azeta ekarzy - Gazeta dla Lekarzy

Transkrypt

azeta ekarzy - Gazeta dla Lekarzy
G
L
ISSN 2300-2170
Omnium profecto artium medicina nobilissima
dl@
miesięcznik
8_2016_Sierpień
azeta
ekarzy
• Nowości
• Kongresy
medyczne
• Wkłucie
centralne
Emigracja
Motto: Scribere necesse est, vivere non est
Czyli: Tylko to się naprawdę zdarzyło, co zostało zapisane*
*Przekład Tomasza Osoińskiego
Koleżanki i Koledzy,
E
migracja z każdej strony oglądana jest tematem trudnym, a w dawnych latach
bywała nawet zdarzeniem dramatycznym. Oderwanie od rodziny, od kontekstu
kulturowego, dotychczasowego otoczenia nie mogło odbywać się bez negatywnych
skutków. Dziś możemy swobodnie podróżować, codziennie rozmawiać przez
Skype’a, pisać e-maile do rodziny zamieszkałej za granicą. Kiedyś było to prawie
niemożliwe. Jeżeli dodamy do tego wymuszane różnymi okolicznościami decyzje
pozbycia się obywatelstwa polskiego, decyzje emigracyjne w dawnych latach były
niezbyt przyjemne.
Z
mieniły się czasy i niektóre aspekty związane z wyjazdem z kraju złagodniały,
co więcej, wizja lekarza udającego się na emigrację stała się jedną z odmian
wizerunkowych.
D
Z życia redakcji
Dr Piotr Gałuszka tak skomentował na
Facebooku nowy wizerunek redaktor
naczelnej „Gazety dla Lekarzy”:
Jakaś dziwaczka ta Pani kaczka,
Co ciągle szuka i prze do przodu
Bez kupionego wsparcia narodu,
Bo się nie liczy takie kwakanie
By zyskać możnych w branży uznanie,
Lecz praca ciężka no i mozolna
Wolnym lekarza uczynić zdolna...
Źródło:
https://www.facebook.com/krystyna.knypl
laczego nie wyemigrowałaś? – zapytała mnie niedawno młodsza koleżanka.
Z uwagi na to, że praktykuję w zawodzie lekarza już dość długo, odpowiedź
wymagała podzielenia na etapy czasowe. Po pierwsze przez długą część mojego
życia emigracja była dla wielu obywateli czynem niecałkiem legalnym. Jestem
z natury legalistką i nie mam pokus naruszania obowiązujących przepisów. Gdy po
1989 roku nasze paszporty zamiast w szufladach urzędów znalazły się w naszych
szufladach, zajęta byłam obowiązkami Matki Polki, które to obowiązki nie sprzyjały
emigracyjnym dywagacjom. Potem okazało się, że można wyjechać na dość długo
i wrócić bez powikłań. Tu być, a tam bywać – wydało mi się regułą optymalną.
J
est tylko jedna wizja, która skłania mnie okresowo ku rozważaniom o dłuższym
wyjeździe. Jest nią możliwość pisania powieści w pięknej rezydencji położonej nad brzegiem oceanu (inspirowana moim ulubionym filmem Lepiej późno
niż później). Jednak skoro do tej pory nie wyjechałam… to chyba nie wyjadę…
z drugiej strony różne wydarzenia życiowe przychodzą do mnie raczej później niż
wcześniej… Jak byśmy się wtedy nazywali? „Paryska Gazeta dla Lekarzy”? Dobrze
brzmi! Może jednak jeszcze przemyślę głębiej ten temat, a tymczasem przećwiczy
go sekretarz redakcji w ramach organizacji Dziadkowie bez Granic.
Redakcja
Krystyna Knypl, redaktor naczelna
[email protected]
ISSN 2300-2170
Nr 8(63)_2016
Wydawca
Krystyna Knypl
Warszawa
Mieczysław Knypl, sekretarz redakcji
[email protected]
Współpraca przy bieżącym numerze
Alicja Barwicka, Jagoda Czurak, Barbara Iwanik,
Katarzyna Kowalska; Natalia, Zbigniew, Jasiek
i Staś Rudzcy, Rafał Stadryniak
Okładka fot. Krystyna Knypl
Projekt graficzny i opracowanie komputerowe
Mieczysław Knypl
Kolegium redakcyjne: Alicja Barwicka,
Aleksandra Sylwia Czerny, Marta Florea,
„Gazeta dla Lekarzy” jest miesięcznikiem reKrystyna Knypl, Mieczysław Knypl, Katarzyna dagowanym przez lekarzy i członków ich roKowalska (przew.), Małgorzata Zarachowicz
dzin, przeznaczonym dla osób uprawnionych
do wystawiania recept i posiadających prawo
wykonywania zawodu lekarza.
Opinie wyrażone w artykułach publikowanych
w „Gazecie dla Lekarzy” są wyłącznie opiniami
ich autorów.
Redakcja zastrzega sobie prawo do redagowania
nadesłanych do publikacji tekstów, w tym skracania, zmiany tytułów i dodawania śródtytułów.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
www.gazeta-dla-lekarzy.com
Krystyna Knypl
Statut
„Gazety dla Lekarzy”
W numerze
I. Informacje wstępne
1. „Gazeta dla Lekarzy” jest czasopismem w rozumieniu ustawy z 26
stycznia 1984 roku – prawo prasowe (Dz.U. z 1984 r. nr 5, poz. 24
z późn. zmianami), zarejestrowanym w Sądzie Okręgowym w Warszawie 28 lutego 2012 r. w rejestrze dzienników i czasopism (poz.
PR17864).
2. „Gazeta dla Lekarzy” jest tworzona przez lekarzy i członków ich rodzin.
3. Wydawcą „Gazety dla Lekarzy” jest dr n. med. Krystyna Knypl,
zwana dalej Wydawcą.
4. „Gazeta dla Lekarzy” ma dwa kanały dystrybucji. Sygnowana numerem ISSN 2300-2170 jest publikowana w internecie
(www.gazeta-dla-lekarzy.com), a sygnowana numerem ISSN 20845685 jest publikowana w wersji papierowej (odwzorowanej w internecie w formacie PDF). Każdy drukowany numer jest przekazywany przez Wydawcę do zbiorów Biblioteki Narodowej (sygnatura
P. 293987 A) w ramach egzemplarza obowiązkowego.
5. „Gazeta dla Lekarzy” posługuje się skrótem GdL.
6. „Gazeta dla Lekarzy” nie jest związana z żadną organizacją polityczną,
religijną ani żadnym samorządem terytorialnym lub zawodowym.
GdL jest organizacją pozarządową działającą na rzecz lepszej opieki
zdrowotnej dla wszystkich obywateli.
II. Wizja i misja
1. Nadrzędnym celem „Gazety dla Lekarzy” jest propagowanie znaczenia postępu w medycynie oraz roli promocji zdrowia. Ważną
częścią naszej misji jest promowanie wiedzy o chorobach rzadkich.
2. „Gazeta dla Lekarzy” jest adresowana do lekarzy, zwłaszcza do
tych, którzy postrzegają medycynę jako sztukę, a swój zawód jako
powołanie.
3. Zamierzeniem „Gazety dla Lekarzy” jest ukazywanie wszystkich
aspektów funkcjonowania współczesnych systemów ochrony zdrowia,
ze zwróceniem szczególnej uwagi na zagrożenia dla tradycyjnie
rozumianego zawodu lekarza, płynące z instrumentalnego traktowania medycyny.
4. Dopełnieniem każdego lekarskiego dyżuru jest czas po dyżurze.
GdL na swych łamach przedstawia nie tylko wiedzę medyczną,
ale także nasze osiągnięcia, wrażenia i opinie na takie tematy jak
literatura, muzyka, podróże.
III. Finansowanie
1. Zgodnie z art. 3 ust. 2 ustawy z 24 kwietnia 2003 r. o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie (Dz. U. z 2003 r. nr 96,
poz. 873) „Gazeta dla Lekarzy” nie jest jednostką sektora finansów
publicznych w rozumieniu przepisów o finansach publicznych i nie
działa w celu osiągnięcia zysku.
2. „Gazeta dla Lekarzy” jest finansowana wyłącznie z prywatnych
środków własnych Wydawcy.
3. Nie są przyjmowane darowizny. Wydawca nie przyjmuje zaproszeń
na przyjęcia, lunche i poczęstunki.
4. Wydawca „Gazety dla Lekarzy” nie prowadzi działalności gospodarczej, a czasopismo nie zamieszcza komercyjnych reklam ani ogłoszeń.
5. Członkowie redakcji i autorzy pracują jako wolontariusze. Nie
są wypłacane wynagrodzenia członkom redakcji ani honoraria
autorom. Wszyscy działają pro publico bono – dla dobra ogółu,
ale i osobistej satysfakcji.
3
W numerze
Nowości ..................................................... 4, 5, 6, 7, 27, 29
Kongresy medyczne
O czym mówiono na American Transplant Congress 2016?
Krystyna Knypl ........................................................................... 9
Emigracja
Różne oblicza emigracji,
czyli nie każdy może być emigrantem Alicja Barwicka ..... 11
Polskie migracje Jagoda Czurak ........................................... 17
Młody lekarzu, nie rezygnuj z marzeń!
Barbara Iwanik ......................................................................... 28
Czteroosobowa rodzina w Anglii
Natalia Rudzka, Zbigniew Rudzki,
Jasiek Rudzki, Staś Rudzki........................................................ 30
Ciekawe życie założycielki Hôpital Necker
Krystyna Knypl ......................................................................... 41
Wkłucie centralne
Wypłukanie zawodowe Rafał Stadryniak ............................ 45
Informacja dla autorów materiałów
prasowych zamieszczanych
w „Gazecie dla Lekarzy” ......................................... 48
5
9
17
7
11
28
30
41
45
8_2016
sierpień
Nowości
Marsz Pamięci poświęcony
pracownikom służby zdrowia
niosącym pomoc ofiarom
warszawskiego getta
22 lipca 1942 roku około dwóch tysięcy pięciuset
Niemcy rozpoczęli wielką przypadków duru i w tym
akcję likwidacyjną warszaw- siedemset zgonów – notoskiego getta. W ciągu dwóch wał Ludwik Hirszfeld), po
miesięcy wywieźli z niego nierówną walkę z chorobą
i zamordowali w komorach głodową. Henryk Makower
gazowych Treblinki ponad tak wspominał specyfikę
300 tysięcy żydowskich praktyki lekarskiej w getmieszkańców Warszawy. cie: Lekarze byli w rozterce,
W 74. rocznicę tych wy- po co ratować tych ludzi,
darzeń Żydowski Instytut przeważnie z okropnymi
Historyczny już po raz piąty ranami szarpanymi (użyczci pamięć ofiar, organizu- wano prawie wyłącznie kul
jąc Marsz Pamięci ulicami dum-dum). Jednak stary, od
unicestwionego getta.
lat wpojony obowiązek robił
Każdy Marsz Pamięci swoje. Szpital pracował pełną
dedykowany jest konkret- parą. W rezultacie uratowani,
nym osobom lub kręgom, a wśród nich z licznymi okaw tym roku pracownikom leczeniami, znaleźli śmierć
służby zdrowia – lekarzom, w Treblince czy też murach
pielęgniarkom, salowym getta. Lekarze nie zaprzesta– wszystkim, którzy hero- li również pracy naukowej,
icznie nieśli pomoc w tych czego efektem była, wydatragicznych czasach. Przed na w 1947 roku, publikacja
lekarzami w getcie war- „Choroba głodowa. Badania
szawskim stanęło wiele kliniczne nad głodem wykodramatycznych zadań – od nane w getcie warszawskim
zszywania ran po postrza- z roku 1942”.
łach gettowych żandarmów,
W getcie warszawskim
przez trwającą niemal dwa funkcjonowały dwa szpilata epidemię tyfusu (Pod- tale: Szpital Starozakonczas najgorszych miesięcy nych na Czystem, przeepidemii było meldowanych niesiony z ul. Dworskiej,
4
8_2016
sierpień
Nowości
z oddziałami rozlokowanymi
w różnych budynkach dzielnicy zamkniętej oraz Szpital
Dziecięcy Bersonów i Baumanów na ulicy Śliskiej z filią na rogu Leszna i Żelaznej.
Personel medyczny zmagał
się z niewystarczającą ilością
lekarstw, środków opatrunkowych i niskimi racjami żywnościowymi, a w konsekwencji
z bezsilnością wobec epidemii
i głodu. Z czasem zrozumiano,
że nie da się pomóc wszystkim
potrzebującym. O tej okrutnej
świadomości pisała lekarka
Adina Blady-Szwajger: Już
było wiadomo, że coraz mniej
jesteśmy zdolni do ratowania
życia, a coraz bardziej stajemy
się dawcami cichej śmierci.
Co roku Marsz Pamięci
gromadzi ponad tysiąc warszawiaków oddających hołd
kolejnym grupom ofiar getta warszawskiego: twórcom
konspiracyjnego Archiwum
Ringelbluma, dzieciom
przemycającym żywność do
głodującej dzielnicy, Januszowi Korczakowi i innym wychowawcom domów dziecka
oraz ich podopiecznym, czy
Marysi Ajzensztadt, wybitnie
uzdolnionej śpiewaczce, która
dobrowolnie przyłączyła się do
prowadzonego na Umschlagplatz ojca.
Program tegorocznego
Marszu Pamięci: rozpoczęcie
22 lipca o godzinie 17.00 pod
pomnikiem Umschlagplatz
przy ulicy Stawki, zakończenie
około godziny 18.30 na ulicy
Śliskiej przy budynku Szpitala
Dziecięcego im. Bersohnów
i Baumanów. Trasa: ul. Stawki, al. Jana Pawła II, Prosta,
Twarda, Śliska. Przewidziano
m.in. odczytanie fragmentów
pamiętników lekarzy z warszawskiego getta oraz przywiązanie do szpitalnego parkanu
wstążek pamięci z imionami
Żydów uwięzionych w getcie.
Źródło: materiały prasowe
Bezpieczne wakacje dla dzieci z atopowym zapaleniem skóry
Edukacja pacjentów z chorobami przewlekłymi jest bardzo ważnym zadaniem w procesie leczniczym. Oddział dermatologii szpitala Necker, kierowany przez prof. Christine
Bodemer, zorganizował 2 lipca
br. dzień edukacji terapeutycznej na temat „Odkrywanie
i uprawianie różnych sportów bez uszkadzania skóry”.
W wydarzeniu zorganizowanym dzięki wsparciu Fundacji
do Walki z Atopowym Zapaleniem Skóry uczestniczyło 33
dzieci dotkniętych chorobami
dermatologicznymi wraz z rodzicami. Impreza miała miejsce w Narodowym Instytucie
Sportu (Institut National du
Sport), gdzie na dzieci czekały
gry i warsztaty. Wydarzeniu
patronowali mistrz olimpij- pl). Oto link do porad na co
ski w pływaniu Alain Bernard dzień dla dzieci z atopowym
oraz mistrzyni europejska zapaleniem skóry: http://www.
w koszykówce Emilie Gomis. fondation-dermatite-atopique.
Fundacja ma swoją stro- org/pl/ak-leczyc-jak-ulzyc-jaknę internetową w różnych -zapobiegac/porady-na-co-dzien.
językach, takich jak angielKatarzyna Kowalska
ski, francuski, hiszpański,
Źródło: https://m.facebook.com/
japoński, portugalski, czeski,
a także polski (http://www.fon- story.php?story_fbid=104381696
9035148&id=149977845085736
dation-dermatite-atopique.org/
Szkolenie zespołów pogotowia ratunkowego we Francji
z zakresu medycyny wojennej.
Szczególny nacisk położono
na opanowanie szybkiego
udzielania pomocy medycznej
w stanach takich jak krwotok
Fot. Krystyna Knypl
W związku z Euro 2016
lekarze i ratownicy francuskich zespołów pogotowia
ratunkowego SAMU przeszli dodatkowe szkolenie
po postrzeleniu ofiary z karabinu automatycznego oraz
udrażnianie dróg oddechowych. Umiejętność tamowania krwawienia z licznych ran
postrzałowych była jednym
z ważniejszych celów szkolenia. Ponadto zespoły SAMU
zostały wyposażone w nowe
opaski uciskowe do tamowania krwotoków. Opaski są
bardziej stabilne i skuteczne.
Pogotowie we Francji
dysponuje dwoma rodzajami karetek – wyjazdowymi
oraz koordynującymi. Karetki
wyjazdowe świadczą pomoc
w nagłych wypadkach, a karetki koordynujące w razie
zdarzeń masowych są w pobliżu miejsca zdarzenia i koordynują pracę poszczególnych
zespołów ratowniczych. Katarzyna Kowalska
Źródło: http://sante.lefigaro.fr/actualite/2016/07/06/25179-samu-francais-se-met-medecine-guerre
5
8_2016
sierpień
Nowości
Nierozłączni, przywiązani
Są wśród nas. Żyją tylko
dzięki żywieniu pozajelitowemu. Są nierozłączni z mieszaniną żywieniową, często przez
większość doby przywiązani
do stojaka z kroplówką.
Zespół krótkiego jelita to
dysfunkcja przewodu pokarmowego polegająca na zmniejszeniu powierzchni czynnej jelit, na skutek czego tradycyjne
spożywanie posiłków nie zapewnia choremu odpowiedniej
ilości wartości odżywczych.
W konsekwencji następuje niedożywienie i pojawiają się zaburzenia wodno-elektrolitowe prowadzące do skrajnego wyczerpania. Utrzymanie
chorego przy życiu jest możliwe wyłącznie dzięki żywieniu
pozajelitowemu, czyli dożylnemu podawaniu specjalnie
przygotowanych mieszanin
6
odżywczych. Standardowo
taka procedura żywieniowa
przywiązuje pacjenta do stojaka z kroplówką nawet na
kilkanaście godzin w ciągu
doby i wymaga wyłączenia
się z większości aktywności
życia codziennego.
Zespół krótkiego jelita potencjalnie zagraża życiu. Przyczyną jest zazwyczaj fizyczna
utrata odcinka jelita cienkiego
lub zaburzenie wchłaniania, co
powoduje znaczne ograniczenie przyswajania składników
odżywczych. Może to prowadzić do odwodnienia i niedożywienia, a w następstwie do
utraty masy ciała. Wyniszczające biegunki sprawiają, że wydzielanie i utrata płynów przewyższa ilość przyjmowanego
pokarmu, co może przyczynić
się do wczesnej niewydolności
nerek spowodowanej niewłaściwą gospodarką wodno-elektrolitową.
Wśród szczegółowych
przyczyn występowania zespołu krótkiego jelita są: martwica
jelita pochodzenia naczyniowego (zator, zakrzep tętniczy
lub żylny), rozległe resekcje
z innych przyczyn (np. choroba Leśniowskiego-Crohna,
nowotwór, uraz), ciężkie zaburzenia wchłaniania (np. popromienne zapalenie jelit, czyli upośledzenie zdolności regeneracji komórek jelit po zastosowaniu radioterapii w le- można było zobaczyć, jak osoczeniu onkologicznym, lub ce- by leczone żywieniowo próbuliakia oporna na leczenie) oraz ją sprostać zwykłym codzienprzetoki (zewnętrzne – powo- nym czynnościom, kiedy towadujące utratę treści pokarmo- rzyszy im stojak z kroplówką.
Więcej informacji:
wej, i wewnętrzne – powodująwww.apetytnazycie.org
ce ominięcie części jelita cienhttp://www.polspen.pl/dla-pakiego przez pokarm).
Podstawowym celem tera- cjent%C3%B3w/zywienie-pozapii w zespole krótkiego jelita jelitowe
pozostaje zapewnienie pacjen- http://szpitalskawina.pl/zywienietom satysfakcjonującego po- -pozajelitowe/
ziomu jakości życia oraz umoż- http://www.medonet.pl/zdrowie/
liwienie powrotu do codzien- zdrowie-dla-kazdego/zespol-krotkiego-jelita,artykul,1670514.html
nych zajęć sprzed choroby.
2 czerwca w centrum War- http://gastrologia.mp.pl/choroby/
szawy Stowarzyszenie Pacjen- jelitocienkie/73999,zespol-krottów Leczonych Żywieniowo kiego-jelita
„APETYT na życie” zorgani- http://zywieniemaznaczenie.pl/
zowało happening edukacyj- zywienie-kliniczne/
ny. W ciągu jednej godziny
Źródło: materiały prasowe
8_2016
sierpień
Nowości na lato
J
est środek lata i wszyscy rodzice
wraz z dziećmi przemierzają wakacyjne szlaki. Poza wypoczynkiem
nie mniej ważne jest bezpieczeństwo
osób korzystających z wakacyjnych
rozrywek, w szczególności z wody
i słońca. Na stronie internetowej
American Academy of Peditarics
3 maja 2016 r. opublikowano praktyczne wskazówki nt. bezpiecznego
plażowania i kąpieli.
Słońce
Dzieci poniżej 6 miesięcy
Należy unikać eksponowania na słońce
tak małych dzieci. Powinny one być ubrane w lekkie, długie spodenki oraz koszulkę
z długimi rękawami. Na głowie kapelusz
z rondem, aby zapobiec poparzeniom słonecznym. Gdy odpowiednia odzież nie jest
dostępna, można zastosować w niewielkiej
7
ilości krem ochronny z filtrem co najmniej
15 na twarz i powierzchnię grzbietową
dłoni. W razie poparzenia słonecznego
należy stosować chłodne okłady.
Wszystkie dzieci
Zalecane jest unikanie lub ograniczenie ekspozycji na słońce w godzinach od
10 do 16. Wskazane jest noszenie kapelusza z szerokim rondem oraz okularów
przeciwsłonecznych zapewniających 98100% ochronę przed promieniowaniem
UVA i UVB. Warto co dwie godziny oraz
po każdej kąpieli nakładać na skórę krem
ochronny.
Szczególną staranność i ostrożność
trzeba zachować w pobliżu wody i piasku,
ponieważ na takich terenach szybciej
dochodzi do poparzeń słonecznych.
Udar cieplny
Profilaktyka ogólna
Podczas upałów nie należy wykonywać intensywnych ćwiczeń fizycznych.
A jeżeli już, to nie dłużej niż przez 15
minut. Po przyjeździe do miejsca, gdzie
panuje ciepły klimat, przez pierwsze 7
do 14 dni należy stopniowo dawkować
wysiłek fizyczny. Jest to szczególnie ważne
w terenie ciepłym i wilgotnym.
Przed zajęciami fizycznymi dzieci
powinny mieć możliwość wypicia płynów – nie powinny odczuwać pragnienia.
Podczas zajęć fizycznych wskazane jest
picie wody co 20 minut.
Odzież do ćwiczeń fizycznych powinna być jasna, lekka, jednowarstwowa.
Jeżeli odzież w czasie zajęć zostanie przemoczona, trzeba wymienić ją na suchą.
Jeżeli ćwiczenia fizyczne lub zabawy
odbywają się w słońcu, należy czas ich
trwania skrócić oraz robić częste przerwy
w celu nawodnienia organizmu.
Profilaktyka u niemowląt
Niemowlęta nie mają dostatecznie
rozwiniętych mechanizmów termoregulacji. Dlatego dochodzi do tragicznych
8_2016
sierpień
Fot. Mieczysław Knypl
Korzystanie ze słońca i wody podczas wakacji
Nowości na lato
zgonów dzieci zostawionych w samochodach. Należy:
# Opuszczając samochód upewnić się,
ze wysiadły również wszystkie podróżujące nim dzieci!
# Unikać rozpraszania uwagi przez
zbędne rozmowy telefoniczne podczas
jazdy samochodem.
# Zachować szczególną ostrożność
w razie odstępstwa od codziennych zwyczajów – zmiana trasy czy godziny jazdy.
# Zachować czujność, gdy dzieci są
po opieką organizatorów zbiorowego
wypoczynku, m.in. nawiązać kontakt
telefoniczny, gdy powrót dzieci się opóźnia
(AAP radzi robić to już przy 10-minutowym opóźnieniu).
# Umieścić swój telefon komórkowy
lub torebkę na tylnym siedzeniu – to gwarantuje, że wysiadając z auta spojrzymy za
siebie i przy okazji sprawdzimy, czy nie
zostało tam zapomniane dziecko.
Trzeba pamiętać, że temperatura wewnątrz zaparkowanego samochodu może
bardzo szybko narastać, nawet gdy na
zewnątrz nie jest bardzo gorąco; dlatego w żadnym razie nie wolno zostawiać
dziecka samego w samochodzie, zwłaszcza
z zablokowanymi drzwiami.
Basen kąpielowy
Fot. Mieczysław Knypl
Nigdy nie wolno zostawiać dzieci samych na basenie lub w jego pobliżu, nawet
na krótką chwilę.
8
Dzieci poniżej 5 lat i starsze, ale nieumiejące pływać powinny być w wodzie
w zasięgu ręki osoby dorosłej („touch
supervision”).
Basen powinien być zabezpieczony
w taki sposób, aby małe dziecko nie było
w stanie pokonać ogrodzenia. Zamki od
furtek ogrodzenia basenowego nie powinny być dostępne dla małych dzieci,
wskazane jest zamontowanie alarmu przy
furtkach prowadzących na basen. Okna
wychodzące na basen nie powinny być
zasłonięte.
Przy basenie powinien być sprzęt ratunkowy oraz telefon komórkowy.
Należy unikać nadmuchiwanych zabawek do pływania i nie uważać ich za
substytut kamizelek ratunkowych – dają
one fałszywe poczucie bezpieczeństwa.
Nie wolno uważać, że dzieci poniżej
1 roku, które przeszły kurs pływania, nie
mogą się utopić.
Duże nadmuchiwane baseny przydomowe też mogą być niebezpieczne.
Pływanie łódką
Dzieci zawsze powinny być ubrane
w kamizelkę ratunkową. Należy upewnić
się, że kamizelka ma właściwy dla dziecka
rozmiar.
Dorośli, nawet bardzo dobrze pływający, też powinni być ubrani w kamizelki
ratunkowe, aby dawać dobry przykład
dzieciom.
Młodzież i dorośli powinni być ostrzeżeni o niebezpieczeństwach, na jakie
jest narażony pasażer łodzi będący pod
wpływem alkoholu, narkotyków, a także
niektórych leków na receptę.
Otwarte przestrzenie
wodne
Nie wolno nigdy pływać samotnie.
Nawet najlepszy pływak powinien mieć
towarzystwo.
Ratownik powinien czuwać nad dziećmi nie tylko gdy one są w wodzie, ale także
gdy są w pobliżu wody.
Nurkowanie jest dozwolone dla dzieci
tylko pod nadzorem dorosłych, którzy
znają głębokość wody. Nigdy nie wolno
pływać po akwenach wodnych, na których
pływają statki lub inne jednostki wodne.
Pływanie w oceanie jest dozwolone
wyłącznie pod nadzorem ratownika.
Gdy pływak dostanie się w obszar prądu wodnego, powinien dać mu się nieść
równolegle do brzegu aż poczuje, że prąd
odpływa lub słabnie, wtedy skierować się
do brzegu.
Krystyna Knypl
Oprac. na podstawie https://www.aap.org/en-us/
about-the-aap/aap-press-room/news-featuresand-safety-tips/Pages/Sun-and-Water-SafetyTips.aspx?nfstatus=401&nftoken=000000000000-0000-0000-000000000000&nfstatusde
scription
8_2016
sierpień
Kongresy medyczne
O czym mówiono
na American Transplant
Congress 2016?
Krystyna Knypl
Tegoroczny American Transplant Congress odbywał się w dniach
11-15 czerwca w Bostonie, największym mieście będącym stolicą
stanu Massachusetts. Kongres jest najważniejszym wydarzeniem
edukacyjnym dla wszystkich osób związanych z transplantologią.
Co roku uczestniczy w nim około 5000 osób. Obrady odbywają
się w słynnym John B. Hynes Convention Center, który w odróżnieniu od wielu innych centrów kongresowych w Stanach Zjednoczonych położony jest w centrum miasta, w części zwanej seaport
district.
G
dy przed laty spacerowałam po ulicach Bostonu,
podziwiałam jego piękną architekturę, rozmyślałam o osiągnięciach naukowych, czując bliskość oceanu,
pomyślałam, że jest to miasto, w którym czuje się potęgę
Umysłu i Oceanu. Miło byłoby kiedyś zatrzymać się
w Bostonie na dłużej.
Skala problemów transplantologii
w Stanach Zjednoczonych
Stany Zjednoczone są krajem, w którym wszystko
ma inny rozmiar niż w krajach europejskich i podobnie
jest z transplantologią. W roku
2015 wykonano 30 000 przeszczepów narządów (http://asts.
org/news-and-publications/asts-news/2016/01/16/more-than30-000-transplants-performedannually-for-first-time-in-u.s).
Jednak potrzeby są dużo większe. Oficjalne dane o liczbie
oczekujących na przeszczep
są następujące (https://optn.
transplant.hrsa.gov/data/).
Ogółem oczekuje na
przeszczep 120 181 osób:
nerka
trzustka
nerka i trzustka
wątroba
jelito
serce
serce i płuco
99 513
970
1890
14 639
269
1416
45
W roku 2016 od stycznia do maja przeszczepiono
13 550 narządów.
9
8_2016
sierpień
Kongresy medyczne
Program kongresu
Program był bardzo bogaty, już o 7.00 startowało
Sunrise Symposium (http://atcmeeting.org/scientific-program) – istne szaleństwo! Obrady cieszyły się bardzo dużym zainteresowaniem. Najczęściej czytane abstrakty to:
1. Effect of Complement Inhibition Therapy (Eculizumab) in Patients with C1q-Binding Donor-Specific
Anti-HLA Antibodies: A Molecular Appraisal.
C. Lefaucheur,1 L. Hidalgo,2 J. Reeve,2 D. Viglietti,1
C. Gosset,1 O. Aubert,3 C. Ulloa,3 C. Legendre,3 D. Glotz,1
P. Halloran,2 A. Loupy.3
1
Saint-Louis Hospital, Paris, France; 2University of
Alberta, Edmonton, Canada; 3Necker Hospital, Paris,
France.
http://www.atcmeetingabstracts.com/abstract/effect-of-complement-inhibition-therapy-eculizumab-in-patients-withc1q-binding-donor-specific-anti-hla-antibodies-a-molecularappraisal/.
2. C1-Inhibitor in Acute Antibody-Mediated Rejection
Non-Responsive to Conventional Therapy in Kidney
Transplant Recipients: A Pilot Study.
C. Lefaucheur,1 D. Viglietti,1 C. Gosset,1 A. Loupy,2
A. Zeevi,3 D. Glotz.1
1
Saint-Louis Hospital, Paris, France; 2Necker Hospital,
Paris, France; 3University of Pittsburgh Medical Center,
Pittsburgh.
http://www.atcmeetingabstracts.com/abstract/c1-inhibitor-inacute-antibody-mediated-rejection-non-responsive-to-conventional-therapy-in-kidney-transplant-recipients-a-pilot-study/.
Stwierdzam z przyjemnością, że ich autorami są
między innymi lekarze z Hôpital Necker oraz Hôpital
10
Saint-Louis
– oba szpitale miałam
możność
odwiedzić i poznać znakomitych lekarzy i naukowców. Warto przypomnieć, że pierwszy przeszczep
nerki wykonał w Hôpital Necker prof. Jean Hamburger.
Z patriotyczną dumą odnotowuję 10 doniesień
z Polski, ich tekst jest dostępny pod adresem: http://www.
atcmeetingabstracts.com/?s=poland.
Wszystkie abstrakty http://www.atcmeetingabstracts.
com/. Brawo autorzy!
Trochę szczęścia, trochę pecha
Ciekawy problem poruszono w doniesieniu Kidney Dialysis after Heart Transplantation: The Short and
Long Term Outcomes przedstawionym przez A.Osborne
i wsp. z Cedars-Sinai Heart Institute w Los Angeles.
W latach 1994-2011 obserwowali oni 52 pacjentów po
przeszczepie serca, którzy w pierwszym miesiącu po
zabiegu wymagali dializ z powodu niewydolności nerek.
W niektórych przypadkach były to dializy wykonywane
przez krótki czas, w innych były przeprowadzane przewlekle. W trzech przypadkach konieczny był dodatkowo
przeszczep nerki.
Następny kongres amerykańskich transplantologów odbędzie się w dniach od 29 kwietnia do 3 maja
2017 roku w Chicago.
Tekst i zdjęcia
Krystyna Knypl
8_2016
sierpień
Emigracja
Różne oblicza emigracji,
czyli nie każdy może być
emigrantem
Alicja Barwicka
http://www.gallery.oldbookart.com/main.php?g2_itemId=13591&g2_imageViewsIndex=3
Emigracja jest zjawiskiem tak starym jak ludzkość. Emigrowano od zawsze i nadal
temat jest aktualny. Opuszczenie ojczystego kraju czasowo lub na stałe może mieć
charakter dobrowolny lub przymusowy, a przyczyny bywają bardzo różne, dominują
jednak polityczne, ekonomiczne, religijne lub naukowe. Osoby, które podejmowały
decyzję o emigracji, to w zdecydowanej większości jednostki silne psychiczne, odporne na sytuacje stresowe, odważne, zdolne do podejmowania decyzji i konsekwentne
w ich realizacji, otwarte na nowe, często nieznane wyzwania. Dzięki takim cechom
zasiedlano nieprzyjazne dla człowieka przyrodniczo i klimatycznie tereny, tworzono
nowe społeczeństwa. Wielu emigrantów dzięki sile woli, wytrwałości w pokonywaniu przeszkód i determinacji w dążeniu do postawionych sobie celów zapisało się na
kartach historii świata.
11
8_2016
sierpień
https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/d/da/Basse_Mesopotamie_DA.PNG
Fot. Mieczysław Knypl
Jak zaczynali prekursorzy?
Niewątpliwie jednym z pierwszych spośród tych
najbardziej znanych był Abraham, ojciec narodów wyznających trzy wielkie religie monoteistyczne (judaizm,
chrześcijaństwo i islam). Żył w XXI wieku p.n.e. i z pierwotnego miejsca zamieszkania w Ur w południowej
Mezopotamii (dzisiejszy Irak) wyruszył do Palestyny.
Miasto Ur w starożytności było ważnym portem morskim,
położonym w pobliżu ówczesnego ujścia rzeki Eufrat
do Zatoki Perskiej. Rodzina Abrahama nie należała
do biednych i nie jest wykluczone, że poza wątkiem
ściśle religijnym, możliwym powodem podjęcia decyzji
o opuszczeniu domu była niespokojna sytuacja polityczna po upadku III dynastii z Ur. Trzeba mieć na uwadze
ówczesne realia, gdy emigrujące rodziny przemieszczały
się z całym dobytkiem, nic więc dziwnego, że pokonanie
pierwszego etapu wędrówki wiodącej wzdłuż Eufratu
przez Babilon do Charan zajęło rodzinie szmat czasu.
Chociaż Abraham zdążył się już mocno zestarzeć, to
kontynuował podróż i drogą okrężną przez Egipt po
wielu latach dotarł do celu w ziemi Kanaan.
12
Emigracja
Z biegiem czasu
Z czasem wraz z rozwojem cywilizacji i postępem technicznym ułatwiającym podróżowanie
kolejnym pokoleniom emigrantów wędrowało się już
nieco lżej, ale nigdy nie była to droga łatwa. Zawieruchy
wojenne, zarówno te dotyczące zamierzchłej historii,
jak i te nowożytne oraz nieuchronnie związana z nimi
bieda kazały w każdej epoce tysiącom ludzi szukać
innych, bezpieczniejszych miejsc do życia. Podejmowanie takich działań zawsze było niebezpieczne i wielu
przegrywało walkę o przetrwanie. Było jednak o co
walczyć i co wygrywać. Jest na to wiele przykładów.
Wystarczy prześledzić życiorysy wielu uczonych, ludzi
kultury, bankierów czy właścicieli największych firm
przemysłowych. Legendy o dorabiających się fortun za
oceanem byłych sąsiadach krążyły przez lata w opowieściach wielu europejskich wieśniaków i ubogich
robotników. Podsycały wyobraźnię, rozbudzały oczekiwania, ale stanowiły przede wszystkim scenerię do
podejmowania trudnych emigracyjnych decyzji przez
kolejne pokolenia.
Emigracja po polsku
Polacy nigdy nie należeli do społeczeństw zamożnych, może więc stąd mamy tak bogate doświadczenia emigracyjne. Nawet nie sięgając zbyt daleko
w przeszłość, zawsze mieliśmy jakąś falę emigracji.
Nadawano im odpowiednie różnicujące nazwy. I tak
uczymy dzieci w szkole o przedstawicielach emigracji
popowstaniowej, powojennej, emigracji lat 80. i zapewne
niedługo program nauczania obejmie wiedzę o życiu
i osiągnięciach emigracji nam współczesnej, związanej
8_2016
sierpień
ze swobodnym przepływem osób w krajach Unii Europejskiej. Dziś, gdy każdy ma paszport i ograniczone
jedynie finansami możliwości przemieszczania się po
świecie, coraz mniej osób chce pamiętać lata biedy
bezpośrednio poprzedzające okres stanu wojennego
i jego lata. Filmy Barei dziś już tylko śmieszą, chociaż
były „oparte na faktach”. W domowych archiwach przechowujemy jeszcze kartki żywnościowe na cukier, mięso
czy wyroby czekoladopodobne. Nie wszyscy chcieli żyć
w takich realiach. Niektórzy może by i chcieli, ale musieli
uciekać z umiłowanej ojczyzny przed rozbudowanym
aparatem represji. Emigrantami w tamtym czasie stawali
się głównie ludzie młodzi, pełni wiary we własne możliwości. Zasilili gospodarki wielu krajów europejskich,
obu Ameryk (chociaż głównie północnej) i Australii.
Ich dzieci mają dzisiaj w swoich drugich ojczyznach
ugruntowane zawodowe i społeczne pozycje. Tu i ówdzie przyjmują do pracy swoich rówieśników, byłych
kolegów z polskich piaskownic, żłobków i przedszkoli,
którzy ruszyli za „unijnym chlebem” z kolejną już falą
emigrantów. Początki bywały i nadal są trudne, ale zwykle
po uspokojeniu się sytuacji rodzinno-mieszkaniowej
i zawodowej, kiedy stabilne dochody wynikające z zatrudnienia są dodatkowo wzmacniane świadczeniami
socjalnymi, mało który polski emigrant chce wracać
do kraju. W niektórych krajach fala tej nowej i najnowszej aktywnej i przedsiębiorczej polskiej emigracji
trafia na starą powojenną, raczej gorzej wykształconą,
rozgoryczoną, z dość subiektywnym i nieraz trochę
wypaczonym przez lata izolacji połączonej z nostalgią
obrazem Polski. Na styku powstają konflikty, ale przecież
gdzie ich nie ma?
Na emigracji
może się przydać język obcy
Konflikty są jak wiadomo charakterystyczną
cechą Polaków. Słynne trzy odrębne zdania w jednej
sprawie wygłoszone przez dwóch Polaków mogą ilustrować naszą codzienność. Dobrze, jeśli za granicą
są przynajmniej wygłoszone poprawnie i zrozumiale.
Wszyscy wiemy, że ciągle są na świecie enklawy wielkich
miast zamieszkane przez polskich emigrantów, posługujących się praktycznie wyłącznie językiem ojczystym.
Pewnie z początku czuli się z tym źle, nie zawsze byli
jednak w stanie (głównie z przyczyn ekonomicznych)
korzystać z kursów językowych. Priorytetem było utrzymanie rodziny. Z czasem ci ludzie przywykli do swojego
losu i nie zamierzali już nic w nim zmieniać. Nieznajomość języka kraju, w którym się mieszka, uniemożliwia
oczywiście rozwój zawodowy i społeczny, ale ta grupa
emigrantów na tyle dotkliwie się o tym przekonała, że
w trosce o los swoich dzieci starała się przynajmniej
im zapewnić właściwe przygotowanie językowe i jak
najlepsze wykształcenie. Kolejne pokolenia powojenne
uczyły się w polskich szkołach języków obcych, ale mimo
to nie potrafiliśmy z tej wiedzy korzystać w praktyce.
Owszem wszyscy „przerabialiśmy” kolejne pozycje
książkowe i zaliczaliśmy kolejne poziomy wiedzy teoretycznej. Odrabialiśmy zadane do domu ćwiczenia, ale
w zetknięciu z żywym językiem szło nam gorzej niż źle.
Dla emigrantów drugiej połowy XX wieku było to dodatkowym źródłem stresu. Dzisiejsza krajowa edukacja
lingwistyczna ma się dobrze. Nastolatki nie boją się już
konwersacji w języku obcym, a przedszkolaki oglądają
bajki w językowym oryginale. Strach pozostał jeszcze
Fot. Krystyna Knypl
Fot. Mieczysław Knypl
Emigracja
13
8_2016
sierpień
Emigracja
Fot. Krystyna Knypl
tylko u tych najstarszych, przywykłych do restrykcyjnego
pilnowania reguł gramatycznych, przez co nie są często
w stanie wydusić z siebie najprostszego zdania.
Starajmy się, byle efektywnie…
Liczba aktualnych polskich emigrantów rośnie.
Nie zachęcają do powrotu inicjatywy służące poprawie
wskaźników demograficznych, chociaż np. program 500+
cieszy się w kraju ogromną popularnością. W polskich
miastach ławeczki w parkach i na skwerkach zajmują
głównie seniorzy, a na coraz piękniejszych placach
zabaw dla najmłodszych nie ma tłoku. Toczy się walka
o odwrócenie niekorzystnych tendencji demograficznych. Chcielibyśmy, by Polaków było więcej i dotyczy
to zarówno terenu Polski, jak i emigracji. Wielu naszych
rodaków dokłada wszelkich starań, by polskie dzieci
rosnące na emigracji pamiętały o swoich korzeniach, by
kultywowały język, kulturę i polską tradycję. Nie jest to
łatwe. Młodzi rodzice – emigranci nie mają zazwyczaj
na miejscu pomocnej rodziny, mają za to świadomość
dbania o zatrudnienie, więc szacunek dla wykonywanych
zadań i odpowiedzialność nie pozwalają im urywać się
z pracy na dodatkowe zajęcia patriotyczne z własnymi
pociechami. Dlatego dla wielu polskich emigracyjnych
rodzin ta szczególna praca zostaje przeniesiona na
weekendy. Dobrze, jeśli dzieci chcą w tej aktywności brać
udział. Nie zawsze tak jest i zdarza się, że brak akceptacji
dla nauki ojczystego języka rodziców i dziadków wynika
np. z presji szkolnej grupy rówieśniczej. Dzieciom często
zależy przede wszystkim na opinii rówieśników, a ta
niekoniecznie jest jednakowo pozytywna dla urodzonego
w danym kraju i emigranta. Zwykle rodzice bardzo się
14
starają, by słowo Polska i Polak wywoływało u ich dzieci
poczucie dumy, ale różnie z tym bywa… To trudna
sprawa i nie wszyscy starający się osiągają zadowalające
wyniki. Dziś dla każdego z nas słowo Polska jest prostym
kluczem, ale dla naszych krajowych przodków nie było
to wcale tak oczywiste.
Czy my wiemy, skąd wiejemy?
Nasi sąsiedzi wobec mieszkańców monarchii
pierwszych Piastów używali najczęściej pojęć Słowianie,
Goci, Wandale. Określenie Polacy, obejmujące cały
naród, czyli poddanych jednego króla bez względu na
prawdziwą narodowość jednostek, pojawiło się znacznie
później. Słowa Polska nie ma co szukać w najstarszych
europejskich zapiskach informujących o mieszkańcach
ziem między Odrą a Bugiem. Jego autorami jest dwóch
cudzoziemskich duchownych, przy czym żaden z nich
nie był Słowianinem. Po raz pierwszy to określenie
(dokładnie przymiotnik „polski”) pojawiło się po blisko
czterdziestu latach od chrztu Mieszka I. Autorem był
Jan Kanapariusz, opat klasztoru świętych Bonifacego
i Aleksego w Rzymie, który w dziele Świętego Wojciecha
Żywot I napisanym w latach 1000-1002 opisuje walki
dwóch potężnych rodów czeskich. Jeden z bohaterów
tej opowieści, Sobiesław Sławnikowic miał służyć u Boleslau Polonorum duce (Bolesława, księcia polskiego)
jako dowódca jednej z jego drużyn. Nie wiadomo, czy
sam książę Bolesław wiedział, że jest Polakiem, skoro
w różnych zapiskach kronikarskich z tego okresu występował jako władca Słowian. Wspomniany rzymski
opat, który był po prostu kronikarzem, nie przypuszczał zapewne, że wymyślone przez niego określenie
8_2016
sierpień
Emigracja
duchownych, z których jeden nazwę wymyślił, a drugi
robił wszystko, by ją upowszechnić. Łacińskie słowo
Polonia pojawiło się dopiero do określenia państwa
Mieszka II, ale dla najbliższych sąsiadów jeszcze przez
długie lata byliśmy krajem, który określano nazwami
odplemiennymi (Wiślanie, Goplanie, Lędzianie, Polanie
czy Lachowie). Chociaż mamy wiek XXI, to nie dla
wszystkich jesteśmy Polską i tak u Litwinów nazywamy
się Lenkija, a u Węgrów – Lengyelország.
Emigracja po lekarsku
Ostatnie fale polskiej emigracji to już nie uciekinierzy wojenni i powojenni, to grupa osób aktywnych
zawodowo, najczęściej dobrze wykształconych, znających język kraju docelowego albo przynajmniej mocno
zmotywowana, by się go w szybkim czasie nauczyć.
Lekarze stanowią tu znaczącą liczbę. Wybór takiej
drogi życiowej jest wyraźnie widoczny u studentów
ostatnich lat studiów medycznych. Ci spośród nich,
którzy wybierają się do kraju wymagającego nostryfikacji
dyplomu, pieczołowicie zbierają pytania z ostatnich
lat takiego egzaminu, by później już w języku kraju
docelowego móc się z nim zmierzyć. Na szczęście ludzie
niezależnie od miejsca zamieszkania chorują tak samo
lub przynajmniej podobnie, więc wiedza włożona do
głów najpierw po polsku, a potem w języku wybranego
kraju okazuje się zawsze solidną bazą do praktycznego wykonywania zawodu. Alternatywą jest podjęcie
studiów medycznych w kraju, w którym chciałoby się
potem praktykować, a takie możliwości oferują dzisiaj
cudzoziemcom liczne, w tym również te najbardziej
prestiżowe uczelnie europejskie.
Fot. Krystyna Knypl
zrobi taką karierę. Wywiązywał się rzetelnie ze swoich
dziennikarskich obowiązków i zapisywał najważniejsze
ówczesne wydarzenia. Miał o czym pisać, bo czasy
były ciekawe i na arenie międzynarodowej wiele się
działo. Wszystko zaczęło się od walki o szczątki św.
Wojciecha. Mieszko I niedawno przyjął chrzest, więc
ciało pierwszego świętego (notabene przecież Czecha,
nie Polaka) powinno według ówczesnych zwyczajów
spocząć w Rzymie. Przyjechał więc do Gniezna w 1000
roku cesarz Otto III, który prawdopodobnie uważał, że
do relikwii ma większe prawo niż jego słowiański sąsiad, mający przecież znacznie niższą międzynarodową
pozycję. Bolesław Chrobry był jednak sprytny i dzięki
skutecznym zabiegom, obejmującym między innymi
sowite podarunki dla całej cesarskiej świty, udało się
pozostawić ciało męczennika w kraju. Cesarz musiał
się zadowolić jedynie ramieniem świętego, które zresztą
uroczyście przekazał rzymskiemu klasztorowi.
Informację o nazwie, jaką naszemu krajowi nadał
Jan Kanapariusz, przywiózł na (jeszcze książęcy) dwór
Bolesława Chrobrego inny duchowny, biskup Brunon
z Kwerfurtu. Uważał, że jednolita nazwa tworzącego
się państwa jest konieczna i namawiał władcę do jej
upowszechnienia, a w szczególności do stosowania na
monetach, pieczęciach i państwowych dokumentach.
Wszystkie te inicjatywy miały oczywiście ograniczony
zasięg i pierwsze wzmianki o wyraźnie nazwanym państwie polskim pojawiły się w zagranicznych kronikach
blisko 20 lat później. Skoro już na mapie Europy powstało
nowe królestwo, musiało przecież mieć jakąś nazwę. Nie
można było go nazwać królestwem Słowian, bo było to
pojęcie zbyt szerokie. Skorzystano więc z pracy dwóch
15
8_2016
sierpień
Fot. Krystyna Knypl
Emigracja
16
niby uboższych krajów i cudzoziemców chętnych do leczenia
Polaków wcale na horyzoncie
nie widać…
Droga nie dla
każdego
Emigracja, choć zawsze
istniała, nie jest dla wszystkich.
Dotyczy to także lekarzy. Kiedy
(pomijając aspekt szczególnych
sytuacji zdrowotnych czy politycznych) padnie pytanie, dlaczego z przyczyn ekonomicznych nie opuszczamy kraju i rodziny, należy je chyba
odwrócić i zastanowić się, dlaczego akurat mielibyśmy
to zrobić? Mamy prawo zostać u siebie, dbać o swoich
(niekoniecznie zawsze przyjaznych nam) pacjentów,
posyłać dzieci do polskich szkół, a dumę narodową
budować u nich na własnych śmieciach, w otoczeniu
polskich rodzin i przy śpiewaniu polskich kolęd. Podczas wakacji możemy im pokazywać piękno własnego
kraju, a dbając o edukację uwzględniającą naukę języków obcych, możemy też próbować pokazywać już
bez kompleksów lingwistycznych dalsze i bliższe kraje
z całym bogactwem innych kultur. Będzie wtedy co
porównywać i wcale nie jest powiedziane, że lepiej być
emigrantem. Doświadczenia tułającej się po świecie
Calineczki z baśni Jana Christiana Andersena niezbicie
dowodzą, że miała rację mówiąc, że „najlepiej jest tu
być, a tam bywać”.
Fot. Krystyna Knypl
W jeszcze innej sytuacji są lekarze, którzy decyzję
o udaniu się na emigrację podejmowali już po dłuższym lub
krótszym okresie praktykowania w Polsce. Tu początki też
nie są łatwe, ale przynajmniej
zdobyte w kraju doświadczenie
zawodowe przy często znacznie
uboższych możliwościach diagnostycznych pozwala czuć się
pewniej i szybciej przystosować
do obowiązujących w danym
kraju procedur. Mówi się, że „do
dobrego łatwiej się przyzwyczaić”. To prawda, a kiedy
już raz zasmakujemy w możliwości zastosowania lepszych, bardziej precyzyjnych, a tym samym bardziej
efektywnych metod diagnostycznych i leczniczych, nie
będziemy już chcieli z nich rezygnować. Każdy lekarz
wie, jaka to różnica i z jaką satysfakcją z wykonywania
zawodu takie możliwości się łączą. Wszyscy chcemy, by
nasza praca była szanowana i doceniana, ale też wielu,
zwłaszcza najmłodszych kolegów nie liczy już na poprawę
swojego statusu zawodowego w kraju. Nie chcą pracować
pod pręgierzem grożących im nieustannie kar, przy
niejasnych przepisach prawa pozwalających na obwinienie lekarza za rozmaite niedociągnięcia organizacyjne
obowiązującego systemu opieki zdrowotnej. Emigrują,
a po latach rzadko kiedy do kraju wracają. Pomagają
chorym, a jakże, ale już raczej innych narodowości. To
nie jest w porządku, bo nasz wspaniały system mimo
otwartej Europy jakoś nie jest zachętą dla kolegów z tych
Alicja Barwicka, okulistka nieemigrująca
8_2016
sierpień
Emigracja
By Artur Grottger - artmight.com, Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=1823491
Biada nam, zbiegi, żeśmy w czas morowy
Lękliwe nieśli za granicę głowy!
Bo gdzie stąpili, szła przed nimi trwoga,
W każdym sąsiedztwie znajdowali wroga,
Aż nas objęto w ciasny krąg łańcucha
I każą oddać co najprędzej ducha.
(Pan Tadeusz – Epilog)
Polskie migracje
Jagoda Czurak
Artur Grottger Pożegnanie powstańca
Migracje wpisane są w dzieje ludzkości. Nasi prapraprzodkowie, gdy zeszli z drzewa rosnącego gdzieś na afrykańskim kontynencie, przemieszczali się, dając początek
Europejczykom. Przybysze z Azji docierali do Europy, rdzenni Afrykanie stanowili
tanią siłę roboczą w Ameryce Północnej, Hiszpanie osiedlali się w południowej części Ameryki. Emigrację wymusza życie (powody ekonomiczne, łączenie małżeństw)
czy przyczyny polityczne (w wypadku Polski były to zabory, upadek powstań narodowych, zmiana ustroju państwa), religijne (np. migracje ludności pochodzenia żydowskiego) i wiele innych. Ruchom migracyjnym zawdzięczamy kształt wielu państw.
17
Fot. Jagoda Czurak
Polskie fale emigracyjne w XIX
i na początku XX wieku
Upadek państwa polskiego w wyniku rozbiorów, kres marzeń o wolnej Polsce związany z klęską
wojen napoleońskich, upadek
1
powstania listopadowego i styczniowego spowodowały exodus
ok. 20 tysięcy osób. Tak zwana
Wielka Emigracja, która nasiliła
się po 1831 r. zawdzięcza nazwę
wybitnym ludziom kultury, zmuszonym do wyjazdu za granicę
(Mickiewicz, Słowacki, Krasiński,
Chopin, ks. Adam Jerzy Czartoryski, Mochnacki, gen. Bem).
Masowo emigrowała również
szlachta i żołnierze. Większość
emigrantów osiedliła się we
Francji, zakładano ugrupowania polityczne, których
celem było wyłonienie koncepcji przyszłego państwa.
Ugrupowania prawicowe z otoczenia księcia Czartoryskiego skupiały twórców literatury, a Hôtel Lambert
8_2016
sierpień
Emigracja
stał się schronieniem i ostoją polskości, działał aż do
2007 r. (fot. 1). W Paryżu powstała nieopodal Biblioteka
Polska, w budynku której, w prestiżowej lokalizacji na
Wyspie św. Ludwika, działa do dziś Muzeum Adama
Mickiewicza z salonikiem Chopina.
Po upadku powstania styczniowego w 1863 r.
rozpoczęły się masowe wywózki Polaków na Sybir. Do
politycznych przymusowych emigrantów dołączyli emigranci zarobkowi podążający na Zachód (ich wyjazdy
były spowodowane przeludnieniem wsi). W latach
1888-1914 z terenu dawnych ziem polskich wyjechało
blisko 3,5 miliona osób1. Udawały się one do Francji,
a także USA i Kanady. Losy osiedleńców w Kanadzie
opisał Melchior Wańkowicz w reportażach Tworzywo,
które powstały w wyniku podróży pisarza do tego kraju w latach 1950-1955. Kanada czekała na osadników,
a napis na Łuku Triumfalnym w Ottawie, zbudowanym
w 1927 r., zapowiadał Free Homes for Millions. Przybywający tu ludzie (wg Wańkowicza w samym 1928 roku ok.
160 tys. emigrantów z Europy) podążali, by znaleźć się
1
J. Buszko Historia Polski 1864-1945. PWN
Emigranci czekają na statek w Hamburgu,
początek XX w.
(ze zbiorów Muzeum Historii Żydów)
18
8_2016
sierpień
Emigracja
Emigracja
https://pl.wikipedia.org/wiki/Polonia
W okresie międzywojennym zaczęli do
Polski wracać byli emigranci z USA, jednak bilans migracji był ujemny. W okresie
II Rzeczypospolitej opuściło Polskę na stałe
1,2 mln obywateli3. Według spisów ludności
przed wybuchem II wojny ok. 2,8% Polaków znajdowało się poza granicami kraju.
Polscy emigranci w Stanach Zjednoczonych, początek XX wieku
w najstraszliwszej nędzy2. Ameryka i Kanada – dwa kraje-magnesy. Losy trzech Polaków (fornala z Małopolski,
uczestnika strajku szkolnego z Wrześni i bojowca PPS
z Łodzi), którzy na początku XX w. wyjechali „potworem żelaznym” do Hamburga tworzą kanwę Tworzywa.
O kraju za wodą, gdzie jest wspaniała i tajemnicza ziemia,
pisały gazety w Polsce, a artykuły o zbudowanych w pół
roku miastach pobudzały wyobraźnię młodych zdeterminowanych mężczyzn. Przepłynęli odmęty morskie
w drodze do kraju dalekiego, uciekając przed wezwaniem
do wojska, biedą, sieroctwem. Zwiastunem lepszego
świata były trójkątne płatki białego chleba, które jedli
na statku. Emigrantów werbowali agenci towarzystwa
Canadian Pacific Railway obietnicą majątku ziemskiego
(112 mórg) za dziesięć dolarów. Wówczas najbogatsi
gospodarze we wsi polskiej mieli po kilkanaście mórg.
Wyjeżdżający wieźli ze sobą zboże na pierwszy zasiew.
Na miejscu okazywało się, że trzeba wykarczować puszczę, by mieć ten swój kawałek ziemi i zapożyczyć się,
by kupić narzędzia. Polacy pracowali też w kopalniach
szlachetnych kruszców. Przybysze byli przygotowani
do ciężkiej pracy...
Okres międzywojenny
to emigracja za chlebem. Chłopi wyjeżdżali do
Stanów Zjednoczonych, Kanady, Brazylii i Argentyny, a robotnicy głównie do Francji, Belgii i Niemiec.
Po 1939 roku
Do masowych wysiedleń Polaków
z ziem wcielonych do Rzeszy (w latach
1939-1941 objęły one 700-800 tys. ludności) doliczyć należy deportacje Polaków
do Kazachstanu i na Syberię z rozkazu Stalina. Sytuację,
w jakiej Polacy znaleźli się w 1945 r., najlepiej chyba
oddaje cytat ze statutu Rady Polonii Świata z 2011 r.
W wyniku zakończenia Drugiej Wojny światowej naród
polski, jakkolwiek znajdujący się w obozie zwycięzców,
popadł w nową niewolę, tym razem komunistyczną. Tysiące byłych żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie
i AK wybrały trudny los emigranta politycznego. Powstała
emigracja żołniersko-polityczna... którą z czasem kraj
zaczął nazywać Drugą Wielką Emigracją. Ona to wraz
z istniejącymi już stowarzyszeniami w krajach stałego
osiedlania się stworzyła – okalającą cały wolny wówczas
świat – gęstą sieć organizacji polonijnych, które przyjęły
ton par excellence patriotyczny. (Cyt. za Iga Kaszkur,
raport Polskie fale emigracyjne XIX i XX w.4
Mniej znane fakty
Uchodźcy czasu II wojny szukali schronienia
w Rumunii (dokąd udał się m.in. prezydent Mościcki
i marszałek Rydz-Śmigły). Żołnierze (ok. 25 tys. osób)
wkrótce zostali przerzuceni do Francji dzięki fałszywym
dokumentom przygotowanym przez polską ambasadę
w Bukareszcie. Równie licznej grupie cywilów umożliwiono pozostanie na terenie Rumunii, zorganizowano
nawet polskie szkoły, zanim ostatecznie opuścili oni
miejsce chwilowego schronienia przed 1941 r. Miejscem
3
A. Janowska Emigracja zarobkowa z Polski 1918-1939. PWN
http://www.startwkariere.pl/index.php-a=emigracja_historycznie.html
4
2
M. Wańkowicz Tworzywo. PWN
19
8_2016
sierpień
krótkiego azylu była dla uchodźców z Polski (m.in. Tuwima, Lechonia, gen. Hallera) Portugalia, skąd próbowali oni przedostać się za ocean. O tych mniej znanych
epizodach wojennej emigracji pisała „Polityka”.5
Dzieci tułacze. Polacy – żołnierze na
antypodach
W 1940 r. rozpoczęły się deportacje do Kazachstanu i na Syberię Polaków mieszkających na terenach
zajętych przez ZSRR po inwazji 17 września poprzedniego roku. Władze radzieckie rozdzielały rodziny,
zabierając tych, którzy nie mogli pracować (dzieci) do
domów dziecka. Po podpisaniu układu Sikorski-Majski
dorosłych polskich zesłańców objęła amnestia, uformowała się armia Andersa, która opuściła niegościnne
2
ziemie. Po grudniu 1941 r. zezwolono na
wyjazd dzieci z sierocińców do Aszchabadu, gdzie przy pomocy Hanki Ordonówny i jej męża powstał polski sierociniec.
Blisko pięciu tysiącom sierot schronienia
udzielił maharadża Jam Saheb Digvijay Sinhji (w jego rezydencji Balachadi
w Indiach przebywało pięciuset małych
Polaków) i inni maharadżowie. Dzieci
przewieziono ciężarówkami przez Iran
i Pakistan. Rząd polski na uchodźstwie
finansował pobyt tysięcy małoletnich
uchodźców, którzy z obozu przejściowego
w Karachi zostali przewiezieni do Afryki, 3
Nowej Zelandii, Indii i Meksyku. Przez Iran do końca
1943 r. przeszło ok. 33 tysiące cywilnych osób, również
dorosłych (fot. 2 – reprodukcja okolicznościowej pamiątki z tej „podróży” mamy mojej koleżanki). Wielu
z nich nie przetrwało trudów przeprawy. Ich groby
znajdują się na obcej ziemi. Po zakończeniu wojny
część uchodźców przebywających w Iranie znalazła się
w Bagdadzie i Bejrucie, wielu wyjechało do Wielkiej
Brytanii, Kanady, Argentyny, część wróciła do Polski6.
Tymczasowy dom dla dzieci i ich opiekunów stworzył
też rząd Nowej Zelandii, organizując w II połowie 1944
r. w Pahiatua obóz (istniał do 15.04.1949). To w tym
kraju część dawnych żołnierzy, kobiet i członków rodzin
dzieci z obozu pozostała na stałe. Mama mojej koleżanki
wróciła do Polski, przywożąc m.in. prezent od nowozelandzkiej przyjaciólki Noli – lalkę pozytywkę, która
tańczy w rytm maoryskiej piosenki (fot. 3).
W Afryce w latach 1942-1944 znalazło się ok.
18 tys. Polaków – uchodźców z ZSRR, których osiedlono na wschodzie i południu kontynentu.7 Do Australii
trafili żołnierze z frontu włoskiego i afrykańskiego, którym rząd brytyjski pomagał w osiedleniu się w innych
krajach Commonwealthu oraz dipisi (jeńcy wojenni,
wyzwoleni ocaleńcy z obozów śmierci, internowani).
38/2014 i 13/2016
http://kresy-syberia.org. Jest to Wirtualne Muzeum Kresy
Syberia
7
http://www.magazynPolonia.com
5
6
20
8_2016
sierpień
Fot. Jagoda Czurak
Emigracja
Emigracja
Były to w większości osoby słabo wykształcone, które
miały przez dwa lata przymus pracy w miejscach i zawodach wskazanych przez australijski rząd (ok. 60 tys.
osób). Wiele z nich po upływie tego czasu osiedliło się
w różnych miastach kontynentu.8
Wrócić czy zostać
Po II wojnie część Polaków znajdujących się poza
granicami kraju podjęła decyzję o powrocie do Polski.
Następował jednak ruch wyjazdowy w drugą stronę.
Niekorzystna zmiana ustroju w wyzwolonej Polsce
spowodowała kolejną falę emigracji za ocean (Kanada,
Brazylia) – ok. 500 tys. osób wyjechało do 1950 r.
Dylemat wrócić czy zostać to motyw Opowiadania brazylijskiego Jarosława Iwaszkiewicza z 1949 r.
Jest to historia rodziny Bohdanowiczów, która razem
z głową rodu – inżynierem trafiła po tułaczce do Brazylii. Rodzice planują powrót do
kraju, utrzymują kontakt z innymi Polakami z sąsiedztwa. Myśl
o wyjeździe podsycają spotkania z marynarzami statku, który
pływa na trasie Rio de Janeiro
– Gdynia. Panny Bohdanowiczówny urodziły się na obczyźnie,
mieszkały w różnych krajach,
nie mają do czego tęsknić. Za to
matka dziewcząt wzdycha: wy nie wiecie, co to znaczy
październik. Młodzi znają egzotyczne klimaty, skwar
i wilgoć tropików. Nic im nie mówi ubolewanie matki
nad przypadkowo zbitym przez córkę talerzem, jednym
z dwóch ostatnich jeszcze ze Lwowa.
Nowa powojenna inteligencka emigracja zasłużyła
się dla rozwoju kultury, kreując w pozostających w kraju
nadzieję na nadejście korzystnych zmian politycznych
(paryski Instytut Literacki, miesięcznik „Kultura”, Rozgłośnia Polska Radio Wolna Europa w Monachium, Rada
Jedności Narodowej w Londynie). Po marcu 1968 r.
wielu Polakom pochodzenia żydowskiego komunistyczne władze nie pozostawiły wyboru. Symbolem
ich exodusu stał się Dworzec Gdański w Warszawie.
8
http://australialink.pl
21
Pogorszenie sytuacji ekonomicznej w Polsce i zniesienie
stanu wojennego spowodowały kolejną falę emigracji ekonomicznej (ale też politycznej, która dotyczyła
działaczy zdelegalizowanej „Solidarności”). Wojciech
Roszkowski9 szacuje, że do 1989 roku Polskę mogło
opuścić ponad milion osób. Wielu wyjeżdżało mając
wizy turystyczne, by nielegalnie pracować (najczęściej
w USA) i wrócić z zarobionymi pieniędzmi po dłuższym
czasie do kraju. Przelicznik walutowy cudotwórczo sprawi,
że będą krajowymi magnatami – pisał Edward Redliński
w wydanej w 1991 r. książce Szczuropolacy. Wielu kupi
mieszkania, meble, samochody, niektórzy wybudują wille.
Tajemnicą „przelicznika” jest przemyt, w tym wypadku
przemyt siły roboczej, do USA, gdzie jest kilka razy droższa
niż „w komunie”, a potem przemyt dolarów „do komuny”,
gdzie są kilka razy droższe niż w USA. Iloczyn wynosił
wtedy od 40 do 70; tym sposobem można było za dzień
pracy w USA zdobyć tyle, co za dwa miesiące pracy w PRL.
Powroty do Polski szacuje się na 1,5 do 4,5 tys.
osób rocznie. Część z tych osób to wracający emigranci
z lat 80., dzieci emigrantów wykształcone na Zachodzie,
znające języki. Oni w latach 90. mogli zrobić karierę
właśnie w Polsce.
Tabela przedstawia liczebność polskich emigrantów w krajach europejskich.
Wielu z nich zadomowiło się na tyle, że posiadają nieruchomości (16% w Wielkiej Brytanii, 33%
w Niemczech).
Losy emigrantów w literaturze
i filmie
W obrazie Bilet powrotny z 1978 r. grana przez
Annę Seniuk wieśniaczka wysyła z Kanady synowi pieniądze na budowę domu w mieście. Jej powrót do kraju jest
bardzo bolesny, gdy okazuje się, że jedynak przeszastał
pieniądze, wysyłając zdjęcia z budowy domu sąsiada
jako dokumentację swojej. Bohaterowie późniejszego
serialu Londyńczycy udowadniają, że nasze narodowe
przywary ze zwiększoną siłą i bezwzględnością, pogłębioną rozłąką z krajem, odzywają się również u tych,
którzy wyjechali z Polski. Serial Dziewczyny ze Lwowa
9
Wojciech Roszkowski Historia Polski 1914-2001. PWN
8_2016
sierpień
Emigracja
Tabl. 1. Szacunek emigracji z Polski na pobyt czasowy w latach 2004-2014a
a
Szacunek
emigracji
z Polski na pobyt
w latach
(liczba
osób przebywających
za czasowy
granicą w
końcu 2004-2014
roku)
(liczba osób przebywających za granicą w końcu roku)
Ogółem
Europa
Unia Europejska
(27 krajów)b
w tym:
Austria
Belgia
Cypr
Dania
Finlandia
Francja
Grecja
Holandia
Hiszpania
Irlandia
Niemcy
Portugalia
Czechy
Szwecja
Wielka Brytania
Włochy
Kraje spoza
Unii Europejskiej
w tym:
Norwegia
Liczba emigrantów w tys.
2004 2005 2006 2007 2008 2009 2010 2011 2012 2013 2014
1 000 1 450 1 950 2 270 2 210 2 100 2 000 2 060 2130 2 196 2 320
770 1 200 1 610 1 925 1 887 1 765 1 685 1 754 1816 1 891 2 013
750 1 170 1 550 1 860 1 820 1 690 1 607 1 670 1720 1789 1901
15
13
.
.
0,4
30
13
23
26
15
385
0,5
.
11
150
59
25
21
.
.
0,7
44
17
43
37
76
430
0,6
.
17
340
70
34
28
.
.
3
49
20
55
44
120
450
1
.
25
580
85
39
31
4
17
4
55
20
98
80
200
490
1
8
27
690
87
40
33
4
19
4
56
20
108
83
180
490
1
10
29
650
88
36
34
3
20
3
60
16
98
84
140
465
1
9
31
595
88
29
45
3
19
3
60
16
92
48
133
440
1
7
33
580
92
25
47
3
21
2
62
15
95
40
120
470
1
7
36
625
94
28
48
2
23
2
63
14
97
37
118
500
1
8
38
637
97
31
49
1
25
3
63
12
103
34
115
560
1
8
40
642
96
34
49
1
28
3
63
9
109
32
113
614
1
9
43
685
96
20
30
60
65
67
75
78
85
96
102
112
.
.
.
36
38
45
50
56
65
71
79
a Dane dotyczą liczby osób przebywających za granicą czasowo: dla lat 2002-2006 – powyżej 2 miesięcy, dla lat
2007-2014 – powyżej 3 miesięcy.
b Do 2006 r. 25 krajów.
Spadek
liczby emigrantów
z Polski
w stosunku
pokazuje,
jaki los spotyka
Ukrainki,
dlado roku
4 poprzedniego odnotowano
w Hiszpaniiktórych
(-5,9%) iPolska
Grecji (-25%),
czylieldorado
w krajach i jak
o wysokiej stopie bezrobocia (w grudniu
jest teraz
2014 r. w Hiszpanii
stopapostawy
bezrobociareprezentują
wynosiła 23,7%,
różnorodne
ichw Grecji w październiku 2014 r. –
warszawscy
pracodawcy.
25,8%). Nieco
mniej Polaków
przebywało również w Irlandii (spadek o -1,7%).
Wyjazd do obcego kraju, nauka
języka, osiągnięcie sukcesu na miarę aspichociaż wraz z upływem czasu zwiększa się odsetek osób – członków rodzin polskich
racji i nadziei rodziny, która została w Polemigrantów, pozostających na ich utrzymaniu (małżonkowie, dzieci). Osoby, które wyjechały
sce, równanie do mieszkańców przybranej
ojczyzny to niełatwe zadanie. Najszybciej
asymilują się dzieci, łatwo przychodzi im
3
nauka języka, nawiązywanie znajomości
w szkole, poznanie zwyczajów nowych
sąsiadów (fot. 4 – kibic polskiej drużyny
podczas Euro 2012).
Dorosłym, zwłaszcza pochodzącym ze wsi, trudniej wejść w realia
Zdecydowana większość polskich emigrantów przebywa za granicą w związku z pracą,
22
Fot. Jagoda Czurak
http://stat.gov.pl/files/gfx/portalinformacyjny/pl/defaultaktualnosci/5471/11/1/1/szacunek_emigracji_z_polski_w_latach_2004-2014.pdf
Kraj przebywania
nowego miejsca pobytu. Tęsknota za
bratnim towarzyszem na dalsze życie
przywiodła farmera z okolic Melbourne, wychowanego w Australii syna
górala spod Nowego Targu, do Polski
w poszukiwaniu żony (o czym opowiada film Żona dla Australijczyka).
Najszybciej asymilują się według mnie muzycy czy artyści plastycy,
posługujący się zawodowo uniwersalnymi językami dźwięków czy obrazów.
Artur Rubinstein, Michał Urbaniak,
Urszula Dudziak, Rafał Olbiński, Ryszard Horowitz, Czesław Czapliński to
tylko niektórzy z długiej listy Polaków
– ludzi sukcesu osiągniętego za granicą.
Literaci mają trudniej. Witold Gombrowicz nie nauczył się hiszpańskiego w stopniu umożliwiającym pisanie
powieści w tym języku. Amerykańscy
wydawcy kilkanaście razy odmawiali
Jerzemu Kosińskiemu przyjęcia do
druku opowiadań (albo jego angielski
nie był doskonały, albo byli uprzedzeni
do cudzoziemca). Bywają wyjątki –
za największego stylistę w angielskiej
literaturze jest uważany Józef Korzeniowski, czyli Joseph Conrad (mówił
do końca z obcym akcentem, ale pisał
po angielsku).
Literat światowiec, jakim był
Jarosław Iwaszkiewicz, uważał, że ma
szczęście, że mieszka w Polsce. Czesław
Miłosz tak to ocenił: Zdawał pewnie
sobie sprawę z natury swojej twórczości,
która żywiła się widokami, zapachami
i dźwiękami kraju, w którym był zanurzony.10 Sam Iwaszkiewicz, który
przeżył przymusowy wyjazd w 1918 r.
Marek Radziwon W podróży. Tekst zamieszczony w programie do sztuki Opowiadanie brazylijskie. Teatr Narodowy.
Warszawa
10
8_2016
sierpień
Emigracja
z Kijowa do Warszawy, myśl o emigracji odrzucał. Mimo
że wiele podróżował, znał języki obce, uważał, że jako
pisarz może żyć tylko w Polsce, nawet jeśli miał zastrzeżenia do tego, jak ojczyzna jest urządzona. Emigrant
traci kontakt z żywym językiem. Dla pisarza z epoki
przedinternetowej oznaczać to mogło utratę kontaktu
z czytelnikami. W 1974 r. Iwaszkiewicz (co prawda
hołubiony przez władze) tak określił swoją postawę:
Polska jest tu i nic się na to nie poradzi.11
Dla wielu pisarzy polskich (i nie tylko) emigracja,
zwłaszcza po II wojnie, była szansą na ucieczkę przed
oficjalną drętwą mową, która zdominowała życie w komunistycznej rzeczywistości. Natomiast Czesław Miłosz
(w 1951 r. poprosił o azyl polityczny we Francji) uważał,
że emigracja jest sposobem ocalenia siebie jako poety,
który może rozwijać swój talent tylko w wolnym świecie.
W 1972 r., kiedy na emigracji znalazł się Josif Brodski,
Miłosz (wówczas już od 20 lat poza ojczyzną) napisał
do poety: Przypuszczam, że się Pan bardzo niepokoi,
tak jak my wszyscy z naszej części Europy, wychowani
na mitach, że życie pisarza kończy się, jeśli opuści kraj
rodzinny. Ale to mit. (...) Wszystko zależy od człowieka
i od jego wewnętrznego zdrowia.12 Sławomir Mrożek,
gdy po 15 latach od wyjazdu w 1963 r. zaczął bywać
w Polsce, napisał w liście do przyjaciela: Bo między
Polakami przyznać się, że emigracja to znowu nie taka
największa tragedia, to gorzej, niż zanieczyścić powietrze
w salonie. Mrożek rozstrzygnął swój osobisty dylemat
wracać – nie wracać po 33 latach; jego powrót do ojczyzny przyspieszyły zmiany polityczne w Meksyku,
w którym osiadł, i w Polsce, do której wrócił w 1996 r.
Bohaterowie Emigrantów, dramatu napisanego 10 lat od
wyjazdu autora z Polski, to dwaj emigranci ze wschodniej
Europy. Wspólnie wynajmują pokój gdzieś w wolnym
europejskim kraju. Uchodźca polityczny, inteligent,
mimo upływu lat nie może uwolnić się od syndromu
ofiary systemu politycznego, od którego chciał uciec.
Drugi z bohaterów, niewykształcony gastarbeiter, ciuła
pieniądze, kosztem własnego zdrowia chce zapewnić
sobie i rodzinie pozostającej w ojczyźnie dobrobyt.
11
Jw.
12
Tamże
23
W latach 70., gdy zaczęto tę sztukę grać na polskich
scenach, odczytywano ją inaczej niż dziś. Wtedy jeszcze
ci, którzy wyjeżdżali lub planowali emigrację, wierzyli,
że gdy się dorobią, to wrócą (albo wrócą, gdy znikną
przyczyny, które zdecydowały o ich emigracji).
Wśród emigrantów zdarzają się też tacy, którzy wegetują, niewiele obchodząc współmieszkańców
i władze, pragnące odgrodzić takich „wyrzutków” od
„porządnych” obywateli – vide dramat bohaterów sztuki
Antygona w Nowym Jorku Janusza Głowackiego (autor
od 1981 na stałe poza granicami, chociaż często przyjeżdża do Warszawy).
Trud życia za granicą, gdy już bezpiecznie dotrzemy do celu, polega nie tylko na utrzymaniu się na
powierzchni ale na tym, by żyć godnie i nie zatonąć.
Czasem podróż do lepszego świata bywa przerwana.
Bohater indyjskiego filmu Umrika, gdy korespondencja od starszego brata, który wyjechał z małej wsi do
Ameryki, urywa się (wcześniej słał bogato ilustrowane
fotografiami listy), decyduje się go odszukać. Odnajduje
brata w Bombaju, gdzie ten zarabia na dalszą część podróży i oszukuje rodzinę oraz mieszkańców rodzinnej
wsi, opowiadając cudzymi fotografiami o barwnym
życiu w Ameryce.
Polskim emigrantom zawdzięczamy bodaj najpiękniejsze strofy liryczne: wspomnienia utraconych
ojczystych widoków (Sonety krymskie Mickiewicza),
głęboka tęsknota i cierpienie spowodowane oddaleniem
(Hymn Słowackiego, Moja piosnka Norwida). Ukojenie
na emigracji może przynieść lektura w języku polskim
(Latarnik Sienkiewicza), chociaż konsekwencje tego
literackiego zapomnienia były dla bohatera noweli –
tułacza fatalne.
To jest Ameryka!
Amerykańska Polonia jest najliczniejsza. Pierwsi osadnicy z Polski przybyli tu na początku XVII wieku.13 Tadeusz Kościuszko (w latach 1776-1784 brał
udział w wojnie o niepodległość zbuntowanych przeciw Anglii kolonii) dzięki opracowaniu umocnień rzeki
https://pl.wikipedia.org/wiki/Polonia_w_Stanach_Zjednoczonych
13
8_2016
sierpień
Delaware w rejonie
Filadelfii i budowie
fortyfikacji West Point na rzece Hudson
przyczynił się do zwycięstwa w bitwie pod
Saratogą (1777). Zwycięska wojna o niepodległość doprowadziła do powstania Stanów Zjednoczonych. Thomas JefPomnik Kościuszki w West Point
ferson o Kościuszce
powiedział: jest najczystszym synem wolności jakiego
poznałem (...) i to wolności dla wszystkich, a nie tylko
dla nielicznych i bogatych.14
Kazimierz Pułaski przybył do kolonii brytyjskich
na zaproszenie generała Lafayetta w 1777 r. Benjamin
Franklin, współautor Deklaracji Niepodległości, w liście
do prezydenta Jerzego Waszyngtona napisał: Hrabia
Pułaski z Polski, oficer znany w całej Europie z odwagi
i walki o wolność swojego kraju z przeważającymi siłami
Rosji, Austrii i Prus, może być bardzo użyteczny w naszej
służbie. Istotnie, walczył w szeregach armii Waszyngtona,
zginął w czasie oblężenia Savannah. W każdą pierwszą
niedzielę października Piątą Aleją w Nowym Jorku na
jego cześć maszeruje parada. Obaj Polacy są narodowymi
bohaterami Stanów Zjednoczonych.
Rzesze często bezimiennych imigrantów dotarły
do USA przed I wojną (ponad 2,2 mln Polaków w latach
1820-1914). Ci, którzy po 1892 r. przybywali do Nowego
Jorku, byli przesłuchiwani przez urzędników i badani
przez lekarzy na Ellis Island, zanim otrzymali zgodę na
osiedlenie się za oceanem. Wśród funkcjonariuszy uwijali
się pośrednicy wyławiający pracowników na budowy
i (takie były fakty) do domów publicznych (ten epizod
Kościuszko w czasie ponownej wizyty w USA w 1798 r.
odebrał swoje zaległe pobory za służbę w armii rewolucyjnej
i zarządził, aby przeznaczyć je na wykupienie z niewoli murzyńskich niewolników Jeffersona i kilku innych właścicieli.
http://fakty.interia.pl/ciekawostki/news-jak-jefferson-zdradzil-kosciuszke,nId,841900#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=other
przedstawia film Imigrantka
z 2013 r. z Marion Cotillard).
Losy emigrantów z Europy,
a także pracowników stacji na
Ellis Island opisuje reportaż
Małgorzaty Szejnert Wyspa
klucz.
Spis ludności podaje,
że w USA ok. 10 mln ludzi
przyznaje się do polskiego
pochodzenia (3% populacji).15 Wielu z nich wyjechało
za chlebem i za smakiem polskiego chleba tęsknią na
obczyźnie, chociaż w polskich sklepach w Chicago
można kupić przygotowane według polskich receptur
przysmaki. Emigracja do USA trwa do dziś. Nie wszyscy
Polacy są zatrudniani po przyjeździe w biurze, wielu
zaczyna od zmywaka, sprzątania domów, pracy na
budowie. Wielu osiągnęło awans społeczny. W kraju,
https://pl.wikipedia.org/wiki/Statua_Wolno%C5%9Bci
http://www.polskieradio.pl/b67b2489-7d73-469c-b4c0-0542c3f0313f.file
Emigracja
14
24
15
http://biuletynmigracyjny.uw.edu.pl
8_2016
sierpień
Emigracja
gdzie panuje mit, że od czyścibuta dochodzi się do
milionów, może to zająć wiele lat. Bodaj najbardziej
znana senator Barbara Ann Mikulski jest prawnuczką
polskich emigrantów, którzy po przyjeździe w 1886 r.
otworzyli w East Baltimore piekarnię. Rodzice przyszłej
pani senator prowadzili sklep z warzywami. Barbara
Mikulski rozpoczęła karierę polityczną w końcu lat 60.
XX w., senatorem została w 1986 r. (100 lat od przybycia
jej przodków do Stanów; wcześniej wybierano ją do Izby
Reprezentantów co dwa lata od 1976 roku). Zbigniew
Brzeziński miał łatwiejszy start. Wyjechał do Kanady
w 1938 r. (miał wówczas 10 lat), gdzie jego ojciec został
konsulem generalnym w Montrealu. Kariera Brzezińskiego potoczyła się szybko dzięki studiom na Harvardzie
i pracy w charakterze wykładowcy na amerykańskich
uniwersytetach. W latach 1977-1981 był doradcą prezydenta Cartera do spraw bezpieczeństwa narodowego.
Przykład Steve’a Wozniaka, konstruktora komputera
Apple, pokazuje, że poza zdolnościami i pracowitością
karierę w USA łatwiej zrobią ci, którzy tam się urodzili,
ukończyli amerykańskie szkoły. Szczęście do tego też
jest potrzebne. Ci, którzy trzymają się polskich dzielnic,
rzadko awansują do upper class.
Zdobyć zieloną kartę – to marzenie imigrantów
z różnych krajów. Bohater powieści Brzemię rzeczy utraconych indyjskiej pisarki Kiran Desai wraca po długim
pobycie w Stanach do Indii. Uświadamia sobie, że nie
zna nazwiska amerykańskiego prezydenta, nie poznał
żadnej atrakcji turystycznej, takiej jak Statua Wolności,
Little Italy, Brooklyn Bridge. Nie słyszał pieśni gospel
śpiewanych w kościołach w Harlemie ani nie jadł bułeczek w Barney Greengrass na Manhattanie.
USA i Kanada (ale też inne kraje) swój dobrobyt
zawdzięczają imigrantom. Nowe społeczeństwa, które
dzięki nim powstały, nie są jednak zwykłą sumą cech
tubylców i przybyszów. Każdy z osiedlających się musiał
część siebie zostawić, zapomnieć, podporządkować
się pozostałym mieszkańcom, zrezygnować z części
własnych zwyczajów, jednym słowem wtopić się, tworząc jeden wielki organizm. To cena jaką zawsze płacą
przybysze. Ich tożsamość nie znika jednak dzięki wierze
i… kuchni. Stąd powszechna obecność świątyń różnych
wyznań oraz restauracji czy barów chińskich, hinduskich,
25
arabskich na wszystkich kontynentach. Emigranci lub
ich potomkowie robią kariery, zostając burmistrzami
czy prezydentami państw (nie tylko żyjąc w dobrobycie
jako żony Hollywood).
Na amerykańskich banknotach widnieje napis „In
God we trust”. Tak naprawdę Ameryka wierzyła w ludzi,
którzy przybyli i zbudowali ten kraj. Ci, którzy ciułają
zarobione dolary, wierzą w ich moc. Za sprawą dolara
ma się zmienić ich życie. Tak się dzieje, ale nie zawsze.
Nie zapomnieć
Chyba każdy zna kogoś (lub ma kogoś z rodziny) na emigracji. Mój kolega z liceum na początku
lat 80. zaczynał karierę za oceanem od nauki języka
angielskiego, by bez pomocy słownika przeszukiwać
ogłoszenia o pracę. Udało mu się, pracował w zawodzie
wyuczonym w ojczyźnie (konstruktor silników). Moja
siostra wyjechała na krótko, by zarobić na urządzenie
gabinetu lekarskiego. Wróciła zgodnie z planem (dzieci
w Polsce czekały). Siostra najbardziej tęskniła do nich
i do polskich wędlin. Te amerykańskie miały papierowy smak, cóż, że nie zieleniały w lodówce. Koleżanka
lekarka wyszła za mąż za Anglika, pracuje w zawodzie,
chwaląc sobie organizację służby medycznej w Wielkiej
Brytanii z punktu widzenia lekarza (któremu średni
personel medyczny pomaga w papierkowej robocie).
Jako pacjentka, czekająca na operację kardiologiczną,
dostrzega w tamtej służbie zdrowia wiele wspólnego
z polskimi realiami, niestety. Kolega, który w 1968 r.
dostał bilet w jedną stronę do Danii, zazdrości mi, że
mogę spotykać się z koleżankami i kolegami ze szkoły
średniej na zjazdach koleżeńskich (on wyjechał z Polski
w wieku 14 lat).
By ocalić od zapomnienia historie tych anonimowych, jak i sławnych emigrantów z Polski, w gmachu
Dworca Morskiego w Gdyni powstało Muzeum Emigracji. To stąd, z budynku przy ulicy Polskiej nr 1 wypływał
w świat Batory i jego następca Stefan Batory. Model tego
pierwszego w skali 1:10 powstaje na potrzeby Muzeum.
Pasażerami jego pierwszego rejsu (ze stoczni
Monfalcone koło Triestu do Gdyni) w 1936 r. byli:
Melchior Wańkowicz, Irena Eichlerówna, żona i córka
Stefana Żeromskiego, Wojciech Kossak, Arnold Szyfman,
8_2016
sierpień
Emigracja
https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/f/f9/MS_Batory_1937.jpg
Emigracja
M/s Batory przy Dworcu Morskim w Gdyni w 1937 roku
Arkady Fiedler i wielu innych. Rejs ten opisał i Wańkowicz16, i Monika Żeromska17, a było co opisywać, jako
że i na pokładzie, i podczas zwiedzania portów i ich
okolic na trasie 21-dniowego rejsu wiele się działo...
Od maja 1936 r. do wybuchu wojny Batory pływał do
Nowego Jorku, zasłużył się w czasie wojny jako wojskowy
transportowiec. To nim wróciły polskie sieroty z armią
Andersa z Syberii. Przewiózł prawie milion pasażerów.
Jego następcą, transatlantykiem Stefan Batory popłynął
do Kanady mój dziadek, który na stare lata chciał osiąść
na obczyźnie. Ale to całkiem inna historia...
Na emigracji działało wielu Polaków, którzy
wyjechali by studiować, pracować, tworzyć. Maria Skłodowska nie zostałaby noblistką, gdyby nie studia na
Sorbonie i możliwość prowadzenia we Francji badań
naukowych (nie umniejszając jej determinacji i pasji)18.
Józef Hofman, pianista, ale też wynalazca (wycieraczek
samochodowych, spinacza do dokumentów, stołka do
fortepianu z regulowaną wysokością, grzałki do gotowania wody), Rudolf Modrzejewski – konstruktor mostów
(m.in. mostu Benjamina Franklina w Filadelfii; założona
przez niego w Chicago firma Modjeski & Masters działa
do dziś), Bronisław Piłsudski – etnograf (badacz mieszkańców Sachalinu i Ajnów), Feliks Topolski – malarz czy
o. Marian Żelazek – misjonarz... Historyk Marek Borucki
W Tędy i owędy i Zupa na Gwoździu
We Wspomnieniach
18
Pisałam o niej w GdL 7/2014
16
przypomina19 sylwetki zapomnianych wielkich Polaków (również Polaków z wyboru
jak Rudolf Weigl), którzy większość życia
spędzili poza ojczyzną, ale jej dedykowali
swoje sukcesy i zawsze podkreślali związek
ze swoim krajem. Groby niektórych z nich
znajdują się na cmentarzach w Polsce.
Na zakończenie
Może nasz kraj nie jest najpiękniejszy na świecie... Wielu Polakom nie jest
tutaj lekko żyć. Ja mam życzenie, by nadeszły kiedyś takie czasy, gdy nikt nie będzie
zmuszany do opuszczenia ojczyzny. Mam też życzenie,
by nikt nie musiał emigrować wewnętrznie. By już nikt
nie uciekał pod podwoziem ciężarówki (jak w filmie
300 mil do nieba) ani nie porywał samolotu lecącego do
Wrocławia, by zmusić pilota do wylądowania za granicą.
By wyjeżdżać wyłącznie w celach turystycznych i z radością wracać do swoich domów. Trudno nieść brzemię
rzeczy utraconych z powodu oddalenia od ojczyzny. Ja
podziwiam tych, którzy podjęli decyzję o emigracji i nie
zazdroszczę im przeżywania tęsknoty. Być przez wiele
lat za granicą to ciężki kawałek chleba. Jednak błąka
się po mojej głowie myśl, by na stare lata przenieść się
do cieplejszego kraju, gdzie z grupą przyjaciół można
by raczyć się przysmakami dobrej kuchni i winem,
skąd, jakby co, w maksymalnie cztery godziny można
przyjechać nad Wisłę, gdy nostalgia zacznie doskwierać.
Emeryci z Europy osiedlają się w Hiszpanii, Portugalii,
Toskanii. Niektórzy w tę ostatnią podróż jadą do Indii,
jak bohaterowie filmu Marigold Hotel.
By czuć i rozumieć nowych sąsiadów czy kolegów,
trzeba czegoś więcej niż znajomość języka i przyjazne
kontakty – potrzeba wspólnej historii, doświadczenia
współplemieńców, jednym słowem wielu lat. Móc powiedzieć za Mickiewiczem:
W naszej rozmowie nie trzeba słowa
Ja twe westchnienia, ty me łzy zrozumiesz
I dłoń uściśniesz – oto polska mowa.
można tylko będąc Polakiem w Polsce.
17
26
19
Polacy, którzy zmienili świat. Wielcy zapomniani
8_2016
sierpień
Emigracja
Fot. Mieczysław Knypl
A gdy ktoś z Państwa będzie w Rzymie, proszę
zajrzeć do Antico Caffè Greco (niedaleko Schodów
Hiszpańskich). Może poczują Państwo ducha dawnych czasów i wspomną naszych rodaków, którzy tam
bywali (o czym przypominają starannie oprawione
fotografie i pamiątki): Adama Mickiewicza, Juliusza
Słowackiego, Cypriana Kamila Norwida, Henryka
Sienkiewicza, braci Gierymskich, Czesława Miłosza.
Jest tylko jedno ale: ceny kawy są wysokie!
Jagoda Czurak
ekonomistka z rodziny lekarskiej
Maj 2016 r.
Autorką zdjęć w części dotyczącej dzieci-tułaczy jest Iwona
Załuska.
Nowości
Nagły zgon sportowców
Sport jak każde inne zajęcie wymagające dużego
wysiłku fizycznego niesie za
sobą pewne zagrożenia. Na
łamach “Journal of American
College of Cardiology” opublikowano w maju 2016 r. artykuł
Etiology of Sudden Death in
Sports: Insights From a United Kingdom Regional Registry.
Autorzy, G. Finocchiaro i wsp.
przedstawili dane kliniczne
dotyczące 357 nagłych zgonów
sportowców, które wydarzyły
się pomiędzy 1994 a 2014 r.
w Wielkiej Brytanii. Średni
wiek zmarłych nagle osób wynosił 29±11 lat, w 92% byli to
mężczyźni, w 76% rasy białej.
W 42% przypadków przyczyną
zgonu były nagłe zaburzenia
rytmu, zawał serca stwierdzono u 40%, w 16% idiopatyczny
przerost lewej komory serca,
arytmogenną kardiomiopatię
prawej komory w 13% i kardiomiopatie przerostową w 6%.
Anomalię w obrębie tętnic
wieńcowych stwierdzono u 5%
pacjentów.
Nagły zgon w przebiegu
zaburzeń rytmu i anomalii
tętnic wieńcowych dotyczył
osób poniżej 35 roku życia,
a choroby mięśnia sercowego
dotyczyły starszych osób. Autorzy zwracają uwagę, że 40%
osób zmarło podczas spoczynku, 60% w czasie wykonywania
ćwiczeń sportowych. (K.K.)
Źródło: http://www.acc.org/latest-in-cardiology/journal-scans/2016/05/02/14/25/etiology-of-sudden-death-in-sports
http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/27151341
Brokuły działają przeciwnowotworowo
Przewlekła ekspozycja na
Dr Julie E. Bauman i wsp.
różnego rodzaju czynniki ra- z uniwersytetu medycznego
kotwórcze jest głównym czyn- w Pittsburghu badali w wanikiem ryzyka raka kolczysto- runkach doświadczalnych
komórkowego skóry. Znane wpływ wyciągu z brokułów
jest dektoksykacyjne działanie na tworzenie się komórek noglukorafaninu i jego bioaktyw- wotworowych, a wyniki banego metabolitu sulforafanu, dań opublikowali na łamach
które to związki bioaktywne „Cancer Prevention Research”
są w brokułach.
w doniesieniu Prevention
27
of Carcinogen-Induced Oral
Cancer by Sulforaphane. Wykazano, że sulforafan wywiera
działanie przeciwnowotworowe w warunkach doświadczalnych. Przeprowadzono
także wstępne badanie na 10
zdrowych ochotnikach na
temat biodostępności i farmakodynamiki sulforafanu
u ludzi. Autorzy widzą uzasadnienie prowadzenia dalszych
badań. (K.K.)
Źródło: http://
cancerpreventionresearch.
aacrjournals.org/content/
early/2016/04/30/1940-6207.
CAPR-15-0290.
abstract?sid=d14e6853-09104138-9c66-d514c404046f
8_2016
sierpień
Emigracja
Przemyślenia rezydentki
Młody lekarzu,
nie rezygnuj z marzeń!
Barbara Iwanik
Znów dziś myślałem o emigracji / To jest melodia mojej generacji... – te słowa piosenki
zespołu T.Love podśpiewują dziś w dyżurkach młodzi lekarze, a wielu z nich faktycznie decyduje się na wyjazd. Już prawie 8% polskich lekarzy odebrało w izbach lekarskich dokument umożliwiający uznanie kwalifikacji zawodowych na terenie Unii
Europejskiej. Co sprawia, że tak chętnie wyjeżdżają z kraju?
28
Problemem są również drogie kursy
i szkolenia. Lekarze w trakcie specjalizacji odbywają obowiązkowe szkolenia poza miejscem zamieszkania, a pracodawcy nie wypłacają im z tego tytuł
diet ani delegacji. Osobiście wydałam połowę pensji,
by uczestniczyć w obowiązkowym, pięciodniowym
kursie z medycyny paliatywnej. Musiałam opłacić
nocleg, dojazd i wyżywienie. W zaawansowanej ciąży
spałam w hotelu robotniczym i dostawałam migreny od hałasów za ścianą.
Nie stać mnie było na lepsze warunki.
O kursach nadobowiązkowych wielu
lekarzy może tylko pomarzyć. Weekendowy kurs może kosztować nawet 2000
zł. Sama zrezygnowałam w tym roku
z udziału w interesującej mnie konferencji ze względu na koszty. Stracą na
tym pacjenci. Czy to nie jest absurdalne?
Nie dziwię się kolegom, że wyjeżdżają,
by móc żyć i kształcić się, pracując na
jednym etacie.
Jednak pieniądze to nie wszystko.
Młodzi lekarze bardzo narzekają na jakość szkolenia
specjalizacyjnego – na niską
wartość merytoryczną obowiązkowych
kursów oraz trudność w realizacji staży
Fot. Katarzyna Kowalska
Mam poczucie, że główną przyczyną są kwestie ekonomiczne. Pensje
rezydentów nie drgnęły od 2007 roku i stanowią zaledwie
70% średniej krajowej. Obecnie za godzinę, w zależności
od stażu pracy, lekarz rezydent zarabia 13,5…15 zł netto.
Z takich pieniędzy trudno wyżyć, a rezydentura ciągnie
się latami. Przeciętnie dopiero w wieku 37 lat uzyskuje
się tytuł specjalisty. Trudno utrzymać rodzinę za rezydencką pensję, dlatego wielu młodych
lekarzy pracuje ponad siły, decydując
się na liczne dyżury. Rekordziści potrafią
przepracować ponad 300 godzin miesięcznie. Ciągła gonitwa z jednej pracy do drugiej (a z drugiej do trzeciej, a z trzeciej...)
odbija się negatywnie na zdrowiu lekarzy,
relacjach rodzinnych oraz bezpieczeństwie
pacjentów. Przemęczony lekarz nie ma
czasu na samokształcenie i regenerację.
Społeczeństwo wciąż bezlitośnie
cedzi przez zęby: Pokaż, lekarzu,
co masz w garażu, podczas gdy
wielu młodych lekarzy o garażu może
tylko pomarzyć (sama o nim marzę, gdy
z wielką torbą wracam komunikacją
miejską po pracy do domu). Pensja rezydenta nie wystarcza nawet na wynajęcie
mieszkania.
8_2016
sierpień
Emigracja
kierunkowych. Przy brakach kadrowych na oddziale macierzystym bardzo trudno uzyskać pozwolenie
ordynatora na realizowanie staży kierunkowych na
innych oddziałach. W praktyce często wygląda to
tak, że gdy żądny wiedzy ogólnomedycznej rezydent
kardiologii w końcu wyrwie się na staż na oddziale
gastroenterologii, ordynator-kardiolog już drugiego
dnia dzwoni z prośbą o powrót na kardiologię, co
z kolei złości ordynatora-gastroenterologa, który nie
zdążył nacieszyć się nową parą rąk do pracy. Rezydent
jest w tym bałaganie zdezorientowany. Z jednej strony
chce zrealizować ministerialny program specjalizacji,
wykonać obowiązkowe procedury, wszechstronnie się
wyszkolić, a z drugiej – nie podpaść szefowi i dokończyć specjalizację. Wielu lekarzy skarży się również na
trudną relację z kierownikiem specjalizacji.
Większość rezydentów chciałaby, aby doświadczeni fachowcy dostawali wynagrodzenie za szkolenie
przyszłych specjalistów. Obecnie opiekunowie specjalizacji wykonują pracę charytatywną na rzecz przyszłości
medycyny i chwała im za to. Niestety, tych, którzy mają
zapał dydaktyczny, jest co raz mniej... Koleżanka, która po przepracowaniu w polskiej
przychodni kilku miesięcy czym prędzej wyjechała do
Niemiec, napisała do mnie ostatnio: Trzymam kciuki
za poprawę losu młodych lekarzy. U mnie ok: w końcu
dobrze zarabiam, szpital ładny, czysty, z szefem da się
żyć, ale najdziwniejsze jest to, że od pół roku nigdzie nie
musiałam napisać peselu, nazwiska i adresu pacjenta. To
faktycznie przedziwne.
Barbara Iwanik
młodszy asystent na oddziale chemioterapii
Nowości
Dysleksja dotyczy około
10% populacji. Manifestuje się
trudnościami w nauce czytania i pisania przy stosowaniu
standardowych metod nauczania i inteligencji na poziomie
co najmniej przeciętnym
oraz sprzyjających warunkach społeczno-kulturowych.
Najnowsze badania wykazują,
że dysleksja może być spowodowana zmianami w genie
Dcdc2. Hipotezę taką wysunęli T.M. Centanni i wsp.
w doniesieniu Knockdown of
Dyslexia-Gene Dcdc2 Interferes
with Speech Sound Discrimi- opublikowanym na łamach
nation in Continuous Streams „Journal of Neuroscience”. (K.K.)
https://en.wikipedia.org/wiki/DCDC2#/media/File:Protein_DCDC2_PDB_2dnf.png
Dysleksja ma podłoże genetyczne?
Źródło: http://www.jneurosci.org/
content/36/17/4895
Leczenie hipotensyjne osób starszych
Długi czas nie dysponowaliśmy dowodami naukowymi na temat korzyści
leczenia nadciśnienia tętniczego u osób starszych. Po
raz pierwszy dostarczyło ich
badanie HYVET (http://www.
hyvet.com/). Obecnie mamy
dalsze dowody – opublikowano właśnie na łamach JAMA
doniesienie Intensive vs Standard Blood Pressure Control
and Cardiovascular Disease
29
Outcomes in Adults Aged ≥75
YearsA Randomized Clinical
Trial. Autorzy, Jeff D. Williamson i wsp., porównali korzyści
obniżania RR skurczowego
z <140 do <120 mm Hg u osób
powyżej 75 lat lub starszych
z nadciśnieniem tętniczym.
Badanie było wieloośrodkowe, podjęte w październiku
2010 i zakończone w sierpniu
2015 r. Uczestniczyło w nim
2636 osób w średnim wieku
79,9 lat, w tym 37,9% kobiet.
Do grupy intensywnie leczonej
zakwalifikowano 1317, a do
grupy leczonej standardowo
1319 osób. Średni czas obserwacji wynosił 3,14 lat.
W grupie intensywnie leczonej było mniej powikłań
narządowych, takich jak zawał
serca czy udar mózgu – stwierdzono 102 takie powikłania,
a w grupie standardowo leczonej 148 powikłania.
Warto wspomnieć, że amerykańskie firmy ubezpieczeniowe, m.in. American Life
Insurance Company, jeszcze
przed erą EBM za prawidłowe
ciśnienie uważały 120 mmHg
lub niższe. Wyższe RR związane było z koniecznością
zapłacenia wyższej składki
ubezpieczeniowej. (K.K.)
Źródło: http://jama.jamanetwork.com/article.aspx?articleid=2524266
8_2016
sierpień
Emigracja
Czteroosobowa rodzina
w Anglii
Natalia Rudzka, Zbigniew Rudzki, Jasiek Rudzki, Staś Rudzki
Refleksje ojca, Zbigniewa
Lat nieco ponad sześć i niespełna osiem. Przez
ponad miesiąc milczeli, ale wracali ze szkoły niezmiennie zadowoleni. Żadnego płaczu, niepokoju, porannej
niechęci, co w wypadku polskiej szkoły starszemu się
zdarzało (młodszy nie miał okazji polskiej szkoły poznać).
Później zaczęli gadać, z początku niewiele, przekształcając czasowniki nieregularne w regularne, i ignorując
dość złożony angielski system czasów, a po około trzech
miesiącach paplali już jak najęci. Po pół roku formułowali zdania tak, jak mnie by nawet to nie przyszło do
głowy. Po dwóch latach nauki mieli zasób słów znacznie
przewyższający normę wiekową. Młodszy był najlepszy
z angielskiego w swojej klasie, w szkole w której Anglicy
stanowili zdecydowaną większość (a to w dzisiejszej
Anglii, w miastach, nie jest wcale regułą). Pozbycie się
śladów obcego akcentu i pełna dwujęzyczność, taka
Angielskie szkolne mundurki, zwłaszcza w podstawówkach, bywają
praktyczne i nieformalne
30
nierozpoznawalna ‘i z tej, i z tamtej’ strony, zajmuje
kilka dalszych lat.
Dzieci wchłaniają język przez osmozę.
To doprawdy ostatni problem, przed jakim staje emigrancka (czy raczej – przyjąwszy właściwą perspektywę – imigrancka) rodzina z małymi dziećmi. Choć
niewątpliwie można tu sporo zaszkodzić. Znam rodziny,
w których rodzice komunikują się po polsku, ale dzieci
między sobą używają wyłącznie angielskiego. A przecież o ile znajomość języka obcego nie jest dziś niczym
nadzwyczajnym, o tyle dwujęzyczność, ta prawdziwa,
w której obydwu języków dotyka się gołą ręką, a nie
przez grubą rękawicę, jest rzadkością, bo wynika nie
z edukacyjnych starań, ale z kolei życiowych. A daje ona
o wiele większe możliwości niż li tylko ‘znajomość języka’.
Anglia jest społeczeństwem klasowym
i podział ten rozciąga się na liczne aspekty życia, w tym
szkoły. Ponad 90% dzieci i młodzieży uczęszcza tu
do szkół państwowych, które objęte są jak najściślejszą rejonizacją, zarządzoną przed laty przez rządzącą
podówczas Partię Pracy, a to po to, by zapobiec ‘rozwarstwianiu’ się szkół na te lepsze – które miały coraz
więcej chętnych i stawały się coraz bardziej selektywne,
i ‘całą resztę’. Efekt, jak to z efektami wielu odgórnych
socjotechnicznych zabiegów bywa, okazał się zgoła
przeciwny do zaplanowanego – ‘rozwarstwiać’ zaczęły
się całe dzielnice, w spiralnym mechanizmie sprzężeń
zwrotnych, łączących dobrą szkołę państwową, lokalne
ceny domów i profil ludzi, którzy okolicę zamieszkują.
Ponieważ kryteria przyjęcia do szkół państwowych
(a także ‘niezależnych’ – w tym wyznaniowych – ale
funkcjonujących dzięki państwowym funduszom) są
niezależne od osiągnięć na wcześniejszych etapach nauki,
ale zarazem jawne i przejrzyste, zdesperowani rodzice
8_2016
sierpień
Emigracja
‘rozgrywają’ te kryteria, jak mogą, a czasem także jak im
nie wolno, w skrajnych wypadkach podpadając pod paragrafy. W przedostatniej klasie podstawówki nierzadko
wzrasta religijność rodziców mających dobrą bezpłatną
szkołę wyznaniową w okolicy. Ludzie wynajmują klitki
w pobliżu renomowanych szkół, przekierowując tam korespondencję, by udowodnić zmianę adresu (to ostatnie,
to przy tym w skądinąd nieopresyjnej Anglii – kryminał...). A większość młodych rodziców lub kandydatów
na takowych po prostu szukając domu, skrupulatnie
sprawdza ocenę, jaką miejscowym szkołom
wystawiło tutejsze ‘kuratorium’, czyli Ofsted.
i mądrzejszą mniejszość, zapewniając tej ostatniej możliwość kształcenia na wysokim poziomie, niezależnie od
statusu materialnego rodziców. Są to grammar schools,
które z jakichś historycznych powodów przetrwały
w większej liczbie w hrabstwie Kent i – jako odosobnione i nader rzadkie instytucje – tu i ówdzie w reszcie
kraju. Większość z nich została zlikwidowana (czyli
przekształcona w ‘zwykłe’ szkoły średnie) także przez
Partię Pracy, która uznała, że system grammar school,
pierwotnie skupiający około 10% młodzieży, jest dys-
Szkoły stricte prywatne, te, za
które trzeba zapłacić – zwane nieco myląco public schools – są drogie i robią się
coraz droższe. Uczęszcza do nich poniżej
10% dzieci. Ceny za semestr wahają się od
kilku do ponad dwudziestu tysięcy funtów.
W praktyce lekarza-specjalistę, którego
zarobki spokojnie plasują w górnych 10%
społeczeństwa, spłacającego przy tym kredyt hipoteczny, nie stać na to, by dwojgu
potomstwa zapewnić edukację prywatną.
Lekarska para może sobie na to pozwolić,
ale będzie to dla niej spory wydatek. W zamian za to dziecko trafia do odrębnej kasty
społecznej, wyróżnianej nawet w ogłoszeniach matrymonialnych, w których privately educated stanowi jeden z głównych Bovington Tank Museum – czołg cromwell w barwach Pierwszej Dywizji Pancernej,
wyznaczników, tak wśród szukających, jak w której służył pradziadek Witold
i poszukiwanych. Pod względem akademickim szkoły
kryminacyjny. Nowych – z mocy prawa – zakładać nie
prywatne są w zdecydowanej większości bardzo dobre
wolno. W przeciwieństwie do innych średnich szkół
i ich absolwenci są znacznie nadreprezentowani w Oxford
finansowanych przez państwo, które nie mają prawa
i Cambridge. Tych mniej rozgarniętych skutecznie uczą
wybierać uczniów wedle zdolności i osiągnięć, grammar
one asertywności i umiejętności sprawiania wrażenia
schools są wysoce lub niezwykle wysoce selektywne.
kogoś znacznie bardziej inteligentnego, niż jest się nim
Gdy mój młodszy syn zdawał egzamin do Camp Hill
w istocie, którą to cechę można zaobserwować u znacznej
Edwards School for Boys, na jedno miejsce przypadało
części brytyjskiej klasy politycznej.
11 kandydatów i nie byli to kandydaci byle jacy. Anglicy boją się obecnie narażać dzieci na stres, zatem
Jest jeszcze jedna kategoria szkół, stagrammar schools stają się domeną imigrantów, głównie
nowiąca przeżytek po dawnych czasach, kiedy to rządy
z subkontynentu indyjskiego i z Dalekiego Wschodu.
nie wahały się dzielić młodzieży na głupszą większość
Azjaci stanowią około 20% populacji birminghamskiej
31
8_2016
sierpień
Emigracja
aglomeracji, a wśród kolegów mojego syna to około
połowa. Polaków jest w tych szkołach mało, zaryzykowałbym wręcz stwierdzenie, że są niedoreprezentowani.
Grammar schools pod względem poziomu nauczania
nie ustępują najlepszym szkołom prywatnym. Tylko
trzeba zdać egzamin...
Angielska szkoła różni się stylem od
polskiej. Przedmioty nauczane są często pod kątem
rozwiązywania konkretnych problemów, co zresztą
skutkuje gorszymi wynikami w międzynarodowych
testach porównawczych, ale mnie akurat się podoba.
System edukacyjny, który produkuje także szczęśliwie
miernoty, miast nadprodukować frustratów, nie jest
w mej ocenie aż taki zły. W miejsce próby płytkiego
Szkoły średnie są dwuetapowe. Etap niższy – sześcioletni – jest obowiązkowy i kończy się serią
ogarnięcia ‘całości historii’ czy ‘całości biologii’ są tu bloki
zaliczeń o nazwie GCSE (General Certificate of Secondary
problemowe, często dość odległe od siebie. Nauczanie
Education). Po ukończeniu 16 lat nie jest się już objętym
historii skażone jest silnie poprawnością polityczną,
obowiązkiem szkolnym, zatem etap wyższy – dwuletni –
z mnóstwem odnośników do roli i losów Murzynów
to przywilej. Nieuczęszczający na lekcje nie musi bać się
i kobiet, a z zaniedbaniem imperialnej chwały i sławy.
o to, że do szkoły zostaną wezwani rodzice, ale zostanie
Szkoły – przynajmniej te, z którymi mieliśmy styczność
po prostu ze szkoły, po serii ostrzeżeń, wylany. Etap ten
– zupełnie nie tolerują agresji między uczniami; zwykła
kończą A (Advanced) Levels, a w nielicznych szkołach –
bitka między chłopakami, która dla wielu z nas jest pomiędzynarodowa matura. System A Levels różni się od
spolitym wspomnieniem z dzieciństwa, tutaj stanowiła
maturalnego i – jak mieliśmy się okazję przekonać – jest
nieodmiennie asumpt do wezwania rodziców na dywanik.
niezupełnie rozumiany przez dziekanaty polskich uczelni,
Anglicy są zarazem czuli – by nie rzec przeczuleni – na
co – przynajmniej jak na razie – praktycznie zamyka ich
punkcie odrębności kulturowych, zatem wyjaśnienie,
bramy przed młodymi Polakami, kótrzy wykształcenie
że w naszym kręgu kulturowym natychmiastowa i bezśrednie odebrali w Anglii. Tak więc z wymarzonych przez
refleksyjna fanga w nos stanowi normalną, oczekiwaną
mą żonę polskich synowych będą przypuszczalnie nici...
i akceptową odpowiedź na zaczepkę słowną, bywała
Lasów w Anglii jest mało; każdorazowa wyprawa była okazją do rodzinnej bijatyki na kije przyjmowana z pełną troski akceptacją. Pod
koniec jednego roku szkolnego zostałem
wezwany po raz kolejny do szkoły, tym
razem jednak nie na okoliczność kolejnego ‘incydentu’, ale ze względu na objętość
dossier mojej pociechy (powyżej pewnej
liczby pozycji w owym dossier następuje
automatyczne wezwanie rodzica – Anglicy
mają totalnego szmergla na punkcie procedur). Przejrzałem ów spis występków, także
wyraziłem głęboką troskę i zapewniłem
o mych nieustannych staraniach wychowawczych, równocześnie pomyślawszy:
‘Boże drogi, toż taki record, co mój synek
w rok tu zgromadził, to niejeden z moich
szkolnych kumpli akumulował na jednej
dużej przerwie...’. Co kraj, to obyczaj, imigrantom zaś wypada te obyczaje respektować. Albo przynajmniej wykazywać ku
temu pewne starania.
32
8_2016
sierpień
Emigracja
eksperyment myślowy:
jak w Polsce traktowani
byliby – powiedzmy –
Ukraińcy, gdyby ledwie
w ciągu kilku lat zjechało
ich nad Wisłę ponad pół
miliona, często z dziećmi, i gdyby na dodatek ci
ludzie zdominowali niektóre – dotychczas ‘czysto
polskie’ – miejscowości?
W centrum Birminghamu – w Anglii ciągle pada
Chłopcy zaaklimatyzowali się bardzo
dobrze. Nie pamiętam zwłaszcza jakichś wypadków
złego traktowania ze względu na pochodzenie, mimo
(a może dlatego) że obydwaj uczęszczali i uczęszczają do
szkół zdominowanych przez rodowitych Brytyjczyków.
W mojej ocenie polskie media wyolbrzymiają problemy,
przed jakimi stoją polscy imigranci, przesadzając zwłaszcza w opisach rzekomej antypolskiej histerii, jaką mają
wykazywać liczni Anglicy. Wątpiącym proponuję mały
Nie wiem, kim zostaną moi synowie. Większość ich życia
upłynęła na Wyspie, tutaj
też prawdopodobnie dokończą edukację i wejdą
w dorosłe życie. Są dwujęzyczni, ale nie są w pełni
dwukuturowi. Znają chyba nieźle polską historię, ale
kanon literatury, który przyswoili, jest w znacznej mierze
angielski. Spróbujcie no tylko skłonić dwunastolatka,
by z własnej woli przeczytał ‘tego koszmarnego Pana
Mateusza’... Sam chciałbym, by ziścili marzenie, o które
moje pokolenie się ociera – by zostali Europejczykami.
Niestety, polityczne wiatry obecnie wydają się wiać
w inną stronę. Lecz przyszłości, nawet tej najbliższej,
przewidzieć się przecież nie da.
Nudy, nudy – jak widać...
33
8_2016
sierpień
Emigracja
Spostrzeżenia syna Jaśka,
rocznik 1999
Trudno dobrze opisać życie w Anglii, jeżeli nigdy
się tak naprawdę nie żyło w Polsce. Mundurki w szkole,
przepraszanie ludzi, którzy na ciebie wpadają, lub obiad
o dziewiętnastej wydają mi się normalne, mimo że zdaję
sobie sprawę, że są miejscowym unikatem. Jednak jest
jedna rzecz, która będzie dla mnie zawsze obca: podział
klasowy.
Anglicy umieszczają ludzi w trzech
niewidzialnych, lecz mocno wyczuwalnych kategoriach: klasa pracująca, klasa
średnia i klasa wyższa. Klasa wyższa to arystokracja i ludzie bogaci, klasa średnia to ludzie wyedukowani, a klasa
pracująca to ludzie bez wyższego wykształcenia. Ludzie
z różnych klas mówią inaczej, zachowują się inaczej,
mieszkają w innych miejscach i raczej nie mieszają się
z sobą. Podział ten jest zwłaszcza ewidentny u rodowych
Anglików: dla imigrantów (a tych jest sporo) nie jest taki
ważny. Ten podział doprowadza czasami do nieprzyjemnych konfrontacji. Szermierka – rodzinne hobby
Większość uczniów
w mojej szkole należy
do klasy średniej, lecz
woźny należy do klasy
pracującej. Do wyedukowanych nauczycieli
uczniowie się zawsze
zwracają z szacunkiem,
lecz do woźnego (niektórzy) zwracają się
z wyczuwalną pogardą, co powoduje lekko
wrogie jego nastawienie do uczniów. Jak
powiedziałem mojemu koledze w połowie
Chińczykowi, co o tym
myślę, to odparł, że
to we mnie podziwia,
że nie uważam ludzi
z niższej klasy za gorszych.
34
Spostrzeżenia syna Stasia,
rocznik 1998
Życie w Anglii ma swoje plusy i minusy, trochę trzeba
się przyzwyczaić do miejscowych zwyczajów i norm,
które bywają bardzo subtelne, ale na ogół moje doświadczenia są pozytywne. Jestem w angielskim systemie edukacyjnym już 10 lat i mogę spokojnie
powiedzieć, że w porównaniu z tym czego moi rówieśnicy w Polsce muszą się uczyć, to mieliśmy dość łatwo.
Nikt specjalnie nie oczekuje uczenia się dużej ilości dat
ani wierszy na pamięć, nie można zostać zmuszonym
do powtarzania klasy. Z reguły nauczyciele mają dość
pragmatyczne podejście do uczenia i jeżeli ktoś sobie
nie radzi, trafia do łatwiejszej klasy. Jestem teraz w klasie
trzynastej, to mój ostatni rok obowiązkowej edukacji,
i podoba mi się to, że teraz już nauczyciele traktują
nas jak równych sobie, nie musimy się zwracać do
nich „pan” czy „pani”, tylko po imieniu. Według mnie
jest to bardzo dobre i dla nas, i dla nauczycieli, gdyż
pozwala to przekroczyć pewne bariery, dzięki czemu
8_2016
sierpień
Emigracja
Kiedyś poszliśmy do takiego dość mocno amatorskiego klubu
szermierczego, w którym raczej nie bywamy, i Mały – rozejrzawszy
się po miejscowym towarzystwie – spytał mnie: Ociec, prać? Byłem
pod głębokim wrażeniem jego znajomości polskiej kultury i historii,
i nie pozostało mi nic innego, jak odpowiedzieć: Prać, synkowie,
prać! No i spraliśmy ten cały klub, co do jednego.
Najprawdziwsza pochodnia olimpijska – niosła ją koleżanka z klubu.
I dała potem potrzymać.
uczniowie czują się dowartościowani i zmotywowani.
Mam zamiar pójść na studia w Anglii, gdyż uważam,
że byłoby to bardziej sensowne z mojej strony, skoro
już tyle lat funkcjonuję w tym systemie edukacyjnym
i wiem, jak wszystko działa. Refleksje mamy, Natalii
– Majeczko, posprzątaj, proszę, swój pokój! –
zwróciła się moja przyjaciółka do starszej córki.
– Nie mogę – westchnęła tragicznie Majka (6,5 lat).
– Mam doła.
– A cóż się takiego stało?
– Zerwałam z chłopakiem!
– Przecież oni nie wyjeżdżają na koniec świata,
tylko do Anglii! Będziecie się widywać...
– Związki na odległość nie mają sensu!
Decyzja o wyjeździe zapadła (jak jechać, to całą
rodziną, bo „związki na odległość nie mają sensu!”). Mąż
pojechał wcześniej, pracować i na spokojnie rozejrzeć
się za szkołą dla dzieci i jakimś mieszkaniem na początek. Ja zostałam, porządkując nasze rzeczy i douczając
siebie i potomstwo z języka. Za dużo z tej nauki nie
35
wynikło – chłopcy nauczyli się paru podstawowych
zwrotów i słówek, ale tak naprawdę na miejscu startowali od zera... Niemniej jednak ten czas wszystkim nam
był potrzebny, aby oswoić się i przyzwyczaić do myśli
o zmianie, która nas czekała. Nasz starszy syn (w owym
czasie ośmioletni) przeżywał to bardzo. Nagle zaczął
panikować na widok osób niepełnosprawnych – typowy
„lęk przeniesienia” – sam nie wiem, czego się boję, więc
szukam czegoś konkretnego do bania się... Bardzo to było
przykre i niepokojące, na szczęście szybko mu przeszło po
rozpoczęciu nowej szkoły. Młodszy syn (wówczas sześć
i pół roku) podchodził do sprawy z całkowitą dziecięcą
naiwnością – wyjeżdżamy, ale przecież potem wrócimy!
Szkoła
W Anglii jakość szkół państwowych zależy od
miejsca zamieszkania – dobra dzielnica, to i szkoła
dobra. Nam się udało – nowe osiedle, nowa, nieduża,
przyjazna uczniom i rodzicom szkoła. Nasz starszy syn,
ukończywszy właśnie w Polsce klasę pierwszą podstawówki, musiał iść od razu do czwartej, a młodszy, który
skończył zerówkę, do drugiej klasy...
W UK o tym, kiedy dziecko idzie do szkoły, decyduje data urodzenia: jeżeli w danym roku szkolnym
(pomiędzy 1 września a 31 sierpnia następnego roku)
dziecko kończy 5 lat, to musi iść do pierwszej klasy
i rodzice nie mają nic do powiedzenia. Niedługo po
naszym przyjeździe zdarzyło się, że urodziły się bliźniaki
8_2016
sierpień
Emigracja
– jeden 31 sierpnia, drugi już po północy, czyli 1 września.
Wydarzenie to wywołało w mediach ogólnokrajową
debatę na temat, co z nimi będzie, jak dojdą do wieku
szkolnego – czy będą mogli chodzić do tej samej klasy,
czy nie, a jak już, to czy rok wcześniej, czy rok później,
no i kto ma o tym decydować – rodzice czy rada miasta...
Razem z prowadzącą nauczycielką przeglądnęłam podręczniki do matematyki z klas I-III i okazało
się, że do nadrobienia będzie tylko materiał z klasy
III. Zajęło nam to niecałe trzy miesiące. W grudniu
nasz syn był już na bieżąco z resztą uczniów swojego
rocznika. Nie tylko zresztą z matematyką, bo językowo
też nadgonił – po trzech miesiące porozumiewał się już
bez większych problemów. Po pół roku w ogóle był już
nierozpoznawalny jako obcokrajowiec.
W nauce języka pomagała naszym synom dodatkowa nauczycielka, która przychodziła do szkoły dwa
razy w tygodniu, aby z nimi pracować indywidualnie
(z młodszym każdorazowo około godziny, ze starszym
półtorej). Zaraz na początku spotkałyśmy się i za jej
poradą założyłam chłopcom oddzielne zeszyty do korespondencji – po każdej lekcji w zeszycie miałam wypisane,
nad czym pracowali, z czym wystąpiły trudności czy
niemożność porozumienia się. Dzięki temu mogłam
w domu pomóc im w zadanych ćwiczeniach i tą samą
drogą przekazać odpowiedzi na zadane mi pytania
oraz uwagi własne. Drugą pomocą były, wypożyczane
ze szkoły, książeczki do nauki czytania z serii Oxford
Reading Tree. Wspaniale ilustrowana seria o wzrastającej
stopniowo trudności nie tylko chłopcom, ale również
mnie samej pomogła w budowaniu słownictwa.
We wszystkich szkołach w UK obowiązuje
mundurek: identyczne dla wszystkich dzieci szare lub
czarne spodnie, koszulki polo i sweterki oraz strój do
WF-u w barwach i z logo szkoły. Wariant dla dziewczynek
obejmuje również spódniczki i letnie sukienki. Mundurki
można kupić w specjalnych sklepach zaopatrzenia szkół,
przy czym spodnie i spódniczki można dokupić taniej
w każdym supermarkecie. Koszt mundurka to jedyny
obowiązkowy wydatek. Podręczniki, zeszyty, materiały
plastyczne – wszystko to dostarcza szkoła, bez żadnych
dodatkowych opłat. W szkole można oczywiście wykupić
dla dzieci obiady, ale można też dawać dziecku kanapki
36
i owoce na lunch. Co ciekawe, dziecko coś zjeść musi
obowiązkowo... Gdy raz nasz syn zapomniał swojego
lunchu z domu, został zmuszony do zjedzenia obiadu
szkolnego, czym nie był zachwycony, a my musieliśmy
szkole zwrócić koszty.
Zapewne dużo by można napisać o różnicach
między polską a angielską szkołą podstawową. Ja chciałabym wspomnieć o trzech z nich, które mnie wydają
się najistotniejsze.
# Dzień szkolny zaczyna się od czegoś w rodzaju
apelu dla wszystkich uczniów – dzieci wchodzą na salę
gimnastyczną klasami i siadają na podłodze. Z tyłu
zostawione jest miejsce na krzesła dla zaproszonych rodziców. Żadnej pompy czy zadęcia. Uczniowie wspólnie
śpiewają, a potem po kolei każdy nauczyciel prowadzący klasę wyczytuje nagrodzone w danym dniu dzieci.
Każde dziecko takie wyróżnienie spotyka kilka razy
do roku: za wyniki w nauce, za pomaganie kolegom, za
postawę sportową, za uśmiech itd. itp. – zawsze można
coś znaleźć i dziecko publicznie pochwalić. Wspaniały,
budujący zwyczaj!
# Nauki jako takiej dzieci mają znacząco mniej
niż ich rówieśnicy w Polsce. Jedno zadanie domowe na
tydzień, które spokojnie można zrobić w pół godziny. Prawie żadnych dat i pamięciówek, za to dużo kreatywności.
Na przykład ucząc się o poezji, tworzą własne metafory,
porównania i całe wiersze... Proste ćwiczenie: wiersz
biały, należy dokończyć zdanie: „Znalazłem w mojej
kieszeni...” – ...„Promień słońca z zeszłego lata”. Wzruszyłam się. Ja czegoś tak pięknego bym nie wymyśliła!
# Trzecia sprawa nie jest niestety przyjemna,
a dotyczy donoszenia na kolegów. W tutejszej szkole
dziecko, które pierwsze naskarży, jest górą, nawet jeśli
kłamało lub nie miało racji – zupełnie nie do pogodzenia z naszym nastawieniem, gdzie donosicielstwo jest
absolutnie nieakceptowalne. Było z tego powodu kilka
przykrych incydentów i musieliśmy pisemnie prostować
i wyjaśniać różne sprawy, w tym kontekst historyczny
i kulturowy naszej niechęci do konfidentów...
Chciałabym wspomnieć o jeszcze jednym aspekcie życia szkolnego – dzieci do 11. roku życia muszą
być przyprowadzane i odprowadzane ze szkoły przez
kogoś dorosłego (ewentualnie starsze rodzeństwo). Gdy
8_2016
sierpień
Emigracja
skończą 11 lat, to za pisemną zgodą rodziców mogą
chodzić same, przy czym nie wolno pozostawić takiego
dziecka samego w domu aż do 13. roku życia. Nie jest to
w prawie angielskim określone dokładnie i pozostawione
jest „do oceny rodziców”, ale jeżeli COŚ się wydarzy
i policja będzie w sprawę włączona, rodzice mogą być
pociągnięci do odpowiedzialności karnej.
Rok szkolny zorganizowany jest trochę inaczej
niż w Polsce – a mianowicie podzielony jest na trzy
części. Pierwszy trymestr od początku września do
Bożego Narodzenia, drugi od Nowego Roku do Wielkanocy, trzeci od Wielkanocy do wakacji letnich, które
zaczynają się pod koniec lipca. Pomiędzy trymestrami
są dwutygodniowe przerwy (Term Holiday), a dodatkowo w połowie każdego trymestru jest tygodniowa
przerwa (Half Term Holiday). Innymi słowy wakacje
krótsze lub dłuższe wypadają średnio co sześć tygodni.
Obowiązek odprowadzania i przyprowadzania oraz tak
częste przerwy w szkole są szczególnie uciążliwe, jeżeli
obydwoje rodzice pracują. W praktyce często jedno
z rodziców rezygnuje z pracy, aż dzieci nie ukończą
szkoły podstawowej.
Dom
W 1942 roku Churchill odwiedzając Stalina odkrył zadziwiającą rzecz – kran, gdzie ciepła woda miesza
się z zimną!!! W swoich pamiętnikach wspomina o tym
niesamowicie wygodnym wynalazku i zastanawia się
nad wprowadzeniem go we własnym kraju... No cóż,
Anglicy są narodem konserwatywnym i przywiązanym
do tradycji. W związku z tym nawet w nowo budowanych
domach nadal można tu spotkać przy umywalce czy
wannie oddzielne kurki z zimną i gorącą wodą.
W mieszkaniu, które wynajmowaliśmy na początku, spotkałam się z bardziej nowoczesnym rozwiązaniem:
kran przy umywalce był wprawdzie jeden, ale leciały
z niego dwie oddzielne, niemieszające się ze sobą strugi
gorącej i zimnej wody. Przy zlewie kuchennym rozwiązanie było jeszcze bardziej wyrafinowane – środkiem
leciała struga wrzątku, którą otaczał zewnętrzny płaszcz
zimnej wody. W domu, do którego przeprowadziliśmy
się po roku, wszystkie krany były podwójne (mimo
że dom nie był stary, wybudowano go zaledwie 5 lat
37
Szkolny obóz dla zainteresowanych służbą w brytyjskiej armii;
reżim wojskowy, tyle że zarost można zachować
wcześniej). W miejscowych sklepach budowlanych na
ekspozycji oczywiście wszystko było, a jakże, do wyboru,
do koloru! Ale za każdym razem gdy pytałam o konkretną
rzecz, okazywało się, że na stanie nie mają i oczywiście
sprowadzą, a potrwa to jedynie 6 do 8 tygodni... A jak
mi potrzeba szybciej to, oczywiście, mogę dopłacić
z ekspres (około 20 funtów) i wtedy dostawa będzie
w ciągu 4-6 tygodni... O miejscowych fachowcach nie
wspomnę, bo nawet wśród współplemieńców nie cieszą
się dobrą opinią. W rezultacie najszybszym i najtańszym
rozwiązaniem dla nas okazało się sprowadzenie umywalek, kranów i znajomego fachowca z Polski.
À propos miejscowych fachowców (jednak wspomnę – powstrzymać się trudno): w wynajmowanym
mieszkaniu zepsuła się nam toaleta. Zawiadomiliśmy
agencję wynajmu nieruchomości i grzecznie czekałam
na ekipę ratunkową, która miała się zjawić w ciągu trzech
godzin (sytuacja z mojego punktu widzenia była dość
dramatyczna, bo gdy ktoś w mieszkaniu nad nami spuszczał wodę , to u nas na parterze wylewała się zawartość).
Panowie zjawili się chyba po sześciu godzinach, pion
kanalizacyjny udrożnili, a następnie stwierdzili pęknięcie
8_2016
sierpień
Emigracja
jakiegoś drobnego elementu z tyłu toalety... Poprosili
mnie o pożyczenia lepca biurowego i tym lepcem, na
okrętkę, przylepili deskę do kibla, powiedzieli, żeby nie
używać i wyszli... Nawet nie zapytali, czy w mieszkaniu
jest druga toaleta czy nie! Na kolejnego fachowca, tego
od wymiany pękniętej części, czekaliśmy ponad tydzień,
codziennie wydzwaniając do agencji. Po tygodniu Pan
się zjawił i przystąpił do naprawy... wyciągu kuchennego, którego zepsucie się zgłaszaliśmy kilka miesięcy
wcześniej... naprawy metodą angielską, czyli zdjął stary
i założył nowy (przy okazji musiał pożyczyć ode mnie
śrubokręt, bo jego nie pasował). Po wymianie okazało
się, że nowy wyciąg nie pasuje kształtem do dziury po
starym, pozostawiając dookoła kawał niepomalowanej
ściany (tu się obmalowuje meble i sprzęty, a pod spodem
nie – dla oszczędności). Następnie Pan przystąpił do
reperacji... (o nie, nie – nie myślcie, że od razu WC)…
dzwonka do drzwi, również nieczynnego od kilku
miesięcy. I znowu metoda angielska: na zewnątrz, obok
starego przycisku dzwonka został umieszczony nowy,
a wewnątrz mieszkania nad drzwiami Pan wywiercił
otwór, kołeczek założył i wkręt wkręcił... i tu okazało się,
że główka wkręta jest za szeroka i nijak się nie zmieści
w otworze dzwonka elektrycznego, który miał na nim
zawisnąć. Tu fachowiec pomyślał, wziął kawałek taśmy
samoprzylepnej dwustronnej i najzwyczajniej przylepił
dzwonek do ściany. Nie muszę chyba dodawać, że
dzwonek odpadł jeszcze tego samego dnia... Na WC
nawet nie popatrzył, bo stwierdził, że on nie jest od
tego i że przyjdzie jeszcze inny fachowiec, tylko nie
wiadomo kiedy...
– Mamooo, co to znaczy mieć nierówno pod
sufitem? – zapytało mnie starsze dziecko przy obiedzie.
– Cóż, to jak ktoś postępuje głupio i niebezpiecznie
i jeszcze tego nie zauważa...
– Wiesz co, mamo? – odezwał się mój młodszy,
patrząc znacząco w górę. – My mamy nierówno pod
sufitem!
Niektóre elementy wykończenia domów na Wyspie mogą zaskakiwać ludzi z kontynentu. Na przykład
tutejsze sufity zazwyczaj „zdobią” nieregularne, fakturalne maźnięcia tynku, a to żeby się angielski budowlaniec
nie musiał męczyć z gładzią...
38
W wynajętych mieszkaniach króluje kolor o nazwie „magnolia” – blady, beżowawy róż. Natomiast
w domach prywatnych wzorzyste tapety lub ciemne,
soczyste barwy, które w niewielkich i zazwyczaj niskich
(maksimum 2,40 m) pomieszczeniach mogą wywołać
atak klaustrofobii.
Podłogi najczęściej pokryte są wykładziną dywanową (rozwiązanie najtańsze, więc chętnie stosowane)
i to nie tylko w pokojach, ale i w przedpokoju i łazienkach – koszmar!
Schody strome i wąskie, a więc niewygodne
i niebezpieczne...
– Jak po takich schodach wnosi się meble na górne
piętra? – zapytał mój mąż agenta nieruchomości, który
pokazywał nam dom na sprzedaż.
Pan popatrzył na mojego męża z lekkim politowaniem:
– Powoli – odpowiedział spokojnie – bardzo
powoli.
W pokoju dziennym, który często trudno nazwać
dużym, obowiązkowym elementem wyposażenia jest
kominek gazowy lub elektryczny. Czasem jest to sama
obudowa, nawet bez atrapy kominka w środku. Nad
nim lustro w przyciężkiej ozdobnej ramie (inteligencja)
lub plazma (klasa pracująca) – im większa, tym lepsza.
Wielkości domu czy mieszkania nie określa się
liczbą metrów kwadratowych, tylko liczbą sypialni.
Wspomnieć jednak należy, że pomieszczenie z oknem,
do którego z trudem można by zmieścić pojedyncze
łóżko i w zasadzie nic poza tym, określane jest przez
agentów nieruchomości jako good size bedroom!( nie
chce mi to jakoś przejść przez gardło po polsku).
Okna występują w trzech podstawowych wariantach: tradycyjne, otwierane pionowo do góry (sash
window), uchylne (casement window) – tylko górna część,
i to na zewnątrz, oraz otwierane na zewnątrz (French
window). Wszystkie te typy łączy jedna przypadłość –
nie da się od środka umyć zewnętrznej powierzchni
szyb. Trzeba albo posiadać własną drabinę (i nie mieć
lęku wysokości), albo wynajmować jedną z licznych
firm zajmujących się zawodowo myciem okien. Moja
kocica i ja kilka razy omal nie dostałyśmy zawału, gdy
nagle, bez ostrzeżenia, w oknie pokoju na pierwszym czy
8_2016
sierpień
Emigracja
drugim piętrze pojawiała się męska, obca gęba... Teraz
już jestem wyczulona na szczęknięcia rozkładanej pod
domem drabiny i niełatwo daję się zaskoczyć.
Jeszcze jedna ciekawostka budowlana – w wielu
starszych domach, i nie mówię tu wyłącznie o domach
wiktoriańskich, lecz również z lat 70. czy 80. XX wieku,
ciągi kanalizacyjne nie są ukryte w ścianach, tylko biegną po zewnętrznej elewacji budynku. Abstrahując od
estetyki tego rozwiązania, nadmienić trzeba, że i tutaj,
mimo łagodnego klimatu, zdarza się w zimie po kilka dni
z rzędu, kiedy temperatura spada poniżej zera. I wtedy
rozpacz i tragedia: zawartość zamarza, rozsadza rury i...
Piszę tak szczegółowo o różnicach i mankamentach budowlanych, bo jeżeli się już tu człowiek znalazł
i szuka swojego miejsca na ziemi, to ważne jest, żeby
wiedzieć, na co zwracać uwagę... My, decydując się
na kupno domu, dywany w łazienkach i przedpokoju
wymieniliśmy na płytki ceramiczne, a w pokojach na
panele drewniane. Ściany przemalowałam sama z ciemnego brązu i niebieskiego na jasny beż i inne pastelowe
kolory (bez „magnolii”, która mi obrzydła). Otwartego,
gazowego kominka w pokoju dziennym nie zdecydowaliśmy się odpalić ani razu, a nad nim powiesiliśmy
ulubiony obraz znajomego malarza... Da się żyć, nawet
całkiem miło i wygodnie.
Życie codzienne
– Przepraszam, ale lotka od badmintona wleciała
nam do państwa ogródka. Czy moglibyśmy ją odzyskać?
– mój mąż wraz z synem korzystali z pięknej pogody,
mniej więcej pięć lat po naszym wprowadzeniu się do
nowego domu.
– Ależ oczywiście! – sąsiadka była bardzo miła. –
Ciekawy akcent... jesteście z Afryki Południowej?
– Nie, jesteśmy Polakami.
– Aaa, to pewnie jesteście znajomymi tych Polaków,
co tu podobno mieszkają?
– Nie. To my jesteśmy tymi Polakami, co tu mieszkają!
Brzmi zabawnie? Ale jak się tak chwilę zastanowić,
to tak całkiem zabawne nie jest. Mieszkamy pod tym
samym adresem od dziewięciu lat i naszych sąsiadów
nie znamy. To znaczy rozpoznaję ich na ulicy, mówimy
39
sobie „Dzień dobry”, czasem wymieniamy uwagi o pogodzie... Wiem też, jak na imię ma pies sąsiadki z domu
obok czy kot sąsiadów z naprzeciwka i to w zasadzie
byłoby tyle... Mamy oczywiście krąg swoich znajomych
– głównie Polaków, ale są i Australijczycy, i Południowi
Afrykańczycy. Do swoich bliższych znajomych zaliczam
też Szwajcarkę, Hiszpankę, Irlandkę i Japonkę – mogłaby jeszcze wymieniać – pełna międzynarodówka!
Co do rodowitych Anglików, to mamy JEDNĄ jedyną
zaprzyjaźnioną rodzinę, z którą utrzymujemy kontakty
towarzyskie – zapraszamy się wzajemnie do domów lub
spotykamy gdzieś „na mieście”...
Nasi synowie mają oczywiście angielskich przyjaciół i to bardzo dobrych – wychodzą razem, spotykają
się w klubie szermierczym, we własnych domach, a nawet
czasem nocują u siebie nawzajem – wszystko normalnie.
Na początku próbowałam zapraszać ich matki na kawę
czy herbatę (w końcu to Anglia). Zaproszenie bywało
przyjmowane, ale częściej spotykałam się z grzeczną
odmową. Nigdy jednak nie dostąpiłam zaszczytu bycia
zaproszoną do ich domów. W końcu się poddałam. No
cóż, dawać i prosić to za dużo.
Na stacji benzynowej czarnoskóry Brytyjczyk
obchodzi wkoło moje polskie auto. Zagląda do środka,
kręci głową nad kierownicą z lewej strony, a w końcu
zwraca się do mnie:
– Chyba ci się trudno tutaj jeździ, co nie?
– Nie jest tak źle. Można się przyzwyczaić...
– Ja też nie jestem stąd i trudno mi się tu jeździ...
– A skąd jesteś?
– Z Londynu! – odpowiada z dumą w głosie.
Cała Europa upiera się, żeby jeździć po niewłaściwej stronie. Tak przynajmniej uważają Brytyjczycy
i historycznie rzecz biorąc, mają rację. Zasada ruchu
lewostronnego wynika z tego, że zarówno konnym, jak
i pieszym łatwiej było się bronić czy też atakować, mając
przeciwnika po swojej prawej stronie (zdecydowana
większość ludzi jest praworęczna)...
W Londynie, gdzie jest dużo turystów, na jezdniach, przy przejściach dla pieszych umieszczone są
napisy: „Look left” i „Look right” oraz strzałki, aby nie
było wątpliwości, w które to „prawo” czy „lewo” trzeba
patrzeć. W Dover po wyjeździe z promu czy tunelu
8_2016
sierpień
Emigracja
Wakacje spędzamy przeważnie w Polsce
znaki drogowe przypominają kierowcom: „Keep left!”,
potem już trzeba po prostu pamiętać.
Początkowo po przeprowadzce używaliśmy polskiego samochodu i przystosowanie się do lewostronnego ruchu okazało się nie takie znowu trudne. Jadąc
w strumieniu innych aut człowiek automatycznie się
przestawia i nawet ronda, które pokonuje się zgodnie
z ruchem wskazówek zegara, nie sprawiają kłopotu.
Najgorzej, gdy przez jakiś czas jedzie się pustą drogą,
wtedy wyjeżdżający z naprzeciwka samochód może
40
całkowicie skonfundować europejskiego
kierowcę. Przepisy ruchu drogowego
przestawiają się kierowcy w głowie automatycznie, gorzej że przestawia się
również lateralizacja. Pilot, udzielając
kierowcy instrukcji co do kierunku
jazdy, powinien używać również „wspomagania ręcznego”, w myśl zasady ze
starego kawału – ...Nie mądrzcie się,
ręką pokażcie!.
Trudniejsza jest zamiana samochodu z kierownicą po lewej stronie
na angielski z kierownicą po prawej.
W zasadzie człowiek musi się nauczyć
oceny szerokości auta oraz odległości
od krawężnika i środka jezdni, zupełnie
jakby pierwszy raz prowadził samochód. Jakiś taki za szeroki robi się ten
pojazd po lewej i jeździ się początkowo
po krawężnikach – nas kosztowała ta
nauka oba lewe koła (po jednym na
męża i na mnie). Innym problemem
jest początkowa niemożność zlokalizowania lusterka środkowego – spogląda człowiek do góry w prawo, a tam
NIC (!) oraz drążka zmiany biegów
– jakoś w kieszeni drzwiczek nigdy go
nie ma... W końcu jednak można się
do tego przyzwyczaić. Obecnie nie ma
dla mnie różnicy po której stronie mam
kierownicę w samochodzie i po której
stronie drogi lokalne przepisy każą mi
się trzymać, muszę sobie tylko każdorazowo, wsiadając
do samochodu, uzmysłowić, po której stronie Kanału
jestem.
Tekst i zdjęcia
Zbigniew Rudzki
consultant histopathologist, Birmingham Heartlands Hospital
honorary senior lecturer, School of Cancer Studies,
University of Birmingham
Natalia Rudzka, houswife
Jasiek Rudzki, uczeń
Staś Rudzki, uczeń
8_2016
sierpień
Emigracja
Dziewczyna z okładki lipcowego numeru GdL też była emigrantką!
Ciekawe życie założycielki
Hôpital Necker
Krystyna Knypl
Byłam przekonana, że tematykę związaną z założycielką Hôpital Necker, której wizerunek gościł na okładce numeru lipcowego GdL, mamy już wystarczająco omówioną.
Tymczasem do redakcji nadszedł list…
K
ażdy numer kolejny jest zabójcą czasu wolnego. To
nie jest małe pisemko, a żeby przeczytać wszystko
„ze zrozumieniem”, trzeba zarwać niejedną noc... Część
fajnych tekstów, jak np. o Sermo, czy Hôpital Necker niby
już znałam, ale i tak dziewczyna z okładki mnie zafrapowała. Miała majątek, ustanowiła szpital, który do dziś
funkcjonuje w wielkiej chwale. Ma być z czego dumna,
ale o czym pisała jako pisarka? Co robiła poza życiem
herbacianym, czy miała tylko tę jedną córkę – hrabinę?
Ciekawa postać, a tak mało o niej wiem! – napisała
dr Alicja Barwicka.
Okazało się, że od ręki potrafię odpowiedzieć na
jedno pytanie: hrabina Necker miała tylko jedną córkę,
znaną w wieku dorosłym jako Madame de Staël (https://
pl.wikipedia.org/wiki/Madame_de_Sta%C3%ABl). Odpowiedzi na pozostałe pytania wymagały dokładniejszych
poszukiwań w internecie. No i zaczęło się…
Niebanalna badaczka życia
hrabiny Necker
Po kilku różnie zredagowanych pytaniach wpisanych w wyszukiwarkę internetową zorientowałam
się, że życie hrabiny Necker było przedmiotem bardzo zaawansowanych badań przeprowadzonych przez
profesor Sonję Boon z Kanady. Pani profesor zajmuje
się zagadnieniami związanymi z wpływem ciała na
życie człowieka spostrzeganymi z punktu widzenia płci
kulturowej (ang. gender studies). Profesor Sonja Boon
interesuje się szczególnie opowiadaniem ludzi o ich
41
życiu i analizowaniem, jaką rolę odgrywa ciało w tych
opowieściach.
Niby lekarzowi ludzie też opowiadają o wpływie
ciała na ich życie, ale po przejrzeniu publikacji Sonji
Boon zrozumiałam, że chodzi o zupełnie inne narracje niż te snute w naszych gabinetach. Profesor Boon
interesują życiorysy niebanalne i problemy niebanalne.
Ma ona ukończone studia muzyczne i gra na flecie z towarzyszeniem profesjonalnych zespołów orkiestrowych,
a także nagrała kilka płyt. Obecnie prowadzi badania nad
znaczeniem styku wody i lądu w życiu ludzi. Powróćmy
jednak do naszej głównej bohaterki.
Ze szwajcarskiej wioski na paryskie
salony
Suzanne Curchod Necker urodziła się 2 lipca
1737 roku w niewielkiej szwajcarskiej wiosce Crassier
nieopodal granicy z Francją w rodzinie kalwińskiego
pastora. W domu była nazywana La Suzete.
Otrzymała staranne wykształcenie obejmujące
fizykę, matematykę, grę na instrumentach muzycznych,
malowanie, rysowanie, a także języki współczesne oraz
starożytne, jak greka i łacina. Tak przygotowana rozpoczęła karierę towarzyską na salonach Lozanny, gdzie
adorował ją Edward Gibbon (https://pl.wikipedia.org/
wiki/Edward_Gibbon), najwybitniejszy historyk epoki
oświecenia. Karierę towarzyską przerwały tragiczne
wydarzenia rodzinne – w 1760 i 1763 roku umierają
jej rodzice. Suzanne musi podjąć pracę zarobkową
8_2016
sierpień
https://en.wikipedia.org/wiki/Jacques_Necker#/media/File:Necker,_Jacques,_par_Boillet,_BNF_Gallica.jpg
https://en.wikipedia.org/wiki/Suzanne_Curchod#/media/File:Suzanne_Curchod,_by_Jean-Etienne_Liotard.jpg
Emigracja
początkowo w 1764 roku jako guwernantka, a potem
jako dama do towarzystwa młodej paryskiej wdowy
madame de Vermenoux. W ciągu roku od przyjazdu poznaje bogatego genewskiego bankiera Jacques
Neckera, zakochuje się z wzajemnością i wychodzi za
niego za mąż. Bankier zostaje w 1776 roku francuskim
ministrem finansów.
Państwo Suzanne i Jacques Necker byli bardzo
udanym małżeństwem. Sébastien-Roche Nicholas de
Chamfort (https://pl.wikipedia.org/wiki/S%C3%A9bastien-Roch_Nicolas_de_Chamfort) tak pisał w książce Charaktery i anegdoty: Państwo d’Angivilliers i państwo Necker to
dwie wyjątkowe pary, każda w swoim rodzaju. Można by
myśleć, że każde z dwojga odpowiada najwyłączniej drugiemu i że miłość nie może być doskonalsza. Przyglądałem
się im i uważałem, że bardzo małą rolę gra w tym serce; co
42
się zaś tyczy charakterów, trzymają się tylko kontrastami
(https://books.google.pl/books?id=v4_-CgAAQBAJ&pg=PT4
8&lpg=PT48&dq=hrabina+necker&source=bl&ots=ZYhd34
FzjV&sig=LBKbdgJ3-89_dxUrgcDSGO1eGP4&hl=pl&sa=X&ved=0ahUKEwjRwrCKvtzNAhWI3CwKHb1fATgQ6AEIU
zAJ#v=onepage&q=hrabina%20necker&f=false).
Troskliwa matka
22 kwietnia 1766 roku przychodzi na świat jedyne
dziecko państwa Necker – córka Anne Louise Germaine.
Suzanne była bardzo troskliwą matką, o czym świadczy
nie tylko staranne wykształcenie jakie zapewniła córce,
ale także osobista opieka. Do dwunastego roku życia
nie opuściła córki ani na jeden dzień. Dbała o rozwój
osobowości i edukację córki pod każdym względem –
starannie dobierane były nie tylko te osoby, z którymi
8_2016
sierpień
Emigracja
http://hopital-necker.aphp.fr/wp-content/blogs.dir/13/files/2012/03/1entree.jpg
córka kontaktowała się na co dzień, ale także osoby
angażowane do edukacji.
Suzanne Necker zgodnie z intelektualną modą
owych czasów prowadziła salon towarzyski. Był on
jednocześnie szkołą dla córki w okresie od jedenastego
do osiemnastego roku życia. Należy pamiętać, że były
to czasy, w których dziewczęta nie były posyłane do
szkół. W rezultacie tych starań córka Suzanne wyrosła
na kobietę o silnej osobowości i wybitnym intelekcie.
W salonie Susanny Necker bywali m.in. poeta
Antoine Léonard Thomas (https://en.wikipedia.org/wiki/
Antoine_L%C3%A9onard_Thomas), historyk i pisarz Jean-François Marmontel (https://en.wikipedia.org/wiki/Jean-Fran%C3%A7ois_Marmontel), ekonomista, pamiętnikarz i filozof
André Morellet
(https://pl.wikipedia.org/wiki/
Andr%C3%A9_
Morellet), dziennikarz Jean-Baptiste-Antoine Suard
(https://en.wikipedia.org/wiki/
Jean-Baptiste-Antoine_Suard).
Hrabina Necker gościła także słynne paryskie
salonierki, takie jak madame Geoffrin (bywała w poniedziałki i środy), madame du Deffand (bywała w soboty)
czy markiza de La Ferté-Imbault. Worek był przeznaczony
dla szwajcarskich znajomych i przyjaciół. Mademoiselle
de Lespinasse była gościem chętnie widzianym we
wszystkie dni tygodnia. Baron d’Holbach bywał w czwartki i niedziele. W salonie gościli także przedstawiciele
międzynarodowej elity, tacy jak Benjamin Franklin
(był ambasadorem Stanów Zjednoczonych we Francji
w latach 1776-1785), Edward Gibbon czy Ferdinando
Galiani (włoski ekonomista pracujący w ambasadzie
Włoch w Paryżu).
43
Działalność charytatywna
i literacka
Szpitale paryskie w owych latach prezentowały
się bardzo nieciekawie – olbrzymie, przepełnione sale,
a nawet przepełnione łóżka, w których leżało po kilka
osób były codziennością. Epoka oświecenia miała swój
nie tylko intelektualny wymiar, ale i społeczny. Oświecone osoby, a do takich bez wątpienia należała hrabina
Necker, zajęły się reformą szpitalnictwa. Hrabina, aby
dobrze wykonać swoje zadanie, zgłębiała zagadnienia
związane z architekturą i medycyną.
W 1778 roku została osobą odpowiedzialną za
roczne publikowanie budżetu Hospice de charité. Szpitalem kierowała
przez następne
10 lat. Ponadto
w 1790 r. opublikowała rozprawę na temat
przedwczesnych zgonów,
a w 1 7 9 4 r.
rozprawę
o rozwodach,
którym była
przeciwna.
Pięć tomów
listów Melanges oraz Noveaux Melanges
opublikowano po jej śmierci, w 1798 i 1801 roku.
Madame Necker przez wiele lat prowadziła czarującą egzystencję, jak to określiła Sonja Boon. Miała ku
temu wszystkie atuty – była ładna, mądra, inteligentna,
a do tego miała bogatego i wpływowego politycznie
męża. Współcześni podkreślali zalety jej osobowości,
takie jak wrażliwość na niedolę innych ludzi, czułość,
staranność w działaniu, konsekwencja i siła charakteru.
Problemy zdrowotne
Nie wszystko jednak było pomyślne w życiu madame Necker. Cierpiała na liczne schorzenia i temat jej
dolegliwości często przewijał się w listach do przyjaciół.
8_2016
sierpień
Emigracja
Wielcy kontynuatorzy
Wspaniała idea szpitala dla dzieci
została wsparta i rozwinięta przez znakomitych lekarzy, którzy pracowali w Hôpital Necker. Wymieńmy chronologicznie
osiągnięcia niektórych z nich:
• 1816 – René Laennec wynalazł stetoskop
• 1859 – E. Azam, P. Broca (odkrywca
ośrodka mowy) i E. Folin przeprowadzili pierwszą operację guza odbytnicy
w znieczuleniu hipnotycznym
• 1824 – J. Ciciale przeprowadził pierwszą
litotrypsję
•1893/1894 – A. Chaillou i L. Martin zastosowali pierwsze szczepienie przeciw błonicy; szczepionkę przygotowano pod kierunkiem E. Roux, otrzymało ją 300 dzieci
•1896 – A. Lannelongue otworzył pierwszy gabinet
rentgenowski
•1901 – F. Cathelin przeprowadził pierwsze na świecie
znieczulenie zewnątrzoponowe
•1908 – L. Ombredanne przedstawił koncepcję urządzenia do narkozy wziewnej eterem
•1940 – utworzono sieć szpitali uniwersyteckich (centre
hospitalier universitaire CHU)
44
•1952 – J. Hamburger i L. Michon przeprowadzili pierwszy przeszczep nerki
•1958 – R. Debre zainicjował reformę szpitali uniwersyteckich dającą początek INSREM (francuski narodowy
instytut zdrowia i badań medycznych)
•1971 – C. Griscelli przeprowadził pierwszy przeszczep
szpiku w warunkach sterylnych u dziecka z wrodzonym
niedoborem odporności
•1972 – M. Cara utworzył SAMUR (Service mobile
d’urgence et de réanimation)
•1987 – D. Pellerin, J.Y. Revillon, C. Ricour i O. Goulet
przeprowadzili pierwszy na świecie przeszczep jelita
u dziecka
•1990 – J. Frezal i A. Munnich odkryli gen odpowiedzialny za stwardnienie zanikowe boczne
•2000 – A. Fischer i M. Cavazzana-Calvo przeprowadzili
pierwszą skuteczną terapię genową w wrodzonym
niedoborze odporności
• 2000 – J. Kachaner wszczepił biologiczną zastawkę serca u dziecka
• 2006 – odkryto mutacje genowe odpowiedzialne za cukrzycę noworodków.
Dzięki znakomitej tradycji, szerokiemu zakresowi badań oraz ich odzwierciedleniu w codziennej praktyce lekarskiej Hôpital Necker jest czołową placówką pediatryczną w Paryżu. W 2015
roku Hôpital Necker został wybrany
najlepszym szpitalem we Francji. Jest
najstarszym szpitalem pediatrycznym
w Europie.
Krystyna Knypl
Fot. Krystyna Knypl
https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/f/f9/Hopital_Necker_Laennec_stethoscope_2.jpg
Od roku 1780 stała się tematem licznych pamfletów
z racji działalności politycznej swojego męża, a także
w związku ze swoją działalnością charytatywną, która
nie wszystkim się podobała.
Suzanne cierpiała na osłabienie, zawroty głowy,
dokuczał jej kaszel, dreszcze. W dzieciństwie przebyła
ospę. Być może w jej następstwie nie słyszała na jedno
ucho. Z powodu dolegliwości podróżowała do licznych
kurortów.
Pod koniec życia była świadoma zbliżającej się
śmierci – wydała bardzo szczegółowe dyspozycje dotyczące swojego pogrzebu. Zmarła 6 maja 1794 roku. Zgodnie
ze swoim życzeniem została pochowana w skromnym
grobie rodzinnym w miejscowości Coppet w Szwajcarii. Hrabina Necker miała wiele zalet charakteru
i umysłu, ale miała też tzw. lekką rękę. Od pond 200 lat
w założonym przez nią szpitalu pracują wybitni naukowcy i lekarze, niosąc pomoc pacjentom z całego świata.
8_2016
sierpień
Wkłucie centralne
O, Leonardo, czemu się tak trudzisz? – Tak pytał sam siebie mistrz Leonardo.
Z braku jasnej odpowiedzi kontynuował swoją frenetyczną działalność. Ale Ty, czemu się tak trudzisz?
Wypłukanie zawodowe
Rafał Stadryniak = @Grypa
Co to jest wypalenie zawodowe, wie już każde dziecko od dziecka. Co to jest wyścig
szczurów, wiedzą ci, co w nim uczestniczą, albo i często gęsto nie wiedzą. Na pocieszenie dla przegranych zawsze można powiedzieć, że wygrał szczur.
Czasem granice szaleństwa nie są ostre i wyścig pozornie wygląda jak spacer, a wypalenie zawodowe bardziej przypomina wypłukanie…
À
propos wypłukania zawodowego. Po dyżurach
organizm Doktora domagał się jakiejś innej aktywności, a nie tylko nerwowego ogryzania paznokci. Stąd
narodziła się idea basenowej wspólnoty dyżurujących.
I tak kolega Nieztych, co to wrażliwy jest na pięknie
pływające panie, Luzik, co pływa jak musi, i oczywiście
kolega Motyl, który liznął bakcyla total immersion, i również oczywiście Nasz Doktor nieodwołalnie spotykali się
raz w tygodniu na pływalni. Raz w tygodniu razem, bo
w inne dni w miarę możliwości ćwiczyli indywidualnie.
Stali w przedsionku rozbieralni, spoglądając na
kuszącą zieleń chlorowanej wody.
– Coś cię nie widuję na basenie – zagaił Doktora
kolega Motyl.
– Bo nie bywasz, kolego – odpalił sprytnie Doktor. – Ja tam jestem po każdym dyżurze, żeby spłukać
z siebie, że tak powiem, cały ten szpitalny stres. Do tego
chlor i woda są najlepsze. Jak w domestosie.
– Ja za to – oznajmił Motyl – wynalazłem nowy
styl pływacki. Jeszcze nie ma nazwy. Chyba nazwę go
swoim imieniem.
– Ale już jest jeden styl od twego imienia – Nieztych pojawił się jak zwykle znikąd, klepiąc przy tym
dotkliwie kolegów po plecach na powitanie.
– To właściwie jest od nazwiska – rozważał Motyl.
– No to nazwij teraz od imienia. „Stefan” to nawet brzmi. Płynąć stefanem. Zawody stefanem. Jest
potencjał w nazwie.
45
– Ohohoho, jaka piękna pani – rzucił znienacka
swój stały tekst Nieztych i wszystkie głowy powędrowały
za wchodzącą do wody niewiastą. A było co podziwiać,
gdyż kobieta przemieszczająca się w płetwach ma do
zaoferowania patrzącym koneserom znacznie więcej
niż ta w szpilkach.
– Niepoprawni seksiści – zgromił zaaferowanych
wodnym zjawiskiem mocno spóźniony Luzik. – Przecież
ona widzi i słyszy, że się ślinicie i wydajecie te samcze
pomruki.
– One zawsze widzą i wszystko słyszą – potwierdził Nieztych. – Ohohoho, jaka piękna pani – rzucił
znienacka, doceniając kolejną wchodzącą, zanim jeszcze pierwsza zniknęła w wodzie. – One po tym lepiej
pływają – usprawiedliwiał się niepotrzebnie. – Jedna
panna to tak się chciała popisać, że o mały włos by
utonęła. Uratowałem oczywiście zupełnie automatycznie. Potem okazało się, że w ogóle jest pierwszy
raz na basenie i od razu na głęboką się rzuciła. Wanda
jedna. Myślała, że wystarczy wejść do wody i jakoś to
będzie. Naprawdę tradycyjne spojrzenie nie tylko na
pływanie – zamyślił się Nieztych. – Dała mi numer
telefonu, ale zaginał pod prysznicem. Przepadło, bo
drugi raz już tak się nie rzuci do wody jak Wandaconiemcaniechciała.
– Ale z drugiej strony – włączył się Luzik znany
z ostrożności w kontaktach z niewiastami – jeśli rzucanie
się stanowiło cechę charakteru, to lepiej omijać takie
8_2016
sierpień
Wkłucie centralne
tonące prosto z mostu z dużego daleka. I jeszcze dla
pewności obchodzić bokiem.
Pływanie nie może trwać wiecznie i po godzinie
trzeba już było wychodzić z wody. Niektórzy popijali
izotoniki w dzikich kolorach. Drudzy, którzy napili się
nieco basenówki, nie musieli uzupełniać płynów.
Nieztych jeszcze w szatni próbował zaczepiać
piękne panie, które bez czepków i bez kostiumów wyglądały zupełnie niepodobnie do siebie. Stawało się
to źródłem licznych pomyłek. Niektóre panie zostały
zaczepione przez pomyłkę dugi raz. Inne ani razu. Nie
ma sprawiedliwości na świecie i na basenie.
Tak czy owak wszyscy rozeszli się zmęczeni
i odświeżeni na swój sposób.
Nazajutrz Nasz Doktor miał świąteczny dyżur i na oddziale trzeba było zrobić
wizytę. Rękawy zakasane, słuchawki odkażone – to do
roboty.
Wizyta snuła się leniwie, przerywana co trochę
wezwaniami z SOR-u. Pacjenci nie ułatwiali roboty,
wymykając się na mszę świętą do pobliskiej kaplicy,
gdzie jak wiadomo nie sięga władza lekarska.
Nasz Doktor dobrnął do połowy, a tu już – że
tak powiem – słońce stało wysoko na niebie i rosa na
łąkach już obeschła.
To do dzieła, sam sobie dodając odwagi, ruszył na
tak zwane damskie sale. Damskie sale charakteryzują się
tym, że NIKT ich nie chce prowadzić. Kobiety chorujące
są bardziej dociekliwe, kłopotliwe, płaczliwe i gadatliwe.
Jak ktoś to lubi, to damskie sale są jego.
Doktor wziął głęboki oddech i przekroczył próg.
Nie było tak źle. Na sali ogólnie bez płaczu. Spokój.
W kącie przy oknie leżała jednooka staruszka, niedająca
żadnych znaków, w tym życia. Nasz Doktor kątem oka
obserwował, czy aby klatka piersiowa unosi się w oddechu.
Unosiła się aby. Gdy przyszła kolej na starszą panią, ta
najniespodziewaniej ożywiła się i otworzyła jedyne oko:
– Ale nasz doktor dzisiaj młodziuńki i piękniutki
mężczyzna – zaczęła śpiewnie, ale przecież całkiem do
rzeczy.
– Jaki tam młodziuńki – Doktor bronił się nieśmiało przed awansami. Panie z sali chichotały.
46
Trzeba docenić taką optykę. Dzielna starsza pani,
pomyślał Nasz Doktor. A nie na darmo też mawiają, że
wśród ślepych jednooki królem.
Swoją drogą to miłe, że ktoś w ogóle usiłuje
komplementować i to bezinteresownie. Nasz Doktor
spotykał się najczęściej z innym rodzajem słownych
karesów. Z reguły po pochwałach zaczynały się żądania.
Załóżmy, że jest piękny słoneczny dzień, a tu
wchodzi pacjentka z naręczem dokumentacji i rzucając
kuse spojrzenie, wypala:
– O, widzę, że doktor ma dzisiaj dobry humor. (To
ten komplement) To dobrze, bo mam parę nieprzyjemnych spraw. – I miała…
Z czasem dreszczyk emocji i poczucie posłannictwa bledną, bo muszą zblednąć. Pojawia się maska
profesjonalisty, która pozwala dłużej pracować. Pozwala
nie płakać z każdym pacjentem. Pozwala przyjmować
pochwały bez zażenowania i przygany, które nie są
przecież końcem świata, bez niepotrzebnej ekscytacji.
Pojawia się lekko wypłowiały emocjonalnie produkt
pod tytułem doświadczony i asertywny Pan Doktor.
I też jest niedobrze.
Ludzie mimo wszystko kochają emocjonalnych
lekarzy, a asertywność, która ma chronić lekarza przed
emocjonalną demolką, postrzegana jest jako zachowanie
nieludzkie.
Latami zdarzało się Doktorowi wysłuchiwać pacjentów opowiadających, jak
to lekarz kopnął ich w siedzisko, bo zawracali mu głowę.
Pacjenci o dziwo byli na swój sposób dumni z tego faktu.
Miał fantazję panisko. Dziś takich lekarzy już nie ma.
A fantazję to mają pacjenci…
Do gabinetu zaglądała właśnie pacjentka. Nasz
Doktor znał ją właśnie z takiego zaglądania. Podobno
też pukała, ale tego nikt jeszcze nie słyszał.
– Doktor skierował mnie do laryngologa z uszami – zagaiła Zaglądająca, która za zaglądającą głową
zapuściła już resztę ciała w głąb gabinetu.
– To by się zgadzało, z uszami – mruczał Doktor,
przeglądając dokumentację. – I co z tymi uszami?
– A nic. Wyznaczyli mi termin za miesiąc i co
teraz doktor zrobi?
8_2016
sierpień
Wkłucie centralne
– Ja? – zdziwił się Doktor? – Będę kibicował
– chciał powiedzieć, bo właśnie rozpoczęła się faza pucharowa mistrzostw w piłce nożnej, ale coś mu mówiło,
że nie wszyscy w tym towarzystwie znają się na żartach.
Pacjentka wylała swoją frustrację. Nasz Doktor
taktownie poradził, żeby trochę jadu zostawiła na wizytę
u specjalisty, która w końcu nadejdzie. Powód wizyty
nie jest chorobą śmiertelną. Pacjentka nie chciała tego
słuchać. Nie po to tu przyszła. Chciała komuś opowiedzieć o swoich emocjach.
Nasz Doktor przeniósł się już myślami na basen.
Właśnie robił nawrót i długimi, spokojnymi ruchami
zagarniał wodę. Oddech miał wyregulowany, ciało rozluźnione. Gdy się ocknął, pacjentka już powoli zbierała
się do wyjścia.
– Niech pani zajrzy za 4 tygodnie, jak się będą
kończyły leki i opowie mi pani o wizycie u laryngologa.
Zaglądająca rutynowo nie złapała dowcipu, bo
skąd mogła wiedzieć, że jej zaglądanie stało się przysłowiowe.
Następne dni były pełne słońca ,
luzu i transmisji piłkarskich . Kąpiele
Nasz Doktor wyszedł w końcu
z pracy lekko rozdrażniony ogólną niemocą
i krzywdą ludzką. Na wielkim murze przed szpitalem
ktoś bezceremonialnie namalował sprejem baranka
metrowej długości, a obok na przystawkę, koślawymi
literami ociekającymi czarną farbą tekst:
Codziennie palę się jaśniej
Codziennie głębiej tonę
W mokrym popiele szczęście
Jak papieros zgaszone.
Dobre. Z serca młodego wyrwane. I takie
dosłowne. Proszę bardzo: wszyscy cierpią, nawet
operator spreja – pomyślał Nasz Doktor znacznie
już uspokojony.
Tylko baranka szkoda, bo nie wyszedł.
Rys. Zen
słoneczne, całe dnie na świeżym powietrzu. Wieczorem
mecze w gronie znawców piłki kopanej i lubelskiej perełki. Doktor zupełnie zapomniał, że jest Doktorem. Był
po prostu człowiekiem, albo jak kto woli – mężczyzną.
Powrót do kieratu po takim rozluźnieniu zawsze
boli. I bolało jak cholera.
Na dyżurze usiłował zagajać pielęgniarki. Tak
dla uzyskania pozytywnej atmosfery pracy.
– Zobaczcie, jaki jestem opalony – zaczynał Doktor.
– A jak my jesteśmy wypalone… – odpowiadały
pielęgniarki, które na pewno nie umawiały się w kwestii
wypowiedzi. Nie musiały. Wszystkie były złe, zmęczone, niewyspane, rozdrażnione i niedocenione, także
finansowo. Każde nowe przyjęcie pacjenta na oddział
stanowiło powód do niekończących się narzekań. Każde
badanie do pobrania kwitowane: co znowu, a po co to,
a na pewno to potrzebne?
Cholera – pomyślał Nasz Doktor – medycznie
i niemedycznie zarazem. Muszę bardziej szanować swoje
małe wypalenie, a właściwie wypłukanie, z którym idzie
się dogadać. Te tutaj pracownice to już tylko garstka
popiołu z domieszką żółci. Aż strach pomyśleć, że wypalone idą do domu, a idą, i swoim wypaleniem częstują
rodziny. Nie, to zbyt straszne, nie będę o tym myślał.
Jednak natrętna myśl, jak robak dążący w drewnie,
nie dawała spokoju: nigdy nie spotkałem ich na basenie.
Może basen jest tu kluczowy? Może basen by coś pomógł?
A może już nie ma nadziei i pozostaje tylko fraza
Bukowskiego: płonąc w wodzie, tonąc w ogniu? Czyli
tak czy owak koniec.
A może basen by coś jednak pomógł?
Może, może, może…
Rafał Stadryniak
internista
47
8_2016
sierpień
Koty malowane
Informacja dla autorów
materiałów prasowych
zamieszczanych w „Gazecie dla Lekarzy”
1. Sprawy ogólne
1.1. Autorami materiałów prasowych zamieszczanych
w „Gazecie dla Lekarzy” są lekarze i członkowie ich
rodzin.
1.7. Publikacja artykułu następuje po zaakceptowaniu
przez autora wszystkich dokonanych przez redakcję
zmian.
1.1. Członkowie redakcji i autorzy pracują jako wolontariusze. Nie są wypłacane wynagrodzenia członkom
redakcji ani honoraria autorom materiałów prasowych. 1.8. Materiał prasowy może być opublikowany pod
imieniem i nazwiskiem autora lub pod pseudonimem.
W razie sygnowania materiału pseudonimem imię
i nazwisko autora pozostają do wyłącznej wiadomości
redakcji.
1.2. Za materiał prasowy uważa się tekst, fotografię,
rysunek, film, materiał dźwiękowy i inne efekty twórczości w rozumieniu ustawy o ochronie praw autorskich.
1.3. Redakcja przyjmuje materiały prasowe zarówno
zamówione, jak i niezamówione. Materiały anonimowe
nie są przyjmowane.
1.4. Redakcja zastrzega sobie prawo nieprzyjęcia materiału prasowego bez podania przyczyny.
1.5. Przesłany do redakcji materiał prasowy musi spełniać
podane dalej wymogi edytorskie.
1.6. Tekst przyjęty do publikacji podlega opracowaniu
redakcyjnemu, zarówno pod względem merytorycznym,
jak i poprawności językowej. Niejasności i wątpliwości
mogą być na bieżąco wyjaśniane z autorem. Redakcja
czasem zmienia tytuł artykułu, zwłaszcza jeżeli jest za
długi, dodaje nadtytuł (zwykle tożsamy z nazwą działu
GdL) oraz zazwyczaj dodaje śródtytuły. Końcowa postać
artykułu jest przedstawiana autorowi w postaci pliku
PDF przesłanego pocztą elektroniczną. Jeżeli na tym
etapie autor widzi konieczność wprowadzenia dużych
poprawek, po skontaktowaniu się z redakcją otrzyma
artykuł w formacie DOC do swobodnej edycji. Niedopuszczalne jest nanoszenie poprawek na pierwotnej
autorskiej wersji tekstu i przysyłanie jej do ponownego
opracowania redakcyjnego.
48
1.9. Redakcja zastrzega sobie prawo do opublikowania
materiału prasowego w terminie najbardziej dogodnym
dla „Gazety dla Lekarzy”.
1.10. Materiał prasowy zamieszczony w „Gazecie dla
Lekarzy” można opublikować w innym czasopiśmie
lub w internecie, informując o takim zamiarze redaktor naczelną lub sekretarza redakcji. O miejscu
pierwszej publikacji musi zostać poinformowana
redakcja kolejnej publikacji. Materiał kierowany do
kolejnej publikacji musi zawierać informację o miejscu
pierwotnej publikacji. Przy publikacji internetowej
(elektronicznej) musi zawierać link do pierwotnie
opublikowanego materiału z użyciem nazwy www.
gazeta-dla-lekarzy.com.
2. Odpowiedzialność
i prawa autorskie
2.1. Autor materiału prasowego opublikowanego w „Gazecie dla Lekarzy” ponosi odpowiedzialność za treści
w nim zawarte.
2.2. Prawa autorskie i majątkowe należą do autora materiału prasowego. Publikacja w „Gazecie dla Lekarzy”
odbywa się na zasadzie bezpłatnej licencji niewyłącznej.
8_2016
sierpień
Informacja dla autorów materiałów prasowych
zamieszczanych w „Gazecie dla Lekarzy”
3. Status współpracownika
3.1. Po opublikowaniu w „Gazecie dla Lekarzy” trzech
artykułów autor zyskuje status współpracownika i może
otrzymać legitymację prasową „Gazety dla Lekarzy”
ważną przez rok.
3.2. Współpracownik, któremu redakcja wystawiła
legitymację prasową, może ponadto otrzymać oficjalne zlecenie na piśmie w celu uzyskania akredytacji na
konferencji naukowej lub kongresie. Wystawienie zlecenia jest jednoznaczne z zobowiązaniem się autora do
napisania sprawozdania w ciągu 30 dni od zakończenia
kongresu lub konferencji, z zamiarem opublikowania
go na łamach „Gazety dla Lekarzy”.
4. Wymogi edytorskie dotyczące
materiałów prasowych
4.1. Teksty
4.1.1. Redakcja przyjmuje teksty wyłącznie w formie
elektronicznej, zapisane w formacie jednego z popularnych edytorów komputerowych (najlepiej DOC, DOCX).
4.2.1.5. Ilustracje powinny być nadesłane jako samodzielne pliki graficzne.
4.2.2. Prawa autorskie
4.2.2.1. Redakcja preferuje ilustracje (fotografie, grafiki)
sporządzone osobiście przez autora artykułu (lepsza
ilustracja słabszej jakości, ale własna).
4.2.2.2. Przesłanie ilustracji do redakcji jest jednoznaczne z udzieleniem przez autora licencji na jej publikację
w „Gazecie dla Lekarzy”.
4.2.2.3. Jeżeli na ilustracji widoczne są osoby, do autora
artykułu należy uzyskanie zgody tych osób na opublikowanie ich wizerunku w „Gazecie dla Lekarzy”.
4.2.2.4. Jeżeli ilustracje zostały zaczerpnięte z internetu, najlepiej aby pochodziły z tzw. wolnych zasobów.
W przeciwnym razie autor artykułu jest zobowiązany do
uzyskania zgody autora ilustracji na jej opublikowanie
w „Gazecie dla Lekarzy”. Do każdej ilustracji należy
dołączyć jej adres internetowy.
5. Uwagi
4.1.2. Jeżeli tekst jest bogato ilustrowany, można w celach
informacyjnych osadzić w nim zmniejszone ilustracje.
5.1. W kwestiach nieporuszonych powyżej należy się kontaktować z redaktor naczelną lub sekretarzem redakcji.
4.2. Ilustracje
5.2. Preferowaną drogą kontaktu jest poczta elektroniczna.
4.2.1. Sprawy techniczne
4.2.1.1. Redakcja przyjmuje ilustracje
zarówno w formie elektronicznej, jak
i w postaci oryginałów do skanowania
(np. odbitek).
4.2.1.2. Ilustracje powinny być jak najlepszej jakości: ostre, nieporuszone, dobrze
naświetlone.
4.2.1.3. Fotografie z aparatu cyfrowego
powinny być nadesłane w oryginalnej
rozdzielczości, bez zmniejszania.
49
Rys. Zen
4.2.1.4. Ilustracje skanowane muszą być
wysokiej rozdzielczości (jak do druku
na papierze).
8_2016
sierpień
Samotność we dwoje
Fot. Mieczysław Knypl

Podobne dokumenty