Relacje-Interpretacje Nr 3 (27) wrzesień 2012
Transkrypt
Relacje-Interpretacje Nr 3 (27) wrzesień 2012
Relacje nterpretacje ISSN 1895–8834 Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej Polacy na Zaolziu – rozmowa z Janem Olbrychtem Sztuka w miejskiej przestrzeni Nr 3 (27) wrzesień 2012 Pofestiwalowe refleksje teatralne Sens albo bezsens tradycji Folklor świata w Beskidach 1 2 7 8 3 4 5 9 Waldemar Kompała/www.kocurzonka.pl 6 Świat w Beskidach 23. Międzynarodowe Spotkania Folklorystyczne w ramach 49. Tygodnia Kultury Beskidzkiej Wisła, 1–4 sierpnia 2012 13 10 11 1. Perłyna Kicmanszczyny z Kicmania – Ukraina 2. Lasowiacy ze Stalowej Woli – Polska 3. As-Sulajmanijja z As-Sulajmanijji – Irak/region Kurdystanu 4. Połoniny z Rzeszowa – Polska 5. Dansart z Gaziantepu – Turcja 6. Goriec z Władykaukazu – Rosja 7. Liptov z Rużomberka – Słowacja (nagroda regulaminowa) 8. Recha i Wytinanka ze Stolina – Białoruś (nagroda regulaminowa) 9. Bizovac z Bizovca – Chorwacja (nagroda regulaminowa) 10. Strakonice ze Strakonic – Czechy (nagroda regulaminowa) 11. Mładost z Sofii – Bułgaria (nagroda regulaminowa) 12. La Esteva z Segowii – Hiszpania (nagroda regulaminowa) 13. Kobuleti z Kobuleti – Gruzja 14. Artisti z Tirany – Albania 15. Koniaków z Koniakowa – Polska 16. Antauco z Santiago – Chile 17. Sióagárdi z Sióagárdu – Węgry 14 15 16 Na okładce: 12 18. Cununa Apusenilor z Gilau – Rumunia (Grand Prix) 17 Relacje nterpretacje Świat w Beskidach Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej Okładka/wkładka Festiwale teatralne 1 Dialogi z publicznością Rok VII nr 3 (27) wrzesień 2012 Adres redakcji ul. 1 Maja 8 43-300 Bielsko-Biała telefony 33-822-05-93 (centrala) 33-822-16-96 (redakcja) [email protected] www.rok.bielsko.pl Magdalena Legendź 5 Klasycy i buntownicy Liliana Bardijewska Nasze rozmow y 9 Kontakt z żywym językiem Redakcja Małgorzata Słonka redaktor naczelna Z Janem Olbrychtem rozmawiał Jan Picheta Felietony/ Nowe Ateny 12 Finis Ghetto albo (bez)sens tradycji Janusz Legoń 26 Słowo o Słowie Juliusz Wątroba Opracowanie graficzne, DTP Katarzyna Grużlewska Festiwal „Bez Granic” Petr Grendziok Bielsko-Biała. Ludzie i budowle 19 Strzygowscy (2) Piotr Kenig Rezydencje ar t yst yczne 23 Artysta w miejskiej przestrzeni Justyna Łabądź 29 32 Rozmaitości Rekomendacje Galeria / Wkładka Archiwum Centrum Wychowania Estetycznego w Bielsku-Białej Historia 16 Siedem wieków Bielska-Białej Jacek Kachel Tablica pamiątkowa przywileju Mieszka I Cieszyńskiego dla Bielska Jacek Kachel Leszek Buzderewicz – Fotografia Wydawca Regionalny O środek Kultury w Bielsku-Białej dyrektor Leszek Miłoszewski Rada redakcyjna Ewa Bątkiewicz Lucyna Kozień Magdalena Legendź Janusz Legoń Leszek Miłoszewski Artur Pałyga Jan Picheta Maria Schejbal Agata Smalcerz Maria Trzeciak Urszula Witkowska Druk Augustana, Bielsko-Biała Nakład 1000 egz. (dofinansowany przez Urząd Miejski w Bielsku-Białej) Czasopismo bezpłatne ISSN 1895–8834 Magdalena Legendź Dialogi z publicznością Przede wszystkim wielkie oczekiwania, które zawsze w efekcie źle wpływają na końcową ocenę. Pierwszy, jubileuszowy: bardzo dobry, ale bez szału – oceniano często przez pryzmat wcześniejszych zachwytów, bez uwzględniania politycznych przemian i społecznych kontekstów oraz doświadczeń/rozwoju samych wydających opinię. Drugi, z podobnych względów co pierwszy, postrzegano jako wydarzenie bez ducha, bez tej atmosfery. Nawiązywał do bohaterskich początków, gdy na pierwszym festiwalu, wtedy jeszcze pod nazwą „Na Granicy”, niemal półlegalnie pokazywano sztuki Vaclava Havla; trudno jednak dziś o euforię, którą wywoływały możliwość przekroczenia granicy na podstawie festiwalowego biletu i poczucie wszechmocy rodzącej się polsko-czesko-słowackiej solidarności. Druga wspólna cecha to rodzaj porażki (nie ma w tym winy organizatorów) w spotkaniu z legendą. Do Bielska-Białej przyjechał – nie pierwszy raz – Peter Schumann, twórca amerykańskiego The Bread and Puppet Theater, legenda kontrkultury przełomu lat 60. i 70. R e l a c j e Wraz z nastaniem cieplejszych miesięcy budzi się do życia przyroda, plenią się i zakwitają festiwale. W Bielsku-Białej i Cieszynie w tym czasie odbywają się dwie ważne imprezy teatralne. 25. Międzynarodowy Festiwal Sztuki Lalkarskiej, organizowany w cyklu dwuletnim, przypadł w tym roku na dni od 25 do 30 maja, a 23. Międzynarodowy Festiwal Teatralny „Bez Granic” nieco później – od 7 do 10 czerwca. Choć całkiem różne, miały z sobą wiele wspólnego. XX wieku. Odnosiło się jednak wrażenie, że przedstawienie, które pokazał wraz z grupą wrocławskich studentów PWST i ASP, to koncept z brodą, a poetyka teatru trochę się przeżyła. Nie można powiedzieć, młodzież wyćwiczona była znakomicie, może jednak nie czuła skandowanych haseł Mszy insurekcyjnej z marszem pogrzebowym dla zgniłej idei, choćby najsłuszniejszych? Rodzaj porażki ponieśli też widzowie – miłośnicy niemieckiego Figurentheater Wilde & Vogel, zawsze zaskakującego, zawsze klimatycznego, poruszającego emocje i umysł. Z reguły prezentował przedstawienia mroczne, ale były w nich lekkość, finezja i nadzieja, a tymczasem finał Krabata był jakiś taki niemrawy, krótki, niewygrany, trudno było się zorientować, gdzie ta wielka miłość, która ocaliła bohatera. Nie pomogło nawet to, że część tekstu wygłaszała po polsku dwójka aktorów z Białegostoku. Zostawało się z poczuciem przegranej całej ludzkości, ciężkości, duszącej zmory na piersiach – co być może spodobało się jurorom, bo wyróżnili spektakl jedną z dwóch nagród specjalnych. 25. MFSL: Hamlet, Walny-Teatr (Polska) Dariusz Dudziak Magdalena Legendź – teatrolog, zajmuje się krytyką teatralną, publicystyką, redagowaniem czasopism i książek. I n t e r p r e t a c j e 1 23. MFT „Bez Granic”: Przed odjazdem Pociągu Teatralnego z Czeskiego Cieszyna do Ostrawy pojawiły się anioły (sprowadzone przez Teatr Gry i Ludzie) W czasie podróży było magicznie, było ludycznie, a nawet... słodko A w Ostrawie goście z Cieszyna powędrowali na spektakle w zabytkowej kopalni Hlubina 2 R e l a c j e W Cieszynie natomiast potknięto się o legendę Havla dramaturga – nie było ani jednej realizacji jego sztuki! Trochę to jednak dziwne, gdy spory blok imprezy nosi tytuł Inspiracje Havlowskie... Owszem, była wystawa zdjęć Oldřicha Škáchy, fotografującego go od zawsze, jako dysydenta i prezydenta; była dyskusja panelowa pod hasłem Kuszenie, nawiązująca do wykorzystującej motyw Fausta sztuki pod takimże tytułem. Mimo to przyznać trzeba, że Havlowski duch nad miejscami prezentacji, po obu stronach granicznej Olzy, się unosił. Trzecia wspólna cecha to teatr w teatrze, obecność autotematycznego wątku. Na obu festiwalach pojawił się spektakl w całości poświęcony analizie fenomenu aktorstwa, sztuki teatru – tego, co nią jest, a co już nie jest. Oba przedstawienia warte były uwagi. Zarówno Gwiazda Helmuta Kajzara, jak i Kukura Martina Čičváka pokazują, choć innymi środkami, jak zmieniła się sytuacja współczesnego aktora i twórcy teatru w ogóle, wyrażają obawy przed obniżeniem poziomu i miałkością myśli, przed publicznością i reżyserem, przed telewizyjno-tabloidową popkulturą. Co ciekawe, w obu występowała lalka. W Gwieździe wielka szmaciana kukła, którą animują aktorki bielskiego teatru, uosabia fobie, lęki, ale też pragnienia i marzenia każdej z nich i zarazem jednej syntetycznej, ponadczasowej gwiazdy. W czeskim spektaklu występuje gwiazdor – popularny słowacki aktor Juraj Kukura, a lalka w finałowej części jest znakiem bezradności, ale też pragnienia powrotu do źródeł, do pierwotnych znaków i sensów teatru. Nie ma właściwie letniego festiwalu, który nie wykorzystywałby w ramach programu sztuk wizualnych, muzyki, plastyki. To nie stało się nagle: ani w Poznaniu, gdzie „Malta” z przeglądu teatralnego ewoluowała w stronę prawdziwie międzygatunkowej imprezy, ani na Wybrzeżu, gdzie muzyczny „Open’er” proponował w tym roku codziennie teatralne widowisko z najwyższej półki pod namiotem dla pięciuset widzów. Także w Bielsku-Białej czy w Cieszynie wyraźnie widać otwieranie się na inne gatunki sztuk, na nietradycyjne formy kontaktu z publicznością, pragnącą aktywnie uczestniczyć w wydarzeniach. Oba te festiwale są dosyć jednorodnie teatralne, co nie znaczy, że nie podlegają przemianom i tendencjom trafnie opisanym przez Anetę Kyzioł i Bartka Chacińskiego (Festiwal jak serek homogenizowany, „Polityka” z 5 czerwca 2012, s. 94). To czwarty łączący je aspekt. Istotnym czynnikiem wskazanych przemian jest uwzględnianie oczekiwań publiczności i jej systematycznie wzrastająca rola. To przecież dla niej robi się festiwale. Choć oczywiście także dla teatralnego środowiska, co wyraźne było zwłaszcza w przypadku tych lalkowych w czasach PRL-u (nie jest to przygana). Długa historia fe- I n t e r p r e t a c j e stiwalu organizowanego przez Banialukę jest tu dobrym przykładem. W trakcie 25 edycji z myślą o publiczności, która nie mogła nigdzie wyjechać, zapraszano teatry z całego świata, szczególnie te egzotyczne, organizowano widowiska plenerowe – wieloobsadowe i kameralne – w różnych punktach miasta, a także hyde park i trwające długo w noc pokazy studenckich przedstawień, w centrum miasta odbywał się korowód zespołów inaugurujący imprezę. Wreszcie, nawiązano współpracę z ruchem amatorskim skupionym wokół Bielskiego Stowarzyszenia Artystycznego Teatr Grodzki, które w tym roku pokazało przedstawienie teatru Junior pt. Our dream journey (Podróż naszych marzeń). Jego premiera odbyła się w marcu na festiwalu w Bristolu (Wielka Brytania) w ramach międzynarodowego projektu. Spektakl towarzyszył, również nie po raz pierwszy organizowanemu w Bielsku-Białej, seminarium dyskusyjnemu Teatr wyobraźni – między sztuką a edukacją. R e l a c j e Jak widać, wiele z tego pozostało i wydaje się, że w przypadku MFSL wypracowano optymalną formułę „homogenizacji”, gdzie wszystko pozostaje w równowadze. Bielski festiwal był niejako prekursorem tego kierunku przemian, bo na przykład projekcje filmów animowanych dla dzieci i dorosłych, powtórzone w tegorocznej edycji, odbywały się już za czasów Jerzego Zitzmana (dużo później pojawiła się nawet krótkotrwała nazwa „Animacje”. Międzynarodowy Festiwal Sztuki Wizualnej). Od dawna towarzyszą spektaklom wystawy plastyczne – w tym roku zachwycającej scenografii i lalek Andrzeja Łabińca, ciekawa i ukazująca odrębność tego artysty m.in. dzięki eksponatom z pozabielskich realizacji. Można było obejrzeć prace plastyczne dzieci i zdjęcia członków Beskidzkiego Towarzystwa Fotograficznego, których wspólnym tematem był szeroko rozumiany teatr. Dodajmy finałowy koncert muzyczny (też nie pierwszy raz), a interdyscyplinarność sama rzuci się w oczy. Wróćmy jeszcze do publiczności, pozostawionej w toku tych wyliczeń. Przed kilkoma laty nagrody w ramach MFSL oprócz jury profesjonalnych krytyków przyznawało jury dziecięce (uczestnicy zajęć teatralnych) oraz jury młodych krytyków (studenci szkół artystycznych i uniwersytetów), z czego w tegorocznej edycji zrezygnowano. Tymczasem wydaje się, że jest to charakterystyczna moda czy tendencja, niewątpliwie praktyczna, bo niepodwyższająca kosztów (obie młode komisje pracowały bezpłatnie), pozwalająca też na uhonorowanie czegoś, co nie zawsze odpowiada krytykom, a popularnym g ustom – tak. I, broń Boże, nie zamierzam tu obrażać publiczności, bo jak pokazują doświadczenia obu omawianych imprez, widzowie nie nagradzają też chały*. Dla porządku: spektakle Banialuki podczas jej festiwalu pokazywane są poza konkursem i nie ubiegają się o nagrody. Częścią Inspiracji Havlowskich były konferencja Kuszenie 2012 oraz Dramat bez granic, czyli lektura sztuk Petera de Buyssera i Tina Caspanello w wykonaniu Jadwigi Grygierczyk (Teatr Polski w Bielsku-Białej) i Bogdana Kokotka (Scena Polska teatru w Czeskim Cieszynie) Petr Grendziok ? * Mała dygresja. Zorganizowane w ostatnich latach przez bielski teatr dramatyczny Wiosenny Festiwal Teatralny i przegląd „Teatr działa!” również odwoływały się wyłącznie do ocen i gustów publiczności, której przyznano rolę jurorów. I n t e r p r e t a c j e 3 dramaturdzy: Artur Pałyga i Tino Caspanello – Sycylijczyk piszący dialektem – oraz artyści, jak Tomáš Suchánek, dyrektor festiwalu „Dream Factory” odbywającego się równolegle w Ostrawie, 30 km od Cieszyna. Wraz z nim przyjechała grupa miłośników teatru. Dzień później na spektakle do nieczynnej kopalni Hlubina teatralnym pociągiem (za okazaniem biletu na festiwal) mogli pojechać widzowie z Polski. Interesujący, iście festiwalowy i Havlowski pomysł. Podobnie ocenić trzeba zarówno dobór autorów, jak i sztuk zagranicznych gości. Współcześnie już nie tylko granica na Olzie stanowi wyzwanie, ale bariery, które sami stawiamy: językowe, mentalnościowe, psychologiczne, dlatego – jak zauważono słusznie podczas jednej z licznych dyskusji – musimy mieć inne formy wyrazu niż Havel. Chociaż świat po Schengen się dla nas poszerzył, ciągle warto zastanawiać się, jak odróżnić kłamstwa społecznej wolności od prawdziwej wolności wewnętrznej, jak stawiać opór i jak szukać porozumienia, mimo dewaluacji słów. Jak ważne rzeczy mówić w sposób zabawny i jak, mimo straconych złudzeń, zaczynać od początku. Jak zmieniał się z kolei festiwal „Bez Granic”? Po przyjęciu przez Polskę układu z Schengen organizatorzy poszukiwali nowej formuły i widać, że ten proces nie zakończył się ze zmianą nazwy, ale ciągle trwa. Przede wszystkim w tym roku nagrodę Złamanego Szlabanu po raz drugi przyznawała publiczność. Jest ona zresztą całkiem inna niż przed laty: otwarta na eksperymenty, mająca rozeznanie w kulturze, poszukująca. Dla niej organizatorzy, nie rezygnując z teatralności imprezy, proponują różne formy dialogu. Zorganizowano odrębny blok edukacyjno-rozrywkowy dla dzieci i rodziców. Natomiast rozmowy o życiu i sztuce przybrały w tym roku formę kabaretu autorskiego, czytania niewystawionych, świeżutkich sztuk teatralnych, warsztatów i panelowych dyskusji. Podczas jednej z nich, Wolność i dramat, która praktycznie rozpoczynała festiwal, o swoich doświadczeniach z wolnością w pisaniu i realizowaniu napisanych sztuk, o różnych systemach f unkcjonowania teatrów i ich zależności od decydentów rozmawiali 4 R e l a c j e 25. MFSL: Cyrk sześcianów, The Train Theatre (Izrael) Dariusz Dudziak 25. Międzynarodowy Festiwal Sztuki Lalkarskiej, Bielsko-Biała, 25–30 maja 2012; organizator: Teatr Lalek Banialuka; Grand Prix: Ziemia i wszechświat, Yase Tamam, Iran – nagroda Prezydenta Miasta Bielska-Białej; nagrody specjalne: Katastrofa, Agrupación Señor Serrano, Hiszpania; Krabat, Krabat Ensamble – Figurentheater Wilde & Vogel/Florian Feisel/ Grupa Coincidentia, Niemcy/Polska; najlepszy spektakl dla dzieci: Złotowłoska, Divadlo Drak, Czechy; Dyplom Honorowy POLUNIMA: Stworzenie świata, Bonecos de Santo A leixo, Portugalia; nagroda aktorska ZASP: Polina Borisova, Go!, Francja/Rosja; Nagroda Dyrektora Festiwalu: Josef Krofta, Divadlo Drak, Czechy. 23. Międzynarodowy Festiwal Teatralny „Bez Granic”, Cieszyn, Czeski Cieszyn, 7–10 czerwca 2012; organizatorzy: Solidarność Polsko-Czesko-Słowacka, Cieszyn; Občanské sdružení Půda, Český Těšín; Złamany Szlaban (nagroda publiczności): Nasza klasa, Teatr na Woli, Warszawa. I n t e r p r e t a c j e Liliana Bardijewska Klasycy i buntownicy Bielsko-Biała jest jedną ze stolic europejskiego lalkarstwa, obok takich ośrodków, jak Charleville-Mézières czy Zagrzeb. Tu bowiem ma swoją siedzibę obchodzący w tym roku 65-lecie istnienia teatr Banialuka – gospodarz jednego z najważniejszych światowych festiwali teatrów lalek. Zespoły z całego świata ubiegają się o prawo udziału w bielskim konkursie, bo to uczestnictwo otwiera im drzwi do wszystkich liczących się europejskich lalkarskich imprez. Bielscy selekcjonerzy są bowiem znani ze swoich srogich, acz sprawiedliwych ocen. R e l a c j e W tym roku wraz z dyrektor festiwalu Lucyną Kozień stanęli przed wyjątkowo trudnym zadaniem. Na 25. jubileuszową edycję postanowili zaprosić z jednej strony lalkarskich mistrzów, przyjaciół goszczących w Bielsku-Białej już niejednokrotnie, z drugiej zaś – grupę młodych poszukujących twórców, którzy swoją przygodę z lalkarstwem dopiero zaczynają. Kto zwyciężył w tej konfrontacji klasyków z młodymi buntownikami? Z pewnością publiczność, bo na niewielu światowych festiwalach udaje się zgromadzić tyle lalkarskich znakomitości, poczynając od Petera Schumanna i jego legendarnego zespołu The Bread and Puppet. Starsi widzowie, którzy znali jego sztandarowe dzieło Msza insurekcyjna z marszem pogrzebowym dla zgniłej idei z filmów i rozpraw naukowych, mogli je wreszcie Yase Tamam (Iran): Ziemia i wszechświat Agnieszka Morcinek I n t e r p r e t a c j e 5 z obaczyć na własne oczy. Zaś młodsi, którzy po raz pierwszy zetknęli się z Mistrzem, mieli szansę poznać ten teatr niejako od środka, biorąc udział w tygodniowych warsztatach uwieńczonych festiwalową premierą i wspólnym pieczeniem chleba. Schumannowskie nadmarionety, animowane przez studentów PWST i ASP z Wrocławia, wzięły w posiadanie cały Park Słowackiego, Teatr Drak (Czechy): Złotowłoska Dariusz Dudziak 6 R e l a c j e by po raz kolejny ośmieszyć rządzące światem dogmaty i fałszywe idee. Zaś kończący spektakl rytuał dzielenia się chlebem sprawił, że wszyscy obecni stali się jedną ponadteatralną wspólnotą. Takich przeżyć w tym roku było więcej. Uczestnikami widowiska mogli się poczuć także widzowie portugalskich marionetkarzy z Evory, którzy szybko przełamali zarówno barierę rampy, jak i barierę języka, wchodząc z publicznością w spontaniczny multilingwistyczny dialog. Liczące sobie blisko sto lat evorskie marionetki, opowiadające o stworzeniu świata oraz o wadach i słabościach rodu ludzkiego, zniewalały swoją naiwną szczerością i nieokiełznanym temperamentem. Tupiąc i brykając po niewielkiej scence, z rozmachem dowodziły swoich racji. Zapalczywie kłóciły się nie tylko ze sobą, ale i z Najwyższym, próbując go przechytrzyć z diabelską pomocą. A kiedy i diabeł zawiódł, szukały wsparcia u publiczności, która była bardziej skora do wybaczania, rozbrojona ich żywiołowością i rubasznym humorem. Zarówno gigantyczne Schumannowskie nadmarionety, jak i miniaturowe portugalskie marionetki szybko zdobyły serca bielskich widzów – także tych młodzieżowych, mimo skodyfikowanej, klasycznej formy niezmiennej od dziesiątków lat. Wśród mistrzów obecnych na tegorocznym festiwalu byli jednak także wieczni poszukiwacze i niestrudzeni eksperymentatorzy, których każdy kolejny spektakl to nowa próba i niespodzianka. Do tej grupy trzeba zaliczyć trzech twórców z obszaru niemieckojęzycznego – Franka Soehnlego, Michaela Vogla oraz Klausa Obermaiera. Frank Soehnle, mistrz marionetki, wraz ze swoim zespołem Theater des Lachens zaprezentował – cóżby innego?! – Traktat o marionetkach wg eseju Heinricha von Kleista. Po raz kolejny zaczarował publiczność swoimi pełnymi gracji lalkami, które poruszały się na długich niciach zwinniej od pająków. W tym nasyconym poetyckim humorem wykładzie o wyższości marionetki nad aktorem zaprzeczyły one istnieniu prawa grawitacji, zaskakując magiczną wprost mobilnością i siłą ekspresji. Ich poszczególne elementy naraz rozbiegały się w pionie i w poziomie, tworząc abstrakcyjne formy, by po chwili znów zebrać się w całość i z salonową elegancją kontynuować uczony wywód. Na przeciwległym biegunie uplasował się utrzymany w konwencji brutalizmu spektakl Michaela Vogla wg mrocznej baśni Otfrieda Preusslera Krabat o bezdomnym chłopcu, który najął się na służbę w czarcim młynie. Poniewierane po scenie zgrzebne lalki i turpistyczne maski opowiadały o młodzieńczym buncie przeciw czarnemu mistrzowi i o czystej miłości, która ostatecznie pokonała jego złą moc. Dramaturgię tego widowiska budowała grana na żywo przez samą kompozytorkę muzyka Charlotte Wilde, pełna wirtuozerskich improwizacji. W zupełnie innym klimacie rozgrywał się spektakl austriackiego teatralnego „multimedialisty” Klausa Obermaiera. We wcześniejszych jego widowiskach, wykorzystujących zasadę op-artu, przestrzenią sceniczną były ciała aktorów, stające się swoistymi mobilnymi ekranami dla zegarmistrzowsko precyzyjnych geometrycznych projekcji. Tymczasem w jego najnowszej premierze przywiezionej do Bielska-Białej Kreacja... (tu i teraz) dwóm tancerkom występującym na scenie partnerowała... kamera. Ich multimedialny układ taneczny, przetworzony przez komputer, publiczność mogła śledzić na wielkim telebimie. Każdy gest, skinienie głowy I n t e r p r e t a c j e czy choćby ruch małego palca rysowały na ekranie rodzaj abstrakcyjnego obrazu. Oglądaliśmy zwielokrotnione sekwencje wszystkich ich poruszeń, sprawiające wrażenie spowijającego aktorki woalu. Z czasem ten obraz ewoluował – na telebimie pojawiał się rój zmultiplikowanych tancerek, które na moment składały się na postać tej realnej, scenicznej, by za chwilę znów rozpierzchnąć się po całym ekranie, tworząc nową abstrakcję. Nową hipnotyzującą wizję Obermaiera. Na jubileuszowym festiwalu nie mogło oczywiście zabraknąć wielkiej bohemistycznej trójcy od lat obecnej w Bielsku-Białej – Josefa Krofty, Petra Nosálka i Mariána Pecki. Josef Krofta wraz z weteranem bielskich festiwali – teatrem Drak tym razem przywieźli sceniczną zabawę, swego rodzaju kabaret kulinarny, oparty na klasycznej czeskiej bajce Złotowłoska o głupim Jasiu i jasnowłosej królewnie. W rolę wszystkich postaci, a także zwierząt pomagających Jasiowi zdobyć rękę ukochanej wcielają się tu kuchenne akcesoria – sztućce, garnki, misy, karafki, sita, ubijaki ect., animowane przez sześciu kuchcików w białych czapach. Oprawą muzyczno-dźwiękową opatrzył to teatralne danie mistrz akustyki – Jiří Vyšohlíd, toteż widowisko z Hradca Králové było ucztą nie tylko dla oka, ale też dla ucha. Żołądek zgodnie z przysłowiem i tym razem musiał obejść się smakiem... Petr Nosálek z kolei wraz z zespołem Banialuki i scenografką Evą Farkašovą zaprosili publiczność na poszukiwanie czarnoksiężnika z Krainy Oz. Ta podszyta iście czeskim humorem wędrówka wiodła przez miniaturową lalkową scenkę, przez teatr cieni i multimediów oraz cyrkową arenę, by zakończyć się tam, gdzie się zaczęła – w domu Dorotki, który przestał już być domem dla lalek. Bowiem w trakcie tej podróży ze Strachem na wróble z sieczką w głowie, z Blaszanym Drwalem bez serca R e l a c j e Teatr Lalka (Polska): Tajemnicze dziecko Agnieszka Morcinek i z tchórzliwym Lwem Dorotka z małej dziewczynki wyrosła na mądrą, wrażliwą nastolatką. Opowieść o dojrzewaniu przywiózł do Bielska-Białej także Marián Pecko. Jego Tajemnicze dziecko z warszawskiej Lalki, oparte na bajce E.T.A. Hoffmanna, to pełna nostalgicznego humoru przypowieść o przemijaniu, ale też o tym, co nigdy nie przemija – o sile marzeń i wyobraźni. I tutaj miniaturową scenkę zaludniały pełne ekspresji i animacyjnego wigoru lalki Evy Farkašovej. Na jubileuszowym festiwalu byli obecni także dwaj polscy mistrzowie, od lat współpracujący z teatrem Banialuka – Janusz Ryl-Krystianowski oraz Bogusław Kierc. Ten pierwszy wraz z zespołem gospodarzy zaprezentował rzadko grywaną bajkę Jana Ośnicy Złoty klucz – moralitet rozgrywający się między niebem, ziemią i piekłem. Jego bohaterami byli wystylizowani przez litewską scenografkę Julię Skuratovą na ludowe świątki wadzący się ze sobą chłopi, diabły i święci. Szczęśliwie zwyciężył zdrowy rozsądek i ludzkie sumienie. Natomiast oba przedstawienia Bogusława Kierca powstały na podstawie polskiej dramaturgii współczesnej. Z zespołem Banialuki stworzył przejmujące studium twórczego niespełnienia w spektaklu Gwiazda Helmuta Kajzara. Zaś z teatrem opolskim zaprezentował Wnyk Roberta Jarosza – swoistą psychodramę obrazującą ból młodzieńczego niepogodzenia się z rzeczywistością. W obu widowiskach aktorom towarzyszyły wielkie szmaciane lalki autorstwa Danuty Kierc. Liliana Bardijewska – autorka słuchowisk, sztuk teatralnych, prozy dla dzieci, krytyk literacki i teatralny, tłumaczka, wydawca. Współpracuje m.in. z „Dialogiem”, „Teatrem”, „Teatrem Lalek”, Polskim Radiem. Bonecos de Santo Aleixo (Portugalia): Stworzenie świata Agnieszka Morcinek I n t e r p r e t a c j e 7 The Bread and Puppet Theater z udziałem studentów PWST i ASP z Wrocławia (USA /Polska): Msza insurekcyjna z marszem pogrzebowym dla zgniłej idei Agnieszka Morcinek Teatr Lalek Banialuka (Polska): Gwiazda Dariusz Dudziak 8 R e l a c j e Jubileuszowy festiwal to jednak nie tylko pokazy mistrzów, lecz także prezentacja najciekawszych zjawisk teatru młodych. Agata Kucińska, związana z wrocławską PWST, przedstawiła swój obsypany nagrodami autorski spektakl Żywoty świętych osiedlowych wg prozy Lidii Amejko. W tym poetyckim moralitecie z niezwykłą czułością i empatią sama kreuje kilkanaście ról życiowych rozbitków z betonowej miejskiej pustyni. Dramaturgię tego przejmującego widowiska współtworzyła grana na żywo, w dużym stopniu improwizowana muzyka Sambora Dudzińskiego. Z nostalgicznymi Żywotami... doskonale korespondował bezsłowny monodram Poliny Borisovej (Francja) Go! – studium samotności starej kobiety, snującej wspomnienia w pustym ciemnym pokoju. Porwane, nieforemne obrazy, kreślone przez nią białą taśmą, wyłaniają się z mroku nie tylko na czarnych ścianach, lecz także na jej czarnej sukni. Na moment pojawiają się sylwetki ludzi, kotów, zarysy krajobrazów, by za chwilę znów zniknąć w ciemności. Towarzyszący poszczególnym scenom ciepły humor w finale zmienia się w niemy krzyk, kiedy oddzielające starą kobietę od świata zamknięte drzwi nagle uchylają się bezszelestnie, a ona rozpływa się w czarnej pustce pokoju. Spektaklem o samotności były także fińskie Rozmowy (WHS, Ville Walo & Kalle Hakkarainen) z udziałem dwóch aktorów i szeregu płaskich ludzkich sylwetek ożywianych projekcjami niemych filmów. Obecni na festiwalu młodzi twórcy podejmowali problemy nie tylko indywidualne – wykluczonych lub samotnych ludzi, ale i globalne. Swoim kabaretowym show Katastrofa hiszpański zespół Agrupación Señior Serrano nakreślił przy pomocy chemicznych probówek, retort i wirówek apokaliptyczną wizję zagłady naszej cywilizacji. Rzecz rozgrywała się bowiem w laboratorium szalonych naukowców, którzy przeprowadzali mrożące krew w żyłach symulacje i eksperymenty na populacji... żelkowych misiów, poddawanych najwymyślniejszym torturom. A towarzyszący przedstawieniu śmiech widowni z każdą chwilą stawał się bardziej niepewny i nerwowy... Uwieńczeniem było irańskie malarskie widowisko Ziemia i wszechświat łączące w sobie najlepsze cechy tradycyjnego i nowoczesnego teatru lalek. Trzeba przyznać, że program jubileuszowego festiwalu został ułożony perfekcyjnie. Starzy mistrzowie potwierdzili swoją klasę, a młodzi twórcy udowodnili, że potrafią nawiązać z nimi partnerski artystyczny dialog. Zaś „wisienką” na festiwalowym torcie były imprezy towarzyszące – monograficzna wystawa współtworzącego oblicze dzisiejszej Banialuki wybitnego scenografa i malarza Andrzeja Łabińca, konferencja o problemach teatroterapii moderowana przez Marię Schejbal i Ewę Tomaszewską oraz czytana prezentacja najnowszej polskiej dramaturgii przygotowana przez Centrum Sztuki Dziecka w Poznaniu. Ledwo zdążył się skończyć 25. Międzynarodowy Festiwal Sztuki Lalkarskiej, a już rozpoczęły się przygotowania do następnego. Bo to najwspanialsza wizytówka miasta pod Szyndzielnią, które co dwa lata w maju staje się stolicą światowego lalkarstwa. I n t e r p r e t a c j e Jan Picheta Kontakt z żywym językiem Rozmowa z Janem Olbrychtem,cieszyńskim eurodeputowanym Jan Picheta: Podczas ubiegłorocznego spisu powszechnego w Czechach okazało się, że Polaków na Zaolziu jest jeszcze mniej niż na przełomie wieków. Na terenie całej Republiki Czeskiej narodowość polską deklarowało niespełna 40 000 osób wobec ponad 51 000 dziesięć lat wcześniej. W województwie morawsko-śląskim narodowość polską deklarowało 28 430 mieszkańców, a podwójną – w tym polską – 3377 osób. Jest to ponad 25 procent mniej niż w 2001 roku. Czy nie odczuwa Pan, że polskość w zachodniej części Śląska Cieszyńskiego – jeśli tak można powiedzieć – zmierza ku końcowi?! Jan Olbrycht: Dla mnie jest to zjawisko bardzo skompli- kowane. Kiedy przeglądam wyniki spisu powszechnego, patrzę również na inne narodowości, które spis daje do wyboru. To jest tak szeroki wachlarz, że myślę, iż z różnych powodów i nie pierwszy raz Polacy z Zaolzia zaR e l a c j e pytani o przynależność narodową lokują się w różnych miejscach. Polacy niekoniecznie wybierają narodowość z tego punktu widzenia, kim się czują, z kim się utożsamiają, lecz – jak będą postrzegani, w jaki sposób będą odbierani! Nie chcę niczego przekręcić, ale w spisie pojawiły się narodowości morawska, śląska, a między nimi... polska. Z formalnego punktu widzenia dla nas byłoby lepiej, gdyby liczba Polaków deklarujących jednoznacznie narodowość polską była większa. To wymaga bardzo dużej pracy, współdziałania wszystkich organizacji polskich. Jeśli się jednak stawia ludzi wobec tak szerokiego wyboru, różne czynniki na taki wybór wpływają. Ja nie traktowałbym tego w kategoriach osądzania kogoś. Zgadzam się jednak, że deklaracja w spisie ujawnia, jaką ludzie przyjmują... strategię. Nawet nie chodzi o to, z czym się identyfikują, tylko jaką strategię życiową przyjmują, Nigdy nie zaginie w Beskidach śpiywani – koncert zaolziańskich chórów Wiesław Przeczek Jan Picheta – dziennikarz, poeta, instruktor szkółki literackiej, a także... trener piłki nożnej. I n t e r p r e t a c j e 9 kiem i w ogóle poczuciem narodowym, a z drugiej strony – wobec przynależności obywatelskiej do Republiki Czeskiej. Chodzi o to, żeby ich wspierać w ich działaniach, nie wtrącając się... Inaczej mówiąc, trzeba wspierać ich ambicje, zwłaszcza młodych ludzi, poprzez organizowanie im przyjazdu do Polski, aby mogli działać w polskich instytucjach czy przedsięwzięciach. Trzeba wspierać życzliwie, doceniając ich podmiotowość, niezależność i oczywiście odpowiedzialność – w sytuacjach, w których mogą się spierać czy nawet popełniać błędy. To jest środowisko żywe, które musi reagować na sytuację Republiki Czeskiej. Ważne jest to, żebyśmy my, Polacy, mieszkając po drugiej stronie Olzy, patrzyli na mieszkańców Zaolzia z zainteresowaniem, życzliwie, ale i nie pretendując do grona tych, którzy wiedzą lepiej. Jan Olbrycht na Zgromadzeniu Ogólnym Kongresu Polaków w RC, 2012 jak chcą się osadzić w danej społeczności i przyznanie się do jakiej narodowości będą uznawali za bardziej korzystne w danym momencie. Powiedzmy sobie szczerze, ostatnio w Polsce też pojawia się tego typu wątek. Czy Polacy z Zaolzia nie chcą się identyfikować z polskością, bo Polska nie jest dla nich atrakcyjna...? Nasz kraj w Europie jest obecnie postrzegany bardzo pozytywnie. Myślę, że to jest proces o bardzo różnych kierunkach. Wcześniej czy później – nawet jeżeli Polska nie jest postrzegana jako atrakcyjna – w sensie kulturowym, kariery zawodowej, wiązania z nią przyszłości itd., to będzie się stale zmieniało, bo sytuacja u nas stale się zmienia. Deklarowanie polskości wśród osób, które niekoniecznie deklarują narodowość czeską, będzie się zmieniać również na plus. W jaki sposób Polska może pomóc polskiej ludności Zaolzia? 10 Po pierwsze, nie wtrącając się i nie próbując zawsze pomagać. Istnieje przysłowie, wedle którego dobrymi chęciami wybrukowane jest piekło. Musimy zdać sobie sprawę z tego, że są to obywatele Republiki Czeskiej, że mają swoje bardzo specyficzne uwarunkowania i nie można ich traktować jako Polaków mieszkających po prostu za granicą. To są ludzie stąd i mieszkali tu całe życie. Zostali postawieni w trudnej sytuacji. Z jednej strony stoją bowiem wobec zjawisk związanych z tożsamością, języR e l a c j e Spotkałem się z opinią, wedle której władze samorządowe – wojewódzkie, miejskie, regionalne – nie pomagają ludności polskiej na Zaolziu, choć powinny przeznaczać jakąś część swego budżetu na potrzeby Zaolziaków, np. organizować zielone szkoły dla młodych tamtejszych Polaków. Uczelnie wyższe też muszą intensywniej zadbać o to, żeby więcej niż dotąd mieszkańców zachodniej części Śląska Cieszyńskiego studiowało w Polsce. Pamiętam czasy, kiedy jeszcze pracowałem w Filii Uniwersytetu Śląskiego w Cieszynie. Rzeczywiście było bardzo wielu studentów z Zaolzia, którzy wtedy tam się uczyli. Pytanie jednak dotyczy w gruncie rzeczy tego, jakiego typu karierę studenci chcą robić? Jeżeli w Republice Czeskiej, to muszą przejść przez studia w Czechach albo w Czechach i Polsce. Jeśli skończą studia w Polsce, to – być może – ich kariera w Czechach nie będzie taka prosta. Dlatego dla nich byłoby dobrze skończyć dwa różne kierunki w obu krajach. Myślę, że organizowanie różnego typu form kształcenia dla młodzieży polskiej z Zaolzia jest bardzo ważne i trzeba o to zadbać. Równocześnie nie należy jednak oczekiwać, że będzie to zjawisko masowe. Nie stało się bowiem tak, że to Polska przestała się interesować Polakami z Zaolzia. Przestały przybywać stamtąd zainteresowane studiami osoby! Pozyskiwanie specjalnych pieniędzy dla nich będzie bardzo utrudnione ze względu na kłopoty finansowe. Pamiętajmy jednak, że są duże pieniądze na współpracę transgraniczną, z nich mogą korzystać samorządy. W tym jest istota sprawy. Polskie samorządy mogą z Polakami z Zaolzia i tutejszymi samorządami wspólnie wygospodarować pieniądze ze współpracy transgranicznej na działania, w których aktywny udział będą I n t e r p r e t a c j e rali polscy mieszkańcy. Istnieje bardzo dużo form, b które mogą być w ten sposób realizowane. Chodzi o to, żeby Polacy na Zaolziu włączyli się w sposób zorganizowany w te działania, żeby stanowili istotną część czeskiej strony. Mam na myśli włączanie się polskich organizacji w działania transgraniczne po czeskiej stronie i współpracę z czeskimi samorządami, a w konsekwencji ze stroną polską. Środki na to są zawsze w „kopertach narodowych”, a więc wspólne projekty to de facto projekty uzupełniające się. To jest do zrobienia, ale wymaga dużej dozy wzajemnego zaufania, wielu kontaktów, współpracy władz samorządowych z polskimi instytucjami na Zaolziu. Innymi słowy – to już nie jest czas symbolicznych, ogólnych deklaracji. To jest czas, w którym można popracować nad dużymi formami. Muszą to być jednak takie formy, które wygrają różne konkursy! Tego nie można zostawić samemu... konkursowi. Trzeba wspólnie posiedzieć i popracować. Wymyślić nową, ciekawą formę, która wygra i po czeskiej, i po polskiej stronie, i która da efekty. Pieniądze na to są. Chodzi o to, żeby je umiejętnie wykorzystać. Czy nie niepokoi Pana, że w niektórych polskich szkołach na Zaolziu mówi się już tylko gwarą, i brak tam nauczycieli, którzy posługują się literackim językiem polskim? Nie ma zatem przywiązania do języka polskiego. Śląska gwara natomiast jest o tyle „niebezpiecznym” narzędziem językowym, że coraz bardziej podlega czechizacji... Kto zatem powinien organizować kontakty z nauczycielami na Zaolziu? Przede wszystkim uczelnie wyższe; moim zdaniem – w szczególności uczelnie przy granicy! Tak jest dla nich najprościej! Zresztą chodzi nie tylko o uczelnie. Idzie o to, żeby nauczyciele byli często w Cieszynie i okolicy. Na to potrzebne są pieniądze, żeby bywali na spektaklach teatrów, które przyjeżdżają do tego miasta, a nie tylko na ciekawych przedstawieniach Sceny Polskiej teatru w Czeskim Cieszynie. W Cieszynie występują teatry na najwyższym poziomie z całej Polski. Chodzi o to, żeby nauczyciele z Zaolzia byli stałymi bywalcami tego typu wydarzeń kulturalnych i mieli stały kontakt z żywym językiem literackim. W tym trzeba ich wspierać. To musi być dla nich atrakcyjne – jak atrakcyjna powinna być Polska! Wybory podczas Zgromadzenia Ogólnego Kongresu Polaków Generalnie te szkoły stoją na wysokim poziomie, nawet wiele dzieci z Polski podejmuje tam naukę, ale j eżeli chcemy, żeby w polskich szkołach na Zaolziu posługiwano się polskim językiem literackim, to muszą uczyć tam albo osoby wykształcone w Polsce, albo posiadające nieustanny kontakt z tym językiem. Wracamy zatem do poprzedniego wątku – organizacji studiów w Polsce, spotkań i warsztatów dla nauczycieli, a więc utrzymywania z nimi nieustającego kontaktu, żeby na co dzień używali języka literackiego. Samo się to nie zrobi. Jeżeli ktoś żyje w środowisku, które posługuje się głównie gwarą, to nawet nauczyciel nie dostrzega tego problemu – bo o tym przede wszystkim mówimy – że przechodzi w mowie na sformułowania gwarowe. Trzeba być tego świadomym, a bycie świadomym wymaga jednak nieustającego kontaktu z językiem literackim. To jest bardzo poważne zadanie dla Polski, dla Śląska Cieszyńskiego. Nie możemy się dziwić i mieć do kogoś pretensji, że mówi językiem nieliterackim, jeżeli sami o to nie dbamy. To jest w naszym wspólnym, polskim interesie. R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e 11 Nowe Ateny Finis Ghetto Janusz Legoń Projekty scenograficzne do spektaklu Ogrodu Jordanowskiego Baśń o zaklętym kaczorze oraz ich sceniczne realizacje w Teatrze Polskim, kwiecień 1956 Archiwum CWE 12 R e l a c j e Ostatnio J., choć zasypany gruzem różnych trosk, znalazł przecież chwilę na zastanowienie się nad sensem i bezsensem przywiązania do tradycji. Okej, powtarzał sobie, kultura uczy nas szacunku dla tego, co było, dla dorobku czy nawet, tfu, spuścizny. Ale przecież trzeba znajdować miejsce dla tego, co nowe. Więc czasem burzyć to, co stare. Nie zawsze można budować – jak teatr w B. – na gruncie po książęcych ogrodach. Żeby Kraków miał Planty, trzeba było zburzyć średniowieczne mury obronne, a żeby miał teatr Słowackiego – zniszczyć wiekowy szpital św. Ducha. A Paryż? Słynna wielka przebudowa Georges’a Haussmanna (1852–1870) wymagała zburzenia 20 tysięcy budynków. O tym, że Złota Praga przeszła na przełomie XIX i XX wieku podobną przebudowę, nazywaną asanacją, czyli uzdrowieniem – w mniejszej skali niż w Paryżu, ale przecież i miasto mniejsze – pamięta mało kto. A wyburzono ponad 600 budynków na obszarze Josefova – liczącego wiele setek lat getta żydowskiego, po którego zapyziałych uliczkach krążył ponoć straszliwy Golem. Opór społeczny przeciwko tym zmianom był silny. Średniowieczne zabytki budowały tożsamość „budzącego się” właśnie narodu czeskiego. Magistrat praski powołał więc specjalną komisję artystyczną, która miała do- kumentować dzieła sztuki przeznaczone do wyburzenia, a najcenniejsze ewentualnie uchronić przed zniszczeniem. Zastrzeżenia komisji były jednak przez władze ignorowane, więc po zaledwie dwóch latach jej członkowie gremialnie podali się do dymisji. Od tej chwili, hulaj dusza! Wyburzano nawet obiekty, które projekt przebudowy praskiej starówki – w konkursie opatrzony godłem „Finis Ghetto” – przewidywał do zachowania. Przecież biznes musi się kręcić. W tym momencie przez głowę J. przemknęły lokalne przykłady. Przypomniał sobie mozaikę, która runęła zupełnie przypadkowo, ale bardzo precyzyjnie właśnie wtedy, kiedy trzeba było ustąpić miejsca galerii handlowej. Przypomniał sobie też rozmowę sprzed lat, z początków ostatniej dekady ubiegłego stulecia. Spotkał się w stolicy z wybitną tłumaczką, w wieku dość wyraźnie zaawansowanym, która chciała być miła. – Tam u was, te kamienice pod zamkiem, jak tam musi być pięknie teraz – zagaiła. Było to bardzo na miejscu, bo rozmawiali o sztuce teatralnej, miał ją wystawiać reżyser o nazwisku, którego źródłosłów również od grupy dziko rosnących drzew się wywodził. Niestety, ujawniła także w ten sposób, że ostatni raz odwiedziła B. ponad 20 lat wcześniej, przed akcją firmowaną przez włodarza miasta, przezwanego I n t e r p r e t a c j e albo (bez)sens tradycji przez lud „Burzycielem”. Dla J. wygląd tej części rodzinnego grodu sprzed wyburzeń stanowił już tylko mgliste wspomnienie z dzieciństwa. – No, ale właśnie – myśli dzisiaj J. – jak wyglądałby ruch uliczny w centrum, gdyby starych kamienic nie zastąpiła szersza jezdnia i oksymoron nowoczesnych murów obronnych? Tak, tradycja może obezwładniać. J. zyskał tego pełną świadomość nie wtedy, kiedy poznał opinię Giedroycia, że Polską rządzą trumny Dmowskiego i Piłsudskiego, ale w ostatnich miesiącach, gdy zauważył, jak lokalna tożsamość – której najważniejszym budulcem jest wyobrażenie o przeszłości, czyli tradycja – może być wykorzystywana w aktualnych sporach, do maskowania realnych planów politycznych i najbardziej teraźniejszych interesów. Sam przyłożył obgryziony paznokieć do tego, żeby mieszkańcy B. byli dumni z zawiłej przeszłości swojej okolicy, by ją znali, czerpali z niej siłę – a oto teraz, przy okazji burzliwych sporów wokół przedstawienia Miłość w K. skonfundowany spostrzegł, że niektórzy z jej fragmentów sporządzili sobie bejsbole. Żeby okładać innych, którzy swoje cepy zmontowali z odmiennych kawałków przeszłości. Tej samej przecież. Wplątany w scholastyczne roztrząsania o polskości, śląskości i czy istnieje region, którego centrum mogło- R e l a c j e by być B., nasz bohater nieomal przeoczył, że równocześnie trwał w mieście inny spór. Na szczęście wzrok jego przykuła notatka magistrackiej gazety, gdzie roiło się od tajemniczych skrótów jak z Zoszczenki: CWE, MDK, BCK, IV LO. Co drugi skrótowiec był kryptonimem jakiegoś centrum! Zaiste, nie można powiedzieć, że B. leży na peryferiach. W przekładzie na język bardziej zrozumiały chodziło o to, żeby działający od połowy ubiegłego wieku dom kultury – Centrum W., które nosi imię swej założycielki, a od wielu lat kierowane jest przez jej córkę, jedną z najlepszych w kraju instruktorek teatralnych – zlikwidować, przenieść z miejskiej oświaty do miejskiej kultury i odtworzyć w innym miejscu. Miałaby to być aula IV liceum. Dawny budynek Centrum W. ma zostać przekazany sąsiadującemu Centrum K. (to sala koncertowa do wynajęcia, organizator dwóch cenionych festiwali muzycznych i komercyjnych imprez estradowych, ale instytucja prowadzi też chór i rewię folklorystyczną à la Mazowsze)... Przeciwko temu pomysłowi protestowali dawni wychowankowie i rodzice aktualnych podopiecznych, krytycznie pisały gazety i portale, jednak rajcy B. rzecz zatwierdzili. Merytorycznie sprawa jest zawiła, a oficjalne argumenty niezbyt jasne. Przynajmniej dla J. Zabytkowy Janusz Legoń – miłośnik i popularyzator dzieł mało znanych a pięknych, jak choćby Nowych Aten księdza Benedykta Chmielowskiego. Widzi tam, gdzie innym już brakło wzroku, albo patrzy, gdzie jeszcze spojrzeć nie zdążyli. I n t e r p r e t a c j e 13 Tak oto zaczęła się historia tzw. Kubiszówki – początek kroniki Ogrodu Jordanowskiego pisanej ręką Wiktorii Kubisz Archiwum CWE Budynek Centrum Wychowania Estetycznego Katarzyna Grużlewska Program do spektaklu Archiwum CWE 14 R e l a c j e udynek Centrum W. wyb maga remontu i dostosowania do zaleceń strażaków. Remontu i adaptacji do potrzeb nowej placówki wymaga również budynek licealnej auli, kiedyś mieszczący bodaj Wojewódzki Ośrodek Kształcenia Ideologicznego PZPR (ośrodek tyż centrum!). Nastrojowa, kameralna sala teatralna zostanie więc zastąpiona okropną halą, w której, mimo wieloletnich usiłowań aktualnych gospodarzy, nadal unosi się stężona nuda partyjnych nasiadówek, a wygłaszanie tekstów bez użycia mikrofonu mija się z celem. Kosztów tego transferu chyba jeszcze nie policzono. Nieznany jest również koszt związanej z przenosinami Centrum W. rozbudowy Centrum K. (300 dodatkowych miejsc), bo według oficjalnych informacji nie ma jeszcze stosownego projektu ani nawet pewności, czy ze względów konserwatorskich w ogóle jest możliwa. To znaczy jest pewność, ale nie stuprocentowa – wynotował J. w smartfonowym kajeciku cytowane przez magistracki periodyk twierdzenie wysokiego szczebla, świetne na motto rozprawy teologicznej „Realizm wiary”. No to kiedy i gdzie zacznie działać Centrum W. 2.0? Kiedy zacznie się adaptacja auli? J. przewertował dostępne źródła, przeszukał Internet. Kiszka, trudno wyczuć... Próbuje dedukcji. Liczy na palcach. Jeśli remont Centrum W. równa się 1 – powtarza na głos – to remont auli równa się 2 albo 4, a przebudowa sali koncertowej równa się... Nie, nic z tego – zamyślony J. drapie się po głowie, przez co myli rachunki. Jedyne, co pewne w tej sprawie – ustala wreszcie, zniechęcony swymi wątłymi kompetencjami w zakresie czytania ze zrozumieniem, matematyki oraz logiki formalnej i nieformalnej – to termin likwidacji Centrum W. Która przecież likwidacją nie jest, bo zajęcia mają się odbywać nadal, tyle że nie wiadomo gdzie, bo liceum, które miało się przenieść w inne miejsce, jednak się nie przenosi. Lęk nabożny. Zdjął go. Ludzi prostych, jak J., nabożny zdejmuje przestrach, gdy oko w oko staną z czymś wielkim, co ich przerasta, czego sensu nie rozumieją, ale spodziewają się, że istnieje. I w tym lęku po Tertulia- I n t e r p r e t a c j e na sięgnął. Uff, jest, jest wskazówka dla ufających: Credo quia absurdum. Jest w tym jakiś plan, być musi, bo jakże to tak bez planu... – przekładał po swojemu. Ti, ti, bobasku, z tego drzewka jabłuszek zrywać nie wolno – huczał w głębi jego podświadomości zapamiętany przed laty archetypiczny zakaz, wyznaczający granice tabu. Roma locuta, małczaj sabaka. Są, którzy wiedzą. Oddalił więc od siebie nowomodne pokusy. Pochylony wewnętrznie, w pełnym archaicznej pokory ukłonie, z losem pogodzony milczeć zaczął. *** Z nudy tego milczenia zaczęło jednak wypełzać robactwo ciekawości. – Stare musi ustąpić nowemu – myślał sobie zza węgła. – Ale gdyby była taka komisja, jak wtedy w Pradze, to co by zapisała? J. nie był wychowankiem Centrum W., ale oglądał przedstawienia tamtejszego teatru – przez dziesięciolecia Rolls-Royce’a w amatorskim ruchu teatralnym – posyłał tam też własne dzieci na zajęcia taneczne i warsztaty pisarskie (czy dlatego, że były zawsze bezpłatne?)... Kreatywność, pokora wobec materii artystycznej, wrażliwość budowana na intymnym kontakcie z wierszami Ewy Lipskiej czy Tadeusza Nowaka (przynajmniej te nazwiska zapamiętał szczególnie)... Wychowanków można spotkać na scenach teatrów, są wśród nich dziennikarze, producenci telewizyjni, pisarze, wydawcy książek, kapłan. Wielu działa aktywnie w organizacjach poza- R e l a c j e Tablica pamiątkowa na budynku Kubiszówki Katarzyna Grużlewska rządowych... J. dostrzega jakąś wspólną cechę ich charakterów. Może to wpływ osobowości kierowniczki, nazywanej przez nich zawsze Szefową? A może jednak skutki oddziaływania tajemniczej magii tego miejsca? Czy w nowym miejscu to nieuchwytne coś się odrodzi? To wszystko takie niszowe, tak bardzo niepraktyczne, ulotne, złudne – myśli melancholijnie J. – Jeśli ważne, to dla wąskiego kręgu zamykającego się w kulturalnym getcie. Czy warte zachowania, warte tych kłótni? Może zwolennicy likwidacji placówki w dotychczasowej formie mają rację? Przecież w efekcie tej operacji kilka razy w roku dodatkowe trzysta osób będzie mogło, o ile zechce, obejrzeć występy artystów już sławnych! Gwiazdy na żywo! A nie jakieś amatorskie pitu, pitu. I n t e r p r e t a c j e 15 Siedem wieków Bielska-Białej Jacek Kachel 3 czerwca 1312 roku książę cieszyński Mieszko I nadał bielskim mieszczanom pierwszy przywilej. Dokument ten do dziś jest najstarszym źródłem historycznym poświadczającym istnienie Bielska jako osady miejskiej. Z tej okazji odbyła się konferencja naukowa pt. Siedem wieków Bielska-Białej, zorganizowana przez Bielsko-Bialskie Towarzystwo Historyczne i Akademię Techniczno-Humanistyczną. Złożyło się na nią ponad 20 wystąpień, a odbyła się w sali senackiej rektoratu ATH w dniach 30–31 maja. Jacek Kachel – dziennikarz, fotoreporter, autor kilku książek związanych z historią regionu, sekretarz Bielsko-Bialskiego Towarzystwa Historycznego. Jacek Kachel 16 R e l a c j e – Nasza konferencja to próba zaprezentowania aspektów historycznych, kulturowych i przemysłowych ważnych dla kształtowania się dziejów miasta na przestrzeni wieków. Referentami byli historycy, archeolodzy, historycy sztuki, językoznawcy, socjolodzy i inni pracownicy naukowi, zajmujący się w swych badaniach w różnym zakresie tematyką bielską – informował dr Bogusław Chorąży, prezes BBTH. Uczestnikami byli członkowie Towarzystwa, naukowcy z ATH, a także zaproszeni goście. Podczas otwarcia prof. Ryszard Barcik, rektor Akademii Techniczno-Humanistycznej, wyraził ogromną radość z powodu tego, że Akademia nabiera coraz bar- dziej humanistycznego charakteru. O potrzebie istnienia świadomości historycznej i wiedzy o czasach przeszłych przekonywali w swoich wypowiedziach zarówno bp. Tadeusz Rakoczy, ordynariusz diecezji bielsko-żywieckiej, jak i bp Paweł Anweiler, zwierzchnik Kościoła ewangelicko-augsburskiego. Program nie ograniczał się tylko do klasycznych wykładów i dyskusji, wzbogacono go o działania edukacyjne i popularyzatorskie adresowane do studentów oraz miłośników dziedzictwa historycznego i kulturowego. Przybrały one formę wycieczek terenowych, projekcji filmów oraz okolicznościowych wystaw. A wszystko po I n t e r p r e t a c j e to, aby zaprezentować w maksymalnie atrakcyjny sposób kilkanaście tematów ukazujących różne aspekty życia w tym miejscu przez 700 lat. Pojawiły się również informacje o nowych dokumentach dotyczących dziejów miasta, które będą przyczynkiem do poszerzenia dotychczasowej wiedzy historycznej. To po raz kolejny pokazuje, że badania naukowe nigdy się nie kończą. BBTH zapowiedziało, że opublikuje prezentowane referaty, dzięki czemu większa liczba zainteresowanych będzie mogła zapoznać się z prezentowanymi treściami. Podsumowując wydarzenie, dr Jerzy Polak, honorowy prezes BBTH, powiedział: – Nasza wspólna z ATH konferencja naukowa zatytułowana umownie Siedem wieków Bielska-Białej zakończyła się w moim odczuciu pełnym sukcesem. Wygłoszonych zostało w ciągu dwóch dni 15 referatów i 7 komunikatów, uzupełnionych o liczne głosy w dyskusji, pokaz kilku impresji filmowych o naszym mieście, okolicznościową wystawę i warsztaty terenowe. Chociaż wydarzeniem wywoław- początki Bielska w świetle badań archeologicznych (Bożena i Bogusław Chorążowie), granice Lasu Miejskiego Bielska w kartografii (Piotr Kenig), działalność architekta Alfreda Wiedermanna w XX wieku (Przemysław Czernek), fortyfikacje z czasów II wojny światowej (Dominik Kasprzak) czy osiągnięcia naukowe bielskiej Filii Politechniki Łódzkiej (prof. Marek Trombski). Prawdziwym „hitem” był brawurowo wygłoszony referat prof. Jacka Warchali na temat naszego miasta jako przestrzeni ideologicznej, który przerodził się w niezapomnianą wieczorną dyskusję licznie zgromadzonej publiczności. Kulminacyjnym, a jednocześnie końcowym punktem konferencji było odsłonięcie na Rynku tablicy upamiętniającej postać Mieszka I Cieszyńskiego – założyciela osady miejskiej w Bielsku. Powstała z inicjatywy BBTH, a została sfinansowana przez samorząd Bielska-Białej. Symbolicznego jej odsłonięcia dokonali prezydent miasta Jacek Krywult oraz wiceprzewodniczący Rady Miejskiej Przemysław Drabek. Wykonał tablicę prof. Jerzy Herma. czym konferencji była okrągła rocznica wydania przez Mieszka cieszyńskiego cennego przywileju dla mieszczan bielskich, jej treść wypełniły nie tylko wystąpienia o średniowieczu, ale także o czasach nowożytnych i XX wieku. Należy podkreślić, że większość referatów i komunikatów prezentowała dotąd nieznane nauce lub słabo rozpoznane zjawiska, wydarzenia i działania z historii Bielska, Białej i wreszcie Bielska-Białej. Dla przykładu wspomnę o takich interesujących tematach, jak: Podczas odsłonięcia Bogusław Chorąży mówił: – Blisko 700 lat temu, 3 czerwca 1312 roku spisano w Bielsku dokument, w którym książę cieszyński Mieszko I podarował mieszczanom bielskim las pomiędzy Mikuszowicami a Kamienicą. Nie jest to wyłącznie kolejny fakt historyczny wpisujący się w kalendarium dziejów naszego miasta. To wydarzenie znamienne, które legło u podstaw jego przyszłości. Wbrew pozorom nie chodzi tylko o to, że jest to, jak na razie, najstarszy d okument R e l a c j e Dyskusja – mówi dr Przemysław Stanko Od lewej: dr Bogusław Chorąży, dr Jerzy Polak i prof. Ryszard Barcik I n t e r p r e t a c j e 17 ymieniający nazwę Bielsko (jakie było brzmienie tej naw zwy w tym czasie nie wiemy, gdyż oryginał dokumentu spisany po łacinie się nie zachował, znamy jedynie jego odpis z późniejszych czasów w języku niemieckim, gdzie pada nazwa Bielitz). Publikację nowych źródeł, które można odnieść do lat 1290–1310, zapowiedział dr Przemysław Stanko z Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie. Nie jest to jednak nic zaskakującego – wszak badania archeologiczne potwierdzają najstarsze ślady osadnictwa z terenu wzgórza staromiejskiego już w początkach XIII wieku, w tym czasie istniał również gród starobielski. – Doniosłość dokumentu z 1312 roku nie polega na jego pierwszeństwie w wymienieniu nazwy miasta, ale w określeniu jego mieszkańców jako mieszczan – a więc poświadczeniu istnienia Bielska jako osady miejskiej. Ma to fundamentalne znaczenie. Nie jest to już wtedy osiedle wiejskie, jakich wiele istniało w ówczesnym czasie na terenie księstwa cieszyńskiego. Bielsko z 1312 roku to miasto – a więc ośrodek o zdecydowanie wyższym w porównaniu do osiedli wiejskich prestiżu i znaczeniu, dający szansę rozwoju poprzez handel i rzemiosło. – Bielsko z 1312 roku to prawdopodobnie rodzące się dopiero miasto – stąd naglące zapotrzebowanie na budowę domostw i fortyfikacji (wiemy o tym, że począt- kowo były one drewniano-ziemne). Tej potrzebie miała zapewne służyć darowizna książęcego lasu. Przy okazji padają nazwy dwóch wsi: Mikuszowic i Kamienicy, które dziś są dzielnicami Bielska-Białej – mówił prezes BBTH. Konferencja, zorganizowana z wielkim entuzjazmem, ujawniła nie tylko młode talenty naukowe, niewyczerpane bogactwo tematów związanych z miastem, ale także sensowność tego typu interdyscyplinarnych spotkań. Stała się czasem ciekawej konfrontacji przedstawicieli różnych dyscyplin naukowych. – Wszakże głównym postulatem płynącym ze spotkania, podkreślanym przez wielu referentów, jest potrzeba prowadzenia i poszerzenia badań humanistycznych o Bielsku-Białej – podsumował dr Jerzy Polak. Bielsko-Bialskie Towarzystwo Historyczne, Akademia Techniczno-Humanistyczna w Bielsku-Białej: Siedem wieków Bielska-Białej – sesja naukowa, 30–31 maja 2012. Bielscy miłośnicy historii pod nową tablicą na Rynku 18 R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e Piotr Kenig Strzygowscy Niemieccy fabrykanci z polskim rodowodem (2) Przez sto lat, pomiędzy 1845 a 1945 rokiem, cztery pokolenia Strzygowskich kierowały fabryką sukna na Leszczynach. Jej właściciele dorobili się znacznego majątku, dzięki czemu kilku z nich mogło wyjść ponad status „zwykłego” fabrykanta. Pośród potomków założyciela rodzinnej firmy, Franza Strzygowskiego seniora, znaleźć można burmistrza Białej, znanego historyka sztuki, a także posiadacza średniowiecznego zamku. Prowadzone przez braci Josefa i Franza przedsiębiorstwo na przełomie lat 60. i 70. XIX w. przeżywało okres prosperity. Nie brakowało zamówień, realizowano m.in. dostawy dla wojska i austriackich kolei państwowych. Załamanie dobrej koniunktury nastąpiło w 1872 r., kiedy to rynek austriacki został zasypany obcymi wyrobami, a droższe sukna krajowe nie znajdowały zbytu. Konieczna stała się obniżka cen, nastąpiły zwolnienia robotników, co wywołało rozruchy. Nieustanna praca nadwerężyła siły Josefa. Za poradą lekarzy udał się na kurację do Arco w południowym Tyrolu, gdzie jednak nie dotarł; w marcu 1873 r. zmarł na suchoty w Wilten koło Innsbrucka. W następnych latach fabryka na Leszczynach pozostawała wyłączną własnością jego młodszego brata Franza – sprawa ofiR e l a c j e cjalnego przepisania jej połowy na spadkobierców Josefa z niewiadomych powodów miała ciągnąć się przez blisko dwie dekady*. Josef Strzygowski starszy (1823–1873) był żonaty od 1852 r. ze szlachcianką Josefine Frass von Friedenfeld (1833–1909), córką urzędnika celnego z Opawy. Pozostawił trzech synów i cztery córki. Karl został fabrykantem sukna, Josef historykiem sztuki, natomiast Robert (1867–1908) zawodowym oficerem (zmarł w Wiedniu). Najstarsza z córek, Martha, poślubiła (1871) Rudolfa Lukasa, właściciela zakładu apretury, a następnie fabryki sukna, na przełomie XIX i XX w. burmistrza Białej. Josepha została (1876) żoną inżyniera Romana von Pongrátza, a Hedwig wyszła (1879) za Franza Jankowskiego, fabrykanta sukna w Opawie. Mężem Amalii był (od 1886) Adolf Theodor Ritter von Brudermann, późniejszy generał kawalerii, wybitny austriacki dowódca wojskowy w latach I wojny światowej. Po śmierci męża wdowa Josefine opuściła zajmowane dotychczas mieszkanie w fabryce i kupiła dom nr 186 przy tzw. Drugim Rynku w Białej (obecnie pl. Wolności 6), który przebudowała na dwupiętrową kamienicę czynszową. Zamieszkała tam na I piętrze, na parterze w wydzierżawionych pomieszczeniach znalazł siedzibę bialski c.k. Urząd Pocztowy. Starania o odzyskanie prawa współwłasności fabryki uwieńczone zostały sukcesem dopiero po siedemnastu latach (1890), kiedy to jej połowa zapisana została na Karla i Josefa Strzygowskich. Fabryka Strzygowskich na Leszczynach, widok od strony wschodniej, ok. 1900 Archiwum rodziny Strzygowskich ? * Według pewnej notatki ro- dzinnej Franz junior miał „wygryźć bratanków Karla i Josefa z fabryki i dorobić się na niej fortuny”. Piotr Kenig – bielszczanin, historyk, zainteresowany szczególnie dziejami Bielska-Białej w XVIII-XIX wieku. Kustosz i kierownik Muzeum Techniki i Włókiennictwa. I n t e r p r e t a c j e 19 Franz Strzygowski junior, ok. 1900 Muzeum Śląska Cieszyńskiego w Cieszynie ? ** Warto dodać, że dniach 29–31 marca 2012 w Bielsku-Białej odbyła się międzynarodowa konferencja naukowa z okazji 150. rocznicy urodzin Josefa Strzygowskiego zatytułowana Josef Strzygowski i nauki o sztuce, zorganizowana przez Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Kamienica Josefine Strzygowski w Białej, pl. Wolności 6 Katarzyna Grużlewska 20 R e l a c j e Ten drugi już wkrótce odsprzedał swoją część bratu, opuścił bowiem Bielsko, poświęcając się karierze naukowej**. Josef Strzygowski młodszy (1862–1941) studiował (od 1882) archeologię klasyczną i historię sztuki w Wiedniu i Berlinie, doktoryzował się na uniwersytecie w Monachium (1885), a habilitował trzy lata później w Wiedniu. Pracował w Rzymie, podróżował do Grecji, Konstantynopola, Azji Mniejszej, Armenii i Rosji. Od 1892 r. prowadził katedrę historii sztuki na uniwersytecie w Grazu, w latach 1894 i 1895 przebywał w Egipcie, a po powrocie rozpoczął intensywną działalność naukową, publikował liczne studia i artykuły. W 1904 r. został mianowany radcą dworu, a wreszcie, od 1909 r. do przejścia na emeryturę (1933), kierował własnym I Instytutem Historii Sztuki Uniwersytetu Wiedeńskiego. Był rzecznikiem poszerzenia horyzontów badawczych, zamiast ograniczania się wyłącznie do Zachodu i grecko-rzymskiego antyku, uważał za konieczne uwzględnienie również sztuki Orientu, szczególnie ormiańskiej, oraz nordyckiego drewnianego budownictwa sakralnego. Nie zapomniał o stronach rodzinnych, wydał (1927) książkę o drewnianych kościołach w okolicy Bielska i Białej. Swego czasu należał do najbardziej znanych, a zarazem kontrowersyjnych historyków sztuki, dla wielu nie do przyjęcia był zwłaszcza jego radykalny pangermanizm i uleganie wpływom idei rasistowskich. Ożenił się dwukrotnie, po raz pierwszy (1895) z Elfriede Hoffmann (1875–1947), córką architekta z Grazu, a po rozwodzie poślubił (1925) swoją kuzynkę Herthę Strzygowski (1896–1990) z młodszej linii fabrykanckiej. Jego potomkowie żyją do dzisiaj w Austrii. Wróćmy do fabryki na Leszczynach, którą od 1873 r. przez dwie dekady samodzielnie kierował Franz junior (1828–1904). Pierwsze lata nie były łatwe. W dwa miesiące po śmierci Josefa seniora doszło do załamania na giełdzie wiedeńskiej, spowodowanego m.in. spekulacjami prowadzonymi w oczekiwaniu na przygotowywaną w naddunajskiej stolicy wielkim nakładem sił i środków Wystawę Światową. Krach zapoczątkował ogólnoświatowy kryzys, który ogarnął obok Austro-Węgier m.in. Niemcy i Stany Zjednoczone, a recesja dotknęła również bielsko-bialski przemysł wełniany. Przedsiębiorstwo Strzygowskiego przetrwało jednak trudny czas, a on sam dorobił się wielkiej fortuny. Zawdzięczał ją w znacznej mierze bezwzględnej eksploatacji robotników z okolicznych wiosek. Po głośnych rozruchach w Białej (1890) lipnicki proboszcz ks. Leopold Fleischer zaliczył go do głównych wyzyskiwaczy robotników na terenie dwumiasta. Franz junior był nie tylko znanym przemysłowcem, ale także działaczem społeczno-politycznym. Wchodził w skład rady miejskiej w Białej (1867–1896), był deputowanym do sejmu galicyjskiego we Lwowie (1870– 1873, 1889–1895), a później do sejmu śląskiego w Opawie (1898–1902). Prezesował licznym organizacjom, wspomagał stowarzyszenia społeczno-kulturalne, wspierał finansowo budowę katolickiej Szkoły Ludowej w Białej (1874, obecnie SP nr 9 przy ul. J. Piłsudskiego) i Teatru Miejskiego w Bielsku (1890) oraz przebudowę kościoła katolickiego pw. Opatrzności Bożej (1886–1889). Należał do grupy najbardziej antypolsko nastawionych nacjonalistów niemieckich, w 1890 r. na jego wniosek rada gminna w Białej wprowadziła używanie wyłącznie niemieckich nazw ulic i placów, a następnie szyldów, afiszów i plakatów ulicznych oraz języka niemieckiego w magistracie. Franz mieszkał przez wiele lat w należącym do ojca domu przy obecnej ul. 11 Listopada 33. W 1878 r. kupił budynek w centrum Białej, w narożniku Pierwszego Rynku (pl. Wojska Polskiego) i ul. Ratuszowej, który przebudował na okazałą rezydencję – miejski pałacyk. W 1884 r. nabył od Anny Eleonory hrabiny Zamoyskiej I n t e r p r e t a c j e zamek w Grodźcu w powiecie bielskim i stał się właścicielem ziemskim. Roczne dochody Strzygowskiego z fabryki na Leszczynach i z dóbr grodzieckich (położonych w Grodźcu, Bielowicku, Roztropicach, Świętoszówce i Bierach) wynosiły ok. 100 tysięcy koron, co lokowało go w grupie najbogatszych obywateli Śląska Cieszyńskiego. Zmarł jako milioner w swoim zamku w 1904 r. i spoczął w grobowcu rodzinnym na cmentarzu katolickim w Białej. Od 1857 r. był żonaty z młynarzówną Leopoldine Schindler (ok. 1838–1909) z Cieszyna, nie pozostawił męskiego potomka. Córka Helene wyszła (1883) za Adolfa Schmala, fabrykanta sukna w Brnie; Elvire poślubiła (1886) Alfreda Fiałkowskiego, fabrykanta papieru w Białej; Hermine została żoną (1889) Karla Seidla, właściciela młynów w Trautmannsdorf a.d. Leitha (Dolna Austria); Leopoldine wydano (1894) za Franza Paukera, fabrykanta kotłów w Wiedniu; Olgę (1897) za Augusta Weissa, właściciela ziemskiego w Brnie; Kamillę za bliżej nieznanego Boscha. Pałacyk w Białej odziedziczyła (1910) po matce Elvire Fiałkowska, pozostała jego właścicielką do 1932 r. Zamek w Grodźcu wraz z cennymi zbiorami sztuki (m.in. zbrojownia i biblioteka) oraz liczącymi 1305 ha dobrami ziemskimi spadkobiercy sprzedali (1927) drowi Ernestowi Habichtowi, prawnikowi, wysokiej rangi urzędnikowi w Ministerstwie Spraw Zagranicznych II Rzeczypospolitej. W fabryce na Leszczynach pracował od 1870 r. najstarszy syn Josefa, Karl Strzygowski (1854–1910), który z czasem stał się doradcą i zastępcą stryja. Ten uzdolniony przemysłowiec w latach 1889– 1892 piastował urząd burmistrza Białej, później nadano mu honorowe obywatelstwo miasta. W lutym 1893 r. po wykupieniu udziałów stryja i brata stał się wyłącznym posiadaczem fabryki. Odtąd firma nosiła nazwę „c.k. uprzywilejowana fabryka sukna i wyrobów wełnianych Karola Strzygowskiego w Białej” (k.k. priv. Tuch- und Schafwollwarenfabrik des Karl Strzygowski in Biala). W 1909 r. w zakładzie pracowały trzy maszyny parowe o łącznej mocy 180 KM. Przerabiano wełnę i przęR e l a c j e dzę sprowadzane z Węgier, Australii i Przylądka Dobrej Nadziei, a także przędzę krajową i niemiecką. Produkowano materiały na mundury wojskowe, tkaniny orientalne i modne czesankowe. Rynki zbytu to Austro-Węgry, kraje Orientu, Ameryka Południowa, Afryka. Firma miała składy w Brnie i Peszcie. Karl poślubił (1878) Adele Knežek (1857–1879), córkę właściciela ziemskiego z Jaszczurowej k. Wadowic, która wkrótce zmarła. Drugą jego żoną została (1881) A ntoinette (Antonia) Tichy (1865– 1930), córka bielskiego starosty powiatowego i c.k. radcy dworu Franza Tichego. Z tego małżeństwa przyszło na świat dwóch synów, współwłaścicieli fabryki na Leszczynach: Karl i Hanns, a także pięć córek. Elisabeth została (1906) żoną Waltera Piescha, fabrykanta sukna w Bielsku, a po jego śmierci (1927) poślubiła (1931) węgierskiego hrabiego Paula Orssicha von Slaveticha. Elfriede wyszła (ok. 1925) za majora Juliana Fischera von Drauenegga. Trzy młodsze siostry wydano za dzierżawców dóbr ziemskich w okolicy Białej: Marię (1916) za Oswalda Schädela z Wieprza k. Andrychowa, Margarethe (1921) za Hansa Hessa z Kaniowa, Hildegard (1925) za Oswalda Rosta, podczas II wojny światowej burmistrza Komorowic Krakowskich. W latach 80. XIX w. Karl Strzygowski mieszkał w domu przy obecnym pl. Wolności 8 (Biała 189), należącym do jego szwagra Rudolfa Lukasa, przed 1891 r. Pałacyk Franza Strzygowskiego juniora przy ul. 11 Listopada 40 Katarzyna Grużlewska Bracia Karl, Josef i Robert Strzygowscy, fotografia, ok. 1890 Archiwum rodziny Strzygowskich I n t e r p r e t a c j e 21 Dawna kamienica Karla Strzygowskiego, ul. 3 Maja 7 Katarzyna Grużlewska przeniósł się do kamienicy przy pl. Józefa 12 (pl. Wojska Polskiego 9 – ul. Cyniarska 2), a przed 1898 r. nabył okazałą kamienicę po adwokacie drze Wilhelmie Münzu w Bielsku przy reprezentacyjnej Kaiser-Franz-Joseph-Straße 7 (ul. 3 Maja). Latem rodzina korzystała z mieszkania w fabryce na Leszczynach, położonej z dala od zwartej zabudowy miejskiej, w pobliżu rzeki Białej. Na terenie zakładu znajdowały się ogród i staw, a od południa graniczył z posesją niewielki cienisty zagajnik zwany Laskiem Strzygowskiego, istniejący po dziś dzień. Odosobnienie fabryki uległo zmianie w latach 1902–1903, kiedy to w jej bezpośrednim sąsiedztwie, od strony północnej, miasto Bielsko wybudowało wielki kompleks koszar kawalerii. Wczesna śmierć Karla Strzygowskiego (1910), a potem nieoczekiwany zgon jego najstarszego syna Karla juniora (1882–1911) były przyczyną połączenia fabryki Strzygowskich z bielską firmą Waltera Piescha (1912). W księdze adresowej Bielska-Białej z 1914 r. odnotowano: „Strzygowski Karl, fabryka sukna. Właściciele: Antoinette Strzygowski i Walter Piesch”. W okresie międzywojennym w skład kierownictwa firmy wszedł młodszy syn Karla, Hanns (Jan) (1898– 1981). Wzorem innych bielskich fabrykantów także i on zbudował okazałą modernistyczną willę w Cygańskim Lesie, popularnej podmiejskiej dzielnicy wypoczynkowej. Ogród posesji przyozdobiono wieloma egzotycznymi drzewami i krzewami (obecnie budynek przy ul. Grotowej 1). Po fuzji z bialską fabryką Rudolfa Hessa (1930) zakład na Leszczynach stał się częścią przedsiębiorstwa pod nazwą „Zjednoczone fabryki sukna i towarów wełnianych Hess, Piesch i Strzygowski” – w skrócie Hepis – w owym czasie jednego z najznaczniejszych w przemyśle włókienniczym Bielska-Białej. „Rocznik Polskiego Przemysłu i Handlu” z 1938 r. informował, że właścicielami przedsiębiorstwa byli Herman Piesch, Jan Strzygowski, Rudolf Hess oraz Elżbieta hrabina Orsić (Orssich). Zarząd znajdował się w kamienicy Pieschów przy ul. Z. Krasińskiego 18, produkcja odbywała się w zakładach na Leszczynach i w Białej przy ul. J. Piłsudskiego 9. W tkalni pracowało 150 krosien. Zatrudniano 350 robotników, 13 pracowników nadzoru technicznego, 13 urzędników. W 1936 r. wyprodukowano ok. 73 000 kg przędzy zgrzebnej oraz 160 000 kg tkanin wełnianych. Funkcjonowały składy fabryczne we Lwowie i Warszawie oraz przedstawicielstwa w Poznaniu, Gdańsku, Brnie, Budapeszcie, Stambule, Paryżu, Tel Awiwie i Wiedniu. W latach II wojny światowej fabryka na Leszczynach, podobnie jak inne w Bielsku-Białej, pracowała głównie na potrzeby wojska. W 1945 r. Hanns opuścił rodzinne miasto, zmarł w Windischgarsten w Górnej Austrii. Jego małżeństwa z Herthą Hess (1902–1945) i Grete Gasch (1913–1990) pozostały bezdzietne. Na nim wygasła starsza fabrykancka linia Strzygowskich. Uszkodzoną podczas walk o Bielsko-Białą w lutym 1945 r. fabrykę odbudowano i upaństwowiono, w 1950 r. nazwano imieniem Józefa Niedzielskiego, jednak od lat 70. XX w. była bardziej znana jako Zakłady Przemysłu Wełnianego Welux. Mimo inwestycji mających na celu jej unowocześnienie w latach 90. zaprzestano produkcji, a na przełomie lat 2000/2001 stare obiekty wyburzono, wznosząc na ich miejscu wielkie centrum handlowo-rozrywkowe Gemini. Willa Strzygowskiego przy ul. Grotowej, użytkowana przez wiele lat jako przedszkole, stoi opuszczona. Archiwum 22 R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e Justyna Łabądź Ar tysta w miejskiej przestrzeni W taki właśnie sposób działali artyści w Bielsku-Białej podczas międzynarodowych rezydencji artystycznych „Вeyond Time/Poza czasem” organizowanych po raz drugi przez Galerię Bielską BWA. Idea pozostała taka sama jak w zeszłym roku: twórcy, chcący wziąć udział w rezydencjach (lipiec i sierpień), zostali poproszeni o nadesłanie projektów prac typu site-specific, czyli takich, które tworzone są w odniesieniu do lokalizacji, charakteru i historii konkretnego miejsca. Punktem wyjścia stało się oczywiście Bielsko-Biała – z całą swoją historyczną wielokulturowością, austriacko-galicyjską formą, unikalną atmosferą miasta leżącego u podnóża Beskidów oraz tym, co niezauważalne przez mieszkańców, jednak z perspektywy obcokrajowca pozwala popatrzeć w zupełnie inny sposób. Zarówno rezydencje „Beyond Time”, jak i prace, które podczas nich powstają, pokazują, że wychodzenie ze sztuką z czterech ścian galerii do widza, jej stawanie się częścią przestrzeni oswojonej już przez odbiorcę, jest niezwykle ważnym elementem jej funkcjonowania. Często to sztuka pierwsza powinna otwierać się na odbiorcę, nie czekając, aż on sam odwiedzi galerię. R e l a c j e „Beyond Time”. Poza czasem, poza wszelkimi narzucanymi przez niego ramami, subiektywnie, emocjonalnie, w poszukiwaniu istoty rzeczy, stałej, niezmiennej, ponadczasowej. Grecki artysta Kostas Tzimoulis studiował rzeźbę i projektowanie graficzne w Atenach. Kształcił się ponadto w Holandii i Londynie. Przestrzeń publiczna i interakcja z widzami są dla niego bardzo ważnymi elementami działań artystycznych. Tworzy głównie instalacje i projekty, które oparte są na wcześniejszych obserwacjach określonej przestrzeni, konkretnej lokalizacji, a także ludzi. Podczas pobytu w Bielsku-Białej zrobił dokumentację fotograficzną serii performansów realizowanych przez siebie w opuszczonych, zniszczałych, niejako zdegradowanych budynkach. Kostas Tzimoulis: W swoich pracach eksperymentuję z różnymi technikami, takimi jak rzeźba, wideo, fotografia i performans, które często ostatecznie przyjmują formę instalacji. Ewoluują one wokół problemu granic i pojęcia domu, którego używam jako metafory wewnętrznego życia, ale dom ten może przybierać różne formy w zależności od projektu. Jestem zainteresowany nim zarówno jako gniazdem wypełnionym wspomnieniami tego, co dawno już minęło, jak również jako zbiorem tego, co przynależy do człowieka, jego obiektów, energii i czasu. Dom może go chronić Plenerowy pokaz dokumentalnych filmów greckich na placu za Galerią Bielską BWA Kostas Tzimoulis Justyna Łabądź – absolwentka polonistyki ATH, studentka historii sztuki UŚ, koordynatorka międzynarodowych rezydencji artystycznych w Galerii Bielskiej BWA. I n t e r p r e t a c j e 23 Na stronie obok: Mural grupy Olliemoonsta w Pszczynie pt. „Logical Art Does Not Exist” Justyna Łabądź Postaci kartonowe grupy Olliemoonsta oraz ich twórcy: Naza del Rosal i Juan Rico Krzysztof Morcinek Obrazy z plasteliny – efekt warsztatów prowadzonych przez Nazę del Rosal i Juana Rico Justyna Łabądź Instalacja Winstona Lau na ulicy Schodowej Izabela Ołdak 24 R e l a c j e i zapewniać mu bezpieczeństwo dzięki swojej konstrukcji, dlatego jestem również zainteresowany granicami tego bezpieczeństwa. W moim projekcie dla Bielska-Białej zarówno czarno-białe zdjęcia naturalnych rozmiarów, jak i obiekty, w których je umieszczam, mają symbolizować swoimi przedstawieniami i formą schronienie, miejsce, w którym człowiek może się ukryć, w którym czuje się komfortowo, ale też może doświadczyć więcej. Zanim w mieście pojawiły się fotografie artysty, bielszczanie poznali filmy dokumentalne, które przywiózł ze swej ojczyzny: Plemiona w Atenach: Polska – o polskiej społeczności żyjącej w Atenach oraz znaną już Długokrację – pierwszy w Grecji film dokumentalny wyprodukowany z inicjatywy widzów dotyczący poszukiwania przyczyny greckiego kryzysu, a także propozycji jego rozwiązania. Zostały wyświetlone w przestrzeni miejskiej, tuż obok Galerii Bielskiej BWA, na własnoręcznie wykonanym przez artystę ekranie – w trakcie projekcji można było dojrzeć wyklejone przez niego napisy-hasła związane z tematyką filmu. Chiński artysta Winston Lau urodził się w Hongkongu, studiował w Chicago w School of Art Institute. W swojej twórczości łączy zwykle malarstwo z instalacją i performansem – właśnie za pomocą tych środków próbuje uchwycić to, co właściwie jest niewyrażalne: emocje, sytuacje, których nie sposób opisać. Podczas pobytu w Bielsku-Białej stworzył instalację z porzuconych materiałów. Powstawała ona dzięki współpracy nawiązanej z ekologami z Klubu Gaja. Artysta mocno odczuł, że już sam proces tworzenia przybliżył go do bielszczan, którzy bardzo pozytywnie reagowali, obserwując go w trakcie pracy. Winston Lau: Przechadzając się po Bielsku-Białej, czułem przepływ skondensowanej energii, gdziekolwiek tylko napotykałem stare budynki, kamienice. Ujawniła się szczególnie na ulicy Schodowej, w starej części miasta. Wielu bielszczan podkreśla, że miejsce to było i nadal jest bardzo urokliwe, pomimo swojego zaniedbania. Zatem moją rolą jako artysty jest przywrócić mu energię, którą posiadało i ukazać jego potencjalne możliwości. Stworzona przeze mnie instalacja ma przykuć uwagę mieszkańców i przypomnieć im, że pozornie zapomniane miejsce nadal może zachwycać. Wychodzenie ze sztuką w przestrzeń publiczną jest bardzo ważne, ponieważ przybliża ludzi zarówno do samego artysty, który tworzy na ich oczach, jak i do sztuki, która wychodzi w ten sposób z galerii. Instalacja w Bielsku-Białej była dla mnie pierwszą realizacją w przestrzeni publicznej. Byłem zaskoczony, gdy podczas mojej pracy przechodnie przystawali, uśmiechali się i, nie znając angielskiego, próbowali mi przekazać słowa pochwały, częstowali mnie cukierkami, zapraszali na kawę. Instalacja Winstona Lau w końcu zwróciła też uwagę na miejsce, które choć jest jednym z najbardziej obfotografowanych i stanowi wizytówkę Bielska-Białej, od dawna znajduje się w strasznym stanie i z pewnością wymaga gruntownej renowacji. Hiszpańską grupę Olliemoonsta tworzy para artystów i projektantów: Naza del Rosal i Juan Rico. Ich kariera rozpoczęła się od nagrody Youth Award przyznawanej przez Communitad de Madrid. Jej efektem był cykl wystaw w całej Hiszpanii. W ciągu kilku lat stworzyli cykl obrazów, których tematyka łączy dwie płaszczyzny kulturowe: pierwotną, rdzenną, tradycyjną oraz I n t e r p r e t a c j e współczesną, miejską, subkulturową. Naza del Rosal i Juan Rico swoimi „zmiksowanymi” przedstawieniami uzmysławiają, że niewiele różni współczesne praktyki kulturowe od tych zamierzchłych, wywodzących się z folkloru i wierzeń magicznych. Artyści wykorzystali swój pobyt w Polsce bardzo efektywnie. Pomiędzy 13 a 15 lipca podczas IV Pszczyńskiego Festiwalu Ceramiki wykonali mural „Logical Art Does Not Exist”. W Bielsku-Białej z kolei zaprezentowali naturalnej wielkości postaci tekturowe, które symbolizowały swoimi strojami połączenie regionalnej, ludowej tradycji z miejską kulturą i właściwymi jej rekwizytami (w dużej mierze pochodzącymi też z subkultury raperskiej). Przeprowadzili ponadto warsztaty z dziećmi, polegające na tworzeniu obrazów z plasteliny. Dziełem Hiszpanów jest także mural na ścianie przy ulicy Krakowskiej 3. Naza del Rosal, Juan Rico: Rezydencje w Bielsku-Białej były dla nas czymś zupełnie nowym. Zwykle, w Madrycie, wykonujemy typowo komercyjne prace. Realizacje w przestrzeni miejskiej były również dla nas bardzo interesujące. Cieszymy się, że mieliśmy tyle możliwości twórczej ekspresji podczas naszego pobytu. Jesteśmy dumni ze swojej pracy tutaj i szukamy obecnie możliwości udziału w innych rezydencjach. Z inicjatywą zorganizowania rezydencji wyszła w 2011 roku artystka Izabela Ołdak, która przez dwie edycje jest kuratorką projektu. Mówi o genezie swojego pomysłu: Sztuka wypełnia moje życie, jest motorem działania. Ważne jest dla mnie zarówno samo tworzenie, jak i pomaganie innym w tym procesie. Idea zrealizowania projektu rezydencji artystycznych zrodziła się podczas moich wcześniejszych doświadczeń jako uczestniczki tego rodzaju programów artystycznych. Po powrocie ze studiów w Holandii bardzo brakowało mi kontaktu z międzynarodową sceną artystyczną. Dzięki aktywnej działalności Galerii Bielskiej BWA i organizowanym tu przedsięwzięciom, w których brałam udział, dzięki nawiązanym tu kontaktom i przyjaźniom, mogła zrodzić się współpraca nad realizacją tego projektu. Ogromnie się cieszę, że zarówno rok temu, jak i teraz program „Beyond Time” stanowił wyzwanie dla artystów, którzy często eksperymentowali, tworząc w nowych technikach, mediach i miejscach, pozwalając sobie na większą odwagę i rozmach. Pragnę, by projekt mógł się jeszcze ciekawiej rozwijać. Chcę nawiązać współpracę z osobami, które realizują podobne przedsięwzięcia, i zbudować większą sieć kontaktów i możliwości, R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e 25 Dokumentacja fotograficzna performansu Kostasa Tzimoulisa umieszczona w przestrzeni publicznej Kostas Tzimoulis 26 R e l a c j e ymiany doświadczeń oraz promocji wydarzeń. Ważne w jest także, by zapewnić artystom jeszcze lepsze warunki pracy, zdobyć więcej funduszy i zagwarantować im wynagrodzenie za pracę. Rezydencje „Beyond Time” cieszą się coraz większym zainteresowaniem – w tym roku do programu aplikowało 36 artystów z 24 krajów, a do udziału zostało zakwalifikowanych czworo z nich. Warto podkreślić, że podczas pobytu w Bielsku-Białej sami się utrzymują i kupują potrzebne materiały, Galeria Bielska BWA zapewnia im jedynie zakwaterowanie oraz pomoc w zdobyciu koniecznych zezwoleń. Podczas dwumiesięcznego pobytu tworzyli w przestrzeni miasta instalacje, murale, ale również prezentowali swoją twórczość podczas spotkań z widzami, organizowali dodatkowe wydarzenia, performanse, brali gościnnie udział w przedsięwzięciach innych artystów. Na przykład 12 lipca zaprezentowali swoją dotychczasową twórczość podczas spotkania w Galerii. Każdy opowiedział o stworzonych przez siebie projektach, zapowiadając jednocześnie te, które zamierza zrealizować w Bielsku-Białej. Rezydenci wzięli również udział w dwutygodniowym plenerze w Targowie na Mazurach pod hasłem „Potęga sztuki i natury”. 23 sierpnia rezydencje miały swój finał, wszystkie prace zostały zaprezentowane w przestrzeni Bielska-Białej. Galeria Bielska BWA: „Beyond Time/Poza czasem” – międzynarodowe rezydencje artystyczne, lipiec–sierpień 2012; uczestnicy: Kostas Tzimoulis, Winston Lau, Naza del Rosal, Juan Rico. 1 Na początku było słowo... Mądre Słowo... Dobre Słowo... Piękne Słowo... Co się później z Nim stało? Tak jak wszystko spowszedniało, osłuchało się, stało się banalne, puste, nadużywane, rzucane na wiatr... A przed słowem były myśli: pogmatwane, chaotyczne, rozbrykane, do wszystkiego zdolne; zaś wśród nich ta najważniejsza i natrętna: jak podzielić się myślami, bo się same o to proszą, i pukają, i kołaczą, bo skoro się urodziły, to nie po to, by usychać... Myśl o myśli – to muzyka siedmiu zmysłów, ośmiu cudów... Już dochodzi do języka, by się w słowa przepoczwarzyć, co opiszą śpiew słowika, drżenie serca, kolor wiatru, cenę chleba i przeżycia... Słowo, co się w ciszy rodzi, w krzyk dorasta między nami – sieje zamęt i harmonię, i wstręt głośny, niemy podziw... A dobre na wszystko dobre, a to złe na wszystko podłe... Słowa zwyczajne, oczekiwane, zjawiające się nie w porę, i zbyt późno, i na wyrost, i na próżno... Słowa na skrzydłach pragnień uniosą wszystko – ciężar ołowiu do błękitu i puch anielskich skrzydeł ku ziemi. Słowa z mocą wskrzeszania i zabijania, i te pośrodku – od alfy po omegę, w których mieści się wszystko – bez wyjątku! I te słowa poza Słowem, ponad czasem, za przestrzenią... Ech, mógłbym tak dalej „ściemniać”, ale szkoda trwonić słów... 2 Otrzymałem właśnie, od znajomej prozaiczki z północy kraju, przesyłkę poleconą z tomikiem wierszy – pięknie wydanym, w twardych okładkach, z interesującą szatą graficzną, ale już po przeczytaniu pierwszego wiersza wiedziałem, że autorką tych „potworków” jest rasowa grafomanka, monstrualne beztalencie. Dopiero później przeczytałem list (wyjątkowy, bo napisany odręcznie, piórem z atramentem, pięknym pismem, nienaganną polszczyzną; kto dzisiaj tak jeszcze listy pisze, prócz tej Pani? No kto? Choć, oczywiście, ma komputer i Internet, i wszystko co trzeba... na swoim miejscu!). Okazało się, że te wierszydła popełniła zacna osoba: wybitny naukowiec politechniki (z wszelkimi tytułami), kobieta zajmująca wysokie stanowiska, autorytet moralny środowiska i na dodatek jeszcze żona, matka i już babcia dwóch uroczych wnuczek – jednym słowem wspaniała kobieta. I oto ta wyjątkowa postać, która w życiu osiągnęła prawie wszystko, postanowiła, że musi się jeszcze dowartościować (by się do końca spełnić?) i zostać... poetką, bo skoro taka Wisława dostała Nobla! Z wydaniem nie było najmniejszego problemu, I n t e r p r e t a c j e Juliusz Wątroba Słowo o Słowie a słowo wstępne napisał sam burmistrz miasta, zaś na ostatniej stronicy kilkuzdaniowe zachwyty zamieściły miejscowe autorytety. Choć jestem przekonany, że zdawali sobie sprawę z żałosnej zawartości książeczki. Jeśli nie, to tym gorzej i straszniej. I nikt nie miał odwagi krzyknąć (jak w baśni Andersena, że król jest nagi!), że te rymowanki tak zacnej pani to ramota, szmira, grafomania i bzdury totalne! A później odbyło się spotkanie prezentujące wydany tomik i narodziny nowej (wielkiej?) poetki. Zjawili się wszyscy liczący się w mieście przedstawiciele władzy (z senatorem włącznie), biznesu, nauki i kultury, a nawet Kościoła. Drżącym ze wzruszenia głosem (choć przecież miała setki wystąpień publicznych za sobą) pani profesor czytała swoje wiersze (?). Wszyscy słuchali z przejęciem i w nabożnym skupieniu, co jakiś czas przerywanym nastrojowymi dźwiękami zabytkowej harfy, której dosiadała (równie zabytkowa) harfistka, aby jeszcze bardziej uwznioślić spotkanie. Gdy autorka skończyła, stała się cisza jak makiem (albo mąką, bo jeszcze ciszej) zasiał. A zaraz potem rozległy się burzliwe oklaski, owacja na stojąco! Wylało się też morze dziękczynnych mów, gratulacji, łanów kwiatów i bukietów oraz cmokań w usta, cmokań w buzię, cmokań w rączki i gdzie popadnie. Wzruszenie „poetessy” było równie spontaniczne i tak wielkie, że nie było jej stać na więcej niż na te znamienne słowa: – Jestem taka szczęśliwa... zaskoczona... nie spodziewałam się... ale nie zawiodę państwa... (tu wytarła z policzków spływające szczęścia łezki) i obiecuję... że za pół roku... ukaże się... mój drugi tomik! Znajoma pisze: „(...) nie wiedziałam, co począć, czy zapaść się pod ziemię ze wstydu, czy pęknąć ze śmiechu. A Ty co byś zrobił???”. Pytanie (niemal) retoryczne. Juliusz Wątroba – z zawodu inżynier włókiennik, z powołania poeta i satyryk, autor już trzydziestu tomików wierszy, fraszek, prozy. Agata Tomiczek-Wołonciej R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e 27 Z tego okazjonalnego i banalnego tragi-komicznego wydarzenia rodzi się jednak głębsza refleksja: jak istotna jest świadomość własnych predyspozycji, ale też własnych ograniczeń i niemożności, tak by te pierwsze pomnażać (jak owe biblijne talenty), a te drugie przyjąć z pokorą do wiadomości i skoncentrować się na tym, co nam dane i zadane, miast trwonić siły na daremne poczynania. Ważne to szczególnie w tych zwariowanych czasach, gdy o publikacji decyduje często nie wartość proponowanych „dzieł”, a pieniądze, zaradność, siła przebicia, „parcie na szkło”. Widziałem niejednokrotnie regionalne publikacje o mizernej zawartości wydane tak pięknie, że nawet klasycy nie doczekali się jeszcze takich edycji. Dotyczy to nie tylko poezji... Czy jest to normalne? To jest nienormalne i niemoralne, choć staje się, niestety, coraz częściej normą. Zalewani jesteśmy lawiną nic nieznaczących tomików, okazjonalnych wydawnictw dokumentujących jakieś nieistotne wydarzonka amatorów wszelkiej maści, których druk tak nobilituje, choć naprawdę jest tylko świadectwem zwykłej głupoty i niezwykłej megalomanii. Agata Tomiczek-Wołonciej 28 R e l a c j e 3 Za czasów „wrednej komuny” na wydanie tomiku poezji czekało się całymi latami. Dla przypomnienia przedstawiam skrót tamtych procedur. Na adres profesjonalnego wydawnictwa (bo głównie takie funkcjonowały) wysyłało się rękopis (pisany na maszynie, takiej archaicznej, „stukającej”; miałem wspaniałą marki Mercedes (!), którą wygrzebał mi szwagier gdzieś na śmietniku). Później można było spokojnie zapaść w przedłużony sen zimowy (na trzy lata) i czekać, czekać, czekać... Po latach przychodziła z wydawnictwa odpowiedź z recenzjami wydawniczymi, najczęściej negatywna, bo z masy nadesłanych propozycji wybierano tylko te najciekawsze. Miałem to szczęście, że po drugim podejściu, ku mojej dzikiej radości, przysłano mi z wydawnictwa, z pozytywnymi recenzjami, informację, że moją propozycję ujęto w planie wydawniczym na rok 1983. Później kolejny „sen zimowy”, już krótszy, aż wreszcie listonosz przywiózł mi na rowerze paczkę zawierającą 20 egzemplarzy autorskich mojego tomiku! Wydawnictwo Śląsk w Katowicach publikowało rocznie JEDEN tomik debiutanta, i to jeszcze z przerwami. W całej Polsce ukazywało się rocznie kilkanaście tomików debiutujących poetów. I tak np. w 1982 roku wydawnictwa państwowe opublikowały 17 książek poetyckich młodych (choć często posuniętych w latach) adeptów pióra: Wydawnic- two Łódzkie – 4, Wydawnictwo Literackie – 3, Iskry – 2, Ossolineum – 2, Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza i Czytelnik – po jednym. Czy to było normalne? Nie było! Powiecie: to inna epoka, inne możliwości itd., i będziecie też mieli rację. Skrajności są niebezpieczne. Trzeba by rozwijać ten temat, bo taki dyskusyjny, jak niekończącą się rolkę kredowego papieru – na którym drukuje się dzisiaj wiersze – ale może innym razem... Na gorąco nasuwa się jednak wniosek, że już starożytni mawiali o idealnym i najlepszym – złotym środku... 4 Tak się dziwnie składa, że ostatnio coraz częściej (przez przypadek) zasiadam w szacownym gronie jurorów oceniających teksty nadesłane na konkursy literackie. Na zakończenie więc, by powyższe dywagacje okrasić przykładem prosto z życia, zacytuję fragment wiersza lirycznego nadesłanego na konkurs poezji przez autorkę podpisaną godłem „Anna”: (...) z dołu słychać gwar pikniku. W gaju wciąż kukułka krzyczy. Przy namiocie, na nocniku, maluch swą cierpliwość ćwiczy. Czego i Państwu serdecznie życzę, wszak cierpliwość jest wielką cnotą (także poetów), którą trzeba latami ćwiczyć. No, może niekoniecznie na nocniku! I n t e r p r e t a c j e ROZMAITOŚCI D ni Województwa Śląskiego, podczas których wystąpi Manu Chao, Tricky, Emir Kusturica? Pojawią się fascynujące spektakle teatralne? Znakomite pulsujące reggae? Alternatywa? Muzyka świata? Największe gwiazdy oraz muzyczne nadzieje na przyszłość? To nie sen, to „Śląskie. Serce Europy”– pisali w ulotce organizatorzy tegorocznej edycji Dni. Imprezy odbywały się od 9 do 13 maja w Katowicach, Chorzowie, Sosnowcu, Częstochowie, Bielsku-Białej oraz Rybniku. W sumie kilkadziesiąt wydarzeń artystycznych. W Bielsku-Białej ich miejscem był Teatr Polski. Tu odbywały się warsztaty i spektakle teatralne, muzyczne, taneczne. Z jednej strony myślimy o odrębnej fizjonomii geograficznej, cywilizacyjnej oraz kulturowej. Jednocześnie wpisani jesteśmy w rytm i drżenie całego kontynentu, gdyż stanowimy jedno nierozerwalne polis. Europa wygląda jak gigantyczną partytura, jak unikalny zapis nutowy. Gdy spoglądamy na nią przez pryzmat nocy, widzimy gigantyczną orkiestrę z oświetlonymi pulpitami miast, nad którymi widnieje chór dźwięków. Muzyka jest wcześniejsza niż słowo i ważniejsza, tak się wydaje, niż orkiestra. F abryka Silesia” – taki tytuł nosi nowy kwartalnik wydawany w Katowicach przez tamtejszy Regionalny Ośrodek Kultury. Pierwszy jego numer uka- „ zał się w maju. Liczy 100 stron, a tematyka dotyczy spraw górnośląskich. Nasz kwartalnik poświęcony będzie zagadnieniom szeroko pojmowanej kultury i humanistyki na Górnym Śląsku, a szczególnie refleksji nad jej stanem, tożsamością i dokonującymi się zmianami. Jego zadaniem będzie rozpoznawanie i pogłębiona analiza fenomenu kulturowego regionu. Będzie to czasopismo przełamujące myślenie o kulturze w kategoriach branżowych. Jego formuła będzie łączyła formy analityczne z eseistyką i publicystyką. Kwartalnik będzie miał charakter monograficzny, a pierwszy numer poświęcony będzie wyborowi Kanonu Literatury Górnego Śląska – czytamy w redakcyjnej informacji. Pismo jest sprzedawane, jego cena wynosi 10 zł, można je znaleźć w sieciach dystrybucji (m.in. Empik i Ruch) oraz zamówić internetowo u wydawcy. 26 maja w jasienickim Gminnym Ośrodku Kultury, mającym swoją siedzibę w Rudzicy, Florian Kohut świętował 60. urodziny i 45-lecie pracy twórczej. Przyjaciele artysty i miłośnicy jego twórczości wypełnili niemałą salę. Były wspomnienia (m.in. poety i satyryka, rudzickiego sąsiada pana Floriana – Juliusza Wątroby, który przygotował również cały zestaw satyrycznych wierszyków), popisy artystyczne, z tańcem brzucha włącznie. I oczywiście mnóstwo życzeń. Florian Kohut (rocznik 1952) zajmuje się malarstwem plenerowym (olej, pastel, akwarela). Dominującym od dawna tematem jego twórczości jest strach polny, który stał się rozpoznawalnym znakiem. W 1991 roku stworzył autorską galerię Pod Strachem Polnym, wymyślił i współorganizuje w rodzinnej Rudzicy Dzień Stracha Polnego, wypełniony korowodami tych mieszkańców naszych pól, występami miejscowych zespołów, koncertami i zabawą. Prace artysty znajdują się w zbiorach prywatnych w Niemczech, Holandii, Belgii, Wielkiej Brytanii, Szwecji, Danii, Hiszpanii, Austrii, RPA, Maroku, Kanadzie, USA, Japonii, Szwajcarii, we Włoszech, na Węgrzech i Ukrainie oraz oczywiście w Polsce. U kazał się trzydziesty, poetycki tomik utworów Juliusza Wątroby zatytułowany Błękity. Wydał go Wydział Kultury i Sztuki Urzędu Miejskiego w Bielsku-Białej. Uroczysta promocja odbyła się 5 czerwca w zamkowych salach bielskiego Mu- R e l a c j e zeum. Wydarzenie zgromadziło tłumy miłośników twórczości poety, którzy wyrażali ogromne uznanie dla jego znakomitej twórczości, a także wielką sympatię do jego osoby. Był to zaiste wieczór pełen wzruszeń – i to nie tylko dla Juliusza Wątroby, ale chyba dla wszystkich jego gości. Błękity to trzydzieści pięć wierszy z lat 1983 – 2012 oraz cykl Spacer sentymentalny – w nim urodzony i mieszkający w Rudzicy poeta opisuje zakątki Bielska-Białej, miasta, z którym związany jest od wielu, wielu lat silnymi więzami. W spotkaniu z poetą uczestniczyli prezydent Bielska-Białej Jacek Krywult i wójt gminy Jasienica (do której należy Rudzica) Janusz Pierzyna. Wiersze z najnowszego zbioru czytał Tomasz Drabek, a Krystyna Fuczik śpiewała skomponowane przez siebie piosenki do wierszy poety. Florian Kohut przy pracy Paweł Kohut P o raz 13. odbył się Ogólnopolski Festiwalu Piosenki Aktorskiej „Śpiewanko”, organizowany od 1999 roku przez Dom Kultury w Bielsku-Białej Hałcnowie (14–15 czerwca), adresowany do utalentowanych młodych wykonawców. Zaprezentowało się 34 solistów i 3 zespoły z miejscowości: Czeladź, Woźniki, Pszczyna, Żnin, Włocławek, Pawłowice, Tychy, Kraków, Knurów, Kobiór, Goczałkowice Zdrój, Osielsko, Skoroszyce, Gniechowice, Tarnobrzeg, Kowalewo Pomorskie, Bielsko-Biała. Nagrody I n t e r p r e t a c j e 29 ROZMAITOŚCI przyznano w kilku kategoriach, a główną, czyli Beskidzką Okarynę – za znakomitą interpretację piosenek – zdobyła Monika Mendrok-Mika z Goczałkowic Zdroju. O d 15 czerwca do 15 lipca w Galerii Akademickiej ATH prezentowana była wystawa Symetria i asymetria, składająca się z trzynastu prac Marka Sibinskiego i Pavla Alberta, wykładowców Wydziału Artystycznego Uniwersytetu w Ostrawie. Wystawa była realizowana w ramach projektu unijnego „Tożsamość kulturowa regionu pogranicza polsko-czeskiego”. Artyści pokazali swoją twórczość z ostatniego okresu, w technice druku cyfrowego. Sibinski koncentruje się na graficznej interpretacji figuracji, Albert swoje dzieła utrzymuje w ciemnej tonacji kolorystycznej, wiążąc ją z materią graficzną. Równocześnie pod hasłem Bielskie impresje w części promocyjnej galerii zostały zaprezentowane prace studentów z ATH i z Uniwersytetu w Ostrawie, uczestników warsztatów malarskich prowadzonych przez prof. Ernesta Zawadę. Galeria Akademicka ATH powstała w styczniu 2012 roku z inicjatywy rektora Akademii prof. Ryszarda Barcika. Rozpoczęła swoją działalność wernisażem wystawy malarstwa prof. Jarosława Modzelewskiego. Mieści się w budynku L, na terenie głównego kampusu, jest kontynuacją działalności wcześniejszej uczelnianej Galerii 3-2-0, prowadzonej przez Franciszka Dzidę. Kuratorem GA jest prof. Ernest Zawada. Autorką logo Galerii Akademickiej ATH jest Aneta Jakubczyk. 30 R e l a c j e Wernisaż w Książnicy Beskidzkiej – Antoni Liszka z Barbarą Nowicką i dyrektorem Bogdanem Kocurkiem Szymon Broda G minny Ośrodek Kultury w Jeleśni gościł 22 czerwca uczestników 6. Konferencji Regionalistów Żywieckich, zorganizowanej przez Zarząd Towarzystwa Miłośników Ziemi Żywieckiej oraz jeleśniański GOK. Grażyna Patera przedstawiła prezentację multimedialną Kultywowanie tradycji regionalnych w Gminie Jeleśnia, do której materiały przygotował Paweł Szewczyk. Bogdan Martyniak wygłosił prelekcję Owczarstwo i szałaśnictwo – mity i rzeczywistość. Podczas konferencji wręczono nagrodę Regionalisty Roku (przyznawaną przez Zarząd TMZŻ), a otrzymała ją Maria Jafernik, kierowniczka Zespołu Regionalnego Romanka z Sopotni Małej. Uhonorowano twórców ludowych i nieprofesjonalnych, kapele, zespoły regionalne z całej gminy. Na towarzyszącej spotkaniu ekspozycji pokazano malarstwo Heleny Pająk, Teresy Szewczyk, Adama Wróbla, Magdaleny Zawady, młodzieży z kółka plastycznego przy GOK-u, rzeźbę Pawła Suchonia, Marka Kochańskiego i Józefa Mentla, zabawkę ludową wykonywaną przez Mariana Łoboza i młodzież w ramach projektu „Ocalić od zapomnienia – Folklor naszego regionu”, zdobnictwo bibułkowe oraz kroniki pisane przez Bronisława Grzegorzka. Na zakończenie w Starej Karczmie, przy muzyce góralskiej wykonywanej przez Edwarda Byrtka, Przemysława Ficka, Marcina Blachurę, Juliannę Adamek, Annę Dunat i Annę Foję degustowano potrawy regionalne: swojskie ciasta, chleb ze smalcem, oscypki, bundz, bryndzę i żurek jeleśniański. 114 malarskich wizerunków stolicy Podbeskidzia ma obecnie w swojej kolekcji mistrz klasycznej sztuki portretowania pejzażu miejskiego – Antoni Liszka. W ramach świętowania siedemsetlecia Bielska Książnica Beskidzka zgromadziła na pierwszym piętrze swojej siedziby około trzydziestu obrazów malarza na wystawie zatytułowanej Bielsko-Biała w akwareli (5–31 lipca). Spośród miast polskich Antoni Liszka utrwalił pejzaże Krakowa, Wieliczki, Kazimierza Dolnego, Zamościa, Lewina Brzeskiego, Wrocławia, Zielonej Góry, Szczecina, I n t e r p r e t a c j e Świnoujścia i Gdańska. Jest także autorem pejzaży górskich i morskich. Za granicą bielski akwarelista najczęściej odwiedzał w artystycznych celach austriackie Mödling oraz stolicę kraju nad pięknym modrym Dunajem. Z zawodu nauczyciel, był współtwórcą Nauczycielskiego Klubu Plastyków przy Zarządzie Oddziału ZNP (1964) i jego długoletnim prezesem. Uprawia również malarstwo sztalugowe i grafikę komputerową, w której stosuje także przekształcone motywy akwarel. Jego obrazy znajdują się w wielu zbiorach prywatnych i galeriach polskich i europejskich, w Bielsku-Białej możemy je znaleźć w galeriach Wzgórze i Pod Aniołami. (S. Broda) O d 4 do 8 lipca w Cieszynie odbywała się trzecia edycja interdyscyplinarnego Festiwalu Europejskich Szkół Artystycznych i Twórczości „Kręgi Sztuki”, wypełniona wydarzeniami plastycznymi, muzycznymi, teatralnymi i filmowymi, wykładami, panelami, spotkaniami. Częścią „Kręgów Sztuki” był 7. Festiwal Filmowy „Wakacyjne Kadry”. W jego programie znalazły się m.in. bloki tematyczne poświęcone kinu duńskiemu, programom TVP Kultura, prezentacji nowych filmów polskich czy krótkiemu metrażowi. Były też wakacyjne kadry dla najmłodszych. D zieła wybrane to tytuł wystawy Andrzeja Strumiłły prezentowanej w lipcu i sierpniu w galeriach MT, Baszta i Strzelnica Muzeum w Bielsku-Białej. Artysta realizował się z powodzeniem w niemal wszystkich plastycznych dyscyplinach wizualnych: malarstwie, rysunku, fotografii, rzeźbie, grafice, wystawiennictwie, scenografii teatralnej i telewizyjnej, grafice projektowej oraz ilustracji książkowej. Jest poetą i podróżnikiem, działa na rzecz rozwoju kultury i ochrony krajobrazu północno-wschodniej Polski. Interesuje się także aranżacją przestrzeni i kształtowaniem krajobrazu. Wielokrotnie organizował wystawy i plenery, był też ich kuratorem. Zaliczany jest do grona najwybitniejszych polskich artystów. W Galerii MT pokazano malarstwo oraz słynny cykl prac City, w Baszcie i Strzelnicy rysunki, ilustracje książkowe oraz publikacje dotyczące A. Strumiłły. Eksponaty pochodziły ze zbiorów własnych artysty oraz z kolekcji Edyty Wittchen (City). O d 28 lipca do 5 sierpnia trwał tegoroczny Tydzień Kultury Beskidzkiej. Wystąpiło ponad 100 zespołów na pięciu głównych i kilku pomniejszych tzw. estradach (miejscowościach). W odbywającym się w Żywcu w ramach TKB Festiwalu Folkloru Górali Polskich nagrodę główną, Złote Żywieckie Serce, wywalczył Zespół Regionalny Zespół Brenna z Brennej na Festiwalu Folkloru Górali Polskich Waldemar Kompała/www.kocurzonka.pl Brenna im. Józefa Macha z Brennej za program Wiesieli w chałupie u Moskałów. Srebrne Żywieckie Serce otrzymał Zespół Regionalny Sądeczanie z Nowego Sącza, a Brązowe – Góralski Zespół Regionalny Harnasie im. Anieli Gut-Stapińskiej z Suchego. W konkursie startowało 19 grup. Wśród uczestników tzw. małych form Złote Żywieckie Serca komisja przyznała: kapeli Ludwika Młynarczyka z Lipnicy Wielkiej, żeńskiej grupie śpiewaczej Jetelinka z Jaworzynki, instrumentaliście Edwardowi Byrtkowi z Pewli Wielkiej, multiinstrumentaliście Przemysławowi Fickowi z Jeleśni, śpiewaczce Zofii Sordyl z Korbielowa, a w kategorii mistrz i uczeń instrumentalistce Monice Wałach z Jaworzynki. W Międzynarodowych Spotkaniach Folklorystycznych w Wiśle uczestniczyło 18 zespołów, w tym 15 zagranicznych. Grand Prix zdobyła rumuńska grupa Cununa Apusenilor z Gilau. (oprac. ms) Galeria MT Muzeum w Bielsku-Białej: wystawa prac Andrzeja Strumiłły Alicja Migdał-Drost R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e 31 REKOMENDACJE BIELSKO-BIAŁA Krystyna Pasterczyk – Alabaster, wystawa rzeźby 5–27 września, Galeria Bielska BWA Informacje: Galeria Bielska BWA, ul. 3 Maja 11, tel. 33-812-58-61, 33-812-41-19, www.galeriabielska.pl, [email protected] Z cyklu „Wokół grafiki”: Jadwiga Smykowska – Drzeworyt 7 września – 30 grudnia, Galeria Baszta i Galeria Strzelnica Informacje: Muzeum w Bielsku-Białej, ul. Wzgórze 16, tel. 33-822-06-56, www.muzeum.bielsko.pl, [email protected] „Odkrywanie Bohúna” – gra miejska (z okazji 190. rocznicy urodzin malarza) 29 września, przestrzeń miejska Informacje: Muzeum w Bielsku-Białej, ul. Wzgórze 16, tel. 33-822-06-56, www.muzeum.bielsko.pl, [email protected] 11. Spotkania Kabaretowe „Fermenty” 5–7 października, Bielskie Centrum Kultury, klub Klimat Informacje: Miejski Dom Kultury – Starobielski Ośrodek Edukacji Kulturalnej, tel. 602-529-103, www.fermenty.pl, [email protected] 17. Festiwal Kompozytorów Polskich im. Henryka Mikołaja Góreckiego – Muzyka inspirowana górami 9–14 października, Bielskie Centrum Kultury, kościół pw. św. Maksymiliana Kolbego, Państwowa Ogólnokształcąca Szkoła Muzyczna Informacje: Bielskie Centrum Kultury, ul. J. Słowackiego 27, tel. 33-828-16-40, www.bck.bielsko.pl, [email protected] 8. Międzynarodowy Festiwal Chórów „Gaude Cantem” 19–21 października, aula Państwowej Ogólnokształcącej Szkoły Muzycznej, kościoły i domy kultury w Bielsku-Białej i miejscowościach powiatu bielskiego Informacje: Polski Związek Chórów i Orkiestr Oddział Bielsko-Biała, ul. 1 Maja 8, tel. 33-812-69-08, www.gaudecantem.pl, [email protected] 10. Jazzowa Jesień w Bielsku-Białej – koncerty polskich i światowych gwiazd jazzu 15–18 listopada, Dom Muzyki Informacje: Bielskie Centrum Kultury, ul. J. Słowackiego 27, tel. 33-828-16-40, www.bck.bielsko.pl, [email protected] Jan Karski – Człowiek przez duże „C” – wystawa przygotowana przez Międzynarodowy Instytut Dialogu i Tolerancji im. Jana Karskiego w Rudzie Śląskiej 4–30 września, Książnica Beskidzka Informacje: Książnica Beskidzka, ul. J. Słowackiego 17a, tel. 33-822-82-21, www.ksiaznica.bielsko.pl, [email protected] Stare miasto – prezentacja tomiku Mirosława Bochenka 12 września, Książnica Beskidzka Informacje: Książnica Beskidzka, ul. J. Słowackiego 17a, tel. 33-822-82-21, www.ksiaznica.bielsko.pl, [email protected] CIESZYN Gramy w zielone. Odpowiedzialne projektowanie – wystawa 10 sierpnia – 23 września, Zamek Cieszyn Informacje: Zamek Cieszyn, ul. Zamkowa 3, tel. 33-851-08-21, www.zamekcieszyn.pl, [email protected] Ze świętym obrazkiem przez życie – wystawa 21 lipca – 4 listopada, Muzeum Śląska Cieszyńskiego Informacje: Muzeum Śląska Cieszyńskiego, ul. T. Regera 6, tel. 33-851-29-33, www.muzeumcieszyn.pl, [email protected] K ATOWICE 9. Międzynarodowy Konkurs Dyrygentów im. Grzegorza Fitelberga 16–25 listopada, Filharmonia Śląska Informacje: Filharmonia Śląska, ul. Sokolska 2, tel. 32-351-17-19, www.konkursfitelberg.pl, [email protected] RYBNIK Międzynarodowy Dzień Muzyki, 10. Zjazd Ogólnopolskiej Konfraterni Najstarszych Chórów i Orkiestr Województwa Śląskiego i Zaolzia 30 września, Dom Kultury Informacje: Dom Kultury w Rybniku Niedobczycach, ul. Barbary 23, tel. 32-433-10-65, www.dkniedobczyce.pl, [email protected] br z u ś n ik 21. Posiady Gawędziarskie 23. Konkurs Gry na Unikatowych Instrumentach Ludowych 3–4, 11 listopada Informacje: Regionalny Ośrodek Kultury w Bielsku-Białej, ul. 1 Maja 8, tel. 33-822-05-93, www.rok.bielsko.pl, [email protected] Więcej informacji o imprezach w województwie śląskim na stronie: silesiakultura.pl 32 R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e GALERIA Leszek Buzderewicz Fotograf ia Leszek Buzderewicz, rocznik 1971. Mieszka i pracuje w Bielsku-Białej. Operator obrazu, fotografik. Absolwent m.in. Akademii Filmu i Telewizji w Warszawie (sztuka operatorska). Stypendysta Urzędu Marszałkowskiego Województwa Śląskiego (2007) i Miasta Bielska-Białej (2007, 2011). Wykonał zdjęcia do kilkunastu fabuł krótkometrażowych i dokumentów. Lau- reat m.in.: I nagrody na eMazing Short Films 2011 (To, co zostaje), II nagrody na Festivalu Artystycznym My Śląsk 2010 (Silesia Video Art), głównej nagrody Golden Smokie na Fairport Film Festiwal, Szkocja 2004 (The Canstory). Autor wielu wystaw fotograficznych indywidualnych i zbiorowych. Członek Stowarzyszenia Centrum Sztuki Kontrast.