Siema! Na wstępie chcę podziękować wszystkim którzy
Transkrypt
Siema! Na wstępie chcę podziękować wszystkim którzy
Siema! Na wstępie chcę podziękować wszystkim którzy odpowiedzialni są za Najpiękniejszy Festiwal Świata! Niesamowita robota, niesamowici ludzie i nieziemski klimat! Ten Przystanek był 2 z kolei na który wybrałem się ze znajomymi, wcześniej jeszcze w Żarach kiedy byłem małym bąblem to rodzice zabierali mnie i pokazywali jak wspaniałą wspólnotę tworzą Woodstockowicze. W tym roku z racji pracy w odległym Krakowie nie dałem rady przybyć, jak rok temu na kilka dni przed rozpoczęciem. Moi dzielni przyjaciele dojechali jednak już we Wtorek i relacjonowali mi sytuację podgrzewając moją chęć odwiedzenia Kostrzyna. Na dzień przed moim wyjazdem, dowiedziałem się że dam radę urwać się w piątkowe popołudnie trochę wcześniej z pracy i stanąłem przed dylematem: wracać do domu w którym nie byłem od początku wakacji czy udać się do Kostrzyna... Ostateczną decyzję podjąłem stając przed kasjerką w kasie PKP. Jedynym połączeniem z Kostrzynem, które dawało mi pełną sobotę na przystanku miałobyć "hiperszybkie" połaczenie via Warszawa & Poznań. Strzeliłem więc bilet za blisko 200 zł, i z niecierpliwością oczekiwałem pociągu. W piątek kręciłem się po biurze i nerwowo spoglądałem na zegarek, kiedy nadeszła odpowiednia pora wyrwałem z przygotowaną wcześniej torbą nie odbijając nawet karty... Zdążyłem na pociąg bez problemu, ten również bez najmniejszych problemów dowiózł mnie do Warszawy Zachodniej... I tu zaczęła się prawdziwa Woodstockowa przygoda. Pociąg z Warszawy do Krzyża miał pokonać wszelkie trudności w ok. 5 godzin... Nie pokonał. Trakcja zerwała się na trasie w dwóch miejscach, a superszybka polska kolej dowiozłam nie do Krzyza via Łódź & Koluszki... Krzyż o 2 w nocy nie jest najpiękniejszą miejscowościom. A tablica odjazdów wieszczyła mi noc na peronie pełnym innych Woodstockowiczów, co ciekawe nie tylko tych którzy wybierali się do Kostrzyna ale i tych którzy z Kostrzyna wracali. Noc spędzona po bożemu na posadzce nie zregenrowała sił, ale optymizm napawający ludzi udzielał się wszystkim... W końcu nadeszła 5 i udało się wsiąść do dobrego pociągu. O 7 byłem na miejscu. Jeszcze nigdy na Woodstock nie jechałem pociągami i ta podróż wcale nie zachęcała mnie do taki voyage'rzy. Ale co tam! Na pole dotarłem piechotką. Pierwsze co rzucało się w oczy to klimatyczny syf i cała Woodstockowa aura. Kilometrowe kolejki do wody i ToiToi nie robiły na mnie wrażenia, to już znałem. Z czasem spotkałem się ze znajomymi którzy jak już wcześniej napisałem koczowali na polu od jakiegoś czasu. Opowiedzieli mi o świetnych koncertach Helloween i Dog Eat Dog. Byli pełni podziwu dla Zebrahead i Projektu Republiki. Najbardziej bolało mnie to ostatnie, gdyby nie cudowna podróż niesamowicie punktualnymi liniami PKP zdążyłbym na ten koncert! No ale cóż Piątek też zapowiadał się niesamowicie, The Prodigy to kapela której słucham od wielu lat, której gigów zaliczyłem już kilka a Gentelman niesamowicie wpadł mi w ucho przed samym Przystankiem. Znajomi byli pełni obaw tego pierwszego zespołu, opowiadali o ludziach kórzy na Woodstock podobno trafili przypadkiem. Nie do końca rozumiałem o co chodziło. Z każdą chwilą przebywania na polu zacząłem rozumieć o co im chodzi. Trafiali się ludzie którzy nie rozumieli czym Woodstock jest, jakie wartości niesie jego scena. No ale cóż 700 tysięcy ludzi! Jeżeli 1% tego tłumu stanowią nieprzystosowani do takiego środowiska to jest to bagatela 7000 osób, czyli blisko 1/3 mieszkańców Żar. Moje odczucia dotyczące XVIII Przystanku są jednak niesamowicie pozytywne! Nie chcę już pisać o tych barierkach, gwiazdorstwie czy zachowaniu niektórych. Nie jedzie się na Woodstock dla kogoś, tylko dla czegoś. Dla wartości płynących z każdego jego zakątka, dla zabawy, dla miłości którą tam wszędzie czuć. Dla mnie wszystkie koncerty soboty były niesamowite. Buldog i Arka Noego wgniotły mnie w ziemie. Gentelman rozbujał świat i przynióśł nowe znajomości. A Prodigy... a Prodigy przyniosło mi najpiękniejszy koncert na jakim byłem. Klimat i obawy moich zajomych (których na Prodigy całkowicie zgubiłem) według mnie zostały całkowicie obalone. Gdy z głośników padaly kolejne bity Omena, czy Invaders Must Die tłum bawił się wyśmienicie. Nic nie zgubiłem, a kiedy upadałem wszyscy slużyli pomocą. Po koncercie odnalazłem narzekających znajomych którzy niestety zdania nie zmienili - może dlatego że w ramach buntu koncert spędzili w namiocie ;-). Wybraliśmy się jeszcze na Łąki Łan i zakończenie. Po tym wszystkim zostało mi do odjazdu pociągu ok. 2 godzin. Powoli zebrałem się na preron, gdzie już koczowaly setki ludzi. Po raz kolejny czekała mnie podróż Polskimi kolejami... z czasem okazywało się że odwoływane, albo opoźnione są kolejne pociągi do Poznania, sytuacja była niemal krytyczna, bo do pociągu na Kraków miały wejść 3 składy ludzi z Poznania, Częstochowa i pół Śląska... Ale nie ma rzeczy niemożliwych, zgodnie z rozkładem podstawiono pociąg do Krakowa i zgodnie z moimi przewidywaniami rozgorzała "walka" o jakikolwiek skrawek miejsca. Znajomy z Bydgoszczy, chciał się cofnąć bo to nie był jego pociąg... nie udało mu się jednak i razem ze mną wybrał się przez Poznań z setkami innych zmęczonych Woodstockowiczów. Co do samej podróży to narzekać nie mogę, udało się wywalczyć skrawek siedzenia i poznać świetnych ludzi z pokojowego patrolu i nie tylko. Zdjęcie posiadam tylko jedno, ale bardzo cenne bo moich znajomych z koncertu Airbourna o którym całkiem zapomniałem, a który przecież też był super! Jeszcze raz dzięki za Woodstock i za to co robicie dla ludzi codziennie. Oby do stycznia! P.S. Zaproście The Offspring albo Gorillaz. Zwłaszcza ci ostatni mogli by przypaść do gustu Woodstockowej publiczności, nie wprowadzać zamieszania i wtopić się plan poszerzania gatunkowego Woodstockowej Sceny.