Pobierz w pdf - CzytajZaFree

Transkrypt

Pobierz w pdf - CzytajZaFree
Złoty wiek Białorusi
Publikacja na extrastory.czytajzafree.pl
Autor:
GreenHead
No i wychodzę razem z nią z Białoruskiego Uniwersytetu Państwowego, a przed samym
budynkiem demonstracja. No nic, trzeba się będzie przebić bokiem i dobijemy do metra.
Rozmawialiśmy właśnie o emancypacji kobiet w kontekście wciągnięcia ich do pracy w fabrykach
zgodnie z założeniami Lenina. Próbowałem jej udowodnić moje, jakże słuszne, racje na ten temat.
W końcu wciągnięcie ich do fabryk przyłączyło je do życia publicznego i w niektórych przypadkach
zrównały się zawodowo z mężczyznami. A to już dalej była prosta droga do tego, co jest dziś. Rządów
Julii Fifanowej, zwanej przez Polaków „Fifą”. Warto by było rozwinąć nieco ten temat, ale pogawędkę
przerwały nam bluzgi przechodzącego obok Białorusina:
– Was powinni karać śmiercią, a nie legalizować!
Koleś studiował marketing. Znałem go z wykładów dla wolnych słuchaczy o wpływie alkoholu i
innych używek na procesy myślowe. Nazywał się Błażej i ogólnie to miał niezłego fioła. Zawsze
przychodził na zajęcia skuty i śmiał się w głos z każdego żartu wykładowcy.
Krzyk ten zmusił nas do spojrzenia na transparenty. Fakt, że zmiany dostrzegamy na co dzień, ale to
naprawdę nas zaskoczyło. Jedno hasło brzmiało: „Kochamy dzieci tak samo jak rodzice, a nie
możemy ich mieć”. Na drugim czerwoną farbą było napisane: „Pedofil = dobry ojciec”. Żebym to ja
miał teraz AK–47, tobym im powiedział, co o tym myślę. Na szczęście mamy od tego milicję.
Sońka, bo tak się nazywała moja „przyjaciółka”, powiedziała rozbawionym głosem:
– Chyba już wiem, dlaczego do tej pory nie zmienili im nazwy z milicji na policję, jak na Zachodzie – i
krótko się zaśmiała.
– Nie ma to jak stare dobre komunistyczne metody – odparłem rozbawiony i przystanęliśmy, żeby
oglądać widowisko. Broń na gumowe kule, gumowe pałki i gumowe węże z wodą wkroczyły do akcji.
Te ostatnie oczywiście na gumowych kołach wozów, prowadzonych przez zawsze żujących gumę
milicjantów. Nie bez kozery nazywają te lata „Epoką Gumy”. Chociaż tworzącym tę nazwę chodziło
raczej o prezerwatywy. Cała akcja nie trwała długo – piętnaście minut dobrze zaplanowanych
manewrów oskrzydlających z kilkoma siatkami. Niczym gladiatorzy łapiący w sieć przeciwników i
dźgający ich trójzębami, oddziały funkcjonariuszy, używając pałek zamiast trójzębów, zapędziły
demonstrantów do wołgowiczów B+, którymi trafią zapewne do obozów pracy izolowanej.
Samochody te stanowiły coś pomiędzy polską policyjną „suką” i transporterem rosomakiem. Na
szczęście nawet nasz białoruski liberalizm ma swoje rozsądne granice.
Po skończonym widowisku ruszamy już w stronę Biała Dama Druid Café, gdzie miało się to stać.
Strona: 1/15
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
Poszliśmy do sali dla niepalących, gdzie zajęliśmy wygodną kanapę w kolorze czerwonym. Ja
zamówiłem kawę z cynamonem, miodem i kardamonem, a Sonia wzięła wiśniowe latte. Do tego
zamówiliśmy Czerwonego Miszę zwanego Czerwońcem.
– Pomyśl, co by to było, gdybyśmy nie mieli żadnych Druid Café – rozpocząłem, poprawiając okulary
małym palcem lewej ręki.
– Nawet mi nie mów, Danielu – odparła, puszczając mi oczko. Zawsze nazywała mnie Danielem, gdy
mówiła coś zabawnego. A raczej myślała, że mówi coś zabawnego. Zawsze się z tego śmiałem, jak
akcentowała moje imię w takich chwilach. Zawsze, to znaczy od dwóch tygodni. Czasem nawet
kompletne suchary ratowały się za pomocą tego słowa.
– Nasi rodzice nie mieli ich w ogóle – odparłem, powstrzymując śmiech.
– Fakt, byliśmy ciemnogrodem.
– Ale za to mieliśmy cały czas 10% produkcji przemysłowej!
Żarty przerwała nam kelnerka, przynosząc kawy i Czerwońca. Czerwońcem nazywano miniblanta,
jakiego można tu było kupić. Ręcznie skręcany przez barmana i zawsze zawinięty w małą, czerwoną
bibułkę o smaku truskawek. Złapaliśmy po łyku kawy i poszliśmy do palarni. Żadne z nas nie paliło
papierosów, dlatego wybraliśmy salę dla niepalących, gdzie stanęliśmy na brzegu pod
klimatyzatorem. Na ścianach w kolorach rasta wisiały oklepane w takich miejscach plakaty Boba
Marleya. W tle leciał „The Next Episode” Snoop Dogga i Dr. Dre. Po prostu idealne warunki na
palenie.
Kiwając głową w górę i w dół, zaproponowałem:
– Może wczujemy się jeszcze trochę w klimat?
– Jak sobie chcesz – odparła, wzruszając ramionami, i tępo wpatrzyła się w teledysk na wiszącej na
ścianie plazmie. Piosenka zmieniła się w „No Woman, No Cry” geniusza gatunku Marleya. Kiedyś
miałem jego koszulkę. To było jeszcze w Polsce. Mimochodem wsłuchałem się w rozmowę dwóch
Białorusinów przypominających klasycznych rastafarian:
– No nie, no. Jesteś geniuszem. Chyba miałeś go ukręcić – zagadał chudy student z dredami w bluzie
Umbro. Na co drugi z nich poklepał się po kieszeniach spranych dżinsów z dziurą na kolanie:
– A przecież ty miałeś kupić ziółko! Idź najpierw kup, to ja ukręcę, ziomek – odparł grubszy z nich,
uśmiechając się.
– I tu mnie masz, czarnuchu.
– Się wie, czarny bracie. A najpierw ty ruszysz swój czarny tyłek i dorzucisz mi do tego trochę rubli.
(Widać, że moda na niektóre teksty przyszła tu ze Stanów. Obaj mieli gęby białe jak śnieg i bardziej
pasował do nich zwrot „towarzyszu”.)
– I masz na to minutę, bo jak nie, to płacisz całą cenę.
– No dobra, ale ty, od momentu jak ci dam hajs, będziesz miał dwie minuty, żeby iść kupić, a jak nie
zdążysz, to ty kręcisz.
– Może tak być, ale ty będziesz miał, od momentu jak ci przyniosę, trzy minuty na to, żeby go skręcić.
Strona: 2/15
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
– No dobra, ale ty, od momentu jak mi to dasz... zaraz, a może kupimy gotowego?
– Ile masz kasy? Bo jak mam... – kontynuował głos grubszego kolesia – a nie, nie mam już nic!
– Ty, ja też – i ryknął głośnych śmiechem – przecież już go spaliliśmy.
Podczas salwy śmiechów wsłuchałem się w nową piosenkę. Tym razem z głośników leciał głos
polskiego rapera Splifa w kawałku „Zielona chwila zapomnienia”. Pomyślałem, że to jest ten moment,
i zagadałem w stronę grubszego:
– Panowie, może chcecie z nami zapalić?
Reakcja była natychmiastowa. Podeszli z uśmiechami na rozanielonych twarzach i przytaknęli.
– Dobre robią te Czerwone Miszki? – zapytał grubszy z nich.
– Nie wiem, to będzie mój pierwszy buch w życiu – i odpaliłem zieloną zapalniczkę BIK, którą
wcześniej wyjąłem z Sońki spodni. Usłyszałem jeszcze głos Sońki:
– Tylko długo trzymaj – i zaciągnąłem się głęboko. Dym był trochę gryzący, zwłaszcza dla osoby,
która nie pali szlugów, ale dałem radę. Smakowa bibułka znacznie umiliła palenie. Wypuszczany dym
był przyjemnie słodki.
***
Złapałem kolejnego bucha. Zakręciło mi się głowie i jakby na ułamek sekundy przyćmiło wzrok.
– Dobry towar, nieprawdaż Danielu? – powiedział mnich w zielonym habicie stojący naprzeciwko.
Zaraz, jaki mnich? Przecież przed chwilą stał tu grubas! W ogóle gdzie są wszyscy? Co to za gówno
ten Czerwoniec?
– Nie wszystko naraz, przyjacielu – odparł głos spod kaptura – jesteś bezpieczny. Mam dla ciebie
bardzo ważne zadanie, ale powoli. Nazywam się Mirmazolodukarmagrendol, ale możesz mi mówić
Misza. Żeby się ze mną skontaktować, po prostu zapal Czerwonego Miszę i pomyśl o mnie. Więcej
powiem ci przy następnym spotkaniu. Oczywiście jeśli się na nie zdecydujesz. I nie mów o mnie
nikomu. I tak ci nie uwierzą.
– Zaraz, zaraz. Co to za zadanie? Kim ty jesteś, mnichu?
– Wszystko w swoim czasie. A, i uważaj na Sońkę. Ta mała dziwka puszcza się na prawo i lewo.
***
– Debilu wypuść w końcu tę chmurę, bo się udusisz – grzmiała Sońka, niecierpliwie sięgając ręką po
blanta. Wypuściłem go z cichym gwizdem i od razu rozkasłałem się na dobre. Co to, do cholery, było?
Słyszałem, że takie rzeczy to po szałwii, a nie po tym.
– Widzieliście go? – zapytałem skołowany.
Strona: 3/15
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
– Noo, koleś ma różowe stringi. Było widać, jak się schylił. He, he – odparł chudszy z rastafarian.
– A tego mielonego znicha... – dodałem z poważną miną – znaczy zielonego mnicha – i zaśmiałem się
głośno ze swojej pomyłki. Mielony znich, heh, co ja gadam? Więc tak to jest się upalić.
– Trzymaj blanta – rzucił na wdechu chudszy z nowych kumpli.
– No nie wiem, może mi już...
– Pal, blant nie Łukaszenko – odpadł z uśmiechem i wypuścił wielką chmurę dymu – po nim zawsze
jest wesoło.
– I nie śmierdzi ruskim gównem – dodał grubas z rubasznym uśmiechem na różowych policzkach.
***
Otwieram oczy trochę skołowany. Zielony sufit? A więc jednak akademik.
Hmm... Nie boli mnie głowa jak po wódzie. Może jeszcze będzie?
Zaraz, ale to nie mój pokój...
O, jest i Sońka! Uwielbiam te jej połóweczki jabłka z tyłu. Wystarczy tylko sięgnąć ręką i sobie
kawałeczek urwać...
– Stary, co ty kurwa robisz?!
– Cyryl?!
– Nie, kurwa, twój stary! Weź się ogarnij, ziomek – dodał, już z uśmiechem na ustach. – Nie patrz tak
na mnie, jestem hetero.
– Jak się tu znalazłem? Gdzie jest Sońka?
– To ty nic nie pamiętasz? – zapytał poznany wczoraj chudzielec. – Ubierz się, pogadamy przy kawie,
ja muszę zajarać.
Szybko wciągnąłem koszulkę i skarpetki. Na szczęście spałem w dżinsach, i to z zapiętym paskiem.
Deklaracja seksualna Cyryla wydaje się prawdziwa. Inaczej to byłby bardzo przykry epizod po dwóch
tygodniach pobytu w Mińsku. Poszedłem od razu umyć zęby. Na dobry początek dnia musi
wystarczyć palcem i pastą. W końcu nie byłem u siebie.
Cyryl w tym czasie zdążył zaparzyć dwie czarne kawy i siedział z przygotowanym blantem na małym
balkonie. Październikowe słońce świeciło już pełnym blaskiem, przyjemnie grzejąc twarz.
– Masz może mleko do kawy? – zacząłem, przecierając ciągle czerwone oczy.
– Stary, herbata, tylko bez cytryny, bo zabija smak. Kawa bez mleka, bo zabija smak. A seks
oczywiście bez gumek – tłumaczył z akademickim wyrazem twarzy numer cztery, co według moich
kryteriów znaczyło: „Przecież to oczywiste, panie profesorze, proszę o trudniejsze pytanie”. – Palisz?
Strona: 4/15
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
Spojrzałem na cienkiego „Lolka” w zielonej bibułce. Głowa nie boli, mimo że na pewno piliśmy wódę.
Jest sobotni poranek. A, co mi tam.
– Daj. Tylko opowiedz mi wszystko dokładnie.
– A od którego momentu urwał ci się film?
– Piliśmy Soplicę Orzech Laskowy – cudowna wódeczka, to jeszcze z moich polskich zapasów – a
potem Artiom przyniósł bimber.
– O, stary, nie ty pierwszy straciłeś pamięć po samogonie Artioma – dodał uśmiechnięty Białorusin i
zaciągnął się skrętem. – Nie wiem, czego dodaje do niego ten gruby czarnuch, ale po szklance
kładzie każdego.
Fakt, piliśmy na szklanki, ale to dla mnie nic nowego od dwóch tygodni. Tu kieliszki wyszły z mody
jeszcze w czasie komuny, a do kręgów akademickich nie wróciły nigdy. Pamiętam, jak w Polsce
uchodziłem za kolesia z mocną głową. Tu zostałem zrównany z ziemią. No, ale wróćmy do tematu.
– No dobra, piliśmy, normalna sprawa. Powiedz mi lepiej, gdzie jest Sońka.
– Heh, zabawna historia. Pijany nazwałeś ją szmatą i wywaliłeś z imprezy. Musiałbyś spytać Artioma
o szczegóły. Ja się akurat odlewałem.
– Wow, ciekawe dlaczego?
– Nie wiem, stary, nie ogarnąłem tej sytuacji. A potem klasyczny pijacki motyw. Stanąłeś przy
barierce, rozłożyłeś ręce jak w Titanicu i krzyczałeś na całe gardło: „I’m flyyyiing! Jaack I’m
flyyiing!”. Zrobiłeś bełtową pułapkę na schodach, na której wyłożył się jeden Rusek z drugiego roku.
Później zginąłeś na jakieś dwie godziny. A znalazłeś się gdzie? – wyszczerzył zęby z czarnymi fusami
z kawy pomiędzy. – Na klopie ze spuszczonymi gaciami.
– Srałem? – zapytałem z niedowierzaniem.
– Jakbyś srał, tobyś tu dziś nie leżał. Zasnąłeś, sikając na siedząco.
– Porażka – odparłem ze spuszczoną głową. No, ale nic. Czas się zawijać do siebie i ogarnąć, co z
Sonią.
Dopiłem jeszcze kawę i wyszedłem od zchilloutowanego Cyryla.
***
Po wyjściu poszedłem przez kampus prosto do akademika Sońki. Niestety, nie było jej w pokoju, a jej
współlokatorka nie widziała jej od wczoraj. No nic, może jest na zajęciach. Zanim się znajdzie, warto
byłoby się dowiedzieć, co zaszło. Należało poszukać Artioma. Mieszkał zaraz obok Cyryla, ale nie
było go w pokoju. Nie mając pojęcia, gdzie go szukać, postanowiłem wrócić tam, gdzie to wszystko
się zaczęło – do Białej Damy.
Tak swoją drogą, to nieźle wczoraj zabalowałem. I jeszcze te zwidy z tym dziwnym druidem. A może
mi się to tylko śniło? Dziwne.
Po drodze mijałem kompleks szklarniowy należący do sieci Druid Café. W menu mieli prawie
Strona: 5/15
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
trzydzieści odmian marihuany i podobno wszystkie hodowali na miejscu. Słyszałem, że praktykujący
tam studenci nie dostają ani grosza, ale nie wydaje mi się, żeby narzekali. Hodowla tej rośliny na
Białorusi wymaga wykupienia pozwolenia, również na własny użytek. Głównie dlatego studenci
odwiedzają takie miejsca jak Biała Dama. Inaczej sytuacja wygląda na prowincji. Słyszałem, że ludzie
obsiewają tam „ziemie niczyje”, aby nie płacić za pozwolenie, i wspólnie je uprawiają. Każdy może
sobie później trochę zerwać i ususzyć. Jednak prawdziwe rarytasy rodzą się w prywatnych
szklarniach, takich jak te.
Gdy dotarłem na miejsce, zauważyłem na wejściu Janka. Stary znajomy ze studiów w Polsce.
Przyjechał tu pół roku przede mną i zadomowił się na dobre. Janek miał małą obsesję na punkcie
skór. Teraz miał na sobie krótkie spodenki z czarnej skóry i skórzaną czapkę z daszkiem. Na mój
widok przystanął i zawołał:
– Siema, Daniello – i dodał z uśmiechem – podobno nieźle wczoraj się zrobiłeś.
– O stary, daj spokój.
– Jakieś mnichy widziałeś – dodał z zawadiackim uśmiechem na pryszczatej twarzy. Ten jeden
element nie pasuje do jego image’u. Harlejowiec z reklamy jakiegoś gówna do twarzy typu
Czystoj&Sucharoj.
– A skąd ty o tym wiesz, skórkowańcu? – zapytałem rzucając tanim, ale dobrym pojazdem jak na mój
stan umysłu. – Gadałeś z kimś z imprezy?
– Z grubasem, jak wy go tam nazywacie? Artens?
– Artiom – można powiedzieć, że trafiłem na jego trop. Uśmiechnąłem się i zapytałem: – A dawno z
nim gadałeś?
– Przed chwilą chciał mi zrobić dobrze ustami – odparł i zrobił zniesmaczoną minę typowego
harleyowca. Jedną z dwóch najbardziej charakterystycznych dla tej grupy motocyklistów. Druga to
mina „Poproszę herbatkę ze słodzikiem, złotko”. Podobno kiedy byli młodsi, stanowili elitę
dwukołowców. Dziś to już tylko stetryczała banda. Ale zaraz, jakimi kurwa ustami? Nie mam
uprzedzeń, ale z kim ja imprezowałem i dlaczego prawie nic z tego nie pamiętam?
– Nie no, świruję koleś. Siedzieliśmy w środku na zgonie i słuchaliśmy muzyki, sącząc zimne
Brokiltini.
Uuuf!
À propos Brokiltini. Temu napojowi warto byłoby poświęcić akapit w książce. No, a już na pewno w
opowiadaniu. Od dwóch tygodni sączę to rano na kaca. Mus owocowy z dojrzałego mango, które
samolotem wojskowym sprowadzali prosto z Afryki. Truskawkowy również, ale tym razem z uprawy
szklarniowej z oświetleniem idealnie imitującym światło słoneczne. Do tego mus z kiwi (bez pestek),
kruszony lód i oczywiście pięćdziesiątka rumu Captain Morgan. Czarnego oczywiście. Nie mam
uprzedzeń.
Wtedy jeszcze nie paliłem. Dziś postanowiłem poznać ten smak z zupełnie innej strony.
W środku siedział grubas, którego szukałem. A myślałem, że będzie jakiś fajny quest z odnalezieniem
zaginionej Beczki Złotego Sadła lub, trzymanej w wazelinie organicznej, męskości Łukaszenki.
Zdobywano ją z genetycznie modyfikowanej jaszczurki. Stworzenie to, wyczuwając zimno, wydzielało
ją zamiast potu. Wazelinę oczywiście. Obecności męskości nie potwierdzono, ale historycy
Strona: 6/15
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
akademiccy uważają, że celowo ją wycięto w celu złagodzenia charakteru dyktatora na czas
negocjacji z Unią. Jednak została ona wykradziona i ukryta przez tajną organizację, jaka podobno
wyłoniła się ze struktur KOML – Komitetu Obrony Mauzoleum Lenina. Początki prawdziwej
demokracji na Białorusi. Street art, zabawne happeningi, własnoręcznie robione komiksy i dziki seks
jako forma narodowego buntu. Szkoda, że mnie tu wtedy nie było...
***
Dziesięć minut minęło i co ja robię? Siedzę upalony z Artiomem. Miałem już nie palić, ale jak
przypomniał mi szczegóły wczorajszego urojenia z mnichem i wyciągnął Czerwonego Miszę, to od
razu zmiękłem. Pomyślałem, że dziś też może uda mi się coś zobaczyć.
Niestety, to nie był chyba dobry pomysł. Raz, że wcześnie już paliłem, dwa, że mieliśmy całego
skręta na dwóch. O ile Artiom był do tego przyzwyczajony, o tyle ja dopiero zaczynałem iść tą drogą.
Mówiąc wprost, strasznie się „zbetoniłem”. Grubas zaczął coś opowiadać, ale nie byłem w stanie
zrozumieć, o czym mówi. Przebijały mi się pojedyncze słowa, takie jak: bimber, choinka, hydrant,
smycz i tyłeczek. Nie potrafiłem jednak ułożyć ich w spójną całość.
Brokiltini! Muszę je mieć. W końcu po to tu przyszedłem.
– Artiom? – zacząłem nieśmiało i popatrzyłem na czerwoną gębę Białorusina.
– Co, kochasiu? Wolisz u mnie czy u ciebie? – odparł i puścił mi oczko. – Uwierz mi, że wiem, czego ci
trzeba.
– Wierzę ci przecież... Znaczy, kurwa… co ja chciałem?
– Odrobinę męskiej czułości?
– Nie! Wkurzają mnie już te twoje teksty, stary. Brokiltini. Kupisz mi? Ja czuję, że się zgubię po
drodze.
– Jasne. Skoro wolisz się trochę wcześniej upić, to nie mam nic przeciwko – i poszedł w stronę baru.
Co za oblech. Spodnie nisko opuszczone, odsłaniające pęknięcie na owłosionych plecach. Przykrótki
T-shirt eksponujący dół wielkiego brzuszyska. Nawet jakbym był gejem, to nadal budziłby moje
obrzydzenia. Poza tym Cyryl twierdzi, że to wszystko są tylko głupie żarty.
Pod nieobecność grubasa przypomniałem sobie o mnichu. Z tego, co mówił, wystarczy o nim
pomyśleć po zapaleniu…
***
– Witam ponownie. Widzę, że chyba nie mogłeś się doczekać spotkania ze mną – tym razem siedział
przede mną Murzyn w zielonej kurtce i czapce w kolorach rasta. Przed nim stała metrowa szisza z
czerwonym węgielkiem na górze. Nie byliśmy już w Białej Damie. Wnętrze przypominało raczej
piwnicę ze ścianami z czerwonej cegły i paroma poduszkami z orientalnymi wzorami.
– Kim jesteś? – zapytałem nieco skołowany.
– Misza. Ostatnio byłem może nieco inaczej ubrany. Wolałem przy pierwszym spotkaniu nie
pokazywać, że jestem czarny… – i wziął w murzyńskie wargi ustnik sziszy. Ta zaczęła rytmicznie
bulgotać.
Strona: 7/15
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
– Mnie to nie przeszkadza. Nigdy nie miałem uprzedzeń.
– Wiem o tym, Danielu. Teraz już wiem… – i wypuścił ogromny obłok aromatycznego dymu – chyba
nadszedł czas, abym ci wyjaśnił kilka rzeczy.
– Zamieniam się w słuch – odparłem z zadziwiającą jak na mój stan jasnością umysłu.
– To może zacznę od początku. Jestem swego rodzaju bytem, który pełni niezwykle ważną rolę na
Ziemi, ale zanim o mnie, czy słyszałeś o teorii „Złotego Wieku”?
– Yyyy… Takiego jak w XVI wieku w Polsce, w czasach Rzeczypospolitej Szlacheckiej?
– Trafiony, zatopiony. Dokładnie wtedy twój kraj był jednym z najpotężniejszych w Europie, a może
nawet i na świecie. Byliście potęgą polityczną, militarną i ekonomiczną, rozwijaliście rzemiosło,
handel oraz oczywiście kulturę. To czasy takich wielkich postaci jak Mikołaj Rej, Kopernik czy Piotr
Skarga. Do tego ustrój państwa stanowił specyficzną, aczkolwiek niezwykle dojrzałą jak na swoje
czasy, demokrację.
– Wspaniałe czasy, ale co to ma wspólnego ze mną?
– Spokojnie, dojdziemy i do tego – bul, bul, bul, bul… i kolejna wielka chmura wypełniła
pomieszczenie. – Taki Złoty Wiek miało w swojej historii wiele narodów. Grecy i Rzymianie
w starożytności, Aztekowie, jak budowali wielkie piramidy, Francuzi za czasów Napoleona,
Amerykanie w XX wieku i tak dalej. Otóż taki Złoty Wiek rozpoczyna się właśnie na Białorusi.
– Serio? To chyba dobrze – uśmiechnąłem się i zmarszczyłem brwi jednocześnie. Tu musi być jakiś
haczyk. – A skąd to niby wiesz?
– Bo to ja o tym decyduję…
Zatkało mnie. Co on bredzi, przecież to niemożliwe. Jak to? Czy stoję teraz przed Bogiem?
– Nie przesadzajmy – wyrwał mnie z zamyślenia, puszczając do mnie oko. – Jestem tylko dobrym
duchem dającym szczęście narodom. Nasz czas się kończy, bo twój kumpel dostał już drinki, a
jeszcze jedną rzecz muszę ci przekazać. Ten Złoty Wiek nie jest nikomu dany z automatu. Zależy od
wielu czynników, o których powodzeniu decyduje grupa ludzi. Ty jesteś jednym z nich…
***
Znowu siedziałem na czerwonej kanapie we wnętrzu Damy. Artiom postawił na stoliku drinka, a ja
znowu byłem strasznie upalony. Cud gospodarczy Białorusi zależy ode mnie? Ciekawe, ale trochę
dziwne. Co on może ode mnie chcieć? I czy w ogóle naprawdę istnieje? Może to tylko urojenia po
niezwykle mocnym towarze?
– O czym tak myślisz, Danielu? – ochrypły głos grubasa sprowadził mnie na ziemię.
– A, takie tam. Miewasz czasem halucynacje po blantach?
– No co ty, od tego są przecież grzybki. Chcesz, to mogę ci polecić dobry sklep z nimi.
– Nie, raczej podziękuję… – dodałem zawiedziony. Być może to ja mam coś z głową. Warto by było się
zbadać. Ale zaraz, Sońka! – Słuchaj, byłeś przy tym, jak popuściłem, znaczy – no i jak tu się nie
uśmiechnąć – pokłóciłem się z Sońką.
Strona: 8/15
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
– Byłem, byłem. Odebrałeś jej telefon i z twoich krzyków wynikało, że dzwonił jakiś gostek
z pytaniem: „Czy ma dziś czas na lodzika?”.
– O kurwa, no i wszystko jasne…
– Niestety, tak to jest z babami... A ty masz dziś może czas na lodzika?
***
Wybraniec narodu białoruskiego. Narodu wybrańców, którzy wycierpieli się już niezwykle dużo w
swojej jakże długiej historii i zasłużyli na Złoty Wiek. A wybrańcem tego cudownego narodu jest, psia
jucha, Polak... Ze Szczecina, w mordę! Jakby mało było w Mińsku zdrowego chłopa. I co ja mam niby
zrobić? Przecież to jest, kurwa, chore...
„Tak trzeba, to jedyna słuszna droga”, mówił Misza. Jakoś mi to nie leży. Nawet do połowy pusta
butelka tej ich lokalnej wódki nie pomaga. Pierwszy raz piję do lustra. Gwoli ścisłości, to nawet nie
jest lustro, tylko lusterko samochodowe. Taka pamiątka z wypadku jeszcze w Polsce. Samochód do
kasacji, a lusterko całe. Powoli staczam się na dno...
Chociaż jakby na to spojrzeć z drugiej strony, to może być w tym trochę logiki. Europa utknęła
w stagnacji i od lat obcina wydatki na zbrojenia i ogranicza liczbę żołnierzy. Stojąca na skraju
rozpadu i trawiona wojną domową Rosja raczej nie będzie paliła się do kolejnego konfliktu. Do tego
Stany Zjednoczone z jeszcze świeżymi ranami po niedawnym rozejmie z Unią Arabskiego
Konserwatyzmu powstałą po połączeniu Iranu z Pakistanem. Świat zwariował, ale to może być
prawda.
Mówiąc szczerze, pierdoli mnie ten cały Złoty Wiek na Białorusi. Bardziej martwi mnie Polska. Olała
wojnę z Arabami i przez to jest trochę na cenzurowanym w NATO, a raczej w tym, co z niego zostało.
Niemcy, Francja i Szwecja mają teraz własny sojusz wojskowy, który faktycznie może zostawić
Polskę na lodzie. Białoruskie czołgi w Szczecinie?! Żeż, kuźwa, jeśli to jedyna droga... – dodałem
przez łzy – chyba będę musiał go zabić.
... – odparło zapite odbicie w lustrze, po czym pociągnęło wielki łyk z odbicia wódki i padło głową na
odbicie stołu.
***
Można powiedzieć, że uciekłem przed problemem. Co prawda, to tylko rozwiązanie tymczasowe, ale
zawsze. A uciekłem do Polski oczywiście. Obiadek ze starymi – był. Herbata u siostry i jej męża – była.
Kawa u babci – również zaliczona. Słowem, czas się najebać.
No, ale przynajmniej nie do lustra. W tej kwestii zawsze mogę liczyć na Jacka. Mój kumpel niemal od
przedszkola. Do czasów liceum w jednej ławce i mimo że później nie widywaliśmy się już tak często,
to zawsze, ale to zawsze, gdy się widzieliśmy, znajdywaliśmy wspólny język. Nie widziałem go już
dobre dwa miesiące i nie wymieniliśmy nawet jednego SMS-a. W końcu jesteśmy facetami i bliskość
emocjonalną najsilniej odczuwamy z własnymi fujarami. No, ale wracając do tematu, to właśnie
usiedliśmy przy wódeczce o smaku wiśni – ulubionej mojego starego kumpla, który często mawiał:
„Azaliż, jakem Ksiądz Robak bynajmniej, to i robaka swoją imienną wódką zapijam”.
Pogadaliśmy trochę o pierdołach, wspomniałem mu o Sońce i o tym, jaka z niej suka była. I po
pewnym czasie zdecydowałem się rozpocząć opowieść, z którą tu przyjechałem. Spojrzałem na jego
roześmianą wychudłą twarz i rozpocząłem temat:
Strona: 9/15
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
– Bo widzisz, Robak, mam ostatnio mały problem.
– Stary, ja z kasą też krucho, jeśli o to chodzi.
– Chciałbym, żeby to o to chodziło… Zapaliłem ostatnio blanta na Białorusi…
– Azaliż to zacnie, milordzie – wtrącił Jacek i polał następną kolejkę.
– Ucisz się na chwilę i nie przerywaj, zanim nie skończę… Sprawa jest poważna. No, więc po
zapaleniu skręta o nazwie „Czerwony Misza” zobaczyłem coś w stylu jego ducha.
– Co, kurwa? Weź się, chłopie, ogarnij, he, he – no i gapi się jak na debila. W sumie mu się nie dziwię,
ale komuś musiałem powiedzieć. Ciekawe, jak zareaguje na resztę historii.
– No ducha, ducha. Tak po prawdzie, to widziałem go tylko ja, ale było to tak realne, że nie masz
pojęcia. No, ale to jest dopiero początek…
***
– I mówi mi: „Spójrzmy na sytuację geopolityczną twojego kraju. Sojusz ze Stanami i paroma
niedobitkami, jacy zostali z NATO, trudno nazwać gwarancją bezpieczeństwa. Zwłaszcza, że nastroje
wśród ludzi przemawiają za wzrostem izolacjonizmu i pacyfizmu. Wydatki na zbrojenia obcinacie od
niemal dekady”. I ciągnie dalej w tym stylu o problemach lotnictwa, o wyprzedaży sprzętu za granicę.
Ogólnie skwitował to, że jest gorzej niż w trzydziestym dziewiątym, bo wtedy chociaż powszechne
były szkolenia wojskowe.
– No niby tak, ale kto nam teraz zagraża? Rosja ma swoje problemy. Niemcy? Arabowie? – oburzył
się Jacek i aż uderzył pięścią w stół. – Chyba, kurwa, nie Czechy!
– Białoruś... Podobno Białoruś.
Jacek wybałuszył na mnie oczy i zaczął się głośno śmiać. Mnie jednak nie było do śmiechu.
– Oj, Danielku, Danielku. Ty już lepiej nie pal, bo widzę, że ci to szkodzi. Przecież to kraj mlekiem i
blantem płynący. Źle im tam czy co?
– Misza, w sensie ten duch, mówił, że według tajnych planów wojna ta ma być impulsem do wzrostu
gospodarki na bazie złupionego polskiego przemysłu i innych zasobów.
– Nonsens... – odparł, kręcąc głową. – Zresztą, jeśli nawet, to co? Może powinienem teraz uciekać za
granicę albo zaczynać tworzyć podwaliny ruchu oporu?
– Ty byś wszystko w żart obracał, a ja mówię poważne. Zwłaszcza, że to jeszcze nie koniec mojej
opowieści.
– Już się nie mogę doczekać, panie Pilipiuk – odparł, zacierając ręce z głupkowatą miną. – To może
najpierw poleję – i napełnił dwie smukłe czterdziestki. Wypiliśmy bez popijania i zacząłem:
– Robak, co byś zrobił, tak hipotetycznie, jakby ktoś ci zaproponował podróż w czasie w celu, dajmy
na to, zabicia Stalina albo Hitlera?
– Żartujesz, lecę choćby dziś – odparł rozbawiony. – Tylko co to ma do rzeczy?
– Właściwie to nic takiego... Rozlej tę butelczynę do końca, ja to będę powoli leciał.
Strona: 10/15
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
***
Nie mogłem mu tego powiedzieć. Już i tak patrzył na mnie jak na wariata. Sam nie wiem, jak bym
zareagował, gdyby on powiedział, że musi kogoś zabić. Ja co prawda nie muszę, ale z drugiej strony,
jeśli tego nie zrobię, co wtedy? Patriotyczny obowiązek... Przy kolejnym Czerwońcu mam poznać
szczegóły planu Miszy. Ciekawe, co też...
– A pan student to mi wygląda na Polaka – przerwała moje rozmyślania staruszka siedząca
naprzeciwko w pociągu. Jedno, co ją wyróżniało, to wielkość całego ciała – mniej więcej jak
u dziesięcioletniego dziecka. Poza tym typowa starowinka: moherowy berecik, spódnica do kostek,
kilka swetrów, szary serdaczek i okulary z grubymi oprawkami. Tak mnie już rodzice wychowali, że
nie zbywam starszych ludzi, tylko staram się być życzliwy, więc odpowiedziałem:
– A po czym pani poznała? Po twarzy?
– Po napisie na koszulce – odparła i uśmiechnęła się od ucha do ucha. No jasne. Ale zaraz. Przecież
na niej jest napisane „Adi sucks”.
– Widzę, żeś młody, to pewnie nie wiesz nawet, jak to się zaczęło. A zaczęło się w Polsce.
– To może mi pani opowie?
– Takie pierdoły to sobie możesz w tym waszym Internecie znaleźć. Ale jak chcesz, to mogę ci
opowiedzieć, jak to kiedyś było na Białorusi. Co ty na to?
– Czemu nie. Niech pani mówi.
– Ile to już lat minęło od obalenia Łukaszenki? Trzynaście?
– Czternaście. Kawał czasu.
– Ano kawał. Ale ja to wszystko dobrze pamiętam. Piłam wtedy sok brzozowy przy piecu i nie mogłam
uwierzyć w to, co podali w dzienniku. No, ale co było potem, to ty pewnie wiesz. Opowiem ci lepiej,
co było kiedyś. Chociażby ta „elektryczka”, którą właśnie jedziemy, za moich czasów była rzadkością.
Wtedy na torach rządziły wielkie spalinowe lokomotywy, które dziś stanowią atrakcje dla turystów,
gęsto usiane wokół stacji kolejowych. Co tu dużo mówić – zmieniło się praktycznie wszystko. Wiesz,
co się kiedyś jadło? Czarny chleb, soloną słoninę, a do tego ogórki, grzyby i kabaczki. A dziś? Tydzień
temu byłam u wnuka syna na obiedzie i co mi dał do jedzenia – dewolaja i sałatkę z fetą. Do tego z
frytkami zamiast kaszy, a na deser tiramisu z kawą eksprezso.
– Espresso, proszę pani.
– Jeden czort! Gdzie się podziały tradycyjne potrawy?! Zapytałam go, a on mi wyniośle, że teraz to
oni jedzą po europejsku. Bezczelny gnojek. Nawet tradycyjnych ogórków z miodem nie podał.
– Czego? Ogórków z miodem?
– Widać, mało synku znasz nasze zwyczaje i kuchnię.
– Piłem ostatnio Bulbasza.
– Wiadomo, boś Pszek. Oczywiste, że zaraz się za naszą wódkę weźmiesz. Wam i ruskim od lat tylko
jedno w głowie... A raczej nie jedno. W końcu teraz to tę marihuaninę palicie. Poprzewracało się
wam w głowach, oj, poprzewracało. A próbowałeś chociaż saladukhy albo kisielu? No widzisz, bo już
Strona: 11/15
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
ich nawet nikt nie chce pić.
– No, ale chyba nie wszystko zmieniło się na gorsze, proszę pani?
– Niestety, jest w tym trochę racji. Pamiętam, jak kiedyś musiałam cały dzień stać na targu, żeby
sprzedać kilogram ogórków. I to nie o to chodzi, że nikt nie chciał kupić, po prostu miałam sama
tylko tyle, a za coś trzeba było żyć. Wieczorami robiłam na drutach skarpetki, na nie zawsze znaleźli
się kupcy. A teraz z samego podatku „ziółkowego” mamy emerytury, i to nie powiem, dosyć wysokie.
Na pewno jest nam dużo łatwiej.
– No widzi pani – odparłem z uśmiechem na twarzy – nie taka ta marihuana straszna, jak ją malują.
– Aj tam! Do tego to się nigdy nie przekonam, ale powiem ci, co moim zdaniem było najlepszą
reformą, jaką wprowadzili.
– Słucham zatem?
– Przywrócenie do realnego użytku języka białoruskiego, ot co.
– Jak to?
– Kiedyś to było tak, że na dziesięć milionów Białorusinów tylko dwa znały nasz prawdziwy język, a
reszta używała tylko rosyjskiego. Nie ma się co dziwić, chłopcze. Po rusku były dawniej nazwy ulic i
nauka w szkołach. Mój syn jako jeden z niewielu u nas w miasteczku znał swój ojczysty język, bo
sama go nauczyłam. Teraz to procentuje, bo został nauczycielem i nie żyje mu się źle. Zmiana ta
sprawiła, że w końcu jesteśmy Białorusią, a nie zachodnim krańcem Mateczki Rosji. Dlatego nie
żałuję tej naszej wielkiej przemiany – zakończyła z rumieńcem na twarzy staruszka i sięgnęła po
gazetę.
„Taka Białoruś już nie wróci. Już ja się o to postaram…”, pomyślałem i sięgnąłem po książkę.
***
Kolejna chmura, tym razem w plenerze, i znowu samemu. Oby nie weszło mi to w nawyk. Dużo lepiej
zapalić sobie z kumplami, ale tym razem nie palę ot tak sobie. Muszę poważnie porozmawiać z Miszą.
Klamka zapadła. Nieśpiesznie dopalam do połowy i strącam końcówkę żaru. Druga połowa będzie na
następny raz, a poza tym po całym tobym chyba pół dnia błądził po lesie, zanim dotarłbym do domu.
– Witaj, przyjacielu – w samą porę pojawił się Misza. Tym razem ubiorem przypominał Inspektora
Gadżeta ze znanej kreskówki. Jedynie wielkie, przypuszczalnie kubańskie, cygaro psuło cały efekt.
Zauważyłem, że zawsze musi mieć jakieś źródło dymu – ostatnio to była paczka papierosów.
– Witaj, mój wielki panie, przybyłem by ci służyć.
– Cóż za sarkazm, Danielu. Jestem pod wrażeniem. Przecież jestem jedynie twoim doradcą,
a ostateczne decyzje i tak należą do ciebie, przyjacielu.
– Wiem, wiem, Misza. Po prostu tak by było łatwiej – odparłem, puszczając mu oczko. Z każdym
spotkaniem wydawał mi się coraz bliższy. Trochę to dziwne, ale lubiłem go, mimo tego, że obarczył
mnie takim brzemieniem. No, ale czas poznać szczegóły.
– Pamiętasz, kto musi odejść? Kto jest celem?
– Ojciec Soni, Wiktor Kuryłowicz.
Strona: 12/15
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
– Dokładnie tak. Pewnie zastanawiałeś się, jakiej broni powinieneś użyć. Pistolet z tłumikiem? Nóż?
Siekiera?
– Sie…
– Spokojnie, nic takiego nie będzie ci potrzebne. Wiesz, co to jest reakcja anafilaktyczna?
– Yyy, nie bardzo.
– W prostych słowach, jest to bardzo silna reakcja alergiczna, która w niektórych przypadkach
prowadzi do śmierci. A w przypadku Wiktora, który ma dodatkowo bardzo słabe, chore serce – na
pewno. Także twój cel będzie bardzo prosty – podać mu aspirynę. – I zaciągnął się cygarem, patrząc
na mnie wyczekująco.
– Jak to? Aspirynę? – trochę to dziwne, ale kto wie.
– Wiktor ma silne uczulenie na ten środek. Już mała jego ilość spowoduje zabójczą reakcję. Mam już
nawet plan, jak mu ją podać. Jest tylko jeden problem…
– Jaki? – zapytałem z automatu i czekałem na najgorsze. Skoro „problem” to nie „trudność” czy
„niedogodność”. To musi być coś dużego. No, nie trzymaj mnie już w niepewności, Misza. – Mów!
– Musisz wrócić do Soni…
***
Zgrywanie skruszonego nie okazało się zbyt trudne. Zgodnie z zaleceniami mojego mentora:
przeprosiłem, kupiłem kwiaty, nie wracałem do sprawy telefonu i znowu jesteśmy razem. Trochę
mnie brzydzi całowanie jej ust, które nie wiadomo ilu kolesiom dały chwilę uniesienia. Nawet
trzymanie jej za rękę, która pieściła pewnie pół akademika, wydaje mi się wstrętne, ale trzeba grać
dobrą minę do złej gry. Ona jest tylko środkiem do celu.
– Wiesz, Danielu, jeśli chodzi o tamten telefon…
– Sońka – przerwałem jej od razu – wiem, że to nie była prawda. Ufam ci w pełni i nie wracajmy już
do tego.
– Ale ja… – próbowała drążyć temat, ale znałem zasady. Ucinać temat już w zarodku.
– Oj, daj już spokój, słodziutka. Lepiej powiedz, co dziś porobimy?
– Pospacerujemy po mińskich trotuarach. A potem się jeszcze zobaczy.
Ciekawe, ile czasu mi zajmie, zanim znowu trafię do niej do domu. Misza zalecał, żeby ten pomysł
padł od niej, a ja mam się nie dopraszać. Miejmy nadzieję, że się zdecyduje, zanim jej stary
zasugeruje premierowi drogę rozwoju przez podbój słabszych militarnie krajów europejskich z
Polską na czele.
***
No i nadszedł ten dzień. Dzień, o którym nikt w Polsce nie pomyśli nawet, że zmienił jego los na
lepsze. Dzień, w którym wszystko się wypełni. Dzień, w którym przyjdę do Soni jako kochanek,
a wyjdę jako zabójca jej ojca. No, cóż… Zdradziłaś kurwo mnie, taa ta ra ra ra ra ra.
Strona: 13/15
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
Bezwonną aspirynę zakupiłem już parę dni temu. Wczoraj starłem ją na proch i przesypałem do
małej samarki. Samarka już w kieszeni, jeszcze tylko umyć zęby i lecę do Sońki…
***
– Kochanie, muszę iść przypudrować nosek – powiedziała słodkim głosem Sońka. Dobrze wiem, że
idziesz srać, mała. Odrobina środku na przeczyszczenie w herbacie potrafi zdziałać cuda. A ja dzięki
temu zyskam parę minut na realizację planu.
– Jasne, ja sprawdzę sobie pocztę – i siadam przed jej laptopem. Odczekuję, aż usłyszę dźwięk
zamykanego zamka w drzwiach, i ruszam w stronę kuchni. Wiem już, gdzie jest, bo wcześniej
robiliśmy sobie tam herbatkę, a przy okazji dowiedziałem się ciekawej rzeczy. Sonia nie chciała kawy,
bo już piła jedną z rana ze swoim tatusiem. Co ciekawe, jest to ich mały poranny zwyczaj. A druga
sprawa jest taka, że oboje pili kawę ze śmietanką firmy Mokate, którą właśnie trzymam w ręku. Aż
trzęsą mi się ręce z podniecenia. Otwieram samarkę, przechylam i… poszło. Szybko do szafki i lecę
na górę. Przemykając koło łazienki, usłyszałem ciche stęknięcie. A więc zdążyłem i to nawet sporo
przed czasem.
***
Teraz tylko czekać. Pewnie i tak bym tej nocy nie zasnął, ale na szczęście jest impreza w akademiku.
Co najlepsze, idę z Sonią. Powinna już do tej pory dojść do siebie. To niesamowite, że tak niewiele
trzeba było zrobić, żeby powstrzymać wybuch kolejnej wojny. Ciekawe, czy gdybym musiał na
przykład użyć pistoletu, to bym się odważył. Swoją drogą, ciekawe dlaczego to właśnie jej ojciec
wpadnie na pomysł wojny i wszystko zaplanuje. Wydaje się miłym i spokojnym gościem. Niezbadana
jest ludzka natura.
– Dryyyyń, dryyyyń – przerwał moje rozmyślania telefon. To Sonia. Serce od razu zabiło mi szybciej.
Być może to już się stało…
– Halo, no co tam, kochanie? – dodałem sztucznie brzmiącym głosem.
– Cześć, wiesz co, strasznie boli mnie głowa i chyba nie przejdzie mi w ciągu godziny. Do tego mam
gorączkę – i jakby na potwierdzenie kilka razy kaszlnęła.
– Aha…
– No, to ja bym wolała zostać w domu niż iść na tę imprezę. Może tak być?
– No jasne, zrób sobie herbaty, weź sobie aspirynę czy coś i idź do łóżka.
– Tak zrobię. To widzimy się jutro?
– No pewnie.
– To daj znać, co tam na imprezie. A ja zaraz coś sobie wezmę, ale na pewno nie aspirynę, bo jestem
na nią uczulona. Cześć.
Usłyszałem jeszcze tylko klik odkładanej słuchawki. Ale zaraz… Jak to, kurwa, uczulona?! Przecież…
Może ma to po ojcu. Coś mi tu, kurwa, nie gra. Nie mogę dopuścić, żeby napiła się rano kawy! Oż,
kurwa. Ale nie mogę jej też powiedzieć prawdy. Co robić?! Co robić, kurwa?!
***
Strona: 14/15
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
Stoję pod bramą jej domu. Tylko co ja mam zrobić. Jeszcze tego nie przemyślałem. A czasu jest coraz
mniej. Włamać się do niej? Przecież ten dom to twierdza. Ma system alarmowy, kuloodporne okna i
jeszcze ten jej cholerny jamnik. Bez szans. Do tego Sonia nie odbiera. Co robić? Myśl, Danielu, myśl.
To wszystko miało być zupełnie inaczej. Chyba tylko jedna osoba może mi wyjaśnić, o co tu chodzi.
Usiadłem na pobliskiej ławce, sięgnąłem do kieszeni bluzy i wyjąłem niedopałek blanta.
***
– Uspokój się, Danielu. Nie ma powodu do nerwów – mówił rozwalony w fotelu Misza. Tym razem
przypominał psychologa. Nawet miał w rękach ten prostokątny kawałek tekturki używany przy
prezentacjach, którego nazwę akurat zapomniałem.
– Jak to, kurwa, nie ma! Przecież miał zginąć jej ojciec, a nie ona. Czy ona żyje? O co w tym chodzi,
do cholery?!
– Chyba zasłużyłeś na prawdę. Z Sonią możesz się już pożegnać. Jakoś dziwnym trafem naszło ją na
wieczorną kawę. Być może nie chciała zasnąć, dopóki do niej nie zadzwonisz z imprezy. Tego się już
nie dowiemy.
– Ty sukinsynu, zabiję… – nagle mną szarpnęło i znalazłem się w pozycji leżącej na kanapie. Nie
mogłem niczym poruszyć z wyjątkiem gałek ocznych. Jakaś straszna siła całkowicie mnie
sparaliżowała.
– Tak będzie prościej. Pozwól, że wyjaśnię ci wszystko, a później sobie pokrzyczysz. Jak już mnie nie
będzie, oczywiście. W moim świecie mam nad twoim ciałem nieograniczoną władzę. Nie ujawniałem
tego wcześniej, żeby cię do siebie nie zrazić, przyjacielu. Chcesz wiedzieć, co teraz się wydarzy? Z
pewnością. Ojciec znajdzie martwą córkę. Przykra sprawa. Wyjątkowo przykra. Takie coś potrafi
wyryć piętno na ludzkiej duszy. Zwłaszcza na duszy samotnego ojca. Powiem ci przyjacielu, że to
wydarzenie odmieni go diametralnie. Chyba domyślasz się dalszego ciągu.
– … – to nie może być prawda. Chciałem krzyczeć, ale nawet cichy jęk nie wydobywał się z mojego
gardła.
– Oczywiście wygrana wojna z Polską – kontynuował niewzruszony Misza. – Wojenne zdobycze,
zasoby, maszyny, kapitał i nowe terytoria. Po prostu Złoty Wiek w pełnej krasie. Białoruski Złoty
Wiek. No, nie patrz tak, przecież ci mówiłem – szyderczy uśmiech nie znikał z jego twarzy. – A,
byłbym zapomniał. Za to, że tak dobrze przysłużyłeś się sprawie, powiem ci jeszcze jedno. Teraz to
już nie ma znaczenia, ale wiedz, że Sonia była ci wierna. Żegnaj na zawsze, przyjacielu.
Ocknąłem się na ławce nieco upalony. Chciało mi się krzyczeć i płakać jednocześnie. Jak mogłem coś
takiego zrobić. Jak struty wróciłem do domu, usiadłem na podłodze i podniosłem do ust butelkę
białoruskiej wódki. Chciałem pić, aż się zachlam na śmierć. Celu nie osiągnąłem, ale przynajmniej
udało mi się zasnąć.
Budząc się rano z bólem głowy i Saharą w ustach, wyszeptałem:
– Jeszcze nie wygrałeś, Misza. Nadszedł czas na polskiego Dextera.
Strona: 15/15
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl

Podobne dokumenty