HARPAGAN - przygoda nie tylko dla twardzieli

Transkrypt

HARPAGAN - przygoda nie tylko dla twardzieli
GEOSYGNAŁ Nr 3 / 2005
mjr mgr Piotr JURCZYK
HARPAGAN
- PRZYGODA NIE TYLKO DLA TWARDZIELI
W JEDNYM ZDANIU
powstał w 1989 roku z inicjatywy drużynowego
158 Gdańskiej Drużyny Harcerzy Bogdana JAŚKIEWICZA jako rajd przeznaczony
dla drużyny – pierwsza trasa wiodła z Sopotu niebieskim szlakiem do Skórzewa.
HARPAGAN – ekstremalny marsz na orientację na dystansie 100 km w czasie
24 godzin.
HARPAGAN – impreza odbywająca się dwa razy w roku, wiosną i jesienią.
HARPAGAN
– jest przedsięwzięciem, które pamięta się i wspomina długo, niezależnie od rezultatów (wyników) uzyskanych podczas zawodów.
HARPAGAN – jest zamierzeniem skierowanym do wszystkich grup wiekowych,
niestety 100 km w regulaminowym czasie kończy do 10% startujących.
HARPAGAN – organizowany jest w terenie o urozmaiconej rzeźbie terenu, dużej
lesistości.
HARPAGAN – nie wymaga od uczestników umiejętności nurkowania, pilotażu szybowcem, wspinaczki, specjalistycznego sprzętu, które np. mogą być
niezbędne w czasie udziału w innych rajdach ekstremalnych jak
ECO-CHALANGE czy POLISH SALOMON TROPHY.
HARPAGAN – jest zamierzeniem, na które można zaprosić rodzinę, znajomych,
sąsiadów... pod warunkiem, że uprzedzimy ich o czyhających niespodziankach takich jak bąble na stopach wielkości pięści, możliwość odwodnienia organizmu czy wystąpienia pierwszych objawów
depresji ... prawdopodobnie i tak nie przestraszą się!?
KRÓTKA CHARAKTERYSTYKA
Może w tym miejscu artykułu wypada przedstawić kilka zdań opisowych dotyczących imprezy pt. HARPAGAN – choćby dla tych z Czytelników, którzy się wahają,
a może już podjęli decyzje o starcie w tym niesamowitym przedsięwzięciu.
W internecie na stronie www.harpagan.gda.pl możemy dowiedzieć się
o wielu szczegółach dotyczących HARPAGANA – historii, wynikach poprzednich
rajdów czy wreszcie uzyskać dane o najbliższej organizowanej imprezie.
173
GEOSYGNAŁ Nr 3 / 2005
Około 1-2 miesięcy przed planowaną kolejną edycją HARPAGANA dowiadujemy się w jakiej okolicy naszej Ukochanej Ojczyzny będziemy „toczyć bój”. Swój
udział możemy zgłosić (przesłać) pocztą elektroniczną czyli popularnym e-mailem lub
tradycyjnie przesyłając dane dzięki Poczcie Polskiej. Używamy oczywiście proponowanych do wypełnienia wzorów karty zgłoszenia.
Od tego momentu mamy jeszcze czas, żeby potrenować – forma dowolna
i każdy musi ją dostosować do swoich możliwości (niestety wieku również).
Na wspomnianej wcześniej stronie internetowej znajdujemy „Komunikat startowy” – warto go przeczytać, bo zawiera wiele cennych informacji o rajdzie. W komunikacie dowiadujemy się w jakiej miejscowości będzie zlokalizowana baza rajdu (zwykle szkoła podstawowa), z jakiego punktu nastąpi start, a do tego zwykle załączony jest
„miniplan” z zaznaczonymi najważniejszymi elementami. Start do HARPAGANA
zwykle ma miejsce punktualnie o 21:00:00 – warto dotrzeć do bazy na tyle wcześniej
ażeby zdążyć potwierdzić udział, pobrać kartę zawodniczą oraz numer startowy, a także w skupieniu przygotować się duchowo do wyprawy. Zabieramy ze sobą niezbędny
sprzęt taki jak busola, latarka, „tankujemy do bidonów” wodę (oczywiście niegazowaną
i nie z kranu z umywalki). Ubieramy stosowny strój, buty – dobrze jeżeli są wyposażone w tzw. membranę.
Start do HARPAGANA
odbywa się z jakiegoś charakterystycznego punktu w danej
miejscowości np. rynek, plac czy
parking. Dla bezpieczeństwa
uczestników „wyprowadzenie”
z miasta często pilotuje policja –
przemarsz
kilkuset
osób
w jednym czasie paraliżuje ruch
uliczny.
Na 5 minut przed startem (czyli około 20:55), po oficjalnych przemówieniach miejscowych notabli oraz organizatorów, wydawane są każdemu zawodnikowi indywidualnie mapki
(niestety czarno-białe odbitki
ksero), w skali 1:50 000
z zaznaczonym trójkątem miejscem startu „S” oraz okręgami
o średnicy 5 mm z oznaczeniem
numerów punktów kontrolnych
(PK), których opis znajdujemy
w dodatkowej tabeli. Fragment
takiej mapki przedstawiono
na zdj. po lewej stronie.
174
GEOSYGNAŁ Nr 3 / 2005
Gdy zbliża się 21:00 wzrasta napięcie wśród zawodników, liczba uczestników
„gęstnieje” przed bramą z napisem „START”. Niektórzy z nerwów podskakują, inni
dokonują analizy otrzymanej mapki w świetle migających latarek, jeszcze inni stoją
spokojnie, a są również tacy co po prostu się gapią – to „miejscowi autochtoni”, bardzo
zdziwieni co tu się w ich rodzinnych stronach „wyrabia”.
W końcu pada strzał z rakietnicy – co nieco stłoczeni startujemy na punkt kontrolny nr 1 (PK 1) ile kto ma sił w nogach. Wybór drogi i techniki dojścia jest dowolny,
należy w jak najszybszym czasie „zdobywać” kolejne PK (pominięcie choćby jednego
PK dyskwalifikuje z dalszej gry).
Po dotarciu na punkt należy podbić kartę zawodniczą (zwykle „obsługa” PK
to harcerki, które stemplują dwie litery z alfabetu) lub ją przedziurkować. Obsługa odnotowuje numer startowy zawodnika i godzinę dotarcia na dany PK.
Punkty są tak rozlokowane w terenie, że pierwsze ~ 50 km tworzy tzw. pierwszą pętlę – uczestnik przechodzi przez bazę rajdu (tu jest zlokalizowany PK) i wyrusza
na drugą pętlę ~ 50 km.
Warunkiem ukończenia rajdu i uzyskania tytułu jest dotarcie kolejno do wyznaczonych przez organizatorów wszystkich PK, udokumentowanie pobytu przez podbicie
karty zawodnika, no i oczywiście dotarcie do mety przed upływem 24 godzin od startu.
W tym momencie możemy spokojnie poczekać w bazie na sprawdzenie naszej
karty przez sędziego głównego zawodów, ażeby w końcu, na uroczystej zbiórce, odebrać honorowy tytuł i certyfikat HARPAGANA.
W przypadku, gdy zabraknie nam czasu lub sił na zaliczenie wszystkich punktów (średnio do 20 PK) – na pocieszenie otrzymujemy na ozdobnym blankiecie dyplom
uczestnictwa z podaną ilością zaliczonych kilometrów i czasem przemarszu.
Gdy już powrócimy do domu możemy kolejny raz „wejść” na stronę:
www.harpagan.gda.pl i obejrzeć listę uczestników, którzy ukończyli HARPAGANA
lub tylko dotarli do określonych PK.
To tyle oficjalnie – reszta to często trudne do opisania przeżycia, „klimaty”,
doznania, cierpienie, zwątpienie ...
PIERWSZY RAZ
Tak właściwie ideą HARPAGANA zainteresował mnie przypadkowo syn
Paweł (wówczas 18-latek), który pół roku wcześniej brał udział z kolegami – druhami
z drużyny harcerskiej w HARPAGANIE – 19 (H19) wiosną 2000 r. z bazą w Czarnej
Wodzie (Bory Tucholskie). Ponieważ w czasie HARPAGANA trzeba czytać mapę
topograficzną syn mój doszedł z druhami do wniosku, że zna jednego takiego „speca od
map” – jest nim własny ojciec, który od wielu lat zawodowo zajmował się nie tylko
czytaniem map ale także ich tworzeniem.
Namówili mnie do „inauguracyjnego występu” – udziału w tej niesamowitej
imprezie. Start do H20 miał miejsce jesienią 2000 roku w Lęborku, czyli jeszcze
w ubiegłym wieku. Na początku marszu wszystko było w porządku. Czytanie mapy
bezproblemowe, harcerze trochę poganiali swojego 44-letniego wówczas „speca od
map”. Niestety okazało się, że buty wojskowe tzw. opinacze nie sprawdziły się w dłuałym
175
GEOSYGNAŁ Nr 3 / 2005
gotrwałym marszu. Pojawiły się „bąble” na stopach, głównie na piętach – z nimi można kontynuować marsz, gdy jednak pękają i po zdjęciu buta skarpeta czerwona jest od
krwi, to trochę człowiek załamuje się i praktycznie traci chęć do dalszej gry...
Marsz staje się uciążliwy i bolesny – przypominający kuśtykanie schorowanego człowieka, a nie kandydata do tytułu HARPAGANA.
Niestety na nic zdało się to moje dalsze czytanie mapy skoro znacznie opóźniałem harcerzom marsz – decyzja druhów była prosta: zostawili mnie na PK4 zlokalizowanym w małej wiejskiej szkole podstawowej. Sami oczywiście ruszyli w dalszą drogę.
SEN TWARDZIELI
Obsługa PK4, gdy spojrzała na moją prawdopodobnie skonaną twarz, poinformowała mnie, że ewentualnie mogę położyć się na podłodze w świetlicy szkolnej.
Gdy tam zaszedłem widok przypominał sceny z filmów wojennych, gdzie gromadzono
rannych – cała świetlica była zajęta przez takie sierotki jak ja. Szukam wolnego miejsca
na podłodze (na szczęście wyłożona deskami), a tu towarzystwo jeden przy drugim, że
można było się załamać. Myślę sobie, no to koniec, najbliższy PKS do Lęborka za parę
godzin i co tu czynić... Moje myśli „odczytał” prawdopodobnie gość leżący niedaleko
tablicy i palcem wskazuje mi miejsce pod stolikiem nauczyciela – jedyne zresztą wolne. Skulony nieco, bo biurko nie było zbyt duże, zasnąłem praktycznie jak tylko przyłożyłem głowę do kurtki, która posłużyła jako poduszka. Jest to pewien fenomen
HARPAGANA, gdzie człowiek pozbawiony wygód potrafi zadowolić się kawałkiem
podłogi...
WIRUS
Mimo porażki w czasie pierwszego udziału w HARPAGANIE jeszcze leżąc
pod biurkiem na PK4 obiecałem sobie, że wiosną w czasie kolejnej edycji HARPAGANA – 21 (również w Lęborku) wypróbuję swoich sił. HARPAGAN zadziałał na
mnie jak wirus, którym można się zarazić... Wystarczy stanąć na starcie do marszu, ten
tłum kilkuset osób chętnych, podejmujący walkę z własnym organizmem, jego słabościami, z własną psychiką... mówi sam za siebie. Co jest bardzo obiecujące ~ 90% to
uczestnicy młodzi, którzy obalają mit o współczesnym obrazie młodzieży, która unika
sportu i turystyki.
Prawdopodobnie przez opowiadanie o niezapomnianych wrażeniach
z HARPAGANA „zaraziłem harpaganowym wirusem” kolegów z pracy, z jednostki:
st. chor. szt. Marka Drzymałę, który „zaraził” swojego syna Krzysztofa. Kolejnymi
„zarażonymi” byli: st. chor. Artur Trzciński i por. Zbigniew Żak.
Ciekawym przypadkiem „zarażenia harpaganowym wirusem” był mł. chor. szt.
Zbigniew Olszewski, który sam (mimo, że jest otwarty na sport) nie wziął udziału
w rajdzie ale w zamian „zaraził” swojego szwagra, który „zainfekował” kolegę z pracy.
Razem z wymienionymi ruszyliśmy w H28 w Kościerzynie (por. zdj. na str. 173).
176
GEOSYGNAŁ Nr 3 / 2005
Przed startem do H28 –
w Kościerzynie
Od lewej: autor artykułu oraz
jeden z „zainfekowanych”
kolegów z pracy szwagra
mł. chor. szt. Zbigniewa
OLSZEWSKIEGO
JAK NOCNE PODCHODY
Jeden z moich rozmówców, wielokrotny laureat, a później organizator wielu
edycji HARPAGANA Bogdan Jaśkiewicz zapytany przeze mnie dlaczego imprezę
zaczynamy zwykle o 21:00 odpowiedział, że jest to jedyny rozsądny czas rozpoczęcia.
Gdyby rozpocząć marsz o 9:00 rano, to po całym dniu wędrowania noc mogłaby okazać się morderczym wyzwaniem...
I tak co pół roku, o 21:00 potencjalni kandydaci do tytułu HARPAGANA,
uzbrojeni w latarki lub „czołówki” ruszają na poszukiwanie punktów kontrolnych (PK).
Przypomina to nocne harcerskie podchody, a być może jakąś tajną misję komandosów.
O tym jak łatwo zgubić się nocą w lesie przekonało się wielu – mimo, że każdy ma
w ręku mapę (jeżeli uznajemy tę czarno-biało odbitkę ksero jako mapę).
PAROKROKI + KAMYKI
Osobiście próbowałem w czasie kolejnych edycji HARPAGANA rozpowszechniać stare, wypróbowane w wojsku tzw. parokroki zwane również parkrokami.
Dla młodszych czytelników warto w tym miejscu wytłumaczyć, że parokroki (czyli
dwa wykonywane kroki) służą do odmierzania w terenie odczytanych z mapy lub znanych odcinków drogi. Dobrze, gdy wcześniej na odcinku o znanej długości sprawdzimy
ile wynosi własna parokroka – średnio odpowiada ona wysokości maszerującego. Potrafi jednak wydłużać się przy zwiększaniu prędkości marszu, jak również znacznie
maleć, gdy poruszamy się w terenie jak pod tężniami w Ciechocinku.
Jak dotąd parokroki nie zawiodły mnie. Wiadomo, że na mapie jest mniej dróg,
przesiek itp. aniżeli w terenie, zwłaszcza w ciemnym, mrocznym lesie i to nocą... Jest
jedna wada, a właściwie dwie – trzeba z mapy odczytywać odległości, transformować
(przeliczać) na swoje parokroki, a to niestety pochłania czas, który tutaj
na HARPAGANIE płynie tak szybko jakby doba miała mniej niż 24 godziny...
Liczenie w terenie dłuższych odcinków, przykładowo 850 pk, jest trudne
i istnieje niebezpieczeństwo pomyłki. Na HARPAGANIE właśnie wpadł mi do głowy
pomysł racjonalizatorski, który zmniejsza ryzyko popełnienia błędu.
177
GEOSYGNAŁ Nr 3 / 2005
Dziesiątki parokroków „odkładałem” zaciskając kolejne palce lewej i prawej
dłoni – problem był z setkami. Zdarzało się, że człowiek zamyślił się, został niespodziewanie zagadany przez kolegów i pomylił się o 1 setkę, a to mogło kosztować powstanie błędu np. 170 m – w przypadku autora.
Rozwiązaniem stały się małe kamyki polne, przekładane z jednej kieszeni
do drugiej – proste rozwiązania okazują się w warunkach ekstremalnych bardzo skuteczne...
SKRÓT
W czasie nocnych harpaganowych eskapad trwa ciągła walka z czasem, ma się
wrażenie, że czas biegnie szybciej niż normalnie. Prowokuje to maszerujących nocą
do podejmowania przeróżnych działań, realizacji eksperymentów w celu osiągnięcia
kresu tej morderczej wędrówki – bramki z napisem „META”.
Jedną z metod stosowanych przez nas było planowanie skrótów. Kiedy ciemną
nocą w świetle latarki analizujemy marszrutę wg mapy – teoretycznie wszystko gra,
ale praktycznie to bywa różnie.
W czasie HARPAGANA – 24 z bazą w Pucku, lało niemiłosiernie, opóźnienie
w marszu rosło z każdą chwilą – czas był stosowny na podjęcie jakiejś inicjatywy.
Analizujemy szczegółowo mapę (st. chor. Artur Trzciński i mój syn Paweł), deszcz
„dzwoni” o nasunięte kaptury – decyzja jest jednoznaczna: CZAS NA SKRÓT. Plan
jest prawie genialny i prosty do realizacji. Nie będziemy szli drogą leśną i nadrabiali
kilometry, pójdziemy środkiem lasu ok. 1 km kierując się wskazaniami busoli, dochodzimy w ten sposób do skraju lasu, a stamtąd przez pole prosto „wpadamy” na PK
oszczędzając ok. 3-4 km.
Pierwszą przeszkodą utrudniającą poruszanie się były gałęzie, zwalone drzewa,
o które systematycznie potykaliśmy się. Walczymy dalej, nagle wyrasta nam ściana
z 2-metrowego młodnika (którego niestety nie było na mapie). Gęstwina taka, że trzeba
uważać, żeby kurtek nie podrzeć... ale w końcu skrót to skrót. Według naszych wyliczeń powoli powinien pojawiać się skraj lasu – uwidacznia się to w nocy pewną jasnością, prześwitem między drzewami. Ku naszemu zdziwieniu zamiast prześwitu „wyrosła” przed nami czarna ściana.
Gdy podeszliśmy bliżej okazało się, że stoimy na krawędzi sporych rozmiarów
skarpy, którą przeoczyliśmy czytając mapę, a tak właściwie nie uwzględniając
do końca rzeźby terenu.
Przyświecamy latarkami po stromych zboczach, gdzieś na dnie wije się ok. 2-metrowej szerokości rzeczka. Świecimy na przeciwległą stronę
doliny – niestety to samo: 15-metrowa ściana.
Syn tylko pokiwał głową, w końcu dwóch
fachowców, topografów analizowało ten skrót...
Wstyd nam było z Arturem, ale co zrobić, w końcu
była noc i na dodatek cały czas padało.
178
GEOSYGNAŁ Nr 3 / 2005
TRAMWAJ
Przed samym startem każdy uczestnik otrzymuje od organizatora rajdu mapę
z zaznaczonymi punktami kontrolnymi (PK) do odnalezienia i potwierdzenia tam swojej obecności. Już na starcie można zauważyć podejście niektórych zawodników
do otrzymanej mapy, która jakby nie było, jest jedynym źródłem informacji
o nieznanym terenie i drogach dotarcia do PK. Oni po prostu je chowają głęboko
w plecakach czy ubraniu. Robią wrażenie jakby otrzymane mapy były im niepotrzebne.
Później w czasie dalszego marszu spotykało się grupki uczestników (czy też
pojedynczych zawodników), którzy poruszali się nocą po nieznanym terenie, a w ręku
nic nie dzierżyli.
Nie wiadomo, kto pierwszy wpadł na określenie tego zjawiska, tj. „TRAMWAJ”. Mianowicie „TRAMWAJ” – to grupki ludzi, którzy podążają tuż, tuż za tobą i zakładają,
że idziesz prawidłowo na najbliższe PK. W ten sposób bez patrzenia w mapę osiągają
cel – PK. Charakterystyczną cechą „TRAMWAJU” jest dublowanie twojego zachowania, np. zwalniasz oni też zwalniają, przyśpieszasz oni też. Stajesz oni też zatrzymują
się udając przykładowo zatroskanych.
Niestety raz „przyczepiony tramwaj” trudno zgubić, ale co w sumie możesz
zrobić takim „harpaganowym leniuchom” – po prostu nie przepadają za czytaniem
mapy!
„KOŃCÓWKA” – ZAKOŃCZENIE
Jeden z moich kolegów z pracy kpt. Krzysiek Krawczyk po kolejnym moim
udziale w HARPAGANIE zapytał mnie: „Tak właściwie, to po co ty tam jeździsz?
Stary jesteś już chłop, po nocach się włóczysz i po co to wszystko?”.
Tak szczerze mówiąc nie wiedziałem co Krzysztofowi odpowiedzieć, może
trzeba było po prostu wzruszyć ramionami i zmarszczyć czoło... Jedno jest pewne jeżeli
raz poczujesz tę specyficzną atmosferę ekstremalnego marszu na orientację typu HARPAGAN, to od tego momentu coś niesamowitego dzieje się w twojej świadomości...
Nie jest to naprawdę ważne czy
startujesz na te 100 km oderwany dzień
wcześniej zza biurka, od haubicy na poligonie czy może od konfesjonału...
Wszyscy mają równe szanse –
zmierzyć się z samym sobą, spróbować
czy jeszcze możesz... a może już tylko
został wygodny fotel, pilot telewizyjny
w ręku i świeżo sparzona kawa?
179

Podobne dokumenty