Niewidzące oczy
Transkrypt
Niewidzące oczy
Niewidzące oczy Pamięci Witolda Modelskiego Otworzył oczy. Zielone, błyszczące, nieprzeniknione. Tryskające radością, młodością i życiem. Stara dobra Warszawa... Jasne uliczki, ciche zakątki Starówki, krwawa czerwień cegieł Zamku Królewskiego, spokojny wzrok króla Zygmunta spoglądającego z góry zastygłego w tej samej odwiecznej pozycji. Piękne kamieniczki. Kochana, stara Warszawa. Nasza Warszawa. Zadrżał. Widział to po raz ostatni. Chłodna lufa karabinu tylko kilka centymetrów od skroni, smugi łez na policzkach. Wybuch. Grad strzał. Wyjąca syrena. Strach zaglądający prosto w oczy. Spojrzenia matek poszukujących wzrokiem swych dzieci. Umorusane twarze, szary spłowiały mundur, czarny druk tajnej korespondencji, ostatnie dźwięki melodii. Płonące w nadziei serca. Gdy przymyka na chwilę swe zmęczone oczy, zielone oczy, obraz się urywa. Ból – ból jednak nie znika. Serce przeszywa coś gorszego od kuli karabinu… Wspomnienie czystej bieli, krwawej czerwieni, opuszczonej kotwicy. Gdy ponownie otwiera oczy, zielone oczy, wiesz że widzisz je po raz ostatni. Te, w które spoglądasz Mówią więcej niż wargi. Nigdy już ich nie spotkasz. Odgłos kroków. Szwabski mundur się zbliża. Serce wyprane z emocji bije cicho, jakby lękliwie. Kroki słychać coraz głośniej. I głośniej, I bliżej. Krok się urywa. Milknie wszystko. Cały świat zamiera, łącznie z cichym sercem. Z bliska lęk jest mniejszy. Zbliża się ostatnia minuta. Chłód przenika ciało, Lęk znika. Mruży oczy, zielone oczy. Zaciska mocno zdrętwiałe pięści. Kuli się w sobie. Gdy podnosi wzrok, widzisz jeszcze raz mężnych AK - owców, barykady, odgłos naładowanych strzelb. Wszędzie gruzy. Pustka. Nicość. Warszawa, jakby zniknęła. Chwila zwątpienia. Zamknięte oczy. Łza tocząca się po policzku. Ponury cień się wkrada. Zapada ciemność. Zamknął oczy, zielone oczy, niewidzące już oczy.