Nie bój się, wierz tylko!

Transkrypt

Nie bój się, wierz tylko!
REFLEKSJA
Przesłanie
z krzyża
Świat ulega nieustannym przemianom, a krzyż niezmiennie mówi nam o wielkiej miłości Boga do człowieka, o zwycięstwie dobra nad złem. Jak naucza Ojciec
Święty Benedykt XVI „krzyż mówi do wszystkich, którzy cierpią – uciemiężonych, chorych, ubogich, zepchniętych na margines, do ofiar przemocy – i daje
im nadzieję, że Bóg może przekształcić ich cierpienie w radość, ich odosobnienie
we wspólnotę, ich śmierć w życie. Daje naszemu podupadłemu światu nadzieję
bez granic” (Benedykt XVI, Homilia wygłoszona w Nikozji 5 czerwca 2010 r.)
To przesłanie płynące ze znaku krzyża, skierowane jest do wszystkich. Rozumieli je dobrze nasi pradziadowie, którzy nazwali część obszaru wchodzącego
w skład Diecezji Sandomierskiej „Ziemią Świętokrzyską” na cześć relikwii świętego drzewa, jakie przed wiekami przybyły w te strony. Z tym większym smutkiem
odbieramy informacje o profanacjach znaku krzyża czy o wykorzystywaniu go do
walki politycznej.
W celu zadośćuczynienia za wszelkie zniewagi oraz ożywienia kultu krzyża, zachęcam Was gorąco Bracia i Siostry do jego adoracji oraz do uczestnictwa
w nabożeństwach, które będą odprawiane we wszystkich parafiach każdego
14. dnia miesiąca, począwszy od przypadającego we wrześniu Święta Podwyższenia Krzyża Świętego.
Bardzo pragnę, abyśmy pamiętali zawsze o nieskończonym strumieniu
Bożego Miłosierdzia spływającym obficie z Chrystusowego krzyża i otaczali czcią
święty symbol naszego zbawienia. On bowiem jest widocznym i materialnym znakiem jedności z Chrystusem (por. Benedykt XVI, Homilia wygłoszona w Paryżu
15 września 2008 r.)
Sandomierz, 6 września 2010 r.
+ Krzysztof Nitkiewicz
Biskup Sandomierski
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
5
wokó³ LITURgii
WIELBIMY KRZYŻ TWÓJ,
PANIE JEZU
Uroczystość Podwyższenia Krzyża świętego
Nasz Pan Jezus Chrystus rozpięty na krzyżu umarł na Golgocie za grzechy całego świata. Martwe ciało zdjął z krzyża Józef z Arymatei i z wielką czcią złożył w grobie wykutym w skale, znajdującym się niedaleko od miejsca ukrzyżowania. (por. J 19,38-42).
W pogrzebie Jezusa uczestniczyła jeszcze Jego Matka i nieliczne grono pobożnych
kobiet. Ewangeliści nie piszą, co stało się z krzyżem.
TEOLOGIA KRZYŻA
Ś
więty Augustyn mówił, że krzyż
jest katedrą, z której Chrystus naucza. Wsłuchajmy się w to nauczanie, posługując się czytaniami mszalnymi.
Krzyż Chrystusa stanął na wzgórzu
Golgoty za czasów Tyberiusza. Przez trzy
godziny wisiał rozpięty na nim Syn Boży.
Ale na to wydarzenie czekały wieki. Śmierć
Jezusa wpisana jest w odwieczny plan Boga,
który kieruje się miłością i chce wszystkich zbawić. Liturgia dzisiejszego święta
ukazuje nam misteryjny związek Krzyża
z drzewem rajskim. [Boże] Ty postanowiłeś
dokonać zbawienia rodzaju ludzkiego na
drzewie Krzyża. Na drzewie rajskim śmierć
wzięła początek, na drzewie Krzyża powstało nowe życie. A szatan, który na drzewie
zwyciężył, na drzewie również został pokonany, przez naszego Pana Jezusa Chrystusa(Pref. 50).
Żydzi, których Mojżesz wyprowadził
z niewoli egipskiej, znali opowiadanie
o upadku pierwszych ludzi. Wiedzieli, że
gdy Adam i Ewa zwątpili i ulegli pokusie
6
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
szatana, stali się śmiertelni. Analogiczna sytuacja powtórzyła się na pustyni:
podczas drogi lud stracił cierpliwość i zaczęli mówić przeciwko Bogu i Mojżeszowi
(Lb 21,5). Nieufność wobec Boga – tam
w raju i tu na pustyni - jest śmiercionośnym jadem. Ratunek przychodzi od Boga,
ale konieczne jest osobiste nawrócenie
i wstawiennictwo Mojżesza. Zgrzeszyliśmy,
szemrząc przeciw Panu i przeciwko tobie.
Wstaw się za nami do Pana, aby oddalił od
nas węże (Lb 21,7). Autor Księgi Mądrości tak interpretuje wydarzenie z wężem.
A kto (spojrzał na węża miedzianego) ocalenie znajdował nie w tym, na co patrzył, ale
w Tobie, Zbawicielu wszystkich (...)
Synów Twoich nie zmogły nawet zęby jadowitych wężów, litość bowiem Twoja wyszła im naprzeciw i uzdrowiła ich (...) Nie
zioła ich uzdrowiły, ani nie okłady, lecz
słowo Twoje, Panie, które wszystko leczy.
Bo Ty masz władzę nad życiem i śmiercią.
(Mdr 16 7.12-13). Wąż miedziany wywyższony na wysokim palu, ocalający Izraelitów, jest zapowiedzią Chrystusowego
Krzyża. Jak ukąszony Izraelita zostawał
wokó³ LITURgii
ocalony, gdy spoglądał na węża miedzianego, w którym nie było śmiercionośnego
jadu, tak każdy grzesznik otrzyma zbawienie, jeżeli z wiarą zwróci się do Jezusa wywyższonego na Krzyżu, jedynego nieskalanego grzechem. Taką interpretację faktu
wywyższenia węża na pustyni daje Jezus
w dzisiejszej ewangelii. A jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak trzeba, by
wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne
( J 3,14). Ukrzyżowanie, zapowiedziane
przez Boga w wydarzeniach Starego Testamentu i w wizjach proroków, jest dla
nas ludzi, jedynym zbawczym lekarstwem.
Ukrzyżowany Chrystus swoją zbawczą
mocą ogarnął wszystkie ludzkie pokolenia. On został ukrzyżowany za nas żyjących dziś, za nasze grzechy. Jego śmierć
nie jest tylko historycznym wydarzeniem.
Zbawcza śmierć Pana jest sakramentalnie
uobecniana w każdej Mszy świętej, aby
Eucharystia, owoc krzyża i pokarm nieśmiertelności, dostępna była wszystkim
ludziom. Bardzo stara tradycja chrześcijańska, sięgająca III wieku mówi, że krzyż
Jezusa stanął na miejscu, gdzie znajdował
się grób Adama, praojca ludzkości. Tradycja ta, choć trudna do historycznego zweryfikowania, głosi przecież ważną prawdę,
że krew Jezusa obmyła z win i pojednała
z Bogiem praojca Adama i wszystkie pokolenia ludzi, które od niego pochodzą. Tyle
już pokoleń przeminęło, ale o żadnej ludzkiej śmierci, o niczyim umieraniu, choćby
to była śmierć najszlachetniejsza, nie możemy powiedzieć, że była to śmierć na odpuszczenie grzechów i za zbawienie świata.
Tylko śmierć Jezusa miała wymiar zbawczy.
Krzyż Jezusa głosi, że tam na Golgocie, rozegrała się dramatyczna walka o człowieka, o jego życie w wymiarze doczesnym
i wiecznym. Tam na Golgocie, dokonał się
sąd nad światem i zajaśniała potęga Ukrzyżowanego Chrystusa (Pref. 17). O tym
wymiarze Jezusowej śmierci mówi drugie
czytanie mszalne.
Krzyż Jezusa głosi, że na Golgocie rozegrała się
dramatyczna walka o człowieka
Przeczytany fragment listu do Filipian
(2,6-11) to hymn, w którym pierwsi chrześcijanie wypowiadali swą wiarę w Ukrzyżowanego Chrystusa. Hymn rozpoczyna
się od stwierdzenia, że Jezus odwiecznie
istniał w postaci Bożej (w. 5) - czyli posiadał chwalebne istnienie, wolne od ograniczeń i uwarunkowań, jakim podlega
śmiertelny człowiek. On posiadał istnienie Boże, które Mu się słusznie należało,
bo odwiecznie był Synem Bożym. I będąc
Bogiem nie skorzystał ze sposobności, aby na
równi być z Bogiem (w. 6). Historia Jezusa
jest odwrotnością historii praojca Adama.
Adam w swej pysze, będąc stworzeniem,
chciał zająć miejsce Boga, uległ szatańskiej
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
7
wokó³ LITURgii
pokusie: gdy spożyjecie owoc z tego drzewa,
otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło. Zapragnął boskich
przywilejów, boskiego sposobu istnienia.
Mając podobieństwo do Boga, chciał być
niezależnym od Boga, chciał stać się samowystarczalnym panem, chciał sam ustalać
ład moralny w tym świecie, decydować
o tym, co dobre, a co złe. Obserwujemy, jak
świat naznaczony grzechem Adama, stał
się areną walki o bogactwo, władzę i znaczenie, prestiż. Kain zabija Abla, Jakub kłócił się z Ezawem, a apostołowie posprzeczali się miedzy sobą o to, kto będzie większy
w królestwie niebieskim. I tak przez wieki,
aż do dziś.
Jezus Ukrzyżowany ustanawia inny
porządek w tym świecie. On odwiecznie będąc Bogiem, przyjmuje postać sługi
(w. 7), staje się we wszystkim podobny do
ludzi, oprócz grzechu (Hbr 4,15). Ukrzyżowany staje się solidarny z każdym człowiekiem, biednym, wydziedziczonym, bezbronnym, niesprawiedliwie osądzonym,
podlegającym wielorakim ograniczeniom,
8
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
rozmaitym cierpieniom i na koniec śmierci.
Ludzką egzystencję Jezusa określają wyrażenia: ogołocił samego siebie,
uniżył się i stał się posłuszny aż do śmierci.
Zatrzymajmy się chwilę nad tymi określeniami.
Jezus ogołocił samego siebie. Zauważmy, że tekst nie mówi, że gdy Jezus stał
się człowiekiem, zrezygnował tylko z czegoś, wyrzekł się czegoś. Tekst mówi, że
Jezus całkowicie ogołocił (gr. ekenosen)
samego siebie. Nie było to tylko cząstkowe wyrzeczenie. Syn Boży wkroczył
w świat człowieka i ogołocił się ze wszystkich przywilejów, do których miał prawo
i które mogły go uczynić innym człowiekiem. Wyrażenia „stał się podobny do
ludzi” i w zewnętrznej postaci uznany za
człowieka (w. 7) podkreślają rzeczywiste
człowieczeństwo Jezusa i potwierdzają, że
był normalnie człowiekiem jak wszyscy ludzie; choć wyróżniał się od nich mądrością
i świętością życia. Jezusowe ubóstwo w Betlejem, w Nazarecie, na Kalwarii, na krzyżu,
wokó³ LITURgii
to realne konsekwencje tegoż ogołocenia,
o którym wspomina hymn. Gdy ktoś doświadcza ubóstwa, niesprawiedliwości odrzucenia, warto uświadomić sobie, że Syn
Boży pierwszy wszedł na drogę radykalnego ogołocenia.
Hymn głosi, że Jezus przyjął „postać
sługi”. Słowo „sługa” (niewolnik), gr. dulos wyraża konkretny sposób, w jaki Jezus
postanowił być człowiekiem. W świecie
greckim sługa (niewolnik) to najniższa pozycja społeczna, całkowite przeciwieństwo
boskości. U Izraelitów „sługa” to ten, kto
z religijnych pobudek przyjął postawę służby Bogu i ludziom. W języku biblijnym
„sługa”, to ktoś bardzo odpowiedzialny,
któremu Bóg powierza najwyższą misję.
Pismo św. sługą nazywa Mojżesza, Jozuego, Dawida, kapłanów. W rozważanym
fragmencie hymnu, słowo „sługa” nawiązuje także do postaci sługi Jahwe, o którym
jest mowa w pieśniach Izajasza (Iz 42,1-7;
49,1-9; 50,4-11;52,13-53,12). Sługa Jahwe
to ktoś, kto powołany został, aby wypełnić
Boże plany.
Ziemskie życie Jezusa opisane jest wyrażeniem: uniżył samego siebie, stawszy się
posłusznym aż do śmierci. Jezus stał się uniżonym i posłusznym. W Piśmie św. „uniżenie” wyraża właściwą postawę wobec Boga
i ludzi. W odniesieniu do Boga uniżenie
jest całkowitym poddaniem, uległością,
której towarzyszy ufność do Boga. W stosunku do ludzi uniżenie jest wolną decyzją
życia z innymi i na ich poziomie. Uniżenie,
oznacza służbę, zamiast panowania, pochylanie się nad bliźnim, zamiast wywyższania się ponad niego. Uniżony to człowiek
ubogi, prosty, który nic albo tylko niewiele
znaczy w hierarchii społecznej. Jezus, który uniżył samego siebie, stał się solidarnym
z takimi ludźmi.
Jezus jest nie tylko pokorny, On jest
także posłuszny. Posłuszeństwo weryfikuje pokorę. Na początku swej działal-
ności publicznej Jezus mówił: pokarmem
moim jest pełnić wolę Ojca mego ( J 4,34),
w perspektywie męki modlił się nie moja,
ale Twoja wola niech się stanie (Łk 22,42),
a na krzyżu potwierdził wykonanie zleconej Mu misji: wykonało się ( J 19,30). Dla
podkreślenia całkowitego i tak radykalnego posłuszeństwa hymn mówi o posłuszeństwie Jezusa aż do śmierci i to śmierci
krzyżowej (w. 8). Jezus był posłuszny całe
swe życie. Nawet w perspektywie śmierci
krzyżowej nie zawahał się być posłusznym Ojcu. Gdy padały kuszące propozycje: zejdź z krzyża, ocal samego siebie
(Mt 27, 40). Jezus był posłuszny Ojcu.
On przyjął mękę i śmierć w całkowitym posłuszeństwie i zaufaniu do Ojca.
Ojcze w Twoje ręce powierzam ducha mego
(Łk 23, 46) - to modlitwa z krzyża, modlitwa zaufania. Dla Jezusa śmierć była
przecież o wiele straszniejsza, niż dla innych ludzi, bo na krzyżu umierał On jako
„Dawca życia”, „Pan życia”. Co więcej Jezus
nie przyjął śmierci chwalebnej, bohaterskiej, ale śmierć haniebną; za taką bowiem
uważana była śmierć na krzyżu, o której
mówiono: Przeklęty, kto zawisł na drzewie
krzyża (Pwt 21, 23). Śmiercią przez ukrzyżowanie nie karano obywateli rzymskich.
Dla Żydów za najcięższe wykroczenia przewidziana była kara kamienowania. Krzyż
był szubienicą przeznaczoną dla niewolników, zabójców, zdrajców i przeklętych.
Jezus przyjął najbardziej poniżającą śmierć
i przemienił ją w akt najwyższego posłuszeństwa i zaufania. Na krzyżu dał
nam lekcję umierania, pokazał jak lęk
przed śmiercią przezwyciężać ufnością,
powtarzając Jego modlitwę z Krzyża:
Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mego
(Łk 23, 46). Nieposłuszeństwo praojca
Adama zostało zakwestionowane Jezusowym posłuszeństwem. Odtąd nawet śmierć,
może stać się dla człowieka komunią z Bogiem. I o tym także usłyszeliśmy od Jezusa
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
9
wokó³ LITURgii
w dzisiejszej Ewangelii. Tak Bóg umiłował
świat, że Syna swego Jednorodzonego dał,
aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął,
ale miał życie wieczne ( J 3, 16).
Krzyż jest poniekąd ostatnim aktem
posłusznej miłości Jezusa w życiu ziemskim, ale nie jest ostatnim słowem Boga.
Dalsza część hymnu mówi o wywyższeniu
Jezusa: Bóg Go ponad wszystko wywyższył.
Miłość do Boga i posłuszeństwo Bogu nie
mogą zostać udaremnione. Wierność Boga
jest potężniejsza niż siły zła i moc śmierci.
Wywyższenie na krzyżu stało się wywyższeniem do chwały (por. J 13,32).
Po zmartwychwstaniu Chrystus ma ciało uwielbione. I choć nosi na swym ciele
rany – znaki ukrzyżowania – to są to rany
święte jaśniejące chwałą (liturgia Wielkiej
Soboty). Krzyż jest także opromieniony
chwałą. Przestał być znakiem hańby, stał się
znakiem miłości Boga do człowieka. Tak
bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego
Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w niego wierzy nie zginął, ale miał życie wieczne
( J 3, 16). Aby unaocznić tę prawdę, pierwsi chrześcijanie ozdabiali krzyż szlachetnymi kamieniami. I takie krzyże spotykamy
dziś, gdy nawiedzamy starożytne bazyliki.
Krzyż chwalebny, ozdobiony szlachetnymi
kamieniami, cesarz Konstantyn umieści
w najbardziej reprezentacyjnej sali swego
pałacu. I taki krzyż, chwalebny - jako znak
Syna Człowieczego - ukaże się na niebie,
gdy Wywyższony Pan przyjdzie w chwale, aby sądzić żywych i umarłych na końcu
czasów.
Fragment konferencji opracowany przez Ks. prof. Kazimierza Skawińskiego
10
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
wokó³ LITURgii
Różaniec i wielkie sprawy
naszego życia
tekst
s. Halina Irena Szumił
W
słowach „Matka Boska” wyznajemy wiarę, że Syn Boży,
współistotny Bogu Ojcu,
stał się człowiekiem i jako człowiek, ma
ziemską matkę; ten zaś człowiek zrodzony
z Maryi jest złączony ściśle z osobą Syna
Bożego, dlatego Maryja jest Matką Boga
w Jego ludzkiej naturze. Jest to najwyższy
przywilej Maryi, największa Jej godność
i podstawa dalszych Jej przywilejów, jak
Niepokalane Poczęcie, Wniebowzięcie,
niezwykła świętość i rola Pośredniczki
w dziele zbawienia.
Wśród wielu tytułów, jakimi wzywamy
Maryję w litanii loretańskiej, znajduje się
wezwanie do Królowej Różańca Świętego.
Patrzącym bez zrozumienia na przesuwające się w dłoniach odmawiającego
różaniec paciorki, mogą przychodzić różne myśli na temat tego rodzaju modlitwy:
klepanie pacierzy..., modlitwa mechaniczna.... modlitwa ludzi nie lubiących czytać
lub religijnie niedokształconych... Są i tacy,
którzy w modlitwie różańcowej widzą
praktykę bezużyteczną lub wręcz zabobon.
W tego rodzaju sądach kryje się często
niechęć do praktyk religijnych w ogóle,
a często niezrozumienie istoty, piękna
i głębi modlitwy różańcowej. Wprawdzie
nie stawiamy i nie możemy stawiać różańca na równi z ofiarą Mszy świętej i sakramentami, ale jest on przyjętą, praktykowaną i usilnie przez Kościół zalecaną formą
uczczenia Boga za pośrednictwem Matki
Najświętszej.
Różaniec składa się z trzech części: radosnej, bolesnej, i chwalebnej1, a każda
z nich ma pięćdziesiąt Zdrowaś Maryjo
i pięć Ojcze nasz; jedno Ojcze nasz i dziesięć Zdrowaś, są połączone z jednym z wydarzeń z życia Chrystusa Pana lub Matki
Najświętszej. Połączenia modlitw z rozważaniami tajemnic dokonał św. Dominik
(†1221), założyciel Zakonu Dominikanów. Podział różańca na piętnaście dziesiątków przyjęty został dopiero w XV
wieku. Do Polski różaniec miał wprowadzić św. Jacek Odrowąż, dominikanin
(†1257). Październikowe nabożeństwo
różańcowe wprowadzono do kościołów
katolickich w początkach XIX wieku.
1
Uwaga redakcji: Dnia 16 października 2002 r. papież Jan Paweł II ogłosił List apostolski „Rosarium Virginis
Mariae”, którym wprowadził czwartą część Różańca: Tajemnice światła (tajemnica pierwsza: chrzest Pana
Jezusa w Jordanie, druga: objawienie Pana Jezusa na weselu w Kanie, trzecia: głoszenie królestwa Bożego
i wzywanie do nawrócenia, czwarta: przemienienie na Górze Tabor, piąta: ustanowienie Eucharystii). „Aby różaniec
w pełniejszy sposób można było nazwać «streszczeniem Ewangelii» – napisał Papież – jest zatem stosowne,
żeby po przypomnieniu Wcielenia i ukrytego życia Chrystusa (tajemnice radosne), a przed zatrzymaniem się nad
cierpieniami męki (tajemnice bolesne) i nad triumfem zmartwychwstania (tajemnice chwalebne) rozważać również
pewne momenty życia publicznego o szczególnej wadze (tajemnice światła). To uzupełnienie o nowe tajemnice,
w niczym nie szkodząc żadnemu z istotnych aspektów tradycyjnego układu tej modlitwy, ma sprawić, że będzie
ona przeżywana w duchowości chrześcijańskiej z nowym zainteresowaniem jako rzeczywiste wprowadzenie
w głębię Serca Jezusa Chrystusa, oceanu radości i światła, boleści i chwały” (nr 19).
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
11
wokó³ LITURgii
Koła Żywego Różańca zapoczątkowała
w 1826 r. Maria Paulina Jaricot we Francji.
Ów Żywy Różaniec polega na tym, że każdy z członków grupy piętnastu osób podejmuje się każdego dnia odmawiać jeden
dziesiątek różańca, tak żeby każdego dnia
powstał cały Żywy Różaniec z odnośnymi
rozważaniami wydarzeń z życia Matki Bożej i Pana Jezusa.
Kultowi Matki Bożej Różańcowej poświęcone jest specjalne święto 7 października.
Różaniec składa się z dwu najpiękniejszych
modlitw
chrześcijaństwa.
W Ojcze nasz zawiera się myśl o braterstwie
wszystkich ludzi i to braterstwie opartym
nie na więzach rodziny, narodu, wsi, miasta, państwa, rasy lub kultury, lecz braterstwie opartym na powołaniu przez Boga.
W Ojcze nasz wyrażamy pragnienie, by
Bóg jako Ojciec był uznany, by Jego królestwo dobra przychodziło do nas i by spełniła się Jego wola, by chleba powszechnego
nam nie brakło, byśmy sobie wzajemnie
przebaczali, a przez to uwalniali się od zła
i by Bóg nas chronił od pokus.
Oby przy odmawianiu różańca, chociaż jedna z tych myśli nam towarzyszyła!
Modlitwa Zdrowaś Maryjo zawiera
słowa Anioła pozdrawiającego Maryję (Łk 1, 28) i słowa pochwały Jej przez
Elżbietę (Łk 1, 42), a także naszą prośbę do
Bożej Rodzicielki o wstawiennictwo teraz
i w godzinę śmierci naszej. Powtarzając
słowa Anioła i Elżbiety uświadamiamy sobie historię naszego zbawienia, które jest
dziełem Człowieka i Boga objawionego
w Chrystusie. Bóg ceni godność Maryi
i pragnie Jej zgody na Wcielenie Syna Bożego, a przez Nią i przez Niego ceni godność każdego człowieka i jego wolność.
W Ojcze nasz i Zdrowaś Maryjo są uwidocznione wielkie sprawy życia ludzkiego.
12
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
Różaniec nie jest tylko recytowaniem
Ojcze nasz i Zdrowaś Maryjo. Do jego
istoty należy rozważanie przy każdym dziesiątku wydarzeń z życia Chrystusa i Maryi,
a w nim i poprzez nie – tajemniczych losów
naszego własnego życia. Są w tym życiu
momenty radosne – jak w pierwszej części
różańca. Są cierpienia w rozmaitych kształtach, a w końcu śmierć – jak w tajemnicach
bolesnych. Ale nam - wierzącym, towarzyszy też zawsze nadzieja zmartwychwstania
i chwały – o których uczą tajemnice chwalebne różańca świętego. Różaniec i jego
rozumne odmawianie uczy nas więc rozumieć sens naszego życia.
Nasza religijność nie stanie się nigdy
powierzchowną, jeśli w centrum naszej
świadomości trwać będzie myśl, że Bóg jest
naszym Ojcem, że Chrystus jest naszym
Bratem, a Maryja – Jego Matką – naszą
Matką. Tego wszystkiego uczy nas modlitwa różańcowa.
Przedruk: „Przewodnik Katolicki”, (1973),
s. 361
wokó³ LITURgii
Pamiętaj, że umrzesz!
T
ragiczne wydarzenia, które dotknęły naszą Ojczyznę w mijającym już roku z pewnością zwróciły myśli wielu Polaków ku kruchości
i przemijalności ludzkiego istnienia na
tym świecie. Katastrofa lotnicza pod Smoleńskiem, w której w jednej chwili życie
straciło wielu ludzi powszechnie znanych
w naszym kraju, czy też tragedia powodzi,
która pokazała bezradność ludzi wobec
żywiołów, przypomniały o niemożności
uniknięcia śmierci, która wcześniej czy
później dotknie każdego z nas.
tekst
Kamil Dziurdź - rok IV
Uważajcie na siebie, aby wasze serca nie
były ociężałe wskutek obżarstwa, pijaństwa
i trosk doczesnych, żeby ten dzień nie spadł
na was znienacka jak potrzask. Przyjdzie
on bowiem na wszystkich, którzy mieszkają
na całej ziemi (Łk 21, 34-35). Tymi słowami Bóg przypomina nam o tym, przed
czym nie zdołamy uciec – o śmierci. Jezus
pragnie zbawienia każdego człowieka, ale
jednocześnie daje nam wolność wyboru.
To od nas zależy, jak spędzimy wieczność.
Non omnis moriar - Nie wszystek umrę [Horacy]
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
13
wokó³ LITURgii
Właśnie tutaj na ziemi rozstrzyga się nasza wieczność po śmierci. Zbawienie lub
potępienie na wieki dokonuje się podczas naszej ziemskiej wędrówki. Czytamy
o tym w Katechizmie Kościoła Katolickiego: Każdy człowiek w swojej nieśmiertelnej
duszy otrzymuje zaraz po śmierci wieczną
zapłatę na sądzie szczegółowym, który polega na odniesieniu jego życia do Chrystusa
i albo dokonuje się przez oczyszczenie,
albo otwiera bezpośrednio wejście do
szczęścia nieba, albo stanowi bezpośrednio potępienie na wieki (KKK 1022).
Każdy dzień, każda chwila może zadecydować o tym, jaka będzie wyglądać nasza egzystencja po przekroczeniu bramy śmierci.
Tomasz a Kempis w „O naśladowaniu
Chrystusa” poucza: Tak powinieneś się zachować w każdym czynie i w każdej myśli,
jak gdybyś dziś miał umrzeć. Niestety my,
ludzie XXI wieku, tak często uciekający
przed refleksją o życiu i jego przemijalności oraz chroniący się przed ciszą, w której
można najwięcej usłyszeć, boimy się podjąć
w naszym wnętrzu tematu śmierci, o której
rozważnie może zburzyć nasz często wygodny i pozornie szczęśliwy schemat życia
na tym świecie. Lęk przed rozmyślaniem
o śmierci spowodowany jest zapewne koniecznością zestawienia aktualnej sytuacji
własnej osoby z nieuniknionym momentem śmierci. Boimy się odsłonić przed sobą
nasz stopień gotowości wobec przejścia
przez bramę ku wieczności. Taka analiza
pociąga za sobą potrzebę stanięcia w prawdzie przed Stwórcą i przed sobą, co odsłania często bardzo gorzką prawdę o naszej
sytuacji wobec życia po śmierci.
Takie rozważanie jest jednak konieczne
i wcześniej czy później musimy je uczynić.
Tylko poprzez uporządkowanie własnego
wnętrza i stanięcie w prawdzie możemy
przełamać często paniczny lęk przed śmiercią. Uświadomienie sobie faktu, że śmierć
14
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
nikogo z nas nie ominie oraz tego, że tylko
od nas samych zależy nasze zbawienie i potępienie, pozwala świadomie ustalić swoją
własną hierarchię wartości na tym świecie.
To, co dla nas ważne, a co najważniejsze
podczas ziemskiej egzystencji, zadecyduje
o tym, jak spędzimy wieczność. Hierarchia
wartości to określona droga ku wieczności.
Dla człowieka wierzącego w Boga życie
ziemskie to wędrówka, przeplatana radościami i smutkami; śmierć to konieczny
etap przejściowy, do którego zbliżamy się
od chwili poczęcia; wieczność zaś w Bogu
to najwyższy cel. Moment śmierci, wypatrywany zawsze z lękiem i niepewnością,
jest momentem koniecznym do osiągnięcia oczekiwanego szczęścia wiecznego.
Śmierć postrzegana w ten właściwy sposób
jest dla nas czymś korzystnym, o ile żyjemy
na co dzień w łączności z Bogiem. Pisze
o tym Apostoł Narodów w słowach: Dla
mnie bowiem żyć – to Chrystus, a umrzeć
– to zysk (Flp 1, 21).
Jezus Chrystus, który pragnie szczęścia
wiecznego dla swojego najdoskonalszego
stworzenia, dając człowiekowi wolność
wyboru, daje jednocześnie nieocenione
pomoce na drodze ku zbawieniu. Przede
wszystkim ofiarował On swoje życie za
nasze zbawienie i Krwią swoją zmazał
nasze grzechy. Pozostawił nam również
sakramenty, które przybliżają nas do Boga
i umacniają nas w drodze ku Niemu, gdy
wielokrotnie, niczym syn marnotrawny
pragniemy do Niego powrócić.
Nikt z nas nie zatrzyma czasu, który
zbliża nas do momentu śmierci. Czas ucieka, a wieczność czeka. A jak tę wieczność
spędzimy, zależy tylko od nas, od naszego
wyboru określonej hierarchii wartości jako
drogi poprzez ziemskie życie ku wieczności. Chrześcijaństwo to religia zwycięzców.
A Ty – czy chcesz wygrać zbawienie?
wokó³ LITURgii
Przyjdź
Królestwo
Twoje!
Uroczystość Chrystusa Króla
tekst
Mateusz Kozieł - rok IV
W
ostatnich latach nastała
moda na punkcie roku
2012. Wielu może i nie
wierzy w rzekomą przepowiednię pocho-
dzącą od Majów (choć według specjalistów
mówi ona nie o końcu świata, ale o nowej
erze w ich kalendarzu, z czym nie wiąże się
nic katastrofalnego), ale lubi ją powtarzać.
Ikona Chrystusa Pantokratora
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
15
wokó³ LITURgii
Jest to też świetna okazja do zarobienia
pieniędzy. Jedni sprzedają działki w Afryce
Południowej, gdzie koniec świata ma nie
dotrzeć. Niepewne jutra firmy sprzedają
miejsca w atomowych schronach. Nawet
showbiznes połakomił się na ten - należący
do popkultury dzisiejszych czasów - temat,
kręcąc film „2012”. Nie jest to jednak artykuł poświęcony końcu świata za dwa lata,
ponieważ tak naprawdę jest to sztucznie
wymyślona data i sztuczny problem. Jednego jednak możemy być pewni. Koniec nastąpi już niebawem, lecz będzie to koniec
roku liturgicznego.
Pius XI, 11 grudnia 1925 roku wprowadził Uroczystość Chrystusa Króla Wszechświata. Reforma II Soboru Watykańskiego
przeniosła to święto na ostatnią niedzielę
roku liturgicznego. Zabieg ten ma podkreślić, że wszystko, co ludzkość posiada
i czego się spodziewa, ma swój początek
i mieć będzie swój chwalebny koniec
w Jezusie Chrystusie. W tym roku uroczystość ta przypada na 21 listopada.
Wydawać by się mogło, że dzisiaj podkreślanie tytułu królewskiego jest przynajmniej nieaktualne. Wszystkie królestwa
ziemskie poszły w cień, tam gdzie się zachowały, są raczej tylko zabytkami przeszłości. Jezus nigdy korony nie nosił, nie
zasiadał na tronie i o ziemskie królestwo
nie zabiegał. Tu właśnie widać sedno sprawy. Nie zabiegał o ziemskie królestwo, jednakże jest On Królem Niebieskim. Królem
wszystkiego, co widzialne i niewidzialne
w sensie innym, niż ziemscy monarchowie.
Władcy ziemscy nabywają tytuł królewski przez: dziedziczenie, nominację
i podbój. Te warunki Jezus spełnia. Jako
człowiek, w swej ludzkiej naturze, pochodził On przecież w prostej linii od króla
Dawida. Wykazują to Ewangeliści podając
Jego rodowód (Mt 1,5-16; Łk 3,23-38).
16
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
Jezus Chrystus nie był tylko Człowiekiem.
Jest on Synem Bożym. Jako taki jest Panem
nieba i ziemi, Panem najwyższym i absolutnym. Aby tą władzę powszechną Jezusa
Chrystusa podkreślić, nowa liturgia dodała do tytułu „Król” dopełniacz - „wszechświata”.
Chociaż Jezus nigdy nie walczył orężem, to jednak przelał własną krew dla
zbawienia rodzaju ludzkiego. Najpiękniej
prawdę, że jesteśmy zdobyczą Chrystusa,
wypowiedział św. Piotr Apostoł: zostaliście wykupieni nie czymś przemijającym,
srebrem lub złotem, ale drogocenną krwią
Chrystusa jako baranka niepokalanego
i bez zmazy (1P 1,18-19).
Żaden władca ziemski nie posiadał
tak wielu poddanych, jak Jezus Chrystus.
Ponad miliard chrześcijan, którzy obrali
Go za Pana, dzięki sakramentowi chrztu.
Miliony oddały za Niego swoje życie.
Od daty Jego przyjścia na ziemię dzieli się
czas na lata starej i nowej ery. On też zjawi
się na koniec świata, aby zamknąć ostatnią
kartę dziejów rodzaju ludzkiego na ziemi.
On też będzie naszą chwałą po wszystkie
czasy.
Uroczystość Chrystusa Króla ma nam
zatem uświadomić, że Chrystus jest Królem całego stworzenia, całego wszechświata. On jest Królem, gdyż jest Bogiem-Człowiekiem, Stworzycielem i Odkupicielem.
Z tego to tytułu ma władzę absolutną. Bóg
przecież nie poprzestał tylko na stworzeniu świata. Bóg ciągle go stwarza i nim włada. Królestwo Jezusa jest czymś zupełnie
innym od ziemskich królestw. Jego Królestwo dotyczy wszystkich narodów, miejsc
i czasów. Istnieje Ono już w Kościele, choć
jeszcze nie zostało do końca wypełnione.
Dlatego właśnie w codziennej modlitwie,
którą zostawił nam sam Chrystus, wołamy
z nadzieją: Przyjdź Królestwo Twoje!
wokó³ Teologii
De Caritate
O miłości
Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość – te trzy:
z nich zaś największa jest miłość” (1 Kor 13, 13).
W
przedostatnim
artykule
poświęconym
cnotom
teologalnym powiedzieliśmy sobie, że z wiary rodzi się nadzieja.
Wierząc w Boga – ufamy, mamy nadzieję. Przyjmując łaskę wiary pielęgnujemy
również w naszym życiu dar miłości, bo
miłość jest główną zasadą wiary. U początku bycia chrześcijaninem nie ma decyzji etycznej, czy jakiejś wielkiej idei, ale
spotkanie z wydarzeniem, z Osobą, która nadaje życiu nową perspektywę (…)”
– pisze Benedykt XVI w encyklice „Deus
caritas est”. „Święty Jan przedstawił w swojej
Ewangelii to wydarzenie w następujących
słowach: Tak bowiem Bóg umiłował świat,
że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w niego wierzy (…) miał życie wieczne
( J 3, 16)” – kontynuuje papież. Izraelici modlili się niegdyś: Słuchaj Izraelu,
Pan jest naszym Bogiem – Pan jedynie.
Będziesz więc miłował Pana, Boga twojego, z całego swego serca, z całej duszy
swojej, ze wszystkich swych sił. Kiedy
Chrystus przyszedł na ziemię, do tego
przykazania dołączył jeszcze jedno
z Księgi Kapłańskiej: Będziesz miłował
bliźniego jak siebie samego. Odtąd dwa
przykazania: miłości Boga i bliźniego
stały się jednym. Papież Benedykt XVI
przypomina nam, że to Bóg pierwszy
nas umiłował, dlatego miłość nie jest już
przykazaniem, ale odpowiedzią na dar
miłości, z jaką Bóg do nas przychodzi.
Miłość jest centrum życia chrześcijańskiego. Wezwanie do miłości prze-
tekst
Adrian Morgaś - rok VI
kracza nasze naturalne predyspozycje, ale
jest możliwe do spełnienia, bo jest miłość
darem Boga. Miłość jest wymagająca. Niejednokrotnie jest dla nas trudem, ofiarą,
domaga się przezwyciężania przeszkód, ale
mimo to, za św. Pawłem możemy powtórzyć, że nic nie zdoła nas odłączyć od miłości
Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu
naszym (Rz 8, 37.39). Powołanie do miłości wzywa nas, chrześcijan, by wychodzić
poza swoje własne dobro, by odsłaniała się
w nas miłość, która jest z Boga. Nie możemy poprzestać jedynie na wykonywaniu
poszczególnych aktów miłości, duch miłości powinien przenikać całe nasze życie
i naszą aktywność. By tak było, spróbujmy
się teraz przyjrzeć cnocie miłości.
We wspomnianej już encyklice
„Deus caritas est”, papież Benedykt XVI
zwraca uwagę, że „miłość” ma wiele odcieni. Jednak wśród tej różnorodności musi-
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
17
wokó³ Teologii
my dostrzec trzy główne określenia słowa
„miłość”, w których zamyka się wielość
znaczeń. Na pierwszym miejscu, jako wzór
miłości w całym tego słowa znaczeniu,
papież mówi o miłości kobiety i mężczyzny, którą świat starożytnej Grecji nazywa
erosem. Grecy i inne kultury upatrywali
w erosie upojenie, które wyrywa człowieka z jego ograniczeń. Celebrowanie erosu
jako boskiej siły doprowadziło w religiach
antycznych do kultu płodności, do których przynależał „święty” nierząd. Takiemu
postrzeganiu miłości sprzeciwia się świat
starotestamentalny. Nie odrzuca on erosu,
ale wypowiada mu wojnę jako wypaczeniu.
Upojny eros nie jest wznoszeniem się ku boskości, ale degradacją człowieka. Wszystkie
zarzuty, że chrześcijaństwo zniszczyło eros
zostają przez papieża odrzucone. Konieczne jest jego oczyszczenie i uzdrowienie.
Eros sprowadzony jedynie do „seksu” staje
się „towarem”, „zwykłą rzeczą” – jak pisze
Benedykt XVI. Idąc dalej tym tokiem rozumowania trzeba powiedzieć, że wtedy
również i człowiek staje się jedynie „towarem”. Aby przezwyciężyć egoistyczny charakter erosu należy przekształcić go w miłość – agape, która jest odkryciem drugiego
człowieka. Eros i agape są w rzeczywistości
nierozdzielne. Eros początkowo pożądający, w momencie zbliżenia do drugiej osoby będzie pragnął jej szczęścia, będzie się
18
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
jej poświęcał i będzie pragnął być dla niej.
W ten sposób formowany eros przekształca
się w agape czyli miłość, która ma przeniknąć wszystkie wymiary życia chrześcijańskiego. Przeżywana w konkretnych ramach
miłości ludzkiej miłość – agape jest miłością „wcieloną”. Zadaniem człowieka jest
jej rozwijanie i doskonalenie tak by stawała
się ona coraz bardziej bezinteresowna i duchowa. Nie oznacza to, że człowiek ma porzucić zupełnie wymiar zmysłowy i emocjonalny miłości, powinien jednak pozwolić
w przeżywaniu miłości prowadzić się Duchowi Świętemu. Miłość – agape jest również udziałem w łaskawej miłości Boga. Ten
rodzaj miłości ma charakter daru, gdyż należy do naturalnych „wyposażeń” człowieka. Agape to miłość „boska”, bo Bóg pozwala człowiekowi przez ten dar uczestniczyć
w Jego miłości. Ta partycypacja w Bożej
miłości umacnia ludzką naturę, podnosi
na wyższy poziom naturalną zdolność do
miłości, a także „zbawia” ludzką miłość.
Podobnie bowiem jak człowiek tak również
miłość potrzebuje zbawienia, by nie uległa
zdegradowaniu. Prawdziwy uczeń Chrystusa daje w swym życiu świadectwo miłości.
Aby miłość – agape stawała się w nas coraz
bardziej doskonała konieczne jest uczestniczenie w życiu sakramentalnym, a także
przeżywanie paschalnego misterium naszego Zbawiciela. Pomaga nam to przezwyciężać w sobie skłonność do zła, pomaga nam
odrodzić się do nowego życia naznaczonego
miłością na miarę darów Ducha Świętego.
Paschalna miłość chrześcijanina realizuje
się przez przyjęcie krzyża, co pozwala nam
całkowicie oddać się Chrystusowi. Możemy
powiedzieć, że agape to eros Boga do człowieka. To miłość bezinteresowna i przebaczająca. Miejscem, w którym agape Boga
przychodzi do nas cieleśnie jest Eucharystia
– podkreśla Benedykt XVI, działając w ten
sposób w nas i poprzez nas. Uczestnicząc
wokó³ Teologii
w Eucharystii zostajemy włączeni w akt
ofiarniczy Jezusa. W naszym udziale w Najświętszej Ofierze zawiera się bycie miłowanym i jednocześnie z naszej strony, miłowanie innych – konkluduje papież. I właśnie
Eucharystia daje nam możność miłowania
naszych bliźnich. Miłość Boga i bliźniego są nierozdzielne. Jeśliby ktoś mówił:
<<Miłuję Boga>>, a brata swego nienawidził, jest kłamcą, albowiem kto nie miłuje
brata swego, którego widzi, nie może miłować
Boga, którego nie widzi (1 J 4, 20). Widzimy zatem, że miłość Boga i miłość bliźniego są od siebie zależne. Można również
powiedzieć, że miłość bliźniego jest drogą
prowadzącą do Boga, a zamykanie oczu na
bliźniego czyni człowieka również ślepym
na Boga. Dla nas ludzi Bóg stał się widzialny w Jezusie Chrystusie. Boga dostrzec
możemy także w Jego Słowie, w sakramentach, w Eucharystii, w modlitwie Kościoła,
w żywej wspólnocie wierzących. To tu
przede wszystkim doświadczamy miłości
Boga, Jego obecności i przez to uczymy się
odnajdywać Go w naszej codzienności. Dlatego zasadne staje się to co powiedzieliśmy
na początku artykułu, że to Bóg pierwszy
nas umiłował. On nas kocha, a my doświadczając Jego miłości możemy wzbudzić
w sobie miłość, która wymaga nieustannego kształtowania. Zadaniem każdego
chrześcijanina, a w sposób szczególny,
całej wspólnoty kościelnej, jest miłość –
caritas. Kościół musi wprowadzać miłość
w czyn – podkreśla Benedykt XVI. Ten
rodzaj miłości jest tym elementem, który
wyróżnia chrześcijańską wspólnotę Kościoła. Caritas jest wyrazem istoty Kościoła.
Jest odpowiedzią na to, co w danym momencie jest koniecznością: głodni muszą
być nasyceni, nadzy odziani, chorzy leczeni z nadzieją wyzdrowienia, więźniowie
odwiedzeni itd. Miłość – caritas otwiera
przed ludźmi szerokie spectrum działalności charytatywnej, na płaszczyźnie której
wszyscy bezinteresownie mogą otrzymać
pomoc. Miłość – caritas jest zawsze czymś
więcej niż tylko zwyczajną działalnością –
pisze Benedykt XVI w „Deus caritas est”.
Wszelkie działanie na rzecz drugiego jest
niewystarczające jeśli zabraknie w nim
miłości karmiącej się spotkaniem z Chrystusem. W ten sposób udział w cierpieniu
naszego bliźniego staje się ofiarowaniem
samego siebie, a także czyni posługującego
pokornym. To zadanie jest łaską – dodaje
papież. Czynić w miłości to co możemy jest
najważniejszym powołaniem ucznia Chrystusa, a Miłość Chrystusa przynagla nas
(2 Kor 5, 14).
Życie człowieka sprowadza się ostatecznie do miłości. Do niej każdy z nas jest
powołany. Miłość jest definicją osoby. Jan
Paweł II pisał: „Człowiek nie może żyć bez
miłości. Człowiek pozostaje istotą niezrozumiałą, jego życie jest pozbawione sensu,
jeśli nie objawi mu się Miłość, jeśli nie spotka się z miłością, jeśli jej nie dotknie i nie
uczyni w jakiś sposób swoją, jeśli nie znajdzie w niej żywego uczestnictwa. I właśnie
dlatego Chrystus – Odkupiciel (…) objawia
w pełni człowieka samemu człowiekowi”.
Chrześcijanin zatem nie powinien koncentrować się wyłącznie na tylko ludzkim doświadczeniu miłości, ale odwoływać się do
Ewangelicznej koncepcji miłości – ukierunkowanej na Chrystusa.
Maryja – Matka Pięknej Miłości, ukazuje nam czym jest miłość i skąd pochodzi.
Dlatego razem z Benedyktem XVI, polecajmy Jej swoje życie: „Święta Maryjo, Matko
Boża, Ty wydałaś na świat prawdziwe światło, Jezusa, Twojego Syna – Bożego Syna.
Na wezwanie Boga oddałaś się cała i tak
stałaś się źródłem dobroci, które z Niego
wytryska. Pokaż nam Jezusa. Prowadź nas
ku Niemu. Naucz nas, jak Go poznawać
i kochać, abyśmy my również mogli stać się
zdolni do prawdziwej miłości i być źródłami wody żywej w spragnionym świecie”.
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
19
wokó³ Teologii
Rady ewangeliczne
- Posłuszeństwo
W ostatnim numerze Powołania został przedstawiony ogólny zarys rad ewangelicznych.
Stwierdziliśmy, że są one dobrowolnym warunkiem
do owocniejszego wypełniania powołania człowieka. Kościół od początku swojego istnienia zwracał
szczególnie uwagę na trzy podstawowe: posłuszeństwo, ubóstwo i czystość. W tym numerze skupimy
się na pierwszej z nich.
CHRYSTUS A POSŁUSZEŃSTWO
P
osłuszeństwo łączy rady ubóstwa
i czystości oraz je zespala i potwierdza. Dwoma podstawowymi tekstami z Pisma Świętego mówiącymi o posłuszeństwie są List do Filipian 2, 6-7: Jezus
żyjąc na ziemi, nie skorzystał ze sposobności,
aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy
się podobnym do ludzi; oraz List do Hebrajczyków 5,8: A chociaż był Synem, nauczył
się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał.
Ukazane w tych tekstach uniżenie
i cierpienie było dla Chrystusa szkołą posłuszeństwa swojemu Ojcu. Chociaż będąc
Synem Bożym nie był poddany woli Ojca
w automatyczny sposób, to jednak Jego
posłuszeństwo było owocem osobistej decyzji podjętej w wolności. Z tą decyzją był
związany trud i walka wewnętrzna. Posłuszeństwo swojemu Ojcu Jezus okupił cierpieniem. Powyższe teksty, jak i słowa samego Zbawiciela skierowane do Apostołów:
Kto was słucha, Mnie słucha, pokazują nam
prawdziwy motyw naszego posłuszeństwa
Bogu i Kościołowi: oddanie się Chrystu-
20
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
tekst
Łukasz dymora - rok V
sowi, na podobieństwo Jego oddania się
Ojcu. Człowiek wierzący będąc posłusznym ludziom, nie słucha ich najpierw dla
ich osobistej ludzkiej dobroci, wiedzy czy
świętości, ale słucha ich przede wszystkim
dlatego, iż dani mu są przez Chrystusa.
Będąc posłusznym Kościołowi, staje się posłusznym Chrystusowi.
To miłość do Chrystusa, jako głowy
Kościoła, każe nam ludziom wierzącym
przechodzić ponad ograniczeniami i słabościami naszych pośredników, czy przełożonych. Ich słabości i ułomności, choć są
bolesnym doświadczeniem, nie umniejszają sensu posłuszeństwa ich nakazom wydawanym w imieniu Chrystusa.
Ludzki i boski charakter posłuszeństwa
Ojciec Święty Jan Paweł II w Adhortacji apostolskiej „Pastores dabo vobis”,
jak i Ignacy Loyola w swoich Ćwiczeniach
duchowych, w słowach: nie patrzeć, kim
jest ten, kogo słuchamy, lecz raczej Ten, dla
którego jesteśmy posłuszni. A jest nim Chry-
wokó³ Teologii
stus Pan! ukazują nam podwójny charakter
posłuszeństwa:
a) płaszczyzna czysto ludzka odnosząca się do konkretnych ludzi, których
słuchamy oraz
b) płaszczyzna wiary, która mówi
nam o Tym, dla którego jesteśmy posłuszni, a jest nim Chrystus Pan.
Absolutne pierwszeństwo ma płaszczyzna wiary, jednak płaszczyzny ludzkiej nie
można lekceważyć, a tym bardziej pomijać.
Zasadą dobrego działania posłuszeństwa
na płaszczyźnie wiary jest prawidłowe
zrozumienie tego, co dzieje się na płaszczyźnie ludzkiej. Wzajemna akceptacja,
życzliwość, braterska miłość czy dialog są
nieodzownym warunkiem posłuszeństwa.
Istnieje bowiem niebezpieczeństwo zakrywania braków na płaszczyźnie ludzkiego
spotkania pomiędzy przełożonym i podwładnym, łatwym i tanim odwoływaniem
się do płaszczyzny wiary. Ani przełożony,
ani podwładny nie powinni odwoływać się
do płaszczyzny wiary, zanim nie spełnią
wszystkiego, co należy do ich obowiązku
na płaszczyźnie ludzkiej.
Te dwa podejścia nie powinny być rozważane przeciwstawnie do siebie - jedno
winno uzupełniać drugie; a rozpatrywane
oddzielnie, nie wyczerpują całego bogac-
WOLA BOŻA
Płaszczyzną równie ważną dla posłuszeństwa jest prawidłowe rozumienie woli
Bożej. Tylko wola Boga może usprawiedliwić rezygnację z własnej woli, aby w swojej wolności poddać ją woli przełożonego.
Możemy rozróżnić dialogiczny i niedialogiczny charakter woli Bożej. W pierwszym
z nich, człowiek traktuje Boga jak partnera: Bóg wzywa, a człowiek odpowiada;
Bóg mówi, człowiek słucha. Widzimy tu
dynamizm. W podejściu niedialogicznym
wolę Bożą traktuje się jako statyczny niezmienny plan Boga przyjęty od wieków.
Człowiek powinien ten plan odnaleźć
i dostosować się do niego.
Będąc posłusznymi Kościołowi,
stajemy się posłusznymi Chrystusowi
twa woli Bożej. Oba te pojęcia mają też
swoje ograniczenia, ukryte niebezpieczeństwa. W podejściu dialogicznym będzie
to zbytni aktywizm człowieka. Możemy
ulec pokusie traktowania Boga jako partnera w dialogu. Dialog człowieka z Bogiem, to dialog dwóch nierównych istot:
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
21
wokó³ Teologii
Stwórcy i stworzenia, czy Ojca i dziecka.
Przy niedialogicznym podejściu do woli
Bożej grozi nam pokusa bierności. Pod
jej wpływem człowiek może zwalniać się
z rozeznawania i szukania woli Bożej. Całą
odpowiedzialność zrzuca się wówczas na
innych - głównie na wspólnotę, w której
się żyje lub też na przełożonych. Jest to sytuacja niebezpieczna dla życia duchowego,
ponieważ może rodzić się z niej duchowe
lenistwo. W takiej sytuacji posłuszeństwo
nie będzie twórcze. Ograniczy się ono do
zewnętrznej wierności literze prawa.
Dojrzałość i niedojrzałość
w posłuszeństwie
a)niedojrzałość
Posłuszeństwo woli Bożej wymaga od
człowieka, pewnego stopnia dojrzałości.
Będąc niedojrzałym, nie widzi on własnego samolubstwa, niedołęstwa, nieumiejętności i pychy - jak mówi T. Merton, patrzy
na rzeczywistość w sposób egocentryczny.
Koncentruje się tylko i wyłącznie na swoich nieuporządkowanych uczuciach i popędach. Osoba taka nie będzie w stanie
zrezygnować z własnej woli, aby poddać ją
woli Bożej wyrażonej poprzez wolę przełożonego. Taki czyn wymaga od chrześcijanina pokonywania egocentryzmu oraz
obiektywnej oceny rzeczywistości, w której
żyje.
Niedojrzałość człowieka ujawnia się
w niepewności siebie, kompleksach niższości, skrywanej wrogości lub jawnej
agresji wobec innych, a zwłaszcza w pysze.
Wszystko to sprawia, że posłuszeństwo
drugiemu człowiekowi staje się bardzo
trudne, a nawet niemożliwe. W posłuszeństwie niedojrzałość może ujawnić się z jednej strony w przesadnej uległości motywowanej lękiem o siebie, złączonym zwykle
22
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
z lękiem przed autorytetem; z drugiej zaś
w buncie, nieuzasadnionej krytyce, gniewie i skrytej wrogości. W obu tych przypadkach autorytet - przełożony traktowany jest jako zagrożenie.
b)dojrzałość
Na powyższym tle przejawów niedojrzałości w posłuszeństwie prościej nam
będzie opisać postawę dojrzałości, której
wymaga ewangeliczne posłuszeństwo. Możemy tu wyróżnić trzy podstawowe cechy:
I. Główną racją ewangelicznego posłuszeństwa jest chęć naśladowania Jezusa
posłusznego swojemu Ojcu aż do śmierci.
W takim przypadku dojrzałego posłuszeństwa osoba nie zna lęku o siebie, chęci przypodobania się przełożonemu, czy
też szukania własnej korzyści lub uznania
w jego oczach. Podleganie przełożonemu
nie odbiera się tutaj jako umniejszanie się
przed człowiekiem, ale wyraz uległości wobec samego Boga objawiającego swoją wolę
również poprzez ludzi.
II. Dojrzałe posłuszeństwo charakteryzuje pozytywne nastawienie do osoby przełożonego; możliwe wtedy staje się
swobodne wyrażanie swoich opinii, nawet
wówczas, kiedy są to opinie krytyczne.
Przedstawianie swojego krytycznego zdania, nie jest tutaj atakiem na jego osobę, ale
ukazuje troskę o wypełnienie woli Bożej.
III. Przejawem dojrzałości w posłuszeństwie jest szczerość i otwartość wobec
przełożonego. Podwładny umie wówczas
nie tylko przedstawić swoje propozycje,
krytyczne opinie, ale także odsłonić swoje
słabości ludzkie; słabości, które mogłyby
przeszkadzać w realizacji powierzonego
mu zadania. Szczerość wobec przełożonego jest ogromną pomocą zarówno dla przełożonego, jak i dla podwładnego we wspólnym szukaniu i rozeznawaniu woli Bożej.
wokó³ Teologii
Przełożeni
Rozważając temat posłuszeństwa nie
możemy zapomnieć o kilku zdaniach na
temat przełożonych. Jak już sama nazwa
mówi, że jest on pierwszy. Nie w porządku hierarchii, pierwszeństwa czy nawet
świętości. On jest pierwszy posłuszny.
Pierwszy, który chce się podporządkować
wspólnie uznanej regule, a przez to samo
pociągać do tego całą wspólnotę. Pierwszy, który chce pełnić wolę Ojca, przypominać o niej tobie, swemu bratu - pisze
P. M. Delfieux. Bycie przełożonym jest pełnieniem posługi zarówno wobec Boga, jak
również wobec braci. Sprawowanie władzy
przez niego winno odzwierciedlać miłość,
jaką w swojej woli Bóg kieruje do człowieka. Miłość ta wyrazi się w ojcowskiej postawie zarówno wobec całej wspólnoty jaką
zarządza przełożony, jak i poszczególnych
jej członków. Ogromnie ważną rzeczą
w wydawaniu poleceń jest odpowiednie
ich uzasadnienie. Podwładni, którzy przyjmują decyzje przełożonego, jako wyraz
woli Bożej, winni mieć tę pewność, iż przełożony troszczy się o odczytanie znaków
woli Bożej. Samowolność decyzji, odwoływanie się do własnych, nie zawsze rozeznanych odczuć, kaprysów, jak mówi Sobór
Watykański II mogłoby budzić u podwładnych słuszne wątpliwości, czy podleganie
przełożonemu w takim sposobie rządzenia
jednoczy się trwalej i bezpiecznej ze zbawczą wolą Boga.
Podsumowanie
Myślę, że odpowiednim podsumowaniem tematu posłuszeństwa będą słowa
P. M. Delfieux’a - założyciela Monastycznych Wspólnot Jerozolimskich: Doskonały wzór posłuszeństwa kryje się w tajemnicy Trójcy. Między Ojcem, Synem
i Duchem Świętym wszystko jest słuchaniem, przyjmowaniem i dawaniem. Jeżeli
chcesz poznać podstawowe motywy swego
posłuszeństwa, kontempluj Trójcę. Posłuszeństwo nie jest wynalazkiem ludzkim.
Jest ono wyrazem samej istoty Boga…
Diakoni podczas święceń ślubują posłuszenstwo biskupowi ordynariuszowi i jego następcom
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
23
wokó³ Teologii
Św. Cyprian –
wciąż aktualny
przewodnik życia
tekst
Konrad Fedorowski - rok V
Skarbiec Tradycji starożytnego Kościoła jest bardzo bogaty, a co jest istotne, jest on wciąż aktualny i dostępny dla
współczesnego człowieka. Wystarczy tylko do niego sięgnąć, aby wydobyć drogocenne perły, które pomogą ukierunkować
życiową drogę według Bożych przykazań.
ZIEMSKIE ŻYCIE ŚW. CYPRIANA
WŚRÓD ZAWIERUCH III WIEKU
W
kolejnej części cyklu artykułów poświęconym sylwetkom Ojców Kościoła
przedstawiona zostanie postać św. Cypriana. Postaram się uzasadnić, że jego nauka
i przesłanie pozostaje aktualne do dzisiejszego dnia. Urodził się ok. 200 – 210 r.
w Kartaginie, położnej w północnej części kontynentu afrykańskiego. Pochodził
z bogatej rodziny pogańskiej. Otrzymał solidne wykształcenie retorskie i prawnicze.
W młodości był retorem oraz adwokatem,
na pewno w niedługim czasie zrobiłby karierę urzędnika państwowego. Jednak pod
wpływem kapłana Cecyliusza w wieku
35 lat przyjął chrześcijaństwo. Po nawróceniu zerwał całkowicie z kulturą pogańską, porzucił pogańskich autorów, z którymi zetknął się w czasie studiów; o czym
świadczy to, że w jego dziełach nie ma ani
24
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
Św. Cyprian z Kartaginy - filar prawości i jedności
wspólnoty chrześcijańskiej
jednego cytatu z ich pism. Cyprian radykalnie traktował przykazania obowiązujące chrześcijan, dlatego wyraził gotowość
przyjęcia wszystkich konsekwencji życia
chrześcijańskiego jakie narzucało naśladowanie Jezusa, łącznie z męczeństwem.
Dlatego też swój majątek przeznaczył na
cele charytatywne dla ubogich. Cyprian
ok. 248 r. przyjmuje święcenia kapłańskie,
zaraz po tym, zgodnie z wolą Bożą i głosem
ludu, został wybrany biskupem Kartaginy.
Duszpasterski zapał Cypriana ostudził wybuch prześladowania wywołanego
przez cesarza Imperium Rzymskiego Decjusza w 250 r. Zażądał on od wszystkich
wokó³ Teologii
obywateli złożenia ofiary ku swojej czci.
Odmowa złożenia ofiary oznaczała śmierć.
Tym zaś, którzy złożyli ofiarę wystawiono poświadczenie tzw. libellusem, które
chroniło przed wyrokiem śmierci. Wielu
chrześcijan uległo presji ówczesnych władz
i złożyło ofiarę cesarzowi dopuszczając się
odstępstwa od wiary w Jedynego Boga.
W czasie prześladowań Cyprian ukrywał
się w pobliżu Kartaginy, skąd kierował
i opiekował się gminą kościelną poprzez pisanie listów pasterskich. Po powrocie stanął przed koniecznością rozwiązania wielu
problemów. Wielu chrześcijan, którzy złożyli ofiarę cesarzowi stało się odstępcami
w świetle prawa. Byli to upadli – tzw. lapsi,
chcieli oni powrócić do wspólnoty Kościoła. Należało więc dla nich określić warunki
pokuty. W dodatku podczas nieobecności
Cypriana doszło do podziału (schizmy)
w Kościele kartagińskim, której przewodniczył kapłan Felicissimus, wokół którego
zgromadzili się przeciwnicy Cypriana.
Felicissimus przyjmował odstępców z powrotem do Kościoła na podstawie listów
wystawionych przez wyznawców lub męczenników, czyli tych którzy podczas prześladowań nie złożyli ofiary pogańskiemu
cesarzowi. Proceder taki ze strony Felicissimusa był nietaktem, ponieważ pomijał całkowicie głos kościelnej hierarchii, w dodatku nie nakładał żadnej pokuty. Wobec tego
Cyprian ekskomunikował przywódców
opozycji, zaś chcącym powrócić do wspólnoty kościelnej nałożył pokutę stosowną
do wielkości winy. Synod w Kartaginie
w 251 r. zdecydował, że upadli powinni
być na nowo włączeni do wspólnoty po
odbyciu naznaczonej pokuty i określonej
zwłoce czasowej.
W 252 r. na Kartaginę spadło nowe
nieszczęście – epidemia dżumy, za której
występowanie obarczono winą chrześcijan.
Cyprian zorganizował pomoc dla wszystkich poszkodowanych nie zwracając uwagi
na różnice wyznaniowe czym zjednał sobie
przychylność wielu pogan oraz złagodził
antychrześcijańskie nastroje. Epidemia
dżumy stała się również okazją do teologicznych rozważań na temat śmierci i przemijalności a także chrześcijańskiej nadziei,
owocem refleksji Cypriana stało się dzieło
„O śmiertelności”. Kolejnym nieszczęściem dla chrześcijańskiej gminy był najazd
barbarzyńskich plemion. Cyprian również
tym razem okazał się zatroskany o powierzonych mu wiernych. Zorganizował
składkę, którą przeznaczył na wykupienie
wziętych w niewolę chrześcijan.
W ostatnich latach życia, Cyprian wdał
się w konflikt z papieżem Stefanem na temat ważności chrztu udzielanego przez
heretyków. Cyprian zajął stanowisko rygorystyczne, opowiedział się, że chrzest
taki jest nieważny, żądając ponownego
udzielania chrztu odstępcom i tym, którzy
przyjęli chrzest od heretyków. Stanowisko
to poparli afrykańscy biskupi na synodach
w Kartaginie w latach 255 i 256, stwierdzając, że nikt spoza Kościoła nie może ważnie szafować Jego sakramentami. Nowa
schizma z Kościołem rzymskim wisiała
w powietrzu, nie wiadomo jak zakończyłby
się ów spór, gdyby nie wybuch nowej burzy. W 257 r. cesarz Walerian wydał nowy
edykt prześladowczy, czym doprowadził do
nowej fali prześladowań chrześcijan. Zażądał od kapłanów złożenia ofiary cesarzowi.
Cyprian pozostał nieugięty w wyznawaniu wiary, za co został zesłany do Kurubis.
W sierpniu 258 r. wezwano go do Kartaginy
i postawiono przed prokonsulem, który
wydał wyrok śmierci. Cyprian słysząc wyrok powiedział: „Bogu niech będą dzięki”,
po czym udał się na miejsce stracenia, klęknął i zaczął się modlić. Swojemu katowi
kazał wypłacić 25 sztuk złota. W czasie
egzekucji towarzyszył mu kapłan i diakon.
W taki sposób św. Cyprian złożył swą ostatnią ofiarę. Stało się to 14 września 258 r.
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
25
wokó³ Teologii
Korzystanie z nauki św. Cypriana umożliwi prowadzenie życia ewangelicznymi drogami, którego kresem
będzie port zbawienia, podobnie jak okręt płynący po spokojnym morzu, osiąga cel podróży
Takie było ziemskie życie św. Cypriana
– pierwszego biskupa męczennika i pierwszego zachodniego Ojca Kościoła. Działał
on wśród różnych trudności: w miejskiej
gminie chrześcijańskiej znajdującej się
na terytorium Cesarstwa Rzymskiego,
z czym wiązały się prześladowania, pracował w obliczu epidemii dżumy, najazdów
barbarzyńców, zmagał się z problemami
dyscypliny i karności wśród kleru. Jednak
Cyprian będąc biskupem posiadał niezbędne przymioty osobowości, aby radzić
sobie w zarządzaniu lokalnym Kościołem:
przenikliwość, umiar, łagodność, stanowczość, konsekwencje, radykalizm, zdolności administracyjne i prawnicze. Ponadto
był człowiekiem o wielkiej głębi duchowej,
siły do pracy czerpał przede wszystkim
z modlitwy, medytacji nad Pismem Świętym, co więcej cechowała go wielka miłość
26
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
i przywiązanie do Kościoła. Był on przede
wszystkim duszpasterzem angażującym
się w bieżące problemy gminy chrześcijańskiej. Troska o wiernych była celem
nadrzędnym, więcej znaczyła dla niego
niż zabieganie o rozgłos i sławę. Pamięć
o nim przetrwała m.in. dzięki pismom,
które wyszły spod jego ręki. Pozostawił
po sobie 13 traktatów i 81 listów, z których można się dowiedzieć bardzo dużo
na temat życia Kościoła z okresu III wieku.
Po jego śmierci jego sława bardzo szybko
się rozchodziła po chrześcijańskim świecie. Jego pisma nieustannie inspirowały
Kościół Zachodni, czego dowodem jest, że
w dokumentach Soboru Watykańskiego II
św. Cyprian cytowany jest trzynaście razy.
Jego dzieła były tłumaczone na język grecki, syryjski, aramejski. Jego relikwie znalazły się w wielu świątyniach, co świadczy
wokó³ Teologii
o jego szczególnym kulcie jako świętego biskupa i męczennika.
PODOBIEŃSTWA DWÓCH EPOK:
STAROŻYTNOŚCI I ŚWIATA
WSPÓŁCZESNEGO
Życie św. Cypriana, celowo zostało
szerzej opisane, aby uświadomić sobie, że
okoliczności i warunki w których przyszło mu troszczyć się o Kościół, problemy
przed jakimi stawał dostrzec można dzisiaj,
w XXI wieku. A skoro dziś stykamy się
z tymi samymi problemami co św. Cyprian,
warto zwrócić uwagę jak on postępował
w obliczu trudności, nieszczęść oraz zagrożeń wiary i życia. Cenne jest poznanie
rozwiązań jakie stosował, jakimi ideałami
się kierował, czego mógłby nas nauczyć.
Postaram się zwrócić uwagę na właśnie
te aspekty dorobku św. Cypriana.
Św. Cyprian przede wszystkim troszczył
się o Kościół. To on wypowiedział słynne
zdanie, iż nie może mieć Boga za Ojca ten,
kto nie ma Kościoła za Matkę. Dziś często
zapominamy o znaczeniu Kościoła; o tym,
że Kościół założył sam Chrystus i że jest
to rzeczywistość bosko – ludzka. Należy
zawsze być wiernym Kościołowi i świadomie do niego należeć. Cyprian przypomina
również, że Kościół jest ludem złączonym
z kapłanami pod przewodnictwem biskupa. Jest on scalony spoiwem wzajemnej
zgody i węzłem jedności. Dlatego Cyprian
przypomina wiernym, że tylko łączność
z biskupem daje gwarancję trwania
w Kościele Chrystusa i dostęp do zbawczych obietnic.
Wiele miejsca św. Cyprian poświęcił
tematyce moralno – ascetycznej. Kościół
w III wieku przechodził jedną burzę po
drugiej, tak dzieje się również dziś, nas również dotykają kryzysy, trudności i kłopoty.
Siły zła będą zawsze bezskutecznie uderzać
w Kościół, bo tak powiedział Chrystus
(por. Mt 16, 18). Jednak Kościół prowadzony przez Bożego Ducha pozostanie
niewzruszony. O tym pamiętał św. Cyprian, dlatego stał się światłem dla swych
wiernych w obliczu ciemności ogarniających lokalny Kościół. Istotnym problemem były prześladowania chrześcijan, które nie ustały do dzisiejszego dnia. Chociaż
wydawać by się mogło, że w tak rozwiniętej
cywilizacji, gdzie tyle mówi się o poszanowaniu i tolerancji drugiego człowieka
i jego poglądów, nie powinno mieć miejsca
takie zjawisko. A jednak w wielu krajach na
świecie takich jak np.: Birma, Indie, Chiny,
Laos, Wietnam, Kuba, Sri Lanka, Sudan,
Zimbabwe chrześcijanie są traktowani
jako wrogowie. Niszczone są chrześcijańskie ośrodki i kościoły. Często ekstremiści
w takim czy innym miejscu wdzierają
się do świątyń podczas nabożeństw i na
oczach wiernych profanują ołtarze i tabernakula. Chrześcijanie są nie tylko brutalnie
bici. Wielu z nich, podpalonych żywcem,
zginęło męczeńską śmiercią. W licznych
przypadkach radykałom nie wystarcza już
tylko zabicie. Stosowane są najokrutniejsze
metody represji przypominające lata „czerwonego terroru” w byłym ZSRR takie jak:
szpiegowanie, areszty domowe, więzienia,
tajemnicze zniknięcia, a nawet egzekucje.
I tak prawdopodobnie chrześcijanie stali
się najbardziej prześladowaną grupą religijną na świecie. W dodatku dziś w odróżnieniu do sytuacji z III wieku zmienił się
sposób prześladowania. Do wydawania
wyroków śmierci na chrześcijan doszły
nowe sposoby prześladowania. Dziś już
często nie umiera się za konkretny artykuł
wiary czy okazanie prawowierności, ginie
się za postępowanie, które przeciwstawia
się dominującym prądom politycznym.
Często walczy się z Kościołem „w białych
rękawiczkach”, nie w otwartej walce. Dziś
wielu chrześcijan ponosi męczeństwo, kiedy za swój ewangeliczny radykalizm muPOWO£ANIE nr 3 (61) 2010
27
wokó³ Teologii
szą płacić dyskryminacją, upokarzaniem.
W czasach Cypriana wydawano jawne
edykty, których nie wykonanie karano
śmiercią. Dziś zamiast tego szereg parlamentów różnych państw wydaje bezbożne prawa, ustawy sprzeczne z Dekalogiem
i Pismem Świętym, a nawet z fundamentalnym prawem naturalnym. Niestety jest
to zamierzona walka w celu wyrugowania
Kościoła z wszystkich sfer życia publicznego i stworzenia ateistycznej cywilizacji. Próby protestów czy upominanie się
o poszanowanie podstawowych praw kobiety, mężczyzny, dziecka często kończą
się określeniem chrześcijan jako: wrogów
społeczeństwa, porządku publicznego,
ośmieszeniem, zajadłymi atakami w stronę
Kościoła, tylko dlatego, że pewne grupy
społeczne czują się niedobrze w obliczu autentycznego świadectwa chrześcijańskiego.
Nasuwa się bardzo wyraźnie jeszcze
jedno podobieństwo epoki obecnej i tej
w której żył Cyprian. Dziś, podobnie jak
i w III wieku, społeczeństwo dotykają klęski i epidemie. Cyprian zmagał się z epidemią dżumy. Dzisiejszy świat natomiast
walczy z kataklizmami: powodzie, pożary,
upały, różnego rodzaju niespodziewane
śmiertelne wypadki. Historia powtarza się,
Bóg upomina się o należny Mu szacunek
i oddawanie czci. W III wieku składano
ofiarę bóstwom pogańskim, dziś wiele społeczeństw odchodzi od Boga. Zło, które
obecne jest w świecie często nie przypisuje
się człowiekowi lecz Bogu. Obecnie niepokojące jest zjawisko próby wyrugowania z
chrześcijańskich sumień pojęcia grzechu,
choćby pod osłoną kalkulacyjnych przemilczeń.
Źródło negatywnych zjawisk w świecie
jest dziś takie samo jak w starożytności.
Jaką postawę powinien zająć chrześcijanin wobec zagrożeń wiary, co radziłby
na dzisiejsze problemy biskup Cyprian.
Oddajmy głos świętemu biskupowi:
28
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
Zawsze powinniśmy pamiętać, że mamy
czynić wolę nie swoją, ale Boga, według
słów Pana, który nam polecił modlić się
o to codziennie. […] Skoro świat nienawidzi
chrześcijanina, czemu miłujesz tego, kto cię
nienawidzi, a nie idziesz raczej za Chrystusem, który umiłował cię i odkupił. […] Bracia umiłowani ! Bądźmy gotowi czynić wolę
Boga z pogodnym sercem, wiarą niewzruszoną, wytrwałą cnotą. Wyzuci z lęku przed
śmiercią, rozmyślajmy o nieśmiertelności,
która potem nastąpi. W ten sposób pokażemy, że to, w co wierzymy, istnieje naprawdę.
Trzeba nam, bracia umiłowani, wiedzieć
i często rozważać, że wyrzekliśmy się świata, że przebywamy tutaj chwilowo jako
pielgrzymi i goście. Przyjmijmy z radością ów dzień, który każdemu wyznaczy
trwałe mieszkanie, wyrwie nas ze świata, wyzwoli z jego więzów oraz przekaże królestwu i szczęściu wiecznemu.
(„O śmiertelności” 18.24.26)
Cyprian oddziaływał na wiernych nie
tylko słowem, potrafił również aktywnie stawiać czoła zagrożeniom. Przechodził do działania, oddając wszystkie swe
siły służbie zarażonych epidemią dżumy.
A w serca prześladowanych chrześcijan
starał się wlać otuchę, nadzieję i pociechę:
Jesteśmy, jak wszyscy ludzie, poddani kolejom losu. Wiara nie chroni nas przed
chorobą. Drogi sprawiedliwych były naznaczone cierpieniem tak samo jak pogan.
Nawet było ono jeszcze większe. Różnica
polega na tym, że śmierć prowadzi chrześcijanina do Chrystusa, który nas przedstawia Ojcu, podczas gdy pogan miażdży
lęk. Bądźmy więc gotowi, gdy Pan nas do
Siebie przyzywa. Któryż wędrowiec nie spieszy się, by dojść do swej ojczyzny? Odrzuciliśmy ten świat. Jesteśmy na nim obcymi.
Powiedzmy z apostołem: Chrystus jest moim
życiem, umrzeć dla mnie to zysk (Flp 1,21),
[…] Wyrażam radość i zachętę, abyście
w wyznawaniu niebiańskiej chwały byli
wokó³ Teologii
mocni i wytrwali, i wstąpiwszy na drogę
łaski Bożej, z duchową odwagą dążyli do
osiągnięcia korony. Macie Pana za opiekuna
i wodza. […] Od początku świata jest tak,
że w światowej walce cierpi sprawiedliwość.
[…] Powinniśmy cierpliwie znosić wszystkie
prześladowania i uciski. Bo chociaż sprawiedliwi dużo cierpią, to ci, którzy ufają Bogu,
będą wybawieni. […] Z całego serca oddajmy się Bogu, gardźmy doczesnością i myślmy
o przyszłości, o nagrodzie królestwie wiecznym, o objęciach i pocałunkach Pana, o widzeniu Boga (List 6, 39-42).
Kościół, matka nasza, chlubi się tym,
że niedawno, za wyznanie wiary, dotknęła was kara [prześladowania], że jako wyznawcy Chrystusa staliście się wyznawcami.
O ile obecnie wyznanie nasze sprowadza tak
wielkie cierpienia, o tyle okrywa was coraz
wspanialszą chwałą. […] Niech żołnierze
Chrystusa zachowają wiarę, niech nie dają
się łudzić pochlebstwami, ani zastraszyć się
groźbami, cierpieniami i męczarniami.
[…] Ziemskie cierpienie nie może bardziej
poniżyć niż może podnieść opieka Boża
(List 10, 46-50).
Św. Cyprian potrafił trzeźwo rozpoznać przyczynę prześladowań oraz wezwać do uczynienia rachunku sumienia:
Należy bowiem zrozumieć i przyjąć, że
ten gwałtowny ucisk, który w przeważającej mierze wyniszczył naszą trzodę i do tej
pory ją niszczy, powodowały nasze grzechy. Nie trzymamy się bowiem drogi Pana,
ani też nie zachowujemy danych nam dla
zbawienia niebieskich przykazań. […]
Uganiamy się za majątkiem i zyskiem, kierujemy się pychą, zazdrością, kłócimy się,
nie dbamy o szczerość i wierność. Wyrzekamy się świata tylko słowami, a nie czynami.
Każdy samemu sobie tylko się podoba, dlatego nie znajduje uznania w oczach drugich. Dlatego jesteśmy chłostani, tak jak
na to zasługujemy. Napisane jest bowiem:
Sługa, który zna wolę swego pana, a nic
nie przygotował i nie uczynił zgodnie z jego
wolą, otrzyma wielką chłostę (Łk 12, 47).
(List 11. 1-3, 50-52).
Tym którzy okażą skruchę i wyznają swój grzech św. Cyprian nie zamykał
drogi powrotu do wspólnoty Kościoła
mówiąc: […] Nie możemy im zamykać
drogi do przebaczenia i pozbawić ich ojcowskiej miłości i wspólnoty z nami. (List 56).
[…] Nie godziłoby się, i ojcowska dobroć
i łaskawość Boża, nie pozwala, aby pokutującemu zamykać Kościół, żałującym i proszącym odmawiać nadziei zbawiennej pomocy, schodzących z tego świata odsyłać do
Pana bez odzyskania wspólnoty i pokoju. […]
(List 57).
Św. Cyprian okazał się gorliwym duszpasterzem starającym uformować żołnierzy Chrystusa, przygotowując ich na
wszelkie możliwe wydarzenia. Swoim nauczaniem wykazał duchowy realizm, żarliwość, zrównoważenie, które pozwoliły
uczynić jego przesłanie trwałym nie tylko
na pełne trwogi czasy do którego było skierowane, ale i na wszelkie dziejowe zawieruchy, które nieustannie nas nawiedzają.
Powyższe rozważania wokół osoby
św. Cypriana niech zwieńczą słowa starożytnego pisarza Laktancjusza, który
stwierdził, że św. Cyprian nie może się
podobać tym, „którzy nie poznali misterium chrześcijańskiego, gdyż to, co mówi,
odnosi się do porządku duchowego i są
to w stanie zrozumieć jedynie ci, którzy
wierzą”.
Cytaty z pism św. Cypriana zaczerpnięto z:
Męczennicy, wstępy opracowanie i wybór
tekstów E. Wipszycka - ks. M. Starowieyski, Kraków 1991; Liturgia Godzin, t. IV,
Pallotinum 1988, s. 478 – 479.
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
29
wokó³ Teologii
Anonimowe
Chrześcijaństwo
tekst
dk. Maciej Charabin
C
Kiedy człowiekowi brakuje świadomości siebie, tego
kim jest, skąd pochodzi i dokąd zmierza, wówczas może
niejako uczestniczyć w rzeczywistości, którą nazywamy
anonimowym chrześcijaństwem.
złowiek w ciągu całego swojego
życia odczuwa wielką niepewność, która wynika z pluralizmu
światopoglądowego oraz konkurujących
ze sobą ideologii i religii. Czysty funkcjonalizm lub instrumentalizm nie są zaś
w stanie przezwyciężyć tej dysproporcji,
jaka się pojawia między nie kończącą się
wciąż nadzieją na sens i miłość a świadomością niezrealizowanych dotąd nigdy
obietnic na „raj na ziemi”. Autentyczne
wyjaśnienie ludzkiej egzystencji powinno
więc doprowadzić do pierwotnego „bycia
w sobie”, czyli do takiego stawania się nieuchwytnej dla człowieka głębi rzeczywistości, aby móc tam dopiero doświadczyć,
kim istota ludzka jest i jakie jest jej imię.
Czynność nadawania imienia człowiekowi jest powszechnie znaną rzeczywistością. Szczególne znaczenie owy akt
ludzki nabiera w chrześcijaństwie, które
czerpie z kart Pisma Świętego. W Biblii
funkcję nadawania imienia przypisuje się
Bogu i jest znakiem jego wszechobecności, wszechwiedzy, panowania nad wszystkim (por. Ps 147, 4). Bóg nadaje imię
elementom kosmosu (por. Rdz 1, 3 – 10)
oraz ciałom niebieskim (por. Iż 40, 26).
Prawo do nadania imienia jest w Biblii
wyrazem władzy i wyższości nad osobą czy
rzeczą nazwaną. W Piśmie Świętym „imię”
wielokrotnie przekracza funkcję nomina-
30
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
tywną, a jego znaczenie staje się bardziej
złożone. „Imię” czyli hebrajskie szem lub
greckie onoma, często wyraża istotę rzeczywistości opisywanej, charakter i postępowanie człowieka, jego osobowość oraz
naturę (por. 1 Sm 25, 25). Może też określać zadanie do spełnienia (por. Sdz 6, 12)
lub nosić znamiona życiowego programu
wyznaczonego przez Boga człowiekowi.
Istota ludzka zna wielorakie doświadczenia: poznaje swoją moc twórczą, doświadcza uciekania stworzonego przez siebie świata w nową niezależność, odczuwa
ogrom odpowiedzialności. To wszystko
tworzy w życiu człowieka stan pluralizmu, który jest nie do przezwyciężenia.
Odzwierciedla się on w samoświadomości
ludzkiej i ukazuje, iż istota ludzka nie może
nigdy zainwestować życia w jeden tylko
ideał, że musi wychodzić naprzeciw bardzo wielu rzeczom. Zdarza się iż człowiek,
w swym nieobliczalnym egzystencjalnym
pluralizmie gubi własne „imię”, a więc swoją tożsamość, w wyniku czego staje się kimś
anonimowym.
Słowo „anonimowy” pochodzi od greckiego anonymos, co tłumaczy się jako bezimienny, nie mający imienia. Na gruncie
naszych rozważań owo pojęcie możemy
odnieść do człowieka. Wówczas okazuje
się, iż istota ludzka, którą określamy takim mianem, mimo uprzedniego nadania
wokó³ Teologii
Każda istota ludzka ma obowiązek odczytywania w sobie „chrześcijańskiej duszy”
Imienia przez Boga, a więc określenia swojej tożsamości, nie odkrywa jeszcze pełni swojej godności i powołania na mocy
łaski prowadzącej do zbawienia. Dlatego
poprzez zdarzenia składające się na życie
człowieka, każda istota ludzka ma obowiązek odczytywania w sobie „chrześcijańskiej
duszy” .
Rahner zauważa iż człowiek, jeżeli chce,
może zawsze w konkretnej decyzji swojego
życia wybrać i przyjąć nieskończone pytanie tylko jako bodziec do swojej poznawczej i zdobytej nauki i może powiedzieć,
że nie chce mieć nic do czynienia z pytaniem
absolutnym jako takim. Jednak gdy brak
człowiekowi owej świadomości siebie, kim
jest, swego „skąd” i „dokąd”, wówczas może
niejako uczestniczyć w rzeczywistości, którą nazywamy anonimowym chrześcijaństwem.
U podstaw pojęcia „anonimowego
chrześcijaństwa” leży pytanie o zbawienie
wszystkich ludzi. Dlatego teksty zawar-
te w Nowym Testamencie, które pozornie mogą wydawać się ze sobą sprzeczne,
lecz wzajemnie się uzupełniają, z jednej
strony ukazują, iż kto nie uwierzy, będzie
potępiony (Mk 16, 16) oraz nie ma innego
imienia [Jezus Chrystus], w którym moglibyśmy być zbawieni (Dz 4, 12), natomiast
z drugiej strony św. Paweł Apostoł zapewnia, że Bóg chce aby wszyscy ludzie zostali zbawieni (1 Tm 2, 4), co potwierdzają
słowa Chrystusa, że zbawienie człowieka
umożliwia realizacja dobra.
Klasycznym ewangelicznym tekstem
mówiącym, nie w sposób bezpośredni, o „anonimowym chrześcijaństwie”
jest opis sądu ostatecznego zawartego w Ewangelii według św. Mateusza.
Król z przypowieści zwraca się do sprawiedliwych: Pójdźcie błogosławieni Ojca
mojego, weźcie w posiadanie królestwo,
przygotowane wam od założenia świata.
Bo byłem głodny, a daliście mi jeść; byłem spragniony, a daliście mi pić; byłem przybyszem,
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
31
wokó³ Teologii
a przyjęliście mnie; byłem nagi, a przyodzialiście mnie; byłem chory, a odwiedziliście
mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście
do mnie. Wówczas zapytają sprawiedliwi: Panie, kiedy widzieliśmy cię głodnym
i nakarmiliśmy ciebie? spragnionym
i daliśmy ci pić? kiedy widzieliśmy cię przybyszem i przyjęliśmy cię? lub nagim i przyodzialiśmy cię? kiedy widzieliśmy cię chorym
lub w więzieniu i przyszliśmy do ciebie?
A król im odpowie: zaprawdę powiadam
wam: wszystko, co uczyniliście jednemu
z tych braci moich najmniejszych, mnieście
uczynili (Mt 25, 34 – 40).
W tym dialogu odnajdujemy pytania
i odpowiedzi przeciwne: Przeklęci pytają: Panie, kiedy widzieliśmy cię głodnym,
albo spragnionym, albo przybyszem, albo
nagim, kiedy chorym albo w więzieniu,
a nie usłużyliśmy tobie?... Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i mnie nie uczynili
(por. Mt 25, 45). Można przypowieść o sądzie interpretować w ten sposób, że chodzi
o chrześcijan, którzy nie wypełnili nakazów Chrystusa.
Czynna miłość bliźniego jest więc
niewątpliwym wyrazem miłości do Boga,
bo On będąc niewidocznym, utożsamia się
niejako z każdym człowiekiem. Dlatego
w centrum tej opowieści znajduje się jednak odniesienie do owych wypełniających
czyny miłości bliźniego, którzy nie wiedzą, że w ten sposób odnieśli się do Jezusa.
Tłumaczą się podobnie jak ci, którzy tego
zaniechali: Panie, kiedy widzieliśmy cię?
Nie widzieli, nie poznali, że chodzi o króla
i sędziego, a więc Syna Człowieczego, jak
mówi początek przypowieści. Spełnili nakaz miłości bliźniego nie mając świadomości w całej pełni, że chodzi o Jezusa, który
się ukrył wśród najbardziej potrzebujących
miłości. Spełnili nakaz miłości bliźniego
i w ten sposób bezwiednie stali się owy-
32
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
mi sprawiedliwymi, czyli anonimowymi
chrześcijanami.
Zagadnienie powszechności zbawienia
należy skonfrontować z zasadą św. Cypriana (zm. 258 r.) extra Ecclesiam salus nulla –
poza Kościołem nie ma zbawienia. Pozornie może się wydawać, iż jest to aksjomat,
który definitywnie sprzeciwia się twierdzeniu, iż Bóg udziela swoich łask także
niechrześcijanom, a także tym, którzy się
od Niego odwrócili. Jednak właściwe odczytanie kontekstu historycznego tego
zdania wyraża troskę duszpasterską o ludzi odchodzących od Kościoła. Za sprawą
św. Fulgencjusza (zm. 532 r.), biskupa Ruspe zdanie św. Cypriana nabiera charakteru
teologicznej wypowiedzi na temat możliwości zbawienia niechrześcijan, determinując odniesienia Kościoła do wyznawców
religii pozachrześcijańskich oraz Jego działalność misyjną zwłaszcza w okresie wielkich odkryć geograficznych. Fulgencjusz
z Ruspe uznając cały ówczesny świat cywilizowany za chrześcijański naucza, że tylko
zawiniona zatwardziałość serca człowieka
stawia go poza wspólnotą Kościoła.
Teologia katolicka zachowuje formułę
extra Ecclesiam salus nulla i nadaje jej dzisiaj
sens odmienny, jaki nadał jej św. Cyprian.
Nie chodzi już o stosowanie tej formuły
do jakiejś konkretnej osoby, ale o obiektywne stwierdzenie, że Kościół Chrystusowy i że tylko On jako Kościół Chrystusa
jest upoważniony do niesienia zbawienia
Jezusowego wszystkim ludziom. Uzasadnieniem powszechnej woli zbawczej jest
to, że wszyscy są od Boga zależni, a więc
pragnienie, aby wszyscy byli zbawieni rozciąga się tak daleko jak sięga władza Stwórcy, czyli odnosi się do wszystkich i każdego
z osobna. Z powyższego słusznie wnioskujemy, że Bóg wszystkim niewiernym daje
dostateczną łaskę, która jest koniecznym
środkiem, aby móc w Niego uwierzyć.
ZAMYŚLENIA
Dentysta:
iść, czy nie iść?
tekst
Rafał Kusiak - rok IV
Jaką siłę w dzisiejszym świecie mają przesądy i zabobony?
Jak człowiek powinien odnieść się do prośby znajomego,
który prosi o „trzymanie za niego kciuków” przed jutrzejszym
egzaminem? Czy gdy widzę drabinę opartą o ścianę, przechodzę
pod nią, czy obok niej? Pytań można snuć wiele, lecz odpowiedź
wydaje się być jedna.
O
bserwując swoje kciuki zastanawiam się, dlaczego ludzie akurat
tę część ciała wybrali do przekazywania życzenia szczęścia, niejednokrotnie wierząc w złudną ich moc. Szuka się
w nich jakiejś magii, pozarozumowej rzeczywistości. Wierzy się tym samym, że
jest się w stanie komuś pomóc. Ile razy
dzisiaj spotykam się ze stwierdzeniem:
„trzymam za ciebie kciuki”. Nawet w telewizji, obserwując zmagania sportowców
słyszy się zachętę komentatorów do zaciśnięcia mocniej swoich palców. Jestem
przekonany, że nie jeden kibic przed telewi-
zorem widząc na rozbiegu skoczka Adama
Małysza niemalże automatycznie chwyta
za swoje kciuki, a im mocniej je trzyma,
tym nasz skoczek zyskuje kolejne cenne
metry, a jeśli nie to przynajmniej lepsze
noty od sędziów.
Czym zatem jest dla nas ten gest wykonany w stronę osoby, której życzymy powodzenia? Trzymanie kciuków, najkrócej
rzecz biorąc jest przesądem, którym to podejmuje się działanie nie mające żadnych
podstaw racjonalnych. Człowiek odwołuje
się w danym momencie do nieznanej siły
pośredniczącej, wytworzonej przez ludzki
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
33
ZAMYŚLENIA
rozum na drodze przemian kulturowych
danego regionu. W polskiej kulturze przesądów mamy mnóstwo. Boimy się czarnego kota, kominiarza, drabiny opartej
o ścianę. Strach nas ogarnia kiedy patrzymy w kalendarzu na piątek, który wypada
13 dnia miesiąca. Nasze społeczeństwo
dochodzi do takich absurdów, jak obawa
przed kupowaniem Krzyża na prezent dla
młodej pary. Chyba najchętniej wówczas
rzucilibyśmy dodatkowo 3 kilogramy ryżu,
byleby tylko nie rozpadł się nowy związek
małżeński. Pewien kapłan po kilkunastu
latach kapłaństwa wyznał, że to właśnie
Krzyż otrzymany na prymicjach, przed
którym codziennie klękał do modlitwy,
wielokrotnie ratował go w kryzysowych
chwilach życia.
Dlaczego zatem tak łatwo przychodzi
nam kierować się czymś, co i tak uważamy za niedorzeczność? Mówimy, że nie
wierzymy w dany przesąd, ale dla bezpieczeństwa lepiej nie witać się na krzyż, czy
u progu drzwi. Lepiej na widok kominiarza złapać się za guzik, ot tak, żeby być spokojnym. Czemu jesteśmy ludźmi tak małej
wiary? Tworzymy sobie bożków, szukamy
magicznych mocy, sposobów radzenia
sobie w życiu. O ile nie dziwi fakt wiary
w przesądy u osób nie związanych
z Kościołem, to dziwi liczba chrześcijan
tworzących sobie niejako otwarte drzwi:
z jednej strony wierzę w Boga, a z drugiej boję się, że dany przesąd może mieć
odzwierciedlenie w rzeczywistości. Trzeba także zauważyć, że wiele osób nawet
nie zdaje sobie sprawę z tego, że wszelkie
zabobony i przesądy są grzechem przeciwko pierwszemu przykazaniu Bożemu.
Tłumaczenie ludzi jest zazwyczaj związane
z tradycją kulturową i zwyczajem panującym w danym regionie. Sporo osób traktuje przesądy z przymrużeniem oka i z uśmiechem na twarzy.
34
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
Czy jednak skutki przesądów to tylko
uśmiech na twarzy i patrzenie na nie przez
palce? Do odpowiedzi na to pytanie posłużę się wynikami badań, którą przygotowałem w dniu 13 sierpnia 2010, w piątek.
Zadzwoniłem do znajomego, który odbywa praktyki w prywatnym gabinecie stomatologicznym i spytałem go, ile średnio
na dzień przychodzi pacjentów do dentysty. Skonfrontowałem wynik z liczbą osób
przyjętych w dniu 13 sierpnia i wyniki
okazały się zaskakujące. Średnia liczba pacjentów wynosiła około 13 osób, natomiast
w „pechowy piątek” wyniosła zaledwie 6.
Aby wykluczyć przypadek zmniejszonej
ilości pacjentów w piątek, wykonałem jeszcze jeden telefon w poniedziałek. Okazało
się, że po weekendzie do gabinetu stomatologicznego przybyło 15 osób. Wynik mógł
być zwiększony ze względu na przesunięcie
terminu wizyty z 13 sierpnia na 16 sierpnia,
który był dla pacjentów „bezpieczniejszym
terminem”. Podobne badania, ale związane
z innym przesądem może przeprowadzić
każdy z nas, stawiając na przykład dużą
drabinę opartą o ścianę, tak by można była
przejść obok niej, ale i pod nią. Większość
ludzi z pewnością przejdzie obok niej.
Społeczeństwo dzisiaj czuje się coraz
bardziej zagubione. Oddalając od siebie
Boga, kreuje sobie bożków. Nie wierząc
w pomoc Bożą i Bożą opiekę, człowiek nie
ma na kim oprzeć sensu swojego istnienia.
Bezradność człowieka sprawia, że próbuje
pomagać sobie poprzez amulety, talizmany, magię, symbole, nie pamiętając o Bogu,
który pragnie szczęścia każdego człowieka.
Co ostatecznie łatwiej jest powiedzieć: „Trzymam za Ciebie kciuki”, czy
może, „pamiętam w modlitwie za Tobą”?
Co wówczas będzie dominować: łatwość
wypowiedzenia powszechnego przesądu,
czy może odważne stwierdzenie nadziei na
Bożą pomoc? Wybór zawsze będzie zależał
od każdego człowieka z osobna.
ZAMYŚLENIA
Powiedz:
co o tym myślisz?
tekst
Wojciech Zając - rok IV
Wszystko jedno; mnie to obojętne; dostosuję sie do innych;
takiego rodzaju odpowiedzi słyszymy coraz częściej, gdy kogoś
pytamy o zdanie, albo o podjęcie jakiejś decyzji. Ale czy tego typu zachowania mogą
mieć miejsce w życiu człowieka, który ma wolną wolę i rozum po to, by wybierać między
tym co dobre, a co złe? Dlaczego trudno człowiekowi wyrazić jasno swoją opinię i zdanie, chowając się pod płaszczykiem „cichości i pokory”? Co powoduje, że ludzie boją się
podejmować decyzję i wstrzymują sie od głosu, często ślepo podążając za „większością”.
D
zisiaj ludzie chcą iść na łatwiznę
mówiąc, że są takiego samego
zdania jak inni, bo taka postawa nie wymaga żadnego wysiłku. Mówią
tak, żeby nikt się „nie czepiał”. Lepiej być
w rzekomej większości, bo w razie czego odpowiedzialność spada na innych,
no i oczywiście nikt mnie nie ruszy. Uleganie wpływom innych i zmiana swoich wartości podporządkowując się ślepo większości, jest zjawiskiem negatywnym. Obawiając
się odrzucenia, wielu dostosowuje się do kolegów i do zdania silniejszego. Dużym problemem człowieka dzisiaj jest strach przed
odpowiedzialnością za własne poglądy i decyzje. Zauważmy to jak często w rozmowie
z innymi, najczęściej z kimś kogo nie znamy,
a który ma odmienne przekonania, unikamy wyrażania swoich opinii, bo boimy
się, że zostaniemy źle odebrani, wyśmiani,
bądź uznani za staroświeckich. Gdy chodzi
o sprawy dużej wagi, to też wolimy nie zabierać jasno i wyraźnie głosu, bo wygodniej
jest nie brać później odpowiedzialności za
podjęte decyzje. Przytakujemy tylko, jak
kiwającą głową maskotka z tylnej półki samochodu, a gdy ktoś chce nas rozliczać za
jakieś sprawy, to tłumaczymy, że myśmy
nic nie mówili, to nie była nasza decyzja,
że to nie my decydowaliśmy - tak jest najwygodniej. Jeśli ludzie byliby bardziej zdecydowani, nie bali sie wyrazić innej opinii
i gdyby nie przytakiwanie głośniejszemu,
który potrafi wszystko ładnie ubrać w słowa,
to zapewne uniknęlibyśmy wielu tragedii
dyktatorskich rządów. Nie do przyjęcia jest
to, że głosimy jakieś zdania by przypodobać
się innym, mimo iż myślimy inaczej, bo to
jest oportunizm.
Po to Bóg dał nam wolność, byśmy
z niej korzystali i wypowiadali swoje poglądy. Dzięki temu w świecie jest urozmaicenie, pluralizm. Nasze opinie czynią świat
bogatszym. Niekiedy ktoś posiada genialne pomysły, rozwiązania, ale wstydzi się je
przedstawić, albo po prostu nie potrafi i nie
ma odpowiednich argumentów na uzasadnienie.
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
35
ZAMYŚLENIA
My chrześcijanie nie możemy przytakiwać na opinie niezgodne z prawdą i Dekalogiem. Naszym powołaniem jest bronić Boga
w świecie, którego chce się teraz z niego
wymazać. Nie możemy wstydzić sie mówić
o Bogu, o swojej wierze. Szatan działa. Dziś
chce sie rozbić chrześcijan od środka, wzbudzając konflikty. A wielu z nas nie ma odwagi jasno wyrazić opinii wśród tłumu, bo boi
się zadeptania. My chrześcijanie winniśmy
tworzyć rodzinę, która będzie jasno wyrażać swoją opinię i jej bronić w świecie, który
chce żyć bez zasad. Mamy opowiedzieć się
za Bogiem, albo za światem, nie możemy
stać po środku, nie możemy służyć Bogu
i mamonie. Po śmierci będzie niebo,
albo piekło; nie będzie nic po środku.
Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie,
nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi
(Mt 5,37).
Nie ma miejsca na słowa: „jestem za, a nawet
przeciw”. Ojciec Maksymilian Kolbe mówił
do braci zakonnych, że z Niepokalanowa
będą albo wielcy święci, albo wielcy przeklęci, środkowych nie będzie. Nie łudźmy się, że
nie podejmując decyzji będziemy wolni od
odpowiedzialności, bo nawet wstrzymanie
się już jest decyzją i Bóg rozliczy nas za to,
czego nie zrobiliśmy, a mogliśmy dobrze
zrobić.
Świat dziś przedstawia nam poglądy
i opinie, które podaje jako fakty. Propaguje wśród młodych, którzy jeszcze nie mają
wyrobionego zdania, pełen luz, „wolność
bez zobowiązań”. Nie dajmy się przekrzyczeć „krzykaczom” ze świata, ale brońmy
z zapałem wartości opartych na miłości,
a nie na nienawiści. Nie dajmy się manipulować i nie pozwólmy, by świat nas zmieniał, ale my zmieniajmy świat na lepsze.
Pismo Święte –
księga zapomniana
tekst
Michał Powęska - rok IV
C
hyba każdy z nas przeczytał
w swoim życiu jakąś książkę:
grubszą bądź cieńszą, bardziej
naukową lub po prostu przygodową.
Są książki, które czyta się tylko raz w życiu, są też takie, do których często się
powraca. Trochę bardziej zaawansowani
(do tej grupy śmiało można zaliczyć studentów), lubią kompletować książki. Nie
wiadomo przecież, które i kiedy mogą się
przydać. Przeglądając naszą biblioteczkę
36
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
z pewnością natrafimy na książkę, która przez wielu z nas jest najzwyczajniej
w świecie zapomniana. Wtedy warto taką
książkę odkryć na nowo.
Jest jednak taka książka, do której nie
wiadomo jak się zabrać. Mam na myśli
Pismo Święte. Dlaczego dziś ta księga jest
tak zapomniana? Przetłumaczona przecież na najwięcej języków świata, zawiera
historię naszego zbawienia, często określana Listem miłości Boga do człowieka,
ZAMYŚLENIA
a w naszym mieszkaniu często pokryta
warstwą kurzu. Boimy się sięgać po Biblię. Boimy się Słowa Boga. Dlaczego?
Czyżby nasze sumienie robiło nam jakiś
wyrzut? Pismo Święte to słowo samego
Boga. Bóg nie jest zwykłym autorem jakiejś książki. Nie zdajemy sobie sprawy, że
pomiędzy różnymi pozycjami czasem bez
poszanowania znajduje się Słowo Stwórcy. Pismo Święte to księga dająca Życie.
Co to znaczy? Tekst Starego i Nowego
Testamentu to słowa ciągle aktualizujące
się, pełne dynamizmu. Owo Dabar Jahwe
(Słowo Boga) ciągle się staje. Nawet nie
zdajemy sobie sprawy z tego, co trzymamy
pod stertą innych pozycji, czy podręczników. Dla wielu z nas owa księga przydaje
się tylko na szczególne okazje. Ironicznie
powiem, że te okazje pozwalają choć na
chwilę „przewietrzyć” Biblię. Kiedy korzystamy z Pisma Świętego? Ot wtedy,
gdy ksiądz przychodzi z kolędową wizytą
duszpasterską. Na czystym białym obrusie
stawiamy pasyjkę, dwa małe lichtarzyki,
wodę (często nieświęconą) i Pismo Święte.
I tak przyjdzie ksiądz - pochwali, że Pismo
Święte jest w poszanowaniu, porozmawia,
pobłogosławi… i już wraca wszystko do
normy ogólnie przyjętej. Dabar Jahwe wraca na półkę na kolejny rok. No, może wcześniej… Zima sprzyja „dotykaniu” Biblii.
Kładziemy je nawet na stół wigilijny, wcześniej szybko czytając fragment Łukaszowej ewangelii. Niektórzy uważają Pismo
Święte za idealny prezent na pierwszą komunię świętą, czy z racji innych uroczystości sakramentalnych (ślub, bierzmowanie).
Zapewne nie ma w tym nic złego i niewłaściwego. Z drugiej strony, można dostrzec
w tym brak innego pomysłu na prezent.
Wniosek? Skoro nie wiem, co kupić –
kupię Pismo Święte! Jest to przecież uniwersalny i katolicki podarunek. Zastanówmy się jeszcze nad innym, często nieświado-
Bóg powiedział do nas bardzo wiele;
mało tego: On mówi ciągle
mym pomijaniem Pisma Świętego. Można
spotkać się często z opinią (to szczególnie
wśród młodych ludzi), że Biblia to jakiś
archaiczny zabytek literacki, czasem zawierający bajki lub wydawać by się mogło
nierealne historie. Poza tym objętość tej
księgi może też czasem przerażać. Tak, tu
się zgodzę, że Słowo Boga jest obszerne
i trudne. Bóg powiedział do nas bardzo
wiele na przestrzeni tysięcy lat, mało tego:
On mówi ciągle. To wszystko wynika
z niczym nieograniczonej miłości Boga
do człowieka. Pismo Święte to nie książka do przeczytania na czas. Każde zdanie, ba, czasem nawet każde słowo należy
rozważyć w odpowiednim kontekście.
A wszystko to dzieje się pod działaniem
Ducha Świętego. Można być wybitnym
znawcą historii Izraela, ale można przy tym
w ogóle nie poznać Boga. Takie wypaczenie
może grozić np. studentom teologii. Nie
wystarczy biegle znać wydarzenia biblijne,
trzeba je jeszcze odnieść w stosunku do siebie i świata. Strzeżmy się, by nigdy Pismo
Święte nie stało się dla nas tylko suchym
i pełnym faktów podręcznikiem!
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
37
ZAMYŚLENIA
Rozważmy dlaczego boimy się jeszcze sięgać po tę Księgę. Ktoś powie, że
nie odczuwa potrzeby czytania Biblii.
Zapytam więc: co trzeba zrobić, żeby aż
tak bardzo zagłuszyć w sobie głos Boga?
I dalej: jak trzeba postępować, żeby zagłuszyć w sobie chęci do słuchania Pana?
Może za bardzo daliśmy się porwać wirowi tego świata, który umiejętnie pozwala zapomnieć o potrzebach duszy.
Lepiej udawać, że nie słyszę; po co od
siebie wymagać? To takie dziecinne.
Idąc dalej tym myśleniem możemy się
usprawiedliwiać, że przecież w każdą niedzielę na Mszy świętej z uwagą słuchamy słów, które czyta lektor.
A czy nie jest przypadkiem tak, że to
dopiero po homilii, a właściwie w czasie
pieśni na przygotowanie darów wybudzamy się z tego „zamyślenia bez głębi”?
Można tu jeszcze zwrócić uwagę na proklamujących Słowo Boże. Czytający lektor powinien wyraźnie i z zaangażowa-
38
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
niem czytać niedzielne lekcje, wcześniej
odpowiednio je przygotowując. Wszystko po to, by z szacunkiem wygłosić wiernym sprawcze Słowo Pana. Takich przykładów niezaangażowania duchowego
w czytanie Pisma Świętego możemy wyliczać
wiele. Każdy z nas bez
wyjątku powinien starać się o pogłębianie
swojej relacji z Bogiem.
Tą drogą jest właśnie
stała lektura Biblii oraz
uczestnictwo w sakramentach,
szczególnie
w Eucharystii. Wykorzystajmy więc pomoce
techniki, które zagłuszają nasze pragnienie Boga
w odpowiedni i dobry
sposób. Stańmy do walki
z niechęcią. Jest dziś bardzo wiele możliwości.
Możemy każdego poranka otrzymywać sms
z krótkim fragmentem
Słowa na dany dzień.
Takim dziełem zajmuje się choćby ks. Rafał Jarosiewicz (www.pozytywnego.pl).
Możemy też korzystać z pomocy książkowych do rozmyślań (np. Modlitwa
Ewangelią na każdy dzień ks. Krzysztofa
Wonsa). Możemy wreszcie dołączyć do
grupy modlitewnej i dzielić się Słowem
Bożym, oczywiście pod opieką kapłana,
by nie popełnić błędu w interpretacji.
Odkryjmy na nowo Boga w naszym
życiu! Bóg jest, czeka i mówi do nas.
Wystarczy tylko Go usłyszeć. Pan przekazuje człowiekowi orędzie zbawienia
i miłości przez swoje Słowo. Niech Duch
Święty rozpali w nas na nowo zapał do
rozczytywania się w tym Liście miłości.
Niech nigdy Pismo Święte nie stanie się
księgą zapomnianą w naszym życiu!
„Nim włożą do naszych
zimnych już rąk…”
J
akiś czas temu przeczytałem zdanie:
Nim włożą do naszych zimnych już
rąk różaniec – dziś weźmijmy go sami
i zacznijmy się znów na różańcu modlić.
Często zapominamy, jak wielką pomocą dla dusz czyśćcowych jest Różaniec.
Szczególna chwila refleksji nad rzeczywistością ostateczną nadchodzi w dzień
Wszystkich Świętych. Dusze czyśćcowe
doznają cierpień tak srogich, że język ludzki tego wypowiedzieć nie zdoła, ani umysł
człowieczy pojęcia o tym mieć nie może
bez szczególnej łaski Bożej. Źródłem wielkiego cierpienia jest grzech pierworodny
lub grzech uczynkowy. Bóg stworzył duszę
czystą, prostą, wolną od wszelkiej zmazy grzechu. Grzech pierworodny zaciera
w niej błogosławione pragnienie Boga.
Dusze czyśćcowe wolne są od winy grzechu, jedyną zatem przegrodę między nimi
a Bogiem stanowi kara, która opóźnia ich
połączenie ze Stwórcą, tak że ich pożądanie nie może być zaspokojone. Gdy więc
dusza poznaje, jakiej wagi jest wszelka,
choćby najmniejsza przeszkoda, która
zmusza sprawiedliwość Bożą do trzymania jej w oddaleniu od Siebie, wówczas
zapala się w niej ogień tak silny, że przypomina ogień piekielny. W miesiącu listopadzie stajemy nad grobami naszych bliskich, ofiarujemy za nich nasze modlitwy.
Matka Boża dała obietnice bł. Alanowi de
la Roche: Różaniec będzie najpotężniejszą
bronią przeciw piekłu, prawdziwi czciciele różańca nie umrą nagle oraz bez Sakramentów świętych. Nabożeństwo do różańca jest wielkim znakiem przeznaczenia do
nieba i najważniejsze jest to, że Maryja codziennie uwalnia z czyśćca dusze, które Ją
tekst
Łukasz Kołodziej - rok II
czciły modlitwą różańcową. Nasza pamięć
za naszych bliskich zmarłych przejawia
się również poprzez zapalanie zniczy. Jest
płomieniem symbolizującym naszą pamięć
- tego wieczoru gasną światła w domach,
a zapalają się na mogiłach. Bardzo często
przynosimy na groby kwiaty i wieńce, które
wyrażają naszą miłość za zmarłych. Pamiętajmy o Mszy świętej, która jest największą
pomocą dla dusz czyśćcowych. W Kościele
licznie odprawiane są Msze święte w intencji zmarłych. W obrzędach pogrzebowych
swoich wiernych, Kościół obchodzi z wiarą
paschalne misterium Chrystusa i modli się,
aby ci, którzy przez chrzest zostali wszczepieni w śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa, z Nim przeszli przez śmierć do życia. Muszą oni przejść oczyszczenie duszy,
aby mogli być przyjęci do grona świętych
i wybranych w niebie. Dlatego Kościół
składa za zmarłych eucharystyczną ofiarę,
pamiątkę Chrystusa i modli się za nich.
W ten sposób, dzięki łączności wszystkich,
duchowa pomoc pozostałym daje pociechę
płynącą z nadziei. Pamiętajmy o modlitwie
za zmarłych zarówno poprzez modlitwę
różańcową, jak i intencje Mszy świętej.
Moją refleksję chciałbym zakończyć słowami listu apostolskiego Jana Pawła II
Rosarium Virginis Mariae: Proszę weźcie
znów ufnie do rąk koronkę różańca, odkrywając na nowo w świetle Pisma Świętego jego przeogromną moc.
ROZMOWA Z...
Żyć Mądrością
Krzyża
Z Rektorem
Wyższego Seminarium
Duchownego
w Sandomierzu
Ks. Janem Biedroniem
rozmawia
Konrad Fedorowski
Konrad Fedorowski: Księże Rektorze, co jest naczelnym zadaniem
Seminarium, jako uczelni?
Ks. Rektor Jan Biedroń: Na naszej ziemi stanął Syn Boży. Wyszedł naprzeciw odwiecznym transcendentnym poszukiwaniom człowieka. Zmierzył
się z pytaniami nurtującymi człowieka: dlaczego życie?, dlaczego cierpienie?, dlaczego śmierć? i co dalej? dlaczego trzeba czynić dobrze? dlaczego trzeba być świadkiem Miłości? On - Syn Boży pokazał cel, ukazał sens
i drogę. Głoszenie prawdy o Bogu i człowieku, staje się naczelnym
zadaniem naszej uczelni. W ramach tej uczelni, oprócz formacji podejmujemy refleksję naukową nad dziełem Boga, dokonanym przez Chrystusa,
a obecnym dziś w Jego Kościele. Mocuje się nasza uczelnia z tą wielką
tajemnicą, tajemnicą Boga, tajemnicą człowieka, tajemnicą Boga zbawiającego człowieka. W tej zadumie i refleksji szukamy pomocy w filozofii –
od wieków wielkiej przyjaciółki i służebnicy teologii. Ale częściej w tej refleksji intelektualnej przychodzimy pod krzyż, ucząc się mądrości na
klęczkach, stając przed obliczem Tego, który jest samą Miłością i Mądrością. Studia seminaryjne są więc czasem zdobywania wiedzy i pogłębiania
wiary, przygotowania do bycia kapłanem na miarę współczesnych czasów.
To w czasie studiów, alumni mają świadomie odkrywać piękno przynależności do Chrystusa i umacniać się w powołaniu.
40
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
ROZMOWA Z...
Konrad Fedorowski: Rok duszpasterski naznaczony jest hasłem
„Bądźmy świadkami Miłości”. Jak to przesłanie realizować?
Ks. Rektor Jan Biedroń: Inaugurację kolejnego roku akademickiego
w Wyższym Seminarium Duchownym w Sandomierzu rozpoczęliśmy we
wspomnienie św. Franciszka z Asyżu. Jest to początek pewnej drogi,
dlatego kolejny raz możemy się zapytać, co powinniśmy zrobić, żeby
dobrze wystartować i osiągnąć zamierzone cele. Gdy wyruszamy w nowy
rok akademicki, patrzymy przed siebie, uświadamiamy sobie cele do których zmierzamy, określamy stojące przed nami zadania, ale oglądamy się
też wstecz na przebytą drogę. Droga przed nami w tej uczelni jest już długa.
Mając na uwadze tradycje Seminarium sandomierskiego, rozpoczęła się
ona sto dziewięćdziesiąt jeden lat temu. To hasło roku duszpasterskiego
Bądźmy świadkami Miłości, pragniemy w sposób szczególny realizować
w tej uczelni. Zauważamy bowiem, że tak bardzo tej Miłości dziś potrzeba. Widać to w braku należytego odczytania krzyża, jako znaku łączącego Boga z człowiekiem, człowieka z drugim człowiekiem, nieba z ziemią.
A przecież krzyż, który jest Miłością, jest obecny w życiu każdego człowieka, czy to nam się podoba, czy nie. Dlatego potrzeba i dziś ludzi żyjących mądrością krzyża, takich którzy będą umieli postawić dobro wspólne,
ponad swoimi egoistycznymi racjami. A takich przykładów, ludzi żyjących
mądrością krzyża jest wiele. Wystarczy choćby przywołać ogłoszonego
w tym roku błogosławionym Jerzego Popiełuszkę, który głosił dobrem zło
zwyciężaj - a to dobro ma właśnie podstawę w krzyżu Chrystusa.
Konrad Fedorowski: Pracę formacyjną w naszym Seminarium
podjęli nowi profesorowie. Ilu jest obecnie wszystkich wykładowców?
Ks. Rektor Jan Biedroń: Formację intelektualną alumnów poprowadzi
36 profesorów i wykładowców. Tym którzy w tym roku po raz pierwszy
podejmą wykłady w naszej uczelni, pragnę życzyć radości z przekazywania
wiedzy i formowania kapłanów jutra. Pozostałym Wychowawcom, Profesorom i Wykładowcom, dziękuję za rzetelną pracę w minionym roku akademickim i życzę sił na cały kolejny nowy rok. Natomiast Profesorom, którzy
osiągnęli wiek emerytalny i tym, którzy zaangażowani są w pracę parafialną, dziękuję za wielki wkład włożony w naszą uczelnię. Rozpoczynając
nowy rok wskazujemy sobie z nową ostrością jasność celu, sensu, znaczenie i potrzebę naszej naukowej i formacyjnej pracy. Podejmując tę pracę
w klimacie szczerego, wytężonego wysiłku, trzeba nam zabiegać o to, by
pomnażać dobro w nas samych, potęgując moce naszego ducha i tego
życzę z całego serca.
Konrad Fedorowski: Bardzo dziękuję za rozmowę.
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
41
ROZMOWA Z...
Z Rzymu
do Sandomierza
Z nowym Prefektem naszego Seminarium
Ks. Witoldem Płazą
rozmawia Łukasz Dymora
Łukasz Dymora: Rozpoczyna Ksiądz w tym roku akademickim posługę
w sandomierskim Seminarium, jako Prefekt dla roku I oraz wykładowca. Czy pomimo młodego wieku nie odczuwa Ksiądz lęku przed nowymi wyzwaniami stojącymi przed Księdzem?
Ks. Prefekt Witold Płaza: W tak postawionym pytaniu ukryte jest przekonanie, że człowiek młody charakteryzuje się odwagą, dlatego nie powinien bać się wyzwań, których
nie potrafi ocenić tak precyzyjnie, jak ktoś mający za sobą dłuższe życiowe doświadczenie. Niestety okres młodości mam już za sobą, ale jeśli chodzi o odczuwanie lęku,
to w moim przypadku sprowadziłbym je do bycia świadomym ciężaru odpowiedzialności
za powierzone mi zadania. Nikt nie jest idealnie przygotowany do wykonywania jakiejkolwiek pracy. Również w trakcie pełnienia obowiązków związanych z danym urzędem,
codziennie uczymy się czegoś nowego, poznajemy ludzi, poszerza się nasz zakres wiedzy
i doświadczeń. W tym znaczeniu obawę czy podołam zastępuje nadzieja i radość z faktu,
że powierzona mi praca będzie twórcza nie tylko dla podopiecznych, ale również dla mnie.
Każdy człowiek jest bowiem szansą i wyzwaniem, można powiedzieć otwartą księgą,
z której jeśli chcemy, możemy wiele się dowiedzieć. Ponadto, nie lękam się zbytnio powierzonych mi zadań, ponieważ proces dydaktyczny i formacyjny prowadzony jest wspólnie
przez grono wykładowców i profesorów. Pozostaje również, a może przede wszystkim,
kwestia zaufania Bogu i Jego pomocy; nie chciałbym jednak w ten sposób przerzucać odpowiedzialności za osobiste przygotowanie i zaangażowanie. Mam nadzieję, że z pomocą
Bożą i ludzką dobrze wypełnię to do czego zostałem skierowany przez Księdza Biskupa.
Łukasz Dymora: Jak postrzega Ksiądz seminarium przychodząc do niego nie jako alumn,
lecz jako Profesor?
Ks. Prefekt Witold Płaza: Seminarium, pomimo zewnętrznych zmian, zawsze pozostaje
tą sama instytucją. Tutaj kształtowało się moje powołanie na etapie bycia alumnem, teraz
będzie się ono rozwijać w wymiarze przeżywania własnego kapłaństwa. Formacja, która jest głównym zadaniem seminarium duchownego, staje się zatem w moim przypadku
drogą do kształtowania własnej posługi i roli w Kościele w ramach wypełniania zobowiązań wynikających z przyjętego dziewięć lat temu sakramentu święceń. W tym aspekcie
praca wykładowcy i prefekta wydaje mi się właśnie najtrudniejsza, bo formacja alumnów
łączyć się będzie z autoformacją własnego powołania. Zatem w zasadniczym ujęciu, jako
formator, postrzegam seminarium bardzo podobnie do czasów, kiedy byłem alumnem;
jest ono rzeczywistością umożliwiającą duchowy i intelektualny rozwój, zawsze w służbie
42
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
ROZMOWA Z...
Bogu i Kościołowi. Oczywiście przy gorliwym zaangażowaniu i szczerej woli współpracy
z łaską Bożą.
Łukasz Dymora: Jak wspomina Ksiądz Prefekt czas studiów w Rzymie?
Ks. Prefekt Witold Płaza: Trudno w jednej odpowiedzi oddać głębię doświadczeń
blisko ośmioletniego okresu studiów. Wspominam ten czas jako niezwykle intensywny
etap mojego kapłaństwa, w którym praca nad licencjatem i doktoratem wymagała wielu
wyrzeczeń i samodyscypliny. Często dane mi było doświadczać wagi słów Jana Pawła II
o konieczności radykalnego wymagania od siebie, bez względu na to, czy inni to widzą
i doceniają. Studia niosą ze sobą konieczność dobrego organizowania sobie czasu pracy
i wypoczynku, uczą metodologii pracy naukowej, pokazują również, jak ważne jest zdyscyplinowanie duchowe, postawa modlitwy i zawierzenia Bogu, szczególnie w obliczu
częstego doświadczania własnych intelektualnych ograniczeń w przyswajaniu i porządkowaniu zdobywanej wiedzy. Jako niezwykle pozytywny aspekt studiowania w Rzymie,
oceniam możliwość doświadczenia Kościoła Powszechnego i poznawania źródeł naszej
chrześcijańskiej tożsamości i szeroko rozumianej kultury.
Łukasz Dymora: Dlaczego akurat Ksiądz zdecydował się na studia filozoficzne?
Ks. Prefekt Witold Płaza: Ksiądz Biskup Wacław Świerzawski zaproponawał studia
w Rzymie i zasugerował taki właśnie kierunek. Ja się zgodziłem. Czemu akurat mnie
wybrał, tego nie wiem. Podjąłem to wyzwanie w zaufaniu Panu Bogu i jestem za nie
niezwykle wdzięczny.
Łukasz Dymora: Jak wspomina Ksiądz pracę duszpasterską na parafii?
Ks. Prefekt Witold Płaza: To było dziewięć lat temu, w Stalowej Woli. Miałem również
okazję zakosztować pracy w parafiach włoskich. Nie ukrywam, że bezpośredni kontakt
z wiernymi zawsze był dla mnie źródłem kapłańskiej satysfakcji, nawet w obliczu wielu
duszpasterskich trudności.
Łukasz Dymora: Jakie Ksiądz Prefekt dostrzega zmiany we wspólnocie seminaryjnej
w porównaniu do czasu, kiedy był jeszcze alumnem?
Ks. Prefekt Witold Płaza: Przyznam, że jestem tutaj zbyt krótko, aby odpowiedzieć
wyczerpująco na to pytanie. Niewątpliwie dostrzegam zmiany jeśli chodzi o liczbę kleryków; w latach w których studiowałem było nas w Seminarium zdecydowanie więcej.
Wiele zmian da się również zauważyć w otoczeniu zewnętrznym. Zasadniczo jednak
swoisty duch seminarium pozostaje ten sam; tworzy go atmosfera modlitwy, skupienia,
twórczej pracy, intelektualnych poszukiwań a także tworzenia szlachetnych braterskich
więzi i relacji.
Łukasz Dymora: Dziękuję za rozmowę.
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
43
DROGI ZA JEZUSEM
Po beatyfikacji
księdza Jerzego
tekst
Łukasz Buczek - rok III
N
ie można nie zauważyć, że dzisiejszy świat jest wrogo ustosunkowany do Kościoła. Szczególnym celem w tej walce są księża. Być
kapłanem Chrystusa dziś to wezwanie do
dawania świadectwa. Tym bardziej cieszą
takie chwile jak ta, która miała miejsce
6 czerwca 2010 roku w Warszawie. Odbyła się wtedy beatyfikacja księdza Jerzego
Popiełuszki.
Człowiek, chrześcijanin, kapłan.
W tych trzech słowach można streścić
życie nowego Błogosławionego. Świadkowie życia księdza Jerzego zgodnie stwierdzają, że w każdej sytuacji potrafił zachować godność. Pomimo trudnych czasów
w jakich żył, złożonej sytuacji politycznej
i ograniczania wolności Kościoła, ksiądz
Jerzy świecił przykładem pośród ludzi,
między którymi się znalazł. Był żywym
przykładem, jak w praktyce ma wyglądać
cywilizacja miłości. Nawet swoim wrogom
umiał okazać ciepło i zrozumienie. Znane
są przypadki, gdy w czasie zimy proponował ciepłą herbatę zmarzniętym agentom
obserwującym jego dom. Widział brata
w każdym napotkanym. Można uważać, że
taka otwartość i bezpośredniość w kontaktach z ludźmi to ryzykowne zachowanie,
ale takie właśnie jest „szaleństwo” bożych
ludzi. Cecha, która jest heroizmem, wyróżnikiem tych, którzy rzeczywistość niebiańską przedkładają nad ziemską.
44
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
Na naszych oczach zmienia się świat.
Wielość prądów intelektualnych i kulturowych tworzy prawdziwą mozaikę. Dziś
dla wielu ludzi Chrystus nie znaczy tyle,
co dla urodzonych kilkadziesiąt lat temu.
Formuje się pokolenie zagubionych, zdezorientowanych w galimatiasie współczesnego świata. Jest to smutna perspektywa,
ale nie jest ona wyrokiem. To właśnie dziś
potrzeba świadków dobra, ambasadorów
pokoju. Szczególnie wymaga się, by księża
byli takimi światłami w mrokach niewiary
i zwątpienia. Powaga sytuacji i współodpowiedzialność za Kościół wskazuje na to,
Ksiądz Jerzy jest wzorem normalności
w naszych poplątanych czasach
DROGI ZA JEZUSEM
Relikwie nowego Błogosławionego były niesione ulicami Warszawy
by każdy świecki też dawał przykład.
Nie trzeba jechać na misje, porywać się na
rzeczy o których mówi się z wypiekami na
twarzy. Przykład księdza Popiełuszki to
taka nasza polska „droga dziecięctwa” ku
Bogu. Być niezwykłym w zwyczajności.
Robić to, co wydaje się oczywiste. Każdy
z nas może tak kochać Jezusa, by swoje
zajęcia wykonywać uczciwie, delikatnie
i z poświęceniem, jakby robiło się je dla
Niego. Ksiądz Jerzy jest wzorem normalności w naszych poplątanych czasach.
Kolejną refleksją związaną z beatyfikacją Jerzego Popiełuszki kapłana i męczennika, jest myśl o całkowitym poświęceniu
dla Boga. Kto kocha, ten bywa zmuszony,
by cierpieć. Osobista charyzma i ukochanie Jezusa ponad wszystko inne stały się
powodem śmierci Męczennika naszych
czasów. Wszystkich nas powinna zawstydzić upór księdza Jerzego wobec komunizmu. I nie chodzi tu o taki, czy inny
system polityczny. Być uczniem Jezusa
to wskazywać wprost, czym jest dobro,
zło nazywać po imieniu. Taki właśnie był
ksiądz Popiełuszko. Walczyć o prawdę,
zwyciężać zło świata dobrem, bez względu
na ryzyko. Mimo całej brutalności totalitaryzmu w komunistycznej Polsce, ksiądz Jerzy jawi się jako człowiek dużego formatu.
„Zmusił” całą tę aparaturę ucisku do skupienia się na swojej osobie. Jeden, szczupły, chorowity ksiądz walczący z reżimem.
Szkoda, że ci, którzy wiedzą jak wiele zrobiono, by zaszkodzić księdzu Jerzemu nie
mówią. Nie zostali ukarani, żyją nie niepokojeni przez wymiar sprawiedliwości.
Ich świadectwo dopełniłoby opisu siły ducha księdza Popiełuszki.
Kończąc, trzeba wspomnieć, iż nasza seminaryjna wspólnota uczestniczyła
w uroczystości beatyfikacji księdza Jerzego
Popiełuszki na Placu Piłsudskiego. Byliśmy
częścią sporej reprezentacji naszej diecezji
podczas uroczystości ku czci kapelana
„Solidarności”. Wspominając ten moment,
czujemy się jeszcze bardziej zobowiązani do naśladowania poświęcenia Bogu
i ludziom, jakiego przykład dał nam
ksiądz Jerzy.
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
45
DROGI ZA JEZUSEM
Pielgrzymka do
Dachau i Ars
tekst
Grzegorz Słodkowski - rok II
W
ramach obchodów Roku
Kapłańskiego z inicjatywy Biskupa Ordynariusza
Krzysztofa Nitkiewicza w dniach 10 - 15
maja 2010 roku odbyła się pielgrzymka duchownych diecezji sandomierskiej. Pątnicy
zmierzając do głównych celów pielgrzymki, czyli Ars i Dachau zwiedzili po drodze
również Pragę, Marktl am Inn, Altotting,
Andechs, Paray le Monial. Uczestniczyło
w niej 36 kapłanów na czele z Księdzem
Biskupem Krzysztofem Nitkiewiczem
i Księdzem Biskupem Edwardem Frankowskim. Z naszego Seminarium pielgrzymowało 6 alumnów z każdego rocznika
wraz z Ks. Rektorem Janem Biedroniem.
Nasze pielgrzymowanie rozpoczęło się
Mszą świętą w Bazylice katedralnej w Sandomierzu, po której o godz. 7.00 autokar
wyruszył w drogę. W godzinach popołudniowych dotarliśmy do Pragi, gdzie zwiedziliśmy królewską dzielnicę Hradczany
i średniowieczny Most Karola. Udaliśmy
się również do najsłynniejszego sanktuarium w Czechach, Kościoła Matki Bożej
Zwycięskiej, gdzie można było zwiedzić
znaną na całym świecie figurkę dzieciątka Jezus. W drugim dniu udaliśmy się do
Marktl am Inn, miejscowości w której urodził się i przez pewien czas mieszkał Joseph
Ratzinger – obecny Papież Benedykt XVI,
gdzie w kościele św. Oswalda odprawiona
46
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
została Msza święta. Stamtąd ruszyliśmy
do Altotting, gdzie znajduje się cudami słynąca figura Czarnej Madonny. Trzeci dzień
pielgrzymowania był dniem szczególnym
z racji miejsca, którym był niemiecki obóz
koncentracyjny,
Konzentratzionslager
w Dachau. Jednym z kapłanów zamęczonych w obozie był ksiądz Diecezji
sandomierskiej – bł. ks. Antoni Rewera.
Biskupi sandomierscy odwiedzili miejsce
kaźni, modląc się w intencji wszystkich ofiar.
W kaplicy klasztoru sióstr karmelitanek,
Pasiaki więźniów zachowane w Dachau
DROGI ZA JEZUSEM
który mieści się na terenie obozu odprawiona została Msza święta. Następnie
odwiedziliśmy Andechs, gdzie znajduje
się klasztor benedyktyński. Tu urodziła
się św. Jadwiga Śląska. W czwartym dniu
pielgrzymowaliśmy do Paray le Monial,
miejsca objawień Pana Jezusa św. Małgorzacie Marii Alacoque, które jest jednym
z najważniejszych centrów pielgrzymkowych Francji. Piątego dnia pielgrzymka dotarła do celu pielgrzymowania –
do Ars sur Formans, miejscowości we
Francji, która zasłynęła dzięki swojemu
świętemu proboszczowi Janowi Marii
Vianneyowi. Najpierw zwiedziliśmy miasteczko oraz miejsca związane ze świętym.
W południe została odprawiona Masza
święta, podczas której pielgrzymi dziękowali za dar kapłaństwa i polecali pasterskie
posługiwanie Księdza Biskupa Krzysztofa
Nitkiewicza. W homilii Ksiądz Rektor Jan
Biedroń, odwołując się do osoby św. Jana
Marii Vianneya przypomniał, że dotykamy tutaj śladów jego obecności, modlitwy
i pracy. Pod koniec Mszy świętej Biskup
Ordynariusz podziękował Biskupowi
Edwardowi i kapłanom za dar wspólnego pielgrzymowania. Ostatnim miejscem
w drodze powrotnej, było Sanktuarium
Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach,
skąd ruszyliśmy do Sandomierza.
Czas pielgrzymowania był wielkim
przeżyciem duchowym, które ubogaciło
nas wszystkich. Również miejsca, które
odwiedziliśmy wywarły na nas ogromne
wrażenie. Podczas tych dni wiele razy wypowiedziane zostały modlitwy o nowe,
liczne, a przede wszystkim święte powołania do stanu kapłańskiego i zakonnego
oraz dziękczynienie za dar kapłaństwa.
Nie zapomnieliśmy w naszych modlitwach
również o Ojczyźnie i diecezji. Każdy z nas
nosił w swoim sercu także swoje osobiste
intencje, z jakimi wyruszył na drogę pielgrzymowania. Pielgrzymka ta skłoniła do
refleksji nad darem kapłaństwa, ale i przede
wszystkim nad drogą do świętości, do której przecież każdy z nas został powołany.
Biskup Edward Frankowski z alumnami na Moście Karola w Pradze
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
47
DROGI ZA JEZUSEM
Dwie fale pomocy
tekst
Marcin Świeboda - rok IV
T
Tego dnia wszystko miało wyglądać inaczej.
Dorośli w pracy, dzieci i młodzież w szkole 19 maja 2010 roku pozostanie w pamięci na całe
życie. Wdzierająca się z wszystkich stron woda,
walka o utrzymanie wałów, obronę zakładów
pracy...
rzeciego dnia od przerwania
wałów, ruszamy jak co dzień po
wykładach do Caritasu za Bramą
Opatowską. Hol wypełniają szczelnie ludzie, którzy przyszli szukać tutaj schronienia, pomocy lekarskiej, materialnej. Witają
nas łzy, emocje oraz radość, że są kolejne
ręce do pracy. Aneta i Klaudia - wolontariuszki z Zespołu Szkół Ekonomicznych
oraz z popularnie zwanej Budowlanki,
zapisują dane i kierują ludzi do poszczególnych miejsc wydawania darów. Korytarze
zapełniają się powoli kolejnymi wolontariuszami, którzy chcą dzielić się swoją pomocą z powodzianami.
Do zabawy w jednej sal zapraszają nas
Hubert, Kasia i Kuba. Na podłodze rozłożona kolejka, tor żużlowy - wszystko to
otrzymali tutaj, bo ich zabawki i ubrania
zostały w zalanych domach. Wiedzą, że do
domów teraz wrócić nie mogą, rodzice im
o tym mówili. Dzieci nie rozumieją jeszcze,
co tak naprawdę stało się i dlaczego mama
z tatą mają tak długo smutne oczy...
W międzyczasie dowiadujemy się, że
potrzebna jest pomoc w kuchni, bo zaraz
busami Caritasu Diecezji Sandomierskiej
przywiezione zostaną Siostry Dominikanki z Wielowsi. Idziemy do swoich zadań. Dzieci nie przerywają zabawy, są już
kolejni ciocie i wujkowie - wolontariuszki
i klerycy. W kuchni zabieramy się za przy-
48
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
gotowywanie kanapek, parzenie herbaty.
Stoły zaczynają zapełniać się przygotowywanymi posiłkami. Dla tych, którzy teraz
tutaj mają swój dom, obiad wydany był
wcześniej. Przychodzą też ludzie, których
zalane domy są po drugiej stronie Wisły.
Obiadów nie braknie, mimo, że codziennie wydaje się ich ponad 200. Miejsce
w salach, w których na co dzień uczą się
niepełnosprawne dzieci z regionu, zajmują
całe rodziny, matki z dziećmi. Wszystkich
około 120 osób.
Podjeżdżają oczekiwane busy. 22 kobiety w białych habitach wychodzą, albo
wynoszone są z samochodów. Były w zalanym klasztorze cztery dni. Zostawiają
na miejscu 4 współsiostry, same odjadą za
chwilę do Krakowa, gdzie jest ich dom generalny. Niech będzie pochwalony Jezus
Chrystus! - słychać wkoło przez dłuższą
chwilę. - Jak to wygląda po tamtej stronie?
- Parter klasztoru jest zalany, zdążyłyśmy
przenieść potrzebne rzeczy na piętro. Kościół na szczęście położony jest trochę wyżej, ale woda go nie oszczędziła. Siadamy
z dominikankami do stołu. - Nie przypuszczałyśmy takiego obrotu sytuacji. Nie było
prądu, brakowało jedzenia. Dwie siostry
poruszają się na wózkach, potrzebują stałej
opieki. Nie mogłyśmy ich zostawić. Dzień
wcześniej dostałyśmy kanapki od Caritasu, przywieźli je strażacy. - Co robiłyście,
DROGI ZA JEZUSEM
kiedy wiadomo było, że woda nie opada?
– Jak to co? Podzieliłyśmy się na godziny
i adorowałyśmy, modliłyśmy się. Przez cały
czas pamiętamy o powodzianach - opowiadają siostry.
W jednej z sal leży 70-letni mężczyzna, który ma problemy z poruszaniem się.
Mówi, że stracił wszystko, co miał, nawet
ciężko mu się poruszać, bo buty, które znalazł są za duże, a laska do podpierania się,
została w domu. Rozpoczynają się poszukiwania odpowiednich butów. Są. Buty
w rozmiarze 43 szybko znajdują się na stopach poszkodowanego staruszka. - W jaki
sposób przekazać ludziom sens ich cierpienia i to, że Bóg nigdy nie opuszcza, tych,
którzy u Niego pragną schronienia? - pytamy sami siebie. - A może to Pan Bóg zesłał
na nas karę? - pyta kleryka pewna starsza
kobieta. Nie można było zwlekać dłużej
z odpowiedzią. - Pan Bóg nigdy nie karze
ludzi. Czasami jednak człowiek napotyka
trudności w swoim życiu, aby móc głębiej
popatrzeć w swoje serce i zrozumieć, że
nie w świecie mamy pokładać nadzieję,
ale w Bogu.
Do punktu wydawania żywności ustawiają się coraz dłuższe kolejki. Z jednej
strony poszkodowani, z drugiej mieszkańcy miasta, którzy przynoszą dary. Jak
tutaj trafiłeś? - pytamy licealisty Adriana.
- Ksiądz w parafii mówił, że w Caritasie
można pomóc - odpowiada. - Jesteś z terenów zalanych? - Nie, ale chcę pomóc.
Mnie nic nie grozi, więc nie będę siedział
w domu. Dostajemy informację, że trzeba
przygotować transport żywności, i innych
pomocy. Klerycy dzielą się na grupy. Krótka wymiana zdań i już wiadomo, co i gdzie
trzeba zrobić. Naszykowane busy z logiem
Caritasu ruszają w różne miejsca. Za most
- do strażaków i policji - zawiozą kanapki
i klapki, o które tak prosili, bo w gumowych butach dyżurują już kolejny dzień.
Inna grupa rusza do huty szkła. Tam trwa
dramatyczna walka o uratowanie zakładu.
Wsiadamy do busa, którym objeżdżamy 11 sklepów z terenu całego Sando-
Powodzi nie udało się zabrać wszystkiego...
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
49
DROGI ZA JEZUSEM
Ogromu zniszczeń nie dało się ot tak ogaranąć...
mierza. - Za kółkiem jestem od 6 rano, do
domu wrócę może koło 21. A jutro rano
wracam - relacjonuje nasz kierowca. Zajeżdżamy do marketów. W każdym znajdują się wolontariusze, którzy z wózkiem
pełnym artykułów spożywczych i chemicznych oczekują na nasz bus. Wszystkie
te produkty są darem ludzi dobrej woli. Przyjedziemy tutaj jeszcze o 19, kiedy ludzie ruszą na zakupy po pracy - mówi do
nas kierowca w drodze do kolejnego sklepu.
Kolejny kurs i trafiamy na Sobów.
Lidka - pracowniczka Ośrodka dowodzi
całą akcją. Jest w stałym kontakcie ze strażakami, którzy zgłaszają, czego potrzeba
w Sobowie - Tarnobrzegu. Pod remizą ustawiają się całe rodziny. Dzielą się ubraniami,
zabierają koce, których tak wyczekiwali. Czy z Tarnobrzega dociera do was jakaś
pomoc? - pytamy. - Tak, byli u nas dziś dwa
razy ludzie z urzędów, częściej jednak dojeżdżają zwykli ludzie, którzy wyładowują
bagażniki swoich samochodów. Dzisiaj
wy jesteście u nas trzeci raz - opowiadają.
Wracamy do Sandomierza przez Nagnajów
i Łoniów. Innej drogi nie ma. Od mostu na
50
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
Wiśle, jak słyszymy w radiu - zalanych
w linii prostej jest 14 km, aż do Gorzyc,
które cały czas walczą z wodą w Łęgu.
Mijamy kolejne podtopione domy, pola...
Z tej strony wały przepuszczają, ale na
szczęście woda powoli zaczyna opadać.
Wracamy
do
Caritasu
przy
ul. Opatowskiej. Jakie zajęcie nas czeka?
Jedna z sióstr, którą codziennie tutaj
widujemy przydziela nas do pomocy
w kuchni. - Czy siostra dzisiaj spała? O tak! 3 godziny i mogę służyć dalej.
Widzicie, ile jest tutaj roboty - tłumaczy
nam szarytka.
Dostajemy deski, noże, masło, sery
i pasztet - trzeba przygotować kolację
dla mieszkających w Caritasie. Monika,
Beata, Ewelina, Barbara, Magda, Ania
- ile ich tutaj się dziś przewinęło?
Nie wiem. Każda wkłada swoje serce i ręce
w pomoc potrzebującym. – O której wracasz do domu? - Nie wiem, normalnie
powinnam skończyć pracę już dawno.
Zostaję, bo jestem potrzebna - tłumaczą nam kobiety, które z wychowawczyń
szkoły przy Caritasie zdążyły już zmienić
obowiązki na kuchnię, busa, czy pomoc
w rozdzielaniu żywności. Schodzą się kolejni domownicy - bo tak możemy o nich
mówić.
Kończymy swoje obowiązki. - Dzięki
za dzisiaj, podziwiamy was! - żegnamy się
z pracownikami i wolontariuszami. - Za
co? Każdy powinien tutaj być, jeśli chce
pomóc. Jesteśmy zwyczajni - Wróćcie jutro! - Wrócimy.
Schodzimy pod Bramą Opatowską.
Telewizji dziś już nie ma. Są powodzianie. Jest dramat i ból. Tragedia zacznie się
dopiero, gdy woda opadnie. Wchodzimy do Seminarium. Prosto do kaplicy.
Na kolanach najlepiej uczyć się Pana Boga.
Modlitwa. W głowie są ludzie, których
dziś spotkaliśmy. Tylko jedno ciśnie się na
usta: Jezu, ufam Tobie!
DROGI ZA JEZUSEM
Witaj Młody!
Spotkanie Młodych Diecezji Sandomierskiej w Janowie Lubelskim
17 – 19 IX 2010
T
ak jak prosiłeś jakiś czas temu
piszę, aby przybliżyć Ci, co działo się we wrześniu w Janowie
Lubelskim. Propozycja takiego Spotkania
Młodzieży Diecezji Sandomierskiej padła
już w październiku zeszłego roku i od tamtego czasu przygotowania zaczęły się na
dobre. Ale po kolei…
Jak wiesz, owe spotkania odbywały się
przez kilka lat we wrześniu na Świętym
Krzyżu. Nie mnie oceniać jakie one były,
na pewno całkowicie różne od minionego,
chociażby dlatego, że większość młodzieży
przyjechała na trzy dni. Właśnie 17 września od wczesnych godzin popołudniowych młodzież zaczęła zjeżdżać do wyznaczonych kościołów stacyjnych w Janowie,
Godziszowie i Wólce Ratajskiej. Samo
przedsięwzięcie rozdzielenia przybyłych
na noclegi było dla służb nie lada wyzwaniem – wszakże nie da się wszystkim dogodzić. Po zapisach w recepcji spotkaliśmy
się na nabożeństwie, podczas którego kilku
animatorów mówiło świadectwa dotyczące obecności Boga w ich życiu na co dzień.
To takie budujące, że są jeszcze (albo wciąż)
ludzie, a tym bardziej młodzi, którzy chcą
odważnie mówić, że Jezus jest Panem ich
życia. To tyle w piątek…
Sobota rozpoczęła się wcześnie, bo
o 8.30 zgromadziliśmy się na Mszy świętej
w kościołach stacyjnych, a po nich odbyły się spotkania w grupach. Temat spotkania Odkrycie projektu życia – oparty
był na liście Ojca Świętego Benedykta
XVI na XXV Światowy Dzień Młodych
(polecam go do przeczytania, bo warto).
Potem obiad i chyba najbardziej wyczekiwana część spotkania: cykl projektów
pod wspólnym hasłem – Dumni z Ewangelii. Największym powodzeniem cieszyło się spotkanie z księdzem egzorcystą.
W auli janowskiego liceum zgromadziło
się blisko 700 osób, a i to nie byli wszyscy chętni! Równocześnie z rynku dały
się słyszeć skoczne dźwięki, przy których
młodzi tańczyli pod kierownictwem oazowych wodzirejów. A w pobliskiej Kaplicy
Sióstr Opatrznościanek nieustannie trwała
adoracja Najświętszego Sakramentu. Chociaż na całym spotkaniu niewielu było
kleryków, to nie obyło się bez ich akcentu – koncertu zespołu Wbrew Pozorom,
który zgodnie ze swą nazwą przyciągnął
młodzież do wspólnego chwalenia Pana
śpiewem. Całości dopełniały stoiska reklamujące stoiska zgromadzeń zakonnych i Światowych Dni Młodzieży, zaplanowanych w Madrycie w 2011 roku.
O godz. 16.00 janowski rynek był wypełniony po brzegi młodzieżą (zarówno
tą młodą ciałem, jak i duchem). Koncert
Gospel Rain z Lublina był wielką i niesamowitą modlitwą, a zarazem widocznym znakiem wspólnoty, jaka wytworzyła
się w ciągu zaledwie kilkunastu godzin.
Sobotni dzień również zakończył się nabożeństwem, tym razem z prośbą o rozeznanie powołania.
Dzień Pański, a zarazem ostatni dzień
naszego spotkania, rozpoczęliśmy jutrznią,
a następnie drugim spotkaniem w grupach,
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
51
DROGI ZA JEZUSEM
na którym próbowaliśmy związać dane
nam przez Pana przykazania z pojęciem
miłości i wolności. Po tym spotkaniu młodzi otrzymali od animatorów ikony Jezusa
Nauczyciela – symbolu, który łączy kolejne spotkania. Na miejsce Eucharystii przy
janowskim Sanktuarium, młodzież wkroczyła w radosnym i rozśpiewanym marszu
dla Jezusa. Msza święta pod przewodnictwem Księdza Biskupa Krzysztofa Nitkiewicza, w czasie której nastąpiło przekazanie Ikony do Tarnobrzega (następnego
miejsca spotkania), była punktem kończącym spotkanie. Tu koniec mojej relacji…
Z punktu widzenia organizacyjnego
pracy było bardzo dużo, ale radość jaką
dawała świadomość celu tego trudu, była
sytą zapłatą za poświęcony czas i wysiłek.
Musisz wiedzieć, że nad całym tym spotkaniem najwięcej czuwał jego wiceorganizator – Ksiądz Witold Szczur (jak się pewnie domyślasz, głównym organizatorem
był sam Bóg).
Myślę, że te dni były bardzo potrzebne
zarówno dla młodzieży, jak i dla samego
miasta Janowa Lubelskiego i powiatu, bo
przecież młodzież była też w Godziszowie
i Wólce Ratajskiej. Odważę się stwierdzić,
że była to wielka akcja ewangelizacyjna.
Tegoroczne spotkanie, choć eksperymentalne, bo pierwsze - zdało egzamin.
Łzy żalu w oczach młodych, że trzeba już
wracać, z pewnością świadczą, że w każdym z nich dokonało się coś dobrego, coś
niepowtarzalnego.
Kończąc mój list chcę Cię zachęcić,
abyś nie opuścił przyszłorocznego spotkania w Tarnobrzegu. Co więcej, włącz się
w aktywną pomoc, w organizację. Na pewno któryś z Twoich talentów przyda się tam.
I nie pisz mi, że żadnych talentów nie masz,
bo nie uwierzę!
z Bogiem!
Olga Surma
Rynek w Janowie Lubelskim był miejscem, gdzie młodzi byli prawdziwie dumni z Ewangelii
52
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
DROGI ZA JEZUSEM
Madryt czeka na Ciebie!
„Światowe Dni Młodzieży to wydarzenie, które zmienia ludzi”; „Trzeba tam
być”; „Niesamowita sprawa”; „To przeżycie, które na zawsze pozostanie w mej
pamięci” – są to słowa młodych ludzi,
którzy przynajmniej raz w życiu doświadczyli piękna Światowych Dni Młodzieży. Te kilka dni to wyjątkowe spotkania, które łączą miliony ludzi z ponad
180 państw całego świata.
Czym są Światowe
Dni Młodzieży?
ŚDM są największym spotkaniem
młodzieży katolickiej na świecie. Co dwa,
trzy lata, na zaproszenie papieża, tysiące
młodych ludzi pielgrzymuje do jednego
z miast świata, aby podzielić się swoją wiarą w Chrystusa, a przy okazji przeżyć niesamowitą przygodę życia i nawiązać nowe
znajomości.
Historia ŚDM
Światowe Dni Młodzieży zostały ustanowione przez Jana Pawła II. Początki
wiążą się z dwoma wydarzeniami, których
bohaterami są młodzi ludzie. Pierwsze
z nich, to obecność w Rzymie młodzieży z całego świata w 1984 roku. Przybyła
ona na zaproszenie Ojca Świętego, z racji
obchodzonego wówczas Jubileuszu młodzieży. Drugie ważne wydarzenie, to rok
1985 i Międzynarodowy Rok Młodzieży.
Ku zaskoczeniu wielu, zaproszenie papieża spotkało się z nadzwyczajnie dużym
zainteresowaniem. Rok później, Jan Paweł II ogłosił już na stałe Niedzielę Palmową – Światowym Dniem Młodzieży.
Podczas jednego z tych spotkań młodym
wręczono Krzyż, który przekształcił się
w Krzyż młodych – obecnie symbol ŚDM.
Pierwszy Światowy Dzień Młodzieży
był obchodzony na szczeblu diecezjalnym i miał miejsce w 1987 r. w Rzymie.
Rok później w Niedzielę Palmową odbył
się w Buenos Aires w Argentynie. Kolejnym
miejscem spotkania młodych całego świata
było Santiago de Compostela w Hiszpanii
w 1989 r. Istniał już wtedy zorganizowany
trzyczęściowy program: katechezy, nocna
modlitwa, Eucharystia dla młodych z całego świata. Potem przyszła kolej na polskie
sanktuarium – Częstochowę. To spotkanie
przeszło do historii jako pierwsze ŚDM,
które gromadziły młodych z dawnego bloku wschodniego i jako pierwsze po upadku
muru berlińskiego.
VIII ŚDM odbyły się w Denver
w Stanach Zjednoczonych – tym razem
była to pielgrzymka do nowoczesnego
miasta, a nie jak dotąd do sanktuariów.
Spotkanie pokazało, iż w nowoczesnej metropolii również należy znaleźć Chrystusa
i dawać o Nim świadectwo.
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
53
DROGI ZA JEZUSEM
Radość hiszpańskiej młodzieży po ogłoszeniu Madrytu stolicą ŚDM w 2011 roku
Największe spotkanie młodych pod
względem liczby uczestników, na którym
zgromadziło się około 4 milionów młodych, odbyło się w Manili na Filipinach
w 1995 roku. Był to pierwszy raz, kiedy
tak wielu młodych spotkało się z Następcą
św. Piotra.
Kolejnym miastem, które gościło młodzież z całego świata był Paryż. Nowościami, które zaproponowała młodzież francuska, były Droga Krzyżowa oraz podróże
po diecezjach. W roku 2000 ŚDM odbywały się w Rzymie, gdzie ponad dwa miliony młodych wspólnie przeżywało ten
święty czas wielkiego jubileuszu.
Ponad milion osób zgromadziły
XVII ŚDM, które obchodzone były w
jednej z największych metropolii Kanady w Toronto. Kolejne spotkanie odbyło się
w Kolonii w Niemczech w 2005 roku
i przeszło do historii jako spotkanie młodzieży z dwoma papieżami:
54
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
Z Janem Pawłem II, który kochał te Światowe Dni Młodzieży, wybrał Kolonię
i można powiedzieć, że je przygotował
oraz z Benedyktem XVI, który im
przewodniczył. Papież Benedykt XVI
całkowicie utożsamiał się z programem
ewangelizacji zaproponowanym przez
Jana Pawła II – mówi kardynał Stanisław Ryłko, przewodniczący papieskiej
Rady ds. Świeckich.
Sydney w roku 2008 było ostatnim
do tej pory miejscem gdzie odbyły się ŚDM. Tylko 20% społeczeństwa
wyznawało tam wiarę katolicką, ale
pomimo tego powitanie było niesamowite dodaje kardynał Ryłko.
Jesteśmy teraz w drodze do Madrytu,
bowiem najbliższe Światowe Dni Młodzieży odbędą się w stolicy Hiszpanii,
w dniach od 11 do 21 sierpnia 2011 roku.
DROGI ZA JEZUSEM
Od 25 lat na ŚDM wyruszają
miliony młodych ludzi
Człowiek pragnie od życia czegoś więcej. Ma potrzebę afirmacji swojej wiary
i przekonań, prawdy i sprawiedliwości,
postępu w miłości. ŚDM stwarzają młodym ku temu najlepszą okazję. To czas
przede wszystkim umocnienia duchowego poprzez spotkanie z żywym Bogiem.
Każdy uczestnik spotkania ma możliwość bycia na wyjątkowym Festiwalu
Młodych. Dodatkowo spędza ciekawie
czas wolny, poprzez wybór różnych możliwości i propozycji: koncertów, spektakli teatralnych, warsztatów i spotkań
modlitewnych. ŚDM są okazją do poznania niezwykle wartościowych ludzi, a przez
to nawiązania nowych znajomości oraz
doświadczenia mocy wspólnej modlitwy
Kościoła.
Ponadto uczestnicy ŚDM, mają okazję
atrakcyjnie spędzić czas w jednej z goszczących diecezji. Na najbliższym spotkaniu
będą to diecezje hiszpańskie. Dzięki temu
poznaje się kuchnię, zwyczaje, kulturę i tradycje kraju, w którym będzie się mieszkać.
Kto może wziąć udział w ŚDM
Na ŚDM zaproszeni są młodzi katolicy z całego świata. Spotkania są przeznaczone z reguły dla młodych pomiędzy 16,
a 30 rokiem życia. Osoby starsze mogą się
jednak włączyć w organizację spotkania
poprzez pracę w wolontariacie lub pełnienie opieki wychowawczej w grupie. Przede
wszystkim każdy, bez względu na wiek,
zaproszony jest do wsparcia modlitewnego
wszystkich inicjatyw podejmowanych dla
dzieła ŚDM.
Ojciec Święty czeka na każdego młodego człowieka
Co zrobić, aby wyjechać?
1. Wejdź na stronę madryt2011.pl
Tam znajdziesz kontakt do swojego Diecezjalnego Centrum ŚDM, a także otrzymasz wszelkie wskazówki, dotyczące zapisów na wyjazd. Do wyjazdu pozostał tylko
rok!
2.Nie
zapomnij
powiedzieć
o ŚDM swoim znajomym.
3. Możesz także dołączyć do grona organizatorów ŚDM. Spośród sześciu
sekcji działających w twojej diecezji,
wybierz tę, która najbardziej ci odpowiada.
Szczegóły związane z kalendarium
przygotowań, programem, działalnością
Centrów ŚDM, adresami do koordynatorów, wolontariatem na ŚDM w Madrycie,
materiałami formacyjnymi, modlitwą,
konkursami, działaniami promocyjnymi
i spotkaniami dla młodych można znaleźć
na stronie madryt2011.pl A zatem…
Nos vemos en Madrid!
Barbara Burek
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
55
DROGI ZA JEZUSEM
„Jasne Światło”
tekst
Witold Garbuliński - rok V
Z
Nagle choroba, potem agonia, śmierć i proces
beatyfikacyjny. Nazywała się Chiara Badano.
Gdy bliżej poznała ją Chiara Lubich, założycielka Focolari, nazwała ją „Chiara Luce”
to znaczy Jasne Światło...
darza się często, że ludzie którzy
dowiadują się, że są nieuleczalnie
chorzy reagują na tę wiadomość
z wyrzutami przeciwko Bogu - dlaczego ja?
I przeciw innym ludziom – dlaczego inni
żyją, a ja muszę umierać? Wzorem i patronką osób nieuleczalnie chorych, którzy
swoje cierpienie oddali i oddają Jezusowi
na pewno jest Chiara Badano, która została ogłoszona błogosławioną 25 IX 2010
roku przez ks. abp Angelo Amato – prefekta Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych.
Podkreślił on wówczas, że przemieniła ból
w radość, ciemności w światło, nadając znaczenie i smak udrękom swego słabego ciała. W chorobie okazała się kobietą mężną
i mądrą. Warto podkreślić, że zmarła ona
na nowotwór kości w wieku niespełna
19 lat. Warto pokrótce prześledzić jej losy.
Urodziła się 29 X 1971 roku w Sassello,
na północy Włoch. Jej ojciec był z zawodu kierowcą ciężarówki, natomiast mama
- gospodynią domową. Chiara Badano
mając 9 lat, poznała Ideał jedności na spotkaniu dziewczynek z ruchu Focolari. Do
ruchu włączyli się też jej rodzice. Mając
12 lat napisała list do założycielki ruchu
Focolari do Chiary Lubich: odkryłam, że
Jezus opuszczony jest kluczem do jedności
z Bogiem i chcę Go wybrać jako mojego jedynego Umiłowanego i przygotować się na
Jego przyjście. Wybierać Go! W 1985 roku
Chiara Badano przeniosła się do Savony,
56
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
by tam uczyć się w gimnazjum i liceum
klasycznym. Mimo włożonych wysiłków,
miała problemy z nauką. Pozostała nawet
na drugi rok w trzeciej klasie gimnazjum.
Za problemami z nauką pojawiły się, także
nieporozumienia z rodzicami. Tak np. było
z godzinami wieczornych wyjść z domu,
kiedy zwłaszcza w weekend Chiara lubiła
spędzać wieczory z przyjaciółmi w kawiarni w Sassello.
Mając 14 lat napisała do Chiary
Lubich jakże znamienne słowa: odkryłam
na nowo Ewangelię w nowym świetle. Zrozumiałam, że nie byłam autentyczną chrześcijanką, ponieważ nie żyłam Nią do końca. Teraz chcę uczynić tę wspaniałą Księgę
moim jedynym celem. Nie chcę i nie mogę
pozostać analfabetką tak nadzwyczajnego przesłania. Tak, jak łatwo mi przychodzi nauczyć się alfabetu, tak samo łatwo
powinnam nauczyć się żyć Ewangelią.
Bardzo lubiła sport: tenis, pływanie,
wycieczki górskie. Spotykający ją ludzie mówili o niej, że „nie potrafiła ustać
w miejscu”. Jej marzeniem było zostać
stewardesą. Ogromnie lubiła tańczyć
i śpiewać, zresztą jak chyba każda nastolatka w jej wieku. Lubiła się elegancko ubrać,
starannie uczesać, czasami zrobić sobie delikatny makijaż. Latem 1988 roku, zaraz
po tym, jak dowiedziała się, że nie otrzymała promocji do następnej klasy z matematyki, wyjechała z młodszymi od niej dziew-
DROGI ZA JEZUSEM
Chiara Badano
czynkami na Kongres do Rzymu. Było jej
niezwykle ciężko, że musi znów powtarzać
klasę, ale nie wycofała się. Napisała wówczas do rodziców: nadszedł bardzo ważny
moment - spotkania z Jezusem Opuszczonym. Nie jest łatwo Go przyjąć i uściskać, lecz jak tłumaczyła Chiara Lubich,
że to On powinien być jej Umiłowanym.
Podczas gry w tenisa nagle zaczęła odczuwać bardzo silny ból w ramieniu. Początkowo nie przywiązywała do niego większej
wagi, podobnie jak zresztą lekarze. Ponowne nawroty bólu skłoniły ją do przeprowadzenia dokładniejszych badań. Okazało
się, że jest to rak kości z przerzutami, jedna
z najcięższych i niezwykle bolesnych postaci nowotworu. Po długim milczeniu, bez
płaczu i bólu Chiara przyjęła odważnie tę
wiadomość: będzie dobrze, jestem młoda.
W tym czasie rozpoczyna się jej dogłębna przemiana; można powiedzieć,
że jest to bardzo szybka wspinaczka do
świętości. Podczas pobytu w szpitalu
Chiara często rezygnowała z własnego wypoczynku na rzecz pomocy dziewczynie
zresztą jej rówieśnicy, która była w ciężkiej depresji i w dodatku uzależniona od
narkotyków. Towarzyszyła jej wszędzie
mimo bólu, jaki odczuwała z powodu
przerzutów, jakie nastąpiły w kręgosłupie.
Często mówiła, że potem będę miała czas,
aby spać. Starała się prowadzić normalne
i radosne życie, aby nie pogłębiać jeszcze
większej rozpaczy jej rodziców i przyjaciół.
O chorobie pisała w swoim pamiętniku
tak: tę chorobę Jezus zesłał mi we właściwym momencie.
Rodzice wspominali po latach o jej pobycie w szpitalu w Turynie w ten sposób:
na początku myśleliśmy, że idziemy do niej,
aby ją podtrzymać na duchu. Zrozumieliśmy jednak bardzo szybko, że to my nie
mogliśmy się bez niej obejść, jakby przyciągani tajemniczym magnesem. Jeden
z lekarzy, którzy się nią zajmowali –
Antonio Delogu wyznał: swoim
uśmiechem i wielkimi, pełnymi światła oczyma pokazuje, że śmierci nie
ma, a jest tylko Życie. Chiara przeszła dwie bardzo bolesne operacje,
a po chemioterapii traciła włosy, na których jej tak bardzo zależało. Przy każdym
straconym kosmyku mówiła prosto, ależ
jak bardzo treściwie: dla Ciebie Jezu. Koledze, który wyjeżdżał do Afryki z misją humanitarną oddała wszystkie swoje oszczędności, mówiąc: mi nie są potrzebne.
Ja mam wszystko. Z jej pobytu w szpitalu
zachowała się taśma, na której Chiara opowiadała o bardzo bolesnym badaniu: gdy
lekarze rozpoczęli ten mały lecz dokuczliwy zabieg, przyszła Pani z promiennym
uśmiechem na ustach, przepiękna. Zbliżyła
się do mnie, wzięła mnie za rękę i wlała we
mnie odwagę. Znikła tak szybko, jak przyszła; więcej już Jej nie widziałam. Ogarnęła
mnie ogromna radość i zniknął lęk. Zrozumiałam wtedy, że gdybyśmy byli gotowi na
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
57
DROGI ZA JEZUSEM
wszystko, ileż znaków Bóg by nam zesłał! Tak bardzo lubiłam jeździć na rowerze,
W końcu nastąpił paraliż nóg. Ostatnia to- a Bóg zabrał mi nogi, ale dał mi skrzydła...
mografia nie dała żadnej nadziei. Nadeszła
Jej ostatnie słowa były skierowane do jej
ostateczna chwila wielkiej próby. Chiara mamy: Ciao. Bądź szczęśliwa, bo ja jestem
świadoma olbrzymiego bólu odmówiła szczęśliwa. W niedzielę 7 października
przyjęcia morfiny tłumacząc, że: odbiera 1990 roku, o godzinie 4 nad ranem odeszła
[ona] świadomość, a ja mogę ofiarować do Pana. Na prośbę mnóstwa wiernych
Jezusowi jedynie cierpienie. Chcę dzielić biskup Acqui – Livio Maritano zwraca się
z Nim jeszcze przez trochę Jego Krzyż.
7 października 1998 roku z prośbą do
Pokój Chiary w szpitalu, a następnie Kongregacji ds. Świętych o pozwolenie na
jej dom rodzinny stał się „domowym Ko- rozpoczęcie w diecezji procesu beatyfikaściołem” - miejscem
spotkań i apostolatu.
Lekarz Fabio Marzi, który brał udział
w jej leczeniu napisał do niej: nie jestem
przyzwyczajony spotykać młodych takich,
jak Ty. Zawsze myślałem, że w Twoim
wieku przeżywa się
wielkie emocje, szalone radości, entuzjazm.
Nauczyłaś mnie, że jest
Pomimo ciężkiej choroby, Chiara Badano zachowała do końca życia
to także czas pełnej
chrześcijańską radość i optymizm
dojrzałości. Po strasznym krwotoku w lipcu
1989 roku Chiara powiedziała: nie płacz- cyjnego. W listopadzie nadchodzi pozycie nade mną. Ja idę do Jezusa. Na moim tywna odpowiedź i w czerwcu 1999 roku
pogrzebie nie chcę ludzi płaczących lecz rozpoczął się proces beatyfikacyjny na
głośno śpiewających. Dużo osób odwiedzi- szczeblu diecezjalnym, który zakończył się
ło jej pokój m.in. także kardynał Saldarini 21 sierpnia 2000 roku, podczas Światowei wtedy zapytał ją: masz przepiękne oczy. go Dnia Młodych. W październiku sprawa
[Bije z nich] cudowne światło. Skąd ono zostaje wprowadzona do Rzymu.
w Tobie się bierze?. Chiara odpowiedziaHistoria Chiary Badano pokazuje
ła: staram się bardzo kochać Jezusa. Chiara nam, że człowiek pomimo ciężkich dow swoim pamiętniku napisała słowa które świadczeń może zachować wierność Bogu.
podsumowują jej życie i chorobę: ważne We współczesnym świecie podobnych
jest wypełniać wolę Bożą, to znaczy zaan- przypadków ludzi, którzy zachorowali na
gażować się w grę, którą On prowadzi... nieuleczalne nowotwory jest niezwykle
Czeka na mnie inny świat i nie pozostało wiele, ale czy każdy z nich jest w stanie
mi nic innego, jak mu się oddać. Czuję się poświęcić Bogu swoje cierpienie, tak jak
teraz wciągnięta we wspaniały plan, który Chiara Badano?
powoli, powoli się przede mną odkrywa.
58
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
DROGI ZA JEZUSEM
Posłany do Afryki
„Nie wszyscy muszą wyjechać na misje, ale
wszyscy muszą być misjonarzami!”. Te słowa
bł. o. Pawła Manny zobowiązują nas wszystkich
do tego, by świadczyć o Ewangelii Jezusa wszem
i wobec. Wpisani jesteśmy w to polecenie błogosławionego, bo musimy pamiętać o misjach,
modlić się i wspierać materialnie.
N
iektórzy z nas, otrzymują takie
specyficzne „powołanie w powołaniu”. To taki zaszczytny dar
od Boga, kiedy człowiek czuje, że powinien
zostawić wszystko, co do tej pory zdobył,
na co zapracował; pozostawić ojczystą ziemię i wyjechać, ale nie „w siną dal” jak to
było w pewnej piosence, a do konkretnego
kraju o statusie misyjnym i tam właśnie
pracować.
Praca na misjach nie jest łatwa, choć
jest piękna. To nie tylko ładnie uśmiechnięte murzynki ze znanych nam zdjęć
i piękne dzikie zwierzęta. Nie zawsze spotka się pozytywnie nastawionych ludzi do
treści, które chce się im przekazać. Trzeba
mieć tego świadomość. Jednak, tak jak
zaznaczyłem wyżej, jest to piękna praca.
A dlatego, że swoją obecnością wśród tych
ludzi rzeczywiście czyni się ich szczęśliwymi. Codziennym życiem, być może
czasem nawet w niedostatku, pokazuje się
im Boga. Taką właśnie drogę obrał ks. Marek Młynarczyk z Annopola, który ostatnio został posłany na misje do Republiki
Południowej Afryki. Podczas tej uroczystości jego posłania nie można było ukryć
wzruszenia. Był obecny Biskup Ordynariusz, dyrektor Papieskich Dzieł Misyjnych
naszej diecezji, bracia kursowi, Tata księdza Marka, Rektor Seminarium duchownego, klerycy z seminaryjnego Koła Misyj-
tekst
Tomasz Majowicz - rok IV
nego i wielu ludzi, którzy swoją obecnością
chcieli, może nie pożegnać nowego misjonarza, ale raczej wyprawić go na Czarny
Ląd i zapewnić, że to tu, w Polsce jest jego
rodzinny dom i ludzie, którzy na niego zawsze będą czekać z otwartymi ramionami.
Swoją obecnością na tym posłaniu wszyscy
zostaliśmy zobowiązani do pamięci, modlitwy i pomocy materialnej ojcu misjonarzowi z naszej diecezji.
Przed ojcem Markiem wielki trud codziennego życia z dala od rodzinnego
domu i ojczystego języka. Do tego dokładamy mu godne nas reprezentowanie.
Pięknie to ujął ks. Andrzej Bąk - proboszcz
rodzinnej parafii misjonarza mówiąc:
będziesz naszym ambasadorem; a my jesteśmy zobowiązani do tego, aby odwdzięczyć
się mu „pięknym za nadobne”, czyli pamięcią, modlitwą i pomocą materialną.
Jako Koło Misyjne WSD w Sandomierzu życzymy naszemu nowemu misjonarzowi wszystkiego, co Boże. Wierzymy, że Księdza Marka Młynarczyka,
tego który wszystko opuścił, aby dawać
świadectwo Słowu i Miłości - Bóg będzie
nieustannie podnosił na duchu. Słowem
i przykładem swoim oświecał w przeciwnościach i niebezpieczeństwach. Ojcze
Marku, niech Ci nieustannie towarzyszy
sztandar krzyża Chrystusowego, o którym
w wymiarze misyjnym tak wiele wiesz…
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
59
DROGI ZA JEZUSEM
Biskup Ordynariusz wręczył ks. Markowi krzyż misyjny
W uciskach, niech Bóg uczy Cię ducha
ofiary, w słabościach daje moc i pociechę,
a we wszystkich trudnościach życia apostolskiego - światło i wytrwanie. Uwieńcz
swoją pracę w RPA takimi owocami, jakich sam gorąco pragniesz, nie szukając
korzyści, ani dóbr tej ziemi. Prowadź do
zbawienia dusze, które spotkasz na swoich
drogach misyjnych, abyśmy dzięki Tobie
mogli oglądać na zdjęciach coraz więcej
uśmiechniętych twarzy.
Jednak największym prezentem, jaki
możemy dać ojcu Markowi, to nowi naśladowcy Jezusa, którzy pójdą za Nim tą samą
drogą co nasz misjonarz. O to będziemy się
starać i mam nadzieję, że nie zawiedziemy.
Pamiętaj ojcze Marku - nie jesteś sam i już
rosną Twoi następcy!
Modlitwa za misjonarzy
Błogosławiony bądź, Boże, za świadectwo Twoich misjonarzy.
To Ty natchnąłeś ich serca zapałem apostolskim, że opuścili na zawsze swe
rodziny i ziemię ojczystą, aby przyjechać tutaj, na ziemię sobie nieznaną
i głosić Ewangelię tym, których uważali za swoich braci.
Błogosławiony bądź Boże, za wszystkie łaski, jakie spływają na ten lud,
przez ich słowa, przez ich ręce oraz ich przykład. Poświęcili oni swe życie aż do
końca. Tutejsza ziemia przyjęła w siebie ich śmiertelne szczątki – niektórych
zaledwie po roku pracy misyjnej. Widocznie trzeba było, aby ziarno, które
padło w ziemie, obumarło, aby móc przynieść owoc obfity.
Spraw, o Panie, aby ten Kościół zroszony ich potem i krwią osiągnął
dojrzałość. Aby zrodził wiele synów i córek, którzy by zastąpili tych, którzy
odeszli. Ażeby imię Twoje było wielbione na tej ziemi afrykańskiej. Amen.
60
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
Z RODZINĄ
Iść z rodziną
pod wiatr
Rodzina jest podstawową komórką społeczeństwa. Jej
prawidłowy rozwój zależy przede wszystkim od rodziców, którzy mają nie tylko prawo, ale i obowiązek wychowania swojego dziecka. Z tego względu, że rodzice dali życie dziecku, muszą być uznani za głównych
i pierwszych wychowawców. Jednak tylko wychowanie religijne uczy życia w Bogu, który jest Miłością.
D
zisiejsze czasy stawiają wiele
trudności oraz zagrożeń przed
współczesną rodziną. Aby je
skutecznie przezwyciężyć, powinna być
ona dobrze zakorzeniona w mocnych
i trwałych wartościach chrześcijańskich.
Będzie wtedy przypominać ewangeliczny dom na skale, który nie zachwieje się
pomimo deszczu i burzy (Mt 7, 24-27).
Wychować dziecko to przede wszystkim
doprowadzić je do pełni człowieczeństwa,
czyli życia w służbie najwyższych wartości
– dobra, prawdy, wolności, sprawiedliwości, pokoju. Nauczyć je służyć drugiemu
człowiekowi i społeczeństwu. Najlepszym
przykładem, jakim mogą posłużyć się tu
rodzice może być ich własny przykład życia. Piękna miłość małżeńska promieniuje
na dzieci, dalszą rodzinę i innych ludzi.
Ksiądz Marek Dziewiecki w swojej
książce „Jak wygrać nadzieję? Instrukcja
obsługi”, kładzie nacisk na to, że miłość
małżeńska i rodzicielska sprawia, iż człowiek zawierza własny los nie tylko Bogu,
ale też małżonkowi i dzieciom. Taka miłość tworzy poczucie bezpieczeństwa
w teraźniejszości i chroni przed lękiem
o przyszłość, gdyż nie cofa się w żadnej sytuacji. W rodzinie główna zasada powinna
brzmieć: na pierwszym miejscu Bóg, po-
tekst
Łukasz Popiak - rok IV
tem współmałżonek, dalej dzieci i w końcu
inni ludzie.
Rodzice mają nie tylko prawo, ale
i obowiązek wychowania swojego dziecka. Z tego względu, że rodzice dali życie
dziecku, muszą być uznani za głównych
i pierwszych wychowawców. Powinni oni
stworzyć w rodzinie atmosferę przepełnioną miłością oraz szacunkiem zarówno do
Boga, jaki i ludzi.
Wychować dziecko to doprowadzić je do pełni człowieczeństwa.
Do zadania rodziców należy wyjaśnienie dzieciom, w jaki sposób Bóg kocha
człowieka, dzięki czemu młody człowiek
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
61
Z RODZINĄ
zrozumie, że jest on ważny w oczach Boga
i że Bóg będzie go kochał zawsze i bezwarunkowo. Dziecko czując, że jest kochane
samo będzie szukało kontaktu ze Stwórcą.
Taką możliwość kontaktu stwarza indywidualna modlitwa, spotkanie sam na sam
z Bogiem. Dzięki niej młody człowiek może
odkryć nieznane dotąd prawdy, nowe sposoby pokonywania trudności, czy nawet
nową drogę życia. Rodzice powinni więc
uczyć i zachęcać swoje dzieci do modlitwy
– choćby kilka minut każdego dnia, podczas której będą mogli opowiedzieć Bogu
o swoich problemach, troskach i radościach.
Jeśli rodzice odpowiednio pokierują swoim
dzieckiem, to zrozumie, iż zaufanie i posłuszeństwo wobec Boga i jego przykazań
nie jest żadnym ograniczeniem wolności,
a wręcz przeciwnie – stanowią one jego siłę.
Równie ważnym punktem w wychowaniu religijnym jest ukazanie przez rodziców swojemu wychowankowi przykazania
miłości: Będziesz miłował Pana Boga twego
całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym
swoim umysłem. Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego. (Mt 22, 37-34).
Dojrzała religijność charakteryzuje się tym,
iż człowiek zdolny jest do przyjęcia samego
siebie i innych ludzi z miłością. Nie chodzi
tu tylko o miłość do ludzi, którzy są dla nas
62
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
dobrzy i życzliwi. Młody człowiek żyjący
w komunii z Bogiem potrafi z szacunkiem
spoglądać na wszystkich ludzi i w każdym
człowieku umie dostrzec godność dziecka
Bożego.
Najważniejszą jednak rzeczą jest wyjaśnienie dziecku znaczenia uznania prawdy
o sobie samym w obliczu Boga. Konieczny
jest tu szczery żal za popełnione grzechy,
podjęcie stanowczego wysiłku, by już więcej nie grzeszyć, wykazanie chęci poprawy
oraz zadośćuczynienie za popełnione zło.
Rodzice muszą tu jednak zaznaczyć, iż nie
jest to jeszcze koniec procesu nawrócenia.
Nawrócić się w pełni, to nauczyć się kochać.
Jeśli człowiek będzie żył w miłości i prawdzie oraz będzie respektował Boże przykazania, może mieć wtedy realną szansę, aby
już więcej nie grzeszyć. Owocem dojrzałego wychowania religijnego jest pojednanie
z Bogiem. Pojednać się z Bogiem to odkryć,
iż to On ma rację, słuchać Go bardziej niż
innych ludzi i siebie samego oraz uczynić
Boga Panem własnego życia.
Należy tu również zaznaczyć, że pojednać się ze sobą nie oznacza tego samego, co
zaakceptować samego siebie. Trzeba jasno
powiedzieć i wyjaśnić młodemu człowiekowi, iż dojrzały człowiek nie powinien
i nie może akceptować tych swoich cech,
czy zachowań, które są nieodpowiedzialne
i krzywdzą jego samego oraz innych.
Dojrzałe wychowanie religijne to nauka
życia w Miłości, czyli w Bogu, który jest
Miłością. Doświadczenie miłości w kochającej się rodzinie to fundament właściwego
rozwoju młodego człowieka. Gdy bliscy
patrzą na swojego wychowanka z miłością,
troszczą się o jego los, wtedy dziecko cieszy
się życiem i ma siłę, by przezwyciężać życiowe trudności i słabości. Zadaniem rodziców
jest stawanie się dla swoich dzieci czytelnym
znakiem Boga. Kochać swoje dzieci to przyprowadzić je do Chrystusa, który jest najlepszym wychowawcą.
Z RODZINĄ
Uzależnienie –
zagrożenie wolności
U
zależnienie człowieka jest jednym z najbardziej bolesnych
form jego degradacji, sprawia
że człowiek traci wolność. Człowiek może
uzależnić się prawie od wszystkiego, mogą
to być osoby, rzeczy czy sytuacje, jednak
najboleśniejszymi formami zniewoleń są
uzależnienia chemiczne, które wiążą się
z sięganiem po różne substancje powodujące uzależnienie. „Uzależnienie, stan
psychiczny, a często również fizyczny, wynikający z reakcji, jaka zachodzi między
żywym organizmem a substancją chemiczną (psychoaktywną); zamiennie używa się
określenia nałóg (…)”. Uzależnienia możemy podzielić na uzależnienia fizyczne, od
alkoholu, od substancji psychoaktywnych,
psychiczne i społeczne.
Każde uzależnienie ma swój mechanizm. „Może ono mieć wymiar psychiczny,
fizyczny lub społeczny. Uzależnienie jest
stanem przymusu, w którym człowiek nie
jest w stanie zapanować nad wewnętrznymi mechanizmami (…)”. „Podstawowe mechanizmy to: system nałogowego
regulowania uczuć za pomocą określonych substancji chemicznych, system iluzji
i zaprzeczeń oraz ekstremalne skoki w sposobie przeżywania samego siebie. System
nałogowego regulowania uczuć oznacza,
że dany człowiek nie dąży już do poprawy nastroju poprzez dokonywanie zmian
w swojej sytuacji życiowej, lecz poprzez
sięganie po określone substancje chemiczne. System iluzji i zaprzeczeń oznacza,
że człowiek uzależniony oszukuje sam
siebie, łudząc się, iż nie jest uzależniony
i zaprzeczając najbardziej nawet bole-
tekst
dk. Tomasz Kopeć - rok VI
Alkoholizm jest przyczyną wielu rodzinnych tragedii
snym konsekwencjom sięgania po substancję uzależniającą. (…) Gdy znajduje się pod
wpływem substancji uzależniającej, wtedy
myśli o sobie i przeżywa siebie w sposób
euforyczny. Kiedy odzyskuje trzeźwość,
wtedy myśli o sobie w sposób skrajnie negatywny, przeżywa bolesne stany emocjonalne (…). Jedynym ratunkiem wydaje mu
się wtedy ponowne sięgnięcie po substancje chemiczne, które potrafią modyfikować
jego świadomość i emocje. W ten sposób
uzależniony popada w zamknięty krąg
błędnych zachowań i wkracza na drogę
ku śmierci”. W taki sposób człowiek traci
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
63
Z RODZINĄ
swoją wolność bo zaczynają nim rządzić
emocje, które zmuszają go do sięgania po
środki uzależniające, które jak mu się wydaje pomagają mu żyć.
„Poczekaj, tylko wbiję kolejny level”
Uzależnienie staje się zagrożeniem
wolności, można powiedzieć, że powoduje „(…) zawężenie czy zniekształcenie
ludzkiej wolności”. Określenie terminu
wolność jest trudne, gdyż wolność jest
terminem niejednolicie pojmowanym
w różnych kontekstach i ma bardzo wiele
znaczeń. W ekonomii, prawie i polityce
wolność pojmowana jest jako niezależność czy niezawisłość. W życiu społecznym człowieka termin wolność bywa
rozumiany jako wolność przyjmowania
światopoglądu, zgodnego z przekonaniami osobistymi człowieka. Ogromnie duża
ilość wieloznaczności pojęcia wolności
znajduje się w jej ujęciu filozoficznym,
tradycyjnie wiąże się to pojęcie z wolno-
64
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
ścią woli. Problematyka wolności w tym
ujęciu była przedmiotem wielu sporów
i najczęściej przybierała postać ostrych
przeciwstawień. Od czasów Hegla przyjmuje się rozróżnienie pojęcia wolności
„od czegoś” i „wolności do czegoś”.
Ks. Marek Dziewiecki stwierdza,
że „zaprzeczeniem wolności jest życie
w zależności od danych osób, instytucji czy systemów władzy. Ale zaprzeczeniem wolności jest także sytuacja,
w której człowiek okazuje się zniewolony wewnętrznie: własną cielesnością czy
emocjonalnością, własną ignorancją czy
nieodpowiedzialnością, własnymi iluzjami, słabościami, lękami bądź uzależnieniami w jakiejkolwiek dziedzinie życia”.
Dalej w swojej książce autor stwierdza,
że spoglądając realistycznie na człowieka
uświadamiamy sobie bolesny fakt, że bycie człowiekiem oznacza bycie kimś zagrożonym. Człowiek jako jedyny byt na
ziemi, nie tylko może zostać skrzywdzony
z zewnątrz, ale potrafi krzywdzić sam siebie. Uzależnienie właśnie jest radykalną
formą krzywdzenia samego siebie. Ryzyko popadnięcia w uzależnienie okazuje
się tym większe, im bardziej człowiek
mniej rozumie swoją wolność i zawęża
i zniekształca swoje pragnienia. W każdej
dziedzinie życia granice wolności człowieka zależą od stopnia jego dostępu do
prawdy o sobie i sytuacji w jakiej aktualnie
się znajduje. Tymczasem człowiek uzależniony żyje przez wiele lat w świecie iluzji,
traci kontakt z obiektywną rzeczywistością, nie potrafi albo nie chce wyciągać
wniosków z błędów przez siebie popełnianych. Uzależniony musi uznać prawdę
o sobie aby otwarły mu się oczy. Aby mógł
zobaczyć, że uzależnienie w którym się
znajduje ogranicza jego wolność lub całkowicie ją usuwa.
Z ŻYCIA SEMINARIUM
Bądź Królową i Panią
naszego życia!
Z
wyczaj przyozdabiania klejnotami
tekst
szczególnie czczonych i słynących
dk.
Piotr
Klocek
rok
VI
łaskami wizerunków sięga początków XVI w. Według instrukcji Kongregacji
Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, Andrzeja Wierzbickiego, to oni właśnie,
„koronowane mogą być tylko obrazy lub już od 21 sierpnia, przygotowywali pararzeźby Matki Boskiej. Wyłącza się obrazy fian do koronacji obrazu Matki Boskiej
innych świętych lub błogosławionych. Jeśli Pocieszenia. W organizację uroczystozaś kompozycja arści czynnie włączyli
tystyczna przedstasię również Biskuwia Matkę Boską
pi naszej diecezji:
z Dzieciątkiem JeKrzysztof Nitkiewicz
zus, wówczas nalei Edward Frankowski.
ży koronować obie
W
wystosowanym
postacie”. Dlaczego
do diecezjan liście
o tym piszę? Otóż
napisali: „koronacja,
niedawno, bo 29
to nie tylko uroczysierpnia 2010 roku
ste nałożenie koron
w Bogorii Staszowna skronie Chrystusa
skiej, miała miejsce
i Jego Matki. Ona
uroczysta koronamusi się dokonać
cja obrazu Matki
przede
wszystkim
Boskiej Pocieszew sercu każdego
nia.
człowieka”. Zaprosili
Sanktuarium
także wszystkich do
Matki Boskiej Boudziału w tym doniogoryjskiej znane
słym wydarzeniu.
było już na przełoW dniu koronacji,
mie XVII i XVIII
na plac przed sanktuBogoryjska Matka
wieku w całej ziearium przybyło około
mi sandomierskiej.
osiem tysięcy wierMiejscowa tradycja, przypisuje szczegól- nych. Celebracja Mszy świętej rozpoczęła
ny udział i zasługi w propagowaniu kultu się procesją z wizerunkiem Matki Bożej
Matki Bożej na ziemi bogoryjskiej pierw- na plac koronacyjny. Kustosz sanktuarium
szym opiekunom sanktuarium, czyli Ka- ks. Andrzej Wierzbicki w imieniu wszystnonikom Regularnym od Pokuty. Z inicja- kich czcicieli bogoryjskiej Pani, przywitał
tywy kustosza sanktuarium, ks. kanonika Ordynariusza diecezji sandomierskiej,
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
65
Z ŻYCIA SEMINARIUM
przybyłych na tę uroczystość kapłanów
oraz wiernych. Powiedział: „Sanktuarium
Matki Bożej Pocieszenia jest miejscem,
gdzie wierni w szczególny sposób wychwalają obecność Syna Bożego. Dlatego proszę
Cię drogi Pasterzu o dokonanie aktu koronacji, by uczynić Maryję Królową i Panią
naszego życia”.
W homilii Ordynariusz naszej diecezji bp Krzysztof Nitkiewicz odwołując się
do źródeł biblijnych, zwrócił uwagę na to,
by koronacja nie pozostała tylko zwykłym
przyozdobieniem obrazu. „Koronacja wizerunku Maryi trzymającej w ramionach
Dzieciątko Jezus musi być wyrazem, tego
co wcześniej dokonało się w naszym sercu
i co będzie potwierdzane w każdym kolejnym dniu życia. W przeciwnym wypadku
byłaby ona tylko czczym gestem, pobożnością na pokaz” – mówił kaznodzieja.
Akt koronacyjny nastąpił po homilii.
Biskup Krzysztof Nitkiewicz razem z biskupem Edwardem Frankowskim nałożyli
korony na głowę Syna Bożego i Jego Matki,
a kustosz sanktuarium, dokonał aktu zawierzenia parafii, dekanatu i diecezji pod
opiekę Matki Bożej Pocieszenia. Po Mszy
świętej w podniosłej procesji ukoronowany obraz Matki Bożej został przeniesiony
do świątyni, gdzie wierni gromadzili się na
osobistą modlitwę. W uroczystości, którą
mogliśmy oglądać w TV Trwam, z wielką
radością wzięła udział wspólnota naszego
seminarium. Niech przez tę koronację wypełni się prośba księdza kustosza, by Maryja już na zawsze pozostała „Królową i Panią
naszego życia”.
Powiedzieli Bogu –
Tak!
tekst
dk. Tomasz Kopeć - rok VI
L
ata formacji seminaryjnej przygotowują alumnów do podjęcia decyzji o powiedzeniu Bogu – tak.
Pierwsze „tak”, alumni wypowiadają podczas przyjęcia święceń diakonatu a drugie
podczas przyjęcia święceń prezbiteratu.
Te dwa najważniejsze wydarzenia w życiu
wspólnoty seminaryjnej, poprzedzone są
całonocną adoracją Najświętszego Sakramentu w kaplicy seminaryjnej w intencji
braci z roku V, którzy przyjmują święcenia
66
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
diakonatu oraz diakonów roku VI, którzy
przyjmują święcenia kapłańskie. Zawsze
święcenia poprzedzone są przygotowaniem
na rekolekcjach zamkniętych. Rekolekcje
przed święceniami diakonatu odbywają się
w Radomyślu nad Sanem, natomiast przed
święceniami prezbiteratu, mają miejsce na
Świętym Krzyżu. Tegoroczny czas przygotowań do święceń prowadził Ojciec duchowny – Ks. Mariusz Piotrowski.
Święcenia diakonatu tradycyjnie miały miejsce 8 maja w Bazylice katedralnej
w Sandomierzu w uroczystość św. Stanisława. Dzień wcześniej 7 maja 2010 roku
zgodnie z wymogami kanonicznymi,
w seminaryjnym kościele pw. św. Michała Archanioła, kandydaci złożyli przed
Z ŻYCIA SEMINARIUM
Siedmiu diakonów Kościoła Sandomierskiego AD 2010
Księdzem Rektorem Janem Biedroniem
wyznanie wiary oraz przysięgę celibatu.
Święcenia z rąk Księdza Biskupa Krzysztofa Nitkiewicza przyjęło 7 braci z roku
V. Kandydaci do święceń złożyli przyrzeczenie posłuszeństwa biskupowi, który
następnie odmówił nad nimi modlitwę
konsekracyjną oraz włożył na nich ręce
i przekazał pocałunek pokoju. Na mocy
święceń diakoni mogą przewodniczyć
publicznej modlitwie Kościoła, udzielać
sakramentu chrztu świętego, błogosławić
małżeństwa, przewodniczyć obrzędom
pogrzebowym oraz głosić homilie. W tym
ważnym momencie dla kandydatów, towarzyszyły im ich rodziny, przyjaciele, Księża
Proboszczowie z rodzinnych parafii oraz
cała wspólnota naszego Seminarium wraz
z Księżmi z Zarządu.
Miesiąc później 19 czerwca 2010 roku,
15 diakonów roku VI przyjęło święcenia
kapłańskie w Bazylice katedralnej w Sandomierzu. Święcenia te przyjęli w szczególnym dniu dla Księdza Biskupa Krzysztofa
Nitkiewicza, ponieważ tego dnia przeży-
wał jubileusz 25–lecia swoich święceń kapłańskich oraz pierwszej rocznicy sakry
biskupiej. Poprzez gest nałożenia rąk, modlitwę konsekracyjną, namaszczenie dłoni
oraz przekazanie chleba i wina - diakoni
stali się Prezbiterami Kościoła Sandomierskiego. W tym ważnym dla nich momencie otoczeni byli modlitwą zebranych
w Bazylice rodziców, krewnych i przyjaciół. Po uroczystościach w Katedrze,
w seminaryjnych murach, odbył się obiad
jubileuszowy Księdza Biskupa. Życzenia
w imieniu wszystkich kapłanów naszej
Diecezji złożył Ksiądz Biskup Edward
Frankowski – sufragan sandomierski.
Bracia z roku VI i V przyjęli święcenia
w wyjątkowym czasie dla Kościoła Powszechnego, w czasie ogłoszonym przez
Ojca Świętego Benedykta XVI Rokiem
Kapłańskim. Prośmy Maryję – Matkę Kapłanów oraz św. Jana Marię Vianney’a, aby
diakoni i prezbiterzy wytrwali w złożonej
przysiędze i byli sługami na wzór Najwyższego Kapłana Jezusa Chrystusa.
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
67
Z ŻYCIA SEMINARIUM
68
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
Z ŻYCIA SEMINARIUM
Nowy rok
Nowa Jakość
W
murach
Wyższego
Seminarium Duchownego
w Sandomierzu 4 października 2010 roku odbyła się inauguracja roku akademickiego 2010/2011.
To już 191. rok formacji duchowo-intelektualno-duszpastersko-ludzkiej młodych
ludzi pragnących swe życie poświęcić Bogu
i bliźnim. Dla całej rodziny seminaryjnej
jest to zawsze bardzo ważne wydarzenie,
Aktu błogosławieństwa dokonał Biskup Sandomierski
dlatego też wszyscy klerycy przybyli do
seminarium już na kilka dni wcześniej, by
móc się odpowiednio przygotować.
tekst
Grzegorz Słodkowski - rok II
Uroczystości
inauguracyjne
rozpoczęły się w kościele seminaryjnym
pw. św. Michała Archanioła. Zgromadziliśmy się tam na uroczystą Mszę świętą
koncelebrowaną pod przewodnictwem
Księdza Biskupa Krzysztofa Nitkiewicza,
w towarzystwie Księdza Biskupa Edwarda
Frankowskiego oraz około 50 kapłanów,
m.in. Ks. prof. dr hab. Mirosława Kalinowskiego - Dziekana Wydziału Teologii
na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim
Jana Pawła II, Profesorów i Wychowawców naszego seminarium. Rozpoczynamy ten rok pod patronatem św. Franciszka
z Asyżu - mówił Pasterz Diecezji
Sandomierskiej - człowieka o sercu pełnym
miłości, a jednocześnie nieustraszonym.
Niech przesłanie płynące z jego życia rozjaśni nasze umysły i ukierunkuje nasze kroki
w pracy wychowawczo-formacyjnej w tym
roku akademickim. Po zakończonej Mszy
świętej, nowa posadzka, która w okresie
wakacyjnym została całkowicie wymieniona oraz odmalowany cały dolny korytarz,
zostały uroczyście pobłogosławione.
Kolejny punkt dnia miał miejsce na
górnej alei głównego budynku seminaryjnego. Po wyśpiewaniu przez chór klerycki
Gaude Mater, Ksiądz Rektor przedstawił
oraz powitał zacnych Gości przybyłych
z terenu naszej diecezji oraz spoza niej. Przybyli do SandomierzaPOWO£ANIE nr 3 (61) 2010
69
Z ŻYCIA SEMINARIUM
Magnificencje uczelni świeckich, jak
i seminariów duchownych. Następnie
Ksiądz Rektor skierował do nas słowa, w których przypomniał, że 191.
rok formacji seminaryjnej rozpoczyna
76 alumnów, nad którymi opiekę wychowawczą i intelektualną sprawuje
36 profesorów – zarówno duchownych, jak
i osób świeckich. Ksiądz Rektor przedstawił także nowych Przełożonych, którzy
zostali skierowani do pracy w seminarium:
Księdza Prefekta dra Kazimierza Harę –
kierownika ds. stałej formacji kapłanów naszej Diecezji, Księdza Prefekta Witolda Płazę – doktora filozofii, oraz Księdza Grzegorza Kasprzyckiego, który podejmie posługę
Ojca duchownego. Po słowach Księdza
Rektora głos zabrał Ksiądz dr Waldemar
Olech – wicerektor seminarium, który
odczytał sprawozdanie za rok 2009/2010.
Dalszy ciąg uroczystości skupił uwagę zebranych na najmłodszych braciach, którzy
w liczbie 16, złożyli ślubowanie i zostali
włączeni w poczet alumnów naszego seminarium. Został im także nadany Patron
kursu - kapłan i męczennik – bł. ksiądz
Jerzy Popiełuszko.
W atmosferę naukową wprowadził
wszystkich Ksiądz prof. KUL dr hab.
Zdzisław Janiec – Postulator procesu beatyfikacyjnego Sługi Bożego Księdza Wincentego Granata. Wygłosił orację inauguracyjną Logos i Ethos modlitwy w refleksji
teologicznej Sługi Bożego Ks. Wincentego
Granata. Przypomniał, że Sługa Boży nie
może być dziś kojarzony tylko z Uniwersytetem w Lublinie, którego był rektorem,
ale jest najbardziej płodnym teologiem naszych czasów.
Jako podsumowanie głos zabrał
Ksiądz Biskup Krzysztof Nitkiewicz.
Dziękował za przygotowanie uroczystości
oraz życzył wspólnie z Księdzem Biskupem
Edwardem Frankowskim wszystkim alumnom wytrwałości w nowym roku akademickim 2010/2011, a zwłaszcza tym najmłodszym.
My wszyscy spoglądamy z nadzieją
w przyszłość. Wiemy, że wiele wyzwań czeka nas w nowym roku akademickim, dlatego pragniemy w tym miejscu prosić wszystkich naszych Czytelników i Przyjaciół
o modlitwę w naszej intencji, aby praca
podejmowana przez nas – kleryków oraz
księży przełożonych zaowocowała wzrostem miłości Boga i bliźniego, pobożności
oraz wszelkich cnotach.
Alumni I roku złożyli uroczyste ślubowanie
70
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
STOWARZYSZENIE PRZYJACIÓŁ WSD
Siedem Grzechów
Głównych - pycha
Ś
więty Grzegorz Wielki nazwał pychę „królową i matką wszystkich
wad”. Pycha w mniejszy lub większy sposób dotyka wszystkich ludzi bez
wyjątku. Pragnienie „bycia jak Bóg” jest
najstarszą z pokus, stając się największą
z przeszkód w duchowym rozwoju. Pycha
uważana jest przez chrześcijańskich pisarzy i przewodników duchowych za korzeń
wszelkich ludzkich przywar. Św. Augustyn
pisał, że „jest ona tęsknotą za perwersyjnym wyniesieniem”. I choć każdy z nas ma
prawo do poczucia własnej wartości, to
szatan stara się go rozbudzić nadmiernie
i atakuje dokładnie w tym punkcie.
Niszczy w człowieku prawdę o nim samym,
tekst
Ks. Grzegorz Kasprzycki
Ojciec Duchowny
oszukując go fałszywą wizją wielkości, dlatego każdy chrześcijanin chcąc się rozwijać
i postępować na drodze duchowego rozwoju, powinien zneutralizować jej wpływ
na własne decyzje i pragnienia.
Nie ma człowieka całkowicie wolnego
od pychy. Niełatwo ją zdemaskować, ponieważ ma wiele różnych form. Pierwsza
to dążenie do kariery za wszelką cenę. Czyli po trupach do celu, nieustanna rywalizacja, ciągły wyścig. Byle tylko zdobyć podziw i uznanie. Pychą jest też wywyższanie
Paw w sztuce jest symbolem próżności i pychy
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
71
STOWARZYSZENIE PRZYJACIÓŁ WSD
się nad innych. Kolejną odmianą pychy jest
perfekcjonizm. Człowiek, którego dotyka
perfekcjonizm będzie w nieskończoność
szlifował to co robi i nigdy nie będzie zadowolony. Najbardziej klasyczną odmianą
pychy jest mania wielkości. Jest to rodzaj
narcyzmu. Ta odmiana pychy jest bardzo
podatna na kompleksy i negatywne uwagi
ze strony innych osób.
Obok wymienionych postaw istnieje
też pycha duchowa, polegająca na przekonaniu, że o własnych siłach możemy
osiągnąć doskonałość na wzór Chrystusa. Innym wyrazem pychy duchowej jest
niecierpliwość w duchowym postępie.
Człowiek owładnięty pychą duchową po
popełnionym grzechu zamiast zwrócić się
do Boga w sakramencie pokuty, denerwuje
się na siebie samego z powodu zdrady własnych ambicji. Jest mu bardziej przykro,
że znowu upadł, a nie dlatego, że znowu
odrzucił bożą miłość. W ten sposób czło-
72
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
wiek pokazuje własną pychę ponieważ
bardziej ufa własnym siłom i zdolnościom
niż Bogu. Wyrazem pychy duchowej jest
też zazdrość, że inni postąpili dalej. Wyrazem tego jest przekreślanie i pomniejszanie
osiągnięć innych osób, zamiast cieszyć się
z ich postępu.
Pycha jest pierwszą z wad głównych,
w którą każdy człowiek jest uwikłany
w mniejszym lub większym stopniu przez
całe życie. Nigdy w sposób absolutny nie
będziemy w stanie wyzbyć się pychy, dlatego należy troszczyć się o to, by głównym
motywem naszych działań nie była pycha.
Jak to czynić wskazał Chrystus: Tak mówcie i wy, gdy uczynicie wszystko, co wam
polecono: „Słudzy nieużyteczni jesteśmy;
wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać
(Łk 17,10).
Pycha jak każdy grzech jest brakiem
dobra, dlatego lekarstwem osłabiającym
jej działanie jest chrześcijańska pokora.
Św. Bernard z Clairvaux mówił, że pycha
i pokora są jak szczeble drabiny. Grzech
pychy prowadzi nas w dół, a cnota pokory
pozwala się wspinać. Pokora to chrześcijańska cnota, która polega na widzeniu siebie w prawdzie. Łączy się ona ze zdrowym
poczuciem własnej wartości, płynącym
z przeświadczenia, że życie jest darem
Boga. Najkrótszą drogą do pokory jest
wdzięczność. Walkę z pychą należy więc
zacząć od aktów wdzięczności. Najpierw
wobec Boga, a następnie wobec ludzi.
Dziękując człowiek powoli doświadcza, że źródłem każdego dobra jest Bóg.
Cenną praktyką kruszącą w nas znamiona
pych jest też dobrowolne przyjmowanie
upokorzeń. Zachętą może być duchowa
dewiza bł. Jana Balickiego „Dobrze Panie,
żeś mnie upokorzył”. W zdobywaniu cnoty
pokory musimy zawsze pamiętać, że nigdy
nie należy zwracać uwagi na to jak daleko
postąpiliśmy, ale ile drogi pozostało jeszcze
przed nami.
STOWARZYSZENIE PRZYJACIÓŁ WSD
Świętość na
wyciągnięcie ręki…
C
zęsto w naszym życiu podziwiamy kogoś wielkiego, wielu
z nas ma ulubionych „swoich”
świętych do których się modlą, proszą
o wstawiennictwo u Boga w różnych trudnych sprawach. Niekiedy święci stają się
patronami różnych miast lub szkół,
stawia się im pomniki i maluje na
obrazach, po czym kończymy naszą „przygodę” z danym świętym.
Co bardziej wierzący i praktykujący
chrześcijanie, przyzywają ich wstawiennictwa, pomocy w trudnych
sytuacjach (chyba najbardziej znany św. Antoni, gdy coś zgubimy lub
św. Rita od sytuacji beznadziejnych). Zdarzają się jeszcze na szczęście rodziny, w których po urodzeniu się dziecka rodzice poznają
historię jakiegoś świętego, zanim
nadadzą dziecku imię. Jednak chyba nie rozumiemy do końca, po co
Kościół daje nam tak wielki skarb.
Jan Paweł II „rozdał” 482 aureole,
aby nie tylko wieszać obrazy świętych, lecz przede wszystkim, aby
ich naśladować. Aby brać z nich
przykład, uczyć się od nich. Święci
są dla nas darem, pomocą w drodze do naszego własnego uświęcenia. Jak wiemy z doświadczenia,
o wiele łatwiej jest nam kogoś podziwiać niż go naśladować, czy brać
z niego przykład. Kościół wyniósł
na ołtarze tak wielką liczbę osób,
również po to, abyśmy mogli się
tekst
Wojciech Ciupak - rok V
uczyć na czym polega świętość, uczyć się,
że świętość jest dostępna i dla nas. Gdy tylko przeczytamy kilka pierwszych kartek
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
73
STOWARZYSZENIE PRZYJACIÓŁ WSD
z „żywota świętych” możemy dostrzec
brak jednakowej, czy jakiejś uniwersalnej drogi do świętości. Święci „szli do
świętości” z różnym bagażem doświadczenia życiowego; jedni przez całe życie
byli związani z Kościołem: byli księżmi,
zakonnicami, papieżami czy pustelnikami, inni zaś odnajdywali Chrystusa po
wcześniejszym błądzeniu. Widzimy jednocześnie jedność i różnorodność. Święci różnią się, gdyż każdy z nich ma swoje
własne osobiste cechy. Ale też są do siebie tak podobni, bo wszyscy utożsamili
się z Chrystusem. Pojawiają się pytania:
Kto dziś może zostać świętym? Co takiego trzeba zrobić, aby nim być? Obecnie
w procesach kanonizacyjnych i beatyfikacyjnych bada się, czy dany kandydat,
podczas swego życia, w stopniu heroicznym osiągnął cnoty teologiczne (wiarę,
nadzieję, miłość) oraz moralne (umiarkowanie, roztropność, sprawiedliwość
i męstwo). Aby to osiągnąć, nie wystarczą nam same nasze zdolności i rozum.
Niezbędne okazuje się Boże wsparcie
w postaci łaski uświęcającej. To ono pozwala nam już na ziemi doświadczać bliskiego kontaktu z naszym Ojcem. Świętość osiągana jest nie tylko przez świętych,
którzy są dla nas wzorem, ale jest dostępna
dla każdego. Jest stanem, który osiągnąć
może każdy, kto jest obdarzony łaską
i wierzy w Boga niezachwianie (jak śpiewały dzieci z Arki Noego: Taki mały, taki
duży może świętym być, taki ja, taki ty,
możesz świętym być). Wymaga to wielkiego wysiłku, ale przed nikim droga ta
nie jest zamknięta. Święty Piotr Apostoł
nakazuje nam: w całym swoim postępowaniu stańcie się wy również świętymi na wzór
Świętego, który was powołał, gdyż jest napisane: Świętymi bądźcie, bo ja jestem święty
(1P 1, 16). Daje nam zarazem najprostszy
sposób, jak osiągnąć świętość – upodobnić
74
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
się do Chrystusa. Potrzeba zatem coraz
większej przyjaźni z Panem. Ta przyjaźń
będzie wpływała również na nasz osobisty
rozwój. Na rozwój naszych cech ludzkich.
Doprowadzi nas do doskonałości. Sam
Pan bowiem powiedział: Bądźcie więc wy
doskonali, jak doskonały jest ojciec wasz
niebieski (Mt 5,28). Świętość więc staje
się zadaniem dla każdego. Pan nie mówi
tylko do kapłanów, czy zakonnic, aby byli
świętymi, ale do każdego. Każdy z nas jest
powołany do świętości: w małżeństwie,
w rodzinie, w samotności, w kapłaństwie.
Zawsze i wszędzie, niezależnie od okoliczności, miejsca i czasu, mamy być świętymi.
Jeżeli tylko zechcemy, Bóg udzieli nam
stosownych łask. Aby być przyjacielem
Pana, nie musimy robić rzeczy wielkich
i wyjątkowych. Być świętym, to świadczyć
swoim życiem o przynależności do Chrystusa. Nikt nie rodzi się świętym, jest to
cel trudny do zdobycia. Należy go zdobywać przy ustawicznym współdziałaniu
łaski Bożej. Przecież wszystko, co się rozwija jest początkowo małe i niepozorne.
Dopiero dzięki stałej pracy, wysiłkowi
nabiera z czasem pięknych kształtów.
Tak też i naszą świętość, do której jesteśmy
wezwani zdobywamy przez wykonywanie
– z miłości do Boga – pracy i codziennych
obowiązków, które przeważnie składają się z rzeczy małych. Nie łatwo jest być
dziś świętym, ale spójrzmy na historię
Kościoła: czy kiedykolwiek było łatwo?
Bycie świętym to po prostu bycie dobrym
chrześcijaninem, to bycie podobnym do
Chrystusa. Im ktoś jest bardziej podobny
do Chrystusa, tym lepszym jest chrześcijaninem, tym bardziej należy do Chrystusa,
tym bardziej jest świętym. A jakie mamy
środki do zdobycia świętości..? Te same, co
i pierwsi wierni, którzy ujrzeli Jezusa, bądź
poznali Go dzięki opowiadaniom Apostołów i Ewangelistów…
STOWARZYSZENIE PRZYJACIÓŁ WSD
Podziękowania
Wspólnota Wyższego Seminarium Duchownego
w Sandomierzu, Redakcja „Powołania” oraz Stowarzyszenie
Przyjaciół składają serdeczne podziękowania
Ks. Pawłowi Aniołowi
za wsparcie, dzięki któremu stał się możliwy
zakup kamery cyfrowej.
Słowa wdzięczności kierujemy
do Dyrektora Drukarni Diecezjalnej w Sandomierzu,
Ks. Leszka Pachuty
za bezpłatny druk obrazków
z wizerunkiem bł. ks. Jerzego Popiełuszki.
Kalendarium
14 listopada – I wyjazd powołaniowy alumnów do parafii
22 listopada – Wieczór Cecyliański, kościół seminaryjny, godz. 18
28 listopada – II wyjazd powołaniowy alumnów do parafii
11 grudnia – Dzień modlitwy i refleksji
,,WOKÓŁ OSOBY I MYŚLI
SŁUGI BOŻEGO KS. WINCENTEGO GRANATA”,
budynek Wyższego Seminarium Duchownego w Sandomierzu;
godz. 9
Stowarzyszenie Przyjaciół Wyższego Seminarium Duchownego w Sandomierzu
ul. Żeromskiego 6, 27-600 Sandomierz
tel. 15 833 26 20, 15 833 27 08
e-mail: [email protected]
nr konta: PeKaO S.A. I o/Sandomierz 44124027861111000036832060
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
75
SPIS TREŚCI
Refleksja
Drogi za Jezusem
Przesłanie z Krzyża ................................str. 3
Po beatyfikacji ks. Jerzego ..................str. 42
Pielgrzymka do Dachau i Ars .............str.44
Dwie fale pomocy ................................str. 46
Witaj Młody ! ........................................str.49
Madryt czeka na Ciebie ! ...................str. 51
„Jasne Światło” ......................................str. 54
Posłany do Afryki ................................str. 57
Wokół liturgii
Wielbimy krzyż Twój Panie Jezu ........str. 4
Różaniec i wielkie sprawy naszego życia ....
.....................................................................str. 9
Pamiętaj, że umrzesz ............................str. 11
Przyjdź, Królestwo Twoje ! ................str. 13
Z Rodziną ...
Iść z rodziną pod wiatr ........................str. 59
Uzależnienie - zagrożenie wolności .str. 61
Wokół teologii
De Caritate - O miłości ......................str. 15
Rady ewangeliczne - posłuszeństwo ............
..................................................................str. 18
Święty Cyprian - wciąż aktualny
przewodnik życia .................................str. 22
Anonimowe chrześcijaństwo .............str. 28
Z życia Seminarium
Zamyślenia
Stowarzyszenie Przyjaciół WSD
Dentysta: iść, czy nie iść ? ..................str. 31
Powiedz: co, o tym myślisz ................str. 33
Pismo Święte - Księga zapomniana ..str. 34
„Nim włożą do naszych zimnych już
rąk…” ......................................................str. 37
Rozmowa z ...
Żyć Mądrością Krzyża ........................str. 38
Z Rzymu do Sandomierza .................str. 40
76
POWO£ANIE nr 3 (61) 2010
Bądź Królową i Panią naszego życia ! .........
..................................................................str. 63
Powiedzieli Bogu - TAK ! ..................str. 64
Nowy rok, nowa jakość .......................str. 67
Siedem grzechów głównych - pycha ...........
..................................................................str. 69
Świętość na wyciągnięcie ręki ........... str. 71
Podziękowania i kalendarium............str. 73
Spis treści ...............................................str. 74
Wydawnictwo Diecezjalne i Drukarnia w Sandomierzu
2011 z Janem Pawłem II
Redaktor: opracowanie Marian Grzybowski
Pięknie wydana publikacja z fragmentami
homilii i kazań oraz myślami Jana Pawła II.
Zawiera także anegdoty i ciekawostki o życiu
Papieża Polaka wzbogacone fotografiami.
Praktyczny format, miejsce na codzienne notatki, wymienny notes teleadresowy. Dostępny
w czterech okładkach do wyboru.
Format: 11 x 16,5 cm, Liczba stron: 448, Oprawa: twarda
Z księdzem Twardowskim 2011
Redaktor: opracowanie Marian Grzybowski
Po raz kolejny proponujemy kalendarz
z poezją ks. Jana Twardowskiego i jego
refleksjami nad niedzielną Ewangelią. Jak
zawsze znalazło się miejsce na czytania
liturgiczne oraz myśli na każdy dzień.
Praktyczny format, 4 okładki do wyboru,
twarda oprawa, kolorowe ilustracje, miejsce na notatki, adresy i telefony, a przede
wszystkim cenna i pomocna zawartość.
KALENDARZ
- TOMIK WIERSZY - NOTES
Format: 10,5 x 15 cm, Liczba stron: 288, Oprawa: twarda
Nie bój się, wierz tylko!
Kalendarz wieloplanszowy 2011
Sandomierz z lotu ptaka
Kalendarz 2011
Ilustrator: Marek Sudół
Format: 35 x 50 cm
Liczba stron: 12
Oprawa: spirala
Format: A4 (21 x 29,7 cm)
Liczba stron: 16
Oprawa: szyte drutem
Jest to jeden z najczęściej spotykanych kalendarz w naszych domach.
Charakteryzuje się ciekawą formą i czytelnym kalendarium. Oprawa kalendarza umożliwia obracanie
poszczególnych stron, bez
konieczności ich zrywania.
Fotografie z Janem Pawłem II nadają temu kalendarzowi wyjątkowy charakter.
ŚWIETNY PREZENT NA RÓŻNE OKAZJE!
Zamówienia prosimy kierować na adres:
Wydawnictwo Diecezjalne i Drukarnia w Sandomierzu
ul. Żeromskiego 4, 27-600 Sandomierz
tel. 015 64 40 400, fax 015 832 77 87
e-mail: [email protected]
Sandomierz – królewskie miasto. Zaciszne
uliczki, gwarny rynek,
czerwone dachówki sandomierskich kamienic,
a wszystko zatrzymane
w zdjęciach Marka Sudóła.
Kalendarz-cegiełka na
pomoc osobom poszkodowanym w tegorocznej
powodzi. Akcja pod honorowym patronatem Księdza Biskupa Krzysztofa Nitkiewicza
oraz Burmistrza Sandomierza Jerzego Borowskiego.
Cały zysk ze sprzedaży kalendarza przeznaczony będzie
na pomoc Powodzianom.
UWAGA!
Na zamówieniu prosimy dopisać hasło „Powołanie”,
które upoważnia do uzyskania 15% rabatu
na zamawiane publikacje.
Koszty przesyłki ponosi odbiorca.
www.wds.pl

Podobne dokumenty