GROM: największa tajemnica Wojsk Specjalnych

Transkrypt

GROM: największa tajemnica Wojsk Specjalnych
GROM: największa tajemnica Wojsk Specjalnych
2013-05-22
Polacy dowiedzieli się o istnieniu GROM-u dopiero cztery lata po powstaniu jednostki – w 1994
roku z lakonicznej informacji podanej w Teleexpressie. Była to krótka relacja z wylotu 50
komandosów i ich dowódcy płk. Sławomira Petelickiego na misję na Haiti. Wtedy po raz pierwszy
opinia publiczna usłyszała, że w Polsce jest jednostka antyterrorystyczna. Do dzisiaj ich szkolenia,
działania, a nawet oni sami są tajemnicą.
Tak zaczyna się historia GROM-u
Cztery lata wcześniej rozpoczyna się akcja MOST. Premier Tadeusz Mazowiecki zgodził się, aby
rosyjscy Żydzi z ZSRR mogli z Warszawy wylatywać do Izraela. Niedługo potem w Bejrucie
zostało postrzelonych dwóch Polaków, ponieważ fundamentaliści przestali uważać Polskę za kraj
przyjazny. Wtedy narodził się plan powstania antyterrorystycznej jednostki specjalnej. Jej
zadaniem miało być reagowanie na zagrożenie terrorystyczne obywateli Polski poza granicami
kraju.
Za pomysłem utworzenia GROM-u stał płk Sławomir Petelicki. Podobno ówczesny szef MSW
Krzysztof Kozłowski zapytał go, ile czasu i sprzętu potrzebuje, aby stworzyć jednostkę specjalną.
– Czas mierzył w miesiącach, a potrzebował poligonu i trochę broni. No i prawa do werbowania
ludzi – mówił Kozłowski w filmie „GROM – prawdziwa historia”.
Pierwszy nabór do jednostki płk Petelicki zorganizował sam. Służbę w GROM-ie proponował
najlepszym żołnierzom, policjantom, pracownikom wywiadu. Jeździł po całej Polsce, aby na
własne oczy zobaczyć, kto nadaje się na specjalsa.
Kiedy polscy komandosi tworzyli swoją nową jednostkę, w Iraku polski wywiad prowadził operację
SAMUM. Agenci pomogli wydostać się z Iraku sześciu oficerom amerykańskiego wywiadu. Tego
heroicznego zadania nie chcieli podjąć się nawet Brytyjczycy. Rząd amerykański w podziękowaniu
za tę świetnie przeprowadzoną operację m.in. zaczął szkolić żołnierzy pierwszej polskiej jednostki
specjalnej. Operacją w Iraku kierował Gromosław Czempiński. Niektórzy sugerują, że od jego
imienia pochodzi nazwa GROM. – To dzięki niemu otrzymaliśmy pomoc Amerykanów – mówił w
„GROM – prawdziwa historia” gen. Petelicki. – Poza tym GROM dobrze brzmi. GROM – atak z
jasnego nieba – dodaje generał.
Instruktorami szkolenia Polaków w USA byli żołnierze z Delta Force. Mordercze ćwiczenia
Amerykanie przeprowadzali w górach. GROM-owcy przez kilka dni nie spali, jedli minimalną ilość
jedzenia. Tak hartowali swoje organizmy i uczyli się, jak przetrwać.
Potem zasady tamtego ekstremalnego szkolenia przenieśli na własne podwórko. Od początku
istnienia podczas ćwiczeń używali tylko ostrej amunicji. Każdego, kto chciał zostać GROMowcem, czekała nie tylko ostra selekcja, morderczy sprawdzian siły i psychiki, ale też sprawdzian
zaufania. Kandydat musiał usiąść na miejscu zakładnika, którego więzili „terroryści”. Do ciemnego
Autor: Ewa Korsak
Strona: 1
pomieszczenia, w którym przebywał, wbiegali komandosi i eliminowali „przeciwnika”. Używali
ostrej amunicji i ładunków wybuchowych. Zaufanie i wiara w umiejętności kolegów z jednostki –
tego operatorzy uczą się od początku istnienia GROM-u.
Zaczęli na Haiti, potem były Bałkany
Pierwszym sprawdzianem dla GROM-u było Haiti.
W 1991 roku wojsko obaliło prezydenta Haiti Jean-Bertranda Aristide. Władzę przejęła junta
wojskowa, a Rada Bezpieczeństwa ONZ nałożyła na to środkowoamerykańskie państwo,
zajmujące część wyspy Haiti na Morzu Karaibskim, embargo ekonomiczne. W jego wyniku Haiti
pogrążyło się w nędzy i chaosie, które próbowała zwalczyć utworzona w 1993 roku misja ONZ.
Poniosła jednak klęskę, zmuszając RB ONZ do wydania rezolucji, wzywającej do utworzenia
Wielonarodowych Sił (Multinational Forces – MNF), nad którymi dowodzenie objęły Stany
Zjednoczone.
51 komandosów pod wodzą płk. Petelickiego pojechało tam 17 października 1994 roku, aby
pomóc USA w zaprowadzaniu pokoju. Na miejscu pracowali z amerykańskimi rangersami.
Polacy nie tylko pilnowali porządku i spokoju, ale także brali udział w działaniach
antyterrorystycznych, pomogli transportować rannych Amerykanów, ochraniali VIP-ów. Uratowali
życie 26 osobom. Płk Petelicki jako pierwszy cudzoziemiec po misji dostał amerykański „Medal for
Military Merit”, a czterech jego podwładnych dostało wyróżnienia.
W 1997 roku GROM-owcy wzięli udział w misji pokojowej ONZ na Bałkanach. W wyniszczonym
wojną kraju stworzyli swoją bazę w byłej stacji benzynowej. Wszyscy ostrzegali ich, że są na
terenie bossa świata przestępczego, który będzie próbował ich zabić. – Ale jakoś mu się nie udało
– wspomina uczestnik tamtej misji. Sukcesem Polaków było zatrzymanie Slavka Dogmanowica,
zbrodniarza wojennego, odpowiedzialnego za śmierć 300 Chorwatów. Trzy lata później
komandosi GROM-u odpowiadali za ochronę szefa misji weryfikacyjnej OBWE – Amerykanina
Williama G. Walkera podczas jego wizyty w Kosowie i Macedonii. W 2001 roku w Kosowie ścigali
zbrodniarzy wojennych.
Misja w Iraku – powód do dumy
W kwietniu 2002 roku rozpoczęła się misja GROM-u nad Zatoką Perską. Zadaniem komandosów
było kontrolowanie statków. Sprawdzali, czy rebelianci nie przemycają na nich broni oraz czy nie
jest łamany zakaz handlu ropą naftową z Irakiem.
Rok później GROM walczył również u boku Amerykanów podczas drugiej wojny nad Zatoką
Perską. Komandosi wsławili się tam odbiciem instalacji naftowych niedaleko półwyspu Fao oraz
przejęciem kontroli nad portem Umm Qasr. Gdy po tej operacji świat obiegły zdjęcia operatorów
GROM-u, Polacy dowiedzieli się, że wojna w Iraku to także ich wojna.
Iracka misja jednostki zakończyła się w grudniu 2004 roku. Polscy komandosi przeprowadzili w
tym czasie ponad 200 akcji bezpośrednich, w których zatrzymali kilkuset podejrzanych o
terroryzm, w tym kilka osób z tzw. talii kart – najbardziej poszukiwanych prominentów reżimu
Saddama Husajna.
Autor: Ewa Korsak
Strona: 2
Będą pamiętać o kapitanie
W 2002 roku GROM-owcy polecieli też do Afganistanu, do bazy Bagram. – Przed rozpoczęciem
wykonywania zadań w Afganistanie trzeba przejść aklimatyzację – mówi jeden z operatorów. –
Panuje tam zupełnie inny klimat, konieczna jest zmiana nawyków. Nie jest łatwo wytrzymać w
upale, na górzystym terenie, cały czas w mundurze, z ciężkim wyposażeniem.
Na początku misji chronili polskich saperów, którzy rozminowywali teren. Dbali też o
bezpieczeństwo VIP-ów, którzy przylatywali z różnych części świata do Afganistanu. – Talibowie
to trudny przeciwnik, zahartowany w trudnych warunkach, znający teren, potrafiący się po nim
świetnie poruszać – opowiada operator GROM-u, uczestnik misji.
O swoich operacjach w Afganistanie nie mogą mówić dużo. Opinia publiczna może usłyszeć tylko
o nielicznych, między innymi uwolnieniu afgańskich policjantów z rąk terrorystów w 2010 roku, o
wysadzeniu fabryki broni ukrytej w jednej z niepozornych chałup w dystrykcie Karabach. Stoczyli
też 3-godzinną walkę z terrorystami. Zginęło wtedy wielu napastników, operatorzy wyszli z bitwy
zwycięsko.
23 stycznia 2013 roku to smutny dzień dla jednostki. W Afganistanie zginął wtedy pierwszy
żołnierz GROM – kpt. Krzysztof Woźniak. Był dowódcą sekcji bojowej GROM, poległ podczas
prowadzenia operacji zatrzymywania Abdula Rahmana, jednego z najgroźniejszych terrorystów
poszukiwanych na terenie Afganistanu.
Rezygnujesz? Tu są tylko najlepsi!
Trudno namówić operatora GROM-u na rozmowę o jednostce. – Takie mamy zasady –
odpowiadają. – Nie usłyszysz od nas, jak działamy, nie zdobędziesz informacji o naszej taktyce, o
tym, jak wyglądają nasze szkolenia.
Już to, że służą w GROM-ie, jest tajemnicą. Kiedy przypadkowi ludzie, znajomi pytają ich o pracę,
muszą minąć się z prawdą. – Czasami bywam przedstawicielem handlowym, czasami rozwożę
chipsy – żartuje komandos.
– Mamy zasady, których się trzymamy. Jesteśmy jak rodzina, wszyscy mówimy do siebie po
imieniu – nawet z dowódcą, zwykle nie używamy nawet stopni – opowiadają GROM-owcy.
Jakie cechy musi mieć operator GROM-u? – Inteligencję! – bez chwili wahania mówi oficer
GROM. – Sprawność fizyczna jest oczywista, ale niektórzy myślą, że to wystarczy. Zapewniam, że
nie. Operator GROM-u to żołnierz, który sam podejmuje decyzje. Tu trzeba myśleć, nie ma
miejsca na bezmyślne wykonywanie rozkazów.
Umiejętności i inteligencję kandydatów na operatorów sprawdza się podczas selekcji. Na jej temat
krążą legendy: mordercza, wycieńczająca, mało kto może ją przejść, odpadają najlepsi. I wszystko
to prawda. Jej pierwszy etap odbywa się już na stronie internetowej GROM-u. Znajduje się tam
ostrzeżenie dla osób, które chciałyby służyć w jednostkach bojowych GROM-u, a nie są w stanie
zaliczyć egzaminu z wf jednostki. W takim wypadku proszeni są, aby już teraz zrezygnowali ze
składania dokumentów.
Ci, którzy jednak się zdecydują, najpierw mierzą się m.in. z pływaniem, podciąganiem na drążku,
Autor: Ewa Korsak
Strona: 3
bieganiem i walką wręcz. Kolejna próba odbywa się w górach, z dala od cywilizacji i komfortowych
warunków. Instruktorzy wyciskają z nich siódme poty, kilkanaście razy dziennie męczą pytaniami:
„Rezygnujesz?” i mówią o wygodnych, ciepłych fotelach. Wszystko po to, aby złamać kandydatów.
Zwykle selekcję przechodzi tylko około 10 procent jej uczestników. Reszta się poddaje, inni słabną
aż do utraty przytomności. A dobre zdrowie i wytrzymałość są niezbędne.
Nagrodą za przejście selekcji jest nie tylko służba w najbardziej elitarnej jednostce polskiej armii,
ale też opinie, jakie słyszą o sobie na całym świecie: najlepsi, profesjonaliści, pracuje się z nimi
świetnie – mówią ci, którzy mieli okazję współpracować z GROM-em.
Miesiąc temu do Polski przyleciał były instruktor najlepszych snajperów jednostki NAVY SEALS
Brandon Webb. Jego przewodnikiem po kraju był Drago, Polak, który wyjechał do Stanów i służył
w SEALS-ach. Historia GROM-u tak bardzo ich zainteresowała, że postanowili nakręcić o niej film
. – Uważamy, że to jedna z najlepszych jednostek specjalnych na świecie – mówili. – Amerykanie
wiedzą, że jesteście świetni, ale nie znają waszych korzeni. A przecież jest o czym mówić, co
pokazać.
Ale operatorów GROM-u doceniają także cywile. Ta tajemnicza jednostka jest bardzo popularna
zwłaszcza wśród młodych ludzi. W 2012 roku wirtualny świat graczy obiegła informacja o tym, że
w najnowszej wersji gry „Medal of honor” będzie można zagrać postać właśnie żołnierza GROM-u.
Euforia na forach internetowych nie miała końca, zwłaszcza że żołnierz, na którym wzorowali się
twórcy gry, istnieje naprawdę. W GROM-ie służył służył 14 lat. „Udział” w grze zaproponowali mu
koledzy z NAVY SEALS.
W ostatni weekend operatorzy GROM-u dali pokaz skakania ze spadochronem podczas
Ursynowskiego Dnia Cichociemnych, których tradycje dziedziczą. W przyszłą sobotę pokażą swój
sprzęt i uzbrojenie w czasie Święta Wojsk Specjalnych w Krakowie.
*****
Dowódcą jednostki jest płk Piotr Gąstał, który służy w niej prawie od początku i w GROM-ie
przeszedł wszystkie szczeble kariery.
Snajperzy z GROM używają kilku karabinów wyborowych, jednym z nich jest supernowoczesny
CheyTac M200 Intervention. Mają też pistolety Glock 17 i FN Five-seveN i karabinek szturmowy
HK 416. Ich wyposażenie to też sprzęt termo- i noktowizyjny, spadochrony, sprzęt służący do
desantowania z wysokości kilku kilometrów oraz roboty inżynieryjno-pirotechniczne.
Autor: Ewa Korsak
Strona: 4