klasa I - WordPress.com

Transkrypt

klasa I - WordPress.com
Szymanów klasa I
Dopókiśmy młodzi i sercem i duszą,
Nie wiemy jak cenić ten skarb,
Dopiero gdy włosy się srebrem przyprószą,
Widzimy, co skarb ten był wart.
Żałujemy tych dni, a po nocach się śni
Jedna prawda, a prawda ta brzmi:
Że srebro i złoto to nic,
Chodzi o to, by młodym być i więcej nic!
Nie rozgłos, nie sława, nie stroje, zabawa,
Lecz młodym być i więcej nic!
B
abcia zmarła zaraz po świętach, ósmego lutego 1969. Od powrotu
z Londynu nie czuła się najlepiej. Ciocia Ewa nocowała u niej, nie
spodziewano się takiego gwałtownego pogorszenia stanu jej
zdrowia. Mama przyszła do szkoły, wywołano mnie z lekcji, była
sobota, spieszyłyśmy się na pociąg do Olsztyna. Tym razem nie upały, jak w dniu
pogrzebu Dziadka, ale straszne mrozy… Babcia zmarła w domu, leżała w dużym
pokoju, otworzono okno, paliły się świece. Coraz to ktoś przychodził, sąsiedzi
modlili się. Trumnę wyniesiono o 9.00. To był trzeci pogrzeb w moim życiu, a
jedyny tego typu, z ekshortą z domu, który przeżyłam.
1
Szymanów klasa I
Na pogrzeb Babci przyjechały różne nieznane mi ciotki, między innymi
miałam okazję poznać Ciotkę Jankę Szyszkowską, kuzynkę Mamy. Okazało się, że
córki jej siostry a naszej kolejnej ciotki Marii Stasiakowej - Malinka i Danusia chodziły do Szymanowa ! Ciotka Janka bardzo chwaliła szkołę w Szymanowie.
Podobno wszystkie dziewczynki z Szymanowa dostawały się na studia ! Co do
szczegółów życia internackiego, nie wyglądało ono w tych opowiadaniach strasznie,
nawet zachęcająco. Obecne na pogrzebie bliższe i dalsze ciotki zapaliły się do
pomysłu. Miałam wielką ochotę na wyjazd z domu, zmęczona byłam ciągłymi
utarczkami z Mamą… Pamiętnik z VIII klasy wyrzuciłam, cytuję z pamięci:
„Poniedziałek: Wstałam, umyłam się, ubrałam, poszłam do szkoły, jak wróciłam ze
szkoły, to czytałam książkę, jak Mama przyszła z pracy, to się na mnie wydarła, że nie
wyniosłam śmieci… Wtorek: Wstałam, umyłam się, ubrałam, poszłam do szkoły, jak
wróciłam ze szkoły, to czytałam książkę, jak Mama wróciła z pracy, to się na mnie wydarła,
że nie zmyłam naczyń i traktuję dom jak hotel. Środa: Wstałam, umyłam się, ubrałam,
poszłam do szkoły, jak wróciłam ze szkoły, to czytałam książkę, jak Mama przyszła z pracy,
to się na mnie wydarła, że nie podgrzałam sobie zupy, tylko zrobiłam sobie kogel-mogel z
pięciu jajek. Nie rozumiem, co jej przeszkadza kogel-mogel. Czwartek: Wstałam, umyłam się,
ubrałam, poszłam do szkoły, jak wróciłam ze szkoły, to czytałam książkę, jak Mama przyszła z
pracy to się na mnie wydarła, że Bosman narobił w przedpokoju. Moja Mama zrobiła się
ostatnio bardzo męcząca…”
Mama była zaniepokojona, że jak tak dalej pójdzie, nie dostanę się do
liceum lub je rzucę liceum jak moja cioteczna siostra Małgosia. Nie tylko kompletnie
się nie uczyła, ale wywołała w szkole straszny skandal - wybrała się na zabawę w
czerwonych sztruksowych spodniach z Londynu ! W czasach, gdy na zabawę
szkolną chodziło się w granatowej spódnicy, białej bluzce, a na rękawie przyszywało
się tarczę ! A pod szyją wiązało się aksamitkę – czerwoną w liceum, zieloną w
technikum, a szafirową w szkole podstawowej.
Dla fasonu boczyłam się trochę, że nie posiadam odpowiednio modnych
strojów, jakie zapewne noszą uczennice tak słynnego liceum ! Tu wkroczyła Ciocia
Basia z obietnicami przysłania mi z Londynu odpowiedniej wyprawki. Chwyciło !
Wycyganiłam jeszcze obietnicę w postaci modnego zamykanego na zamek
błyskawiczny piórnika, o jakim marzyłam bardziej niż o modnych sukienkach.
Mama napisała do ciotki Stasiakowej, odpowiedź przyszła po świętach.
2
Szymanów klasa I
Droga Izo! Odpisuję z opóźnieniem, gdyż wyjeżdżaliśmy na Święta Wielkanocne i
Twój list nie zastał nas w domu. Postaram się odpowiedzieć na wszystkie pytania. Malina
będzie w tym miesiącu w Szymanowie na zjeździe więc dowie się o wysokość opłat aktualnych
w tym roku. W ubiegłym roku szkolnym płaciłam za Danusię (Malinka skończyła Szymanów
już pięć lat temu, Danusia zrobiła tam maturę w roku zeszłym) 250 zł za szkołę i 650 zł za
internat. Na drobne wydatki – zeszyty, przybory szkolne, wyjazdy do teatru, do kina itd. 30
– 50 zł miesięcznie. Wyżywienie nie jest „wykwintne” ale bardzo racjonalne i pożywne, dużo
nabiału i jesienią dużo owoców – jabłek, śliwek, pomidorów, gdyż Siostry mają duży sad, a
zima dużo surówek. Uregulowany tryb życia, bardzo regularne posiłki, opieka i dobre
powietrze sprawiają, że dziewczęta przybierają na wadze i nie chorują prawie wcale. Obie
moje córy czuły się tam świetnie, a Danuta, która w szkole podstawowej opuszczała po kilka
miesięcy chorując na grypę, na uszy, zatoki – przez cztery lata nie opuściła w szkole z
powodu choroby ani jednego dnia. Można się uczyć dodatkowo obcych języków lub muzyki, za
co płaci się, a raczej płaciło 120 zł miesięcznie. Malina napisze ci aktualne ceny i dużo
szczegółów z życia codziennego. Ja mogę zapewnić Cię, że umieszczając tam Grażynkę możesz
być o nią zupełnie spokojna, że jest dopilnowana i w nauce i przy jedzeniu. W pierwszym
roku na pewno będzie tęskniła, ale w następnych latach będzie się już czuła dobrze.
Dziewczęta w internacie zżywają się bardzo i są to przyjaźnie na całe życie, czasem bardzo
cenne. Szczególnie ostatni rok, klasa maturalna daje bardzo dużo. Siostry opiekują się
maturzystkami, uczą je najlepsze, najinteligentniejsze siły, są bardzo dobrze przygotowane,
toteż ogromny procent dostaje się na wyższe studia. Internat i cała szkoła mieszczą się w
dawnym pałacu Lubomirskich otoczonym parkiem i ogromnym ogrodem owocowym i
warzywnym. Sam Szymanów to wieś raczej nieciekawa, z Warszawy jedzie się 45 minut
elektrycznym pociągiem, a potem 7 kilometrów autobusem. Pierwsza niedziela miesiąca jest
niedzielą odwiedzin, a w pozostałe niedziele Siostry organizują wycieczki po okolicy, do
pobliskiej Żelazowej Woli, Kampinosu lub dalszych miejscowości. Zimą organizują spotkania
z pisarzami, muzykami, odczyty. Większość dziewcząt jest z inteligencji. Trzeba mieć
granatowy mundurek i szkolny fartuch, po lekcjach można chodzić w normalnych sukienkach
w spokojnych kolorach. Wzór mundurka i spis wyprawki dostaniesz w kancelarii po
egzaminie. Egzamin trwa zawsze dwa dni, mamy mogą przenocować na miejscu. Postaramy
się „ugadać” Siostry, żeby na pewno przyjęły Grażynkę, egzamin nie jest bardzo trudny,
Siostry starają się zorientować raczej ogólnie o poziomie i inteligencji dziewcząt, są przy tym
bardzo miłe i serdeczne. Gdy przyjedziecie na egzamin, odwiedź nas koniecznie, zadzwoń z
Warszawy, to wyjdziemy na stację, a gdybyś nie mogła dodzwonić się – często nie ma nikogo
w domu, to raczej weź taksówkę z Otwocka, gdyż trudno do nas trafić. Dziękuję za życzenia
świąteczne i całuje Was obie bardzo serdecznie. Maria S. Przepraszam, że list taki chaotyczny
i nabazgrany, ale teraz mam masę pracy w ogrodzie i bardzo jestem zmęczona. Otwock 10.
IV.69
Ha, ha ! Zapowiada się wspaniale ! Na pewno utyję i będę bardzo zdrowa !
Komuż w latach sześćdziesiątych przyszłoby do głowy nazwać moje dolegliwości
astmą młodzieńczą? Takiej choroby wtedy nie znano. Ciągłe uczucie zmęczenia,
niedotlenienia, potrzeba polegiwanie na tapczanach... Ataki suchego kaszlu,
3
Szymanów klasa I
niekiedy tak dokuczliwe, że kończyły się wręcz wymiotami. Obrzęki warg, powiek
– robiły mi się serdelki ! Brałam zastrzyki z wapna. Coroczne jesienne i wiosenne
problemy z gardłem, katar sienny… Całe dla mnie szczęście, że wyjechałam do
Szymanowa ! Klimat tam dla astmatyka lepszy – te cholerne świnoujskie duszące
mgły ! I od palącej po 40 papierosów na dzień Mamy się odseparowałam. Trzeba
przyznać, że w Szymanowie prowadziłam bardzo zdrowy, regularny tryb życia !
Wysypiałam się i miałam wręcz koński apetyt ! Grubas się ze mnie zrobił, Mama
cieszyła się, że przybrałam na wadze ! Przez całe cztery lata nie miałam żadnych
dolegliwości z wyjątkiem grypy z okropnymi atakami kaszlu, którą przechodziłam
z całą szkołą w grudniu 1971. To zresztą typowe, astma młodzieńcza cofa się w
momencie ustabilizowania gospodarki estrogenowej i wraca na stare lata, niestety !
Danka przysłała bardzo zachęcający list.
Droga Ciociu ! Mama moja prosiła mnie, żebym napisała list o Szymanowie, ponieważ
Ciocia zamierza tam umieścić swoją córkę. Szymanów, jak niestety wszystko na świecie, nie
jest skończona doskonałością. Ma swoje plusy i minusy. Minusy Szymanowa, to minusy
życia w gromadzie, które niekiedy dla jednostki jest bardzo uciążliwe. Niestety mankamenty
te są nie do usunięcia: życie w internacie zawsze będzie życiem w gromadzie. Daleko więcej
jest plusów. Przede wszystkim bardzo życzliwy stosunek Sióstr do uczennic. Siostry
całkowicie poświęcają się pracy wychowawczej, bez przerwy myślą o dziewczynkach, starają
się we wszystkim im pomóc. W żadnej szkole nauczyciel nie troszczy się tak o ucznia. Poza
tym, życie w gromadzie ma też swoje dobre strony, uczy współżyć z ludźmi. W Szymanowie
zawiązują się przyjaźnie na całe życie Te bardzo ważna rzecz, docenia się dopiero po
skończeniu szkoły. Szymanów ma wysoki poziom nauki. Siostry stwarzają idealne warunki do
pracy i jeśli tylko się chce, można osiągnąć bardzo dobre wyniki w nauce. Szymanów
doskonale przygotowuje do matury, do egzaminów na studia. Procent przyjętych uczennic z
Szymanowa na wyższe uczelnie jest bardzo duży. Szkoła daje też możliwości rozwoju
własnych zainteresowań. Jest biblioteka, wiele czasopism, prowadzone są koła zainteresowań.
Siostry i samorząd organizują zabawy, które są strasznie miłe. Chciałabym jeszcze zaznaczyć,
że pierwsze tygodnie w Szymanowie są bardzo trudne do przeżycia, ale tym nie należy się
przejmować. Życzę przyszłej szymanowiance, żeby się dobrze ustosunkowała do tej szkoły i
szybko przystosowała do nowych warunków. Mama ze swej strony bardzo zaprasza, aby
Ciocia wstąpiła do nas, jadąc na egzamin. Całuję bardzo serdecznie Danuta Stasiakówna
Opłaty - szkoła 300 zł, internat 650 zł - 30.V.1969
4
Szymanów klasa I
Mama zaraz napisała list z prośbą o informację o warunkach przyjęcia i
terminach egzaminów. Odpisał jej Zając (!), poznałam po piśmie ! Ale wtedy nie
wiedziałam jeszcze oczywiście, kto to jest słynny Zając, nie wiedziałam nic ! Po
prostu nic ! List Zająca został wyrzucony, pamiętam jego treść. Czy Grażynka jest
wrażliwa na wartości jakie oferuje nasza szkoła ? Bardzo wrażliwa ! Nigdy, powtarzam
– nigdy nie miałam wątpliwości co do tego, co Kościół do wierzenia podaje. Mój
grzech nazywa się lenistwo w służbie Bożej. Grzech ten polega na tym, się
człowiekowi po prostu nie chce do kościoła i na religię chodzić. Wydaje mi się, że
pod wpływem znajomości z Wiesią Hawryluk, koleżanką, zaczęłam w klasie szóstej
jakby chodzić na religię. Jakby, bo wydaje mi się, że wybrałam się tylko raz, na Wiesi
prośbę. Zajęcia rozczarowały mnie, czekaliśmy bardzo długo na spóźnialskich,
potem ksiądz podyktował nam parafialne ogłoszenia. Temat lekcji - o historyczności
Jezusa. Myślałam, że czegoś ciekawego się dowiem, nikogo to nie zainteresowało…
W kościele, o ile się wybrałam, siadałam na najwyższym balkonie, w taki sposób, by
móc z góry obserwować ołtarz. Wtedy przecież mszę świętą odprawiano tyłem do
ludu ! Moja edukacja religijna, którą zakończyłam po I komunii, pozostawiała chyba
jednak wiele do życzenia – Mamo, ksiądz coś je ! Dałam się namówić Wiesi na
rekolekcje, poszłam z Bosmanem ! Sam za nami poleciał i wparował do kościoła.
Dzieci, czyj to pies, proszę wyprowadzić tego psa ! A my się z Wiesią w ławce kulimy,
żeby pies nas nie zauważył.
14 czerwca, koniec roku klas ósmych, kończymy tydzień wcześniej niż młodsze
klasy. Cztery piątki – geografia, biologia, matma, ZPT - dziewięć czwórek, trója ze
śpiewu ! Zupełnie nie rozumiem, przecież jestem bardzo muzykalna ! Potrzebna
jeszcze opinia wychowawcy – Gniazdowski
pisze: nie sprawia
trudności
wychowawczych, ale wyniki w nauce nie odzwierciedlają możliwości uczennicy… No
pewnie, że nie odzwierciedlają, ja mam bardzo duże możliwości !
Zbigniew Gniazdowski to był bardzo ciekawy człowiek, uzdolniony malarz.
Cała nasza szkoła, szóstka imienia Mieszka I, ozdobiona była jego dziełami. W holu 5
Szymanów klasa I
wielki Mieszko I na płótnie, różne sceny batalistyczne w gabinecie historii, poczet
królów według Matejki… A gabinet geografii - to była najładniejsza klasa !
Dinozaury, mamuty, lasy kopalne, pingwiny na Alasce, wielbłądy na Saharze, typy
wybrzeży...
Siostra Janina byłaby zachwycona !
Szkopuł tylko, że nasz
wychowawca lekceważył sobie nieco pracę dydaktyczną, nieraz szukaliśmy go po
szkole, zapominał, że ma z nami lekcję. Drugą jego pasją była gra w szachy, znaleźć
go można było bardzo łatwo na kolejnej partyjce z panem Sałatą – opiekunem
świetlicy. Co on tam miał w tym schowku za mapami, że często się za nie chował w
czasie lekcji ? Myślę, że popijał troszeczkę, był przecież zawieszony na rok w
czynnościach wychowawcy. Z geografii stawiał mi nieodmiennie piątkę. Pytał tylko
ze znajomości mapy – dla mnie pestka !
Sześć wolnych dni spędziłam na moim ulubionym zajęciu - rozwiązywaniu
zadań matematycznych. 20 czerwca - jadę na egzamin do Szymanowa ! Nigdy tam
nie byłam, nie potrafiłam nawet wyobrazić sobie, jak ten zakonny internat wygląda
! W jakże łatwiejszej sytuacji były inne dziewczęta, których starsze siostry, czy
kuzynki już ukończyły słynny Szymanów. Wyobrażałam sobie, o święta naiwności,
dwuosobowe pokoiki z biureczkami i
uczennice w czarnych rypsowych
fartuszkach z falbankami ! Świadectwo z VIII klasy wysłałam oczywiście pocztą.
Zanim wysłałam - zgubiłam ! Ktoś odniósł, koperta leżała na ulicy, na szczęście
był adres zwrotny. Wrzuciłeś Grzesiu list do skrzynki – wrzuciłem Ciociu… Zgubiłam,
bo byłam zła, że Mama kazała założyć mi londyńską sukienkę maxi w czarno-białe
kurze łapki. Maxi jeszcze się w Polsce nie nosiło. W Szymanowie też nie, ale jeszcze
tego nie wiedziałam !
Te podróże pociągiem Warszawa-Świnoujście i Świnoujście – Warszawa !
Dworzec Warszawa Główna, z którego przez następne pięć lat wyruszałam w każde
święta do domu ! Paskudny brudny barak, drewniane schody, nawet sali dla
niepalących nie było ! Nie chciałam obciążać Cioci Krysi kupowaniem miejscówki,
szczególnie przed wakacjami. Musiałam korzystać z nocnego pociągu bez
miejscówek, w którym było bardzo wesoło… Raz zaopiekowali się mną starsi
państwo, zachwycili się, że chodzę do szkoły zakonnej, wypytywali o wszystko i
snuli różne fantastyczne przypuszczenia na temat naszego życia szkolnego i
internackiego. Innym razem usnęłam, budzę się… Cały wagon pełen panów
wopistów z psami-wilczurami w kagańcach!
3.I.1971 „Najpierw 7 km ze Świnoujścia do Przytoru, potem 3 km na piechotę do pociągu,
bo gdzieś wykoleił się pociąg. Potem do Szczecina wagonem służbowym w towarzystwie kilku
kolejarzy. Wysiadłam w Dąbiu i czekałam do 0.17 na pociąg do Warszawy. Nie wzięłam już
sypialnego no bo po co ? Dojechałam w okropnym ścisku między babami. Pociąg zatrzymał się
w Szymanowie, ale nie zorientowałam się, że to Szymanów i dojechałam, aż na Główny,
potem na Ochotę i do Szymanowa i na piechotę z walizką w ten cholerny mróz 6 km”.
6
Szymanów klasa I
W Warszawie zatrzymałyśmy się u Cioci Krysi na Pillatich. Było wczesne
przedpołudnie, niestety po przyjeździe z dworca nie zastałyśmy nikogo w domu.
Wtedy dowiedziałam się, że o kilka bloków dalej, na Sobieskiego, mieszkają inni
moi wujostwo - Porayscy. Po drodze Mama przypomniała mi pokrótce, że wuj
Jurek jest ciotecznym bratem mojego Taty, a Ciocia Jola jej koleżanką ze szkoły
nazaretanek z czasów wojny. Mnie się wtedy to
wszystko plątało, nawet
prawdopodobnie broniąc się przed natłokiem wrażeń, nie słuchałam uważnie. Moje
warszawskie ciotki, widywane tylko na pogrzebach mylą mi się niestety. Otworzyła
nam Ciocia Jola, przyjęła herbatą, mogłam się po podróży wykąpać. Bardzo słabo
pamiętałam ją i wujka, wakacje w Dębkach w 1963 roku były tak strasznie dawno !
Wróciła Jerzyna, wysłano nas po lody i truskawki. Nie znałam także Jerzyny, a
przecież to moja cioteczno-cioteczna siostra ! Miałam okazję wyjaśnić jej, że
przyjechałam na egzaminy do słynnego Szymanowa. Jerzyna skończyła właśnie
pierwszą klasę liceum Narcyzy Żmichowskiej. Chodziła do klasy z rozszerzonym
programem francuskiego, co mi bardzo zaimponowało. Już w grudniu stałyśmy się,
podobnie jak przed laty nasze matki, koleżankami z jednej klasy zakonnego liceum.
Następnego dnia
zdążyłyśmy jeszcze odwiedzić Romiszowskich w ich
pięknym mieszkaniu nad Wedlem. Ciotka Hanka – kolejna koleżanka Mamy z
Nazaretu na Czerniakowskiej. Mój egzamin do Szymanowa wzbudził wielkie
zainteresowanie. Dorośli, jak to bywa przy spotkaniach przyjaciół z lat młodości,
byli bardzo ożywieni, wspominane były różne siostry z Czerniakowskiej i historie z
czasów okupacji. Mnie to wszystko wtedy niewiele mówiło, trochę się nudziłam.
Dorosłym nie brakowało tematów do rozmów, wizyta przeciągnęła się do późna.
W niedzielę Mama zapragnęła odwiedzić Ciotkę Stasiakową w Otwocku.
Obiecywała mi, że będę mogła porozmawiać z Danką o Szymanowie, ale Danki
nie było, uczyła się do egzaminu z koleżanką. Do Soplicowa, gdzie Stasiakowie
mieli gospodarstwo ogrodnicze, pojechałyśmy koleją z dworca Śródmieście. Ten
dworzec zrobił na mnie wielkie wrażenie – prawie metro ! Spędziłyśmy u Stasiaków
chyba zbyt wiele czasu, bo po obiedzie w wielkiej panice wracałyśmy po bagaż na
Pillatich. I tym samym środkiem lokomocji, tylko w przeciwnym kierunku udałyśmy
się do Szymanowa. Pierwsze wrażenie – figura Niepokalanej na dworcu ! Wydawało
mi się to, dziecięciu realnego socjalizmu NIE-WIA-RY-GOD-NE. Przepraszam, jak
dojechać do klasztoru ? Ale do sióstr, czy do braci ? Coraz lepiej, jacyś bracia ! Mama
zdecydowała się
wziąć taksówkę,
słynnego muru nie zauważyłam... Gdy
wysiadłyśmy pod bramą od strony Szymanówka, było już ciemno, pewnie po
dziesiątej. Otworzył nam niezniszczalny i wszechobecny Zając ! Nieco zgorszony
późnym przybyciem zaprowadził do budek na nocleg. Pościel, ufam, mają panie ze
sobą ? Holl z figurą, boazerie, długie korytarze, fajne posadzki… Spodobało mi się !
Spałam w budce Krysi Kruk, Mama w sąsiedniej. Ufam, że pod głowę podłożyłyśmy
ręczniki.
7
Szymanów klasa I
23 czerwca, msza święta, śniadanie - jadłyśmy w białym refektarzu - potem
egzaminy. Figury Pani Jazłowieckiej nie zdołałam dojrzeć, bo przybyły prawdziwe
tłumy. Rano dojechała masa kandydatek, które nie zamawiały noclegu. Ubrana
byłam bardzo ładnie. W granatową, stylonową, angielską bluzkę z białym żabotem
i granatową spódnicę z Londynu. Po egzaminie Mama kazała mi założyć moją
ulubioną błękitną sukienkę, to była naprawdę bardzo piękna sukienka ! Jedna z
niewielu kreacji, którą zapamiętałam - modna chłopka. Górę stanowił serdak z
dżinsowego płótna zapinany na dekoracyjne haftki,
dół był marszczony z
błękitnego, drukowanego w białe kwiatuszki płócienka naśladującego ludowy batik.
Do tego Mama kazała uszyć białą halkę i bluzeczkę wykończoną angielską
koroneczką. Wiele mam zwracało uwagę na mój strój, panie komentowały - skąd i
jak. Mój egzamin odbywał się w naszej późniejszej klasie I. Chyba w innych klasach
także ? To rzecz do ustalenia. A może te tłumy chętnych sobie wymysliłamten ?
Pamiętam kandydatkę, która przyjechała chora i zdawała z gorączką… Cały czas
słychać było z biblioteki stukot maszyny do pisania, to Krysia Kruk… A mnie się
wydawało, że ktoś pisze sprawozdanie z przebiegu egzaminu ! Atmosfera na sali jest
spokojna, kandydatki piszą z zapałem wypracowanie, większość wybrała temat pierwszy…
Wybrałam temat: Jak Stefan Żeromski i Henryk Sienkiewicz w swych utworach oddali
hołd Mickiewiczowi. Miałam to przerobione w Świnoujściu, starałam się odtworzyć
napisane już kiedyś wypracowanie. Pisałam o Latarniku i Syzyfowych pracach,
8
Szymanów klasa I
jakby ktoś nie wiedział, na czym hołd polegał. Mama spodziewała się, że będę pisać
temat wolny – Moje miasto, wolałam wybrać pewniaka. Trzeciego tematu nie
pamiętam. Kto pisał, proszę dać znać !
Tego samego dnia pisałyśmy matematykę. Siostra Marta pilnowała nas stojąc
swoim zwyczajem na parapecie okna obok katedry ! Dobiło mnie to, nigdy nie
przypuszczałam, że zakonnica może się tak zachowywać - odpowiedziałam w ankiecie
dla Siostry Gizeli pisanej jesienią… Trzy zadania, nie poszło mi niestety, mimo
mojej piątki z matmy, zbyt dobrze. Równanie, w którym zrobiłam błąd, źle
rozwinęłam dwumian – z
(a+b)² wyszło mi a² + b² ! I jeszcze się kłóciłam z
koleżankami, które obsługiwały egzaminy, że tak powinno być ! Drugie zadanie na
procenty zrobiłam dobrze, ale nie potrafiłam rozwiązać zadania z geometrii.
Poradziłam sobie w ten sposób, że wykreśliłam koło i trójkąt w niego wpisany w
taki sposób, że mogłam zmierzyć wynik linijką i podałam jako rozwiązanie. Zawsze
jakiś sposób się znajdzie. Gdy ogłoszono wyniki egzaminów pisemnych, okazało się,
że z polskiego postawiono mi cztery, a z matematyki trzy i zostałam dopuszczona do
egzaminów ustnych.
Egzaminy ustne odbyły się następnego dnia w nieco spokojniejszej atmosferze,
bo opuściła już szkołę masa osób. Z polskiego pytała mnie Siostra Matea, kazała mi
przeczytać wiersz Słowackiego Pogrzeb kapitana Meyznera. Nie wiedziałam, że to
wiersz Słowackiego, ale miałam czas obejrzeć książkę, to był podręcznik do klasy II
LO. Krzyż na grobie gada - co przez to wyrażenie rozumiem ? Opowiedzieć o swoich
9
Szymanów klasa I
gustach literackich… Nie wiem, jak wypadłam, chyba niezbyt dobrze… Czytałam
oczywiście bardzo dużo, kilogramami, ale głównie książki typu 256 przygoda
detektywa Gąbki i fury czasopism.
Z matematyki pytała mnie
Siostra Marta. Wypadłam dużo
lepiej ! Najpierw Siostra dała mi
zbiór dziesięciu zadań, żebym się
przygotowała. Umiałam rozwiązać
tylko kilka z nich i zdenerwowałam
się, że nie zdam. Siostra kazała mi
kolejno przedstawiać zadania i
zadawała naprowadzające pytania.
Po każdym punkcie notowała sobie
na kartce plus, tylko raz minus !
Nabrałam wiary w siebie,
odpowiadałam coraz pewniej.
Wymęczona wyszłam na hol i
przekazałam Mamie, że z matmy
chyba wypadłam dość dobrze – mam
dziewięć plusów. Tego samego dnia po
obiedzie przedstawiono listę
przyjętych trzydziestu kilku
uczennic. Byłam na tej liście !
Ogłoszenia porządkowe - spis
wyprawki oraz modele fartuszka szkolnego i letniej szkolnej sukienki zostaną
wysłane później na adresy domowe. I już jedziemy taksówką z równie jak my
szczęśliwymi paniami i córeczkami na dworzec.
Znowu na Pillatich, trafiłyśmy na imieniny wuja Janka. Moje egzaminy do
Szymanowa stały się oczywiście jednym z punktów programu rozmów przy stole.
Jedni krytykowali zakonne wychowanie, inni prawili mi komplementy i gratulowali,
że udało się zdać trudny konkursowy egzamin. Ileż moja kuzynka Basia wtedy miała
lat ? Około dwudziestu. A straszyła mnie, że miała koleżankę u niepokalanek, którą
wyrzucono, bo rozmawiała głośno w toalecie. Nie uwierzyłam, nawet zdziwiłam się,
że Baśka, taka dorosła niby osoba, może powtarzać z powagą
nieprawdopodobieństwa.
A potem to już były nareszcie wakacje ! Na imieniny od Taty dostałam zbiór
baśni wielkopolskich Orle Gniazdo a od Mamy super książkę o sztukach
karcianych, magicznych i cyrkowych z instrukcją, jak przepiłować kobietę piłą ! To
są pozycje, proszę Siostry Matei, które naprawdę warto przeczytać !
10
Szymanów klasa I
27.07.1969 Dziękuję Ci Tatusiu za ksiąŜkę. Bardzo się ucieszyłam. Kocham ksiąŜki,
uwielbiam baśnie i legendy, bardzo lubię ilustracje Szancera. To jeden z moich ulubionych
grafików, inni to Uniechowski i Grabiański. Pierwszą legendę przeczytałam tą o
prapraprapradziadku. Jak to przyjemnie pomyśleć, Ŝe miało się róŜnych sławnych przodków,
opisywanych w ksiąŜkach. Byłam niedawno w Warszawie na egzaminach do Szymanowa.
Zdałam i zostałam przyjęta. Chciałeś wiedzieć, Tato, dlaczego właśnie tam pojadę. Powodów
jest moc. Zastanawiałyśmy się z Mamą i doszłam do wniosku, że to najlepsze wyjście. Mama
ostatnio źle się czuje, nawala jej serce i powinna iść do szpitala, a nie chce mnie samej
zostawiać. Twierdzi, że jestem nieodpowiedzialna i lekkomyślna. Pracuje od 7.00 do 17.00, a
w niedzielę jeszcze dwie godziny, więc cały dzień robię, co chcę. W trzecim okresie opuściłam
się w nauce i były potem różne tragedie. Na koniec roku wyszłam ładnie. Jestem źle
wychowana, a Mama nie ma czasu mnie wychować. Tam mnie przypilnują z nauką i
zachowaniem, a Mama będzie w pracy spokojna i internat dobrze mi zrobi.
Wyjaśniam, że całą ósma klasę chorowałam, opuściłam masę godzin, na
świadectwie VIII klasy tego nie napisali. Zimą miałam zapalenie płuc, wiosną
chorowałam na zapalenie nerek ! Postanowiłam, inicjatywa własna, posprzątać na
Wielkanoc piwnicę ! Piwnica była przez kilka miesięcy zalana, stała woda do pół
łydki. Pozostała mokra makulatura, moje stare zabawki, kilogramy mułu…
Wszystko to wyniosłam na śmietnik, rowery i cenniejsze rzeczy ustawiłam na
ramie od słynnej leżanki . I kto tu traktuje dom jak hotel ??? Na marginesie, moja
Mama, pielęgniarka, znała tylko dwie przyczyny chorób - 1. bo nie pijesz mleka 2. bo
nie nosisz ciepłych majtek !
Nic się nie stało, nic się nie stało, ludzie na Księżycu wylądowali… Apollo 11 - Neil
Armstrong, Edwin Aldrin, Michael Collins… To mały krok człowieka, ale wielki
ludzkości… Cóż znaczy lądowanie na Księżycu – ja do Szymanowa jadę ! Telewizora
nie miałyśmy, całe wakacje zajmowało mnie szykowanie wyprawki. Z bardzo
wielkim opóźnieniem nadesłano spis wymaganych ubrań i numerek internacki. Pani
Zosia szyła mi fartuch granatowy z elanobawełny lub elany z kołnierzem wg. załączonego
wzoru oraz dwie sukienki szare z zerówki. Spódnicę w kontrafałdy i białą bluzkę z
Londynu już miałam… Z zapałem haftowałam na wszystkich sztukach odzieży
mój numerek internacki - 22. Szóstka to numer Paszyca ! Alka - 70, Gośka Witkowska
122, Iza Piwnicka 46, Aśka 36, Guzik 12, Boguska 11… Dopisek – ręką Siostry
Michaliny, jej ciotki ! Do spisu dołączona była pergaminowa kartka ze schematem
fartucha, bluzki, spódnicy i szarej sukienki. Nie zachowała się niestety. Jeśli ktoś ma,
proszę o kontakt ! Co tam numerek, ja dostałam z Londynu imienniki ! Zwój tasiemki
z wyhaftowanym maszynowo imieniem i nazwiskiem!
Miałam te imienniki
przyszyte do wszystkiego, co się dało. Byłam przez to sławna, każdy odnosił mi
pogubione rzeczy bez konsultowania u Gizeli w celi numerka.
Powiedz, czy lubisz marynarzy, powiedz, czy w granatowym ci do twarzy…
Spodziewałam się mundurka w stylu marynistycznym. Okazało się, że będziemy
11
Szymanów klasa I
nosić obrzydliwe granatowe
fartuchy, a w święto - białe bluzki i granatowe
spódnice w cztery kontrafałdy. Na jesień i wiosnę przewidziano szare sukienki !
Wyprawka była podobno zaprojektowana w Modzie Polskiej, nie wierzę ! Sukienki
uszyte z elany wyglądały dość elegancko, ale te z płótna harcerskiego gniotły się i
opinały na górnej części kończyn dolnych. Wyglądałyśmy w nich jak z sierocińca !
Chodziłam w bardzo ładnej granatowej satynowej sukience z krótkim rękawem,
przysłała mi ją Ciotka Baśka z Londynu. Sukienka była luźna, z kontrafałdą z przodu
i z tyłu, taki fason uważam za odpowiedniejszy. Nawet jak dziewczyna jest grubsza,
wygląda zręczniej. Fartuch nosiłam rok, przytyłam w pierwszej klasie, w drugiej
nie mieściłam się. Zamiast fartucha wkładałam na siebie cokolwiek, do mojej
zielonej bluzy w czarne wzory przyszyłam kołnierz od fartucha, przed lekcją
wywijałam, po lekcjach podwijałam i dobrze było.
Pod opieką Cioci Krysi, która spędzała u nas wakacje, wyjechałam w
ostatnich dniach sierpnia do Warszawy. Mama oczywiście kazała mi włożyć na
drogę tę okropną lilaróż garsonkę po Małgośce ! Nigdy jej więcej w życiu nie
założyłam ! A do walizki włożyła drugą, ciemnozieloną, też po Małgosi, brr… Nie
wiem po co, to były ostatnie ciuchy po Małgosi, jakie na siebie pozwoliłam sobie
wcisnąć ! Na Boże Narodzenie okazało się, że Małgosię przerosłam i skończyłam
z
płaszczami i garsonkami zupełnie nie w moim guście. Grześka Bronisz w
garsonce !
12
Szymanów klasa I
13
Szymanów klasa I
K
to mnie odwiózł do tego Szymanowa, jakiś kolejny warszawski
wujek, czy znajomy Ciotki Krysi ? Zabrał się z nami Marek. Była
słoneczna niedziela. Siedzieliśmy na tylnym siedzeniu Fiata 125,
speszeni i zawstydzeni. Nie wiedziałam, jak mam teraz Marka traktować. Czy był
moim chłopakiem ? Był czy nie, byłam bardziej przejęta nową szkołą niż
wczorajszymi pocałunkami, on – nie wiem...
Szepnęłam przy pożegnaniu – Przyjedziesz ? Przyjadę ! Przyjechał siódmego
września ! W towarzystwie Grażyny Idzikowskiej, w pierwszą szymanowską
niedzielę po obiedzie wyszłam na daleki spacer szosą w kierunku Niepokalanowa.
Nie zdążyłyśmy nawet dojść do mostu - to naprawdę on ! Szedł piechotą od samej
stacji ! Jak mi było go żal ! Tyle się starał, a ja nawet nie wiedziałam, czy go kocham
! Wystraszona, zaambarasowana, że robię mu kłopot, nie wiedziałam jak go witać i
co mówić ! Sióstr i koleżanek wstydziłam, opinii rodziny się bałam… Ach ta miłość !
14
Szymanów klasa I
Zawsze przychodzi za wcześnie. Nie wiedziałam zupełnie, jak z tego wybrnąć, a
jednocześnie wybrnąć nie miałam ochoty. I zerwać nieprzyjemnie i amory
kontynuować strach ! Grażynie Idzikowskiej udało mi się zaimponować całkowicie
! Powiedziałam jej, że to chłopak poznany na wakacjach w Świnoujściu. Mój chłopak
!
Grażyna Idzikowska… Dziewczynka myśląca w czasie mszy o tańcu, która się w
infirmerii jodyną otruła…
wszyscy ją bardzo dobrze pamiętają, z wiadomych
powodów. A wakacyjna miłość umarła śmiercią naturalną, przyszło kilka listów,
które szybko – wielka szkoda - wyrzuciłam, przestraszona, że narozrabiałam.
Pierwsze dni w Szymanowie minęły mi bez szczególnych wrażeń i wydarzeń.
Samo poznanie zawiłości internackiego życia okazało się wystarczająco atrakcyjne.
Z listów do Mamy wynika, że zajmowały mnie głównie problemy instalacyjne:
szafka w korytarzu i łazience oraz łóżko. Walizkę trzeba było oznaczyć kredą i
wynieść na strych.
Polecenie Sióstr, by zakupić i przywieźć materac do spania, było zupełnie
nie na czasie. Nawet w Warszawie, w stolicy, nie dało się kupić materaca,
chodziłyśmy z Ciocią dwa dni po sklepach. Okazało się, że na miejscu jest materacy
pod dostatkiem. Siostra Teodozja dała mi bardzo wygodny. Tylko Aldona Zadziłko
przywiozła własny materac. Na pewno wszystkie go
pamiętacie - wielki
jugosłowiański materac. I miała za swoje - nie mieścił się w łóżku ! Ciocia Krysia
kupiła mi podręczniki, zostawiła kieszonkowe, zapłaciła za wrzesień za internat i
odwiedziła, co bardzo miłe z jej strony, dwa tygodnie potem. Dała mi na
odjezdnym pudełko wedlowskich czekoladek, schowałam je pod poduszką. A tu
Siostra Gizela wkracza krzyżyki dawać ! Zorientowała się, że coś zajadam i zaczęła
szukać pod poduszką ! Nie znalazła ! Swoją drogą, zupełnie nie rozumiem, co jej
przeszkadzało, że sobie czekoladki jem w łóżku ! Ostatecznie wrzesień – nie Wielki
Post ! Może chodziło jej o to, że na piętrze nie wolno było jeść, z uwagi na myszy ?
Jagodzie Szymczyk myszy pogryzły zakopiańską torebkę, sama sobie była winna, bo
trzymała w torebce czekoladę. Pogryziona torebka była prezentowana na apelu
internackim jako dowód głupoty i niesubordynacji.
Starałam się, jak mogłam, być bardzo subordynowana ! Spałam dobrze,
wstawałam bez ociągania na pierwszą pobudkę. Niestety, bardzo marzły mi
wieczorami nogi. Przewracałam się bezsennie i próbowałam te zmarznięte nogi
rozcierać, zakładałam ciepłe skarpety. Nic nie pomagało, póki nie znalazłam
sposobu - ogrzanie sobie stóp ciepłą wodą, z jedynego dostępnego na piętrze ciepłego
kranu. Robiłam to po zakończeniu wieczornego studium i udawało się, o ile jeszcze
ta ciepła woda była !
Cała nasza pierwsza klasa spała w jednej olbrzymiej sypialni na białych
metalowych łóżkach – jak w szpitalu ! Dobrze, że kapy na łóżka były kolorowe – to
podobno pomysł Siostry Gizeli. Zupełnie mi to nie przeszkadzało - dziewczyny
15
Szymanów klasa I
gadają, a ja śpię - donosiłam Mamie w pierwszym liście. No nie zawsze…
Przypominam sobie różne śpiewki operowe, czasem recytowałyśmy wierszyki na role
– W pokoiku u Tereski śpią w koszyku cztery pieski. Trzy są grzeczne tylko Asik wciąż się
dąsa i grymasi… Z domu zabrałam tylko jednego pieska – maskotkę sporej wielkości
przedstawiającą Szarika z Czterech Pancernych ! Oddałam go wiosną biednym
dzieciom.
Klasy drugie spały w sypialni dużej, ale podzielonej ścianką na dwie
mniejsze, a trzecie klasy miały budki. Przez dwa lata ! Wielka sypialnia była
podzielona na małe pokoiki za pomocą przepierzeń, bardzo ładnych, rzeźbionych i
biało pomalowanych. Budka mieściła łóżko, małą umywalnię z dziurą na miskę,
stołeczek odginany i szafkę, taką samą jak w łazienkach internackich. Budka nie
miała drzwi, tylko kolorowa firanka na drucie, którą się na czas mycia i spania
zaciągało.
Później zrobiono w każdej budce osobne oświetlenie, lampę z wyłącznikiem,
szczyt nowoczesności ! Bardzo słusznie, paliłyśmy świece, mógł być pożar ! Wodę
do mycia nosiło się z łazienki z ciepłą wodą najlepiej w plastikowym wiaderku. Nigdy
nie dorobiłam się wiaderka, nosiłam cztery lata w misce ! Pod ścianami w budkach
stały dodatkowe łóżka, przybudówki. Spałam w przybudówce i ja, ale dopiero w
klasie trzeciej od półrocza. I tu jest miejsce, żeby opisać moją największą tajemnicę,
mój utajniony schowek. Żeby zrozumieć, o co chodzi, trzeba sobie wyobrazić, że
spałam na lewo od wejścia głównego - na trzecim łóżku. Łóżko przysunięte było do
16
Szymanów klasa I
drzwi, które nie tylko były zamknięte na klucz, ale od strony korytarza zastawione
rzędem szafek internackich. Mury pałacu Lubomirskich są grube, wykombinowałam
sobie, że pomiędzy drzwiami a szafkami musi znajdować się wolna przestrzeń.
Tylko jak się tam dostać ? Trzeba podebrać Siostrze Teodozji klucze i dopasować.
Zajęło mi to jedną rekreację poobiednią. Drzwi dało się uchylić, za nimi odkryłam
tony kurzu z czasów I wojny światowej. Posprzątałam, wymościłam materacem i
miałam swój utajniony schowek na czytanie książek w nocy. Nikt, absolutnie nikt, o
tym nie wiedział ! Korzystałam ze schowka, żeby się chować w czasie rekreacji
poobiedniej oraz czasami wieczorem – potrzebna była latarka. W partyzanta
bawiłam się do wakacji. Po wakacjach miałam budkę, a na łóżku obok moich
drzwi spał już kto inny.
Nasza koleżanka, Alusia K.
spała
przez dłuższy czas po prostu na
korytarzu, a było to w klasie III. I jako jedyna z klasy nie miała budki ! Dlaczego ?
Napiszę oględnie - po prostu wojowała Siostrą Gizelą, amen. Nawet założyła sobie
specjalny zeszycik z tabelą 1. CO ZROBIŁAM ? 2. JAK MNIE UKARAŁA ? 3.
MIAŁA RACJĘ CZY NIE MIAŁA RACJI ? Przykładowy wpis - 1. Zgubiłam rękawiczki i
Gizela je znalazła 2. powiedziała, że odda mi je dopiero, jak sobie przypomnę, gdzie je
zostawiłam. 3. Jak mogę przypomnieć sobie, gdzie zostawiłam rękawiczki, skoro je zgubiłam.
Nie miała racji. Byłam zawsze po jej stronie.
Szafkę na korytarzu i w łazience wyznaczono mi z Zofią Domańską. Na
szczęście
wyjechała po kilku dniach, nie pozostawiając po sobie ni żalu ni
wspomnień. Wyjazd jej przysporzył mi radości, miałam odtąd sama dla siebie kabinę
do mycia w łazience i szafkę na korytarzu. Mycie odbywało się w miskach za
firaneczkami w barwne wzorki, też podobno pomysł Siostry Gizeli. Technikę mycia
się na misce miałam opanowaną już w Suszu. Prysznicowanie - jak mawiała Siostra
Gizela - odbywało się raz w tygodniu w pokoiku obok budek - późniejszy pokój
studencki… Stworzono go, jak byłyśmy już w trzeciej klasie, sufit obniżono panelem
17
Szymanów klasa I
z pojemników na jajka, wymalowano poprzeczne pasy, pomieszczenie było bardzo
wysokie i wąskie. Jedyne wyłożone wykładziną, był specjalny odkurzacz. Nowy
prysznic był w piwnicy, trzeba było schodzić gospodarczymi schodami w westiarni,
trochę wiało. Dostępny był niestety mniej więcej raz w tygodniu. Na dzisiejsze czasy
okropne byłoby to wszystko, wtedy do zaakceptowania właściwie bez zastrzeżeń.
Reasumując - dwie umywalnie obok dużej sypialni klasy I, pierwsza przy
schodach internackich tylko z zimną wodą, ale z szafami ściennymi pełnymi starych
podręczników i książek, druga - przy hipie księżycowym, miała gorącą wodę. Dalej umywalnia
przy fizyce, w której myłyśmy się
w klasie drugiej i trzeciej.
Korzystałyśmy z Alą z umywalni przy oknie, naszego miałyśmy własny kaloryfer.
Założę się, że chłopcy ze wsi nas podglądali, nie było firanki na oknie… W trzeciej
klasie Alka miała umywalnię razem z Joaśką, własną siostrą – umywalnia koło schodów
do biologii. Tam było okno z wyjściem na taras internacki…
Ciepłą wodę dla
dziewczynek z umywalni przy fizyce nosiła Siostra Teodozja wiadrami w czasie
drugiego studium ! Wlewała ją do kotła na korytarzu i nabierało się garnczkiem.
W każdej umywalni było powieszone na oknie lustro, miska na wyczesane włosy,
kubeł do mycia zębów i szmata na kiju do wycierania wody. Piękne stare lustro
stało na oknie obok hipa księżycowego. Takie z szufladą na spinki, na postumentach,
uchylne lustro…
Pierwsze koleżanki, które wspominam w listach do Mamy, prócz nie tyle
poznanej, co z daleka z zaciekawieniem obserwowanej Ewy Jasiukiewiczówny, tej
co uciekła w październiku, ale przyjęto ją ponownie, na krótko zresztą - to Baśka
Guzik i Krystyna Kruk ! Nazywają nas guzik i pętelka… Baśka bardzo mi
zaimponowała, przywitała się z Siostrą Annuncjatą przez pocałowanie w rękę !
Okazało się, jak sama się przyznała, że przetrenowała to w domu z mamą.
Alusia Kosieniak, wtedy jeszcze nie moja przyjaciółka, osoba uświadomiona
politycznie, edukowała nas, jak potrafiła ! Produkowała, zamiast się uczyć,
karteczki z cyranką na moczarach i kępą… Nie miałam pojęcia, o co chodzi ! A chodziło
o rozpowszechnianie informacji szkodliwych dla interesów państwa ! O przywódców
narodu - Józefa Cyrankiewicza, Mieczysława Moczara i Józefa Kępę… My z
Golędzinowa chłopaki1… Chodziło oczywiście o słynną szkołę ZOMO, o istnieniu
której nie miałam jeszcze pojęcia. Nasza Ala śpiewała w Gawędzie i była zawsze na
czasie.
Inna wspominana w listach koleżanka - Krysia Kruk, właścicielka fajnych
podręczników, jedna historia – osiem tomów i specjalnego zegarka. Jest strasznie fajna i
1Janusz Szpotański, pseud. Władysław Gnomacki, Aleksander Oniegow (1929-2001) – był autorem prześmiewczych poematów
komicznych, w których z wdziękiem wyszydzał rządzących w PRL prominentnych działaczy PZPR-u. W 1951 roku został
wyrzucony z powodów politycznych ze studiów na Uniwersytecie Warszawskim. W 1964 napisał sztukę Cisi i gęgacze, czyli bal
u prezydenta, opera w trzech aktach z uwerturą i finałem – utwór będący pamfletem przeciwko rządom Władysława Gomułki, a
także satyrą na ówczesne postawy inteligencji. W styczniu 1967 został aresztowany i skazany na trzy lata więzienia.
18
Szymanów klasa I
wesoła. To wszystko cytaty z moich listów do Świnoujścia ! Inna, uczącą się już w
klasie drugiej Mariola Pawlikowska zaistniała mym życiu świeżo upieczonej
szymanowianki jako - strasznie inteligentna, mówię Ci, jakie fajne teksty zna, takim
stylem staroświeckim. Krysia Kruk od początku mnie bardzo zainteresowała, miała
specjalną maszynę brajlowską i czarnodrukową. Spodobała mi się jej tabliczka do
pisania i dłutko, nauczyłam z miejsca się alfabetu brajla, w ograniczonym zakresie,
bez znaków matematycznych, ale zawsze… Umiejętność ta bardzo mi się przydała,
bo jeździłyśmy przecież do Lasek z Siostrą Gizelą i prezentami dla chłopców,
którymi opiekowała się pani Pawełczyk. To były pióropusze indiańskie, albo
śmieszne stworki z kości udek kurczęcych, pomysł Jerzyny i Anki Boguskiej – kości
owinięte wełną, z czuprynami… Chłopcy uczyli się pisać listy, pisali do nas,
myśmy im odpisywały… Dostawałam życzenia na Boże Narodzenie i Wielkanoc od
Danielka z VIII grupy. Do życzeń zdjęcia, siostra Służebnica Krzyża pokazuje
dziecku stajenkę… Mam je do dzisiaj.
Moje listy do domu z tego okresu też zachowały się wszystkie ! Cechuje je
wyraźne poczucie winy. Chodziło o pozostawioną samą Mamę, pierwsza
dziecinna i prymitywna odpowiedzialność za to, co się w domu dzieje. Martwiły
mnie
koszty pobytu w szkole,
zapewniałam Mamę gorąco, że staram się jak
najwięcej korzystać. Obawiałam się, że Mama tęskni i martwi się o mnie, nieporadnie,
sama przed sobą wstydząc się okazywanych w listach uczuć, plącząc w zeznaniach,
dawałam wyraz mojej, zupełnie, ale to zupełnie nie odczuwanej, tęsknocie za
domem. Mama jesienią przystąpiła do generalnego zębowego remanentu, miała silną
paradentozę, głód wojenny i obóz też coś miały do powiedzenia. Miała dopiero 44
lata, a mnie się wtedy wydawała posuniętą w latach osobą … Zapewne swe
cierpienia opisywała w listach, skoro odpowiadałam, że bardzo jej współczuję. Ale czy
w wieku piętnastu lat potrafimy komukolwiek i z jakiegokolwiek powodu
naprawdę współczuć ? Chorobami i kłopotami Mamy przejmowałam się tyle co ona
moimi doniesieniami na temat kolejnej kłótni z Alą Kosieniak czy Elką Kozak, a
może nawet Aśką Krzemieniewską.
– Joanno, bądź moim objawieniem i powiedz mi… Pierwsze zdanie, które do niej
skierowałam, a było to dokładnie 31 sierpnia 1969 roku około godziny… nieważne !
Chodziło o to, że Siostra Janina sprawdza, czy wszystko mamy właściwie
poznaczone. Moje rzeczy – co do jednej sztuki ! Aśka nie miała zaznaczonej pościeli.
Wymyśliłam, żeby wyhaftowała numerek czarną nitką, nic nie szkodzi, że farbuje,
pościeli używa się w nocy.
Bo asica, to jest taki zwirz , co łudusi i ostawi, łudusi i ostawi, żeby chocia zeżarło, ale
ni… baj dawny pracownik księcia Lubomirskiego ? Nasza przyjaźń już wtedy się
zaczęła ? Szczyt jej przypadł na klasę drugą i początek trzeciej. W pierwszej klasie
Aśka przyjaźniła się z Agnieszką Riedel i Anulą Morawską ! Anula chodziła do
Szymanowa tylko rok, a wszystkie trzy były z Zalesia Dolnego i chodziły razem do
19
Szymanów klasa I
podstawówki. To mnie trochę deprymowało, okazało się, że tu są całe klany
rodzinne dawnych wychowanek ! Przecież moja Mama nie jest gorsza, chodziła do
nazaretanek ! Powoli zaczęłam odkrywać swoje warszawskie korzenie i rodzinne
tradycje nie tylko z czasów okupacji.
Pierwszego dnia nauki – „Na mszy w kaplicy stało się ze mną coś dziwnego.
Zaczęło mnie lekko mdlić i spociłam się na twarzy, ale na zimno. I potem zrobiło mi się
ciemno w oczach. Bo ja stałam. Siostra mnie wyprowadziła. A ja wcale nic nie widziałam. A
teraz jak za długo stoję, to samo jak sobie o tym przypomnę, to mi się trzęsą ręce. Ale to chyba
z głodu. Bo to było przed śniadaniem, a na kolację zjadłam mało”. Tak właśnie wyraźnie
zaniepokojona o swe zdrowie, banalne zemdlenie,
drobiazgowo
Mamie
zreferowałam.
Tak rozpoczął się rok szkolny 1969/70. Tego roku nie było, w związku z
wprowadzeniem ośmioklasowej szkoły podstawowej, klasy czwartej. Nie miało być
wiosną matury. Klas było trzy, a w internacie było nas około 70, czyli stosunkowo
mało. Siostry oczywiście coś kombinowały, miały pozwolenie tylko na jedną klasę
pierwszą. Przyjmowały około trzydziestki oraz uczennice poza listą. Te ostatnie
chodziły normalnie na lekcje, ale figurowały chyba tylko w utajnionym zeszyciku
Siostry Janiny. Klasy dzieliły na grupy przedmiotowe (francuska, angielska, muzyczna,
plastyczna). W rezultacie lekcje odbywały się prawie zawsze w połowie składu.
Od października podrożało ! „Kochana Mamo! Dzisiaj byłam u Siostry i rachunek
wygląda tak: internat i komitet 1020 – język angielski 120 – razem 1140 zł. Ponieważ we
wrześniu języki zaczęły się później, to za wrzesień tylko 60 zł. Ale za wrzesień to już z Ciocią
Krysią się rozliczysz. Chciałam się zapisać na łacinę i muzykę, ale doszłam do wniosku, że to
troszeczkę będzie za drogo. Przesyłaj, rzecz jasna, przekazem + 100 zł dla mnie. Jak nie chcesz,
żebym z kimś utrzymywała kontakt listowy, to napisz Siostrze imię i nazwisko tej osoby.
Angielski mam 2x w tygodniu po 1 godz. W naszej grupie są 4 osoby.”
20
Szymanów klasa I
Mama odpisała – Kochanie, możesz korespondować z kim chcesz, nawet z Hansem
Klossem… Z Klossem, czy nie z Klossem – świat się zmienia. Polecenie, żeby listy
do wysłania wkładać do skrzynki umieszczonej na drzwiach celi Siostry Mistrzyni,
było już zupełnie nie na czasie ! Podobnie jak kasa klasowa, książeczka do wpisywania
wydatków i zakaz przechowywania osobistych pieniędzy w skarpecie. Zamiast
zeszycika, gdzie wpisywało się cokolwiek, miałam książeczkę PKO, wypłacałam, ile
chciałam, kiedy chciałam bez opowiadania się Siostrze Janinie, która kasę klasową
prowadziła. W innych klasach były kasjerki klasowe – u nas nigdy !
Wielką ochotę miałam zapisać się na lekcje pianina, bardzo imponowały mi
koleżanki, które kunszt gry na pianinie posiadły. Wspominana jest w listach
Masia Topczewska i Alina Rydelek ! W rezultacie lekcji muzyki zaczęła udzielać mi –
dla oszczędności - Aśka Krzemieniewska, z którą postanowiłyśmy: ona na lekcje
będzie chodzić, a potem uczyć mnie tego, czego ją nauczono. Lekcje odbywały się w
szklanym studio. Doszłyśmy, stwierdzam to z dumą aż do ćwiczenia zwanego koniki
polne. Dalej było za trudne albo Aśka się nie znała. W pokoiku ONZ stało także
pianino. Kiedyś, a byłam sama, przeleciałam po klawiaturze ręką, nawet wyszło
ładnie, zupełnie jak etiuda rewolucyjna… Wpada Aga Riedel i krzyczy – Kto, kto, grał
21
Szymanów klasa I
rewolucyjną ? ! – Ja. - Przecież ty nie umiesz grać na fortepianie ! Umiem bardzo ładnie grać,
tylko to ukrywam…
Kółko fotograficzne prowadzone przez Siostrę Martę ! Robiło się na
powiększalniku Krokus czarno-białe pocztówki z kwiatami, zwierzętami, nawet z
moim psem - Bosmanem. Fotografie na sprzedaż, by zdobyć pieniądze na potrzebne
odczynniki.
W kolejnych listach donoszę Mamie, że z pierwszej klasówki z fizyki dostałam
jedyna na całą klasę piątkę, właściwie dwie piątki, każda za osobne zadanie ! A co Ci
się nie podoba – pyta Mama. Odpowiadam - długość sukienek, niemożność noszenia
rozpuszczonych włosów, dużo nauki, sprzątanie, że nie wolno jeść w czasie studium, że śpimy
wszystkie w jednej sypialni. Co ja się tej długości sukienek tak czepiłam, akurat tam
długość sukienek była mi w głowie ! Gizela walczyła o długość sukienek noszonych w
internacie, która nie może przekraczać 5 cm przed kolano. Miałyśmy wyglądać jak
uczennice.
Tymczasem było modne mini i maxi, jednocześnie. Gizela urządziła
mierzenie długości linijką, kolejny absurd, trzeba było uklęknąć, nie wszystkie, tylko
te czarne owce, noszące mini lub maxi… A włosy to miałam takie długie i
wspaniałe, że nic tylko rozpuszczać !
Mogłabym już wtedy śpiewać - Jestem ze Świnoujścia, to widać i słychać.
Zauważyłam bardzo szybko i to ze zdziwieniem, że fakt iż przyjechałam do
internatu z dalekiego Świnoujścia budzi spore zainteresowanie Sióstr i koleżanek.
Cóż pozostało? Tylko kreować się z zapałem na rasową świnoujszczankę,
specjalistkę od spraw morza, promu, wyjazdów do Szwecji, FAMY i nie wiem już
czego jeszcze ! Zażądałam z domu pocztówek ze Świnoujścia, którymi ozdobiłam
sobie wieko pulpitu. Fajny, otwierany pulpit ozdabiał każdy, jak chciał. Chciałam coś
oryginalnego – dumał, dumał i przydumał Reklama IXI i do tego samodzielnie
wykonany plakat - 80% oficerów wojska polskiego, to członkowie partii !!!! Inne
koleżanki też starały się swój pulpit ładnie ozdobić, ale o tym będzie potem. Powoli,
powoli, Grześka stawała się w Szymanowie - osobą rodem ze Świnoujścia. Koleżanki
pytały mnie, czy morze w zimie zamarza i czy codziennie chodzę na plażę i kapię się
w morzu, co za naiwność !
22
Szymanów klasa I
Założyłam w kiosku teczkę na czasopisma, jakiś czytałam to, co czytało się u
nas w domu, a czego nie znajdowałam w kąciku czytelniczym koło schodów
internackich - Przekrój, Kobietę i życie, Świat Młodych, Przyjaciółkę... W Świnoujściu
też miałyśmy taką teczkę. Mama była kierowniczką żłobka, pani z kiosku
przychodziła się załatwiać w żłobku i z wdzięczności odkładała nam gazety. Inni
musieli brać obowiązkowo Trybunę Ludu, przydawała się do wykładania kosza na
śmieci. Pani w Szymanowie nie wymagała kupowania Czerwonego Sztandaru, ale
trochę mi to wszystko przydrogo wychodziło. Ograniczyłam się po pewnym czasie
do moich ulubionych zeszytów z serii Ewa wzywa 07, których byłam wielką fanką.
Ukazywały się co miesiąc, niebieskie zeszyty, na okładce milicyjna Warszawa.
Wyobraźcie sobie, że Zając mi to wszystko skonfiskował i nie oddał do dziś, a
miałam ich piętnaście ! Bardzo pożyteczna lektura, nic a nic nie żałuję, że to
przeczytałam ! Uważam, że każdy obywatel PRL powinien to przeczytać ! To był
prawdziwy elementarz-samouczek przybliżający szaremu człowiekowi trudne życie
MO. Można się było dowiedzieć, jak się zachowywać na przesłuchaniach, w czasie
rewizji w domu i co przysługuje, jak aresztują… Wszystko to mi się przydało w
trudnych latach osiemdziesiątych, ale to zamierzam opisać w kolejnym tomie moich
wspomnień.
Wykopki, kolejna ikona PRL... Tak, brałyśmy raz udział w wykopkach.
Panowie od wykopków chętnie z pomocy uczennic korzystali, chwalili nas za
poważny stosunek do zagadnienia. Umordowałam się, ale była rekompensata –
znalazłam ziemniak w kształcie serca !
23
Szymanów klasa I
Moja kuzynka, szymanowianka, Malina Stasiakówna, która spędziła wakacje
w Londynie u Ciotki Baśki, przyjechała do mnie z torbą pełną prezencików. Ciocia
Basia przysłała mi: dwie pary podkolanówek białych, popielate pantofle ze złotą spinką – jak
na mnie, ale może się sprzeda, bo mi się nie podobają, piórnik-ołówek (używany), spódnica z
czegoś takiego jak dżersej, samochodziki, szczoteczkę do zębów, trzy czekolady, gumkę, cienkie
rajstopy pary dwie. Zbierałam maczboksy, nazywane wtedy żeleźniakami..
A co słychać na walcowni czwartej ? Przerobiono tu dwa kilo cyny na kilogram
gliceryny, usia-siusia Cepeliada, chłop się na furmance szkoli, na dodatek może wygrać
końcówkę od banderoli… Za prawdziwe pasowanie na uczennice liceum przyjęłam
fakt, że oglądamy obowiązkowo Monitor i Światowid - programy publicystyki
polityczno-społeczno-kulturalnej. Niewiele z nich rozumiałam, wydawały mi się
bardzo mądre. Zresztą Siostry szybko się z
pomysłu oglądania wycofały.
Oglądałyśmy Dziennik Telewizyjny, dopiero w klasie czwartej, chyba obowiązkowo.
Okropnie
nudne były te dzienniki, same gospodarskie wizyty Pierwszego
Sekretarza - Oczywiście, towarzyszu Piotrze, oczywiście towarzyszu Edwardzie…
Włączyłam się do grupy produkującej pod kierunkiem Siostry Bogdany
kartki świąteczno-okolicznościowe z wypalanej słomki, bardzo ładna i oryginalna
technika. Kartki sprzedawane były w czasie zjazdów rodziców. Robiłyśmy też notesy
i zeszyty ozdobne, oklejone kolorowym zagranicznym papierem, reprodukcjami…
Ikony z drewna… Nie pamiętam, czy udało mi się zabłysnąć słomkarskim talentem,
zrobiłam kilka pocztówek dla Mamy, Tacie na imieniny, dla Ciotki Basi i dla
naszego psa Bosmana ! Poważnie, wysłałam mu z okazji Dnia Wojska Polskiego,
nominację na starszego bosmana, na pocztówce ozdobionej słomianą psią główką ! To
było moje i mojego psa urodziny ! Urodziłam się 12 października, o dwunastej w
południe. Marszałek Rokossowski przyjechał do Wrocławia i były salwy honorowe
24
Szymanów klasa I
na moją cześć ! Mama na urodziny wysłała mi zwyczajnym listem opaskę na włosy
– nie doszła – ktoś na poczcie w Szymanowie ukradł ! A osobną paczką - nową,
piękną, kolorową pościel !
Wycieczki piesze w okolice były bardzo modne, w każdą sobotę, ktoś gdzieś
wychodził – do Żelazowej Woli, Arkadii-Nieborowa, do Guzowa lub sanktuarium w
Miedniewicach. Październikowa
wycieczka z Siostrą Irmą
do Guzowa i
Miedniewic, całą drogę męczyłam ją historią II Rzeczpospolitej, byłam ciekawa, co
sądzi o prezydencie Mościckim. Biedny prezydent Mościcki mylił mi się jeszcze
wtedy trochę z Piłsudskim, o jednym i drugim wtedy w szkole podstawowej nie
uczyli.
W ramach badania zawartości cukru w cukrze odbyła się, pod
przewodnictwem pani Jadwigi Kieszkowskiej, wycieczka do cukrowni w Guzowie.
Poznałam cały proces produkcji - od płukania buraków do kostek cukru. Można
było sobie wziąć, ile się chciało, cukru w kostkach ! W Guzowie bardzo ładny pałac
Sobańskich, cukrownia chyba była ich własnością. Agnieszka Riedel zachwycała się
pałacem, ja –nie rozumiem jak ci się może podobać taka rudera ?
Przyszła kolejna paczka z Londynu - Ciotka Basia przysłała mi przez
wracającą z Londynu osobę : czarne kozaki zimowe na laminacie, wysokie pod kolana!
Dziewczyny mówiły, że one warte są nawet 1500 zł ! I rajstopy ażurowe, jasnobrązowe jak
sweter z wielbłąda. Cóż z tego – kozaki były za małe ! A rajstopy ażurowe jasnobrązowe
ukradła mi koleżanka, która krótko potem naszą szkołę opuściła. Listy pisałam
wtedy co kilka dni, ciągle czegoś natychmiast potrzebowałam. Mama podchodziła
do sprawy spokojnie, zamówionych bezwzględnie potrzebnych rzeczy nie wysyłała,
kazała czekać na ferie. Donosiła, co dzieje się w domu i u znajomych. Otóż w mojej
Mamie zakochał się sąsiad z sąsiedniego bloku Grunwaldzka 7/7 ! Wysyłał listy –
25
Szymanów klasa I
Żona moja znalazła sobie pana z tak zwanym fakultetem… jest pani na pewno osobą
postępową… sąsiad z naprzeciwka, troszeczkę na prawo… Mama sobie sama była winna !
Po co mu jak Scarlett machała ręką przez okno !
Lekcje tańca z panem z Sochaczewa, załatwiła je krowa od w-f! Okazało się, że
ja więcej do różańca niż do tańca, niestety… A listopadzie wykład o lotnictwie z
pokazem przeźroczy o szybownictwie ! O wykopaliskach w Egipcie, ciocia Maśki
Topczewskiej, pani Teresa Maryańska, która była uczestniczką serii czterech
wypraw Polsko-Mongolskiej Ekspedycji Paleontologicznej
na pustyni Gobi.
Owszem, ciekawe. Z tych czasów mam wielki sentyment do św. Anny z Faras.
W listopadzie została wywalona za palenie papierosów Majka Bogusławska !
Zdążyła zrobić sobie wspólne zdjęcie grupy przyjaciół ONZ – osobno przyjaciółki
FAO, osobno przyjaciółki UNICEF, osobno przyjaciółki UNESCO. Nie pamiętam,
czy zostałam przyjaciółką czegokolwiek, prawdopodobnie na złość Siostrze Gizeli –
nie ! Te pierwsze członkinie FAO, UNICEF-u i UNESCO udzielały się społecznie,
organizowały zabawy dla dzieci ze wsi i współpracowały z Komitetem Przyjaciół
Dzieci Hinduskich z Wałbrzycha.
26
Szymanów klasa I
Zapisałam się do szkolnej biblioteki i połykałam nieosiągalne w Świnoujściu
książki - Małego lorda, Małe kobietki, Anię - tomy których jeszcze nie znałam - Anię z
Szumiących Topoli, Listy Ani do Gilberta – przedwojenne wydania ! Aśka postanowiła
przepisać sobie te brakujące tomy ręcznie ! Mało praktyczne, ja na jej miejscu
użyłabym drukarenki dziecięcej !
Z koncertem pieśni operowej przyjechali jesienią jacyś dwaj faceci. Śpiewali
wszystkie znane kawałki – Do nas, do nas na żebraczy sejm, włóczykije, franty, bracia
muzykanty, cała księżycowa brać, my niebieskie ptaszki, bracia złodziejaszki pierwsi
zabierzemy głos… a ty wiedźmo wino lej ! Babcia to często śpiewała… Śpij mój synku,
śpij czarny mój murzynku, twój ojciec w polu grzbiet swój gnie, a bat mu plecy tnie .
Przyjeżdżał też czasem chór z kościoła świętej Anny.
Prócz wzmiankowanej Basi Guzik pojawia się w listach do domu około
połowy października Ala Kosieniak, której tata jest dziennikarzem i esperantystą i
uparcie Maśka Topczewska z Komorowa, której okazuje się nie tylko talenty
muzyczne podziwiam, ale i literackie.
27
Szymanów klasa I
Zaczyna się szalona przyjaźń z Kosieniakiem ! To objawienie ! To nie do
opisania, jedna z najważniejszych postaci mojego szymanowskiego żywota. Po niej
dopiero Aśka Krzemieniewska i Elka Kozak, a dopiero po nich cała reszta
koleżanek. Ale Ala miała wtedy inną szaloną koleżankę… Nazywała się Marysia
Stankiewicz, tworzyła przedziwne teksty ! Aż szkoda, że opuściła Szymanów w
czerwcu 1970.
Regulamin przed wstępem do nieba:
1. Zdjąć obuwie i zanieść na skośniak;
2. Związać porządnie włosy i umyć się dokładnie;
3. Zameldować się u św. Piotra.
Regulamin niebiański:
1. Urwać lilijkę (do noszenia);
2. Wypożyczyć harfę i zacząć regularnie uczęszczać na lekcje gry;
3. Zapisać się do chóru anielskiego;
4. Zameldować się u Michasia Archanioła w celu zgłoszenia swego punktualnego
przybycia;
5. Zgłosić się do magazynu w celu otrzymania ubioru (biało-niebieskiego);
a) wyzbyć się przykrych skojarzeń i wspomnień;
6. Postarać się o przydział wełny dla siostry Gizeli i spuścić windą kuchenną do
piekła;
7. Nauczyć się fruwać;
8. Gorąco wskazane pogrążyć się w wieczności.
CHROŃ ZAPAŁKI PRZED DZIECMI – więcej dzieci - więcej pożarów - więcej
pożarów - mniej dzieci - mniej dzieci - mniej pożarów - mniej pożarów - więcej
dzieci…
28
Szymanów klasa I
„Były wybory i miałam trzy głosy. Jeden na przewodniczącą i dwa zwykłe”. To Alka i
Marysia Stankiewicz, ale kto jeszcze był tak szalony, żeby na mnie głosować,
pozostanie tajemnicą.
Nowe szymanowskie koleżanki były dla mnie odkryciem nowego świata.
Były różne, z rozmaitych środowisk, ale w porównaniu do świnoujskiej klasy sporą
grupę - z oczywiście Alą Kosieniak na czele - stanowiły dziewczęta z podobnych do
mojego środowisk. Koleżanki mówiące językiem tych samych lektur i skojarzeń. Na
pierwszy ogień poszła Alka ! Okazało się, że przeczytałyśmy i nadal czytamy te
same książki, śmiejemy się z tych samych kawałów. Znajomość pogłębiła się, gdy
zgłosiłyśmy się – na własną zgubę - do pomocy świeżo upieczonej bibliotekarce
szkolnej – Siostrze Natanaeli. W tej bibliotece na śmiechach
i wygłupach
spędzałyśmy prawie każde wieczorne studium. Całymi godzinami wertowałyśmy
wielotomową encyklopedię PWN. Tom za tomem - A-Ble, Bli-Deo, Dep-Franc, FrancFrang… W czerwcu okazało się, że przeczytałam najwięcej książek w szkole i
spodziewałam się nagrody, jak w szkole podstawowej. Nic z tego, podobno czytam
rzeczy bez wartości. Nie wiem doprawdy, jak można Encyklopedię PWN uważać za
lekturę bez wartości !
Koń mi pod lasem padł - tytułem usprawiedliwienia spóźnienia na studium !
Rozmawiałyśmy Alą cytatami z ulubionych lektur, na pierwszy ogień poszedł
Sienkiewicz. Oj, Filipie, oj Filipie trzeba znać się na dowcipie, a tu nie Filip tylko
Zającowa, czyli Siostra Janina ! Czy to nasza klasa nadała jej to przezwisko ? Czytała
nam przecież na lekcjach wychowawczych książki Janiny Zającówny ! A Filip to
po mazowiecku zając ! Zającowa cudownie nam życzliwa, ale bez krzty poczucia
humoru oczywiście się na koniu, który padł nie poznała. Co innego Siostra Bohdana
ta urodzona wariatka. Niestety, ku mojej rozpaczy, Siostra Bohdana była klasową, albo –
grzeczniej – siostrą klasową klasy o rok starszej.
Groźne - towarzystwo prosi, nie to samo weźmie ! ? Też z Sienkiewicza, ale
kierowane do Siostry Cichosławy, która opiekowała się szkolnym refektarzem.
Uważałyśmy, nie wiem czy słusznie, że jest skąpa. Nie pozwalała poza posiłkami nic
brać ze szkolnych lodówek. Jakich lodówek, co ja plotę, przecież wtedy nie było
żadnych lodówek, tylko szuflady w stole ! Lodówki dla uczennic były potem i do
tego za klauzurą. ! W lodówkach ani szufladach nic nie trzymałam, nie miałam
wiele jedzenia z domu, zawartość paczki natychmiast zjadałam. Szuflady trzeba
przecież było regularnie sprzątać, a mnie się nie chciało. Siostra Gizela szuflady co
jakiś czas wyciągała, wybebeszała naszą żywność i żądała na apelu internackim, tuż
przed obiadem, doprowadzenia tego wszystkiego do porządku. Te wasze zgniłe
kiełbasy, zzieleniałe szynki, przetłuszczone śmierdzące papiery…! Jak nic mogło odebrać
apetyt na obiad, ale Siostra Gizela miała to za nic. A Siostra Cichosława tego
wszystkiego pilnowała.
29
Szymanów klasa I
Co nas w tej zabawie w Sienkiewicza śmieszyło ? To może pojąć tylko ten,
kto jest - infantylny jak ty Grzesiu i ty Alusiu. Czemu Siostra Gizela z takim zapałem
zwalczała nasze niewinne zabawy w teatr i literaturę ? Huzia na Józia, że się wesoło
bawimy ? Siostra Gizela - osoba namiętnie oddana pracy charytatywnej oraz
porządkom internackim. Oddana do tego stopnia, że zapominała, co kwitnie w
kolorowej duszy nastolatki lat siedemdziesiątych. Co jeszcze wyczyniałyśmy, czego
biedna Gizela nie mogła pojąć ? Gotowałyśmy zupę szczawiową z jajkiem na
ognisku na łąkach ! Ta niewinna harcerska zabawa też spotkała się z jej
dezaprobatą. Nie chodziło bynajmniej o to, że do gotowania zupy, użyłyśmy –
dokładniej podkradłyśmy Siostrze Teodozji - garnczka do nabierania gorącej wody,
a o sam fakt posiadania infantylnych zainteresowań. Zainteresowań teatralnych,
harcerskich gier terenowych, konfabulacji i modnych dzisiaj patriotycznych jeux de
rôle. Idzie sobie Siostra Natanaela z dziewczynami, a my bawimy się w zesłańców
na Syberii, wołamy w sposób infantylny i niepoważny - Ludi, ludi, my gałodni !
Na jednej z pierwszych rekreacji odkryłyśmy na folwarku tajemnicze resztki połamaną bryczkę z czasów Lubomirskiego i jesienne rekreacje spędzałyśmy bawiąc
się w koniki !!! Zostało to zauważone i skomentowane bardzo niepochlebnie,
oczywiście znów jako in-fan-tyl-ne. Infantylne - to ulubione słowo Siostry Gizeli i
Annuncjaty prześladowało mnie cały pobyt w Szymanowie. Na dodatek
dowiedziałyśmy się, że jacyś ludzie na świecie głodują, a nam tymczasem pstro w
głowie i żadnego poczucia winy z tej przyczyny nie mamy ! Nie miałam pojęcia, że
jacyś ludzie w świecie głodują. No bo skąd mogłam wiedzieć ? Telewizora nie
miałam, w szkole też o tym nie uczyli !
Z silnymi wrażeniami było w biednym Szymku chudo, choć trudno się nie
zgodzić, że moja rodzina dostarczała mi ich jesienią sporo. W październiku w
odwiedziny do mnie przybyli: wujek Jurek z ciocią Jolą, Jerzyna – ich córka,
kandydatka do Szymanowa, moja rodzona Babcia Stefania i siostra wujka Jurka –
ciocia Zosia ! Przyjechała z nimi Ciocia Pannusia, kolejna cioteczna siostra mojego
Ojca, mieszkająca we Francji, ale ja tego zupełnie nie pamiętam ! Pannusię poznałam
i bardzo polubiłam dopiero po studiach, jak się do Francji na saksy wybrałam. Nie
miałam zielonego pojęcia, że mam w Warszawie tak liczna rodzinę ! A nawet
gdybym wiedziała, jednorazowe wyjaśnienie niewiele by dało, z wielkim trudem
identyfikowałam się wtedy jeszcze po mieczu. A Jerzyna jest z nimi wszystkimi za
pan brat ! Ta pierwsza wizyta wywołała we mnie – udokumentowaną w
korespondencji rodzinnej - panikę ! „Mamo, Babcia mi dała 100 zł2 i wuj też 100 zł !
Ratuj mnie przed zalewem rodziny ! Wzięli mnie do Europejskiego na obiad, za który
zapłacili 208,10 złotych !!! Nie martw się Mamo, nie przyniosłam Ci wstydu, miałam na
sobie nowe angielskie rajstopy, szkocką spódnicę, kamizelkę i niebieską bluzeczkę !
2chleb
zwykły, bochenek 0,8 kg - 4 zł; makaron tradycyjny, jajeczny - 6,60 zł; kiełbasa zwyczajna za 1 kg - 52 zł; kurczak, za 1 kg
- 59 zł; schab, za 1 kg - 66 zł; masło śmietankowe (73 proc.) za 1 kg - 64 zł; mleko 2 proc. za 1 l (butelkowane) - 3,30 zł; czekolada
za 1 szt. 100 g -19 zł; ocet spirytusowy 10 proc. - 5,50 zł; wódka czysta wyborowa - 90 zł; papierosy Klubowe z filtrem - 4,40 zł.
Mogłam sobie kupić dwie butelki czystej-perlistej !
30
Szymanów klasa I
Dowiedzieli się o moje stopnie, wujek dał mi 100 zł, Jerzyna takie wycinanki niemieckie, a
Babcia taki wisiorek do klucza z Batorym, jak ten autobus w angielskim długopisie”.
Wyjaśniam, chodzi o długopis z widoczkiem - w okienku przesuwa się
londyński czerwony autobus, albo statek Batory, co kto lubi. Wujek i Ciocia
przyjechali z propozycją wzięcia mnie na Zaduszki, albo na niedzielę. Czyniłam
honory domu, ale najchętniej otrułabym ich wszystkich, no może z wyjątkiem mojej
kochanej Cioci Joli ! Rodzinnych wizyt nieznanych mi ciotek-babek, godząc się na tę
szkołę nie miałam wkalkulowanych ! Tymczasem nieznane mi ciotki zapowiadają się
z następnymi wizytami ! Może kazać powiedzieć, że nikogo nie ma w domu ? Albo
zachorować ? Albo schować się w biologii za planszami ? Okazało się, że wujostwo
przybyli dowiedzieć się, czy nie dałoby się w Szymanowie umieścić Jerzyny.
Za tydzień o tej porze
nie będzie nas w klasztorze
i brama się otworzy
wyjdziemy na świat Boży
a Siostra przełożona przytuli nas do łona…
Zaduszki 1969, w pierwszej klasie spędziłyśmy w Olsztynie, Mama
przyjechała na kilka dni do Warszawy. Wybierała się do Szymanowa, ale się z tego
pomysłu, na własną - jak się dopiero okazało wiosną - zgubę, wycofała. My – to jest
uczennice - miałyśmy w planach zwiedzanie Muzeum Narodowego w piątek rano i
wolne już od dwunastej. Zwiedzałyśmy zbiory sztuki antycznej, potem wystawę
LOT-u, Krysia dostała płytę z piosenkami o LOT-cie, ja wygrałam kredki LOT-u !
Samodzielnie dojechałam na Pillatich, gdzie czekała na mnie głowiąca się, jakie to
muzeum historyczne zwiedzamy, Mama. Od ciotek, głodu, ognia i wojny zostałam na
Zaduszki uratowana !
Biedna Grzesiu, ty biedaczko, jak mawiała Krysia Kruk ! Bo już wtedy
podpisywałam się w listach do Mamy – Grześka. Skąd ten pomysł ? Trudno dociec.
Może zapragnęłam zacząć w Szymanowie, niczym św. Paweł z Tarsu, nowe życie ?
Grażyna Wilczur produkowała się jako Ganga, Danka Żmudowska jako Nancy,
czemuż ja nie miałabym jako Grześka ? Może dlatego, że Mama wspominała, że
miała dla mnie przygotowane imię – na wypadek, gdybym miała urodzić się
chłopcem – Grzegorz ? A może nadała mi to imię-pseudonim Siostra Gizela, to
byłoby nawet w jej stylu… Nancy twierdziła, że ma w metryce chrztu Nancy, bo
ochrzczono ją na pamiątkę przyjaciółki matki z czasów wojny, a w metryce stanu
31
Szymanów klasa I
cywilnego była Danutą. Uważam, że chrzest jest ważniejszy i Zając nie miał prawa
nazywać Nancy - Danusią. Mnie też przez pomyłkę Ojca zarejestrowano w USC
jako Grażynę, miałam być Joanną !!!
Jerzynka Porayska, ta ptaszyna rajska, z Ochalską Marysią siedzą se nad Pisią Jerzyna przybyła do Szymanowa szóstego grudnia, właśnie przerabiałyśmy - była
nawet klasówka - Makbeta. Wtedy już żywiołowo i niepodzielnie przyjaźniłam się z
Alką, kuzynką nie zawracałam sobie głowy. Jerzyną zajęła się Anka Boguska, potem
Marysia Ochalska, chyba dobrze zrobiłam ?
32
Szymanów klasa I
Z
zachowania
wpisywanego na świadectwie
niezmiennie
miałyśmy piątki, ale życie w szkole i internacie oceniano w
kategoriach: kultura osobista, pilność, porządek i uspołecznienie.
Proszę nie mylić: sesje internackie poświęcone były zachowaniu
się w internacie z wydawaniem świadectw internackich na koniec roku. Natomiast
czytanie stopni było omawianiem postępów w nauce. Za naszych czasów w szkole
nie było semestrów, ale okresy. Pierwszy okres wypadał w okolicy początku
adwentu. Drugi kończył się w lutym, trzeci na Wielkanoc… A każdy kończył się
czytaniem stopni.
Obrządek ten - swoista technika wychowawcza, rytualne wydarzenie
pedagogiczne o wielkiej sile oddziaływania na naszą samoocenę, milowy kamień
szkolnej i internackiej edukacji. Przybywały na tę uroczystość Siostra Przełożona3,
Siostra Mistrzyni oraz Siostra Klasowa, nawet czasami Matka Generalna4.
3Siostra
Maria Annuncjata Anna Strasburger -ur. 5. 1. 1922 roku w Warszawie. Do Zgromadzenia wstąpiła w 1940 roku. Długie
lata była wychowawczynią w szkołach sióstr niepokalanek w Szymanowie i Nowym Sączu. Nauczycielka religii, j. polskiego,
historii. Od 1962 roku była przełożoną w Warszawie, w Wałbrzychu, w Szymanowie. Od 1983 do 1996 roku była przełożoną
generalną. Od 1996 roku przełożoną trzech małych domów na Ukrainie, przede wszystkim w Jazłowcu. W 1998 roku otrzymała
Medal Komisji Edukacji Narodowej za tajne nauczanie. Zmarła 14 lipca 2001 roku w Jarosławiu.
4 Siostra Maria Assumpta - Maria Jadwiga Sapieżanka, ur. 13.2. 1899 r. we Lwowie, bratanica księcia metropolity krakowskiego,
kard. Adama Sapiehy, córka Matyldy z d. księżniczki Windischgätz i księcia Pawła Sapiehy. Odeszła do Domu Ojca w nocy
17/18 sierpnia 1997 r.
33
Szymanów klasa I
Pierwsze czytanie stopni w mym życiu zapamiętałam jako kubeł zimnej,
niesprawiedliwie, podkreślam to, spuszczonej na mnie wody. Zarzucono mi,
wspominany już powyżej wielokrotnie - in-fan-ty-lizm. W przemówieniach
przodowała Siostra Przełożona, była nią w tedy śp. Siostra Annuncjata, jak
wszystkim wiadomo, ciotka Gośki Witkowskiej. Zadufanie Annuncjaty w
wygłaszaniu opinii na mój temat zapamiętałam bardzo boleśnie do dzisiaj. Tak,
naprawdę uważam i koniec ! Zastanawiam się, skąd czerpała materiał do swoich
wypowiedzi, skoro nie miała prawie z nami kontaktu, wątpię, czy nas wtedy
wszystkie odróżniała. Gizela – rozumiem, była z nami na co dzień w internacie,
szarpała o porządki i ciszę, niejedną duchówę, miała na sumieniu, ale ona ? Siostrze
Annuncjacie jakoś nie przeszkadzało, że nie zamieniła ze mną ani słowa, zabrała się
za charakteryzowanie mnie jako - osoby niepokojąco dziecinnej i niezrównoważonej
emocjonalnie. Jako dowód mego podłego charakteru przytoczyła mój zwyczaj
ślizgania się po korytarzach.
34
Szymanów klasa I
Tak, to prawda, lubiłam ten sport, marmurowe posadzki na dolnym korytarzu
były wyślizgane jak lodowisko, a ja miałam wspaniałe śliskie kapcie. Odcinek z
kaplicy do refektarza miałam zwyczaj pokonywać w sposób, jakże mi przykro,
żałośnie in-fan-tyl-ny, ale jakże przyjemny i widowiskowy ! Cóż z tego, że broniłam
się twierdzeniem, że regulamin szkolny - czy istniały wtedy takowe ? - nigdzie nie
zakazuje ślizgania się po korytarzach ? Cóż z tego, że twierdziłam - jest Siostra
pierwsza, która o to się czepia, wszyscy się cieszą, że się ślizgam ? Naprawdę tak było ! Do
czasu tego nieszczęsnego czytania stopni, nikt nie zwracał mi uwagi na
niestosowność ślizgania się, raczej miałam wrażenie, że przyjmowane było to z
sympatią - Oj ta Grześka, oczywiście znów się ślizga ! Czułam się w szkole kimś
znanym, znanym z techniki ślizgania się. Ostatecznie niełatwo się czymś w takiej
gromadzie, w jakiej żyłyśmy, wyróżnić ! Możesz wpaść na jakąś starszą siostrę. Na
żadną siostrę nie wpadłam ! Wpadły na Siostrę Ludwinę inne – nie ślizgające się
koleżanki – i jakoś nikt nie mówił, że są infantylne ! Klasyczny mechanizm oceniania
portretowego, Siostra Annuncjata wygłosiła kolejne proroctwo, że jestem bałaganiarą
duchową, a więc i w rzeczach mam oczywiście bałagan… O nie, nie dam się zgnoić, z
porządków zawsze i wszędzie miałam piątki ! Mam na to dowody na piśmie !
Siostra Janina, skonsultowawszy swój specjalny karnecik Zająca zmuszona była
przyznać mi rację. Nie tylko miałam zawsze wszędzie porządki na piątkę, ale nigdzie
nie odnotowano, bym nawet choć raz ośmieliła się wstać spóźniona z łóżka !!! To
Siostrze Annuncjacie zawdzięczam tak zwane wpędzenie w rolę i to na całe cztery lata
! Bo jak coś się nie spodoba Przełożonej, nie spodoba się już nikomu w
Zgromadzeniu ! Przełożona locuta – causa finita. Zmuszona byłam obiecać, że
ślizganie porzucę. Nic nie pomogło, do końca klasy trzeciej sesje internackie i
czytania stopni przynosiły mi prawie niezmienione cenzurki. A przecież nie
ślizgałam się już, przynajmniej nie przy ludziach ! Przy okazji oberwało się kilku
innym koleżankom, między innymi naszej uzdolnionej artystycznie koleżance
Iwonie Garbacz, której rysunki były drukowane w Na przełaj. Okazało się, że marnuje
czas na malowanie obrazków zamiast się uczyć. Iwonko, wcale nie jesteś uzdolniona – tak
się wypowiedziała podobno pani od plastyki ! Czy wy wiecie, że Iwona dostawała
listy od samego Romana Polańskiego ? ! Napisała do niego z kondolencjami sierpniu
1969 roku i Polański jej odpisał !
35
Szymanów klasa I
Przyznać muszę, że czułam się zawsze w Szymanowie - z wyjątkiem krótkich
chwil sesji internackich - wspaniale. Stopnie szkolne zawsze miałam dobre, choć
krzyczano na mnie, że się kompletnie nie uczę i na pewno, jak tak dalej pójdzie nie zdam
matury. Gdybym miała wtedy sama siebie ocenić, napisałabym - zachowuję się bardzo
dobrze, jestem grzeczna dla Sióstr, mam wszędzie porządek i uczę się dobrze. Mam tu
koleżanki, z którymi za nic nie chciałabym się rozstać, bo wspaniale się z nimi tutaj bawię.
Pamiętam koleżanki, które sprawiały poważniejsze kłopoty, były chamskie i
bezczelne w stosunku do Sióstr, paliły papierosy, piły w sekrecie piwo, umawiały się
na łąkach z chłopakami, którzy dojeżdżali samochodami w niedziele. A używały
sobie na temat Szymanowa w prywatnych rozmowach, ile wlezie. Gorszyło mnie to
i cieszyłam się, że nie jestem taka jak one, że nie sprawiam kłopotów wychowawczych, a
tutaj taki prysznic. Piwa nie piłam, papierosów nie paliła, chamska i bezczelna też
nie byłam !
Nadeszła surowa zima 1969/70, spadło sporo śniegu, okropne mrozy, u nas,
na Pomorzu takich nie bywajet’. Okazało się, że nie mam
odpowiedniej na
mazowiecki klimat odzieży. Kozaki na laminacie warte 1500 zł były za małe ! Co gorsza
– nie byłam zatem aż tak tragicznie infantylna - zgłosiłam się do noszenia obiadów dla
biednych. Czynność ta polegała na wędrówkach z menażkami po okolicznych
przysiółkach do ludzi, co w świecie głodują. W przypadku Kozłowej było to dobre kilka
kilometrów. Już za pierwszym razem potwornie zmarzłam i chyba odmroziłam
sobie łydki !
36
Szymanów klasa I
Wigilie szkolne różnie były organizowane, nie zawsze Siostry miały siły, żeby
nam serwować tradycyjne dania. W pierwszej klasie - wieczór kolęd przy kominku.
Wydaje mi się, że były mini-jasełka, nigdzie tego tekstu nie znalazłam. Bryll ? To
święta historyja, Pan Jezus i Maryja, od Boga ten sakrament, na wieki wieków Amen !
Wszedł anioł i powiedział – Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus ! Na wieki wieków,
amen – odpowiedziała Maryja... Akurat w same święta Bożego Narodzenia zachciało się
królowi narodu przeliczenia… Oj bieda mój Józefie… cóż to za wigilia bez ryby i opłatka… a
osioł choć leniwy podreptał drypu-dryptu i tak to się odbyła ucieczka do Egiptu. Nie było
autobusu do stacji, jechałyśmy przez Żyrardów, w Żyrardowie na dworcu
czekałyśmy kilka godzin na pociąg do Warszawy na mrozie. Na Sobieskiego u
Jerzyny nogi pod gorącą wodę kładłyśmy !
W domu okazało się, że moja ortalionowa granatowa pikowana kurtka od
Taty już jest za ciasna. Nic dziwnego, zaczęłam wreszcie normalnie jeść i przytyłam
! Mama zmuszona była kupić mi okropny, męskiego kroju płaszcz, którego
wstydziłam się już po wyjściu ze sklepu ! Widocznie za mało wyraziście
protestowałam. Do tego w tym płaszczu musiałam iść na ślub Bronki, córki pani
Zosi, tej która szyła mi wyprawkę ! I teraz w Szymanowie będę paradować w tym
okropnym płaszczu, podczas gdy Jerzyna pojawiła się po świętach w modnym
kożuszku à la Olbrychski !
Wróciłam ze Świnoujścia sama, ale Ciocia Krysia wyszła po mnie na dworzec.
Pierwszy i ostatni raz, później sama już sobie radziłam. Do Szymka wracałam przez
37
Szymanów klasa I
Kosieniaków. Czy nawet nie było tak, że noc u Ali na Pięknej spędziłam ? Może
innym razem, z okazji teatru, że spałam pamiętam dobrze. Rodzice Ali mieszkali
na Pięknej, zaraz koło ambasady amerykańskiej, budynki stykały się podwórkami.
Rzecz ciekawa, ale wykorzystać ten fakt umiałyśmy dopiero na studiach. Okazało
się, że pani dozorczyni z budynku PAX przyjaźni się z panią, która sprząta w
budynkach ambasady. Pracownicy ambasady wyjeżdżając do Stanów zostawiali
tony wspaniałych ciuchów ! Ala miała dwie siostry - Krysię, wtedy jeszcze małą
dziewczynkę i Joaśkę, dwa lata młodszą, nasze przyszłe koleżanki. Czułam się u Ali
nieswojo, wielkie wrażenie zrobił na mnie segment w pokoju dziewczynek oraz
stół ze szklanym blatem ! Takie pomysły znałam z moich ulubionych, poświęconych
urządzaniu mieszkań książek Szymańskiego, ale nie sądziłam, dziecię lasu, że ktoś
jest w stanie je zrealizować. Dziewczynki zajmowały wielki, bardzo nowocześnie i
gustownie, tak mi się przynajmniej wtedy wydawało, urządzony pokój. Miały tam
łóżka składane(!) i biureczka. Pokoik taty, cały w książkach od podłogi do sufitu, to
mnie nie zdziwiło. Budynek biur PAX-u był tuż obok, kazano nam tam iść na
obiad, a do Szymanowa odwieziona zostałam późnym popołudniem z Alą i inną
naszą szymanowską koleżanką - Basią Plater, zwaną Plaster służbowym
samochodem załatwionym przez Mamę Ali. Baśka miała fajną chińską urodę,
śmiałyśmy się – Baśka, twoją mamę chyba Chińczyk gonił ! Odpowiadała - I dogonił ! A
w pamiętniku napisała mi – Lepiej grzeszyć za młodu, niż na starość żałować, że się nie
grzeszyło. Kochanej Grzesi…
Środkiem Baden-Baden płynie Oos, Oos... Ciekawe, czy tutaj też działał Hans Kloss?
Podczas, gdy ja cytowałam w mym albumie całe stronice z Sienkiewicza, Ala
spisywała - nawet znała pamięć - wszystkie dialogi ze Stawki większej niż życie. Miała
je nawet nagrane na taśmę magnetofonową, niestety magnetofon miała w domu.
Postanowiłyśmy nakręcić film sensacyjny z czasów II wojny światowej ! Już coś
podobnego robiłam z Kryśką i Milką w Świnoujściu, potrzebny jest do tego
ustawiony do góry nogami rower, żeby było czym kręcić. Cóż, musimy obejść się
38
Szymanów klasa I
bez roweru, po prostu wyobrażamy sobie, wyobraźni nam nie brakło, że towarzyszy
nam na spacerze na łąki ukryta kamera. Film będzie o Klossie i Brunerze – tytuł „Brunner, ty świnio”, choć określenie świnia zostało wypowiedziane przez Klossa nie
do Brunnera, lecz do handlarza Zająca, niemieckiego agenta o pseudonimie Wolf.
Słowa skierowane do Brunnera w rzeczywistości brzmiały „Wyjątkowa z ciebie kanalia,
Brunner”. Nie szkodzi ! Recytowałyśmy z pamięci: No co, nasze rachunki się zamykają,
Hans ? Pamiętasz kuzynkę Edytę ? A Kolberg ? Do trzech razy sztuka. O Ty także masz
twarde życie Hans. Dawno już powinieneś wisieć - (odc. 18 Poszukiwany Gruppenführer
Wolf). Pamiętaj, że zawsze jestem twoim przyjacielem, Hans. Ręce, ręce, ręce, Kloss!
(popularne znów w błędnej wersji: „Rączki, rączki Kloss!”). Takie sztuczki nie ze mną,
Brunner. Zapominasz, z kim mówisz. Albo gadaj, o co ci chodzi, albo nie zawracaj mi głowy!
(cytat popularny w nieprawidłowej wersji: „Nie ze mną te numery, Brunner” odc. 14
Edyta). Przepraszam, czy mógłbym przejrzeć pańską gazetę? No przykro mi, ale to
wczorajsza. Ma pan zapałki ? Zapali pan ? Dziękuję, palę tylko cygara. Jakiej firmy ? Przed
wojną paliłem hawańskie, firmy Pedro Gomez. Ładna pogoda. Tak, w zeszłym roku o tej porze
padał deszcz. Deszcz ze śniegiem. W Paryżu najlepsze kasztany są na placu Pigalle. Zuzanna
lubi je tylko jesienią. Przesyła ci świeżą partię. Na placu Pigalle najlepsze są nie kasztany, ale
burdele. (odc. 11 Hasło).
Życie to sen wariata śniony nieprzytomnie. Widziała nas Siostra Natanaela, ta
jedna uśmiała się szczerze z naszej zabawy i wysłuchała z zaciekawieniem
wyjaśnień, na czym ona polega Bawiłyśmy się wspaniale kilka kolejnych dni, znowu
ku własnej zgubie ! Okazało się, że należało się zgłosić do robienia paczek dla
biednych miejscowych bądź głodujących w Indiach. Tylko takie zajęcia cieszyły się
uznaniem oddanej sprawie Siostry Gizeli. – Polki surrealistycznej.
Polka surrealistyczna – Leży. Na kołdrze nie rozcięty tom elegancko
niejasnych wierszy Delamerdre’a, pod kołdrą natomiast duży wieprzowy kotlet.
Pod poduszką otwarty duży słoik z musztardą.Jedno z powiedzeń: „W całym
Paryżu nie można dostać takich szpilek do włosów, jakie obecnie produkujemy w
Wałbrzyyyyychu”.
Człowiek to jest dziwny stwór, dziwną słabość ma do bzdur ! Trudno, nie będę
modna jak Jerzyna, znalazłam kolejne zajęcie na zimowe wieczory, założyłam album
poświęcony Danielowi Olbrychskiemu ! Ala kochała się w Brunerze – Emilu
Karewiczu ze Stawki większej niż życie, nie mogłam być gorsza. ? Nie ma chwili
czasu do stracenia. W kim by się tutaj zakochać ? Może w Janku z Czterech Pancernych
Postanowiłam się zakochać czym prędzej w Danielu Olbrychskim, ale tylko jako Azji
Tuhajnbejowiczu !!! W Świnoujściu przewróciłam stosy czasopism w poszukiwaniu
zdjęć z filmu i kupiłam odpowiedni zeszyt. Nadmieniam, że bardzo pomógł
zgromadzić mi materiały do tego albumu nasz znajomy śp. pan Janek Kucharek,
wielki kinoman i prenumerator Filmu, Ekranu, mąż wspominanej tu wielokrotnie
39
Szymanów klasa I
pani Zosi - matki Lilki i Bronki, któremu składam tutaj serdeczne podziękowania.
Mama śmiała się ze mnie – Przecież Olbrychski ma żonę i podobno syn mu się urodził !
A co to szkodzi ? Zaczynamy ! Album zatytułowany został bardzo gustownie - AZJA.
Wklejałam do niego fotografie i przepisywałam ręcznie obszerne fragmenty Pana
Wołodyjowskiego oraz napisałam Obronę Azji. Chodziło o to, że Azja wcale nie był
taki zły, jak wynika z Sienkiewicza, przeciwnie - wart mojej miłości, a Olbrychski –
nie wszyscy krytycy byli tego zdania - sprawdził się jednak w roli Azji. Uff !
Zapisałam gruby zeszyt, przynajmniej sześćdziesiąt stron, jakże cenne - nie wiem
czemu znów napiętnowane jako zajęcie infantylne ! Zeszyt wpadł w ręce Muchy z
złotym zębem, czyli Siostry Urszuli. I chociaż zarzekałam się, że chodzi o album
geograficzny, poświęcony urokom Chin i Japonii, zeszyt przekazano do wglądu
Siostrze Janinie, jakby nie było specjalistce od geografii. Siostra Janina zeszyt mi
oddała z pouczeniem, że nie powinnam marnować czasu na bzdury. Nigdy, nigdy,
nigdy się nie poddać – wiary, wiary, nie wolno nam oddać ! Co tam opinia nudnej Siostry
Janiny.
Alusi album bardzo się spodobał, toteż jego prowadzenie
było
kontynuowane z sukcesem do końca roku szkolnego, a nawet jeszcze w klasie
drugiej, ale krótko. Na wiosną bowiem zakochałyśmy się z Alką w Siostrze Marcie !
40
Szymanów klasa I
Accroche un ruban au bord de ton balcon
Ce sera ta façon de dire oui ou non
Et s´il n´y a pas de ruban au bord du balcon
Moi dans mon taxi, j´aurai vite compris
Que tout est fini
Od półrocza pojawia się w moim i klasowym życiu Elka Kozak ! Nie od razu
jako przyjaciółka, o nie! Ona przyjaźniła się na początku z Anką Boguską ?
Nieważne. W mojej pamięci zapisała się jako osoba dzika. Dzikie spojrzenie, dziki
śmiech, dzika fryzura ! Nie żartuję ! W internacie okrągły rok cały talencik Kozaczka
bujnie kwitł. Teraz matma tylko Ci została, bujny włos ze zmartwienia schudł, mętny wzrok
zza okularów szkieł. Elka słynęła z dziwacznych póz, jakie potrafiła przybierać na
krześle, czy to na studium, czy w czasie lekcji… Pozycji nieosiągalnych dla
normalnego człowieka. Pasjonowała ją bowiem joga... Pasja o tyle nie na miejscu, że
nie zawsze udawało się jej odpowiednio szybko, na przykład wywoływanej do
odpowiedzi, z trenowanej pozycji wyplątać. Zaraz, zaraz, proszę Siostry, muszę się
rozplątać !!!! Zaimponowała mi oczytaniem, a czytała głównie powieści historyczne,
do których rysowała bardzo udane ilustracje piórkiem à la Uniechowski. Zachowały
się niektóre, ale były inne, chyba ładniejsze…
Ela i Grześka
Ela K.
Grzesia B. i Alicja
K.
Elka z historii miała oczywiście zawsze i niezmiennie piątki. Ponadto była
wielką smakoszką, wybrzydzała przy jedzeniu, na widok mięsa zaczynała… te
zakonnice potrafią zepsuć najlepsze mięso, moja mama to chyba by się popłakała, jakby to
zobaczyła, co one z tym mięsem zrobiły, do mojej mamy, to się cały Mostostal (nie jestem
41
Szymanów klasa I
pewna, czy to był Mostostal, może inna instytucja) schodzi, żeby podzieliła mięso, jak
przychodzi baba z mięsem, my to bierzemy, dajemy sąsiadowi, który jest weterynarzem do
zbadania… Nierzadko jadała sama w pokoiku pod schodami, bo się nieelegancko
zachowuje przy stole. Mnie wszystko smakowało ! Jem, co podają, o ile podają, to co
lubię. Alusia też wybrzydzała, miała w szufladzie swoje przyprawy, sałatę płukała
ze śmietany pod bieżącą wodą i przyprawiała sobie oliwą i octem, wydziwiając na
zakonnice ile wlezie.
42
Szymanów klasa I
O
Siostrze Gizeli będzie później, zaczynamy od Siostry Bogdany,
która była moją pierwszą ukochaną siostrą. Siostra Bohdana
miała z nami śpiewy, czyli około półgodzinne sobotnie zajęcia
przed kolacją, na których ćwiczyłyśmy pieśni na niedzielną
mszę. Bardzo to lubiłam, rozśpiewałam się szybko, a nawet moim skrytym
marzeniem było śpiewać w scholi, nowe posoborowe słowo. Może nawet solo –
niestety, nigdy mi tego nie zaproponowano ! Pod koniec trzeciej klasy sama się
wcisłam i śpiewałam z zapałem, póki mnie nie pogonili za fałszowanie. Byłyśmy
nawet byłyśmy z zespołem i scholą w Warszawie, w seminarium, gdzie odbywało się
spotkanie dla sióstr zakonnych na temat wychowania przez nauki, łuki i różne zakonne
sztuki. Śpiewałam ze wszystkimi, bardzo byłam dumna, to było zaraz po koronacji
Matki Bożej Łaskawej ze Świętojerskiej.
Dzieci, zawołacie mi A-LIN-KĘ RY-DE-LEK! – baj Siostra Gizela, oczywiście…
Te śpiewy z rzutnikiem i Alinką Rydelek koleżanką utalentowaną pianistką i
wokalistką w roli głównej, miały prawdziwy wymiar muzycznej terapii grupowej.
Rzutnik ciągle się zacinał, albo przeźrocze z tekstem pieśni pojawiało do góry
nogami. Klucz od fortepianu regularnie ginął i wszyscy wiedzieli, że trzeba go
odnieść, jak i nuty, Siostrze Bohdanie.
43
Szymanów klasa I
Siostra wołała do Rydelka, który grał na fortepianie - Od czego to się zaczyna
? Od g? Daj mi g! A my na to, że od w, bo przecież – Wszystkie narody klaskajcie w
dłonie… Robiłyśmy sobie jaja z biednej Bohdany, ale takie sympatyczne jaja, jej się nie
dało nie lubić. Kiedyś, słysząc pierwsze słowa śpiewanego przez nią, nieznanego
nam jeszcze psalmu - Wszystkie narody KLASKAJCIE W DŁONIE - zaczęłyśmy
wszystkie, jak na komendę, głośno klaskać. Może naprawdę myślałyśmy, że ona nam
poleca śpiewem klaskać w dłonie? Może po prostu robiłyśmy to dla jaja ?
Śpiewałyśmy także msze bitowe Katarzyny Gertner Pan przyjacielem moim i świeżo
wprowadzone do zreformowanej liturgii posoborowej psalmy i antyfony ! Śpiewam
je do dzisiaj - w dobrych i złych chwilach. No i co ? Na studiach na SGGW chcieli
mnie zapisać do uczelnianego zespołu wokalno-tanecznego PROMNI, tak dobrze
wypadłam na obowiązkowym przesłuchaniu !
44
Szymanów klasa I
45
Szymanów klasa I
46
Szymanów klasa I
Jak Siostra Bohdana, która studiowała wtedy muzykologię na ATK, dawała
radę zajmować się śpiewami, porządkami internackimi i szkolnymi oraz uczyć
religii, to już jej tajemnica.
„Sancta Matea, guajira, sancta Matea… Uczy nas księżna polskiego, języka bardzo
trudnego i bardzo cieszy się z tego, że dwoje wciąż stawia nam, mówiła nam, nie bez racji, co
komizm jest sytuacji, z katedry jak toczy się w dół. Pięknego księcia kochała, wiersze Heinego
czytała”.
Białe – niebieskie, białe-niebieskie, białe-niebieskie bęc ! Co to jest? Siostra Matea toczy
się ze schodów ! Na każdym zjeździe wychowanek opowiada się, jak to Terenia
Bieńkowska, córka bibliotekarza z Szymanowa, nie mogła zrozumieć na czym
polega różnica pomiędzy humorem sytuacyjnym a słownym. Siostra Matea jej
wyjaśniła, a brzmiało to DOKŁADNIE tak: Humor słowny, Tereniu, byłby wtedy,
gdybym ja teraz powiedziała wam coś śmiesznego. A humor sytuacyjny, byłby wtedy,
gdybym teraz spadła z tej katedry i potoczyła się na podłogę ! Oczywiście byłby to
jednocześnie humor słowny i sytuacyjny… Nie wiecie, co to jest sarkazm ? Bardzo
dziękuję ci Helenko, że przygotowałaś nam taką ładną gazetkę ! I już wiemy !
Siostra Matea (Maria Zadurowicz) cieszyła się opinią wielkiej intelektualistki i
oryginałki. Tego docenić nie potrafiłam. Wydawało mi się, że w ogóle nie
przygotowuje się do lekcji, każe nam coś czytać, pisać konspekt i sama też coś
czyta… A może rzeczywiście tak było, może liczyła, że do matury przygotuje nas
powietrze nad Szymanowem ? W gabinecie polonistycznym, siedziałam w pierwszej
ławce, Siostra Matea położyła mi na zeszycie kartkę – inteligentny człowiek szuka w
spisie treści !
Początki mojej humanistycznej edukacji w Szymanowie wypadły bladawo.
Starałam
się jak mogłam,
z wypracowań dostawałam niezmiennie trójki !
Czytałam dużo, wypracowania były długie, miałam chyba dość bogate słownictwo,
ale to widocznie było
za mało, żeby
zadowolić Siostrę Mateę. Pierwsze
wypracowanie dotyczyło opowiadania z czasów okupacji - Opisz sytuację, która
wydarzyła się w mieszkaniu przy ulicy… przedstawioną w opowiadaniu… Napisałam, jak
umiałam, ale okazało się, że napisałam streszczenie opowiadania, nie był to opis
sytuacji. Inny temat – o bohaterach dnia codziennego… Masia Topczewska napisała
piękne wypracowanie. O matce, która poświęciła życie córce.
47
Szymanów klasa I
Lektury, które nas wtedy obowiązywały, także nie zrobiły na mnie wrażenia.
Przedzierałam się z trudem przez Dżumę, prawdę mówiąc przeskakiwałam po kilka
stron. Na temat Lorda Jima i Faraona nie udawało mi się nic mądrego napisać.
Martwiło mnie to wszystko bardzo, w głębi ducha uważałam, że należą mi się
wyższe stopnie. Któregoś dnia, Kinga Studniarska, prezeska szkoły, starsza
koleżanka, poradziła mi, żeby wypracowanie zakończyć pytaniem. Podobno Siostra
Matea bardzo to lubi. Spróbowałam tego sposobu i dostałam ku swej radości piątkę !
Wypracowanie na temat zwycięstw i klęsk w życiu Martina Edena. Opisałam, jak
umiałam, jego ciekawe życie, na końcu, opisawszy samobójstwo, dodałam –
zwycięstwo ? I dostałam wreszcie wymarzoną piątkę ! W rezultacie miałam na
koniec roku czwórkę !
„Kochana Mamo ! Z polskiego klasówka była dwugodzinna. Zapisałam dziewięć kartek:
„Co to były roczniki, a co kroniki ? Kronikarze polscy” 2. „Dlaczego w średniowieczu za
język literacki uważano łacinę” ? 3. Charakterystyka „Bogurodzicy” 4. Rozwinąć myśl
Asnyka - „Tak mało na świecie dobroci, a tyle jej światu potrzeba”.
Siostra Matea słynęła także z ciętego dowcipu ! Miała swoisty sposób
dowcipkowania. Z kamienną twarzą mówiła coś nagle, znienacka, wszyscy pękali ze
śmiechu, ona pozostawała poważna… Podobno w trakcie jakiejś matury, nie naszej,
przewodniczący komisji zwrócił się do Zająca – Czemu siostrzyczka taka chuda, jeść
siostrzyczce nie dają ? A Siostra Matea na to, scenicznym szeptem – niech Siostra powie
temu panu, że wszystko, co siostrze dają do jedzenia, ja zjadam ! Kiedyś zaczepił ją na ulicy
pijak – Siostrzyczko, idziemy budować socjalizm, a Siostra Matea na to – za chwileczkę, za
chwileczkę.
48
Szymanów klasa I
Podobno Siostra Matea miała siostrę bliźniaczkę, która do klasztoru nie
wstąpiła, to się działo jeszcze przed wojną. Tę siostrę ktoś zobaczył na ulicy w
Warszawie, pomyślał, że to Siostra Matea, która - o zgrozo – wystąpiła z klasztoru,
albo prowadzi podwójne życie !? Ta wiadomość chińską pocztą dotarła do
Szymanowa, wywołując oczywiście masę zamieszania, plotek i różnych komentarzy.
Nie potrzeba bliźniaczki, Siostry w pierwszej chwili wydają się identyczne.
Rozpoznaje się je po butach. Szczególnie wpadała w oko Siostra Gizela, ona miała
takie, mówiąc dzisiejszym językiem, adidasy, cichostępy. Podchodziła nas cichutko, co
nam się wcale nie podobało. Czemu Siostra nosi słoniny, przecież to zakonnicy nie pasuje,
tak sprytnie kombinowałyśmy…
Zeszytów już nie okładałam, tak jak w Świnoujściu w stare zagraniczne gazety,
ale w kolorowy papier do prezentów, który mi przysyłała Ciocia Basia z Londynu.
49
Szymanów klasa I
Wszystkim się podobało, tylko nie Siostrze Matei – to nie jest zeszyt uczennicy ! Zeszyt
musiał być obłożony w szary papier i podpisany w specjalny sposób – na przykład
Zadania klasowe z języka polskiego Grażyny Bronisz kl.II b r. szk. 1970/71. Osobny zeszyt
do gramatyki-językoznawstwa i osobny do literatury.
Co by tu zrobić, żeby się podciągnąć ? Wymyśliłyśmy z Marysią Tomalą, że
zgłosimy się na ochotnika do referatu ! Dostaniemy piątki i podciągniemy się. Temat Razem czy osobno ? Referat bardzo przydatny, nauczyłyśmy się sporo, ale Siostra
Matea podziękowała nam za wystąpienie i stopnia nam nie postawiła !
Inna historia z Siostrą Mateą związana jest z salą rekreacyjną. Miał miejsce
bal, dziewczyny nawrzucały papierków do fortepianu. Siostra zwołała wszystkie –
To jest fortepian, powtarzamy FOR-TE-PIAN, po francusku – piano. A to jest kosz na śmieci,
po francusku – poubelle. Proszę, Kasiu, wyjmij papierki z fortepianu i wrzuć do kosza.
Powtarzamy – Nie wrzuca się papierków do fortepianu… Zupełnie inaczej byłoby z
Siostrą Annuncjatą. Na pewno opowiedziałaby, jak w 1920, ewentualnie 1939
oficerowie Armii Czerwonej sikali do fortepianów, a wojskowe narzeczone
przebierały w koszule nocne, bo myślały, że to suknie balowe.
Przedstawienie ? Studniówka ? Nie pamiętam… Uczennice siedzą w ławkach.
Katedra. Na katedrze Siostra Matea (Mariola Pawlikowska ?), przed nią stos
zeszytów. Sprawdziłam wasze wypracowania i postawiłam szesnaście dwój ! Ooooooo !
Do tego jedna z was pomyliła Kordiana Słowackiego i Konrada z Dziadów z Kordianem i
chamem Kruczkowskiego ! !
Aaaaaaaaa !
A to jest III A ? Nie, to III B ! A to
przepraszam, jeśli to III B – to w takim razie nikt nie zrozumiał tematu i jest dwadzieścia
jeden dwój ! Aaaaaaa ! Wszyscy kulali się ze śmiechu !
I ja nie zrozumiałam Kordiana ! Na pytanie - W jaki sposób zginął Kordian ? odpowiedziałam - KORDIANA ZASTRZELONO Z BAGNETÓW ! Przecież mówi
się – Bagnet na broń ! Pytanie podchwytliwe, dowiedziałam się po fakcie, że nie
wiadomo, w jaki sposób zginał „Chcą zawiązać oczy - Nie pozwolił. Oficer wystąpił po
przedzie. Już ma komenderować. Coś mi serce tłoczy! Podnieśli broń do oka stój, adiutant
jedzie. Oficer go nie widzi. Rękę podniósł w górę” Niesprawiedliwie dostałam dwóję !
Niesprawiedliwie ! Lekturę przecież przeczytałam !
50
Szymanów klasa I
Filologię rosyjską studiowała już Siostra Elżbieta (Genowefa Oska), ale naszej
klasy nie uczyła… Nauczycielka rosyjskiego, pani Danusia, która przyjeżdżała z
Warszawy zapisała się w mojej pamięci zupełnie nieszkodliwie, ale trochę bez
wyrazu. Nie pamiętam nawet jej nazwiska… Młoda, cicha, sympatyczna osoba. Na
lekcjach dużo nam głośno czytała, widocznie lubiła rosyjską literaturę i zależało jej,
żebyśmy i my ją polubiły. Z rosyjskiego też miałam w pierwszej klasie trójkę, potem
było trochę lepiej.
Piątki z rosyjskiego miewał tylko
nasz uzdolniony
wszechstronnie Paszyc ! Straszne – kto pamięta, jak odmienia się słowo armia ? Ta
ortografia, miękkie i twarde znaki, odmiana czasowników: nominatielnyj, datielnyj,
winitielnyj, twaritielnij, priedłożnyj… Pani Danusia kazała nam przygotować raz do
roku wypowiedź ustną na temat przeczytanej samodzielnie po rosyjsku książki. W
pierwszej klasie wybrałam Ruskije narodnyje skazki. Aśka też przygotowała skazkę, ale
inną - o Tomciu Paluchu – żyli byli staruch ze staruchoju, raz starucha rubiła kapustu i
nieczajanno odrobiła palec, zawiernuła jewo w trjapku i położyła na ławku... W drugiej
ambitniej - Czietirje tankisty i sobaka ! Trzy tomy kupiłam na Nowym Świecie - tylko
pierwszy przeczytałam. Trzeba było głośno odczytać wybrany fragment książki i
opowiedzieć – czto było dalszje. W trzeciej jeszcze ambitniej - Eugeniusz Oniegin, ale
tylko początek. Oniegina kupił mi już po ślubie mój mąż, Józek ! Coś mi strzeliło do
głowy, powiedziałam mu, że moim marzeniem jest przeczytać Eugeniusza Oniegina w
oryginale ! Przejął się, kupił w Szczecinie, w księgarni radzieckiej. Nigdy nie
znalazłam czasu, żeby to jeszcze raz wziąć do ręki. W 1990 przyleciała w lecie do
Świnoujścia z Kanady Ala – Co, masz Oniegina, zawsze marzyłam, żeby przeczytać to w
oryginale ! I tak mój Oniegin pojechał z Alką do Kanady. Niestety do dnia
dzisiejszego i Alka nie znalazła czasu, żeby go przeczytać ! Książki rosyjskie, piękne
wydawnictwa, można było kupić za bezcen w księgarni radzieckiej na Nowym
Świecie, kupiłam tam te narodnyje skazki właśnie, pięknie wydane, z ilustracjami
Bylibina, po prostu cudo !
51
Szymanów klasa I
Pani Danusia zadawała nam dużo wierszy na pamięć, do dziś potrafię
recytować spore fragmenty ! Wychażu adin ja na darogu, skwoź tuman srebristyj put’
blestit’, nocz ticha pustynja wlemiet Bogu i gwiezda z gwiezdoju gawarit… Albo - gonimi
wiesznimi łuczami, z akriesnych gor uże snjega zbieżali mutnymi ruczjami na patapljonnyje
ługa, ułybkoj jasnuju priroda, skwos’ son wstrieczajet utro goda, sinieja bljeszczut niebjesa…
Z niskim winiakom, i eti tri bierjozy nikomu nielzja attat’. U łukomoria dub zjelonyj,
złotawa cep’ na dubie tom. I dniom i noczjiu kot uczonyj wsio chodzic po cepi krugom…
Rok 1970 ogłoszono rokiem leninowskim. Powstała masa fajnych kawałów, które
wysyłałam Mamie do Świnoujścia.
1) Ogłoszono konkurs na pomnik Puszkina: III nagroda – Puszkin czyta Lenina, II nagroda – Lenin czyta Puszkina, I
nagroda – Lenin (sam).
2) Lenin miał 160 cm wzrostu – mówi Sasza. Skąd wiesz ? Bo tatuś ma 180 cm, a Lenin mu uszami wychodzi.
3) Lenin pyta Krupską. - Nadia, a gdzie są moje dolne niewymowne ? - Nie wiem, Wołodia, pewnie wynieśli do muzeum. 4)
Perfumy – Ostatni oddech Lenina 5) Partia Komunistyczna po rosyjsku – DO-BRO-BYT
Podręczniki do rosyjskiego ozdabiałam sama ! Na końcu książki były różne
pouczające reprodukcje, na przykład obrazy niejakiego W. A. Sierowa - Lenin
przemawia w Smolnym.
52
Szymanów klasa I
Na francuskim czułam się jak ryba w wodzie ! Wszystko wydawało mi się
proste, logiczne, łatwe do zapamiętania. Trochę już mówiłam po francusku, Mama
mnie uczyła. Właściwie nie tyle uczyła, co czytała mi francuską powieść Pamiętnik
lalki. Niewiele tych lekcji było, ale się przydało. Mama wracając po wojnie z Londynu
do Polski przytargała walizę starych francuskich i niemieckich książek, które
bardzo lubiłam oglądać. Oglądać, bo jeszcze wtedy niemieckiego i francuskiego nie
znałam. Od przedszkola mówiono mi – nie martw się, że nie wymawiasz litery r, nic
nie szkodzi, z francuskiego będziesz miała same piątki ! Z takim akcentem ! No i sprawdziło
się ! Wszystkie się pchały na angielski, nikt nie chciał na francuski, a ja właśnie
chciałam. Jestem pensjonarką i będę uczyć się francuskiego, to jakoś
brzmi !
Wiosną, w klasie I miałyśmy na lekcji gości z Alzacji – ksiądz Abbée Pierre Portier –
rozdawał wizytówki oraz siostra zakonna z Francji, która nauczyła nas śpiewać
Alsace, o ma patrie. Ksiądz i siostra zwiedzali szkołę i wszyscy się cieszyli, że
rozmawiamy po francusku z prawdziwymi Francuzami.
Obr żetem tisą kprrw ktr
53
Szymanów klasa I
ЩЩЩЩ awek łatę, dupę kąsa… Niestety, Elce gorzej szło z francuskim niż mnie. W
Lublinie chodziła do klasy z angielskim, ale Siostry nie chciały tego wziąć pod
uwagę, trafiła więc do grupy francuskiej. Pomagałam biednej Elce, odpytywałam z
czasowników nieregularnych i ze słówek, z niewielkim, jeśli chodzi o nią, sukcesem,
a dla mnie z wielkim pożytkiem.
Bonjour madame Dubois ! Vous êtes seule aujourd’hui ? Que fait votre mari ?
Uczyłyśmy się wtedy języków zasadniczo nie zalecaną dziś metodą gramatyczną.
Były różne plansze do gramatyki, masa plansz, niektóre jeszcze przedwojenne !
Uwielbiałam grzebać w specjalnych skrzyniach na plansze, były takie w biologii,
geografii i w pokoju francuskim. Dzięki tym planszom nauczyłam się bardzo dobrze
gramatyki francuskiej. Wszystkich wyjątków i osobliwości w odmianie, to było
wtedy w programie. Nie tak, jak dziś, gdy uczennica, która ma zdawać na maturze
francuski ROZSZERZONY, mówi, że chyba coś słyszała o subjonctif… I bardzo mi się
to wszystko przydało, gdy robiłam kolejne dyplomy z frania,
w latach
dziewięćdziesiątych.
Uzupełnieniem metody paznokciowej były przedstawienia. Matelot navigue
sur les flots ! Historia o marynarzach na Morzu Śródziemnym i petit navire qui
n’avait jamais navigué. Na okręcie zapanował głód i marynarze ciągnęli słomki, kogo
pierwszego zjedzą. Padło na majtka, czyli mouse, była nim Krysia Kruk. Wynika z
tego, że przedstawienie odbyło się w I klasie, bo Krysia potem przeniosła się na
angielski. Majtek się modlił, żeby go nie zjedli do Najświętszej Maryi Panny i stał się
cud. Z wody wyskoczyło na pokład tysiące rybek i marynarze zjedli rybki zamiast
Krysi ! Musiałyśmy się też na pamięć nauczyć bajek La Fontaine’a - La cigale et la
54
Szymanów klasa I
fourmi czyli Mrówka i konik polny. Baśka Plater grała na gitarze – J’ai parcouru tout le
monde, et tous les océans, et pendant que le soir tombe, je voudrais être un enfant. J’ai vu les
filles danser, oui, de belles rondes, les garçons les embrasser... O Boże, jak ja chciałabym
tak pięknie śpiewać...
Il y avait, dans le temps, deux petits vieux très agés, la vieille chetive et toussante... czyli Był sobie dziad i baba bardzo starzy oboje... Kraszewskiego, przełożył to na
francuski Słowacki. Dziadem była Aśka Krzemieniewska – to właśnie ona wpycha
się pod ławę, Babą - Masia Topczewska. Odśpiewałyśmy to z okropnym akcentem,
ale na przedstawienie przyszły Matka Assumpta i Siostra Annuncjata !
55
Szymanów klasa I
W pierwszej klasie uczyła nas Siostra Tomea (Elżbieta Krzyżanowska), potem
Siostra Brygida (Janina Badyoczek). Siostra Brygida uważała, że podręcznik jest do
niczego, przerabiałyśmy na lekcjach fajne czytanki o świętej Genowefie patronce
Paryża, która zdobyła ciotkę wodza5 i świętym Denis, który niósł swoją odciętą (!)
głowę przez pola i lasy... Uważam, że historia o facecie z odciętą głową jest o niebo
ciekawsza od nudziarskich czytanek o tym, co na śniadanie jedzą pan i pani
Pommier. Siostra Brygida mówiła na lekcji tylko po francusku, a że miała bujny
temperament, lekcje były ciekawe i śmieszne ! Miałam nawet brać udział w
konkursie języka francuskiego, olimpiad jeszcze nie było. Jakoś do tego się nie
zebrałyśmy jak należy, rozeszło się po kościach. A najfajniejsze było to, że
robiłyśmy razem porządki w szafie z francuskimi książkami i dała mi kilka !
Świetne francuskie powieści dla grzecznych panienek ! Przytargałam to wszystko
do domu, okładki niebieskie i czerwone, skórzane, piękna rzecz. S. Brygida
tłumaczyła książki Michela Quoista, francuskiego duchownego. Książki te wydały
Loretanki, miałam dwie - Niezwykły dialog i Modlitwa i czyn. W czwartej klasie już
Siostry Brygidy nie było, uczyła nas pani z Warszawy. Wielka szkoda ! Nudne stały
się te lekcje, zadawała wypracowania - La maison de mes rêves (Dom moich marzeń).
Napisałam, że chciałabym mieszkać w leśniczówce, albo w szklanej kuli na szczycie
wysokiej wieży. Ściany tej kuli obstawione miałyby być książkami. Mieszkałabym
sama z moją maszyną do pisania i miałabym święty spokój… Wszystko mi się
sprawdziło ! Mieszkam w małym domku, który wylądował przez pomyłkę na
wieżowcu POLSATU. Elektroniczną maszynę do pisania oddałam już do Jazłowca,
kupiliśmy komputer.
W pokoju francuskim odbywały się również lekcje muzyki, dlatego mówiło się
też pokój muzyczny. Muzyki uczyła pani Irena Kubica, prawie jej nie znałam.
Pamiętam tylko, że w kółko te muzyczki śpiewały piosenkę - Po podwórku chodzą
kaczki, wszystkie bose nieboraczki, a w dodatku nie odziane, to są rzeczy niesłychane. I
uwzględnić pani raczy, że to ma być fason kaczy, zapytajcie zresztą dam, one to potwierdzą
wam ! To był chór szkolny, który występował z tą pieśnią na rozpoczęcie i
zakończenie roku ! Za naszych czasów powstał drugi pokój muzyczny. Mały pokój
naprzeciwko sali gimnastycznej, obok pokoju nauczycielskiego, zwany później
pokojem studenckim, ale już nieprawidłowo, bo prawdziwy studencki znajdował się już
wtedy przecież w starym prysznicu… W tym studenckim na parterze stało radio,
adapter, płyty na stojaku. Można było w sobotę czy niedzielę, albo wieczorem
słuchać Pana Tadeusza, Brandstaettera, Listów Nikodema… Alka z Baśką Guzik słuchały
Strasznego dworu i Szopena. Kolejny przykład infantylnych zainteresowań..
Baśka Guzik chodziła oczywiście na muzykę, ja wybrałam plastykę, był
nawet mini egzamin, wszystkie dziewczyny pchały się na plastykę. Przyjeżdżała
5
nieporozumienie wynikające z podobieństwa słów ciotka i namiot;
56
Szymanów klasa I
do nas pani świecka z Warszawy, pani Lorentz. Rysowałyśmy w parku albo w
budynku - nie było specjalnej sali do plastyki - własne portrety, schody, fragmenty
pałacu, sztukaterie... Mój pierwszy rysunek – Widok, który mną wstrząsnął…
Zgadnijcie jaki ! Aśka Krzemieniewska bardzo ładnie rysowała ! Pamiętam temat –
Wspomnienie z wakacji. Zrobiła to węglem. Z dwóch stron pnie drzew, a w środku
widać poruszoną wodę na jeziorze, przed chwilą wzbił się w niebo ptak… Mój
rysunek przedstawiał wzgórze, na wzgórzu drzewo, o pień oparty chłopak, na
trawie leży na brzuchu dziewczyna i czyta książkę. Tys piknie…
Na angielski zapisałam się dodatkowo do Siostry Idy6, chodziłam całe cztery
lata, ale to jakoś nie było to, co z francuskim. Uczyłyśmy się z podręczników
Collinsa i Alexandra. Siostra dołączyła mnie szybko do grupy zaawansowanej,
przecież ja już tyle lat tego angielskiego się uczyłam. Niestety, nigdy nie nauczyłam
się swobodnie mówić i rozumieć ze słuchu. Po prostu, mimo wizyt u ciotki Baśki w
Londynie, nie miałam okazji ćwiczyć mówienia i słuchania. Owszem, Siostra nam
puszczała czasami na lekcji winyle z modnym kursem Szkutnika. Na płycie facet
recytował –Does you father smoke ? Yes, he does. Can I open the window ? Yes, you can…
6
Siostra Maria Ida - Wanda Maria Plater - Zyberk (1909 -1997) córka Stanisława Plater - Zyberka, ziemianina i Elżbiety z
Tyszkiewiczów. Urodziła się w Konstantynowie nad Bugiem, majątku rodziców. Początkowo uczyła się w domu, gdzie
główny nacisk kładziono na naukę języków i wykształcenie muzyczne. W latach 1920 - 1926 pobierała nauki w Couvent de
L'Assomption Val de Notre Dame Antheit w Belgii, a następnie w Gimnazjum im. Cecylii Plater - Zyberk w Warszawie,
zakończone maturą w 1933 r. W 1931 r. ukończyła pełny kurs Pogotowia Sanitarnego PCK w Warszawie. Wstąpiła do
Zgromadzenia Sióstr Niepokalanek 30 sierpnia 1934 r. w Jazłowcu. Do wybuchu wojny Siostra Ida przebywała głównie w
Warszawie na Kazimierzowskiej. Studiowała filologię francuską i dodatkowo angielską na Uniwersytecie Warszawskim oraz
uczyła francuskiego na Kazimierzowskiej. W ostatnim roku szkolnym przed wojną była tamże mistrzynią internatu. W latach
wojennych do 1940 do 1944 uczyła w Szymanowie języka francuskiego i propedeutyki filozofii. Pod koniec okupacji została
skierowana do Koźla koło Łowicza, do jednej z założonych przez Niepokalanki placówek wiejskich, gdzie znalazły schronienie
małe dzieci, przeważnie sieroty przywiezione z Powstania Warszawskiego. Po wojnie wróciła do przerwanych studiów i w
czerwcu
1946
r.
uzyskała
magisterium
na
filologii
romańskiej
UW.
Równocześnie ze studiami uczyła angielskiego i religii w Szkole Powszechnej i Liceum Ogólnokształcącym im. Tadeusza
Rejtana w Warszawie, a w roku szkolnym 1945 - 1946 języków w Szymanowie. Od września 1946 do czerwca 1950 była
mistrzynią internatu i nauczycielką religii i propedeutyki filozofii w Liceum Sióstr Niepokalanek w Jarosławiu. W latach 1950 1953 uczyła w Szymanowie francuskiego i angielskiego. Lata 1953 - 1955 spędziła we Wrzosowie jako asystentka i socjuszka
mistrzyni nowicjatu, a w latach 1955 - 1959 była tam przełożoną. W 1959 r. ukończyła trzyletnią szkołę dla organistów w
Aninie. Bardzo ważnym działem jej pracy była funkcja tzw. chórkowej. Miała piękny mocny głos i duży talent muzyczny. Grała
na nabożeństwach w kaplicy, uczyła gry na fortepianie siostry i czasem uczennice, ćwiczyła z nimi śpiewy liturgiczne, ze
szczególnym zaangażowaniem śpiew gregoriański. Młodym siostrom, zwłaszcza nowicjuszkom stawiała głosy. W 1959 r.
wróciła do Szymanowa, by uczyć tam angielskiego. Dla uzyskania prawa nauczania go w szkole średniej w 1963/64 studiowała
anglistykę na KUL-u. Była radną domu szymanowskiego. Następne półtora roku spędziła w Belgii odbywając studia pastoralno
- katechetyczne w Brukseli na "Lumen Vitae", a potem jeszcze przeszło rok w Anglii w związku z planowaną tam placówką
Zgromadzenia. Po powrocie z zagranicy jeszcze 16 lat uczyła angielskiego w liceum szymanowskim ( lata 1969 - 1985 ). Z
powodu pogarszającego się wzroku musiała jednak odejść z pracy nauczycielskiej. Zawsze z tym samym spokojem i pogodą
ducha jeszcze przez kilka lat coś pisała, porządkowała książki angielskie i francuskie, których dużo otrzymywała, sporadycznie
w wąskim gronie douczała języków. Czytywała już tylko przez lupę i stopniowo traciła słuch traktując swoje dolegliwości jako
normalny bieg rzeczy. Żeby "być na bieżąco" jak mówiła, słuchała systematycznie radia i przychodziła na rekreacje. W
październiku 1996 r. złamała nogę w szyjce biodrowej. Po trzymiesięcznym leżeniu w gipsie nie mogła już chodzić, ani nawet
stanąć, była wożona na wózku do kaplicy. W dniu śmierci 29 lipca 1997 r. była jeszcze na porannej Mszy Św., wiedziała o
śmierci siostry Ireny. Podczas Mszy Św. pogrzebowej siostry Ireny, gdy kaplica była wypełniona po brzegi i gdy ok. godz. 15
siostry przyjmowały Komunię Św. na korytarzu, usłyszały z celi Siostry Idy wołanie "Jezu, Jezu o Jezu". Wszedłszy do niej
stwierdziły, że zbliża się koniec. Szybko wywołano z kaplicy Matkę i Siostrę Bohdanę, która zresztą w tym momencie grała na
fisharmonii i nie mogła od razu przerwać. Siostry zapaliły gromnicę, zaczęły się modlić. zdołały jeszcze odmówić całą koronkę
do Miłosierdzia Bożego i o 15:15 Siostra odeszła; ks. kapelan dopiero po skończeniu Mszy Św. mógł przyjść udzielić Ostatnie
Namaszczenie. Dwa dni później Siostra Ida została pochowana w grobowcu zakonnym w Szymanowie.
57
Szymanów klasa I
Absurd ! Dziś mamy nagrania z dialogami. Prowadzą je osoby, które wymawiają w
rozmaity sposób, są rozmowy przez telefon, ogłoszenia przez megafony na
dworcu…
Siostra Ida, jak na tamte czasy, wcale nie była chyba takim złym metodykiem
! Nie znała się na modnych dziś metodach komunikacyjnych, kazała w kółko pisać
streszczenia czytanek i uczyć się tego na pamięć ! No i jej akcent ! Nie uznawała
skrótów, żadne don’t ! O, no dolly - mówi się duu nout ! Nie byłam wtedy jeszcze
świadoma, że istnieją takie subtelności ! Koleżanki, z którymi byłam na komplecie między innymi słynna Kaśka Pawlikowska - nieraz wydziwiały nad Siostry Idy
wymaganiami i akcentem. A jak wybrałam się po maturze do Londynu, okazało się,
że się ze mnie się znajome Ciotki Baśki podśmiewały, że mam bardzo
arystokratyczny akcent. Jadę sobie kiedyś metrem w Londynie, idzie przez wagony
pan metrowy i coś ogłasza. Na pewno coś ważnego, ale co ? Prze-pra-szam-ten-panprzed-chwi-lą-coś-og-ło-sił -czy-mo-że-mi-pa-ni-po-wie-dzieć-co-on-po-wie-dział-on-po-wiedział-że-ten-skład-do-jez-dża-tyl-ko-do-Wim-ble-don-dzie-ku-ję-bar-dzo…
Tak czy siak, zarobkowałam przez kilka lat jako nauczycielka angielskiego w
szkole podstawowej i szło mi dość dobrze. Do Wimbledonu z moimi uczniami na
szczęście nie musiałam jeździć. Wspomnę jeszcze, że Siostra Ida dyżury nocne w
internacie odbywała uzbrojona w latarkę… Gdy kogoś w nocy spotkała, latarką
świeciła mu prosto w twarz ! I tak zapadła mi w pamięć, tak ją uwieczniłyśmy w
naszej Historii Zgromadzenia SS Niepokalanek.
Nauczycielka chemii, pani Jadwiga Kieszkowska ! Przemiła starsza pani, dwa
lata przed emeryturą, lekcje z nią byłyby prawdziwą przyjemnością, gdyby nie fakt,
że nie wymagała wiele, właściwie nic ! Półeczki na odczynniki, które na lekcji
przelewałam bez sensu jedno w drugie i patrzyłam, co się wydzieli, a wydzieliło
nam się srebro. Z prawdziwa przyjemnością rysowałam sobie różne menzurki w
zeszycie, miałam specjalny plastikowy szablon… Układ okresowy pierwiastków
wyjaśniany na kolorowych karteczkach zrozumiałam, ale natychmiast zapomniałam
! To jest nawet ciekawe lingwistycznie zjawisko – lantanowce, chlorowce, aktynowce…
Albo - metan, etan, propan, butan, orangutan… Chemię znienawidziłam jeszcze w
szkole podstawowej i postanowiłam sobie z niej nic nie robić dalej. Co z tego
wyszło w klasie trzeciej ? Zaczęła nas uczyć mama naszej koleżanki, Jagody
Szymczyk. Madame Tirée - bo mówiła zamiast kreska - tirée ! Dojeżdżała raz w
tygodniu na cały dzień. Nauczycielka z cenzusem uniwersyteckim, naukowy
pracownik SGGW ! No i zaczęło się ! Zaczęła ostro i z kopyta, zorientowała się
szybko, że nic kompletnie nie umiemy ! Mnie się udało, po prostu, Madame Tirée
wykiwać. Chemia była tylko w I, II i III klasie, ocena z trzeciej szła na maturę. Nie
58
Szymanów klasa I
chciałam mieć trójki na maturze. Zgłosiłam się do poprawiania oceny – była wtedy
możliwa taka procedura. Tym samym całą wycieczkę Szlakiem Kopernika miałam
zmarnowaną ! Zdawałam i plotłam chyba jakieś ciężkie bzdury, pani Szymczyk
głęboko westchnęła, zaczęła przerzucać dziennik. Chyba chciała sprawdzić, jak się
uczę… I zmyliła ją moja piątka z matmy ! Postawiła mi czwórkę ! W IV klasie
zorganizowano kółko chemiczne dla chętnych, wybrałam się na nie raz jeden !
Naprawdę miałam dobre chęci, brałam przecież pod uwagę, że będzie mi
potrzebna na egzaminach na wymarzoną weterynarię. Miałam naprawdę dobre
chęci. Wydawało mi się, że może jak się bardzo, bardzo, bardzo skupię to tę chemię,
na którą mi szufladka w głowie nie urosła, zrozumiem ! Nic z tego ! Pomyślałam, że
będę szukać wydziału, na który nie ma egzaminu z chemii, będzie prościej. W
rezultacie nie złożyłam papierów na weterynarię, ale na ogrodnictwo, co się mniej
więcej sprawdziło w życiu, ale to już inna historia. Na pierwszym roku SGGW
miałam dwa semestry chemii, ćwiczenia udało mi się zaliczyć, ale egzaminu w
czerwcu nie zdałam. Poprawkowy we wrześniu był formalnością. Z chemii nic nie
umiem do dziś. Uwaga na marginesie zagadnienia – czy to do weterynarii, czy
ogrodnictwa, czy pracy z młodzieżą – trzeba mieć tę samą cnotę. Nazywa się ona
CIERPLIWOŚĆ.
„Po Wawelu się ugania Jagiełło, Skirgiełło, Mindygiełło, Świdrygiełło, skąd im się to
wzięłło, Jadwisia, daj pysia, wielka wojna dzisiaj” ! Błąd, Jadwiga umarła, gdy Zbyszko
z Bogdańca siedział w więzieniu, rok 1399, a bitwa pod Grunwaldem była w 1410 !
Jagiełło miał już od dawna drugą żonę ! A wszystkich miał cztery !
Lekcje historii z Siostrą Irmą (Irena Drabik) wspominam bardzo miło.
Siostra Irma była wesoła, mało konfliktowa. Jedno mnie drażniło, że przedrzeźniała
mój sposób mówienia, nie wymawiam litery „r”. Naprawdę, nie powinna tego
robić… Siostra Irma bała się żuli, wszyscy chłopcy spotykani na wycieczkach to byli
żule… Hi, hi ! Lekcje były takie sobie, kto chciał zdawać na studia historię, chyba
59
Szymanów klasa I
tylko jedna Agnieszka Riedel, ten musiał sam się nauczyć i tyle.
Przygotowywałyśmy natomiast referaty, ale chyba nie było to obowiązkowe – kto
chciał. Ja oczywiście chciałam ! W pierwszej klasie – Kłopoty z królem Jagiełłą !
Przeczytałam do tego referatu Jadwigę i Jagienkę Czesławy Nemyskiej-Rączaszkowej,
powieść dla dzieci w młodszym wieku szkolnym i na tej podstawie wygłosiłam swój
referat ! Poza tymi referatami nic ciekawego się nie działo, trzeba było się uczyć
lekcja po lekcji… Jedyne warte wspomnienia
wydarzenie,
jak Aśka
Krzemieniewska, która miała fenomenalną pamięć, nauczyła się na pamięć w czasie
jednej przerwy całego rozdziału z podręcznika. Zgłosiła się do odpowiedzi, a my –
jej wierne partyzantki - sprawdzałyśmy w książce, czy się nie myli. Siostra Irma się
połapała i dała jej dwóję ! Podręcznik po historii w klasie pierwszej, bardzo gruby,
ozdobiłam, podobnie jak książkę do rosyjskiego, kolażami… Henryk VIII z głową
Asterixa, Erazm z Rotterdamu w habicie, jako Siostra Germana. Tak, uważam, że
Siostra Germana jest bardzo podobna do Erazma z Rotterdamu. Tę książkę wzięła
sobie na pamiątkę Kasia Michalska. Żeby zapamiętać jakąś datę, wymyślałyśmy
różne melodie – na melodię Rozkwitały pęki białych róż - Tysiąc trzysta osiemdziesiąt
pięć – unia Polski z Litwą tra-la-la-la-la! Albo - Płynie przez Koniecpol Pilica, Pilica, a
Oleńka kocha Kmicica, Kmicica – ale to już nie Tośka Krzysztoń wymyśliła, tylko
Maria Czubaszek !
Elka miała z historii piątkę, ja interesowałam się nie historią, ale heraldyką !
Nawet Alce wymyśliłam herb Falcator, czyli Żniwiarz, którego imię jest śmierć…
Siostra Natanaela przynosiła mi zza klauzury herbarze, a Ciocia Jola Porayska dała
mi w prezencie dziesiąty tom Herbarza Bonieckiego – litera K. Jakoś jej się przyplątał,
niewiadomo skąd, akurat dziesiąty tom, w którym znalazłam Kicińskich, czyli
rodzinę męża mojej rodzonej Ciotki Ewy. Ten herbarz trafił po latach do Antka,
mojego siostrzeńca i chrześniaka, jako prezent na bierzmowanie. Niech się cieszy, że
ma dziadka w herbarzu ! Ten referat z piątką i podpisem Siostry Irmy zachował się
do dziś ! Wykorzystana literatura:
1. A. Małecki – Studia heraldyczne
2. A. Boniecki - Księga herbów rodów polskich Warszawa 1897
3. F. Piekoński – Heraldyka polska wieków średnich Kraków
1899
4. S. Mikucki – Heraldyka Piastów Śląskich do schyłku XIV w
1936
5. B. Paprocki – Herby rycerstwa polskiego
6. Wielka Encyklopedia Powszechna PWN
7. Encyklopedia francuska Petit Larousse 1971
60
Szymanów klasa I
W czwartej referat o Churchill’u ! Przeczytałam bardzo grubą książkę
Churchill i całą godzinę opowiadałam o Teheranie, Jałcie, Poczdamie i o Roosvelcie,
który w Jałcie już nie miał sił. Jacek Kaczmarski jeszcze pewnie chodził do szkoły
podstawowej.
Matma stała bardzo dobrze za naszych czasów w Szymanowie ! Uczyła nas
Siostra Marta, naprawdę wybitny dydaktyk. Wiem, co mówię, bo mam pięcioro
dzieci i sama uczyłam w szkole, na szczęście nie matmy. System kalendarzy
powtórkowych, które wieszała w klasie, kolokwiów pisemnych (tym mądrym terminem
określało się klasówki z materiału z poprzednich lat do samodzielnego
przygotowania) i ustnych (to były wprawki do matury ustnej) miała opracowany do
perfekcji. Drugim jej sposobem było łączenie nas w obowiązkowe pary słabszasilniejsza. Mnie przypadła Alka Kosieniak, a potem także Monika Ceregro.
Odrabiałam z nimi wszystkie lekcje, z matmy, dostałam na koniec szkoły od Moniki
płytę z dedykacją - Od najgłupszego matematycznego tumana, dla najbardziej genialnego
profesora. Najbardziej lubiłam geometrię analityczną, ale nie zawsze wszystko
rozumiałam. Kiedyś Zając przysiadł się i przysłuchiwał mojej lekcji z Ceregrusem.
61
Szymanów klasa I
Pytam Monika - co to jest punkt ? I orientuję się, że sama tego nie wiem ! A Siostra
Janina słucha ! A Monika – punkt to para liczb ! I ona uważała, że jest słaba z matmy
!
Bardzo lubiłam matmę, ale byłam okropnie roztargniona i niedokładna ! A
Siostra Marta potrafiła mi postawić tróję z klasówki tylko dlatego, że nie napisałam
jednego nawiasu ! Do tego czepiała się takich drobiazgów, jak zeszyt do klasówek w
linie ! Zupełnie nie rozumiem, co jej przeszkadzało, że piszę w zeszycie w linie !
Co to będzie …. Nikt nie wie, cisza… A ja na całą klasę - zewnętrze koła ! Należała mi
się piątka ! Ciekawe zadanko - •x• + •y• = 1 . Co to takiego jest ? A ja – trzeba rozpisać i
wyjdzie moim zdaniem kwadrat ! No to proszę do tablicy !
O jednym trudnym
przekształceniu, sama Siostra Marta powiedziała, że tego dobrze nie rozumie… A ja
wymyśliłam, że to w przybliżeniu, jak z rajstopami. Naciąga się je, na początku są
prawie jak punkt zero, bardzo małe, a potem rozciągają się, każdy kolejny punkt
odrobinę więcej, w nieskończoność… Powiedziała, że sama by na to nie wpadła !
Nic dziwnego, przecież zakonnice nie noszą rajstop ! Takie chwile się pamięta i
opisuje w pamiętniku !
Nie wiem, czy w programie był suwak logarytmiczny, ale miałyśmy ! Na
ścianie wisiał wielki suwak, trzeba było zaopatrzyć się we własny. Można było
zdawać suwak, dla chętnych, co oczywiście zrobiłam. Aśka podarowała mi książeczkę
- Jak liczyć na suwaku logarytmicznym. Umiejętność posługiwania się suwakiem
logarytmicznym przydała mi się bardzo na I roku studiów. Na drugim miałam już
mały kalkulatorek z Londynu.
62
Szymanów klasa I
Myśmy się w III klasie z Aśką bardzo interesowały matematyką, nawet
nauczyłyśmy się na pamięć wiersza matematycznego. Oczywiście nie tego, że w
pierwszej wszystkie są dodatnie, w drugiej tylko sinus, w trzeciej tangens i cotangens, a w
czwartej cosinus, bo to każdy to zna. Nasz był inny – Kuć i orać w dzień zawzięcie, bo
plonów nie ma bez trudu, złocisty szczęścia okręcie kołyszesz. My nie czekamy cudu, robota to
potęga ludu. O co chodzi ? Liczy się litery w każdym słowie i mamy liczbę „π” z
dokładnością do 23 miejsca po przecinku! 3,14159 26535 89793 23846 264. Dla potrzeb
gospodarstwa domowego wystarczy.
63
Szymanów klasa I
REFERAT
MATEMATYCZNY
czyli „teoria płaszczaków”
(wersja katechetyczna)
Jako założenie przyjmujemy istnienie istoty dwuwymiarowej i przez analogię,
będziemy rozpatrywać naszą sytuację.
1 a) istotę bezwymiarową nazywamy „punkciakiem”;
istotę jednowymiarową - „niciakiem”;
istotę dwuwymiarową - „płaszczakiem”;
istotę trójwymiarową - „człowiekiem” itd.
b) lustro jest to bardzo dziwne urządzenie, które, gdy się przeglądamy
zamienia nam prawe oko w lewe itd., a nie zamienia nam głowy na nogi.
Wniosek: Coś w tym jest!
Życie „płaszczaka” (różne sytuacje związane z poznaniem lustra i nie tylko):
a) punkciak nie posiada lustra, a jeśli je posiada, to w wymiarze n-1 (czytaj en do
minus pierwszej);
b) niciak ma lustro bezwymiarowe;
c) płaszczak korzysta z jednowymiarowego lustra;
d) człowiek ma lustro dwuwymiarowe;
64
Szymanów klasa I
e) kto korzysta z lustra trójwymiarowego (np. kuli) ?
Odp. Ktoś w czwartym
wymiarze.
f) Czy płaszczak może przejrzeć się w lustrze dwuwymiarowym (czyli w jego
wym.) Nie ! (Tak, jak my w kulistym lustrze);
Czy płaszczak zobaczy kolegę przy pomocy dwuwymiarowego lustra ? (patrz
rysunek). Odp. Może, tylko musi się skupić !
Wniosek: My także (analogia) możemy zobaczyć kolegę, ale przy pomocy
trójwymiarowego lustra.
CO SIĘ DZIEJE Z DUCHEM PŁASZCZAKA ?
a) dla nas, istot trójwymiarowych duchy są niepojęte, gdyż one działają w
czwartym wymiarze czasem mogą się przenieść (zaopatrzywszy się w giezło i
kajdany) do wymiaru trzeciego.
Podobnie jest z płaszczakiem - dla istoty o niższym wymiarze istota o wyższym
wymiarze jest duchem, po śmierci duch płaszczaka przenosi się do trzeciego
wymiaru.
Zagadnienie. Dlaczego go (płaszcz. ducha) nie spotykamy ?
Odp. Duch płaszczaka żyje w nas. Jest to tzw. „wędrówka dusz !”
Dowód na istnienie płaszczaka: obecność jego ducha w nas.
Dowód: Płaszczak jest krasnoludkiem (patrz 1,2,3) Płaszczak jest przecież malutki
!
CO TO SĄ WAMPIRY I STRZYGI
Opierając się na kontrteorii II (patrz dalej) wiemy:
Dusza przechodzi z wymiaru w wymiar powoli zniżając się. Co to jest duch
pokutujący ? Duch, który nie żyje w nikim, bo odbywa jakąś karę ? Z czego żyje
taki duch ? Żeruje na innych ludziach, w których żyją inne duchy.
Wampiry i strzygi maja możliwość przenoszenia się swobodnego w swych dwóch
sąsiednich wymiarach.
ROZDWOJENIE JAŹNI I INNE CHOROBY PSYCHICZNE
Co to jest rozdwojenie jaźni ? Choroba psychiczna – jakby podwójne życie polega
na tym, że w człowieku żyje (kontrteoria) duch o wyższym wymiarze – czyli że z
niego pochodzi. Być może ten duch tęskni, próbuje wrócić. Jest to męczące dla
człowieka i ducha ! Niestety nie można temu zaradzić !!! Wniosek: należy unikać
duchów o spaczonym charakterze C.D.N.
65
Szymanów klasa I
Pyt. 1. „Czy głos rozprzestrzenia się we wszystkich wymiarach” ?
Czyli, czy płaszczaka można nastraszyć za pomocą głosu wołając „huu” ?
Duchy są to istoty o wyższym wymiarze. Duchy nas straszą.
Pytanie 2: „Czy straszą z czwartego (nas), czy zniżają się do trzeciego” ?
Odpowiedź: Straszą nas z wymiaru wyższego, bo gdyby się zniżyły, przestałyby
być duchami.
WNIOSEK 1 Głos rozprzestrzenia się z wymiaru w wymiar !
Dygresja: Kto wie, może płaszczaki nas się boją i dlatego zrobiły się takie płaskie.
WNIOSEK 2 Nie należy głośno krzyczeć. Możemy płaszczaka nastraszyć z
naszego wymiaru (nie zniżając się) wołając „huuu”, ale nie należy tego robić.
Pyt. 3 „Czy płaszczak to, to samo, co krasnoludek ?
Jednego i drugiego nikt nigdy nie widział, ale wiele się o nich pisze. Krasnoludki
nas nie straszą, a my je nastraszyć możemy,
Krasnoludek może się wcisnąć w „każdą najmniejszą szparkę”, więc nawet
dwuwymiarowa, co przemawia za tym, ze jest dwuwymiarowy.
Dowód: Krasnoludek jest bardzo malutki, bo inaczej nie byłby krasnoludkiem.
Jeśli płaszczak jest malutki jest krasnoludkiem ! Jeśli jest krasnoludkiem, jest
malutki.
KONTRTEORIA
Założenie: Dusze wędrują nie z wymiaru niższego w wyższy, ale na odwrót.
Przemawiają za tym następujące sprawy:
Istnienie podświadomości:
a) wszyscy wiemy, ze podświadomość jest od nas bogatsza,
b) skąd się bierze podświadomość ? Pochodzi z ducha.
WNIOSEK Duch pochodzić musi z wymiaru wyższego, stąd ma większe
możliwości.
Jeżeli tak jest, to istnieje nieskończona ilość wymiarów.
a) dusze były kiedyś w „n” wymiarze i zmierzają wszystkie do zera.
Czy były w „n” ? Niezupełnie, bo:
b) w „n” istnieje coś Najwyższego, co nigdy nie zbliży się do zera.
c) to coś nadało następny o jeden niższy i w tym pozostało wszystko.
66
Szymanów klasa I
Czy to początek świata ?
Co istnieje poniżej zer, do którego dążą wszystkie wymiary ?
To jest to zło, które pogłębia się z wymiaru na wymiar, coraz niżej i niżej aż do „–
n”, gdzie znajduje się zło, które jest tak bardzo dalekie od życia. W ten „+n” ma
nieskończoną ilość osi, skąd ta nieograniczona moc!
Siostra Irena7 (Krystyna Jost), cudowny człowiek, cudowne lekcje. Z fizyki
miałam w podstawówce piątkę i z pierwszej klasówki w Szymanowie, a była to
7córka
Michała, inżyniera - sapera, majora WP i Heleny z Żyborskich, nauczycielki. Urodzona w 1923 r. we Lwowie, miała troje
rodzeństwa: najstarszego brata z pierwszego małżeństwa ojca, starszą siostrą Barbarę i młodszą od siebie Jadwigę. Ukończyła
szkołę powszechną w 1935 r. w Toruniu. Ze względu na poważną chorobę matki obie z siostrą Basią oddane zostały do zakładu
w Jazłowcu, co było życzeniem ojca, który pochodził z tamtych stron. W czerwcu 1939 r. ukończyła gimnazjum w Jazłowcu
uzyskując tzw. małą maturę. Wybuch wojny zastał panią Jostową wraz z córkami w Jazłowcu. Krysia przez blisko trzy miesiące
uczęszczała jeszcze do szkoły Sióstr, ale wobec gróźb i represji ze strony władz sowiecko - ukraińskich nauka w klasztorze
została zaniechana. Ciężkie warunki materialne zmusiły Krysię do pracy zarobkowej, głównie w ogrodach i szklarniach
poklasztornych. Ojciec, który przed samą wojną został powtórnie powołany do wojska, ukrywając się po 17 września został
aresztowany w samym Jazłowcu. Znalazł się w obozie jenieckim w Kozielsku, skąd w grudniu przyszła od niego pierwsza
wiadomość. Zginął w Katyniu 9 kwietnia 1940 r. W czerwcu 1942 r. Krysia wyjechała z Jazłowca do Warszawy zaproszona
przez p. Zofię Bukowską, która wraz z córką Martą, uciekając z Warszawy, schroniła się w na jesieni w Jazłowcu. Od września
uczęszczała na tajne komplety prowadzone przez siostry Niepokalanki na Kazimierzowskiej i w 1943 r. zdała maturę według
programu liceum matematycznego. W roku 1943/44 rozpoczęła studia historyczne na tajnym Uniwersytecie Warszawskim.
Wstąpiła w szeregi Armii Krajowej, brała udział w szkoleniach sanitarnych przy ul. Poznańskiej, kolportowała prasę
podziemną. Chroniąc się przed wywózką na roboty do Niemiec podejmowała rozmaite prace zarobkowe. W lipcu 1944 r. razem
z Martą Bukowską wyjechała na wakacje do jej dziadków do majątku Michałowice koło Stradowa w woj. kieleckim. Na wieść o
wybuchu powstania chciała natychmiast wracać z Martą do Warszawy, aby wziąć udział w walce, ale okazało się to
niemożliwe. W drugiej połowie stycznia 1945 r. Krysia opuściła Michałowice. Niepokojąc się o losy matki i sióstr, które zostały
na kresach, a od których nie było żadnych wiadomości, postanowiła przedrzeć się do nich. Dotarła do Przemyśla posuwając się
pieszo albo autostopem "pod prąd", bo główny ruch odbywał się ze wschodu na zachód. W Przemyślu granica była już
zamknięta i dalej przedostać się już nie było można. Tam dowiedziała się, że wkrótce już ruszą transporty wysiedleńców z
Kresów do Polski. Wróciła więc przez Lublin i Warszawę do Krakowa. Od trzynastego roku życia myśl o wstąpieniu do
klasztoru nie była jej obca; chciała wybrać Karmel lub jakieś zgromadzenie misyjne. Wracając z Przemyśla zajechała do
Szymanowa prosząc o przyjęcie do Niepokalanek zaraz jak tylko odnajdzie się jej matka i siostry. W Wielką Sobotę 1945 r.
przybył do Krakowa transport z Czortkowa; była tam matka i siostry. Razem z nimi tymże transportem dojechała do Torunia,
gdzie rodzina miała zamiar się osiedlić. W Toruniu zapisała się na trzymiesięczny Kurs Pedagogiczny i w dwa dni po jego
ukończeniu, 15 września w Szymanowie wstąpiła do klasztoru. Pierwsze śluby zakonne złożyła w Szymanowie 8 grudnia 1947
r., wieczyste 8 grudnia 1953 r. Po wyjściu z nowicjatu przez dwa lata uczyła matematyki w Szymanowie, a w latach 1949 - 1951
była wychowawczynią w bursie na Idzikowskiego, żeby we wrześniu 1951 r. znowu wrócić do Szymanowa i uczyć tam sześć
lat. Równocześnie rozpoczęła studia matematyczne na Uniwersytecie Warszawskim, ukończone w 1956 r. kurs katechetyczno świetlicowy w Polskiej Wsi, a w 1955 r. kurs katechetyczny w Szymanowie. W 1957 r. wyjechała do Wałbrzycha, gdzie była
mistrzynią internatu równocześnie ucząc. W latach 1961 - 1966 uczyła matematyki i fizyki w Szymanowie, będąc przez dwa lata
mistrzynią internatu. Od września 1966 r do września 1968 r. była mistrzynią "internatu małych" w Nowym Sączu, a następnie
na rok przejechała do Szczecinka, gdzie była katechetką. W latach 1969 - 1974 uczyła fizyki w Szymanowie. Przez następny rok
prowadziła katechizację w Dursztynie, a w latach 1975 - 1977 była nauczycielką i wychowawczynią w Szkole Gastronomicznej
w Nowym Sączu. W sierpniu 1977 r. została skierowana znowu do Szymanowa, gdzie była aż do lipca 1980 r. nauczycielką i
katechetką. W sierpniu 1980 r. została przełożoną w Wałbrzychu, a w następnym roku aż do 1984 r. przełożoną w Nowym
Sączu. W 1984 r. w murach klasztoru jarosławskiego został powołany do życia diecezjalny dom rekolekcyjny, którego
organizowanie powierzono Siostrze Irenie. Gdy już dom rekolekcyjny w Jarosławiu nie wymagał obecności siostry Ireny,
otrzymała misję zorganizowania domu rekolekcyjnego w Szczecinie, całkowicie objętego przez Niepokalanki. W sierpniu 1988
r. wróciła do Szymanowa. Pierwsza placówka sióstr Niepokalanek na Ukrainie w Mikulińcach koło Tarnopola powstała w
czerwcu 1991 r. kierowana przez Siostrę Irenę. W arcytrudnych warunkach ukraińskich Siostra uczyła w wielu miejscowościach
religii, była pomocną w pionierskich działaniach przyjezdnych księży, często o głodzie i chłodzie, przemieszczając się z miejsca
na miejsce przeważnie autostopem. Załamanie się stanu zdrowia Siostry Ireny spowodowało, że we wrześniu 1992 r. wróciła do
Polski. Znowu miała zajmować się "dziewczynkami". Zamieszkała we Wrzosowie, bo stamtąd najłatwiej można było wyruszać
na objazd kół KZJ (była również w Paryżu, zaproszona przez tamtejsze koło). Stale krążąc po Polsce ożywiała zebrania kół,
przyciągała nowe osoby do KZJ, odwiedzała chore i samotne wychowanki, korespondowała z wieloma osobami, ułatwiała
koleżankom wzajemną pomoc, na nowo wiązała dawne wychowanki ze Zgromadzeniem. Pozyskiwała sobie przyjaciół często
67
Szymanów klasa I
klasówka z fizyki, dostałam dwie piątki ! Nawet napisałam list do mojego pana od
fizyki w Świnoujściu – pana Romana Oleksiaka, taka byłam zadowolona !
Przypominam Wam te okropne niekonsekwencje programu ! Całki i różniczki na
matematyce przerabiało się dopiero w czwartej klasie, a na fizyce potrzebne one były
już w trzeciej ! Siostra Irena z zapałem nam je objaśniała, bardzo umiejętnie,
wszystko rozumiałam. Działania na potęgach, bo tego w programie matematyki nie
było, a było bardzo potrzebne na maturze, też jej zawdzięczamy. Ruchy elektronów
dookoła jądra objaśniała – Tańcowały dwa Michały, jeden duży drugi mały, jak ten mały
zaczął krążyć, to ten drugi nie mógł zdążyć, a jak mały mógł już zdążyć, to ten duży nie
mógł krążyć. I naprawdę wszystko się zgadzało ! Zadanie matematyczno-fizycznometafizyczne dotyczące Trójcy Świętej: Kiedy a+a+a = a ? Innymi słowami – co należy
podstawić za a , żeby się zgadzało ? Proszę nie strzelać, że 1, a√3/2, a√2, tylko
myśleć ! Osobom nie zainteresowanym i nie uzdolnionym matematycznie wyjaśniam
- trzeba wstawić ∞, albo 0, wtedy się zgadza. Wykorzystywałam w katechizacji
młodzieży gimnazjalnej.
Pracownia fizyczna była wspaniała ! Ale nie od razu ! Urządzona za pieniądze
otrzymane od kardynała prymasa Stefana Wyszyńskiego po jego wizycie w marcu
1971. Szafki oszklone, pełno rozmaitych wspaniałych urządzeń - butelka lejdejska,
takie coś z siatki, po czym latają różne iskry, czyli - magik fikus z miasta Dwikuz.
Komputer z ekranem, na którym ukazywały się różne wykresy, krzywa histerezy,
w sytuacjach przypadkowych, np. w pociągach. W maju 1996 r. ze straszliwą siłą ujawniła się u niej choroba, na którą zmarły
już jej obie siostry. Była operowana w Szpitalu Bielańskim w Warszawie, gdzie nie rokowano jej ani tygodnia życia, następnie
otrzymała chemioterapię w Szpitalu Onkologicznym na Wawelskiej, po której nastąpiło duże polepszenie, tak, że wydawało
się, że choroba została stłumiona. Na początku 1997 r. nastąpiło załamanie zdrowotne, medycyna była już bezsilna. Bardzo
dzielnie znosiła swoją chorobę, z pełnym poddaniem się Woli Bożej. Na szczęście wielkie cierpienia były Jej oszczędzone. Do
końca interesowała się dawnymi wychowankami. Zmarła we Wrzosowie 26 lipca 1997 r. i została pochowana w grobowcu
szymanowskim. Na pogrzeb, wychowanki stawiły się bardzo licznie, co dowodzi, że Siostra Irena była dla nich kimś naprawdę
bardzo ważnym.
68
Szymanów klasa I
jakby ktoś nie pamiętał. a nazywał się - oscylator katodowy ! Na studiach koledzy mi
nie wierzyli, że miałyśmy w Szymanowie prawdziwy oscylator katodowy ! Podobno
nawet jeszcze w Rejtanie tego nie mieli ! Albo taka przykładowo ława optyczna !
Piękna rzecz ! Gasi się światło, zaciąga sztruksowe story, na ekranie pojawiają się
tęcze kolorów! Bardzo widowiskowe !
Aśka Krzemieniewska też bardzo dobra była z fizyki !! Twierdziła, że ma
zdolności matematyczne, a zamiłowania humanistyczne. Siostra Annuncjata powiedziała,
że powinna zatem studiować fizykę. Ale Aśka wybrała romanistykę, pewnie dlatego
na lekcjach nie uważała, cały stół w fizyce kiedyś wymalowała w postacie z
Przeminęło z wiatrem - Retta, Scarlett O’Hara, braci Tarlettonów, Mammy, była nawet
ta kamizelka w wytłaczane różyczki… Była afera i musiała to wszystko wyczyścić.
Alusia K. z fizyki nie rozumiała nic a nic ! Nawet z kalorymetrii, mojego
ulubionego działu. Klasa czwarta, to były już stosy atomowe, elektrownie jądrowe
i cyklotrony, to było okropnie nudne. Uczyłam się na pamięć, nie chciało mi się tego
zrozumieć. Książki do szkoły powinni pisać ludzie, którzy wiele lat uczyli, a nie
panowie naukowcy ! Siedzimy sobie kiedyś na studiach na korytarzu, ktoś pyta –
Co tam w gazecie piszą ? - Piszą, że w Szwajcarii manifestacje, ludzie nie zgadzają się,
żeby pod miastem w ziemi zakopać cyklotron. A ja się mądrzę - W tej głupiej Szwajcarii
to z nadmiaru pieniędzy ludzie zupełnie pogłupieli, co im przeszkadza, że zakopią sobie pod
miastem jakiś cyklotronik ? – Dziewczyno, czy ty wiesz, jakiej wielkości jest cyklotron ? !
Cyklotron ma średnicę kilku kilometrów ! – Kilku kilometrów ? ! Niemożliwe, zawsze
wyobrażałam sobie, że jest wielkości pudełka z pastą do butów ! Czy to moja wina ?
Przecież w książce był tylko obrazek, można to sprawdzić ! Nigdzie nie podano,
jakiej wielkości jest cyklotron ! A jest to urządzenie do rozpędzania cząstek
elementarnych. A że cząstki elementarne są bardzo malutkie, każdy się z tym
zgodzi !
69
Szymanów klasa I
Oczywiście zdarzało mi się ściągać. Nie tylko na fizyce ! Mój sposób polegał
na ryciu wzorów cyrklem na plastikowych - wielka nowość - ekierkach i linijkach.
Czasem też pisałam sobie wzory flamastrem na oprawce do okularów. Ala
oczywiście ściągała ode mnie, a nawet robiłyśmy okropne rzeczy ! Zauważyłyśmy,
gdzie Siostra Irena chowa w pracowni fizycznej nasze sprawdziany - do szuflady w
pierwszym stole pod oknem. Po południu, na drugim studium, po prostu
wyciągałyśmy ten nieudany sprawdzian z szuflady, a wkładałyśmy drugi, już
poprawiony. Zdarzyło się to kilka razy i nigdy nie wydało. Właściwie to się z tego
spowiadałam, miałam ogromnego kaca z powodu tych historii. Ale co miałyśmy
robić ? Miała Alusia nie zdać z fizyki ?
Siostrze Irenie zawdzięczam też to, że umiem na pamięć i często odmawiam
Anioł Pański i Pod Twoją obronę... Umiem całe, do końca nawet łaskę Twoją prosimy
Cię, Panie… Przerywała lekcję, jak dzwonili. Siostra Irena była też entuzjastką
zdrowego harcerskiego trybu życia - w połowie lekcji kazała się gimnastykować,
oczywiście przy otwartym oknie ! A kuratorium wprowadziło wtedy kolejną
70
Szymanów klasa I
nowinkę - gimnastykę śródlekcyjną. W normalnych szkołach na pewno nikt sobie tym
głowy nie zawracał, a u nas, w czwartej klasie, 16 grudnia, przyjechała wizytacja. „I
weszła Siostra Teodozja jakaś dziwna, podeszła do S. Gizeli i coś szepnęła i tak się zrobiło
zimno, one wstały, a Gizela mówi „no tak, wyjdźcie z klasy i nie róbcie paniki, Grześka idź
uspokój pierwszą klasę, niech nie histeryzują”. Wizytacja wparowała nam na lekcję,
wszystko szło zgodnie z planem do momentu gimnastyki śródlekcyjnej. Siostra, nie
była to Siostra Irena,
otworzyła okno i kazała MI poprowadzić gimnastykę.
Wymyśliłam wkręcanie żarówki, wymachy ramion… Trochę się zagalopowałam, bo
kazałam zrobić skłony w przód i wizytator widział wszystkie dolne niewymowne w
całej krasie ! Okresowo miałyśmy gimnastykę poranną na wolnym powietrzu, też z
Siostrą Ireną – nie chodziłam, chowałam się do hipa !
Siostra Irena lubiła bardzo śpiewać. Przed wycieczką w klasie pierwszej
zorganizowała nam śpiewy wycieczkowe. Prawdopodobnie chodziło o to, żebyśmy na
wycieczce nie skompromitowały się głupimi tekstami, tylko śpiewały coś
odpowiedniego dla uczennic Szymanowa. Posłała mnie matka, na górę po jabłka, a ja z
góry na pazury wysypałam jabłka. Trzeba łysych pokryć papą, lecz funduszy nie ma na to, my
fundusze zdobędziemy, łysych papą pokryjemy… Nie wiem, czy to nie głupsze od
zakazanego Macieja, a kierowca akurat okazał się łysy…
Siostra Irena była również specjalistką od Pani Jazłowieckiej i historii
Zgromadzenia. Oprowadzała wszystkie pielgrzymki, miała z nami specjalne lekcje.
71
Szymanów klasa I
W maju 1995 przysłała do nas do domu swoje dwie znajome, które w
Świnoujściu się wczasowały z wywiadem, czy na pewno niczego nam nie
potrzeba…
72
Szymanów klasa I
Lekcje geografii odbywały się różnie, czasem w dużej klasie przy bibliotece,
czasem w pracowni geograficznej, skąd przynosiło się plansze i mapy. W naszej – b,
stały szafki z różnymi minerałami, próbkami drewna, bardzo to ładnie wyglądało…
Kinga Kantorska, proszę wymienić dopływy Wisły ! – Niestety, nie umiem, ale mogę
opowiedzieć o cudzie nad Wisłą ! Dziękuję, dwa ! Siostra Janina (Jadwiga Martynuska),
nasza klasowa, Zającowa po prostu ! Ze zdumieniem niedawno odkryłam, że jest
młodsza od mojej Mamy ! Zawsze mi się wydawała okropnie stara ! Lekcje były
takie jak i sama Siostra Janina – drobiazgowa i poukładana. Nauczyłam się bardzo
przydatnych w życiu rzeczy - prekambr, paleozoik – kambr, ordowik, sylur, dewon,
karbon, perm – mezozoik - trias, jura, kreda - trzeciorzęd i czwartorzęd. Uczyłyśmy się na
pamięć dopływów Wisły, Odry oraz rzek wpadających do Bałtyku. Czarna, Nida,
Raba,
San z Wisłoką, Wkra, Skrwa, Drwęca, Osa, Hansa Klosa... Wiedzą tą
imponowałam moim dzieciom, tak jak moja Mama mnie - Mama znała na pamięć
dopływy Dniestru i Prypeci ! Na szczęście geografia do niczego nie była mi
potrzebna, ani na studia, ani na maturze nie planowałam jej zdawać. Na geografii
czytałam pod pulpitem książki, albo wycinałam z papieru litery i układałam z nich
na pulpicie - epitafium dla Zająca… Łaska nieprzemijająca, Jająca, Jająca.. Siostra to
widziała, ale już nic nie mówiła. O klimatach, glebach, bardzo lubiłam słuchać. To
jest naprawdę interesujące - jaki wpływ na życie człowieka i bieg historii mają
uwarunkowania geofizyczne i klimatyczne. Gdzie są jakie złoża różnych bogactw
narodowych i ile tego się rocznie wydobywa ? Ile zbiera się ziemniaków i truskawek
rocznie w Polsce ? Polska zawsze była potęgą truskawkową, nasze truskawki są
bardzo smaczne. Zającowa bardzo lubiła opowiadać długie i skomplikowane
historie w stylu było się i widziało niejedno. Przytaczała wychowawcze historie o
Kasi, Basi, czy Małgosi … Lekcje wychowawcze o biskupie brazylijskim –
Hajdekamarze - Helderze Camara, zabili go jacyś rebelianci, nie chwyciło… O tym,
jak była katechetką zaraz po wojnie w Mórkowie w poznańskim i chodziła piechotą
przez pola i lasy do salek przy kościołach… Przypomniało mi się to wszystko, jak
sama zostałam, na własną zgubę, katechetką !
73
Szymanów klasa I
Z Zającem trochę był kłopot, bo mówiła cicho, niewyraźnie, nie wymawiała, tak
jak ja, litery „r”. Zamiast Bóbr, wychodziło jej Bjubi, zamiast Port Artur – Pojtajtuj…
Wywoływało to różne nieporozumienia. Odpytywała z objutu towajowego między
pjaejujopą a Amejiką… Zającowa pytała też na lekcjach z nowinek politycznych.
Podstępnie spytała mnie o powstanie diecezji szczecińsko-kamieńskiej
i
koszalińsko-kołobrzeskiej.
Było to dokładnie 5 października 1972 i ja to
wiedziałam !
- Czy mogę wyjść ?
- Bo co ?
- Boli mnie głowa.
- Bo co ?
- Źle się czuję.
- Bo co ?
ZAKOŃCZENIE:
Wariant I : Dziewczyna pada zemdlona. - Bo co ?
Wariant II: Dziewczyna – „Do jasnej cholery, wyjdę, czy nie ?”- Bo co ? Bo co ?
74
Szymanów klasa I
Dopisek autora: Pewnie spędzą miesiąc miodowy w domu dla obłąkanych!
Teraz Zająca bardzo cenię, przyjemnie jest z nią porozmawiać, jak się
przyjedzie na zjazd. Ona wszystko pamięta, wszystkie szczególiki o szkole i
zgromadzeniu
Religia była normalnie w planie zajęć szkolnych, dwie godziny tygodniowo, a
uczyły jej Siostra Gizela z Siostrą Bohdaną. Potem, ale nas już nie było, także
przemycana jako przygotowanie do życia w rodzinie socjalistycznej. Nikt chyba w
normalnej szkole tego przedmiotu nie realizował, tylko nienormalne niepokalanki w
swojej nienormalnej szkole. Siostry miały oczywiście własny program religii, nie
słynnego Charytańskiego. Uważam, że uczone byłyśmy bardzo toutes proportions
gardées - postępowo. W pierwszej klasie - Jezus moim przyjacielem, w drugiej Poznać siebie, aby lepiej kochać, w trzeciej - historia Kościoła i Pismo Święte, a w
czwartej - Przygotowanie do małżeństwa i rodziny i Chrześcijanin w świecie współczesnym
(o soborze watykańskim II, encykliki, społeczna nauka Kościoła). O planowaniu
rodziny, o NPR, były książki - Czy Kościół nas oszukał, broszurki pani doktor
Kramarek… Trochę psychologii stosowanej… Gizela – komunia, komunardzi i
komunizm od tego samego słowa pochodzą. – communio.
Grześka –
komórka !
Wyśmiała mnie, a ja miałam rację, do komórki się składa na kupę rozmaite klamoty,
a telefonia komórkowa łączy ludzi we wspólnotę telefoniczną.
Specjalna salka do religii, zwana ONZ-etem, dokładniej - pokoikiem przyjaciół
ONZ (sekcja FAO, UNICEF i UNESCO), a w nim kalendarze, pocztówki UNICEFU i
różne wystawy… Salka bardzo nastrojowa, był tam piec, w którym zamiast
odrabiać lekcje, przypiekałyśmy sobie kromki chleba. Nosiłam ten chleb pod moja
ukochaną zielono-czarną bluzą na zamek błyskawiczny… W naszej klasie też był
piec na węgiel, chociaż były kaloryfery. Po wakacjach już nie zastałyśmy ani pieca
w klasie, ani w ONZ.
Zeszyty do religii były prowadzone w ciekawy sposób. Dostawałyśmy
karteczki, tekst katechezy przepisany na maszynie na papierze powielaczowym.
Oczywiście Siostry pisały przez kalkę. Kto ładnie prowadził zeszyt, dostawał
pierwszy, wyraźny wydruk, kto gorzej - zamazany. Ale nie od początku ! Siostra
Gizela świeżo przyjechała do Szymanowa, nie zdążyła się rozkręcić. Były dyskusje o
hipisach, Niemenie, księżach robotnikach, o powieści i filmie Drewniany różaniec. …
Było to wszystko dla mnie bardzo ciekawe, bo o wielu takich sprawach nie
75
Szymanów klasa I
słyszałam, bo skąd ? Pamiętam, że Gizela powiedziała – Pomyślcie, co by się z tymi
dziewczynkami stało, gdyby nie trafiły do zakonnego sierocińca ?
Pisałyśmy
wypracowania z religii – trzeba było założyć specjalny zeszyt - Maryja w moim życiu.
Na czym polega miłość w rodzinie – przepisałam fragmenty jakiejś książki o savoirvivre dla młodzieży i dostałam piątkę ! W adwencie Siostra zadała temat
OCZEKIWANIE. Czy nie chciało mi się pisać
wypracowania, czy Siostra
powiedziała, że można zrealizować temat w dowolny sposób - nakleiłam w
zeszycie pocztówkę z psem, który patrzy w dal. Napis -OCZEKIWANIE
wymalowała mi Agnieszka. No i dostało mi się, niesłusznie ! Temat przecież
zrozumiałam ! Po prostu Siostra Gizela nie lubiła psów, o tym będzie dalej, a wiersz
księdza Twardowskiego jeszcze nie został napisany.
Popatrz na psa uwiązanego przed sklepem
o swym panu myśli i rwie się do niego
na dwóch łapach czeka
pan dla niego podwórzem łąką lasem
goni oczami za nim biegnie i tęskni ogonem
pocałuj go w łapę bo uczy jak na Boga czekać
Wiersz ten wykorzystywałam w pracy z gimnazjalistami – temat katechezy
adwentowej - Pocałuj pieska w łapkę. Jakaś mamusia napisała na mnie skargę, że na
ścianach klasy powiesiłam zamiast świętych obrazów fotografie psów i żeby sprawdzić,
jakie tematy w zeszycie dzieci wpisują !
System zeszytów z karteczkami uważam za dużo lepszy niż pisanie
wypracowań. Karteczki wklejałyśmy do zeszytu, obok pisałyśmy, co dusza
zapragnie. Różne wiersze, cytaty, coś z modnego Malińskiego, Bonieckiego,
ilustracje, przypowieści, co kto chciał… Zeszyty były oceniane, Siostry pisały
każdemu osobistą dedykację i wklejały obrazek. Najbardziej mnie interesował dział
- Poznać siebie, aby lepiej kochać. Za księdzem Janem Tarnawskim z KUL-u, on się
zajmował typologią temperamentów. Typologia wg. Le Senne’a, francuski ksiądz.
Można było sobie na lekcji zrobić test osobowości, wypełnić kwestionariusz i
sprawdzić jaki się ma temperament, jakie się ma słabe i silne strony charakteru,
czego się strzec, nad czym pracować, jak się mądrze spowiadać. Można było być cholerykiem, pasjonatem, nerwowcem (histerykiem), sentymentalnym, sangwinikiem,
amorfikiem, apatykiem. Nawet można było obejrzeć specjalne portrety typowego
wyglądu ! Byłam zdaniem Siostry Gizeli nerwowcem8, Alka też ! Teraz po latach
8Nie
mylić z nerwicowcem! Odznacza się usposobieniem krańcowo zmiennym, w krótkim czasie przechodzi od łez do śmiechu.
Spragniony uczuć, ale niestały w swoich sympatiach. Do ludzi i do zagadnień przywiązuje się w sposób przelotny, wahliwy.
Ludzi ocenia zależnie od tego, czy z nim sympatyzują, czy też nie. Bywa gwałtowny i drażliwy, trudno go przegadać. Chce
wzbudzić podziw i zwracać na siebie uwagę. Wciąż poszukuje nowych wrażeń, rzeczywistość wydaje mu się szara i
nieciekawa, więc odczuwa potrzebę upiększania jej, co go prowadzi do kłamstwa lub do fikcji poetyckiej. Nie jest zdolny do
systematycznej pracy. Oddaje się zajęciom ulubionym, a zaniedbuje obowiązkowe, w rezultacie czego pracuje zrywami i tylko
76
Szymanów klasa I
myślę, że nie ! Jestem choleryko-nerwowcem.
pasjonatem9, Elka Kozak - sentymentalnym10.
Gośka Witkowska jest choleryko-
Zeszyty do religii prowadziłam na piątkę, zachowałam na wieczną rzeczy
pamiątkę, a nawet pożyczałam rozmaitym osobom. Najpierw św. p. księdzu
Grzegorzowi Zaklice, wikaremu w parafii Chrystusa Króla w Świnoujściu, który
także udzielał mi ślubu. Woziłam na kursy i zjazdy katechetyczne, a nawet na
studia w latach 1999 -2004. I budziły one zawsze wielkie zainteresowanie !
Katechetki i katecheci odpisywali sobie całe kawałki.
Siostra Bohdana uczyła także religii, ale jej lekcje były chyba dużo ciekawsze,
ciągle słychać było wybuchy śmiechu, żarty. U Gizeli było bardzo cicho i ciężko. Nie
wiem czemu, nawet raz poświęciła temu zagadnieniu całe zajęcia. Myśmy nie
umiały się wypowiedzieć, o co nam chodzi. Jakoś nie załapywało i już. Tak jest
przyjemnie, jak jest tak cicho, nikt nic nie mówi…
wtedy, gdy jest emocjonalnie zainteresowany. Szybko się zapala i prędko gaśnie: typowy słomiany ogień. Po doznanych
niepowodzeniach daje się łatwo pocieszyć. Snuje wielkie plany, których nie urzeczywistnia. Lubi życie towarzyskie, odznacza
się błyskotliwą inteligencją. Nie umie oprzeć się pokusie, ale szczerze żałuje swoich upadków i wciąż postanawia rozpocząć
życie na nowo. Jest bardzo podatny na wpływy, dlatego powinien siedzieć z uczniem spokojnym i pracowitym (zeszyty będą
staranniejsze i lepsze oceny). Najwyższą wartością dla niego jest piękno i rozrywka.
9Jest pełen żywotności i energii, działa gorączkowo i z wytężeniem, w wielu kierunkach, dosłownie wyżywa się w pracy
społecznej. Daje się pochwycić wszystkim okazjom do działania: podróże, sporty, gry. Jest jakby rzucany naprzód przez swoją
aktywność. Na skutek braku hamującego czynnika w oddźwięku psychicznym cechuje go niestałość, częsta zmiana pracy,
zamiarów i przyjaciół, ponadto żywe zachowania (rozbieganie, oburzanie, gniew, walenie pięścią). Inteligencja konkretna,
techniczna. Nie ma na ogół zdolności do uogólniania, do syntezy, choć umysł ma bystry. Jest realistą, umie wywikłać się nawet
z trudnej sytuacji. Usposobienie pogodne, optymistyczne. Z łatwością nawiązuje kontakty towarzyskie i przyjacielskie. Żywi
autentyczną życzliwość dla ludzi i miłość do świata. Pełen ciepła i ostentacyjnej serdeczności, potrafi przyciągnąć do siebie
ludzi i darzyć ich zaufaniem. Umie zdobywać, lubi rozkazywać i każdemu dać jakąś robotę do wykonania. Szybki, zręczny i
zdecydowany, wierzy w postęp. Jest zwykle dobrym mówcą, czasem demagogiem. Powinien pracować nad tym, by się nie
rozpraszać, nie działać w zbyt wielu kierunkach, narzucić sobie dyscyplinę i zachować hierarchię celów. Ceni działanie.
10 Jest ambitny, ale nie umie urzeczywistnić swoich daleko sięgających planów, dlatego poprzestaje na marzeniach. Zadumany,
zapatrzony w swoje życie wewnętrzne, lubi "przeżuwać" swe doznania psychiczne. Melancholiczny i niezadowolony z siebie,
skłonny jest do skrupułów i kompleksów, zwłaszcza do kompleksu niższości. Często oskarża samego siebie, a nawet czuje do
siebie wstręt. Nieśmiały, drażliwy przeżywa, choć nie daje tego poznać po sobie, każde słowo niebacznie rzucone przez
otoczenie. Pozornie nieczuły i obojętny - twarz ma podobną do chłodnej i obojętnej maski, ale pod nią ukrywa istne burze i
załamania. Często nieufny i podejrzliwy, lęka się wszelkich nowości, zwracając najchętniej myśl ku temu, co minęło. Wierny w
przyjaźni i w miłości, wciąż szuka przyjaciela, któremu mógłby powierzyć bogactwo swego wewnętrznego życia. Takim
powiernikiem często staje się pamiętnik chroniony czujnie przed wzrokiem ciekawych. Niezręczny i niepraktyczny, z trudem
nawiązuje stosunki z ludźmi, lękając się niezrozumienia i ośmieszenia. Pesymista, nie wierzy we własne siły, często z góry
rezygnuje z sukcesu, który mógłby na pewno osiągnąć, gdyby miał odrobinę ufności do samego siebie. Delikatny w stosunku
do innych, umie ich otoczyć opieką. Indywidualista, kocha przyrodę i szuka w niej schronienia przed twardością losu. Często
niezrozumiany - niepowodzenia załamują go, trudności przerażają. Trema i lęk przed publicznym wystąpieniem, nawet przed
klasą. Na ogół duża inteligencja, ale się nie uzewnętrznia. Potrzebuje dużo serdeczności, wprost komfortu uczuciowego i
podtrzymywania w sukcesach. Takie dziecko nie prosi, milczy, ale na dobranoc czeka na 4 całusy, w szkole nie podniesie
palców, choć wie. "Worek bez dna" na pochwały, których żadna liczba go nie popsuje. Najwyższą wartością dla niego jest życie
wewnętrzne i przyjaźń.
77
Szymanów klasa I
Siostra Bohdana imponowała mi nie tylko wykształceniem muzycznym,
umiała pisać białym tuszem, piórkiem, bardzo pięknie jej to wychodziło.
Podpisywała zdjęcia w albumach, robiła pocztówki, łączyła zdjęcia i cytaty z Pisma
Świętego. Tworzyły z Siostrą Grażyną i Gizelą zeszyty - zwykłe zeszyty szkolne, ale
oklejone papierem z zagranicznych gazet, notesy, pamiętniki. Grube modlitewniki,
oprawione introligatorsko, pisane na maszynie, z różnymi tekstami. Dostałam taki
w styczniu 1973 - pierwsza nagroda w konkursie o zgromadzeniu.
Zajęcia techniczne prowadziła Siostra Bernadetta, felicjanka, która
przyjeżdżała specjalnie z Warszawy, z Wawra, bo do uczenia zajęć technicznych
trzeba było mieć jakieś specjalne przygotowanie. Pracownia w Szymanówku, był
budynek, jeszcze z czasów chyba Lubomirskich ? Mieszkał tam ksiądz kapelan, jedli
obiady ludzie świeccy zatrudnieni w gospodarstwie, czasami odbywały się tam
zajęcia plastyczne, jakieś rysownice tam stały…
78
Szymanów klasa I
W pierwszej klasie zrobiłam sama kosz na śmieci, drewniany, pomalowany na
brązowo bejcą ! Te kosze stały nawet jakiś czas w internacie i szkole. Druga praca w
drewnie to pudełko z wieczkiem, na zawiaskach, zamykane na maleńką ruską
kłódeczkę ! Kłódeczka była prezentem na urodziny od mojej chrzestnej, Cioci Ewy !
Trzymałam w pudełku kredki i flamastry, mam je do dzisiaj. W klasie II i III
dopracowałam się tych flamastrów kilku paczek ! I cały zestaw kolorowych tuszy
do napełniania flamastrów ! Tak, tak… Wtedy flamastry się napełniało samodzielnie
tuszem ! Pudełko na flamastry zamykałam na kłódkę, bo ktoś mi flamastry
podbierał i wypisywał ! Zorientowałam się, bo układałam je zawsze w specjalny,
utajniony sposób ! W maju 2013 wszystko się wyjaśniło ! Flamastry wypisywały mi
specjalnie i złośliwie - Elka i Alka !
W drugim semestrze była praca w metalu, tym razem wykonałam trzymacze do
książek z pasa blachy ocynkowanej. I te mam do dzisiaj… Chciałam zrobić lampion z
czarnej blachy ze szklanymi ściankami, wisiał taki w kąciku przy schodach
internackich, ale nie dałam rady.
W drugiej klasie na zajęciach technicznych była technologia odzieży. O praniu
wełny i bawełny, znaki na etykietach, co czyścić benzyną, o normach państwowych i
branżowych… Same przydatne w życiu rzeczy ! Szyć na maszynie jeszcze nie
umiałam, ale zupełnie wprawnie robiłam na drutach. A w II klasie na zajęciach
technicznych było szycie i robienie na drutach ! Można było szyć sobie, co się
chciało. Siostry dostawały bele tetry, chyba z Żyrardowa, może przysyłał je sam
towarzysz
Leszek Miller ? Zwoje tetry, wybrakowanej – poszarpanej,
poplamionej… Flanelka w ładny wzorek, ale się źle wydrukowało… To mi się
79
Szymanów klasa I
podobało, trzeba było powycinać pieluchy, obrębić na maszynie… Mam na sumieniu
kilka kaftaników i sweterków niemowlęcych, Siostra Bernadetta przynosiła żurnale
z wzorami. Szyłyśmy, jedne na maszynach, inne ręcznie, jak kto potrafił, wyprawki
dla noworodka. Te wyprawki poszły pod Nowy Sącz dla biednych ludzi. Wtedy
wymyśliłam, że nie pójdę na studia, tylko założę sklepik z odzieżą dziecięcą, miałam
nawet nazwę - Boutique Bajeczka. Jedna Bożena Strzelecka się na moim pomyśle
poznała.
W trzeciej klasie o zdrowym żywieniu – witaminach, piramidzie pokarmowej,
całe zestawy żywieniowe musiałyśmy układać. Uczyła nas Siostra Janina. Czasem
wynikały zabawne nieporozumienia… Jakaś Siostra uczyła się chyba w Sochaczewie
w technikum żywienia i Aga Riedel pomagała jej zrobić na papierze milimetrowym
tygodniowy rozkład żywienia, wszystkie posiłki… Przeżywałyśmy to, wydawało
nam się, że Siostry kogoś w Sochaczewie oszukują, że niby nas tak dobrze żywią…
W czwartej klasie zajęć technicznych nie było. Zamiast chemii w - higiena,
zamiast geografii - astronomia ! Pokaż mi zenit i nadij… Chodzi o nadir – takie pojecie
z astronomii. Siostry wcale się tymi przedmiotami nie przejmowały. Astronomii
było tylko kilka lekcji, potem dodatkowa matma, a higieny w ogóle nie było, w to
miejsce miałyśmy dodatkowe fakultety - polski, matmę, biologię i geografię.
Bardzo słusznie, książkę do higieny można było przeczytać w dwie godziny. Lekcje
higieny były udzielane w sposób naturalny przez Zająca - Dziewczynki, musicie się
dokładnie myć pod pachwinami…
Przysposobienia obronnego uczyła nas znajoma Sióstr ze wsi, pani Stasia,
lekarka. I tych lekcji nie było zbyt wiele, a te które się odbywały, nie były dla nas
uciążliwe, ot michałek do zaliczenia. Uczyłyśmy się bandażować, nosić na noszach
chorego… Tamsia parciana - błąd w podręczniku zamiast taśma - bardzo nas to
rozśmieszyło, nie dało się lekcji prowadzić, a byłyśmy już w czwartej klasie…
Przebierałyśmy się w maski przeciwgazowe pegaz, i kombinezony. Biegałyśmy po
szkole, wpadając do klas, takie nieszkodliwe wygłupy… Sprawdziany o broni
jądrowej, o rakietach ziemia–ziemia, ziemia-powietrze, ziemia-woda, woda-powietrze –
możliwe są wszystkie kombinacje. Można było ze strachu przed wojną atomową
schować się pod łóżko !
Muszę, po prostu muszę, wkleić wspomnienie z III roku studiów:
Szkolenie wojskowe prowadzili ludzie wyeksploatowani ciężką służbą wojskową, widać to było na
pierwszy rzut oka. Mogą zniknąć z powierzchni ziemi takie miasta jak London, Njujork, Bjurmjugan… Inny na
szkoleniu sanitarnym - jak odebrać poród uliczny. Facet był lekarzem wojskowym, transportował helikopterem
na wiszącym krzesełku kobietę w trakcie porodu, a było to w czasie powodzi ! Powodzianom, których
przeprawiono przez zasnutą krą rzekę dawano po 500 złotych zapomogi. I oni, niektórzy wielokrotnie, także
kobiety w trakcie porodu, z małymi dziećmi, przełazili po krze ponownie, niektórzy po kilka razy… Inny wyraził
się – Kto się będzie spóźniał na zajęcia, ten będzie miał osobisty stosunek z płk. Majewskim, to bardzo niemiłe,
wiem, bo sam miałem. A zajęcia ze „strasznym facetem” ? Wszystkieśmy się go okropnie bały, rozdał nam
krótkofalówki i latałyśmy po podwórzu – ja Miotła, tu Brzoza, tu Marusia i Janek, odbiór… U innych robiłyśmy
na drutach, dziewczyny przynosiły sobie bufetu herbatę i kanapki, ale nie u „strasznego faceta”. Dyżury na
korytarzu - po dwie osoby, zapisywało się, kto wychodził z jakiej sali do WC. Widząc przechodzącego oficera
należało wstać i powiedzieć – obywatelu… (rozpoznać szarżę), oficer dyżurny Grażyna B. melduje, że w czasie
pełnienia dyżuru nic ważnego nie zaszło. Dostałam ataku śmiechu, po prostu się pokładałam… Projekt
samoobrony - miejscowość X, godzina Y, data Z ! Tabele, kto będzie gromadził piasek, łopaty i wiadra, które
80
Szymanów klasa I
trzeba umieścić w widocznym miejscu i pomalować na czerwono. Wymyślić „fikcyjne nazwiska” (!), ale ładne –
bo, jeden student wymyślił Pięta, Noga, Ucho - tak proszę nie robić… W naszej grupie uparliśmy się, że znamy
osoby o nieładnych nazwiskach, ujęliśmy rzecz tematycznie: pracujący na dachu mają nazwiska – części ciała, na
podwórzu – zwierzęta itd. Przeszło.
Wielką atrakcją był wyjazd wiosną w klasie drugiej na poligon koło
Sochaczewa i strzelanie z kabekaesów ! Obsługiwali nas żołnierze, a my z tymi
karabinkami w dłoniach, szkoda słów ! Po raz pierwszy i ostatni w życiu miałam w
ręku broń palną ! Dostałam, wstyd się przyznać 18 punktów, Aśka 80 ? Miałam
wtedy -6 D i wszyscy mi przepowiadali, że na stare lata będę dzień zaczynać od
szukania okularów ! Te kabekaesy Siostry trzymały w szafie naprzeciwko sklepiku.
Szafie zamkniętej na kłódkę, na metalową drucianą plombę i lakową pieczęć.
Sklepik to była ścienna szafa, czynny na dużej przerwie i na przerwie między
żelaznym studio a drugim studio. W tym sklepiku można było kupić zeszyty,
długopisy, podpaski, koperty, papier listowy. Nierzadko dziwa – amerykańskie
ciuchy, zabawki, tusz do znaczenia bielizny, kupiłam taki dla Mamy pod choinkę.
Kochana Mamo ! Na w-f skaczę wzwyż 1,05, a na 100 m mam 17 sekund. Drugą
świecką nauczycielką była pani z Sochaczewa, zwana krową, nie była osobą
81
Szymanów klasa I
szczególnie subtelną, niestety ! Na szczęście w-f często przepadał. I słusznie robił !
Zamiast w-f było grabienie ogrodu, zbieranie kasztanów albo ślimaków... To
zbieranie kasztanów
miało miejsce jesienią 1971, to był pomysł Aśki
Krzemieniewskiej. Nazbierałyśmy całego Żuka i chciałyśmy wpłacić na odbudowę
Zamku Królewskiego. Odbudowa Zamku była postrzegana jednak jako
propagandowe posunięcie Gierka. Miało miejsce burzliwe zebranie, ale ja nie byłam
w to aż tak zaangażowana, żeby się kłócić do upadłego ! W rezultacie nawet nie
wiem, na co te pieniądze poszły, chyba na dopłatę do wycieczki na koniec roku.
W piłkę grała z nami Siostra Marta, druga fanka sportu i wycieczek pieszych
w okolicę. W szczypiorniaka nie grałam ! Z w-f byłam zawsze na bakier, nawet na
sali gimnastycznej nie lubiłam ćwiczyć, bo się brudziłam od podłogi i od piłki. Zawsze
te kłopoty z wodą i umywalniami… Poza tym niedowidzę i bałam się, że mnie piłka
w okulary uderzy !
82
Szymanów klasa I
D
o teatru jeździło się, niezbyt często, ale jeździło ! W pierwszej klasie
wybrałam się do Teatru Narodowego na Pana Twardowskiego. To
balet z Szymańskim w roli diabła, byłam zachwycona. To był mój
czwarty teatr w życiu !
„W niedzielę o 7.00 rano pojechałam do Teatru Wielkiego. Zmarzłyśmy, ale sam „Pan
Twardowski” zachwycił mnie ! A Teatr Wielki też cudowny (taki wielki, ale mały).
Siedziałam w amfiteatrze w XIII rzędzie 40 miejsce. Zawsze będę chodziła na balet.
Scenografia Szancera, a Szymański w roli diabła. Nigdy nie umiałam zrozumieć, co w nim
ludzie widzą, a teraz wiem. Miał taki duży czerwony płaszcz. 15 grudnia 1969”.
83
Szymanów klasa I
Spektakl skończył się późno, gdy przyjechałyśmy do Teresina, już było
ciemno i okazało się, że nie ma autobusu. Dziewczyny z trzeciej klasy, zarządziły,
że w taki mróz nie ma co iść piechotą do szkoły, będziemy nocować w domu
pielgrzyma w Niepokalanowie. Poszłyśmy do furty, bracia nas przyjęli. W domu
pielgrzyma było zimno, twardo, wąskie łóżka, na kolację suchy chleb i czarna kawa.
O świcie okazją pojechałyśmy do szkoły. Siostry wszystko wiedziały, myśmy
telefonowały, ale były niezadowolone. Siostra Matea wypytywała nas na lekcji o
przedstawienie, Siostry nie chodzą do teatru…
Kochana Mamo ! Nie odpisałam od razu, bo chciałam opisać Ci nasz bal maskaradowy.
Dziś i wczoraj. Zaczął się o 4-tej po południu w sobotę i trwał do 1°° w nocy, a dziś znów się
dziewczęta bawią, ja już nie mogę. Było ( i jest ) bardzo dużo różnych smakołyków i cudów.
Stroje wspaniałe. Najpiękniejszy moim zdaniem był kostium Pani Wąsowskiej czyli Bożeny
Podsiadły, piękny! Mam jej zdjęcie w tym kostiumie, to znaczy będę mieć, bo dopiero się robi.
Bale maskowe w Szymanowie… W pierwszej klasie przebrałam się bardzo
głupio, bez pomysłu zupełnie, za mózg elektronowy, maszynę cybernetyczną - czyli
komputer, mówiąc po ludzku. Obwiesiłam się taśmą papierową z komputerów
ODRA, Tata mi dał – Pewnego dnia wszyscy będziemy mieć takie urządzenia w domu. Ja
już tego chyba nie dożyję, ale ty na pewno. Mówią o moim Ojcu, że jest bardzo
inteligentny, ale niech mi ktoś wyjaśni, po co i do czego miałabym mieć w domu
pomalowaną na niebiesko metalową szafę ze światełkami, a po katach mieszkania
trzymać kartony zapełnione papierowa taśmą z dziureczkami ? Popatrz, na takiej
szpuli zapisany jest cały mój dorobek naukowy … Dodam, że Tata ery pecetów dożył, ma
komputer w domu, biegle się nim posługuje. A urodził się 21 września 1921 roku !
Zdjęcia Bożeny nie znalazłam… Słabo pamiętam ten bal. Fajną zabawę
wymyśliły dla nas klasy trzecie – samolot… Polega to na tym, że delikwentkę stawia
się na ławce, z obu stron kładzie się materace gimnastyczne, zawiązuje się jej oczy i
ławkę podnosi się, niewysoko, może pół metra… Ta na ławce myśli, że podnoszą ją
bardzo wysoko, bo dziewczyny, które podnoszą ławkę, muszą jednocześnie kucać…
Ławką trzeba lekko chwiać i krzyczeć – uważaj, bo spadniesz! Wreszcie woła się –
skacz! Dziewczyna skacze i pada z wysokości kilkudziesięciu centymetrów na
materac… No i wędka szczęścia, oczywiście.
84
Szymanów klasa I
85
Szymanów klasa I
86
Szymanów klasa I
Pewnego dnia wiosną wybrałyśmy się z Alką daleko nad Pisię w nadziei
zobaczenia żywego zająca… Śnieg topniał, tworzyły się wielkie stawy na łąkach,
bardzo nam się to podobało. W rezultacie spóźniłyśmy się na studium dobre pół
godziny, nie miałyśmy zegarków, bo i po co ? Wszystko jest przecież na dzwonek.
Podejrzałyśmy, że pilnuje Siostra Matea, postanowiłyśmy do klasy nie wchodzić,
tylko schować się w hipie i przeczekać do dzwonka na przerwę. Nakryła nas
Zajacowa, zrobiła aferę. A my – że z Siostrą Mateą nie możemy znaleźć wspólnego języka !
Afera się jednak opłaciła, w rozmowie indywidualnej – czyli duchówce - wyznałam,
że zachowywałabym się lepiej, gdybym miała osobny pulpit. I nie miała z kim
gadać na lekcjach ! To było moje marzenie, taki osobny pulpit ! Siedzieć tam było
bardzo wygodnie, bo w tych trzyosobowych ławkach niełatwo było rozłożyć się z
książkami. Zającowa zrobiła przesiadki w klasie i ten osobny pulpit przekazała
mnie. Chodzi o pulpit, który zajmowała Aldona Zadziłko. Nie wolno było siadać,
gdzie się chce ! W każdej klasie na ścianie wisiał planik ! Miejsca przydzielała Siostra
klasowa według własnego widzimisię, a samorząd klasowy – porządkowa sprawdzał porządki
w pulpitach, w szafkach w umywalni i w szafkach na
korytarzu. Cała skomplikowana procedura, a Zając miał specjalny karnecik, gdzie
pracowicie notował stopnie internackie, numerki i takie tam, powiedzmy sobie
szczerze, nudne duperele ! Siedziałam przy tym osobnym pulpicie do końca roku.
Wiosną11 także postanowiłyśmy z Alą zakochać się w Siostrze Marcie ! To
była taka szymanowska ni to gra, ni zabawa, ni choroba, broń Boże nic zdrożnego !
Nie pojmie ten, kto nie chodził do Szymka, szkoda tłumaczenia ! Zabawa polegała
na rozmowach o rzeczonej osobie, zbieraniu informacji o jej prywatnym życiu,
szukaniu w albumach fotografii – tu cennymi informatorkami okazały się dwie
starsze koleżanki: Hanka Wyszyńska i Anka Ciechanow. Okazało się, że one obie
kochały się w Siostrze Marcie w zeszłym roku, ale że im przeszło, z chęcią podzieliły
się z nami, tym co o niej wiedziały. Niestety wiedziały niewiele. Podobno Siostra
Marta w cywilu - Irena Łuniewska uczennica Szymanowa - pasjonowała się jazdą
konną, zamierzała studiować zootechnikę, ale koniec z końców wybrała
matematykę, chciała być przydatna w zgromadzeniu, wybierała się do klasztoru.
Starsze koleżanki wyjaśniły nam również, że Siostra Marta w lipcu składa śluby
wieczyste, ostatnia szansa, żeby wyciągnąć ją z klasztoru ! Nawet dzwoniły z
Warszawy do rodziny Siostry Marty – Chciałybyśmy rozmawiać z Ireną, jesteśmy jej
dawnymi szkolnymi koleżankami, przyjechałyśmy z zagranicy… Irena jest w klasztorze…
Dobra nasza, nareszcie się coś ciekawego dzieje ! Wyciągamy z klasztoru Siostrę
Martę ! W jaki sposób ? Będziemy się odwoływać do jej uczuć macierzyńskich !
niezgodność w materiałach źródłowych ! Ala zanotowała w listopadzie 1969 w pamiętniku - „postanowiłyśmy z Grześką
zaprzestać bicia pokłonów na cześć Siostry Marty”;!
11
87
Szymanów klasa I
Postanowiłyśmy zatem wycinać z kolorowych gazet zdjęcia dzieci lub koni i wkładać
do zeszytów do matematyki. A jeszcze lepiej podrzucać jej je do officjum – rodzaj
modlitewnika, jakby brewiarza, który trzymała w kaplicy, tam gdzie siedziała.
Bardzo ciekawe, na mszy, zamiast modlić się, czy słuchać kazania, zaglądać do
modlitewników Sióstr, oglądać ich święte obrazki… Na szczęście w nowej kaplicy
Siostry już swoich rzeczy nie trzymają w ławkach tylko w specjalnych szafkach.
Zaczęłyśmy chodzić do kaplicy, a dla lepszego efektu, przy okazji jej nocnych
dyżurów, postanowiłyśmy udawać, że przez sen wołamy - mamo, mamo, żeby do nas
podeszła.
Czy to miał być sposób skuteczny ? Same w to
nie wierzyłyśmy,
pociągała nas sama zabawa, konspiracja, liściki w wiadomych sprawach... Brakowało
nam
widocznie silniejszych wrażeń, przydałoby się trochę skautingu czy
szorowania podłogi. Z równym zapałem mogłybyśmy zaangażować się w
rozrzucanie ulotek, albo w szmugiel alkoholu, ale nam tego nie zorganizowano. Do
tego zapragnęłyśmy mieć kolekcję końcówek od welonów ! Wydaje mi się, że udało
nam się obciąć kilka… Te maleńkie końcóweczki przyklejałyśmy przezroczystą
taśmą w pamiętniku. Gdyby Siostra Marta została kanonizowana, będziemy miały gotowe
relikwie…
Marcowe niedziele spędzałyśmy z Alą na polu w stogach słomy. Usiłowałam
nauczyć ją geometrii, ale szło opornie. Rozmawiałyśmy o Siostrze Marcie i
opowiadałyśmy sobie różne fajne historie… Ala spędziła właśnie wakacje w Bułgarii,
przywiozła nawet stamtąd kota, Finanz’a, którego mama przywoziła jej na zjazdy.
Alka opowiedziała mi wtedy świetną historię ! W Bułgarii spały w prywatnym
domu, w ogrodzie była cała wielka grzęda sałaty… Ala patrzy rano, a w tej sałacie
88
Szymanów klasa I
stoi właściciel, schyla się i wyrzuca za płot jakieś kamienie. Przygląda – to nie
kamienie tylko żółwie ! Co pan robi, nie wolno rzucać żółwiami, żółwie są kochane! Tak,
kochane, całą sałatę mi wyżarły !
Karnawał się skończył, trzeba opisać rekolekcje. W Szymanowie całkiem inna
parada niż w Świnoujściu ! Na adwentowy dzień skupienia w klasie I przyjechał
ksiądz z Niepokalanowa, miał na imię Jan. A że mówił - w życiu stąpamy, jak po
krawędzi, nawet to pokazywał, bo w kaplicy były schody - niewiele było trzeba, a
nazwałyśmy go Jasio Krawężnik! Mam nadzieje, że to do niego nie dotarło. W planie
zajęć w dzienniku wpisywano oczywiście normalne lekcje. Wszystko było utajnione
do ostatniej chwili, bo Siostry bały się, że złośliwie przyślą wizytację i wszystko się
nie uda. Rekolekcje trwały trzy dni. Rekolekcji w klasie pierwszej nie pamiętam
prawie w ogóle. Chyba prowadził je ksiądz Andrzej Koprowski, jezuita z Bobolanum.
Mam nadzieję, że się mylę, bo to niestety TW. Nie byłam w stanie skupić się i
uważać, męczyłam się bardzo. Trzeba było przeczytać jakąś religijną książkę
własnego wyboru. Czytałam stare roczniki Przewodnika katolickiego, różne ciekawe
artykuły o liturgii posoborowej, we Francji modne było odprawianie mszy w
prywatnych domach, bez ornatu, były zdjęcia. Stały dział o wychowaniu religijnym
dziecka, co robić każdej niedzieli, o czym z dzieckiem porozmawiać. Przepisałam
sobie wszystko do specjalnego zeszytu i ozdobiłam pocztówkami świątecznymi z
Londynu. Takie były te moje pierwsze w życiu rekolekcje.
Siostry miały swojego kapelana, był nim w latach 1946-1984 ksiądz Stanisław
Deskowski, mieszkał w Szymanówku. Miał tam małe mieszkanie i kawałek ogródka.
Odprawiał msze dla Sióstr, trzeba było się specjalnie zapisać, kto chce iść na mszę,
żeby Siostra, która miała nocny dyżur, obudziła. Na drzwiach sypialni wisiały
specjalne zrzynki z introligatorni, przerobione na notesiki. W sypialni wisiał też
planik, kto gdzie śpi, ale Siostry szybko wiedziały to na pamięć. Chodziłam dość
często na msze przed lekcjami, zawsze było kazanie krótkie, ale ciekawe. U księdza
Stanisława wszystko rozumiałam, styl może trochę pompatyczny, jak na dzisiejszy
gust. Mówił logicznie i nie stosował modnej posoborowej nowomowy. Były to kazania
skierowane właściwie do Sióstr, można czasem było się domyślić ich wewnętrznych,
klauzurowych problemów. Habit jest jak mundur żołnierza, nic, że uciska…
Do komunii pierwsza szła Matka Generalna, która miała wielki mir,
szacunek uczennic. Właściwie trochę się jej bałam… Wysoka, z wydatnym nosem,
trochę wyniosła. Jeśli w PRL były damy, to ona jest przykładem. Miała osobny
klęcznik, zabudowany. Obok Siostra Przełożona, czyli Siostra Annuncjata, również
Francuzka . Dopiero potem po kolei Siostry – ławkami. Wszystkie w szafirowych
powiewnych płaszczach, ładnie to wyglądało. Nowicjat, postulantki w satynowych
fartuszkach i białych chusteczkach, na końcu uczennice. Zawsze było ich kilka na
mszy rano.
U księdza Stanisława byłam po raz pierwszy u spowiedzi, po pięciu chyba
latach przerwy, to dla dziecka wieki całe. Mama się bała, że będą w Szymanowie
89
Szymanów klasa I
jakieś problemy z moimi praktykami religijnymi. Dała ni nawet na odjezdnym
cudowny medalik, a tymczasem poszło jak z płatka. Szły inne dziewczynki do
spowiedzi i komunii na mszy, praktycznie wszystkie, poszłam i ja ! Kapelanem
dziewczynek był przez cztery lata ojciec z Niepokalanowa, ksiądz Fryderyk
Żołnierczyk.
W pierwszej klasie z okazji porządków przedświątecznych, naszej klasie
przypadło mycie lamperii. Wcale nie chciało nam się z Alką tego robić, poszłyśmy
samowolnie na wieś do sklepu, były dwa sklepy spożywczy i żelazny, kupić sobie
jajek na kogel-mogel. Było bardzo przyjemnie, spotkałyśmy pana, który pracował u
Lubomirskich, opowiadał nam, jakie to książę miał konie-a-konie, jakie zaprzęgi !
Siostry takich już nie mają… Z tymi jajkami schowałyśmy się w westiarni i
zadowolone kogel-mogel konsumowałyśmy, ale wytropił nas Zając i ochrzanił, że
dość już tego dobrego, można się przyglądać dzień, dwa, tydzień… Nie miałam pojęcia, o
co jej chodzi ! Co to szkodzi, że sobie kogel-mogel zajadamy ?
Zbliża się Wielkanoc 1970, pierwsza Wielkanoc w Szymanowie i pierwsza
poważna – poza czytaniem stopni – wielkanocna nieprzyjemność dla Mamy i dla
mnie. Wyjaśnienia zacząć należy od listu Cioci Joli Porayskiej do Mamy. Listu, o
istnieniu którego dowiedziałam się po latach, a brzmiał on tak:
Kochana Izo, w zeszłą niedzielę, ósmego marca byłam u dziewczynek, bo była taka półwywiadówka i odwiedziny. Przy tej okazji złapała mnie Siostra Gizela (wychowawczyni
internatu) i powiedział, że ma wielki kłopot, bo ma trudności wychowawcze z Grażynką.
Siostry w bibliotece miały książki wycofane z Biblioteki Publicznej na wsi, jako nie nadające
się do czytania, jak Siostra powiedziała „o treści pornograficznej”. Grażynka, pod nieuwagę
Siostry dobrała się do tych książek i porozdawała dziewczynkom. Siostra z nią rozmawiała
poważnie, no, ale ona będąc inteligentną dziewczynką, zawsze ma jakieś usprawiedliwienie
dla siebie, choć jest to usprawiedliwienie bardzo niepoważne. … Jak byłam pierwszego lutego
(mróz był 20 stopni i ledwo tam dobrnęłam) Grażynka była bardzo zawiedziona, że nie
przyjechałaś, tłumaczyłam jej, że przy tej pogodzie jest to wykluczone dla Ciebie, bo ja z
Warszawy jechałam coś około 4 godzin w sumie, niemniej smutno jej było. Grażynka nie wie
o mojej rozmowie z Gizelą, bo mnie Siostra złapała w przelocie. Jerzyna widziała, ale
powiedziałam, że rozmawiałam na tematy ich obu i na tym koniec. Kończę już, napisz, co o
tym myślisz. Dziewczynki 25 marca w południe wyjeżdżają na święta. Naturalnie Grażynkę
wsadzę do pociągu, bo mówiła, że jedzie do domu. Całuję mocno, Jola
Błąd mojej Mamy polegał na tym, że od egzaminów nie pokazała się w
Szymku. Nie przypuszczam także, żeby pisywała w jakichkolwiek moich sprawach
do Zająca czy Gizeli. Widocznie sądziła, że nie ma po co pisać. Pretensje Gizeli były
o tyle nieuzasadnione, że nie miały pokrycia w dokumentacji szkolnej . Mamy dotąd
nikt nie informował o trudnościach wychowawczych ze mną, ostatecznie były
okazje przy wysyłaniu ocen. To była wielka niezręczność. Podejrzewam, że Siostra
Gizela działała na własną rękę, bez porozumienia z Zającem, który stonowałby
zapewne jej zapędy, przynajmniej co do faktów jakimi były stopnie z nauki i
90
Szymanów klasa I
zachowania. Gizela złapała się we własne sidła nadgorliwości pedagogicznej.
Mama odpisała Gizeli, że nie była informowana o moich wybrykach przez Siostrę
klasową, przeciwnie dostawała dotąd same budujące informacje na mój temat,
nawet piątkę z zachowania. Nie przyjeżdżała na wywiadówki, ale tłumaczy ją
odległość i surowa zima. Zapewnia, że przyjechałaby natychmiast, gdyby ją
zawiadomiono. Tymczasem, w rozmowy na temat mojego zachowania wciągana jest
bez Mamy wiedzy i zgody ciotka, która przypadkowo umieściła córkę w tej samej
klasie co ona. I owa była szwagierka Mamie moje wybryki w liście zmuszona była
zrelacjonować. Mama zapowiadała, że przyjedzie po mnie z okazji Wielkanocy i
wszystko będzie można wyjaśnić. Brudnopis listu, znalazłam po latach w listach
Mamy. Głupio wyszło! Gizela musiała być wkurzona, co z satysfakcją tutaj, mimo
wielkiej ku niej miłości, odnotowuję. Sprawa welonów nie wydała się na szczęście,
to byłby już kamień na szyję !
Co do książek o treści pornograficznej, tu uśmiać się można po pachy. Mama
zrobiła mi niespodziankę, w Wielki Wtorek i Środę
była w Szymanowie. To
jedenaście dni od chwili wysłania przez Ciotkę Jolę listu ! Z wielką przyjemnością
wręcz dumą, nie zdając sobie sprawy, co się za moimi plecami święci, oprowadzałam
ją po szkole i okolicy. Mama rozmawiała też długo z Gizelą i Zającem. I mnie
zawołano, a miało to miejsce po długich i zawikłanych wyjaśnieniach, które czyniłam
przez całą środę Mamie. Książki o których mowa była w liście Cioci Joli, było to
Uwielbienie, powieść wydana przez PIW-u autorstwa Jacques’a Borela, właśnie
dostał za nią nagrodę Goncourtów ! Mama to w Świnoujściu czytała, a ja miałam
okazję również, nie tyle właściwie przeczytać, co przerzucić. Czy jest to powieść o
treści pornograficznej – rzecz zakonnego gustu. Problem złożony, przewyższający
kompetencje piętnastolatki. Odnalazłszy to nieszczęsne Uwielbienie w bibliotece
szkolnej, pochwaliłam się przyjaciółkom, że powieść jest mi doskonale od dawna
znaną i uważam ją za bardzo ciekawą ! Głupek ! Chciałam uchodzić za osobę
wykształconą i bardzo oczytaną ! Z pobieżnej lektury w Świnoujściu zapamiętałam i
z wielką przyjemnością odnalazłam moje ulubione passusy dotyczące marzeń
bohatera, młodego licealisty. Malował on, podobnie jak ja - mapy wysp szczęśliwych.
Treści pornograficznych w książce nie stwierdziłam, być może zaistniały one tylko w
wyobraźni Siostry Gizeli, może nie dotarłam do nich, przy tak pobieżnej lekturze.
Powtarzam, że przeczytałam nie więcej niż kilkanaście kart tej książki ! Nie
porozdawałam koleżankom, ale po prostu poleciłam, na moje nieszczęście, jako
swoją ulubioną lekturę ! Gizela jak zwykle robiła z igły widły ! Mama, będąc inteligentną
dziewczynką, broniła mnie, że owe pornograficzne książki znalazłam ostatecznie w
szkolnej, zakonnej na dodatek, bibliotece. Skąd mogłam wiedzieć, proszę Siostry, zanim
ich nie przeczytałam do końca, że są nieprzyzwoite, nie miały przecież nic napisane na
okładce ! A czy po przeczytaniu – pytała Gizela - dalej nie zorientowałaś się, że to książki
niewłaściwe, że nie powinnaś ich polecać koleżankom ? Niestety, nie zorientowałam się!
Częste u dzieci – czego nie rozumieją, czy jest dla nich za trudne – po prostu omijają,
w pamięć nie zapada. Zaklinam się, gdybym wiedziała, że będą się czepiać, nie
91
Szymanów klasa I
dałabym jej czytać koleżankom ! Wydaje mi się, że Mama po cichu trzymała moją
stronę, ale nie chciała podważać autorytetu Sióstr.
Dalszy ciąg moich skandalicznych wybryków polegał na tym, że zapisałam
się do biblioteki na wsi, twierdząc - Nie ma co w szkolnej bibliotece czytać, wszystko już
przeczytałam, przecież nie będę czytała Żeromskiego ! Nie chodziło tylko o rzeczone
Uwielbienie, ale - o zgrozo – kryminały i książki, przyznaję po latach – grafomanki Magdaleny Samozwaniec ! Czytałam Poemat pedagogiczny Makarenki, rzecz o
domach dziecka w Rosji Sowieckiej po rewolucji, bardzo ciekawe. Nawet robiłam
Siostrze Gizeli uwagi, że Makarenko zalecał inne metody wychowawcze, niż ona
stosuje ! Mama dzielnie stanęła w mojej obronie, a ja sama wyraziłam się bezczelnie,
że pierwszy raz słyszę, że nie wolno się zapisywać do biblioteki na wsi. Zarzut grubo
naciągany. Trudno przypuszczać, żeby Siostry kompromitowały się wychowawczo
do tego stopnia, by karać uczennice za korzystanie z biblioteki gromadzkiej !
Pamiętam jeszcze, że Mama mówiła, że w Świnoujściu czytałam po kilkanaście
książek tygodniowo, że nad moją lekturą nie miała kontroli, że starała się tylko, by
w domu było zawsze coś wartościowego do czytania, że kupowała mi
wiele
wartościowych książek i radzi Siostrom to samo ! Są dzieci, które czytają wszystko,
co im wpadnie w ręce i na to nie ma innej rady jak podsuwanie dobrej lektury. Mam
wrażenie, że cała ta historia zaowocowała w następnym roku szkolnym nowym
zwyczajem – wypisywaniem osobnych świadectw zachowania w szkole i internacie i
wyłożeniem w pokoju religijnym,
rozmaitych książek do doraźnej lektury bez
konieczności chodzenia do biblioteki szkolnej, a tym bardziej gromadzkiej. Dodam,
że pokoik ONZ-u stał się moim ulubionym i przeczytałam wszystko, co tam było
wyłożone z wielką przyjemnością i oczywiście korzyścią.
Co o tym wszystkim teraz sądzę ? Burza w szklance wody, nic dodać, nic ująć,
albo inaczej kupa śmiechu. Z Uwielbieniem w ręku widywałam własną matkę.
Samozwaniec Mama pozwalała mi czytać, nie robiąc nigdy żadnych komentarzy,
drukował jej opowiadania Przekrój. Znajdowałam w nich może treści terapeutyczne
? To są przecież satyryczne felietony poruszające na wesoło problemy rozwodów,
niechcianych dzieci, ponownych związków, życia rodzin rekonstytuowanych... Może
niosły mi jakieś uporządkowanie mojej własnej sytuacji życiowej ? Dlatego
uważałam je za śmieszne i życiowe. Lektura może nie najwyższego lotu, ale
nazywanie jej pornograficzną i przypisywanie mi niezdrowych zainteresowań, to
spora przesada. Można komuś uczynić krzywdę, wmawiając wyszukiwanie w
książkach treści nieprzyzwoitych, by robić sobie z tego zabawę (cytuję niemal dosłownie!),
gdy w istocie szukałam tam zupełnie czego innego. Swojego życia ! Człowiek całe
życie szuka książki o sobie ! I nie spocznie, aż sam ją napisze. Problem
wychowawczy zaistniałby być może, gdybym czytywała tylko tego typu książki, a to
prawdą nie było !!! Trzy wykrzykniki ! Odwrotnie, lektury te były marginesem
mojego zestawu lektur licealistki. Czytałam wtedy, jak notuję w pamiętniku,
Andrzeja Brychta Raport z Monachium, Wycieczka Auschwitz-Birkenau – Dancing w
92
Szymanów klasa I
kwaterze Hitlera – nawet wypominałam Mamie w listach, dlaczego mi tego do
czytania nie poleciała wcześniej - Pamiętniki żołnierzy batalionu Zośka, Klawikord i róża,
Szkołę janczarów, Buddenbroków, Wojnę i pokój, Cichy Don Szołochowa a także
Krzyżowców Kossak-Sztuckiej. Tak na marginesie, w powieści tej - podobnie jak u
Sienkiewicza - znaleźć można wiele okrutnych scen, głównie opisów gwałtów, z
całą pewnością nie dla nastoletnich panienek. Cóż, cała ta historia byłaby zapewne
marginesem moich szymanowskich wspomnień, gdyby nie te kilka listów, które
wzbudziły na powrót stare emocje.
Miałam duchówkę z Gizelą jeszcze przed przyjazdem Mamy. Gizela musiała
dostać ten
list z wymówkami i pewnie się wystraszyła, że narozrabiała.
Podejrzewam, że w tej rozmowie, a dość dobrze ją pamiętam, wyszłam na całkiem
stukniętą i pogrążyłam się do końca. Siostra Gizela wypytywała mnie o sytuacje
rodzinną. O ciocie, które mnie odwiedzają… Niestety, nie potrafiłam podać, w jaki
sposób są one ze mną spokrewnione… Mama później od Gizeli się tego dowiedziała
i wytknęła mi to z wielką złością, uważała widocznie, że wystarczająco wiele razy
mi stosunki rodzinne tłumaczyła. Czy jest jakiś sposób wychowania dzieci bez
wpędzania ich w poczucie winy, więcej suponowania zaburzeń i wariactwa ?
Pewnie tak, ale nie był to mój przypadek. Często pochopnie sądzimy, że rozumiemy
młodzież w istocie przerabiamy własne problemy i lęki jej kosztem. Amen, rzekł
ksiądz Muchowiecki.
Co do supozycji, że Mama mnie zaniedbuje, nie wiem skąd Ciocia Jola to
wytrzasnęła, zapewne z moich ust to wyjęła. Musiałam coś pleść niebożę, listy i
paczki przychodziły na pewno, może nie tak często jak bym tego chciała, ale
wystarczająco jak na nasze możliwości. Tak jak zapewne nie wpadło jej do głowy, że
dwudziestostopniowego mrozu z okien ciepłej klasy po prostu nie zauważyłam !
To był problem z tą odległością od domu, listy szły długo, telefonów w
zasadzie nie było. Dziewczyny z Warszawy zamawiały sobie rozmowy do domu.
Halo, Szymanów osiem ! Na wieki, wieków, amen ! Specjalna centralka, później kabina
telefoniczna pod świętymi schodami. Rozmowę trzeba było zamówić kilka godzin
zawczasu, a odbywać się mogły tylko na wieczornej rekreacji. Mogłabym
zadzwonić do Mamy do pracy, albo do sąsiadki, ale po co ? Przez cały pobyt w
Szymanowie nie miałam ani razu telefonu od nikogo ! Gwoli ścisłości, raz
zadzwoniła do mnie Aśka Krzemieniewska, bezpośrednio po odejściu z Szymanowa,
robiąc mi tym kolosalną przyjemność. Najdrobniejsze problemy, choćby stłuczone
okulary, urastały do naprawdę wielkich – trzeba było okulary pakować, wysyłać do
Cioci Krysi, czekać na reperację, chodzić bez okularów i wpadać na koleżanki… Na
szczęście taki okularowy kłopot zdarzył się tylko raz.
4 kwietnia, wracam spóźniona o całe dwa dni ze świąt. Sypialnym, ale nie
palili ! Zmarznięta na kość, wysiadłam w Warszawie Zachodniej. „Zaraz był pociąg i
93
Szymanów klasa I
wysiadłam w Szymanowie. Autobus miał być dopiero o 12.00, więc poszłam do pana
taksówkarza. Wziął mnie za 40 zł. Zaraz na korytarzu natknęłam się na Jająca, który mi
zaczął grozić sankcjami, aż sobie poszedł.”
Spóźniona, bo trzeba było jednak wyrwać mój martwy ząb i zrobić protezę.
Mama napisała do Siostry Gizeli list z wyjaśnieniem. Ze stacji w Szymanowie
wzięłam taksówkę i wpadłam prosto w ręce Zająca. Zamiast zwyczajnie spytać,
czemu się spóźniłam, wsiadła na mnie ! A ja miałam trudności z mówieniem, proteza
była źle zrobiona, wytworzyła się odleżyna! Cicho mówiłam i to jeszcze bardziej
Zająca zdenerwowało, odesłała mnie do Siostry Gizeli. Ta na szczęście nie skrzyczała
mnie, przeczytała list od Mamy i odesłała mnie na lekcje. Kilka dni potem ząb
połknęłam, był rzeczywiście źle dopasowany. Bardzo to wszystko przeżywałam i
żadnej koleżance, nawet Ali tego nie mówiłam, bo się sztucznego zęba okropnie
wstydziłam. A może się nie wstydziłam, zabawiałam koleżanki - raz mam ząb, raz nie
mam…
Doprawdy nie powinnam się uskarżać, że Mama mnie zaniedbuje,
dostawałam ciągle paczki z suchą kiełbasą i okropnym, zalatującym ołowiem,
sokiem cytrynowym w puszkach - DODONI. Kolejny dramat, w końcu kwietnia
okradli moją paczkę z domu, w której Mama wysłała mi nowość-cudo, prawdziwe
flomastry z Londynu ! Jesienią ukradli opaskę elastyczną, którą Mama wysłała
listem, a teraz moje flomastry ! Paczkę z flomastrami odbierałam sama, chociaż
zazwyczaj za nas odbierały Siostry, bo paczki przychodziły przed południem. Paczka
była pomiętoszona, związana papierowym sznurkiem, ale ja się nie zorientowałam i
pokwitowałam. Dopiero z listu Mamy, który przyszedł jednocześnie, dowiedziałam
się, co było w paczce. I jeszcze wiadomość, że Bosmana trzeba uśpić ! Zaczęłam
strasznie płakać, zbiegło się kilka Sióstr. Wstydziłam się powiedzieć, że płaczę, bo
psa trzeba uśpić ! Powiedziałam, że paczkę okradli! Siostry bardzo się przejęły, to
już nie pierwszy raz, trzeba z tym zrobić porządek ! Dostałam nowe floamastry już w
lecie. Mama pojechała do Londynu i przywiozła mi nowe, w metalowym, jak
marzyłam, pudełku…
Kilka wolnych pierwszomajowych dni spędziłam na Pillatich u Cioci Krysi.
Zawiozłam jej bukiet fiołków. Byłam też – jak wynika z listu do Mamy - z pierwszą
w życiu wizytą u Babci we Włochach. Towarzyszyła mi Jerzyna. Niestety nie
pamiętam nic ! Gdyby nie to, że wspominam to wydarzenie w liście do Mamy, nie
pamiętałabym, że byłam na obiedzie u rodzonej Babki !
17 maja przybył nas odwiedzić kuzyn Alki - Piotrek Piotrowski, przystojny
jak diabeł ! Położył stokrotkę na grobie naszej sikorki, w głównej alei, obok ławeczki.
Tam mniej więcej, gdzie urządzało się ogniska z pieczeniem kiełbasek. Stokrotka
została zasuszona, podpisana i wklejona do pamiętnika Alki – agendy Teno.
94
Szymanów klasa I
A kolejną wizytę Mamy miałam niebawem, 24 maja, to było moje
bierzmowanie. Wybrane imię - Marta. Chciałam zostać Danielą, ale po nauce dla
kandydatek postanowiłam podejść do życia poważnie i skończyć z Olbrychskim !
Zapisałam w pamiętniku - 9 maja minął rok, jak się kocham w Azji!! A że kochałam się
również w Siostrze Marcie – to drugie kochanie wydało mi się wznioślejsze, bardziej
święte. Któraś z Sióstr pospieszyła z przypowieścią o Marii i Marcie ze stosownymi
objaśnieniami, że święta Marta jest patronką prostych gospodyń domowych.
Nomen-omen, coś z tego zostało, wywróżyło się. Jestem z pierwszego imienia
Grażyna, na drugie patronuje mi nieszczęsna Maria Goretti, ksiądz nie chciał mnie
ochrzcić Grażyna. Skoro Maria mam na drugie, to trochę więcej jestem jednak
Maria niż Marta, lepszą cząstkę wybrałam… Przewidziany egzamin - Siostra Teodozja
wyjaśniła mi nawet różnicę między łaską uświęcającą a uczynkową – zdawałam
przed Gizelą. A Gizela na mnie wsiadła ! Ty nie słuchaj Siostry Teodozji, ona się uczyła
katechizmu jeszcze przed soborem… Acha, widocznie, teraz jest po soborze i wszystko
będzie unowocześnione… Jako świadka poprosiłam, patrzcie państwo, Jerzynę !
Obie byłyśmy z tego pomysłu bardzo zadowolone, tym sposobem Jerzynie udało
się utargować dodatkowe odwiedziny Cioci Joli. Siostry zapowiedziały, że można
poprosić rodziców i ewentualnie do świadka też może przyjechać gość. Rzeczywiście tak
się stało, przyjechała nie tylko Ciocia Jola, ale i niespodziewanie moja Mama !
Siostry wydały lepszy obiad… Msza święta była po raz pierwszy w Szymanowie
cała po polsku i przodem do ludu. . Każda dostała mszalik z tekstem mszy po polsku,
dałam go Mamie. Dostałyśmy też specjalne, na maszynie przepisane modlitewniki,
oprawione w pracowni, z różnymi mądrymi tekstami. Te książeczki były
wywieszone na tablicy w holu internackim, było nas dziewięć. W asyście przyjechał
ksiądz gwardian z Niepokalanowa, Błażej Kruszyłowicz. Mam nawet zdjęcie, jak te
nasze modlitewniki ogląda. Stykałam się z nim w Świnoujściu, właściwie mogłabym
pokazać mu zdjęcie sprzed lat, że przecież się już znamy, ale jakoś się nie zebrałam.
Marysia Tomala przywiozła łowicki strój do szkoły i przebrałam się w niego,
pokazałam Mamie i Cioci, Ciocia Jola zrobiła fotografię, a wieczorem, jak mamy
pojechały, dostałam od Marysi całą łubiankę truskawek ! Do niej zawsze przyjeżdżali
z truskawkami ! Wszystko sama zjadłam na skośniaku, dwa i pół kilo !
Ten dwukrotny przyjazd Mamy do Warszawy w maju 1970 wiązał się z
wyrabianiem wizy do Londynu oraz wiz tranzytowych, bo… Mama jechała do
Anglii. Ciocia Basia ją zaprosiła ! Z listów wynika, że wpadłam w entuzjastyczny
nastrój - to wspaniałe, fantastyczne, jak z jakiejś książki ! Bezsens, przecież Babcia z
Dziadkiem kilkakrotnie jeździli do Londynu i nie robiło to na mnie wrażenia. A na
pytanie co chciałabym otrzymać, odpowiadam jednym ciurkiem - przywieź mi takie
coś na ołówek, plastikowy kubek do zębów w nalepki od alkoholi, kolorowe gumki do włosów,
cążki do paznokci, flamastry, pastę do zębów w paski, rifle – biodrówki, pieska ze skóry - taką,
wiesz, maskotkę, zawieszkę do kluczy, kostium do opalania, kostium kąpielowy i taśmę klejącą,
drewniaki ortopedyczne, lalkę – damę (tak, marzyłam o lalce Barbie, ale przysięgam, że
miałam dobre intencje !) I dostałam ! W czasie wakacji zrobiłam prototyp - barbie-
95
Szymanów klasa I
niepokalankę-orginal. Lalka wisiała w umywalni, a potem w budce, powieszona na
sznurku za szyję ! Zającowi bardzo to się nie podobało, zawsze stawiał lalkę na półce !
Majowe kiermasze książki, zwane później Targami Książki, oczywiście w
Warszawie, nie w Szymanowie. „Kupiłam „Tokijskie ABC” Budrewicza i „4 panc. i pies t.
III”. A na angielskim przerabiam „King Arthur and the Knights of the round table”.
Wycieczki w klasie pierwszej zaplanowano trzy: na Śląsk, w Gorce i do
Białowieży. Wybrałyśmy z Alką Śląsk z Siostrą Gizelą. Zgłosiłyśmy do grupy
jedzeniowej, Siostra podzieliła nas na grupy, jak lubiła - sprzątającą, zmywającą i
jedzeniową.
Z wycieczki pamiętam piąte przez dziesiąte… Ksiądz Jerzy Pawlik
zorganizowany przez Siostrę Gizelę w roli przewodnika, który opowiadał nam
prawdopodobnie bardzo ciekawe rzeczy o Śląsku, ale dziewczyny z klasy trzeciej
czytały po kryjomu Potop, co bardzo zdenerwowało Siostrę Gizelę. „Kierowca spóźnił
się 1,5 godz. Jedziemy do Częstochowy. Oczywiście wieża - 720 stopni, skarbiec”. Po raz
pierwszy byłam w Częstochowie. Zdziwienie, że Obraz taki mały, żadnych
duchowych i patriotycznych wrażeń, zero ! To przyszło dopiero w klasie trzeciej, na
nocnym czuwaniu, trzy lata później. „Piekary. W Piekarach kalwaria, ksiądz opowiada o
męce Jezusa, potok Cedron… Pyskowice, Toszek, Góra Świętej Anny, pomnik i amfiteatr.
Kościół-klasztor i jakieś cenne minerały, można zabrać, ile się chce na pamiątkę, podobno
można je oszlifować. Posiłek u franciszkanów (jakieś bunkry czy schrony ?). Gliwice,
Kędzierzyn, Katowice. Fajny nocleg w Tarnowskich
Górach,
ale niespodziewana
awantura z Gizelą , nie-wiadomo-o-co”. Siostra Gizela była dobrą organizatorką,
ale wymagała ponad siły i od siebie i od podopiecznych. W rezultacie była
chronicznie niedospana,
niezadowolona i
rozdrażniona, czym psuła nam
większość szymanowskich imprez. A podopieczne kryły się po kątach i wykręcały
od pomagania, jak potrafiły. Sztolnia Czarnego Pstrąga w Tarnowskich Górach to
przejazd łódkami podziemnymi kanałami. Piękna, czysta woda - jak lustro. „Wisła Gizela wysiada ! Istebna - pan Kawulok opowiada świetne historyjki. Koniaków - pan
96
Szymanów klasa I
Gwarek, koronczarki z Koniakowa”. Pan Gwarek w Koniakowie opowiadał nam na
boku, jak odwiedziła Koniaków królowa Belgii. Zainteresowały ją koronki, ale
tłumaczka nie potrafiła sobie poradzić z fachowym słownictwem. I wtedy okazało
się, że babcia-koronczarka świetnie mówi po francusku i potrafi objaśnić tajniki
robótki. To była dawna pokojowa z Pszczyny ! „Nocleg w Wiśle, potworne warunki w
schronisku szkolnym, wiec zgrywny nocleg w prywatnej kwaterze. Zatarg Gizeli z kierowcą.
W Pieskowej Skale zostałam w autokarze i nie widziałam słynnego zamku. Przez Żywiec
przelecieliśmy pędem, bo kierowca groził, że się upije. Oświęcim-Brzezinka. Nocleg w
Kroczycach w jednym łóżku z Alką. Obok trójka dzieci. Mycie pod studnią!”. Piesze
przejście szlakiem chyba Orlich Gniazd, 15 km piechotą ostrym marszem z astmą !
Wygłupy z Alą w Cieszynie na rynku. Nie wiem czemu, udawałyśmy rosyjskie
turystki, rozmawiałyśmy po rosyjsku między sobą, zwracałyśmy się po rosyjsku do
przechodniów ! Może trochę się wstydziłyśmy, że idziemy w towarzystwie
zakonnic ? A może dlatego, że Ala miała czerwone kalosze ? Izwjenitie, katoryj czas,
dwienatcatoje, spasiba… Krótki pobyt w Gidlach, maleńka Madonna wykopana z
ziemi… W Tomaszowie Mazowieckim niebieskie źródła, wzbudziłyśmy sensację.
Alka zapisała wszystko, co mówili. „Takie dziwne zakonnice - wszystko w portkach –
sierociniec – ochronka - to bogate zakonnice - dzieci bogato ubrane - przebrane ( te dwie ) takich zakonnic nie widziałem – takie młode - jaka szkoda - poświęciły się - biedne dzieci - co
je do tego skłoniło - jedna na mnie wlazła (z przejęciem ) - to wy panienki z zagranicy dlaczego nie włożyły galowych strojów?”.
Grupa, która pojechała do Białowieży z Siostrą Bohdaną, spotkała prawdziwego
Francuza, z którym rozmawiały po francusku. Ten chłopak przyjechał z nimi do
Szymanowa, był na naszej lekcji francuskiego. Inna przygoda zdarzyła się w
Gorcach grupie, w której pojechała Alina Rydelek. Zafundował im lody jakiś kardynał
Wojtyła…
Porządki internackie i trzepanie materacy… Zaczęłyśmy wyrzucać je przez
okna, podobno za Siostry Michaliny tak się robiło, kolejna awantura ! Nawet
pomagałam trochę w remontowaniu materaców, oczywiście nie z Siostrą Gizelą, ale
kochaną Siostrą Teodozją ! Kolejny łopot - pakowanie własnych rzeczy. Gizela
zapowiedziała, że żadnych ciuchów na wakacje zostawiać nie można, tylko książki
szkolne i pościele. Ja w kłopocie, Mama w Londynie, dom na głucho zamknięty i
niedostępny. Niewiele myśląc spakowałam wszystkie swoje zimowe ubrania w
karton i zostawiłam podpisane jako książki. Robiłam tak co roku. Nic takiego, ale to
kolejny przykład, jakie komplikacje powodowały te koszmarne odległości.
20 czerwca 1970 przyniósł mi zupełnie dorzeczne świadectwo. Opuściłam
18 godzin… No tak, przecież przyjechałam spóźniona z ferii wielkanocnych ! Po
rozdaniu świadectw miałam czekać na Mamę u wujostwa Porayskich, ale zostałam
pomagać w czasie egzaminów. Jerzyna wyjechała zaraz po przyjeździe do domu
na Dębki. Oczekiwanie na Mamę trwało dwa tygodnie, Mama namieszała z biletem
powrotnym i wróciła tydzień później niż planowała. Wróciła pełna wrażeń, pierwszy
pobyt za granicą od czasu wojny. Do tego spotkała przypadkowo w Londynie, w
97
Szymanów klasa I
teatrze, koleżankę sprzed wojny - Irenę Harford, która zaprosiła ją do siebie na
wieś, obwoziła samochodem po różnych zabytkach i obdarowała prezentami, także
dla mnie. Dostałam wymarzone flomastry, plastikowy komplecik do geometrii,
modną sukienkę-koszulkę, czerwony pasek skórzany do tej sukienki, klapki Scholla,
granatową wstążkę do włosów w białe grochy – od samego Harodsa ! Ciocia Jola
Porayska to osobna postać do opisania. Przedelikatna osoba, gdyby nie ona moje
kontakty z rodziną Ojca po prostu nie zaistniałyby, nie wytrzymałabym napięcia,
miałabym ich wszystkich gdzieś !
Dwutygodniowy pobyt na Sobieskiego
wspominam bardzo ciepło, chodziłam z nią po Warszawie, którą przecież wtedy
znałam jeszcze bardzo mało, wszystko mnie ciekawiło. Układałam godzinami
puzzle.
Dziewczyny tańczą jedno lato, jeden sierpień… Z Warszawy pojechałyśmy do
Olsztyna, potem dopiero do Świnoujścia. Zaprosiłam Alę, była na wakacjach z
ojcem w Zastaniu, w ośrodku PAX niedaleko Międzywodzia. Żelazny punkt
programu - zwiedzanie osiedla radzieckiego. Po osiedlu radzieckim można było
normalnie chodzić, ale myśmy się wybrały za cmentarz, a tam podwójne zasieki,
między drutami biegały psy… Wartownik, miły chłopak, chciał z nami rozmawiać jagod, gribow niet, płochyj god. A my robimy dumne miny, z Rosjaninem nie
rozmawiamy ! Wydmy też grodzono zasiekami, ale nie w centrum. Na plaży była
wydzielona część dla Rosjan - PLAŻA GARNIZONOWA. Oczywiście chodziło się
właśnie tam, bo nie było tłoku, ale oficjalnie kontaktów z ruskimi nie było. Ala
wyjeżdżała wieczorem, spóźniłyśmy się na autobus i Mama dzwoniła do Zastania, że
Ala u nas zanocuje, byłyśmy szczęśliwe.
Kilka dni później przyjechał po mnie swoim Trabantem Tata i wybraliśmy do
Dębek, pod namiot. Niestety na miejscu okazało się, że w Dębkach nie jest tak
różowo, jak się nam wydawało. Wujostwo mieszkali u gospodarza, jak od lat.
Rozbiliśmy namiot najpierw w sadzie u tego gospodarza, potem na działce u
Porayskich, gdzie nie było jeszcze ich słynnego drewnianego domku.
Było mi
bardzo dobrze, chociaż morze i plaża nie były dla mnie żadną atrakcją. Czytałam
Dziady, wylegiwałam się na słoneczku… Tata nie był zadowolony. Po kilku dniach
postanowiliśmy poszukać czegoś innego, może w Borach Tucholskich ? Tata miał
tam zaprzyjaźnionego leśnika, też Marka, z którym wymieniał jaja ptasie i
korespondencyjne uwagi na temat ornitologii i pszczelarstwa. Miejscowość nazywała
się Swornegacie, sąsiednia miejscowość Męcikał, gajówka Klosnowo, a jezioro
Ostrowite ! Pan nadleśniczy ze Swornegaci polecił nas swojemu znajomemu,
okazało się, że trafiliśmy super ! Czyste jezioro, środek lasu, żywego ducha w
pobliżu, obiady u gajowego, śniadania i kolacje we własnym zakresie. Jezioro
polodowcowe - z brzegu płytko i biały piasek, a kilka metrów od brzegu nagle
wielka trzydziestometrowa głębizna.
98
Szymanów klasa I
Ala w sierpniu była ze swoją mamą w Kuklach i zakochała się ! W Bodziu –
ratowniku, który pływał bączkiem. Koleżanki dedykowały jej piosenkę – Bodzio do
drzwi pukał Ala się śmiała ! Dalej Bodziu, dalej proszę, ja bez ciebie żyć nie znoszę, kiedy
przyjdziesz do mnie, to jest wesoło. Bodzio jest w namiocie, usiadł przy Ali. Patrzy na
nalewkę z boku, Alu, napiłbym się soku. Jutro będziesz mogła pływać kajakiem. Problem
Bodzia na bączku zajmował nas przez kilka pierwszych tygodni nowego roku
szkolnego.
99

Podobne dokumenty