MARTA CEBERA Dziennikarze w obiektywie

Transkrypt

MARTA CEBERA Dziennikarze w obiektywie
DZIENNIKARZE W OBIEKTYWIE TWÓRCÓW FILMOWYCH NA PRZESTRZENI LAT
Marta Cebera
Uniwersytet Gdański
Film jest przez wielu nazywany sztuką magiczną –
sporo w tym stwierdzeniu prawdy. Przy pomocy języka filmu przedstawimy wszystko, opowiemy każdą
historię, ale podobno nie każda historia warta jest
opowiedzenia, czego dowodzi pokaźna liczba scenariuszy odrzucanych każdego roku przez hollywoodzkie wytwórnie. Jedne tematy fascynują producentów
i reżyserów bardziej, inne mniej. Jedne są częściej
przez nich eksponowane, inne cieszą się znacznie
mniejszą popularnością. Do atrakcyjnych zagadnień
zaliczają się perypetie reprezentantów rozmaitych
profesji, w tym pisarzy, aktorów, policjantów, bankierów, strażaków – to im, między innymi, poświęcona
jest znaczna część światowej kinematografii. W centrum zainteresowania znajdują się również dziennikarze – grupa zawodowa od lat przykuwająca uwagę twórców srebrnego ekranu. Filmowcy nad wyraz
chętnie sięgają po tego rodzaju historie.
Zliczenie wszystkich obrazów traktujących o dziennikarzach nie byłoby łatwym zadaniem, zwłaszcza
że obecni są w niemalże każdym gatunku filmowym.
Wynika to zapewne z samej istoty profesji. Wykonują
po prostu niezmiernie ciekawy zawód, co w połączeniu z nieograniczoną wyobraźnią artystów może dać
bardzo dobry efekt w postaci dzieła, które znajdzie
się na szczycie list box office’u. Aby taki sukces osiągnąć, niezbędny jest jednak umiejętnie skonstruowany scenariusz. By produkcja ściągnęła widzów
do kina, historię trzeba ubarwić, nawet kosztem logiki czy zasad prawdopodobieństwa. Filmowcy szczególnie lubują się w prezentowaniu losów bohaterów
trudniących się dziennikarstwem politycznym.
W tym tekście przyjrzę się sposobom kształtowania
wizerunku dziennikarza w produkcjach kinematografii światowej i polskiej. Opiszę, jakimi narzędzia-
mi języka filmowego kreowani są przedstawiciele
tej profesji. W celu ukazania zmieniających się na
przestrzeni lat metod przezentowania tych postaci
wybrałam obrazy z różnych okresów historii kina,
zrealizowane zarówno w Europie, jak i w Stanach
Zjednoczonych. Są to: Zagraniczny korespondent (1940)
Alfreda Hitchcocka, Słodkie życie (1960) Federico Felliniego, Wszyscy ludzie prezydenta (1976) Alana J. Pakuli, Gry uliczne (1996) Krzysztofa Krauze i Frost/Nixon
(2008) Rona Howarda. Szczególną uwagę zwrócę
na reżyserskie zamysły prowadzenia historii oraz na
obierane przez aktorów strategie budowania postaci.
Johnny Jones (Zagraniczny korespondent
Dnia 16 sierpnia 1940 roku swoją premierę miał
Zagraniczny korespondent (1940) w reżyserii Alfreda Hitchcocka. Film, którego akcja rozpoczyna się
przed wybuchem drugiej wojny światowej, opowiada o dzien­­nikarzu nowojorskiej gazety „Globe” –
Johnnym Jonesie (Joel McCree), który wyrusza do
Europy, by przeprowadzić wywiad z dyplomatą Van
Meerem, współautorem traktatu holendersko-belgijskiego. Po tym, jak staje się świadkiem zamachu na
życie Van Meera, zmienia się z wykonującego rutynowe zadanie reportera w swego rodzaju dziennikarza
śledczego. Rusza w pogoń za przestępcami i wplątuje się w wielką aferę polityczną. Dla Jonesa funkcja korespondenta zagranicznego to nowość. Sugeruje to już pierwsza scena z jego udziałem – gdzie
ze znudzoną miną i z nogami rozłożonymi na stole
tworzy wycinanki z papieru. Po chwili dowiadujemy
się, że właśnie pobił policjanta na służbie i spodziewa się wyrzucenia z redakcji. Dotychczas zajmował
się sprawami lokalnymi, jak choćby kradzieżami wypłat – nie interesowała go polityka zagraniczna, nie
posiada żadnej wiedzy na temat kryzysu europej23
KULTURA | MARTA CEBERA
skiego. Co więcej, nie przejmuje się nawet groźbami
dotyczącymi wybuchu wojny. Jest zatem całkowitym
przeciwieństwem idealnego wysłannika zagranicznego. I tym właśnie ujmuje swojego szefa Powersa.
Redaktor naczelny ma dość zdawkowych doniesień
zza Oceanu i nieudolności przebywających w Europie korespondentów. Będący politycznym ignorantem, nieprzesiąknięty żadną doktryną Jones wydaje
się człowiekiem, jakiego Powers potrzebuje. Liczy,
że dzięki świeżemu, nieskalanemu uprzedzeniami
umysłowi wreszcie otrzyma godny pierwszej strony
news. Jones, nieświadomy ryzyka, z jakim wiąże się
to zadanie, chętnie przystaje na propozycję, na co
wpłynęło raczej wynagrodzenie (redakcja pokrywa
wszystkie koszty) niż ambicja. Nie zgłasza sprzeciwu,
gdy szef nadaje mu bardziej chwytliwy pseudonim:
Huntley Haverstock. Jest mu wszystko jedno, z kim
przyjdzie mu rozmawiać, nawet jeśli tą osobą okazałby się Adolf Hitler. Poprzez sekwencję ckliwego
pożegnania z rodziną na statku Hitchcock czyni
aluzję do wyruszających na wojnę młodych żołnierzy. Podobnie jak oni, Johnny nie zdaje sobie sprawy
z powagi powierzonej mu misji i wynikających z tej
niewiedzy konsekwencji. Niczym młody, pełen zapału wojak wyrusza więc do Europy.
Pierwsze zderzenie z rzeczywistością następuje po
dotarciu do Londynu, kiedy bohater poznaje amerykańskiego kolegę po fachu Stebbinsa – kores­
pondenta zagranicznego z dwudziestopięcioletnim
stażem. Nadużywający alkoholu stary wyjadacz
zdradza niedoświadczonemu Jonesowi swój lekceważący stosunek do wykonywanej pracy: „Nie śledzę tych spraw. Wysyłam to, co chcą dostać w Nowym Yorku. Oto tajemnica zawodu korespondenta”.
To, jak trudne zadanie go czeka, Jones uświadamia
sobie po nieudanej rozmowie z Van Meerem. Dyplomata finezyjnie unika odpowiedzi na istotne pytania,
zręcznie zmieniając temat, gdy ten staje się niewygodny. Nieprzyzwyczajony do porażek bohater nie
daje jednak za wygraną.
Zrealizowany w konwencji szpiegowskiego thrillera
film portretuje Johnny’ego jako człowieka, który
w tra­kcie trwania historii zmienia się z lekkoducha
w oddanego sprawie reportera. Jego zaangażowanie
w wyjaśnienie zagadki porwania Van Meera rośnie
24
z minuty na minutę. Wie, że znalazł dobry materiał
na artykuł, ale kierują nim też czysto ludzkie pobudki.
Spore znaczenie dla motywacji młodego dziennikarza ma też uczucie, jakim darzy Carol Fisher, córkę
przewodniczącego Światowej Partii Pokoju. Im bardziej angażuje się w sprawę, tym większe niebezpieczeństwo zagraża jego życiu. Pomimo metamorfozy
daleko mu jednak do rasowego korespondenta zagranicznego. Nie ma w sobie dość asertywności, by
sprzeciwić się Carol, która chce go ukryć na wsi. Pod
wpływem uczucia, jakim darzy kobietę, jest zdolny
zrezygnować z kompromitującego jej ojca tematu.
Świadczą o tym słowa: „Wolałbym wysadzić redakcję
i poderżnąć gardło Powersowi, niż cię skrzywdzić”.
Bliższy ideału pełnokrwistego dziennikarza wydaje
się brytyjski reporter Scott Folliott, człowiek energiczny, pozbawiony skrupułów, a jednocześnie bez
reszty oddany swej pracy. Na tle londyńczyka Johnny wypada nijako, a wręcz przeciętnie.
Gdy w 1935 roku niezależny producent Walter Wanger nabył prawa do sfilmowania pamiętników amerykańskiego korespondenta prasowego Vincenta
Sheeana, rozpoczął się żmudny proces przepisywania Personal History na potrzeby szklanego ekranu. Powstawały dziesiątki nieudanych scenariuszy.
Swój wkład w wykrystalizowanie wersji ostatecznej,
znacznie odbiegającej od pierwowzoru (zmieniono
między innymi czas i miejsce akcji), a przez to bardziej spójnej, miało kilku uznanych w środowisku
twórców: Joan Harrison, Charles Bennett, Ben Hecht
i James Hilton. Hitchcock, wypożyczony przez Wangera z Selznick International Pictures, urozmaicił ich
pomysły o szczegółowo zaplanowane sceny. Każdą
z kilkuset sekwencji zobrazował przy pomocy tablic
w kształcie ekranu, na których narysował tło wraz
z precyzyjnie ulokowanymi wykonawcami. Obrazki
te były pomocne zarówno operatorom kamery, jak
i aktorom, którym zaplanowano poszczególne ruchy w obrębie kadru. Nie zmienia to jednak faktu, że
reżyser bardziej niż na bezpośrednim instruowaniu
artystów skupił się na warstwie techniczno-wizualnej filmu, z wystawnymi dekoracjami na czele. Taki
tryb pracy wynikał być może z braku przekonania
co do trafnie dobranej obsady. Gary Cooper i Barbara Stanwyck, do których najpierw zwrócił się Hitchcock, odrzucili propozycję zagrania w Zagranicz­
GDAŃSKIE ZESZYTY KULTUROZNAWCZE
nym korespondencie z powodu innych zobowiązań
zawodowych. Ostatecznie w Jonesa wcielił się Joel
McCrea, a rola Carol przypadła Loraine Day. Nieufność Hitchcocka wzbudzał przede wszystkim kalifornijski odtwórca – według niego zbyt swobodny,
a w konsekwencji niewiarygodny w roli bystrego reportera. Jednak wbrew obawom mistrza suspensu
McCrea okazał się kimś więcej niż „drugorzędnym
Cooperem”, jak określał go filmowiec. Zastosowana
przez aktora strategia obrazowania nowojorskiego
korespondenta jako nonszalanckiego, nieco naiwnego Amerykanina tylko uwiarygadnia późniejszą
metamorfozę bohatera. Aktor prowadzi postać konsekwentnie niemalże do samego finału. Potencjalnie dobry efekt psuje dodane już podczas montażu
(pod wpływem nacisków ze strony Wangera) nowe
zakończenie, w rezultacie czego dramaturgicznie
nieuzasadniony monolog Jonesa skierowany do
obywateli Stanów Zjednoczonych wpisuje się w nurt
kina propagandowego. Zrealizowana w pośpiechu
scena kłóci się z ogólną wymową dzieła jako awanturniczej opowieści, a co za tym idzie – pomniejsza
autentyzm głównego bohatera.
Marcello Rubini (Słodkie życie)
opinii publicznej dane uzyskał dzięki uprzejmości
znajomego kelnera. Gdy chwilę później mężczyzna w restauracji nazywa go łajdakiem, niezrażony odpowiada pragmatycznie: „Zaspokajam tylko
ciekawość czytelników. Taki mam zawód”. Lecz nie
to jest najważniejsze w tej sekwencji. W pewnym
momencie Marcello zakłada ciemne okulary – podobnie jak pozostałe postacie Słodkiego życia i on
z nich korzysta – są bowiem niezbędnym rekwizytem członka społeczeństwa spektaklu. Przy ich
pomocy nie tylko zasłania oczy, ale także ukrywa
prawdziwe emocje – okulary stają się więc częścią
przywdziewanej maski. Gest ich zakładania może
oznaczać potrzebę ukrywania uczuć – Marcello
wsty­dzi się tego, co robi, kim jest. Przyjmuje wystudiowaną pozę i gra swoją rolę, jednak z coraz mniejszym powodzeniem.
Rubini przeżywa kryzys, związany z czymś więcej
niż z dolami i niedolami dziennikarskimi. Odczuwa
wewnętrzną pustkę, co przekłada się na niemożność tworzenia i kochania. Nadal uczestniczy w kolorowym, nocnym życiu włoskiej elity, choć poczucie
rozczarowania oraz bezsensu nie opuszcza go ani
na chwilę, wręcz przeciwnie – pogłębia się z każdym
dniem. Marcello uważa się za człowieka przegranego – nie jest odosobniony w takim postrzeganiu
swojej osoby.
W La Dolce Vita/Słodkim życiu (1960) Federico Fellini
w sposób trafny i wnikliwy ukazuje przedstawicieli
rzymskiej jet society, czyli popularnych artystów, milionerów, arystokratów, sportowców. Ważnym ele- Fellini poprzez losy jednostki ukazuje klęskę współmentem roześmianego, mieniącego się rozmaitymi czesnego społeczeństwa: znużonego i pogrążobarwami tłumu są dziennikarze. Akcja rozgrywa się nego w chorobliwym rozkładzie. Atrakcyjne życie
w okresie dynamiczngo rozwoju się telewizji i kolo- stolicy to tylko fasada, za którą kryje się wszechrowej prasy. Główny bohater filmu to Marcello Ru- ogarniająca jałowość. Marcello nie potrafi nadać
bini (Marcello Mastroianni), ekscentryczny reporter sensu własnej egzystencji – jest typowym przykłastołecznej rubryki towarzyskiej, znany w wysokich dem dekadenta: sfrustrowanego, cynicznego, pokręgach playboy i podrywacz. Przedmiotem zainte- nurego, a jednocześnie niezdolnego do podjęcia
resowania włoskiego reżysera nie jest wykonywa- prowadzących ku lepszemu zmian. Podczas wykony przez Marcella zawód, ale szersze spojrzenie na nywania obowiązków zawodowych widzimy go zatak zwane społeczeństwo spektaklu i kryzys war- ledwie dwa razy. Nie praca dziennikarska jest dla
tości kultury zachodniej. Niemniej jednak z tego reżysera najważniejsza, lecz to, co dzieje się w głoobrazu da się wyłuskać pewne istotne elementy. wie bohatera. W rozmowie ze Steinerem mówi:
Dzięki szerokim koneksjom i urokowi osobistemu „Czasem mam wrażenie, że nie potrafię pisać. […]
nonszalancki, zawsze nienagannie ubrany Marcello Chcę się zmienić, chcę się wyrwać ze swojego śronie ma trudności ze zdobyciem informacji do arty- dowiska. […] Czuję, że marnuję swój czas. Niczego
kułu. W jednej z początkowych scen widzimy, jak nie tworzę. Kiedyś miałem ambicje. Myślę, że stoję
spisuje w notesie menu pary książęcej. Cenne dla nad krawędzią”. Nie motywuje to jednak reporte25
KULTURA | MARTA CEBERA
ra do podjęcia konkretnych działań – nie wyznacza
sobie żadnego celu. Jest człowiekiem słabym, pozbawionym charakteru i niezdolnym do wykorzystania potencjału twórczego. Nie ma wystarczająco
siły, by porzucić dotychczasowe życie, w tym krótkotrwałe romanse z kobietami. Otoczony znajomymi pozostaje w gruncie rzeczy samotny.
Wewnętrzne rozbicie Marcella odzwierciedla otwarta struktura filmu – dzieło składa się z luźnych, niepowiązanych ciągiem przyczyno-skutkowym epizodów. Kolejnością wydarzeń nie rządzi żadna logika
– reżyser funduje widzowi mnóstwo luk i niejasności.
Nie bez przyczyny bohaterami wielu sekwencji Słod­
kiego życia są fotoreporterzy, którzy właśnie przez
produkcję Felliniego zyskali miano paparazzich. Ich
działania oraz wzmożona aktywność zawodowa pozostają w opozycji wobec bierności Rubiniego. Chociaż pracuje z fotoreporterami na co dzień, irytuje
go ich namolność oraz brak zahamowań. Są wszechobecni, zawsze w centrum wydarzeń. Amerykańska
gwiazda filmowa Sylvia mówi o nich: „Wszędzie te
natrętne typy. Mają strasznie długie pazury”. Porównanie do drapieżnych zwierząt czy sępów wydaje się
całkiem uzasadnione.
Fellini czyni z głównego bohatera przewodnika widzów po świecie naznaczonym piętnem nudy oraz
nieautentyczności. Perypetie Marcella, uwikłanego
w ciąg zdarzeń pozbawionych – z dramaturgicznego punktu widzenia – harmonii, ukazują zubożenie życia duchowego przedstawicieli śmietanki
towarzyskiej. Mastroianni konsekwentnie buduje
wizerunek wewnętrznie niezmiennego człowieka,
w czym pomocny okazuje się przyjęty przez twórców epizodyczny model fabularny. Uwypuklona
bowiem w filmie powtarzalność motywów to nic
innego jak demonstracja jednostajności rzeczywistości, która doskonale koresponduje z bezczynnością oraz zniechęceniem dziennikarza. Znaczenie
kreacji Rubiniego podkreśla dodatkowo tło rozgrywających się wydarzeń – większość zdjęć realizowano nocą, czyli w godzinach sprzyjających nostalgicznym refleksjom na temat szeroko rozumianego
życia. Prawdopodobnie strategia obrazowania została przez Felliniego i Mastroianniego dokładnie przedyskutowana podczas trzymiesięcznego
26
okresu przygotowawczego, kiedy to aktor mieszkał
w domu mistrza, pracując nad rolą.
Carl Bernstein, Bob Woodward (Wszyscy ludzie
prezydenta)
Film Alana J. Pakuli Wszyscy ludzie prezydenta (1976)
koncentruje się wokół wydarzeń, którymi w 1972
roku żyły całe Stany Zjednoczone. Afera Watergate wstrząsnęła światem polityki i amerykańską
opinią publiczną. Dziennikarze Washington Post,
Carl Bernstein (Dustin Hoffman) oraz Bob Woodward (Robert Redford) podążają tropem afery,
zdobywając dowody kompromitujące prezydenta
Richarda Nixona i członków Partii Republikańskiej.
Polityczny thriller pokazuje żmudną, przynoszącą
nieraz mizerne efekty pracę w redakcji gazety codziennej. Obserwujemy, jak duet Bernstein–Woodward zdobywa kolejne wskazówki dotyczące tajnego republikańskiego funduszu, którego środki
przeznaczone są na zbieranie informacji o demokratach. Jak każda filmowa para, również ta skonstruowana została na zasadzie silnego kontrastu.
Ułożony Woodward jest oazą spokoju – w redakcji znajduje się dopiero od dziewięciu miesięcy.
Nigdy nie zajmował się sprawami dużego kalibru,
dlatego chce się wykazać. Natomiast Bernsetin to
dziennikarz z szesnastoletnim doświadczeniem –
otwarcie mówiący o swojej przewadze nad redakcyjnym kolegą. Bez zgody Boba nanosi poprawki
na jego artykuł na temat włamania do siedziby demokratów. Jest bezczelny, a dzięki temu bardziej
zdecydowany w działaniu. Wbrew dość klasycznej
dynamice nie zaczynają ze sobą rywalizować. Razem pracują nad rozwikłaniem zagadki, w czym
tkwi ich siła. Pod pewnymi względami są do siebie
podobni. Przede wszystkim łączy ich upór czy też
determinacja w dążeniu do celu. Niezrażeni kolejnymi niepowodzeniami, nie ustają w wysiłkach, by
zebrać potrzebne do artykułu materiały. Kłócą się,
spierają co do stosowanych metod. Woodward
w przeciwieństwie do Bernsteina czuje opory,
gdy proszą koleżankę z pracy, by umówiła się na
randkę z byłym chłopakiem, aby wykraść listę płac
członków Komitetu na Rzecz Reelekcji Nixona. Dlatego też to Bernstein lepiej sprawdza się w kontaktach z ludźmi – na dodatek potrafi manipulować
GDAŃSKIE ZESZYTY KULTUROZNAWCZE
interlokutorem i tak poprowadzić rozmowę, żeby
dostać to, czego chce. Woodwardowi idzie w tej
materii znacznie gorzej. Nie potrafi uzyskać jednoznacznych danych od tajemniczego informatora.
Zamiast konkretów otrzymuje niejasne, luźno powiązane ze sobą wskazówki.
Pakula główny nacisk kładzie na zobrazowanie mozolnej pracy dziennikarskiej. Reporterzy, niczym
pracowite mrówki, wytrwale pracują nad elementami układanki – po kłębku do nitki docierają do kolejnych faktów. Przeprowadzają dziesiątki wywiadów
telefonicznych, odbywają mnóstwo rozmów, bez
przerwy notują, niejednokrotnie zatrzaskiwane są
im przed nosem drzwi. Posługują się podstępem,
kłamią, ale nie zawsze idą na skróty – wykonują swoją pracę rzetelnie. Nie publikują nawet najbardziej
ekscytujących doniesień, zanim ich nie potwierdzą w niezależnych źródłach. Zmagają się nie tylko
z opornymi rozmówcami, ale także ze starszymi
dziennikarzami Washington Post, którzy nie wierzą
w sens ich działań.
Jednym z wątków filmu jest też rywalizacja z konkurencyjnym The New York Times, która nakłada na bohaterów presję czasu. W wyścigu po news muszą
znaleźć się na pierwszym miejscu, ponieważ drugie
oznacza porażkę. Spora część scen rozgrywa się
w redakcji, z nieodłącznym odgłosem maszyny do
pisania. Stukot podkreśla żmudną, wytężoną pracę.
Ponadto Woodward i Bernstein nie mają życia prywatnego. Nie ujrzymy w filmie ani jednej sekwencji,
poświęconej perypetiom pozazawodowym. Reżyser
prowadzi akcję dość powolnie, skupiając się na licznych detalach i podając nowe nazwiska osób zamieszanych w aferę. Zawiła intryga nie sprzyja zrozumieniu i właściwemu powiązaniu wszystkich wątków
fabuły, dlatego film stanowi dla widza intelektualne wyzwanie. Przebieg dziennikarskiego śledztwa
nie obfituje w zaskakujące zwroty akcji – zamiast
tego otrzymujemy długie sceny rozmów. Hoffman
i Redford wpisują się w formułę tak zwanych gadających głów, stosując oszczędne środki artystycznego
wyrazu. Aktorską szarżę zastępują operowaniem
niuansami, dzięki którym z większą siłą zostaje wyeksponowane słowo.
Janek Rosa (Gry uliczne)
Gry uliczne (1996) Krzysztofa Krauzego opowiadają
o dziennikarskim śledztwie prowadzonym przez reportera prywatnej stacji telewizyjnej Janka Rosę (Redbad Klijnstra) i operatora Witka (Robert Gonera). Bohaterowie próbują rozwikłać zagadkę z za­mierz­chłych
dla nich czasów PRL – śmierć krakowskiego studenta i opozycjonisty Stanisława Pyjasa. Impulsem do
podjęcia działań jest pochodząca z anonimowego
źródła kaseta wideo z informacją, że senator Makowski miał swój udział w zamordowaniu dwudziestoczterolatka. Początkowo młodzi, energiczni dzien­
nikarze nie chcą zająć się tym tematem. Dla nich,
przyzwyczajonych do robienia ostrych, sensacyjnych
reportaży, sprawa Pyjasa to medialna „archeologia”.
Ich zaangażowanie wzrasta w miarę docierania do
coraz bardziej zaskakujących faktów. Janek i Witek
stanowią zgrany tandem. Ponadto posiadają cechy,
ułatwiające im funkcjonowanie w tym zawodzie. Są
odważni, bezkompromisowi, nieustępliwi i bezczelni. Sprawiają wrażenie luzaków, lubiących ryzyko
oraz adrenalinę – w pierwszej scenie Janek podszywa się pod kryminalistę z bogatą kartoteką, dzięki
czemu zdobywa materiał demaskujący nielegalne
działania firmy ochroniarskiej. Reportaże Rosy dotykają tematów niewygodnych, kontrowersyjnych,
konsekwencją czego są inwektywy w listach od widzów. Nie przejmuje się pozwem za naruszenie dóbr
osobistych, zapewne nie jest to pierwsze w jego karierze zawiadomienie. Jak inni dziennikarze śledczy,
musi uciekać się do podstępu. Dobrym przykładem
jest fortel z niewyłączoną kamerą podczas rozmowy
z byłym funkcjonariuszem SB Koralem. Janek i Witek
nie przebierają w środkach, by uzyskać potrzebne
informacje. Udają policjantów czy sympatycznych
pracowników telewizji, roznoszących nagrody. Chcąc
zdobyć przychylność rozmówców, częstują ich
alkoholem.
Gry uliczne byłyby kolejną standardową opowieścią
o dziennikarskim śledztwie, gdyby nie zastosowany
przez twórców język filmowego obrazowania. Nie
bez przyczyny Krauze posłużył się wideoklipowymi
środkami wyrazu. Rockowy motyw muzyczny, szybki
montaż, animowane wstawki, scena z paleniem haszyszu, ujęcia z ręki – wszystko to miało zaintereso27
KULTURA | MARTA CEBERA
wać młodą widownię sprawą śmierci Pyjasa. Reżyser
pokazuje stopniową przemianę Janka, który, zanurzając się coraz głębiej w peerelowską przeszłość,
przestaje szukać wyłącznie sensacji. Mało tego, odnajduje pewne podobieństwa między hierarchią
wartości krakowskiego studenta a własną postawą
wobec rzeczywistości. Krauze nie poprzestaje na
tym – daje nam do zrozumienia, że Janek powiela
los młodego działacza opozycji. Widać to zwłaszcza
w scenie, w której bohater siada na krześle w miejscu, gdzie znaleziono ciało zabitego. Dużo do myślenia daje zdanie wypowiedziane przez jednego
z esbeków: „Każdy ma swoją bramę” – chodzi, oczywiście, o wejście do kamienicy przy ulicy Szewskiej
w Krakowie, gdzie znaleziono ciało studenta polonistyki. Krauze wzmacnia aluzję poprzez powtarzanie
obrazów bramy. Reporter wchodzi niejako w rolę
Pyjasa – podobnie jak on staje się ofiarą uknutego
przez byłych funkcjonariuszy UB spisku, istnieje bowiem związek między anonimami, które dostawał
Pyjas, a tajemniczą kasetą wideo. W przedstawionej
w mozaikowej stylistyce niebezpiecznej rozgrywce zderzają się ze sobą dwa światy: współczesność
oraz odległe widmo PRL.
Krauze rolę Janka powierzył debiutującemu na dużym
ekranie Redbadowi Klijnstrze. Holenderskie pochodzenie młodego aktora stanowiło jeden z czynników,
które zdecydowały o angażu. W przeciwieństwie do
dorastających w Polsce rówieśników Klijnstra nie był
obciążony wiedzą na temat peerelow­skiej przeszłości,
co miało przełożyć się na świeżość reakcji odgrywanej postaci. Reżyser chciał, aby zadziałała tu zasada
równoczesności – odtwórca powinien przekraczać
kolejne stopnie wtajemniczenia wraz z bohaterem.
Niezależnie od tego, czy aktor pokusił się wcześniej
o zgłębienie historii Pyjasa, warto podkreślić, że
wspomniane wcześniej operatorskie triki narracyjne
nie pozostawały bez wpływu na swobodny sposób
prowadzenia roli, przywodzący na myśl amerykańskie kino sensacyjne.
David Frost (Frost/Nixon)
Filmowych pojedynków na słowa i racje jest w historii kina całkiem sporo. Emocje budzą zwłaszcza te,
odwołujące się do prawdziwych wydarzeń. W 1977
28
roku Brytyjczyk David Frost przeprowadził serię
wywiadów z byłym prezydentem Stanów Zjednoczonych Richardem Nixonem. Obraz Rona Howarda
skupia się zarówno na medialnym starciu obu antagonistów, jak i na realizowaniu przez główną postać
swych zawodowych ambicji. Frost (Michael Sheen)
nie jest dziennikarzem w ścisłym rozumieniu tego
słowa – bardziej pasuje do niego określenie show­
man, ponieważ trudni się przede wszystkim prowadzeniem talk-shows. I odnosi na tym polu znaczące
sukcesy. Jest gospodarzem programów rozrywkowych w Australii oraz Wielkiej Brytanii – potrafi rozbawić publiczność, ludzie go uwielbiają. Jednak tego
rodzaju zajęcia nie zaspokajają jego pragnień – nie
wystarcza mu uchodząca za mało poważną praca
prezentera. Powszechne mniemanie na temat Frosta sprowadza się do twierdzenia, iż osiągnął wielką
sławę, nieposiadając szczególnych talentów. Dlatego wszystkich dziwi idea telewizyjnego pojedynku
z Nixonem (Frank Langella). W środowisku medialnym postrzegany jest jako zabawny gość w kolorowym garniturze, performer, a nie wiarygodny dziennikarz. Nawet jego producent reaguje śmiechem
i swój stosunek do pomysłu podsumowuje zdaniem:
„Wczoraj oglądałem twój wywiad z Bee Gees”. Frost
staje przed nie lada wyzwaniem – musi udowodnić,
że zdoła wyciągnąć od Nixona przyznanie się do
winy w aferze Watergate. Największym zmartwieniem komika jest zebranie środków finansowych.
Właściciele stacji telewizyjnych z rezerwą odnoszą
się do całego przedsięwzięcia, które uważają za żart.
Ich zdaniem etatowy błazen będzie zbyt pobłażliwy
dla prezydenta, a planowany wywiad otworzy politykowi furtkę do odbudowania reputacji. Sam Nixon
również okazuje lekceważący stosunek do Frosta.
Sądzi, że ten nie dorasta mu intelektualnie do pięt.
Drwi z jego włoskich, niesznurowanych butów, które
według niego są wyrazem zniewieściałości. Nie postrzega komika jako godnego siebie rywala.
David nie zdaje sobie sprawy z tego, z jakiego typu
człowiekiem ma do czynienia, dlatego jego przygotowania do zakontraktowanych rozmów z Nixonem
są dosyć powierzchowne. Zamiast zająć się porządnym, skrupulatnym zbieraniem materiałów, skupia
uwagę głównie na pertraktacjach ze sponsorami.
Nie pomaga mu nawet wsparcie ekspertów. W re-
GDAŃSKIE ZESZYTY KULTUROZNAWCZE
zultacie trzy pierwsze starcia kończą się porażką.
Frost w przeciwieństwie do wyluzowanego, opowiadającego dowcipy i anegdoty Nixona jest sztywny,
spięty. Sztucznie się uśmiecha, co wywołuje efekt
przyklejonej do twarzy maski. Ma kłopoty z koncentracją. Nixon bawi się nim, co rusz wyprowadzając
go z równowagi. Przełom następuje po wieczornej
rozmowie telefonicznej, kiedy to prezydent odkrywa
swe lęki, zgryzoty. Tłumaczy Davidowi, jak wiele ich
łączy, między innymi niskie pochodzenie społeczne
oraz wiecznie niezaspokojone ambicje. Brytyjczyk
uświadamia sobie wówczas, że ten stary, zmęczony
człowiek nie jest niepokonany. Podczas ostatniego
wywiadu, poświęconego aferze Watergate, dziennikarz nokautuje przeciwnika, jak w walce bokserskiej.
Role się odwracają. Czas dominacji Nixona dobiega
końca. Obraz pokazuje, iż Frostem nie kierowały
żadne szlachetne pobudki. Swoje motywacje wyraża jasno, mówiąc: „Sukces w Ameryce jest inny niż
gdziekolwiek indziej”. Afera Watergate służy mu jako
największe działo przeciw prezydentowi. Uzyskuje
przyznanie się do winy, lecz nie to było jego nadrzędnym celem. Obrana taktyka pozwala mu spełnić
oczekiwania narodu amerykańskiego.
Film Howarda jest adaptacją sztuki brytyjskiego dramaturga i scenarzysty Petera Morgana. Reżyser zdecydował się wziąć na warsztat wywiad Frosta z Nixonem na fali sukcesu londyńskiej i broadwayowskiej
inscenizacji, gdzie w główne role również wcielili się
Sheen i Langella. Wcześniejsze spotkania na deskach
teatralnych znalazły kontynuację na szklanym ekranie w postaci dynamicznych kontrplanów oraz dużych zbliżeń, wymuszających na aktorach wyrażanie
emocji wyłącznie za pomocą mimiki. W kluczowych
dla fabuły scenach medialnego starcia uwaga widza skupia się na twarzach przeciwników, obnażając najmniejsze drgnięcie mięśni czy pot nad górną
wargą byłego prezydenta. Siłą rzeczy koncepcje ról
wypracowane na potrzeby adaptacji teatralnej musiały w konfrontacji z kamerą filmową ulec pewnym
modyfikacjom, ale ich zasadniczy trzon pozostał
niezmieniony. Wciąż mamy do czynienia z pozornie
odległymi od siebie osobowościami, które łączą niespełnione aspiracje oraz silne pragnienie akceptacji
ze strony otoczenia.
Podsumowanie
Dziennikarz to bardzo atrakcyjna dla przemysłu filmowego postać. Niezależnie od tego, czy pracuje
w prasie czy telewizji, zawsze stanowi ciekawą inspirację dla scenarzystów. Reporter doskonale wpisuje
się w rozmaite gatunki kina: od sensacji, przez komedię, po thriller szpiegowski. Może być człowiekiem na
dorobku, stojącym u progu kariery bądź posiadającym wieloletnie doświadczenie. Część produkcji opowiada o perypetiach dziennikarzy śledczych, którzy
pozostają w ciągłym niebezpieczeństwie. Niektórzy
twórcy skupiają się na dokładnym, możliwie najwierniejszym odtworzeniu pracy dziennikarza. Pozostali, zwykle wbrew zasadom prawdopodobieństwa,
konstruują pełną nieoczekiwanych zwrotów akcji
fabułę. Dużym zainteresowaniem wytwórni filmowych cieszą się scenariusze, które traktują o pracy
dziennikarzy politycznych. Bohaterowie tropią afery
rozgrywające się na najwyższych szczeblach władzy
państwowej. W zdecydowanej mniejszości znajdują
się dzieła poświęcone prywatnemu życiu reporterów.
Należą do nich Słodkie życie Felliniego, Zawód repor­
ter Antonioniego oraz seria o przygodach Supermena. Metody budowania historii o przedstawicielach
tej profesji nie zmieniły się znacznie na przestrzeni
lat. Twórcy operują sprawdzonymi schematami. Niektórym udaje się uniknąć banału poprzez zastosowanie oryginalnie prowadzonej narracji, niekonwencjonalnych zabiegów formalnych czy odbiegającego
od kina stylu zerowego montażu.
MARTA CEBERA, UNIWERSYTET GDAŃSKI
Bibliografia:
Zagraniczny korespondent (1940), reż. A. Hitchcock.
Słodkie życie (1960), reż. F. Fellini.
Wszyscy ludzie prezydenta (1976), reż. A. J. Pakula.
Gry uliczne (1996), reż. K. Krauze.
Frost/Nixon (2009), reż. R. Howard.
29

Podobne dokumenty