Nie bój się, wierz tylko!
Transkrypt
Nie bój się, wierz tylko!
REFLEKSJA Przesłanie z krzyża Świat ulega nieustannym przemianom, a krzyż niezmiennie mówi nam o wielkiej miłości Boga do człowieka, o zwycięstwie dobra nad złem. Jak naucza Ojciec Święty Benedykt XVI „krzyż mówi do wszystkich, którzy cierpią – uciemiężonych, chorych, ubogich, zepchniętych na margines, do ofiar przemocy – i daje im nadzieję, że Bóg może przekształcić ich cierpienie w radość, ich odosobnienie we wspólnotę, ich śmierć w życie. Daje naszemu podupadłemu światu nadzieję bez granic” (Benedykt XVI, Homilia wygłoszona w Nikozji 5 czerwca 2010 r.) To przesłanie płynące ze znaku krzyża, skierowane jest do wszystkich. Rozumieli je dobrze nasi pradziadowie, którzy nazwali część obszaru wchodzącego w skład Diecezji Sandomierskiej „Ziemią Świętokrzyską” na cześć relikwii świętego drzewa, jakie przed wiekami przybyły w te strony. Z tym większym smutkiem odbieramy informacje o profanacjach znaku krzyża czy o wykorzystywaniu go do walki politycznej. W celu zadośćuczynienia za wszelkie zniewagi oraz ożywienia kultu krzyża, zachęcam Was gorąco Bracia i Siostry do jego adoracji oraz do uczestnictwa w nabożeństwach, które będą odprawiane we wszystkich parafiach każdego 14. dnia miesiąca, począwszy od przypadającego we wrześniu Święta Podwyższenia Krzyża Świętego. Bardzo pragnę, abyśmy pamiętali zawsze o nieskończonym strumieniu Bożego Miłosierdzia spływającym obficie z Chrystusowego krzyża i otaczali czcią święty symbol naszego zbawienia. On bowiem jest widocznym i materialnym znakiem jedności z Chrystusem (por. Benedykt XVI, Homilia wygłoszona w Paryżu 15 września 2008 r.) Sandomierz, 6 września 2010 r. + Krzysztof Nitkiewicz Biskup Sandomierski POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 5 wokó³ LITURgii WIELBIMY KRZYŻ TWÓJ, PANIE JEZU Uroczystość Podwyższenia Krzyża świętego Nasz Pan Jezus Chrystus rozpięty na krzyżu umarł na Golgocie za grzechy całego świata. Martwe ciało zdjął z krzyża Józef z Arymatei i z wielką czcią złożył w grobie wykutym w skale, znajdującym się niedaleko od miejsca ukrzyżowania. (por. J 19,38-42). W pogrzebie Jezusa uczestniczyła jeszcze Jego Matka i nieliczne grono pobożnych kobiet. Ewangeliści nie piszą, co stało się z krzyżem. TEOLOGIA KRZYŻA Ś więty Augustyn mówił, że krzyż jest katedrą, z której Chrystus naucza. Wsłuchajmy się w to nauczanie, posługując się czytaniami mszalnymi. Krzyż Chrystusa stanął na wzgórzu Golgoty za czasów Tyberiusza. Przez trzy godziny wisiał rozpięty na nim Syn Boży. Ale na to wydarzenie czekały wieki. Śmierć Jezusa wpisana jest w odwieczny plan Boga, który kieruje się miłością i chce wszystkich zbawić. Liturgia dzisiejszego święta ukazuje nam misteryjny związek Krzyża z drzewem rajskim. [Boże] Ty postanowiłeś dokonać zbawienia rodzaju ludzkiego na drzewie Krzyża. Na drzewie rajskim śmierć wzięła początek, na drzewie Krzyża powstało nowe życie. A szatan, który na drzewie zwyciężył, na drzewie również został pokonany, przez naszego Pana Jezusa Chrystusa(Pref. 50). Żydzi, których Mojżesz wyprowadził z niewoli egipskiej, znali opowiadanie o upadku pierwszych ludzi. Wiedzieli, że gdy Adam i Ewa zwątpili i ulegli pokusie 6 POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 szatana, stali się śmiertelni. Analogiczna sytuacja powtórzyła się na pustyni: podczas drogi lud stracił cierpliwość i zaczęli mówić przeciwko Bogu i Mojżeszowi (Lb 21,5). Nieufność wobec Boga – tam w raju i tu na pustyni - jest śmiercionośnym jadem. Ratunek przychodzi od Boga, ale konieczne jest osobiste nawrócenie i wstawiennictwo Mojżesza. Zgrzeszyliśmy, szemrząc przeciw Panu i przeciwko tobie. Wstaw się za nami do Pana, aby oddalił od nas węże (Lb 21,7). Autor Księgi Mądrości tak interpretuje wydarzenie z wężem. A kto (spojrzał na węża miedzianego) ocalenie znajdował nie w tym, na co patrzył, ale w Tobie, Zbawicielu wszystkich (...) Synów Twoich nie zmogły nawet zęby jadowitych wężów, litość bowiem Twoja wyszła im naprzeciw i uzdrowiła ich (...) Nie zioła ich uzdrowiły, ani nie okłady, lecz słowo Twoje, Panie, które wszystko leczy. Bo Ty masz władzę nad życiem i śmiercią. (Mdr 16 7.12-13). Wąż miedziany wywyższony na wysokim palu, ocalający Izraelitów, jest zapowiedzią Chrystusowego Krzyża. Jak ukąszony Izraelita zostawał wokó³ LITURgii ocalony, gdy spoglądał na węża miedzianego, w którym nie było śmiercionośnego jadu, tak każdy grzesznik otrzyma zbawienie, jeżeli z wiarą zwróci się do Jezusa wywyższonego na Krzyżu, jedynego nieskalanego grzechem. Taką interpretację faktu wywyższenia węża na pustyni daje Jezus w dzisiejszej ewangelii. A jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak trzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne ( J 3,14). Ukrzyżowanie, zapowiedziane przez Boga w wydarzeniach Starego Testamentu i w wizjach proroków, jest dla nas ludzi, jedynym zbawczym lekarstwem. Ukrzyżowany Chrystus swoją zbawczą mocą ogarnął wszystkie ludzkie pokolenia. On został ukrzyżowany za nas żyjących dziś, za nasze grzechy. Jego śmierć nie jest tylko historycznym wydarzeniem. Zbawcza śmierć Pana jest sakramentalnie uobecniana w każdej Mszy świętej, aby Eucharystia, owoc krzyża i pokarm nieśmiertelności, dostępna była wszystkim ludziom. Bardzo stara tradycja chrześcijańska, sięgająca III wieku mówi, że krzyż Jezusa stanął na miejscu, gdzie znajdował się grób Adama, praojca ludzkości. Tradycja ta, choć trudna do historycznego zweryfikowania, głosi przecież ważną prawdę, że krew Jezusa obmyła z win i pojednała z Bogiem praojca Adama i wszystkie pokolenia ludzi, które od niego pochodzą. Tyle już pokoleń przeminęło, ale o żadnej ludzkiej śmierci, o niczyim umieraniu, choćby to była śmierć najszlachetniejsza, nie możemy powiedzieć, że była to śmierć na odpuszczenie grzechów i za zbawienie świata. Tylko śmierć Jezusa miała wymiar zbawczy. Krzyż Jezusa głosi, że tam na Golgocie, rozegrała się dramatyczna walka o człowieka, o jego życie w wymiarze doczesnym i wiecznym. Tam na Golgocie, dokonał się sąd nad światem i zajaśniała potęga Ukrzyżowanego Chrystusa (Pref. 17). O tym wymiarze Jezusowej śmierci mówi drugie czytanie mszalne. Krzyż Jezusa głosi, że na Golgocie rozegrała się dramatyczna walka o człowieka Przeczytany fragment listu do Filipian (2,6-11) to hymn, w którym pierwsi chrześcijanie wypowiadali swą wiarę w Ukrzyżowanego Chrystusa. Hymn rozpoczyna się od stwierdzenia, że Jezus odwiecznie istniał w postaci Bożej (w. 5) - czyli posiadał chwalebne istnienie, wolne od ograniczeń i uwarunkowań, jakim podlega śmiertelny człowiek. On posiadał istnienie Boże, które Mu się słusznie należało, bo odwiecznie był Synem Bożym. I będąc Bogiem nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem (w. 6). Historia Jezusa jest odwrotnością historii praojca Adama. Adam w swej pysze, będąc stworzeniem, chciał zająć miejsce Boga, uległ szatańskiej POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 7 wokó³ LITURgii pokusie: gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło. Zapragnął boskich przywilejów, boskiego sposobu istnienia. Mając podobieństwo do Boga, chciał być niezależnym od Boga, chciał stać się samowystarczalnym panem, chciał sam ustalać ład moralny w tym świecie, decydować o tym, co dobre, a co złe. Obserwujemy, jak świat naznaczony grzechem Adama, stał się areną walki o bogactwo, władzę i znaczenie, prestiż. Kain zabija Abla, Jakub kłócił się z Ezawem, a apostołowie posprzeczali się miedzy sobą o to, kto będzie większy w królestwie niebieskim. I tak przez wieki, aż do dziś. Jezus Ukrzyżowany ustanawia inny porządek w tym świecie. On odwiecznie będąc Bogiem, przyjmuje postać sługi (w. 7), staje się we wszystkim podobny do ludzi, oprócz grzechu (Hbr 4,15). Ukrzyżowany staje się solidarny z każdym człowiekiem, biednym, wydziedziczonym, bezbronnym, niesprawiedliwie osądzonym, podlegającym wielorakim ograniczeniom, 8 POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 rozmaitym cierpieniom i na koniec śmierci. Ludzką egzystencję Jezusa określają wyrażenia: ogołocił samego siebie, uniżył się i stał się posłuszny aż do śmierci. Zatrzymajmy się chwilę nad tymi określeniami. Jezus ogołocił samego siebie. Zauważmy, że tekst nie mówi, że gdy Jezus stał się człowiekiem, zrezygnował tylko z czegoś, wyrzekł się czegoś. Tekst mówi, że Jezus całkowicie ogołocił (gr. ekenosen) samego siebie. Nie było to tylko cząstkowe wyrzeczenie. Syn Boży wkroczył w świat człowieka i ogołocił się ze wszystkich przywilejów, do których miał prawo i które mogły go uczynić innym człowiekiem. Wyrażenia „stał się podobny do ludzi” i w zewnętrznej postaci uznany za człowieka (w. 7) podkreślają rzeczywiste człowieczeństwo Jezusa i potwierdzają, że był normalnie człowiekiem jak wszyscy ludzie; choć wyróżniał się od nich mądrością i świętością życia. Jezusowe ubóstwo w Betlejem, w Nazarecie, na Kalwarii, na krzyżu, wokó³ LITURgii to realne konsekwencje tegoż ogołocenia, o którym wspomina hymn. Gdy ktoś doświadcza ubóstwa, niesprawiedliwości odrzucenia, warto uświadomić sobie, że Syn Boży pierwszy wszedł na drogę radykalnego ogołocenia. Hymn głosi, że Jezus przyjął „postać sługi”. Słowo „sługa” (niewolnik), gr. dulos wyraża konkretny sposób, w jaki Jezus postanowił być człowiekiem. W świecie greckim sługa (niewolnik) to najniższa pozycja społeczna, całkowite przeciwieństwo boskości. U Izraelitów „sługa” to ten, kto z religijnych pobudek przyjął postawę służby Bogu i ludziom. W języku biblijnym „sługa”, to ktoś bardzo odpowiedzialny, któremu Bóg powierza najwyższą misję. Pismo św. sługą nazywa Mojżesza, Jozuego, Dawida, kapłanów. W rozważanym fragmencie hymnu, słowo „sługa” nawiązuje także do postaci sługi Jahwe, o którym jest mowa w pieśniach Izajasza (Iz 42,1-7; 49,1-9; 50,4-11;52,13-53,12). Sługa Jahwe to ktoś, kto powołany został, aby wypełnić Boże plany. Ziemskie życie Jezusa opisane jest wyrażeniem: uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci. Jezus stał się uniżonym i posłusznym. W Piśmie św. „uniżenie” wyraża właściwą postawę wobec Boga i ludzi. W odniesieniu do Boga uniżenie jest całkowitym poddaniem, uległością, której towarzyszy ufność do Boga. W stosunku do ludzi uniżenie jest wolną decyzją życia z innymi i na ich poziomie. Uniżenie, oznacza służbę, zamiast panowania, pochylanie się nad bliźnim, zamiast wywyższania się ponad niego. Uniżony to człowiek ubogi, prosty, który nic albo tylko niewiele znaczy w hierarchii społecznej. Jezus, który uniżył samego siebie, stał się solidarnym z takimi ludźmi. Jezus jest nie tylko pokorny, On jest także posłuszny. Posłuszeństwo weryfikuje pokorę. Na początku swej działal- ności publicznej Jezus mówił: pokarmem moim jest pełnić wolę Ojca mego ( J 4,34), w perspektywie męki modlił się nie moja, ale Twoja wola niech się stanie (Łk 22,42), a na krzyżu potwierdził wykonanie zleconej Mu misji: wykonało się ( J 19,30). Dla podkreślenia całkowitego i tak radykalnego posłuszeństwa hymn mówi o posłuszeństwie Jezusa aż do śmierci i to śmierci krzyżowej (w. 8). Jezus był posłuszny całe swe życie. Nawet w perspektywie śmierci krzyżowej nie zawahał się być posłusznym Ojcu. Gdy padały kuszące propozycje: zejdź z krzyża, ocal samego siebie (Mt 27, 40). Jezus był posłuszny Ojcu. On przyjął mękę i śmierć w całkowitym posłuszeństwie i zaufaniu do Ojca. Ojcze w Twoje ręce powierzam ducha mego (Łk 23, 46) - to modlitwa z krzyża, modlitwa zaufania. Dla Jezusa śmierć była przecież o wiele straszniejsza, niż dla innych ludzi, bo na krzyżu umierał On jako „Dawca życia”, „Pan życia”. Co więcej Jezus nie przyjął śmierci chwalebnej, bohaterskiej, ale śmierć haniebną; za taką bowiem uważana była śmierć na krzyżu, o której mówiono: Przeklęty, kto zawisł na drzewie krzyża (Pwt 21, 23). Śmiercią przez ukrzyżowanie nie karano obywateli rzymskich. Dla Żydów za najcięższe wykroczenia przewidziana była kara kamienowania. Krzyż był szubienicą przeznaczoną dla niewolników, zabójców, zdrajców i przeklętych. Jezus przyjął najbardziej poniżającą śmierć i przemienił ją w akt najwyższego posłuszeństwa i zaufania. Na krzyżu dał nam lekcję umierania, pokazał jak lęk przed śmiercią przezwyciężać ufnością, powtarzając Jego modlitwę z Krzyża: Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mego (Łk 23, 46). Nieposłuszeństwo praojca Adama zostało zakwestionowane Jezusowym posłuszeństwem. Odtąd nawet śmierć, może stać się dla człowieka komunią z Bogiem. I o tym także usłyszeliśmy od Jezusa POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 9 wokó³ LITURgii w dzisiejszej Ewangelii. Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne ( J 3, 16). Krzyż jest poniekąd ostatnim aktem posłusznej miłości Jezusa w życiu ziemskim, ale nie jest ostatnim słowem Boga. Dalsza część hymnu mówi o wywyższeniu Jezusa: Bóg Go ponad wszystko wywyższył. Miłość do Boga i posłuszeństwo Bogu nie mogą zostać udaremnione. Wierność Boga jest potężniejsza niż siły zła i moc śmierci. Wywyższenie na krzyżu stało się wywyższeniem do chwały (por. J 13,32). Po zmartwychwstaniu Chrystus ma ciało uwielbione. I choć nosi na swym ciele rany – znaki ukrzyżowania – to są to rany święte jaśniejące chwałą (liturgia Wielkiej Soboty). Krzyż jest także opromieniony chwałą. Przestał być znakiem hańby, stał się znakiem miłości Boga do człowieka. Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w niego wierzy nie zginął, ale miał życie wieczne ( J 3, 16). Aby unaocznić tę prawdę, pierwsi chrześcijanie ozdabiali krzyż szlachetnymi kamieniami. I takie krzyże spotykamy dziś, gdy nawiedzamy starożytne bazyliki. Krzyż chwalebny, ozdobiony szlachetnymi kamieniami, cesarz Konstantyn umieści w najbardziej reprezentacyjnej sali swego pałacu. I taki krzyż, chwalebny - jako znak Syna Człowieczego - ukaże się na niebie, gdy Wywyższony Pan przyjdzie w chwale, aby sądzić żywych i umarłych na końcu czasów. Fragment konferencji opracowany przez Ks. prof. Kazimierza Skawińskiego 10 POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 wokó³ LITURgii Różaniec i wielkie sprawy naszego życia tekst s. Halina Irena Szumił W słowach „Matka Boska” wyznajemy wiarę, że Syn Boży, współistotny Bogu Ojcu, stał się człowiekiem i jako człowiek, ma ziemską matkę; ten zaś człowiek zrodzony z Maryi jest złączony ściśle z osobą Syna Bożego, dlatego Maryja jest Matką Boga w Jego ludzkiej naturze. Jest to najwyższy przywilej Maryi, największa Jej godność i podstawa dalszych Jej przywilejów, jak Niepokalane Poczęcie, Wniebowzięcie, niezwykła świętość i rola Pośredniczki w dziele zbawienia. Wśród wielu tytułów, jakimi wzywamy Maryję w litanii loretańskiej, znajduje się wezwanie do Królowej Różańca Świętego. Patrzącym bez zrozumienia na przesuwające się w dłoniach odmawiającego różaniec paciorki, mogą przychodzić różne myśli na temat tego rodzaju modlitwy: klepanie pacierzy..., modlitwa mechaniczna.... modlitwa ludzi nie lubiących czytać lub religijnie niedokształconych... Są i tacy, którzy w modlitwie różańcowej widzą praktykę bezużyteczną lub wręcz zabobon. W tego rodzaju sądach kryje się często niechęć do praktyk religijnych w ogóle, a często niezrozumienie istoty, piękna i głębi modlitwy różańcowej. Wprawdzie nie stawiamy i nie możemy stawiać różańca na równi z ofiarą Mszy świętej i sakramentami, ale jest on przyjętą, praktykowaną i usilnie przez Kościół zalecaną formą uczczenia Boga za pośrednictwem Matki Najświętszej. Różaniec składa się z trzech części: radosnej, bolesnej, i chwalebnej1, a każda z nich ma pięćdziesiąt Zdrowaś Maryjo i pięć Ojcze nasz; jedno Ojcze nasz i dziesięć Zdrowaś, są połączone z jednym z wydarzeń z życia Chrystusa Pana lub Matki Najświętszej. Połączenia modlitw z rozważaniami tajemnic dokonał św. Dominik (†1221), założyciel Zakonu Dominikanów. Podział różańca na piętnaście dziesiątków przyjęty został dopiero w XV wieku. Do Polski różaniec miał wprowadzić św. Jacek Odrowąż, dominikanin (†1257). Październikowe nabożeństwo różańcowe wprowadzono do kościołów katolickich w początkach XIX wieku. 1 Uwaga redakcji: Dnia 16 października 2002 r. papież Jan Paweł II ogłosił List apostolski „Rosarium Virginis Mariae”, którym wprowadził czwartą część Różańca: Tajemnice światła (tajemnica pierwsza: chrzest Pana Jezusa w Jordanie, druga: objawienie Pana Jezusa na weselu w Kanie, trzecia: głoszenie królestwa Bożego i wzywanie do nawrócenia, czwarta: przemienienie na Górze Tabor, piąta: ustanowienie Eucharystii). „Aby różaniec w pełniejszy sposób można było nazwać «streszczeniem Ewangelii» – napisał Papież – jest zatem stosowne, żeby po przypomnieniu Wcielenia i ukrytego życia Chrystusa (tajemnice radosne), a przed zatrzymaniem się nad cierpieniami męki (tajemnice bolesne) i nad triumfem zmartwychwstania (tajemnice chwalebne) rozważać również pewne momenty życia publicznego o szczególnej wadze (tajemnice światła). To uzupełnienie o nowe tajemnice, w niczym nie szkodząc żadnemu z istotnych aspektów tradycyjnego układu tej modlitwy, ma sprawić, że będzie ona przeżywana w duchowości chrześcijańskiej z nowym zainteresowaniem jako rzeczywiste wprowadzenie w głębię Serca Jezusa Chrystusa, oceanu radości i światła, boleści i chwały” (nr 19). POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 11 wokó³ LITURgii Koła Żywego Różańca zapoczątkowała w 1826 r. Maria Paulina Jaricot we Francji. Ów Żywy Różaniec polega na tym, że każdy z członków grupy piętnastu osób podejmuje się każdego dnia odmawiać jeden dziesiątek różańca, tak żeby każdego dnia powstał cały Żywy Różaniec z odnośnymi rozważaniami wydarzeń z życia Matki Bożej i Pana Jezusa. Kultowi Matki Bożej Różańcowej poświęcone jest specjalne święto 7 października. Różaniec składa się z dwu najpiękniejszych modlitw chrześcijaństwa. W Ojcze nasz zawiera się myśl o braterstwie wszystkich ludzi i to braterstwie opartym nie na więzach rodziny, narodu, wsi, miasta, państwa, rasy lub kultury, lecz braterstwie opartym na powołaniu przez Boga. W Ojcze nasz wyrażamy pragnienie, by Bóg jako Ojciec był uznany, by Jego królestwo dobra przychodziło do nas i by spełniła się Jego wola, by chleba powszechnego nam nie brakło, byśmy sobie wzajemnie przebaczali, a przez to uwalniali się od zła i by Bóg nas chronił od pokus. Oby przy odmawianiu różańca, chociaż jedna z tych myśli nam towarzyszyła! Modlitwa Zdrowaś Maryjo zawiera słowa Anioła pozdrawiającego Maryję (Łk 1, 28) i słowa pochwały Jej przez Elżbietę (Łk 1, 42), a także naszą prośbę do Bożej Rodzicielki o wstawiennictwo teraz i w godzinę śmierci naszej. Powtarzając słowa Anioła i Elżbiety uświadamiamy sobie historię naszego zbawienia, które jest dziełem Człowieka i Boga objawionego w Chrystusie. Bóg ceni godność Maryi i pragnie Jej zgody na Wcielenie Syna Bożego, a przez Nią i przez Niego ceni godność każdego człowieka i jego wolność. W Ojcze nasz i Zdrowaś Maryjo są uwidocznione wielkie sprawy życia ludzkiego. 12 POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 Różaniec nie jest tylko recytowaniem Ojcze nasz i Zdrowaś Maryjo. Do jego istoty należy rozważanie przy każdym dziesiątku wydarzeń z życia Chrystusa i Maryi, a w nim i poprzez nie – tajemniczych losów naszego własnego życia. Są w tym życiu momenty radosne – jak w pierwszej części różańca. Są cierpienia w rozmaitych kształtach, a w końcu śmierć – jak w tajemnicach bolesnych. Ale nam - wierzącym, towarzyszy też zawsze nadzieja zmartwychwstania i chwały – o których uczą tajemnice chwalebne różańca świętego. Różaniec i jego rozumne odmawianie uczy nas więc rozumieć sens naszego życia. Nasza religijność nie stanie się nigdy powierzchowną, jeśli w centrum naszej świadomości trwać będzie myśl, że Bóg jest naszym Ojcem, że Chrystus jest naszym Bratem, a Maryja – Jego Matką – naszą Matką. Tego wszystkiego uczy nas modlitwa różańcowa. Przedruk: „Przewodnik Katolicki”, (1973), s. 361 wokó³ LITURgii Pamiętaj, że umrzesz! T ragiczne wydarzenia, które dotknęły naszą Ojczyznę w mijającym już roku z pewnością zwróciły myśli wielu Polaków ku kruchości i przemijalności ludzkiego istnienia na tym świecie. Katastrofa lotnicza pod Smoleńskiem, w której w jednej chwili życie straciło wielu ludzi powszechnie znanych w naszym kraju, czy też tragedia powodzi, która pokazała bezradność ludzi wobec żywiołów, przypomniały o niemożności uniknięcia śmierci, która wcześniej czy później dotknie każdego z nas. tekst Kamil Dziurdź - rok IV Uważajcie na siebie, aby wasze serca nie były ociężałe wskutek obżarstwa, pijaństwa i trosk doczesnych, żeby ten dzień nie spadł na was znienacka jak potrzask. Przyjdzie on bowiem na wszystkich, którzy mieszkają na całej ziemi (Łk 21, 34-35). Tymi słowami Bóg przypomina nam o tym, przed czym nie zdołamy uciec – o śmierci. Jezus pragnie zbawienia każdego człowieka, ale jednocześnie daje nam wolność wyboru. To od nas zależy, jak spędzimy wieczność. Non omnis moriar - Nie wszystek umrę [Horacy] POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 13 wokó³ LITURgii Właśnie tutaj na ziemi rozstrzyga się nasza wieczność po śmierci. Zbawienie lub potępienie na wieki dokonuje się podczas naszej ziemskiej wędrówki. Czytamy o tym w Katechizmie Kościoła Katolickiego: Każdy człowiek w swojej nieśmiertelnej duszy otrzymuje zaraz po śmierci wieczną zapłatę na sądzie szczegółowym, który polega na odniesieniu jego życia do Chrystusa i albo dokonuje się przez oczyszczenie, albo otwiera bezpośrednio wejście do szczęścia nieba, albo stanowi bezpośrednio potępienie na wieki (KKK 1022). Każdy dzień, każda chwila może zadecydować o tym, jaka będzie wyglądać nasza egzystencja po przekroczeniu bramy śmierci. Tomasz a Kempis w „O naśladowaniu Chrystusa” poucza: Tak powinieneś się zachować w każdym czynie i w każdej myśli, jak gdybyś dziś miał umrzeć. Niestety my, ludzie XXI wieku, tak często uciekający przed refleksją o życiu i jego przemijalności oraz chroniący się przed ciszą, w której można najwięcej usłyszeć, boimy się podjąć w naszym wnętrzu tematu śmierci, o której rozważnie może zburzyć nasz często wygodny i pozornie szczęśliwy schemat życia na tym świecie. Lęk przed rozmyślaniem o śmierci spowodowany jest zapewne koniecznością zestawienia aktualnej sytuacji własnej osoby z nieuniknionym momentem śmierci. Boimy się odsłonić przed sobą nasz stopień gotowości wobec przejścia przez bramę ku wieczności. Taka analiza pociąga za sobą potrzebę stanięcia w prawdzie przed Stwórcą i przed sobą, co odsłania często bardzo gorzką prawdę o naszej sytuacji wobec życia po śmierci. Takie rozważanie jest jednak konieczne i wcześniej czy później musimy je uczynić. Tylko poprzez uporządkowanie własnego wnętrza i stanięcie w prawdzie możemy przełamać często paniczny lęk przed śmiercią. Uświadomienie sobie faktu, że śmierć 14 POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 nikogo z nas nie ominie oraz tego, że tylko od nas samych zależy nasze zbawienie i potępienie, pozwala świadomie ustalić swoją własną hierarchię wartości na tym świecie. To, co dla nas ważne, a co najważniejsze podczas ziemskiej egzystencji, zadecyduje o tym, jak spędzimy wieczność. Hierarchia wartości to określona droga ku wieczności. Dla człowieka wierzącego w Boga życie ziemskie to wędrówka, przeplatana radościami i smutkami; śmierć to konieczny etap przejściowy, do którego zbliżamy się od chwili poczęcia; wieczność zaś w Bogu to najwyższy cel. Moment śmierci, wypatrywany zawsze z lękiem i niepewnością, jest momentem koniecznym do osiągnięcia oczekiwanego szczęścia wiecznego. Śmierć postrzegana w ten właściwy sposób jest dla nas czymś korzystnym, o ile żyjemy na co dzień w łączności z Bogiem. Pisze o tym Apostoł Narodów w słowach: Dla mnie bowiem żyć – to Chrystus, a umrzeć – to zysk (Flp 1, 21). Jezus Chrystus, który pragnie szczęścia wiecznego dla swojego najdoskonalszego stworzenia, dając człowiekowi wolność wyboru, daje jednocześnie nieocenione pomoce na drodze ku zbawieniu. Przede wszystkim ofiarował On swoje życie za nasze zbawienie i Krwią swoją zmazał nasze grzechy. Pozostawił nam również sakramenty, które przybliżają nas do Boga i umacniają nas w drodze ku Niemu, gdy wielokrotnie, niczym syn marnotrawny pragniemy do Niego powrócić. Nikt z nas nie zatrzyma czasu, który zbliża nas do momentu śmierci. Czas ucieka, a wieczność czeka. A jak tę wieczność spędzimy, zależy tylko od nas, od naszego wyboru określonej hierarchii wartości jako drogi poprzez ziemskie życie ku wieczności. Chrześcijaństwo to religia zwycięzców. A Ty – czy chcesz wygrać zbawienie? wokó³ LITURgii Przyjdź Królestwo Twoje! Uroczystość Chrystusa Króla tekst Mateusz Kozieł - rok IV W ostatnich latach nastała moda na punkcie roku 2012. Wielu może i nie wierzy w rzekomą przepowiednię pocho- dzącą od Majów (choć według specjalistów mówi ona nie o końcu świata, ale o nowej erze w ich kalendarzu, z czym nie wiąże się nic katastrofalnego), ale lubi ją powtarzać. Ikona Chrystusa Pantokratora POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 15 wokó³ LITURgii Jest to też świetna okazja do zarobienia pieniędzy. Jedni sprzedają działki w Afryce Południowej, gdzie koniec świata ma nie dotrzeć. Niepewne jutra firmy sprzedają miejsca w atomowych schronach. Nawet showbiznes połakomił się na ten - należący do popkultury dzisiejszych czasów - temat, kręcąc film „2012”. Nie jest to jednak artykuł poświęcony końcu świata za dwa lata, ponieważ tak naprawdę jest to sztucznie wymyślona data i sztuczny problem. Jednego jednak możemy być pewni. Koniec nastąpi już niebawem, lecz będzie to koniec roku liturgicznego. Pius XI, 11 grudnia 1925 roku wprowadził Uroczystość Chrystusa Króla Wszechświata. Reforma II Soboru Watykańskiego przeniosła to święto na ostatnią niedzielę roku liturgicznego. Zabieg ten ma podkreślić, że wszystko, co ludzkość posiada i czego się spodziewa, ma swój początek i mieć będzie swój chwalebny koniec w Jezusie Chrystusie. W tym roku uroczystość ta przypada na 21 listopada. Wydawać by się mogło, że dzisiaj podkreślanie tytułu królewskiego jest przynajmniej nieaktualne. Wszystkie królestwa ziemskie poszły w cień, tam gdzie się zachowały, są raczej tylko zabytkami przeszłości. Jezus nigdy korony nie nosił, nie zasiadał na tronie i o ziemskie królestwo nie zabiegał. Tu właśnie widać sedno sprawy. Nie zabiegał o ziemskie królestwo, jednakże jest On Królem Niebieskim. Królem wszystkiego, co widzialne i niewidzialne w sensie innym, niż ziemscy monarchowie. Władcy ziemscy nabywają tytuł królewski przez: dziedziczenie, nominację i podbój. Te warunki Jezus spełnia. Jako człowiek, w swej ludzkiej naturze, pochodził On przecież w prostej linii od króla Dawida. Wykazują to Ewangeliści podając Jego rodowód (Mt 1,5-16; Łk 3,23-38). 16 POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 Jezus Chrystus nie był tylko Człowiekiem. Jest on Synem Bożym. Jako taki jest Panem nieba i ziemi, Panem najwyższym i absolutnym. Aby tą władzę powszechną Jezusa Chrystusa podkreślić, nowa liturgia dodała do tytułu „Król” dopełniacz - „wszechświata”. Chociaż Jezus nigdy nie walczył orężem, to jednak przelał własną krew dla zbawienia rodzaju ludzkiego. Najpiękniej prawdę, że jesteśmy zdobyczą Chrystusa, wypowiedział św. Piotr Apostoł: zostaliście wykupieni nie czymś przemijającym, srebrem lub złotem, ale drogocenną krwią Chrystusa jako baranka niepokalanego i bez zmazy (1P 1,18-19). Żaden władca ziemski nie posiadał tak wielu poddanych, jak Jezus Chrystus. Ponad miliard chrześcijan, którzy obrali Go za Pana, dzięki sakramentowi chrztu. Miliony oddały za Niego swoje życie. Od daty Jego przyjścia na ziemię dzieli się czas na lata starej i nowej ery. On też zjawi się na koniec świata, aby zamknąć ostatnią kartę dziejów rodzaju ludzkiego na ziemi. On też będzie naszą chwałą po wszystkie czasy. Uroczystość Chrystusa Króla ma nam zatem uświadomić, że Chrystus jest Królem całego stworzenia, całego wszechświata. On jest Królem, gdyż jest Bogiem-Człowiekiem, Stworzycielem i Odkupicielem. Z tego to tytułu ma władzę absolutną. Bóg przecież nie poprzestał tylko na stworzeniu świata. Bóg ciągle go stwarza i nim włada. Królestwo Jezusa jest czymś zupełnie innym od ziemskich królestw. Jego Królestwo dotyczy wszystkich narodów, miejsc i czasów. Istnieje Ono już w Kościele, choć jeszcze nie zostało do końca wypełnione. Dlatego właśnie w codziennej modlitwie, którą zostawił nam sam Chrystus, wołamy z nadzieją: Przyjdź Królestwo Twoje! wokó³ Teologii De Caritate O miłości Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość – te trzy: z nich zaś największa jest miłość” (1 Kor 13, 13). W przedostatnim artykule poświęconym cnotom teologalnym powiedzieliśmy sobie, że z wiary rodzi się nadzieja. Wierząc w Boga – ufamy, mamy nadzieję. Przyjmując łaskę wiary pielęgnujemy również w naszym życiu dar miłości, bo miłość jest główną zasadą wiary. U początku bycia chrześcijaninem nie ma decyzji etycznej, czy jakiejś wielkiej idei, ale spotkanie z wydarzeniem, z Osobą, która nadaje życiu nową perspektywę (…)” – pisze Benedykt XVI w encyklice „Deus caritas est”. „Święty Jan przedstawił w swojej Ewangelii to wydarzenie w następujących słowach: Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w niego wierzy (…) miał życie wieczne ( J 3, 16)” – kontynuuje papież. Izraelici modlili się niegdyś: Słuchaj Izraelu, Pan jest naszym Bogiem – Pan jedynie. Będziesz więc miłował Pana, Boga twojego, z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił. Kiedy Chrystus przyszedł na ziemię, do tego przykazania dołączył jeszcze jedno z Księgi Kapłańskiej: Będziesz miłował bliźniego jak siebie samego. Odtąd dwa przykazania: miłości Boga i bliźniego stały się jednym. Papież Benedykt XVI przypomina nam, że to Bóg pierwszy nas umiłował, dlatego miłość nie jest już przykazaniem, ale odpowiedzią na dar miłości, z jaką Bóg do nas przychodzi. Miłość jest centrum życia chrześcijańskiego. Wezwanie do miłości prze- tekst Adrian Morgaś - rok VI kracza nasze naturalne predyspozycje, ale jest możliwe do spełnienia, bo jest miłość darem Boga. Miłość jest wymagająca. Niejednokrotnie jest dla nas trudem, ofiarą, domaga się przezwyciężania przeszkód, ale mimo to, za św. Pawłem możemy powtórzyć, że nic nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym (Rz 8, 37.39). Powołanie do miłości wzywa nas, chrześcijan, by wychodzić poza swoje własne dobro, by odsłaniała się w nas miłość, która jest z Boga. Nie możemy poprzestać jedynie na wykonywaniu poszczególnych aktów miłości, duch miłości powinien przenikać całe nasze życie i naszą aktywność. By tak było, spróbujmy się teraz przyjrzeć cnocie miłości. We wspomnianej już encyklice „Deus caritas est”, papież Benedykt XVI zwraca uwagę, że „miłość” ma wiele odcieni. Jednak wśród tej różnorodności musi- POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 17 wokó³ Teologii my dostrzec trzy główne określenia słowa „miłość”, w których zamyka się wielość znaczeń. Na pierwszym miejscu, jako wzór miłości w całym tego słowa znaczeniu, papież mówi o miłości kobiety i mężczyzny, którą świat starożytnej Grecji nazywa erosem. Grecy i inne kultury upatrywali w erosie upojenie, które wyrywa człowieka z jego ograniczeń. Celebrowanie erosu jako boskiej siły doprowadziło w religiach antycznych do kultu płodności, do których przynależał „święty” nierząd. Takiemu postrzeganiu miłości sprzeciwia się świat starotestamentalny. Nie odrzuca on erosu, ale wypowiada mu wojnę jako wypaczeniu. Upojny eros nie jest wznoszeniem się ku boskości, ale degradacją człowieka. Wszystkie zarzuty, że chrześcijaństwo zniszczyło eros zostają przez papieża odrzucone. Konieczne jest jego oczyszczenie i uzdrowienie. Eros sprowadzony jedynie do „seksu” staje się „towarem”, „zwykłą rzeczą” – jak pisze Benedykt XVI. Idąc dalej tym tokiem rozumowania trzeba powiedzieć, że wtedy również i człowiek staje się jedynie „towarem”. Aby przezwyciężyć egoistyczny charakter erosu należy przekształcić go w miłość – agape, która jest odkryciem drugiego człowieka. Eros i agape są w rzeczywistości nierozdzielne. Eros początkowo pożądający, w momencie zbliżenia do drugiej osoby będzie pragnął jej szczęścia, będzie się 18 POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 jej poświęcał i będzie pragnął być dla niej. W ten sposób formowany eros przekształca się w agape czyli miłość, która ma przeniknąć wszystkie wymiary życia chrześcijańskiego. Przeżywana w konkretnych ramach miłości ludzkiej miłość – agape jest miłością „wcieloną”. Zadaniem człowieka jest jej rozwijanie i doskonalenie tak by stawała się ona coraz bardziej bezinteresowna i duchowa. Nie oznacza to, że człowiek ma porzucić zupełnie wymiar zmysłowy i emocjonalny miłości, powinien jednak pozwolić w przeżywaniu miłości prowadzić się Duchowi Świętemu. Miłość – agape jest również udziałem w łaskawej miłości Boga. Ten rodzaj miłości ma charakter daru, gdyż należy do naturalnych „wyposażeń” człowieka. Agape to miłość „boska”, bo Bóg pozwala człowiekowi przez ten dar uczestniczyć w Jego miłości. Ta partycypacja w Bożej miłości umacnia ludzką naturę, podnosi na wyższy poziom naturalną zdolność do miłości, a także „zbawia” ludzką miłość. Podobnie bowiem jak człowiek tak również miłość potrzebuje zbawienia, by nie uległa zdegradowaniu. Prawdziwy uczeń Chrystusa daje w swym życiu świadectwo miłości. Aby miłość – agape stawała się w nas coraz bardziej doskonała konieczne jest uczestniczenie w życiu sakramentalnym, a także przeżywanie paschalnego misterium naszego Zbawiciela. Pomaga nam to przezwyciężać w sobie skłonność do zła, pomaga nam odrodzić się do nowego życia naznaczonego miłością na miarę darów Ducha Świętego. Paschalna miłość chrześcijanina realizuje się przez przyjęcie krzyża, co pozwala nam całkowicie oddać się Chrystusowi. Możemy powiedzieć, że agape to eros Boga do człowieka. To miłość bezinteresowna i przebaczająca. Miejscem, w którym agape Boga przychodzi do nas cieleśnie jest Eucharystia – podkreśla Benedykt XVI, działając w ten sposób w nas i poprzez nas. Uczestnicząc wokó³ Teologii w Eucharystii zostajemy włączeni w akt ofiarniczy Jezusa. W naszym udziale w Najświętszej Ofierze zawiera się bycie miłowanym i jednocześnie z naszej strony, miłowanie innych – konkluduje papież. I właśnie Eucharystia daje nam możność miłowania naszych bliźnich. Miłość Boga i bliźniego są nierozdzielne. Jeśliby ktoś mówił: <<Miłuję Boga>>, a brata swego nienawidził, jest kłamcą, albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi (1 J 4, 20). Widzimy zatem, że miłość Boga i miłość bliźniego są od siebie zależne. Można również powiedzieć, że miłość bliźniego jest drogą prowadzącą do Boga, a zamykanie oczu na bliźniego czyni człowieka również ślepym na Boga. Dla nas ludzi Bóg stał się widzialny w Jezusie Chrystusie. Boga dostrzec możemy także w Jego Słowie, w sakramentach, w Eucharystii, w modlitwie Kościoła, w żywej wspólnocie wierzących. To tu przede wszystkim doświadczamy miłości Boga, Jego obecności i przez to uczymy się odnajdywać Go w naszej codzienności. Dlatego zasadne staje się to co powiedzieliśmy na początku artykułu, że to Bóg pierwszy nas umiłował. On nas kocha, a my doświadczając Jego miłości możemy wzbudzić w sobie miłość, która wymaga nieustannego kształtowania. Zadaniem każdego chrześcijanina, a w sposób szczególny, całej wspólnoty kościelnej, jest miłość – caritas. Kościół musi wprowadzać miłość w czyn – podkreśla Benedykt XVI. Ten rodzaj miłości jest tym elementem, który wyróżnia chrześcijańską wspólnotę Kościoła. Caritas jest wyrazem istoty Kościoła. Jest odpowiedzią na to, co w danym momencie jest koniecznością: głodni muszą być nasyceni, nadzy odziani, chorzy leczeni z nadzieją wyzdrowienia, więźniowie odwiedzeni itd. Miłość – caritas otwiera przed ludźmi szerokie spectrum działalności charytatywnej, na płaszczyźnie której wszyscy bezinteresownie mogą otrzymać pomoc. Miłość – caritas jest zawsze czymś więcej niż tylko zwyczajną działalnością – pisze Benedykt XVI w „Deus caritas est”. Wszelkie działanie na rzecz drugiego jest niewystarczające jeśli zabraknie w nim miłości karmiącej się spotkaniem z Chrystusem. W ten sposób udział w cierpieniu naszego bliźniego staje się ofiarowaniem samego siebie, a także czyni posługującego pokornym. To zadanie jest łaską – dodaje papież. Czynić w miłości to co możemy jest najważniejszym powołaniem ucznia Chrystusa, a Miłość Chrystusa przynagla nas (2 Kor 5, 14). Życie człowieka sprowadza się ostatecznie do miłości. Do niej każdy z nas jest powołany. Miłość jest definicją osoby. Jan Paweł II pisał: „Człowiek nie może żyć bez miłości. Człowiek pozostaje istotą niezrozumiałą, jego życie jest pozbawione sensu, jeśli nie objawi mu się Miłość, jeśli nie spotka się z miłością, jeśli jej nie dotknie i nie uczyni w jakiś sposób swoją, jeśli nie znajdzie w niej żywego uczestnictwa. I właśnie dlatego Chrystus – Odkupiciel (…) objawia w pełni człowieka samemu człowiekowi”. Chrześcijanin zatem nie powinien koncentrować się wyłącznie na tylko ludzkim doświadczeniu miłości, ale odwoływać się do Ewangelicznej koncepcji miłości – ukierunkowanej na Chrystusa. Maryja – Matka Pięknej Miłości, ukazuje nam czym jest miłość i skąd pochodzi. Dlatego razem z Benedyktem XVI, polecajmy Jej swoje życie: „Święta Maryjo, Matko Boża, Ty wydałaś na świat prawdziwe światło, Jezusa, Twojego Syna – Bożego Syna. Na wezwanie Boga oddałaś się cała i tak stałaś się źródłem dobroci, które z Niego wytryska. Pokaż nam Jezusa. Prowadź nas ku Niemu. Naucz nas, jak Go poznawać i kochać, abyśmy my również mogli stać się zdolni do prawdziwej miłości i być źródłami wody żywej w spragnionym świecie”. POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 19 wokó³ Teologii Rady ewangeliczne - Posłuszeństwo W ostatnim numerze Powołania został przedstawiony ogólny zarys rad ewangelicznych. Stwierdziliśmy, że są one dobrowolnym warunkiem do owocniejszego wypełniania powołania człowieka. Kościół od początku swojego istnienia zwracał szczególnie uwagę na trzy podstawowe: posłuszeństwo, ubóstwo i czystość. W tym numerze skupimy się na pierwszej z nich. CHRYSTUS A POSŁUSZEŃSTWO P osłuszeństwo łączy rady ubóstwa i czystości oraz je zespala i potwierdza. Dwoma podstawowymi tekstami z Pisma Świętego mówiącymi o posłuszeństwie są List do Filipian 2, 6-7: Jezus żyjąc na ziemi, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi; oraz List do Hebrajczyków 5,8: A chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał. Ukazane w tych tekstach uniżenie i cierpienie było dla Chrystusa szkołą posłuszeństwa swojemu Ojcu. Chociaż będąc Synem Bożym nie był poddany woli Ojca w automatyczny sposób, to jednak Jego posłuszeństwo było owocem osobistej decyzji podjętej w wolności. Z tą decyzją był związany trud i walka wewnętrzna. Posłuszeństwo swojemu Ojcu Jezus okupił cierpieniem. Powyższe teksty, jak i słowa samego Zbawiciela skierowane do Apostołów: Kto was słucha, Mnie słucha, pokazują nam prawdziwy motyw naszego posłuszeństwa Bogu i Kościołowi: oddanie się Chrystu- 20 POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 tekst Łukasz dymora - rok V sowi, na podobieństwo Jego oddania się Ojcu. Człowiek wierzący będąc posłusznym ludziom, nie słucha ich najpierw dla ich osobistej ludzkiej dobroci, wiedzy czy świętości, ale słucha ich przede wszystkim dlatego, iż dani mu są przez Chrystusa. Będąc posłusznym Kościołowi, staje się posłusznym Chrystusowi. To miłość do Chrystusa, jako głowy Kościoła, każe nam ludziom wierzącym przechodzić ponad ograniczeniami i słabościami naszych pośredników, czy przełożonych. Ich słabości i ułomności, choć są bolesnym doświadczeniem, nie umniejszają sensu posłuszeństwa ich nakazom wydawanym w imieniu Chrystusa. Ludzki i boski charakter posłuszeństwa Ojciec Święty Jan Paweł II w Adhortacji apostolskiej „Pastores dabo vobis”, jak i Ignacy Loyola w swoich Ćwiczeniach duchowych, w słowach: nie patrzeć, kim jest ten, kogo słuchamy, lecz raczej Ten, dla którego jesteśmy posłuszni. A jest nim Chry- wokó³ Teologii stus Pan! ukazują nam podwójny charakter posłuszeństwa: a) płaszczyzna czysto ludzka odnosząca się do konkretnych ludzi, których słuchamy oraz b) płaszczyzna wiary, która mówi nam o Tym, dla którego jesteśmy posłuszni, a jest nim Chrystus Pan. Absolutne pierwszeństwo ma płaszczyzna wiary, jednak płaszczyzny ludzkiej nie można lekceważyć, a tym bardziej pomijać. Zasadą dobrego działania posłuszeństwa na płaszczyźnie wiary jest prawidłowe zrozumienie tego, co dzieje się na płaszczyźnie ludzkiej. Wzajemna akceptacja, życzliwość, braterska miłość czy dialog są nieodzownym warunkiem posłuszeństwa. Istnieje bowiem niebezpieczeństwo zakrywania braków na płaszczyźnie ludzkiego spotkania pomiędzy przełożonym i podwładnym, łatwym i tanim odwoływaniem się do płaszczyzny wiary. Ani przełożony, ani podwładny nie powinni odwoływać się do płaszczyzny wiary, zanim nie spełnią wszystkiego, co należy do ich obowiązku na płaszczyźnie ludzkiej. Te dwa podejścia nie powinny być rozważane przeciwstawnie do siebie - jedno winno uzupełniać drugie; a rozpatrywane oddzielnie, nie wyczerpują całego bogac- WOLA BOŻA Płaszczyzną równie ważną dla posłuszeństwa jest prawidłowe rozumienie woli Bożej. Tylko wola Boga może usprawiedliwić rezygnację z własnej woli, aby w swojej wolności poddać ją woli przełożonego. Możemy rozróżnić dialogiczny i niedialogiczny charakter woli Bożej. W pierwszym z nich, człowiek traktuje Boga jak partnera: Bóg wzywa, a człowiek odpowiada; Bóg mówi, człowiek słucha. Widzimy tu dynamizm. W podejściu niedialogicznym wolę Bożą traktuje się jako statyczny niezmienny plan Boga przyjęty od wieków. Człowiek powinien ten plan odnaleźć i dostosować się do niego. Będąc posłusznymi Kościołowi, stajemy się posłusznymi Chrystusowi twa woli Bożej. Oba te pojęcia mają też swoje ograniczenia, ukryte niebezpieczeństwa. W podejściu dialogicznym będzie to zbytni aktywizm człowieka. Możemy ulec pokusie traktowania Boga jako partnera w dialogu. Dialog człowieka z Bogiem, to dialog dwóch nierównych istot: POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 21 wokó³ Teologii Stwórcy i stworzenia, czy Ojca i dziecka. Przy niedialogicznym podejściu do woli Bożej grozi nam pokusa bierności. Pod jej wpływem człowiek może zwalniać się z rozeznawania i szukania woli Bożej. Całą odpowiedzialność zrzuca się wówczas na innych - głównie na wspólnotę, w której się żyje lub też na przełożonych. Jest to sytuacja niebezpieczna dla życia duchowego, ponieważ może rodzić się z niej duchowe lenistwo. W takiej sytuacji posłuszeństwo nie będzie twórcze. Ograniczy się ono do zewnętrznej wierności literze prawa. Dojrzałość i niedojrzałość w posłuszeństwie a)niedojrzałość Posłuszeństwo woli Bożej wymaga od człowieka, pewnego stopnia dojrzałości. Będąc niedojrzałym, nie widzi on własnego samolubstwa, niedołęstwa, nieumiejętności i pychy - jak mówi T. Merton, patrzy na rzeczywistość w sposób egocentryczny. Koncentruje się tylko i wyłącznie na swoich nieuporządkowanych uczuciach i popędach. Osoba taka nie będzie w stanie zrezygnować z własnej woli, aby poddać ją woli Bożej wyrażonej poprzez wolę przełożonego. Taki czyn wymaga od chrześcijanina pokonywania egocentryzmu oraz obiektywnej oceny rzeczywistości, w której żyje. Niedojrzałość człowieka ujawnia się w niepewności siebie, kompleksach niższości, skrywanej wrogości lub jawnej agresji wobec innych, a zwłaszcza w pysze. Wszystko to sprawia, że posłuszeństwo drugiemu człowiekowi staje się bardzo trudne, a nawet niemożliwe. W posłuszeństwie niedojrzałość może ujawnić się z jednej strony w przesadnej uległości motywowanej lękiem o siebie, złączonym zwykle 22 POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 z lękiem przed autorytetem; z drugiej zaś w buncie, nieuzasadnionej krytyce, gniewie i skrytej wrogości. W obu tych przypadkach autorytet - przełożony traktowany jest jako zagrożenie. b)dojrzałość Na powyższym tle przejawów niedojrzałości w posłuszeństwie prościej nam będzie opisać postawę dojrzałości, której wymaga ewangeliczne posłuszeństwo. Możemy tu wyróżnić trzy podstawowe cechy: I. Główną racją ewangelicznego posłuszeństwa jest chęć naśladowania Jezusa posłusznego swojemu Ojcu aż do śmierci. W takim przypadku dojrzałego posłuszeństwa osoba nie zna lęku o siebie, chęci przypodobania się przełożonemu, czy też szukania własnej korzyści lub uznania w jego oczach. Podleganie przełożonemu nie odbiera się tutaj jako umniejszanie się przed człowiekiem, ale wyraz uległości wobec samego Boga objawiającego swoją wolę również poprzez ludzi. II. Dojrzałe posłuszeństwo charakteryzuje pozytywne nastawienie do osoby przełożonego; możliwe wtedy staje się swobodne wyrażanie swoich opinii, nawet wówczas, kiedy są to opinie krytyczne. Przedstawianie swojego krytycznego zdania, nie jest tutaj atakiem na jego osobę, ale ukazuje troskę o wypełnienie woli Bożej. III. Przejawem dojrzałości w posłuszeństwie jest szczerość i otwartość wobec przełożonego. Podwładny umie wówczas nie tylko przedstawić swoje propozycje, krytyczne opinie, ale także odsłonić swoje słabości ludzkie; słabości, które mogłyby przeszkadzać w realizacji powierzonego mu zadania. Szczerość wobec przełożonego jest ogromną pomocą zarówno dla przełożonego, jak i dla podwładnego we wspólnym szukaniu i rozeznawaniu woli Bożej. wokó³ Teologii Przełożeni Rozważając temat posłuszeństwa nie możemy zapomnieć o kilku zdaniach na temat przełożonych. Jak już sama nazwa mówi, że jest on pierwszy. Nie w porządku hierarchii, pierwszeństwa czy nawet świętości. On jest pierwszy posłuszny. Pierwszy, który chce się podporządkować wspólnie uznanej regule, a przez to samo pociągać do tego całą wspólnotę. Pierwszy, który chce pełnić wolę Ojca, przypominać o niej tobie, swemu bratu - pisze P. M. Delfieux. Bycie przełożonym jest pełnieniem posługi zarówno wobec Boga, jak również wobec braci. Sprawowanie władzy przez niego winno odzwierciedlać miłość, jaką w swojej woli Bóg kieruje do człowieka. Miłość ta wyrazi się w ojcowskiej postawie zarówno wobec całej wspólnoty jaką zarządza przełożony, jak i poszczególnych jej członków. Ogromnie ważną rzeczą w wydawaniu poleceń jest odpowiednie ich uzasadnienie. Podwładni, którzy przyjmują decyzje przełożonego, jako wyraz woli Bożej, winni mieć tę pewność, iż przełożony troszczy się o odczytanie znaków woli Bożej. Samowolność decyzji, odwoływanie się do własnych, nie zawsze rozeznanych odczuć, kaprysów, jak mówi Sobór Watykański II mogłoby budzić u podwładnych słuszne wątpliwości, czy podleganie przełożonemu w takim sposobie rządzenia jednoczy się trwalej i bezpiecznej ze zbawczą wolą Boga. Podsumowanie Myślę, że odpowiednim podsumowaniem tematu posłuszeństwa będą słowa P. M. Delfieux’a - założyciela Monastycznych Wspólnot Jerozolimskich: Doskonały wzór posłuszeństwa kryje się w tajemnicy Trójcy. Między Ojcem, Synem i Duchem Świętym wszystko jest słuchaniem, przyjmowaniem i dawaniem. Jeżeli chcesz poznać podstawowe motywy swego posłuszeństwa, kontempluj Trójcę. Posłuszeństwo nie jest wynalazkiem ludzkim. Jest ono wyrazem samej istoty Boga… Diakoni podczas święceń ślubują posłuszenstwo biskupowi ordynariuszowi i jego następcom POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 23 wokó³ Teologii Św. Cyprian – wciąż aktualny przewodnik życia tekst Konrad Fedorowski - rok V Skarbiec Tradycji starożytnego Kościoła jest bardzo bogaty, a co jest istotne, jest on wciąż aktualny i dostępny dla współczesnego człowieka. Wystarczy tylko do niego sięgnąć, aby wydobyć drogocenne perły, które pomogą ukierunkować życiową drogę według Bożych przykazań. ZIEMSKIE ŻYCIE ŚW. CYPRIANA WŚRÓD ZAWIERUCH III WIEKU W kolejnej części cyklu artykułów poświęconym sylwetkom Ojców Kościoła przedstawiona zostanie postać św. Cypriana. Postaram się uzasadnić, że jego nauka i przesłanie pozostaje aktualne do dzisiejszego dnia. Urodził się ok. 200 – 210 r. w Kartaginie, położnej w północnej części kontynentu afrykańskiego. Pochodził z bogatej rodziny pogańskiej. Otrzymał solidne wykształcenie retorskie i prawnicze. W młodości był retorem oraz adwokatem, na pewno w niedługim czasie zrobiłby karierę urzędnika państwowego. Jednak pod wpływem kapłana Cecyliusza w wieku 35 lat przyjął chrześcijaństwo. Po nawróceniu zerwał całkowicie z kulturą pogańską, porzucił pogańskich autorów, z którymi zetknął się w czasie studiów; o czym świadczy to, że w jego dziełach nie ma ani 24 POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 Św. Cyprian z Kartaginy - filar prawości i jedności wspólnoty chrześcijańskiej jednego cytatu z ich pism. Cyprian radykalnie traktował przykazania obowiązujące chrześcijan, dlatego wyraził gotowość przyjęcia wszystkich konsekwencji życia chrześcijańskiego jakie narzucało naśladowanie Jezusa, łącznie z męczeństwem. Dlatego też swój majątek przeznaczył na cele charytatywne dla ubogich. Cyprian ok. 248 r. przyjmuje święcenia kapłańskie, zaraz po tym, zgodnie z wolą Bożą i głosem ludu, został wybrany biskupem Kartaginy. Duszpasterski zapał Cypriana ostudził wybuch prześladowania wywołanego przez cesarza Imperium Rzymskiego Decjusza w 250 r. Zażądał on od wszystkich wokó³ Teologii obywateli złożenia ofiary ku swojej czci. Odmowa złożenia ofiary oznaczała śmierć. Tym zaś, którzy złożyli ofiarę wystawiono poświadczenie tzw. libellusem, które chroniło przed wyrokiem śmierci. Wielu chrześcijan uległo presji ówczesnych władz i złożyło ofiarę cesarzowi dopuszczając się odstępstwa od wiary w Jedynego Boga. W czasie prześladowań Cyprian ukrywał się w pobliżu Kartaginy, skąd kierował i opiekował się gminą kościelną poprzez pisanie listów pasterskich. Po powrocie stanął przed koniecznością rozwiązania wielu problemów. Wielu chrześcijan, którzy złożyli ofiarę cesarzowi stało się odstępcami w świetle prawa. Byli to upadli – tzw. lapsi, chcieli oni powrócić do wspólnoty Kościoła. Należało więc dla nich określić warunki pokuty. W dodatku podczas nieobecności Cypriana doszło do podziału (schizmy) w Kościele kartagińskim, której przewodniczył kapłan Felicissimus, wokół którego zgromadzili się przeciwnicy Cypriana. Felicissimus przyjmował odstępców z powrotem do Kościoła na podstawie listów wystawionych przez wyznawców lub męczenników, czyli tych którzy podczas prześladowań nie złożyli ofiary pogańskiemu cesarzowi. Proceder taki ze strony Felicissimusa był nietaktem, ponieważ pomijał całkowicie głos kościelnej hierarchii, w dodatku nie nakładał żadnej pokuty. Wobec tego Cyprian ekskomunikował przywódców opozycji, zaś chcącym powrócić do wspólnoty kościelnej nałożył pokutę stosowną do wielkości winy. Synod w Kartaginie w 251 r. zdecydował, że upadli powinni być na nowo włączeni do wspólnoty po odbyciu naznaczonej pokuty i określonej zwłoce czasowej. W 252 r. na Kartaginę spadło nowe nieszczęście – epidemia dżumy, za której występowanie obarczono winą chrześcijan. Cyprian zorganizował pomoc dla wszystkich poszkodowanych nie zwracając uwagi na różnice wyznaniowe czym zjednał sobie przychylność wielu pogan oraz złagodził antychrześcijańskie nastroje. Epidemia dżumy stała się również okazją do teologicznych rozważań na temat śmierci i przemijalności a także chrześcijańskiej nadziei, owocem refleksji Cypriana stało się dzieło „O śmiertelności”. Kolejnym nieszczęściem dla chrześcijańskiej gminy był najazd barbarzyńskich plemion. Cyprian również tym razem okazał się zatroskany o powierzonych mu wiernych. Zorganizował składkę, którą przeznaczył na wykupienie wziętych w niewolę chrześcijan. W ostatnich latach życia, Cyprian wdał się w konflikt z papieżem Stefanem na temat ważności chrztu udzielanego przez heretyków. Cyprian zajął stanowisko rygorystyczne, opowiedział się, że chrzest taki jest nieważny, żądając ponownego udzielania chrztu odstępcom i tym, którzy przyjęli chrzest od heretyków. Stanowisko to poparli afrykańscy biskupi na synodach w Kartaginie w latach 255 i 256, stwierdzając, że nikt spoza Kościoła nie może ważnie szafować Jego sakramentami. Nowa schizma z Kościołem rzymskim wisiała w powietrzu, nie wiadomo jak zakończyłby się ów spór, gdyby nie wybuch nowej burzy. W 257 r. cesarz Walerian wydał nowy edykt prześladowczy, czym doprowadził do nowej fali prześladowań chrześcijan. Zażądał od kapłanów złożenia ofiary cesarzowi. Cyprian pozostał nieugięty w wyznawaniu wiary, za co został zesłany do Kurubis. W sierpniu 258 r. wezwano go do Kartaginy i postawiono przed prokonsulem, który wydał wyrok śmierci. Cyprian słysząc wyrok powiedział: „Bogu niech będą dzięki”, po czym udał się na miejsce stracenia, klęknął i zaczął się modlić. Swojemu katowi kazał wypłacić 25 sztuk złota. W czasie egzekucji towarzyszył mu kapłan i diakon. W taki sposób św. Cyprian złożył swą ostatnią ofiarę. Stało się to 14 września 258 r. POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 25 wokó³ Teologii Korzystanie z nauki św. Cypriana umożliwi prowadzenie życia ewangelicznymi drogami, którego kresem będzie port zbawienia, podobnie jak okręt płynący po spokojnym morzu, osiąga cel podróży Takie było ziemskie życie św. Cypriana – pierwszego biskupa męczennika i pierwszego zachodniego Ojca Kościoła. Działał on wśród różnych trudności: w miejskiej gminie chrześcijańskiej znajdującej się na terytorium Cesarstwa Rzymskiego, z czym wiązały się prześladowania, pracował w obliczu epidemii dżumy, najazdów barbarzyńców, zmagał się z problemami dyscypliny i karności wśród kleru. Jednak Cyprian będąc biskupem posiadał niezbędne przymioty osobowości, aby radzić sobie w zarządzaniu lokalnym Kościołem: przenikliwość, umiar, łagodność, stanowczość, konsekwencje, radykalizm, zdolności administracyjne i prawnicze. Ponadto był człowiekiem o wielkiej głębi duchowej, siły do pracy czerpał przede wszystkim z modlitwy, medytacji nad Pismem Świętym, co więcej cechowała go wielka miłość 26 POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 i przywiązanie do Kościoła. Był on przede wszystkim duszpasterzem angażującym się w bieżące problemy gminy chrześcijańskiej. Troska o wiernych była celem nadrzędnym, więcej znaczyła dla niego niż zabieganie o rozgłos i sławę. Pamięć o nim przetrwała m.in. dzięki pismom, które wyszły spod jego ręki. Pozostawił po sobie 13 traktatów i 81 listów, z których można się dowiedzieć bardzo dużo na temat życia Kościoła z okresu III wieku. Po jego śmierci jego sława bardzo szybko się rozchodziła po chrześcijańskim świecie. Jego pisma nieustannie inspirowały Kościół Zachodni, czego dowodem jest, że w dokumentach Soboru Watykańskiego II św. Cyprian cytowany jest trzynaście razy. Jego dzieła były tłumaczone na język grecki, syryjski, aramejski. Jego relikwie znalazły się w wielu świątyniach, co świadczy wokó³ Teologii o jego szczególnym kulcie jako świętego biskupa i męczennika. PODOBIEŃSTWA DWÓCH EPOK: STAROŻYTNOŚCI I ŚWIATA WSPÓŁCZESNEGO Życie św. Cypriana, celowo zostało szerzej opisane, aby uświadomić sobie, że okoliczności i warunki w których przyszło mu troszczyć się o Kościół, problemy przed jakimi stawał dostrzec można dzisiaj, w XXI wieku. A skoro dziś stykamy się z tymi samymi problemami co św. Cyprian, warto zwrócić uwagę jak on postępował w obliczu trudności, nieszczęść oraz zagrożeń wiary i życia. Cenne jest poznanie rozwiązań jakie stosował, jakimi ideałami się kierował, czego mógłby nas nauczyć. Postaram się zwrócić uwagę na właśnie te aspekty dorobku św. Cypriana. Św. Cyprian przede wszystkim troszczył się o Kościół. To on wypowiedział słynne zdanie, iż nie może mieć Boga za Ojca ten, kto nie ma Kościoła za Matkę. Dziś często zapominamy o znaczeniu Kościoła; o tym, że Kościół założył sam Chrystus i że jest to rzeczywistość bosko – ludzka. Należy zawsze być wiernym Kościołowi i świadomie do niego należeć. Cyprian przypomina również, że Kościół jest ludem złączonym z kapłanami pod przewodnictwem biskupa. Jest on scalony spoiwem wzajemnej zgody i węzłem jedności. Dlatego Cyprian przypomina wiernym, że tylko łączność z biskupem daje gwarancję trwania w Kościele Chrystusa i dostęp do zbawczych obietnic. Wiele miejsca św. Cyprian poświęcił tematyce moralno – ascetycznej. Kościół w III wieku przechodził jedną burzę po drugiej, tak dzieje się również dziś, nas również dotykają kryzysy, trudności i kłopoty. Siły zła będą zawsze bezskutecznie uderzać w Kościół, bo tak powiedział Chrystus (por. Mt 16, 18). Jednak Kościół prowadzony przez Bożego Ducha pozostanie niewzruszony. O tym pamiętał św. Cyprian, dlatego stał się światłem dla swych wiernych w obliczu ciemności ogarniających lokalny Kościół. Istotnym problemem były prześladowania chrześcijan, które nie ustały do dzisiejszego dnia. Chociaż wydawać by się mogło, że w tak rozwiniętej cywilizacji, gdzie tyle mówi się o poszanowaniu i tolerancji drugiego człowieka i jego poglądów, nie powinno mieć miejsca takie zjawisko. A jednak w wielu krajach na świecie takich jak np.: Birma, Indie, Chiny, Laos, Wietnam, Kuba, Sri Lanka, Sudan, Zimbabwe chrześcijanie są traktowani jako wrogowie. Niszczone są chrześcijańskie ośrodki i kościoły. Często ekstremiści w takim czy innym miejscu wdzierają się do świątyń podczas nabożeństw i na oczach wiernych profanują ołtarze i tabernakula. Chrześcijanie są nie tylko brutalnie bici. Wielu z nich, podpalonych żywcem, zginęło męczeńską śmiercią. W licznych przypadkach radykałom nie wystarcza już tylko zabicie. Stosowane są najokrutniejsze metody represji przypominające lata „czerwonego terroru” w byłym ZSRR takie jak: szpiegowanie, areszty domowe, więzienia, tajemnicze zniknięcia, a nawet egzekucje. I tak prawdopodobnie chrześcijanie stali się najbardziej prześladowaną grupą religijną na świecie. W dodatku dziś w odróżnieniu do sytuacji z III wieku zmienił się sposób prześladowania. Do wydawania wyroków śmierci na chrześcijan doszły nowe sposoby prześladowania. Dziś już często nie umiera się za konkretny artykuł wiary czy okazanie prawowierności, ginie się za postępowanie, które przeciwstawia się dominującym prądom politycznym. Często walczy się z Kościołem „w białych rękawiczkach”, nie w otwartej walce. Dziś wielu chrześcijan ponosi męczeństwo, kiedy za swój ewangeliczny radykalizm muPOWO£ANIE nr 3 (61) 2010 27 wokó³ Teologii szą płacić dyskryminacją, upokarzaniem. W czasach Cypriana wydawano jawne edykty, których nie wykonanie karano śmiercią. Dziś zamiast tego szereg parlamentów różnych państw wydaje bezbożne prawa, ustawy sprzeczne z Dekalogiem i Pismem Świętym, a nawet z fundamentalnym prawem naturalnym. Niestety jest to zamierzona walka w celu wyrugowania Kościoła z wszystkich sfer życia publicznego i stworzenia ateistycznej cywilizacji. Próby protestów czy upominanie się o poszanowanie podstawowych praw kobiety, mężczyzny, dziecka często kończą się określeniem chrześcijan jako: wrogów społeczeństwa, porządku publicznego, ośmieszeniem, zajadłymi atakami w stronę Kościoła, tylko dlatego, że pewne grupy społeczne czują się niedobrze w obliczu autentycznego świadectwa chrześcijańskiego. Nasuwa się bardzo wyraźnie jeszcze jedno podobieństwo epoki obecnej i tej w której żył Cyprian. Dziś, podobnie jak i w III wieku, społeczeństwo dotykają klęski i epidemie. Cyprian zmagał się z epidemią dżumy. Dzisiejszy świat natomiast walczy z kataklizmami: powodzie, pożary, upały, różnego rodzaju niespodziewane śmiertelne wypadki. Historia powtarza się, Bóg upomina się o należny Mu szacunek i oddawanie czci. W III wieku składano ofiarę bóstwom pogańskim, dziś wiele społeczeństw odchodzi od Boga. Zło, które obecne jest w świecie często nie przypisuje się człowiekowi lecz Bogu. Obecnie niepokojące jest zjawisko próby wyrugowania z chrześcijańskich sumień pojęcia grzechu, choćby pod osłoną kalkulacyjnych przemilczeń. Źródło negatywnych zjawisk w świecie jest dziś takie samo jak w starożytności. Jaką postawę powinien zająć chrześcijanin wobec zagrożeń wiary, co radziłby na dzisiejsze problemy biskup Cyprian. Oddajmy głos świętemu biskupowi: 28 POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 Zawsze powinniśmy pamiętać, że mamy czynić wolę nie swoją, ale Boga, według słów Pana, który nam polecił modlić się o to codziennie. […] Skoro świat nienawidzi chrześcijanina, czemu miłujesz tego, kto cię nienawidzi, a nie idziesz raczej za Chrystusem, który umiłował cię i odkupił. […] Bracia umiłowani ! Bądźmy gotowi czynić wolę Boga z pogodnym sercem, wiarą niewzruszoną, wytrwałą cnotą. Wyzuci z lęku przed śmiercią, rozmyślajmy o nieśmiertelności, która potem nastąpi. W ten sposób pokażemy, że to, w co wierzymy, istnieje naprawdę. Trzeba nam, bracia umiłowani, wiedzieć i często rozważać, że wyrzekliśmy się świata, że przebywamy tutaj chwilowo jako pielgrzymi i goście. Przyjmijmy z radością ów dzień, który każdemu wyznaczy trwałe mieszkanie, wyrwie nas ze świata, wyzwoli z jego więzów oraz przekaże królestwu i szczęściu wiecznemu. („O śmiertelności” 18.24.26) Cyprian oddziaływał na wiernych nie tylko słowem, potrafił również aktywnie stawiać czoła zagrożeniom. Przechodził do działania, oddając wszystkie swe siły służbie zarażonych epidemią dżumy. A w serca prześladowanych chrześcijan starał się wlać otuchę, nadzieję i pociechę: Jesteśmy, jak wszyscy ludzie, poddani kolejom losu. Wiara nie chroni nas przed chorobą. Drogi sprawiedliwych były naznaczone cierpieniem tak samo jak pogan. Nawet było ono jeszcze większe. Różnica polega na tym, że śmierć prowadzi chrześcijanina do Chrystusa, który nas przedstawia Ojcu, podczas gdy pogan miażdży lęk. Bądźmy więc gotowi, gdy Pan nas do Siebie przyzywa. Któryż wędrowiec nie spieszy się, by dojść do swej ojczyzny? Odrzuciliśmy ten świat. Jesteśmy na nim obcymi. Powiedzmy z apostołem: Chrystus jest moim życiem, umrzeć dla mnie to zysk (Flp 1,21), […] Wyrażam radość i zachętę, abyście w wyznawaniu niebiańskiej chwały byli wokó³ Teologii mocni i wytrwali, i wstąpiwszy na drogę łaski Bożej, z duchową odwagą dążyli do osiągnięcia korony. Macie Pana za opiekuna i wodza. […] Od początku świata jest tak, że w światowej walce cierpi sprawiedliwość. […] Powinniśmy cierpliwie znosić wszystkie prześladowania i uciski. Bo chociaż sprawiedliwi dużo cierpią, to ci, którzy ufają Bogu, będą wybawieni. […] Z całego serca oddajmy się Bogu, gardźmy doczesnością i myślmy o przyszłości, o nagrodzie królestwie wiecznym, o objęciach i pocałunkach Pana, o widzeniu Boga (List 6, 39-42). Kościół, matka nasza, chlubi się tym, że niedawno, za wyznanie wiary, dotknęła was kara [prześladowania], że jako wyznawcy Chrystusa staliście się wyznawcami. O ile obecnie wyznanie nasze sprowadza tak wielkie cierpienia, o tyle okrywa was coraz wspanialszą chwałą. […] Niech żołnierze Chrystusa zachowają wiarę, niech nie dają się łudzić pochlebstwami, ani zastraszyć się groźbami, cierpieniami i męczarniami. […] Ziemskie cierpienie nie może bardziej poniżyć niż może podnieść opieka Boża (List 10, 46-50). Św. Cyprian potrafił trzeźwo rozpoznać przyczynę prześladowań oraz wezwać do uczynienia rachunku sumienia: Należy bowiem zrozumieć i przyjąć, że ten gwałtowny ucisk, który w przeważającej mierze wyniszczył naszą trzodę i do tej pory ją niszczy, powodowały nasze grzechy. Nie trzymamy się bowiem drogi Pana, ani też nie zachowujemy danych nam dla zbawienia niebieskich przykazań. […] Uganiamy się za majątkiem i zyskiem, kierujemy się pychą, zazdrością, kłócimy się, nie dbamy o szczerość i wierność. Wyrzekamy się świata tylko słowami, a nie czynami. Każdy samemu sobie tylko się podoba, dlatego nie znajduje uznania w oczach drugich. Dlatego jesteśmy chłostani, tak jak na to zasługujemy. Napisane jest bowiem: Sługa, który zna wolę swego pana, a nic nie przygotował i nie uczynił zgodnie z jego wolą, otrzyma wielką chłostę (Łk 12, 47). (List 11. 1-3, 50-52). Tym którzy okażą skruchę i wyznają swój grzech św. Cyprian nie zamykał drogi powrotu do wspólnoty Kościoła mówiąc: […] Nie możemy im zamykać drogi do przebaczenia i pozbawić ich ojcowskiej miłości i wspólnoty z nami. (List 56). […] Nie godziłoby się, i ojcowska dobroć i łaskawość Boża, nie pozwala, aby pokutującemu zamykać Kościół, żałującym i proszącym odmawiać nadziei zbawiennej pomocy, schodzących z tego świata odsyłać do Pana bez odzyskania wspólnoty i pokoju. […] (List 57). Św. Cyprian okazał się gorliwym duszpasterzem starającym uformować żołnierzy Chrystusa, przygotowując ich na wszelkie możliwe wydarzenia. Swoim nauczaniem wykazał duchowy realizm, żarliwość, zrównoważenie, które pozwoliły uczynić jego przesłanie trwałym nie tylko na pełne trwogi czasy do którego było skierowane, ale i na wszelkie dziejowe zawieruchy, które nieustannie nas nawiedzają. Powyższe rozważania wokół osoby św. Cypriana niech zwieńczą słowa starożytnego pisarza Laktancjusza, który stwierdził, że św. Cyprian nie może się podobać tym, „którzy nie poznali misterium chrześcijańskiego, gdyż to, co mówi, odnosi się do porządku duchowego i są to w stanie zrozumieć jedynie ci, którzy wierzą”. Cytaty z pism św. Cypriana zaczerpnięto z: Męczennicy, wstępy opracowanie i wybór tekstów E. Wipszycka - ks. M. Starowieyski, Kraków 1991; Liturgia Godzin, t. IV, Pallotinum 1988, s. 478 – 479. POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 29 wokó³ Teologii Anonimowe Chrześcijaństwo tekst dk. Maciej Charabin C Kiedy człowiekowi brakuje świadomości siebie, tego kim jest, skąd pochodzi i dokąd zmierza, wówczas może niejako uczestniczyć w rzeczywistości, którą nazywamy anonimowym chrześcijaństwem. złowiek w ciągu całego swojego życia odczuwa wielką niepewność, która wynika z pluralizmu światopoglądowego oraz konkurujących ze sobą ideologii i religii. Czysty funkcjonalizm lub instrumentalizm nie są zaś w stanie przezwyciężyć tej dysproporcji, jaka się pojawia między nie kończącą się wciąż nadzieją na sens i miłość a świadomością niezrealizowanych dotąd nigdy obietnic na „raj na ziemi”. Autentyczne wyjaśnienie ludzkiej egzystencji powinno więc doprowadzić do pierwotnego „bycia w sobie”, czyli do takiego stawania się nieuchwytnej dla człowieka głębi rzeczywistości, aby móc tam dopiero doświadczyć, kim istota ludzka jest i jakie jest jej imię. Czynność nadawania imienia człowiekowi jest powszechnie znaną rzeczywistością. Szczególne znaczenie owy akt ludzki nabiera w chrześcijaństwie, które czerpie z kart Pisma Świętego. W Biblii funkcję nadawania imienia przypisuje się Bogu i jest znakiem jego wszechobecności, wszechwiedzy, panowania nad wszystkim (por. Ps 147, 4). Bóg nadaje imię elementom kosmosu (por. Rdz 1, 3 – 10) oraz ciałom niebieskim (por. Iż 40, 26). Prawo do nadania imienia jest w Biblii wyrazem władzy i wyższości nad osobą czy rzeczą nazwaną. W Piśmie Świętym „imię” wielokrotnie przekracza funkcję nomina- 30 POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 tywną, a jego znaczenie staje się bardziej złożone. „Imię” czyli hebrajskie szem lub greckie onoma, często wyraża istotę rzeczywistości opisywanej, charakter i postępowanie człowieka, jego osobowość oraz naturę (por. 1 Sm 25, 25). Może też określać zadanie do spełnienia (por. Sdz 6, 12) lub nosić znamiona życiowego programu wyznaczonego przez Boga człowiekowi. Istota ludzka zna wielorakie doświadczenia: poznaje swoją moc twórczą, doświadcza uciekania stworzonego przez siebie świata w nową niezależność, odczuwa ogrom odpowiedzialności. To wszystko tworzy w życiu człowieka stan pluralizmu, który jest nie do przezwyciężenia. Odzwierciedla się on w samoświadomości ludzkiej i ukazuje, iż istota ludzka nie może nigdy zainwestować życia w jeden tylko ideał, że musi wychodzić naprzeciw bardzo wielu rzeczom. Zdarza się iż człowiek, w swym nieobliczalnym egzystencjalnym pluralizmie gubi własne „imię”, a więc swoją tożsamość, w wyniku czego staje się kimś anonimowym. Słowo „anonimowy” pochodzi od greckiego anonymos, co tłumaczy się jako bezimienny, nie mający imienia. Na gruncie naszych rozważań owo pojęcie możemy odnieść do człowieka. Wówczas okazuje się, iż istota ludzka, którą określamy takim mianem, mimo uprzedniego nadania wokó³ Teologii Każda istota ludzka ma obowiązek odczytywania w sobie „chrześcijańskiej duszy” Imienia przez Boga, a więc określenia swojej tożsamości, nie odkrywa jeszcze pełni swojej godności i powołania na mocy łaski prowadzącej do zbawienia. Dlatego poprzez zdarzenia składające się na życie człowieka, każda istota ludzka ma obowiązek odczytywania w sobie „chrześcijańskiej duszy” . Rahner zauważa iż człowiek, jeżeli chce, może zawsze w konkretnej decyzji swojego życia wybrać i przyjąć nieskończone pytanie tylko jako bodziec do swojej poznawczej i zdobytej nauki i może powiedzieć, że nie chce mieć nic do czynienia z pytaniem absolutnym jako takim. Jednak gdy brak człowiekowi owej świadomości siebie, kim jest, swego „skąd” i „dokąd”, wówczas może niejako uczestniczyć w rzeczywistości, którą nazywamy anonimowym chrześcijaństwem. U podstaw pojęcia „anonimowego chrześcijaństwa” leży pytanie o zbawienie wszystkich ludzi. Dlatego teksty zawar- te w Nowym Testamencie, które pozornie mogą wydawać się ze sobą sprzeczne, lecz wzajemnie się uzupełniają, z jednej strony ukazują, iż kto nie uwierzy, będzie potępiony (Mk 16, 16) oraz nie ma innego imienia [Jezus Chrystus], w którym moglibyśmy być zbawieni (Dz 4, 12), natomiast z drugiej strony św. Paweł Apostoł zapewnia, że Bóg chce aby wszyscy ludzie zostali zbawieni (1 Tm 2, 4), co potwierdzają słowa Chrystusa, że zbawienie człowieka umożliwia realizacja dobra. Klasycznym ewangelicznym tekstem mówiącym, nie w sposób bezpośredni, o „anonimowym chrześcijaństwie” jest opis sądu ostatecznego zawartego w Ewangelii według św. Mateusza. Król z przypowieści zwraca się do sprawiedliwych: Pójdźcie błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata. Bo byłem głodny, a daliście mi jeść; byłem spragniony, a daliście mi pić; byłem przybyszem, POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 31 wokó³ Teologii a przyjęliście mnie; byłem nagi, a przyodzialiście mnie; byłem chory, a odwiedziliście mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do mnie. Wówczas zapytają sprawiedliwi: Panie, kiedy widzieliśmy cię głodnym i nakarmiliśmy ciebie? spragnionym i daliśmy ci pić? kiedy widzieliśmy cię przybyszem i przyjęliśmy cię? lub nagim i przyodzialiśmy cię? kiedy widzieliśmy cię chorym lub w więzieniu i przyszliśmy do ciebie? A król im odpowie: zaprawdę powiadam wam: wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnieście uczynili (Mt 25, 34 – 40). W tym dialogu odnajdujemy pytania i odpowiedzi przeciwne: Przeklęci pytają: Panie, kiedy widzieliśmy cię głodnym, albo spragnionym, albo przybyszem, albo nagim, kiedy chorym albo w więzieniu, a nie usłużyliśmy tobie?... Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i mnie nie uczynili (por. Mt 25, 45). Można przypowieść o sądzie interpretować w ten sposób, że chodzi o chrześcijan, którzy nie wypełnili nakazów Chrystusa. Czynna miłość bliźniego jest więc niewątpliwym wyrazem miłości do Boga, bo On będąc niewidocznym, utożsamia się niejako z każdym człowiekiem. Dlatego w centrum tej opowieści znajduje się jednak odniesienie do owych wypełniających czyny miłości bliźniego, którzy nie wiedzą, że w ten sposób odnieśli się do Jezusa. Tłumaczą się podobnie jak ci, którzy tego zaniechali: Panie, kiedy widzieliśmy cię? Nie widzieli, nie poznali, że chodzi o króla i sędziego, a więc Syna Człowieczego, jak mówi początek przypowieści. Spełnili nakaz miłości bliźniego nie mając świadomości w całej pełni, że chodzi o Jezusa, który się ukrył wśród najbardziej potrzebujących miłości. Spełnili nakaz miłości bliźniego i w ten sposób bezwiednie stali się owy- 32 POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 mi sprawiedliwymi, czyli anonimowymi chrześcijanami. Zagadnienie powszechności zbawienia należy skonfrontować z zasadą św. Cypriana (zm. 258 r.) extra Ecclesiam salus nulla – poza Kościołem nie ma zbawienia. Pozornie może się wydawać, iż jest to aksjomat, który definitywnie sprzeciwia się twierdzeniu, iż Bóg udziela swoich łask także niechrześcijanom, a także tym, którzy się od Niego odwrócili. Jednak właściwe odczytanie kontekstu historycznego tego zdania wyraża troskę duszpasterską o ludzi odchodzących od Kościoła. Za sprawą św. Fulgencjusza (zm. 532 r.), biskupa Ruspe zdanie św. Cypriana nabiera charakteru teologicznej wypowiedzi na temat możliwości zbawienia niechrześcijan, determinując odniesienia Kościoła do wyznawców religii pozachrześcijańskich oraz Jego działalność misyjną zwłaszcza w okresie wielkich odkryć geograficznych. Fulgencjusz z Ruspe uznając cały ówczesny świat cywilizowany za chrześcijański naucza, że tylko zawiniona zatwardziałość serca człowieka stawia go poza wspólnotą Kościoła. Teologia katolicka zachowuje formułę extra Ecclesiam salus nulla i nadaje jej dzisiaj sens odmienny, jaki nadał jej św. Cyprian. Nie chodzi już o stosowanie tej formuły do jakiejś konkretnej osoby, ale o obiektywne stwierdzenie, że Kościół Chrystusowy i że tylko On jako Kościół Chrystusa jest upoważniony do niesienia zbawienia Jezusowego wszystkim ludziom. Uzasadnieniem powszechnej woli zbawczej jest to, że wszyscy są od Boga zależni, a więc pragnienie, aby wszyscy byli zbawieni rozciąga się tak daleko jak sięga władza Stwórcy, czyli odnosi się do wszystkich i każdego z osobna. Z powyższego słusznie wnioskujemy, że Bóg wszystkim niewiernym daje dostateczną łaskę, która jest koniecznym środkiem, aby móc w Niego uwierzyć. ZAMYŚLENIA Dentysta: iść, czy nie iść? tekst Rafał Kusiak - rok IV Jaką siłę w dzisiejszym świecie mają przesądy i zabobony? Jak człowiek powinien odnieść się do prośby znajomego, który prosi o „trzymanie za niego kciuków” przed jutrzejszym egzaminem? Czy gdy widzę drabinę opartą o ścianę, przechodzę pod nią, czy obok niej? Pytań można snuć wiele, lecz odpowiedź wydaje się być jedna. O bserwując swoje kciuki zastanawiam się, dlaczego ludzie akurat tę część ciała wybrali do przekazywania życzenia szczęścia, niejednokrotnie wierząc w złudną ich moc. Szuka się w nich jakiejś magii, pozarozumowej rzeczywistości. Wierzy się tym samym, że jest się w stanie komuś pomóc. Ile razy dzisiaj spotykam się ze stwierdzeniem: „trzymam za ciebie kciuki”. Nawet w telewizji, obserwując zmagania sportowców słyszy się zachętę komentatorów do zaciśnięcia mocniej swoich palców. Jestem przekonany, że nie jeden kibic przed telewi- zorem widząc na rozbiegu skoczka Adama Małysza niemalże automatycznie chwyta za swoje kciuki, a im mocniej je trzyma, tym nasz skoczek zyskuje kolejne cenne metry, a jeśli nie to przynajmniej lepsze noty od sędziów. Czym zatem jest dla nas ten gest wykonany w stronę osoby, której życzymy powodzenia? Trzymanie kciuków, najkrócej rzecz biorąc jest przesądem, którym to podejmuje się działanie nie mające żadnych podstaw racjonalnych. Człowiek odwołuje się w danym momencie do nieznanej siły pośredniczącej, wytworzonej przez ludzki POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 33 ZAMYŚLENIA rozum na drodze przemian kulturowych danego regionu. W polskiej kulturze przesądów mamy mnóstwo. Boimy się czarnego kota, kominiarza, drabiny opartej o ścianę. Strach nas ogarnia kiedy patrzymy w kalendarzu na piątek, który wypada 13 dnia miesiąca. Nasze społeczeństwo dochodzi do takich absurdów, jak obawa przed kupowaniem Krzyża na prezent dla młodej pary. Chyba najchętniej wówczas rzucilibyśmy dodatkowo 3 kilogramy ryżu, byleby tylko nie rozpadł się nowy związek małżeński. Pewien kapłan po kilkunastu latach kapłaństwa wyznał, że to właśnie Krzyż otrzymany na prymicjach, przed którym codziennie klękał do modlitwy, wielokrotnie ratował go w kryzysowych chwilach życia. Dlaczego zatem tak łatwo przychodzi nam kierować się czymś, co i tak uważamy za niedorzeczność? Mówimy, że nie wierzymy w dany przesąd, ale dla bezpieczeństwa lepiej nie witać się na krzyż, czy u progu drzwi. Lepiej na widok kominiarza złapać się za guzik, ot tak, żeby być spokojnym. Czemu jesteśmy ludźmi tak małej wiary? Tworzymy sobie bożków, szukamy magicznych mocy, sposobów radzenia sobie w życiu. O ile nie dziwi fakt wiary w przesądy u osób nie związanych z Kościołem, to dziwi liczba chrześcijan tworzących sobie niejako otwarte drzwi: z jednej strony wierzę w Boga, a z drugiej boję się, że dany przesąd może mieć odzwierciedlenie w rzeczywistości. Trzeba także zauważyć, że wiele osób nawet nie zdaje sobie sprawę z tego, że wszelkie zabobony i przesądy są grzechem przeciwko pierwszemu przykazaniu Bożemu. Tłumaczenie ludzi jest zazwyczaj związane z tradycją kulturową i zwyczajem panującym w danym regionie. Sporo osób traktuje przesądy z przymrużeniem oka i z uśmiechem na twarzy. 34 POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 Czy jednak skutki przesądów to tylko uśmiech na twarzy i patrzenie na nie przez palce? Do odpowiedzi na to pytanie posłużę się wynikami badań, którą przygotowałem w dniu 13 sierpnia 2010, w piątek. Zadzwoniłem do znajomego, który odbywa praktyki w prywatnym gabinecie stomatologicznym i spytałem go, ile średnio na dzień przychodzi pacjentów do dentysty. Skonfrontowałem wynik z liczbą osób przyjętych w dniu 13 sierpnia i wyniki okazały się zaskakujące. Średnia liczba pacjentów wynosiła około 13 osób, natomiast w „pechowy piątek” wyniosła zaledwie 6. Aby wykluczyć przypadek zmniejszonej ilości pacjentów w piątek, wykonałem jeszcze jeden telefon w poniedziałek. Okazało się, że po weekendzie do gabinetu stomatologicznego przybyło 15 osób. Wynik mógł być zwiększony ze względu na przesunięcie terminu wizyty z 13 sierpnia na 16 sierpnia, który był dla pacjentów „bezpieczniejszym terminem”. Podobne badania, ale związane z innym przesądem może przeprowadzić każdy z nas, stawiając na przykład dużą drabinę opartą o ścianę, tak by można była przejść obok niej, ale i pod nią. Większość ludzi z pewnością przejdzie obok niej. Społeczeństwo dzisiaj czuje się coraz bardziej zagubione. Oddalając od siebie Boga, kreuje sobie bożków. Nie wierząc w pomoc Bożą i Bożą opiekę, człowiek nie ma na kim oprzeć sensu swojego istnienia. Bezradność człowieka sprawia, że próbuje pomagać sobie poprzez amulety, talizmany, magię, symbole, nie pamiętając o Bogu, który pragnie szczęścia każdego człowieka. Co ostatecznie łatwiej jest powiedzieć: „Trzymam za Ciebie kciuki”, czy może, „pamiętam w modlitwie za Tobą”? Co wówczas będzie dominować: łatwość wypowiedzenia powszechnego przesądu, czy może odważne stwierdzenie nadziei na Bożą pomoc? Wybór zawsze będzie zależał od każdego człowieka z osobna. ZAMYŚLENIA Powiedz: co o tym myślisz? tekst Wojciech Zając - rok IV Wszystko jedno; mnie to obojętne; dostosuję sie do innych; takiego rodzaju odpowiedzi słyszymy coraz częściej, gdy kogoś pytamy o zdanie, albo o podjęcie jakiejś decyzji. Ale czy tego typu zachowania mogą mieć miejsce w życiu człowieka, który ma wolną wolę i rozum po to, by wybierać między tym co dobre, a co złe? Dlaczego trudno człowiekowi wyrazić jasno swoją opinię i zdanie, chowając się pod płaszczykiem „cichości i pokory”? Co powoduje, że ludzie boją się podejmować decyzję i wstrzymują sie od głosu, często ślepo podążając za „większością”. D zisiaj ludzie chcą iść na łatwiznę mówiąc, że są takiego samego zdania jak inni, bo taka postawa nie wymaga żadnego wysiłku. Mówią tak, żeby nikt się „nie czepiał”. Lepiej być w rzekomej większości, bo w razie czego odpowiedzialność spada na innych, no i oczywiście nikt mnie nie ruszy. Uleganie wpływom innych i zmiana swoich wartości podporządkowując się ślepo większości, jest zjawiskiem negatywnym. Obawiając się odrzucenia, wielu dostosowuje się do kolegów i do zdania silniejszego. Dużym problemem człowieka dzisiaj jest strach przed odpowiedzialnością za własne poglądy i decyzje. Zauważmy to jak często w rozmowie z innymi, najczęściej z kimś kogo nie znamy, a który ma odmienne przekonania, unikamy wyrażania swoich opinii, bo boimy się, że zostaniemy źle odebrani, wyśmiani, bądź uznani za staroświeckich. Gdy chodzi o sprawy dużej wagi, to też wolimy nie zabierać jasno i wyraźnie głosu, bo wygodniej jest nie brać później odpowiedzialności za podjęte decyzje. Przytakujemy tylko, jak kiwającą głową maskotka z tylnej półki samochodu, a gdy ktoś chce nas rozliczać za jakieś sprawy, to tłumaczymy, że myśmy nic nie mówili, to nie była nasza decyzja, że to nie my decydowaliśmy - tak jest najwygodniej. Jeśli ludzie byliby bardziej zdecydowani, nie bali sie wyrazić innej opinii i gdyby nie przytakiwanie głośniejszemu, który potrafi wszystko ładnie ubrać w słowa, to zapewne uniknęlibyśmy wielu tragedii dyktatorskich rządów. Nie do przyjęcia jest to, że głosimy jakieś zdania by przypodobać się innym, mimo iż myślimy inaczej, bo to jest oportunizm. Po to Bóg dał nam wolność, byśmy z niej korzystali i wypowiadali swoje poglądy. Dzięki temu w świecie jest urozmaicenie, pluralizm. Nasze opinie czynią świat bogatszym. Niekiedy ktoś posiada genialne pomysły, rozwiązania, ale wstydzi się je przedstawić, albo po prostu nie potrafi i nie ma odpowiednich argumentów na uzasadnienie. POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 35 ZAMYŚLENIA My chrześcijanie nie możemy przytakiwać na opinie niezgodne z prawdą i Dekalogiem. Naszym powołaniem jest bronić Boga w świecie, którego chce się teraz z niego wymazać. Nie możemy wstydzić sie mówić o Bogu, o swojej wierze. Szatan działa. Dziś chce sie rozbić chrześcijan od środka, wzbudzając konflikty. A wielu z nas nie ma odwagi jasno wyrazić opinii wśród tłumu, bo boi się zadeptania. My chrześcijanie winniśmy tworzyć rodzinę, która będzie jasno wyrażać swoją opinię i jej bronić w świecie, który chce żyć bez zasad. Mamy opowiedzieć się za Bogiem, albo za światem, nie możemy stać po środku, nie możemy służyć Bogu i mamonie. Po śmierci będzie niebo, albo piekło; nie będzie nic po środku. Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi (Mt 5,37). Nie ma miejsca na słowa: „jestem za, a nawet przeciw”. Ojciec Maksymilian Kolbe mówił do braci zakonnych, że z Niepokalanowa będą albo wielcy święci, albo wielcy przeklęci, środkowych nie będzie. Nie łudźmy się, że nie podejmując decyzji będziemy wolni od odpowiedzialności, bo nawet wstrzymanie się już jest decyzją i Bóg rozliczy nas za to, czego nie zrobiliśmy, a mogliśmy dobrze zrobić. Świat dziś przedstawia nam poglądy i opinie, które podaje jako fakty. Propaguje wśród młodych, którzy jeszcze nie mają wyrobionego zdania, pełen luz, „wolność bez zobowiązań”. Nie dajmy się przekrzyczeć „krzykaczom” ze świata, ale brońmy z zapałem wartości opartych na miłości, a nie na nienawiści. Nie dajmy się manipulować i nie pozwólmy, by świat nas zmieniał, ale my zmieniajmy świat na lepsze. Pismo Święte – księga zapomniana tekst Michał Powęska - rok IV C hyba każdy z nas przeczytał w swoim życiu jakąś książkę: grubszą bądź cieńszą, bardziej naukową lub po prostu przygodową. Są książki, które czyta się tylko raz w życiu, są też takie, do których często się powraca. Trochę bardziej zaawansowani (do tej grupy śmiało można zaliczyć studentów), lubią kompletować książki. Nie wiadomo przecież, które i kiedy mogą się przydać. Przeglądając naszą biblioteczkę 36 POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 z pewnością natrafimy na książkę, która przez wielu z nas jest najzwyczajniej w świecie zapomniana. Wtedy warto taką książkę odkryć na nowo. Jest jednak taka książka, do której nie wiadomo jak się zabrać. Mam na myśli Pismo Święte. Dlaczego dziś ta księga jest tak zapomniana? Przetłumaczona przecież na najwięcej języków świata, zawiera historię naszego zbawienia, często określana Listem miłości Boga do człowieka, ZAMYŚLENIA a w naszym mieszkaniu często pokryta warstwą kurzu. Boimy się sięgać po Biblię. Boimy się Słowa Boga. Dlaczego? Czyżby nasze sumienie robiło nam jakiś wyrzut? Pismo Święte to słowo samego Boga. Bóg nie jest zwykłym autorem jakiejś książki. Nie zdajemy sobie sprawy, że pomiędzy różnymi pozycjami czasem bez poszanowania znajduje się Słowo Stwórcy. Pismo Święte to księga dająca Życie. Co to znaczy? Tekst Starego i Nowego Testamentu to słowa ciągle aktualizujące się, pełne dynamizmu. Owo Dabar Jahwe (Słowo Boga) ciągle się staje. Nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, co trzymamy pod stertą innych pozycji, czy podręczników. Dla wielu z nas owa księga przydaje się tylko na szczególne okazje. Ironicznie powiem, że te okazje pozwalają choć na chwilę „przewietrzyć” Biblię. Kiedy korzystamy z Pisma Świętego? Ot wtedy, gdy ksiądz przychodzi z kolędową wizytą duszpasterską. Na czystym białym obrusie stawiamy pasyjkę, dwa małe lichtarzyki, wodę (często nieświęconą) i Pismo Święte. I tak przyjdzie ksiądz - pochwali, że Pismo Święte jest w poszanowaniu, porozmawia, pobłogosławi… i już wraca wszystko do normy ogólnie przyjętej. Dabar Jahwe wraca na półkę na kolejny rok. No, może wcześniej… Zima sprzyja „dotykaniu” Biblii. Kładziemy je nawet na stół wigilijny, wcześniej szybko czytając fragment Łukaszowej ewangelii. Niektórzy uważają Pismo Święte za idealny prezent na pierwszą komunię świętą, czy z racji innych uroczystości sakramentalnych (ślub, bierzmowanie). Zapewne nie ma w tym nic złego i niewłaściwego. Z drugiej strony, można dostrzec w tym brak innego pomysłu na prezent. Wniosek? Skoro nie wiem, co kupić – kupię Pismo Święte! Jest to przecież uniwersalny i katolicki podarunek. Zastanówmy się jeszcze nad innym, często nieświado- Bóg powiedział do nas bardzo wiele; mało tego: On mówi ciągle mym pomijaniem Pisma Świętego. Można spotkać się często z opinią (to szczególnie wśród młodych ludzi), że Biblia to jakiś archaiczny zabytek literacki, czasem zawierający bajki lub wydawać by się mogło nierealne historie. Poza tym objętość tej księgi może też czasem przerażać. Tak, tu się zgodzę, że Słowo Boga jest obszerne i trudne. Bóg powiedział do nas bardzo wiele na przestrzeni tysięcy lat, mało tego: On mówi ciągle. To wszystko wynika z niczym nieograniczonej miłości Boga do człowieka. Pismo Święte to nie książka do przeczytania na czas. Każde zdanie, ba, czasem nawet każde słowo należy rozważyć w odpowiednim kontekście. A wszystko to dzieje się pod działaniem Ducha Świętego. Można być wybitnym znawcą historii Izraela, ale można przy tym w ogóle nie poznać Boga. Takie wypaczenie może grozić np. studentom teologii. Nie wystarczy biegle znać wydarzenia biblijne, trzeba je jeszcze odnieść w stosunku do siebie i świata. Strzeżmy się, by nigdy Pismo Święte nie stało się dla nas tylko suchym i pełnym faktów podręcznikiem! POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 37 ZAMYŚLENIA Rozważmy dlaczego boimy się jeszcze sięgać po tę Księgę. Ktoś powie, że nie odczuwa potrzeby czytania Biblii. Zapytam więc: co trzeba zrobić, żeby aż tak bardzo zagłuszyć w sobie głos Boga? I dalej: jak trzeba postępować, żeby zagłuszyć w sobie chęci do słuchania Pana? Może za bardzo daliśmy się porwać wirowi tego świata, który umiejętnie pozwala zapomnieć o potrzebach duszy. Lepiej udawać, że nie słyszę; po co od siebie wymagać? To takie dziecinne. Idąc dalej tym myśleniem możemy się usprawiedliwiać, że przecież w każdą niedzielę na Mszy świętej z uwagą słuchamy słów, które czyta lektor. A czy nie jest przypadkiem tak, że to dopiero po homilii, a właściwie w czasie pieśni na przygotowanie darów wybudzamy się z tego „zamyślenia bez głębi”? Można tu jeszcze zwrócić uwagę na proklamujących Słowo Boże. Czytający lektor powinien wyraźnie i z zaangażowa- 38 POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 niem czytać niedzielne lekcje, wcześniej odpowiednio je przygotowując. Wszystko po to, by z szacunkiem wygłosić wiernym sprawcze Słowo Pana. Takich przykładów niezaangażowania duchowego w czytanie Pisma Świętego możemy wyliczać wiele. Każdy z nas bez wyjątku powinien starać się o pogłębianie swojej relacji z Bogiem. Tą drogą jest właśnie stała lektura Biblii oraz uczestnictwo w sakramentach, szczególnie w Eucharystii. Wykorzystajmy więc pomoce techniki, które zagłuszają nasze pragnienie Boga w odpowiedni i dobry sposób. Stańmy do walki z niechęcią. Jest dziś bardzo wiele możliwości. Możemy każdego poranka otrzymywać sms z krótkim fragmentem Słowa na dany dzień. Takim dziełem zajmuje się choćby ks. Rafał Jarosiewicz (www.pozytywnego.pl). Możemy też korzystać z pomocy książkowych do rozmyślań (np. Modlitwa Ewangelią na każdy dzień ks. Krzysztofa Wonsa). Możemy wreszcie dołączyć do grupy modlitewnej i dzielić się Słowem Bożym, oczywiście pod opieką kapłana, by nie popełnić błędu w interpretacji. Odkryjmy na nowo Boga w naszym życiu! Bóg jest, czeka i mówi do nas. Wystarczy tylko Go usłyszeć. Pan przekazuje człowiekowi orędzie zbawienia i miłości przez swoje Słowo. Niech Duch Święty rozpali w nas na nowo zapał do rozczytywania się w tym Liście miłości. Niech nigdy Pismo Święte nie stanie się księgą zapomnianą w naszym życiu! „Nim włożą do naszych zimnych już rąk…” J akiś czas temu przeczytałem zdanie: Nim włożą do naszych zimnych już rąk różaniec – dziś weźmijmy go sami i zacznijmy się znów na różańcu modlić. Często zapominamy, jak wielką pomocą dla dusz czyśćcowych jest Różaniec. Szczególna chwila refleksji nad rzeczywistością ostateczną nadchodzi w dzień Wszystkich Świętych. Dusze czyśćcowe doznają cierpień tak srogich, że język ludzki tego wypowiedzieć nie zdoła, ani umysł człowieczy pojęcia o tym mieć nie może bez szczególnej łaski Bożej. Źródłem wielkiego cierpienia jest grzech pierworodny lub grzech uczynkowy. Bóg stworzył duszę czystą, prostą, wolną od wszelkiej zmazy grzechu. Grzech pierworodny zaciera w niej błogosławione pragnienie Boga. Dusze czyśćcowe wolne są od winy grzechu, jedyną zatem przegrodę między nimi a Bogiem stanowi kara, która opóźnia ich połączenie ze Stwórcą, tak że ich pożądanie nie może być zaspokojone. Gdy więc dusza poznaje, jakiej wagi jest wszelka, choćby najmniejsza przeszkoda, która zmusza sprawiedliwość Bożą do trzymania jej w oddaleniu od Siebie, wówczas zapala się w niej ogień tak silny, że przypomina ogień piekielny. W miesiącu listopadzie stajemy nad grobami naszych bliskich, ofiarujemy za nich nasze modlitwy. Matka Boża dała obietnice bł. Alanowi de la Roche: Różaniec będzie najpotężniejszą bronią przeciw piekłu, prawdziwi czciciele różańca nie umrą nagle oraz bez Sakramentów świętych. Nabożeństwo do różańca jest wielkim znakiem przeznaczenia do nieba i najważniejsze jest to, że Maryja codziennie uwalnia z czyśćca dusze, które Ją tekst Łukasz Kołodziej - rok II czciły modlitwą różańcową. Nasza pamięć za naszych bliskich zmarłych przejawia się również poprzez zapalanie zniczy. Jest płomieniem symbolizującym naszą pamięć - tego wieczoru gasną światła w domach, a zapalają się na mogiłach. Bardzo często przynosimy na groby kwiaty i wieńce, które wyrażają naszą miłość za zmarłych. Pamiętajmy o Mszy świętej, która jest największą pomocą dla dusz czyśćcowych. W Kościele licznie odprawiane są Msze święte w intencji zmarłych. W obrzędach pogrzebowych swoich wiernych, Kościół obchodzi z wiarą paschalne misterium Chrystusa i modli się, aby ci, którzy przez chrzest zostali wszczepieni w śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa, z Nim przeszli przez śmierć do życia. Muszą oni przejść oczyszczenie duszy, aby mogli być przyjęci do grona świętych i wybranych w niebie. Dlatego Kościół składa za zmarłych eucharystyczną ofiarę, pamiątkę Chrystusa i modli się za nich. W ten sposób, dzięki łączności wszystkich, duchowa pomoc pozostałym daje pociechę płynącą z nadziei. Pamiętajmy o modlitwie za zmarłych zarówno poprzez modlitwę różańcową, jak i intencje Mszy świętej. Moją refleksję chciałbym zakończyć słowami listu apostolskiego Jana Pawła II Rosarium Virginis Mariae: Proszę weźcie znów ufnie do rąk koronkę różańca, odkrywając na nowo w świetle Pisma Świętego jego przeogromną moc. ROZMOWA Z... Żyć Mądrością Krzyża Z Rektorem Wyższego Seminarium Duchownego w Sandomierzu Ks. Janem Biedroniem rozmawia Konrad Fedorowski Konrad Fedorowski: Księże Rektorze, co jest naczelnym zadaniem Seminarium, jako uczelni? Ks. Rektor Jan Biedroń: Na naszej ziemi stanął Syn Boży. Wyszedł naprzeciw odwiecznym transcendentnym poszukiwaniom człowieka. Zmierzył się z pytaniami nurtującymi człowieka: dlaczego życie?, dlaczego cierpienie?, dlaczego śmierć? i co dalej? dlaczego trzeba czynić dobrze? dlaczego trzeba być świadkiem Miłości? On - Syn Boży pokazał cel, ukazał sens i drogę. Głoszenie prawdy o Bogu i człowieku, staje się naczelnym zadaniem naszej uczelni. W ramach tej uczelni, oprócz formacji podejmujemy refleksję naukową nad dziełem Boga, dokonanym przez Chrystusa, a obecnym dziś w Jego Kościele. Mocuje się nasza uczelnia z tą wielką tajemnicą, tajemnicą Boga, tajemnicą człowieka, tajemnicą Boga zbawiającego człowieka. W tej zadumie i refleksji szukamy pomocy w filozofii – od wieków wielkiej przyjaciółki i służebnicy teologii. Ale częściej w tej refleksji intelektualnej przychodzimy pod krzyż, ucząc się mądrości na klęczkach, stając przed obliczem Tego, który jest samą Miłością i Mądrością. Studia seminaryjne są więc czasem zdobywania wiedzy i pogłębiania wiary, przygotowania do bycia kapłanem na miarę współczesnych czasów. To w czasie studiów, alumni mają świadomie odkrywać piękno przynależności do Chrystusa i umacniać się w powołaniu. 40 POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 ROZMOWA Z... Konrad Fedorowski: Rok duszpasterski naznaczony jest hasłem „Bądźmy świadkami Miłości”. Jak to przesłanie realizować? Ks. Rektor Jan Biedroń: Inaugurację kolejnego roku akademickiego w Wyższym Seminarium Duchownym w Sandomierzu rozpoczęliśmy we wspomnienie św. Franciszka z Asyżu. Jest to początek pewnej drogi, dlatego kolejny raz możemy się zapytać, co powinniśmy zrobić, żeby dobrze wystartować i osiągnąć zamierzone cele. Gdy wyruszamy w nowy rok akademicki, patrzymy przed siebie, uświadamiamy sobie cele do których zmierzamy, określamy stojące przed nami zadania, ale oglądamy się też wstecz na przebytą drogę. Droga przed nami w tej uczelni jest już długa. Mając na uwadze tradycje Seminarium sandomierskiego, rozpoczęła się ona sto dziewięćdziesiąt jeden lat temu. To hasło roku duszpasterskiego Bądźmy świadkami Miłości, pragniemy w sposób szczególny realizować w tej uczelni. Zauważamy bowiem, że tak bardzo tej Miłości dziś potrzeba. Widać to w braku należytego odczytania krzyża, jako znaku łączącego Boga z człowiekiem, człowieka z drugim człowiekiem, nieba z ziemią. A przecież krzyż, który jest Miłością, jest obecny w życiu każdego człowieka, czy to nam się podoba, czy nie. Dlatego potrzeba i dziś ludzi żyjących mądrością krzyża, takich którzy będą umieli postawić dobro wspólne, ponad swoimi egoistycznymi racjami. A takich przykładów, ludzi żyjących mądrością krzyża jest wiele. Wystarczy choćby przywołać ogłoszonego w tym roku błogosławionym Jerzego Popiełuszkę, który głosił dobrem zło zwyciężaj - a to dobro ma właśnie podstawę w krzyżu Chrystusa. Konrad Fedorowski: Pracę formacyjną w naszym Seminarium podjęli nowi profesorowie. Ilu jest obecnie wszystkich wykładowców? Ks. Rektor Jan Biedroń: Formację intelektualną alumnów poprowadzi 36 profesorów i wykładowców. Tym którzy w tym roku po raz pierwszy podejmą wykłady w naszej uczelni, pragnę życzyć radości z przekazywania wiedzy i formowania kapłanów jutra. Pozostałym Wychowawcom, Profesorom i Wykładowcom, dziękuję za rzetelną pracę w minionym roku akademickim i życzę sił na cały kolejny nowy rok. Natomiast Profesorom, którzy osiągnęli wiek emerytalny i tym, którzy zaangażowani są w pracę parafialną, dziękuję za wielki wkład włożony w naszą uczelnię. Rozpoczynając nowy rok wskazujemy sobie z nową ostrością jasność celu, sensu, znaczenie i potrzebę naszej naukowej i formacyjnej pracy. Podejmując tę pracę w klimacie szczerego, wytężonego wysiłku, trzeba nam zabiegać o to, by pomnażać dobro w nas samych, potęgując moce naszego ducha i tego życzę z całego serca. Konrad Fedorowski: Bardzo dziękuję za rozmowę. POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 41 ROZMOWA Z... Z Rzymu do Sandomierza Z nowym Prefektem naszego Seminarium Ks. Witoldem Płazą rozmawia Łukasz Dymora Łukasz Dymora: Rozpoczyna Ksiądz w tym roku akademickim posługę w sandomierskim Seminarium, jako Prefekt dla roku I oraz wykładowca. Czy pomimo młodego wieku nie odczuwa Ksiądz lęku przed nowymi wyzwaniami stojącymi przed Księdzem? Ks. Prefekt Witold Płaza: W tak postawionym pytaniu ukryte jest przekonanie, że człowiek młody charakteryzuje się odwagą, dlatego nie powinien bać się wyzwań, których nie potrafi ocenić tak precyzyjnie, jak ktoś mający za sobą dłuższe życiowe doświadczenie. Niestety okres młodości mam już za sobą, ale jeśli chodzi o odczuwanie lęku, to w moim przypadku sprowadziłbym je do bycia świadomym ciężaru odpowiedzialności za powierzone mi zadania. Nikt nie jest idealnie przygotowany do wykonywania jakiejkolwiek pracy. Również w trakcie pełnienia obowiązków związanych z danym urzędem, codziennie uczymy się czegoś nowego, poznajemy ludzi, poszerza się nasz zakres wiedzy i doświadczeń. W tym znaczeniu obawę czy podołam zastępuje nadzieja i radość z faktu, że powierzona mi praca będzie twórcza nie tylko dla podopiecznych, ale również dla mnie. Każdy człowiek jest bowiem szansą i wyzwaniem, można powiedzieć otwartą księgą, z której jeśli chcemy, możemy wiele się dowiedzieć. Ponadto, nie lękam się zbytnio powierzonych mi zadań, ponieważ proces dydaktyczny i formacyjny prowadzony jest wspólnie przez grono wykładowców i profesorów. Pozostaje również, a może przede wszystkim, kwestia zaufania Bogu i Jego pomocy; nie chciałbym jednak w ten sposób przerzucać odpowiedzialności za osobiste przygotowanie i zaangażowanie. Mam nadzieję, że z pomocą Bożą i ludzką dobrze wypełnię to do czego zostałem skierowany przez Księdza Biskupa. Łukasz Dymora: Jak postrzega Ksiądz seminarium przychodząc do niego nie jako alumn, lecz jako Profesor? Ks. Prefekt Witold Płaza: Seminarium, pomimo zewnętrznych zmian, zawsze pozostaje tą sama instytucją. Tutaj kształtowało się moje powołanie na etapie bycia alumnem, teraz będzie się ono rozwijać w wymiarze przeżywania własnego kapłaństwa. Formacja, która jest głównym zadaniem seminarium duchownego, staje się zatem w moim przypadku drogą do kształtowania własnej posługi i roli w Kościele w ramach wypełniania zobowiązań wynikających z przyjętego dziewięć lat temu sakramentu święceń. W tym aspekcie praca wykładowcy i prefekta wydaje mi się właśnie najtrudniejsza, bo formacja alumnów łączyć się będzie z autoformacją własnego powołania. Zatem w zasadniczym ujęciu, jako formator, postrzegam seminarium bardzo podobnie do czasów, kiedy byłem alumnem; jest ono rzeczywistością umożliwiającą duchowy i intelektualny rozwój, zawsze w służbie 42 POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 ROZMOWA Z... Bogu i Kościołowi. Oczywiście przy gorliwym zaangażowaniu i szczerej woli współpracy z łaską Bożą. Łukasz Dymora: Jak wspomina Ksiądz Prefekt czas studiów w Rzymie? Ks. Prefekt Witold Płaza: Trudno w jednej odpowiedzi oddać głębię doświadczeń blisko ośmioletniego okresu studiów. Wspominam ten czas jako niezwykle intensywny etap mojego kapłaństwa, w którym praca nad licencjatem i doktoratem wymagała wielu wyrzeczeń i samodyscypliny. Często dane mi było doświadczać wagi słów Jana Pawła II o konieczności radykalnego wymagania od siebie, bez względu na to, czy inni to widzą i doceniają. Studia niosą ze sobą konieczność dobrego organizowania sobie czasu pracy i wypoczynku, uczą metodologii pracy naukowej, pokazują również, jak ważne jest zdyscyplinowanie duchowe, postawa modlitwy i zawierzenia Bogu, szczególnie w obliczu częstego doświadczania własnych intelektualnych ograniczeń w przyswajaniu i porządkowaniu zdobywanej wiedzy. Jako niezwykle pozytywny aspekt studiowania w Rzymie, oceniam możliwość doświadczenia Kościoła Powszechnego i poznawania źródeł naszej chrześcijańskiej tożsamości i szeroko rozumianej kultury. Łukasz Dymora: Dlaczego akurat Ksiądz zdecydował się na studia filozoficzne? Ks. Prefekt Witold Płaza: Ksiądz Biskup Wacław Świerzawski zaproponawał studia w Rzymie i zasugerował taki właśnie kierunek. Ja się zgodziłem. Czemu akurat mnie wybrał, tego nie wiem. Podjąłem to wyzwanie w zaufaniu Panu Bogu i jestem za nie niezwykle wdzięczny. Łukasz Dymora: Jak wspomina Ksiądz pracę duszpasterską na parafii? Ks. Prefekt Witold Płaza: To było dziewięć lat temu, w Stalowej Woli. Miałem również okazję zakosztować pracy w parafiach włoskich. Nie ukrywam, że bezpośredni kontakt z wiernymi zawsze był dla mnie źródłem kapłańskiej satysfakcji, nawet w obliczu wielu duszpasterskich trudności. Łukasz Dymora: Jakie Ksiądz Prefekt dostrzega zmiany we wspólnocie seminaryjnej w porównaniu do czasu, kiedy był jeszcze alumnem? Ks. Prefekt Witold Płaza: Przyznam, że jestem tutaj zbyt krótko, aby odpowiedzieć wyczerpująco na to pytanie. Niewątpliwie dostrzegam zmiany jeśli chodzi o liczbę kleryków; w latach w których studiowałem było nas w Seminarium zdecydowanie więcej. Wiele zmian da się również zauważyć w otoczeniu zewnętrznym. Zasadniczo jednak swoisty duch seminarium pozostaje ten sam; tworzy go atmosfera modlitwy, skupienia, twórczej pracy, intelektualnych poszukiwań a także tworzenia szlachetnych braterskich więzi i relacji. Łukasz Dymora: Dziękuję za rozmowę. POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 43 DROGI ZA JEZUSEM Po beatyfikacji księdza Jerzego tekst Łukasz Buczek - rok III N ie można nie zauważyć, że dzisiejszy świat jest wrogo ustosunkowany do Kościoła. Szczególnym celem w tej walce są księża. Być kapłanem Chrystusa dziś to wezwanie do dawania świadectwa. Tym bardziej cieszą takie chwile jak ta, która miała miejsce 6 czerwca 2010 roku w Warszawie. Odbyła się wtedy beatyfikacja księdza Jerzego Popiełuszki. Człowiek, chrześcijanin, kapłan. W tych trzech słowach można streścić życie nowego Błogosławionego. Świadkowie życia księdza Jerzego zgodnie stwierdzają, że w każdej sytuacji potrafił zachować godność. Pomimo trudnych czasów w jakich żył, złożonej sytuacji politycznej i ograniczania wolności Kościoła, ksiądz Jerzy świecił przykładem pośród ludzi, między którymi się znalazł. Był żywym przykładem, jak w praktyce ma wyglądać cywilizacja miłości. Nawet swoim wrogom umiał okazać ciepło i zrozumienie. Znane są przypadki, gdy w czasie zimy proponował ciepłą herbatę zmarzniętym agentom obserwującym jego dom. Widział brata w każdym napotkanym. Można uważać, że taka otwartość i bezpośredniość w kontaktach z ludźmi to ryzykowne zachowanie, ale takie właśnie jest „szaleństwo” bożych ludzi. Cecha, która jest heroizmem, wyróżnikiem tych, którzy rzeczywistość niebiańską przedkładają nad ziemską. 44 POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 Na naszych oczach zmienia się świat. Wielość prądów intelektualnych i kulturowych tworzy prawdziwą mozaikę. Dziś dla wielu ludzi Chrystus nie znaczy tyle, co dla urodzonych kilkadziesiąt lat temu. Formuje się pokolenie zagubionych, zdezorientowanych w galimatiasie współczesnego świata. Jest to smutna perspektywa, ale nie jest ona wyrokiem. To właśnie dziś potrzeba świadków dobra, ambasadorów pokoju. Szczególnie wymaga się, by księża byli takimi światłami w mrokach niewiary i zwątpienia. Powaga sytuacji i współodpowiedzialność za Kościół wskazuje na to, Ksiądz Jerzy jest wzorem normalności w naszych poplątanych czasach DROGI ZA JEZUSEM Relikwie nowego Błogosławionego były niesione ulicami Warszawy by każdy świecki też dawał przykład. Nie trzeba jechać na misje, porywać się na rzeczy o których mówi się z wypiekami na twarzy. Przykład księdza Popiełuszki to taka nasza polska „droga dziecięctwa” ku Bogu. Być niezwykłym w zwyczajności. Robić to, co wydaje się oczywiste. Każdy z nas może tak kochać Jezusa, by swoje zajęcia wykonywać uczciwie, delikatnie i z poświęceniem, jakby robiło się je dla Niego. Ksiądz Jerzy jest wzorem normalności w naszych poplątanych czasach. Kolejną refleksją związaną z beatyfikacją Jerzego Popiełuszki kapłana i męczennika, jest myśl o całkowitym poświęceniu dla Boga. Kto kocha, ten bywa zmuszony, by cierpieć. Osobista charyzma i ukochanie Jezusa ponad wszystko inne stały się powodem śmierci Męczennika naszych czasów. Wszystkich nas powinna zawstydzić upór księdza Jerzego wobec komunizmu. I nie chodzi tu o taki, czy inny system polityczny. Być uczniem Jezusa to wskazywać wprost, czym jest dobro, zło nazywać po imieniu. Taki właśnie był ksiądz Popiełuszko. Walczyć o prawdę, zwyciężać zło świata dobrem, bez względu na ryzyko. Mimo całej brutalności totalitaryzmu w komunistycznej Polsce, ksiądz Jerzy jawi się jako człowiek dużego formatu. „Zmusił” całą tę aparaturę ucisku do skupienia się na swojej osobie. Jeden, szczupły, chorowity ksiądz walczący z reżimem. Szkoda, że ci, którzy wiedzą jak wiele zrobiono, by zaszkodzić księdzu Jerzemu nie mówią. Nie zostali ukarani, żyją nie niepokojeni przez wymiar sprawiedliwości. Ich świadectwo dopełniłoby opisu siły ducha księdza Popiełuszki. Kończąc, trzeba wspomnieć, iż nasza seminaryjna wspólnota uczestniczyła w uroczystości beatyfikacji księdza Jerzego Popiełuszki na Placu Piłsudskiego. Byliśmy częścią sporej reprezentacji naszej diecezji podczas uroczystości ku czci kapelana „Solidarności”. Wspominając ten moment, czujemy się jeszcze bardziej zobowiązani do naśladowania poświęcenia Bogu i ludziom, jakiego przykład dał nam ksiądz Jerzy. POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 45 DROGI ZA JEZUSEM Pielgrzymka do Dachau i Ars tekst Grzegorz Słodkowski - rok II W ramach obchodów Roku Kapłańskiego z inicjatywy Biskupa Ordynariusza Krzysztofa Nitkiewicza w dniach 10 - 15 maja 2010 roku odbyła się pielgrzymka duchownych diecezji sandomierskiej. Pątnicy zmierzając do głównych celów pielgrzymki, czyli Ars i Dachau zwiedzili po drodze również Pragę, Marktl am Inn, Altotting, Andechs, Paray le Monial. Uczestniczyło w niej 36 kapłanów na czele z Księdzem Biskupem Krzysztofem Nitkiewiczem i Księdzem Biskupem Edwardem Frankowskim. Z naszego Seminarium pielgrzymowało 6 alumnów z każdego rocznika wraz z Ks. Rektorem Janem Biedroniem. Nasze pielgrzymowanie rozpoczęło się Mszą świętą w Bazylice katedralnej w Sandomierzu, po której o godz. 7.00 autokar wyruszył w drogę. W godzinach popołudniowych dotarliśmy do Pragi, gdzie zwiedziliśmy królewską dzielnicę Hradczany i średniowieczny Most Karola. Udaliśmy się również do najsłynniejszego sanktuarium w Czechach, Kościoła Matki Bożej Zwycięskiej, gdzie można było zwiedzić znaną na całym świecie figurkę dzieciątka Jezus. W drugim dniu udaliśmy się do Marktl am Inn, miejscowości w której urodził się i przez pewien czas mieszkał Joseph Ratzinger – obecny Papież Benedykt XVI, gdzie w kościele św. Oswalda odprawiona 46 POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 została Msza święta. Stamtąd ruszyliśmy do Altotting, gdzie znajduje się cudami słynąca figura Czarnej Madonny. Trzeci dzień pielgrzymowania był dniem szczególnym z racji miejsca, którym był niemiecki obóz koncentracyjny, Konzentratzionslager w Dachau. Jednym z kapłanów zamęczonych w obozie był ksiądz Diecezji sandomierskiej – bł. ks. Antoni Rewera. Biskupi sandomierscy odwiedzili miejsce kaźni, modląc się w intencji wszystkich ofiar. W kaplicy klasztoru sióstr karmelitanek, Pasiaki więźniów zachowane w Dachau DROGI ZA JEZUSEM który mieści się na terenie obozu odprawiona została Msza święta. Następnie odwiedziliśmy Andechs, gdzie znajduje się klasztor benedyktyński. Tu urodziła się św. Jadwiga Śląska. W czwartym dniu pielgrzymowaliśmy do Paray le Monial, miejsca objawień Pana Jezusa św. Małgorzacie Marii Alacoque, które jest jednym z najważniejszych centrów pielgrzymkowych Francji. Piątego dnia pielgrzymka dotarła do celu pielgrzymowania – do Ars sur Formans, miejscowości we Francji, która zasłynęła dzięki swojemu świętemu proboszczowi Janowi Marii Vianneyowi. Najpierw zwiedziliśmy miasteczko oraz miejsca związane ze świętym. W południe została odprawiona Masza święta, podczas której pielgrzymi dziękowali za dar kapłaństwa i polecali pasterskie posługiwanie Księdza Biskupa Krzysztofa Nitkiewicza. W homilii Ksiądz Rektor Jan Biedroń, odwołując się do osoby św. Jana Marii Vianneya przypomniał, że dotykamy tutaj śladów jego obecności, modlitwy i pracy. Pod koniec Mszy świętej Biskup Ordynariusz podziękował Biskupowi Edwardowi i kapłanom za dar wspólnego pielgrzymowania. Ostatnim miejscem w drodze powrotnej, było Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach, skąd ruszyliśmy do Sandomierza. Czas pielgrzymowania był wielkim przeżyciem duchowym, które ubogaciło nas wszystkich. Również miejsca, które odwiedziliśmy wywarły na nas ogromne wrażenie. Podczas tych dni wiele razy wypowiedziane zostały modlitwy o nowe, liczne, a przede wszystkim święte powołania do stanu kapłańskiego i zakonnego oraz dziękczynienie za dar kapłaństwa. Nie zapomnieliśmy w naszych modlitwach również o Ojczyźnie i diecezji. Każdy z nas nosił w swoim sercu także swoje osobiste intencje, z jakimi wyruszył na drogę pielgrzymowania. Pielgrzymka ta skłoniła do refleksji nad darem kapłaństwa, ale i przede wszystkim nad drogą do świętości, do której przecież każdy z nas został powołany. Biskup Edward Frankowski z alumnami na Moście Karola w Pradze POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 47 DROGI ZA JEZUSEM Dwie fale pomocy tekst Marcin Świeboda - rok IV T Tego dnia wszystko miało wyglądać inaczej. Dorośli w pracy, dzieci i młodzież w szkole 19 maja 2010 roku pozostanie w pamięci na całe życie. Wdzierająca się z wszystkich stron woda, walka o utrzymanie wałów, obronę zakładów pracy... rzeciego dnia od przerwania wałów, ruszamy jak co dzień po wykładach do Caritasu za Bramą Opatowską. Hol wypełniają szczelnie ludzie, którzy przyszli szukać tutaj schronienia, pomocy lekarskiej, materialnej. Witają nas łzy, emocje oraz radość, że są kolejne ręce do pracy. Aneta i Klaudia - wolontariuszki z Zespołu Szkół Ekonomicznych oraz z popularnie zwanej Budowlanki, zapisują dane i kierują ludzi do poszczególnych miejsc wydawania darów. Korytarze zapełniają się powoli kolejnymi wolontariuszami, którzy chcą dzielić się swoją pomocą z powodzianami. Do zabawy w jednej sal zapraszają nas Hubert, Kasia i Kuba. Na podłodze rozłożona kolejka, tor żużlowy - wszystko to otrzymali tutaj, bo ich zabawki i ubrania zostały w zalanych domach. Wiedzą, że do domów teraz wrócić nie mogą, rodzice im o tym mówili. Dzieci nie rozumieją jeszcze, co tak naprawdę stało się i dlaczego mama z tatą mają tak długo smutne oczy... W międzyczasie dowiadujemy się, że potrzebna jest pomoc w kuchni, bo zaraz busami Caritasu Diecezji Sandomierskiej przywiezione zostaną Siostry Dominikanki z Wielowsi. Idziemy do swoich zadań. Dzieci nie przerywają zabawy, są już kolejni ciocie i wujkowie - wolontariuszki i klerycy. W kuchni zabieramy się za przy- 48 POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 gotowywanie kanapek, parzenie herbaty. Stoły zaczynają zapełniać się przygotowywanymi posiłkami. Dla tych, którzy teraz tutaj mają swój dom, obiad wydany był wcześniej. Przychodzą też ludzie, których zalane domy są po drugiej stronie Wisły. Obiadów nie braknie, mimo, że codziennie wydaje się ich ponad 200. Miejsce w salach, w których na co dzień uczą się niepełnosprawne dzieci z regionu, zajmują całe rodziny, matki z dziećmi. Wszystkich około 120 osób. Podjeżdżają oczekiwane busy. 22 kobiety w białych habitach wychodzą, albo wynoszone są z samochodów. Były w zalanym klasztorze cztery dni. Zostawiają na miejscu 4 współsiostry, same odjadą za chwilę do Krakowa, gdzie jest ich dom generalny. Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! - słychać wkoło przez dłuższą chwilę. - Jak to wygląda po tamtej stronie? - Parter klasztoru jest zalany, zdążyłyśmy przenieść potrzebne rzeczy na piętro. Kościół na szczęście położony jest trochę wyżej, ale woda go nie oszczędziła. Siadamy z dominikankami do stołu. - Nie przypuszczałyśmy takiego obrotu sytuacji. Nie było prądu, brakowało jedzenia. Dwie siostry poruszają się na wózkach, potrzebują stałej opieki. Nie mogłyśmy ich zostawić. Dzień wcześniej dostałyśmy kanapki od Caritasu, przywieźli je strażacy. - Co robiłyście, DROGI ZA JEZUSEM kiedy wiadomo było, że woda nie opada? – Jak to co? Podzieliłyśmy się na godziny i adorowałyśmy, modliłyśmy się. Przez cały czas pamiętamy o powodzianach - opowiadają siostry. W jednej z sal leży 70-letni mężczyzna, który ma problemy z poruszaniem się. Mówi, że stracił wszystko, co miał, nawet ciężko mu się poruszać, bo buty, które znalazł są za duże, a laska do podpierania się, została w domu. Rozpoczynają się poszukiwania odpowiednich butów. Są. Buty w rozmiarze 43 szybko znajdują się na stopach poszkodowanego staruszka. - W jaki sposób przekazać ludziom sens ich cierpienia i to, że Bóg nigdy nie opuszcza, tych, którzy u Niego pragną schronienia? - pytamy sami siebie. - A może to Pan Bóg zesłał na nas karę? - pyta kleryka pewna starsza kobieta. Nie można było zwlekać dłużej z odpowiedzią. - Pan Bóg nigdy nie karze ludzi. Czasami jednak człowiek napotyka trudności w swoim życiu, aby móc głębiej popatrzeć w swoje serce i zrozumieć, że nie w świecie mamy pokładać nadzieję, ale w Bogu. Do punktu wydawania żywności ustawiają się coraz dłuższe kolejki. Z jednej strony poszkodowani, z drugiej mieszkańcy miasta, którzy przynoszą dary. Jak tutaj trafiłeś? - pytamy licealisty Adriana. - Ksiądz w parafii mówił, że w Caritasie można pomóc - odpowiada. - Jesteś z terenów zalanych? - Nie, ale chcę pomóc. Mnie nic nie grozi, więc nie będę siedział w domu. Dostajemy informację, że trzeba przygotować transport żywności, i innych pomocy. Klerycy dzielą się na grupy. Krótka wymiana zdań i już wiadomo, co i gdzie trzeba zrobić. Naszykowane busy z logiem Caritasu ruszają w różne miejsca. Za most - do strażaków i policji - zawiozą kanapki i klapki, o które tak prosili, bo w gumowych butach dyżurują już kolejny dzień. Inna grupa rusza do huty szkła. Tam trwa dramatyczna walka o uratowanie zakładu. Wsiadamy do busa, którym objeżdżamy 11 sklepów z terenu całego Sando- Powodzi nie udało się zabrać wszystkiego... POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 49 DROGI ZA JEZUSEM Ogromu zniszczeń nie dało się ot tak ogaranąć... mierza. - Za kółkiem jestem od 6 rano, do domu wrócę może koło 21. A jutro rano wracam - relacjonuje nasz kierowca. Zajeżdżamy do marketów. W każdym znajdują się wolontariusze, którzy z wózkiem pełnym artykułów spożywczych i chemicznych oczekują na nasz bus. Wszystkie te produkty są darem ludzi dobrej woli. Przyjedziemy tutaj jeszcze o 19, kiedy ludzie ruszą na zakupy po pracy - mówi do nas kierowca w drodze do kolejnego sklepu. Kolejny kurs i trafiamy na Sobów. Lidka - pracowniczka Ośrodka dowodzi całą akcją. Jest w stałym kontakcie ze strażakami, którzy zgłaszają, czego potrzeba w Sobowie - Tarnobrzegu. Pod remizą ustawiają się całe rodziny. Dzielą się ubraniami, zabierają koce, których tak wyczekiwali. Czy z Tarnobrzega dociera do was jakaś pomoc? - pytamy. - Tak, byli u nas dziś dwa razy ludzie z urzędów, częściej jednak dojeżdżają zwykli ludzie, którzy wyładowują bagażniki swoich samochodów. Dzisiaj wy jesteście u nas trzeci raz - opowiadają. Wracamy do Sandomierza przez Nagnajów i Łoniów. Innej drogi nie ma. Od mostu na 50 POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 Wiśle, jak słyszymy w radiu - zalanych w linii prostej jest 14 km, aż do Gorzyc, które cały czas walczą z wodą w Łęgu. Mijamy kolejne podtopione domy, pola... Z tej strony wały przepuszczają, ale na szczęście woda powoli zaczyna opadać. Wracamy do Caritasu przy ul. Opatowskiej. Jakie zajęcie nas czeka? Jedna z sióstr, którą codziennie tutaj widujemy przydziela nas do pomocy w kuchni. - Czy siostra dzisiaj spała? O tak! 3 godziny i mogę służyć dalej. Widzicie, ile jest tutaj roboty - tłumaczy nam szarytka. Dostajemy deski, noże, masło, sery i pasztet - trzeba przygotować kolację dla mieszkających w Caritasie. Monika, Beata, Ewelina, Barbara, Magda, Ania - ile ich tutaj się dziś przewinęło? Nie wiem. Każda wkłada swoje serce i ręce w pomoc potrzebującym. – O której wracasz do domu? - Nie wiem, normalnie powinnam skończyć pracę już dawno. Zostaję, bo jestem potrzebna - tłumaczą nam kobiety, które z wychowawczyń szkoły przy Caritasie zdążyły już zmienić obowiązki na kuchnię, busa, czy pomoc w rozdzielaniu żywności. Schodzą się kolejni domownicy - bo tak możemy o nich mówić. Kończymy swoje obowiązki. - Dzięki za dzisiaj, podziwiamy was! - żegnamy się z pracownikami i wolontariuszami. - Za co? Każdy powinien tutaj być, jeśli chce pomóc. Jesteśmy zwyczajni - Wróćcie jutro! - Wrócimy. Schodzimy pod Bramą Opatowską. Telewizji dziś już nie ma. Są powodzianie. Jest dramat i ból. Tragedia zacznie się dopiero, gdy woda opadnie. Wchodzimy do Seminarium. Prosto do kaplicy. Na kolanach najlepiej uczyć się Pana Boga. Modlitwa. W głowie są ludzie, których dziś spotkaliśmy. Tylko jedno ciśnie się na usta: Jezu, ufam Tobie! DROGI ZA JEZUSEM Witaj Młody! Spotkanie Młodych Diecezji Sandomierskiej w Janowie Lubelskim 17 – 19 IX 2010 T ak jak prosiłeś jakiś czas temu piszę, aby przybliżyć Ci, co działo się we wrześniu w Janowie Lubelskim. Propozycja takiego Spotkania Młodzieży Diecezji Sandomierskiej padła już w październiku zeszłego roku i od tamtego czasu przygotowania zaczęły się na dobre. Ale po kolei… Jak wiesz, owe spotkania odbywały się przez kilka lat we wrześniu na Świętym Krzyżu. Nie mnie oceniać jakie one były, na pewno całkowicie różne od minionego, chociażby dlatego, że większość młodzieży przyjechała na trzy dni. Właśnie 17 września od wczesnych godzin popołudniowych młodzież zaczęła zjeżdżać do wyznaczonych kościołów stacyjnych w Janowie, Godziszowie i Wólce Ratajskiej. Samo przedsięwzięcie rozdzielenia przybyłych na noclegi było dla służb nie lada wyzwaniem – wszakże nie da się wszystkim dogodzić. Po zapisach w recepcji spotkaliśmy się na nabożeństwie, podczas którego kilku animatorów mówiło świadectwa dotyczące obecności Boga w ich życiu na co dzień. To takie budujące, że są jeszcze (albo wciąż) ludzie, a tym bardziej młodzi, którzy chcą odważnie mówić, że Jezus jest Panem ich życia. To tyle w piątek… Sobota rozpoczęła się wcześnie, bo o 8.30 zgromadziliśmy się na Mszy świętej w kościołach stacyjnych, a po nich odbyły się spotkania w grupach. Temat spotkania Odkrycie projektu życia – oparty był na liście Ojca Świętego Benedykta XVI na XXV Światowy Dzień Młodych (polecam go do przeczytania, bo warto). Potem obiad i chyba najbardziej wyczekiwana część spotkania: cykl projektów pod wspólnym hasłem – Dumni z Ewangelii. Największym powodzeniem cieszyło się spotkanie z księdzem egzorcystą. W auli janowskiego liceum zgromadziło się blisko 700 osób, a i to nie byli wszyscy chętni! Równocześnie z rynku dały się słyszeć skoczne dźwięki, przy których młodzi tańczyli pod kierownictwem oazowych wodzirejów. A w pobliskiej Kaplicy Sióstr Opatrznościanek nieustannie trwała adoracja Najświętszego Sakramentu. Chociaż na całym spotkaniu niewielu było kleryków, to nie obyło się bez ich akcentu – koncertu zespołu Wbrew Pozorom, który zgodnie ze swą nazwą przyciągnął młodzież do wspólnego chwalenia Pana śpiewem. Całości dopełniały stoiska reklamujące stoiska zgromadzeń zakonnych i Światowych Dni Młodzieży, zaplanowanych w Madrycie w 2011 roku. O godz. 16.00 janowski rynek był wypełniony po brzegi młodzieżą (zarówno tą młodą ciałem, jak i duchem). Koncert Gospel Rain z Lublina był wielką i niesamowitą modlitwą, a zarazem widocznym znakiem wspólnoty, jaka wytworzyła się w ciągu zaledwie kilkunastu godzin. Sobotni dzień również zakończył się nabożeństwem, tym razem z prośbą o rozeznanie powołania. Dzień Pański, a zarazem ostatni dzień naszego spotkania, rozpoczęliśmy jutrznią, a następnie drugim spotkaniem w grupach, POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 51 DROGI ZA JEZUSEM na którym próbowaliśmy związać dane nam przez Pana przykazania z pojęciem miłości i wolności. Po tym spotkaniu młodzi otrzymali od animatorów ikony Jezusa Nauczyciela – symbolu, który łączy kolejne spotkania. Na miejsce Eucharystii przy janowskim Sanktuarium, młodzież wkroczyła w radosnym i rozśpiewanym marszu dla Jezusa. Msza święta pod przewodnictwem Księdza Biskupa Krzysztofa Nitkiewicza, w czasie której nastąpiło przekazanie Ikony do Tarnobrzega (następnego miejsca spotkania), była punktem kończącym spotkanie. Tu koniec mojej relacji… Z punktu widzenia organizacyjnego pracy było bardzo dużo, ale radość jaką dawała świadomość celu tego trudu, była sytą zapłatą za poświęcony czas i wysiłek. Musisz wiedzieć, że nad całym tym spotkaniem najwięcej czuwał jego wiceorganizator – Ksiądz Witold Szczur (jak się pewnie domyślasz, głównym organizatorem był sam Bóg). Myślę, że te dni były bardzo potrzebne zarówno dla młodzieży, jak i dla samego miasta Janowa Lubelskiego i powiatu, bo przecież młodzież była też w Godziszowie i Wólce Ratajskiej. Odważę się stwierdzić, że była to wielka akcja ewangelizacyjna. Tegoroczne spotkanie, choć eksperymentalne, bo pierwsze - zdało egzamin. Łzy żalu w oczach młodych, że trzeba już wracać, z pewnością świadczą, że w każdym z nich dokonało się coś dobrego, coś niepowtarzalnego. Kończąc mój list chcę Cię zachęcić, abyś nie opuścił przyszłorocznego spotkania w Tarnobrzegu. Co więcej, włącz się w aktywną pomoc, w organizację. Na pewno któryś z Twoich talentów przyda się tam. I nie pisz mi, że żadnych talentów nie masz, bo nie uwierzę! z Bogiem! Olga Surma Rynek w Janowie Lubelskim był miejscem, gdzie młodzi byli prawdziwie dumni z Ewangelii 52 POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 DROGI ZA JEZUSEM Madryt czeka na Ciebie! „Światowe Dni Młodzieży to wydarzenie, które zmienia ludzi”; „Trzeba tam być”; „Niesamowita sprawa”; „To przeżycie, które na zawsze pozostanie w mej pamięci” – są to słowa młodych ludzi, którzy przynajmniej raz w życiu doświadczyli piękna Światowych Dni Młodzieży. Te kilka dni to wyjątkowe spotkania, które łączą miliony ludzi z ponad 180 państw całego świata. Czym są Światowe Dni Młodzieży? ŚDM są największym spotkaniem młodzieży katolickiej na świecie. Co dwa, trzy lata, na zaproszenie papieża, tysiące młodych ludzi pielgrzymuje do jednego z miast świata, aby podzielić się swoją wiarą w Chrystusa, a przy okazji przeżyć niesamowitą przygodę życia i nawiązać nowe znajomości. Historia ŚDM Światowe Dni Młodzieży zostały ustanowione przez Jana Pawła II. Początki wiążą się z dwoma wydarzeniami, których bohaterami są młodzi ludzie. Pierwsze z nich, to obecność w Rzymie młodzieży z całego świata w 1984 roku. Przybyła ona na zaproszenie Ojca Świętego, z racji obchodzonego wówczas Jubileuszu młodzieży. Drugie ważne wydarzenie, to rok 1985 i Międzynarodowy Rok Młodzieży. Ku zaskoczeniu wielu, zaproszenie papieża spotkało się z nadzwyczajnie dużym zainteresowaniem. Rok później, Jan Paweł II ogłosił już na stałe Niedzielę Palmową – Światowym Dniem Młodzieży. Podczas jednego z tych spotkań młodym wręczono Krzyż, który przekształcił się w Krzyż młodych – obecnie symbol ŚDM. Pierwszy Światowy Dzień Młodzieży był obchodzony na szczeblu diecezjalnym i miał miejsce w 1987 r. w Rzymie. Rok później w Niedzielę Palmową odbył się w Buenos Aires w Argentynie. Kolejnym miejscem spotkania młodych całego świata było Santiago de Compostela w Hiszpanii w 1989 r. Istniał już wtedy zorganizowany trzyczęściowy program: katechezy, nocna modlitwa, Eucharystia dla młodych z całego świata. Potem przyszła kolej na polskie sanktuarium – Częstochowę. To spotkanie przeszło do historii jako pierwsze ŚDM, które gromadziły młodych z dawnego bloku wschodniego i jako pierwsze po upadku muru berlińskiego. VIII ŚDM odbyły się w Denver w Stanach Zjednoczonych – tym razem była to pielgrzymka do nowoczesnego miasta, a nie jak dotąd do sanktuariów. Spotkanie pokazało, iż w nowoczesnej metropolii również należy znaleźć Chrystusa i dawać o Nim świadectwo. POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 53 DROGI ZA JEZUSEM Radość hiszpańskiej młodzieży po ogłoszeniu Madrytu stolicą ŚDM w 2011 roku Największe spotkanie młodych pod względem liczby uczestników, na którym zgromadziło się około 4 milionów młodych, odbyło się w Manili na Filipinach w 1995 roku. Był to pierwszy raz, kiedy tak wielu młodych spotkało się z Następcą św. Piotra. Kolejnym miastem, które gościło młodzież z całego świata był Paryż. Nowościami, które zaproponowała młodzież francuska, były Droga Krzyżowa oraz podróże po diecezjach. W roku 2000 ŚDM odbywały się w Rzymie, gdzie ponad dwa miliony młodych wspólnie przeżywało ten święty czas wielkiego jubileuszu. Ponad milion osób zgromadziły XVII ŚDM, które obchodzone były w jednej z największych metropolii Kanady w Toronto. Kolejne spotkanie odbyło się w Kolonii w Niemczech w 2005 roku i przeszło do historii jako spotkanie młodzieży z dwoma papieżami: 54 POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 Z Janem Pawłem II, który kochał te Światowe Dni Młodzieży, wybrał Kolonię i można powiedzieć, że je przygotował oraz z Benedyktem XVI, który im przewodniczył. Papież Benedykt XVI całkowicie utożsamiał się z programem ewangelizacji zaproponowanym przez Jana Pawła II – mówi kardynał Stanisław Ryłko, przewodniczący papieskiej Rady ds. Świeckich. Sydney w roku 2008 było ostatnim do tej pory miejscem gdzie odbyły się ŚDM. Tylko 20% społeczeństwa wyznawało tam wiarę katolicką, ale pomimo tego powitanie było niesamowite dodaje kardynał Ryłko. Jesteśmy teraz w drodze do Madrytu, bowiem najbliższe Światowe Dni Młodzieży odbędą się w stolicy Hiszpanii, w dniach od 11 do 21 sierpnia 2011 roku. DROGI ZA JEZUSEM Od 25 lat na ŚDM wyruszają miliony młodych ludzi Człowiek pragnie od życia czegoś więcej. Ma potrzebę afirmacji swojej wiary i przekonań, prawdy i sprawiedliwości, postępu w miłości. ŚDM stwarzają młodym ku temu najlepszą okazję. To czas przede wszystkim umocnienia duchowego poprzez spotkanie z żywym Bogiem. Każdy uczestnik spotkania ma możliwość bycia na wyjątkowym Festiwalu Młodych. Dodatkowo spędza ciekawie czas wolny, poprzez wybór różnych możliwości i propozycji: koncertów, spektakli teatralnych, warsztatów i spotkań modlitewnych. ŚDM są okazją do poznania niezwykle wartościowych ludzi, a przez to nawiązania nowych znajomości oraz doświadczenia mocy wspólnej modlitwy Kościoła. Ponadto uczestnicy ŚDM, mają okazję atrakcyjnie spędzić czas w jednej z goszczących diecezji. Na najbliższym spotkaniu będą to diecezje hiszpańskie. Dzięki temu poznaje się kuchnię, zwyczaje, kulturę i tradycje kraju, w którym będzie się mieszkać. Kto może wziąć udział w ŚDM Na ŚDM zaproszeni są młodzi katolicy z całego świata. Spotkania są przeznaczone z reguły dla młodych pomiędzy 16, a 30 rokiem życia. Osoby starsze mogą się jednak włączyć w organizację spotkania poprzez pracę w wolontariacie lub pełnienie opieki wychowawczej w grupie. Przede wszystkim każdy, bez względu na wiek, zaproszony jest do wsparcia modlitewnego wszystkich inicjatyw podejmowanych dla dzieła ŚDM. Ojciec Święty czeka na każdego młodego człowieka Co zrobić, aby wyjechać? 1. Wejdź na stronę madryt2011.pl Tam znajdziesz kontakt do swojego Diecezjalnego Centrum ŚDM, a także otrzymasz wszelkie wskazówki, dotyczące zapisów na wyjazd. Do wyjazdu pozostał tylko rok! 2.Nie zapomnij powiedzieć o ŚDM swoim znajomym. 3. Możesz także dołączyć do grona organizatorów ŚDM. Spośród sześciu sekcji działających w twojej diecezji, wybierz tę, która najbardziej ci odpowiada. Szczegóły związane z kalendarium przygotowań, programem, działalnością Centrów ŚDM, adresami do koordynatorów, wolontariatem na ŚDM w Madrycie, materiałami formacyjnymi, modlitwą, konkursami, działaniami promocyjnymi i spotkaniami dla młodych można znaleźć na stronie madryt2011.pl A zatem… Nos vemos en Madrid! Barbara Burek POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 55 DROGI ZA JEZUSEM „Jasne Światło” tekst Witold Garbuliński - rok V Z Nagle choroba, potem agonia, śmierć i proces beatyfikacyjny. Nazywała się Chiara Badano. Gdy bliżej poznała ją Chiara Lubich, założycielka Focolari, nazwała ją „Chiara Luce” to znaczy Jasne Światło... darza się często, że ludzie którzy dowiadują się, że są nieuleczalnie chorzy reagują na tę wiadomość z wyrzutami przeciwko Bogu - dlaczego ja? I przeciw innym ludziom – dlaczego inni żyją, a ja muszę umierać? Wzorem i patronką osób nieuleczalnie chorych, którzy swoje cierpienie oddali i oddają Jezusowi na pewno jest Chiara Badano, która została ogłoszona błogosławioną 25 IX 2010 roku przez ks. abp Angelo Amato – prefekta Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. Podkreślił on wówczas, że przemieniła ból w radość, ciemności w światło, nadając znaczenie i smak udrękom swego słabego ciała. W chorobie okazała się kobietą mężną i mądrą. Warto podkreślić, że zmarła ona na nowotwór kości w wieku niespełna 19 lat. Warto pokrótce prześledzić jej losy. Urodziła się 29 X 1971 roku w Sassello, na północy Włoch. Jej ojciec był z zawodu kierowcą ciężarówki, natomiast mama - gospodynią domową. Chiara Badano mając 9 lat, poznała Ideał jedności na spotkaniu dziewczynek z ruchu Focolari. Do ruchu włączyli się też jej rodzice. Mając 12 lat napisała list do założycielki ruchu Focolari do Chiary Lubich: odkryłam, że Jezus opuszczony jest kluczem do jedności z Bogiem i chcę Go wybrać jako mojego jedynego Umiłowanego i przygotować się na Jego przyjście. Wybierać Go! W 1985 roku Chiara Badano przeniosła się do Savony, 56 POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 by tam uczyć się w gimnazjum i liceum klasycznym. Mimo włożonych wysiłków, miała problemy z nauką. Pozostała nawet na drugi rok w trzeciej klasie gimnazjum. Za problemami z nauką pojawiły się, także nieporozumienia z rodzicami. Tak np. było z godzinami wieczornych wyjść z domu, kiedy zwłaszcza w weekend Chiara lubiła spędzać wieczory z przyjaciółmi w kawiarni w Sassello. Mając 14 lat napisała do Chiary Lubich jakże znamienne słowa: odkryłam na nowo Ewangelię w nowym świetle. Zrozumiałam, że nie byłam autentyczną chrześcijanką, ponieważ nie żyłam Nią do końca. Teraz chcę uczynić tę wspaniałą Księgę moim jedynym celem. Nie chcę i nie mogę pozostać analfabetką tak nadzwyczajnego przesłania. Tak, jak łatwo mi przychodzi nauczyć się alfabetu, tak samo łatwo powinnam nauczyć się żyć Ewangelią. Bardzo lubiła sport: tenis, pływanie, wycieczki górskie. Spotykający ją ludzie mówili o niej, że „nie potrafiła ustać w miejscu”. Jej marzeniem było zostać stewardesą. Ogromnie lubiła tańczyć i śpiewać, zresztą jak chyba każda nastolatka w jej wieku. Lubiła się elegancko ubrać, starannie uczesać, czasami zrobić sobie delikatny makijaż. Latem 1988 roku, zaraz po tym, jak dowiedziała się, że nie otrzymała promocji do następnej klasy z matematyki, wyjechała z młodszymi od niej dziew- DROGI ZA JEZUSEM Chiara Badano czynkami na Kongres do Rzymu. Było jej niezwykle ciężko, że musi znów powtarzać klasę, ale nie wycofała się. Napisała wówczas do rodziców: nadszedł bardzo ważny moment - spotkania z Jezusem Opuszczonym. Nie jest łatwo Go przyjąć i uściskać, lecz jak tłumaczyła Chiara Lubich, że to On powinien być jej Umiłowanym. Podczas gry w tenisa nagle zaczęła odczuwać bardzo silny ból w ramieniu. Początkowo nie przywiązywała do niego większej wagi, podobnie jak zresztą lekarze. Ponowne nawroty bólu skłoniły ją do przeprowadzenia dokładniejszych badań. Okazało się, że jest to rak kości z przerzutami, jedna z najcięższych i niezwykle bolesnych postaci nowotworu. Po długim milczeniu, bez płaczu i bólu Chiara przyjęła odważnie tę wiadomość: będzie dobrze, jestem młoda. W tym czasie rozpoczyna się jej dogłębna przemiana; można powiedzieć, że jest to bardzo szybka wspinaczka do świętości. Podczas pobytu w szpitalu Chiara często rezygnowała z własnego wypoczynku na rzecz pomocy dziewczynie zresztą jej rówieśnicy, która była w ciężkiej depresji i w dodatku uzależniona od narkotyków. Towarzyszyła jej wszędzie mimo bólu, jaki odczuwała z powodu przerzutów, jakie nastąpiły w kręgosłupie. Często mówiła, że potem będę miała czas, aby spać. Starała się prowadzić normalne i radosne życie, aby nie pogłębiać jeszcze większej rozpaczy jej rodziców i przyjaciół. O chorobie pisała w swoim pamiętniku tak: tę chorobę Jezus zesłał mi we właściwym momencie. Rodzice wspominali po latach o jej pobycie w szpitalu w Turynie w ten sposób: na początku myśleliśmy, że idziemy do niej, aby ją podtrzymać na duchu. Zrozumieliśmy jednak bardzo szybko, że to my nie mogliśmy się bez niej obejść, jakby przyciągani tajemniczym magnesem. Jeden z lekarzy, którzy się nią zajmowali – Antonio Delogu wyznał: swoim uśmiechem i wielkimi, pełnymi światła oczyma pokazuje, że śmierci nie ma, a jest tylko Życie. Chiara przeszła dwie bardzo bolesne operacje, a po chemioterapii traciła włosy, na których jej tak bardzo zależało. Przy każdym straconym kosmyku mówiła prosto, ależ jak bardzo treściwie: dla Ciebie Jezu. Koledze, który wyjeżdżał do Afryki z misją humanitarną oddała wszystkie swoje oszczędności, mówiąc: mi nie są potrzebne. Ja mam wszystko. Z jej pobytu w szpitalu zachowała się taśma, na której Chiara opowiadała o bardzo bolesnym badaniu: gdy lekarze rozpoczęli ten mały lecz dokuczliwy zabieg, przyszła Pani z promiennym uśmiechem na ustach, przepiękna. Zbliżyła się do mnie, wzięła mnie za rękę i wlała we mnie odwagę. Znikła tak szybko, jak przyszła; więcej już Jej nie widziałam. Ogarnęła mnie ogromna radość i zniknął lęk. Zrozumiałam wtedy, że gdybyśmy byli gotowi na POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 57 DROGI ZA JEZUSEM wszystko, ileż znaków Bóg by nam zesłał! Tak bardzo lubiłam jeździć na rowerze, W końcu nastąpił paraliż nóg. Ostatnia to- a Bóg zabrał mi nogi, ale dał mi skrzydła... mografia nie dała żadnej nadziei. Nadeszła Jej ostatnie słowa były skierowane do jej ostateczna chwila wielkiej próby. Chiara mamy: Ciao. Bądź szczęśliwa, bo ja jestem świadoma olbrzymiego bólu odmówiła szczęśliwa. W niedzielę 7 października przyjęcia morfiny tłumacząc, że: odbiera 1990 roku, o godzinie 4 nad ranem odeszła [ona] świadomość, a ja mogę ofiarować do Pana. Na prośbę mnóstwa wiernych Jezusowi jedynie cierpienie. Chcę dzielić biskup Acqui – Livio Maritano zwraca się z Nim jeszcze przez trochę Jego Krzyż. 7 października 1998 roku z prośbą do Pokój Chiary w szpitalu, a następnie Kongregacji ds. Świętych o pozwolenie na jej dom rodzinny stał się „domowym Ko- rozpoczęcie w diecezji procesu beatyfikaściołem” - miejscem spotkań i apostolatu. Lekarz Fabio Marzi, który brał udział w jej leczeniu napisał do niej: nie jestem przyzwyczajony spotykać młodych takich, jak Ty. Zawsze myślałem, że w Twoim wieku przeżywa się wielkie emocje, szalone radości, entuzjazm. Nauczyłaś mnie, że jest Pomimo ciężkiej choroby, Chiara Badano zachowała do końca życia to także czas pełnej chrześcijańską radość i optymizm dojrzałości. Po strasznym krwotoku w lipcu 1989 roku Chiara powiedziała: nie płacz- cyjnego. W listopadzie nadchodzi pozycie nade mną. Ja idę do Jezusa. Na moim tywna odpowiedź i w czerwcu 1999 roku pogrzebie nie chcę ludzi płaczących lecz rozpoczął się proces beatyfikacyjny na głośno śpiewających. Dużo osób odwiedzi- szczeblu diecezjalnym, który zakończył się ło jej pokój m.in. także kardynał Saldarini 21 sierpnia 2000 roku, podczas Światowei wtedy zapytał ją: masz przepiękne oczy. go Dnia Młodych. W październiku sprawa [Bije z nich] cudowne światło. Skąd ono zostaje wprowadzona do Rzymu. w Tobie się bierze?. Chiara odpowiedziaHistoria Chiary Badano pokazuje ła: staram się bardzo kochać Jezusa. Chiara nam, że człowiek pomimo ciężkich dow swoim pamiętniku napisała słowa które świadczeń może zachować wierność Bogu. podsumowują jej życie i chorobę: ważne We współczesnym świecie podobnych jest wypełniać wolę Bożą, to znaczy zaan- przypadków ludzi, którzy zachorowali na gażować się w grę, którą On prowadzi... nieuleczalne nowotwory jest niezwykle Czeka na mnie inny świat i nie pozostało wiele, ale czy każdy z nich jest w stanie mi nic innego, jak mu się oddać. Czuję się poświęcić Bogu swoje cierpienie, tak jak teraz wciągnięta we wspaniały plan, który Chiara Badano? powoli, powoli się przede mną odkrywa. 58 POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 DROGI ZA JEZUSEM Posłany do Afryki „Nie wszyscy muszą wyjechać na misje, ale wszyscy muszą być misjonarzami!”. Te słowa bł. o. Pawła Manny zobowiązują nas wszystkich do tego, by świadczyć o Ewangelii Jezusa wszem i wobec. Wpisani jesteśmy w to polecenie błogosławionego, bo musimy pamiętać o misjach, modlić się i wspierać materialnie. N iektórzy z nas, otrzymują takie specyficzne „powołanie w powołaniu”. To taki zaszczytny dar od Boga, kiedy człowiek czuje, że powinien zostawić wszystko, co do tej pory zdobył, na co zapracował; pozostawić ojczystą ziemię i wyjechać, ale nie „w siną dal” jak to było w pewnej piosence, a do konkretnego kraju o statusie misyjnym i tam właśnie pracować. Praca na misjach nie jest łatwa, choć jest piękna. To nie tylko ładnie uśmiechnięte murzynki ze znanych nam zdjęć i piękne dzikie zwierzęta. Nie zawsze spotka się pozytywnie nastawionych ludzi do treści, które chce się im przekazać. Trzeba mieć tego świadomość. Jednak, tak jak zaznaczyłem wyżej, jest to piękna praca. A dlatego, że swoją obecnością wśród tych ludzi rzeczywiście czyni się ich szczęśliwymi. Codziennym życiem, być może czasem nawet w niedostatku, pokazuje się im Boga. Taką właśnie drogę obrał ks. Marek Młynarczyk z Annopola, który ostatnio został posłany na misje do Republiki Południowej Afryki. Podczas tej uroczystości jego posłania nie można było ukryć wzruszenia. Był obecny Biskup Ordynariusz, dyrektor Papieskich Dzieł Misyjnych naszej diecezji, bracia kursowi, Tata księdza Marka, Rektor Seminarium duchownego, klerycy z seminaryjnego Koła Misyj- tekst Tomasz Majowicz - rok IV nego i wielu ludzi, którzy swoją obecnością chcieli, może nie pożegnać nowego misjonarza, ale raczej wyprawić go na Czarny Ląd i zapewnić, że to tu, w Polsce jest jego rodzinny dom i ludzie, którzy na niego zawsze będą czekać z otwartymi ramionami. Swoją obecnością na tym posłaniu wszyscy zostaliśmy zobowiązani do pamięci, modlitwy i pomocy materialnej ojcu misjonarzowi z naszej diecezji. Przed ojcem Markiem wielki trud codziennego życia z dala od rodzinnego domu i ojczystego języka. Do tego dokładamy mu godne nas reprezentowanie. Pięknie to ujął ks. Andrzej Bąk - proboszcz rodzinnej parafii misjonarza mówiąc: będziesz naszym ambasadorem; a my jesteśmy zobowiązani do tego, aby odwdzięczyć się mu „pięknym za nadobne”, czyli pamięcią, modlitwą i pomocą materialną. Jako Koło Misyjne WSD w Sandomierzu życzymy naszemu nowemu misjonarzowi wszystkiego, co Boże. Wierzymy, że Księdza Marka Młynarczyka, tego który wszystko opuścił, aby dawać świadectwo Słowu i Miłości - Bóg będzie nieustannie podnosił na duchu. Słowem i przykładem swoim oświecał w przeciwnościach i niebezpieczeństwach. Ojcze Marku, niech Ci nieustannie towarzyszy sztandar krzyża Chrystusowego, o którym w wymiarze misyjnym tak wiele wiesz… POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 59 DROGI ZA JEZUSEM Biskup Ordynariusz wręczył ks. Markowi krzyż misyjny W uciskach, niech Bóg uczy Cię ducha ofiary, w słabościach daje moc i pociechę, a we wszystkich trudnościach życia apostolskiego - światło i wytrwanie. Uwieńcz swoją pracę w RPA takimi owocami, jakich sam gorąco pragniesz, nie szukając korzyści, ani dóbr tej ziemi. Prowadź do zbawienia dusze, które spotkasz na swoich drogach misyjnych, abyśmy dzięki Tobie mogli oglądać na zdjęciach coraz więcej uśmiechniętych twarzy. Jednak największym prezentem, jaki możemy dać ojcu Markowi, to nowi naśladowcy Jezusa, którzy pójdą za Nim tą samą drogą co nasz misjonarz. O to będziemy się starać i mam nadzieję, że nie zawiedziemy. Pamiętaj ojcze Marku - nie jesteś sam i już rosną Twoi następcy! Modlitwa za misjonarzy Błogosławiony bądź, Boże, za świadectwo Twoich misjonarzy. To Ty natchnąłeś ich serca zapałem apostolskim, że opuścili na zawsze swe rodziny i ziemię ojczystą, aby przyjechać tutaj, na ziemię sobie nieznaną i głosić Ewangelię tym, których uważali za swoich braci. Błogosławiony bądź Boże, za wszystkie łaski, jakie spływają na ten lud, przez ich słowa, przez ich ręce oraz ich przykład. Poświęcili oni swe życie aż do końca. Tutejsza ziemia przyjęła w siebie ich śmiertelne szczątki – niektórych zaledwie po roku pracy misyjnej. Widocznie trzeba było, aby ziarno, które padło w ziemie, obumarło, aby móc przynieść owoc obfity. Spraw, o Panie, aby ten Kościół zroszony ich potem i krwią osiągnął dojrzałość. Aby zrodził wiele synów i córek, którzy by zastąpili tych, którzy odeszli. Ażeby imię Twoje było wielbione na tej ziemi afrykańskiej. Amen. 60 POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 Z RODZINĄ Iść z rodziną pod wiatr Rodzina jest podstawową komórką społeczeństwa. Jej prawidłowy rozwój zależy przede wszystkim od rodziców, którzy mają nie tylko prawo, ale i obowiązek wychowania swojego dziecka. Z tego względu, że rodzice dali życie dziecku, muszą być uznani za głównych i pierwszych wychowawców. Jednak tylko wychowanie religijne uczy życia w Bogu, który jest Miłością. D zisiejsze czasy stawiają wiele trudności oraz zagrożeń przed współczesną rodziną. Aby je skutecznie przezwyciężyć, powinna być ona dobrze zakorzeniona w mocnych i trwałych wartościach chrześcijańskich. Będzie wtedy przypominać ewangeliczny dom na skale, który nie zachwieje się pomimo deszczu i burzy (Mt 7, 24-27). Wychować dziecko to przede wszystkim doprowadzić je do pełni człowieczeństwa, czyli życia w służbie najwyższych wartości – dobra, prawdy, wolności, sprawiedliwości, pokoju. Nauczyć je służyć drugiemu człowiekowi i społeczeństwu. Najlepszym przykładem, jakim mogą posłużyć się tu rodzice może być ich własny przykład życia. Piękna miłość małżeńska promieniuje na dzieci, dalszą rodzinę i innych ludzi. Ksiądz Marek Dziewiecki w swojej książce „Jak wygrać nadzieję? Instrukcja obsługi”, kładzie nacisk na to, że miłość małżeńska i rodzicielska sprawia, iż człowiek zawierza własny los nie tylko Bogu, ale też małżonkowi i dzieciom. Taka miłość tworzy poczucie bezpieczeństwa w teraźniejszości i chroni przed lękiem o przyszłość, gdyż nie cofa się w żadnej sytuacji. W rodzinie główna zasada powinna brzmieć: na pierwszym miejscu Bóg, po- tekst Łukasz Popiak - rok IV tem współmałżonek, dalej dzieci i w końcu inni ludzie. Rodzice mają nie tylko prawo, ale i obowiązek wychowania swojego dziecka. Z tego względu, że rodzice dali życie dziecku, muszą być uznani za głównych i pierwszych wychowawców. Powinni oni stworzyć w rodzinie atmosferę przepełnioną miłością oraz szacunkiem zarówno do Boga, jaki i ludzi. Wychować dziecko to doprowadzić je do pełni człowieczeństwa. Do zadania rodziców należy wyjaśnienie dzieciom, w jaki sposób Bóg kocha człowieka, dzięki czemu młody człowiek POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 61 Z RODZINĄ zrozumie, że jest on ważny w oczach Boga i że Bóg będzie go kochał zawsze i bezwarunkowo. Dziecko czując, że jest kochane samo będzie szukało kontaktu ze Stwórcą. Taką możliwość kontaktu stwarza indywidualna modlitwa, spotkanie sam na sam z Bogiem. Dzięki niej młody człowiek może odkryć nieznane dotąd prawdy, nowe sposoby pokonywania trudności, czy nawet nową drogę życia. Rodzice powinni więc uczyć i zachęcać swoje dzieci do modlitwy – choćby kilka minut każdego dnia, podczas której będą mogli opowiedzieć Bogu o swoich problemach, troskach i radościach. Jeśli rodzice odpowiednio pokierują swoim dzieckiem, to zrozumie, iż zaufanie i posłuszeństwo wobec Boga i jego przykazań nie jest żadnym ograniczeniem wolności, a wręcz przeciwnie – stanowią one jego siłę. Równie ważnym punktem w wychowaniu religijnym jest ukazanie przez rodziców swojemu wychowankowi przykazania miłości: Będziesz miłował Pana Boga twego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego. (Mt 22, 37-34). Dojrzała religijność charakteryzuje się tym, iż człowiek zdolny jest do przyjęcia samego siebie i innych ludzi z miłością. Nie chodzi tu tylko o miłość do ludzi, którzy są dla nas 62 POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 dobrzy i życzliwi. Młody człowiek żyjący w komunii z Bogiem potrafi z szacunkiem spoglądać na wszystkich ludzi i w każdym człowieku umie dostrzec godność dziecka Bożego. Najważniejszą jednak rzeczą jest wyjaśnienie dziecku znaczenia uznania prawdy o sobie samym w obliczu Boga. Konieczny jest tu szczery żal za popełnione grzechy, podjęcie stanowczego wysiłku, by już więcej nie grzeszyć, wykazanie chęci poprawy oraz zadośćuczynienie za popełnione zło. Rodzice muszą tu jednak zaznaczyć, iż nie jest to jeszcze koniec procesu nawrócenia. Nawrócić się w pełni, to nauczyć się kochać. Jeśli człowiek będzie żył w miłości i prawdzie oraz będzie respektował Boże przykazania, może mieć wtedy realną szansę, aby już więcej nie grzeszyć. Owocem dojrzałego wychowania religijnego jest pojednanie z Bogiem. Pojednać się z Bogiem to odkryć, iż to On ma rację, słuchać Go bardziej niż innych ludzi i siebie samego oraz uczynić Boga Panem własnego życia. Należy tu również zaznaczyć, że pojednać się ze sobą nie oznacza tego samego, co zaakceptować samego siebie. Trzeba jasno powiedzieć i wyjaśnić młodemu człowiekowi, iż dojrzały człowiek nie powinien i nie może akceptować tych swoich cech, czy zachowań, które są nieodpowiedzialne i krzywdzą jego samego oraz innych. Dojrzałe wychowanie religijne to nauka życia w Miłości, czyli w Bogu, który jest Miłością. Doświadczenie miłości w kochającej się rodzinie to fundament właściwego rozwoju młodego człowieka. Gdy bliscy patrzą na swojego wychowanka z miłością, troszczą się o jego los, wtedy dziecko cieszy się życiem i ma siłę, by przezwyciężać życiowe trudności i słabości. Zadaniem rodziców jest stawanie się dla swoich dzieci czytelnym znakiem Boga. Kochać swoje dzieci to przyprowadzić je do Chrystusa, który jest najlepszym wychowawcą. Z RODZINĄ Uzależnienie – zagrożenie wolności U zależnienie człowieka jest jednym z najbardziej bolesnych form jego degradacji, sprawia że człowiek traci wolność. Człowiek może uzależnić się prawie od wszystkiego, mogą to być osoby, rzeczy czy sytuacje, jednak najboleśniejszymi formami zniewoleń są uzależnienia chemiczne, które wiążą się z sięganiem po różne substancje powodujące uzależnienie. „Uzależnienie, stan psychiczny, a często również fizyczny, wynikający z reakcji, jaka zachodzi między żywym organizmem a substancją chemiczną (psychoaktywną); zamiennie używa się określenia nałóg (…)”. Uzależnienia możemy podzielić na uzależnienia fizyczne, od alkoholu, od substancji psychoaktywnych, psychiczne i społeczne. Każde uzależnienie ma swój mechanizm. „Może ono mieć wymiar psychiczny, fizyczny lub społeczny. Uzależnienie jest stanem przymusu, w którym człowiek nie jest w stanie zapanować nad wewnętrznymi mechanizmami (…)”. „Podstawowe mechanizmy to: system nałogowego regulowania uczuć za pomocą określonych substancji chemicznych, system iluzji i zaprzeczeń oraz ekstremalne skoki w sposobie przeżywania samego siebie. System nałogowego regulowania uczuć oznacza, że dany człowiek nie dąży już do poprawy nastroju poprzez dokonywanie zmian w swojej sytuacji życiowej, lecz poprzez sięganie po określone substancje chemiczne. System iluzji i zaprzeczeń oznacza, że człowiek uzależniony oszukuje sam siebie, łudząc się, iż nie jest uzależniony i zaprzeczając najbardziej nawet bole- tekst dk. Tomasz Kopeć - rok VI Alkoholizm jest przyczyną wielu rodzinnych tragedii snym konsekwencjom sięgania po substancję uzależniającą. (…) Gdy znajduje się pod wpływem substancji uzależniającej, wtedy myśli o sobie i przeżywa siebie w sposób euforyczny. Kiedy odzyskuje trzeźwość, wtedy myśli o sobie w sposób skrajnie negatywny, przeżywa bolesne stany emocjonalne (…). Jedynym ratunkiem wydaje mu się wtedy ponowne sięgnięcie po substancje chemiczne, które potrafią modyfikować jego świadomość i emocje. W ten sposób uzależniony popada w zamknięty krąg błędnych zachowań i wkracza na drogę ku śmierci”. W taki sposób człowiek traci POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 63 Z RODZINĄ swoją wolność bo zaczynają nim rządzić emocje, które zmuszają go do sięgania po środki uzależniające, które jak mu się wydaje pomagają mu żyć. „Poczekaj, tylko wbiję kolejny level” Uzależnienie staje się zagrożeniem wolności, można powiedzieć, że powoduje „(…) zawężenie czy zniekształcenie ludzkiej wolności”. Określenie terminu wolność jest trudne, gdyż wolność jest terminem niejednolicie pojmowanym w różnych kontekstach i ma bardzo wiele znaczeń. W ekonomii, prawie i polityce wolność pojmowana jest jako niezależność czy niezawisłość. W życiu społecznym człowieka termin wolność bywa rozumiany jako wolność przyjmowania światopoglądu, zgodnego z przekonaniami osobistymi człowieka. Ogromnie duża ilość wieloznaczności pojęcia wolności znajduje się w jej ujęciu filozoficznym, tradycyjnie wiąże się to pojęcie z wolno- 64 POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 ścią woli. Problematyka wolności w tym ujęciu była przedmiotem wielu sporów i najczęściej przybierała postać ostrych przeciwstawień. Od czasów Hegla przyjmuje się rozróżnienie pojęcia wolności „od czegoś” i „wolności do czegoś”. Ks. Marek Dziewiecki stwierdza, że „zaprzeczeniem wolności jest życie w zależności od danych osób, instytucji czy systemów władzy. Ale zaprzeczeniem wolności jest także sytuacja, w której człowiek okazuje się zniewolony wewnętrznie: własną cielesnością czy emocjonalnością, własną ignorancją czy nieodpowiedzialnością, własnymi iluzjami, słabościami, lękami bądź uzależnieniami w jakiejkolwiek dziedzinie życia”. Dalej w swojej książce autor stwierdza, że spoglądając realistycznie na człowieka uświadamiamy sobie bolesny fakt, że bycie człowiekiem oznacza bycie kimś zagrożonym. Człowiek jako jedyny byt na ziemi, nie tylko może zostać skrzywdzony z zewnątrz, ale potrafi krzywdzić sam siebie. Uzależnienie właśnie jest radykalną formą krzywdzenia samego siebie. Ryzyko popadnięcia w uzależnienie okazuje się tym większe, im bardziej człowiek mniej rozumie swoją wolność i zawęża i zniekształca swoje pragnienia. W każdej dziedzinie życia granice wolności człowieka zależą od stopnia jego dostępu do prawdy o sobie i sytuacji w jakiej aktualnie się znajduje. Tymczasem człowiek uzależniony żyje przez wiele lat w świecie iluzji, traci kontakt z obiektywną rzeczywistością, nie potrafi albo nie chce wyciągać wniosków z błędów przez siebie popełnianych. Uzależniony musi uznać prawdę o sobie aby otwarły mu się oczy. Aby mógł zobaczyć, że uzależnienie w którym się znajduje ogranicza jego wolność lub całkowicie ją usuwa. Z ŻYCIA SEMINARIUM Bądź Królową i Panią naszego życia! Z wyczaj przyozdabiania klejnotami tekst szczególnie czczonych i słynących dk. Piotr Klocek rok VI łaskami wizerunków sięga początków XVI w. Według instrukcji Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, Andrzeja Wierzbickiego, to oni właśnie, „koronowane mogą być tylko obrazy lub już od 21 sierpnia, przygotowywali pararzeźby Matki Boskiej. Wyłącza się obrazy fian do koronacji obrazu Matki Boskiej innych świętych lub błogosławionych. Jeśli Pocieszenia. W organizację uroczystozaś kompozycja arści czynnie włączyli tystyczna przedstasię również Biskuwia Matkę Boską pi naszej diecezji: z Dzieciątkiem JeKrzysztof Nitkiewicz zus, wówczas nalei Edward Frankowski. ży koronować obie W wystosowanym postacie”. Dlaczego do diecezjan liście o tym piszę? Otóż napisali: „koronacja, niedawno, bo 29 to nie tylko uroczysierpnia 2010 roku ste nałożenie koron w Bogorii Staszowna skronie Chrystusa skiej, miała miejsce i Jego Matki. Ona uroczysta koronamusi się dokonać cja obrazu Matki przede wszystkim Boskiej Pocieszew sercu każdego nia. człowieka”. Zaprosili Sanktuarium także wszystkich do Matki Boskiej Boudziału w tym doniogoryjskiej znane słym wydarzeniu. było już na przełoW dniu koronacji, mie XVII i XVIII na plac przed sanktuBogoryjska Matka wieku w całej ziearium przybyło około mi sandomierskiej. osiem tysięcy wierMiejscowa tradycja, przypisuje szczegól- nych. Celebracja Mszy świętej rozpoczęła ny udział i zasługi w propagowaniu kultu się procesją z wizerunkiem Matki Bożej Matki Bożej na ziemi bogoryjskiej pierw- na plac koronacyjny. Kustosz sanktuarium szym opiekunom sanktuarium, czyli Ka- ks. Andrzej Wierzbicki w imieniu wszystnonikom Regularnym od Pokuty. Z inicja- kich czcicieli bogoryjskiej Pani, przywitał tywy kustosza sanktuarium, ks. kanonika Ordynariusza diecezji sandomierskiej, POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 65 Z ŻYCIA SEMINARIUM przybyłych na tę uroczystość kapłanów oraz wiernych. Powiedział: „Sanktuarium Matki Bożej Pocieszenia jest miejscem, gdzie wierni w szczególny sposób wychwalają obecność Syna Bożego. Dlatego proszę Cię drogi Pasterzu o dokonanie aktu koronacji, by uczynić Maryję Królową i Panią naszego życia”. W homilii Ordynariusz naszej diecezji bp Krzysztof Nitkiewicz odwołując się do źródeł biblijnych, zwrócił uwagę na to, by koronacja nie pozostała tylko zwykłym przyozdobieniem obrazu. „Koronacja wizerunku Maryi trzymającej w ramionach Dzieciątko Jezus musi być wyrazem, tego co wcześniej dokonało się w naszym sercu i co będzie potwierdzane w każdym kolejnym dniu życia. W przeciwnym wypadku byłaby ona tylko czczym gestem, pobożnością na pokaz” – mówił kaznodzieja. Akt koronacyjny nastąpił po homilii. Biskup Krzysztof Nitkiewicz razem z biskupem Edwardem Frankowskim nałożyli korony na głowę Syna Bożego i Jego Matki, a kustosz sanktuarium, dokonał aktu zawierzenia parafii, dekanatu i diecezji pod opiekę Matki Bożej Pocieszenia. Po Mszy świętej w podniosłej procesji ukoronowany obraz Matki Bożej został przeniesiony do świątyni, gdzie wierni gromadzili się na osobistą modlitwę. W uroczystości, którą mogliśmy oglądać w TV Trwam, z wielką radością wzięła udział wspólnota naszego seminarium. Niech przez tę koronację wypełni się prośba księdza kustosza, by Maryja już na zawsze pozostała „Królową i Panią naszego życia”. Powiedzieli Bogu – Tak! tekst dk. Tomasz Kopeć - rok VI L ata formacji seminaryjnej przygotowują alumnów do podjęcia decyzji o powiedzeniu Bogu – tak. Pierwsze „tak”, alumni wypowiadają podczas przyjęcia święceń diakonatu a drugie podczas przyjęcia święceń prezbiteratu. Te dwa najważniejsze wydarzenia w życiu wspólnoty seminaryjnej, poprzedzone są całonocną adoracją Najświętszego Sakramentu w kaplicy seminaryjnej w intencji braci z roku V, którzy przyjmują święcenia 66 POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 diakonatu oraz diakonów roku VI, którzy przyjmują święcenia kapłańskie. Zawsze święcenia poprzedzone są przygotowaniem na rekolekcjach zamkniętych. Rekolekcje przed święceniami diakonatu odbywają się w Radomyślu nad Sanem, natomiast przed święceniami prezbiteratu, mają miejsce na Świętym Krzyżu. Tegoroczny czas przygotowań do święceń prowadził Ojciec duchowny – Ks. Mariusz Piotrowski. Święcenia diakonatu tradycyjnie miały miejsce 8 maja w Bazylice katedralnej w Sandomierzu w uroczystość św. Stanisława. Dzień wcześniej 7 maja 2010 roku zgodnie z wymogami kanonicznymi, w seminaryjnym kościele pw. św. Michała Archanioła, kandydaci złożyli przed Z ŻYCIA SEMINARIUM Siedmiu diakonów Kościoła Sandomierskiego AD 2010 Księdzem Rektorem Janem Biedroniem wyznanie wiary oraz przysięgę celibatu. Święcenia z rąk Księdza Biskupa Krzysztofa Nitkiewicza przyjęło 7 braci z roku V. Kandydaci do święceń złożyli przyrzeczenie posłuszeństwa biskupowi, który następnie odmówił nad nimi modlitwę konsekracyjną oraz włożył na nich ręce i przekazał pocałunek pokoju. Na mocy święceń diakoni mogą przewodniczyć publicznej modlitwie Kościoła, udzielać sakramentu chrztu świętego, błogosławić małżeństwa, przewodniczyć obrzędom pogrzebowym oraz głosić homilie. W tym ważnym momencie dla kandydatów, towarzyszyły im ich rodziny, przyjaciele, Księża Proboszczowie z rodzinnych parafii oraz cała wspólnota naszego Seminarium wraz z Księżmi z Zarządu. Miesiąc później 19 czerwca 2010 roku, 15 diakonów roku VI przyjęło święcenia kapłańskie w Bazylice katedralnej w Sandomierzu. Święcenia te przyjęli w szczególnym dniu dla Księdza Biskupa Krzysztofa Nitkiewicza, ponieważ tego dnia przeży- wał jubileusz 25–lecia swoich święceń kapłańskich oraz pierwszej rocznicy sakry biskupiej. Poprzez gest nałożenia rąk, modlitwę konsekracyjną, namaszczenie dłoni oraz przekazanie chleba i wina - diakoni stali się Prezbiterami Kościoła Sandomierskiego. W tym ważnym dla nich momencie otoczeni byli modlitwą zebranych w Bazylice rodziców, krewnych i przyjaciół. Po uroczystościach w Katedrze, w seminaryjnych murach, odbył się obiad jubileuszowy Księdza Biskupa. Życzenia w imieniu wszystkich kapłanów naszej Diecezji złożył Ksiądz Biskup Edward Frankowski – sufragan sandomierski. Bracia z roku VI i V przyjęli święcenia w wyjątkowym czasie dla Kościoła Powszechnego, w czasie ogłoszonym przez Ojca Świętego Benedykta XVI Rokiem Kapłańskim. Prośmy Maryję – Matkę Kapłanów oraz św. Jana Marię Vianney’a, aby diakoni i prezbiterzy wytrwali w złożonej przysiędze i byli sługami na wzór Najwyższego Kapłana Jezusa Chrystusa. POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 67 Z ŻYCIA SEMINARIUM 68 POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 Z ŻYCIA SEMINARIUM Nowy rok Nowa Jakość W murach Wyższego Seminarium Duchownego w Sandomierzu 4 października 2010 roku odbyła się inauguracja roku akademickiego 2010/2011. To już 191. rok formacji duchowo-intelektualno-duszpastersko-ludzkiej młodych ludzi pragnących swe życie poświęcić Bogu i bliźnim. Dla całej rodziny seminaryjnej jest to zawsze bardzo ważne wydarzenie, Aktu błogosławieństwa dokonał Biskup Sandomierski dlatego też wszyscy klerycy przybyli do seminarium już na kilka dni wcześniej, by móc się odpowiednio przygotować. tekst Grzegorz Słodkowski - rok II Uroczystości inauguracyjne rozpoczęły się w kościele seminaryjnym pw. św. Michała Archanioła. Zgromadziliśmy się tam na uroczystą Mszę świętą koncelebrowaną pod przewodnictwem Księdza Biskupa Krzysztofa Nitkiewicza, w towarzystwie Księdza Biskupa Edwarda Frankowskiego oraz około 50 kapłanów, m.in. Ks. prof. dr hab. Mirosława Kalinowskiego - Dziekana Wydziału Teologii na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim Jana Pawła II, Profesorów i Wychowawców naszego seminarium. Rozpoczynamy ten rok pod patronatem św. Franciszka z Asyżu - mówił Pasterz Diecezji Sandomierskiej - człowieka o sercu pełnym miłości, a jednocześnie nieustraszonym. Niech przesłanie płynące z jego życia rozjaśni nasze umysły i ukierunkuje nasze kroki w pracy wychowawczo-formacyjnej w tym roku akademickim. Po zakończonej Mszy świętej, nowa posadzka, która w okresie wakacyjnym została całkowicie wymieniona oraz odmalowany cały dolny korytarz, zostały uroczyście pobłogosławione. Kolejny punkt dnia miał miejsce na górnej alei głównego budynku seminaryjnego. Po wyśpiewaniu przez chór klerycki Gaude Mater, Ksiądz Rektor przedstawił oraz powitał zacnych Gości przybyłych z terenu naszej diecezji oraz spoza niej. Przybyli do SandomierzaPOWO£ANIE nr 3 (61) 2010 69 Z ŻYCIA SEMINARIUM Magnificencje uczelni świeckich, jak i seminariów duchownych. Następnie Ksiądz Rektor skierował do nas słowa, w których przypomniał, że 191. rok formacji seminaryjnej rozpoczyna 76 alumnów, nad którymi opiekę wychowawczą i intelektualną sprawuje 36 profesorów – zarówno duchownych, jak i osób świeckich. Ksiądz Rektor przedstawił także nowych Przełożonych, którzy zostali skierowani do pracy w seminarium: Księdza Prefekta dra Kazimierza Harę – kierownika ds. stałej formacji kapłanów naszej Diecezji, Księdza Prefekta Witolda Płazę – doktora filozofii, oraz Księdza Grzegorza Kasprzyckiego, który podejmie posługę Ojca duchownego. Po słowach Księdza Rektora głos zabrał Ksiądz dr Waldemar Olech – wicerektor seminarium, który odczytał sprawozdanie za rok 2009/2010. Dalszy ciąg uroczystości skupił uwagę zebranych na najmłodszych braciach, którzy w liczbie 16, złożyli ślubowanie i zostali włączeni w poczet alumnów naszego seminarium. Został im także nadany Patron kursu - kapłan i męczennik – bł. ksiądz Jerzy Popiełuszko. W atmosferę naukową wprowadził wszystkich Ksiądz prof. KUL dr hab. Zdzisław Janiec – Postulator procesu beatyfikacyjnego Sługi Bożego Księdza Wincentego Granata. Wygłosił orację inauguracyjną Logos i Ethos modlitwy w refleksji teologicznej Sługi Bożego Ks. Wincentego Granata. Przypomniał, że Sługa Boży nie może być dziś kojarzony tylko z Uniwersytetem w Lublinie, którego był rektorem, ale jest najbardziej płodnym teologiem naszych czasów. Jako podsumowanie głos zabrał Ksiądz Biskup Krzysztof Nitkiewicz. Dziękował za przygotowanie uroczystości oraz życzył wspólnie z Księdzem Biskupem Edwardem Frankowskim wszystkim alumnom wytrwałości w nowym roku akademickim 2010/2011, a zwłaszcza tym najmłodszym. My wszyscy spoglądamy z nadzieją w przyszłość. Wiemy, że wiele wyzwań czeka nas w nowym roku akademickim, dlatego pragniemy w tym miejscu prosić wszystkich naszych Czytelników i Przyjaciół o modlitwę w naszej intencji, aby praca podejmowana przez nas – kleryków oraz księży przełożonych zaowocowała wzrostem miłości Boga i bliźniego, pobożności oraz wszelkich cnotach. Alumni I roku złożyli uroczyste ślubowanie 70 POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 STOWARZYSZENIE PRZYJACIÓŁ WSD Siedem Grzechów Głównych - pycha Ś więty Grzegorz Wielki nazwał pychę „królową i matką wszystkich wad”. Pycha w mniejszy lub większy sposób dotyka wszystkich ludzi bez wyjątku. Pragnienie „bycia jak Bóg” jest najstarszą z pokus, stając się największą z przeszkód w duchowym rozwoju. Pycha uważana jest przez chrześcijańskich pisarzy i przewodników duchowych za korzeń wszelkich ludzkich przywar. Św. Augustyn pisał, że „jest ona tęsknotą za perwersyjnym wyniesieniem”. I choć każdy z nas ma prawo do poczucia własnej wartości, to szatan stara się go rozbudzić nadmiernie i atakuje dokładnie w tym punkcie. Niszczy w człowieku prawdę o nim samym, tekst Ks. Grzegorz Kasprzycki Ojciec Duchowny oszukując go fałszywą wizją wielkości, dlatego każdy chrześcijanin chcąc się rozwijać i postępować na drodze duchowego rozwoju, powinien zneutralizować jej wpływ na własne decyzje i pragnienia. Nie ma człowieka całkowicie wolnego od pychy. Niełatwo ją zdemaskować, ponieważ ma wiele różnych form. Pierwsza to dążenie do kariery za wszelką cenę. Czyli po trupach do celu, nieustanna rywalizacja, ciągły wyścig. Byle tylko zdobyć podziw i uznanie. Pychą jest też wywyższanie Paw w sztuce jest symbolem próżności i pychy POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 71 STOWARZYSZENIE PRZYJACIÓŁ WSD się nad innych. Kolejną odmianą pychy jest perfekcjonizm. Człowiek, którego dotyka perfekcjonizm będzie w nieskończoność szlifował to co robi i nigdy nie będzie zadowolony. Najbardziej klasyczną odmianą pychy jest mania wielkości. Jest to rodzaj narcyzmu. Ta odmiana pychy jest bardzo podatna na kompleksy i negatywne uwagi ze strony innych osób. Obok wymienionych postaw istnieje też pycha duchowa, polegająca na przekonaniu, że o własnych siłach możemy osiągnąć doskonałość na wzór Chrystusa. Innym wyrazem pychy duchowej jest niecierpliwość w duchowym postępie. Człowiek owładnięty pychą duchową po popełnionym grzechu zamiast zwrócić się do Boga w sakramencie pokuty, denerwuje się na siebie samego z powodu zdrady własnych ambicji. Jest mu bardziej przykro, że znowu upadł, a nie dlatego, że znowu odrzucił bożą miłość. W ten sposób czło- 72 POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 wiek pokazuje własną pychę ponieważ bardziej ufa własnym siłom i zdolnościom niż Bogu. Wyrazem pychy duchowej jest też zazdrość, że inni postąpili dalej. Wyrazem tego jest przekreślanie i pomniejszanie osiągnięć innych osób, zamiast cieszyć się z ich postępu. Pycha jest pierwszą z wad głównych, w którą każdy człowiek jest uwikłany w mniejszym lub większym stopniu przez całe życie. Nigdy w sposób absolutny nie będziemy w stanie wyzbyć się pychy, dlatego należy troszczyć się o to, by głównym motywem naszych działań nie była pycha. Jak to czynić wskazał Chrystus: Tak mówcie i wy, gdy uczynicie wszystko, co wam polecono: „Słudzy nieużyteczni jesteśmy; wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać (Łk 17,10). Pycha jak każdy grzech jest brakiem dobra, dlatego lekarstwem osłabiającym jej działanie jest chrześcijańska pokora. Św. Bernard z Clairvaux mówił, że pycha i pokora są jak szczeble drabiny. Grzech pychy prowadzi nas w dół, a cnota pokory pozwala się wspinać. Pokora to chrześcijańska cnota, która polega na widzeniu siebie w prawdzie. Łączy się ona ze zdrowym poczuciem własnej wartości, płynącym z przeświadczenia, że życie jest darem Boga. Najkrótszą drogą do pokory jest wdzięczność. Walkę z pychą należy więc zacząć od aktów wdzięczności. Najpierw wobec Boga, a następnie wobec ludzi. Dziękując człowiek powoli doświadcza, że źródłem każdego dobra jest Bóg. Cenną praktyką kruszącą w nas znamiona pych jest też dobrowolne przyjmowanie upokorzeń. Zachętą może być duchowa dewiza bł. Jana Balickiego „Dobrze Panie, żeś mnie upokorzył”. W zdobywaniu cnoty pokory musimy zawsze pamiętać, że nigdy nie należy zwracać uwagi na to jak daleko postąpiliśmy, ale ile drogi pozostało jeszcze przed nami. STOWARZYSZENIE PRZYJACIÓŁ WSD Świętość na wyciągnięcie ręki… C zęsto w naszym życiu podziwiamy kogoś wielkiego, wielu z nas ma ulubionych „swoich” świętych do których się modlą, proszą o wstawiennictwo u Boga w różnych trudnych sprawach. Niekiedy święci stają się patronami różnych miast lub szkół, stawia się im pomniki i maluje na obrazach, po czym kończymy naszą „przygodę” z danym świętym. Co bardziej wierzący i praktykujący chrześcijanie, przyzywają ich wstawiennictwa, pomocy w trudnych sytuacjach (chyba najbardziej znany św. Antoni, gdy coś zgubimy lub św. Rita od sytuacji beznadziejnych). Zdarzają się jeszcze na szczęście rodziny, w których po urodzeniu się dziecka rodzice poznają historię jakiegoś świętego, zanim nadadzą dziecku imię. Jednak chyba nie rozumiemy do końca, po co Kościół daje nam tak wielki skarb. Jan Paweł II „rozdał” 482 aureole, aby nie tylko wieszać obrazy świętych, lecz przede wszystkim, aby ich naśladować. Aby brać z nich przykład, uczyć się od nich. Święci są dla nas darem, pomocą w drodze do naszego własnego uświęcenia. Jak wiemy z doświadczenia, o wiele łatwiej jest nam kogoś podziwiać niż go naśladować, czy brać z niego przykład. Kościół wyniósł na ołtarze tak wielką liczbę osób, również po to, abyśmy mogli się tekst Wojciech Ciupak - rok V uczyć na czym polega świętość, uczyć się, że świętość jest dostępna i dla nas. Gdy tylko przeczytamy kilka pierwszych kartek POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 73 STOWARZYSZENIE PRZYJACIÓŁ WSD z „żywota świętych” możemy dostrzec brak jednakowej, czy jakiejś uniwersalnej drogi do świętości. Święci „szli do świętości” z różnym bagażem doświadczenia życiowego; jedni przez całe życie byli związani z Kościołem: byli księżmi, zakonnicami, papieżami czy pustelnikami, inni zaś odnajdywali Chrystusa po wcześniejszym błądzeniu. Widzimy jednocześnie jedność i różnorodność. Święci różnią się, gdyż każdy z nich ma swoje własne osobiste cechy. Ale też są do siebie tak podobni, bo wszyscy utożsamili się z Chrystusem. Pojawiają się pytania: Kto dziś może zostać świętym? Co takiego trzeba zrobić, aby nim być? Obecnie w procesach kanonizacyjnych i beatyfikacyjnych bada się, czy dany kandydat, podczas swego życia, w stopniu heroicznym osiągnął cnoty teologiczne (wiarę, nadzieję, miłość) oraz moralne (umiarkowanie, roztropność, sprawiedliwość i męstwo). Aby to osiągnąć, nie wystarczą nam same nasze zdolności i rozum. Niezbędne okazuje się Boże wsparcie w postaci łaski uświęcającej. To ono pozwala nam już na ziemi doświadczać bliskiego kontaktu z naszym Ojcem. Świętość osiągana jest nie tylko przez świętych, którzy są dla nas wzorem, ale jest dostępna dla każdego. Jest stanem, który osiągnąć może każdy, kto jest obdarzony łaską i wierzy w Boga niezachwianie (jak śpiewały dzieci z Arki Noego: Taki mały, taki duży może świętym być, taki ja, taki ty, możesz świętym być). Wymaga to wielkiego wysiłku, ale przed nikim droga ta nie jest zamknięta. Święty Piotr Apostoł nakazuje nam: w całym swoim postępowaniu stańcie się wy również świętymi na wzór Świętego, który was powołał, gdyż jest napisane: Świętymi bądźcie, bo ja jestem święty (1P 1, 16). Daje nam zarazem najprostszy sposób, jak osiągnąć świętość – upodobnić 74 POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 się do Chrystusa. Potrzeba zatem coraz większej przyjaźni z Panem. Ta przyjaźń będzie wpływała również na nasz osobisty rozwój. Na rozwój naszych cech ludzkich. Doprowadzi nas do doskonałości. Sam Pan bowiem powiedział: Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest ojciec wasz niebieski (Mt 5,28). Świętość więc staje się zadaniem dla każdego. Pan nie mówi tylko do kapłanów, czy zakonnic, aby byli świętymi, ale do każdego. Każdy z nas jest powołany do świętości: w małżeństwie, w rodzinie, w samotności, w kapłaństwie. Zawsze i wszędzie, niezależnie od okoliczności, miejsca i czasu, mamy być świętymi. Jeżeli tylko zechcemy, Bóg udzieli nam stosownych łask. Aby być przyjacielem Pana, nie musimy robić rzeczy wielkich i wyjątkowych. Być świętym, to świadczyć swoim życiem o przynależności do Chrystusa. Nikt nie rodzi się świętym, jest to cel trudny do zdobycia. Należy go zdobywać przy ustawicznym współdziałaniu łaski Bożej. Przecież wszystko, co się rozwija jest początkowo małe i niepozorne. Dopiero dzięki stałej pracy, wysiłkowi nabiera z czasem pięknych kształtów. Tak też i naszą świętość, do której jesteśmy wezwani zdobywamy przez wykonywanie – z miłości do Boga – pracy i codziennych obowiązków, które przeważnie składają się z rzeczy małych. Nie łatwo jest być dziś świętym, ale spójrzmy na historię Kościoła: czy kiedykolwiek było łatwo? Bycie świętym to po prostu bycie dobrym chrześcijaninem, to bycie podobnym do Chrystusa. Im ktoś jest bardziej podobny do Chrystusa, tym lepszym jest chrześcijaninem, tym bardziej należy do Chrystusa, tym bardziej jest świętym. A jakie mamy środki do zdobycia świętości..? Te same, co i pierwsi wierni, którzy ujrzeli Jezusa, bądź poznali Go dzięki opowiadaniom Apostołów i Ewangelistów… STOWARZYSZENIE PRZYJACIÓŁ WSD Podziękowania Wspólnota Wyższego Seminarium Duchownego w Sandomierzu, Redakcja „Powołania” oraz Stowarzyszenie Przyjaciół składają serdeczne podziękowania Ks. Pawłowi Aniołowi za wsparcie, dzięki któremu stał się możliwy zakup kamery cyfrowej. Słowa wdzięczności kierujemy do Dyrektora Drukarni Diecezjalnej w Sandomierzu, Ks. Leszka Pachuty za bezpłatny druk obrazków z wizerunkiem bł. ks. Jerzego Popiełuszki. Kalendarium 14 listopada – I wyjazd powołaniowy alumnów do parafii 22 listopada – Wieczór Cecyliański, kościół seminaryjny, godz. 18 28 listopada – II wyjazd powołaniowy alumnów do parafii 11 grudnia – Dzień modlitwy i refleksji ,,WOKÓŁ OSOBY I MYŚLI SŁUGI BOŻEGO KS. WINCENTEGO GRANATA”, budynek Wyższego Seminarium Duchownego w Sandomierzu; godz. 9 Stowarzyszenie Przyjaciół Wyższego Seminarium Duchownego w Sandomierzu ul. Żeromskiego 6, 27-600 Sandomierz tel. 15 833 26 20, 15 833 27 08 e-mail: [email protected] nr konta: PeKaO S.A. I o/Sandomierz 44124027861111000036832060 POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 75 SPIS TREŚCI Refleksja Drogi za Jezusem Przesłanie z Krzyża ................................str. 3 Po beatyfikacji ks. Jerzego ..................str. 42 Pielgrzymka do Dachau i Ars .............str.44 Dwie fale pomocy ................................str. 46 Witaj Młody ! ........................................str.49 Madryt czeka na Ciebie ! ...................str. 51 „Jasne Światło” ......................................str. 54 Posłany do Afryki ................................str. 57 Wokół liturgii Wielbimy krzyż Twój Panie Jezu ........str. 4 Różaniec i wielkie sprawy naszego życia .... .....................................................................str. 9 Pamiętaj, że umrzesz ............................str. 11 Przyjdź, Królestwo Twoje ! ................str. 13 Z Rodziną ... Iść z rodziną pod wiatr ........................str. 59 Uzależnienie - zagrożenie wolności .str. 61 Wokół teologii De Caritate - O miłości ......................str. 15 Rady ewangeliczne - posłuszeństwo ............ ..................................................................str. 18 Święty Cyprian - wciąż aktualny przewodnik życia .................................str. 22 Anonimowe chrześcijaństwo .............str. 28 Z życia Seminarium Zamyślenia Stowarzyszenie Przyjaciół WSD Dentysta: iść, czy nie iść ? ..................str. 31 Powiedz: co, o tym myślisz ................str. 33 Pismo Święte - Księga zapomniana ..str. 34 „Nim włożą do naszych zimnych już rąk…” ......................................................str. 37 Rozmowa z ... Żyć Mądrością Krzyża ........................str. 38 Z Rzymu do Sandomierza .................str. 40 76 POWO£ANIE nr 3 (61) 2010 Bądź Królową i Panią naszego życia ! ......... ..................................................................str. 63 Powiedzieli Bogu - TAK ! ..................str. 64 Nowy rok, nowa jakość .......................str. 67 Siedem grzechów głównych - pycha ........... ..................................................................str. 69 Świętość na wyciągnięcie ręki ........... str. 71 Podziękowania i kalendarium............str. 73 Spis treści ...............................................str. 74 Wydawnictwo Diecezjalne i Drukarnia w Sandomierzu 2011 z Janem Pawłem II Redaktor: opracowanie Marian Grzybowski Pięknie wydana publikacja z fragmentami homilii i kazań oraz myślami Jana Pawła II. Zawiera także anegdoty i ciekawostki o życiu Papieża Polaka wzbogacone fotografiami. Praktyczny format, miejsce na codzienne notatki, wymienny notes teleadresowy. Dostępny w czterech okładkach do wyboru. Format: 11 x 16,5 cm, Liczba stron: 448, Oprawa: twarda Z księdzem Twardowskim 2011 Redaktor: opracowanie Marian Grzybowski Po raz kolejny proponujemy kalendarz z poezją ks. Jana Twardowskiego i jego refleksjami nad niedzielną Ewangelią. Jak zawsze znalazło się miejsce na czytania liturgiczne oraz myśli na każdy dzień. Praktyczny format, 4 okładki do wyboru, twarda oprawa, kolorowe ilustracje, miejsce na notatki, adresy i telefony, a przede wszystkim cenna i pomocna zawartość. KALENDARZ - TOMIK WIERSZY - NOTES Format: 10,5 x 15 cm, Liczba stron: 288, Oprawa: twarda Nie bój się, wierz tylko! Kalendarz wieloplanszowy 2011 Sandomierz z lotu ptaka Kalendarz 2011 Ilustrator: Marek Sudół Format: 35 x 50 cm Liczba stron: 12 Oprawa: spirala Format: A4 (21 x 29,7 cm) Liczba stron: 16 Oprawa: szyte drutem Jest to jeden z najczęściej spotykanych kalendarz w naszych domach. Charakteryzuje się ciekawą formą i czytelnym kalendarium. Oprawa kalendarza umożliwia obracanie poszczególnych stron, bez konieczności ich zrywania. Fotografie z Janem Pawłem II nadają temu kalendarzowi wyjątkowy charakter. ŚWIETNY PREZENT NA RÓŻNE OKAZJE! Zamówienia prosimy kierować na adres: Wydawnictwo Diecezjalne i Drukarnia w Sandomierzu ul. Żeromskiego 4, 27-600 Sandomierz tel. 015 64 40 400, fax 015 832 77 87 e-mail: [email protected] Sandomierz – królewskie miasto. Zaciszne uliczki, gwarny rynek, czerwone dachówki sandomierskich kamienic, a wszystko zatrzymane w zdjęciach Marka Sudóła. Kalendarz-cegiełka na pomoc osobom poszkodowanym w tegorocznej powodzi. Akcja pod honorowym patronatem Księdza Biskupa Krzysztofa Nitkiewicza oraz Burmistrza Sandomierza Jerzego Borowskiego. Cały zysk ze sprzedaży kalendarza przeznaczony będzie na pomoc Powodzianom. UWAGA! Na zamówieniu prosimy dopisać hasło „Powołanie”, które upoważnia do uzyskania 15% rabatu na zamawiane publikacje. Koszty przesyłki ponosi odbiorca. www.wds.pl