Którêdy 6-2007
Transkrypt
Którêdy 6-2007
WSPOMNIENIE O SIOSTRZE STARSZEJ TERESIE „Problem tzw. ‘trudnych sióstr’ jest chyba odwieczny. Wielokrotnie powraca i przełożeni szukają sposobu, jak go rozwiązać. Siostra Starsza Teresa też się z nim musiała uporać. Co z nimi zrobić? Pewnego razu na zebraniu synodalnym w Kurii Krakowskiej poruszono ten temat w odniesieniu do księży. Po wyłuszczeniu wszelkich możliwych rozwiązań zabrał głos Ks. Kard. Wojtyła: ‘Nie pozwolę dzielić księży na dobrych i złych!!!’ Po powrocie do domu powtórzyłam to Siostrze Starszej Teresie. ‘Spadł mi kamień z serca’ – powiedziała Siostra Starsza. ‘Już teraz wiem na pewno co mam zrobić z siostrami trudnymi. Ja też nie pozwolę dzielić sióstr na ‘trudne’ i ‘łatwe’.” s. Ambrozja, Zakopane 19.11.2005 CHORZY WŚRÓD NAS Dostałam list od koleżanki, która ma 13-letniego syna Filipa z dziecięcym porażeniem mózgowym. Jest prawie niewidomy, całkowicie bezwładny, cierpi na padaczkę. O jego własnym świecie wiadomo tyle, że gdy się uśmiecha, to znaczy, że jest mu dobrze. Jego 8-letnia siostrzyczka Tosia chętnie się nim zajmuje. Fragment listu, który mówi o jej stosunku do niego, ogromnie mnie wzruszył. Pomyślałam, czy ja umiałabym tak traktować chorą siostrę w swej wspólnocie... Fragment listu: ....[Tosia] w ogóle ma odpowiedni stosunek do rzeczywistości. Jak mnie ogarnia jakaś chandra "filipowa", to Tośka stwierdza, że „dobrze, że w ogóle przeżył” i że „dużo lepiej mieć brata, który nie chodzi, niż nie mieć rodzeństwa”. Ostatnio robiła mu jakieś serduszko z paciorków, i jak się połamało, to nie mogła przeżyć i powiedziała mi, że to przecież było dla Filipa, a to „najważniejsza osoba w naszej rodzinie”. ======================================================================= NADAREMNO Matka postanowiła walczyć z nieodpowiednim słownictwem swych dzieci. Dla lepszego efektu zapowiedziała, że odtąd również one mogą jej zwrócić uwagę, jeśli powie brzydkie słowo albo przekroczy II przykazanie. Efekt był natychmiastowy – oczywiście w tej części, która dotyczyła upominania matki. Pewnego dnia westchnęła sobie głośno: „O Boże!”. Dwunastoletni Jaś zareagował błyskawicznie: „Mamo, nie wzywaj imienia Pana Boga twego nadaremno!” – „Ależ Jasiu” – tłumaczyła matka – „To wcale nie było ‘nadaremno’. Ja naprawdę wierzę, że Pan Bóg może coś w tym pomóc”. – „Nie ściemniaj, mamo – odpalił Jaś – w twoim głosie nie było ani krzty nadziei!!” ======================================================================= Odpowies. Agnieszka Koteja, [email protected] [0-18/20-125-49] dzialni br. Marek Bartoś, [email protected] [0-12/42-95-664] Któredy ? 6 (18) 2007 SIOSTRA TERESA – ALBERYNKA W dziejach albertyńskich Zgromadzeń jest wiele osób, o których chcielibyśmy pamiętać. Każdy człowiek jest niepowtarzalny, niektórzy jednak pozostawili po sobie tak głęboki ślad w sercu, że ta chęć „pamiętania” przybiera konkretny wyraz w napisanych o nich wspomnieniach. Taką właśnie postacią jest Siostra Starsza Teresa, która kierowała Zgromadzeniem w czasie wprowadzania w życie soborowej odnowy życia zakonnego, a zmarła w pamiętnym dla Polski roku 1980-tym. Poniższą notatkę sporządzono głównie na podstawie artykułu s. Kamili, zamieszczonego w miesięczniku Vita Consecrata (nr 9/2005). s. Kamila LASKOWSKA Siostra Teresa Wiśniewska – albertynka z Krakowa S. Kamila przypomina krótko jej życiorys: „Teresa Wiśniewska urodziła się 3 października 1909 roku w Strusienie k. Tarnowa w bardzo religijnej rodzinie Konstantego i Marii Skowrońskiej. Ojciec był inżynierem melioracji. Dziewczynka została ochrzczona w katedrze w Tarnowie i otrzymała imię Teresa. Dzieciństwo i młodość spędziła w Krakowie w gronie licznej i bardzo kochającej się rodziny. Tutaj uczęszczała do szkoły podstawowej i średniej, a następnie podjęła studia wyższe na Wydziale Rolnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Po ukończeniu tychże studiów pracowała na uczelni jako starszy asystent. Do zgromadzenia wstąpiła 25 sierpnia 1939 r. i po kilku dniach, 3 września, otrzymała welonik postulantki. 15 lipca 1940 r. rozpoczęła nowicjat, pierwsze śluby złożyła 16 lipca 1942 r., a wieczyste – 8 grudnia 1947 r. W czasie wojny pracowała w kuchni dla ubogich w Krakowie przy ul. Lubicz, gdzie odznaczała się wielką hojnością. 17 września 1956 r. siostra Teresa objęła urząd dyskretki generalnej zgromadzenia (obecna nazwa: radna), a 10 listopada 1960 r. została wikarią generalną. Urząd ten pełniła przez 15 lat. Po śmierci Siostry Starszej Emeryki, na kapitule generalnej 21 czerwca 1975 roku została wybrana przełożoną generalną zgromadzenia i na tym stanowisku zmarła po trzydniowej chorobie dnia 8 maja 1980 roku.” Wśród zalet Siostry Starszej Teresy, o których mówią znające ją bliżej osoby, powraca jak refren delikatna dobroć i wyczucie, z jakim potrafiła odnosić się drugiego człowieka, sama pozostając przy tym zawsze w cieniu. Jej naturalna skromność ujmowała ludzi z różnych środowisk. Ludzie prości nie musieli czuć się zażenowani jej wysoką kulturą ducha i żywą inteligencją, a ludzie wykształceni podziwiali u niej nieudawaną pokorę. Wszyscy czuli, że ta naturalność i prostota, „przejrzystość” postępowania, jedność myśli, słów i czynów, ma swe źródło nie tylko w starannym wychowaniu, ale nade wszystko w autentycznym zjednoczeniu z Bogiem. Dewizą jej życia było pełnienie Woli Bożej. Miała nieustannie jakby wypisane przed oczyma słowa Brata Alberta: „wola Boża przede wszystkim i tylko to”. Brata Alberta nazywała „Tatusiem”, z odcieniem głębokiej serdeczności. Podobnie jak on, musiała w tej Woli Bożej widzieć nie jakiś żelazny zestaw wymagań, lecz pełne miłości wychodzenie naprzeciw człowieka, i to w postaci służebnego czynu. Miłość to była bogata i hojna, ofiarna, a zarazem pełna wrażliwości i delikatności. Siostra Starsza kochała przyrodę i muzykę. Oddawała się pielęgnowaniu ogrodu aż do fizycznego umęczenia, dopóki tylko pozwalały na to inne obowiązki, a grała jeszcze w początkach urzędowania na stanowisku przełożonej generalnej. Ojciec Izydor mówił, że „chciała tym pięknem muzyki przybliżyć swą duszę do Serca Bożego”. Te zamiłowania, które ją zbliżały do Boga, musiały bardzo rozszerzać jej serce. Wiadomo, ile wyczucia i troskliwości wymaga pielęgnowanie kiełkujących roślinek, ile wyczucia i umiejętności słuchania wymaga dobra muzyka. Człowiek, z którym się spotykała, mógł być pewien, że Siostra Starsza nie „wejdzie z butami” w jego wnętrze, ale raczej uszanuje je i otoczy troską. Siostra Teresa wstąpiła do Zgromadzenia na kilka dni przed wybuchem wojny. Siostra Kamila przytacza słowa bł. Siostry Bernardyny, która miała jej wówczas powiedzieć: „Lepiej niech sobie Pani idzie do domu, bo czasy niepewne”. Ona jednak właśnie na te niepewne czasy została, wchodząc w życie Zgromadzenia w najtrudniejszych dla niego chwilach. Już jako przełożona generalna dokładała starań, by i inne siostry miały tę postawę radykalnej służby, nie oglądania się wstecz za własną wygodą. Bolała bardzo, gdy podczas wizytacji spostrzegała, że albertynki stają się „paniami”, a przecież „po to powołane, by służyć”. Pragnęła bardzo, by zgromadzenie żyło pierwotnym duchem albertyńskim, dlatego zachęcała siostry do opracowania zagadnień historii zgromadzenia. „Pragnęła – pisze s. Kamila – by znały nie tylko założyciela i matkę Bernardynę, ale i inne siostry, które pracowały ofiarnie, z poświęceniem i często w młodym wieku oddawały życie, wtedy gdy nikt nie chciał służyć zakaźnie chorym, a one służyły. Pragnęła też przez to dowartościować albertyńskie powołanie, by siostry czuły się odpowiedzialne za odnawianie ducha franciszkowego i odradzanie Kościoła”. Ona sama to odrodzenie ducha wpisała w Konstytucje i Dyrektorium, przygotowane zgodnie z zaleceniami soborowej odnowy, dokumenty w które włożyła całe serca, a do których okólnika już nie zdążyła napisać. Zapowiedziała to idąc do szpitala, gdzie po paru dniach zmarła: „Ja już wizytacji nie dokończę, ja już okólnika do Dyrektorium nie napiszę”. 13 lat wcześniej, 16 VII 1967 r zanotowała na obrazku jubileuszowym 25lecia profesji „Oto idę, abym pełnił wolę Twoją. Boże mój, oddaję Ci się cała i wszystko – rób z tym wszystkim, co chcesz”. napisała s. Agnieszka Koteja, na podstawie artykułu s. Kamili i wspomnień Sióstr list Siostry Starszej Teresy do jednej z sióstr przełożonych Kochana Siostro A.! Zakopane, 5 IX 1977 r. Piszę z naszej drogiej Pustelni […]. Rozmawiałam też z Siostrą S. – i dlatego chciałam napisać do Siostry. Jest jej dobrze, pytałam „czy dużo pracy?” – nie więcej jak w innych domach – ale martwi ją to, że ona jest powolna, a Siostra prędka i stąd nieraz przykrości może niepotrzebne. – Bo nie da się zmienić usposobienia powolnego ma prędkie, ani prędkiego na powolne – a chodzi przecież tylko o to, aby praca była dobrze zrobiona i na chwałę Bożą. Odprawiając teraz rekolekcje, wzięłam sobie moje notatki z rekolekcji dawnych […]. W tych notatkach właśnie natrafiłam na konferencję Ojca o pracy. – „Jesteśmy umęczeni pracą, ale razem z nami zamęcza się dobry Bóg – i to trzeba sobie i innym uświadamiać. – Nasza praca jest współpracą z Bogiem... jeśli z nami współpracuje to jest wtedy w specjalny sposób obecny – To jest nasza wspólna praca z Nim. – Nasz udział i wysiłek to 1% albo 1%o – a reszta Boża. – I podaje potem warunki dobrej pracy: 1) praca musi być spokojna – bez pośpiechu, bez nerwów. Gdy się wyłączy nerwy, wtedy dopiero można sobie uświadomić, że się pracuje z Bogiem, wyręcza się Boga. 2) „módl się i pracuj” – tyle zainteresowania włożyć w modlitwę co w pracę, i odwrotnie 3) uznanie – uznanie dla pracy Sióstr – uznanie, pochwała nikogo nie popsuje. – 4) – A troska o pracę niech będzie duża, matczyna. Taka jak Bóg się troszczy. Nie może być tylko rozkaz, ale pomoc, zachęta, wskazówki nie krępujące indywidualności Sióstr”. To są słowa Ojca – a piszę dlatego, że Siostra S. się martwi, że swoją powolnością nie może dogodzić […]. Siostra S. ma bardzo dużo dobrej woli, nie narzeka, – ale nie potrafi robić prędko, i boli ją i zniechęca gdy słyszy, że za mało zrobiła, że można by więcej itd. […] […] Niech tym Siostrzętom Siostra zaufa, że coś też potrafią zrobić. Kochana Siostro A., niech to Siostra przyjmie jak od naszego dobrego Ojca. – I ja dla siebie dużo znalazłam, może bym w wielu wypadkach inaczej postąpiła, gdybym się więcej i na czas Ojca poradziła. Ale może tak trzeba było, żebym i ja na własnej skórze się nauczyła, co i jak trzeba robić. Pamiętam tu na naszych Kalatówkach o wszystkich. – i proszę o paciorek. – „Niech Pan Jezus będzie za wszystko co daje błogosławiony – przyjmować wszystko co się zdarza i w tym widzieć wolę Bożą to są środki zbawienia” – Tymi słowami naszego Tatusia Ojciec zakończył te rekolekcje. – Serdecznie Kochaną Siostrę pozdrawiam, niech Pan Jezus Kochanej Siostrze błogosławi i pomaga Teresa