gawędy o harcmistrzu tadeuszu królu
Transkrypt
gawędy o harcmistrzu tadeuszu królu
ZWIĄZEK HARCERSTWA POLSKIEGO KOMENDA HUFCA im. Obrońców Westerplatte w Kielcach GAWĘDY O HARCMISTRZU TADEUSZU KRÓLU KIELCE 1997 Słowo wstępne 31 stycznia bieżącego roku minęła dziesiąta rocznica śmierci Druha harcmistrza Tadeusza Króla. Dziesięć lat w życiu każdego z nas, a także naszego Związku to szmat czasu. W harcerstwie kieleckim działają już kolejne pokolenia. Wielu naszych wychowanków z tamtego okresu skończyło już studia, założyło rodziny. Dlatego też zastanawiający jest fakt, jak to się dzieje, że pamięć o Druhu Tadeuszu jest ciągle żywa, że tak często wspominamy tę postać. Wielu z nas instruktorów hufca kieleckiego miało szczęście nie tylko spotkać się z nim, ale także wspólnie prowadzić obozy, organizować różnego rodzaju akcje, słuchać Jego gawęd. Do dziś w środowisku harcerskim używamy wielu z jego trafnych, niezwykle dowcipnych określeń. Był ogromną osobowością. Wywarł swoiste piętno na harcerskiej działalności wielu z nas. Darzyliśmy Go ogromnym szacunkiem i przyjaźnią. Kochał szczerze harcerstwo. Pragnął, aby było ono coraz bardziej znaczącą w życiu Polski organizacją wychowującą swych członków na prawych ludzi, gorąco miłujących swą Ojczyznę, służących jej całym życiem. Z inicjatywą przypomnienia życia i działalności w ZHP Druha Tadeusza Króla wystąpił Komendant Domu Harcerza w Białogonie im. Natalii Machałowej harcmistrz Stanisław Kruk. Pochwyciło ją wielu kieleckich harcerzy i instruktorów. Wyrażam głęboką wdzięczność tym wszystkim, którzy uczestniczyli w obchodach dziesiątej rocznicy śmierci naszego Druha Tadeusza. C Z U W AJ ! phm Renata Segiecińska Komendantka Hufca ZHP im. Obrońców Westerplatte w Kielcach Harcmistrz Tadeusz Król (wspomnienie wychowanka) O zasłużonym wychowawcy harcerskim Tadeuszu Królu mówimy stale, pomimo upływu lat od Jego przedwczesnej śmierci. Nie robimy tego przypadkowo, wiele przecież Mu zawdzięczamy, a przede wszystkim to, że zaszczepił nam umiłowanie ideałów harcerskich. Dzieło Jego życia pozostanie trwałe, a On nadal będzie obecny w naszej pamięci i sercach. Ten prawy harcerz, bezgranicznie kochający dzieci i młodzież miał wspaniałych instruktorów, sam tez wielu wychował. Był wśród nich i mój szczepowy phm Jerzy Kurzyk. Bardzo sile więzy łączyły druha Tadeusza z wychowankami, szanował ich. Miał też szczególny sentyment do wychowawców w harcerskich mundurach, dbał o ich poziom moralny i wiedzę instruktorską. W 1937 r. ujrzałem Go pierwszy raz. Wtedy należałem do gromady zuchów przy 12 KDH na kieleckim Baranówku. Mieszkałem w pobliżu Stadionu Leśnego, a tam właśnie dh Tadeusz często przebywał wraz z zuchami. Widywałem Go w towarzystwie instruktorów zuchowych – druhen: Eugenii Prausowej, Natalii Żurowskiej – Machałowej i druhów: Stefana Krzemińskiego i Zbyszka Strzębalskiego. Wszystkich wymienionych ( już nieżyjących) obserwowałem na przemarszach i pochodach. Imponowała mi ich dziarskość, uroda i młodzieńczość. Wspaniale prezentowali się na wielkich defiladach z okazji 25-lecia Harcerstwa kieleckiego i poświęcenia sztandaru 2 Pułku Artylerii Lekkiej Legionów ze Stadionu, z udziałem marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego. Nie przewidywałem wtedy, że za dziesięć lat przejmę gromadkę zuchów pasowanych na harcerzy przez phm Tadeusza Króla i zostanę ich zastępowym. To wydarzenie jest odnotowane w kronice l KDK /.../ „Dzień 23 listopada 1947 r. był szary i smutny ... Sala gimnastyczna w szkole im. Królowej Jadwigi zapełniła się o pierwszym zmroku młodzieżą i starszymi. Przyszła gromada zuchowa „Żółkiewszczyków", zjawiła się 2 Drużyna Żeńska, przymaszerował wreszcie l Szczep. Z gości oprócz reprezentantów Chorągwi i Hufca, była władza szkoły, mamy i rodziny. Po krótkiej części muzyczno- wokalnej nastąpiła właściwa uroczystość. Po gawędzie dh Jana Ormańczyka, dh phm Tadeusz Król z Komendy Chorągwi dokonał pasowania zuchów. Po złożeniu życzeń świeżo upieczonym harcerzom, ci ostatni wkroczyli w szeregi szczepu. Ich zastępowym w drużynie „Zbójów" został dh Włodzimierz Matwin wywiadowca /.../". Osoba tego Wielkiego Instruktora interesowała mnie od dawna. Jego harcerską karierę obserwowałem w życiu dorosłym i cieszyłem się sukcesami jakie odnosił. Kiedy w końcu 1982 r. zgłosiłem się do pracy w Kręgu Instruktorskim „Łysica", dh Tadeusz powitał mnie słowami: „Druhu Włodzimierzu! Dlaczego odnalazłeś się tak późno? Dopiero teraz przyszedłeś? Tu od dawna są już twoi koledzy z „Jedynki" druhowie: Marjański, Sieczko, Witkowicz, Rutkowski!". Od tego czasu przez cztery lata miałem możliwość częstego przebywania z dh T. Królem i już wymienionym dh Z. Strzębalskim. Rozumieliśmy się doskonale; prowadziliśmy twórcze dyskusje i realizowaliśmy prace w zakresie kształcenia instruktorów-seniorów, a także opracowań i ekspozycji historycznych. Wtedy też podjąłem pierwsze kroki, by dowiedzieć się o Nim więcej. Na początku 1985 r. udało mi się przeprowadzić wywiad. W końcu roku pozyskałem własnoręcznie sporządzony podpisany wykaz służby harcerskiej. Te materiały posłużyły mi do not biograficznych zamieszczonych w publikacjach i okolicznościowych przemówieniach. Druh Tadeusz był człowiekiem skromnym, znał jednak swoje walory instruktorskie, które inni wysoko cenili. Nie lubił mówić o sobie, o swoich osiągnięciach harcerskich, nie chwalił się. Uważał, że najważniejsze są wyniki pracy wychowawczej i organizacyjnej jakie osiąga instruktor harcerski. Dlatego też Jego wypowiedzi i zapisy, które udało się zdobyć, hm Andrzej Rembalski uznał za sukces. Stosownie do prośby dh Andrzeja, szefa Komisji Historycznej Komendy Chorągwi, powiększyłem ostatnio materiały zebrane wcześniej, o wywiad z Żoną Tadeusza hm Honoratą Król i przejrzałem archiwum rodzinne. Posiadany dotychczas stan wiedzy pozwala jedynie na przedstawienie rozszerzonej noty biograficznej o Tym Harcerzu--Żołnierzu-Obywatelu. Tadeusz Król urodził się 28 października 1914 r. w Kielcach w rodzinie średniozamożnej. Jego rodzicami byli Piotr i Antonina z Łapów. Z trojga rodzeństwa był najstarszy. Miał siostrę Zofię i o wiele młodszego brata Henryka. W tej kochającej się rodzinie dzieci otrzymały staranne wychowanie i wykształcenie. Tadeusz uczęszczał początkowo do prywatnej szkoły powszechnej, a później do Publicznej Szkoły Powszechnej nr l im. Stanisława Staszica. W rodzinnym mieście w 1936 r. pomyślnie ukończył Państwowe Seminarium Nauczycielskie im. Stefana Żeromskiego. Przez rok był nauczycielem w Średniej Szkole Biskupiej im. Św. Stanisława Kostki. Prowadził zajęcia z uczniami, którzy uzupełniali wiedzę z zakresu szkoły powszechnej. Kontynuował pracę nauczycielska aż do w ybuchu wojny w szkole powszedniej, którą sam ukończył. Służbę wojskowa odbył w latach 1936-1937 w Szkole • Podchorążych Rezerwy Piechoty w Jarosławiu, w czasie której kontynuował działalność harcerską. Pierwsze kroki w harcerstwie stawiał, gdy miał 13 lat, w drużynie o dużych tradycjach, znanej w mieście z wysokiego poziomu pracy. Była nią znana wszystkim „Trójka" - 3 KDH im. Tadeusza Kościuszki, przy szkole St. Staszica. Jej wychowankowie obejmowali często wyższe funkcje harcerskie w szkołach średnich i komendach harcerskich. Po dwóch latach pracy w tej drużynie dh Tadeusz przeniesiony został do 7 KDH przy Szkole Powszechnej im. Stanisława Kotlarskiego. Tam działał przez pełny rok harcerski. W 1936 r. już jako uczeń Seminarium Nauczycielskiego wstąpił do 5 KDH im. Księcia Józefa Poniatowskiego. W obu drużynach pełnił funkcje zastępowego. W latach 1933-1936 w „Ćwiczeniówce" był wodzem gromady zuchów. Pełnił też od 1935 r. funkcję namiestnika zuchów w kieleckim Hufcu Harcerzy. W czasie służby w Jarosławiu prowadził gromadę zuchów dla dzieci zawodowych wojskowych. Po powrocie do Kielc, przez kolejne dwa lata był drużynowym 5 KDH, a następnie wodzeni szczepu harcerskiego (szczepowym) w Szkole Ćwiczeń Państwowego Seminarium Nauczycielskiego. W tym czasie został Harcerzem Rzeczypospolitej i otrzymał stopień podharcmistrza. Wybuch II Wojny Światowej zastał dli Tadeusza w szeregach żołnierskich. Z Jarosławia udał się w dniach 7-8 września z drugim rzutem 39 Pułku Piechoty do Rozwadowa i Niska. Przez pięć dni brał udział w działaniach wojennych wzdłuż Wisły, wypełniając zadania opóźnienia marszu nieprzyjaciela. Z okolic Sandomierza Jego pułk wycofał s i ę w kierunku Zbytniów - Janów Lubelski - Biłgoraj - Terespol - Zwierzyniec uczestnicząc jednocześnie w walkach odwrotnych. W dniu 17 września dostał się do niewoli niemieckiej. Wraz z innymi towarzyszami broni został przewieziony samochodami do obozu jeńców wojennych w Biłgoraju, a następnie skierowany do Jarosławia i Lamenta. Stąd przesłano Go, już transportem kolejowym, do Krakowa, później przez Morawską Ostrawę, Racibórz i Opole, Lamsdorf-Hajerswelde do Stalagu IV Aw Oschwatz. Tu osadzony został jako jeniec wojenny Nr 6810 i przebywał w niewoli do wyzwolenia obozu 11 kwietnia 1945 r. przez Amerykanów. W łatach 1945-1947 odbywał leczenie w Niemczech. W tym czasie prowadził drużynę harcerska, do której należeli synowie Polaków deportowanych do Niemiec. Pracował też przez krótki okres (5 grudzień 1946 - 6 czerwiec 1947) w Polskiej Misji Wojskowej w charakterze urzędnika w dziale rejestracji obywateli polskich i szkód wojennych, co zostało ostatnio poświadczone przez Departament Personalny Ministerstwa Spraw Zagranicznych R.P. , Wojna nadszarpnęła Jego zdrowie i pozbawiła rodzeństwa. Było ono czynnie zaangażowane w działaniach konspiracyjnych organizacji wojskowych - Służby Zwycięstwu Polski (S.Z.P.) i Związku Walki Zbrojnej - Armii Krajowej (Z.W.Z.A.K.). Siostra, po wykonaniu zadania związanego z kolportażem prasy podziemnej i przebyciu pieszo w czasie zimy kilkudziesięciu kilometrów zmarła w 1941 r. na zapalenie płuc. Brat w 1943 r. został aresztowany, wywieziony do obozu koncentracyjnego i tam zamordowany. Druh Tadeusz ich śmierć przeżył bardzo boleśnie. Po powrocie do kraju w połowie 1947 r. przystąpił natychmiast do pracy w związkach kombatanckich i ZHP. Został aktywnym członkiem Związku Uczestników Walki Zbrojnej o Wolność i Demokrację 1939-1945, Związku Inwalidów Wojennych, a przede wszystkim działał w kieleckim harcerstwie. Wszedł w skład Kieleckiej Chorągwi Harcerzy i uczestniczył w działalności Hufca ZHP do 1950 r. Już w pierwszych powojennych latach odznaczony został Złotym Krzyżem Zasługi i Medalem Zwycięstwa i Wolności. Od września 1956 r. phm T. Król działał w Organizacji Harcerskiej (O.H.L.P.) postępowej wobec poprzedniczki - Organizacji Harcerskiej Związku Młodzieży Polskiej (O.H.Z.M.P.). Pod koniec tego roku wziął udział w Łódzkim Zjeździe Działaczy Harcerskich, na którym reaktywowano ZHP. W latach 1956-1960 był zastępcą komendanta, a później komendantem Chorągwi Kieleckiej. W tych latach pracował w harcerstwie na pełnym etacie i otrzymał stopień harcmistrza. Po przekazaniu obowiązków, kierował w Komendzie Chorągwi Wydziałem Obozów i Turystyki i przez rok pełnił funkcję komendanta Hufca Kieleckiego. Mając wysokie funkcje harcerskie dbał o wysoki poziom pracy, wiele wymagał od podwładnych, był służbistą. Sam nie oszczędzał się, działał prężnie i skutecznie. Bezpośrednia praca z młodzieżą interesowała Go zawsze, dlatego zajmował się nią społecznie nadal. W latach 1962-1965 z powodzeniem prowadził szczep harcerski przy Szkole Podstawowej Nr 2 w Kielcach. T. Król pracował przed 1956 r. w kilku instytucjach jako urzędnik na stanowiskach kierowniczych. Będąc doskonałym organizatorem bardzo dobrze radził sobie ze sprawami szkoleniowymi, ogólno-organizacyjnymi i administracyjno-gospodarczymi oraz z zakresu kontroli i inspekcji. I tak w Dyrekcji Budowy Osiedli Robotniczych był przez szereg lat kierownikiem działu administracyjno-gospodarczego (1962-1969). Przełożeni cenili Go i wyróżniali za pracę zawodową. W latach 1965-1985 hm T. Król w ykazywał dużą aktywność w pracach Rady Naczelnej ZHP, Rady Chorągwi i Hufca, a szczególnie po przejściu na wcześniejszą emertyurę. Przez jedenaście lat przewodniczył różnym komisjom (1965 - 1976). Kierował Komisją Rewizyjną Chorągwi, przewodniczył Komisji Stopni Instruktorskich, a także wchodził w skład Rady Chorągwi (w latach 1976-1980 i 1982-1985). Więcej wiemy teraz o życiu rodzinnym T. Króla. Miał dwóch synów z pierwszego i drugiego małżeństwa. Starszy Marek, urodzony w 1950 r. ma zawód inżyniera elektronika, młodszy o jedenaście lat Maciek jest prawnikiem. Obaj mieszkają w Warszawie i są do siebie podobni. Przyrodni bracia bardzo kochają się, przepadają wprost za sobą, a Marek wzorowo traktuje obie Mamy. Synowie darzyli Ojca wielką miłością i pamiętają o Nim stale. Druga żona dh Tadeusza, to znana instruktorka hm Honorata Król z Maciejskich druhna „Dorota". Z wykształcenia jest technologiem żywienia. Przez wiele lat uczyła w Zespole Szkół Przemysłu Spożywczego w Kielcach. Była oddaną towarzyszką życia swego męża. Obecnie jest już na emeryturze i myśli o poszerzeniu kontaktów z seniorami harcerskimi. Pewnie to zrealizuje, gdyż chętnie rozmawia o harcerstwie. Pieczołowicie przechowuje wszystko co pozostało po Tadeuszu, a jest tego w iele. Archiw um rodzinne jest tak bogate, że po szczegółowym zapoznaniu się z jego zawartością, ambitny student będzie mógł napisać pracę magisterską, a profesjonalny historyk - ciekawą i bardzo potrzebną biografię wzbogaconą wspomnieniami żyjących. Dh „Dorota" z pewnością udostępni zbiory i będzie dobrym informatorem. Teraz cieszy się, że myślimy o Tadeuszu i pamiętamy, co zrobił dla harcerstwa. Zbliżająca się dziesiąta rocznica śmierci hm Tadeusza Króla budzi refleksje, przypomina Jego ostatnią drogę i pełne cierpienia dni. Przed południem, w przeddzień Wigilii wyszedł z domu z towarzyszącym Mu psem, z zamiarem załatwienia kilku spraw w Komendzie Chorągwi, nie doszedł tam jednak. W połowie drogi, na krakowskiej rogatce, powalił Go zator, a zaraz w szpitalu wystąpił paraliż. Chciał żyć, godził się na rehabilitację, zmarł jednak 31 stycznia 1987 r. Harcerstwo kieleckie pogrążyło się w żałobie. Wszyscy, a szczególnie ci, którzy bezpośrednio stykali się z Nim w działalności harcerskiej, nie mogli pogodzić się z faktem odejścia z harcerskich szeregów, Człowieka olbrzymich zasług. Śmierć wyrwała Go ze społeczności żyjących tak nagle. W zwięzłej nocie pośmiertnej hm Z. Strzębalski, bardzo trafnie i pięknie napisał: „/.../ T. Króla znali harcerze wszystkich pokoleń, nie tylko w Kielcach i województwie, ale poza jego granicami, w całym kraju. Cokolwiek chciałoby się napisać o Jego działalności, żadne słowa nie są w stanie oddać przywiązania i miłości do harcerstwa. Wszystko, co byśmy usiłowali napisać o Tadeuszu Królu, nie odzwierciedli Jego zaangażowania, oddania, walki i pracy twórczej dla młodzieży spod znaku lilijki. /.../". Liczne wyróżnienia, które otrzymał były dowodem uznania Jego pracy. Odznaczenia państwowe, wojskowe, harcerskie -wysokie i te mniejsze, do których zmarły miał ogromny sentyment i cenił je na równi z najwyższymi, znalazły się na czele konduktu żałobnego. Były wśród nich: Krzyże - Oficerski i Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski, medale wojskowe - Medal za Wojnę Obronną 1939, Medal Zwycięstwa i Wolności i Medal za zasługi dla Obronności Kraju. Specjalnie prezentowane były odznaczenia resortu oświaty, wychowania i szkolnictwa oraz Związku Harcerstwa Polskiego: Medal Komisji Edukacji Narodowej (1977), Medal im. dr Henryka Jordana (1977), honorowe odznaki harcerskie - Krzyż Za Zasługi dla ZHP (1969) i Złoty Krzyż Za Zasługi dla ZHP (1979). Pogrążeni w smutku, wspólnie z reprezentacjami hufców kieleckich i delegacjami chorągwi ZHP, uczestniczyliśmy w pogrzebie, który był wielką manifestacją żałobną. W połowie lutego bieżącego roku wspominać będziemy Druha Tadeusza i modlić się za Niego. Kieleckie komendy harcerskie starannie przygotowują się do wskazania Jego osoby jako wzoru do naśladowania przez współczesną młodzież harcerską i młodych instruktorów. Bardzo dobrze, że tak się dzieje. W ten sposób najlepiej utrwalimy pamięć Wielkiego Instruktora. Kielce, 23 styczenia 1997 r. Włodzimierz Matwin harcmistrz Źródła: 1. Wykaz służby harcerskiej Tadeusza Króla, 1985; 2. Nota biograficzna T. Króla, w: „Jedynka" l KDH, W. Matwin, 1986; 3. Wywiad z T. Królem, W. Matwin, 1985; 4. Nota biograficzna (pośmiertna) T. Króla, Z. Strzębalski, 1988; 5. Wywiad z Honoratą Król, W. Matwin, 1997; 6. Archiwum rodzinne T. Króla (dokumenty osobiste, pamiętniki, albumy fotograficzne, pamiątki). WSPOMNIENIE O TADEUSZU KRÓLU W mojej pamięci pozostanie, jako człowiek pogodny, o bardzo dużym doświadczeniu życiowym, umiejącym jak sam mawiał „znaleźć swoje miejsce w szyku". Sposób bycia i zachowania, niezwykła pamięć, a przede opowiadanie o powodowały, że Nim przekazywane odnosiliśmy się przez do kolejne Niego z pokolenia olbrzymim wszystkim harcerskie szacunkiem. Niejednokrotnie chyba baliśmy się. Miałam szczęście współpracować z dh Tadeuszem około dziesięć lat. Początkowo jako Kierowniczka Wydziału Starszoharcerskiego, a następnie kiedy byłam Komendantką Chorągwi. Nasza współpraca była właściwie jedną wielką nauką. Zdecydowanie więcej my uczyliśmy się od dh Tadeusza, ale i On chętnie z nami przebywał, przyglądał się naszym działaniom. Był człowiekiem ciekawym świata. Kiedy wyjeżdżaliśmy do drużyn na warsztaty metodyczne zawsze rozmawiał z harcerzami o pracy ich drużyn, ale zawsze dodawał swoje „Panie, a jak tam w szkole?". Czasami zadawał im pytania z historii, literatury polskiej'. Bardzo lubił dyskutować o przyszłości, ale odwoływał się do historii i tradycji. Ulubioną jego postacią historyczną był Napoleon Bonaparte. W różnych okolicznościach cytował jego wypowiedzi. Jedną z nich starałam się z różnym skutkiem wykorzystywać w swej pracy. Często przypominał mi, że „rządzić to znaczy sprawdzać". Szczególną wymowę przypominanie to miało kiedy coś się waliło, ktoś zawiódł. Druh Tadeusz często był ostatnią deską ratunku. Na jednej z Polowych Zbiórek podczas biegu harcerskiego zabezpieczał trzy stanowiska o różnych specjalnościach. Wyjeżdżał z nami na wszystkie warsztaty metodyczne, które organizowano dla harcerzy starszych. Tematyka zajęć była bardzo różnorodna od łączności, terenoznawstwa poprzez pracę z bohaterem drużyny, zdobywaniem stopni do dyskusji o sens harcerstwa, życia. Zajęcia prowadzili różni ludzie, czasem nie związani z harcerstwem. Druh Tadeusz uczestniczył we wszystkich zajęciach, prowadził notatki, włączał się w dyskusję itp. Przestrzegał zasady, że każde zadanie musi być podsumowane. Nie wahał się powiedzieć wprost, że ktoś improwizował, bądź był nieprzygotowany; czasem kpił z nas. Znaliśmy wiele powiedzeń, gestów i wiedzieliśmy co one oznaczają. Mobilizowało to nas do pracy. Do każdych zajęć, mimo, że ich nie prowadziłam przygotowywałam się bardzo solidnie. Druh Tadeusz lubił i potrafił opowiadać. Szczególnie barwnie opowiadał o przeżyciach z pobytu w oflagu, a także o imprezach i obozach harcerskich. Sądzę, że czasem koloryzował niektóre wydarzenia, natomiast bardzo trafnie je komentował. W dyskusjach dawało się wyczuć jakąś tęsknotę za mijającym czasem. Nigdy jednak nie użalał się nad sobą. Harcerstwu wiele zawdzięczał. Uważał, że nikt nie jest w stanie obrazić go tak, by wycofał się z życia organizacji. Do wszystkich zmian i wydarzeń w ZHP podchodził z rozwagą, bez zbędnych emocji. Bardzo uważnie śledził prasę, dokumenty harcerskie. Niejednokrotnie zastanawialiśmy się dlaczego jest dla nas takim autorytetem, a w niektórych sprawach nawet wyrocznią. Przecież oprócz wielu zalet miał też wady. Nigdy nie znaleźliśmy odpowiedzi. Po prostu był to Druh Tadeusz Król. Anna Kateusz harcmistrzyni Pamięć po Nim pozostała ... Na początku lat sześćdziesiątych przygotowywałem się do złożenia przyrzeczenia harcerskiego. Na jednej ze zbiórek drużynowy opowiadał nam o stopniach instruktorskich i ludziach, którzy je posiadają. Dowiedziałem się wtedy, że w naszym mieście jest dwoje instruktorów posiadających najwyższy stopień instruktorski. Byli to Natalia Machałow a i Tadeusz Król. Już wtedy bardzo chciałem poznać tych ludzi. W oczach kilkunastoletniego chłopca były to największe autorytety kieleckiego harcerstwa. Nie musiałem długo czekać. W roku 1966 dostałem skierowanie na kurs drużynowych i ... spełniły się marzenia. Harcmistrz Tadeusz Król prowadził zajęcia. Poznałem człowieka o wielkiej wiedzy i umiejętnościach instruktorskich. Ja i moi druhowie z zastępu uczestniczyliśmy w tych zbiórkach bardzo podekscytowani a jednocześnie niepewni i zdenerwowani. Panowała atmosfera wielkich wymagań, dużej dyscypliny i indywidualnego zaangażowania. Ale nikt nie czuł się samotny i zagubiony. Zgodnie z wszelkimi prawami działalności zespołu każdy miał swoje miejsce. Nad wszystkim bystrym okiem czuwał mistrz harcerskiego działania. Było wiele momentów przekomarzania się z kolegami, kto i ile razy miał możliwość osobistego rozmawiania lub wspólnego wykonywania jakiejś czynności z naszym Druhem. Po ukończeniu kursu, z patentem w plecaku, zadowolony i szczęśliwy rozpocząłem pracę z 35 KDH. Było wiele możliwości osobistych rozmów i bliższych kontaktów. Starałem się jak najczęściej gościć druha Tadeusza Króla na zbiórkach, aby swym podopiecznym dać możliwość rozmowy z człowiekiem wielkiego autorytetu a sam oczekiwałem na słowa podsumowania i oceny. Mijały lata wspólnego działania, zacieśniały się przyjacielskie więzy. Przy Jego boku zdobywałem kolejne stopnie instruktorskie. Miałem możliwość wspólnego z nim prowadzenia obozów harcerskich. Zawsze znalazł się wówczas czas na gawędy przy ognisku. W otoczeniu wysokopiennych sosen, szmeru rzeki czy potoku, w towarzystwie grona instruktorskiego kiedy obóz już spał długie gawędy były tradycją. Jak słowa piosenki „drużynowy jest wśród nas, opowiada starodawne dzieje, bohaterski wskrzesza czas" tak i nasze wieczorne spotkania były i niepowtarzalne. Dowiadywaliśmy się wtedy o historii, tradycjach harcerstwa lat międzywojennych, o ludziach tamtych dni, o wielkiej „bitwie" zuchów i harcerzy na kieleckim Stadionie, o wojnie obronnej, o odbudowie Polski i harcerstwa, o wspaniałych chwilach, niemieckiej niewoli, wielu pięknych przeżyciach, o harcerskiej przygodzie. Każdy z instruktorów wybrał coś dla siebie, zachował na zawsze, aby w życiu osobistym czy harcerskiej pracy mieć gotową receptę. Druh Tadeusz Król był człowiekiem niespokojnym, nowatorskim, inicjującym wiele poczynań programowych Związku Harcerstwa Polskiego. Bardzo trafnie przekazywał swe bogate doświadczenia w pracy organizatorskiej i wychowawczej. Nawet wtedy, kiedy przykuty był chorobą do łóżka szpitalnego odwiedzającym Go instruktorom dawał wskazówki, rady, snuł koncepcje kolejnej harcerskiej imprezy. Niestety nie zdążył przekazać wszystkiego. 31 stycznia 1987 roku przedwczesna śmierć wyrwała Go z naszych szeregów. W rocznicę śmierci nad mogiłą pochylamy głowy, palimy znicze, słychać szepty wspomnień. Bo chyba nie było drugiego człowieka, z którym tylu ludzi łączyłoby swe drogi harcerskiego działania. Stanisław Kruk harcmistrz Echo Dnia Nr 40 1989 r. O druhu Tadeuszu nieco inaczej ... To były wakacje 1970. Akcja letnia hufca ZHP Kielce - miasto objęła swym zasięgiem blisko 900 osób z obozami zlokalizowanymi na terenie kilku województw. Największym skupiskiem kieleckich harcerzy stało się zgrupowanie obozów w Anielinie k/ Inowłodza (w pobliżu miejsca gdzie zginął słynny mjr Hubal). Komenda Chorągwi „podrzuciła" hufcowi kilkadziesiąt osób, które w zgrupowaniu tworzyły podobóz kursu chorągwianego dla funkcyjnych Młodzieżowych Kręgów Instruktorskich. Kłopot (przynajmniej dla mnie) polegał na tym, że sympatyczna skądinąd dh Janina Pierścińska (którą wkrótce miałem zastąpić na funkcji kierownika Wydziału Młodzieży Starszej Kieleckiej Komendy Chorągwi ZHP) postawiła mnie przed nie lada wyborem. Albo jadę na pilotażowy obóz do Fromborka, albo będę komendantem wspomnianego kursu MKI. W porównaniu z wielką niewiadomą pilotażu „Operacji Frombork - 1001" obóz w Anielinie wydawał mi się do przełknięcia. Tyle tylko, że nikt mnie wcześniej nie uprzedził, iż komendantem zgrupowania jest hm Tadeusz Król (nie poznany jeszcze osobiście, ale ze słyszenia to już ho! ho!). I to wkrótce miało się okazać brzemiennym w skutki. Nie pomnę już jakie to istotne przeszkody uniemożliwiły mi udział w obozie od momentu jego rozpoczęcia. Pamiętam natomiast dobrze, że w trzecim dniu trwania obozu cały w nerwach, spakowany w pośpiechu po uciążliwej podróży autobusem i dość długim marszu w skwarze od przystanku wreszcie znalazłem się u bram obozu. To, że wartę pełniło jakie młode dziewczę w harcerskim mundurze to specjalnie zdziwienia we mnie nie wzbudziło. Więcej uwagi natomiast poświęciłem kręcącemu się w pobliżu (ale już za bramą, na terenie obozu) cywilowi w krótkich spodniach, podkoszulku z dużym kawałkiem gąski w ręku i psem przy nodze. Chcąc zrobić na starszym ode mnie człowieku dobre wrażenie postawiłem na ziemi swoją walizkę (tak, tak walizkę a nie żaden plecak) i kłaniając się grzecznie w stronę owego pana powitałem go uprzejmym dzień dobry. Tego, co stało się za chwilę, z mojej pamięci nie wymaże nawet największa skleroza. W ziemię wbił mnie krzyk: „Panieś tego, a kogo mi tu przysłali!". Kątem oka dostrzegłem, że rosły wilczur ze skowytem pognał w najbliższe zarośla a druhna wartowniczka znikła właśnie za najbliższym zakrętem. Mnie oczywiście nic nie było w stanie ruszyć z miejsca (ze strachu). W sposób absolutnie niezamierzony przyjąłem wzorową postawę na baczność i ze zdumieniem zobaczyłem ... meldującego się tymi słowami cywila: „Harcmistrz Tadeusz Król, komendant zgrupowania obozów harcerskich hufca ZHP Kielce-miasto melduje się podczas czasu wolnego od zajęć". Tak jakby mało mi było wstydu, którego już się najadłem, nie wiedzieć czemu najspokojniej odpowiedziałem ... „dziękuje". I wtedy ... nic się już nie stało. Dh Tadeusz spojrzał na mnie jakim takim wymownym wzrokiem, odwrócił się i spokojnie odszedł. Przez cały czas trwania obozu nie odczułem ze strony mojego komendanta żadnego uprzedzenia, niechęci czy też czynienia złośliwości (chociaż po obozie kto mi napomknął, że dh Tadeusz Król dosyć głośno wyrażał swoje zdziwienie jakiego to dziwacznego instruktora podesłali mu ci z chorągwi). Bodajże dziesięć lub jedenaście lat później dostąpiłem zaszczytu mówienia sobie z Tadeuszem po imieniu i nawet wtedy nie miałem odwagi nawiązać do tamtego zdarzenia. Mylę, że wtedy, przy tej bramie Tadeusz doskonale wiedział co robi. Nie udzielając mi reprymendy (a lubił to robić) dał mi dobrą szkołę harcerskiego wychowania. Mylę też, że Tadeusza z pozoru bardzo zasadniczego i oschłego łatwo było wzruszyć. Był człowiekiem bardzo wrażliwym. Na tymże samym, wyżej wspomnianym obozie, moi podopieczni przygotowali z okazji rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego wieczorne widowisko słowno-muzyczne. Spoglądałem ukradkiem na naszego komendanta. Był zadowolony i ... wzruszony. Może dlatego w rok później już wspólnymi siłami (tym razem z okazji rocznicy wybuchu II wojny światowej) zrealizowaliśmy widowisko w SP nr 2. To nie byłby Tadeusz gdyby zabrakło wybuchów (z korkowca strzelał sam główny reżyser), jęku syren (kręcił ręczną syreną strażacką sam główny reżyser) żywej barykady z flagą narodową na szczycie (pomysł samego głównego reżysera). Wzruszony, ale i zadowolony Tadeusz wielokrotnie powtarzał: „Wyszła nam ta apoteoza wolności panieś, oj wyszła". Może troszkę nieposkładane są te moje wspomnienia, ale na czym się koncentrować pisząc o człowieku, który za życia stał się legendą. Wielu się Go bało, byli tacy co prawili na Jego temat złośliwości, jeszcze inni Mu zazdrościli, ale wszyscy darzyli Go szacunkiem. Był może czasami dziwaczny, ale też i z ogromną fantazją. To tylko Jemu mógł wpaść do głowy pomysł aby w Dąbrowie n/Czarną (tam też był komendantem zgrupowania) podczas uroczystego przemarszu paradować na ... białym koniu! To Jemu złośliwcy (tu wspomnę gwiazdy kieleckiego harcerstwa dh Andrzeja Dziedzica i Alka Soburę) podgrzewali ustn ik od fanfary na moment przed usilnymi próbami odegrania ciszy nocnej (oczywiście przez szalenie muzykalnego dh Króla). To Tadeuszowi niektórzy przypisywali sknerstwo tylko dlatego, że nie znosił marnotrawstwa. Prawdą jest, że Tadeusz miał też swoją skalę hierarchii, swoje też miejsce w niej, miejsce, którego byt wiadomy. Dlatego nie znosił tych, którzy wyrywali się przed orkiestrę. Sam potrafił przestrzegać tej zasady (a przecież godności i zaszczytów Jego trudno było zliczyć) czego najlepiej doświadczyłem będąc już z-cą komendanta chorągwi. Nie znałem Tadeusza tak długo jak inni. O Jego prze bogatej harcerskiej przeszłości dowiadywałem się z dokumentów czy też świetnych gawęd wysłuchiwanych przy ogniskach bądź podczas wielu uroczystości. Mam wiele szczęścia, że mogłem poznać takiego człowieka, współpracować z Nim przez szereg lat, korzystać z rady ł pomocy. Uczyłem się od Niego rzetelności, 'punktualności, harcerskiego abecadła, instruktorskiej wiedzy i ... dyplomacji, tak potrzebnej w momentach zawirowań i sporów o kształt przyszłego harcerstwa. I chociaż Tadeusz nie doczekał tego odrodzonego kolejny już raz Związku Harcerstwa Polskiego, to przecież w odrodzeniu tym miał swój ogromny udział. Ryszard Mazur harcmistrz JAK KRÓL WYGRAŁ BITWĘ POD GRUNWALDEM Wprawdzie nie jest to opowieść o Jagielle ani o wydarzeniu rozgrywającym się w 1410 roku. Ale jest w niej Król i zwycięska bitwa z Krzyżakami, jaka rozegrała się w lesie pod Kielcami. To było na początku 1927 roku. Chodziłem wtedy do czwartej klasy szkoły im. St. Staszica w Kielcach, któregoś dnia ojciec wrócił z wywiadówki, no i jak to zwykle bywa zaczęła się rozmowa: - co tam było, o czym mówili. - A mówili, żeby się do harcerstwa zapisać. - Niewiele wtedy wiedziałem, co to w ogóle za organizacja - wspomina harcmistrz , TADEUSZ KRÓL. Wkrótce jednak poszedłem na zbiórkę. Drużynowym był wtedy niedawno zmarły Edward Wołoszyn. Zaimponował mi swoją postawą i ... eleganckim, czyściutkim mundurem. Tego dnia po zbiórce poprosiłem w domu o 30 groszy na składkę harcerską. Nie chciano mi ich dać - w domu się nie przelewało. Ale jak postanowiłem, tak do drużyny się zapisałem. - Marzyłem, żeby dostać krzyż harcerski. Ale na niego trzeba było solidnie zapracować. Jakimż przeżyciem były wtedy niedzielne egzaminy przed komisją! W jedną niedzielę na przykład wyprowadzono nas na Kadzielnię i tam, w jaskini trzeba było odpowiadać, jakie to skały, jakiego pochodzenia. Byłem w czwartej klasie - skądże miałem to wiedzieć? Rozpoczęły się więc poszukiwania książek, wypytywanie starszych. Zanim dostałem krzyż, wiele się nauczyłem. Do dziś zresztą często wspominam z kolegami, Bernardem Urbańskim, który był przybocznym, czy Ryszardem Siudą nasze zbiórki, gdy w drwalce urządzaliśmy sobie izbę harcerską; nasze przeróżne ćwiczenia spostrzegawczości, pamięci, cierpliwości; no i niezapomniane „herbatki", kiedy to - nieraz z rodzicami - spotykała się cała drużyna, a w kotle u woźnego gotowała się herbata i czasem była bułka z masłem lub wędliną. Przyrzeczenie składałem w lesie na Telegrafie. To była zbiórka alarmowa. A po niej przyszła jeszcze większa chęć do pracy w drużynie, z kolegami. Po kilku latach - Państwowe Seminarium Nauczycielskie ... - Kiedy po 1931 r. wprowadzone w kraju drużyny zuchowe wzorowane na „wilczętach" nie przyjęły się - Aleksander Kamiński opracował nowy system zuchowy. Wtedy też „przebranżowiłem się", przechodząc kurs drużynowych zuchowych. Do końca szkoły średniej prowadziłem takie drużyny. W 1937 roku zdałem maturę i w tym samym roku rozkazem Zdzisława Trylskiego dostałem odznakę „10-lecia Służby Harcerskiej". Wysokie to odznaczenie cenię sobie bardzo. Wkrótce potem poszedłem do wojska. Tam, w szkole podchorążych, otrzymałem nominację na podharcmistrza i objąłem przy pułku drużynę harcerską. Kiedy skończyłem służbę wojskową, wróciłem do Kielc, by w szkole im. M. Konopnickiej zacząć nauczanie. Jednocześnie zostałem zastępcą komendanta hufca i instruktorem Komendy Chorągwi. - Robiliśmy wtedy wiele fajnych rzeczy. Niezapomniana jednak była bitwa, jaką stoczyliśmy w lesie na Stadionie. Marzyła mi się dość długo, ale potem, gdy dostałem pozwolenie komendy na jej przeprowadzenie, wszystko szło jak z płatka. Każda z drużyn dostała zadanie - jedni byli albo oddziałami polskimi, albo litewskimi, inni - krzyżackimi. Oczywiście sami musieli sobie zrobić zbroje, wystrugać szable, zrobić tarcze. Ach, jaki to był zapał, a ile emocji, kiedy niemal całym hufcem stanęliśmy w czerwcu 1939 roku przed władzami. Ustawieni tak jak autentycznych polach Grunwaldu, zaczęliśmy odtwarzać bitwę. Chłopcy wczuli się w swoje role znakomicie. Coraz to nowe oddziały ruszały do walki, biegali łącznicy, wodzowie wychodzili z siebie. Po pół godziny włosy zaczęły mi się jednak jeżyć na głowie. Bractwo tak się rozgrzało i tak zaczęło napierać na swych kolegów - Krzyżaków, że ci znaleźli się naprawdę w wielkich opałach. Sporo kosztowało mnie wysiłku, aby uchronić ich od prawdziwej klęski, ale po skończonej bitwie, gdy pod nogi Jagiełły spadły wszystkie chorągwie krzyżackie, a mój koń zarył kopytami przed trybuną, gdzie zdałem raport wojewodzie, oklaskom widzów i pochwałom nie było końca. Dobrze wiedzieli chyba o tej bitwie Niemcy, kiedy tuż po wkroczeniu do Kielc, we wrześniu przyszli po mnie do domu. Ale nim jeszcze rozgorzała wojna, był jeszcze ostatni obóz w Kozienicach i jeszcze jedno - już jakby szykujące wszystkich do wojny - szkolenie prowadzone ze Stefanem Grobelnym na Stadionie. - Był sierpień. Poszedłem na ćwiczenia wojskowe. 1 września zastał mnie w 39 Pułku w Jarosławiu. Walczyłem pod Zwierzyńcem, Janowem, a pod Biłgorajem dostałem się do niewoli. Tego dnia - 20 września - smutnego pełnego rozpaczy, nie zapomnę. A potem był obóz jeniecki w Saksonii, skąd kilka razy uciekałem. Schwytany już pod Częstochową, trafiłem do kompanii karnej pracującej w kopalni węgla brunatnego. Ponad pięć lat niewoli - a w niej 20-osobowy krąg instruktorski, kolportaż polskiej prasy podziemnej, dyskusje, nawet przedstawienia. Nadszedł maj 1945 roku. Amerykanie wyzwolili obóz. Po wielu perypetiach dostałem się do polskiej misji wojskowej. Pracując tam, dowiedziałem się, że siostra zmarła przez Niemców, brat zginął w Oświęcimiu. - Żyją jednak rodzice. Decyzja jest nieodwołalna - wracam do kraju. Kiedy wysiadłem z pociągu w Kielcach, spotkałem komendanta chorągwi, Edwarda Wołoszyna. I znów się zaczęło. Pierwszy obóz w 1948 roku, potem lata pracy w organizacji harcerskiej, gdzie Stanisław Sempruch powołał mnie na zastępcę komendanta. W 1956 roku byłem delegatem na I Zjazd Łódzki ZHP. I wkrótce potem, gdy Stanisław Sempruch odszedł na Wyższą Szkołę Nauk Politycznych - wybrano mnie komendantem chorągwi. To był burzliwy okres ścierania się poglądów, kształtowania oblicza organizacji. Ale właśnie wtedy zrodziły się jedne z najpiękniejszych akcji harcerskich: „Sprzysiężenie świętokrzyskie", „Sprzysiężenie Ponidzia", czy „Osada" wiążąca młodzież z ziemiami odzyskanymi. A zaraz za nimi pierwsza myśl akcji „Ciekoty". * * * Druh Król przeszedł po kilku latach na funkcję komendanta Hufca Kieleckiego, a w 1962 roku został przewodniczącym Chorągwianej Komisji Rewizyjnej. Uczestniczył w zjazdach harcerskich, wybierany był do władz naczelnych i - co roku prowadził obozy harcerskie. Jak oblicza, prawie 6 nieprzerwanych lat życia złożyłoby się z tych obozów. Harcerstwem - służbą dla innych, zaraził setki młodzieży, ba , dziś i żona prowadzi szczep przy Zespole Szkół Gastronomicznych, a syn jest drużynowym w Technikum Budowlanym. Zawsze pełen optymizmu, uśmiechnięty, życzliwy dla każdego, jest jak ojciec w wielkiej rodzinie harcerskiej. Kończąc rozmowę z druhem Królem nieśmiało rzuciłem pytanie: Czy teraz, bądź co bądź już w starszym wieku, nie męczy druha młodzież? A ten natychmiast odparował: - Mam wielką świadomość, że ludzie doświadczeni, z przeżyciami potrzebni są młodzieży. A zresztą kiedy obcuję z młodzieżą – staję się młodszy. * * * Tę opowieść czyta się zaledwie kilkanaście minut, choć kryje się w niej ponad 50 lat pracy harcerskiej. Gratulujemy druhowi Królowi jubileuszu i - oby mógł pracować następne 50 lat! JANUSZ SAPA „Echo Dnia" 20 sierpnia 1977 roku „Gawęda dla druha Tadeusza" Poznałem Cię będąc dziesięcioletnim pacholęciem w Szkole Podstawowej nr 2 imienia Marii Konopnickiej w Kielcach. Byłeś moim podwójnym nauczycielem: biologii i śpiewu oraz harcerstwa, które spłynęło na mnie wraz z mlekiem matki - przedwojennej drużynowej, uczestniczki szaroszeregowego pogotowia harcerek. Szkolna przygoda z Tobą to niekonwencjonalna edukacja przyrodnicza, gdzie umiejętnie mnie i moim przyjaciołom otworzyłeś podwoje „małej ojczyzny" Kielc oraz jej przeuroczych okolic. Uczyłeś nas słuchania ptasiego śpiewu, rozróżniania drzew i krzewów, prowadzałeś w okolice białogońskich siedmiu źródeł. Z Biesagu, Pierścienicy i Karczówki oglądaliśmy miejsca, gdzie w przeddzień II wojny z gromadami zuchowymi zorganizowałeś grę wojenną ukazującą kleskę Krzyżaków pod Grunwaldem. Obok grobu powstańców styczniowych snułeś pogwarki o wzruszającym spotkaniu z powstańcem walczącym u boku Langiewicza pod Małogoszczą. Pierwszy wspólny obóz w Berezowie koło Suchedniowa (1964r.) - przyrzeczenie, nauka starych harcerskich piosenek, sięgających pamięciom Cisowego Dworku Olgi z Drahonowskich Małkowskiej, skrzypce, będące Twym ulubionym instrumentem, milknące wraz z dogasającymi bierwionami ogniska, wspaniałe na wdechu słuchane gawędy. Czas mijał, zmieniając nas i przyjaciół lecz ścieżki naszej 'harcerskiej wędrówki ciągle się krzyżowały. Potrafiłeś wspaniale rozbawić – wysypując rękawa moc pląsów, okrzyków, zabaw ruchowych, wyciągając z portmonetki kurze piórko do dmuchania między zastępami, strzelałeś z nami z łuku, chodziłeś na szczudłach ... Harmonia wspólnego starszoharcerskiej akcji działania to szkoleniowej i przygotowania pierwszych obozów polowych zbiórek harcerzy starszych. Nieprzespane noce pełne refleksyjnych dyskusji w szkole sielpiowskiej. Nauczyłeś mnie miedzy innymi słuchania ludzi a także bardzo trudnej umiejętności z którą sam sobie w pewnym momencie przestałeś radzić - decyzją odsunięcia się na drugi plan. Zawsze z łezką w oku wspominam nasze ostatnie obozy z nauczycielami w Międzywodziu oraz zbiórki harcerzy starszych. Byłeś otwarty na ludzi, potrafiłeś wybrać przyjaciół, przypisywana ci niejednokrotnie konsumpcyjna postawa i apodyktyczność nie dotyczyła mnie ani moich najbliższych instruktorów, którzy do końca byli z Tobą w zbliżającym się okresie transformacji ekonomiczno-politycznej. Przed zbliżającym się obozem Starszoharcerskiej Akcji Szkoleniowej na Polanie Pod Suchą Górą w województwie tarnowskim powiedziałeś to co zawsze z łezka w oku będzie do mnie powracać: ,,... Lesiu -panie. Ja wiem, że jestem już stary, młodzież się ze mnie śmieje, nie ten hart, nie ta energia. Ale Lesin - panie weź mnie na ten może mój ostatni obóz. Będę zdala, nie będę się w nic wtrącać, gdy Lesin - panie będzie wam w obozie coś potrzeba to przyjdziecie. Dla mnie sama obecność z wami, gdy patrzę na obozową codzienność, mundury, młodych uśmiechniętych ludzi to dla mnie - panie ogromna frajda. Harcerstwo to całe moje życie ... " Byłeś, spoglądałeś na kolejne wyrosłe pod Twymi skrzydłami roczniki, przychodzili Ciebie do po radę, i proroctwo Twego opuszczenia naszych szeregów się sprawdziło. Czuwaj druhu Tadeuszu trwający na wiecznej warcie w oczekiwaniu na Twe szare szeregi wdzięcznych Ci wychowanków. Leszek Osterczy harcmistrz Wywiad z harcmistrzem Marianem Marjańskim Lucyna Łańcucka - W związku ze zbliżającymi się obchodami 10-tej rocznicy śmierci harcmistrza Tadeusza Króla chciałabym się od Druha jak najwięcej o Nim dowiedzieć. Słyszałam, że Druhowie znali się od wielu lat i ze sobą współpracowali. Kiedy, i w jakich okolicznościach, poznał Druh hm Tadeusza Króla? Marian Marjański - Moje pierwsze spotkanie z dh Tadeuszem miało miejsce w 1937 r. Byłem wtedy w Kielcach uczniem w Szkole Powszechnej nr l im. Stanisława Staszica, w której dh Król był nauczycielem. Pragnąłem wstąpić do harcerstwa. Przy szkole działała 3 Kielecka Drużyna Harcerska. Jej drużynowym był dh Julian Chmielewski, zaś opiekunem dh Tadeusz Król. Na pierwszej zbiórce wszyscy, prócz mnie zostali przyjęci do drużyny. Nikt mi nie wierzył, Że miałem 10 lat i byłem już w IV klasie, ponieważ będąc niskiego wzrostu wyglądałem na kandydata na zucha. Starsi druhowie polecili bym przyniósł od mamy zaświadczenie ze Zgodą na moje wstąpienie do ZHP. Czułem, że było to niesprawiedliwe, dlatego przeprowadziłem prywatną rozmowę Z dh Królem. Wysłuchawszy mnie obiecał porozmawiać z druhem druży- nowym. Oczywiście bardzo się ucieszyłem, gdy na kolejnej zbiórce zostałem przyjęty do harcerskiej drużyny. Od tego czasu dh Tadeusz Król stal się moim wielkim przyjacielem, inni instruktorzy 3 KDH również. L. Ł - Co mógłby Druh opowiedzieć o 3 KDH i współpracy dh Tadeusza z harcerzami i kadrą drużyny? M. M. - 3 KDH im. Tadeusza Kościuszki powstała w listopadzie 1915 r. przy Szkole Powszechnej nr l w Kielcach. Harcerze nosili żólto-granatowe chusty. Druh Tadeusz Król związał się z 3 KDH w 1927 r. Wszyscy Go bardzo lubili, gdyż był koleżeński, a pomiędzy Nim a młodzieżą nie odczuwało się dystansu. Harcerze chętnie zwracali się do Niego po rady w różnych sprawach, nie jak do nauczyciela lecz starszego kolegi. Druh Król kochał młodzież, był jej szczerze oddany, instruował i pomagał najlepiej jak umiał. Kadra 3 KDH nie wywyższała się, instruktorzy traktowali harcerzy jak równych sobie. Nie mniej budzili wśród nich respekt i wzorowo utrzymywali dyscyplinę. Wszyscy byli patriotami a swoje ideały przekazywali młodym. Moim zdaniem kadra każdej drużyny winna zachowywać się tak jak dh Król, dh Chmielewski i inni instruktorzy 3 KDH. L. Ł - Co, Druha zdaniem, mogło być przyczyną tak silnego związania się dh Tadeusza Króla z harcerstwem? M. M. - Moim wychowawcą i wielkim autorytetem był dh Król. Możliwe, istniał instruktor, który wcześniej w że Nim zaszczepił i rozwijał harcerskie idee. L. Ł - Jaką harcerską przygodę z działalności dh Tadeusza mógłby Druh uznać za najciekawszą? M. M. - W 1938 r. na Kieleckim Stadionie zorganizowano wielką zuchową „Bitwę pod Grunwaldem". Druh Król wystąpił w roli króla Władysława Jagiełły. Impreza była przedsięwzięciem na dużą skalę. W czasie okupacji wywiad niemiecki poszukiwał dh Króla, gdyż wydarzenie było skierowane przeciwko Krzyżakom-Niemcom. Na szczęście druh Tadeusz nie był obecny w kraju. L. Ł - Jak przebiegała działalność dh Króla w czasie okupacji i po wojnie? M. M. - W okresie II wojny światowej drogi nasze się rozeszły-W marcu 1940 r. dh Ryszard Siuda napisał do rodziny list, wspominając w nim o dh Królu, którego spotkał przed wyjazdem na front z Jarosławia. Druh Tadeusz był zmobilizowany jako podchorąży rezerwy i pełnił służbę wojskową w plutonie zwiadowców x/. W 1947 r. wrócił do Kielc i pracował w Komendzie Chorągwi, której z czasem został zastępcą komendanta, a później komendantem. Był też komendantem Hufca ZHP w Kielcach. L. Ł - Kiedy Druh ponownie spotkał dh Tadeusza Króla? M. M. - Moje spotkanie z dh Królem miało miejsce dopiero w 1981 r. w Kręgu Instruktorskim Łysica Jodła w kieleckim hufcu. Druh Tadeusz zaproponował mi pełnienie funkcji sekretarza Komisji Stopni Instruktorskich. Sam był jej przewodniczącym. Współpracowałem z dh Królem do Jego śmierci. L. Ł - Jak przebiegała współpraca Druhów? M. M. - Druh Król był bardzo rzetelnym przewodniczącym, uczciwym, sprawiedliwym, nie lubil niedomówień. Z jego inicjatywy opracowano karty obiegowe, tzw. „obiegówki", na które wpisano wymagania na dany stopień. Harcerz, który starał się o stopień instruktorski, musiał potwierdzić wykonanie danego zadania zbierając jaknajwiąkszą liczbą podpisów innych instruktorów. Zanim dh Tadeusz podpisał harcerzowi kartę, zawsze dokładnie sprawdzał jego umiejętności. Był przy tym sprawiedliwy i solidny. Nigdy złośliwie nie krytykował złej pracy lecz przeciwnie, starał się pomóc. Jego rad, nawet krytyki, słuchało się przyjemnie. L. Ł - Czy dh Tadeusz Król miał poza harcerstwem jakieś szczególne zainteresowania, bądź hobby i czy ideały harcerskie przenosił do codziennego życia? M. M. - Druh Król od najmłodszych lat był związany Z harcerstwem i myślę, że to właśnie było Jego hobby. Całe Życie poświęcił młodzieży. Pragnął, by było mniej chuliganerii, aby młodzi ludzie nie używali alkoholu i tytoniu. Poza współpracą z hufcem, chorągwią i drużynami dh Król organizował spotkania z młodzieżą nie należącą do harcerstwa oraz z ludźmi z tzw. marginesu. L. Ł - Jak Druh wspomina po latach hm Tadeusza Króla? M. M. - Jak przyjaciela - z sentymentem. Druh Król był wielkim człowiekiem szczerze oddanym młodzieży, prawdziwym harcerzem. Był zawsze tam, gdzie Go potrzebowano. W każdej sprawie można było oczekiwać od Niego pomocy. Druh Tadeusz zawsze podchodził do harcerzy Z największym zaangażowaniem. Cenił sobie zachowanie „po Harcersku". Największą przyjemność sprawiało Mu, gdy harcerze byli schludnie umundurowani. Sam był niezwykle skromny. Pomimo, że został odznaczony wieloma harcerskimi i państwowymi medalami, przy mundurze galowym nosił tylko Krzyż Harcerski. L. Ł - Jakie cechy Druha Tadeusza Króla powinien posiadać każdy harcerz? M. M. - Myślę, że wszystkie, ale najbardziej umiejętność doradzania. Druh Król był wielkim optymistą i nie było dla Niego rzeczy niemożliwych. Każdy harcerz powinien chętnie dążyć do zdobycia dużego doświadczenia. L. Ł - Co Druh myśli o obchodach 10-tej rocznicy śmierci hm Tadeusza Króla? M. M. - Muszę przyznać, że są organizowane między innymi dzięki mojej inicjatywie. Niedawno odbył się uroczysty „kominek" poświęcony hm Natalii Machalowej. Uważam, że dh Król również wyróżnil się w ZHP i zdobył sobie uznanie. Takie rocznice powinny być obchodzone. Nie tylko instruktorzy ale także wszyscy chętni harcerze powinni mieć możliwość uczestnictwa w jakiś sposób w tak ważnych wydarzeniach. L. Ł - Pozostało na koniec bardzo podziękować Druhowi za przekazanie mi tak wiele istotnych informacji upamiętniających hm Tadeusza Króla i Jego pracę w ZHP. Z hm Marianem Mariańskim rozmawiała dh samarytanka Lucyna Łańcucka z 19 KDH przy IV L. O. w dniu 30 stycznia 1997 r. W czasie kampanii wrześniowej 1939 r. dostał się do niemieckiej niewoli i wojnę spędził w obozie, patrz Echo Dnia, Kielce, nr 20 z dn. 29-31 stycznia 1988 r.