376\377\000L\000a\000u\000d\000a\000t\000i\000o\000 \000S\000t
Transkrypt
376\377\000L\000a\000u\000d\000a\000t\000i\000o\000 \000S\000t
Buty Aglai – laudacja dla Katarzyny Leszczyńskiej Nie jest przypadkiem, że tak ważne miejsce w translatorskim dorobku Katarzyny Leszczyńskiej zajmują akurat te trzy pisarki: Herta Muller, Aglaja Veteranyi i Mariella Mehr. Każdy język, powiedziała w którymś z wywiadów Herta Muller, ma „obce oczy”. Katarzyna Leszczyńska potrafi spojrzeć w te obce oczy, wyczytać z nich autorską intencję, i stworzyć dla niej doskonały odpowiednik w polszczyźnie. Za ten wielki talent słusznie otrzymała nagrodę im. Karla Dedeciusa. Poza kunsztem literackim przekładane przez Katarzynę Leszczyńską autorki łączą (to określenie tłumaczki) ich „powietrzne korzenie”. Mariella Mehr to urodzona w 1947 w Zurychu Jeniszka, przez lata podobnie jak cały jej naród prześladowana przez szwajcarskie państwo: upokarzana, poddawana sterylizacji, odrywana siłą od bliskich, spychana na najdalszy margines. Jej matka była jednym z pierwszych 619 dzieci zabranych rodzicom w ramach akcji "cywilizowania koczowników". Syn Marielli Mehr był w roku 1967 jednym z ostatnich. Sama Mehr, odebrana matce tuż po urodzeniu, pierwsze miesiące życia spędziła w szpitalu dla psychicznie upośledzonych niemowląt w Zurychu. Potem następują pobyty w sierocińcach, rodzinach zastępczych, zakładach poprawczych, szpitalach. Wspomnienia z tego czasu to samotność, przemoc, elektrowstrząsy, strach, wielokrotne gwałty. Do szóstego roku życia Mariella Mehr pogrążona była w milczeniu, które lekarze próbowali przełamać m.in. przez wielogodzinne przetrzymywanie w wannie z zimną wodą. Te traumatyczne doświadczenia przekuła w literaturę. „Nomadka z powietrznymi korzeniami, zadomowiona w języku”, pisze Katarzyna Leszczyńska. Kolejną postacią o powietrznych korzeniach jest Aglaja Veteranyi, urodzona w 1962 roku w Bukareszcie w rodzinie artystów cyrkowych. Po ucieczce z Rumunii wraz z rodzicami i siostrą uzyskała azyl w Szwajcarii. Objechała Europę, Afrykę, Amerykę Południową, aby w końcu osiąść w Zurychu. To tu w wieku siedemnastu lat rozpoczęła karierę aktorską, a dopiero kilka lat później zaczęła pisać. Wkrótce stała się jedną z najczęściej publikowanych autorek obszaru niemieckojęzycznego. We wstępie do książki pod swoją redakcją, poświęconej Aglai Veteranyi pt. „Kto znajduje źle szukał” Leszczyńska napisała: „Veteranyi pozbyła się złudzeń i zrozumiała, że być może wcale nie szuka tego rodzaju zakorzenienia, że jej domem są słowa i że najchętniej mieszka w ludziach”. Mimo sukcesów na scenie teatralnej i licznych nagród literackich 3 lutego 2002 roku Veteranyi popełnia samobójstwo. Katarzyna Leszczyńska opisuje to tak: „Następnego ranka, kiedy Jens się budzi, zastaje drzwi do mieszkania otwarte, drzwi na dole, do klatki, są zablokowane szczotką – jakby Aglaja wyszła tylko na chwilę. Jens szuka jej po okolicy. Dociera do jeziora. Widzi grupę ludzi przy pomoście. Na pomoście stoją buty Aglai”. Mariella Mehr milczała do szóstego roku życia. Aglaja Veteranyi też długo była w pewnym sensie niema – nie tylko bowiem późno zaczęła pisać w sensie literackim: w ogóle pisać (po niemiecku) nauczyła się dopiero w szwajcarskim internacie. I Herta Muller wreszcie, w osobie i języku której obcość i niezakorzenienie osiągają najwyższe natężenie. Obca w swojej niemieckiej, klaustrofobicznej, wiejskiej społeczności, potem obca wśród Rumunów w Bukareszcie, wreszcie obca na emigracji w Niemczech. Obca wśród swoich, obca wśród obcych, obca ze sobą samą. Obca w pejzażu rodzinnej wsi, którą sportretowała w „Nizinach”, obca w swoim własnym domu, wśród przyjaciół i oswojonych rzeczy. Znajomi i swojskie przedmioty śledzą ją i złowrogo się przeciw niej obracają. To, co swoje i znane, w każdej chwili stać się może nie swoje i obce. Muller bezustannie szuka w języku nowych określeń, nowych słów, które oddałyby w najlepszy sposób obce spojrzenie, będące jej egzystencjalnym udziałem od najwcześniejszego dzieciństwa na banackiej wsi. Albowiem ##„wszystko wkoło jest niepewne, czy jest tym, tamtym czy czymś zupełnie innym” (z tomu „Król kłania się i zabija”). I dalej: „##W tej codzienności powstawało obce spojrzenie. Stopniowo, cicho, bezlitośnie na swojskich ulicach, w znanych ścianach i przedmiotach”. Czuła akuszerka słów tych trzech pisarek w polszczyźnie, wychowana w Warszawie, mieszkająca w Zurychu Katarzyna Leszczyńska to, wydaje się, kolejna emigrantka, kolejna zakorzeniona w słowach artystka o powietrznych korzeniach. Dlatego zapewne tak precyzyjnie wychwytuje i rozumie „obce spojrzenie”, w którym nic nie jest takie, jakie się na pierwszy rzut oka wydaje. Katarzyna Leszczyńska nie szuka w swojej translatorskiej pracy łatwych podejść. Podejmuje się najtrudniejszych wyzwań, pracując wyłącznie z bardzo wyrafinowaną materią językową: od przewrotnej, surrealistycznej, zwodniczej, niby dziecięcej prostoty języka Aglai Veteranyi do na wskroś intelektualnego, choć zarazem poetyckiego języka Herty Muller. Tłumaczone przez nią autorki, przychodząc z obcych kręgów kulturowych, wnoszą do języka niemieckiego nową jakość, świeży powiew – Katarzyna Leszczyńska bezbłędnie to słyszy i zapisuje po polsku. Cudze doświadczenia i cudze słowa przyswaja polszczyźnie w sposób kongenialny, wzbogacając ją i rozsadzając od środka tak, jak one wzbogacają i rozsadzają od środka język niemiecki. Doskonale rozumie ponadto, że przekładanie słów nie jest tylko przekładaniem słów: że jest zarazem bardzo odpowiedzialnym zadaniem szukania domów dla tych niezakorzenionych artystek o powietrznych korzeniach – nie tylko symbolicznych domów w słowach nowego języka, ale też, bardziej konkretnie i praktycznie, domów wydawniczych. Bowiem Katarzyna Leszczynska jest w najlepszym tego słowa znaczeniu adwokatem i konsulem honorowym artystów, których kocha, którymi się zachwyciła. Nie odpuszcza. Zażarcie walczy, cierpliwie przekonuje. Że trzeba, że warto, że tego nie można nie wydać. Książkę Katarzyny Leszczyńskiej „Kto znajduje źle szukał” poświęcone Aglai Veteranyi kończą słowa Wernera Morlanga: „Aglaja nie żyje. Ciężko mi mówić o niej w czasie przeszłym. Czasem boli czytanie jej tekstów. Ale cieszę się na tę chwilę, kiedy cud tego, że była i że pisała, zacznie na nowo uszczęśliwiać”. Ten cud to także Twoje dzieło. Uszczęśliwiaj nas dalej, Katarzyno, swoimi przekładami. Swoim niezwykłym, od Boga danym darem rozumienia tego, co mówią „obce oczy”. Monika Sznajderman