Wreszcie wracamy do szkoły! - Gimnazjum nr 16 w Częstochowie
Transkrypt
Wreszcie wracamy do szkoły! - Gimnazjum nr 16 w Częstochowie
luty 2013 nr 2 (50) Tych wszystkich, którzy nie do końca podzielają zdanie w chmurce obok, informujemy, że do wakacji pozostało tylko 119 dni; przeżyliśmy już 60,083% roku szkolnego! W tym numerze: Kącik komputerowy, Coś na wesoło str. 2 Warto przeczytać str. 3 Między nami dziewczynami str. 4 Szalone telewizory str. 6 Komiks str. 7 Byliśmy — widzieliśmy str. 9 Spotkanie z… matematyką str. 10 Hurra! Wreszcie wracamy do szkoły! Ferie są stanowczo przereklamowane ::-) Kącik komputerowy Cześć! Ruszamy ponownie z naszymi grami komputerowymi, więc mam nadzieję, że was to ucieszy:) Tym razem opiszę wam bardzo humorystyczną grę, jaką są Sąsiedzi z piekła rodem – Słodka zemsta. Zabawna gra strategiczna, ogólnie rzecz biorąc, opowiadająca o bardzo złożonym życiu „sąsiedzkim”. Gracz, jako jeden z lokatorów bloku mieszkalnego, bierze udział w programie telewizyjnym typu „reality-show”, którego zadaniem jest pokazanie negatywnych relacji pomiędzy ludźmi mieszkającymi w jednym budynku. Gra komputerowa wydana w 2003 r, w której gracz ma poprzez robienie psikusów i różnych dowcipów, doprowadzić swojego sąsiada do wściekłości i jednocześnie nie zostać przy tym zauważonym. W grze wcielamy się w postać Woody'ego. Jego zadaniem jest do- prowadzenie pana Rottweilera do białej gorączki, poprzez nękanie go przeróżnymi psikusami. Gracz musi uważać, żeby sąsiad nie zauważył naszego działania. Możemy np. włożyć jajko do mikrofalówki, pomazać portret najukochańszej matuli markerem, czy też zabrać papier toaletowy i zrobić z łazienki małą pułapkę:) W grze sterujemy głównie myszką, wydając Woddy’emu poszczególne rozkazy, pamiętając o goniącym nas czasie. Oprócz ograniczonego czasu mamy wskaźnik „zdenerwowania” naszego sąsiada, który nalicza nam punkty. Najszybszym „nabiciem wskaźnika” są bardzo częste psikusy, ponieważ wraz z upływem czasu między zdarzeniami pan Rottweiler niestety się uspakaja. Gra naprawdę nieźle zakręcona, można się przy niej świetnie zabawić. Serdecznie polecam:) Agnieszka Legodzińska kl. III d a co wpisują do zeszytu uwag ? Spóźnił się na pierwszą lekcję, tłumacząc, że na śniadanie było spaghetti i musiał wciągnąć kluskę do końca. Co mówią nauczyciele do uczniów... Kto jest dziś dyżurnym? Niech natychmiast leci po piwo dla obywatela Nowaka, bo senny jakiś. To, że noszę okulary nie znaczy, że jestem głucha. Jesteście kompletne dno! Tu trzeba plutonu egzekucyjnego, żeby zrobił porządek! Polubiłem waszą klasę od pierwszego wejrzenia, ale teraz widzę, że tylko dlatego, bo mam słaby wzrok. Kto myśli, że od pływania się chudnie, niech popatrzy sobie na wieloryba. Nowakowska, nie ziewaj tak otwarcie, nie robiłam specjalizacji z laryngologii. 2 Szkołowisko Uczeń po raz drugi proponuje mi randkę w parku. Mówi, że popełni samobójstwo, gdy się nie zgodzę. Gdy przed rozdaniem klasówek powiedziałem: „A teraz to, na co wszyscy czekaliście”, uczniowie Marek i Filip pospiesznie się spakowali i podbiegli do drzwi. Zachowywał się skandalicznie, piszczał, krzyczał, walił głową o ławkę podczas lekcji, a na moje stwierdzenie: „Kontynuujemy, a kolegi nie widzimy, prawda”? stwierdził: „o kurcze, jestem Predatorem, umiem być niewidzialny”. Adam każdego dnia przychodzi do szkoły cuchnący cebulą. Na pewno robi to złośliwie. Przy próbie wpisania uwagi powiedział: „Niech pani wymyśli jakiś ciekawy tekst”. Radek na moje uwagi odpowiedział: „spoko, luzik”. Ferie, ferie i po feriach… Nowy semestr warto rozpocząć dobrą książką, a najlepiej od razu całą serią, aby rozrywki za szybko nie zabrakło:) Pierwszą sagą, jaką tym razem polecę, będzie Seria Niefortunnych Zdarzeń. Jest to opowieść pisarza ukrywającego się pod pseudonimem Lemony Snicket. Jego prawdziwe nazwisko to Daniel Handler, jednak aby cała historia była bardziej autentyczna, autor sam wciela się w rolę narratora zaplątanego w przedstawione przez siebie zdarzenia. Jako Snicket opisuje losy trójki rodzeństwa – Wioletki, Klausa i Słoneczka Baudelaire. Wioletka jest najstarsza w rodzinie. Ma talent do wynalazków, które nie raz pomagają wydostać się dzieciom z opresji. Następny to Klaus. To on w olbrzymiej bibliotece swoich rodziców przeczytał więcej książek niż niejeden dorosły i często dzięki temu ratuje z opałów zarówno siebie jak i swoje siostry. Ostatnie jest Słoneczko. Mała dziewczynka, która oprócz talentu kulinarnego luty 2013 nr 2 (50) Warto przeczytać ! szczyci się, jak na niemowlę, niesamowicie rozwiniętymi zębami. Jest w stanie przegryźć nimi nie tylko jabłka, ale także wbić się w szyb windy czy boleśnie ugryźć wroga. Dzieci mają tylko jeden problem – są sierotami. Gdy pewnego dnia dowiadują się o strasznym pożarze, w którym zginęli ich rodzie, życie przemienia się w koszmar. Bankowiec, który sprawuje pieczę nad ich majątkiem, chce dla nich jak najlepiej, jednak zupełnie nie wie, jak zapewnić rodzeństwu normalne życie. Ich najbliższą rodziną jest Hrabia Olaf, do którego trafiają w pierwszej kolejności. Niestety, był to najgorszy możliwy wybór, ponieważ hrabia uprzykrza im życie, jak tylko może. W każdym kolejnym miejscu, do którego są przenoszeni Baudelaire’owie, Olaf odnajduje i pozbawia ich często dobrych i kochających opiekunów. Nie zawaha się nawet przed morderstwem, ponieważ opieka nad sierotami gwarantuje mu zagarnięcie olbrzymiej fortuny po zmarłych rodzicach. Zatem dzięki niemu dzieci żyją w ciągłym strachu o życie i są prześladowane ogromnym pechem, o czym świadczy pokaźna liczba ksiąg, jaką liczy Seria Niefortunnych Zdarzeń. Jest ich trzynaście, a każda odsłania przed czytelnikiem coraz mroczniejsze i bardziej pechowe losy Baudelaire’ów. Opowieść doczekała się również ekranizacji. Niestety, z trzynastu książek nakręcono jedynie jeden film i to ze znacznie zmienioną fabułą, w którym główną rolę odgrywa Jim Carrey. Drugą serią, o której mam ochotę wam opowiedzieć, jest Artemis Fowl autorstwa Eoin’a Colfer’a. W dwunastu książkach autor ukazuje historię chłopca – Artemisa. Jest on młodym geniuszem. Mając zaledwie 12 lat, przewyższa inteligencją wielu uczo- 3 dokończenie z poprzedniej strony ojciec wróci do domu, wszystko będzie w porządku. Podczas całej serii Artemis dzięki znajomości z elfami, nych niemal z każdej dziedziny. Niestety, wychowuje które zamiast wrogów stają się jego przyjaciółmi, przesię prawie sam. Jego jedynym przyjacielem jest ochrochodzi stopniową przemianę z samolubnego i egoniarz – Butler. Opowieść zaczyna się w momencie, gdy istycznego chłopca w honorowego i prawego człowienastolatek trafia na ślad zaginionej cywilizacji wróżek z ka. Każda część sagi odkrywa przed czytelnikiem kozaawansowaną technologią, którą ukrywa przed świalejne zaskakujące przygody młodego milionera i potem ludzi. Chłopak ma nadzieję na odkrycie prawdy o zwala zrozumieć, jak wielką siłą jest przyjaźń i miłość. tych fantastycznych istotach i wzięcie od nich okupu Mam nadzieję, że książki, które przedstawiłam, zainteza milczenie. Mimo że już jest wystarczająco bogaty resują was tak samo jak wielu innych nastolatków na (głównie przez nielegalne przedsięwzięcia), potrzebuje całym świecie. Każda z serii wprowadza w inny klimat i więcej pieniędzy, by odnaleźć i uratować ojca pojmazawiera wiele niespodzianek dla każdego czytelnika. nego podczas wypadku w czasie rejsu. Artie mieszka w Jedynym problemem może okazać się spora ilość czapięknej posiadłości Fowlów jedynie z matką, która po su potrzebna do uporania się ze wszystkimi tytułami zniknięciu męża zapada na chorobę pomagającą jej ☺. się odizolować od rzeczywistości. Fowl wierzy, że gdy Kalina Ogoszewska kl. III d Między nami... Poszukując inspiracji do swojej rubryki, natknęłam się na interesujący felieton poświęcony bezkrytycznemu uleganiu modowym nowinkom. Jestem ciekawa, czy zgadzacie się z tymi opiniami. Jakie jest podejście do mody w naszej szkole? Czy ten problem dotyczy także naszego gimnazjum? Mam nadzieję, że ten artykuł wywoła ciekawą dyskusję, do której zapraszam także chłopaków (kto powiedział, że moda to tylko sprawa babska?). Czekam na wasze uwagi, które przegadamy w następnym numerze. „W co by się tu dzisiaj ubrać?”- oto tradycyjne pytanie, jakie stawia sobie każdego ranka, co druga, polska nastolatka stojąca przed ogromną szafą, po brzegi załadowaną różnego rodzaju ubraniami. Każdemu, w miarę normalnemu i rozsądnemu człowiekowi, pytanie takie wydaje się być banalne, wręcz zbędne, ponieważ odpowiedź jest oczywista, w to w czym ci jest wygodnie i co jest odpowiednie na daną pogodę. Niestety, owa nastolatka już dawno pożegnała się ze swoim rozsądkiem, niczym Head and shoulders z łupieżem, a jego miejsce zastąpiła tonami przeróżnych, niekoniecznie sensownych artykułów, o tym jak wyglądać modnie, bądź jaki makijaż jest odpowiedni na basen. Po kwadransie nasza bohaterka zmienia pole walki i kieruje się w stronę łazienki, gdzie spędza kolejne piętnaście minut życia, na wykonywaniu idealnego makijażu i układaniu fryzury godnej Jennifer Lopez. Około godziny ósmej rano, już w pełnym rynsztunku, czyli butach na obcasie, spodniach z niezliczoną ilością kieszeni oraz obowiązkowo bluzce z najnowszej kolekcji Pimkie, udaje się do szkoły. W drodze do tzw. „budy” spotyka swoje koleżanki, które w podobnych strojach również tam zmierzają. Gdy już szczęśliwie docierają do placówki, zajmują swoje miejsca w ostatnich rzędach ławek, obrzucają złowrogim spojrzeniem dziewczęta ubrane mniej „trendy” niż one, po czym posyłają całusy w kierunku przystojnych kolegów z klasy. Podczas lekcji, cała ta grupka nastolatek świetnie się bawi, przekazując sobie nawzajem katalogi Avon-u i wertując uważnie kolejne strony magazynu „Bądź śliczna z Dziewczyną”, niczym rozwiedziona katechetka Biblię. Większość nauczycieli już dawno przestało zwracać uwagę na te panienki, ponieważ szkoda im czasu na bzdury, starają się tylko, aby nie przeszkadzały one pozostałej części klasy. Jednakże, znajdują się i tacy pedagodzy, którzy za główny cel stawiają sobie zmuszenie tych pustych istot do nauki. Niestety, narażają się tylko na złośliwe komentarze, bezczelnej i perfidnej, damskiej kliki, a z nauki jak nic nie było, tak nic nie ma. Często wydaje im się, że wyrecytowanie tonem, pełnym grozy, słów: „jeszcze tylko trzy tygodnie do egzaminu”, zmieni cokolwiek w stosunku owych dziewcząt do nauki, lecz po około tygodniu, nauczyciele orientują się, że jedyną jednostką czasu używaną przez te panny jest okres na jaki starcza słoiczek żelu do włosów. To przykre, że tak wiele młodych dziewcząt ulega wpływom reklamy i powszechnej manipulacji firm produkujących odzież i kosmetyki, stając się pustymi konsumentami, stworzeniami, a raczej mutantami, których jedynym celem staje się uzyskanie nienagannego wyglądu zewnętrznego i poszanowania wśród równie zepsutych znajomych. Ogólnie mówiąc, szkoły zmieniają się w prawdziwe rewie mody. Dopracowane w każdym szczególe pokazy, będące wynikiem demoralizującego wpływu reklamy, nikogo już nie dziwią. Czasami tylko zdarzają się drobne wypadki, gdy nowa nauczycielka myli grupkę uczennic z załogą rady pedagogicznej lub gdy jedna z „modelek” przewróci się w swoich wspaniałych butach, cd. na str. 6 4 Szkołowisko A ku, ku !!! Zapraszam do mapy Opracowała: Redakcja gazety O rany! Ale GLOBUS Pani Tatiana Cieślak (nowa nauczycielka geografii) zapowiada się dosyć groźnie... Czas bardzo szybko biegnie. Tak niedawno było rozpoczęcie roku, później próbne egzaminy, koniec semestru i już po feriach. A teraz wiadomo, ani się człowiek nie obejrzy i już będą egzaminy. No właśnie, egzaminy. Mam cichą nadzieję, że te kwietniowe będą prostsze niż próbne, bo o ile na część humanistyczną nie mogę narzekać (pytania były według mnie dość proste, a temat rozprawki całkiem niezły), to część matematyczno-przyrodnicza poszła mi wręcz tragicznie! Niestety, ci którzy układali próbny egzamin z przedmiotów ścisłych, nie wzięli pod uwagę tego, że szkoły różnie podzieliły materiał nauczania. I tak z chemii były alkohole omawiane całkiem niedawno, ale z matematyki rachunek prawdopodobieństwa, który czeka nas w nadchodzącym półroczu. Oczywiście w kwietniu podczas egzaminów będziemy mieli więcej wiedzy niż mieliśmy na początku roku, ale nawet jeśli umielibyśmy luty 2013 nr 2 (50) wszystko, to stres robi, niestety, swoje. Od tego egzaminu bowiem zależy, do jakiej szkoły się dostaniemy, a co za tym idzie, jaką pracę zdobędziemy, więc odpowiedzialność jest ogromna. Może się zdarzyć, że po wyjściu z sali zadania, które podczas egzaminu wydawały się nieziemsko trudne, w rzeczywistości były banalne. Mam jednak nadzieję, że trema nas nie zje i otrzymamy wystarczającą liczbę punktów, by dostać się do wymarzonej szkoły. Jednak w trzeciej klasie nie można skupiać się wyłącznie na egzaminie. Nauczyciele nas nie oszczędzają. Wciąż są jakieś kartkówki lub sprawdziany. Jednak nie załamujmy się! Jak tylko przebrniemy przez egzaminy, to zostanie tylko maj, czerwiec i nadejdą długo wyczekiwane WAKACJE, na które z pewnością w pełni zasłużymy. Dorota Ciepał kl. III b 55 Ostatnio usłyszałam w radiu piosenkę Lombardu „Szklana pogoda”. Małgorzata Ostrowska śpiewa w niej taki tekst: „szklana pogoda, szyby niebieskie od telewizorów”. Po usłyszeniu tych słów zaczęłam się zastanawiać nad sprzętem, jakim jest telewizor. Dzisiaj zupełnie nie wyobrażamy sobie życia bez telewizji. Jest ona źródłem informacji, rozrywki, często wypełnia nam czas (np. w ferie, które niestety właśnie minęły) niemal od rana do późnego wieczora. Dlatego nie jest dziwne, że i w szkole mamy do czynienia z tym epokowym wynalazkiem. Najczęściej są one w pracowniach j. polskiego: u pani Piersiak w s. 29, u pani Pałęgi w klasie nr 24 oraz u pani Krogulec – s.31. Ten ostatni jest moim ulubionym. Można by rzec: stary ale jary.! Nie powala na kolana rozdzielczością, ale za to ma jeden bajer. Kiedy pani Krogulec podłącza do niego DVD, to na ekranie pojawia się ruchome kółeczko. Mieni się ono wszystkimi kolorami tęczy, a odbijając się od krawędzi ekranu, w cudowny sposób rozprasza uwagę uczniów. Ja, jak i zapewne większość moich kolegów z klasy, wpatrujemy się w nie i czekamy na kolejne odbicia. Ponieważ odbiornik telewizyjny stoi za plecami naszej polonistki, to być może jej się nawet wydaje, że nasze skupienie jest efektem roztrząsanych właśnie zawiłości zdań złożonych wielokrotnie czy coś w tym rodzaju! Słowem na polskim niezła zabawa. Polecam. O jakości telewizorów w salach innych polonistek niewiele mogę powiedzieć, ponieważ nigdy nie oglądałam w nich żadnych programów. Odbiornik pani Pałęgi stoi na szafce i bacznie się nam przygląda swoim szklanym okiem, kiedy mamy lekcję techniki w jej klasie, a telewizor pani Piersiak jest srebrny, zawieszony na bardzo gustownym ramieniu – spra- wia wrażenie całkiem nowoczesnego. Mamy jeszcze telewizor w sali nr 14. Ten jest ukryty! Stoi zamknięty w szafce na końcu klasy i czeka, aż będzie kiedyś potrzebny. Telewizor posiada także świetlica. Trochę straszy swoim wyglądem, bo najnowszy nie jest. I nikt nigdy nie widział, by był włączony. Ot taka zagadka: Czy on działa? A jak nie, to po co tam wisi? Na te pytania żaden z uczniów nie zna odpowiedzi. No i oczywiście gwóźdź programu. Nowiusieńki, piękny, płaski, ogromny i… wredny telewizor z sali nr 23. Na początku, kiedy był świeżo kupiony, działał bez zarzutu. Teraz „strzela fochy”. Albo nie chce się włączyć, albo (jak już zadziała) nie chce odtwarzać dźwięku. A pan Frej, kiedy pokazuje trzecim klasom prezentację, nie może jej zatrzymać. Nie wiem, czy to wina telewizora czy DVD, ale to nie zmienia faktu, że są z nim same problemy. Razem z panią Sokołowską, nauczycielką języka angielskiego, starałyśmy się na wszystkie sposoby uruchomić film. Mówiłyśmy do niego, błagałyśmy… Ale on był głuchy na nasze czułe słówka. Kuba z mojej klasy próbował zmienić coś w ustawieniach, niestety bezskutecznie. Podziałało w końcu pogłaskanie. Pani Krogulec zawsze śmieje się, że ten sprzęt jej nie lubi. Ma z nim takie same problemy, jak opisałam powyżej. Za to telewizor w sali, której jest opiekunką, nigdy jeszcze nie zawiódł (może dlatego, że to sprzęt zagrabiony jej osobistym dzieciom?) Podsumowując moje rozważania, stwierdzam: na pierwszy rzut oka najlepszy telewizor jest bardzo często zawodny, a stary i wysłużony działa bez zarzutu. Takie realia panują w naszej szkole. Dziwne? Być może. Ja już przywykłam. Martyna Sęk kl. III d dokończenie ze str. 4 uznanych przez nią, za jak najbardziej odpowiednie obuwie do szkoły. Całe szczęście takie sytuacje zdarzają się naprawdę rzadko, ponieważ sztuka chodzenia na obcasach jest zawzięcie trenowana każdego popołudnia, podczas zakupów, a ostatnie trendy preferujące ostre kolory, ratują z opresji nowe nauczycielki, którym sen z powiek spędzał problem polegający na odróżnieniu stroju uczennicy od stroju pedagoga. Pod koniec mojego felietonu, pragnę podkreślić, iż większość nastolatek z własnej woli decyduje się dodać sobie lat, za pomocą makijażu i ubioru. Większości z nich, w wieku około dwudziestu lat , przechodzi cała fascynacja materializmem i nową 6 Szkołowisko pomadkę zamieniają na książkę, po czym rozpoczynają studia lub pracę. Widać, takie już jest to pokolenie, równie niezdecydowane jak ich rówieśnicy czterdzieści lat temu, pojawiające się w naszym życiu, niczym trądzik, który można przeczekać aż minie, lub z nim długo walczyć. Ale czy warto? Redakcja gazety, ww.sciaga.pl Co sądzicie o tym problemie? Czekamy na Wasze opinie! luty 2013 nr 2 (50) 7 Pomysł i wykonanie: Marysia Rumin kl. III d Lekcja HISTORII... W minionym semestrze dwie klasy trzecie z naszego gimnazjum pojechały na wycieczkę do Oświęcimia. Ponieważ byłam jedną z uczestniczek tego wyjazdu, chciałam podzielić się swoimi wrażeniami, bo widok Obozu-Muzeum Auschwitz-Birkenau na długo pozostanie w mojej pamięci… Na początku zwiedzania wyposażono nas w słuchawki i małe odbiorniki, aby każdy indywidualnie mógł dobrze słyszeć głos przewodnika. Potem w sali multimedialnej obejrzeliśmy film o miejscu, w którym się znajdowaliśmy, aby później przejść przez znaną bramę z jakże ironicznym napisem „Arbeit macht frei”. fot. W tym miejscu zaczęła się gehenna dla ponad 5 milionów istnień ludzkich. Kolumny więźniów wyprowadzanych do pracy i powracających do obozu przekraczały tę bramę często przy dźwiękach obozowej orkiestry symfonicznej. Napis: Praca czyni wolnym to czysta ironia, w Auschwitz praca służyła zagładzie! Pozwolę sobie przytoczyć słowa naszego przewodnika, który prosząc o odpowiednie zachowanie, powiedział: „Znajdujemy się na największym cmentarzu w Europie”. Stojąc przed bramą, przez którą przechodziły kiedyś tysiące niewinnych ludzi, byłam przerażona tym wszystkim, co zobaczyłam. Pierwszym miejscem był plac przy stołówce, na którym grała więzienna orkiestra. Została założona po to, by więźniowie wchodzący na teren obozu, utrzymywali szybkie tępo, aby przemarsz nie trwał za długo. Następnie zwiedziliśmy kilka bloków więziennych, a w każdym z nich ujrzeliśmy coraz bardziej niewiarygodne i przerażające widoki, o których trudno nawet mówić bez wzruszenia: tony włosów, tysiące par butów, garnki, 8 Szkołowisko podpisane walizki, więzienne pasiaki – stare, brudne, zawszone. Często nowi więźniowie dostawali ubranie po niedawno zmarłych poprzednikach, nie były one fot. W 1979 roku obóz koncentracyjny został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. nawet wypłukane. (W zbiorach Muzeum znajduje się m.in.: ponad 6000 prac plastycznych, w tym ok. 2000 wykonanych przez więźniów; około 110 000 butów; około 3800 waliz, w tym 2100 z napisami pozostawionymi przez ich właścicieli; ponad 12000 garnków; 470 protez; 350 sztuk odzieży obozowej, tzw. pasiaków; 250 tałesów – prostokątna chusta nakładana przez żydów na głowę bądź ramiona podczas modlitwy, zwykle biała z czarnymi lub granatowymi pasami – przyp. red.) Zobaczyliśmy cele, w których ginęli masowo ludzie, ciemnice, w których czekali minuta po minucie na to, co się wydarzy. Widzieliśmy szubienicę i zdjęcia pomordowanych. W innym zaś bloku – zdjęcia wychudzonych dzieci, które nie miały prawa przeżyć. Przewodnik opowiedział nam o diecie stosowanej w obozie: rano: kubek kawy zbożowej, na obiad: miska brei przypominającej lepik z pokrzywami – jedynym źródłem jakichkolwiek witamin, a wieczorem kromka suchego chleba z niewielkim plasterkiem kiełbasy, choć bardzo rzadko. Nie byłam sobie w stanie wyobrazić, jak można było przy tak ciężkiej pracy, nędznym jedzeniu, w strasznych męczarniach przeżyć choćby miesiąc. Gdy weszliśmy na plac i stanęliśmy koło ściany śmierci, troje z nas zapaliło znicze. Szczerze mówiąc, byłam dumna, że mogłam przyklęknąć i zmówić modlitwę za tych, którzy doświadczyli tutaj strasznych cierpień. Kiedy byliśmy na placu, spotkaliśmy starszych ludzi, którzy trafili do obozu śmierci jako dzieci i byli wykorzystywani przez Niemców do doświadczeń naukowych. Przeżyli obóz i wojnę, przyjechali tutaj znowu, aby zobaczyć to straszne miejsce sprzed lat. Dalej poszliśmy dróżkami kurzowymi, które były wyrównywane procha- fot. Więźniowie czekali na rozstrzelanie pod Ścianą Śmierci, która znajdowała się na dziedzińcu między blokami 11 i 10. Dziś to miejsce zadumy. mi ludzi, aż do zbiorowej szubienicy. Na niej miał zostać powieszony pewien więzień, który nie dał tej satysfakcji strażnikom i sam wytrącił taboret spod swoich nóg, popełniając samobójstwo. Poniósł wielką cenę, ale pokazał oprawcom prawdziwy honor. Następnie skierowaliśmy się w stronę krematorium i pomieszczeń, w których tysiące ludzi zostały zagazowane cyklonem B. Byli oszukiwani, że idą pod prysznic, dlatego spokojnie rozbierali się na polecenie SSmanów. Nadzy tłoczyli się na niewielkiej powierzchni nieświadomi, że zaraz zginą. Widok pieców krematoryjnych był przerażający, kiedy przechodziliśmy obok, aż ściskało za serce. Po zwiedzeniu Auschwitz i oddaniu sprzętu, udaliśmy się do Birkenau. Tamtejsze baraki były wykonane z drewna pochodzącego z wioski, która wcześniej mieściła się na tym terenie. Ta część obozu składała się z dwóch sektorów, ponieważ na skończenie trzeciego zabrakło już czasu, a czwarty pozostał jedynie w planach. Było tam pięć krematoriów, z których jedno zostało wysadzone przez Niemców chcących zatuszować swoje zbrodnie, na szczęście im się to nie udało. Do zwiedzania zostały wyznaczone tylko niektóre budynki. My szliśmy po tej samej platformie, co kiedyś ludzie przywiezieni wagonami do obozu. Weszliśmy do baraku, który przerobiony ze stajni, miał służyć dla więźniów jako miejsce do spania. Poustawiane prycze były zmyślnie skonstruowane, lekko pochylone, aby zajmowały mniej miejsca, przez co mogło zmieścić się ich więcej. Zależnie od luty 2013 nr 2 (50) ilości więźniów w obozie, mogło na nich spać od 6 do nawet 12 osób na jednym poziomie. Później weszliśmy do kolejnego, ten służył za umywalnię i latrynę. Każdy miał zaledwie parę sekund, by opłukać twarz i załatwić swoje potrzeby, jeżeli nie zdążył, był bity i poganiany. Po pewnym czasie zaczęło brakować wody, tak że parę kropel spływające do umywalni nie było w stanie spłukać nieczystości. Powołano ekipę, która miała czyścić latryny. Wbrew pozorom wielu więźniów bardzo chciało tam pracować: była to praca pod dachem, latem słońce nie paliło w kark, zimą było się osłoniętym od wiatru. Trzeba też dodać, że przez smród panujący wewnątrz SS-mani w ogóle nie wchodzili do środka, nadzór nad pracującymi miało sprawować Sonderkommando, choć oni także rzadko tam zaglądali. Pracujący tu więźniowie mogli choć chwilę odpocząć, nie narażając się na baty. Gdy wyszliśmy z terenu obozu i skierowaliśmy się do autokaru, wielu z nas milczało. Trudno było znaleźć odpowiednie słowa, aby wyrazić emocje, których doświadczyliśmy. Uważam, że każdy powinien odwiedzić to miejsce. Jakie to niewiarygodne, że „ludzie ludziom Agnieszka Legodzińska kl. III d zgotowali ten los”. fot. Wartownia i brama główna Auschwitz II (Birkenau), widok z rampy wewnątrz obozu. fot. Byli więźniowie apelują, aby pamiętać o przeszłości i robić wszystko, aby te straszne doświadczenia, które przypadły im w udziale, nigdy więcej się nie powtórzyły. 9 Od dłuższego czasu nasza redakcyjna koleżanka Iza z klasy III d próbuje wszystkim wmówić, że nauki ścisłe to jest to „Co tygrysy lubią najbardziej”. Może i tym razem dacie się jej przekonać? Między netto, brutto, a ZUS - em, czyli… krótko o wypłacie Dobra! To nie będzie kolejny nudny wywód typu: „Dlaczego warto uczyć się matematyki” albo tak właściwie to będzie, tylko trochę inaczej. Nie będę tu przytaczała tak banalnych przykładów, jak liczenie objętość lodówki (po pierwsze: guzik to ludzi obchodzi i tak zawsze jest za mała, zwłaszcza w święta! po drugie: zazwyczaj jest to podane w instrukcji), czy obwodu podwórka, które chcemy ogrodzić (nieważne, ile metrów płotu/siatki kupimy, zawsze braknie lub zostanie drugie tyle). O tym nasłuchacie się za każdym razem, gdy zapytacie panią na lekcji: „A po co się tego w ogóle uczymy?” Nie! Ja postaram się być oryginalna i będę pisała o zupełnie naturalnej i jakże pożądanej rzeczy – wypłacie. Tak, tak, wiem, że połowa z was jęknęła ze smutkiem na samo wspomnienie otrzymania tego cudownego kieszonkowego. A teraz przyszło pocieszenie/jeszcze większe zdołowanie (niepotrzebne skreślić), bo zapewne pomyśleliście „Byle do pierwszego!” Ale tak naprawdę to chodziło mi o taką normalną wypłatę, którą otrzymują osoby dorosłe lub niekonieczne, jeśli będziesz na tyle szybki/szybka, by zgłosić się do roznoszenia reklam TESCO lub innego Simpli’a przed resztą, spragnionej dodatkowych dochodów, młodzieży, która była na tyle zdeterminowana (czytaj: spłukana), by poświęcić czas przeznaczony na odsypianie zarwanych nocek nad książkami (czytaj: komputerem) w ferie/wakacje i zwlec się rano, aby przez pół dnia marznąć/gotować się na dworze. Sama to przerabiałam, więc nie mówcie mi, że tak nie jest! Ale wracając do tematu. A więc przyjmijmy, że idziemy na naszą pierwszą rozmowę w sprawie pracy. Powiedzmy do… (nie, nie do TESCO w sprawie ulotek!)… KFC (aż mam ochotę na takie chrupiące skrzydełka). Siedzimy sobie w pokoju i rozmawiamy z naszym przyszłym szefem. Oczywiście jest nami zachwycony i oczarowany, jakże by śmiał inaczej (bo pójdziemy do McDonalds’a!). Gdy delikatnie wspominamy o wynagrodzeniu, obiecuje nam złote góry, a dokładniej 2000 zł. My cali szczęśliwi odchodzimy z podpisaną umową w kieszeni, nie wierząc jakie szczęście na nas spłynęło. W końcu to nasza pierwsza posada i mogło być dużo gorzej. Ale czy ktoś z nas wpadłby na pomysł, zajrzenia do świętej kartki (czytaj: umowy) i sprawdzenia, czy przy owych 2000 złotych nie pisze przypadkiem „brutto”? A ja wam powiem, że pewnie nikt! Chyba dopiero mama w domu, nie wierząc, że takie coś jest w tych czasach możliwe. No to zauważyliśmy to nieszczęsne brutto i co dalej? Dowiedz się, co to znaczy! Osobiście proponuję spytać rodziców albo innego członka rodz in y (na przykład wujka Google), a nie pani na matematyce lub 10 Szkołowisko WOS-ie, bo nasza średnia może na tym ucierpieć. Dobrze, już wiemy, czym jest brutto, to teraz może czym jest netto? Zalecam to samo co przy brutto. Jak już dowiedziałeś się, czym jest brutto, netto, składki społeczne (tak, w tym momencie nasuwa się pytanie, czym są owe składki. A co ja? Encyklopedia? Przyjmij, że tak i czytaj dalej.) i ZUS (tego chyba nie trzeba wyjaśniać, a jeśli chcecie posłuchać łaciny podwórkowej, to zapytajcie o niego przeciętnego przedsiębiorcę), to możemy przystąpić do liczenia. Zacznijmy od tych nieszczęsnych składek. Składają się na nie: emerytalne – 9,76% naszej pensji, rentowe – 1,5% i chorobowe – 2,45%. Gdy sobie wszystko ładnie i bez kalkulatora (uwaga bo uwierzę!) obliczymy, to wychodzi, że od naszego wynagrodzenia należy odjąć 274,20 zł! To przecież jednak nie koniec świata. Prawie 300 zł co prawda piechotą nie chodzi, lecz wiecie co? To jeszcze nie koniec! Cieszycie się? Wiem, że nie. Następne są koszty uzyskania przychodu. W skrócie chodzi o to, czy mieszkamy w tym samym mieście, w którym nasze KFC się znajduje czy nie. Jeśli tak (przyjmijmy, że tak) to trzeba zapłacić 111,25 zł. I co? I wychodzi na to, że już zamiast 2000 zł mamy tylko 1615 zł! Jeśli ktoś to liczy, (i tak wiem, że nie, ale co mi tam) to powinien mu tutaj wystąpić błąd. A to nie dlatego, że ja nie umiem liczyć/ty nie umiesz liczyć/zabrakło skrzydełek i w zamian zjadłam kilka groszy z wyniku (niepotrzebne skreślić) tylko dlatego, że wszystkie sumy należy zaokrąglić. Miłego ponownego liczenia. No to mamy nasze 1615 zł jesteśmy wkurzeni bo zabrali nam niecałe 400 zł za nic (wieku emerytalnego, jak tak dalej pójdzie, nie dożyjemy, więc po grzyba nam składka emerytalna?), ale wiecie co? To nadal nie koniec. Dalej uśmiecha się do nas ubezpieczenie zdrowotne. Ale żeby je obliczyć, musimy wziąć kwotę niepomniejszoną o koszty uzyskania przychodu. Czyli z polskiego na nasze: z powrotem dodajemy nasze 111,25 zł. Aby zorientować się ile tym razem nam potrącą, musimy zrobić dwie rzeczy. Po pierwsze: wyliczyć kwotę jaką oddamy (lub jaką nam wyrwą) ZUS-owi. Jest to 9% naszej pensji, czyli 155 zł (tak jak wcześniej wynik został zaokrąglony). Po drugie: obliczyć kwotę, o którą pomniejszymy zaliczkę (co to zaliczka i jak się ją liczy, napiszę za chwilę) na podatek dochodowy. Będzie to 7,75% czyli 134 zł. Teraz czeka nas zaliczka na podatek dochodowy. Miałam powiedzieć, co to jest, ale szczerze mówiąc, nie wiem i nie sądzę, by wiedział to nawet ten, kto ją wymyślił, ale poszukać o niej informacji możecie, czemu nie. Bazujemy znowu na 1615 zł. Owa zaliczka to 18% naszego wynagrodzenia (jeśli jesteśmy w I stawce podatku dochodowego. Przy drugim wynosi ona 32%, ale wtedy musielibyśmy zarabiać ponad 85 528 zł rocznie!) i wynosi ona 290,70 zł. Od tej kwoty odejmujemy miesięczną ulgę (chociaż takie pocieszenie) w wysokości 46,33 zł i to 134 zł, które wyliczyliśmy wyżej przy okazji ubezpieczenia zdrowotnego. Łącznie wychodzi 110 zł. Powiedzieć wam coś miłego? To już jest koniec! Nie ma już nic! Jesteśmy wolni! Możemy iść (do opieki społecznej po pomoc!). Tak więc od 2000 zł trzeba odjąć sumę składek na ubezpieczenie społeczne – 274,20 zł, składki na ubezpieczenie zdrowotne – 155,36 zł i zaliczki na podatek dochodowy – 110,37 zł. I co nam zostało? 1460 zł! Zabrali nam 540 zł! Świat jest niesprawiedliwy, co poradzić. Ale chyba przyznacie, że lepiej te pieniądze mieć, niż ich nie mieć, prawda? A wiecie co? Osoba ucząca się, czyli do 26 roku życia, nie musi płacić składek społecznych! Innymi słowy — jesteśmy do przodu o niecałe 300 zł. Cieszycie się? Bo ja tak! A teraz przepraszam, idę zobaczyć, czy moje wymarzone glany są nadal do kupienia. Iza Szymanek kl. III d Fotomigawki z życia szkoły Nie było tak źle, chociaż z wychowawczynią to mogliśmy trafić lepiej... fot. Klasy III już niebawem pożegnają naszą szkołę. Niektórzy uczniowie z żalem rozstaną się z kolegami i nauczycielami, inni z radością będą czekać na nowe wyzwania. Na razie z niepokojem myślimy o nadchodzących egzaminach, bo od nich zależy wybór szkoły średniej. W kolejnych numerach gazety zaprezentujemy pożegnalne fotki trzecioklasistów. Obok — klasa III c w nieco okrojonym składzie podczas wigilijnego spotkania w swojej sali 31. To i owo na sportowo W naszej szkole jak wiadomo, dzieje się sporo… ale co, do końca nikt nie wie… Dziś mam przyjemność opowiedzieć wam trochę o sportowcach z naszej szkoły ☺. Gablota koło sali gimnastycznej ukazuje zdolności Kuby Korbeli z III a w kartingu, ale przecież nie on jeden robi coś ciekawego! Warto chyba opowiedzieć o uczniach, którzy reprezentują nasze gimnazjum np. grając w siatkówkę, a są to: Kacper Palacz, Adrian Wilk, Michał Trzepizur, Filip Strach i Marek Kruplin z klasy III b oraz Mateusz Gorzelak, Alek Jurczyk i Mateusz Szymański z klasy III a. Grają w tym składzie już od pierwszej klasy, choć Marek dołączył dopiero w tym roku. Nie da się zaprzeczyć, że ich osiągnięcia są niesamowite. Ja ledwie sobie radzę z serwowaniem piłki ☺. Ostatnio w naszej szkole odbyły się zawody, w których brały udział Gimnazja nr 7 i nr 11. Mimo ich robiącej wrażenie postawy i groźnych min, nie udało im się pokonać naszych chłopaków, którzy obie szkoły rozłożyli na łopatki, zajmując 1. miejsce. Jednak to nie wszystko. Nasi siatkarze mają także osiągnięcia o większym zasięgu. Na początku grudnia brali udział w turnieju, który odbył się w VIII Samorządowym Liceum Ogólnokształcącym. Po zaciętej rywalizacji z wieloma szkołami zajęli zaszczytne 2. miejsce, przysparzając nam kolejnych powodów do dumy. Pan dyrektor widać również dostrzegł potencjał naszych zawodników, bo w tym roku po długim oczekiwaniu otrzymali koszulki reprezentacji naszego gimnazjum i już przynajmluty 2013 nr 2 (50) niej nie ma problemów z ich rozpoznaniem☺. Nie byłabym też sobą, gdybym nie zwróciła uwagi naszym czytelniczkom na mięśnie chłopaków… Jest na co popatrzeć! I myślę, że nie jest to tylko moje zdanie, bo z maleńkiej sondy, jaką udało mi się przeprowadzić wśród kilku dziewczyn, ci nasi chłopcy naprawdę robią wrażenie! Jak widać, wszystko przychodzi z czasem, więc warto trenować i rozwijać swoje zainteresowania. Niestety, w tym roku nasi chłopcy już opuszczają progi kochanej 16-nastki i trzeba będzie szukać nowej reprezentacji…. Aby ten artykuł mógł się ukazać, musiałam pokibicować naszej drużynie na kilku meczach i pogadać z paroma siatkarzami. Na szczęście moją minimalną wiedzę podratował Mateusz Gorzelak i przynajmniej zaczęłam rozumieć, o co chodzi ☺. Moim skromnym zdaniem gryzipiórka: gdy niektórzy dostają piłkę w ręce, od razu zapalają im się szaleńcze płomyki w oczach. Serwy wykonywane są z siłą, która powinna zaprzeczać gracji takich ruchów, jednak to tylko pozory. W naszej szkole niewinna siatkówka zmienia się w sztukę, na którą samo patrzenie sprawia przyjemność. Aż pojawia się pytanie, czy dziewczyny, które zaczęły grać w siatkę w tym roku, robią to przez zauroczenie sportem czy chłopakami ☺. ? Kalina Ogoszewska kl. III d 11 Autorka: Paulina Juszczyk kl. III d 26 lutego - Dzień spania w miejscach publicznych 27 lutego - Dzień Niedźwiedzia Polarnego 1 marca - Dzień Puszystych, Dzień Piegów 5 marca - Dzień Dentysty, Dzień Teściowej 8 marca - Dzień Kobiet 10 marca - Dzień Mężczyzn 12 marca - Światowy Dzień Drzemki w Pracy ::-) 17 marca - Dzień Morza, Dzień św. Patryka 18 marca - Europejski Dzień Mózgu 21 marca - Dzień Wagarowicza 24 marca - Narodowy Dzień Życia 27 marca - Światowy Dzień Teatru 1 kwietnia - Dzień Ryby 7 kwietnia - Światowy Dzień Zdrowia 12 kwietnia - Dzień Czekolady 18 kwietnia - Międzynarodowy Dzień Ochrony Zabytków 24 kwietnia - Międzynarodowy Dzień Solidarności Młodzieży 25 kwietnia - Dzień Sekretarki 27 kwietnia - Światowy Dzień Grafika 28 kwietnia - Dzień Ziemi Gazetka uczniów Gimnazjum nr 16 w Częstochowie Redaktor Naczelny - Kalina Ogoszewska kl. III d Z-ca Red. Naczelnego - Martyna Sęk kl. III d Zespół redakcyjny: Agnieszka Legodzińska kl. III d Paulina Juszczyk kl. III d Ewelina Ślęzak kl. III d Magdalena Miszczak kl. III d Maria Rumin kl. III d Izabela Szymanek kl. III d Izabela Sygidus kl. III d Dorota Ciepał kl. III b Mateusz Glen kl. II c Opiekun Gazety: mgr Renata Krogulec e-mail: [email protected] 12 „Słowa ulatują, uczynki pociągają” Aby nie dać się zaskoczyć w nowym semestrze niespodziewaną imprezą, przygotowałam dla was kalendarz świąt nietypowych na najbliższe 3 miesiące. Patrz obok! UWAGA KONKURS ! Naszą zabawę kierujemy głównie do uczniów klas I. Stare wygi z klas II, nie mówiąc już o klasach III, z pewnością poradziłyby sobie w okamgnieniu. Zagadka dotyczy gadżetów, bez których zupełnie nie wyobrażamy sobie istnienia co niektórych pedagogów naszego gimnazjum. Zgromadzone obok fotki przedstawiają elementy stroju, wyposażenia, a nawet intymnych części ciała (tak, tak! Tylko u nas takie rewelacje!) naszego ciała pedagogicznego. Jeśli w minionym semestrze pierwszaki były wystarczająco czujne i poświęciły parę lekcji, aby bez litości prześwietlić ulubionych pedagogów, to raczej nie powinny mieć kłopotów z odpowiedzią na pytanie: z kim kojarzą ci się przedstawione obok zdjęcia? Na odpowiedzi czekamy w sali nr 31. 1 2 3 4 A oto rozwiązanie rebusów z poprzedniego numeru: 1) Pamiętaj chemiku młody wlewaj zawsze kwas do wody. 2) Myślenie nie boli. 3) Gazetka Szkołowisko. 4) Żebyście się w pędzie do wiedzy nie pozabijali. 5