Annual General Meeting

Transkrypt

Annual General Meeting
PISMO PG
21
Annual General Meeting
Helsinki, Finlandia 18-21.03.2004
N
ajwa¿niejszym wydarzeniem w kalendarzu spotkañ sekcji Erasmus Student Network jest, organizowana ka¿dego roku w innym kraju, konferencja Annual General Meeting. Tym razem miejscem spotkania by³y Helsinki. AGM jest
walnym zgromadzeniem sekcji ESN z
ca³ej Europy. Rokrocznie, kilkuset przedstawicieli spotyka siê w celu dokonania
analizy osi¹gniêæ ostatnich 12 miesiêcy
oraz wytyczenia nowych dróg rozwoju
organizacji. Rozliczeniu podlega równie¿
roczna praca zarz¹du ESN. W drodze g³osowania, na kolejne 12 miesiêcy powo³any zostaje nowy zarz¹d.
Wpad³a do pobliskiego rowu, w wyniku
czego ucierpia³y niektóre garnitury i torby.
Z tego powodu dotarliœmy do Helsinek o
12 godzin póŸniej ni¿ planowaliœmy.
Zmierzaj¹c do Helsinek...
Pi¹tek rozpocz¹³ siê porann¹ sesj¹ obrad. Przedmiotem dyskusji by³y poprawki
do zmian w statucie organizacji. Po obiedzie odby³ siê Informarket – spotkanie informacyjne, podczas którego mo¿na by³o
wymieniæ doœwiadczenia czy pobraæ materia³y informacyjne od przedstawicieli
uczelni objêtych programem Socrates/Erasmus z ca³ej Europy. Polskie stoisko by³o
wyj¹tkowo chêtnie odwiedzane.
Kolejnym punktem programu dnia
by³y tematyczne warsztaty. Uczestnicy
konferencji spêdzili wieczór na przyjêciu
u prezydenta Helsinek w ratuszu.
Polskie sekcje ESN wystawi³y siln¹,
trzydziestoosobow¹ reprezentacjê. Wiêkszoœæ stanowili przedstawiciele gdañskich
uczelni: politechniki, akademii medycznej
oraz uniwersytetu. Osoby te wybra³y siê
do stolicy Finlandii g³ównie drog¹ l¹dowowodn¹. Miejscem spotkania grupy 18 osób
by³a Politechnika Gdañska. St¹d wyruszyliœmy busem do stolicy Estonii – Tallina.
Podró¿ nie oby³a siê bez przygód – oko³o
czwartej nad ranem na £otwie, w pobli¿u
Rygi zgubiliœmy przyczepê z baga¿ami.
Podró¿ promem z Tallina do Helsinek
Czwartek, 18 marca
Czwartek by³ pomyœlany jako dzieñ
zakwaterowania. Po po³udniu odby³o siê
spotkanie z rektorem helsiñskiego uniwersytetu oraz zwiedzanie stolicy. Niestety,
ominê³y nas te atrakcje, gdy¿, z powodu
wspomnianego opóŸnienia, dotarliœmy do
hotelu póŸnym wieczorem.
Pi¹tek, 19 marca
Na sali obrad
Sobota, 20 marca
Sobota up³ynê³a pod znakiem obrad.
Najwa¿niejszym punktem dnia by³o
przedstawienie sprawozdania finansowego za miniony rok oraz prezentacja kandydatów do nowego zarz¹du ESN-International.
Wieczorem odby³ siê tradycyjny Eurodinner, czyli spotkanie kulinarne, podczas
którego ka¿dy uczestnik móg³ skosztowaæ
narodowych potraw cz³onków z 24
pañstw. Trwa³o ono do póŸnych godzin
nocnych. Z przyjemnoœci¹ mo¿emy
stwierdziæ, i¿ nasz stó³ by³ bardzo oblegany, Polacy byli dusz¹ towarzystwa, motorem napêdzaj¹cym zabawê. Przeprowadzonych zosta³o mnóstwo ciekawych konkursów. Pod koniec wielu cudzoziemców
mia³o namalowan¹ na policzkach polsk¹
flagê oraz œpiewa³o polskie piosenki...
Niedziela, 21 marca
21 marca by³ najwa¿niejszym dniem
obrad. Podczas niego zosta³ zatwierdzony nowy bud¿et oraz wybrany nowy za-
Polskie stoisko „Infomarketu”
Nr 6/2004
22
PISMO PG
rz¹d. Prezydentem zosta³a reprezentantka Wêgier Zsofi Honfi, bêd¹ca sekretarzem w poprzednim zarz¹dzie.
Dzieñ ten by³ wyj¹tkowy równie¿ z
innego powodu. Otó¿ ostatnim elementem
obrad by³ wybór miasta organizuj¹cego
nastêpny AGM. Swoj¹ kandydaturê zg³osi³y gdañskie uczelnie. Podczas prezentacji kandydatów przedstawiliœmy film promocyjny. Pragniemy w tym miejscu podziêkowaæ p. Arturowi Kornackiemu z
Katedry DŸwiêku i Obrazu WETI PG za
ogromny wk³ad przy realizacji filmu.
Wynik g³osowania przerós³ nasze najœmielsze oczekiwania – na 127 uprawnionych, nasz¹ kandydaturê popar³o 126
osób. W tym momencie sta³o siê jasne, i¿
w przysz³ym roku oko³o 450 przedstawicieli ESN zawita do Gdañska.
Ostatnim punktem dnia by³ uroczysty bankiet Gala Dinner. Podczas niego
mo¿na by³o wznosiæ toasty, s³uchaæ wystêpów artystycznych, jak równie¿ w
nich uczestniczyæ. Po gali przewidziany by³ bal, który trwa³ do póŸnych godzin nocnych. Konferencja powoli dobiega³a koñca…
Poniedzia³ek – czas powrotu
Uczestnicy udali siê w drogê powrotn¹. Nieliczni, którzy dysponowali dodatkowymi kilkoma dniami, skorzystali z
przygotowanych pokonferencyjnych wycieczek – do Tallina albo w okolice ko³a
podbiegunowego – do Laponii. My niestety nie mogliœmy tak uczyniæ.
Co dalej…
Przysz³y AGM odbêdzie siê w marcu
w Gdañsku. Krótko po powrocie z Helsi-
Radoœæ po og³oszeniu wyboru Gdañska miejscem organizacji AGM 2005
nek, spoœród cz³onków ESN PG wy³oniono komitet organizacyjny AGM 2005 w
sk³adzie:
Aleksandra Garbacz,
Krzysztof Klugiewicz,
Grzegorz Pokorzyñski,
Jacek Rak,
Agnieszka Stanis³awska,
Micha³ Zasada.
l
l
l
l
l
l
Nie ukrywamy, i¿ jest to dla nas du¿e
wyzwanie. Wi¹¿e siê to z ca³oroczn¹ prac¹ osób z komitetu oraz wybranych osób
z sekcji ESN, a w etapie finalnym – z
pe³nym zaanga¿owaniem wszystkich
(obecnie ponad piêædziesiêciu) cz³onków
ESN PG.
Patronat konferencji w Gdañsku obj¹³ Jego Magnificencja Rektor Politech-
Reprezentacja polskich uczelni na przyjêciu „Gala Dinner”
Nr 6/2004
niki Gdañskiej prof. dr hab. in¿. Janusz
Rachoñ.
Zorganizowanie konferencji w Gdañsku jest wspania³¹ okazj¹ do uœwietnienia obchodów stulecia Politechniki Gdañskiej. Jest równie¿ ogromn¹ szans¹ promocji Politechniki Gdañskiej na arenie
europejskiej oraz powiêkszenia liczby
osób przyje¿d¿aj¹cych na nasz¹ uczelniê
z pañstw unijnych w ramach programu
Socrates/Erasmus. Ju¿ teraz obserwujemy
coraz wiêksze zainteresowanie studentów
z obcych pañstw studiowaniem na naszej
uczelni. Œwiadcz¹ o tym choæby nap³ywaj¹ce e-maile.
Poprzez wybór miasta Gdañska, Polska sta³a siê pierwszym krajem z bloku
pañstw staraj¹cych siê o wejœcie do
struktur unijnych, goszcz¹cym konferencjê AGM. W dotychczasowym piêtnastoletnim okresie dzia³alnoœci ESN w
Europie konferencje AGM odbywa³y siê
bowiem wy³¹cznie w miastach pañstw
unijnych.
Dostaliœmy wiêc jako pierwsi szansê
wykazania siê. Zapewne jest to zas³ug¹
dotychczasowej pracy oraz atmosfery,
jak¹ potrafimy stworzyæ. Jeden z cz³onków g³ównego zarz¹du (ESN-International), podsumowuj¹c dokonania mijaj¹cego roku, powiedzia³ podczas obrad: Wy,
Polacy, nie musicie siê staraæ o przyjêcie
do Unii Europejskiej. Wy ju¿ od dawna w
niej jesteœcie…
Jacek Rak
Wydzia³ Zarz¹dzania i Ekonomii
PS. Zdjêcia z konferencji znajduj¹ siê na stronie
www.esn.pg.gda.pl
PISMO PG
Œmieræ Ÿród³em ¿ycia
Koncert PFB poœwiêcony ofiarom Katynia, 2004.05.08
C
z³onkowie Rodziny Katyñskiej czêsto wracaj¹ myœlami do wiosny 1940 r.,
do wydarzeñ, w wyniku których polscy
jeñcy wojenni, a w³aœciwie polscy ¿o³nierze internowani przez sprzymierzone pañstwo, zostali wymordowani z rozkazu jego
przywódców. By³a to oczywiœcie tragedia
nie tylko samych ¿o³nierzy i ich najbli¿szych, ale tak¿e ca³ego narodu polskiego;
zginêli bowiem jego najlepsi synowie. Dla
Rodzin Katyñskich i wszystkich, którzy
siê z nimi solidaryzuj¹, wa¿ne s¹ nie tylko wydarzenia z tamtych dni, tj. internowanie, przetrzymywanie w obozach i sam
akt stracenia, ale równie¿ póŸniejsza walka o zachowanie pamiêci i mo¿liwoœæ
przekazywania nastêpnym pokoleniom informacji o losie Polaków na sowieckiej
ziemi w czasie II wojny œwiatowej. Pamiêæ nale¿y siê nie tylko oficerom rozstrzeliwanym o œwicie w lasku katyñskim,
ale i wszystkim zg³adzonym bez wyroku,
zag³odzonym na œmieræ, zmar³ym z braku opieki medycznej, pozbawionym ¿ycia w ³agrach na skutek wycieñczenia i
nadludzkiego wysi³ku. Trzeba przypominaæ tragiczne losy zwyczajnych ludzi, którzy stali siê bohaterami, broni¹c Ojczyzny i wiary przodków, przyjmuj¹c w obliczu zagro¿enia postawê wynikaj¹c¹ z
g³êbokiego patriotyzmu. Niech pamiêæ o
wydarzeniach sprzed kilkudziesiêciu lat
ostrzega tych wszystkich, którym siê wydaje, ¿e przemoc¹, przeœladowaniem czy
deptaniem ludzkiej godnoœci mo¿na
st³amsiæ sumienia i zak³amaæ prawdê, by
na cudzej krzywdzie zbudowaæ w³asne
szczêœcie.
Ile¿ wysi³ku w³o¿y³y w³adze sowieckie w dzia³ania maj¹ce na celu ukrycie
zbrodni pope³nionych w Katyniu, Miednoje, Charkowie i w wielu innych miejscach Imperium Z³a. Utrzymywanie w
najwiêkszej tajemnicy eksterminacji internowanych funkcjonariuszy pañstwa polskiego œwiadczy o tym, ¿e mordowano
œwiadomie, ukrywaj¹c zbrodniê przed
opini¹ œwiatow¹, ³ami¹c miêdzynarodowe prawo uznaj¹ce zabijanie jeñców, a
tym bardziej internowanych za najwiêksze przestêpstwo wojenne. Wielokrotnie
podejmowano te¿ próby przerzucenia odpowiedzialnoœci za ten czyn na Niemców.
Dokumenty dotycz¹ce sprawy katyñskiej
nale¿a³y przez lata do najœciœlej chronionych tajemnic pañstwowych zarówno w
Rosji Sowieckiej, jak i w niektórych krajach zachodnich. Przez ponad 50 lat ukrywano prawdê o zbrodni. Czy¿ to te¿ nie
by³o zbrodni¹? Przestêpca ma prawo do
milczenia, a nawet do k³amstw. Tak postêpowali przywódcy Zwi¹zku Sowieckiego, wiêkszoœæ obywateli tego kraju i inni
komuniœci. Trudno jednak zrozumieæ i
usprawiedliwiæ np. w³adze brytyjskie, które jeszcze w latach 80., a nawet na pocz¹tku lat 90. ubieg³ego wieku chroni³y
morderców w sowieckich mundurach
wzbraniaj¹c ujawnienia dokumentów jednoznacznie wskazuj¹cych winowajców.
W 1975 r. rz¹d brytyjski wymusi³ na w³adzach londyñskiej dzielnicy Kensington
cofniêcie zgody na budowê pomnika ofiar
Katynia, na którym znajdowaæ mia³ siê
napis piêtnuj¹cy sprawców zbrodni. Tak
niestety postêpuje wielu polityków – dla
doraŸnej korzyœci i z innych, sobie jedynie wiadomych powodów pos³uguj¹ siê
k³amstwem, szanta¿em i przemoc¹. Tak
postêpowali w ka¿dej epoce i w ka¿dym
miejscu na œwiecie, równie¿ w Polsce –
dawniej, niedawno i obecnie.
Wracaj¹c do wydarzeñ w Katyniu, trzeba uzmys³owiæ sobie fakt, ¿e w tamtym
czasie ma³o kto zdawa³ sobie sprawê z
tego, co na pocz¹tku wiosny 1940 r. sta³o
siê z internowanymi polskimi ¿o³nierzami. Chocia¿ niepokoi³ brak wiadomoœci
od najdro¿szych osób, nikt nie przeczuwa³ ogromu zbli¿aj¹cej siê tragedii. Obozowe listy, w których internowani przysy³ali informacje o sobie – sk¹pe, bo sk¹pe, ale regularne – nagle przesta³y przychodziæ. Trzy d³ugie lata trzeba by³o czekaæ na wiadomoœæ o okrutnym losie, jaki
spotka³ synów, mê¿ów, ojców i braci –
osoby najbli¿sze z najbli¿szych. Wiadomoœæ spad³a jak grom z jasnego nieba i trudno w ni¹ by³o uwierzyæ, tym trudniej, ¿e
jako pierwsze poda³o j¹ znienawidzone radio berliñskie. Ludzie w Polsce i na ca³ym
œwiecie us³yszeli 13 kwietnia 1943 r., ¿e w
niejakim Katyniu, niedaleko Smoleñska,
na terenach sowieckich zajêtych przez
wojska niemieckie odkryto zbiorowe groby z cia³ami tysiêcy polskich oficerów internowanych przez Zwi¹zek Sowiecki w
1939 roku. Niektórzy traktowali tê infor-
23
macjê jako kolejn¹ geobelsowsk¹ akcjê
propagandow¹. Miêdzynarodowa grupa,
w tym przedstawiciele Czerwonego Krzy¿a z udzia³em Polaków, stara³a siê ustaliæ
fakty. Robiono to pod niemieck¹ kuratel¹, co niestety obni¿a³o wiarygodnoœæ ustaleñ. Trudne prace zwi¹zane z wydobywaniem i identyfikacj¹ zw³ok z masowych
grobów zosta³y nied³ugo przerwane, poniewa¿ kontrolê nad grobami ponownie
przejêli Sowieci i z miejsca winê przerzucili na Niemców. Jednak po odkryciu grobów nie by³o ju¿ w¹tpliwoœci, co sta³o siê
z poszukiwanymi od kilku lat polskimi oficerami. Zrozumiano, ¿e ju¿ nigdy nie stan¹ do apelu, nie chwyc¹ za broñ w obronie Ojczyzny, nie przytul¹ do piersi swoich najbli¿szych. Ich œmieræ zaskoczy³a
nawet postronnych obserwatorów. Bezbronni i osadzeni w obozach nie zagra¿ali
w³adzy sowieckiej, a mogli przecie¿ staæ
siê sprzymierzeñcami w walce z hitleryzmem. Kto wiêc i dlaczego d¹¿y³ do ich
œmierci? Komu ta bezsensowna zbrodnia
przynios³a korzyœci? Trudno udzieliæ rozs¹dnej odpowiedzi na te i inne pytania
zwi¹zane ze spraw¹ katyñsk¹. Tak samo
jak trudno racjonalnie wyt³umaczyæ wiele innych, podobnych wydarzeñ historycznych, takich chocia¿by, jak rzeŸ niewini¹tek – rówieœników Chrystusa. Dlaczego te
ma³e dzieci musia³y zgin¹æ i jak¹ korzyœæ
z tego odniós³ Herod? Albo dlaczego Neron oskar¿y³ chrzeœcijan o podpalenie Rzymu i rozpocz¹³ ich przeœladowanie – chocia¿ dobrze wiedzia³, ¿e to nie oni byli
sprawcami tego nieszczêœcia? Dlaczego w
XX wieku dymi³y krematoria i miliony ludzi ginê³y z g³odu oraz tortur na ziemiach
okupowanych przez Niemców i Japoñczyków, rz¹dzonych przez komunistów, nacjonalistów i innych zwyrodnialców?
Przecie¿ wiêkszoœæ tych ofiar to byli zwyczajni, niewinni ludzie. Dlaczego z r¹k
terrorystów nadal gin¹ cywile – w Nowym
Yorku, na Bali, w Madrycie, w Iraku, w
Czeczenii i w wielu innych miejscach? A
do tych wszystkich pytañ dochodzi jeszcze jedno: dlaczego dobry, mi³osierny Bóg
dopuszcza do takich tragedii? I na to pytanie najtrudniej udzieliæ przekonuj¹cej
odpowiedzi. Pozostaje nam jedynie snuæ
bardziej lub mniej prawdopodobne domys³y. Jednego jednak mo¿emy byæ pewni, a
przynajmniej ja nie mam w¹tpliwoœci – te
ofiary nie posz³y na marne. Wszystkie one
maj¹ jakiœ g³êboki sens. Byæ mo¿e by³y to
ofiary przeb³agalne, byæ mo¿e b³agalne, a
mo¿e ostrzegawcze. Byæ mo¿e œmieræ niewini¹tek uratowa³a ¿ycie ma³ego Jezusa,
Nr 6/2004
24
PISMO PG
a mêczennicy z pierwszych wieków chrzeœcijañstwa utorowali drogê kolejnym wyznawcom. Ofiary faszyzmu i komunizmu,
a ich liczba przekroczy³a 150 milionów,
przyczyni³y siê do upadku tych zbrodniczych systemów i wci¹¿ s¹ nadziej¹ na
odnowê moraln¹ tego œwiata. Ci ludzie w
myœl zasady: œmieræ Ÿród³em ¿ycia stracili
¿ycie, ¿eby inni, w tym i my, mogli ¿yæ.
To powszechne zjawisko w przyrodzie, np.
obumarcie ziarenka daje pocz¹tek nowej
roœlinie, w czasach kataklizmu dotyka i
ludzi.
Mimo wszystko ka¿da ofiara, a szczególnie nag³a œmieræ niewinnych ludzi jest
zawsze wstrz¹sem. Szkoda tylko, ¿e ten
wstrz¹s robi tak ma³e wra¿enie na osobach
o obojêtnych sumieniach i nie ma znaczenia dla z³oczyñców. A mo¿e œmieræ niewinnych ofiar wyzwala energiê, która kr¹¿¹c we wszechœwiecie, kumuluje siê, by
powróciæ na Ziemiê po osi¹gniêciu odpowiedniej mocy i staæ siê impulsem pozytywnych przemian? Kto przewidzia³ upa-
Recenzja
Od pocz¹tku œwiata trwa walka Dobra
ze Z³em. Jestem przekonany, ¿e w tych
zmaganiach niewinne ofiary wspomagaj¹ Dobro. Ofiary przemocy i gwa³tu, pomordowane w czasie II wojny œwiatowej,
nie tylko w Katyniu, nie tylko rêkami sowieckich i niemieckich oprawców, nie
tylko w Europie, ale na ca³ym œwiecie –
zosta³y z³o¿one za nas i dla nas. Czy potrafimy je doceniæ i z ich pomoc¹ w³¹czyæ
siê do walki ze Z³em? Nasz aktywny
udzia³ w tych zmaganiach jest konieczny
i pilny, gdy¿ nadal stoimy w obliczu wielu zagro¿eñ, a bierna postawa prowokuje
i zachêca z³oczyñców.
W tê kolejn¹ rocznicê Zbrodni Katyñskiej pragnê jeszcze raz zapewniæ nieliczne ju¿ wdowy po bohaterach sprzed szeœædziesiêciu kilku lat, ich dzieci, wnuki i
wszystkich ludzi dobrej woli, ¿e ofiary
Katynia, Miednoje, Charkowa, Oœwiêcimia, Majdanka, Sztutthofu i tysiêcy innych miejsc kaŸni, ofiary zawsze dla kogoœ bardzo bliskie, zas³uguj¹ na najwy¿sz¹ wdziêcznoœæ i uznanie. To dziêki nim
cieszymy siê wolnoœci¹. Zróbmy wszystko, ¿eby wolnoœci¹ cieszyæ siê mog³y równie¿ nasze dzieci, wnuki i ich nastêpcy.
Aleksander Ko³odziejczyk
Wydzia³ Chemiczny
Koniec mitu niewidzialnej rêki
Dr hab. Stefan Zabieglik z Zak³adu
Nauk Filozoficznych Wydzia³u Zarz¹dzania i Ekonomii jest ¿ywym dowodem
tego, i¿ Politechnika Gdañska jest uczelni¹ niezamykaj¹c¹ siê w ramach nauk
technicznych, czy szerzej – empirycznych. Wszechstronnie wykszta³cony,
erudyta jakich ma³o ju¿ dzisiaj siê spotyka, zakochany w Szkocji i jej historii,
stra¿nik poprawnoœci jêzykowej w najlepszym tego okreœlenia znaczeniu. Autor wielu ksi¹¿ek, m.in. o dziejach pojêcia zdrowego rozs¹dku, pierwszej polskiej „Historii Szkocji”, wyda³ w³aœnie
w serii „Myœli i ludzie” (Wiedza Powszechna) pracê poœwiêcon¹ Adamowi
Smithowi.
Dla mnie, jako ekonomisty, jest to pozycja bardzo wa¿na. Smith, wielka postaæ szkockiego Oœwiecenia, uwa¿any
jest powszechnie za jednego z ojców nowoczesnej ekonomii. Wielu wspó³czesnych libera³ów traktuje go jako swego
patrona, piewcê wolnoœci gospodarczej
i konkurencji, swobody dzia³ania rynku
i niewtr¹cania siê pañstwa do gospodarki. Na ca³ym œwiecie istnieje dzisiaj wieNr 6/2004
dek muru berliñskiego w ci¹gu jednej
nocy? Kto, jeszcze za naszego pokolenia,
oczekiwa³ rozpadu Imperium Z³a w przeci¹gu kilku lat, i to bez wiêkszych ofiar?
Po II wojnie œwiatowej czerwona zaraza
zalewa³a kraj za krajem i nie by³o sposobu ani nadziei na zahamowanie tej powodzi. A mimo to, jej zwyciêski pochód zosta³ nie tylko powstrzymany, ale wiele
pañstw, w tym Polska, uwolni³o siê z pêt
komunizmu i odzyska³o swobodê. Te
wszystkie wydarzenia nosz¹ cechy zjawisk nadzwyczajnych, gdy¿ trudno uwierzyæ, ¿e mog³o do nich dojœæ samoistnie,
za pomoc¹ jedynie ludzkich si³. Czy to
w³aœnie ofiary komunizmu, w tym katyñskie, nie wp³ynê³y na ten proces?
le towarzystw i oœrodków badawczych
imienia Adama Smitha (w Polsce jest
Centrum im. Adama Smitha). Wystarczy w internetow¹ wyszukiwarkê wstukaæ jego imiê i nazwisko, a imponuj¹ca
liczba adresów natychmiast przekona
nas o trwa³oœci i powszechnoœci zainteresowañ dorobkiem Smitha na ca³ym
œwiecie. Czy jednak naprawdê znamy i
rozumiemy dorobek Adama Smitha?
Na to pytanie m.in. stara siê odpowiedzieæ w swej ksi¹¿ce Stefan Zabieglik.
Myœl Smitha, tak jak i wielu innych naprawdê wybitnych postaci, jest przywo³ywana wielokrotnie przy najrozmaitszych okazjach. ¯yje niekiedy w³asnym
¿yciem, oddalaj¹c siê czasem doœæ daleko od orygina³u. Przypisujemy Smithowi ró¿ne koncepcje, pogl¹dy, widz¹c
w nim ich twórcê, choæ prawda bywa
nieco inna. Zabieglik siêga do orygina³ów i wczesnych opracowañ prac wielkiego Szkota. I obala parê mitów, którymi i ja, studiuj¹c by³em karmiony. Jednym z nich by³a koncepcja „niewidzialnej rêki” rynku. Myœlê, ¿e 99% ekonomistów na œwiecie jest przekonana, ¿e
jej autorem jest Adam Smith. Stefan
Zabieglik przypomina, ¿e to niejaki F.
Galiani pierwszy u¿y³ tego okreœlenia.
¯e ju¿ przed Smithem pisano o teorii
wartoœci opartej na pracy, postaci przedsiêbiorcy, czy krytyce monopoli.
Smitha mo¿na odczytywaæ na ró¿ne
sposoby, ale pod warunkiem, ¿e siê go
czyta – zdaje siê przekonywaæ Zabieglik.
Przytacza przyk³ad N. Chomsky’ego,
który w wywiadzie powiedzia³, ¿e nie
prowadzi³ studiów nad Smithem, on go,
po prostu, przeczyta³. To dziœ rzadkoœæ,
bo nawet nobliœcie G. J. Stiglerowi za-
PISMO PG
25
rzucano, i¿ pisz¹c wstêp do jubileuszowego wydania „Badañ nad natur¹ i przyczynami bogactwa narodów”, wykaza³
siê powa¿n¹ ignorancj¹.
Chcia³bym zwróciæ uwagê wszystkim czytelnikom na bardzo interesuj¹ce i wa¿ne uwagi Zabieglika dotycz¹ce
terminologii ekonomicznej w pracach
Smitha. W³aœciwe rozumienie pojêæ
takich, jak bogactwo i dobrobyt, polityka, ekonomia polityczna – pozwala
na unikniêcie powa¿nych nieporozumieñ, których nie brakuje wœród nam
wspó³czesnych.
Po ponad dwóch wiekach niektóre pogl¹dy i obserwacje wyk³adowcy filozofii moralnej na Uniwersytecie Glasgow
wydaj¹ siê nieco anachroniczne, inne
brzmi¹ zaskakuj¹co œwie¿o i aktualnie.
„Ten stopieñ uporz¹dkowania wydatków
i umiarkowania, który u polskiego
szlachcica uchodzi³by na nadmierne
sk¹pstwo, uwa¿any jest za ekstrawagancjê u obywatela Amsterdamu. [...]
W³och, jak mówi ojciec Du Bos, wyra¿a wiêcej emocji, gdy jest ukarany
grzywn¹ dwudziestu szylingów, ni¿
Anglik po skazaniu go na karê œmierci”
– czytamy w „Teorii uczuæ moralnych”.
Nie masz ju¿ u nas szlachciców, ale to i
owo po nich odziedziczyliœmy. I uœmiechamy siê tylko, ¿e przyk³adem sk¹pca
jest dla Smitha mieszkaniec Niderlandów, a nie jego ziomek – Szkot.
Ksi¹¿ka napisana jest, jak to zwykle
u Zabieglika, wartko, przystêpnie, a przy
tym z du¿¹ erudycj¹. Liczne cytaty pozwalaj¹ lepiej poznaæ Smitha i zrozumieæ go. Jeszcze lepiej s³u¿¹ temu celowi fragmenty tekstów Smitha, stanowi¹ce drug¹ czêœæ ksi¹¿ki (w tej konwencji
utrzymane jest ca³a seria „Myœli i Ludzie”), niektóre t³umaczone po raz
pierwszy na polski przez Stefana Zabieglika.
Z czystym sumieniem polecam zatem
lekturê tej publikacji ekonomistom, filozofom, libera³om i antylibera³om,
wszystkim zainteresowanym moralnoœci¹ i gospodark¹, a tak¿e zwi¹zkami
miêdzy nimi. Wielu, którzy s¹dzili do
tej pory, ¿e znali myœli i koncepcje Adama Smitha, czeka zapewne wiele niespodzianek. Ju¿ choæby dlatego warto po
ksi¹¿kê Stefana Zabieglika siêgn¹æ. I
cieszmy siê, ¿e autor jest cz³onkiem naszej akademickiej spo³ecznoœci.
Piotr Dominiak
Wydzia³ Zarz¹dzania i Ekonomii
Nr 6/2004
26
PISMO PG
Wspomaganie kultury jest nasz¹ dziejow¹ misj¹ i powinnoœci¹
Wyst¹pienie Profesora Aleksandra Ko³odziejczyka podczas uroczystego koncertu,
który odby³ siê 25 maja 2004 r. w koœciele p.w. Bo¿ego Cia³a na gdañskiej Morenie
S
erdecznie Pañstwa witam na kolejnym, tradycyjnym ju¿ wiosennym
koncercie w koœciele na gdañskiej Morenie. Na koncertach tych staramy siê prezentowaæ najwiêksze arcydzie³a polskiej
i œwiatowej muzyki. Muzyka jest t¹ dziedzin¹, w której zarówno polscy wykonawcy, jak i kompozytorzy odnieœli du¿e
sukcesy. Mamy powód do dumy i radoœci, niezale¿nie od tego, czy jesteœmy obywatelami niezrzeszonego pañstwa, czy te¿
cz³onkami Unii Europejskiej lub mo¿e w
przysz³oœci nawet jakiejœ œwiatowej federacji, poniewa¿ to, czy jesteœmy i czujemy siê Polakami, zale¿y tylko od nas.
Przynale¿noœæ do okreœlonego narodu
sprawia, ¿e odczuwamy satysfakcjê i cieszymy siê z osi¹gniêæ rodaków – tak przynajmniej powinno byæ. Tego typu reakcje najbardziej s¹ widoczne w sporcie, ale
sukcesy sportowe bywaj¹ bardzo nietrwa³e. W pogoni za kolejnymi rekordami
szybko zapominamy o dotychczasowych
idolach, w cieñ odchodz¹ najwiêksi mistrzowie. Inaczej w muzyce – dobre
utwory z czasem zyskuj¹ na znaczeniu,
a te najlepsze – zdobywaj¹ rangê arcydzie³. Arcydzie³em niew¹tpliwie jest
Msza Koronacyjna, napisana przez Mozarta w 1779 r. Spoœród 18 mszy, które
skomponowa³, nale¿y ona do najbardziej
znanych i najczêœciej wykonywanych.
Innym wysoko cenionym dzie³em Mo-
Plakat zapowiadaj¹cy uroczysty koncert
Nr 6/2004
Fot. Jerzy Kulas
zarta jest msza ¿a³obna, s³ynne Requiem.
Równie¿ j¹ mieliœmy okazjê wys³uchaæ
w tym koœciele kilka lat temu, tak¿e w
bardzo dobrym wykonaniu. Msza Koronacyjna, w odró¿nieniu od Requiem, jest
radosna, jak przystoi utworowi przygotowanemu na uroczystoϾ koronacji obrazu Matki Boskiej.
Drug¹ kompozycj¹ przewidzian¹ na
dzisiejszy wieczór jest Stabat Mater Karola Szymanowskiego, jednego z najwiêkszych polskich kompozytorów, ¿yj¹cego na prze³omie XIX i XX wieku
(urodzi³ siê w 1882 r., a zmar³ w 1937 r.).
Wszechstronnie uzdolniony, Szymanowski by³ równie¿ wysoko cenionym pianist¹, organizatorem imprez muzycznych i
publicyst¹. Otrzyma³ œwietne przygotowanie muzyczne, g³ównie na prywatnych
lekcjach u wybitnych mistrzów, nie mia³
jednak formalnych studiów muzycznych,
a mimo to w 1930 r. zosta³ pierwszym z
wyboru rektorem nowo powo³anej, warszawskiej Wy¿szej Szko³y Muzycznej.
Obok symfonii, etiud, mazurków,
dwóch oper, baletu Harnasie i pieœni, do
najbardziej znanych utworów Szymanowskiego nale¿y napisany w 1926 r. Stabat Mater – utwór na g³osy solowe, chór
mieszany i orkiestrê. „Stabat Mater”, a
po polsku „Sta³a Matka”, jest tytu³em œredniowiecznego ³aciñskiego utworu literackiego. Opisuje on ból, jaki przeszywa³
serce Matki Boskiej stoj¹cej pod krzy¿em,
na którym kona³ Jej Syn. Utwór zainspirowa³ wielu tak wybitnych kompozytorów, jak A. Dvoøák, J. Haydn, K. Penderecki, G. B. Pergolesi, G. Rossini, F. Schubert czy G.Verdi. W tym bogatym zbiorze muzycznych Stabat Mater jedynym
w wersji polskiej jest utwór Szymanowskiego. Kompozytora zachwyci³o polskie
t³umaczenie ³aciñskiego orygina³u dokonane przez Józefa Jankowskiego. Uwa¿a³, ¿e nawet prosta modlitwa, ale w jêzyku ojczystym, jest cenniejsza ni¿ najkunsztowniejsza po ³acinie, je¿eli modl¹cy siê nie zna tego jêzyka. Tylko modlitwa w pe³ni zrozumia³a, wg Szymanowskiego, uczuciowo anga¿uje modl¹cego
siê, staje siê ¿ywa i wznios³a. Du¿y
wp³yw na Stabat Mater Szymanowskiego mia³y polskie pieœni ludowe. Dla wielu znawców muzyki to dzie³o nale¿y do
najwspanialszych osi¹gniêæ tego typu
twórczoœci. Nieczêsto jednak goœci w
salach koncertowych, gdy¿ jest trudne w
interpretacji i wymaga wysokiego kunsztu wykonawców.
Zanim wnêtrze koœcio³a wype³ni¹
dŸwiêki oczekiwanych utworów, podziê-
PISMO PG
kujmy tym wszystkim, którzy umo¿liwili zorganizowanie kolejnego koncertu na
gdañskiej Morenie. Podziêkowania w
pierwszej kolejnoœci nale¿¹ siê sponsorom. To dziêki nim koncert doszed³ do
skutku, a ceny biletów nie przekraczaj¹
mo¿liwoœci przeciêtnie zamo¿nych melomanów. Coraz trudniej o sponsorów,
doceñmy wiêc tych, którzy uwa¿aj¹, ¿e
nie tylko wydatki na zespo³y sportowe i
spotkania z potencjalnymi klientami s¹
przydatne. Wspomaganie kultury jest
nasz¹ dziejow¹ misj¹ i powinnoœci¹ –
nas wszystkich. Spo³eczeñstwo i naród,
które odwracaj¹ siê od kultury, wchodz¹
na drogê upadku.
rowi koncertu proboszczowi tutejszej parafii, ksiêdzu pra³atowi Wojciechowi Chistowskiemu. Dziêkujê tak¿e s³u¿bom koœcielnym, pracownikom Politechniki
Gdañskiej, Urzêdowi Miasta Gdañsk, Policji i oczywiœcie patronom medialnym.
Roli tej podjêli siê TV Gdañsk, Radio
Gdañsk i Dziennik Ba³tycki.
Mszê Koronacyjn¹ W. A. Mozarta i
Stabat Mater Szymanowskiego wykonaj¹:
s o l i œ c i – Bo¿ena HarasimowiczHass (sopran), Wies³awa Maliszewska
(alt), Jaros³aw Wiewióra (tenor) i Leszek Skrla (bas);
z a œ p i e w a j ¹ po³¹czone chóry –
Kakofonia z Kartuz, Cantores Minores Gedanenses – chór tutejszej Parafii i chór Politechniki Gdañskiej. Do
wystêpu przygotowali je Ma³gorzata
Kuchtyk, Ewa Mazur i Mariusz Mróz;
z a g r a Sinfonia Baltica, Pañstwowa
Orkiestra Kameralna w S³upsku.
l
l
Dzisiejszy koncert sponsorowali:
Chiñsko-Polskie Towarzystwo Okrêtowe
CHIPOLBROK, Elektrociep³ownia Wybrze¿e, Gdañskie Zak³ady Fosforowe
FOSFORY, nale¿¹ce do grupy kapita³owej CIECH, ORLEN i Pomorska Specjalna Strefa Ekonomiczna. Podziêkujmy
szefom i pracownikom tych przedsiêbiorstw.
Chcia³bym równie¿ serdecznie podziêkowaæ gospodarzowi i wspó³organizato-
27
Szymanowskiego p o p r o w a d z i dobrze nam znany dyrygent Sinfonia Baltica, Bohdan Jarmo³owicz, wielokrotny
laureat Pomorskiej Nagrody Artystycznej
„Gryf”, równie¿ tej aktualnej, za ubieg³y
rok. Pan Jarmo³owicz by³ tym, który w
dramatycznych chwilach, kiedy wa¿y³y
siê losy koncertu, powiedzia³ „gramy pomimo trudnoœci” i doda³ „dla s³uchaczy
koncertu na gdañskiej Morenie warto
ponieœæ wyrzeczenia”.
Jak Pañstwo zauwa¿yli, Piotra Kusiewicza, którego nazwisko figuruje na zaproszeniach, biletach i afiszach, zast¹pi
Jaros³aw Wiewióra. Zmiana nast¹pi³a
zbyt póŸno, ¿eby dokonaæ korekt w wydawnictwach koncertowych, za co przepraszam.
A teraz ju¿ tylko muzyka. ¯yczê mi³ych wra¿eñ.
l
Mszê Koronacyjn¹ Mozarta d y r y g u j e Mariusz Mróz, dyrygent chóru
Politechniki Gdañskiej. Stabat Mater
Aleksander Ko³odziejczyk
Pe³nomocnik Rektora ds. Muzycznej
Promocji Politechniki Gdañskiej
9OIJ=M=
fotografii
Kronika Studencka
organizuje kolejn¹ wystawê fotograficzn¹.
Tym razem ekspozycja bêdzie towarzyszyæ
Otwartemu Posiedzeniu Parlamentu
Studentów Politechniki Gdañskiej
5 czerwca 2004r.
Zdjêcia Tomasza Przybylskiego
dokumentuj¹ trójmiejskie wystêpy
œwiatowych s³aw muzyki jazzowej.
Wiêcej informacji
na stronie internetowej:
www.pg.gda.pl/ks
Nr 6/2004
28
PISMO PG
Dyplom z laurem
Pani mgr in¿. Wioletta Gorczewska otrzyma³a nagrodê Polskiego Towarzystwa
Mechaniki Teoretycznej i Stosowanej za
najlepsz¹ pracê dyplomow¹ z dziedziny
mechaniki w 2004 r.
Tytu³ pracy dyplomowej: „Badania
eksperymentalne wp³ywu niejednorod-
„Kropka”
J
erzego Ciepielowskiego pozna³em w
czasie swoich studiów na Wydziale
Budownictwa L¹dowego PG. Teatrzyk
studencki REQ 73, z którym by³em zwi¹zany, znalaz³ goœcinê na poddaszu budynku Bratniaka, w salce kabaretu Pi. Ciepiel pojawia³ siê na naszych premierach,
spektaklach i próbach... Po latach, gdy
podj¹³em prace na PG, ze zdumieniem
stwierdzi³em, ¿e by³ On uwa¿nym œwiadkiem - skarbnic¹ wspomnieñ moich teatralnych przygód. Na kilka dni przed
wystêpem, który mia³ siê okazaæ ostatnim, zaprezentowa³ „Kropkê” w pokoju
410 Gmachu G³ównego, przed kilkuosobow¹ widowni¹, poœród której i ja siê
znalaz³em. Zaœmiewa³em siê do ³ez, chocia¿ nie wszystkie aluzje chwyta³em...
Wielka by³a si³a Jego komizmu i moc
ekspresji...Podany poni¿ej tekst skeczu
odtworzy³em z zapisu video, sporz¹dzonego przez Bogdana Urbanowicza 29
maja 1999 r. w ¯eliwiaku.
noœci w oœrodku o podwójnej porowatoœci na przep³yw wody w warunkach
nienasyconych”.
Promotorami pracy byli :
1. Prof. zw. dr hab. in¿. Eugeniusz Dembicki z Katedry Geotechniki Politechniki Gdañskiej i
2. Doc. dr in¿. Jolanta Lewandowska z
Uniwersytetu J. Fouriera w Grenoble z
Laboratoire d’Etude de Transport en
Hydrologie et Environnement.
Pracê przygotowano w ramach wspó³pracy miêdzy Politechnik¹ Gdañska a
Uniwersytetem J. Fouriera w Grenoble.
-
- A co na ten temat Konstytucja? Muszê
wam powiedzieæ, ¿e nie korzystam z
pisuaru w miejscu pracy, a je¿eli ju¿
trzeba, to noszê przy sobie woreczek
polietylenowy. Nie wyobra¿acie sobie,
jaki polietylen jest szczelny.
- A ja jestem bezczelny!
Koniec. Kropka.
-
-
Zanios³em pismo do dziekana. Grzeczny cz³owiek, kaza³ siadaæ, skrupulatny.
Pyta siê:
Nr 6/2004
-
A co to jest?
Podanie – mówiê.
A to tu na koñcu?
To na koñcu to jest kropka.
Dlaczego kropka?
Zazwyczaj na koñcu zdania stawia siê
kropkê.
No tak, ale dlaczego ona taka ma³a?
No, kropka jak kropka; jedna wiêksza,
druga mniejsza.
To nie mo¿na by jej troszkê powiêkszyæ?
No to by³by ju¿ problem, a po co z kropki wyolbrzymiaæ problemy?
To mo¿e postawiæ drug¹ kropkê?
Druga kropka to by³by dwukropek, a
ja nie mam nic wiêcej do powiedzenia!
A to mo¿e by tê kropkê obwieœæ w kó³eczko?
W kó³eczku kropka to jest miasto powiatowe powy¿ej dwudziestu tysiêcy, a
ja nie chcê kreœliæ mapy, tylko napisa³em podanie!
To wiem. To zadzwonimy do Jego Magnificencji!
Magnificencja ma tyle na g³owie, ale
poza tym jest od tortów, a nie od kropek!
To zadzwonimy do Kanclerza!
Kanclerz jest od pó³ki, a nie od kropki.
To wiem! To zadzwonimy od tego z
Chemii, tego w niebieskiej marynarce.
Ten w niebieskiej marynarce jest od
Arcybiskupa, co najwy¿ej od spirytusu...
A jak gramatyka siê zapatruje na to?
No, w gramatyce siê mówi tak, ¿e je¿eli zdanie jest twierdz¹ce, to na koñcu
stawia siê kropkê.
Eugeniusz Dembicki
Wydzia³ Budownictwa Wodnego
i In¿ynierii Œrodowiska
Œmiechy, oklaski, owacje...
Waldemar Affelt
Wydzia³ In¿ynierii L¹dowej
Foto video Leszek Noworyta
I ten œmiech...
I ten œmiech co mi w uszach dŸwiêczy,
I ten wzrok dobry, orli, przytomny,
I ten ¿ycia ³adunek ogromny,
Uciek³ do nieba na kolorach têczy.
A uœcisk d³oni twardy, mocny, szczery,
A zagonion¹ pochylon¹ postaæ
Dziœ wspominamy. Mog³eœ z nami zostaæ!
Tak los daruje i ³amie kariery
Odlecia³eœ...
Odlecia³eœ ciemn¹ noc¹. Jak ptak.
W przestrzeñ gwiezdn¹. Do Boga.
Na ziemi Ciebie bêdzie nam brak,
A do nieba daleka droga.
Zabra³a nam Ciebie Muza zazdrosna,
któr¹ tak kocha³eœ, Ty niepowtarzalny.
A by³eœ jak wieczna wiosna.
Zawsze jesteœ z nami ` tylko niewidzialny.
Marek Biedrzycki
Dzia³ Wspó³pracy z Zagranic¹
PISMO PG
29
Ciepiel
W
sobotê 29 maja 2004 r. w kaplicy
przy koœciele p.w. œw. Jana w
Gdañsku ks. dr Krzysztof Nieda³towski,
duszpasterz œrodowisk twórczych odprawi³ mszê œw. w intencji œp. Jerzego Ciepielowskiego dok³adnie w pi¹t¹ rocznicê Jego tragicznej œmierci. W atmosferze niezwyczajnej odby³o siê to rocznicowe misterium. i to w wigiliê Zes³ania
Ducha Œwiêtego, które jest jednym z najbardziej znacz¹cych œwi¹t w koœciele
rzymsko-katolickim. Nie by³ to zatem
czas ¿a³oby, lecz radosnego uniesienia.
Licznie zgromadzeni przyjaciele i koledzy Ciepiela wys³uchali w skupieniu jak¿e pokrzepiaj¹cych s³ów ksiêdza Krzysztofa. Przypomnia³ nam osobowoœæ Jurka i Jego cz³owieczeñstwo. Z uznaniem
wypowiedzia³ siê o naszej pamiêci. Nie
mog³o byæ inaczej... To sercem pisaliœmy
i wypowiadaliœmy nasze deklaracje przed
laty, ¿e nie ca³kiem umar³. On w nas jest.
By³ uosobieniem radoœci. Takim pozosta³ w naszej pamiêci. Jak¿e brakuje nam
owej niewyt³umaczalnej i wrêcz magicznej atmosfery, któr¹ wype³nia³ swoj¹ osobowoœci¹ podczas kole¿eñskich spotkañ.
Patrzyliœmy z podziwem i niek³amanym
zachwytem na wystêpy „Kabaretu Pi” na
czele z Jurkiem Ciepielem – rzeczywistym twórc¹ kultury studenckiej. Ile¿
by³o w tym wszystkim autentycznej radoœci i m³odzieñczej pasji oraz ogromnego talentu scenicznego. Ile¿ poezji
mieœci³o siê w Jego pantomimicznych
Balladach bez s³ów. Tê trudn¹ sztukê sceniczn¹ opanowa³ do perfekcji. By³o w
nim coœ z Marcela Marceau. Wystêpowa³, gdy¿ tak¹ odczuwa³ potrzebê. By³
amatorem, co zawsze podkreœla³, ale
przez to jego wypowiedŸ sceniczna by³a
bardziej autentyczna.
W 259 dni doko³a œwiata
8
miesiêcy w trasie – w autobusach, „na
stopa”, pieszo i na motorach. Przez
góry, wyschniête jeziora, d¿unglê, odleg³e wioski i wielkie aglomeracje. A
wszystko po to, aby prze¿yæ, poznaæ, podejœæ krytyczniej do ¿ycia, wykorzystaæ
m³odoœæ i ch³onnoœæ umys³u. Ogarn¹æ
œwiat i poczuæ jego niejednolity smak...
Jak to siê zaczê³o?
Wszystko zaczê³o siê w paŸdzierniku
2002 roku, kiedy powróciliœmy z wakacyjnych woja¿y. Ob³adowani zdjêciami spotkaliœmy siê we czwórkê na sopockiej pla¿y, aby podzieliæ siê wra¿eniami z w³óczêgi po Grecji i Turcji (Jasiu i Dagmara) oraz
ciut odleglejszych zak¹tkach naszego globu – Mongolii i Chinach (Piotrek i Magda). Byliœmy co prawda w zupe³nie ró¿nych miejscach, ale refleksja nasuwa³a siê
wspólna. Niedawne jeszcze „bia³e plamy”
na mapach – miejsca niepopularne turystycznie, ostoje lokalnych tradycji – poddaj¹ siê coraz silniejszej unifikacji. Nawet
dziewicze rejony Amazonki czy surowe
pustynie Azji, kusz¹ce dot¹d w³aœnie swoj¹ odmiennoœci¹, powoli zatracaj¹ swój
charakter. Aby zd¹¿yæ odkryæ ró¿norodnoœæ naszego œwiata i dzieliæ siê zdobyt¹
wiedz¹ z innymi, podjêliœmy decyzjê: wyruszamy na Wyprawê Dooko³a Œwiata.
Ju¿ nastêpnego dnia do dziekanatów
naszych wydzia³ów powêdrowa³y wnioski o przyznanie Indywidualnego Toku
Studiów, co umo¿liwia³o nam zaliczenie
awansem semestru, na który planowaliœmy wyjazd. Nasta³y dni inspiracji, poszukiwañ i mozolnej pracy. Przygotowania
Jego artystyczne przes³anie wyp³ywa³o z g³êbokiej potrzeby niesienia radoœci.
Udowadnia³ to ca³ym swoim dzia³aniem.
Jerzy Kulas
Biuro Rektora
podzieliliœmy na etapy, te zaœ na zadania,
którymi zajmowa³y siê konkretne osoby.
Zaopatrzeni w najœwie¿sze przewodniki i
wydruki z Internetu rozpoczêliœmy szczegó³owe opracowywanie tras. Wysi³ek by³
znacz¹cy – 22 kraje, 4 kontynenty, ró¿ne
waluty, ró¿ne prawo, ró¿ne obyczaje, ró¿ne atrakcje. Dalej kosztorysy, kontakty z
mediami, sponsorami, opracowanie logo
i innych elementów graficznych, projektowanie i pisanie serwisu www, kompletowanie sprzêtu, za³atwianie wiz, doku-
Budynek Wydzia³u Zarz¹dzania i Ekonomii Politechniki Gdañskiej. Po¿egnanie uczestników
wyprawy – Dziekan WZIE, Rektor PG, uczestnicy
Nr 6/2004
30
PISMO PG
wagê w kulturze. Uczêszczaliœmy na zajêcia thinku, diablady, dancas negras,
marinery, salsy, merengi, kumbii, cueci,
huayno, morenady, caporales i innych tañców andyjskich. Uczestniczyliœmy te¿ w
pokazach klasycznego tañca tajskiego
oraz Kambod¿añskiego Teatru Królewskiego. Najwa¿niejsze Ÿród³a czerpania
wiedzy o tañcu to: Festiwal w Portoviejo,
I Internacional Festival de Danzas Folkloricas w Chiclayo, turniej marinery w Pimentel, zajêcia taneczne w Casa de Cultura La Paz, treningi i wystêpy Szko³y
Tañca Tradycyjnego w Puno, Festiwal
Pe³ni Ksiê¿yca Champasak i inne. Zebraliœmy równie¿ kolekcjê nagrañ z tradycyjn¹ muzyk¹ regionaln¹.
Start – 16.06.2003
Wulkan Cotopaxi 5897 m n.p.m., Ekwador; Jasiu
mentów, zaœwiadczeñ, szczepieñ i leków...
póŸniej spotkania z podró¿nikami i znów
poprawki w trasie, korekty kosztów itd.
itp. bez koñca...
W miêdzyczasie otrzymaliœmy Patronat Fundacji Marka Kamiñskiego. Podjêliœmy wspó³pracê z Polskim Klubem Przygody i cz³onkami Adventure Club. Naszymi dzia³aniami zainteresowa³y siê tak¿e
macierzyste uczelnie. Patronat honorowy
objêli: Rektor Politechniki Gdañskiej prof.
dr hab. in¿. Janusz Rachoñ, prof. zw. PG,
Rektor Uniwersytetu Gdañskiego dr hab.
Andrzej Ceynowa, prof. UG, oraz Rektor
Akademii Ekonomicznej we Wroc³awiu
prof. dr hab. Marian Noga, prof. zw. AEP.
W kwietniu 2003 roku ruszy³ serwis
internetowy Wyprawy pod adresem
www.wyprawa.pg.gda.pl. £¹cznie napisanych zosta³o 90 relacji, oraz nieodp³atnie
udostêpniono 449 zdjêæ, zorganizowanych czasowo i tematycznie w 31 galeriach. Sumarycznie znalaz³o siê te¿ 110
komentarzy, a przebieg œledzi³o przynajmniej 10 000 osób z 32 krajów.
pewnoœci¹ ¿ycia warto uczyæ siê u Ÿróde³.
Chcieliœmy tak¿e poprowadziæ naukowy aspekt przedsiêwziêcia, zajmuj¹c siê
badaniem procesu globalizacji i jej wp³ywu na kultury odwiedzanych rejonów
œwiata. Z pocz¹tku bardzo rozbudowane
plany ograniczyliœmy do badañ nad kultur¹ codzienn¹. Szczególn¹ uwagê poœwiêciliœmy tañcom i ich roli w kulturze
odwiedzanych regionów. Mo¿liwoœæ
uczestnictwa w ró¿norodnych festiwalach,
œwiêtach narodowych, pokazach tañca i
teatru, czy nawet ma³ych, rodzinnych uroczystoœciach – stworzy³y pe³ny obraz tañca jako elementu ¿ycia i ukaza³y jego
Cele
Od samego pocz¹tku przyœwieca³a nam
idea, aby dzieliæ siê nasz¹ wypraw¹ z jak
najszerszym gronem osób. Mieliœmy zawsze nadziejê, ¿e nasz ewentualny sukces pobudzi wielu naszych rówieœników
do realizowania swoich marzeñ, niekoniecznie zwi¹zanych z podró¿owaniem,
ale równie ekscytuj¹cych i nieprzeciêtnych. Teraz mo¿emy jasno powiedzieæ, ¿e
nasz m³odzieñczy idealizm wygra³, i ¿e z
Nr 6/2004
Machu Picchu, Peru; Jasiu, Dagmara, Piotrek
16 czerwca 2003 r. odby³o siê oficjalne po¿egnanie uczestników Wyprawy.
Uroczystoœæ skupi³a przed nowym gmachem Wydzia³u Zarz¹dzania i Ekonomii
PG studentów trójmiejskich uczelni. Swoj¹ obecnoœci¹ imprezê zaszczycili Rektor
Politechniki Gdañskiej oraz W³adze Wydzia³u Zarz¹dzania i Ekonomii PG. Zdarzenie relacjonowa³y Telewizja Polska
TVP3, Radio Gdañsk oraz Radio Eska
Nord. Informacja podana zosta³a tak¿e w
3. Programie Polskiego Radia oraz Gazecie Wyborczej.
Trasa 1 – Europa
– Ameryka Pó³nocna
Europê opuœciliœmy szybko. ¯abi skok
do Madrytu, a dalej lot przez Atlantyk do
Nowego Yorku. Stany powita³y nas ¿yczliwie. Niestety, przyjechaliœmy do pracy
PISMO PG
Ciep³e Ÿród³a przy Czerwonej Lagunie, Boliwia, 4300 m n.p.m.; Dagmara, Piotrek
– prawie 3 miesi¹ce po 14 godzin dziennie, tyle czasu trzeba by³o, aby zebraæ
œrodki na pozosta³¹ czêœæ Wyprawy.
Chwytaliœmy siê wszystkiego, pracowaliœmy jako sprzedawcy, magazynierzy i
kelnerzy, ale warto by³o. Szczêœliwie otaczali nas zawsze wspaniali ludzie i mimo
ci¹g³ego wysi³ku mieliœmy nieustann¹
motywacjê do pracy. Pod koniec pobytu
w USA zebraliœmy ca³kiem pokaŸn¹ kolekcjê zaproszeñ do osób, które chcia³y
nas u siebie goœciæ i poznaæ. Nie skorzystaliœmy jednak z nich wtedy. Po kilku
dniach w okolicach Waszyngtonu oraz
krótkiej przygodzie na Florydzie rozstaliœmy siê ze Stanami, aby jak najszybciej
znaleŸæ siê w Ameryce Po³udniowej.
cydujemy siê iœæ samotnie na szlak Santa
Cruz. W koñcu na tak ³atwej trasie nie mo¿na siê zgubiæ... To nasze pierwsze doœwiadczenie z takimi wysokoœciami – pocz¹tek
trasy zaczyna siê na 3400 m n.p.m. Zaopatrzeni w leki przeciwko chorobie wysokoœciowej, pewnie wyruszamy na szlak. 3 dni
dobrego tempa i nagle kryzys. Wszyscy
mamy silne bóle g³owy, Dagmara nawet
p³ytki oddech i nierytmiczne têtno. Ale pokonujemy prze³êcz – Punta Union na 4900
m. n.p.m., i to jest wspania³e – wygrana z
w³asn¹ s³aboœci¹ i nieprzeciêtne widoki na
lodowce ³añcucha Cordlilliera Blanca...
Po Huaraz mamy pierwsz¹ stycznoœæ
z kulturami preinkaskimi – plemion Mo-
31
che i Chimu – i ich niezwyk³ymi monumentalnymi piaskowymi œwi¹tyniami w
okolicach Trujillo i Chiclayo. Szczególnie ciekawe wydaje siê rozleg³e miasto
Chan Chan oraz przeogromne piramidy
Huaca del Sol y la Luna. Dalej przygoda
z kaw¹, czyli fabryka Altomayo i niezapomniany wypad z rodzin¹ Huancaruna
na skraj d¿ungli, na zielone plantacje wonnej arabiki. Tak opuœciliœmy pó³nocne
Peru, które wywar³o na nas silne wra¿enie, a w pamiêci pozostanie obraz ¿ywych
peruwiañskich tradycji, otwartoœci ludzi,
i biedy, ale biedy godnej i nie takiej brudnej jak nasza....
Kiedy wje¿d¿aliœmy do Ekwadoru spodziewaliœmy siê chwili wytchnienia –
Ekwador, zwi¹zany silnie z USA, jest jednym z najbardziej rozwiniêtych krajów
tamtego rejonu. Tymczasem witaj¹ nas
blokady dróg i nocne rajdy autobusami
bez œwiate³. Jedziemy przez boczne drogi, aby nie wpaœæ w rêce szefów bananowych królestw. Udaje nam siê jakoœ przedostaæ do historycznej Cuenca, a stamt¹d
nieco chaotycznie dojechaæ nad morze na
festiwal w Portoviejo. Rezygnujemy co
prawda z symbolicznego „staniêcia okrakiem na równiku”, ale zapewniamy sobie
inn¹ atrakcjê. Jedziemy do Latacungi,
gdzie organizujemy wejœcie na najwy¿szy
czynny wulkan œwiata. W ci¹gu 2 dni
kompletujemy ekipê, sprzêt i przewodników. Aby „zrobiæ sobie krew” potrzebn¹
na prawie 6 tys. m n.p.m., jedziemy na
wulkan Quilatoa (4200 m n.p.m.), gdzie
przez 3 dni siedzimy u jednej z wiejskich ro-
Trasa 2 – Ameryka Po³udniowa
Mimo mentalnych przygotowañ na
szok, Lima wita nas silnym kopniakiem.
Olbrzymia 12-milionowa aglomeracja to
niesk³adne zbiorowisko cegie³, kartonów,
ulic i pêdz¹cych na oœlep ¿ó³tych Tico. Ju¿
w autobusie z lotniska pewien brodaty
(czytaj: wygl¹daj¹cy na doœwiadczonego)
globtroter ostrzega nas przed kradzie¿ami i napadami w mieœcie. Faktycznie.
Mimo dziesi¹tek tysiêcy policjantów i
ochroniarzy, trudno czuæ siê bezpiecznie.
Ka¿de wyjœcie po zmierzchu zwi¹zane jest
z ryzykiem. Dlatego zwiedzamy, co siê da,
i uciekamy w góry.
Trafiamy do Huaraz, wspinaczkowej
mekki Peru. Zimno, surowo, ale biznes
kwitnie. Biur i agencji turystycznych wiêcej ni¿ zwyk³ych domów, lecz wszystko
jeszcze w granicach zdrowego rozs¹dku.
Mimo silnych sugestii przewodników de-
Ayuthaya, Tajlandia, pos¹g Buddy; Jasiu
Nr 6/2004
32
PISMO PG
Œwi¹tynia Bayon, Angkor, Kambod¿a
dzin. W dzieñ robimy treningi – zejœcia
do szmaragdowego jeziora ukrytego w
kraterze, a wieczorami pijemy Mate de
Coca – herbatkê antywysokoœciow¹.
Czwartego dnia jedziemy pod w³aœciwy
ju¿ wulkan – Cotopaxi i rozpoczynamy
przygotowania do wspinaczki, robi¹c bazê
w schronisku na 4900 m n.p.m. Po bardzo trudnej pierwszej nocy, decydujemy
siê podj¹æ wyzwanie i w kilkanaœcie godzin póŸniej rozpoczynamy wspinaczkê.
Przy u¿yciu czekanów, lin i raków dostajemy siê na szczyt tu¿ po wschodzie s³oñca (ko³o 5.30 rano). Witamy s³oñce na wysokoœci 5897 m jako pierwsi z ca³ej grupy. Woko³o budzi siê dzieñ, a na zachodzie maleje w oczach sto¿ek cienia. Sto¿ek, na którego czubku dopatrzeæ siê mo¿na trzech malutkich punkcików– to my z
polskimi flagami :). Pod bokiem dyszy
najwy¿szy czynny wulkan œwiata, a na
wyciagniêcie rêki (zdaje siê) wybuchaj¹
inne. Dopiero zejœcie ods³ania przed nami,
jak karko³omn¹ trasê przebyliœmy na
szczyt. Rozpadliny, prze³êcze lodowe i
pionowe, œliskie œciany ukazuj¹ siê naszym oczom. Po euforii pojawia siê zmêczenie, trzeba wiêc szybko przedostaæ siê
z czo³a lodowca na dó³...
Po Ekwadorze znów Peru. I pewnie
zostalibyœmy na d³u¿ej z nowymi przyjació³mi w Chiclayo, gdyby nie chêæ odwiedzenia po³udnia kraju. Kierujemy siê wiêc
przez Pisco i Paracas do Cuzco, gdzie fundujemy sobie ogromny ³yk historii. Odwiedzamy wiele inkaskich ruin, w tym
Pisaq i Machu Picchu. Ukryte jak orle
Nr 6/2004
gniazda fortece Indian wywieraj¹ na nas
niezapomniane wra¿enie. Pe³ni emocji
docieramy nad p³ywaj¹ce s³omiane wyspy na Titicaca, a stamt¹d niedaleko ju¿
do La Paz.
Do Boliwii decydujemy siê jechaæ pomimo tego, ¿e dopiero co skoñczy³a siê
wojna domowa. W stolicy nie ma jednak
po niej œladu, wiêc przez 5 dni chodzimy
na kursy tañca i uczymy siê thinku, diablady, caporales, morenady, salsy, cumbii
i innych tradycyjnych i wspó³czesnych latynowskich tañców. Po La Paz szybko
kierujemy siê na po³udnie do Uyuni, prze-
Prowincja Oudomxai, Laos
je¿d¿aj¹c przez kopalnie srebra w Potosi.
Tam z kilkoma osobami bierzemy jeepa,
który jest w stanie przewieŸæ nas przez
pustynie a¿ do Chile. Przedostanie siê
przez solne pustkowia Salaar de Uyuni do
serca suchej jak pieprz Atacamy zajmuje
ponad 3 dni i jest to jedna z najwiêkszych
krajobrazowych atrakcji Wyprawy. Surowoœæ miejsc, po³o¿onych na 4 tys. metrów,
kontrastuje z malowniczymi lagunami
wype³nionymi ró¿owymi do ob³êdu pelikanami. A wokó³ tylko ska³y, piach, kêpki traw i my – poœrodku wygas³ych wulkanów, gejzerów i gor¹cych Ÿróde³...
Z San Pedro de Atacama czeka nas
doba drogi do Santiago, a nastêpnie lot
do Kostaryki. Prosto z lotniska w San Jose
uciekamy na pó³noc do Nikaragui, gdzie
zasiadamy na dobre w hamakach zawieszonych nad jeziorem Lago de Nicaragua.
Wyspa Ometepe z 2 malowniczymi wulkanami i swoim iœcie równikowym klimatem os³abia na moment nasze chêci poznawcze, redukuj¹c potrzeby ¿yciowe do
minimum. Objedzeni ananasami po 3
dniach wracamy do San Jose, sk¹d czekaj¹ nas dwoma doby lotu przez Los Angeles i Japoniê do Bangkoku.
Trasa 3 – Ameryka Po³udniowa
– Azja po³udniowo-wschodnia
Azja wita nas o 4 nad ranem godzinnym przejazdem przez Bangkok. Na Khao
San Road wci¹¿ w³ócz¹ siê pijane niedobitki Europejczyków z przepiêknymi Tajkami. Ze straganów wynoszone s¹ w³aœnie sycz¹ce wci¹¿ woki z resztkami kre-
PISMO PG
Wioska Khamu, Laos; Dagmara i Piotrek
wetek w curry, aby zrobiæ miejsce jedwabiom i srebru. Po krótkiej nocy ruszamy
na podbój azjatyckiego tygrysa.
Bangkok wci¹ga nas swoj¹ odmiennoœci¹ i egzotyk¹. Bajecznie kolorowe œwi¹tynie, z kilkutonowymi z³otymi Buddami
oraz rzek¹ Pratunam z nieod³¹cznymi
Long Tail Boats, omamiaj¹ na kilka dni.
Wkrótce jednak robimy siê zmêczeni nieustannym ruchem, ha³asem, korkami, odleg³oœciami i za³atwianiem rzeczy, których
nie chce siê za³atwiaæ (wizy, wizy, wizy).
Mêczy nas te¿ powoli nienaganna uprzejmoœæ Tajów oraz widok masy turystów i
sposobu, w jaki opró¿niaj¹ swoje portfele. Uciekamy wiêc jak najdalej, jak to jest
mo¿liwe, od takiej cywilizacji.
Archipelag Tarutao okazuje siê strza³em w dziesi¹tkê. Znajdujemy tam ostatnie puste pla¿e i resztki rafy koralowej
(wci¹¿ niewiele turystyki podwodnej).
Znajdujemy te¿ wreszcie ciszê i spokój, a
wszystko w scenerii niczym z pocztówek
– bia³y piasek, palmy kokosowe i turkusowa woda. Szkoda, ¿e ju¿ nied³ugo przyjad¹ tam Niemcy, Anglicy i Belgowie i
wybuduje siê dla nich betonowe domy, a
kolacyjnym przysmakiem bêdzie bia³y
rekin objêty ochron¹ w tych wodach...
Z przyczyn wizowych musimy wyjechaæ do Malezji, która zaskakuj¹co wci¹ga nas na d³u¿ej. W Wigiliê Bo¿ego Narodzenia œcigamy siê przez Penang na
po¿yczonych motorach, objadaj¹c siê
potrawami kuchni tajskiej, malezyjskiej,
chiñskiej, no i przede wszystkim indyjskiej! Niestety, czas nas goni, wiêc nie
mo¿emy zwiedziæ ca³ego kraju. Przez
Tajlandiê ruszamy do Kambod¿y.
Wjazd do Kambod¿y przez Poipet zupe³nie pozbawia nas humoru. Po przejœciu
przez szpaler kapi¹cych z³otem kasyn,
wkraczamy przez bramy do trzeciego
œwiata. Kontrast z Tajlandi¹ jest tak
ogromny, ¿e musimy siê na chwilê skryæ
w jednej z bocznych uliczek, aby dojϾ
do siebie. W przeciwnym wypadku dzieci, kad³ubki i inni ¿ebracy szybko wykorzystaliby okazjê. Po d³ugim targowaniu
wsiadamy do pó³ciê¿arówki, aby dojechaæ
do Siem Reap. Droga przedstawia obraz
nêdzy i rozpaczy – przypomina raczej liniê frontu ni¿ cokolwiek innego. Ciesz¹c
siê jednak, ¿e nie musimy siedzieæ na pace
w zawiesinie pomarañczowego kurzu, doje¿d¿amy do celu o zmierzchu. A tam... 3
dni obcowania z kompleksem Angkor to
prze¿ycie baœniowe. Œwi¹tynie Jajavarmana i jego przodków wyrastaj¹ niczym kosmiczna struktura poœrodku pustkowia i
d¿ungli. Obiekty sakralne czêœciowo poch³oniête przez d¿unglê dodaj¹ tajemniczoœci miejscu, podobnie jak uœmiechniête
nagie tancerki na ich œcianach...
Kolejnym przystankiem jest Phnom
Penh, sk¹d kupujemy wyjazd do Wietnamu. Kilka godzin w autobusie i wreszcie
znów spokój – p³yniemy ³odzi¹ w dó³ rzeki
do Wietnamu. Ju¿ przed granic¹ zabudowa nad brzegami gêstnieje w oczach, a z
oddali s³ychaæ nawo³ywania dzieci: „Hello!!!”.
Wietnam ma do zaoferowania niezliczon¹ iloœæ atrakcji, i to doskonale zorganizowanych. Nad wszystkim kontrolê
sprawuje rz¹d, dbaj¹c o zachodnich turystów, którzy dostarczaj¹ krajowi ogromnych wp³ywów gotówki. Co jednak, kie-
33
dy turysta nie chce byæ pod tak¹ kontrol¹? Jest ciê¿ko. St¹d te¿ zaraz po wp³yniêciu do Chau Doc urywamy siê naganiaczom i idziemy w miasto, aby na w³asn¹ rêkê znaleŸæ nocleg i knajpy. Sami wybieramy muzea do zwiedzania i nie
kupujemy zorganizowanych wycieczek.
Niejednokrotnie musimy przep³aciæ kilkakrotnie, aby pójœæ w³asn¹ œcie¿k¹, ale warto. Wiêkszoœæ osób skar¿y siê na Wietnamczyków, ¿e s¹ agresywni, niemili i
chc¹ tylko coœ wcisn¹æ. My odkryliœmy
w tych ludziach bratnie dusze, goœcinnoœæ
i ochotê do zabawy. Delta Mekongu to
pierwsze miejsce, które zmusi³o nas do
zwolnienia tempa. P³yn¹cy wolno Mekong uregulowa³ nasze potrzeby wg swojego leniwego rytmu – odkryliœmy wiêc
przyjemnoœæ z patrzenia na ¿ycie, picia
kawy w po³udnie, rozmawiania z miejscowymi.
Po Mekongu natrafiamy na zat³oczony i œmierdz¹cy spalinami Sajgon, sk¹d
uciekamy do Dalat – górskiego kurortu,
stolicy œwiata w niezwykle ciekawym kiczu :). W podró¿y na pó³noc zatrzymujemy siê na d³u¿ej w Hoi An, gdzie urzekaj¹ nas obchody Nowego Roku (wg kalendarza chiñskiego) TET. Okres wyciszenia,
ale i zabawy, tysi¹ce drzew mandarynkowych, zapach kadzide³ i uœmiechy ludzi
wo³aj¹cych na ulicy Chuc Mung Nam
Moi!!!! Czujemy siê jak na œwiêta w
domu. Wszystko razem: Bo¿e Narodzenie, Sylwester, Wszystkich Œwiêtych i
Wielkanoc.
Jednak prawdziwa atrakcja Wietnamu
czeka³a na nas w okolicach Ninh Binh.
Ton¹ce w chmurach góry otoczone polami ry¿owymi urzek³y nas na kilka dni.
Wypo¿yczamy rowery i jeŸdzimy przez
miedze, patrz¹c, jak uprawia siê w b³ocie
ry¿. Aby przetrwaæ lodowate wieczory,
pijemy z Panem Chuongiem wódkê z ¿eñszenia, zagryzaj¹c zio³ami zerwanymi
uprzednio z pola. Dowiadujemy siê wiele
o ¿yciu w Wietnamie, jego historii i przyjaŸni z Polsk¹. Gdyby nie straszna pogoda, moglibyœmy tam siedzieæ w nieskoñczonoœæ....
Na szczêœcie wyje¿d¿amy dalej. Na
szczêœcie, bo Laos okazuje siê prawdziwym fajerwerkiem. Kilka dni w drodze
ze wschodu na zachód (300 km) przekonuje nas, ¿e ani Kambod¿a, ani Wietnam
nie by³y wcale takie biedne... Brak dróg,
miast, szkó³,... wszystkiego, ale ten wspania³y spokój, upa³ i wieczny uœmiech ludzi. Mimo zacofania i biedy, i g³odu, i
chorób....
Nr 6/2004
34
PISMO PG
Spêdzamy 5 doskonale leniwych dni w
rejonie 4 tysiêcy wysp, na granicy z Kambod¿¹. K¹piele w rzece, nauka lokalnej
kuchni, spacery nad wodospad i szukanie wê¿y – to najbardziej ambitne zadania na Don Det. Po cudownej s³onecznej
beztrosce, 2 dni zajmuje nam dojazd na
pó³noc Laosu. Vientiane – stolica – nie
robi szczególnego wra¿enia. Van Vieng
okazuje siê turystycznym kot³em zepsutych Europejczyków. Nawet Luang Prabang jest tak zapchane bia³asami, ¿e ciê¿ko jest zjeœæ cokolwiek w przyzwoitej jak
dla Laosu cenie, nie mówi¹c o noclegu czy
wynajêciu motoru. Dlatego decydujemy
siê pojechaæ do najbiedniejszej czêœci kraju – w kierunku prowincji Bokeo. Wybieramy jednak przystanek w okolicy Oudomxai...
...Tam, razem z miejscowym przewodnikiem, idziemy do jednej z zamkniêtych
spo³ecznoœci. Pobyt w ukrytej w lesie wiosce górskiego plemienia Khamu wiele
nam daje. Nie tylko kosztujemy przysmaku pory suchej – szczura w kawa³kach
kory ze sfermentowanym winem z dzikiego ry¿u – ale dowiadujemy siê wiele o
tradycjach i wartoœciach tamtych ludzi.
Szczególnie wzruszaj¹ce okazuj¹ siê podobieñstwa w ceremonii œlubnej (z polskimi oczywiœcie) i zrêkowin, ale te¿ inne.
Mo¿na by siê od nich wiele nauczyæ o
szacunku, mi³oœci i innych cnotach. Zdajemy sobie te¿ sprawê, co straci³a Europa
i co powoli traci Polska, a co ci biedni ludzie wci¹¿ maj¹ – wartoœæ cz³owieka.
Wyje¿d¿amy og³uszeni tym, co zobaczyliœmy, i tym, czego doznaliœmy. Po tym
spotkaniu powrót do Tajlandii obna¿y³
nam ca³e k³amstwo zwi¹zane ze skomercjalizowaniem tajskiej kultury i obyczajowoœci. Nie mogliœmy ju¿ patrzeæ na
Chiang Mai i Bangkok. Po krótkim pobycie w stolicy zaczêliœmy wracaæ do kraju.
Jasiu z Dagmar¹ z przyczyn rodzinnych
zdecydowali siê lecieæ do Europy, natomiast Piotr pojecha³ kolej¹ transsyberyjsk¹. Wyprawa zakoñczy³a siê szczêœliwie
po 8 miesi¹cach i 2 tygodniach – 2 marca
2004 roku. Relacje i zdjêcia dostêpne s¹
na stronie www.wyprawa.pg.gda.pl
Jan B³aszkiewicz
Wydzia³ Zarz¹dzania i Ekonomii
Moje refleksje po ukoñczeniu 75 lat
W
lutym br. up³ynê³o mi 75 lat ¿ycia. Z tej okazji mój macierzysty
wydzia³ – Wydzia³ In¿ynierii L¹dowej –
zorganizowa³ w dniu 10 marca br. w Sali
Senatu Politechniki Gdañskiej – uroczyste posiedzenie swej Rady. Jest spraw¹
zrozumia³¹, ¿e – jako g³ówny „bohater”
tego spotkania – musia³em wyg³osiæ stosowne przemówienie. Trzeba by³o siê do
tego trochê przygotowaæ. Uzna³em, ¿e
przy takiej okazji trzeba wyjœæ poza codziennoœæ i mówiæ raczej o ¿yciu cz³owieka – w ogóle, a o niektórych sprawach
naszej uczelni – w szczególnoœci. Po spotkaniu, kilka uczestnicz¹cych w nim osób
wyrazi³o chêæ dysponowania zapisem mej
mowy. Czyni¹c temu zadoœæ, spróbujê tu
przywo³aæ g³ówne jej tezy, nie tyle cytuj¹c dok³adnie swoje s³owa, ile – wyra¿aj¹c towarzysz¹ce im wówczas moje myœli i uczucia.
Ka¿dy jubileusz rodzi mieszane doznania – u samego jubilata i u osób mu gratuluj¹cych. Jakkolwiek bowiem rdzeñ ³aciñski tego s³owa g³osi, ¿e powinna jemu towarzyszyæ radoœæ, to jednak jubileusze
œwiêci siê w swojej staroœci, o której siê
Nr 6/2004
mówi: staroœæ nie radoœæ. A nasz poeta
Jan Kochanowski dodaje:
Biedna staroœci, wszyscy ciê ¿¹damy,
A kiedy przyjdziesz, to zaœ narzekamy.
Wszak¿e ¿yczymy sobie zwykle stu lat;
a przecie¿ mamy œwiadomoœæ, ¿e im dalej w las, tym wiêcej drzew, czyli – im
wiêcej przybywa lat, tym trudniej jest
dŸwigaæ ciê¿ar ¿ycia. Pozostaje jednak –
nadzieja.
Tymczasem, przy takich okazjach
wszystkie pokolenia ludzkie czêsto narzeka³y. W Biblii czytamy:
Ka¿dy cz³owiek trwa tyle co tchnienie.
Jak cieñ przemija cz³owiek,
na pró¿no tyle siê miota,
gromadzi, ...
(Ps 38)
oraz
Kresem lat naszych to lat siedemdziesi¹t
lub osiemdziesi¹t, gdy mocni jesteœmy;
a wiêkszoœæ z nich to trud i marnoœæ:
bo chy¿o mijaj¹, a my precz lecimy.
(Ps 89)
Siêgnijmy teraz do jubileuszowego
Kalendarza Politechniki Gdañskiej na r.
2004 – ma on tak¿e wydŸwiêk filozoficzny. W ilustracji dla lutego znajdujemy
PS. Chcielibyœmy serdecznie podziêkowaæ Politechnice Gdañskiej za udzielone nam wsparcie. Szczególnie wdziêczni jesteœmy prof. dr. hab. Januszowi Rachoniowi, Rektorowi PG, za objêcie Wyprawy patronatem honorowym, ale przede
wszystkim za ¿ywe zainteresowanie jej
przebiegiem. Podobne podziêkowania
kierujemy do Dziekanów Wydzia³u Zarz¹dzania i Ekonomii – prof. dr. hab. Boles³awa Garbacika, Dziekana WZIE oraz dr.
in¿. Andrzeja Szuwarzyñskiego, Prodziekana WZIE. Dziêkujemy tak¿e wyk³adowcom i administracji Wydzia³u za
umo¿liwienie nam realizacji i zaliczenia
awansem przedmiotów z 2 semestru studiów mgr. Jesteœmy niezmiernie wdziêczni Wydzia³owi i Politechnice za udzielon¹ pomoc finansow¹ oraz sprzêtow¹.
Dziêkujemy Rodzinom, znajomym
oraz podró¿nikom, Pani Tatianie Chyliñskiej z Fundacji Marka Kamiñskiego, poznañskiej za³odze firmy JDJ Bachalski,
Stowarzyszeniu Kart M³odzie¿owych
EURO<26 z Gdañska oraz firmom PAJAK Sport i Cumulus.
dzie³o Izaaka Newtona Philosophiae Naturalis Principia Mathematica, czyli Matematyczne podstawy filozofii naturalnej
(rys. 1). Newton dostrzega tu œcis³y zwi¹zek natury i filozofii poprzez matematykê. Wtóruje mu nasz wielki matematyk
XX wieku Hugo Steinhaus, mówi¹c: Miêdzy duchem a materi¹ poœredniczy matematyka. W ten sposób wkraczamy zarazem blisko w obszar dzia³alnoœci naszej
Alma Mater.
Jeœli spojrzeæ na inn¹ ilustracjê wymienionego kalendarza, tê dla sierpnia 2004
r., to znowu dopada nas g³ównie filozofia. W ksiêdze Schau-Platz der Natur (rys.
2), czyli Teatr Natury, wyeksponowano
s³owa psalmisty: Was ist der Mensch?,
czyli – w polskim uzupe³nieniu:
Czym jest cz³owiek, ¿e o nim pamiêtasz?
I czym¿e syn cz³owieczy, ¿e siê nim zajmujesz?
(Ps 8)
Warto chyba podane tu s³owa niemieckiego tekstu przytoczyæ in extenso:
Schau-Platz der Natur, oder Unterredungen von der Beschaffenheit und Absichten der Natürlichen Dinge, wodurch
die Jugend zu weiterm Nachforschen aufgemuntert, und auf richtige Begriffe von
Allmacht und Weissheit Gottes geführet
wird, tj.:
PISMO PG
Teatr Natury, albo rozmowy o istocie i
celach Spraw Przyrodzonych, poprzez które zachêca siê m³odzie¿ do dalszych poszukiwañ i naprowadza na w³aœciwe wyobra¿enia wszechmocy i m¹droœci Boga.
Czym wiêc, a raczej kim jest cz³owiek?
W Ksiêdze Eklezjastesa czytamy:
Ja, Kohelet, by³em królem nad Izraelem
w Jeruzalem.
I skierowa³em umys³ swój ku temu,
by zastanawiaæ siê i badaæ,
ile m¹droœci jest we wszystkim,
co dzieje siê pod niebem.
(...)
Widzia³em wszelkie sprawy, jakie siê
dziej¹ pod s³oñcem.
I oto wszystko to marnoœæ i pogoñ za
wiatrem.
To, co krzywe, nie da siê wyprostowaæ,
a czego nie ma, tego nie mo¿na liczyæ.
Tak powiedzia³em sobie w sercu:
„Oto nagromadzi³em i przysporzy³em
m¹droœci wiêcej
ni¿ wszyscy, co w³adali przede mn¹ w
Jeruzalem.”
A serce me doœwiadczy³o wiele m¹droœci i wiedzy.
I postanowi³em sobie poznaæ m¹droœæ
i wiedzê, szaleñstwo i g³upotê.
Pozna³em, ¿e równie¿ i to jest pogoni¹
za wiatrem,
Bo w wielkiej m¹droœci – wiele utrapienia,
A kto przysparza wiedzy – przysparza
i cierpieñ.
(...)
Tak wiêc, zastanówmy siê, czy tak dziœ
popularny w krajach rozwiniêtych „wyœcig szczurów” ma jakikolwiek sens –
tymbardziej, ¿e
To, co by³o, jest tym, co bêdzie,
a to, co siê sta³o, jest tym, co znowu siê
stanie:
wiêc nic zgo³a nowego nie ma pod s³oñcem.
Odpowiedzmy sobie na pytanie, czy
dramatyczne zdarzenia, jakie trapi¹ dziœ
cywilizacjê Zachodu, nie s¹ przypadkiem
reakcj¹ na wynaturzenia „wyœcigu szczurów”?
Myœlê, za Eklezjastesem, ¿e
Wszystko ma swój czas
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem:
Jest czas rodzenia i czas umierania,
czas sadzenia i czas wyrywania tego,
co zasadzono,
czas zabijania i czas leczenia,
czas burzenia i czas budowania,
czas p³aczu i czas œmiechu,
czas zawodzenia i czas pl¹sów,
czas rzucania kamieni i czas ich zbierania,
czas pieszczot cielesnych i czas wstrzymywania siê od nich,
czas szukania i czas tracenia,
czas zachowania i czas wyrzucania,
czas rozdzierania i czas zszywania,
czas milczenia i czas mówienia,
czas mi³owania i czas nienawiœci,
czas wojny i czas pokoju.
Mo¿e warto o tym wszystkim pamiêtaæ
i nie realizowaæ swoich ¿yciowych celów
„po trupach”. Dostrzeg³em w tych s³owach
wiele prawdy i dlatego – za opatem cystersów w Oliwie A. M. Hackim (1683-1703)
– wykorzystujê je w swojej ksi¹¿ce, napisanej na stulecie uniwersyteckiego kszta³cenia technicznego w Gdañsku, przypadaj¹cego w bie¿¹cym roku 2004 – umieszczaj¹c je w stosownej kompozycji figuratywnej (por. mój artyku³ na str. 10 „Pisma
PG” 3/2004). W tym¿e artykule, na tle
obecnych spostrze¿eñ, godzi siê te¿ szczególnie siêgn¹æ do wiersza, jaki na otwarcie politechniki w Gdañsku w dniu 6 paŸdziernika 1904 r. ukaza³ siê w gazecie Danziger Zeitung. Dotyka to ju¿ wyraŸnie
spraw naszej uczelni. Pragnê tu wyeksponowaæ nastêpuj¹ce s³owa poety:
Nie ubiegaj siê o wielkie rzeczy tego
pogmatwanego œwiata,
(...) dumaj w ciszy mimo dzikiej gonitwy, (...).
W dalszej czêœci swojego przemówienia nawi¹za³em do zawsze aktualnych
Rys. 1
Rys. 2
35
spraw promowania naszej Alma Mater,
które podnios³em ju¿ w pierwszym numerze naszego „Pisma PG” w r. 1993, i które przywo³ujê tu, znowu i specjalnie, w
drugim moim artykule na str. 4-5. Podkreœli³em wówczas dba³oœæ naszych poprzedników, od pocz¹tku dzia³ania Politechniki Gdañskiej w r. 1945, o dobre imiê
tej uczelni, podaj¹c zarazem szereg stosownych przyk³adów:
casus m³odego in¿yniera japoñskiego,
projektanta jednego z wielkich mostów
podwieszonych w porcie Osaka i wykszta³conego w Columbia University
w Nowym Jorku pod opiek¹ profesora
Macieja Bieñka, absolwenta Politechniki Gdañskiej i niegdysiejszego jej
profesora;
dzie³a pisane w obcych jêzykach przez
naszych profesorów: Witolda Nowackiego, Stanis³awa B³aszkowiaka, Zbigniewa K¹czkowskiego, Ryszarda D¹browskiego czy Wojciecha Pietraszkiewicza – znajdywane przeze mnie w bibliotekach zagranicznych uniwersytetów;
transfer myœli technicznej w kraju i za
granic¹ w postaci profesur, jakie otrzymali pracownicy mojej rodzimej Katedry Mechaniki Budowli, m.in. – w ró¿nych krajach na piêciu kontynentach
œwiata.
W tym aspekcie nawi¹za³em te¿ do innego swego artyku³u nt. miêdzynarodowego promowania naszej uczelni, który
ukaza³ siê w „Piœmie PG” 8/2002. Wspomnia³em tam o potrzebie szeroko pojêtego intelektualnego wychodzenia na arenê
miêdzynarodow¹ poza rodzime „op³otki”
i wypracowania umiejêtnoœci „sprzedawania” swoich osi¹gniêæ naukowych, które
w dobie obecnej staj¹ siê równie¿ specyficznym towarem.
W koñcowych s³owach swego przemówienia powróci³em znowu do problemu
z³o¿onoœci natury ludzkiej i do duchowego znaczenia sztuki dla jej rozwoju – tak¿e w sferze moralnej. Nadmieni³em przy
tym, ¿e ka¿dy cz³owiek – nawet ten, którego siê powszechnie potêpia, nosi w sobie zwykle tak¿e pewne pierwiastki dobra; uznawa³em tê prawid³owoœæ zawsze
w swoich stosunkach z bliŸnimi. Przywo³a³em tu osobê Eligiusza Niewiadomskiego (1869-1923), który – jako zabójca prezydenta Gabriela Narutowicza, patrona
ulicy, przy której mieœci siê dziœ nasza
uczelnia – wyda³, przed ukaraniem go
œmierci¹ w r. 1923 za pope³nione zabójstwo, ksi¹¿kê pt. „Wiedza o sztuce” (Trzal
l
l
Nr 6/2004
36
PISMO PG
ska, Evert & Michalski, Warszawa 1923).
W ksi¹¿ce tej odnajdujemy drug¹ i nieznan¹, tê lepsz¹ naturê skazanego. Pisze
on mianowicie: Piêkno jest tajemnic¹.
Symbolem naszych dziwnych, niepojêtych
wzruszeñ (...) jest nieobjête, przejawia siê
w miriadach zjawisk i form, tak nieskoñczenie rozmaitych, ¿e nawet bardzo bogate
dusze tylko maleñk¹ jego cz¹stkê s¹ w stanie obj¹æ (...) Bo piêkno jest wszêdzie: w
zapachu kwiatów i w szumie drzew, w locie jaskó³ki i w skoku tygrysa, w twardych
³amanych liniach ska³ granitowych – i w
miêkkim ruchu fali morskich – wszêdzie
(...) Sztuka to cz³owiek (...) Dziœ (smak
publiczny) jest zdeprawowany w tym stop-
niu, ¿e najwiêkszym powodzeniem ciesz¹
siê rzeczy, siêgaj¹ce szczytów g³upstwa i
bezczelnoœci.
Niewiadomski twierdzi, ¿e z t¹ deprawacj¹ trzeba walczyæ; jednak¿e: Czy nie
jest ona beznadziejna tam, gdzie na 100
wykszta³conych osób mo¿e jedna jako tako
zdaje sobie sprawê z zakresu sztuki, jej
zadañ, jej funkcji spo³ecznej, jej roli gospodarczej i wychowawczej (w znaczeniu
najszerszym), z jej wp³ywów moralnych,
itd. (...) Có¿by pozosta³o, gdyby mo¿liwe
by³o bezwzglêdne wydzielenie pierwiastka sztuki z ¿ycia ludzkoœci? Czym by siê
sta³a ludzkoœæ sama? Trzod¹, walcz¹c¹ o
zaspokajanie elementarnych potrzeb i in-
Marynarka Wojenna Rzeczypospolitej
Polskiej a Politechnika Gdañska
W
rocznicê – 100 lat istnienia poli
techniki w Gdañsku i 60 lat Wydzia³u Budowy Okrêtów w roku przysz³ym – uwa¿am za celowe przypomnieæ
wzajemne oddzia³ywanie na siebie i
wspó³pracê partnersk¹ z trochê m³odsz¹
marynark¹ wojenn¹, w zakresie budownictwa okrêtowego oraz szeroko rozumia-
Prof. zw. dr in¿. Aleksander Rylke
Nr 6/2004
nej techniki okrêtowej. Bêdzie to z pewnoœci¹ pewien niewielki fragment, zwi¹zany z moj¹ skromn¹ osob¹, niemniej daj¹cy obraz wzajemnej twórczej wspó³pracy, który – mam nadziejê – bêdzie przez
innych uzupe³niany.
Inspiruje mnie do tego – uzyskany w
1963 roku dyplom magistra in¿yniera budownictwa okrêtowego na tej uczelni, oraz
pe³nienie od 1976 roku funkcji szefa Budowy Okrêtów i Postêpu Technicznego w
Dowództwie Mar. Woj., a w ostatnich czterech latach przed emerytur¹ w 1990 roku –
obowi¹zków dyrektora Centrum Techniki
Morskiej.
Moja „przygoda” z marynark¹ wojenn¹
rozpoczê³a siê w 1949 roku na Wydziale
Technicznym Oficerskiej Szko³y Marynarki Wojennej (OSMW). Nauka nie sprawia³a mi ¿adnych k³opotów i po czterech latach ukoñczy³em OSMW z wyró¿nieniem,
awansuj¹c od razu do stopnia porucznika
marynarki.
Program nauki mieliœmy na wzór przedwojennej Warszawskiej Szko³y Technicznej Wawelberga i Rotwanda, nie uzyskuj¹c
stynktów (...) próchnem nie przeczuwaj¹cym piêkna woni, d¿wiêków, ruchów, linii, kszta³tów, barw – piêkna sztuki i przyrody, piêkna ¿ycia w³asnego (...) nie znaj¹cym niezmiernego œwiata wzruszeñ –
jedynych i niczym niezast¹pionych.
Przytoczy³em tu te znamienne s³owa
Niewiadomskiego, bo bliskie s¹ mi idea³y umi³owania piêkna i estetyki tak¿e w
budownictwie, o czym ju¿ niejednokrotnie pisa³em. Dlatego, tym w³aœnie spostrze¿eniem swoje przemówienie zakoñczy³em.
Zbigniew Cywiñski
Emerytowany profesor PG
jeszcze dyplomów in¿yniera, jednak z przewidywaniem perspektywicznym pe³nego
zakresu technicznych studiów wy¿szych
drugiego stopnia. By³o to zamierzone i konsekwentne dzia³anie uczelni, w kierunku
zapewnienia wysoko wykwalifikowanej
kadry oficerskiej, co zosta³o zrealizowane
w latach póŸniejszych przy wydatnej pomocy Politechniki Gdañskiej. Mój rocznik w
OSMW by³ drugim z kolei, z wizj¹ uzyskania dyplomu magisterskiego. I dlatego na
zakoñczenie nauki wykonywaliœmy prace
dyplomowe na poziomie in¿ynierskim – w
moim przypadku by³ to silnik spalinowy
napêdu okrêtu podwodnego – a w komisji
egzaminacyjnej zasiadali dwaj profesorowie Politechniki Gdañskiej: Karol Taylor i
Marian Sieñkowski. Do egzaminów przygotowywali nas absolwenci z Politechniki
Gdañskiej powo³ani na oficerów: W³adys³aw Czy¿, Stanis³aw Rutkowski, Aleksander Kowalski, z Politechniki Gliwickiej
Marian Harañko i jako wyk³adowcy cywilni: Jarzyna, Konorski, Pa³ubicki, W³adys³aw Wojnowski i Celestyn Spyra. Dwaj
ostatni nieco póŸniej zostali te¿ oficerami
marynarki wojennej. Niestety, imiona niektórych ulecia³y z pamiêci. By³ to mój
pierwszy i bardzo istotny dla mnie kontakt
z Politechnik¹ Gdañsk¹. Z opowiadañ
przedwojennych oficerów dowiadywaliœmy
siê, ¿e obecnie na Politechnice Gdañskiej
profesorami s¹ równie¿ oficerowie naszej
marynarki wojennej. Wynika³o to z braku
zajêæ z historii Marynarki Wojennej RP o
jej ludziach i okrêtach. Nawet dziœ, kiedy
mo¿na znaleŸæ doœæ sporo opracowañ,
szczególnie wspomnieniowych, to problematyka zwi¹zana z histori¹ budownictwa
okrêtowego oraz szeroko rozumian¹ wojskow¹ technik¹ morsk¹ jest znikoma.
PISMO PG
prof. nadzw. mgr in¿. Janusz Staliñski
Byli to nastêpuj¹cy oficerowie oraz pracownicy cywilni kierownictwa marynarki
wojennej.
Kmdr por. in¿. Aleksander Rylke, absolwent Wydzia³u Budowy Okrêtów Morskiej
Szko³y In¿ynierii w Kronsztadzie, któr¹
ukoñczy³ z wyró¿nieniem w 1909 roku. W
okresie miêdzywojennym pe³ni³ s³u¿bê w
kierownictwie marynarki wojennej w Warszawie. W 1927 roku zostaje skierowany
do Francji z zadaniem bezpoœredniego nadzorowania budowy niszczycieli „Wicher” i
„Burza” oraz okrêtów podwodnych: „Ryœ”,
„¯bik” i „Wilk”. Praca by³a bardzo odpowiedzialna i dotyczy³a równie¿ oprócz
stoczni – wytwórców kot³ów parowych,
turbin i silników spalinowych napêdu g³ównego, linii wa³ów, agregatów pr¹dotwórczych, uzbrojenia, dokumentacji, technologii monta¿u, prób odbiorczych i innych
„drobiazgów”, sk³adaj¹cych siê na ca³oœæ
okrêtu. Nie wszystko przebiega³o prawid³owo i terminowo. Wyst¹pi³y te¿ sprawy bardzo powa¿ne, kierowane z koniecznoœci do
arbitra¿u.
Jedna dotyczy³a statecznoœci niszczyciela „Wicher”. Po jej sprawdzeniu ju¿ na
wybudowanym okrêcie okaza³o siê, ¿e metacentrum (wielkoœæ MG) by³a w dolnej
dopuszczalnej granicy zastrze¿onej w umowie, ale okreœlona jednoczeœnie doœæ znaczn¹ kar¹. Poni¿ej tej wielkoœci okrêtu mo¿na by³o nie odebraæ. Wobec groŸby kary
stocznia zaoponowa³a, przedstawiaj¹c swoje korzystniejsze obliczenia, i za¿¹da³a arbitra¿u. Superarbiter gen. in¿. Bailly uzna³
za prawid³owe obliczenia komandora A.
Rylkego i przyzna³ zasadnoœæ roszczeñ stronie polskiej.
Drugi arbitra¿ by³ bardziej powa¿ny i
dotyczy³ kot³ów parowych na niszczycielu
„Burza”. Jeszcze przed ich monta¿em na
okrêcie stwierdzono, ¿e ich górne walczaki
s¹ zowalizowane. Walczaki by³y nitowane
z dwóch po³ówek i to mog³o doprowadziæ
do nadmiernych naprê¿eñ w szwach nitowych przy ciœnieniu roboczym. Superarbiter z Wielkiej Brytanii kadm. w st. spocz.
in¿. Marek Rundle, po wykonanych osobiœcie pomiarach orzek³ – kot³y nie nadaj¹ siê
do monta¿u na okrêcie. By³o to bardzo powa¿n¹ strat¹ finansow¹ dla stoczni, co w
konsekwencji doprowadzi³o do jej upadku.
Te obie sprawy, jak równie¿ stwierdzenie niew³aœciwego nitowania na okrêcie
podwodnym „Wilk”, wystawiaj¹ bardzo
dobre œwiadectwo nadzorowi technicznemu, a komandorowi Rylkemu wielkie uznanie za umiejêtnoœæ prowadzenia negocjacji,
nieustêpliwoœæ i dba³oœæ o nale¿yt¹ jakoœæ
wykonywanych prac i interes marynarki
wojennej.
Na pocz¹tku 1933 roku, komandor in¿.
A. Rylke obejmuje stanowisko kierownika
Wydzia³u Budowy Okrêtów, przygotowuj¹c wymagania taktyczno-techniczne na
nastêpne planowane do budowy okrêty: stawiacz min „Gryf”, okrêty podwodne
„Orze³” i „Sêp” oraz niszczyciele „Grom” i
„B³yskawica”.
Od 1935 roku, razem z in¿. Aleksandrem
Potyra³¹, absolwentem Politechniki Gdañskiej w 1926 roku, a nastêpnie pracownikiem cywilnym kierownictwa marynarki
wojennej – póŸniejszym profesorem Politechniki Gdañskiej – opracowuj¹ dla potrzeb marynarki wojennej zasady i program
szkolenia techników budowy okrêtów. W
rok póŸniej przy Pañstwowej Szkole Technicznej w Warszawie, z ich inicjatywy zorganizowano Wydzia³ Budowy Okrêtów i
Konstrukcji Stalowych. Liczbê uczniów w
klasie ograniczono do dwunastu. Wyk³ady
i zajêcia praktyczne w szkolnych warsztatach mechanicznych odbywa³y siê od wrzeœnia do czerwca, natomiast w lipcu i sierpniu uczniowie drugiej klasy wyje¿d¿ali na
praktykê do Warsztatów Portowych Marynarki Wojennej na Oksywiu. Praktyki takie
odby³y siê w 1937, 1938 i 1939 roku. Wybuch wojny przerwa³ nauczanie, ale tylko
na jeden rok, i ju¿ we wrzeœniu 1940 roku
uda³o siê ponownie uruchomiæ szko³ê. By³y
to z ich inicjatywy pionierskie przedsiêwziêcia w zakresie szkolenia techników
okrêtowców dla potrzeb marynarki wojennej i jakby niezamierzony wstêp do póŸniejszej profesury.
Wierz¹c g³êboko, ¿e Polska odrodzi siê
po wojnie, grupa morskich oficerów Technicznych, która znalaz³a siê w Warszawie,
zorganizowa³a dodatkowo, i to na poziomie
37
wy¿szym, tajne nauczanie wykraczaj¹ce
poza oficjalny program. Otuchy dodawa³a
im dzia³alnoœæ bojowa ich kolegów i okrêtów pod bia³o-czerwon¹ bander¹ u boku
aliantów. Brali razem czynny udzia³ w szeregach Armii Krajowej w ramach organizacji marynarzy „Alfa”, a in¿. A. Potyra³a
– pseud. Twardowski – kierowa³ dodatkowo wywiadem w zakresie przemys³u okrêtowego.
Pierwszym kierownikiem Wydzia³u Budowy Okrêtów by³ kmdr in¿. Dominik Malecki, a po jego œmierci w 1941 roku obowi¹zki te przej¹³ in¿. A. Potyra³a.
Wyk³adowcami techniki okrêtowej byli:
kmdr por. in¿. Aleksander Rylke (pseud.
Piotr) – kreœlenia okrêtowe i statyka wi¹zañ okrêtowych;
kmdr in¿. Miko³aj Berns (pseud. Wróblewski) – teoria okrêtu;
kmdr in¿. Hilary Sipowicz (pseud. Bzura) – mechanizmy okrêtowe;
in¿. Aleksander Potyra³a – konstrukcja
kad³uba;
kmdr ppor. Adolf Zelenay (pseud. Marek) – elektrotechnika okrêtowa.
Dla przysz³ych profesorów by³ to dobry
wstêp do ich drugiego wcielenia.
Na te zajêcia uczêszcza³ min. kmdr Jerzy D¹browski, nadzoruj¹cy póŸniej budowê okrêtów dla Wojsk Ochrony Pogranicza.
Po zakoñczeniu wojny, ju¿ w maju 1945
roku prof. Aleksander Rylke powraca do
Warszawy i przystêpuje do przerwanej pracy w szkolnictwie, nawi¹zuj¹c jednoczeœnie
kontakt z Departamentem Morskim Ministerstwa Handlu Zagranicznego i ¯eglugi,
z którym zaczyna wspó³pracowaæ w zakresie odbudowy przemys³u stoczniowego w
Gdañsku. Nie trwa to jednak d³ugo i na proœbê ówczesnego rektora organizuj¹cej siê Politechniki Gdañskiej, profesora Mi³obêdzkiego, zaczyna od podstaw tworzyæ we
wrzeœniu 1945 roku Wydzia³ Budowy Okrêtów. Dziêki tej decyzji uzyskuje bezpieczny azyl w „nieprzyjaznej” dla niektórych,
powsta³ej w kraju sytuacji politycznej.
Nie przewidzia³, niestety, czekaj¹cych go
„k³opotów” kmdr in¿. Hilary Sipowicz.
Mo¿liwie najszybciej, jak tylko móg³, zg³osi³ siê do dalszej s³u¿by w marynarce wojennej, gdzie zosta³ wyznaczony na stanowisko mechanika floty, jednoczeœnie wspó³pracuj¹c przy organizowaniu Wydzia³u
Budowy Okrêtów, a w nim katedry – Urz¹dzenia Maszynowe Okrêtów, gdzie prowadzi³ równie¿ zajêcia ze studentami.
W 1947 roku, odczuwaj¹c szykanowanie oficerów przedwojennych, zwalnia siê
l
l
l
l
l
Nr 6/2004
38
PISMO PG
z Marynarki, maj¹c zapewnione oparcie na
Politechnice.
Pracuje ju¿ tylko na Politechnice, a mimo
to nie unikn¹³ represji, i w nastêpstwie stalinowskiej „czujnoœci rewolucyjnej” i „walki klasowej” zostaje w „przygotowaniach”,
i to do nastêpnych oskar¿eñ na wiêksz¹ skalê, aresztowany 6 grudnia 1949 roku – wraz
z niedawnym dowódc¹ marynarki wojennej kadm. Adamem Mohuczym – pod zarzutem z³ej eksploatacji szybkoobrotowych
silników spalinowych „Packard” na kutrach
torpedowych i zaniedbañ przy remoncie
przyby³ych z internowania w Szwecji trzech
okrêtów podwodnych. Rok wczeœniej aresztowani zostali: kmdr in¿. Konstanty Siemaszko – szef S³u¿by Technicznej Dowództwa Marynarki Wojennej, i kmdr in¿. W³adys³aw Sakowisz – zastêpca dowódcy
G³ównego Portu MW w Gdyni, pod zarzutem zaniedbañ technicznych w Porcie Wojennym w Gdyni.
Wszyscy razem byli oskar¿ani o sabota¿ w marynarce wojennej przez Najwy¿szy S¹d Wojskowy na sesji wyjazdowej w
Gdyni, w dniach od 25 stycznia do 6 marca
1950 roku. Najwy¿sze wyroki, 15 lat wiêzienia, otrzymali W³adys³aw Sakowicz i
Hilary Sipowicz. By³o to ca³kowicie absurdalne i nieuzasadnione oskar¿enie, gdy¿ w
tamtych czasach, praktycznie bez zaplecza
materia³owo- technicznego, prawie nic nie
mo¿na by³o zrobiæ, a oni jednak okrêty do
eksploatacji przygotowali.
Po wczeœniejszym wyjœciu z wiêzienia
w 1953 roku, Hilary Sipowicz przystêpuje
do pracy na Politechnice Gdañskiej, pe³ni¹c
w latach 1957 – 1960 obowi¹zki kierownika Katedry Si³owni Okrêtowych. Ca³kowit¹ rehabilitacjê uzyska³ w 1956 roku. W lipcu 1958 roku mianowany zosta³ profesorem nadzwyczajnym.
Kolejnym oficerem pionu technicznego
marynarki wojennej z okresu II Rzeczypospolitej, który dost¹pi³ najwy¿szych zaszczytów na Politechnice Gdañskiej, by³
profesor in¿. Janusz Staliñski.
Szko³ê Podchor¹¿ych Marynarki Wojennej ppor. marynarki Janusz Staliñski ukoñczy³ z pierwsz¹ lokat¹ 15 paŸdziernika 1937
roku, otrzymuj¹c z r¹k Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej szablê „oficera marynarki wojennej”, z dedykacj¹. S³u¿bê rozpocz¹³ na ORP „B£YSKAWICA” jako II oficer mechanik. Pragnê podkreœliæ, ¿e by³, tak
jak i profesor Jerzy Wojciech Doerffer,
cz³onkiem za³ogi tego naprawdê szczêœliwego okrêtu; obaj dost¹pili zaszczytu bycia profesorami oraz rektorami Politechniki Gdañskiej.
Nr 6/2004
Ale los wczeœniej trochê inaczej „urozmaici³ ¿ycie” prof. J. Staliñskiego.
Z koñcem sierpnia 1939 roku, gdy ppor.
mar. Janusz Staliñski by³ u lekarza – ORP
„B£YSKAWICA” sta³a na redzie Gdyni –
okrêt otrzyma³ rozkaz natychmiastowego
odkotwiczenia i udania siê do Wielkiej Brytanii. PóŸniej ju¿ jako kurier kadm. Józefa
Œwirskiego, wraz ze swoim koleg¹ ppor.
mar. Janem W¹sowiczem udaj¹ siê do kierownictwa marynarki wojennej w Warszawie, by w koñcu wzi¹æ udzia³ w wojnie w
zespole marynarzy, w ramach GO „Polesie”
gen. Franciszka Kleeberga. Ca³¹ wojnê
przeby³ w oflagu oficerskim IIC w Woldenbergu – obecny Dobiegniew – ucz¹c siê
jêzyków obcych oraz zg³êbiaj¹c zagadnienia techniczne. Po powrocie z niewoli postanawia uczyæ siê dalej. Podejmuje pracê
w Stoczni Gdañskiej, jednoczeœnie studiuje na Wydziale Budowy Okrêtów Politechniki Gdañskiej pod okiem swoich by³ych
prze³o¿onych. W krótkim czasie uzyskuje
dyplom magistra in¿yniera i podejmuje pracê na tym samym Wydziale. W 1970 roku
dostêpuje najwy¿szego zaszczytu na uczelni
– zostaje Rektorem Politechniki Gdañskiej.
Jako rezerwista awansuje do stopnia kapitana marynarki.
Równie¿ kmdr doc. dr in¿. Jan W¹sowicz
– w miêdzyczasie pe³ni³ s³u¿bê w marynarce – pracowa³ w latach 1970 – 1978 na stanowisku docenta w Instytucie Okrêtowym
Politechniki Gdañskiej.
Na Politechnice Gdañskiej pracowali
równie¿: kmdr prof. in¿. Andrzej Zimniak,
kmdr prof. in¿. W³adys³aw Wojnowski,
kmdr prof. in¿. Konstanty Cudny, a obecnie tradycjê tê kontynuuje kmdr dr in¿.
Henryk Bug³acki.
Na pocz¹tku 1948 roku Politechnika
Gdañska zobowi¹zana zosta³a do objêcia
nauk¹ podchor¹¿ych studentów Gdañskiej
Kompanii Akademickiej. Celem tego
przedsiêwziêcia by³o wyszkolenie kadry
oficerów specjalistów z wy¿szym wykszta³ceniem dla potrzeb marynarki wojennej. Pod wzglêdem wojskowym Kompania
podporz¹dkowana zosta³a dowódcy marynarki wojennej, a naukê podchor¹¿owie studenci odbywali razem ze studentami cywilnymi. Dla wielu by³a to w tamtych czasach
jedyna mo¿liwoœæ studiowania – bo to „wikt
i opierunek” pañstwowy. W roku akademickim 1948/49 kompania liczy³a 110 podchor¹¿ych, z czego 102 studiowa³o na Politechnice Gdañskiej: 44 – na mechanicznym, 29 – na elektrycznym, 23 – na budowie okrêtów, 3 na in¿ynierii l¹dowo-wodnej, 3 – na chemii. Praktyki podchor¹¿o-
Prof. Jerzy Doerffer
wie odbywali na okrêtach i w jednostkach
marynarki. Czasami niektórzy dziwili siê,
gdy na okrêtach podwodnych znajdowali w
dokumentach podpisy swoich profesorów,
którzy dla w³asnego spokoju nie chcieli jednak na ten temat rozmawiaæ.
Po zakoñczeniu studiów, ju¿ jako oficerowie pe³nili s³u¿bê na okrêtach oraz w specjalistycznych s³u¿bach, organizuj¹c w nied³ugim czasie potem wspó³pracê z Politechnik¹ Gdañsk¹, wielce korzystn¹ i przydatn¹ zarówno dla marynarki, jak i te¿ politechniki. Na niektórych kierunkach trwa ona
do dziœ.
My, trochê z m³odszego pokolenia oficerowie marynarki wojennej w s³u¿bie
czynnej, mogliœmy zawsze liczyæ na pomoc
„naszych” profesorów w potrzebie. Doœwiadczy³em tego osobiœcie. Po powstaniu
Wy¿szej Szko³y Marynarki Wojennej
(WSMW), ju¿ z uprawnieniami do nadawania tytu³ów in¿yniera, zorganizowano dla
roczników, które ukoñczy³y OSMW wczeœniej, roczne studia uzupe³niaj¹ce, zakoñczone sprawdzianem dyplomowym i nadaniem po egzaminie tytu³u in¿yniera mechanika. Ukoñczy³em ten kurs w pierwszej
kolejnoœci, zdaj¹c egzamin 17 czerwca 1960
roku. I od razu postanowienie razem z koleg¹ Witoldem Adamowiczem – dalsze studia magisterskie na Politechnice Gdañskiej.
Egzamin egzaminem, a dyplom in¿yniera
mia³ byæ w nieokreœlonym jeszcze czasie.
Pojechaliœmy zatem do profesora Janusza
Staliñskiego – dziekana Wydzia³u Budowy
Okrêtów – przedstawiaj¹c swój problem i
chêæ studiów oraz formalny brak dyplomu.
Profesor wiedzia³ o tym – Politechnika pomaga³a WSMW – i kaza³ w dziekanacie
wpisaæ nas na listê do egzaminów na jego
odpowiedzialnoœæ – „niezbêdne dokumenty panowie oficerowie z³o¿¹ póŸniej”. I w
ten sposób nie straciliœmy roku, a dyplomy, a¿ wstyd siê przyznaæ, dostaliœmy na
PISMO PG
rêkê dopiero 10 listopada 1961roku. Zaufanie, jakim obdarzy³ nas profesor, by³o
dla nas wyzwaniem, studia koñczymy w
przepisowym terminie. Uda³o siê. Studia
magisterskie rozpoczyna³o nas 24, w tym
dwóch marynarzy, w przepisowym terminie ukoñczy³o 4, w tym dwóch marynarzy.
Ucieszy³o to niezmiernie profesora J. Staliñskiego, co w trakcie egzaminów podkreœli³ z zadowoleniem przewodnicz¹cemu
komisji, profesorowi A. Rylkemu, któremu
zrobi³ jeszcze dodatkow¹ niespodziankê. Z
jego inicjatywy wykonywaliœmy prace dyplomowe dotycz¹ce okrêtów. Ja projektowa³em si³owniê na okrêt podwodny, a kolega W. Adamowicz si³owniê tra³owca.
Stawanie przed obliczem komisji egzaminacyjnej jest zawsze emocjonalnym prze¿yciem. Wiedzia³em, kim by³ dawniej profesor A. Rylke, z wyj¹tkiem drobnego
szczegó³u, ¿e jeszcze przed I wojn¹ œwiatow¹ by³ oficerem mechanikiem dywizjonu okrêtów podwodnych na Morzu Czarnym. Zaskoczy³a mnie jego serdecznoœæ i
wyczuwalna ¿yczliwoœæ. Parê pytañ o projekt, jakie znam okrêty podwodne, a gdy
wymieni³em, ¿e by³em mechanikiem na
ORP „SÊP”, to zamiast pytañ mówi³ o okrêcie tak, jakby chcia³ sprawdziæ, czy jeszcze
wszystko jest na nim na miejscu. Znacznie
póŸniej dowiedzia³em siê, ¿e to przecie¿
profesor A. Rylke opracowywa³ jego za³o¿enia techniczne.
Zorganizowana dzia³alnoœæ w budownictwie okrêtowym dla marynarki wojennej rozpoczê³a siê na pocz¹tku lat 50. Bra³a
w tym istotny udzia³ Politechnika Gdañska,
wypuszczaj¹c pierwszych po wojnie absolwentów, którzy wychowani w duchu dobrej
roboty przystêpowali do pracy w biurach
konstrukcyjnych CBKO – 1 i CBKO – 2,
w stoczniach oraz w marynarce wojennej.
Wa¿nym czynnikiem by³o równie¿ i to, ¿e
wszyscy znali siê bardzo dobrze, ³¹cznie z
profesorami. Pocz¹tki nie by³y ³atwe. Zostaliœmy odciêci od zachodniej myœli technicznej – nie mówi¹c o wojskowej – a tak¿e i od wschodniej, ze wzglêdu na „szpiegomaniê” radzieck¹, jak te¿ i w³asn¹. A jednoczeœnie na œwiecie postêpowa³ znacz¹cy
rozwój techniki i technologii wytwarzania,
budowano nowe systemy uzbrojenia oraz
dowodzenia, korzystaj¹c z doœwiadczeñ z
II wojny œwiatowej.
W marynarce wojennej opracowywano
„Wymagania Taktyczno-Techniczne”
(WTT) na pierwsze okrêty: tra³owce redowe i bazowe, œcigacze okrêtów podwodnych oraz jednostki specjalne (hydrograficzne, ratownicze i pomocnicze). Czêœæ
projektów oparto na w³asnej koncepcji
technicznej i technologicznej oraz krajowej
bazie produkcyjnej. Wstêpnym „treningiem” do tego by³o przygotowanie produkcji na podstawie licencji radzieckiej, pierwszej serii tra³owców bazowych oraz redowych na kad³ubach drewnianych. Druga
seria tra³owców bazowych by³a ju¿ ca³kowicie polskim projektem. Obie serie budowane by³y w Stoczni Gdynia. Po raz pierwszy zastosowano przy ich budowie boczne
wodowanie, opracowane pod kierunkiem
profesora Aleksandra Rylkego. Wtedy te¿
nadzoruj¹cy ich budowê kpt. mar. in¿. Konstanty Cudny rozpocz¹³ badania naukowe
nad materia³ami u¿ywanymi do budowy
okrêtów oraz ich technologi¹ – w tym i stopów lekkich – staj¹c siê cennym naukowcem, osi¹gaj¹c póŸniej tytu³ profesora, a po
przejœciu na emeryturê podejmuj¹c pracê na
Politechnice Gdañskiej.
Marynarka Wojenna swój program rozwoju i postêpu technicznego zawsze omawia³a i analizowa³a na posiedzeniach Komitetu Technicznego, z udzia³em profesorów wy¿szych uczelni oraz realizuj¹cych
omawiane przedsiêwziêcie. Jednym z bardziej znacz¹cych osi¹gniêæ nowych myœli
konstruktorskich by³o zaprojektowanie i
zbudowanie w latach 60. kutrów torpedowych na kad³ubie ze stopu lekkiego, z napêdem szczytowym w³asnej turbiny gazowej (WSK Rzeszów), osi¹gaj¹cych szybkoœæ ponad 50 wêz³ów.
Z wa¿niejszych zagadnieñ technicznokonstrukcyjnych w tych latach rozwi¹zano
i wdro¿ono:
zoptymalizowane, hydrodynamiczne
kszta³ty kad³ubów okrêtów wraz z wypracowanymi liniami teoretycznymi drog¹ systematycznych badañ modelowych;
l
39
metodykê obliczeñ wytrzyma³oœciowych konstrukcji okrêtowych oraz œrub
napêdu okrêtów;
technologiê budowy i spawania okrêtowych konstrukcji przestrzennych stalowych i ze stopów lekkich;
projektowanie i wykonanie si³owni wielkich mocy (20.000 KM);
produkcjê wyposa¿enia elektromaszynowego o wysokich parametrach oraz lekkiego wyposa¿enia ma³ogabarytowego;
opracowano i systematycznie rozwijano
w³asn¹ konstrukcjê okrêtów desantowych, uznanych za jedne z najlepszych,
których d³ugie serie by³y eksportowane
do Zwi¹zku Radzieckiego, Libii, Syrii i
Indii.
Trzy okrêty desantowe z ostatniej serii
dla Polski s³u¿¹ do dziœ w Marynarce Wojennej RP, bior¹c z powodzeniem udzia³ w
æwiczeniach natowskich.
W organizacji zarz¹dzania w tamtym
czasie brak by³o, moim zdaniem, tylko niewielkiego kilkuosobowego zespo³u naukowego (Politechnika – Mar. Woj.), który by
co najmniej raz w roku dokonywa³ analizy
w zakresie ca³okszta³tu rozwoju techniki
morskiej z wnioskami dla dowództwa.
Równie¿ w zakresie eksploatacji okrêtów budowanych przed wojn¹, jak np. ORP
„B£YSKAWICA”, bardzo cenn¹ pomoc
uzyskiwaliœmy ze strony Politechniki w
postaci ekspertyz i ustaleñ technologii napraw turbin, przek³adni, silników spalinowych, sposobów wykonywania elementów
zastêpczych, a tak¿e czasami ustalania
przyczyn zaistnia³ych awarii. Ekspertyzy,
poparte wysokimi profesorskimi autorytetami, oddala³y skutecznie, wisz¹ce czêsto
widmo pos¹dzenia o sabota¿, jak to niestety „czasami” bywa³o. W ekspertyzach tych
l
l
l
l
l
Przedstawiciele AMW, PG, Stoczni MW i CTM po spotkaniu z dowódc¹ MW (fot. ze zbiorów
autora)
Nr 6/2004
40
PISMO PG
brali udzia³ m.in. profesorowie: Adolf Polak, Karol Taylor, Marian Sieñkowski, Tadeusz Gerlach, Henryk Markiewicz – bardzo czêsto ze swoimi asystentami.
Czasami przedwczesne zu¿ycie materia³u stawa³o siê w tamtych czasach problemem prawie „politycznym”. Pozwolê sobie przytoczyæ jeden z przyk³adów, w którym bra³em udzia³.
Na pierwszych tra³owcach bazowych
zamontowane by³y silniki napêdu g³ównego 9D produkcji zak³adów w Ko³omnie w
Zwi¹zku Radzieckim. Przy pierwszym ich
przegl¹dzie stwierdzono bardzo siln¹ korozjê punktow¹ tulei cylindrowych – silniki ch³odzone wod¹ morsk¹. Na zg³oszon¹ reklamacjê z zak³adu przyjecha³ konstruktor in¿. Garwaliñski. My ze swej strony do konsultacji zaprosiliœmy profesorów,
A. Polaka i M. Sieñkowskiego. Ogl¹danie
badanych tulei, dyskusja o przyczynach
korozji i wniosek – niew³aœciwa ochrona
protektorowa. Broni³ siê przed takim rygorystycznym sformu³owaniem konstruktor. W miêdzyczasie profesor M. Sieñkowski zacz¹³ wypytywaæ in¿. Garwaliñskiego – co jest w takim to budynku zak³adu,
czy jest coœ tam jeszcze – powoduj¹c widoczne jego zdenerwowanie i strach w
oczach. Zauwa¿y³ to profesor i z uœmiechem oœwiadczy³ zdumionemu goœciowi –
„proszê siê uspokoiæ, ja w tym zak³adzie
by³em przed I wojn¹ œwiatow¹ g³ównym
technologiem”. Du¿e odprê¿enie goœcia,
sytuacyjny dowcip profesora A. Polaka i
w efekcie poprawny technicznie protokó³,
korzystny dla nas i bezpieczny dla konstruktora. A do tego, nied³ugo po tym przysz³o zaproszenie z Ko³omny dla kadm.
Aleksego Parola i dwóch oficerów, do odwiedzenia zak³adu.
Oddzielnego podkreœlenia wymaga
wspó³praca w zakresie budowy okrêtów
z profesorem Jerzym Wojciechem Doerfferem.
Od samego pocz¹tku swej pracy na Politechnice Gdañskiej profesor utrzymuje
kontakt z marynark¹ wojenn¹, zdobywaj¹c
du¿¹ sympatiê oficerów, Móg³ zatem równie¿ liczyæ na pomoc przy realizacji swoich wynalazków. Tak te¿ by³o z dziobowym
stero-hamulcem dla du¿ych statków. Praca
ta realizowana by³a na przeznaczonym do
spisania du¿ym œcigaczu okrêtów podwodnych w 9. Flotylli Obrony Wybrze¿a.
Najwiêkszy udzia³ profesora mia³ miejsce przy projektowaniu i budowie amagnetycznego tra³owca o wypornoœci 255 ton,
bêd¹cego do dziœ w eksploatacji. By³o to
pionierskie przedsiêwziêcie ze wzglêdu na
Nr 6/2004
budowê kad³uba z laminatu poliestrowoszklanego i prawie w ca³oœci opartego na
przemyœle krajowym. Projektowanie i budowê aparatury hydroakustycznej dla tra³owca inicjowa³ i nadzorowa³ profesor Zenon Jagodziñski z Instytutu Telekomunikacji Politechniki Gdañskiej. W roku 1986
profesor Jerzy Wojciech Doerffer za pracê
nad tra³owcem uzyska³ Nagrodê Pañstwow¹ II stopnia w dziedzinie techniki.
Bardzo dobr¹ wspó³pracê – powiedzia³bym: modelow¹ – nawi¹zano z Instytutem
Elektrotechniki Morskiej i Przemys³owej,
kierowanym przez profesora Henryka Markiewicza. Wszystko, co w marynarce wojennej powsta³o w zakresie demagnetyzacji okrêtów, budowy ich systemów, stacji
kontrolno-pomiarowych, aparatury stacjonarnej i mobilnej, realizowane by³o przez
instytut, który sta³ siê w tym zakresie zapleczem naukowo-badawczym marynarki
wojennej, na d³ugo przed powstaniem Centrum Techniki Morskiej.
Instytut Elektrotechniki Morskiej i Przemys³owej 13 paŸdziernika 1977 roku wyda³ z okazji XXV lat wspó³pracy naukowotechnicznej z marynark¹ wojenn¹ medal
pami¹tkowy, który jest dla mnie cenn¹ pami¹tk¹ z tamtego okresu.
Dowództwo Marynarki Wojennej RP
docenia³o dzia³alnoœæ Politechniki Gdañskiej na jej rzecz, wyró¿niaj¹c uczestnicz¹cych w jej rozwoju kordzikami oficera marynarki wojennej z dedykacj¹, oraz medalami „Za Zas³ugi Dla Marynarki Wojennej”.
Tytu³ doktora honoris causa w Akademii Marynarki Wojennej otrzymali profesorowie z Politechniki Gdañskiej: Lech
Kobyliñski, Jerzy Wojciech Doerffer i Boles³aw Mazurkiewicz.
Koñcz¹c powy¿sze opracowanie pragnê
przedstawiæ kilka w³asnych spostrze¿eñ.
Nie ulega w¹tpliwoœci, ¿e marynarka
wojenna musi byæ czêœci¹ systemu obronnego pañstwa. Je¿eli do tego ma mieæ okrêty, to musi mieæ plan ich budowy u siebie
lub za granic¹, wynikaj¹cy ze stawianych
przed ni¹ zadañ, zatwierdzony na najwy¿szym szczeblu zarz¹dzania pañstwem, wraz
z okreœlonymi œrodkami materialnymi i finansowymi. Nie mo¿e to byæ ustalane i
zmieniane doraŸnie w zale¿noœci od „kaprysu” decydentów. Proces przygotowania
do budowy okrêtu jest bardzo z³o¿ony oraz
musi byæ zorganizowany i ci¹g³y, co trwa
do dziesiêciu, a czasami i wiêcej lat. Najkorzystniej jest budowaæ okrêty w krajowym przemyœle, co zamierzano ju¿ przed
II wojn¹ œwiatow¹ w odniesieniu do nisz-
Prof. Hilary Sipowicz
czycieli. Za przyk³ad mog¹ pos³u¿yæ kraje
skandynawskie – Szwecja i Finlandia. Przemys³ pañstwa polskiego jest w stanie wybudowaæ niezbêdne dla naszych potrzeb
okrêty, importuj¹c, w przypadku koniecznoœci, niezbêdne uzbrojenie i unikatowe
wyposa¿enie. Gdy analizowaliœmy dawniej
te problemy, dochodziliœmy do wniosku, ¿e
za koszt importu jednego okrêtu mo¿na wybudowaæ w kraju 2,5 podobnego, kupuj¹c
niezbêdne uzbrojenie i unikatow¹ aparaturê. A nie jest to tylko jedyna zaleta.
W budownictwie okrêtowym marynarka wojenna jest w pañstwach morskich noœnikiem postêpu technicznego, wymagaj¹cym zorganizowanego i kontrolowanego
ci¹g³ego dzia³ania. Rolê takiego inspiratora w technicznych pracach naukowo badawczych dla Marynarki Wojennej Rzeczypospolitej Polskiej mog³aby z powodzeniem
pe³niæ Politechnika Gdañska. Wszystko
zale¿y od stworzenia odpowiedniej organizacji zarz¹dzania i twórczej pracy bior¹cych
w niej udzia³.
Bibliografia (materia³y opublikowane):
1. Aleksander Rylke – W S³u¿bie Okrêtu – Gdynia
1967 r.
2. Jan Kazimierz Sawicki – Kadry Morskie Rzeczypospolitej, tom II – Gdynia 1996 r.
3. Czes³aw Ciesielski, Walter Pater, Jerzy Przybylski – Polska Marynarka Wojenna 1918-1980
Gdynia 1992 r.
4. Narcyz Klatka – Kompanie Akademickie Gdañski Fakultet Wojskowy 1947-1952, Warszawa
1997 r.
Materia³y nieopublikowane: notatki autora z
okresu s³u¿by w marynarce wojennej.
Kmdr w st. spocz. mgr in¿.
Stanis³aw Wielebski
Stowarzyszenie Grupa Poszukiwawcza
ORP „Orze³”
fot. ze zbiorów Pracowni Historii PG

Podobne dokumenty