gawędy o harcmistrzu tadeuszu królu

Transkrypt

gawędy o harcmistrzu tadeuszu królu
ZWIĄZEK HARCERSTWA POLSKIEGO
KOMENDA HUFCA
im. Obrońców Westerplatte
w Kielcach
GAWĘDY O HARCMISTRZU TADEUSZU KRÓLU
KIELCE 1997
Słowo wstępne
31 stycznia bieżącego roku minęła dziesiąta rocznica śmierci Druha
harcmistrza Tadeusza Króla. Dziesięć lat w życiu każdego z nas, a także
naszego Związku to szmat czasu. W harcerstwie kieleckim działają już kolejne
pokolenia. Wielu naszych wychowanków z tamtego okresu skończyło już studia,
założyło rodziny.
Dlatego też zastanawiający jest fakt, jak to się dzieje, że pamięć o Druhu
Tadeuszu jest ciągle żywa, że tak często wspominamy tę postać. Wielu z nas
instruktorów hufca kieleckiego miało szczęście nie tylko spotkać się z nim, ale
także wspólnie prowadzić obozy, organizować różnego rodzaju akcje, słuchać Jego
gawęd. Do dziś w środowisku harcerskim używamy wielu z jego trafnych, niezwykle
dowcipnych określeń.
Był ogromną osobowością. Wywarł swoiste piętno na harcerskiej
działalności wielu z nas. Darzyliśmy Go ogromnym szacunkiem i przyjaźnią. Kochał
szczerze harcerstwo. Pragnął, aby było ono coraz bardziej znaczącą w życiu Polski
organizacją wychowującą swych członków na prawych ludzi, gorąco miłujących
swą Ojczyznę, służących jej całym życiem.
Z inicjatywą przypomnienia życia i działalności w ZHP Druha Tadeusza
Króla wystąpił Komendant Domu Harcerza
w Białogonie im. Natalii Machałowej harcmistrz Stanisław Kruk. Pochwyciło ją
wielu kieleckich harcerzy i instruktorów.
Wyrażam głęboką wdzięczność tym wszystkim, którzy uczestniczyli w
obchodach dziesiątej rocznicy śmierci naszego Druha Tadeusza.
C Z U W AJ !
phm Renata Segiecińska
Komendantka Hufca ZHP
im. Obrońców Westerplatte
w Kielcach
Harcmistrz Tadeusz Król
(wspomnienie wychowanka)
O zasłużonym wychowawcy harcerskim Tadeuszu Królu mówimy stale,
pomimo upływu lat od Jego przedwczesnej śmierci. Nie robimy tego przypadkowo,
wiele przecież Mu zawdzięczamy, a przede wszystkim to, że zaszczepił nam
umiłowanie ideałów harcerskich. Dzieło Jego życia pozostanie trwałe, a On nadal
będzie obecny w naszej pamięci i sercach.
Ten prawy harcerz, bezgranicznie kochający dzieci i młodzież miał wspaniałych
instruktorów, sam tez wielu wychował. Był wśród nich i mój szczepowy phm Jerzy
Kurzyk. Bardzo sile więzy łączyły druha Tadeusza z wychowankami, szanował ich.
Miał też szczególny sentyment do wychowawców w harcerskich mundurach, dbał o
ich poziom moralny i wiedzę instruktorską.
W 1937 r. ujrzałem Go pierwszy raz. Wtedy należałem do gromady zuchów przy
12 KDH na kieleckim Baranówku. Mieszkałem w pobliżu Stadionu Leśnego, a tam
właśnie dh Tadeusz często przebywał wraz z zuchami. Widywałem Go w
towarzystwie instruktorów zuchowych – druhen: Eugenii Prausowej, Natalii
Żurowskiej – Machałowej i druhów: Stefana Krzemińskiego i Zbyszka
Strzębalskiego. Wszystkich wymienionych ( już nieżyjących) obserwowałem na
przemarszach i pochodach. Imponowała mi ich dziarskość, uroda i
młodzieńczość.
Wspaniale prezentowali się na wielkich defiladach z okazji 25-lecia
Harcerstwa kieleckiego i poświęcenia sztandaru 2 Pułku Artylerii Lekkiej Legionów
ze Stadionu, z udziałem marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego.
Nie przewidywałem wtedy, że za dziesięć lat przejmę gromadkę zuchów
pasowanych na harcerzy przez phm Tadeusza Króla i zostanę ich zastępowym. To
wydarzenie jest odnotowane w kronice l KDK /.../ „Dzień 23 listopada 1947 r. był szary i smutny ... Sala gimnastyczna w szkole im. Królowej Jadwigi zapełniła
się o pierwszym zmroku młodzieżą i starszymi. Przyszła gromada zuchowa
„Żółkiewszczyków", zjawiła się 2 Drużyna Żeńska, przymaszerował wreszcie l
Szczep.
Z gości oprócz reprezentantów Chorągwi i Hufca, była władza szkoły,
mamy i rodziny. Po krótkiej części muzyczno- wokalnej nastąpiła właściwa
uroczystość. Po gawędzie dh Jana Ormańczyka, dh phm Tadeusz Król z Komendy
Chorągwi dokonał pasowania zuchów. Po złożeniu życzeń świeżo upieczonym
harcerzom, ci ostatni wkroczyli w szeregi szczepu. Ich zastępowym w drużynie
„Zbójów" został dh Włodzimierz Matwin wywiadowca /.../".
Osoba tego Wielkiego Instruktora interesowała mnie od dawna. Jego
harcerską karierę obserwowałem w życiu dorosłym i cieszyłem się sukcesami
jakie odnosił.
Kiedy w końcu 1982 r. zgłosiłem się do pracy w Kręgu Instruktorskim „Łysica",
dh Tadeusz powitał mnie słowami: „Druhu Włodzimierzu! Dlaczego odnalazłeś
się tak późno? Dopiero teraz przyszedłeś? Tu od dawna są już twoi koledzy z
„Jedynki" druhowie: Marjański, Sieczko, Witkowicz, Rutkowski!".
Od tego czasu przez cztery lata miałem możliwość częstego przebywania z dh
T. Królem i już wymienionym dh Z. Strzębalskim. Rozumieliśmy się doskonale;
prowadziliśmy twórcze dyskusje i realizowaliśmy prace w zakresie kształcenia
instruktorów-seniorów, a także opracowań i ekspozycji historycznych. Wtedy też
podjąłem pierwsze kroki, by dowiedzieć się o Nim więcej. Na początku 1985 r.
udało mi się przeprowadzić wywiad. W końcu roku pozyskałem własnoręcznie
sporządzony podpisany wykaz służby harcerskiej. Te materiały posłużyły mi do
not biograficznych zamieszczonych w publikacjach i okolicznościowych
przemówieniach.
Druh Tadeusz był człowiekiem skromnym, znał jednak swoje walory
instruktorskie, które inni wysoko cenili. Nie lubił mówić o sobie, o swoich
osiągnięciach harcerskich, nie chwalił się. Uważał, że najważniejsze są wyniki
pracy wychowawczej i organizacyjnej jakie osiąga instruktor harcerski.
Dlatego też Jego wypowiedzi i zapisy, które udało się zdobyć, hm Andrzej
Rembalski uznał za sukces. Stosownie do prośby dh Andrzeja, szefa Komisji
Historycznej Komendy Chorągwi, powiększyłem ostatnio materiały zebrane
wcześniej, o wywiad z Żoną Tadeusza hm Honoratą Król i przejrzałem
archiwum rodzinne.
Posiadany dotychczas stan wiedzy pozwala jedynie na przedstawienie
rozszerzonej noty biograficznej o Tym Harcerzu--Żołnierzu-Obywatelu.
Tadeusz Król urodził się 28 października 1914 r. w Kielcach w rodzinie
średniozamożnej. Jego rodzicami byli Piotr i Antonina z Łapów. Z trojga
rodzeństwa był najstarszy. Miał siostrę Zofię i o wiele młodszego brata
Henryka. W tej kochającej się rodzinie dzieci otrzymały staranne wychowanie
i wykształcenie. Tadeusz uczęszczał początkowo do prywatnej
szkoły powszechnej, a później do Publicznej Szkoły Powszechnej
nr l im. Stanisława Staszica. W rodzinnym mieście w 1936 r. pomyślnie
ukończył Państwowe Seminarium Nauczycielskie im. Stefana Żeromskiego.
Przez rok był nauczycielem w Średniej Szkole Biskupiej im. Św. Stanisława
Kostki. Prowadził zajęcia z uczniami, którzy uzupełniali wiedzę z zakresu szkoły
powszechnej. Kontynuował pracę nauczycielska aż do w ybuchu wojny w
szkole powszedniej, którą sam ukończył.
Służbę wojskowa odbył w latach 1936-1937 w Szkole • Podchorążych
Rezerwy Piechoty w Jarosławiu, w czasie której kontynuował działalność
harcerską.
Pierwsze kroki w harcerstwie stawiał, gdy miał 13 lat, w drużynie o
dużych tradycjach, znanej w mieście z wysokiego poziomu pracy. Była nią znana
wszystkim „Trójka" - 3 KDH im. Tadeusza Kościuszki, przy szkole St. Staszica.
Jej wychowankowie obejmowali często wyższe funkcje harcerskie w szkołach
średnich i komendach harcerskich.
Po
dwóch
latach
pracy w
tej
drużynie
dh
Tadeusz przeniesiony
został do 7 KDH przy Szkole Powszechnej im. Stanisława Kotlarskiego. Tam
działał przez pełny rok harcerski. W 1936 r. już jako uczeń Seminarium
Nauczycielskiego wstąpił do 5 KDH im. Księcia Józefa Poniatowskiego. W obu
drużynach pełnił funkcje zastępowego.
W latach 1933-1936 w „Ćwiczeniówce" był wodzem gromady zuchów. Pełnił
też od 1935 r. funkcję namiestnika zuchów w kieleckim Hufcu Harcerzy. W
czasie służby w Jarosławiu prowadził gromadę zuchów dla dzieci zawodowych
wojskowych. Po powrocie do Kielc, przez kolejne dwa lata był drużynowym 5
KDH, a następnie wodzeni szczepu harcerskiego (szczepowym) w Szkole Ćwiczeń
Państwowego Seminarium Nauczycielskiego.
W tym czasie został Harcerzem Rzeczypospolitej i otrzymał stopień
podharcmistrza.
Wybuch II Wojny Światowej zastał dli Tadeusza w szeregach żołnierskich.
Z Jarosławia udał się w dniach 7-8 września z drugim rzutem 39 Pułku
Piechoty do Rozwadowa i Niska. Przez pięć dni brał udział w działaniach
wojennych wzdłuż Wisły, wypełniając zadania opóźnienia marszu
nieprzyjaciela. Z okolic Sandomierza Jego pułk wycofał s i ę w kierunku Zbytniów - Janów Lubelski - Biłgoraj - Terespol - Zwierzyniec uczestnicząc
jednocześnie w walkach odwrotnych.
W dniu 17 września dostał się do niewoli niemieckiej. Wraz z innymi
towarzyszami broni został przewieziony samochodami do obozu jeńców
wojennych w Biłgoraju, a następnie skierowany do Jarosławia i Lamenta. Stąd
przesłano Go, już transportem kolejowym, do Krakowa, później przez Morawską
Ostrawę, Racibórz i Opole, Lamsdorf-Hajerswelde do Stalagu IV Aw Oschwatz.
Tu osadzony został jako jeniec wojenny Nr 6810 i przebywał w niewoli do
wyzwolenia obozu 11 kwietnia 1945 r. przez Amerykanów.
W łatach 1945-1947 odbywał leczenie w Niemczech. W tym czasie
prowadził drużynę harcerska, do której należeli synowie Polaków deportowanych
do Niemiec. Pracował też przez krótki okres (5 grudzień 1946 - 6 czerwiec 1947)
w Polskiej Misji Wojskowej w charakterze urzędnika w dziale rejestracji
obywateli polskich i szkód wojennych, co zostało ostatnio poświadczone
przez Departament Personalny Ministerstwa Spraw Zagranicznych R.P. ,
Wojna nadszarpnęła Jego zdrowie i pozbawiła rodzeństwa. Było ono czynnie
zaangażowane w działaniach konspiracyjnych organizacji wojskowych - Służby
Zwycięstwu Polski (S.Z.P.) i Związku Walki Zbrojnej - Armii Krajowej (Z.W.Z.A.K.). Siostra, po wykonaniu zadania związanego z kolportażem prasy podziemnej
i przebyciu pieszo w czasie zimy kilkudziesięciu kilometrów zmarła w 1941 r. na
zapalenie płuc. Brat w 1943 r. został aresztowany, wywieziony do obozu
koncentracyjnego i tam zamordowany. Druh Tadeusz ich śmierć przeżył bardzo
boleśnie.
Po powrocie do kraju w połowie 1947 r. przystąpił natychmiast do pracy
w związkach kombatanckich i ZHP. Został aktywnym członkiem Związku
Uczestników Walki Zbrojnej o Wolność i Demokrację 1939-1945, Związku
Inwalidów Wojennych, a przede wszystkim działał w kieleckim harcerstwie.
Wszedł w skład Kieleckiej Chorągwi Harcerzy i uczestniczył w działalności
Hufca
ZHP
do
1950 r. Już w pierwszych powojennych latach odznaczony
został Złotym Krzyżem Zasługi i Medalem Zwycięstwa i Wolności.
Od września 1956 r. phm T. Król działał w Organizacji Harcerskiej (O.H.L.P.)
postępowej wobec poprzedniczki - Organizacji Harcerskiej Związku
Młodzieży Polskiej (O.H.Z.M.P.). Pod koniec tego roku wziął udział w Łódzkim
Zjeździe Działaczy Harcerskich, na którym reaktywowano ZHP.
W latach 1956-1960 był zastępcą komendanta, a później komendantem
Chorągwi Kieleckiej. W tych latach pracował w harcerstwie na pełnym etacie
i otrzymał stopień harcmistrza. Po przekazaniu obowiązków, kierował w
Komendzie Chorągwi Wydziałem Obozów i Turystyki i przez rok pełnił
funkcję komendanta Hufca Kieleckiego. Mając wysokie funkcje harcerskie
dbał o wysoki poziom pracy, wiele wymagał od podwładnych, był służbistą.
Sam nie oszczędzał się, działał prężnie i skutecznie.
Bezpośrednia praca z młodzieżą interesowała Go zawsze, dlatego zajmował
się nią społecznie nadal. W latach 1962-1965 z powodzeniem prowadził szczep
harcerski przy Szkole Podstawowej Nr 2 w Kielcach.
T. Król pracował przed 1956 r. w kilku instytucjach jako urzędnik na
stanowiskach kierowniczych. Będąc doskonałym organizatorem bardzo dobrze
radził sobie ze sprawami szkoleniowymi, ogólno-organizacyjnymi i
administracyjno-gospodarczymi oraz z zakresu kontroli i inspekcji. I tak w
Dyrekcji Budowy Osiedli Robotniczych był przez szereg lat kierownikiem działu
administracyjno-gospodarczego (1962-1969). Przełożeni cenili Go i wyróżniali za
pracę zawodową.
W latach 1965-1985 hm T. Król w ykazywał dużą aktywność w
pracach Rady Naczelnej ZHP, Rady Chorągwi i Hufca, a szczególnie po
przejściu na wcześniejszą emertyurę.
Przez jedenaście lat przewodniczył różnym komisjom (1965 - 1976).
Kierował Komisją Rewizyjną Chorągwi, przewodniczył Komisji Stopni
Instruktorskich, a także wchodził w skład Rady Chorągwi (w latach 1976-1980 i
1982-1985).
Więcej wiemy teraz o życiu rodzinnym T. Króla. Miał dwóch synów z
pierwszego i drugiego małżeństwa. Starszy Marek, urodzony w 1950 r. ma
zawód inżyniera elektronika, młodszy o jedenaście lat Maciek jest prawnikiem.
Obaj mieszkają w Warszawie i są do siebie podobni. Przyrodni bracia bardzo
kochają się, przepadają wprost za sobą, a Marek wzorowo traktuje obie
Mamy. Synowie darzyli Ojca wielką miłością i pamiętają o Nim stale.
Druga żona dh Tadeusza, to znana instruktorka hm Honorata Król z
Maciejskich druhna „Dorota". Z wykształcenia jest technologiem żywienia.
Przez wiele lat uczyła w Zespole Szkół Przemysłu Spożywczego w Kielcach.
Była oddaną towarzyszką życia swego męża. Obecnie jest już na
emeryturze i myśli o poszerzeniu kontaktów z seniorami harcerskimi. Pewnie
to zrealizuje, gdyż chętnie rozmawia o harcerstwie. Pieczołowicie
przechowuje wszystko co pozostało po Tadeuszu, a jest tego w iele.
Archiw um rodzinne jest tak bogate, że po szczegółowym zapoznaniu się
z jego zawartością, ambitny student będzie mógł napisać pracę magisterską, a
profesjonalny historyk - ciekawą i bardzo potrzebną biografię wzbogaconą
wspomnieniami żyjących. Dh „Dorota" z pewnością udostępni zbiory i będzie
dobrym informatorem. Teraz cieszy się, że myślimy o Tadeuszu i pamiętamy, co
zrobił dla harcerstwa.
Zbliżająca się dziesiąta rocznica śmierci hm Tadeusza Króla budzi
refleksje, przypomina Jego ostatnią drogę i pełne cierpienia dni.
Przed południem, w przeddzień Wigilii wyszedł z domu z towarzyszącym
Mu psem, z zamiarem załatwienia kilku spraw w Komendzie Chorągwi, nie
doszedł tam jednak. W połowie drogi, na krakowskiej rogatce, powalił Go
zator, a zaraz w szpitalu wystąpił paraliż. Chciał żyć, godził się na rehabilitację,
zmarł jednak 31 stycznia 1987 r. Harcerstwo kieleckie pogrążyło się w żałobie.
Wszyscy, a szczególnie ci, którzy bezpośrednio stykali się z Nim w działalności
harcerskiej, nie mogli pogodzić się z faktem odejścia z harcerskich szeregów,
Człowieka olbrzymich zasług. Śmierć wyrwała Go ze społeczności żyjących tak
nagle.
W zwięzłej nocie pośmiertnej hm Z. Strzębalski, bardzo trafnie i pięknie
napisał: „/.../ T. Króla znali harcerze wszystkich pokoleń, nie tylko w
Kielcach i województwie, ale poza jego granicami, w całym kraju. Cokolwiek
chciałoby się napisać o Jego działalności, żadne słowa nie są w stanie oddać
przywiązania i miłości do harcerstwa. Wszystko, co byśmy usiłowali napisać
o Tadeuszu Królu, nie odzwierciedli Jego zaangażowania, oddania, walki i
pracy twórczej dla młodzieży spod znaku lilijki. /.../".
Liczne wyróżnienia, które otrzymał były dowodem uznania Jego pracy.
Odznaczenia państwowe, wojskowe, harcerskie -wysokie i te mniejsze, do
których zmarły miał ogromny sentyment i cenił je na równi z najwyższymi,
znalazły się na czele konduktu żałobnego.
Były wśród nich: Krzyże - Oficerski i Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski,
medale wojskowe - Medal za Wojnę Obronną 1939, Medal Zwycięstwa i Wolności
i Medal za zasługi dla Obronności Kraju. Specjalnie prezentowane były
odznaczenia resortu oświaty, wychowania i szkolnictwa oraz Związku
Harcerstwa Polskiego: Medal Komisji Edukacji Narodowej (1977), Medal im.
dr Henryka Jordana (1977), honorowe odznaki harcerskie - Krzyż Za Zasługi
dla ZHP (1969) i Złoty Krzyż Za Zasługi dla ZHP (1979).
Pogrążeni w smutku, wspólnie z reprezentacjami hufców kieleckich i
delegacjami chorągwi ZHP, uczestniczyliśmy w pogrzebie, który był wielką
manifestacją żałobną.
W połowie lutego bieżącego roku wspominać będziemy Druha Tadeusza i
modlić się za Niego. Kieleckie komendy harcerskie starannie przygotowują
się do wskazania Jego osoby jako wzoru do naśladowania przez współczesną
młodzież harcerską i młodych instruktorów.
Bardzo dobrze, że tak się dzieje. W ten sposób najlepiej utrwalimy
pamięć Wielkiego Instruktora.
Kielce, 23 styczenia 1997 r.
Włodzimierz Matwin harcmistrz
Źródła:
1. Wykaz służby harcerskiej Tadeusza Króla, 1985;
2. Nota biograficzna T. Króla, w: „Jedynka" l KDH,
W. Matwin, 1986;
3. Wywiad z T. Królem, W. Matwin, 1985;
4. Nota biograficzna (pośmiertna) T. Króla, Z. Strzębalski,
1988;
5. Wywiad z Honoratą Król, W. Matwin, 1997;
6. Archiwum rodzinne T. Króla (dokumenty osobiste, pamiętniki,
albumy fotograficzne, pamiątki).
WSPOMNIENIE O TADEUSZU KRÓLU
W mojej pamięci pozostanie, jako człowiek pogodny, o bardzo dużym
doświadczeniu życiowym, umiejącym jak sam mawiał „znaleźć swoje miejsce w
szyku".
Sposób bycia i zachowania, niezwykła pamięć, a przede
opowiadanie
o
powodowały,
że
Nim
przekazywane
odnosiliśmy
się
przez
do
kolejne
Niego
z
pokolenia
olbrzymim
wszystkim
harcerskie
szacunkiem.
Niejednokrotnie chyba baliśmy się.
Miałam szczęście współpracować z dh Tadeuszem około dziesięć lat.
Początkowo jako Kierowniczka Wydziału Starszoharcerskiego, a następnie kiedy
byłam Komendantką Chorągwi.
Nasza współpraca była właściwie jedną wielką nauką. Zdecydowanie więcej my
uczyliśmy się od dh Tadeusza, ale i On chętnie z nami przebywał, przyglądał się
naszym działaniom. Był człowiekiem ciekawym świata. Kiedy wyjeżdżaliśmy
do drużyn na warsztaty metodyczne zawsze rozmawiał z harcerzami o pracy ich
drużyn, ale zawsze dodawał swoje „Panie, a jak tam w szkole?". Czasami
zadawał im pytania z historii, literatury polskiej'. Bardzo lubił dyskutować o
przyszłości, ale odwoływał się do historii i tradycji. Ulubioną jego postacią
historyczną był Napoleon Bonaparte. W różnych okolicznościach cytował jego
wypowiedzi. Jedną z nich starałam się z różnym skutkiem wykorzystywać w
swej pracy. Często przypominał mi, że „rządzić to znaczy sprawdzać".
Szczególną wymowę przypominanie to miało kiedy coś się waliło, ktoś
zawiódł. Druh Tadeusz często był ostatnią deską ratunku. Na jednej z Polowych Zbiórek podczas biegu harcerskiego zabezpieczał trzy stanowiska o
różnych
specjalnościach.
Wyjeżdżał
z
nami
na
wszystkie
warsztaty
metodyczne, które organizowano dla harcerzy starszych. Tematyka zajęć była
bardzo różnorodna od łączności, terenoznawstwa poprzez pracę z bohaterem
drużyny, zdobywaniem stopni do dyskusji o sens harcerstwa, życia. Zajęcia
prowadzili różni ludzie, czasem nie związani z harcerstwem. Druh Tadeusz
uczestniczył we wszystkich zajęciach, prowadził notatki, włączał się w dyskusję
itp.
Przestrzegał zasady, że każde zadanie musi być podsumowane. Nie
wahał się powiedzieć wprost, że ktoś improwizował, bądź był nieprzygotowany;
czasem kpił z nas. Znaliśmy wiele powiedzeń, gestów i wiedzieliśmy co one
oznaczają. Mobilizowało to nas do pracy. Do każdych zajęć, mimo, że ich nie
prowadziłam przygotowywałam się bardzo solidnie.
Druh
Tadeusz
lubił
i
potrafił
opowiadać.
Szczególnie
barwnie
opowiadał o przeżyciach z pobytu w oflagu, a także o imprezach i obozach
harcerskich.
Sądzę, że czasem koloryzował niektóre wydarzenia, natomiast bardzo trafnie je
komentował. W dyskusjach dawało się wyczuć jakąś tęsknotę za mijającym
czasem. Nigdy jednak nie użalał się nad sobą. Harcerstwu wiele zawdzięczał.
Uważał, że nikt nie jest w stanie obrazić go tak, by wycofał się z życia
organizacji. Do wszystkich zmian i wydarzeń w ZHP podchodził z rozwagą, bez
zbędnych emocji. Bardzo uważnie śledził prasę, dokumenty harcerskie.
Niejednokrotnie zastanawialiśmy się dlaczego jest dla nas takim autorytetem,
a w niektórych sprawach nawet wyrocznią. Przecież oprócz wielu zalet miał też
wady. Nigdy nie znaleźliśmy odpowiedzi. Po prostu był to Druh Tadeusz
Król.
Anna Kateusz
harcmistrzyni
Pamięć po Nim pozostała ...
Na początku lat sześćdziesiątych przygotowywałem się do złożenia
przyrzeczenia harcerskiego. Na jednej ze zbiórek drużynowy opowiadał nam
o stopniach instruktorskich i ludziach, którzy je posiadają. Dowiedziałem się
wtedy, że w naszym mieście jest dwoje instruktorów posiadających najwyższy
stopień instruktorski. Byli to Natalia Machałow a i Tadeusz Król. Już wtedy
bardzo chciałem poznać tych ludzi. W oczach kilkunastoletniego chłopca były
to największe autorytety kieleckiego harcerstwa.
Nie musiałem długo czekać. W roku 1966 dostałem skierowanie na kurs
drużynowych i ... spełniły się marzenia. Harcmistrz Tadeusz Król prowadził
zajęcia.
Poznałem
człowieka
o
wielkiej
wiedzy
i
umiejętnościach
instruktorskich. Ja i moi druhowie z zastępu uczestniczyliśmy w tych zbiórkach
bardzo podekscytowani a jednocześnie niepewni i zdenerwowani. Panowała
atmosfera
wielkich
wymagań,
dużej
dyscypliny
i
indywidualnego
zaangażowania. Ale nikt nie czuł się samotny i zagubiony. Zgodnie z wszelkimi
prawami działalności zespołu każdy miał swoje miejsce. Nad wszystkim bystrym
okiem
czuwał
mistrz
harcerskiego
działania.
Było
wiele
momentów
przekomarzania się z kolegami, kto i ile razy miał możliwość osobistego
rozmawiania lub wspólnego wykonywania jakiejś czynności z naszym
Druhem. Po ukończeniu kursu, z patentem w plecaku, zadowolony i szczęśliwy
rozpocząłem pracę z 35 KDH. Było wiele możliwości osobistych rozmów i
bliższych kontaktów.
Starałem się jak najczęściej gościć druha Tadeusza Króla na zbiórkach, aby
swym podopiecznym dać możliwość rozmowy z człowiekiem wielkiego autorytetu a
sam oczekiwałem na słowa podsumowania i oceny.
Mijały lata wspólnego działania, zacieśniały się przyjacielskie więzy. Przy
Jego boku zdobywałem
kolejne
stopnie
instruktorskie.
Miałem
możliwość
wspólnego z nim prowadzenia obozów harcerskich. Zawsze znalazł się wówczas
czas na gawędy przy ognisku. W otoczeniu wysokopiennych sosen, szmeru rzeki
czy potoku, w towarzystwie grona instruktorskiego kiedy obóz już spał długie
gawędy były tradycją. Jak słowa piosenki „drużynowy jest wśród nas, opowiada
starodawne dzieje, bohaterski wskrzesza czas" tak i nasze wieczorne
spotkania były i niepowtarzalne. Dowiadywaliśmy się wtedy o historii, tradycjach
harcerstwa lat międzywojennych, o ludziach tamtych dni, o wielkiej
„bitwie" zuchów i harcerzy na kieleckim Stadionie, o wojnie obronnej, o
odbudowie Polski i harcerstwa, o wspaniałych chwilach,
niemieckiej niewoli,
wielu pięknych przeżyciach, o harcerskiej przygodzie. Każdy z instruktorów
wybrał coś dla siebie,
zachował na zawsze, aby w życiu osobistym czy
harcerskiej pracy mieć gotową receptę.
Druh Tadeusz Król był człowiekiem niespokojnym, nowatorskim, inicjującym
wiele poczynań programowych Związku Harcerstwa Polskiego. Bardzo trafnie
przekazywał
swe
bogate
doświadczenia
w
pracy
organizatorskiej
i
wychowawczej. Nawet wtedy, kiedy przykuty był chorobą do łóżka szpitalnego
odwiedzającym Go instruktorom dawał wskazówki, rady, snuł koncepcje kolejnej
harcerskiej imprezy.
Niestety nie zdążył przekazać wszystkiego. 31 stycznia 1987 roku
przedwczesna śmierć wyrwała Go z naszych szeregów. W rocznicę śmierci nad
mogiłą pochylamy głowy, palimy znicze, słychać szepty wspomnień. Bo chyba
nie było drugiego człowieka, z którym tylu ludzi łączyłoby swe drogi
harcerskiego działania.
Stanisław Kruk
harcmistrz
Echo Dnia Nr 40 1989 r.
O druhu Tadeuszu nieco inaczej ...
To były wakacje 1970. Akcja letnia hufca ZHP Kielce - miasto objęła swym
zasięgiem blisko 900 osób z obozami zlokalizowanymi na terenie kilku
województw.
Największym
skupiskiem
kieleckich
harcerzy
stało
się
zgrupowanie obozów w Anielinie k/ Inowłodza (w pobliżu miejsca gdzie zginął
słynny mjr Hubal).
Komenda Chorągwi „podrzuciła" hufcowi kilkadziesiąt osób, które w
zgrupowaniu
tworzyły
podobóz
kursu
chorągwianego
dla
funkcyjnych
Młodzieżowych Kręgów Instruktorskich.
Kłopot (przynajmniej dla mnie) polegał na tym, że sympatyczna
skądinąd dh Janina Pierścińska (którą wkrótce miałem zastąpić na funkcji
kierownika Wydziału Młodzieży Starszej Kieleckiej Komendy Chorągwi ZHP)
postawiła mnie przed nie lada wyborem. Albo jadę na pilotażowy obóz do
Fromborka, albo będę komendantem wspomnianego kursu MKI.
W porównaniu z wielką niewiadomą pilotażu „Operacji Frombork - 1001"
obóz w Anielinie wydawał mi się do przełknięcia. Tyle tylko, że nikt mnie
wcześniej nie uprzedził, iż komendantem zgrupowania jest hm Tadeusz Król (nie
poznany jeszcze osobiście, ale ze słyszenia to już ho! ho!). I to wkrótce miało
się okazać brzemiennym w skutki.
Nie pomnę już jakie to istotne przeszkody uniemożliwiły mi udział w obozie od
momentu jego rozpoczęcia. Pamiętam natomiast dobrze, że w trzecim dniu trwania
obozu cały w nerwach, spakowany w pośpiechu po uciążliwej podróży autobusem i
dość długim marszu w skwarze od przystanku wreszcie znalazłem się u bram
obozu.
To, że wartę pełniło jakie młode dziewczę w harcerskim mundurze to
specjalnie zdziwienia we mnie nie wzbudziło.
Więcej uwagi natomiast
poświęciłem kręcącemu się w pobliżu (ale już za bramą, na terenie obozu)
cywilowi w krótkich spodniach, podkoszulku z dużym kawałkiem gąski w ręku i
psem przy nodze.
Chcąc
zrobić
na
starszym
ode
mnie
człowieku
dobre
wrażenie
postawiłem na ziemi swoją walizkę (tak, tak walizkę a nie żaden plecak) i
kłaniając się grzecznie w stronę owego pana powitałem go uprzejmym dzień
dobry.
Tego, co stało się za chwilę, z mojej pamięci nie wymaże nawet największa
skleroza. W ziemię wbił mnie krzyk: „Panieś tego, a kogo mi tu przysłali!". Kątem
oka dostrzegłem, że rosły wilczur ze skowytem pognał w najbliższe zarośla a
druhna wartowniczka znikła właśnie za najbliższym zakrętem.
Mnie oczywiście nic nie było w stanie ruszyć z miejsca (ze strachu). W sposób
absolutnie niezamierzony przyjąłem wzorową postawę na baczność i ze
zdumieniem zobaczyłem ... meldującego się tymi słowami cywila:
„Harcmistrz Tadeusz Król, komendant zgrupowania
obozów
harcerskich
hufca
ZHP Kielce-miasto
melduje się podczas czasu wolnego od zajęć".
Tak jakby mało mi było wstydu, którego już się najadłem, nie wiedzieć
czemu najspokojniej odpowiedziałem ... „dziękuje".
I wtedy ... nic się już nie stało. Dh Tadeusz spojrzał na mnie jakim takim
wymownym wzrokiem, odwrócił się i spokojnie odszedł. Przez cały czas trwania
obozu nie odczułem ze strony mojego komendanta żadnego uprzedzenia,
niechęci czy też czynienia złośliwości (chociaż po obozie kto mi napomknął,
że dh Tadeusz Król dosyć głośno wyrażał swoje zdziwienie jakiego to
dziwacznego instruktora podesłali mu ci z chorągwi).
Bodajże dziesięć lub jedenaście lat później dostąpiłem
zaszczytu
mówienia sobie z Tadeuszem po imieniu i nawet wtedy nie miałem odwagi
nawiązać do tamtego zdarzenia. Mylę, że wtedy, przy tej bramie Tadeusz
doskonale wiedział co robi. Nie udzielając mi reprymendy (a lubił to robić) dał mi
dobrą szkołę harcerskiego wychowania.
Mylę też, że Tadeusza z pozoru bardzo zasadniczego i oschłego
łatwo było wzruszyć. Był człowiekiem bardzo wrażliwym. Na tymże samym,
wyżej wspomnianym obozie, moi podopieczni przygotowali z okazji rocznicy
wybuchu Powstania Warszawskiego wieczorne widowisko słowno-muzyczne.
Spoglądałem ukradkiem na naszego komendanta. Był zadowolony i ...
wzruszony. Może dlatego w rok później już wspólnymi siłami (tym razem z
okazji rocznicy wybuchu II wojny światowej) zrealizowaliśmy widowisko w
SP nr 2. To nie byłby Tadeusz gdyby zabrakło wybuchów (z korkowca
strzelał sam główny reżyser), jęku syren (kręcił ręczną syreną strażacką sam
główny reżyser) żywej barykady z flagą narodową na szczycie (pomysł
samego głównego reżysera). Wzruszony, ale i zadowolony Tadeusz
wielokrotnie powtarzał: „Wyszła nam ta apoteoza wolności panieś, oj
wyszła".
Może troszkę nieposkładane są te moje wspomnienia, ale na czym się
koncentrować pisząc o człowieku, który za życia stał się legendą. Wielu
się Go bało, byli tacy co prawili na Jego temat złośliwości, jeszcze inni
Mu zazdrościli, ale wszyscy darzyli Go szacunkiem.
Był może czasami dziwaczny, ale też i z ogromną fantazją. To tylko
Jemu mógł wpaść do głowy pomysł aby w Dąbrowie n/Czarną (tam też był
komendantem zgrupowania) podczas uroczystego przemarszu paradować
na ... białym koniu! To Jemu złośliwcy (tu wspomnę gwiazdy kieleckiego
harcerstwa dh Andrzeja Dziedzica i Alka Soburę) podgrzewali ustn ik od
fanfary na moment przed usilnymi próbami odegrania ciszy nocnej
(oczywiście przez szalenie muzykalnego dh Króla).
To Tadeuszowi niektórzy przypisywali sknerstwo tylko dlatego, że nie
znosił marnotrawstwa.
Prawdą jest, że Tadeusz miał też swoją skalę hierarchii, swoje też miejsce
w niej, miejsce, którego byt wiadomy. Dlatego nie znosił tych, którzy wyrywali się
przed orkiestrę. Sam potrafił przestrzegać tej zasady (a przecież godności i
zaszczytów Jego trudno było zliczyć) czego najlepiej doświadczyłem będąc
już z-cą komendanta chorągwi.
Nie znałem Tadeusza tak długo jak inni. O Jego prze bogatej harcerskiej
przeszłości dowiadywałem się z dokumentów czy też świetnych gawęd
wysłuchiwanych przy ogniskach bądź podczas wielu uroczystości.
Mam
wiele
szczęścia,
że
mogłem
poznać
takiego
człowieka,
współpracować z Nim przez szereg lat, korzystać z rady ł pomocy.
Uczyłem
się
od
Niego
rzetelności,
'punktualności,
harcerskiego
abecadła, instruktorskiej wiedzy i ... dyplomacji, tak potrzebnej w momentach
zawirowań i sporów o kształt przyszłego harcerstwa.
I chociaż Tadeusz nie doczekał tego odrodzonego kolejny już raz Związku
Harcerstwa Polskiego, to przecież w odrodzeniu
tym miał swój ogromny udział.
Ryszard Mazur harcmistrz
JAK KRÓL WYGRAŁ BITWĘ POD GRUNWALDEM
Wprawdzie
nie
jest
to
opowieść
o
Jagielle
ani
o
wydarzeniu
rozgrywającym się w 1410 roku. Ale jest w niej Król i zwycięska bitwa z
Krzyżakami, jaka rozegrała się w lesie pod Kielcami.
To było na początku 1927 roku. Chodziłem wtedy do czwartej klasy
szkoły im. St. Staszica w Kielcach, któregoś dnia ojciec wrócił z wywiadówki, no
i jak to zwykle bywa zaczęła się rozmowa: - co tam było, o czym mówili.
- A mówili, żeby się do harcerstwa zapisać.
- Niewiele wtedy wiedziałem, co to w ogóle za organizacja
- wspomina harcmistrz , TADEUSZ KRÓL. Wkrótce jednak poszedłem na zbiórkę. Drużynowym był wtedy niedawno
zmarły Edward Wołoszyn. Zaimponował mi swoją postawą i ... eleganckim,
czyściutkim mundurem. Tego dnia po zbiórce poprosiłem w domu o 30
groszy na składkę harcerską.
Nie chciano mi ich dać - w domu się nie przelewało. Ale jak
postanowiłem, tak do drużyny się zapisałem.
-
Marzyłem,
żeby dostać krzyż harcerski.
Ale na niego trzeba było
solidnie zapracować. Jakimż przeżyciem były wtedy niedzielne egzaminy
przed komisją! W jedną niedzielę na przykład wyprowadzono nas na
Kadzielnię i tam, w jaskini trzeba było odpowiadać, jakie to skały, jakiego
pochodzenia. Byłem w czwartej klasie - skądże miałem to wiedzieć?
Rozpoczęły się więc poszukiwania książek, wypytywanie starszych. Zanim
dostałem krzyż, wiele się nauczyłem. Do dziś zresztą często wspominam z
kolegami, Bernardem Urbańskim, który był przybocznym, czy Ryszardem Siudą
nasze zbiórki, gdy w drwalce urządzaliśmy sobie izbę harcerską; nasze
przeróżne
ćwiczenia
spostrzegawczości,
pamięci,
cierpliwości;
no
i
niezapomniane „herbatki", kiedy to - nieraz z rodzicami - spotykała się cała
drużyna, a w kotle u woźnego gotowała się herbata i czasem była bułka z
masłem lub wędliną.
Przyrzeczenie składałem w lesie na Telegrafie. To była zbiórka alarmowa.
A po niej przyszła jeszcze większa chęć do pracy w drużynie, z kolegami. Po
kilku latach - Państwowe Seminarium Nauczycielskie ...
- Kiedy po 1931 r. wprowadzone w kraju drużyny zuchowe wzorowane na
„wilczętach" nie przyjęły się - Aleksander Kamiński opracował nowy system
zuchowy. Wtedy też „przebranżowiłem się", przechodząc kurs drużynowych
zuchowych. Do końca szkoły średniej prowadziłem takie drużyny. W 1937 roku
zdałem maturę i w tym samym roku rozkazem Zdzisława Trylskiego dostałem
odznakę „10-lecia Służby Harcerskiej". Wysokie to odznaczenie cenię sobie
bardzo. Wkrótce potem poszedłem do wojska. Tam, w szkole podchorążych,
otrzymałem nominację na podharcmistrza i objąłem przy pułku drużynę
harcerską. Kiedy skończyłem służbę wojskową, wróciłem do Kielc, by w
szkole im. M. Konopnickiej zacząć nauczanie. Jednocześnie zostałem
zastępcą komendanta hufca i instruktorem Komendy Chorągwi.
- Robiliśmy wtedy wiele fajnych rzeczy. Niezapomniana jednak była
bitwa, jaką stoczyliśmy w lesie na Stadionie. Marzyła mi się dość długo, ale
potem, gdy dostałem pozwolenie komendy na jej przeprowadzenie, wszystko
szło jak z płatka. Każda z drużyn dostała zadanie - jedni byli albo oddziałami
polskimi, albo litewskimi, inni - krzyżackimi. Oczywiście sami musieli sobie
zrobić zbroje, wystrugać szable, zrobić tarcze. Ach, jaki to był zapał, a ile
emocji, kiedy niemal całym hufcem stanęliśmy w czerwcu 1939 roku przed
władzami. Ustawieni tak jak autentycznych polach Grunwaldu, zaczęliśmy
odtwarzać bitwę. Chłopcy wczuli się w swoje role znakomicie. Coraz to nowe
oddziały ruszały do walki, biegali łącznicy, wodzowie wychodzili z siebie. Po
pół godziny włosy zaczęły mi się jednak jeżyć na głowie. Bractwo tak się
rozgrzało i tak zaczęło napierać na swych kolegów - Krzyżaków, że ci
znaleźli się naprawdę w wielkich opałach. Sporo kosztowało mnie
wysiłku, aby uchronić ich od prawdziwej klęski, ale po skończonej bitwie, gdy
pod nogi Jagiełły spadły wszystkie chorągwie krzyżackie, a mój koń zarył
kopytami przed trybuną, gdzie zdałem raport wojewodzie, oklaskom widzów
i pochwałom nie było końca.
Dobrze wiedzieli chyba o tej bitwie Niemcy, kiedy tuż po wkroczeniu do
Kielc, we wrześniu przyszli po mnie do domu. Ale nim jeszcze rozgorzała
wojna, był jeszcze ostatni obóz w Kozienicach i jeszcze jedno - już jakby
szykujące wszystkich do wojny - szkolenie prowadzone ze Stefanem
Grobelnym na Stadionie.
- Był sierpień. Poszedłem na ćwiczenia wojskowe. 1 września zastał mnie
w 39 Pułku w Jarosławiu. Walczyłem pod Zwierzyńcem, Janowem, a pod
Biłgorajem dostałem się do niewoli. Tego dnia - 20 września - smutnego pełnego rozpaczy, nie zapomnę.
A potem był obóz jeniecki w Saksonii, skąd kilka razy uciekałem.
Schwytany już pod Częstochową, trafiłem do kompanii karnej pracującej w
kopalni węgla brunatnego. Ponad pięć lat niewoli - a w niej 20-osobowy krąg
instruktorski,
kolportaż
polskiej
prasy
podziemnej,
dyskusje,
nawet
przedstawienia.
Nadszedł maj 1945 roku. Amerykanie wyzwolili obóz. Po wielu perypetiach
dostałem się do polskiej misji wojskowej. Pracując tam, dowiedziałem się,
że siostra zmarła przez Niemców, brat zginął w Oświęcimiu. - Żyją jednak
rodzice. Decyzja jest nieodwołalna - wracam do kraju.
Kiedy wysiadłem z pociągu w Kielcach, spotkałem komendanta chorągwi,
Edwarda Wołoszyna. I znów się zaczęło. Pierwszy obóz w 1948 roku, potem
lata pracy w organizacji harcerskiej, gdzie Stanisław Sempruch powołał mnie
na zastępcę komendanta. W 1956 roku byłem delegatem na I Zjazd Łódzki
ZHP. I wkrótce potem, gdy Stanisław Sempruch odszedł na Wyższą Szkołę
Nauk Politycznych - wybrano mnie komendantem chorągwi.
To był burzliwy okres ścierania się poglądów, kształtowania oblicza
organizacji. Ale właśnie wtedy zrodziły się jedne z najpiękniejszych akcji
harcerskich: „Sprzysiężenie świętokrzyskie", „Sprzysiężenie Ponidzia", czy
„Osada" wiążąca młodzież z ziemiami odzyskanymi. A zaraz za nimi
pierwsza myśl akcji „Ciekoty".
*
*
*
Druh Król przeszedł po kilku latach na funkcję komendanta Hufca
Kieleckiego, a w 1962 roku został przewodniczącym Chorągwianej Komisji
Rewizyjnej. Uczestniczył w zjazdach harcerskich, wybierany był do władz
naczelnych i - co roku prowadził obozy harcerskie. Jak oblicza, prawie 6
nieprzerwanych lat życia złożyłoby się z tych obozów.
Harcerstwem - służbą dla innych, zaraził setki młodzieży, ba , dziś i żona
prowadzi szczep przy Zespole Szkół Gastronomicznych, a syn jest drużynowym w
Technikum Budowlanym. Zawsze pełen optymizmu, uśmiechnięty, życzliwy dla
każdego, jest jak ojciec w wielkiej rodzinie harcerskiej.
Kończąc rozmowę z druhem Królem nieśmiało rzuciłem pytanie: Czy
teraz, bądź co bądź już w starszym wieku, nie męczy druha młodzież? A ten
natychmiast odparował:
- Mam wielką świadomość, że ludzie doświadczeni, z przeżyciami potrzebni
są młodzieży. A zresztą kiedy obcuję z młodzieżą – staję się młodszy.
*
*
*
Tę opowieść czyta się zaledwie kilkanaście minut, choć kryje się
w niej ponad 50 lat pracy harcerskiej. Gratulujemy druhowi Królowi
jubileuszu i - oby mógł pracować następne 50 lat!
JANUSZ SAPA
„Echo Dnia" 20 sierpnia 1977 roku
„Gawęda dla druha Tadeusza"
Poznałem Cię będąc dziesięcioletnim pacholęciem w Szkole Podstawowej
nr
2
imienia
Marii
Konopnickiej
w
Kielcach.
Byłeś
moim
podwójnym
nauczycielem: biologii i śpiewu oraz harcerstwa, które spłynęło na mnie wraz z
mlekiem matki - przedwojennej drużynowej, uczestniczki szaroszeregowego
pogotowia harcerek.
Szkolna przygoda z Tobą to niekonwencjonalna edukacja przyrodnicza, gdzie
umiejętnie mnie i moim przyjaciołom otworzyłeś podwoje „małej ojczyzny" Kielc oraz jej przeuroczych okolic. Uczyłeś nas słuchania ptasiego śpiewu,
rozróżniania drzew i krzewów, prowadzałeś w okolice białogońskich siedmiu
źródeł. Z Biesagu, Pierścienicy i Karczówki oglądaliśmy miejsca, gdzie w
przeddzień II wojny z gromadami zuchowymi zorganizowałeś grę wojenną
ukazującą kleskę Krzyżaków pod Grunwaldem. Obok grobu powstańców
styczniowych snułeś pogwarki o wzruszającym spotkaniu z powstańcem
walczącym u boku Langiewicza pod Małogoszczą.
Pierwszy wspólny obóz w Berezowie koło Suchedniowa
(1964r.) -
przyrzeczenie, nauka starych harcerskich piosenek, sięgających pamięciom
Cisowego Dworku Olgi z Drahonowskich Małkowskiej, skrzypce, będące Twym
ulubionym
instrumentem,
milknące
wraz
z
dogasającymi
bierwionami
ogniska, wspaniałe na wdechu słuchane gawędy.
Czas mijał, zmieniając nas i przyjaciół lecz ścieżki naszej 'harcerskiej
wędrówki ciągle się krzyżowały. Potrafiłeś wspaniale rozbawić – wysypując
rękawa moc pląsów, okrzyków, zabaw ruchowych, wyciągając z
portmonetki kurze piórko do dmuchania między zastępami, strzelałeś z
nami z łuku, chodziłeś na szczudłach ...
Harmonia
wspólnego
starszoharcerskiej
akcji
działania
to
szkoleniowej
i
przygotowania
pierwszych
obozów
polowych
zbiórek
harcerzy starszych. Nieprzespane noce pełne refleksyjnych dyskusji w
szkole sielpiowskiej. Nauczyłeś mnie miedzy innymi słuchania ludzi a
także bardzo trudnej umiejętności
z którą sam sobie w pewnym
momencie przestałeś radzić - decyzją odsunięcia się na drugi plan.
Zawsze
z
łezką
w
oku
wspominam
nasze
ostatnie
obozy
z
nauczycielami w Międzywodziu oraz zbiórki harcerzy starszych. Byłeś
otwarty
na
ludzi,
potrafiłeś
wybrać
przyjaciół,
przypisywana
ci
niejednokrotnie konsumpcyjna postawa i apodyktyczność nie dotyczyła
mnie ani moich najbliższych instruktorów, którzy do końca byli z Tobą w
zbliżającym
się
okresie
transformacji
ekonomiczno-politycznej.
Przed
zbliżającym się obozem Starszoharcerskiej Akcji Szkoleniowej na Polanie
Pod Suchą Górą w województwie tarnowskim powiedziałeś to co zawsze z
łezka w oku będzie do mnie powracać: ,,... Lesiu -panie. Ja wiem, że jestem
już stary, młodzież się ze mnie śmieje, nie ten hart, nie ta energia. Ale
Lesin - panie weź mnie na ten może mój ostatni obóz. Będę zdala, nie
będę się w nic wtrącać, gdy Lesin - panie będzie wam w obozie coś
potrzeba to przyjdziecie. Dla mnie sama obecność z wami, gdy patrzę
na obozową codzienność, mundury, młodych uśmiechniętych ludzi to
dla mnie - panie ogromna frajda. Harcerstwo to całe moje życie ... "
Byłeś, spoglądałeś na kolejne wyrosłe pod Twymi skrzydłami
roczniki,
przychodzili
Ciebie
do
po
radę,
i
proroctwo
Twego
opuszczenia naszych szeregów się sprawdziło.
Czuwaj druhu Tadeuszu trwający na wiecznej warcie w
oczekiwaniu
na
Twe
szare
szeregi
wdzięcznych
Ci
wychowanków.
Leszek Osterczy
harcmistrz
Wywiad z harcmistrzem Marianem Marjańskim
Lucyna Łańcucka - W związku ze zbliżającymi się obchodami 10-tej
rocznicy śmierci harcmistrza Tadeusza Króla chciałabym się od Druha jak
najwięcej o Nim dowiedzieć. Słyszałam, że Druhowie znali się od wielu lat i ze
sobą współpracowali. Kiedy, i w jakich okolicznościach, poznał Druh hm Tadeusza
Króla?
Marian Marjański - Moje pierwsze spotkanie z dh Tadeuszem miało miejsce
w 1937 r. Byłem wtedy w Kielcach uczniem w Szkole Powszechnej nr l im.
Stanisława Staszica, w której dh Król był nauczycielem. Pragnąłem wstąpić do
harcerstwa.
Przy
szkole
działała
3
Kielecka
Drużyna
Harcerska. Jej
drużynowym był dh Julian Chmielewski, zaś opiekunem dh Tadeusz Król. Na
pierwszej zbiórce wszyscy, prócz mnie zostali przyjęci do drużyny. Nikt mi nie
wierzył, Że miałem 10 lat i byłem już w IV klasie, ponieważ będąc niskiego
wzrostu wyglądałem na kandydata na zucha. Starsi druhowie polecili bym
przyniósł od mamy zaświadczenie ze Zgodą na moje wstąpienie do ZHP.
Czułem, że było to niesprawiedliwe, dlatego przeprowadziłem prywatną
rozmowę Z dh Królem. Wysłuchawszy mnie obiecał porozmawiać z druhem
druży- nowym. Oczywiście bardzo się ucieszyłem, gdy na kolejnej zbiórce
zostałem przyjęty do harcerskiej drużyny.
Od tego czasu dh Tadeusz Król stal się moim wielkim przyjacielem,
inni instruktorzy 3 KDH również.
L. Ł - Co mógłby Druh opowiedzieć o 3 KDH i współpracy dh Tadeusza z
harcerzami i kadrą drużyny?
M. M. - 3 KDH
im.
Tadeusza
Kościuszki
powstała
w listopadzie 1915
r. przy Szkole Powszechnej nr l w Kielcach. Harcerze nosili żólto-granatowe
chusty. Druh Tadeusz Król związał się z 3 KDH w 1927 r. Wszyscy Go bardzo
lubili, gdyż był koleżeński, a pomiędzy Nim a młodzieżą nie odczuwało się
dystansu. Harcerze chętnie zwracali się do Niego po rady w różnych
sprawach, nie jak do nauczyciela lecz starszego kolegi. Druh Król kochał
młodzież, był jej szczerze oddany, instruował i pomagał najlepiej jak
umiał. Kadra 3 KDH nie wywyższała się, instruktorzy traktowali harcerzy jak
równych
sobie. Nie mniej budzili wśród nich respekt i wzorowo utrzymywali
dyscyplinę. Wszyscy byli patriotami a swoje ideały przekazywali młodym.
Moim zdaniem kadra każdej drużyny winna zachowywać się tak jak dh Król,
dh Chmielewski i inni instruktorzy 3 KDH.
L. Ł - Co, Druha zdaniem, mogło być przyczyną tak silnego
związania się dh Tadeusza Króla z harcerstwem?
M. M. - Moim wychowawcą i wielkim autorytetem był dh Król. Możliwe,
istniał
instruktor,
który
wcześniej
w
że
Nim zaszczepił i rozwijał
harcerskie idee.
L. Ł - Jaką harcerską przygodę z działalności dh Tadeusza mógłby Druh uznać
za najciekawszą?
M. M. - W 1938 r. na Kieleckim Stadionie zorganizowano wielką zuchową
„Bitwę pod Grunwaldem". Druh Król wystąpił w roli króla Władysława
Jagiełły. Impreza była przedsięwzięciem na dużą skalę. W czasie okupacji
wywiad niemiecki poszukiwał dh Króla, gdyż wydarzenie było skierowane
przeciwko Krzyżakom-Niemcom. Na szczęście druh Tadeusz nie był
obecny w kraju.
L. Ł - Jak przebiegała działalność dh Króla w czasie okupacji i po wojnie?
M. M. - W okresie II wojny światowej drogi nasze się rozeszły-W marcu 1940 r.
dh Ryszard Siuda napisał do rodziny list, wspominając w nim o dh Królu,
którego spotkał przed wyjazdem na front z Jarosławia. Druh Tadeusz
był zmobilizowany jako podchorąży rezerwy i pełnił służbę wojskową w
plutonie zwiadowców x/. W 1947 r. wrócił do Kielc i pracował w Komendzie
Chorągwi, której z czasem został zastępcą komendanta, a później
komendantem. Był też komendantem Hufca ZHP w Kielcach. L. Ł - Kiedy
Druh ponownie spotkał dh Tadeusza Króla? M. M. - Moje spotkanie z dh
Królem miało miejsce dopiero w 1981 r. w Kręgu Instruktorskim Łysica
Jodła w kieleckim hufcu. Druh Tadeusz zaproponował mi pełnienie
funkcji sekretarza Komisji Stopni Instruktorskich.
Sam
był jej
przewodniczącym. Współpracowałem z dh Królem do Jego śmierci.
L. Ł - Jak przebiegała współpraca Druhów?
M. M. - Druh Król był bardzo rzetelnym przewodniczącym,
uczciwym, sprawiedliwym, nie lubil niedomówień. Z jego inicjatywy
opracowano karty obiegowe, tzw. „obiegówki", na które wpisano wymagania
na dany stopień. Harcerz, który
starał
się
o
stopień
instruktorski,
musiał
potwierdzić
wykonanie danego zadania zbierając jaknajwiąkszą liczbą
podpisów innych instruktorów. Zanim dh Tadeusz podpisał
harcerzowi
kartę,
zawsze
dokładnie
sprawdzał
jego
umiejętności. Był przy tym sprawiedliwy i solidny. Nigdy
złośliwie nie krytykował złej pracy lecz przeciwnie, starał się
pomóc. Jego rad, nawet krytyki, słuchało się przyjemnie.
L. Ł - Czy dh Tadeusz Król miał poza harcerstwem jakieś
szczególne zainteresowania, bądź hobby i czy ideały harcerskie
przenosił do codziennego życia?
M. M. - Druh
Król
od
najmłodszych
lat
był
związany
Z harcerstwem i myślę, że to właśnie było Jego hobby. Całe
Życie poświęcił młodzieży. Pragnął, by było mniej chuliganerii,
aby młodzi ludzie nie używali alkoholu i tytoniu. Poza
współpracą
z
hufcem,
chorągwią
i
drużynami
dh
Król organizował
spotkania z młodzieżą nie należącą do harcerstwa oraz z ludźmi z tzw.
marginesu.
L. Ł - Jak Druh wspomina po latach hm Tadeusza Króla?
M. M. - Jak przyjaciela - z sentymentem. Druh Król był wielkim człowiekiem
szczerze oddanym młodzieży, prawdziwym harcerzem. Był zawsze tam, gdzie
Go potrzebowano. W każdej sprawie można było oczekiwać od Niego
pomocy. Druh Tadeusz zawsze podchodził do harcerzy Z największym
zaangażowaniem.
Cenił
sobie
zachowanie
„po
Harcersku".
Największą
przyjemność sprawiało Mu, gdy harcerze byli schludnie umundurowani.
Sam był niezwykle skromny. Pomimo, że został odznaczony wieloma
harcerskimi i państwowymi medalami, przy mundurze galowym nosił tylko
Krzyż Harcerski.
L. Ł - Jakie cechy Druha Tadeusza Króla powinien posiadać każdy harcerz?
M. M. - Myślę, że wszystkie, ale najbardziej umiejętność doradzania. Druh
Król był wielkim optymistą i nie było dla Niego rzeczy niemożliwych. Każdy
harcerz powinien chętnie dążyć do zdobycia dużego doświadczenia.
L. Ł - Co Druh myśli o obchodach 10-tej rocznicy śmierci hm Tadeusza Króla?
M. M. - Muszę przyznać, że są organizowane między innymi dzięki mojej
inicjatywie. Niedawno odbył się uroczysty „kominek" poświęcony hm
Natalii Machalowej. Uważam, że dh Król również wyróżnil się w ZHP i zdobył
sobie uznanie. Takie rocznice
powinny być obchodzone.
Nie tylko
instruktorzy ale także wszyscy chętni harcerze powinni mieć możliwość
uczestnictwa w jakiś sposób w tak ważnych wydarzeniach.
L. Ł - Pozostało na koniec bardzo podziękować Druhowi za przekazanie mi tak
wiele istotnych informacji upamiętniających hm Tadeusza Króla i Jego pracę
w ZHP.
Z hm Marianem Mariańskim
rozmawiała
dh samarytanka Lucyna Łańcucka
z 19 KDH przy IV L. O.
w dniu 30 stycznia 1997 r.
W czasie kampanii wrześniowej
1939 r. dostał się do niemieckiej
niewoli i wojnę spędził w obozie, patrz Echo Dnia, Kielce, nr 20 z dn. 29-31
stycznia 1988 r.

Podobne dokumenty