łowcy talentów

Transkrypt

łowcy talentów
STUDENCKA GAZETA FESTIWALOWA
R E : P RO D U KC J E
24.10.2013 r.
Międzynarodowy Festiwal Producentów Filmowych REGIOFUN
# 03
ŁOWCY TALENTÓW
O TYM, JAK ZREALIZOWAĆ KRÓTKI FILM W LONDYNIE, CO ROBIŁ DAVID TENNANT
PRZED „DOCTOREM WHO” I JAK WSPIERAĆ UZDOLNIONYCH AUTORÓW,
OPOWIADA JOSIC CADORET – TALENT DEVELOPMENT COORDINATOR W FILM
Karol Kućmierz: Jak podsumowałbyś misję i działalność Film
London?
Josic Cadoret: Nasz oficjalny slogan mówi, że jesteśmy po to, by
wspierać przemysł filmowy i filmowców w Londynie. Na bardziej
praktycznym poziomie wspieramy filmy poprzez porady dotyczące lokacji, nawigację po rynku produkcyjnym, organizację dystrybucji, pomoc finansową dla festiwali, budowanie relacji z publicznością kinową. Wspomagamy również rozwój młodych talentów, realizując filmy
krótkometrażowe oraz mikrobudżetowe produkcje. Współpracujemy
także z artystami sztuk pięknych.
o filmowca, ekipę, scenariusz. Jednak nawet bardzo dobry scenariusz
nigdy nie wyląduje na ekranie, jeśli reżyser nie ma odpowiedniego
doświadczenia i zespołu, żeby go zrealizować. Komedie często nie
przechodzą do kolejnego etapu. Poważne dramaty mają więcej szczęścia w sytuacji, kiedy zbierzemy pięć osób w jednym pomieszczeniu
i każemy im wybierać spośród wielu projektów. Jestem wielkim fanem komedii, ale rozumiem, dlaczego tak się dzieje – komedia jest
znacznie trudniejsza.
W niektórych krótkich filmach pojawiają się znani brytyjscy aktorzy,
tacy jak David Tennant, Jason Isaacs czy Ben Whishaw – jak udało
się ich zaangażować?
Prawdopodobnie nie byli wtedy tak popularni, jak są teraz. David
Tennant był świetny, ale nie wiedziałem, kim jest, kiedy realizowaliśmy „Nine and Half Minutes”, to było jeszcze przed „Doktorem
Who”. Ale mamy też przypadek Jasona Isaacsa, który wystąpił już
w „Harry’m Potterze” i Bena Whishawa z kilkoma hitami na koncie.
Filmowcy powinni być ambitni, kiedy wybierają aktorów, szczególnie
jeżeli dysponują bardzo dobrym scenariuszem i rola jest wymagająca
albo pozwala aktorowi zagrać postać, której zazwyczaj nie ma okazji
zaprezentować. Czasami też aktor decyduje się na współpracę z reżyserem, bo widzi, że dany filmowiec ma przed sobą świetlaną przyszłość i chce rozpocząć z nim twórczą relację. Obecność uznanego
aktora to także pewna gwarancja jakości na rynku filmowym, gdzie
pojawia się wiele projektów i mało publicznych pieniędzy.
Czy możesz przybliżyć swoje obowiązki jako talent development
coordinator?
W skrócie jestem osobą, do której filmowcy zwracają się po porady
dotyczące krótkich filmów. Działam w tej branży od około piętnastu
lat i odkąd Film London istnieje, organizuję programy produkcyjno-szkoleniowe z krótkich metraży. Obecnie nadzoruję też produkcję
filmów, które przechodzą dalej do realizacji. Na co dzień moja praca
polega na pozyskiwaniu funduszy od większych agencji, organizowaniu selekcji, która będzie otwarta, demokratyczna i transparentna, prowadzimy też programy treningowe i oficjalne pokazy filmów.
Zaczynamy cały proces od pomysłu, a kończymy go, zabierając gotowe produkcje do takich miejsc jak Katowice.
Jakie projekty dla aspirujących filmowców są obecnie rozwijane
przez waszą agencję?
London Calling i London Calling Plus to dwa programy dla autorów
filmów krótkometrażowych, które niedawno wystartowały. Pierwszy
z nich dotyczy nowych talentów, a drugi talentów rozwijających się.
Trudno rozróżnić te dwa określenia – granicą nie jest wyraźna linia,
ale coś w rodzaju szarej strefy. Z nowymi talentami planujemy zrealizować osiemnaście krótkich metraży. Z kolei w ramach London
Calling Plus powstanie pięć filmów z nieco większymi budżetami.
W tym roku podejmujemy także pozytywną inicjatywę – autorami
tych pięciu filmów są wyłącznie twórcy reprezentujący mniejszości
etniczne. Mamy nadzieję, że te dwa projekty będą kontynuowane
przez co najmniej trzy lub cztery lata i że zaistnieje dzięki temu użyteczny model do wyławiania kolejnych talentów.
Filmy, które będą pokazywane na festiwalu Regiofun, pochodzą
z Pulse Digital Shorts Scheme.
Ten projekt był realizowany od 2002 do 2010 roku i dzięki niemu
powstawało około ośmiu krótkich filmów rocznie – w sumie ponad siedemdziesiąt tytułów. Trzy z wyświetlanych tutaj filmów były
nominowane do nagród BAFTA, a inne wygrywały na licznych międzynarodowych festiwalach. Jestem bardzo dumny, że możemy je
pokazać i mam nadzieję, że propozycje, które wybrałem, spodobają
się katowickiej publiczności.
Film London wspiera w swoich programach nie tylko produkcje
aktorskie, ale również animacje i dokumenty. Jak wobec tego różnią
się poszczególne strategie pomocy?
Obecnie programy szkoleniowe są przede wszystkim nastawione na
filmy aktorskie, ale mamy również doświadczenie z dokumentami.
Maggie Ellis, szefowa mojego wydziału, pracowała wcześniej nad produkcjami dokumentalnymi i animacjami. Wiele się od niej nauczyłem.
W produkcji aktorskiej bardzo ważna jest preprodukcja, a następnie
zdjęcia i montaż. W przypadku dokumentów często fragmenty filmu
są już nakręcone zanim włączamy się do procesu. Z kolei kształt dzieła
animowanego musi zostać zatwierdzony na bardzo wczesnym etapie.
Cykl pracy z różnymi rodzajami filmów jest zatem dość zróżnicowany.
JOSIC CADORET
przedstawiciel FILM LONDON
fot. Natalia Kaniak
Czy uczestnicy waszych projektów to głównie amatorzy, czy raczej aktywni filmowcy, którzy potrzebują pomocy z konkretnymi
produkcjami?
Część z nich to absolwenci szkół filmowych, którzy zrobili jakąś
krótkometrażówkę, a następnie przychodzą do nas, dzięki czemu
łatwiej jest im się dostać do przemysłu filmowego. Są także osoby,
które nie mają formalnej edukacji filmowej, ale napisały świetny
scenariusz i posiadają trochę praktycznych umiejętności. Mamy
też osobny zespół zajmujący się współpracą z artystami. Obecnie
nie finansujemy jednak ekstremalnie eksperymentalnych filmów,
odpowiednich do wyświetlania w galerii. Zdarzają się także pracownicy przemysłu filmowego, którzy chcą się sprawdzić jako
autorzy dzieł fabularnych. Pomagamy również ludziom posiadającym dużą wiedzę i umiejętności praktyczne, którzy jeszcze nie
zadebiutowali albo reżyserom telewizyjnym, chcącym przejść do
świata kina.
Czego poszukujesz w filmach krótkometrażowych?
Staram się nie zwracać uwagi tylko na jakiś indywidualny aspekt i być
otwartym na całość filmu. Czasami chodzi nie tylko o sam projekt, ale
Jak często twórcy biorący udział w projektach Film London odnoszą
sukces na rynku filmowym?
Nie jestem w stanie podać danych statystycznych, ale uważnie śledzę
losy poszczególnych filmów i ich autorów. Jeśli chodzi o sukces rozumiany jako realizacja pełnometrażowych produkcji, które następnie są dystrybuowane w kinach, to zdarza się to stosunkowo często.
Z około siedemdziesięciu krótkometrażówek powstałych na przestrzeni ośmiu lat, autorzy sześciu czy siedmiu z nich zostają reżyserami filmów pełnometrażowych. Niektórzy rozwijają swoją karierę
w nieco innych kierunkach – zmieniają specjalizację lub zaczynają
pracę w telewizji. Ponadto, duża część krótkich filmów zdobywa nagrody na międzynarodowych festiwalach.
Czy masz jakieś rady, którymi chciałbyś się podzielić z młodymi
filmowcami?
Jeśli możesz, zrób coś krótkiego na własną rękę, z dobrymi rolami, pokazującego twoją umiejętność opowiadania historii. Coś małego i nie
przesadnie ambitnego – to ci pomoże. Nawet jeśli nie zrobiłeś filmu,
który zdobył uznanie na festiwalach, jeżeli masz coś, co pokazuje, że
potrafisz opowiedzieć historię przy bardzo niskim budżecie, będzie to
kluczowy aspekt w nauce rzemiosła. To także dużo lepsze rozwiązanie
niż napisanie samego scenariusza, choćby był oparty na genialnym
pomyśle. Żeby kreatywny proces stał się czymś naturalnym, trzeba
go powtarzać jak najczęściej.
Rozmawiał Karol Kućmierz
UWAGA WIDZOWIE!
POKAZ SPECJALNY
z dnia 23.10.2013 (środa), godz.20.30
„Fremaux! Lumiere!” zostaje przeniesiony na 24.10.2013
(dziś), godz. 20.30
02
24.10.2013 r.
NIHIL NOVI, PANIE BERTOLUCCI
PROJEKCJA:
24.10 | czwartek | Kino Kosmos – Nostromo | g. 18.00
„Me and You” materiały prasowe
FILM REALIZOWANY W ZAMKNIĘTEJ PRZESTRZENI TO ZAWSZE WYZWANIE DLA REŻYSERA, ALE TAKŻE
DLA OPERATORA, SCENARZYSTY I CAŁEJ EKIPY WYKONAWCZEJ. TAKA STRATEGIA PRZYNOSI JEDNAK SWOJE
KORZYŚCI, O CZYM ŚWIADCZĄ TAK WYBITNE FILMY JAK „MISERY” CZY „DWUNASTU GNIEWNYCH LUDZI”.
Nie ma bowiem lepszego sposobu na przedstawienie relacji międzyludzkich i psychiki postaci niż umieszczenie bohaterów w czterech
ścianach pokoju. A jeśli tej sytuacji towarzyszy
wszechogarniająca cisza i wymowne spojrzenia,
to do sukcesu brakuje już tylko dobrze opowiedzianej historii. Z takiego założenia wyszedł, zdaje
się, Bernardo Bertolucci.
Lorenzo jest nastolatkiem, który ceni sobie
samotność. Rezygnuje zatem ze szkolnego wyjazdu na narty, by na tydzień zamieszkać w piwnicy pięknej willi, którą zamieszkuje na co dzień.
Kontemplacje w zaciszu graciarni przerywa mu
jego przyrodnia siostra, Olivia, narkomanka, która sama siebie nazywa śmieciem. Oboje przechodzą wewnętrzną metamorfozę w wyniku kontaktu z drugim człowiekiem i z jego odmiennością.
Nie można „Me and You” odmówić wewnętrznego piękna. Opowieść pozbawiona jest patosu
i cechuje się delikatnością w ukazywaniu charakterów postaci. Przemiana nie wywraca życia
Lorenzo i Olivii do góry nogami, raczej polega na
uświadomieniu sobie własnej tożsamość. Przełom
osobowościowy, jaki dokonuje się w bohaterach
jest dyskretny i odegrany bez zbędnych fajerwerków. Po seansie „Me and You” w głowie
kiełkuje myśl, że to przypadkowe sytuacje, a nie
wielkie wydarzenia najbardziej kształtują naszą
osobowość. Skromność filmowego wyrazu dodaje tylko smaczku, tworząc, kolejne w dorobku
Bertolucciego, wysublimowane studium o młodości. Coś tu jednak nie gra.
Filmowi zdecydowanie brakuje magnetyzmu,
który bił z „Marzycieli”. Można banalnie rzec,
że „Me and You” nie posiada „tego czegoś”.
Niezidentyfikowanego pierwiastka filmowej
magii, w który nowe dzieło włoskiego reżysera
jest ubogie. Może to wina mniej spektakular-
nego tematu. Jednak przede wszystkim zawodzą aktorzy, wcielający się w role przybranego
rodzeństwa. O ile Jacopo Olmo Antinori jakoś
sobie radzi, to Tea Falco wypada zdecydowanie mniej przekonująco. Brakuje jej swobody
i powabu Evy Green, a porównanie to jest
o tyle na miejscu, że obie bohaterki, Olivia
z „Me and You” i Isabelle z „Marzycieli”, dzielą
ze sobą wiele cech osobowości.
Można zadać sobie pytanie o to, co nowego chciał nam powiedzieć Bertolucci – reżyser
budzący kontrowersje, rewidujący w swoich filmach zastane poglądy na seksualność i historię.
„Me and You” przypomina ledwie parę znanych
prawideł o tym, że świat składa się z rzeczy małych, skromnych, przypadkowych i przechodzących bez echa. To prawdy ważne, ale ogrywane
w kinie bez końca.
Patrycja Mucha
PRZEOBRAŻENIE
PROJEKCJA:
25.10 | piątek | Kino Kosmos – Solaris | g. 20.00
„Matei Child Miner” materiały prasowe
„MATEI CHILD MINER” – DEBIUT ALEKSANDRY GULEA, JEST HISTORIĄ CHŁOPCA INSPIROWANĄ PRAWDZIWYMI
WYDARZENIAMI, KTÓRYCH ŚWIADKIEM BYŁA RUMUŃSKA REŻYSERKA. TO ZARAZEM OPOWIEŚĆ REZONUJĄCA
Z RZECZYWISTOŚCIĄ SPOŁECZNĄ WSPÓŁCZESNEGO ŚWIATA I POETYCKO SKONSTRUOWANY OBRAZ.
Tytułowego chłopca poznajemy w czasie zimy,
kiedy razem z dziadkiem zabezpiecza drzewa
na trudny do przetrwania okres. Dziadek to bardzo ważna postać w życiu Matei, jedyna osoba,
która poświęca mu uwagę i stara się darzyć ciepłymi uczuciami. Na rodziców nie może liczyć,
ponieważ wyemigrowali w celach zarobkowych
do Włoch. Matei, poprzez niefortunny zbieg
wydarzeń, zostaje wydalony ze szkoły, na co
dziadek reaguje niespodziewaną złością.
Samotność chłopca i agresja ze strony najbliższej osoby sprawiają, że ucieczka wydaje
się jedynym wyjściem. Matei pakuje swoje manatki, w tym najważniejszą – kolekcję owadów,
którymi jest zafascynowany. W swojej podróży dociera do dwóch istotnych miejsc: wzgórz,
gdzie spotyka pasterza Izydora, ale przede
wszystkim do Muzeum Historii Naturalnej
w Bukareszcie, w którym wydaje się, że odnalazł marzenia i może z nimi powrócić do domu.
Niestety, wyobrażenia chłopca po raz kolejny
zostają zniweczone.
Sytuacja życiowa dziewięciolatka pozostawionego samemu sobie zdaje się być odzwierciedleniem szerszego problemu społecznego.
Brak pracy to także brak stabilności i poczucia
bezpieczeństwa. Miasto, w momencie w którym je poznajemy, jest „wymarłe”, niewiele
się tu dzieje. Postindustrialne przestrzenie zostały przedstawione w sekwencji statycznych
ujęć, które jeszcze bardziej wzmagają poczucie
chłodu panującej pory roku, a nawet pewnego
strachu. Film zatacza krąg. Ostatnia scena to
rozkwit drzew, które widzieliśmy na początku.
To także rozkwit chłopca. To nawiązanie do filozofii Zhuangziego, w której człowiekowi pozostaje
jedynie zaakceptowanie naturalnego biegu rzeczy
i wykorzystanie go w pełni.
Powolne, spokojne ujęcia to sposób na warstwę formalną filmu, który pozwala dostrzec
przemijanie czasu: zarówno w węższym kontekście pojedynczego życia ludzkiego, jak i w szerszym, bo historycznym (losy górniczego miasta)
lub naturalnym (pory roku). Nie jestem tylko
pewna, czy statyczność i obiektywność kamery nie sprawiły, że film stał się nieco zbyt
flegmatyczny.
Marta Rosół
03
24.10.2013 r.
UŚMIECH CZYNI WOLNYM
ALEXANDER VON WASIELEWSKI – OPERATOR, PRODUCENT, SCENARZYSTA, A MOŻE WYGRANY TEGOROCZNEGO
KONKURSU FILMÓW KRÓTKO- I ŚREDNIOMETRAŻOWYCH REGIOFUN OPOWIADA O TYM, DLACZEGO WARTO SIĘ ŚMIAĆ.
Marta Rosół: Czy filmy mogą zmieniać
rzeczywistość?
Alexander von Wasielewski: Myślę, że mogą
zmieniać odbiór rzeczywistości, patrzenie ludzi
na świat. Każdy ma swoją własną rzeczywistość,
którą kreuje codziennie, wizyta w kinie może
wnieść coś do tego świata.
Na plakacie filmu „Great” jest umieszczony cytat Charliego Chaplina: „Dzień bez uśmiechu to
dzień stracony”. Myślisz, że śmiech może być
sposobem na życie i można śmiać się ze wszystkiego, nawet z najpoważniejszych rzeczy?
Poczucie humoru pomaga w życiu. Trzeba się
z tym urodzić i ten, kto posiada ową umiejętność jest szczęśliwym człowiekiem. Ludzie żyjący
w złych warunkach często posiadają poczucie
humoru i dystans wobec tego, co ich otacza.
To pozwala im przetrwać.
Dzieci dużo się śmieją. W jednym z wywiadów
przytoczyłeś cytat z filmu „My Playground”,
w którym chodziło o wartość, jaka drzemie
w dziecku, jego niewinności i ciekawości świata.
Czy te cechy są pomocne w pracy nad filmem?
Chodziło w nim też o kreatywność, której nigdy
nie można zatracić, szczególnie kiedy zajmujesz
się filmami. Mały, prawie nic nieznaczący fakt
może być przyczynkiem do nakręcenia dzieła.
Warto zatem wymyślać niestworzone historie,
czy może zwykłe życie jest na tyle inspirujące,
by to właśnie z niego zaczerpnąć pomysły do
scenariusza?
Stare przysłowie mówi, że prawda jest ciekawsza
od fikcji. Czasem możemy nie wierzyć, że coś się
wydarzyło i to jest fascynujące.
Jedną z idei, która przyświeca Waszej firmie,
Dog Ear Films, jest konsensus. Jak wygląda praca
z artystami, o których stereotypowo mówi się,
że mają głowy w chmurach?
To dużo zabawy, ale chodzi przede wszystkim
o współpracę, wyłożenie kart na stół i dogadanie
się. Jestem producentem, ale również operatorem, podobnie Andreas Henn, z którym współpracuję, jest reżyserem i producentem. Obydwaj
czasem bujamy w obłokach, ale gdy przychodzi
trudny moment, stajemy się realistami. Trzeba
oddzielić dwa procesy. Praca nad scenariuszem
i reżyserowanie to okres, kiedy emocje biorą górę.
Dopiero później następuje spotkanie z rzeczywistością i skupienie się na kwestiach produkcyjnych. Najważniejsze jednak jest to, by mieć pomysł, reszta sama się ułoży.
Bohater „Great” ma swój pierwowzór w rzeczywistości. Czy spotkałeś Nicola Radosevica
osobiście?
Miałem tę przyjemność. To trochę żenujące,
wstyd się przyznać, ale o historii opowiadanej
w filmie przeczytaliśmy na Wikipedii. Później się
potoczyło. Trafiliśmy na kolejny artykuł, w którym było wymienione nazwisko Radosevica i zaczęliśmy go szukać. Okazał się ponad osiemdziesięcioletnim profesorem fotografii w Belgradzie.
Zadzwoniliśmy do niego, spotkaliśmy się, a on
opowiedział nam całą swoją historię. Kiedy był
w Berlinie, akurat odbywała się tam retrospektywa filmów Chaplina i mieliśmy to szczęście,
że jednym z gości honorowych była jego córka – Geraldine Chaplin. Nie znała historii
Radosevica i była nią uwiedziona.
Rozmawiała Marta Rosół
Markus Halberschmidt fot. Natalia Kaniak
Aleksander von Wasielewski
fot. Natalia Kaniak
rekwizyty: Geszeft
PRODUCENT Z PRZYPADKU
HISTORIA RYANA LARKINA, ANIMATORA, KTÓRY U SCHYŁKU ŻYCIA STRACIŁ DOM I WSZYSTKIE FINANSE
ORAZ ARTYSTKI, KTÓRA GO ODNALAZŁA, TO OPOWIEŚĆ O TYM, JAK JEDNO SPOTKANIE MOŻE ZMIENIĆ CZYJEŚ
ŻYCIE. KULISY POWSTAWANIA FILMU „RYAN’S RENAISSANCE” ODSŁANIA LAURIE GORDON.
Czy łatwo było znaleźć Ryana Larkina pośród
ulic Montrealu i przekonać, aby zrobił Twój
wideoklip?
Znaleźć go było bardzo łatwo, jednak na początku nie chciałam, aby zrobił dla mnie film. Nie kręcił niczego od wielu lat. Mimo iż nie uważam się
za eksperta w tej dziedzinie, wiedziałam, że nie
byłoby mu łatwo do tego wrócić. Zamierzałam
poprosić o wykonanie kilku rysunków, które mogłabym włączyć do mojego wideo.
Stałaś się producentem praktycznie z dnia na
dzień. Było trudno?
Na samym początku nawet nie wiedziałam, że
się nim stanę. To, że mój klip zmienił się w film
Ryana, „Spare Change” – jego pierwszą animację od trzydziestu pięciu lat – było kompletnie niespodziewane. Nie było żadnego planu.
W tamtym okresie mojego życia identyfikowałam się przede wszystkim z działalnością mu-
zyczną w zespole. Zostanie producentem nie
przemknęło mi nawet przez głowię. To Ryan
zadecydował: „jeśli mamy cokolwiek stworzyć,
to ja będę reżyserem, a ty producentem” – to
były naprawdę duże słowa.
Spodobało ci się na tyle, żeby kontynuować to
w przyszłości? Na stronie internetowej twojego zespołu przeczytałam, że macie w planach
kolejną produkcję.
Wiele wydarzyło się w ciągu ostatnich kilku lat,
jestem teraz artystką solową. Być może nastąpi reaktywacja naszej działalności, ale póki co
firmuję swoją muzykę własnym nazwiskiem,
nie uczestniczę obecnie w żadnym projekcie.
Muzyka zawsze będzie częścią mojego życia, ale
jako producent nigdy nie robiłam nic z zespołem, tylko jako niezależny twórca. Muzyka i film
to dwie różne części mojego życia. Jako artysta
zrozumiałam, że film jest kolejną formą wyrazu,
medium, które mogę wykorzystać. Współpraca,
którą nawiązałam z Ryanem i ważnymi instytucjami filmowymi, np. National Film Board of
Canada, to coś, co zrobiłam w oderwaniu od
moich muzycznych korzeni, choć oczywiście były
one tego przyczyną.
Teraz jesteś bardziej muzykiem czy
producentem?
Och nie, zaraz się popłaczę! Nigdy bym nie
pomyślała, że w wieku trzydziestu sześciu lat
będę reorganizować swoje życie po raz kolejny.
W ostatnich latach oczywiście nie przestałam
nagrywać, ale dzień ma dwadzieścia cztery godziny i są rzeczy, które pojawiają się znienacka.
W tej chwili jestem bardziej producentem, ale
pracuję też nad muzyką, trasą koncertową. W zależności od ważności projektu, wymieniam więc
rolę producenta z rolą muzyka.
Rozmawiała Martyna Poważa
Laurie Gordon
fot. Natalia Kaniak
rekwizyty: Poszetka
O DWÓCH TAKICH, CO WYNALEŹLI KINO
KAŻDY PASJONAT KINA WIE, ŻE SWOJĄ ULUBIONĄ ROZRYWKĘ ZAWDZIĘCZA AUGUSTE’OWI I LUISOWI
LUMIÈRE’OM. OKAZJĄ DO PRZYPOMNIENIA ZNANEJ WSZYSTKIM HISTORII O TYM, JAK BRACIA Z LYONU ZMIENILI
ŚWIAT, JEST WYJĄTKOWY POKAZ FILMÓW LUMIÈRE’ÓW Z KOMENTARZEM THIERRY’EGO FRÉMAUX.
PROJEKCJA:
Prawdą jest, że bracia Lumière nie byli w swoich
działaniach ani pierwsi, ani jedyni. Na całym świecie wynajdowano kolejne maszyny rejestrujące
rzeczywistość. Jednak narodziny kina wiążą się
przede wszystkim z mityczną chwilą pierwszej publicznej projekcji filmowej w Salonie Indyjskim na
bulwarze Kapucynów w Paryżu. Był to rok 1895.
Dziś, w dobie cyfryzacji i wszędobylskich tabletów nie jesteśmy zapewne w stanie wyobrazić
sobie uczucia, które towarzyszyło tym trzydziestu
trzem osobom, oglądającym trzydziestosekundowe filmy w ciemnej sali. Kinematograf był bowiem
dla ówczesnych ludzi tworem iście magicznym.
me! Zawsze towarzyszyła mu muzyka lub
opowieści konferansjera tłumaczącego akcję
bądź czytającego dialogi. Podczas seansu na
czwartej edycji Międzynarodowego Festiwalu
Producentów Filmowych Regiofun można będzie przez krótką chwilę poczuć się jak dziewiętnastowieczny mieszczuch, korzystający
z rozrywki za jednego nikla. W świat lumierowskich mikrometrażówek swoim komentarzem
wprowadzi nas sam dyrektor Instytutu Lumière,
a zarazem dyrektor festiwalu w Cannes, Thierry
Frémaux. Czas poczuć prawdziwą magię kina!
Patrycja Mucha
Furorę zrobił pokaz „Wjazdu pociągu na stację
w Ciotat” (anegdotyczne już przerażenie odbiorców na widok zmierzającej ku nim lokomotywy),
łącznie wyświetlono zaś dziesięć filmów. Choć
o tych miniformach mówiło się często jako o dokumentalnych obrazach z życia, to dziś podkreśla się
rolę, jaką odegrały w kreowaniu rzeczywistości
ekranowej. Z różnych względów kilka razy powtarzano kręcenie „Wyjścia robotników z fabryki”.
Z kolei „Ogrodnik”, znany później jako „Polewacz
polany” to pierwszy film z zaaranżowaną fabułą,
w dodatku posiadający elementy, spopularyzowanego później przez Chaplina, slapsticku.
Pozostaje jednak faktem, że kinematograf
w intencji jego twórców miał pozostać maszyną do rejestracji i projekcji ruchomych obrazów.
Aparatem, który miał wreszcie pokonać śmierć,
zapisywać „chwile ulotne jak ulotka”. U schyłku
wieku XIX nikt jeszcze nie sądził, że może stać się
kiedyś narzędziem do tworzenia sztuki. Czas pokazał, jak bardzo mylił się tamten świat.
Teraz, z nutą nostalgii lubimy wracać do filmowych pierwocin, dając kinu niememu drugie życie.
Nie zapominajmy jednak o słowach dudniących
w głowie każdego uczestnika wykładów z historii filmu: kino nieme nigdy nie było nie-
24.10 | środa | Kino Kosmos – Nostormo | g. 20.30
04
24.10.2013 r.
SŁOWNIK PRODUCENTA:
BUDŻET
KUŹNIA PRODUCENTÓW
Uwadze wielu z nas nie uszło zapewne, że
w ostatnim czasie Schleswig-Holstein zrobił wielką karierę. Grzechem jednak byłoby
zapominać, że to nie tylko najszykowniejsza
marka odzieżowa ubóstwiana przez polskich
blogerów „modowych” czy osławiony pancernik. Schleswig-Holstein, a w wersji polskiej po
prostu Szlezwik-Holsztyn, to również, a nawet
przede wszystkim, jeden z niemieckich krajów
związkowych, który posiada swój własny fundusz
filmowy. Jeśli więc Wasi znajomi już wypucowali swoje creepersy i od rana zaczesują grzywki
na sztywno, szykując się na dzisiejsze spotkanie
z osławionym duetem nieistniejących projektantów, zawróćcie ich, póki jeszcze możecie.
Filmförderung Hamburg Schleswig-Holstein
GmbH jest podczas tegorocznej edycji MFPF
RegioFun jednym z dwudziestu czterech regionalnych funduszy filmowych, które „wystawiły”
swoich przedstawicieli do rozmów z młodymi
producentami, aby wysłuchać ich pomysłów
i dać im szansę na ich realizację. Pośród tych
funduszy znalazło się też oczywiście miejsce dla
siedmiu dumnych reprezentantów Polski oraz
reprezentacji krajów skandynawskich (Szwecja
i dwa fundusze fińskie) czy silnej zachodnioeuropejskiej czołówki (po dwa fundusze z Niemiec
i Wielkiej Brytanii oraz jeden z Włoch).
Podczas spotkań z reprezentantami tych
instytucji młodzi producenci będą mieli okazję
nie tylko pozyskać środki na realizację swoich
projektów, ale również przekonać się, jak ważne w branży, w której postanowili działać, jest
nawiązywanie kontaktów. Spotkania sam na sam
z przedstawicielami poszczególnych funduszy to
wspaniała sposobność do doskonalenia umiejętności prezentacji, ale nade wszystko bronienia
swoich pomysłów. Warto bowiem podkreślić, że
rozmówcy młodych producentów mieli okazję zaznajomić się dokładnie z ich pomysłami na długo
przed spotkaniem. Młodych producentów, świeżych wizjonerów, prężnych pomysłodawców czeka
więc dzisiaj trudny egzamin z umiejętności perswazji i bronienia swojej wizji. Z niecierpliwością czekamy na wyniki spotkań i masę świetnych produkcji!
Joanna Pańta
Wikipedyczna definicja tego słowa to ilość określonego zasobu, która pozostaje do dyspozycji osoby albo
organizacji. W wolnym tłumaczeniu chodzi po prostu
o pieniądze na coś przeznaczone. Pośród plebejuszy
funkcjonuje zazwyczaj jako budżet imprezowy, wakacyjny, domowy etc. Natomiast dla producenta budżet
to pieniądze na realizację filmu.
Tutaj różnice się kończą, bo z pieniędzmi zawsze
jest tak samo. Budżetu, niezależnie od tego czy jest
niewielki, czy spory, lepiej nie przekraczać. Można go
powiększyć na przykład dzięki crowdfundingowi (patrz:
poprzedni numer). Filmy są wysoko, nisko, a czasem nawet mikrobudżetowe.
Mawia się, że pieniądze szczęścia nie dają, co jak
wiadomo jest kłamstwem, rozpowszechnianym pośród
niższych klas, aby te nie zaczęły się buntować przeciwko
wyższym. Nie jest jednak odkrywczym fakt, że każdy
budżet może przynieść wiele radości, zwłaszcza gdy
skutkiem ubocznym jego trwonienia jest jakaś dobra
produkcja.
Martyna Poważa
Redaktor naczelny
Paweł Świerczek
Zespół redakcyjny
Karol Kućmierz
Patrycja Mucha
Joanna Pańta
Martyna Poważa
Marta Rosół
Design
Kinga Limanowska
Skład i łamanie
Anna Puszczewicz
Fotograf
Natalia Kaniak
Korekta
Michalina Kozub
Wydawca
34 film! Joanna Malicka
KALE N DA RI U M F E ST IWA LOWE / 24.10.13 czwartek
24.10.13 czwartek
Kino Kosmos [N]
10.00
11.00
11.00
I blok
96’
12.00
13.00
13.00
II blok
87’
14.00
15.00
16.00
17.00
15.30
III blok
82’
18.00
19.00
18.00
Me and You
103’
20.00
21.00
20.30
POKAZ SPECJALNY
Fremaux! Lumiere! 90’
18.00
The Congress
122’
Kino Kosmos [S]
Kinoteatr Rialto
Kino Światowid
Kino Światowid [K]
16.15
I blok 82’
FILM LONDON
18.15
Borrowed Time
86’
18.00
Just do it 90’
Kinematograf 12’
22.00
20.30
Płynące wieżowce
85’

Podobne dokumenty