Życie Olsztyna 8/131

Transkrypt

Życie Olsztyna 8/131
REKLAMA
nr 5 (131) 2014 ISSN 1734-7076
NOWE
Życie
(21.04-05.05. 2014)
BEZPŁATNY Dwutygodnik
REKLAMA
NAKŁAD 25 000
Olsztyna
REKLAMA
2
Z olsztyna
“Nowe Życie Olsztyna” nr 8 (131) 2014
Rowerem na
Stare Miasto
Na Starym Mieście obowiązuje już letnia organizacja
ruchu, czyli zakaz wjazdu na
rynek i parkowania przed starym ratuszem aż do 12 października. Ponadto zamknięta
dla ruchu jest ul. Rodziewiczówny oraz fragment placu
Jedności Słowiańskiej od ul.
Piastowskiej do ul. Staromiejskiej. Nowością jest wjazd
dla rowerzystów (znaki B-2 –
„Zakaz wjazdu” i D-3 – „Droga jednokierunkowa”, mają
tabliczki T-22 – „Nie dotyczy
rowerów”). Piesi muszą jednak uważać, bo wśród rowerzystów wciąż jest wielu, którzy zapominają, że ich także
obowiązuje Kodeks drogowy.
Pstrowskiego
do obwodnicy
Zostały podpisane kolejne umowy na wykonanie ulic, które mają umożliwić mieszkańcom Olsztyna
dotarcie do obwodnicy. Do
końca lutego 2015 r. konsorcjum w składzie: Biuro Projektów Inżynierii Lądowej
w Warszawie oraz Biuro Projektów „NOW–EKO” w Olsztynie, przygotuje dokumentację na budowę nowego
przebiegu ul. Pstrowskiego
do węzła obwodnicy Szczęsne. Planowany odcinek zacznie się przy ul. Krasickiego.
Wartość umowy z miastem
wynosi 919 tys. zł brutto. Projektanci mają też nadzorować
budowę, nawet do 2023 r.,
czyli do dnia upływu gwarancji i rękojmi z tytułu robót. Nie
ma to jak piękna perspektywa
– korków przez wiele lat.
Z(visit)uj
Olsztyn
Powyższego zadania nie
rozwiąże nawet nowy ratuszowy portal turystyczny:
www.visit.olsztyn.eu. Uruchomiono właśnie jego próbną wersję (wersja beta), by
każdy mógł zgłosić uwagi
do portalu. Inicjatywa cenna, a pośpiech przed początkiem sezonu usprawiedliwia
nawet wpadki z fantazyjnymi żaglówkami w parku Kusocińskiego czy czarnym paskiem menu zasłaniającym
teksty z lewej strony (tak było np. 18 kwietnia). To też
dobry chwyt reklamowy, na
który nabrało się wielu internautów, krytykujących nową inicjatywę Urzędu Miasta
Olsztyna. W portalu umieszczono ponad 1000 obiektów,
z czego ponad 200 to lokale
gastronomiczne, a ponad 60
– miejsca noclegowe. Są też
informacje o wydarzeniach,
w większości historycznych.
Zakończenie prac nad portalem planowane jest na koniec tego roku. Wartość projektu wynosi ponad 426 tys. zł,
w tym udział podatników
z Olsztyna to 63 tys. zł.
Po arboretum
z GPS
Wraz z wiosną do Leśnego Arboretum Warmii w Kudypach także zawitała nowość
– można je zwiedzać przy pomocy specjalnej aplikacji na
smartfony i tablety, działające
w systemie Android. Mobilny
przewodnik z doskonałą mapą przygotowało nadleśnictwo Kudypy, które prowadzi
arboretum, jedyny w północno-wschodniej Polsce ogród
botaniczny. Ale i bez tabletu
jest tam pięknie.
O marketingu
w sporcie
Michelin
i… nic więcej
Francuski koncern Michelin jest największym i bodaj
jedynym w Olsztynie pracodawcą wielkoprzemysłowym,
dlatego cieszy nas wiadomość
o kolejnych planach rozbudowy zakładu opon rolniczych.
Dzięki temu olsztyńska fabryka będzie największą tego typu na świecie. Nowy projekt
„Orbita” podpisywał w Olsztynie sam minister gospodarki Janusz Piechociński. Przewiduje się, że za 413 mln zł
powstaną kolejne hale wyposażone w nowoczesne maszyny służące m.in. automatyzacji i modernizacji procesu
wulkanizacji opon. Przy okazji zbliżającego się Święta Pracy warto przypomnieć, że
z pracy w tym zakładzie żyją
prawie cztery tysiące rodzin,
które mają nadzieję, że tak będzie wiecznie. Oby, bo nie słychać o podobnych inwestorach z innych branż. A cóż to
za metropolia bez własnego
i silnego przemysłu?
Taniej
na majówkę
Majowy weekend w Olsztynie może być po raz pierwszy tani. Od 30 kwietnia do 4
maja będzie obowiązywać akcja Lokalnej Organizacji Turystycznej „Olsztyn za pół ceny”.
Biorą w niej udział hotele, restauracje, puby, park rozrywki, klub fitness, Olsztyńskie
Planetarium i Obserwatorium
Astronomiczne, Olsztyński Teatr Lalek, Miejska Biblioteka
Publiczna, Lotnisko Olsztyn
- Dajtki, Wodne Centrum Rekreacyjno-Sportowe „Aquasfera” oraz Galeria BWA.
Ale do promocji akcji nie
wystarczy sam internet, do
którego nie każdy ma dostęp
– zwłaszcza ci ze stałą kasą,
czyli emeryci!
Wiosna z OSiR
Ośrodek Sportu i Rekreacji w Olsztynie nie ogranicza się tylko do weekendowej akcji LOT-u. W Wodnym
Centrum Rekreacyjno-Sportowym „Aquasfera” proponuje pływacką promocję wiosenną aż do końca czerwca!
Warunek: trzeba kupić bilety w godzinach 14.00-20.00
od poniedziałku do piątku,
a w weekendy i święta w godzinach 6.00-20.00. No to popływajmy!
Jak wykorzystać wydarzenia sportowe do robienia interesów? Odpowiedzi na to pytanie udzieli konferencja „Jak
uaktywnić potencjał marketingowy tkwiący w wydarzeniach sportowych?” zorganizowana przez Katedrę Analizy
Rynku i Marketingu Wydziału
Nauk Ekonomicznych UWM.
Konferencja odbędzie się 15
maja w Olsztyńskim Parku
Naukowo-Technologicznym.
Wydarzenie wspiera też ratusz, OSiR, a nawet Olsztyńskie Planetarium i Obserwatorium Astronomiczne, Galeria
Sztuki BWA i Muzeum Warmii i Mazur. Mają przyjechać
gwiazdy sportu i telewizji.
Pruszków zbuduje Obiegową
Pruszkowska spółka Strabag, znana m.in. z budowy autostrad, wybuduje ul. Obiegową wraz z wiaduktem w ciągu
ul. Żołnierskiej. Jej oferta była
najkorzystniejsza w przetargu, jaki ogłosił i rozstrzygnął
ratusz. Za prawie 46 mln zł
pruszkowska firma wybuduje
ulicę od skrzyżowania ulic Sikorskiego z Pstrowskiego do
ul. Piłsudskiego wraz z trakcją tramwajową na odcinku
od skrzyżowania ulic Pstrow-
skiego z Sikorskiego do
ul. Żołnierskiej. Budowa ma
zakończyć się w drugiej połowie przyszłego roku.
Mamy Mistrza
Promocji Czytelnictwa!
Miejska Biblioteka Publiczna w Olsztynie została
krajowym Mistrzem Promocji Czytelnictwa, zwyciężając w ogólnopolskim konkursie organizowanym przez
Stowarzyszenie
Bibliotekarzy Polskich. Ale nagrodę otrzyma dopiero 22 maja, podczas V Warszawskich
Targów Książki na Stadionie
Narodowym. Mamy nadzieję, że MBP wzbogaci się o wiele cennych książek, bo fundatorami nagród w konkursie są
wydawnictwa: Bellona, Nasza
Księgarnia, Skrzat, Bajka i Zakamarki. Jury konkursu oceniało aktywność biblioteki, jej
kreatywność i konsekwencję
w działaniu za cały 2013 rok.
Gratulujemy!
Nieskromnie
dodamy, że mamy w tym swój
udział, bo jednym z kryteriów
oceny była współpraca z mediami, czyli m.in. liczne informacje, jakie o MBP ukazały się
na łamach „Życia Olsztyna”.
Wybrał i skomentował
JJP
Sprostowanie
W poprzednim wydaniu
„Życia Olsztyna” poinformowaliśmy, że olsztyńskie nadleśnictwo organizuje konkurs
fotograficzny „Złap wiosnę”.
Niestety, pomyliliśmy się, bo
taki konkurs nie został przeprowadzony. Za błędną informację przepraszamy nadleśnictwo Olsztyn oraz naszych
Czytelników.
NOWE
Życie
Wydawca: Agencja Reklamowo-Wydawnicza
INNA PERSPEKTYWA” Paweł Lik,
“
redaktor naczelny: Leszek Lik [email protected];
redaktor wydania bezpłatnego: Paweł Lik, sekretarz redakcji: Olga Ropiak;
dziennikarze: Andrzej Zb. Brzozowski, Olga Ropiak, Jacek Panas, Jerzy Pantak,
Mirosław Rogalski, Mariusz Wadas; korekta: Irena Robak, Olga Ropiak;
współpraca: Krzysztof Rzymski fot. okładka:Paweł Lik
Biuro promocji i reklamy: tel. 505 129 273;
(r) – materiał reklamowy lub powierzony, ar- archiwum redakcji.
Redakcja nie odpowiada za treœæ i formê powierzonych materia³ów, zastrzega sobie
prawo adiustacji powierzonych tekstów. Druk: Express Media Sp. z o.o.
Olsztyna
Nakład 25 000
olsztyn
“Nowe Życie Olsztyna” nr 8 (131) 2014
3
Coś optymistycznego
Święta, święta i po świętach. W portfelu ubyło, w pasie przybyło. Ale co tam! Kolejny długi weekend już na nas czeka ze schłodzonym piwkiem oraz kiełbaską na grillu. Niestety, nie podoba
się to panu Kazimierzowi, smutasowi z Olsztyna.
J
uż niedługo będzie
można
spróbować
w Olsztynie wielu
sportów za darmo. To niesamowite. Jogi, tańca, boksu, truchtania w grupie, tai
chi, strzelectwa sportowego, zwiedzania z przewodnikiem, windsurfingu, nurkowania, golfa, smoczych
łodzi, jazdy konnej. Czego
tylko dusza pragnie. Można
zadzwonić do starego kumpla i zaproponować mu rozprostowanie gnatów na konnej przejażdżce pod okiem
instruktora. Jakiś pretekst,
żeby wyrwać się na świeże
powietrze w piękny, wiosenny dzień i spróbować
czegoś nowego bez wydawania na to pieniędzy!
– Etam! Tak naprawdę to władze miasta
nic w tym Olsztynie
nie robią! – odpowie na
to Kazimierz, typowy
olsztyński maruda.
go, że piją piwo pod chmurką,
a niby nie wolno.
– Nic, tylko chlają, zamiast się uczyć, przyszła elita narodu!
– relacjonuje
Kazimierz.
– Nic tylko w tym ratuszu siedzą i pierdzą!
Wszyscy młodzi po
studiach stąd wyjadą
i tak się to skończy
– prorokuje nasz
smutas.
Kazimierz, idź na kampus
uniwersytecki. Zobaczysz, jak
tym młodym u nas dobrze.
Wielu mieszkańców nawet
nie wie, że nad Jeziorem Kortowskim od strony akademików na zielonej trawce jednocześnie bywa rozstawionych
kilkadziesiąt grillów! Wszyscy grillują! To niezły widok,
aż chce się pstryknąć zdjęcie.
Młodzi ludzie leżą na trawce,
piją chmielowy napój, jedzą
przypieczone kiełbaski, śmieją się i wypoczywają. Fajnie się
patrzy na te dzieciaki. Co z te-
Kazimierzu, jak nie podoba ci się grillowanie ze studentami, to przespaceruj się
na obiad na Starówkę. Od 30
kwietnia do 4 maja w Olsztynie wiele pyszności będzie za
pół ceny. Idąc uliczkami Starego Miasta, zobaczymy szyldy, które restauracje i puby
uczestniczą w akcji obniżenia ceny o połowę. Specjalną
ofertę w tych dniach przygotują dla olsztynian i turystów
także planetarium, teatr lalek,
miejska biblioteka, lotnisko na
Dajtkach, Aquasfera, BWA,
kluby fitness i wiele firm
świadczących usługi rozrywkowe. Raz w roku można się
szarpnąć, spróbować czegoś,
czego się nie robi na co dzień.
Jest pretekst: niższa cena i długi weekend. Rozumiesz, Kazimierzu? Odwiedź planetarium, popatrz na gwiazdy,
może ci się w głowie przejaśni.
– A co pani się tak
uśmiecha jak głupi do
sera? – zapytał Kazimierz panią redaktor
– tak wam w tej redakcji się podoba w tym
smutnym jak dupa
mieście?
– Opiszemy w gazecie pana punkt widzenia – usłyszał
w odpowiedzi. Uśmiechnął
się. Uśmiechnął się!!!
Olga Ropiak
4
“Nowe Życie Olsztyna” nr 8 (131) 2014
nasz region
Panel
ekspertów
w OSW
Łatwiej teraz poruszać się rowerem po Starówce
Rowerzyści na
Starówce mają
teraz więcej praw
Bator mimo posiadania tylko jednego oczka jest zawsze pełen zapału, szczególnie do
spacerów!
Jednooki piesek
wypatruje
swojego pana
Psiak młody i w pełni zdrów ma duże szanse na
to, że znajdzie sobie właściciela. Gorzej jest z bezpańskimi czworonogami, mającymi jakiś uszczerbek na
zdrowiu. Taka sytuacja spotkała Batorka – mniej więcej siedmioletniego psa przypominającego
owczarka
niemieckiego. Bator ma tylko
jedno oko. Mimo to jest pełen
energii, przyjazny dla ludzi
i bardzo posłuszny. Grzecznie chodzi na smyczy. Bardzo
lubi spacerować, przychodzi
na zawołanie. Jednooki piesek niestety z jakiegoś powodu nie lubi innych psów.
Dlatego jest dla Batora poszu-
kiwany nowy właściciel, który mógłby odmienić los psiaka i sprawić, aby nie został
w olsztyńskim schronisku.
Pies jest wykastrowany, odrobaczony i zaszczepiony.
Ma czip identyfikacyjny. Potrzebuje domu, w którym będzie jedynym psem, a jego
nowy właściciel poświęci sporo czasu na wspólne spacery. Jednooki przyjaciel stanie
się wspaniałym towarzyszem
wędrówek dla osoby aktywnej fizycznie. Na pewno spisze się też jako pies pilnujący domu i ogrodu. Kontakt
w sprawie Batora pod numerami telefonu: 606 92 30 31,
604 10 50 18.
Przemawia Kamil Jakubowski, szef firmy Rehabmed
Kto ma większą smykałkę
do prowadzenia własnego biznesu – kobiety czy mężczyźni?
Przedsiębiorczość olsztynian
była tematem Nowoczesnej
Giełdy Pracy w Olsztyńskiej
Szkole Wyższej im. Józefa Rusieckiego. Zaproszeni eksperci dyskutowali, w której z płci
drzemie większy potencjał
do kierowania firmą. Z jednej
strony prowadzenie własnej
działalności wymaga odważnych posunięć, szybkich decyzji oraz konsekwencji w działaniu. Te zalety zdają się częściej
być domeną mężczyzn. Z drugiej strony kobiety górują
w nawiązywaniu relacji. Szybciej i łatwiej od męskich konkurentów odczytują potrzeby
klientów, a to dobry kierunek
do sukcesu w biznesie.
W panelu dyskusyjnym
uczestniczyli eksperci różnych dziedzin: przedsiębiorcy, pracownicy urzędów pracy, przedstawiciele pionu
publicznego i komercyjnego.
W większości zgodzili się, że
prowadzenie własnego biznesu daje satysfakcję i możliwość wysokich zarobków,
ale niesie ze sobą również
ogromne ryzyko. Wystarczy, że szef małej firmy ulega
wypadkowi i trafia do szpitala. Zostają mu wypłacone
znacznie mniejsze pieniądze
niż gdyby był zatrudniony
w firmie państwowej na etacie.
Na dodatek podczas jego niedyspozycji firma nie zarabia,
a koszty prowadzenia działalności będzie musiała pokryć. Takie elementy poważnego ryzyka sprawiają, że
tylko najśmielsi i najbardziej
przebojowi ostatecznie decydują się na własny biznes. Bycie przedsiębiorczym nie jest
zatem łatwe! Do tego wyboru
jednak gorąco zachęcano studentów OSW podczas Nowoczesnej Giełdy Pracy.
Wiosną i latem przesiadamy się na rowery i pedałujemy
przed siebie. Wydawałoby się to takie proste. Ale nie zawsze
jest! Na olsztyńskiej Starówce można się pogubić w gąszczu
zakazów wjazdu, zakazów skrętu czy nakazów jazdy prosto.
Szczególnie cykliści, którzy dotarli do nas z innych części kraju, nie oceniali dobrze organizacji ruchu na Starym Mieście.
W tym sezonie ma być inaczej. Wprowadzono kilka zmian
mających ułatwić życie rowerzystom.
Najważniejszą zmianą jest
to, że rowerzyści mogą już
wjeżdżać na kilka uliczek, na
jakie dotąd nie mieli wstępu.
Przepisowo można przemierzać już ulicę Kołłątaja. Zakaz
wjazdu na nią nie dotyczy teraz rowerów, podobnie jak
w przypadku ulicy Mieszka I,
gdzie wprowadzono ciąg pieszo-rowerowy.
Jadąc ulicą Jedności Słowiańskiej, rowerzyści ucieszą
się, że krótki łącznik w stronę
Wysokiej Bramy jest teraz dostępny również dla nich. Na
Starówkę wjadą już także ulicą Staszica oraz ulicą Rodziewiczówny, na której zakaz
wjazdu od strony ulicy Chrobrego przestał dotyczyć rowerów. Dodatkowo na Rodziewiczówny rowerzyści mogą
teraz skorzystać z wjazdu od
ulicy Piastowskiej.
Po przekroczeniu mostu
św. Jana mają pełen wybór –
mogą korzystać z możliwości jazdy ulicą Prostą w stronę Wysokiej Bramy, skręcać
w lewo w Kołłątaja lub jechać
ogólno dostępną ulicą Asnyka. Z każdej strony dojadą rowerem do centrum Starówki
– na rynek staromiejski.
Ciekawa zmiana została
wprowadzona także w okolicach zamku. Rowerem można teraz legalnie przejechać
brukową drogą tuż przy zamku w stronę mostu Zamkowego. Można dojechać na dziedziniec zamkowy, pozostawić
rower przy stojaku i zwiedzić
Muzeum Warmii i Mazur.
Wśród zwiększających się
praw rowerzystów, powinni oni pamiętać o obowiązkach. Jednym z nich jest odpowiedzialna jazda po tym
specyficznym obszarze miasta, który ma służyć głównie wypoczynkowi, relaksowi
i podziwianiu uroków lokalnej architektury. Rowerzyści
powinni zatem nieco zwolnić, przemierzając staromiejskie uliczki. Szczególnie tam,
gdzie jest sporo letnich straganów, ogródków piwnych
i restauracyjnych oraz po prostu… ludzi.
kto ma rację
“Nowe Życie Olsztyna” nr 8 (131) 2014
5
Małe czy duże Prawo wyboru
Idą nowe czasy i duże sklepy zastępują małe. Te drugie to chyba obecnie przeżytek, relikt
minionej epoki. Takie są trendy, chociaż w niektórych miejscach Olsztyna sklepiki usytuowane w pobliżu marketów całkiem nieźle sobie radzą. Może właściciele nie zbijają kokosów, ale
placówki są otwarte, ludzie mają zatrudnienie, a mieszkańcy wygodę.
M
ój przyjaciel Andrzej Brzozowski, który jest
bardzo wygodnym człowiekiem, lubi robić zakupy w małym pawilonie. Z pewnością
stwierdzi, że sklepiki osiedlowe to przede wszystkim miejsca pracy i nie wolno pozwolić na ich likwidację.
rogi Andrzeju, to tylko twoje przyzwyczajenia, umiłowanie wygody
i brak realnego spojrzenia na
obecną ekonomię. Teraz mamy inne czasy. Ludzie dużo
pracują, spieszą się, mają mało czasu. Kiedyś małe sklepy,
w pobliżu miejsca zamieszkania, były potrzebne. Można
było szybko zrobić zakupy z
dzieckiem na ręku.
mienił się model rodziny, teraz jest to
pracujący ojciec i matka oraz
babcia, która na emeryturze dorabia jako opiekunka
do dziecka. Mało kto ma czas
na codzienne zakupy. Łatwiej
zrobić jedne zakupy na cały
tydzień. Nie można tego dokonać w małym spożywczym
sklepie. Wybiera się markety, supermarkety czy centra
handlowe. To jest nowy sposób życia naszego społeczeństwa. Zarówno na świecie, jak
i w Olsztynie. Tego nie zmienimy. Nie jest prawdą stwierdzenie, że przez likwidację drobnego handlu tracimy miejsca
pracy! Pojawiają się one w dużych sklepach. Co stoi na przeszkodzie, żeby na osiedlach
D
Z
powstawały sklepy wielobranżowe, w których robiłoby się
zakupy na kilka dni, a rano
można byłoby wpaść po bułki?
iestety
większość
olsztyńskich drobnych handlowców jest niereformowalna. Nie potrafią
przystosować się do współczesnych realiów i bankrutują. Znam kilka
małych
osiedlowych
sklepików funkcjonujących w pobliżu molochów handlowych, które nieźle dają sobie radę.
W jaki sposób? Kuszą
atrakcyjnością towarów,
cenami, dostosowaniem
produktów do wymogów klientów, dogodnymi godzinami otwarcia.
To tylko niektóre sposoby pozwalające konkurować z potentatami.
ozytywnym zjawiskiem jest budowanie na osiedlach
dużych sklepów podobnych do dawnych supersamów. Wydaje mi
się, że to jest właśnie
nowy model lokalnego
handlu. Ludzie, którym
brakuje czasu, zamiast
stać w kolejkach do kas
w centrach handlowych,
najpotrzebniejsze zakupy mogą robić w swoim miejscu zamieszkania, a duże lub branżowe
w hipermarketach. To
jest przyszłość. Kioski,
pawiloniki muszą znik-
N
P
nąć. Sklepiki rodzinne jeszcze
przez jakiś czas będą funkcjonować. A potem już tylko supermarkety, a dla urozmaicenia pchle targi, jarmarki
i kiermasze, bo targowiska
także przejadły się i jest na
nich drogo.
Jacek Panas
Kioski oraz pawiloniki handlowe i usługowe nie muszą i nie powinny zniknąć z naszych osiedli. Są nam potrzebne, zapewniają wygodę i dobrą jakość produktów.
P
odam osobisty przykład. Odkleiła mi
się zelówka w bucie. Kiedyś znalezienie szewca nie było problemem, dzisiaj
nie jest to takie łatwe. W Olsztynie jest ich zaledwie kilku,
a na Jarotach, gdzie mieszkam, okazało się, że tylko jeden. Adres znalazłem
w internecie. Nie zgadłbyś,
gdzie mieści się jego zakład.
W wolno stojącym pawiloniku, przypominającym dawny kiosk ruchu. Warunki nie
do pozazdroszczenia. Dzięki niemu nie musiałem gonić
do centrum miasta. Podejrzewam, że wolałby pracować w
pięknym budynku, tylko pewnie nie zarobiłby nawet na
czynsz. Według ciebie, Jacku,
jest jednym z tych niereformowalnych i nie potrafił
przystosować się do współczesnych realiów. Jakoś nie
zbankrutował.
odobna
sytuacja
dotyczy
osiedlowych
warzywniaków.
Większość z nich mieści się
pod parasolem. Czy zadałeś sobie kiedyś, Jacku, pytanie, dlaczego wielu ludzi
właśnie na takich straganach kupuje chętnie owoce i warzywa? Ja, podobnie
jak oni, nie jestem zwolennikiem zakupów takich
produktów w marketach.
Nawet jeżeli są tam trochę tańsze. Przypomnij sobie, co się dzieje latem na
targowisku przy ul. Grunwaldzkiej, chociaż wydaje mi się, że akurat tego nie
muszę przypominać. Widziałem tam cię wielokrotnie i nie wmówisz mi, że
były to tylko wizyty służbowe jako reportera Radia
Olsztyn.
ie chodzi tu tylko
o warzywa i owoce. Zauważyłem pewną
tendencję i nie ukrywam,
P
N
że sam jestem jej najlepszym
przykładem. Otóż w początkowym okresie ustrojowej
transformacji zachłysnęliśmy
się handlowymi molochami, które w dużej mierze były traktowane jak swoiste ciągi spacerowe. Obecnie już tak
tłumnie ich nie odwiedzamy.
Świadczą o tym różnego rodzaju promocje, którymi markety próbują zwabić klientów.
zy widziałeś, aby ktoś
w takim markecie kupował jedną lub dwie bułki
i kilka plasterków sera albo
wędliny na śniadanie? Nikt
przecież z takimi zakupami
nie będzie stał w kilkumetrowej kolejce do kasy. Od tego są właśnie małe osiedlowe
sklepy, kioski i pawilony. Poza tym ludzie już zmądrzeli
i wiedzą, że gdy wejdą do supermarketu, to bardzo szybko napełnią koszyk różnymi
zbędnymi (jak się potem okazuje) artykułami. Kupuje się
przecież oczami.
latego między innymi
dla własnej wygody
(chociaż wiem, że nie jestem
w tym odosobniony) apeluję, aby za wszelką cenę utrzymać drobny handel. Trzeba
tylko stworzyć przedsiębiorcom warunki, aby ich placówki miały estetyczny wygląd.
W handlu działa prawo konkurencji, a dobry towar zawsze znajdzie nabywcę.
C
D
Andrzej Zb. Brzozowski
6
“Nowe Życie Olsztyna” nr 8 (131) 2014
Ślady Przeszłości
Moda na dawnej Warmii
Dziś może być nam trudno zrozumieć świat, w którym zasady ubierania się były ściśle określone, w którym część materiałów i kolorów była niedostępna dla zwykłych mieszkańców miast i wsi. Żyjemy
w czasach obfitości. Moda proponuje, niekiedy wręcz narzuca styl noszenia się. Mimo wszystko strój rzadko bywa stygmatem, znakiem, sposobem komunikowania się. Kiedyś było inaczej.
U
biór określał przynależność do konkretnego
stanu,
a także prywatny status noszącej go osoby. Wystarczyło
jedno spojrzenie, aby dowiedzieć się, czy atrakcyjna kobieta jest panienką, czy jest
zamężna. Inne stroje noszono w świąteczne dni, inne na
co dzień, do pracy. Niekiedy
trzeba było przywołać mieszkańców Warmii do porządku. W tak uporządkowanej
pod względem ubioru rzeczywistości nie tolerowano ludzi
chcących wedrzeć się za pomocą stroju do innego stanu.
Biskup warmiński Andrzej
Stanisław Grabowski w 1766 r.
zajął się tym problemem.
W ordynacji krajowej
poruszył m.in. temat
zbyt hucznego obchodzenia świąt, jak
i noszenia strojów niezgodnych z przynależnością do swojej warstwy społecznej. Sama
potrzeba wydania takiej ordynacji zaświadcza o tym, że był to
istotny problem
w XVIII w.
Świąteczne
i codzienne strojenie się
Charakterystycznym elementem warmińskiego kobiecego stroju był noszony na
głowie czepiec. Do tej ozdoby miały prawo tylko zamężne kobiety. Wkładały go na głowę o północy, podczas swojego
wesela. Składający się z denka,
wstążek i otoku czepiec (zwany niekiedy mycką) zastępował wianek na głowie nowo
poślubionego dziewczęcia. Za-
kładano go tylko na ważne uroczystości i kościelne święta. Był wykonany
z jedwabiu, adamaszku lub
aksamitu, ozdobiony koronkami, złotym lub srebrnym
haftem. Jego świąteczne zastosowanie podkreślały spadające na plecy wstążki. Co
ciekawe, stare gospodynie oddawały zakonnicom
przydatne do wyszywania
ornatów złote nici, z haftów
znajdujących się na czepcu.
„Mycka” była uzupełnieniem kobiecego stroju. Jego podstawę stanowiła
biała, lniana, zapinana na guziczki koszula oraz „kitel”,
czyli marszczona, najczęściej czerwona spódnica. Na
wierzch Warmianki zakładały dopasowane „westki”,
czyli kaftaniki oraz podkreślające talię żakiety, zapinane na wiele guzików, które
zwano „kabatami”. Do prac
gospodarskich zakładano
skromniejsze spódnice, chronione fartuchem. Powszechne było chodzenia boso lub
w drewnianych „klumpach”.
Warmiacy chodzili
w lnianej koszuli
i obcisłych portkach. Gdy pogoda
była mniej sprzyjająca, strój uzupełniano o czerwoną lub niebieską
kamizelkę oraz o
granatową marynarkę zwaną żakietem.
Zimą zakładano „podwłóczek”, czyli flanelowe
kalesony, a pod koszulę
wędrowała czarna półkoszulka. Podczas mrozów
kę. Wyrostki ubierały się
w zszyte „wistki” ze
spodniami, a gdy kończyli dziesięć lat, zmieniali je
na samodziałowe, długie
spodnie. Na głowie królowały czapki z daszkiem
lub klapami z boku.
Dziewczynki zakładały
białe koszulki, na to „wistki”
z przypinanymi majtkami. Na wierzchu noszono
„klejdy”, czyli krótkie sukienki i fartuszek w paski.
Do dłuższych, sięgających
połowę łydek sukienek
miały prawo dziewczęta po
przystąpieniu do pierwszej
komunii świętej. Ulubionymi kolorami były niebieski, czerwony i bury. Bogatsze dziewczynki mogły
pozwolić sobie na noszenie
wełnianych „klejd”.
Jak cię widzą,
tak cię piszą
na głowę wkładano baranią czapę, nogi obwiązywano pończochami z wełny.
Świąteczny strój mało różnił się od codziennego. Był
wykonany z lepszych tkanin, na wierzch zakładano,
sięgającą do połowy łydek
zieloną, niebieską lub brązowa sukmanę. Przewiązywano ją w pasie kolorową
krajką. Na nogi zakładano wysokie, skórzane buty
– skórznie.
Dziecięca elegancja
Moda dziecięca i młodzieżowa pojawiła się dość
późno. Jej rozkwit to dopiero
XX w. Wcześniej dzieci ubierały się w kopie strojów dorosłych osób, tylko że dużo
mniejsze. Nowo narodzone
dzieci, bez względu na płeć
były ubierane w koszulkę
z flaneli. Strój chrzcielny uzupełniano o czapecz-
Ważny był nie tylko strój,
ale także dbałość o schludny
wygląd. Na warmińskiej wsi
duże pranie robiono raz na
dwa tygodnie. Dawniej latem pranie robiono nad strumykami lub jeziorami za pomocą drewnianych kijanek,
wyglądających jak pałka
z płaską częścią. Takie pranie
byłoniezwyklepracochłonne
i zabierało wiele czasu. Gospodynie kładły brudne koszule na brzegu i miarowo wybijały brud kijankami. Innym
sposobem utrzymania czystości
odzieży było ustawienie przed
chałupą lub w sieni drewnianej
bali lub ocynkowanej wanny,
w której stawiano tarę. Do wody grzanej w kuchni dodawano szare mydło lub proszek do
prania. Z mąki ziemniaczanej
robiono proszek, którym kroch-
malono białe pranie. Po „tarowaniu” pranie należało dwukrotnie wypłukać.
Świeżą i wysuszoną odzież
trzeba było jeszcze uprasować.
Kiedyś ta czynność zabierała
jeszcze więcej czasu niż dzisiaj.
Żeliwne żelazka miały miejsce
na węgielki drzewne lub duszę – kawałek rozgrzanego żeliwa. Najwięcej problemu sprawiało szybkie ostudzanie się
wkładu. Węgielki można było „pobudzić”, machając żelazkiem przed chałupą. Dostające
się do środka powietrze rozżarzało wnętrze. Gdy to nie pomagało, trzeba było wyciągnąć
nowy wkład z pieca. Bez wątpienia ręczne pranie i prasowanie były czynnościami, przy
których można było stracić
wiele kalorii.
Tęskimy za tradycją?
Pod koniec XIX w. noszenie
strojów ludowych stawało się powoli przeżytkiem. Warmia miała
coraz większe związki ze światem m.in. za pomocą prasy. Nie
bez znaczenia pozostał fakt rozwoju kolei. Daleki świat stawał
się coraz bliższy, a co za tym
idzie zmieniała się kultura, także
kultura ubioru. Młode Warmianki wolały ubierać się w jednolite
niebieskie lub czerwone suknie,
a na głowach zawiązywać białe
chustki. Jednak także dziś dzięki istnieniu zespołów ludowych,
kultywujących dawne tradycje,
możemy podziwiać piękne warmińskie stroje. Okazją do ich zobaczenia są także wyprawy do
skansenów, gdzie panie i panowie mający na sobie ludowe stroje robią istną furorę. Okazuje się,
że chętnie wracamy do źródeł, tęsknimy za nimi i staramy się podtrzymywać wiedzę na temat kultury materialnej Warmii.
ir
ślady przeszłości
“Nowe Życie Olsztyna” nr 8 (131) 2014
7
Jak Pawełek historię
Olsztyna poznaje
– Cześć, Pawełek! – znajomy głos Jacka Panasa w słuchawce telefonu zabrzmiał złowrogo, a przy okazji tajemniczo. – Masz czas? – zapytał. Byłem już po niedzielnym śniadaniu, bez planów
na cały dzień, więc postanowiłem powiedzieć: Mam!
– To dobrze, bo
wybieram się na ulicę Metalową w Olsztynie, aby obejrzeć zwierzęta Warmii i Mazur
– zakomunikował.
Z tą ulicą miałem
tylko jedno skojarzenie
– sławna izba wytrzeźwień! Czyżby chciał mi
pokazać delikwentów
po upojnej nocy? Tacy przecież wyglądają
jak zwierzęta! O nic nie
pytałem, tylko zgodziłem się.
Wiedziałem, gdzie
jest ta ulica, ale nie znałem jej historii. Kojarzyła się mi tylko z kilkoma
sklepami, no i z tą sławną „wytrzeźwiałką”,
która już wielokrotnie miała być zamknięta. Zdaniem niektórych jest to uwłaczanie
godności
człowieka,
zamach na demokrację. Innym nie podoba się to,
że jest to instytucja niedochodowa. Moim zdaniem takie
miejsce jest bardzo potrzebne
miastu. Szkoda tylko, że nieodpowiednio wykorzystane
i niedofinansowane. Powinno
to być jedyne w swoim rodzaju ambulatorium, gdzie pomoc
otrzymają ci, którzy nadużyli
alkoholu. Teraz pijaczków zawozi się na SOR i w ten sposób blokuje się miejsca w szpitalach dla ludzi naprawdę
będących w sytuacji zagrożenia życia. Na Metalowej powinien być lekarz, odpowiednio
wyposażony gabinet zabiegowy i łóżka pod monitoringiem.
Alkoholizm to choroba zwalczana z urzędu, a izba powin-
na być takim specjalistycznym
ambulatorium dla ludzi chorych na tę chorobę.
Tak rozmyślając, dotarłem na miejsce spotkania wyznaczone przez Jacka Panasa,
naszego redakcyjnego wielbiciela historii, pod spółdzielnią „Gwarancja”. Jest to jeden
z pierwszych zakładów produkcyjnych, który zatrudnił
inwalidów. Jacek powiedział
mi kiedyś, że uruchomiono
go w 1952 r., budując obiekt
od podstaw. Wyrabiano tam
wagi, a obecnie także inne artykuły metalowe do domów,
ogrodów i nie tylko. Są tanie,
bardzo ładne i funkcjonalne.
Na szczęście ten zakład pracy
chronionej oparł się wszelkiemu rodzaju nagonkom.
– Dobrze, że jesteś –
przywitał mnie Jacek.
– Przejdziemy się do
końca ulicy, przy okazji opowiem ci o tym
miejscu. Kiedyś była to polna droga za
miastem, wiodąca do
wybudowanego pod
koniec XIX wieku pięknego pałacyku.
Mieszkała w nim rodzina Rhode, posiadała spory
majątek ziemski. W 1903 r.
za długi pałac został przejęty przez olsztyńskiego fabrykanta Maxa Liona. Ponieważ
miał on pochodzenie żydowskie, musiał pozbyć się majątku. Nabył go rolnik Richard
Palmowski. Gospodarował
w nim około dwudziestu lat
i wydzierżawił olsztyńskiemu garnizonowi. W obiekcie utworzono w 1927 r. szkołę gospodarstwa wiejskiego
przy 2. Pruskim Pułku Piechoty. Pałac, jak również cały
majątek ziemski, po dziesięciu latach dzierżawy wrócił
do Palmowskiego. Gospodarował i mieszkał w nim prawie do końca II wojny światowej. Sam pałac, a także stojąca
obok wozownia nie zostały
zniszczone, ponieważ służyły do 1947 roku rosyjskim żołnierzom jako kwatery. Kiedy
„wyzwoliciele” odeszli, majątek ziemski razem z piętrowym pałacem przejął skarb
państwa.
Utworzono fermę
zwierząt futerkowych,
hodowano lisy, a w pałacu mieściły się biura i
mieszkania pracownicze. Przy ulicy Metalowej zaczęły powstawać
magazyny i małe zakłady produkcyjne. Olsztyn zaczął otaczać pałac. Ferma przeniosła
się, o ile się nie mylę,
do Grądka, a budynek
przejął PGM, adaptując pomieszczenia na
mieszkania komunalne. Od tego momentu zaczęła się dewastacja pałacu położonego
w pięknym parku,
obecnie prawie w centrum miasta.
Aktualnie pałac wygląda prawie jak przed
wojną. Zaraz zobaczysz. Jest to budynek
w stylu eklektycznym,
piętrowy z mansardowym dachem, arkadową werandą i tarasem na piętrze.
W narożniku południowym posiada wieloboczną wieżyczkę
z kopulastym hełmem z iglicą.
Od całkowitej dewastacji ten obiekt uchroniło przekazanie go
w 1982 r. olsztyńskiemu muzeum, które
uruchomiło tam swój
oddział, czyli Muzeum
Przyrody.
Całkowity remont, przywracający dawną świetność
pałacowi, zakończono w 1999
roku i od tego czasu muzeum
zaczęło działać pełną parą.
Teraz wiesz, gdzie cię
chciałem zaprowadzić. Powinieneś wiedzieć, jak wyglądają zwierzęta Warmii i Mazur,
a w muzeum możesz je zobaczyć. Najpierw dział przyrodniczy był na olsztyńskim zamku. Początek dały w 1951 r.
poniemieckie zbiory. Było to
38 okazów zwierząt, 284 eksponaty geologiczne i 480 arkuszy zielnika Hansa Steffena.
Kolekcje szybko powiększały
się, a w zamku zaczynało brakować miejsca, aby wszystko wyeksponować. Zobaczyłem te wszystkie cuda po raz
pierwszy w 1960 r. Zawsze
chętnie wracałem do tych ekspozycji. Dzięki temu wiedziałem, jak wygląda żubr, ryś
czy wilk.
Gdy Dział Przyrody uzyskał od miasta ten piękny
pałac, możliwe okazało się
zaprezentowanie całych zbiorów. Teraz w pięknie odrestaurowanych pomieszczeniach pałacu można oglądać
ponad 18 900 eksponatów.
Chciałeś mi powiedzieć, że
jesteś za duży, aby oglądać
zwierzątka? To nieprawda,
muzeum cieszy się wielką popularnością wśród dorosłych,
jak i młodzieży. Każdy mieszkaniec Olsztyna i okolicy powinien chociaż raz zobaczyć
stałe wystawy flory i fauny
Warmii i Mazur. Jestem pewny, że ci się spodoba i że w następną niedzielę przyjdziesz
tu ze swoją wybranką.
Pawłełka do Muzeum
Przyrody w Olsztynie
zaciągnął Jacek Panas
8
“Nowe Życie Olsztyna” nr 8 (131) 2014
finanse
Czy czeka nas zakaz
używania gotówki?
Według szacunków Europejskiego Banku Centralnego koszt emisji i obsługi gotówki to 1% PKB, w Polsce jest to ok. 10 mld zł. Mając powyższe na uwadze, NBP chce
w znaczący sposób ograniczyć możliwość używania pieniądza gotówkowego.
Rada ds. Systemu Płatniczego NBP przyjęła właśnie Program Rozwoju Obrotu Bezgotówkowego na lata
2014-2020. Zawiera on szereg
działań zmierzających do popularyzacji płatności bezgotówkowych, kart płatniczych
czy płatności mobilnych.
Dziś przedsiębiorcy mogą
rozliczać się gotówkowo do
kwoty o równowartości 15 tys.
euro, czyli ok. 64 tys. złotych.
Rada proponuje, aby zmniejszyć ten limit do kwoty 1 tys.
euro – ok. 4,3 tys. złotych. Propozycja iście rewolucyjna, ale
należy mieć na uwadze, że na
rynku bardziej akceptowana
jest ewolucja. Tak drastyczna
zmiana może wywołać zamęt
i chaos na rynku.
Kolejny pomysł rady
to konieczność regulowa-
nia wszelkich płatności publicznoprawnych wyłącznie
w formie bezgotówkowej.
Tu pomysł wydaje się bardzo dobry, po co utrzymywać
w urzędach obsługę
kasową.
Bu-
dżet państwa może tu
zaoszczędzić
wielkie pieniądze – dodajmy:
nasze publiczne pieniądze. To
jeszcze nie koniec, rada proponuje, aby w formie bezgotówkowej klienci płacili za luksusowe towary. Ciekawe tylko,
kto określi definicję towaru
luksusowego? Czy np. telewizor to towar luksusowy?
Moim zdaniem osiągnięciem będzie przeforsowanie
propozycji określenia limitu
w obrocie gotówkowym dla
osób fizycznych. Wyobraźmy
sobie taką sytuację: jesteśmy
na wspólnej kolacji – płaci jedna osoba i na pożegnanie rozdaje współuczestnikom biesiady informacje z numerem
swojego konta. Opisy w przelewach mogą być ciekawe, np.
za piwo, za pomidorową. Bankowcy chcą, aby więcej płatności odbywało się przelewami i kartami płatniczymi.
W takiej sytuacji trzeba będzie
wymóc na społeczeństwie
i każdym obywatelu posiadanie konta w banku, posiadanie
karty. Co na to konstytucja?
Innym problemem są
wysokie koszty prowadze-
nia rachunków i obsługi kart
kredytowych. W tym projekcie nie znalazłem informacji o konieczności obniżenia
opłat za transakcje za pomocą karty – mamy bardzo wysokie opłaty na tle Europy.
Na pewno kojarzycie państwo w sklepach kartki z napisem „transakcji kartą poniżej 20 zł nie realizujemy”.
To nie zła wola sklepikarzy,
tylko rachunek ekonomiczny
przy tak niskich opłatach nie
jest korzystny.
Ważnym elementem koniecznym do wprowadzenia
zmian jest konieczność zainstalowania większej liczby
bankomatów.
O ile w dużych miastach
ich nasycenie jest odpowiednie, to już w mniejszych miejscowościach bankomatu niekiedy trzeba szukać ze świecą.
Czy jednak właściciele bankomatów będą zainteresowani
instalowaniem urządzeń przy
słabym zaludnieniu? Kto za to
zapłaci? Klient! Prowadzone
są rozmowy na temat tzw. surcharge. Przy tym rozwiązaniu
klient będzie płacił za każdą
wypłatę właścicielowi bankomatu. Dla większości będzie
to druga opłata, ponieważ jedną płacą już bankowi. Ten pomysł nie jest nowy, już w zeszłym roku resort finansów
próbował go forsować. Wzbudzał on jednak spore kontrowersje i ostatecznie zrezygnowano z jego wprowadzenia.
Projekt na lata 2014-2020
nie jest pierwszym, poprzedni na lata 2011-2013 nigdy nie
trafił na obrady Urzędu Rady Ministrów. Czy to samo
czeka nowy projekt? Zobaczymy, tajemnicą poliszynela jest cel jego wprowadzenia.
Oficjalnie dzieje się to, aby
ograniczyć koszty. Ten mniej
oficjalny powód to chęć ograniczenia szarej strefy w myśl
zasady: mniejsza szara strefa oznacza większą kontrolę państwa nad obywatelami
i większe podatki.
Krzysztof Rzymski
dom i ogród
“Nowe Życie Olsztyna” nr 8 (131) 2014
9
Terminy gonią
w ogrodzie
W tym roku wiosennie zrobiło się bardzo wcześnie. Prace na naszych działkach rozpoczęły się już w marcu, ale niektóre sadzenia oraz siewy trzeba było przełożyć, ponieważ ziemia
jest za zimna.
Prawie cały kwiecień wykorzystywaliśmy na walkę
z chwastami oraz nawożenie. Terminy agrotechnicznie
gwarantujące dobre plony nieuchronnie mijają. Na szczęście końcówka miesiąca jest
względnie ciepła. Możemy
siać i sadzić przede wszystkim
te warzywa, które mają długi
okres wegetacji. Jak najszybciej do ziemi powinny trafić
nasiona marchwi (wczesnej
i późnej) pietruszki oraz buraków. Sadzimy również cebulę. Te warzywa długo wschodzą, więc nie boją się chłodów.
Pozostałe, jak selery czy pory,
powinniśmy posadzić z rozsady, gdy zrobi się ciepło. Pamiętajmy, kupujmy je u profesjonalnych
ogrodników.
Kwiecień był również ubogi
w wodę, dlatego musimy podlewać nasze grządki.
Na początku maja należy
wysiać rzodkiewkę i sałatę. Ta
ostatnia bardzo dobrze udaje
się z rozsad. Pamiętajmy jednak, aby z dużych sadzonek
nie robić sałatek, bo mogą powodować niestrawność. Mogą
bowiem zawierać sporo azotanów i azotynów czy resztki pestycydów. Dopiero gdy
porosną kilka dni na naszych
rabatkach, zrobią się zdrowe
i smakowite. Przed zjedzeniem warto przez kilka chwil
moczyć liście w zimnej wodzie, nawet naturalny nawóz
powoduje gromadzenie się
azotanów, a nasz organizm
ich nie lubi. Płukanie zimną
wodą w pewnym stopniu usuwa te związki.
zmarzną.
Porady Dziadka
I wiosenna rada
Do końca kwietnia sadzimy owocowe drzewa, krzewy
kopcowane, a od pierwszego
maja rośliny doniczkowe, rosnące już w osłonkach (drzewka, krzewy, rośliny ozdobne
i kwiaty).
II wiosenna rada
Drzewa i krzewy zaczynają
okres kwitnienia. Nie powinniśmy już stosować cięć pielęgnacyjnych. Sad, w razie majowych przymrozków, można
uratować, rozpalając na obrzeżach ogrodu mocno dymiące ogniska. Szansa na uratowanie kwiatostanu jest wtedy
większa.
Budujemy namiot
dla pomidorów
Województwo warmińsko-mazurskie charakteryzuje
się umiarkowanym klimatem.
Prawie nigdy nie jest u nas
zbyt ciepło, dlatego pomidory
gruntowe udają się przeważnie tylko w bardzo gorące lata.
Nie ma to jednak jak soczyste, pachnące, własne,
czerwone owoce, wyhodowane na własnej działce. Jest
na to sposób. Stawiamy foliowy namiot. Koszt jest niedu-
ży, a korzyści ogromne. Potrzebna jest folia ogrodnicza,
żerdzie lub rurki PCV. Żerdzie kupujemy w leśnictwach
albo możemy zaopatrzyć się
w kantówkę w tartaku. W supermarketach budowlanych
jest również dostępna, ale jest
droga.
Dobry namiot powinien
mieć wymiary: 6 m długości,
3 m szerokości i 2 m wysokości. Rurki PCV mają tę zaletę,
że są gładkie i nie uszkadzają foli. Na stelażu układamy
folię. Jej końce przysypujemy
ziemią. W ten sposób naciąga-
my powierzchnię. Na szczytach naszego namiotu przycinamy folię w taki sposób, aby
tworzyła dwa zachodzące na
siebie skrzydła. Możemy rozchylać je w celu wietrzenia albo zamykać na noc, mocując
płachty foli do kołków. Można też zrobić drewnianą ściankę obitą folią z drzwiami, najlepiej z dwóch stron namiotu,
aby był dobry przewiew.
Przed postawieniem namiotu miejsce przekopujemy razem z obornikiem. Pomidory można posadzić już teraz,
ale należy uważać na zim-
nych ogrodników. Jeśli nasz
namiot jest szczelny, sadzonki przetrwają. Gdy obawiamy
się chłodów, posadźmy sadzonki około 20 maja. Mamy
wtedy większą szansę, że nie
III wiosenna rada
Pamiętajmy o ochronnych
opryskach korony drzew
przeciwko szkodnikom i chorobom grzybowym. O to, kiedy i jakie środki stosować, należy zapytać doświadczonych
sadowników.
Jacek Panas
10
“Nowe Życie Olsztyna” nr 8 (131) 2014
zdrowie
Przekichane
życie alergika
Wiosenny spacer aleją kwitnących drzew dla wielu pozostaje w sferze marzeń. Łatwo znaleźć towarzyszkę lub towarzysza do tak przyjemnej przechadzki. Gorzej natomiast pozbyć się
alergii, przez którą spacer pięknym labiryntem stałby się drogą przez mękę. A wszystko przez kwitnące rośliny. Wiosną ich pyłki są dosłownie wszędzie. Dla ludzi na nie uczulonych to
istna zmora.
A
gikowi towarzyszy wierny
pupil, to warto go wykąpać,
bo przyniósł do domu pyłki
na sierści.
Przyczyn alergii najczęściej dopatruje się w postępie
cywilizacyjnym.
Otaczamy
się nienaturalnymi, sztucznie wytworzonymi substancjami. Jemy coraz bardziej
przetworzoną żywność, oddychamy zanieczyszczonym,
miejskim powietrzemi prawie
na każdym kroku używamy
środków chemicznych. Przebywamy w zamkniętych pomieszczeniach, pełnych kurzu,
sztuczne klimatyzowanych.
lergia jest niewłaściwą reakcją układu odpornościowego na niektóre
substancje z otaczającego nas świata. To naturalne, że układ immunologiczny chroni człowieka przed
drobnoustrojami i innymi
szkodliwymi
elementami.
Problem mamy wtedy, gdy
niegroźną substancję organizm odbiera jako niebezpieczny czynnik i zbyt gwałtownie się przed nią broni.
Taką
błędnie
odebraną przez organizm substancją (alergenem) może stać się
wszystko, z czym mamy kontakt. Bywamy więc uczuleni na
to co jemy, dotykamy lub wdychamy. Nieraz ludzie latami
trapieni są przez typowe objawy alergii, by dopiero po wnikliwych badaniach dowiedzieć
się, na co są uczuleni. Rzekomo
uczulać może do kilkudziesięciu tysięcy różnych związków.
Czasem trudno zgadnąć, który
szkodzi właśnie nam.
Osoby uczulone na pyłki roślin poznały przyczynę swojej bolączki
od razu. Przebywając
choćby chwilę wśród
kwitnących krzew,
traw lub zbóż, łapią
katar sienny.
Darmo szukać skutecznego antidotum
na alergię. Skłonność
do nadmiernej reakcji uczuleniowej pozostaje na całe życie. Na
szczęście objawy alergii mogą na niektórych
etapach życiowych
ulec wygaszeniu.
Mogą też pojawić się kłopoty ze swobodnym oddychaniem,
kichanie, swędzenie nosa i gardła, a nawet zapalenie spojówek
lub astma. Nie ma co się dziwić,
że wiosna nie jest ulubioną porą
roku alergików.
Osoba uczulona na pyłki roślin powinna unikać wy-
poczynku na łonie natury,
zwłaszcza przechadzek po
polach i łąkach. Zamiast tego
niech wybierze poranny spacer po lesie – wilgotne, rześkie powietrze przyniesie ulgę.
Biorąc pod uwagę stężenie pyłków w powietrzu, wnioskujemy, że urlop lepiej spędzić
w górach lub nad morzem,
niż na wsi. Najgorsze, co może zrobić alergik, to wybrać
się na wieś… w trakcie sianokosów.
Dobrze aby wiosenni alergicy unikali zapylonych miejsc, ale też niepotrzebnego wystawiania się
na działanie kwitnących roślin. Dlatego niech przymykają na noc okna w sypialni,
zaś podczas jazdy autem nie
opuszczają szyb. Na spacer
powinni zabierać okulary
przeciwsłoneczne i nakrycie głowy. Warto też mieć
przy sobie chusteczkę oraz
wodę, by w razie potrzeby
zmoczyć materiał i przez
niego oddychać.
Po spacerze alergikowi
dobrze zrobi prysznic i
przebranie się
w czyste ubrania.
W ten sposób pozbędzie się pyłków osiadłych
na skórze. Jeśli w podziwianiu uroków wiosny aler-
A kiedy się nasilą, medycy pomogą je złagodzić odczulaniem i lekami. Trudno
za to pozbyć się wiosną kataru siennego, gdy jego przyczyną są wszędobylskie pyłki. Szczególnie silnie uczulają
rośliny wiatropylne, z drzew
najbardziej brzozy, olchy
i leszczyny oraz różne trawy i
zboża. Kalendarz pylenia roślin podpowiada, że w maju
alergików nękają pyłki babki,
sosny, szczawiu i pokrzywy.
Wtedy dają się we znaki też
niebezpieczne zarodniki pleśni.
Ruda
rozmaitości
“Nowe Życie Olsztyna” nr 8 (131) 2014
11
Sobota z The Metropolitan Opera HD Live w Filharmonii
26 kwietnia 2014 r. (sobota), godz. 18.55, sala koncertowa Filharmonii Warmińsko-Mazurskiej
Wolfgang Amadeus Mozart – Cosi fan tutte (Tak czynią wszystkie)
Mozartowska
opowieść
o miłości, wierności, zazdrości,
na koniec – zdradzie, a potem
o wybaczeniu i pojednaniu.
I chyba tylko muzyka Mozarta jest zdolna unieść taki temat.
Temat podobno „z życia wzięty”, który – jak głosi zakulisowa plotka – podsunął mu sam cesarz Leopold,
a opracował literacko Lorenzo da Ponte, najlepszy z librecistów Mozarta, autor librett Wesela Figara i Don
Giovanniego.
Dwaj młodzi przyjaciele
zgodzili się wystawić na próbę wierność swych narzeczonych. A próba nie wypada
budująco...
Fabuła, obfitująca w komiczne przebieranki, pozwala Mozartowi rozwinąć muzyczne czary włoskiej komedii
Kino
buffo – z gorzkimi podtekstami, lecz także i z mądrym zrozumieniem ludzkich słabości.
Czas trwania – ok. 4 godziny
5 minut, w tym jedna przerwa
Bilety sektor I 50 zł, sektor
II 35 zł do nabycia w kasie Filharmonii poniedziałek – piątek w godz. 10-18
zaprasza
„Droga do zapomnienia”
Zdobywcy Oscarów Colin Firth i Nicole Kidman pojawią się w ekranizacji bestsellerowej powieści o odwadze
i nadzwyczajnej sile miłości.
Eric Lomax (Firth) jest tajemniczym, nieco melancholijnym
mężczyzną, który w pociągu
poznaje piękną nieznajomą,
Karolina Korwin Piotrowska
Ćwiartka raz
Patti (Kidman). Miłość
od pierwszego wejrzenia prowadzi parę do szybkiego ślubu.
Szczęście Patti zakłóca jednak niepokojąca tajemnica związana
z przeszłością Erica.
„Ćwiartka raz” to zaproszenie do wspólnej podróży sentymentalnej przez wyjątkowe ćwierćwiecze w wolnej Polsce.
To subiektywny przegląd tego, jakie zmiany zaszły w popkulturze, świadomości i gustach.
„Ćwiartka raz” to opowieść o ludziach i czasach
przez pryzmat ich aktywności,
również medialnej. To odkrywanie, jak wolność, technologia i prawa rynku odmieniają sposób myślenia, mówienia
i konsumowania. Jak zmieniają się bohaterowie mediów
i ich odbiorcy.
„Ćwiartka raz” to wreszcie rachunek zysków i strat.
A raczej uświadomienie konsekwencji słów, czynów, wyborów, których w dobie elektronicznych mediów nie da
się wymazać albo wymazywać nie wolno.
25 lat temu stało się coś kosmicznie fajnego. Coś, co było
jak Boże Narodzenie w lecie,
co teraz banda lansowanych
medialnie baranów z różnych
politycznych opcji, którzy zasmradzają mi rzeczywistość,
chce ubrudzić szambem i zawłaszczyć. Dlatego ta książka
na pewno nie jest o nich.
Ta książka jest, rzecz jasna,
o mnie, ale przede wszystkim
o tym, co przez te 25 szalonych
lat ukształtowało mnie w kraju nad Wisłą jako osobę, która
teraz, siedząc w swoim mieszkaniu kupionym na kredyt,
który spłacać będę do śmierci, pisze na hipsterskim komputerze, przedstawiając bezczelnie subiektywną wersję
świata. Mojego świata. Fil-
mów, piosenek, płyt, książek,
gazet, komiksów, programów
telewizyjnych i radiowych,
gadżetów, diet, nałogów, celebrytów, gwiazd i innych
zjawisk…
Bo to my, pan, pani, społeczeństwo, a nie oni, zrobiliśmy kawał świetnej roboty.
Było warto. Warto jak cholera.
Pierwsze 25 lat za nami.
Karolina
Korwin Piotrowska
„Kochanie, chyba
cię zabiłem”
Spokojny księgowy Jan
(Zbigniew Zamachowski), za
sprawą pechowego zbiegu
okoliczności, staje się podwójnym mordercą, wyprawiając
w zaświaty niewierną żonę
(Izabela Kuna) i jej kochanka (Leszek Lichota). Nagranie wideo z zabójstwem trafia
przez pomyłkę w ręce Kacpra
(Marcin Korcz), pracownika
wypożyczalni filmów. Kacper i jego dziewczyna (Anna
Karczmarczyk) postanawiają
szantażować zabójcę. Tropem
kilera z przypadku i szantażystów podążają dwaj bardzo
niekonwencjonalni policjanci (Arkadiusz Jakubik i Ireneusz Czop).
12
rozmaitości
“Nowe Życie Olsztyna” nr 8 (131) 2014
BARAN 21 III - 20 IV
Szczęście w interesach
i zaufanie zwierzchników
– czego możesz więcej chcieć?
Miarą sukcesu jest liczba wrogów. Bacznie rozglądaj się dookoła. Nie ciesz się jednak, bo
nie masz ich zbyt wielu.
BYK 21 IV - 20 V
Postaraj się najbliższy długi weekend spędzić spokojnie,
relaksując się. Chociaż ciągnie
Cię do ryzykownych rozrywek, to zdrowy rozsądek powinien wziąć górę. Telewizor,
pilot, gazeta.
BLIŹNIĘTA 21 V - 21 VI
Jeżeli chcesz kandydować
na radnego, czeka Cię dużo
pracy. Musisz być bardzo pomysłowy, konstruując program wyborczy. Obecni radni pewnie rozwiążą wszystkie
problemy w Twoim mieście.
RAK 22 VI - 22 VII
Już dziś zacznij pisać pamiętnik. Sukces wydawniczy murowany. Gdyby coś nie
wyszło, pozmieniaj fakty, napisz jeszcze raz i wydaj pod innym nazwiskiem. Próbuj tak,
aż do skutku.
LEW 23 VII - 23 VIII
Świetny czas na dalekie
podróże i wycieczki rowerowe za miasto. Nie wysyłaj żadnych listów i nie płać mandatów parkingowych. Lepiej jest
zadzwonić i parkować zgodnie z przepisami.
PANNA 24 VIII - 23 IX
Niespodziewana miłość
może przewrócić Twoje życie do góry nogami. Będziesz
więc widział wszystko odwrotnie. Później wszystko
wróci do normy. Nie dotyczy
to kursu złotówki w stosunku
do euro.
WAGA 24 IX - 23 X
Masz szansę zdobyć telewizyjnego Wiktora. Najprościej będzie, jeśli wygrasz jakąś olimpiadę, zdobędziesz
mistrzostwo albo parę medali.
Niektórym się to udało. Uważasz, że jesteś gorszy?
SKORPION 24 X - 22 XI
Najbliższy okres przeżyjesz na niezwykle wysokich
obrotach. Pojawią się różne
okazje, dzięki którym realizacja planów okaże się nadspodziewanie łatwa. Niestety tylko do czasu, a czas to
pieniądz.
STRZELEC 23 XI - 21 XII
Postępuj zawsze z rozmysłem. Nie daj się nikomu namówić na wątpliwe przedsięwzięcia finansowe. Inwestuj
tylko wtedy, kiedy masz wiarygodne informacje, że ustawa będzie uchwalona.
KOZIOROŻEC 22 XII - 20 I
Nie szastaj pieniędzmi na
prawo i lewo. W razie kontroli będziesz miał chociaż
część pieniędzy do zwrotu,
co na pewno wpłynie na nieco łagodniejszy wyrok. Jeśli
nie będzie kontroli, tym lepiej
dla Ciebie.
WODNIK 21 I - 19 II
Twój życiowy partner pozna Cię z zupełnie innej strony. Nigdy dotąd nie widział
Cię w takiej sytuacji. Aby
wzmocnić efekt zaskoczenia,
postaraj się, aby zaraz po wejściu osobiście zapalił światło.
RYBY 20 II - 20 III
Zbliża się okres, który pozostanie w Twojej pamięci na
długo. Czekają Cię interesujące spotkania i nowe znajomości. Niczego nie podpisuj
i pamiętaj, że masz prawo do
adwokata z urzędu.
Redakcja zastrzega sobie prawo do unieważnienia horoskopu,
bez podania przyczyn!
AZB
– Ja się pytam, kiedy mi pan
odda dług?
– To zależy, w czym pan chce
go odzyskać. W dolarach czy
w złotówkach?
– A co to ma za znaczenie?
– Bo jak w dolarach, to nie
dostanie pan ani centa, a jak
w złotówkach, to ani grosza.
Lekcja na temat własnej przyszłości. Nauczycielka pyta Jasia:
– Jasiu, a ty kim byś chciał zostać, jak dorośniesz?
– Chcę zostać księdzem jak
mój dziadek i tata.
– Doktorze, czy może mi pan
przepisać coś na ręce? Cały
czas się trzęsą.
– Czy dużo pan pije?
– Nie. Więcej rozlewam...
Dwaj panowie rozmawiają
przy kieliszku.
– Ech, życie jest ciężkie...
– wzdycha jeden z nich. – Miałem wszystko, o czym człowiek może marzyć: cichy dom,
pieniądze, dziewczynę...
– I co się stało?!
– Żona wróciła z wczasów tydzień wcześniej.
Są 90. urodziny dziadka.
13-letni wnuczek przychodzi
do niego i mówi:
– Dziadziuś, mam dwie wiadomości: dobrą i złą, którą
wolisz najpierw?
– Dobrą.
– Na twoich urodzinach będą
striptizerki!
– Ooo, bardzo fajnie. A ta zła?
– Będą w twoim wieku!
Dwóch facetów wpada na siebie w centrum handlowym:
– Och, przepraszam pana!
– Nie, nie, to ja przepraszam.
Zagapiłem się, bo wie pan,
szukam tu mojej żony.
– Ach tak? Ja też szukam swojej żony. A jak pańska żona
wygląda?
– Wysoka, włosy płomienny kasztan, ścięte na okrągło
z końcówkami podwiniętymi
do twarzy. Doskonałe nogi,
jędrne pośladki, duży biust.
Była w spódniczce mini i bluzeczce z dekoltem. A pańska?
– Nieważne! Szukajmy pańskiej.
W szpitalu leży nieprzytomny
mężczyzna, przy nim siedzi
troskliwa żona. W pewnym
momencie chory się budzi,
Uśmiechnij
się
patrzy na żonę i pyta:
– Byłaś przy mnie zawsze, kiedy spotykało mnie jakieś nieszczęście, prawda?
– Tak, kochanie.
– Byłaś przy mnie, kiedy mnie
z pracy wywalili?
– Tak, kochanie.
– A gdy moja firma zbankrutowała, też przy mnie byłaś?
– Tak, kochanie.
– A gdy nam się chałupa spaliła?
– Też przy tobie byłam, kochanie.
– Teraz, gdy miałem ten cholerny wylew, też przy mnie jesteś?
– Tak, kochanie.
– Wiesz co? Ty mi chyba przynosisz pecha!
Spotkało się dwóch kumpli
i jeden żali się drugiemu:
– Wiesz, Zenek, żona zrobiła
się bardzo marudna i od pół
roku mnie zanudza. Cały czas
przychodzi z tym samym.
– Z czym?
– Chce, żebym wyniósł choinkę na śmietnik.
Żona do spóźnionego męża
wracającego do domu:
– Gdzie ty byłeś tyle czasu?
– U Janka na brydżu!
Żona dzwoni do Janka i pyta:
– Był u ciebie mój mąż?
– Jak to był?! Siedzi i właśnie
rozdaje!
Dwaj przyjaciele spotykają
się po weekendzie...
– Siemka, Marek.
– Tak…tak, siemka...
– Czy coś cię trapi?
– Owszem, mam pewien problem.
– Jaki?
– Trudno to wytłumaczyć...
cieszę się i jestem załamany zarazem. Mam mieszane
uczucia.
– A co się stało?
– Moja teściowa wpadła do
morza... moim mercedesem.
Młode małżeństwo w hotelu:
– Pokój na dobę – mówi
młody mąż.
– Ma pani szczęście – mruga
portier do żony, zwykle bierze pokój na godzinę.
Rodzina siedzi przy stole. Mały Tomek pyta tatę:
– Tatusiu, dlaczego ożeniłeś
się z mamą?
Tata odkłada widelec i patrząc na żonę, mówi:
– Widzisz, nawet dziecko tego
nie rozumie.
Żona w wraca do domu i mówi:
– Kochanie, dzisiaj pięć razy
przejechałam na czerwonym
świetle bez żadnego mandatu!
– No i co z tego?
– Nic. Za zaoszczędzone pieniądze kupiłam sobie nową
torebkę!
Ty w ogóle nie jesteś o mnie
zazdrosny!
– Jestem....
– Ciekawe, a co byś pomyślał,
jakbyś się dowiedział, że cię
zdradziłam z twoim najlepszym przyjacielem?!
– Że jesteś lesbijką.
turystyka
“Nowe Życie Olsztyna” nr 8 (131) 2014
Planujemy
udany urlop
Pierwsze i najważniejsze kryterium to cena imprezy. To tu pojawia się pytanie: być czy mieć? Za małe pieniądze dostaniemy małą ofertę. Jeśli wybieramy
ją świadomie, to wyrażamy na to zgodę. Jeżeli jednak chcemy się pławić w luksusie, to musimy za to zapłacić stosownie dużo.
P
lanując zwiedzanie, wybieramy BB
(pobyt ze śniadaniem)
lub HB (pobyt, śniadanie i obiadokolacja). Jedzenie kupujemy po
drodze w trakcie wycieczek. To także szansa na poznanie kuchni regionalnych. Nie
wszyscy są zapalonymi podróżnikami, dlatego pozostali, szczególnie ci oczekujący
pięknego słońca, ciepłej wody i plażowania, powinni zdecydować się na opcję all
inclusive. To oznacza
posiłki w restauracji
hotelowej, napoje alkoholowe i bezalkoholowe w cenie imprezy.
W krajach południowych, nawet jak mamy wykupione all inclusive, to proponuję
przyzwyczaić się do
dawania napiwków, taki tam
zwyczaj. Wtedy kelner znajdzie dla nas najlepsze napoje
i przekąski.
rzeczytajmy
uważnie ofertę, którą chcemy kupić. Często turyści nawet nie wiedzą, do jakiego
hotelu jadą, co w cenie pobytu im się należy. Podczas wyjazdu sylwestrowego do Berlina turyści nastawili się na
zwiedzanie muzeów i miasta, a nie na zabawę. A w ofercie organizator zaznaczył:
„w miarę możliwości dla chętnych
zwiedzanie
muzeów”. Jeśli chcemy zwiedzać,
to trzeba wybrać wycieczkę,
w której jest napisane konkretnie „zwiedzanie z przewodnikiem”. Ceny wycieczek
z przewodnikiem lokalnym
są wyższe od standardowych.
W większości zabytkowych
miejsc w Polsce i na świecie
jest obowiązek zwiedzania
z przewodnikiem lokalnym,
a oprowadzanie bez uprawnień kosztuje wysoki mandat,
nawet utratę licencji pilota.
ajlepiej razem z towarzyszem wycieczki
odpowiedzieć sobie: czy zgadzamy się na kiepskie warunki lokalowe i żywieniowe, ponieważ odpowiada nam cena?
Kiedy w tym samym regionie
P
N
najmniej czterogwiazdkowe, to
mamy szansę na
wieczorne animacje, basen, saunę. W hotelach
tanich, czyli dwui trzygwiazdkowych, możemy
tylko
wcześnie
chodzić spać lub
pograć ze znajomymi w karty.
I to tylko gdy je ze
sobą mamy.
bezpieczenia,
które proponują nam biura podróży, są podstawową, najtańszą
ofertą. Warto na
każdy wyjazd zabierać ze sobą europejską
kartę
NFZ, jest ona honorowana w krajach Unii Europejskiej. Dobrze też
wykupić dodatkowe ubezpieczenia, ich wybór jest duży. Zimą czy latem – zawsze
jesteśmy narażeni na jakieś
dolegliwości albo wypadki.
Potrzebne jest jeszcze ubezpieczenie OC od odpowiedzialności cywilnej. Przecież
w każdej chwili my komuś
lub ktoś nam może wyrządzić jakąś szkodę, miejmy zatem zagwarantowaną ochronę i wsparcie prawników.
U
mamy do wyboru kilka hoteli
o podobnym standardzie, wtedy możemy przypuszczać, że
jest coś na rzeczy z tymi oferującymi niższą cenę. Stare hotele są
najtańsze, po remoncie cena jest
średnia, a za nowe najwyższa.
Jedzenie zwykle okazuje się dostosowane do poziomu danego
ośrodka. W tych słabych pracownicy i właściciele wiedzą,
że cena za pobyt jest adekwatna do oferowanych usług i nie
będą dostosowywać się do naszych wymagań. Wśród trzyi czterogwiazdkowych znajdziemy dobre oferty, lecz uwa-
żajmy na najtańsze opcje. Hotele pięciogwiazdkowe dają nam
gwarancję znakomitej oferty
i w tym przypadku mamy dwa
rodzaje pokoi: standardowe
i lepsze, na przykład z widokiem na morze lub góry.
wyborze wycieczki
warto też wziąć pod
uwagę, jak właściwie usytuowany jest hotel. Młodzi potrzebują lokum w centrum
lub tuż obok dyskotek, klubów, restauracji czy barów.
Starsi, pragnący spokoju szukają hoteli leżących na uboczu. Niestety i jedni, i drudzy
W
zapominają to sprawdzić, potem składają reklamacje do
biur, że było za cicho lub za
głośno. Musimy wiedzieć, że
hotele położone w centrum
miasteczek albo tuż przy plaży będą narażone na odgłosy
z pobliskich barów, dyskotek
albo przejeżdżających samochodów. Hotele leżące na stokach gór dają nam zimą możliwość szybkiego znalezienia
się na wyciągu, ale mają najczęściej utrudnioną drogę
dojazdu lub są zupełnie odcięte od sklepów, barów i innych atrakcji. Jeśli są to hotele
Izabella Fraszczyk
13
Podróżuj
na serio
Podróże kształcą – mówi
stare porzekadło. To prawda, ale pod warunkiem, że
podróżujemy prawdziwie.
Nie ograniczamy się do wycieczki do modnego kurortu,
gdzie kupimy pamiątkę
made in China. Nie o to chodzi w podróżowaniu.
Spełniając marzenia, wyruszamy coraz częściej do egzotycznych krajów lub innych
miejsc kuszących swą niezwykłością. Co zrobić, by w pełni skorzystać z dobrodziejstw
poznawania świata? Wystarczy odrobina odwagi. Jest potrzebna, by przekroczyć granicę dzielącą nasz świat od
świata lokalnych mieszkańców. Oraz aby poczuć to, co
znajduje się po drugiej stronie
tej granicy.
Kto choć raz odbył prawdziwą podróż, ten wie, o czym
mowa. Prawdziwą, czyli taką,
która nie polega na snuciu się
za przewodnikiem w tłumie
znudzonych turystów, a pozwala na spokojną obserwację. Dzięki której poddamy się
urokowi dostrzeganych obrazów, odkryjemy w sobie nieznane nam wcześniej emocje
i wrażliwość.
Wyruszając w podróż marzeń, miejmy ze sobą oprócz
walizki czy plecaka jeszcze kilka drobiazgów. Nic nie kosztują, nic nie ważą, a mogą uchronić nas przed rozczarowaniem
i sprawić, że przeżyjemy coś
niezwykłego. Te symboliczne drobiazgi to: otwarte serce
i umysł, gotowość poszanowania zwyczajów innych ludzi,
ciekawość świata i chęć poznania tego, co nieznane, odrobina wiedzy o kraju lub miejscu,
do którego wyruszamy, trochę
odwagi oraz sporo zdrowego
rozsądku. Pewność, że słowo
„inny” nie oznacza tego samego co „wrogi” lub „obcy”. To
wydaje się oczywiste, ale czy
pamiętamy o tym zawsze?
14
“Nowe Życie Olsztyna” nr 8 (131) 2014
rozmaitości
Separacja
Wydziedziczenie
zamiast rozwodu wyrodnego syna
Jeśli w skłóconym małżeństwie istnieje szansa na pogodzenie się, warto zamiast rozwodu postarać się o to, aby sąd orzekł
separację. Różnic jest niewiele, ale są one istotne.
Podobnie jak przy rozwodzie sąd wskazuje winnego za
brak zgody. Jednak na zgodny wniosek obu stron odstępuje
od tego i nie orzeka o winie. Podstawowa różnica jest taka, że
pozostający w separacji nie mogą ponownie żenić się lub wychodzić za mąż. Nie mogą też wrócić do nazwiska noszonego
przed ślubem. Przy rozwodzie strona popadająca w trudności
materialne może domagać się alimentów – na pięć lat przy nieorzekaniu o winie lub na zawsze, gdy druga strona uznana została winną rozkładowi pożycia. Przy separacji obowiązek alimentacyjny obowiązuje bez ograniczeń. Ustaje po pogodzeniu
się stron. Pozostający w separacji małżonkowie, w wypadku
śmierci drugiej osoby, nie nabywają prawa do dziedziczenia.
Kolejny raz wychodzi na to, że zgoda popłaca.
Syn – pijak lub narkoman, nierokujący poprawy recydywista, nieinteresujący się losem rodziców, wręcz czyhający na ich
śmierć i czekający na majątek po nich może przeliczyć się w
tych oczekiwaniach. Niecny plan zdemoralizowanego człowieka może zostać zniweczony. Wystarczy, że zgodnie z prawem,
skutecznie zostanie wydziedziczony. Po podjęciu takiej decyzji
należy ogłosić ją zapisem w testamencie. Inna forma nie wchodzi w grę.
Nie tylko trzeba napisać, że wydziedzicza się syna, należy
podać przyczyny takiej decyzji. Kodeks cywilny jako przyczynę wydziedziczenia uznaje przede wszystkim dopuszczenie
się przyszłego spadkobiercy wobec spadkodawcy umyślnego
przestępstwa przeciwko życiu, zdrowiu lub wolności albo rażącej obrazy czci. Może to też być uporczywe niewykonywanie
obowiązków rodzinnych, a także tryb życia – pijaństwo, narkomania lub prostytucja. Wydziedziczonemu nie przysługuje
nawet zachowek. Natomiast miejsce wydziedziczonego zajmują jego dzieci i one mają prawo do podziału masy spadkowej.
Areszt
za kunę
Kuny rozpleniły się na
dobre i wyszły z lasów. Opanowały wsie. Trafiły też do
miast. Mieszkańcy walczą
z nimi jak mogą, straszą,
czym się da. Modne stały się
ultradźwiękowe
urządzenia odstraszające. Szkopuł
w tym, że są bardzo głośne i
przeszkadzają sąsiadom. Nie
dają spać w nocy. Doszło do
tego, że sąsiad doniósł w tej
sprawie na sąsiada. Staż miejska znalazła odpowiedni pa-
ragraf. Zakłócanie ciszy nocnej urządzeniem odstraszającym
kuny jest – nie da się ukryć – wykroczeniem. Kodeks wykroczeń określa bowiem między innymi, że: kto krzykiem, hałasem
lub alarmem zakłóca spokój lub odpoczynek nocny, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny.
Wytwarzanie ponadnormatywnego hałasu należy do tak
zwanych immisji pośrednich, które stają się nieznośne. Pokrzywdzony sąsiad ma prawo żądać w takim przypadku zaniechania używania odstraszających urządzeń i powrotu do stanu
poprzedniego. W przeciwnym razie zakłócającemu ciszę grozi
areszt albo grzywna. Kunie nic nie grozi.
Utracić
mieszkanie
Taka sytuacja grozi osobom, które z różnego powodu popadły w długi. Dotyczy to między innymi niepłacących regularnie za mieszkanie, niespłacających zaciągniętych kredytów,
nieopłacających mandatów, a nawet posiadających długi honorowe. Jeśli istnieje szansa, by samemu wyjść z długów, sprzedając, co się da (nawet mieszkanie), warto tak uczynić. Najgorszym wyjściem jest bezczynne czekanie na komornika i licytację.
Można wówczas stracić wszystko. To boli przede wszystkim
wówczas, gdy przedmiotem licytacji staje się mieszkanie. Przy
przeprowadzaniu tej czynności dłużnik ponosi same straty.
Najpierw biegły dokonuje wyceny. Wartość nieruchomości
jest wtedy o kilkanaście procent niższa od rynkowej. W dodatku mieszkanie trafia na licytację nie za cenę określoną przez biegłego, lecz za 75% tej kwoty. Jeśli przy pierwszym podejściu nie
znajdzie się nabywca, następna licytacja rozpocznie się z jeszcze
niższą ceną – 66% wyceny biegłego. To mogą być bardzo małe
pieniądze. Ponadto z uzyskanej kwoty 15% przypada komornikowi, trzeba opłacić biegłego, koszty sądowe i koszty licytacji.
Po licytacji komorniczej należy dobrowolnie wyprowadzić
się z mieszkania. Upór grozi przymusową eksmisją. To także
kosztuje, bo trzeba zapłacić za naprawę zrywanych zamków, za
transport i za przechowywanie ruchomego dobytku.
Mirosław Rogalski
sport
“Nowe Życie Olsztyna” nr 8 (131) 2014
Żeńskie jedynaczki w centralnych rozgrywkach
Koszykarki KKS Olsztyn
po sezonie
Koszykarki KKS Olsztyn zakończyły już sezon 2013/2014. Podopieczne Alicji i Tomasza Sztąberskich walczyły w I lidze. Grające na zapleczu olsztynianki mogą
zaliczyć ten sezon do udanych.
Mimo że olsztynianki nie
zakwalifikowały się do grupy
walczącej o awans do ekstraklasy, to ich poczynania należy
uznać za udane. W grupie spadkowej pokazały, że potrafią grać
w kosza i zajęły w niej pierwsze
miejsce. A wszystko to osiągnęły niemal własnymi siłami. To
znaczy, że w zespole grały same wychowanki. Oczywiście
oprócz Anety Burandt oraz Kariny Różyńskiej, która przybyła
do Olsztyna z Lęborka. Jednak
to było ponad osiem lat temu
i przez ten czas zawodniczka
ukończyła w Olsztynie gimnazjum i liceum oraz rozpoczęła
studia. Tak więc można ją uznać
za wychowankę klubu.
Trener Tomasz Sztąberski także jest zadowolony z gry zespołu. – To był
dość dobry sezon. Oczywiście chcieliśmy awansować do ósemki walczącej
o awans, ale zabrakło nam
trochę szczęścia. Niemniej zawodniczki należy pochwalić.
Tym bardziej że nie brakowało kontuzji, co zawsze ma jakiś
wpływ na postawę drużyny
– powiedział Sztąberski.
Trzeba zaznaczyć, że
w Olsztynie prowadzone jest
szkolenie od podstaw. Grupy juniorek, kadetek i młodziczek rywalizują na poziomie nie tylko regionalnym,
ale osiągają także dobre wyniki w rywalizacji na poziomie
mistrzostw Polski.
– Liczy się to, żeby dziewczęta ogrywały się, walcząc
z najlepszymi w kraju. Dlatego tak ważne jest szkolenie
od podstaw i pomoc klubowi w każdym zakresie. Wspomagają nas rodzice, sponsorzy
oraz władze miasta. Niemniej
wciąż apelujemy o większą aktywność ze strony sponsorów.
Przecież koszykarki KKS są
jedną z dwóch żeńskich drużyn z Olsztyna, która występuje w rozgrywkach centralnych
– dodaje Sztąberski.
Trener i jednocześnie prezes klubu tak scharakteryzował zawodniczki po zakończonym niedawno sezonie:
Joanna Markiewicz – kapitan drużyny, wspaniały łącznik między trenerem
a resztą zespołu. Równo grająca przez cały sezon. Przykład
tzw. walczaka. Nigdy się nie
poddaje.
Karina Różyńska – wyborowy strzelec, profesjonalistka w każdym calu. Robiła stałe postępy w grze. Jedna
z najlepszych w rzutach za
trzy punkty. Żałuję, że po tym
sezonie odchodzi z klubu.
Aneta Burandt – jedyny transfer tego roku. Grała
w reprezentacji kraju U-20.
Duża nadzieja na przyszły se-
zon. Z Natalią Żukowską powinny stworzyć groźny dla
innych duet.
Natalia
Żukowska
– gracz jeszcze nieobliczalny. W meczu gra dwa mecze. Po słabszej pierwszej
części, w drugiej bryluje na
boisku. Jak ustabilizuje formę, będzie decydowała o losach spotkania.
Dominika Spittal
– dziewczyna o dużych
umiejętnościach, które pokazała zwłaszcza pod koniec
sezonu. Zmieniła spojrzenie
na świat, nie załamuje się
niepowodzeniami.
Iwona Polak – w poprzednim sezonie zrobiła ogromne
postępy. Teraz nieco się zatrzymała, ale jest to spowodo-
wane jej studiami na trudnym
kierunku. Liczymy na nią
w przyszłym sezonie.
Jolanta Wichłacz – jedynka
zespołu. Ambitna jeśli chodzi
o sport, jak i naukę na studiach.
Świetny początek sezonu. Niestety kontuzja wyeliminowała
ją z gry na pół roku.
Ksenia
Zajączkowska
– olbrzymi postęp w grze.
Przykład pracusia. Pierwsza
przychodzi na trening, ostatnia z niego wychodzi. Poprawiła rzut za trzy punkty.
Aneta Todys – ma predyspozycje do jeszcze lepszej gry.
Jeśli mocno popracuje, to może skutecznie dobijać się do
pierwszej piątki.
Amelia Wełnicka – jest
drugą jedynką w zespole. Ma
jednak nieco za gorącą głowę. Jak nad tym popracuje, będzie mocnym ogniwem
w drużynie.
Aleksandra Mońko – zawodniczka w kręgu zainteresowania reprezentacji U-16.
Eliminuje błędy i gra jak tego oczekujemy. Przy swoim
zasięgu jest przyszłością KKS.
WAD
15
Dwa
bieguny
Trudno porównywać do
siebie dwie dyscypliny sportu, nawet jeśli są to gry zespołowe. Tak jest w przypadku siatkówki, reprezentowanej przez
Indykpol AZS, i piłki nożnej,
w tym przypadku chodzi
o Stomil. Jedni grają w ekstraklasie, zaś drudzy na jej zapleczu.
Wrażenia z ich tegorocznych
występów znacznie się różnią.
Chodzi o fakt gry o „coś”. Bo
niezależnie, czy jest to pierwsza,
druga czy trzecia liga, to zawsze
gra się o zwycięstwo, o punkty, o jak najlepsze miejsce w tabeli i dla kibiców. W przypadku Indykpolu AZS jest to walka
o piąte miejsce, co może w efekcie przynieść prawo gry w europejskich pucharach. Oczywiście
droga do tego daleka, ale z Politechniką Warszawa można wygrać. Pisząc ten materiał, nie znałem jeszcze wyniku konfrontacji
między tymi drużynami (gra do
trzech zwycięstw). Jednak ten sezon należy uznać dla olsztynian
za udany. Akademicy w wielu przypadkach pokazali, że są
w stanie grać na dobrym poziomie. Może na pierwszą czwórkę
to jeszcze za mało, lecz... Przypomnijmy sobie, co działo się rok,
dwa czy trzy lata temu. Różnica jest ogromna. Teraz akademicy walczą o europejskie puchary
i chwała im za to.
Na drugim biegunie znajduje się niestety Stomil. Piłkarze
z Olsztyna jakoś nie potrafią zadomowić się w środku ligowej
stawki i zdobyć większej przewagi punktowej nad rywalami
ze strefy spadkowej. W ubiegłym
roku rzutem na taśmę uratowali się przed spadkiem. Zapowiedzi na ten sezon były bardziej
optymistyczne. Jednak co innego gadanie, a co innego granie.
Podobnie jak przed rokiem olsztyńskich piłkarzy czeka gorąca
końcówka sezonu i walka o ligowy byt. Tak więc dwubiegunowość w Olsztynie to nie nowina.
WAD

Podobne dokumenty