WSPOMNIENIE Mam na imię Bogumiła, dwóch wspaniałych synów
Transkrypt
WSPOMNIENIE Mam na imię Bogumiła, dwóch wspaniałych synów
...WSPOMNIENIE Mam na imię Bogumiła, dwóch wspaniałych synów, czworo wnucząt i 27 lat życia z chorobą nowotworową. Byłam 31 letnią kobietą pełna energii i marzeń. Plany na życie sięgały dalekiej przyszłości. Pewnego zimowego dnia usłyszałam w telewizji, że można zrobić bez skierowania badanie etiologiczne. Byłam pewna, że u mnie jest wszystko dobrze. Synek miał 1 rok i 6 miesięcy a ja w ciąży i po porodzie wykonywałam wszystkie zlecone badania. Myślałam ,że badanie potwierdzi dobry stan mojego zdrowia. To co przeżyłam przy odbiorze wyniku trudno wyrazić słowami. Wyniku nie otrzymuję, proszę czekać na lekarza. Zaskoczenie, przerażenie, rozbiegane myśli: RAK, nie to pewnie pomyłka, co dalej, co z dziećmi przecież ja umrę! Pusty korytarz, czas się wlecze, w końcu proszą mnie do gabinetu. Pani doktor dokładnie tłumaczy mi co trzeba zrobić jeszcze dziś a co potem. Pobiera wycinki, ustala termin wizyty. Wychodzę-wyniki złe, trzeba operować! Pamiętam i czuje do dziś jej dłoń na moim ramieniu i ciepłe słowa „proszę niech się pani pozwoli zoperować”.W tym momencie podjęłam decyzję. Operacja w pierwszym możliwym terminie. Rodzina była przeciwna operacji. Rak boi się noża, raz zaczepiony błyskawicznie się rozwija, komu zostawisz dzieci?- takie słowa słyszałam od bliskich i znajomych. Żadnej otuchy, żadnego pocieszenia a ja tak bardzo chciałam żyć. Strach, niepewność, naciski bliskich żeby zrezygnować z leczenia to nierozłączni towarzysze moich kolejnych dni. Z drugiej zaś strony słowa lekarki, nadzieja i ogromna chęć walki. W końcu wyjazd do Warszawy, rozłąka z dziećmi bardzo boli i ta nieodparta myśl co będzie?czy dam radę? Towarzyszą w każdej chwili. Gdy nadszedł dzień operacji nazywany tutaj „wielkim dniem”byłam spokojna. Wszystko się udało, zostałam poddana właściwemu leczeniu na które mój organizm reagował prawidłowo. Gdy po 42 dniach pobytu w Klinice wróciłam do domu mój mały synek mnie nie rozpoznał . Tłumaczył tej „obcej pani”- „mama ma, mama puf-puf”- co znaczyło że mama pojechała pociągiem. Jaki nieopisany żal ścisnął moje serce. Rodzina patrzyła na mnie niepewnie, co będzie dalej, pytali a ja zdrowiałam. Mijają dni i lata, dzieci dorastają, mam dobrą pracę, jestem zadowolona. 18 lat po operacji o raku przypominam sobie jak przychodzi czas badań kontrolnych, które wykonuję systematycznie. Gdy szłam po wyniki kolejnej mammografi byłam przekonana,że to tylko formalność. Niestety NIE! Jest centymetrowy guzek w mojej lewej piersi, powtórka z lat osiemdziesiątych, biopsja, histopatologia,lęk, strach i pytanie dlaczego znowu ja? Co dalej? Tym razem było mi łatwiej, moi dorośli synowie popierali moją decyzję, ze poddaję się leczeniu zgodnie z zaleceniami onkologów. Synowie wspierali mnie bardzo, dodawali otuchy, tłumaczylidasz radę, jesteś silna, będziesz dla nas żyć-masz dopiero 50 lat. Operacja, leczenie, łatwo nie było, ale przecież życie to wzloty i upadki a ja już umiem się podnosić. Pierwsze spojrzenie po mastektomii w lustro. Brak piersi okazał się trudny do zaakceptowania. Rozpoczęłam hormonoterapie i rehabilitację, powoli wracała równowaga psychiczna. Pogodziłam się z faktem,że jestem Amazonką. Mój mąż nie żył, nie było więc problemu czy mnie zaakceptuję taką jaką jestem. Odnalazłam Klub „Amazonki”- jest to bardzo pomocne stowarzyszenia dla Pań z chorobą nowotworową piersi.. Spotkałam tam koleżanki, które są kilka czy kilkanaście lat po zakończonym leczeniu, to dodaje otuchy i chęci do walki z chorobą. Minęło już 8 lat, czy mogę powiedzieć,że wygrałem z chorobą- nie wiem!Jeśli tak, to dzięki badaniom przesiewowym, które pozwalają wykryć nowotwór możliwie wcześnie, dzięki lekarzom którzy kierują na właściwą drogę leczenia i samej siebie, że nie uległam wciąż krążącej opinii,że „rak boi się noża”. Droga do zdrowia była trudna, niejedna noc przepłakałam ale było warto. Życie jest piękne i tyle mam jeszcze do zrobienia. Problemu, że nie mam piersi czasem wcale już nie biorę pod uwagę. Mamy coraz lepsze protezy i coraz ładniejsze gorsety. Dziś żyję spokojnie ale czujnie, czasem gdy pojawia się jakąś dolegliwość złe myśli wracają. Każde badanie kontrolne przyspiesza bicie serca. A może po raz trzeci dostaną tą straszną wiadomość?! Mam nadzieję,że NIE!Ta nadzieja pozwala mi żyć!!! AMAZONKA Bogusia