Jak stworzyć przepiękną wydmuszkę? Szlaban na życie

Transkrypt

Jak stworzyć przepiękną wydmuszkę? Szlaban na życie
kultury
Szlaban na życie
Przemysław
Skrzydelski
komentator
teatralny ­Pr. II
Polskiego Radia
Agnieszka Glińska niepotrzebnie
rozmienia swój teatr na drobne.
Wybitna reżyserka intryguje coraz
bardziej. Przed tygodniem z wywiadu dowiedzieliśmy się, że na
scenie mogłaby ograniczyć się do
Doroty Masłowskiej i Czechowa.
Gwoli sprawiedliwości, znaku
równości pomiędzy tą dwójką nie
postawiła, ale wychodzi na to, że
świat dla Glińskiej nagle zawęził
horyzonty albo opis rzeczywistości stał się niebezpiecznie prosty,
chyba dla własnej frajdy. Cóż
z tego, że – taki wniosek można
by wysnuć – klasyk z Taganrogu
i do niedawna punkowa rewolucjonistka języka polskiego to dwa
totalnie przeciwległe bieguny dramaturgii, które może jedynie wystarczą reżyserce, by na własnej
scenie umościć się w ulubionych
konwencjach. Rozmawiamy jednak o doświadczeniu, lub najprościej: znajomości międzyludzkich
konfliktów i tego czegoś, co tam
w duszy szarym idealistom gra
(a to tym Glińska, m.in. z pomocą
Czechowa, na mapie naszego teatru odznaczała się najwyraźniej).
Zresztą opowiadanie zwykłego
życia to naczelny sceniczny kłopot ostatniej dekady.
„Dwoje biednych Rumunów”
ustawia jej teatr w niekorzystnym
położeniu. Jeszcze w styczniu
tego roku, nawet jeśli nieudanie
pokazywała von Horvátha, przynajmniej określała, jak postrzega
mechanizm egzystencji w większej zbiorowości. Natychmiast
rodził się temat, skala obserwacji.
Podstawowe instrumenty, które
wybijają dramat w górę, gdy czasem nie wiadomo, co z nim zrobić
z aktorami. Poza tym potykając się
o największe teksty, dowiadujemy
się o nich wiele.
W tym przypadku tak nie będzie. Dziwnie się stało, że „Dwoje
Rumunów”, w zgodnej opinii
najsłabszy tekst Masłowskiej,
niemal tak samo skutecznie przewędrował przez polskie sceny, jak
rozpięty na o wiele szerszej skali,
grzebiący w pokoleniowych konfliktach „Między nami dobrze
jest”. W przypadku tego drugiego
dramatu reżyserka mogłaby pościgać się ze świetną wersją Grzegorza Jarzyny z TR Warszawa (2009).
Na początek sezonu w swoim
Studio wybrała gagi, skecze (zatem i dystans, i umizgi do publiki)
oraz raczej sytuacyjki niż sytuacje.
Zjadający sam siebie język Masłowskiej nie pozostawia żadnych
szans. Miałkość młodzieżowych
dialogów (diagnozy o Polsce nie
ma tu za grosz, raczej problemy
spod znaku „mieliśmy trudne
dzieciństwo”) zabija perspektywę,
zaskakująco łatwo podpowiada,
że niczego nie da się z nią zrobić.
I Glińska nic nie robi. Przyparta
do ściany, co prawda to tu, to tam
przyozdobi dialog, by wyłuskać
z postaci resztki psychologii, jednak za chwilę ucieka, by łatwym
zabiegiem skleić kolejne sceny.
I naprawdę kongenialna Monika
Krzywkowska w roli porwanego
kierowcy, a później kobiety zabierającej autostopowiczów udowadnia tylko, że pewnie obok
Magdaleny Cieleckiej jako jedyna
w swoim pokoleniu zagra już
wszystko, lecz skoro tak, to poproszę powtórkę z jej Anny Wojnicew
z „Płatonowa” sprzed czterech lat.
A podobno w grudniu Glińska ma
pokazać „Wiśniowy sad”. Zatem
czekamy, bo na kapitulację zbyt
wcześnie.
Dorota Masłowska
„Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku”
reż. Agnieszka Glińska
Teatr Studio im. Stanisława Ignacego Witkiewicza
(Mała scena)
premiera: 16 września 2013
Jak stworzyć
przepiękną
wydmuszkę?
łukasz
adamski
redaktor naczelny
wNas.pl
Wizjonerski „Wielki Gatsby” miał
wydobyć z opowieści F. Scotta
Fitzgeralda jej głębię i w nowoczesny sposób zaprezentować ją
widzowi XXI w. To zadanie udało
się połowicznie.
Baz Luhrmann od dawna zabierał się do ekranizacji dzieła Fitzgeralda, które było już przekładane na filmowy język kilka razy.
Najsłynniejszą wersję zrealizował
w 1974 r. Jack Clayton na podstawie scenariusza Francisa Forda
Coppoli. Luhrmann nie zawiódł
oczekiwań swoich fanów, dając
im przepych, dekadencję i karnawałowy kołowrotek. Wszystko
dodatkowo pokropiono sosem
3D, co jeszcze mocniej spenetrowało głowę widza wizjonerstwem
twórcy „Moulin Rouge”. A co mają
powiedzieć miłośnicy Fitzgeralda?
Kilka lat temu subtelną, wielowarstwową prozę pisarza zekranizował w powodzeniem David
Fincher. „Ciekawy przypadek
Benjamina Buttona” jest książką
trudniejszą do przeniesienia
na ekran niż „Wielki Gatsby”.
Wszystko wskazywało, że Luhrmann nie może nie poradzić
więc sobie z materiałem, mając
na dodatek na pokładzie takich
aktorów jak Leonardo DiCaprio
czy Tobey Maguire. A jednak dokonał tej sztuki. Mimo kilku mało
strawnych dla dzisiejszego widza
zabiegów w „Wielkim Gatsbym”
z 1974 r. jedno z pewnością się duetowi Coppola/Clayton udało. Pokazali oni w fantastyczny sposób
wnętrze multimilionera, który
jest dla Nowego Jorku niczym
kosmita spadający z nieba. Siłą
57
powieści jest doskonałe nakreślenie nie tylko wrodzonej patologii
wyższych sfer, ale przede wszystkim wejście w psychikę człowieka
totalnie poświęcającego się realizacji mitu „od pucybuta do milionera”. Robert Redford jako Jay
Gatsby był tajemniczy, intrygujący i dziecinnie bezbronny.
Dlatego wielkim zaskoczeniem
musi być fakt, że mimo usilnych
prób nie udało się tego odtworzyć Leonardowi DiCaprio. Czy
to nietrafne poprowadzenie doskonałego przecież artysty przez
Luhrmanna? Czy może sam aktor
zmęczony wybitnymi kreacjami
z ostatnich lat nie odnalazł się
w zawiłościach swojej postaci?
Wydaje się, że odpowiedź kryje
się w pracy reżysera, choć w kilku
momentach pokazał, jak jego film
powinien wyglądać. Scena kłótni
w Hotelu Plaza, gdzie trójkąt bohaterów odsłania powoli swoje
prawdziwe oblicze, przypomina
najlepsze sceny z obrazów Polańskiego. Ale świadomość, że film
miał potencjał, jeszcze bardziej
wzmacnia rozczarowanie.
„Wielki Gatsby” jest jak otwierająca film scena imprezy w zamku
multimilionera. Dostajemy dwie
godziny oszałamiającej pięknem
zabawy, które nie pozostawia po
sobie nic poza płytką przyjemnością. Nie o to chyba chodziło
Fitzgeraldowi. Po nacieszeniu
wzroku Luhrmannem polecam
więc „Ostatniego z wielkich” Elii
Kazana, który został oparty na
powieści zmarłego w trakcie pisania F. Scotta Fitzgeralda. Nawet
niedokończone dzieła mistrza
mogą być doskonale zekranizowane. Jest to
możliwe.
„Wielki Gatsby”
reż. Baz Luhrmann
dystr. Galapagos