Wojny gwiezdne zaczęły się
Transkrypt
Wojny gwiezdne zaczęły się
Creatio Fantastica PL ISSN: 2300-2514 R. XI, 2015, nr 4 (51) Paula Mejsner Wojny gwiezdne zaczęły się Nie ulega wątpliwości, że premiera Star Wars: Battlefront została wręcz perfidnie zaplanowana w taki sposób, by skorzystać jak najwięcej na medialnym szale towarzyszącym wejściu do kin VII epizodu Gwiezdnych Wojen. Ale czy to ważne? To, co studio DICE zaoferowało graczom, graczom kultywującym to konkretne uniwersum, czy też samym fanom serii, niekoniecznie spędzającym setki godzin z padem w dłoni, jest tak zadowalające, że bez znaczenia jest fakt, że zostaliśmy w pewien sposób zmanipulowani. Ja, jako członkini drugiej z powyższych grup oddaję ukłon w stronę twórców, którzy pozwolili mi na moment być Darthem Vaderem (dopóki ktoś nie zmiótł mnie z powierzchni ziemi ), dzierżyć w dłoni blaster, czy latać X-wingiem. A to tylko niektóre ze smaczków, którymi można się rozkoszować. Battlefront to trzecia odsłona z serii o tym samym tytule i typowe FPS. Nie należy w tej kwestii spodziewać się cudów. Sytuacja zarysowuje się podobnie jak w przypadku filmów – nie są to pozycje ambitne, nie przeprowadzają dogłębnej analizy psychiki postaci, nie poruszają ważnych kwestii moralnych, a jednak dzięki wielości tak charakterystycznych motywów zostały pokochane przez widzów. Oprawa wizualna i przyjemność, jakiej dostarcza rozgrywka, to główne czynniki, dla których warto zapoznać się z tym tytułem. Na PS4 dostajemy możliwość grania w dwóch głównych trybach: single i multiplayer z dodatkowym, wyłącznym na konsole trybem split-screen. Fabuła gry przedstawia się następująco: Sojusz Rebeliantów staje naprzeciw szturmowców Imperium w walce o losy galaktyki. I właściwie to tyle. Cała zabawa polega jednak nie na linii fabularnej, ale na potyczkach w multiplayerze, za którą to przyjemność na PS4 trzeba dodatkowo zapłacić. Dostajemy do dyspozycji dziewięć trybów, w których Recenzja gry Star Wars: Battlefront (PS4), EA DICE 2015. 1 może naraz brać udział do czterdziestu osób. Są to m.in.: supremacja – czyli walka drużynowa o kontrolę nad pięcioma punktami na mapie; eskadra – walka powietrzna; atak ATAT; łowy na bohatera, w których jedna z kluczowych postaci staje naprzeciwko drużyny siedmiu osób; czy też tradycyjna potyczka. Najciekawszą opcją jest zdecydowanie supremacja, która zawiera w sobie po trosze wszystkiego, jest to rodzaj bitwy totalnej, zapewnia tak zróżnicowaną i wciągającą rozgrywkę, że odchodzi nam ochota na ogrywanie innych trybów. Prawdziwą gratką dla fanów Gwiezdnych Wojen są z całą pewnością mapy. Dostajemy do dyspozycji mroźne połacie Hoth, bujne lasy Endoru, pustynny krajobraz Tatooine, wulkaniczny Sullust oraz nowo poznane za sprawą Przebudzenia Mocy – Jakku. Na każdej z tych lokacji odnajdziemy kilka smaczków, które są tak znane za sprawą filmów, np. Ewoki uciekające do swych chatek (od których można oberwać kamieniem w głowę), pamiętna jaskinia z Imperium kontratakuje, w której mało brakowało, aby Luke został pożarty, czy też chowający się przed nami Jawowie. Wszystko to sprawia, że niechętnie opuszczamy ten świat. Co do naszej postaci, sprawa wygląda następująco – wraz ze zdobywaniem kolejnych rang, odblokowujemy też coraz więcej nowych broni, kart, przedmiotów i opcji personalizacji wyglądu postaci. W przypadku tego ostatniego na wielki minus zasługuje możliwość biegania szturmowcem bez hełmu, w dodatku z dowolnie wybraną przez nas fryzurą i kolorem skóry. I chociaż VII epizod uświadomił nam, że klony tak naprawdę przestały być klonami Jango Fetta, to nadal zobowiązane są do zakrywania swojego oblicza. W 2 przeciwieństwie do tej pomyłki, ciekawą opcją jest wybór rasy swojej postaci. Quarrenowie, Rodianie, Sullustanie, Twi’lekowie, Zabrakowie, Ishi Tibowie – nic Wam nie mówią te nazwy? Bez obaw, mnie również, do czasu, aż zobaczyłam, co się za nimi kryje. Są to humanoidalne rasy obcych, których odpowiedniki odnajdziemy oczywiście w filmach. Jednak nie ma co na początku głowić się nad tym, jak nasza postać powinna wyglądać, bo żadnej z powyższych ras nie odblokujemy zbyt prędko. Jeśli chodzi o wybór broni, to studio DICE zatroszczyło się o to, abyśmy nie mogli narzekać na brak urozmaicenia. Każdy gracz może dowolnie dopasować swój ekwipunek do stylu gry. Dostajemy zatem do wyboru szybkostrzelne blastery, dalekodystansowe karabiny czy rewolwery o krótkim zasięgu. Ponadto wraz z rozwojem postaci odblokowujemy karty specjalne, za których pośrednictwem otrzymujemy dostęp do granatów, torped i snajperek. Nie można nie wspomnieć o oprawie wizualnej i dźwiękowej. I chociaż grafika w wersjach na konsole jest z reguły słabsza, to ja nie mam żadnych zastrzeżeń do tej, jaką otrzymałam w przypadku tego tytułu. To, w jaki sposób odwzorowane zostały szczegóły takie jak: śnieg, piasek, sople lodu, nawet hełmy szturmowców, na których widać każde zabrudzenie czy zadrapanie – zasługuje na najwyższą notę. No i oczywiście muzyka! Każda lokacja ma przypisany specyficzny dla niej motyw, dokładnie tak jak w filmach. Do tego Marsz imperialny towarzyszący pojawieniu się postaci Vadera – bezcenne. 3 Nie łudźmy się jednak, że wszystko przedstawia się tak kolorowo. Największą wadą Battlefronta jest zdecydowanie cena nieadekwatna do tego, co gra ma do zaoferowania. Koszt podstawki na PS4, wykupienie przepustki do grania w trybie multiplayer, do tego wizja dokupowania DLC, które teoretycznie powinny być częścią wersji podstawowej – wszystko to kładzie się dużym cieniem na grze, która ma taki potencjał. A szkoda. Być może CD Projekt RED wyznaczy nowe trendy i inni deweloperzy czy wydawcy (patrz: EA) również dostrzegą, ile korzyści niesie zarówno im, jak i graczom wypuszczanie darmowych dodatków, a przede wszystkim kompletnej gry. Na szczęście mnie te pięć danych map jeszcze nie znudziło i nadal czerpię z grania wielką przyjemność. Podejrzewam, że wielu casualowych graczy wcale nie dostrzeże problemu niekompletności produktu, ale jeśli już należałoby się do czegoś przyczepić, to z pewnością właśnie to daje szerokie pole do niezadowolenia. Ciężko jest mi się silić na choćby odrobinę obiektywizmu w przypadku uniwersum Gwiezdnych Wojen, dlatego też ja jestem prawie całkowicie kupiona przez tę grę. Tylko pomyślcie – wystarczy wygodnie usiąść w fotelu, wziąć pada w dłoń, założyć słuchawki, by po chwili znaleźć się w świecie tak uwielbianym z ekranu (tak, tak – immersja i wszystkie jej niebezpieczeństwa, kto by się tym przejmował, kiedy ważą się losy galaktyki). I chociaż boli mnie nieco fakt, że zawartość mojego portfela została niesłusznie aż tak uszczuplona, a umysł zmanipulowany, to radość, jaką niesie za sobą Battlefront, wynagradza wszystkie jego wady. Dla fana zakup gry będzie strzałem w dziesiątkę, dla wytrawnego gracza niekoniecznie, ale też nie w takie grono celowali zarówno dystrybutorzy, jak i wydawca. Trzeba mieć tylko nadzieję na to, że twórcy będą czerpać z tego potencjału i serwować nam co jakiś czas dodatki, które przedłużą przyjemność grania. Niech Moc będzie z nami. Źródło grafik: materiały dystrybutora 4