łowcy talentów
Transkrypt
łowcy talentów
STUDENCKA GAZETA FESTIWALOWA R E : P RO D U KC J E 24.10.2013 r. Międzynarodowy Festiwal Producentów Filmowych REGIOFUN # 03 ŁOWCY TALENTÓW O TYM, JAK ZREALIZOWAĆ KRÓTKI FILM W LONDYNIE, CO ROBIŁ DAVID TENNANT PRZED „DOCTOREM WHO” I JAK WSPIERAĆ UZDOLNIONYCH AUTORÓW, OPOWIADA JOSIC CADORET – TALENT DEVELOPMENT COORDINATOR W FILM Karol Kućmierz: Jak podsumowałbyś misję i działalność Film London? Josic Cadoret: Nasz oficjalny slogan mówi, że jesteśmy po to, by wspierać przemysł filmowy i filmowców w Londynie. Na bardziej praktycznym poziomie wspieramy filmy poprzez porady dotyczące lokacji, nawigację po rynku produkcyjnym, organizację dystrybucji, pomoc finansową dla festiwali, budowanie relacji z publicznością kinową. Wspomagamy również rozwój młodych talentów, realizując filmy krótkometrażowe oraz mikrobudżetowe produkcje. Współpracujemy także z artystami sztuk pięknych. o filmowca, ekipę, scenariusz. Jednak nawet bardzo dobry scenariusz nigdy nie wyląduje na ekranie, jeśli reżyser nie ma odpowiedniego doświadczenia i zespołu, żeby go zrealizować. Komedie często nie przechodzą do kolejnego etapu. Poważne dramaty mają więcej szczęścia w sytuacji, kiedy zbierzemy pięć osób w jednym pomieszczeniu i każemy im wybierać spośród wielu projektów. Jestem wielkim fanem komedii, ale rozumiem, dlaczego tak się dzieje – komedia jest znacznie trudniejsza. W niektórych krótkich filmach pojawiają się znani brytyjscy aktorzy, tacy jak David Tennant, Jason Isaacs czy Ben Whishaw – jak udało się ich zaangażować? Prawdopodobnie nie byli wtedy tak popularni, jak są teraz. David Tennant był świetny, ale nie wiedziałem, kim jest, kiedy realizowaliśmy „Nine and Half Minutes”, to było jeszcze przed „Doktorem Who”. Ale mamy też przypadek Jasona Isaacsa, który wystąpił już w „Harry’m Potterze” i Bena Whishawa z kilkoma hitami na koncie. Filmowcy powinni być ambitni, kiedy wybierają aktorów, szczególnie jeżeli dysponują bardzo dobrym scenariuszem i rola jest wymagająca albo pozwala aktorowi zagrać postać, której zazwyczaj nie ma okazji zaprezentować. Czasami też aktor decyduje się na współpracę z reżyserem, bo widzi, że dany filmowiec ma przed sobą świetlaną przyszłość i chce rozpocząć z nim twórczą relację. Obecność uznanego aktora to także pewna gwarancja jakości na rynku filmowym, gdzie pojawia się wiele projektów i mało publicznych pieniędzy. Czy możesz przybliżyć swoje obowiązki jako talent development coordinator? W skrócie jestem osobą, do której filmowcy zwracają się po porady dotyczące krótkich filmów. Działam w tej branży od około piętnastu lat i odkąd Film London istnieje, organizuję programy produkcyjno-szkoleniowe z krótkich metraży. Obecnie nadzoruję też produkcję filmów, które przechodzą dalej do realizacji. Na co dzień moja praca polega na pozyskiwaniu funduszy od większych agencji, organizowaniu selekcji, która będzie otwarta, demokratyczna i transparentna, prowadzimy też programy treningowe i oficjalne pokazy filmów. Zaczynamy cały proces od pomysłu, a kończymy go, zabierając gotowe produkcje do takich miejsc jak Katowice. Jakie projekty dla aspirujących filmowców są obecnie rozwijane przez waszą agencję? London Calling i London Calling Plus to dwa programy dla autorów filmów krótkometrażowych, które niedawno wystartowały. Pierwszy z nich dotyczy nowych talentów, a drugi talentów rozwijających się. Trudno rozróżnić te dwa określenia – granicą nie jest wyraźna linia, ale coś w rodzaju szarej strefy. Z nowymi talentami planujemy zrealizować osiemnaście krótkich metraży. Z kolei w ramach London Calling Plus powstanie pięć filmów z nieco większymi budżetami. W tym roku podejmujemy także pozytywną inicjatywę – autorami tych pięciu filmów są wyłącznie twórcy reprezentujący mniejszości etniczne. Mamy nadzieję, że te dwa projekty będą kontynuowane przez co najmniej trzy lub cztery lata i że zaistnieje dzięki temu użyteczny model do wyławiania kolejnych talentów. Filmy, które będą pokazywane na festiwalu Regiofun, pochodzą z Pulse Digital Shorts Scheme. Ten projekt był realizowany od 2002 do 2010 roku i dzięki niemu powstawało około ośmiu krótkich filmów rocznie – w sumie ponad siedemdziesiąt tytułów. Trzy z wyświetlanych tutaj filmów były nominowane do nagród BAFTA, a inne wygrywały na licznych międzynarodowych festiwalach. Jestem bardzo dumny, że możemy je pokazać i mam nadzieję, że propozycje, które wybrałem, spodobają się katowickiej publiczności. Film London wspiera w swoich programach nie tylko produkcje aktorskie, ale również animacje i dokumenty. Jak wobec tego różnią się poszczególne strategie pomocy? Obecnie programy szkoleniowe są przede wszystkim nastawione na filmy aktorskie, ale mamy również doświadczenie z dokumentami. Maggie Ellis, szefowa mojego wydziału, pracowała wcześniej nad produkcjami dokumentalnymi i animacjami. Wiele się od niej nauczyłem. W produkcji aktorskiej bardzo ważna jest preprodukcja, a następnie zdjęcia i montaż. W przypadku dokumentów często fragmenty filmu są już nakręcone zanim włączamy się do procesu. Z kolei kształt dzieła animowanego musi zostać zatwierdzony na bardzo wczesnym etapie. Cykl pracy z różnymi rodzajami filmów jest zatem dość zróżnicowany. JOSIC CADORET przedstawiciel FILM LONDON fot. Natalia Kaniak Czy uczestnicy waszych projektów to głównie amatorzy, czy raczej aktywni filmowcy, którzy potrzebują pomocy z konkretnymi produkcjami? Część z nich to absolwenci szkół filmowych, którzy zrobili jakąś krótkometrażówkę, a następnie przychodzą do nas, dzięki czemu łatwiej jest im się dostać do przemysłu filmowego. Są także osoby, które nie mają formalnej edukacji filmowej, ale napisały świetny scenariusz i posiadają trochę praktycznych umiejętności. Mamy też osobny zespół zajmujący się współpracą z artystami. Obecnie nie finansujemy jednak ekstremalnie eksperymentalnych filmów, odpowiednich do wyświetlania w galerii. Zdarzają się także pracownicy przemysłu filmowego, którzy chcą się sprawdzić jako autorzy dzieł fabularnych. Pomagamy również ludziom posiadającym dużą wiedzę i umiejętności praktyczne, którzy jeszcze nie zadebiutowali albo reżyserom telewizyjnym, chcącym przejść do świata kina. Czego poszukujesz w filmach krótkometrażowych? Staram się nie zwracać uwagi tylko na jakiś indywidualny aspekt i być otwartym na całość filmu. Czasami chodzi nie tylko o sam projekt, ale Jak często twórcy biorący udział w projektach Film London odnoszą sukces na rynku filmowym? Nie jestem w stanie podać danych statystycznych, ale uważnie śledzę losy poszczególnych filmów i ich autorów. Jeśli chodzi o sukces rozumiany jako realizacja pełnometrażowych produkcji, które następnie są dystrybuowane w kinach, to zdarza się to stosunkowo często. Z około siedemdziesięciu krótkometrażówek powstałych na przestrzeni ośmiu lat, autorzy sześciu czy siedmiu z nich zostają reżyserami filmów pełnometrażowych. Niektórzy rozwijają swoją karierę w nieco innych kierunkach – zmieniają specjalizację lub zaczynają pracę w telewizji. Ponadto, duża część krótkich filmów zdobywa nagrody na międzynarodowych festiwalach. Czy masz jakieś rady, którymi chciałbyś się podzielić z młodymi filmowcami? Jeśli możesz, zrób coś krótkiego na własną rękę, z dobrymi rolami, pokazującego twoją umiejętność opowiadania historii. Coś małego i nie przesadnie ambitnego – to ci pomoże. Nawet jeśli nie zrobiłeś filmu, który zdobył uznanie na festiwalach, jeżeli masz coś, co pokazuje, że potrafisz opowiedzieć historię przy bardzo niskim budżecie, będzie to kluczowy aspekt w nauce rzemiosła. To także dużo lepsze rozwiązanie niż napisanie samego scenariusza, choćby był oparty na genialnym pomyśle. Żeby kreatywny proces stał się czymś naturalnym, trzeba go powtarzać jak najczęściej. Rozmawiał Karol Kućmierz UWAGA WIDZOWIE! POKAZ SPECJALNY z dnia 23.10.2013 (środa), godz.20.30 „Fremaux! Lumiere!” zostaje przeniesiony na 24.10.2013 (dziś), godz. 20.30 02 24.10.2013 r. NIHIL NOVI, PANIE BERTOLUCCI PROJEKCJA: 24.10 | czwartek | Kino Kosmos – Nostromo | g. 18.00 „Me and You” materiały prasowe FILM REALIZOWANY W ZAMKNIĘTEJ PRZESTRZENI TO ZAWSZE WYZWANIE DLA REŻYSERA, ALE TAKŻE DLA OPERATORA, SCENARZYSTY I CAŁEJ EKIPY WYKONAWCZEJ. TAKA STRATEGIA PRZYNOSI JEDNAK SWOJE KORZYŚCI, O CZYM ŚWIADCZĄ TAK WYBITNE FILMY JAK „MISERY” CZY „DWUNASTU GNIEWNYCH LUDZI”. Nie ma bowiem lepszego sposobu na przedstawienie relacji międzyludzkich i psychiki postaci niż umieszczenie bohaterów w czterech ścianach pokoju. A jeśli tej sytuacji towarzyszy wszechogarniająca cisza i wymowne spojrzenia, to do sukcesu brakuje już tylko dobrze opowiedzianej historii. Z takiego założenia wyszedł, zdaje się, Bernardo Bertolucci. Lorenzo jest nastolatkiem, który ceni sobie samotność. Rezygnuje zatem ze szkolnego wyjazdu na narty, by na tydzień zamieszkać w piwnicy pięknej willi, którą zamieszkuje na co dzień. Kontemplacje w zaciszu graciarni przerywa mu jego przyrodnia siostra, Olivia, narkomanka, która sama siebie nazywa śmieciem. Oboje przechodzą wewnętrzną metamorfozę w wyniku kontaktu z drugim człowiekiem i z jego odmiennością. Nie można „Me and You” odmówić wewnętrznego piękna. Opowieść pozbawiona jest patosu i cechuje się delikatnością w ukazywaniu charakterów postaci. Przemiana nie wywraca życia Lorenzo i Olivii do góry nogami, raczej polega na uświadomieniu sobie własnej tożsamość. Przełom osobowościowy, jaki dokonuje się w bohaterach jest dyskretny i odegrany bez zbędnych fajerwerków. Po seansie „Me and You” w głowie kiełkuje myśl, że to przypadkowe sytuacje, a nie wielkie wydarzenia najbardziej kształtują naszą osobowość. Skromność filmowego wyrazu dodaje tylko smaczku, tworząc, kolejne w dorobku Bertolucciego, wysublimowane studium o młodości. Coś tu jednak nie gra. Filmowi zdecydowanie brakuje magnetyzmu, który bił z „Marzycieli”. Można banalnie rzec, że „Me and You” nie posiada „tego czegoś”. Niezidentyfikowanego pierwiastka filmowej magii, w który nowe dzieło włoskiego reżysera jest ubogie. Może to wina mniej spektakular- nego tematu. Jednak przede wszystkim zawodzą aktorzy, wcielający się w role przybranego rodzeństwa. O ile Jacopo Olmo Antinori jakoś sobie radzi, to Tea Falco wypada zdecydowanie mniej przekonująco. Brakuje jej swobody i powabu Evy Green, a porównanie to jest o tyle na miejscu, że obie bohaterki, Olivia z „Me and You” i Isabelle z „Marzycieli”, dzielą ze sobą wiele cech osobowości. Można zadać sobie pytanie o to, co nowego chciał nam powiedzieć Bertolucci – reżyser budzący kontrowersje, rewidujący w swoich filmach zastane poglądy na seksualność i historię. „Me and You” przypomina ledwie parę znanych prawideł o tym, że świat składa się z rzeczy małych, skromnych, przypadkowych i przechodzących bez echa. To prawdy ważne, ale ogrywane w kinie bez końca. Patrycja Mucha PRZEOBRAŻENIE PROJEKCJA: 25.10 | piątek | Kino Kosmos – Solaris | g. 20.00 „Matei Child Miner” materiały prasowe „MATEI CHILD MINER” – DEBIUT ALEKSANDRY GULEA, JEST HISTORIĄ CHŁOPCA INSPIROWANĄ PRAWDZIWYMI WYDARZENIAMI, KTÓRYCH ŚWIADKIEM BYŁA RUMUŃSKA REŻYSERKA. TO ZARAZEM OPOWIEŚĆ REZONUJĄCA Z RZECZYWISTOŚCIĄ SPOŁECZNĄ WSPÓŁCZESNEGO ŚWIATA I POETYCKO SKONSTRUOWANY OBRAZ. Tytułowego chłopca poznajemy w czasie zimy, kiedy razem z dziadkiem zabezpiecza drzewa na trudny do przetrwania okres. Dziadek to bardzo ważna postać w życiu Matei, jedyna osoba, która poświęca mu uwagę i stara się darzyć ciepłymi uczuciami. Na rodziców nie może liczyć, ponieważ wyemigrowali w celach zarobkowych do Włoch. Matei, poprzez niefortunny zbieg wydarzeń, zostaje wydalony ze szkoły, na co dziadek reaguje niespodziewaną złością. Samotność chłopca i agresja ze strony najbliższej osoby sprawiają, że ucieczka wydaje się jedynym wyjściem. Matei pakuje swoje manatki, w tym najważniejszą – kolekcję owadów, którymi jest zafascynowany. W swojej podróży dociera do dwóch istotnych miejsc: wzgórz, gdzie spotyka pasterza Izydora, ale przede wszystkim do Muzeum Historii Naturalnej w Bukareszcie, w którym wydaje się, że odnalazł marzenia i może z nimi powrócić do domu. Niestety, wyobrażenia chłopca po raz kolejny zostają zniweczone. Sytuacja życiowa dziewięciolatka pozostawionego samemu sobie zdaje się być odzwierciedleniem szerszego problemu społecznego. Brak pracy to także brak stabilności i poczucia bezpieczeństwa. Miasto, w momencie w którym je poznajemy, jest „wymarłe”, niewiele się tu dzieje. Postindustrialne przestrzenie zostały przedstawione w sekwencji statycznych ujęć, które jeszcze bardziej wzmagają poczucie chłodu panującej pory roku, a nawet pewnego strachu. Film zatacza krąg. Ostatnia scena to rozkwit drzew, które widzieliśmy na początku. To także rozkwit chłopca. To nawiązanie do filozofii Zhuangziego, w której człowiekowi pozostaje jedynie zaakceptowanie naturalnego biegu rzeczy i wykorzystanie go w pełni. Powolne, spokojne ujęcia to sposób na warstwę formalną filmu, który pozwala dostrzec przemijanie czasu: zarówno w węższym kontekście pojedynczego życia ludzkiego, jak i w szerszym, bo historycznym (losy górniczego miasta) lub naturalnym (pory roku). Nie jestem tylko pewna, czy statyczność i obiektywność kamery nie sprawiły, że film stał się nieco zbyt flegmatyczny. Marta Rosół 03 24.10.2013 r. UŚMIECH CZYNI WOLNYM ALEXANDER VON WASIELEWSKI – OPERATOR, PRODUCENT, SCENARZYSTA, A MOŻE WYGRANY TEGOROCZNEGO KONKURSU FILMÓW KRÓTKO- I ŚREDNIOMETRAŻOWYCH REGIOFUN OPOWIADA O TYM, DLACZEGO WARTO SIĘ ŚMIAĆ. Marta Rosół: Czy filmy mogą zmieniać rzeczywistość? Alexander von Wasielewski: Myślę, że mogą zmieniać odbiór rzeczywistości, patrzenie ludzi na świat. Każdy ma swoją własną rzeczywistość, którą kreuje codziennie, wizyta w kinie może wnieść coś do tego świata. Na plakacie filmu „Great” jest umieszczony cytat Charliego Chaplina: „Dzień bez uśmiechu to dzień stracony”. Myślisz, że śmiech może być sposobem na życie i można śmiać się ze wszystkiego, nawet z najpoważniejszych rzeczy? Poczucie humoru pomaga w życiu. Trzeba się z tym urodzić i ten, kto posiada ową umiejętność jest szczęśliwym człowiekiem. Ludzie żyjący w złych warunkach często posiadają poczucie humoru i dystans wobec tego, co ich otacza. To pozwala im przetrwać. Dzieci dużo się śmieją. W jednym z wywiadów przytoczyłeś cytat z filmu „My Playground”, w którym chodziło o wartość, jaka drzemie w dziecku, jego niewinności i ciekawości świata. Czy te cechy są pomocne w pracy nad filmem? Chodziło w nim też o kreatywność, której nigdy nie można zatracić, szczególnie kiedy zajmujesz się filmami. Mały, prawie nic nieznaczący fakt może być przyczynkiem do nakręcenia dzieła. Warto zatem wymyślać niestworzone historie, czy może zwykłe życie jest na tyle inspirujące, by to właśnie z niego zaczerpnąć pomysły do scenariusza? Stare przysłowie mówi, że prawda jest ciekawsza od fikcji. Czasem możemy nie wierzyć, że coś się wydarzyło i to jest fascynujące. Jedną z idei, która przyświeca Waszej firmie, Dog Ear Films, jest konsensus. Jak wygląda praca z artystami, o których stereotypowo mówi się, że mają głowy w chmurach? To dużo zabawy, ale chodzi przede wszystkim o współpracę, wyłożenie kart na stół i dogadanie się. Jestem producentem, ale również operatorem, podobnie Andreas Henn, z którym współpracuję, jest reżyserem i producentem. Obydwaj czasem bujamy w obłokach, ale gdy przychodzi trudny moment, stajemy się realistami. Trzeba oddzielić dwa procesy. Praca nad scenariuszem i reżyserowanie to okres, kiedy emocje biorą górę. Dopiero później następuje spotkanie z rzeczywistością i skupienie się na kwestiach produkcyjnych. Najważniejsze jednak jest to, by mieć pomysł, reszta sama się ułoży. Bohater „Great” ma swój pierwowzór w rzeczywistości. Czy spotkałeś Nicola Radosevica osobiście? Miałem tę przyjemność. To trochę żenujące, wstyd się przyznać, ale o historii opowiadanej w filmie przeczytaliśmy na Wikipedii. Później się potoczyło. Trafiliśmy na kolejny artykuł, w którym było wymienione nazwisko Radosevica i zaczęliśmy go szukać. Okazał się ponad osiemdziesięcioletnim profesorem fotografii w Belgradzie. Zadzwoniliśmy do niego, spotkaliśmy się, a on opowiedział nam całą swoją historię. Kiedy był w Berlinie, akurat odbywała się tam retrospektywa filmów Chaplina i mieliśmy to szczęście, że jednym z gości honorowych była jego córka – Geraldine Chaplin. Nie znała historii Radosevica i była nią uwiedziona. Rozmawiała Marta Rosół Markus Halberschmidt fot. Natalia Kaniak Aleksander von Wasielewski fot. Natalia Kaniak rekwizyty: Geszeft PRODUCENT Z PRZYPADKU HISTORIA RYANA LARKINA, ANIMATORA, KTÓRY U SCHYŁKU ŻYCIA STRACIŁ DOM I WSZYSTKIE FINANSE ORAZ ARTYSTKI, KTÓRA GO ODNALAZŁA, TO OPOWIEŚĆ O TYM, JAK JEDNO SPOTKANIE MOŻE ZMIENIĆ CZYJEŚ ŻYCIE. KULISY POWSTAWANIA FILMU „RYAN’S RENAISSANCE” ODSŁANIA LAURIE GORDON. Czy łatwo było znaleźć Ryana Larkina pośród ulic Montrealu i przekonać, aby zrobił Twój wideoklip? Znaleźć go było bardzo łatwo, jednak na początku nie chciałam, aby zrobił dla mnie film. Nie kręcił niczego od wielu lat. Mimo iż nie uważam się za eksperta w tej dziedzinie, wiedziałam, że nie byłoby mu łatwo do tego wrócić. Zamierzałam poprosić o wykonanie kilku rysunków, które mogłabym włączyć do mojego wideo. Stałaś się producentem praktycznie z dnia na dzień. Było trudno? Na samym początku nawet nie wiedziałam, że się nim stanę. To, że mój klip zmienił się w film Ryana, „Spare Change” – jego pierwszą animację od trzydziestu pięciu lat – było kompletnie niespodziewane. Nie było żadnego planu. W tamtym okresie mojego życia identyfikowałam się przede wszystkim z działalnością mu- zyczną w zespole. Zostanie producentem nie przemknęło mi nawet przez głowię. To Ryan zadecydował: „jeśli mamy cokolwiek stworzyć, to ja będę reżyserem, a ty producentem” – to były naprawdę duże słowa. Spodobało ci się na tyle, żeby kontynuować to w przyszłości? Na stronie internetowej twojego zespołu przeczytałam, że macie w planach kolejną produkcję. Wiele wydarzyło się w ciągu ostatnich kilku lat, jestem teraz artystką solową. Być może nastąpi reaktywacja naszej działalności, ale póki co firmuję swoją muzykę własnym nazwiskiem, nie uczestniczę obecnie w żadnym projekcie. Muzyka zawsze będzie częścią mojego życia, ale jako producent nigdy nie robiłam nic z zespołem, tylko jako niezależny twórca. Muzyka i film to dwie różne części mojego życia. Jako artysta zrozumiałam, że film jest kolejną formą wyrazu, medium, które mogę wykorzystać. Współpraca, którą nawiązałam z Ryanem i ważnymi instytucjami filmowymi, np. National Film Board of Canada, to coś, co zrobiłam w oderwaniu od moich muzycznych korzeni, choć oczywiście były one tego przyczyną. Teraz jesteś bardziej muzykiem czy producentem? Och nie, zaraz się popłaczę! Nigdy bym nie pomyślała, że w wieku trzydziestu sześciu lat będę reorganizować swoje życie po raz kolejny. W ostatnich latach oczywiście nie przestałam nagrywać, ale dzień ma dwadzieścia cztery godziny i są rzeczy, które pojawiają się znienacka. W tej chwili jestem bardziej producentem, ale pracuję też nad muzyką, trasą koncertową. W zależności od ważności projektu, wymieniam więc rolę producenta z rolą muzyka. Rozmawiała Martyna Poważa Laurie Gordon fot. Natalia Kaniak rekwizyty: Poszetka O DWÓCH TAKICH, CO WYNALEŹLI KINO KAŻDY PASJONAT KINA WIE, ŻE SWOJĄ ULUBIONĄ ROZRYWKĘ ZAWDZIĘCZA AUGUSTE’OWI I LUISOWI LUMIÈRE’OM. OKAZJĄ DO PRZYPOMNIENIA ZNANEJ WSZYSTKIM HISTORII O TYM, JAK BRACIA Z LYONU ZMIENILI ŚWIAT, JEST WYJĄTKOWY POKAZ FILMÓW LUMIÈRE’ÓW Z KOMENTARZEM THIERRY’EGO FRÉMAUX. PROJEKCJA: Prawdą jest, że bracia Lumière nie byli w swoich działaniach ani pierwsi, ani jedyni. Na całym świecie wynajdowano kolejne maszyny rejestrujące rzeczywistość. Jednak narodziny kina wiążą się przede wszystkim z mityczną chwilą pierwszej publicznej projekcji filmowej w Salonie Indyjskim na bulwarze Kapucynów w Paryżu. Był to rok 1895. Dziś, w dobie cyfryzacji i wszędobylskich tabletów nie jesteśmy zapewne w stanie wyobrazić sobie uczucia, które towarzyszyło tym trzydziestu trzem osobom, oglądającym trzydziestosekundowe filmy w ciemnej sali. Kinematograf był bowiem dla ówczesnych ludzi tworem iście magicznym. me! Zawsze towarzyszyła mu muzyka lub opowieści konferansjera tłumaczącego akcję bądź czytającego dialogi. Podczas seansu na czwartej edycji Międzynarodowego Festiwalu Producentów Filmowych Regiofun można będzie przez krótką chwilę poczuć się jak dziewiętnastowieczny mieszczuch, korzystający z rozrywki za jednego nikla. W świat lumierowskich mikrometrażówek swoim komentarzem wprowadzi nas sam dyrektor Instytutu Lumière, a zarazem dyrektor festiwalu w Cannes, Thierry Frémaux. Czas poczuć prawdziwą magię kina! Patrycja Mucha Furorę zrobił pokaz „Wjazdu pociągu na stację w Ciotat” (anegdotyczne już przerażenie odbiorców na widok zmierzającej ku nim lokomotywy), łącznie wyświetlono zaś dziesięć filmów. Choć o tych miniformach mówiło się często jako o dokumentalnych obrazach z życia, to dziś podkreśla się rolę, jaką odegrały w kreowaniu rzeczywistości ekranowej. Z różnych względów kilka razy powtarzano kręcenie „Wyjścia robotników z fabryki”. Z kolei „Ogrodnik”, znany później jako „Polewacz polany” to pierwszy film z zaaranżowaną fabułą, w dodatku posiadający elementy, spopularyzowanego później przez Chaplina, slapsticku. Pozostaje jednak faktem, że kinematograf w intencji jego twórców miał pozostać maszyną do rejestracji i projekcji ruchomych obrazów. Aparatem, który miał wreszcie pokonać śmierć, zapisywać „chwile ulotne jak ulotka”. U schyłku wieku XIX nikt jeszcze nie sądził, że może stać się kiedyś narzędziem do tworzenia sztuki. Czas pokazał, jak bardzo mylił się tamten świat. Teraz, z nutą nostalgii lubimy wracać do filmowych pierwocin, dając kinu niememu drugie życie. Nie zapominajmy jednak o słowach dudniących w głowie każdego uczestnika wykładów z historii filmu: kino nieme nigdy nie było nie- 24.10 | środa | Kino Kosmos – Nostormo | g. 20.30 04 24.10.2013 r. SŁOWNIK PRODUCENTA: BUDŻET KUŹNIA PRODUCENTÓW Uwadze wielu z nas nie uszło zapewne, że w ostatnim czasie Schleswig-Holstein zrobił wielką karierę. Grzechem jednak byłoby zapominać, że to nie tylko najszykowniejsza marka odzieżowa ubóstwiana przez polskich blogerów „modowych” czy osławiony pancernik. Schleswig-Holstein, a w wersji polskiej po prostu Szlezwik-Holsztyn, to również, a nawet przede wszystkim, jeden z niemieckich krajów związkowych, który posiada swój własny fundusz filmowy. Jeśli więc Wasi znajomi już wypucowali swoje creepersy i od rana zaczesują grzywki na sztywno, szykując się na dzisiejsze spotkanie z osławionym duetem nieistniejących projektantów, zawróćcie ich, póki jeszcze możecie. Filmförderung Hamburg Schleswig-Holstein GmbH jest podczas tegorocznej edycji MFPF RegioFun jednym z dwudziestu czterech regionalnych funduszy filmowych, które „wystawiły” swoich przedstawicieli do rozmów z młodymi producentami, aby wysłuchać ich pomysłów i dać im szansę na ich realizację. Pośród tych funduszy znalazło się też oczywiście miejsce dla siedmiu dumnych reprezentantów Polski oraz reprezentacji krajów skandynawskich (Szwecja i dwa fundusze fińskie) czy silnej zachodnioeuropejskiej czołówki (po dwa fundusze z Niemiec i Wielkiej Brytanii oraz jeden z Włoch). Podczas spotkań z reprezentantami tych instytucji młodzi producenci będą mieli okazję nie tylko pozyskać środki na realizację swoich projektów, ale również przekonać się, jak ważne w branży, w której postanowili działać, jest nawiązywanie kontaktów. Spotkania sam na sam z przedstawicielami poszczególnych funduszy to wspaniała sposobność do doskonalenia umiejętności prezentacji, ale nade wszystko bronienia swoich pomysłów. Warto bowiem podkreślić, że rozmówcy młodych producentów mieli okazję zaznajomić się dokładnie z ich pomysłami na długo przed spotkaniem. Młodych producentów, świeżych wizjonerów, prężnych pomysłodawców czeka więc dzisiaj trudny egzamin z umiejętności perswazji i bronienia swojej wizji. Z niecierpliwością czekamy na wyniki spotkań i masę świetnych produkcji! Joanna Pańta Wikipedyczna definicja tego słowa to ilość określonego zasobu, która pozostaje do dyspozycji osoby albo organizacji. W wolnym tłumaczeniu chodzi po prostu o pieniądze na coś przeznaczone. Pośród plebejuszy funkcjonuje zazwyczaj jako budżet imprezowy, wakacyjny, domowy etc. Natomiast dla producenta budżet to pieniądze na realizację filmu. Tutaj różnice się kończą, bo z pieniędzmi zawsze jest tak samo. Budżetu, niezależnie od tego czy jest niewielki, czy spory, lepiej nie przekraczać. Można go powiększyć na przykład dzięki crowdfundingowi (patrz: poprzedni numer). Filmy są wysoko, nisko, a czasem nawet mikrobudżetowe. Mawia się, że pieniądze szczęścia nie dają, co jak wiadomo jest kłamstwem, rozpowszechnianym pośród niższych klas, aby te nie zaczęły się buntować przeciwko wyższym. Nie jest jednak odkrywczym fakt, że każdy budżet może przynieść wiele radości, zwłaszcza gdy skutkiem ubocznym jego trwonienia jest jakaś dobra produkcja. Martyna Poważa Redaktor naczelny Paweł Świerczek Zespół redakcyjny Karol Kućmierz Patrycja Mucha Joanna Pańta Martyna Poważa Marta Rosół Design Kinga Limanowska Skład i łamanie Anna Puszczewicz Fotograf Natalia Kaniak Korekta Michalina Kozub Wydawca 34 film! Joanna Malicka KALE N DA RI U M F E ST IWA LOWE / 24.10.13 czwartek 24.10.13 czwartek Kino Kosmos [N] 10.00 11.00 11.00 I blok 96’ 12.00 13.00 13.00 II blok 87’ 14.00 15.00 16.00 17.00 15.30 III blok 82’ 18.00 19.00 18.00 Me and You 103’ 20.00 21.00 20.30 POKAZ SPECJALNY Fremaux! Lumiere! 90’ 18.00 The Congress 122’ Kino Kosmos [S] Kinoteatr Rialto Kino Światowid Kino Światowid [K] 16.15 I blok 82’ FILM LONDON 18.15 Borrowed Time 86’ 18.00 Just do it 90’ Kinematograf 12’ 22.00 20.30 Płynące wieżowce 85’