Mama ma prawa Z Sylwią Chutnik rozmawia Agnieszka Grzybek
Transkrypt
Mama ma prawa Z Sylwią Chutnik rozmawia Agnieszka Grzybek
Mama ma prawa Z Sylwią Chutnik rozmawia Agnieszka Grzybek Agnieszka Grzybek: Dlaczego feministki zajęły się tematem macierzyństwa, w Polsce postrzeganego jako domena prawicy? Sylwia Chutnik: Dla założycielek Fundacji MAMA temat macierzyństwa zawsze był bardzo ważny, choć na początku nie wypływał z naszego osobistego doświadczenia, lecz raczej z ciekawości, ponieważ jeszcze kilka lat temu był zupełnie nieobecny w polskim feminizmie. Dużym objawieniem był dla mnie poradnik wydany przez amerykańskie feministki Children and Feminism, zawierający praktyczne wskazówki, jak w działalność polityczną włączać także dzieci, dając im np. do malowania transparenty na demonstracje. Kiedy urodziłam dziecko w wieku 23 lat, na własnej skórze przekonałam się, co to znaczy być mamą w Polsce: bariery architektoniczne, problemy na rynku pracy, nieznośne stereotypy, które spychają kobiety z dziećmi na przymusowy margines. Nagle się okazało, że stare feministyczne hasło „prywatne jest polityczne” jest jak najbardziej aktualne. Stwierdziłam, że mogę frustrować się wieczorami w gronie koleżanek w podobnej sytuacji, albo przekuć doświadczenie osobiste na działanie polityczne. I tak narodziła się Fundacja MAMA. W Polsce o macierzyństwie mówi się w sposób skrajny: albo mamy do czynienia z dyskursem prawicowym, który releguje kobiety do kuchni i dzieci, albo z liberalnym, promującym ideał superwoman i supermatki, dzielnie łączącej pracę zawodową z opieką nad dzieckiem i dyspozycyjnej przez 24 godziny na dobę. Jak Wy się sytuujecie ze swoją filozofią działania? To trudne także dla nas. Ludziom się wydaje, że skoro w nazwie fundacji jest „mama”, to znaczy, że pomagamy określonej grupie matek – tylko matkom niepełnosprawnych dzieci, samotnie wychowującym dzieci lub matkom niepełnosprawnym. Albo że będziemy popierały wszelkie rozwiązania chroniące matki – np. wprowadzenie 3-letniego okresu ochronnego dla kobiet wracających do pracy po urodzeniu dziecka, kiedy nie można ich w tym czasie zwolnić, i akceptowały każde ich postępowanie – np. to, że udają, iż ciąża jest zagrożona i biorą lewe zwolnienia. Czasami przytrafiają nam się komiczne sytuacje, kiedy z propozycją współpracy zwracają się do nas skrajnie konserwatywne organizacje, bo „mama” kojarzy się ludziom jednoznacznie. Tymczasem nasza fundacja zajmuje się całościowo problemem matek, które traktujemy jako specyficzną grupę społeczną. Opowiadamy się za prawem matek do decydowania o sobie i staramy się działać na rzecz systemowej zmiany ich sytuacji. 1 Czy w ciągu ostatnich dwudziestu lat zmienił się w Polsce sposób mówienia o sytuacji matek? Zdecydowanie tak. Dzięki nowym mediom, Internetowi, rozlicznym czasopismom o dzieciach, poradnikom kobiety mają znacznie lepszy dostęp do informacji. Matki dyskutują na forach internetowych, są dla siebie wsparciem. Z drugiej strony jednak to powoduje chaos informacyjny i kobiety są często przytłoczone i zdezorientowane sprzecznymi radami, często nie wiedzą, co wybrać, szukają trochę po omacku. Należy docenić, że nastąpiło uwolnienie matek z domów – jak grzyby po deszczu powstają miejsca przyjazne dla rodziców z małymi dziećmi, zwłaszcza w dużych miastach. Ciekawym zjawiskiem popkulturowym jest moda na ekorodzicielstwo, utożsamiane z nowoczesnym stylem życia. W wydanej w ubiegłym roku książce francuska feministka Elisabeth Badinter stawia tezę, że ten współczesny trend ekorodzicielstwa zamyka kobiety w domu, podobnie jak za czasów Betty Friedan. Tyle że w Mistyce kobiecości Friedan uznała, że to system więzi kobiety w domu, natomiast Badinter twierdzi, że kobiety wpadają w pułapkę kobiety udomowionej na własne życzenie. Gotowanie według kuchni pięciu przemian, bezpieluchowe wychowanie dzieci jest niezwykle pracochłonne, nie starcza czasu na nic innego. A język polityków? Zmienił się do pewnego stopnia, choć postrzeganie matek pozostało bez zmian. Nadal dominuje dyskurs prawicowo-konserwatywny odwołujący się do tradycyjnego układu ról. Badania dotyczące podziału obowiązków domowych potwierdzają, że kobiety są wciąż znacznie bardziej obciążone nieodpłatną pracą. Przy okazji dyskusji w Sejmie o ustawie żłobkowej 1 posłowie mieli, co prawda, świadomość, że nie mogą nakazać kobietom siedzenia w domu, ale z drugiej strony ubolewali nad tym, że zmusza je do pracy „krwawy” kapitalizm, bo rodzina nie jest w stanie wyżyć z jednej pensji. Często też w debacie o ułatwieniach związanych z łączeniem pracy zawodowej z opieką nad dzieckiem nie mówi się po prostu o tym, że kobiety powinny mieć możliwość powrotu do pracy, lecz o karierze zawodowej postrzeganej pejoratywnie. To znaczy, że kariera zawodowa jest ważniejsza niż dziecko, a kobiety wracające na rynek pracy są egoistkami, które zaniedbują dzieci, bo zostawiają je w żłobkach. A zatem co to znaczy być matką w Polsce? To zależy oczywiście, kto o tym mówi: kobieta ze wsi, matka dziecka niepełnosprawnego, matka samodzielnie wychowująca dziecko, matka dziecka adoptowanego… Mogłabym wymienić sto innych bohaterek naszej książki pod tym samym tytułem. Być matką w Polsce to funkcjonowanie między dwoma skrajnymi biegunami – z jednej strony superwoman, z drugiej Matki Polki, nieustannie udręczonej, całkowicie oddanej dzieciom. Bycie matką w Polsce to ciągła frustracja, bowiem trudno jest sprostać wysokim oczekiwaniom, jakie się stawia kobietom. To ryzyko utraty zatrudnienia i dyskryminacji w miejscu pracy. Cały czas funkcjonuje stereotyp, że kobieta w ciąży i matka małego dziecka jest niepełnowartościową pracownicą i nie można na niej polegać, bo przecież w pracy myśli wyłącznie o dziecku. Dlatego pomija się ją w premiach motywacyjnych, nie wysyła na szkolenia, nie daje podwyżki. Po co motywować, skoro 1 Tzw. ustawa żłobkowa zawierająca przepisy ułatwiające tworzenie żłobków oraz innych alternatywnych form opieki dla dzieci do lat trzech została przyjęta przez polski parlament w lutym 2011 roku. 2 nie będzie z niej żadnego pożytku. Mimo iż mamy dobry kodeks pracy, który ma chronić matki na rynku pracy, to częste są przypadki łamania praw pracowniczych „w białych rękawiczkach” – np. klasycznym przykładem jest redukcja etatów po powrocie z urlopu macierzyńskiego czy wychowawczego. Jakie rozwiązania proponuje Wasza fundacja, żeby poprawić sytuację matek? Przede wszystkim staramy się nagłośnić kwestię łamania praw matek, a także wspieramy je w walce o swoje prawa. Udzielamy np. bezpłatnych porad prawnych, namawiamy, żeby szły do sądu, jeśli są w pracy dyskryminowane, bo ich wygrana może później poprawić sytuację innych kobiet. Próbujemy także wywierać nacisk na polityków, nagłaśniamy nasze postulaty w mediach, współpracujemy z lokalnymi władzami. Przeprowadziłyśmy np. kampanię piętnującą dłużników alimentacyjnych i społeczne przyzwolenie na to, żeby ojcowie migali się od swoich zobowiązań wobec dzieci. W Warszawie w dwóch dzielnicach przeprowadziłyśmy audyt miejsc niedostępnych dla osób z wózkami. Sfotografowałyśmy i opisałyśmy każdą dziurę, krzywy chodnik, brak podjazdów. 500-stronicowe raporty wręczyłyśmy urzędnikom miejskim, żeby pomogły im w lepszym zaplanowaniu remontów. Zawiązałyśmy koalicję z osobami poruszającymi się na wózkach inwalidzkich i osobami starszymi i wspólnie walczymy o zniesienie barier uniemożliwiających ludziom poruszanie się w mieście. Organizujemy zajęcia dla dzieci w kinie lub w Muzeum Sztuki Nowoczesnej, a w tym czasie rodzice mogą obejrzeć film lub wystawę. Teraz zaczynamy projekty skierowane do matek w związkach przemocowych, cierpiących na depresję poporodową, mających trudny start na rynku pracy. Zakładamy spółdzielnię mam. W Polsce od dłuższego czasu elastyczne formy zatrudnienia promuje się jako pozwalające łączyć życie zawodowe z prywatnym i rodzinnym, zwłaszcza jako idealne rozwiązanie dla matek małych dzieci. Wy macie zastrzeżenia. Dlaczego? Nie bardzo nam się podoba sposób, w jaki elastyczne formy pracy promuje się właściwie jako jedyne dobre rozwiązanie dla kobiet. Po pierwsze, dlatego, że po przejściu z całego etatu na pracę w niepełnym wymiarze godzin bardzo trudno jest potem wrócić na pełen etat. Po drugie, kobietom oferuje się często umowy śmieciowe niedające zabezpieczenia społecznego ani prawa do emerytury. Kolejną pułapką, której minusy pokazujemy, jest samozatrudnienie, które promuje się jako idealne dla młodych matek. Taką firmę często na początku prowadzi się w domu, ale trudno jest wówczas łączyć pracę z opieką nad dzieckiem, nie każda kobieta ma bowiem taką podzielność uwagi, żeby bez zbytniego stresu i zmęczenia skupić się na pracy i jednocześnie nie spuszczać z dziecka oka. Uważamy, że elastyczne formy zatrudnienia powinny być okresem przejściowym w życiu zawodowym kobiety. Na pozór mogą one pomóc, ale dostrzegamy też zagrożenia, gdyż kobieta pracuje wówczas na dwóch etatach: pracownicy i kobiety domowej. Praca wykonywana w domu przez kobiety jest lekceważona i niedoceniona, lecz jednocześnie sporo się o tym ostatnio mówi. W jaki sposób proponujecie ją dowartościować? W 2010 roku przekazałyśmy do Sejmu nasze rekomendacje dotyczące traktowania nieodpłatnej pracy kobiet. Uznałyśmy, że jest to praca na rzecz domu i rodziny, wychowanie, edukowanie i opiekowanie się dziećmi oraz opieka nad osobami starszymi. Z badań przeprowadzonych przez 3 naszą fundację i inne organizacje wynika, że kobiety, które zajmują się domem i dziećmi, są często deprecjonowane przez społeczeństwo i otoczenie. Nasze rekomendacje podzieliłyśmy na trzy obszary: sprawiedliwość społeczną, ekonomię i edukację. Postulujemy m.in. powszechną dostępność edukacji przedszkolnej i szkolnej wysokiej jakości, dostosowania godzin otwarcia przedszkoli do potrzeb rodziców i opiekunów, rozwój alternatywnych form pomocy w opiece nad osobami starszymi, podniesienie składek odprowadzanych do funduszy emerytalnych za rodziców na urlopie wychowawczym. Zwróciłyśmy uwagę na konieczność wyrównania praw kobiet pracujących na własny rachunek, które obecnie nie mają prawa do składek emerytalnych za okres opieki nad dzieckiem, mimo iż są zmuszone do zawieszenia swojej działalności gospodarczej. Ponieważ w najtrudniejszej sytuacji są rodzice dzieci niepełnosprawnych, a w szczególności kobiety, bo to one właśnie rezygnują z pracy zawodowej, żeby się opiekować dzieckiem, chcemy, aby otrzymywały one świadczenie w wysokości najniższego uposażenia pielęgniarki, a lata pracy nad rehabilitacją dziecka powinny się liczyć do emerytury. Zdajemy sobie sprawę, że potrzebne są zmiany w wychowaniu, żeby się zmienił stosunek do pracy domowej. Dlatego chciałybyśmy, aby w przedszkolach i szkołach wprowadzono programy równościowe, które będą uczyły dzieci dzielić się obowiązkami domowymi. Z jednej strony bowiem kobiety chwalą się, że żyją w związkach partnerskich, a z drugiej strony to realne równouprawnienie w domu kończy się często na tym, że mężczyzna raz w roku odkurzy mieszkanie lub wyniesie śmieci, jeśli mu się je podstawi pod nos. W naszej fundacji podczas warsztatów uczymy, jak się dzielić obowiązkami domowymi. Zmiana indywidualnej świadomości jest często trudniejsza niż przekonanie posła, by zagłosował za określoną ustawą. Sylwia Chutnik – pisarka, działaczka feministyczna, anarchofeministka, od lat dziewięćdziesiątych działa aktywnie w polskim ruchu kobiecym. Wraz z Julią Kubisą i Anną Pietruszką założyła w 2006 roku Fundację MAMA walczącą o prawa matek. Autorka książek „Kieszonkowy atlas kobiet” (2008), za którą otrzymała nagrodę Paszport Polityki w dziedzinie literatury, „Dzidzia” i przewodnika po Warszawie Warszawa kobiet. W 2009 roku była nominowana do literackiej nagrody NIKE oraz została laureatką Społecznego Nobla Ashoki. 4