pobierz dokument - centrum
Transkrypt
pobierz dokument - centrum
Dr Tomasz Marciniak Instytut Socjologii UMK Toruń Socjolog w bibliotece, czyli gdzie Ormianie trzymają ksiąŜki... Przyznam się szczerze, Ŝe nie jestem bibliotecznym przegrzebywaczem. Nie przepadam za siedzeniem w ciszy, bez gara herbaty przy sobie i jakiegoś muzycznego szumu w tle. Jednak nie wszystko jeszcze moŜna socjologicznym sposobem wyciągnąć bezpośrednio od ludzi, nie wszystko jeszcze krąŜy w Internecie... W zamierzeniu ten tekst nie ma być suchym sprawozdaniem z zagranicznej kwerendy bibliotecznej, a zawierać jakieś elementy dodatkowe, być moŜe wskazujące, Ŝe nie samą nauką człowiek otrzymawszy stypendium Ŝyje i Ŝe wiedza pojawia się nie tylko w ksiąŜkach. Jednak w poniŜszym opisie postaram się przemycić trochę wiedzy o ormiańskich bibliotekach oraz o bibliotekach, gdzie armenica są przechowywane. Ormianami zajmuję się od kilkunastu lat, w zasadzie od czasu, gdy zauwaŜyłem, Ŝe pośród „ruskich” na bazarach nawet w małych miasteczkach są nie tylko Rosjanie, Ukraińcy, Białorusini i czasami Litwini, ale takŜe.... Ormianie. Jak, skąd, dlaczego? A dlaczego nie Kazachowie, Mołdawianie, Uzbecy? PrzecieŜ to takŜe kawał drogi od Polski – jeśli tym opłaca się przyjeŜdŜać z towarem, to dlaczego nie legendarnym Czukczom. Odpowiedź na te pytania była wyraźnie socjologiczna i w końcu ją poznałem: kryzys gospodarczy, wcześniejsze trzęsienie ziemi (1988) i późniejsza wojna o Górski Karabach spowodowały, Ŝe w latach 90-tych Armenię – najmniejszą z zakaukaskich dawnych republik ZSRR opuściło ok. 1 mln osób, czyli jedna trzecia obywateli państwa. Te wyjazdy nie były pierwszymi. Ormianie – przedstawiciele narodu, który pierwszy przyjął chrześcijaństwo jako religię państwową i to juŜ w IV wieku, zawsze migrowali lub uciekali przed zaborczymi sąsiadami. Ostatnią wielka taką ucieczką była fala po tragicznych wydarzeniach 1915 roku, kiedy to ok. 1,5 mln Ormian zginęło wymordowanych przez młodoturków. Genocyd – Rzeź do tej pory nie jest uznana za ludobójstwo przez większość państw, a nieliczne oficjalne państwowe potępienia pociągają za sobą dyplomatyczne protesty Turcji, prawie, Ŝe zaprzeczającej faktom. Obszar Armenii skurczył się wówczas kilkukrotnie, a święta góra Ararat, gdzie wylądował Noe, pozostała do dziś dnia na terytorium wroga. Ale i wcześniej Ormianie podróŜowali – jako kupcy, tłumacze, dyplomaci. Kiedy na początku 17 wieku część duchowieństwa osiadłej na polskich Kresach grupy przystąpiła do unii z Rzymem, zaczęli i oni jeździć do stolicy Piotrowej, czego ostatecznym efektem jest powołanie Kolegium Ormiańskiego w Watykanie, a pośrednim załoŜenie jedynego zakonu ormianskokatolickiego – Mechitarystów. Ci zaś na początku następnego stulecia wybudowali klasztor na przepięknej, połoŜonej w pobliŜu Wenecji wyspie San Lazarre a po pewnym czasie, część zakonników wyemigrowała do Wiednia, gdzie za czasów napoleońskich utworzyli filię zakonu – no właśnie – celu mojej podróŜy. W stolicy Austrii pojawiłem się w poniedziałek, 26 stycznia późnym wieczorem. Poprzedzające wyjazd kilkutygodniowe poszukiwania taniej kwatery zakończyły się zamieszkaniem w stacji Polskiej Akademii Nauk, gdzie dysponowałem dwuosobowym pokojem z aneksem kuchennym i kabin z natryskiem. Stacja dysponująca 30 miejscami w pokojach gościnnych połoŜona jest w III dzielnicy Wiednia, a więc blisko centrum miasta i z dogodnym dojazdem do ormiańskokatolickiego klasztoru, znajdującego się na Mechitaristengasse, w dzielnicy VII. Klasztor mieści się w niczym nie wyróŜniającej się wysokiej, pięciopiętrowej kamienicy na małej, bocznej uliczce w centrum miasta. Miejsce to poznałem juŜ kilkanaście lat wcześniej, tak więc na pewno nie szukałem ponurego, średniowiecznego gmaszyska, wizji rodem z Imienia RóŜy – a moŜe to i szkoda? Obok, przy prostopadłej Neun Sterngasse, wbudowany w pierzeję ulicy jest barokowy kościołek, słuŜący nielicznym wiernym. Dopiero podczas prowadzenia intensywnej korespondencji przed kwerendą zostałem poinformowany, Ŝe korzystanie z zakonnej biblioteki o tej porze roku moŜe być utrudnione, poniewaŜ nie jest ona ogrzewana. Rzeczywiście, jak się potem okazało, stało się to pewnym problemem. Wiadomość owa dotarła spoza klasztoru, od austriackiego historyka sztuki ormiańskiej. Starszy pan, poznany przez listę adresową konferencji ormianoznawczej w Erywaniu, zagadnięty przeze mnie po angielsku przez fax (wybrałem ten rodzaj komunikacji z powodów strategicznych – tłumaczenie Austriakowi o co mi chodzi byłoby zbyt długie...) odpowiedział ta sama drogą po niemiecku, uŜywając archaicznej maszyny do pisania i przy okazji robiąc mnóstwo błędów. Próba osobistego kontaktu w Wiedniu spełzła, jak to się mówi, na niczym – wciąŜ pozostawiałem wiadomości automatycznej sekretarce i zapominałem jej przekazać własny adres. Ale po pewnym czasie po powrocie do Torunia dostałem paczkę – kilka tłustych, niemieckich ksiąg, poświeconych przede wszystkim ormiańskiej sztuce. Zaczątek biblioteki, o której na końcu kilka słów padnie... Ormianie – katolicy w Austrii, jak i na całym świecie są mniejszością. Liczba zakonników w klasztorze to pięć osób. Moje przybycie zbiegło się, niestety z wyjazdem PrzełoŜonego – O. do Libanu, natomiast odpowiedzialny za bibliotekę młody O. Nerses w trakcie mojego pobytu wyjechał do USA, co uniemoŜliwiło mi realizację planów i zmusiło do intensyfikacji poszukiwań. Biblioteka mieści się na trzecim piętrze i ma kilka wewnętrznych kondygnacji - to moŜe jedyne podobieństwo do ekranizacji powieści Umberto Eco. Jest to największy na świece zbiór armeników w tym i bieŜących czasopism wydawanych przez diasporę. Niestety, zbiory skatalogowano posługując się tylko kluczem autorskim, nie zaś tematycznym, zaś znakomita część wydawnictw w języku innym niŜ ormiański (niedostępny badaczowi) nie jest w ogóle skatalogowana, pozostawiając poszukującemu liczenie na łut szczęścia przy przegarnianiu ksiąŜek na wysokich półkach. Ta czynność była teŜ utrudniona, z uwagi na panującą w pomieszczeniach bardzo niską temperaturę. Pewnym wyjściem było wyniesienie studiowanych pozycji do „Świetlicy” mieszczącej się na zakrystii, gdzie po niedzielnej liturgii spotykają się na kawie wierni, a zakonnicy przychodzą pooglądać TV Tak teŜ wyglądała moja praca – jednak i tu utrudniona niską temperatura. Komin piecyka węglowego często się zapychał i portier zmuszony był rezygnować z ogrzewania. Sytuacji nie poprawiła wyjątkowo wysoka w późniejszym czasie panująca na zewnątrz temperatura – ciepło napływało do pomieszczeń bardzo powoli. Zapoznałem się z systematyką księgozbioru i odkryłem kilka poloników, trudnodostepnych w kraju, np. Posłaniec Św. Grzegorza, przedwojenne czasopismo ormiańskie w Polsce. Przestudiowałem kilkanaście roczników czasopism współczesnych w j. angielskim i francuskim a takŜe wyrywkowo kilka ksiąŜek o nachyleniu socjologicznym oraz kulturowym, odnalezionych na półkach. Dotarłem teŜ do unikalnej literatury nt. Ormian w Austrii, a potem do autora tychŜe opracowań, biskupa Kościoła Apostolskiego, Mesropa. Skontaktowałem się więc takŜe z drugą społecznością ormiańską w Wiedniu – Kościoła Apostolskiego, gdzie przy świątyni działa kilka innych organizacji, mając nadzieję, Ŝe tam będę mógł skorzystać ze zgromadzonego piśmiennictwa. Pozostało to tylko nadzieją. Kilkaset pozycji zgromadzonych w świetlicy przy tym kościele, to pozycje wyjątkowo przestarzałe, głównie z zakresu historii i literatury pięknej oraz tylko w języku ormiańskim. Jak wspomniałem wcześniej, Ormianie rozjechali się po całym świecie, tworząc wielką, ponad sześć milionową diasporę. Piśmiennictwo rozwijane było tu od dawien dawna. Gwałtowny rozwój języka narodowego Ormian nastąpił dopiero po opracowaniu przez Mesropa Masztoca w 405 r. rodzimego alfabetu ormiańskiego. W kraju narodził się potęŜny „ruch tłumaczy”, któremu przewodzili Mesrop i katolikos Sahak Partew. W całej Armenii zaczęto zakładać liczne szkoły uczące alfabetu i tłumaczące obcojęzyczne teksty. W V w. oprócz Pisma św. przetłumaczono liczne dzieła wybitnych autorów staroŜytnych i chrześcijańskich. Były to dzieła Arystotelesa, Platona, Filona z Aleksandrii, Dionizjusza Traka oraz Bazylego z Cezarei, Grzegorza z Nazjanzu, św. Efrema Syryjczyka, Jana Złotoustego, Cyryla z Aleksandrii, Euzebiusza z Cezarei, Epifaniusza z Cypru, i wielu innych. W średniowieczu rolę ośrodków rozwoju języka i literatury przejęły klasztory, które pobudowano w licznych punktach Armenii. Obok funkcji religijnych były one jednocześnie szkołami, uniwersytetami i bibliotekami, a takŜe ośrodkami piśmiennictwa, gdzie wykonywano i kopiowano rękopisy. Część z tego dziedzictwa przechowuje Matenadaran, biblioteka-muzeum, której gmach zamyka główną ulice stolicy Armenii, Prospekt Masztoca (dawniej, a jakŜe – Lenina). Miejsce to jest celem pielgrzymek historyków i właśnie historyków sztuki, pragnących choć rzucić okiem na barwne miniatury w manuskryptach. Socjolog tu raczej niczego nie wyszuka, ale zwiedzić powinien. Niezrozumiałe napisy w niezrozumiałym języku... Jak stwierdziłem, nie samymi bibliotekami człowiek Ŝyje. Wiedeń, etnicznie kolorowy na ulicach i tramwajach jest miastem muzeów – jest ich tutaj ponad 50. Przyznam się, Ŝe dreptanie po wypełnionych arcydziełami salach jest jeszcze bardziej męczące, niŜ wczytywanie się w informacje pisaną a podaną na papierze. Ale kształci dodatkowo. Sławny późnozimowy Bal w Operze, gdzie przyjeŜdŜających obserwowałem z ulicy przed gmachem wkurzył jeno, bo wstrzymano ruch tramwajów. Śmietanka wylewała się z limuzyn, ale takŜe wyłaziła w krynolinach z pobliskiego metra – tak więc wszystko dla ludu... Prezydenta Kwaśniewskiego nie ujrzałem, ale widziałem za to anty-balową demonstrację postpunków, undergroundową dosłownie, bo właśnie w U-bahnie, czyli na stacji metra. W pobliŜu Opery, obok Hoffburga znajduje się takŜe główna część Biblioteki Narodowej. I tu przygnała mnie obowiązkowość stypendysty – jednak niczego ciekawego, ormiańskiego nie udało się znaleźć, a korzystanie ze zbiorów jest płatne. Skruszony, z poczuciem winy i zmarnowanego czasu, wracałem do Mechitarystów, gdzie drzwi otwierał mi cywilny portier, jedyny tutaj pochodzący z radzieckiej Armenii. Próbowałem nie wdawać się w rozmowę, ale i tak zagadywał po rosyjsku (znał chyba jeszcze ze cztery języki), psiocząc na austriackich polityków i zagroŜenia unijne. Bywało, Ŝe i podkarmił jakimś ciastkiem, a raz doniósł kilka ormiańskich gołąbków, zawijanych w winogronowe liście. Oczywiście taką przychylność sprawiła moja umiejętna socjomanipulacja – zachwyt nad czymś tak ormiańskim w Wiedniu. Opatulony w kufajkę, dokładał więc do kozy, a wtedy czułem przyjemne ciepło w „okolicy krzyŜowej” i zgrabniej udawało się przerzucać kartki amerykańskich i francuskich magazynów. Mimo opisanych powyŜej trudności i nieprzewidzianych wydarzeń, kwerendę wiedeńską uwaŜam za udaną. Wyjazd ten pozwolił mi nie tylko na zapoznanie się z biblioteką – siłą rzeczy pobieŜne – ale i z problemami społeczności ormiańskiej w tym kraju oraz na nawiązanie cennych, osobistych kontaktów, co nie byłoby moŜliwe za pomocą np. Internetu czy tez listów. Kontakty z biblioteką Mechitarystów zaowocują teŜ, jak mam nadzieję, z pewnym opóźnieniem – liczę na przesyłkę kopii kilku waŜnych tekstów, które wykona na moją prośbę O. Nerses. WaŜnym jest dla mnie teŜ fakt, Ŝe zainteresowałem zakonników swym projektem powołania w Polsce Centrum Badań Ormiańskich (pozytywna decyzja juŜ zapadła), co takŜe wiązałoby się z gromadzeniem księgozbioru – to jest właśnie owa biblioteka, o której wspomniałem na początku. Biblioteka zakonna we Wiedniu warta jest ponownej penetracji. Jednak na świecie są jeszcze i inne, wyspecjalizowane w gromadzeniu traktujących o kwestiach ormiańskich pozycji. Znane mi inne ośrodki, gromadzące literaturę, będącą w kwestii mojego zainteresowania to Kolegium Ormiańskie w Rzymie oraz biblioteka Domu Generalnego Mechitarystów na San Lazzarre. Nie wykluczam wiec próby ponownych badań kwerendalnych. Ciekawe, ale jak do tej pory niedostępne są zbiory we Lwowie, kiedyś kościelnej metropolii ormiańskiej. Mam nadal zamiar prowadzić badania nad zagadnieniami ormiańskimi na wielu płaszczyznach, co wiąŜe się nie tylko z powołaniem pierwszego w Europie Środkowo-Wschodniej Centrum Badań Ormiańskich, a do powstania którego nie bez wątpienia przyczyniło się takŜe otrzymanie stypendium na kwerendę wiedeńską. Jak powiedziałem na początku – nie lubię przesiadywać w bibliotekach. Ale to na pewno dobrze, Ŝe nie zdąŜę porozmawiać z wszystkimi ludźmi, z którymi bym chciał i nie wszystko znajdę w Internecie. Pozostają więc jeszcze męczące kwerendy pośród ksiąŜek... © Tomasz Marciniak 2004-06-07/08