Ludzka Sprawa

Transkrypt

Ludzka Sprawa
Magazyn „Ludzka Sprawa” ukazuje się od 2006 roku. Co miesiąc,
10 000 bezpłatnych egzemplarzy, kolportowanych jest w ponad
dwustu punktach na terenie Dolnego Śląska i Wrocławia:
•
Publicznych i Niepublicznych Zakładach Opieki Zdrowotnej,
szpitalach
•
Gabinetach pomocy psychologicznej, poradniach i ośrodkach
interwencji
•
Departamentach Urzędu Miejskiego: Wydział Zdrowia, Wydział
Pomocy Społecznej
•
•
Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej i jego oddziałach
Stowarzyszeniach zajmujących się pomocą, poradnictwem,
interwencją i informacją
•
•
•
Ośrodkach leczenia uzależnień: NFZ i prywatne
Powiatowym Urzędzie Pracy
Aptekach
Reklama w „Ludzkiej Sprawie” – informacja na www.ludzkasprawa.pl
W numerze:
4
Cymry znaczy przyjaciel
Mówi Norman Davies
6
Lepszy świat
Lepszych ludzi
Gazeta powstała dzięki wsparciu finansowemu
Gminy Wrocław
7
Pomylona płeć
I trudne życie
8
Gadulec
Dobre praktyki w gminie Oborniki
Drodzy Czytelnicy,
kolejny wakacyjny miesiąc i kolejny numer „Ludzkiej
Sprawy”. Przez prawie cały lipiec pogoda nas nie
rozpieszczała, dlatego my postanowiliśmy porozpieszczać Państwa: w sierpniowym numerze Norman
Davies specjalnie dla nas opowiada o pobycie
prezydenta Rafała Dutkiewicza w Wielkiej Brytanii,
o Walijczykach i nielubianym przez jego żonę akordeonie. Polecamy. Warto również przeczytać o lepszym
świecie lepszych ludzi, zastanowić się nad nim i pomyśleć o tym, jak warto go pielęgnować. Na ciekawy
pomysł wpadła pracownica obornickiego magistratu,
powstał projekt o intrygującej nazwie Gadulec – wszystko na ten temat w numerze i informatorze oraz
w dolnośląskim wydaniu gazety. Gdy nie pada i nie
gryzą komary, radzimy wybrać się na spacer po
Wrocławiu, jeśli aura nie sprzyja, poczytać dobrą
książkę i odwiedzić naszą stronę internetową:
www.ludzkasprawa.pl
redakcja
Redaktor naczelny:
Anna Morawiecka
Sekretarz redakcji:
Monika Filipowska
Redaguje zespół
Projekt okładki: anief
Skład: Jacek Budziszewski
Wydawca:
Stowarzyszenie NASZE MIASTO WROCŁAW
Adres do korespondencji:
50-540 Wrocław, ul. Orzechowa 42/14
tel. 0607 408 416
e-mail: [email protected]
www.ludzkasprawa.pl
Dystrybucja i reklama: Janusz Ogrodnik
e-mail: [email protected]
Na okładce: Norman Davies
Zdjęcie: Anna Smarzyńska
9
O potrzebie budowania
Więzi międzyludzkich
10
Wyhamuj w porę
Bo będzie za późno
11
Że brak
To fakt
12
Wyspa klucz
Lektura na letnie wieczory
13
Najniższe emerytury i renty
Informacja ZUS
14
MOPS
Dodatek mieszkaniowy
15
Spacer po Wrocławiu
Plac Grunwaldzki - część druga
ka
cja Luc
Informa
Z przyjemnością informujemy, że również w tym miesiącu „Ludzka Sprawa”, dzięki
współpracy z Urzędem Marszałkowskim Województwa Dolnośląskiego, trafia na
cały Dolny Śląsk.
We Wrocławiu znajdziesz nas między innymi w Urzędzie Marszałkowskim (Wybrzeże Juliusza Słowackiego 12-14),
Wydziale Zdrowia Urzędu Miejskiego (ul. Zapolskiej 2/4), w MOPS (ul. Strzegomska 6), w Urzędzie Pracy (ul. Powstańców Śląskich 98), Dolnośląskim Centrum Informacji Kulturalnej OKiS (Rynek-Ratusz 24), Centrum Informacji
i Rozwoju Społecznego (pl. Dominikański 6), Muzeum Architektury (ul. Bernardyńska 5).
Ponadto w taksówkach Radio Taxi Serc oraz publicznych i niepublicznych placówkach służby
zdrowia. Na Dolnym Śląsku o numer gazety pytaj w urzędach powiatowych i w wybranych
stowarzyszeniach zajmujących się problemami społecznymi.
Redakcja „Ludzkiej Sprawy” poszukuje przedstawiciela handlowego. Do zadań takiej osoby należało
będzie pozyskiwanie reklam do wydania papierowego i internetowego „Ludzkiej Sprawy”. Praca na
umowę zlecenie, warunki finansowe do uzgodnienia. CV i list motywacyjny prosimy wysyłać na
adres: [email protected] .
LUDZKA SPRAWA
NIEZWYKŁY MAGAZYN DLA ZWYKŁYCH LUDZI
3
Rozmowa miesiąca
Cymry znaczy przyjaciel
Z Normanem Daviesem rozmawia Anna Morawiecka
Anna Morawiecka: Panie Profesorze, czy…
Norman Davies: Zaraz, zaraz, to pani ma swoje pytania? Nie, nie, to ja mam coś do powiedzenia i nie chcę, żeby pani mnie pytała, bo
potem nie zdążę opowiedzieć o tym, na czym
mi zależy.
Słucham w takim razie.
Nie są tajemnicą moje związki z Polską i kilkoma miastami w tym kraju. Szczególny sentyment
mam do Wrocławia, Krakowa, Warszawy,
Lublina czy Gdańska. Dlatego próbuję w jakiś
sposób ułatwić kontakty tych miast z Wielką
Brytanią, czyli krajem, gdzie przeważnie mieszkam i pracuję. Ostatnio zaprosiłem do siebie
profesora Tadeusza Lutego z Politechniki Wrocławskiej i prezydenta Rafała Dutkiewicza.
W trakcie tego pobytu umożliwiłem im wiele
spotkań z ludźmi nauki, z przedsiębiorcami
zainteresowanymi rozwojem technologii. To
naprawdę było bardzo ciekawe. Pierwszy
dzień, to rozmowy w Imperial College w Londynie – światowej rangi uniwersytecie nauki
i technologii, zaangażowanym w europejski
projekt E I T, o który starał się Wrocław, a który
ostatecznie powstał w Budapeszcie. Potem
spotkanie z grupą mieszkających w Londynie
polskich finansistów. Sami młodzi ludzie
zrzeszeni w Polish City Club. Kolejnego dnia
pojechaliśmy do Oxfordu, gdzie odbyło się
kilka bardzo ciekawych spotkań i na Politechnice, i na Uniwersytecie. Spotkaliśmy się
między innymi z profesorem Arturem Ekertem,
urodzonym we Wrocławiu fizykiem. Opowiem
historię, jaka spotkała nas podczas obiadu z gronem oksfordzkich profesorów: wielka gala,
profesorowie w togach, siedzimy i rozmawiamy,
podchodzi do nas młody kelner i mówi dobry
wieczór. Okazało się, że to student z Wrocławia.
Tak, że spędziliśmy wrocławski wieczór
w Oxfordzie… Trzeci dzień upłynął również
pod znakiem rozmów. Tym razem byliśmy w
Milton Keynes. To bardzo ciekawe miasto,
wybudowane od podstaw czterdzieści lat temu.
Wcześniej były tam zielone pola. A teraz jest
prawie tak wielkim miastem jak Oxford. Ma
około stu tysięcy mieszkańców. Ostatnim miejscem, do którego zabrałem moich wrocławskich gości było Cambridge. Tamtejszy
4
LUDZKA SPRAWA
uniwersytet zajmuje pierwszą pozycję jeśli
chodzi o nauki ścisłe w Wielkiej Brytanii. Jest
tam uczelnia, University of Cambridge
Institute for Manufacturing, która jest instytucją niejako pośredniczącą między nauką,
a biznesem. Myślę, że to była bardzo ciekawa
i pożyteczna dla obu stron wizyta. Prezydent
jest człowiekiem skromnym, więc się nie chwalił, czego nie mogę powiedzieć o sobie…
Dobrze… teraz kolej na panią. Tylko proszę
mnie nie pytać, dlaczego piszę o historii Polski,
mówiłem o tym już tysiące razy…
Dobrze, nie będę Pana pytała o historię.
To o czym będziemy rozmawiać?
O miłości…
???
Czy najpierw pokochał Pan Polkę a potem
Polskę, czy na odwrót?
Nie dzielę swojej miłości pomiędzy żonę
a Polskę, kocham je obie (śmiech).
Kocha Pan też grę na akordeonie, a jak słyszałam, największe pretensje do radzieckich
żołnierzy ma Pan o to, że zohydzili ten instrument w świadomości Polaków…
W oczach mojej żony przede wszystkim. Ona
go nie lubi, kojarzy jej się z Armią Czerwoną.
Mnie dźwięk akordeonu kojarzy się raczej
z Francją, paryską kawiarenką, lubię sobie
pograć, chociaż oczywiście nie jestem żadnym
profesjonalistą. Mogę powiedzieć, że na
akordeonie gram źle, robię to dla przyjemności,
w przerwach od pisania. To bardzo dobre ćwiczenie rozciągające obolałe pisaniem mięśnie…
Jest Pan członkiem Międzynarodowej Kapituły Orderu Uśmiechu…
Nie mówmy o tym, proszę, to moja wielka
bolączka, zgodziłem się i mam wyrzuty sumienia, że z powodu braku czasu nie dość dobrze
wywiązuję się z tego zaszczytnego obowiązku.
Postaram się poprawić. Sam jestem niedoszłym
Kawalerem Orderu Uśmiechu…
Ale przyszłym w takim razie?
Mam nadzieję (śmiech).
Bardzo często podkreśla Pan swoje walijskie
korzenie, to dla Pana bardzo ważne.
Tak. Dobrze, że pani o to pyta, bo odnoszę wrażenie, że współczesne pokolenia Polaków mają problemy ze swoją tożsamością narodową.
NIEZWYKŁY MAGAZYN DLA ZWYKŁYCH LUDZI
Wbito im do głowy, że narody są podzielone,
są Polacy, Niemcy, Ukraińcy. Moim zdaniem
jednak, nie jest tak do końca. Dla mnie kluczem jest tożsamość wielowarstwowa. Uważam,
że w każdym z nas jest wiele warstw, jak obrazowo można powiedzieć. Pierwsza warstwa to
rodzina. Jest strona matki i ojca, one się czasem
różnią również pod względem narodowości.
Mamy możliwość wyboru, możemy podkreślić
jedną z nich. Kolejna warstwa, to miejsce urodzenia i miejsce zamieszkania. Tu też mamy
możliwość wyboru (szczególnie tego, gdzie
mieszkamy, bo wpisu do metryki wybrać sobie
nie możemy…). Coraz częściej ludzie mają też
różne obywatelstwa. Mój syn ma na przykład
trzy paszporty, co do niedawna w Polsce było
rzeczą niewyobrażalną. Mówi o sobie: jestem
Amerykaninem – bo tam się urodziłem, Brytyjczykiem
jestem po ojcu i Polakiem po matce. I nie jest to dla
niego żaden problem. Podobnie jest z moją
walijskością. Moja siostra uważa, że nie jestem
Walijczykiem. Nie chce o tym słyszeć, zupełnie
jak mój ojciec, i to jest jej wybór. A historia jest
taka: mój dziadek miał bardzo, bardzo walijskie
nazwisko – Davies. To tak popularne nazwisko
w Walii, jak w Polsce Kowalski. Święty Dawid
jest patronem Walii, a każdy Davies to inaczej
syn Dawida. Dziadek był sierotą, rodziców
stracił, kiedy był małym dzieckiem i do końca
nikt nie wie, skąd dokładnie pochodził. (Teraz,
to ja wiem o nim pewnie dużo więcej niż on
sam o sobie). Wychował się w domu dziecka,
z którego uciekł, i kiedy miał szesnaście lat, przyjechał do Manchesteru. Ze swoim bardzo walijskim nazwiskiem i językiem (mówił przede
wszystkim po walijsku, a to język zupełnie
różny od angielskiego), dziadek stworzył wokół
siebie pewien mit. W książce Wyspy napisałem
o nim: był Walijczykiem z przekonania, Anglikiem
przez przypadek, Lancasem (czyli z hrabstwa
Lancaster) z wyboru, a w świetle prawa był Brytyjczykiem. Ja natomiast wychowany zostałem
w Anglii, angielski to też mój pierwszy język,
wiem jednak, że mam również inne korzenie.
Już jako młody człowiek kultywowałem swoją
walijską tożsamość. Robiłem to między innymi
na przekór siostrze.
Znał Pan swojego dziadka?
Fot. Anna Smarzyńska
Rozmowa miesiąca
Ivor Norman Richard Davies – brytyjski historyk
walijskiego pochodzenia, profesor Uniwersytetu
Londyńskiego, członek Polskiej Akademii Umiejętności i Akademii Brytyjskiej, autor prac dotyczących historii Europy, Polski i Wysp Brytyjskich. Autor takich dzieł historycznych jak: Boże
igrzysko, Serce Europy, Orzeł biały – czerwona
gwiazda, Wojna polsko-sowiecka 1919-1920,
Europa, Mikrokosmos, Wyspy. Ostatnie jego
dzieło, Powstanie 44 było jedną z najlepiej sprzedających się książek sierpnia 2004.
Honorowy obywatel Warszawy, Krakowa, Lublina
i Wrocławia. Doktor honoris causa Uniwersytetu
Jagiellońskiego (2003), Uniwersytetu Gdańskiego,
UMCS oraz Uniwersytetu Warszawskiego (2007).
Mieszka w Londynie.
Nie, ja go nie znalem, ale on mnie tak.
Miałem trzy miesiące jak umarł. Czasem
śmieję się, że zobaczył mnie i umarł… Kiedy
skończyłem historię, to rodzina prosiła mnie,
aby więcej się o nim dowiedział, byłem więc
niejako badaczem rodzinnych dziejów. Nie
chcę tu pani męczyć takimi historiami, ale
ciekawym jest, że mój ojciec nigdy o swoich
walijskich korzeniach nie chciał mówić. Chociaż z drugiej strony, to może normalne. Dziadek miał dziewięcioro dzieci, wychowywał
je w ostrym reżimie. Można powiedzieć, że
w pewnym sensie był tyranem. Proszę pamiętać, że mówimy o czasach sprzed stu dwudziestu lat. Dzieci musiały śpiewać po walijsku, by dostać śniadanie…
Ojciec mówił po walijsku?
Nie, on był szóstym dzieckiem z kolei i bardzo
się zasadom dziadka przeciwstawiał. Nie chciał
słyszeć o tym, że jest jakimś Walijczykiem… Siostra ma to chyba po nim, powtarza wszystkie
jego argumenty. Mój wybór był niejako reakcją
na postawę ojca. Ale mam do tego prawo i to jest
dla mnie bardzo ważne. Manchester, gdzie osiadł
mój dziadek, zawsze był mieszanką różnych kultur i religii, podobnie jak Wrocław… opowiem
anegdotę: robiłem kiedyś film o Wrocławiu i miałem trzy minuty z kardynałem Gulbinowiczem.
Poprosiłem, żeby powiedział jednym słowem
o Wrocławiu, a on nie zastanawiając się, powiedział: miasto pojednania. Mówiąc o swojej walijskości mam nadzieję, że ludzie zrozumieją, że
naród to nie biologia, tylko wspólnota kulturowa.
Jak Pan podaje w swojej biografii? Brytyjczyk, Walijczyk?
Jestem obywatelem brytyjskim. Jest taka słynna pieśń „Land of hope and glory” czyli ziemia
nadziei i sławy, gdzie w ogóle nie wymienia się,
o jaką ziemię chodzi. Nie mówi się, że to
Anglia, Walia, Szkocja czy Irlandia. Każdy kto
ją śpiewa, może myśleć, że to właśnie o jego
ziemię chodzi… i to jest piękne.
Czy Pan mówi po walijsku?
Pani mogę powiedzieć, że tak, ale raz, kiedy tak
powiedziałem w Warszawie, okazało się, że rozmowie przysłuchiwał się profesor, specjalista
od języków celtyckich i on był innego zdania…
Słabo mówię w tym języku. Zresztą dziś w samej
Walii, która od ośmiuset lat jest pod angielskim
zaborem (zabory w Polsce to nic w porównaniu
z Walią, to bardzo krótko było…), rozmawiano
w tym języku jedynie w domu, między sobą.
Dopiero teraz się to trochę zmienia. Najczęściej ludzie mówili po angielsku, ale zawsze
śpiewali po walijsku. Pieśni to najlepsze źródło
wiedzy o tym języku. Kiedy na przykład jest
mecz Anglia-Walia w rugby, to cały stadion
wybucha walijskimi pieśniami. Śpiewają
ludzie, którzy tego języka nie znają, na co dzień
posługują się angielskim.
Komu w takich meczach Pan kibicuje?
Zawsze Walii. Nie jestem wielkim kibicem,
ale cieszę się, że mam wybór. No dobrze,
już kończymy.
Hm, dobrze, ale proszę mi jeszcze powiedzieć, co Pan najbardziej lubi robić?
Gdyby pani przeczytała moją biografię…
To dowiedziałabym się, że nie lubi Pan pisać,
ale ja się nie pytam, czego Pan nie lubi, tylko
co Pan lubi…
(Śmiech) Rzeczywiście, w swoim CV w rubryce
hobby piszę: niepisanie. A co lubię, coś na zmianę. Lubię muzykę, przyrodę, spacery, góry.
Doszedłem już do siedemdziesiątki (zupełnie
nie wiem zresztą, jak to się stało) i coraz
bardziej interesuję się sztuką, malarstwem,
kolorem. Ostatnio spędziłem trochę czasu przy
sztalugach z pędzlem.
Czyli możemy spodziewać się wystawy
autorstwa Normana Daviesa?
Można oczywiście o tym myśleć, ale będzie to
podobnie jak z koncertem akordeonowym
Normana Daviesa. Można go zorganizować,
lecz artysta nie przyjdzie…
LUDZKA SPRAWA
A nie hobbystycznie tylko zawodowo, nad
czym Pan teraz pracuje?
Następna książka nosi tytuł „Vanished Kingdoms” czyli Znikające Królestwa. Piszę o różnych
królestwach. Było takie, które istniało przez
sześćset lat w miejscu, gdzie teraz jest Glasgow
(Szkocja) i nikt nawet nie wie, jak ono się
nazywało. Muszę powiedzieć jeszcze jedną
rzecz, która nie jest powszechnie znana. Całe
wyspy brytyjskie należały kiedyś do Walii. Nie
było Anglików, w ogóle. Londyn był walijski.
To były nasze ziemie. Po walijsku nazwa dla
Anglii to Lloegr czyli stracone ziemie. To wszystko
było walijskie, Anglicy przypłynęli z kontynentu i Szkoci z Irlandii, a Walijczycy zostali
wypchnięci na półwysep nazywany teraz Walią. Zresztą sama nazwa Walia jest idiotyczna,
bo Walia znaczy obca. Walijczycy o sobie
mówią cymry – towarzysz, a o swoim kraju
Cymru.
Jak to się stało, że został Pan historykiem?
Dzieci najczęściej nie lubią wkuwać dat, Pan
lubił?
Nie, u nas, jak wszędzie, trzeba było znać na
pamięć daty, królów… Jednak dobra nauczycielka to skarb. Żeby o historii opowiadać
dzieciom, trzeba mieć talent. Po angielsku
historia, znaczy bajka. I jeśli nauczyciel opowiada bajkę o przeszłości, to wtedy można się
historią zainteresować. Każde dziecko lubi dobre bajki, ale wkuwanie dat czy imion królów
to horror. Wystarczy je jednak napisać śmiesznie i jest inaczej. Zamiast pisać: Władysław Łokietek był trzecim pod względem starszeństwa synem
Kazimierza I kujawskiego, a najstarszym z jego
trzeciego małżeństwa z Eufrozyną (…) i tak dalej
– przecież nie da się tego zapamiętać, to wystarczy, że dzieciom opowie się o nim śmiesznie: dlatego łokietek, że był niskiego wzrostu...
Ma Pan jakieś nałogi?
A co to znaczy: nałogi?
NIEZWYKŁY MAGAZYN DLA ZWYKŁYCH LUDZI
5
Spojrzenia
Lepszy świat
Kiedy ponad dwadzieścia lat temu rezygnowałam z pracy w ośrodku dla dzieci upośledzonych umysłowo, nie przypuszczałam, że
kiedyś jeszcze wrócę do zajęć z takimi ludźmi.
Po stanie wojennym nie mogłam znaleźć pracy
i gdy koleżanka powiedziała, że jest etat
wychowawczyni w domu pomocy społecznej
z dziećmi upośledzonymi, zgodziłam się
natychmiast. Tylko niektórzy ze znajomych
ostrzegali, że nie wiem, co robię. I nie wiedziałam. Wydawało się proste: rano trzeba
przyjść, zjeść z nimi śniadanie, potem kilka
godzin zajęć, obiad… to przedpołudniowa
zmiana. Po południu kilka godzin zajęć, kolacja
i do łóżek. Do domu można było pójść jak
wszystkie leżały zapakowane w piżamy i przykryte. W praktyce takie proste to jednak nie
było. Nie wyobrażałam sobie, co znaczy zajmować się dziesiątką dzieci, z których każde zachowuje się inaczej: jedno wrzeszczy, drugie
z obojętnością siedzi i się kiwa, kolejne zadaje
trzysta pytań, nie słuchając odpowiedzi, następne usiłuje uderzyć się klockiem w głowę
i natychmiast trzeba zareagować, bo zrobi sobie krzywdę, a każda próba zbliżenia się do
niego skutkuje jeszcze większą autoagresją…
6
LUDZKA SPRAWA
Przerażały mnie opowieści starszych, pracujących tam już po kilka czy kilkanaście lat
koleżanek: nie martw się, trzeba wsadzić w kaftan
bezpieczeństwa albo krzyknąć czy uderzyć… będziesz
miała spokój – mówiły. Będą się ciebie bały, to dasz
radę, inaczej nie posłuchają. Dałam radę, nigdy
żadnego z nich nie uderzyłam i bardzo bolało
mnie, kiedy czasem nie było wyjścia i trzeba
było użyć kaftana czy pasów. Nie chcę się rozpisywać na temat warunków panujących w owym
czasie w domu pomocy społecznej. Minęło
wiele lat i mam nadzieje, że tak jak w kraju,
tak i tam zmieniło się na lepsze, a dzieci nie są
ładnie ubierane i myte tylko na pokaz.
Odeszłam z pracy, kiedy zaszłam w ciążę
i po nocach śniło mi się, że moje dziecko rodzi
się chore i upośledzone. Nie wytrzymałam
psychicznie, choć po głowie kołatała mi myśl,
że jeśli ktoś z tego towarzystwa był normalny,
to na pewno nie my, jeśli ktoś był dobry, to na
pewno nie my, jeśli ktoś był wybrany przez
Boga, to na pewno nie my, tylko oni. Oni, uważani przez nas za nienormalnych.
Teraz prowadzę warsztaty dziennikarskie
dla osób niepełnosprawnych umysłowo. Kiedy
o tym mówię, niektórzy patrzą z niedowie-
NIEZWYKŁY MAGAZYN DLA ZWYKŁYCH LUDZI
rzaniem. Warsztaty dziennikarskie… Tak.
Razem robimy gazetę, układamy krzyżówki,
rozmawiamy o ludziach i ich problemach.
Opowiadamy o tym, co nas bawi, co śmieszy,
co jest ważne i potrzebne. Te warsztaty, to
poważne wyzwanie. Dla mnie. To ja muszę
się do nich przygotować, precyzyjnie wiedzieć,
co i w jaki sposób będziemy robić, inaczej
przestaną zwracać na mnie uwagę, zaczną
rozrabiać albo ignorować otaczający świat,
zapadając się we własny.
Podczas zajęć powstaje wiele ciekawych
projektów. Dwie godziny to czas, który daje
kilka rysunków na zadany temat, ciekawe
opowiadania czy wiersze. Czas, w którym
powstają piosenki, wyklejanki, krzyżówki.
Dwie godziny to czas wystarczający, by ułożyć
pytania, które na spotkaniach zadawać będziemy sławnym ludziom, napisać opowiadanie
o miłości i życiu, opowiedzieć o zdjęciach,
które zrobi się w czasie wakacji i miejscach,
które powinno się zobaczyć. To czas na
opowieść o tym, jak powstają koszyki z gazet,
czy skąd pochodzą pieczątki zbierane przez
lata w małym notesiku.
Przy okazji Dnia Dziecka rozmawialiśmy
o tym, czy dzieci są pożyteczne. Odpowiedzi
było tyle, ilu uczestników warsztatów. Jedna
mnie poraziła. Wypowiedź siedzącego przez
kilka kolejnych zajęć, milczącego, uśmiechającego się czasem do własnych myśli Janka: Tak.
Dzieci są pożyteczne, bo są nicią łączącą świat
dorosłych z Bogiem.
Myśl sprzed dwudziestu kilku lat nie
opuszcza mnie do dziś. Wciąż zastanawiam się,
kto jest normalny, tylko teraz już wiem: oni
na pewno są lepsi. Za tę wiedzę chcę Wam
podziękować. Wandzie za zauważenie, że
świat na różowo jest ciekawszy, Marcinowi za
pomoc w warsztatach i napisane teksty. Marcie
za to, że przestała chować się za plecami mamy
i zaczęła mnie straszyć, Asi za to, że ze mną
rozmawia, Bartkowi za uścisk ręki, i dziwne
rysunki, Mateuszowi za zdjęcia i wielkie serce,
Markowi za koszyki, drugiej Marcie za uśmiech
i rysunki, Piotrusiowi za ciepłe spojrzenie.
Wszystkim za to, że jesteście.
Anna Morawiecka
Warto wiedzieć
Pomylona płeć
Są ludzie, u których męskość i żeńskość są tak
silne, że nie mogą realizować się w jednej tylko
płci. Ich umysły i ciała zdają się przełamywać
bariery nie do pokonania dla innych. Szkopuł
w tym, że zakłócają oni zasady pomyślane dla
świata, w którym można być tylko kobietą albo
tylko mężczyzną, a wyboru własnej płciowości
dokonać się nie da.
Transgenderyzm, czyli łamanie norm kulturowych przypisanych danej płci, coraz częściej
spotyka się z aprobatą. Wolność od stereotypów zdaje się być przyprawiającym nas o dumę
znakiem czasów; dlatego ojciec czule wychowujący dziecko czy kobieta-żołnierz budzą
raczej podejrzliwą ciekawość niż agresywny
sprzeciw. Tymczasem transpłciowość, chwilowa
lub stała rozbieżność między psychicznym
poczuciem płci a biologiczną budową ciała, nie
uchodzi na sucho. Pewnie dlatego, że nazbyt
rzuca się w oczy.
Mężczyzna transwestyta lubi nosić damskie
ubrania i naśladować kobiece ruchy. Niektórzy
zakładają biustonosz, innym wystarczy pomalowanie paznokci u stóp, dzięki czemu nie
afiszują swojej odmienności. Takie wchodzenie
w rolę kobiety pomaga transwestycie wyrazić
swoją podwójną tożsamość. Co ważne – owe
przebieranki nie mają podłoża seksualnego,
a transwestyta to nie ukryty gej ani pedofil,
który nosząc w domowym zaciszu pełen makijaż, czerpie przyjemność z molestowania swoich
dzieci. Bycie transseksualistą również nie ma
związku z orientacją seksualną. Tacy ludzie
dążą do operacyjnej korekcji ciała, by ich narządy płciowe i całokształt budowy fizycznej zgodny był z ich psychicznym odczuciem płci.
Mówiąc lakonicznie: kobiety chcą pozbyć się
piersi, mężczyźni je dostać.
Transpłciowość jawi się jako fircykowaty
świat pełen barwnych postaci. Nic w tym dziwnego, popularność drag queens i drag kings budzi
poczucie, że być albo nie być trans jest kwestią
wyboru. A nie jest.
Być ukrytym transem oznacza prowadzenie
życia, w którym wszystko jest na opak. Rzeczywistość staje się przejaskrawiona, niebezpieczna.
Chłopiec podejrzewający się o transwestytyzm
boi się nosić długie włosy – myśli, że to zdradzi
jego sekret. Sili się na pokazową agresję, by
uchodzić za męskiego. Gdy postanawia się ujawnić, budzi przerażenie w rodzicach, pogardę
w księdzu i śmiech rówieśników. A jeśli nie, to
obawia się takiego właśnie scenariusza.
Tego samego doświadczają kobiety i mężczyźni transseksualiści. Tyle że oni rozważają
jeszcze chirurgiczną operację narządów płciowych i poddanie się długotrwałej, inwazyjnej
terapii hormonalnej. Jeżeli zdecydują się na tę
życiową rewolucję, czekają ich potężne wydatki finansowe, dziesiątki spotkań z psychiatrą
i fizyczny ból.
Transpłciowość dotyka kilku procent ludzkości, najczęściej mężczyzn. Przeważnie stygmatyzacja płcią jest niezauważalnym procesem,
ale dla niektórych to tragedia prowadząca do
prób samobójczych i wycofania z życia społecznego. I chociaż kwestia ta tyczy się mniejszości, ignorowanie jej nie sprawi, że przestanie
być faktem.
Podobno transseksualista widzi analogię
między sobą a chorymi na autyzm – tak jak
oni jest więźniem wrogiego mu świata. I chce
się wyzwolić, bo wierzy, że nieważne, kim człowiek
się rodzi. Ważne – kim umiera.
Martyna Wilk
Słownik podstawowych pojęć
– transseksualizm (TS) – rozbieżność
między psychicznym poczuciem płci
a biologiczną budową ciała, połączona
z silnym pragnieniem korekty ciała tak,
aby odpowiadało ono płci odczuwanej
przez daną osobę. Nie posiada podłoża
seksualnego;
– transwestytyzm (TV) – potrzeba czasowego przyjmowania roli płci przeciwnej
połączonego z ubieraniem jej strojów
celem uzyskania emocjonalnej satysfakcji, bez pragnienia trwałej zmiany płci.
Nie posiada podłoża seksualnego;
– crossdressing – pojęcie pokrewne
transpłciowości; noszenie strojów płci
przeciwnej. Może mieć jedynie charakter sceniczny (drag queen), lub też być
zjawiskiem codziennym, wyrażającym
styl bycia i osobowość. Crossdressing
może być też objawem transpłciowości
danej osoby, ale nie musi. Dla społe-
Akceptacja własnej odmienności jest procesem, który dotyczy zarówno jednostki, jak i całego
czeństwa na przykład, osoba trans-
jej otoczenia: rodziny, bliskich, przyjaciół, kolegów i koleżanek z pracy. Zagubienie w tym pro-
seksualna może być crossdresserem,
cesie prowadzi do chaosu, poczucia odszczepienia, izolacji, trudności w nawiązywaniu relacji.
lecz sama siebie tak nie postrzega, gdyż
Dlatego – jakkolwiek jesteś i kimkolwiek jesteś, ważne, by dokładnie wsłuchiwać się w impulsy
ubiera się zgodnie ze swoją płcią
z ciała i serca, nawet jeśli nie decydujesz się za nimi podążać. Ważne, aby nie unikając trudnych
psychiczną;
aspektów siebie, mieć odwagę o nich rozmawiać niezależnie czy dotyczą one orientacji seksualnej,
– fetyszyzm transwestytyczny – zabu-
trudności w akceptacji własnej seksualności czy rozbieżności między psychicznym poczuciem
rzenie związane z uzyskiwaniem pobu-
płci a biologiczną budową ciał. To, kim się rodzimy, bywa tak samo istotne, jak to kim się
dzenia seksualnego poprzez ubieranie
stajemy i kim ostatecznie umieramy.
się w stroje płci przeciwnej i chwilowe
Bywa, że osoby zagubione w procesie budowania tożsamości, osamotnione, odrzucone przez
przyjmowanie jej roli. Nie wiąże się
bliskich, przeżywają tak silne rozdarcie wewnętrzne i cierpienie, że myśl o samobójstwie jest dla
zazwyczaj z zaburzeniami odczuwanej
nich jedynym skutecznym sposobem przerwania męki towarzyszącej życiu.
płci psychicznej, ani chęcią zmiany
Na ile jesteśmy w stanie szanować odmienność i trudności innych, osób bliskich i zupełnie nam
posiadanej płci. Zaburzenie to nie jest
obcych, jest wyznacznikiem szacunku, z jakim podchodzimy do własnych słabości, otwartości
transpłciowością, lecz może być wyra-
na nasze wewnętrzne poszukiwania, bo przecież w skrytości serc wszyscy pragniemy tego samego:
zem wczesnej fazy rozwoju trans-
szczęścia i poczucia, że kochamy i jesteśmy kochani tacy, jacy jesteśmy.
seksualizmu.
Anna Fedorowicz – psycholog
LUDZKA SPRAWA
NIEZWYKŁY MAGAZYN DLA ZWYKŁYCH LUDZI
7
Warto wiedzieć
Gadulec
Tak o GADU-GADU ZAUFANIA mówi jego twórczyni i pomysłodawczyni – Urszula Kielar z Obornik Śląskich. Wszystko zaczęło się od problemów
jakie koleżanka jej nastoletniej córki miała ze
swoim chłopakiem… Tak się składa, że mam bardzo
dobry kontakt ze swoimi dziećmi i córka opowiedziała
mi o tych problemach, pytając jednocześnie, co koleżanka powinna zrobić. Powiedziałam, że na jej miejscu zrobiłabym to i to… Poskutkowało, a moja córka,
która nie chciała uchodzić za ekspertkę, ustąpiła mi
miejsca przy komputerze – opowiada pani Urszula.
Szybko doszło do tego, że pani Urszula musiała
założyć własne gg, a i tak, po niedługim czasie,
nie mogła dać sobie rady z ilością rozmówców
i problemów. Zwróciłam się wtedy do mojej szefowej,
Alicji Giezek z Biura ds. Rozwiązywania Uzależnień
w Obornikach Śląskich, z prośbą o pomoc. Pani
dyrektor pomysł się spodobał i od stycznia tego roku
oficjalnie, pod patronatem biura, działa nasz Gadulec.
Zdaniem Urszuli Kielar, jest to bardzo dobre
rozwiązanie, szczególnie dla ludzi młodych,
internautów, którzy z jakiegoś powodu nie
chcą lub nie mogą skorzystać z telefonu czy
osobistej rozmowy na temat swoich problemów. – To nie jest oczywiście tak, że udzielamy
porad przez Internet – mówi pani Urszula. Z ludźmi szukającymi pomocy przez gadu-gadu
zaufania rozmawiają pedagodzy i wolontariusze, którzy w razie potrzeby umawiają na spotkania z psychologiem, prawnikiem i terapeutą.
Dzięki wsparciu finansowemu Marszałka Województwa Dolnośląskiego jesteśmy w stanie zatrudniać
wysokiej klasy specjalistów, którzy na początek również
przez Gadulca, a w razie potrzeby podczas osobistych
spotkań i rozmów, są w stanie udzielić wsparcia i pomocy wszystkim potrzebującym. Z gadu-gadu
zaufania współpracuje również policja. Biuro
ds. Rozwiązywania Uzależnień i jego pracownicy są dostępni na gg codziennie od poniedziałku do soboty. (Szczegółowy rozkład dyżurów w informatorze i dodatku dolnośląskim
wewnątrz numeru – przyp. red).
– Pewnego dnia, kiedy siedziałam przy komputerze,
zgłosiła się dziewczyna, która chciała upiec karpatkę,
ale nie taką z kupionej w sklepie paczki, tylko prawdziwą, domową – opowiada Urszula Kielar. – Pogrzebałam w starych książkach kucharskich mojej babci
i znalazłam przepis. Potem okazało się, że był to
8
LUDZKA SPRAWA
początek rozmowy o znacznie poważniejszych problemach tej młodej panny. Spodobało się, że jej nie
zbyłam, tylko przejęłam się potrzebą upieczenia dobrego
ciasta – pomogłam jej, a nie wyśmiałam. Dziewczyna
nabrała do mnie zaufania, dziś spotykamy się co jakiś
czas i rozmawiamy. Obie staramy się wyprowadzić
na prostą jej skomplikowane życie.
Gadulca, jako pierwszego kontaktu z terapeutą, użył również jeden, teraz już osiemnastoletni chłopak. – Zaczął od wysłania kilku swoich
tekstów, opowiadał, że ma problem z rodzicami, nie
potrafi się z nimi dogadać, po wielu godzinach rozmów
dowiedzieliśmy się, że jego prawdziwym problemem
są narkotyki. Na początku sam nie potrafił sobie tego
uświadomić. Nie uważał się za narkomana, okazjonalne ćpanie traktował raczej jako rozrywkę i odskocznię od codzienności, a nie sądził, że to jakiś problem.
Dziś leczy się z uzależnienia. Przekonaliśmy go do
rozmowy z rodzicami i doprowadziliśmy do spotkania
z nimi. Rodzicom natomiast pomogliśmy nawiązać
kontakt z synem i pokazaliśmy, że warto rozmawiać
– mówi pani Ula. Można by mnożyć przykłady
fot. Tom Hemeryk/sxc.hu
NIEZWYKŁY MAGAZYN DLA ZWYKŁYCH LUDZI
pozytywnych rozmów czy kontaktów nawiązanych przy pomocy Gadulca. Jego twórczyni
wolałaby jednak, aby pozostały one anonimowe i nierozpoznawalne, dlatego w rozmowie
z „Ludzką Sprawą” ograniczyła się do ogólnikowego opowiedzenia o dwóch przypadkach.
Zapewniła jednak, że tych przypadków jest
tak samo dużo, jak osób korzystających z gadu-gadu zaufania.
Gadu-gadu zaufania nie ogranicza swojej
pomocy tylko dla osób z Obornik Śląskich,
marzeniem twórców jest, aby z komunikatora
korzystać mogli również internauci z całej Polski. – Dlatego, również dzięki wsparciu Marszałka,
zamierzamy uruchomić cykl szkoleń, chcemy też, aby
pod nasze „usługi” nie podszywali się hochsztaplerzy,
pozostawiamy więc sobie prawo do autoryzowania
wszelkich działań czynionych pod naszym szyldem.
W ten sposób osoby potrzebujące pomocy będą miały
pewność, że trafiły pod odpowiedni adres – twierdzi
autorka projektu.
Zdaniem Urszuli Kielar, autoryzacja jest konieczna, ponieważ niestety zdarzają się osoby
podszywające się pod projekt. Nie są to na
szczęście przypadki nagminne i w stosunkowo
łatwy sposób można je zweryfikować.
a.
Numer Gadulca i kontakt internetowy ze
specjalistami oraz godziny „urzędowania”
terapeutów można znaleźć w informatorze
i dolnośląskim dodatku „Ludzkiej Sprawy”
wewnątrz numeru.
Okiem fachowca
Naprawdę samotnym jest ten, kto nie zrobił nic dla drugiego człowieka.
O potrzebie budowania
więzi międzyludzkich
Osoby starsze, z którymi spotykam się podczas
dyżurów i nie tylko, skarżą się na samotność,
brak przyjaciół. Chciałoby się powiedzieć – na
„samotność w tłumie”. Tymczasem wśród determinantów pomyślnego starzenia się wymienia się nie tylko zdrowie, samoakceptację,
posiadanie celu w życiu, ale również pozytywne relacje z innymi ludźmi, wypełniające przestrzeń życiową człowieka, nadające egzystencji
głębszy sens. Wśród próby definicji istoty
starości mówi się, że: „naprawdę starym jest
ten, kto zaprzestał kontaktów społecznych”.
Zastanówmy się wspólnie, skąd wynikają
trudności w budowaniu więzi: sąsiedzkich,
rówieśniczych, czasem również rodzinnych?
Więź, jako naturalna relacja międzyludzka,
kształtuje się na bazie wrodzonej potrzeby
kontaktu emocjonalnego z drugim człowiekiem. Zaspokajanie tej potrzeby jest ważne na
każdym etapie życia, stanowiąc podstawę
naszego zdrowia psychicznego.
Problem podtrzymywania, pielęgnowania
więzi rodzinnych, sąsiedzkich, przyjacielskich,
rówieśniczych jest szczególnie ważny w późnej
dorosłości. Częsty bowiem regres fizyczny
i psychiczny u osób starszych, to nie tylko
wynik nieuchronnych procesów starzenia się,
ale ma swoje przyczyny w braku kontaktów
z drugim człowiekiem. Potrzebujemy czułej
obecności innych ludzi, bliskości, bezwarunkowej miłości i takimi uczuciami chcemy darzyć innych. Ludzi, z którymi czujemy się związani, pełnią funkcję zwierciadła, w którym
dostrzegamy akceptację nas, akceptację siebie.
Zdrowe relacje z innymi ludźmi, nasycone
pozytywnymi więzami, stanowią istotne źródło,
z którego czerpiemy życiodajne moce. Zaspokajana potrzeba bliskości daje poczucie bezpieczeństwa, umożliwiając ekspresję emocji,
buduje szczęśliwe życie. Inaczej nasze życie
przekształca się w trwanie i czekanie końca.
Więzi z innymi ludźmi pomagają też czuć się
potrzebnymi – użytecznymi, dochodzi bowiem
do wymiany wzajemnych usług, pomocy. Umożliwiają również dopełnianie i rekonstruowanie
własnego doświadczenia życiowego. Likwidują
nostalgię, lęki, frustracje, zmęczenie codziennością, pokonują postawę pasywną wobec
życia. Czas wolny, okupowany przez TV,
zabiera nam czas, który moglibyśmy przeznaczyć na kontakty towarzyskie.
Skoro tyle dobrego dają nam więzi z innym
ludźmi, dlaczego nie zawsze radzimy sobie
z ich budowaniem? To złożony problem.
Skupmy się na przyczynach tkwiących w nas
samych. Po przejściu na emeryturę następuje
utrata ról społecznych, prestiżu, bywa powodem wygasania kontaktów społecznych, również ze środowiskiem zawodowym. Na pewno
narastające z wiekiem przeszkody (zdrowotne
i nie tylko) nie sprzyjają relacjom międzyludzkim. Kontakty rodzinne w dzisiejszym
świecie też układają się różnie. W dodatku
zarzuca się nam brak umiejętności tworzenia
więzi z obcymi, zagrażający poczuciu bezpieczeństwa. Dopełnia to domocentryczny styl
życia charakteryzujący wielu ludzi. Przecież
w domu można pielęgnować kontakty,
odwiedzać i przyjmować znajomych. Poświęcić komuś swój czas, to najcenniejszy podarunek. Poprawiamy wówczas „smak życia”.
Kontakt z drugim człowiekiem daje nam
szansę zmiany nastawienia do życia, codzienności, otwiera wiele drzwi, pomaga w pokonywaniu sytuacji kryzysowych (utrata bliskich,
choroba).
R
E
K
Z prowadzonych przeze mnie badań wynika, że rodzina, w tym przyjaciele, są wartością
preferowaną. Dobre relacje rodzinne, ale również sąsiedzkie, przyjacielskie, dają największe
zadowolenie. Zbudowane z nimi więzi chronią
przed samotnością, umacniają przekonanie
o byciu lubianym, potrzebnym, wartościowym,
czyniąc ostatecznie życie satysfakcjonującym. To
wszystko pomaga w przezwyciężaniu lęku egzystencjalnego, lęku przed pustką w życiu. Sieć
więzi społecznych każdego z nas niewątpliwie
charakteryzuje się różnym poziomem intymności, obejmując osoby spokrewnione, przyjaciół,
dalszych i bliższych znajomych. Mamy wówczas szanse na odczuwanie poczucia miłości,
akceptacji i szacunku, jakie płyną od innych
ludzi. Czasem bywa jednak, że złe relacje
społeczne mogą zakłócić nasze dobre samopoczucie. Budujmy więzi z ludźmi, którzy przekazują nam „dobrą energię życiową”. Nie wyklucza
to naszej chęci pomocy słabszym, opuszczonym,
bezradnym. Udzielanie im wsparcia daje nam
bowiem, duże zadowolenie.
Na poziomie codziennych zachowań dobre
relacje, zbudowane więzi, uwidaczniają się bezinteresownymi czynami, altruizmem, ofiarnością, byciem pomocnym. Tego wszystkiego życzę Państwu, zapraszając do wspólnej refleksji.
A może zaprosić do tej refleksji drugiego
Walentyna Wnuk
człowieka...
L
A
M
A
Osoby, które znajdują się w trudnej sytuacji materialnej
mogą skorzystać
z bezpłatnych porad prawnych
udzielanych przez radców i aplikantów zrzeszonych
w Okręgowej Izbie Radców Prawnych
we Wrocławiu.
Porady dotyczące problemów związanych z prawem pracy, spadkowym, lokalowym
i obrotu konsumenckiego są udzielane w siedzibie OIRP przy ulicy Włodkowica 8,
w poniedziałki od godz. 16.30 do 18.00.
Więcej informacji można zasięgnąć pod nr. tel. (071) 793 70 94
lub na stronie www.oirp.wroclaw.pl
LUDZKA SPRAWA
NIEZWYKŁY MAGAZYN DLA ZWYKŁYCH LUDZI
9
Okiem fachowca
Wyhamuj w porę!
Sprawdź, czy Twoje picie jest bezpieczne…
Z nieba leje się prawdziwy żar. Pasażerowie zatłoczonego autobusu linii 403 z trudem łapią powietrze.
Wszyscy są zmęczeni i marzą tylko o tym, by jak najszybciej znaleźć się w domu. Pan w garniturze burczy na
nastolatkę, która co rusz przydeptuje mu sandałki, zamiast mocno złapać się uchwytu. Pani w słomkowym
kapeluszu głośno domaga się, by ktoś otworzył dodatkowe okno. Zdesperowana młoda mama niemal na siłę
wpycha smoczek swojemu dziecku, które głośnym płaczem demonstruje żal do świata. Atmosfera jest nerwowa…
Nareszcie kolejny przystanek. Otwarte drzwi dają chwilę wytchnienia. Ku niezadowoleniu wszystkich tłok
robi się jeszcze większy: do autobusu wsiada rozbawiona grupa młodzieży z ręcznikami na szyi. Pobliska
glinianka przypomina o tej porze roku plażę w Saint-Tropez.
Autobus rusza w dalszą drogę. Skromnie odziane dziewczyny trzymają się kurczowo chłopaków, z których
każdy ma w dłoni puszkę piwa. – Maciek, k…, widziałeś tą laskę w żółtym bikini? Zagadnięty wrzeszczy ponad
głowami innych, że owszem, pozostali wyją na wspomnienie opalonej blondynki, dziewczyny krzywią się, że to
nie o nich, piwo leje się do gardeł i kapie na sukienki pasażerek, które z wrażenia straciły mowę. Kiedy ten
koszmar się skończy...?
Ponad głowami wszystkich sunie wolno napis kolorowego wyświetlacza: CZY TWOJE PICIE JEST
BEZPIECZNE? WYHAMUJ W PORĘ! www.wyhamujwpore.pl
Kierowca hamuje, wzrok części pasażerów przesuwa się z napisu na młodych ludzi, którzy wytaczają się
z autobusu na następnym przystanku. Maciek niebezpiecznie się chwieje. Gdyby nie wiotka brunetka, pewnie
nie byłby w stanie ustać na własnych nogach…
W Polsce od lat obserwuje się wzrost spożycia alkoholu. Zwiększa się jego dostępność: za średnie
miesięczne wynagrodzenie, w porównaniu z rokiem 1998, można dziś kupić trzykrotnie więcej
butelek wódki oraz dwukrotnie więcej butelek wina i piwa. W kwietniu, uroczystą inauguracją
w Sejmie RP, rozpoczęła się kolejna kampania, której celem jest ograniczenie szkód zdrowotnych,
społecznych i ekonomicznych związanych z piciem alkoholu. Rozmawiam o niej z Anną Gazdą
– specjalistą ds. dialogu i projektów społecznych Centrum Informacji i Rozwoju Społecznego,
ambasadorką kampanii we Wrocławiu.
Wierzy Pani w takie kampanie?
Bez tej wiary moja praca tutaj nie miałaby
sensu… Kampania antyalkoholowa „Wyhamuj w porę!”, zainicjowana została przez
Państwową Agencję Rozwiązywania Problemów Alkoholowych i ma przede wszystkim
zachęcić konsumentów alkoholu do oceny
własnego wzoru picia.
Wzoru picia?
Tak. Wszyscy wiemy, że picie alkoholu może
wywierać wpływ na różne obszary ludzkiego
zdrowia i funkcjonowania społecznego. Nie
wszyscy jednak uświadamiają sobie, że wcale
nie trzeba być osobą uzależnioną, aby cierpieć
na dolegliwości mające swoje źródło w piciu.
Zanim rozwinie się u kogoś uzależnienie, mogą
pojawiać się mniej nasilone, ale jednak poważne
problemy, takie, jak picie ryzykowne lub picie
szkodliwe. W przypadku tych zjawisk nie następuje nieodwracalna utrata kontroli nad spożywaniem alkoholu, pojawia się jednak ryzyko
poważnych szkód zdrowotnych czy społecz-
10
LUDZKA SPRAWA
nych. Ktoś, kto pije ryzykownie lub szkodliwie,
może jednak na tyle ograniczyć swoje picie,
aby radykalnie zmniejszyć wynikające z niego
szkody. Dlatego należy znać granice tego ryzyka, aby ich nie przekraczać…
Tak… Tylko jak te granice wytyczyć?
Temu właśnie służy test opracowany i propagowany w ramach kampanii, o której rozmawiamy.
AUDIT, skrót od angielskiego Alcohol Use
Disorder Identification Test (Test Rozpoznawania Problemów Alkoholowych) jest testem
przesiewowym, nie diagnostycznym, co oznacza,
że podwyższone wyniki nie są równoznaczne
z diagnozą określonego typu problemów alkoholowych, jednak wskazują na wyraźne prawdopodobieństwo ich występowania.
Trzeba iść do lekarza?
Nie. Można zrobić go sobie samemu, klikając
w odpowiednie miejsce na stronie internetowej
www.wyhamujwpore.pl. Dopiero po uzyskaniu podwyższonych wyników należy odwiedzić specjalistę po to, aby dowiedzieć się, jak
NIEZWYKŁY MAGAZYN DLA ZWYKŁYCH LUDZI
dalej postępować. W ogóle zachęcam do odwiedzenia tej strony. Nawet tych, którym wydaje się, że piją niewiele i rozsądnie.
Czy to nie przesada?
Uzależnienie od alkoholu rozwija się stopniowo.
Z powodu systemu mechanizmów obronnych
pomniejszających i zniekształcających rozmiary
problemu, sama osoba zainteresowana orientuje się dość późno, iż coś niepokojącego dzieje
się w jej życiu. Kiedy pojawią się wyraźne objawy uzależnienia, na ogół choroba jest już rozwinięta. Dlatego warto przypomnieć, że są pewne
sygnały rozwoju uzależnienia, które powinny
zwrócić uwagę. Lepiej zapobiegać niż leczyć.
Wspomniała Pani o piciu ryzykownym i szkodliwym. Co to oznacza?
Wyróżnia się trzy podstawowe wzory spożywania alkoholu rodzące zagrożenia, które wymagają
interwencji i zmiany: Ryzykowne spożywanie
alkoholu to picie nadmiernych ilości (jednorazowo i łącznie w określonym czasie), niepociągające za sobą negatywnych konsekwencji,
przy czym można oczekiwać, że konsekwencje
te pojawią się, o ile obecny model picia nie zostanie zmieniony. Picie szkodliwe to taki wzór
picia, który powoduje szkody zdrowotne, fizyczne bądź psychiczne, również psychologiczne
i społeczne, nadal jednak nie występuje uzależnienie od alkoholu. No i trzeci wzór – uzależnienie od alkoholu. Następstwo długotrwałego
szkodliwego spożywania trunków, w którym picie
uzyskuje pierwszeństwo przed zachowaniami,
które kiedyś były dla osoby pijącej ważniejsze.
Niby tyle wszyscy wiemy o przysłowiowych
już skutkach picia wódki, a tymczasem strony internetowe, o których Pani mówiła, pokazują problem z innej strony i w taki sposób,
że nie jest to jedynie kolejna nudna lekcja na
temat szkodliwości nadużywania alkoholu.
To prawda. Dlatego organizatorom kampanii
tak bardzo zależy na tym, żeby dowiedziało
się o niej jak najwięcej Polaków.
Młodzieży?
I młodzieży, i tych starszych… Młodzi ludzie jednak są na pewno w centrum zainteresowania.
I choć kampania zaplanowana jest do końca roku, to we Wrocławiu „postawiliśmy” na miesiące wakacyjne. Z materiałami informacyjnymi
staramy się docierać do tych miejsc, które w kanikułę są szczególnie chętnie odwiedzane przez wypoczywających uczniów. We wrześniu pakiety
edukacyjne trafią do szkół wszystkich szczebli.
Mało popularny temat wśród młodzieży…
Od 23 lat jestem harcerką, od 13 instruktorką
harcerstwa. Wiem, że to nieprosta sprawa. Ale
wiem też, że młodzi ludzie nie są tak beznadziejni, jak zwykło się uważać. Najważniejsze, by
mówić ich językiem, ciekawie i przekonywająco.
Spojrzenia
Że brak - to fakt
Władze miasta postanowiły ukrócić proceder
ulicznego żebractwa. Dziś nie można posiedzieć spokojnie w rynku w ogródku przy
restauracji, żeby przynajmniej kilka razy nie
zostać zaczepionym przez biedne matki, palące
drogie papierosy, ale niemające pieniędzy na
mleko dla dziecka, zbierających na operację
brata (siostry), podejrzanie wyglądających
młodych osobników czy dzieci, spoglądające
głęboko w oczy i proszące: daj pani na chleb, ale
bynajmniej nie chleba oczekujących. Policzyłam kiedyś, że idąc od rynku ulicami
Świdnicką i Piłsudskiego do Dworca Głównego, gdybym chciała przez miesiąc wspomagać
wszystkich proszących, nie zostałoby mi na
życie. Kilka lat temu natomiast rozmawiałam
z jednym żebrzącym w okolicach Dworca
Głównego gościem, widziałam, jak wymieniał
drobne pieniądze na grube, było tego kilkaset
złotych. Zaczepiony przeze mnie powiedział,
że nie był to jego najlepszy zarobek… Kontynuując rozmowę, wyraziłam przekonanie, że
nie jest to łatwa praca, bo jak pada i jest zimno,
to trudno tak stać. Na co poddworcowy żebrak
odpowiedział: jak pada, to ja, proszę pani, nie pracuję, a na zimę to do ciepłych krajów jeżdżę, tylko
głupi by tu stał… Rzeczywiście, pomyślałam, swoją drogą, fajna robota. Ciężko pracuję przez cały
rok i nie zawsze stać mnie na wakacje w ciepłych krajach, ech, życie…
Czy to znaczy, że wszyscy żebracy to cwaniacy? Są na pewno ludzie biedni, ale ci raczej
nie chodzą po knajpianych ogródkach, czasem
w sklepie nieśmiało zapytają: może mi pani coś
do jedzenia kupić? Oni nie proszą o pieniądze.
Są naprawdę głodni i tu nie mam oporów
– zawsze kupuję, dużo więcej niż „coś”. Pamiętam oczy jednej starszej pani, która z nieśmiałością cicho poprosiła o kawałek chleba, zrobiłam jej zakupy, a ona złapała łapczywie bułkę
i zjadając przepraszała: przez trzy dni nic nie
jadłam… I takim ludziom należy pomagać,
pomagać mądrze i to jest właśnie cel zorganizowanej przez władze Wrocławia kampanii
społecznej: Dając pieniądze, nie pomagasz.
am
O tym, jak pomagać mądrze, czytaj
w informatorze wrocławskiego wydania
„Ludzkiej Sprawy”.
Proszę o informacje o organizacjach, które udzielają pomocy osobom doświadczającym przemocy w rodzinie.
Zgłosiła się do mnie starsza
osoba (około 70 lat) z takim problemem,
ale też z pewnymi ograniczeniami we
własnej postawie, wynikającymi z wieku. Potrzebna jest pomoc prawna, ale
również wsparcie mediatorów.
Pozdrawiam
(imię i nazwisko znane redakcji)
W mieście jest kilka organizacji służących
pomocą ofiarom przemocy psychicznej oraz
fizycznej. Porady, zarówno prawne, jak
i psychologiczne, udzielane są bezpłatnie.
Niekiedy jednak, ze względu na ogromne
zainteresowanie, trzeba poczekać nieco na
termin wizyty. Poniżej adresy i dane kontaktowe ośrodków:
• Centrum Praw Praw Kobiet oddział we
Wrocławiu, ul. Ruska 46b/208
tel. (071) 358 08 74, pon.- czw. 9.00
-18.00, pt 9.00-15.00
• Fundacja NON LICET, Pomoc Ofiarom
Przemocy w Rodzinie, ul. Stalowa 6a,
tel. (071) 361 97 70, pon.-pt. 16.00 -19.00
• Ośrodek Interwencji Kryzysowej Stowarzyszenia Pomocy dla Osób w Sytuacji
Kryzysowej INTERWENCJA, Podwale 13,
tel. (071) 783-36-64, pon.-czw. 9.00
-20.00, wt.-śr.-pt. 15.00-20.00
• Ośrodek Interwencji Kryzysowej Towarzystwa Rozwoju Rodziny
ul. Podwale 74/23, tel. (071) 342 14 13,
pon.-pt. 9.00 -20.00, sob. 9.00 -13.00
Więcej na temat przemocy w informatorze
wewnątrz numeru.
LUDZKA SPRAWA
NIEZWYKŁY MAGAZYN DLA ZWYKŁYCH LUDZI
11
Polecamy
Warto przeczytać
Małgorzata Szejnert
Wyspa klucz
ZNAK
Wyspa klucz Małgorzaty Szejnert to reporterska
opowieść o Ellis Island. Wyspa jest dziś
symbolem bramy do „ziemi obiecanej”, bo
w latach 1892–1954 była głównym centrum
przyjmowania imigrantów z całego świata.
Przewinęło się tam kilkanaście milionów ludzi.
Małgorzata Szejnert po wizycie na wyspie ze
zdumieniem stwierdziła, że nie ma w Polsce
literatury na ten temat, tak, jakbyśmy zajęci
obrotami wypadków u siebie nie zwrócili uwagi na
Ellis Island. Postanowiłam więc (…) napisać reportaż
o wyspie – czytamy we wstępie do publikacji.
W najdrobniejszych szczegółach przedstawia
historię wyspy, opisuje mechanizmy rodzącej
się polityki imigracyjnej, kolejne zmiany
legislacyjne, ale także biurokrację, przypadki
korupcji i handlu żywym towarem. Tropi losy
ludzi, którzy marzyli o lepszym świecie.
Towarzyszy im tak długo, jak tylko pozwalają
na to ślady zawarte w dokumentach. Mimo
nadziei na dobrobyt i wolność, nie wszystkim
dane było przekroczyć mityczną bramę. Autorka opisuje procedury, które stosowali urzędnicy, choćby upokarzające badania lekarskie,
testy psychologiczne i kwarantanny, jakim
poddawani byli kandydaci na nowych obywateli, którzy mieli potem stworzyć gospodarczą
potęgę USA. Imigracja najwyraźniej przysparzała amerykańskim urzędnikom sporo trudności. Nie bardzo radzili sobie z jej kolejnymi
falami, napływającymi z najodleglejszych regionów świata na wyspę mniejszą początkowo
od krakowskiego rynku. Stąd zapewne i wynaturzenia systemu, które doprowadziły do „selekcji”. Zakaz wstępu obowiązywał idiotów,
chorych umysłowo, nędzarzy, poligamistów, osoby,
które mogą się stać ciężarem publicznym, cierpią na
odrażające lub niebezpieczne choroby zakaźne, były
skazane za zbrodnie lub inne haniebne przestępstwa,
dopuściły się wykroczeń przeciw moralności – pisze
Małgorzata Szejnert.
Pierwszym komisarzem wyspy był pułkownik Weber. Odwiedził Europę Wschodnią,
a to nie pozostało bez wpływu na jego działania. Swoją misję relacjonował potem: „przybyłem do imperium strachu (...). Rządy w Rosji i Ameryce przedstawiają sobą antypody, dwa krańce ludzkiej
12
LUDZKA SPRAWA
wolności (...). Jest w Moskwie, Mińsku, Warszawie, Grodnie, Wilnie. W Kownie pyta ludzi,
dlaczego chcą jechać do Ameryki – Bo to kierunek
nadzieja – odpowiadają”.
Potomkiem włoskich imigrantów był burmistrz Nowego Jorku, poliglota Fiorello La
Guardia, który rozpoczynał karierę jako tłumacz na Ellis Island: niewysoki, okrągły, ruchliwy,
o pogodnej twarzy. Wszyscy go nazywają Kwiatuszek,
naruszając poniekąd powagę służby. Nikomu także
nie przyjdzie do głowy, i przyjść nie może, że pomijane
nazwisko Kwiatuszka będzie kiedyś znane na całym
świecie jako nazwa jednego z najbardziej ruchliwych
lotnisk w Ameryce, a on sam spoglądać będzie na
pasażerów z marmurowego pomnika – pisze autorka.
Reporterską metodę Małgorzaty Szejnert
rozpoznają zapewne czytelnicy jej książki
Czarny ogród o katowickich dzielnicach: Giszowcu i Nikiszowcu, za którą otrzymała
nagrodę mediów publicznych Cogito oraz szereg nominacji (do Literackiej Nagrody Europy
Środkowej ANGELUS oraz do Nike). Szejnert
jest dokładna, by nie powiedzieć drobiazgowa,
dzięki czemu możemy oglądać zdjęcia, czytać
fragmenty listów oraz dokumentów, poznać
biografie, a także setki anegdot i historii
budynków, miejsc, przedmiotów. Uderza determinacja, odwaga oraz siła ludzi, którzy
postanowili zaryzykować i zostać obywatelami
Ameryki. Zatem Wyspa klucz to również
opowieść o zjawisku emigracji. Dlatego warto
sięgnąć po książkę Szejnert, o której Juliusz
Kurkiewicz w swojej recenzji napisał: To
zagadkowa i zaskakująca podróż na wysepkę, która
była czyśćcem dla milionów ludzi.
Nawet dziś się przenosimy i wyjeżdżamy
w nieznane, a co smutne – nadal „za chlebem”.
W Ameryce na lotniskach nadal gęsto tłumaczymy się urzędnikom imigracyjnym i udowadniamy, że wolimy Unię Europejską. Na
starym kontynencie tymczasem władze namawiają do powrotu do Polski, ale takie apele
wywołują jedynie śmiech i wzruszenie ramion.
Słowem, tworzymy historię emigracji, która
może kiedyś dostarczy komuś materiału do
napisania równie ciekawej książki o naszych
peregrynacjach.
Anna Molska
NIEZWYKŁY MAGAZYN DLA ZWYKŁYCH LUDZI
Najniższe emerytury i renty
Kwoty najniższych gwarantowanych świadczeń emerytalno-rentowych od 1 marca
2009 r.:
• emerytura, renta z tytułu całkowitej niezdolności do pracy i renta rodzinna
675,10 zł
• renta z tytułu częściowej niezdolności
do pracy
519,30 zł
• renta z tytułu całkowitej niezdolności do
pracy w związku z wypadkiem lub chorobą zawodową i renta rodzinna wypadkowa
810,12 zł
• renta z tytułu częściowej niezdolności do
pracy w związku z wypadkiem lub chorobą zawodową
623,16 zł
Dodatki do emerytur i rent
Wysokość dodatków do świadczeń emerytalno-rentowych od 1 marca 2009 r.:
• dodatek pielęgnacyjny, za tajne nauczanie
173,10 zł
• dodatek pielęgnacyjny dla inwalidy wojennego całkowicie niezdolnego do pracy
i samodzielnej egzystencji
259,65 zł
• dodatek dla sieroty zupełnej 325,36 zł
• dodatek kombatancki, świadczenie w wysokości dodatku kombatanckiego
173,10 zł
• dodatek kompensacyjny
25,97 zł
• świadczenie pieniężne dla żołnierzy zastępczej służby wojskowej, przymusowo zatrudnianych w kopalniach węgla, kamieniołomach, zakładach wydobywania rud uranu
i batalionach budowlanych – w zależności
od liczby pełnych miesięcy trwania pracy
od 8,68 zł do 173,10 zł
• świadczenie pieniężne przysługujące osobom deportowanym do pracy przymusowej oraz osadzonym w obozach pracy
przez III Rzeszę i ZSRR – w zależności
od liczby pełnych miesięcy trwania pracy
od 8,68 zł do 173,10 zł
• Świadczenie pieniężne przysługujące cywilnym niewidomym ofiarom działań
wojennych
567,08 zł
Kwota bazowa
Od 1 marca 2009 r.
2578,26 zł
Renta socjalna
Od 1 marca 2009 r.
567,08 zł
Przychód stanowiący 30% przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia za kwartał kalendarzowy (którego przekroczenie powoduje zawieszenie wypłaty renty socjalnej):
• od 1 grudnia 2007 r. do 29 lutego 2008 r.
811,10 zł
Warto wiedzieć
Emerytury i renty
• od 1 marca 2008 r. do 31 maja 2008 r.
870,00 zł
• od 1 czerwca 2008 r. do 31 sierpnia 2008 r.
895,20 zł
• od 1 września 2008 r. do 30 listopada 2008 r.
885,50 zł
• od 1 grudnia 2008 r. do 28 lutego 2009 r.
890,60 zł
• od 1 marca 2009 r. do 31 maja 2009 r.
929,00 zł
• od 1 czerwca 2009 r. do 31 sierpnia 2009 r.
995,70 zł
Świadczenie przedemerytalne
Od 1 marca 2009 r.
804,02 zł
Kwoty przychodu wpływające na zawieszenie
lub zmniejszenie świadczeń i zasiłków przedemerytalnych w okresie rozliczeniowym od
1 marca 2009 r.:
• dopuszczalna miesięczna kwota przychodu
1472,00 zł
• graniczna miesięczna kwota przychodu
2060,80 zł
• dopuszczalna roczna kwota przychodu
17 664,00 zł
• graniczna roczna kwota przychodu
24 729,60 zł
Kwoty jednorazowych odszkodowań z tytułu uszczerbku na zdrowiu spowodowanego wypadkiem przy pracy lub chorobą zawodową
W okresie od 1 kwietnia 2009 r. do 31 marca 2010 r. kwoty jednorazowych odszkodowań
z tytułu wypadku przy pracy lub choroby zawodowej wynoszą:
• 589 zł za każdy procent stałego lub długotrwałego uszczerbku na zdrowiu;
• 589 zł za każdy procent stałego lub długotrwałego uszczerbku na zdrowiu, z tytułu
zwiększenia tego uszczerbku co najmniej
o 10 punktów procentowych;
• 10 304 zł z tytułu orzeczenia całkowitej
niezdolności do pracy oraz niezdolności do
samodzielnej egzystencji ubezpieczonego;
• 10 304 zł z tytułu orzeczenia całkowitej
niezdolności do pracy oraz niezdolności do
samodzielnej egzystencji wskutek pogorszenia się stanu zdrowia rencisty;
• 52 990 zł, gdy do jednorazowego odszkodowania uprawniony jest małżonek lub dziecko zmarłego ubezpieczonego lub rencisty;
• 26 495 zł, gdy do jednorazowego odszkodowania uprawniony jest członek rodziny
zmarłego ubezpieczonego lub rencisty
inny niż małżonek lub dziecko;
• 52 990 zł, gdy do jednorazowego odszkodowania uprawnieni są równocześnie
małżonek i jedno lub więcej dzieci
zmarłego ubezpieczonego lub rencisty
oraz 10 304 zł z tytułu zwiększenia tego
odszkodowania przysługującego na każde
z tych dzieci;
• 52 990 zł, gdy do jednorazowego odszkodowania uprawnionych jest równocześnie
dwoje lub więcej dzieci zmarłego ubezpieczonego lub rencisty oraz 10 304 zł z tytułu zwiększenia tego odszkodowania przysługującego na drugie i każde następne
dziecko;
• 10 304 zł, gdy obok małżonka lub dzieci
do jednorazowego odszkodowania uprawnieni są równocześnie inni członkowie rodziny zmarłego ubezpieczonego lub rencisty;
każdemu z nich przysługuje ta kwota, niezależnie od odszkodowania przysługującego małżonkowi lub dzieciom;
• 26 495 zł, gdy do jednorazowego odszkodowania uprawnieni są tylko członkowie rodziny inni niż małżonek lub dzieci
zmarłego ubezpieczonego lub rencisty
oraz 10 304 zł z tytułu zwiększenia tego odszkodowania przysługującego na
drugiego i każdego następnego uprawnionego.
Wysokość kwot przychodu powodujących zmniejszenie lub zawieszenie świadczeń emerytów i rencistów
Kwoty równe 70% przeciętnego wynagrodzenia miesięcznego:
od 1 grudnia 2007 r. – 1892,40 zł
od 1 marca 2008 r. – 2029,90 zł
od 1 czerwca 2008 r. – 2088,80 zł
od 1 września 2008 r. – 2066,00 zł
od 1 grudnia 2008 r. – 2078,00 zł
od 1 marca 2009 r. – 2167,60 zł
od 1 czerwca 2009 r. – 2230,00 zł
Kwoty równe 130% przeciętnego wynagrodzenia miesięcznego:
od 1 grudnia 2007 r. – 3514,50 zł
od 1 marca 2008 r. – 3769,80 zł
od 1 czerwca 2008 r. – 3879,20 zł
LUDZKA SPRAWA
od 1 września 2008 r.
od 1 grudnia 2008 r.
od 1 marca 2009 r.
od 1 czerwca 2009 r.
–
–
–
–
3836,80 zł
3859,20 zł
4025,60 zł
4141,30 zł
Ważne!
Nie zmniejsza się ani nie zawiesza w razie osiągania przychodu, następujących świadczeń:
• rent inwalidy wojennego i rent rodzinnych
po tym inwalidzie,
• rent inwalidy wojskowego, którego niezdolność do pracy powstała w związku
ze służbą wojskową i rent rodzinnych po
tym inwalidzie.
Od 1 stycznia 1999 r. zawieszeniu ani zmniejszeniu, bez względu na wysokość osiąganego
przychodu, nie podlegają emerytury osób, które
osiągnęły wiek: 60 lat kobiety, 65 lat mężczyźni.
Osiąganie przychodu nieprzekraczającego
70% kwoty przeciętnego wynagrodzenia za
kwartał kalendarzowy, ogłoszonego przez
prezesa GUS, nie powoduje zmniejszenia
świadczeń.
W przypadku, gdy przychód osiągany przez
świadczeniobiorcę przekroczy 70% przeciętnego wynagrodzenia, ale będzie niższy niż 130%
przeciętnego wynagrodzenia – emerytura, renta
z tytułu niezdolności do pracy oraz renta rodzinna dla jednej osoby ulegną zmniejszeniu
o kwotę przekroczenia, nie więcej jednak niż
o kwotę maksymalnego zmniejszenia (ustalaną przy kolejnych waloryzacjach), tj.:
od 1 marca 2009 r.:
• 467,09 zł – emerytura, renta z tytułu całkowitej niezdolności do pracy,
• 350,34 zł – renta z tytułu częściowej niezdolności do pracy,
• 397,05 zł – renta rodzinna dla jednej
osoby.
Zawieszeniu ulegają emerytury i renty świadczeniobiorców, którzy osiągnęli przychód przekraczający 130% przeciętnego wynagrodzenia.
Graniczne kwoty przychodu dla 2008 r.
wynoszą odpowiednio:
• 24 416,90 zł – suma kwot przychodu
odpowiadających 70% przeciętnych
miesięcznych wynagrodzeń w 2008 r.
• 45 345,60 zł – suma kwot przychodu
odpowiadających 130% przeciętnych
miesięcznych wynagrodzeń w 2008 r.
Redakcja: Rzecznik Prasowy ZUS
NIEZWYKŁY MAGAZYN DLA ZWYKŁYCH LUDZI
13
Warto wiedzieć
Miejski Oœrodek Pomocy Spo³ecznej
ul. Strzegomska 6, 53-611 Wroc³aw
tel. (071) 782 23 18, fax (071) 782 23 27
Dodatek mieszkaniowy
Dodatek mieszkaniowy, czyli dopłatę do
czynszu, może otrzymać osoba, która ma tytuł
prawny do zajmowanego lokalu albo mieszka
w lokalu bez tytułu prawnego, oczekując na
przysługujące pomieszczenie lub socjalne. Aby
otrzymać dodatek mieszkaniowy, należy jednak spełniać tak zwane kryteriom dochodowe:
czyli średni miesięczny dochód na jednego
członka gospodarstwa domowego w okresie
trzech miesięcy poprzedzających datę złożenia
wniosku nie może przekraczać 175 proc. kwoty
najniższej emerytury w przypadku gospodarstwa jednoosobowego i kwoty 125 proc. najniższej emerytury w przypadku gospodarstwa
wieloosobowego. Kolejnym istotnym elementem branym pod uwagę przy rozpatrywaniu
wniosku o przyznanie dodatku mieszkaniowego jest kryterium powierzchniowe. Normatywna powierzchnia użytkowa lokalu w przeliczeniu na liczbę członków gospodarstwa
domowego nie może przekraczać:
– 35 m2 – dla 1 osoby
– 40 m2 – dla 2 osób
– 45 m2 – dla 3 osób
– 55 m2 – dla 4 osób
– 65 m2 – dla 5 osób
PUNKT INFORMACYJNY
TELEFON
SENIORA
– 70 m2 – dla 6 osób, a w razie zamieszkiwania w lokalu większej liczby osób dla
każdej kolejnej osoby zwiększa się normatywną powierzchnię użytkową o 5 m2.
(071) 344 26 19
lub
0781 886 668
WAŻNE: Wymagana normatywna powierzchnia
użytkowa zostaje podwyższona o 15 m2, jeżeli
w lokalu mieszka osoba niepełnosprawna poruszająca się na wózku inwalidzkim lub osoba
niepełnosprawna, której niepełnosprawność
wymaga zamieszkiwania w osobnym pokoju.
W takim jednak przypadku wymagane jest
orzeczenie o niepełnosprawności i stosowne
zaświadczenie lekarskie.
Punkty wydawania i przyjmowania wniosków dotyczących przyznania dodatków mieszkaniowych znajdziesz w informatorze wewnątrz wrocławskiego wydania „Ludzkiej Sprawy”.
czynny codziennie, od poniedziałku
do piątku, od godziny 8.00 do15.00.
Dla seniorów, którzy mają dostęp do
Internetu lub skomputeryzowanych
wnuków utworzono pocztę elektroniczną: [email protected]
W punkcie informacyjnym można
dowiedzieć się o adresy przychodni
geriatrycznych, znaleźć dobrą wypożyczalnię sprzętu rehabilitacyjnego,
a także zasięgnąć informacji, kto może
pomóc w opiece nad obłożnie chorym.
Szczegółowa oferta Wrocławskiego
Centrum Seniora znajduje się na
www.seniorzy.izp.wroclaw.pl
Osoba starająca się o przyznanie dodatku
mieszkaniowego obowiązana jest wypełnić i złożyć wniosek o przyznanie dodatku
mieszkaniowego i deklarację o dochodach.
Oba dokumenty do pobrania na naszej stronie Internetowej www.ludzkasprawa.pl .
R
Poradnie dla osób starszych
Geriatria jest dziedziną medycyny zajmującą się procesami starzenia. Poniżej prezentujemy
Państwu miejsca, w których można uzyskać specjalistyczną pomoc i poradę w zakresie życia
w wieku podeszłym.
Poradnie geriatryczne we Wrocławiu
Niepubliczny Zakład Opieki Zdrowotnej PRZYCHODNIA KOSMONAUTÓW
ul. Horbaczewskiego35, 54-130 Wrocław,
tel. (071) 351 28 43
– potrzebne skierowanie od lekarza internisty,
– możliwość przeprowadzenia specjalistycznych badań,
– koszt – bezpłatne.
Poradnie psycho-geriatryczne
Konsultacyjna Poradnia Zdrowia Psychicznego przy SPZOZ we Wrocławiu, Specjalistyczny Zespół Psychiatrycznej Opieki Zdrowotnej
14
LUDZKA SPRAWA
ul. Wybrzeże Korzeniowskiego 18, Wrocław
tel. (071)776 62 33
– przyjęcia bez skierowania,
– rejestracja do doktora Przemysława Jaworskiego,
– koszt – bezpłatne.
NZOZ SALUS
ul. Wojska Polskiego 21, 56-300 Milicz
– przyjęcia bez skierowania,
– możliwość przeprowadzenia specjalistycznych badań,
– usługi świadczone w DPS,
– koszt – bezpłatne.
NIEZWYKŁY MAGAZYN DLA ZWYKŁYCH LUDZI
E
K
L
A
M
A
SPACER PO WROCŁAWIU
PLAC
GRUNWALDZKI
część druga
Okolice dzisiejszego placu Grunwaldzkiego
w niczym nie przypominają przedwojennego
charakteru tej części miasta. Pamiętamy, że pod
koniec oblężenia Wrocławia niemieccy dowódcy postanowili zbudować tu lotnisko. W marcu
1945 roku przystąpiono do wyburzania reprezentacyjnych kamienic i gmachów użyteczności
publicznej, m.in. ewangelickiego zboru Marcina Lutra z najwyższą w mieście, prawie stumetrową wieżą. Budowa betonowych pasów startowych pochłonęła kilkanaście tysięcy ofiar, byli
wśród nich także Polacy. Ponad 1300-metrowy odcinek od mostu Cesarskiego (obecnego
Grunwaldzkiego) do mostu Adolfa Hitlera
(obecnie Szczytnickiego) miał przejąć rolę
lotniska zaopatrującego Festung Breslau. Ale
nadeszła kapitulacja.
Nie znając tych faktów możemy się zastanawiać, dlaczego główną arterię komunikacyjną, jaką niewątpliwie jest oś Grunwaldzka,
nazwano placem, a nie ulicą. Wytłumaczenie
jest proste – bezpośrednio po wojnie teren ten
był rozległym pustkowiem. Funkcjonowało tu
przez wiele lat największe w mieście targowisko
(tzw. szaberplac). Dopiero w latach 50. XX wieku rozpoczęto stopniową zabudowę placu. Jako
pierwsze powstały, budowane jeszcze w duchu
socrealizmu, dwa masywne gmachy D-1
i D-2 Politechniki Wrocławskiej. Zapowiadały
wykorzystanie tej pustej przestrzeni pod rozbu-
dowę miasteczka akademickiego. Na skwerku pomiędzy budynkami w 1964 roku stanął zaprojektowany przez
Borysa Michałowskiego pomnik Profesorów
Lwowskich. Poświęcony jest pamięci 25
uczonych oraz członków ich rodzin, którzy
zostali zamordowani przez hitlerowców w lipcu
1941 roku we Lwowie. Był wśród nich m.in.
Kazimierz Bartel, matematyk, profesor geometrii wykreślnej, w latach 1926-1930
trzykrotnie premier Polski, wicepremier oraz
minister wyznań religijnych i oświecenia publicznego.
Naprzeciwko budynków Politechniki na
początku lat 70. powstało awangardowe
w tamtych czasach osiedle mieszkalne zaprojektowane przez Jadwigę Hawrylak-Grabowską.
Sześć wieżowców o 16 kondygnacjach każdy
przez złośliwców nazywane jest mianem sedesowców. Pomiędzy nimi kilka niskich obiektów
handlowo-usługowych połączonych pasażem
zwanym wrocławskim Manhattanem. Prawdopodobnie gdyby udało się cały ten kompleks
poddać gruntownej rewaloryzacji, zdziwilibyśmy
się, jak atrakcyjnie wygląda. Kolejne obiekty
powstające wzdłuż osi Grunwaldzkiej miały
przeważnie akademickie przeznaczenie. Budynki obecnego Uniwersytetu Przyrodniczego,
dawniej Akademii Rolniczej, zagościły bliżej
Na górze:
„Sedesowce”
Obok:
Domy studenckie – Kredka i Ołówek
oraz pomnik Profesorów Lwowskich
Fot. Marta Rudnicka
mostu Szczytnickiego. Tuż przy samym placu
postawiono słynny akademik Dwudziestolatka, tętniący życiem studenckim w latach 70.
kawałek dalej – Parawanowiec. Charakterystycznie prezentują się domy studenckie Kredka
i Ołówek – efektowne wieżowce wybudowane
na przełomie lat 80. i 90., kształtem rzeczywiście przypominające trochę przybory do pisania.
Najbardziej zaniedbaną częścią placu Grunwaldzkiego było do niedawna samo skrzyżowanie wraz z bezpośrednim sąsiedztwem. Do
początków XXI wieku funkcjonował tu byle
jaki bazar warzywny, stacja benzynowa rodem
z CPN, kilka kiosków i pawilonów handlowych
oraz około dziesięciu przystanków linii tramwajowych i autobusowych, porozrzucanych na
dużej przestrzeni bez ładu i składu. W 2006 roku rozpoczęła się gruntowna przebudowa tego
obszaru. Dziś mamy już na szczęście wygodny
węzeł komunikacyjny, nazwany na cześć prezydenta Stanów Zjednoczonych Rondem Reagana.
Czteroperonowy punkt przesiadkowy pozwala
na zatrzymywanie się jednocześnie 8 pojazdów,
co wyraźnie przyspiesza i upraszcza korzystanie
z komunikacji miejskiej w tym rejonie. Patron
miejsca też nie został wybrany przypadkowo.
Ronald Reagan jest osobą, której niewątpliwą
zasługą jest demontaż Związku Radzieckiego
oraz wyzwolenie takich krajów jak Polska z powojennej okupacji. Oczywiście należy podkreślić,
że sprzyjały mu okoliczności: przegrana ZSRR
w Afganistanie, wyczerpywanie się potencjału
gospodarczego kolosa na glinianych nogach,
działalność Papieża Polaka. Niemniej najważniejsza okazała się osobista determinacja w walce z – jak sam nazwał Związek Radziecki w marcu 1983 roku – imperium zła. W 1987 roku,
podczas wizyty w Berlinie Zachodnim, stojąc
przed Bramą Brandenburską, zaapelował: Panie Gorbaczow, niech pan zburzy ten mur. Dobrze
się stało, że 40. prezydent USA patronuje
jednemu z najważniejszych placów naszego
miasta.
Marta Rudnicka

Podobne dokumenty