadczenia od lekarza? Należy zacząć od stwierdzenia, że po zwolnieniu lekarskim przekraczającym 30 dni pracodawca ma obowiązek wysłać pracownika na kontrolne badania lekarskie, potwierdzające zdolność pracownika do podjęcia pracy. Bez takiego zaświadczenia pracodawca, zgodnie z art. 229 par. 4 k.p., nie może dopuścić pracownika do pracy. Częstym błędem pracodawców jest żądanie doręczenia takiego zaświadczenia, podczas gdy to na nich ciąży obowiązek wystawienia pracownikowi skierowania na badania kontrolne na koszt pracodawcy [wyrok Sądu Najwyższego z dnia 21 września 2001 r., sygn. I PKN 639/00 (publ. OSNP 2003/17/415)]. W sytuacji przez Pana opisanej to pracodawca powinien wysłać Pana na stosowne badania kontrolne, a nie żądać ich od Pana. Pomijając jednak ten szczegół, niestety, trzeba stwierdzić, że w sytuacji, gdy pracownik po okresie zwolnienia stawia się do pracodawcy z gotowością świadczenia pracy, pracodawca może mu wręczyć wypowiedzenie umowy o pracę, mimo że w dniu tym nie posiada jeszcze zaświadczenia lekarskiego stwierdzającego brak przeciwwskazań do jej podjęcia. Okres ochronny kończy się bowiem z upływem okresu niezdolności do pracy, wskazanego w zaświadczeniu lekarskim. Tym samym pracownik, który stawia się do pracy po okresie choroby z gotowością do jej podjęcia, nie jest już chroniony przed rozwiązaniem umowy o pracę. Sytuacja nieco inaczej kształtuje się w przypadku pracownika o stażu u danego pracodawcy co najmniej 6-miesięcznym, któremu mija 182 dzień zwolnienia lekarskiego. Zgodnie z przepisami, pracownik pozostaje w okresie ochronnym przed rozwiązaniem umowy o pracę bez wypowiedzenia z powodu długotrwałej niezdolności do pracy przez okres pobierania z tytułu niezdolności do pracy wynagrodzenia i zasiłku oraz pobierania świadczenia rehabilitacyjnego przez pierwsze 3 miesiące. Okres ten jest skuteczny nawet w przypadku, gdy pracownik nie jest w stanie wykazać przed pracodawcą, że świadczenie rehabilitacyjne mu przysługuje (na przykład odpowiedni organ nie wydał jeszcze decyzji w tym zakresie). Z drugiej zaś strony pracodawca nie może mieć pewności, czy pracownikowi rzeczywiście to świadczenie zostanie przyznane. Co do takiej sytuacji wypowiedział się Sąd Najwyższy w wyroku z dnia 26 marca 2009 r., sygn. II PK 245/08 (publ. OSNP 2010, nr 21–22, poz. 262), orzekając, że „rozwiązanie przez pracodawcę umowy o pracę w okresie między wyczerpaniem przez pracownika prawa do zasiłku chorobowego a rozstrzygnięciem ostateczną decyzją organu rentowego w przedmiocie świadczenia rehabilitacyjnego jest zgodne z prawem, chyba że z decyzji tej wynika, iż w tym okresie pracownik miał prawo do świadczenia rehabilitacyjnego”. W takim przypadku bezpieczniej dla pracodawcy będzie poczekać z decyzją o rozwiązaniu umowy na mocy art. 53 k.p. do momentu wyjaśnienia sprawy przyznania świadczenia rehabilitacyjnego. Bowiem w sytuacji, gdy pracownik takie świadczenie otrzyma, może w sądzie pracy dochodzić odszkodowania z tytułu niezgodnego z prawem rozwiązania stosunku pracy lub przywrócenia do pracy i sprawę wygra. ~ ~ ~ Drodzy Czytelnicy! Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Z tego względu prosimy o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Prosimy o nieprzysyłanie znaczków pocztowych, bowiem odpowiedzi znajdziecie tylko na łamach „FiM”. Opracował MECENAS Nr 30 (595) 29 VII – 4 VIII 2011 r. W słownikach nauk politycznych przeczytamy, że prezydencja unijna to „okres, w którym państwo członkowskie przewodniczy posiedzeniom Rady Unii Europejskiej (główny organ decyzyjny wspólnoty – przyp. red.)”. Mimo zmian, jakie przyniósł traktat lizboński, prezydencja utrzymała swój prestiżowy i strategiczny charakter. Polska jest czwartym państwem Europy Środkowo-Wschodniej, które objęło obowiązki lidera Unii. Rząd Donalda Tuska już w lipcu 2008 r. rozpoczął przygotowania do prezydencji. Wybrał koordynatora i miejsca spotkań, zlecił przygotowanie promocyjnych materiałów oraz opracował bogaty plan zamierzeń politycznych (wykaz tak zwanych priorytetów). Ostatecznie na krótkiej liście znalazły się następujące sprawy: „Zakończenie negocjacji członkowskich z Chorwacją i podpisanie traktatu akcesyjnego, tak by członkostwo było możliwe w 2013 r.; zakończenie negocjacji stowarzyszeniowych z Ukrainą i podpisanie z nią traktatu stowarzyszeniowego; przyspieszenie negocjacji członkowskich z Turcją; nadanie Serbii statusu kandydata i rozpoczęcie negocjacji członkowskich; przygotowanie założeń budżetu UE na lata 2014–2020; wzmocnienie polityki wyrównywania szans uboższych regionów Unii; opracowanie podstaw wspólnej polityki zakupów sprzętu wojskowego, polityki obronnej i bezpieczeństwa oraz energetycznej; walka z nielegalną imigracją; lepsze wykorzystanie przez UE wynalazków przygotowanych przez własnych naukowców; zmniejszenie dysproporcji w stanie zdrowia obywateli 27 państw członkowskich”. Specjalne znaczenie rząd Donalda Tuska nadał tak zwanemu Partnerstwu Wschodniemu. Jest to przygotowany przez Szwecję i Polskę program współpracy Unii z Białorusią, Ukrainą, Mołdową, Gruzją, Azerbejdżanem i Armenią. Zakłada on między innymi uproszczenie procedur wizowych dla ich obywateli, preferencje w handlu (zniesienie lub ograniczenie ceł i dodatkowych opłat przy imporcie oraz gwarancje dla firm, które chcą sprzedawać na tamtejszych rynkach unijną produkcję). Relacje Unii z Rosją ma regulować odrębny projekt. W jego przygotowaniu uczestniczy aktywnie prezydent RP Bronisław Komorowski. Jesienią tego roku organizuje on specjalnie poszerzone o przywódcę Rosji spotkanie Trójkąta Weimarskiego (porozumienie Polski, Francji i Niemiec). Dyplomaci, z którymi rozmawialiśmy, uznali program polskiej prezydencji za ambitny, ciekawy i realny. Dziwiło ich natomiast, że Polska w ramach pakietu wsparcia dla Afryki Północnej chce zaoferować pomoc w opracowaniu modelowych regulacji państwa i… ugrupowań wyznaniowych. Nie jest to niestety żart. Taką propozycję przedstawił minister Radosław Sikorski w wywiadzie dla prestiżowego dziennika „International Herald Tribune”. Jego zdaniem relacje państwa polskiego z Kościołem katolickim należy uznać za wzorcowe dla reszty świata. Celem oświadczenia ministra Sikorskiego było niewątpliwie wzmocnienie prorządowego skrzydła w Konferencji Episkopatu Polski. Sympatię hierarchów miało wzbudzić dodatkowo umieszczenie na liście imprez towarzyszących prezydencji… PATRZYMY IM NA RĘCE mazowieckiego) przekazuje Parafiadzie na ogólnopolskie imprezy kwotę około 3 mln 500 tys. zł. Uczestnicy obozów i zawodów zasilają jego kasę sumą 1 mln 100 tys. zł. Do tego dochodzą dotacje przekazywane lokalnym strukturom Parafiady przez wiele innych gmin i powiatów. Ostrożne szacunki wskazują, że w grę może tu wchodzić co najmniej dwu-, a może nawet trzykrotność głównych dotacji. W materiałach informacyjnych Parafiady można przeczytać, że naczelny I Programu Polskiego Radia, szefowie publicznych rozgłośni z Krakowa i Katowic. O morale zgromadzonych polityków lub ich przedstawicieli dbali redaktorzy naczelni: Ewa Nowina-Konopka („Nasz Dziennik”), ksiądz Ireneusz Skubiś („Niedziela”) i ksiądz Marek Gancarczyk („Gość Niedzielny”). Pomagali im dziennikarze siedmiu drobniejszych mediów katolickich. I oto mamy klasyczny przejaw działania państwa wyznaniowego. 11 sportowe (Tanzania), sieć wodociągową (Zambia), budżet opłaci świecki personel zakonnych ochronek w Boliwii, Peru i USA. Zwiększeniu datków na Salezjański Wolontariat Misyjny ma służyć finansowana przez MSZ seria pogadanek dla uczniów i dziennikarzy. Pracownicy Caritasu Diecezji Warszawsko-Praskiej za nasze pieniądze uczą prawosławnych i muzułmańskich mieszkańców Krymu takich pojęć jak tolerancja religijna, wolność wyznania i demokracja. Zgromadzenie Misji Afrykańskich Zabobon na eksport Zawody sportowe organizowane przez księży pijarów, dotacje dla misjonarzy katolickich oraz chęć eksportu klerykalnych regulacji prawnych – oto przemilczany aspekt polskiej prezydencji w Unii Europejskiej. finałów parafialnych i diecezjalnych zawodów sportowych organizowanych przez Stowarzyszenie Parafiada im. św. Józefa Kalasancjusza. Faktycznie jest to jedna z agend zgromadzenia ojców pijarów, a jej celem jest, jak czytamy w statucie, „szeroko pojęta opieka i asystencja (ciągła obecność i kontrola ze strony wychowawcy – przyp. red.) w procesie wzrastania dzieci i młodzieży, szczególnie ze środowisk zagrożonych społecznie oraz znajdujących się w trudnych warunkach materialnych, a także budowaniu i wzmacnianiu więzi prowadzących do wzrostu odpowiedzialności za własną parafię i środowisko”. Swoje działania stowarzyszenie prowadzi w wielu publicznych szkołach, klubach sportowych, domach dziecka, świetlicach, ogniskach, a uczestnicy zajęć mają wbić sobie do główek, że ich prawdziwym przełożonym jest miejscowy proboszcz katolicki. Pozwoli to podobno zachować tożsamość uczestnika zajęć. Co roku budżet państwa (Ministerstwo Sportu i Turystyki oraz Kancelaria Senatu) oraz samorządów (władze Warszawy i województwa głównym punktem planu zajęć obozów i zawodów sportowych są codzienne msze święte, czytanie Pisma Świętego i wspólne modlitwy. Poza tym czas wypełniają konkursy wiedzy o Biblii (w tym roku małolaty musiały dokładnie zapoznać się z księgami Rut i Estery, Daniela i Izajasza); sprawdzian wiedzy z historii Kościoła katolickiego i jego codziennego funkcjonowania (tutaj uczestnicy mieli do wyboru wykucie na pamięć życiorysu świętego Maksymiliana Kolbego lub wybranych fragmentów listów Jana Pawła II do młodych). Ambitni mogli się zmierzyć z pytaniami o katolicki kult relikwii świętych i błogosławionych. W przerwach organizowano tradycyjne zawody sportowe. Patronat nad działaniami Parafiady objęli m.in.: minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, minister sportu i turystyki Adam Giersz, prezydent Warszawy i wiceprzewodnicząca PO Hanna Gronkiewicz-Waltz, 14 marszałków województw, 10 kuratorów oświaty, rektor Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego profesor Alojzy Szymański, redaktor Jak nam wyjaśnił rzecznik prasowy MSZ, impreza Stowarzyszenia Parafiada „zasługiwała na patronat polskiej prezydencji unijnej ze względu na fakt, że przyczynia się do promocji aktywnych form spędzania czasu wolnego przez grono dzieci i młodzieży, zarówno z Polski, jak i innych krajów europejskich”. Zdaniem ekspertów, z którymi rozmawialiśmy, o klerykalizacji Polski może także świadczyć sposób podziału środków w ramach rządowego programu tak zwanej Pomocy Rozwojowej. Pod tą urzędniczą nazwą kryją się fundusze przeznaczone na pomoc ubogim państwom Afryki, Azji i Ameryki Łacińskiej. Wielu liderów tamtejszych społeczeństw to absolwenci polskich uczelni. I to oni mogliby służyć pomocą w wyborze miejscowych projektów wartych finansowania. Szef MSZ uznał, że to jednak urzędnicy sami podzielą ponad 37 mln zł. Według ostrożnych szacunków instytucje Kościoła katolickiego oraz związane z nim organizacje społeczne otrzymają ponad połowę tej sumy. I tak salezjańskie placówki otrzymają od państwa polskiego zaplecze w Tanzanii będzie za pieniądze polskiego rządu opowiadać o szkodliwości używania prezerwatyw w obliczu epidemii AIDS. Jezuicki Dom Spotkań im. Angelusa Silesiusa zorganizuje naradę polskojęzycznych dyrektorów zagranicznych placówek zakonnych (w ramach programu promocji Polski), a współpracownicy konserwatywnego krakowskiego Ośrodka Myśli Politycznej będą ostrzegać Gruzinów przez libertyńską Unią Europejską. A wszystko to za naszą krwawicę! Ponadto Fundacja Wolność i Demokracja prowadzona przez działaczy PiS (Maciej Dworczyk, od 2010 roku radny Warszawy, były główny doradca Jarosława Kaczyńskiego ds. Polonii; Radosław Poraj-Różycki, rzecznik prasowy KGHM Polska Miedź w latach 2006–2007; Zofia Romaszewska) oraz PO (eurodeputowani Paweł Zalewski i Elżbieta Łukacijewska oraz rzecznik Klubu PO Robert Tyszkiewicz) co roku otrzymuje ponad pół miliona złotych na prowadzenie księgi represji politycznych na Białorusi, a faktycznie – na wsparcie tamtejszej opozycji. MiC Fot. PAP/Radek Pietruszka 12 Nr 30 (595) 29 VII – 4 VIII 2011 r. NIE DO WIARY Zwierzęta, których nie ma (2) Kilkudziesięciometrowe węże, pół ludzie, pół zwierzęta, latające jaszczury – to tylko niektóre z niezwykłych okazów, jakimi po dziś dzień fascynuje kryptozoologia... Część pierwszą naszej opowieści o zwierzętach, wobec istnienia których tradycyjna nauka bywa bezradna, zakończyliśmy na słoniach liliputach. Nie mniej kłopotów przysporzył badaczom słoń żyjący w wodach Zairu (obrazek 1). Zwierzę opisywano jako 2-metrowego ssaka z krótkimi nóżkami, skórą gładką jak u hipopotama i szyją znacznie dłuższą niż u znanego nam słonia afrykańskiego. Głowa była owalna, a trąba krótka, zaledwie 60-centymetrowa. Co ciekawe, zwierzaki te pozbawione były tak charakterystycznych dla słoni kłów. Ponoć zwierzęta te całymi dniami pławiły się w wodzie, a w nocy wychodziły na brzeg i z lubością pożerały trawę. Afryka w ogóle uwielbia mity o słoniach, a dowodem tego jest opowieść o władcach obdarzonych podwójną parą kłów. Wszystkim niedowiarkom uzmysławiamy jednak, że jeśli nawet zwierzęta takie obecnie już nie istnieją, to istniały w niedalekiej przeszłości. Najsłynniejsze z nich zabito w Lukuli w Zairze 6 sierpnia 1947 roku, a każdy z czterech olbrzymich kłów ważył aż 23 kilogramy! Podobny okaz zauważył w 1917 roku w Sudanie niejaki Abdul El-Farag Ali i... wspaniałomyślnie go oszczędził. Ale najdziwniejszy przypadek opisał David Livingstone. Słoń, którego zabił, miał 3 kły, z czego jeden wyrastał wprost z trąby. Czarny Ląd jest prawdziwą kolebką niezwykłych zwierząt. O tym, że żyją tam niespotykane nigdzie indziej tajemnicze węże, przekonał się belgijski lotnik, niejaki Ramy van Lierde. W 1959 roku, lecąc helikopterem na wysokości 150 metrów nad ziemią, pułkownik zobaczył węża wijącego się między kopcami termitów. Monstrualnych rozmiarów zwierzę nagle podniosło się i wyprostowało. Naoczny świadek był pewien, że gad miał nie mniej niż 30 2 metrów długości. Według licznych opowieści spotykano też w Afryce gada, który... piał jak kogut. Łeb potwora zdobił okazały grzebień, a pysk pokrywały tuziny wypustek. Nic dziwnego, że natychmiast skojarzono owego stwora z mitycznym bazyliszkiem (obrazek 2). Najbardziej niewiarygodne są jednak doniesienia o latającym wężu z Namibii. Oto w 1942 roku w górach Keetmanshoop kilkunastoletni wówczas Michael Esterhuise rzucił kamieniem w zwierzę, które wyglądało jak olbrzymia jaszczurka. Wtedy okazało się, że owo monstrum to wąż, któremu z boków pyska wyrastały wypustki przypominające wielgaśne skrzydła. Nagle zoologowie Raymond Gilmore i John Murphy na początku lat 90. XX wieku stwierdzili, że gad mierzył nie więcej niż 7 metrów długości. A to – jak się okazuje – prawdziwy pikuś w porównaniu z anakondami zamieszkującymi różne tereny Amazonii. Sucuriju gigante, jak zwykło się nazywać owe wielkie gady, ujrzał w 1907 roku podpułkownik Percy Fawcett, kiedy podróżował wzdłuż 1 zwierzę rzuciło się ze skały, poszybowało w kierunku chłopca, po czym z hukiem runęło na ziemię. Mały Michael uciekł. W tym miejscu nie sposób nie wspomnieć o olbrzymich południowoamerykańskich anakondach, które zamieszkują tropikalne lasy deszczowe. Przez lata za największy okaz tego gatunku uważano Eunectes murinus zastrzeloną w Kolumbii przez geologa, niejakiego Roberta Lamona. Według raportu dr. Dunna z 1944 roku trofeum to miało aż 11,5 metra długości. Niestety, 3 rzeki Rio Arbunã, nieopodal południowej granicy zachodniej Brazylii. Olbrzymia anakonda o trójkątnym łbie i krętym cielsku wynurzyła się nagle tuż koło łodzi Fawcetta. Niewiele myśląc, podpułkownik złapał strzelbę i wypalił potworowi prosto w oczy, po czym wyszedł na brzeg, żeby zobaczyć, co też z gada zostało. Z niedowierzaniem ujrzał martwą anakondę o długości ponad 18 metrów. Zresztą okazało się, że i ten okaz nie był największy. W 1948 roku na brzeg rzeki Oiapac wypełza i ukryła się w Forcie Tabatinga anakonda o długości... 35 metrów! Na jej poszukiwanie wysłano cały oddział żołnierzy i trzeba było oddać aż 500 strzałów z broni maszynowej, żeby potwora udało się zgładzić. O tym, że doniesienia o gigantycznych anakondach nie muszą być zwykłymi banialukami, świadczą opinie samych naukowców. W końcu człowiek wysoki na 1,90 metra uchodzi za wysokiego, ale żyje Turek, który ma 2,51 metra wysokości... O rzekomym istnieniu syren, czyli pół kobiet, pół ryb, wiemy chociażby ze starożytnej mitologii. A kto słyszał o człekokrokodylu czy człowieku-lamparcie...? W 1992 roku tureccy archeolodzy znaleźli niezwykłą starożytną mumię. Odkrycia dokonali w podziemiach sławnego pałacu Topkapi w Istambule. Kiedy zaczęli delikatnie odwijać zawinięty i schowany w drewnianym sarkofagu szkielet, zaniemówili z wrażenia. Oczom ich ukazało się coś, co było połączeniem tułowia chłopca z dolną częścią cielska krokodyla (zdjęcie 3)! Jak wyjaśnić to niebywałe zjawisko? Według jednej z hipotez gad zabił dziecko i częściowo je pożarł. Być może rodzice, chcąc, aby chłopiec trafił do zaświatów, zażyczyli sobie, żeby ich razem zabalsamowano... Co do ludzi-lampartów, to legend na ich temat pełno jest w Zairze, Sierra Leone czy Afryce Zachodniej. Według tamtejszych podań istoty owe gromadziły się w specjalnych stowarzyszeniach i umiały Warto jeszcze zwrócić uwagę na tzw. latające jaszczury i ptaki śmierci. Członkowie plemienia Kaondé z zachodniej Zambii z przekonaniem rozprawiają o latającym jaszczurze kongamato, widywanym na ponurych rozlewiskach. Według niektórych potwór przypominał gigantyczną jaszczurkę z wielgaśnym ogonem, inni znów widzieli krokodyla ze skrzydłami nietoperza i uzębionym dziobem. W istocie opis ten jak ulał pasuje do jednego z prehistorycznych pterozaurów! Stwór miał się pojawiać także w innych rejonach Czarnego Lądu, m.in. w Zairze, Tanzanii i Zimbabwe. Obok latającego jaszczura kongamato Afryka zna innego uskrzydlonego potwora – olitiau. Sieje on postrach w górach Assumbo w Kamerunie (obrazek 4). Na zwierzę to natknęli się w 1932 roku zoologowie Gerald Russel i Ivan Sanderson. Według ich relacji bestia wyłoniła się z ciemności, a uczeni, żeby uniknąć zderzenia z olbrzymimi szczękami potwora, musieli paść na ziemię. Obaj zgodnie stwierdzili, że był to stwór podobny do gigantycznego nietoperza z małpim pyskiem i skrzydłami o rozpiętości – bagatela – 3,5 metra! Cztery lata później po Etiopii podróżował archeolog Byron de Prorok. Celem jego wyprawy stała się tamtejsza Jaskinia Diabła – miejsce 4 ponoć zmieniać się w bezwzględne drapieżniki. Założywszy zwierzęce skóry, ludzie-lamparty rozdzierali swoje ofiary na strzępy i, niczym dzikie koty, pożerali je. przeklęte i złowrogie. Żyły tam podobno stwory zwane ptakami śmierci. Ale kiedy Prorok dotarł na miejsce, ujrzał tylko gromadę nietoperzy. Po kilku dniach trafił do położonego w pobliżu jaskini obozowiska. Spotkał tam pasterzy z licznymi ukłuciami na ciele – niektórzy z nich byli bliscy śmierci. Tubylcy wyjaśnili archeologowi, że te ślady są dziełem ptaków z jaskini, które napadają na nich w nocy i wypijają ludzką krew, siejąc śmierć. Według naukowców bestia ta może być nowym gatunkiem nietoperza-krwiopijcy, występującego dotychczas w Ameryce Południowej i Środkowej. Czy przedstawione stwory żyły bądź żyją naprawdę, czy są tylko fantazją ludzi, ocenić trudno... Jedno jest pewne, wykluczyć ich istnienia nie można, a doniesienia o nich budziły i będą budzić emocje... PAULINA ARCISZEWSKA-SIEK Nr 30 (595) 29 VII – 4 VIII 2011 r. „To życie jest szpitalem, gdzie wszystkich chorych opętało pragnienie, by zmienić łóżko. Ten chciałby cierpieć naprzeciw pieca, ów sądzi, że wyzdrowiałby obok okna”. (Charles Baudelaire) Z organizowane wycieczki są dziś serią obowiązkowych obrzędów: jeśli jedzie się do Europy, trzeba zobaczyć Paryż, jeśli jest się w Paryżu, idzie się do Luwru, jeśli zaszło się do Luwru, trzeba zobaczyć Mona Lizę itp., itd. Od podążania tym łańcuszkiem atrakcji nie ma już chyba ucieczki. Każda powszechnie znana „przynęta” jest na sprzedaż – wspomniana wieża Eiffla widnieje na pocztówkach, zapałkach, popielniczkach, prezerwatywach, reklamówkach, majtkach (!) i solniczkach. Ludzkie zoo Jean Baudrillard – socjolog, krytyk masowej kultury – twierdził, że uczestnicy zorganizowanych wyjazdów „nie potrafią niczego przeżywać bezpośrednio i karmią się wyreżyserowanymi przez innych pseudowydarzeniami”. Turystom nie mówi się na przykład, że w pobliżu hotelów i kurortów nie ma już – za przeproszeniem – „dzikich”. Tworzy się za to naturalnie wyglądające wioski, w których piszczący i obwieszony świecidłami tubylec wita białego pana, a potem pozuje z nim do zdjęć i sprzedaje coś, co własnoręcznie uplótł lub wyskrobał. Wszyscy są zadowoleni, a nasz podróżnik doświadcza silnych wzruszeń. Kiedy Tajlandia została turystycznym rajem, do tamtejszych wiosek w pobliżu kurortów sprowadzono kobiety, które noszą metalowe obręcze wydłużające szyję. Turyści chętnie płacą za obejrzenie kobiecego skansenu. Żeby wyhodować kobietę-żyrafę, w taką biżuterię trzeba wystroić już małą dziewczynkę. Dziś trudno powiedzieć, czy robi się to dla tradycji, czy dla turystów, czyli dla kasy. Odwiedzający Tunezję jadą do wioski Matmata, gdzie – zgodnie z tym, co obiecują foldery z biur podróży – można spotkać... ludzi pierwotnych. A turyści spodziewają się powtórki z „Walki o ogień”. I to na żywo! Nawiedzają lud Berberów i są mocno rozczarowani, zastając mieszkania wydrążone w jaskiniach, ale schludne i ładnie urządzone. Inni współplemieńcy wyprowadzili się już do zwyczajnych domów w Matmacie, a ci, którzy zostali, w ten właśnie sposób zarabiają na życie. Przykładem szczególnej symbiozy turysta-tubylec jest coraz popularniejsza seksturystyka. W wersji najłagodniejszej, już chyba społecznie akceptowanej, bogata emerytka z Zachodu jedzie do Egiptu czy Kenii i przez kilka tygodni pozwala się „wielbić” śniademu 20-latkowi, którego w zamian za to sponsoruje. Śniady 20-latek też jest zadowolony: muzułmanka przed ślubem raczej nie chce dać, a pieniądze od białej damy pomagają utrzymać rodzinę. W tej sytuacji trudno mówić o wykorzystywaniu tubylców, skoro oni sami biją się o turystki. Największym wzięciem cieszą się te stare i grube (w swoim kraju nie mają zwykle powodzenia i są tak złaknione męskiego towarzystwa, że uwierzą we wszystko, co usłyszą), U NAS I GDZIE INDZIEJ w konfesjonale i pozował do zdjęcia. Zmorą sprzątających jest przyklejana wszędzie guma do żucia. ~ Według chińskiego przysłowia ten, kto nie wdrapał się na Wielki Mur, nigdy nie zostanie bohaterem. Turystom nie wystarcza jednak samo wdrapanie... Uważają, że powinni zostawić coś po sobie – na przykład wymalowane inicjały i datę. Z malunkami „bohaterów” walczy Stowarzyszenie na rzecz Chińskiego Muru. główną atrakcją jest możliwość obejrzenia dziko żyjących goryli. ~ Europejskie biura podróży organizują wycieczki do Korei Północnej. Na taki wyjazd decyduje się zaledwie do 1,5 tys. turystów rocznie. Nie jest to oczywiście prawdziwa Korea, choć dla zwiedzających nawet nieprawdziwa jest fascynująca. Turystom towarzyszą miejscowi „opiekunowie”, którzy pilnują, żeby gość nie miał kontaktu ze zwyczajnym mieszkańcem, 13 Ponieważ wakacyjny wyjazd traktuje się jak każdy inny produkt, klient płaci i wymaga. Do biur podróży na całym świecie trafiają tysiące skarg od zawiedzionych urlopowiczów. Pewien turysta skarżył się, że w czasie afrykańskiego safari zobaczył... wzwód u słonia. Ten niezapomniany widok wpędził go w kompleksy i popsuł miesiąc miodowy. Turystka z Niemiec, która wybrała się z mężem na Mauritiusa, Proszę wycieczki... a także... blade (nie zdążyła się opalić, a to znaczy, że dopiero co przyjechała i będzie dłużej płaciła). Osobną kwestią i ogromnym problemem jest seksturystyka dziecięca. Do Kambodży na przykład zjeżdżają pedofile, którzy bezkarnie i małym ~ W 2009 roku mieszkańcy Wenecji zorganizowali symboliczny pogrzeb miasta. Przez Canale Grande przepłynęła gondola z trumną. Organizatorzy akcji chcieli zwrócić uwagę na fakt, że Wenecja z roku na rok wyludnia się, a przyczyną tego są To będzie wiek turystyki. W ubiegłym roku aż 935 milionów ludzi zdecydowało się na zagraniczną eskapadę – o 7 procent więcej niż rok wcześniej. kosztem realizują swoje chore popędy. Dzieci z tamtych rejonów żyją niekiedy w tak skrajnej nędzy, że za niewielkie pieniądze zgodzą się na wszystko, do czego niejednokrotnie zachęcają ich rodzice. Wakacyjny wandalizm Daleko od domu homo sapiens lubi niszczyć, kraść i bałaganić... ~ 2 lata temu w Krakowie aresztowano Anglików, którzy łapali gołębie (jeden z symboli miasta), po czym z wielką siłą podrzucali je do góry – ptaki spadały na ziemię i łamały sobie skrzydła. Turystów skazano na grzywnę w wysokości 600 zł. Weekendowi przyjezdni z Anglii organizują u nas m.in. wieczory kawalerskie, podczas których piją na umór (bo tanio) i demolują wszystko, co stanie im na drodze. ~ W 2003 roku zwiedzającym udostępniono wał Hadriana – 5-metrowy mur, który bronił niegdyś wysuniętej najdalej na północ granicy Imperium Rzymskiego na terytorium Wielkiej Brytanii. Kamienno-torfowy relikt przeszłości tak spodobał się turystom, że został... zadeptany. Zabytkowy mur ratują konserwatorzy. ~ „Dla turystów nie ma żadnej świętości” – przekonują „ochroniarze” z Bazyliki św. Piotra. Codziennie użerają się z delikwentami, którzy włażą do konfesjonałów lub wulgarnie obłapiają nabożne rzeźby. Prośby o „godne zachowanie” podróżujący mają w głębokim poważaniu. Turyści płci męskiej chcą zwiedzać bazylikę w krótkich spodenkach i T-shirtach, damy – z odsłoniętymi ramionami. Kilka lat temu zatrzymano mężczyznę, który przebrany za księdza siedział turyści, którzy nie dają normalnie żyć. Codziennie zjeżdża ich ok. 50 tys. Zarabiają na nich wyłącznie restauratorzy i sklepikarze, stąd powszechna w mieście drożyzna. Przy okazji protestu przeprowadzono masowe badania DNA, które miały na celu wykazanie, ilu mieszkańców miasta to potomkowie dawnych Wenecjan. Protestujący ostrzegają – około 2030 roku w Wenecji nie będzie ani jednego rdzennego mieszkańca. który mógłby się na coś pożalić (w czasie klęski głodu w latach 90. zmarło tam ok. 2 mln ludzi). Zwiedzającym nie wolno oddalać się od grupy, robić zdjęć bez pozwolenia, krytykować ustroju państwa i jego przywódcy ani dyskutować o prawach człowieka. ~ Dla spragnionych apokaliptycznych krajobrazów organizuje się wycieczki do Czarnobyla. Przez kilkadziesiąt lat promieniowanie uniemożliwiało zwiedzanie, a przyroda – rządząc się swoimi prawami – malowniczo wyścieliła domostwa opuszczone w 1986 roku... ~ Do Szwajcarii jeździ się po to, żeby zasmakować górskiej odmiany naturyzmu. Wycieczkowicze ubrani tylko w buty i plecaki pokonują Turysta spragniony wrażeń... ...nie zadowoli się all inclusive na tunezyjskiej plaży. Od ubiegłego roku obywatele Francji, którzy podczas wakacyjnych wojaży podejmują niepotrzebne ryzyko (na przykład celowo pływają szlakami... somalijskich piratów), będą musieli zwrócić koszty (częściowo lub w całości) akcji ratowniczej. Ocalenie 16-letniej żeglarki Abby Sunderland, która postanowiła samotnie opłynąć świat, kosztowało Francję i Australię około 300 tys. dolarów. Turyści złaknieni emocji mają w czym wybierać: ~ Na tegorocznych targach turystycznych w Madrycie swoje oferty przedstawili między innymi delegaci z Pakistanu – zachęcali do zwiedzania terenów ledwie co odzyskanych z rąk talibów... Reprezentanci Kongo, w którym od lat toczą się krwawe wojny domowe, przekonywali, że w ich kraju wcale nie jest niebezpiecznie (!) i warto przyjechać. Poza kongijską ruletką (uda się czy się nie uda; wrócę czy nie wrócę...) kolejne szczyty, wzbudzając niesmak zarówno ubranych piechurów, jak i rdzennych mieszkańców. Na turystów nudystów nie ma paragrafu. Klasa próżniacza Zorganizowane wyjazdy to dziś wielomiliardowy biznes. Angielski socjolog John Urry ustalił, że w roku 1960 w Wielkiej Brytanii było 800 atrakcji turystycznych, w 1983 roku – już 2300, a obecnie – ponad 6100. W tym czasie nie zwiększyła się rzecz jasna liczba zabytków. To jedynie przemysł turystyczny wykreował i rozreklamował „nowe rzeczy, które trzeba zobaczyć”. pożaliła się na zbyt szybki zachód słońca. Wyjazd miał być próbą ratowania małżeństwa, a dopomóc miały romantyczne kolacje przy świecach i zachodzącym słońcu. Na co jeszcze skarżą się turyści? ~ „Na zdjęciu w katalogu piasek na plaży był żółty, a tak naprawdę był biały. Poniosłam określone koszty, by kupić pasujący do piasku strój kąpielowy. Przedstawiam paragon. Oczekuję zwrotu pieniędzy”. ~ „Ja i mój narzeczony zamówiliśmy pokój z dwoma oddzielnymi łóżkami. Dostaliśmy jedno podwójne. Pociągam państwa do odpowiedzialności za ciążę, w którą zaszłam, a której by nie było, gdybyśmy otrzymali to, o co prosiliśmy”. ~ „Na plaży okazało się, że dozwolone jest opalanie topless, o czym nie było mowy w ofercie. Moje wakacje nie udały się, bo mąż całymi dniami oglądał się za innymi kobietami z gołymi cyckami”. ~ „Nikt nam nie powiedział, że w morzu są ryby. Dzieci były zaskoczone i przerażone. Żądam zadośćuczynienia za straty moralne!”. ~ „Jesteśmy oburzeni z powodu naszych wczasów w Hiszpanii. Recepcjonistka mówiła po hiszpańsku, jedzenie było hiszpańskie. Wszędzie za dużo obcokrajowców”. ~ „Zostałam przez was zagłodzona: w hotelu ani w żadnej tureckiej restauracji nie ma naszego chleba. Serwowano pszenny miejscowy, a ja nie jadam białego pieczywa”. ~ „Zostałam pokąsana przez komara na plaży. Nikt z państwa nie powiedział, że mogą kąsać”. ~ „Noże były tak ostre, a widelce tak spiczaste, że wielokrotnie się zraniliśmy. Zmusiło nas to do zakupienia własnych sztućców. Rachunek w załączeniu”. ~ „Nigdy więcej nie damy się namówić na wczasy we Włoszech. Musieliśmy stać w kolejce po lody na zewnątrz baru, co oburzające – bez żadnej klimatyzacji”. JUSTYNA CIEŚLAK 14 BEZ DOGMATÓW Komiks osobliwego Rod Zboczony seks, kazirodztwo, morderstwa, oszustwa i wiele innych makabresek. To nie streszczenie amerykańskiego horroru klasy B, ale komiksowego wydania Księgi Rodzaju, gdzie autor nader skrupulatnie ilustruje Pismo... R obert Crumb to jeden z najpopularniejszych i najbardziej utalentowanych grafików i autorów komiksów na świecie. Jest twórcą takich dzieł jak „Kot Fritz” czy „Mr. Natural”. Po ilustracje zgłaszały się do niego największe magazyny – od „Newsweeka” po „People”. Na temat Crumba powstały dwa filmy dokumentalne. Ponadto jego prace zostały pokazane na wystawie „High Low” w nowojorskim Muzeum Sztuki Nowoczesnej, dzięki czemu przeszedł do historii, wprowadzając „podziemną sztukę” do narodowych galerii. Crumb jest znany również z niepowtarzalnego stylu i humoru. W jego dziełach bardzo często można znaleźć perwersyjne, obrazoburcze i pornograficzne rysunki, którymi bez przerwy naraża się władzom, policji, feministkom, hipisom itd. W 2009 roku Crumb, nie stroniąc od dotychczasowego, pikantnego stylu, zilustrował komiksową wersję biblijnej Księgi Rodzaju. We wstępie książki czytamy: „Odtworzyłem wedle swoich umiejętności każde słowo oryginalnego tekstu, korzystając z wielu źródeł, łącznie z Biblią Króla Jakuba, głównie jednak z ostatniego przekładu na język angielski Pięciu Ksiąg Mojżeszowych autorstwa Roberta Altera (...). Każda inna komiksowa wersja Biblii, jaką widziałem, zawiera fragmenty całkowicie zmyślonych narracji i dialogów, dodane, by ożywić i »zmodernizować« stare teksty. Jednak wszystkie te komiksy biblijne głoszą wierność przekonaniu, że Biblia »jest słowem Bożym« lub »natchniona przez Boga«, podczas gdy ja, o ironio!, nie wierzę w to. Wierzę, że to słowa ludzi (...). Jeśli moja obrazowa, dosłowna interpretacja Księgi Rodzaju obraża czy oburza niektórych czytelników, co wydaje się nieuniknione, zważywszy na to, że tekst jest czczony przez wielu ludzi, na swoją obronę mogę powiedzieć, że potraktowałem tę pracę jako jasne zadanie ilustratorskie, bez zamiaru ośmieszania czy tworzenia żartów obrazkowych. Wiem jednak, że nie da się zadowolić wszystkich...”. Jak widać, autor już na samym początku zabezpiecza się przed oskarżeniami o obrazę uczuć religijnych. Ma ku temu oczywiste powody, ponieważ jego komiks spokojnie można porównać do makabrycznego scenariusza filmu grozy. Z 50 rozdziałów „Księgi Genesis” Crumba wybraliśmy najciekawsze. ARIEL KOWALCZYK Nr 30 (595) 29 VII – 4 VIII 2011 r. zaju Robert Crumb – autor 15 16 Nr 30 (595) 29 VII – 4 VIII 2011 r. ZE ŚWIATA WYGNANIE Z RAJU Księstwo Liechtensteinu jest rajem podatkowym dla bogaczy i krainą szczęśliwości dla Kościoła kat. Obydwa te przejawy rajskości dobiegają swych dni. Pod naciskiem krajów europejskich, które tracą miliardy euro niezapłaconych podatków przez matactwa rajów podatkowych, przywileje dla fiskalnych uciekinierów są ograniczane. W katolickim Księstwie Liechtenstein (36 tys. mieszkańców) także Kościół miał się świetnie, bo był uprzywilejowany konstytucyjnie oraz dotowany przez państwo i gminy. To wszystko ma być zniesione w następstwie nowego prawa o związkach wyznaniowych. Kościół straci coroczną daninę rządową w wysokości 300 tys. franków szwajcarskich, a jego pozycja w szkołach ulegnie ograniczeniu. Parlament księstwa jest skłonny ewentualnie dopłacać tylko do tych religijnych inicjatyw, które służą pożytkowi ogółu (dofinansowywano także protestanckie). Wycie zranionego kleru nie wzruszyło władz księstwa. MaK LODZIK DLA KSIĘDZA Więźniowie nowojorskiego zakładu karnego byli w stanie zarobić 120–150 dolarów w ciągu 5 minut i to wcale nie drogą kradzieży. kogokolwiek ze względu m.in. na orientację seksualną. Miejscowi geje i lesbijki jeszcze nie dowierzają swemu szczęściu. Czy ten cud przemiany serc polityków to efekt nacisków Brukseli, czy może skutek ogólnej poprawy nastrojów po zakończeniu ostrego kryzysu gospodarczego na Litwie? Politycy nie muszą już bowiem szukać kozła ofiarnego, aby skanalizować społeczne niezadowolenie. MaK GEJOWSKA KREW Aaron Pace, młody mieszkaniec stanu Indiana, postanowił zostać dawcą krwi. MÓJ CI ON! Claire Thomas, 40-letnia Angielka, trzymała w szafie zbiegłego z więzienia męża. Ryzykowała nie tyle z miłości, co z pilnej – zważywszy na wiek – potrzeby rozrodu. Kobieta od lat bezskutecznie starała się o dziecko. W prokreacji przeszkadzał też fakt, że Wyndham Thomas odsiadywał długoletni wyrok za zabójstwo. Mężczyźnie po 12 latach odsiadki udało się uciec z więzienia. Claire wiedziała, że schadzka długo nie potrwa i sama chciała zadzwonić na policję, ale – jak wyznała – instynkt macierzyński okazał się silniejszy. Niestety, przez dwa dni pobytu w szafie panu Thomasowi nie udało się zapłodnić żony. W zamian za to pani Thomas została skazana na pół roku odsiadki w zawieszeniu na 18 miesięcy. JC TROSKA O DZIECKO Odwiedził najbliższe centrum krwiodawstwa i poddał się rutynowym badaniom, które obejmują także wywiad środowiskowy. Po wypełnieniu testów 22-latek usłyszał, że dawcą nie będzie, bo... wygląda na geja. Pracownicy centrum ocenili go po wyglądzie i zachowaniu. Na nic zdały się tłumaczenia Aarona, że jest heteroseksualny i nigdy nie uprawiał seksu z mężczyzną. W Stanach Zjednoczonych od 1983 roku obowiązuje przepis, który zabrania gejom i lesbijkom oddawania krwi z powodu rzekomo zwiększonego ryzyka, że są nosicielami wirusa HIV. Trudno dopatrzyć się w tym logiki. Krew każdego dawcy i tak badana jest pod kątem obecności wirusa. JC Kristina Buckley (kobieta z dzielnicy klasy średniej w Sherwood w stanie Oregon) udusiła swą 11-letnią córkę. Policja znalazła rodzicielkę zamkniętą w łazience, z podciętymi nadgarstkami i ranami szyi. Stwierdziła, że zamordowała córkę Cecylię z pobudek religijnych, pragnęła ją bowiem „ustrzec i ocalić” przed pedofilami (?). Sama pragnęła popełnić samobójstwo, ale nie była w stanie. Również obawiała się ataku pedofilów? PZ BÓG WYSTAWIA RACHUNEK? Na rachunkach z kas fiskalnych zaczął się pojawiać sam Jezus. Albo ktoś zupełnie inny... NIEUDANE CZARY-MARY Zarobkowanie umożliwił im katolicki kapelan więzienny Frank De Tucci. Sędziwy duszpasterz (70 l.) płacił taką kwotę każdemu garownikowi, który... zrobił mu loda. Wszyscy byli szczęśliwy, dopóki symbiozy nie zburzył wymiar sprawiedliwości – kapłan został aresztowany. Ucierpią najbardziej ci, którzy robili mu laskę, bo ich dochody drastycznie spadną. JF CUD NA LITWIE Parlamentarzyści litewscy chcieli prześladować gejów i lesbijki. Zamiast tego postanowili ich… chronić przed dyskryminacją. Po fali międzynarodowej krytyki Sejmas wycofał kontrowersyjny przepis zakazujący publicznego, pozytywnego wypowiadania się o homoseksualności. Przyjął za to przepis zabraniający w mediach dyskryminowania Pewien izraelski biznesmen tuż po 40 urodzinach uznał, że najwyższa pora się ustatkować. Mężczyzna nie miał szczęścia do kobiet. Znajomi doradzili mu, żeby się udał do wróżki. W czasie pierwszej wizyty 40-letni kawaler otrzymał różne magiczne proszki, magiczny klucz; musiał też odbyć wycieczkę na grób znanego żydowskiego mędrca i obejść go 7 razy. Żona miała się znaleźć w ciągu roku. Po 12 samotnych miesiącach mężczyzna znów udał się do tej samej wróżki – dostał nową porcję magicznych proszków, 7 kłódek, które miał otworzyć, po czym wrzucić do morza, a do tego zapewnienie, że niebiosa już szykują mu małżonkę jak się patrzy, tylko ciut ciut się opóźniają. Takich wizyt było w sumie 6, a sfrustrowany kawaler zauważył, że nie tylko nikogo nie poznał, ale kobiety... jeszcze bardziej go unikają. Mężczyzna pozwał wróżkę do sądu. Domaga się 250 tys. szekli (ok. 210 tys. złotych) odszkodowania. JC Jacob Simmons i Gethry Lee Sutherland dopatrzyli się twarzy Jezusa na paragonie z Wal-Martu, popularnej sieci hipermarketów. Jak twierdzą, wizerunek pojawił się dopiero trzy dni po zakupach. – Dostaliśmy wiadomość od Boga. Jak można nie wierzyć w Boga, skoro się go widziało? – pyta retorycznie pani Sutherland. Nam wizerunek kojarzy się raczej z Osamą bin Ladenem, ale zupełnie nie wiemy, co Bóg chciał przez to powiedzieć... PPr RODZINNY 11 WRZEŚNIA „Mamo, jesteś w domu? Zaraz do ciebie wpadnę” – usłyszała w słuchawce telefonu Rosemary Schmidt, 68-letnia Szwajcarka. Po krótkim czasie jej 47-letni syn – owszem – wpadł, ale... samolotem. Mężczyzna od dawna nie dogadywał się z matką. Każda ich rozmowa kończyła się awanturą. Niechęć do rodzicielki sprawiła, że Konrad Schmidt, typ bardzo depresyjny, postanowił skombinować niewielki samolocik i staranować nim rodzinną posesję, zabijając matkę, a przy okazji popełnić spektakularne samobójstwo. Plan prawie się powiódł. Konrad zginął, z domu niewiele zostało, za to starsza pani była akurat w piwnicy i przeżyła. JC Zdaniem niektórych badaczy manoreksja to problem mężczyzn, którzy mają problemy z własną seksualnością. JC OMAMY PO KAWIE Nauka przynosiła w ostatnich latach niemal wyłącznie pozytywne wieści dotyczące skutków picia kawy. MÓZG KOCHA WIEŚ „Wsi spokojna, wsi wesoła, który głos twej chwale zdoła” – te słowa zamiast Poety mógłby wypowiedzieć nasz mózg, gdyby mógł. On lubi spokój, harmonię, brak pośpiechu i gorączkowości. Przedkłada wieś nad miasto, bo za dużo stresu. Badania psychologów z Uniwersytetu Alabamy pokazały, że mózgi ludzi mieszkających w mieście reagują na stres bardziej niż tych z prowincji. Dwa regiony mózgu – zawiadujące emocjami i stresem – są narażone na uszkodzenia pod wpływem wielkomiejskiego życia. Psycholodzy wykryli w mózgach osób żyjących w mieście o 21 proc. więcej zaburzeń na podłożu stanów lękowych, a także o 39 proc. wyższe ryzyko zaburzeń nastroju. Zbyt duży i długotrwały stres może uszkodzić mózg – mówi prof. David Knight. Wielkie miasto z tłumami spieszących się, zziajanych ludzi, ruchem ulicznym i przestępczością źle służy naszym głowom. TN RAK WOLI PANA Niepomyślna wieść dla panów. Naukowcy stwierdzili, że w ostatnich latach mężczyźni znacznie częściej niż kobiety chorują na nowotwory złośliwe. Wykryto to, analizując zachorowania na 38 odmian raka. Ryzyko choroby jest u panów dwukrotnie wyższe, zwłaszcza jeśli chodzi o białaczkę, nowotwory jelit, odbytnicy, trzustki i wątroby. W przypadku raka płuc nawet 2,5 razy większe. Przypuszcza się, że dzieje się tak dlatego, że mężczyźni więcej palą i piją, a także rzadziej chodzą do lekarza. U kobiet nowotwory są wykrywane zwykle we wcześniejszych fazach. Lekarze przyznają jednak, że różnice w stylu życia nie wyjaśniają w pełni tego zjawiska. JF MANOREKSJA Obsesja odchudzania dopadła także mężczyzn. Faceci biegają na siłownię i głodzą się. Męska anoreksja zyskała już swoją nazwę – to manoreksja. Według danych brytyjskiej służby zdrowia, w ciągu ostatnich 10 lat liczba panów z zaburzeniami wywołanymi rygorystyczną dietą wzrosła o ponad 65 procent. Średnia wieku chorujących to 17–24 lata. W większości przypadków manorektyk miał wcześniej lekką nadwagę. Pierwsze odstępstwo od tej reguły jest dziełem australijskich badaczy, którzy wykryli związek między konsumpcją kawy a halucynacjami słuchowymi. Uczestnikom testu po podaniu kilku filiżanek kawy mówiono, żeby kładli rękę na blat, jeśli tylko usłyszą w słuchawkach dźwięki piosenki „Białe Święta” Binga Crosby’ego. Testowani natężali słuch, ręce pracowały im bez wytchnienia. Jednak utworu... w ogóle nie puszczano. Uczestnicy testu mieli omamy słuchowe... Pojawiają się one po regularnym spożywaniu 5 kubków kawy dziennie, z których każdy zawiera 200 mg kofeiny. Do halucynacji słuchowych przyczynia się także stres. ST KARA ZA ROZWÓD Panowie! Uwaga na zdradzone kobiety. Powodowane furią chętnie pozbawiają partnerów narządów płciowych. Przypadki okaleczeń genitaliów kobiet są nagminne w Trzecim Świecie, ale czyni się to z pobudek obyczajowo-religijnych. Za to okaleczeń panów nigdy nie brakowało. W ostatnich dniach Amerykanka Catherine Becher nafaszerowała obiad swojego 51-letniego męża środkami usypiającymi (wyczuł dziwny smak, ale ufnie zjadł). Gdy mocno zasnął, jego 48-letnia małżonka ściągnęła mu spodnie, oderżnęła członek i wrzuciła go do maszynki prasującej śmieci. Zabieg chirurgiczny polegał już tylko na zatamowaniu krwotoku i zeszyciu rany. Becher oświadczyła policji, że mąż „najzupełniej na to zasłużył”. Para jest w trakcie rozwodu. Najgłośniejsza sprawa tego typu miała miejsce w USA przed 10 laty, gdy Amerykanka Lorena Bobbitt amputowała członek swego partnera i wyrzuciła go w krzaki. Narząd znaleziono i przyszyto, a okaleczony pan zrobił nim jeszcze karierę na rynku filmów porno. Mr. Becher chyba nie będzie miał takiej szansy... CS Nr 30 (595) 29 VII – 4 VIII 2011 r. ZE ŚWIATA W uścisku koncernów Jeśli politycy nękają dziennikarzy, manipulują wyborami, podsłuchują bez powodu obywateli, to mówimy o dyktaturze. A jak nazwać ustrój, w którym prywatna firma podsłuchuje polityków, wpływa na wybory albo puszcza cały kraj z torbami? Globalizacja i powstanie ponadnarodowych korporacji dały wąskiej elicie możliwość niemal bezgranicznego bogacenia się i sprawiły, że zmieniło się życie polityczne. Demokracja na tych procesach raczej straciła niż zyskała. Dyktatura umiędzynarodowionej giełdy sprawia, że demokratycznie wyłonione rządy mogą coraz mniej, a coraz więcej mogą prywatne firmy warte dziesiątki, a nawet setki miliardów dolarów. Rząd może na przykład z uzasadnionych powodów podnosić podatki albo nakładać nowe zobowiązania na firmy, ale jeśli uciekną wielcy inwestorzy, to kraj pójdzie z torbami, a rząd upadnie. Trzeba zatem wybrać rząd, który będzie bardziej posłuszny rynkowym graczom. Czyli będzie mniej demokratyczny i mniej wolny. Koncerny nie podlegają nikomu, mogą natomiast kontrolować rynki i korumpować polityków – wszak dysponują olbrzymimi budżetami. Mogą także niemal w jednej chwili przenosić się z państwa do państwa, przerzucać swoje miliardy, w mgnieniu oka destabilizując giełdy i budżety całych krajów. Przy gwałtownych ruchach na giełdzie działa czasami do pewnego stopnia bezwład tzw. wolnego rynku, ale bywa, że są to zaplanowane działania mające swoich konkretnych reżyserów i określone cele. Oni nas urządzą Szczególne miejsce w tej plątaninie interesów i wpływów zajmują korporacje medialne. Nie tylko obracają one gigantycznymi pieniędzmi, ale także dystrybuują informacje. Jeśli w jakimś kraju jedna firma dysponuje ogólnokrajowymi telewizjami i poczytną prasą, to może ona wpływać na życie społeczne, zastraszać polityków, kreować politycznych graczy lub pogrążać niewygodnych sobie. A jeśli to jest możliwe, to rodzi się pytanie o sens demokratycznych procedur i o to, kto tak naprawdę rządzi. Klasycznym przykładem takiego zdominowania kraju przez jeden koncern są Włochy Silvia Berlusconiego, w których jego stacje telewizyjne, gazety, a także podległe rządowi media publiczne mogą w dużym stopniu kreować poglądy i gusty wyborców. Mówi się, że Silvio – niczym cezar – nie tylko rządzi Włochami, ale także je tworzy, bo tak kreuje swoich wyborców za pomocą telewizyjnej, ogłupiającej papki, że głosują w końcu właśnie na niego. To czarowanie telewizją jest jednym z głównych powodów długotrwałości rządów człowieka, który w bardziej demokratycznych krajach, na przykład skandynawskich, mógłby budzić co najwyżej zażenowanie połączone z niedowierzaniem. W ostatnich tygodniach Wielka Brytania przeżywa skandal związany z międzynarodową korporacją medialną Ruperta Murdocha, niegdyś australijskiego, a obecnie amerykańskiego biznesmena, który trzęsie mediami krajów anglosaskich i wschodnioazjatyckich – od Australii, poprzez Zjednoczone Królestwo, po Stany Zjednoczone. Problem w tym, że superwpływowy Murdoch trzęsie nie tylko mediami. Trzęsie brytyjską, a nawet amerykańską polityką, a ostatnio, nieoczekiwanie, trzęsie także własnymi portkami. Obamą. Fox jest nie tylko stronnicza i trzyma z republikanami – ona po prostu prowadzi swoją wojnę polityczną. Wspiera m.in. Tea Party – najbardziej dewocyjny i fanatyczny nurt wśród republikanów. Relacjonuje ich zjazdy, rzuca pomówieniami, oskarża Obamę o niestworzone zbrodnie. Fox News wygryzła umiarkowaną stację CNN i przejęła rząd dusz prowincjonalnej i pobożnej Ameryki. Mówi się o tym, że częściowa porażka Obamy w reformie służby zdrowia wynika z niesłychanie agresywnej i kłamliwej kampanii prowadzonej przez Fox News. Ale królestwo Murdocha to nie tylko tabloidy i szalone telewizje. To także wykupiona poważna prasa, bo medialny cesarz chce kształtować elity – „The Times”, „The Sunday Times”, „The Wall Street Journal” należą do Ruperta. Rupert Murdoch z żoną Wendi Deng Wystawiacze laurek i media Murdocha zupełnie otwarcie przypisały sobie jego zwycięstwo. Murdoch przerzucił się potem na popieranie Tony’ego Blaira, ale dopiero wtedy, gdy Partia Pracy wyraźnie skręciła w prawo. Murdoch tak uwikłał brytyjskich polityków w swoją korporację, że nie wierzą już oni we własne zwycięstwo wyborcze bez pomocy swojego cudzoziemskiego pryncypała. To – trzeba przyznać – jest trochę żenujące, jak na kraj będący kolebką liberalnej demokracji. Przed dwoma tygodniami wspomnieliśmy o roli prywatnych firm amerykańskich – agencji ratingowych, które podsycają niekończący się kryzys w Europie ku wściekłości polityków i zwykłych ludzi. Wydawało się jeszcze niedawno, że najważniejsze agencje – głównie trzy amerykańskie firmy: Moody’s, Fitch i Standard & Poor – najlepsze lata mają już za sobą. Wszak w latach 2007–2008 – zamiast bić na alarm przed nadciągającym kryzysem – informowały (za pieniądze!), że toksyczne udziały firm udzielających śmieciowe kredyty hipoteczne (słynne subprime’y) są jak najbardziej bezpieczne. Ta kompromitacja im jednak nie zaszkodziła. Oto siła monopolu! Obecnie agencje te nadal stawiają zdumiewające diagnozy. Do niedawna na przykład USA miały u nich najwyższą z możliwych ocen, podczas gdy kraj ten jest potwornie zadłużony i dwukrotnie w tym roku zagrożony był niewypłacalnością. Tymczasem nawet nieźle radzące sobie kraje europejskie dostają mizerne oceny, muszą więc płacić wyższe odsetki od swoich długów i żyją w ciągłym zagrożeniu. Cierpią na tym także ich giełdy papierów wartościowych. Nieco przytłoczony tym wszystkim Czytelnik zapyta zapewne w tej sytuacji – co robić?! Otóż najlepiej jest nie czytać brukowców (w Polsce są niemal w 100 proc. prawicowe i klerykalne) i zniechęcać innych do ich czytania, krytycznie oceniać telewizję i naciskać na rządzących (posłów), aby szkoły uczyły młodzież odporności na manipulację. Także demaskować działania i wpływy wielkich koncernów, takich jak Axel Springer, który w Niemczech jest od dziesięcioleci podporą prawicy, a za pomocą dziennika „Fakt” umacniał kiedyś aktywnie rządy Kaczyńskich. Bo czy Murdoch miałby takie wpływy na Wyspach, gdyby Brytyjczyków wychowywano, uodparniając na uroki brukowców? MAREK KRAK Murdoch ty moja! Kariera Ruperta rozpoczęła się przed półwieczem w rodzimej Australii, gdzie odziedziczył po ojcu gazetę „News Limited”. Od tamtego czasu, czyli od roku 1953, wiele się zmieniło. Obecnie – dzięki niezwykłemu talentowi do zarabiania pieniędzy i manipulowania polityką – Murdoch ma setki gazet i dziesiątki stacji telewizyjnych na 4 kontynentach. Jego firmy są warte 60 miliardów dolarów i generują 33 miliardy wpływów rocznie. Ponoć jego prywatny majątek to „tylko” 7,2 miliarda dolarów, co czyni go 122 najbogatszym człowiekiem świata, ale znacznie bardziej wpływowym niż wynikałoby to z pozycji w drugiej setce miliarderów. Kariera Murdocha na Wyspach bazuje na miłości Brytyjczyków do czytania prasy i niesamowitej wręcz popularności tamtejszych tabloidów, czyli brukowców. „The Sun” – największy z nich i należący do Murdocha – osiąga jednorazowo średni nakład 3,5 miliona egzemplarzy! Murdoch zakupił tę lewicową gazetę w 1969 roku, obniżył znacząco jej poziom, podniósł dzięki temu nakład i zaczął popierać konserwatystów, a konkretnie Margaret Thatcher. W 1992 roku wsparł znów osłabionych konserwatystów Johna Majora 17 bohaterowie skandali, ofiary spektakularnych wypadków i zabójstw. Ludzie Murdocha korumpowali policjantów i utrzymywali bliskie stosunki z politykami. Firma wydawała przyjęcia dla partii politycznych, a ostatnia skompromitowana naczelna „News of the World” – Rebekah Brooks – jest przyjaciółką i sąsiadką Davida Camerona, premiera Wielkiej Brytanii. Ale to nie wszystko, bo były naczelny tej gazety – Andy Caulson – jest rzecznikiem rządu konserwatystów i liberałów... Brakuje jeszcze tylko tego, żeby sam Murdoch został premierem albo królem Anglii! Brytyjczycy zastanawiają się nad tym, jak to możliwe, że człowiek, który nigdy nie był ich współobywatelem, ma tak wielki wpływ na ich kraj. Obecny szef lewicy brytyjskiej – Ed Miliband – domaga się nawet rozmontowania imperium Murdocha, jako zagrażającego demokracji. Stąd strach magnata medialnego, Murdochowie na przesłuchaniu (i podczas ataku) w Izbie Gmin Czarne chmury zaczęły się zbierać nad imperium, gdy wyszło na jaw, że jeden z tabloidów Murdocha – „News of the Word” – podejmował nielegalne działania na gigantyczną skalę, aby pozyskać pikantne informacje. Pismo wynajmowało prywatnych detektywów, którzy podsłuchiwali 4 tysiące osób, włamując się do ich telefonów komórkowych (skrzynki głosowe). Była wśród nich rodzina królewska, politycy, który pokornie stawił się na przesłuchanie w Izbie Gmin, choć jako cudzoziemiec mógł je sobie darować. Telewizja masowego rażenia Murdoch próbuje sterować nie tylko krajem Brytyjczyków. W USA jego potężna telewizja informacyjna Fox News prowadzi niewypowiedzianą wojnę z prezydentem Barackiem 18 Nr 30 (595) 29 VII – 4 VIII 2011 r. CZYTELNICY DO PIÓR Kapitał – epilog Moje dwa komentarze pod wspólnym tytułem „Kapitał” wywołały szeroką reakcję wśród Czytelników „FiM”, zwłaszcza tych związanych z edukacją. Poniżej przedstawiam jeden z wielu listów w tej sprawie. Panie Redaktorze, zastanawiam się, czy odpowiedź na Pański artykuł pisać w liczbie mnogiej, czy pojedynczej. Jedno jest pewne – spowodował on duże poruszenie. Będę się starał przekazać uwagi (esencję) zebrane od pedagogów ze szkół średnich, z przewagą gimnazjum, i szkół podstawowych. Uprzedzam, że nie były to tylko „laurki”. Były nawet głosy krytyczne pod Pańskim adresem z podejrzeniem o chęć „kadzenia” Pani Minister, która absolutnie na to nie zasługuje, a generalnie stwierdza się, że „z tą matematyką wyrwała się tak jak Filip z konopi”, nie przystosowując programu do potrzeb chwili. Jeżeli jest Pan przekonany, że sama matematyka z dnia dzisiejszego (bez powrotu na przykład do reformy sprzed 20 laty) będzie „kapitałem” przyszłości, to trudno się z tym pogodzić. Ale może po kolei: Z zainteresowaniem i uwagą zapoznałem/śmy się z Pańskim artykułem „Kapitał” cz. I i cz. II, nawiązującym do problemów oświatowych. W artykułach Pan Redaktor pozytywnie ocenia poczynania i reformy wprowadzone przez Ministerstwo Edukacji Narodowej. Uważam/y, że nie ma podstaw do takiej oceny. Wystarczy prześledzić wyniki egzaminów zewnętrznych w gimnazjach i szkołach średnich. Nie ma powodów do zadowolenia. Trzeba raczej zadać pytanie: czy reforma oświaty idzie we właściwym kierunku? Szkoła podstawowa obecnie jest sześcioletnia – trzyletnie gimnazjum i trzyletnie licea. Młodzież nie jest dobrze przygotowana do tego, aby zmierzyć się z egzaminem maturalnym, a szczególnie z przedmiotów przyrodniczych, między innymi z matematyki. Dlaczego??? W szkole podstawowej na matematykę przeznaczono w klasach IV–VI po 4 godziny tygodniowo, na przyrodę – 3 godziny tygodniowo (wychowanie fizyczne – 4 godziny tygodniowo). Przyroda zawiera wiadomości i umiejętności z czterech przedmiotów: biologii, geografii, fizyki i chemii. W szkole podstawowej ośmioklasowej przed reformą były 4 przedmioty po 2 godziny tygodniowo (razem 8 godzin), obecnie przyroda – 3 godziny. Jest ogromna różnica w przydziale godzin na przedmioty przyrodnicze przed i po reformie oświatowej. Dopiero w gimnazjach przyroda dzieli się na 4 przedmioty. Do gimnazjum trafia młodzież w wieku 13 lat. Jest to trudny wiek, bo rozpoczyna się okres dojrzewania. Gimnazja to duże szkoły, tzw. „przechowalnie”, tu narastają problemy wychowawcze – agresja słowna, fizyczna, uzależnienia i nie tylko. Od czasu do czasu pojawiają się w mediach sygnały o niepokojących zachowaniach uczniów tych szkół. Te problemy, które wychodzą na zewnątrz, to tylko kropla w morzu. Wiele problemów wychowawczych załatwia się wewnątrz szkoły, bo w razie nagłaśniania osobami odpowiedzialnymi za wszystko czyni się nauczycieli i dyrekcję. Oni muszą się tłumaczyć, a nie rodzice i uczniowie. Bardzo to wygodne dla ustawodawców, władz oświatowych i organów prowadzących, gdyż jest winny. Status i autorytet nauczyciela strasznie po reformie podupadł. Ośmieszanie nauczycieli jest na porządku dziennym (pamiętamy na przykład zakładanie kosza od śmieci nauczycielowi na głowę, wygrażanie itd.). Rodzice i uczniowie mają zdecydowanie większe prawa, kadra nauczycielska – znikome. Klasy gimnazjalne są przepełnione, bo postawiono na efekt ekonomiczny, nie na wyniki nauczania. Ale co za paradoks – szkoła jest rozliczana za wyniki (wyścig szczurów). Uczniowie w okresie dojrzewania mają dość szczególny stosunek do nauki, osiąganie dobrych i bardzo dobrych wyników ich nie interesuje. Oczywiście nie można generalizować, są uczniowie i ich rodzice, którym zależy na dobrych wynikach. Ci rodzice załatwiają dla swoich dzieci korepetycje, a czasem przenoszą je do gimnazjów prywatnych lub takich o mniejszej liczebności w klasach. Wiedzą, że w przepełnionych klasach nauczyciel część lekcji musi poświęcić na sprawy wychowawcze i ich dzieci nie mają dużych szans na dobre wyniki. Zdają sobie sprawę, że renomowane szkoły średnie przyjmują uczniów z najlepszymi wynikami z egzaminu gimnazjalnego. Stan szkolnictwa przed reformą oświatową był o wiele lepszy. Szkoła podstawowa ośmioletnia przygotowywała uczniów do podjęcia nauki w szkołach średnich i zawodowych. Nie było takich problemów wychowawczych jak obecnie. Rodzice w równym stopniu odpowiadali za wychowanie i postępy w nauce swoich dzieci. Obecnie tę odpowiedzialność przerzuca się na szkołę. Według większości rodziców, szkoła ma wychowywać, uczyć, zapewnić dojazdy i odjazdy ze szkoły, prowadzić dożywianie itp. To nauczycieli się rozlicza za osiągane wyniki, to nauczyciele muszą rozwiązywać Dziękuję, Panie Józefie. Panu i wszystkim Pańskim Kolegom, którzy przeanalizowali moje dwa komentarze. Ich tematem przewodnim nie była jednak sensu stricte polska edukacja. Chwilami mam wrażenie, że powyższy list dotyczy tekstów nieco innych niż moje. Przyznaję, że nie jestem znawcą tematu, ale trochę się tym zagadnieniem interesuję. Naprawdę uważam właściwą edukację za fundament rozwoju i pomyślności państwa i jego obywateli. No i taka jest też rola felietonisty, że po trosze musi znać się na wszystkim. Jak ksiądz... Postaram się odpowiedzieć zwięźle – w punktach. 1. Nie kadziłem pani minister Katarzynie Hall ani pani minister Barbarze Kudryckiej. Ale jeżeli ktoś wprowadza choć po części sensowną reformę, to chyba zasługuje na odrobinę dobrego słowa i uznania. Na marginesie – pani minister Hall jest inicjatorką bardzo ważnego projektu wprowadzenia obowiązkowej zerówki oraz maksymalnego rozszerzenia oferty wychowania przedszkolnego. To jest ważne, by pomóc dzieciom z uboższych problemy wychowawcze. Rodzice powinni być partnerami szkoły – tak jak to było przedtem. Jednak kilkunastoletnie nawyki i przerzucanie odpowiedzialności oraz oskarżania nie dają się tak szybko wykorzenić. Szkoła nie wykona swoich zadań bez współpracy rodziców. W szkołach na szeroką skalę prowadzona jest pedagogizacja rodziców, ale na efekty trzeba będzie poczekać, i to chyba jeszcze długo. I tu pomocne są media, prasa. Obecnie nagłaśniane są w większości negatywne przypadki, a należałoby więcej mówić o pozytywnych stronach z życia szkół. Na pewno nie wpływa korzystnie na oświatę zamykanie szkół, a szczególnie wiejskich. Szkoła to nie zakład produkcyjny, nie produkuje. Na efekty nauczania trzeba poczekać. W mniejszych szkołach można swobodnie prowadzić indywidualizację na zajęciach lekcyjnych, wychwycić najmniejszy problem wychowawczy i liczyć na lepszą współpracę z rodzicami. Józef Ziółkowski rodzin. Dzięki przedszkolom i zerówkom mają one szanse na płynniejsze, bezszokowe wejście do szkoły podstawowej. Pani Hall jest za tę reformę atakowana przez prawicę, która chciałaby jak najdłużej zostawić dzieci pod opieką rodziców, a najchętniej babci z kółka różańcowego. 2. Za starą reformę oświatową odpowiada rząd AWS-UW. Jej odwrócenie, choć pozornie proste, według wielu ekspertów jest już zabiegiem niewykonalnym. Warto także zwrócić uwagę na to, że spora część gimnazjów pozwala odseparować dojrzewające, buzujące dzieci od tych młodszych. 3. MEN nie odpowiada za głupie, krótkowzroczne zachowania władz samorządowych likwidujących małe szkoły podstawowe czy gimnazja. W swoim komentarzu nie znalazłem ani jednego zdania pochwalającego taką praktykę. Szaleństwo samorządowców dziwi tym bardziej, że na mocy prawa dzisiaj obowiązującego mogą oni przekazać prowadzenie małych szkół stowarzyszeniom rodziców. W Polsce prowadzi się już ponad 100 takich szkół, i nadal są to szkoły bezpłatne, a rodzicom budżet się dopina. 4. Wyniki egzaminów. Mam wątpliwości, na ile obecna ekipa MEN za nie odpowiada. O ile wiem, większość projektów nowych programów/podstaw programowych przygotowanych przez zespół pani minister Hall jeszcze nie weszła w życie. Szkoły pracują zgodnie z wytycznymi opracowanymi przez jej poprzedników. Sam Pan wie lepiej ode mnie, że system szkolny to nie fabryka, gdzie można zmienić zasady działania z godziny na godzinę. Uruchomienie pełnego nowego programu musi trwać. Egzaminy maturalne/gimnazjalne zdawały roczniki, którym programy pisali jeszcze ludzie AWS/SLD na początku 2001 roku. Wprowadzenie obowiązkowej matematyki na egzaminie maturalnym przez panią minister Hall było odpowiedzią na liczne postulaty wyższych uczelni. Było też przywróceniem stanu normalności w szkole. Bez tego nie uda się zbilansować zatrudnienia w gospodarce. 5. Czym innym jest rozmontowanie systemu wychowawczego szkół. Tutaj się zgadzam. Nie odbuduje się go jednak rozkazem ministra, lecz oddolną pracą nauczycieli, dyrektorów, mądrych samorządowców, mediów. Temu celowi służy między innymi podnoszenie w społeczeństwie świadomości znaczenia kapitału intelektualnego. Ludzie muszą zrozumieć, że szkoła to miejsce szlifowania diamentów, którymi są mózgi młodych Polek i Polaków. Bez tej świadomości nie odbuduje się znaczenia szkoły. Głównie temu właśnie celowi służył mój dwuczęściowy felieton. Odnoszę wrażenie, że część nauczycieli nie zauważyła zmian z lat 1994 –1998. Totalne usamorządowienie szkół zmieniło w poważnej części podmiot, do którego powinniśmy adresować swoje uwagi. Z rządu na lokalnych wójtów/burmistrzów/starostów. To oni podważają autorytet szkoły. A że sami są marni, to mamy to, co mamy. Rodzice nie troszczą się o szkołę, bo nie mają świadomości, że mózg ich dziecka jest największym kapitałem. Lokalny włodarz pomiata nauczycielami, wymaga od nich (często słabo przygotowanych, zwłaszcza pedagogicznie) cudów, i to z każdej, jak Pan zauważył, dziedziny. Widzą to rodzice, więc czują się mocni, i koło się zamyka. Ale te sprawy nie były tematem mojego kometarza, bo to jest zupełnie inna opowieść. JONASZ Nr 30 (595) 29 VII – 4 VIII 2011 r. LISTY Nie dla sondaży Chciałbym poruszyć kwestię ewentualnej – według mnie koniecznej – zmiany w ordynacji wyborczej. Otóż powinno się w niej zakazać upubliczniania sondaży wyborczych po ogłoszeniu przez prezydenta terminu wyborów, to jest ok. 2–3 miesiące przed wyborami. Duża część wyborców, nieukształtowana politycznie, głosuje przeważnie na tę partię, która prowadzi w sondażach, nie wgłębiając się za bardzo w programy i kandydatów poszczególnych ugrupowań, a to nie oddaje rzeczywistych preferencji wyborczych. Takie głosowanie jest sugestywne, nieracjonalne i nieprzemyślane. Gdyby sondaże nie były przez ten okres pokazywane, zmusiłoby to obywateli do większej aktywności wyborczej, bo żeby wyrobić sobie opinię przed podjęciem decyzji, na kogo oddać głos, musieliby zapoznać się z programami partii, a nie sugerować się sondażami. Nie wiedząc o swoim poparciu, zmusiłoby to także polityków do większej aktywności i mobilności w kampanii, żeby przekonać do siebie wyborców, a zarazem zrównałoby szanse wyborcze ugrupowań pozaparlamentarnych, takich jak Ruch Palikota. Ci, którzy są w parlamencie, mają fundusze, które pozwalają im samym zamawiać sondaże i przedstawiać sugestywne pytania w nich zawarte, a te są potem kwintesencją poparcia danego ugrupowania – nie zawsze zgodnego z rzeczywistością – dlatego wszystkie wyniki sondażowe są tak rozchwiane. Partii pozaparlamentarnych na to nie stać, ale warto by było wprowadzić do parlamentu tzw. świeżą krew, bo to, co jest dzisiaj, już się nie sprawdza, a jest tak zabetonowane, że bez proponowanych wyżej wymienionych zmian w ordynacji ciężko będzie cokolwiek zmienić, żeby ten beton rozkruszyć. W tych wyborach na takie zmiany jest już za późno, ale przed następnymi warto się nad tym zastanowić. Tę kwestię mógłby podnieść na forum kampanii wyborczej Janusz Palikot, bo żeby w przyszłości czegoś dokonać, to już teraz należy zacząć o tym mówić. Józef Frąszczak, Głogów Skandynawska poprawność Anders Behring Breivik – Norweg, katolik, nacjonalista, patriota sympatyzujący ze skrajną prawicą – z zimną krwią pozbawił życia kilkudziesięciu niewinnych ludzi. W jego mniemaniu winnych islamizacji Norwegii i Europy. Myślę, że Breivik znał dobrze poglądy włoskiej dziennikarki Oriany Fallaci, która w swych książkach twierdziła, że „Europa nie jest już Europą, ale Eurabią, która z powodu uległości wobec wroga, islamskiego nazizmu, kopie swój własny grób”. Na początku swej książki „Siła rozumu” umieściła cytat z listu Ugona Foscolo: „Tego jestem pewien: ani odtrącenie, ani uznanie, ani pochwały, ani nagany nie zdołają mnie nigdy odwieść od mojego zamysłu”. Czyż nie pasuje to do czynu, którego dopuścił się Norweg? W Skandynawii obowiązuje polityczna poprawność. W mediach nie porusza się drażliwych tematów. Znam trochę Skandynawię – byłem w każdym z tamtejszych krajów. Bardzo cenię Skandynawów za wielkie osiągnięcia społeczne, do jakich doszli dzięki socjaldemokracji, a nie partiom konserwatywno-prawicowym. Myślę jednak, że nie wszystko jest idealne. Skandynawowie widzą, że ciężko pracują na swój poziom życia, a emigranci żyją na socjalach, nic nie robiąc. O tym oczywiście się nie mówi. A problem niestety istnieje. Uważam, że Skandynawowie przesadzają ze swoim podkreślaniem i wmawianiem młodzieży, że ta żyje w raju na ziemi. Flagi na masztach przy prywatnych domach świadczą o wielkim nacjonalizmie w tym regionie. Budujemy wspólną Europę. Piękna idea – bardzo mi odpowiada. Przeszkodą w jej realizacji jest jednak nacjonalizm, konserwatyzm, różnego rodzaju ksenofobie i oczywiście religie. W Polsce też mamy problem z ludźmi siejącymi nienawiść do Żydów, ateistów, homoseksualistów. I często są to ludzie, którzy podpierają się chrześcijaństwem. Razem robimy jednak wszystko, by Europa była naszą wspólną sprawą, by Szwecja była trochę polska, i na odwrót – by Polska była trochę szwedzka. Moim zdaniem najważniejsze dla Europy jest to, by religie były marginesem, by nie odgrywały żadnej roli, by były prywatną sferą każdego człowieka, by nie było głupich dyskusji na temat, która religia jest lepsza. „Źródłem wszelkiego zła są religie” – tak twierdzi Richard Dawkins, autor książki „Bóg urojony”. Zgadzam się z tym zdaniem i pod nim się podpisuję. Waldemar Szydłowski Gdańsk www.bezboga.pl 19 SZKIEŁKO I OKO Zbojkotujmy Krk W USA, jeśli jakaś organizacja chce coś wskórać, zwykle ogłasza listę produktów, które związane są z jej przeciwnikami, i proponuje ich bojkot swoim zwolennikom. Czemu by nie przenieść tego na polski grunt? Pomyślałem o tym, czytając w „FiM” 26/2011 list o wodzie mineralnej. Czy „Fakty i Mity” nie mogłyby opublikować listy producentów lub produktów, w których swój udział ma Krk lub które są w jakiś sposób z nim związane? Zawsze byłaby świadomość, że kupując jakiś produkt, nie wspiera się nieświadomie czarnej mafii. A jeśli taka lista byłaby zbyt długa, to może na łamach gazety dać jej część, a resztę na stronie internetowej? Tomek Dziękujemy za dobry pomysł. A co na to inni Czytelnicy? Redakcja „FiM” Kościół i inkwizycja Nysa wspólnie z czeskimi partnerami przystępuje do unijnego projektu, który ma upamiętnić tragiczne wydarzenia sprzed kilku wieków – czasy inkwizycji i palenia czarownic. W 1651 roku tylko w Nysie ofiarą zabobonu padło 200 kobiet. Jest pomysł zbudowania po polskiej i czeskiej stronie „Stoku Czarownic”, wytyczenia ścieżki rowerowej, powstaną też nowe wydawnictwa, a znaczącą rolę odegra nyskie muzeum. „Schlesisches Wochenblatt – Tygodnik Śląski” nr 5/826, 1–7 lutego 2008 r. Z wielkim zdumieniem znalazłem powyższy artykuł w bardzo klerykalnym tygodniku. Widocznie w zamyśle piszących nie ma już znaczenia, że to Kościół katolicki jest odpowiedzialny za te wszystkie zbrodnie. To było już tak dawno, że można za nie obwiniać może nawet jakieś krasnoludki (tutaj „zabobon”...). Władysław Salik A ja i tak chcę studiować filozofię... Słowa te nawiązują do komentarza Naczelnego pt. „My, kiepscy” („FiM” 29/2011). Największym problem jest „mit studiów” – mówię to z pełną świadomością, jako młody człowiek, który obserwuje swoje otoczenie i widzi, co robią ludzie podjarani marzeniami o siedzącej pracy. Co mam na myśli? W liceum nauczyciele przygotowujący nas do matury zawsze przekonują, jak ważny jest to egzamin i jak wiele od niego zależy. Doprowadza to do powszechnego przekonania, że studia są najważniejsze, bo „bez nich jesteś nikim”! To jest mantra dla licealistów! A po studiach... świstek świadczący o własnej próżności można sobie na ścianie powiesić, chodzić z dumnie podniesioną głową i ubliżać znajomym po zawodówkach. W tym tkwi sekret, że tylko 14 proc. absolwentów pracuje w swoim zawodzie! Dlatego sobie wyznaczyłem inny cel – pie...ę studia, zbieram doświadczenie. Po maturze przez pół roku pracowałem na czarno, w tym czasie zrobiłem prawo jazdy i kilka kursów z urzędu pracy. Dostałem staż w urzędzie gminy. Potem znowu przez pół roku byłem bezrobotny – czasem na granicy depresji. Poszukiwałem pracy, rozsyłając CV po całym powiecie. Rodzina wmawiała mi, że jestem leniwy, chociaż ja odwiedzałem najbardziej zapyziałe firmy w okolicy. W końcu (prawie w trakcie przeprowadzki) dostałem zaproszenie na rozmowę kwalifikacyjną. Pracuję jako prawa ręka głównego kierownika produkcji bardzo dużej i cenionej firmy w kraju. Ktoś uznałby, że straciłem 2 lata, że nie poszedłem na studia informatyczne (po których się „dużo zarabia”), ale ja już jestem pewien: mój trud (i stres) się opłacił – teraz mogę studiować to, co chcę, a chcę tylko spełniać swoje marzenia*, bo pracę już mam. Czytelnik *A marzy mi się doktorat z filozofii i pisanie dla „FiM”:-) Zbiórka na „kościół” Dwa miesiące temu przeprowadziłem się w swoje rodzinne strony, do rodziców. Pewnego dnia dowiedziałem się, że ksiądz proboszcz ogłosił zbiórkę pieniędzy na dach kościoła. Stawka została ustalona: 650 zł od rodziny!!! Zastanawiałem się, jak on te pieniądze od ludzi chce wydobyć. I proszę. Któregoś dnia dwóch starszych panów zapukało do drzwi domu moich rodziców. To byli ludzie księdza wysłani po pieniążki. Nie zdenerwowałoby mnie to może tak mocno, gdyby nie fakt, że nowy proboszcz jest w trakcie bardzo kosztownego remontu swojego pałacu (plebania) z miejscem wyznaczonym pod zabudowę. Podejrzewam, że buduje garaż dla swoich pojazdów: volkswagena new beetle oraz harleya. Dochodzi do tego odnowa tarasu (wszystkie zdjęcia w posiadaniu redakcji – przyp. „FiM”). I wszystko to – jak mówi – robi dla parafian. Paranoja! K.L. Problem z niewiarą Mimo że jestem ateistą, chętnie czytam artykuły Pana Parmy. W ostatnim tekście „Bóg Wszechmogący” autor popełnił jednak błąd (w jednym zdaniu), jaki popełnia część wierzących w stosunku do niewierzących, a mianowicie uznał, że niewiara w Boga to wiara w nieistnienie Boga. Szanowny Panie Redaktorze i wszyscy, którzy mylicie niewiarę w istnienie z wiarą w nieistnienie Boga – uzmysłowię Wam, na czym polega różnica. Czy wierzycie, że istnieją krasnoludki? Nie wierzycie? A może jednak wierzycie, że nie istnieją? Na tym polega różnica. Można pod krasnoludki „podstawić” np. innych bogów – Zeusa, Mitrę itd. Może niektórzy wierzą, że Słońce nie jest bogiem? Piotr Robecki Szanowny Panie Piotrze! Dziękuję za Pańską uwagę. Nie było moją intencją takie ujęcie tej kwestii. Nie zwykłem bowiem w taki sposób stawiać sprawy, jak, przyznaję, czynią to niektórzy wierzący. Pozdrawiam serdecznie Bolesław Parma REKLAMA Świecki mistrz ceremonii pogrzebowej Mirosław Nadratowski tel. 721 269 207 REKLAMA 20 W Nr 30 (595) 29 VII – 4 VIII 2011 r. PRZEMILCZANA HISTORIA willi MSW przy ul. Zawrat w Warszawie 31 sierpnia 1988 roku odbyło się pierwsze od czasu stanu wojennego spotkanie reprezentantów opozycji – Lecha Wałęsy, Andrzeja Stelmachowskiego (przewodniczący warszawskiego Klubu Inteligencji Katolickiej) oraz przedstawiciela Episkopatu, biskupa Jerzego Dąbrowskiego (TW SB o ksywie „Ignacy”) – z przedstawicielami władzy, którą reprezentowali: szef MSW generał Czesław Kiszczak i sekretarz KC Stanisław Ciosek. Rozmowy te były raczej sondażowe, jednak już na samym początku zarysowała się różnica zdań – dla Wałęsy kluczową sprawą była reaktywacja „Solidarności”, natomiast jego adwersarze w lakoniczny sposób mówili o dopuszczeniu do systemu politycznego „konstruktywnych środowisk opozycyjnych”. Problem z „Solidarnością” polegał również na tym, że w zasadzie trudno ją było zdefiniować. Z jednej strony starała się być związkiem zawodowym broniącym interesów ludzi pracy, a z drugiej – partią polityczną dążącą do przejęcia władzy w kraju. Dlatego też Ciosek z Kiszczakiem obstawali, żeby dla sprawnego funkcjonowania gospodarki w jednym zakładzie mógł funkcjonować tylko jeden związek zawodowy (wtedy był nim OPZZ), a do okrągłego stołu mieli zasiąść „ludzie »Solidarności«, ale bez »Solidarności«”. Granicą politycznych ustępstw miała być wcześniejsza deklaracja szefa państwa, generała Wojciecha Jaruzelskiego: „Jedna jest tylko i nieprzekraczalna rubież: socjalistyczny charakter i rozwój naszego kraju”. Jednak władza skłonna była przyznać opozycji określoną ilość miejsc w Sejmie, zgodzić się na utworzenie senatu (tam pierwotnie zamierzano ulokować ludzi związanych z „S”), powołać urząd prezydenta oraz utworzyć wspólnie z opozycją Radę Porozumienia Narodowego, która miała przeprowadzić zmiany w ordynacji wyborczej. Dalsze rozmowy miały się odbyć w szerszym gronie i już przy okrągłym stole, ale warunkiem miało być wygaśnięcie strajków. Był to również test wiarygodności politycznej dla samego Wałęsy (czy nadal może być uważany za lidera opozycji), gdyż wielu ludzi związanych z „Solidarnością” dążyło do otwartej konfrontacji i niechętnie patrzyło na układanie się z władzą. Ostatecznie Wałęsa po dramatycznych pertraktacjach wymógł na trójmiejskim MKS-ie zakończenie strajku w Stoczni Gdańskiej, za którą podążyły inne zakłady. Preludium dla okrągłostołowych rozmów było półoficjalne spotkanie władzy i opozycji 16 września 1988 roku w willi MSW w podwarszawskiej Magdalence. Tym razem delegacje zaprezentowały się w nieco szerszym gronie, gdyż opozycję HISTORIA PRL (69) Montowanie stołu Zanim doszło do spotkania przy okrągłym stole, należało pokonać szereg piętrzących się różnic i problemów. Jedno ze spotkań przygotowujących okrągły stół – oprócz Wałęsy, który przybył ze swoimi doradcami: Tadeuszem Mazowieckim i Andrzejem Stelmachowskim – reprezentowali liderzy struktur regionalnych „S”: Władysław Frasyniuk (Wrocław), Lech Kaczyński (Gdańsk), Władysław Liwak (Stalowa Wola), Jacek Merkel (Gdańsk), Edward Radziewicz (Szczecin). Stronę rządową tradycyjnie reprezentowali Kiszczak z Cioskiem, a kościelną – biskupi: Orszulik (dla SB TW „Pireus”) i Dembowski, pozostający w świetnej komitywie z Kiszczakiem i jego ludźmi. Nowością była natomiast obecność przywódców OPZZ, SD, ZSL i PRON, co miało zapewne podkreślić rzekomy pluralizm związkowo-polityczny, a zarazem zmarginalizować pozycję „S”. Jednak same obrady na początku utknęły w martwym punkcie za sprawą sporu o legalizację „S”. Impas był tak duży, że zebrani nie byli nawet w stanie uzgodnić końcowego komunikatu dla mediów. Dopiero w rozmowie na osobności Kiszczak, Wałęsa i Mazowiecki wspólnie ustalili, że przedmiotem obrad okrągłego stołu, który zaplanowano na październik 1988 roku, będzie m.in. „kształt polskiego ruchu związkowego”. Rozmowy przy okrągłym stole miały się odbyć w podwarszawskiej Jabłonnie w posiadłości wykorzystywanej przez peerelowski wywiad. W tym celu zamówiono w fabryce mebli w Henrykowie odpowiedni stół i ustalono początek obrad na 17 października, jednak rychło termin tego historycznego spotkania zawieszono na czas nieokreślony. 19 września 1988 roku do dymisji podał się rząd profesora Zbigniewa Messnera, a do stworzenia nowego gabinetu desygnowany został Mieczysław Rakowski, wcześniej wieloletni redaktor naczelny „Polityki”, która pod jego zwierzchnictwem, co podkreślała nawet opozycja, odbiegała poziomem od sztywnych propezetpeerowskich pism. Już na samym początku swojego urzędowania Rakowski praktycznie zrewolucjonizował polską gospodarkę za sprawą wprowadzenia w życie tzw. ustawy ministra przemysłu Mieczysława Wilczka, która stwarzała niezwykle dogodne możliwości (sławne „zielone światło”) dla prywatnego biznesu. Co ciekawe, projekt ten niechętnie przyjęła opozycja, gdyż Rakowski użył sformułowania, że dla Polaków ważniejszy od okrągłego jest stół suto zastawiany. Natomiast lewica solidarnościowa zarzucała ustawie dyskryminację pracowników... Jednak wtedy prawdziwym szokiem dla opozycji była decyzja rządu o likwidacji Stoczni Gdańskiej. „S” odebrała to jako polityczną zemstę wymierzoną w niepokorny zakład, a Wałęsa nazwał tę decyzję polityczną prowokacją wymierzoną w proces okrągłego stołu. W tym miejscu warto się przyjrzeć specyfice tego najbardziej rozpolitykowanego zakładu w peerelowskiej rzeczywistości. W PRL-u Stocznia Gdańska urosła do rangi symbolu, na który oglądały się inne polskie zakłady podczas podejmowania decyzji politycznych. Była również, jako kolebka „Solidarności”, formą straszaka i nacisku na peerelowskie rządy, które od czasów Grudnia ’70 jak ognia bały się wszelkich niepokojów wywodzących się z tego największego trójmiejskiego przedsiębiorstwa. Niestety, drugą stroną medalu były perturbacje w statutowej działalności tego przedsiębiorstwa, a mianowicie produkcja statków, do których w zasadzie robiono tam wyłącznie kadłuby, a pozostałe wyposażenie – głównie elektronikę – kupowano na Zachodzie. Choć Stocznia Gdańska stała się ikoną świata polityki, to zupełnie straciła swoją wiarygodność w dziedzinie ekonomii, gdyż częste strajki powodowały liczne opóźnienia w produkcji oraz niewywiązywanie się z ustalonych terminów z kontrahentami, co w konsekwencji powodowało utratę rynków zbytu. Co ciekawe, największym kontrahentem stoczni był Związek Radziecki, który jednak już na początku lat 80. z przyczyn ekonomiczno-politycznych coraz więcej zamówień realizował w stoczniach w NRD. Tymczasem inicjatywa okrągłego stołu zaczęła odsuwać się w czasie. Pojawiały się nowe różnice zdań. Władza przy cichym poparciu prymasa Józefa Glempa absolutnie nie chciała się zgodzić na udział w rozmowach Adama Michnika i Jacka Kuronia, tymczasem opozycja stanęła za nimi murem. Kiedy wydawało się, że różnice zdań są zbyt wielkie, do gry włączył się Episkopat i zaproponował kolejne spotkanie pomiędzy Kiszczakiem a Wałęsą, do którego doszło w dniach 18 i 19 listopada na terenie parafii w Wilanowie. W rozmowach, w których szczególnie aktywnym mediatorem był biskup gdański Tadeusz Gocłowski, nawiązano nić porumienienia, jednak przełomowym momentem było włączenie się do sporu lidera OPZZ Alfreda Miodowicza. OPZZ – sześciomilionowa legalna organizacja składająca się w większości z byłych członków „S” – najwyraźniej już czuła za plecami oddech „Solidarności”. Inną sprawą było to, że często w zakładach pracy – oprócz legalnie działających OPZZ-tów – tworzyły się równolegle nielegalne struktury „S”, co poprzez stałą rywalizację i konflikty fatalnie wpływało na organizację pracy. Dlatego było kwestią czasu, kiedy obaj przywódcy wezmą się „za łby”. Miodowicz zaproponował Wałęsie debatę polityczną, podczas której miał skompromitować lidera „S”. Partyjni przywódcy za wszelką cenę chcieli odwieźć Miodowicza od tego pomysłu, gdyż wpuszczenie Wałęsy do telewizji burzyło jego tak pieczołowicie kreowany przez władze wizerunek – jako osoby prywatnej. Jednak uparty Miodowicz stale powtarzał, że wygra, bo „Wałęsa to dureń”. Podczas debaty transmitowanej na żywo na antenie TVP nie było wątpliwości, że „elektryk z Gdańska” merytorycznie zniszczył „wielkopiecowego hutnika z Nowej Huty”. Wkrótce po tym spotkaniu poparcie społeczne dla „S” wzrosło z 43 do ponad 62 proc. Stanowiło to już pokaźną większość, a zarazem informację dla liberalnego skrzydła partyjnych elit, że od okrągłego stołu nie ma już odwrotu. Pozostało jeszcze tylko „skruszyć partyjny beton”, co miało nastąpić podczas zwołanego na grudzień 1988 X Plenum KC PZPR. Na początku Jaruzelskiemu udało się usunąć z Biura Politycznego przeciwników porozumienia z opozycją, m.in.: generała Józefa Baryłę, Zofię Stępień i Zbigniewa Messnera, a na ich miejsce wprowadzić swoich zaufanych ludzi, takich jak: Stanisław Ciosek, Zbigniew Michałek czy Janusz Reykowski. Później, grając va bank, Jaruzelski zapowiedział, że jeśli partia nie skończy z monopolem władzy i nie poprze pluralizmu politycznego oraz związkowego, on poda się do dymisji. Do politycznego szantażu generała przyłączył się również Kiszczak oraz minister obrony narodowej generał Florian Siwicki. Ludzie ci zarządzali wtedy resortami siłowymi w Polsce, a karne utrzymanie w ryzach wojska, podobnie zresztą jak w okresie stanu wojennego, zapobiegło większym niepokojom. Wobec tak postawionej sprawy większość kierownictwa partii „wymiękła” i – przy 143 głosach za, 32 przeciw i 14 wstrzymujących – przyjęła niezwykle ważną uchwałę, która m.in. gwarantowała ponowne zalegalizowanie NSZZ „Solidarność”. Droga do okrągłego stołu stanęła otworem. 27 stycznia 1989 roku odbyło się drugie spotkanie Kiszczaka z Wałęsą w Magdalence, bo należało dograć techniczne szczegóły tych ważnych dla losu kraju rozmów. Tym razem obu stronom zależało na w miarę szybkim przystąpieniu do rokowań, gdyż wewnątrz PZPR, pomimo pozytywnej uchwały X Plenum, odczuwalna była presja ze strony konserwatywnych sił przeciwnych porozumieniu. Obawiano się również nieobliczalnego i silnego OPZZ. Niespokojnie było również w obozie solidarnościowym, gdzie część radykalnej opozycji, która dążyła do ostatecznej rozprawy z władzą, oskarżała Wałęsę, Michnika i Mazowieckiego o układy z partią i zdradę interesów Sierpnia ’80. PAWEŁ PETRYKA [email protected] Nr 30 (595) 29 VII – 4 VIII 2011 r. Oto moje ulubione pytanie: jeśli Bóg jest wszechmocny, to dlaczego musiał poświęcić sam siebie dla samego siebie z powodu zmycia kary nałożonej przez samego siebie? Pytanie to dotyka dwóch kwestii: idei odkupienia i wszechmocy Boga. Po pierwsze – zakłada, że skoro ludzkość zgrzeszyła przeciwko nieskończonemu Bogu, pojednanie również wymagało poświęcenia istoty nieskończonej, a tą przecież może być jedynie Bóg. Po drugie zaś – podważa ono wszechmoc Boga. Bo jeśli Bóg jest wszechmocny, to przecież mógł w inny sposób rozwiązać odwieczny problem ludzkości, jakim jest grzech. Czy założenia te są słuszne? Otóż tylko pozornie. W Biblii nie ma przecież ani jednego wersetu, który by wyrażał choćby aluzję, że Bóg „musiał poświęcić samego siebie”. Jest to koncepcja obca Pismu Świętemu, powstała na gruncie teologii rzymskokatolickiej, która głosi, że Jezus Chrystus, prawdziwy Bóg, jako druga osoba Trójcy Świętej i prawdziwy człowiek, narodzony za sprawą Ducha Świętego, trzeciej osoby Trójcy Świętej, z Maryi Panny, poprzez swą śmierć złożył Trójcy zadośćuczynienie za grzechy ludzkości. Biblia nie uczy jednak o Trójcy, a Bóg i Jezus – człowiek to dwie różne istoty (por. J 17. 3; 20. 17; 1 Kor 8. 6). Chrystus nie jest Bogiem w absolutnym tego słowa znaczeniu i nie musiał nim być, aby odkupić grzeszną ludzkość. Narodził się wszakże jako człowiek, żył jako człowiek i umarł jako człowiek. Innymi słowy: „Jak przez nieposłuszeństwo jednego człowieka wielu stało się grzesznikami, tak przez posłuszeństwo jednego [człowieka] wielu dostąpi usprawiedliwienia” (Rz 5. 19). Przyczyną zamieszania w tej sprawie jest zatem Kościół rzymskokatolicki, który naucza, że „Chrystus ma dwie natury, Boską i ludzką” („Katechizm Kościoła Katolickiego”, p. 481). Poza tym warto przypomnieć, że nawet ojcowie Kościoła różnie odpowiadali na pytanie, w jaki sposób Bóg dokonał odkupienia upadłej ludzkości. Na przykład Orygenes i Augustyn wierzyli, że Bóg wykupił ludzkość od szatana. Inni z kolei nauczali, że Chrystus nie był nawet ofiarą zadośćuczynną za grzechy ludzkie, a jedynie przedstawicielem człowieka, i tylko w pewnym stopniu efekt Jego śmierci i zmartwychwstania rozciąga się na całą ludzkość. Jeszcze inni głosili (np. Anzelm), że upadek człowieka stanowi dla Boga samooskarżenie, a Chrystusowe odkupienie było aktem ukojenia Boskiego poczucia winy. Jedni uważali więc, że to szatan domagał się ofiary winowajcy, inni, że wymagała tego sprawiedliwość Boga, a jeszcze inni, że Chrystusowe odkupienie należy postrzegać w kategoriach miłości do Boga i ludzkości. Przyczyną tych jakże zróżnicowanych opinii jest prawdopodobnie to, że Biblia nie formułuje jednoznacznie „teorii zadośćuczynienia”, a jedynie potwierdza zaistniały fakt, że śmierć Chrystusa jest zapłatą za grzech oraz że „odkupił [On] dla Boga krwią swoją ludzi z każdego plemienia i języka, i ludu, i narodu” (Ap 5. 9). Prawdę tę apostoł Paweł wyraził następująco: „Albowiem jeden jest Bóg, jeden też pośrednik między Bogiem a ludźmi, człowiek Chrystus Jezus, który siebie samego złożył jako okup za wszystkich, aby o tym świadczono we właściwym czasie” (1 Tm 2. 5–6). OKIEM BIBLISTY Innymi słowy: winny jego upadku nie był Bóg, lecz on sam, jego żona i zwodniczy „wąż”! Oto co znaczy, że Bóg w Chrystusie okazał się sprawiedliwym i „usprawiedliwiającym tego, który wierzy w Jezusa” (Rz 3. 26). Ale czy Bóg nie mógł ocalić ludzkości w inny sposób, jak tylko przez doskonałe życie Chrystusa i Jego śmierć, czyli Jego wierność aż do śmierci? Co najmniej cztery teksty sugerują, że Jezus nie musiał umrzeć. Oto one: „Jeruzalem, Jeruzalem, które zabijasz proroków i kamieniujesz tych, którzy do ciebie zostali posłani, ileż to razy chciałem zgromadzić dzieci twoje, jak kokosz zgromadza upodobania w śmierci bezbożnego, ale „raczej w tym, by się odwrócił od swoich dróg i żył” (Ez 18. 23). Śmierć Chrystusa świadczy raczej o tym, że postanowił być Bogu „posłuszny aż do śmierci” (Flp 2. 8). Nie mógł też wyprzeć się tego wszystkiego, co wcześniej głosił, a przede wszystkim „umiłował [swoich] aż do końca” (J 13. 1; por. J 15. 13). Jego zaś, jako „drugiego Adama”, zmartwychwstanie jest znakiem, że Bóg jest dawcą życia wiecznego. Poza tym „skoro dzieci mają udział we krwi i w ciele, więc i On również miał w nich udział, aby przez śmierć zniszczyć tego, który miał władzę nad śmiercią, to jest diabła, i aby PYTANIA CZYTELNIKÓW Bóg i odkupienie Abraham i Izaak wg Caravaggia – Biblia pełna jest ofiarnej i odkupieńczej symboliki Z przytoczonego tekstu wynika, że Chrystus nie był i nie musiał być Bogiem, aby odkupić grzeszną ludzkość. Albowiem „jak przez jednego człowieka grzech wszedł na świat, a przez grzech śmierć” (Rz 5. 12), tak też i zapłata za grzech przyszła i musiała przyjść „przez człowieka” – Chrystusa, którego apostoł Paweł nazwał drugim Adamem (2 Kor 5. 45, 47; por. Rz 5. 14). Co to oznacza? Między innymi to, że Jezus jako człowiek dowiódł również, że pierwszy Adam nie musiał zgrzeszyć. Jezus Chrystus nie dysponował bowiem możliwościami innymi niż pierwszy Adam. Pojawił się przecież na ziemi „w postaci grzesznego ciała”, a „ofiarując je za grzech, potępił grzech w ciele” (Rz 8. 3). Chociaż więc nie miał ułatwionego zadania (wzrost bezprawia, opozycja), dowiódł, że można odnieść zwycięstwo nad grzechem „w ciele”, czyli że pierwszy Adam nie musiał sprzeniewierzyć się Bogu. pisklęta swoje pod skrzydła, a nie chcieliście” (Mt 23. 37); „W końcu posłał do nich syna swego, mówiąc: »Uszanują syna mego«: Ale gdy wieśniacy ujrzeli syna, mówili między sobą: »To jest dziedzic; nuże, zabijmy go, a posiądziemy dziedzictwo jego«” (Mt 21. 37–38); „Gdybyś i ty poznało w tym to dniu, co służy ku pokojowi. Lecz (…) przyjdą na ciebie dni, że twoi nieprzyjaciele usypią wał wokół ciebie i otoczą, i ścisną cię zewsząd. I zrównają cię z ziemią (…), dlatego żeś nie poznało czasu nawiedzenia swego” (Łk 19. 42–44); „Ale głosimy mądrość Bożą tajemną, zakrytą, którą Bóg przed wiekami przeznaczył ku chwale naszej. Której żaden z władców tego świata nie poznał, bo gdyby poznali, nie byliby Pana chwały ukrzyżowali” (1 Kor 2. 7–8). Jezus nie musiał więc umrzeć, aby zjednać ludzkości Bożą łaskę. Boża łaska jest bowiem odwiecznie niezmienna, a Bóg nigdy nie miał wyzwolić wszystkich tych, którzy z powodu lęku przed śmiercią przez całe życie byli w niewoli” (Hbr 2. 14–15). Na pytanie postawione na samym początku można również odpowiedzieć w ten sposób, że Bóg rzeczywiście jeszcze w inny sposób mógł rozwiązać odwieczny problem ludzkości, ale najwidoczniej żaden inny plan zbawienia nie byłby tak skuteczny, jak właśnie ten. Według Biblii istniejący plan zbawienia wyraźnie objawia przymioty charakteru Bożego. Jakie? Przede wszystkim sprawiedliwość, o czym wyżej była już mowa (Rz 3. 4–5, 21–31). Także Jego miłość, ponieważ „Bóg daje dowód swojej miłości ku nam przez to, że kiedy byliśmy jeszcze grzesznikami, Chrystus za nas umarł” (Rz 5. 8); Jego moc i władzę, bo „tak jest z moim [Boga] słowem, które wychodzi z moich ust: nie wraca do mnie puste, lecz wykonuje moją wolę i spełnia pomyślnie to, z czym je wysłałem” 21 (Iz 55. 11), o czym świadczyć może m.in. życie i zmartwychwstanie Jezusa oraz zapowiedź powszechnego zmartwychwstania w dniu ostatecznym (J 6. 39–40; 1 Kor 15. 22–23). Wreszcie, Boży plan odkupienia objawia również Jego mądrość. Według Biblii Bóg zna bowiem koniec od samego początku. „Ja od początku zwiastowałem to, co będzie, i z dawna to, co jeszcze się nie stało. Ja wypowiadam swój zamysł i spełnia się on, i dokonuję wszystkiego, czego chcę” (Iz 46. 10). „Albowiem do niego należą mądrość i moc. On zmienia czasy i pory (…), udziela mądrości mądrym, a rozumnym rozumu. On odsłania to, co głębokie i ukryte; wie, co jest w ciemnościach, u niego mieszka światłość” (Dn 2. 20–22; por. Rz 11. 33–36). Jak widać, niezależnie od tego, jak traktujemy przesłanie zawarte na kartach Pisma Świętego, Biblia nie zawiera nawet aluzji, jakoby Bóg „musiał poświęcić samego siebie”. W ogóle nie mówi, że Bóg coś musi, ale raczej podkreśla, że jeśli już coś czyni, szczególnie jeśli chodzi o ocalenie ludzkości, nie czyni tego z konieczności, tylko z miłości. Mówi o tym cała Biblia, która również świadczy o tym, że odwieczna Boża łaska jest niezmienna i dostępna dla „każdego”, kto tylko się ukorzy przed Bogiem, tak jak zrobili to mieszkańcy Niniwy (por. Jon 3. 5; 4. 1–11). Świadczy o tym również Boży plan odkupienia ludzkości w Chrystusie, który ponadto dowodzi (bezgrzeszne życie Jezusa aż do śmierci), że Bóg jest sprawiedliwy i usprawiedliwiający każdego, kto wierzy (Rz 3. 26). Poza tym plan ten odpiera również zarzuty, jakoby „posłuszeństwo wiary”, którego Bóg od samego początku oczekiwał i do którego chce przywieść wszystkie narody, było niemożliwe do osiągnięcia przez człowieka (Rz 1. 5). Krótko mówiąc: według Biblii Stwórca „jest Bogiem łaskawym i miłosiernym, cierpliwym i pełnym łaski, który żałuje nieszczęścia” (Jon 4. 2). Jest więc rzeczą nie do pomyślenia, aby otworzył dla grzeszników źródło oczyszczenia z grzechu i nieczystości dopiero z chwilą śmierci i zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. Wszak czytamy: „Miłością wieczną umiłowałem cię, dlatego tak długo okazywałem ci łaskę” (Jr 31. 3). Fakt, że „tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy, kto weń wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny” (J 3. 16), jedynie potwierdza ową odwieczną Bożą miłość i dowodzi, że otworzył On zdroje łaski dla wszystkich: Żydów i nie-Żydów. „Albowiem wszyscy jesteście synami Bożymi przez wiarę w Jezusa Chrystusa. Bo wszyscy, którzy zostaliście w Chrystusie ochrzczeni, przyoblekli się w Chrystusa. Nie masz Żyda ani Greka, nie masz niewolnika ani wolnego, nie masz mężczyzny ani kobiety; albowiem wy wszyscy jedno jesteście w Jezusie Chrystusie. A jeśli jesteście Chrystusowi, tedy jesteście potomkami Abrahama, dziedzicami według obietnicy” (Ga 3. 26–29). BOLESŁAW PARMA 22 Nr 30 (595) 29 VII – 4 VIII 2011 r. OKIEM SCEPTYKA ANTYMITOLOGIA NARODOWA (41) Wróg Polski, bohater Ukrainy Powstanie Semena Nalewajki było jednym z największych na Ukrainie. Zostało przez Polskę utopione w rzece krwi. Zbrojne wystąpienia Kozaków na Ukrainie przeciwko Rzeczypospolitej nasiliły się od końca XVI w. Miały za cel wyzwolenie Ukrainy spod polskiego panowania i w rezultacie niezawisłość Kozaczyzny i całej Ukrainy. Już pierwsze powstanie kozackie w Rzeczypospolitej szlacheckiej próbowało znaleźć oparcie za granicą, przede wszystkim w Moskwie, która 60 lat później zdecydowanie wkroczy w konflikt polsko-ukraiński. W końcu XVI w. to jednak wciąż potężna Rzeczpospolita dyktowała warunki. W 1593 r. Sejm uchwalił konstytucję „O Niżowcach”, w której uznawał Kozaków niepodporządkowujących się Rzeczypospolitej za „wrogów ojczyzny i zdrajców”, których można było bez postępowania sądowego bezkarnie zabijać. Wkrótce na horyzoncie pojawił się nowy przywódca, który poprowadził Kozaków do walki ze znienawidzonym panowaniem szlacheckim. Człowiekiem tym był Semen (Seweryn) Nalewajko, uznawany we współczesnej Ukrainie za bohatera narodowego. Nalewajko pochodził z Husiatyna na Podolu. Początkowo pozostawał na służbie u litewskiego magnata Konstantego Ostrogskiego H i – co ciekawe – uczestniczył w tłumieniu poprzedniego powstania kozackiego. Następnie na żołdzie austriackim przewodził bandzie łupieskiej, walcząc przeciwko Turkom i Tatarom, pustosząc Mołdawię i Węgry. Powrócił do kraju i tu zorganizował nowe powstanie, wykorzystując niepokoje ruskiego chłopstwa zamieszkującego Ukrainę Naddnieprzańską, czyli wschodnie województwa dawnej Rzeczypospolitej. Powstanie wybuchło na Wołyniu w 1595 roku i od razu przyniosło powstańcom sukcesy. Nalewajko rozdzielił swoje siły na trzy grupy: pierwszą – wołyńską – dowodził osobiście, drugą – działającą na Kijowszczyźnie – powierzył swojemu przyjacielowi i towarzyszowi, atamanowi Hryhoremu Łobodzie, trzecią – na Polesiu i południu Białorusi – objął ataman Matwiej Sawuła. W ten sposób powstanie przybrało ogromne rozmiary, obejmując nie tylko całość ziem ukraińskich, ale i część Białorusi. Zawdzięczać to należy zarówno talentom dowódczym Nalewajki, jak również desperacji chłopstwa ukraińskiego wobec obejmowania go powinnościami feudalnymi przez Polaków. W tym czasie Polska zaangażowana była umanizm świecki ma tę zaletę, że w pewnych granicach pozostawia ludziom wolność w doborze celów życia i wyznawanych wartości. Granicami są niezbywalne prawa innych ludzi. Po moim tekście pt. „Zew krwi” („FiM” 24/2011), na temat skutków wojny i przemocy, dostałem bardzo interesującą polemikę od pana Arkadiusza C. Mój adwersarz propaguje chwałę walki zbrojnej, honoru i godności. Uważa, że zabijanie w ramach obrony „powinno być nawet pochwalane i że oczywistym faktem jest, iż wszystkie doniosłe zmiany na lepsze dokonały się na świecie (np. zniesienie niewolnictwa i obalenie rozmaitych dyktatur) dzięki aktom zbrojnym”. Zdaniem autora listu „nie ma wspanialszej rzeczy dla mężczyzny jak chwała na polu bitwy, choćby miała oznaczać klęskę”. Pan Arkadiusz, najwyraźniej lubiący wojować, bo nawet w swoim adresie e-mailowym ma słowo „zdobywca”, pyta mnie też o pacyfizm – o to, na ile, w moim rozumieniu, zabrania on wszelkiej walki. To wszystko zależy od tego, jak się pacyfizm rozumie. Słowo pochodzi od pojęcia „pokój”, ale sama nazwa nie przesądza jeszcze wielu kwestii i dopuszcza różne postawy (tak jak i wegetarianizm). Jeśli chodzi o mnie, to tekst pisałem po to, aby lepiej naświetlić skutki wojen i przemocy. Nie jest tak, że uważam militarnie w kolejną awanturę mołdawską, a celem było osadzenie na tronie w Mołdawii kandydata odpowiadającego jej interesom. Dopiero po powrocie wojsk polskich z Mołdawii sytuacja powstańców zaczęła się pogarszać. Wobec groźby, że wódz kozacki wymorduje całą szlachtę na Ukrainie, oraz plotek, że potem ruszy na zachód i uderzy na Kraków, do walki skierowano oddziały regularne Rzeczypospolitej, dowodzone przez hetmana polnego koronnego Stanisława Żółkiewskiego. Zręczny hetman nie tylko toczył bitwy z powstańcami, ale też totalne nieużywanie przemocy za dogmat. Bynajmniej. Sądzę jednak, że dobrze jest, jeśli w miarę dokładnie wiemy, w co się pakujemy, gdy wybieramy się na wojaczkę. Poza tym chcę podkreślić, że nie należy mylić walki zbrojnej z walką polityczną. Tę drugą uważam za godną polecenia. Nie zgadzam się z tezą, że wszelkie istotne zmiany na lepsze zawdzięczamy aktom próbował za pomocą dyplomacji skłócić buntowników. Pod Białą Cerkwią 3 kwietnia 1596 r. doszło do walnej bitwy, w której Polacy zwyciężyli, powstańcy zaś, opuściwszy zachodnią Ukrainę, okopali się w Perejasławiu. W obozie kozackim, gdzie większość żołnierzy była ranna, toczyły się kłótnie i spory. Byli tacy, którzy chcieli zdać się na łaskę Rzeczypospolitej. Ostatecznie wycofano się dalej na wschód. Żółkiewski dopadł Kozaków na uroczysku Sołnica. Ci jednak zdążyli się ufortyfikować w tzw. taborze, który był ruchomą twierdzą, a zarazem kozacką na dłuższą metę nie przyniosło im to niczego poza wstydem. Żeby było jasne, nie uważam metod Gandhiego za jedynie słuszne, ale przytaczam je w opozycji do twierdzenia pana Arkadiusza o wielkiej skuteczności walki zbrojnej. Co do ogromnej wagi przywiązywanej do honoru, to, doceniając wolność wyboru każdego do jego ulubionych wartości, miło ŻYCIE PO RELIGII Krew i honor zbrojnym. Wiele dyktatur (na przykład dyktatura PZPR w Polsce i KPZR w Związku Radzieckim) upadło właściwie bez jednego wystrzału. Niewolnictwo w północnych stanach USA zniesiono bez walki zbrojnej, podobnie jak niewolnictwo w Imperium Brytyjskim i wielu innych krajach. Segregację rasową w USA obalono dzięki walce politycznej, a nie zbrojnej. To druga strona uciekała się do przemocy, ale przegrała. Hindusi pokonali Brytyjczyków właściwie także bez wojny wyzwoleńczej. I to programowo, bo taka była doktryna Gandhiego. Owszem, Anglicy w Indiach sporo próbowali strzelać, ale mi, że w obecnych czasach wartość ta straciła nieco na swym znaczeniu. Cieszę się, że po klęsce z maja 1945 roku Niemcom nie przychodzi do głowy szukać utraconej czci i zabranych terytoriów na polu bitwy, a państwa Europy postanowiły wreszcie odrzucić wzajemne urazy oraz niekończące się pretensje i założyć Unię. I że demokracja od honorowych pojedynków zbrojnych ceni bardziej ducha negocjacji, umowy i kompromisu. Są to rzeczy może mało efektowne – nie skutkują setkami pomników i cmentarzy – ale bardzo pożyteczne, bo pozwalają żyć i troszczyć się o prawa wszystkich. specjalnością. W taborze za 9 rzędami wozów ukryło się 6 tys. żołnierzy zdolnych do walki i 4 tys. rannych, nadto kobiety i dzieci. Zacięta walka trwała przez blisko dwa tygodnie. Szeregi powstańcze dziesiątkowała artyleria Żółkiewskiego, choroby i głód. Rozsierdzeni Polacy na oczach oblężonych dokonali egzekucji dwóch wziętych do niewoli Kozaków. W końcu powstańcy stracili wszelką nadzieję. 7 czerwca 1596 r. starszyzna kozacka przyjęła bezwzględne warunki kapitulacji. W polskie ręce wydano Nalewajkę i kilku jego oficerów. Ufając hetmańskiemu słowu, że ujdą z życiem, Kozacy złożyli broń. Polacy, którzy uważali kozaków za buntowników i „swołocz”, nie dotrzymali umowy kapitulacyjnej i dokonali rzezi jeńców, tak że „trup na trupie leżał”. XVI-wieczny kronikarz Joachim Bielski tak przedstawił tę rzecz: „I zaraz skoczyli nasi do nich, że ani do sprawy, ani do strzelby przyjść mogli. I tak ich niemiłosiernie siekali, że na milę albo dalej trup na trupie leżał. Jakoż było wszystkich w taborze z czernią i z żonkami na dziesięć tysięcy, których nie uszło więcej półtora tysięcy z Krempskim [hetmanem]. Pojmanych też była część, których za przysięgą hetman puścił, a drudzy też do rot przystali”. Nalewajko zginął w Warszawie wbity na pal, a następnie został poćwiartowany na oczach ukontentowanej gawiedzi. Według ludowej opowieści ukraińskiej, był upieczony we wnętrzu miedzianego zbiornika. Dziś nazwiskiem Nalewajki nazwane są ulice w miastach na Ukrainie, w szczególności na zachodzie kraju. Ma on także liczne pomniki. ARTUR CECUŁA Co do tego, co jest najwspanialsze dla mężczyzn, to cokolwiek by powiedzieć, wszystko będzie dyskusyjne. Czy lepiej jest dać się zabić w tzw. słusznej sprawie (albo tylko honorowej), czy jednak dalej żyć i w mozole oraz trudzie opiekować się bliskimi? Czasem umrzeć jest łatwiej, niż przeżyć, a wybór tego, co łatwiejsze, nie jest czymś szczególnie godnym podziwu. Żyjemy w czasach, w których wartości patriarchalne, a do nich należy do pewnego stopnia kult walki zbrojnej, uległy zakwestionowaniu, choć oczywiście możemy się z tym nie zgadzać i trwać przy nich wiernie. Zmieniają się modele męskości i tego, co mężczyźnie przystoi, co jest powodem do wstydu, a co przyczyną dumy. Kiedyś mężczyzna idący przez miasto z dzieckiem w wózeczku bywał przedmiotem kpin. Obecnie widok taki wzbudza dosyć powszechną sympatię, a mężczyźni uchylający się od troski o własne dzieci spotykają się ze społeczną niechęcią, nie tylko u kobiet. Mnie wartości patriarchalne kojarzą się z przemocą i autorytaryzmem, i jako takie nie budzą mojego entuzjazmu. Pamiętajmy też, że drugą stroną rycerskiej dumy była uległość i poddanie wobec seniora oraz słynne całowanie pańskiego pierścionka w przyklęku. Walka zbrojna potrzebuje wodzów, a ja cenię wolność, dlatego kult wodza – według moich kategorii męskości – wydaje mi się mało męski. MAREK KRAK Nr 30 (595) 29 VII – 4 VIII 2011 r. P apież Lucjusz III zyskał sławę jako autor dekretu przeciwko heretykom, jednak jego pontyfikat upłynął przede wszystkim w cieniu walki z rzymianami. Po śmierci Aleksandra III Senat Rzymu uchwalił wysoką opłatę za ingres papieski w mieście, wobec czego kolegium kardynalskie zebrało się w Velletri, gdzie dokonano wyboru papieża Lucjusza III, dotychczasowego biskupa tego miasta. Został on konsekrowany w Velletri 6 września, a w listopadzie udało mu się przekonać władze Rzymu, aby pozwoliły mu osiąść w mieście. Krótko jednak trwał rzymski epizod pozostały wierne papieżowi. W kwietniu 1184 r. splądrowali terytorium od Tusculum po Lacjum. Rozgrywały się wówczas dantejskie sceny. W czwartym tomie swojej „Historii miasta Rzymu w średniowieczu” Gregorovius opisuje makabryczną parodię, jaką rzymianie urządzili, nawiązując do dawnych, szyderczych papieskich procesji (papieskich wrogów sadzano na oślim zadzie). Rzecz działa się w Kampanii, gdzie siły Republiki złapały grupę księży. Wszystkim, poza jednym, wydłubano oczy, następnie każdemu z nich nałożono na głowę infułę z nazwiskami poszczególnych kardynałów i usadzono na osiołkach. OKIEM SCEPTYKA zamajaczył papieżowi sojusz dwóch najgorszych wrogów papiestwa! Profesor Philippe Levillain, członek Papieskiego Komitetu Nauk Historycznych, pisze: „Papież próbował rozgrywać przeciw cesarzowi angielską kartę i jednocześnie usiłował zdestabilizować pozycję Hohenstaufów na arenie wewnętrznej”. W końcu do pokojowego stołu rozmów strony zasiadły w październiku i listopadzie 1184 r. w Weronie, gdzie jednocześnie odbył się synod. Lucjusz III pozostawił po sobie oryginalną interpretację klerykalnych przestępstw, która, jak się wydaje, jest aktualna w Kościele do czasów współczesnych: „Innym heretyckich nauk” („Ad abolendam haeresim”), która miała się stać aktem fundacyjnym europejskiej, posępnej inkwizycji, czyli okrutnej kościelnej policji politycznej, przy której takie twory jak peerelowska Służba Bezpieczeństwa to zaledwie przedszkole opresji. Dekret papieski stanowił m.in.: „Aby pozbyć się złośliwości różnych herezji, które w ostatnim czasie rozkrzewiły się w większej części świata, należy odpowiednio obudzić siły Kościoła, które przy współdziałającej asystencji potęgi cesarskiej, zuchwalstwo i zadziorność heretyków w ich fałszywych zamierzeniach mogą skutecznie zdławić, aby prawda OJCOWIE NIEŚWIĘCI (47) Młot na heretyków Papież Lucjusz III (1181–1185) może być uznany za świętego ojca inkwizycji. Wydał on bowiem bullę „Ad abolendam haeresim”, zwaną też Kartą Inkwizycji, która zapoczątkowała inkwizycyjne ściganie heretyków i stosowanie wobec nich nadzwyczajnych środków prawnych. Lucjusza. Niemiecki historyk Ferdynand Gregorovius ujął to tak: „Duch Arnolda [z Bresci] wciąż obecny był w Rzymie, więc każdy kolejny papież musiał pozyskać dla siebie tolerancję albo udać się na wygnanie. Ponieważ jednak Lucjusz odrzucił respektowanie przywilejów przyznanych mieszkańcom przez wcześniejszych papieży, zyskał sobie ich wrogość”. Wkrótce potem papież zaangażował się w wojnę pomiędzy Rzymem i Tusculum – stanął po stronie Tusculum przeciwko Rzymowi. Kiedy 28 czerwca 1183 r. rzymianie zaatakowali Tusculum, papież wezwał na pomoc siły arcybiskupa Mainz Krystiana I (1130–1183) – pogromcę rzymian podczas sławnej bitwy pod Tusculum (1167 r.), gdzie poległy tysiące mieszkańców miasta, a tysiące trafiły do niewoli. W roku 1193 arcybiskup Mainz stoczył pod Monte Porzio kolejną zwycięską bitwę, pokonał rzymian i ocalił papieża oraz Tusculum. „Wojowniczy arcybiskup (tak papieskiego podwładnego i sojusznika opisywał Gregorovius) pozostawał dziarskim rycerzem aż do swej śmierci, utrzymywał harem pięknych dziewcząt i odziany w błyszczącą zbroję jeździł na wyśmienitym rumaku, wymachując wielkim toporem, którym roztrzaskiwał hełmy i czaszki tych, którzy stanęli mu na drodze”. Po jego śmierci papież odprawił w Tusculum boleściwe egzekwie. Po stracie tak walecznego arcybiskupa papież nie był w stanie wykorzystać zwycięstwa nad rzymianami, którzy zaczęli zaciekle atakować wszystkie miejscowości, które Ten, któremu oszczędzono oczy, miał poprowadzić kardynalskie osły w procesji grozy – do papieża. Niestety, rzadko mówi się o tym, jak bardzo wrogi wobec papieża był dwunastowieczny Rzym. Ojciec święty uznał, że czas wezwać na pomoc cesarza. Na drodze stały jednak poważne konflikty pomiędzy dwiema stronami. Przedmiotem waśni były sprawy związane z inwestyturą oraz majątkami hrabiny Matyldy Toskańskiej, o które od lat toczył się spór pomiędzy papiestwem i cesarstwem (hrabina przekazała swój majątek Kościołowi, ale zgodnie z prawem mogła swobodnie przekazać tylko swoją własność wolną od zobowiązań lennych – allodium; natomiast swoim lennem cesarskim nie mogła swobodnie rozporządzać). W 1182 roku cesarz zaproponował kompromis polegający na zrzeczeniu się przez papieża pretensji do spornych majątków w zamian za 20 proc. przychodów cesarskich z Italii. Papież odrzucił jednak tę propozycję. Druga propozycja cesarska – zamiana terytoriów – również została odrzucona. Kolejną sporną kwestią pomiędzy papieżem i cesarzem była koronacja cesarska syna Fryderyka – Henryka VI – koronowanego w 1169 r. na króla Niemiec. Papież nie chciał koronować cesarskiego potomka, gdyż nie chciał dziedzicznej dynastii cesarskiej. Bezpieczniejsze dla papiestwa było cesarstwo niestabilne. Jeszcze bardziej przerażało papieża małżeństwo tegoż Henryka z córką króla sycylijskiego Rogera II. Na horyzoncie Scena z inkwizycyjnego procesu przestępstwem jest to, co dzieje się notorycznie, a innym to, co dzieje się potajemnie. Notoryczne przestępstwo to takie, z powodu którego ksiądz zostaje kanonicznie skazany; potajemne to takie, które Kościół jeszcze toleruje... Wierzcie więc niezachwianie, że dozwolone jest uczestniczenie w nabożeństwach odprawianych przez duchownych i kapłanów, choćby uprawiali oni nierząd, a nawet przyjmowanie z ich rąk sakramentów, dopóki są oni jeszcze tolerowani przez Kościół”. Można więc na tej podstawie sądzić, że dość częste przestępstwo molestowania nieletnich przez księży do niedawna miało status „potajemnego” i tolerowanego, a obecnie, kiedy – ku utrapieniu – zostało szeroko ujawnione, posiada już status „notorycznego”. Najtrwalszym jednak efektem synodu w Weronie były paragrafy przeciwko heretykom, bo w tej sprawie doszło do porozumienia między papieżem i cesarzem. 4 listopada 1184 r. papież wydał bullę „O potrzebie tępienia rozmaitych katolicka świeciła dalej w świętym Kościele, pozwólmy pokazać jej czystość i wolność od ich przeklętych fałszywych doktryn. Oświadczamy ponadto, że wszyscy błazeńscy obrońcy ponurych heretyków, ale także ci, którzy okazują im jakąkolwiek sympatię lub aprobatę, przez co umacniają ich w przekonaniach – bez względu na to, czy nazywają siebie wyznawcami doskonałymi, czy jakąkolwiek inną przesądną nazwą – że wszyscy ci zasługują na taki sam wyrok. Każda osoba świecka, która zostanie przez nas publicznie lub prywatnie uznana winną jakiegokolwiek wyżej wymienionego przestępstwa, jeśli nie odwoła ona swojej herezji i niezwłocznie nie powróci na łono ortodoksyjnej wiary, zostanie przekazana ramieniu świeckiemu, które wymierzy zasłużoną karę odpowiednio do wagi przestępstwa... Ale ci, którzy po odwołaniu swoich błędów lub oczyszczeniu się przed biskupem zostaną przyłapani na ponownym popadnięciu w odwołaną herezję, już bez dalszego 23 przesłuchiwania zostają niezwłocznie przekazani ramieniu świeckiemu, a ich dobra zostaną skonfiskowane na użytek Kościoła”. Bulla zapoczątkowała tzw. inkwizycję biskupią, gdyż nie powoływała jeszcze osobnej jednostki kościelnej zajmującej się tępieniem heretyków, lecz upoważniała biskupów do ich ścigania. Biskupi zostali mianowicie zobowiązani do ekskomunikowania heretyków, konfiskowania ich mienia i skazywania ich na „wieczną sromotę”. Bulla zalecała nadto „czyszczenie” katolickich cmentarzy z heretyckich szczątków, aby dłużej ich nie bezcześciły. Biskupi mieli obowiązek wizytować na swoim terenie wszystkie rejony, które uchodziły za siedliska herezji, i ujawniać podejrzanych. Musieli sami wyszukiwać heretyków, a tym, którzy w ciągu trzech lat nie wykryli żadnych, groziła utrata urzędu. Kluczowym elementem ponurej procedury inkwizycyjnej było założenie, że herezji nie trzeba dowodzić – to człowiek posądzony o herezję ma dowieść swojej niewinności. Dekret papieski z nazwy wymienił i potępił szereg ówczesnych herezji, m.in. religię waldensów, katarów, humiliatów, biednych z Lyonu, arnoldystów. Potępiono także wędrownych kaznodziejów, którzy głosili „słowo boże” bez kościelnego pozwolenia (takich ówczesnych Natanków). Dodatkowo Synod w Weronie potępił i ekskomunikował... rzymian. „Za bunty przeciwko »Doczesnemu Dominium« zostali sklasyfikowani razem z ówczesnymi heretykami” (Gregorovius). Po załatwieniu sprawy heretyków Lucjusz wezwał cesarza do zorganizowania nowej krucjaty, na co cesarz przystał, a nawet zapowiedział, że przygotowania zakończy jeszcze przed Bożym Narodzeniem (z wyprawy tej monarcha miał już nie powrócić). Cesarz nie mógł jednak zaoferować żadnej pomocy przeciwko rzymianom, a to mocno papieża poirytowało. W efekcie odrzucił kompromisowe propozycje w sprawie majątków po Matyldzie i wymierzył cesarzowi potrójny policzek. W sprawie schizmatyckich księży wyświęconych przez byłych procesarskich antypapieży Lucjusz najpierw przychylał się do prośby cesarza, a później wymówił się tym, że tylko sobór ma w tej sprawie kompetencje. W sprawie kontrowersyjnej siedziby biskupiej w Trewirze papież najpierw deklarował poparcie dla kandydata cesarskiego, a później mianował jego przeciwnika. I w końcu najpierw deklarował gotowość koronacji syna cesarskiego, by później odmówić. Spotkanie w Weronie zakończyło się gwałtownie. Wściekły cesarz opuścił miasto, a przed jego gniewem uratował papieża zgon, który przyszedł w porę. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl 24 Zaparcia Często bagatelizowana przypadłość może być przyczyną nie tylko złego samopoczucia, ale także poważnych problemów zdrowotnych. Z Nr 30 (595) 29 VII – 4 VIII 2011 r. GRUNT TO ZDROWIE aparcia. Cierpi na nie z roku na rok coraz więcej osób. Jest to związane z naszym trybem życia i świadczy o ścisłym powiązaniu tych problemów z chorobami cywilizacyjnymi. Pomijając tak ekstremalne przyczyny jak guzy nowotworowe na jelicie grubym czy blizny i deformacje tego narządu, głównym powodem zaparć są złe nawyki żywieniowe, brak ruchu oraz nieuregulowany tryb życia. Nieprawidłowa dieta charakteryzuje się zbyt małą zawartością błonnika oraz wody w pożywieniu. Coraz częściej spożywamy pokarmy obfitujące – ponad miarę i potrzeby – w treść energetyczną, ale ubogie w elementy wspomagające trawienie. Klasycznym przykładem są wszelkie słodycze, energetyczne batony, chipsy i inne tego typu przekąski. Składają się one w znacznej mierze z cukru, który co prawda likwiduje uczucie głodu, ale zupełnie nie zaspokaja naszych potrzeb na składniki odżywcze i nie stanowi istotnej masy pokarmowej potrzebnej do prawidłowego procesu trawienia. Wprawdzie braki witaminowo-makroelementowe uzupełniać można syntetycznymi suplementami, ale nie jest to ani naturalne, ani na dłuższą metę zdrowe. W ten sposób nie uda nam się uzyskać pełni zdrowia i dobrego samopoczucia. Podobnie jest z tłustymi, smażonymi mięsami, białym pieczywem i wszelkimi potrawami typu fast food. W naszym codziennym menu często brakuje świeżych, surowych warzyw i owoców, będących – ze względu na zawartość naturalnego błonnika i innych niestrawnych włókien – świetnym antidotum na zaparcia. Innym grzechem żywieniowym jest za mała ilość przyjmowanych płynów. Ich niedobór sprawia, że zawartość jelit nie ma odpowiedniej konsystencji. Dopiero dzięki jej osiągnięciu treść pokarmowa może być poprzez ruch robaczkowy usunięta. Dlatego zaburzenia pracy jelit często występują u starszych kobiet, u których z biegiem czasu zmniejsza się pragnienie. Wiele z nich zdziwiłoby się, jakie cuda może zdziałać wypita co rano na czczo szklanka letniej, przegotowanej wody. Kolejną z głównych przyczyn powstawania zaparć jest brak ruchu. To dotyczy głównie ludzi w średnim i starszym wieku. Nasz organizm potrzebuje codziennej aktywności fizycznej, ponieważ tak zostaliśmy skonstruowani. Jesteśmy, można powiedzieć, biomechanizmami i codzienny ruch oraz wysiłek fizyczny są niezbędne do tego, byśmy pozostawali w dobrej formie. Z powodu braku aktywności fizycznej wiotczeją mięśnie brzucha oraz mięśnie okrężne w jelicie grubym. Spłyca się także oddech, w którym nie uczestniczy już przepona. A to właśnie jej ruch przy intensywnym i głębokim oddychaniu podczas wysiłku fizycznego przyczynia się do przemieszczania mas kałowych. Także stres, zwłaszcza ten permanentny, związany z życiem pełnym napięć i pośpiechu, jest sprzymierzeńcem dolegliwości trawiennych. Nie mamy czasu na regularne i pożywne posiłki. Jemy w pośpiechu byle co. Nawet naturalna potrzeba wypróżnień często bywa ignorowana z powodu innych, ważniejszych zajęć. Może to wywoływać biegunkę, nadkwasotę, wrzody żołądka czy opisywane właśnie zaparcia. Generalnie walka z zaparciami jest stosunkowo łatwa, lecz skutki nieleczonych problemów z wypróżnianiem są niewesołe. Zatrzymane masy kałowe i nagromadzone bakterie gnilne mogą spowodować powstawanie stanów zapalnych jelita grubego. Długotrwałe zaparcia sprzyjają pojawieniu się różnych chorób odbytnicy i odbytu. Zwiększona ilość toksyn wytworzona z gnijących mas kałowych prowadzi do nowotworów jelita grubego i odbytnicy. Przy zaburzeniu wydalania przez jelito grube toksyn organizm szuka innych dróg pozbycia się ich. Do „akcji” włącza się skóra. Ponieważ obciążenie toksynami jest zbyt duże, pojawiają się na niej wypryski, trądzik, ropnie, a nawet czyraki i łuszczyca. Leczenie objawowe nie przyniesie pożądanych skutków z oczywistego powodu – wpierw trzeba się pozbyć zalegających w nas pokładów gnijącej materii. Obstrukcja prowadzi także do chorób woreczka żółciowego, a zwłaszcza tworzenia się kamieni cholesterolowych. Od niedawna wiadomo też, że niektóre schorzenia kardiologiczne mogą mieć związek z problemami z wypróżnianiem. Na przykład dusznica bolesna może nasilać się podczas silnych parć związanych z opróżnianiem jelita grubego. Przykłady można mnożyć. Oczywiste jest, że gnijące odpady w naszym wnętrzu zatruwają cały organizm i osłabiają system immunologiczny, który – zamiast walczyć z intruzami z zewnątrz – wszystkie swoje siły mobilizuje do tego, aby nie dopuścić do infekcji, której przyczyną może stać się nasza ignorancja. Co więc robić, aby odzyskać prawidłową częstotliwość i objętość wypróżnień? Normą jest około pięciu wypróżnień na tydzień. Mowa tu o pełnych wypróżnieniach, gdzie masa kałowa ma średnicę co najmniej 2,5–3 cm, kolor brązowy (nie jasny czy brunatny) oraz konsystencję plastyczną, którą można przyrównać do dobrze wyrobionej gliny. Jeśli kał jest cienki, świadczy to o zwężeniu światła jelita w wyniku zalegających w nim kamieni kałowych. Jak już wcześniej wspomniałem, problemy z wypróżnianiem wynikają bardzo często ze zbyt małej ilości wody w organizmie. Woda pomaga oczyszczać organizm z toksyn, przyspiesza perystaltykę jelit oraz pomaga organizmowi się regenerować. Należy wypijać od 2,5 do 3 litrów płynów dziennie, najlepiej własnoręcznie przygotowane soki z dużą zawartością błonnika lub niegazowaną wodę mineralną. Świetna jest też szklanka wody z łyżką miodu i sokiem z połowy cytryny, wypita na czczo (cytryna jest doskonałym, naturalnym środkiem przeczyszczającym). Kolejnym posunięciem powinno być ograniczenie ilości spożywanych tłuszczów zwierzęcych i smażonych mięs. Tak naprawdę nasze zapotrzebowanie na nie wynosi zaledwie 30 gramów dziennie. Można je zastąpić zdrowymi nienasyconymi kwasami tłuszczowymi zawartymi w roślinnych olejach tłoczonych na zimno, na przykład w oliwie z oliwek, oleju z nasion winogron lub morskich rybach. Ograniczmy także słodycze. To one, likwidując poczucie głodu jako przekąski między posiłkami, przyczyniają się do zmniejszenia treści żołądkowej oraz tworzą szlam oblepiający nasze jelita. Nie dostarczają nam niczego wartościowego oprócz „pustych” kalorii, czyli samej energii bez innych potrzebnych nam składników pokarmowych, takich jak witaminy, białka, makroelementy oraz kluczowe dla drożności jelit błonnik i włókna warzywno-owocowe. Eliminacja słodyczy to fundamentalna zasada wszelkich diet sportowych, gdzie organizm obciążony treningiem ma zwiększone zapotrzebowanie na wszystkie składniki odżywcze. Dostarczane są mu one przez prawidłowo zbilansowaną dietę, w której nie ma miejsca na słodycze. Ważne jest też regularne spożywanie posiłków. Lepiej jest zjadać pięć niewielkich posiłków dziennie niż trzy duże, gdyż organizm będzie miał czas rozłożyć mniejsze porcje pożywienia na czynniki pierwsze, a jego potrzeby będą zaspokajane na bieżąco. Warzywa i owoce to podstawa. Powinny stanowić co najmniej 40 procent wszystkich spożywanych przez nas produktów spożywczych. Mają one witaminy, sole mineralne oraz przede wszystkim błonnik, który pełni kluczową rolę w walce z zaparciami. Stosunkowo niska kaloryczność powoduje, że można zjeść ich objętościowo o wiele więcej niż innych, bardziej kalorycznych produktów, co przyczynia się do produkcji dużej ilości mas kałowych i regularnych wypróżnień. Zrezygnujmy z białego pieczywa. Alternatywą dla niego są produkty wytworzone z mąki z pełnego przemiału, takie jak bułeczki z ziarnami, chleb orkiszowy czy pełnoziarnisty razowiec. Mąka pełnoziarnista zawiera wiele cennego błonnika, którego nie posiada białe pieczywo. Na rynku dostępna jest też coraz szersza gama produktów zawierających szczepy bakterii, które naturalnie występują w organizmie ludzkim. Produkty te – jogurty, serki oraz tabletki – pomagają przywrócić w jelitach równowagę mikrobiologiczną zachwianą przez zaparcia. Regularne ich spożywanie pomaga w walce z obstrukcją. Na koniec fundamentalne zalecenie – codzienne ćwiczenia fizyczne. Ćwiczenia sprawiają, że krew w organizmie krąży szybciej, a przemiana materii ulega przyspieszeniu. Szczególnie efektywne jest pływanie, dzięki któremu następuje intensywny masaż narządów wewnętrznych, stymulujący przesuwanie się mas kałowych w jelitach. Wskazane są skłony do palców u nóg. Można też rano albo wieczorem przez 5–10 minut masować brzuch okrężnymi ruchami zgodnymi z kierunkiem wskazówek zegara. Doraźnie możemy z powodzeniem stosować sposoby naszych babć, przyjmując olej rycynowy, sól gorzką lub glauberską, które powodują zatrzymanie wody w jelicie grubym i zmiękczanie kału, ułatwiając jego wydalanie. Są to jednak metody nienadające się do stosowania na dłużej. Także farmaceutyki dostępne w aptekach nie powinny być stosowane dłużej niż kilka dni, gdyż w przeciwnym wypadku ich działanie odniesie odwrotny skutek. Dojść może do „rozleniwienia” jelita i zatrzymania ruchów robaczkowych. W takim przypadku leczenie będzie długie, a przywrócenie prawidłowej pracy jelit będzie trudnym zadaniem. Wiele osób, które nadużywało tego typu leków, trafia na zabiegi hydrokolonoskopii (zabieg mechaniczny oczyszczenia jelit za pomocą pompy wodnej, opisywany już na naszych łamach). W ekstremalnych przypadkach ludzie ci nie wypróżniali się nawet przez kilkadziesiąt dni! Bezpieczną naturalną metodą wspomagania pracy jelit jest kiszona kapusta i sok z niej, a także kompot z suszonych śliwek i one same – po takim posiłku niezawodnie odwiedzimy przybytek, do którego nawet król piechotą chodzi. ZENON ABRACHAMOWICZ Nr 30 (595) 29 VII – 4 VIII 2011 r. TRZECIA STRONA MEDALU GŁASKANIE JEŻA Teraz Polska? Jakikolwiek program telewizyjny bym włączył, jakąkolwiek gazetę wziąłbym do ręki, którykolwiek z portali internetowych uruchomił – wszędzie uczeni socjologowie próbują odpowiedzieć na ponawiane przez dziennikarzy pytanie „dlaczego?”. 10 lat temu nikt takiego pytania nie zadawał. Po prostu wszystko było makabrycznie jasne: fanatyczni islamscy zamachowcy uzbrojeni w ideologiczny manifest pod tytułem Koran zadali w Nowym Jorku cios kulturze i cywilizacji Zachodu. Straszne, ale paradoksalnie w jakiś sposób zrozumiałe i nielogicznie logiczne. Dziś różni jajogłowi z tytułami profesorów zwyczajnych nadzwyczajne snują fantasmagorie. Bo i sytuacja jest w nowoczesnym świecie bez precedensu. Oto 32-letni Anders Behring Breivik – obywatel jednego z najbogatszych krajów świata, człowiek z krainy szczęśliwości, rozsądku i spokoju – detonuje bomby w Oslo i dokonuje rzezi młodzieży, w zasadzie dzieci, na rajskiej wyspie Utoya. No i deliberują mądrzy socjologowie (socjologia to taka dziwna nauka, która potrafi wszystko, dosłownie wszystko, wyjaśnić... post factum), ale żaden z nich nie ma odwagi powiedzieć otwarcie tego, co staje się powoli oczywiste. Jasne dla nas wszystkich niewykształconych „prostaczków”. A co się staje jasne? A to, że każda sformalizowana religia – nie tylko islam, ale i chrześcijaństwo – karmi się fanatyzmem swoich wyznawców. Im bardziej wyznawca odarty jest z możliwości krytycznego myślenia (i prawa do niego), z wątpliwości, niepewności i rozterek, tym lepszym jest muzułmaninem dla mułły lub lepszym katolikiem dla księdza proboszcza. To pasterze – mułła i proboszcz – są mózgami i zgodnie uważają (i nie bez racji dla swoich racji), że im owieczki bardziej bezmyślne, tym lepiej. Zamiast więc sformułować i nazwać po imieniu takie proste prawdy, uczeni w piśmie wolą snuć niekończące się rozważania, czy aby Norwegia nie przesadziła ze swoim liberalizmem, ze swoją ideologią i łagodnością wobec sprawców przestępstw. Odkładając na chwilę na bok emocje, przytoczmy dane jasno świadczące, że nie przesadziła. Kara śmierci została w Norwegii zniesiona już na początku XX wieku. Nie istnieje także kara dożywocia. W zasadzie, bo sąd może skazać przestępcę na 21 lat więzienia i później przedłużać karę o kolejne pięcioletnie okresy. Ale to się faktycznie nie zdarza. Mało tego – w norweskich więzieniach nie ma krat, strażnicy nie noszą broni, w celach (a raczej pokojach dla skazanych) są łazienki i wspólne kuchnie. Więźniowie korzystają z sal klubowych, gimnastycznych, kinowych i kawiarenek. Bo tamtejsze więzienia mają z założenia jak najbardziej przypominać świat zewnętrzny. To i tylko to, zdaniem Norwegów, pozwoli zintegrować się przestępcom ze społeczeństwem i zresocjalizować. pretorian socpartii (...). To brzmi zabawnie, ale w Norwegii odbiera się dzieci rodzicom, jeśli chodzą smutne..., i jak widać, później szkoli się je na takich „obozach”, by były wesołymi pretorianami partii socjalistycznej! ~ ~ ~ Skrajnie lewacka banda młodzieży na zmilitaryzowanym obozie bez zasad, bez religii, bez kręgosłupa moralnego doprowadziła na skraj Współczesny fundamentalizm religijny ze swoimi fanatycznymi wyznawcami kojarzył się nam z islamem, Bin Ladenem i talibami. Ale to było tydzień temu. Przecież to nie może działać! To samobójstwo społeczeństwa! Tu potrzeba lochów albo krzesła elektrycznego! – zakrzyknie Ziobro i podobni mu znawcy oraz piewcy drakońskich teorii penitencjarnych. Otóż nic podobnego – to działa. Skala recydywy jest w Norwegii najniższa na świecie: w ciągu 2 lat od wyjścia na wolność zaledwie 20 procent przestępców trafia z powrotem za kratki. W Polsce, Wielkiej Brytanii i USA od 50 do 70 procent! Mało tego – w Norwegii jest bodaj najmniejszy w świecie odsetek przestępczości: na 100 tys. obywateli w więzieniach siedzi 69 osób. W USA straszących karą śmierci i makabrycznymi więzieniami na 100 tys. Amerykanów w zakładach karnych przebywa niemal 800! A teraz odwołajmy się do kłamstw serwowanych przez katolicki portal Fronda, który ma dziś twardy orzech do zgryzienia. Piórem Terlikowskiego wypowiada tezy następujące: (...) należy na pewno zastanowić się, czy wizja otwartej i liberalnej Norwegii nie jest utopią. Czy idea „Nowego Wspaniałego Świata” nie sypie się na naszych oczach? Czy skandynawskie oraz holenderskie lewicowe eksperymenty nie okazują się zupełną klapą? Czy fakt, że Breivikowi grozi zaledwie 21 lat więzienia, nie pokazuje absurdów, które mają miejsce w tym skandynawskim „raju”? To są pytania, na które Norwegowie muszą sobie odpowiedzieć. Zatem to nie prawicowy, sympatyzujący z katolickim fundamentalizmem zbrodniarz jest winny masakry, tylko zbyt liberalne norweskie prawo?! Chciałoby się roześmiać, gdyby nie chciało się płakać. Nad głupotą. To jednak i tak delikatna opinia naczelnego katooszołoma, bo na Frondzie czytamy bardziej dosadne komentarze, które przecież obnażają prawdziwe oblicze prawdziwych katolików: A zastanawialiście się, po co był ten obóz? Ano po to, by bezkarnie indoktrynować dzieci, chować wiernych załamania nerwowego młodego, pełnego wiary chrześcijanina z przekonaniami prawicowymi. ~ ~ ~ Kto sieje wiatr, ten będzie zbierał burze. Lewacy ponoszą konsekwencje swoich chorych eksperymentów. Grzebią w organizmie, w prawie Boga, który swoją harmonię ustalał przez setki tysięcy lat. Są jak uczniowie czarnoksiężnika, którzy rozpętali siły, nad którymi nie potrafią panować. ~ ~ ~ Anders Behring Breivik był członkiem norweskiej ultraprawicowej Partii Postępu. Warto w tym momencie wspomnieć, że jeszcze niedawno „Gazeta Polska” przedstawiała to właśnie ugrupowanie w jak najlepszych barwach – jako wzorzec dla polskich patriotów katolickich. Wzorzec? Niesłusznie, bo takie partie już u nas od dawna są, a Breivik sam je w swoich zapiskach wskazuje. Jego zdaniem przykładem dla innych krajów europejskich powinna być polska partia Prawo i Sprawiedliwość. Jest też jeszcze Samoobrona, Liga Polskich Rodzin oraz Obóz Radykalno-Narodowy. Straszno się robi, gdy trzeba się (w pewnym sensie!) zgodzić z oszalałym mordercą... ~ ~ ~ Świat przeciera oczy ze zdumienia i przerażenia, oglądając zdjęcia z Oslo i wyspy Utoya. I zastyga oszołomiony, czytając zamieszczony w internecie manifest Breivika (półtora tysiąca stron z okładem). A pisze on tak: „Jedna osoba z przekonaniami jest równa sile 100 tysięcy ludzi, mających tylko interesy”. Dowiadujemy się z niego także, że to Polska jest modelowym krajem konserwatywno-katolickim bliskim sercu fanatyka, a reszta Europy, w tym zwłaszcza zniewieściała Norwegia, powinna z naszego kraju brać przykład. I znów, idąc tropem chorego umysłu Breivika, można by mu przyznać rację. Przecież w naszej konstytucji możemy przeczytać taki oto zapis: „Zakazane jest istnienie partii politycznych i innych organizacji odwołujących się w swoich programach do totalitarnych metod i praktyk działania nazizmu, faszyzmu i komunizmu, a także tych, których program lub działalność zakłada lub dopuszcza nienawiść rasową i narodowościową, stosowanie przemocy w celu zdobycia władzy lub wpływu na politykę państwa albo przewiduje utajnienie struktur lub członkostwa”. Zakazane jest... taka mać? No to proszę wpisać w Google adres polskich nazistów „Krew i honor”. Można tam przeczytać takie oto makabryczne słowa: Blood & Honour/Combat 18 Poland popiera ideę Narodowego Socjalizmu i wyznacza sobie za główny cel walkę o Aryjska kulturę, tradycję, jej dziedzictwo i przyszłość naszej rasy. W Narodowym Socjalizmie i idei White Power upatrujemy środek do przetrwania białej cywilizacji i rasy oraz zabezpieczenia przyszłości następnym pokoleniom (...). Są Tyko Dwie Strony – Nasza i Ta Druga; Nadszedł Czas Rasowej Dominacji; Biała Pięść W Imieniu Naszej Nacji; Krew Za Krew Od Dziś Już Na Zawsze; Thora Młot Combat Adolf Hitler. Narodowy Socjalizm jest jedyną nadzieją, jaką ma Biała Rasa Aryjska na przetrwanie w nowym tysiącleciu. Zapomnijcie o „pseudo-patriotach”, o tych, którzy wymachują flagami, i o tych, którzy płaszczą się przed królami i książętami. Oni są słabi i głupi oraz pełni uwielbienia dla sił, które trzymają ich w łańcuchach. Zapomnijcie o politykach i „demokratach”. Istnieją tylko po to, by osłabić i przyczynić się do zmiany naszego Ruchu. Ich bogami są egoizm i pieniądze, za które zaprzedali się żydom (...). Nowe tysiąclecie musi być czasem nieustannej walki. Jeżeli my nie zniszczymy Wroga, to On zniszczy nas. Zbliża się ostateczne starcie, ostatnia szansa dla Białej Aryjskiej Rasy. Jeżeli będziemy czekać, wtedy z pewnością nie zasłużymy na przetrwanie i wszystkie nasze osiągnięcia oraz historia i dziedzictwo zostanie zapomniane i starte z powierzchni ziemi. Na zawsze. Nadszedł czas Wojowników Narodowego Socjalizmu! 25 ~ ~ ~ Nie potrafię zliczyć, ile razy przestrzegałem, że te manifesty pogardy w polskim internecie (stokroć bardziej radykalne i niebezpieczne niż grafomaństwo Breivika) skończą się tragicznie. Ile razy powyższe credo nienawiści wysyłałem do Komendy Głównej Policji, do Prokuratury Generalnej... I co? I nic! Obyśmy nie dożyli chwil, kiedy to roztrzęsieni usiądziemy przed telewizorami i będziemy się wsłuchiwać w opinie rodzimych, bardzo mądrych socjologów, którzy wytłumaczą nam, z jakiego to powodu podczas Przystanku Woodstock... Albo podczas festiwalu w Jarocinie... Nie, lepiej nie będę kończył... ~ ~ ~ Czas na résumé. Po co jednak wyważać otwarte drzwi, kiedy norweską tragedię w sposób tyleż posępny, co makabrycznie prześmiewczy podsumował Zbigniew Hołdys. Trudno o celniejszy dla Polski (wcale nie dla Norwegii) komentarz: „Owszem, żałoba i wstrząs, widzę to wszystko w TV, ale przecież politycy Partii Pracy powinni z wściekłością zaatakować Partię Postępu i Partię Konserwatywną (obie w ostrej opozycji) i obwinić je za masakrę. Powinny przejść marsze z pochodniami domagające się prawdy o zamachu, ujawnienia, kto za nim stał, powinien stanąć namiot pod pałacem króla. Gazety rządowe powinny publikować listy zdrajców, a Amerykanie powinni być poproszeni o pomoc w śledztwie. No i natychmiast powinny się zacząć prace komisji ds. ujawnienia PRAWDZIWYCH PRZYCZYN zamachu. A tu nic. Nienormalni”. ~ ~ ~ We wtorek zamykamy kolejny numer „FiM”, więc karnie z samiutkiego ranka jechałem do redakcji. I jak co dzień przejeżdżałem obok wielkiego billboardu reklamującego konkurs i znak „Teraz Polska”. W kontekście wydarzeń ostatnich dni zabrzmiało mi to makabrycznie złowróżbnie. MAREK SZENBORN 26 Nr 30 (595) 29 VII – 4 VIII 2011 r. RACJONALIŚCI KATEDRA PROFESOR JOANNY S. Mord norweski a sprawa polska Szalony, ultrachrześcijański konserwatysta zabił w Norwegii prawie 100 osób. To były przypadkowe i niczemu niewinne ofiary. I zdaje się, że ten fakt miał dla sprawcy zasadnicze znaczenie. Zabijać niewinnych, aby obudzić sumienie świata. Ukarać „niewiernych” tym, że zginą niewinni. To logika dość absurdalna. I dość pokrętna. Rodzi się ona w umyśle wyprowadzonym z równowagi przez nadmierny fanatyzm religijny. I często nie ma to nic wspólnego z działaniami innych osób. W czyjejś głowie rodzi się taki absurdalny plan i nic na to nie poradzą inni. Jednak często jest tak, że do tego typu fanatyzmu się dojrzewa. Dojrzewa w atmosferze nienawiści, nietolerancji, szowinizmu religijnego. Kiedy czytam „Przegląd Katolicki”, słucham wypowiedzi Tadeusza Rydzyka albo oglądam marsze Jarosława Kaczyńskiego, to mam wrażenie, że ci ludzie starają się jak mogą, aby ktoś dojrzał właśnie i wypalił! Poziom nienawiści, agresji, napuszczania ludzi na siebie jest wprost niespotykany. To jak kuźnia morderców! Jednak wielu ludzi nie reaguje. Nie mówi – dosyć! Gorzej, są i tacy, dla których to szansa na rozegranie wielu spraw czysto politycznych. Dlatego tolerują to jajo węża, nie bacząc, czy się z tego wylęgnie kolejny faszyzm, czy nie. Tusk już dawno mógł doprowadzić do zabrania koncesji Radiu Maryja. Tam seanse nienawiści to rzecz powszechna. Antysemityzm, rasizm. Więcej – stacja łamie ustawę o nadawcach społecznych. Ta ustawa zabrania tego typu stacjom nadawać reklam i audycji politycznych. A jednak to się permanentnie dzieje. Wszyscy to tolerują, bo boją się wyznawców Rydzyka. I dlatego trzeba przypomnieć, że każdy faszyzm jest tchórzostwem rządzących podszyty. Jeśli chcemy uniknąć nieszczęścia norweskiego, to nie czekajmy na strzały. One już padają w formie słów i szykują krwawą jatkę. Do dzieła, Panie Tusk! Nie trzeba klękać przed księdzem i nie trzeba o tym mówić, ale trzeba robić. PO właśnie przejęła KRRiT i ma wszystkie możliwości, aby doprowadzić do oczekiwanych zmian. W kolejce po Radiu Maryja jest Jarosław Kaczyński z bredniami o opcji niemieckiej i zabiciu Lecha Kaczyńskiego. Nie czekajmy, aż poleje się krew. JANUSZ PALIKOT Chabety chcą do mety Senat jest instytucją I, II i III Rzeczypospolitej. Całkowicie zbędną, pochłaniającą rocznie ponad milion złotych w przeliczeniu na senatorski łeb. Nie licząc znajdujących się w gestii Senatu środków na opiekę nad Polonią i Polakami za granicą. O dziwo, świadomość bezsensu tego tworu miały jedynie powojenne władze komunistyczne. Sfałszowały przeprowadzone w 1946 roku referendum ludowe, w którym pierwsze pytanie brzmiało: „Czy jesteś za zniesieniem Senatu?”. Podano, że 68 proc. biorących udział w głosowaniu odpowiedziało tak. Była to jedna z niewątpliwych zasług ówczesnych władz. Oczywiście niedoceniona przez opozycję, którą też w dużym stopniu zniesiono. Na fali negacji wszystkiego, co było w PRL, czyli Rzeczypospolitej dwa i pół, w 1989 roku przywrócono parlamentowi dwuizbowość. Reaktywacja Senatu dokonała się w 1989 roku na mocy umów okrągłostołowych. Szybko okazało się, że Senat jest do niczego, wyjąwszy wydawanie pieniędzy. Toteż partie zaczęły mówić o jego likwidacji. Tym głośniej, im mniejszą miały reprezentację w drugiej izbie. Gdy zdobywały większość, o obietnicach zapominały. Ponieważ izba dumania jest wpisana do konstytucji, jej unicestwienie wymaga senackich głosów... Tym samym nie jest to proste, bo zainteresowani nie chcą tracić pracy, która jest jak wiedeńska muzyka. Lekka, łatwa i przyjemna. Przynajmniej w porównaniu z robotą w Sejmie. W kadencji 2007–2011 senatorowie zebrali się dotychczas na 81 posiedzeniach, zazwyczaj dwudniowych, podczas gdy posłowie – na 97 posiedzeniach, z reguły trzydniowych. Posłowie pracowali więc o 80 proc. dłużej za te same pieniądze. W tej sytuacji trudno się dziwić, że do Senatu amatorów nie brakuje. Do tej pory swoich kandydatów wprowadzały do drugiej izby partie. Ta, która zwyciężała w wyborach do Sejmu, miała też największą reprezentację senatorów. W 2011 roku po raz pierwszy wybory do Senatu odbędą się według nowej ordynacji – większościowej – w okręgach jednomandatowych. Trybunał Konstytucyjny uznał to rozwiązanie za zgodne z ustawą zasadniczą. Nowe zasady wypróbowano jeszcze przed orzeczeniem TK, w okręgu pilskim, w lutym 2011 roku. Pokazały, że największe możliwości mają kandydaci z kasą, pokroju Henryka Stokłosy. W wyborze nie zaszkodziło mu kilkadziesiąt postępowań prokuratorskich, europejski nakaz aresztowania ani fakt, że był tymczasowo aresztowany i zwolniony za poręczeniem majątkowym. Nakarmionych i napojonych wyborców nie martwiło nawet to, że Stokłosa ma zakaz opuszczania kraju, co może ograniczyć jego pracę w zakresie kontaktów z Polakami (głównie księżmi) za granicą, na co Senat ma w budżecie kilkadziesiąt milionów złotych. Nowa ordynacja ujawniła też nieznane dotąd ambicje kilku znanych prezydentów miast, którzy chcą mieć w Senacie swoich ludzi. Rzekomo po to, by uchwalali prawo przyjazne samorządom. Rafał Dutkiewicz i Jacek Majchrowski zarazili tą idée fixe kilku innych prezydentów, głównie ze Śląska (Gliwice, Rybnik, Tychy, Zabrze). Hasło mają zabawne: „Obywatele do Senatu!”. Cel szlachetny: „Skończyć z wojną polsko-polską i rozdarciem pomiędzy wielkie partie polityczne”. Liczą na co najmniej 25 mandatów, w czym utwierdzają ich pierwsze sondaże. Niewykluczone, że robione na zamówienie i opłacone przez zleceniodawców. Powodzenie samorządowej inicjatywy będzie zależało przede wszystkim od kandydatów. Z szumnych zapowiedzi wynika, że będą same czarne konie. Dotychczas ujawnione nazwiska wskazują, że to jednak raczej chabety, które chcą do mety. W Gdyni ma startować adwokat Roman Nowosielski. O tyle obywatel, że dotychczas pupil Kontakty wojewódzkie RACJI PL Spotkania Janusza Palikota z wyborcami 29.07., piątek: 12.00–13.30, Ostrów Wielkopolski (m), okr. wyb. 36; 14.30–15.30, Krotoszyn (m), okr. wyb. 36; 16.30–17.30, Rawicz (m), okr. wyb. 36; 19.00–20.30, Leszno (s), okr. wyb. 36. 30.07., sobota: 12.00–13.30, Wałcz (m), okr. wyb. 40; 15.00–16.30, Wągrowiec (m), okr. wyb. 38; 18.00–19.30, Września (s), okr. wyb. 37. 31.07., niedziela: 12.00–13.00, Mogilno (m), okr. wyb. 4; 13.30–15.00, Żnin (s), okr. wyb. 4; 16.30–17.30, Ciechocinek (m), okr. wyb. 5; 18.30–20.00, Brodnica (s), okr. wyb. 5. dolnośląskie Wrocław (miasto) kujawsko-pomorskie lubelskie lubuskie łódzkie małopolskie mazowieckie opolskie i śląskie podkarpackie podlaskie i warm.-maz. świętokrzyskie wielkopolskie zachodniopomorskie Marcin Kunat Paweł Bartkowiak Józef Ziółkowski Tomasz Zielonka Czesława Król Halina Krysiak Sławomir Mastek Krzysztof Mróź Dariusz Lekki Andrzej Walas Krzysztof Stawicki Jan Cedzyński Witold Kayser Tadeusz Szyk tel. 508 543 629 tel. 606 471 130 tel. 607 811 780 tel. 504 715 111 tel. 604 939 427 tel. 607 708 631 tel. 509 984 090 tel. 608 070 752 tel. 784 448 671 tel. 606 870 540 tel. 512 312 606 tel. 609 770 655 tel. 61 821 74 06 tel. 510 127 928 Platformy Obywatelskiej i z jej partyjnej rekomendacji od 2005 roku sędzia Trybunału Stanu. Mimo dwukrotnych obstalunków nie doczekał się fotela ministra sprawiedliwości w rządzie Tuska. Najwyraźniej nie dostał też propozycji startu w wyborach z list PO, skoro zmienił protektora na prezydenta Wojciecha Szczurka. Tylko pogratulować takiego kandydata. Adwokat Nowosielski, będąc pełnomocnikiem gazety „Życie” w słynnej sprawie wytoczonej przez Aleksandra Kwaśniewskiego o naruszenie dóbr osobistych, namawiał sędziego do spreparowania dowodów przeciwko prezydentowi Rzeczypospolitej. Ściślej mówiąc, złożył mu propozycję w swoim mniemaniu nie do odrzucenia. Obiecał mianowicie pozytywną weryfikację, jeśli sędzia dobrze się wywiąże ze zleconego zadania. W pierwszej instancji Nowosielski został uznany za winnego i ukarany. Wyższy Sąd Dyscyplinarny uniewinnił go wprawdzie, jednakże orzeczenie to budziło ogromne wątpliwości i było powszechnie uznawane za polityczne. Sąd Najwyższy uchylił je i przekazał sprawę do ponownego rozpatrzenia. Ostatecznie umorzono ją z powodu przedawnienia, gdyż adwokat Nowosielski unikał rozpraw, przedstawiając zwolnienia lekarskie na każdy wyznaczony termin. W tym czasie prowadził kancelarię i uczestniczył w rozprawach swoich klientów. Nie była to pierwsza sprawa dyscyplinarna w karierze adwokackiej Romana Nowosielskiego. Już wcześniej był prawomocnie karany za naruszenie przepisów dotyczących etyki zawodowej. Najwyraźniej w oczach prezydenta Szczurka taka godna, obywatelska postawa zasługuje na nagrodę w postaci senatorskiego mandatu. Wyborcy niecierpliwie czekają na kolejnych obywatelskich kandydatów. I będą pilnie baczyć, czy krzyżyk postawić przy nich, czy na nich. JOANNA SENYSZYN www.senyszyn.blog.onet.pl RACJA PL www.racja.org.pl tel. (022) 621 41 15 Darowizny na działalność RACJI PL (adres: ul. E. Plater 55/81, 00-113 Warszawa) Getin Bank, nr 67 1560 0013 2026 0026 9351 1001 (niezbędny PESEL darczyńcy w tytule wpłaty) Nr 30 (595) 29 VII – 4 VIII 2011 r. 27 ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE Jak nazywa się mężczyzna, któremu amputowano 90 proc. mózgu? Eunuch. ~ ~ ~ Jak nazywa się mężczyzna, który stracił 90 proc. swej inteligencji? Wdowiec. ~ ~ ~ W jaki sposób mężczyźni przygotowują sobie kąpiel z bąbelkami? Jedzą wcześniej dużo fasolki... ~ ~ ~ Czym różni się mężczyzna od kota? Koty zawsze trafiają do kuwetki. 1 M 52 2 E Ą S 13 P 44 A Ł A 20 K N 20 U 11 30 L 36 E C G W 9 A 37 I 50 E O 31 S Y J P 49 Y Ż E O 25 P 53 59 19 T I I E 56 S K A 35 D 24 R R 62 A D 26 27 A 27 A B 64 N R T P A 66 A R A A 65 N T O A A N K 7 22 T K 43 16 I P K I 60 C 42 13 P I K I N N G 47 A 10 L O 58 I T N Y I 3 A Y N E G A N 48 I C Z Ł E W 52 R 34 I A E 41 A A N 55 E O L R A 33 L S I 5 63 S 29 P J Y U B S 61 N 2 C 40 A 56 T O 6 K 51 T E A E K Y S F 60 T A E 33 T E S G Y I L 54 E 57 G E L 39 46 I 34 R 16 I N T N 38 18 A N K W N 49 15 A B 19 24 32 I 59 I N N 12 R 15 A O O P L 37 U K 21 A T A 31 K O S T 28 I 46 48 D K K Y I 26 I N A W I 8 K B 54 U N 42 61 Z 45 G D E 57 M E T I 23 Z E W G Y K L E A P R Z Z 43 Ę I 7 S K R 18 N 28 G 53 R H A 14 11 A C Y K A B T 6 T O C 17 K 32 R 14 41 47 R P A G Z A 45 23 51 K U L A 67 Ę P 1 W B P T 55 22 J E T N Z 58 K C C 38 9 P 5 S I A L 12 U C 39 4 A A Z B A S T A 8 Ę N 50 C Z 36 S 17 T I N Y O E 44 62 R J K KRZYŻÓWKA Poziomo: 1) opiekun artystów w sądzie, 5) ranne nie śpią długo, 9) kontra kontra, 10) na starość trąci, 11) rycina z grą, 13) stopień w pałacu, 14) ma siłę taką, że grozi pływakom, 15) jak się nazywa kultowy nad Nilem ptak?, 17) wymalowane u panien, 18) co ma Ewka do kwasów?, 20) kocia toaleta, 21) imię kobiety z Anny Elżbiety, 22) jeden, dwa lub trzy, 25) sznyt, 26) krecia robota, 27) auto-opatrunek, 29) utwór z klasą, 32) jelenie zwieńczenie, 35) poprzedza spluwanie, 36) z nich przyszłość wróżbita próbuje odczytać, 39) czasem przydatne wielce na butelce, 43) metal jak przodownik pracy, 44) naczynie do polewania, 46) konszachty z Wanią, 47) szparag w bukiecie, 50) kaszel ci minie dzięki tej roślinie, 52) serki z bacówki bez certyfikatu, 53) przypominają butelki na torze, 54) specjalne – FX, 55) łacińskie dzieło w pióropuszu, 57) sprawa w nim idzie do przodu, 58) będzie jak nie ta, 59) nie mała kabała, 60) na co się pstrąga wyciąga?, 61) jeden z syjamskich braci, 62) buty z trzema paskami, 63) przeprowadzana w celu poznania zdania. Pionowo: 1) z ziaren z żaren, 2) Katarzyna na dworze, 3) stres w sieci, 4) robotnik z łukiem... elektrycznym, 5) po śmierci człowieka czeka, 6) dom z waletami, 7) dwa pojęcia naraz do wzięcia, 8) cztery litery na krzyżu, 10) kraj ze słowami, 12) flejtuch z brudasem, 13) tłumok, który wcale nie jest głupi, 16) jemu nie radość, 17) odpadki w zdrowej diecie, 19) Holenderskie wyspy w Ameryce, 22) zakrapiana kolacyjka, 23) jeden z jedenastu od jedenastki, 24) etykieta – i dla kobiety, i dla faceta, 27) cztery wesela i pogrzeb ma na swoim koncie, 28) szkolnych lektur zbiór, 30) jaki kot w Bułgarii robi za pieniądze?, 31) po cichu, 33) pierwszy dyrektor zoo, 34) miasto w zgiełku, 36) ci hitlerowcy na początku mieli gest, 37) tu doktor częściej bada, niż leczy, 38) miszmasz, 40) na lewo od nich nikt już nie stoi, 41) minitenis, 42) włoszczyzna, 45) talon na małego fiata, 46) pieróg pyszny, i to jak, 48) wilcze trudno zaspokoić, 49) wcielenie, ale nie na scenie, 51) bez i bez, 52) na głowie – do góry nogami, 56) pies w pustyni i w puszczy, 58) cykoria w filiżance. 30 A A R A W E 29 O O U 25 4 K 3 E A 63 10 C I K N A 40 21 K E T A 35 LLitery itery zz pól pól ponumerowanych ponumerowanych w rawym ddolnym olnym rrogu ogu uutworzą tworzą rrozwiązanie. ozwiązanie w pprawym S 1 16 D 24 41 M 54 E 2 K 3 A 17 D D Y A S 42 55 26 5 B U N A J E 27 19 28 P 43 56 J 4 18 O 25 S 44 Z 57 20 E 6 G 21 29 Ę 45 P 58 S E 7 22 R 46 59 J 8 E D R N I E Z E 47 60 9 A 10 K S 11 12 K 13 O 14 15 23 A 30 K T 31 48 61 32 R E 33 34 G 49 62 N Ą 63 B 50 64 A 35 L 36 I 37 U M A A N E 51 65 52 66 N 38 Y 39 40 53 67 Rozwiązanie krzyżówki z numeru 28/2011: „Ten bez gumki”. Nagrody otrzymują: Michalina Tkacz z Radomska, Adam Zacharek z Radzynia Chełmińskiego, Adam Hutyra z Cieszyna. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na: [email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; p.o. sekretarz redakcji: Justyna Cieślak; Dział reportażu: Wiktoria Zimińska – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail: [email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail: [email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. Prenumerata redakcyjna: cena 56 zł na trzeci kwartał 2011 r. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 lub przelewem na rachunek bankowy ING Bank Śląski: 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777. 2. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 56 zł na trzeci kwartał 2011 r.; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 3. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 4. Zagraniczna prenumerata elektroniczna: [email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu. 5. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 6. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 7. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 28 ŚWIĘTUSZENIE Park jurajski Fot. AK Humor Turysta w Zakopanym wchodzi do knajpy, siada przy barze i pyta: – Barman, co polecisz dziś do picia w ten deszczowy dzień? – Ano, panocku, drink „Góracy”! – odpowiada barman. – Jak to „Góracy”? Co to takiego! Barman na to: – Widzicie, panocku, biezemy sklaneckę wina... No może być dwie, góra Rys. Tomasz Kapuściński Nr 30 (595) 29 VII – 4 VIII 2011 r. JAJA JAK BIRETY cy, i wlewamy do garnka. Potem biezemy sklaneckę piwa... No, może być dwie, góra cy, i wlewamy do tego samego garnka. Następnie sklaneckę wódecki... Moze dwie, góra cy, i wlewamy do tego samego garnecka. Na koniec biezemy sklaneckę koniacku, no moze dwie, góra cy, i wlewamy do garnecka. Garnek stawiamy na ogniu i miesając, gzejemy cas jakiś. Później nalewamy i pijemy sklanecke, moze dwie... No góra cy. Po wypiciu wstajemy, robimy krocek, moze dwa... No, góra cy! K ajdanki z futerkiem, wibratory i pejcze to coraz popularniejsze gadżety w łóżkach kochanków. ~ Kevin i Joy Wilsonowie prowadzą sex-shop, z którego skorzystać mogą wyłącznie katolickie małżeństwa. W ofercie mają m.in.: krem „uszczęśliwiający penisa”, wibratory oraz… bogatą kolekcję kondomów, których Kościół de facto zakazuje. „Zanim dodamy jakąś nowość, modlimy się w jej intencji. Nie mamy tajemnic przed Jezusem” – zapewnia Joy. ~ Z dokumentacji jednego ze szpitali w Alabamie wynika, że w ciągu ostatnich 11 lat do placówki zgłosiło się 6,8 tys. osób, które ucierpiały, zabawiając się produktami z sex-shopów. W 78 proc. uszkodzenia dotyczyły odbytów, w 18 proc. – wagin i penisów, a w 4 proc. – innych części ciała. Sprawcą 74 proc. wypadków był wibrator. Co ciekawe, najwięcej szkody wyrządził mężczyznom. ~ Z sondażu przeprowadzonego przez portal internetowy Netmums wynika, że coraz więcej pań uwielbia w łóżku przebieranki. Największą popularnością cieszy się strój pokojówki, potem – pielęgniarki i policjantki. ~ Grupa drezdeńskich rzemieślników produkuje kamienne wibratory – z piaskowca występującego tylko w dolinie Łaby. Na powrocie do natury zarabia też rodzina z niemieckiego pasma górskiego Odenwald, CUDA-WIANKI Ostra jazda która struga wibratory z drewna świerkowego. ~ Tyell Morton, 18-letni Amerykanin, może wkrótce trafić do pierdla. Wszystko przez gumową lalę z sex-shopu. W Stanach – jak wiadomo – zapanowała terrorystyczno-bombowa histeria. Tyell, chcąc zrobić koleżankom kawał, zakupił dmuchaną lalę, odpowiednio ją opakował i pomaszerował z nią do szkoły. Namierzyli go panowie z monitoringu: wszedł do budynku z podejrzanie wyglądającą paczuszką, a wyszedł bez paczuszki, znaczy się – bomba. Zaalarmowano policję, która ewakuowała uczniów i wezwała saperów. W rezultacie aresztowany chłopak wyszedł za kaucją, ale grozi mu... 8 lat więzienia za spowodowanie zagrożenia! Sprawa Tyella wzbudza wiele emocji wśród jego rodaków, którzy dostrzegli wreszcie, że ich wymiar sprawiedliwości jest szalony... ~ „Miłośnikiem kochanek z gumy był sam Führer” – przekonuje historyk kultury Graeme Donald. „Największym niebezpieczeństwem dla naszych żołnierzy w Paryżu jest powszechna obecność dziwek, które wszędzie poszukują klientów” – donosił mu szef SS Heinrich Himmler. Kończyło się tym, że dzielni wojacy, zamiast na front, trafiali do szpitala z jakąś rzeżączką lub innym syfem. W laboratorium w Dreźnie powstały wówczas pierwsze dmuchane lale – niebieskookie blondyny, które po wypompowaniu powietrza mieściły się w plecaku. Żołnierze odmawiali przyjęcia gumowego podarku. Twierdzili, że czuliby się zażenowani, gdyby przyszło im trafić do niewoli z taką towarzyszką. JC