Aleksandra Żurawska

Transkrypt

Aleksandra Żurawska
Marka poznałam przypadkiem, całkiem niedawno.
Spotkaliśmy się na szkoleniu wolontariuszy.
Mieliśmy wspólnych znajomych i to dzięki nim go poznałam.
Później spotykałam go dosyć często na różnych akcjach
pomocy, zbiórkach i szkoleniach. Bardzo zadziwiało mnie
wtedy i zadziwia do dziś jak pozytywnie nastawionym do
życia jest człowiekiem. Uśmiech nigdy nie znika z jego twarzy.
Zwrócił moją uwagę także, dlatego że był wyjątkowym
wolontariuszem – wyjątkowym, bo jedynym na wózku inwalidzkim…
Marek to pełen zapału i siły młody człowiek. Student, wolontariusz, a nawet pisarz.
Ma bardzo wielu przyjaciół, którzy zgodnie twierdzą, że Marek jest ich podporą w trudnych
chwilach oraz ich ‘motorem’ do działania. Swoją osobą udowadnia wszystkim dookoła, że
warto żyć i robi to w taki sposób, że wprost nie można nie zarazić się jego optymizmem.
Historie Marka słyszałam wiele razy, ale za każdym razem robiła na mnie ogromne
wrażenie.
- Jestem wolnym, zdrowym człowiekiem, czuję się nawet zdrowszy niż przed wypadkiem –
zawsze powtarza Marek – wtedy czułem pustkę, która mnie wypełniała, teraz wypełnia mnie
wiara, miłość i odwaga aby brać od życia to, co najlepsze. Wiem, że mam wszystko co jest
potrzebne do szczęścia, a zrozumiałem to, w najgorszych i najtrudniejszych chwilach mojego
życia.
Marek zwierzył mi się, że jego największym marzeniem jest nauczyć swoich najbliższych,
przyjaciół cieszyć się życiem i skrupulatnie, z całych sił stara się je zrealizować udowadniając
światu, że „marzenia to cele z ustalonym planem i terminem realizacji”…
PRZED
- Marku! Ubierz się cieplej! Na dworze tak zimno! – woła mama z kuchni. Lecz Marek
nie słucha łapie plecak, niedbale wrzuca na siebie kurtkę, butów nawet nie zawiązuje i zbiega
na dół schodami z czwartego piętra. Na dole czekają już na niego Piotrek i Dawid – najlepsi
kumple Marka. Znają się przecież od przedszkola.
Jeden z nich rzuca pomysł, aby dzisiaj zrobić sobie wolne od szkoły.
- Świetny pomysł! – przyznają jednogłośnie. Po czym decydują się wybrać do parku
miejskiego znajdującego się niedaleko.
Popołudnie spędzone w parku może nie jest szczytem pomysłowości, ale na pewno
ciekawszym zajęciem niż siedzenie sześciu godzin w szkole i wysłuchiwaniu nudnawych
wykładów i ciągłych pouczeń.
Chłopcy rozmawiają o sporcie, samochodach, dziewczynach paląc przy tym jednego
papierosa po drugim, czekając który z nich pierwszy się wyłamie.
Jak na siedemnastolatków dość poważnie myślą o życiu, snują plany. W ciągu najbliższych
wakacji zamierzają wyjechać wspólnie za granice zarobić trochę grosza. Do tego czasu będą
już pełnoletni. Piotrek chce zostać w przyszłości mechanikiem samochodowym jak jego tata,
Dawid chce być ochroniarzem na imprezach, od długiego czasu przygotowuje się do swojego
wymarzonego zawodu spędzając godziny ćwicząc na osiedlowej siłowni. Marek ma ambitne
plany, o których nie mówi nikomu, oficjalnie natomiast jego marzeniem jest zostać sławnym
piłkarzem jak Ronaldo. Od najmłodszych lat trenuję piłkę nożną i jest obecnie jednym z
najlepszych graczy w miejskim klubie do którego należy. Tak jak jego idol dba o wygląd, lubi
markowe ciuchy i lubi być nazywanym przez dziewczyny „ciachem”. „Po godzinach” pisze
(uwaga!) wiersze, co prawda do szuflady, ale jest to jego ulubione zajęcie. Nigdy się do tego
nie przyznaje, gdyż uważa że to „zniszczyło by mu twarz”.
Dochodzi południe i Marek przypomina sobie o ważnym treningu który ma za godzinę. Żegna
się z kumplami w tylko im znany sposób i biegiem pędzi do domu chcąc zdążyć może jeszcze
coś przegryźć przed treningiem. Zależy mu na czasie. W dwóch miejscach przebiega na
czerwonym świetle, na szczęście nie ma w pobliżu policji. Będąc jakieś 5 min drogi od domu,
przyspiesza, skręca w prawo biegnąc dobrze znanym skrótem za hipermarketem. Wyskakuje
zza rogu wielkiej hali, za którą ukrył się cofający wprost na niego ogromny samochód
towarowy. Dalej, jak mówi Marek „film się urywa”.
PO
- Czuję się bardzo dobrze, myślę, że za jakiś tydzień wrócę na boisko- mówi Marek
nieświadomy, faszerowany złudzeniami, które tworzą wielkie ilości środków
przeciwbólowych. Ale nie wraca na boisko przez kolejne dwa miesiące. Niecierpliwi się, a
może boi, że zapomni jak się chodzi, od dnia wypadku nie podniósł się z łóżka. Jeszcze nie
wie, że właśnie w tej chwili jego rodzice podpisują zgodę na amputację obu nóg.
BYĆ ALBO MIEĆ
W kilka sekund wali się cały jego świat. Wiadomość o amputacji wstrząsa chłopcem
do głębi, ma wrażenie że jego świat właśnie w tej chwili, w jednej sekundzie się skończył.
Płacze, krzyczy, ale to nie przynosi ulgi.
– To takie niesprawiedliwe! – powtarza. Prawda, ale nikt mu nigdy nie mówił, że życie jest
lekkie lub sprawiedliwe. „Przypomina raczej labirynt, w którym nieustannie musimy
poszukiwać drogi oraz pokonywać pułapki czyhające na nas za każdym rogiem” – piszę
Marek w swojej pierwszej, wydanej rok temu autobiografii. Czytając ją mam wrażenie, że
spotkał go po prostu cud, cud przemiany. Nie można tego nazwać inaczej.
CUD
Chłopiec nieustannie otoczony jest opieką. Wszyscy go wspierają, nie dają poznać po,
że sobie utracili nadzieję na powrót Marka do dawnego życia. Po pewnym czasie pojawia się
po prostu zwątpienie, smutek, a nawet złość. Rodzice chłopca całkowicie podporządkowują
swoje życie codziennej opiece nad synem. Nie mają innych dzieci. Są zmęczeni, czują się
bezsilni, jednak nie poddają się i walczą o swoje jedyne dziecko. Chcą otworzyć mu oczy,
pokazać, że świat nadal istnieje, że się nie skończył, że utrata nóg nie oznacza utraty siebie…
Mama Marka jak co ranek przynosi mu gazetę, na szpitalnym stoliku leży konsola do
gier, czasopisma sportowe i talerz ze zjedzonym śniadaniem, co bardzo dziwi panią Irenę.
Marek z uśmiechem wita mamę, co sprawia, że staję osłupiała nie wiedząc jak się zachować.
- Mamo zrozumiałem, że wcale życie dla mnie się nie skończyło, tylko ja sam je zamknąłem
przed sobą, miałem żal, ogromny żal, że nic nie będzie już tak jak kiedyś. Dzisiaj zrozumiałem,
że „tak jak kiedyś” nie musi oznaczać lepiej.
Dawniej robiłem wszystko by być kimś kogo łatwo zaakceptuje otoczenie, wtopiłem
się w nie i miałem w nim swoje wyznaczone miejsce, określoną rolę. Nie miałem swojego
zdania, a nawet, gdy je miałem, to brakowało mi odwagi, aby je wygłosić, nie miałem
świadomości, że to mnie ogranicza. Mój byt w świecie traktowałem jak zabawę, grę, nie
wiedząc o co gram i nawet nie zastanawiając się nad tym zbytnio – wyrzuca z siebie jednym
tchem. Mama Marka stoi oszołomiona po czym podbiega i ściska syna. O nic więcej nie pyta.
BYĆ
Marek nie traktuje siebie jako osoby niepełnosprawnej. Wciąż znajduje mnóstwo
możliwości w swoich ograniczeniach. Tłumaczy, że najgorsze chwile jego życia uratowały go
przed jego zmarnowaniem. Nauczył się, że to nie cielesność choć tak ważna, jest
najistotniejsza. Ważne jest jakim jest się człowiekiem. Każdego dnia patrząc na swoje blizny,
uświadamia sobie jak wielką dały mu siłę.
Nie piszę już do szuflady, ponieważ odkrył, że to właśnie pisanie wyzwala w nim największe
emocje, tworzy marzenia, sprawia że zapomina o czasie. Odkrył swoją pasję, która niweluje
wszelkie wątpliwości.
- Marek jest człowiekiem któremu łatwo się zwierzyć, który nie ocenia i który jest przede
wszystkim szczery. Jest jak iskierka, wzniecająca ogień w przygasających paleniskach –
opisuje Marka jego przyjaciel.
Na pytanie o życiowe motto Marek odpowiada: – Nie mam, ale po prostu wierzę, że Bóg
stawia wyzwania ludziom, którzy są w stanie im podołać.
„Tragedie zdarzają się wszędzie. Możemy doszukiwać się przyczyn, szukać winnych,
wyobrażać sobie, jak odmienne byłoby bez nich życie. Ale wszystko to nie ma znaczenia zdarzyły się i koniec. Musimy zapomnieć o strachu, jaki wywołały, i rozpocząć odbudowę".
Paulo Coelho

Podobne dokumenty