Sądecka rewolucja w kasach fiskalnych

Transkrypt

Sądecka rewolucja w kasach fiskalnych
NOWY SĄCZ | LIMANOWA | GORLICE | KRYNICA | MUSZYNA | PIWNICZNA | STARY SĄCZ | MSZANA DOLNA | GRYBÓW | BOBOWA | BIECZ
G A Z E TA
B E Z P Ł AT N A
Nr 29-31 (298-300),
28 lipca 2016
Nakład 15 000
Z Nowego Sącza do
Gdańska wybrali
się… pontonem
L str. 2
50. Festiwal im. Jana
Kiepury
L str. 4-5
Większość ludzi jest
głupia
L str. 6
Na zawody jeździ
z nim plecak książek
L str. 7
Księga cudów bazyliki
L str. 9
Polskomeksykańskie love
story
L str. 10
Olimpijczycy wystąp
L str. 12
Festiwal wód
mineralnych
L str. 13-17
Co się dzieje
z Miasteczkiem
Multimedialnym
L str. 18
Pannonica czyli
każdy w swojej
skórze
L str. 21
Sądecki Pudzian
napina mięśnie
L str. 23
REKLAMA
Sądecka
rewolucja w kasach
fiskalnych
L str. 3
FOT. WOJCIECH MOLENDOWICZ
Kolejny numer DTS ukaże się 11 sierpnia
www.sacz.in – Twój tygodnik codziennie | DOBRY TYGODNIK SĄDECKI 28 lipca 2016
2
Z drugiej strony
NOWY SĄCZ
CZWARTEK
PIĄTEK
SOBOTA
NIEDZIELA
PONIEDZIAŁEK
WTOREK
ŚRODA
DZIEŃ
24
23
26
28
20
19
22
NOC
19
18
16
14
13
11
12
Żródło: pogodynka.pl, IMiGW
TYGODNIÓWKA MARKA STAWOWCZYKA
KONKURS
Wejściówki do rozdania
Wakacje w pełni. Co Wasze dzieci wolą – szaleństwo w krakowskim
Parku Wodnym czy zabawę w Rabkolandzie? Mamy dla naszych Czytelników wejściówki do rozdania.
Kto chętny?
Zasady są proste. Wystarczy napisać, którą z naszych wakacyjnych
propozycji wybieracie i uzasadnić.
Park Wodny? Rabkoland? Dlaczego?
Odpowiedzi można przesyłać mailowo na adres: konkurs@
dts24.pl (w tytule podając zgodnie
z wyborem - Rabkoland lub Park
Wodny) lub wpisywać pod postem
REKLAMA
A TO CIEKAWE
Sądeczanie płyną do Gdańska na pontonie
- Idea takiego rejsu zrodziła się
jesienią tamtego roku, a udało się ją
skrystalizować dopiero teraz. Chłopaki w ogóle mają ciekawe pomysły. Zbyszek na przykład rok temu
pojechał tam i z powrotem na rowerze do Albanii - mówi Łukasz Połomski, kierownik wyprawy „Adventure
Wolves”, który nie płynie, ale na bieżąco informuje o przebiegu eskapady
na Facebooku.
Sądeczanie są świadomi zagrożeń,
jakie mogą spotkać podczas przeprawy najpierw przez kamienisty
Dunajec, a potem Wisłę. – Może to
być choroba, kłopot z pontonem, jakieś napotkane w trakcie rejsu zwierzęta. Dużo czytali przed podróżą
o Wiśle i okazuje się, że jest to bardzo zdradliwa rzeka. W niektórych
miejscach jest bardzo płytka. Ostatnio jednak mocniej popadało i wody
przybyło, co nie jest bez znaczenia –
zaznacza Połomski.
Wydawca: Wydawnictwo DOBRE Sp. z o.o.
33–300 Nowy Sącz,
ul. Żywiecka 25. ISSN 2082–209X.
www.wydawnictwodobre.pl
Redakcja: „Dobry Tygodnik Sądecki”,
tel.18 544 64 41, [email protected]
Redaktor naczelny: Wojciech Molendowicz
[email protected].
Zastępca redaktora naczelnego: Jolanta Bugajska,
[email protected]
Redaktor senior: Jerzy Wideł
Redaktor naczelny portalu sacz.in: Jakub Toporkiewicz,
Jeśli chłopakom uda się cało i zdrowo dopłynąć nad Motławę i potem do
morza, to będą pierwszymi w historii
sądeczanami, którzy tego dokonają.
– Co prawda przed wojną ludzie płynęli z Nowego Sącza nad morze, ale
nikt nigdy nie uczynił tego na pontonie – mówi Połomski. Wyprawa ma
trwać trzy tygodnie.
(AM)
FOT. ADVENTURE WOLVES
Zbigniew Zawada i Maciej Waligóra to
dwóch śmiałków, którzy 19 lipca wyruszyli z Nowego Sącza do Gdańska na…
pontonie. Do tej pory żaden sądeczanin
tego nie dokonał. Ryzykowne? Być może,
ale młodym żeglarzom niestraszny nawet
porywisty wiatr.
[email protected]
Dyrektor Biura Reklam i Ogłoszeń: Irena Legutko,
[email protected], tel. 785 340 410
Biuro Reklam i Ogłoszeń: Beata Ziemba,
[email protected], tel.889 020 766
Koordynator Biura Wydawnictwa: Bożena Baran,
[email protected], tel.721 066 993.
Dyrektor ds. kolportażu: Mateusz Węglowski-Król ,
tel. 665 270 230.
Skład: Piotr Płachta, tel.602522291
Druk: Polska Press Grupa Oddział Poligrafia
Drukarnia Sosnowiec.
konkursowym na naszym Facebookowym profilu.
Na zgłoszenia czekamy do 3 sierpnia. Nagrodzimy najciekawsze odpowiedzi. Listę laureatów opublikujemy
na FB oraz sacz.in, do każdego nagrodzonego wyślemy też wiadomość
z informacją o wygranej.
Polecamy! Polubcie „Dobry Tygodnik Sądecki” na Facebooku –
bądźcie na bieżąco z najświeższymi
informacjami i konkursami.
(JB)
ZNAJDZIESZ NAS NA
3
28 lipca 2016 DOBRY TYGODNIK SĄDECKI | Twój tygodnik codziennie – www.sacz.in
Ważny temat
Sądecka rewolucja w kasach fiskalnych
Rozmowa
z RADOSŁAWEM
SZCZYGŁEM – dyrektorem
ds. badawczorozwojowych oddziału
Novitus – Centrum
Technologii Sprzedaży,
należącego do COMP SA.
- Sądecki Novitus wyznacza standardy w swojej branży?
- Jesteśmy o tym mocno przekonani! W naszej branży właśnie
dokonuje się rewolucja. Na rynku debiutuje nasz produkt nowej
generacji Novitus NEXT, pierwsza
w Polsce kasa fiskalna oparta o dotykowy tablet z systemem Android i wyposażona w zaawansowane,
intuicyjne oprogramowanie.
- Tablet to chyba jeszcze nie
rewolucja?
- Oczywiście, że nie, rewolucyjne są możliwości, jakie daje on ich
użytkownikom. Dotychczas kasy
fiskalne były obowiązkowym elementem działalności każdego detalicznego biznesu, nie przynosząc jednak większych korzyści
REKLAMA
dla właściciela punktu handlowego czy usługowego. Jednak NEXT
to pierwsza kasa stworzona z myślą o M/platform. Dzięki temu
rozwiązaniu od dziś kasa fiskalna Novitus to nie tylko rejestracja podatku VAT, ale także wiele
zaawansowanych e-usług, które będą wspierać każdego kupca
i jego klientów dostarczając unikatowych funkcjonalności. Trudno je w tym miejscu wszystkie
wymieniać. Dla kupców i usługodawców będzie ich bardzo wiele. Mówiąc najprościej dla małego
i średniego przedsiębiorcy to centrum dowodzenia jego biznesem.
Dla klienta jest zaś dużą wygodą. Zwyczajny sklep spożywczy
stanie się uczestnikiem rewolucji
w dostępie do codziennych, drobnych usług. Najmniejszy sklep będzie mógł oferować doładowanie
telefonu czy udzielenie mikropożyczki, a np. podczas wizyty
u fryzjera będziemy mogli ubezpieczyć samochód albo mieszkanie.
- Jak powstaje takie urządzenie?
- Pierwszy zawsze jest pomysł,
do którego szybko przekonałem
mój zespół. Za pomysłem poszły
inwestycje – czyli pieniądze w sprzęt i oprogramowanie. Prace
Nasza kadra inżynierska
to konstruktorzy,
elektronicy,
informatycy
z Ptaszkowej, Gorlic
czy samego Nowego
Sącza. To ciągle młodzi
ludzie, którzy dwadzieścia
lat temu, kiedy Novitus
powstawał, kończyli
studia i zaangażowali
się w tworzenie tego
przedsiębiorstwa od
podstaw.
nad urządzeniem trwały dwa lata.
Co ciekawe, aby uniknąć szoku
technologicznego wśród obsługi kasowej, zachowaliśmy pewne
cechy tradycyjnej kasy fiskalnej.
Są takie miejsca – np. osiedlowy
warzywniak – w których sprzedawca pracuje często w rękawiczkach, gdzie funkcja klawiszy manualnych musi zostać zachowana.
- Możemy o tym urządzeniu powiedzieć, że to efekt pracy sądeckiej myśli technologicznej?
- Oczywiście. Mamy w firmie 30 inżynierów, programistów, konstruktorów, informatyków, którzy m.in. nad tym
projektem spędzili ostatnie dwa
lata. Powiedzmy jasno, że design
urządzenia powstał na zewnątrz,
w jednej z najlepszych w kraju
pracowni projektowych, ale jego
technologiczne serce to dziecko
sądeckiej myśli technicznej. Dla
wyobrażenia sobie skali przedsięwzięcia dodajmy, że techniczny opis samego procesora zajmuje
osiem tysięcy stron i żeby go dobrze poznać, trzeba było poświęcić pół roku.
- Nowe kasy Novitusa będą produkowane w Nowym Sączu?
- Pierwszych dwadzieścia egzemplarzy powstało już w naszym laboratorium badawczym,
ale masowa produkcja wymagająca wypuszczenia kilkuset urządzeń dziennie już wkrótce będzie
realizowana przez nasz dział produkcji przy ulicy Nawojowskiej
w Nowym Sączu.
- Często słyszy się narzekanie, że
zdolni młodzi ludzie raczej uciekają
z Nowego Sącza niż chcą pracować dla
sądeckich firm.
- Novitusa to nie dotyczy. Nasza kadra inżynierska to konstruktorzy, elektronicy, informatycy z Ptaszkowej, Gorlic czy
samego Nowego Sącza. To ciągle
młodzi ludzie, którzy dwadzieścia
lat temu, kiedy Novitus powstawał, kończyli studia i zaangażowali się w tworzenie tego przedsiębiorstwa od podstaw. Dzisiaj
mają np. 45 lat, ale spora część
zespołu to ludzie młodsi, mający mniej niż 30 lat. Uważam, że
w Nowym Sączu istnieje pod tym
względem spory potencjał ludzki.
Szkoda, że w zasadzie nie istnieje już kształcenie informatyków,
bo potrzeby rynku są ogromne.
Kiedyś sam wykładałem przez
lata na WSB-NLU, a dzisiaj po
taką wiedzę trzeba się wybrać,
co najmniej do Krakowa. Dzięki temu tamtejsze firmy znajdują się w uprzywilejowanej sytuacji, bowiem na tacy mają podaną
wykwalifikowaną kadrę. Ale jak
wspomniałem, my też nie możemy narzekać.
- Jak wygląda Novitus na tle
konkurencji?
- W naszej branży główna konkurencja to jeszcze dwie
duże, polskie firmy, ale chyba
możemy powiedzieć, że w naszej
specjalności jesteśmy najbardziej
innowacyjni w kraju, czego najlepszym dowodem właśnie Novitus Next. Androida na nowo
nie napiszemy, ale mogliśmy go
zaadaptować do naszych potrzeb, konkretnie stworzyliśmy
Androida fiskalnego. Więc to nie
jest tak, że w tym urządzeniu
zainstalowaliśmy jakąś czarną
skrzynkę, którą ktoś nam przysłał i nie mamy nad nią kontroli. To jest efekt naszej myśli
technicznej.
- Możemy powiedzieć, że po 15 latach od zniknięcia Optimusa z lokalnego krajobrazu, wysokie technologie
wracają do Nowego Sącza?
- To się nie stało dzisiaj. One
wracały stopniowo, ale konsekwentnie. Pierwszym krokiem
w tę stronę było zaimplementowanie przez nas dziesięć lat temu
w naszych kasach fiskalnych tzw.
kopii elektronicznej. Mówiąc prościej – dla klienta papierowy paragon, dla fiskusa elektroniczna
karta. Konkurencja mocno powątpiewała w to rozwiązanie, ale
my wprowadziliśmy je na masową skalę. Na tym pomyśle też
zbudowaliśmy pozycję naszej firmy. Drugim ważnym krokiem,
zrobionym około pięciu lat temu
było rozwinięcie projektu drukarki HDE opartej o system Linux, którą z sukcesem sprzedajemy na rynku już od trzech lat.
Kasa Next to kolejny ważny krok
w rozwoju naszej firmy.
- Kiedy prezentacja nowego
urządzenia?
- Dla branży ona się już odbyła, natomiast dla klienta docelowego będzie miała miejsce po
wakacjach. Czy armii ekspedientek w polskich sklepach i punktach usługowych utrudni to życie? Na pewno znacząco ułatwi,
bo szybko nauczą się jego obsługi. Szkolenia u naszych dealerów
będę pewnie musieli przejść kierownicy sklepów, bo w tej branży każda pomyłka to kosztowny
błąd, za który czasem trzeba słono
zapłacić. Stawiamy na to, by nasze urządzenia można było obsługiwać bez konieczności sięgania
do instrukcji obsługi, ze względu m.in. na stworzony specjalnie
dla kasy NEXT intuicyjny interface użytkownika.
- Jak chłonny jest polski rynek na
kasy fiskalne?
- W polskich sklepach i punktach usługowych pracuje obecnie
ponad milion dwieście tysięcy kas
fiskalnych. 80 procent tego rynku podzielone jest pomiędzy trzy
duże firmy, reszta pomiędzy kilka mniejszych. W ciągu dwudziestu lat wyprodukowaliśmy około
miliona kas, 20 generacji. Każdego roku wypuszczamy na rynek trzy nowe produkty. W tym
roku przy okazji premiery kasy
Novitus NEXT pokazaliśmy światu pierwszy w Polsce dotykowy
taksometr, spełniający wszystkie
unijne wymogi. I to z pewnością
nie koniec.
ROZMAWIAŁ
WOJCIECH MOLENDOWICZ
4
www.sacz.in – Twój tygodnik codziennie | DOBRY TYGODNIK SĄDECKI 28 lipca 2016
Wspomnienie
Człowiek, który wymyślił festiwal Kiepury
ławki z całego Deptaku. Gościem honorowym
Festiwalu była żona Kiepury Marta Eggerth,
do której wcześniej napisałem list i wysłałem zaproszenie. Marta Eggerth zamieszkała w Patrii, w apartamencie, który przed
wojną zajmowała razem z mężem. Była bardzo wzruszona, zwiedzała Krynicę, zrobiła dużo zdjęć, wzięła też udział w konferencji prasowej”.
W tym roku minie setna rocznica urodzin Stefana Półchłopka inicjatora festiwalu. Wczoraj minęła piąta rocznica Jego śmierci.
Przez obozy do Zdroju
Stefan Półchłopek urodził się 22 listopada
1916 r. w Krośnie. Studiował prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim. W Krynicy po raz
pierwszy pojawił się w 1937 r. W czasie okupacji niemieckiej przeszedł gehennę w trzech
obozach zagłady - Birkenau, Sachsenhausen
i Buchenwaldzie, gdzie poddawano go m.in.
zbrodniczym doświadczeniom medycznym.
W 1946 r. został szefem Ośrodka Wczasów
Górniczych, a w 1949 r. zorganizował Fundusz Wczasów Pracowniczych w Krynicy.
W latach 1956-63 był przewodniczącym Prezydium Miejskiej Rady Narodowej. Stefan Półchłopek znakomity organizator życia kulturalnego Uzdrowiska zmarł 27 lipca 2011 r.
Oto jak wspominał na łamach „Krynickich
Zdrojów” w 2001 r. swoją przygodę z festiwalem im. Jana Kiepury:
„Kiepurę słyszałem po raz pierwszy w życiu, kiedy śpiewał na rzecz powodzian na
dawnym stadionie hokejowym, gdzie dzisiaj mieści się kino „Jaworzyna” i Park im.
Nitribitta. W późniejszych latach śpiewał
też często w Krynicy, ze swoim bratem lub
kolegami z balkonu pensjonatu Flora, który wynajmował dla rodziny podczas budowy Patrii. Po wojnie przyjechał do Krynicy
REKLAMA
Tańczyłem z Lodą Halamą
FOT. Z ARCH.PIOTRA GRYŹLAKA
W 2001 r. podczas XXXV festiwalu specjalne honory oddał mu Bogusław Kaczyński,
który przez 28 lat był dyrektorem artystycznym festiwalu. Przy wypełnionej po brzegi sali Pijalni Głównej Kaczyński zwrócił się
do Stefana Półchłopka słowami: „Nie byłoby
35. Festiwalu, gdyby …nie było pierwszego”.
Jak donosiło pismo „Krynickie Zdroje” w Nr.
9/10 w ten sposób podziękował on Półchłopkowi, twórcy jednego z najpopularniejszych
wydarzeń muzycznych w Polsce. Rada Gminy Uzdrowiskowej przyznała Półchłopkowi
tytuł „Zasłużonego Kryniczanina”.
Przecież byli też inni artyści: Ada Sarii, Adam
Didur, którzy również przyjeżdżali do Krynicy. W tej sytuacji musiałem zmienić na kilka
lat nazwę festiwalu na Krynicki Festiwal Arii
i Pieśni. Marta Eggerth przyjechała również
na 6. Festiwal, który powrócił do pierwotnej
nazwy. Przyjechał także, ale prywatnie brat
Kiepury Władysław Ladis Kiepura, który dowiedział się z prasy w USA (gdzie mieszkał)
o naszym festiwalu.
w 1958 r. mieszkał w eleganckim apartamencie
w Nowym Domu Zdrojowym, odwiedził swój
dawny hotel Patrię, rozmawiał z kierowniczką i dawnym pracownikiem Teofilem. W 1966
r. powstał pomysł, by w Krynicy stworzyć
wielką imprezę muzyczną – Festiwal im. Jana
Kiepury. Wszystkie sprawy związane z organizacją uzgodniłem z Dyrekcją Uzdrowiska, Komitetem Rozwoju Krynicy, dostałem
zgodę władz powiatowych, Wojewódzkiego Wydziału Kultury, Ministerstwa Kultury
i Komitetu Centralnego. Wtedy zwróciłem się
do Dyrekcji Filharmonii Krakowskiej i uzyskałem zgodę od Biura Koncertowego na pomoc artystyczno-muzyczną przy organizacji
festiwalu. W ten sposób rozpocząłem przygotowania do I Festiwalu, który odbył się
rok później, w 1967 r. W tym czasie nie było
jeszcze pijalni, sala balowa była mała, dlatego
wszystkie koncerty odbywały się na Deptaku.
Tam powstała scena, krzesła dla publiczności
pożyczono z pobliskich sanatoriów, zebrano
Wspomina dalej Stefan Półchłopek: „(…)
Innym znakomitym gościem festiwalu była
tancerka Loda Halama, z którą miałem przyjemność tańczyć na spotkaniu z honorowymi
gośćmi i artystami w kawiarni Starego Domu
Zdrojowego.
Pierwszy Festiwal trwał dwa dni, pogoda
dopisała, były tylko kłopoty ze znalezieniem
wolnych miejsc noclegowych dla orkiestry.
Dyrygentem I Festiwalu, w związku ze współpracą z Filharmonią Krakowską (która trwała przez 13 kolejnych lat) był Krzysztof Missona, występowali wspaniali artyści: Delfina
Ambroziak, Krystyna Szczepańska, Wiesław
Ochman, Andrzej Hiolski. Program był ciekawy, publiczność wspaniała, został wydany
folder, do którego wstęp napisał Jerzy Waldorff. Kolejne festiwale prowadzili świetni
konferansjerzy: Zazula, hr Dzieduszycki. Od
drugiej edycji zaczęły odbywać się konkursy
Dyplomantów Akademii Muzycznych, a od
III Konkursy Amatorów.
Festiwale, które zorganizowałem, miały
różny program, z roku na rok coraz bogatszy,
koncerty odbywały się na Deptaku, później na
stadionie, kinie Jaworzyna, Sali Balowej Starego Domu, potem już w Pijalni. Na początku,
w związku z brakiem odpowiedniego miejsca
na koncerty, wiele występów odbywało się…
poza Krynicą: w Muszynie, Starym i Nowym
Sączu oraz w Żegiestowie, gdzie prezentowali się dyplomanci i laureaci. W późniejszych
latach zacząłem mieć problemy z sekretarzem Komitetu Wojewódzkiego dotyczące
nazwy festiwalu: dlaczego tylko im. Kiepury?
Naczelnik zabrał festiwal
Podczas festiwali organizowaliśmy kameralne spotkania w poszczególnych sanatoriach, takie skromne przyjęcia, potem
stopniowo wprowadziliśmy imprezy towarzyszące, np. mój znajomy profesor ze Starego
Sącza urządzał wieczory o Adzie Sarii, ja prowadziłem spotkania pt. „Jan Kiepura i Marta Eggerth we wspomnieniach i nagraniach”.
Co roku tradycyjnie wydawaliśmy okolicznościowe kartki z pamiątkowymi stemplami, były oczywiście foldery, a także metalowe odznaki dla wykonawców, dziennikarzy
i dla publiczności.
Ostatnim festiwalem, który prowadziłem
był XIV, w trakcie przygotowań do XV festiwalu dostałem pismo od Naczelnika Miasta,
że organizację festiwali przejmuje Miejsko-Gminny Ośrodek Kultury, który właśnie
powstał w Krynicy. W związku z tym przekazałem całą dokumentację, finanse, korespondencję i urządzenia panu Sopacie i w ten
sposób wyłączyłem się całkowicie z wszelkich działań związanych z festiwalami. Dyrektor Sopata przede wszystkim zrobił dobrą
rzecz – zainteresował festiwalem pana Bogusława Kaczyńskiego. On nadał rozmach całej
imprezie, miał ogromne możliwości będąc w
„centrum” ośrodka kultury, działał już w innych warunkach ekonomicznych i ustrojowych. Poza tym był wspaniałym organizatorem, doskonałym konferansjerem, który
potrafił swoją osobowością przyciągnąć i artystów i słuchaczy.
(J.W.)
5
28 lipca 2016 DOBRY TYGODNIK SĄDECKI | Twój tygodnik codziennie – www.sacz.in
T E K S T P R O M O C YJ N Y
50. Festiwal imienia Jana Kiepury w Krynicy-Zdroju
Spacerkiem po festiwalach
Halama, Grażyna Brodzińska, atrakcją było także spotkanie z Michałem Bajorem, Tomaszem Raczkiem i Edytą Wojtczak. W tym roku powstało Krynickie Towarzystwo Kulturalne im. Jana Kiepury. Honorowym prezesem
KTK został Bogusław Kaczyński, honorowe członkostwo
przyjęła Marta Eggerth. Pierwszym prezesem KTK wybrano Andrzeja Piaska. Odsłonięto pamiątkową tablicę
ku czci Jana Kiepury oraz rozpoczęto zbiórkę pieniędzy
na budowę teatru.
Piąty festiwal zorganizowany 27-30 czerwca 1971 nosił nazwę Festiwalu Arii i Pieśni. Koncerty odbywały się
w nowej Pijalni Głównej, a prowadził je Jerzy Waldorff.
Wystąpiły takie gwiazdy operetki i opery jak Barbara Nieman, Czesława Fijałkowska, Roman Węgrzyn.
W 1990 r. miał miejsce XXIV Festiwal. Imprezę odbywającą się 16-27 września uświetnił występ m.in. Opery
Śląskiej ze „Strasznym dworem” pod dyrekcją Tadeusza
Seweryna. Śpiewali m.in. Andrzej Hiolski, Bohdan Paprocki. Ta sama opera wystawiła „Barona cygańskiego”.
W monodramacie o Janie Kiepurze i Marcie Eggerth Bogusław Kaczyński przedstawił w znakomity sposób najlepsze nagrania Jana Kiepury i jego małżonki. W „Paradzie gwiazd Operetki” wystąpili m.in. Grażyna Brodzińska,
Bogusław Morka, Aleksandra Hoffman. Gwiazdą wieczoru była także Hanna Bielicka.
13-20 czerwca 1976 r. pojawili się zagraniczni wykonawcy, gdyż festiwal nosił tytuł Międzynarodowy Festiwal Arii i Pieśni. Wystąpili śpiewacy z Czechosłowacji
i ZSRR. Obok nich scenę zawładnęli polscy wykonawcy m.in. Stefania Toczyska, Jadwiga Romańska, Henryk
Grychnik. Największe owacje towarzyszyły wykonawcom
„Strasznego dworu” Stanisława Moniuszki.
XV Festiwal to dzieło Stanisława Sopaty, dyrektora Miejsko-Gminnego Ośrodka Kultury, który został powołany do
życia w 1979 r. Odbywający się w dniach 9-14 czerwca 1981
r. XV Festiwal miał tak znakomitych artystów jak Barbara
Nieman, Andrzej Hiolski, kryniczanin Józef Homik oraz Orkiestra Filharmonii Górniczej w Zabrzu pod batutą Tadeusza
Bobińskiego. Koncerty prowadził Karol Buła.
Dyrektorem artystycznym XVI Festiwalu został Bogusław Kaczyński i był nim do 2011 r. Kaczyński był wspaniałym propagatorem opery i operetki, wybitnym znawcą
muzyki. Rozwijał i podnosił poziom artystyczny imprezy, zdobywał sponsorów na realizację swoich pomysłów. Warto wspomnieć, że Bogusław Kaczyński po raz
pierwszy w życiu przyjechał do Krynicy-Zdroju w 1983 r.
XVI Festiwalowi towarzyszył konkurs wokalny z udziałem
profesjonalnych i amatorskich śpiewaków.
10-21 września 1986 r. odbył się XX Festiwal im. Jana
Kiepury. W repertuarze pojawiły się m.in. opery „Zemsta
nietoperza” i „Cyrulik sewilski”. Wśród gwiazd była Loda
W 1996 r. podczas XXX Festiwalu w Pijalni Głównej
przedstawiono znakomite spektakle muzyczne: „Carmen” Georga Bizeta, „Błękitny zamek” Lucy Maud-Montgomery, „Hallo, Dolly” Hermana, „Wiedeńska krew”
Straussa. Bogusław Kaczyński, ówczesny dyrektor Teatru „Roma” w Warszawie, sprowadził swoich artystów
do Krynicy-Zdroju. Wystąpiła także Wojskowa Orkiestra
Symfoniczna z Warszawy oraz znakomici aktorzy Krystyna Janda i Gustaw Holoubek.
Kolejne festiwale to już festiwale, którym towarzyszy
miano europejskie. Bogusław Kaczyński spełnił swoje
ambicje. Był znakomitym propagatorem muzyki, ale jak
na artystę przystało, miewał też swoje kaprysy i humory. Nic nie wskazywało na to, że 45. Europejski Festiwal
im. Jana Kiepury odbywający się w dnach 13-27 sierpnia 2011 r. i przygotowany z ogromnym rozmachem, będzie jego ostatnim. Gwiazdą festiwalu był Zespół Pieśni
i Tańca Mazowsze, a także Teatr Żydowski. Za wielkim
rozmachem stały coraz większe koszty.
Dyrektorem artystycznym 46. Festiwalu w 2012 r.
został Stefan Munch, zaś ambasadorem śpiewaczka i menadżerka Alicja Węgorzewska. Festiwal odbywał się w dniach 11-18 sierpnia. Na kilka miesięcy przed
terminem festiwalu Kaczyński zapowiedział, że festiwalu nie będzie.
Burmistrz Dariusz Reśko ripostował: - Festiwal ma 45 lat
tradycji. Kaczyński owszem przed 28 lat był dyrektorem,
ale argument finansowy jest dla mnie nie do przyjęcia. Skoro powiedział, że nie będzie dyrektorem, uznałem, że zorganizujemy festiwal we własnym zakresie. Nie mogłem się
oglądać na pana Kaczyńskiego, który zapowiedział, że europejski festiwal będzie imprezą objazdową. Patronat nad
festiwalem objęła prezydentowa RP Anna Komorowska.
47. Festiwal w 2013 r. poprowadziła jako dyrektor artystyczny Alicja Węgorzewska. Ona też wraz z Tomaszem Kamelem prowadziła koncerty i oczywiście śpiewała swoje ulubione
arie. Główną muzyczną rolę odegrała Opera Krakowska z jej
dyrektorem Bogusławem Nowakiem. Wystąpiła także, przy
aplauzie widowni, Krynicka Orkiestra Zdrojowa pod dyrekcją
Mieczysława Smydy. Orkiestra obchodziła swoje 140. urodziny. W 2013 r. w wieku 101 lat zmarła w USA Marta Eggerth.
Przez 30 lat, w latach 1936-1966, była żoną Jana Kiepury.
Tuż przed 48. Festiwalem w 2014 r. już bez zadęcia europejskiego, burmistrz Dariusz Reśko wyraził opinię, że festiwal
jest dobrem publicznym, własnością Krynicy-Zdroju i wielką wartością. Opera Krakowska spełniła nowe oczekiwania.
Festiwal odbył się bez dyrektora artystycznego, a głównym
organizatorem było Centrum Kultury Gminy Krynica-Zdrój.
W kolejnym roku 2015 organizatorem festiwalu było
Centrum Kultury kierowane przez Wojciecha Króla. Wystąpiło 350 artystów z całej Polski. Gwiazdą festiwalu,
który odbywał się w dniach 8-15 sierpnia, była Małgorzata Walewska.
2016 to rok półwiecza Festiwalu im. Jana Kiepury. Patronat honorowy nad imprezą objął Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Andrzej Duda. Zapowiada się bardzo
interesujący festiwal ze znakomitymi śpiewakami, śpiewaczkami i artystami. Niespodzianką jest powrót do
uzdrowiska artystów Teatru Żydowskiego w Warszawie.
Jerzy Wideł
W OPRACOWANIU MATERIAŁU SKORZYSTAŁEM Z PUBLIKACJI ZAWARTYCH W PRACY ZBIOROWEJ POD REDAKCJĄ
FELIKSA KIRYKA „KRYNICA”. WYDAWNICTWO DRUKARNIA
„SECESJA” KRAKÓW 1994, „GAZETA FESTIWALOWA” DZIENNIK POLSKI 1998. „KRYNICKIE ZDROJE” NR 5 MAJ 1999.
FOT. PIOTR GRYŹLAK
Tegoroczny festiwal, który odbędzie się w dniach 13-20
sierpnia, oprócz wyjątkowego zestawu artystów, niejako
w tle będzie obchodzić kilka szczególnych rocznic. Przede
wszystkim półwiecze istnienia, po drugie półwiecze śmierci
patrona Jana Kiepury, zaś po trzecie stulecie urodzin pomysłodawcy imprezy Stefana Półchłopka. Przypomnijmy więc
inne znaczące festiwalowe wydarzenia. Z kronikarskiego
obowiązku odnotujmy, że I Festiwal im. Jana Kiepury odbył
się w pierwszą rocznicę śmierci tenora 2-3 września 1967 r.
6
www.sacz.in – Twój tygodnik codziennie | DOBRY TYGODNIK SĄDECKI 28 lipca 2016
Polityka
Większość ludzi jest głupia i chce socjalizmu
Rozmowa
z eurodeputowanym
JANUSZEM
KORWIN-MIKKE
- Jak powiemy Brexit, to trzeba będzie dodać, że Korwin to przewidział?
- Powiedziałem, że Brexit wygra
9 procentami, wygrał tylko 5. A to
dlatego, że jakiś oszalały maniak zabił posłankę, więc nastroje się nieco przechyliły. Tak byłoby na pewno 9 punktów.
- Zbierał Pan gratulacje?
- Nie, dla Polski to przecież nie
jest korzystna sytuacja. Na szczęście
obie strony uzgodniły, że nie będzie
zmian statutowych, więc Unia będzie powoli umierać w tym składzie,
w którym jest.
- Zbliża się koniec Unii?
- Ona zdycha. Myślę, że to może
się stać jeszcze w tej kadencji, a może
w następnej. W kuluarach wszyscy
o tym mówią.
- Co powstanie w to miejsce?
- Nic, to co było wcześniej, czyli
konkurencja wolnych państw. Unia
nie jest nikomu potrzebna. Istnieje
księstwo Lichtenstein, które nie należy do Unii i nie ma żadnych problemów, nie ma problemów z dostawą
ropy naftowej, nie ma problemów
z Rosją, wielkich problemów z Niemcami. I nie musi być w Unii Europejskiej, by być najbogatszym państwem
w Europie.
- A nasza pozycja wobec Rosji…
- Ale my nie mamy żadnych
problemów z Rosją. Jak pojedziemy
w okolice Królewca, okaże się, że
nie ma tam żadnych napięć na granicy. To Ukraina ma do nas roszczenia terytorialne. Dla nas Rosja
jest sojusznikiem w walce z Ukrainą. Dzięki temu 4/5 wojsk Rosja
musi trzymać na tamtej granicy.
Zawsze jest tak, że sąsiad jest wrogiem, a sąsiad sąsiada jest przyjacielem. Naszym sojusznikiem
była Francja, a Niemcy były wrogiem. Jest nadzieja, że we Francji wygra wybory Marine Le Pen.
Francja była zawsze prorosyjska,
jest okazja, żeby była propolska
i prorosyjska, a antyniemiecka
i antyukraińska.
FOT. HTTPS://KORWIN-MIKKE.PL/
- Legenda mówi, że sypia Pan 2-3 godziny dziennie i nie brakuje Panu energii. Jak
Pan to robi?
- Sypiam 4 godziny, a energię
mam z cukru, 7-8 łyżek cukru. Jak
mówiło przedwojenne hasło: „Matko, nie żałuj dzieciom cukru”. Bardzo dobre hasło
.
- Co Pan powie na spotkaniach ze swoimi
sympatykami w Nowym Sączu?
- Pewnie będą pytali, co się dzieje
w tej cholernej Unii Europejskiej. A akurat jest zabawnie. Miny
tych wszystkich federastów są
przezabawne.
- To jest dla nas dobre?
- Taka szachownica jest korzystna. To naturalny układ geopolityczny. Oczywiście trzeba dbać o niepodległość na Ukrainie, bo niepodległa
Ukraina, nawet wroga Polsce, jest
dla nas korzystna. Ja bardzo kocham
Rosję, ale tym bardziej ją kocham, im
jest dalej od Polski.
- W Polsce będzie referendum? Wiceprezes partii KORWiN Przemysław Wipler powiedział, że w dniu, w którym zostanie
przyjęty mechanizm, który będzie karał Polskę i inne kraje europejskie za nieprzyjmowanie nielegalnych imigrantów
i uchodźców, partia KORWiN rozpoczyna
zbieranie podpisów pod wnioskiem o referendum w sprawie wystąpienia Polski z
Unii Europejskiej.
- Nie będzie tego mechanizmu.
Nie będziemy zbierać podpisów. Nie
było żadnego referendum za wejściem do UE, więc nie powinno być
żadnego referendum za wyjściem.
Trzeba po prostu wyjść.
- Jak to zrobić?
- Parlament uchwali wyjście z UE
i spokój. To ważniejsze niż referendum. W ogóle jestem czterema rękami za tym, żeby przejść z prawa
rzymskiego na prawo zwyczajowe,
prawo zdrowego rozsądku. W Anglii nie ma czegoś takiego, że jest jakiś paragraf.
- Pojawiają się jednak głosy, że Brytyjczycy jednak nie wyjdą z UE.
- Głosy ludzi na ogół z grupy prawniczej, którzy szukają jakiś
kruczków. Natomiast Anglik tego nie
rozumie, było referendum to było,
musimy wyjść.
- Ale zbierają się jakieś grupy…
- Niech się zbierają. 17 mln głosowało, a 4 mln mówi, żeby nadal być,
to o czym my mówimy? Każdy niezadowolony może zebrać podpisy.
W każdych wyborach prezydenckich, gdy wygrywa ktoś 51 do 49
proc., to ta druga grupa mówi – zróbmy nowe wybory, ale tego robić nie
można.
- Widać z Brukseli Polskę i „dobrą zmianę”?
- Jak mówi profesor Bogusław
Wolniewicz – dobre zmiany idą
w złym kierunku. I to widać nie tylko tutaj w Polsce. Szczerze mówiąc
opiniami tych ludzi z Brukseli bym
się nie przejmował.
- A co mówią?
- Mają nas generalnie gdzieś. Oni
wiedza tylko to, co im powie Platforma Obywatelska i podobne kręgi.
- I Janusz Korwin-Mikke?
- Nie, mnie nie słuchają, absolutnie. Dla nich autorytetem jest PO.
Nieważne, czy ja będę popierał PiS
czy krytykował PiS. Właściwie jakbym popierał PiS to tylko by pogorszyło opinię PiS. Jestem wrogiem
tego parlamentu. Jeśli kończę niemal każde przemówienie słowami:
„A poza tym sądzę, że Unia Europejska powinna być zniszczona”, to
trudno, żebym był mile widziany
przez kierownictwo ludzi, którzy
biorą z tego 50 tys., czy ileś tam, euro
miesięcznie.
- A inne konsekwencje? Nie kłaniają się
Panu koledzy eurodeputowani?
- Czasami lewica nie przyjmuje moich pytań, jak pada pytanie
to nie odpowiadają na sali plenarnej, bo na ogół nie mogą znaleźć odpowiedzi. Ale oczywiście się kłaniają, bo obyczaje obowiązują.
Chodzi o to, że ci ludzie to banda
faszystów. Jeśli pan Martin Schulz
mi mówi, ni mniej ni więcej, że
nie wolno mi czegoś powiedzieć
z trybuny, bo nakłada na mnie
grzywnę (zapłaciłem ostatnio 3 tys.
euro, teraz pewnie będzie 6 tys.).
Nie mogę powiedzieć, że imigrantów
trzeba zmusić do pracy głodem.
Twierdzi, że to niehumanitarne.
A przecież św. Paweł mówił wyraźnie, kto nie chce pracować, niech też
i nie je. A oni nie chcą, przyjeżdżają i
chcą dostać zasiłki.
- Ale imigranci się wcale do nas nie pchają.
- Do nas nie, ale do Unii Europejskiej, do Niemiec, bo tam są najwyższe zasiłki. Był taki imigrant, sfilmowany, który wylądował na plaży
w Sycylii czy gdzieś i oświadczył: Boże,
wreszcie będzie ten zasiłek 20 tys. euro
miesięcznie. W rzeczywistości to góra
4 tys. euro, ale oni wierzą w legendę,
która krąży po całej Afryce.
- Dobra zmiana?
- Dobra zmiana idzie w złym kierunku. Wracamy do Gomułki. Czym
skorupka na młodość nasiąknie, tym
na starość trąci i Jarosław Kaczyński
zaczyna na starość mówić jak Gomułka. Ten plan Morawieckiego to przecież socjal w stylu Gomułki. Choć
nawet Gomułka nie dawał 500 zł na
każde dziecko. Jarosław Kaczyński
jako dziecko żył w komunie i niestety był w jakimś innym środowisku
niż ja. Ja słyszałem slogany komunistyczne, ale myśmy się z tego śmiali,
nikt tego nie brał serio. Na studiach
było na całym moim roku z trzech
marksistów, i w kąciku skrobali coś
o różnicach między starym Marksem
a młodym Marksem, a reszta ich nie
zauważała. A na tym Zachodzie komunizm to poważna instytucja. Alterio Spinelli to przecież był komunista,
a na frontonie budynku Parlamentu Europejskiego jest jego nazwisko.
Cała Unia to komunistyczna instytucja. Kaczyński daleko od nich nie odbiega. To taka różnica jak między Hitlerem a Stalinem.
- Ale Jarosław Kaczyński czy PiS czytają
takie decyzje pod kątem słupków poparcia.
- Niestety, Karol Marks powiedział
wyraźnie, że wystarczy powiedzieć
demokracja, a już ludzie sami zbudują socjalizm. Więc większość ludzi jest w socjalizmie, bo to jest idea
dla głupków, a głupich jest więcej jak
mądrych. Myślałem, że Jarosław Kaczyński tak mówi przed wyborami,
a potem zrobi coś innego, a on naprawdę to robi i to jest przerażające. On dostał takie poparcie od ludzi, że teraz da po tysiąc albo po 5 tys.
na każdego.
- A Szwajcarzy głosowali niedawno nad
tym, czy każdemu zapewnić 2,5 tys. franków miesięcznie, bez względu na to, czy
ktoś pracuje czy nie.
- I 70 czy 80 proc. Szwajcarów to
odrzuciło. Natomiast w reszcie Europy, czy to jest Polska, Portugalia czy
Hiszpania, większość jest za tym. To
dowodzi tezy Marksa, że większość
ludzi jest głupia i chce socjalizmu.
- Zachęca Pan, żeby nie brać tych 500 zł?
- Ja biorę i daję na fundację. Muszę brać, bo nie mogę ich temu państwu zostawić. Inaczej zafundują jakiś nowy fotoradar albo coś takiego.
Trzeba zrozumieć jedną rzecz – najważniejsze, żeby rząd miał mało pieniędzy. Ten kraj się najlepiej rozwija,
który daje rządowi mało pieniędzy.
Ludzie swoje pieniądze wydają rozsądnie, a jak je dam urzędnikowi to
on je wyda według własnego widzimisię, na ogół rozrzutnie. W budżecie muszą być pieniądze na wojsko,
policję – chcemy je zwiększyć o połowę oraz na jakąś szczątkową administrację, bo jacyś urzędnicy muszą
być, żeby państwo funkcjonowało.
I to wszystko. Cała reszta powinna być finansowana przez ludzi. Jak
szkoła będzie prywatna to nie da pan
pieniędzy na szkołę, w której uczą
homoseksualizmu, teorii gender czy
czegoś takiego. A tu zabierają te pieniądze i opłacają tego typu lekcje
w szkołach.
- Co Pan powie członkom partii KORWiN
w sądeckich strukturach? Przygotowujcie
się do najbliższych wyborów?
- Nie wiemy, kiedy PiS zechce
zrobić samorządowe wybory. Być
może zrobi je jesienią, pod pretekstem, że tamte wybory były, może
nie tyle sfałszowane, co nieprawidłowe. Zresztą PiS dostał z 5 proc. więcej
dlatego, że był na pierwszym miejscu
i ludzie się mylili w głosowaniu. Jakieś
12 lat temu po wyborach przyszła do
mnie ciocia i mówi: Janusz, zdobyłam ci dodatkowy głos. Czekałam w
kolejce do kabiny a tu wychodzi taka
blondyna po 50. i pyta, gdzie tu jest
lista nr 12. Więc znalazłam listę twojej
partii, znalazłam człowieka o numerze 12 i kazałam jej skreślić. Jak widać, świadoma demokracja to bardzo
dobry system. Jak powiedział Churchill: po to, żeby się pozbyć złudzeń
co do demokracji, wystarczy przez
pięć minut porozmawiać z przeciętnym wyborcą.
ROZMAWIAŁ
WOJCIECH MOLENDOWICZ
WYKORZYSTANO FRAGMENTY
WYWIADU DLA REGIONALNEJ
TELEWIZJI KABLOWEJ.
7
28 lipca 2016 DOBRY TYGODNIK SĄDECKI | Twój tygodnik codziennie – www.sacz.in
T E K S T P R O M O C YJ N Y
FOT. Z ARCH. D. POPIELI I FIRMY ERBET
Na zawody jeździ z nim plecak książek
Od lewej: Tomasz Ćwikowski prezes Erbet, Dariusz Popiela, Roman Słowik v-ce prezes Erbet
Rozmowa z Dariuszem Popielą, kajakarzem górskim, uczestnikiem Igrzysk Olimpijskich w Pekinie
w 2008 r., zdobywcą brązowego medalu Pucharu Świata w Ivrei we Włoszech w
czerwcu tego roku. Dariusz jest także na 3.
(najwyższej, jeśli chodzi o Polaków) pozycji
w generalnej klasyfikacji Pucharu Świata.
- Twoja przygoda z kajakami rozpoczęła się we wczesnym dzieciństwie. Między
innymi dlatego, że pochodzisz ze sportowej rodziny.
- Tak, można powiedzieć, że sport
to u nas tradycja rodzinna. Na kajakach pływał mój tato Bogusław i wujek Henryk. Z kajakami wiąże się też
prywatna tragedia - jeden z moich
wujków utonął podczas treningu. To
były lata 70. Nikt wówczas w kwestii bezpieczeństwa nie dbał o kapoki czy kaski. Po prostu przydarzył się
tragiczny w skutkach wypadek, który tkwi w nas głęboko po dziś dzień.
Ryzyko wypadków jest jednak wpisane w bycie kajakarzem. Choć samą
miłość do sportu dziedziczy się właśnie po rodzinie. Zacząłem pływać na
kajakach w dzieciństwie, w 1993 r.,
wtedy traktowałem to bardziej jako
zabawę.
Pewnego razu wracaliśmy z rodzinnej wycieczki do Szczawnicy przez
Wietrznice, koło Łącka, gdzie zaczynały się właśnie odbywać obozy kajakowe. Zostałem tam przez kilka dni.
Bardzo miło wspominam tamten czas
i tych ludzi. Od początku moim
motywatorem był mój tata. Tak
jest do dziś. Kajakarstwo z zabawy przeradzało się stopniowo
w moją pasję. Dziś jestem zawodowym kajakarzem.
- Dodajmy, że jednym z najlepszych.
- Cały czas walczę. Na koncie mam
udział w finale Igrzysk Olimpijskich w
Pekinie. Nie był to szczyt moich marzeń, apetyt rośnie w miarę jedzenia.
Miałem wtedy 23 lata, rok wcześniej
zdobyłem młodzieżowe Mistrzostwo
Europy, brakowało mi jednak trochę
doświadczenia. Bardzo chciałem załapać się na igrzyska, które odbędą się
w sierpniu w Rio.
Moja dyspozycja w tym roku jest
bardzo dobra i do końca rywalizowałem o miejsce z Maćkiem Okręglakiem
i Mateuszem Polaczykiem. Zabrakło
niewiele, a przede wszystkim punktów za poprzedni sezon, co w finalnym rozrachunku okazało się bardzo ważne.
Mówiąc o przygodzie z kajakami,
która stała się moim życiem, nie sposób nie przywołać mistrza i mentora,
który ukształtował mnie jako sportowca, śp. trenera Antoniego Kurcza.
Był to dla mnie wzór do naśladowania. Piłkarze mieli Kazimierza Górskiego, kajakarze Antoniego Kurcza.
Dzięki niemu miałem zaszczyt w latach 1997-2002 przez 5 lat reprezentować Austrię, trenowałem tam, poznawałem inny świat. Zabrał mnie
tam właśnie Antoni Kurcz. Wpoił mi
pewne zasady, którymi powinien
kierować się sportowiec. Były one dla
mnie święte. Do dziś się ich trzymam.
Relacja trener - zawodnik to bardzo
ważna relacja opierająca się na zaufaniu i wzajemnym poleganiu na sobie.
Od wielu lat moim trenerem jest mój
tata, z którym łączą mnie właśnie takie stosunki.
Antoni Kurcz był mistrzem
w pełnym tego słowa znaczeniu.
W ogóle miałem szczęście, bo podczas
całej mojej sportowej drogi spotkałem
wspaniałych ludzi, jak profesor Jerzy
Żołądź z krakowskiego AWF-u oraz
profesor Jan Blecharz. Mieli wpływ
na moje życie, także poza sportowe.
- Kajaki były dla ciebie zabawą. Potem stały się sposobem na życie. Zawsze chciałeś
zostać sportowcem?
- W zasadzie tak. Najpierw chciałem zostać piłkarzem, ale ostatecznie zadecydował za mnie tata. Początkowo uciekałem z treningów
kajakowych na boisko, żeby grać
w piłkę, ale dziś nie zamieniłbym
kajaków na żaden inny sport, mimo
że jest to ciężki kawałek chleba. Kajakarstwo jest w Polsce w podziemiu. Nie jest to sport pierwszych
stron gazet, w Polsce mało się o
tym mówi. Tymczasem jest to jedna
z bardziej widowiskowych dyscyplin,
gdzie oprócz sportowego przygotowania mamy do czynienia z walką
z żywiołem, jakim jest wzburzona, rwąca woda. Dlatego gdyby nie moja rodzina, nie byłbym
w stanie trenować.
- Ale kajakarstwo nie jest przypadkiem
sportową wizytówką Nowego Sącza?
- Owszem, mówi się w ten
sposób. Wydaje mi się jednak, że
jest wizytówką wtedy, kiedy jest
taka potrzeba. Gdy trzeba poklepać po plecach, to tak. Od dawna słyszymy o obietnicach budowy toru. Jest to wizytówka
niewykorzystana. My przywozimy medale z Mistrzostw Europy
i Świata. Mamy zawodników, którzy przyczynili się do tego, że Sądecczyzna była i nadal jest zagłębiem kajakarzy. Wiele dokonań
Sądeczan może nie tyle jest pomijanych, co nikną one w przekazie
medialnym.
Czasami to, że ktoś doceni, zauważy sukces sportowca, to
wszystko, na co możemy liczyć. Za
kajakarstwem nie stoją duże pieniądze. Przez to, że kajaków nie pokazuje się w telewizji, ciężko jest pozyskać sponsorów. Dlatego duży
ukłon należy się firmie Erbert, która
od kilku lat mnie wspiera i pomaga
w przygotowaniach. Prezesi Erbetu to ludzie wielkich pasji wspierający poczynania przedstawicieli
rozmaitych środowisk. Bardzo cenię sobie spotkania z nimi. Podobnie
jak rodzinna firma Centrum, czyli
mój tata i wujek, którzy wspierają mnie od samego początku. Dzięki nim mogłem wziąć m.in. udział
w tegorocznym Pucharze Świata.
Jestem w pierwszej trójce w klasyfikacji generalnej. Przede mną jeszcze dwa Puchary i nie ukrywam, że
chcę walczyć o generalkę. Łatwo nie
będzie ale, jak już mówiłem, apetyt
rośnie w miarę jedzenia. Teraz ciężko pracuję, aby we wrześniu postawić kropkę nad „i”. Finałowy Puchar będzie decydujący.
- Jak często trenujesz?
- Sportowcem jest się 24 godziny na dobę. W grę wchodzi dieta, wysypianie się, odpowiedni
tryb życia. Nie ma miejsca na zabawy, późne powroty do domu.
Oprócz tego trzeba mieć jakiś kręgosłup moralny. Poza tym szkoda
byłoby tych ciężko przepracowanych dni. Gdy robimy specjalizacje, siedzę na wodzie po około dwie
godziny, gdyż tyle trwa jednorazowy trening.
Na ogół w ciągu dnia są dwa treningi, więc całość trwa od 4 do 5 godzin.
Mamy też treningi ogólnorozwojowe, chodzimy na siłownię, jeździmy
na rowerze. Nowy Sącz jest dla mnie
bardzo dobrą bazą, mamy ładne krajobrazy, więc estetycznie treningi są
świetne. Ważne jest dla mnie, aby
nie było w treningu monotonii. Jeżdżę też oczywiście na obozy, gdzie
szlifuję formę. Staram się, ze względu na rodzinę, aby nie trwały one
dłużej jak 10-14 dni. To maksimum.
Jednak w zimie - najtrudniejszym
okresie dla kajakarza - muszę wyjeżdżać na miesiąc lub dwa, wszystko zależy od okresu przygotowań.
W sierpniu, z racji tego, że nie mam
igrzysk, będziemy robić wypady tygodniowe do Lublany na Słowenii
i do Pragi.
- Gdzie najchętniej pływasz, przygotowując się do zawodów?
- Na pewno jednym z ulubionych
moich torów i miejsc jest La Seu de
Urgel w Katalonii, gdzie rozgrywały się Igrzyska w Barcelonie w 1992 r.
Miałem tam okazję uzyskać kilka dobrych wyników, byłem 4. w Mistrzostwach Europy, do medalu zabrakło
0,2 punktu. Miło je wspominam, ponieważ podczas mojego tam pobytu
urodziła się moja córeczka, więc mam
do tego miejsca sentyment. Szczęśliwy jest dla mnie też tor we Włoszech,
gdzie wywalczyłem brązowy medal w
Pucharze Świata. Dobrze mi się pływa
też w Krakowie, Lipsku, Pradze. Tam
trenujemy, budujemy bazę, żeby na
zawodach wszystko poszło jak należy. Oprócz tego jest dużo ciekawych
torów, które powstają specjalnie na
igrzyska. Są one bardzo wymagające
i nowoczesne.
- Na koncie masz wiele sportowych sukcesów. Nieobce są Ci jednak inne dziedziny, jak np. historia. Studiujesz też prawo na
Krakowskiej Akademii im. Andrzeja Frycza
Modrzewskiego.
- Jestem w zasadzie wiecznym studentem, no, teraz to może urlopowanym. Udało mi się wszystko tak
z panią rektor poukładać, że mogę te
studia skończyć. To dla mnie sprawa
ambicjonalna. Nie chcę komuś czegoś
udowadniać, tylko sobie. Od września
będę już musiał się na uczelni pokazać i dopiąć sprawy związane z moim
wykształceniem. Już niedużo mi zostało do finiszu. Chodzą mi po głowie
jeszcze inne plany związane z historią.
Kiedy zapisywałem się na prawo, myślałem, że będzie tam więcej historii
i więcej przedmiotów humanistycznych. Tak czy inaczej, chcę skończyć
prawo a potem popróbować sił w innych dziedzinach. Na moje humanistyczne pasje, a w zasadzie miłość do
książek, miała wpływ moja pani od
języka polskiego, która uczyła mnie
w IV Liceum Ogólnokształcącym.
Przed Igrzyskami w 2004 r., nie
miałem jeszcze 18 lat, byłem przed
maturą, podjąłem decyzję, by walczyć
o olimpiadę. Maturę pisałem pół roku
wcześniej. Musiałem mieć indywidualne lekcje z nauczycielami i zamknąć
pół roku wcześniej całą czwartą klasę.
Właśnie te indywidualne spotkania
z panią profesor sprawiły, że pokochałem książki. Przedstawiła przede mną
tak piękny świat, że mnie to mega
wciągnęło. To, że dziś pasjami pochłaniam książki, to jej zasługa. Nie raz do
niej dzwoniłem i dziękowałem za to,
co zrobiła. Dziś bez książek nie wyobrażam sobie życia. Gdy jadę na jakieś
zawody, jedzie ze mną plecak książek.
Na każdy humor mam inne pozycje.
Staram się też aktywnie działać wokół projektu Sądecki Sztetl, co jest dla
mnie bardzo ważne!
- Na sierpniową olimpiadę do Rio pojedzie dwóch sądeckich kajakarzy: Maciej
Okręglak i Grzegorz Hedwig. Rywalizowałeś
o olimpijski bilet z Maciejem…
- Znamy się z Maćkiem odkąd jako dziecko ledwo wystawał
z kajaka. Walczyliśmy między sobą
i wieloma kandydatami o bilet do Rio,
to prawda. Poza walką na wodzie,
w życiu jesteśmy kolegami. Mogę mu
tylko życzyć powodzenia i tego, by razem z Grześkiem jak najwięcej skorzystali z olimpijskiego pobytu w Rio de
Janeiro i by zapamiętali te wyjątkowe chwile z największego sportowego wydarzenia na świecie. Momenty
te od tego roku już na zawsze zagoszczą w ich życiu.
ROZMAWIAŁA AGNIESZKA MAŁECKA
8
www.sacz.in – Twój tygodnik codziennie | DOBRY TYGODNIK SĄDECKI 28 lipca 2016
M AT E R I A Ł P R O M O C YJ N Y
Open The Door czyli nowy rodzaj rozrywki...
Wchodzisz do ciemnego pokoju uzbrojony jedynie w kask, do którego doczepiona
jest świecąca latarka. Masz dwie dłonie i koniecznie jasny umysł. Masz też do dyspozycji krótkofalówkę w razie potrzeby wezwania
pomocy. Zamykają się za tobą drzwi. Teraz
musisz w ciągu jednej godziny wydostać
się z pomieszczenia bez użycia siły fizycznej. Przed tobą zadania do wykonania, czyli
otwarcie kilkunastu kłódek: na klucz, na szyfr,
ułożenie kostek, rozłożenie kart. Cel końcowy to oczywiście wyjście z pokoju. Znakomita zabawa, która wymaga gry zespołowej.
Największa liczba osób przebywająca w jednym z dwóch pomieszczeń to zgrana piątka.
Grę i zabawę typu „Escape the room” sprowadziła do Nowego Sącz dwójka młodych ludzi – Łukasz Mamala i Maciej Gądek. Chcemy Sądeczanom zaproponować zupełnie
nowa zabawę – jak sami dodają.
Do Polski rozrywka ta trafiła przed kilkoma laty. - Powstała na bazie gier komputerowych – wyjaśnia zasady Łukasz Mamala.
– To wygląda jak ucieczka z realnego prawdziwego życia w świat wirtualny. Nie ma granic wieku. Chodzi o kreatywne, wymagające intelektualnego wysiłku spędzanie czasu.
Oderwanie się od komputera, telewizora.
Uczestnicy gry mają 60 minut na rozwiązanie zagadek, złamanie szyfrów i odnalezienie kluczy znajdujących się w pomieszczeniu aby w ostateczności wyjść z niego. Po
prostu open the door!!!
W budynku, gdzie siedzibę ma klub Lachy
organizatorzy gry przygotowali na początek
dwa pokoje zagadek: kopalnię złota i pokój
w szpitalu psychiatrycznym. Istotnym jest, że
każde z pomieszczeń ma odmienną, niekiedy wiejącą grozą, scenerię.
Tylko spostrzegawczość, umiejętność łączenia faktów i spryt może was uratować –
dodaje Maciej Gądek. – Bez odpowiedniego
planu i współpracy uczestników gry, nie uda
się wyjść z pokoju w godzinę. Gra jest prawdziwym sprawdzeniem logicznego myślenia,
a jej edukacyjna wartość to przede wszystkim nauka współpracy i pomysłowości. Zdarzały się nam już przypadki, że uczestnicy gry
spędzali w ten sposób wieczory kawalerskie
i panieńskie. Escape room jest świetną alternatywą dla rozrywek typu paintball, czy kręgle. To może być też fajny pomysł na prezent lub szkolenie firmowe.
Czas, by Nowy Sącz dołączył do zabawy,
którą zna już każde większe miasto w Polsce. Zapraszamy więc wszystkich: młodzież,
dorosłych do tej niesamowitej przygody przy
ul. Jagiellońskiej 31, ale uwaga … to może
uzależniać.
(J.W.)
28 lipca 2016 DOBRY TYGODNIK SĄDECKI | Twój tygodnik codziennie – www.sacz.in
9
Religia
Zapełnia się księga cudów sądeckiej bazyliki
- Wierni mówią, że odpustowy tydzień
w sądeckiej bazylice to czas, kiedy Bóg
zsyła strumienie łask…
- Myślę, że takim pierwszym,
największym cudem, są te tłumy
ludzi podczas odpustu. Bardzo często w rozmowach z pielgrzymami pojawia się takie zdanie: „Proszę księdza, nas tutaj nie mogło
zabraknąć, bo nasi rodzice zawsze
tutaj byli i my jako dzieci razem
z nimi”. I rzeczywiście, rodziny
z dziećmi bardzo mocno zaznaczają
swoją obecność. Zauważamy też, że
obecność w sanktuarium wiąże się
z potrzebą spowiedzi. W konfesjonale również dzieją się te duchowe
cuda i to jest bardzo ważne. Ludzie
pielgrzymują też w pewnych intencjach, w podziękowaniu za łaski
lub z prośbą w różnych potrzebach.
- W parafii informacje o otrzymanych łaskach gromadzicie w specjalnej księdze…
- Podczas odpustu zawsze prosimy o składanie informacji o szczególnych łaskach do kancelarii. Są
one potem archiwizowane. Do takich najświeższych wiadomości,
które do mnie dotarły, należą wydarzenia z marca tego roku. Zdarzyło się to w jednej z rodzin w parafii. W niedzielę kobieta mająca około
50 lat położyła się, żeby odpocząć
i zasnęła. Nie można jej było potem
dobudzić, była na wpół przytomna
i dlatego wezwano pogotowie i zabrano ją do szpitala. Okazało się, że
doszło do wylewu do pnia mózgu.
Lekarze nie dawali żadnych szans
na odzyskanie przytomności. Mówili jednak, że nawet, jeśli ją odzyska, nie będzie całkiem sprawna. Brat tej kobiety bardzo często
bywa w bazylice, jest dyrektorem
jednej z nowosądeckich szkół. Zaraz
po tym wypadku poprosił o dwie
msze św. przed cudownym wizerunkiem. One zostały odprawione,
uczestniczyła w nich rodzina. Również w ciągu tygodnia członkowie
rodziny modlili się w bazylice. Po
tygodniu ta kobieta odzyskała przytomność bez żadnego uszczerbku na
zdrowiu. Była nawet zdziwiona, że
znalazła się w szpitalu. Pamiętała
Po tygodniu
kobieta odzyskała
przytomność bez
żadnego uszczerbku
na zdrowiu. Dla
najbliższych to jest
ewidentny cud
jedynie przez mgłę pochylających
się nad nią sanitariuszy. Dla najbliższych to jest ewidentny cud, są
o tym święcie przekonani. Zwłaszcza, że opinia lekarska była taka
jednoznaczna.
- Tegoroczny odpust motywem przewodnim spaja kilka ważnych wydarzeń
w kościele.
- Tak, bo tych wydarzeń w tym
roku jest bardzo wiele: 1050. rocznica chrztu Polski czy Rok Święty
Miłosierdzia. Nasze sanktuarium
jest przecież kościołem jubileuszowym i każdego dnia możemy zyskiwać odpust przechodząc przez Bramę Miłosierdzia. Do tego są jeszcze
Światowe Dni Młodzieży, bo zakończenie tego wydarzenia to jednocześnie pierwszy dzień naszego
odpustu. Cieszę się, że ta atmosfera
świętowania młodzieży będzie takim wejściem w odpust. Samo hasło „Miłosierny jak Ojciec” powinno
nas z kolei zachęcać do naśladowania miłosiernej miłości Boga. Zazwyczaj uświadamiamy sobie Boże
miłosierdzie, bo go na co dzień doświadczamy, ale nie zawsze pamiętamy o tym, żeby być miłosiernym
wobec najbliższych. Chodzi o, najprościej mówiąc, miłość, życzliwość i dobroć.
- Odpust jest dedykowany właściwie
każdej grupie społecznej czy wiekowej. Tradycją stały się też wieczorne
koncerty.
- Od niedzieli do czwartku będzie możliwość wysłuchania koncertów muzyki religijnej. Cieszą
się one coraz większym zainteresowaniem. Dzięki nim możemy
się modlić razem w takiej radosnej
wspólnocie.
- Na wzrost liczby wiernych modlących
się podczas sądeckiego odpustu wskazują statystyki.
- Nadchodzący odpust to jest
trzeci, który będę tutaj przeżywał. Zeszłoroczny zgromadził
nieco więcej ludzi niż rok wcześniej. W zeszłym roku wydaliśmy
około 70 tysięcy komunii św. Dwa
lata temu było to 65 tys. To tylko
statystyki, ale dają pewien obraz. Doskonale wiemy jednak, że
nie są w nie wliczane dzieci, które jeszcze nie przystąpiły do komunii świętej. Najmłodszych gromadzi się bardzo dużo, zwłaszcza
kiedy jest dzień z błogosławieństwem dla nich. W tym roku będzie to 2 sierpnia. Taką dodatkową atrakcją, po raz pierwszy
w tym roku, będzie wtedy spektakl „Jak Karolek został papieżem”, który wystawi Teatr Lalek
Pinokio. Bardzo pozytywne jest
to, że Plac Kolegiacki w czasie odpustu staje się takim sacrum. Rozszerza się to sacrum zamknięte na
co dzień murami bazyliki. Można
to zauważyć w ciągu dnia, kiedy
dopisuje pogoda. Ludzie siadają
na ławkach i modlą się przed polowym ołtarzem.
ROZMAWIAŁA KRYSTYNA PASEK
FOT. KRYSTYNA PASEK
Finał Światowych Dni Młodzieży w najbliższą niedzielę nie oznacza końca pasma przeżyć duchowych dla Sądeczan.
Przedłużą się one o kolejny tydzień za
sprawą Odpustu ku czci Przemienienia
Pańskiego w bazylice św. Małgorzaty.
W DTS rozmawiamy z kustoszem świątyni ks. Jerzym Jurkiewiczem.
10
www.sacz.in – Twój tygodnik codziennie | DOBRY TYGODNIK SĄDECKI 28 lipca 2016
Wasze historie
Polsko-meksykańskie love story
- Dla mnie w Meksyku zaskoczeniem była
wielka gościnność. Mieszkańcy powtarzali:
„Mi casa es tu casa” – „Mój dom jest twoim domem”. Twierdzili, że mogę zawsze do
nich przyjechać, zawsze mi pomogą. Urzekła mnie ich ogromna otwartość, szczerość
i rodzinne podejście. Teraz mój dziadek na
weselu stwierdził, że oni się wszyscy cudownie bawią i oni zwyczajnie się lubią.
Nikt na nikogo nie patrzy bykiem, nie jest
zawistny, zazdrozny, złośliwy. Oczarowała mnie też ich kuchnia i oczywiście klimat,
bo tam bywa codziennie po 35 stopni – opowiada Marcel.
To historia o pięknej ponadkontynentalnej miłości Marcela i Marceli. Nie, to nie pomyłka. Naprawdę takie mają imiona. I naprawdę ocean,
inna kultura, inny język nie przeszkodziły ich
miłości. On jest z Piwnicznej, ona z Monterrey
w Meksyku. W ubiegłą sobotę wzięli ślub cywilny i bawili się w Perle Południa w Rytrze. Na ich
polskim weselu pojawili się goście 13 narodowości. Ale zacznijmy od początku.
Poznali się podczas studiów w Dortmundzie w 2009 r. On studiował inżynierię logistyki, ona była studentką inżynierii chemicznej i przyjechała do Niemiec na roczną
wymianę. Zobaczyli się w jakiejś studenckiej knajpce, ale to nie była wzajemna miłość od pierwszego wejrzenia. Marcel przez
trzy miesiące zabiegał, żeby śliczna Meksykanka zechciała się z nim umówić. Potem,
po ośmiu miesiącach znajomości, Marcela
musiała wrócić do swojego kraju. On pojechał do Meksyku na półroczną wymianę, ale
właściwie przez kilka lat utrzymywali znajomość tylko na odległość.
- Trudnością była przede wszystkim
inna strefa czasowa i różnica siedmiu godzin. Gdy ja wstawałem o 7. do pracy, tam
była 12. w nocy. Jak ja kończyłem pracę,
moja dziewczyna ją zaczynała. Potrzebna była więc dobra organizacja, żeby móc
utrzymywać kontakt. Choć teraz dzięki
Web App i Sykpe jest łatwiej – przyznaje
Marcel Nawalany.
FOT. Z ARCH. M. I M. NAWALANY
Oplecieni lasso
Miał czyste mieszkanie
Na początku porozumiewali się po angielsku, ale Marcel nauczył się hiszpańskiego a jego żonie teraz coraz lepiej idzie z językiem polskim, jeszcze niewiele mówi, ale
sporo rozumie.
Bariera językowa i odległość nie przeszkodziły ich uczuciu. W tym roku zdecydowali się na małżeństwo.
- Urzekło mnie, że Marcel wytrwale
mnie zdobywał. Organizował ciągle jakieś
wspólne wyjścia, zwracał uwagę na szczegóły, kilka razy zaprosił mnie i sam coś dla
mnie ugotował, a jego mieszkanie było posprzątane – wspomina początki znajomości
Marcela Mendoza Cordova, teraz Nawalany.
- A mnie po prostu urzekła ona jako osoba, jej charakter, ambicje. A na początku
jej odwaga, to, że sama zdecydowała się
jechać na wymianę do Europy, choć była
to jej pierwsza tak odległa wyprawa – wyznaje Marcel.
REKLAMA
Wszystko miało bardziej podniosły
charakter niż w Polsce. Była wymiana
obrączek ale było też lasso, czyli duży
różaniec, którym zostaliśmy opleceni.
Mi casa es tu casa
Poznawali się nawzajem, poznawali też
kultury swoich krajów, opowiadali sobie o
zwyczajach, wyjaśniali, jak to wygląda w Polsce a jak w Meksyku. Teraz przyznają zgodnie, że lepiej rozumieją swoje kultury, ale też
lepiej rozumieją siebie wzajemnie.
- W Polsce ludzie są bardzo religijni, ale
tak naprawdę religijni. Polacy chodzą do
kościoła i wierzą w Boga. Jesteście bardzo
pracowitym narodem. Zauroczyła mnie też
wasza polska gościnność, byłam od razu
traktowana jakbym była częścią rodziny –
dzieli się wrażeniami Marcela.
Ślub kościelny odbył się w Meksyku 7 maja.
- Oczywiście była msza, po polsku i hiszpańsku. Wszystko miało bardziej podniosły
charakter niż w Polsce. Była wymiana obrączek ale było też lasso, czyli duży różaniec,
którym zostaliśmy oplecieni. Ma to symbolizować nierozerwalność małżonków i wspólne podążanie w tym samym kierunku. Było
też, zgodnie z tamtejszą tradycją, przekazanie przeze mnie mojej właśnie poślubionej żonie 13 monet. To oznacza, że teraz ona
będzie pilnować budżetu i całego domu.
Na ślub do Meksyku z Polski pojechali rodzice Marcela oraz przyjaciel z żoną z czasów licealnych w Sączu. W ubiegłą sobotę
w Rytrze miał miejsce ślub cywilny. Potem odbyło się przyjęcie w hotelu Perła Południa z niecodzienną oprawą. Żeby przyjezdni goście mogli poznać polską kulturę,
zespół Dolina Popradu zaprezentował tańce i muzykę regionalną. Na wesele, oprócz
rodziny panny młodej z Meksyku, przyjechali bowiem także znajomi i przyjaciele ze
wszystkich stron świata, w tym z Singapuru, Kolumbii i Ekwadoru, Holandii, Ukrainy, Pakistanu i Indii. W sumie przedstawiciele trzynastu narodowości.
- Mieliśmy wielokulturową mieszankę
osób, dobrą zabawę i na pewno super organizację, za co podziękowania należą się hotelowi Perła Południa, bo bez jego pomocy
przygotowanie wesela sterowane z zagranicy byłoby niemożliwe – opowiadają młodzi małżonkowie.
Po poprawinach, które odbyły się następnego dnia w karczmie w swojskiej atmosferze, państwo młodzi wyjechali z Sądecczyzny. Zamieszkają w Monachium na
południu Niemiec.
JOLANTA BUGAJSKA
28 lipca 2016 DOBRY TYGODNIK SĄDECKI | Twój tygodnik codziennie – www.sacz.in
Opinie
Sądecka świątynia świata
Jerzy Wideł
Z kapelusza
N
ie lada gratkę wydawniczą
przygotował nowosądecki oddział Civitas Christiana z okazji
1050. rocznicy Chrztu Polski i Światowych Dni Młodzieży. Wydał bowiem
kolejny numer kwartalnika „Almanachu Sądeckiego” w całości poświęcony 14 kościołom w Nowym i Starym Sączu.
Jest to dzieło bogate w fakty historyczne, architektoniczne i oczywiście
religijne na przestrzeni dziejów. We
wstępie Beata Wierzbicka przypomina, że chrześcijaństwo na obszar południowej Polski przybyło już w IX
i X wieku z terenów Państwa Wielkomorawskiego, które przyjęło chrzest
w 885 r., oraz z Czech. Po scaleniu plemion polskich przez Mieszka I i Bolesława Chrobrego powstała samodzielna prowincja kościelna, której istotny
element stanowiło biskupstwo krakowskie powstałe w 1000 r. Obejmowało ono swoją jurysdykcją dzisiejszą
Sądecczyznę aż do czasu utworzenia
w 1778 r. diecezji tarnowskiej. Wiele z parafii powstało na Sądecczyźnie
REKLAMA
w XIII wieku, w tym samym czasie,
kiedy nastąpiły lokacje Starego i Nowego Sącza.
Wraz z autorami „Almanachu Sądeckiego” wędrujemy po świątyniach
zapoznając się z bogatą i ciekawą historią. Podobnie poznajemy dzieje poszczególnych sądeckich parafii. Listę
świątyń otwiera oczywiście bazylika
św. Małgorzaty, jak pisze Beata Wierzbicka - „matka kościołów sądeckich”.
Przeciętny obywatel religijny,
a nawet nie, mniej więcej orientuje się
w historii tych świątyń. Wszak przynależy do danej parafii. Ale, tak z ręką
na sercu, mało kto zna (oprócz historyków) dzieje choćby kaplicy Przemienienia Pańskiego - obecnie kościoła protestanckiego. O frapujących
losach zespołu klasztornych budynków zakonu franciszkanów rozprawia
w swoim artykule Maria Marcinkowska. Otóż opierając się na rocznikach
Jana Długosza, twierdzi ona, że franciszkanie przybyli na Sądecczyznę
w II połowie XIII w. Założyciel Nowego Sącza Wacław II w 1297 r. ufundował klasztor dla 12 zakonników. Kasata zakonu nastąpiła w 1785 r. Dawna
kaplica franciszkańska Przemienienia Pańskiego od 1802 r. zaczęła służyć protestantom, którzy licznie przybyli na Sądecczyznę pod koniec XVIII
wieku na mocy cesarskiego patentu
wydanego przez cesarza Józefa II we
wrześniu 1781 r. Tak więc w zabudowaniach byłego klasztoru franciszkanów w 1860 r. powstała szkoła niemiecka i mieszkanie dla pastora. Do
1945 r. funkcjonowała tu parafia augsburska, a od 1945 r. do dzisiaj istnieje zbór ewangelicko-augsburski.
Zbór istniał, ale budynki upaństwowiono. Ewangelicy dopiero po 1991
r. odzyskali dla swoich potrzeb kompleks zabudowań byłego klasztoru
franciszkańskiego.
Jakiż ciekawy musiał być koloryt
tej dzielnicy, bo z jednej strony kościół
Ducha Świętego jezuitów, naprzeciw
zbór ewangelicki, nieopodal dzielnica żydowska z synagogą, szkołami religijnymi i siedzibą cadyka chasydzkiego Dywre Chaima Halbersztama.
Tyle religii w jednej małej dzielnicy.
Czy byłoby to możliwe w dzisiejszym
Nowym Sączu?
Ale powróćmy do „Almanachu
Sądeckiego”. W słowie wstępnym do
niego prepozyt sądecki ks. dr Jerzy
Jurkiewicz przypomina słowa św. Jana
Pawła II wygłoszone na starosądeckich
błoniach w 1999 r.: „święci nie przemijają, ale wołają o świętych”. Ks. dr
Jurkiewicz proponuje, by te słowa odnieść również do świątyń – świątynie
nie przemijają, ale wołają o świętych!
Zaprasza też czytelników „Almanachu
Sądeckiego”, aby wstępowali w progi
„sądeckiego kościoła świata”.
11
www.sacz.in – Twój tygodnik codziennie | DOBRY TYGODNIK SĄDECKI 28 lipca 2016
12
Od Amsterdamu do Rio
69 wspaniałych z orłem na piersi
Udział w igrzyskach olimpijskich jest najpiękniejszą
przygodą, jaka może spotkać sportowca. 5 sierpnia, gdy
w Rio de Janeiro zapłonie znicz olimpijski, w gronie ponad 10,5 tys. olimpijczyków z 206 państw znajdzie w pięciu Sądeczan – czterech kajakarzy górskich i lekkoatleta. Naszymi reprezentantami będą: Grzegorz Hedwig i
Maciej Okręglak z klubu Start, wychowanek tego klubu
Marcin Pochwała, a także urodzony w Nowym Sączu Michał Smoleń (w barwach USA) oraz maratończyk z Muszyny Henryk Szost.
W poczet sądeckich olimpijczyków, w ciągu 88 lat, od Amsterdamu do Rio de Janeiro wpisuje się 57 sportsmenów i 12
sportsmenek, w tym kilkunastu – wielokrotnie. Rekordzistą
jest wymieniony Marcin Pochwała, dla którego występ w Brazylii będzie czwartą z kolei olimpiadą. Trzykrotnie wystartowali
na igrzyskach saneczkarz KTH i Dunajca Nowy Sącz Lucjan Kudzia i kajakarz górski Krzysztof Bieryt. Podobne osiągniecie zapisze w Rio na swym koncie biegacz Henryk Szost.
W rankingu poszczególnych dyscyplin prym wiodą kajakarze górscy – 21 olimpijczyków, przed hokeistami – 16 i saneczkarzami – 9.
Srebrnymi medalistami olimpijskimi zostali w okresie
międzywojennym szabliści: Tadeusz Friedrich – dwukrotnie i Leszek Lubicz-Nycz. A brązowymi w Barcelonie w 1992
r. – piłkarze, wychowankowie Dunajca: Piotr Świerczewski i
Aleksander Kłak.
Ewenementem na skalę światową jest kajakarska rodzina Stanuchów: olimpijczykiem był Jerzy (Monachium 1972) i
po latach dwukrotnie jego córka Agnieszka (Ateny 2004 i Pekin 2008).
Trenerami olimpijskich ekip było ośmiu Sądeczan: Antoni
Kurcz, Wojciech Gawroński, Kazimierz Kuropeska, Krzysztof Bieryt oraz obecnie Jarosław Miczek i Paweł Kożuch (kajakarstwo górskie), Ryszard Gurbowicz (saneczkarstwo) i Józef
Kurek (hokej). Ten ostatni został jednak zapamiętany bardziej
jako dowódca drużyny, która jedyny raz w historii pobiła Związek Radziecki na Mistrzostwach Świata w 1976 r. a jej zwycięski mecz 6:4 określany jest jako „cud w katowickim Spodku”.
Za tydzień początek olimpijskiej rywalizacji. Zawody
na Whitewater Stadium na torze Complexo Desportivo de
Deodoro odbywać się będą od 7 do 11 sierpnia, a bieg maratoński tradycyjnie rozegrany zostanie w ostatnim dniu
igrzysk 21 sierpnia. Liczymy, że chłopcy znad Dunajca i Popradu zawalczą z najlepszymi o „Mazurka Dąbrowskiego”.
JERZY LEŚNIAK
Poczet sądeckich olimpijczyków
Meksyk 1968
Sarajewo 1984
Szermierka: III miejsce – Tadeusz Friedrich w drużynie szablistów;
Kolarstwo: Jan Magiera (Cracovia): szosa
druż. (102 km) – VI miejsce na 30 startujących zespołów;
Łyżwiarstwo szybkie: Zofia Tokarczyk (urodzona w Nowym Sączu, rodzina wywodzi się z Rytra) – XIV miejsce na 500 i 1000 m;
Grenoble 1968
Calgary 1988
Sanki: jedynki kobiet – V miejsce – Jadwiga Damse (Dunajec), jedynki mężczyzn – IV miejsce – Zbigniew Gawior
(Dunajec), dwójki – XIII miejsce Lucjan
Kudzia (Dunajec) – Stanisław Paczka (LZS
Mikuszowice, zginął później na torze w
Koenigsee);
Hokej: X miejsce – Zbigniew Bryjak (KTH Krynica); łyżwiarstwo szybkie: Zofia Tokarczyk –
XVIII miejsce na 500 m, XIII miejsce na 1000
m, XVII miejsce na 1500 m; narciarstwo alpejskie: Katarzyna Szafrańska-Sosgórnik (rodem
z Nowego Sącza): slalom gigant – XVIII miejsce,
slalom specjalny – XVII miejsce;
Sapporo 1972
Albertville 1992
Sanki: jedynki mężczyzn – XII miejsce –
Janusz Grzemowski (KTH), XIII miejsce
– Lucjan Kudzia (Dunajec), dwójki – IX
miejsce – Lucjan Kudzia (Dunajec), Ryszard Gawior (SNPTT);
Biegi narciarskie: Wiesław Cempa (Jedność
Nowy Sącz): LXIII miejsce – 10 km stylem klasycznym, XLIV miejsce – bieg łączony 10 km
stylem klasycznym i 15 km stylem dowolnym,
LII miejsce – 30 km stylem klasycznym, XXXII
miejsce – 50 km stylem dowolnym;
Los Angeles 1932
Szermierka: III miejsce – Tadeusz Friedrich i Leszek Lubicz-Nycz w drużynie
szablistów; indywidualnie VII miejsce –
Leszek Lubicz-Nycz;
Garmisch-Partenkirchen 1936
Hokej: Mieczysław Kasprzycki (KTH Krynica); dyscyplina pokazowa – bieg patrolowy (dzisiejszy biathlon) – Stanisław Łapanowski (Strzelec-Jaworzyna Krynica);
St. Moritz 1948
Hokej: VI miejsce – Mieczysław Burda,
Stefan Csorich, Tomasz Jasiński, Eugeniusz Lewacki, Edward Kocząb (wszyscy z KTH);
Oslo 1952
Barcelona 1992
Hokej: VI miejsce – Stefan Csorich, Marian Jeżak, Eugeniusz Lewacki, Zdzisław Nowak, Stanisław Szlendak (wszyscy z KTH);
Gimnastyka artystyczna: wielobój – VII miejsce
– Joanna Bodak (rodem z Grybowa, PM Gdynia); kajakarstwo górskie (tor w La S. Urgel):
C–1 – XXVII miejsce – Krzysztof Bieryt (Start);
piłka nożna: Aleksander Kłak (wychowanek
Dunajca, bramkarz), Piotr Świerczewski (wychowanek Dunajca, pomocnik) – srebrny medal reprezentacji;
Cortina d’Ampezzo 1956
Bobsleje: czwórki – XV miejsce – Stefan
Ciapała, Jerzy Olesiak, Aleksander Habela, Józef Szymański (Sparta Nowy Sącz);
dwójki – XVI miejsce – Stefan Ciapała,
Aleksander Habela (Sparta); w drugiej
czwórce bobslejowej w pierwszych dwóch
ślizgach wystąpił Zbigniew Skowroński
z Krynicy w barwach Kolejarza Kraków;
Hokej: VIII miejsce – Bronisław Gosztyła, Szymon Janiczko, Józef Kurek, Zdzisław Nowak, Władysław Pabisz, Edward
Kocząb (wszyscy z KTH);
Innsbruck 1964
Sanki: jedynki kobiet – V miejsce – Barbara Gorgoń (Dunajec Nowy Sącz); dwójki
mężczyzn – V miejsce – Ryszard Janowicz-Pędrak (KTH/Dunajec) i Lucjan Kudzia
(KTH/Dunajec);
Hokej: IX miejsce – Bronisław Gosztyła, Józef Kurek i Władysław Pabisz (KTH);
Kadra kajakarzy trenera Antoniego Kurcza z lat
siedemdziesiatych
Monachium 1972
Kajakarstwo górskie (tor w Augsburgu): K-1 – XIV miejsce – Jerzy Stanuch
(Start Nowy Sącz), XXIII miejsce – Wojciech Gawroński (Dunajec); K-1 kobiet –
V miejsce – Kunegunda Godawska (Dunajec); C-2 – V miejsce – Jan Frączek i
Ryszard Seruga (Dunajec), XIII miejsce –
Jerzy Jeż i Wojciech Kudlik (Start), XVII
miejsce – Maciej Rychta i Zbigniew Leśniak (Dunajec);
Innsbruck 1976
Biegi narciarskie: 15 km – XLIV miejsce –
Władysław Podgórski (wychowanek LKS
Poprad Rytro, reprezentował LKS Poroniec); sztafeta 4x10 km – XIII miejsce;
Tokio 1964
Kolarstwo: Jan Magiera (rodem z Jelnej k.
Nowego Sącza, Cracovia): szosa ind. (195
km) – XLIV miejsce na 130 startujących;
szosa druż. (110 km) – XI miejsce na 33
startujące zespoły;
Innsbruck 1976, Lake Placid 1980,
Sarajewo 1984
Hokej: Andrzej Zabawa (wychowanek
KTH Krynica): VI miejsce – 1976, VII i
VIII miejsce – 1980, VIII miejsce – 1984;
Lillahammer 1994, Nagano 1998, Salt Lake
City 2002, Turyn 2006
Łyżwiarstwo szybkie: Paweł Zygmunt (Erbet
Nowy Sącz – Krynica): XL miejsce – 1500 m,
XVIII miejsce – 5000 m – 1994; XL miejsce –
500 m; XVIII miejsce – 5000 m – 1998; XIV
miejsce – 5000 m i 10000 m – 2002; XVIII miejsce – 5000 m;
Atlanta 1996
Kajakarstwo górskie (tor – Ocoee River): C-1
– VIII miejsce – Ryszard Mordarski (Start),
C-2 – XV miejsce – Andrzej Wójs i Sławomir
Mordarski (Start), K-1 – XXIII miejsce – Jerzy Sandera (Dunajec);
Sydney 2000
Kajakarstwo górskie: K-1 – XIX miejsce – Beata Grzesik (Start), C-1 – XI miejsce – Krzysztof Bieryt (Start), C-2 – VI miejsce – Sławomir
Mordarski i Andrzej Wójs (Start);
Kraków), C-2 – X miejsce – Paweł Sarna, Marcin Pochwała (Start, potem AZS AWF Kraków); lekkoatletyka: Piotr Klimczak (wychowanek LKS Zawada) – sztafeta 4x400 m – V
miejsce w półfinale;
Olimpijska rodzina Stanuchów
Pekin 2008
Kajakarstwo górskie: C-1 – VIII miejsce –
Krzysztof Bieryt (Start), K-1 – V miejsce
– Agnieszka Stanuch (AZS AWF Kraków),
C-2 – IX i XVI miejsce – Paweł Sarna i Marcin Pochwała (AZS AWF Kraków) oraz K-1
– VIII miejsce – Dariusz Popiela (wychowanek Startu, Spójnia Warszawa); lekkoatletyka: sztafeta 4x400 – VII miejsce –– Piotr
Klimczak (Śląsk Wrocław); maraton – XXXIV
miejsce – Henryk Szost (Grunwald Poznań,
urodzony w Krynicy, pochodzi z Muszyny, wychowanek MKN Muszyna); siatkówka kobiet – V miejsce – w reprezentacji Polski wystąpiły: Joanna Kaczor, Milena Rosner
i Mariola Zenik (wszystkie Muszynianka Fakro Muszyna);
Londyn 2012
Kajakarstwo górskie: C-2 – V miejsce - Marcin Pochwała i Piotr Szczepański (KKS Kraków); maraton – IX miejsce - Henryk Szost
(najlepszy Europejczyk na królewskim dystansie), rekord życiowy 2:07:39 z 4 marca 2012 r. dałby naszemu maratończykowi
złoty medal.
Soczi 2014
Sanki: dwójki – XV miejsce – Patryk Poręba
(ur. w 1992 w Krynicy-Zdroju) i Karol Mikrut
(ur. w 1992 w Krynicy-Zdroju), wychowankowie trenera Marka Skowrońskiego, w barwach AZS AWF Katowice; snowboard (half
pipe): XXII miejsce – Joanna Zając (ur. w 1990
w Nowym Sączu) (Cars Ski Test Kraków);
Ateny 2004
Kajakarstwo górskie: K-1 – XIII miejsce –
Agnieszka Stanuch (Start, potem AZS AWF
ŹRÓDŁO: J. LEŚNIAK, S. SIKORA, „PANORAMA SPORTU SADECKIEGO” (2016)
FOT. Z ARCH. J. LEŚNIAKA
Amsterdam 1928
M AT E R I A Ł P R O M O C YJ N Y
Festiwal Wód Mineralnych 2-7 sierpnia 2016
Impreza ma już swoją markę
mineralnych. Głównym sponsorem Festiwalu Wód Mineralnych
jest „Muszynianka”.
Co prawda Muszyna uzyskała prawa miejskie w 1934 r., nota
bene w tym samym roku status miejski utracił Tylicz, ale już
w 1878 r. Kazimierz Olszewski
wykonał analizę wody ze źródła Grunwald. A ostatnie odwierty zostały przeprowadzone
w Powroźniku w 2011 r. Zdaniem naukowców wody muszyńskie posiadają znakomite walory lecznicze ze względu na
występowanie w nich szczaw
wodorowęglanowo-wapniowo-magnezowych. W innych źródłach dodatkowo wzbogacają je:
żelazo, sód, krzem a więc minerały niezbędne do prawidłowego
funkcjonowania organizmu człowieka. Tegoroczny Festiwal Wód
Mineralnych, podobnie jak poprzednie, świadczy o tym, że nie
tylko mieszkańcy Muszyny, ale
i liczni przyjezdni mają coraz
większą świadomość, z jakim
bogactwem natury mają do czynienia. Bogactwem, które jest
wręcz lekarstwem dla ludzi.
Muszyna pięknieje z roku na
rok. Staje się coraz modniejszym uzdrowiskiem. Podziwiane są tereny przystosowane do
wypoczynku i rekreacji o każdej porze roku. Nie tylko zresztą
pięknieje miasto. Zadbane są też
inne miejscowości gminy. Miasto
i Gmina Uzdrowiskowa Muszyna
nie stoi w miejscu. Władze samorządowe na czele z burmistrzem
dr. Janem Golbą snują plany na
przyszłość stawiając na jeszcze
większy i lepszy rozwój. W znakomity sposób wykorzystują dofinansowanie z Unii Europejskiej.
Ktokolwiek był przed laty w Muszynie i ma okazję w tym roku ją
odwiedzić choćby z okazji Festiwalu Wód Mineralnych, bez trudu dostrzeże olbrzymi postęp
cywilizacyjny. To nie tylko legendarne ogrody wielotematyczne
ale nowa infrastruktura drogowa, sportowa, rekreacyjna, kulturalna. Turyści, wczasowicze
mogą zawsze liczyć na życzliwą
gościnność mieszkańców.
Warto zatem przyjechać na
festiwal, bo przecież nie ogranicza się on do spożywania i degustacji wód mineralnych. To
jest niejako tylko tło do wydarzeń kulturalnych, artystycznych.
Program imprez jest bogaty
i różnorodny. Oprócz wystąpień
estradowych, festiwalowi towarzyszyć będą imprezy ukazujące historię regionu, jego dorobek kulturalny, materialny.
Warto, naprawdę warto przyjechać do Muszyny nie tylko, by
zakosztować leczniczych wód
mineralnych.
Jerzy Wideł
FOT. M.HOBORA (3)
Są różne festiwale w naszym
kraju, choćby piosenki, karpia,
ziemniaka, czy chleba. Ale Festiwal Wód Mineralnych w Muszynie bije wszystkie inne na głowę, gdyż ma najpoważniejsze
uzasadnienie jego organizacji
w tym właśnie miejscu. Nie ma
bowiem miejscowości w Mieście i
Gminie Uzdrowiskowej Muszyna,
w której nie byłoby ujęć wody mineralnej. To ogromne bogactwo
naturalne, jakiego się nie spotyka w żadnym regionie kraju.
Są to przede wszystkim lecznicze wody kwasowo-węglowe i
szczawy. W sumie w całym mieście i gminie uzdrowiskowej zarejestrowanych jest 20 ujęć wód
M AT E R I A Ł P R O M O C YJ N Y
14
DOBRY
FESTIWAL WÓD MINERALNYCH
TYGODNIK SĄDECKI
Miasto ogrodów
FOT. KONRAD ROGOZIŃSKI (3)
w czasie owocobrania, można rozkoszować się smakami owoców – czereśni, malin, jabłek, owoców aronii.
Strefa wzroku – tutaj możemy nacieszyć
swoje oczy kompozycjami kolorowych dywanów ułożonych z kwiatów, wśród których
znajdują się również okazy nektarodajne,
przyciągające motyle, pszczoły i inne owady.
Przy Alei Zdrojowej za pijalnią Antoni rozpościera się Magiczny Ogród, albo jak kto
woli Ogród Miłości. Na powierzchni ponad
27 tys. metrów kwadratowych usytuowanych jest 10 niepowtarzalnych figur z piaskowca przedstawiających muzy, bogów
greckich, a także pory roku. Pośród alejek
spacerowych można podziwiać górujące na piedestałach posągi: Adonisa – ukochanego Afrodyty, Hebe – żony Herkulesa,
Talii – córki Zeusa muzy komedii, Antiope –
kochanki Zeusa, czy Kaneforę niosącą na
głowie kosz kwiatów i owoców. Szczególnie warto odwiedzić to niebywałe miejsce
wieczorową porą. Barwne iluminacje świetlne, gejzery denne w stawach i świerszcze
stwarzają niepowtarzalny nastrój.
Tuż obok kościoła pw. św. Józefa Oblubieńca przy ul. Kościelnej całkiem niedaleko
otwarto Ogrody biblijne. Czynne są od wtorku do niedzieli w godzinach 10-18. Możliwe
jest zwiedzanie z przewodnikiem o pełnych
godzinach. W ogrodach można spotkać
kompozycje roślin wymienionych na kartach
Biblii oraz występujących w Izraelu. Muszyńskie Ogrody Biblijne są czwartym i zarazem
największym w Polsce tego typu obiektem.
Obejmują 1,2 ha powierzchni. Ogrody Biblijne zostały podzielone na pięć stref tematycznych. Pierwszą z nich jest Ogród Historii
Zbawienia. Ukazuje dzieje od narodzin świata, aż po jego kres opisany w apokalipsie św.
Jana. Drugą strefą jest Ogród Krajobrazów
Biblijnych. Kompozycje prezentują geografię Ziemi Świętej, a także wybrane elementy gospodarki rolnej za czasów biblijnych.
W kolejnej części ogrodu można zapoznać
się z nauką proroków, których rolą było niesienie ludziom Bożego, Mesjańskiego przesłania. Ostatnią strefą jest Ogród Zakochanych. Jego kompozycja i teksty biblijne mają
sprzyjać edukacji religijnej i kontemplacji.
Warto tam zajrzeć, aby odbyć lekcje historii i religii. Ogród ma znakomitą scenografię i niebywale pomysłowe rzeźby które
dają czas na głęboką refleksję upływającego ludzkiego życia i jego powikłanego losu.
(J.W.)
Uzdrowisko najlepsze
w Małopolsce
FOT. W. ANDRYSZCZAK
Od kilku dobrych lat Muszynę rozsławiają w kraju i za granicą liczne tematyczne
ogrody – parki zdrojowe. Ogrody są ewenementem w skali kraju. Warto zatem do
nich wejść nie tylko przy okazji Festiwalu
Wód Mineralnych.
Jak dotąd najsłynniejsze są ogrody zmysłowe, zwane też sensorycznymi, ulokowane na wzgórzu za pensjonatem „Korona”.
Dotrzeć do nich można nie tylko od ulicy
Mściwujewskiego, ale także od strony pijalni Antoni przy Alei Zdrojowej. Muszyńskie ogrody sensoryczne zaprojektowane
są tak, aby w sposób celowy i zintensyfikowany mogły oddziaływać na wszystkie pięć
zmysłów: węchu, wzroku, dotyku, słuchu
i smaku. Oprócz funkcji poznawczej, poprzez zabawy edukacyjne pomagają w budowaniu więzi interpersonalnych. Ogrody
w pełni dostosowane są do potrzeb osób
niepełnosprawnych oraz rodziców wiozących swoje pociechy na wózkach. Przyjazne temu są parkowe ścieżki, a tablice informacyjne opisujące poszczególne strefy,
posiadają informacje napisane alfabetem
Braille’a. Ogrody zmysłów w Muszynie podzielone są na siedem stref.
Strefa zdrowia – znajdują się tutaj różnorodne urządzenia do ćwiczeń na świeżym
powietrzu. Wymagają one niewielkiego
nakładu siłowego, dzięki czemu są chętnie używane przez większość odwiedzających, a w szczególności przez osoby starsze. Ćwiczenia w siłowniach plenerowych
wspomagają efekty kinezyterapii, czyli leczenia ruchem.
Strefa zapachu – na tym obszarze rośliny dobrane są w taki sposób, aby natężenie zapachów było intensywniejsze, a różne
bukiety łączyły się w niepowtarzalne kompozycje aromatyczne. Zapachy pobudzają wyobraźnię i silnie wpływają na emocje.
Strefa dźwięku – warto się tu zatrzymać i
wsłuchać w delikatny szum drzew, świergot
ptaków, szmer wody płynącej w strumieniu,
chrzęst żwiru pod nogami. Wszystkie materiały zostały dobrane w taki sposób, aby uintensywniać tworzące się wokół nas dźwięki.
Strefa zapachowo – dotykowa – rośliny
dobrane są w taki sposób, aby wydzielały intensywny zapach oraz posiadały różnorodne faktury i kształty liści oraz kwiatów.
Strefa smaku – rosną tu krzewy i drzewa
owocowe, dzięki czemu najpełniej możemy zaobserwować roczną wegetację roślin. Oprócz ich podziwiania i obserwowania
Miasto i Gmina Uzdrowiskowa Muszyna nie zalicza się do zbyt
dużych jednostek administracyjnych w kraju, bo liczy około 5 tys.
mieszkańców. Ale pod względem pozyskiwania funduszy unijnych
jest prawdziwym mistrzem. Projekty zgłaszane do komisji przyznających pieniądze unijne są z reguły świetnie przygotowane, racjonalne, z myślą o mieszkańcach i uczynieniu Muszyny jeszcze lepszym
miejscem do wypoczynku gości tutaj przybywających.
Ogólnopolskie pismo samorządowe „Wspólnota” opublikowało
ranking gmin i miast, które w latach 2004-2014 skorzystały z dotacji unijnych. W tym zestawieniu Muszyna nie miała sobie równych w
Małopolsce. Ranking obejmował statystyczne przeliczenie pozyskanych pieniędzy na jednego mieszkańca w tym okresie.
I tak najwięcej w kraju na jednego mieszkańca pozyskała Krynica
Morska (ponad 28 mln złotych), ale na ósmym miejscu znalazła się
Muszyna z kwotą blisko 7 mln złotych. Nieco mniej pozyskała kolejna gmina z Małopolski - Niepołomice. Szczawnica była dalej, gdyż
kwota ta wyniosła 4,4 mln złotych, a Krynica –Zdrój jeszcze dalej z
3,8 mln złotych na jednego mieszkańca.
Władze samorządowe czynią wszystko, by pozyskać unijne dofinansowanie na kolejne inwestycje.
(J.W.)
M AT E R I A Ł P R O M O C YJ N Y
DOBRY
TYGODNIK SĄDECKI
FESTIWAL WÓD MINERALNYCH
Muszyna za 2-5-10 lat
Pierwszy obszar uzdrowiskowy Zapopradzia planowany do rozbudowy stanowią Ogrody Zmysłowe – jeden
z głównych celów turystycznych na mapie
Muszyny. W ich skład obecnie wchodzą
strefy zdrowia, zapachu, dotyku, słuchu,
smaku i wzroku. Zostaną one uzupełnione o kolejne ogrody tematyczne w stylu francuskim, angielskim, antycznym, nowoczesnym, skalnym i leśnym. Następnym
nowym elementem uatrakcyjniającym krajobraz Parku Zdrojowego będzie ogród baśni i legend z wykorzystaniem postaci związanych z Muszyną m.in. czarownic, studnic,
diabła Boruty czy harników. Niewykluczone, że na Suchej Górze powstanie także prawdziwy labirynt z żywopłotu. Nowe
kompozycje inspirowane naturalnym krajobrazem będą tworzyć z istniejącymi ogrodami barwną całość o różnorodnej stylistyce. Założenia projektowe przewidują także
powstanie ogrodowej kawiarni, która będzie się wpisywać w krajobraz całego parku. Być może budynek ten będzie także
pełnił funkcję pawilonu muzycznego, z którego będzie rozbrzmiewać kojąca muzyka.
czej na wypoczynek rodzinny, indywidualny
i tak staram się kierować polityką uzdrowiska, by właśnie zaspokoić w pierwszej kolejności te potrzeby. Mając oczywiście na
względzie interes mieszkańców miasta
i gminy. Dlatego mamy już opracowane plany inwestycyjne na przyszłość. Jak
choćby budowę strefy wypoczynkowo-rekreacyjnej w parku „Zapopradzie”.
Rozbudowa Uzdrowiskowej dzielnicy
„Zapopradzie” w Muszynie nada nowy
kształt ulubionemu już przez mieszkańców i turystów miejscu na wypoczynek.
Wyłoniono wykonawcę opracowania dokumentacji projektowej dalszego zagospodarowania terenu „Nad Popradem”
pomiędzy aleją spacerową a rzeką Poprad
w Muszynie oraz terenów na wzgórzu przy
„Ogrodach zmysłowych”. Pracownia Projektowa F-11 dr inż. arch. Marcina Furtaka
z Krakowa realizuje przedsięwzięcie. Dotychczasowy obraz miejsca pełnego spokoju
i relaksu uzupełnią strefy spełniające oczekiwania, jakie współcześnie stawia się przed uzdrowiskową przestrzenią urbanistyczną oraz terenami zieleni
zorganizowanej.
Park przede wszystkim pełni funkcję interakcji społecznej, rekreacji, wypoczynku,
zabawy, kultury i edukacji.
Ogród baśni i legend, ptasia wyspa
i spacer nad ziemią wśród drzew?
Ideą projektu jest stworzenie nowoczesnego parku uzdrowiskowego, dorównującego europejskim przykładom.
Drugą strefą Zapopradzia planowaną do
rozbudowy, są położone przy pijalni wody
mineralnej Antoni Ogrody Miłości, inaczej też
nazywane Ogrodami Magicznymi. Powstanie tu duży staw rekreacyjny o nieregularnej
linii brzegowej, odzwierciedlający naturalne
rozlewisko. Miejsce to będzie oazą roślinności ozdobnej i dzikich zwierząt np. żab,
traszek zwyczajnych i rzekotek. Staw będzie urozmaicony ptasią wyspą porośniętą
krzewami i szuwarami np. z trzciny pospolitej, pałki szerokolistnej oraz wierzby. Kwestią czasu będzie tylko zamieszkanie tego
terenu przez majestatyczne łabędzie i inne
ptactwo wodne. Wokół stawu rozścielać się
mają miejsca do wypoczynku – plaże zintegrowane z siecią alejek spacerowych okalających staw. Nad taflą wody przewidziane
zostaną także malowniczo wpisane w otaczający krajobraz mostek i taras widokowy.
Kolejną nowością w ramach projektowanych zmian będzie trasa widokowa wśród
drzew, która będzie prowadzić po komfortowych mostach z poręczami i siatkami
bezpieczeństwa rozpiętymi pomiędzy istniejącymi drzewami nad Popradem.
Całość mają dopełnić woliery pełne egzotycznych ptaków ozdobnych, które poprawią estetykę miejsca i będą stanowić
dodatkową atrakcję dla turystów i gości odwiedzających to miejsce. Wartość
projektowanych prac rozbudowy obydwu
ogrodów nie powinna przekroczyć kwoty
5 milionów złotych.
(J.W.)
Ciekawostki nie tylko historyczne
Będzie nowy ratusz?
FOT.KONRAD ROGOZIŃSKI
Dr Jan Golba, burmistrz Miasta i Gminy
Uzdrowiskowej Muszyna, jest od dobrych
kilkunastu lat prezesem Stowarzyszenia
Gmin Uzdrowiskowych. To prawdziwy ekspert od tych spraw i ceniony fachowiec.
Przez lata był burmistrzem Krynicy-Zdroju, kilka lat zastępcą burmistrza Szczawnicy. To z jego inicjatywy wybudowano m.in.
kolej gondolową na Jaworzynę Krynicką,
zaś w Szczawnicy promenadę i deptak
nad Grajcarkiem. Od kilku lat swoje doświadczenia z różnych uzdrowisk w kraju
i za granicą, w tym z legendarnych uzdrowisk w Niemczech, Austrii, Szwajcarii, Francji i innych państw, przenosi na muszyński
grunt. Bardzo udanie.
- W branży uzdrowiskowej, turystycznej
trzeba mieć wizje i plany nie tylko na czas
sprawowania funkcji burmistrza, co trwa
zaledwie cztery lata – mówi Jan Golba. –
Ale koniecznie należy przewidywać trendy
na 5-10-15 lat. Gusty kuracjuszy, mody się
zmieniają. Jedni lubią gwar dyskotek, inni
spokój, ciszę, możliwości aktywnego wypoczynku. Należy te sprzeczne interesy jakoś godzić. My w Muszynie stawiamy ra-
15
W połowie lipca 2015 r. rozpoczęły się prace wykopaliskowe na rynku. Prace badawcze prowadzili archeolodzy z firmy Sekcja Archeo pod kierownictwem Artura Gintera i Kamila Durdy. Odkryli oni prawdziwą historię miasta znaną wyłącznie z nielicznych
przekazów. Prace wykopaliskowe zakończyły się w grudniu 2015 r. A teraz przebiega
inwentaryzacja około 20 tys. sztuk zbiorów zabytków pozyskanych w trakcie badań.
Teren wykopaliska został przykryty dachem. Rozważane są obecnie koncepcje co
zrobić z odkrytymi piwnicami. Czy np. zagospodarować piwnice, odtworzyć piwnicę z izbą katowską. Jest też pomysł, by na bazie ruin odtworzyć ratusz. Służyłby on
celom publicznym, byłaby tam sala ślubów, centrum informacji turystycznej. Miałoby
to być tzw. klimatyczne miejsce. Co zatem znaleźli w wykopaliskach archeolodzy?
Kamil Durda z Sekcji Archeo opublikował wstępne dane na łamach biuletynu „Muszyna”. W miejscu tym odkryto dwa imponujące relikty piwnic. Każda posiadała przeszło 110 m kwadratowych powierzchni użytkowej. Prowadziły do nich wejścia z poziomu rynku posiadające kamienne schody. Co interesujące we wnętrzu zachowały się
także poziomy użytkowe, a najstarszy z nich datowany jest na okres XVII w. Pierwotnie piwnice przykryte były sklepieniami kolebkowymi, niektóre niestety w początkowym okresie XX w. zostały uszkodzone. Przedstawione obiekty łączymy ze znanymi
ze źródeł pisanych piwnicami należącymi, podobnie jak klucz muszyński, do biskupstwa krakowskiego. Służyć miały one jako podziemne magazyny do przechowywania win importowanych z terenu Węgier. Przypuszczalnie w okresie II połowy XVII w.
na piwnice przeniesiony został budynek ratusza, którego relikty również odsłonięto
w trakcie prowadzonych prac badawczych.
Kolejnym, niemniej interesującym obiektem odkrytym podczas wykopalisk i oddziaływującym na wyobraźnię z uwagi na pełnioną w przeszłości funkcję, są pozostałości budynku więziennego.
Przejdźmy do przedstawienia zbioru zabytków pozyskanych w trakcie badań.
W skład tego zbioru wchodzą przede wszystkim m.in. fragmenty ceramiki naczyniowej, kafli piecowych czy kości zwierzęcych, które stanowią odpadki żywnościowe
i których ewentualna analiza może opowiedzieć o preferencjach kulinarnych dawnych mieszkańców miasta. W trakcie wykopalisk pozyskano kilkadziesiąt sztuk monet. Najstarsza z nich datowana jest na okres XV w., najmłodsza zaś na wiek XX.
Innym szczególnie wartym uwagi podzbiorem są elementy zdobiące ubiór oraz biżuteria. W jego skład wchodzą m.in. pierścionki (do wykonania jednego z nich użyto
kamieni szlachetnych) oraz pozłacana, bogato ornamentowana klamra, przypuszczalnie będąca pierwotnie elementem pasa. Niezwykle interesującym i bardzo rzadkim znaleziskiem jest zachowany w sposób perfekcyjny, mosiężny, oficerski tłok pieczętny z przedstawieniem herbowym. Datować możemy go na okres XVIII w. Służył
on wysoko postawionej osobie wojskowej, która nosiła go przy sobie i stemplowała
nim, przy pomocy laku, dokumenty. Inne zabytki, o których warto wspomnieć, to m.in.
wykonane z kości szczoteczki do zębów, ołowiane kule muszkietowe, mosiężne naparstki, elementy lamp naftowych, ołowiane plomby browarne oraz topór ciesielski.
Przeprowadzone badania archeologiczne są wstępem do planowanej w nieodległej przyszłości rewitalizacji przestrzeni muszyńskiego rynku. Odkryte relikty piwnic
będą stanowić istotny jej element. Stosownie wyeksponowane w formie trwałej ruiny wtórnie wykorzystane na cele wystawiennicze bądź gastronomiczne staną się
na powrót żywym świadectwem bogatej historii miasta i będą kolejną, niewątpliwą
atrakcją turystyczną Muszyny.
Rewitalizacja zamku
Do połowy sierpnia tego roku ma być gotowy projekt remontu i rozbudowy ruin
zamku wraz z zagospodarowaniem bezpośredniego otoczenia. Celem projektu jest
nadanie zamkowi nowych funkcji użytkowych, co zwiększy jego atrakcyjność dla
zwiedzających. Pozostawione będą też autentyczne, zachowane dawne mury. Być
może w odrestaurowanym obiekcie znajdzie się sala wystawowa, mała kawiarenka,
z tarasu której rozciągać się będzie piękna panorama Muszyny.
(J.W.)
16
FESTIWAL WÓD MINERALNYCH
REKLAMA
naturalna woda mineralna rozlewana jest w Uzdrowisku
Muszyna z odwiertów zlokalizowanych na terenie Popradzkiego Parku
Krajobrazowego. Jest wodą alkaliczną, wysoko-zmineralizowaną, magnezowowapniową. Jej orzeźwiający smak oraz składniki mineralne, takie jak: magnez,
wapń, potas, sód, żelazo, powodują, że Muszynianka ma właściwości odżywcze.
W swoim składzie posiada także wodorowęglany i siarczany, które alkalizują kwasy
żołądkowe i są korzystne dla osób cierpiących na nadkwasotę. Przyczyniają się
również do obniżenia zawartości cukru we krwi i regulują jej PH. Systematyczne
picie „Muszynianki” nie tylko uzupełnia braki wody w naszym organizmie, ale
też pozwala na korygowanie nieprawidłowości wynikających z niedoborów
mineralnych i wadliwej przemiany materii.
Rekomendowana przez
Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego
- Państwowy Zakład Higieny
33-380 Krynica Zdrój,
ul. Kościuszki 58 | tel./fax: +48 18 471 21 34
e-mail: [email protected] | www.muszynianka.pl
DOBRY
TYGODNIK SĄDECKI
DOBRY
TYGODNIK SĄDECKI
REKLAMA
FESTIWAL WÓD MINERALNYCH
17
www.sacz.in – Twój tygodnik codziennie | DOBRY TYGODNIK SĄDECKI 28 lipca 2016
18
Kontrowersje
Zachwyciłem się projektem Miasteczka Multimedialnego
Rozmowa
z HENRYKIEM OLESIEM,
prezesem spółki
Edelmet S.A.
- Kto dzisiaj jest właścicielem Miasteczka Multimedialnego, które zarządca Parkiem Technologicznym?
- Większościowym udziałowcem jest firma Edelmet, która
ma 1010 udziałów. Firma Erbet
z Nowego Sącza ma 200 udziałów, szkoła WSTE z Warszawy 749
udziałów oraz WSB-NLU, która
posiada jeden udział.
- Kto zarządza tym majątkiem?
- Zgodnie z Krajowym Rejestrem Sądowym zarządza firma
Edelmet, która jest do niego wpisana i ma prawo powoływać prezesa. W związku z tym, ponownie
została wybrana prezesem pani
Małgorzata Szostkiewicz. To jest
decyzja z 20 lipca.
- Czy nadal jest tak, że w siedzibie Miasteczka funkcjonuje grupa ludzi, którzy twierdzą, że to oni
są legalnym zarządem Miasteczka
Multimedialnego?
- Już nie. Nie znam takiej sprawy. Z przeszłości wiemy, że jaka
by nie była umowa spółki z poprzednimi wspólnikami, to pan
Robert Gmaj podważał każdą
umowę. To była jego specjalność.
- Skąd wzięło się pana zainteresowanie Miasteczkiem Multimedialnym
i takim rodzajem działalności?
- Firma Edelmet to zakład
przetwarzający zużyty sprzęt
elektroniczny. To działalność
w kierunku ochrony środowiska, robimy coś dla naszych przyszłych pokoleń. Dobrze nam to
wychodzi, o czym świetnie wiedziała pani Teresa Kuc (księgowa
spółki i biegły rewident, przyp.
red.), która robiła dla nas audyt - znała naszą sytuację finansową. Widząc sytuację w Miasteczku Multimedialnym, iż nie
można pozyskać żadnych środków zwróciła się do mnie. Termin rozliczenia mijał 31 grudnia, był to termin bardzo krótki.
Ja się o tej inwestycji dowiedziałem się 16 grudnia od pani Teresy, która pytała, czy bym tej spółki nie uratował. Powiedziałem,
że najpierw pojedziemy to zobaczyć. Widząc obiekt i pracujących
tu ludzi, pomyślałem, że szkoda,
żeby to upadło. W naszym przekonaniu ważne jest, by zostawić coś dla przyszłych pokoleń.
Nie mamy w tym interesu, nam
się wiedzie dobrze. Ludzie przekonali mnie do tego, by się zająć
FOT. Z ARCH. HENRYKA OLESIA.
- Skąd zatem zastrzeżenia drugiej
strony, dające jej prawo do powoływania własnego prezesa?
- Proszę pytać tamtej strony,
nie wiem jaki był zapis, nie wiem,
na co oni się powołują.
Miasteczkiem. Gdyby ktoś tutaj poprosił mnie o pożyczkę, nie
zgodziłbym się. Jednak zachwyciłem się prowadzoną tu działalnością. Pana Roberta Gmaja poznałem dopiero tutaj, w Nowym
Sączu, 16 grudnia.
- Jakie wsparcie było potrzebne dla
Miasteczka Multimedialnego?
- Przede wszystkim zapłacenie najpilniejszych faktur, rozliczenia z PARP-em, które musiały
być zrobione natychmiast. Jeszcze przed kupieniem udziałów,
ja już udzieliłem pożyczki. Od
uratowania tego projektu dzieliły nas godziny. Akurat wszyscy
wspólnicy byli na miejscu. W tym
samym dniu zrobiliśmy spotkanie. Pan Gmaj mówił, ze studenci
opuszają uczelnię. A wysoko wykwalifikowani specjaliści muszą
wyjeżdżać. A czemu mają wyjeżdżać, skoro mogą pracować tutaj,
w tym wspaniałym obiekcie, dumie Nowego Sącza i szkoły? Tym
mnie przekonali. Zapytałem, dobrze, ale jaką ja mam gwarancję
zwrotu moich pieniędzy? Bo są to
obiekty dotowane z Unii Europejskiej. Są co prawda zabezpieczenia hipoteczne, ale co dalej? Zaproponowałem, czy udziałowcy
zgodzą się sprzedać swoje udziały, ale tylko wtedy, gdy ja zachowam większość. Wspólnicy się
zgodzili i przystąpiliśmy do rozmów. Oświadczyli, ile pieniędzy
jest potrzebne do zakończenia
projektu, by do 31 grudnia można było to uratować.
Wtedy pan Górski i Erbet
sprzedali swoje udziały. Przedstawiono mi listę udziałów. To
było 16 grudnia. Zaczęliśmy negocjacje ceny, sprawdzałem jaki
jest stan zadłużenia. Termin notarialny ustaliliśmy na 21 grudnia. Jeszcze dzień wcześniej wyliczyłem, że zadłużenie Miasteczka
jest dużo większe, niż mi powiedziano, wyszły mi niezgodności.
Zatem 21 grudnia nie doszło do
podpisania aktu notarialnego, powiedziałem, że w to nie wchodzę,
obniżam cenę za udziały. Tymczasem pierwsza transza pożyczki była już wpłacona.
- Co stało się później?
- Dałem im termin dwóch dni
i poinformowałem, że moja
oferta jest nieodwołalna. Proszę
się zastanowić. Drugiego dnia
otrzymałem informację od pana
Górskiego, żebym jeszcze dołożył. Powiedziałem „nie”, to jest
moje ostateczne słowo. Za pół
godziny zadzwonił pan Gmaj
z informacją, że Erbet, z uwagi na to, że włożył ileś tam pieniędzy i że wycofuje się ze swojej sprzedaży. Chodziło o sumę
pół miliona. Było tak: albo się to
uratuje albo nie. Ja też byłem już
do tyłu, udzielając pierwszej pożyczki. Pan Gmaj powiedział, że
Erbet nie sprzeda udziałów, ale
on tak, czyli że WSTE z Warszawy, która ma 949 udziałów, zamiast Erbetu sprzeda udziały po
złotówce.
- Jak Pan ocenia to, co się stało potem: kwestię powołania nowego zarządu? Czy nie ma pan poczucia, że
ktoś próbował pana oszukać?
- Uważam, że tak. Podpisaliśmy stosowną deklarację, w której była mowa o zmianie umowy spółki.
- Pani Małgorzata Szostkiewicz
była tu przez lata przedstawicielką pana Roberta Gmaja. Ma Pan do
niej zaufanie?
- O uratowaniu projektu decydowały godziny. Byłem naiwny, że im wszystkim uwierzyłem.
W innej sytuacji każdy by się poważnie zastanowił, zbadał sytuację spółki. Tu nie było czasu na
wyjaśnienia.
Radca prawny, Małgorzata Wyszyńska, pełnomocnik spółki
Edelmet: - 28 grudnia tuż przed
podpisaniem umowy kupna sprzedaży udziałów od pana Górskiego i od Wyższej Szkoły Techniczno-Ekonomicznej z Warszawy,
wszyscy udziałowcy podpisali
oświadczenie, że spółka Edelmet
kupuje udziały, ale pod pewnymi warunkami. Jednym z nich była
zmiana umowy spółki, zgodnie
z którą WSB miało się zrzec swoich uprawnień osobistych, natomiast zarząd miałby być powoływany tak, jak we wszystkich innych
spółkach, w drodze uchwały. Z racji tego, że czas naglił, trzeba było
szybko podjąć decyzję i dofinansować, aby móc do 31 grudnia zamknąć projekt. Wszyscy wspólnicy
taką deklarację podpisali. Udziały zostały zakupione. My ze swojej
strony warunki umowy dotrzymaliśmy w postaci wypłaty pożyczek.
29 grudnia stosowane kwoty zostały przelane, projekt tym samym sposobem został zakończony.
Tymczasem w środę 21 lipca WSB-NLU wysłało do mediów oświadczenie podpisane przez Roberta
Gmaja, w którym informuje on, iż
ma nadzieję, że działający legalnie
(zgodnie z opinią prawną) zarząd
powołany przez Wyższą Szkołę –
Biznesu – National Louis University „będzie mógł działać w kierunku
prawidłowego rozwoju Parku Technologicznego MMC Brainville.
- Jaki jest plan na teraz? Nie stracił
pan serca do tej spółki?
- Jestem na pograniczu. Co
było to było, ale wspólnicy są dalej. Też muszę się z nimi liczyć.
Trzeba jakoś współpracować.
Krok należy do nich. 30 czerwca miały być omawiane sprawy
spółki. Nikt się nie stawił, nie
chciał podjąć jakiegokolwiek tematu. W styczniu szkoły deklarowały, że stać je na wypłatę zobowiązań. Potem mówili, że ich
nie stać. Ostatnio deklarowali, że
się wywiążą na 30 czerwca. Teraz
kończy się lipiec. Edelment nie
osiągnął na razie żadnego zysku,
co do umowy zawartej 28 grudnia. My tylko walczymy o wykonanie zobowiązań.
(WYWIAD NIEAUTORYZOWANY,
POWSTAŁ Z WYPOWIEDZI
UDZIELONYCH DZIENNIKARZOM
PODCZAS KONFERENCJI
PRASOWEJ 26 LIPCA).
OGŁOSZENIA DROBNE
PIANINO - sprzedam. Tel.791 100 896
kanalizacja, 14 arów. Tel. 512983676,
OCIEPLANIE budynków,
515776811
tel. 881 507 760
STARY MOTOCYKL , stan obojętny kupię. 504 220 492
Firma Aspen zatrudni osoby do sprzątania obiektu handlowego w Nowym
TANIO sprzedam słoneczną działkę
Sączu przy ul. Węgierskiej 170.
w Nowym Sączu ul. Juranda. Woda,
Tel: 661 991 285.
19
28 lipca 2016 DOBRY TYGODNIK SĄDECKI | Twój tygodnik codziennie – www.sacz.in
Religia
Na spotkanie z papieżem Franciszkiem zabrali sądecką gościnność
Na Sądecczyźnie zakończył się Tydzień
Misyjny. Był to czas wzajemnych spotkań i dzielenia się radością. Młodzi
przez kilka dni wspólnie modlili się
i umacniali wiarę przed spotkaniem
z papieżem Franciszkiem, ale także dobrze się bawili. Poznali również
nasz region.
- Co do religijności we Francji,
to zdecydowanie więcej kościołów
i wiernych jest w wioskach, niż
w miastach, gdzie w kościołach
ludzi nie widać. Mam nadzieję, że
dzięki naszemu udziałowi w Światowych Dniach Młodzieży ulegnie
to poprawie - mówił Jean.
Podobnie myśli Simon z diecezji Dijon. - Nasza obecność w Nowym Sączu jest dla nas wyjątkowym wydarzeniem. Do wyjazdu
przygotowywaliśmy się od kilku
miesięcy i teraz możemy wreszcie
przybyć do kraju, w którym urodził się Jan Paweł II. Spotykamy
się z Polakami, oglądamy zabytki
i smakujemy wasze pyszne potrawy – mówił.
Podczas Tygodnia Misyjnego nie
zabrakło wspólnej modlitwy i śpiewu, ale była taż nauka różnych tańców, m.in. belgijskiego oraz próby
nauki języka polskiego.
Francuzi chętnie zwiedzali Sądecczyznę. Zobaczyli m.in. nowosądecki ratusz i zamek.
- Chcieliśmy pokazać francuskiej młodzieży jak najwięcej
Nowego Sącza - mówił podczas
zwiedzania wiceprezes sądeckiego PTTK, Stanisław Leśnik. Młodzi
odwiedzili także atrakcje Krynicy-Zdroju, muszyńskie Ogrody Biblijne, Cieniawę i wyszli na szczyt góry
Wierchowiny.
- Nowy Sącz jest pięknym
miastem. Zaraz po powrocie
będziemy opowiadali o gościnności i otwartości osób, z którymi
się spotkaliśmy - mówił ks. Edouard Roblot z partnerskiego miasta Nowego Sącza, La Baule-Escoublac na zachodzie Francji, nad
Oceanem Atlantyckim.
W sobotę 23 lipca na błoniach
pod Ołtarzem Papieskim w Starym Sączu spotkali się wszyscy
zagraniczni pielgrzymi goszczący
w diecezji tarnowskiej. Było 17 biskupów, 487 księży i 15 tys. młodych ludzi. Kazanie głosił biskup
tarnowski Andrzej Jeż. - Od Jezusa bierze początek wielka rzeka, która przynosi życie i odnawia świat. Ta rzeka jest w Was!
Idąc przez życie nie jesteśmy osamotnieni, towarzyszy nam właśnie ciepło Jego miłości - mówił.
Natomiast podczas niedzielnej
mszy św. w nowosądeckiej bazylice św. Małgorzaty, francuski
biskup Jean-Paul James apelował: - Przyjaźń między narodami, między Francuzami i Polakami, między Nowym Sączem i La
Baule i przyjaźń z Bogiem. Niech
żyje przyjaźń!
Tydzień Misyjny w Nowym Sączu uroczyście zakończył koncert braci Golców i występ Ivana
Komarenki wraz z afrykańskimi dziećmi. Młodzież wzięła
też udział we francuskojęzycznej mszy św., którą poprowadził
ks. Edouard Roblot, koordynator grupy francuskiej. Apelował,
by traktować życie i przesłanie
św. Jakuba, którego wspomnienie
wypadało akurat w poniedziałek,
jako skarb.
– Mamy świadomość, że przekazujemy wam ten wielki dar, żebyście go zachowywali i przekazywali dalej - mówił w kościele
św. Kazimierza w Nowym Sączu.
Pielgrzymów pożegnał też Stary Sącz.
- Cieszymy się, że mogliśmy
was gościć, wasza obecność była
dla nas wielkim darem. Życzę,
aby w waszych sercach pozostały
wspomnienia z minionego tygodnia i aby wasze serca otworzyły
się w ciągu najbliższych dni mówił żegnając w poniedziałek
pielgrzymów burmistrz Starego
Sącza Jacek Lelek.
- Właśnie po to są Światowe
Dni Młodzieży i po to jest wymiana doświadczeń i wiary. Dzielimy się wiarą w Chrystusa bez
względu na kilometry, bariery
językowe, wiek czy kolor skóry.
Z tym doświadczeniem jedziemy
do Krakowa – zaznaczył ks. Paweł
Gruszka ze Starego Sącza.
Młodzież pożegnała z sądeckimi rodzinami i odjechała do Krakowa, by uczestniczyć w centralnych wydarzeniach ŚDM.
AGNIESZKA MAŁECKA
FOT. K. ŁAŃKA, K. ANTOSZ - PRASA SYNAJ
Nowy Sącz ugościł ponad 400
Francuzów, a Stary Sącz i okoliczne miejscowości - ponad 700 Włochów. 38 Francuzów z Marsylii
mieszkało też w Korzennej. Młodzi
pielgrzymi z Nantes, Dijon, Marsylii
i Ravenny mieszkali u rodzin z powiatu nowosądeckiego, które przyjęły ich radośnie i gościnnie.
- Zdecydowałem się przyjechać
na Światowe Dni Młodzieży, aby
zobaczyć się z osobami z różnych
krajów i pobyć w grupie międzynarodowej, ale również dlatego,
że chciałem kontynuować drogę, jaką rozpoczęliśmy w naszych
parafiach przygotowując się na
ŚDM. Uważam, że tą drogą powinni kroczyć wszyscy chrześcijanie.
Ze wszystkich katechez i modlitw,
jakie usłyszałem i jeszcze usłyszę,
chcę wynieść jak najwięcej, czerpać z Bożego Miłosierdzia. Pragnę
zawieźć do Francji wszystko to,
co tu przeżywam - mówił 23-letni
Clemant z diecezji Nantes.
- To moja pierwsza wizyta
w Polsce. Polacy są bardzo gościnni, sympatyczni i rodzinni.
Staramy się spędzać razem dużo
czasu. Możemy tu doświadczać
polskości, poznać typowo polskie rodziny, zasmakować tego
wszystkiego, o czym nie mieliśmy
pojęcia. Przyjęcie Polaków jest
bardzo ciepłe, to dla mnie bardzo
istotne. Kto wie, może kiedyś tu
wrócę? – zastanawiał się podczas
Tygodnia Misyjnego Clemant, który w zeszłym roku skończył studia
a obecnie pracuje jako informatyk.
Wtórował mu inny francuski pielgrzym, Jean.
- Zdecydowałem się tu przyjechać ze względów duchowych
ale też przyjacielskich. Liczę, że
czas spędzony z nowo poznanymi przyjaciółmi pozwoli mi wrócić do Francji z mocniejszą wiarą
– zaznaczał.
Jak ich zdaniem wygląda religijność w ich kraju?
www.sacz.in – Twój tygodnik codziennie | DOBRY TYGODNIK SĄDECKI 28 lipca 2016
20
REKLAMA
Prawdziwe
RATY 0%
BEZ UKRYTYCH KOSZTÓW • BEZ UKRYTYCH OPŁAT
Technologia 4K High Dynamic Range
Smukłe, aluminiowe wykończenie
XD85
55”
10 RAT 0% × 599,90 zł
Sony Android TV – znakomita rozrywka, inteligentne wyszukiwanie
5 999 zł
Procesor X1 z 4K X-Reality Pro
Olśniewający w każdym calu
Więcej informacji w salonie Sony Centre:
NOWY SĄCZ / ul. Dojazdowa 20 • tel. 18 444 11 44 • pon-pt: 10-19, sob: 10-15
Promocja ważna od 15.07–14.08.2016 r. lub do wyczerpania zapasów, na wybrane produkty.
Rzeczywista roczna stopa oprocentowania wynosi 0% przy całkowitym koszcie raty 0 zł. Szczegóły dostępne u Doradców Sprzedaży.
„Sony” i odpowiednie logo są zastrzeżonymi znakami towarowymi lub znakami towarowymi Sony Corporation.
21
28 lipca 2016 DOBRY TYGODNIK SĄDECKI | Twój tygodnik codziennie – www.sacz.in
Kultura
Korona z Sącza wśród najcenniejszych eksponatów
Korona z Nowego Sącza jest prezentowana wśród eksponatów,
które wystawiane są w Polsce po
raz pierwszy. W Gdańsku można
bowiem zobaczyć m.in. dokument
Dagome iudex, polski przekład
bulli papieskiej Piusa IX Ineffabilis o Niepokalanym Poczęciu NMP
– jedyny egzemplarz na świecie,
kapę i stułę papieża Urbana VIII,
czy tiarę papieża Piusa IX. Niektóre z eksponatów są wystawiane
w ogóle po raz pierwszy publicznie, pochodzą bowiem ze zbiorów
Watykanu, w tym z Tajnego Archiwum Watykańskiego, kolekcji polskich diecezji i muzeów państwowych oraz zbiorów prywatnych.
Do tych ostatnich należy właśnie
„Korona Chrobrego”.
- Z prośbą o wypożyczenie korony zwrócił się do mnie ks. dr
Marek Rostkowski, dyrektor Biblioteki Papieskiego Uniwersytetu
Urbanianum i Papieskiej Biblioteki Misyjnej w Watykanie. A ponieważ zawsze reaguję pozytywnie
FOT. AGNIESZKA MAŁECKA
„Korona Chrobrego”, należąca do sądeckiego antykwariusza Adama Orzechowskiego, znalazła się na prestiżowej wystawie Lux in Oriente - Lux
ex Oriente w Gdańsku. To ekspozycja
zorganizowana z okazji 1050. rocznicy chrztu Polski.
na tego typu prośby, więc tak było
i tym razem – opowiada Adam
Orzechowski.
Samo przekazanie złotej korony zdobionej 88 szafirami, rubinami, szmaragdami, 80 perłami i ponad 200 mniejszymi kamieniami
odbyło się przy najwyższych rygorach zabezpieczeń.
– Miałem nazwiska konwojentów, numery ich dowodów osobistych, numery rejestracyjne samochodu, dane konserwatora,
który im towarzyszył. Oczywiście
w Nowym Sączu zrekonstruowaną
koronę można było zobaczyć zaledwie trzy razy. Ciekawostką jest,
że nie była ona nigdy wystawiana
w Krakowie.
Przypomnijmy, że eksponat jest
rekonstrukcją legendarnej „Korony Chrobrego”. Odtworzona korona zgadza się w każdym szczególe z rysunkiem Wernera z 1764 r.
Jej wykonanie zajęło dwa lata i zaangażowało kilku rzemieślników
oraz historyków sztuki pracujących
pod okiem Adama Orzechowskiego.
eksponat został też ubezpieczony –
wyjawia Orzechowski.
Wystawę można zwiedzać do 20
października w Muzeum Narodowym w Gdańsku w Oddziale Zielona Brama. Sam Orzechowski na
otwarcie wystawy, które odbyło
się 24 lipca, się nie wybrał. Ale zapowiada, że na pewno do Gdańska
pojedzie, bo jest to jedyna okazja,
by te bezcenne eksponaty zobaczyć.
Wystawiona w Gdańsku „Korona Chrobrego” może też być rarytasem dla samych sądeczan, bo
Pierwszy publiczny pokaz korony oraz berła i jabłka królewskiego
odbył się z okazji otwarcia wystawy „Potop szwedzki” w Muzeum
Okręgowym w Nowym Sączu
w 2005 r.
Oryginalna korona, według podań, została zrabowana przez pruskich zaborców. Sam Adam Orzechowski mocno w to wątpi.
- Historia mówi, że korona została przetopiona na pruskie monety. Kilka takich pruskich monet
z 1811 r. zostało w zrekonstruowaną koronę wtopionych, może w ten
sposób historia zatoczyła koło i oto
cząstka oryginalnej korony jest w
„Koronie Chrobrego”. Chociaż ja
cały czas twierdzę, że prawdziwa korona jest ukryta. Wszystko
wskazuje na to, że ukrył ją ks. kanonik Sebastian Sierakowski. Co
może to potwierdzać? Otóż następca tronu Prus Fryderyk III Hohenzollern humanista, filozof, zwiedzając Kraków, odpowiedział na
zaczepkę ówczesnego rektora UJ:
Daję panu cesarskie i królewskie
słowo honoru, że polskie korony
nigdy nie były w pruskim ręku.
A wtedy honor i słowo coś znaczyły, a danie cesarskiego i królewskiego słowa to naprawdę
było coś.
(JOMB)
Bo tu każdy czuje się w swojej skórze
- Już po raz czwarty 25-27 sierpnia Barcice opanują fani etno-rytmów z całej Polski,
ale przecież nie tylko. Na festiwalu wystąpią
oryginalne grupy folkowe z najwyższej półki, z Polski, Serbii, Węgier, Rumunii, Słowacji, Macedonii i Czech. Na czym polega fenomen tego festiwalu?
- Trudno jednym zdaniem zdefiniować fenomen festiwalu Pannonica.
Myślę zresztą, że w naszym wypadku
nie chodzi o jakiś dominujący czynnik
a raczej miksturę, która składa się na
harmonijne i smaczne danie muzyczne. Porównajmy Pannonikę do lecza.
Niby proste, mało skomplikowane danie tzw. „jednogarnkowe” a w zależności od proporcji i dopasowania użytych składników albo smakuje albo nie
smakuje. Po prostu.
- Jakie to składniki?
- Muzyka, miejsce, ta prosta ale
i przyjazna dla ludzi infrastruktura
w wiosce festiwalowej, pomysł na
zagospodarowanie wolnego czasu
pomiędzy koncertami, czyli urozmaicone wydarzenia towarzyszące. No i ludzie, którzy współtworzą
festiwal i decydują o jego atmosferze. Myślę, choć pewnie jest to
zdanie nieobiektywne, że potrafimy te składniki dobierać i mieszać
w umiejętny sposób.
FOT Z ARCH. WOJCIECHA KNAPIKA
Rozmowa z WOJCIECHEM
KNAPIKIEM,
organizatorem
Pannonica Folk Festival
- Powiedział Pan, że jednym z czynników są
ludzie współtworzący festiwal…
- Już podczas pierwszej edycji Jurek Bawoł (akordeonista zespołu Kroke), a były to przecież dopiero przaśne
początki, zauważył bodaj jako pierwszy i jako pierwszy skomentował nasz
festiwal tak: „Kurcze, macie tu naprawdę niesamowitą publiczność.
Dbajcie o nich, bo to jest skarb!”.
Teraz z perspektywy już paru lat
widzimy dużo wyraźniej jak celne było
to spostrzeżenie, a od pewnego czasu
w sposób świadomy wręcz bawimy się
w coś takiego jak „inżynieria publiczności”. Najprościej można to określić
jako system przeszkód utrudniających pojawianie się na festiwalu ludzi
całkiem przypadkowych. Te „przeszkody” to liczne i niespodziewane
dla masowego odbiorcy „sita”, które
sprawiają, że aby wziąć udział w festiwalu trzeba pokonać trochę trudności.
- Trudności? Jakich?
- Po pierwsze miejsce, Barcice toż
to niemal koniec świata. Po drugie
cena, nie żeby zaporowa, ale dla wielu
sam fakt płacenia za bilety jest przecież
nie do zaakceptowania, i tacy trzymają się od naszego festiwalu na szczęście
z daleka. Po trzecie to niszowa muzyka, prawie zupełnie nieobecna
w mediach masowych. Dalej spartańskie warunki, choć sytuacja pod
tym względem zmienia się na korzyść.
Ktoś mógłby to nazwać dyskryminacją. A my po prostu uznaliśmy,
że jeśli zgodzimy się na formułę, nazwijmy to „sądecką”, to nigdy nie zrobimy festiwalu naszych marzeń tylko
będziemy zakładnikami panującego
tu modelu imprez otwartych, który wygląda tak: za darmo, najlepiej
na rynku, przypadkowa publiczność.
W skrócie PZZPZ przyjść, zobaczyć,
zjeść parówkę, zapomnieć. My proponujemy naszym zdaniem jasne reguły, które można zaakceptować lub
nie, a dalej praca nad festiwalem, który opiera się o takie jasne reguły, jest
już tylko czystą przyjemnością.
- Czyli festiwal jest bardziej ogólnopolski
niż sądecki?
- Oczywiście, że festiwal jest bardziej ogólnopolski niż sądecki i dla
nas jest to absolutny powód do dumy,
bo wymknęliśmy się poza sądeckie
opłotki zanim wybiliśmy sobie zęby
przy ich przeskakiwaniu. Blisko 70
proc. naszej publiczności przybywa
na festiwal z odległości większej niż 50
km. Na pierwszym miejscu jest Kraków, dalej Warszawa, pobliski Nowy
Sącz jest dopiero trzeci, i… bardzo
dobrze, bo w ten sposób promujemy
nasz region i śięgamy po pieniądze
z zewnętrz, czyli tworzymy prawdziwą wartość dodaną dla miejscowej
gospodarki. Uznaliśmy, że nie ma co
tracić energii na przekonywanie miejscowych sceptyków, że warto przyjść
na nasz festiwal. Robimy to pośrednio:
patrzcie tylu ludzi z całej Polski przyjeżdża na imprezę, którą macie pod
nosem, jak myślicie dlaczego?
- No właśnie, dlaczego?
- Bo mając taką a nie inną publiczność pamiętamy zawsze o słowach Jurka Bawoła i staramy się
podwójnie. I efekt jest taki jaki jest.
Czyli publiczność nam ufa i kupuje
karnety z wielomiesięcznym wyprzedzeniem, nie wiedząc jeszcze
zupełnie, kto wystąpi na scenie. My
naszą publiczność po prostu lubimy. Wiele osób przyjeżdża na Pannonikę od lat i byłoby dziwnym,
gdybyśmy się choć trochę nie poznali i polubili.
- Czyli można mówić o jakiejś subkulturze Pannoniki?
- Myślę, że to dość typowa publiczność folkowa. Są koraliki, kolorowe spódnice, moda etno, ale
Wit Wilczyński wytrawny dziennikarz „Pisma Folkowego” widzi
to inaczej i określa naszą publiczność jako zupełnie nie-folkową.
Może dlatego, że nie ma tu żadnych
ortodoksyjnych mód i nasz festiwal jest mocno bezpretensjonalny.
Nie trzeba więc przyjmować żadnych niewygodnych póz i na Pannonice można być po prostu sobą.
Myślę, że każdy czuje się tu dobrze
w swojej skórze, a będąc autentycznym, nie udając nikogo, człowiek najlepiej się czuje.
- A jak reagują mieszkańcy Barcic?
- Wyjątkową uwagę przywiązujemy do mieszkańców Barcic, próbujemy włączać ich w różny sposób
w organizację festiwalu. I przynosi to
zamierzony efekt. Stosunek mieszkańców Barcic do Pannoniki jest
z każdym rokiem coraz bardziej pozytywny i nas to niezmiernie cieszy.
ROZMAWIAŁ: (KWJ)
www.sacz.in – Twój tygodnik codziennie | DOBRY TYGODNIK SĄDECKI 28 lipca 2016
22
REKLAMA
OKNA
DRZWI
BRAMY
OKNA DRZWI BRAMY
OPAL PLUS
LOYD
VERTE C
Drzwi antywłamaniowe OPAL posiadają izolację akustyczną 32 dB oraz
odporność na włamanie 2 klasy normy europejskiej.
1199zł
AKCESORIA W CENIE DRZWI
(OPAL PLUS)
• Zamek listwowy czteropunktowy,
• Dwie wkładki patentowe klasy „B”
• Klamka OPAL + szyld górny (II klasa europejska)
• Trzy zawiasy czopowe
• Trzy bolce antywyważeniowe
• Wizjer w kolorze srebrnym
• Próg ze stali nierdzewnej standardowy (120 mm)
• Ościeżnica metalowa kątowa, o szerokości profilu 105 mm.
VAT 8%
Rabat 30%
Rabat 20%
z montażem
DOSTĘPNE OD RĘKI
DOSTĘPNE OD RĘKI
DOSTĘPNE OD RĘKI
DOORSY
OKNA DACHOWE
OKNA DACHOWE
SKYLIGHT PREMIUM
PORTA PASSIVE
PROMOCJA
OPK NRA O
7 KM
O MO
O RCO WJE A
SKYLIGHT
78x98 735zł*
78x98 706zł*
brutto vat 23%
brutto vat 23%
78x118 780zł*
78x118 748zł*
brutto vat 23%
brutto vat 23%
78x140 854zł*
78x140 820zł*
brutto vat 23%
brutto vat 23%
DOSTĘPNE OD RĘKI
*okna dachowe w komplecie z kołnierzem
*okna dachowe w komplecie z kołnierzem
KOLOR ZŁOTY DĄB WYSOKIE PRZETŁOCZENIE
OGRODZENIE POSESYJNE
O K NW
A 7C KEONM
I EO R O W E
5 K OW
M OCR O
EW
N YI EC H
UR O
5T YKLOKMOORABAT
NW
20%
A SY C H
T Y L K OMIKEA
U NAS
JEDYNE DRZWI NA RYNKU
DREWNIANO-STALOWE
WYPEŁNIONE PIANĄ
POLIURETANOWĄ
O WSPÓŁCZYNNIKU
UD=0,9 [W/m2 *K]1)
2998zł brutto VAT 8% z montażem
RABAT 15%
CREO
BRAMY UCHYLNE
2500x2100
2190zł
2500x2250
2290zł
VAT 8%
Z MONTAŻEM
DOSTĘPNE OD RĘKI
6 KOMOROWE OVLO
• 6-komorowy profil o szerokości zabudowy 80 mm
• mocny profil o podwyższonej
sztywności
• nieskazitelną biel oraz brylantowy
połysk profili zapewnia wysokogatunkowy PVC;
• delikatne zaokrąglenia nadające profilowi nowoczesny i elegancki wygląd;
• odporny na zabrudzenie i czynniki atmosferyczne, łatwy w utrzymaniu czystości;
• szkło neutralne – nie daje efektu tzw.
"brudnych firan";
• przy zastosowaniu pakietu 3-szybowego o współczynniku U=0.7 Wm2K
możesz zaoszczędzić nawet do 20%
wydatków na ogrzewanie;
• odpowiednią szczelność gwarantują
uszczelki z EPDM;
Paszyn 478
tel. 18 440 20 14,
e-mail: [email protected]
Nowy Sącz
ul. Zielona 45, tel: 018 444 11 27,
e-mail: [email protected]
ul. Jagiellońska 57, tel: 018 444 11 01,
e-mail: [email protected]
SUPER PROMOCJE
OKNA 7 KOMOROWE
W CENIE 5 KOMOROWYCH
• głębokość zabudowy 93 mm, to najszerszy system z dostępnych na rynku o współczynniku izolacyjności
Uf=0,76 W/m2K
• 7 komorowy profil klasy A z wysokogatunkowego, bezołowiowego PVC,
zapewnia najlepszą izolacją termiczną i akustyczną oraz bezpieczeństwo
użytkowania
• potrójny system uszczelnienia
z uszczelką środkową idealnie chroni przed wilgocią i chłodem
• barwiona w masie ścianka profilu w
okleinach zewnętrznych to estetyka
i trwałość na długie lata
• doskonałe parametry termiczne
o charakterystyce odpowiadającej
wymogom budownictwa pasywnego
SUPER PROMOCJE
SUPER PROMOCJE
blu Evolution 82
blu Evolution 82 ArtLine
• Szerokość profili 82mm,
• 6 komór w ramie, oraz skrzydle zapewniający doskonałą izolację termiczną oraz
dźwiękową
• Zgrzewalne, wykonane z TPE środkowe
i wewnętrzne uszczelki przylgowe, oraz
zewnętrzne uszczelki przyszybowe
• Elegancki i klasyczny prosty kształt zaprojektowany oraz wykonany w Niemczech
• Masywne wzmocnienia wewnętrzne
o grubości 2mm
• Wysoka stabilność termiczna i optymalny
system odwodnienia
• Bezpieczne przenoszenie obciążenia
nawet przy wysokiej masie pakietów
szybowych
• Głębokie osadzenie pakietów szybowych
optymalizujące izolacyjność termiczną
Nowy Targ
ul. Kolejowa 59,
tel. 18 264 88 59,
e-mail: [email protected]
Limanowa
ul. Kopernika 14,
tel: 018 330 11 67,
e-mail: [email protected]
Tarnów
ul. Krakowska 131,
tel. 014 627 26 32,
e-mail: [email protected]
Jasło
ul. Kościuszki 44,
tel: 013 445 23 29,
e-mail: [email protected]
Krosno
ul. Liniarska 10, tel: 013 432 39 45,
e-mail: [email protected]
Gorlice
ul. Biecka 40, tel/fax: 018 354 69 11,
e-mail: [email protected]
Szaflary
ul. Zakopiańska 18, tel: 018 275 40 64,
e-mail: szafl[email protected]
w w w. t o m e x o k n a . p l
28 lipca 2016 DOBRY TYGODNIK SĄDECKI | Twój tygodnik codziennie – www.sacz.in
23
Sport
FOT. JOLANTA BUGAJSKA
Ma 19 lat, właśnie zdobył drugie złoto
w Mistrzostwach Polski Strongmanów.
Za miesiąc leci do Kanady reprezentować Polskę na Mistrzostwach Świata. Ale
gdy był dzieckiem, wszyscy ze śmiechem
przyjmowali jego deklaracje, że kiedyś
będzie siłaczem.
Piotr Pasionek przed tygodniem
wrócił z Parzęczewia z zawodów do
lat 23. Przywiózł złoty medal. To już
drugie złoto w ostatnim czasie – w
maju zwyciężył w Mistrzostwach
Polski do lat 20. A przed rokiem został mistrzem w trójboju siłowym
do lat 18, wicemistrzem do lat 20
i trzykrotnym
rotnym rekordzistą kraju do
lat 18.
- Miałem dużo szczęścia, po
pierwszych
szych dwóch konkurencjach
prowadziłem,
adziłem, ale
po trzeciej
eciej spadłem na trzecie miejsce
ejsce i
musiałem
ałem
odrabiać
iać
straty.
y.
W y grał e m
d o słownie 0,5
0 5
0,
pkt. – k
komentuje
omentuje ostatni występ.
Spełnia
łnia się jego marzenie z dzieciństwa,
a, choć gdy był mały, nikt nie
traktował
wał poważnie jego fantazji.
- Co
o tydzień siadaliśmy przed
telewizorem
zorem i oglądaliśmy siłaczy
na TVN.
N Mówiłem,
Mówiłem że kiedyś też tak
będę dźwigał, ale wszyscy przyjmowali to z uśmiechem – wspomina.
Swoją przygodę ze sportami siłowymi zaczął stosunkowo niedawno.
- Jako dziecko byłem gruby,
później mnie wyciągnęło i zeszczuplałem, ważyłem 67 kg. Zacząłem trenować tajski boks, ale
spróbowałem też sportów siłowych. W sportach walki nie można
dużo ważyć, jeśli chce się kondycyjnie wytrzymać kilka pięciominutowych rund, więc zrezygnowałem – opowiada. – Od grudnia
do lutego nabierałem masy, równocześnie sześć dni w tygodniu
ćwicząc na siłowni. Teraz ważę
REKLAMA
140 kg. Trenuję przez pięć dni na
siłowni, szóstego dnia jadę na trening do Tarnowa, a siódmego jestem na basenie. W Tarnowie pod
okiem trenera m.in. biegam z walizkami, przeciągam auta i przewalam opony.
Jak mówi, jest przede wszystkim
zawodnikiem statycznym, czyli najlepiej wychodzi mu podnoszenie ciężarów. Jego ulubioną dyscypliną jest
martwy ciąg – podnoszenie sztangi obciążonej talerzami do momentu wyprostowania pleców i nóg w
kolanach.
Tego typu sport to oprócz wyrzeczeń związanych z treningami, także
spore ryzyko kontuzji.
- No cóż, sport zawodowy wymaga poświęceń. Mam rozwalone
prawe kolano, naderwane ścięgno
Achillesa, kontuzję lewego barku…
– wymienia.
Jak mówi, nie każdy może zostać
strongmanem.
- Potrzebne jest uwarunkowanie genetyczne. Nie każdy
może uprawiać ten sport, bo organizm by nie wytrzymał. Trzeba po prostu mieć predyspozycje do dyscyplin siłowych,
a ja takie miałem od zawsze.
Jest jeszcze jedna wada – trzeba
dużo jeść.
- Im większa masa mięśniowa,
tym większe możliwości zbudowania siły – tłumaczy Pasionek. - Światowa czołówka waży nawet po 200
kg. Ja dziennie pochłaniam około
6 tysięcy kalorii. Jem wszystko co
najbardziej kaloryczne, ale bez specjalnej diety. Taką muszą stosować
kulturyści, dla strongmana ważniejsze od diety są treningi.
Predyspozycje, treningi, dieta to
jednak nie wszystko. Nie byłoby startów na zawodach, gdyby nie sponsor.
- Podziękowania należą się Stanisławowi Tokarczykowi, to on
wyciągnął jako pierwszy pomocpieniędzy,
ną dłoń, gdy nie miałem pien
żeby ćwiczyć. On jako jedyny uwierzył we mnie, gdy nie m
miałem
jeszcze żadnych
żadnyc sukcesów na sswoim
koncie. Dlatego
D
nie zamierzam
zami
zmieniać
sponsora – deklaruje
k
Piotr
Pasionek,
nazywany ssądeckim „Pudzianem”.
„Pudzianem”
W codziennych ćwicz
ćwiczeniach
wspomaga go też Marcin Łacny,
a
Ła
do zawodów przygotowuje
z
przyg
y otowuje trener
tr
Tarnowa Sławomir
Sławom
mir Rawiński.
Sam Piotr Pasionek za swó
swój największy sukces poczytuje jedn
jednak nie
złote
łote medale i miejsca na podium,
podiu ale
to że udaje mu się godzić treningi ze
szkołą i pracą. Był uczniem Technikum Gastronomicznego w Nowym
Sączu, teraz przeniósł się do prywatnego liceum.
Jego celem jest w tej chwili Kanada, a w przyszłym roku Arnold Classic amatorów w Ohio
w Stanach Zjednoczonych.
- Będziemy przez najbliższe tygodnie katować konkurencje. Kanada
to pierwsze moje mistrzostwa międzynarodowe, to już wielka sprawa,
będą tam najlepsi z całego świata,
ale myślę, że jest szansa na podium
– mówi z optymizmem.
JOLANTA BUGAJSKA
Mieszkańcy dopingowali na medal
FOT. JERZY CEBULA
Nowy Sącz ma swojego „Pudziana”
Rozmowa z TOMASZEM MICHAŁOWSKIM,
kierownikiem Referatu Promocji i Turystyki Urzędu Miasta Nowego Sącza.
- Jak Pan ocenia sądeckie kibicowanie podczas tegorocznego Tour de Pologne?
- W tym roku było dużo ciekawiej
i barwniej niż w roku ubiegłym. Podczas pierwszej edycji TdP jeszcze nie
wszyscy wiedzieli jak to kibicowanie
może wyglądać, że można się przebierać, że można dopingować w sposób
nietuzinkowy i wesoły. W tym roku
mieszkańcy Sącza byli już z atmosferą
wyścigu oswojeni. Sam mam bardzo
wiele ciekawych zdjęć, które zrobiliśmy na trasie, na których widać nawet
starsze osoby machające z balkonów.
Wielu kibiców było poprzebieranych
i to nie tylko w barwy narodowe ale
też inne ciekawe stroje.
- W ubiegłym roku Sącz dostał nagrodę za
udekorowanie miasta. A w tym roku?
- Zobaczymy. Organizatorzy będą
to dopiero rozstrzygać. Do dwóch tygodni po zakończeniu wyścigu, miasta
nadsyłają dokumentację fotograficzną
czy nagrania filmowe. Na tej podstawie Lang Team będzie przyznawał nagrody. Wszystko przed nami.
- Tour de Pologne, który kosztował Nowy
Sącz prawie 440 tys., miał być świetną promocją miasta. Był?
- Był. Wyścig transmitowany był
w kilkunastu wersjach językowych
do kilkudziesięciu krajów. Oprócz
tego Nowy Sącz pojawił się w obszernych relacjach telewizyjnych,
radiowych, medialnych we wszystkich najważniejszych mediach
w Polsce. Gdyby miasto normalnie
chciało przeznaczyć środki na tego
typu promocję, pewnie nie byłoby
nas na to stać, bo byłaby to kwota
oscylująca w milionach.
- Ale równocześnie mieszkańcy narzekali na gigantyczne korki.
- Tego typu wyścigi były czy
w Krakowie, czy w Rzeszowie i tam
również pojawiły się utrudnienia
w ruchu. Każde duże wydarzenie wiąże się z utrudnieniami. W tym roku
również tak było. Na pewno nałożyło się na to to, że wyścig zbiegł się
z remontem ul. Kolejowej. Ale trudno było modernizację odkładać, tym
bardziej, że mieszkańcy od wielu lat
zgłaszali, że jest to jedna z najgorszych
ulic w Sączu.
ROZMAWIAŁA: (JON)
24
REKLAMA
www.sacz.in – Twój tygodnik codziennie | DOBRY TYGODNIK SĄDECKI 28 lipca 2016

Podobne dokumenty

Nowy Sącz miastem kolarzy!

Nowy Sącz miastem kolarzy! [email protected], tel. 785 340 410 Biuro Reklam i Ogłoszeń: Beata Ziemba, [email protected], tel.889 020 766 Koordynator Biura Wydawnictwa: Bożena Baran, [email protected], tel.721 066 993. Dyrekt...

Bardziej szczegółowo