2 Dłonie i Słowo

Transkrypt

2 Dłonie i Słowo
2012 rok
2
Dłonie i Słowo
Kwartalnik Towarzystwa
Pomocy Głuchoniewidomym
Sprzęt dla głuchoniewidomych?
s. 4
Pętla indukcyjna
s. 9
Mistrzostwa w Malezji
s. 38
Spis treści
List od redakcji
3
Elżbieta Gubernator-Syposz
Potrzeba matką wynalazków, czyli kilka
refleksji o sprzęcie
4
Krzysztof Gaj
Pętla indukcyjna
9
Grzegorz Kozłowski
Sprzęt w projekcie
14
Magdalena Kocejko
Stąpając po cienkim lodzie – o kryzysowym
zarządzaniu w TPG (cz. I)
18
Przemysław Żydok
Kto może zostać tłumaczem-przewodnikiem?
23
Joanna Celmer-Domańska
Sprzęt AGD
29
Lisiczka
Rozmowa z Gosią Żywiną
32
Agnieszka Majnusz
Mistrzostwa świata w Malezji… od kuchni
38
Zdzisław Koziej
Kronika wydarzeń
43
Bożena Więckowska
Wydawca:
Dłonie i Słowo
Kwartalnik Towarzystwa
Pomocy Głuchoniewidomym
Nr 2 (67) / 2012 rok XVII
ISSN 1427-3128
nakład: 1500 egz. + 150 brajl
Publikacja dofinansowana przez
Państwowy Fundusz Rehabilitacji
Osób Niepełnosprawnych.
ul. Deotymy 41 | 01-441 Warszawa
tel./faks: 22 635 69 70
www.tpg.org.pl [email protected]
od redakcji
Drodzy Czytelnicy,
tematem przewodnim niniejszego numeru jest
sprzęt rehabilitacyjny dla osób głuchoniewidomych.
Jest taki czy go nie ma? Z czego korzystamy i jak sobie z tym radzimy?
Ciekawa jestem Państwa opinii, więc czekam na listy na ten temat.
Może mają Państwo pomysły, jak należałoby sprzęt zmodyfikować, by
był bardziej przyjazny dla osób z jednoczesnym uszkodzeniem wzroku
i słuchu? Porozmawiajmy o tym!
Szczególnej uwadze polecam artykuł Przemysława Żydoka, członka
Zarządu TPG, o rozwiązywaniu trudnych problemów finansowych
naszej organizacji – co nam działania utrudniało, a co pozwoliło
kontynuować pracę na rzecz osób głuchoniewidomych.
O wrażeniach z pobytu na zawodach w dalekiej Malezji ciekawie
opowiada głuchoniewidomy sportowiec, Zdzisław Koziej.
Podstawowe informacje o najważniejszych wydarzeniach w naszej
organizacji znajdą Państwo na kolejnych stronach czasopisma.
Zachęcam też do regularnego odwiedzania strony www.tpg.org.pl
Miłego czytania!
Elżbieta Gubernator-Syposz
redaktor naczelna
DiS
3
temat numeru
Potrzeba matką wynalazków, czyli kilka refleksji
o sprzęcie
Czy istnieją akcesoria ewidentnie przeznaczone dla osób
z jednoczesnym uszkodzeniem wzroku i słuchu? Jak
sprawdzają się urządzenia dla niewidomych lub niesłyszących w rękach osoby, której dotyczą obie niepełnosprawności? Jakie jest Wasze zdanie na ten temat? Czekamy na listy!
Taki już jest ten nasz gatunek, że jak tylko może, to coś ułatwia, polepsza, przyspiesza, skraca, zwiększa, przetwarza, jak uczy historia
– magistra vitae.
Nie inaczej rzecz się ma, gdy chodzi o nas, niepełnosprawnych –
niewidomych i głuchoniewidomych. Wszak żyjemy w tym samym
świecie, choć niektórzy sądzą błędnie, że mamy jakiś swój świat.
Jeśli tylko technologia, co i raz to nowocześniejsza, pozwala, to i my
coś ulepszamy. Różnica między tym modernizowaniem jest jednak
znaczna. Zdrowi ludzie dopieszczają coś dla właściwie tylko kilku
czynników: wygody, pośpiechu, podniesienia wydajności oraz ze
względu na lenistwo (uwaga, bo to grzech). My, głuchoniewidomi
i ogółem niepełnosprawni, próbujemy za pomocą techniki zastąpić
to, czego nam brakuje do zwiększenia naszej samodzielności – ilu
zawodów nie moglibyśmy dziś wykonywać, gdyby nie odpowiednie
dostosowanie komputera.
4
DiS
Nam, gdy czytamy takie mądrości, zdaje się, że o tych rzeczach
pisać nie warto, przecież każdy to wie. Nieprawda. My, owszem,
wiemy, ale gdyby nas ktoś, kto ma kapitał, którym mógłby
sfinansować nasze techniczne wynalazki, zapytał: po co wam taki
sprzęt, do czego służy, musielibyśmy mu tłumaczyć krok po kroku,
co nam jest potrzebne. To nie jest bez znaczenia, bo już wiele było
inwestycji, które zostały bez konsultacji z nami zrealizowane
i okazały się nieużyteczne. Dobrym przykładem jest tutaj domofon
dotykowy z brajlowskimi napisami na cyfrach. Niewtajemniczeni –
mimo tak wielu prób niemal reklamowania naszych technicznych
umiejętności w mediach – w dalszym ciągu myślą, że trzeba literki
na komputerze brajlem wykleić. Nie wierzycie? Powiedzcie komuś
na ulicy, że obsługujecie komputer. Zapyta: „Ale jak? Pewno ma pan
literki brajlowskie na klawiaturze, bo skąd pan wie, co nacisnąć?”.
To nieco inne zagadnienie, jednak pokazuje, iż kluczową sprawą
jest, abyśmy dobrze wiedzieli, co jest nam potrzebne. Exemplum:
ktoś w PZN wpadł na pomysł, i rzecz do końca doprowadził (dać mu
Nobla), aby na lekach znalazły się brajlowskie napisy – akurat tu
rzeczywiście niezbędne. Efektem są pełna samodzielność i rzadsze
wizyty u sąsiadów w celach informacyjnych.
Dawniej mieliśmy do dyspozycji tabliczki brajlowskie, później
maszyny, dziś mamy elektroniczne maszyny i notatniki brajlowskie.
Kiedyś w drukarni PZN używano do tłoczenia blachy, dziś robią to
drukarki. Zegarki były tylko na rękę, dziś mamy mówiące, były
wibracyjne – nadzieja, że znów się gdzieś pojawią. Są też stopery
z dokładnością do jednej dziesiątej w notatnikach brajlowskich.
Mamy miarki mówiące i wagi mówiące. Dalej: krokomierze, glukometry, termometry, windy, światła na skrzyżowaniach, autobusy
i tramwaje, bankomaty gdzieniegdzie, telefony komórkowe itd.
Idziemy więc z postępem i nabieramy samodzielności.
Czy zauważyliście jednak, że to wszystko mówi, a my stajemy się
coraz bardziej głusi?
DiS
5
Bo o ile niewidomym mówiące urządzenia wystarczają, o tyle nam
już nie. Osobie niewidomej zegarek mówiący godzinę powie i ją
obudzi, głuchoniewidomej niestety już nie. Warto w tym miejscu
zauważyć, że prawie nie ma na polskim rynku sprzętu dla niewidomych z wykorzystaniem wibracji, co pozwalałoby głuchoniewidomym w pełni je eksploatować.
Cóż nam z tego, że ustawimy alarm w brajlowskim notatniku, gdy
10 m dalej już go nie odbierzemy. A przecież wystarczyłoby dołożyć
do urządzeń system zdalnego informowania za pomocą wibracji –
głuchoniewidomy spokojnie idzie spać z małym wibrującym
urządzeniem na ręku, ustawiwszy po brajlowsku w notatniku alarm
pobudki, a już on wibracją go obudzi. Na razie wykorzystujemy
komórki pod poduszką oraz ukochanych żonę lub męża, którzy
przez nas się nie wyśpią rano. Ale jeśli ktoś cierpi na duży niedosłuch,
to i tak ma problem, bo musi korzystać z monitora brajlowskiego
do komórek – kolejne ładne kilka tysięcy wydatku, a jak wiadomo,
nasze budżety są teraz kryzysowe.
Piszę o tym, bo tak naprawdę nie zauważyłem sprzętu dedykowanego konkretnie głuchoniewidomym. Akcesoria przeznaczone dla niewidomych – z wyjątkiem może piszczyka wibrującego na szklankę
– są przeważnie gadające. Kiedy tylko mogę, namawiam producentów do tworzenia odbioru brajlem i wibracją, dotykiem. Hmm:
wyobrażam sobie, jak siedzę na konferencji z zegarkiem mówiącym,
a tu: dzieeewiąąątaaa trzyyydzieeeściii pięęęć. Niewidomi również
skorzystają, gdy nie będą musieli informować pozostałych pasażerów tramwaju o godzinie czy szerokości geograficznej z GPS.
Do znaczącej poprawy sytuacji głuchoniewidomych doszło w ostatniej dekadzie na skutek zdecydowanego postępu w dziedzinie
aparatów słuchowych i urządzeń audio, które są z nimi zsynchronizowane. Aparaty cyfrowe z systemami zdalnej komunikacji dla
głuchoniewidomych są niesłychanie pożyteczne. Zapewniają one
szybką i łatwą łączność aparatów z praktycznie wszystkimi
6
DiS
urządzeniami audio mającymi wyjście
słuchawkowe. Dawniej głuchoniewidomy słuchał radia z głośnikiem przy aparacie słuchowym albo na dużą moc wraz
z sąsiadami, co wcale nie
musiało wzbudzać do
niego sympatii otoczenia.
Dziś podłącza komórkę
do kabelka, a kabelek do
małej kostki zawieszonej
na szyi i gotowe – resztę
pracy wykonuje urządzenie, czyli przekazuje nam
dźwięk do aparatu i słuchamy
Drobiazgi ułatwiające
radia czy muzyki. Jeśli w kinie
codzienne funkcjonowanie
albo teatrze istnieje tego typu
podłączenie, śmiało można z niego
korzystać. Nosimy się wprawdzie z kabelkami w kieszeniach, ale żeby tylko takie rzeczy
ludzie w kieszeniach nosili, to na świecie nie byłoby źle.
Oczywiście i jak zwykle pozostaje jeden problem – cena. Warto jednak marzyć, bo czasem i marzenia potrafią się spełniać.
Urządzeń, zwłaszcza elektronicznych, oraz programów specjalistycznych jest tak dużo, że pozostaje tylko zachęcać do poszukiwań. W prasie brajlowskiej, w internecie i podczas rozmów z kolegami dowiadujemy się o nowościach. Problem – jak pisałem – jest
jeden, prozaiczny. Jeśli dobrodziej PFRON nie da nam dofinansowania, to możemy sobie pozwolić na ten wibrujący piszczyk na
szklankę, zegarek, termometr. Bardziej ambitne rzeczy, typu telefon komórkowy czy komputer z oprogramowaniem, są przeważnie
nieosiągalne. Nie wspomnę już o tym, że monitor lub notatnik
DiS
7
brajlowski – dla głuchoniewidomego będący fundamentem zdobywania informacji i często jedyną formą kontaktu ze światem – to
już suma astronomiczna, jak na nasze możliwości. Dlatego też
marzy mi się, aby w PFRON zapanowała inna logika wydawania
pieniędzy. Nie według programu, lecz według realnych potrzeb. Bo
czasem i pralkę automatyczną zatrzymać trzeba, gdy program
idzie, a rzeczywistość płata figle.
No, ale tak już jest, że tylko procedury i procedury, taka moda
urzędnicza.
Warto też wspomnieć, że ogromna większość urządzeń produkowana jest za granicą, a u nas tylko przystosowywana, spolszczana. Czekam i czekam, aż wreszcie znajdzie się ktoś odważny
i w naszym kraju powstanie coś rodzimego. Nie dość, że byłoby
nasze, to jeszcze prawdopodobnie tańsze. A może kiedyś zostanie
stworzony program w PFRON dla tych, którzy będą chcieli dla nas
produkować?
Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko zachęcać nas samych do
myślenia, co jest nam naprawdę potrzebne, a naszych działaczy
namawiać do realizacji tych pomysłów, motywowania biznesmenów,
inżynierów, informatyków, techników. Tych dawno już – i to dobrych
– mamy. Tylko organizatora nam trzeba.
Krzysztof Gaj
masażysta z Warszawy
8
DiS
nowinki techniczne
Pętla indukcyjna
Pasjonujemy się rozwojem nowoczesnych
technologii, szukamy sposobów ich wykorzystania, aby sobie życie ułatwić, uprzyjemnić, a w przypadku nas, osób z niepełnosprawnościami – lepiej funkcjonować. Myślę jednak,
że warto zainteresować się rozwiązaniami znanymi już
kilkadziesiąt lat temu, ale trochę zapomnianymi albo
niedocenianymi. Rozpoczynając cykl poświęcony nowinkom technicznym, chciałbym o takim rozwiązaniu napisać,
tym bardziej że może ono służyć zarówno jednej osobie,
jak i grupie ludzi – nawet bardzo licznej.
Myślę o pętlach indukcyjnych. W ostatnich kilku miesiącach miałem
okazję przekonać się, że wielu użytkowników aparatów słuchowych
(mogę zaryzykować twierdzenie, iż co najmniej połowa) pojęcia nie
ma, że ich aparat słuchowy wyposażony jest w cewkę indukcyjną,
a nawet jeśli o tym wie – pojęcia nie ma, do czego może się ona
przydać i jak z niej skorzystać. Co gorsza, w wielu aparatach cewka
w ogóle nie jest uruchomiona, bowiem audioprotetycy o niej
zapominają albo uważają ją za zbędny gadżet i nie informują o niej
swoich klientów ani nie konfigurują aparatów do współpracy z nią.
Tymczasem jest to bardzo użyteczny element aparatu słuchowego,
dzięki któremu jego użytkownik może skuteczniej wykorzystywać
go w różnych sytuacjach.
Podstawową funkcją cewki indukcyjnej jest umożliwienie osobie
słabosłyszącej lepszego odbioru dźwięku ze słuchawki telefonicznej. Aparaty mają zazwyczaj dwa tryby pracy: tryb zwykły –
DiS
9
wykorzystujący mikrofon i umożliwiający odbiór dźwięków z otoczenia – oraz tryb telefoniczny umożliwiający odbiór dźwięków ze
słuchawki telefonicznej przy wyłączonym mikrofonie. Wyboru trybu
dokonuje się za pomocą przełącznika, który można ustawić na
pozycji oznaczonej literą M (mikrofon) lub literą T (telefon).
W aparatach programowanych (np. sterowanych za pomocą pilota)
wyboru trybu dokonuje się poprzez włączenie odpowiedniego programu. Niektóre aparaty mają też możliwość równoczesnej pracy
w obu trybach – a więc możemy odbierać sygnał zarówno z mikrofonu, jak i z cewki indukcyjnej; w aparatach programowanych
można dodatkowo określić siłę sygnałów.
Wielką zaletą trybu „T” jest to, iż wyłączany jest mikrofon wbudowany w aparat. Dzięki temu eliminowane są zbędne dźwięki i hałasy
w pobliżu osoby słabosłyszącej – może ona słyszeć wyłącznie dźwięk
ze słuchawki telefonicznej. Aby to osiągnąć, należy przyłożyć
odpowiednio słuchawkę do aparatu słuchowego.
Zjawisko indukcji elektromagnetycznej wykorzystywane jest
w urządzeniu zwanym pętlą indukcyjną. Okazuje się tu, że gdy przewód elektryczny, w którym płynie zmienny prąd, tworzy pętlę –
a więc jego początek i koniec podłączone są do jednego źródła
sygnału elektrycznego – w całej przestrzeni, wokół której biegnie
ów przewód, powstaje zmienne pole elektromagnetyczne. Tak więc,
gdy w obszarze ograniczonym przez przewód tworzący pętlę
znajdzie się aparat słuchowy z cewką indukcyjną i gdy aparat ten
przełączony zostanie w tryb „T”, użytkownik może słyszeć dźwięk
jednakowo dobrze w każdym miejscu wewnątrz obszaru ograniczonego pętlą. I nie jest ważne, czy będzie to tzw. pętla naszyjna, osobista, czy też wielka pętla zainstalowana na sali koncertowej albo
na stadionie sportowym. Wystarczy, że do sterownika pętli –
urządzenia, do którego podłączone są oba końce przewodu pętli
indukcyjnej – podłączone zostanie źródło sygnału akustycznego,
np. mikrofon, radio, odtwarzacz mp3, telewizor, komputer.
10
DiS
Jak to wygląda w praktyce? Istnieją naszyjne pętle indukcyjne.
Nazwa bierze się stąd, że użytkownik nosi na szyi małą pętlę –
niczym korale albo krawat (w handlu spotykana jest nazwa „pętla
krawatowa”, ale chodzi o to samo rozwiązanie). Końcówki przewodu, który zawieszamy na szyi, podłączone są do sterownika pętli
niczym do breloczka lub wisiorka. Jeszcze kilka lat temu sterownik
był podłączany krótszym lub dłuższym kablem do urządzenia typu
radio, telefon komórkowy, odtwarzacz mp3 lub innego źródła
dźwięku (mógł to też być odbiornik systemu FM). Osoba słabosłysząca korzystająca z takiej osobistej pętli indukcyjnej może
swobodnie słuchać dźwięku bez używania słuchawek – wystarczy,
że przełączy aparat słuchowy w tryb „T”.
Rozwiązanie to jest bardzo wygodne w przypadku sprzętu
przenośnego, np. odtwarzacza mp3 lub telefonu komórkowego1,
mniej wygodne jest w przypadku urządzeń stacjonarnych – np. odbiornika telewizyjnego. Kabel, nawet długi, którym sterownik pętli
naszyjnej musi być połączony z telewizorem, ogranicza swobodę
ruchów. Ale tu z pomocą przyszły nowoczesne technologie. Nic nie
stoi na przeszkodzie, aby sygnał ze źródła dźwięku był przekazywany do sterownika pętli drogą bezprzewodową – przy wykorzystaniu fal radiowych lub technologii Bluetooth. Obecnie stosuje się te
właśnie technologie. Na rynku dostępne są indywidualne pętle
indukcyjne, których sterownik wyposażony jest w odbiornik bluetooth. Jeżeli więc mamy indywidualną pętlę indukcyjną z odbiornikiem bluetooth, a do źródła sygnału dźwiękowego, np. telewizora,
podłączymy nadajnik, to możemy swobodnie słuchać tegoż telewizora. Ponieważ nadajniki bluetooth są niemal standardowo montowane w telefonach komórkowych albo komputerach przenośnych
– możemy również bez przeszkód używać indywidualnych pętli indukcyjnych, aby korzystać z tych urządzeń. Jeżeli komputer nie
obsługuje technologii Bluetooth, warto kupić standardowy nadajnik
1
Pętle indukcyjne dedykowane telefonom komórkowym oferuje głównie Nokia
DiS
11
bluetooth podłączany do portu USB. To wydatek rzędu kilkudziesięciu złotych.
To, jak bardzo można oddalić się od nadajnika, zależy od jego mocy.
Im mocniejszy (i droższy) nadajnik, tym większy zasięg. W warunkach domowych wystarczy taki o zasięgu do 10 m. Cena wynosi
zwykle kilkadziesiąt złotych, ewentualnie nieco ponad 100 zł.
Nadajnik o zasięgu 100 m to wydatek około 300 zł. Koszt indywidualnej pętli indukcyjnej wyposażonej w bluetooth mieści się
w przedziale 300–700 zł; bywają tańsze, ale trzeba pamiętać, że
im tańsza pętla, tym może być mniej trwała, mieć mniej dodatkowych funkcji. Droższe pętle oferują zwykle możliwość współpracy z kilkoma nadajnikami jednocześnie, co pozwala łatwo
przełączać się np. między słuchaniem dźwięku z komputera lub
telefonu komórkowego. Możemy mieć również możliwość zdalnego sterowania odtwarzaczem mp3.
Osobiste pętle indukcyjne oferują przeważnie dystrybutorzy
aparatów słuchowych i u nich najlepiej o nie pytać, tym bardziej że
bez trudu dopilnujemy wówczas, czy sprzedawca odpowiednio
skonfigurował aparat słuchowy do korzystania z cewki indukcyjnej
oraz dobrze zestroił aparat z pętlą. Pętli można też szukać u dystrybutorów telefonów komórkowych – przede wszystkim w salonach
Nokii. Ale warto pytać i w innych, bowiem sytuacja zmienia się dynamicznie i dzięki zastosowaniu technologii Bluetooth w zasadzie
każdy aparat obsługujący tę technologię, powinien współpracować
z pętlą. Warto pamiętać, że pętla indukcyjna jako sprzęt wspomagający słyszenie może być refundowana m.in. ze środków PCPR
w ramach programu likwidacji barier w komunikowaniu się.
Wspomniałem na początku, że pętle indukcyjne wykorzystuje się
nie tylko jako sprzęt osobisty, lecz także – co jest szczególnie
użyteczne – zbiorowo, przez bardzo liczne grupy osób słabosłyszących noszących aparaty słuchowe na co dzień i takie, które
korzystają z nich okazjonalnie. Zasada działania jest identyczna,
12
DiS
tyle że rozmiar pętli jest dowolnie duży i odpowiednio duża musi być
moc sterownika pętli. Przewód pętli może być np. ułożony dookoła
pokoju, mieszkania, sali konferencyjnej, koncertowej, kinowej czy
teatralnej. Pętla może być położona w kościele lub na stadionie
sportowym. Wszyscy słabosłyszący, którzy znajdą się w obszarze
otoczonym pętlą – nieważne, ilu by ich było – będą mieć jednakowy
odbiór sygnałów dźwiękowych podłączonych do sterownika pętli.
Koszt pętli, którą chcielibyśmy zainstalować w mieszkaniu, to wydatek rzędu kilkuset złotych. Im większa pętla, tym większy koszt.
Cena pętli instalowanej w obiekcie, w którym może przebywać
nawet kilkaset osób, kształtuje się na poziomie kilku tysięcy złotych.
Jeżeli jednak uwzględnimy fakt, że z takiej pętli może korzystać
jednocześnie kilkadziesiąt osób, rozwiązanie to naprawdę jest
atrakcyjne cenowo. Dodatkowo, jak wspomniałem, mogą z niego
korzystać również osoby słabosłyszące nieużywające aparatów
słuchowych na co dzień – za sprawą wygodnych odbiorników indukcyjnych, do których podłącza się zwykłe słuchawki. Koszt takiego
odbiornika to około 100 zł.
Aby instalacja pętli indukcyjnej była skuteczna, urządzenie to musi
spełniać pewne normy. Zdarza się, niestety, że instalowane są pętle,
które nie uzyskały certyfikacji – sygnał jest wówczas zbyt słaby albo
nierównomiernie rozkłada się w obszarze otoczonym pętlą. Dlatego
tych, których temat zainteresował, zwłaszcza w aspekcie zbiorowym, proszę o kontakt.
Mam nadzieję, że tych kilka słów zachęci czytelników do stosowania
pętli indukcyjnej w życiu prywatnym, a także do propagowania idei
instalowania pętli w kinach, teatrach oraz innych obiektach,
w których przebywamy i z których chcemy i mamy prawo w pełni
korzystać.
Grzegorz Kozłowski
przewodniczący Zarządu TPG
DiS
13
weź sprawy w swoje ręce…
Sprzęt w projekcie
W ramach projektu „Wsparcie osób głuchoniewidomych na rynku pracy II – Weź sprawy w swoje ręce.” TPG przyznawało sprzęt
niwelujący ograniczenia funkcjonalne osób głuchoniewidomych. To jedyna taka akcja TPG w ciągu ostatnich trzech lat. Skorzystało z niej wiele osób z różnych
części Polski. Przedstawiamy jej podsumowanie!
Osoby głuchoniewidome mogły się ubiegać o sprzęt pomagający
im w nauce lub znalezieniu albo utrzymaniu zatrudnienia.
Wynikało to z narzuconego różnymi wytycznymi celu projektu
PO KL, którym jest aktywizacja zawodowa.
TPG mogło przeznaczyć na wyposażenie osób głuchoniewidomych
w sprzęt 300 000 zł. Wydaje się, że to niemała kwota, ale sprzęt
niwelujący ograniczenia funkcjonalne jest bardzo drogi, a osób
które go potrzebują – dużo. Zwróciliśmy się więc do Państwowego
Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych (PFRON)
z prośbą, o zwiększenie puli o 100 000 zł.
Okazało się jednak, że to wciąż kropla w morzu potrzeb. Wnioski, które dostaliśmy od osób głuchoniewidomych w całej Polsce,
były w sumie na kwotę ponad 1 000 000 zł! Różnicę przedstawia
Wykres 1.
15% środków na realizację projektu pochodzi z budżetu PFRON
Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego
Wykres 1. Porównanie finansowe
Wnioski z prośbą o sprzęt niwelujący ograniczenia funkcjonalne
złożyło 248 osób. W sumie udało nam się wesprzeć 125 osób.
Otrzymały przede wszystkim różnego typu pomoce optyczne, aparaty słuchowe i sprzęt komputerowy wraz z oprogramowaniem.
Co o sprzęcie myślą osoby, które z niego korzystają?
Wiosną tego roku przeprowadziliśmy badanie ewaluacyjne, które
miało sprawdzić, czy sfinansowany przez TPG sprzęt jest użyteczny
i do czego się przydaje. Chcieliśmy się też dowiedzieć, jak osoby,
które taki sprzęt dostały, oceniają sposób jego przyznawania.
Wszyscy beneficjenci z lat 2010 i 2011 dostali od nas ankietę
ewaluacyjną z prośbą o wyrażenie swojej opinii. Wróciło do nas
31 kwestionariuszy.
Okazało się, że zdecydowana większość osób, bo aż 92%, jest
zadowolona ze sprzętu, który otrzymała. Przyznane oceny zaprezentowano na Wykresie 2 (5 oznacza ocenę najwyższą).
DiS
15
Wykres 2. Zadowolenie ze sprzętu
Aż 70% osób używa sprzętu każdego lub prawie każdego dnia.
Sprzęt przydaje się przede wszystkim w pracy i do nauki. Nieodzowny jest także w życiu codziennym. Jak stwierdził jeden z respondentów, sprzęt potrzebny jest „do czytania, majsterkowania, czytania instrukcji, czytania gazet, książek, ulotek z leków, włączania
gaźników, nawlekania igły itd. Jest […] jak drugie oczy”.
Niektórym osobom sprzęt ułatwił znalezienie pracy, co obrazuje
następująca wypowiedź: „dzięki komputerowi, który dostałem,
wyrwałem się z bezrobocia, małymi krokami zacząłem zarabiać,
mogę dzięki internetowi mieć kontakt z klientem oraz czerpać
aktualną wiedzę”.
Porównanie tego, jak sprzęt przyznają TPG, PFRON i Powiatowe
Centrum Pomocy Rodzinie wypadło na korzyść TPG. Aż 84%
badanych osób uznało, że TPG przyznaje sprzęt lepiej niż te instytucje. Widać to na Wykresie 3.
16
DiS
Wykres 3. Ocena sposobu przyznawania sprzętu
Respondenci zwracali przede wszystkim uwagę na to, że procedury
przyznawania sprzętu przez TPG są mniej skomplikowane, a pomoc
w doborze sprzętu znacznie większa. Działania naszej organizacji
podsumowuje następująca opinia: „lepsza opieka specjalistyczna,
bezpośredni kontakt, dostęp do wiadomości, wypełnianie dokumentacji, codziennie, stałe kontaktowanie się specjalistów z nami”.
Badanie wykazało, że przyznawany sprzęt jest potrzebny osobom
głuchoniewidomym na co dzień. Przyczynia się też do aktywności
zawodowej – uczestnicy akcji bardzo często wykorzystują go
w pracy. Warto zatem uświadamiać instytucje, które przyznają
pieniądze, iż środki na sprzęt niwelujący ograniczenia funkcjonalne
są rzeczywiście niezbędne i naprawdę mogą zmienić sytuację osób
głuchoniewidomych.
Magdalena Kocejko
specjalistka ds. monitoringu i ewaluacji w projekcie
„Wsparcie osób głuchoniewidomych na rynku
pracy II – Weź sprawy w swoje ręce.”
DiS
17
w Towarzystwie
Stąpając po cienkim lodzie
– o kryzysowym
zarządzaniu w TPG (cz. I)
1 czerwca tego roku na stronie internetowej TPG ukazał
się komunikat specjalny informujący o dramatycznej sytuacji naszej organizacji oraz o wprowadzonym na jej skutek
zarządzaniu kryzysowym. Wiele osób przyjęło to z zaskoczeniem. Czy owo tąpnięcie było zjawiskiem niespodziewanym? Czy stan kryzysowy został przezwyciężony? W jakim miejscu się znajdujemy? Na te pytania spróbuje
odpowiedzieć Przemysław Żydok, skarbnik TPG.
Gdy 15 września 2008 roku jeden z najpotężniejszych amerykańskich
banków, Lehman Brothers, ogłosił upadłość, światową finansjerą
wstrząsnął konwulsyjny dreszcz, którego skutki wciąż odczuwamy.
Szybko jednak odkryto, że uruchomiona w ten sposób spirala
zdarzeń była jedynie objawem zewnętrznym globalnego kryzysu finansowego, którego wewnętrzne przyczyny sięgały ryzykownych
metod zarządzania funduszami co najmniej z połowy lat 90. Źródeł
kryzysu nie dostrzeżono na czas (a może po prostu nie chciano ich
dostrzec), a te przeobraziły się w rwącą rzekę (gwałtowny spadek
cen nieruchomości w USA z roku 2006), która w 2008 roku z hukiem
wodospadu uderzyła w światowy system gospodarczy.
Podobnie było z TPG. Czerwcowy komunikat to właśnie nasz swoisty
upadek Lehman Brothers. Wystający nad wodę wierzchołek góry
lodowej. Gdzie znajdziemy podwaliny tej sytuacji?
18
DiS
Świadomość kryzysu
Pisanie tego typu artykułów ma m.in. tę zaletę, iż zmusza do spojrzenia w przeszłość. Kiedy sięgnąłem pamięcią do wydarzeń z kilku
ostatnich lat i niczym puzzle składałem elementy historii ze starych
e-maili i dokumentów, z dużym zaskoczeniem odkryłem, że
świadomość kryzysu – bardzo podobną do obecnej – mieliśmy już
sześć lat temu. W 2007 roku swoje urzędowanie kończył Zarząd
VI kadencji, zwany „zarządem przełomu”, „zarządem rewolucji”,
„młodymi wilkami”. Na koncie tej ekipy znalazło się wiele sukcesów:
TPG wypływało na szerokie wody rozwoju regionalnego, powstało
14 Jednostek Wojewódzkich, kilka nowych Regionalnych Klubów
Głuchoniewidomych, nasze stowarzyszenie zostało zasilone nowymi
podopiecznymi oraz intensywną pracą setek wolontariuszy, rozwinęły się również kadry instruktorskie.
Już wtedy pojawił się cień. Pod koniec kadencji, w 2007 roku,
zaczęliśmy zauważać, że coś jest nie tak. W tym rozrośniętym
organizmie brakowało odpowiednio funkcjonującego mózgu, koordynacji. Przy wsparciu przyjaciół z większym doświadczeniem
w zarządzaniu oraz Komisji Rewizyjnej (śp. Wacław Kalinowski był
pierwszym, który dla zarządzania TPG szukał inspiracji w „spirali
jakości” z norm ISO) zaczęliśmy pionierski, wewnętrzny audyt TPG.
Efektem tego procesu było wypracowanie dokumentu „Szkic do
strategii Towarzystwa Pomocy Głuchoniewidomym 2008–2011”,
który został przyjęty przez VII Walne Zebranie.
Plan ratunkowy ląduje w koszu
Do głównych założeń owego szkicu należało wdrożenie zintegrowanego systemu zarządzania organizacją – a zatem stabilizacja
i systematyzacja zarówno struktur administracyjnych, jak i merytorycznych. Stanowiło to dość oczywistą odpowiedź na chaos, który
DiS
19
zaczął zżerać organizację. Dla zobrazowania pewnych analogii ówczesnych założeń i obecnej sytuacji pozwolę sobie na zacytowanie
fragmentu rekomendacji z tego dokumentu: „Należy zbudować
klarowny model kompetencji, współpracy i przepływu informacji
pomiędzy poszczególnymi jednostkami TPG (Walne Zebranie,
Zarząd, Biuro, Jednostki Wojewódzkie, Kluby, Sekcje, Komisja Rewizyjna) uwzględniający specyfikę tych jednostek […]. Ryzyko
maksymalizowania działalności merytorycznej przy braku takiego
modelu jest na tyle niebezpieczne, że na czas tworzenia i wprowadzania modelu zarządzania zaleca się wstrzymanie tej maksymalizacji, a nawet – jeśli będzie to konieczne – zmniejszenie ilości
działań merytorycznych TPG”. Brzmi niemalże jak instrukcja do
kryzysowego komunikatu z 1 czerwca 2012 roku, nieprawdaż?
Jestem zdania, iż rok 2008 był momentem, w którym TPG mogło
przejść niezbędne reformy jeszcze w miarę bezboleśnie. Kryzys
dostrzeżony w roku 2007 był bowiem naturalnym etapem po dynamicznym rozwoju z trzech poprzednich lat (według teorii rozwoju
organizacji kryzysy są koniecznym następstwem okresów rozwojowych, pozwalają przejść na wyższy poziom). Naprawa jednak nie
nastąpiła. Próba reformy napotkała wyraźny opór dużej części pracowników biura – bez zrozumienia celu i charakteru zmiany wprowadzanej przez „młode wilki”, jej konieczność została w sposób
naturalny odebrana jako zagrożenie. Paradoksalnie, opór ten
wsparty został dużym dystansem Przewodniczącego TPG do koncepcji objęcia życia organizacji sztywnym systemem procedur.
Grzegorz Kozłowski zawsze podkreślał, że „najważniejszy jest
człowiek”, że „człowiek, a nie procedura jest celem organizacji”,
wtedy zaś powszechny był lęk, iż konkretny system zarządzania tego
człowieka zadusi. Plan ratunkowy organizacji wylądował w koszu,
system zarządzania owszem był budowany… ale tylko w rozpoczynającym się wtedy projekcie finansowanym ze środków UE
„Wsparcie osób głuchoniewidomych na rynku pracy”, z którym
20
DiS
związała się część zniechęconych oporem reformatorów. Reszta
TPG – na początku nieświadomie – tonęła w lepkim i coraz bardziej
niebezpiecznym chaosie.
Lata 2008–2011. Zewnętrzne sukcesy i… coraz bliżej
nieistnienia
Kryzys nierozwiązany staje się kryzysem chronicznym, definiowanym jako efekt pozornego rozwiązania problemu, w którym osoba wypierająca ze swej świadomości nieprzyjemne treści, wydatkuje na to wiele swojej energii. Coś podobnego nastąpiło w TPG.
Członkowie Zarządu – Małgosia Benisz, Michał Radzki, Kasia
Łuczak, Tomek Bąkowski – widząc, jak bardzo marginalizowane jest
to statutowe ciało, jak ich apele o krytyczną refleksję odbijają się od
ściany, odchodzili rozgoryczeni niemożnością wprowadzenia zmiany. Grzegorz Kozłowski, doskonały, charyzmatyczny lider środowiska i wymarzony Przewodniczący TPG, nie odnalazł się równie dobrze w roli dyrektora biura. Biuro z kolei, bez mocnego menedżera,
popełniało coraz więcej błędów.
Dziś, po audycie wewnętrznym, wiemy już całkiem sporo o charakterze tych błędów, choć i tak nie jest to obraz kompletny, jednoznacznie i bezdyskusyjnie zamykający kwestię przyczyn obecnego
kryzysu organizacji. Sporo winy za ten stan szukać należy
w okolicznościach zewnętrznych, zwłaszcza w bardzo poważnych
opóźnieniach transferu środków z projektów PFRON-owskich na
dany rok. Dużo ważniejsze wydają się jednak okoliczności
wewnętrzne.
Na pewno do powstałego w tamtym okresie zadłużenia istotnie
przyczynił się dość duży optymizm osób piszących wnioski o dofinansowanie – chcąc pozyskać dużą pulę środków, TPG deklarowało
zdobycie relatywnie dużej kwoty wkładu własnego. Niestety, wkład
deklarowano na zbyt wysokim poziomie, a jego nieosiągnięcie
DiS
21
skutkowało zwrotami poważnych kwot do grantodawców. Brak dobrego zarządzania finansami sprawiał, że konieczne stało się oddawanie środków niewydatkowanych oraz niekwalifikowalnych,
czyli źle wydanych. Z kolei nieusystematyzowana polityka kadrowa
nieraz owocowała zatrudnianiem personelu bez pełnego pokrycia
kosztów stanowisk gwarantowanymi funduszami, co zwiększało
zadłużenie i powodowało kilkumiesięczne nawet wstrzymywanie
wypłat. Były też inne przyczyny – np. brak kontroli wydatków stałych
(czynsz, telefon, serwis urządzeń, itp.) czy też rosnące odsetki
wynikające z zalegania z płatnościami. Wszystko to przyczyniło się
do tego, że dług organizacji rósł w zatrważającym tempie.
Co więcej, bez dobrego systemu zarządzania finansami dług ten
trudno było określić, zoperacjonalizować. Przy braku łatwych
środków zaradczych problem starano się zamiatać pod dywan,
licząc, że może rozwiąże się sam. Nadzieje te nie brały się zresztą
znikąd. Zewnętrznie TPG odnotowywało przecież niepodważalne
sukcesy: stawaliśmy się coraz bardziej rozpoznawalni na „salonach” (efektem był znaczny postęp w walce o kod 13-G oraz
ustawa o języku migowym), z powodzeniem realizowaliśmy duży
europejski projekt włączający w nasze szeregi setki nowych
beneficjentów oraz cennych specjalistów. Innych działań dla osób
głuchoniewidomych także było sporo. Problemy jednak nie znikały
i spod dywanu krzyczały coraz głośniej. A wraz z tym krzykiem
TPG umierało. Coraz częściej w biurze mówiło się, że jeszcze
jeden źle rozliczony projekt i TPG – jedyna w Polsce organizacja
dla osób głuchoniewidomych – przestanie istnieć, zbankrutuje
jak Lehman Brothers. I właśnie wtedy, w końcu roku 2011, przyszło
VIII Walne Zebranie TPG...
Przemysław Żydok
skarbnik Zarządu TPG
koordynator merytoryczny projektu „Wsparcie osób
głuchoniewidomych na rynku pracy II – Weź sprawy w swoje ręce.”
22
DiS
tłumacz-przewodnik
Kto może zostać
tłumaczem-przewodnikiem?
Kolejna część rozważań na temat tłumaczy-przewodników
osób głuchoniewidomych. Tym razem odpowiedź na pytanie o to, jakie predyspozycje powinien mieć kandydat do
tej funkcji.
„Mówisz, że ja ci pomogłem. Była to moja przyjemność, tańczyłem
mój taniec. Pomogło ci to, no to cudownie. Przyjmij moje gratulacje.
Niczego mi nie zawdzięczasz”.
„Przebudzenie”, Anthony de Mello
Pomoc drugiej osobie, nie może wynikać z litości, z poczucia, że tylko dzięki temu będzie się lepszym człowiekiem, z egzaltowanego
zachłyśnięcia się tak intrygującym, a dla niektórych nawet
egzotcznym środowiskiem, jakie tworzą osoby głuchoniewidome.
Pomoc powinna być bezinteresowna, wykonywana z radością,
naturalnie, bez niezdrowej ciekawości.
Praca tłumacza-przewodnika wymaga dojrzałości emocjonalnej
oraz społecznej. Obcowanie ze sprzężoną niepełnosprawnością nie
powinno budzić sensacji. Chęć spotykania się z głuchoniewidomymi
nie może wynikać z pragnienia sprawdzenia się w nowej sytuacji czy
dowiedzenia się, jak też „oni sobie radzą bez wzroku i słuchu”, by
potem pochwalić się swoją wrażliwością na Facebooku.
W pracy tłumacza-przewodnika ważne są intencje i motywacja,
wiedza merytoryczna, a także predyspozycje indywidualne (cechy
DiS
23
charakteru, sprawność psychofizyczna) oraz rozsądek. Osoba
wspierająca samodzielne działania głuchoniewidomego powinna
stwarzać mu maksymalne poczucie bezpieczeństwa, jednocześnie
dając swobodę w podejmowaniu decyzji. Tłumacz-przewodnik
powinien czerpać siłę i radość z dobrze wykonanej pracy, nie
oczekując ciągłych zapewnień o wdzięczności czy też wylewnych
podziękowań, a tym bardziej nie zmuszając do nich osoby, której
pomaga. Zarówno pomoc, jak i słowo „dziękuję” powinny wypływać
z naturalnej potrzeby. Współpraca osoby głuchoniewidomej z jej
przewodnikiem opiera się na zasadzie otwartości na potrzeby
drugiej strony bez nacisku i manipulacji.
Pełnienie funkcji tłumacza-przewodnika to szczególna misja bycia
czyimiś oczami i uszami. „Chcąc w pełni świadomie i niezależnie
uczestniczyć w życiu społecznym, głuchoniewidomy nie jest w stanie obyć się bez życzliwej pomocy tłumacza,
który za niego i dla niego opanuje
daną sytuację z całym bogactwem jej wizualno-dźwiękowej treści. Dzięki tłumaczowi głuchoniewidomy jest
w stanie uzyskać najlepszą
z możliwych więzi z otoczeniem, a także stać się
integralną jego częścią.
Bycie dobrym tłumaczem
dla kogoś, kto nie widzi
i nie słyszy, nie jest jednak
prostym zadaniem. Dobry
tłumacz musi dokonać
Tłumacz-przewodnik zna
oceny środowiska fizycznego
kilka metod komunikacji
pod kątem potrzeb i możliwości
z osobami
wzrokowo-słuchowych, przekazywać
głuchoniewidomymi
24
ciąg dalszy na s. 25
na bieżąco cały kontekst sytuacyjny oraz koncentrować się
na organizacji myśli, klarowności przekazu, umiejętnym syntetyzowaniu wiadomości”1.
Moim zdaniem bycie dobrym tłumaczem-przewodnikiem to wyzwanie, ale osoba, która mu sprosta, odczuje ogromną satysfakcję.
W tej pracy oddaje się komuś cząstkę siebie – swoje widzenie świata,
interpretację zdarzeń. Nie da się do końca zachować chłodnego
obiektywizmu, opisując zachód słońca nad morzem, niezwykły
obraz. Czy wypowiadając słowa „piękny” albo „smutny” lub
przybierając zachwycony ton głosu, nie jesteśmy już subiektywni?
Czy to źle? Nie. Zabarwianie obrazu emocjami w konkretnych
sytuacjach pozwala „więcej i pełniej” przeżyć osobie, która nie może
tego doświadczyć sama. Jednak tak jak we wszystkim należy
zachować umiar i nie opisywać z detalami cuchnącego kontenera
na śmieci, który stoi obok plaży, bo nikogo to raczej nie wzbogaci.
Dobry tłumacz2 powinien mieć pogodne usposobienie. Jak pisze
głuchoniewidomy Daniel Alvarez Reyes: „Zły tłumacz może
popsuć ci piękny, słoneczny dzień!”. Najlepiej ocenią to sami
głuchoniewidomi.
TPG, które organizuje kursy tłumaczy-przewodników w całej
Polsce, wypracowało standardy dotyczące przyjęć na szkolenia
oraz nauczanych treści. W ramach stowarzyszenia działa grupa
Instruktorów Szkoleń Tłumaczy-Przewodników, którzy legitymują
się certyfikatami uprawniającymi do prowadzenia kursów
tłumaczy-przewodników oraz szkoleń dla różnych grup odbiorców.
Dziewiętnaście osób w 2006 roku ukończyło autorski tygodniowy
Kurs Kadry Kształcącej Towarzystwa Pomocy Głuchoniewidomym
„Zarzewie” w Błędowie koło Pomiechówka, zdobywając zarówno
wiedzę teoretyczną, jak i praktyczne umiejętności z zakresu
1
2
Benisz-Stępień M., „Komunikacja przez dotyk – głuchoniewidomi” [w:] Błeszyński
J.J. (red.), „Alternatywne i wspomagające metody komunikacji”, Impuls, Kraków 2006
Tamże
DiS
25
specyfiki, rehabilitacji i psychologii głuchoślepoty oraz umiejętności
prowadzenia szkoleń, kontaktów interpersonalnych itp. TPG ręczy
za ich merytoryczną wiedzę, kompetencje oraz doświadczenie.
Informacją, naborem, a także zapleczem organizacyjnym szkoleń
na miejscu zajmują się zazwyczaj koordynatorzy wolontariatu,
pełnomocnicy jednostek regionalnych lub osoby przez nich
wyznaczone. Osoby chcące uczestniczyć w szkoleniu są przeważnie dobrze im znanymi wolontariuszami aktywnymi na polu pomocy
osobom głuchoniewidomym w danym mieście.
Zgodnie ze Standardami Szkoleń TPG3 kandydat na tłumacza-przewodnika:
• musi być osobą pełnoletnią,
• musi być wolontariuszem TPG przynajmniej od 1 roku,
• musi wykazać się co najmniej 60 godzinami bezpośredniej
pracy wolontariackiej z głuchoniewidomymi (wymagane jest
zaświadczenie pełnomocnika TPG w danym regionie),
• musi poświadczyć w ankiecie zgłoszeniowej, że jest osobą zdrową,
nieobciążoną poważnymi schorzeniami, typu choroby psychiczne, neurologiczne, zaawansowane choroby układowe (w szczególnych wypadkach można przedłożyć zaświadczenie od lekarza
prowadzącego, że osoba może wykonywać pracę tłumacza-przewodnika; w indywidualnych przypadkach istnieje możliwość
zatrudniania jako tłumacza lub przewodnika osoby słabowidzącej bądź słabosłyszącej),
• musi być sprawny fizycznie.
Kandydaci zobowiązani są do wypełnienia ankiety poświadczającej
spełnienie powyższych warunków, aby uniknąć sytuacji, w których
narażone byłoby zdrowie lub życie beneficjenta pomocy. Osoba,
3
26
Standardy Szkoleń Tłumaczy-Przewodników Osób Głuchoniewidomych w Towarzystwie Pomocy Głuchoniewidomym, Kurs Instruktorów Szkoleń Tłumaczy-Przewodników „Zarzewie” 2006
DiS
która chciałaby pracować jako tłumacz-przewodnik, powinna
ponadto wyróżniać się takimi cechami, jak: otwartość, umiejętność
nawiązywania kontaktu i komunikowania się z innymi, elastyczność,
odporność na stres, punktualność, spostrzegawczość, empatia, inteligencja, cierpliwość, takt, szacunek dla innych ludzi, umiejętność
dawania poczucia bezpieczeństwa, dobra organizacja pracy, przewidywanie, konsekwencja w działaniu, stanowczość, kreatywność,
spokój, życzliwość, zaradność, asertywność, szybkość reakcji,
elastyczność i umiejętność wyciągania wniosków z własnych
doświadczeń. Wydaje się, że taki zestaw cech może mieć tylko
człowiek idealny. W każdym z nas jest spektrum dobrych cech, jednak część z nich rozwijamy, a części nie. Poziom i zakres tego rozwoju wyznaczamy sami. Praca tłumacza-przewodnika pozwala nam
się rozwijać i stawia wyzwania.
Po zakwalifikowaniu się na kurs uczestnicy przechodzą szkolenie
z teorii i praktyki. W skład treści programowych szkoleń tłumaczy-przewodników wchodzą:
• wiadomości z zakresu działań TPG oraz specyfiki tego środowiska,
• wiadomości ogólne na temat głuchoślepoty, dysfunkcji narządów
wzroku i słuchu i konsekwencji tych uszkodzeń w szerokim
kontekście funkcjonowania społecznego,
• praktyczne symulacje doświadczania sytuacji osoby niewidomej
i niesłyszącej jednocześnie, wykonywanie czynności w specjalnych okularach symulujących słabowidzenie, komunikowanie się
bez możliwości pełnego udziału słuchu i wzroku,
• nauka metod i zasad komunikowania się z osobą głuchoniewidomą
o różnym charakterze uszkodzenia wzroku i słuchu,
• nauka poruszania się z osobą głuchoniewidomą w różnych warunkach i po różnym terenie (zasady i technika),
• wiadomości na temat pracy tłumacza-przewodnika (etyka, prawa
i obowiązki, zasady świadczenia usług).
DiS
27
Po szkoleniu każdy uczestnik otrzymuje komplet autorskich
materiałów edukacyjnych i ma możliwość przystąpienia do egzaminu teoretycznego w formie testu, ostatecznie weryfikującego jego
wiedzę. Po jego zaliczeniu odbywa się egzamin praktyczny, podczas
którego oceniane są umiejętności bezpiecznego poruszania się
z osobą głuchoniewidomą w terenie. Egzaminowani muszą
prawidłowo poprowadzić podopiecznego w określone miejsca,
pokonując szereg „przeszkód”, które zwykle napotykamy w przestrzeni publicznej (schody, krawężniki itp.). Dopiero pomyślnie zaliczone obie części egzaminu upoważniają tę osobę do podjęcia
pracy w charakterze tłumacza-przewodnika.
Pierwsze 30 godzin to tzw. praktyka wolontariacka. Dopiero po ich
przepracowaniu świeżo upieczony tłumacz-przewodnik otrzymuje
oficjalny dyplom, potwierdzający jego kwalifikacje. Od tego momentu ma on możliwość wykonywania pracy odpłatnie. Usługi finansuje
TPG. Głuchoniewidomi korzystają z pomocy tłumacza-przewodnika
bezpłatnie, są tylko zobowiązani do podpisania – po wykonanym
zadaniu – formularza zlecenia, który tłumacz-przewodnik musi
przedstawić w biurze, aby udokumentować swoją pracę, np. pomoc
w załatwianiu rozmaitych codziennych spraw w miejscu zamieszkania i poza nim, pomoc na turnusach rehabilitacyjnych, arteterapeutycznych, wsparcie podczas konferencji, szkoleń, warsztatów
aktywizacji zawodowej, spotkań i wycieczek klubowych czy kółek
zainteresowań.
Joanna Celmer-Domańska
instruktor rehabilitacji podstawowej i orientacji przestrzennej
instruktor szkoleń tłumaczy-przewodników
28
DiS
poradnik domowy
Sprzęt AGD
Dzisiaj chciałam powiedzieć Wam o sprzęcie
przydatnym w gospodarstwie domowym –
zarówno tym specjalistycznym, jak i tworzonym
z myślą o osobach pełnosprawnych. My przecież też
musimy używać pralki, piekarnika oraz innych urządzeń,
które nie są przystosowane do potrzeb osób głuchoniewidomych. Podpowiem Wam, jak można je oswoić.
Łazienka
Jeśli masz zwykłą pralkę z programatorem na gałce, to wystarczy
oznaczyć poszczególne programy lakierem do paznokci lub naklejkami, np. kółka to bawełna, kwadraty syntetyki, a trójkąty – wirowanie lub płukanie. Potem warto zapisać na kartce lub w pliku
komputerowym, jaką temperaturę ma każdy program i jak długo
trwa. Ja tak sobie oznaczyłam pralkę i świetnie zdaje to egzamin.
Oczywiście, do oznaczenia pralki oraz innego sprzętu AGD można
kupić w sklepie kosmetycznym klipsiki, które dziewczyny
przyklejają sobie na uszach. Ja jednak korzystam z folii samoprzylepnej, którą kupuję w sklepie papierniczym na rolki. Wycinam
z niej nożyczkami odpowiednie oznaczenia i naklejam w odpowiednim miejscu. Folia działa jak zwykła naklejka, można też na niej
pisać brajlem w tabliczce lub maszynie brajlowskiej.
Do segregacji ubrań na ciemne i jasne używam czytnika kolorów.
Urządzenie to można kupić w sklepach z akcesoriami dla osób niewidomych. Jest małe i przypomina komórkę. Przykłada się je do
DiS
29
ubrania, naciska guzik, a czytnik mówi odpowiedni kolor oraz odcień.
Jeśli kolor jest konkretny, np. zielony, to usłyszymy zielony; jeśli jest
spłowiały, to usłyszymy blady zielony, a jeśli na koszulce będą dwa
kolory, to zakomunikuje np. zielono-pomarańczowy.
Pranie ułatwia także skarpetnik. Jest to gumowe kółko z dziurką
w środku, przez które przeciąga się parę skarpetek po zdjęciu
z nóg. Tak spięte skarpetki nie rozdzielą się podczas prania. Do
suszenia kółko można zdjąć, bo już wiemy, że to jest jedna para.
Kuchnia i inne
Piekarnik ma przeważnie dwa pokrętła – jedno do temperatury,
a drugie do grzania góry, dołu lub termoobiegu. Wystarczy więc
wokół programatora do temperatury nakleić co pięćdziesiąt stopni
naklejkę i już możemy sami ustawić temperaturę. Programy są
skokowe, należy zatem zapisać sobie, który skok oznacza jaki
program, np. 1 to światło, 2 to wiatrak. Oczywiście skoki liczymy od
pozycji wyjściowej, czyli od godziny 12.
Z wagą kuchenną niestety nie jest już tak prosto, gdyż urządzenia te
tylko mówią i wyświetlają. Pozostaje więc korzystać z aparatu
słuchowego albo z pomocy osoby słyszącej.
Do mierzenia poziomu cieczy w szklance warto używać chrząszczyka. Przyrząd ten jednocześnie piszczy i wibruje, więc osoba
niesłysząca może spokojnie wyczuć jego wibrację. Dzięki niemu bez
problemu można uniknąć poparzenia wrzątkiem oraz przelania.
Czujnik należy zawiesić na kubku lub szklance, a następnie bezpiecznie można już nalewać płyn. Kiedy sięgnie on drucików, czyli
prawie do brzegu kubka, chrząszczyk zacznie wibrować. Polecam
właśnie ten przyrząd ze względu na wibracje. Inne tego rodzaju
czujniki mają tylko sygnał dźwiękowy.
Dużą pomoc podczas wykonywania prac domowych stanowi centymetr brajlowski. Można nim zmierzyć każdą rzecz, ubranie i sie-
30
bie, np. sprawdzić, ile mamy w pasie. Przyrząd ten ma co 1 cm
kropkę wypukłą, a co 10 cm dwie kropki. Najlepiej zaopatrzyć się
w centymetr krawiecki, ponieważ jest uniwersalny. Centymetr
sztywny nadaje się tylko do pomiarów okna, drzwi, mebli itp.
Termometr do pomiaru temperatury ciała niestety również tylko
mówi, więc tu jest podobna sytuacja jak z wagą kuchenną.
Wiele urządzeń domowych można samodzielnie dostosować,
m.in. żelazko. Warto kupić szeroką gumę i założyć ją dookoła
ciepłej części żelazka, a dookoła termostatu lakierem zrobić
kropki. W ten sposób nie przypalimy ubrania przy prasowaniu.
A na koniec coś smacznego
Słyszeliście na pewno o rękawie do pieczenia. Jest to specjalna
folia, w której można piec mięso i ryby. Pieczenie w rękawie jest
bardzo proste. Sprawdźcie przepis na kurczaka.
Kurczaka (w całości lub połowę) myjemy dokładnie, po czym odcinamy zbędną skórę. Nacieramy mięso ze wszystkich stron świeżo obranym czosnkiem, posypujemy vegetą, pieprzem, słodką papryką
i curry, a następnie wkładamy do rękawa. Rękaw sprzedawany jest
w rolkach. Odwijamy tyle, ile potrzeba z lekkim zapasem do
związania, po czym delikatnie rozdzielamy warstwy rękawa
i wkładamy kurczaka. Z dwóch końców albo zawiązujemy uciętymi
paseczkami rękawa, albo spinamy specjalnymi zapinkami.
Następnie z wierzchu rękawa robimy malutkie dziurki wykałaczką
i wkładamy go do piekarnika ustawionego na 180°. Pieczemy tyle
godzin, ile waży kurczak, a zatem jeśli waży 1 kg, to godzinę. Pod
koniec pieczenia otwieramy piekarnik i robimy dużą dziurę
w rękawie, aby odeszła para. Kurczaka podajemy z ziemniakami,
frytkami lub ryżem i z surówką.
Wasza Lisiczka
DiS
31
rozmowa z...
Gosią Żywiną
Przedstawiamy rozmowę Agnieszki
Majnusz, trenerki pracy z Katowic,
oraz
Małgosi Żywiny, beneficjentki projektu „Wsparcie osób głuchoniewidomych na ryku pracy II – Weź
sprawy w swoje ręce.”. Małgosia
posługuje się językiem migowym.
Prowadzi szkolenia z naturalnego
języka migowego oraz kontaktu z osobami
niesłyszącymi. W miarę możliwości finansowych podróżuje
po Europie i tworzy filmiki w języku migowym na temat
miejsc, które odwiedza. Zamierza używać ich podczas
swoich warsztatów.
AGNIESZKA MAJNUSZ: Od razu nasuwa mi się pytanie o Twoją
„karierę” szkoleniowca: kiedy zaczęłaś nauczać języka migowego
i jak się to w ogóle rozpoczęło?
MAŁGOSIA ŻYWINA: Chciałam, aby była możliwa komunikacja
między osobami słyszącymi a Głuchymi. W zeszłym roku przypadkiem znalazłam się na kursie polskiego języka migowego (PJM)
w Lublińcu organizowanym przez opolski oddział Polskiego Związku
Głuchych (PZG). Prowadziły go osoby Głuche. Zauważyłam, że bardzo dużo osób słyszących chce się uczyć języka migowego i chciałoby
porozumieć się z osobami Głuchymi. Pomyślałam wtedy, że fajnie
byłoby zrobić takie warsztaty. Wcześniej miałam możliwość
poprowadzić tego typu szkolenie dla urzędników. Trwało ono kilka
godzin i skierowane było do urzędników z Katowic. Głównie chodziło
32
DiS
o to, aby pokazać, w jaki sposób urzędnik może się porozumieć
z osobą niesłyszącą, jeśli zna tylko podstawy języka migowego bądź
nie zna tego języka wcale, czyli omówić zasady kontaktu z osobami
niesłyszącymi. To było w 2010 roku. Potem prowadziłam szkolenie
dla katowickiego stowarzyszenia FAON, podczas którego zapoznałam uczestników z podstawami języka migowego. Poza tym cały
czas uczyłam indywidualnie – głównie członków Śląskiej Jednostki
TPG. Jednakże mój czas ze względu na pracę i wyjazdy jest ograniczony, więc niemożliwe było, aby każdego zainteresowanego uczyć
prywatnie. Pojawiały się też coraz częstsze prośby, żeby zorganizować takie warsztaty dla większej liczby osób. Po wielu prośbach
i ukończonym przez osoby z naszej jednostki kursie systemu
językowo-migowego (SJM), które zorganizował ksiądz Grzegorz
Sokalski, zdecydowałyśmy wraz z pełnomocniczką Śląskiej
Jednostki TPG Bogusławą Żywną i Tobą, Agnieszko, moją trenerką
pracy, że grupowe warsztaty PJM rozpoczniemy w lipcu 2012 roku.
I tak się to zaczęło…
A: Jak czujesz się w roli szkoleniowca?
M: Na początku trochę się stresowałam, bo pierwszy raz robimy
warsztaty, które trwają tak długo – lekcje odbywają się co tydzień
przez dwa miesiące. Początkowo szkolenie miało być krótsze, ale
zostałyśmy poproszone, aby kontynuować spotkania. Wcześniej
prowadziłam, co prawda, warsztaty dla dużej grupy osób, ale tylko
jednodniowe, więc było jednak inaczej. Teraz musimy się więcej
przygotowywać. Każde zajęcia wymagają wcześniejszego kilkugodzinnego opracowania planu następnego spotkania. Obawiałam
się też trochę tego, jacy ludzie przyjdą na to szkolenie. Nigdy nie
wiadomo, na jaką grupę się trafi. Okazało się jednak, że uczestnicy
są super! To bardzo życzliwe, miłe osoby, które chcą nauczyć się
języka migowego i którym również podoba się sposób, w jaki
prowadzimy warsztaty – przynajmniej tak mówią. Bardzo pomaga
mi też fakt, że nie jestem sama, że mam wsparcie tłumaczki-
DiS
33
-trenerki, bo jeśli coś jest niezrozumiałe, to zawsze można dokładnie
wyjaśnić w języku polskim. Myślę, że razem tworzymy zgrany zespół.
A: Czy podoba ci się prowadzenie szkolenia z PJM?
M: Tak. Sama wiele rzeczy teraz zaczynam rozumieć – to znaczy
różnice między językiem polskim a językiem migowym stają się dla
mnie bardziej wyraziste. Cieszy mnie również, gdy widzę, że osoby,
które dopiero niedawno rozpoczęły swoją przygodę z językiem
migowym, potrafią już coś zamigać i coraz lepiej im to idzie. To
naprawdę bardzo, bardzo mnie cieszy i daje poczucie, że warto
przełamywać swoje lęki, starać się i uczyć innych tego wspaniałego
języka! Czasem uczę też dzieci. To bardzo ciekawe doświadczenie.
Okazuje się, że dzieci często szybciej od dorosłych uczą się języka
migowego, są też odważniejsze w wyrażaniu emocji i mają wspaniałą
mimikę twarzy, co w języku migowym jest bardzo ważne!
A: Czy chciałabyś prowadzić więcej takich szkoleń?
M: Tak, oczywiście. Planujemy od września rozpocząć drugą część
szkoleń z PJM, gdyż zgłosiło nam się bardzo dużo chętnych w lipcu.
Nie chciałyśmy jednak robić warsztatów dla dużej grupy, bo lepiej
pracuje się z mniejszą liczbą osób. Zdecydowałyśmy się zatem, że
zrobimy takie samo szkolenie dla drugiej grupy, które rozpoczniemy
od września. Już w tym momencie mamy prawie komplet.
Otrzymałam także ofertę współpracy z firmą szkoleniową na przeprowadzenie cyklu zajęć z języka migowego. Czy to wypali, to okaże
się we wrześniu. Warsztaty czy szkolenia wymagają starannego
przygotowania, co zajmuje mi dużo czasu, bo chcę to zrobić dobrze.
Nie narzekam jednak, bo podoba mi się tego typu praca. Na przykład
przygotowujemy na zajęcia filmiki ze znakami czy dialogami, dzięki
którym łatwiej jest się uczyć innym. Część filmików można obejrzeć
na stronie Śląskiej Jednostki TPG: www.tpgslask.wordpress.com
w zakładce „W j. migowym”. Serdecznie zapraszam na naszą stronę!
Ja również pomagam przy jej tworzeniu.
34
DiS
A: Co w wolnym czasie, poza przygotowaniami warsztatów PJM
i pracą, lubisz robić?
M: Staram się dużo wyjeżdżać. Chciałabym pozwiedzać jak najwięcej
miejsc. W tym roku byłam już m.in. w Chorwacji, Pradze (Czechy),
na Litwie i na Węgrzech. Planowałam też uczestnictwo w europejskim festiwalu Głuchych, który w sierpniu odbywa się w Tallinie
w Estonii, ale niestety musiałam w ostatniej chwili zmienić plany.
Chciałabym jeszcze pojechać do Portugalii i Hiszpanii, może uda mi
się wybrać też do Norwegii. Portugalię i Hiszpanię planuję odwiedzić
jeszcze w tym roku, natomiast z Norwegią nie wiadomo, gdyż jest
bardzo droga, więc trzeba szukać okazji, aby bilet lotniczy kupić jak
najtaniej. W Budapeszcie wpadłyśmy z koleżanką na pomysł, aby
nagrywać krótkie filmiki w języku migowym – „opowieści z podróży
w języku migowym”. Czegoś takiego jeszcze chyba w Polsce nie
ma, a myślę, że mogłoby to być ciekawe
nie tylko dla osób znających język
migowy, lecz także dla takich, które
go nie znają, a chcą się go uczyć.
Będą to zatem filmy skierowane nie tylko do osób
Głuchych, ale do wszystkich, którzy chcieliby się
uczyć PJM – z napisami,
wykorzystywane np. podczas szkoleń języka migowego. Pomysł czeka na
realizację, na razie powstaje pierwsza część pod tytułem „Wakacje nad jeziorem”.
Jestem także w wolnym czasie
Gosia w Chorwacji
wolontariuszką w Śląskiej Jednostce TPG. Pomagam przy organizacji
DiS
35
spotkań, podczas wyjazdów i przy prowadzeniu osób niewidomych.
Uważam, że ważne jest w życiu to, aby też coś z siebie dać, a nie
jedynie oczekiwać, żeby to inni mi dawali czy pomagali. Zobaczyłam
też, że wspieranie innych daje mi dużo radości!
A: Jakie masz plany, marzenia na przyszłość?
M: Chciałabym zwiedzić jak najwięcej krajów, bo poznawanie nowych
miejsc jest bardzo ciekawe i rozwijające. Wolę jeździć i poznawać
świat, zamiast siedzieć w domu i z zazdrością jedynie oglądać
w telewizji innych podróżników na kanale Travel. Marzy mi się wyjazd
do Portugalii. Jak już mówiłam, mam nadzieję, że uda mi się w tym
roku tam polecieć. Chciałabym także poznawać Głuchych z innych
krajów i uczyć się innych języków migowych. Myślę, że to bardzo
ciekawe poznawać różnice i podobieństwa między językami
migowymi w różnych krajach. Poza tym, marzyłoby mi się, aby
wszyscy znali choć trochę język migowy, po to, aby Głusi mogli się
bez problemu porozumieć. Ale to raczej pozostanie marzeniem,
choć widzę, że i tak jest coraz lepiej, bo coraz więcej ludzi chce uczyć
się języka migowego. Bardzo mnie to cieszy. Również mam takie
mniejsze, bardziej realne marzenia: zacząć jeździć na rolkach
i więcej grać w tenisa stołowego. Na razie rolek jeszcze nie mam
(choć planuję wkrótce kupić), a w tenisa stołowego gram od czasu
do czasu.
A: Bierzesz udział w projekcie „Wsparcie osób głuchoniewidomych
na rynku pracy II – Weź sprawy w swoje ręce.”. Co dał Ci ten projekt? Czy dzięki niemu coś zmieniło się w Twoim życiu?
M: Myślę, że dużo się zmieniło w moim życiu. Przede wszystkim
poznałam ciekawych ludzi. Wcześniej miałam bardzo mało kontaktu ze słyszącymi osobami, a teraz znam chyba więcej słyszących niż
Głuchych. Trochę obawiałam się tych kontaktów, gdyż jako osoba
Głucha komunikująca się w języku migowym myślałam wcześniej,
że bariera językowa jest nie do pokonania. Okazało się jednak, że to
36
DiS
było tylko moje przekonanie oparte na wcześniejszych, czasem
niezbyt miłych, spotkaniach ze słyszącymi. Dzięki projektowi
poznałam wspaniałe osoby, po prostu dobrych ludzi, otwartych na
innych i chcących poznać język migowy oraz osoby niesłyszące. Poza
tym mam interesującą pracę i robię dużo dodatkowych zajmujących
rzeczy, jak te warsztaty z PJM. Zaczęłam też być wolontariuszką
i pomagać innym osobom, co daje mi dużo radości i satysfakcji.
Również stałam się osobą bardziej odważną i teraz wierzę, że jeśli
tylko coś chcę w życiu zmienić czy osiągnąć, to jest to możliwe. Na
przykład moje marzenie o wyjeździe do Portugalii, wierzę, że wkrótce się zrealizuje. Dużo wyjeżdżam i poznaję nowe miejsca. Tego
wszystkiego jeszcze dwa lata temu nie było…
A: Czy chciałabyś się podzielić z czytelnikami DiS jakimiś przemyśleniami? Co dla Ciebie jest ważne w życiu, najważniejsze?
M: Myślę, że przede wszystkim ważne jest to, aby być w życiu
odważnym i nie bać się nowych wyzwań. Dzięki temu można poznać
nowe miejsca i nowych dobrych ludzi. Również moje życie stało się
ciekawsze w momencie, gdy otworzyłam się na nowości. Wcześniej
wielu rzeczy się obawiałam i przez to też wiele traciłam. Moje życie
zyskało w momencie, gdy się otworzyłam. Myślę, że warto… Ważne
jest, aby pomagać innym. Widzę teraz, że gdy ja pomagam innym
osobom, sama ogromnie zyskuję – chociażby radość i satysfakcję,
a także uczestnictwo w ciekawych wydarzeniach i spotkaniach. Po
prostu warto być otwartym na możliwości, które w naszym życiu się
pojawiają!
A: Bardzo dziękuję za spotkanie i za rozmowę.
M: Ja również dziękuję.
Rozmawiała: Agnieszka Majnusz
trenerka pracy z Katowic
DiS
37
z zagranicy
Mistrzostwa świata
w Malezji… od kuchni
O Zdzisławie Kozieju z Lubelskiej Jednostki
Wojewódzkiej TPG pisaliśmy m.in. w numerze
1–2/2010. Od tamtego czasu pan Zdzisław nie próżnował
– jesienią ubiegłego roku wziął udział w IV Mistrzostwach
Świata Niewidomych i Słabowidzących IBSA w Bowlingu
w Malezji. W grze potrójnej zajął ósme miejsce. Z tego
wyjazdu przygotował… smakowitą relację!
Chciałbym się podzielić z Wami swoimi wrażeniami z wyjazdu na
mistrzostwa świata do Malezji. Zawody zorganizowano w Kuala
Lumpur w dniach 6–17 października. Pierwsze zaskoczenie
przeżyliśmy więc tuż po przylocie do Sepang – powietrze było
bardzo wilgotne, a temperatura w południe przekraczała 40°C. Nie
jestem przyzwyczajony do takiego upału. Wydawało mi się, że będę
musiał ciągle pić, bo inaczej po prostu wyparuję!
Lotnisko oddalone jest od stolicy Malezji o około 50 km. Czekała
nas zatem ponad godzinna jazda autobusem. W hotelu przeżyliśmy
kolejny szok – na dworze strasznie gorąco, a wewnątrz 20°C! Po
mniej więcej 20-minutowej wędrówce, która miała na celu zapoznać
nas z budynkiem, dotarliśmy do przepięknych, nowoczesnych
pokoi. W Polsce podczas zawodów czeka na mnie zazwyczaj – fakt
– schludny pokój, ale z wąską kanapą (niestety, często zniszczoną)
i telewizorem. A tu jakby wszystko nowe i przygotowane specjalnie
dla nas… Łóżka tak olbrzymie, że spokojnie kilka osób mogłoby się
wygodnie w nich wyspać, co dopiero jedna. Telewizor z wielkim
ekranem… Jedynym mankamentem było to, że należało sterować
38
DiS
nim komputerowo i początkowo nie umieliśmy go obsłużyć. Tak
samo z łazienką, w której nie mogliśmy zapalić światła – nikt z nas
nie znalazł włącznika. Później okazało się, że przy kluczach każdy
miał kartę magnetyczną – po włożeniu do specjalnego gniazdka
zapalały się światła. Na wyposażeniu pokoju znajdował się też
telefon, jego również nie potrafiliśmy początkowo obsłużyć.
Wszelkie zawiłości wytłumaczył nam powoli nasz trener, który trzy
lata zajmował się drużyną w Malezji. W każdym pokoju przygotowano
również tabliczki z napisem „Nie przeszkadzać” do wywieszenia na
drzwiach – oczywiście po malajsku. Co ciekawe, przy drzwiach
umieszczono dzwonki. Żeby do kogoś wejść, należało najpierw
zadzwonić i dopiero osoba w pokoju mogła otworzyć drzwi – z czymś
takim nie spotkałem się w Polsce. Byliśmy bardzo mile zaskoczeni
warunkami, w jakich mieliśmy mieszkać.
Wieczorem po zapoznaniu się z pokojami poszliśmy na kolację, żeby
dojść do restauracji, musieliśmy wędrować z 15 minut! Trener
mówił, że ta hala ma około 800 m2. Sami próbowaliśmy sprawdzić
tę przestrzeń, ale każdy łapał się za głowę, jak tu jest wszędzie
daleko! Wielkim zaskoczeniem było, że miejsce to ma aż pięć pięter.
Na dole można było jeździć na łyżwach, ćwiczyć aerobik, pływać
w basenie, grać w hokeja, piłkę ręczną, koszykówkę, bowling,
kręgle itp. Wyżej znajdowały się bary, kawiarnie oraz sklepy – sportowe, z ubraniami, z biżuterią itd. Z każdym piętrem ceny też były
wyższe. Wrażeń nie sposób opisać! My jednak mieliśmy mało czasu
na takie atrakcje, zależało nam na tym, żeby dużo ćwiczyć i trenować
i zająć jak najlepsze miejsca w mistrzostwach!
Zaskoczyły nas też zwyczaje dotyczące jedzenia, zarówno kultury
spożywania posiłków, jak i samych potraw.
Bardzo często podawano ryż z różnymi dodatkami, np. z małżami
albo z mięsem – ale moim zdaniem nieprzyjemnym – nie wiem
z jakiego zwierzęcia, mocno przyprawione, lecz smakowało dziwnie.
Do tego należało dodać jakiś koncentrat pomidorowy, też bardzo
DiS
39
ostro przyprawiony. Poza ryżem serwowano kotlety z ziemniaków
i ryb, ale ryby były nie zmielone, tylko przyrządzone na parze
i rozdrobnione. Makaron przypominał cieniutkie niteczki, dziwnie
pachniał, przyprawiano go czymś z wątroby ryb (smakowało jak
tran), a podawano zazwyczaj z owocami. Były też pulpety takie
twarde, że trzeba było długo żuć, zanim się przełknęło. Serwowano
także mięsko na kostkach – kręgach zwierząt, które z tego mięska
się obgryzało. Poza tym mieliśmy okazję spróbować krewetek, które
u nich są bardzo duże, słychać było, jak je przyrządzali, bo bardzo
syczały, gdy żywe wrzucali do wrzątku. Jedliśmy też kalmary
przypiekane – ale one były jak guma. Nie każdemu to jedzenie
służyło, ale coś trzeba było jeść. Trener zwrócił uwagę, żebyśmy nie
jedli czegoś podobnego do naszego smalcu, bo może wywołać
ogromne zatrucia i problemy. Poza tym w Malezji nie je się
twardych mięs, zazwyczaj są gotowane. Wszystkie warzywa
przyrządza się na parze, tak samo serwuje się ryby. Podawane są
małe porcje i zwykle mieszane dania. Jednego dnia dostaliśmy
śledzia – tak nam powiedziano, sami byśmy nie zgadli. Tak naprawdę
to były surowe ryby prosto z morza, tyle że bardzo dobrze przyprawione. Jednak wspaniale smakowały.
Z racji wysokich temperatur strasznie dużo piliśmy. Ja piłem cały
czas colę. Raz tylko zamówiłem herbatę. Podano ją z mlekiem. Nie
smakowała mi, ale że chciało mi się pić, to ją wypiłem. Innego
wyjścia nie miałem. Kawę serwowano w bardzo małych filiżankach.
Była wyjątkowo mocna, może nawet z trzech łyżeczek. Koledze,
który spróbował tego szatana, przez dobre pół godziny niesamowicie szumiało w głowie i kołatało serce. Powiedział, że więcej w życiu
już nie da się namówić na taką kawę.
Zaskoczyła nas również kultura samego jedzenia – gdy osoba już
nie mogła danej potrawy zjeść lub jej już nie chciała, to gdy odłożyła
talerz z boku, kelner podchodził i z powrotem stawiał talerz na
miejsce. Nie wiedzieliśmy, o co chodzi, później okazało się, że
40
DiS
potrawy, których nie spróbowaliśmy, a były na naszym talerzu,
należy odłożyć na inny specjalnie do tego przeznaczony, a na drugi
odłożyć resztki. Trener pokazał nam też, w jaki sposób układać
i odkładać sztućce. Łyżkę w małej miseczce odwracamy do góry nogami, co oznacza koniec jedzenia. Dziwne jest to, że nietaktem jest
proszenie o dokładkę dla siebie. Bardzo nas to zaskoczyło. Trener
wytłumaczył nam to, mówiąc o funkcji, jaką pełni widelec. Jest on
podstawowym sztućcem i zarazem najważniejszym, widelec również
odkłada się do góry nogami i oznacza to koniec jedzenia. Możemy
natomiast prosić o dokładkę dla drugiej osoby – wtedy widelec
kładziemy w taki sposób, żeby ostrym końcem nakierować go na
osobę, która ma dostać dokładkę. To wystarczający znak dla kelnera. Machanie lub wykonywanie jakichkolwiek gestów w kierunku
kelnera stanowi okropną obrazę. Po zjedzeniu posiłku widelec
odwracamy do góry nogami i równolegle do siebie kładziemy łyżkę
czy widelec na talerzu lub innym naczyniu. Z noża w ogóle się nie
korzysta – Malezyjczycy spożywają posiłki w taki sposób, że w jednej ręce trzymają łyżkę i widelcem skubią pokarm, a do sałatek czy
ryb używają patyczków. Poza tym za wszystko trzeba podziękować
– ukłonić się z prawą ręką ułożoną na piersi i powiedzieć „dziękuję”.
Oprócz tego zdziwiła nas sama restauracja. Była podzielona. My,
Europejczycy, mieliśmy kwadratowe stoły. Azjaci siedzieli przy
stołach w kształcie księżyca – po trzy osoby od strony brzucha. Kelner podchodził zawsze od strony wyciętej. Afrykańczyków sadzano
za to przy stołach okrągłych lub trójkątnych.
Mieliśmy też okazję obejrzeć tradycyjne malezyjskie wesele. Rogalikowate stoły ustawione są przy ścianie i zwrócone w kierunku
nowożeńców, którzy siedzą przy ołtarzu niczym para królewska.
Młodzi i świadkowie zajmują miejsca przy pięknie przystrojonym
okrągłym stole. Dzięki takiemu ustawieniu można swobodnie
chodzić po środku sali, gdzie zrobiono też miejsce dla orkiestry.
Zdziwiło mnie, że tam ludzie nie tańczą tak jak w Polsce. Oni stoją
DiS
41
w kupie wszyscy razem i mają takie swoje zabawy typu lewa noga
do przodu, potem do tyłu, i w prawo, i w lewo, od końca do końca,
trzymając się za ramię – wszystko w rytm muzyki. Mężczyźni nie
obejmują kobiet za biodra, bo to uchodzi za obraźliwe. Łapią je
powyżej pasa.
Wracając do wesel, przy takim okrągłym stole nie siedzi więcej niż
12 osób. Po bokach stołu stoją filiżanki do herbaty ziołowej, leżą
łyżki, widelce i patyczki. Na środku stołu znajduje się duże obracane
koło z filiżanką i miseczkami, środek koła jest pusty. Tam kelnerka
stawia ładnie ozdobioną wazę z gliny. Waza jest ciężka, waży z pół
kilograma. Silna i energiczna osoba bierze tę wazę i nabiera zupę
do filiżanki, po czym przelewa ją do miseczki. Następnie odstawia
wazę i filiżankę i kolejna osoba przekręca koło, żeby sobie nalać
zupę w ten sam sposób. Tą samą filiżanką nalewają z trzy kolejki –
aż wszystko zjedzą i waza będzie pusta. Według mnie zupa była
bardzo dobra, doskonale przyprawiona, może ciut za ostra.
Zaskoczyło mnie to, że – jak mówili – zupa zrobiona była na bazie
krwi, ale z czego dokładnie, to nie mówili. Z jakiegoś ptactwa, ale
jakiego, nie wiem. Wiem, że w jej skład wchodziły krewetki, mięso
i warzywa. Ja nie odmawiałem i jadłem wszystko. Za to innym zupa
nie smakowała, nie mogli jej przełknąć. Co ciekawe, jak ktoś nie
mógł zjeść zupy, to ktoś inny musiał za niego dokończyć jedzenie,
bo nie wolno zostawiać posiłków. Dopiero jak wazy były puste, kelnerzy zabrali talerze i podali sałatki z mięsem o dość nieprzyjemnym zapachu, według mnie pachniało padliną, lecz u nich po prostu
jest takie mięso.
Warto pamiętać, że podczas wesela nie należy wstawać od stołu.
Jeśli ktoś wstanie, to znaczy, że już się najadł. Nie może wrócić do
stołu.
Spisała i opracowała:
Katarzyna Sendecka
Lubelska Jednostka Wojewódzka TPG
42
DiS
kronika wydarzeń
30 kwietnia Marcin Chojnowski oraz Grzegorz
Miszczuk – obydwaj głuchoniewidomi – wybrali
się w samotny spływ kajakami po Krutyni. Było
to wielkie przeżycie nie tylko dla nich, lecz także
dla wszystkich osób, które o wyprawie wiedziały.
Panowie, gratulujemy Wam odwagi i determinacji w realizacji
marzeń. Relację z wyprawy można przeczytać na www.tpg.org.pl.

W dniach 7–9 maja, 21–24 maja i 3–6 czerwca w Konstancinie
pracownicy TPG uczestniczyli w szkoleniu zorganizowanym przez
Polskie Forum Osób Niepełnosprawnych (PFON) dla liderów organizacji zrzeszonych w PFON. Cykl wykładów i warsztatów, które
przeprowadzono w ramach projektu „Wsparcie dla rozwoju
działalności PFON służącej aktywizacji zawodowej osób niepełnosprawnych”, miał na celu poprawienie stadardów działania TPG,
a także odbudowy TPG jako zorientowanej na człowieka nowoczesnej, uporządkowanej i świadomej instytucji.

W dniach 11–13 maja w Olsztynie odbył się IV Ogólnopolski Festiwal Twórczości Wszelakiej Osób Głuchoniewidomych. Tegoroczna
edycja odbyła się pod hasłem: „Rozwinąć skrzydła”. Artyści mogli odkryć lub rozwinąć swoje talenty podczas warsztatów pantomimiczno-teatralnych, bębniarskich, wyrobu biżuterii i malowania na
płótnie. Festiwal, jak co roku, cieszył się dużym zainteresowaniem.

DiS
43
W dniach 25–26 maja odbyło się w Warszawie szkolenie z gestów
MAKATON – są to uproszczone znaki polskiego języka migowego. Autorką polskiej wersji MAKATONU jest dr Bogusława
Kaczmarek, ona też prowadziła zajęcia. W szkoleniu wzięło
udział 19 osób, w tym czworo rodziców dzieci głuchoniewidomych
oraz 15 specjalistów z ośrodków z całej Polski, którzy pracują
z dziećmi głuchoniewidomymi.

Na początku czerwca TPG ogłosiło zarządzanie kryzysowe.
Bezpośrednią przyczyną tego komunikatu, była decyzja PFRON
z dnia 23 maja br., który zablokował podpisywanie umów
ze wszystkimi organizacjami działającymi na rzecz osób niepełnosprawnych i wstrzymał wypłacanie środków finansowych. W związku
z tym ograniczono większość działań – przede wszystkim tych,
które wiązały się z koniecznością ponoszenia kosztów. Więcej na
ten temat wewnątrz numeru, w artykule Przemysława Żydoka.

W trudnej sytuacji, w jakiej znalazło się TPG, zrezygnowano
z zatrudniania dyrektora biura. Profesjonalna pomoc była jednak
niezbędna, więc pełnienie obowiązków dyrektora biura powierzono Monice Nowak, która w tym czasie na zlecenie Zarządu TPG
przeprowadziła audyt realizowanych przez naszą organizację projektów. Jest to osoba z doświadczeniem w kontrolowaniu działań
organizacji pozarządowych oraz z ogromną wiedzą na temat zasad
współpracy z PFRON.

W dniach 6–10 czerwca odbył się spływ kajakowy Obrą
zorganizowany przez Grupę Empowerment przy wsparciu coacha
Kasi Radzińskiej i Fundacji Eudajmonia. W spływie wzięło udział
44
DiS
30 osób, a w tym: 13 osób głuchoniewidomych, pięcioro absolwentów Wyższej Szkoły Turystyki i Rekreacji w Poznaniu, tłumacze-przewodnicy, tłumacz języka migowego, trener oraz ratownik
medyczny. Kajakarze pokonali 87 km. Trasa wiodła przez: Trzciel,
Rańsko, Międzyrzecz, Gorzycę i Chycinę oraz jeziora: Młyńskie,
Lutol, Wielkie i Chycińskie. Wszyscy spisali się na medal. Spływ
współfinansowany był w ramach programu „Młodzież w Działaniu
Akcja 1.2. Inicjatywy Młodzieżowe”.

W dniach 10–13 czerwca polska delegacja odbyła wizytę
szkoleniową w Timişoarze w Rumunii. Więcej na ten temat
w dodatku „Usłyszmy i Zobaczmy”.

W dniach 15–17 czerwca w Międzyrzeczu –
Lubuskiej Jednostce TPG – odbyła się
dziewiąta edycja „Dotknąć Sztuką
Nieba”, której hasło przewodnie brzmiało „TPG na 5+”. Impreza promowała twórczość
osób
głuchoniewidomych.
W programie znalazły się
koncert muzyki holistycznej, jak również recytacja
wierszy, śpiew, pantomima,
pokaz magii, skecze oraz
wystawa obrazów i rękodzieła. Do atrakcji należały
zwiedzanie zamku, spotkanie
Homini Bono –
z Bractwem Rycerskim i wycieczEwa Skrzek-Bączkowska
ka do Międzyrzeckiego Rejonu
DiS
45
Umocnionego. Przy tej okazji gratulujemy Ewie Skrzek-Bączkowskiej, pełnomocniczce Lubuskiej JW TPG, zorganizowania wspaniałego koncertu oraz nagrody Homini Bono –
Dobremu Człowiekowi, którą otrzymała od Radia Zachód za swoją
działalność na rzecz osób niepełnosprawnych.

30 czerwca zakończył się nabór beneficjentów i beneficjentek do
projektu „Wsparcie osób głuchoniewidomych na rynku pracy II –
Weź sprawy w swoje ręce.”. Inne działania w ramach projektu nadal
są realizowane. W drugim kwartale były to m.in.:
• od 17 do 27 kwietnia oraz od 26 czerwca do 6 lipca – warsztaty
aktywizacji zawodowej
• od 14 do 19 maja – szkolenie zawodowe „Pracownik biurowy”
• od 11 do 16 czerwca – drugie szkolenie zawodowe „Pracownik
magazynu”
• dwa jednodniowe i cztery dwudniowe spotkania informacyjne
dla rodzin i opiekunów/opiekunek osób głuchoniewidomych
• wsparcie indywidualne beneficjentów i beneficjentek w miejscu
ich zamieszkania lub jego okolicy oraz w biurach regionalnych.
Bożena Więckowska
pracownica biura
Więcej o wydarzeniach na stronie www.tpg.org.pl
46
DiS
Napisz do DiS!
Wiesz o czymś co może zainteresować naszych czytelników? Wziąłeś udział w ciekawym spotkaniu i chciałbyś o nim opowiedzieć? Zachwyciła Cię ksiażka i uważasz,
że warto by ją polecić innym? A może po prostu chcesz podzielić się z nami swoimi
przemyśleniami? Bez względu na to, czy jesteś osobą głuchoniewidomą, wolontariuszem, czy też tylko" przyjacielem naszego środowiska - napisz do nas!
"
Wszelkie materiały (fotografie, ilustracje, teksty - w formie cyfrowej, brajlu lub
pisane odręcznie) przysłać możesz e-mailem lub pocztą tradycyjną na podany niżej
adres redakcji, nie zapominając przy tym o podpisaniu się oraz dołączniu swoich
danych kontaktowych. Nasi redaktorzy zajmą się też obróbką stylistyczną Twojego
tekstu, nie martw się więc niedociągnięciami czy brakiem doświadczenia.
Dostarczonych do Redakcji materiałów nie odsłyłamy, jednakże za każdy tekst, który
wybierzemy i opoblikujemy w DiS, otrzymasz należne honorarium autorskie.
Nie wahaj się więc, tylko napisz!
Redakcja DiS
ul. Deotymy 41, 01-441 Warszawa
tel./fax: 22 635 69 70
[email protected]
Opracowanie:
Dobra Kompania
ul. Deotymy 41, 01-441 Warszawa
Druk:
Drukarnia Ergo BTL s.c.
ul. Naddnieprzańska 7, 04-205 Warszawa
Na okładce: Grzegorz Kozłowski w pracowni rehabilitacyjnej testujący lampę z lupą.
Fot. Archiwum TPG.
temat numeru
Pomoce ułatwiające...
...czytanie
(podświetlane
lupy i lampa
elektroniczna)
...pisanie (tabliczki
brajlowskie
i maszyna
brajlowska)
...prowadzenie domu
(skarpetniki, minutniki,
dozowniki do tabletek,
bilonówka)
zys
war twa
To
iewidomym
on
likacja
Pub
mocy G uch
Po
ISSN 1427-3128
www.tpg.org.pl
...kontaktowanie się
z innymi ludźmi
(pętla indukcyjna
oraz dostrojony
do niej telefon)

Podobne dokumenty