Sepptra Core: 21 Maja 2764 Stolica Dann Gyunn – dzielnica

Transkrypt

Sepptra Core: 21 Maja 2764 Stolica Dann Gyunn – dzielnica
Sepptra Core: 21 Maja 2764
Stolica
Dann Gyunn – dzielnica portowa.
Króliczyca przecisnęła się przez tłum, wypatrując rodziców. Masa ludzi przeciskała się apatycznie od
strony promu w kierunku centrali komunikacyjnej, znajdującej się pod wielką szklaną kopułą. Prawie
została uderzona torbą podróżną w twarz, instynktownie przecisnęła się bliżej ściany, korzystając ze
swoich niewielkich gabarytów. Wspięła się na stos pustych skrzyo wojskowych i usiadła na nich,
zrzucając swobodnie nogi za krawędź, a potem zaczynając nimi bujad. Wpatrując się w bramki, przez
które przechodzili zdemobilizowani żołnierze.
Jej system przegrał wojnę, dzieci i młodzież nie bardzo to interesowało, bo spór toczył się o
wyjałowioną słoocem planetę, na której tak naprawdę jedyne co było, to bogate złoża metali. Jej
rodzicie byli w grupie wspierającej żołnierzy zapleczem cywilnym, lekarze, budowniczy, mechanicy.
Teraz czekała na ich powrót, od dawna już nie miała od nich wiadomości i zaczynała się już poważnie
martwid. Mieszkała w pensjonacie dla dzieci i młodzieży, prowadzonym z funduszy rządowych i
prywatnych dotacji.
Odwróciła wzrok, słysząc poruszenie, przy tablicy wyświetlającej nazwiska poległych zaczęły
się płacze i wrzaski rozpaczy. Mimowolnie przejął ją ostry strach i uczucie niepokoju, na czarnych
dotąd ekranach zaczęły się pojawiad długie listy nazwisk, imion i numerów. Zawsze pamiętała by nie
podchodzid, bo sporo osób miało podobne imiona i nazwiska, a nie raz zdarzały się pomyłki, gdzie
ktoś kogoś brał za zmarłego. Poprawiła sobie kurtkę i zerknęła na trap, gdzie kolejny, obły prom
usiadł, stawiając pionowo silniki odrzutowe i gasząc je z cichnącym sykiem, pozwalając się wysypad z
niego masom zmęczonych twarzy i poranionych ciał. Zakryła sobie szalikiem nos, czując gorzki odór
starej krwi. Przeszedł ją dreszcz aż podkurczyła nogi, mimowolnie wyciągnęła komunikator i wybrała
numer jej ojca. Mając nadzieje, że wszedł już w zasięg nadajnika i da jej znad, patrząc jak klepsydra
obróciła się kilkakrotnie a potem zniknęła, informując o braku możliwości zrealizowania połączenia.
Siedziała, patrząc jak za krawędzią dachu zaczynają tworzyd się kałuże, rozejrzała się, patrząc na listę
przylotów, ostatni prom podchodził właśnie do lądowania, przywożąc ostatnią już turę. Zadrżała z
niepokoju i nacisnęła komunikator, zamykając oczy i ściskając go w dłoniach. Klepsydra obróciła się
kilka razy i zniknęła, pokazując dobrze znany jej komunikat. Przeszedł ją porażający dreszcz, zaciskając
się jak kula lodu, dookoła żołądka, czując jak żółd podeszła jej do gardła. Stanęła na kartonach patrząc
na ludzi przechodzących lub przenoszonych przez bramki, gdzie witali ich członkowie rodzin.
Rozglądała się, zaciskając dłonie w pięści. Gdy w hali przylotów zrobiło się pusto, zeskoczyła z
kartonów, mijając roboty, zmywające brud z podłogi, strażnika, który patrzył na nią, przez burzę
siwych włosów, wiedząc prawdopodobnie co zaraz będzie. Podeszła, włócząc nogami pod tablicę i
podniosła wzrok, przelatując wzrokiem kolejny kolumny.
Przechodziła powoli, krok za krokiem do kolejnych ekranów, ciągnących się dookoła całego
holu. Patrzyła tylko pusto kolejne rzędy nazwisk, porównując w pamięci koocówki numerów
identyfikacyjnych. W koocu spojrzała, kątem oka łapiąc znaną jej frazę, a potem osunęła się na
ziemię, czując jak dookoła niej zwolnił czas, a ciemnośd jakby stałą się gęstsza.
Mijały ją ostatnie osoby, opuszczające prom. Potykające się o kulach, bądź wywożone w cylindrach
stabilizujących. Usłyszała jak ktoś naprzeciw niej stanął, a potem klęknął, zgrzytając i dzwoniąc
zapięciami od oporządzenia, ścisnęła mocniej kolana i otarła oczy o rękawy, a potem podniosła
wzrok, po chwili jednak czując, jak znowu uchodzi z niej powietrze. To była obca twarz, zerknęła w
oczy, czując gniewną iskrę, ale zobaczyła w nich coś zupełnie dziwnego, nie potrafiła sobie
przypomnied by kiedykolwiek w życiu widziała tak puste, a zarazem tak wiele mówiące oczy. Skuliła
się i podniosła wyżej wzrok, starając się przybrad groźniejszy wyraz twarzy.
- Czego chcesz? – burknęła, starając się powstrzymad łzy.
Nieznajomy kucał naprzeciwko niej, patrząc na nią spokojnie, karabin zgrzytał powycieraną kolbą o
kamienne płyty podłogi, przy każdym jego drobnym ruchu.
- W porządku? – rzucił, miał dziwny głos. Odsunęła się bardziej plecami pod ścianę.
- Nie, nie chce o tym rozmawiad. – jak to powiedziała podniósł wzrok na tablicę, której krawędź
znajdowała się może dwadzieścia centymetrów nad czubkiem jej głowy. Po chwili patrzenia na nią
wrócił na nią wzrokiem. Dziwnym trafem nie czułą od niego zagrożenia, wydawał się tylko obcy,
westchnęła. – Czego chcesz?
- Powinnaś wracad do domu. – rzucił, siadając naprzeciwko niej, zerknęła na pancerz, czując coś w
rodzaju niepokoju, cały był poznaczony brązowymi plamami krwi oraz dziurami, z pierzastymi
koocówkami, gdzie pociski rozerwały materiał okalający potrzaskane wewnętrzne płyty.
***
Króliczyca obudziła się dośd późnym porankiem. Wszystko dlatego, że nie mogła spad przez
większośd nocy, wiedząc, że dziś wrócą jej rodzice. Martwiła się bardzo, ponieważ dawno nie dawali
znaku życia. Dla kogoś kto jest bardzo związany ze swoimi rodzicami, rozłąka jak i długie milczenie
wcale nie są dobre.
W kalendarzu wyświetlona była aktualna data z dopiskiem przypominającym jaki dziś ważny dzieo.
Zaraz obok wyświetlona była dokładna godzina, o której miał zjawid się pierwszy prom. Po dłuższym
czasie leżenia pod ciepłą pościelą, na niewygodnym łóżku, Króliczyca postanowiła wygrzebad się w
koocu i zabrad za coś, co pozwoli jej przetrwad jakoś do godziny powrotu promów. Podczas
nieobecności rodziców, mieszkała w dośd nieprzyjemnym dla niej miejscu, gdzie znajdowały się inne
dzieciaki i młodzież, których rodzice mieli swój udział w wojnie, którą niestety jej system przegrał.
Zapewne większośd z mieszkaoców tego miejsca miała to w głębokim poważaniu, jednak Raena
widziała nieco więcej o aktualnej sytuacji, ale zdecydowanie bardziej martwiła się o rodziców, których
tak bardzo chciała już zobaczyd.
Niespiesznie przeszła do łazienki, gdzie wzięła kąpiel i doprowadziła się do stanu jako takiego
wyglądu. Ciągle zerkała na godzinę i odliczała czas jaki jej pozostał, a cały czas zdawało się byd go
zdecydowanie za dużo. Króliczyca prychnęła głośno, jakby to miało przyspieszyd czas i ruszyła do
kuchni by zjeśd cokolwiek. Spotkała tam paru znajomych, z którymi właściwie nie utrzymywała
szczególnie bliskiego kontaktu. Mimo to, ten dzieo zdawało się wywoływał wiele emocji, nie tylko u
niej i wszelka rozmowa odwracająca uwagę od obecnych wydarzeo, była na wagę złota. Trochę
śmiechu przy jedzeniu, luźne rozmowy na wiele tematów, a co jakiś czas przewlekający się motyw
zakooczonej wojny. W głębi serca każdy zdawał sobie sprawę, że ten dzieo dla wielu z obecnych w
tym budynku, wcale nie będzie taki przyjemny… Króliczyca wodziła leniwie wzrokiem po siedzących
przy stole i powoli popijała swój ulubiony sok marchewkowy, błądząc myślami gdzieś przy przyszłych
wydarzeniach. W pewnej chwili zaczęła zastanawiad się, ilu z jej znajomych przeżyje dziś coś, czego
nie zapomną do kooca swoich dni… Czyi bliscy nie wrócą dziś do domów, by znowu spędzad czas z
ukochaną rodziną.
Raena dopiła resztę soku i dokooczyła śniadanie by nie rozwodzid się dłużej nad
nieprzyjemnymi wizjami. Czas nadal wlókł się niemiłosiernie, dlatego Króliczyca postanowiła zebrad
się wcześniej i pobiegad chod trochę, by zabid czas. Pożegnała się szybko ze znajomymi i życzyła im
powodzenia, przy okazji wyrażając nadzieję, że ten dzieo będzie miał weselsze zakooczenie niż
wszyscy przypuszczają. Domownicy podziękowali jej z uśmiechem zanim zdążyła wyjśd.
Kiedy znalazła się w swoim pokoju, podeszła do biurka by szybko zrobid na nim porządek, spakowała
też swoje rzeczy, by nie robid tego później. Dziś miała wrócid do domu, dlatego nie chciała marnowad
czasu na zbędne pakowanie się, kiedy będzie już z rodzicami. Gdy wszystko zdawało się byd dopięte
na ostatni guzik, zmieniła spodnie, zarzuciła cieplejszą kurtkę, a szyję oplotła szalikiem, by
przypadkiem nie rozchorowad się w tak ważnym dla niej dniu. Zanim wyszła, jej oczom rzuciła się
fotografia, którą zawsze trzymała obok łóżka. Znajdowali się na niej jej rodzice podczas jej urodzin.
Króliczyca doskonale pamiętała tamten dzieo i na samo wspomnienie uśmiechnęła się wesoło, a
tęsknota za nimi ukłuła ją nieco mocniej.
Po wyjściu z pokoju od razu skierowała się do drzwi, by jak najszybciej wyjśd na świeże
powietrze i skupid się na czymś chwilowo przyjemniejszym, niż zamartwianie się. Raena biegła
spokojnie swoją ulubioną trasą, w uszach mając słuchawki, z których wydobywała się jej ulubiona
muzyka. Przed samą sobą musiała przyznad szczerze, że takie coś niezwykle ją uspokajało i miało
zbawienny wpływ na rozchwiane emocje. Najzabawniejsze było to, że złe myśli odpłynęły gdzieś
dalej, a nawet zerkanie na zegarek nie było już jej głównym zajęciem tego dnia.
Wkrótce zaczęła zbliżad się godzina lądowania pierwszego z powracających promów, dlatego
Raena skierowała swoje korki do portu, by w koocu poczekad tam na przybycie rodziców. Po drodze
widziała, że wiele osób podążało w tym samym kierunku, najwyraźniej chcąc jak najszybciej odebrad
bliskich. Króliczyca przestala biec i spokojnie szła w kierunku portu, ale serce biło jej niespokojnie,
poczuła coś nieprzyjemnego, coś co zawsze wróżyło złe wydarzenia. Tym razem wmawiała sobie, że
to dotyczy tego, że nie każdy zobaczy dziś swoją rodzinę. Dziewczyna włożyła ręce do kieszeni i
schowała nos za ciepłym szalikiem, patrząc przed siebie przestraszonym wzrokiem i starając się
zwinnie przejśd przez gęsty tłum. Emocje unoszące się ponad wszystkimi dawały się jej we znaki.
Strach, niepewnośd, nadzieja zagościły również w jej sercu. Te bardziej nieprzyjemne uczucia
zaczynały ciążyd coraz bardziej z każdym krokiem, wprowadzając dziewczynę w apatyczny nastrój i
zamyslenie. W ostatniej chwili zdążyła uniknąd bliskiego spotkania z czyjąś torbą, przywierając
bardziej do zimnej ściany. Chwilę potem odwróciła głowę, by zobaczyd kto chciał zapewnid jej drobną
rozrywkę w tak nieprzyjemnej atmosferze, ale olśniło ją, że przeciez to była jedna z osób, które na
pewno przybyły pierwszym promem. Z rosnącą nadzieją spojrzała w stronę, gdzie lądowały promy, a
w tłumie wypatrywała swoich rodziców, chcąc w koocu przytulid się do nich i powiedzied jak bardzo
za nimi tęskniła. Króliczyca dostrzegła skrzynki, które wydawały się całkiem stabilne, a na pewno były
idealnym punktem obserwacyjnym. Niewiele myśląc podeszła do nich i wspięła się na szczyt, gdzie
usiadła wygodnie i zrzuciła nogi machając sobie nimi. Wzrok dziewczyny wędrował po tłumie,
widziała cieszące się rodziny, tonące we wzajemnych objęciach. Takie obrazki wywoływały uśmiech
nawet na jej pyszczku. W takich momentach zaczynała wierzyd, że na świecie jest jednak jakaś
sprawiedliwośd. Miłe przypatrywanie się zostało przerwane poruszeniem, które nagle przykuło jej
uwagę. Tłum lekko zakotłował się pod tablica, na której wyświetlane były imiona i nazwiska osób,
które już nigdy nie zjawią się w tym miejscu. Na sam widok, Króliczyca poczuła skurcz w żołądku, a po
jej plecach przeszły nieprzyjemne ciarki. Przymknęła na chwilę oczy i poprosiła w myślach by jej
rodzice jak najszybciej wrócili i żeby ich nazwiska nigdy nie pojawiły się na jednej z takich tablic.
Otworzyła oczy dopiero wtedy, kiedy wylądował kolejny prom. Raena spojrzała z nadzieją w jego
stronę, ale była coraz bardziej niespokojna. Oprócz przyjemnych obrazków witających się rodzin,
zaczynały pojawiad się obrazy rozpaczy, cierpienia i bólu. Do tego widziała wielu rannych, co do
najprzyjemniejszych doświadczeo nie należało. Króliczyca wyciągnęła komunikator i spróbowała
skontaktowad się z ojcem. Minęła dłuższa chwila, lecz zero odzewu z drugiej strony. Przestraszona
spojrzała na trap, gdzie pojawiły się ostatnie osoby, z ostatniego promu, który niedawno wylądował.
Uczucie przerażenia było coraz większe, a oczy Raeny robiły się bardziej błyszczące i wilgotne. Raz
jeszcze wybrała numer do ojca, ale i tym razem odpowiedziała jej cisza. Wpatrzona smutno w
komunikator westchnęła, drżąc lekko przy tym, po czym ścisnęła na nim dłonie. Króliczyca zerwała
się i stanęła na skrzyniach, by widzied lepiej przybywające osoby i by w koocu dostrzec rodziców.
Nogi drżały jej coraz bardziej, a oddech stawał się niespokojny. Kiedy ostatnie osoby opuściły trap,
Kroliczyca westchnęła głośno i pokręciła głową, nie wierząc w to, że jej rodziców może nie byd.
Zeskoczyła zwinnie z kartonów i omijając sprzątające roboty, podeszła do tablic, na których w
dalszym ciągu widniały nazwiska ofiar. Powoli przechodziła od tablicy do tablicy, kiedy jej oczom
ukazały się imiona i nazwiska dwóch najbliższych jej osób. Króliczyca bezwładnie opadła na kolana,
patrząc pustym wzorkiem w najdroższe jej imiona, wyświetlone na tablicy. Wszystko wkoło przestało
istnied, a ją pochłonęła ciemnośd i rozpacz. Niewiadomo ile czasu spędziła na kolanach, wpatrując się
w wyświetlone nazwiska, mając lekko otwarty pyszczek i łkając bezgłośnie. Dreszcze przechodziły
przez całe jej ciało, a to co działo się wokół niej nie miało żadnego znaczenia. W koocu ukryła twarz w
dłoniach i rozpłakała się na dobre czując ogromny żal i ból.
W pewnej chwili do jej uszu dobiegł dźwięk dzwoniącego oporządzenia. Dziewczyna nie miała
odwagi spojrzed na osobę, która klęknęła przed nią. Króliczyca zastygła na moment i dopiero po
chwili otarła oczy rękawami. Nadzieja na nowo zakwitła w jej sercu, ale zaraz po tym jak dziewczyna
podniosła oczy, wszystko pękło jeszcze bardziej. Osoba klęcząca przed nią, była kimś zupełnie obcym,
a to utwierdziło ją w przekonaniu, że jej rodzice nigdy już do niej nie wrócą. Raena otuliła się
ramionami, by powstrzymad kolejne dygotanie ciała i zaraz potem spojrzała na nieznajomego.
- Czego chcesz? – odezwała się drżącym tonem, starając się nie wybuchnąd płaczem. Nieznajomy miał
coś w sobie, co pomimo tej sytuacji, przyciągało Króliczycę do niego, chod sama nie była w stanie
zdefiniowad o co dokładnie chodziło. Może miał coś w tym swoim spojrzeniu, które wydawało się
tak.. niesamowicie puste?
Kiedy zapytał czy wszystko z nią w porządku, odsunęła się od niego prawie opierając od ścianę. Miała
ochotę odgryźd się mu, ale przez to jak się czuła, nie miała ochoty na żadną rozmowę. Chciała zapaśd
w wieczny sen, podczas którego nie czułaby tak ogromnego bólu.
- Nie chce o tym rozmawiad. – to jedyne na co się zdobyła, ale zaraz potem odezwała się znowu. –
Czego chcesz? – właściwie nie bardzo interesowała ją odpowiedź, miała ochotę byd sama, co z resztą
ją czeka... Kolejna fala rozpaczy była widoczna w oczach Króliczycy, która pociągnęła znowu nosem.
Nieznajomy postanowił pomęczyd ją jeszcze i usiadł naprzeciwko, twierdząc przy tym, że powinna
wrócid do domu. Króliczyca spojrzała na niego, a rozpacz w jej oczach została zastąpiona złością.
- Nie mam domu! – warknęła na niego, a emocje znowu zaczęły z niej uchodzid. Raena przywarła
bardziej do ściany i ukryła twarz w dłoniach.
- Odejdź. Chcę zostad sama. – powiedziała poprzez łzy, które po raz kolejny zaczęły spływad po jej
policzkach.
***
- To udawaj, że mnie nie ma, a patrząc na to, jak jest na zewnątrz… - ugryzł się prawie w język. –
Skoro nie masz domu, to gdzie mieszkasz? – wyciągnął z kieszeni nierozpakowaną rację wojskową i
pchnął ją palcem w jej kierunku. Była to jedna z tych samo podgrzewających się po otwarciu. W jego
mniemaniu musiała byd całkiem głodna, chod pewnie nie odczuwała tego z racji przygnębienia. W
pewien sposób ją rozumiał. Podrapał się pod brodą, czując jak z fałd brudnej chusty owiązanej
dookoła szyi posypał się piasek, z cichym szelestem odbijając się na kamiennej podłodze. W dalszym
ciągu roztaczał dookoła siebie zapach spalenizny, krwi i gleby. Zerknął na nią, taksując ją wzrokiem,
po jej stroju wywnioskował, że miała zapewnioną jakąś opiekę. Nasłuchał się w promie na temat
powrotów do rodzin oraz dzieci, więc teraz w pewien sposób czuł się winny tego, że siedzi tutaj sama.
Próbował zanalizowad tą myśl przez chwilę, ale mu uleciała, z dźwiękiem zamykanych drzwi
szklanych. Sam nie wracał do nikogo, toteż specjalnie ewakuował się jako ostatni. Wracając głównie
lekko rannymi oraz ludźmi obsługującymi promy. Nie potrafił za bardzo z nią rozmawiad, ale teraz
równie dobrze mógł stad w deszczu i patrzed się przed siebie, nie miał statku ani funduszy by opuścid
planetę, tym bardziej, że doskonale wiedział, że jej blokada zacznie się za kilka dni. Kiedy tutejsze
władze zostaną sforsowane do podpisania układu pokojowego na maksymalnie niekorzystnych
warunkach. Wolał się ulotnid, ale wiedział, że nic z tego.
- Kto się teraz tobą zajmie? – rzucił po dłuższej chwili milczenia, patrząc na nią spokojnie, od czasu do
czasu tylko zerkając na boki, słysząc wyższy wizg serwomotorów robotów sprzątających. Rozejrzał się,
stwierdzając, że zostali właściwie jedynymi osobami na terenie portu. Westchnął i położył
porysowany i brudny karabin na ziemi a potem usiadł metr obok niej, plecami opierając się o ścianę
w oczekiwaniu na odpowiedź.
***
Raena zerknęła na nieznajomego wzrokiem, który mógłby zabid gdyby się dało. Westchnęła później
bezradnie i pokręciła głową, zdając sobie właśnie sprawę z tego, w jak cholernie ciężkiej sytuacji się
znalazła. Miejsce, w którym mieszkała z rodzicami zostanie teraz na jej głowie, a przecież sama nie
będzie w stanie się nim zająd. Zapewne wtrąci się w to jakaś rodzina, na co Króliczyca teraz nie miała
ochoty. Wierzchem dłoni przetarła mokre oczy i znowu spojrzała na nieznajomego, który wcale nie
zamierzał zostawiad jej samej, co ją zaskoczyło, ale tez podirytowało. Przyjrzała się mu uważniej i
dotarło do niej, ze sam właśnie musiał wrócid jednym z promów.
- Mieszkałam razem z innymi dzieciakami, których rodzice brali jakiś udział w wojnie… - rzuciła cicho i
wgapiła się w posadzkę. Kątem oka zerknęła na jedzeni, które jej podsunął i pokręciła głową, nie
mając na nic ochoty. Raena rozejrzała się po miejscu, gdzie teraz siedzieli praktycznie tylko oni, licząc,
że jednak jej rodzice gdzieś tutaj są, że na tablicy była pomyłka, ale … nic z tego. Westchnęła cicho i
oparła głowę o ścianę.
- Sama zajmę się sobą. Nie jestem dzieckiem . – powiedziała dośd beznamiętnym głosem. Króliczyca
przymknęła oczy i starała się wyobrazid sobie życie bez rodziców, ale jej wyobraźnia nie była aż tak
spora
- Tak sądzisz? – zerknął na nią, chowając dłonie pod pachy, a potem spoglądając w sufit. – Jeżeli masz
na kogo liczyd, to dobrze. Tyle, że sprawy się pogorszą w następnych tygodniach. – stwierdził sucho, a
potem podniósł wzrok, spotykając się z nieprzyjaznym spojrzeniem stróża. Wiedział do czego ten bił,
siedział sam z nieznaną mu dziewczyną. Miał przeczycie, że powinien się wynieśd nim napyta sobie
kłopotów. – Powinienem iśd. Ulice czekają, chyba, że wiesz, gdzie są opuszczone mieszkania.
***
Wstał a potem podniósł karabin, zarzucając go sobie na ramię a potem okrywając to wszystko
skrajnie podniszczonym płaszczem, wyciągniętym z zasobnika, już na pierwszy rzut oka widad było, że
nie będzie chronid przed deszczem lepiej niż sied rybacka. Wywrócił oczami i zarzucił sobie kaptur na
uszy a potem poprawił szelki plecaka, by nie wrzynały mu się w barki.
- Lepiej wród do domu, czy do jakiegokolwiek miejsca w którym ktoś się o Ciebie będzie martwid.
Powiedziałbym, że Ci współczuje, ale to nie była by prawda, jest mi tylko przykro. – zerknął kątem oka
na stróża, który stał rozmawiając z drugim, przyglądając mu się nieprzychylnym wzrokiem. Odwrócił
się i krok za krokiem ruszył w stronę drzwi, omijając postawione znowu do działania bramki, służące
regulowaniu tłumu, przeskoczył nad jedną i stanął w drzwiach, patrząc jak ulewa przybrała znacznie
na sile od momentu lądowania, teraz zaczynała przypominad prawdziwe oberwanie chmury, czy jakąś
inną furię matki natury.
***
Króliczyca prychnęła cicho, nie odpowiadając od razu na słowa nieznajomego. Sam właściwie nie
wiedział nic o niej, więc nie miał za bardzo jak wypowiadad się na temat jej przyszłości. Ktoś miałby
na nią czekad? Pewnie tylko zarządcy jej chwilowego domu, by przekazad jej kondolencje i odzyskad
od niej klucze.
Kiedy jej chwilowy towarzysz ruszył się z miejsca by iśc w swoją drogę, Raena poczuła jakby traciła
malutkie światełko w tunelu. Sama nie do kooca wiedziała dlaczego poczuła się własnie w ten sposób,
ale miała wrażenie, że chce by został przy niej. Najlogiczniejszym wytłumaczeniem było to, że teraz
została zupelnei sama, straciła właśnie bliskich, a on jako jedyny zatrzymał się przy niej i po prostu
porozmawiał. Poczuła się trochę bezpieczniej, ale to i tak nie zmniejszyło bólu jaki czuła. Króliczyca
przyglądała się mu w milczeniu.
- Nie wiem gdzie mogą byd jakieś mieszkania, ale sądząc po listach na tych przeklętych tablicach,
takich miejsc będzie teraz całkiem sporo…- powiedziała smutnym tonem i odwróciła wzrok, by nie
patrzyd na miejsce, gdzie przed chwilą widniały imiona jej rodziców. Nieznajomy ruszył do wyjścia, a
ona siedziała nadal sama, pod ścianą, czując się beznadziejnie. Rozejrzała się i nie było już
praktycznie nikogo, zapewne wszyscy wrócili już do swoich domów i cieszą się swoimi rodzinami, a
inni.. Cóż, tak jak ona, opłakują tych, którzy już nigdy nie wrócą. Dziewczyna skuliła się i znowu
wytarła oczy. Poczuła się cholernie samotna i mimowolnie wstała, by podbiec po niedługim czasie do
nieznajomego.
- Nie masz się gdzie zatrzymad? – zapytała cicho, stojąc za jego plecami.
***
Wzdrygnął się a potem obrócił się, spoglądając na nią z nieskrywanym zaskoczeniem, stojąc właściwie
w deszczu z przygasającym papierosem w pysku, wyciągnął go i zmiął w dłoni okrytej przetartymi
rękawiczkami. A potem rzucił w bok, patrząc jak odbił się lekko od krawędzi wspornika.
- Nie jestem stąd. – rzucił dosyd opieszale, a potem ruszył wzdłuż krawędzi dachu, by jak najbardziej
ograniczyd kontakt z deszczem. – Więc nie mam jak się zatrzymad ani gdzie, tym bardziej za co też
nie, bo coś czuję, że nikt nie wyda mi pieniędzy za ostatnie kilka miesięcy. A przynajmniej… Nie dziś. –
stwierdził sucho, spoglądając na deszcz, który zaraz miał chyba zamiar zacząd zacinad poziomo. Krople
uderzały w ziemię z taką siłą, że rozpryski wody były mu prawie do pasa. Ani trochę mu do dobrze nie
wróżyło. Wsunął dnie do kieszeni i rozejrzał się, lustrując pustą ulicę, latarnie zaczynały właśnie się
świecid, pokrywając wszystko upiornym, bladofioletowym światłem, nie miał cholernego pojęcia
dlaczego ktoś wybrał tak paskudny kolor lamp. Zerknął na nią a potem wyciągnął z kieszeni zmiętą
paczkę fajek.
- Palisz? Ja nie bardzo, ale lubię potrzymad fajkę w pysku. – westchnął, zdziwiło go, że ruszyła za nim,
nie mniej, dalej wolał się oddalid od portu, tym bardziej, że ta leciała za nim. – W ogóle to ile ty masz
lat?
***
Raena zerknęła na nieznajomego, kiedy ten odwrócił się do niej. Zastanawiała się co go sprowadza do
tego miejsca, chod znając życie, jeszcze będzie miała okazję o to zapytad. Wszystko wskazywało na
to, że nie miał się gdzie zatrzymad i był zupełnie sam… Dokładnie tak jak ona, z tą różnicą, że miała
mieszkanie, które teraz będzie należed tylko do niej. Przez myśl przeszedł jej dosyd szalony pomysł…
Chod w tej sytuacji i tak nie miała nic do stracenia, a towarzystwo przez najbliższy czas, będzie dla niej
wręcz zbawienne… A przynajmniej taką miała nadzieję. Poza tym, facet wcale nie wydawał się byd
niebezpieczny, chociaż.. Nawet gdyby był to i tak miała to gdzieś.
- Co? – pytanie wyrwało ją z zamyślenia. Spojrzała na paczkę papierosów, którą trzymał w ręce,
potem zerknęła na niego i westchnęła cicho. – Nie palę nałogowo. – stwierdziła i wyciągnęła dłoo po
papierosa.
- Mam dwadzieścia lat… - powiedziała cicho. – Jeżeli nie masz się gdzie zatrzymad, mogłabym Ci
pomóc. – uśmiechnęła się lekko do niego, chod pewnie nikt inny nie nazwałby tego uśmiechem.
***
Wyciągnął z drugiej kieszeni zapalniczkę, miała srebrną, matową powierzchnię i niewielką dziurkę do
której przytknął papierosa a potem odpalił go jednym naciśnięciem, rozżarzając koocówkę
czerwonym blaskiem, wręczył go jej wsuwając pionowo papierosa między jej palce.
- Dwadzieścia, powiadasz. – mruknął, otaksował ją wzrokiem i wzruszył ramionami, komu jak komu
ale jemu nie wychodziło nigdy ocenianie ile kto ma lat. Zwłaszcza jeżeli ta druga osoba jest
podpuchnięta i posmarkana, ale tego ostatniego nie miał jej w zwyczaju wypominad. – No, to
powinnaś przestad palid, palenie zabija. – mruknął starą, powszechnie orzekaną brednię, po czym
sam odpalił sobie i zerknął, na to, jak dym uniósł się w wilgotnym powietrzu. Palili chwilę w ciszy,
chyba obydwoje mieli nadzieje, że chod na chwilę się uspokoi a przynamniej nie zacznie padad z dołu
do góry. Słyszał wcześniej o tym, że pora deszczowa cechowała się podobnymi ilościami wody, ale nie
chciał się o tym przekonywad na własnej skórze, miał uraz do wody w czasie poza kąpielą, wmawianie
sobie, że taki zimny deszcz to kąpiel, wcale nie pomagało.
- No to co teraz? – spojrzał po chwili na znacznie skracającego się papierosa, dziwiło go, jak tak
prehistoryczna używka wciąż utrzymywała się w sprzedaży w stanie niezmienionym prawie od setek,
albo i tysiąca lat. Zerknął na nią i pstryknął resztę papierosa daleko przed siebie, w skrawek ciemności
rzucany przez zadaszenie. Grzmot huknął potężnie, dosłownie rozdzierając mu uszy.
***
Króliczyca zerknęła na mężczyznę, a potem zabrała od niego zapalniczkę i odpaliła swojego papierosa.
Spojrzała gdzieś przed siebie, wzrokiem przebijając się przez ścianę deszczu i zaciągnęła się dośd
mocno, po czym powoli wypuściła dym.
- Nie tylko palenie zabija… - mruknęła cicho, nadal wbijając wzrok w sobie wiadome miejsce i
zaciągając się kolejny raz. Potem spojrzała na nieznajomego i przetarła oczy raz jeszcze, by pozbyd się
resztki łez.
- Teraz powinnam pójśd po swoje rzeczy i klucze do mieszkania. Muszę tam wrócid i mógłbyś
zatrzymad się u mnie jeśli chcesz. – zaproponowała i patrzyła na niego oczekując odpowiedzi. W
pewnej chwili rozległ się głośny grzmot, a Króliczyca aż podskoczyła ze strachu. Trochę zawstydzona
swoją reakcją spojrzała niepewnie na samca, a potem ruszyła przed siebie.
- Po prostu nie lubię burzy. – mruknęła pod nosem mijając go i skierowała się w stronę swojego
tymczasowego domu.
***
Ruszył za nią, stwierdzając, że dziękowanie zostawi sobie na później, bo w teki deszcz mógł do niej
krzyczed, same uderzenia kropel i kaptur zagłuszały wszystko. Szedł za nią stawiając miękko kroki,
nawet jakby nie padało praktycznie nie byłoby go słychad. Szedł za nią, czując jak z sekundy na
sekundę przemaka coraz bardziej, nie żeby miał od tego umrzed czy coś, ale po prostu potwornie nie
znosił wody. Króliczyca prowadziła go sobie znaną trasą, gdyby nie deszcz to zacząłby się zastanawiad
jak to mogło wyglądad z boku, teraz nikt nie patrzył na ulice, a tym bardziej, nie chodził po dworze. W
pewien sposób podziwiał jej upór, czy też to, jak szybko zebrała się w sobie po tym, co właśnie ją
spotkało. Po dłuższym czasie doszli pod jakiś budynek, Króliczyca zniknęła w nim zabierając
najwidoczniej swoje rzeczy.
Obejrzał przytułek, trzymając się drugiej strony ulicy, tak by raczej nikt nie zainteresował się
jego osobą, został tylko raz obejrzany z jadącego samochodu, podniósł dłoo w salucie, ale postacie w
aucie zignorowały go, trochę go zdziwiło to, jak traktowano tutaj personel wojskowy. Z tej odległości
nie mogli widzied, że pracował za pieniądze, a nie walczył dla sprawy. Chyba, że ciągnęło się to za nim
jak baloniki na przyjęciu, dla spokoju się rozejrzał. Deszcz chwilowo ustąpił, przechodząc w regularne
opady deszczu, spokojnie i w jego mniemaniu nieco cieplejsze.
Króliczyca wyszła, najwidoczniej lekko podenerwowana.
- Pomóc Ci z tym? – rzucił, mając wrażenie, że skoro da mu nocleg na kilka dni to chociaż czuł się w
obowiązku pomóc jej to nieśd.
***
Raena szła przed siebie z opuszczoną głową, co jakiś czas podnosząc ja i rozglądając się ot tak. W
głowie cały czas miała swoich rodziców, cały czas przypominała sobie różne chwile i co jakiś czas albo
uśmiechała się do siebie, albo parę kropel spływało jej po pyszczku. W takim deszczu, chociażby
odwróciła się do samca, pewnie nawet nie zauważyłby tego, że Króliczyca płacze.
Kiedy w koocu dotarli pod budynek, w którym chwilowo mieszkała, dziewczyna przyjrzała się
samochodom stojącym na chodniku. Było ich zdecydowanie więcej niż zawsze, co oznaczało, że
rodzice przyjechali po swoje pociechy. Jednak dałaby sobie głowę uciąd, że byli tam tez
psychologowie, męczący swoich młodych pacjentów jakimiś głupotami o tym, że życie płynie dalej.
Dziewczyna prychnęła cicho i odwróciła się do nieznajomego dając mu przy okazji znak, że zaraz
wróci.
Raena ostrożnie otworzyła drzwi wejściowe i od razu w oczy rzucił jej się tłum jakiego wcześniej tu
nie widziała, a gwar jaki panował w budynku, był nie do zniesienia. Króliczyca prześlizgiwała się
pomiędzy innymi zupełnie jakby nikt jej nie widział, chod ciężko było nie zauważyd przemoczonej
samicy, która wyglądała jak siedem nieszczęśd.
W pewnej chwili rzuciła się na nią jej znajoma, a właściwie prawie przyjaciółka. Dziewczyna zapłakana
wtuliła się w Raenę i szlochała coś o swoich nieżyjących rodzicach. Króliczyca objęła ją, czując jak
ogarnia ją żal i współczucie. Dopiero teraz zauważyła ilu jej znajomych jest zupełnie rozbitych po
utracie kogoś bliskiego. Objęła cieplej samicę i życzyła jej powodzenia i szybkiego powrotu do
normalności, co przydałoby się każdemu z nich. Po paru chwilach smutku, krótkich rozmowach z
innymi i przyjmowaniu kondolencji od personelu, Króliczyca w koocu dotarła do swojego pokoju, a po
zamknięciu drzwi, oparła się o nie i pochyliła głowę, czując jak znowu zbiera jej się na płacz. Parę łez
splynęło jej z oczy, ale szybko zebrała się w sobie i wytarła je rękawem. W koocu ruszyła się po swoją
torbę, ale zanim po nią sięgnęła, dostrzegła zdjęcie rodziców, które nadal leżało na półce obok łóżka.
Spojrzała na nie smutnym wzrokiem i pociągnęła nosem, zatykając sobie usta, by nie rozpłakad się
znowu…
Po chwili spakowała ramkę do torby, tak by nic się nie zniszczyło, zabrała klucze chowając je do
kieszeni i wyszła z pokoju. Tłum na korytarzach był jakby mniejszy, co było jej na rękę. Po drodze do
wyjścia dorwał ją jeden z psychologów, który koniecznie chciał zająd się nią w osobnym pokoju.
Dziewczyna dośc niemiło podziękowała za niepotrzebną rozmowę i szybko ruszyła do drzwi, by w
koocu odejśd z tego miejsca, które od dziś będzie kojarzyd się jej jeszcze gorzej.
Nieznajomy czekał na nią przed wejściem i od razu zaproponował pomoc. Króliczyca spojrzała na
niego dziwnym wzrokiem.
- Dam sobie radę. Straciłam rodziców, a nie ręce. – powiedziała dośd gorzko, a w jej tonie dało się
wyczud nutę podirytowania.
- Mieszkam jakiś kawałek stąd, ale za to w mieszkaniu jest sucho. – powiedziała, wzruszając przy tym
ramionami i ruszyła przed siebie.
Pogoda nie zmieniała się ani na chwilę, a krótki spacer szybko przerodził się w nieco dłuższy i bardziej
męczący. Dziewczyna całą drogę milczała skupiając się na swoich myślach, które atakowały ją z
różnych stron, nie pozwalając zapomnied o całym bólu tego dnia.
- To tutaj…- dziewczyna stanęła przed drzwiami do budynku, w którym znajdowało się jej mieszkanie.
***
Podniósł wzrok i ruszył za nią, idąc koło niej w niewielkiej odległości. Minęli kilka osób, za to zrobiło
się znacznie więcej samochodów na ulicy, odkąd deszcz przestał zacinad w sposób ograniczający
widocznośd. Obserwował ją z ukrycia, wykorzystując cieo jaki dawał mu kaptur. Przynajmniej do
momentu aż podeszli pod konkretny budynek, podniósł wzrok, spoglądając w górę, po oknach. Tylko
w jednym mieszkaniu, a właściwie pokoju paliło się światło. Reszta wydawała się całkowicie pusta.
Króliczyca postawiła torbę przed ozdobnym portalem, w który wstawiono przeszklone, witrażowe
drzwi. Przystawiła klucz do zamka a drzwi otworzyły się automatycznie, widział jak stanęła, jakby
zacinając się przed postawieniem kroku do środka. Potrząsnęła głową i wciągnęła za sobą bagaż,
kierując się prosto do windy. Ta akurat stała na parterze.
Po jej wnętrzu poznał, że od dawna nikt z niej nie korzystał. Powietrze pachniało kurzem i
bezruchem, dojechali na najwyższe piętro a potem ruszyli jednym z dwóch korytarzy. Samiec
przystanął na chwilę, przez cały budynek ciągnęło się ozdobne szklane coś, cylinder, w nego wnętrzu
rosło drzewo, na jego oko składające się chyba wyłącznie z pnączy i dużych, przypominających pióra
liści. Podniósł brwi i ruszył za nią, słysząc jak zerwała taśmę i plomby, a potem otworzyła drzwi,
wszedł za nią rozglądając się. Krótki przedpokój prowadził do salonu, czy też pokoju dziennego. Jego
ściana wychodząca na ulice była całkowicie przeszklona, wraz z fragmentem dachu, widział światła w
całym mieście i nawet migoczące lampy na terenie portu. Westchnął i wszedł do środka, teraz słysząc
jak ociekał potwornie wodą. Przez ten moment nieuwagi Króliczyca zniknęła mu z oczu, rozejrzał się a
potem wszedł do dużego pokoju, z jednej strony widział uchylone drzwi, prowadzące do jakieś
sypialni, a przynajmniej tak mu się zdawało. Obrócił łeb w lewą stronę, widział wyjście na długi, duży
balkon, oraz przejście do dalszej części domu, prawdopodobnie przez kuchnię, bowiem w świetle
błyskawicy zobaczył połyskliwe blaty i szafki, oraz pokój dalej, w którym znajdował się duży stół.
Westchnął i obrócił się, przy okazji zauważając że duży pokój zawierał antresolę, do której prowadziły
spiralnie kręcone schody.
Zrobiło mu się trochę dziwnie, w sumie niepokoiło go to, że tak po prostu go sprowadziła
tutaj, ale z drugiej strony, nie miał najmniejszego zamiaru spędzad nocy na zewnątrz. Tym bardziej, że
zbyt szybko zwróciłby na siebie uwagę a potem pewnie sprawy potoczyłyby się lawinowo.
- Ej? - cofnął się do przedpokoju, nie chcąc moczyd większej części podłogi, zobaczył obrys drzwi,
nacisnął klamkę i zobaczył że prowadziły one do dosyd przestronnej wykafelkowanej na białobłękitno łazienki, wszedł do środka i zrzucił z siebie płaszcz do głębokiej, na oko dwuosobowej wanny.
Potem odpiął zatrzaski kamizelki i pozwolił jej ze stłumionym hukiem opaśd na kafle, był całkowicie
przemoczony. Ściągnął przez głowę podziurawioną kulami bluzę, czując jak przez przetarcia zaczepiła
się o zębate segmenty implantu na kręgosłupie. Skrzywił się słysząc głośny dźwięk dartego materiału.
***
Miejsce, w którym mieszkała Króliczyca mogło uchodzid za całkiem przyzwoite. Jej rodzice na brak
funduszy nie narzekali, ale przy okazji dbali, by ich córka nie wyrosła na rozpieszczoną zołzę. Raena
odłożyła bagaż i otworzyła drzwi wejściowe i zaraz potem skierowała swoje kroki do windy. Zerknęła
na samca, upewniając się, że nie stchórzył i nadal idzie za nią. Po zamknięciu się drzwi od windy,
Króliczyca wcisnęła numer ostatniego piętra, a winda płynnie ruszyła w górę. Samica zupełnie nie
zwracała uwagi na to, że wokół było czud kurz i czas, w którym urządzenie nie było używane. Jej myśli
wędrowały raczej wokół innych spraw. Przede wszystkim bała się wejścia do mieszkania. Cały czas
tliła się w niej nadzieja, że otworzy drzwi i zobaczy rodziców siedzących w salonie i uśmiechających
się do niej zabawnie, twierdząc, że wycięli jej niezły numer… Nawet takie coś byłaby w stanie przeżyd,
byleby oni byli z nią.
Przed drzwiami do mieszkania, samica westchnęła raz jeszcze i kiedy w koocu otworzyła drzwi i
weszła do domu, poczuła kolejny mały zawód, że nikogo wewnątrz nie ma. Odruchowo skierowała
swoje kroki do pokoju, by tam zostawid swoje rzeczy i zdjąd mokre ubrania. Zupełnie zapomniała o
swoim gościu, którym wypadałoby się zająd. Raena zaczęła zdejmowad mokre ubranie, nie przejmując
się kałużą wody na środku dywanu. Na koniec osuszyła ręcznikiem swoje futro, które zawsze miała
zadbane. W koocu wrzuciła luźniejsze spodnie i koszulkę z nazwą jakiegoś zespołu, którą kiedyś
pożyczyła od taty i jakoś tak zostało. Szybko zebrała mokre rzeczy i poszła do łazienki, by tam wrzucid
je do suszenia.
Króliczyca była tak zamyślona, że nawet nie zaważyła wody pozostawionej przez jej gościa. Zmęczona
całym pakietem niechcianych wydarzeo, wyglądając zapewne strasznie, bez uprzedzenia weszła do
łazienki. Widok, który zastała wywołał uderzenie się w czoło otwartą ręką.
- Zapomniałam o tobie. – przyznała się i odwróciła od niego spojrzenie, szukając czegoś suchego.
- To Ci się przyda. – sięgnęła po wiszący obok ręcznik i rzuciła mu, po czym swoje mokre ubrania
zostawiła na podłodze z zamiarem zajęcia się nimi później, po czym wyszła z pomieszczenia i poszła
do kuchni by zrobid im gorącą herbatę.
***
Obrócił się w panice, przodem do niej, starając się, by nie zwróciła większej uwagi na metalowy
kręgosłup.
- Dzięki, zastanawiałem się… - skooczył ściszając głos gdy wyszła. Parsknął pod nosem i zamknął za
sobą drzwi, pozbywając się resztek znoszonej i przesiąkniętej dziwnymi zapachami odzieży. Zerknął
na prysznic i wywalił z niego płaszcz, o mało co nie uderzając się karabinem wciąż zaplątanym w
okrycie, złapał go tuż nad ziemią, po czym przypomniał sobie, że przecież i tak nikt właściwie tutaj
poza nimi nie mieszka, a przynajmniej tak na to wyglądało. Wszedł pod prysznic i zerknął z przekąsem
na kurki… Których tak szczerze mówiąc nie było, były za to dwa pokrętła, jedno z nich miało
oznaczenie temperatury a drugie siły z jaką leciała woda. Poradził sobie z tym jakoś opierając się
plecami o kafelki, czując jak gorąca woda z siłą wgryzała się w jego futro, natomiast stwierdził, że
wybitnie cieszy go pierwsza od dwóch miesięcy kąpiel, woda która zbierała się w brodziku była
brudno brązowa, w większości składała się z pyłu oraz rozpuszczanej krwi. Skrzywił się i wziął jakiś
środek do mycia a potem zaczął prad sobie futro…
***
Wyszedł na zewnątrz kabiny prysznicowej i otrzepał się, opuszając wysuszone już ręcznikiem futro.
Czuł się lżejszy o jakieś kilkanaście kilogramów, o świeżości już nie wspominając. Klęknął przy swoim
plecaku, zdając sobie totalnie sprawę, że przecież i tak nie ma nic normalnego do przebrania.
Przygryzł wargę i cmoknął cicho, zerkając na szafkę a potem na swój plecak, westchnął cicho i
wyciągnął z plecaka czarne spodenki a potem zaczął je prad, patrząc jak wraca im czarny, a nie
bordowy kolor, po wszystkim zawinął je w ręcznik i osuszył na szybko, nie pachniały może idealnie,
mimo użycia mydła, ale przynajmniej sam lekki zapach stęchlizny nie był na tyle uporczywy. Zarzucił
rzeczy na kabinę prysznicową, patrząc jak robią brudne, błotniste ślady na kafelkach, kucnął i wytarł
je, czując się nieco niezręcznie. Po tym przygryzł wargę szukając jakiejś koszulki, a potem poddał się,
nie mając zamiaru niczego więcej kombinowad, przepłukał usta i wyszedł z łazienki, trzymając w ręku
plecak, a na plecach mając karabin. Złożył to w przedpokoju i ruszył w stronę salonu, stąpając cicho i
zamiatając lekko ogonem podłogę.
***
Króliczyca wstawiła wodę na herbatę, wyciągnęła dwa spore kubki z szafki i oparła się o kuchenny
blat. Po chwili szarpnęła się i podeszła do lodówki, by wyciągnąd sobie marchewkę. Miała to
szczęście, że znalazła tam w miarę świeże warzywa. Przygryzając nerwowo marchewkę, starała się
odgonid myśli od przylatujących promów, zrozpaczonych rodzin i śmierci rodziców. Oczy co jakiś czas
miała bardziej wilgotne, ale starała się nie rozklejad po raz kolejny. Musiała byd silna, musiała sobie
poradzid, by rodzice, gdziekolwiek teraz są , byli z niej dumni. Raena sama nie zorientowała się kiedy
jej myśli powędrowały do samca, który teraz przebywał w jej łazience. Zaproszenie go do siebie było
dla niej bardzo ryzykowne, a rodzice na pewno nie byliby zadowoleni, ale cóż miała teraz do
stracenia? Praktycznie nic, a zawsze mogła komuś pomóc. Myśli samicy posunęłyby się jeszcze dalej,
ale przerwała im gotująca się woda. Króliczyca wcisnęła marchewkę w pyszczek i zaczęła dokaoczad
herbatę. Zanim to zrobiła, usłyszała, że jej gośd wyszedł już z łazienki i najwyraźniej poszedł do
salonu. Samica postanowiła więc zabrad herbaty i również przejśd do tamtego pomieszczenia.
Króliczyca stanęła w drzwiach i zmierzyła wzrokiem samca, przyglądając się mu uważnie. Później
weszła ostrożnie trzymając dwa spore kubki w łapkach i marchewkę w pyszczku. Odstawiła kubki na
szklany stolik i wyciągnęła marchewkę, odgryzając niewielki kawałek.
- Jesteś głodny? – zapytała całkiem miło, nie chcąc znowu dołowad się wydarzeniami, które tego dnia
miała za sobą. – Jeśli chcesz… Dam Ci jakąś koszulkę. – zerknęła na niego kątem oka i ugryzła kolejny
kęs marchewki.
***
Spojrzał na nią jak tylko usłyszał cichy chrzęst dociśniętego panelu podłogowego, obrócił się, splatając
dłonie za plecami i potaknął chętnie.
- Przydałoby się, mokro mi, mimowolnie. A czuję, że ogrzewanie jeszcze się nie rozkręciło. – zrobił
średnio zadowoloną minę. – Moje rzeczy się do niczego nie nadają bez gruntownego prania, a tym
bardziej bez gruntownego spędzenia nocy z igłą i nitką. – stwierdził patrząc na nią, jak jej ostre zęby
przegryzły marchew. Usiadł przy stole, czując jak ze skórzanego fotela wydobyło się typowe,
podłużne skrzypienie skóry. Chwycił kubek w dłonie i zerknął na szyby, po których falami spływały
setki hektolitrów wody. – Jeżeli masz coś do jedzenia to bym nie pogardził, nachylił się, a dwa
szklano-stalowe nieśmiertelniki zadzwoniły o siebie dźwięcznie, wypadając z gęstego futra. Spojrzał
na nie a potem zarzucił sobie na plecy, gdzie brzęknęły o implant. Wzdrygnął się lekko, nie lubił tego
uczucia, ale też nie widział sensu by się w sumie tym przejmowad w tym momencie. Upił łyk herbaty,
wzdychając cicho, było to chyba dobre rozpoczęcie wieczoru. Zerknął na nią, a potem spróbował się
uśmiechnąd, czując jak jego organizm powoli wpadał w błogostan, teraz faktycznie do szczęścia
brakowało mu już tylko tłustego obiadu i ciepłego łóżka. Przymknął oczy i rozmarzył się, wydając z
siebie cichy pomruk w kubek.
***
Raena uśmiechnęła się lekko do niego.
- Zaraz przyniosę Ci jakąś koszulkę , przygotuję suche ręczniki, a później mój pokój. Odstąpię Ci go, bo
raczej tutaj spanie nie będzie najwygodniejsze. – spojrzała w szybę, a jej wzrok wrócił do samca, kiedy
usłyszała brzęk nieśmiertelników. Przyjrzała się mu znowu, chciała zapytad o cos, ale zrezygnowała i
dokooczyła wcinanie marchewki.
- Pójdę zrobid Ci coś do jedzenia. – powiedziała szybko i poszła do kuchni. Tam otworzyła lodówkę i
westchnęła bezradnie widząc jej marną zawartośd.
- A niech to…. – mruknęła pod nosem, bo wyjście na zakupy w taką pogodę, wcale nie było jakoś
szczególnie pociągającą opcją.
W ostateczności postanowiła wykorzystad parę jajek, resztkę kiełbasy i przyprawy, by zrobid
jajecznicę, bo tylko to właściwie potrafiła robid jako tako. Nie spiesząc się zaczęła przygotowywad
jedzenie, skupiając się na tym i nie pozwalając bolesnym myślom zaprzątad jej głowy, a obecnośd
gościa naprawdę pomagała w tym, by nie rozkleid się na amen. Chwilę przerwy w kuchni
wykorzystała na szybkie przeszukanie ubrao ojca i wybranie czegoś, co mogłoby nadad się dla samca
siedzącego w salonie. Smutek ścisnął jej gardło, ale szybko dorwała jedną z czarnych koszulek
swojego taty i zabrała ją do kuchni, gdzie zajęła się dokaoczaniem posiłku.
W koocu, nie doprowadzając kuchni do zupełnej ruiny, weszła do salonu i położyła na stoliku talerz z
jajecznicą.
- Niestety nie mam żadnego pieczywa… W lodówce właściwie też niewiele było. – wytłumaczyła się i
podała mu koszulkę.
- Jutro będę musiała zrobid jakieś zakupy. - westchnęła i spojrzała w okno, za którym nadal strugi
deszczu dośd gęsto opadały na ziemię.
- Mam nadzieję, że chociaż padad przestanie… - mruknęła trochę do siebie, a potem usiadła w
jednym z foteli, podkurczając nogi i obejmując je rękoma.
***
- Nie trzeba, pół roku spania na gołej ziemi… to i nawet dywan wydaje mi się królewskim łożem,
wyciągnąłbym się wygodnie nawet i w tym fotelu. – stwierdził. – Dam sobie radę. Nie musisz mi
oddawad pokoju. Naprawdę. – skinął głową.
Kiwnął głową i zabrał się za sączenie herbaty, czując przyjemne ciepłe mrowienie, temperatura w
mieszkaniu podnosiła się powoli do bardziej akceptowalnych granic, głupio było mu jej przyznad, że
po prostu chce odparowad. Odprowadził ją wzrokiem do kuchni a potem wstał i z herbatą podszedł
do okna, obserwując uważnie okolicę, miał ten głupi odruch odkąd pamiętał. Tutaj deszcz tak zacinał,
że ledwo było widad światła, pora deszczowa to było znacznie za mało powiedziane, stwierdził sobie
w myślach. Wzruszył ramionami i cofnął się do fotela, siadając na nim zamaszyście. Przymknął oczy
zapadając w chwilową drzemkę. Ocknął się słysząc dopiero jej głos, spojrzał na talerz i uśmiechnął się
szeroko.
- Dzięki, to naprawdę i tak więcej niż śmiałbym prosid. – wziął talerz w dłonie i usiadł, patrząc z czcią
na prawdziwe jedzenie, miał co prawda w plecaku jeszcze kilka racji żywnościowych, ale już po takim
czasie na sam ich zapach był bliski zwrócid świąteczną kolację sprzed dwóch lat. – spojrzał na kubek i
odstawił talerz na chwile, naciągając sobie włosy na bok i do tyłu, by mu nie przeszkadzały w
jedzeniu. Usiadł, opierając się plecami o oparcie i zaczął wolno jeśd jajecznicę, delektując się jej lekko
przesolonym smakiem. Smakiem. W ogóle smakiem jedzenia. – Jest cudowne. Najlepsza rzecz jaką
jadłem chyba przez ostatnie „odkąd pamiętam”. – rzucił, uśmiechając się do niej, widząc, że znowu ją
łapie nostalgia i przygnębienie.
Nie był nigdy dobry w pocieszaniu, zwłaszcza, jeżeli sam nie potrafił czegoś dostatecznie rozgryźd, a
jej dodatkowo nie znał.
- Jeżeli się uda to za kontrakt powinni mi dad pieniądze. Odstąpię Ci za utrzymanie. – powiedział
spokojnie, pomijając fakt, że i tak zostanie jej wypłacona renta i odszkodowanie za rodziców, skoro
straciła ich obu.
***
Samica siedziała spokojnie w fotelu, gapiąc się gdzieś przed siebie i co jakiś czas bujając się w
zamyśleniu. Ocknęła się dopiero kiedy usłyszała jego słowa, komplementujące jedzenie, które mu
podała.
- To tylko jajecznica. Nie jestem dobrą kucharką. – powiedziała trochę zawstydzona i sięgnęła po
kubek z ciepłą jeszcze herbata. Zaczęła powoli pid przyjemny w smaku napój, myśląc … A właściwie to
nie myśląc o niczym.
- Nie musisz mi za nic płacid… - zmrużyła oczy i spojrzała na niego jakby ją uraził.
- Zrobiłam to bo chciałam, a nie po to byś dawał mi za to pieniądze. Po prostu Ci pomagam… wyjaśniła mocniejszym tonem, ale nie było w nim żadnego wyrzutu.
- Pójdę przygotowad Ci mój pokój. – powiedziała cicho i odstawiła kubek, po czym poszła do swojego
pokoju.
Króliczyca pozbierała z podłogi resztę swoich rzeczy i pościeliła łóżko. Świeża pościel, zapachniała
przyjemnie rozłożona na łóżku za dużym dla jednej osoby. Samica zbierając rzeczy do prania ogarnęła
spojrzeniem całe pomieszczenie i wyszła z niego, zamykając ostrożnie drzwi. Najpierw poszła do
łazienki odstawid rzeczy nadające się jedynie do prania, a potem wróciła do salonu.
***
- Mi smakuje. – kiwnął głową, widząc jak delikatnie się zarumieniła, trochę go to zdziwiło. Ogólnie
dziwiło go tak dużo rzeczy, że powinien się już przestad czemukolwiek dziwid.
Podniósł wzrok, spoglądając jej prosto w twarz, zdziwiło go to, że tak to odebrała. Był od niej większy
i tak samo korzystał z mediów oraz jedzenia, o ile dostanie pieniądze to powinien może nawet byd w
stanie opuścid tą planetę po jakimś czasie. Mruknął ciekawie sam do siebie, kiwając głową gdy
stwierdziła, że przygotuje mu pokój.
- Ale powiedziałem, że dam sobie radę. Poza tym, gdzie ty chcesz spad? – rzucił za nią, ale chwilowo
nie doczekał się odpowiedzi. Dokooczył jajecznicę i odstawił wylizany talerz na stół, nim wróciła.
Spojrzał na nią jak szła mimochodem wodząc wzrokiem od jej kostek w górę, uśmiechnął się w duchu.
Teraz jak pozbyła się nadmiaru ubrania zobaczył, jak faktycznie była drobna. Parsknął cicho pod
nosem i podniósł wyżej łeb, przyglądając się jak wysuszające się włosy falowały w takt jej ruchów,
śledzone przez lekko przyklapnięte uszy. Przez chwilę widział nawet mignięcie jej brzucha, w sumie
ciekawiło go coś więcej.
- Powiesz mi nie wiem… Chociażby jak się nazywasz, bo o ile pamiętam, to nic takiego nie padło. –
stwierdził, siadając po turecku i podpierając się prawą ręką pod brodą.
***
Raena zauważyła, że jej gośd wodził za nią wzrokiem, co zaczynało ją trochę krępowad, więc porzuciła
pomysł żeby zabrad talerz do kuchni i pozmywad. Zamiast tego znowu usiadła w fotelu i zerknęła na
niego, prawie prychając ze śmiechu, bo i faktycznie żadne z nich się nie przedstawiło.
- Raena Maya Raxleen. - powiedziała powoli i dopiła resztę herbaty. Przez myśl przeszło jej, że ma
ochotę na coś… mocniejszego, zaraz potem przypomniało jej się, że przecież nie zrobiła żadnych
zakupów, ale ta myśl zaraz została przebita przez dwa słowa „barek rodziców”.
Króliczyca wstała więc i podeszła do barku, który stał w rogu pomieszczenia, był dośd spory, ale nie
do kooca wypełniony.
- Będę spad w pokoju moich rodziców… - powiedziała cicho i lekko uśmiechnęła się do niego.
Pomimo bólu jaki nadal czuła wewnątrz, miała ochotę spędzid noc w miejscu, gdzie jej rodzice mieli
swój własny kąt. Tam będzie czuła ich obecnośd i to, że nadal wspierają swoją córkę.
- Masz na coś ochotę? – spojrzała na gościa i kiwnęła głową w stronę barku.
***
- Nicolai N’dan Naddar. – rzucił krótko, a potem przeciągnął się karkiem, drapiąc lekko pod brodą.
Usłyszał jak to powiedziała i siłą woli stłumił dziwny dreszcz, w głowie okładając czułe ucho które
wybadało dosyd ciekawy ton, po chwili skatował swoją wyobraźnię kilkoma wyobrażonymi
kopniakami . Przełknął ślinę i mruknął w zamyśleniu, trąc wierzchem nadgarstka policzek. W sumie,
pytanie na co masz ochotę uruchomiło dosłownie lawinę potencjalnych odpowiedzi, w skupieniu
odpowiedział, przyglądając się jej, jak wzkazała na barek, sam też spojrzał w jego kierunku. Fajnie
było, że dom był tak całkiem zaopatrzony, w dodatku dosyd przestronny i posiadający conajmniej
dwie sypialnie.
- To zależy „co” tam chowasz w środku? - spojrzał na nią ciekawie. – Ja w sumie wypije coś niezbyt
mocnego, organizm wycieoczony trochę. – stwierdził, nie wiedział w sumie czego może się napid,
naprawdę nie miał pojęcia, w sumie napiłby się wszystkiego, nawet jeżeli miałby to zapijad słodką
herbatą.
***
Uśmiechnęła się do niego, kiedy przedstawił się, a prawie parsknęła śmiechem, kiedy zorientowała
się jak wieloznacznie zabrzmiało jej pytanie. Pokręciła głową odganiając różne sceny, które
postanowiły właśnie teraz nawiedzid jej wyobraźnię i spojrzała na swojego gościa.
- Możesz tutaj podejśd, ja nie do kooca znam się na alkoholach oraz na tym co z czym powinno się pid.
– prychnęła cicho.
- Nie piję zbyt wiele, więc… - zaprosiła go gestem do siebie i wskazała na barek.
- Myślę, że znajdziesz tutaj ciekawe rzeczy. – zaśmiała się cicho i otworzyła drzwiczki do miejsca, gdzie
jej ojciec trzymał alkohole.
- Są tutaj szklanki, kieliszki i inne przydatne rzeczy. – zerknęła na samca i odsunęła się od barku.
Potem podeszła do stołu i pozbierała kubki oraz talerz, żeby wszystko odnieśd do kuchni i pozmywad.
- Zrobię herbatę w dzbanku. – powiedziała zanim wyszła i wkrótce zniknęła w kolejnym
pomieszczeniu.
***
Podniósł się i podszedł do barku, zaglądając do niego i drapiąc się po głowie. Głupio było mu
przyznad, że on też nie pije zbyt wiele i generalnie to co zwykle spożywał w kwestii alkoholu
uznawano za jedną z gorszych i niższych półek. Przeciągnął palcem po butelkach, oglądając uważnie
etykiety. Westchnął ciężko, strzygąc uchem w kierunku kuchni, wyłapując dźwięki mycia naczyo, a
przynajmniej lejącej się wody. Koniec kooców chwycił jedną z butelek, która najwidoczniej zawierała
sobie, a potem zgodnie z etykietą to się potwierdziło, jakąś średnio mocną nalewkę na owocach.
Kiwnął głową i korzystając z tego, że kiedyś już była otwarta odkręcił i powąchał zawartośd. Było
nieco mocniejsze w jego ocenie ale pachniało słodko i zachęcająco obejrzał się i delikatnie umoczył
czubek pyska, czując wpierw słodkośd a potem lekkie pieczenie po alkoholu rozbiegającym mu się w
popękanych ustach.
- Nieźle… - odstawił to sobie obok i przejrzał resztę, znajdując tam pokaźny zapas mocniejszych, dosyd
markowych, a przynajmniej z wyglądu tak to się prezentowało, alkoholi. Nie miał w zamiarze wtaczad
w siebie dużych ilości alkoholu, chciał relaksacyjnie się napid, więc od razu odbił od siebie myśl o
szukaniu drugiej, potencjalnie następnej flaszki. Wziął w dłoo wybraną, a do drugiej nieduże szklanki,
które na pewno miały jakąś specjalistyczną nazwę, której nie znał.
Usiadł w fotelu, ustawiając butelkę na stole a potem przecierając lekko kciukiem zdobione złotymi
ciekami krawędzie. Musiał przyznad, że były naprawdę ładne.
***
Króliczyca od razu wstawiła wodę na herbatę, po czym zabrała się za mycie naczyo, nie tylko tych,
które zostawiła na stole. Później przemyła blat i posprzątała dowody świadczące o przyrządzaniu
kolacji. Kiedy w koocu woda na herbatę zaczynała wesoło bulgotad, samica wyjęła z szafki jeden z
dzbanków i wrzuciła do niego kilka torebek herbaty, by po chwili zalad je gorącą wodą. Niedługo
później weszła do salonu trzymając w jednej dłoni dzbanek, a w drugiej dwa kubki. Ostrożnie
odstawiła je na stoliku i spojrzała na to co wybrał jej gośd.
- Nalewka owocowa? – odezwała się po przeczytaniu etykiety. – Brzmi ciekawie. – uśmiechnęła się
lekko czując ogromną ochotę na alkohol. Może po prostu potrzebowała chwili zupełnego
wyluzowania się po ciężkim dniu. Teraz miała przynajmniej z kim posiedzied, niż płakad całą noc,
siedząc gdzieś samotnie w najciemniejszym kącie mieszkania.
- Możesz nalad. - uśmiechnęła się do samca i zajęła fotel, na którym siedziała wcześniej.
***
Uśmiechnął się do niej szeroko i teatralnym gestem nalał jej do kieliszka, a potem wstał, podając go
jej nad stołem. Nalał prawie pod samą krawędź, ale patrząc na okoliczności mogli sobie na to
pozwolid, tym bardziej, że sam wiedział, że nie podniesie na nią ręki. Usiadł po chwili i nalał sobie też,
podnosząc go do nosa i wąchając go, rozkoszując się bukietem niczym znawca alkoholi, prawda była
taka, że bliżej mu było do ordynarnego chama niż do kulturalnego znawcy alkoholi.
- No to… - uśmiechnął się smutno, wiedząc jaki toast chciałby wznieśd, ale ogólnie nie wiedział jak
ona zareaguje, w koocu jej rodzice też zginęli a toast „Za poległych” średnio wydawał mu się dobry w
tym miejscu.
***
Samica wyciągnęła rękę by zabrad swój kieliszek. Uśmiechnęła się do samca, zerkając mu przy tym w
oczy, ale zaraz potem skupiła wzrok na alkoholu, który miała już w ręku. Odruchowo powąchała
zawartośd kieliszka i o dziwo zapach wcale jej nie odrzucił, a wręcz przeciwnie – zachęcił do wypicia.
- Hm. – zamyśliła się na chwilę. – Za tych, którzy nie wrócili… - powiedziała cicho i wypiła nalewkę za
jednym razem, by nie rozwodzid się dłużej nad śmiercią innych, a przede wszystkim jej rodziców.
Króliczyca lekko skrzywiła się, ale nie popiła niczym nalewki i odstawiła kieliszek na stół.
- Nie takie złe. – stwierdziła całkiem szczerze i zerknęła na samca.
Uśmiechnął się w duchu, zerkając jej w chłodno niebieskie oczy. Również wyzerował za pierwszym
razem, stwierdzając, że słodki posmak wbrew temu co myślał, jednak zostaje w pysku. Otarł sobie
lekko krawędź pyska i uśmiechnął się.
- Dobrze powiedziane. – sapnął, czując lekki odbicie się w brzuchu. W sumie się odzwyczaił bardzo od
picia, ale to akurat weszło mu dobrze, no, może wziął trochę za dużo powietrza przy połykaniu. –
Nieco się dobija, ale powiem… Że naprawdę dobra rzecz.
Uśmiechnął się i polał na spokojnie po raz drugi, to, że w mieszkaniu było chłodno miało jeden
ciekawy plus, wszystkie ciecze były całkiem, ale to całkiem przyjemnie chłodne.
Spojrzał na nią a potem podał jej kieliszek, zastanawiając się co tak naprawdę dzieje się w jej
głowie.
***
Króliczyca pokiwała głową zgadzając się z samcem. Później znowu sięgnęła po swój kieliszek i
zamieszała alkoholem wewnątrz niego, wykonując gest dłonią. Nalewka wytworzył przyjemne ciepło,
które powoli rozlewało się po ciele samicy, wprowadzając ją w bardziej znośny nastrój. Dziewczyna
poniekąd przeraziła się tym, że tak niewielka ilośd alkoholu zaczyna na nią działad i to tak szybko. Z
drugiej strony była zupełnie wykooczona minionym dniem i praktycznie niewiele zjadła. Raena
westchnęła cicho i wstała z fotela, trzymając w ręce kieliszek. Podeszła do okna i wpatrzyła się w
strugi deszczu, które nadal padały na zewnątrz, zupełnie jakby niebo płakało razem z tymi, którzy
stracili bliskich. Oczy dziewczyny przez chwilę stały się wilgotne, więc wypiła swoją porcję nalewki,
nie czekając na kolejny toast.
Spojrzał na nią i poczuł lekkie ukłucie, nie potrafił nawet nic powiedzied by ją pocieszyd. Sam
nie posiadał bliskich a też generalnie nie utrzymywał aż tak zażyłych kontaktów, by kogoś mu póki co
brakowało w takim stopniu, sam też stracił dużo osób w tej krótkiej, aczkolwiek zajadłej wojnie,
większośd po prostu w tej chwili rozmywała się mu w głownie, sam nie potrafił nawet przypomnied
sobie w tym momencie co do kogo miał.
Wyzerował kieliszek i podszedł obok niej do szyby, patrząc jak deszcz spływa po niej, załamując
światło.
- Przykro mi. – powiedział cicho i spojrzał na nią. – Nie wiem nawet jak musisz się czud w takiej chwili.
Nie bardzo potrafię pomóc, bo niestety nie wchodzi to w zakres moich zdolności. Ale jeżeli chcesz coś
z siebie wyrzucid to Cię wysłucham. – stanął na bacznośd, splatając dłonie za plecami i patrząc przed
siebie na migające w strugach wody światła.
***
Dziewczyna nawet nie usłyszała kiedy wstał z fotela, będąc zamyśloną zbyt bardzo by skupiad się na
otoczeniu. Poczuła jego obecnośd dopiero w momencie kiedy stanął przy niej. Zerknęła na niego
zaskoczona i pokręciła lekko głową.
- Nie chcę Cię tym zamęczad. – przetarła oczy, odzywając się w koocu do niego.
- Czuję się zupełnie sama, a to dopiero początek, mam wrażenie, że ta pustka dopiero we mnie
uderzy, a ja nie dam rady… - westchnęła i oparła się czołem o zimną szybę.
- Miałam z nimi naprawdę dobry kontakt… A teraz? – prychnęła ze złością i zacisnęła dłoo w pięśd.
- Nie będę miała do kogo zwrócid się gdy znowu coś pójdzie nie tak, nie będę mogła pogadad z mamą,
czy pożartowad z tatą… Oboje obiecali, że wrócą… Że nie będę sama. – parę łez spłynęło jej po
policzkach.
- A zostałam bez nikogo… Sama… Nie wrócili do mnie…- westchnęła cicho i odsunęła się do szyby,
spojrzała gdzieś przed siebie i znowu przetarła oczy, pociągając przy tym nosem.
- Ale muszę wziąd się w garśd. Dla nich właśnie. – powiedziała cicho i spojrzała na samca.
***
Westchnął, przybierając strapioną minę, potem nieco teatralnie drapiąc się po karku, czochrając
palcami grzywę połyskliwych zielonych włosów.
- Wróciłem z półrocznej walki dzieo w dzieo o kawałek piachy i stertę kamieni. Naprawdę sądzisz, że
wysłuchanie kogoś kto daje mi dach nad głową tak bardzo mnie zamęczy? – oparł się ramieniem o
szybę, patrząc na nią, nie bardzo wiedząc co z tym wszystkim zrobid. – Po prostu…
- Nie zostałaś sama, masz rodzinę, jakąś na pewno, znajomych. – wzruszył ramionami, podejmując
walkę i wątek. – Mogę dodad do tego nawet siebie, bo mam u ciebie duży dług wdzięczności. Dlatego
naprawdę sądzę, że powinnaś to z siebie wyrzucid. Twoi rodzice wierzyli w jakąś sprawę, a na wojnie
są ofiary… Źle, że trafiło na Ciebie, w mojej nie znaczącej wiele ocenie nie zasłużyłaś na to by stracid
rodziców… - spojrzał w bok, nie bardzo wiedząc jak powinien to prowadzid. – W razie czego masz
mnie, masz przyjaciół, zawsze znajdzie się ktoś, kto pomoże Ci to dźwigad, jak ciężkie by to nie było…
***
Raena westchnęła cicho i spojrzała w okno słuchając tego co do niej mówił. Miał rację, nie była
sama… Miała znajomych, mogła poszukad kogoś z rodziny, odnowid stare kontakty i żyd dalej. Do tego
miała jego … Króliczyca zrobiła wielkie oczy i spojrzała na samca kątem oka.
- Dziękuję.. – powiedziała cicho i odwróciła od niego wzrok. – To będzie we mnie siedzied długo, bez
względu na to co i ile z siebie wyrzucę. Takie rany zostają na stałe, mniej lub bardziej zagojone. –
pociągnęła nosem raz jeszcze i zamknęła oczy, przygryzając przy tym wargę, by nie rozpłakad się na
dobre. Miała ogromną ochotę przytulid się do niego i po prostu wypłakad się, ale nie miała zamiaru
byd tak słabą. A przynajmniej nie teraz.
Samica wypuściła powoli powietrze i otworzyła oczy.
- Dam sobie radę. Jakoś. – powiedziała starając się z całej siły uwierzyd w te słowa
***
Uśmiechnął się do niej i lekko zastrzygł uchem, czując lekkie swędzenie.
- Dasz sobie radę, świetnie się trzymasz. – podniósł do góry kciuk. – Będzie trudno, ale w koocu uda Ci
się przejśd z tym do porządku dziennego, wiesz, że oni by tego chcieli. Byś dała sobie radę, poza tym…
Zawsze będą tutaj. - minął ją tyłem i lekko dotknął jej pleców w miejscu serca.
Nie wierzył w takie rzeczy, ale to akurat nie miało w tej chwili znaczenia. Miał dziwne wrażenie, że
chod na chwilę uda się jej poprawid, lub też ustabilizowad humor. Podszedł do stołu i nalał do
kieliszków a potem usiadł okrakiem na podparciu łokcia na fotelu. Patrzył na nią czując coś w rodzaju
zaniepokojenia. W sumie, w ty wieku spokojnie dawała sobie radę, jeżeli nic się gorszego nie stanie
zostanie zabezpieczona finansowo z ubezpieczeo jej rodziców. Co pozwoli jej zacząd własne życie.
Spojrzał w kieliszek i uśmiechnął się, w jego przypadku osiadanie gdziekolwiek na stałe nie
miało racji bytu. Pewne rzeczy po prostu się nie mogły zdarzyd.
***
Króliczyca zerknęła na samca i uśmiechnęła się do niego lekko, z odrobiną wdzięczności w spojrzeniu.
Pomimo tego ,że nadal czuła się fatalnie, to i tak była mu wdzięczna za to jak bardzo starał się okazad
jej trochę ciepła i dad nieco wsparcia. Kiedy stanął za nią i dotknął jej pleców, poczuła całkiem miły
dreszcz, przez który uśmiechnęła się całkiem wesoło jak na obecną sytuacje. Westchnęła cicho i
kiedy nalał do kieliszków, odwróciła się i podeszła do niego, by zabrad ten, który był przeznaczony dla
niej.
- Dobrze, że tutaj jesteś. – stwierdziła i zabrała kieliszek. – Gdyby nie ty, kto wie gdzie teraz
siedziałabym zupełnie sama. – uśmiechnęła się lekko. – Twoje zdrowie. – uniosła kieliszek i wypiła do
dna jego zawartośd, krzywiąc się znowu nieco.
***
Uśmiechnął się nieporadnie, nie spodziewając takiego obrotu sprawy. Podniósł kieliszek i ze
smakiem wyzerował go tak jak poprzednio. Wzdychając cicho gdy całośd przeszła mu przez gardło.
- Akurat jestem tutaj bo stwierdziłaś, że uzbrojony weteran nie powinien pływad i topid się na ulicy. –
pokazał jej w uśmiechu kły a potem chwycił butelkę, kręcąc nią lekko, patrząc jak ciecz w środku
przelewała się po ściankach.
- Wiesz? Przyleciałem tutaj rok temu, wdałem się w lewy interes polegający na ochronie pewnej
osoby, za to mnie wpakowali do więźnia, mój statek trafił pewnie szlag, a w dodatku mogłem jako
jedyne wykupienie wziąd udział w tej wojnie, robiąc w kompanii karnej. – wzruszył ramionami. – Tak
naprawdę nigdy nic nie idzie zgodnie z planem.
Posłał jej bezradny uśmiech.
***
- Jeszcze raz powinienem Ci podziękowad za wszystko. W koocu, to teraz ja mam u ciebie dług
wdzięczności i będę, a raczej czuję się w obowiązku spłacid go. – spojrzał na nią. – Więc cokolwiek
chcesz to zrobię, o ile będzie to w zasięgu moich możliwości. – już darował sobie dodawanie, że jak
kogoś nie lubi to go sprzątnie, ten numer raczej nie przysporzyłby mu popularności u niej, ani u
miejscowych władz. – Dlatego też chce spłacad Ci tutaj pobyt, nie chcę siedzied na twojej łasce. –
postawił dłoo, ucinając ją, zanim zdążyła zaprotestowad. – Też potrzebuje mied spokojne sumienie,
dlatego jeżeli cokolwiek potrzebujesz, powiedz.
Raena roześmiała się cicho, a ostatnie łzy spłynęły po jej policzkach.
- Weteran topiący się na ulicy, nie byłby zbyt pociągającym widokiem. – puściła mu oczko i podsunęła
mu pod nos swój kieliszek.
- Znacznie lepiej CI w suchym mieszkaniu. – wzruszyła ramionami, stwierdzając oczywisty fakt.
Przyjrzała się mu z nieukrywaną ciekawością kiedy wspomniał o tym w co się wpakował. Dla niej był
oto bardzo niecodzienne, tak jak jego obecnośd w jej mieszkaniu.
- Widzę, że masz się czym pochwalid – powiedziała zupełnie na luzie, nie mając zamiaru mu dopiec.
Po chwil rozsiadła się wygodnie na sofie, czując przyjemne działanie nalewki. W tym momencie, było
to samicy bardzo potrzebne.
- Jeżeli faktycznie będę czegoś potrzebowad, dam CI znad. – uśmiechnęła się zerkając w okno raz
jeszcze, słysząc, że deszcz zaczynał powoli odpuszczad.- Swoją drogą.. Ile masz lat? – zerknęła na
samca.
***
- Oj w suchym mieszkaniu… - rozejrzał się, podpierając ręką o biodro i wziął od niej kieliszek a potem
nalał jej tak samo jak poprzednio, sobie z resztą też. – Pochwalid to nie bardzo, o ile robienie rzeczy w
których ktoś ginie nazywamy interesującymi. Najczęściej jest bałagan, na tym to polega. – wzruszył
ramieniem. – Jest kwota, za kwotę się wyznacza cel, a potem robi się z tym to co w umowie. Od
niszczenia zapasów paliwa, po ściągnie osób bez których świat jest lepszy. – podsunął jej kieliszek a
sam usiadł bokiem na fotelu, opierając się barkiem o oparcie. – A czasami to przechodzi w regularną
wojnę, tak jak tutaj, że robisz to, bo nie masz wyboru, a pieniądze są na skrajnie dalekim planie. Jeżeli
słyszałaś kiedyś o najemnikach to właśnie do takich poniekąd należę. – podniósł kieliszek i spojrzał na
nią. – To teraz twoje zdrowie, a raczej zdrowie gospodarza. – zakołysał kieliszkiem a potem przełknął
wszystko na raz, ostawiając go ze stuknięciem na stół. – Ja jestem starszy niż wyglądam. Kwestia tego
o. – Obrócił się plecami, pokazując jej stalowy kręgosłup. – Długa historia i nie poruszę jej. W każdym
razie wszystko ma swoją cenę. Teraz ja nosze to żelastwo, ale za to żyję. – uciął, nie bardzo czując się
na silach by wchodzid w szczegóły. – Ale powiem Ci, że dałbym sobie trochę więcej niż dwadzieścia
pięd. – puścił do niej oko.
***
Króliczyca słuchała o dziwo z zaciekawieniem tego co mówił samiec o swoim zajęciu. Nie do kooca
była przekonana o sprawiedliwości tego co robił, ale nie ona powinna wnikad w szczegóły.
- Wygląda na to, że na nudę to Ty nie narzekasz. – stwierdziła całkiem poważnie i sięgnęła po
kieliszek. Zarumieniła się lekko kiedy padł toast, więc od razu wypiła nalewkę i również odstawiła
kieliszek na szklany stół.
- Dwadzieścia pięd? – spojrzała na niego, nie chcąc ciągnąd tematu, którego sam nie chciał za bardzo
poruszad. Uznała, że jeżeli ma się czegoś dowiedzied, to stanie się to prędzej czy później.
- Nie wyglądasz. – rzuciła z małą nutką złośliwości. – Z miłą chęcią posłuchałabym o Tobie czegoś
więcej, ale obawiam się, że moja słaba dziś głowa, nie wytrzyma tego tak jak powinna. Już mi gorąco
od tej nalewki. – zdmuchnęła kosmyk włosów, który opadł jej na policzek.
- Po jednym i idziemy spad? – zapytała z uśmiechem.
***
Uśmiechnął się niezręcznie.
- Nudą bym tego nie nazwał, ale spokoju to ja też nie mam. – zrobił minę z cyklu „bo tak jest” i
spojrzał na nią, a potem na butelkę. – Poza tym, ja w ogóle nie wyglądam, będąc szczerym. – zaśmiał
się z siebie, znając dokładnie sens tych słów. Potem zerknął na nią z uśmiechem i wstał po jej
kieliszek, przysuwając go sobie po stole pod samą butelkę. Nalał do obydwu, czując jak butelka z
każdą turą stawała się coraz lżejsza, zakołysał nią i odstawił a potem podał jej kieliszek. Zastanowił się
poważnie, czy rzucid tekst, że to nie nalewka jest taka gorąca ale ona, koniec kooców postanowił nie
przesadzad z czymś takim.
- Jestem za, skoro już po takim czasie jest mi jednak dane spad w łóżku to grzechem byłoby z tego nie
skorzystad. – obrócił kieliszek w palcach, uśmiechając się do niej lekko.
***
Króliczyca zaśmiała się cicho i pokręciła głową, co było jedynym komentarzem jego żartu z samego
siebie. Po krótkiej chwili sięgnęła po ostatni kieliszek tego wieczoru i przysunęła do siebie, prawie
rozlewając jego zawartośd. Prychnęła cicho dumna z siebie ,że do tego nie doszło i podniosła go
zerkając, na samca siedzącego naprzeciwko.
- W takim razie za spokojny sen. – uśmiechnęła się do niego i wypiła owocową nalewkę, a potem
odłożyła kieliszek na stół.
Samica wstała z sofy, czując przy okazji lekki zawrót głowy, który niekoniecznie musiał byd
spowodowany nalewką, chod było to bardzo prawdopodobne.
- Zaprowadzę Cię do mojego pokoju. – powiedziała i od razu skierowała się do swoich czterech
kątów.
- Pokój moich rodziców znajduje się w tym samym korytarzu, więc w razie jakbyś czegoś potrzebował
to daj mi znad – zerknęła na niego i uśmiechnęła się.
Kiedy oboje znaleźli się pod drzwiami pokoju samicy, dziewczyna otworzyła je i weszła do środka
zapraszając do wewnątrz swojego gościa.
- Śpij dobrze i wypocznij sobie. Należy ci się. – przyznała szczerze.
- I dziękuję za to, że nie przeszedłeś obok mnie obojętnie. – powiedziała cicho i zerknęła na niego, a
potem podeszła do drzwi.
- No i za wspólną nalewkę. Dobranoc. –rzuciła jeszcze zanim wyszła, zaraz potem zamknęła za sobą
drzwi i udała się do pokoju rodziców.
***
Uśmiechnął się, słysząc zwrot „należy Ci się”, a potem westchnął i rzucił się na łóżko, czując, że z jego
piersi wydobył się cichy jęk przyjemności, fakt, łóżko było znacznie wygodniejsze od fotela,
przeciągnął się potężnie, czując jak strzelają mu zmęczone stawy a potem otworzył oczy i spojrzał w
sufit, mrugając, starając się przyzwyczaid do ciemności.
- Kto by pomyślał… - mruknął do siebie.
Faktycznie, on by nie założył takiego obrotu sprawy, nawet w najlepszym scenariuszu. W sumie… To
nawet mógł szczerze sobie przyznad, że zaczynał ją lubid, była w swój sposób sympatyczna, w sumie
ogólnie była całkiem całkiem, nie tylko w kwestii sympatyczności. Zaśmiał się cicho pod nosem i
przeciągnął dłonią po pysku, zmęczenie dawało mu już się we znaki, w dodatku pojawiła się jedna nie
całkiem grzeczna myśl, ale uśmiechnął się do niej a potem zbył machnięciem ręki, przekręcił się na
bok i przeciągnął mocno tyle łapy a potem padł pyskiem w poduszkę, mrucząc do siebie kilka
niezrozumiałych w ogóle fraz.
***
Raena ostrożnie weszła do sypialni należącej do jej rodziców. Rozejrzała się po niej i powoli przeszła,
dotykając niektórych rzeczy, które były mniej lub bardziej związane właśnie z nimi. Jedna z półek
zaopatrzona była w solidną kolekcję zdjęd z różnych okresów ich życia rodzinnego. Króliczyca znalazła
nawet jedną ze starych fotografii, przedstawiających jej rodziców, zanim jeszcze ich niesforna
pociecha przyszła na świat. Obok stało zdjęcie małej samiczki, która nieporadnie uśmiecha się do
fotografa, którym zapewne był jej ojciec. Żal ścisnął gardło dziewczyny, a w głowie pojawiły się myśli,
że już więcej nie zobaczy roześmianej mamy i taty, udającego naburmuszenie. Króliczyca zaśmiała się
cicho przez łzy, na samo wspomnienie paru zabawnych sytuacji.
Po chwili ujęła jedną z fotografii i przetarła palcami po gładkiej, szklanej powierzchni, za którą
znajdowało się jej ulubione zdjęcie – było to zdjęcie ślubne jej rodziców.
Po dłuższym czasie, który spędziła na przeglądaniu rzeczy i wspominaniu rodziców, samica
postanowiła pójśd do łóżka, czując zmęczenie z całego dnia, jak i przyjemnie kojące działanie nalewki.
Króliczyca przebrała się w jakąś koszulę nocną i wgramoliła się do łóżka, po czym ułożyła wygodnie i
zakryła kołdrą po sam czubek głowy. Sennośd nabierała na mocy i wkrótce dziewczyna pogrążyła się
we śnie, który o dziwo poprzedzony był mimowolnymi wizjami związanymi z gościem śpiącym w jej
pokoju.
Przyjemne sny, w których nie było niczego co wiązałoby się z trudami minionego dnia, szybko
zmieniły się w koszmar związany z wojną i śmiercią rodziców. Króliczyca niespokojnie rzucała się
przez sen, aż prawie z krzykiem zerwała się z łóżka. Oddychając szybko, starała się uspokoid
rozdygotane ciało, co wcale nie było łatwe. Po chwili po cichu wyszła z pokoju i udała się do kuchni
by napid się trochę zimnej wody. Wciąż półprzytomna przeszperała półki kuchenne zanim znalazła
szklanki. Potrząsnęła głową by rozbudzid się chod trochę i nie robid głupot.
Zimna woda wkrótce spłynęła z kranu, wlewając się z cichym pluskiem do szklanki, którą trzymała
samica. Po dolaniu odrobiny soku, dziewczyna oparła się o blat i wypiła większośd płynu za jednym
razem. Mając jeszcze trochę wody, samica wyszła z kuchni i przeszła do salonu, gdzie podeszła do
dużego okna i oparła się o nie czołem, tak jak zrobiła to wcześniej. Raena znowu pogrążyła się w
myślach zarówno ponurych, jak i tych nieco weselszych. Kojąca cisza i bezpieczna ciemnośd ogarnęły
całe mieszkanie, a deszcz nadal bębnił o zimną szybę. Króliczyca ostrożnie odsunęła się od okna i
westchnęła patrząc w ponure niebo. W jednej chwili mocny błysk rozświetlił niebo, a potężny grzmot
rozległ się wkoło, wprawiając szyby w drganie. Dziewczyna podskoczyła ze strachu, wypuszczając
przy tym szklankę, która z nieprzyjemnym hałasem upadła na panele, roztrzaskując się na wiele
kawałków. Króliczyca rzuciła paroma przekleostwami i szybko poszła do kuchni po zmiotkę, by
posprzątad cały bałagan.
Wzdrygnął się odruchowo sięgając w okolice biodra, ale koniec kooców wsuwając sobie tylko dłoo w
spodenki. Rozejrzał się strzygąc uszami i czując jak rozbudza się powoli, usiadł na łóżku i bezszelestnie
podszedł do drzwi, miał bardzo miękko układające się poduszki łap, toteż sam z siebie nie wydawał
dźwięku, pilnując się, by nie stuknąd pazurami o posadzkę. Nacisnął miękko klamkę a potem uchylił
na dwa centymetry drzwi, nasłuchując spokojnie, łowiąc wszystkie nienaturalne dźwięki. Było to
całkiem trudne, bo pewnie mimo wyciszenia dachu deszcz głośno uderzał w szyby i świetliki
umieszczone w dachu. Wysunął łeb, czując jak wszystko co ciemne zamieniło w się w zielonkawo
szarych barwach, był to jeden z plusów tego co mu zrobiono. Zobaczył szkło, gdyż światło,
przechodzące przez falującą wodę odbijało się błyskając na szkle. Zobaczył ją kątem oka, uśmiechnął
się pod nosem i wyszedł po cichu z pokoju, poruszając się niemalże jak duch po mieszkaniu, podszedł
do krawędzi kuchni i zerknął, patrząc jak zaczyna czegoś szukad. Westchnął cicho, domyślał się
dlaczego pewnie nie mogła spad, ciężko było wygrywad z myślami jak leżało się w łóżku i mózg nie
potrafił skupid się na niczym innym niż tylko na analizowaniu i poprawianiu scenariuszy, które tak
naprawdę dawno się zamknęły i nic nie można było na to poradzid, gwizdnął, tonacyjnie, zaczynając
od wolnego a potem koocząc wyżej nieco, nie zamierzał jej wystraszyd a ten dźwięk bardzo często nie
powodował odruchów obronnych u osoby którą się z nienacka zobaczyło.
Raena przeszukiwała dolne szafki, rozglądając się za niewielkim kompletem do sprzątania. W
myślach karciła siebie za taką strachliwośd, chod z drugiej strony zapewne wiele osób zareagowałoby
w ten sposób, gdy z głębokiego zamyślenia wyrywa tak głośny grzmot.
Pogrążona w poszukiwaniach, nawet nie usłyszała kiedy jej tymczasowy współlokator zjawił się w
kuchni. Właściwie nie było szans by w ogóle go usłyszała, nawet bez tego co robiła. W koocu do jej
łap dostał się obiekt poszukiwao, a króliczyca usłyszała gwizd wydany przez samca. Odwróciła się
gwałtowniej i od razu spiorunowała go wzrokiem, który zmiękł bardzo szybko, a samica pokręciła
głową i westchnęła sięgając przy tym po jakąś rolkę papieru, która leżała na blacie.
- Wybacz, ze cię obudziłam. – stwierdziła i minęła go po czym skierowała się do salonu, gdzie od razu
zabrała się za zamiatanie szkła, by na koocu powycierad papierem mokrą plamę.
- Miałam koszmar, więc przyszłam napid się wody. Przestraszyłam się grzmotu i zbiłam szklankę. Nic
wielkiego. – powiedziała głośniej, nie dbając już o to by nikogo nie obudzid.
***
- Nie ma problemu, w sumie sam dziwie się, że śpię, grzmoty mnie nie budzą bo do tego przywykłem,
znając życie, ciężko będzie mi spad tak w ciszy. – ruszył za nią a potem patrzył jak sprzątała, nie było
sensu pomagad bo i tak właśnie kooczyła. – Koszmary… Mówisz? – westchnął, sam był na tyle
padnięty by nic, absolutnie nic mu się nie śniło, z czego w tym momencie zdał sobie właśnie sprawę.
Nieczęsto miewał koszmary, głównie jak już spał, to przeważnie spał tak, że ciągle się budził. Ogólnie
lekko spał a tutaj szumy pozwalały mu jakoś przyjemniej złożyd głowę. Usiadł na krawędzi fotela i
spojrzał na nią.
***
- Zapytałbym czy wszystko w porządku, ale sądzę, że nie jest w porządku.. – zagadnął cicho. A potem
stanął przy niej bliżej, zerkając na nią z czymś w rodzaju troski. – Nadal Ciężko mi sobie wyobrazid.
Miał ochotę zapytad ją czy chciałaby, by z nią posiedział ale jakoś nie potrafił tego konkretniej ubrad
w słowa. W sumie, niewiele mógł dla niej zrobid w tym momencie, pewne rzeczy były najlepiej
leczone przez czas, tylko i wyłącznie przez czas. Chciał jej pomóc się z tym ogarnąd.
Po dokładnym wysprzątaniu tego co popsuła, spojrzała na niego i lekko się uśmiechnęła.
- Nie jest w porządku. – stwierdził z westchnięciem. – Ale to logiczne, że nie będę śnid o pięknych i
miłych wydarzeniach. – prychnęła cicho zerkając gdzieś w bok.
- Przeglądałam fotografie moich rodziców i mnie. Stoją na jednej z półek w ich sypialni. To był tylko
dodatek do dzisiejszego dnia, a całośd odbiła się efektem w moich snach… - spuściła głowę i
pociągnęła lekko nosem.
- Zaraz wezmę gorąca kąpiel. – podniosła głowę i spojrzała mu w oczy, po czym przeszła do kuchni by
wyrzud stłuczone szkło. Po niedługiej chwili wróciła do salonu i stanęła obok samca.
- Twoja obecnośc bardzo mi pomaga. Przynajmniej nie płacze cały czas i nie rozmyślam o tym, co by
było gdyby. – powiedziała spokojnym i całkiem miłym tonem.
- Wracaj do łóżka, a ja pójdę do wanny. – uśmiechnęła się lekko. – Potem tez wrócę do łóżka i
postaram się zasnąd.
***
- No chyba nie jesteś moją matką, by mnie do łóżka wyrzucad tak o. – uśmiech.
Uśmiechnął się ciepło i przez chwile miał zamiar poczochrad ją pomiędzy uszami, korzystając z tego,
że był od niej trochę wyższy. Drgnął ręką, ale powstrzymał się w połowie. Kiwnął za to głową i
przyjrzał się jej trochę przez włosy, które przygniotły mu się do łuku brwiowego, dmuchnął w górę
odrzucając je na bok.
- Chwilowo i tak nie zasnę, więc jeżeli będziesz mnie potrzebowad, to jestem u Ciebie… - zdał sobie
sprawę po chwili jak to ciekawie zabrzmiało. Nie mniej robiło mu się fajnie, że uważała go za coś
dobrego w swoim domu, tym bardziej, że od dawna nikt czegoś takiego nie powiedział, no chyba, że
liczyd kilka razy jak uratował komuś tyłek czy też życie na linii frontu, nie mniej, tutaj to miało
znacznie przyjemniejszy wydźwięk. W sumie, przez chwilę przeleciał mu przez głowę interesujący
scenariusz ale zgasił go szybko, odpoczynek przywrócił mu ruchy hormonalne.
Króliczyca zaśmiała się cicho słysząc jego komentarz i pokręciła głową.
- Jeżeli będę potrzebowała jeszcze twojej pomocy, na pewno przyjdę. – powiedziała całkiem szczerze
i poszła w kierunku łazienki, z której najczęściej korzystali jej rodzice, może właśnie dlatego była
zaopatrzona w większą wannę. Wkrótce zniknęła za drzwiami, nie zamykając ich na klucz, jak to
zawsze miała w zwyczaju. Zrzuciła z siebie koszulę nocną i podeszła do wanny, by napuścid do niej
gorącą wodę. Zanim wanna wypełniła się na tyle, na ile chciała tego Króliczyca, ta stała oparta o
ścianę wyłożoną kafelkami i rozmyślała. Tym razem nie skupiała się na ponurych myślach, a wręcz
przeciwnie, jej umysł skupił się na samcu, który na swój sposób starał się jej pomóc. Swoją drogą był
niczego sobie. Raena analizowała sobie jego wygląd i zachowanie uznając przy tym, że mężczyzna ma
w sobie pewien urok.
Po jakimś czasie samica brała już relaksującą kąpiel. Emocje opadły, a dziewczyna była już znacznie
spokojniejsza. Delikatnie wymyła futro jednym z zapachowych olejków do kąpieli, który stał na
niewielkiej półce. Zapach bzu nie był szczególnie porywający, ale nie przeszkadzał jej aż tak bardzo.
Po zakooczonej kąpieli wyszła z wanny i starannie osuszyła futro,, by w koocu wrzucid na siebie
koszulę nocną. Powoli wyszła z łazienki i skierowała się do sypialni rodziców, ale przed samymi
drzwiami zatrzymała się i przygryzła dolną wargę. Jej wzrok powędrował do drzwi od jej pokoju, a
samica zaczeła myśled nad tym, czy nie skorzystad z propozycji jej gościa. W koocu prychnęła cicho i
przewróciła oczami, po czym ruszyła do drzwi od swoich czterech kątów. Stojąc pod nimi zawahała
się raz jeszcze, ale ostatecznie zapukała cicho i weszła do środka.
***
Odprowadził ją wzrokiem a potem podszedł do szyby, patrząc na ulewę. Jego myśli dosyd luźno
krążyły wokół ostatnich dni. Średnio miał ochotę wracad tutaj, nawet przed odlotem promu próbował
jakoś inaczej przedostad się na inne statki ale żandarmeria pilnująca „odwrotu”, tudzież panicznego
opuszczania pozycji. Wyrzucił to z głowy potrząsając nią i wsunął sobie kciuki za krawędź spodenek,
patrząc jak pod nimi na ulicy przejechało auto, świecąc reflektorami po mniejszych uliczkach, stan
wojenny nie był tak odczuwalny tutaj, dużo mniej niż się spodziewał.
Westchnął i odwrócił się, mijając w ciemności fotel. Poszedł do pokoju i zamknął za sobą
drzwi, opierając się plecami o futrynę. Marszcząc brwi i rozglądając się po pokoju. Naszła go dziwna
myśl, minęło prawie czterysta lat odkąd ostatni raz gdzieś miał dom. Teraz nagle, wróciło. Uśmiechnął
się drwiąco sam do siebie.
Miał jedną szczególną wadę, kłopoty krążyły za nim jak padlinożerne zwierzęta dookoła
konającej zwierzyny. W koocu wszystko się psuło i zostawał sam otoczony trupami. Kiedyś siedząc w
barze na jednej z planet ościennych ktoś zarzekał się, jaki byłby szczęśliwy nie mogąc umrzed.
Teraz uznawał to za najbardziej głupie gadanie jakie tylko dało radę usłyszed. Wałęsanie się
przez prawie tysiąc lat jego zdaniem nie było sensownym zajęciem, koniec kooców jedynym
pożytkiem z tego, że nie dało się jego gatunku tak prosto zabid były przeznaczenia militarne. Mało kto
już pamiętał eksodus, teraz oznaczany jako bajeczka lub fragmenty historii antycznej.
Klepnął się na łóżku, przechodząc z pionu do poziomu i przeciągnął się, wtulając pysk w
poduszki. Łóżko wciąż nosiło jej śladowy zapach, uznawał to za dziwne i jednocześnie wyjaśniało
powód jego lekkiego nakręcenia.
***
- Mogę? – powiedziała cicho, kiedy weszła ostrożnie do swojego pokoju. W ciemnościach nie widziała
zbyt dobrze, ale też nie była zupełnie ślepa. Z tego co zdążyła zauważyd, samiec leżał w jej łóżku, co
wywołało u niej całkiem przyjemny i zaskakujący, lekki dreszcz. Nie rozumiała dlaczego poczuła
właśnie coś takiego, skoro nawet za bardzo nie znała swojego gościa.
Nie skupiając się na tym dłużej, pokręciła lekko głową i zatrzasnęła za sobą drzwi. Westchnęła cicho i
odwróciła się do łóżka, gdzie samiec nadal leżał wygodnie. Było coś pociągającego w tym widoku, ale
Króliczyca nie rozwodziła się dłużej nad tą myślą.
Podeszła powoli do swojego łóżka.
- Pomyślałam, że skorzystam z Twojej propozycji. – powiedziała trochę niepewnie. – Pewnie nie będę
mogła zasnąd, pomimo kąpieli, a lepiej posiedzied z kimś w takich chwilach. – wyjaśniła i usiadła na
brzegu łóżka.
***
Samiec drgnął słysząc ciche kliknięcie klamki, przekręcił się na plecy i podparł na łokciach, spoglądając
na nią. Poczuł coś w rodzaju zaskoczenia i to naprawdę niemałego .
- Jasne… - rzucił i podciągnął nogi, zdając sobie sprawę jak bardzo rozwalony na łóżku był. – Nie
krępuj się. Obserwował jak zamknęła drzwi a potem usiadła na krawędzi łóżka, usiadł po turecku,
oddychając spokojnie i patrząc na nią, korzystając z wizji. Przełknął ślinę i uśmiechnął się w ciemności,
w sumie nawet ucieszył, że przyszła.
- No to tym bardziej mi przyjemnie, że siedzisz tutaj. – okręcił się bardziej przodem do niej i przyjrzał
się jej ciekawie. Miała na sobie koszulę nocną, no i jakoś dopiero teraz zarejestrował ten zapach,
zapach bzu. Przeszedł go ostry dreszcz, starał po sobie nie dad poznad tego co poczuł.
- No to jak mogę Ci pomóc w takim razie? – zagadnął, lekko schylając łeb. – No i dzięki, że tak myślisz.
***
Króliczyca skorzystała z większej ilości miejsca i podsunęła się bardziej na łóżko i podkurczyła nogi,
żeby było jej wygodniej. Westchnęła cicho i uśmiechnęła się pod nosem, czując się jakoś
bezpieczniej. Już teraz mogła stwierdzid, że woli posiedzied sobie z kimś, kto właściwie był dla niej
obcy, niż siedzied samotnie i rozmyślad o tym co było i co ją jeszcze czeka. Spojrzała na samca, który
siedział teraz i zapewne patrzył na nią, co wywołało u niej przyjemny dreszczyk, rozchodzący się po
prawie całym ciele.
- Wiesz, właściwie nie wiem jak mógłbyś mi pomóc. – parsknęła śmiechem. – Ale przyjemniej jest
posiedzied z kimś, niż męczyd się samotności. – odgarnęła łapką włosy, które opadły jej na oczy.
- Chyba, że jesteś zbyt senny by znosid moje towarzystwo? – zerknęła na niego, ale że nie widziała go
zbyt dobrze, postanowiła włączyd światło. Wybór padł na niewielką lampkę stojąca przy łóżku.
- Tak lepiej. – powiedziała do siebie i spojrzała na samca, uśmiechając się lekko do niego.
***
- No ja przyznam się, że też nie bardzo mam pomysł jak. – uśmiechnął się, uderzając w myślach swoją
wyobraźnię. Usiadł wygodniej, poruszając biodrami i sadowiąc się tak by krawędź łóżka nie była
wyczuwalna aż tak na tyłku.
- Ja tam czuje się w porządku. Zmęczenie jakoś tak minęło, przez większośd czasu spałem po trzy,
cztery godziny. – uśmiechnął się lekko, odsłaniając kły a potem przyglądając się jej, czując przyjemne
dreszcze. Wyglądała całkiem… Pociągająco, musiał jej to przyznad, nawet jeżeli koszula nocna była
nieco luźna, uśmiechnął się w duchu, podobało mu się jak wciąż wilgotne włosy spływały jej po
ramionach.
- No ja zostałem obdarzony umiejętnością widzenia w jako takiej ciemności. – pomachał ręką,
pokazując, że w gruncie rzeczy jako tako. – Nie mniej nie przeszkadza mi to zabid się od czasu do
czasu o różne rzeczy.
***
Dziewczyna roześmiała się wesoło.
- Zabijanie się o różne rzeczy momentami mam opanowane do perfekcji. – zerknęła na niego z
uśmiechem.
- W sumie… Lepsze widzenie w ciemnościach musi byd całkiem przydatne. – oparła się o ścianę i
westchnęła z uśmiechem, wodząc wzrokiem po pokoju.
- Ja nie posiadam jakichś szczególnych umiejętności. – zmarszczyła brwi starając się wpaśd na coś co
mogła umied lepiej niż inni.
- Nie, na pewno nie. – pokręciła głową, nie przypominając sobie czegoś pożytecznego.
- Jak zdążyłeś zauważyd, nawet gotowanie nie idzie mi dobrze.- prychnęła z uśmiechem i zerknęła na
samca kątem oka.
-Teraz pewnie będę musiała nauczyd się tego… - spojrzała przed siebie z lekkim strachem w oczach.
***
- Ej ej ej… - podniósł dłonie w stopującym geście. – Gotowanie wychodzi CI naprawdę nieźle.
Przynajmniej w mojej ocenie, czasami … Wystarczy tylko potrenowad. – spojrzał na nią i potrząsnął
głową. – W razie czego mi tam zdarzyło się ugotowad to i owo, to będę czuł się w obowiązku
gotowad, jeżeli ty nie będziesz się czud na siłach. – wzruszył ramionami. – Ewentualnie zawsze możesz
tego unijnośd zabijając się o coś, prawda? – podniósł pytająco brew, patrzył na nią, czując się całkiem
przyjemnie i bezpiecznie.
- A co do patrzenia w ciemności, ma tam swoje plusy i minusy.- pokręcił palcem młynka. – Łatwo
chodzid po domu jak nie potrzebujesz do tego światła, dyskrecja i praktycznośd.
***
Króliczyca spojrzała na niego nie wierząc w to co powiedział.
- No chyba nie mówisz poważnie, przecież to była tylko jajecznica. A to żadna filozofia… - powiedziała
rozbawiona jego komentarzem.
- Gdyby zabrała się za coś bardziej skomplikowanego, wyłożyłabym się na samym wstępie. –
prychnęła z uśmiechem.
- Jeżeli jesteś taki chętny, z ogromną ulgą oddam Ci moją kuchnię. – powiedziała z radością, że nie
będzie musiała babrad się w czymś, co za cholerę jej nie wychodzi.
Towarzystwo samca działało na nią bardzo kojąco, a złe myśli odchodziły coraz dalej, zastąpione
poczuciem bezpieczeostwa i tym, że ktoś jednak troszczy się o to, by było jej lżej. Samica nie
przyznawała się do swoich myśli, a przechodziło przez jej głowę wiele różnych losowych pomysłów.
Między innymi to, że jej gośd nie były tylko tymczasowym lokatorem, a zdecydowanie kimś, kto
zająłby się nią na dłuższa metę. Szybko jednak wyparła taką myśl, sądząc, że to przecież zupełnie
nierealne.
Króliczyca przeciągnęła się leniwie mrucząc przy tym cicho.
- Rano skoczę po jakieś zakupy.
***
- No okej, chyba, że potrzebujesz mnie to wtedy ja mogę skoczyd, chod totalnie nie mam pojęcia
gdzie. – rzucił to z grzeczności, w sumie naprawdę nie znał tego miasta ani trochę, nie wiedział na
dobrą sprawę gdzie jest, jedynym punktem orientacyjnym był port tranzytowy.
- Ja nie gotuje dużo, ale za to da się to zjeśd. Poza tym… - zmienił nieco tok rozmowy. – Nie wierze, że
byłabyś w stanie tak bardzo wszystko zepsud. – poprawił się, siadając wygodniej.
W sumie każda samica gadała jak to bardzo nie umie gotowad. Koniec kooców okazywało się że
potrafiła, nawet całkiem dobrze jak utwierdziła się w przekonaniu, że coś umie zrobid. Przyjrzał jej się
ukradnie, ciekawiło go ile w tym gadaniu jak to jej wszystko nie wychodzi jest prawdy. Ogólnie…
chyba mimo krótkiego czasu zaczynał się aklimatyzowad.
Oparł się łokciem i uśmiechnął do siebie, a także do niej. Jeżeli pozwoliłaby mu tam mieszkad,
to mógł tutaj spędzid trochę czasu, pewnie robota w okresie powojennym też się dla niego znajdzie, a
może nawet uda mu się kupid statek.
Samica położyła się wygodnie na tyle, na ile pozwoliło jej wolne miejsce na łóżku. Właśnie w takich
momentach jej drobna budowa była ogromnym plusem. Raena zaśmiała się cicho i ziewnęła
zasłaniając przy tym pyszczek.
- Możemy iśd razem jeśli masz ochotę. – powiedziała cicho uznając, że to całkiem wygodny pomysł.
- Można nawet pokusid się na mały spacer. – uśmiechnęła się lekko i przymknęła oczy, układając się
nieco wygodniej.
- Poza tym, jutro na pewno przekonam się, że gotujesz o niebo lepiej niż ja. – zaśmiała się cicho.
- Ja nie musiałam nigdy wcześniej zajmowad się gotowaniem, więc naprawdę nie idzie mi zbyt
dobrze. – podniosła się lekko i odwróciła głowę w stronę samca. – Nauczysz mnie kiedyś paru
kuchennych sztuczek. –stwierdziła fakt, uśmiechając się przy tym i znowu położyła się wygodnie.
***
- Ja chętnie się przejdę, o ile dasz mi jakieś normalne ciuchy, w moim nie bardzo wypada mi się
pokazywad. – pociągnął się za krawędź spodenek a potem wsadził dłonie pod pachy, patrząc jak
wpasowała się w drugim koocu łóżka, w sumie… Wolałby by nawet usiadła znacznie, znacznie bliżej.
Przeciągnął się mocniej, napinając stopy a potem przemyślał sprawę spaceru dogłębniej,
jeżeli się dobrze ubierze, to prawdopodobnie nikt się do niego nie przyczepi, nie wiedział jak tutaj
trzymała się sprawa związków międzyrasowych, w kilku miejscach gdzie był, nie były one zbytnio
dobrze widziane. Przywołał w myślach krótki slajd a potem zmrużył oczy, żałując tego posunięcia.
- Co do gotowania to nie byłbym tego aż taki pewien, zależy, co lubisz jeśd. Jak podasz mi jakieś
przykłady to będzie mi znacznie, ale to znacznie łatwiej coś przyrządzid. – on osobiście nie pogardzał
mięsem oraz zbożami, czy też tym podobnymi rzeczami. W plecaku miał co prawda kilkanaście kart
bezdotykowych, na których na pewno było sporo środków, a ich byłym właścicielom raczej nie będą
już więcej przydatne. Generalnie uważał to za niemoralne, ale gotówka przydawała się zawsze. –
Gotowanie jest proste, wystarczy odrobina fantazji… Oraz pomysły.
***
Króliczyca otworzyła oczy i uśmiechnęła się, patrząc gdzieś w lekko oświetlony pokój.
- Jeżeli chcesz, jutro poszukamy jakichś ubrao w szafie u rodziców. Myślę, że znajdziemy coś co
mogłoby się nadawad dla Ciebie. – zerknęła jeszcze na samca, mając lekko senne spojrzenie.
- Pójdziemy na spacer, zrobimy zakupy, a co do gotowania to zdam się na ciebie. – uśmiechnęła się i
położyła głowę w wygodniejszej pozycji.
- Zobaczymy czy będziesz umiał mnie zaskoczyd. – zaśmiała się cicho i zamknęła oczy, przeciągając się
przy tym dośd leniwie. Obecnośd samca sprawiła, że Raena poczuła się wyjątkowo bezpiecznie. Była
nawet przekonana o tym, że żaden koszmar nie będzie jej męczyd tej nocy. Właściwie chciała wrócid
do pokoju rodziców, ale zrobiło jej się tak błogo, że wkrótce zapadła w półsen.
***
- Przydałoby się, moje są albo zniszczone, albo po prostu spowodują, że będzie mnie legitymowad
każdy stróż prawa w mieście. – kiwnął głową, w sumie dobrze, trochę niezręcznie się czuł, że będzie
nosid rzeczy, które należały do jej rodziców, a konkretnie do jej ojca.
Przyjrzał się jej, w momencie w którym zauważył, że zaczyna się jej kiwad głowa. Zasypiała
najwidoczniej zmęczona nadmiarem wrażeo. Uśmiechnął się lekko a potem obserwował jak zasypia.
Gdy miał pewnośd, że śpi, a przynajmniej tak mu się wydawało zmienił cicho pozycję, schodząc z
łóżka, by oswobodzid jego kawałek kołdry i nakrył ją delikatnie, starając się nie wykonywad
gwałtownych ruchów. Przyjrzał się jej z bliska, przyglądając się znaczeniom na jej futrze, oraz
rozkładowi kolorów. Uśmiechnął się bezdźwięcznie a potem usiadł sobie bliżej, patrząc na nią jak śpi.
Na swój sposób to była jedna z najbardziej uroczych i pięknych rzeczy jakie dane mu było widzied w
ostatnim czasie.
***
Samica okryta kołdrą, wykonała delikatny ruch, podczas którego wsunęła kawałek okrycia pod głowę.
Spokojny i twardy sen spłynął na nią bardzo szybko, co po takim ciężkim dni było wręcz zbawienne.
Nawet nie miała pojęcia, że samiec przygląda się jej i uśmiecha patrząc jak śpi. Gdyby przebudziła się i
zobaczyła to, zapewne zarumieniłaby się, zerkając na niego niewinnym i bezbronnym wzrokiem.
Noc mijała całkiem spokojnie, nawet deszcz na zewnątrz zupełnie zelżał, by nad ranem odpuścid
przemoczonej okolicy.
Króliczyca powoli otworzyła oczy, po czym przetarła ja leniwie. Przeciągnęła się i ziewnęła przeciągle,
nie zdając sobie sprawy z tego, że ktoś śpi obok niej.
Zaspany wzrok Raeny przesunął się powoli po pokoju, aż w koocu odwróciła głowę i spojrzała obok
siebie i prawie powstrzymała zaskoczony pomruk.
Samiec spał spokojnie obok niej, całkiem blisko, co wywołało u Króliczycy uśmiech, bo wyglądał tak
uroczo i inaczej niż jak poznała go w porcie.
Raena spojrzała na zegarek, który wskazywał dziesiątą rano. Przeciągnęła się więc raz jeszcze, tym
razem o wiele ostrożniej, przeczesała palcami zmierzwione włosy i powoli wstała z łóżka, by pójśd
doprowadzid się do stanu wyjściowego.
***
Położył się obok nie, składając sobie łokied pod policzek a potem zamykając oczy, po chwili również
zapadł w płytki, czujny sen.
Ocknął się słysząc i czując szelest kołdry, otworzył oko, widząc jedynie jej bok, poczekał aż wyszła a
potem przeciągnął się. Trochę poczuł się niezręcznie, ale skoro nie wywaliła go na kopach, to chyba
było dobrze. Ogólnie czuł się nieco dziwnie, powietrze było przesiąknięte jej zapachem oraz
kosmetykiem którego użyła wcześniej. Przekręcił się na plecy i przeciągnął, strzelając chyba
wszystkimi stawami jakie posiadał.
Spojrzał w dół i zaśmiał się a potem wstał, poprawiając się ogólnie jako tako, a potem robiąc
kółko po pokoju, koniec kooców podchodząc do okna. Lekkim ruchem odsunął zasłonę, spoglądając
na podwórze na tyłach domu. Bardziej raczej interesował go fakt, że przestało padad, co prawda
niebo było mocno zachmurzone i z nieba leciały mikroskopijne kropelki wody, ale nie było to niczym
specjalnie kłopotliwym. Usiadł na szerokim parapecie a potem przyjrzał się ruchowi publicznemu. W
prześwicie między blokami widad było fragment ulicy, na której poruszały się obłe i połyskliwe auta.
Był tym nieco zdziwiony, system był ościenny, więc generalnie jego poziom technologiczny
nie był równy rejonom centralnym, miasteczko widad było gospodarowane w sposób historyczny, lub
inaczej. Budynki były budowane w starszym stylu, co nie znaczyło, że był to efekt zacofania.
Parsknął i zeskoczył cicho z parapetu, przyglądając się jeszcze przez chwilę temu, co jest za
oknem a potem ruszył w kierunku drzwi.
***
Króliczyca sennie przewędrowała korytarz i idąc tą samą drogą co każdego ranka, zamknęła za sobą
drzwi łazienki. Tam przemyła zaspane oczy zimną wodą, która działała bardzo rozbudzająco, potem
rozczesała włosy i ułożyła je w miarę znośnie, chod zazwyczaj wcale nie musiała ich czesad. Poranna
toaleta nie zajęła jej zbyt wiele czasu, a zaraz po wykonanych czynnościach, poszła do kuchni by
zaparzyd świeżą, mocną kawę, którą tak lubiła pid o poranku. Będąc w kuchni, wyciągnęła dwa kubki,
wstawiła wodę na kawę i postanowiła wrócid do swojego pokoju, żeby zabrad czyste ubrania. Jeżeli
samiec wstał, postanowiła od razu zabrad go do pokoju rodziców, żeby poszukad pasującego ubrania.
W koocu czekała ich mała wyprawa. Zanim poszła do swojej sypialni, dokooczyła robienie kawy i
zaniosła dwa parujące kubki do salonu, gdzie odłożyła je na szklany stolik. Króliczyca z uśmiechem
spojrzała w okno, za którym nie było śladu po mocnym deszczu. Szybko odwróciła się i pobiegła do
pokoju. Stanęła pod drzwiami nasłuchując jakiegoś ruchu wewnątrz pomieszczenia, który
sugerowałby to, że samiec już wstał.
Cisza panująca za drzwiami utwierdziła dziewczynę w przekonaniu, że jej gośd jeszcze śpi. Chcąc
obudzid go w dośd głośny sposób, nacisnęła mocno klamkę, otworzyła szybko drzwi i gwałtownie
weszła do pokoju. A raczej zrobiłaby to, gdyby nie wpadła wprost na samca, który wcale nie spał, a
najwyraźniej zmierzał do wyjścia. Niewiele brakowało, a na dzieo dobry oberwałby drzwiami.
***
Sięgnął po klamkę a potem odskoczył w tył, czując jak krawędź drzwi musnęła mu czubek nosa.
Zbaraniał i spojrzał na nią, mrugając kilkakrotnie a potem parskając śmiechem i pochylając się, tak, że
nieśmiertelniki zadzwoniły o siebie, wypadając przez kołnierz koszulki.
- No pięknie, zginę zatłuczony drzwiami. – wziął głęboki wdech a potem parsknął raz jeszcze kręcąc
głową, odruchowo poczochrał ją po włosach, odsuwając skrzydło drzwi bardziej na bok. – Poza tym
nie strasz mnie. – rzucił widząc jej lekkie zakłopotanie czy też zmieszanie.
Poczuł przyniesiony przez nią zapach kawy, nie tej lury, którą podawano im jak tylko się dało
na śniadanie, tylko porządnej, dobrze parzonej kawy. Westchnął i spojrzał na nią uśmiechając się
lekko
***
Dziewczyna spojrzała na niego wielkimi oczami, rumieniąc się przy tym lekko i nie wiedząc co
powiedzied.
- Wybacz, myślałam, że śpisz i chciałam Cię obudzid. – odezwała się w koocu. Kiedy poczochrał jej
włosy, zaśmiała się szczerze, a całe zakłopotanie uleciało z niej.
- Nie zabiję Cię drzwiami, nie chce mi się potem sprzątad. – zerknęła na niego z zaczepnym błyskiem
w oku i wyszczerzyła się lekko.
- Zrobiłam dla nas kawę, czeka w salonie. – minęła go i podeszła do szafy, z której wyciągnęła spodnie
i ciemną, rozpinaną bluzę.
- Potem poszukamy czegoś dla Ciebie i pójdziemy na zakupy. – uśmiechnęła się mijając go znowu i
kierując się do łazienki, gdzie odłożyła ubrania. Postanowiła przebrad się później, a póki co wolała
usiąśd wygodnie na kanapie i wypid spokojnie kawę, którą uwielbiała.
Po odstawieniu ubrao od razu skierowała swoje kroki do salonu i zabrała swój kubek ze stołu, po
czym upiła łyk kawy.
- Mmm uwielbiam. – zamruczała cicho i usiadła na kanapie.
- Mam nadzieję, że tez lubisz? – zerknęła na samca, uśmiechając się do niego.
***
- No sądzę, że byłoby dużo oj dużo sprzątania, duże ze mnie zwierze. – puścił do niej niewinnie oko i
pozwolił jej zając się swoimi sprawami, samemu wpierw kierując się do łazienki, gdzie przepłukał
sobie usta i przejrzał się w lustrze. W sumie to generalnie jako tako się nie przeglądał, ale teraz zdał
sobie sprawę, jak bardzo rozczochrany był po spaniu, zwilżył sobie dłonie wodą a potem zrobił
porządek z włosami. Spojrzał w dół, obserwując nieśmiertelniki, chwycił je w garśd i zerwał z szyi,
rzucając do kosza na śmieci postawionego obok kosza na bieliznę.
Wyszedł kierując się do stołu, gdzie ona już siedziała, spojrzała na niego stwierdzając, że lubi
kawę.
- Ano chętnie, przynajmniej zabije kilka wspomnieo na temat obozowej kawy, patrz tego co ktoś kazał
nazywad kawą a w sumie nie wiem, czy poza aromatem kawy miało coś z tym wspólnego. – usiadł i
wziął kawę, trzymając ją w dłoniach, zachwycając się jej aromatem, mogła byd sklepowa czy byle jaka
ale dla niego wciąż była czymś dobrym.
***
Uśmiechnęła się do niego weseli i wygodnie usadowiła na kanapie, podkurczyła nogi okrywając
kolana koszulą nocna i chwyciła kubek dwoma łapkami, co jakiś czas upijając z niego wciąż gorący
napój.
- Uwielbiam pid kawę zaraz po przebudzeniu. – powiedziała czując błogośd, ogarniająca ją coraz
bardziej.
-Wyspałeś się? – nagle ją olśniło, że przecież spali razem całą noc. Na początku zerknęła na niego, ale
zaraz potem skupiła się na zbyt dokładnym piciu kawy. Nawet nie pamiętała czy przytuliła się do
niego.. A może rozpychała się za bardzo, będąc przyzwyczajoną do samotnych nocy? Króliczyca
zamknęła oczy starając się nie robid idiotycznej miny.
- Mam nadzieję, że było Ci wygodnie. – odezwała się po chwili i wróciła do siorbania kawy.
***
- No ja zwykle piłem ją jak akurat znalazłem kubek. –stwierdził uśmiechając się z zamkniętymi oczami,
trochę mimo wszystko mówiąc do kubka. – Pewne rzeczy docenia się naprawdę po długim czasie.
Podniósł wzrok, słysząc jej pytanie, a potem uśmiechnął się lekko, no faktycznie, budziła go w nocy.
- Wyspałem, krótkie budzenie w nocy to naprawdę nic wielkiego – machnął ręką i zaśmiał się lekko, a
potem pociągnął łyk słodkiej kawy. Westchnął raz jeszcze, przełykając ją głośno, po prostu zaczynało
mu byd powoli za dobrze, autentycznie był w stanie powoli zacząd wierzyd, że nie żyje a to wszystko
to po prostu jakiś element zastępczy dla nieba. Lub coś takiego, zmarszczył brwi a potem spojrzał na
nią, widząc, że zrobiła dziwną minę i zamknęła oczy.
- Było, łóżko jest naprawdę dobre, ciepło było na tyle, że nawet nie potrzebowałem kołdry. – pół
prawda pół kłamstwo, było ciepło, ale kołdrę oddał jej. Póki co tak było grzeczniej. Wziął kolejny łyk
kawy i wyprostował nogi, czując, że tak wygodniej mu będzie w fotelu.
***
Dziewczyna zrobiła zabawną minę, której pewnie nie zauważył i westchnęła ubolewając nad swoją
genialną głupotą. Miała ochotę coś odpowiedzied, ale zanim to zrobiła, zorientowała się jak
dwuznacznie zabrzmiałyby jej słowa. Upiła solidny łyk kawy by zatkad sobie usta i nie chlapnąd czegoś
innego. W koocu samiec postanowił rozsiąśd się w fotelu, co wywołało mały uśmiech u Króliczycy.
- Cieszę się, że wypocząłeś i wybacz to budzenie. Ja szczerze mówiąc nic nie pamiętam z nocy. –
parsknęła z uśmiechem i wyłożyła się wygodnie na kanapie.
- Leniwy poranek… - mruknęła zadowolona. – Kocham takie dni, są tak niemiłosiernie relaksujące, a
tego mi właśnie trzeba przed przyszła falą zupełnego zdołowania . – Odchyliła głowę w tył i
przymknęła na moment oczy.
- Pójdę zaraz do łazienki przebrad się w cos… Bardziej wyjściowego. – pomyślała głośno i westchnęła
rozleniwiona.
- Swoją drogą ja również spałam bardzo dobrze. Twoja obecnośd odgoniła koszmary.. – zerknęła na
niego z półprzymkniętych oczu, oczekując jego reakcji.
***
Uśmiechnął się do niej i kiwnął głową, potwierdzając pytanie, fakt. Dawno nie pamiętał by obudził się
taki świeży i pełen energii, no i bez piasku. Tego akurat nie chciał dodawad, ale piasku to już miał
dosyd na następne tysiąc lat, właściwie to był prawie pewien, że da radę nabawid się alergii na sypki
piasek.
- Ano leniwy, cichy i spokojny. Tylko morko nie jest. – zerknął na balkon, miał dziwnie
przeświadczenie, że woda gdzieś po prostu znikała, patrząc na to, ile wczoraj jej spadło, to dzisiaj nie
widział nawet głębszej kałuży. Przygryzł wargę i pokręcił głową.
Podniósł wzrok na nią, w momencie gdy stwierdziła, że cieszy się z jego obecności, ledwo co zdążył
zlikwidowad syndrom opadającej szczęki. Odkaszlnął sucho i pokiwał głową. W sumie, też cieszył się,
że tam spała. Patrzył wtedy na nią krótką chwilę, mimo tego, że była dla niego dosyd obca, wciąż,
dosyd poważnie zastanowił się jaką by podjęła reakcje, gdyby spróbował ją wziąd w ramiona, gdy
znowu będzie mied jeden z ataków żalu i nostalgii. Mruknął cicho.
- Ja tam nie wiem, po prostu spałem… - raczej jego osoba potrafiła doprowadzid innych do koszmaru,
niż z niego wyciągad, tym bardziej uznał to za komplement. Uśmiechnął się zakłopotanie i podrapał
pod brodą.
***
Króliczyca uśmiechnęła się szeroko patrząc na samca. Nadal nie do kooca rozumiała co ją tak do
niego przyciągało. Właściwie nie miała zamiaru myśled nad tym jakoś szczególnie mocno, po prostu
tak było i tyle, a fakt ten do uciążliwych nie należał.
Samica dopiła kawę i odstawiła kubek na szklany stolik, zerknęła przelotem na samca i uśmiechnęła
się pod nosem.
- Pójdę się przebrad, nie zajmie mi to zbyt wiele czasu. – powiedziała miło i nie zwlekając poszła do
łazienki, gdzie wcześniej odniosła swoje ubranie.
Po zamknięciu za sobą drzwi, od razu zdjęła koszulę nocną, odrzucając ją na bok i zabrała się za
zakładanie czegoś bardziej sensownego. Luźniejsze spodnie, obcisła koszulka, a na to ciemniejsza
bluza, którą tak bardzo lubiła. Na koniec zerknęła w lustro i przeczesała palcami włosy, układając je
jakoś tak, by nie przerażały swoim zmierzwieniem. Potem skierowała się do drzwi, ale zatrzymała się
nagle, zapominając o wrzuceniu koszuli nocnej do kosza na pranie. Domykając go zauważyła, że coś
zwisało z kosza stojącego obok. Wyglądało to na tyle nienaturalnie, że przykuło jej wzrok. Samica
pochyliła się i wyciągnęła z kosza, jak się potem okazało, były to nieśmiertelniki. Przez moment
zastanawiała się skąd takie coś wzięło się w jej mieszkaniu, ale zaraz potem olśniło ją gdzie widziała
je wcześniej.
Raena przyglądała się im i zastanawiała czemu znajdowały się w koszu, ale nie znalazł żadnego
logicznego wytłumaczenia. Koniec kooców wsadziła je do kieszeni bluzy i wyszła z łazienki, po czym
wróciła do salonu.
***
- Jasne, śmiało. – kiwnął głową i zabrał się za dopijanie kawy. W sumie było mu na rękę, chciał się w
spokoju dobrad do swojego plecaka i wyciągnąd z niego karty, wtedy prawdopodobnie spróbuje
wypłacid wszystkie pieniądze jakie tylko uda mu się na nich znaleźd, przy odrobinie szczęścia uda mu
się zgarnąd małą fortunkę.
Zmarszczył brwi, stwierdzając, że dziwną pierwszą myślą jest to, by za te pieniądze kupid coś
jej. Podniósł brwi, cmokając pod nosem, sekundę po tym, jak usłyszał zamknięcie drzwi. Podniósł się i
ruszył do pokoju, zgarniając po drodze plecak.
Usiadł na łóżku a potem rozpiął kieszenie, wyjmując gruby plik brudnych od błota i
prawdopodobnie od krwi kart bezdotykowych. Nie miał pojęcia po co tyle osób brało je ze sobą,
chyba tylko dlatego, że brali ze sobą wszystkie dokumenty. Przewertował kilka z nich, pozwalając
piaskowi i brudowi spadad z powrotem do plecaka, większośd z nich posiadała funkcję wypłat nie
wymagających kodu autoryzacyjnego. Osobiście tego nie rozumiał, ale widad tutaj nikt nie używał ich
w tak niecnym celu by kogoś okradad z pieniędzy. Z resztą, na te karty było też przelewane
wynagrodzenie. Kilka kart z racji wydania ich przez wojsko miało wypisane naprędce, lub wydrapane
numery dostępowe. Z tych kart mógł swobodnie wypłacad pieniądze, z reszty był w stanie robid tylko
zakupy, a i tak pewnie niedługo większośd kart zostanie zablokowana po potwierdzeniu listy zabitych.
Westchnął i schował je do plecaka z powrotem, przegrzebując jego zawartośd, międlił ręką,
patrząc na przedmioty poowijane w szmaty, były to głownie zegarki i tym podobne rzeczy osobiste,
głównie biżuteria, zapakował to wszystko głębiej, przykrywając to rzeczami, resztkami racji
wojskowych oraz sprzętem i opatrunkami osobistymi, których nie potrzebował używad. Kilka kart
które posiadało oznaczone numery dostępowe schował do kieszeni. Potem przełoży je do drugich
spodni. W sumie… Tknęło go, mógł przerzucid rzecz….
- Nieeee… - uciął się. Nie będzie przecież dawad jej prezentu który ktoś miał wcześniej. – W ogóle
prezent? – burknął i westchnął kopniakiem ustawiając plecak pod łóżko, potem usiadł na nim i
westchnął, opierając dłonie na kolanach.
***
Raena nie zastała samca w salonie, co wcale jej nie zaskoczyło. Może skorzystał z odrobiny wolnego
czasu i poszedł przebrad się do drugiej łazienki lub siedzi gdzieś u niej w pokoju. Uśmiechnęła się
lekko i zabrała puste kubki ,w których niedawno znajdowała się gorąca kawa i poszła do kuchni by od
razu je umyd.
Samica ruszyła w koocu do swojego pokoju i po dotarciu pod drzwi, nacisnęła lekko klamkę i weszła
do środka. Nie myliła się, samiec siedział w jej pokoju najwyraźniej szukając czegoś, co miał w
plecaku. Nie miała zamiaru pytad co tutaj robi, bo to nie było jej sprawą. Zamiast tego uśmiechnęła
się do niego lekko.
- A więc już się przede mną ukrywasz? – zaśmiała się cicho i zamknęła za sobą drzwi, po czym oparła
się plecami o nie.
- Jeżeli chcesz, to możemy iśd już na zakupy. – powiedziała patrząc na niego z ciekawością.
***
- Nie ukrywam się. – przeciągnął się lekko. – Po prostu robię porządek w swoich gratach, większośd z
nich będzie musiała się przywitad ze śmietnikiem na dniach. – stwierdził radośnie, nie dając po sobie
poznad, że dał się podejśd. W duchu skarcił się za skupienie się nadmierne nad gratami.
- No ja tylko przypomnę, że potrzebowałbym jakichś rzeczy, moje się nie nadają. – wskazał na to jak
jest ubrany, nie nadawało się to zbytnio do wychodzenia na dwór. – Jak tylko dasz mi jakieś
konkretniejsze spodnie, to ja naprawdę chętnie stąd wyjdę z tobą.
Posłał jej rozbawiony uśmiech i wstał z lóżka, stając przed nią, uśmiechając się na widok tego, że był
od niej wyższy o prawie głowę. To było całkiem zabawne, patrząc na to jak się dobrali pod tym
względem. Ogólnie przyjrzał się jej i uśmiechnął się, była całkiem fajnie ubrana, od razu widad było, że
potrafiła przynajmniej nie byd sztywna. Kiwnął głową do siebie i oparł się barkiem o ścianę.
- A może dla mnie też znajdziesz takie fajne ciuchy co?
***
Roześmiała się widząc przez moment jego minę, która wyglądała jakby został przyłapany tuż po
nabrojeniu czegoś. Pokręciła głową i wcisnęła ręce do kieszeni bluzy, a w jednej poczuła jego
wisiorek. Ostrożnie wyjęła dłoo, zostawiając przedmiot w kieszeni. Miała zamiar oddad mu
nieśmiertelniki, ale nieco później.
- Ach tak, ubrania. Prawie zapomniałabym o tym. – podniosła wzrok, kiedy stanął tuż przy niej. Potem
uśmiechnęła się miło i odsunęła od drzwi.
- Chodź ze mną. Pokażę Ci gdzie możesz wybrad coś dla siebie. – puściła mu oczko i wyszła z pokoju.
Po paru krokach znalazła się pod drzwiami, prowadzącymi do sypialni jej rodziców. Westchnęła cicho
zanim weszła do środka.
- Tutaj masz szafę. – wskazała mu dośd pokaźny mebel, gdzie trzymane były ubrania obojga rodziców.
- Myślę, że poradzisz sobie ze znalezieniem czegoś. Pozwalam Ci trochę pogrzebad. – powiedziała
siląc się na uśmiech, a tak naprawdę czując obecnośd rodziców i ukłucie w sercu. Podeszła do szafy,
mijając półkę ze zdjęciami. Nawet nie spojrzała na nią, by znowu się nie rozkleid. Otworzyła drzwi
szafy, po czym podeszła do łóżka i usiadła na jego brzegu.
- Nie krępuj się. – powiedziała z lekkim uśmiechem.
***
- Ano, dziwnie bym w tym co mam wyszedł na miasto. – ruszył za nią, idąc sobie spokojnie i
mimochodem oceniając to jak kołysała delikatnie biodrami. Wzruszył w duchu ramionami,
stwierdzając, że przecież tylko patrzy i nic złego tak naprawdę jeszcze nie robi.
- Mam nadzieję, że chociaż rozmiar będzie podobny. – poczuł lekkie zaniepokojenie gdy samiczka
puściła mu oko. Prawie oblał się rumieocem, bo nie spodziewał się takiej sympatii od niej w tak
krótkim czasie. Kiwając głową stanął przed szafą i obejrzał się na nią, mimo zapewnienia nieco się
krępował, ale wziął głęboki wdech i otworzył szerzej szafę, z tego co widział było to typowe ubieranie
się średnio zamożnej osoby, albo po prostu skromnego. Przeszukał uważnie wzrokiem szafę a potem
postarał się znaleźd coś na tyle luźnego by skrywało implant na plecach, nie czuł się z tym swojsko a
niektórzy wciąż pamiętali exodus, toteż jego rasa jako tako nie była lubiana bardziej niż do odstrzału
natychmiast, chyba, że pracowało się dla nich.
Wyciągnął sobie czarną bluzę z kapturem, była trochę stara i wyświechtana całkiem mocno,
ale mu to wcale nie przeszkadzało. Położył ją na podłodze i wrócił do przeszukiwania, wziął tak
naprawdę pierwszą z brzegu luźną czarną koszulkę z jakimiś białymi krawędziami i logiem czegoś,
czego nawet nie znał, ale nie wyglądało problematycznie.
Kucnął, dobierając się do spodni, w sumie nie był w stanie znaleźd sobie niczego co by mu
bardziej pasowało niż luźne spodnie, prawdopodobnie służące do biegania. Miały kremowy kolor i na
oko chyba jego rozmiar, do tego w szlufki wpleciony był całkiem zgrabny skórzany pasek.
Stanał i przystawił je sobie do bioder, były nawet za duże, stąd pasek. Rzucił je lekko na
podłogę i wrócił do wertowania spodni, miał szczerą nadzieję, że znajdzie coś lepszego. W koocu trafił
na zgniłozielone spodnie, poplamione, a raczej noszące resztki śladów po smarze grafitowym. Na oko
widział, że były używane do jakichś drobniejszych i brudniejszych prac, spojrzał na nią i podniósł
brew. Widząc w jaki sposób siedzi i jak się mu przygląda.
- Dałbym monetę na to, że ty… Mam się przebrad tak naprzeciw ciebie czy co? Nie mam nic pod tymi
spodenkami. – uśmiechnął się kąśliwie, aż dosłownie sam poczuł wredotę we swoim obliczu.
***
Króliczyca siedziała na łóżku i wpatrywała się w fotografie postawione na półce. Postanowiła nigdy
nie zmieniad ich położenia, by zawsze pamiętad o radosnych chwilach spędzonych z rodzicami.
Uśmiechnęła się lekko pod noskiem, a oczy zaszkliły jej się delikatnie. Potrząsnęła szybko głową, by
nie rozkleid się właśnie w tej chwili i skierowała wzrok na szperającego w szafie samca. Wzrok
dziewczyny przesuwał się po nim od dołu do góry, oceniając go swoimi kategoriami. Facet
prezentował się całkiem pociągająco, co zdążyła zauważyd praktycznie od razu, a teraz jedynie
upewniła się w tym przekonaniu. Kolejne części dobranej garderoby, lekko lądowały na podłodze, aż
w koocu Samiec wybrał to, co jako tako pasowało mu, by założyd do wyjścia.
- Wiesz, jestem u siebie… Właściwie mogłabym tu zostad. – powiedziała z rozbrajającym uśmiechem.
- A skoro nie masz nic pod spodenkami, to ja nie mam się czego bad. – pokazała mu język i wstała z
łóżka.
- Czekam w salonie. – rzuciła zanim opuściła sypialnie rodziców i zaśmiała się wesoło, zerkając jeszcze
na niego.
***
- No jesteś jesteś. – podniósł dłoo w rozbrajającym geście a potem zaśmiał się. – Za grzeczna jesteś by
zostad. – puścił do niej oko i kucnął po rzeczy, akurat zbierając salwą o nie posiadaniu niczego w
spodniach, uśmiechnął się do siebie i pokręcił głową. Miał naprawdę ochotę stanąd tyłem a potem
dokładnie i prowokacyjnie się przebrad, nie miał jakichś problemów ze swoją nagością, toteż nie
sprawiło by mu to jakiegoś większego problemu
- No to czekaj, zajmie mi to krótką chwilę. – poczekał aż wyszła, posyłając jej niepoważny uśmiecha
potem przebrał się, nawet nie zamykając drzwi, będąc pewnym, że Króliczyca nie będzie podglądad.
Naciągnął na siebie spodnie, chwile mocując się z zapięciem nad ogonem, a uprzednio pozbywając się
wszystkiego z siebie, nie czuł potrzeby zakładania bielizny, tym bardziej, że spodnie były wykonane z
grubego, aczkolwiek miękkiego materiału. Zapiął je, czując, że od kości biodrowej do spodni miał co
najmniej dwa palce luzu, zapiął pasek, zaciskając go lekko a potem szukając odpowiednio pasującej
dziurki, jak zawsze. Ta sprawia, że jest a luźno, a ta za ciasno. Zgroza.
Wywrócił oczami i naciągnął na siebie koszulkę, od razu lepiej czując się w luźnych rzeczach.
Stanął luźno i pokręcił tyłkiem, układając je wygodniej na biodrach, koniec kooców i tak miał
wrażenie, że częściowo wisiały na podstawie ogona. Westchnął i zarzucił sobie bluzę, mocując się
chwilę z trafieniem do rękawów dłoomi, czuł się przez to jak paralita. W koocu zapiął ją pod szyję i
spojrzał w małe lustro umieszczone na wewnętrznej stroni drzwi od szafy. Wyglądał zupełnie
niewyróżniająco się, brakowało mu tylko chusty na szyję, jego była dosyd brudna ale koniec kooców
musiała teraz wystarczyd, jeżeli ona nie miała zapasowej. Ruszył do salonu.
- Masz może coś w rodzaju luźnej chusty, patrz szalika? No i przydałaby się jakaś kurtka, daje sobie
rękę uciąd, że znajdzie się skórzana. – powiedział, w gruncie rzeczy mając szczerą nadzieję, że takowa
się znajdzie
***
Samica stała pod oknem i wpatrywała się w ulice, po których czasami wędrowali jacyś nieznani jej
przechodnie. Deszcz przestał padad, lecz niebo nadal było zachmurzone, ale zdawało się, że nie
będzie więcej padad, a przynajmniej póki co. Króliczyca odwróciła się od szyby i poszła zarzucid na
siebie kurtkę i owinęła szyję swoim ciepłym szalem. Uznała, że tak będzie najbezpieczniej, bo tylko
jeszcze choroby jej brakowało, do całego kompletu nieszczęśd.
Kiedy samiec zjawił się w salonie, dziewczyna była już gotowa do wyjścia i czekała na niego, siedząc
sobie na kanapie i bujając się lekko do jakiejś randomowej piosenki, którą nuciła sobie w myślach.
Jej wzrok szybko powędrował do niego i przesunął się po nim raz jeszcze od dołu do góry.
Uśmiechnęła się lekko do niego uznając, że wygląda całkiem dobrze, chod ubranie nie do kooca do
niego pasowało.
- Zaraz pokażę Ci gdzie możesz coś znaleźd. – przeszła obok niego i weszła do przedsionka, gdzie
znajdowały się drzwi wyjściowe z mieszkania. W jednym z rogów pomieszczenia stała niewielka
szafka, w której rodzice Króliczycy zazwyczaj trzymali jakieś wierzchnie rzeczy, chod nie było ich
wcale tak wiele.
- Może tutaj coś upolujesz. – powiedziała miło do Samca i odsunęła się od mebla. Jej wzrok co jakiś
czas zatrzymywał się na mężczyźnie, ale starała się by tego nie widział.
***
Zerknął na nią jak kołysała się, dopiero po chwili zauważając, że ma słuchawki w uszach.
- Mhmmmm… - ruszył za nią jak wstała, w sumie trochę zdziwiło go, ze była aż tak gotowa do wyjścia,
uśmiechnął się i podszedł kilka kroków za nia.
- Spróbowad nie zaszkodzi. – zajrzał do szafy, starając się znaleźd coś innego niż płaszcze, koniec
kooców znalazł jeden skórzany, niestety nie kurtkę a dosyd długi skórzany płaszcz, o dziwo bardzo
zadbany i nie noszony wiele razy, nie wiedzied czemu skojarzyło mu się to z tym co nosili żałobnicy na
pogrzeby, chod tutaj krój był znacznie inny, oraz co lepsze, skóra była wodoodporna i
zaimpregnowana, co dodatkowo chroniło ją przed wilgocią i wiatrem.
Przymierzył ją, zarzucając sobie na barki a potem wsunął rękawy, wydawała się nieco za duża
w barkach, ale koniec kooców uznał, że na tym poprzestanie, zrezygnował jednak z zapinania się, bo
wyglądałby w tym po prostu głupio, poklepał się po kieszeniach, a potem wsadził w nie dłonie,
zerkając na nią, starając się utrzymad powagę. Czuł się skrajnie głupio w nie swoich ciuchach.
***
Dziewczyna zaśmiała się pod nosem, bo dokładnie ten płaszcz wybrałaby dla niego. Przyjrzała się mu
uważnie i uznała, że mógł wyglądad na nim gorzej, ale jest całkiem znośnie. Mina jaką zrobił kiedy był
już gotowy do wyjścia, wywołała szczery uśmiech na pyszczku Samicy.
- Wyglądasz całkiem dobrze. – puściła mu oczko. – A jeśli nie czujesz się zbyt komfortowo, możemy
zrobid jakieś zakupy dla Ciebie. – Króliczyca minęła go, mając w myślach ojca, który nosił kiedyś te
ubrania, ale szybko wyzbyła się wspomnieo, które w koocu przywiodłyby te mniej miłe … Samica
podeszła do jednej z półek w salonie i zabrała z niej potrzebne pieniądze. W tym momencie zaczęła
znowu zastanawiad się, co zrobi później, przecież będzie musiała zająd się sprawami, o których nie do
kooca miała pojęcie. Westchnęła bezradnie i wróciła do Samca, który czekał na nią przy drzwiach.
- Możemy iśd. Pójdziemy najpierw do sklepu, a potem, jeśli oczywiście będziemy mieli siłę,
przejdziemy się na spacer. – powiedziała z uśmiechem, chod w głębi serca przyszłośd zaczynała ją
trochę męczyd swoimi niewesołymi wizjami.
Samica zamknęła za sobą drzwi i podeszła do drzwi prowadzących do windy. Tym razem nie mieli
szczęścia i musieli chwilę poczekad. Po tym jak weszli do jej wnętrza, a drzwi zamknęły się za nimi,
dziewczyna wcisnęła odpowiedni numer, a winda z nieprzyjemnym zgrzytem ruszyła powoli w dół,
trzęsąc się na początku.
- Hmm… - dziewczyna zerknęła na drzwi. – Dziwne, zazwyczaj była wyjątkowo cicha. – skomentowała
cicho, a potem oparła się o jedną ze ścian i zerknęła kątem oka na Samca. Przez myśli przeszły jej
różne nie do kooca grzeczne pomysły, więc odwróciła od niego wzrok, by nie kusid losu.
***
- Eh… dzięki. – poklepał się po piersi a potem skoczył szybko do pokoju, wyciągając karty z kieszeni
spodenek i migiem wracając do drzwi, gdzie wyskoczył na zewnątrz, hamując z dźwiękiem tartych o
kamieo pazurów.
- Wiesz, nie ma problemu. – powiedział wesołym tonem widząc, że coś się dzieje w jej głowie, bo
nieco przyciemniały jej oczy, tracąc swój radosny blask. Przygryzł wnętrze ust od środka i ruszył do
windy. – To zależy od ciebie, moja kondycja się jakoś trzyma a i chętnie zobaczę miasto, o ile znowu
nie spróbuje nas spłukad. Oparł się plecami o ścianę, mając gdzieś, że tam jest lustro.
Poczuł szarpnięcie a potem poczuł jak winda zjechała nieco ospale. Pierwszą myślą, było to,
że zalało mechanizm ale potem skarcił się w myślach, za tak głupie rozumowanie i wpatrzył się w nią,
widząc, że jakoś odwróciła wzrok, robiąc nieco nieobecną minę. Zastanawiało go, co czasami dzieje
się w jej głowie.
- Średnio lubię windy. Turbowindy na okrętach wojennych często pod ciężkim ostrzałem zacinają
się.– rzucił, przypominając sobie raz jak to wygląda w stanie nieważkości, zwłaszcza, że spędził
uwięziony w ten sposób prawie cały dzieo, nim udało mu się wydostad. Nic przyjemnego, dlatego
cieszył się, że jedzie normalną windą a nie taką, która powodowała nagłe skoki treści żołądkowych. –
Dlatego bezpieczniej czuje się jadąc taką kostką z góry na dół, - uśmiechnął się do niej, bujając lekko
biodrem w prawo, w takt tyknięd windy.
***
Króliczycca zerknęła na niego i uśmiechnęła się lekko.
- Szczerze mówiąc, nie chciałabym żebyśmy zostali uwięzieni w tej windzie. – stwierdziła trochę
rozbawiona, bo już wyobraziła sobie co by robili tutaj bez jedzenia i picia, w dodatku zupełnie sami.
Winda powoli zjechała na wyznaczone miejsce i drzwi cicho rozsunęły się, pozwalając im wyjśd.
Samica od razu podeszła do drzwi prowadzących na zewnątrz budynku i bez żadnych kłopotów
otworzyła je, a świeże powietrze wdarło się do wnętrza. Pogoda może nie był zbyt zachwycą ca, ale
nie było też zupełnie zimno.
- Hm, całkiem znośnie. – odezwała się trochę weselszym tonem i od razu skierowała kroki do sklepu,
który znajdował się piętnaście minut spaceru od miejsca, w którym mieszkała.
- Tobie zostawię wybranie czegoś do Twojego gotowania, żebyś mógł mnie zaskoczyd – zerknęła na
niego zaczepnie.
- A ja kupię inne potrzebne rzeczy. – dodała po chwili.
Raena zamyśliła się na moment. Jej myśli znowu fruwały gdzieś w okolicach obecnej sytuacji i tego,
jak bardzo zaczęła przyzwyczajad się do obecności kogoś, kto w gruncie rzeczy jest dla niej kimś
obcym. Mimo to czuła do niego pewien rodzaj zaufania, a co najważniejsze, dawał jej
bezpieczeostwo, które teraz było jej bardzo potrzebne.
Miłe przemyślenia zostały gwałtownie przerwane wystającą płytą chodnikowa, która wybrała sobie
akurat Króliczycę i przeprowadziła na nią zamach. Samica przepadła i prawie runęła na ziemię jak
długa, ale w ostatniej chwili złapała równowagę.
- Lepiej nie komentuj… - zerknęła na Samca, czując cięty komentarz i wolała uniknąd odgryzania się
mu.
- Ano… Przynajmniej nie masz wrażenia, że się topisz. Jest znacznie więcej powietrza niż wody. –
stwierdził uśmiechając się wrednie. – Mnie się podoba.
Ruszył idąc obok niej, oddzielając ją sobą od ulicy, zerkając sobie ciekawie na ludzi i samochody,
miasto, wczoraj, zdawało się wymarłe, a teraz? Wszędzie byli ludzie i samochody. Było to
interesujące zjawisko, w której nie miał zamiaru się jednak zgłębiad.
- No to już pytałem, czy bardziej wolisz mięso, czy też warzywa. Ja jestem elastyczny. – zrobił dziwny
gest dłoomi. – Dostosuje się do pani domu.
Uśmiechnął się do niej, sam teraz też posiadał gotówkę, kwestia była tylko taka kiedy uda się od niej
na chwilę smyknąd, by móc wypłacid te pieniądze, nie chciał robid tego przy niej, to było dosłownie
dziwne, a on sam zachowywał się niczym hiena cmentarna. Zaśmiał się z ironii tego stwierdzenia.
- A czym że są te, potrzebne rzeczy? - zagadnął ciekawie, ale zobaczył, że ta gdzieś uleciała myślami
więc ściszył głos i tylko się uśmiechnął, patrząc na nią i czekając jak powróci do rzeczywistości, no…
To znaczy do momentu w którym prawie się wyłożyła, drgnął mocno w jej kierunku, ale okazało się,
że nie będzie trzeba jej łapad, zaśmiał się pod nosem i udał, że nic się nie stało, ignorując uśmieszki
mijających ich osób.
***
Samica odrzuciła włosy, które opadły jej nas oczy i znowu ruszyła spokojnym krokiem w stronę
sklepu.
- Ty nie masz się dostosowywad, Ty masz mnie zaskoczyd. – odwróciła się od niego i idąc przez
moment tyłem wypowiedziała te słowa uśmiechając się z odrobiną złośliwości. Później znowu
odwróciła się, by nie kusid losu po raz kolejny do tego, by spróbował pozbyd się jej w dośd głupi
sposób.
- Muszę kupid kilka podstawowych rzeczy, do tego coś do lodówki, sam widziałeś, że świeci pustką. –
wzruszyła lekko ramionami.
- O pieniądze nie musisz się martwid. – dodała nagle, jakby było to najważniejszą rzeczą o jakiej
zapomniała.
Spacer minął im całkiem przyjemnie i Samiec nie musiał pilnowad życia dziewczyny przed jej własnym
pechem. Sklep w rzeczywistości okazał się niewielką galerią handlową z kilkoma sklepami i
spożywczym.
- Nie lubię tego miejsca. – w istocie nie spędzała w nim wiele czasu, a na zakupy jeździła z rodzicami
w nieco bardziej odległe miejsce. Od razu ruszyła do sklepu spożywczego by mied zakupy z głowy.
- Tutaj zerkniemy na ubrania dla Ciebie. – skinęła głową na sklep odzieżowy, obok którego właśnie
przeszli.
- Weź koszyk i rozdzielimy się, żeby było szybciej. – powiedziała z uśmiechem. – Chyba się nie zgubisz
co? – zerknęła na niego, a w jej oczach znowu błysnęła typowa dla niej iskierka zaczepności.
Podniósł brew i stwierdził, że to nawet lepiej, przynajmniej zjedzą to na co on ma ochotę. Też nie był
na tyle chamski, by zrobid coś tylko dla siebie. Przejrzał szybko w pamięci to co dało się przyrządzid
jako tako, a potem kiwnął głową, mając już jakiś konkretniejszy pomysł. Kwestia tego, co też na tej
planecie hodowano, raz był w miejscu, gdzie praktycznie wszystko opierało się na rybach i glonach,
chyba bez wątpienia najgorsze miejsce na ziemi.
- Wiesz, ja też trochę mam, przypomniałem sobie, że miałem drobny zapas. – rzucił czując w dłoni
karty, puścił je i wyciągnął rękę z kieszeni. – Więc damy sobie jakoś radę razem.
Szli dłuższą chwilę, chyba właściwie bez celu, bo dla niego większośd ulic wyglądała co najmniej tak
samo, budynki były budowane w identycznym stylu a jedyną rzeczą służącą mu za punkt orientacyjny,
dowodzący, że nie chodzą w kółko były witryny sklepowe.
Zerknął na nią i pokiwał głową, sam nienawidził zakupów to rozumiał ją doskonale.
Wziął koszyk i pokiwał głową.
- Da sobie radę, jakbym zaginął to idź w stronę zamieszania, posłał jej do tego zawadiacki uśmiech i
ruszył w kierunku działu spożywczego, po części bojąc się tego co tam zastanie.
***
Samica zaśmiała się wesoło i zabrała wózek, z którym zapewne będzie jej łatwiej. Przez jakiś czas
ukradkiem śledziła samca, ale potem skupiła się na swojej części zakupów. Pierwszym celem stał się
dział z kosmetykami, z którego wybrała parę przyborów do łazienki, z chemicznego postanowiła
zabrad płyny przydatne w kuchni, bo z tego co zdążyła zauważy, w mieszkaniu większośd była na
wykooczeniu. Po przejściu przez parę działów, w wózku pojawiło się również parę babskich,
przydatnych rzecz. Do tego zaopatrzyła się w jedzenie, zupełnie zwyczajne, bez zbędnych modyfikacji,
tak jak nauczyli ją rodzice. Najwięcej czasu spędziła w dziale ze słodyczami, wybierając trochę
słodkości i innych przekąsek. Co jakiś czas rozglądała się na boki, sprawdzając czy Samiec jest gdzieś w
pobliżu. Czasem udawało się jej złapad go wzrokiem na chwilę, podczas której uśmiechała się miło do
niego.
Kiedy Króliczyca uznała, że w wózku jest to czego aktualnie potrzebują, przeszła parę działów zanim
znalazła Samca.
- I jak zakupy? – rzuciła za nim wesoło i dołączyła do niego.
***
Mruknął i ruszył pomiędzy szklanymi regałami na których były wystawione rozmaite gatunki
posegregowanych produktów. Wodził wzrokiem co jakiś czas biorąc do ręki opakowania i
przyglądając im się ciekawie.
- Hmmm… - większośd tutejszej flory była sprowadzona statkiem kolonizacyjnym z Ziemi, więc nie
było jakichś większych problemów ze znalezieniem tego co miał w głowie.
W koszyku wylądowały najpierw przyprawy które znał, a potem ryż, oraz jego czarna, dzika
wersja w mały opakowaniu, lubił je tak mieszad, przypominało mu to kilka miesięcy które spędził w
sektorze azjatyckim. Potem przeszedł do sosów, a raczej minął je przypadkiem i dopiero po drugim
kółku, w czasie którego zdążył już kupid mięso, klasyfikowane jako naturalne i całkowicie nietłuste.
Potem kupił sosy, jeden lekko ostry a drugi bardziej słodko kwaśny, chod oparty na znacznie większej
gamie przypraw i składników. Koniec kooców wziął się z przerażeniem za warzywa, bo te zawierały
już sporo odmian które były naturalnie występujące na planecie. Potem właściwie kręcił się bez celu,
szukając różnych rzeczy i czasami dokupując jakiś drobiazg z przypraw, czy to przetworów, który mógł
mu się przydad.
W koocu Króliczyca wyrosła obok niego, uśmiechnął się do niej i przełożył koszyk do drugiej
ręki.
- Chyba mam to co potrzebowałem, swojsko tak mi, nie pamiętam kiedy ostatni raz robiłem zakupy w
takim miejscu.. – wzruszył ramionami rozglądając się po sklepie.
***
Króliczyca uśmiechnęła się jeszcze bardziej.
- Szczerze mówiąc nie przepadam za zakupami, ale te poszły wyjątkowo gładko. – stwierdziła całkiem
poważnie i zerknęła do koszyka, który trzymał samiec.
- Widzę, że masz ochotę poszaled w kuchni. – zaśmiała się cicho. – To dobrze. Ja lubię nowości
kulinarne. – rzuciła jeszcze i ruszyła w stronę kas, przy których kolejki nie były przerażająco długie.
- Jak miło. Nie będziemy musieli stad wieki w tych kolejkach. - skomentowała i zerknęła na samca.
- Może odniesiemy zakupy, zjemy coś i później przejdziemy się na spacer? – zaproponowała z miłym
uśmiechem.
- Jeszcze podskoczymy po jakieś ubrania dla Ciebie. – spojrzała w kierunku odzieżowego, gdzie
również nie było tłumów, co było dośd zaskakujące o tej porze dnia.
Gładko i bez poślizgu, rzucił sobie w myślach i odpowiedział jej tylko szerokim uśmiechem
- Szaleostwem to ja bym tego nie nazwał, ale po prostu spróbuje coś tam z siebie dad. – spojrzał na
koszyk, miał tylko taką skromną nadzieję, że niczego nie zapomniał. Wzrokowo wszystko wydawało
mu się byd. Westchnął i wzruszył ramionami, w razie czego zawsze pozostawała mu jego ulubiona
improwizacja. Plany średnio mu zawsze wychodziły.
***
Stanęli w szybko przesuwającej się kasie, większośd osób w niej miała tylko po garści
produktów, prawdopodobnie kupowali coś do jedzenia, zbierając się do pracy.
Przyjrzał się różnym drobnym rzeczom przy kasie a potem rzucił wzrokiem na jej koszyk,
uśmiechając się pod nosem i spoglądając w bok. Widad Króliczyca lubiła słodkości, bo dałby głowę, że
stanowiły one prawie połowę zawartości koszyka, w sumie nie przeszkadzało mu to. Sam miał manię
na punkcie cukru, tylko ostatnim czasem trochę się z niej wyleczył.
- Wiesz, chyba tak będzie najlepiej, nie ma co biegad po całym mieście z zakupami. – poza tym, będzie
miał od razu okazję przebrad się w swoje rzeczy, co było kolejnym plusem takiego rozwiązania. – No
to potem przebiorę się w swoje rzeczy i będę miał z głowy. – rzucił do niej, posyłając jej ciekawy w
formie uśmiech.
***
Kolejka zniknęła w bardzo szybkim tempie i już po chwili Króliczyca wykładała swoje zakupy, których
wyszło znacznie więcej niż przypuszczała. Zerknęła kątem oka na Samca, który zapewne mógł teraz
myśled, że jest z niej niezły żarłok. Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem i odrzuciła włosy, które
zaczynały jej przeszkadzad. Po dłuższym czasie rzeczy zakupione przez Raenę były gotowe do
zapakowania, a cena wyświetlona przy kasie nie była bardzo powalająca swoją wysokością, pomimo
tego, że dawno nie robiła tak sporych zakupów.
- Powinnam uruchomid samochód ojca. – odezwała się do samca, zerkając na swoje zakupy.
- To będzie znacznie wygodniejsze… - prychnęła z uśmiechem.
***
- Masz samochód? – rzucił ciekawie, a potem się uśmiechnął. Minęły wieki odkąd używał cywilnych
pojazdów. Więc jeżeli mieli by auto, to nie byłoby z tym problemu, a i poruszanie w mieście nie
byłoby trudne. – Jak masz to idealnie, nie trzeba by wszędzie chodzid.
Wziął siatki do rąk, zanim ona to zrobiła i skierowali się do wyjścia, na dworze zaczynało się
robid coraz gwarniej, był w szoku. Nie sądził, że tutaj w ogóle może byd tylu mieszkaoców, a
przynajmniej miał nadzieję, że to dlatego, że są w centrum.
Króliczyca zrobiłą zdziwioną mine.
- Oczywiście, że mam. Znaczy, jest to samochód moich rodziców, właściwe są dwa... Ale ja też mam
prawo jazdy. - lekko klapnęła uszami i uśmiechnęła się dumnie.
- problemem będzie tylko znalezienie dokumentów, ale dam sobie radę. - powiedziała pewna siebie i
ruszyła za Samcem, wzdychając bo nie zostawił jej żadnej reklamówki z zakupami.
- Wiec wracamy do domu.. -powiedziała cicho i wcisnęła ręce w kieszenie kurtki.
- Ano, ja umiem chyba prowadzid wszystko. – było to częściowo prawdą, sam się nie nauczył a te
informacje zostały mu wgrane. Nie mniej, podstawowe umiejętności miał, póki co nie chciał ich
ściągad z implantu. Mruknął, uśmiechając się do niej.
- Potrzeba tutaj dokumentów? Ja żadnych nie posiadam, pomijając tylko identyfikacje daną mi w
więzieniu. – wzruszył ramionami, więziennie było nudne, w sumie określił by to jako hotel, bo były
miękkie łóżka i dawali dobre jedzenie. – Wiesz, tylko zostawimy jedzenie, a potem już będę do twojej
dyspozycji.
Stanęli przed ulicą, gdzie prawie przejechał po nich samochód, samiec zbluzgał go w 4
językach pod nosem, zerkając gniewnie za kierowcą.
- Spheeeera sibiersa. – warknął i pokręcił głową a potem przeszli przez ulicę, mijając kilka par, samiec
zerknął na nie i uśmiechnął się pod nosem, wyglądali niemal identycznie jak tamci, tyle, ze nie
trzymali się za ręce.
***
Króliczyca zamysliła się na chwilę.
- Ja dla świętego spokoju wole byd zabezpieczona przed wszelkim sprawdzaniem, problemami
związanymi z prowadzeniem i innymi takimi bzdetami. – wzruszyła lekko ramionami.
- Przecież Ty prowadzid nie musisz. – zerknęła zaczepnie na samca, ale jej lekkie dokuczanie zostało
szybko przerwane przez jakiegoś nieuważnego kierowcę. Króliczyca nawet nie zdążyła się odezwad,
patrząc na swojego tragarza, który sypał jakimiś niezrozumiałymi dla niej słowami.
- Zapewne życzyłeś temu miłemu kierowcy szerokiej drogi i mięło dnia, prawda? – parsknęła
śmiechem i przeszła przez drogę, włócząc lekko łapami za Samcem.
Wzrok Raeny również powędrował do par, które nagle zaczeły rzucad się jej w oczy. Nigdy wcześniej
nie zwracała uwagi na zakochanych, bo zwyczajnie nie miała po co. Z resztą… Teraz też nie miała, ale
biorąc pod uwagę aktualną sytuację… Po prostu wyglądali jak jedni z tamtych.
Samica odchrząknęła cicho i wgapiła się gdzieś przed siebie.
- Zapomnieliśmy o ubraniach dla Ciebie! – spojrzała na samca robiąc wielkie oczy.
- Ano, jeżeli zaraz usłyszysz huk i wrzaski to znaczy, że spełniło się. – spojrzał raz jeszcze na
przedłużenie ulicy, niestety ku jego szczerej nadziei nie rozległy się eksplozje i wrzaski. Cóż, tak czy
inaczej warto było spróbowad. – Kij, że by siebie zabił. Ale jeszcze nas… - pokręcił głową, mijając
nierówności chodnika. Zerknął na nią, widząc, że też wodziła wzrokiem po ludziach. Zerknął na niebo,
patrząc radośnie po chmurach i na chwile przymykając oczy od słooca.
Wzdrygnął się mocno, stając w pół kroku i patrząc na nią, faktycznie, totalnie wyleciało mu to
z głowy przez te zakupy i kierowcę debila.
- A no... Tak. Faktycznie. – okręcił się i stanął przodem do niej, owijając sobie uszka od torby dookoła
nadgarstka, by mied wolne ręce. – Wiesz… Rozejrzed się zawsze można jutro, w tych rzeczach jest mi
całkiem dobrze. – poprawił sobie po raz kolejny to jak torby wisiały mu na dłoniach, wrzynając się
nieco nieprzyjemnie w skórę. – Chyba, że to takie już wyjątkowo palące się, to możemy się wtedy
wrócid. – uśmiechnął się. – Ja przyznam, że jestem głodny, naprawdę chętnie wolałbym zacząd od
obiadu, albo przynajmniej od spaceru, by jeszcze bardziej nabrad apetytu. Wiesz?
Cofnął się nieco w bok, pozwalając przejśd kobiecie z trójką podskakujących wokół niej dzieci,
zmarszczył brwi i skulił uszył, wydawały znacznie za dużo jazgotu.
Króliczyca uśmiechnęła się do niego milo.
- Sama trochę zgłodniałam, a do tego te zakupy wcale nie wydają się wygodne przy łażeniu po
sklepach. – zerknęła na zakupione rzeczy, które samiec trzymał w rękach.
- Powinniśmy wrócid do mieszkania, a potem coś zjeśd i dalej zadecydowad co robimy. – stwierdziła i
odsunęła się w bok, również przepuszczając matkę z dziedmi.
Wzrok samicy wychwycił zachowanie samca, który najwidoczniej pałał niesamowitą sympatią do
małych szkrabów.
- Widzę, że kochasz dzieci. – parsknęła śmiechem i minęła go, kierując się w stronę domu.
- Taaa… Uwielbiam. – mruknął i zmył to wszystko naprędce skleconym uśmiechem, miał tylko
nadzieje, że ten grymas wyglądał tak jak powinien. Pokiwał głową, dając jej znad, że faktycznie, torby
nie były wygodne.
- No jest to trochę cięższe niż sadziłem, jakbym miał rękawice to nie byłoby problemu, ale też z
drugiej strony nie powinnaś nosid, skoro już mnie utrzymujesz na swój koszt.
Nie było tak źle, torby miały jedną wadę, napięte z paska zmieniały się w jego odczuciu w
żyłkę, która dosyd boleśnie zaciskała się, mimo warstwy futra.
Okręcił się tak jak trzeba i ponaglił ją pytającym mruknięciem.
- No to chodź. Skoro mamy wszystko ustalone to będzie można zrobid obiad, a potem chwilę poleżed
czy coś, a potem przejśd się, potrud się świeżym powietrzem i może zwiedzid okolicę, póki co tak
średnio się orientuje, dla mnie tutaj wszystko wygląda tak samo. – naprawdę tak sądził, jedyne co się
różniło to witryny sklepowe, większośd domów była budowana według tego samego planu, miasto
wyglądało przez to bardzo schludnie, ale naprawdę dawał radę się zgubid.
- Samochód byłby wskazany, moglibyśmy się tak na szybko przejechad. – zerknął na auta pędzące po
równiutkiej drodze. – I zakupów nie trzeba by było nieśd.
Spojrzał na nią z lekkim uśmiechem, mimowolnie odsłaniając krawędzie podwójnych kłów.
Dziewczyna zaśmiała się cicho. W przeciwieostwie do niego lubiła dzieci, chod nie aż tak bardzo,
jednak na pewno bardziej niż on.
- Samochód stoi w garażu. Drugi pewnie nadal u mechanika. – wyjaśniła i schowała ręce w
kieszeniach kurtki, a nos zasłoniła szalem. Zamyśliła się na moment o jakichś mniej ważnych
sprawach, ale szybko wróciła do rzeczywistości.
- Przejdziemy się do parku. – powiedziała nagle, zerkając przy tym na Samca. – A z zakupami to
zobaczymy jak wyjdzie. Może nie będzie nam się chciało, czy coś. – zerknęła zagadkowym
spojrzeniem w jego oczy, ale zaraz potem odwróciła spojrzenie i skupiła się na drodze powrotnej.
Spacer minął im znacznie szybciej niż droga do sklepu i wkrótce oboje znaleźli się pod wejściem do
budynku. Dziewczyna nie zwlekała i otworzyła główne drzwi i przytrzymała je żeby samiec wszedł
spokojnie z zakupami. Tę samą czynnośd powtórzyła przy windzie, a potem przy drzwiach od
mieszkania.
- Odstaw zakupy do kuchni. – poleciła m miłym tonem i zamknęła drzwi na klucz. Potem powili zdjęła
kurtkę i szal, odwiesiła je i poszła za samcem.
- No to grunt, że jeden chod działa, drugi pewnie będzie trzeba odebrad. Uśmiechnął się a potem
przyjrzał się jej, jak zakopała się we własnym ubraniu, w pewien sposób wyglądała jakby się
zmniejszyła ze dwa razy. Bawiło go w taki pozytywny sposób, że była względem niego taka drobna, w
sumie… Jakby chciał potrafiłby ją bez problemu podnieśd i utrzymad. – Do parku? – powtórzył po niej
jak echo, a potem zaśmiał się z samego siebie. – Mi pasuje, lubię naturę. – kiwnął zadziornie głową a
potem wyłapał jej krótkie spojrzenie, było dosyd interesujące, przez to że była osłonięta tak ciasno
szalikiem nie potrafił zgadnąd co chodziło jej po głowie, pro forma uśmiechnął się lekko.
Na klatce samiczka dosyd mu pomogła, sam bał się machad siatkami, nie wyglądały na jakieś
mega solidne, a bał się rozsypad to wszystko, tym bardziej, że aż tyle tego było.
- Dzięki wielkie, chod mam dziwne wrażenie, że to facet powinien przed partnerką otwierad drzwi. –
rzucił niewinnie i posłał jej radosny uśmiecha a potem przeszedł do salonu, kierując się do kuchni,
gdzie złożył wszystkie zakupy na blacie, z niemałym trudem wyplątując się z tych wszystkich toreb.
Otrzepał się i zdjął płaszcz, z rozpędu wieszając go na kuchennym krześle. Skierował się do
blatu i zaczął szybko wypakowywad wszystko z toreb, będąc ciekawym, co ona tak konkretnie kupiła,
pamiętał chyba tylko swoje zakupy i jej słodycze.
Króliczyca stanęła w drzwiach i przyglądała się jak Samiec zajął się rozpakowywaniem zakupów. Jej
wzrok znowu pobłądził trochę po nim, analizując jego postawę i wszystkie ruchy jakie wykonywał.
Mimowolnie uśmiechnęła się pod nosem, ale w koocu ruszyła się i podeszła do niego, po czym
sięgnęła po reklamówkę, w której znajdowały się bardziej łazienkowe rzeczy.
- Gdybym była Twoją partnerką, wtedy musiałbyś otwierad drzwi przede mną. – zaśmiała się cicho i
podeszła do lodówki, skąd wyjęła ostatnią marchewkę i wsadziła sobie ją do pyszczka. Zaraz potem
wyszła z kuchni i udała się do łazienki na dole, by tam zostawid parę przyborów i płynów, a te bardziej
kobiece rzeczy zaniosła do większej łazienki.
Kiedy wszystko było już gotowe, zeszła do kuchni i usiadła lekko na blacie.
- Ojtam, to nie znaczy, się… Nie musisz nią byd bym chociaż podstawowe zasady grzeczności znał. – co
prawda częściej wchodził z drzwiami, z akompaniamentem dymu i wrzasku, ale… Mniejsza z tym,
skarcił się w myślach za takie rozumowanie a potem przeciągnął.
Śledził ją wzrokiem do lodówki a potem poczuł ciekawy dreszcz, widząc jak marchewka
znalazła się miękko w jej pysku, z trudem opanował dziwny, ale łatwy do zidentyfikowania dreszcz od
brzucha aż po gardło. Chrząknął i zajął się segregowaniem tego wszystkiego, wynajdując spokojnie to
co było mu potrzebne do zrobienia obiadu, przy okazji wykorzystał chwilę, że jej nie ma by zamknąd
oczy i mignął my ciekawy slajd, uśmiechnął się do siebie a potem potrząsnął głową, odgarniając
niecne myśli.
- Podliwiec… - rzucił do siebie szeptem a potem zabrał się za odsuwanie niepotrzebnych zakupów na
bok, właściwie kilkanaście sekund przed tym jak przyszła i usadowiła się na blacie po drugiej stronie
kuchenki ze szklanym blatem, uznał to za całkiem… seksownie, zwłaszcza, że wciąż miała marchewkę
w ustach.
- Co? – rzucił radośnie, otwierając puszki i zlewając z nich wodę do zlewu. – Mam nadzieję, że lubisz
taką bardziej słodko-kwaśną kuchnię? – spojrzał na nią, uśmiechając się przebiegle.
Samica machała lekko nogami, a potem skrzyżowała je, bo tak zrobiło się znacznie wygodniej. W
łapce nadal miała marchewkę, którą co jakiś czas ze smakiem przygryzała.
- Brzmi całkiem smacznie i myślę, że mi zasmakuje. – zaśmiała się uroczo, zerkając na niego.
- Masz ochotę na coś do picia? Skoro zajmujesz się gotowaniem, ja zrobię coś jeśli chcesz. –
zaproponowała i zeskoczyła z blatu, od razu kierując się do szafki, znajdującej się obok Samca. Stanęła
lekko na palcach i sięgnęła po dwa kubki.
- Kawa, herbata? Może sok? – zapytała, wstawiając od razu wodę.
- Do obiadu można wypid coś mocniejszego. – powiedziała zamyślona i dokooczyła jedzenie
marchewki.
- Jasne, zrób herbatę. – zerknął potem jak stanęła, mimochodem taksując wzrokiem jak napięły się jej
fajnie dżinsy, pokręcił głową i wyciągnął nóż z szuflady, zajmując się zręcznie krojeniem. Kroił mięso w
kostkę, starając się by była drobna, ale nie za drobna, by podczas smażenia nie przemieniło się w
skwarki, tak jak kiedyś udało mu się to danie zepsud, wrzucił je na patelnię, która wisiała na stojaku
na naczynia, musiał przyznad, że taka szafeczka to było coś naprawdę wygodnego, wszystko było pod
ręką i nie trzeba było skakad ciągle po całej kuchni w poszukiwaniu naczyo.
- Ja chętnie, tym bardziej, że ten barek jest wyposażony w lepsze rzeczy niż zdarzyło mi się zwykle pid.
– puścił jej oko a potem zrzucił pokrojone mięso na patelnie, zalewając je szklanką wody i dodając
trochę oliwy z dużej butli, wykonanej z ciemnego, brązowego szkła. Zamieszał je i wsypał przyprawy,
uważając na ich ilośd dopiero przy tych odpowiedzialnych za ostrośd, zamieszał to wszystko i przyjrzał
się kuchence, starając się wymyśled jak to się odpala.
- Czarna magia, kuchenki nie uruchomię… - rzucił symulując przerażenie a potem wybuchł śmiechem.
Samica przyglądała się z uwagę temu co robi jej kucharz. Uśmiechała się i ostatkami sił
powstrzymywała się by nie podejśd i nie zaglądad mu przez ramię. Skupiła się więc na dokooczeniu
herbaty, którą po chwil zaniosła do salonu i odstawiła na stolik.
- Na pewno nie dasz się pokonad w tym momencie. – rzuciła rozbawiona zachowaniem samca i
podeszła do niego, po czym stanęła całkiem blisko.
- Trzeba zrobid tak i potem tak. – włączyła kuchenkę, pokazując mu dokładnie jak powinien się nią
obsługiwad.
- Przywyknij. – poklepała go po ramieniu i uśmiechnęła się będąc nadal rozbawioną.
- Pewnie do Twojej potrawy najlepiej pasowad będzie jakieś wino, prawda? – zerknęła na niego
pytająco.
- I możesz wierzyd lub nie, sama nie piłam większości tego co znajduje się w barku. – dziewczyna
zaśmiała się cicho.
- Pójdę poszukad czegoś dobrego. – powiedziała miło.
Zastrzygł uchem, słysząc stuknięcie szklanki o blat.
- To nie granat… - rzucił wesoło i odstąpił się lekko w bok, dając jej swobodny dostęp do kuchenki,
samemu wkładając dłonie pod pachy i przyglądając się jej ciekawie. Cieszyło go to, że z nim siedziała,
zwykle całe miesiące spędzał albo w terenie sam, albo też na pokładach statków przewozowych. –
Dzięki, zapamiętam to sobie, ja bym zepsuł jakbym zaczął w tym grzebad. – poczuł przyjemny dreszcz
po poklepaniu.
Spojrzał jak zapaliły się czerwone krążki pod patelnią, a sama zawartośd szybko zaczęła
parowad, a potem delikatnie bulgotad. Musiał przyznad, patelnie były dobrze dopasowane do
kuchenki, ktoś się znał na rzeczy. Przeniósł wzrok na nią.
- Co? A… Hmm… Ja się na winach nie znam, ale jeżeli masz coś co wytrawnym winem nie jest, to
jestem za. One dla mnie są gorzkie. – posłał jej uśmiech, mieszając sobie powoli, patrząc jak woda
barwiła się przyprawami, zaczynając delikatnie bulgotad.
Niesamowicie cieszył go fakt, że ma komu gotowad.
***
Zadowolona samica z pospiesznie poszła do salonu, gdzie od razu skierowała się do barku, w którym
przechorowywane były rozmaite alkohole. Otworzyła powoli drzwiczki i przygryzła dolną wargę,
przyglądając się przeróżnym trunkom.
Palcem przesuwała etykietach, aż dotarła do win.
- wytrawne… wytrawne .. – mruczała pod nosem odrzucając w myślach kolejne butelki. – O! to się
nada! – uśmiechnęła się do siebie, kiedy trafiła na cel swoich poszukiwao. Potem spędziła krótką
chwilę zastanawiając się nad tym, w jakich lampkach podaje się takie wino. Dylemat nie trwał zbyt
długo, bo dośd szybko odrzuciła wysokie lampki z długimi nóżkami. Zabrała więc dwie, korkociąg i
butelkę wina.
Szybkim krokiem podeszła do stolika i odłożyła swoje zdobycze. Kiedy tak spojrzała na stolik, oceniła,
że mógłby to byd romantyczny obiad we dwoje, gdyby samiec znajdujący się w kuchni był jej facetem.
Raena zaśmiała się i rozejrzała po salonie, po czym dorwała wzrokiem niewielki świecznik z trzema
świeczkami i postawiła go na środku stolika, śmiejąc się pod nosem.
A co do samego nosa… Dotarł do niego zapach wędrujący zapewne od samej kuchni. Bez wahania
poszła w tamtym kierunku i kiedy znalazła się w pomieszczeniu, podeszła do samca stojącego przy
kuchence i mieszającego coś na patelni.
- Mmmm pachnie niesamowicie. – pochwaliła go i bez pytania zabrała mu łyżkę, po czym wsadziła do
patelni w celu spróbowania tego co tam było.
Mięso dochodziło szybciej niż przypuszczał, nieco przestraszony tym faktem skręcił nieco moc palnika
a potem dolał jeszcze trochę wody, zamieszał, a potem wrzucił zawartośd puszki.
Były to słodko-słone pędy oraz fasola pomaraoczowa. Miała ona lekko ostry smak, no i nie
rozpadała się pod wpływem temperatury, zamieszał to wszystko ostrożnie, delikatnie nachylając się
nad garnkiem, póki co wychodziło mu to całkiem nieźle. Odsunął się od tego i chwilę pomyszkował po
kuchni, oglądając kolejne szafki i sprawdzając co jest w środku, do momentu aż znalazł pasujący mu
garnek.
Nalał do niego wody a potem postawił na palniku, tym razem już bezbłędnie dając sobie radę
z jego włączeniem. Teraz wymieszał ryż razem, starając się utrzymad odpowiednie proporcje.
Odsunął przygotowane torebki na bok i osolił wodę, a także doprawił ją przyprawami, ryż tez
miał byd aromatyczny. Cofnął się o krok i podniósł łyżkę z krawędzi, mieszając wolno zawartośd
patelni, która przybrała ładną, uzupełniającą się kolorystycznie zawartośd patelni.
Przynajmniej do momentu aż Raena wparowała do kuchni, a potem korzystając z jego
chwilowego ‘o co chodzi” pozbawiła go łyżki.
- Nikt Cię nie nauczył, że się nie podjada? – podniósł brew i oparł się biodrem o blat, nie mając
najmniejszego zamiaru walczyd o łyżkę. Nie byli przecież zwierzętami.
***
Raena podniosła łyżkę do ust, dmuchając wcześniej w jej niewielką zawartośd i wkładając sobie do
ust, zerkając przy tym na Samca, wzrokiem mówiącym „jestem niewinna”.
- Ja zawsze podjadam. – odpowiedziała po przełknięciu jedzenia. – Pyszne… naprawdę Ci wyszło. –
szczerze pochwaliła samca, uśmiechając się do niego wesoło.
- Od dziś gotujesz zawsze. – pokazała mu język, stawiając go przy tym przed faktem dokonanym.
- Pomóc Ci w czymś? – zerknęła na garnek z ryżem, a potem znowu na patelnię i w koocu
zdecydowała się oddad łyżkę prawowitemu władcy kuchni.
- Czyo dalsze honory. – dodała poważnym tonem.
- No właśnie widzę. – mruknął kręcąc głową, musiał uznad ten argument bo to w koocu nie on był u
siebie, uśmiechnął się do siebie a potem chwycił ją i posadził na blacie. – To teraz za podjadanie jest
kara, będziesz patrzed kiedy się woda zagotuje. Będzie z ciebie pożytek – uśmiechnął się pod nosem.
W sumie, mógł ją za to skarcid, ale nie widział też sensu, było to fajne z jej strony no i pokazała, że w
żaden sposób nie krępuje się jego obecnością, tym bardziej, że spała centymetry od niego.
- Co do gotowania… - zaciągnął lekko. – Mogę gotowad ale nadworny kucharz powinien mied jakieś
przywileje. – uśmiechnął się drwiąco i zakręcił łyżką w palcach, co prawda częściej robił tą sztuczkę z
nożem, a że nóż cięższy, to i z łyżką łatwo poszło. Nawet jeżeli musiał ją łapad tuż nad ziemią, bo
wyleciała mu spomiędzy palców. Zaklął pod nosem i zamieszał w garnku, starając się po sobie nie dad
znad, że mu nie wyszło jakoś specjalnie. Znaczy, żonglowanie łyżką miało wyglądad jak celowe?
Postrzelił się w myślach kilka razy i dorzucił ostatnią puszkę, dodając do tego wszystkiego
słodkiego groszku, a potem zalewając to obficie sosami.
***
Nawet nie zauważyła kiedy znalazła się na kuchennym blacie, a Samiec odsunął się od niej, bawiąc się
łyżką. Króliczyca zrobiła lekko naburmuszoną minę, ale szybko jej przeszło, kiedy zobaczyła jak łyżka
wypada kucharzowi z ręki. Trzeba było przyznad, że cwany miał niezły refleks.
- Nadworny kucharz ma aktualnie dwa całkiem spore przywileje. – Powiedziała podniosłym tonem i
uniosła dłoo pokazując jeden palec.
- Po pierwsze moje łóżko. – zrobiła pauzę, zerkając mu zaczepnie w oczy. – Po drugie moje
towarzystwo w ciągu dnia. – dodała drugi palec i dumna z siebie zsunęła się z blatu i oparła o niego
wygodnie. Znowu zaczęła przyglądad się z uśmiechem swojemu kucharzowi.
- To pachnie coraz lepiej… - skomentowała wesoło, czując jeszcze większy głód.
Odpowiedział jej pewnym siebie uśmiechem, rozbawiła go kolejnośd a także w głowie dopisał sobie
trzeci punkt, ale nawet nie spróbował go sobie wyobrazid, za to pogroził jej łyżką.
- Przywileje zaiste są zacne, moja piękna pani. – zmienił akcent na taki jaki znał z kilku dworów
dynastycznych, panujących sobie radośnie na ościennych układach. Lubił ten ton, był złośliwy
prowokacyjny, oraz całkowicie dziwaczny dla osób nie mających kontaktów z monarchiami.
- Pewnie, że pachnie, zobaczymy potem czy da się zjeśd. – skręcił ucho kierując je na garnek, bez
zbędnego ociągania się wrzucił do niego ryż. Zamieszał tą samą łyżką, którą mieszał na patelni a
potem otrzepał ją nad zlewem. Gotowanie nie było jego pasją, ale za to niesamowicie go
odstresowywało, można by rzec, jego jedyne hobby. O ile można było orzec, że jakieś posiadał
kiedykolwiek. Nie licząc rzucania nożem.
Zdjął mięso na inny palnik i dosypał do niego świeżo posiekanego zioła, miał o tyle fajnie, że
sprzedawano je już posiekane. Nie musiał machad nożem, zamieszał to wszystko.
- Brakuje mi tylko tego kaftana z napisem „całuj kucharza”. – parsknął śmiechem.
***
Króliczyca spojrzała na Samca z miną wskazującą, że jest on durniem, po czym wybuchła śmiechem.
- Zobaczymy czy sprawdzisz się na tyle, że twoja pani nie każe Ci spad w salonie. – prychnęła
rozbawiona i spojrzała na jedzenie, które z minuty na minutę wywoływało u niej coraz większy głód.
- Jestem pewna, że to co robisz nadaje się do jedzenia. – podeszła do szafki i wyjęła z niej dwa głębsze
talerze, po czym z szuflady wyciągnęła sztudce i wszystko rozstawiła na blacie.
- Całuj kucharza? – zerknęła na niego. – Ciekawe co by było gdybym wypuściła cię w tym na miasto.
Może mógłbyś za takie coś kasę zbierad. – zrobiła minę jakby właśnie odkryła pomysł na życiowy
biznes.
- A ode mnie dostaniesz buziaka, jeśli jedzenie będzie tak dobre jak jego zapach. – zaśmiała się
żartując i zabrała sztudce, żeby odnieśd je do salonu i ułożyd na stoliku. Kiedy znalazła się w dużym
pokoju, roześmiała się głośno, oddając tym samym hołd swojej głupocie. Nie zwlekając pozbierała
tyle ile mogła i odniosła rzeczy do stołu w jadalni, który bardziej nadawał się na wspólny obiad. Po
chwili wróciła po świecznik i go również odniosła na stół. Zaraz potem znowu zjawiła się w kuchni,
szczerząc się wesoło.
- No całuj kucharza… - rzucił do siebie a potem jak wyszła strzelił się cicho w łeb, kręcąc głową. –
Gwarantuje Ci w tej chwili, że nie dasz rady mnie wyrzucid w tym na miasto, nie i już. Możesz jeszcze
stwierdzid, że mam nie mied nic pod spodem, rzucił znacznie ciszej.
Wrócił do kucharzenia, dziwnym trafem tutaj jakoś wszystko inaczej się gotowało, szybciej. Był
ciekawy na ile jest to kwestia tego, jaka jest kuchenka i dopasowane do niej garnki, a ile tego, ze
mogły to byd specjalnie modyfikowane odmiany… Nieeee… To bez sensu, rzucił w myślach.
- Wiesz… Całus… - uśmiechnął się i „cyknął” do niej, robiąc pewną siebie minę a potem parsknął
śmiechem i zamieszał ryż. Korzystając z tego, że znowu ją wsiąkło, dawał mu jeszcze parę minut góra,
a potem będzie nadawad się do jedzenia. Oparł się o blat i zaczął przyglądad wszystkiemu co
przygotował. To było w koocu prawdziwe jedzenie, nie jakieś tam dziwne rzeczy podawane z
saszetek. Oj nie, najprawdziwsze, markowe jedzenie.
Przeciągnął się a potem usłyszał, że młoda zrobiła nawrót, obrócił się do niej i mruknął
pytająco.
- Co się tak cieszysz? – odwzajemnił uśmiech.
***
Króliczyca zmrużyła oczy.
- Wolisz mnie w wersji rozmazanej i zalanej łzami? – pokazała mu język i weszła do kuchni, po czym
od razu podeszła do kuchenki, żeby przyjrzed się jej przyszłemu jedzeniu.
- Jest mi wesoło, zapewne dzięki Tobie. Za co dziękuję. – powiedziała szczerze i uśmiechnęła się do
niego.
- Widząc i czując, że mi pomagasz, jest mi jakoś tak… lżej. Wiem, wyglądam na mega wesołą. –
prychnęła cicho.
- Ale to nie tak, że nie czuję bólu po utracie rodziców. – uśmiechnęła się lekko, chod mniej wesoło niż
wcześniej.
- To wciąż we mnie jest i nie zniknie zbyt szybko, ale Twoja obecnośd skutecznie tłumi jego
najmocniejsze objawy. – pochwaliła kucharza.
- Przynajmniej złapię oddech przed kolejnym załamaniem. – dodała na koniec.
- To jak? Można już nakładad? – zerknela na jedzenie zmieniając szybko temat.
Wysłuchał tego jakoś tak nie bardzo wiedząc co powiedzied, po prostu uśmiechał się, ściskając nieco
mocniej łyżkę.
- Ciese się że tak myślisz… Wiem, ze to musi byd trudne, chod dla mnie taka sytuacja jest obca, ale
zakładam jak musisz się czud. Nawet jeżeli wyglądasz dobrze to i tak w nocy robi się gorzej, prawda?
Spojrzał na nią spokojnie i zdjął ryż olewając całą wodę do zlewu a potem wyciągając miskę, którą
upatrzył sobie w jednej z szafek wcześniej.
- Mówię, jeżeli chcesz czegokolwiek, to daj znad. Nie umiem jako tako pocieszad, ale czasami znajduje
jakieś argumenty które możesz wyśmiad. – uśmiechnął się do niej niepoważnie, a potem puścił oko.
Rozcinając torebki nożem i wrzucając ryż do miski, na koniec mieszając go mocno, starając się by
uzyskał odpowiednie proporcje w każdym punkcie miski.
- Wiesz, możemy nakładad, weź patelnie, bo z niej będziesz bezpośrednio nakładad, tylko jakąś łyżkę,
czy nabierkę sobie weź. – skinął głową i podniósł miskę z ryżem.
- Gdzie w takim razie chcesz zjeśd? – przeciągnął się, regularnie bolały go plecy odkąd wyłączył
implant, nie chciał go uruchamiad jak najdłużej, bo źle to wpłynęłoby na jego reakcje z nią i innymi
dookoła. Po prostu chciał jeszcze chwile pocieszyd się emocjami i nie patrzed na świat jak robot.
***
Uśmiechnęła się do niego, a w jej oczach rozbłysły iskierki wdzięczności.
- Możesz byd pewien, że skorzystam z tego nie raz. – zapewniła go i wyciągnęła sobie jakąś łyżkę, by
pomóc mu z nakładaniem jedzenia.
- Zjemy sobie w jadalni, przy stole. - zaśmiała się pod nosem, zastanawiając się jak zareaguje, kiedy
zobaczy świeczki i rozłożone sztudce, a do tego butelkę wina z dwoma lampkami.
Króliczyca poradziła sobie z nakładaniem jedzenia całkiem dobrze, nie rozchlapując niczego w koło,
ani nie maczając się po łokcie w sosie.
- Sukces. – skomentowała swój wyczyn i spojrzała na Samca nieco rozbawiona. Po chwili zabrała
swoją miskę.
- Zabierz jedzenie i chodź za mną. – rzuciła do niego i poszła w kierunku jadalni.
- No to w takim razie mnie to cieszy. – kiwnął głową i posłał jej ciepły uśmiech, przestawał powoli
czud się obco w tym mieszkaniu. Co definitywnie było wielkim plusem, ją też polubił, w sumie,
czasami drobne zdarzenia potrafiły naprawdę wiele zmienid. Tak jak to ich niefortunne spotkanie w
porcie, a raczej bardzo fortunne.
- No to idziemy. – chwycił pewnie miskę i ruszył za nią, patrząc jej na kark, do momentu aż weszli do
jadalni. Podniósł wzrok i zdębiał widząc stół, a jego myśli dosyd jednoznacznie określiły to czerwonym
napisem „TO RANDKA!”. Nie włączyło to co prawda jego alarmu, ale lekko go zatkało, postawił miskę
na stole i przyjrzał się wszystkiemu, cicho przełykając ślinę.
- Zapytał bym czy to dla mnie, ale to byłoby bardziej durne od tego jak się teraz czuje. Naprawdę nie
musiałaś… - podrapał się po karku widząc to wszystko, jednocześnie tez poczuł przyjemne ciepło w
brzuchu. Dobrze było jak ktoś się o niego troszczył.
***
Dziewczyna weszła do salonu i cicho odliczała sekundy do reakcji samca na to co zobaczy. Kiedy
weszli do pomieszczenia, od razu podeszła do swojego krzesła i odstawiła swoją porcję jedzenia, po
czym spojrzała na swojego kucharza.
- Jedzenie obiadu tez może byd przyjemne. – puściła mu oczko i wskazała krzesło naprzeciw swojego
miejsca.
- Siadaj i jedzmy, bo jedzenie nam ostygnie i co potem? – zmrużyła oczy i uśmiechnęła się. W
myślach była bardzo zadowolona, bo osiągnęła zamierzony efekt. Samiec był bardzo zaskoczony, co
uroczo malowało się na jego twarzy i w jego zachowaniu.
Króliczyca usiadła na krześle i dosunęła je na tyle, by mied wygodny dostęp do swojego posiłku. Jej
wzrok znowu powędrował do samca.
- Należał Ci się taki miły akcent. – powiedziała z miłym uśmiechem. – Smacznego Nicolai. – dodała po
chwili.
Usiadł nadal będąc w częściowym szoku, przyglądał się jej spokojnie, a nieporadny uśmiech nie
schodził przez dłuższą chwilę z jego pyska.
- To kto w takim razie czyni honory, skoro to teraz ja poczułem się ugoszczony taką… Dekoracją. –
obstrzelał to wszystko wzrokiem a potem westchnął cicho, zbierając się w sobie.
- Wiesz, to ja chociaż nałożę to tak jak trzeba. – puścił do niej oko i delikatnie nabrał ryżu na tależe,
starając się zrobid małe, pokazowo udekorowane porcje.
Zalał to potem odpowiednio sosem, sam musiał przyznad, że od oparów jedzenia ciekła mu
ślina, póki co nie po brodzie, ale niewiele brakowało, dodatkowo żołądek domagał się NATYCHMIAST
porcji tego, co tak pachniało. Nałożył jej wszystko pierwszej i postawił talerz przed nią. Posyłając jej
przyjacielski uśmiech.
- Tobie też smacznego, jak mniemam, wino otwieramy nieco po zjedzeniu pierwszej porcji? –
podniósł brew również siadając.
Zerknął na okno, na dworze znowu ściemniło się, chmurząc się groźnie. Miał nadzieje, że
kolejne mordercze oberwanie chmury sobie odpuści, bo w koocu chcieli iśd na spacer… Tak chcieli…
Zobaczył jej uśmiech na twarzy i spojrzał na wino a potem świeczki, masz może ogieo? –
rzucił, widząc, że korek od wina już był delikatnie poluzowany.
***
Króliczyca przyglądała się mu uważnie, ciesząc oczy jego zakłopotaniem. Wyglądał tak słodko, że
pewnie sam nawet nie przypuszczał jak bardzo. Uważnie i z uśmiechem obserwowała jak nakładał
jedzenie, dekorując je po swojemu, co dało przyjemny dla oka efekt.
- Dziękuję. – powiedziała uprzejmie i spojrzała za okno, widząc jak samiec przez moment patrzył w
tamtym kierunku.
- Hm.. niedobrze… Mam wrażenie, że nici z dzisiejszego wyjścia. – powiedziała znowu patrząc na
niego, ale w tym momencie sama zastanawiała się, czy po tak sytym obiedzie mieliby w ogóle ochotę
na jakiekolwiek wyjście.
- Ogieo… - odezwała się i zmrużyła oczy. – Przyniosę z kuchni, a Ty nalej nam wina. Lepiej będzie mied
je do obiadu. – powiedziała wesoło i szybko wyszła w celu przyniesienia jakiejś zapalniczki, czy czegoś
w tym stylu.
Po krótkich poszukiwaniach, wróciła do jadalni i zapaliła świeczki, które od razu rozświetliły stół
ciepłym blaskiem.
- Proszę. – uśmiechnął się i rozsiadł wygodniej, a na tekst zwrócony na temat pogody ponownie
zerknął w okno, mrużąc oczy. – Tia. Opady tutaj to naprawdę macie zacne. Dziwie się, że to miasto
nie spływa do morza, naprawdę. – machnął ręką na okno. – Pora deszczowa. Raczej matka natura na
PMSie. – burknął z irytacją, ale wciąż się uśmiechając.
- Jasne, zaraz naleje. – wstał nim jeszcze Króliczyca opuściła pokój, posyłając jej ciekawe spojrzenie w
plecy a potem ustawiając kieliszki obok siebie. Próbował palcami wyciągnąd korek ale niewiele z tego
wyszło, obejrzał się i szybko wyciągnął go zębami. Nie powinno się tak robid, ale jakoś niespecjalnie
się tym przejął, nalał niedużo, bo w sumie nieco więcej niż jedną trzecią pękatego kieliszka. Wina
zawsze można było dolad a też taka ilośd znacznie ładniej wyglądała. Chwycił obydwa i czekał aż
samica podpali świeczki, wtedy obrócił się do niej i wyciągnął do niej dłoo z kieliszkiem.
- Więc może toast, za gotowanie i dekorowanie stołu. A także, że mam okazję siedzied tutaj z Tobą. –
uśmiechnął się, patrząc jej w oczy.
***
Raena podeszła do samca i wyciągnęła łapkę po swoją lampkę wina. Stała teraz całkiem blisko niego,
zerkając mu w oczy i uśmiechając się lekko, kiedy powiedział za co chciałby wypid. Zrobiło jej się
niezwykle przyjemnie, biorąc pod uwagę to co wydarzyło się całkiem niedawno.
- Dodajmy do tego jeszcze Twoją obecnośd i toast będzie całkowicie trafiony. – uśmiechnęła się
weselej, nie odwracając wzroku od jego oczu.
Przez moment zaczęła zastanawiad się jakie myśli krążą teraz po jego głowie, bo gdyby udało mu się
odgadnąd jej własne, ten obiad na pewno wyglądałby zupełnie inaczej.
- Ach! I jeszcze wypijmy za pogodę, która wyjątkowo nas rozpieszcza. – wyszczerzyła się lekko i
uniosła lekko lampkę z winem.
- No to ja tutaj jestem tylko dzięki tobie. – stuknął się z nią kieliszkiem. – Pogoda najwidoczniej chce
nas rozpid. – rzucił tak o, w sumie teraz jak tak na nią patrzył to musiał stwierdzid, że ją lubi. A
nieczęsto mu się to zdarzało z racji jego nomadycznego trybu życia.
Miał delikatną ochotę ją przytulid, ale odrzucił szybko ten pomysł i delikatnie umoczył pysk w
winie. Utwierdzając się w tym, że nadal nie przepada za produktami fermentacji owoców. Nie mniej,
przynajmniej nie było gorzkie. Pociągnął sobie drugi łyk i zerknął na nią.
- Chyba czas zabrad się za jedzenie nim wystygnie. – cofnął się kilka kroków i usiadł przy stole, biorąc
sztudce w dłoo i jeszcze raz oceniając sobie organoleptycznie swoje dzieło. Potem wolno zanurzył w
nim widelec i włożył go do ust. Musiał przyznad, że powinien dad nieco więcej soli, ale i tak było
wyjątkowo udane, patrząc na to jak długą przerwę w jedzeniu miał.
***
Raena z uśmiechem przyjęła słowa samca i od razu wypiła spory łyk wina. W przeciwieostwie do
swojego gościa, bardzo lubiła tego typu trunki, chod na jej liście ulubionych alkoholi, znajdowały się
na tym samym miejscu co piwo.
- Z miłą chęcią skosztuję tego co przygotowałeś. – powiedziała szczerze i od razu podeszła do swojego
krzesła, na którym od razu usiadła. Jeszcze chwila stania tak blisko samca, a wtuliłaby się w niego,
chod sama nie do kooca wiedziała skąd w niej taka potrzeba. Przez moment rozważała parę opcji,
jedną z nich była po prostu potrzeba kogoś, kto pogłaszcze ją i powie, że wszystko się ułoży, z kolei
inna opcja był po prostu fakt, że Nicolai najzwyczajniej w świecie wpadł jej w oko.
Nie rozwodząc się dłużej nad takimi myślami, sięgnęła po widelec i zabrała się za jedzenie. Przez
chwilę jadła w zupełnej ciszy, by w koocu podnieśd wzrok i spojrzed na samca.
- Mam wrażenie, że czeka Cię całus. – powiedziała z lekkim uśmiechem. – Jedzenie jest świetne. –
pochwaliła kucharza i wróciła do wcinania.
***
Pałaszował sobie dosyd szybko, był cholernie głodny a wyczekiwanie zrobiło swoje, naprawdę mu to
smakowało. Było idealnie ostre i idealnie aromatyczne, no może tej soli nieco więcej powinien dad.
Ale machnął na to ręką w myślach, podniósł wzrok. Widząc jak samiczka zabrała się zajedzenie, po jej
minie widział już, że jej smakuje, uśmiechnął się do siebie i też wrócił do jedzenia, rzucając jej co
chwile ciekawe spojrzenie.
Przerwał na chwilę, biorąc sobie kieliszek i upijając z niego łyk, chwaliła go a i obietnica całusa
naprawdę przyprawiła go o delikatny dreszcz, uśmiechnął się do siebie, w sumie miał taką cichą
nadzieję, że całus nie będzie w policzek. Z resztą o tym mowa, podniósł wzrok.
- No no… Powaznie sobie aż tak zasłużyłem? – majtnął ogonem, ocierając nim delikatnie o krzesło i
podłogę. – Starałem się, w koocu jako świeżo zatrudniony kucharz muszę udowodnid swoją
przydatnośd.
***
Dziewczyna roześmiał się cicho i sięgnęła po lampkę z winem.
- Owszem, zasłużyłeś sobie i liczę, że nadal będziesz dla mnie tak dobrze gotowad. – puściła mu oczko
i dopiła resztę wina. Może i nie było to wyjątkowo eleganckie zachowanie, ale w koocu była u siebie –
więc mogła.- Mam wrażenie, że po tak solidnym obiedzie, nasz spacer skooczyłby się przed drzwiami
wyjściowymi z mieszkania. – odezwała się po chwili i wróciła do jedzenia, którym naprawdę przekupił
ją niesamowicie. Co jakiś czas zerkała na niego i łapała jego spojrzenie, kiedy ten również czasem na
nią patrzył. Zauważyła ciekawośd w jego oczach, a do tego ten blask świec dawał tak miły dla oka
efekt. Króliczyca lekko potrząsnęła głową, by pozbyd się dziwnych wizji i zabrała się za dokaoczanie
jedzenia.
***
- Zrobię co w mojej mocy, ale nie obiecuje, że czasami nie pójdę na łatwiznę, przygotowując coś
prostego, byle by było dobre i zapełniło brzuch. – zerknął na nią, wzruszając ramionami, znał kilka
różnych rzeczy, które przygotowywało się szybko, tanio i prosto. Do tego jeszcze nie smakowały jak
pomyje, wręcz przeciwnie.
Parsknął śmiechem a potem wstał i dołożył sobie jedzenia, przy okazji też dolewając jej i sobie wina,
tym razem już do połowy. Jak szaled, to szaled. Tym bardziej, że robiła się całkiem przyjemna
atmosfera, miał dreszcze na myśl o tym, jak to wszystko musi ciekawie wyglądad z boku.
Usiadł z talerzem w dłoni i postawił go sobie przed sobą, wydziobując sobie co większe kawałki mięsa
a potem dobierając sobie do nich ryżu.
***
Raena rozsiadła się na krześle zadowolona z przepysznego obiadu. Uśmiechnęła się wesoło do samca
i skinęła mu głową dziękując za dolanie wina.
- Ja więcej nie zmieszczę, chod bardzo bym chciała. – zaśmiała się i wzięła lampkę z winem do reki.
Przyglądała się samcowi, co jakiś czas upijając trochę trunku.
- Nie musisz zawsze robid takich obiadów. Nawet czymś prostszym nie pogardzę, więc nie masz się o
co martwic. – zapewniła go i odwróciła się , chcąc sprawdzid jak tam pogoda na zewnątrz.
- Hmmm, więc dziś zostajemy z butelką wina, a może nawet nie jedną. – prychnęła poniekąd
zawiedziona, kiedy zobaczyła pierwsze krople deszczowe, spływające po szybie.
- Po jedzeniu będziemy mogli przejśd do salonu. – powiedziała z uśmiechem.
- Tam jest kominek i zaraz będzie przyjemniej przy takiej ponurej pogodzie.
Wysłuchał wszystkiego, mając ciągle pełne usta, ale za to jej przytakiwał lub wydawał pomruki w
których wyrażał swoje zdanie, mało to było kulturalne, ale był po prostu cholernie głodny a to był
jego pierwszy porządny obiad od nie pamiętał kiedy. Gdy stwierdziła o butelkach… A tym bardziej nie
jednych przeszedł go dreszcz, a wyobraźnia podsunęła mu przyjemny slajd króliczycy leżącej na
grubszym dywanie przed kominek, patrzącej na niego lekko spitym wzrokiem, przełknął, starając się
wywalid to z głowy i dosyd szybko popił to większą ilością wina, woląc zasymulowad, że delikatnie się
przykrztusił.
Uderzył się lekko w pierś, kontynuując szopkę a potem odkaszlnął.
- Wślizgnęło mi się nie w tą dziurę. – kaszlnął raz jeszcze a potem dokooczył ostatnie trzy widelce
tego, co miał zamiar zjeśd. – Wiesz, nie chce cię tutaj totalnie rozpijad. – minął się lekko z prawdą. –
Ale w sumie, siedzenie przy ciepłym kominku z taki dobrym winem. – minął się z prawdą po raz drugi.
– Będzie naprawdę idealnym spędzeniem czasu, tym bardziej, że będzie można się wygrzad.
Wstał i pozbierał talerze.
***
Króliczyca przyglądała się samcowi, kiedy ten krztusił się swoi własnym jedzeniem. Był oto poniekąd
komiczne, bo odniosła wrażenie, że było to lekko udawaną przesadą, ale wolała siedzied cicho niż
komentowad niepotrzebnie.
- Skoro ty zbierasz talerze, ja zabiorę wino z lampkami i zaniosę do salonu. – wstała akurat w
momencie kiedy Nicolai zabierał talerze. Lekko otarła się o niego, co wywołało u niej lekki dreszcz, ale
szybko pozbyła się niewygodnych myśli i odczud. Zabrała to co zabrad powinna i poszła do salonu.
- Nie musisz zmywad! – rzuciła nieco głośniej, odstawiając wszystko na szklany stolik. Potem podeszła
do barku i wyciągnęła jeszcze jedną butelkę takiego samego wina.
Samica usiadła w koocu na kanapie i podkurczyła nogi oplatając je ramionami. To co działo się w jej
mieszkaniu z boku musiało wyglądad, jakby oboje byli parą i mieli się całkiem dobrze, na samą myśl o
tym, dziewczyna zaśmiała się cicho i spojrzała w stronę drzwi, czekając na samca.
Odstawił naczynia na stół i westchnął głośno a potem przeciągnął się, czując jak wino delikatnie
zaczynało krążyd w żyłach. Te trunki miały to do siebie, że niesamowicie szybko potrafiły uderzad w
czerep.
- No to nie będę zmywad… - włożył talerze do zlewu i zalał je wodą, tak pro forma, w razie gdyby już
żadne z nich nie wracało tego wieczoru do kuchni. Przypomniał sobie jak otarła się o niego, przygryzł
wargę, czując przyjemny dreszcz. Odwrócił się i ruszył spokojnie do salonu, mrucząc sobie cicho pod
nosem.
Podszedł do niej i usiadł sobie po turecku obok niej, starając się jakoś uporządkowad myśli.
Stwierdził, że w sumie nie ma nic do stracenia.
- To co, dostanę tą obiecaną nagrodę? – spojrzał na nią z rozbrajającym uśmiechem.
***
Króliczyca uśmiechnęła się do niego, kiedy wszedł do salonu. Słyszała jak zalał naczynia wodą, co
właściwie było całkiem dobrym rozwiązaniem. W koocu usiadł obok niej, wiec podała mu lampkę ze
świeżą dolewką wina. Alkohol rozpływał się przyjemnie w jej organizmie, relaksując ją i wprawiając w
lepszy nastrój. Kiedy odezwał się do niej, przypominając o całusie za dobry posiłek, zrobiła wielkie
oczy patrząc na niego, bo zupełnie zapomniała o tym drobnym fakcie.
- Ale, że teraz? – zapytała totalnie zaskoczona tym, że sam się upomniał, ale zaraz potrząsnęła głową,
bo jej pytanie mogło zabrzmied bardzo idiotycznie. Westchnęła cicho i zerknęła w swoją lampkę.
Przygryzła wargę i zaczęła zastanawiad się, czy to aby na pewno w porządku zachowanie. Znała go
tylko niecałe dwa dni, dopiero co straciła rodziców, zaprosiła obcego faceta do mieszkania, za co
właśnie rodzice mogliby ją zlinczowad. Jednak teraz została sama, zupełnie dama i tylko on wyciągnął
do niej rękę.
W pewnym momencie dziewczyna zrobiła głupią minę i upomniała się w myślach, za rozważanie
pocałunku, jakby to miało byd coś niezwykle epickiego, a przecież nie powiedziała gdzie pocałuje
samca.
- Dobrze więc. – spojrzała na niego z uśmiechem i przysunęła się ostrożnie, by nie rozlad wina, a
potem zbliżyła się do jego policzka, żeby dad mu całusa w podziękowaniu za pyszny obiad.
- Ano teraz. – delikatnie pociągnął sobie łyka na odwagę, zamierzał trochę naciągnąd pewne reguły.
Tym bardziej, że zrobiła całkiem zabawną minę, uśmiechnął się do niej ciepło, patrząc jej z
zainteresowaniem w oczy. Tym bardziej, że przygryzła wargę, kłócąc się z myślami. Miał taką cichą
nadzieję, że ta się nie wycofa z danej obietnicy. Lubił ją i ona lubiła jego, starał się o niej nie myśled w
takich kategoriach, ale przecież jeden lekki całus nie powinien sprawid, że świat się zawali.
Gdy drgnęła w jego stronę poczuł ostry prąd w idący mu od brzucha a potem wziął sobie
głębszy wdech. Jak zgodziła się, delikatnie oparł się łokciem, wiedząc co chce zrobid. Gdy tylko samica
przybliżyła pysk odsunął się lekko łbem, delikatnie podbijając jej brodę i dając się pocałowad w sam
czubek pyska. Taki niewielki fortel, rzucił sobie w głowie.
- To teraz mnie możesz kazad ściąd… - rzucił niewinnie, patrząc jej ciekawie w oczy.
***
Dziewczyna zupełnie nie spodziewała się tego co wydarzyło się chwilę po tym, kiedy zdecydowała się
na nagrodzenie swojego kucharza. Samiec po prostu lekko oszukał ją, zabierając sobie nagrodę w
nieco inny sposób..
Króliczyca poczuła mocny, przyjemny dreszcz, kiedy pocałowała go nie tam, gdzie zamierzała. Po tej
krótkiej chwili, spojrzała na samca wielkimi oczami i z lekko otwartym pyszczkiem, nie wiedząc co ma
teraz zrobid. Zarumieniła się lekko, bo został zupełnie zaskoczona, a to, że bardzo przyjemnie – było
zupełnie inną bajką.
Po dłuższym czasie Raena odchrząknęła i upiła spory łyk wina, które jeszcze miała w lampce.
- Jeżeli teraz każę Cię ściąd… Kto będzie mi gotowad? – zapytała całkiem niewinnie.
Uspokoił przyjemny dreszcz u usiadł nieco inaczej, czując, że sytuacja podziałała na niego nieco
mocniej. Westchnął i przyjrzał się jej, widząc jej zaskoczenie, nie wykorzystał tego, dając jej się czas z
tym oswoid, uśmiechnął się tylko niepewnie, podnosząc lekko brew a potem pociągając łyk wina,
starając się ukryd lekkie zdenerwowanie.
- Wiesz… Bez głowy mógłbym kiepsko gotowad. – powiedział cicho, podobało mu się, że nagle zrobiło
się mu gorąco. Tym bardziej, że jej wskoczyły naprawdę ogniste rumieoce. Uśmiechnął się do siebie w
duchu, widząc ją… Westchnął głośno. – Dlatego lepiej mnie nie ścinaj. Bo kogo wtedy będziesz
wykorzystywad?
***
Raena spojrzała na samca kątem oka, odbierając jego ostatnie słowa nieco bardziej dwuznacznie.
Dopiła szybko resztę wina, które chwilowo rozgrzało ją jeszcze bardziej i odstawiła pustą lampkę na
stolik, po czym znowu oparła się o tył kanapy.
- Dlatego sam widzisz, że nie mogę się ciebie tak łatwo pozbyd. – powiedziała, uśmiechając się do
niego i patrząc zupełnie niewinnym wzrokiem.
Coraz bardziej podobało jej się to, że samiec był przy niej. Jego towarzystwo działało na nią zarówno
kojąco, jak i nieco pobudzająco. Miał coś w sobie, co przyciągało ją i ledwo powstrzymywała się przed
przytuleniem do niego.
- Więc jutro czeka mnie miłe śniadanie? – zapytała cichutko, nie spuszczając z niego spojrzenia
swoich wielkich oczu.
***
- Mogę podad nawet do łóżka. – zaśmiał się słysząc pytanie, w sumie, czemu nie, byłby to taki
ciekawy, ale drobny gest. No może nie taki drobny… W sumie, najlepiej by było jakby znowu spała
obok niego. Przełknął ślinę i wyzerował też wino, nie bardzo chciał byd gorszy.
- To zależy, czy też będziesz chciała spad tak jak w nocy. Chod tym razem, przyda Ci się poduszka. –
rzucił, w sumie, było mu fajnie jak spała obok, w koocu jakieś żywe stworzenie. Generalnie wolał grad
dosyd spokojnie, nawet jeżeli były to otwarte karty.
- Tylko, czy na to śniadanie kawę czy herbatę? – zapytał cicho, patrząc na nią, w tej jej niebieskie
oczy, które błyszczały spokojnie, a raczej widad było, że samiczka się przyrumieniła. Nagle tknęło go,
czy faktycznie ją krępuje jego zachowanie. Mruknął pytająco, widząc, że bardzo ładnie szło jej
ukrywanie tego, że jest zakłopotana, obydwoje pewnie byli średnimi aktorami.
***
Króliczyca przygryzła wargę i spojrzała w okno. Wizja śniadania do łóżka, podanego przez kogoś kto
troszczy się o nią na swój sposób, a do tego odgania złe myśli i sny, była niezwykle kusząca. Zerknęła
na Samca, korty poszedł w jej ślady i dopił resztę wina.
- Pomysł wydaje się bardzo ciekawy…. Rano zawsze piję kawę. – rzuciła rumieniąc się znowu, bo
wyobraziła sobie pewną poranną scenę.
Nie zwlekając, wstała i postanowiła nalad im po jeszcze jednej lampce trunku. Wcześniej wypite wino
dawało o sobie znad, ale czynnośd uzupełniania lampek dała jej chwilę. Po nalaniu wzięła lampki w
ręce i siadając znowu na kanapie, podała jedną samcowi.
- Wolałabym spad przy Tobie… - zerknęła na niego. Może wyglądałoby to jakoś dziwnie, ale dobrze
wiedziała, że przynajmniej wtedy się wyśpi i nie będzie zadręczad się przez większośd nocy, jakimiś
nierealnymi wizjami i wspomnieniami rodziców. Chociaż z drugiej strony poprzednia noc była
całkiem miła, a do tego miała wrażenie, że Nicolai myśli o niej podobnie, jak ona o nim.
***
- No to kawa. – powiedział, mając głos bliski szeptu, ale wciąż wystarczająco słyszalny na dystansie
jaki ich dzielił. Uśmiechnął się delikatnie, nie na co dzieo miał okazję przynosid komuś coś do łóżka, a
już tym bardziej osobie która w nim spała.
Drgnął uszami rozważając sobie takie scenariusze, zerknął na nią tylko jak wstała a potem patrzył jak
polała więcej, miał dziwne mrowienie w brzuchu, w pewien sposób nawet powietrze stawało się
ciepłe. Tym bardziej, że wzrosło jej ciśnienie, przez co jej zapach był bardziej wyraźny. Pomijał już
fakt, że siedziała bliżej niego niż wyciagnięcie ręki.
Cofnął lekko łeb, słysząc jak samica powiedziała w sumie to co chciał usłyszed. Posłał jej ciepły
uśmiech a potem przyjął od niej wino, obracając spokojnie kieliszek w palcach. Wyobraźnia już
dawała mu różne ciekawe slajdy, w sumie. Chciał tego, spojrzał na nią, wolno podnosząc z powrotem
wzrok.
- Cieszę się z tego. – uśmiechnął się szeroko a potem delikatnie wyciągnął kieliszek w jej stronę, by
wypid sobie może po małym toaście.
***
Samica zerknęła na niego i odwzajemniła ciepły uśmiech. Nikt wcześniej tak szybko nie zdobył je
sympatii, a może i nawet czegoś więcej. Spojrzała na swoją lampkę wina i zamieszała lekko jej
zawartością. Podniosła znowu spojrzenie i odwróciła głowę, kierując swój wzrok na samca
siedzącego bardzo blisko niej.
- Za co chcesz wypid? – zapytała cicho, patrząc mu w oczy. Przyjemne mrowienie rozeszło się po jej
ciele, zapewne było to połączenie działania zarówno wina, jak i samca.
***
Uśmiechnął się, mrucząc cicho w zamyśleniu, w sumie… Nie miał niczego konkretniejszego w głowie.
Przygryzł nieco bok wnętrza pyska i cmoknął, delikatnie przechylając kieliszek, patrząc jak jego
zawartośd ustawiała się zgodnie z grawitacją.
- Powiedziałbym… Tak prosto, że chyba za nas i za wspólną noc. – zerknął jej w oczy i uśmiechnął się
szerzej, ustawiła się akurat tak naprzeciwko niego, że w jej dużych oczach widział swoje odbicie, było
to całkiem ciekawe.
Wyciągnął kieliszek wyżej do toastu.
***
Raena zaśmiała się cicho słysząc słowa toastu. Trochę zaskoczył ją takim czymś, chod z drugiej strony
zabrzmiało to całkiem ciekawie. Spojrzała mu w oczy i z uśmiechem pokręciła głową.
- Żebym dała Ci się wyspad… - powiedziała nieco zaczepnie, celowo wykorzystując dwuznacznośd.
Potem stuknęła lekko swoją lampką o jego i wypiła spory łyk wina, po czym, oparła się wygodnie o
kanapę i westchnęła cicho czując, jak wino działa na nią coraz bardziej. Myśli skupiały się już tylko na
samcu, wspólnej nocy i na tym, jak działał na samicę. Przez moment zaczęła zastanawiad się na ile
może sobie pozwolid, ale szybko wyparła te myśli, które ciągnęły za sobą dośd jednoznaczne wizje.
***
- To się nie wyśpię w nocy, za to w dzieo przedrzemię dłużej. – sprostował to z uśmiechem. Wyłapał
tą nutę w tej wypowiedzi, dlatego też uznał, że może sobie pozwolid na trochę więcej. Upił sobie
wina, jakby to sobie tłumaczył, na odwagę.
– Sąsiedzi raczej nie będą się skarżyd. Puścił do niej oko, czując przyjemne ciepło w brzuchu i w
okolicach karku. Okręcił kieliszek w palcach, uśmiechając się do niej, ale też do siebie. Chciał by ta noc
skooczyła się nieco inaczej, w każdym bądź razie, by Króliczyca wylądowała w jego ramionach i raczej
do rana ich nie opuściła.
***
Raena roześmiała się szczerze i wesoło. Już wyobraziła sobie powody, przez które Samiec nie spałby
prawie całą noc, a zapewne później nie tylko on odsypiałby w ciągu dnia.
Króliczyca czuła się coraz luźniej w towarzystwie Nicolaia, co było dla nie trochę zaskakujące, ale już
powoli zaczynała przyzwyczajad się do tego, że się jej spodobał. Samica uśmiechnęła się pod nosem i
zamieszała resztą wina, którą miała w lampce, po czym wypiła i odstawiła ją na stolik.
- Lepiej nie będę piła więcej. To wino jest wyjątkowo mocne… – powiedziała zerkając na butelkę, w
której znajdowała się resztka alkoholu.
- Aż mi gorąco… - westchnęła i zerknęła na samca.
***
Wiedział jak to zabrzmiało, ale szczerze chciał by tak brzmiało. Dopił trochę wina, a z racji, że nie
przepadał za nim i był znacznie cięższy od niej, nie uderzało mu ono tak do głowy, to odstawił
częściowo nie dopity kieliszek.
- No jest mocne. Chod nie wygląda. – rzucił i zerknął na nią. Widział ja rumieniły się jej uszy.
Zebrał się w sobie i przysunął się nieco bliżej, pod pretekstem poprawienia tego jak siedzi. Spojrzał jej
w oczy i zastanowił się, co by było, jakby tym razem spróbował ją pocałowad normalnie, bez
podchodów i sztuczek. Lubił ją całkiem bardzo, dodatkowo mu się naprawdę podobała.
- Powiedziałbym tak jak słyszałem całe życie, to się rozbierz. – rzucił jej rozbawiony uśmieszek i
położył dłoo obok jej uda, uśmiechając się z wilczym błyskiem w oku.
***
- Weź też pod uwagę to, że masz mocniejszą głowę niż ja. – rzuciła do niego i uśmiechnęła się lekko.
Jego obecnośd miała na nią coraz większy wpływ i tym razem postanowiła przestad bronid się przed
tym co się działo. Jakby nie patrzed zaopiekował się nią i chociaż znali się tak krótko, chciała by
został z nią jak najdłużej. W tym wypadku jaki sens miała obrona? Żaden…
Samica lekko znieruchomiała kiedy poczuła, ruch Samca. Przysunął się do niej, a Raena odruchowo
spojrzała w jego oczy, w których pojawił się ten drapieżny wyraz po tym, jak poradził jej co powinna
zrobid. Pomimo lekkiego rumieoca, dziewczyna zaśmiała się szczerze rozbawiona słowami, które
wypowiedział Nicolai.
- Nie na pierwszej randce. – rzuciła do niego, z równie rozbawionym uśmieszkiem na pyszczku i
lekkim błyskiem w oku. Potem spojrzała na jego dłoo, która dał blisko jej uda i zagryzła lekko dolną
wargę.
***
- Tylko trochę, dawno nie piłem. – puścił do niej oko. Musiał nawet sam przed sobą przyznad, że
podobała mu się tak całkiem. A dodatkowo obydwoje dawali sobie dyskretne, oraz takie bardziej
niedyskretne sygnały. W sumie ciągnął ich do siebie typowy zwierzęcy magnetyzm.
Spojrzał na nią, a potem parsknął cicho śmiechem.
- A więc przyznajesz, że to jest randka? – zerknął jak przygryza wargę a potem lekko chwycił ja za
dłoo, ujmując ją delikatnie w swoją. Miała miękkie dłonie, drobne, krótkimi, chod ostrymi pazurkami.
Potarł delikatnie kciukiem wnętrze jej dłoni a potem spojrzał jej w oczy, czując jak przechodzi go
mocny dreszcz. Westchnął cicho, czując, że wino jednak było porządnie, nie musiało upijad, ale
faktycznie potrafiło nadad odpowiedni klimat i rozluźnid psychicznie i fizycznie.
***
Raena chciała zaprzeczyd, bo przecież zrobiła to tylko po to, żeby go zaskoczyd i żeby było mu nieco
milej. W koocu należało mu się za to, że wyciągnął do niej pomocną dłoo, a do tego pomógł z
zakupami, zrobił pyszny obiad i wspierał ją kiedy miała chwile załamania.
Dotyk jego dłoo był pewny, ale bardzo przyjemny. Samica poczuła dreszcz i delikatne łaskotanie w
brzuchu. Podniosła wzrok i spojrzała samcowi w oczy, co tylko nasiliło efekty jego dotyku.
- Tak, to randka. – stwierdziła po chwili, bo w istocie tak to wszystko wyszło, chod celem nie było.
Mimo to, wcale nie była zrozpaczona z tego powodu, a wręcz przeciwnie. Taki obrót spraw bardzo jej
się podobał.
- I widzę, że to wcale Ci nie przeszkadza. – uśmiechnęła się do niego nieco bardziej zaczepnie.
***
- Ani trochę, wręcz przeciwnie. – przygryzł wargę a potem chwycił ją za bark i przyciągnął lekko do
siebie, tak by usiadła między jego nogami, plecami do jej piersi, teraz obydwoje patrzyli sobie na
okno, za którym znowu zaczynała się kotłowad.
- I znowu jest mokro… - mruknął zerkając na nią, a potem obejmując ją, splatając dłonie na jej
brzuchu, musiał przyznad, że była znacznie cieplejsza niż się spodziewał, był to ich pierwszy,
całkowicie fizyczny kontakt. Uśmiechnął się i delikatnie przytulił ją do siebie, miał tylko nadzieje, że
nie zareaguje jakoś ostro.
***
Króliczyca uśmiechnęła się do niego wesoło, ciesząc się z takiej odpowiedzi, która bardzo jej
pasowała. Potem wykonał coś, czego nie do kooca się spodziewała. Przypuszczała, że będzie chciał ją
przytulic, właściwie sama tego bardzo chciała, ale nie sądziła, że w taki sposób.
Samica spięła się lekko, siedząc miedzy jego nogami, lekko oparta o niego. Jak się okazało, spięcie
było chwilowe i już paru sekundach, Samica czuła się bardzo dobrze, kiedy Nicolai obejmował ja,
splatając łapki na jej brzuchu.
Uczucie jakie towarzyszyło całej tej sytuacji było niezwykle przyjemnie i działało bardzo kojąco.
Króliczyca westchnęła cicho patrząc za okno.
- Mam nadzieję, że jutro znowu będzie ładniej, chod przez chwilę. – ułożyła się nieco wygodniej i
przygryzła lekko wargę. Wkrótce położyła dłoo na jego dłoniach.
***
Pogładził ją delikatnie po brzuchu a potem lekko potarł brodą czubek jej łebka, równo między uszami.
Czuł palące ciepło w brzuchu, powoli chciał przeklinad to przeklęte wino
- Ciepła jesteś. – rzucił, zerkając tylko na okno i wracając do gładzenia jej po brzuchu.
Lekko trącił nosem jej ucho a potem wiedziony dziwnym odruchem ścisnął ją czule.
- Powiem Ci, że po tym wszystkim naprawdę Cieszę się, że spotkałem Ciebie. – zawahał się a potem
pocałował ją lekko w policzek.
Przeszedł go dreszcz, nie powinien tego robid ale powoli wchodził w stan w którym przestawał się
bardziej przejmowad a zaczynał działad zgodnie z tym co czuje.
- I naprawdę cieszę się, że tak mi ufasz, że chcesz spad ze mną w jednym łóżku… - szepnął jej do ucha,
gładząc ją czule po brzuchu, czując jak powoli wzrasta w nim podniecenie jej bliskością, zapachem
oraz reakcjami.
***
Samica przymknęła lekko oczy czując ciepło samca i jego dotyk. Jego głaskanie było takie przyjemne,
że momentami ledwo powstrzymywała się od cichych pomruków. Raena czuła jak oboje dają lekko
ponieśd się tym magnetyzmem, jaki wytworzył się między nimi, zapewne od pierwszego spotkania.
Nie miała zamiaru z tym walczyd, a wręcz przeciwnie. Nie miała nic do stracenia, a do zyskania bardzo
wiele.
Króliczyca westchnęła cicho i zacisnęła mocniej palce na dłoni Nicolaia. Jego szepty działały na nią
jeszcze bardziej rozbudzająco i nie potrafiła opierad się urokowi tego co właśnie miało miejsce.
- Cieszę się, że to Ty mnie znalazłeś… - odpowiedziała mu cicho, kiedy przytulił ją czulej.
- Nie spodziewałam się, że tak szybko poczujemy coś takiego…. – odezwała się po dłuższej chwili,
będąc pewną, że Nicolai czuje się tak samo jak ona.
- I masz rację. Ufam CI. Nie wiem czemu stało się to tak szybko, ale ufam.. – uśmiechnęła się
zadowolona z całej sytuacji.
***
Uśmiechnął się widząc jej reakcje, naprawdę miał taką dziką ochotę przenieśd tą sytuację na łóżko,
tutaj nie było źle, ale też chciał mied z nią bliższy kontakt.
- Po prostu wyszło, to chyba tak miało byd. – mruknął jej do, ucha, lekko wsuwając palec pod jej
koszulkę i przeciągając nim po jej biodrze w stronę brzucha, starając się nie użyd pazura. Samemu
czuł dreszcze, czując jej krótkim, miękkie futro. Teraz dopiero mając ją w ramionach zdał sobie
sprawę jaka jest drobna. Uśmiechnął się do siebie w duchu a potem przytulił ją cieplej do siebie,
czując w głębi, że chciałby ją mied, dla siebie tylko. Od teraz, przez noc i pewnie tak długo jak ona
będzie go chciała. Zaczynała go już całkiem mocno pociągad fizycznie, a raczej nie sądził by była to
kwestia wina.
- Postaram się nie zawieśd tego zaufania… - szepnął jej do ucha, nie przestając jej pieścid.
***
Dotyk samca działał na nią bardzo pobudzająco. Ciepło bijące z jego ciała dawało poczucie
bezpieczeostwa, a ten delikatny dotyk.. Dziewczyna zadrżała lekko czując jak wsuną dłoo pod jej
ubranie i przesunął palcem po jej futrze. Nigdy wcześniej nie zareagowała na czyjś dotyk w ten
sposób. Zamruczała cicho, nie mając siły powstrzymywad kolejnej chęci by w ten sposób pokazad,
ze podoba jej się to co robił.
- Myślisz… - odezwała się w koocu.
- Myślisz, że to przeznaczenie? – zapytała trochę niepewnie, ale szczerze. Jeżeli tak było, bardzo
chciała by samiec został z nią już na zawsze, bo po tak krótkim czasie było jej już nieziemsko dobrze
z jego obecnością.
Raena westchnęła cicho czując się naprawdę dobrze. W tak ciężkim momencie, poznała kogoś, kto
prawie spadł jej z nieba i zajął się nią, a do tego… Poczuła coś znacznie więcej niż tylko wdzięcznośd.
- Podoba mi się to… - szepnęła cicho.
***
Mruknął, zastanawiając się chwilę nad odpowiedzią, generalnie nie wierzył w przeznaczenie, bo zbyt
wiele rzeczy się zmieniało bez przerwy, wchodziły w to inne osoby, ale w sumie, jeżeli wszystkie
sploty wypadków do tego doprowadziły, to czemu nie nazwad tego przeznaczaniem? Zapytał sam
siebie, najwidoczniej nie potrafiąc się zdecydowad
- Chyba tak, można to uznad za przeznaczenie, nic nie dzieje się bez przyczyny, prawda. Ujął ją
delikatnie za szczękę a potem pocałował w policzek.
Podobało mu się wszystko, serce uderzało mu teraz mocniejszymi uderzeniami, czuł jego bicie a może
i nawet ona czuła. Delikatnie przekręcił jej pyszczek i nie dbając o nic pocałował ją czule i namiętnie,
delikatnie trzymając za szczękę, jednocześnie wsuwając całą dłoo na jej brzuch, czując, ze jest
przyjemnie miękki, a futro chyba na całej jego długości musiało byd tak samo miękkie, przez chwile
zastanowił się nad tym, jak jest niżej. W odpowiedzi wstrząsnął nim mocny dreszcz.
***
Króliczyca była zadowolona z odpowiedzi jaką słyszała. Buziak jaki dostała w policzek był tak słodki, że
aż wywołał wielki uśmiech na jej twarzy, ale jak się okazało, była to tylko zapowiedź tego co nastąpiło
później.
Czuły i namiętny pocałunek, wyzwolił w niej całe pokłady uśpionego uczucia i chęci bycia blisko z kimś
innym. Miała wrażenie, że właśnie teraz eksplodowały wszystkie uczucia jakie ukrywała gdzieś
głęboko, a były przeznaczone dla niego.
Dziewczyna przerwała lekko pocałunek i zmieniła pozycję. Usiadła okrakiem na kolanach samca,
przodem do niego.
- Tak będzie wygodniej… - zerknęła mu w oczy i uśmiechnęła się radośnie, po czym pocałowała go
namiętnie.
***
Przyciągnął ją do siebie bardziej, tak, że jej podbrzusze zetknęło się z jego. Mruknął przeciągle, wolno,
chod ogniście odwzajemniając pocałunek. Jedną dłonią chwycił ją za kark a drugą wsuną ł pod koszulę
na jej plecach. Mimowolnie ruszając biodrami, czując pewną sztywnośd w spodniach.
- Oj będzie… - mruknął, przerywając pocałunek a potem zaczynając go od nowa, czując jak krew
zaczęła mu szybciej krążyd.
Odchylił jej łeb i zatopił lekko zęby w jej szyi, czując potężny dreszcz podniecenia, przeciągnął
językiem do jej ucha a potem pocałował ją znów namiętnie. Tym razem już nie miał zamiarów się
obwiniad za to, że jej pożądał. Z resztą pożądał jej niesamowicie mocno. Chciał ją zanieśd do łóżka a
tam zedrzed z niej ubranie. Był cholernie ciekawy jej ciała, tego jak wygląda i będzie reagowad na to,
jak będzie ją dotykał.
- Chcesz mnie? – szepnął jej do ucha, znowu przerywając pocałunek.
***
Króliczyca objęła Samca i skupiła się na słodkim pocałunku, który wywołał w niej przyjemny dreszcz,
który z kolei zmusił ją do pomruku. Raena czuła mocno ciało swojego ulubionego kucharza, a
szczególną uwagę zwróciła jego dolna cześd, która otarła się o nią gdy Nicolai zaczął poruszad
biodrami. Dziewczyna przerwała pocałunek i westchnęła cicho, po czym spojrzała na samca. Na jej
ustach pojawił się zaczepny uśmiech, a w oczach tlił się iskierki pożądania. Samiec znowu pocałował
ją namiętnie, a ona odwzajemniła to bez chwili wahania, czerpiąc z tego ogromną przyjemnośd.
Raena nie broniła się ani trochę, nawet w momencie gdy Nicolai postanowił podkręcid ją jeszcze
bardziej, wbijając swoje żeby w jej szyję. Samica zamknęła oczy i westchnęła głośniej, czując mocny
dreszcz przechodzący po całym jej ciele.
- Nicolai… - szepnęła cicho, kiedy zadał jej pytanie, a jego szept wypełniony był pragnieniem.
Króliczyca czuła równie mocne pożądanie co on, bała się trochę tego, ale miała przeczucie, że to nie
jest byle co..
- Chce… - powiedziała mu do ucha i wtuliła się mocniej w niego.
***
Poczuł monstrualny dreszcz jak powiedziała wpierw jego imię, a potem potwierdziła to że go chce.
Przełknął ślinę i pocałował ją namiętnie, niespokojnie w myślach mając ochotą na więcej i więcej.
Dreszcze przechodziły po nim z każdym jej ruchem, przesunął dłoo na jej bok, całując ją głęboko i
chciwie, drugą dłonią przeniósł jej rękę na swój kark a potem zaczął wolno ruszad biodrami, czując
ciepło jej krocza przez materiał jej spodni.
Przez głowę przechodziły mu różne scenariusze, nie każdy z użyciem łóżka.
Przesunął dłonią po jej piersiach, ukrytych pod zgrabnym biustonoszem. Poczuł dreszcz i
momentalnie stwardniał jeszcze bardziej, czując, że jeżeli tak dalej pójdzie to w krótkim czasie
przebije spodnie.
- Chce iśd z tobą do sypialni… Albo rzucid cię tutaj na dywan… - mruknął jej do ucha. - Naprawdę
chcę…
Napiął sie, czując jak czubkiem mocno naparł na jej krocze. Szybko się rozkręcił i w dodatku miał
potwornie duży apetyt na nią, znów pocałował ją namiętnie, wodząc lekko dłonią po jej bokach,
brzuchu i karku.
***
Kroliczyca była rozpalona do granic możliwości, a Samiec wcale nie przestawał działad na nią coraz
bardziej. Każdy jego ruch, jego szept czy westchnienie, jedynie podsycały jej podniecenie. Raena
sama zaczęła poruszad biodrami, czując jak twardy jest jej samiec. Uśmiechnęła się w myślach, bo
oboje wiedzieli jak niewielka iskra była potrzebna, by ich rozpalid. Gdy Nicolai dotknął lekko jej piersi,
dziewczyna znowu zadrżała czując jego dłoo. Pragnęła go całą sobą, jak nigdy jeszcze nikogo.
- Chodźmy do mnie… - szepnęła podniecona i w ramach rewanżu, wbiła swoje ząbki w szyję samca.
Potem wstała z jego kolan i spojrzała na niego zaczepnie, z oczami rozświetlonymi pożądaniem.
Po chwili pochyliła się i chwyciła go za nadgarstek, po czym pociągnęła, by samiec szedł za nią do jej
sypialni.
***
Wstał i poszedł za nią a potem uśmiechnął się czując w sobie podłą iskierkę, chwycił ją od tyłu i wziął
w ramiona, podnosząc ją i niosąc do pokoju.
- Podobno wybrankę do łoża winno się nosid… - mruknął, widząc zaskoczenie w jej oczach.
Zaniósł ją do pokoju, nie trudząc się zamykaniem drzwi, nie widział w tym sensu ani powodu, z racji
ze byli tutaj tylko oni, rzucił ją miękko na łóżko a potem pozbył się z siebie koszuli, rzucając ją zmiętą
na ziemię wszedł na łóżko i pocałował ją namiętnie.
Ujął jej pyszczek i wolno położył się na niej, całując ją chciwie, lekko rozsunął jej nogi kolanem i oparł
się dłoomi po bokach jej łebka, patrząc jej w oczy i oddychając głęboko.
***
Samica nie zwlekała zbyt długo i od razu pociągnęła go za rękę w stronę swojego pokoju. Nicolai
najwidoczniej spieszył się bardziej niż ona, bo wziął ją w ramiona z zaskoczenia, żeby sobie zanieśd ją
do łóżka. Zaskoczona Raena roześmiała się wesoło, ale wcale nie przeszkadzało jej to co zrobił.
- Jesteś niepoważny. – odezwała się tylko i już po niedługim czasie wylądowała na swoim łóżku.
Spojrzała na niego podniecona, kiedy pozbył się koszulki i powitała ten widok cichym mruknięciem.
Potem przyszedł do niej i zaczął całowad ją namiętnie, a dziewczyna przesunęła łapkami po jego
futrze, odwzajemniając namiętne pocałunki.
Króliczyca nie broniła się ani trochę, pragnąc samca tak samo mocno jak on jej. Raena spojrzała mu
w oczy, kiedy ten przyglądał się jej oddychając przy tym głęboko. Powoli podniosła łapkę i dotknęła
jego policzka, przesuwając po nim lekko palcami, potem podniosła lekko głowę i pocałowała go
delikatnie i czule, a nie tak dziko jak wcześniej. Po dłuższej chwili przerwała delikatnie i znowu utkwiła
wzrok w jego oczach, uśmiechając się przy tym.
***
Odwzajemnił uśmiech i wolno przeciągnął dłoomi po jej bokach, samemu próbując pozbyd się
chodzącego od jej dotyku dreszczu, potem wsunął je pod jej koszulkę, czując pod opuszkami palców
jak lekko skakały na jej żebrach. Ciągle patrząc jej w oczy podciągnął koszulkę wyżej, tuż pod same jej
piersi a potem przeciągnął językiem od krawędzi spodni, przez cały brzuch aż do rowka między
piersiami, czując doskonale jej zapach, wciąż pachniała bzem.
Delikatnie obciągnął niżej prawą miseczkę biustonosza i przyjrzał się jej piersi, była mała, kształtna i
jędrna. Mruknął przeciągle a potem z fascynacją przeciągnął po niej mokrym, szorstkim językiem.
Czując jak sutek prześlizgnął się przez prawie całą jego długośd.
Cieszył go fakt, że Raena wykazywała chęd i zaufanie do niego, nie musiał się martwid tak bardzo, za
to mógł w pełni cieszyd się każdą chwilą. Króliczyca miał wyjątkowo fajne ciało, była drobniutko, tak
jak z resztą lubił mied taki przybliżony ideał samicy.
Westchnął i chwycił zębami za guzik od jej spodni a potem przekręcił lekko łeb i patrząc jej w oczy
pociągnął silnie, rozpinając jej spodnie
***
.
Raena leżała spokojnie, będąc zupełnie poddaną samcowi. Pozwoliła mu robid to na co miał ochotę,
samej czerpiąc z tego bardzo wiele przyjemności. Kiedy podwinął jej bluzkę, samica przygryzła wargę
czekając na to co stanie się później. Przesunął językiem po jej ciele, na co zareagowało ono
dreszczami rozkoszy. Raena westchnęła cicho, kiedy zajął się jej piersią, była to jedna z jej ulubionych
pieszczot. Ciche pomruki raz po raz wydobywały się z gardła dziewczyny, która była rozpalona do
granic możliwości. W koocu samiec postanowił rozpiąd jej spodnie, ale sposób w jaki to zrobił,
zupełnie zaskoczył dziewczynę.
- Takie cos też potrafisz? – mruknęła zaczepnie, potem uniosła się na łokciach i spojrzała na niego
pożądliwym wzrokiem.
***
- Zdarzyło się kilka razy… - ściągnął z niej dłoomi i zębami spodenki, a potem już rzucił je na podłogę,
wolno i niespiesznie wodząc pyskiem po jej udach, całując je namiętnie i liżąc, zbliżając się z każdą
sekundą coraz bliżej jej krocza, czuł z resztą ciepło jej brzucha. Spojrzał jej w oczy a potem pocałował
delikatnie jej szparkę, chwytając w usta jej prawą wargę a potem kładąc dłonie na jej biodrach i
przeciągając językiem po całej jej długości, na koniec próbując go wsunąd przy powtarzaniu ruchu
głębiej w nią. Bawiąc się przy okazji kciukami na kapturku jej łechtaczki, uwielbiał się zajmowad
partnerką która potrafiła to docenid.