Czytaj Gazetkę - Zespół Szkół Licealnych w Morągu
Transkrypt
Czytaj Gazetkę - Zespół Szkół Licealnych w Morągu
Wydanie lutowe Przypomniałeś sobie wszystkie epoki literackie, najważniejszych jej twórców, pamiętasz bohaterów „Lalki” i problematykę „Makbeta”? Powtórzyłeś całki, równania? A z angielskiego – mowa zależna, strona bierna, czasy; pewnie doskonale opanowane, prawda? Str. 6 2012r. Wprawdzie większość z nas już dawno zapomniała o tegorocznej studniówce, a do następnej jeszcze jakieś jedenaście miesięcy, ale warto zastanowić się wcześniej nad miejscem przyszłej zabawy. Str. 5 14 lutego jest powszechnie uznawany za święto zakochanych. Jednak czy mamy prawo tak sądzić? Czy na prawdę wszyscy się cieszą tego dnia i uważają za potrzebny? A może to tylko zwykły chwyt marketingowy, aby zarobić na kolejnym święcie? Str. 7 A ja uwielbiam walentynki. Na przekór wszystkim przeciwnikom, których liczba z roku na rok rośnie, jestem wierną fanką tego święta. Coś czuję, że zaraz jakiś zagorzały wróg mi się rozwrzeszczy, że walentynki to przecież nie jest żadne święto, to jedynie wymysł brytyjskich kwiaciarzy, którym w środku zimy zmalał ruch w interesie. Str. 4 Redaktor Wydania: Marta Ruczyńska Korekta: Ewa Bogusławska Skład i grafika: Piotr Gral Zdjęcia: Natalia Łoś Redaktorzy: Natalia Łoś. Hubert Nadolny, Marta Ruczyńska, H.N.: Dlaczego zdecydował się Pan zostać nauczycielem języka polskiego? Profesor.Tomasz Kizło: Od dziecka bawiłem się w szkołę i zawsze byłem nauczycielem. Bardzo mi się to podobało, byłem zawsze przywódcą grupy, miałem tam swoich uczniów. Idąc do gimnazjum, nie myślałem o tym, co chciałbym robić w swoim życiu. Monika Pawlukiewicz, Katarzyna Kirsun, Ewa Bogusławska, Anna Pietrzak, Magda Czerniak Wywiad H.N.: Dlaczego zdecydował się pan zostać nauczycielem języka polskiego? p.Tomasz Kizło: Od dziecka bawiłem się w szkołę i zawsze byłem nauczycielem. Bardzo mi się to podobało, byłem zawsze przywódcą grupy, miałem tam swoich uczniów. Idąc do gimnazjum, nie myślałem o tym, co chciałbym robić w swoim życiu. Zastanawiałem się nad pedagogiką resocjalizacją może jakieś zupełnie inne kierunki, niezwiązane z językiem polskim. Ale w końcu stwierdziłem, że może warto spróbować. Poszedłem do liceum na profil humanistyczny, jestem dozgonnie wdzięczny mojej pani profesor za to, że wzbudziła we mnie pozytywne nastawienie do języka polskiego, co rezultatem było pójście na studnia humanistyczne. H.N.: Czy w młodości, zanim zdecydował się Pan na profil humanistyczny, miał Pan marzenia, takie jak zostać aktorem, astronautą? T.K.: Każde dziecko ma jakieś swoje marzenia, a ja będąc dzieckiem nie zastanawiałem się tak naprawdę, kim chciałbym zostać. Moi koledzy chcieli być strażakami, ale ja mam lęk wysokości, więc co to byłby ze mnie za strażak. Chirurgiem również bym nie został, na samą myśl o krwi robi mi się niedobrze. Nie miałem takiego pomysłu na siebie. Może coś pla- STR. 2 nowałem jako dziecko, ale nie pamiętam. M.R.: Czy widzi pan różnicę pomiędzy tym, jak funkcjonowało liceum wtedy, kiedy pan się uczył, a teraz, z perspektywy nauczyciela? T.K.: Jest bardzo duża różnicą ponieważ nauczyciel ma bardzo ważną funkcję i musi się z niej wywiązywać. Musi sprawić, aby uczeń zrozumiał temat, aby lekcje były naprawdę ciekawe, trzeba angażować i motywować uczniów do pracy. A uczniowie bywają różni. Jeden będzie sobie odpuszczał, inny będzie zainteresowany. Ja siedząc w ławce, nigdy nie wyobrażałem sobie, jak to będzie, gdy stanę po tamtej stronie. H.N.: Idąc dalej yym tokiem rozumowania, czy zauważa pan różnicę między uczniem dziś, a uczniem z pańskiego roku? Czy uczniowie kiedyś byli bardziej oczytani, mniej leniwi? T.K: Lenistwo było, jest i będzie. W moim przypadku zależało mi na ocenach, więc się starałem, aby były jak GAZETKA TRZYNASTKA najlepsze, ale znałem osoby, które poszły na profil humanistyczny, ponieważ nigdzie indziej się nie dostały. W moich czasach, cóż, brzmi to tak, jakbym żył w epoce kamienia łupanego, poziom był taki sam, jak teraz. M.R.: Wracając do naszej szkoły: co się panu tu podoba, a co nie? H.N.: Takie pierwsze wrażenie: otworzył pan drzwi i zobaczył pan rozwydrzoną bandę, jakie było pierwsze wrażenie? T.K.: Zanim przyszedłem do tej szkoły zastanawiałem się czy ja to wszystko ogarnę, z tego względu, że jestem trochę starszy, choć niewiele od maturzystów i trochę bałem się tego, jak mnie przyjmą uczniowie, czy będą jakieś komentarze, czy będą chcieli mnie sprawdzać. Nauczyciele przyjęli mnie bardzo miło, po koleżeńsko. W klasach, które uczę nie mam żadnych problemów. Wszyscy są zdyscyplinowani, słuchają się, każdy zna swoje miejsce w szeregu. Na początku ustaliłem z nimi pewne zasady i tego się trzymamy. Ogólnie szkoła mi się bardzo podoba. H.N.: A czy doszły do pana plotki, że po tym, jak pan przyszedł do szkoły, dużo osób dopytywało się, jak to ten nowy nauczyciel ma na nazwisko? rzach. Podczas dyżurów, uczniowie przyglądali mi się , padały jakieś komentarze odnośnie mojej osoby, ale to były pierwsze dni, to już się skończyło, z dnia na dzień było już tylko lepiej. Podpytywałem nauczycieli, czy mam jakąś ksywkę, ale nic do mnie jeszcze nie dotarło. Nie wiem, ale bardzo bym chciał się dowiedzieć, może ktoś mnie w końcu oświeci. Bo ja się nazywam Tomasz Kizło, a niektórzy tworzą całą masę synonimów mojego nazwiska, czego nie lubię. M.R.: Ma pan jakieś hobby, pasje? T.K: Bardzo lubię literaturę, w szczególności poezję. Moją ulubioną poetką jest Halina Poświatowska. Na drugim miejscu stawiam Jana Kochanowskiego, którego również bardzo cenię. Najbardziej lubię epokę romantyzmu, min. Mickiewicza, Słowackiego, „Cierpienia młodego Wertera", „Pana Tadeusza". H.N.: A czy starł się pan pisać kiedyś własne utwory? T.K.: Na etapie gimnazjum pomyślałem, że będę pisał wiersze. Nie chciałem ich nikomu pokazywać, pisałem ‘do szuflady’ przez jakieś dwa tygodnie, aż w końcu uznałem, że nie jestem w tym dobry. Wszystko zniszczyłem i nie ma po tym śladu. Marta Ruczyńska i Hubert Nadolny T.K: Wiadomo, jest ktoś nowy w szkole, wszyscy uczniowie są ciekawi – kto to jest?. Słyszałem, że wywołałem swoją osobą tzw. ‘bum’ w szkolnych koryta- Kącik Poezji Któż to powiedział, że w dzisiejszych czasach poetami gardzą? To zwykły nonsens. Zwykły blef. Przecież poezja, to piękna rzecz. Nikt tak ładnie nie powie, że już kwitną konwalie, jak pisarz, co w duszy sznur rymów i słów wyryty ma. Czasami zastanawiam się, czy w naszej szkole są takie osoby jak ja, czyli takie, które z całych sił kochają pisać. Nie ma nic na świecie milszego od przypływu weny i palców wpisujących literki na klawiaturze, które układają się w prawdziwy cud wiersz. Prozą też nie pogardzę, o co to, to nie. Za to chwalę tych, co są w niej wytrwali i pomysłów na nią mają w brud. Chciałabym abyście Wy, nasi zdolni licealiści w końcu ujawnili swój ukryty potencjał, talent do kunsztu pisarskiego i razem ze mną stworzyli prawdziwy Kącik Poezji. Nikt nie będzie przecież osądzany, ani recenzowany; wiersz, czy też proza jest czymś indywidualnym, osobistym wręcz, chodzi jedynie o zadbanie o nasz dar. Zapraszam Was bardzo serdecznie, wystarczy mieć zapał, dobre chęci i wyobraźnię, nic więcej, stwórzmy razem coś pięknego! „(…)Stań się niewinną i bezbronną, Bym mógł bronić Cię. Stań się kobietą, co nigdy nie mówi nie, Bym mógł nauczyć Cię jak znienawidzić „tak”. Niech naszej miłości nić, Nigdy nie przerwie zazdrości nóż. Niech naszej miłości czułość, Nigdy nie zabije gorączka nienawiści. Anna Pietrzak „Smak miłości” Chętni mogą się zgłaszać do mnie lub do Pana Profesora Górskiego. Pokażmy, że w naszym liceum, w tym małym miasteczku, są nie tylko talenty wokalne, muzyczne, czy też aktorskie, ale także i pisarskie! Anna Pietrzak GAZETKA TRZYNASTKA STR. 3 Walentynki A ja uwielbiam walentynki. Na przekór wszystkim przeciwnikom, których liczba z roku na rok rośnie, jestem wierną fanką tego święta. Coś czuję, że zaraz jakiś zagorzały wróg mi się rozwrzeszczy, że walentynki to przecież nie jest żadne święto, to jedynie wymysł brytyjskich kwiaciarzy, którym w środku zimy zmalał ruch w interesie. O, nie, moi kochani, nie przekonacie mnie, że walentynki to ŚWIĘTO skomercjalizowane. Może teraz tak się stało, ale przyznacie sami, że idea Dnia Zakochanych była naprawdę wzniosła: zgodnie z jej założeniem, osoby nieśmiałe miały szansę wyznać ukochanym swoje uczucia. Co prawda, za pośrednictwem anonimowej kartki, ale zawsze. Prawda jest taka, że gdybyście czternastego lutego otrzymali liścik z wyznaniem miłosnym od cichego wielbiciela, to skakalibyście z radości i, kto wie, może nagle radykalnie zmienilibyście swoje poglądy…? Bo tak naprawdę, najważniejsze jest, aby spędzić walentynki z tą jedyną, ukochaną osobą. Jeśli ma się przy sobie kogoś, kogo bardzo się kocha, kogo uczuć jest się pewnym, o kim wie się, że jest to ta jedna, jedyna, wybrana osoba, to nawet największy kicz świata może wydawać się romantyczny. Zakochani inaczej patrzą na świat, złośliwi powiedzą, że to dlatego, że mają zaburzoną ocenę sytuacji przez ilość endorfin, które wytwarzają ich mózgi. No cóż, single na pewno mają bardziej STR. 4 trzeźwe spojrzenie i widzą rzeczy, których zakochani w całej swojej słodkości, nie dostrzegają. Na przykład: słynne olbrzymie lizaki w kształcie serca. Na pewno są zbyt słodkie, niezdrowe, pewnie tuczą, psują zęby i Bóg jeden wie, co jeszcze, ale kogo to obchodzi, jeśli taki lizak jest prezentem od kogoś, na kim nam zależy? Albo taki pluszowy miś. Ktoś powie: kiczowaty. A ja powiem: słodki! No, bo jak można pluszowych misiów, one są tak urocze, takie rozczulające?! Kiedy jest się zakochanym, świat wygląda zupełnie inaczej, wszystko jest cudowne. ;) Nikt, kto nie jest, albo chociaż nie był, zakochany, nie zrozumie, jakim walentynki są wspaniałym świętem, gdy spędza się je, z kimś, kogo się kocha. Albo jaka to niesamowita radość, kiedy dostanie się anonimową kartkę, albo jeszcze lepiej: bukiet kwiatów, misia, albo nawet głupi lizak od cichego wielbiciela. W walentynki spotykają nas tylko takie miłe niespodzianki. I jak tu można nie lubić walentynek? :) GAZETKA TRZYNASTKA STUDNIÓWKOWO – KARNITOWO Wprawdzie większość z nas już dawno zapomniała o tegorocznej studniówce, a do następnej jeszcze jakieś jedenaście miesięcy, ale warto zastanowić się wcześniej nad miejscem przyszłej zabawy. Od kilku już lat tradycyjnie wybieranym obiektem do zorganizowania tej najważniejszej w życiu licealnym imprezy jest Zamek w Karnitach. Zamek? Niekoniecznie. Jest to jedynie dawna ujeżdżalnia, zaadaptowana na potrzeby dużych organizowanych imprez takich jak wesela czy studniówki właśnie. O ile miejsca takie jak to mają swój niepowtarzalny klimat i atmosferę, o tyle, jak wszyscy dobrze wiemy, mają też liczne minusy. Na przykładzie tegorocznej imprezy doskonale widać wszystkie argumenty przemawiające za zastanowieniem się, czy jest to dobre miejsce. Zakopany autobus, trudności z dojazdem i kilkugodzinne czekanie na resztę uczestników- to może nie „koniec świata”, ale warto zastanowić się, co byłoby gdyby komuś coś się stało w wyniku wypadku. Ponadto wiele osób ,niestety ,musi zrezygnować z uczestnictwa w takiej studniówce ze względu na koszty. Chyba każdy z nas zdaje sobie sprawę, że takie miejsca niosą za sobą dodatkowe wydatki takie jak dojazd, ochrona itp. Może warto odejść od „karnitowej tradycji” i wrócić do korzeni? Skoro jest to impreza szkolna, powinni w niej uczestniczyć wszyscy, a przynajmniej prawie wszyscy uczniowie – w końcu to jedyna taka impreza w życiu, dlaczego więc nie odnowić tradycji organizowania studniówki w szkole? Koszty oczywiście radykalnie zmaleją – znika problem wynajęcia sali, autobu- GAZETKA TRZYNASTKA sów, obsługi, gotowych dekoracji… Wprawdzie będziemy musieli poświęcić niezliczone godziny na własnoręczne przygotowanie ozdób, udekorowania sali, przygotowanie jedzenia (albo zamówienie gotowego cateringu) i ustawienie stolików oraz nakryć… Może całość nie będzie miała takiego blichtru jak w „starym, zabytkowym miejscu”, ale we własnej pracy tkwi magia. Podczas przyjęcia będziemy mogli z dumą powiedzieć, że to my przyczyniliśmy się do osiągnięcia takiego efektu. Ponadto nie będzie nad nami ciążyć przymus zostania na imprezie do samego końca. Jeśli jesteśmy zmęczeni – wkładamy buty i wracamy do ciepłego łóżka w domu. Oczywiście, miejsc do organizacji studniówek jest dużo więcej – chociażby sala bankietowa w restauracji czy hotelu (jak wiadomo takie miejsca zawsze się sprawdzają, jeśli tylko nie przekroczymy odpowiedniej liczby osób – wtedy bawimy się w ścisku). W tym roku pojawił się także pomysł „studniówki na statku” czyli dwudziestoczterogodzinny rejs do Szwecji i z powrotem. Łączy się to z przeżyciami niezapomnianymi przez całe życie , jak również, niestety, z bardzo wysokimi kosztami i możliwością choroby morskiej . Sprawę zostawiam do otwartej dyskusji, głównie drugoklasistów. Zastanówmy się już teraz nad tym, gdzie i jaką chcemy mieć studniówkę. Jeśli ktoś ma jeszcze inną propozycję, niech otwarcie ją przedstawi – nie musimy przecież trzymać się utartych ścieżek. Zorganizujmy studniówkę, która to nam się będzie podobała i którą będziemy mogli pozytywnie wspominać przez wiele lat. Monika Pawlukiewicz STR. 5 Mózg ma swoje prawa Przypomniałeś sobie wszystkie epoki literackie, najważniejszych jej twórców, pamiętasz bohaterów „Lalki” i problematykę „Makbeta”? Powtórzyłeś całki, równania? A z angielskiego – mowa zależna, strona bierna, czasy; pewnie doskonale opanowane, prawda? „Nie marnuj czasu, matura coraz bliżej, spiesz się” – prawdopodobnie maturzyści słyszą to nieprzerwalnie od dłuższego czasu, choć to atmosfera znamienna dla każdego tygodnia poprzedzającego ważny egzamin. Zarywanie nocy i nauka od rana do wieczora z pewnością dają poczucie dobrze wykorzystanego dnia; uspokajają, bo przecież nie mogę sobie nie poradzić, spędzając tyle czasu nad książkami. Dodać do tego kilka kubków mocnej kawy, której zadaniem jest postawić na nogi skonanego maturzystę – i rzeczywiście, pojawia się złudzenie koncentracji; pozory pracy na najwyższych obrotach. Cóż, to chyba mało efektywne. Mózg potrzebuje kolejno - od porządnej rozgrzewki, przez wzmożoną pracę, po najważniejsze: odpoczynek. Nie należy zapominać też o podzieleniu materiału na mniejsze części, dzięki czemu umysłu nie zaprzątają myśli o tym, że zostało tylko kilka dni, a zeszyt od matematyki nawet trudno zlokalizować - nauka przebiega o wiele spokojniej. W końcu, co za dużo to niezdrowo; z czasem monotonia staje się źródłem protestów Twojego organizmu, dlatego bez przerwy między kolejnymi partiami materiału ani rusz. Daj głowie odpocząć. Poczytaj książkę, pobiegaj, poćwicz, a jeżeli daje o sobie znać nadopiekuńczość rodziców, którym na dobrze zdanej maturze zależy aż za bardzo (choć w dobrej wierze), czasem lepiej wyjść z domu i się przewietrzyć. Kucie czasem się sprawdza, ale tylko czasem. W innym wypadku powtórka pierwszej klasy, w trzeciej zaowocuje drżeniem ze strachu i koniecznością nie tyle powtórzenia, co zrozumienia i opanowania starych -nowych wiadomości, które wcześniej szczęśliwie udało się zaliczyć na trójkę. W tym miejscu pojawia się więc pytanie, czy warto? Są przecież lepsze sposoby; pomocne bardziej lub mniej, ale zawsze efektywniejsze. STR. 6 Zwykle wykorzystuje się pierwsze litery wyrazów, by utworzyć nowe, łatwiejsze do zapamiętania, niektórzy wymyślają akronimy, wierszyki, skojarzenia, zastępują cyfry obrazami o odpowiednim kształcie lub brzmieniu (najpopularniejszy przykład: dwa – drwa, łabędź). Wybór należy do Ciebie : ) Na koniec najważniejsze: żadnej nauki ostatniego dnia przed maturą! Wybierz się do kina na niewymagający film, a w tym czasie Twój mózg w logiczną całość uporządkuje powtórzony materiał, byś później mógł wykrzesać z niego tyle, ile tylko się da. Schowaj wszystkie książki, notatki, zeszyty, podręczniki, kompendia wiedzy; niech znikną z zasięgu wzroku. Wyśpij się porządnie, a potem… myśl pozytywnie i daj z siebie wszystko. Ewa Bogusławska GAZETKA TRZYNASTKA Czy na pewno zakochani? 14 lutego jest powszechnie uznawany za święto zakochanych. Jednak czy mamy prawo tak sądzić? Czy na prawdę wszyscy się cieszą tego dnia i uważają za potrzebny? A może to tylko zwykły chwyt marketingowy, aby zarobić na kolejnym święcie? Święty Walenty jest w rzeczywistości patronem ludzi psychicznie chorych, niewidomych i epileptyków; zakochani przyszli z biegiem czasu. Popatrzmy jednak na to walentynkowe szaleństwo z innej perspektywy. Już pod koniec stycznia, a na początku lutego obowiązkowo pojawiają się reklamy, aby jak najoryginalniej wyrazić swoją miłość i wygrać wspaniałą, romantyczną nagrodę dla zwycięskiej zakochanej pary. Najczęściej jest to oczywiście wspaniała wycieczka. W sklepach panuje praw- dziwe zatrzęsienie wszelkich przedmiotów w kolorze czerwonym oraz oczywiście w kształcie serca, przecież to w końcu symbole miłości. W kwiaciarniach roi się od przepięknych róż, znów w kolorze czerwonym. No, ale…. Jak mogłam zapomnieć: gdzie tylko można powsadzano różnorodne (najczęściej czerwone oczywiście, inne kolory nie są zbyt odpowiednie dla miłości) miłosne kartki, nazwane nie inaczej jak tylko walentynkami. W rozgłośniach radiowych nagle nie istnieją już inne piosenki niż tylko te o miłości. Tylko na swoim odtwarzaczu moż- GAZETKA TRZYNASTKA na posłuchać prawdziwie dobrej muzyki. Obserwując to, wierzcie mi, można stracić całą ochotę do świętowania. W końcu ile można słuchać, patrzeć i rozmawiać o tym jak to cudownie, że już niedługo walentynki. Niektórzy jednak poddają się temu szaleństwu i na siłę w całym swym otoczeniu szukają kogoś, kogo mogą obdarzyć walentynką oraz razem z nim świętować. A czemu? No, bo tak głupio samemu w walentynki, bo wszyscy inni kogoś mają, a my nie… Są jeszcze tysiące powodów dla których nie chcemy być sami 14 lutego. Rozmyślając o tym, dochodzi się do wniosku, dlaczego ludzie muszą mieć specjalne święto, aby okazać sobie odrobinę miłości? Ostatecznie możemy obchodzić to w dzień ważny tylko dla nas i dla naszej ukochanej osoby bez towarzystwa wszystkich par na świecie. Ale, po co się ograniczać! Najpiękniej by było, gdybyśmy okazywali obie miłość przez cały rok, tylko po co… jest to przecież bardzo męczące. Kończąc, mam apel: za rok poważnie pomyślmy zanim wyślemy komuś walentynkę czy obdarzymy kogoś wspaniałym czerwonym prezentem, a zamiast walentynek może zacznijmy obchodzić 15 lutego? To Dzień Przyjaciela… A żadne zakochanie nie zastąpi nam prawdziwego przyjaciela... Katarzyna Kirsun STR. 7 „Nowe półrocze na sportowo”. Przez okres ferii odpoczęliśmy, nabraliśmy sił do drugiej części maratonu szkolnego. Przez ostatnie dni w końcu coś zaczęło się dziać ze sportem w naszej szkole. 9 lutego na hali gimnastycznej odbył się turniej tenisa stołowego. Zgłosiło się wielu naszych uczniów: zarówno chłopców jak i dziewcząt. Cały turniej przebiegał w miłej atmosferze. Za zorganizowanie turnieju należą się ogromne podziękowania Panu Profesorowi Turczyńskiemu. Natomiast 15 lutego w Zespole Szkól Zawodowych i Ogólnokształcących został zorganizowany turniej piłki nożnej. W turnieju wzięli udział uczniowie z ZSZiO, z naszej szkoły, z Gimnazjum „Jedynki” i oraz z Zespołu Szkół w Dobrocinie. W reprezentacji ZSL wystąpili : Łukasz Kur, Łukasz Galik, Adrian Podgórski, Filip Łabudziński, Konrad Kierstan, Dawid Bieniasz, Krzysztof Suwik, Michał Hochherz, Maciej Kwiatek. 1 miejsce – ZSZiO 2 – Zespół Szkół Licealnych 3 – Zespół Szkół w Dobrocinie 4 – Gimnazjum „Jedynka”