tutaj
Transkrypt
tutaj
To właśnie Polska: słowo o Comeniusie w naszej szkole. Od wieków próbowano udowadniać, że Sarmaci byli ksenofobami, zajmującymi się tylko swoim folwarkiem. Jakby na złość wszystkim tym opiniom, udowadniamy, że językowe skutki Wieży Babel nie są dla nas straszne i możemy mówić o sobie „obywatele świata”. W dniach 24-28 marca br. gościliśmy w „Leśnej” ekipę z Comeniusa z Hiszpanii, Szkocji, Łotwy, Finlandii, Turcji, Portugalii i Grecji. Motto tegorocznej edycji to „The Four Elements of Nature” (ang. Cztery żywioły). Na ten jeden tydzień w naszej szkole zrobiło się bardzo międzynarodowo. Coraz mocniej bije serce. Niedziela. Jeszcze przed oficjalnym rozpoczęciem odwiedzin w Polsce przyjeżdżają pierwsi goście. Piękna polska wiosna z żonkilami i pierwiosnkami? Nic z tego. Jest deszczowo i zimno. Nikogo to jednak nie zniechęca. Pierwsi goście to Szkoci, więc pogoda niczym na Wyspach Brytyjskich. Jeśli komukolwiek wydaje się, że Szkoci są narodem niemrawych skąpców i malkontentów, to mam zaszczyt poinformować, że się mylił. Nie spotkałam dotąd tak wesołych i zadowolonych z siebie ludzi, którzy ciągle się śmieją – często ze swoich własnych żartów, a ich „hosts” przekonali się, że w głowie im nie tylko kraciaste kilty, dudy, szkocka whisky i haggis, (którego notabene w Szkocji nikt jakoś szczególnie nie lubi, wbrew powszechnie panującej opinii). Dużo nas, dużo nas… Turcy przybywają późnym wieczorem w niedzielę. Bardzo podekscytowani od razu zaczynają tzw. integrację. Opowiadają o swojej kulturze z zupełnie innej perspektywy, niemal jakby czytało się „Baśnie tysiące i jednej nocy”, są dumni z własnej historii. Jeden z nich jest absolutnie zakręcony na punkcie GalatasarayStambul, klubu piłkarskiego, który w przeciwieństwie do polskich drużyn coś w Europie osiąga. Wspaniale też czują się w roli kucharzy. I niech mi ktoś powie, że Turcja to tylko kebab…No! Zaczynamy! Podróż musiała być męcząca, niektórzy goście wstają bowiem z wielkimi oporami. Polska gościnność, tylko chyba już nikt dziś ni wita chlebem i solą. W końcu jednak docieramy do szkoły. Brakuje jeszcze gości z kilku krajów, ale mimo to zaczynamy wspólne lekcje. Oczywiście tradycyjnie „English only”. Choć raz możemy się czuć bezkarni w naszej szkole i beztrosko wparowujemy do klas, by pokazać naszym gościom jak wygląda nauka w naszej szkole. Potem wyjazd do Gorczańskiego Parku Narodowego. Zwierzęta, rośliny, flora, fauna, W sumie zawsze można zostać Eko – Sherlockiem. Pogoda jednak popsuła nieco plany, ale dla nas wyszło to tylko na dobre. Wyskoczyliśmy wszyscy razem na miasto, ktoś przyniósł gitarę, byliśmy razem, chcąc, żeby tak chwila trwała jak najdłużej. Zewsząd ciągle tylko błyskały flesze aparatów naszych gości. No tak, są w Polsce – trzeba się pochwalić. I chyba tylko Mszana sama nie pamięta, kiedy ostatnio gościła tylu zagranicznych gości. Welcome! We wtorek wszyscy jesteśmy już w komplecie. Czas na oficjalne rozpoczęcie. Powitanie p. Dyrektor, a po nim prezentacje uczniów o ich krajach. Jeżeli ktoś to tej pory Finlandię kojarzył z reniferami, Hiszpanię - z piłką nożną i odwieczną rywalizacją Barcelona vs. Real, a Portugalię z niejakim C. Ronaldo, mógł się naprawdę sporo dowiedzieć o kulturze, historii, tradycjach, zwyczajach, geografii. Grecy zaprezentowali nam nawet tradycyjny taniec rodem z filmu „Moje wielkie greckie wesele”. Potem był czas na zajęcia sportowe i układy taneczne niczym z musicalu „Mamma Mia” (Abba i te sprawy…). Lunch. Oczywiście, żeby tradycji stało się zadość – pierogi. I tylko wszyscy się dziwili, że nie tylko deser może być słodki. Nasz pierwszy żywioł – WATER. Pierwsza wycieczka odbyła się więc do Białki do słynnych geotermalnych term. Nawet jak nie ma się w pobliżu morza, można zagwarantować świetną kąpiel… „Wszystko wydaje się takie samo, a jednak inne jest wszystko” Środa Przed nami kolejne wycieczki i nowy żywioł. Tym razem FIRE. Goście czują się już jak u siebie w domu i wszyscy są zadowoleni, że w Polsce nie przyjęły się tradycyjne angielskie, to jest podwójne krany. W sprawach kulinarnych też się bardzo nie różnimy. Jak wszyscy nastolatkowi… jemy mało. Wyruszamy na wycieczkę do Zubrzycy do Parku Etnograficznego. Robi się śmiesznie, kiedy próbujemy upiec własne bochenki chleba. Chyba łatwiej byłoby jednak oczekiwać na podarunki od Robin Hooda i Janosika. Żeby było jeszcze bardziej międzynarodowo. Przejazd obok zamków w Niedzicy. Nie tak gotyckie jak szkockie -u Waltera Scotta, ale może i piękniejsze! Mój przyjacielu, wiesz już o co chodzi Po powrocie wyskakujemy znowu wszyscy razem zobaczyć nasze miasto. I choć wszyscy się dziwią, dlaczego w parku nie ma drzew, na targowisku nikt nic nie sprzedaje, a w kinie nie puszczają żadnego filmu, w końcu dochodzimy do zgodnego z poprawnością polityczną wniosku: „To jest Polska”. Potem próbujemy uczyć się nawzajem naszych narodowych języków. Myślałam, że nie można pękać ze śmiechu. Można. Patrzymy dziś inaczej i widzimy szerzej Czwartek. Wyjazd do Wieliczki i zwiedzanie kopalni soli. Przed nami kolejny żywioł – EARTH. Wieczorkiem oglądamy razem fragmenty polskich filmów, tych z serii „klasyka po polsku”, w których Bareja i spółka parodiowali życie w Polsce w czasach komunizmu. Była przy tym kupa śmiechu, ale w sumie nikt wiele nie zrozumiał. Ja dalej wielu rzeczy „nie ogarniam” (bądźmy tak bardo fancy). Na koniec dnia pożegnalna impreza. Jesteśmy razem tak, jakbyśmy znali się całe życie. Wspólne rozmowy nie kończą się . Nie ważne są bariery językowe czy różnice kulturowe. Młodość w każdym języku brzmi tak samo. Chwilo trwaj! „Wyjechali na wakacje wszyscy nasi podopieczni” (Kult) Czwartkowy wieczór to także nerwowe pakowanie walizek, obdarowywanie się prezentami, wymienianie adresów, oglądanie masy wspólnie zrobionych zdjęć. Ostatnia wycieczka to Kraków – AIR. Na szczęście spora grupa uczniów z naszej szkoły jedzie „Comeniusowskim” autobusem. Jest o wiele wygodniejszy od wielu innych na polskich drogach. Ktoś w końcu palnął „Jak u Barei”. Zwiedzanie Krakowa, gród Kraka, legendy krakowskie i te sprawy, a dla chętnych lot balonem nad miastem, tuż przy Rondzie Grunwaldzkim. Można nie znać Warszawy, ale odwiedzić Kraków – trzeba obowiązkowo przed śmiercią. No i zakupy. Show must go on. To obciach wracać z Polski bez żadnej pamiątki. „Wrócimy tu jeszcze…” „…i zabierzemy przyjaciół”. To zdanie powtarzali bez przerwy nasi goście. Spodobało im się w Polsce. Niech narody świata wiedzą, jak bardzo „cool” jesteśmy. Trudno było nam się rozstać z naszymi nowymi przyjaciółmi. Pobyt gości z Łotwy, Hiszpanii, Portugalii, Grecji, Szkocji, Turcji zakończył się bardzo miło. Szkoda tylko, że trwał tak krótko. Ogromne ukłony i wyrazy podziwu dla naszych niezłomnych i wytrwałych do końca Koordynatorek Comeniusa: p. Marty Stawiarskiej i p. Joanny Skolarus, bez których żadna wymiana międzynarodowa w naszej szkole nie doszłaby do skutku. Dziękujemy! Agnieszka Wójcik