PERFORMANCE W TRANSYLWANII [podpis] PAWEŁ
Transkrypt
PERFORMANCE W TRANSYLWANII [podpis] PAWEŁ
PERFORMANCE W TRANSYLWANII [podpis] PAWEŁ KWAŚNIEWSKI MAGAZYN nr 46 dodatek do MAGAZYN, dodatek do Gazety Wyborczej nr 272, wydanie z dnia 22/11/1996 REPORTAŻ, str. 26 Zaproszenie na VII Festiwal Sztuki Współczesnej AnnArt w rumuńskiej Transylwanii było dziwne, ale podniecające - organizatorzy zapewniali, że nie będzie prądu, hotelu, jedzenia, zwrotu kosztów podróży, toalet, pryszniców, telefonów, faksów. Obiecali jednak urok okolic Jeziora Świętej Anny, świetną atmosferę, namioty do spania, drobne honorarium. Do Sfintu Gheorge, ostatniego miasteczka przed górskim Jeziorem Świętej Anny (położonym wyżej niż Kasprowy), jechaliśmy z duszą na ramieniu. Tym bardziej że dwa lata temu już dzień po otwarciu festiwalu w Timisoarze musiałem z moim zespołem wracać do domu - jednego z artystów pobito, miał pękniętą podstawę czaszki. Wysoko w górach, na przełęczy, dziesiątki namiotów. Deszcz, błoto - atmosfera prawie jak w Woodstock. Na liście zaproszonych prawie pięćdziesiąt nazwisk z Finlandii, Rumunii, Polski, Węgier, Anglii, Irlandii, USA, Meksyku, Słowacji, Czech, Austrii, RFN, Francji, Japonii, Korei, Litwy, Szwajcarii. Obok artystów nieznanych - sławy sztuki performance: Roi Vaara, Andre Stitt, Boris Nieslony, Jan Świdziński, Roland Mueller. - Na całą imprezę mamy tylko 500 dolarów na pofestiwalowe wydawnictwo - mówił organizator i artysta Ueto Gustav. - Ale wydaliśmy je na honoraria dla artystów. Profesor Jan Świdziński (ponad 70 lat), leżąc w mokrym śpiworze, analizował sytuację: - Na wojnie było gorzej. Dawno temu tańczyłem w balecie i do teraz mam kondycję. - Po co się pchać dwie noce po rumuńskich drogach na taki festiwal? - zastanawiał się Władek Kaźmierczak, performer krakowski. - W latach osiemdziesiątych do Polski przyjeżdżali wybitni artyści, występowali w prywatnych mieszkaniach, półlegalnych festiwalach, nieoficjalnych galeriach. Przyjeżdżali na własny koszt. Potem nas zapraszali w świat. Więc teraz mamy obowiązek spłaty tego długu wobec artystów z państw biedniejszych od nas. Polska ekipa była najlepiej przygotowana do harcerskich warunków - Yach Paszkiewicz, który kręcił film o festiwalu, zabrał ze sobą generator prądu na ropę, niezliczone ilości zupek chińskich i kiełbasy. Dzięki możliwościom prądotwórczym już pierwszego wieczora w największym, cyrkowym namiocie Piotr Wyrzykowski, artysta i lider gdańskiej formacji Centralny Urząd Kultury Technicznej, zorganizował całonocne TechnoPartyTransylwania. Cztery następne dni wypełnił performance - dziedzina sztuki, która pojawiła się w końcu lat 60., dziś wykładana w wielu europejskich i amerykańskich szkołach artystycznych. Performance-art to sztuka badania granic sztuki, czasem także własnej fizyczności. Niezwykłe zestawienia rekwizytów, improwizacja, emocje, bezwzględna bliskość artysty z publicznością. W tej bliskości publiczność wychwytuje każdy fałsz artysty. W Transylwanii performerzy używali pierza (Andre Stitt), sztucznych szczęk (Hortensia Ramirez), dmuchanego globusa (Roi Vaara), gadżetów ze sklepu Śmieszne Rzeczy (Jan Świdziński), fałszywych dolarów (Teodor Graur), zasypki do niemowlęcych pup (Otto Meszaros), tekturowych mieczy (Oplimpiu Bandalac) i równań wyższej matematyki (Irma Optimist). Ktoś zaanektował całe jezioro, ktoś las, inny zamurował się żywcem. Performerzy nie robią prób przed spektaklami, więc było kilka wpadek. Nawet gwiazdy trafiły na swoje Waterloo. Wieczorami na polu namiotowym dziesiątki ognisk, śpiewy dwutysięcznej publiczności, tania wódka i arbuzy. VII AnnArt Festival obył się bez większych strat - ot, jeden złamany stół, Yach stracił kurtkę, a ja, po spektaklu przeciskając się przez publiczność, straciłem zegarek. No i ostatniego dnia szybkie mordobicie z namolnym miłośnikiem jednej z artystek. Na odchodne jedna z nowych fanek performance powiedziała: - Sztuka bez performance jest tym, czym kowboj bez rewolweru. [podpisy pod foto] U góry z lewej: Performance Hortensii Ramirez z Meksyku filmuje Yach Paszkiewicz. U góry i obok: Fragmenty spektaklu Andre Stitta z Londynu pod tytułem Ahshun. U dołu z lewej: Władysław Kaźmierczak, wystąpienie pod tytułem "Greenpeace". PAWEŁ KWAŚNIEWSKI [autor fot./rys] Fot. KRZYSZTOF MILLER RP-DGW_D Tekst pochodzi z Internetowego Archiwum Gazety Wyborczej. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez odrębnej zgody Wydawcy zabronione. © Archiwum GW 1998,2002,2004