Życie Olsztyna 8/131
Transkrypt
Życie Olsztyna 8/131
REKLAMA nr 5 (131) 2014 ISSN 1734-7076 NOWE Życie (21.04-05.05. 2014) BEZPŁATNY Dwutygodnik REKLAMA NAKŁAD 25 000 Olsztyna REKLAMA 2 Z olsztyna “Nowe Życie Olsztyna” nr 8 (131) 2014 Rowerem na Stare Miasto Na Starym Mieście obowiązuje już letnia organizacja ruchu, czyli zakaz wjazdu na rynek i parkowania przed starym ratuszem aż do 12 października. Ponadto zamknięta dla ruchu jest ul. Rodziewiczówny oraz fragment placu Jedności Słowiańskiej od ul. Piastowskiej do ul. Staromiejskiej. Nowością jest wjazd dla rowerzystów (znaki B-2 – „Zakaz wjazdu” i D-3 – „Droga jednokierunkowa”, mają tabliczki T-22 – „Nie dotyczy rowerów”). Piesi muszą jednak uważać, bo wśród rowerzystów wciąż jest wielu, którzy zapominają, że ich także obowiązuje Kodeks drogowy. Pstrowskiego do obwodnicy Zostały podpisane kolejne umowy na wykonanie ulic, które mają umożliwić mieszkańcom Olsztyna dotarcie do obwodnicy. Do końca lutego 2015 r. konsorcjum w składzie: Biuro Projektów Inżynierii Lądowej w Warszawie oraz Biuro Projektów „NOW–EKO” w Olsztynie, przygotuje dokumentację na budowę nowego przebiegu ul. Pstrowskiego do węzła obwodnicy Szczęsne. Planowany odcinek zacznie się przy ul. Krasickiego. Wartość umowy z miastem wynosi 919 tys. zł brutto. Projektanci mają też nadzorować budowę, nawet do 2023 r., czyli do dnia upływu gwarancji i rękojmi z tytułu robót. Nie ma to jak piękna perspektywa – korków przez wiele lat. Z(visit)uj Olsztyn Powyższego zadania nie rozwiąże nawet nowy ratuszowy portal turystyczny: www.visit.olsztyn.eu. Uruchomiono właśnie jego próbną wersję (wersja beta), by każdy mógł zgłosić uwagi do portalu. Inicjatywa cenna, a pośpiech przed początkiem sezonu usprawiedliwia nawet wpadki z fantazyjnymi żaglówkami w parku Kusocińskiego czy czarnym paskiem menu zasłaniającym teksty z lewej strony (tak było np. 18 kwietnia). To też dobry chwyt reklamowy, na który nabrało się wielu internautów, krytykujących nową inicjatywę Urzędu Miasta Olsztyna. W portalu umieszczono ponad 1000 obiektów, z czego ponad 200 to lokale gastronomiczne, a ponad 60 – miejsca noclegowe. Są też informacje o wydarzeniach, w większości historycznych. Zakończenie prac nad portalem planowane jest na koniec tego roku. Wartość projektu wynosi ponad 426 tys. zł, w tym udział podatników z Olsztyna to 63 tys. zł. Po arboretum z GPS Wraz z wiosną do Leśnego Arboretum Warmii w Kudypach także zawitała nowość – można je zwiedzać przy pomocy specjalnej aplikacji na smartfony i tablety, działające w systemie Android. Mobilny przewodnik z doskonałą mapą przygotowało nadleśnictwo Kudypy, które prowadzi arboretum, jedyny w północno-wschodniej Polsce ogród botaniczny. Ale i bez tabletu jest tam pięknie. O marketingu w sporcie Michelin i… nic więcej Francuski koncern Michelin jest największym i bodaj jedynym w Olsztynie pracodawcą wielkoprzemysłowym, dlatego cieszy nas wiadomość o kolejnych planach rozbudowy zakładu opon rolniczych. Dzięki temu olsztyńska fabryka będzie największą tego typu na świecie. Nowy projekt „Orbita” podpisywał w Olsztynie sam minister gospodarki Janusz Piechociński. Przewiduje się, że za 413 mln zł powstaną kolejne hale wyposażone w nowoczesne maszyny służące m.in. automatyzacji i modernizacji procesu wulkanizacji opon. Przy okazji zbliżającego się Święta Pracy warto przypomnieć, że z pracy w tym zakładzie żyją prawie cztery tysiące rodzin, które mają nadzieję, że tak będzie wiecznie. Oby, bo nie słychać o podobnych inwestorach z innych branż. A cóż to za metropolia bez własnego i silnego przemysłu? Taniej na majówkę Majowy weekend w Olsztynie może być po raz pierwszy tani. Od 30 kwietnia do 4 maja będzie obowiązywać akcja Lokalnej Organizacji Turystycznej „Olsztyn za pół ceny”. Biorą w niej udział hotele, restauracje, puby, park rozrywki, klub fitness, Olsztyńskie Planetarium i Obserwatorium Astronomiczne, Olsztyński Teatr Lalek, Miejska Biblioteka Publiczna, Lotnisko Olsztyn - Dajtki, Wodne Centrum Rekreacyjno-Sportowe „Aquasfera” oraz Galeria BWA. Ale do promocji akcji nie wystarczy sam internet, do którego nie każdy ma dostęp – zwłaszcza ci ze stałą kasą, czyli emeryci! Wiosna z OSiR Ośrodek Sportu i Rekreacji w Olsztynie nie ogranicza się tylko do weekendowej akcji LOT-u. W Wodnym Centrum Rekreacyjno-Sportowym „Aquasfera” proponuje pływacką promocję wiosenną aż do końca czerwca! Warunek: trzeba kupić bilety w godzinach 14.00-20.00 od poniedziałku do piątku, a w weekendy i święta w godzinach 6.00-20.00. No to popływajmy! Jak wykorzystać wydarzenia sportowe do robienia interesów? Odpowiedzi na to pytanie udzieli konferencja „Jak uaktywnić potencjał marketingowy tkwiący w wydarzeniach sportowych?” zorganizowana przez Katedrę Analizy Rynku i Marketingu Wydziału Nauk Ekonomicznych UWM. Konferencja odbędzie się 15 maja w Olsztyńskim Parku Naukowo-Technologicznym. Wydarzenie wspiera też ratusz, OSiR, a nawet Olsztyńskie Planetarium i Obserwatorium Astronomiczne, Galeria Sztuki BWA i Muzeum Warmii i Mazur. Mają przyjechać gwiazdy sportu i telewizji. Pruszków zbuduje Obiegową Pruszkowska spółka Strabag, znana m.in. z budowy autostrad, wybuduje ul. Obiegową wraz z wiaduktem w ciągu ul. Żołnierskiej. Jej oferta była najkorzystniejsza w przetargu, jaki ogłosił i rozstrzygnął ratusz. Za prawie 46 mln zł pruszkowska firma wybuduje ulicę od skrzyżowania ulic Sikorskiego z Pstrowskiego do ul. Piłsudskiego wraz z trakcją tramwajową na odcinku od skrzyżowania ulic Pstrow- skiego z Sikorskiego do ul. Żołnierskiej. Budowa ma zakończyć się w drugiej połowie przyszłego roku. Mamy Mistrza Promocji Czytelnictwa! Miejska Biblioteka Publiczna w Olsztynie została krajowym Mistrzem Promocji Czytelnictwa, zwyciężając w ogólnopolskim konkursie organizowanym przez Stowarzyszenie Bibliotekarzy Polskich. Ale nagrodę otrzyma dopiero 22 maja, podczas V Warszawskich Targów Książki na Stadionie Narodowym. Mamy nadzieję, że MBP wzbogaci się o wiele cennych książek, bo fundatorami nagród w konkursie są wydawnictwa: Bellona, Nasza Księgarnia, Skrzat, Bajka i Zakamarki. Jury konkursu oceniało aktywność biblioteki, jej kreatywność i konsekwencję w działaniu za cały 2013 rok. Gratulujemy! Nieskromnie dodamy, że mamy w tym swój udział, bo jednym z kryteriów oceny była współpraca z mediami, czyli m.in. liczne informacje, jakie o MBP ukazały się na łamach „Życia Olsztyna”. Wybrał i skomentował JJP Sprostowanie W poprzednim wydaniu „Życia Olsztyna” poinformowaliśmy, że olsztyńskie nadleśnictwo organizuje konkurs fotograficzny „Złap wiosnę”. Niestety, pomyliliśmy się, bo taki konkurs nie został przeprowadzony. Za błędną informację przepraszamy nadleśnictwo Olsztyn oraz naszych Czytelników. NOWE Życie Wydawca: Agencja Reklamowo-Wydawnicza INNA PERSPEKTYWA” Paweł Lik, “ redaktor naczelny: Leszek Lik [email protected]; redaktor wydania bezpłatnego: Paweł Lik, sekretarz redakcji: Olga Ropiak; dziennikarze: Andrzej Zb. Brzozowski, Olga Ropiak, Jacek Panas, Jerzy Pantak, Mirosław Rogalski, Mariusz Wadas; korekta: Irena Robak, Olga Ropiak; współpraca: Krzysztof Rzymski fot. okładka:Paweł Lik Biuro promocji i reklamy: tel. 505 129 273; (r) – materiał reklamowy lub powierzony, ar- archiwum redakcji. Redakcja nie odpowiada za treœæ i formê powierzonych materia³ów, zastrzega sobie prawo adiustacji powierzonych tekstów. Druk: Express Media Sp. z o.o. Olsztyna Nakład 25 000 olsztyn “Nowe Życie Olsztyna” nr 8 (131) 2014 3 Coś optymistycznego Święta, święta i po świętach. W portfelu ubyło, w pasie przybyło. Ale co tam! Kolejny długi weekend już na nas czeka ze schłodzonym piwkiem oraz kiełbaską na grillu. Niestety, nie podoba się to panu Kazimierzowi, smutasowi z Olsztyna. J uż niedługo będzie można spróbować w Olsztynie wielu sportów za darmo. To niesamowite. Jogi, tańca, boksu, truchtania w grupie, tai chi, strzelectwa sportowego, zwiedzania z przewodnikiem, windsurfingu, nurkowania, golfa, smoczych łodzi, jazdy konnej. Czego tylko dusza pragnie. Można zadzwonić do starego kumpla i zaproponować mu rozprostowanie gnatów na konnej przejażdżce pod okiem instruktora. Jakiś pretekst, żeby wyrwać się na świeże powietrze w piękny, wiosenny dzień i spróbować czegoś nowego bez wydawania na to pieniędzy! – Etam! Tak naprawdę to władze miasta nic w tym Olsztynie nie robią! – odpowie na to Kazimierz, typowy olsztyński maruda. go, że piją piwo pod chmurką, a niby nie wolno. – Nic, tylko chlają, zamiast się uczyć, przyszła elita narodu! – relacjonuje Kazimierz. – Nic tylko w tym ratuszu siedzą i pierdzą! Wszyscy młodzi po studiach stąd wyjadą i tak się to skończy – prorokuje nasz smutas. Kazimierz, idź na kampus uniwersytecki. Zobaczysz, jak tym młodym u nas dobrze. Wielu mieszkańców nawet nie wie, że nad Jeziorem Kortowskim od strony akademików na zielonej trawce jednocześnie bywa rozstawionych kilkadziesiąt grillów! Wszyscy grillują! To niezły widok, aż chce się pstryknąć zdjęcie. Młodzi ludzie leżą na trawce, piją chmielowy napój, jedzą przypieczone kiełbaski, śmieją się i wypoczywają. Fajnie się patrzy na te dzieciaki. Co z te- Kazimierzu, jak nie podoba ci się grillowanie ze studentami, to przespaceruj się na obiad na Starówkę. Od 30 kwietnia do 4 maja w Olsztynie wiele pyszności będzie za pół ceny. Idąc uliczkami Starego Miasta, zobaczymy szyldy, które restauracje i puby uczestniczą w akcji obniżenia ceny o połowę. Specjalną ofertę w tych dniach przygotują dla olsztynian i turystów także planetarium, teatr lalek, miejska biblioteka, lotnisko na Dajtkach, Aquasfera, BWA, kluby fitness i wiele firm świadczących usługi rozrywkowe. Raz w roku można się szarpnąć, spróbować czegoś, czego się nie robi na co dzień. Jest pretekst: niższa cena i długi weekend. Rozumiesz, Kazimierzu? Odwiedź planetarium, popatrz na gwiazdy, może ci się w głowie przejaśni. – A co pani się tak uśmiecha jak głupi do sera? – zapytał Kazimierz panią redaktor – tak wam w tej redakcji się podoba w tym smutnym jak dupa mieście? – Opiszemy w gazecie pana punkt widzenia – usłyszał w odpowiedzi. Uśmiechnął się. Uśmiechnął się!!! Olga Ropiak 4 “Nowe Życie Olsztyna” nr 8 (131) 2014 nasz region Panel ekspertów w OSW Łatwiej teraz poruszać się rowerem po Starówce Rowerzyści na Starówce mają teraz więcej praw Bator mimo posiadania tylko jednego oczka jest zawsze pełen zapału, szczególnie do spacerów! Jednooki piesek wypatruje swojego pana Psiak młody i w pełni zdrów ma duże szanse na to, że znajdzie sobie właściciela. Gorzej jest z bezpańskimi czworonogami, mającymi jakiś uszczerbek na zdrowiu. Taka sytuacja spotkała Batorka – mniej więcej siedmioletniego psa przypominającego owczarka niemieckiego. Bator ma tylko jedno oko. Mimo to jest pełen energii, przyjazny dla ludzi i bardzo posłuszny. Grzecznie chodzi na smyczy. Bardzo lubi spacerować, przychodzi na zawołanie. Jednooki piesek niestety z jakiegoś powodu nie lubi innych psów. Dlatego jest dla Batora poszu- kiwany nowy właściciel, który mógłby odmienić los psiaka i sprawić, aby nie został w olsztyńskim schronisku. Pies jest wykastrowany, odrobaczony i zaszczepiony. Ma czip identyfikacyjny. Potrzebuje domu, w którym będzie jedynym psem, a jego nowy właściciel poświęci sporo czasu na wspólne spacery. Jednooki przyjaciel stanie się wspaniałym towarzyszem wędrówek dla osoby aktywnej fizycznie. Na pewno spisze się też jako pies pilnujący domu i ogrodu. Kontakt w sprawie Batora pod numerami telefonu: 606 92 30 31, 604 10 50 18. Przemawia Kamil Jakubowski, szef firmy Rehabmed Kto ma większą smykałkę do prowadzenia własnego biznesu – kobiety czy mężczyźni? Przedsiębiorczość olsztynian była tematem Nowoczesnej Giełdy Pracy w Olsztyńskiej Szkole Wyższej im. Józefa Rusieckiego. Zaproszeni eksperci dyskutowali, w której z płci drzemie większy potencjał do kierowania firmą. Z jednej strony prowadzenie własnej działalności wymaga odważnych posunięć, szybkich decyzji oraz konsekwencji w działaniu. Te zalety zdają się częściej być domeną mężczyzn. Z drugiej strony kobiety górują w nawiązywaniu relacji. Szybciej i łatwiej od męskich konkurentów odczytują potrzeby klientów, a to dobry kierunek do sukcesu w biznesie. W panelu dyskusyjnym uczestniczyli eksperci różnych dziedzin: przedsiębiorcy, pracownicy urzędów pracy, przedstawiciele pionu publicznego i komercyjnego. W większości zgodzili się, że prowadzenie własnego biznesu daje satysfakcję i możliwość wysokich zarobków, ale niesie ze sobą również ogromne ryzyko. Wystarczy, że szef małej firmy ulega wypadkowi i trafia do szpitala. Zostają mu wypłacone znacznie mniejsze pieniądze niż gdyby był zatrudniony w firmie państwowej na etacie. Na dodatek podczas jego niedyspozycji firma nie zarabia, a koszty prowadzenia działalności będzie musiała pokryć. Takie elementy poważnego ryzyka sprawiają, że tylko najśmielsi i najbardziej przebojowi ostatecznie decydują się na własny biznes. Bycie przedsiębiorczym nie jest zatem łatwe! Do tego wyboru jednak gorąco zachęcano studentów OSW podczas Nowoczesnej Giełdy Pracy. Wiosną i latem przesiadamy się na rowery i pedałujemy przed siebie. Wydawałoby się to takie proste. Ale nie zawsze jest! Na olsztyńskiej Starówce można się pogubić w gąszczu zakazów wjazdu, zakazów skrętu czy nakazów jazdy prosto. Szczególnie cykliści, którzy dotarli do nas z innych części kraju, nie oceniali dobrze organizacji ruchu na Starym Mieście. W tym sezonie ma być inaczej. Wprowadzono kilka zmian mających ułatwić życie rowerzystom. Najważniejszą zmianą jest to, że rowerzyści mogą już wjeżdżać na kilka uliczek, na jakie dotąd nie mieli wstępu. Przepisowo można przemierzać już ulicę Kołłątaja. Zakaz wjazdu na nią nie dotyczy teraz rowerów, podobnie jak w przypadku ulicy Mieszka I, gdzie wprowadzono ciąg pieszo-rowerowy. Jadąc ulicą Jedności Słowiańskiej, rowerzyści ucieszą się, że krótki łącznik w stronę Wysokiej Bramy jest teraz dostępny również dla nich. Na Starówkę wjadą już także ulicą Staszica oraz ulicą Rodziewiczówny, na której zakaz wjazdu od strony ulicy Chrobrego przestał dotyczyć rowerów. Dodatkowo na Rodziewiczówny rowerzyści mogą teraz skorzystać z wjazdu od ulicy Piastowskiej. Po przekroczeniu mostu św. Jana mają pełen wybór – mogą korzystać z możliwości jazdy ulicą Prostą w stronę Wysokiej Bramy, skręcać w lewo w Kołłątaja lub jechać ogólno dostępną ulicą Asnyka. Z każdej strony dojadą rowerem do centrum Starówki – na rynek staromiejski. Ciekawa zmiana została wprowadzona także w okolicach zamku. Rowerem można teraz legalnie przejechać brukową drogą tuż przy zamku w stronę mostu Zamkowego. Można dojechać na dziedziniec zamkowy, pozostawić rower przy stojaku i zwiedzić Muzeum Warmii i Mazur. Wśród zwiększających się praw rowerzystów, powinni oni pamiętać o obowiązkach. Jednym z nich jest odpowiedzialna jazda po tym specyficznym obszarze miasta, który ma służyć głównie wypoczynkowi, relaksowi i podziwianiu uroków lokalnej architektury. Rowerzyści powinni zatem nieco zwolnić, przemierzając staromiejskie uliczki. Szczególnie tam, gdzie jest sporo letnich straganów, ogródków piwnych i restauracyjnych oraz po prostu… ludzi. kto ma rację “Nowe Życie Olsztyna” nr 8 (131) 2014 5 Małe czy duże Prawo wyboru Idą nowe czasy i duże sklepy zastępują małe. Te drugie to chyba obecnie przeżytek, relikt minionej epoki. Takie są trendy, chociaż w niektórych miejscach Olsztyna sklepiki usytuowane w pobliżu marketów całkiem nieźle sobie radzą. Może właściciele nie zbijają kokosów, ale placówki są otwarte, ludzie mają zatrudnienie, a mieszkańcy wygodę. M ój przyjaciel Andrzej Brzozowski, który jest bardzo wygodnym człowiekiem, lubi robić zakupy w małym pawilonie. Z pewnością stwierdzi, że sklepiki osiedlowe to przede wszystkim miejsca pracy i nie wolno pozwolić na ich likwidację. rogi Andrzeju, to tylko twoje przyzwyczajenia, umiłowanie wygody i brak realnego spojrzenia na obecną ekonomię. Teraz mamy inne czasy. Ludzie dużo pracują, spieszą się, mają mało czasu. Kiedyś małe sklepy, w pobliżu miejsca zamieszkania, były potrzebne. Można było szybko zrobić zakupy z dzieckiem na ręku. mienił się model rodziny, teraz jest to pracujący ojciec i matka oraz babcia, która na emeryturze dorabia jako opiekunka do dziecka. Mało kto ma czas na codzienne zakupy. Łatwiej zrobić jedne zakupy na cały tydzień. Nie można tego dokonać w małym spożywczym sklepie. Wybiera się markety, supermarkety czy centra handlowe. To jest nowy sposób życia naszego społeczeństwa. Zarówno na świecie, jak i w Olsztynie. Tego nie zmienimy. Nie jest prawdą stwierdzenie, że przez likwidację drobnego handlu tracimy miejsca pracy! Pojawiają się one w dużych sklepach. Co stoi na przeszkodzie, żeby na osiedlach D Z powstawały sklepy wielobranżowe, w których robiłoby się zakupy na kilka dni, a rano można byłoby wpaść po bułki? iestety większość olsztyńskich drobnych handlowców jest niereformowalna. Nie potrafią przystosować się do współczesnych realiów i bankrutują. Znam kilka małych osiedlowych sklepików funkcjonujących w pobliżu molochów handlowych, które nieźle dają sobie radę. W jaki sposób? Kuszą atrakcyjnością towarów, cenami, dostosowaniem produktów do wymogów klientów, dogodnymi godzinami otwarcia. To tylko niektóre sposoby pozwalające konkurować z potentatami. ozytywnym zjawiskiem jest budowanie na osiedlach dużych sklepów podobnych do dawnych supersamów. Wydaje mi się, że to jest właśnie nowy model lokalnego handlu. Ludzie, którym brakuje czasu, zamiast stać w kolejkach do kas w centrach handlowych, najpotrzebniejsze zakupy mogą robić w swoim miejscu zamieszkania, a duże lub branżowe w hipermarketach. To jest przyszłość. Kioski, pawiloniki muszą znik- N P nąć. Sklepiki rodzinne jeszcze przez jakiś czas będą funkcjonować. A potem już tylko supermarkety, a dla urozmaicenia pchle targi, jarmarki i kiermasze, bo targowiska także przejadły się i jest na nich drogo. Jacek Panas Kioski oraz pawiloniki handlowe i usługowe nie muszą i nie powinny zniknąć z naszych osiedli. Są nam potrzebne, zapewniają wygodę i dobrą jakość produktów. P odam osobisty przykład. Odkleiła mi się zelówka w bucie. Kiedyś znalezienie szewca nie było problemem, dzisiaj nie jest to takie łatwe. W Olsztynie jest ich zaledwie kilku, a na Jarotach, gdzie mieszkam, okazało się, że tylko jeden. Adres znalazłem w internecie. Nie zgadłbyś, gdzie mieści się jego zakład. W wolno stojącym pawiloniku, przypominającym dawny kiosk ruchu. Warunki nie do pozazdroszczenia. Dzięki niemu nie musiałem gonić do centrum miasta. Podejrzewam, że wolałby pracować w pięknym budynku, tylko pewnie nie zarobiłby nawet na czynsz. Według ciebie, Jacku, jest jednym z tych niereformowalnych i nie potrafił przystosować się do współczesnych realiów. Jakoś nie zbankrutował. odobna sytuacja dotyczy osiedlowych warzywniaków. Większość z nich mieści się pod parasolem. Czy zadałeś sobie kiedyś, Jacku, pytanie, dlaczego wielu ludzi właśnie na takich straganach kupuje chętnie owoce i warzywa? Ja, podobnie jak oni, nie jestem zwolennikiem zakupów takich produktów w marketach. Nawet jeżeli są tam trochę tańsze. Przypomnij sobie, co się dzieje latem na targowisku przy ul. Grunwaldzkiej, chociaż wydaje mi się, że akurat tego nie muszę przypominać. Widziałem tam cię wielokrotnie i nie wmówisz mi, że były to tylko wizyty służbowe jako reportera Radia Olsztyn. ie chodzi tu tylko o warzywa i owoce. Zauważyłem pewną tendencję i nie ukrywam, P N że sam jestem jej najlepszym przykładem. Otóż w początkowym okresie ustrojowej transformacji zachłysnęliśmy się handlowymi molochami, które w dużej mierze były traktowane jak swoiste ciągi spacerowe. Obecnie już tak tłumnie ich nie odwiedzamy. Świadczą o tym różnego rodzaju promocje, którymi markety próbują zwabić klientów. zy widziałeś, aby ktoś w takim markecie kupował jedną lub dwie bułki i kilka plasterków sera albo wędliny na śniadanie? Nikt przecież z takimi zakupami nie będzie stał w kilkumetrowej kolejce do kasy. Od tego są właśnie małe osiedlowe sklepy, kioski i pawilony. Poza tym ludzie już zmądrzeli i wiedzą, że gdy wejdą do supermarketu, to bardzo szybko napełnią koszyk różnymi zbędnymi (jak się potem okazuje) artykułami. Kupuje się przecież oczami. latego między innymi dla własnej wygody (chociaż wiem, że nie jestem w tym odosobniony) apeluję, aby za wszelką cenę utrzymać drobny handel. Trzeba tylko stworzyć przedsiębiorcom warunki, aby ich placówki miały estetyczny wygląd. W handlu działa prawo konkurencji, a dobry towar zawsze znajdzie nabywcę. C D Andrzej Zb. Brzozowski 6 “Nowe Życie Olsztyna” nr 8 (131) 2014 Ślady Przeszłości Moda na dawnej Warmii Dziś może być nam trudno zrozumieć świat, w którym zasady ubierania się były ściśle określone, w którym część materiałów i kolorów była niedostępna dla zwykłych mieszkańców miast i wsi. Żyjemy w czasach obfitości. Moda proponuje, niekiedy wręcz narzuca styl noszenia się. Mimo wszystko strój rzadko bywa stygmatem, znakiem, sposobem komunikowania się. Kiedyś było inaczej. U biór określał przynależność do konkretnego stanu, a także prywatny status noszącej go osoby. Wystarczyło jedno spojrzenie, aby dowiedzieć się, czy atrakcyjna kobieta jest panienką, czy jest zamężna. Inne stroje noszono w świąteczne dni, inne na co dzień, do pracy. Niekiedy trzeba było przywołać mieszkańców Warmii do porządku. W tak uporządkowanej pod względem ubioru rzeczywistości nie tolerowano ludzi chcących wedrzeć się za pomocą stroju do innego stanu. Biskup warmiński Andrzej Stanisław Grabowski w 1766 r. zajął się tym problemem. W ordynacji krajowej poruszył m.in. temat zbyt hucznego obchodzenia świąt, jak i noszenia strojów niezgodnych z przynależnością do swojej warstwy społecznej. Sama potrzeba wydania takiej ordynacji zaświadcza o tym, że był to istotny problem w XVIII w. Świąteczne i codzienne strojenie się Charakterystycznym elementem warmińskiego kobiecego stroju był noszony na głowie czepiec. Do tej ozdoby miały prawo tylko zamężne kobiety. Wkładały go na głowę o północy, podczas swojego wesela. Składający się z denka, wstążek i otoku czepiec (zwany niekiedy mycką) zastępował wianek na głowie nowo poślubionego dziewczęcia. Za- kładano go tylko na ważne uroczystości i kościelne święta. Był wykonany z jedwabiu, adamaszku lub aksamitu, ozdobiony koronkami, złotym lub srebrnym haftem. Jego świąteczne zastosowanie podkreślały spadające na plecy wstążki. Co ciekawe, stare gospodynie oddawały zakonnicom przydatne do wyszywania ornatów złote nici, z haftów znajdujących się na czepcu. „Mycka” była uzupełnieniem kobiecego stroju. Jego podstawę stanowiła biała, lniana, zapinana na guziczki koszula oraz „kitel”, czyli marszczona, najczęściej czerwona spódnica. Na wierzch Warmianki zakładały dopasowane „westki”, czyli kaftaniki oraz podkreślające talię żakiety, zapinane na wiele guzików, które zwano „kabatami”. Do prac gospodarskich zakładano skromniejsze spódnice, chronione fartuchem. Powszechne było chodzenia boso lub w drewnianych „klumpach”. Warmiacy chodzili w lnianej koszuli i obcisłych portkach. Gdy pogoda była mniej sprzyjająca, strój uzupełniano o czerwoną lub niebieską kamizelkę oraz o granatową marynarkę zwaną żakietem. Zimą zakładano „podwłóczek”, czyli flanelowe kalesony, a pod koszulę wędrowała czarna półkoszulka. Podczas mrozów kę. Wyrostki ubierały się w zszyte „wistki” ze spodniami, a gdy kończyli dziesięć lat, zmieniali je na samodziałowe, długie spodnie. Na głowie królowały czapki z daszkiem lub klapami z boku. Dziewczynki zakładały białe koszulki, na to „wistki” z przypinanymi majtkami. Na wierzchu noszono „klejdy”, czyli krótkie sukienki i fartuszek w paski. Do dłuższych, sięgających połowę łydek sukienek miały prawo dziewczęta po przystąpieniu do pierwszej komunii świętej. Ulubionymi kolorami były niebieski, czerwony i bury. Bogatsze dziewczynki mogły pozwolić sobie na noszenie wełnianych „klejd”. Jak cię widzą, tak cię piszą na głowę wkładano baranią czapę, nogi obwiązywano pończochami z wełny. Świąteczny strój mało różnił się od codziennego. Był wykonany z lepszych tkanin, na wierzch zakładano, sięgającą do połowy łydek zieloną, niebieską lub brązowa sukmanę. Przewiązywano ją w pasie kolorową krajką. Na nogi zakładano wysokie, skórzane buty – skórznie. Dziecięca elegancja Moda dziecięca i młodzieżowa pojawiła się dość późno. Jej rozkwit to dopiero XX w. Wcześniej dzieci ubierały się w kopie strojów dorosłych osób, tylko że dużo mniejsze. Nowo narodzone dzieci, bez względu na płeć były ubierane w koszulkę z flaneli. Strój chrzcielny uzupełniano o czapecz- Ważny był nie tylko strój, ale także dbałość o schludny wygląd. Na warmińskiej wsi duże pranie robiono raz na dwa tygodnie. Dawniej latem pranie robiono nad strumykami lub jeziorami za pomocą drewnianych kijanek, wyglądających jak pałka z płaską częścią. Takie pranie byłoniezwyklepracochłonne i zabierało wiele czasu. Gospodynie kładły brudne koszule na brzegu i miarowo wybijały brud kijankami. Innym sposobem utrzymania czystości odzieży było ustawienie przed chałupą lub w sieni drewnianej bali lub ocynkowanej wanny, w której stawiano tarę. Do wody grzanej w kuchni dodawano szare mydło lub proszek do prania. Z mąki ziemniaczanej robiono proszek, którym kroch- malono białe pranie. Po „tarowaniu” pranie należało dwukrotnie wypłukać. Świeżą i wysuszoną odzież trzeba było jeszcze uprasować. Kiedyś ta czynność zabierała jeszcze więcej czasu niż dzisiaj. Żeliwne żelazka miały miejsce na węgielki drzewne lub duszę – kawałek rozgrzanego żeliwa. Najwięcej problemu sprawiało szybkie ostudzanie się wkładu. Węgielki można było „pobudzić”, machając żelazkiem przed chałupą. Dostające się do środka powietrze rozżarzało wnętrze. Gdy to nie pomagało, trzeba było wyciągnąć nowy wkład z pieca. Bez wątpienia ręczne pranie i prasowanie były czynnościami, przy których można było stracić wiele kalorii. Tęskimy za tradycją? Pod koniec XIX w. noszenie strojów ludowych stawało się powoli przeżytkiem. Warmia miała coraz większe związki ze światem m.in. za pomocą prasy. Nie bez znaczenia pozostał fakt rozwoju kolei. Daleki świat stawał się coraz bliższy, a co za tym idzie zmieniała się kultura, także kultura ubioru. Młode Warmianki wolały ubierać się w jednolite niebieskie lub czerwone suknie, a na głowach zawiązywać białe chustki. Jednak także dziś dzięki istnieniu zespołów ludowych, kultywujących dawne tradycje, możemy podziwiać piękne warmińskie stroje. Okazją do ich zobaczenia są także wyprawy do skansenów, gdzie panie i panowie mający na sobie ludowe stroje robią istną furorę. Okazuje się, że chętnie wracamy do źródeł, tęsknimy za nimi i staramy się podtrzymywać wiedzę na temat kultury materialnej Warmii. ir ślady przeszłości “Nowe Życie Olsztyna” nr 8 (131) 2014 7 Jak Pawełek historię Olsztyna poznaje – Cześć, Pawełek! – znajomy głos Jacka Panasa w słuchawce telefonu zabrzmiał złowrogo, a przy okazji tajemniczo. – Masz czas? – zapytał. Byłem już po niedzielnym śniadaniu, bez planów na cały dzień, więc postanowiłem powiedzieć: Mam! – To dobrze, bo wybieram się na ulicę Metalową w Olsztynie, aby obejrzeć zwierzęta Warmii i Mazur – zakomunikował. Z tą ulicą miałem tylko jedno skojarzenie – sławna izba wytrzeźwień! Czyżby chciał mi pokazać delikwentów po upojnej nocy? Tacy przecież wyglądają jak zwierzęta! O nic nie pytałem, tylko zgodziłem się. Wiedziałem, gdzie jest ta ulica, ale nie znałem jej historii. Kojarzyła się mi tylko z kilkoma sklepami, no i z tą sławną „wytrzeźwiałką”, która już wielokrotnie miała być zamknięta. Zdaniem niektórych jest to uwłaczanie godności człowieka, zamach na demokrację. Innym nie podoba się to, że jest to instytucja niedochodowa. Moim zdaniem takie miejsce jest bardzo potrzebne miastu. Szkoda tylko, że nieodpowiednio wykorzystane i niedofinansowane. Powinno to być jedyne w swoim rodzaju ambulatorium, gdzie pomoc otrzymają ci, którzy nadużyli alkoholu. Teraz pijaczków zawozi się na SOR i w ten sposób blokuje się miejsca w szpitalach dla ludzi naprawdę będących w sytuacji zagrożenia życia. Na Metalowej powinien być lekarz, odpowiednio wyposażony gabinet zabiegowy i łóżka pod monitoringiem. Alkoholizm to choroba zwalczana z urzędu, a izba powin- na być takim specjalistycznym ambulatorium dla ludzi chorych na tę chorobę. Tak rozmyślając, dotarłem na miejsce spotkania wyznaczone przez Jacka Panasa, naszego redakcyjnego wielbiciela historii, pod spółdzielnią „Gwarancja”. Jest to jeden z pierwszych zakładów produkcyjnych, który zatrudnił inwalidów. Jacek powiedział mi kiedyś, że uruchomiono go w 1952 r., budując obiekt od podstaw. Wyrabiano tam wagi, a obecnie także inne artykuły metalowe do domów, ogrodów i nie tylko. Są tanie, bardzo ładne i funkcjonalne. Na szczęście ten zakład pracy chronionej oparł się wszelkiemu rodzaju nagonkom. – Dobrze, że jesteś – przywitał mnie Jacek. – Przejdziemy się do końca ulicy, przy okazji opowiem ci o tym miejscu. Kiedyś była to polna droga za miastem, wiodąca do wybudowanego pod koniec XIX wieku pięknego pałacyku. Mieszkała w nim rodzina Rhode, posiadała spory majątek ziemski. W 1903 r. za długi pałac został przejęty przez olsztyńskiego fabrykanta Maxa Liona. Ponieważ miał on pochodzenie żydowskie, musiał pozbyć się majątku. Nabył go rolnik Richard Palmowski. Gospodarował w nim około dwudziestu lat i wydzierżawił olsztyńskiemu garnizonowi. W obiekcie utworzono w 1927 r. szkołę gospodarstwa wiejskiego przy 2. Pruskim Pułku Piechoty. Pałac, jak również cały majątek ziemski, po dziesięciu latach dzierżawy wrócił do Palmowskiego. Gospodarował i mieszkał w nim prawie do końca II wojny światowej. Sam pałac, a także stojąca obok wozownia nie zostały zniszczone, ponieważ służyły do 1947 roku rosyjskim żołnierzom jako kwatery. Kiedy „wyzwoliciele” odeszli, majątek ziemski razem z piętrowym pałacem przejął skarb państwa. Utworzono fermę zwierząt futerkowych, hodowano lisy, a w pałacu mieściły się biura i mieszkania pracownicze. Przy ulicy Metalowej zaczęły powstawać magazyny i małe zakłady produkcyjne. Olsztyn zaczął otaczać pałac. Ferma przeniosła się, o ile się nie mylę, do Grądka, a budynek przejął PGM, adaptując pomieszczenia na mieszkania komunalne. Od tego momentu zaczęła się dewastacja pałacu położonego w pięknym parku, obecnie prawie w centrum miasta. Aktualnie pałac wygląda prawie jak przed wojną. Zaraz zobaczysz. Jest to budynek w stylu eklektycznym, piętrowy z mansardowym dachem, arkadową werandą i tarasem na piętrze. W narożniku południowym posiada wieloboczną wieżyczkę z kopulastym hełmem z iglicą. Od całkowitej dewastacji ten obiekt uchroniło przekazanie go w 1982 r. olsztyńskiemu muzeum, które uruchomiło tam swój oddział, czyli Muzeum Przyrody. Całkowity remont, przywracający dawną świetność pałacowi, zakończono w 1999 roku i od tego czasu muzeum zaczęło działać pełną parą. Teraz wiesz, gdzie cię chciałem zaprowadzić. Powinieneś wiedzieć, jak wyglądają zwierzęta Warmii i Mazur, a w muzeum możesz je zobaczyć. Najpierw dział przyrodniczy był na olsztyńskim zamku. Początek dały w 1951 r. poniemieckie zbiory. Było to 38 okazów zwierząt, 284 eksponaty geologiczne i 480 arkuszy zielnika Hansa Steffena. Kolekcje szybko powiększały się, a w zamku zaczynało brakować miejsca, aby wszystko wyeksponować. Zobaczyłem te wszystkie cuda po raz pierwszy w 1960 r. Zawsze chętnie wracałem do tych ekspozycji. Dzięki temu wiedziałem, jak wygląda żubr, ryś czy wilk. Gdy Dział Przyrody uzyskał od miasta ten piękny pałac, możliwe okazało się zaprezentowanie całych zbiorów. Teraz w pięknie odrestaurowanych pomieszczeniach pałacu można oglądać ponad 18 900 eksponatów. Chciałeś mi powiedzieć, że jesteś za duży, aby oglądać zwierzątka? To nieprawda, muzeum cieszy się wielką popularnością wśród dorosłych, jak i młodzieży. Każdy mieszkaniec Olsztyna i okolicy powinien chociaż raz zobaczyć stałe wystawy flory i fauny Warmii i Mazur. Jestem pewny, że ci się spodoba i że w następną niedzielę przyjdziesz tu ze swoją wybranką. Pawłełka do Muzeum Przyrody w Olsztynie zaciągnął Jacek Panas 8 “Nowe Życie Olsztyna” nr 8 (131) 2014 finanse Czy czeka nas zakaz używania gotówki? Według szacunków Europejskiego Banku Centralnego koszt emisji i obsługi gotówki to 1% PKB, w Polsce jest to ok. 10 mld zł. Mając powyższe na uwadze, NBP chce w znaczący sposób ograniczyć możliwość używania pieniądza gotówkowego. Rada ds. Systemu Płatniczego NBP przyjęła właśnie Program Rozwoju Obrotu Bezgotówkowego na lata 2014-2020. Zawiera on szereg działań zmierzających do popularyzacji płatności bezgotówkowych, kart płatniczych czy płatności mobilnych. Dziś przedsiębiorcy mogą rozliczać się gotówkowo do kwoty o równowartości 15 tys. euro, czyli ok. 64 tys. złotych. Rada proponuje, aby zmniejszyć ten limit do kwoty 1 tys. euro – ok. 4,3 tys. złotych. Propozycja iście rewolucyjna, ale należy mieć na uwadze, że na rynku bardziej akceptowana jest ewolucja. Tak drastyczna zmiana może wywołać zamęt i chaos na rynku. Kolejny pomysł rady to konieczność regulowa- nia wszelkich płatności publicznoprawnych wyłącznie w formie bezgotówkowej. Tu pomysł wydaje się bardzo dobry, po co utrzymywać w urzędach obsługę kasową. Bu- dżet państwa może tu zaoszczędzić wielkie pieniądze – dodajmy: nasze publiczne pieniądze. To jeszcze nie koniec, rada proponuje, aby w formie bezgotówkowej klienci płacili za luksusowe towary. Ciekawe tylko, kto określi definicję towaru luksusowego? Czy np. telewizor to towar luksusowy? Moim zdaniem osiągnięciem będzie przeforsowanie propozycji określenia limitu w obrocie gotówkowym dla osób fizycznych. Wyobraźmy sobie taką sytuację: jesteśmy na wspólnej kolacji – płaci jedna osoba i na pożegnanie rozdaje współuczestnikom biesiady informacje z numerem swojego konta. Opisy w przelewach mogą być ciekawe, np. za piwo, za pomidorową. Bankowcy chcą, aby więcej płatności odbywało się przelewami i kartami płatniczymi. W takiej sytuacji trzeba będzie wymóc na społeczeństwie i każdym obywatelu posiadanie konta w banku, posiadanie karty. Co na to konstytucja? Innym problemem są wysokie koszty prowadze- nia rachunków i obsługi kart kredytowych. W tym projekcie nie znalazłem informacji o konieczności obniżenia opłat za transakcje za pomocą karty – mamy bardzo wysokie opłaty na tle Europy. Na pewno kojarzycie państwo w sklepach kartki z napisem „transakcji kartą poniżej 20 zł nie realizujemy”. To nie zła wola sklepikarzy, tylko rachunek ekonomiczny przy tak niskich opłatach nie jest korzystny. Ważnym elementem koniecznym do wprowadzenia zmian jest konieczność zainstalowania większej liczby bankomatów. O ile w dużych miastach ich nasycenie jest odpowiednie, to już w mniejszych miejscowościach bankomatu niekiedy trzeba szukać ze świecą. Czy jednak właściciele bankomatów będą zainteresowani instalowaniem urządzeń przy słabym zaludnieniu? Kto za to zapłaci? Klient! Prowadzone są rozmowy na temat tzw. surcharge. Przy tym rozwiązaniu klient będzie płacił za każdą wypłatę właścicielowi bankomatu. Dla większości będzie to druga opłata, ponieważ jedną płacą już bankowi. Ten pomysł nie jest nowy, już w zeszłym roku resort finansów próbował go forsować. Wzbudzał on jednak spore kontrowersje i ostatecznie zrezygnowano z jego wprowadzenia. Projekt na lata 2014-2020 nie jest pierwszym, poprzedni na lata 2011-2013 nigdy nie trafił na obrady Urzędu Rady Ministrów. Czy to samo czeka nowy projekt? Zobaczymy, tajemnicą poliszynela jest cel jego wprowadzenia. Oficjalnie dzieje się to, aby ograniczyć koszty. Ten mniej oficjalny powód to chęć ograniczenia szarej strefy w myśl zasady: mniejsza szara strefa oznacza większą kontrolę państwa nad obywatelami i większe podatki. Krzysztof Rzymski dom i ogród “Nowe Życie Olsztyna” nr 8 (131) 2014 9 Terminy gonią w ogrodzie W tym roku wiosennie zrobiło się bardzo wcześnie. Prace na naszych działkach rozpoczęły się już w marcu, ale niektóre sadzenia oraz siewy trzeba było przełożyć, ponieważ ziemia jest za zimna. Prawie cały kwiecień wykorzystywaliśmy na walkę z chwastami oraz nawożenie. Terminy agrotechnicznie gwarantujące dobre plony nieuchronnie mijają. Na szczęście końcówka miesiąca jest względnie ciepła. Możemy siać i sadzić przede wszystkim te warzywa, które mają długi okres wegetacji. Jak najszybciej do ziemi powinny trafić nasiona marchwi (wczesnej i późnej) pietruszki oraz buraków. Sadzimy również cebulę. Te warzywa długo wschodzą, więc nie boją się chłodów. Pozostałe, jak selery czy pory, powinniśmy posadzić z rozsady, gdy zrobi się ciepło. Pamiętajmy, kupujmy je u profesjonalnych ogrodników. Kwiecień był również ubogi w wodę, dlatego musimy podlewać nasze grządki. Na początku maja należy wysiać rzodkiewkę i sałatę. Ta ostatnia bardzo dobrze udaje się z rozsad. Pamiętajmy jednak, aby z dużych sadzonek nie robić sałatek, bo mogą powodować niestrawność. Mogą bowiem zawierać sporo azotanów i azotynów czy resztki pestycydów. Dopiero gdy porosną kilka dni na naszych rabatkach, zrobią się zdrowe i smakowite. Przed zjedzeniem warto przez kilka chwil moczyć liście w zimnej wodzie, nawet naturalny nawóz powoduje gromadzenie się azotanów, a nasz organizm ich nie lubi. Płukanie zimną wodą w pewnym stopniu usuwa te związki. zmarzną. Porady Dziadka I wiosenna rada Do końca kwietnia sadzimy owocowe drzewa, krzewy kopcowane, a od pierwszego maja rośliny doniczkowe, rosnące już w osłonkach (drzewka, krzewy, rośliny ozdobne i kwiaty). II wiosenna rada Drzewa i krzewy zaczynają okres kwitnienia. Nie powinniśmy już stosować cięć pielęgnacyjnych. Sad, w razie majowych przymrozków, można uratować, rozpalając na obrzeżach ogrodu mocno dymiące ogniska. Szansa na uratowanie kwiatostanu jest wtedy większa. Budujemy namiot dla pomidorów Województwo warmińsko-mazurskie charakteryzuje się umiarkowanym klimatem. Prawie nigdy nie jest u nas zbyt ciepło, dlatego pomidory gruntowe udają się przeważnie tylko w bardzo gorące lata. Nie ma to jednak jak soczyste, pachnące, własne, czerwone owoce, wyhodowane na własnej działce. Jest na to sposób. Stawiamy foliowy namiot. Koszt jest niedu- ży, a korzyści ogromne. Potrzebna jest folia ogrodnicza, żerdzie lub rurki PCV. Żerdzie kupujemy w leśnictwach albo możemy zaopatrzyć się w kantówkę w tartaku. W supermarketach budowlanych jest również dostępna, ale jest droga. Dobry namiot powinien mieć wymiary: 6 m długości, 3 m szerokości i 2 m wysokości. Rurki PCV mają tę zaletę, że są gładkie i nie uszkadzają foli. Na stelażu układamy folię. Jej końce przysypujemy ziemią. W ten sposób naciąga- my powierzchnię. Na szczytach naszego namiotu przycinamy folię w taki sposób, aby tworzyła dwa zachodzące na siebie skrzydła. Możemy rozchylać je w celu wietrzenia albo zamykać na noc, mocując płachty foli do kołków. Można też zrobić drewnianą ściankę obitą folią z drzwiami, najlepiej z dwóch stron namiotu, aby był dobry przewiew. Przed postawieniem namiotu miejsce przekopujemy razem z obornikiem. Pomidory można posadzić już teraz, ale należy uważać na zim- nych ogrodników. Jeśli nasz namiot jest szczelny, sadzonki przetrwają. Gdy obawiamy się chłodów, posadźmy sadzonki około 20 maja. Mamy wtedy większą szansę, że nie III wiosenna rada Pamiętajmy o ochronnych opryskach korony drzew przeciwko szkodnikom i chorobom grzybowym. O to, kiedy i jakie środki stosować, należy zapytać doświadczonych sadowników. Jacek Panas 10 “Nowe Życie Olsztyna” nr 8 (131) 2014 zdrowie Przekichane życie alergika Wiosenny spacer aleją kwitnących drzew dla wielu pozostaje w sferze marzeń. Łatwo znaleźć towarzyszkę lub towarzysza do tak przyjemnej przechadzki. Gorzej natomiast pozbyć się alergii, przez którą spacer pięknym labiryntem stałby się drogą przez mękę. A wszystko przez kwitnące rośliny. Wiosną ich pyłki są dosłownie wszędzie. Dla ludzi na nie uczulonych to istna zmora. A gikowi towarzyszy wierny pupil, to warto go wykąpać, bo przyniósł do domu pyłki na sierści. Przyczyn alergii najczęściej dopatruje się w postępie cywilizacyjnym. Otaczamy się nienaturalnymi, sztucznie wytworzonymi substancjami. Jemy coraz bardziej przetworzoną żywność, oddychamy zanieczyszczonym, miejskim powietrzemi prawie na każdym kroku używamy środków chemicznych. Przebywamy w zamkniętych pomieszczeniach, pełnych kurzu, sztuczne klimatyzowanych. lergia jest niewłaściwą reakcją układu odpornościowego na niektóre substancje z otaczającego nas świata. To naturalne, że układ immunologiczny chroni człowieka przed drobnoustrojami i innymi szkodliwymi elementami. Problem mamy wtedy, gdy niegroźną substancję organizm odbiera jako niebezpieczny czynnik i zbyt gwałtownie się przed nią broni. Taką błędnie odebraną przez organizm substancją (alergenem) może stać się wszystko, z czym mamy kontakt. Bywamy więc uczuleni na to co jemy, dotykamy lub wdychamy. Nieraz ludzie latami trapieni są przez typowe objawy alergii, by dopiero po wnikliwych badaniach dowiedzieć się, na co są uczuleni. Rzekomo uczulać może do kilkudziesięciu tysięcy różnych związków. Czasem trudno zgadnąć, który szkodzi właśnie nam. Osoby uczulone na pyłki roślin poznały przyczynę swojej bolączki od razu. Przebywając choćby chwilę wśród kwitnących krzew, traw lub zbóż, łapią katar sienny. Darmo szukać skutecznego antidotum na alergię. Skłonność do nadmiernej reakcji uczuleniowej pozostaje na całe życie. Na szczęście objawy alergii mogą na niektórych etapach życiowych ulec wygaszeniu. Mogą też pojawić się kłopoty ze swobodnym oddychaniem, kichanie, swędzenie nosa i gardła, a nawet zapalenie spojówek lub astma. Nie ma co się dziwić, że wiosna nie jest ulubioną porą roku alergików. Osoba uczulona na pyłki roślin powinna unikać wy- poczynku na łonie natury, zwłaszcza przechadzek po polach i łąkach. Zamiast tego niech wybierze poranny spacer po lesie – wilgotne, rześkie powietrze przyniesie ulgę. Biorąc pod uwagę stężenie pyłków w powietrzu, wnioskujemy, że urlop lepiej spędzić w górach lub nad morzem, niż na wsi. Najgorsze, co może zrobić alergik, to wybrać się na wieś… w trakcie sianokosów. Dobrze aby wiosenni alergicy unikali zapylonych miejsc, ale też niepotrzebnego wystawiania się na działanie kwitnących roślin. Dlatego niech przymykają na noc okna w sypialni, zaś podczas jazdy autem nie opuszczają szyb. Na spacer powinni zabierać okulary przeciwsłoneczne i nakrycie głowy. Warto też mieć przy sobie chusteczkę oraz wodę, by w razie potrzeby zmoczyć materiał i przez niego oddychać. Po spacerze alergikowi dobrze zrobi prysznic i przebranie się w czyste ubrania. W ten sposób pozbędzie się pyłków osiadłych na skórze. Jeśli w podziwianiu uroków wiosny aler- A kiedy się nasilą, medycy pomogą je złagodzić odczulaniem i lekami. Trudno za to pozbyć się wiosną kataru siennego, gdy jego przyczyną są wszędobylskie pyłki. Szczególnie silnie uczulają rośliny wiatropylne, z drzew najbardziej brzozy, olchy i leszczyny oraz różne trawy i zboża. Kalendarz pylenia roślin podpowiada, że w maju alergików nękają pyłki babki, sosny, szczawiu i pokrzywy. Wtedy dają się we znaki też niebezpieczne zarodniki pleśni. Ruda rozmaitości “Nowe Życie Olsztyna” nr 8 (131) 2014 11 Sobota z The Metropolitan Opera HD Live w Filharmonii 26 kwietnia 2014 r. (sobota), godz. 18.55, sala koncertowa Filharmonii Warmińsko-Mazurskiej Wolfgang Amadeus Mozart – Cosi fan tutte (Tak czynią wszystkie) Mozartowska opowieść o miłości, wierności, zazdrości, na koniec – zdradzie, a potem o wybaczeniu i pojednaniu. I chyba tylko muzyka Mozarta jest zdolna unieść taki temat. Temat podobno „z życia wzięty”, który – jak głosi zakulisowa plotka – podsunął mu sam cesarz Leopold, a opracował literacko Lorenzo da Ponte, najlepszy z librecistów Mozarta, autor librett Wesela Figara i Don Giovanniego. Dwaj młodzi przyjaciele zgodzili się wystawić na próbę wierność swych narzeczonych. A próba nie wypada budująco... Fabuła, obfitująca w komiczne przebieranki, pozwala Mozartowi rozwinąć muzyczne czary włoskiej komedii Kino buffo – z gorzkimi podtekstami, lecz także i z mądrym zrozumieniem ludzkich słabości. Czas trwania – ok. 4 godziny 5 minut, w tym jedna przerwa Bilety sektor I 50 zł, sektor II 35 zł do nabycia w kasie Filharmonii poniedziałek – piątek w godz. 10-18 zaprasza „Droga do zapomnienia” Zdobywcy Oscarów Colin Firth i Nicole Kidman pojawią się w ekranizacji bestsellerowej powieści o odwadze i nadzwyczajnej sile miłości. Eric Lomax (Firth) jest tajemniczym, nieco melancholijnym mężczyzną, który w pociągu poznaje piękną nieznajomą, Karolina Korwin Piotrowska Ćwiartka raz Patti (Kidman). Miłość od pierwszego wejrzenia prowadzi parę do szybkiego ślubu. Szczęście Patti zakłóca jednak niepokojąca tajemnica związana z przeszłością Erica. „Ćwiartka raz” to zaproszenie do wspólnej podróży sentymentalnej przez wyjątkowe ćwierćwiecze w wolnej Polsce. To subiektywny przegląd tego, jakie zmiany zaszły w popkulturze, świadomości i gustach. „Ćwiartka raz” to opowieść o ludziach i czasach przez pryzmat ich aktywności, również medialnej. To odkrywanie, jak wolność, technologia i prawa rynku odmieniają sposób myślenia, mówienia i konsumowania. Jak zmieniają się bohaterowie mediów i ich odbiorcy. „Ćwiartka raz” to wreszcie rachunek zysków i strat. A raczej uświadomienie konsekwencji słów, czynów, wyborów, których w dobie elektronicznych mediów nie da się wymazać albo wymazywać nie wolno. 25 lat temu stało się coś kosmicznie fajnego. Coś, co było jak Boże Narodzenie w lecie, co teraz banda lansowanych medialnie baranów z różnych politycznych opcji, którzy zasmradzają mi rzeczywistość, chce ubrudzić szambem i zawłaszczyć. Dlatego ta książka na pewno nie jest o nich. Ta książka jest, rzecz jasna, o mnie, ale przede wszystkim o tym, co przez te 25 szalonych lat ukształtowało mnie w kraju nad Wisłą jako osobę, która teraz, siedząc w swoim mieszkaniu kupionym na kredyt, który spłacać będę do śmierci, pisze na hipsterskim komputerze, przedstawiając bezczelnie subiektywną wersję świata. Mojego świata. Fil- mów, piosenek, płyt, książek, gazet, komiksów, programów telewizyjnych i radiowych, gadżetów, diet, nałogów, celebrytów, gwiazd i innych zjawisk… Bo to my, pan, pani, społeczeństwo, a nie oni, zrobiliśmy kawał świetnej roboty. Było warto. Warto jak cholera. Pierwsze 25 lat za nami. Karolina Korwin Piotrowska „Kochanie, chyba cię zabiłem” Spokojny księgowy Jan (Zbigniew Zamachowski), za sprawą pechowego zbiegu okoliczności, staje się podwójnym mordercą, wyprawiając w zaświaty niewierną żonę (Izabela Kuna) i jej kochanka (Leszek Lichota). Nagranie wideo z zabójstwem trafia przez pomyłkę w ręce Kacpra (Marcin Korcz), pracownika wypożyczalni filmów. Kacper i jego dziewczyna (Anna Karczmarczyk) postanawiają szantażować zabójcę. Tropem kilera z przypadku i szantażystów podążają dwaj bardzo niekonwencjonalni policjanci (Arkadiusz Jakubik i Ireneusz Czop). 12 rozmaitości “Nowe Życie Olsztyna” nr 8 (131) 2014 BARAN 21 III - 20 IV Szczęście w interesach i zaufanie zwierzchników – czego możesz więcej chcieć? Miarą sukcesu jest liczba wrogów. Bacznie rozglądaj się dookoła. Nie ciesz się jednak, bo nie masz ich zbyt wielu. BYK 21 IV - 20 V Postaraj się najbliższy długi weekend spędzić spokojnie, relaksując się. Chociaż ciągnie Cię do ryzykownych rozrywek, to zdrowy rozsądek powinien wziąć górę. Telewizor, pilot, gazeta. BLIŹNIĘTA 21 V - 21 VI Jeżeli chcesz kandydować na radnego, czeka Cię dużo pracy. Musisz być bardzo pomysłowy, konstruując program wyborczy. Obecni radni pewnie rozwiążą wszystkie problemy w Twoim mieście. RAK 22 VI - 22 VII Już dziś zacznij pisać pamiętnik. Sukces wydawniczy murowany. Gdyby coś nie wyszło, pozmieniaj fakty, napisz jeszcze raz i wydaj pod innym nazwiskiem. Próbuj tak, aż do skutku. LEW 23 VII - 23 VIII Świetny czas na dalekie podróże i wycieczki rowerowe za miasto. Nie wysyłaj żadnych listów i nie płać mandatów parkingowych. Lepiej jest zadzwonić i parkować zgodnie z przepisami. PANNA 24 VIII - 23 IX Niespodziewana miłość może przewrócić Twoje życie do góry nogami. Będziesz więc widział wszystko odwrotnie. Później wszystko wróci do normy. Nie dotyczy to kursu złotówki w stosunku do euro. WAGA 24 IX - 23 X Masz szansę zdobyć telewizyjnego Wiktora. Najprościej będzie, jeśli wygrasz jakąś olimpiadę, zdobędziesz mistrzostwo albo parę medali. Niektórym się to udało. Uważasz, że jesteś gorszy? SKORPION 24 X - 22 XI Najbliższy okres przeżyjesz na niezwykle wysokich obrotach. Pojawią się różne okazje, dzięki którym realizacja planów okaże się nadspodziewanie łatwa. Niestety tylko do czasu, a czas to pieniądz. STRZELEC 23 XI - 21 XII Postępuj zawsze z rozmysłem. Nie daj się nikomu namówić na wątpliwe przedsięwzięcia finansowe. Inwestuj tylko wtedy, kiedy masz wiarygodne informacje, że ustawa będzie uchwalona. KOZIOROŻEC 22 XII - 20 I Nie szastaj pieniędzmi na prawo i lewo. W razie kontroli będziesz miał chociaż część pieniędzy do zwrotu, co na pewno wpłynie na nieco łagodniejszy wyrok. Jeśli nie będzie kontroli, tym lepiej dla Ciebie. WODNIK 21 I - 19 II Twój życiowy partner pozna Cię z zupełnie innej strony. Nigdy dotąd nie widział Cię w takiej sytuacji. Aby wzmocnić efekt zaskoczenia, postaraj się, aby zaraz po wejściu osobiście zapalił światło. RYBY 20 II - 20 III Zbliża się okres, który pozostanie w Twojej pamięci na długo. Czekają Cię interesujące spotkania i nowe znajomości. Niczego nie podpisuj i pamiętaj, że masz prawo do adwokata z urzędu. Redakcja zastrzega sobie prawo do unieważnienia horoskopu, bez podania przyczyn! AZB – Ja się pytam, kiedy mi pan odda dług? – To zależy, w czym pan chce go odzyskać. W dolarach czy w złotówkach? – A co to ma za znaczenie? – Bo jak w dolarach, to nie dostanie pan ani centa, a jak w złotówkach, to ani grosza. Lekcja na temat własnej przyszłości. Nauczycielka pyta Jasia: – Jasiu, a ty kim byś chciał zostać, jak dorośniesz? – Chcę zostać księdzem jak mój dziadek i tata. – Doktorze, czy może mi pan przepisać coś na ręce? Cały czas się trzęsą. – Czy dużo pan pije? – Nie. Więcej rozlewam... Dwaj panowie rozmawiają przy kieliszku. – Ech, życie jest ciężkie... – wzdycha jeden z nich. – Miałem wszystko, o czym człowiek może marzyć: cichy dom, pieniądze, dziewczynę... – I co się stało?! – Żona wróciła z wczasów tydzień wcześniej. Są 90. urodziny dziadka. 13-letni wnuczek przychodzi do niego i mówi: – Dziadziuś, mam dwie wiadomości: dobrą i złą, którą wolisz najpierw? – Dobrą. – Na twoich urodzinach będą striptizerki! – Ooo, bardzo fajnie. A ta zła? – Będą w twoim wieku! Dwóch facetów wpada na siebie w centrum handlowym: – Och, przepraszam pana! – Nie, nie, to ja przepraszam. Zagapiłem się, bo wie pan, szukam tu mojej żony. – Ach tak? Ja też szukam swojej żony. A jak pańska żona wygląda? – Wysoka, włosy płomienny kasztan, ścięte na okrągło z końcówkami podwiniętymi do twarzy. Doskonałe nogi, jędrne pośladki, duży biust. Była w spódniczce mini i bluzeczce z dekoltem. A pańska? – Nieważne! Szukajmy pańskiej. W szpitalu leży nieprzytomny mężczyzna, przy nim siedzi troskliwa żona. W pewnym momencie chory się budzi, Uśmiechnij się patrzy na żonę i pyta: – Byłaś przy mnie zawsze, kiedy spotykało mnie jakieś nieszczęście, prawda? – Tak, kochanie. – Byłaś przy mnie, kiedy mnie z pracy wywalili? – Tak, kochanie. – A gdy moja firma zbankrutowała, też przy mnie byłaś? – Tak, kochanie. – A gdy nam się chałupa spaliła? – Też przy tobie byłam, kochanie. – Teraz, gdy miałem ten cholerny wylew, też przy mnie jesteś? – Tak, kochanie. – Wiesz co? Ty mi chyba przynosisz pecha! Spotkało się dwóch kumpli i jeden żali się drugiemu: – Wiesz, Zenek, żona zrobiła się bardzo marudna i od pół roku mnie zanudza. Cały czas przychodzi z tym samym. – Z czym? – Chce, żebym wyniósł choinkę na śmietnik. Żona do spóźnionego męża wracającego do domu: – Gdzie ty byłeś tyle czasu? – U Janka na brydżu! Żona dzwoni do Janka i pyta: – Był u ciebie mój mąż? – Jak to był?! Siedzi i właśnie rozdaje! Dwaj przyjaciele spotykają się po weekendzie... – Siemka, Marek. – Tak…tak, siemka... – Czy coś cię trapi? – Owszem, mam pewien problem. – Jaki? – Trudno to wytłumaczyć... cieszę się i jestem załamany zarazem. Mam mieszane uczucia. – A co się stało? – Moja teściowa wpadła do morza... moim mercedesem. Młode małżeństwo w hotelu: – Pokój na dobę – mówi młody mąż. – Ma pani szczęście – mruga portier do żony, zwykle bierze pokój na godzinę. Rodzina siedzi przy stole. Mały Tomek pyta tatę: – Tatusiu, dlaczego ożeniłeś się z mamą? Tata odkłada widelec i patrząc na żonę, mówi: – Widzisz, nawet dziecko tego nie rozumie. Żona w wraca do domu i mówi: – Kochanie, dzisiaj pięć razy przejechałam na czerwonym świetle bez żadnego mandatu! – No i co z tego? – Nic. Za zaoszczędzone pieniądze kupiłam sobie nową torebkę! Ty w ogóle nie jesteś o mnie zazdrosny! – Jestem.... – Ciekawe, a co byś pomyślał, jakbyś się dowiedział, że cię zdradziłam z twoim najlepszym przyjacielem?! – Że jesteś lesbijką. turystyka “Nowe Życie Olsztyna” nr 8 (131) 2014 Planujemy udany urlop Pierwsze i najważniejsze kryterium to cena imprezy. To tu pojawia się pytanie: być czy mieć? Za małe pieniądze dostaniemy małą ofertę. Jeśli wybieramy ją świadomie, to wyrażamy na to zgodę. Jeżeli jednak chcemy się pławić w luksusie, to musimy za to zapłacić stosownie dużo. P lanując zwiedzanie, wybieramy BB (pobyt ze śniadaniem) lub HB (pobyt, śniadanie i obiadokolacja). Jedzenie kupujemy po drodze w trakcie wycieczek. To także szansa na poznanie kuchni regionalnych. Nie wszyscy są zapalonymi podróżnikami, dlatego pozostali, szczególnie ci oczekujący pięknego słońca, ciepłej wody i plażowania, powinni zdecydować się na opcję all inclusive. To oznacza posiłki w restauracji hotelowej, napoje alkoholowe i bezalkoholowe w cenie imprezy. W krajach południowych, nawet jak mamy wykupione all inclusive, to proponuję przyzwyczaić się do dawania napiwków, taki tam zwyczaj. Wtedy kelner znajdzie dla nas najlepsze napoje i przekąski. rzeczytajmy uważnie ofertę, którą chcemy kupić. Często turyści nawet nie wiedzą, do jakiego hotelu jadą, co w cenie pobytu im się należy. Podczas wyjazdu sylwestrowego do Berlina turyści nastawili się na zwiedzanie muzeów i miasta, a nie na zabawę. A w ofercie organizator zaznaczył: „w miarę możliwości dla chętnych zwiedzanie muzeów”. Jeśli chcemy zwiedzać, to trzeba wybrać wycieczkę, w której jest napisane konkretnie „zwiedzanie z przewodnikiem”. Ceny wycieczek z przewodnikiem lokalnym są wyższe od standardowych. W większości zabytkowych miejsc w Polsce i na świecie jest obowiązek zwiedzania z przewodnikiem lokalnym, a oprowadzanie bez uprawnień kosztuje wysoki mandat, nawet utratę licencji pilota. ajlepiej razem z towarzyszem wycieczki odpowiedzieć sobie: czy zgadzamy się na kiepskie warunki lokalowe i żywieniowe, ponieważ odpowiada nam cena? Kiedy w tym samym regionie P N najmniej czterogwiazdkowe, to mamy szansę na wieczorne animacje, basen, saunę. W hotelach tanich, czyli dwui trzygwiazdkowych, możemy tylko wcześnie chodzić spać lub pograć ze znajomymi w karty. I to tylko gdy je ze sobą mamy. bezpieczenia, które proponują nam biura podróży, są podstawową, najtańszą ofertą. Warto na każdy wyjazd zabierać ze sobą europejską kartę NFZ, jest ona honorowana w krajach Unii Europejskiej. Dobrze też wykupić dodatkowe ubezpieczenia, ich wybór jest duży. Zimą czy latem – zawsze jesteśmy narażeni na jakieś dolegliwości albo wypadki. Potrzebne jest jeszcze ubezpieczenie OC od odpowiedzialności cywilnej. Przecież w każdej chwili my komuś lub ktoś nam może wyrządzić jakąś szkodę, miejmy zatem zagwarantowaną ochronę i wsparcie prawników. U mamy do wyboru kilka hoteli o podobnym standardzie, wtedy możemy przypuszczać, że jest coś na rzeczy z tymi oferującymi niższą cenę. Stare hotele są najtańsze, po remoncie cena jest średnia, a za nowe najwyższa. Jedzenie zwykle okazuje się dostosowane do poziomu danego ośrodka. W tych słabych pracownicy i właściciele wiedzą, że cena za pobyt jest adekwatna do oferowanych usług i nie będą dostosowywać się do naszych wymagań. Wśród trzyi czterogwiazdkowych znajdziemy dobre oferty, lecz uwa- żajmy na najtańsze opcje. Hotele pięciogwiazdkowe dają nam gwarancję znakomitej oferty i w tym przypadku mamy dwa rodzaje pokoi: standardowe i lepsze, na przykład z widokiem na morze lub góry. wyborze wycieczki warto też wziąć pod uwagę, jak właściwie usytuowany jest hotel. Młodzi potrzebują lokum w centrum lub tuż obok dyskotek, klubów, restauracji czy barów. Starsi, pragnący spokoju szukają hoteli leżących na uboczu. Niestety i jedni, i drudzy W zapominają to sprawdzić, potem składają reklamacje do biur, że było za cicho lub za głośno. Musimy wiedzieć, że hotele położone w centrum miasteczek albo tuż przy plaży będą narażone na odgłosy z pobliskich barów, dyskotek albo przejeżdżających samochodów. Hotele leżące na stokach gór dają nam zimą możliwość szybkiego znalezienia się na wyciągu, ale mają najczęściej utrudnioną drogę dojazdu lub są zupełnie odcięte od sklepów, barów i innych atrakcji. Jeśli są to hotele Izabella Fraszczyk 13 Podróżuj na serio Podróże kształcą – mówi stare porzekadło. To prawda, ale pod warunkiem, że podróżujemy prawdziwie. Nie ograniczamy się do wycieczki do modnego kurortu, gdzie kupimy pamiątkę made in China. Nie o to chodzi w podróżowaniu. Spełniając marzenia, wyruszamy coraz częściej do egzotycznych krajów lub innych miejsc kuszących swą niezwykłością. Co zrobić, by w pełni skorzystać z dobrodziejstw poznawania świata? Wystarczy odrobina odwagi. Jest potrzebna, by przekroczyć granicę dzielącą nasz świat od świata lokalnych mieszkańców. Oraz aby poczuć to, co znajduje się po drugiej stronie tej granicy. Kto choć raz odbył prawdziwą podróż, ten wie, o czym mowa. Prawdziwą, czyli taką, która nie polega na snuciu się za przewodnikiem w tłumie znudzonych turystów, a pozwala na spokojną obserwację. Dzięki której poddamy się urokowi dostrzeganych obrazów, odkryjemy w sobie nieznane nam wcześniej emocje i wrażliwość. Wyruszając w podróż marzeń, miejmy ze sobą oprócz walizki czy plecaka jeszcze kilka drobiazgów. Nic nie kosztują, nic nie ważą, a mogą uchronić nas przed rozczarowaniem i sprawić, że przeżyjemy coś niezwykłego. Te symboliczne drobiazgi to: otwarte serce i umysł, gotowość poszanowania zwyczajów innych ludzi, ciekawość świata i chęć poznania tego, co nieznane, odrobina wiedzy o kraju lub miejscu, do którego wyruszamy, trochę odwagi oraz sporo zdrowego rozsądku. Pewność, że słowo „inny” nie oznacza tego samego co „wrogi” lub „obcy”. To wydaje się oczywiste, ale czy pamiętamy o tym zawsze? 14 “Nowe Życie Olsztyna” nr 8 (131) 2014 rozmaitości Separacja Wydziedziczenie zamiast rozwodu wyrodnego syna Jeśli w skłóconym małżeństwie istnieje szansa na pogodzenie się, warto zamiast rozwodu postarać się o to, aby sąd orzekł separację. Różnic jest niewiele, ale są one istotne. Podobnie jak przy rozwodzie sąd wskazuje winnego za brak zgody. Jednak na zgodny wniosek obu stron odstępuje od tego i nie orzeka o winie. Podstawowa różnica jest taka, że pozostający w separacji nie mogą ponownie żenić się lub wychodzić za mąż. Nie mogą też wrócić do nazwiska noszonego przed ślubem. Przy rozwodzie strona popadająca w trudności materialne może domagać się alimentów – na pięć lat przy nieorzekaniu o winie lub na zawsze, gdy druga strona uznana została winną rozkładowi pożycia. Przy separacji obowiązek alimentacyjny obowiązuje bez ograniczeń. Ustaje po pogodzeniu się stron. Pozostający w separacji małżonkowie, w wypadku śmierci drugiej osoby, nie nabywają prawa do dziedziczenia. Kolejny raz wychodzi na to, że zgoda popłaca. Syn – pijak lub narkoman, nierokujący poprawy recydywista, nieinteresujący się losem rodziców, wręcz czyhający na ich śmierć i czekający na majątek po nich może przeliczyć się w tych oczekiwaniach. Niecny plan zdemoralizowanego człowieka może zostać zniweczony. Wystarczy, że zgodnie z prawem, skutecznie zostanie wydziedziczony. Po podjęciu takiej decyzji należy ogłosić ją zapisem w testamencie. Inna forma nie wchodzi w grę. Nie tylko trzeba napisać, że wydziedzicza się syna, należy podać przyczyny takiej decyzji. Kodeks cywilny jako przyczynę wydziedziczenia uznaje przede wszystkim dopuszczenie się przyszłego spadkobiercy wobec spadkodawcy umyślnego przestępstwa przeciwko życiu, zdrowiu lub wolności albo rażącej obrazy czci. Może to też być uporczywe niewykonywanie obowiązków rodzinnych, a także tryb życia – pijaństwo, narkomania lub prostytucja. Wydziedziczonemu nie przysługuje nawet zachowek. Natomiast miejsce wydziedziczonego zajmują jego dzieci i one mają prawo do podziału masy spadkowej. Areszt za kunę Kuny rozpleniły się na dobre i wyszły z lasów. Opanowały wsie. Trafiły też do miast. Mieszkańcy walczą z nimi jak mogą, straszą, czym się da. Modne stały się ultradźwiękowe urządzenia odstraszające. Szkopuł w tym, że są bardzo głośne i przeszkadzają sąsiadom. Nie dają spać w nocy. Doszło do tego, że sąsiad doniósł w tej sprawie na sąsiada. Staż miejska znalazła odpowiedni pa- ragraf. Zakłócanie ciszy nocnej urządzeniem odstraszającym kuny jest – nie da się ukryć – wykroczeniem. Kodeks wykroczeń określa bowiem między innymi, że: kto krzykiem, hałasem lub alarmem zakłóca spokój lub odpoczynek nocny, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny. Wytwarzanie ponadnormatywnego hałasu należy do tak zwanych immisji pośrednich, które stają się nieznośne. Pokrzywdzony sąsiad ma prawo żądać w takim przypadku zaniechania używania odstraszających urządzeń i powrotu do stanu poprzedniego. W przeciwnym razie zakłócającemu ciszę grozi areszt albo grzywna. Kunie nic nie grozi. Utracić mieszkanie Taka sytuacja grozi osobom, które z różnego powodu popadły w długi. Dotyczy to między innymi niepłacących regularnie za mieszkanie, niespłacających zaciągniętych kredytów, nieopłacających mandatów, a nawet posiadających długi honorowe. Jeśli istnieje szansa, by samemu wyjść z długów, sprzedając, co się da (nawet mieszkanie), warto tak uczynić. Najgorszym wyjściem jest bezczynne czekanie na komornika i licytację. Można wówczas stracić wszystko. To boli przede wszystkim wówczas, gdy przedmiotem licytacji staje się mieszkanie. Przy przeprowadzaniu tej czynności dłużnik ponosi same straty. Najpierw biegły dokonuje wyceny. Wartość nieruchomości jest wtedy o kilkanaście procent niższa od rynkowej. W dodatku mieszkanie trafia na licytację nie za cenę określoną przez biegłego, lecz za 75% tej kwoty. Jeśli przy pierwszym podejściu nie znajdzie się nabywca, następna licytacja rozpocznie się z jeszcze niższą ceną – 66% wyceny biegłego. To mogą być bardzo małe pieniądze. Ponadto z uzyskanej kwoty 15% przypada komornikowi, trzeba opłacić biegłego, koszty sądowe i koszty licytacji. Po licytacji komorniczej należy dobrowolnie wyprowadzić się z mieszkania. Upór grozi przymusową eksmisją. To także kosztuje, bo trzeba zapłacić za naprawę zrywanych zamków, za transport i za przechowywanie ruchomego dobytku. Mirosław Rogalski sport “Nowe Życie Olsztyna” nr 8 (131) 2014 Żeńskie jedynaczki w centralnych rozgrywkach Koszykarki KKS Olsztyn po sezonie Koszykarki KKS Olsztyn zakończyły już sezon 2013/2014. Podopieczne Alicji i Tomasza Sztąberskich walczyły w I lidze. Grające na zapleczu olsztynianki mogą zaliczyć ten sezon do udanych. Mimo że olsztynianki nie zakwalifikowały się do grupy walczącej o awans do ekstraklasy, to ich poczynania należy uznać za udane. W grupie spadkowej pokazały, że potrafią grać w kosza i zajęły w niej pierwsze miejsce. A wszystko to osiągnęły niemal własnymi siłami. To znaczy, że w zespole grały same wychowanki. Oczywiście oprócz Anety Burandt oraz Kariny Różyńskiej, która przybyła do Olsztyna z Lęborka. Jednak to było ponad osiem lat temu i przez ten czas zawodniczka ukończyła w Olsztynie gimnazjum i liceum oraz rozpoczęła studia. Tak więc można ją uznać za wychowankę klubu. Trener Tomasz Sztąberski także jest zadowolony z gry zespołu. – To był dość dobry sezon. Oczywiście chcieliśmy awansować do ósemki walczącej o awans, ale zabrakło nam trochę szczęścia. Niemniej zawodniczki należy pochwalić. Tym bardziej że nie brakowało kontuzji, co zawsze ma jakiś wpływ na postawę drużyny – powiedział Sztąberski. Trzeba zaznaczyć, że w Olsztynie prowadzone jest szkolenie od podstaw. Grupy juniorek, kadetek i młodziczek rywalizują na poziomie nie tylko regionalnym, ale osiągają także dobre wyniki w rywalizacji na poziomie mistrzostw Polski. – Liczy się to, żeby dziewczęta ogrywały się, walcząc z najlepszymi w kraju. Dlatego tak ważne jest szkolenie od podstaw i pomoc klubowi w każdym zakresie. Wspomagają nas rodzice, sponsorzy oraz władze miasta. Niemniej wciąż apelujemy o większą aktywność ze strony sponsorów. Przecież koszykarki KKS są jedną z dwóch żeńskich drużyn z Olsztyna, która występuje w rozgrywkach centralnych – dodaje Sztąberski. Trener i jednocześnie prezes klubu tak scharakteryzował zawodniczki po zakończonym niedawno sezonie: Joanna Markiewicz – kapitan drużyny, wspaniały łącznik między trenerem a resztą zespołu. Równo grająca przez cały sezon. Przykład tzw. walczaka. Nigdy się nie poddaje. Karina Różyńska – wyborowy strzelec, profesjonalistka w każdym calu. Robiła stałe postępy w grze. Jedna z najlepszych w rzutach za trzy punkty. Żałuję, że po tym sezonie odchodzi z klubu. Aneta Burandt – jedyny transfer tego roku. Grała w reprezentacji kraju U-20. Duża nadzieja na przyszły se- zon. Z Natalią Żukowską powinny stworzyć groźny dla innych duet. Natalia Żukowska – gracz jeszcze nieobliczalny. W meczu gra dwa mecze. Po słabszej pierwszej części, w drugiej bryluje na boisku. Jak ustabilizuje formę, będzie decydowała o losach spotkania. Dominika Spittal – dziewczyna o dużych umiejętnościach, które pokazała zwłaszcza pod koniec sezonu. Zmieniła spojrzenie na świat, nie załamuje się niepowodzeniami. Iwona Polak – w poprzednim sezonie zrobiła ogromne postępy. Teraz nieco się zatrzymała, ale jest to spowodo- wane jej studiami na trudnym kierunku. Liczymy na nią w przyszłym sezonie. Jolanta Wichłacz – jedynka zespołu. Ambitna jeśli chodzi o sport, jak i naukę na studiach. Świetny początek sezonu. Niestety kontuzja wyeliminowała ją z gry na pół roku. Ksenia Zajączkowska – olbrzymi postęp w grze. Przykład pracusia. Pierwsza przychodzi na trening, ostatnia z niego wychodzi. Poprawiła rzut za trzy punkty. Aneta Todys – ma predyspozycje do jeszcze lepszej gry. Jeśli mocno popracuje, to może skutecznie dobijać się do pierwszej piątki. Amelia Wełnicka – jest drugą jedynką w zespole. Ma jednak nieco za gorącą głowę. Jak nad tym popracuje, będzie mocnym ogniwem w drużynie. Aleksandra Mońko – zawodniczka w kręgu zainteresowania reprezentacji U-16. Eliminuje błędy i gra jak tego oczekujemy. Przy swoim zasięgu jest przyszłością KKS. WAD 15 Dwa bieguny Trudno porównywać do siebie dwie dyscypliny sportu, nawet jeśli są to gry zespołowe. Tak jest w przypadku siatkówki, reprezentowanej przez Indykpol AZS, i piłki nożnej, w tym przypadku chodzi o Stomil. Jedni grają w ekstraklasie, zaś drudzy na jej zapleczu. Wrażenia z ich tegorocznych występów znacznie się różnią. Chodzi o fakt gry o „coś”. Bo niezależnie, czy jest to pierwsza, druga czy trzecia liga, to zawsze gra się o zwycięstwo, o punkty, o jak najlepsze miejsce w tabeli i dla kibiców. W przypadku Indykpolu AZS jest to walka o piąte miejsce, co może w efekcie przynieść prawo gry w europejskich pucharach. Oczywiście droga do tego daleka, ale z Politechniką Warszawa można wygrać. Pisząc ten materiał, nie znałem jeszcze wyniku konfrontacji między tymi drużynami (gra do trzech zwycięstw). Jednak ten sezon należy uznać dla olsztynian za udany. Akademicy w wielu przypadkach pokazali, że są w stanie grać na dobrym poziomie. Może na pierwszą czwórkę to jeszcze za mało, lecz... Przypomnijmy sobie, co działo się rok, dwa czy trzy lata temu. Różnica jest ogromna. Teraz akademicy walczą o europejskie puchary i chwała im za to. Na drugim biegunie znajduje się niestety Stomil. Piłkarze z Olsztyna jakoś nie potrafią zadomowić się w środku ligowej stawki i zdobyć większej przewagi punktowej nad rywalami ze strefy spadkowej. W ubiegłym roku rzutem na taśmę uratowali się przed spadkiem. Zapowiedzi na ten sezon były bardziej optymistyczne. Jednak co innego gadanie, a co innego granie. Podobnie jak przed rokiem olsztyńskich piłkarzy czeka gorąca końcówka sezonu i walka o ligowy byt. Tak więc dwubiegunowość w Olsztynie to nie nowina. WAD