Trening FCOS
Transkrypt
Trening FCOS
OKIEM TRENERA DARIUSZ KACZMARSKI BRAK BYŁY REKORDZISTA KOGO TRENUJE POLSKI W MARATONIE ROZMAWIA: Jakub Jelonek Zachęcam wszystkich amatorów, aby trenowali „do czegoś”. Nie po to, żeby sobie potrenować, ale aby przygotować się do wybranego startu docelowego, w którym trzeba osiągnąć jakiś wynik. I wcale nie musi to być cel czasowy, ale np. pokonanie swojego sparingpartnera treningowego czy odwiecznego rywala w kategorii. Zachęcam do stawiania celów i podjęcia próby ich realizacji. To będzie coś „à la sport zawodowy”, w którym jeśli zawodnik trenuje np. do igrzysk olimpijskich, to musi być gotowy w konkretnym terminie, a nie dwa tygodnie wcześniej lub dwa tygodnie później. Ma być dobry w tym konkretnym dniu, np. 30 sierpnia, w czwartek, o godz. 9:00. Często jest tak, że amator nabiega swoją życiówkę i nie wie: „Skąd? Po co? I dlaczego?”. To według mnie nie kreuje niczego dobrego na następne starty. Nie wiemy, skąd wzięła się taka forma, a w przypadku porażki: gdzie popełniliśmy błąd. Co nam służy, a co nie? Nie wyciągamy wniosków z wykonanej pracy. Najlepsze jest więc takie podejście, 18 BIEGANIE STYCZEŃ-LUTY 2016 gdy wybieramy sobie start docelowy i do niego trenujemy. Nawet jeśli się nie powiedzie, to jesteśmy mądrzejsi o te doświadczenia. Musimy się rozwijać, a robimy to wtedy, gdy szukamy nowych teorii, nowych bodźców. Tego, co nam pasuje. Teorii treningowych jest bardzo dużo i każda z nich jest dobra, ale nie wiemy, czy odpowiednia dla danego biegacza w danym momencie. Czego nie stosować w treningu amatorów z treningu wyczynowców? Myślę, że nie warto stosować elementów zbyt trudnych technicznie. Część metod i środków treningowych, jak np. interwał, a nawet tempo i siła biegowa – jeśli są wykonywane źle, przynoszą więcej szkody niż pożytku. Wykonywanie tych jednostek bez odpowiedniej wiedzy i doświadczenia, a nawet tego, że ktoś z boku spojrzy, jest dużym błędem. Możemy sobie naprawdę zrobić krzywdę i to nawet nie w sensie kontuzji. To, co wypracowaliśmy przez 2–3 tygodnie, może zostać zniszczone jednym złym treningiem. Dlatego wykonywanie tych jednostek bez odpowiedniej wiedzy mija się z celem. A to naprawdę potężna ilość wiedzy. Bo skąd przeciętny biegacz ma wiedzieć, jak ma aplikować interwał? Niby wiemy, że to się nazywa interwał, ale większość amatorów nie ma bladego pojęcia, na czym to polega. Większość mniej doświadczonych trenerów też nie do końca rozumie ten środek treningowy. To samo z siłą biegową. Fajnie brzmi, pada hasło: zrób siłę biegową! Proste. Ale diabeł tkwi w szczegółach. Bez pewnych subtelnych rad, uwag – jak to robić bezpiecznie, amator może sobie po prostu zrobić krzywdę. Czy jest jakiś etap treningu, który jest szczególnie istotny, albo taki, który można pominąć? To jest trudny temat, bo amatorzy za szybko przeskakują pewne etapy. Propagowanie idei, że po 2–3 miesiącach jakichkolwiek przygotowań można biegać długie dystanse, to według mnie proszenie się o kłopoty. Zawodnicy powinni to wiedzieć, a trenerzy szczególnie muszą to podkreślać. Powinno pojawiać się więcej ostrzegawczych artykułów mówiących o tym, że decyzja o przebiegnięciu maratonu po pół roku Fot.: archiwum Czy jest jakiś szczególny element treningu, na który warto zwracać uwagę? OKIEM TRENERA treningu jest decyzją błędną. Oczywiście nie w każdym przypadku, bo niektóre osoby zniosą to bardzo dobrze, ale generalnie propagowanie takiej wizji, że szybko jesteśmy w stanie osiągnąć wynik, jest złą metodą. Powinniśmy przejść wszystkie etapy ze sportu zawodowego, takie jak junior, młodzieżowiec i dopiero później senior. Tam dopiero w wieku tzw. seniora, osiąga się wyniki. Takie stopniowe kroki powinny być też w sporcie amatorskim. Oczywiście nie dokładnie odwzorowane, ale powinno stosować się co najmniej 2–3 lata takich sensownych treningów, zanim w wprowadzimy duże obciążenia. U amatorów powinno stosować się stopniowe zwiększanie obciążeń w kolejnych latach i propagować przygotowanie ogólne, sprawnościowe. I to powinniśmy my, trenerzy-fachowcy, cały czas mówić. W większych miastach pełno jest takich lokalnych „fachowców z internetu”. Kreowanie się na „guru biegania”, który startuje np. trzy razy w miesiącu w maratonie, a później jest „niby-trenerem”, dla mnie jest czymś zupełnie niepojętym. Jak ci amatorzy mają się później zachować, patrząc na takiego „guru”? Ale to niestety efekt uboczny boomu biegowego w Polsce. Czy jest jakiś trening tempowy, który jest ważny i powinien sprawdzać się u biegaczy? Zależy na jakim poziomie. Lubię bieganie odcinków w różnej formie: „kilometrówki”, „czterysetki”, „dwusetki” itp., bo fajnie można to wpleść w trening. Oczywiście, to wszystko musi być robione z sensem. Do maratonu polecam trochę dłuższe odcinki: 4 km, 6 km. Nie da się tutaj generalizować. Ja jestem zwolennikiem biegania wielu krótkich odcinków. Tego się w Polsce nie stosuje. Nazywam to szybkością tlenową, czyli wykonywaniem dynamicznych, krótkich odcinków, jednak jeszcze na mechanizmach tlenowych. Chodzi o trening typu: 20×400 m, 30×200 m, ale biegane dosyć wolno. To nie są wysiłki beztlenowe. Trenujemy tak technikę, dynamikę i ekonomię wysiłku. Efekty są szybkie – sprawnie możemy w ten sposób u amatorów osiągnąć fajne wyniki. Tylko że tak naprawdę tego typu trening jest bardzo ciężko stosować w sporcie amatorskim, wykonywanym bez nadzoru, gdyż zawodnicy generalnie te treningi biegają za szybko. Potrzebna tu jest duża wiedza i doświadczenie! Bo zamiast wysiłku tlenowego można zrobić np. tempo czy nawet interwał. Czy są jakieś szczególne ćwiczenia, które warto stosować, aby poprawić technikę biegu? Jestem zwolennikiem następujących ćwiczeń: przestępowanie, skipy – nawet skipy w 1/3 i 1/2 pełnego zakresu. Ale wszystkie one muszą być bardzo poprawnie wykonywane. Błędem, który zaobserwowałem u wielu biegaczy-amatorów, jest to, że prawie w ogóle nie pracuje u nich staw skokowy. Mięsień brzuchaty łydki jest nierozwinięty, słaby, przez co nie ma odbicia. Generalnie nie jest wykorzystywana najważniejsza dźwignia, która jest na końcu kroku biegowego – gdy już wytraciliśmy ciężar, siłę bezwładności ciała. I to ostatnie wahadło w stawie skokowym, które powinno nam przynieść pęd do przodu, jest zmarnowane. Natomiast jeżeli to działa, to powoduje gwałtowne wydłużenie kroku, poprawę kadencji, dynamiki, a to przekłada się w dużym stopniu na szybki postęp. Wszystko zadziała o wiele szybciej, jeżeli jesteśmy w stanie wzmocnić tę mało aktywną część od kolana w dół. Czy warto próbować jakichś niekonwencjonalnych pomysłów, czy raczej lepiej trenować po prostu bezpiecznie? Myślę, że bezpiecznie, ale trenujemy w sporcie amatorskim po to, żeby mieć trochę przyjemności, radości. Umówmy się: bieganie jest nudne. Jestem fanatykiem biegania, ale jest ono na dłuższą metę dość monotonne. Jeśli chcemy stworzyć fajną grupę, gdzie jest atmosfera, jest trochę radości z tego wszystkiego, powinniśmy raz na jakiś czas – ale podkreślam „z głową” – stosować coś niekonwencjonalnego, czyli np. wycieczki, gry i zabawy biegowe, piwną milę, ciekawe treningi na stadionie tartanowym itp. Coś, co motywuje ludzi, żeby dalej uprawiali sport, bo inaczej po 2–3 latach odejdą od biegania amatorskiego. Bez atrakcyjnych i czasami zwariowanych metod, ciężko jest zaproponować amatorom coś w długofalowym procesie, by zostali z bieganiem. Pójdą w góry, ultra, triathlon lub runmageddon. Jestem znany z tego, że nie lubię konkurencji nie-olimpijskich. Zawsze bardziej wolę obejrzeć wyścig na dyszkę Mo Faraha z Ruppem, półtoraka czy 800 m z Lewandowskim i Kszczotem, czy maraton z Szostem i Lewandowską na olimpiadzie. A później pójść na stadion i spróbować przebiec jakiś odcinek w tempie, np. na rekord świata w maratonie. Ostatnio udało mi się przebiec 320 m! Spróbujcie – fajna zabawa. Co jest najważniejsze, żeby osiągnąć swój biegowy cel? Najważniejsza, tak jak w każdej działalności życiowej, jest chęć osiągnięcia tego celu. Musimy go sobie wyznaczyć i – niestety – być konsekwentni. To przynosi radość, jeśli jesteśmy w stanie być konsekwentni w tym, co robimy. Wcześniej czy później efekt przyjdzie. Można ponieść kilka porażek po drodze, one też są dobrą rzeczą! Uczą nas podejścia do życia. Porażki trzeba umieć znosić, ale jeśli będziemy konsekwentni, wcześniej czy później sukces przyjdzie. I tego wam życzę… „JESTEM ZWOLENNIKIEM REGULARNEGO TRENINGU SIŁOWEGO. WYROSŁEM NA „STAREJ SZKOLE”, W KTÓREJ ASPEKT SIŁOWY BYŁ W TRENINGU DOŚĆ MOCNO AKCENTOWANY. Z MOJEGO BIEGANIA ZAWODOWEGO PRZENOSZĘ TO NA AMATORÓW, JEDNAK POLECAM PRZEDE WSZYSTKIM PIŁKI LEKARSKIE. ĆWICZENIA Z NIMI, NAWET WYKONYWANE SAMODZIELNIE, SĄ PO PROSTU BEZPIECZNE.” WWW.MAGAZYNBIEGANIE.PL 19