Ukraińcy składują tuż przy naszej granicy tony śmiercionośnych

Transkrypt

Ukraińcy składują tuż przy naszej granicy tony śmiercionośnych
Ukraińcy składują tuż przy naszej granicy tony śmiercionośnych pestycydów
TRUCIZNA WLEWA SIĘ DO POLSKI
INDEKS 356441
http://www.faktyimity.pl
ISSN 1509-460X
Nr 26 (330) 6 LIPCA 2006 r. Cena 2,80 zł (w tym 7% VAT)
Ü Str.
9
11 (a może nawet 33!) ton śmiertelnie groźnej trucizny – stężonych pestycydów – umieszczono w betonowych silosach na Ukrainie,
150 metrów od granicy Polski. Silosy pękają... Stoją one na wysokiej skarpie, pod którą płynie San – często jedyne źródło zaopatrzenia w wodę pitną, np. dla Przemyśla
i Jarosławia. San wpada do Zalewu Solińskiego i do Wisły...
Ü Str. 7
2
Nr 26 (330) 30 VI – 6 VII 2006 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FA K T Y
POLSKA Sejm większością głosów (224 z koalicji rządzącej, kontra 54 z SLD, przy 101 wstrzymującego się PO) przyjął bezprecedensową uchwałę potępiającą rezolucję Parlamentu Europejskiego w sprawie rasizmu, antysemityzmu i homofobii w krajach
Unii, w szczególności w Polsce. Uchwalono także, że „Sejm RP,
utożsamiając się z judeochrześcijańskim dziedzictwem moralnym
Europy, nie może aprobować wprowadzania do dokumentów Unii
pojęć w rodzaju „homofobia”.
Cuda ogłaszają!
Skończy się na tym, że Polacy wyrzucą z Unii pozostałe 24 kraje, gdy
uznają, że ich korzenie i działania nie są dość judeochrześcijańskie.
Z podejrzeniem o współpracę z SB odeszła z rządu Zyta Gilowska, nadzieja KUL, PO, a ostatnio także PiS i Leppera.
Niezatapialna Zyta wróci w rządzie Olejniczaka. Albo Rydzyka.
Wydało się, że wiceszef TVP, Rafał Farfał, nie tylko wydawał faszystowskie czasopismo „Front”, ale na dodatek był publicystą
„Szczerbca”, skrajnie nacjonalistycznego miesięcznika faszyzującego Narodowego Odrodzenia Polski. NOP znany jest m.in.
z agresywnych („Zakaz pedałowania”) akcji antygejowskich.
LPR szuka już wśród swoich orłów kandydata na miejsce Farfały.
Był już kibol, neofaszysta, nie było jeszcze złodzieja samochodów.
Prawdopodobnie firma Via Menagement należąca do Jana Łuczaka, kolegi Kazia Marcinkiewicza, nielegalnie wspierała kampanię wyborczą PiS. Wyszło też na jaw, że żona Kamińskiego, szefa obu zwycięskich kampanii, dostała posadę wiceszefowej w Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych.
Proszę Państwa, spokojnie, to są co prawda kolesie, ale za to prawi
i sprawiedliwi!
Ryszard Murat, warszawski agent ubezpieczeniowy, złożył do prokuratury doniesienie o wzięciu łapówki przez premiera Kazimierza Marcinkiewicza w czasach, gdy był on jeszcze szeregowym posłem z ramienia PiS. Według Murata, Kazio łyknął 200
tys. złotych za fikcyjne doradztwo na rzecz Polskiego Towarzystwa Ubezpieczeniowego.
No to teraz Ziobro dobierze się Kaziowi do skóry... Wziął i nie podzielił się?!
Jarosław Wałęsa (syn Lecha), poseł PO (zarobił w ubiegłym roku 24 tys. zł), jest posiadaczem obligacji wartości 200 tys. dolarów. Jarek tłumaczy, że pieniądze na ich zakup dostał ze słynnego miliona taty.
Tata natomiast mówił kiedyś, że ów milion dał na „Solidarność”...
Wszystko wskazuje na to, że rząd wycofa się z projektu uruchamiania nowych przedszkoli na wsiach i w małych miasteczkach.
Wstępnie miano na ten cel przeznaczyć 62 mln z Europejskiego
Funduszu Społecznego. Prace nad projektem zostały zawieszone
przez Romana Giertycha, ten zaś wielokrotnie deklarował, że
miejsce dzieci jest przy matkach, którym chciałby dać na kształcenie pociech trochę grosza...
A kto powiedział, że także gimnazjum, liceum czy wyższych studiów
nie można skończyć w domu, przy mamie! Egzaminować może proboszcz podczas kolędy.
POZNAŃ Prezydent Ryszard Grobelny z PO oraz jego poprzed-
nik, Wojciech Szczęsny Kaczmarek (Unia Wolności), mogą trafić do więzienia za działanie na szkodę miasta przy okazji budowy centrum handlowego Kupiec Poznański. Według prokuratury, prezydenci – Grobelny – umyślnie (grozi mu do 10 lat więzienia), a Kaczmarek – nieumyślnie (do 3 lat więzienia) – narazili
budżet miasta na stratę 1,2 mln zł w wyniku zaniżenia wartości
gruntu sprzedanego pod centrum handlowe.
A gdzie dziesiątki milionów darowanych przez Grobelnego handlarzom w sutannach?
Działacz PiS i doradca europosła Marcina Libickiego, Norbert
Napieraj, powiedział przed sądem okręgowym, że „wielu działaczy środowisk homoseksualnych jest zaangażowanych w promowanie pedofilii”, a „pomiędzy homoseksualistami i pedofilami zachodzi swoista unia personalna”. Słowa te zostały wypowiedziane na procesie dwóch parlamentarzystów PiS – Jacka Tomczaka
i Przemysława Aleksandrowicza, którzy dwa lata temu porównali homoseksualistów do pedofilów i nekrofilów.
Ależ ten Parlament Europejski się pomylił. Żeby zniesławić polskich
polityków prawicy tak niesprawiedliwą rezolucją!
POLSKA/WIELKA BRYTANIA Nie doszła do skutku przygoto-
wywana od dawna oficjalna wizyta prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Wielkiej Brytanii. Niemal w ostatniej chwili rząd Blaira
oznajmił, że królowa i premier Zjednoczonego Królestwa nie znajdą czasu dla Kaczyńskiego.
Brytyjczycy nie przyjmują u siebie również islamskich mułłów, talibów i palestyńskich terrorystów z Hamasu....
WATYKAN Nowym sekretarzem stanu (de facto – premierem)
Państwa Kościelnego został kardynał Tarsicio Bertone, wieloletni podwładny kardynała Ratzingera w Kongregacji Doktryny Wiary. Bertonego zastąpił kardynał Angelo Sodano.
Bertone powinien wskazać nową drogę Kościołowi. Po godzinach udziela się w mediach jako komentator meczów piłkarskich.
WŁOCHY Między innymi pod hasłami antyklerykalnymi odbyły
się wielkie tegoroczne pochody gejów i lesbijek w Rzymie i Turynie. Kardynał z tego ostatniego miasta, Severino Spoletto, protestował przeciwko pochodowi, twierdząc: „Nasze miasto, tak
obfitujące w świętych, nie zasłużyło sobie na takie upokorzenie”.
Co najmniej połowa katolickich świętych to mordercy lub chorzy psychicznie. Faktycznie, wyjątkowo nieciekawe towarzystwo.
J
eden z zacnych, choć zapewne dorywczych Czytelników,
napisał do mnie tak: „Ma Pan problem z Kościołem,
pewnie jako były ksiądz. Ja na msze i inne gusła nie chodzę i problemu nie mam. Radzę spoważnieć”. Dziękuję za
komplement, bo dobiegam czterdziestki. Poza tym żałuję, ale
nie zgadzam się.
5 miliardów nowych złotych – tyle łącznie, każdego roku, otrzymuje kler rzymskokatolicki od Polaków i polskiego
państwa z tytułu Funduszu Kościelnego, z budżetów ministerstw, rad osiedlowych, darowizn województw, powiatów
i gmin, ulg celnych, podatkowych, nawiązek po orzeczeniach
sądów na Caritas itp. I nie żaden „Kościół powszechny” dostaje tę kasę, tylko księża, ponieważ nikt ich później nie śmie
rozliczać, co z nią zrobili.
Te 5 miliardów to nie jest mój zły sen, tylko wyliczenia
analityków na potrzeby Parlamentarnego Zespołu na rzecz
Wolności Światopoglądowej (oczywiście – byłego). Kwotę tę wymienił z trybuny senackiej były wicemarszałek Senatu Ryszard Jarzembowski,
człek dużo poważniejszy ode mnie.
Dla porównania – na dożywianie 3 milionów głodnych dzieci nasz rząd
przeznacza rocznie
500 mln zł. Dokładnie 10 razy mniej niż
na Kościół. Ale przecież pieniądze to nie
wszystko.
Największe spustoszenie czyni firma
watykańska w sferze
ducha, czyli w zakresie
swojej działalności podstawowej. Pisałem już, jak szkodliwe jest tzw. odpuszczanie grzechów przez księdza. Za ile przestępstw i zbrodni (które można wyznać, otrzymać rozgrzeszenie, po czym do woli powtarzać) jest odpowiedzialny ten wymysł papieży?
Bóg raczy wiedzieć. Ale teraz skupmy się na czymś innym
– na wierze w cuda, czyli specjalności magików w sutannach.
Z jednej strony trzeba przyznać, że religia rozumiana jako
wiara w boga, opatrzność i życie pozagrobowe – pomaga żyć
wielu osobom. Im życie jest dla nich cięższe, tym bardziej „domaga” się uzasadnienia, czy może raczej zadośćuczynienia
w wieczności. Najpełniej korzysta z tego kler katolicki, który
zawsze najgłośniej przekonywał o marności ziemskiej wegetacji i wszechingerencji Najwyższego. Odbija się to fatalnie
w świadomości owieczek – i to jest ta druga strona medalu. Parafianin – skutecznie oduczony samodzielnego myślenia
w sferze wiary i moralności – „za wszytko ma to zdrowie, co
mu ksiądz na kazaniu powie” – jak mawiał Krasicki. Im bardziej więc ktoś taki wierzy proboszczowi swemu, tym mniej
aktywności wykazuje w pracy, a więcej np. w modlitwie. Jako ksiądz wielokrotnie słyszałem od wiernych: „Po co się trudzić, skoro przyjdzie śmierć?”; „Na tamtą stronę nikt niczego
nie zabierze” albo: „Jak Pan Bóg nie pobłogosławi – nic się
nie zwojuje”. Jeśli nawet jest to prawda, przyznać musimy,
że taka mentalność skutecznie podkopuje wiarę we własne
siły, osłabia wolę do pracy i „czynienia sobie ziemi poddanej”, do czego przecież wzywa sam Stwórca.
Nie bez przyczyny kraje katolickie należą do najbiedniejszych, a te z przewagą wyznań protestanckich są najbogatsze na świecie. Trudno też nie zauważyć, że na dobre (przynajmniej w tym życiu) wychodzi człowiekowi ateizm. Człowiek pozbawiony wiary w Boga – podobnie jak wychowywany bez rodziców – wie, że jest zdany wyłącznie na siebie.
Jest on z reguły bardziej przebojowy i samodzielny niż czciciel opatrzności, który czeka na ingerencję z nieba.
W tym ostatnim przoduje Polska, gdzie opatrzności właśnie stawia się największy na świecie pomnik. Polacy – przesiąknięci kościelną indoktrynacją – zawsze woleli czekać na
cud, niż ruszyć głową i zakasać rękawy. Zawsze mściło się
to na narodzie i całym państwie. Tak często przywoływana
i obdarowywana opatrzność nie uchroniła przed zdrajcami, także tymi w sutannach; nie zapobiegła rozbiorom, nie błogosławiła powstaniom narodowym. Co ciekawe, często wspomagała heretyków (Szwedów i Rosjan) oraz pogan (Turków i Tatarów). Zdecydowała się pomóc chrześcijanom... hitlerowskim
Niemcom w marszu na Wschód. Aby w końcu zmienić zdanie i wleźć na radzieckie czołgi prowadzone przez bezbożnych
bolszewików. Polacy jednak wciąż wierzą w opatrzność, czyli opiekę katolickiego boga nad światem, a zwłaszcza nad Katolandem. W czym to się przejawia? We wszystkim! W każdej dziedzinie życia. Przykłady? Proszę bardzo:
W Polsce po 1990 roku praktycznie zaprzestano budowania szpitali, a obecnie likwiduje się te zbudowane za „komuny”. I to pomimo faktu, że mamy najniższe w Europie wydatki państwa na służbę zdrowia. Wzrasta za
to liczba kapelanów szpitalnych
opłacanych m.in. z pieniędzy pielęgniarek. Wniosek? Władza
wciąż czeka na cud uzdrowienia narodu! Podobnie
żywa jest wiara w moc kapelanów w biednym wojsku czy w niedoinwestowanym szkolnictwie, gdzie
katecheci odbierają podwyżki nauczycielom.
Wiara w cuda (bo cóż
by innego!) towarzyszy kolejnym ekipom rządowym,
które zadłużają Polskę na kolejne miliardy długu wewnętrznego i zagranicznego (obecnie
łącznie 470 miliardów złotych). Sami Polacy przodują na świecie w zaciąganiu kredytów na spłatę kredytu, a ten przecież „jakoś się
spłaci”. Sam kiedyś słyszałem, jak taki „zaciągacz”, który
nawet niespecjalnie martwił się wysokością odsetek, powiedział: zanim spłacę, to wcześniej będzie koniec świata... A weźmy nasze umiłowanie do gier losowych, na które wydajemy najwięcej w Europie. Opatrzność – w zastępstwie ubezpieczeń i np. wałów przeciwpowodziowych, których wciąż brakuje – ma nas bronić od klęsk żywiołowych.
Założę się też, że ci, którzy wybudowali chałupy na terenach zalewowych, najczęściej też w kościółku zamawiają
msze o dobrą pogodę i najgłośniej śpiewają: od powietrza,
głodu, ognia i wojny, zachowaj nas, Panie! W ramach refrenu zaś co roku zawodzą nad utratą całego dobytku. Ale
jeśli raz jeden rzeka nie wyleje – dziękczynieniom (czyt.
mszom dziękczynnym) nie ma końca, bo „łaski z nieba się
wylały” i „bozia czuwa”. Opatrzność tak sobie nasz biedny
kraj upodobała, że pomaga czasem nawet postkomuchom,
choćby premierowi Millerowi w helikopterze.
No i wreszcie ostatni występ biało-czerwonych na mundialu. – Czy tak słaba drużyna jak nasza może w ogóle
wyjść z grupy? – pytałem znajomych przed mistrzostwami.
– Ależ oczywiście, trzeba tylko wierzyć w naszych! – odpowiadali. Ta wiara kibiców udzieliła się piłkarzom, i to tak
bardzo, że przed meczem z Ekwadorem prawie nie trenowali. I wyszedł nam dramat w trzech aktach: I. „Polska, gola!”.
II. „Nic się nie stało, naprawdę nic...”. III. „Już za cztery lata Polska będzie mistrzem świata!”.
Jednak największym i – co najważniejsze – prawdziwym cudem jest niezachwiana wiara Polaków w cuda. Pomimo ich braku.
JONASZ
Nr 26 (330) 30 VI – 6 VII 2006 r.
N
o i nie wiadomo, czego bardziej wstyd
– czy tego, że Parlament Europejski zaliczył
nas do krajów, w których zauważa się wzrost zagrożenia ksenofobią, homofobią i antysemityzmem,
czy może tego, co było potem.
Potem mianowicie był tzw. odpór, czyli tyle gwałtowna, co żenująca debata nad tym, czy Parlament
Europejski obraził Polskę tylko trochę, czy nad wyraz. I owa debata
dopiero stała się koronnym dowodem na to, że w Polsce rzeczywi-
Polskę oskarża się o grzechy niepopełnione: o ksenofobię, homofobię, eurofobię. „Pokażcie mi inny naród, który w czasie wojny pod
karą śmierci uratował tylu Żydów”
– przypomniał... Przypomniał czy
wypomniał? Ale fakt faktem – polskich drzewek w parku Yad Vashem
jest najwięcej. Tak, to prawda
– Francuzi chętnie pozbywali się
swoich Żydów, wysyłając ich do komór Oświęcimia. „Rozwiązywali problem” także Węgrzy, Rumuni, Ukraińcy, Litwini, Słowacy, chorwaccy
towarzysze broni pana Hitlera...
COŚ NA ZĄB
Jest dobrze
ście robi się duszno. Co charakterystyczne – do obowiązku zabrania
głosu poczuli się wszyscy, którzy na
co dzień walnie i twórczo dostarczają powodów, by uważać nas za
największych ciemniaków i buraków
w Europie. Nie zabrakło nikogo
– w Sejmie i poza Sejmem.
W imieniu Episkopatu Polski
honoru kato-Polaka bronił sam arcybiskup Józef Michalik. O ideologiczną nagonkę oskarżył on „nowoczesnych ateistów”, którzy – bojąc się prawdy etycznej, moralnej
i religijnej – chcieliby zapędzić naród w „ślepy zaułek własnych interesów”. Kiedyś byli „imperialiści
z Bonn” i wszystko było jasne. Teraz – cholera wie, kto to są ci „nowocześni ateiści”. I dlaczego uprawiają swoje interesy akurat w ślepym
zaułku? Najlepsze interesy zawsze
robi się przecież przy głównej ulicy.
Arcybiskup Michalik ubolewał, iż
U nas to się nie zdarzało. Za wydawanie Żydów, za szmalcownictwo
groziła kula w łeb od Polski Podziemnej. A mimo to zdarzyło się wystarczająco dużo, by nie wołać pochopnie: pokażcie drugi taki kraj na
świecie. To był ekstremalny czas
i pozostawił po sobie trudną – miejscami podniosłą, miejscami podłą
– historię. Nic z tamtego czasu nie
jest proste, jednoznaczne. Dlatego
zawsze będą spory i dyskusje. Zawsze będą ludzie tacy jak arcybiskup
Michalik i tacy jak pisarz Kazimierz
Orłoś, który właśnie odmówił członkostwa w jury konkursu literackiego, gdyż nie chciał tam zasiadać
obok Stanisława Michalkiewicza,
znanego publicysty Radia Maryja
i „Naszej Polski”, którego twórczość
publicystyczną uznał za obciążoną
antysemityzmem.
Arcybiskup bronił także rządu:
„W Polsce trwa gorsząca kontestacja
GORĄCY TEMAT
wszystkiego, co legalnie wybrany rząd
próbuje podejmować” – mówił. Gdy
kontestowano wszystko, co próbował
podejmować legalnie wybrany rząd
SLD, to nie było gorszące? Kościół
ma taką cechę charakterystyczną, że
w obronie największego swojego łobuza i największego swojego łobuzerstwa gotów jest walczyć do ostatniej stuły. Gdy jednak krzywda dzieje się jego wrogowi, choćby i niezasłużona, złoży ręce w geście niemocy i co najwyżej poruszy wargami niby w modlitwie.
Czy można się dziwić, że – czując takie poparcie za plecami – całe poselskie PiS-towarzycho poszło
na całość? Niejaki Zbigniew Girzyński mówił, że to, co głosi rezolucja Parlamentu Europejskiego,
jest sprzeczne „nie tylko z tym, co
się dzieje w Polsce, ale i z naszą wielowiekową tradycją”. Jasne, że wielowiekową – nie tylko „Sprawiedliwych wśród Narodów Świata” zawsze ci u nas był dostatek. Farfałów także. Inny parlamentarzysta,
też bardzo polski, z Ligi Polskich
Rodzin, krzyczał z trybuny, że gdyby w Polsce był antysemityzm, to
poseł Śpiewak z PO nie siedziałby
w tych ławach... Ma więc i Śpiewak
za swoje. Próbował podczepić się
pod panów Kaczyńskich, książkę
nawet napisał, w której ich wyniósł,
a niejakiego Michnika na proch
starł. Ten Polak żydowskiego pochodzenia uwierzył, że z polską prawicą może żyć jak równy z równym.
Sejmowa prawica uświadomiła mu,
że może, ale tylko jako żywy przykład tradycyjnej polskiej tolerancji.
Ogólnie trzeba powiedzieć, że
w sprawie tolerancji to u nas mucha nie siada. Jest dobrze, a nawet
lepiej, co uchwała Sejmu – przegłosowana przez wszystkich z wyjątkiem SLD – dobitnie potwierdza.
MAREK BARAŃSKI
GŁASKANIE JEŻA
Tfuuu-ttbol
„Caritus – Fortius – Altius” – oto trzy zasady
starożytnych określające sport. Co oznaczają,
o tym za chwilę. Zaczęły one obowiązywać dopiero dziś, choć w zupełnie innym sensie.
Zarówno dla Greków, jak i innych pradawnych ludów sport był świętem, zaś herosów
igrzysk traktowano jak półbogów. Nie oszukujmy się jednak... W greckich polis – podobnie jak teraz w niemal każdej dyscyplinie i każdym zakątku świata – istniało zawodowstwo,
a sportowcy finansowani byli niekiedy przez
pojedynczych sponsorów, innym razem przez
całe miasta. Zarabiali bajecznie, choć oficjalną nagrodą w konkretnych zawodach był jedynie wawrzyn dla zwycięzcy (drugich i trzecich miejsc w ogóle nie odnotowywano) i może jeszcze pomnik wystawiony przez wdzięcznych na wieczność kibiców.
„Caritus – Fortius – Altius” (szybciej, mocniej, wyżej) to były zasady w jakiś sposób uświęcone i stanowiły cel sam w sobie. Okazać się
lepszym niż przeciwnik – w czystej sportowej
walce. Kroniki odnotowują jednak przypadek
podstawienia nogi biegaczowi przez drugiego
biegacza. Rzecz działa się w Sparcie, a tłum,
czyli widzowie (notabene – kibicujący obu sprinterom), natychmiast wymierzył oszustowi sprawiedliwość, kastrując go.
Mój Boże! Gdyby u schyłku XX i na początku XXI wieku zastosować tę zasadę powszechnie, bez jaj musiałby chodzić co drugi
sportowiec, a tych, którym pozostawiono by męskość, „znawcy” sportu natychmiast okrzyknęliby paradoksalnie gośćmi bez jaj. Tak jak bowiem
w starożytności czystość zmagań była uświęcona, tak teraz uświęcona jest nieczystość, a ci, co
postępują inaczej, obdarzani są mianem nieudaczników, czyli bezjajowców. To przecież całkiem niedawno wymyślono nieznane wcześniej
pojęcie „faul taktyczny”.
Własnym uszom nie wierzyłem, gdy usłyszałem, że jedną z przyczyn kompromitującej postawy polskiej reprezentacji na mundialu było
to, że nasi zawodnicy za mało faulowali. Mniej
3
Brat pedofil
Hejże, panie Wierzejski! Nie
ma co szukać pedofilów Bóg
wie gdzie. Wystarczy dobrze
rozejrzeć się dookoła tej pańskiej koalicji.
Na początku kwietnia 2005 r.
aresztowano byłego rzecznika
Związku Harcerstwa Polskiego
Grzegorza K. – młodszego brata dzisiejszego posła Prawa i Sprawiedliwości Pawła Kowala. Gdy
brata wiązali, Paweł Kowal arbajtował w warszawskim ratuszu i był
bliskim współpracownikiem prezydenta stolicy Lecha Kaczyńskiego. Grześ znalazł wtedy zatrudnienie w miejskim, trzeba trafu, zespole żłobków. Pracował
w dziale informatyków. Zatrzymano go na placu Narutowicza
w Warszawie, gdzie spotkał się
z 14-letnim chłopcem w celu odbycia z nim czynności seksualnej,
polegającej na wzajemnym zrobieniu loda ze śmietanką. W zamian
oferował młodzianowi 50 zł.
Randka była zwieńczeniem
mniej więcej miesięcznej znajomości zawartej na internetowym
czacie. To tam Grześ K. poznał
osobę używającą nicka „wawa-14latek”. Żeby było jasne – to on
zgłosił się do „14-latka”, a nie
odwrotnie. Upewniwszy się, iż
rozmawia z osobą, która liczy sobie dokładnie tyle wiosen, ile wynika z nicka, „czatował” z nią
do czasu, gdy zaproponował seks
za pieniądze. Nie został odrzucony, znajomość została podtrzymana. Grzegorz, brat dzisiejszego
PiS-posła, przesłał w tym czasie
niż inni, a więc grali źle, niebojowo. Tak – bez
zażenowania – powiedział sam Listkiewicz do
kamer kilku telewizji i żaden dziennikarz nie zatrząsł się po tej rewelacji z oburzenia.
„Caritus – Fortius – Altius” – szybciej, mocniej, wyżej! – oznacza teraz w sporcie, a zwłaszcza futbolu, ideę następującą: wygrywa ten, kto
szybciej kopnie przeciwnika, kto zrobi to mocniej i komu uda się cios swój usadowić wyżej,
czyli bardziej boleśnie, a więc skutecznie.
Jak to się robi, pokazał sportowej młodzieży całego świata słynny Portugalczyk Luis Figo, który w blasku fleszy, ale sprytnie, bo za plecami sędziego, strzelił z byka Holendra Marka
van Bommela. Sędzia uwierzył świadkom, Figo dostał żółtą kartkę i... bonus w postaci dalszej gry na mundialu. Per saldo – faul opłacał
się Figo jak najbardziej.
Mecz Portugalia–Holandia pokazał, o co tak
naprawdę biega we współczesnym sporcie, jaka
jest cena porażki, a jaka zwycięstwa. Nieradzący sobie na boisku sędzia rosyjski pokazał zawodnikom obu drużyn w sumie 16 żółtych i cztery czerwone kartki. To swoisty rekord mistrzostw
świata, który trudno będzie pobić. Na razie! Tylko pomiędzy 73 a 78 minutą meczu gracze
kopnęli się i podzielili ciosami aż 17 razy, za co
arbiter rozdzielił im osiem kartek. Osiem kartek w pięć minut!
pocztą elektroniczną swojemu
wirtualnemu kochankowi kilkadziesiąt fotografii z dziecięcą pornografią. Gdy w końcu się spotkali, ci skubani gliniarze wszystko popsuli. Wtedy dopiero Grzegorz K. zorientował się, że to policyjna prowokacja. Prowokację
przygotowała dziennikarska ekipa Polsatu z programu „Interwencja”. Kiedy K. myślał, że idzie
na dymanko z 14-latkiem, dziennikarze powiadomili policję. Całe spotkanie zostało nagrane
ukrytą kamerą.
W mieszkaniu poselskiego
brata policjanci znaleźli całkiem
niezłą kolekcję filmów o treści
pornograficznej z udziałem małoletnich. Grześ został aresztowany, a teraz toczy się już sprawa w Sądzie Rejonowym dla miasta stołecznego Warszawy (sygn.
akt III 2269/06). Rodzina wynajęła mu do obrony aż dwóch adwokatów, z których jeden to mec.
Jacek Kondracki, czyli sława.
Brat posła Kowala idzie w zaparte. Jego adwokaci twierdzą, że
to... dziennikarze popełnili przestępstwo, przygotowując prowokację. Co powie sąd – zobaczymy. W każdym razie dla brata
Grzesia, czyli dla PiS-posła Kowala, mamy dobrą radę. Gdy braciszek wyjdzie z pierdla, to niech
pan poseł wywiezie swoje dzieci
na ten czas z miasta. Jak najdalej od stryjka. Przynajmniej na
pierwsze kilka tygodni.
PAWEŁ KURSKI
MARCIN MORGASZEWSKI
Wojciech Młynarski śpiewał kiedyś, że „tu
nie chodzi już o sport, chociaż pozory świadczą
o tym...”. Powtórzmy zatem pytanie: o co w takim razie chodzi? O to właśnie, że o nic nie ma
chodzić... z wyjątkiem wielkich pieniędzy. Pieniędzy, które trzeba zdobyć za wszelką cenę,
choć ta często przekracza ich wartość.
Wszyscy, niestety, to akceptują i nikt już do
nikogo nie ma pretensji. Ot, choćby Portugalczyk Cristiano Ronaldo. Biedaczek musiał
sczołgać się z boiska, bo nie mógł już nawet chodzić (nie mówiąc o bieganiu) po tym, jak dostał potężnego i celnie wymierzonego kopa od
Khalida Boutahrouza. „To normalne, że przeciwnicy mnie kopią, ja też innych kopię, ale
tym razem Khalid przesadził” – oświadczył
z rozbrajającą szczerością kontuzjowany gracz
i na tym skończyły się jego żale.
Ja cię kręcę... Dokładnie w momencie, gdy
piszę te słowa, Jerzy Engel, komentując w telewizji mecz Włochy–Australia, powiedział bez
cienia wstydu: „Drużyna, która gra w osłabieniu, powinna prowokować brzydkie faule albo
udawać, że jest ich ofiarą, szukając swojej szansy w stałych fragmentach gry”.
Mam nadzieję, że nie dożyję czasu, gdy podczas mundialu – powiedzmy, że za ćwierć wieku – ukute zostanie nowe pojęcie: „morderstwo taktyczne”.
MAREK SZENBORN
4
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Nie ma bata!
Janas musi odejść! Broni go Listkiewicz, który kazał mu napisać
raport z mundialu. Dopiero wtedy (14 lipca br.) podejmie decyzję. Jakby nie widział, jaki koń
jest. Polityka wtrąca się do piłki
nożnej! Ale po kolei.
Paweł Janas staje przed bramą do
nieba i przedstawia się św. Piotrowi:
– Jestem Janas. Trener reprezentacji Polski.
– Wiem, synu, wiem – mówi Piotr.
– Głośno tu o tobie.
– Gdzie idę? Do piekła?
– Ale skąd, synu, do nieba!
– Serdeczne dzięki!
– Nie dziękuj, synu! Tam czekają na ciebie kibice!
Zawód selekcjonera polega między innymi na tym, że jeździ się po
stadionach i obserwuje grę zawodników. Jak to robił Janas? Ano nieźle
– jak pijany we mgle. Przed mundialem z jego kadry wypadli: Frankowski, Dudek, Kłos, Hajto, Niedzielan. Niedzielan był wówczas jednym
z najlepszych napastników ligi holenderskiej, natomiast
Frankowski strzelił
7 bramek w eliminacjach. Jednak miał
chłop pecha. Kiedy Polska weszła do mundialu,
powiedział: „Uratowałem
dupę Janasowi i Michałowi Listkiewiczowi”.
N
Nr 26 (330) 30 VI – 6 VII 2006 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
Tego mu nie wybaczyli, bo są charakterne chłopaki, i mundial oglądał w telewizorze.
A teraz wyobraźmy sobie, że Janas zostaje nadal selekcjonerem i jedzie do Krakowa na mecz. Na stadionach niemieckich kibice skandowali: „Bartosz Bosacki król, Janas
chuj!” (serio!). To było wtedy, kiedy
Bosacki strzelił dwie bramki w meczu
z Kostaryką. Co będzie w Krakowie,
który nigdy nie wybaczy Pawełkowi J.,
że nie wziął Frankowskiego? Al-Kaida! Dżihad. Janas będzie się bronił,
że przecież wziął Bartosza Bosackiego. I skłamie. Bosacki znalazł się na
mundialu przypadkowo. Janas go nie
chciał, ale zmusiła go choroba Damiana Gorawskiego. I tak obrońca
Bosacki strzelił dwie bramki!
A teraz będzie o tym, jak polityka wtrąca się do sportu. I wcale nie
chodzi mi o Andrzeja Leppera, który na Okęciu przywitał „orły Górskiego”... O, pardon, pomyliłem się – teraz
mówi się „kaczki
Janasa”. Sprawa nabiera rangi państwowej. Sam premier Kazimierz Krzywousty Marcinkiewicz chciał się
przypodobać kibicom
i ogłosił w telewizorze, że
jeśli Polski Związek Piłki
ajwiększym problemem naszego kraju jest brak
wybitnych umysłów politycznych, które stworzyłyby wizję, będącą w stanie porwać wyborców
i zmodernizować kraj. Zamiast tego z telewizorów
i czasopism płyną mierne wywody, a nawet brednie.
Marek Borowski był ponoć najinteligentniejszym
z dawnych liderów SLD. Ma rzekomo niezwykle wysokie
IQ. Słuchałem jego wystąpienia
na ostatniej Paradzie Równości
w Warszawie. Mowa była dobrze przygotowana i efektownie
wygłoszona. Zauważyłem też, że
Borowski zawsze ustawiał się
tak, aby jego twarz była ujęta
przez jak najwięcej fotoobiektywów. Starał się zawsze
być za plecami przemawiającej akurat osoby. „Cwany
gość”, pomyślałem, obserwując jego wystąpienie, przyjęte ciepło, choć bez entuzjazmu. Pan Borowski stara się
jak może ratować skórę, wie bowiem, że eksperyment ze
stworzonym przez niego odłamem SLD – Socjaldemokracją Polską – nie powiódł się, a jego partia nie stała się
drugim Sojuszem z tłustych lat. Ale czy mogło być inaczej, skoro Socjaldemokrację buduje tak bardzo nieprzekonujący człowiek? Borowski powiedział ostatnio w mediach, że „Władysław Frasyniuk (szef demokratów.pl, dawnej Unii Wolności) jest czystą lewicą”. Nie wiem, czym
różni się lewica czysta od brudnej, ale wiem, czym prawdziwa lewica z pewnością być powinna – partią ludzi pracy najemnej, dbającą o równomierny rozwój całego społeczeństwa, wierzącą w sens redystrybucji dóbr i pomocy
najsłabszym. Partia kierowana przez Frasyniuka była i pozostaje przeciwieństwem tego typu myślenia, a o nim samym można powiedzieć wszystko: że potrafi ładnie mówić, że jest uważany za przystojnego, choć zarozumiałego, ale nie to, aby miał coś wspólnego z lewicowością.
Nożnej do grudnia br. nie dokona
„niezbędnych zmian personalnych
i organizacyjnych”, to... polski rząd
będzie interweniował.
Kaziu, nie męcz ojca – chciałoby
się powiedzieć – polski rząd może
Listkiewiczowi skoczyć na kant, odbić się od sufitu, jeszcze raz skoczyć
i zawisnąć na żyrandolu. Marcinkiewicz, kto cię uczył logiki, ty fizyku?!
W sumie: dobrze gadasz, tylko usta
krzywo układasz! Domyślam się, że
uzgodniłeś to (jak zawsze) z Jarosławem Kaczyńskim, ale wymyślony
przez niego rząd ostatnio daje takiego czadu, że gdyby za powierzchnię
mózgu pobierano podatki, toby dostał duży rabat!
Otóż posłuchajcie, bracia Kaczyńscy obojga płci, ten z żoną i ten drugi, z kotem: PZPN działa na zasadzie
prawa o stowarzyszeniach. Jest więc
niezależny i samorządny. Działa
w oparciu o swój statut i władze. Prezio Listkiewicz pije wódkę z Bońkiem,
otoczył się swojakami, którzy wszystko mu zawdzięczają i będą na niego
głosować. Oczywiście premier Krzywousty zawsze może wprowadzić zarząd komisaryczny, ale wtedy FIFA
i UEFA mogą zamknąć przed naszymi drużynami bramkę do mistrzostw
świata, Europy oraz pucharowych rozgrywek. I dopiero się narobi...
No co, Marcinkiewicz, cieszysz
się? To zawachluj uszami! Listkiewicz
jest cwaniaczkiem dobrze ustawionym
w FIFA i UEFA i Janasa na pewno
spuści w kanał, ratując własną dupę
– jak to powiedział Frankowski.
Ale na niego samego – jak to mówią u mnie na wsi – nie ma bata!
ANDRZEJ RODAN
Dlaczego Borowski naraża się na śmieszność i plecie androny o tym, że lewicowość nie ma nic wspólnego z polityką gospodarczą? Bo ma do zrobienia interes z Frasyniukiem, więc dla potrzeb lewicowych wyborców próbuje
go przefarbować, aby egzotyczna koalicja SLD-SdPl-Demokraci.pl dała się jakoś przełknąć. Cóż, w obliczu Kaczorów, może i (alternatywny) cel niech uświęca środki?
Inny „piękny umysł” to Zyta Gilowska, która właśnie spadła z piedestału. Jest przebojowa i wygadana, co w pewnych
kręgach bywa odczytywane jako oznaka inteligencji. Profesor
ekonomii o skrajnych poglądach,
zwolenniczka kursu politycznego, który w Polsce doprowadził do masowej biedy i bezrobocia. Po tym, jak koledzy pozbyli się jej z PO pod pretekstem walki o praworządność, przeskoczyła do PiS. Zyta, zanim odcięli się od
niej także Kaczyńscy, powiedziała, że nie wierzy już w cudowną moc podatku liniowego, który przez lata twardo
lansowała jako panaceum na wszystkie choroby polskiej
gospodarki, niczym dawni cyrulicy upust krwi z żył chorego. Zmieniła swoje poglądy między innymi dlatego, że
„Duńczycy mają wspaniałe osiągnięcia mimo wysokich podatków”. Cieszę się, że nawet ona potrafi się czegoś jeszcze nauczyć, ale, na litość boską, Zyta Gilowska jest profesorem ekonomii! To do tej pory nie miała pojęcia o sprawach, o których wie średnio rozgarnięty człowiek przeglądający prasę codzienną?! Kobieta uchodząca za największego w Polsce specjalistę od polityki gospodarczej!
Biedny to kraj, którym rządzą sprzedawcy rajstop i telefonów komórkowych (z całym szacunkiem dla sprzedawców!), kibole, ludzie, którzy nie potrafią odróżnić ręki lewej od prawej, oraz profesorki ekonomii, które nie wiedzą, ani czego chcą, ani co mówią.
ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Piękne umysły
Prowincjałki
Na drodze w pobliżu Stargardu Szczecińskiego zderzyli się dwaj rowerzyści. Jeden pijany, drugi trzeźwy. Zginął trzeźwy, a pijanego, który mimo pękniętych kości czaszki i silnego stłuczenia mózgu próbował uciec z miejsca
wypadku, złapali chłopi z pobliskiej wsi.
GIĘTKI, BO PIJANY
46-letniemu mężczyźnie z Sosnowca
spuchło kolano. Rodzina zadzwoniła
po pogotowie, ale usłyszała, że na kolano się nie umiera. Chory zmarł kilka
godzin później. Przyczyną śmierci było ropne zapalenie, które rozprzestrzeniło się na cały organizm.
KOLANKO I GŁÓWKA...
Łódzka Straż Miejska znalazła na ulicy leżącego faceta. Na ich widok wstał
i ruszył przed siebie. Funkcjonariuszy zaintrygował odgłos chrupania. Okazało się, że mężczyzna ma otwarte złamanie nogi! Przewieźli twardziela do szpitala. Miał we krwi 2,8 promila.
WÓDODOŁADOWANIE
W Krakowie na placu zabaw 10-latek
przystawiał nóż do gardła dwóm
7-letnim dziewczynkom. Policjantom tłumaczył, że chciał pokazać koleżankom, do czego służy scyzoryk. A potem 10-latek będzie miał 18 lat...
CZYM SKORUPKA ZA MŁODU...
W Starościnie w gminie Kamionka policjanci zauważyli samochód jadący
wężykiem. Kierowca, który ujrzał radiowóz, usiłował zamienić się miejscami z pasażerem. Prawie się udało, tylko nogi im się zaklinowały. Obaj mężczyźni byli pijani, ale kierowca miał prawo jazdy i bał się, że je straci, a pasażer nie miał, więc było mu wszystko jedno.
PIRACI AKROBACI
Na 25 lat więzienia skazał sąd w Bielsku-Białej Grzegorza F., który skatował, a następnie utopił swoją matkę w szambie, ponieważ nie podobała jej
się jego dziewczyna. Istotnie, dziewczyna jest bardzo ładna.
Opracowała AH
KARA ZA BEZGUŚCIE
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE
Mam mniej praw niż pedofil i morderca.
¶¶¶
(Zyta Gilowska)
Ja jestem taki baranek łagodny, że drugiego takiego trudno spotkać
w Polsce.
(Andrzej Lepper)
¶¶¶
Gdybym trafił pod łapkę takiego Giertycha, to nie wiadomo, czy nie dałbym się skusić.
(Tadeusz Cymański)
¶¶¶
Nigdy nie jest tak, że prawa obywatelskie są w pełni, w należytym stopniu
przestrzegane, tak jak nigdy nie jest tak, żebyśmy byli dostatecznie domyci.
(Janusz Kochanowski)
¶¶¶
Ja mam takie wrażenie, obserwując naszych kolegów z Platformy, że ma
zastosowanie taka opowiastka, że ktoś, kto nielegalnie nabył zegarek, wybiega ze sklepu i krzyczy: ukradziono zegarek! (Przemysław Gosiewski)
¶¶¶
Ja tak nie stawiam. To jest luzacka impreza. Kto ma ochotę przyjść, porozmawiać, wypić, zjeść to jest dobra okazja. To tak było od początku pomyślane, by nowe elity, nowi działacze mogli w sposób luźny porozmawiać i coś tam może uzgodnić. Przynajmniej poznać się. I to tak jest
w dalszym ciągu realizowane. Ja już chciałem zrezygnować z tych spotkań, no ale moje otoczenie jeszcze raz zorganizowało to.
(Lech Wałęsa o swoim przyjęciu imieninowym)
¶¶¶
To purytańskie „judeochrześcijaństwo” winno nam być przestrogą, że lepiej unikać nawet ogólnikowej autodeklaracji „chrześcijanin”. Za chrześcijan uważają się przecież także pastorzy niezliczonych sekt „ewangelikalnych”, „biskupi – geje” i „biskupki – lesbijki” postępowych anglikanów, wyznawcy humanitarystycznej religii ludzkości, najrozmaitsi synkretyści. Każdy z nich jakoś wzywa „swojego” Dżizusa, który ponoć jest OK,
ale który na pewno nie jest Synem Boga Żywego i założycielem prawdziwego Kościoła.
(www.konserwatyzm.pl)
Wybrała OH
Nr 26 (330) 30 VI – 6 VII 2006 r.
NA KLĘCZKACH
NUMER ZA 20 MLN!
ŚWIĘTA HELENA
Nepotyzm ma w Kościele rzymskokatolickim niezwykle długą tradycję. A polski Kościół – jak wiadomo – tradycją stoi! „Super
Express” wyniuchał, że Adam Struzik, marszałek województwa mazowieckiego, który z kasy województwa przekazał na tzw. Świątynię
Opatrzności w Wilanowie 20 mln zł
– doczekał się od biskupów wdzięczności. Jego brat, ksiądz Zdzisław
Struzik, został proboszczem tejże
Świątyni Opatrzności, choć ostatnio był zaledwie proboszczem w małym Milanówku. Zawsze jesteśmy
wzruszeni, gdy władza daje klerowi,
a kler władzy. Ale żeby aż za 20
milionów, w dodatku naszych!
Marszałek Struzik w ogóle ma
lekką rękę do wywalania pieniędzy
na kościelne imprezy. Ostatnio wyłożył 20 tys. zł na jubileusz 25-lecia
istnienia parafii św. Maksymiliana
Kolbego w Płońsku i na koncert Arki Noego w ramach 4. Festiwalu Misyjnego „Bóg mnie kocha” w podwarszawskiej Zielonce.
RK, TŻ
Wojewoda łódzki Helena Pietraszkiewicz nieustannie uczestniczy w pobożnych imprezach. Ostatnio wzięła udział w jubileuszu 25lecia parafii pw. św. Maksymiliana
Kolbego w Pabianicach. „Mamy
jeszcze przed oczyma wizytę Ojca
Świętego Benedykta XVI w celi
śmierci ojca Maksymiliana, widzimy postać jego wielkiego poprzednika – Sługi Bożego Jana Pawła II
w miejscu kaźni i światło papieskiej
świecy. To hołd całego Kościoła dla
polskiego świętego” – przemawiała natchniona namiestniczka premiera Kazia, też świętego.
Na widok świecy niektóre stare
panny zachowują się dziwnie... KC
zapamiętało zaledwie 19 proc. Polaków. Czy nie miał racji Jonasz,
pisząc przed nawiedzeniem B16,
że jak zwykle ludzie przyjdą papieża tylko zobaczyć?
MAR
koniecznie wraz z żoną pewnego publicysty na zakąskę. Katolickiego publicysty, oczywiście. Innymi się przecież brzydził.
BS
BADACZ ZALESKI
JESZCZE TYLKO
34 798 000 ZŁ
Ks. Isakowicz-Zaleski będzie
nadal prowadził badania dotyczące
księży współpracowników bezpieki.
Były kapelan nowohuckiej „Solidarności” został pisemnie upomniany
przez kard. Dziwisza, gdyż chciał
ogłosić nazwiska księży współpra-
Gdy kilka lat temu pisaliśmy
o nadużyciach ks. prałata Jana Halberdy i jego bezpośredniego mocodawcy bpa Andrzeja Śliwińskiego,
oskarżano nas o nagonkę na niewinnych kapłanów. Temida też początkowo podchodziła do sprawy jak pies
POKOLENIE GAPIÓW
Podczas majowej wizyty Benedykta XVI w Polsce wykazaliśmy się
niemałym pierdolcem. Niestety,
a może raczej na szczęście, według
CBOS – z 70 proc. Polaków, którzy deklarowali śledzenie pielgrzymki, 40 proc. przyznaje, że z wizyty
zapamiętali zaledwie pojedyncze myśli biskupa Rzymu, zaś ponad połowa ankietowanych nie jest w stanie przytoczyć ani słowa z papieskich homilii. Co ciekawe, najważniejszy wątek pielgrzymki Benedykta
XVI, wizytę w Auschwitz-Birkenau,
zamurować w jednej z cel wspomnianej katedry. Po 14 miesiącach jej ciało złożono w krypcie. A że już wtedy narodził się kult Doroty, przy jej
trumnie modlono się gorliwie, szczególnie o uzdrowienia. Podobno sam
król Władysław Jagiełło klęczał tu
po grunwaldzkiej wiktorii.
W 1544 roku na rozkaz protestanckiego biskupa szczątki Doroty
usunięto i od tego momentu ślad
po nich zaginął. Za pomocą najnowocześniejszej techniki, m.in. georadaru, zlokalizowano kilka tajemniczych krypt i korytarzy, kryjących być
może kości błogosławionej. Po ubiegłorocznej sensacji związanej z odkryciem szczątków Kopernika i rekonstrukcją jego twarzy, być może
będziemy mogli wkrótce rozwiązać
kolejną wielką zagadkę.
RP
DARY LOSU
BIJ ŻYDA!
Lech Kaczyński zapewniał, że
w Polsce nie ma antysemityzmu.
Rzecznik rządu Ciesiołkiewicz był
już ostrożniejszy. Po napaści na rabina Schudricha powiedział, że
w Polsce nie ma miejsca na antysemityzm. Też przesadził... Od kilku tygodni nieznana do tej pory antysemicka organizacja pod nazwą Front
Wyzwolenia Polski rozprowadza ulotki nawołujące do nienawiści wobec
obywateli narodowości żydowskiej.
Wzywa się tam do eksterminacji narodu żydowskiego. Autorzy ulotek
twierdzą, że nadszedł wreszcie czas,
by rozprawić się z tymi Żydami, którzy pod płaszczem prywatyzacji rozgrabiają majątek, niszczą resztki przemysłu, a polskim rolnikom chcą odebrać ziemię. W dalszej części można też przeczytać niebywałe inwektywy wymierzone w byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego
i w jego rodzinę. Według naszych
ustaleń, ulotki na terenie Polski są
kolportowane na zlecenie grupy Polaków zamieszkałych w USA. Śledztwo w tej sprawie prowadzi Prokuratura Rejonowa w Jaworze.
PT
5
Ta karykatura Chrystusa nie wywołała protestów katolików. Pewnie
dlatego, że umieszczono ją w łódzkiej katedrze
Fot. WHO BE
cujących z SB. Teraz Zaleski ma pomagać historykom Papieskiej Akademii Teologicznej, badającym archiwa IPN. Pierwszą publikację nazwisk księży agentów zapowiedziano na jesień. Dziwisz ma nadzieję,
że będą to dokumenty zawierające
całe konteksty współpracy, bo – jak
twierdzi – nie każdy duchowny był
jej świadomy. Generalnie chodzi
więc o przekucie klęski w zwycięstwo.
MAR
DZIEWCZYNA
SZAMANA
Zupa się wylała. Z danych IPN
wynika, że np. w każdym klasztorze
SB posiadała swoich ludzi. W takim
podkrakowskim Tyńcu „Włodek” informował szczegółowo o wszystkim,
co działo się za klasztornymi murami. Jego donosy wypełniają 18 opasłych tomów akt. Podobnie było
u cystersów w Wąchocku, w seminariach, parafiach, diecezjach... Ojcowie Kościoła postanowili zaradzić
katastrofie szamaństwem: godzimy
się na lustrację, ale połączoną z dekomunizacją. Otóż służalcza TVP
i in. pokażą gawiedzi, jak tajne służby „niewoliły” kościelnych współpracowników. We wszystkich teczkach
są kłamstwa, podłości, zazdrość, małość – obwieścił prymas. Skąd on to
wie? Przeczytał? Po co! Ale pokazać można. Niech świat się dowie,
jak „niewolono” ks. A., który lubił
chłopców, ks. B., który lubił małe
dziewczynki, ks. C., który lubił pieniądze, ks. D., który lubił wódkę, ale
do jeża, ale w końcu wydała kilka
wyroków. Teraz do pracy przystąpił
komornik, który za 202 tys. sprzedał plebanię elbląskiej parafii św. Jerzego. Pieniądze pójdą na długi, jakie zaciągał Halberda na początku
lat 90., gdy u św. Jerzego był proboszczem i ekonomem kurii. Wielebny pożyczał kasę m.in. od biznesmenów i instytucji, realizując następnie wiele kosztownych inwestycji. Nie uprzedzał jednak pożyczkodawców, że niczego im nie odda. Zobowiązania oszusta to dziś ok. 35 mln
zł. Komornik zapowiada kolejne licytacje, m.in. przedszkola katolickiego, hospicjum i siedziby sióstr nazaretanek. Ani Śliwiński, ani jego następca nie przeprosili naiwnych poszkodowanych, choć niektórzy zostali doprowadzeni do ruiny finansowej,
a nawet śmierci.
RP
O MIŁOŚCI
BLIŹNIEGO
Łódzcy radni głosami 22 za do 12
przeciw postanowili przekazać z budżetu miasta 100 tys. zł na nowy dach
kościoła św. Katarzyny... w Gdańsku. Wniosek o darowiznę złożył sam
prezydent Kropiwnicki, który po raz
kolejny uznał, że Łódź nie ma żadnych potrzeb poza dogadzaniem klerowi. Waldemar Krenc z ŁPO przekonywał opornych: „Życie polega na
tym, aby ludzie potrafili sobie pomagać w trudnych sytuacjach”. Gdańszczanie będący w „trudnej sytuacji” życiowej są teraz niezmiernie wdzięczni łodzianom.
RK
Czego najbardziej potrzebują częstochowscy paulini? Poglądy na ten
temat są różne. Ze słynnego przed
100 laty procesu złodzieja i zabójcy,
jakim był ojciec Damazy Macoch,
wynikało, że ówcześni paulini najbardziej kochali złoto i kobiety. Do
tej kolekcji dziś moglibyśmy jeszcze
dodać znakomite żarełko. A potwierdzili to ostatnio łódzcy masarze i piekarze, którzy zaserwowali zakonnikom potężny kosz z wędlinami i chlebem. Także radiesteci i bioenergoterapeuci z woj. łódzkiego, którzy po
raz pierwszy pojechali na Jasną Górę, by modlić się przed obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej, postanowili obdarować zakonników. Co
prawda nie zawieźli kiełbas, ale ofiarowali... energię zdrowia. Jak znamy
życie, paulini woleli konkrety. BS
SEZON OGÓRKOWY...
Czy ktoś słyszał o błogosławionej
Dorocie z Mątowów, której szczątki ukryte są prawdopodobnie w jednej z krypt katedry w Kwidzynie? Zapewne niewielu, ale już niedługo
wszystko może się zmienić – być może poznamy nie tylko jej życiorys, ale
i wygląd. Wszystko za sprawą badaczy amatorów, którzy są już na tropie truchła. Ta XIV-wieczna żona
gdańskiego patrycjusza o rozbuchanej religijności i dewocji kazała się
HIS MASTER VOICE
Kardynał dr Stanisław Dziwisz
promował w Krakowie książkę „Więcej sportu...”. To wywiad-rzeka, który przeprowadzili z nim dwaj dziennikarze. Oczywiście kardynał mówił
o pasjach sportowych JPII, ale i o
swojej miłości do nart i łyżew. Przypuszczamy, że wkrótce kardynał polubi jeszcze spływy kajakowe. Kremówki pewnie już lubi.
RP
SZATAŃSKI MUNDIAL
Mundial 2006 jest dziełem szatana. To on właśnie nakazuje kibicom pokrywanie swoich ciał malowidłami – powiedział duchowny
Muhammad Al Munajid dla saudyjskiej telewizji.
Dodatkowym argumentem przemawiającym za diabelskim rodowodem mistrzostw w piłce nożnej jest
dla uczonego udział w nich kobiet.
Wiele z nich nie nosi czadorów, a nawet – o zgrozo! – bezbożnie obnaża
na trybunach swe ciała. Al Munajid
uważa, że udział niewiast w sporcie
powinien być mocno ograniczony,
a one same mogą uprawiać rozmaite dyscypliny jedynie w ukryciu. Do
argumentów „uczonego” dorzucimy
tylko jeden – czyż to nie szatan sprawił, że drużyna najbardziej pobożnego kraju w Europie nawet nie wyszła z grupy? Apage, satana!
A
6
Nr 26 (330) 30 VI – 6 VII 2006 r.
POLSKA PARAFIALNA
Przez kasę do serca
Wybory samorządowe tuż-tuż.
Mnożą się więc pomysły dosłodzenia księżom, żeby w zamian
byli łaskawi opowiedzieć się
z ambon za „właściwymi” kandydatami. W Szczecinie na przykład – za obecnymi władzami
miasta, z Marianem legendą Jurczykiem na czele.
O historii pięknego parku Różanka już na tych łamach pisaliśmy.
Stary poniemiecki, cudownie mieszczański park z fontanną, za sprawą
władz i Kościoła kat. szlag trafił. Zaczęło się w czasach, gdy komusza
władza myślała, że jak panów księży złotem obsypie, to oni ją zrozumieją i uwiarygodnią w oczach ludu. Wtedy, w latach 80., za sprawą Kazimierza Barcikowskiego,
sekretarza KC „od Szczecina”, przekazano klerowi piękną działkę razem
z rzeczoną Różanką. Gdy już powstały tam za państwową forsę przepastne gmachy świątyni, seminarium oraz płot, po Różance mogli się
snuć wyłącznie klerycy i klepać pacierze. Nieustanne rozmowy z Panem Bogiem były tak absorbujące,
że parkiem nikt nie zawracał sobie
głowy, więc zniszczał doszczętnie.
Teraz zamiast przecudnej Różanki
miasto odzyskuje ruinę do kapitalnego remontu, no i oczywiście nie
za darmo, bo w zamian za inny kawałek Szczecina. Nawet Ruskie swego czasu uczciwiej przeprowadzali
tu operacje handlowe, znane z historii jako machniom!
Do haraczu za odzyskanie przez
miejskich Różanki doliczyć też trzeba
nowiutki Wydział Teologiczny Uniwersytetu Szczecińskiego, który państwo
Watykanowi ufunduje. Seminarium
– rzecz jasna – nie wystarcza, zwłaszcza w obliczu nowych zadań nakreślonych przez B16. Skoro więc należy wzmóc produkcję osób duchownych i okołoduchownych, to potrzebna jest infrastruktura. Powstaną nowe budynki, m.in. dla biblioteki teologicznej. Władze Uniwersytetu Szczecińskiego nie bez dumy zapewniają,
że budowa nowej „teologii” jest największą od wielu lat inwestycją uczelni. Gratulujemy, brawo! Oczekujemy,
że jak na prawdziwy uniwersytet XXI
wieku przystało – następne będą wydziały szamaństwa stosowanego, odczyniania uroków, egzorcyzmów no
i koniecznie księgowości stosowanej.
EWA KUBIK
N
ajpierw karami kościelnymi szantażował
ich biskup, teraz ukarał ich sąd.
Mowa o księdzu i parafianach
z Miasteczka Śląskiego, którzy przez
pół roku okupowali plebanię, buntując się przeciwko kurialnemu panu.
O konflikcie między biskupem gliwickim Janem Wieczorkiem a ks.
Grzegorzem Deworem i parafianami z Miasteczka Śląskiego media już
zapomniały, a hierarsze przeszła
czkawka na myśl o buncie owieczek.
Zdziwiłby się jednak, gdyby posłuchał,
jak żywe są ich żale wobec Kościoła.
Przypomnijmy...
W zeszłym roku bp Wieczorek
w trybie pilnym wydał dekret o przeniesieniu ks. Dewora – ówczesnego
administratora parafii. Przyczyną miało być rzekome nadużywanie przez
niego alkoholu, choć na temat tego
zarzutu pielgrzymujące do biskupa de-
Konflikt wcale się na tym nie skończył. Hierarchowie postanowili przykładnie ukarać krnąbrne owieczki
i plebana. I wytoczyli najcięższe działa: donieśli na nich do prokuratury.
Ta po kilku miesiącach przesłuchań
oskarżyła i księdza, i 43 parafian.
O co? Księdzu Grzegorzowi Deworowi zarzuciła ukrywanie dokumentów kościelnych (art. 276 kk), a jego
zwolennikom – złośliwe przeszkadzanie w publicznym wykonywaniu aktu
religijnego (art. 195 kk). Za oba przestępstwa kodeks przewiduje nawet do
dwóch lat więzienia. Prokuratura
w Tarnowskich Górach wystąpiła jednak do sądu z aktem oskarżenia, żądając ukarania tylko księdza i Patryka S., którzy byli wcześniej karani.
Wobec 43 pozostałych wystąpiła
z wnioskiem o warunkowe umorzenie kary ze względu na ich dotychczasową niekaralność. Sąd zastosował
uproszczony tryb postępowania i na
zastraszyć inne parafie przed podobnymi akcjami. – Nie poddamy się
– zastrzegają. I przypominają, że choć
już nie ma okupacji plebanii, to nieopodal jej murów – na znak protestu
– wciąż modlą się wraz z ks. Deworem podczas wieczornego Apelu jasnogórskiego. Codziennie ponad setka ludzi przychodzi, aby posłuchać kazania z dala od kościelnej obłudy. Nie
chcą jednak tworzyć nowego wyznania czy Kościoła. – Nie jesteśmy przeciwko wierze, tylko nie godzimy się
z takim traktowaniem wiernych. Nie
jesteśmy niewolnikami biskupa, mamy prawo zabierać głos w sprawach
parafii. Nie godzimy się z koncepcją
Kościoła, który ukrywa niegodziwców
w sutannach, a księży z powołania
traktuje jak zbędne śmieci.
Ksiądz Dewor wciąż wynajmuje
mieszkanie na terenie parafii. Po kilku miesiącach poszukiwań podjął pracę w jednym z wydawnictw w Gliwi-
Kościelni buntownicy
Wychowanie patriotyczne
Mamy propozycję pierwszego
podręcznika do wychowania patriotycznego. Książkę zatytułowaną „Uczymy się myśleć poprzez rozrywkę”, która równie
dobrze mogłaby się nazywać
„Wisielczy humor”.
Firmują ją trzej autorzy: Zbigniew
Bobiński, Piotr Nodzyński i Mirosław Uscki, a także, co nie jest bez
znaczenia dla powagi publikacji, Towarzystwo Upowszechniania Wiedzy
i Nauk Matematycznych oraz Wydział
Matematyki i Informatyki Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.
Na stronie 35 znalazłam takie oto
zadanie matematyczne dla uczniów
podstawówki: „Na pokładzie przechylonego sztormem statku, który
w każdej chwili może zatonąć, przebywa piętnastu chrześcijan i piętnastu Turków. Aby uratować łódź, trzeba sprawić, by była lżejsza, dlatego
połowa ludzi musi być wyrzucona
za burtę. Jeden z chrześcijan zaproponował, aby wszyscy ustawili się
w koło i za burtę wyskakiwała każda co dziewiąta osoba. Jak powinni ustawić się chrześcijanie, aby zginęli sami Turcy?”.
Jedno z moich dzieci uśmiechnęło się szelmowsko, bo – jak
stwierdziło – na lekcji religii słyszało już coś podobnego. Nie chodziło
co prawda o zadanie matematyczne, ale wyłącznie o „pogańskich Turków”. Pani mówiła, że Sobieski pod
Wiedniem bronił chrześcijaństwa
i że jego husarzy wycięli wówczas
w pień tysiące niewiernych Turków,
w tym – słusznie – jeńców. Zrobili
to znakomicie i zasłużyli na wieczną pochwałę całego chrześcijańskiego świata!
Nie dawało mi to spokoju.
W końcu od wiktorii wiedeńskiej
świat trochę się zmienił. Być może
Sobieski w grobie się przewraca, ale
nawet Polska należy do krajów Unii
Europejskiej, które opowiadają się za
przyjęciem Turcji do swojego grona.
Głupio więc, że z jednej strony jesteśmy tacy postępowi, światli i nowocześni, a z drugiej – wykształcamy
w dzieciach stereotyp: dobry Turek
to martwy Turek, bo poganin.
W toruńskim wydawnictwie, do
którego zadzwoniłam, nie widzą
w tym nic złego. To znaczy nie widzą nic złego w tym matematycznym zadaniu, ale to przecież na jedno wychodzi. Jeden z bossów nawet mnie cierpliwie wysłuchał. Widocznie słyszał już podobne zastrzeżenia, bo starał się nawet być miły: – To stare zadanie, wygrzebane
gdzieś z pożółkłych książek, niemające żadnego odniesienia do jakichkolwiek uprzedzeń rasowych czy
religijnych – usłyszałam.
Czyżby? Dlaczego zatem nie topimy chrześcijan, tylko Turków? Albo przynajmniej pół na pół? I po co
w ogóle topimy? Czym skorupka za
młodu nasiąknie, to potem Wierzejskim trąci...
BARBARA SAWA
Ksiądz Grzegorz (w przyciemnianych okularach) razem ze swoimi zwolennikami
legacje nic nie mogły powiedzieć
– nikt nie widział księdza w stanie nietrzeźwym. Poszły słuchy, że ks. Dewor miał wobec pracodawcy za mało
pokory, a to w Kościele grzech największy. Ludzie zbuntowali się i powiedzieli, że księdza nie oddadzą, bo
to dobry człowiek, uczciwy i ludzki,
a nie wydrwigrosz. Próbowali pertraktować z ordynariuszem. Słali petycje
z podpisami i wysyłali swoich przedstawicieli. Na próżno. Ksiądz ma opuścić parafię, inaczej będzie ukarany
wraz z nieposłusznymi parafianami
– słyszeli po przeciwnej stronie. Wówczas zbuntowali się: nie puścimy go!
Bp Wieczorek wkurzył się, suspendował księdza (zakaz prowadzenia parafii, spowiadania, uczenia katechezy
i odprawiania mszy) i nakazał opuścić
parafię. Deworianie (zwolennicy ks.
Dewora) wściekli się, skuli łańcuchami wejście na plebanię i zaczęła się
okupacja, która trwała prawie pół
roku. W rozwiązaniu konfliktu nie pomogli ani prymas, ani nuncjusz, ani
kard. Dziwisz, do których mieszkańcy słali prośby i spotykali się osobiście. W końcu – przed zimą, w obawie o zdrowie pikietujących – ks. Dewor opuścił plebanię, ale zamieszkał
u jednego z parafian.
posiedzeniu niejawnym 14 czerwca
wydał wyrok nakazowy. Uznał księdza Grzegorza za winnego i skazał na
grzywnę w wysokości 30 stawek dziennych po 50 zł, czyli 1500 zł plus koszty sądowe. Patryk S. ma zapłacić 1000
zł grzywny. Jak nam powiedziała sędzia Teresa Żyłka, prezes Sądu Rejonowego w Tarnowskich Górach, wyrok jest nieprawomocny i może się od
niego odwołać zarówno prokuratura,
jak i skazani.
Zdaniem ks. Dewora, wyrok został wydany na życzenie kurii i jest
bezpodstawny, bo podczas trwającej
prawie pół roku okupacji plebanii petenci bez przeszkód mogli korzystać
z ksiąg parafialnych. I korzystali. Zdarzało się, że nawet kilka razy w tygodniu. Kancelarzysta wydawał potrzebne wypisy i opieczętowywał je. Ksiądz
zapowiedział nam, że będzie się odwoływał od wyroku.
Z kolei 18 lipca ma się odbyć sądowa sprawa przeciwko 43 parafianom, którzy blokowali kościół. Prokuratura uznała ich za winnych, ale
ze względu na ich niekaralność wnioskuje o warunkowe umorzenie kary
na okres dwóch lat. Deworianie nie
poczuwają się do winy, a całą sprawę
uznają za zemstę Kościoła, który chce
cach. Deworianie nie wyobrażają sobie jednak, że kiedyś odejdzie. W tym
czasie hierarchowie oferowali mu...
możliwość odbycia pokuty. – Jeden
z księży emisariuszy poinformował
mnie, że bp Wieczorek zgodziłby się
na moje ukorzenie. Czas pokuty miałby trwać pięć lat. Najpierw musiałbym udać się na rok do zamkniętego klasztoru, potem kilka lat rozdawałbym w szpitalu lub w więzieniu
komunię. Nigdy jednak nie mógłbym
sprawować funkcji samodzielnych,
proboszcza czy wikarego, ponieważ
– jak poinformowano – mam za duży wpływ na ludzi. Nie zgodziłem
się na taką propozycję. To nie ja jestem winny konfliktowi w Miasteczku Śląskim, tylko biskupi, którzy
w swojej pysze ogłuchli na głos ludzi
– denerwuje się ksiądz.
W razie jego ekskomuniki deworianie zapowiadają rozszerzenie swojego protestu. Zamierzają utworzyć
stronę internetową, na której odsłanialiby kulisy grzechów księży i biskupów lub powołać stowarzyszenie, które świadczyłoby o prawdziwym obliczu Kościoła. Trzymamy kciuki za powodzenie walki o nowe oblicze ziemi.
JAROSŁAW RUDZKI
Fot. Autor
Nr 26 (330) 30 VI – 6 VII 2006 r.
11 TON ŚMIERCI
TRUCIZNA UKRYTA NA GRANICY UKRAIŃSKO-POLSKIEJ MOŻE ZABIĆ TYSIĄCE LUDZI
ßä, czyli JAD
Jedenaście ton śmiertelnie groźnej trucizny
umieszczono w betonowych silosach na
Ukrainie – 150 metrów od granicy Polski.
Pojemniki pękły i nadal pękają. Od ekologicznej, a może nawet i biologicznej katastrofy dzielą nas tygodnie, a może dni.
W byłym ZSRR pestycydy – bo
o nie tu chodzi – były podstawowym
środkiem ochrony roślin przed owadami i gryzoniami. Jeszcze wcześniej
substancje te, ze względu na taniość
produkcji i niesłychaną toksyczność,
stosowano jako broń chemiczną i biologiczną (np. w Wietnamie). Do dziś
słynne DDT jest zmorą ludzkości
i choć jego produkcja jest na całym
świecie absolutnie zakazana, związek
krąży w przyrodzie, powodując nadal liczne choroby, a nawet śmierć.
Encyklopedyczne hasło opisujące tę grupę substancji chemicznych
brzmi następująco: „Pestycydy są zaliczane do środków o najwyższym stopniu zagrożenia toksykologicznego. Zaliczamy do nich liczne kancerogeny,
murageny i teratogeny. W powiązaniu
z właściwościami takimi jak trwałość i zdolność do biokumulacji stanowią one jedną z najbardziej toksycznych grup, z jakimi człowiek ma
kontakt. Już pół grama na jeden kilogram ciała stanowi dawkę śmiertelną. Dawki mniejsze powodują liczne choroby – głównie nowotwory”.
Po upadku ZSRR władze wielu
postsowieckich krajów stanęły przed
problemem utylizacji tysięcy ton zapasów tej śmiercionośnej spuścizny.
Z części zachodniej Ukrainy
choć wiele osób podejrzenie kieruje w stronę ukraińskiej firmy WAT
Agroservis SA.
W roku 2001 polskie służby specjalne odkryły betonowe silosy i zbadały ich zawartość. Na ostrą (choć
poufną – aby nie wywoływać paniki)
notę dyplomatyczną żądającą rozwiązania problemu tykającej bomby chemicznej tuż u granic Polski, władze
Ukrainy odpowiedziały (jak dotąd jed-
do gleby, wypalając okoliczną roślinność i przenikając do wód gruntowych. Na razie ze składowiska wyciekło nie więcej niż pół procent zawartości, ale problem zaczyna być dramatyczny. Stężenie pestycydów w powietrzu jest tak wielkie, że w bezpośredniej bliskości silosów niemal
nie sposób oddychać,
co osobiście stwierdzili piszący
te słowa. Ludność Sianek i okolic
coraz częściej skarży się na dolegliwości dróg oddechowych. Liczba przypadków tych i innych chorób (np. nowotworów) wzrosła kilkakrotnie. Na
szczęście tereny przylegające do Sianek po stronie Polski są niemal całkowicie bezludne.
Marna to jednak pociecha, gdy
spojrzy się na mapę zaopatrzoną
Iwanowicza Vasyleczki, który
w alarmującym liście do prezesa polskiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej pisał:
„W 2000 roku, pomimo naszych protestów, przywieziono tu betonowe pojemniki wypełnione odpadami chemicznymi. Obecnie sytuacja jest dużo groźniejsza, ponieważ zagraża już
bezpośrednio kilku polskim województwom”. Vasyleczko prosi stronę polską o interwencję, bo jak twierdzi,
rząd Ukrainy na utylizację składowiska nie ma pieniędzy.
Jak dotąd władze polskie nie doczekały się odpowiedzi na kilka alarmistycznych i ostrych w treści pism
słanych do ukraińskich decydentów.
Na przykład dotąd nie spotkała się
z jakąkolwiek reakcją nota dyplomatyczna w sprawie Sianek, wystosowana do Urzędu Bezpieczeństwa Ekologicznego Ukrainy. Nasi rozmówcy
(pragnący zachować anonimowość)
twierdzą, że bombę biologiczną
umieszczono w Siankach nie bez
powodu. Otóż „w razie czego”
tony śmiercionośnej
chemii
spłyną niemal w stu procentach
na polską stronę i zostaną wodami
okolicznych rzek przeniesione da-
zwieziono
pestycydy do Sianek.
Ta mało dziś znana miejscowość
była przed II wojną światową modnym polskim kurortem. Powojenny podział polityczny Europy usytuował ją tuż za wschodnią granicą naszego kraju – na wysokości
Bieszczad (kilkanaście kilometrów
w linii prostej od Ustrzyk Górnych).
W 2000 roku ustawiono w Siankach
31 wielkich betonowych silosów
z 11 tonami DDT i innymi, płynnymi oraz stałymi pestycydami (według niektórych źródeł, śmiertelnie
trujących substancji jest w Siankach
trzykrotnie więcej). Sprawca usytuowania mogilnika (tak zwykło się
nazywać miejsce składowania niebezpiecznych związków chemicznych i biologicznych) 150 metrów
od granicy Polski nie jest znany,
Z pękniętego betonu sączy się trucizna
nym jedynym listem), że problemu
nie ma, bo pojemniki są tak skonstruowane, że wraz ze swoją zawartością
wytrzymają w stanie nienaruszonym
co najmniej sto lat.
Niestety, optymistyczne obliczenia Ukraińców okazały się całkowicie błędne. Jakość betonu użytego do
produkcji pojemników okazała się fatalna. Już w roku 2002 silosy – pod
wpływem zewnętrznych warunków atmosferycznych i żrącej substancji od
wewnątrz – zaczęły pękać i od tamtego czasu trucizna powoli sączy się
w poziomice. Oto silosy z pestycydami stoją na skarpie – w dole pod nią
płynie San, który w tym miejscu jest
rzeką graniczną. Później jednak płynie korytem całkowicie po stronie polskiej i stanowi często jedyne źródło zaopatrzenia w wodę pitną dla
wielu miast (np. dla Przemyśla
i Jarosławia). Zasila też olbrzymi
zbiornik soliński, by później toczyć swe wody prosto do Wisły!
Nieoczekiwanego sprzymierzeńca strona polska pozyskała w osobie wójta gminy Sianki – Stepana
leko „od problemu”, pozostawiając
tę część Ukrainy całkowicie bezpieczną.
W tej chwili (czerwiec 2006) beton silosów doszedł już do takiego
stopnia erozji, że kruszy się w palcach i – zdaniem fachowców – wystarczy kilka ulewnych deszczy (które występują tu nader często), aby
przynajmniej kilka zbiorników rozpadło się na kawałki, uwalniając swoją zawartość. Pewne jest także, że
część zbiorników rozsadzi najbliższy
jesienny mróz.
7
Jest jeszcze i inne niebezpieczeństwo, którego nie można nie brać
pod uwagę. Otóż tony śmiercionośnej substancji pozostawione są bez
jakiegokolwiek dozoru, a ogradzający składowisko skorodowany drut
kolczasty i „jakże groźny” napis cyrylicą „JAD” (trucizna) na betonowych pojemnikach – wyglądają
śmiesznie. Jeden szalony terrorysta
z wiązką kilku granatów może wywołać w Polsce stokroć większą katastrofę niż zorganizowany zamach
na lotnisko lub warszawskie metro.
¤¤¤
Niełatwo było potwierdzić u tzw.
oficjalnych czynników stopień zagrożenia, czy nawet samo jego istnienie.
W starostwie powiatowym w Ustrzykach Dolnych coś tam o sprawie słyszano – jednak nic pewnego. Nie inaczej jest w przylegającej do Sianek
gminie Lutowiska. A jednak nieoczekiwanym sukcesem zakończyła się
rozmowa z Ukraińską Akademią Nauk. Docent doktor habilitowany
Oksana Marystkewicz – zastępca
dyrektora Instytutu Ekologii Karpat UAN – powiedziała:
– Od początku śledzę ten problem, ponieważ jest to rzeczywiście
olbrzymie zagrożenie dla strony ukraińskiej, szczególnie dla naszego bydła i pasz, ale też i ludzi. Takie samo zagrożenie istnieje również i dla
strony polskiej. Zarówno powiat turczański (leżą w nim Sianki – przyp.
red.), jak i cała Ukraina same nie poradzą sobie z tym zagadnieniem.
Trzeba je niezwłocznie rozwiązać
w całej strefie przygranicznej w ramach Unii Europejskiej. Będzie to
niemożliwe bez pomocy Polski.
Andrzej Zawada – z Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Rzeszowie – również zna
sprawę:
– Badaliśmy próbki wody z potoku wpadającego do Sanu już w 2001
roku. Wykryliśmy obecność bardzo
niebezpiecznych, stężonych i przeterminowanych związków chemicznych.
Jak nas zapewnili Ukraińcy, trucizny
te złożono wówczas do żelbetowych
pojemników, które miały wystarczyć
na około 100 lat. Miały... Teraz znów
wystąpiliśmy do strony ukraińskiej
o przeprowadzenie nowych badań.
Niestety, wyników na razie nie ma.
W momencie oddawania do
druku tego numeru „FiM” amerykańscy naukowcy ogłosili najnowsze, alarmujące wyniki swoich prac przeprowadzonych aż na
140 tysiącach badanych. Z ustaleń
wynika, że nawet najmniejsza ilość
pestycydów, z którą kontaktuje się
człowiek, uszkadza trwale ważne rejony mózgu i zwiększa ryzyko zachorowania na chorobę Parkinsona aż o 70 procent.
MAREK SZENBORN
RYSZARD PORADOWSKI
PS Niniejszy artykuł oraz pozostałą wiedzę na temat zagrożenia
w Siankach przesyłamy polskim służbom ekologicznym oraz Ministerstwu
Spraw Zagranicznych. Do sprawy wrócimy.
8
Nr 26 (330) 30 VI – 6 VII 2006 r.
POLSKA PARAFIALNA
Cenzurka
z czarnym
paskiem
Szef pomorskiej Młodzieży Wszechpolskiej
Grzegorz Sielatycki
G
dańsk – zakaz wyrażania poglądów przez
uczniów nieprawomyślnych. Lublin – zakaz ekspozycji niepoprawnej politycznie twórczości
studenckiej. Świdnik, Dobre Miasto, Śrem – zakaz wyświetlania
filmu. Skoro już nowe wraca, może by też pomyślało o ściganiu pasożytów brzydzących się pracą?
Topolówka to popularne określenie renomowanego III Liceum Ogólnokształcącego im. Bohaterów Westerplatte w Gdańsku. Szkoła chlubi
się nie tylko laureatami olimpiad wiedzy wszelakiej, licznymi cenzurkami
„z czerwonym paskiem” i prawie 100procentową skutecznością absolwentów w egzaminach na studia wyższe.
Dumą liceum są też proeuropejskie postawy uczniów oraz ich odwaga w wypowiadaniu poglądów.
Młodzież Wszechpolska staje na
głowie, żeby wykreślić ten przedmiot z programu nauczania...
Witryna internetowa Topolówki
stanowi ulubiony Hyde Park licealistów, aczkolwiek – jak się okazuje
– nie tylko przez nich jest on odwiedzany. No i wzburzyła się krew szefa
pomorskiej Młodzieży Wszechpolskiej
Grzegorza Sielatyckiego, gdy przeczytał, że młodzież Topolówki bardzo źle myśli o wylęgarni Romanów
Giertychów.
Sielatycki, będący też radnym
Gdańska z ramienia Ligi Polskich Rodzin, postawił szkole ultimatum:
„W imieniu Stowarzyszenia Młodzież Wszechpolska proszę o usunięcie
obelżywych dla naszej organizacji komentarzy (…) zamieszczonych na forum strony III LO w Gdańsku www.topolowka.pl. (…). O zaistniałej sytuacji poinformuję Wydział Edukacji
UM w Gdańsku oraz Kuratorium
Oświaty w Gdańsku. W przypadku nieuwzględnienia prośby lub dalszego zamieszczania komentarzy godzących
w dobre imię naszej organizacji będziemy zmuszeni wystąpić na drogę
sądową…” – czytamy w liście lokalnego wodza MW z 12.06.2006 r.
Dla ilustracji przytoczył w liście
„obelżywe komentarze”, doprowadzając do niekłamanej wesołości
zarówno urzędników od edukacji,
jak i nauczycieli z Topolówki. Bo
Sielatycki obraził się o takie oto opinie (cytujemy fragmenty najbardziej
kontrowersyjne):
¤ Czy tylko mi się wydaje, czy to
właśnie MW ma w swoich szeregach
zdresionych towarzyszy, którzy najchętniej by każdego, kto inny od nich, pałą walili? Czy to nie wszechpolacy na
różnych wiecach i przemarszach biją
wszystkich po drodze? Nie widziałeś jakiś czas temu fotografii na której członkowie MW trzymają ręce w geście pozdrowienia Hitlera? (Unnecessary);
¤ MW, rzucając kamieniami
i skandując „pedały do gazu”, chciała
nawiązywać do pana Dmowskiego
(Tiger Lilly);
¤ Spoko, kiedyś
słyszałem (news z dość
wiarygodnego źródła),
że na spotkaniach MW
w Gdańsku najczęściej
piją piwo za dietę Sielatyckiego (…). Wizja
działania MW jest w tym
kontekście dość ciekawa. Chociaż, z drugiej
strony, na walentynki wydrukowali i rozwiesili (za
publiczne pieniądze) plakaty z napisem: „Kochaj
Polskę”. Rzeczywiście – cel
godzien pochwały, ale nie
za publiczne pieniądze
(Maciej R.);
¤ Oni pili piwo na spotkaniach, na których mieli
rzekomo zgłębiać patriotyzm
i – jak mówił Sielatycki u nas
w szkole – uczyć się o ojczyźnie. Ciekawa taka podwójna
moralność... (Miecho);
¤ MW się ich wypiera
i jej władze nie głoszą takowych haseł,
ale działają dolne partie tej organizacji (dresiarze, etc.)... (Andi);
¤ Po prostu pokazali swój profesjonalizm – jak w prawnie legalny sposób de facto salutować po hitlerowsku,
robić zadymy podczas demonstracji
i propagować neofaszyzm (Simon).
A kogóż to chciałby pan Grzegorz
posadzić na ławie oskarżonych?
– Siedmiu uczniów pierwszych
i drugich klas, którzy redagują naszą
stronę internetową. Dla świętego spokoju pani dyrektor poleciła im likwidację kontrowersyjnych wpisów na forum. Dobrze, że zbiegło się to z końcem roku szkolnego, więc burza przeszła bokiem. A chmury już się zbierały, gdyż nasi wychowankowie są bardzo krytyczni w stosunku do ministra
i akcja cenzorska jednoznacznie z nim
kojarzonego zaplecza umocniła
uczniów w przekonaniu, że tylko czynne protesty mogą zmusić Romana
Giertycha do ustąpienia – mówi nam
jedna z nauczycielek.
– Na czas wakacji forum dyskusyjne zostało zamknięte, ale niech Sielatycki nie myśli, że
zapomnimy. Gdy był u nas w styczniu, mocno mu się dostało za faszyzujących koleżków, więc teraz usiłuje Topolówkę nawracać na jedynie
słuszną ideologię. I nawet
jeśli Giertych przedłuży
nam wakacje o miesiąc
(minister zapowiedział przesunięcie
terminu rozpoczęcia roku szkolnego
na 4 września – przyp. red.), buntu
w szkołach nie opanuje, bo wszechpolscy mają głupotę polityczną w genach – zauważa licealista współpracujący ze szkolnym Klubem Myśli Politycznej „Stańczyk”.
¤¤¤
Rozlewająca się po kraju psychoza strachu jest nie tylko kwestią genów wszechpolaków. Popatrzmy na inne jej objawy:
1. Młodzieżowy Dom Kultury nr
2 w Lublinie udostępnił wnętrza studentom V roku Wydziału Artystycznego Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej, którzy
zorganizowali tam pożegnalną wystawę swoich „kreacji twórczych”.
Artystkę Monikę Niećko zainspirował Andrzej Lepper oraz „Napoleon I na tronie” pędzla malarza francuskiego Jeana Ingres’a. Wykonała
grafikę, która od pierwowzoru różni
się tym, że w miejscu twarzy cesarza
widnieje oblicze wicepremiera. Dzieło nosi nazwę „Ignorancja”. Jakkolwiek by to oceniać od strony artystycznej, faktem jest, że doborem eksponatów zajmowali się sami studenci
z wydziałowego samorządu i grafikę
Niećki zakwalifikowali do publicznego pokazania. Uchowała się na wystawie do chwili, gdy wpadła w oko szefowi MDK – Benonowi Bujnowskiemu – który o mały włos nie dostał
zawału serca na widok wodza.
– Dyrektor orzekł, że Lepper jest
teraz panem wicepremierem i nie wolno go tak przedstawiać. Nakazał natychmiast zdjąć z wystawy pracę naszej koleżanki – twierdzi Jakub Jakubowski z samorządu studenckiego
UMCS-u.
2. Senatorowie Czesław Ryszka
(PiS) oraz Ryszard Bender (LPR)
napisali do ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry w sprawie „Kodu Leonarda da Vinci”: „Domagamy się wszczęcia postępowania prokuratorskiego
wobec dystrybutorów, którzy
prowadzą agresywną kampanię reklamową (plakaty
i zdjęcia pojawiają się wszędzie, nawet w bliskim sąsiedztwie kościołów). Nie wystarczy sam bojkot, pokojowy sabotaż, pikiety pod kinami, aby
zniechęcić widzów do obejrzenia go (…). Stąd domagamy
się od Pana Ministra podjęcia
kroków prawnych przeciwko rozpowszechnianiu filmu (…).
W dalszej kolejności, jeśli fala
protestów narośnie, należałoby
na dobrą sprawę ten film natychmiast zdjąć z ekranów”. Nie
czekając, aż „fala protestów narośnie”, włodarze Świdnika, Dobrego Miasta i Śremu (miasto,
w którym urodził się Giertych)
orzekli, że ekranizacja powieści
Dana Browna jest do kitu i zakazali filmowi wstępu do miasta. O podobnym dobrym uczynku myślą ludzie władzy w Policach i Hajnówce.
Kiedyś nazywano to cenzurą, teraz – dbałością o estetykę i moralność...
HELENA PIETRZAK
Fot. Autor
Nr 26 (330) 30 VI – 6 VII 2006 r.
N
a sztuczkę „łapaj złodzieja”, odwracającą
uwagę od faktycznego
złoczyńcy, Polska nabrała się niejednokrotnie. Słysząc
taki alarm, warto więc sprawdzić, kto krzyczy i w którą stronę ucieka...
Poseł Jacek Kurski – chlubiący
się mianem bulteriera braci Kaczyńskich – ogłosił, że finansowanie kampanii prezydenckiej Donalda Tuska
było kryminalne, czego dowodzić ma
tzw. afera billboardowa (rzekome odkupienie przez Platformę Obywatelską od PZU wolnych miejsc reklamowych, za ułamek ich faktycznej wartości). Skandal wybuchł niesłychany,
minister Zbigniew Ziobro zapędził
do roboty prokuraturę, a ostatnio wy-
(odsetki bankowe, zwroty)” w kwocie
264 tys. 752,03 zł;
¤ tylko cztery faktury na organizację 4 koncertów-spotkań wyborczych
przez SOS Music za 680 tys. zł, podczas gdy firma ta ujawnia na stronie
internetowej, że zorganizowała Kaczyńskiemu imprezy w ponad 20 największych miastach Polski.
Z tymi ostatnimi rachunkami to
w ogóle jest jakaś tajemnicza historia.
No bo popatrzmy:
Na stronie internetowej kandydat
Kaczyński informował, że 5 października 2005 r. „podczas konwencji prezydenckiej w Teatrze Polskim we Wrocławiu zebrało się kilkuset zwolenników Prawa i Sprawiedliwości. Do licznie zebranych kandydat PiS na prezydenta powiedział, że przed pierwszą tu-
PATRZYMY IM NA RĘCE
A skoro już jesteśmy przy podróżach: ich koszty (nieco ponad 500
tys. zł) uwzględniają głównie działaczy, a nie samego kandydata i jego
sztab. Faktury za transport lotniczy
obejmują 4 przeloty wynajętymi samolotami i 5 biletów na loty rejsowe,
które odbyły się we wrześniu, a więc
jeszcze przed szczytem kampanii prezydenckiej. Pozostałe to jedna kolejowa delegacja członków sztabu oraz
wynajem autokarów do przewozu osób
na konwencje. Wygląda więc na to, że
w październiku 2005 r., w kluczowym
okresie kampanii, kandydat Kaczyński podróżował, korzystając z...
teleportacji, czyli przesyłania wiernej
kopii (Jarosława...?) na odległość. Zastanawiające jest też, że w sprawozdaniu są faktury za podróże wyna-
Parada blagierów
szło na jaw, że firmy obsługujące PZU
równolegle organizowały reklamę...
Lechowi Kaczyńskiemu.
Na tle owego szumu ktoś niezorientowany mógłby pomyśleć, że najtwardszy orzech do zgryzienia dla kandydata na prezydenta stanowiło zdobycie pieniędzy na kampanię wyborczą. Otóż nie był to żaden orzech, lecz
nadziewana czekoladka, bowiem chętnych do inwestowania w pretendenta z realnymi szansami na elekcję nie
brakowało. Problem tkwił jedynie
w umiejętnym (oszukańczym
– rzekłby człowiek o kategorycznych poglądach na prawo i sprawiedliwość) manewrowaniu fakturami, żeby nie przekroczyć sztywnej granicy wydatków, postawionej
na poziomie 13,8 mln zł.
¤¤¤
Zespół ekspertów Fundacji im.
Stefana Batorego sporządził raport
zatytułowany „Wybory prezydenckie
2005. Monitoring finansów wyborczych”. Z dokumentu wynika, że wszyscy kandydaci mają coś „za uszami”, ale skupimy się dzisiaj na tym
najbardziej prawym i sprawiedliwym...
Oto kilka kwiatków z łączki komitetu wyborczego pana prezydenta Lecha Kaczyńskiego, czyli dziwne kwity i liczby z ich sprawozdania
finansowego:
¤ trzy faktury na druk billboardów wystawione przez firmę „8 Studio Warszawa”, z których wynika, że
koszt jednego (o wymiarach 5 m na
2,4 m) mieścił się w „rażąco niskich”
– zdaniem ekspertów fundacji – granicach 19,06–31,35 zł. Ciekawe też,
jak sztabowcy Kaczyńskiego znaleźli
tę firmę, skoro w raporcie czytamy,
że „nie figuruje w książce telefonicznej
a pod adresem podanym na pieczątce funkcjonuje zupełnie inna, która
jedynie pośredniczy w przekazywaniu
korespondencji”;
¤ niezidentyfikowany „przepływ
środków pieniężnych niepolegających
na wpłatach na kampanię wyborczą
Kampania prezydencka
2005 – wydatki według
sprawozdań a wydatki
według wyliczeń zespołu
monitorującego
którego – jak zauważają eksperci
Fundacji – prowadzenie kampanii
jest wysoce nieprawdopodobne”;
¤ wydatków na obsługę lokalnych
przedstawicielstw (czynsz, transport,
komunikacja itp.), które np. w przypadku Włodzimierza Cimoszewicza
wyniosły prawie 50 tys. zł, choć wycofał się z wyborów na samym początku kampanii. „Mając to na uwadze,
można twierdzić, że w przypadku komitetu wyborczego Lecha Kaczyńskiego te koszty były wielokrotnie wyższe”
– czytamy w raporcie;
¤ rachunku za stworzenie strony
internetowej („Wiele wskazuje na to,
że część wydatków na reklamę w Internecie rozliczono jako koszty kampanii parlamentarnej PiS”);
– kosztów funkcjonowania biur,
w których urzędowały sztaby kandydata na prezydenta. „W sprawozdaniu
uwzględniono jedynie koszty najmu
i eksploatacji lokalu o powierzchni 19,33
mkw. na siedzibę Komitetu Wyborczego w lipcu, sierpniu i wrześniu 2005 r.
Znając skalę kampanii prowadzonej
przez Lecha Kaczyńskiego, uważamy
Kampania prezydencka 2005
– koszty druku
i ekspozycji plakatów wyborczych
obliczone
na podstawie
różnych źródeł
informacji
Źródło: Wyliczenia zespołu monitorującego Fundacji im. Stefana Batorego na podstawie danych Domu Mediowego Media Direction OMD, sprawozdania finansowego komitetu wyborczego oraz rachunków dołączonych do sprawozdania wyborczego
rą wyborów wierzy w wygraną (...).
W części artystycznej wrocławskiej konwencji wystąpił słynny zespół Lombard”.
A tymczasem w sprawozdaniu
finansowym Komitetu Wyborczego nie ma nawet wzmianki o spotkaniu we Wrocławiu i zatrudnieniu mających je umilić muzyków.
Kant? Czy może grali za darmo w wynajętej nieodpłatnie sali teatralnej?
Analogiczny brak odzwierciedlenia w rachunkach dotyczy też wizyt
pana prezydenta w Bydgoszczy (2.10.),
Dylewie k. Grójca (6.10.), Wysokiem
Mazowieckiem (10.10.), Dąbrowie
Górniczej (11.10.), Łańcucie (12.10.),
Zakopanem (14.10.), Szczecinie, Białogardzie i Zielonej Górze (18.10.)
czy na Śląsku (19.10.).
jętymi samolotami do Częstochowy (18.11.), Mielca (13.11.), Gdańska (21.11.) i Krakowa (19.11.), a brakuje jakichkolwiek rachunków za
organizację spotkań wyborczych
w tych miejscach i w tym czasie!
To co, na dziwki latał?
Nawiasem mówiąc, w papierach
złożonych przez ludzi Kaczyńskiego Państwowej Komisji Wyborczej brakuje znacznie więcej:
¤ rachunków za telefony komórkowe bądź stacjonarne, które musiały stanowić znaczącą pozycję faktycznych wydatków (np. u całkowicie nieliczącej się Henryki Bochniarz – prawie 11 tys. zł miesięcznie);
¤ kosztów zakupu lub użyczenia sprzętu komputerowego, „bez
za mało prawdopodobne prowadzenie
jej przez 3 miesiące w biurze o tak
małej powierzchni, zwłaszcza że w sprawozdaniu nie ma wymienionych kosztów lokalnych przedstawicielstw, co
oznaczałoby, że całą kampanię koordynowano tylko z tego niewielkiego biura” – oceniają autorzy opracowania.
Co ciekawe: w październiku 2005
roku, a więc po zakończeniu wyborów parlamentarnych, sztab Kaczyńskiego wynajmował już lokal o powierzchni 700 mkw.
Po co więc te sztuczki?
Chodzi o to, żeby maksymalnie długo, aczkolwiek nielegalnie
w świetle obowiązującego prawa
i sprawiedliwości, korzystać z bazy oraz finansów partyjnych, czyli
9
o pokrycie części wydatków z naszej – podatników – kieszeni:
„Kampanie kandydatów prezydenckich popieranych przez partie polityczne są de facto finansowane z budżetu
państwa. Partie przekazują środki budżetowe (uzyskane w trakcie kadencji
poprzedzającej wybory) na fundusz wyborczy partii, a następnie na konto
komitetu, z którego finansowana jest
kampania prezydencka” – wyjaśniają
autorzy raportu.
Można też bardziej ordynarnie.
Ot, choćby tak, jak wiceprezydent Żor
Daniel Wawrzyczek, zakwalifikowany w raporcie do kategorii osób
bezwstydnie „wykorzystujących środki
przysługujące z racji wykonywania funkcji publicznej, do pośredniego wspierania kandydata” Kaczyńskiego, którego sztab wyborczy zainstalował
w swoim urzędniczym gabinecie.
¤¤¤
Spośród innych nadużyć Komitetu Wyborczego Lecha Kaczyńskiego eksperci Fundacji Batorego akcentują:
¤ wykupywanie płatnych reklam
radiowo-telewizyjnych poza dozwolonym okresem i prezentowanie ubiegającego się o prezydenturę lidera partii w reklamówkach dot. kampanii parlamentarnej („W przypadku Lecha Kaczyńskiego można to uznać za ewidentne nadużycie, jako że nie był on kandydatem swojej partii w wyborach parlamentarnych”);
¤ rozliczanie w ramach kampanii parlamentarnej PiS tzw. druków
bezadresowych, wysyłanych na rzecz
Kaczyńskiego w pierwszej fazie kampanii prezydenckiej;
¤ nielegalne (dokonane przed oficjalnym zarejestrowaniem Komitetu)
wydatkowanie na reklamę kandydata
ponad 500 tys. zł.
Autorzy raportu nie mają też wątpliwości, że „suma wydatków przedstawionych w sprawozdaniu wyborczym
Lecha Kaczyńskiego (13,49 mln zł
– przyp. red.), stanowi mniej niż 80
proc. realnych kosztów kampanii (co
najmniej 14,46 mln zł według obliczeń
ekspertów fundacji – przyp. red.),
a przekraczając limit wydatków, ludzie pana prezydenta dopuścili się naruszenia ustawy o jego wyborze.
Konkluzja?
„Pełnomocnikowi finansowemu komitetu wyborczego Lecha Kaczyńskiego bardziej opłacało się wprowadzić
PKW i opinię publiczną w błąd – ukrywając, przerzucając i zaniżając część
wydatków w sprawozdaniu wyborczym
– niż narazić się na sankcje wynikające z przekroczenia limitu”.
A co na to Państwowa Komisja
Wyborcza?
5 czerwca 2006 r. podjęła uchwałę, że jeśli chodzi o dodawanie
i mnożenie, to fachowcy Kaczyńskiego są bez zarzutu. Merytorycznej poprawności sprawozdania i konfrontacji wykazanych kosztów kampanii wyborczej z ich realną wartością – nie badano. Mogłoby to wszak
wyglądać na ryzykowny brak zaufania do prawości i sprawiedliwości
ludzi pana prezydenta...
ANNA TARCZYŃSKA
Nr 26 (330) 30 VI – 6 VII 2006 r.
POD PARAGRAFEM
B
abcia pozostawiła po
śmierci dom. Nie zostawiła testamentu. Wraz
z innymi członkami rodziny należę do spadkobierców
i opłacam swoją część podatku
gruntowego. Do pustego domu
wprowadził się kuzyn i zamieszkuje tam bez zameldowania wraz
z pięcioosobową rodziną. Nie stara się o przekazanie mu reszty
udziałów na własność. Zawarł nawet umowy o dostawę wody i elektryczności. Mimo że nie wyrażaliśmy zgody na podpisanie tych
umów, otrzymujemy informacje
o zagrożeniu obciążeniem nas spłatą wynikających z nich długów. Konieczne jest przeprowadzenie przez
sprzedana stosownie do przepisów kodeksu postępowania cywilnego. Oznacza to, że można orzeczeniem sądu
np. zobowiązać kuzyna, aby spłacił pozostałe udziały, nabywając tym samym
własność całego domu bądź sprzedać
dom innej osobie. Z zasady sąd przyznaje nieruchomość tej osobie, która
chce i która ma najwięcej udziałów.
Pani również może wystąpić o to, aby
sąd przyznał Pani nieruchomość. Oczywiście można dokonać zniesienia
współwłasności również w drodze działu umownego w formie aktu notarialnego, o ile kuzyn wyrazi zgodę na
takie rozwiązanie. Z Pani listu wynika, że przeprowadzenie drogi przez
grunt do Pani posesji jest niezbędne.
Wydaje się, iż obciążenie nierucho-
Oczywiście, nie dotyczy to sytuacji,
gdy mieszkanie stanowiło majątek osobisty drugiego małżonka. Obowiązek
zameldowania i wymeldowania związany jest ściśle z ewidencją ludności.
Instytucja zameldowania nie przesądza o prawie do lokalu ani o uprawnieniu do przebywania w nim. Osoba, która opuszcza miejsce pobytu stałego, jest obowiązana wymeldować się
w organie gminy właściwym ze względu na dotychczasowe miejsce jej pobytu, najpóźniej w dniu opuszczenia
tego miejsca. Jeżeli była żona nie dopełniła tego obowiązku, ma Pan prawo złożyć wniosek o jej wymeldowanie, w którym powinien Pan uprawdopodobnić fakt, iż żona od kilku lat
nie zamieszkuje w kraju, a nadto jest
Porady prawne
grunt drogi do
drugiej zabudowy, której jestem właścicielką.
Dotąd mieliśmy
przejazd przez posesję babci. Jeśli zrzeknę się udziału na rzecz kuzyna, to skażę się na
służebność drogi koniecznej. Wniosek geodezyjny z prośbą o wyznaczenie pasa z działki na drogę został uznany za niezgodny z planem
zagospodarowania przestrzennego. Co zrobić w tej sytuacji? (Czesława L., Bolesław)
Jesteście Państwo wszyscy współwłaścicielami domu. Każdy ze współwłaścicieli jest uprawniony do współposiadania rzeczy wspólnej oraz do
korzystania z niej w takim zakresie,
jaki daje się pogodzić ze współposiadaniem i korzystaniem z rzeczy przez
pozostałych współwłaścicieli. Wprowadzając się do domu wraz z całą
rodziną, kuzyn odebrał pozostałym
spadkobiercom to prawo. Do dokonania jakiejkolwiek czynności, takiej
jak np. podpisanie umów z dostawcą
mediów, wymagana jest zgoda większości współwłaścicieli. Kuzyn nie miał
więc prawa podpisać samowolnie tych
umów. Zakład energetyczny oraz dostawca wody powinni przed podpisaniem umów dołożyć więcej należytej
staranności przy ustalaniu obecnego
stanu prawnego domu. Nie mogą oni
żądać od Państwa zapłaty zaległych
opłat, ponieważ umowę podpisał jedynie kuzyn bez okazania pisemnej
zgody pozostałych współwłaścicieli.
Każdy ze współspadkobierców może
wystąpić do sądu z wnioskiem o dział
spadku. Są trzy sposoby zniesienia
współwłasności. Pierwszym jest podział rzeczy wspólnej, o ile nie jest to
sprzeczne z przepisami ustawy lub ze
społeczno-gospodarczym przeznaczeniem rzeczy albo nie pociąga za sobą
istotnej zmiany rzeczy lub znacznego
zmniejszenia jej wartości. Rzecz, która nie daje się podzielić, może być
przyznana stosownie do okoliczności
jednemu ze współwłaścicieli z obowiązkiem spłaty pozostałych albo
mości służebnością drogi koniecznej
będzie najlepszym rozwiązaniem. Może być ona ustanowiona w drodze
umowy już teraz między Panią a pozostałymi współwłaścicielami albo może Pani – jako właścicielka nieruchomości sąsiedniej – wystąpić przeciwko właścicielowi o ustanowienie za wynagrodzeniem takiej służebności (Kodeks cywilny, DzU z 23.04.1964 r., Nr
16, poz. 93).
¤¤¤
Chcę wykupić na własność
mieszkanie. Książeczka mieszkaniowa jest na moją byłą żonę,
która w 2001 r. wyjechała do Niemiec, rozwiodła się ze mną i wyszła za mąż za obywatela Niemiec.
W mieszkaniu oprócz mnie zameldowanych jest jeszcze dwóch
moich synów. Była żona stanowczo odmawia wymeldowania się.
Urząd również nie zgadza się na
wymeldowanie jej. Czy słusznie?
(M.J. ze Sławna).
Przede wszystkim nie pisze Pan,
kiedy Pana byłej żonie przydzielono
mieszkanie. Jeżeli nastąpiło to w czasie trwania wspólności majątkowej
małżeńskiej, to fakt, iż książeczka
mieszkaniowa jest na żonę, wcale nie
przesądza o tym, że żona ma do mieszkania wyłączne prawa. Z listu Pana
nie wynika, czy chodzi o mieszkanie
spółdzielcze, czy kwaterunkowe.
Mieszkania kwaterunkowe są przydzielane obojgu małżonkom, zaś spółdzielcze lokatorskie prawo do lokalu
mieszkalnego może należeć do jednej
osoby albo do małżonków. Nie pisze
Pan także, czy nastąpiły po rozwodzie
rozstrzygnięcia w kwestii podziału majątku wspólnego. Po ustaniu małżeństwa małżonkowie powinni w terminie jednego roku zawiadomić spółdzielnię, któremu z nich przypadło
spółdzielcze lokatorskie prawo do
lokalu mieszkalnego. Były małżonek
niebędący członkiem spółdzielni powinien złożyć deklarację członkowską
w terminie 3 miesięcy od dnia, w którym przypadło mu prawo do lokalu
i przysługuje mu roszczenie o przyjęcie w poczet członków spółdzielni.
rolnika? Czy jako rolnik musi być
zameldowany na wsi, w której zakupił ziemię? Jakie są warunki
przynależności do KRUS oraz uzyskania z tego tytułu renty, emerytury rolniczej? (Zofia Ż., Wrocław)
Rolnikiem jest pełnoletnia osoba
fizyczna zamieszkująca i prowadząca
na terytorium Polski, osobiście i na
własny rachunek, działalność rolniczą
w pozostającym w jej posiadaniu gospodarstwie rolnym, w tym również
w ramach grupy producentów rolnych,
a także osoba, która przeznaczyła
grunty prowadzonego przez siebie gospodarstwa rolnego do zalesienia.
Ustawa przewiduje dwie formy objęcia ubezpieczeniem. W zależności od
warunków spełnianych przez osobę
zainteresowaną, objęcie to następuje
w trybie obowiązkowym (z mocy ustawy) lub dobrowolnym (na wniosek).
Ubezpieczeniu społecznemu rolników
podlega obowiązkowo rolnik prowadzący działalność rolniczą w gospodarstwie rolnym, o powierzchni powyżej 1 ha przeliczeniowego użytków
rolnych, lub dział specjalny produkcji
rolnej, w tym również w ramach grupy producentów rolnych, a także domownik stale pracujący w tym gospodarstwie, jeżeli rolnik ten, jego małżonek i domownik nie podlegają innemu ubezpieczeniu społecznemu
i nie mają ustalonego prawa do emerytury lub renty albo nie mają ustalonego prawa do świadczeń z ubezpieczeń społecznych. Osoby niespełniające warunków do podlegania obowiązkowemu ubezpieczeniu, dla których działalność rolnicza stanowi stałe źródło utrzymania, mogą ubezpieczyć się dobrowolnie po złożeniu
w jednostce KRUS stosownego
oświadczenia. Oznacza to, że jeżeli
syn będzie prowadził działalność rolniczą w gospodarstwie o powierzchni
poniżej 1 ha przeliczeniowego (a także jego małżonek i domownik), jeżeli nie podlegają innemu ubezpieczeniu społecznemu ani nie mają ustalonego prawa do emerytury lub renty, również mogą być objęci ubezpieczeniem w KRUS. Może to być ubezpieczenie w pełnym zakresie, tzn. jednocześnie ubezpieczenie wypadkowe,
chorobowe i macierzyńskie oraz ubezpieczenie emerytalno-rentowe albo
tylko ubezpieczenie wypadkowe, chorobowe i macierzyńskie. Można podlegać ubezpieczeniu emerytalno-rentowemu pod warunkiem, że podlega
się jednocześnie ubezpieczeniu wypadkowemu, chorobowemu i macierzyńskiemu w pełnym zakresie.
W przypadku ubezpieczenia dobrowolnego nie ma więc znaczenia wielkość gospodarstwa ani jego dochodowość. Z przepisów nie wynika również, aby syn musiał być zameldowany na wsi, w której kupił ziemię.
Z wnioskiem o objęcie ubezpieczeniem dobrowolnym syn może wystąpić w każdym czasie i w każdym
czasie może od tego ubezpieczenia
odstąpić. Nieopłacenie składki w terminie jest traktowane jako odstąpienie od ubezpieczenia na wniosek. Jako rolnik syn zobowiązany jest zgłaszać w KRUS-ie osoby podlegające
ubezpieczeniu z tytułu pracy w jego
gospodarstwie oraz informować o okolicznościach mających wpływ na podleganie ubezpieczeniu i o zmianach
tych okoliczności. Stając się właścicielem gospodarstwa rolnego i rozpoczynając na nim działalność rolniczą, syn powinien dokonać zgłoszenia
do ubezpieczenia w placówce terenowej KRUS, właściwej ze względu na
miejsce położenia gospodarstwa rolnego. Zgłoszenie takie jest obowiązkowe, bez względu na to, czy spełnia
warunki do objęcia go ubezpieczeniem
w trybie obowiązkowym, czy chciałby
przystąpić do ubezpieczenia na wniosek. Niezależnie od czasu, w którym
zgłoszenie to zostanie dokonane, objęcie ubezpieczeniem następuje również za okresy minione, w których spełnione były warunki ustawowe ubezpieczenia obowiązkowego (ustawa
z dnia 20 grudnia 1990 r. o ubezpieczeniu społecznym rolników, DzU 1998
r. Nr 7, poz. 25).
¤¤¤
Przepracowałam 29 lat jako
pielęgniarka dyplomowana. W wieku 50 lat, tj. w roku 1991, otrzymałam rentę inwalidzką II grupy.
Gdy ukończyłam 55 lat, przeszłam
na wcześniejszą emeryturę, której
wysokość była taka sama jak wysokość renty. Po ukończeniu 60 lat
zgłosiłam się do ZUS-u o przeliczenie emerytury w związku z osiągniętym wiekiem emerytalnym. Poinformowano mnie, że wysokość
mojej emerytury, tj. 722 zł pozostanie już niezmieniona do końca
życia i podlega jedynie podstawowej rewaloryzacji. Czy to prawda?
Czy istnieje możliwość właściwego przeliczenia renty na emeryturę? (W. z woj. dolnośląskiego).
Z tego, co Pani pisze, wynika, że
ZUS dokonał wyliczenia emerytury
prawidłowo, w oparciu o podstawę wymiaru pobieranej przez Panią uprzednio renty. Ma Pani możliwość ustalenia emerytury na nowo, mając za podstawę przeciętną podstawę wymiaru
składki na ubezpieczenie emerytalne
i rentowe w okresie kolejnych dziesięciu lat kalendarzowych wybranych przez
Panią z ostatnich 20 lat kalendarzowych poprzedzających bezpośrednio
rok, w którym złożyła Pani wniosek
o rentę. Warunkiem jest, aby posiadała Pani wymagany okres składkowy
i nieskładkowy. Wyliczona w ten sposób emerytura może być korzystniejsza. Kwota bazowa emerytury jest ustalana corocznie. Dla każdej osoby podstawą wyliczenia emerytury będzie ta
kwota bazowa, która obowiązywała
w dniu złożenia wniosku o emeryturę
lub rentę (Ustawa z 17.12.1998 r. o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, DzU 2004 r. Nr
39, poz. 353).
Drodzy Czytelnicy!
Nasza rubryka zyskała wśród Was
uznanie. Otrzymujemy dziesiątki pytań
tygodniowo. Z tego względu prosimy
o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania
i wątpliwości. Odpowiedzi szukajcie
tylko na łamach „FiM”.
Opracował MECENAS
§
10
już obywatelką Niemiec i posiada tam
zameldowanie. Wydaje się, iż wniosek taki powinien zostać uwzględniony, ponieważ fakt wymeldowania nie
pozbawi Pana byłej żony ewentualnych praw do lokalu. Warto zwrócić
się do prawnika, który przeanalizuje
dokładnie Pana sprawę (ustawa z dnia
15.12.2000 r. o spółdzielniach mieszkaniowych, DzU 2003 r. Nr 119, poz.
1116, ustawa z dnia 10.04.1974 r.
o ewidencji ludności i dowodach osobistych, DzU 2001 r. Nr 87, poz. 960).
¤¤¤
Od 26 lat zamieszkuję budynek, którego właścicielem był PGR,
a obecnie Urząd Gminy. Dotąd płaciłam tylko za czynsz mieszkaniowy, ale od września 2005 r. został
mi naliczony czynsz za rozpadające się pomieszczenie gospodarcze i garaż, które stawiałam z własnych materiałów za czasów PGR,
oraz podatek od nieruchomości.
Czy słusznie? W umowie zaznaczono, że wszelkie remonty wykonuję
za zgodą Urzędu Gminy, ale bez
zwrotu poniesionych kosztów. (Stefania K., Pisarzowice)
W skład czynszu mogą wchodzić
wszelkie opłaty eksploatacyjne, w tym
podatek od nieruchomości. Z tego,
co Pani pisze, wynika, iż poza mieszkaniem korzysta Pani również z pomieszczenia gospodarczego i garażu,
a więc Urząd Gminy miał prawo obciążyć Panią opłatami z tego tytułu.
Skoro zbudowała Pani pomieszczenia z własnych materiałów, to być
może przysługuje Pani roszczenie
o zwrot nakładów. Nie potrafię jednak stwierdzić tego z całą pewnością,
gdyż nie znam treści obowiązującej
wcześniej umowy. Nie wykluczam,
iż postawienie tych budynków mogło
przyczynić się do zwiększenia wartości nieruchomości (Kodeks cywilny,
DzU z 23.04.1964 r. Nr 16, poz. 93).
¤¤¤
Syn mój, z wykształcenia rolnik-ogrodnik, zamierza kupić ziemię i zostać rolnikiem. Jaka jest
wymagana minimalna wielkość gospodarstwa dla uzyskania statusu
§
Nr 26 (330) 30 VI – 6 VII 2006 r.
D
rużyna braci Kaczyńskich na Wybrzeżu straci najlepszego napastnika albo zmieni przepisy swojej gry, wedle których
przestępcy nie wolno występować w reprezentacji.
Kontuzjowany politycznie radny
taktycznie zrezygnował z przewodniczenia klubowi Prawa i Sprawiedliwości. O jego dalszym losie rozstrzygnie
selekcjoner Jarosław Kaczyński.
Kariera pewnego młodego polityka PiS z Trójmiasta rozwijała się
ślicznie, dopóki nie wyszło na jaw,
że ma w życiorysie prawomocny wyrok z 2000 r. (1500 zł grzywny za fałszerstwo dokumentów), o którym nawet nie bąknął, ubiegając się o mandat radnego (startował z listy Komitetu Wyborczego Wyborców Lecha
Kaczyńskiego).
Pikanterii sprawie dodaje fakt,
że grzech popełnił, będąc studentem
prawa, a podrabianie podpisów znajomych na deklaracjach przystąpienia
do funduszu emerytalnego tłumaczy
dzisiaj... „nieświadomością, że popełnia przestępstwo”.
Przyszły polityk połakomił się na
210 zł. Tyle – będąc jeszcze agentem ubezpieczeniowym – zdążył zainkasować za dwie osoby, które bez
ich wiedzy zapisał do funduszu emerytalnego. Dalszą działalność przerwała prokuratura, zawiadomiona
o przestępstwie przez przedstawiciela funduszu.
Radny w ogóle jest jakiś nieświadomy, bo gdy sprawa się rypła, rozpowiadał, że nic nie wie o żadnym wyroku („Albo zapadł zaocznie bez mojej wiedzy, albo jest to fałszywa prowokacja ze strony przeciwników politycznych z Platformy Obywatelskiej”
– zapewniał). Głupio gadał: w aktach sprawy stoi jak byk, że nie tylko
uczestniczył w rozprawie kończącej
proces, ale nawet sam zaproponował
sądowi wymiar kary.
PATRZYMY IM NA RĘCE
Pułapka ofsajdowa
Totalnej kompromitacji symulującego faul gracza zapobiegł jeden
z doświadczonych zawodników PiS,
który podpowiedział koledze, żeby posypał głowę popiołem. Ten walnął się
zatem w piersi za „największy – jak
do tej pory – błąd w swoim życiu”
i oświadczył, że „oddaje się do dyspozycji stosownych władz partii”.
Pomogło. – Jego czyn jest naganny, ale zastanawiam się, czy trzeba wyciągać dodatkowe konsekwencje
– orzekł regionalny pełnomocnik PiS,
28-letni Przemysław Marchlewicz
(były wicemarszałek województwa pomorskiego i obecny wiceprezes Agencji Rozwoju Pomorza, nieoficjalnej
przechowalni rezerwowych polityków
prawicy).
¤¤¤
Poznawszy, „czym skorupka za
młodu nasiąkła”, zbadaliśmy, co porabia pechowy radny w chwilach wolnych od politykowania.
Z jego oświadczenia majątkowego wynika, że w 2004 r. został prywatnym przedsiębiorcą w branży
„doradztwa finansowego”, co przyniosło mu 2,5 tys. zł przychodu, czyli około 208 zł miesięcznie. Przeżył dzięki
jednorazowej zapomodze (umowa-zlecenie za 1466 zł) i diecie radnego (1112
zł miesięcznie). Ba, nawet 55 tys. zł
oszczędności zgromadził, choć rok
wcześniej był pusty jak bęben.
Jego firmę znaleźliśmy w Internecie: to MPAconsulting, „zatrudniająca 10 pracowników” i zajmująca się
m.in. „analizą możliwości uzyskania
dotacji przez przedsiębiorcę, tworzeniem
biznesplanów, projekcji i analiz finansowych oraz wniosków o dotacje lub
kredyt bankowy”.
O
kropnie płaczą nad Wildsteinem. Że niby jego niezależność jest zagrożona,
bo Lepper chce mu wetknąć do telewizji swoich ludzi. Jednak Wildstein może
mieć kłopot inny, niż ten śmieszny teatr ze
swoją niezależnością w roli głównej.
Mieliśmy wolne 100 zł, więc postanowiliśmy powierzyć prawemu
i sprawiedliwemu radnemu analizę
możliwości ich wykorzystania. Ani
jego, ani firmy nie znaleźliśmy pod
wskazanym w Internecie adresem:
– Kiedyś tu był jakiś konsulting,
ale ich wyrzucili, bo właściciel nie płacił czynszu – przypomina sobie kobieta pracująca w jednym z biur.
Zerknęliśmy do najnowszego
oświadczenia majątkowego radnego
za rok 2005. Co się zmieniło w stosunku do ubiegłego?
Oszczędności stopniały do 2 tys.
zł, przez całe 12 miesięcy zarobił raptem około 24,6 tys. zł (11,3 tys. zł
z „działalności gospodarczej” i 13,5
tys. zł „diety radnego”), ale za 90 tys.
zł kupił mieszkanie!
Ba, jeszcze na wizyty w nocnych
klubach mu wystarczyło (w grudniu 2005 r. dostał tam po twarzy.
wiele miesięcy temu znalazł na niej swoje nazwisko. Mimo że wystąpił do IPN i został oczyszczony z zarzutów jakiejkolwiek współpracy ze Służbą
Bezpieczeństwa, to od tego momentu jest przez
wiele osób negatywnie postrzegany w lokalnym środowisku politycznym i publicznym.
Kość w gardle Wildsteina
Mógł Kaczyński wepchnąć nam Wildsteina, może i Lepper Wildsteinowi. Wszyscy już zapomnieli,
ile on krzywdy wyrządził ludziom, publikując listę
z nazwiskami rzekomych agentów, którą wyniósł
z IPN. Wszyscy, ale nie legnicki radny Ryszard
Kość. Ten się uparł, że mu nie daruje. Ma zamiar
powołać specjalną komisję do wyjaśnienia wszystkich okoliczności tego skandalu.
– Przepraszam, ale na razie nie mogę ujawnić
szczegółów. Możliwe są dwa scenariusze. Jeśli nie
uzyskam poparcia parlamentarzystów, to zorganizuję w całym kraju zbiórkę podpisów pod obywatelskim projektem ustawy w sprawie powołania takiej komisji.
Ryszard Kość jest jednym z pokrzywdzonych
w związku z ujawnieniem tzw. listy Wildsteina, bo
To właśnie Kość jako pierwszy wytoczył Wildsteinowi proces cywilny i domaga się od niego przeprosin i zadośćuczynienia na cele charytatywne.
– Takich ludzi w kraju jest bardzo wielu, często starają się odzyskać dobre imię, ale mają z tym
ogromne kłopoty. Natrafiają na różne trudności.
Myślę, że jest to najlepszy sposób, żeby im pomóc,
aby zostali oczyszczeni z wszelkich zarzutów i podejrzeń – mówi radny.
Pierwszym krokiem na drodze powołania komisji była prośba, jaką skierował do ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry o ponowne rozpoczęcie śledztwa w sprawie ujawnienia tzw. listy
Wildsteina.
Motywy prawne, które nim kierują, Ryszard
Kość określa precyzyjnie: niezabezpieczenie przed
„Wierzę, że przez przypadek, a nie
z powodu działalności politycznej,
którą się zajmuję” – skomentował
przykry incydent).
Ale wróćmy do jego działalności
biznesowej:
Siedziba firmy pana radnego mieści się teraz – jak deklaruje w oświadczeniu majątkowym – w (...) przy ul.
Skłodowskiej-Curie (...). Stówkę wciąż
mieliśmy, ale niestety – również tam
nie znaleźliśmy śladu istnienia MPAconsulting, nie wspominając już o biznesmenie. Sprawdziliśmy w informacji telefonicznej – to samo.
Spróbowaliśmy w klubie nocnym:
– Od kilkunastu dni go nie widziałem.
Chyba leczy kontuzję... – rzekł stały
bywalec klubu.
¤¤¤
Mimo braku czołowego napastnika, jego koledzy z Klubu
Radnych PiS ruszyli do kontrataku i usiłują strzelić bramkę kontaktową:
– Nie można wyciągać na
jaw spraw, w których wyrok jest
już zatarty – oburza się nowa przewodnicząca klubu.
Zapowiada złożenie zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa na każdego, kto ośmieli się używać wobec
jej kolegi słów „przestępca” bądź „fałszerz”. Mało tego: jak tylko poszkodowany dostanie z Centralnego Rejestru Skazanych zaświadczenie o niekaralności, zainicjuje procesy cywilne
o naruszenie dóbr osobistych!
Nie publikujemy jego nazwiska,
bo a nuż coś ugra i dopiero miałby
okazję, żeby poszaleć. Oczywiście, nie
w klubie radnych, lecz tym nocnym...
ANNA TARCZYŃSKA
zabraniem przez osobę nieuprawnioną, uszkodzeniem lub zniszczeniem danych osobowych zawartych w zasobach archiwalnych IPN – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu
(tj. przestępstwo określone w art. 52 ustawy
o ochronie danych osobowych); zaniechanie wykonywania obowiązku zgłoszenia zbiorów danych
przetwarzanych w IPN do rejestracji GIODO
(tj. przestępstwo określone w art. 53 ustawy
o ochronie danych osobowych); niedopełnienie
obowiązków funkcjonariusza publicznego poprzez
niewykonanie obowiązków wynikających z przepisów o ochronie danych osobowych i działania
tym samym na szkodę interesu publicznego i prywatnego (tj. przestępstwo z art. 237 kk).
Ponieważ nieco wcześniej podobną prośbę
złożyła Ewa Kulesza, główny inspektor ochrony danych osobowych, stosując niemal identyczną argumentację, i jej prośba także pozostaje bez
odpowiedzi, radny Kość doszedł do wniosku, iż
tylko specjalna komisja może wyjaśnić kulisy ujawnienia tzw. listy Wildsteina i pozwoli oczyścić
dobre imię wielu ludzi.
– Może uda się wyjaśnić, kto pomógł panu
Wildsteinowi w popełnieniu tego przestępstwa,
a także komu i dlaczego na tym zależało – dodaje Ryszard Kość.
KOW
11
G
łówny inspektor ochrony
danych osobowych nie jest
gorszy od Ryszarda Kościa
– też chce śledztwa w sprawie
listy Wildsteina.
Pierwsze zostało umorzone, dlatego zdaniem GIODO – Ewy Kuleszy – powinno rozpocząć się od nowa, aby wyjaśnić okoliczności pojawienia się dokumentu w Internecie.
Nie jest jeszcze jasne, czy następca
Kuleszy podtrzyma jej stanowisko. Nie
jesteśmy tego pewni, bo przecież PiS
już nas nauczył, że za jego władzy
nie są nominowani ludzie spoza kręgu kolegów, przyjaciół i politycznych
kuzynów PiS. Tym bardziej więc warto wiedzieć, o co Kuleszy chodziło.
– W prośbie do Zbigniewa Ziobry wskazujemy na niewłaściwą interpretację prawa zastosowaną przez prokuraturę, która umorzyła śledztwo
– mówi ona. – Wyjaśniamy, że dane
ujawnione przez redaktora Bronisła-
GIODO też
wa Wildsteina to katalog danych osobowych, bo były tam nie tylko nazwiska poszczególnych osób, ale także
numery nadane im w IPN.
Kulesza podkreśla też, że na liście
są nazwiska osób, które można bez
trudu nie tylko zidentyfikować, ale też
odnaleźć – np. ze względu na niepowtarzalne brzmienie nazwiska. – Można znaleźć adresy, a nawet numery telefonów wielu z tych ludzi. Taka sytuacja jest sprzeczna z przepisami
Ustawy o ochronie danych.
Jej zdaniem, śledztwo powinno zostać wszczęte w sprawie niezabezpieczenia przed zabraniem przez osobę
nieuprawnioną, uszkodzeniem lub
zniszczeniem danych osobowych zawartych w zasobach archiwalnych Instytutu Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. Jeśli w Polsce sprawa ujawnienia tzw. listy Wildsteina nie
zostanie wyjaśniona, a odpowiedzialne za to osoby nie poniosą kary, wkrótce zajmie się tym Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu
– uważa Ewa Kulesza.
Pierwsze efekty decyzji prokuratur, a także sądów, które nie chcą
pomagać obywatelom w dochodzeniu
swoich praw po ujawnieniu ich nazwisk na tzw. liście Wildsteina, źle
wróżą sprawie.
– Prokuratorzy w kilku miastach
mieli tak postąpić, gdyż obawiają się
reakcji swoich przełożonych – dodaje Ewa Kulesza.
Co prawda Prokuratura Okręgowa Warszawa Praga poinformowała,
że nie udało się jej ustalić osoby, która udostępniła dane Wildsteinowi,
ale jest to raczej dla IPN okoliczność
obciążająca. Prezes IPN ponosi bowiem odpowiedzialność za zastosowanie takich środków technicznych
i organizacyjnych, które uniemożliwią lub co najmniej znacznie ograniczą ryzyko zaistnienia takich oburzających ekscesów.
AL
12
POLSKA PARAFIALNA
Kości zostały rzucone
Cmentarz katolicki w Sopocie jest
obiektem wpisanym do rejestru
zabytków województwa pomorskiego. Bywają dni, że śmiało
mógłby zostać wpisany na listę
dzikich wysypisk śmieci...
Pewna gdynianka gościła przed
dwoma laty znajomych z Niemiec:
– Ich rodzice mieszkali kiedyś
w Sopocie, naszej – przepraszam za wyrażenie – perle Bałtyku. Starzy ludzie
tęsknili, ale wiek i zdrowie nie pozwoliły im przyjechać osobiście. Wysłali
więc do Polski dzieci, żeby sfilmowały
miejsca, gdzie się urodzili i przeżyli
młodość. We wspólnej z cudzoziemcami wędrówce trafiliśmy na zabytkowy
cmentarz katolicki w Sopocie (terytorium parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa – przyp. red.). Myślałam, że
zapadnę się pod ziemię ze wstydu
– opowiada Renata D.
Kobieta zawiadomiła Powiatowy Inspektorat Sanitarny. Urząd przeprowadził dwie – w odstępie kilkunastu dni
– kontrole i... odpowiedział. „(...) mimo niestwierdzenia nieprawidłowości
w sprawie sposobu wywożenia i składowania nieczystości stałych na Cmentarzu Katolickim w Sopocie, w związku
z Pani skargą, na terenie cmentarza prowadzony będzie przez pracowników powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej wzmożony nadzór sanitarny” – czytamy w piśmie
Anny Kapuścińskiej, szefowej sopockiego inspektoratu.
– Niedawno ponownie
odwiedziłam cmentarz, tym
razem uzbrojona w aparat fotograficzny. Szkoda słów, wystarczy popatrzeć na zdjęcia...
– wzdycha pani Renata.
Może niefortunnie wybierała terminy?
Postanowiliśmy przekonać się osobiście. Niestety,
my też trafiliśmy na sterty
śmieci w zakamarkach katolickiej nekropolii oraz puste
puszki po piwie w rozbebeszonych grobach. Starannie
uporządkowane miejsca, owszem, widzieliśmy – w reprezentacyjnych alejach, przy
krzyżach i rzeźbach służących
miejscowym kapłanom do
specjalistycznych obrządków
religijnych...
DOMINIKA NAGEL
Fot. Autor
Nr 26 (330) 30 VI – 6 VII 2006 r.
O
kradzież 28 tys. złotych i 30 tys. dolarów
oskarża trzebińskich
salwatorianów rodzina zmarłego zakonnika. O broni palnej nie chce wspominać, choć i ona stanowiła masę spadkową. Salwatorianie mówią: pazerna rodzina. Rodzina
i znajomi odpowiadają: który z was
go zabił?!
W oficjalnym życiorysie ks. Franciszka Koska aż gęsto od zachwytów
i pochwał: doskonały organizator i budowniczy wielu obiektów sakralnych.
Duszpasterz w Mikuszowicach Śląskich,
Międzyzdrojach, Bielsku-Białej, Krakowie, Wrocławiu, Żywcu i w Trzebini,
gdzie wybudował dom zakonny (przy
słynnym na całą Polskę sanktuarium
Matki Bożej Fatimskiej), w którym
przeżył ostatnie sześć lat.
Siostra, brat i bratowa księdza demolują jednak życiorysową rzeczywistość:
– Kiedy pracował dla zakonu, był
wychwalany pod niebiosa, kiedy zaś
– schorowany – potrzebował opieki, był
dla nich ciężarem.
Koskowie nie kryją oburzenia: – To
był szok. Odwiedzaliśmy go przecież
w tygodniu, robiliśmy zakupy, zaopatrywaliśmy w lekarstwa, masowaliśmy.
Choć był schorowany, jego śmierć i zachowanie zakonników wstrząsnęło nami. Koskowie mówią, że zakonnicy szantażowali ich brata psychicznie, wyzywali, domagali się, żeby oddał im kluczyki od samochodu, bo był już za stary,
żeby z niego korzystać. – Brat skarżył
się, że ma telefon na podsłuchu i nie
może nam nic mówić. Za każdym razem, zanim nas do niego wpuszczono,
rewidowano nasze torby z zakupami.
Nigdy nie wstydzili się tego chamstwa.
Rodzina ma też poważne wątpliwości co do przyczyn zgonu ks. Koska.
– Na kilka dni przed swoją śmiercią mówił mi, że czegoś się obawia i prosił,
bym została u niego w nocy, przypomina sobie bratowa, Halina Kosek.
Została, ale nic jej nie powiedział.
– Drugi fakt, który skojarzyliśmy dopiero po jego śmierci, to telefon z 28
grudnia 2004 r., a więc z dnia poprzedzającego tragedię. Telefon odebrał nasz
kilkunastoletni syn, w słuchawce słychać
było tylko jakieś mamrotanie, a potem
szarpaninę... Nagle ktoś trzasnął słuchawką telefonu i nas rozłączył. Tego
samego dnia siostra księdza jak zwykle
chciała odwiedzić brata. Do południa
nikt nie odbierał telefonu. Dopiero
w kancelarii powiedziano jej, że brat
śpi. Kiedy zadzwoniła po południu, ponownie usłyszała, że brat śpi.
– Zdenerwowana powiedziałam, że
to niemożliwe i że do niego jadę. Kiedy weszłam do mieszkania, brat siedział
w fotelu, wyglądał kiepsko. Pod oczami miał ogromne siniaki, jakby go ktoś
pobił. Jednak nic nie powiedział i nie
skarżył się. Kiedy rozmawiałam z księdzem mieszkającym po sąsiedzku, powiedział tak: „Co ten twój brat wyprawiał w nocy, nie można było spać,
a cała ściana była zalana krwią”. W tej
sytuacji nie mogłam go zostawić samego. W nocy źle spałam, bolała mnie głowa. Kiedy się obudziłam, zobaczyłam,
że w łazience świeci się światło, a w
pokoju leży martwy brat. Z ust leciała mu krew. Zaalarmowałam salwatorianów. Lekarka pojawiła się dopiero ok. 8.00. Nie mogłam uwierzyć,
że brat odszedł.
Ochłonęła dopiero po kilku godzinach. – Nagle oprzytomniałam. Przecież tu są nasze rodzinne oszczędności. Powiedziałam więc ks. Dariuszowi Babule, ekonomowi trzebińskich
zakonników, gdzie brat trzyma nasze
pieniądze i biżuterię. Ten przewrócił
który księża mają obowiązek sporządzać i uaktualniać. Tymczasem podczas
sześcioletniego pobytu w domu zakonnym w Trzebini sytuacja zmieniła się
diametralnie... Brat wciąż narzekał na
znęcanie się współbraci i zarzekał, że
nie dostaną od niego ani złotówki – mówi nam Maria Kosek.
Tymczasem salwatorianie uważają
oskarżenia pod swoim adresem za wymysł pazernej rodzinki. Przełożony trzebińskiej wspólnoty zakonników ks. Jan
Socha powiedział nam, że poprzez świę-
13
Ksiądz superior (przełożony) dodaje, że to przecież rodzinka zgarnęła wszystkie pieniądze z ubezpieczenia po śmierci brata, choć nie dała
na pogrzeb ani grosza.
– Tymczasem ja odprawiłem już
2 gregorianki (2 razy po 30 mszy
– przyp. red.) za zmarłego współbrata.
Zdaniem księdza superiora, rodzina
nie ma żadnego dowodu na swoje
oskarżenia. Poza tym w dzisiejszych
czasach nie daje się księdzu pieniędzy
w depozyt do skarpety, tylko zanosi do
Udało nam się dotrzeć do kolegi
zmarłego księdza, któremu ten również
zwierzał się, że jest przez mnichów zastraszany. Mówił mu, że go szantażują, że boi się o życie, że żądają, by
sporządził nowy testament i oddał im
kluczyki od samochodu. Ks. Kosek
wspominał też, że rodzina powierzyła
mu duże pieniądze i boi się, że zakonnicy mogą je wyniuchać. Rodzina stawia sprawę jednoznacznie: – Nie pozwolimy się okraść. Tym bardziej że
o przekazywaniu bratu pieniędzy wie-
banku. Zaś co do przyczyn
śmierci, to sprawa jest
banalna, choć na
pewno dla rodziny
nieprzyjemna. Otóż
przełożony twierdzi,
iż zgon nastąpił z wyniku niewydolności
krążenia, zaś ta niewydolność była skutkiem alkoholizmu. Ks.
Kosek zwyczajnie zapił się na śmierć.
Jednak człowiek nie
żyje. Lepiej więc,
żeby rodzina pomodliła się za
niego, a nie rzucała inwektywami
na zakon – ubolewa ks. Socha.
działy też osoby niespokrewnione
pz nami, na przykład ci, którzy je bratu dostarczali. – Uważamy, że te pieniądze nie podlegają spadkowi, bo dane były bratu jedynie w depozyt.
Kto ma rację? Komu uwierzy sąd?
PS Zaraz po naszej rozmowie z ks.
Janem Sochą salwatorianie zaprosili rodzinę ks. Koska do siedziby Prowincji
Krakowskiej. Tam obiecano im zwrot
samochodu i trochę pieniędzy na otarcie łez. Wkrótce mają omówić z nimi
szczegóły ugody. Czyżby odmiana w podejściu do bliźniego? A może próba zamknięcia ust „pazernej rodzinki”? Może dręczą ich wyrzuty sumienia? My stawiamy raczej na strach przed nagłośnieniem sprawy w „FiM”. Wkrótce napiszemy, co dalej ze sprawą ks. Koska.
JAROSŁAW RUDZKI
Fot. Autor
W cieniu
klasztoru
martwego brata na drugi bok i wyciągnął mu z kieszeni kluczyki do schowka. W plecaku było 28 tys. złotych
i 30 tys. dolarów oraz biżuteria i broń.
– Pieniądze pochodziły z gospodarki,
z wynajmu mieszkania w Wadowicach
i z handlu. „Proszę mi dać te pieniądze, potem się z wami rozliczymy”
– powiedział siostrze zmarłego ksiądz
ekonom i przekazał kasę przełożonemu – ks. Janowi Sosze. Biżuterię
p. Maria zabrała od razu.
Pogrzeb odbył się już 31 grudnia.
Mimo próśb rodziny nie otwarto
trumny.
– Podczas pogrzebu na cmentarzu
w Czernichowie podszedł do mnie jeden z mnichów i wręczył mi ksero testamentu. Powiedział: „Nie macie nic”
i odszedł – opowiada brat zmarłego,
Stanisław Kosek. Po pogrzebie umawiali się na zabranie reszty rodzinnych rzeczy, w tym pieniędzy
i cennych obrazów, ale wciąż ich
zbywano. Nie pomogły nasze interwencje u władz prowincjalnych
w Krakowie. – W końcu usłyszałam, mówi Maria, że musimy
udowodnić, że to były pieniądze rodzinne. Oni
twierdzili bowiem, że
ta kasa pochodzi
z budowy kościoła w Bielsku-Białej i należy do
ich. Zresztą brat
był zakonnikiem i wszystko należy do zakonu.
I tak się stało.
Salwatorianie wnieśli
o sądowe przeprowadzenie spadku. Sprawa toczy się
w Wadowicach. Rodzina
wniosła o zabezpieczenie
spadku, bo nie wierzy
w informacje zakonników
dotyczące wielkości spadku
ani w testament. – To był
standardowy, wymagany
przez hierarchów testament,
cenia zakonne wszystkie
dobra zakonnika należą
do współbraci. Poza tym
to raczej ks. Kosek wspomagał rodzinę, a nie odwrotnie. – To okropne, że
rodzina na siłę chce wyciągnąć od zakonu pieniądze. Jest testament, w którym zmarły jasno określił,
że dobra, które nabył podczas życia w zakonie, należą do wspólnoty. Samochód, który kupił w ramach swojej zakonnej posługi, został przekazany
seminarium duchownemu. Rodzina, wysuwając
jakiekolwiek żądania wobec nas, nie ma umiaru
i przyzwoitości. Jednak
ludzka pazerność
czasem nie ma
granic...
14
Nr 26 (330) 30 VI – 6 VII 2006 r.
ZE ŚWIATA
BÓG Z AMERYKĄ
Okręgowy Sąd Federalny w San
Francisco odrzucił pozew dra Michaela Newdowa (lekarz i prawnik zwalczający klerykalizację
państwa), który twierdzi, że napis „Ufamy Bogu” na amerykańskich monetach i banknotach stanowi pogwałcenie rozdziału państwa od religii.
W opinii Newdowa używanie
pieniędzy z taką inskrypcją zmusza
go do akceptacji dogmatu religijnego, stanowi akt nawracania na monoteizm. Sędzia
Frank Darmel oświadczył
natomiast, że wyznanie „Ufamy Bogu” jest (sic!) z natury świeckie, a jego obecność
na środkach płatniczych nie
oznacza stosowania przez
państwo przymusu wiary monoteistycznej.
Dr Newdow zapowiedział, że odwoła się do federalnego sądu apelacyjnego,
który w innym procesie przyznał mu rację, że sformułowanie „Nation under God”
(kraj boży) w ślubowaniu wypowiadanym
codziennie
przez wszystkich uczniów
w USA stanowi naruszenie
konstytucyjnej zasady rozdziału religii od państwa i nie powinno być
stosowane. Co prawda Sąd Najwyższy USA anulował tę decyzję, ale
wyłącznie z powodów poceduralnych: Newdow wytoczył proces
w imieniu swej córki, zaś sędziowie
orzekli, że po rozwodzie znajduje
się ona pod opieką matki.
„Historia jest po mojej stronie”
– oświadczył po ostatnim wyroku
Newdow. Historia może tak, ale rodacy raczej nie.
TW
DOWÓD WIERNOŚCI
Wiele może być dowodów wierności małżeńskiej. 41-letni mieszkaniec Kuala Lumpur wybrał najbardziej dramatyczny i krwawy.
Najpierw żona przejrzała SMS-y
w jego telefonie, a po wykryciu jakiejś nieznanej rywalki, zrobiła chłopinie nieziemską awanturę. Wtedy
– jak stwierdza 14-letni syn – ojciec
wbiegł do pokoju, krzycząc, że zaraz udowodni, że nie ma romansu.
I „udowodnił”. Po chwili dzikich
krzyków wyszedł z własnoręcznie
oderżniętym fiutem. Krew zalewała go dosłownie i w przenośni.
Lekarzom udało się z powrotem
umocować w stosownym miejscu narzędzie domniemanej zdrady. Czy
małżonka jest teraz przekonana? A
ch... wie.
ST
CHAMSCY LORDOWIE
Anglicy dłubią w zębach wszystkim, co wpadnie im w ręce: śrubokrętami, nożycami, nożami, kolczykami, kluczami, widelcami itp.
Krajowy sondaż dentystyczny
przeprowadzony w Wielkiej Brytanii ujawnił, że 60 proc. Anglików
indagowanych przez British Dental
Health Foundation używa do dłubania w uzębieniu takich niekonwencjonalnych wykałaczek. 23 proc.
respondentów nie martwi się w ogóle o jedzenie pozostałe między zębami i pozwala mu gnić.
ST
LEWI REPUBLIKANIE
Czy Partia Republikańska może
być lewicowa? W Ameryce
wszystko jest możliwe.
Wydaje się, że przynajmniej
część religijnych konserwatystów,
którzy przed dwoma laty zapewnili
republikanom zwycięstwo, poszła
wreszcie po rozum do głowy. Świat
ma kupę problemów na głowie: biedę, AIDS, handel ludźmi, niewolnictwo, ochronę środowiska, więc
normalna amerykańska prawica nie
ma dłużej ochoty liczyć się na każdym kroku z odchyłkami fundamentalistycznych dewotów.
Ku powszechnemu zaskoczeniu
na niedawnej konwencji baptystów
na przewodniczącego wybrano pastora Franka Page’a. „Wierzę
w słowo boże, ale nie mam fioła na
tym punkcie”, zadeklarował nowy lider i bez trudu wykosił dwóch eks-
tremistycznych kontrkandydatów.
A warto wiedzieć, że baptyści uważani są za jeden z najbardziej ortodoksyjnych odłamów protestantyzmu.
Część ekspertów jest zdania, że
choć większość amerykańskich ewangelików wciąż będzie głosować na
republikanów, to jednak nie będą
dłużej tracić głosów na dewiantów.
„Trwa wyścig między prawicą a skrajną prawicą” – stwierdza Robert
Parham, dyrektor Baptist Center
for Ethics.
A teraz, drodzy Czytelnicy, pod
„prawicę” podłóżcie sobie PO, a pod
„skrajną prawicę” – PiS i LPR,
a będziecie mieli Amerykę z dostawą do domu. Bez wiz.
JF
ROLNICZY SEX-SHOW
Kto by się spodziewał sex-show
na wystawie rolniczej? Tymczasem w Nowej Zelandii przyjęto
taką atrakcję entuzjastycznie.
Głównie dlatego, że jej bohaterem był przedstawiciel fauny. Po
prostu byk.
Z „partnerką” dlań
sprawa jest bardziej skomplikowana. Pod przykryciem
z krowiej skóry kryje się...
gokart, z chytrze zainstalowaną atrapą pochwy w strategicznym miejscu. Kierowca podjeżdża, byk wskakuje i robi swoje, publiczność
piszczy z ukontentowania.
Nowa Zelandia ma nikłe
pogłowie dewotów, więc
rozrywka nikomu nie wadzi, tym bardziej że chodzi
o pożytek: pozyskanie spermy do zapładniania jałówek. Normalnie cel ten jest osiągany sposobem bardziej konwencjonalnym:
dwóch techników wkłada bykowi na
wyrzutnię spermy gumową rurę,
zwaną sztuczną pochwą, i wykonuje serię rytmicznych ruchów, co odbywa się bez widowni i aplauzu.
À propos rolnictwa – czy wiedzą Państwo, po czym poznać polskiego rolnika w burdelu? Najpierw
mu za sucho, potem za mokro, a na
końcu za drogo…
PZ
MIĘDZY NIEBEM A PIEKŁEM
Wedle sondażu Gallupa, 81 proc.
Amerykanów wierzy w niebo,
a 70 proc. w piekło; 77 proc. to
optymiści, którzy są
przekonani, że to
pierwsze jest dla nich.
Jeffrey Burton
Russel, profesor historii z Uniwersytetu Kalifornii i autor książki
„Raj zagubiony: Jak
utraciliśmy niebo i jak
możemy je odzyskać”,
zauważył, że te dane nie
zmieniają się od półwiecza. W tej sytuacji my
pozwalamy sobie zauważyć, że taka stagnacja na polu wiary w dobro i zło, w Nagrodę
i Karę, to dowód kompletnego zastoju w sferze ewangelizacji. Kto wie, czy nawet nie porażki. Tym bardziej że tenże Russel
mówi, iż nawet ci Amerykanie, którzy wierzą w niebo i piekło, traktują je raczej jako przesąd, a nie jako realną możliwość zwieńczenia
własnego życia i hołdują mu raczej
z przyzwyczajenia.
Jakby tego było mało, to 79 proc.
Amerykanów jest przekonanych, że
niekoniecznie trzeba leżeć w kościele krzyżem, żeby trafić do nieba.
Akurat to przekonanie ma pewną
teoretyczną podbudowę. Choć Nowy Testament stwierdza, że „wiara
jest absolutnym warunkiem zbawienia”, to jednak wedle nauk II Soboru Watykańskiego osoba niepraktykująca wiary chrześcijańskiej, lecz
szczerze poszukująca Boga, może zostać zbawiona. To rzadki przypadek,
że Kościół jest mniej radykalny od
samego Boga. „Kościół uznał, że
rygorystyczne wymaganie wiary jest
zbyt pesymistyczne” – mówi amery-
kański teolog, kard. Avery Dulles.
Jednocześnie ostrzega, że „bezmyślny optymizm jest powszechnym błędem; wielu chrześcijan błędnie przypuszcza, że wszyscy, praktycznie każdy, musi być zbawiony”. Pesymizm
– źle, optymizm – też niedobrze. Bądź
mądry i pisz wiersze...
PZ
GDZIE NOGI PONIOSĄ
Kiedy amerykański policjant zatrzymał samochód, który przekroczył dozwoloną prędkość, pomyślał, że ma halucynacje po długiej służbie.
Na siedzeniu kierowcy (rozłożonym) leżał facet. Jedną nogę trzymał na kierownicy, a drugą obsługiwał gaz i hamulec. Przy bliższych
oględzinach okazało się, że nie ma
on obu rąk. 31-letni Colin Smith
wyjaśnił jak gdyby nigdy nic, że taki się urodził i że samochód prowadzi od lat bez żadnego wypadku, chociaż oprócz górnych kończyn
brak mu też prawa jazdy.
TW
WSZECHAMERYKANIE
Ciemnogród to nie tylko Polska
miejscowość. Występuje także
w Stanach Zjednoczonych.
Prestiżowy brytyjski periodyk
medyczny „The Lancet” wezwał
amerykańską agencję federalną zatwierdzającą nowe leki – US Food
and Drug Administration – do niepoddawania się politycznej presji
i dopuszczenia do sprzedaży bez recepty środka antykoncepcyjnego
plan B. Plan B przewiduje się na sytuacje awaryjne, na wypadek, gdyby zawiódł plan A. Plan B to droga odwrotu… Składają się nań dwie
tabletki zawierające
podwyższone dawki
hormonów stosowanych w normalnych
pigułkach antykoncepcyjnych. Plan B zażyty do 72 godzin po
stosunku nie dopuszcza do zapłodnienia.
Lekarze – w tym
rada naukowa FDA
– zaakceptowali lek,
uznając go za skuteczny i bezpieczny. Ale
klerykalne oszołomstwo uważa plan B za
specyfik aborcyjny
i sprzeciwia się jego dystrybucji.
Sen pokoleń Polaków się ziścił.
Pod wieloma względami Amerykę
mamy już u siebie, w Polsce. JF
ALTER EGO ZA DYCHĘ
Nie każdy może mieć bliźniaka,
ale – jak widać – nie ma czego
żałować. Tym bardziej że podobno każdy ma gdzieś sobowtóra.
Za 10 euro lub 15 franków
szwajcarskich specjalny serwis internetowy stworzony przez szwajcarskiego pracownika laboratorium
chemicznego pomoże ci go odnaleźć. Trzeba tylko wprowadzić do
komputera dane biometryczne twarzy: długość i szerokość nosa, rozstaw oczu, szerokość ust, długość
podbródka, a także informacje
o płci, kolorze skóry i rasie. W przypadku znalezienia twarzy o parametrach zbliżonych w 76–90 proc., serwis poinformuje o tym zainteresowanych. Adresu www nie podajemy – Giertych czuwa.
AK
Nr 26 (330) 30 VI – 6 VII 2006 r.
N
a przestrzeni dziejów piłka nożna przeżywała swoje wzloty i upadki, bywała czynnością boską, szatańską
rozrywką, zaprawą wojskową,
chuligańską burdą, grą dla elit...
Albo przeciwnie – dla pospólstwa.
Piłkę kopali już starożytni Chińczycy, Japończycy, Persowie,
Egipcjanie, Grecy i Rzymianie.
Najstarszy znany wizerunek futbolisty pochodzi ze starożytnych Chin
– powstał około 2600 r. p.n.e. Chińczycy grę w piłkę nożną nazywali
„tsu czu” (tsu – kopać, czu – piłka)
i traktowali ją zarówno jako formę
zaprawy wojskowej, jak i rozrywkę.
Mniej więcej na 200 r. p.n.e. datuje się pierwszy podręcznik z zasa-
poprzedzała wspólna medytacja i pobłogosławienie piłki przez kapłana.
Ojczyzną nowoczesnego futbolu bezsprzecznie jest jednak Anglia.
Najstarszy angielski wizerunek gry
w piłkę pochodzi z XIII w. i znajduje się w katedrze w Gloucester.
Sam termin „football” po raz pierwszy pojawił się w Anglii prawdopodobnie w 1424 roku, kiedy to Henryk VI w swoim edykcie zabronił
„wszystkim mężczyznom grać w football pod karą grzywny”. Zachowane opisy świadczą o tym, że angielski futbol do szczególnie wyrafinowanych rozrywek nigdy nie należał. Uchodził za chuligańskie i brutalne wybryki, w których uczestniczyły zwykle setki osób, a piłkę za-
ZE ŚWIATA
jedynie na wsiach, a i to okazyjnie.
Ale od zapomnienia ocaliło grę wprowadzenie jej do programu wychowania w wielu szkołach publicznych
(m.in. Harrow, Eton, Cambridge,
Westminster, Shrewsbury). Ponieważ
różnice pomiędzy regułami gry w poszczególnych szkołach były początkowo znaczne, ujednolicono przepisy, aby możliwe były rozgrywki międzyszkolne. Pierwszej próby dokonano w 1848 roku.
Za oficjalne narodziny piłki nożnej zwykło się jednak przyjmować
dopiero powstanie w górniczym miasteczku Sheffield pierwszego na świecie klubu piłkarskiego Sheffield Football Club (1855 r.) lub też sformułowanie przez tenże klub zasad
Skopana historia
dami tej gry. W Chinach piłka kopana była już wtedy masowo uprawianym sportem, a grywały w nią
również kobiety. Drużyny liczyły minimum po 10 zawodników, piłkę wolno było dotykać tylko nogami oraz
tułowiem, a rękami grać mógł jedynie bramkarz. Początkowo gole strzelano do jednej bramki, którą stanowił otwór w ścianie z desek, lecz
z czasem wprowadzono dwie prostokątne bramki z jedwabną siatką.
Zupełnie inny charakter miała
japońska wersja piłki nożnej – kemari – która była swego rodzaju obrzędem religijnym. Wedle legendy,
około 800 r. p.n.e. grę mieli przynieść Japończykom bogowie przybyli tutaj z Chin. Bogom wybudowano świątynię, a oni chętnie umilali sobie czas, kopiąc piłkę. Po pewnym czasie bogowie odeszli, ale „boska czynność” pozostała. Kemari
– początkowo zarezerwowana wyłącznie dla arystokracji i mnichów
– miała znaczenie kultowe i była
uprawiana jedynie na terenach świątynnych. Zadaniem czterech do sześciu piłkarzy grających na piaszczystym placu o wymiarach 14 na 14
m było podbijanie piłki w powietrzu
tak długo, dopóki nie spadła na ziemię, co zwykle miało miejsce po
300–400 kopnięciach. Grę zawsze
P
równo kopano, jak i odbijano rękami. Wszelkiego rodzaju kontuzje
były na porządku dziennym, a zdarzały się również ofiary śmiertelne.
Wzmianka z 1321 roku mówi o tym,
że John de Buddeworth został zamordowany podczas gry w piłkę nożną, a mordercy kontynuowali grę jego głową. Trudno się zatem dziwić,
że grania w piłkę wielokrotnie zakazywano. W 1314 r. król Edward
II pod karą więzienia zabronił gry
w piłkę nożną na placach miejskich,
z uwagi na „wielki hałas wywołany
ciżbą i poszturchiwaniem wokół piłki, z której wiele zła może się zrodzić i której Bóg zakazuje”.
W 1349 roku zakaz ponowił
Edward III, traktując grę jako „odwodzącą młodzież od ćwiczeń wojskowych”. Podobne edykty wielokrotnie i równie bezskuteczne wydawali
władcy angielscy w następnych wiekach. O brutalności i niskim statusie futbolu świadczą m.in. wzmianki
w dziełach Szekspira. Jeszcze w 1779
roku niejaki John Wonkell z Durham został skazany na tydzień aresztu i pokutę kościelną za „bezwstydne uprawianie futbolu”.
Pod koniec XVIII wieku moda
na kopanie piłki zaczęła zanikać tak
skutecznie, że w latach dwudziestych
XIX w. w piłkę nożną grywano już
rzed amerykańskim sądem toczy się spór Polaka zamieszkałego w Chicago z jego byłą żoną o... obrzezanie ich 8-letniego synka.
W USA od wielu lat obrzezanie należy do najczęściej wykonywanych zabiegów. Nie chodzi wyłącznie
o społeczność żydowską, bo wtedy
można by mówić
o tradycji tysiącletniej. Tradycja amerykańskich obrzezań sięga XIX wieku, kiedy to purytanie z krajów anglosaskich masowo wprowadzili ten zabieg
w celach... wychowawczych, aby zapobiegać masturbacji.
Jeszcze w latach 70. ubiegłego stulecia obrzezaniu poddawano 90 proc. chłopców rodzących się w USA. Dzisiaj
liczba ta znacznie spadła, ale nadal wynosi 55 proc.
Wszczęcie przez naszego rodaka procesu o uratowanie synowi napletka może być milowym krokiem
w trwającej od wielu lat debacie na temat konieczności
gry w piłkę nożną – w tym podstawowego zakazu dotykania piłki rękoma (1857 r.). Kolejnym przełomowym faktem w dziejach futbolu jest
założenie w 1863 roku pierwszego
związku piłki nożnej – Football Association. Wśród założycieli, którzy
obradowali w londyńskiej tawernie,
był m.in. ksiądz R. Burn ze Shrewsbury. Ustalono wówczas reguły gry,
rozmiar boiska i bramki oraz obowiązujące piłkarzy stroje (spodnie
poza kolana oraz czapka z daszkiem).
W kolejnych latach uregulowano zasady rzutów rożnych i wolnych (1866
roku), ustalono liczbę graczy na 11
zawodników (1870 r.), umieszczono
nad bramką poprzeczkę (1875 r.),
wyposażono sędziego w gwizdek
(1878), po meczu Anglia–Szkocja,
podczas którego w wyniku ostrej
gry aż 15 spośród 22 piłkarzy odniosło kontuzje, nałożono na zawodników obowiązek stosowania ochraniaczy na nogi (1879 r.), wprowadzono rzut karny (1890 r.) oraz zastosowano w bramkach siatki (1891 r.).
W 1885 roku – w związku z rosnącą liczbą zawodników z klasy robotniczej i wzrostem zysków z meczów
– wprowadzono w Wielkiej Brytanii
zawodowstwo. 10 lat później powstała pierwsza drużyna kobieca – British Lady Football Club.
AK
obrzezania. Ojciec chłopca założył sprawę, gdy dowiedział się, że jego mieszkający z matką syn ma już wyznaczony termin zabiegu.
Adwokat ojca, David Llewellyn, twierdzi, iż ojciec przeciwstawia się jedynie okrutnemu obyczajowi,
który nie ma żadnego medycznego uzasadnienia.
Tymczasem napletek czeka na swój
los. Wyrok spodziewany jest w sierpniu. Ojciec ma nadzieję, iż sąd orzeknie, że obrzezanie nie leży w interesie chłopca i w ten sposób uratuje mu ten kawałek
skórki. Powiedzmy sobie jednak, że gdyby rzeczywiście
sąd podzielił pogląd naszego rodaka, byłoby to wydarzenie historyczne. Potwierdzałoby poniekąd panujący
tu i ówdzie, a gwałtownie przez Marka Jurka negowany pogląd, że w Polsce brak napletka rzeczywiście
się teraz nie kalkuluje.
MAR
Napletek polski
15
Boże igrzysko
C
zy Bóg gra w piłkę? Jeśli nawet nie, to na pewno wie, co to
jest. Tylu piłkarzy, kibiców, działaczy i polityków wzywa go
na pomoc, że niemożliwe, by nie miał pod ręką telebimu. Choćby
po to, by mieć orientację w najpilniejszych obstalunkach.
Znawcy przedmiotu twierdzą,
że najbardziej żarliwe modły mkną
w stronę nieba z Meksyku. Niestety, jest w nich jakiś feler, bo Meksyk nigdy nie dobrnął do ćwierćfinałów. Ta reguła potwierdziła się
też w Niemczech. A przecież meksykańskie kościoły pękały w szwach
od wiernych kibiców. Od lat 90. na
czas mistrzostw świata Meksykanie
ubierają w strój narodowej drużyny statuę Dzieciątka Jezus na ołtarzu kościoła św. Archanioła Gabriela w stolicy. Nie zapominają nawet
o tenisówkach. Boży syn opiera nogę na piłce. W podobnym uniformie paraduje co drugi Meksykanin.
Przed tegorocznymi mistrzostwami
realiści przestrzegali, że bez pomocy co najmniej archanioła Gabrie-
swe modlitwy o zwycięstwo zapisywać i przypinać na specjalnej tablicy. Natomiast w Wiedniu przed dwoma kościołami zainstalowano wielkie telebimy, na których wyświetlane są mecze.
Pieter Kohnen, rzecznik konferencji biskupów holenderskich
(30 proc. populacji tego kraju to
katolicy, na msze uczęszcza 8 proc.
wiernych) pochwalił pomysł zorganizowania konkursu na chrześcijańską gwiazdę piłki mistrzostw
świata. „Jest duży opór przeciw temu, że futbol może być chrześcijański – rzecze rzecznik. – Ale dobrze jest pokazać, że ludzie będący supergwiazdami turnieju mają
też życie duchowe i wierzą w Chrystusa. To świetny sposób ewange-
la oczekiwanego sukcesu nie będzie,
ale mało kto im wierzył. Meksykanie byli załamani, gdy okazało się,
że ich Jezusek musiał uznać wyższość Matki Boskiej z Lujan, patronki Argentyny, której statuetkę
piłkarzom tego kraju wysłał biskup
Ruben Frassia. Argentyńczycy są
skłonni wierzyć, że Matka Boska
z Lujan kierowała nogą Rodrigueza, gdy w pierwszej połowie dogrywki strzelał Meksykanom niebiańskiej urody gola. „Papież jest
Niemcem, ale Bóg jest Argentyńczykiem” – skandują na ulicach Niemiec argentyńscy kibice.
Brazylijczycy też nie pozostawiają przypadkowi gry swojej drużyny.
Oni z kolei wzywają na pomoc swego narodowego patrona, św. Antoniego. Mieszkańcy największego katolickiego państwa świata żarliwie
modlą się o zwycięstwo. W São Paulo po mszy ludzie oglądają mecze
w kościołach, udekorowanych narodowymi barwami.
Piłkarsko-religijna gorączka
udziela się nawet narodom z reguły flegmatycznym i niepodatnym na
ataki dewocji. W katedrze św. Barabasza w Nottingham ks. David
Kain, fanatyczny kibic piłkarski,
uruchomił na czas mistrzostw specjalną kaplicę futbolową, w której
kibice różnych drużyn zanoszą modły o sukces swego zespołu. Mogą
lizacji, który normalnie się nie zdarza”, mówi o inicjatywie grupy katolickich i protestanckich nauczycieli i wykładowców, która w Internecie opublikowała listę 11 piłkarzy katolików, na których publika
może oddawać głosy. Kohnen ma
nadzieję, że laureaci będą mówić
o swej wierze. „Trzeba szukać
chrześcijan w świecie sportu,
zwłaszcza tych, którzy odważą się
głośno mówić o swej religii. Chociaż z reguły supergwiazdy nie mówią o swej religii, może być wśród
nich o wiele więcej praktykujących
chrześcijan niż się wydaje”.
Lider Nadrenii-Westfalii Jurgen Ruttgers ujawnił po powrocie
z Watykanu, że Benedykt XVI również ogląda mistrzostwa, ale żadnej drużyny nie faworyzuje.
Jak zwykle najmniej wyrozumiałości miał Bóg dla najbardziej dewocyjnego kraju w Europie – Polski. Nie wiadomo, czy on się poznał
na naszych katolikach, czy ich nie
lubi, w każdym razie, jeśli chodzi
o polskich kopaczy, żadne modły
nie pomogły. A przecież Polska drużyna była uroczyście błogosławiona przez kieleckiego biskupa pomocniczego, Mariana Florczyka.
Wychodzi na to, że biskup się pomylił – powinien udzielić raczej
ostatniego namaszczenia.
PIOTR ZAWODNY
16
Nr 26 (330) 30 VI – 6 VII 2006 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
ŻYDZI POLSCY (cz. 40)
Świat bez Boga
Wielu Żydów uważa, że doświadczenia II wojny światowej
położyły kres tradycyjnej teologii. Idea biblijnego Boga,
który „towarzyszy Izraelowi w drodze”, po Holokauście
stała się niemożliwa do przyjęcia.
Od przełomu lat 1938 i 1939 za
politykę wobec Żydów odpowiedzialna była – z polecenia Hermanna
Goeringa – SS, która starała się „rozwiązać problem” metodą rasowej separacji przez deportację. Pomimo
ograniczeń i niechęci ze strony niemal wszystkich państw – zwłaszcza
sąsiadujących z Niemcami – większość Żydów opuściła III Rzeszę oraz
anektowaną Austrię. Nie zawsze jednak oznaczało to ocalenie. Część emigrantów trafiła bowiem do krajów
uzależnionych lub opanowanych (jak
Polska) podczas wojny przez reżim
nazistowski.
Po zajęciu Polski przez Niemcy
nie sposób było ulokować wszystkich
Żydów poza Rzeszą i Generalnym
Gubernatorstwem. Powstał plan
umieszczenia Żydów, których dało
się pojmać, w tak zwanym rezerwacie lubelskim (na południe od Lublina). Projekt ten został jednak
wkrótce zarzucony. Ministerstwo
Spraw Zagranicznych Rzeszy i Gestapo brały pod uwagę stworzenie
żydowskiego państwa na Madagaskarze, pod niemieckim zwierzchnictwem. Heinrich Himmler preferował ten pomysł, bowiem jeszcze wtedy uważał, że masowe mordowanie
Żydów byłoby „niegermańskie”. Jako o pierwszych pomyślano o Żydach niemieckich – z Badenii i okręgu Saary – których wywieziono
w październiku 1940 r. do Gurs
i innych obozów we Francji, gdzie
czekali na zaokrętowanie i przewiezienie do Afryki. Jednak przebieg
działań wojennych pokrzyżował te
plany. Żydom w Polsce naziści nie
dali szansy – nawet tak ograniczonej, jaką mieli Żydzi w Niemczech,
Austrii i Czechosłowacji przed
Heinrich Himmler
wybuchem wojny czy nawet w jej
trakcie – emigracji do wolnych krajów. Kilka dostępnych tras ucieczki
zablokowano, gdy rozpoczęła się wojna. Nowe radykalne „rozwiązanie
kwestii żydowskiej” – proces zamykania Żydów w gettach – było rozłożone w czasie i zależało w dużej
mierze od decyzji władz lokalnych.
Pierwsze duże getto, w Łodzi, stwo-
przez armię niemiecką w lecie 1941
roku (wschodnie województwa II RP
oraz tereny republik radzieckich) nie
powinno się jednak zaliczać do totalnej zagłady – zaplanowanej i realizowanej później. Ta właściwa faza rozpoczęła się wraz z uruchomieniem obozów śmierci na terenie
okupowanej Polski, w lecie 1942 r.
Największy niemiecki nazistowski
obóz śmierci – dziś symbol zagłady
Żydów – uruchomiony został jednak
już w czerwcu 1940 r. na terenie dawnych koszar w Oświęcimiu. W okresie największego rozwoju posiadał
40 podobozów. Szczególnie złą sła-
Więźniowie obozu w Buchenwaldzie
rzono w maju 1940 r. Posłużyło ono
za wzór dla następnych gett. Nie sposób opisać życia Żydów na Wschodzie w gettach i obozach koncentracyjnych. Mimo że w getcie łódzkim w ostatnich 18 miesiącach jego
istnienia 90 procent mieszkańców
miało zatrudnienie w fabrykach niemieckich, nie ratowało ich to w wielu przypadkach od śmierci głodowej.
Według polskich źródeł, w 1941 r.
oficjalne dzienne racje żywności
– przydzielanej na kartki – wynosiły:
Niemcy – 2613 kalorii, Polacy – 669,
Żydzi – zaledwie 184 kalorie.
Wraz z napaścią Niemiec na
ZSRR, w czerwcu 1941 r., i towarzyszącej temu antybolszewickiej (czy
też „judeobolszewickiej”) kampanii, rozpoczęła się realizacja „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej” (Endosung der Judenfrage)
w Europie. Na podbite terytoria,
w ślad za regularnymi formacjami
wojskowymi, kierowano Einsatzgruppen, które na miejscu rozstrzelały
setki tysięcy Żydów. Był to początek nowej polityki wobec Żydów, która objęła stopniowo Polskę i inne
okupowane ziemie. Zdaniem części
historyków, tej fazy zagłady (Holokaustu) na terenach zajmowanych
wę uzyskało Auschwitz wraz z uruchomieniem podobozu Birkenau,
przeznaczonego dla masowej zagłady Żydów, później również Romów.
Według współczesnych szacunków,
w Auschwitz zamordowano od 1,1
do 1,5 mln osób, w tym 1 mln (być
może 1,35) Żydów. W większości zostali oni zagazowani w komorach gazowych (po raz pierwszy naziści użyli gazu do masowych morderstw
w obozie w Chełmnie).
Niekiedy padają zarzuty, że Niemcy wybrali właśnie Polskę, jako miejsce realizacji „ostatecznego rozwiązania”, ponieważ powszechny wśród
Polaków antysemityzm dawał szansę poparcia miejscowej ludności.
W istocie brak jest poważnych podstaw do takiego twierdzenia i wydaje się, że inne czynniki – przede
wszystkim o charakterze technicznym
– zadecydowały o tym wyborze. Hitlerowcy ulokowali w Polsce swoje
obozy śmierci, ponieważ mieszkały
tutaj miliony Żydów, a poza tym łatwiej było utrzymać zbrodnie w tajemnicy przed opinią publiczną niż
w okupowanej Europie Zachodniej.
W żadnym innym kraju poza Polską nie było tak wysokiego, udokumentowanego odsetka osób, które
pomagały Żydom. Świadczy o tym
dobitnie lista uhonorowanych przez
instytut pamięci narodowej Yad Vashem w Jerozolimie. Faktem jest, że
istniały rozmaite gangi Polaków (tak
zwanych szmalcowników), którzy profesjonalnie zajmowali się wykrywaniem, szantażowaniem, a niekiedy
również ujawnianiem Żydów, którzy
ukrywali się lub przechodzili z getta
na aryjską stronę. Swoje ofiary rozpoznawali po wyglądzie zewnętrznym
i akcencie. Czarną kartę zapisała
zresztą również policja żydowska
(Służba Porządkowa) w gettach, która podczas deportacji brała udział
w obławach na ukrywających się i pilnowała, by nie zdołali uciec. Nierzadko żydowscy policjanci byli tak samo bezwzględni i brutalni wobec
swych braci, jak ich panowie. Na niektórych z nich żydowscy bojownicy
wykonali wyroki śmierci.
Idea zbrojnego powstania przeciwko Niemcom zrodziła się w żydowskich organizacjach młodzieżowych, zwłaszcza ruchu syjonistycznym. W lipcu 1942 r. utworzona została w Warszawie Żydowska Organizacja Bojowa, która podjęła przygotowania do rozpaczliwego zbrojnego oporu. Na jej czele stanął Mordechaj Anielewicz. W gettach wybuchały powstania: w Warszawie
– od 19 kwietnia do połowy lipca
1943 r., we Lwowie – w czerwcu,
w Białymstoku – w sierpniu, w Wilnie – we wrześniu 1943 r. Wszystkie
krwawo stłumiono. Tylko nielicznym
powstańcom – jak na przykład Markowi Edelmanowi, jednemu z późniejszych założycieli NSZZ „Solidarność” – udało się ujść z życiem. Wielu Żydów wstępowało do partyzantki lub tworzyło leśne skupiska rodzinne, zwłaszcza w pobliżu rozległych obszarów leśnych i mokradeł
we wschodniej Polsce. Duże siły koncentrowały się w regionie wileńskim
i na Białorusi; to właśnie w lasach
Mordechaj Anielewicz
nabolickich miał swoje obozowisko
liczący ponad 1200 osób słynny oddział Tuwii Bielskiego i jego braci.
Inną formą walki były bunty w hitlerowskich obozach. Wzniecały je
oddziały Sonderkommando, żydowskich więźniów zmuszanych do prac
pomocniczych w obozach i fabrykach śmierci w Treblince, Sobiborze
i Birkenau. W rezultacie starannie
opracowanego planu buntu doszło
do masowych ucieczek więźniów
z Treblinki (2 VIII 1943 r.) i Sobiboru (14 X 1943 r.).
Czyn zbrojny nie był jednak uważany przez większość Żydów za cnotę. Z reguły odpowiedzią na terror
było bierne poddanie się i cierpliwość. Kryło się za tym zaufanie do
Elie Weisel
Boga i wiara w cudowne ocalenie,
a więc inny rodzaj świadomości, jak
choćby uczoność, a także zrozumienie bezsensu przemocy. Był to fakt,
który przyczynił się do ograniczenia
czynnego oporu Żydów wobec Niemców. Nadto nie znano jeszcze wówczas ogromnej skali akcji eksterminacyjnych. Faktu, że dzieje się coś
więcej niż „zwykłe” codzienne zabójstwa, a tym bardziej – że realizowany jest plan całkowitej fizycznej likwidacji „żydostwa” w Europie.
Po Holokauście wielu Żydów zakwestionowało konwencjonalną teologię lub wręcz odeszło od wiary.
Elie Weisel, laureat Nagrody Nobla, w dzieciństwie żył tylko dla Boga. Jako chłopiec trafił do Auschwitz,
a potem do Buchenwaldu. Tam, wpatrując się w dym, unoszący się ku
niebu z krematoriów, gdzie spłonęła m.in. jego matka, a także siostry,
uświadomił sobie, że płomienie na
zawsze pochłonęły jego wiarę. Świat,
w którym się znalazł, był obiektywnie istniejącym odpowiednikiem
Nitzscheańskiego świata bez Boga.
Pewnego dnia gestapowcy na oczach
tysięcy ludzi powiesili małego chłopca. Dziecko, które miało twarz „anioła o smutnych oczach”, było milczące, sinoblade i wstępowało na
szubienicę ze spokojem. Jeden
z więźniów stojących za Weiselem,
spytał: „Gdzie jest Bóg? Gdzie On
jest?”. Dziecko konało pół godziny.
Potem ten sam mężczyzna zapytał
znowu: „Gdzie jest teraz Bóg?”.
A Weisel usłyszał w sobie głos, który odrzekł: „Gdzie jest? Tu – wisi na
szubienicy”. Fiodor Dostojewski
powiedział niegdyś, że za śmierć jednego choćby dziecka Bóg zasługuje
na to, by go odrzucić. Wielu Żydów
odeszło od biblijnej wizji Boga, który – tak jak to przedstawia Biblia
– objawia się w historii i tworzy ją
czy też współtworzy z człowiekiem.
Jeśli ten Bóg jest wszechpotężny,
mógł zapobiec Holokaustowi. Skoro nie mógł, jest słaby i bezużyteczny, a jeśli mógł interweniować, lecz
nie chciał, jest potworem.
ARTUR CECUŁA
Nr 26 (330) 30 VI – 6 VII 2006 r.
W
związku z tym głośna
była przeprowadzona kilka lat temu prowokacja dziennikarska tygodnika „Newsweek”, która potwierdziła te podejrzenia, bo – jak napisano: „Żaden z duchownych nie odmówił nam współpracy w oszustwie”
(„Ustawa na pokuszenie”, „Newsweek”, 14.04.2003).
Dzieje fałszywych darowizn sięgają w Kościele czasów nader zamierzchłych, a wszystko zaczęło się od gigantycznej „afery”, przy której oszukanie fiskusa na kilka czy kilkanaście
tysięcy złotych wydaje się błahostką.
Otóż w wieku VIII lub IX tzw. nieznani sprawcy wystawili na rzecz papieża fikcyjną darowiznę, w której ten
chrześcijan, a chrzest przyjął nie z rąk
katolickich papieży, lecz od kacerskiego biskupa ariańskiego, Euzebiusza
z Nikomedii (dopiero w roku 337).
Poza tym w rzeczywistości nie liczył
się w ogóle z biskupem rzymskim,
który nawet nie został zaproszony
na sobór w Nicei.
Fałszywki pozostawały w obiegu,
lecz jeszcze długo nie miały większych
konsekwencji politycznych. Ich czas
miał nadejść u szczytu panowania dynastii karolińskiej. Donacja powstała najpewniej jako odpowiedź na zmagania papiestwa z Longobardami, którzy w Italii prowadzili coraz bardziej
ekspansyjną politykę. W roku 754 papież Stefan II udał się do Pepina,
króla frankijskiego, z prośbą o pomoc
PRZEMILCZANA HISTORIA
terytorialnych we Włoszech”. Inni katoliccy historycy, M.D. Knowles
i D. Obolensky, w „Historii Kościoła” piszą: „Dokument ten, w przeciwieństwie do Legendy, sporządzony został prawdopodobnie w kancelarii papieskiej, chociaż niekoniecznie przy
współudziale papieża. Niezależnie od
jego wpływu w tamtym czasie stopniowo nabierał znaczenia i stał się jednym z najbardziej skutecznych środków walki w papieskim arsenale”.
Bezpośrednim nawiązaniem do
„Legendy św. Sylwestra” jest część
zatytułowana Confessio, w której cesarz rzekomo opisuje, jak papież
wprowadził go w arkana wiary Chrystusowej, jak nawrócił Rzym i w końcu uleczył cesarza z trądu.
W związku z przekazaniem całego Zachodu papieżowi dokument głosi, iż dla siebie cesarz wybuduje na
Wschodzie nową stolicę, której nada
swoje imię, a w samym Rzymie zlikwiduje administrację państwową, gdyż
jest niewłaściwe, by świecki władca
sprawował władzę tam, gdzie Bóg ustanowił rezydencję głowy religii chrześcijańskiej: „Władanie i zwierzchnictwo nad naszym Pałacem Laterańskim,
prowincjami i miejscowościami, i miastami należącymi do miasta Rzymu,
Włoch i Zachodu przenieśliśmy na świątobliwego arcykapłana, naszego ojca,
Sylwestra, papieża powszechnego, i jego następców. (...) ponieważ doczesny
cesarz nie powinien sprawować władzy
tam, gdzie przez Cesarza Niebieskiego
17
od roku 852, wiele z nich jeszcze do
dziś występuje w zbiorach prawa kanonicznego. To fałszerstwo dłużej niż
poprzednie bo aż do roku 1628 pozostawało utajnione. Zdemaskował je
francuski pastor Blondel. Kościół potępił jego pracę na ten temat i umieścił ją na Indeksie.
Przez co najmniej sześć wieków
Donacja Konstantyna wykorzystywana była przez papieży dla poparcia ich pretensji do miana prawdziwych władców chrześcijańskiego
świata. Autentyczność tego dokumentu przez długi czas nie była kwestionowana. Następnym papieżem,
który wykorzystał ów „akt” do swych
rozgrywek politycznych był św. Leon IX (1049–1054). Uczynił to przy
MROCZNE KARTY HISTORII KOŚCIOŁA (11)
Darowizna Konstantyna
Od lat znane są problemy, jakie ma Kościół z legalnością
i wiarygodnością przyznawanych na jego rzecz darowizn,
pozwalających darczyńcy zaoszczędzić na zobowiązaniu
podatkowym wobec państwa. W praktyce wielka część
tych rzekomych darowizn to fałszywki, operacje mające
znamiona przestępstw karnoskarbowych.
otrzymał ni mniej, ni więcej, tylko
cały Zachód. Najbardziej zdumiewająca okazać się miała nie tyle zuchwałość „nieznanych sprawców”, co fakt,
że człowiek średniowiecza, człowiek
owego Zachodu, uwierzył w to wszystko. Na tej podstawie uznaje się, że
tzw. Donacja Konstantyna jest jednym z najważniejszych fałszerstw
w historii Europy. Ta fikcyjna darowizna nie tylko wzbogaciła pewne kręgi, ale nade wszystko zmieniła dzieje
Europy. To dzięki niej papieże uzyskali tytuł prawny do sprawowania
władzy świeckiej, dzięki niej rozkwitło Państwo Kościelne, dzięki niej papieże mogli zaistnieć jako strona
w szeregu konfliktów politycznych
i terytorialnych, dzięki niej papiestwo mogło stanąć do swego największego boju – z cesarstwem.
Właściwe fałszerstwo zostało
oparte na kilku pomniejszych, powstałych kilka wieków wcześniej. Chodzi
o tzw. dokumenty symmachowskie,
powstałe w ostatniej dekadzie V w.
(nazwa wzięła się od imienia ówczesnego papieża, Symmacha). Fałszywki te miały dowieść, że nikt nie może sądzić papieża. Najważniejszym
z tych dokumentów była Legenda
sancti Silvestri. Ów spreparowany „żywot” papieża Sylwestra I opowiadał o tym, jak to papież miał uzdrowić i ochrzcić samego Konstantyna I,
srogiego prześladowcę chrześcijan,
za co ten odwdzięczył się przyznaniem mu zwierzchności nad Kościołem oraz władzy nad Rzymem, z którego Konstantyn miał się wynieść, by
założyć nową stolicę. W istocie jednak
Konstantyn nigdy nie prześladował
w okiełznaniu niezważających na autorytet św. Piotra Longobardów. Pepin, osadzony wcześniej na tronie przy
aprobacie papieża Zachariasza, ogłosił teraz, że docenia „pożyteczną rolę świętego Piotra w cesarstwie rzymskim”. Niedługo później został ustanowiony „dar Pepina”, czyli obietnice poczynione przez Pepina na rzecz
papieża obejmujące większość ziem
włoskich (mimo że część tych ziem
należała ówcześnie do Cesarstwa
Wschodniego). „Nadanie” to uznaje
się za początek Państwa Kościelnego. Choć dotąd od ponad stu lat żaden król frankijski nie walczył z Longobardami, choć dotąd Frankowie postrzegali ich raczej jako spokrewnione plemię i towarzyszy broni (od czasu walk z Arabami), teraz – na skutek zabiegów papieskich – wybuchł
między nimi otwarty konflikt. Pepin
ruszył na „nieprzyjacioły św. Piotra”.
Po dwóch wyprawach Longobardowie zostali podbici i zmuszeni do trudnego pokoju. W roku 756 papież
z ulgą doniósł o śmierci wodza Longobardów, Auistulfa, który „przebity bożym sztyletem, spadł w piekielną czeluść”. Najwidoczniej po przyśpieszonym sądzie ostatecznym...
Część historyków uważa, że już
przy okazji tych wydarzeń zaistniała
Donacja Konstantyna. Donacja została spisana w formie prawnej edyktu cesarskiego. Katoliccy historycy papiestwa, Seppelt i Schwaiger, przyznają: „Ów dokument został zapewne
sporządzony w kręgach rzymskich, być
może z okazji podróży Stefana II do
państwa Franków, żeby nakłonić króla Pepina do spodziewanych donacji
Pałac laterański w XVIII wieku
Druga część dokumentu zatytułowana jest Donatio. W niej to cesarz
rzymski rzekomo przyznaje papieżowi, co następuje:
l Biskup Rzymu, jako następca świętego Piotra, uznany zostaje za ważniejszego od biskupów Antiochii,
Aleksandrii, Konstantynopola, Jerozolimy oraz wszystkich pozostałych
biskupów świata.
l Papież otrzymuje te same insygnia,
szaty i odbiera te same honory co
cesarz, wśród nich prawo do noszenia korony cesarskiej, purpurowego
płaszcza i tuniki.
l Papież i jego następcy otrzymują
cesarski pałac laterański, Rzym z jego prowincjami, dystryktami i miastami Italii oraz wszystkie regiony Zachodu, w tym też wyspy.
l Wzniesiona przez Konstantyna bazylika na Lateranie zostaje uznana za
najważniejszą świątynię.
l Najważniejsi duchowni Rzymu
otrzymują te same przywileje i insygnia co rzymscy senatorowie.
Końcowa część donacji zawiera
sankcje za nierespektowanie sporządzonego „u grobu świętego Piotra”
prawa cesarskiego. Ci, którzy by nie
uznawali władzy papieskiej, mieli
„spłonąć w piekle i zginąć razem z diabłem i wszystkimi bezbożnikami”. Na
ziemi dosięgnąć ich miała banicja.
został ustanowiony głową [papież]
chrześcijańskiej religii”.
W świetle tego dokumentu cesarz
de facto zrzekał się części suwerenności. Suwerenem ziem włoskich mianował „Świętego Piotra”, papież zaś
stawał się jego namiestnikiem, nieomal cesarzem Zachodu.
Państwo Kościelnie nie powstało
w zasadzie, jak podają podręczniki
szkolne, w 755 r. z ustanowienia Pepina. Swą wyłączną władzę ugruntowali papieże dopiero wtedy, gdy papież Hadrian I przedstawił Karolowi Wielkiemu sfałszowany dokument. Hadrian był pierwszym, który
expressis verbis odwołał się do Donacji, pisząc o niej w swej korespondencji do Karola Wielkiego.
Prawdziwy prestiż prawny Donacji rozpoczął się jednak od czasu włączenia jej do innego sfałszowanego
zbioru „praw” kościelnych, znanych
dziś jako Dekretały pseudo-Izydora.
Był to zbiór sfałszowanych przez jakiegoś biskupa (prawdopodobnie
z Tours) dekretów papieskich, mających służyć umacnianiu władzy papieża wobec soborów, synodów i władców świeckich. Wolter uznał to za
„najzuchwalsze i najogromniejsze z fałszerstw, jakie kiedykolwiek wprowadzało w błąd świat w ciągu stuleci”. Fałszywki były z całą powagą cytowane
okazji sporu o prymat w chrześcijaństwie nad patriarchą Wschodu,
w 1054 roku doszło jednak do rozłamu na wschodni Kościół greckoprawosławny oraz rzymskokatolicki. „Po Leonie IX jeszcze dziewięciu
papieży wykorzystywało dokument dla
uzasadnienia wyższości swej władzy,
chociaż uczony duchowny, Mikołaj
z Kuzy, udowodnił, iż akt został sfałszowany. Podkreślał, że współczesny
Konstantynowi historiograf, biskup
Euzebiusz z Cezarei, nigdy nawet słowem nie wspominał o tak niezwykłym darze. Inna legenda głosi, że jako pierwszy fałszerstwo ujawnił uczony Lorenzo Valla, około roku 1440.
Spory na ten temat trwały aż do końca XVII wieku (...). Fałszerze nie
byli aż tak sprytni, jak im się wydawało, gdyż przyznali Rzymowi
zwierzchnictwo nad Konstantynopolem, zanim zaczęto używać tej nazwy
miasta” („Księga oszustw”).
Kościół uznał ów dokument za
fałszerstwo dopiero w XIX wieku, pół
tysiąca lat po obnażeniu kłamstwa.
„Jeśli więc przez moje kłamstwo prawda Boża tym więcej przyczynia się do
chwały jego, to dlaczego jeszcze i ja
miałbym być sądzony jako grzesznik?”
(Rz 3. 7)...
MARIUSZ AGNOSIEWICZ
www.racjonalista.pl
18
25
Nr 26 (330) 30 VI – 6 VII 2006 r.
BYŁEM KSIĘDZEM
maja 1956 r. przyjąłem święcenia kapłańskie. Tego faktu
w żaden sposób nie
da się wymazać. Został przecież
zapisany w aktach Kurii Metropolitalnej w Gnieźnie, są liczni świadkowie, a wśród nich ks. kardynał Józef Glemp, który obok mnie leżał
krzyżem na posadzce.
Niektórzy się dziwią, że – zamiast milczeć – chętnie wracam do
moich święceń kapłańskich. Czasem
nawet posądzają mnie o chorobliwą nostalgię za zawodem księdza
i żal, iż 8 grudnia 1958 r. porzuciłem Kościół katolicki i kapłaństwo.
Muszę przyznać, że praca księdza bardzo mi się podobała. Lubiłem śpiewać po łacinie ewangelię,
prefację o Męce Pana Jezusa, a nawet uczestniczyć w ceremoniach pogrzebowych. Dużą przyjemność sprawiało mi również głoszenie kazań.
Do dziś czuję jeszcze satysfakcję
z wygłoszonych w roku 1958, w parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Bydgoszczy, kazań pasyjnych.
Nie to jednak jest przyczyną powracania do daty moich święceń kapłańskich. Przyczyna, która wpłynęła na głęboką zmianę moich poglądów, jest bardziej istotna.
Do daty moich święceń wracam,
bo dzięki nim, a w szczególności
dzięki studiom filozoficznym i teologicznym w seminarium duchownym oraz krótkiemu okresowi (zaledwie 2,5 roku) wykonywania zawodu księdza, udało mi się zrzucić
jarzmo religii. Pragnę tu zaznaczyć,
że przez religię rozumiem religię
w sensie abstrakcyjnym. Nie mam
na myśli żadnej konkretnej religii.
W tym miejscu interesuje mnie religia jako pojęcie ogólne, utworzone ze wszystkich cech przypisywanych religiom, także tym, które nazywane są sektami.
W takim pojęciu zawarte są następujące cechy:
1. Istnieje Bóg lub bogowie. Bogowie stworzyli świat, w tym również ludzi. Ludziom wyznaczyli zadania, które mają wypełniać. Od Boga czy bogów wszystko zależy. Cierpienia i niewygody należy przyjmować z pokorą. Za niewypełnianie zadań wyznaczonych człowiekowi
przez Boga grozi kara. Może być
skazany nawet na wieczne męki.
2. Wszystkie religie posługują
się strachem. Każą ludziom oddawać bogom cześć, modlić się do
nich, prosząc o łaski, powodzenie
i szczęście oraz dziękując za spełnienie próśb.
3. Każdy człowiek musi wierzyć.
Jeżeli nie wierzy, jest bezbożnikiem,
czyli złym człowiekiem. Powinien
ufać tzw. Pismu Świętemu i – opisanym na jego kartach – specjalnym
wysłannikom Boga, jak na przykład
Abrahamowi, Mojżeszowi, Chrystusowi lub Mahometowi. Ma również
wykonywać to, co każą kapłani.
4. Wszystkie religie posługują się
tzw. Objawieniem Boga. Każą w nie
wierzyć. Tym, którzy nie wierzą, grożą wiecznym potępieniem. Ram
Objawienia nie wolno człowiekowi
przekraczać. Stąd zachowawczy charakter każdej religii, hamujący postęp.
5. Religie odurzają umysł człowieka nieuzasadnionym lękiem
i przeszkadzają w racjonalnym myśleniu i wykonywaniu tego, co jest
dla ludzi i świata pożyteczne.
6. Wszystkie religie – w większym
lub mniejszym stopniu – rodzą fanatyzm, wzajemną nienawiść i prowokują podejmowanie przestępczych
czynów, jak na przykład terroryzm,
wojny krzyżowe czy tortury za nieprzestrzeganie zasad wiary.
oceniam pozytywnie. Zgadzam się,
że nie wolno zabijać, gwałcić, kraść
oraz krzywdzić innych ludzi.
Natomiast uważam za jarzmo,
czasem trudne do udźwignięcia, nakazy kościelne dotyczące obowiązku modlitwy, chodzenia do kościoła, spowiedzi i przyjmowania komunii św. oraz szerzenia za wszelką cenę wiary.
Jarzmem, według mnie, są także zakazy: jedzenia mięsa w dni wyznaczone, uprawiania seksu nie
w celu prokreacji, stosowania środków antykoncepcyjnych, korzystania
Jak każdy wierzący człowiek byłem odurzony religią. Nie potrafiłem samodzielnie i trzeźwo myśleć.
Ciągle towarzyszył mi jakiś strach.
Ciągle się czegoś bałem. Bałem się
Boga. Bałem się szatana. Bałem
się czyśćca i piekła. Ten strach naprawdę bardzo mi przeszkadzał.
Wpadłem nawet w rodzaj psychozy, wywołanej przez religię. Jak człowiek pijany nie umie czasem odróżnić białego psa od białego kota,
tak ja nie umiałem zrozumieć, że
patrzenie na obraz Matki Bożej
ubranej w pofałdowaną suknię pod-
50 lat później
Każdego dnia dziękuję sam sobie, że nie jestem
już księdzem. Razem z kapłaństwem zrzuciłem
jarzmo religii. Oto moja refleksja z okazji
50 rocznicy święceń kapłańskich.
Studiując religioznawstwo, powyższe cechy dostrzegłem we wszystkich głównych religiach świata i zauważyłem, że źródłem ich powstawania zawsze był strach i bezradność wobec sił natury. Człowiek,
bojąc się grzmotów, wichur, trzęsień ziemi, potopów, a przede
wszystkim chorób i śmierci – szukał pomocy u kogoś, kto rzekomo
wszystkim tym kieruje.
Gdy w 1950 r. wstępowałem do
seminarium duchownego, byłem
przekonany, że Kościół rzymskokatolicki jest instytucją Bożą, a to,
co głosi, jest nieomylne. Wierzyłem,
iż wszystkie pouczenia tego Kościoła trzeba wypełniać, choć czasem są
trudne do zrealizowania i stanowią dla człowieka ciężkie jarzmo. Człowiek to jarzmo powinien chętnie dźwigać, naśladując Chrystusa i nie patrząc na to, czy jest to zgodne z racjonalnym myśleniem, czy nie.
Jeżeli nie przygotowałbym się
do zawodu księdza, studiując
przez 6 lat filozofię i teologię,
nigdy nie zrzuciłbym z siebie jarzma religii. Byłbym podobny do wielu wykształconych ludzi, którzy nie
mają czasu zajmować się religiami
lub ze strachu przed Bogiem wolą
tego nie robić, pozostając w sprawach religii całkowitymi laikami
i modląc się jak prosty, nieumiejący czytać człowiek, tylko dlatego, że
tak mu każą kapłani.
Urodziłem się w rodzinie katolickiej. Zostałem wychowany
w religii katolickiej i nauczono
mnie, że Bóg to wielki Pan, władca świata, który bezwzględnie i despotycznie nim rządzi. Ma w niebie swój dwór składający się z aniołów różnych szczebli oraz licznych
świętych, naprodukowanych mu
przez papieża. Wtłoczono mi w głowę, że Bóg jest wielki i groźny. Dał
ludziom przykazania i kazał je wypełniać. Niektóre z nich do dziś
w sposób rozsądny z eutanazji oraz
wykonywania aborcji nawet wtedy,
gdy to konieczne ze względu na zdrowie matki lub dziecka albo wówczas,
gdy rodzinie grozi nędza.
Kościół nauczył mnie również,
że wiary trzeba bronić, a ci, którzy
od niej odstępują, są przestępcami. Dziwimy
się, iż muzułmanów
za odstępstwo od islamu karze się
śmiercią. To samo przecież robiono w Kościele katolickim jeszcze
200 lat temu. Za głoszenie poglądów niezgodnych z nauczaniem jego hierarchów, też karano śmiercią,
czasem bardzo okrutną. Wiemy
przecież, czym była inkwizycja i jak
wyglądały inkwizycyjne egzekucje.
Najgorszym jarzmem było dla
mnie wierzenie w nieomylność Biblii i karanie ludzi za to, że głosili
prawdy sprzeczne z tą księgą. Ci,
którzy swymi badaniami odkrywali
prawdy niezgodne z Pismem Świętym i je publikowali, musieli cierpieć. Gdyby nie odwaga Kopernika
i Galileusza, prawdopodobnie nadal wierzylibyśmy, że Słońce obraca się wokół Ziemi, a nie Ziemia
i inne planety wokół Słońca.
kreślającą kształty kobiecego ciała,
nie jest grzechem. Nie potrafiłem
logicznie rozumować. Gdy zastanawiałem się na przykład, dlaczego
niektórzy ludzie cierpią, a Bóg nie
chce im w tych cierpieniach ulżyć,
natychmiast ogarniały mnie strach
i przerażenie. Myślałem, że ciężko
grzeszę i bluźnię. Padałem na kolana i przepraszałem Pana Boga. Jeżeli dochodziłem do wniosku, że Boga nie ma – bo gdyby był, nie stworzyłby takiego świata, w którym jeden, aby żyć, musi zjadać drugiego – też się szybko z tego
wycofywałem.
Już te dwa przykłady
świadczą, jak mocno
umysł ludzki
jest zamroczony religią i jak trudno jest człowiekowi wyjść z tego
zamroczenia.
Wstąpiłem do seminarium duchownego, bo zdecydowałem się być
księdzem. Tutaj przez 2 lata najpierw studiowałem filozofię katolicką, przeważnie nazywaną filozofią
wieczystą, a później przez 4 lata teologię. Głównym celem tych studiów
było dobre przygotowanie mnie do
kapłaństwa.
W ramach filozofii uczyłem się
logiki, teorii poznania, teodycei, metafizyki, psychologii racjonalnej,
a także historii filozofii. Nauki te,
zamiast pogłębić moją wiarę, spowodowały zwątpienie w prawdziwość
podstawowych dogmatów katolickich. Pozostawiły jednak nadzieję,
że te wątpliwości rozwiąże teologia.
W wyniku studiowania egzegezy
Starego i Nowego Testamentu, dogmatyki oraz apologetyki i patrologii, niestety, doszedłem do przekonania, że Biblia jest zwykłą księgą, w której można znaleźć nawet
treści pornograficzne, faszystowskie
i zachęcające Żydów do mordowania innych narodów.
Dogmatyka zaś okazała się nauką tak śmieszną i słabą, że nie
potrafiła mnie przekonać do żadnej postawionej tezy. Na przykład
– by wykazać, że jest jeden Bóg
w trzech osobach, przytaczano cytaty z pism ojców Kościoła wspominające o Bogu Ojcu, Synu Bożym i Duchu Świętym.
W związku z powyższym straciłem wiarę.
Moja niewiara umocniła się
jeszcze podczas studiowania historii Kościoła katolickiego. Fakty dotyczące pontyfikatów Stefana VI,
Jana XII i Grzegorza V oraz inkwizycji, wypraw krzyżowych
i okrucieństw stosowanych wobec
tubylców w czasie misji w Ameryce Południowej tak oświeciły mój
umysł, że stałem się libertynem.
Według mnie, libertyn to nie bezbożnik, wróg Boga, prześladowca
wierzących, pałający nienawiścią
do kościołów, ale człowiek, który
po prostu z braku rzeczowych dowodów żyje bez religii, bo się przekonał, że religia zrodziła się z bezradności ludzi wobec sił przyrody.
Jest wykorzystywana dla ich ujarzmienia, działa na nich jak silny narkotyk i narzuca im zasady postępowania niezgodne ze zdrowym
rozsądkiem oraz przynoszące szkodę społeczeństwom, jednostce,
a nawet nauce.
Tak się więc stało, że 25 maja
1956 r. jako libertyn z przekonania
zostałem wyświęcony na księdza.
Nie zrezygnowałem z przyjęcia święceń, gdyż po 6 latach studiów nie
miałem grosza w kieszeni. Zdawałem sobie sprawę, że gdybym to zrobił, wszyscy by mnie potępili i nikt
nie udzieliłby mi pomocy. Postanowiłem trochę popracować,
by finansowo
przygotować się
do aktu porzucenia
kapłaństwa i katolickiej wiary.
Zrobiłem to dopiero 8 grudnia
1958 roku. Od tej pory stałem się
człowiekiem całkowicie wyzwolonym z jarzma religii. Dziś, choć
mam 76 lat i właściwie kończy się
już moje życie, jestem szczęśliwy,
bo nie muszę się lękać ani śmierci, ani Boga, ani szatana i piekła,
ani tego, że ksiądz nie będzie chciał
mnie pochować albo że wyznaczy
mi na miejsce wiecznego spoczynku 3 metry kwadratowe pod cmentarnym śmietniskiem.
Dlatego właśnie czasem lubię
wspominać datę moich święceń kapłańskich, bo fakt ten był uwieńczeniem moich studiów filozoficzno-teologicznych, dzięki którym jestem libertynem w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
ZYGMUNT PINKOWSKI
Nr 26 (330) 30 VI – 6 VII 2006 r.
LISTY
Gdzie trening ducha?!
Uzmysłowiłem sobie przyczyny
niepowodzenia naszych piłkarzy na
mundialu! Przecież oni byli kompletnie nieprzygotowani do żadnego meczu. Gdyby przy wyjściu z tunelu na boisko ustawić konfesjonał,
a dwa metry dalej księdza z wiatykiem – obraz gry całkowicie by się
zmienił. Bez żadnego obozu kondycyjnego walczyliby do upadłego
o każdą piłkę. Być może byłby problem z komisją antydopingową, gdyż
jeśli wiara czyni cuda, mogliby cud
podciągnąć pod środki dopingowe,
ale byłoby ciężko z jego wykryciem.
I za takie niedopatrzenie powinno
się zmusić PZPN do srogiej pokuty.
Kibic Janek
Pani wspaniałe felietony w „Faktach
i Mitach” i niech Pani jeszcze swoim autorytetem, wiedzą i piórem
wesprze RACJĘ. Bardzo Panią o to
proszę, życząc Pani dużo zdrowia
do szerzenia zdrowego rozsądku
w otumanionych przez religię pol-
LISTY OD CZYTELNIKÓW
3. To biedni Niemcy zostali oszukani i dlatego to im już niedługo
będą się należeć kompensaty i żale
jako biednym ofiarom.
4. Wszyscy mają się odczepić od
herrenvolku, bo Papa to ich adwokat. Oddawać Śląsk i Pomorze!
Spieprzaj, dziadu!
Pusty śmiech...
...mnie ogarnął, gdy jeden z purpuratów podczas mszy (25.06.2006)
z okazji 30-lecia radomskich wypadków przywołał fakt obecności
w tym mieście przed 15 laty JPII
i jego słowa modlitwy o poprawę
życia Polaków.
O efekcie tych modłów najlepiej
świadczy wyjazd ponad dwóch milionów naszych rodaków w poszukiwaniu pracy na Zachodzie, a także sytuacja polityczna panująca
w kraju – ciągła walka o stołki
i wszechobecna lustracja; szukanie,
a nawet preparowanie kwitów na
niepokornych i niewygodnych. O innych sprawach nawet nie wspomnę.
To wszystko właśnie wymodlił nasz
nieodżałowany bożek i całe szczęście, że już tego nie może robić, bo
cholera wie, jak by się to skończyło.
CzK
Szanowna Pani
Prof. Joanna Senyszyn
Proszę Panią Profesor, a nawet
błagam, aby wystąpiła Pani z partii,
do której Pani obecnie należy, a której skrót jest SLD, czyli w rozwinięciu brzmi: Sojusz Lewicy Duchownej. W SLD były już lub będą
wybitne przydupasy kleru: na przykład Aleksander K., który odkrył,
że antyklerykalizm jest chorobą, którą należy leczyć; Józek O., który
padł na kolana przed obrazkiem
Marii w którymś z klasztorów; Leszek M., przyjaciel niejakiego ks.
Jankowskiego, któremu podarował
polski bursztyn; i teraz Wojtek O.,
który w obawie, by kler nie odmówił mu ochrzczenia dziecka, przeprasza za wybitne zdanie, które Pani wypowiedziała na Paradzie Równości. To ma być POLSKA LEWICA, to mają być przywódcy LEWICY? To są kundelki niejakiego
Glempa i ja nie mogę znieść Pani
widoku w tym lewicowo-zapyziałym
klerykalnym towarzystwie. Pisze
losu? Jestem jeszcze młodym człowiekiem, przed czterdziestką, tu się
urodziłem, tu założyłem rodzinę
i wcale nie chcę stąd uciekać, mimo że utrzymać rodzinę (4 osoby)
za 1000zł nie jest wcale łatwo. Nie
wyjadę, bo czuję się odpowiedzialny za ten kraj, a ucieczka przed
odpowiedzialnością jest zwykłym
tchórzostwem. Ja zostaję i namawiam do tego innych. Zostańcie,
by posprzątać swój dom, by potem
móc z dumą powiedzieć: „Jestem
Polakiem i mieszkam w Polsce,
w moim domu”.
AP
skich główkach i tłumaczenia od
przedszkola, że to nie bóg stworzył
człowieka, a człowiek stworzył sobie boga na obraz i podobieństwo
swoje.
Roch Nowak
Polak ateista, antyklerykał
Zlikwidować IPN
Kolejna afera z księżmi agentami ujawnia bezsens istnienia pasożytniczej instytucji, jaką jest IPN.
Materiały, którymi on dysponuje, są
bezwartościowym śmieciem, pozostałym po spaleniu przez służby bezpieczeństwa głównych archiwów, zawierających informacje o agentach
prawdziwych, z najwyższych półek.
Pozostawiono dokumenty o kozłach
ofiarnych, płotkach, które nie miały żadnego wpływu na wydarzenia
historyczne. Gdy jakiś ksiądz chce
ujawnić prawdę, oczywiście każe mu
się trzymać mordę na kłódkę.
Z punktu widzenia interesu publicznego należy natychmiast zlikwidować IPN, a olbrzymie środki finansowe, jakie on pożera, przeznaczyć
na służbę zdrowia i oświatę.
Władysław Salik
Myślenie nie boli
Kilka tygodni po nalocie B16
i związanym z tym szałem, wysłuchawszy i przeanalizowawszy jego
słowa, wywnioskowałem:
1. Niemcy nie są winni Holocaustu – zostali otumanieni przez siły
wyższe.
2. Jako że Niemcy wierzyli, iż
czynią dobrze, a także byli i są dobrymi ludźmi, należy już niedługo
skończyć z gadaniem o niemieckiej odpowiedzialności za II wojnę
światową, o reparacjach i odszkodowaniach.
5. Miejmy się na baczności, bo
już przedwojenny minister Beck pisał, że to głównie dzięki Watykanowi przegraliśmy wrzesień 1939, a siedział tam wtedy tylko Włoch, miłośnik Hitlera. Teraz mamy wychowanka Hitlerjugend, żołnierza Hitlera
i szefa inkwizycji w jednej osobie.
6. Biada. Biada. Biada. Polacy,
gdzie wasz instynkt samozachowawczy? Czy wystarczy pomachać łapką z okienka i małpować gesty Wojtyły (ten przynajmniej był Polakiem)?
Forrest Gump
Sprzątajmy nasze brudy
Piszę do was, bo jasna cholera
mnie bierze, gdy czytam listy od czytelników; prawie co tydzień to samo: „Spieprzajcie stąd, bo to chory kraj”, „Ja stąd wyjeżdżam”, „Mam
dosyć! Uciekam z tego Ciemnogrodu” itp. Ludzie! Tak nie można! Ja rozumiem, że w Polsce jest
źle, ale to nie jest rozwiązanie problemu. W tym kraju potrzebni są
młodzi, mądrzy ludzie, którzy zrobią tu porządek. Ktoś pewnie powie: „Chwileczkę, a dlaczego to ja
mam sprzątać?”. To prawda, ale wtedy nasuwa się pytanie, które jeszcze w szkole usłyszałem od pewnego bardzo mądrego nauczyciela:
„A jeśli w twoim domu ktoś nabrudzi, też nie posprzątasz, bo nie ty
nabrudziłeś?”. Co wtedy zrobić, spakować się i wyjechać, bo w innym
domu jest czysto, a u mnie brudno?
Nie jestem patriotą, więc nie będę
powoływał się na żadne patriotyczne uczucia czy inne tego typu bzdety, ale ciągłe straszenie wyjazdem
z kraju i namawianie do tego innych
jest po prostu nieprzyzwoite. Czy
po to nasi dziadowie i pradziadowie walczyli za Polskę, byśmy teraz
uciekli i zostawili ją na pastwę
Inteligencja polska dostała takie baty, że ostatnie umizgi J. Kaczyńskiego trzeba traktować jako niewybredną drwinę. W 1945 r., nie
bacząc na własne doświadczenia
i przekonania, ze szczerym pozytywistycznym zapałem inteligenci zaczęli pracę od podstaw, wiedząc, że
alternatywą będzie przesiedlenie milionów dysydentów w głąb Azji. Ale
ci ludzie rozumieli też, że tu, nad
Wisłą, jest Polska i trzeba ją odbudować i rozbudować. Ta postawa była wówczas różnie traktowana, ale to
pokolenie „Judymów” i ich następców doprowadziło do tego, że gdy
mieliśmy debiut na salonach Europy, okazało się, że jesteśmy wykształconymi Europejczykami. Nikt tym
ludziom nie okazał szacunku, nie podziękował. Wręcz przeciwnie, dokonano niewyobrażalnego draństwa...
Na zasadzie prymitywnej manipulacji stworzono pojęcie „komucha”:
partyjny, bezpartyjny, wierzący, niewierzący, każdy, kto po gospodarsku
19
traktował PRL, kto wówczas aktywnie i uczciwie pracował – jest komuchem ze znanymi konsekwencjami.
Inteligent z PRL-u
Nie damy się!
Kraje, w których najwięcej do
powiedzenia ma kler, zwłaszcza ten
z Watykanu, są najbiedniejsze. Rząd
i parlament dają 20 mln złotych na
budowę Glempowej świątyni, zamiast dać te pieniądze na naukę,
medycynę lub naprawę dróg. Po co
komu kolejny kolos? Dlatego Polska jest biedna, bo kler czerpie
z naszego budżetu pełnymi garściami. Lewico, łącz się!
Taką opinię chciałem umieścić
na forum dotyczącym delegalizacji
SLD w portalu Onet.pl i – jak to
często u nich bywa – olali mnie
i moją opinię. Nie umieścili i nie
podali powodu takiej decyzji. Drodzy Polacy, macie, co chcieliście.
PiS-uarki i kler u steru, ale my się
nie damy! Powtarzam za Jonaszem:
lewico, łącz się!
Czytelnik
Wyjaśniamy
W poprzednim numerze „FiM”
(korzystając z informacji internetowych) mylnie podaliśmy adres sklepiku z rozmaitymi gadżetami dla osób
zainteresowanych apostazją, czyli wystąpieniem z Kościoła. Prawidłowy
adres to www.apostazja.info
Natomiast innych informacji dotyczących samego aktu apostazji
można szukać pod wcześniej podanym przez nas adresem www.apostazja.pl
MarS
20
Nr 26 (330) 30 VI – 6 VII 2006 r.
CZUCIE I WIARA
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Sobota czy niedziela?
Dlaczego niektóre wyznania chrześcijańskie święcą jako
dzień odpoczynku sobotę zamiast niedzieli? Czyż pierwsi
chrześcijanie nie spotykali się pierwszego dnia tygodnia?
Przypomnijmy najpierw, które
społeczności wyznaniowe święcą szabat. Są to przede wszystkim wyznawcy judaizmu, Żydzi mesjaniczni, Kościół Baptystów Dnia Siódmego (który od w XVII w. głosi świętość szabatu), Kościół Adwentystów Dnia
Siódmego, Kościół Boży (Siódmego
Dnia), Zbory Boże Chrześcijan Dnia
Siódmego, Kościół Chrześcijan Dnia
Sobotniego, Kościół Reformowany
Adwentystów Dnia Siódmego, Jednota Braci Polskich oraz około dwieście innych wspólnot działających
w różnych krajach świata.
Jeśli chodzi o samo święcenie
szabatu, Biblia podaje wiele powodów święcenia tego dnia. Oto te najważniejsze.
Po pierwsze – biblijnie wierzący zachowują ten dzień, ponieważ
szabat został ustanowiony przez Boga i nierozerwalnie jest związany
z aktem stwórczym, kiedy to ,,na początku stworzył Bóg niebo i ziemię”
(Rdz 1. 1), a następnie ,,odpoczął”,
,,pobłogosławił” i ,,poświęcił” dzień
siódmy (Rdz 2. 2–3). Szabat jest
więc pamiątką stworzenia, a zachowywanie go jest wyrazem czci dla
Boga Stworzyciela, który uczynił ten
dzień świętym i błogosławionym dla
człowieka.
Po drugie – zachowywanie szabatu wiąże się z nakazem święcenia
go zawartym w czwartym przykazaniu Dekalogu, które mówi: ,,Pamiętaj na dzień szabatu, aby go święcić.
Sześć dni będziesz pracował i wykonywał wszelką swoją pracę. Ale siódmego dnia jest szabat Pana [JHWH],
Boga twego...” (por. Wj 20. 8–11; 23.
12; 34. 21). Szabat oferuje więc praktyczne korzyści dla ludzkiego dobra
– czas na fizyczny, intelektualny
i duchowy odpoczynek. Uwalnia od
dyktatury nowoczesnego, konsumpcyjnego stylu życia. Wzywa do zaniechania codziennej pracy i skupienia naszej uwagi na Bogu – pielęgnowania społeczności z Nim – dzięki czemu wierzący stają się bardziej
wrażliwi na Jego obecność i świadomi Jego troski o ich życie. Przypomina, że ludzkie życie spoczywa
w rękach Boga, który potrafi zatroszczyć się o potrzeby swego ludu, jeśli ten naśladuje Go w pracy i odpoczynku. Stąd szabat ma pomóc
wierzącym w skupieniu ich uwagi na
Źródle wszechrzeczy. Bo tylko wtedy wszystko inne umieszczone jest
na właściwym miejscu i postrzegane
jest z właściwej perspektywy. Oto
dlaczego Biblia nazywa sobotę dniem
świętym, ,,szabatem Jahwe”, dniem,
który Bóg wyróżnił i przeznaczył dla
odpoczynku i Jego czci (Kpł 23. 1–3).
Po trzecie – szabat jest też upamiętnieniem wyzwolenia z niewoli
egipskiej: ,,Pamiętaj, że byłeś niewolnikiem w ziemi egipskiej i że Pan
[JHWH], twój Bóg, wyprowadził cię
stamtąd ręką możną i ramieniem
wyciągniętym. Dlatego rozkazał ci
Pan, twój Bóg, abyś obchodził dzień
szabatu” (Pwt 5. 15). Szabat jest
więc ,,dniem Jahwe”, uroczystym
dniem uczczenia Boga Wyzwoliciela, który w Chrystusie Jezusie po
dziś dzień wyzwala człowieka z niewoli grzechu (por. Łk 4. 18; J 8. 34,
36; Mt 11. 28).
Po czwarte – szabat jest ,,znakiem” między Bogiem a Jego ludem.
W Księdze Ezechiela czytamy:
,,Nadałem im również moje szabaty,
aby były znakami miedzy mną a nimi, aby wiedzieli, że Ja, Pan [JHWH],
jestem tym, który ich uświęca. (...)
Święćcie moje szabaty i niech będą
znakiem między mną a wami, aby
wiedziano, że Ja, Pan, jestem waszym
Bogiem!” (20. 12, 20). Zachowywanie szabatu jest więc świadectwem
przynależności do Boga i Jego ludu
– prawdziwego Izraela – do którego należą Żydzi i nie-Żydzi (por. Mt
8. 11; J 1. 47; Rz 2. 28–29; 9. 6; 11.
17; Ga 3. 29; Ef 2. 12, 19); jest wyrazem posłuszeństwa Bogu (por.
1 J 5. 3) i źródłem błogosławieństw
duchowych i fizycznych, zgodnie ze
słowami proroka Izajasza: ,,Ja sprawię, że wzniesiesz się ponad wyżyny
ziemi, i nakarmię cię dziedzictwem
twojego ojca, Jakuba, bo usta Pana
[JHWH] to przyrzekły” (Iz 58. 14).
Po piąte – przestrzeganie szabatu jest również dowodem naśladowania Jezusa, który potwierdził,
że dzień ten jest Bożym niezmiennym zarządzeniem dla dobra człowieka: ,,Szabat jest ustanowiony dla
człowieka” (Mk 2. 27). Będąc Panem szabatu, Jezus sprzeciwiał się
jedynie fałszywemu, czyli legalistycznemu pojmowaniu tego dnia, a nie
samemu świętu, które zapewnia
człowiekowi radość, duchową odnowę i odpoczynek fizyczny.
W związku z tym Jezus podkreślał
odkupieńczy charakter szabatu, co
widoczne jest w wielu cudownych
uzdrowieniach dokonanych właśnie
w ten dzień (Łk 4. 16–18; Mt 11.
28). Przestrzeganie szabatu jest więc
zarówno świadectwem wyzwolenia
od grzechu (por. J 5. 14; 8. 11, 36;
2 Kor 5. 17), jak i dowodem naśladowania Jezusa, który sam zachowywał ten dzień (Łk 4. 16), określił
siebie ,,Panem szabatu” (Mk 2. 28)
i jest przykładem właściwego zachowywania tego święta.
Po szóste – szabat był też zachowywany przez apostołów i pierwotną wspólnotę chrześcijańską, włączając w to wierzących innej narodowości. Wszyscy oni zachowywali
szabat jako dzień odpoczynku, zgromadzeń wiernych i okazję do ewangelizacji (por. Łk 23. 54–56; Dz 13.
42–44; 15. 21; 16. 13; 17. 2–4; 18. 1,
4, 11). Przestrzeganie szabatu jest
więc powrotem do korzeni, do wiary i praktyk pierwszych chrześcijan.
Po siódme – z dostępnych dokumentów historycznych wynika, że
przez kilka pierwszych wieków po
Chrystusie wierzący nadal obchodzili szabat. Ten fakt niezbicie dowodzi, że przestrzegania szabatu nie
zniósł ani Chrystus, ani apostołowie (por. Mt 5. 17–20). Jak czytamy w Ewangelii Mateusza, Jezus
nie przyszedł znieść Prawa ani któregokolwiek z przykazań Dekalogu
(Mt 5. 17–19). Innymi słowy:
,,Wszystkie jego nakazy [przykazania] są niezawodne, ustanowione na
wieki wieków” (Ps 111. 7–8, por. Ps
19. 8–10; Rz 7. 12). ,,Ktokolwiek bowiem zachowa cały zakon, a uchybi w jednym, stanie się winnym
wszystkiego. Bo Ten, który powiedział: Nie cudzołóż, powiedział też:
Nie zabijaj; jeżeli więc nie cudzołożysz, ale zabijasz, jesteś przestępcą
zakonu” (Jk 2. 10–11).
Cotygodniowy szabat jest też
symbolem nadchodzącego Królestwa Bożego, kiedy to wierzący będą radowali się wiecznym szabatem.
,,I będzie tak, że w każdy nów i w
każdy szabat przychodzić będzie każdy człowiek, aby mi oddać pokłon –
mówi Pan” (Iz 66. 23). Dlatego każde cotygodniowe nabożeństwo szabatnie jest przedsmakiem nadchodzącego wiecznego odpocznienia,
pokoju i społeczności z Bogiem.
,,A zatem pozostaje odpoczynek szabatu dla ludu Bożego. Kto bowiem
wszedł do Jego odpoczynku, odpocznie po swych czynach, jak Bóg po
swoich” (Hbr 4. 9). Tyle o przyczynach święcenia szabatu. Dlaczego
– wbrew Biblii – większość chrześcijan zachowuje niedzielę, pierwszy, a nie siódmy dzień tygodnia?
Powodów jest wiele, a na czołowym miejscu umieścić należy: antysemityzm, antyjudaizm i odstępstwo od Pisma Świętego ze zmianą przykazań Dekalogu włącznie,
do czego przyznaje się Kościół
rzymski. Oto jego stanowisko: ,,Nie
naruszając istoty przykazania, poczynił w nich Kościół następujące
zmiany formalne. Drugie przykazanie, dotyczące czci obrazów, złączył
z pierwszym, natomiast dziesiąte
przykazanie Boże rozdzielił na dwa
osobne przykazania. (...) nakaz święcenia szabatu przemienia Kościół na
nakaz święcenia niedzieli” (ks. Franciszek Spirago, ,,Katolicki Katechizm Ludowy”, t. II, s. 66, por. Dn
7. 25). Cokolwiek by powiedzieć
o tych przyczynach, jedno jest pewne: ustanowienie niedzieli nie było dziełem apostołów, ponieważ
idea święcenia tego dnia zrodziła
się w poganochrześcijańskim środowisku, głównie w Rzymie, gdzie
pierwszy dzień tygodnia poświęcony był bogu słońca. Proces odchodzenia od biblijnego szabatu zapoczątkowali więc cesarze rzymscy,
począwszy od Hadriana (117–138),
który wyjął judaizm spod prawa
i zakazał przestrzegania szabatu,
poprzez Konstantyna, który w roku 321 ogłosił czcigodny dzień Słońca (niedzielę) dniem wolnym od
pracy, a kończąc na tzw. ojcach Kościoła i biskupach rzymskich, którzy stworzyli swoistą teologię wypaczającą i ośmieszającą szabat, zastępując go pierwszym dniem tygodnia. Mimo to, w samym tylko Rzymie szabat zachowywany był aż do
V wieku, a w innych częściach Europy do czasu, kiedy formalnie zakazano go święcić na soborze florenckim w 1441 roku.
Czy jednak niektóre teksty Nowego Testamentu nie unieważniają
szabatu i nie uzasadniają święcenia
niedzieli zmartwychwstaniem Jezusa?
Chociaż obrońcy niedzieli powołują się na teksty z Dziejów Apostolskich (20. 7), Listu do Rzymian
(14. 5–6), Listu do Galacjan (4. 8–10)
oraz do Kolosan (2. 16), teksty te
nie dają żadnych podstaw do unieważnienia szabatu i święcenia niedzieli. Przede wszystkim dlatego,
że Jezus nie przyszedł znieść zakonu ani któregokolwiek z przykazań
Dekalogu (Mt 5. 17). Nie uczynili
tego również Jego uczniowie (Hbr
10. 15–16; Jk 2. 10–11; 1 J 2. 3; 5.
2–3; Ap 14. 12). Na przykład ap. Paweł nie tylko przestrzegał szabatu
i innych świąt biblijnych (por. Dz 16.
13; 17. 2; 18. 4; 20. 16; 1 Kor 5. 7–8),
ale również podkreślił, że wiara nie
unieważnia zakonu, lecz umacnia jego pozycję i ukazuje jego właściwe
znaczenie (por. Rz 3. 31; 7. 7, 12;
8. 4, 7). Tak więc tekst z Dziejów
Apostolskich (20. 7) nie daje żadnych podstaw dla kultu niedzieli, bowiem spotkanie, o którym czytamy
w tym miejscu, odbyło się w sobotni wieczór, a nie w niedzielny poranek, kiedy to ap. Paweł nie tylko nie
odpoczywał, ale udał się w daleką
podróż (Dz 20. 7–16).
Również List do Rzymian (14.
5–6) nie daje podstaw dla unieważnienia szabatu. Tekst ten bowiem
w ogóle nie wspomina o szabacie,
a jedynie o pewnych dniach, które
mogą być zachowywane, ale nie są
konieczne do zbawienia. Przykładem
takich dni mogą być typowo żydowskie święta Purim (Est 9. 21–22)
i Chanuka (1 Mch 4. 59). Z kolei
teksty z Ga 4. 8–10 i Kol 2. 16–17
nawiązują do herezji astralnych,
gnostyckich i nie sprzeciwiają się zasadzie przestrzegania szabatu, a jedynie zasadzie usprawiedliwienia
przez wiarę w Jezusa Chrystusa i wypaczeniom samych świąt, które są
,,cieniem rzeczy przyszłych”. Dezaprobata z powodu wypaczenia np.
szabatu nie dyskwalifikuje jednak samego szabatu, tym bardziej że tekst
ten (Kol 2. 16–17) mówi o świętach
i szabatach cieniowych (por. Kpł 23.
4–44), a nie o szabacie cotygodniowym. Ponadto, jakiż sens miałaby
zamiana jednego dnia (sobotniego)
na drugi (niedzielny)?
Podobnie uzasadnienie święcenia niedzieli zmartwychwstaniem Jezusa nie znajduje poparcia w pismach Nowego Testamentu. W opisach zmartwychwstania nie ma bowiem najmniejszej sugestii, aby to
wydarzenie zostało upamiętnione
poświęceniem niedzieli. Nigdzie też
w NT pierwszy dzień tygodnia nie
został nazwany dniem zmartwychwstania. Apostoł Paweł, który porównywał śmierć Chrystusa z barankiem paschalnym (por. Kpł 23. 5;
1 Kor 5. 7), a zmartwychwstanie
– ze snopem pierwocin (Kpł 23.
10–11; 1 Kor 15. 20), nie wspomina
nic o upamiętnieniu zmartwychwstania jakimś szczególnym dniem tygodnia, a jedynie o upamiętnieniu
śmierci Jezusa (1 Kor 5. 7–8; 11. 26).
Czy nie wspomniałby o ustanowieniu niedzieli, przy okazji omawiania
Wieczerzy Pańskiej, gdyby takie informacje ,,przejął od Pana” (1 Kor
11. 23)? Fakty są jednoznaczne: Nowa Idea łączenia niedzieli ze zmartwychwstaniem pojawiła się nie wcześniej niż w drugim wieku po Chrystusie. W świetle Pisma Świętego jest
więc nie do przyjęcia. Tym bardziej,
że – stosując argumentację Kościoła rzymskiego – równie dobrze można by święcić piątek, jako pamiątkę
śmierci Chrystusa, albo czwartek, na
pamiątkę wniebowstąpienia. Czy te
powody nie są równie istotne?
Według Biblii, tylko sobota nazwana jest dniem świętym; ani jeden tekst Biblii nie nakazuje zachowywać niedzieli jako dnia świętego;
ani jeden tekst Biblii nie nakazuje
święcenia niedzieli na pamiątkę
zmartwychwstania Jezusa; ani jeden tekst Biblii nie potwierdza, by
którykolwiek z apostołów uznawał
niedzielę jako szabat; ani jeden tekst
Pisma Świętego nie mówi, by szabat został zniesiony lub przeniesiony z siódmego dnia na pierwszy
dzień tygodnia.
Biblia mówi, że jest jeden Boży
szabat dla wszystkich: Żydów i nie-Żydów! ,,Cudzoziemców, którzy przystali do Pana, aby mu służyć i aby
miłować imię Pana, być jego sługami, wszystkich, którzy przestrzegają
szabatu, nie bezczeszcząc go, i trzymają się mojego przymierza, wprowadzę na moją świętą górę i sprawię im radość w moim domu modlitwy. (...) gdyż mój dom będzie
nazwany domem modlitwy dla wszystkich ludów. Tak mówi Wszechmocny Pan!” (Iz 56. 6–8).
BOLESŁAW PARMA
Nr 26 (330) 30 VI – 6 VII 2006 r.
N
ie wiemy, jak wiele na pisano ewangelii, apo kalips i innych tekstów
pretendujących do miana „świętych”. Część z nich stała się znana stosunkowo niedawno, dzię ki przypadkowemu odkryciu
w Nag Hammadi.
Było to w grudniu 1945 r. Siedmiu egipskich wieśniaków w okolicy
Nag Hammadi – około 500 km na południe od Kairu oraz 60 na północ od
grzbiety ich skórzanych okładek są
wzmocnione papirusowymi paskami,
a niektóre z tych pasków pochodzą
z kwitów datowanych na 341, 346
i 384 r. Same teksty są znacznie starsze, podobnie jak ich oryginały. Składają się nań m.in. pełne teksty Ewangelii Tomasza – to bodaj najsławniejszy z tekstów z Nag Hammadi – oraz
Ewangelii Filipa, która odgrywa tak
wielką rolę w „Kodzie Leonarda da
Vinci”. W dzbanie znajdowały się
NIEŚWIĘTE PISMO
Cenzura w klasztorze
Luksoru i Doliny Królów – wykopało gliniany, zapieczętowany dzban. Po
krótkiej rozterce (obawiali się, że może w nim być zamknięty zły duch) rozbili dzban motykami. Zamiast ducha
czy złota zobaczyli jedynie stare, oprawione w skórę książki papirusowe.
Część rozpadających się kartek posłużyła owym analfabetom za podpałkę,
jednak większość trafiła do Muzeum
Koptyjskiego w Kairze, gdzie znajduje się do dziś.
Znalezisko to stanowi najcenniejszy zbiór wczesnochrześcijańskich,
głównie gnostyckich pism, jaki odkryto w czasach nowożytnych. Liczy ogółem 51 tekstów na 1153 stronach
w 13 kodeksach. Wśród nich jest 39
absolutnie nieznanych dotąd dzieł. Są
między nimi ewangelie, których wcześniej nie miał w rękach żaden nowożytny uczony, księgi gdzieniegdzie wzmiankowane przez starożytnych pisarzy, ale zaginione lub
zniszczone przez kościelną ortodoksję. Same książki pochodzą z połowy IV w. Wiemy o tym, ponieważ
C
również Ewangelia Prawdy i Ewangelia Egipcjan, a także Apokalipsa
Piotra, dwie Apokalipsy Jakuba, List
(Apokryf) Jakuba i List (Apokryf)
Jana oraz wiele innych. Nie wiadomo dokładnie, kto napisał te teksty.
Być może autorem części z nich był
gnostyk Walentyn.
Znamienne, że kilka kilometrów
od miejsca, gdzie ukryte były te książki, znajduje się klasztor założony
w IV w. przez sławnego mnicha chrześcijańskiego, Pachomiusza (zm. 346
roku) – inicjatora cenobityzmu egipskiego.
Bardzo możliwe, że
książki z Nag
Hammadi mogły pochodzić
i, którzy nie przeciążają zbytnio głowy myśleniem, dziwnym trafem nie miewają także poczucia winy. Przykład? Posłowie polskiej prawicy.
Piso-ligowcy nie rozumieją, czego chce od nas Europa. Tak bardzo nie rozumieją, że aż musieli zaprotestować przeciwko rezolucji
Parlamentu Europejskiego, potępiającej nasilające
się w Polsce przejawy antysemityzmu i homofobii.
O istnieniu tych ekscesów
nikogo rozsądnego nie
trzeba przekonywać. Wystarczy przejrzeć archiwalne numery „Faktów i Mitów” z ostatnich miesięcy, aby wysypały się opisy słownych (i nie tylko słownych) napaści
tego typu w wykonaniu zarówno pospolitych chuliganów,
jak i prawicowych polityków (począwszy od prezydenta
i premiera...), dziennikarzy, a także duchownych.
Podejrzewam, że to niedostrzeganie własnych uchybień jest zupełnie szczere. Tak szczere, jak szczere bywa
masowe przekonanie osadzonych w więzieniach kryminalistów o ich własnej niewinności. Jak mówi stare powiedzenie – w więzieniach wszyscy siedzą za niewinność. Wielu więźniów jest zbyt prymitywnych, aby przełknąć prawdę o własnej winie i jakoś z nią żyć. Aby więc nie oszaleć, uciekają w świat iluzji. Iluzji, w którą szczerze wierzą!
Wszystko wskazuje na to, że podobnie jest z prawicowcami. Wierzejski wygląda autentycznie, kiedy zapewnia, że nigdy nikogo nie zachęcał do pałowania „pederastów”. Marcinkiewicz zupełnie szczerze zarzeka się,
że nie słyszał o żadnych homofobicznych wypowiedziach
SZKIEŁKO I OKO
z biblioteki owego klasztoru. Dlaczego jednak mnisi mieliby pozbywać
się akurat tych książek?
Jak wiadomo, pod koniec IV w.
doszło do ważnego wydarzenia w dziejach formowania się kanonu NT.
W 367 r. potężny biskup Aleksandrii,
Atanazy, napisał do podlegających jego jurysdykcji wspólnot chrześcijańskich w całym Egipcie list, w którym
jednoznacznie ustalił zakres kanonu
pism NT. To pierwszy znany nam dokument (tzw. 39. List Paschalny Atanazego), stwierdzający, że za pisma
święte należy uważać tylko owe 27
ksiąg składających się na obecny NT.
Co więcej, Atanazy oświadczył, że
inne „heretyckie” księgi nie powinny
być czytane i przechowywane. Czy to
możliwe, że mnisi z klasztoru w Nag
Hammadi oczyścili swą bibliotekę pod
jego naciskiem? Jeśli tak, to dlaczego nie spalili tych książek, tylko ukryli je w dzbanie i zakopali? Odpowiedź
może być taka, że w głębi serca wcale nie uważali ich za „nieświęte”. Przywiązani do nich postanowili przechować je w bezpiecznym miejscu w nadziei, że nadejdzie jeszcze czas, gdy
wrócą one między inne święte pisma.
Niestety, od około 400 r. rozpoczęło się systematyczne i nieodwracalne niszczenie literatury uznanej za
heretycką. A przecież jeszcze około
200 roku „heretycy” – przede wszystkim gnostycy chrześcijańscy – prowadzili działalność pisarską na znacznie
większą skalę niż środowisko uznane później za prawowierne. Krk
z premedytacją zniszczył całe to
piśmiennictwo pierwszych wieków, likwidując niemalże wszystko to, co mogłoby pomniejszyć
rzekomą czystość doktryny
chrześcijańskiej i podważyć jego
kontrolę nad nią.
ARTUR CECUŁA
w Polsce. Nawet wtedy, kiedy wychodziły one z jego ust...
Niemyślącym naprawdę jest lżej. Tylko ich otoczenie bardzo się męczy. To trochę tak, jak z ludźmi, którzy się
nie myją. Wyłącznie oni sami nie czują unoszącego się
wokół nich smrodu.
Polscy deputowani nie
chcą też, aby polskich agresywnych wypowiedzi (to
jednak były jakieś wypowiedzi?) porównywać do zabójstw na tle rasistowskim,
których ponoć na Zachodzie jest sporo. Otóż uważam, że należy te sprawy porównywać. Tak się składa, że za te zabójstwa – popełniane
raz na kilka lat – i podobne działania ponoszą winę na
ogół małe grupki fanatyków, a politycy i ogromna większość ludzi odcina się od nich publicznie. We Francji po
każdej takiej napaści wychodzą na ulice dziesiątki tysięcy
ludzi. I ta reakcja sprawia, że dane społeczeństwo jako
całość nie może być obciążone odpowiedzialnością za
zbrodnię. Jeżeli natomiast w Polsce politycy zachęcają do
napaści, jeżeli ich koledzy partyjni milczą, a biskupi nie
potępiają swoich współwyznawców ciskających kamieniami, to jest to sprawa nie mniej poważna jako zło społeczne niż mord dokonany ręką osamotnionego zbrodniarza.
Tym bardziej że atmosfera przyzwalająca prowadzi
w końcu do zabójstw. W samej tylko Łodzi w ciągu ostatnich 5 lat zamordowano przynajmniej dwie osoby z motywów wypływających z homofobii. Czy ktoś słyszał o jakichś demonstracjach potępienia, czy ktoś widział biskupów grzmiących na morderców?
MAREK KRAK
ŻYCIE PO RELIGII
Błogosławieni głupi
N
a no wo c z e s no ś ć s k ł a d a
się szereg pojęć i spo łecznych instytucji, które w świadomości przeciętnego
mieszkańca Ameryki i Europy są
wartościami najwyższej próby.
Chodzi przede wszystkim o prawo człowieka do wolności osobistej,
wolności słowa, wyznania i sumienia; o pojęcie obywatela i społeczeństwa obywatelskiego, które zakłada równość wszystkich wobec
prawa i obdarza jednostkę uprawnieniami politycznymi, oraz o idee
demokracji i sprawiedliwości, powszechne szkolnictwo, dostęp do
wiedzy i możliwość rozwijania własnej aktywności czy to ekonomicznej, czy jakiejkolwiek innej w imię
dobra wspólnego. Natomiast w sferze czysto materialnej nowoczesność
zwykle kojarzy się z rozwojem technologii, swobodną wymianą informacji, łatwością przemieszczania się
w przestrzeni, standaryzacją, globalizacją...
21
znosił feudalizm, dominację Kościoła i poddaństwo chłopów. Wystarczy
przypomnieć narzuconą Księstwu
Warszawskiemu konstytucję napoleońską, która była o wiele bardziej
postępowa niż konstytucja 3 Maja
– tak przez Polaków wysławiana,
a w gruncie rzeczy szlachecka.
Krytycy słusznie zauważą, że napoleońska likwidacja feudalizmu odbywała się zbrojnie i krwawo, ale
przecież z niebywałą aktywizacją
chłopów i z rozwojem klasy średniej oraz burżuazji.
Istotne jest także oddzielenie
Kościoła od państwa, związane
z wolnością osobistą i wolnością wyznania, które w feudalizmie były
nie do pomyślenia. Z wolnością myśli wiąże się też rozwój szkolnictwa pod opieką państwa oraz swoboda badań naukowych – wolnych
już od kościelnej cenzury. Napoleon w kolejnych opanowywanych
przez siebie krajach zlikwidował
świętą inkwizycję.
HISTORIA WOLNEJ MYŚLI
Cesarz
rewolucjonista
Człowiekiem, którego działalność najbardziej przyczyniła się do
rozpowszechnienia idei „nowoczesności”, okazał się Napoleon.
W podręcznikach historii występuje jako „mały kapral” i wielki wódz,
geniusz pola walki, Cesarz Francuzów, a w końcu wielki przegrany
pod Waterloo i więzień Świętej Heleny, gdzie dokonał żywota w okolicznościach co najmniej osobliwych.
Rzadko uświadamiamy sobie, jaką
rolę odegrała ta postać w rozwoju
kultury i życia społeczno-politycznego całego świata. Wynika to
przede wszystkim stąd, że niemal
wszystkie idee wyznawane przez Napoleona powstały dużo wcześniej
i zazwyczaj pamiętamy tylko o ich
twórcach. Tymczasem bez kogoś,
kto potrafiłby te pomysły rozpropagować, jeszcze długo pozostawałyby zaledwie ideami na papierze.
Wolność, równość i braterstwo
to nie tylko naczelne hasła Wielkiej Rewolucji Francuskiej, z której
zresztą wyrósł Napoleon, ale też idee
Diderota i innych encyklopedystów
kształtujących postawy oświeceniowe w ciągu XVIII wieku. Wcześniej
zaś przyświecały one teoretykom prawa – na przykład holenderski filozof Hugo de Groot (1583–1645)
wywodził prawo z ogólnoludzkiej natury. Paradoksalnie, to Napoleon
– uzurpator, samozwańczy cesarz
i dyktator! – podbijając pół Europy, niósł na sztandarach idee osobistej wolności człowieka i równości wobec prawa (przynajmniej
w sferze teorii). W podbitych krajach
Wojny napoleońskie, aczkolwiek niezwykle krwawe i wyniszczające całą Europę, zmieniły jej
oblicze w sposób nieodwracalny.
Wprawdzie cesarz skończył jako
więzień na wysepce zagubionej
wśród wód Atlantyku, a zwycięskie,
feudalne monarchie zawarły Święte Przymierze, aby wspólnie walczyć z szerzącą się zarazą rewolucji, ale wolnomyślicielstwo, przekonanie o równości wszystkich ludzi, wiara w jednostkę zdolną do
wielkich rzeczy, smak wolności na
wsi i nadzieja na poprawienie sytuacji w przyszłości nie dały się
już wymazać z ludzkich umysłów.
Nic już nie było jak przedtem, mimo stłumienia buntów, formalnego przywrócenia feudalizmu, odebrania wolności chłopom i odbudowy Państwa Kościelnego. Napoleon przeorał świadomość Europejczyków tak głęboko, że przeciwnicy zmian nie zdołali już odwrócić porewolucyjnych trendów.
Europa dotąd zachowała niektóre szczegółowe napoleońskie regulacje. Przede wszystkim chodzi o prawostronny ruch na drogach, wprowadzony przez cesarza w celu uporządkowania problemów dotyczących przerzutu armii i komunikacji
cywilnej. Tylko Wielka Brytania
– zagorzały wróg Napoleona – nie
przyjęła ruchu prawostronnego. Natomiast system dziesiętny wprowadzony przez Wielką Rewolucję Francuską przyjął się w całej kontynentalnej Europie (do XX wieku), a potem poza nią.
LESZEK ŻUK
22
Nr 26 (330) 30 VI – 6 VII 2006 r.
NASZA RACJA
ZEBRANIA RACJI PL
Augustów – Bogdan Nagórski, tel. 601 815 228;
Bełchatów – Marek Szymczak, tel. 603 274 363,
[email protected];
Będzin – zebrania w każdy trzeci poniedziałek miesiąca, godz. 18, ul. Małachowskiego 29;
Białystok – dyżury: wt.–czw., godz. 16–18, DH
„Koral”, ul. Wyszyńskiego 2, lok. 309; tel.(85) 744
49 39;
Bolesławiec – Wiesław Polak, tel. (75) 734 34 25;
Brzeg – zebrania w każdy ostatni czwartek miesiąca, godz. 19, restauracja „Laguna” (przy obwodnicy). Koordynator na Brzeg: Zenon Makuszyński,
tel. 696 078 240;
Busko Zdrój – 30.06, godz. 17, pensjonat „Willa
Ewa”, ul. Kusocińskiego 4a. Zapraszamy członków
i sympatyków partii RACJA PL oraz tygodnika „Fakty i Mity”. Kamil Oliwkiewicz, tel. 600 121 793;
[email protected];
Bydgoszcz – dyżury w każdy czwartek, godz. 17–19,
ul. Garbary 24;
Bytom – ul. Dworcowa 2, dyżury w czwartki, godz.
17–19;
Chełm – zebrania w każdą ostatnią niedzielę m-ca, ul. Stephensona 5a, godz. 15, tel. (82) 563 51
93, 501 711 386;
Cieszyn – kontakt: 609 784 856, 661 210 589;
Dąbrowa Górnicza – zebrania w każdą trzecią środę m-ca, godz. 17, w siedzibie Polskiego Związku
Wędkarskiego przy ul. Wojska Polskiego 35;
Dąbrowa Tarnowska – koordynator: Bogdan Kuczek, tel. (14) 624 27 93;
Dębica – kontakt: Małgorzata Król-Gierczak, tel.
601 548 707;
Elbląg – kontakt: 601 391 586;
Ełk – 25.06, godz. 12, bar „Bolek”;
Gdańsk – 2.07 godz. 11, Przymorze, ul. Opolska
2, klub „Maciuś”, I p., sala 9 – zebranie członków
i sympatyków. Na zebraniu będzie omawiana sprawa planowanych imprez. Tel. (58) 302 64 93, 691
943 633;
Gdynia – 2.07, godz. 12, kawiarnia „Arkadia”, ul.
Władysława IV; kontakt tel. 604 906 246;
Gliwice – kontakt: Andrzej Rogusz, tel. 600 26 70
76; e-mail: [email protected];
Gorlice – koordynator: Zbigniew Bosek, tel. (18)
540 71 35;
Gorzów Wlkp. – Czesława Król, tel. 604 939 427;
Gryfice – Henryk Krajnik, tel. 603 947 963;
Gubin – Mirosław Sączawa, tel. 600 872 683;
Jasło – Józef Juszczyk, tel. 600 288 627;
Jastrzębie – Jan Majewski, tel. 512 203 524, (32)
476 55 64;
Jelenia Góra – kontakt: Mieczysław Bronowicz,
tel. (75) 647 54 91, 887 231 740;
Kalisz – Stanisław Sowa, tel. (62) 599 88 15, 512
471 675;
Katowice – dyżury w każdą pierwszą sobotę
m-ca od godz. 16 w siedzibie miejskiej SLD przy
ul. św. Jana 10 (III p.); Ryszard Pawłowski, tel.
(32) 203 20 83, 606 202 093;
Kielce – dyżury we wtorek, godz. 14–18, ul. Warszawska 6, pok. 7, tel. (41) 344 72 73 oraz 609
483 480;
Kołobrzeg – dyżury członków zarządu powiatowego w każdy poniedziałek w godz. 16–18, w siedzibie, ul. Rybacka 8, tel. 505 155 172;
Konin – Zbigniew Górski, tel. 601 735 455;
Kostrzyn – Andrzej Andrzejewski, tel. 502 076 244;
Kraków – Zarząd Wojewódzki RACJI PL, 31-300
Kraków 64, skr. poczt. 36, tel. (12) 636 73 48;
(12) 626 05 07; 695 052 835. Spotkania od czerwca pod nowym adresem: ul. Kamienna 19, restauracja „Pod Szablą”, godz. 17, w każdy trzeci czwartek m-ca. Zarząd Racja PL w Krakowie poszukuje
chętnych do organizacji struktur powiatowych
w Niepołomicach, Wieliczce, Wadowicach, Andrychowie, Bochni i Brzesku. Zgłoszenia prosimy kierować na nr tel. (12) 636 73 48;
Legnica – Krzysztof Lickiewicz, tel. 854 86 55 tel.
kom. 607 375 631;
Łowicz – Mirosław Iwański, tel. 837 78 39;
Lublin – zarząd wojewódzki – Jerzy Majewski,
tel. 605 208 193, Piotr Podstawka – przewodniczący Koła Lublin, tel. 601 165 841;
Łódź – cotygodniowe zebrania odbywają się we
wtorki w godzinach 16–18, ul. Zielona 15, I piętro, pokój 10, tel. (42) 632 17 84. Kontakt: Jolanta Komorowska, tel. (42) 684 47 55;
Mielec – Zbigniew Maruszak, tel. (17) 788 91 01;
Mysłowice – druga sobota każdego m-ca w Brzęczkowicach, lokal „Alf” (naprzeciwko Mini Kliniki),
godz. 17, Remigiusz Buchalski, tel. 508 496 086;
Myszków – Daniel Ptaszek, tel. 508 369 233;
Nowa Sól – Mieczysław Ratyniak, tel. (68) 388
76 20;
Nowy Sącz – Andrzej Idzik, tel. (18) 443 62 61;
Nowy Targ – każdy 3 piątek m-ca, godz. 17, bar
„Omega”, ul. Szaflarska 25, Stanisław Rutkowski,
tel. (18) 275 74 04;
Nowy Tomyśl – Barbara Kryś, tel. (68) 386 84 37;
Nysa – Andrzej Piela, tel. (77) 435 79 40;
Olkusz – zebrania w każdą drugą niedzielę m-ca
w kawiarni „Arka” w Rynku. Kontakt tel. (32) 642
49 48;
Olsztyn – 1.07, godz. 12, ul. Profesorska 15 (Dom
Kultury Alternatywy) – Nadzwyczajny Zjazd Członków RACJI PL Województwa Warmińsko-Mazurskiego. Kontakt: 693 656 908;
Opatów – kontakt tel. (15) 868 46 76;
Opole – osoby zainteresowane wstąpieniem do
partii lub organizacją struktur lokalnych w woj. opolskim proszone są o kontakt: Stanisław Bukowski,
tel. 663 335 416;
Ostrowiec Świętokrzyski – Arkadiusz Frejlich, tel.
697 264 490;
Pabianice – Jacek Rutkowski, tel. 0 601 217 090
Piła – Henryk Życzyński, tel. (67) 351 02 85;
Pińczów – kontakt tel. 888 656 655;
Płock – Jerzy Paczyński, tel. 603 601 519;
Poznań – 3.07, godz. 17.30, klubokawiarnia „Proletaryat”, ul. Wrocławska 9 – zebranie członków
i sympatyków z Poznania i powiatu; Witold Kayser, tel. (61) 821 74 06. Koordynator na powiaty
jarociński, pleszewski i krotoszyński – Marcin, tel.
692 675 579;
powiat słupecki – Włodzimierz Frankiewicz, tel.
692 157 291;
Radom – Maciej Tokarski – przewodniczący Koła
RACJA PL w Radomiu, tel. 660 687 179;
Rybnik – Bożena Wołoch, tel. (wieczorami) 880
754 928;
Rzeszów – dyżury w drugi i ostatni poniedziałek
miesiąca, godz. 18–19, pub „Korupcja”, ul. Króla
Kazimierza 8 (boczna od Słowackiego), Andrzej Walas, tel. 606 870 540;
Sanok – kontakt: Klaudiusz Dembicki, e-mail: [email protected], tel. 606 636 273;
Siedlce – zebranie członków i sympatyków RACJI PL w każdy pierwszy piątek miesiąca o godz.
17 w barze „Smaczek”, ul. Kazimierzowska 7.
Kontakt: Kozak Marian, tel. 606 153 691; adres:
Siedlce 6, skr. poczt. 9;
Siemianowice Śląskie – każdy drugi poniedziałek miesiąca godz. 16, ul. Szkolna 7, kontakt: Zygmunt Pohl, tel. 501 797 260;
Słupsk – kontakt: 505 010 972;
Starachowice – tel. (41) 274 15 76;
Staszów – Dariusz Klimek, tel. 606 954 842;
Sucha Beskidzka – Andrzej Lenik, tel. 607 988 061;
Szczecin – poszukujemy koordynatorów Partii RACJA PL w miejscowościach: Koszalin, Szczecinek,
Gryfino, Kamień Pomorski, Choszczno, Dziwnów,
Międzyzdroje, Darłowo, Łobez, Nowogard, Chojna,
Mieszkowice, Trzebież; e-mail: [email protected];
Świnoujście – zebrania członków i sympatyków
RACJI PL w każdą ostatnią sobotę miesiąca o godz.
17 w lokalu przy ul. Grunwaldzkiej 62C;
Tarnów – Bogdan Kuczek, tel. (14) 624 27 93;
Tczew – Waldemar Grzonkowski, tel. 606 330 830;
Toruń – zapraszamy do naszego biura przy ul. Broniewskiego 15/17 od poniedziałku do piątku w godz.
10–12 i 16–18; przewodniczący zarządu wojewódzkiego J. Ziółkowski zaprasza w każdy piątek w godz.
16–18; tel. 607 811 780, e-mail: [email protected];
Turek – Wiesław Szymczak, tel. 605 094 491;
Wałcz – zebrania w każdy pierwszy piątek m-ca,
godz. 17, ul. Dworcowa 14. Kontakt: Józef Ciach,
tel. 506 413 559;
Warszawa (Mazowsze) – osoby zainteresowane
organizowaniem struktur terenowych w powiatach:
mławskim, ostrołęckim, wyszkowskim, pułtuskim,
sokołowskim, wołomińskim, mińskim, garwolińskim, otwockim, lipskim, białobrzeskim, grójeckim,
piaseczyńskim, pruszkowskim, żyrardowskim, sochaczewskim, płońskim i ciechanowskim – proszone są o kontakt z Krzysztofem Mróziem w celu uzyskania pełnomocnictw. Tel. 608 070 752, (22)
646 82 12, mail: [email protected];
Wrocław – dyżury w lokalu PKPS we Wrocławiu
przy ul. Zelwerowicza 4, w środy o godz. 16
i w piątki o godz. 18. Zapraszam – Jerzy Dereń,
tel.: (71) 392 02 02, 698 873 975;
Zabrze – Krystian Lotarski, tel. 880 716 618;
e-mail: [email protected];
Zawiercie – zarząd powiatowy poszukuje niedużego pomieszczenia udostępnianego 1–2 razy
w miesiącu na zebrania partii, za darmo lub za symboliczną opłatę. Daniel Ptaszek, tel. 508 369 233;
Zielona Góra – Bronisław Ochota, tel. 602 475 228;
Żary – Andrzej Sarnowski, tel. 507 150 177.
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Fobia czy szowinizm?
Obawa, lęk, strach towarzyszą
naszemu gatunkowi od zarania
dziejów. Jednostkom – od urodzenia do śmierci.
Trudno jednoznacznie sklasyfikować ten rodzaj emocji. Ma wiele
odcieni. Można się bać wszystkiego i o wszystko. O siebie i bliskich.
O majątek, pozycję, wpływy. Lękać
się życia i wszystkich jego aspektów.
Pokus i grzechu. Śmierci i tego,
co po śmierci. Znanego i nieznanego. Można strach lubić lub nienawidzić. Całkowity brak strachu
jest groźną chorobą. Tak, jak
i jego nadmiar.
Obezwładniające, uporczywe
stany lękowe, zwane fobiami, ma
około 10 proc. ludzi. Słabsze
– połowa. Fobie utrudniają życie
i funkcjonowanie w społeczeństwie. Zazwyczaj wywołują objawy psychosomatyczne. Przyspieszone bicia serca, suchość
w ustach, zawroty głowy. W skrajnych przypadkach – stan przedzawałowy, ustanie bicia serca,
drętwienie kończyn, skoki ciśnienia, bezdech, duszność, arytmię.
Przyczyny fobii są neuroanatomiczne. Wskazuje na to korelacja fobii
u bliźniąt jednojajowych. Na szczęście są one całkowicie uleczalne
w procesie psychoterapeutycznym.
Fobie dotyczą sytuacji, zjawisk,
przedmiotów. 15–25 proc. wiąże się
ze strachem przed urazami i chorobami. 20 proc. – przed elementami otoczenia naturalnego. 5–15 proc.
to lęk przed zwierzętami. Ludzie boją się także stania, chodzenia,
zmarszczek, dentysty, feralnych liczb,
ostrych przedmiotów, nawet wszystkiego, co francuskie. No, może prawie wszystkiego. Niektórzy odczuwają lęk przed innymi ludźmi.
Jako takimi (antropofobia) lub tylko obcymi (ksenofobia), umarłymi
(nekrofobia) albo przeciwnej płci
(seksofobia). Przed mężczyznami
(androfobia), kobietami (gynefobia)
lub jedynie pięknymi kobietami (kaligynefobia). W tej kategorii uporczywych stanów lękowych znajduje się również homofobia. Od innych fobii różni się znacznie szer-
szym zakresem pojęciowym. Nie jest
wyłącznie nieuzasadnionym strachem przed osobami o orientacji
homoseksualnej i ich stylem życia.
Oznacza raczej wrogość, pogardę
i nienawiść. Także postrzeganie homoseksualistów w kategoriach patologii, społeczną dyskryminację
i stosowanie wobec nich przemocy.
W potocznym rozumieniu homofob
to nie chory, przestraszony człowiek
doznający palpitacji serca i mdlejący na widok Parady Równości, ale
zdrowy, ogolony na łyso osiłek wymachujący pałą i ryczący: „Zrobimy
z wami, co Hitler z Żydami”. To także jego duchowi przywódcy z PiS,
LPR, MW. Nie życzą sobie, aby ich
uznawać za cierpiących na fobiczne zaburzenia psychiki. Są dumni
ze swoich uprzedzeń. Wcale nie boją się homoseksualistów. Chcą ich
zniszczyć. Wyeliminować. Marzy im
się gejokaust.
Hasło: „Homofobia – to się leczy” wywołuje na prawicy wściekłość.
I tylko o tyle uważam je za uzasadnione. Naprawdę to nie jest homofobia. To odmiana szowinizmu. Nie można go wyleczyć.
Trzeba bezwzględnie zwalczać.
Najlepiej nie dopuszczać do powstania. Nienawiść do homoseksualistów nie jest genetyczna. Tak
jak nie są genetyczne rasizm czy
seksizm. To kwestia wychowania.
Złego w każdym znaczeniu tego
słowa. Błędów wychowawczych
popełnianych w rodzinie, w szkole i w Kościele. To także kwestia zastępowania rzetelnej wiedzy ignorancją i nienaukowymi
stereotypami. Giertych, jako minister edukacji – pospołu z Narodowym Instytutem Wychowania – tylko ten patologiczny stan
pogłębi. Nazywanie go homofobią
jest eufemizmem. Trzeba wreszcie
odpowiednie dać rzeczy słowo. To
jest szowinizm. Heteroseksualny szowinizm. Wszak seksizm nie jest ani
gynefobią, ani androfobią, a rasizm
– rasofobią. Ten ostatni termin
w ogóle nawet nie występuje. Mamy już szowinizmy z kwalifikatorami pojęciowymi. Nie tylko w języku polskim. Niestety, także w naszej rzeczywistości. Jest szowinizm
generacji i szowinizm gatunkowy.
Dodajmy do nich szowinizm orientacji seksualnej. Może – nazwany
bez osłonek – prędzej zniknie.
JOANNA SENYSZYN
Spotkamy się…
29 lipca w Warszawie, by zaprotestować przeciwko wieloletniej uległości władz publicznych wobec kleru,
czego skutkiem było m.in. przyjęcie 13 lat temu konkordatu. Polska socjalna, nie klerykalna – musimy być wszyscy, bez wyjątków, aby to wykrzyczeć!
Ponad 5 mld zł rocznie przeznaczanych na cele religijne, faktyczne rządy panów w czarnych sukniach, pobłażliwe traktowanie przez wymiar sprawiedliwości ich czynów pedofilii i innych przestępstw, niespotykane wcześniej rozdawnictwo pieniędzy samorządowych mimo 5 mln ludzi żyjących w ubóstwie, brunatnienie rzeczywistości itd. – to tylko niektóre symbole klerykalizacji, hańbiące nasz kraj.
29 lipca RACJA Polskiej Lewicy organizuje akt sprzeciwu. Wyjdziemy ponownie na ulice Warszawy, by dobitnie zaprotestować przeciwko koalicyjnym rządom kleru i prawicy, która zwykłemu Polakowi potrafi powiedzieć tylko: „Spieprzaj, dziadu!”.
Niemal ideowym obowiązkiem każdego antyklerykała jest obecność na demonstracji. Aby ułatwić dojazd do stolicy, RACJA chce zorganizować w każdym województwie autokar. Jednak żeby mógł wyruszyć, potrzebny jest komplet pasażerów.
Przejazd w obie strony powinien zamknąć się w kwocie 40-50 złotych. Prosimy więc o jak najszybsze kontaktowanie się
z koordynatorami i zapisy. Ze względów organizacyjnych wymagana jest też wcześniejsza wpłata. Przypominamy również, że
osoby, które nie skorzystają z autokaru, mogą kupić za jedyne 60 zł bilet weekendowy PKP, z którym można jeździć bez ograniczeń pociągami pospiesznymi i osobowymi od piątku (godz. 18) do poniedziałku (godz. 6 rano).
Koordynatorzy wojewódzcy: woj. świętokrzyskie – Józef Niedziela, tel. 609 483 480; małopolskie – Ryszard Burzawa, tel.
(12) 626 05 07; łódzkie – Jolanta Komorowska, tel. (42) 684 47 55; śląskie – Kazimierz Zych, tel. 880 755 846; pomorskie
– Maria Machnik, tel. (58) 663 02 68; wielkopolskie – Witold Kayser, tel. (61) 821 74 06; podkarpackie – Andrzej Walas, tel.
606 870 540; kujawsko-pomorskie – Józef Ziółkowski, tel. 607 811 780; dolnośląskie – Jerzy Dereń, tel. (71) 392 02 02;
lubuskie – Czesława Król, tel. 604 939 427; lubelskie – Piotr Podstawka, tel. (81) 479 64 61; podlaskie – Bożena Jackowska, 502 443 985; warmińsko-mazurskie – 693 656 908; zachodniopomorskie – Zbigniew Goch, tel. (91) 421 55 12; opolskie
– Stanisław Bukowski, tel. 663 335 416.
Daniel Ptaszek ([email protected])
Nr 26 (330) 30 VI – 6 VII 2006 r.
Ojciec z synem
handlują kartofla
mi po osiedlach.
Zajeżdżają na po
dwórko i wołaj
ą: „Kartofelki! Ka
Z drugiego pięt
rtofelki!”.
ra wychyla się
babeczka, mów
– Ile?
iąc, że chce.
– Cztery worki.
– Synu, idź! –
mówi ojciec.
Na górze babka
pyta: – Ile płac
ę?
– 200 zł.
– Hmm, nie mam
tyle, ale pan jest
dorosły, mnie te
więc może wys
ż niczego nie br
tarczy seks?
akuje,
– Hmm, wie pa
ni, musiałbym
się skonsultow
– No wie pan!
ać z tatą.
Przecież pan je
st dorosły, po co
– Jednak wolał
panu takie kons
bym zapytać...
ultacje?
– Ale dlaczego?
– Bo w zeszłym
roku przeje...śm
y 8 ton.
KRZYŻÓWKA
Odgadnięte słowa wpisujemy WĘŻOWO, tzn. ostatnia litera odgadniętego wyrazu jest równocześnie
pierwszą literą następnego.
1) nie da ci ojciec, nie da ci matka, tego co ona ma pod
dostatkiem, 2) post nie tylko dnia siódmego, 3) fala, co
wszystko rozwala, 4) za bardzo zbliżył się do nieba, 5) skok
na taśmę, 6) nie żyje w szafie, 7) rozwiązanie nie dla cesarzowej, 8) zbir z drabiną, 9) na stacji paliwa w nim
przybywa, 10) przynosi, o co klient prosi, 11) konkurencja
na pomoście, 12) stale na sygnale, 13) w nim zbrodnia,
14) trzęsie portkami, 15) paka dla zwierzaka, 16) „Yes,
yes, yes!”, 17) ślepy na działce, 18) gdy strach wyjść
z domu, by nie podpaść nikomu, 19) jedna drugą myje,
20) ma cztery koła i „Pić!” woła, 21) spalony obok trybuny, 22) do cięcia szybki, 23) z kompleksem Edypa, 24) najbardziej znany himalaista, 25) i tak, i siak, dobrego wyjścia brak,26) chodzi na smyczy?, 27) ciągle robi sobie jaja, 28) wpada do nosa, 29) dobry żart jest go wart,
30) robota na własny rachunek, 31) głównie w powietrzu,
32) „kociak” w Turcji i Iraku, 33) kuter klasy S, 34) co ma
wspólnego grysik z palmtopem?, 35) kryjówka filipa,
36) raj w kredensie, 37) filtr z rekina, 38) jedenastu panów z Mediolanu, 39) cenny na bezrybiu, 40) nie woda,
41) dzięki niemu czujesz pismo nosem, 42) dymi jak wulkan przy elektrowni, 43) pop w galerii, 44) skacze na trampolinie?, 45) maluch wniesiony w posagu, 46) zaprasza do
dziurawego stołu, 47) o bliźniakach nie ma żadnego – wszystko to prawda, 48) leży na dachu ze strachu (przed wicepremierem bokserem), 49) impreza z młotkiem, 50) bóg
z sera, 51) soli – bez ruchu, 52) zabobon światło ćmiący.
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
Przychodzi Maniuś do domu i oznajmia:
– Mamo, żenię się!
– Jak ona ma na imię?
– Roman.
– Maniuś, Roman to przecież chłopiec!
– K***a, coście się wszyscy tak uparli? W przyszłym tygodniu Romuś
kończy czterdzieści lat, a wszyscy w kółko: chłopiec i chłopiec!
¤¤¤
Egzamin na prawo jazdy. Egzaminator zadaje kursantowi pytanie:
– Ma pan skrzyżowanie równorzędne. Tu jest pan w samochodzie osobowym, tutaj tramwaj, a tu karetka na sygnale. Kto przejedzie pierwszy?
– Motocyklista – odpowiada pytany.
– Panie, co pan wygadujesz? – warczy zły egzaminator. – Toż przecież mówię: jest pan, tramwaj i karetka. Skąd wziął się motocyklista?
– A ch*j ich wie, skąd oni się biorą.
¤¤¤
Lekcja w szkole muzycznej.
– Dziś będziemy omawiać utwory Beethovena. Ale żeby było ciekawiej,
jedno z was namaluje na tablicy obrazek, a reszta będzie zgadywać, jaki to
utwór Beethovena.
Do tablicy podchodzi Marysia i rysuje wielki księżyc.
Dzieci krzyczą: – To sonata Księżycowa!
– Brawo – mówi pani.
Następnie do tablicy podchodzi Zosia i rysuje wielki pastorał.
Dzieci krzyczą: To symfonia Pastoralna!
– Świetnie – mówi pani.
W końcu do tablicy podchodzi Jasio i maluje wielkieeeeeeego penisa.
W klasie cisza.
– Jasiu, co to ma znaczyć? Przecież to nie ma nic wspólnego z utworami
Beethovena!
– Na to Jasio z pretensją w głosie: – Jak to nie? A „Dla Elizy”?
23
Wraca pijany mąż do domu po
dwóch dniach balangi. Żona, chcąc
pokazać, jaka to ona jest dobra,
rozbiera go i mówi:
– O, mój ty biedaku, znowu te
delegacje... Ależ jesteś zmęczony.
Zauważa ślady szminki na torsie:
– Znowu ta ślepa sekretarka
ochlapała cię winem...
Ściąga mu spodnie i widzi damskie figi. Zaniemówiła. Mąż na to:
– No, kombinuj, mała, kombinuj...
¤¤¤
Rozmawiają trzy bociany. Pierwszy mówi:
– Ja to cały tydzień latałem nad
jednym domem!
– I co?
– Urodził się chłopczyk.
– A ja – mówi drugi – to dwa
tygodnie latałem nad jedną chałupą!
– I co?
– Urodziła się dziewczynka!
Na to trzeci:
– A ja to trzy tygodnie latałem
nad plebanią!
– I co? I co?
– Nic, ale pietra mieli jak cholera!!!
Litery z pól ponumerowanych w prawym dolnym rogu utworzą rozwiązanie z cyklu:
„Niezapomniane słowa wybrańców narodu” (Lech Wałęsa o Jarosławie Kaczyńskim)
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 24/2006: „Walka buldogów pod dywanem”. Nagrody (koszulka + czapka „FiM”) wylosowali: Waleria Krupa z Katowic, Małgorzata Kurek z Rytwian, Wiktor J. Bieryt z Łodzi. Gratulujemy! Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 10 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na: [email protected] lub pocztą WYŁĄCZNIE NA KARTKACH POCZTOWYCH na adres redakcji podany w stopce. W rozwiązaniu prosimy podać numer tygodnika, wybrany wzór, rozmiar koszulki oraz adres, na który mamy wysłać nagrodę.
TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Barański, Marek Szenborn; Sekretarz redakcji: Adam Cioch
– tel. (42) 637 10 27; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Hubert Pankowski; Dział
promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail: [email protected]; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat:
tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów.
WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze – do 25 sierpnia na czwarty kwartał 2006 r. Cena prenumeraty – 36,40 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA – do 25 sierpnia na czwarty kwartał 2006 r. Cena prenumeraty – 36,40 zł kwartalnie.
Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005
lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19, 532 88 20; infolinia 0 800 12 00 29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających
w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,–/kwartał; 227,–/pół roku; 378,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,–/kwartał; 255,–/pół roku; 426,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,–/kwartał 313,–/pół roku 521,–/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,–/rok;
pocztą lotniczą (Europa) 99,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,–/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA:
New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 1135; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 439 6300. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726.
Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 25 sierpnia na czwarty kwartał 2006 r. Cena 36,40 zł. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl
Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
24
Nr 26 (330) 30 VI – 6 VII 2006 r.
JAJA JAK BIRETY
ŚWIĘTUSZENIE
Niebiańska linia
K
tóż z nas nie powierzał swych
trosk i zgryzot zawsze wiernym kartom pamiętnika... Po tę
ostatnią deskę ratunku sięgnął
również nasz minister Giertych
od edukacji.
kolejny zamach gejów albo innych dewiantów na jego życie i duchowy spokój. Poradziłem mu, żeby następnym
razem, zanim pójdzie spać, wyjął pościel z folii ochronnej, może to coś
da. Po obiedzie pojechałem odwie-
dobija się koni”, rzucając przy tym
mściwe spojrzenia? Ale grunt, że staruszek ma jakieś zajęcie! Wieczorem uderzyła mnie nagła refleksja
(przyznaję, drogi pamiętniczku, że
cios ten był tak niespodziewany, że
Pamiętnik Romana (cz. 1)
W krajach mniej nawiedzonych na szybach pojazdów umieszcza się dowody opłat
za autostrady i ubezpieczenia. Polacy wolą naklejki nadprzyrodzone, ale – wobec
Fot. Leszek C.K.
grozy panującej na naszych drogach – może to i racja...
Czarny humor
Rys. Tomasz Kapuściński
Pewna kobieta podczas spowiedzi
mówi do swojego spowiednika: – Ojcze,
mam pewien problem. Otóż mam w domu dwie gadające papugi, samiczki, ale
nie wiem, dlaczego tak strasznie bluźnią.
– A co takiego mówią? – pyta ksiądz.
– W kółko powtarzają: – Cześć, jesteśmy dziwkami, chcecie się zabawić?
Zaniepokojony spowiednik myśli, myśli,
aż w końcu mówi: – Ja też mam
w domu dwie gadające papugi, samce,
tylko że moje całymi dniami czytają Pismo Święte i odmawiają różaniec. Przynieś swoje papugi do mnie, wpuścimy je
do jednej klatki i wtedy moje papużki oduczą twoje mówić tak brzydko. Kobieta się
zgodziła i na drugi dzień przyniosła swoje
nieznośne papugi do księdza. Wpuścili je
do klatki. Po chwili odezwały się papugi
kobiety: – Cześć, jesteśmy dziwkami, chcecie się zabawić?
Papugi księdza podniosły oczy znad
Biblii, popatrzyły na siebie i jedna mówi:
– Odłóż tę księgę, bracie. Nasze modły
zostały wysłuchane!
Dziś widziałem z okna kolejną demonstrację przeciwko mnie. Doszło
już nawet do tego, że nie mogę wyjść
do piwnicy po ziemniaki, żeby się
nie potknąć o jakiegoś leżącego demonstranta czy porzucony transparent. Smutno mi się zrobiło na sercu, bo człowiek się stara, wysila te kilka zwojów, a nikt tego nie docenia...
W każdym razie zadzwoniłem do Andrzeja, żeby spytać, czy oni tak długo jeszcze mogą (w końcu, kto wie
więcej o demonstracjach niż on), ale
jego sekretarka powiedziała mi, że
„pan wicepremier” nie może ze mną
rozmawiać, bo ma ręce w manikurze
czy jakoś tak. Swoją drogą jak on zdobył kurę w centrum Warszawy? Dziwne... Postanowiłem zatem spotkać się z Wojtkiem Wierzejskim. Biedak nie wyglądał zbyt
dobrze. Mówił, że przez całą noc
nie zmrużył oka, bo ta nowa pościel,
którą kupił w Biedronce, jest strasznie sztywna i potwornie szeleści
przy każdym ruchu. Twierdził, że to
dzić tatę. W sumie to trochę się spóźniłem, bo na Dworcu Centralnym wyłączyli prąd i utknąłem na ruchomych
schodach. Ale po dwóch godzinach
zasilanie przywrócono i schody ruszyły. Tata w końcu przestał chować do
mnie urazę za to, że
nakłoniłem go do
zrezygnowania
z udziału w wyborach prezydenckich. Tylko dlaczego
zawsze, jak
u niego jestem, ogląda
„Czyż nie
prawie padłem na glebę): w Wiadomościach podali, że co 3 minuty na
świecie bity jest jeden mężczyzna. Biedak, ale się na niego uwzięli...
Na podst. joemonster.org
oprac. @

Podobne dokumenty