2 Dłonie i Słowo
Transkrypt
2 Dłonie i Słowo
2012 rok 2 Dłonie i Słowo Kwartalnik Towarzystwa Pomocy Głuchoniewidomym Sprzęt dla głuchoniewidomych? s. 4 Pętla indukcyjna s. 9 Mistrzostwa w Malezji s. 38 Spis treści List od redakcji 3 Elżbieta Gubernator-Syposz Potrzeba matką wynalazków, czyli kilka refleksji o sprzęcie 4 Krzysztof Gaj Pętla indukcyjna 9 Grzegorz Kozłowski Sprzęt w projekcie 14 Magdalena Kocejko Stąpając po cienkim lodzie – o kryzysowym zarządzaniu w TPG (cz. I) 18 Przemysław Żydok Kto może zostać tłumaczem-przewodnikiem? 23 Joanna Celmer-Domańska Sprzęt AGD 29 Lisiczka Rozmowa z Gosią Żywiną 32 Agnieszka Majnusz Mistrzostwa świata w Malezji… od kuchni 38 Zdzisław Koziej Kronika wydarzeń 43 Bożena Więckowska Wydawca: Dłonie i Słowo Kwartalnik Towarzystwa Pomocy Głuchoniewidomym Nr 2 (67) / 2012 rok XVII ISSN 1427-3128 nakład: 1500 egz. + 150 brajl Publikacja dofinansowana przez Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. ul. Deotymy 41 | 01-441 Warszawa tel./faks: 22 635 69 70 www.tpg.org.pl [email protected] od redakcji Drodzy Czytelnicy, tematem przewodnim niniejszego numeru jest sprzęt rehabilitacyjny dla osób głuchoniewidomych. Jest taki czy go nie ma? Z czego korzystamy i jak sobie z tym radzimy? Ciekawa jestem Państwa opinii, więc czekam na listy na ten temat. Może mają Państwo pomysły, jak należałoby sprzęt zmodyfikować, by był bardziej przyjazny dla osób z jednoczesnym uszkodzeniem wzroku i słuchu? Porozmawiajmy o tym! Szczególnej uwadze polecam artykuł Przemysława Żydoka, członka Zarządu TPG, o rozwiązywaniu trudnych problemów finansowych naszej organizacji – co nam działania utrudniało, a co pozwoliło kontynuować pracę na rzecz osób głuchoniewidomych. O wrażeniach z pobytu na zawodach w dalekiej Malezji ciekawie opowiada głuchoniewidomy sportowiec, Zdzisław Koziej. Podstawowe informacje o najważniejszych wydarzeniach w naszej organizacji znajdą Państwo na kolejnych stronach czasopisma. Zachęcam też do regularnego odwiedzania strony www.tpg.org.pl Miłego czytania! Elżbieta Gubernator-Syposz redaktor naczelna DiS 3 temat numeru Potrzeba matką wynalazków, czyli kilka refleksji o sprzęcie Czy istnieją akcesoria ewidentnie przeznaczone dla osób z jednoczesnym uszkodzeniem wzroku i słuchu? Jak sprawdzają się urządzenia dla niewidomych lub niesłyszących w rękach osoby, której dotyczą obie niepełnosprawności? Jakie jest Wasze zdanie na ten temat? Czekamy na listy! Taki już jest ten nasz gatunek, że jak tylko może, to coś ułatwia, polepsza, przyspiesza, skraca, zwiększa, przetwarza, jak uczy historia – magistra vitae. Nie inaczej rzecz się ma, gdy chodzi o nas, niepełnosprawnych – niewidomych i głuchoniewidomych. Wszak żyjemy w tym samym świecie, choć niektórzy sądzą błędnie, że mamy jakiś swój świat. Jeśli tylko technologia, co i raz to nowocześniejsza, pozwala, to i my coś ulepszamy. Różnica między tym modernizowaniem jest jednak znaczna. Zdrowi ludzie dopieszczają coś dla właściwie tylko kilku czynników: wygody, pośpiechu, podniesienia wydajności oraz ze względu na lenistwo (uwaga, bo to grzech). My, głuchoniewidomi i ogółem niepełnosprawni, próbujemy za pomocą techniki zastąpić to, czego nam brakuje do zwiększenia naszej samodzielności – ilu zawodów nie moglibyśmy dziś wykonywać, gdyby nie odpowiednie dostosowanie komputera. 4 DiS Nam, gdy czytamy takie mądrości, zdaje się, że o tych rzeczach pisać nie warto, przecież każdy to wie. Nieprawda. My, owszem, wiemy, ale gdyby nas ktoś, kto ma kapitał, którym mógłby sfinansować nasze techniczne wynalazki, zapytał: po co wam taki sprzęt, do czego służy, musielibyśmy mu tłumaczyć krok po kroku, co nam jest potrzebne. To nie jest bez znaczenia, bo już wiele było inwestycji, które zostały bez konsultacji z nami zrealizowane i okazały się nieużyteczne. Dobrym przykładem jest tutaj domofon dotykowy z brajlowskimi napisami na cyfrach. Niewtajemniczeni – mimo tak wielu prób niemal reklamowania naszych technicznych umiejętności w mediach – w dalszym ciągu myślą, że trzeba literki na komputerze brajlem wykleić. Nie wierzycie? Powiedzcie komuś na ulicy, że obsługujecie komputer. Zapyta: „Ale jak? Pewno ma pan literki brajlowskie na klawiaturze, bo skąd pan wie, co nacisnąć?”. To nieco inne zagadnienie, jednak pokazuje, iż kluczową sprawą jest, abyśmy dobrze wiedzieli, co jest nam potrzebne. Exemplum: ktoś w PZN wpadł na pomysł, i rzecz do końca doprowadził (dać mu Nobla), aby na lekach znalazły się brajlowskie napisy – akurat tu rzeczywiście niezbędne. Efektem są pełna samodzielność i rzadsze wizyty u sąsiadów w celach informacyjnych. Dawniej mieliśmy do dyspozycji tabliczki brajlowskie, później maszyny, dziś mamy elektroniczne maszyny i notatniki brajlowskie. Kiedyś w drukarni PZN używano do tłoczenia blachy, dziś robią to drukarki. Zegarki były tylko na rękę, dziś mamy mówiące, były wibracyjne – nadzieja, że znów się gdzieś pojawią. Są też stopery z dokładnością do jednej dziesiątej w notatnikach brajlowskich. Mamy miarki mówiące i wagi mówiące. Dalej: krokomierze, glukometry, termometry, windy, światła na skrzyżowaniach, autobusy i tramwaje, bankomaty gdzieniegdzie, telefony komórkowe itd. Idziemy więc z postępem i nabieramy samodzielności. Czy zauważyliście jednak, że to wszystko mówi, a my stajemy się coraz bardziej głusi? DiS 5 Bo o ile niewidomym mówiące urządzenia wystarczają, o tyle nam już nie. Osobie niewidomej zegarek mówiący godzinę powie i ją obudzi, głuchoniewidomej niestety już nie. Warto w tym miejscu zauważyć, że prawie nie ma na polskim rynku sprzętu dla niewidomych z wykorzystaniem wibracji, co pozwalałoby głuchoniewidomym w pełni je eksploatować. Cóż nam z tego, że ustawimy alarm w brajlowskim notatniku, gdy 10 m dalej już go nie odbierzemy. A przecież wystarczyłoby dołożyć do urządzeń system zdalnego informowania za pomocą wibracji – głuchoniewidomy spokojnie idzie spać z małym wibrującym urządzeniem na ręku, ustawiwszy po brajlowsku w notatniku alarm pobudki, a już on wibracją go obudzi. Na razie wykorzystujemy komórki pod poduszką oraz ukochanych żonę lub męża, którzy przez nas się nie wyśpią rano. Ale jeśli ktoś cierpi na duży niedosłuch, to i tak ma problem, bo musi korzystać z monitora brajlowskiego do komórek – kolejne ładne kilka tysięcy wydatku, a jak wiadomo, nasze budżety są teraz kryzysowe. Piszę o tym, bo tak naprawdę nie zauważyłem sprzętu dedykowanego konkretnie głuchoniewidomym. Akcesoria przeznaczone dla niewidomych – z wyjątkiem może piszczyka wibrującego na szklankę – są przeważnie gadające. Kiedy tylko mogę, namawiam producentów do tworzenia odbioru brajlem i wibracją, dotykiem. Hmm: wyobrażam sobie, jak siedzę na konferencji z zegarkiem mówiącym, a tu: dzieeewiąąątaaa trzyyydzieeeściii pięęęć. Niewidomi również skorzystają, gdy nie będą musieli informować pozostałych pasażerów tramwaju o godzinie czy szerokości geograficznej z GPS. Do znaczącej poprawy sytuacji głuchoniewidomych doszło w ostatniej dekadzie na skutek zdecydowanego postępu w dziedzinie aparatów słuchowych i urządzeń audio, które są z nimi zsynchronizowane. Aparaty cyfrowe z systemami zdalnej komunikacji dla głuchoniewidomych są niesłychanie pożyteczne. Zapewniają one szybką i łatwą łączność aparatów z praktycznie wszystkimi 6 DiS urządzeniami audio mającymi wyjście słuchawkowe. Dawniej głuchoniewidomy słuchał radia z głośnikiem przy aparacie słuchowym albo na dużą moc wraz z sąsiadami, co wcale nie musiało wzbudzać do niego sympatii otoczenia. Dziś podłącza komórkę do kabelka, a kabelek do małej kostki zawieszonej na szyi i gotowe – resztę pracy wykonuje urządzenie, czyli przekazuje nam dźwięk do aparatu i słuchamy Drobiazgi ułatwiające radia czy muzyki. Jeśli w kinie codzienne funkcjonowanie albo teatrze istnieje tego typu podłączenie, śmiało można z niego korzystać. Nosimy się wprawdzie z kabelkami w kieszeniach, ale żeby tylko takie rzeczy ludzie w kieszeniach nosili, to na świecie nie byłoby źle. Oczywiście i jak zwykle pozostaje jeden problem – cena. Warto jednak marzyć, bo czasem i marzenia potrafią się spełniać. Urządzeń, zwłaszcza elektronicznych, oraz programów specjalistycznych jest tak dużo, że pozostaje tylko zachęcać do poszukiwań. W prasie brajlowskiej, w internecie i podczas rozmów z kolegami dowiadujemy się o nowościach. Problem – jak pisałem – jest jeden, prozaiczny. Jeśli dobrodziej PFRON nie da nam dofinansowania, to możemy sobie pozwolić na ten wibrujący piszczyk na szklankę, zegarek, termometr. Bardziej ambitne rzeczy, typu telefon komórkowy czy komputer z oprogramowaniem, są przeważnie nieosiągalne. Nie wspomnę już o tym, że monitor lub notatnik DiS 7 brajlowski – dla głuchoniewidomego będący fundamentem zdobywania informacji i często jedyną formą kontaktu ze światem – to już suma astronomiczna, jak na nasze możliwości. Dlatego też marzy mi się, aby w PFRON zapanowała inna logika wydawania pieniędzy. Nie według programu, lecz według realnych potrzeb. Bo czasem i pralkę automatyczną zatrzymać trzeba, gdy program idzie, a rzeczywistość płata figle. No, ale tak już jest, że tylko procedury i procedury, taka moda urzędnicza. Warto też wspomnieć, że ogromna większość urządzeń produkowana jest za granicą, a u nas tylko przystosowywana, spolszczana. Czekam i czekam, aż wreszcie znajdzie się ktoś odważny i w naszym kraju powstanie coś rodzimego. Nie dość, że byłoby nasze, to jeszcze prawdopodobnie tańsze. A może kiedyś zostanie stworzony program w PFRON dla tych, którzy będą chcieli dla nas produkować? Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko zachęcać nas samych do myślenia, co jest nam naprawdę potrzebne, a naszych działaczy namawiać do realizacji tych pomysłów, motywowania biznesmenów, inżynierów, informatyków, techników. Tych dawno już – i to dobrych – mamy. Tylko organizatora nam trzeba. Krzysztof Gaj masażysta z Warszawy 8 DiS nowinki techniczne Pętla indukcyjna Pasjonujemy się rozwojem nowoczesnych technologii, szukamy sposobów ich wykorzystania, aby sobie życie ułatwić, uprzyjemnić, a w przypadku nas, osób z niepełnosprawnościami – lepiej funkcjonować. Myślę jednak, że warto zainteresować się rozwiązaniami znanymi już kilkadziesiąt lat temu, ale trochę zapomnianymi albo niedocenianymi. Rozpoczynając cykl poświęcony nowinkom technicznym, chciałbym o takim rozwiązaniu napisać, tym bardziej że może ono służyć zarówno jednej osobie, jak i grupie ludzi – nawet bardzo licznej. Myślę o pętlach indukcyjnych. W ostatnich kilku miesiącach miałem okazję przekonać się, że wielu użytkowników aparatów słuchowych (mogę zaryzykować twierdzenie, iż co najmniej połowa) pojęcia nie ma, że ich aparat słuchowy wyposażony jest w cewkę indukcyjną, a nawet jeśli o tym wie – pojęcia nie ma, do czego może się ona przydać i jak z niej skorzystać. Co gorsza, w wielu aparatach cewka w ogóle nie jest uruchomiona, bowiem audioprotetycy o niej zapominają albo uważają ją za zbędny gadżet i nie informują o niej swoich klientów ani nie konfigurują aparatów do współpracy z nią. Tymczasem jest to bardzo użyteczny element aparatu słuchowego, dzięki któremu jego użytkownik może skuteczniej wykorzystywać go w różnych sytuacjach. Podstawową funkcją cewki indukcyjnej jest umożliwienie osobie słabosłyszącej lepszego odbioru dźwięku ze słuchawki telefonicznej. Aparaty mają zazwyczaj dwa tryby pracy: tryb zwykły – DiS 9 wykorzystujący mikrofon i umożliwiający odbiór dźwięków z otoczenia – oraz tryb telefoniczny umożliwiający odbiór dźwięków ze słuchawki telefonicznej przy wyłączonym mikrofonie. Wyboru trybu dokonuje się za pomocą przełącznika, który można ustawić na pozycji oznaczonej literą M (mikrofon) lub literą T (telefon). W aparatach programowanych (np. sterowanych za pomocą pilota) wyboru trybu dokonuje się poprzez włączenie odpowiedniego programu. Niektóre aparaty mają też możliwość równoczesnej pracy w obu trybach – a więc możemy odbierać sygnał zarówno z mikrofonu, jak i z cewki indukcyjnej; w aparatach programowanych można dodatkowo określić siłę sygnałów. Wielką zaletą trybu „T” jest to, iż wyłączany jest mikrofon wbudowany w aparat. Dzięki temu eliminowane są zbędne dźwięki i hałasy w pobliżu osoby słabosłyszącej – może ona słyszeć wyłącznie dźwięk ze słuchawki telefonicznej. Aby to osiągnąć, należy przyłożyć odpowiednio słuchawkę do aparatu słuchowego. Zjawisko indukcji elektromagnetycznej wykorzystywane jest w urządzeniu zwanym pętlą indukcyjną. Okazuje się tu, że gdy przewód elektryczny, w którym płynie zmienny prąd, tworzy pętlę – a więc jego początek i koniec podłączone są do jednego źródła sygnału elektrycznego – w całej przestrzeni, wokół której biegnie ów przewód, powstaje zmienne pole elektromagnetyczne. Tak więc, gdy w obszarze ograniczonym przez przewód tworzący pętlę znajdzie się aparat słuchowy z cewką indukcyjną i gdy aparat ten przełączony zostanie w tryb „T”, użytkownik może słyszeć dźwięk jednakowo dobrze w każdym miejscu wewnątrz obszaru ograniczonego pętlą. I nie jest ważne, czy będzie to tzw. pętla naszyjna, osobista, czy też wielka pętla zainstalowana na sali koncertowej albo na stadionie sportowym. Wystarczy, że do sterownika pętli – urządzenia, do którego podłączone są oba końce przewodu pętli indukcyjnej – podłączone zostanie źródło sygnału akustycznego, np. mikrofon, radio, odtwarzacz mp3, telewizor, komputer. 10 DiS Jak to wygląda w praktyce? Istnieją naszyjne pętle indukcyjne. Nazwa bierze się stąd, że użytkownik nosi na szyi małą pętlę – niczym korale albo krawat (w handlu spotykana jest nazwa „pętla krawatowa”, ale chodzi o to samo rozwiązanie). Końcówki przewodu, który zawieszamy na szyi, podłączone są do sterownika pętli niczym do breloczka lub wisiorka. Jeszcze kilka lat temu sterownik był podłączany krótszym lub dłuższym kablem do urządzenia typu radio, telefon komórkowy, odtwarzacz mp3 lub innego źródła dźwięku (mógł to też być odbiornik systemu FM). Osoba słabosłysząca korzystająca z takiej osobistej pętli indukcyjnej może swobodnie słuchać dźwięku bez używania słuchawek – wystarczy, że przełączy aparat słuchowy w tryb „T”. Rozwiązanie to jest bardzo wygodne w przypadku sprzętu przenośnego, np. odtwarzacza mp3 lub telefonu komórkowego1, mniej wygodne jest w przypadku urządzeń stacjonarnych – np. odbiornika telewizyjnego. Kabel, nawet długi, którym sterownik pętli naszyjnej musi być połączony z telewizorem, ogranicza swobodę ruchów. Ale tu z pomocą przyszły nowoczesne technologie. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby sygnał ze źródła dźwięku był przekazywany do sterownika pętli drogą bezprzewodową – przy wykorzystaniu fal radiowych lub technologii Bluetooth. Obecnie stosuje się te właśnie technologie. Na rynku dostępne są indywidualne pętle indukcyjne, których sterownik wyposażony jest w odbiornik bluetooth. Jeżeli więc mamy indywidualną pętlę indukcyjną z odbiornikiem bluetooth, a do źródła sygnału dźwiękowego, np. telewizora, podłączymy nadajnik, to możemy swobodnie słuchać tegoż telewizora. Ponieważ nadajniki bluetooth są niemal standardowo montowane w telefonach komórkowych albo komputerach przenośnych – możemy również bez przeszkód używać indywidualnych pętli indukcyjnych, aby korzystać z tych urządzeń. Jeżeli komputer nie obsługuje technologii Bluetooth, warto kupić standardowy nadajnik 1 Pętle indukcyjne dedykowane telefonom komórkowym oferuje głównie Nokia DiS 11 bluetooth podłączany do portu USB. To wydatek rzędu kilkudziesięciu złotych. To, jak bardzo można oddalić się od nadajnika, zależy od jego mocy. Im mocniejszy (i droższy) nadajnik, tym większy zasięg. W warunkach domowych wystarczy taki o zasięgu do 10 m. Cena wynosi zwykle kilkadziesiąt złotych, ewentualnie nieco ponad 100 zł. Nadajnik o zasięgu 100 m to wydatek około 300 zł. Koszt indywidualnej pętli indukcyjnej wyposażonej w bluetooth mieści się w przedziale 300–700 zł; bywają tańsze, ale trzeba pamiętać, że im tańsza pętla, tym może być mniej trwała, mieć mniej dodatkowych funkcji. Droższe pętle oferują zwykle możliwość współpracy z kilkoma nadajnikami jednocześnie, co pozwala łatwo przełączać się np. między słuchaniem dźwięku z komputera lub telefonu komórkowego. Możemy mieć również możliwość zdalnego sterowania odtwarzaczem mp3. Osobiste pętle indukcyjne oferują przeważnie dystrybutorzy aparatów słuchowych i u nich najlepiej o nie pytać, tym bardziej że bez trudu dopilnujemy wówczas, czy sprzedawca odpowiednio skonfigurował aparat słuchowy do korzystania z cewki indukcyjnej oraz dobrze zestroił aparat z pętlą. Pętli można też szukać u dystrybutorów telefonów komórkowych – przede wszystkim w salonach Nokii. Ale warto pytać i w innych, bowiem sytuacja zmienia się dynamicznie i dzięki zastosowaniu technologii Bluetooth w zasadzie każdy aparat obsługujący tę technologię, powinien współpracować z pętlą. Warto pamiętać, że pętla indukcyjna jako sprzęt wspomagający słyszenie może być refundowana m.in. ze środków PCPR w ramach programu likwidacji barier w komunikowaniu się. Wspomniałem na początku, że pętle indukcyjne wykorzystuje się nie tylko jako sprzęt osobisty, lecz także – co jest szczególnie użyteczne – zbiorowo, przez bardzo liczne grupy osób słabosłyszących noszących aparaty słuchowe na co dzień i takie, które korzystają z nich okazjonalnie. Zasada działania jest identyczna, 12 DiS tyle że rozmiar pętli jest dowolnie duży i odpowiednio duża musi być moc sterownika pętli. Przewód pętli może być np. ułożony dookoła pokoju, mieszkania, sali konferencyjnej, koncertowej, kinowej czy teatralnej. Pętla może być położona w kościele lub na stadionie sportowym. Wszyscy słabosłyszący, którzy znajdą się w obszarze otoczonym pętlą – nieważne, ilu by ich było – będą mieć jednakowy odbiór sygnałów dźwiękowych podłączonych do sterownika pętli. Koszt pętli, którą chcielibyśmy zainstalować w mieszkaniu, to wydatek rzędu kilkuset złotych. Im większa pętla, tym większy koszt. Cena pętli instalowanej w obiekcie, w którym może przebywać nawet kilkaset osób, kształtuje się na poziomie kilku tysięcy złotych. Jeżeli jednak uwzględnimy fakt, że z takiej pętli może korzystać jednocześnie kilkadziesiąt osób, rozwiązanie to naprawdę jest atrakcyjne cenowo. Dodatkowo, jak wspomniałem, mogą z niego korzystać również osoby słabosłyszące nieużywające aparatów słuchowych na co dzień – za sprawą wygodnych odbiorników indukcyjnych, do których podłącza się zwykłe słuchawki. Koszt takiego odbiornika to około 100 zł. Aby instalacja pętli indukcyjnej była skuteczna, urządzenie to musi spełniać pewne normy. Zdarza się, niestety, że instalowane są pętle, które nie uzyskały certyfikacji – sygnał jest wówczas zbyt słaby albo nierównomiernie rozkłada się w obszarze otoczonym pętlą. Dlatego tych, których temat zainteresował, zwłaszcza w aspekcie zbiorowym, proszę o kontakt. Mam nadzieję, że tych kilka słów zachęci czytelników do stosowania pętli indukcyjnej w życiu prywatnym, a także do propagowania idei instalowania pętli w kinach, teatrach oraz innych obiektach, w których przebywamy i z których chcemy i mamy prawo w pełni korzystać. Grzegorz Kozłowski przewodniczący Zarządu TPG DiS 13 weź sprawy w swoje ręce… Sprzęt w projekcie W ramach projektu „Wsparcie osób głuchoniewidomych na rynku pracy II – Weź sprawy w swoje ręce.” TPG przyznawało sprzęt niwelujący ograniczenia funkcjonalne osób głuchoniewidomych. To jedyna taka akcja TPG w ciągu ostatnich trzech lat. Skorzystało z niej wiele osób z różnych części Polski. Przedstawiamy jej podsumowanie! Osoby głuchoniewidome mogły się ubiegać o sprzęt pomagający im w nauce lub znalezieniu albo utrzymaniu zatrudnienia. Wynikało to z narzuconego różnymi wytycznymi celu projektu PO KL, którym jest aktywizacja zawodowa. TPG mogło przeznaczyć na wyposażenie osób głuchoniewidomych w sprzęt 300 000 zł. Wydaje się, że to niemała kwota, ale sprzęt niwelujący ograniczenia funkcjonalne jest bardzo drogi, a osób które go potrzebują – dużo. Zwróciliśmy się więc do Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych (PFRON) z prośbą, o zwiększenie puli o 100 000 zł. Okazało się jednak, że to wciąż kropla w morzu potrzeb. Wnioski, które dostaliśmy od osób głuchoniewidomych w całej Polsce, były w sumie na kwotę ponad 1 000 000 zł! Różnicę przedstawia Wykres 1. 15% środków na realizację projektu pochodzi z budżetu PFRON Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego Wykres 1. Porównanie finansowe Wnioski z prośbą o sprzęt niwelujący ograniczenia funkcjonalne złożyło 248 osób. W sumie udało nam się wesprzeć 125 osób. Otrzymały przede wszystkim różnego typu pomoce optyczne, aparaty słuchowe i sprzęt komputerowy wraz z oprogramowaniem. Co o sprzęcie myślą osoby, które z niego korzystają? Wiosną tego roku przeprowadziliśmy badanie ewaluacyjne, które miało sprawdzić, czy sfinansowany przez TPG sprzęt jest użyteczny i do czego się przydaje. Chcieliśmy się też dowiedzieć, jak osoby, które taki sprzęt dostały, oceniają sposób jego przyznawania. Wszyscy beneficjenci z lat 2010 i 2011 dostali od nas ankietę ewaluacyjną z prośbą o wyrażenie swojej opinii. Wróciło do nas 31 kwestionariuszy. Okazało się, że zdecydowana większość osób, bo aż 92%, jest zadowolona ze sprzętu, który otrzymała. Przyznane oceny zaprezentowano na Wykresie 2 (5 oznacza ocenę najwyższą). DiS 15 Wykres 2. Zadowolenie ze sprzętu Aż 70% osób używa sprzętu każdego lub prawie każdego dnia. Sprzęt przydaje się przede wszystkim w pracy i do nauki. Nieodzowny jest także w życiu codziennym. Jak stwierdził jeden z respondentów, sprzęt potrzebny jest „do czytania, majsterkowania, czytania instrukcji, czytania gazet, książek, ulotek z leków, włączania gaźników, nawlekania igły itd. Jest […] jak drugie oczy”. Niektórym osobom sprzęt ułatwił znalezienie pracy, co obrazuje następująca wypowiedź: „dzięki komputerowi, który dostałem, wyrwałem się z bezrobocia, małymi krokami zacząłem zarabiać, mogę dzięki internetowi mieć kontakt z klientem oraz czerpać aktualną wiedzę”. Porównanie tego, jak sprzęt przyznają TPG, PFRON i Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie wypadło na korzyść TPG. Aż 84% badanych osób uznało, że TPG przyznaje sprzęt lepiej niż te instytucje. Widać to na Wykresie 3. 16 DiS Wykres 3. Ocena sposobu przyznawania sprzętu Respondenci zwracali przede wszystkim uwagę na to, że procedury przyznawania sprzętu przez TPG są mniej skomplikowane, a pomoc w doborze sprzętu znacznie większa. Działania naszej organizacji podsumowuje następująca opinia: „lepsza opieka specjalistyczna, bezpośredni kontakt, dostęp do wiadomości, wypełnianie dokumentacji, codziennie, stałe kontaktowanie się specjalistów z nami”. Badanie wykazało, że przyznawany sprzęt jest potrzebny osobom głuchoniewidomym na co dzień. Przyczynia się też do aktywności zawodowej – uczestnicy akcji bardzo często wykorzystują go w pracy. Warto zatem uświadamiać instytucje, które przyznają pieniądze, iż środki na sprzęt niwelujący ograniczenia funkcjonalne są rzeczywiście niezbędne i naprawdę mogą zmienić sytuację osób głuchoniewidomych. Magdalena Kocejko specjalistka ds. monitoringu i ewaluacji w projekcie „Wsparcie osób głuchoniewidomych na rynku pracy II – Weź sprawy w swoje ręce.” DiS 17 w Towarzystwie Stąpając po cienkim lodzie – o kryzysowym zarządzaniu w TPG (cz. I) 1 czerwca tego roku na stronie internetowej TPG ukazał się komunikat specjalny informujący o dramatycznej sytuacji naszej organizacji oraz o wprowadzonym na jej skutek zarządzaniu kryzysowym. Wiele osób przyjęło to z zaskoczeniem. Czy owo tąpnięcie było zjawiskiem niespodziewanym? Czy stan kryzysowy został przezwyciężony? W jakim miejscu się znajdujemy? Na te pytania spróbuje odpowiedzieć Przemysław Żydok, skarbnik TPG. Gdy 15 września 2008 roku jeden z najpotężniejszych amerykańskich banków, Lehman Brothers, ogłosił upadłość, światową finansjerą wstrząsnął konwulsyjny dreszcz, którego skutki wciąż odczuwamy. Szybko jednak odkryto, że uruchomiona w ten sposób spirala zdarzeń była jedynie objawem zewnętrznym globalnego kryzysu finansowego, którego wewnętrzne przyczyny sięgały ryzykownych metod zarządzania funduszami co najmniej z połowy lat 90. Źródeł kryzysu nie dostrzeżono na czas (a może po prostu nie chciano ich dostrzec), a te przeobraziły się w rwącą rzekę (gwałtowny spadek cen nieruchomości w USA z roku 2006), która w 2008 roku z hukiem wodospadu uderzyła w światowy system gospodarczy. Podobnie było z TPG. Czerwcowy komunikat to właśnie nasz swoisty upadek Lehman Brothers. Wystający nad wodę wierzchołek góry lodowej. Gdzie znajdziemy podwaliny tej sytuacji? 18 DiS Świadomość kryzysu Pisanie tego typu artykułów ma m.in. tę zaletę, iż zmusza do spojrzenia w przeszłość. Kiedy sięgnąłem pamięcią do wydarzeń z kilku ostatnich lat i niczym puzzle składałem elementy historii ze starych e-maili i dokumentów, z dużym zaskoczeniem odkryłem, że świadomość kryzysu – bardzo podobną do obecnej – mieliśmy już sześć lat temu. W 2007 roku swoje urzędowanie kończył Zarząd VI kadencji, zwany „zarządem przełomu”, „zarządem rewolucji”, „młodymi wilkami”. Na koncie tej ekipy znalazło się wiele sukcesów: TPG wypływało na szerokie wody rozwoju regionalnego, powstało 14 Jednostek Wojewódzkich, kilka nowych Regionalnych Klubów Głuchoniewidomych, nasze stowarzyszenie zostało zasilone nowymi podopiecznymi oraz intensywną pracą setek wolontariuszy, rozwinęły się również kadry instruktorskie. Już wtedy pojawił się cień. Pod koniec kadencji, w 2007 roku, zaczęliśmy zauważać, że coś jest nie tak. W tym rozrośniętym organizmie brakowało odpowiednio funkcjonującego mózgu, koordynacji. Przy wsparciu przyjaciół z większym doświadczeniem w zarządzaniu oraz Komisji Rewizyjnej (śp. Wacław Kalinowski był pierwszym, który dla zarządzania TPG szukał inspiracji w „spirali jakości” z norm ISO) zaczęliśmy pionierski, wewnętrzny audyt TPG. Efektem tego procesu było wypracowanie dokumentu „Szkic do strategii Towarzystwa Pomocy Głuchoniewidomym 2008–2011”, który został przyjęty przez VII Walne Zebranie. Plan ratunkowy ląduje w koszu Do głównych założeń owego szkicu należało wdrożenie zintegrowanego systemu zarządzania organizacją – a zatem stabilizacja i systematyzacja zarówno struktur administracyjnych, jak i merytorycznych. Stanowiło to dość oczywistą odpowiedź na chaos, który DiS 19 zaczął zżerać organizację. Dla zobrazowania pewnych analogii ówczesnych założeń i obecnej sytuacji pozwolę sobie na zacytowanie fragmentu rekomendacji z tego dokumentu: „Należy zbudować klarowny model kompetencji, współpracy i przepływu informacji pomiędzy poszczególnymi jednostkami TPG (Walne Zebranie, Zarząd, Biuro, Jednostki Wojewódzkie, Kluby, Sekcje, Komisja Rewizyjna) uwzględniający specyfikę tych jednostek […]. Ryzyko maksymalizowania działalności merytorycznej przy braku takiego modelu jest na tyle niebezpieczne, że na czas tworzenia i wprowadzania modelu zarządzania zaleca się wstrzymanie tej maksymalizacji, a nawet – jeśli będzie to konieczne – zmniejszenie ilości działań merytorycznych TPG”. Brzmi niemalże jak instrukcja do kryzysowego komunikatu z 1 czerwca 2012 roku, nieprawdaż? Jestem zdania, iż rok 2008 był momentem, w którym TPG mogło przejść niezbędne reformy jeszcze w miarę bezboleśnie. Kryzys dostrzeżony w roku 2007 był bowiem naturalnym etapem po dynamicznym rozwoju z trzech poprzednich lat (według teorii rozwoju organizacji kryzysy są koniecznym następstwem okresów rozwojowych, pozwalają przejść na wyższy poziom). Naprawa jednak nie nastąpiła. Próba reformy napotkała wyraźny opór dużej części pracowników biura – bez zrozumienia celu i charakteru zmiany wprowadzanej przez „młode wilki”, jej konieczność została w sposób naturalny odebrana jako zagrożenie. Paradoksalnie, opór ten wsparty został dużym dystansem Przewodniczącego TPG do koncepcji objęcia życia organizacji sztywnym systemem procedur. Grzegorz Kozłowski zawsze podkreślał, że „najważniejszy jest człowiek”, że „człowiek, a nie procedura jest celem organizacji”, wtedy zaś powszechny był lęk, iż konkretny system zarządzania tego człowieka zadusi. Plan ratunkowy organizacji wylądował w koszu, system zarządzania owszem był budowany… ale tylko w rozpoczynającym się wtedy projekcie finansowanym ze środków UE „Wsparcie osób głuchoniewidomych na rynku pracy”, z którym 20 DiS związała się część zniechęconych oporem reformatorów. Reszta TPG – na początku nieświadomie – tonęła w lepkim i coraz bardziej niebezpiecznym chaosie. Lata 2008–2011. Zewnętrzne sukcesy i… coraz bliżej nieistnienia Kryzys nierozwiązany staje się kryzysem chronicznym, definiowanym jako efekt pozornego rozwiązania problemu, w którym osoba wypierająca ze swej świadomości nieprzyjemne treści, wydatkuje na to wiele swojej energii. Coś podobnego nastąpiło w TPG. Członkowie Zarządu – Małgosia Benisz, Michał Radzki, Kasia Łuczak, Tomek Bąkowski – widząc, jak bardzo marginalizowane jest to statutowe ciało, jak ich apele o krytyczną refleksję odbijają się od ściany, odchodzili rozgoryczeni niemożnością wprowadzenia zmiany. Grzegorz Kozłowski, doskonały, charyzmatyczny lider środowiska i wymarzony Przewodniczący TPG, nie odnalazł się równie dobrze w roli dyrektora biura. Biuro z kolei, bez mocnego menedżera, popełniało coraz więcej błędów. Dziś, po audycie wewnętrznym, wiemy już całkiem sporo o charakterze tych błędów, choć i tak nie jest to obraz kompletny, jednoznacznie i bezdyskusyjnie zamykający kwestię przyczyn obecnego kryzysu organizacji. Sporo winy za ten stan szukać należy w okolicznościach zewnętrznych, zwłaszcza w bardzo poważnych opóźnieniach transferu środków z projektów PFRON-owskich na dany rok. Dużo ważniejsze wydają się jednak okoliczności wewnętrzne. Na pewno do powstałego w tamtym okresie zadłużenia istotnie przyczynił się dość duży optymizm osób piszących wnioski o dofinansowanie – chcąc pozyskać dużą pulę środków, TPG deklarowało zdobycie relatywnie dużej kwoty wkładu własnego. Niestety, wkład deklarowano na zbyt wysokim poziomie, a jego nieosiągnięcie DiS 21 skutkowało zwrotami poważnych kwot do grantodawców. Brak dobrego zarządzania finansami sprawiał, że konieczne stało się oddawanie środków niewydatkowanych oraz niekwalifikowalnych, czyli źle wydanych. Z kolei nieusystematyzowana polityka kadrowa nieraz owocowała zatrudnianiem personelu bez pełnego pokrycia kosztów stanowisk gwarantowanymi funduszami, co zwiększało zadłużenie i powodowało kilkumiesięczne nawet wstrzymywanie wypłat. Były też inne przyczyny – np. brak kontroli wydatków stałych (czynsz, telefon, serwis urządzeń, itp.) czy też rosnące odsetki wynikające z zalegania z płatnościami. Wszystko to przyczyniło się do tego, że dług organizacji rósł w zatrważającym tempie. Co więcej, bez dobrego systemu zarządzania finansami dług ten trudno było określić, zoperacjonalizować. Przy braku łatwych środków zaradczych problem starano się zamiatać pod dywan, licząc, że może rozwiąże się sam. Nadzieje te nie brały się zresztą znikąd. Zewnętrznie TPG odnotowywało przecież niepodważalne sukcesy: stawaliśmy się coraz bardziej rozpoznawalni na „salonach” (efektem był znaczny postęp w walce o kod 13-G oraz ustawa o języku migowym), z powodzeniem realizowaliśmy duży europejski projekt włączający w nasze szeregi setki nowych beneficjentów oraz cennych specjalistów. Innych działań dla osób głuchoniewidomych także było sporo. Problemy jednak nie znikały i spod dywanu krzyczały coraz głośniej. A wraz z tym krzykiem TPG umierało. Coraz częściej w biurze mówiło się, że jeszcze jeden źle rozliczony projekt i TPG – jedyna w Polsce organizacja dla osób głuchoniewidomych – przestanie istnieć, zbankrutuje jak Lehman Brothers. I właśnie wtedy, w końcu roku 2011, przyszło VIII Walne Zebranie TPG... Przemysław Żydok skarbnik Zarządu TPG koordynator merytoryczny projektu „Wsparcie osób głuchoniewidomych na rynku pracy II – Weź sprawy w swoje ręce.” 22 DiS tłumacz-przewodnik Kto może zostać tłumaczem-przewodnikiem? Kolejna część rozważań na temat tłumaczy-przewodników osób głuchoniewidomych. Tym razem odpowiedź na pytanie o to, jakie predyspozycje powinien mieć kandydat do tej funkcji. „Mówisz, że ja ci pomogłem. Była to moja przyjemność, tańczyłem mój taniec. Pomogło ci to, no to cudownie. Przyjmij moje gratulacje. Niczego mi nie zawdzięczasz”. „Przebudzenie”, Anthony de Mello Pomoc drugiej osobie, nie może wynikać z litości, z poczucia, że tylko dzięki temu będzie się lepszym człowiekiem, z egzaltowanego zachłyśnięcia się tak intrygującym, a dla niektórych nawet egzotcznym środowiskiem, jakie tworzą osoby głuchoniewidome. Pomoc powinna być bezinteresowna, wykonywana z radością, naturalnie, bez niezdrowej ciekawości. Praca tłumacza-przewodnika wymaga dojrzałości emocjonalnej oraz społecznej. Obcowanie ze sprzężoną niepełnosprawnością nie powinno budzić sensacji. Chęć spotykania się z głuchoniewidomymi nie może wynikać z pragnienia sprawdzenia się w nowej sytuacji czy dowiedzenia się, jak też „oni sobie radzą bez wzroku i słuchu”, by potem pochwalić się swoją wrażliwością na Facebooku. W pracy tłumacza-przewodnika ważne są intencje i motywacja, wiedza merytoryczna, a także predyspozycje indywidualne (cechy DiS 23 charakteru, sprawność psychofizyczna) oraz rozsądek. Osoba wspierająca samodzielne działania głuchoniewidomego powinna stwarzać mu maksymalne poczucie bezpieczeństwa, jednocześnie dając swobodę w podejmowaniu decyzji. Tłumacz-przewodnik powinien czerpać siłę i radość z dobrze wykonanej pracy, nie oczekując ciągłych zapewnień o wdzięczności czy też wylewnych podziękowań, a tym bardziej nie zmuszając do nich osoby, której pomaga. Zarówno pomoc, jak i słowo „dziękuję” powinny wypływać z naturalnej potrzeby. Współpraca osoby głuchoniewidomej z jej przewodnikiem opiera się na zasadzie otwartości na potrzeby drugiej strony bez nacisku i manipulacji. Pełnienie funkcji tłumacza-przewodnika to szczególna misja bycia czyimiś oczami i uszami. „Chcąc w pełni świadomie i niezależnie uczestniczyć w życiu społecznym, głuchoniewidomy nie jest w stanie obyć się bez życzliwej pomocy tłumacza, który za niego i dla niego opanuje daną sytuację z całym bogactwem jej wizualno-dźwiękowej treści. Dzięki tłumaczowi głuchoniewidomy jest w stanie uzyskać najlepszą z możliwych więzi z otoczeniem, a także stać się integralną jego częścią. Bycie dobrym tłumaczem dla kogoś, kto nie widzi i nie słyszy, nie jest jednak prostym zadaniem. Dobry tłumacz musi dokonać Tłumacz-przewodnik zna oceny środowiska fizycznego kilka metod komunikacji pod kątem potrzeb i możliwości z osobami wzrokowo-słuchowych, przekazywać głuchoniewidomymi 24 ciąg dalszy na s. 25 na bieżąco cały kontekst sytuacyjny oraz koncentrować się na organizacji myśli, klarowności przekazu, umiejętnym syntetyzowaniu wiadomości”1. Moim zdaniem bycie dobrym tłumaczem-przewodnikiem to wyzwanie, ale osoba, która mu sprosta, odczuje ogromną satysfakcję. W tej pracy oddaje się komuś cząstkę siebie – swoje widzenie świata, interpretację zdarzeń. Nie da się do końca zachować chłodnego obiektywizmu, opisując zachód słońca nad morzem, niezwykły obraz. Czy wypowiadając słowa „piękny” albo „smutny” lub przybierając zachwycony ton głosu, nie jesteśmy już subiektywni? Czy to źle? Nie. Zabarwianie obrazu emocjami w konkretnych sytuacjach pozwala „więcej i pełniej” przeżyć osobie, która nie może tego doświadczyć sama. Jednak tak jak we wszystkim należy zachować umiar i nie opisywać z detalami cuchnącego kontenera na śmieci, który stoi obok plaży, bo nikogo to raczej nie wzbogaci. Dobry tłumacz2 powinien mieć pogodne usposobienie. Jak pisze głuchoniewidomy Daniel Alvarez Reyes: „Zły tłumacz może popsuć ci piękny, słoneczny dzień!”. Najlepiej ocenią to sami głuchoniewidomi. TPG, które organizuje kursy tłumaczy-przewodników w całej Polsce, wypracowało standardy dotyczące przyjęć na szkolenia oraz nauczanych treści. W ramach stowarzyszenia działa grupa Instruktorów Szkoleń Tłumaczy-Przewodników, którzy legitymują się certyfikatami uprawniającymi do prowadzenia kursów tłumaczy-przewodników oraz szkoleń dla różnych grup odbiorców. Dziewiętnaście osób w 2006 roku ukończyło autorski tygodniowy Kurs Kadry Kształcącej Towarzystwa Pomocy Głuchoniewidomym „Zarzewie” w Błędowie koło Pomiechówka, zdobywając zarówno wiedzę teoretyczną, jak i praktyczne umiejętności z zakresu 1 2 Benisz-Stępień M., „Komunikacja przez dotyk – głuchoniewidomi” [w:] Błeszyński J.J. (red.), „Alternatywne i wspomagające metody komunikacji”, Impuls, Kraków 2006 Tamże DiS 25 specyfiki, rehabilitacji i psychologii głuchoślepoty oraz umiejętności prowadzenia szkoleń, kontaktów interpersonalnych itp. TPG ręczy za ich merytoryczną wiedzę, kompetencje oraz doświadczenie. Informacją, naborem, a także zapleczem organizacyjnym szkoleń na miejscu zajmują się zazwyczaj koordynatorzy wolontariatu, pełnomocnicy jednostek regionalnych lub osoby przez nich wyznaczone. Osoby chcące uczestniczyć w szkoleniu są przeważnie dobrze im znanymi wolontariuszami aktywnymi na polu pomocy osobom głuchoniewidomym w danym mieście. Zgodnie ze Standardami Szkoleń TPG3 kandydat na tłumacza-przewodnika: • musi być osobą pełnoletnią, • musi być wolontariuszem TPG przynajmniej od 1 roku, • musi wykazać się co najmniej 60 godzinami bezpośredniej pracy wolontariackiej z głuchoniewidomymi (wymagane jest zaświadczenie pełnomocnika TPG w danym regionie), • musi poświadczyć w ankiecie zgłoszeniowej, że jest osobą zdrową, nieobciążoną poważnymi schorzeniami, typu choroby psychiczne, neurologiczne, zaawansowane choroby układowe (w szczególnych wypadkach można przedłożyć zaświadczenie od lekarza prowadzącego, że osoba może wykonywać pracę tłumacza-przewodnika; w indywidualnych przypadkach istnieje możliwość zatrudniania jako tłumacza lub przewodnika osoby słabowidzącej bądź słabosłyszącej), • musi być sprawny fizycznie. Kandydaci zobowiązani są do wypełnienia ankiety poświadczającej spełnienie powyższych warunków, aby uniknąć sytuacji, w których narażone byłoby zdrowie lub życie beneficjenta pomocy. Osoba, 3 26 Standardy Szkoleń Tłumaczy-Przewodników Osób Głuchoniewidomych w Towarzystwie Pomocy Głuchoniewidomym, Kurs Instruktorów Szkoleń Tłumaczy-Przewodników „Zarzewie” 2006 DiS która chciałaby pracować jako tłumacz-przewodnik, powinna ponadto wyróżniać się takimi cechami, jak: otwartość, umiejętność nawiązywania kontaktu i komunikowania się z innymi, elastyczność, odporność na stres, punktualność, spostrzegawczość, empatia, inteligencja, cierpliwość, takt, szacunek dla innych ludzi, umiejętność dawania poczucia bezpieczeństwa, dobra organizacja pracy, przewidywanie, konsekwencja w działaniu, stanowczość, kreatywność, spokój, życzliwość, zaradność, asertywność, szybkość reakcji, elastyczność i umiejętność wyciągania wniosków z własnych doświadczeń. Wydaje się, że taki zestaw cech może mieć tylko człowiek idealny. W każdym z nas jest spektrum dobrych cech, jednak część z nich rozwijamy, a części nie. Poziom i zakres tego rozwoju wyznaczamy sami. Praca tłumacza-przewodnika pozwala nam się rozwijać i stawia wyzwania. Po zakwalifikowaniu się na kurs uczestnicy przechodzą szkolenie z teorii i praktyki. W skład treści programowych szkoleń tłumaczy-przewodników wchodzą: • wiadomości z zakresu działań TPG oraz specyfiki tego środowiska, • wiadomości ogólne na temat głuchoślepoty, dysfunkcji narządów wzroku i słuchu i konsekwencji tych uszkodzeń w szerokim kontekście funkcjonowania społecznego, • praktyczne symulacje doświadczania sytuacji osoby niewidomej i niesłyszącej jednocześnie, wykonywanie czynności w specjalnych okularach symulujących słabowidzenie, komunikowanie się bez możliwości pełnego udziału słuchu i wzroku, • nauka metod i zasad komunikowania się z osobą głuchoniewidomą o różnym charakterze uszkodzenia wzroku i słuchu, • nauka poruszania się z osobą głuchoniewidomą w różnych warunkach i po różnym terenie (zasady i technika), • wiadomości na temat pracy tłumacza-przewodnika (etyka, prawa i obowiązki, zasady świadczenia usług). DiS 27 Po szkoleniu każdy uczestnik otrzymuje komplet autorskich materiałów edukacyjnych i ma możliwość przystąpienia do egzaminu teoretycznego w formie testu, ostatecznie weryfikującego jego wiedzę. Po jego zaliczeniu odbywa się egzamin praktyczny, podczas którego oceniane są umiejętności bezpiecznego poruszania się z osobą głuchoniewidomą w terenie. Egzaminowani muszą prawidłowo poprowadzić podopiecznego w określone miejsca, pokonując szereg „przeszkód”, które zwykle napotykamy w przestrzeni publicznej (schody, krawężniki itp.). Dopiero pomyślnie zaliczone obie części egzaminu upoważniają tę osobę do podjęcia pracy w charakterze tłumacza-przewodnika. Pierwsze 30 godzin to tzw. praktyka wolontariacka. Dopiero po ich przepracowaniu świeżo upieczony tłumacz-przewodnik otrzymuje oficjalny dyplom, potwierdzający jego kwalifikacje. Od tego momentu ma on możliwość wykonywania pracy odpłatnie. Usługi finansuje TPG. Głuchoniewidomi korzystają z pomocy tłumacza-przewodnika bezpłatnie, są tylko zobowiązani do podpisania – po wykonanym zadaniu – formularza zlecenia, który tłumacz-przewodnik musi przedstawić w biurze, aby udokumentować swoją pracę, np. pomoc w załatwianiu rozmaitych codziennych spraw w miejscu zamieszkania i poza nim, pomoc na turnusach rehabilitacyjnych, arteterapeutycznych, wsparcie podczas konferencji, szkoleń, warsztatów aktywizacji zawodowej, spotkań i wycieczek klubowych czy kółek zainteresowań. Joanna Celmer-Domańska instruktor rehabilitacji podstawowej i orientacji przestrzennej instruktor szkoleń tłumaczy-przewodników 28 DiS poradnik domowy Sprzęt AGD Dzisiaj chciałam powiedzieć Wam o sprzęcie przydatnym w gospodarstwie domowym – zarówno tym specjalistycznym, jak i tworzonym z myślą o osobach pełnosprawnych. My przecież też musimy używać pralki, piekarnika oraz innych urządzeń, które nie są przystosowane do potrzeb osób głuchoniewidomych. Podpowiem Wam, jak można je oswoić. Łazienka Jeśli masz zwykłą pralkę z programatorem na gałce, to wystarczy oznaczyć poszczególne programy lakierem do paznokci lub naklejkami, np. kółka to bawełna, kwadraty syntetyki, a trójkąty – wirowanie lub płukanie. Potem warto zapisać na kartce lub w pliku komputerowym, jaką temperaturę ma każdy program i jak długo trwa. Ja tak sobie oznaczyłam pralkę i świetnie zdaje to egzamin. Oczywiście, do oznaczenia pralki oraz innego sprzętu AGD można kupić w sklepie kosmetycznym klipsiki, które dziewczyny przyklejają sobie na uszach. Ja jednak korzystam z folii samoprzylepnej, którą kupuję w sklepie papierniczym na rolki. Wycinam z niej nożyczkami odpowiednie oznaczenia i naklejam w odpowiednim miejscu. Folia działa jak zwykła naklejka, można też na niej pisać brajlem w tabliczce lub maszynie brajlowskiej. Do segregacji ubrań na ciemne i jasne używam czytnika kolorów. Urządzenie to można kupić w sklepach z akcesoriami dla osób niewidomych. Jest małe i przypomina komórkę. Przykłada się je do DiS 29 ubrania, naciska guzik, a czytnik mówi odpowiedni kolor oraz odcień. Jeśli kolor jest konkretny, np. zielony, to usłyszymy zielony; jeśli jest spłowiały, to usłyszymy blady zielony, a jeśli na koszulce będą dwa kolory, to zakomunikuje np. zielono-pomarańczowy. Pranie ułatwia także skarpetnik. Jest to gumowe kółko z dziurką w środku, przez które przeciąga się parę skarpetek po zdjęciu z nóg. Tak spięte skarpetki nie rozdzielą się podczas prania. Do suszenia kółko można zdjąć, bo już wiemy, że to jest jedna para. Kuchnia i inne Piekarnik ma przeważnie dwa pokrętła – jedno do temperatury, a drugie do grzania góry, dołu lub termoobiegu. Wystarczy więc wokół programatora do temperatury nakleić co pięćdziesiąt stopni naklejkę i już możemy sami ustawić temperaturę. Programy są skokowe, należy zatem zapisać sobie, który skok oznacza jaki program, np. 1 to światło, 2 to wiatrak. Oczywiście skoki liczymy od pozycji wyjściowej, czyli od godziny 12. Z wagą kuchenną niestety nie jest już tak prosto, gdyż urządzenia te tylko mówią i wyświetlają. Pozostaje więc korzystać z aparatu słuchowego albo z pomocy osoby słyszącej. Do mierzenia poziomu cieczy w szklance warto używać chrząszczyka. Przyrząd ten jednocześnie piszczy i wibruje, więc osoba niesłysząca może spokojnie wyczuć jego wibrację. Dzięki niemu bez problemu można uniknąć poparzenia wrzątkiem oraz przelania. Czujnik należy zawiesić na kubku lub szklance, a następnie bezpiecznie można już nalewać płyn. Kiedy sięgnie on drucików, czyli prawie do brzegu kubka, chrząszczyk zacznie wibrować. Polecam właśnie ten przyrząd ze względu na wibracje. Inne tego rodzaju czujniki mają tylko sygnał dźwiękowy. Dużą pomoc podczas wykonywania prac domowych stanowi centymetr brajlowski. Można nim zmierzyć każdą rzecz, ubranie i sie- 30 bie, np. sprawdzić, ile mamy w pasie. Przyrząd ten ma co 1 cm kropkę wypukłą, a co 10 cm dwie kropki. Najlepiej zaopatrzyć się w centymetr krawiecki, ponieważ jest uniwersalny. Centymetr sztywny nadaje się tylko do pomiarów okna, drzwi, mebli itp. Termometr do pomiaru temperatury ciała niestety również tylko mówi, więc tu jest podobna sytuacja jak z wagą kuchenną. Wiele urządzeń domowych można samodzielnie dostosować, m.in. żelazko. Warto kupić szeroką gumę i założyć ją dookoła ciepłej części żelazka, a dookoła termostatu lakierem zrobić kropki. W ten sposób nie przypalimy ubrania przy prasowaniu. A na koniec coś smacznego Słyszeliście na pewno o rękawie do pieczenia. Jest to specjalna folia, w której można piec mięso i ryby. Pieczenie w rękawie jest bardzo proste. Sprawdźcie przepis na kurczaka. Kurczaka (w całości lub połowę) myjemy dokładnie, po czym odcinamy zbędną skórę. Nacieramy mięso ze wszystkich stron świeżo obranym czosnkiem, posypujemy vegetą, pieprzem, słodką papryką i curry, a następnie wkładamy do rękawa. Rękaw sprzedawany jest w rolkach. Odwijamy tyle, ile potrzeba z lekkim zapasem do związania, po czym delikatnie rozdzielamy warstwy rękawa i wkładamy kurczaka. Z dwóch końców albo zawiązujemy uciętymi paseczkami rękawa, albo spinamy specjalnymi zapinkami. Następnie z wierzchu rękawa robimy malutkie dziurki wykałaczką i wkładamy go do piekarnika ustawionego na 180°. Pieczemy tyle godzin, ile waży kurczak, a zatem jeśli waży 1 kg, to godzinę. Pod koniec pieczenia otwieramy piekarnik i robimy dużą dziurę w rękawie, aby odeszła para. Kurczaka podajemy z ziemniakami, frytkami lub ryżem i z surówką. Wasza Lisiczka DiS 31 rozmowa z... Gosią Żywiną Przedstawiamy rozmowę Agnieszki Majnusz, trenerki pracy z Katowic, oraz Małgosi Żywiny, beneficjentki projektu „Wsparcie osób głuchoniewidomych na ryku pracy II – Weź sprawy w swoje ręce.”. Małgosia posługuje się językiem migowym. Prowadzi szkolenia z naturalnego języka migowego oraz kontaktu z osobami niesłyszącymi. W miarę możliwości finansowych podróżuje po Europie i tworzy filmiki w języku migowym na temat miejsc, które odwiedza. Zamierza używać ich podczas swoich warsztatów. AGNIESZKA MAJNUSZ: Od razu nasuwa mi się pytanie o Twoją „karierę” szkoleniowca: kiedy zaczęłaś nauczać języka migowego i jak się to w ogóle rozpoczęło? MAŁGOSIA ŻYWINA: Chciałam, aby była możliwa komunikacja między osobami słyszącymi a Głuchymi. W zeszłym roku przypadkiem znalazłam się na kursie polskiego języka migowego (PJM) w Lublińcu organizowanym przez opolski oddział Polskiego Związku Głuchych (PZG). Prowadziły go osoby Głuche. Zauważyłam, że bardzo dużo osób słyszących chce się uczyć języka migowego i chciałoby porozumieć się z osobami Głuchymi. Pomyślałam wtedy, że fajnie byłoby zrobić takie warsztaty. Wcześniej miałam możliwość poprowadzić tego typu szkolenie dla urzędników. Trwało ono kilka godzin i skierowane było do urzędników z Katowic. Głównie chodziło 32 DiS o to, aby pokazać, w jaki sposób urzędnik może się porozumieć z osobą niesłyszącą, jeśli zna tylko podstawy języka migowego bądź nie zna tego języka wcale, czyli omówić zasady kontaktu z osobami niesłyszącymi. To było w 2010 roku. Potem prowadziłam szkolenie dla katowickiego stowarzyszenia FAON, podczas którego zapoznałam uczestników z podstawami języka migowego. Poza tym cały czas uczyłam indywidualnie – głównie członków Śląskiej Jednostki TPG. Jednakże mój czas ze względu na pracę i wyjazdy jest ograniczony, więc niemożliwe było, aby każdego zainteresowanego uczyć prywatnie. Pojawiały się też coraz częstsze prośby, żeby zorganizować takie warsztaty dla większej liczby osób. Po wielu prośbach i ukończonym przez osoby z naszej jednostki kursie systemu językowo-migowego (SJM), które zorganizował ksiądz Grzegorz Sokalski, zdecydowałyśmy wraz z pełnomocniczką Śląskiej Jednostki TPG Bogusławą Żywną i Tobą, Agnieszko, moją trenerką pracy, że grupowe warsztaty PJM rozpoczniemy w lipcu 2012 roku. I tak się to zaczęło… A: Jak czujesz się w roli szkoleniowca? M: Na początku trochę się stresowałam, bo pierwszy raz robimy warsztaty, które trwają tak długo – lekcje odbywają się co tydzień przez dwa miesiące. Początkowo szkolenie miało być krótsze, ale zostałyśmy poproszone, aby kontynuować spotkania. Wcześniej prowadziłam, co prawda, warsztaty dla dużej grupy osób, ale tylko jednodniowe, więc było jednak inaczej. Teraz musimy się więcej przygotowywać. Każde zajęcia wymagają wcześniejszego kilkugodzinnego opracowania planu następnego spotkania. Obawiałam się też trochę tego, jacy ludzie przyjdą na to szkolenie. Nigdy nie wiadomo, na jaką grupę się trafi. Okazało się jednak, że uczestnicy są super! To bardzo życzliwe, miłe osoby, które chcą nauczyć się języka migowego i którym również podoba się sposób, w jaki prowadzimy warsztaty – przynajmniej tak mówią. Bardzo pomaga mi też fakt, że nie jestem sama, że mam wsparcie tłumaczki- DiS 33 -trenerki, bo jeśli coś jest niezrozumiałe, to zawsze można dokładnie wyjaśnić w języku polskim. Myślę, że razem tworzymy zgrany zespół. A: Czy podoba ci się prowadzenie szkolenia z PJM? M: Tak. Sama wiele rzeczy teraz zaczynam rozumieć – to znaczy różnice między językiem polskim a językiem migowym stają się dla mnie bardziej wyraziste. Cieszy mnie również, gdy widzę, że osoby, które dopiero niedawno rozpoczęły swoją przygodę z językiem migowym, potrafią już coś zamigać i coraz lepiej im to idzie. To naprawdę bardzo, bardzo mnie cieszy i daje poczucie, że warto przełamywać swoje lęki, starać się i uczyć innych tego wspaniałego języka! Czasem uczę też dzieci. To bardzo ciekawe doświadczenie. Okazuje się, że dzieci często szybciej od dorosłych uczą się języka migowego, są też odważniejsze w wyrażaniu emocji i mają wspaniałą mimikę twarzy, co w języku migowym jest bardzo ważne! A: Czy chciałabyś prowadzić więcej takich szkoleń? M: Tak, oczywiście. Planujemy od września rozpocząć drugą część szkoleń z PJM, gdyż zgłosiło nam się bardzo dużo chętnych w lipcu. Nie chciałyśmy jednak robić warsztatów dla dużej grupy, bo lepiej pracuje się z mniejszą liczbą osób. Zdecydowałyśmy się zatem, że zrobimy takie samo szkolenie dla drugiej grupy, które rozpoczniemy od września. Już w tym momencie mamy prawie komplet. Otrzymałam także ofertę współpracy z firmą szkoleniową na przeprowadzenie cyklu zajęć z języka migowego. Czy to wypali, to okaże się we wrześniu. Warsztaty czy szkolenia wymagają starannego przygotowania, co zajmuje mi dużo czasu, bo chcę to zrobić dobrze. Nie narzekam jednak, bo podoba mi się tego typu praca. Na przykład przygotowujemy na zajęcia filmiki ze znakami czy dialogami, dzięki którym łatwiej jest się uczyć innym. Część filmików można obejrzeć na stronie Śląskiej Jednostki TPG: www.tpgslask.wordpress.com w zakładce „W j. migowym”. Serdecznie zapraszam na naszą stronę! Ja również pomagam przy jej tworzeniu. 34 DiS A: Co w wolnym czasie, poza przygotowaniami warsztatów PJM i pracą, lubisz robić? M: Staram się dużo wyjeżdżać. Chciałabym pozwiedzać jak najwięcej miejsc. W tym roku byłam już m.in. w Chorwacji, Pradze (Czechy), na Litwie i na Węgrzech. Planowałam też uczestnictwo w europejskim festiwalu Głuchych, który w sierpniu odbywa się w Tallinie w Estonii, ale niestety musiałam w ostatniej chwili zmienić plany. Chciałabym jeszcze pojechać do Portugalii i Hiszpanii, może uda mi się wybrać też do Norwegii. Portugalię i Hiszpanię planuję odwiedzić jeszcze w tym roku, natomiast z Norwegią nie wiadomo, gdyż jest bardzo droga, więc trzeba szukać okazji, aby bilet lotniczy kupić jak najtaniej. W Budapeszcie wpadłyśmy z koleżanką na pomysł, aby nagrywać krótkie filmiki w języku migowym – „opowieści z podróży w języku migowym”. Czegoś takiego jeszcze chyba w Polsce nie ma, a myślę, że mogłoby to być ciekawe nie tylko dla osób znających język migowy, lecz także dla takich, które go nie znają, a chcą się go uczyć. Będą to zatem filmy skierowane nie tylko do osób Głuchych, ale do wszystkich, którzy chcieliby się uczyć PJM – z napisami, wykorzystywane np. podczas szkoleń języka migowego. Pomysł czeka na realizację, na razie powstaje pierwsza część pod tytułem „Wakacje nad jeziorem”. Jestem także w wolnym czasie Gosia w Chorwacji wolontariuszką w Śląskiej Jednostce TPG. Pomagam przy organizacji DiS 35 spotkań, podczas wyjazdów i przy prowadzeniu osób niewidomych. Uważam, że ważne jest w życiu to, aby też coś z siebie dać, a nie jedynie oczekiwać, żeby to inni mi dawali czy pomagali. Zobaczyłam też, że wspieranie innych daje mi dużo radości! A: Jakie masz plany, marzenia na przyszłość? M: Chciałabym zwiedzić jak najwięcej krajów, bo poznawanie nowych miejsc jest bardzo ciekawe i rozwijające. Wolę jeździć i poznawać świat, zamiast siedzieć w domu i z zazdrością jedynie oglądać w telewizji innych podróżników na kanale Travel. Marzy mi się wyjazd do Portugalii. Jak już mówiłam, mam nadzieję, że uda mi się w tym roku tam polecieć. Chciałabym także poznawać Głuchych z innych krajów i uczyć się innych języków migowych. Myślę, że to bardzo ciekawe poznawać różnice i podobieństwa między językami migowymi w różnych krajach. Poza tym, marzyłoby mi się, aby wszyscy znali choć trochę język migowy, po to, aby Głusi mogli się bez problemu porozumieć. Ale to raczej pozostanie marzeniem, choć widzę, że i tak jest coraz lepiej, bo coraz więcej ludzi chce uczyć się języka migowego. Bardzo mnie to cieszy. Również mam takie mniejsze, bardziej realne marzenia: zacząć jeździć na rolkach i więcej grać w tenisa stołowego. Na razie rolek jeszcze nie mam (choć planuję wkrótce kupić), a w tenisa stołowego gram od czasu do czasu. A: Bierzesz udział w projekcie „Wsparcie osób głuchoniewidomych na rynku pracy II – Weź sprawy w swoje ręce.”. Co dał Ci ten projekt? Czy dzięki niemu coś zmieniło się w Twoim życiu? M: Myślę, że dużo się zmieniło w moim życiu. Przede wszystkim poznałam ciekawych ludzi. Wcześniej miałam bardzo mało kontaktu ze słyszącymi osobami, a teraz znam chyba więcej słyszących niż Głuchych. Trochę obawiałam się tych kontaktów, gdyż jako osoba Głucha komunikująca się w języku migowym myślałam wcześniej, że bariera językowa jest nie do pokonania. Okazało się jednak, że to 36 DiS było tylko moje przekonanie oparte na wcześniejszych, czasem niezbyt miłych, spotkaniach ze słyszącymi. Dzięki projektowi poznałam wspaniałe osoby, po prostu dobrych ludzi, otwartych na innych i chcących poznać język migowy oraz osoby niesłyszące. Poza tym mam interesującą pracę i robię dużo dodatkowych zajmujących rzeczy, jak te warsztaty z PJM. Zaczęłam też być wolontariuszką i pomagać innym osobom, co daje mi dużo radości i satysfakcji. Również stałam się osobą bardziej odważną i teraz wierzę, że jeśli tylko coś chcę w życiu zmienić czy osiągnąć, to jest to możliwe. Na przykład moje marzenie o wyjeździe do Portugalii, wierzę, że wkrótce się zrealizuje. Dużo wyjeżdżam i poznaję nowe miejsca. Tego wszystkiego jeszcze dwa lata temu nie było… A: Czy chciałabyś się podzielić z czytelnikami DiS jakimiś przemyśleniami? Co dla Ciebie jest ważne w życiu, najważniejsze? M: Myślę, że przede wszystkim ważne jest to, aby być w życiu odważnym i nie bać się nowych wyzwań. Dzięki temu można poznać nowe miejsca i nowych dobrych ludzi. Również moje życie stało się ciekawsze w momencie, gdy otworzyłam się na nowości. Wcześniej wielu rzeczy się obawiałam i przez to też wiele traciłam. Moje życie zyskało w momencie, gdy się otworzyłam. Myślę, że warto… Ważne jest, aby pomagać innym. Widzę teraz, że gdy ja pomagam innym osobom, sama ogromnie zyskuję – chociażby radość i satysfakcję, a także uczestnictwo w ciekawych wydarzeniach i spotkaniach. Po prostu warto być otwartym na możliwości, które w naszym życiu się pojawiają! A: Bardzo dziękuję za spotkanie i za rozmowę. M: Ja również dziękuję. Rozmawiała: Agnieszka Majnusz trenerka pracy z Katowic DiS 37 z zagranicy Mistrzostwa świata w Malezji… od kuchni O Zdzisławie Kozieju z Lubelskiej Jednostki Wojewódzkiej TPG pisaliśmy m.in. w numerze 1–2/2010. Od tamtego czasu pan Zdzisław nie próżnował – jesienią ubiegłego roku wziął udział w IV Mistrzostwach Świata Niewidomych i Słabowidzących IBSA w Bowlingu w Malezji. W grze potrójnej zajął ósme miejsce. Z tego wyjazdu przygotował… smakowitą relację! Chciałbym się podzielić z Wami swoimi wrażeniami z wyjazdu na mistrzostwa świata do Malezji. Zawody zorganizowano w Kuala Lumpur w dniach 6–17 października. Pierwsze zaskoczenie przeżyliśmy więc tuż po przylocie do Sepang – powietrze było bardzo wilgotne, a temperatura w południe przekraczała 40°C. Nie jestem przyzwyczajony do takiego upału. Wydawało mi się, że będę musiał ciągle pić, bo inaczej po prostu wyparuję! Lotnisko oddalone jest od stolicy Malezji o około 50 km. Czekała nas zatem ponad godzinna jazda autobusem. W hotelu przeżyliśmy kolejny szok – na dworze strasznie gorąco, a wewnątrz 20°C! Po mniej więcej 20-minutowej wędrówce, która miała na celu zapoznać nas z budynkiem, dotarliśmy do przepięknych, nowoczesnych pokoi. W Polsce podczas zawodów czeka na mnie zazwyczaj – fakt – schludny pokój, ale z wąską kanapą (niestety, często zniszczoną) i telewizorem. A tu jakby wszystko nowe i przygotowane specjalnie dla nas… Łóżka tak olbrzymie, że spokojnie kilka osób mogłoby się wygodnie w nich wyspać, co dopiero jedna. Telewizor z wielkim ekranem… Jedynym mankamentem było to, że należało sterować 38 DiS nim komputerowo i początkowo nie umieliśmy go obsłużyć. Tak samo z łazienką, w której nie mogliśmy zapalić światła – nikt z nas nie znalazł włącznika. Później okazało się, że przy kluczach każdy miał kartę magnetyczną – po włożeniu do specjalnego gniazdka zapalały się światła. Na wyposażeniu pokoju znajdował się też telefon, jego również nie potrafiliśmy początkowo obsłużyć. Wszelkie zawiłości wytłumaczył nam powoli nasz trener, który trzy lata zajmował się drużyną w Malezji. W każdym pokoju przygotowano również tabliczki z napisem „Nie przeszkadzać” do wywieszenia na drzwiach – oczywiście po malajsku. Co ciekawe, przy drzwiach umieszczono dzwonki. Żeby do kogoś wejść, należało najpierw zadzwonić i dopiero osoba w pokoju mogła otworzyć drzwi – z czymś takim nie spotkałem się w Polsce. Byliśmy bardzo mile zaskoczeni warunkami, w jakich mieliśmy mieszkać. Wieczorem po zapoznaniu się z pokojami poszliśmy na kolację, żeby dojść do restauracji, musieliśmy wędrować z 15 minut! Trener mówił, że ta hala ma około 800 m2. Sami próbowaliśmy sprawdzić tę przestrzeń, ale każdy łapał się za głowę, jak tu jest wszędzie daleko! Wielkim zaskoczeniem było, że miejsce to ma aż pięć pięter. Na dole można było jeździć na łyżwach, ćwiczyć aerobik, pływać w basenie, grać w hokeja, piłkę ręczną, koszykówkę, bowling, kręgle itp. Wyżej znajdowały się bary, kawiarnie oraz sklepy – sportowe, z ubraniami, z biżuterią itd. Z każdym piętrem ceny też były wyższe. Wrażeń nie sposób opisać! My jednak mieliśmy mało czasu na takie atrakcje, zależało nam na tym, żeby dużo ćwiczyć i trenować i zająć jak najlepsze miejsca w mistrzostwach! Zaskoczyły nas też zwyczaje dotyczące jedzenia, zarówno kultury spożywania posiłków, jak i samych potraw. Bardzo często podawano ryż z różnymi dodatkami, np. z małżami albo z mięsem – ale moim zdaniem nieprzyjemnym – nie wiem z jakiego zwierzęcia, mocno przyprawione, lecz smakowało dziwnie. Do tego należało dodać jakiś koncentrat pomidorowy, też bardzo DiS 39 ostro przyprawiony. Poza ryżem serwowano kotlety z ziemniaków i ryb, ale ryby były nie zmielone, tylko przyrządzone na parze i rozdrobnione. Makaron przypominał cieniutkie niteczki, dziwnie pachniał, przyprawiano go czymś z wątroby ryb (smakowało jak tran), a podawano zazwyczaj z owocami. Były też pulpety takie twarde, że trzeba było długo żuć, zanim się przełknęło. Serwowano także mięsko na kostkach – kręgach zwierząt, które z tego mięska się obgryzało. Poza tym mieliśmy okazję spróbować krewetek, które u nich są bardzo duże, słychać było, jak je przyrządzali, bo bardzo syczały, gdy żywe wrzucali do wrzątku. Jedliśmy też kalmary przypiekane – ale one były jak guma. Nie każdemu to jedzenie służyło, ale coś trzeba było jeść. Trener zwrócił uwagę, żebyśmy nie jedli czegoś podobnego do naszego smalcu, bo może wywołać ogromne zatrucia i problemy. Poza tym w Malezji nie je się twardych mięs, zazwyczaj są gotowane. Wszystkie warzywa przyrządza się na parze, tak samo serwuje się ryby. Podawane są małe porcje i zwykle mieszane dania. Jednego dnia dostaliśmy śledzia – tak nam powiedziano, sami byśmy nie zgadli. Tak naprawdę to były surowe ryby prosto z morza, tyle że bardzo dobrze przyprawione. Jednak wspaniale smakowały. Z racji wysokich temperatur strasznie dużo piliśmy. Ja piłem cały czas colę. Raz tylko zamówiłem herbatę. Podano ją z mlekiem. Nie smakowała mi, ale że chciało mi się pić, to ją wypiłem. Innego wyjścia nie miałem. Kawę serwowano w bardzo małych filiżankach. Była wyjątkowo mocna, może nawet z trzech łyżeczek. Koledze, który spróbował tego szatana, przez dobre pół godziny niesamowicie szumiało w głowie i kołatało serce. Powiedział, że więcej w życiu już nie da się namówić na taką kawę. Zaskoczyła nas również kultura samego jedzenia – gdy osoba już nie mogła danej potrawy zjeść lub jej już nie chciała, to gdy odłożyła talerz z boku, kelner podchodził i z powrotem stawiał talerz na miejsce. Nie wiedzieliśmy, o co chodzi, później okazało się, że 40 DiS potrawy, których nie spróbowaliśmy, a były na naszym talerzu, należy odłożyć na inny specjalnie do tego przeznaczony, a na drugi odłożyć resztki. Trener pokazał nam też, w jaki sposób układać i odkładać sztućce. Łyżkę w małej miseczce odwracamy do góry nogami, co oznacza koniec jedzenia. Dziwne jest to, że nietaktem jest proszenie o dokładkę dla siebie. Bardzo nas to zaskoczyło. Trener wytłumaczył nam to, mówiąc o funkcji, jaką pełni widelec. Jest on podstawowym sztućcem i zarazem najważniejszym, widelec również odkłada się do góry nogami i oznacza to koniec jedzenia. Możemy natomiast prosić o dokładkę dla drugiej osoby – wtedy widelec kładziemy w taki sposób, żeby ostrym końcem nakierować go na osobę, która ma dostać dokładkę. To wystarczający znak dla kelnera. Machanie lub wykonywanie jakichkolwiek gestów w kierunku kelnera stanowi okropną obrazę. Po zjedzeniu posiłku widelec odwracamy do góry nogami i równolegle do siebie kładziemy łyżkę czy widelec na talerzu lub innym naczyniu. Z noża w ogóle się nie korzysta – Malezyjczycy spożywają posiłki w taki sposób, że w jednej ręce trzymają łyżkę i widelcem skubią pokarm, a do sałatek czy ryb używają patyczków. Poza tym za wszystko trzeba podziękować – ukłonić się z prawą ręką ułożoną na piersi i powiedzieć „dziękuję”. Oprócz tego zdziwiła nas sama restauracja. Była podzielona. My, Europejczycy, mieliśmy kwadratowe stoły. Azjaci siedzieli przy stołach w kształcie księżyca – po trzy osoby od strony brzucha. Kelner podchodził zawsze od strony wyciętej. Afrykańczyków sadzano za to przy stołach okrągłych lub trójkątnych. Mieliśmy też okazję obejrzeć tradycyjne malezyjskie wesele. Rogalikowate stoły ustawione są przy ścianie i zwrócone w kierunku nowożeńców, którzy siedzą przy ołtarzu niczym para królewska. Młodzi i świadkowie zajmują miejsca przy pięknie przystrojonym okrągłym stole. Dzięki takiemu ustawieniu można swobodnie chodzić po środku sali, gdzie zrobiono też miejsce dla orkiestry. Zdziwiło mnie, że tam ludzie nie tańczą tak jak w Polsce. Oni stoją DiS 41 w kupie wszyscy razem i mają takie swoje zabawy typu lewa noga do przodu, potem do tyłu, i w prawo, i w lewo, od końca do końca, trzymając się za ramię – wszystko w rytm muzyki. Mężczyźni nie obejmują kobiet za biodra, bo to uchodzi za obraźliwe. Łapią je powyżej pasa. Wracając do wesel, przy takim okrągłym stole nie siedzi więcej niż 12 osób. Po bokach stołu stoją filiżanki do herbaty ziołowej, leżą łyżki, widelce i patyczki. Na środku stołu znajduje się duże obracane koło z filiżanką i miseczkami, środek koła jest pusty. Tam kelnerka stawia ładnie ozdobioną wazę z gliny. Waza jest ciężka, waży z pół kilograma. Silna i energiczna osoba bierze tę wazę i nabiera zupę do filiżanki, po czym przelewa ją do miseczki. Następnie odstawia wazę i filiżankę i kolejna osoba przekręca koło, żeby sobie nalać zupę w ten sam sposób. Tą samą filiżanką nalewają z trzy kolejki – aż wszystko zjedzą i waza będzie pusta. Według mnie zupa była bardzo dobra, doskonale przyprawiona, może ciut za ostra. Zaskoczyło mnie to, że – jak mówili – zupa zrobiona była na bazie krwi, ale z czego dokładnie, to nie mówili. Z jakiegoś ptactwa, ale jakiego, nie wiem. Wiem, że w jej skład wchodziły krewetki, mięso i warzywa. Ja nie odmawiałem i jadłem wszystko. Za to innym zupa nie smakowała, nie mogli jej przełknąć. Co ciekawe, jak ktoś nie mógł zjeść zupy, to ktoś inny musiał za niego dokończyć jedzenie, bo nie wolno zostawiać posiłków. Dopiero jak wazy były puste, kelnerzy zabrali talerze i podali sałatki z mięsem o dość nieprzyjemnym zapachu, według mnie pachniało padliną, lecz u nich po prostu jest takie mięso. Warto pamiętać, że podczas wesela nie należy wstawać od stołu. Jeśli ktoś wstanie, to znaczy, że już się najadł. Nie może wrócić do stołu. Spisała i opracowała: Katarzyna Sendecka Lubelska Jednostka Wojewódzka TPG 42 DiS kronika wydarzeń 30 kwietnia Marcin Chojnowski oraz Grzegorz Miszczuk – obydwaj głuchoniewidomi – wybrali się w samotny spływ kajakami po Krutyni. Było to wielkie przeżycie nie tylko dla nich, lecz także dla wszystkich osób, które o wyprawie wiedziały. Panowie, gratulujemy Wam odwagi i determinacji w realizacji marzeń. Relację z wyprawy można przeczytać na www.tpg.org.pl. W dniach 7–9 maja, 21–24 maja i 3–6 czerwca w Konstancinie pracownicy TPG uczestniczyli w szkoleniu zorganizowanym przez Polskie Forum Osób Niepełnosprawnych (PFON) dla liderów organizacji zrzeszonych w PFON. Cykl wykładów i warsztatów, które przeprowadzono w ramach projektu „Wsparcie dla rozwoju działalności PFON służącej aktywizacji zawodowej osób niepełnosprawnych”, miał na celu poprawienie stadardów działania TPG, a także odbudowy TPG jako zorientowanej na człowieka nowoczesnej, uporządkowanej i świadomej instytucji. W dniach 11–13 maja w Olsztynie odbył się IV Ogólnopolski Festiwal Twórczości Wszelakiej Osób Głuchoniewidomych. Tegoroczna edycja odbyła się pod hasłem: „Rozwinąć skrzydła”. Artyści mogli odkryć lub rozwinąć swoje talenty podczas warsztatów pantomimiczno-teatralnych, bębniarskich, wyrobu biżuterii i malowania na płótnie. Festiwal, jak co roku, cieszył się dużym zainteresowaniem. DiS 43 W dniach 25–26 maja odbyło się w Warszawie szkolenie z gestów MAKATON – są to uproszczone znaki polskiego języka migowego. Autorką polskiej wersji MAKATONU jest dr Bogusława Kaczmarek, ona też prowadziła zajęcia. W szkoleniu wzięło udział 19 osób, w tym czworo rodziców dzieci głuchoniewidomych oraz 15 specjalistów z ośrodków z całej Polski, którzy pracują z dziećmi głuchoniewidomymi. Na początku czerwca TPG ogłosiło zarządzanie kryzysowe. Bezpośrednią przyczyną tego komunikatu, była decyzja PFRON z dnia 23 maja br., który zablokował podpisywanie umów ze wszystkimi organizacjami działającymi na rzecz osób niepełnosprawnych i wstrzymał wypłacanie środków finansowych. W związku z tym ograniczono większość działań – przede wszystkim tych, które wiązały się z koniecznością ponoszenia kosztów. Więcej na ten temat wewnątrz numeru, w artykule Przemysława Żydoka. W trudnej sytuacji, w jakiej znalazło się TPG, zrezygnowano z zatrudniania dyrektora biura. Profesjonalna pomoc była jednak niezbędna, więc pełnienie obowiązków dyrektora biura powierzono Monice Nowak, która w tym czasie na zlecenie Zarządu TPG przeprowadziła audyt realizowanych przez naszą organizację projektów. Jest to osoba z doświadczeniem w kontrolowaniu działań organizacji pozarządowych oraz z ogromną wiedzą na temat zasad współpracy z PFRON. W dniach 6–10 czerwca odbył się spływ kajakowy Obrą zorganizowany przez Grupę Empowerment przy wsparciu coacha Kasi Radzińskiej i Fundacji Eudajmonia. W spływie wzięło udział 44 DiS 30 osób, a w tym: 13 osób głuchoniewidomych, pięcioro absolwentów Wyższej Szkoły Turystyki i Rekreacji w Poznaniu, tłumacze-przewodnicy, tłumacz języka migowego, trener oraz ratownik medyczny. Kajakarze pokonali 87 km. Trasa wiodła przez: Trzciel, Rańsko, Międzyrzecz, Gorzycę i Chycinę oraz jeziora: Młyńskie, Lutol, Wielkie i Chycińskie. Wszyscy spisali się na medal. Spływ współfinansowany był w ramach programu „Młodzież w Działaniu Akcja 1.2. Inicjatywy Młodzieżowe”. W dniach 10–13 czerwca polska delegacja odbyła wizytę szkoleniową w Timişoarze w Rumunii. Więcej na ten temat w dodatku „Usłyszmy i Zobaczmy”. W dniach 15–17 czerwca w Międzyrzeczu – Lubuskiej Jednostce TPG – odbyła się dziewiąta edycja „Dotknąć Sztuką Nieba”, której hasło przewodnie brzmiało „TPG na 5+”. Impreza promowała twórczość osób głuchoniewidomych. W programie znalazły się koncert muzyki holistycznej, jak również recytacja wierszy, śpiew, pantomima, pokaz magii, skecze oraz wystawa obrazów i rękodzieła. Do atrakcji należały zwiedzanie zamku, spotkanie Homini Bono – z Bractwem Rycerskim i wycieczEwa Skrzek-Bączkowska ka do Międzyrzeckiego Rejonu DiS 45 Umocnionego. Przy tej okazji gratulujemy Ewie Skrzek-Bączkowskiej, pełnomocniczce Lubuskiej JW TPG, zorganizowania wspaniałego koncertu oraz nagrody Homini Bono – Dobremu Człowiekowi, którą otrzymała od Radia Zachód za swoją działalność na rzecz osób niepełnosprawnych. 30 czerwca zakończył się nabór beneficjentów i beneficjentek do projektu „Wsparcie osób głuchoniewidomych na rynku pracy II – Weź sprawy w swoje ręce.”. Inne działania w ramach projektu nadal są realizowane. W drugim kwartale były to m.in.: • od 17 do 27 kwietnia oraz od 26 czerwca do 6 lipca – warsztaty aktywizacji zawodowej • od 14 do 19 maja – szkolenie zawodowe „Pracownik biurowy” • od 11 do 16 czerwca – drugie szkolenie zawodowe „Pracownik magazynu” • dwa jednodniowe i cztery dwudniowe spotkania informacyjne dla rodzin i opiekunów/opiekunek osób głuchoniewidomych • wsparcie indywidualne beneficjentów i beneficjentek w miejscu ich zamieszkania lub jego okolicy oraz w biurach regionalnych. Bożena Więckowska pracownica biura Więcej o wydarzeniach na stronie www.tpg.org.pl 46 DiS Napisz do DiS! Wiesz o czymś co może zainteresować naszych czytelników? Wziąłeś udział w ciekawym spotkaniu i chciałbyś o nim opowiedzieć? Zachwyciła Cię ksiażka i uważasz, że warto by ją polecić innym? A może po prostu chcesz podzielić się z nami swoimi przemyśleniami? Bez względu na to, czy jesteś osobą głuchoniewidomą, wolontariuszem, czy też tylko" przyjacielem naszego środowiska - napisz do nas! " Wszelkie materiały (fotografie, ilustracje, teksty - w formie cyfrowej, brajlu lub pisane odręcznie) przysłać możesz e-mailem lub pocztą tradycyjną na podany niżej adres redakcji, nie zapominając przy tym o podpisaniu się oraz dołączniu swoich danych kontaktowych. Nasi redaktorzy zajmą się też obróbką stylistyczną Twojego tekstu, nie martw się więc niedociągnięciami czy brakiem doświadczenia. Dostarczonych do Redakcji materiałów nie odsłyłamy, jednakże za każdy tekst, który wybierzemy i opoblikujemy w DiS, otrzymasz należne honorarium autorskie. Nie wahaj się więc, tylko napisz! Redakcja DiS ul. Deotymy 41, 01-441 Warszawa tel./fax: 22 635 69 70 [email protected] Opracowanie: Dobra Kompania ul. Deotymy 41, 01-441 Warszawa Druk: Drukarnia Ergo BTL s.c. ul. Naddnieprzańska 7, 04-205 Warszawa Na okładce: Grzegorz Kozłowski w pracowni rehabilitacyjnej testujący lampę z lupą. Fot. Archiwum TPG. temat numeru Pomoce ułatwiające... ...czytanie (podświetlane lupy i lampa elektroniczna) ...pisanie (tabliczki brajlowskie i maszyna brajlowska) ...prowadzenie domu (skarpetniki, minutniki, dozowniki do tabletek, bilonówka) zys war twa To iewidomym on likacja Pub mocy G uch Po ISSN 1427-3128 www.tpg.org.pl ...kontaktowanie się z innymi ludźmi (pętla indukcyjna oraz dostrojony do niej telefon)