Ludzka Sprawa
Transkrypt
Ludzka Sprawa
Magazyn „Ludzka Sprawa” ukazuje się od 2006 roku. Co miesiąc, 10 000 bezpłatnych egzemplarzy, kolportowanych jest w ponad dwustu punktach na terenie Dolnego Śląska i Wrocławia: • Publicznych i Niepublicznych Zakładach Opieki Zdrowotnej, szpitalach • Gabinetach pomocy psychologicznej, poradniach i ośrodkach interwencji • Departamentach Urzędu Miejskiego: Wydział Zdrowia, Wydział Pomocy Społecznej • • Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej i jego oddziałach Stowarzyszeniach zajmujących się pomocą, poradnictwem, interwencją i informacją • • • Ośrodkach leczenia uzależnień: NFZ i prywatne Powiatowym Urzędzie Pracy Aptekach Reklama w „Ludzkiej Sprawie” – informacja na www.ludzkasprawa.pl W numerze: 4 Cymry znaczy przyjaciel Mówi Norman Davies 6 Lepszy świat Lepszych ludzi Gazeta powstała dzięki wsparciu finansowemu Gminy Wrocław 7 Pomylona płeć I trudne życie 8 Gadulec Dobre praktyki w gminie Oborniki Drodzy Czytelnicy, kolejny wakacyjny miesiąc i kolejny numer „Ludzkiej Sprawy”. Przez prawie cały lipiec pogoda nas nie rozpieszczała, dlatego my postanowiliśmy porozpieszczać Państwa: w sierpniowym numerze Norman Davies specjalnie dla nas opowiada o pobycie prezydenta Rafała Dutkiewicza w Wielkiej Brytanii, o Walijczykach i nielubianym przez jego żonę akordeonie. Polecamy. Warto również przeczytać o lepszym świecie lepszych ludzi, zastanowić się nad nim i pomyśleć o tym, jak warto go pielęgnować. Na ciekawy pomysł wpadła pracownica obornickiego magistratu, powstał projekt o intrygującej nazwie Gadulec – wszystko na ten temat w numerze i informatorze oraz w dolnośląskim wydaniu gazety. Gdy nie pada i nie gryzą komary, radzimy wybrać się na spacer po Wrocławiu, jeśli aura nie sprzyja, poczytać dobrą książkę i odwiedzić naszą stronę internetową: www.ludzkasprawa.pl redakcja Redaktor naczelny: Anna Morawiecka Sekretarz redakcji: Monika Filipowska Redaguje zespół Projekt okładki: anief Skład: Jacek Budziszewski Wydawca: Stowarzyszenie NASZE MIASTO WROCŁAW Adres do korespondencji: 50-540 Wrocław, ul. Orzechowa 42/14 tel. 0607 408 416 e-mail: [email protected] www.ludzkasprawa.pl Dystrybucja i reklama: Janusz Ogrodnik e-mail: [email protected] Na okładce: Norman Davies Zdjęcie: Anna Smarzyńska 9 O potrzebie budowania Więzi międzyludzkich 10 Wyhamuj w porę Bo będzie za późno 11 Że brak To fakt 12 Wyspa klucz Lektura na letnie wieczory 13 Najniższe emerytury i renty Informacja ZUS 14 MOPS Dodatek mieszkaniowy 15 Spacer po Wrocławiu Plac Grunwaldzki - część druga ka cja Luc Informa Z przyjemnością informujemy, że również w tym miesiącu „Ludzka Sprawa”, dzięki współpracy z Urzędem Marszałkowskim Województwa Dolnośląskiego, trafia na cały Dolny Śląsk. We Wrocławiu znajdziesz nas między innymi w Urzędzie Marszałkowskim (Wybrzeże Juliusza Słowackiego 12-14), Wydziale Zdrowia Urzędu Miejskiego (ul. Zapolskiej 2/4), w MOPS (ul. Strzegomska 6), w Urzędzie Pracy (ul. Powstańców Śląskich 98), Dolnośląskim Centrum Informacji Kulturalnej OKiS (Rynek-Ratusz 24), Centrum Informacji i Rozwoju Społecznego (pl. Dominikański 6), Muzeum Architektury (ul. Bernardyńska 5). Ponadto w taksówkach Radio Taxi Serc oraz publicznych i niepublicznych placówkach służby zdrowia. Na Dolnym Śląsku o numer gazety pytaj w urzędach powiatowych i w wybranych stowarzyszeniach zajmujących się problemami społecznymi. Redakcja „Ludzkiej Sprawy” poszukuje przedstawiciela handlowego. Do zadań takiej osoby należało będzie pozyskiwanie reklam do wydania papierowego i internetowego „Ludzkiej Sprawy”. Praca na umowę zlecenie, warunki finansowe do uzgodnienia. CV i list motywacyjny prosimy wysyłać na adres: [email protected] . LUDZKA SPRAWA NIEZWYKŁY MAGAZYN DLA ZWYKŁYCH LUDZI 3 Rozmowa miesiąca Cymry znaczy przyjaciel Z Normanem Daviesem rozmawia Anna Morawiecka Anna Morawiecka: Panie Profesorze, czy… Norman Davies: Zaraz, zaraz, to pani ma swoje pytania? Nie, nie, to ja mam coś do powiedzenia i nie chcę, żeby pani mnie pytała, bo potem nie zdążę opowiedzieć o tym, na czym mi zależy. Słucham w takim razie. Nie są tajemnicą moje związki z Polską i kilkoma miastami w tym kraju. Szczególny sentyment mam do Wrocławia, Krakowa, Warszawy, Lublina czy Gdańska. Dlatego próbuję w jakiś sposób ułatwić kontakty tych miast z Wielką Brytanią, czyli krajem, gdzie przeważnie mieszkam i pracuję. Ostatnio zaprosiłem do siebie profesora Tadeusza Lutego z Politechniki Wrocławskiej i prezydenta Rafała Dutkiewicza. W trakcie tego pobytu umożliwiłem im wiele spotkań z ludźmi nauki, z przedsiębiorcami zainteresowanymi rozwojem technologii. To naprawdę było bardzo ciekawe. Pierwszy dzień, to rozmowy w Imperial College w Londynie – światowej rangi uniwersytecie nauki i technologii, zaangażowanym w europejski projekt E I T, o który starał się Wrocław, a który ostatecznie powstał w Budapeszcie. Potem spotkanie z grupą mieszkających w Londynie polskich finansistów. Sami młodzi ludzie zrzeszeni w Polish City Club. Kolejnego dnia pojechaliśmy do Oxfordu, gdzie odbyło się kilka bardzo ciekawych spotkań i na Politechnice, i na Uniwersytecie. Spotkaliśmy się między innymi z profesorem Arturem Ekertem, urodzonym we Wrocławiu fizykiem. Opowiem historię, jaka spotkała nas podczas obiadu z gronem oksfordzkich profesorów: wielka gala, profesorowie w togach, siedzimy i rozmawiamy, podchodzi do nas młody kelner i mówi dobry wieczór. Okazało się, że to student z Wrocławia. Tak, że spędziliśmy wrocławski wieczór w Oxfordzie… Trzeci dzień upłynął również pod znakiem rozmów. Tym razem byliśmy w Milton Keynes. To bardzo ciekawe miasto, wybudowane od podstaw czterdzieści lat temu. Wcześniej były tam zielone pola. A teraz jest prawie tak wielkim miastem jak Oxford. Ma około stu tysięcy mieszkańców. Ostatnim miejscem, do którego zabrałem moich wrocławskich gości było Cambridge. Tamtejszy 4 LUDZKA SPRAWA uniwersytet zajmuje pierwszą pozycję jeśli chodzi o nauki ścisłe w Wielkiej Brytanii. Jest tam uczelnia, University of Cambridge Institute for Manufacturing, która jest instytucją niejako pośredniczącą między nauką, a biznesem. Myślę, że to była bardzo ciekawa i pożyteczna dla obu stron wizyta. Prezydent jest człowiekiem skromnym, więc się nie chwalił, czego nie mogę powiedzieć o sobie… Dobrze… teraz kolej na panią. Tylko proszę mnie nie pytać, dlaczego piszę o historii Polski, mówiłem o tym już tysiące razy… Dobrze, nie będę Pana pytała o historię. To o czym będziemy rozmawiać? O miłości… ??? Czy najpierw pokochał Pan Polkę a potem Polskę, czy na odwrót? Nie dzielę swojej miłości pomiędzy żonę a Polskę, kocham je obie (śmiech). Kocha Pan też grę na akordeonie, a jak słyszałam, największe pretensje do radzieckich żołnierzy ma Pan o to, że zohydzili ten instrument w świadomości Polaków… W oczach mojej żony przede wszystkim. Ona go nie lubi, kojarzy jej się z Armią Czerwoną. Mnie dźwięk akordeonu kojarzy się raczej z Francją, paryską kawiarenką, lubię sobie pograć, chociaż oczywiście nie jestem żadnym profesjonalistą. Mogę powiedzieć, że na akordeonie gram źle, robię to dla przyjemności, w przerwach od pisania. To bardzo dobre ćwiczenie rozciągające obolałe pisaniem mięśnie… Jest Pan członkiem Międzynarodowej Kapituły Orderu Uśmiechu… Nie mówmy o tym, proszę, to moja wielka bolączka, zgodziłem się i mam wyrzuty sumienia, że z powodu braku czasu nie dość dobrze wywiązuję się z tego zaszczytnego obowiązku. Postaram się poprawić. Sam jestem niedoszłym Kawalerem Orderu Uśmiechu… Ale przyszłym w takim razie? Mam nadzieję (śmiech). Bardzo często podkreśla Pan swoje walijskie korzenie, to dla Pana bardzo ważne. Tak. Dobrze, że pani o to pyta, bo odnoszę wrażenie, że współczesne pokolenia Polaków mają problemy ze swoją tożsamością narodową. NIEZWYKŁY MAGAZYN DLA ZWYKŁYCH LUDZI Wbito im do głowy, że narody są podzielone, są Polacy, Niemcy, Ukraińcy. Moim zdaniem jednak, nie jest tak do końca. Dla mnie kluczem jest tożsamość wielowarstwowa. Uważam, że w każdym z nas jest wiele warstw, jak obrazowo można powiedzieć. Pierwsza warstwa to rodzina. Jest strona matki i ojca, one się czasem różnią również pod względem narodowości. Mamy możliwość wyboru, możemy podkreślić jedną z nich. Kolejna warstwa, to miejsce urodzenia i miejsce zamieszkania. Tu też mamy możliwość wyboru (szczególnie tego, gdzie mieszkamy, bo wpisu do metryki wybrać sobie nie możemy…). Coraz częściej ludzie mają też różne obywatelstwa. Mój syn ma na przykład trzy paszporty, co do niedawna w Polsce było rzeczą niewyobrażalną. Mówi o sobie: jestem Amerykaninem – bo tam się urodziłem, Brytyjczykiem jestem po ojcu i Polakiem po matce. I nie jest to dla niego żaden problem. Podobnie jest z moją walijskością. Moja siostra uważa, że nie jestem Walijczykiem. Nie chce o tym słyszeć, zupełnie jak mój ojciec, i to jest jej wybór. A historia jest taka: mój dziadek miał bardzo, bardzo walijskie nazwisko – Davies. To tak popularne nazwisko w Walii, jak w Polsce Kowalski. Święty Dawid jest patronem Walii, a każdy Davies to inaczej syn Dawida. Dziadek był sierotą, rodziców stracił, kiedy był małym dzieckiem i do końca nikt nie wie, skąd dokładnie pochodził. (Teraz, to ja wiem o nim pewnie dużo więcej niż on sam o sobie). Wychował się w domu dziecka, z którego uciekł, i kiedy miał szesnaście lat, przyjechał do Manchesteru. Ze swoim bardzo walijskim nazwiskiem i językiem (mówił przede wszystkim po walijsku, a to język zupełnie różny od angielskiego), dziadek stworzył wokół siebie pewien mit. W książce Wyspy napisałem o nim: był Walijczykiem z przekonania, Anglikiem przez przypadek, Lancasem (czyli z hrabstwa Lancaster) z wyboru, a w świetle prawa był Brytyjczykiem. Ja natomiast wychowany zostałem w Anglii, angielski to też mój pierwszy język, wiem jednak, że mam również inne korzenie. Już jako młody człowiek kultywowałem swoją walijską tożsamość. Robiłem to między innymi na przekór siostrze. Znał Pan swojego dziadka? Fot. Anna Smarzyńska Rozmowa miesiąca Ivor Norman Richard Davies – brytyjski historyk walijskiego pochodzenia, profesor Uniwersytetu Londyńskiego, członek Polskiej Akademii Umiejętności i Akademii Brytyjskiej, autor prac dotyczących historii Europy, Polski i Wysp Brytyjskich. Autor takich dzieł historycznych jak: Boże igrzysko, Serce Europy, Orzeł biały – czerwona gwiazda, Wojna polsko-sowiecka 1919-1920, Europa, Mikrokosmos, Wyspy. Ostatnie jego dzieło, Powstanie 44 było jedną z najlepiej sprzedających się książek sierpnia 2004. Honorowy obywatel Warszawy, Krakowa, Lublina i Wrocławia. Doktor honoris causa Uniwersytetu Jagiellońskiego (2003), Uniwersytetu Gdańskiego, UMCS oraz Uniwersytetu Warszawskiego (2007). Mieszka w Londynie. Nie, ja go nie znalem, ale on mnie tak. Miałem trzy miesiące jak umarł. Czasem śmieję się, że zobaczył mnie i umarł… Kiedy skończyłem historię, to rodzina prosiła mnie, aby więcej się o nim dowiedział, byłem więc niejako badaczem rodzinnych dziejów. Nie chcę tu pani męczyć takimi historiami, ale ciekawym jest, że mój ojciec nigdy o swoich walijskich korzeniach nie chciał mówić. Chociaż z drugiej strony, to może normalne. Dziadek miał dziewięcioro dzieci, wychowywał je w ostrym reżimie. Można powiedzieć, że w pewnym sensie był tyranem. Proszę pamiętać, że mówimy o czasach sprzed stu dwudziestu lat. Dzieci musiały śpiewać po walijsku, by dostać śniadanie… Ojciec mówił po walijsku? Nie, on był szóstym dzieckiem z kolei i bardzo się zasadom dziadka przeciwstawiał. Nie chciał słyszeć o tym, że jest jakimś Walijczykiem… Siostra ma to chyba po nim, powtarza wszystkie jego argumenty. Mój wybór był niejako reakcją na postawę ojca. Ale mam do tego prawo i to jest dla mnie bardzo ważne. Manchester, gdzie osiadł mój dziadek, zawsze był mieszanką różnych kultur i religii, podobnie jak Wrocław… opowiem anegdotę: robiłem kiedyś film o Wrocławiu i miałem trzy minuty z kardynałem Gulbinowiczem. Poprosiłem, żeby powiedział jednym słowem o Wrocławiu, a on nie zastanawiając się, powiedział: miasto pojednania. Mówiąc o swojej walijskości mam nadzieję, że ludzie zrozumieją, że naród to nie biologia, tylko wspólnota kulturowa. Jak Pan podaje w swojej biografii? Brytyjczyk, Walijczyk? Jestem obywatelem brytyjskim. Jest taka słynna pieśń „Land of hope and glory” czyli ziemia nadziei i sławy, gdzie w ogóle nie wymienia się, o jaką ziemię chodzi. Nie mówi się, że to Anglia, Walia, Szkocja czy Irlandia. Każdy kto ją śpiewa, może myśleć, że to właśnie o jego ziemię chodzi… i to jest piękne. Czy Pan mówi po walijsku? Pani mogę powiedzieć, że tak, ale raz, kiedy tak powiedziałem w Warszawie, okazało się, że rozmowie przysłuchiwał się profesor, specjalista od języków celtyckich i on był innego zdania… Słabo mówię w tym języku. Zresztą dziś w samej Walii, która od ośmiuset lat jest pod angielskim zaborem (zabory w Polsce to nic w porównaniu z Walią, to bardzo krótko było…), rozmawiano w tym języku jedynie w domu, między sobą. Dopiero teraz się to trochę zmienia. Najczęściej ludzie mówili po angielsku, ale zawsze śpiewali po walijsku. Pieśni to najlepsze źródło wiedzy o tym języku. Kiedy na przykład jest mecz Anglia-Walia w rugby, to cały stadion wybucha walijskimi pieśniami. Śpiewają ludzie, którzy tego języka nie znają, na co dzień posługują się angielskim. Komu w takich meczach Pan kibicuje? Zawsze Walii. Nie jestem wielkim kibicem, ale cieszę się, że mam wybór. No dobrze, już kończymy. Hm, dobrze, ale proszę mi jeszcze powiedzieć, co Pan najbardziej lubi robić? Gdyby pani przeczytała moją biografię… To dowiedziałabym się, że nie lubi Pan pisać, ale ja się nie pytam, czego Pan nie lubi, tylko co Pan lubi… (Śmiech) Rzeczywiście, w swoim CV w rubryce hobby piszę: niepisanie. A co lubię, coś na zmianę. Lubię muzykę, przyrodę, spacery, góry. Doszedłem już do siedemdziesiątki (zupełnie nie wiem zresztą, jak to się stało) i coraz bardziej interesuję się sztuką, malarstwem, kolorem. Ostatnio spędziłem trochę czasu przy sztalugach z pędzlem. Czyli możemy spodziewać się wystawy autorstwa Normana Daviesa? Można oczywiście o tym myśleć, ale będzie to podobnie jak z koncertem akordeonowym Normana Daviesa. Można go zorganizować, lecz artysta nie przyjdzie… LUDZKA SPRAWA A nie hobbystycznie tylko zawodowo, nad czym Pan teraz pracuje? Następna książka nosi tytuł „Vanished Kingdoms” czyli Znikające Królestwa. Piszę o różnych królestwach. Było takie, które istniało przez sześćset lat w miejscu, gdzie teraz jest Glasgow (Szkocja) i nikt nawet nie wie, jak ono się nazywało. Muszę powiedzieć jeszcze jedną rzecz, która nie jest powszechnie znana. Całe wyspy brytyjskie należały kiedyś do Walii. Nie było Anglików, w ogóle. Londyn był walijski. To były nasze ziemie. Po walijsku nazwa dla Anglii to Lloegr czyli stracone ziemie. To wszystko było walijskie, Anglicy przypłynęli z kontynentu i Szkoci z Irlandii, a Walijczycy zostali wypchnięci na półwysep nazywany teraz Walią. Zresztą sama nazwa Walia jest idiotyczna, bo Walia znaczy obca. Walijczycy o sobie mówią cymry – towarzysz, a o swoim kraju Cymru. Jak to się stało, że został Pan historykiem? Dzieci najczęściej nie lubią wkuwać dat, Pan lubił? Nie, u nas, jak wszędzie, trzeba było znać na pamięć daty, królów… Jednak dobra nauczycielka to skarb. Żeby o historii opowiadać dzieciom, trzeba mieć talent. Po angielsku historia, znaczy bajka. I jeśli nauczyciel opowiada bajkę o przeszłości, to wtedy można się historią zainteresować. Każde dziecko lubi dobre bajki, ale wkuwanie dat czy imion królów to horror. Wystarczy je jednak napisać śmiesznie i jest inaczej. Zamiast pisać: Władysław Łokietek był trzecim pod względem starszeństwa synem Kazimierza I kujawskiego, a najstarszym z jego trzeciego małżeństwa z Eufrozyną (…) i tak dalej – przecież nie da się tego zapamiętać, to wystarczy, że dzieciom opowie się o nim śmiesznie: dlatego łokietek, że był niskiego wzrostu... Ma Pan jakieś nałogi? A co to znaczy: nałogi? NIEZWYKŁY MAGAZYN DLA ZWYKŁYCH LUDZI 5 Spojrzenia Lepszy świat Kiedy ponad dwadzieścia lat temu rezygnowałam z pracy w ośrodku dla dzieci upośledzonych umysłowo, nie przypuszczałam, że kiedyś jeszcze wrócę do zajęć z takimi ludźmi. Po stanie wojennym nie mogłam znaleźć pracy i gdy koleżanka powiedziała, że jest etat wychowawczyni w domu pomocy społecznej z dziećmi upośledzonymi, zgodziłam się natychmiast. Tylko niektórzy ze znajomych ostrzegali, że nie wiem, co robię. I nie wiedziałam. Wydawało się proste: rano trzeba przyjść, zjeść z nimi śniadanie, potem kilka godzin zajęć, obiad… to przedpołudniowa zmiana. Po południu kilka godzin zajęć, kolacja i do łóżek. Do domu można było pójść jak wszystkie leżały zapakowane w piżamy i przykryte. W praktyce takie proste to jednak nie było. Nie wyobrażałam sobie, co znaczy zajmować się dziesiątką dzieci, z których każde zachowuje się inaczej: jedno wrzeszczy, drugie z obojętnością siedzi i się kiwa, kolejne zadaje trzysta pytań, nie słuchając odpowiedzi, następne usiłuje uderzyć się klockiem w głowę i natychmiast trzeba zareagować, bo zrobi sobie krzywdę, a każda próba zbliżenia się do niego skutkuje jeszcze większą autoagresją… 6 LUDZKA SPRAWA Przerażały mnie opowieści starszych, pracujących tam już po kilka czy kilkanaście lat koleżanek: nie martw się, trzeba wsadzić w kaftan bezpieczeństwa albo krzyknąć czy uderzyć… będziesz miała spokój – mówiły. Będą się ciebie bały, to dasz radę, inaczej nie posłuchają. Dałam radę, nigdy żadnego z nich nie uderzyłam i bardzo bolało mnie, kiedy czasem nie było wyjścia i trzeba było użyć kaftana czy pasów. Nie chcę się rozpisywać na temat warunków panujących w owym czasie w domu pomocy społecznej. Minęło wiele lat i mam nadzieje, że tak jak w kraju, tak i tam zmieniło się na lepsze, a dzieci nie są ładnie ubierane i myte tylko na pokaz. Odeszłam z pracy, kiedy zaszłam w ciążę i po nocach śniło mi się, że moje dziecko rodzi się chore i upośledzone. Nie wytrzymałam psychicznie, choć po głowie kołatała mi myśl, że jeśli ktoś z tego towarzystwa był normalny, to na pewno nie my, jeśli ktoś był dobry, to na pewno nie my, jeśli ktoś był wybrany przez Boga, to na pewno nie my, tylko oni. Oni, uważani przez nas za nienormalnych. Teraz prowadzę warsztaty dziennikarskie dla osób niepełnosprawnych umysłowo. Kiedy o tym mówię, niektórzy patrzą z niedowie- NIEZWYKŁY MAGAZYN DLA ZWYKŁYCH LUDZI rzaniem. Warsztaty dziennikarskie… Tak. Razem robimy gazetę, układamy krzyżówki, rozmawiamy o ludziach i ich problemach. Opowiadamy o tym, co nas bawi, co śmieszy, co jest ważne i potrzebne. Te warsztaty, to poważne wyzwanie. Dla mnie. To ja muszę się do nich przygotować, precyzyjnie wiedzieć, co i w jaki sposób będziemy robić, inaczej przestaną zwracać na mnie uwagę, zaczną rozrabiać albo ignorować otaczający świat, zapadając się we własny. Podczas zajęć powstaje wiele ciekawych projektów. Dwie godziny to czas, który daje kilka rysunków na zadany temat, ciekawe opowiadania czy wiersze. Czas, w którym powstają piosenki, wyklejanki, krzyżówki. Dwie godziny to czas wystarczający, by ułożyć pytania, które na spotkaniach zadawać będziemy sławnym ludziom, napisać opowiadanie o miłości i życiu, opowiedzieć o zdjęciach, które zrobi się w czasie wakacji i miejscach, które powinno się zobaczyć. To czas na opowieść o tym, jak powstają koszyki z gazet, czy skąd pochodzą pieczątki zbierane przez lata w małym notesiku. Przy okazji Dnia Dziecka rozmawialiśmy o tym, czy dzieci są pożyteczne. Odpowiedzi było tyle, ilu uczestników warsztatów. Jedna mnie poraziła. Wypowiedź siedzącego przez kilka kolejnych zajęć, milczącego, uśmiechającego się czasem do własnych myśli Janka: Tak. Dzieci są pożyteczne, bo są nicią łączącą świat dorosłych z Bogiem. Myśl sprzed dwudziestu kilku lat nie opuszcza mnie do dziś. Wciąż zastanawiam się, kto jest normalny, tylko teraz już wiem: oni na pewno są lepsi. Za tę wiedzę chcę Wam podziękować. Wandzie za zauważenie, że świat na różowo jest ciekawszy, Marcinowi za pomoc w warsztatach i napisane teksty. Marcie za to, że przestała chować się za plecami mamy i zaczęła mnie straszyć, Asi za to, że ze mną rozmawia, Bartkowi za uścisk ręki, i dziwne rysunki, Mateuszowi za zdjęcia i wielkie serce, Markowi za koszyki, drugiej Marcie za uśmiech i rysunki, Piotrusiowi za ciepłe spojrzenie. Wszystkim za to, że jesteście. Anna Morawiecka Warto wiedzieć Pomylona płeć Są ludzie, u których męskość i żeńskość są tak silne, że nie mogą realizować się w jednej tylko płci. Ich umysły i ciała zdają się przełamywać bariery nie do pokonania dla innych. Szkopuł w tym, że zakłócają oni zasady pomyślane dla świata, w którym można być tylko kobietą albo tylko mężczyzną, a wyboru własnej płciowości dokonać się nie da. Transgenderyzm, czyli łamanie norm kulturowych przypisanych danej płci, coraz częściej spotyka się z aprobatą. Wolność od stereotypów zdaje się być przyprawiającym nas o dumę znakiem czasów; dlatego ojciec czule wychowujący dziecko czy kobieta-żołnierz budzą raczej podejrzliwą ciekawość niż agresywny sprzeciw. Tymczasem transpłciowość, chwilowa lub stała rozbieżność między psychicznym poczuciem płci a biologiczną budową ciała, nie uchodzi na sucho. Pewnie dlatego, że nazbyt rzuca się w oczy. Mężczyzna transwestyta lubi nosić damskie ubrania i naśladować kobiece ruchy. Niektórzy zakładają biustonosz, innym wystarczy pomalowanie paznokci u stóp, dzięki czemu nie afiszują swojej odmienności. Takie wchodzenie w rolę kobiety pomaga transwestycie wyrazić swoją podwójną tożsamość. Co ważne – owe przebieranki nie mają podłoża seksualnego, a transwestyta to nie ukryty gej ani pedofil, który nosząc w domowym zaciszu pełen makijaż, czerpie przyjemność z molestowania swoich dzieci. Bycie transseksualistą również nie ma związku z orientacją seksualną. Tacy ludzie dążą do operacyjnej korekcji ciała, by ich narządy płciowe i całokształt budowy fizycznej zgodny był z ich psychicznym odczuciem płci. Mówiąc lakonicznie: kobiety chcą pozbyć się piersi, mężczyźni je dostać. Transpłciowość jawi się jako fircykowaty świat pełen barwnych postaci. Nic w tym dziwnego, popularność drag queens i drag kings budzi poczucie, że być albo nie być trans jest kwestią wyboru. A nie jest. Być ukrytym transem oznacza prowadzenie życia, w którym wszystko jest na opak. Rzeczywistość staje się przejaskrawiona, niebezpieczna. Chłopiec podejrzewający się o transwestytyzm boi się nosić długie włosy – myśli, że to zdradzi jego sekret. Sili się na pokazową agresję, by uchodzić za męskiego. Gdy postanawia się ujawnić, budzi przerażenie w rodzicach, pogardę w księdzu i śmiech rówieśników. A jeśli nie, to obawia się takiego właśnie scenariusza. Tego samego doświadczają kobiety i mężczyźni transseksualiści. Tyle że oni rozważają jeszcze chirurgiczną operację narządów płciowych i poddanie się długotrwałej, inwazyjnej terapii hormonalnej. Jeżeli zdecydują się na tę życiową rewolucję, czekają ich potężne wydatki finansowe, dziesiątki spotkań z psychiatrą i fizyczny ból. Transpłciowość dotyka kilku procent ludzkości, najczęściej mężczyzn. Przeważnie stygmatyzacja płcią jest niezauważalnym procesem, ale dla niektórych to tragedia prowadząca do prób samobójczych i wycofania z życia społecznego. I chociaż kwestia ta tyczy się mniejszości, ignorowanie jej nie sprawi, że przestanie być faktem. Podobno transseksualista widzi analogię między sobą a chorymi na autyzm – tak jak oni jest więźniem wrogiego mu świata. I chce się wyzwolić, bo wierzy, że nieważne, kim człowiek się rodzi. Ważne – kim umiera. Martyna Wilk Słownik podstawowych pojęć – transseksualizm (TS) – rozbieżność między psychicznym poczuciem płci a biologiczną budową ciała, połączona z silnym pragnieniem korekty ciała tak, aby odpowiadało ono płci odczuwanej przez daną osobę. Nie posiada podłoża seksualnego; – transwestytyzm (TV) – potrzeba czasowego przyjmowania roli płci przeciwnej połączonego z ubieraniem jej strojów celem uzyskania emocjonalnej satysfakcji, bez pragnienia trwałej zmiany płci. Nie posiada podłoża seksualnego; – crossdressing – pojęcie pokrewne transpłciowości; noszenie strojów płci przeciwnej. Może mieć jedynie charakter sceniczny (drag queen), lub też być zjawiskiem codziennym, wyrażającym styl bycia i osobowość. Crossdressing może być też objawem transpłciowości danej osoby, ale nie musi. Dla społe- Akceptacja własnej odmienności jest procesem, który dotyczy zarówno jednostki, jak i całego czeństwa na przykład, osoba trans- jej otoczenia: rodziny, bliskich, przyjaciół, kolegów i koleżanek z pracy. Zagubienie w tym pro- seksualna może być crossdresserem, cesie prowadzi do chaosu, poczucia odszczepienia, izolacji, trudności w nawiązywaniu relacji. lecz sama siebie tak nie postrzega, gdyż Dlatego – jakkolwiek jesteś i kimkolwiek jesteś, ważne, by dokładnie wsłuchiwać się w impulsy ubiera się zgodnie ze swoją płcią z ciała i serca, nawet jeśli nie decydujesz się za nimi podążać. Ważne, aby nie unikając trudnych psychiczną; aspektów siebie, mieć odwagę o nich rozmawiać niezależnie czy dotyczą one orientacji seksualnej, – fetyszyzm transwestytyczny – zabu- trudności w akceptacji własnej seksualności czy rozbieżności między psychicznym poczuciem rzenie związane z uzyskiwaniem pobu- płci a biologiczną budową ciał. To, kim się rodzimy, bywa tak samo istotne, jak to kim się dzenia seksualnego poprzez ubieranie stajemy i kim ostatecznie umieramy. się w stroje płci przeciwnej i chwilowe Bywa, że osoby zagubione w procesie budowania tożsamości, osamotnione, odrzucone przez przyjmowanie jej roli. Nie wiąże się bliskich, przeżywają tak silne rozdarcie wewnętrzne i cierpienie, że myśl o samobójstwie jest dla zazwyczaj z zaburzeniami odczuwanej nich jedynym skutecznym sposobem przerwania męki towarzyszącej życiu. płci psychicznej, ani chęcią zmiany Na ile jesteśmy w stanie szanować odmienność i trudności innych, osób bliskich i zupełnie nam posiadanej płci. Zaburzenie to nie jest obcych, jest wyznacznikiem szacunku, z jakim podchodzimy do własnych słabości, otwartości transpłciowością, lecz może być wyra- na nasze wewnętrzne poszukiwania, bo przecież w skrytości serc wszyscy pragniemy tego samego: zem wczesnej fazy rozwoju trans- szczęścia i poczucia, że kochamy i jesteśmy kochani tacy, jacy jesteśmy. seksualizmu. Anna Fedorowicz – psycholog LUDZKA SPRAWA NIEZWYKŁY MAGAZYN DLA ZWYKŁYCH LUDZI 7 Warto wiedzieć Gadulec Tak o GADU-GADU ZAUFANIA mówi jego twórczyni i pomysłodawczyni – Urszula Kielar z Obornik Śląskich. Wszystko zaczęło się od problemów jakie koleżanka jej nastoletniej córki miała ze swoim chłopakiem… Tak się składa, że mam bardzo dobry kontakt ze swoimi dziećmi i córka opowiedziała mi o tych problemach, pytając jednocześnie, co koleżanka powinna zrobić. Powiedziałam, że na jej miejscu zrobiłabym to i to… Poskutkowało, a moja córka, która nie chciała uchodzić za ekspertkę, ustąpiła mi miejsca przy komputerze – opowiada pani Urszula. Szybko doszło do tego, że pani Urszula musiała założyć własne gg, a i tak, po niedługim czasie, nie mogła dać sobie rady z ilością rozmówców i problemów. Zwróciłam się wtedy do mojej szefowej, Alicji Giezek z Biura ds. Rozwiązywania Uzależnień w Obornikach Śląskich, z prośbą o pomoc. Pani dyrektor pomysł się spodobał i od stycznia tego roku oficjalnie, pod patronatem biura, działa nasz Gadulec. Zdaniem Urszuli Kielar, jest to bardzo dobre rozwiązanie, szczególnie dla ludzi młodych, internautów, którzy z jakiegoś powodu nie chcą lub nie mogą skorzystać z telefonu czy osobistej rozmowy na temat swoich problemów. – To nie jest oczywiście tak, że udzielamy porad przez Internet – mówi pani Urszula. Z ludźmi szukającymi pomocy przez gadu-gadu zaufania rozmawiają pedagodzy i wolontariusze, którzy w razie potrzeby umawiają na spotkania z psychologiem, prawnikiem i terapeutą. Dzięki wsparciu finansowemu Marszałka Województwa Dolnośląskiego jesteśmy w stanie zatrudniać wysokiej klasy specjalistów, którzy na początek również przez Gadulca, a w razie potrzeby podczas osobistych spotkań i rozmów, są w stanie udzielić wsparcia i pomocy wszystkim potrzebującym. Z gadu-gadu zaufania współpracuje również policja. Biuro ds. Rozwiązywania Uzależnień i jego pracownicy są dostępni na gg codziennie od poniedziałku do soboty. (Szczegółowy rozkład dyżurów w informatorze i dodatku dolnośląskim wewnątrz numeru – przyp. red). – Pewnego dnia, kiedy siedziałam przy komputerze, zgłosiła się dziewczyna, która chciała upiec karpatkę, ale nie taką z kupionej w sklepie paczki, tylko prawdziwą, domową – opowiada Urszula Kielar. – Pogrzebałam w starych książkach kucharskich mojej babci i znalazłam przepis. Potem okazało się, że był to 8 LUDZKA SPRAWA początek rozmowy o znacznie poważniejszych problemach tej młodej panny. Spodobało się, że jej nie zbyłam, tylko przejęłam się potrzebą upieczenia dobrego ciasta – pomogłam jej, a nie wyśmiałam. Dziewczyna nabrała do mnie zaufania, dziś spotykamy się co jakiś czas i rozmawiamy. Obie staramy się wyprowadzić na prostą jej skomplikowane życie. Gadulca, jako pierwszego kontaktu z terapeutą, użył również jeden, teraz już osiemnastoletni chłopak. – Zaczął od wysłania kilku swoich tekstów, opowiadał, że ma problem z rodzicami, nie potrafi się z nimi dogadać, po wielu godzinach rozmów dowiedzieliśmy się, że jego prawdziwym problemem są narkotyki. Na początku sam nie potrafił sobie tego uświadomić. Nie uważał się za narkomana, okazjonalne ćpanie traktował raczej jako rozrywkę i odskocznię od codzienności, a nie sądził, że to jakiś problem. Dziś leczy się z uzależnienia. Przekonaliśmy go do rozmowy z rodzicami i doprowadziliśmy do spotkania z nimi. Rodzicom natomiast pomogliśmy nawiązać kontakt z synem i pokazaliśmy, że warto rozmawiać – mówi pani Ula. Można by mnożyć przykłady fot. Tom Hemeryk/sxc.hu NIEZWYKŁY MAGAZYN DLA ZWYKŁYCH LUDZI pozytywnych rozmów czy kontaktów nawiązanych przy pomocy Gadulca. Jego twórczyni wolałaby jednak, aby pozostały one anonimowe i nierozpoznawalne, dlatego w rozmowie z „Ludzką Sprawą” ograniczyła się do ogólnikowego opowiedzenia o dwóch przypadkach. Zapewniła jednak, że tych przypadków jest tak samo dużo, jak osób korzystających z gadu-gadu zaufania. Gadu-gadu zaufania nie ogranicza swojej pomocy tylko dla osób z Obornik Śląskich, marzeniem twórców jest, aby z komunikatora korzystać mogli również internauci z całej Polski. – Dlatego, również dzięki wsparciu Marszałka, zamierzamy uruchomić cykl szkoleń, chcemy też, aby pod nasze „usługi” nie podszywali się hochsztaplerzy, pozostawiamy więc sobie prawo do autoryzowania wszelkich działań czynionych pod naszym szyldem. W ten sposób osoby potrzebujące pomocy będą miały pewność, że trafiły pod odpowiedni adres – twierdzi autorka projektu. Zdaniem Urszuli Kielar, autoryzacja jest konieczna, ponieważ niestety zdarzają się osoby podszywające się pod projekt. Nie są to na szczęście przypadki nagminne i w stosunkowo łatwy sposób można je zweryfikować. a. Numer Gadulca i kontakt internetowy ze specjalistami oraz godziny „urzędowania” terapeutów można znaleźć w informatorze i dolnośląskim dodatku „Ludzkiej Sprawy” wewnątrz numeru. Okiem fachowca Naprawdę samotnym jest ten, kto nie zrobił nic dla drugiego człowieka. O potrzebie budowania więzi międzyludzkich Osoby starsze, z którymi spotykam się podczas dyżurów i nie tylko, skarżą się na samotność, brak przyjaciół. Chciałoby się powiedzieć – na „samotność w tłumie”. Tymczasem wśród determinantów pomyślnego starzenia się wymienia się nie tylko zdrowie, samoakceptację, posiadanie celu w życiu, ale również pozytywne relacje z innymi ludźmi, wypełniające przestrzeń życiową człowieka, nadające egzystencji głębszy sens. Wśród próby definicji istoty starości mówi się, że: „naprawdę starym jest ten, kto zaprzestał kontaktów społecznych”. Zastanówmy się wspólnie, skąd wynikają trudności w budowaniu więzi: sąsiedzkich, rówieśniczych, czasem również rodzinnych? Więź, jako naturalna relacja międzyludzka, kształtuje się na bazie wrodzonej potrzeby kontaktu emocjonalnego z drugim człowiekiem. Zaspokajanie tej potrzeby jest ważne na każdym etapie życia, stanowiąc podstawę naszego zdrowia psychicznego. Problem podtrzymywania, pielęgnowania więzi rodzinnych, sąsiedzkich, przyjacielskich, rówieśniczych jest szczególnie ważny w późnej dorosłości. Częsty bowiem regres fizyczny i psychiczny u osób starszych, to nie tylko wynik nieuchronnych procesów starzenia się, ale ma swoje przyczyny w braku kontaktów z drugim człowiekiem. Potrzebujemy czułej obecności innych ludzi, bliskości, bezwarunkowej miłości i takimi uczuciami chcemy darzyć innych. Ludzi, z którymi czujemy się związani, pełnią funkcję zwierciadła, w którym dostrzegamy akceptację nas, akceptację siebie. Zdrowe relacje z innymi ludźmi, nasycone pozytywnymi więzami, stanowią istotne źródło, z którego czerpiemy życiodajne moce. Zaspokajana potrzeba bliskości daje poczucie bezpieczeństwa, umożliwiając ekspresję emocji, buduje szczęśliwe życie. Inaczej nasze życie przekształca się w trwanie i czekanie końca. Więzi z innymi ludźmi pomagają też czuć się potrzebnymi – użytecznymi, dochodzi bowiem do wymiany wzajemnych usług, pomocy. Umożliwiają również dopełnianie i rekonstruowanie własnego doświadczenia życiowego. Likwidują nostalgię, lęki, frustracje, zmęczenie codziennością, pokonują postawę pasywną wobec życia. Czas wolny, okupowany przez TV, zabiera nam czas, który moglibyśmy przeznaczyć na kontakty towarzyskie. Skoro tyle dobrego dają nam więzi z innym ludźmi, dlaczego nie zawsze radzimy sobie z ich budowaniem? To złożony problem. Skupmy się na przyczynach tkwiących w nas samych. Po przejściu na emeryturę następuje utrata ról społecznych, prestiżu, bywa powodem wygasania kontaktów społecznych, również ze środowiskiem zawodowym. Na pewno narastające z wiekiem przeszkody (zdrowotne i nie tylko) nie sprzyjają relacjom międzyludzkim. Kontakty rodzinne w dzisiejszym świecie też układają się różnie. W dodatku zarzuca się nam brak umiejętności tworzenia więzi z obcymi, zagrażający poczuciu bezpieczeństwa. Dopełnia to domocentryczny styl życia charakteryzujący wielu ludzi. Przecież w domu można pielęgnować kontakty, odwiedzać i przyjmować znajomych. Poświęcić komuś swój czas, to najcenniejszy podarunek. Poprawiamy wówczas „smak życia”. Kontakt z drugim człowiekiem daje nam szansę zmiany nastawienia do życia, codzienności, otwiera wiele drzwi, pomaga w pokonywaniu sytuacji kryzysowych (utrata bliskich, choroba). R E K Z prowadzonych przeze mnie badań wynika, że rodzina, w tym przyjaciele, są wartością preferowaną. Dobre relacje rodzinne, ale również sąsiedzkie, przyjacielskie, dają największe zadowolenie. Zbudowane z nimi więzi chronią przed samotnością, umacniają przekonanie o byciu lubianym, potrzebnym, wartościowym, czyniąc ostatecznie życie satysfakcjonującym. To wszystko pomaga w przezwyciężaniu lęku egzystencjalnego, lęku przed pustką w życiu. Sieć więzi społecznych każdego z nas niewątpliwie charakteryzuje się różnym poziomem intymności, obejmując osoby spokrewnione, przyjaciół, dalszych i bliższych znajomych. Mamy wówczas szanse na odczuwanie poczucia miłości, akceptacji i szacunku, jakie płyną od innych ludzi. Czasem bywa jednak, że złe relacje społeczne mogą zakłócić nasze dobre samopoczucie. Budujmy więzi z ludźmi, którzy przekazują nam „dobrą energię życiową”. Nie wyklucza to naszej chęci pomocy słabszym, opuszczonym, bezradnym. Udzielanie im wsparcia daje nam bowiem, duże zadowolenie. Na poziomie codziennych zachowań dobre relacje, zbudowane więzi, uwidaczniają się bezinteresownymi czynami, altruizmem, ofiarnością, byciem pomocnym. Tego wszystkiego życzę Państwu, zapraszając do wspólnej refleksji. A może zaprosić do tej refleksji drugiego Walentyna Wnuk człowieka... L A M A Osoby, które znajdują się w trudnej sytuacji materialnej mogą skorzystać z bezpłatnych porad prawnych udzielanych przez radców i aplikantów zrzeszonych w Okręgowej Izbie Radców Prawnych we Wrocławiu. Porady dotyczące problemów związanych z prawem pracy, spadkowym, lokalowym i obrotu konsumenckiego są udzielane w siedzibie OIRP przy ulicy Włodkowica 8, w poniedziałki od godz. 16.30 do 18.00. Więcej informacji można zasięgnąć pod nr. tel. (071) 793 70 94 lub na stronie www.oirp.wroclaw.pl LUDZKA SPRAWA NIEZWYKŁY MAGAZYN DLA ZWYKŁYCH LUDZI 9 Okiem fachowca Wyhamuj w porę! Sprawdź, czy Twoje picie jest bezpieczne… Z nieba leje się prawdziwy żar. Pasażerowie zatłoczonego autobusu linii 403 z trudem łapią powietrze. Wszyscy są zmęczeni i marzą tylko o tym, by jak najszybciej znaleźć się w domu. Pan w garniturze burczy na nastolatkę, która co rusz przydeptuje mu sandałki, zamiast mocno złapać się uchwytu. Pani w słomkowym kapeluszu głośno domaga się, by ktoś otworzył dodatkowe okno. Zdesperowana młoda mama niemal na siłę wpycha smoczek swojemu dziecku, które głośnym płaczem demonstruje żal do świata. Atmosfera jest nerwowa… Nareszcie kolejny przystanek. Otwarte drzwi dają chwilę wytchnienia. Ku niezadowoleniu wszystkich tłok robi się jeszcze większy: do autobusu wsiada rozbawiona grupa młodzieży z ręcznikami na szyi. Pobliska glinianka przypomina o tej porze roku plażę w Saint-Tropez. Autobus rusza w dalszą drogę. Skromnie odziane dziewczyny trzymają się kurczowo chłopaków, z których każdy ma w dłoni puszkę piwa. – Maciek, k…, widziałeś tą laskę w żółtym bikini? Zagadnięty wrzeszczy ponad głowami innych, że owszem, pozostali wyją na wspomnienie opalonej blondynki, dziewczyny krzywią się, że to nie o nich, piwo leje się do gardeł i kapie na sukienki pasażerek, które z wrażenia straciły mowę. Kiedy ten koszmar się skończy...? Ponad głowami wszystkich sunie wolno napis kolorowego wyświetlacza: CZY TWOJE PICIE JEST BEZPIECZNE? WYHAMUJ W PORĘ! www.wyhamujwpore.pl Kierowca hamuje, wzrok części pasażerów przesuwa się z napisu na młodych ludzi, którzy wytaczają się z autobusu na następnym przystanku. Maciek niebezpiecznie się chwieje. Gdyby nie wiotka brunetka, pewnie nie byłby w stanie ustać na własnych nogach… W Polsce od lat obserwuje się wzrost spożycia alkoholu. Zwiększa się jego dostępność: za średnie miesięczne wynagrodzenie, w porównaniu z rokiem 1998, można dziś kupić trzykrotnie więcej butelek wódki oraz dwukrotnie więcej butelek wina i piwa. W kwietniu, uroczystą inauguracją w Sejmie RP, rozpoczęła się kolejna kampania, której celem jest ograniczenie szkód zdrowotnych, społecznych i ekonomicznych związanych z piciem alkoholu. Rozmawiam o niej z Anną Gazdą – specjalistą ds. dialogu i projektów społecznych Centrum Informacji i Rozwoju Społecznego, ambasadorką kampanii we Wrocławiu. Wierzy Pani w takie kampanie? Bez tej wiary moja praca tutaj nie miałaby sensu… Kampania antyalkoholowa „Wyhamuj w porę!”, zainicjowana została przez Państwową Agencję Rozwiązywania Problemów Alkoholowych i ma przede wszystkim zachęcić konsumentów alkoholu do oceny własnego wzoru picia. Wzoru picia? Tak. Wszyscy wiemy, że picie alkoholu może wywierać wpływ na różne obszary ludzkiego zdrowia i funkcjonowania społecznego. Nie wszyscy jednak uświadamiają sobie, że wcale nie trzeba być osobą uzależnioną, aby cierpieć na dolegliwości mające swoje źródło w piciu. Zanim rozwinie się u kogoś uzależnienie, mogą pojawiać się mniej nasilone, ale jednak poważne problemy, takie, jak picie ryzykowne lub picie szkodliwe. W przypadku tych zjawisk nie następuje nieodwracalna utrata kontroli nad spożywaniem alkoholu, pojawia się jednak ryzyko poważnych szkód zdrowotnych czy społecz- 10 LUDZKA SPRAWA nych. Ktoś, kto pije ryzykownie lub szkodliwie, może jednak na tyle ograniczyć swoje picie, aby radykalnie zmniejszyć wynikające z niego szkody. Dlatego należy znać granice tego ryzyka, aby ich nie przekraczać… Tak… Tylko jak te granice wytyczyć? Temu właśnie służy test opracowany i propagowany w ramach kampanii, o której rozmawiamy. AUDIT, skrót od angielskiego Alcohol Use Disorder Identification Test (Test Rozpoznawania Problemów Alkoholowych) jest testem przesiewowym, nie diagnostycznym, co oznacza, że podwyższone wyniki nie są równoznaczne z diagnozą określonego typu problemów alkoholowych, jednak wskazują na wyraźne prawdopodobieństwo ich występowania. Trzeba iść do lekarza? Nie. Można zrobić go sobie samemu, klikając w odpowiednie miejsce na stronie internetowej www.wyhamujwpore.pl. Dopiero po uzyskaniu podwyższonych wyników należy odwiedzić specjalistę po to, aby dowiedzieć się, jak NIEZWYKŁY MAGAZYN DLA ZWYKŁYCH LUDZI dalej postępować. W ogóle zachęcam do odwiedzenia tej strony. Nawet tych, którym wydaje się, że piją niewiele i rozsądnie. Czy to nie przesada? Uzależnienie od alkoholu rozwija się stopniowo. Z powodu systemu mechanizmów obronnych pomniejszających i zniekształcających rozmiary problemu, sama osoba zainteresowana orientuje się dość późno, iż coś niepokojącego dzieje się w jej życiu. Kiedy pojawią się wyraźne objawy uzależnienia, na ogół choroba jest już rozwinięta. Dlatego warto przypomnieć, że są pewne sygnały rozwoju uzależnienia, które powinny zwrócić uwagę. Lepiej zapobiegać niż leczyć. Wspomniała Pani o piciu ryzykownym i szkodliwym. Co to oznacza? Wyróżnia się trzy podstawowe wzory spożywania alkoholu rodzące zagrożenia, które wymagają interwencji i zmiany: Ryzykowne spożywanie alkoholu to picie nadmiernych ilości (jednorazowo i łącznie w określonym czasie), niepociągające za sobą negatywnych konsekwencji, przy czym można oczekiwać, że konsekwencje te pojawią się, o ile obecny model picia nie zostanie zmieniony. Picie szkodliwe to taki wzór picia, który powoduje szkody zdrowotne, fizyczne bądź psychiczne, również psychologiczne i społeczne, nadal jednak nie występuje uzależnienie od alkoholu. No i trzeci wzór – uzależnienie od alkoholu. Następstwo długotrwałego szkodliwego spożywania trunków, w którym picie uzyskuje pierwszeństwo przed zachowaniami, które kiedyś były dla osoby pijącej ważniejsze. Niby tyle wszyscy wiemy o przysłowiowych już skutkach picia wódki, a tymczasem strony internetowe, o których Pani mówiła, pokazują problem z innej strony i w taki sposób, że nie jest to jedynie kolejna nudna lekcja na temat szkodliwości nadużywania alkoholu. To prawda. Dlatego organizatorom kampanii tak bardzo zależy na tym, żeby dowiedziało się o niej jak najwięcej Polaków. Młodzieży? I młodzieży, i tych starszych… Młodzi ludzie jednak są na pewno w centrum zainteresowania. I choć kampania zaplanowana jest do końca roku, to we Wrocławiu „postawiliśmy” na miesiące wakacyjne. Z materiałami informacyjnymi staramy się docierać do tych miejsc, które w kanikułę są szczególnie chętnie odwiedzane przez wypoczywających uczniów. We wrześniu pakiety edukacyjne trafią do szkół wszystkich szczebli. Mało popularny temat wśród młodzieży… Od 23 lat jestem harcerką, od 13 instruktorką harcerstwa. Wiem, że to nieprosta sprawa. Ale wiem też, że młodzi ludzie nie są tak beznadziejni, jak zwykło się uważać. Najważniejsze, by mówić ich językiem, ciekawie i przekonywająco. Spojrzenia Że brak - to fakt Władze miasta postanowiły ukrócić proceder ulicznego żebractwa. Dziś nie można posiedzieć spokojnie w rynku w ogródku przy restauracji, żeby przynajmniej kilka razy nie zostać zaczepionym przez biedne matki, palące drogie papierosy, ale niemające pieniędzy na mleko dla dziecka, zbierających na operację brata (siostry), podejrzanie wyglądających młodych osobników czy dzieci, spoglądające głęboko w oczy i proszące: daj pani na chleb, ale bynajmniej nie chleba oczekujących. Policzyłam kiedyś, że idąc od rynku ulicami Świdnicką i Piłsudskiego do Dworca Głównego, gdybym chciała przez miesiąc wspomagać wszystkich proszących, nie zostałoby mi na życie. Kilka lat temu natomiast rozmawiałam z jednym żebrzącym w okolicach Dworca Głównego gościem, widziałam, jak wymieniał drobne pieniądze na grube, było tego kilkaset złotych. Zaczepiony przeze mnie powiedział, że nie był to jego najlepszy zarobek… Kontynuując rozmowę, wyraziłam przekonanie, że nie jest to łatwa praca, bo jak pada i jest zimno, to trudno tak stać. Na co poddworcowy żebrak odpowiedział: jak pada, to ja, proszę pani, nie pracuję, a na zimę to do ciepłych krajów jeżdżę, tylko głupi by tu stał… Rzeczywiście, pomyślałam, swoją drogą, fajna robota. Ciężko pracuję przez cały rok i nie zawsze stać mnie na wakacje w ciepłych krajach, ech, życie… Czy to znaczy, że wszyscy żebracy to cwaniacy? Są na pewno ludzie biedni, ale ci raczej nie chodzą po knajpianych ogródkach, czasem w sklepie nieśmiało zapytają: może mi pani coś do jedzenia kupić? Oni nie proszą o pieniądze. Są naprawdę głodni i tu nie mam oporów – zawsze kupuję, dużo więcej niż „coś”. Pamiętam oczy jednej starszej pani, która z nieśmiałością cicho poprosiła o kawałek chleba, zrobiłam jej zakupy, a ona złapała łapczywie bułkę i zjadając przepraszała: przez trzy dni nic nie jadłam… I takim ludziom należy pomagać, pomagać mądrze i to jest właśnie cel zorganizowanej przez władze Wrocławia kampanii społecznej: Dając pieniądze, nie pomagasz. am O tym, jak pomagać mądrze, czytaj w informatorze wrocławskiego wydania „Ludzkiej Sprawy”. Proszę o informacje o organizacjach, które udzielają pomocy osobom doświadczającym przemocy w rodzinie. Zgłosiła się do mnie starsza osoba (około 70 lat) z takim problemem, ale też z pewnymi ograniczeniami we własnej postawie, wynikającymi z wieku. Potrzebna jest pomoc prawna, ale również wsparcie mediatorów. Pozdrawiam (imię i nazwisko znane redakcji) W mieście jest kilka organizacji służących pomocą ofiarom przemocy psychicznej oraz fizycznej. Porady, zarówno prawne, jak i psychologiczne, udzielane są bezpłatnie. Niekiedy jednak, ze względu na ogromne zainteresowanie, trzeba poczekać nieco na termin wizyty. Poniżej adresy i dane kontaktowe ośrodków: • Centrum Praw Praw Kobiet oddział we Wrocławiu, ul. Ruska 46b/208 tel. (071) 358 08 74, pon.- czw. 9.00 -18.00, pt 9.00-15.00 • Fundacja NON LICET, Pomoc Ofiarom Przemocy w Rodzinie, ul. Stalowa 6a, tel. (071) 361 97 70, pon.-pt. 16.00 -19.00 • Ośrodek Interwencji Kryzysowej Stowarzyszenia Pomocy dla Osób w Sytuacji Kryzysowej INTERWENCJA, Podwale 13, tel. (071) 783-36-64, pon.-czw. 9.00 -20.00, wt.-śr.-pt. 15.00-20.00 • Ośrodek Interwencji Kryzysowej Towarzystwa Rozwoju Rodziny ul. Podwale 74/23, tel. (071) 342 14 13, pon.-pt. 9.00 -20.00, sob. 9.00 -13.00 Więcej na temat przemocy w informatorze wewnątrz numeru. LUDZKA SPRAWA NIEZWYKŁY MAGAZYN DLA ZWYKŁYCH LUDZI 11 Polecamy Warto przeczytać Małgorzata Szejnert Wyspa klucz ZNAK Wyspa klucz Małgorzaty Szejnert to reporterska opowieść o Ellis Island. Wyspa jest dziś symbolem bramy do „ziemi obiecanej”, bo w latach 1892–1954 była głównym centrum przyjmowania imigrantów z całego świata. Przewinęło się tam kilkanaście milionów ludzi. Małgorzata Szejnert po wizycie na wyspie ze zdumieniem stwierdziła, że nie ma w Polsce literatury na ten temat, tak, jakbyśmy zajęci obrotami wypadków u siebie nie zwrócili uwagi na Ellis Island. Postanowiłam więc (…) napisać reportaż o wyspie – czytamy we wstępie do publikacji. W najdrobniejszych szczegółach przedstawia historię wyspy, opisuje mechanizmy rodzącej się polityki imigracyjnej, kolejne zmiany legislacyjne, ale także biurokrację, przypadki korupcji i handlu żywym towarem. Tropi losy ludzi, którzy marzyli o lepszym świecie. Towarzyszy im tak długo, jak tylko pozwalają na to ślady zawarte w dokumentach. Mimo nadziei na dobrobyt i wolność, nie wszystkim dane było przekroczyć mityczną bramę. Autorka opisuje procedury, które stosowali urzędnicy, choćby upokarzające badania lekarskie, testy psychologiczne i kwarantanny, jakim poddawani byli kandydaci na nowych obywateli, którzy mieli potem stworzyć gospodarczą potęgę USA. Imigracja najwyraźniej przysparzała amerykańskim urzędnikom sporo trudności. Nie bardzo radzili sobie z jej kolejnymi falami, napływającymi z najodleglejszych regionów świata na wyspę mniejszą początkowo od krakowskiego rynku. Stąd zapewne i wynaturzenia systemu, które doprowadziły do „selekcji”. Zakaz wstępu obowiązywał idiotów, chorych umysłowo, nędzarzy, poligamistów, osoby, które mogą się stać ciężarem publicznym, cierpią na odrażające lub niebezpieczne choroby zakaźne, były skazane za zbrodnie lub inne haniebne przestępstwa, dopuściły się wykroczeń przeciw moralności – pisze Małgorzata Szejnert. Pierwszym komisarzem wyspy był pułkownik Weber. Odwiedził Europę Wschodnią, a to nie pozostało bez wpływu na jego działania. Swoją misję relacjonował potem: „przybyłem do imperium strachu (...). Rządy w Rosji i Ameryce przedstawiają sobą antypody, dwa krańce ludzkiej 12 LUDZKA SPRAWA wolności (...). Jest w Moskwie, Mińsku, Warszawie, Grodnie, Wilnie. W Kownie pyta ludzi, dlaczego chcą jechać do Ameryki – Bo to kierunek nadzieja – odpowiadają”. Potomkiem włoskich imigrantów był burmistrz Nowego Jorku, poliglota Fiorello La Guardia, który rozpoczynał karierę jako tłumacz na Ellis Island: niewysoki, okrągły, ruchliwy, o pogodnej twarzy. Wszyscy go nazywają Kwiatuszek, naruszając poniekąd powagę służby. Nikomu także nie przyjdzie do głowy, i przyjść nie może, że pomijane nazwisko Kwiatuszka będzie kiedyś znane na całym świecie jako nazwa jednego z najbardziej ruchliwych lotnisk w Ameryce, a on sam spoglądać będzie na pasażerów z marmurowego pomnika – pisze autorka. Reporterską metodę Małgorzaty Szejnert rozpoznają zapewne czytelnicy jej książki Czarny ogród o katowickich dzielnicach: Giszowcu i Nikiszowcu, za którą otrzymała nagrodę mediów publicznych Cogito oraz szereg nominacji (do Literackiej Nagrody Europy Środkowej ANGELUS oraz do Nike). Szejnert jest dokładna, by nie powiedzieć drobiazgowa, dzięki czemu możemy oglądać zdjęcia, czytać fragmenty listów oraz dokumentów, poznać biografie, a także setki anegdot i historii budynków, miejsc, przedmiotów. Uderza determinacja, odwaga oraz siła ludzi, którzy postanowili zaryzykować i zostać obywatelami Ameryki. Zatem Wyspa klucz to również opowieść o zjawisku emigracji. Dlatego warto sięgnąć po książkę Szejnert, o której Juliusz Kurkiewicz w swojej recenzji napisał: To zagadkowa i zaskakująca podróż na wysepkę, która była czyśćcem dla milionów ludzi. Nawet dziś się przenosimy i wyjeżdżamy w nieznane, a co smutne – nadal „za chlebem”. W Ameryce na lotniskach nadal gęsto tłumaczymy się urzędnikom imigracyjnym i udowadniamy, że wolimy Unię Europejską. Na starym kontynencie tymczasem władze namawiają do powrotu do Polski, ale takie apele wywołują jedynie śmiech i wzruszenie ramion. Słowem, tworzymy historię emigracji, która może kiedyś dostarczy komuś materiału do napisania równie ciekawej książki o naszych peregrynacjach. Anna Molska NIEZWYKŁY MAGAZYN DLA ZWYKŁYCH LUDZI Najniższe emerytury i renty Kwoty najniższych gwarantowanych świadczeń emerytalno-rentowych od 1 marca 2009 r.: • emerytura, renta z tytułu całkowitej niezdolności do pracy i renta rodzinna 675,10 zł • renta z tytułu częściowej niezdolności do pracy 519,30 zł • renta z tytułu całkowitej niezdolności do pracy w związku z wypadkiem lub chorobą zawodową i renta rodzinna wypadkowa 810,12 zł • renta z tytułu częściowej niezdolności do pracy w związku z wypadkiem lub chorobą zawodową 623,16 zł Dodatki do emerytur i rent Wysokość dodatków do świadczeń emerytalno-rentowych od 1 marca 2009 r.: • dodatek pielęgnacyjny, za tajne nauczanie 173,10 zł • dodatek pielęgnacyjny dla inwalidy wojennego całkowicie niezdolnego do pracy i samodzielnej egzystencji 259,65 zł • dodatek dla sieroty zupełnej 325,36 zł • dodatek kombatancki, świadczenie w wysokości dodatku kombatanckiego 173,10 zł • dodatek kompensacyjny 25,97 zł • świadczenie pieniężne dla żołnierzy zastępczej służby wojskowej, przymusowo zatrudnianych w kopalniach węgla, kamieniołomach, zakładach wydobywania rud uranu i batalionach budowlanych – w zależności od liczby pełnych miesięcy trwania pracy od 8,68 zł do 173,10 zł • świadczenie pieniężne przysługujące osobom deportowanym do pracy przymusowej oraz osadzonym w obozach pracy przez III Rzeszę i ZSRR – w zależności od liczby pełnych miesięcy trwania pracy od 8,68 zł do 173,10 zł • Świadczenie pieniężne przysługujące cywilnym niewidomym ofiarom działań wojennych 567,08 zł Kwota bazowa Od 1 marca 2009 r. 2578,26 zł Renta socjalna Od 1 marca 2009 r. 567,08 zł Przychód stanowiący 30% przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia za kwartał kalendarzowy (którego przekroczenie powoduje zawieszenie wypłaty renty socjalnej): • od 1 grudnia 2007 r. do 29 lutego 2008 r. 811,10 zł Warto wiedzieć Emerytury i renty • od 1 marca 2008 r. do 31 maja 2008 r. 870,00 zł • od 1 czerwca 2008 r. do 31 sierpnia 2008 r. 895,20 zł • od 1 września 2008 r. do 30 listopada 2008 r. 885,50 zł • od 1 grudnia 2008 r. do 28 lutego 2009 r. 890,60 zł • od 1 marca 2009 r. do 31 maja 2009 r. 929,00 zł • od 1 czerwca 2009 r. do 31 sierpnia 2009 r. 995,70 zł Świadczenie przedemerytalne Od 1 marca 2009 r. 804,02 zł Kwoty przychodu wpływające na zawieszenie lub zmniejszenie świadczeń i zasiłków przedemerytalnych w okresie rozliczeniowym od 1 marca 2009 r.: • dopuszczalna miesięczna kwota przychodu 1472,00 zł • graniczna miesięczna kwota przychodu 2060,80 zł • dopuszczalna roczna kwota przychodu 17 664,00 zł • graniczna roczna kwota przychodu 24 729,60 zł Kwoty jednorazowych odszkodowań z tytułu uszczerbku na zdrowiu spowodowanego wypadkiem przy pracy lub chorobą zawodową W okresie od 1 kwietnia 2009 r. do 31 marca 2010 r. kwoty jednorazowych odszkodowań z tytułu wypadku przy pracy lub choroby zawodowej wynoszą: • 589 zł za każdy procent stałego lub długotrwałego uszczerbku na zdrowiu; • 589 zł za każdy procent stałego lub długotrwałego uszczerbku na zdrowiu, z tytułu zwiększenia tego uszczerbku co najmniej o 10 punktów procentowych; • 10 304 zł z tytułu orzeczenia całkowitej niezdolności do pracy oraz niezdolności do samodzielnej egzystencji ubezpieczonego; • 10 304 zł z tytułu orzeczenia całkowitej niezdolności do pracy oraz niezdolności do samodzielnej egzystencji wskutek pogorszenia się stanu zdrowia rencisty; • 52 990 zł, gdy do jednorazowego odszkodowania uprawniony jest małżonek lub dziecko zmarłego ubezpieczonego lub rencisty; • 26 495 zł, gdy do jednorazowego odszkodowania uprawniony jest członek rodziny zmarłego ubezpieczonego lub rencisty inny niż małżonek lub dziecko; • 52 990 zł, gdy do jednorazowego odszkodowania uprawnieni są równocześnie małżonek i jedno lub więcej dzieci zmarłego ubezpieczonego lub rencisty oraz 10 304 zł z tytułu zwiększenia tego odszkodowania przysługującego na każde z tych dzieci; • 52 990 zł, gdy do jednorazowego odszkodowania uprawnionych jest równocześnie dwoje lub więcej dzieci zmarłego ubezpieczonego lub rencisty oraz 10 304 zł z tytułu zwiększenia tego odszkodowania przysługującego na drugie i każde następne dziecko; • 10 304 zł, gdy obok małżonka lub dzieci do jednorazowego odszkodowania uprawnieni są równocześnie inni członkowie rodziny zmarłego ubezpieczonego lub rencisty; każdemu z nich przysługuje ta kwota, niezależnie od odszkodowania przysługującego małżonkowi lub dzieciom; • 26 495 zł, gdy do jednorazowego odszkodowania uprawnieni są tylko członkowie rodziny inni niż małżonek lub dzieci zmarłego ubezpieczonego lub rencisty oraz 10 304 zł z tytułu zwiększenia tego odszkodowania przysługującego na drugiego i każdego następnego uprawnionego. Wysokość kwot przychodu powodujących zmniejszenie lub zawieszenie świadczeń emerytów i rencistów Kwoty równe 70% przeciętnego wynagrodzenia miesięcznego: od 1 grudnia 2007 r. – 1892,40 zł od 1 marca 2008 r. – 2029,90 zł od 1 czerwca 2008 r. – 2088,80 zł od 1 września 2008 r. – 2066,00 zł od 1 grudnia 2008 r. – 2078,00 zł od 1 marca 2009 r. – 2167,60 zł od 1 czerwca 2009 r. – 2230,00 zł Kwoty równe 130% przeciętnego wynagrodzenia miesięcznego: od 1 grudnia 2007 r. – 3514,50 zł od 1 marca 2008 r. – 3769,80 zł od 1 czerwca 2008 r. – 3879,20 zł LUDZKA SPRAWA od 1 września 2008 r. od 1 grudnia 2008 r. od 1 marca 2009 r. od 1 czerwca 2009 r. – – – – 3836,80 zł 3859,20 zł 4025,60 zł 4141,30 zł Ważne! Nie zmniejsza się ani nie zawiesza w razie osiągania przychodu, następujących świadczeń: • rent inwalidy wojennego i rent rodzinnych po tym inwalidzie, • rent inwalidy wojskowego, którego niezdolność do pracy powstała w związku ze służbą wojskową i rent rodzinnych po tym inwalidzie. Od 1 stycznia 1999 r. zawieszeniu ani zmniejszeniu, bez względu na wysokość osiąganego przychodu, nie podlegają emerytury osób, które osiągnęły wiek: 60 lat kobiety, 65 lat mężczyźni. Osiąganie przychodu nieprzekraczającego 70% kwoty przeciętnego wynagrodzenia za kwartał kalendarzowy, ogłoszonego przez prezesa GUS, nie powoduje zmniejszenia świadczeń. W przypadku, gdy przychód osiągany przez świadczeniobiorcę przekroczy 70% przeciętnego wynagrodzenia, ale będzie niższy niż 130% przeciętnego wynagrodzenia – emerytura, renta z tytułu niezdolności do pracy oraz renta rodzinna dla jednej osoby ulegną zmniejszeniu o kwotę przekroczenia, nie więcej jednak niż o kwotę maksymalnego zmniejszenia (ustalaną przy kolejnych waloryzacjach), tj.: od 1 marca 2009 r.: • 467,09 zł – emerytura, renta z tytułu całkowitej niezdolności do pracy, • 350,34 zł – renta z tytułu częściowej niezdolności do pracy, • 397,05 zł – renta rodzinna dla jednej osoby. Zawieszeniu ulegają emerytury i renty świadczeniobiorców, którzy osiągnęli przychód przekraczający 130% przeciętnego wynagrodzenia. Graniczne kwoty przychodu dla 2008 r. wynoszą odpowiednio: • 24 416,90 zł – suma kwot przychodu odpowiadających 70% przeciętnych miesięcznych wynagrodzeń w 2008 r. • 45 345,60 zł – suma kwot przychodu odpowiadających 130% przeciętnych miesięcznych wynagrodzeń w 2008 r. Redakcja: Rzecznik Prasowy ZUS NIEZWYKŁY MAGAZYN DLA ZWYKŁYCH LUDZI 13 Warto wiedzieć Miejski Oœrodek Pomocy Spo³ecznej ul. Strzegomska 6, 53-611 Wroc³aw tel. (071) 782 23 18, fax (071) 782 23 27 Dodatek mieszkaniowy Dodatek mieszkaniowy, czyli dopłatę do czynszu, może otrzymać osoba, która ma tytuł prawny do zajmowanego lokalu albo mieszka w lokalu bez tytułu prawnego, oczekując na przysługujące pomieszczenie lub socjalne. Aby otrzymać dodatek mieszkaniowy, należy jednak spełniać tak zwane kryteriom dochodowe: czyli średni miesięczny dochód na jednego członka gospodarstwa domowego w okresie trzech miesięcy poprzedzających datę złożenia wniosku nie może przekraczać 175 proc. kwoty najniższej emerytury w przypadku gospodarstwa jednoosobowego i kwoty 125 proc. najniższej emerytury w przypadku gospodarstwa wieloosobowego. Kolejnym istotnym elementem branym pod uwagę przy rozpatrywaniu wniosku o przyznanie dodatku mieszkaniowego jest kryterium powierzchniowe. Normatywna powierzchnia użytkowa lokalu w przeliczeniu na liczbę członków gospodarstwa domowego nie może przekraczać: – 35 m2 – dla 1 osoby – 40 m2 – dla 2 osób – 45 m2 – dla 3 osób – 55 m2 – dla 4 osób – 65 m2 – dla 5 osób PUNKT INFORMACYJNY TELEFON SENIORA – 70 m2 – dla 6 osób, a w razie zamieszkiwania w lokalu większej liczby osób dla każdej kolejnej osoby zwiększa się normatywną powierzchnię użytkową o 5 m2. (071) 344 26 19 lub 0781 886 668 WAŻNE: Wymagana normatywna powierzchnia użytkowa zostaje podwyższona o 15 m2, jeżeli w lokalu mieszka osoba niepełnosprawna poruszająca się na wózku inwalidzkim lub osoba niepełnosprawna, której niepełnosprawność wymaga zamieszkiwania w osobnym pokoju. W takim jednak przypadku wymagane jest orzeczenie o niepełnosprawności i stosowne zaświadczenie lekarskie. Punkty wydawania i przyjmowania wniosków dotyczących przyznania dodatków mieszkaniowych znajdziesz w informatorze wewnątrz wrocławskiego wydania „Ludzkiej Sprawy”. czynny codziennie, od poniedziałku do piątku, od godziny 8.00 do15.00. Dla seniorów, którzy mają dostęp do Internetu lub skomputeryzowanych wnuków utworzono pocztę elektroniczną: [email protected] W punkcie informacyjnym można dowiedzieć się o adresy przychodni geriatrycznych, znaleźć dobrą wypożyczalnię sprzętu rehabilitacyjnego, a także zasięgnąć informacji, kto może pomóc w opiece nad obłożnie chorym. Szczegółowa oferta Wrocławskiego Centrum Seniora znajduje się na www.seniorzy.izp.wroclaw.pl Osoba starająca się o przyznanie dodatku mieszkaniowego obowiązana jest wypełnić i złożyć wniosek o przyznanie dodatku mieszkaniowego i deklarację o dochodach. Oba dokumenty do pobrania na naszej stronie Internetowej www.ludzkasprawa.pl . R Poradnie dla osób starszych Geriatria jest dziedziną medycyny zajmującą się procesami starzenia. Poniżej prezentujemy Państwu miejsca, w których można uzyskać specjalistyczną pomoc i poradę w zakresie życia w wieku podeszłym. Poradnie geriatryczne we Wrocławiu Niepubliczny Zakład Opieki Zdrowotnej PRZYCHODNIA KOSMONAUTÓW ul. Horbaczewskiego35, 54-130 Wrocław, tel. (071) 351 28 43 – potrzebne skierowanie od lekarza internisty, – możliwość przeprowadzenia specjalistycznych badań, – koszt – bezpłatne. Poradnie psycho-geriatryczne Konsultacyjna Poradnia Zdrowia Psychicznego przy SPZOZ we Wrocławiu, Specjalistyczny Zespół Psychiatrycznej Opieki Zdrowotnej 14 LUDZKA SPRAWA ul. Wybrzeże Korzeniowskiego 18, Wrocław tel. (071)776 62 33 – przyjęcia bez skierowania, – rejestracja do doktora Przemysława Jaworskiego, – koszt – bezpłatne. NZOZ SALUS ul. Wojska Polskiego 21, 56-300 Milicz – przyjęcia bez skierowania, – możliwość przeprowadzenia specjalistycznych badań, – usługi świadczone w DPS, – koszt – bezpłatne. NIEZWYKŁY MAGAZYN DLA ZWYKŁYCH LUDZI E K L A M A SPACER PO WROCŁAWIU PLAC GRUNWALDZKI część druga Okolice dzisiejszego placu Grunwaldzkiego w niczym nie przypominają przedwojennego charakteru tej części miasta. Pamiętamy, że pod koniec oblężenia Wrocławia niemieccy dowódcy postanowili zbudować tu lotnisko. W marcu 1945 roku przystąpiono do wyburzania reprezentacyjnych kamienic i gmachów użyteczności publicznej, m.in. ewangelickiego zboru Marcina Lutra z najwyższą w mieście, prawie stumetrową wieżą. Budowa betonowych pasów startowych pochłonęła kilkanaście tysięcy ofiar, byli wśród nich także Polacy. Ponad 1300-metrowy odcinek od mostu Cesarskiego (obecnego Grunwaldzkiego) do mostu Adolfa Hitlera (obecnie Szczytnickiego) miał przejąć rolę lotniska zaopatrującego Festung Breslau. Ale nadeszła kapitulacja. Nie znając tych faktów możemy się zastanawiać, dlaczego główną arterię komunikacyjną, jaką niewątpliwie jest oś Grunwaldzka, nazwano placem, a nie ulicą. Wytłumaczenie jest proste – bezpośrednio po wojnie teren ten był rozległym pustkowiem. Funkcjonowało tu przez wiele lat największe w mieście targowisko (tzw. szaberplac). Dopiero w latach 50. XX wieku rozpoczęto stopniową zabudowę placu. Jako pierwsze powstały, budowane jeszcze w duchu socrealizmu, dwa masywne gmachy D-1 i D-2 Politechniki Wrocławskiej. Zapowiadały wykorzystanie tej pustej przestrzeni pod rozbu- dowę miasteczka akademickiego. Na skwerku pomiędzy budynkami w 1964 roku stanął zaprojektowany przez Borysa Michałowskiego pomnik Profesorów Lwowskich. Poświęcony jest pamięci 25 uczonych oraz członków ich rodzin, którzy zostali zamordowani przez hitlerowców w lipcu 1941 roku we Lwowie. Był wśród nich m.in. Kazimierz Bartel, matematyk, profesor geometrii wykreślnej, w latach 1926-1930 trzykrotnie premier Polski, wicepremier oraz minister wyznań religijnych i oświecenia publicznego. Naprzeciwko budynków Politechniki na początku lat 70. powstało awangardowe w tamtych czasach osiedle mieszkalne zaprojektowane przez Jadwigę Hawrylak-Grabowską. Sześć wieżowców o 16 kondygnacjach każdy przez złośliwców nazywane jest mianem sedesowców. Pomiędzy nimi kilka niskich obiektów handlowo-usługowych połączonych pasażem zwanym wrocławskim Manhattanem. Prawdopodobnie gdyby udało się cały ten kompleks poddać gruntownej rewaloryzacji, zdziwilibyśmy się, jak atrakcyjnie wygląda. Kolejne obiekty powstające wzdłuż osi Grunwaldzkiej miały przeważnie akademickie przeznaczenie. Budynki obecnego Uniwersytetu Przyrodniczego, dawniej Akademii Rolniczej, zagościły bliżej Na górze: „Sedesowce” Obok: Domy studenckie – Kredka i Ołówek oraz pomnik Profesorów Lwowskich Fot. Marta Rudnicka mostu Szczytnickiego. Tuż przy samym placu postawiono słynny akademik Dwudziestolatka, tętniący życiem studenckim w latach 70. kawałek dalej – Parawanowiec. Charakterystycznie prezentują się domy studenckie Kredka i Ołówek – efektowne wieżowce wybudowane na przełomie lat 80. i 90., kształtem rzeczywiście przypominające trochę przybory do pisania. Najbardziej zaniedbaną częścią placu Grunwaldzkiego było do niedawna samo skrzyżowanie wraz z bezpośrednim sąsiedztwem. Do początków XXI wieku funkcjonował tu byle jaki bazar warzywny, stacja benzynowa rodem z CPN, kilka kiosków i pawilonów handlowych oraz około dziesięciu przystanków linii tramwajowych i autobusowych, porozrzucanych na dużej przestrzeni bez ładu i składu. W 2006 roku rozpoczęła się gruntowna przebudowa tego obszaru. Dziś mamy już na szczęście wygodny węzeł komunikacyjny, nazwany na cześć prezydenta Stanów Zjednoczonych Rondem Reagana. Czteroperonowy punkt przesiadkowy pozwala na zatrzymywanie się jednocześnie 8 pojazdów, co wyraźnie przyspiesza i upraszcza korzystanie z komunikacji miejskiej w tym rejonie. Patron miejsca też nie został wybrany przypadkowo. Ronald Reagan jest osobą, której niewątpliwą zasługą jest demontaż Związku Radzieckiego oraz wyzwolenie takich krajów jak Polska z powojennej okupacji. Oczywiście należy podkreślić, że sprzyjały mu okoliczności: przegrana ZSRR w Afganistanie, wyczerpywanie się potencjału gospodarczego kolosa na glinianych nogach, działalność Papieża Polaka. Niemniej najważniejsza okazała się osobista determinacja w walce z – jak sam nazwał Związek Radziecki w marcu 1983 roku – imperium zła. W 1987 roku, podczas wizyty w Berlinie Zachodnim, stojąc przed Bramą Brandenburską, zaapelował: Panie Gorbaczow, niech pan zburzy ten mur. Dobrze się stało, że 40. prezydent USA patronuje jednemu z najważniejszych placów naszego miasta. Marta Rudnicka