Relacje-Interpretacje Nr 3 (27) wrzesień 2012

Transkrypt

Relacje-Interpretacje Nr 3 (27) wrzesień 2012
Relacje n­ter­pre­ta­cje
ISSN 1895–8834
Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej
Polacy na Zaolziu – rozmowa z Janem Olbrychtem
Sztuka w miejskiej przestrzeni
Nr 3 (27) wrzesień 2012
Pofestiwalowe refleksje teatralne
Sens albo bezsens tradycji
Folklor świata w Beskidach
1
2
7
8
3
4
5
9
Waldemar Kompała/www.kocurzonka.pl
6
Świat w Beskidach
23. Międzynarodowe Spotkania Folklorystyczne
w ramach 49. Tygodnia Kultury Beskidzkiej
Wisła, 1–4 sierpnia 2012
13
10
11
1. Perłyna Kicmanszczyny
z Kicmania – Ukraina
2. Lasowiacy ze Stalowej Woli
– Polska
3. As-Sulajmanijja
z As-Sulajmanijji
– Irak/region Kurdystanu
4. Połoniny z Rzeszowa
– Polska
5. Dansart z Gaziantepu
– Turcja
6. Goriec z Władykaukazu
– Rosja
7. Liptov z Rużomberka
– Słowacja (nagroda
regulaminowa)
8. Recha i Wytinanka
ze Stolina – Białoruś (nagroda
regulaminowa)
9. Bizovac z Bizovca
– Chorwacja (nagroda
regulaminowa)
10. Strakonice ze Strakonic
– Czechy (nagroda
regulaminowa)
11. Mładost z Sofii – Bułgaria
(nagroda regulaminowa)
12. La Esteva z Segowii
– Hiszpania (nagroda
regulaminowa)
13. Kobuleti z Kobuleti
– Gruzja
14. Artisti z Tirany – Albania
15. Koniaków z Koniakowa
– Polska
16. Antauco z Santiago
– Chile
17. Sióagárdi z Sióagárdu
– Węgry
14
15
16
Na okładce:
12
18. Cununa Apusenilor
z Gilau – Rumunia
(Grand Prix)
17
Relacje n­ter­pre­ta­cje
Świat w Beskidach
Kwartalnik Regionalnego
Ośrodka Kultury
w Bielsku-Białej
Okładka/wkładka
Festiwale teatralne
1
Dialogi z publicznością
Rok VII nr 3 (27) wrzesień 2012
Adres redakcji
ul. 1 Maja 8
43-300 Bielsko-Biała
telefony
33-822-05-93 (centrala)
33-822-16-96 (redakcja)
[email protected]
www.rok.bielsko.pl
Magdalena Legendź
5
Klasycy i buntownicy
Liliana Bardijewska
Nasze rozmow y
9
Kontakt z żywym językiem
Redakcja
Małgorzata Słonka
redaktor naczelna
Z Janem Olbrychtem
rozmawiał Jan Picheta
Felietony/ Nowe Ateny
12
Finis Ghetto albo (bez)sens tradycji
Janusz Legoń
26
Słowo o Słowie
Juliusz Wątroba
Opracowanie graficzne, DTP
Katarzyna Grużlewska
Festiwal „Bez Granic”
Petr Grendziok
Bielsko-Biała. Ludzie i budowle
19
Strzygowscy (2)
Piotr Kenig
Rezydencje ar t yst yczne
23
Artysta w miejskiej przestrzeni
Justyna Łabądź
29
32
Rozmaitości
Rekomendacje
Galeria / Wkładka
Archiwum Centrum Wychowania Estetycznego
w Bielsku-Białej
Historia
16
Siedem wieków Bielska-Białej
Jacek Kachel
Tablica pamiątkowa przywileju
Mieszka I Cieszyńskiego dla Bielska
Jacek Kachel
Leszek Buzderewicz – Fotografia
Wydawca
Regionalny O
­ środek Kultury
w Bielsku-Białej
dyrektor Leszek Miłoszewski
Rada redakcyjna
Ewa Bątkiewicz
Lucyna Kozień
Magdalena Legendź
Janusz Legoń
Leszek Miłoszewski
Artur Pałyga
Jan Picheta
Maria Schejbal
Agata Smalcerz
Maria Trzeciak
Urszula Witkowska
Druk
Augustana, Bielsko-Biała
Nakład 1000 egz.
(dofinansowany przez
Urząd Miejski w Bielsku-Białej)
Czasopismo bezpłatne
ISSN 1895–8834
Magdalena Legendź
Dialogi
z publicznością
Przede wszystkim wielkie oczekiwania, które zawsze
w efekcie źle wpływają na końcową ocenę. Pierwszy, jubileuszowy: bardzo dobry, ale bez szału – oceniano często
przez pryzmat wcześniejszych zachwytów, bez uwzględniania politycznych przemian i społecznych kontekstów
oraz doświadczeń/rozwoju samych wydających opinię.
Drugi, z podobnych względów co pierwszy, postrzegano jako wydarzenie bez ducha, bez tej atmosfery. Nawiązywał do bohaterskich początków, gdy na pierwszym festiwalu, wtedy jeszcze pod nazwą „Na Granicy”, niemal
półlegalnie pokazywano sztuki Vaclava Havla; trudno jednak dziś o euforię, którą wywoływały możliwość
przekroczenia granicy na podstawie festiwalowego biletu i poczucie wszechmocy rodzącej się polsko-czesko-słowackiej solidarności.
Druga wspólna cecha to rodzaj porażki (nie ma
w tym winy organizatorów) w spotkaniu z legendą.
Do Bielska-Białej przyjechał – nie pierwszy raz – Peter
Schumann, twórca amerykańskiego The Bread and Puppet Theater, legenda kontrkultury przełomu lat 60. i 70.
R e l a c j e
Wraz z nastaniem cieplejszych miesięcy budzi się do życia przyroda, plenią się
i zakwitają festiwale. W Bielsku-Białej i Cieszynie w tym czasie odbywają się dwie
ważne imprezy teatralne. 25. Międzynarodowy Festiwal Sztuki Lalkarskiej, organizowany w cyklu dwuletnim, przypadł w tym roku na dni od 25 do 30 maja,
a 23. Międzynarodowy Festiwal Teatralny „Bez Granic” nieco później – od 7 do
10 czerwca. Choć całkiem różne, miały z sobą wiele wspólnego.
XX wieku. Odnosiło się jednak wrażenie, że przedstawienie, które pokazał wraz z grupą wrocławskich studentów PWST i ASP, to koncept z brodą, a poetyka teatru
trochę się przeżyła. Nie można powiedzieć, młodzież
wyćwiczona była znakomicie, może jednak nie czuła
skandowanych haseł Mszy insurekcyjnej z marszem pogrzebowym dla zgniłej idei, choćby najsłuszniejszych?
Rodzaj porażki ponieśli też widzowie – miłośnicy niemieckiego Figurentheater Wilde & Vogel, zawsze zaskakującego, zawsze klimatycznego, poruszającego emocje
i umysł. Z reguły prezentował przedstawienia mroczne,
ale były w nich lekkość, finezja i nadzieja, a tymczasem
finał Krabata był jakiś taki niemrawy, krótki, niewygrany, trudno było się zorientować, gdzie ta wielka miłość,
która ocaliła bohatera. Nie pomogło nawet to, że część
tekstu wygłaszała po polsku dwójka aktorów z Białegostoku. Zostawało się z poczuciem przegranej całej ludzkości, ciężkości, duszącej zmory na piersiach – co być
może spodobało się jurorom, bo wyróżnili spektakl jedną z dwóch nagród specjalnych.
25. MFSL: Hamlet,
Walny-Teatr (Polska)
Dariusz Dudziak
Magdalena Legendź
– teatrolog, zajmuje
się krytyką teatralną,
publicystyką, redagowaniem
czasopism i książek.
I n t e r p r e t a c j e
1
23. MFT „Bez Granic”:
Przed odjazdem Pociągu
Teatralnego z Czeskiego
Cieszyna do Ostrawy
pojawiły się anioły
(sprowadzone przez Teatr
Gry i Ludzie)
W czasie podróży było
magicznie, było ludycznie,
a nawet... słodko
A w Ostrawie goście
z Cieszyna powędrowali
na spektakle w zabytkowej
kopalni Hlubina
2
R e l a c j e
W Cieszynie natomiast potknięto się o legendę Havla
dramaturga – nie było ani jednej realizacji jego sztuki!
Trochę to jednak dziwne, gdy spory blok imprezy nosi tytuł Inspiracje Havlowskie... Owszem, była wystawa zdjęć
Oldřicha Škáchy, fotografującego go od zawsze, jako dysydenta i prezydenta; była dyskusja panelowa pod hasłem Kuszenie, nawiązująca do wykorzystującej motyw
Fausta sztuki pod takimże tytułem. Mimo to przyznać
trzeba, że Havlowski duch nad miejscami prezentacji,
po obu stronach granicznej Olzy, się unosił.
Trzecia wspólna cecha to teatr w teatrze, obecność
autotematycznego wątku. Na obu festiwalach pojawił się
spektakl w całości poświęcony analizie fenomenu aktorstwa, sztuki teatru – tego, co nią jest, a co już nie jest.
Oba przedstawienia warte były uwagi. Zarówno Gwiazda Helmuta Kajzara, jak i Kukura Martina Čičváka pokazują, choć innymi środkami, jak zmieniła się sytuacja
współczesnego aktora i twórcy teatru w ogóle, wyrażają obawy przed obniżeniem poziomu i miałkością myśli, przed publicznością i reżyserem, przed telewizyjno-tabloidową popkulturą.
Co ciekawe, w obu występowała lalka. W Gwieździe wielka szmaciana kukła, którą animują aktorki
bielskiego teatru, uosabia fobie, lęki, ale też pragnienia
i marzenia każdej z nich i zarazem jednej syntetycznej,
ponadczasowej gwiazdy. W czeskim spektaklu występuje gwiazdor – popularny słowacki aktor Juraj Kukura, a lalka w finałowej części jest znakiem bezradności,
ale też pragnienia powrotu do źródeł, do pierwotnych
znaków i sensów teatru.
Nie ma właściwie letniego festiwalu, który nie wykorzystywałby w ramach programu sztuk wizualnych,
muzyki, plastyki. To nie stało się nagle: ani w Poznaniu, gdzie „Malta” z przeglądu teatralnego ewoluowała w stronę prawdziwie międzygatunkowej imprezy, ani
na Wybrzeżu, gdzie muzyczny „Open’er” proponował
w tym roku codziennie teatralne widowisko z najwyższej półki pod namiotem dla pięciuset widzów. Także
w Bielsku-Białej czy w Cieszynie wyraźnie widać otwieranie się na inne gatunki sztuk, na nietradycyjne formy
kontaktu z publicznością, pragnącą aktywnie uczestniczyć w wydarzeniach. Oba te festiwale są dosyć jednorodnie teatralne, co nie znaczy, że nie podlegają przemianom i tendencjom trafnie opisanym przez Anetę Kyzioł
i Bartka Chacińskiego (Festiwal jak serek homogenizowany, „Polityka” z 5 czerwca 2012, s. 94). To czwarty łączący je aspekt.
Istotnym czynnikiem wskazanych przemian jest
uwzględnianie oczekiwań publiczności i jej systematycznie wzrastająca rola. To przecież dla niej robi się festiwale. Choć oczywiście także dla teatralnego środowiska,
co wyraźne było zwłaszcza w przypadku tych lalkowych
w czasach PRL-u (nie jest to przygana). Długa historia fe-
I n t e r p r e t a c j e
stiwalu organizowanego przez Banialukę jest tu dobrym
przykładem. W trakcie 25 edycji z myślą o publiczności, która nie mogła nigdzie wyjechać, zapraszano teatry
z całego świata, szczególnie te egzotyczne, organizowano widowiska plenerowe – wieloobsadowe i kameralne –
w różnych punktach miasta, a także hyde park i trwające
długo w noc pokazy studenckich przedstawień, w centrum miasta odbywał się korowód zespołów inaugurujący imprezę. Wreszcie, nawiązano współpracę z ruchem
amatorskim skupionym wokół Bielskiego Stowarzyszenia Artystycznego Teatr Grodzki, które w tym roku pokazało przedstawienie teatru Junior pt. Our dream journey (Podróż naszych marzeń). Jego premiera odbyła
się w marcu na festiwalu w Bristolu (Wielka Brytania)
w ramach międzynarodowego projektu. Spektakl towarzyszył, również nie po raz pierwszy organizowanemu
w Bielsku-Białej, seminarium dyskusyjnemu Teatr wyobraźni – między sztuką a edukacją.
R e l a c j e
Jak widać, wiele z tego pozostało i wydaje się, że
w przypadku MFSL wypracowano optymalną formułę „homogenizacji”, gdzie wszystko pozostaje w równowadze. Bielski festiwal był niejako prekursorem tego
kierunku przemian, bo na przykład projekcje filmów
animowanych dla dzieci i dorosłych, powtórzone w tegorocznej edycji, odbywały się już za czasów Jerzego
Zitz­mana (dużo później pojawiła się nawet krótkotrwała nazwa „Animacje”. Międzynarodowy Festiwal Sztuki
Wizualnej). Od dawna towarzyszą spektaklom wystawy
plastyczne – w tym roku zachwycającej scenografii i lalek
Andrzeja Łabińca, ciekawa i ukazująca odrębność tego
artysty m.in. dzięki eksponatom z pozabielskich realizacji. Można było obejrzeć prace plastyczne dzieci i zdjęcia
członków Beskidzkiego Towarzystwa Fotograficznego,
których wspólnym tematem był szeroko rozumiany teatr. Dodajmy finałowy koncert muzyczny (też nie pierwszy raz), a interdyscyplinarność sama rzuci się w oczy.
Wróćmy jeszcze do publiczności, pozostawionej
w toku tych wyliczeń. Przed kilkoma laty nagrody w ramach MFSL oprócz jury profesjonalnych krytyków przyznawało jury dziecięce (uczestnicy zajęć teatralnych)
oraz jury młodych krytyków (studenci szkół artystycznych i uniwersytetów), z czego w tegorocznej edycji zrezygnowano. Tymczasem wydaje się, że jest to charakterystyczna moda czy tendencja, niewątpliwie praktyczna,
bo niepodwyższająca kosztów (obie młode komisje pracowały bezpłatnie), pozwalająca też na uhonorowanie czegoś, co nie zawsze odpowiada krytykom, a popularnym g­ ustom – tak. I, broń Boże, nie zamierzam
tu ­obrażać publiczności, bo jak pokazują doświadczenia obu omawianych imprez, widzowie nie nagradzają
też chały*. Dla porządku: spektakle Banialuki podczas
jej festiwalu pokazywane są poza konkursem i nie ubiegają się o nagrody.
Częścią Inspiracji
Havlowskich były
konferencja Kuszenie
2012 oraz Dramat bez
granic, czyli lektura sztuk
Petera de Buyssera i Tina
Caspanello w wykonaniu
Jadwigi Grygierczyk (Teatr
Polski w Bielsku-Białej)
i Bogdana Kokotka (Scena
Polska teatru w Czeskim
Cieszynie)
Petr Grendziok
?
* Mała dygresja. Zorganizowane w ostatnich latach przez
bielski teatr dramatyczny
Wiosenny Festiwal Teatralny i przegląd „Teatr działa!”
również odwoływały się wyłącznie do ocen i gustów publiczności, której przyznano
rolę jurorów.
I n t e r p r e t a c j e
3
dramaturdzy: Artur Pałyga i Tino Caspanello – Sycylijczyk piszący dialektem – oraz artyści, jak Tomáš
­Suchánek, dyrektor festiwalu „Dream Factory” odbywającego się równolegle w Ostrawie, 30 km od Cieszyna. Wraz z nim przyjechała grupa miłośników teatru.
Dzień później na spektakle do nieczynnej kopalni Hlubina teatralnym pociągiem (za okazaniem biletu na festiwal) mogli pojechać widzowie z Polski. Interesujący,
iście festiwalowy i Havlowski pomysł. Podobnie ocenić trzeba zarówno dobór autorów, jak i sztuk zagranicznych gości. Współcześnie już nie tylko granica na
Olzie stanowi wyzwanie, ale bariery, które sami stawiamy: językowe, mentalnościowe, psychologiczne, dlatego – jak zauważono słusznie podczas jednej z licznych
dyskusji – musimy mieć inne formy wyrazu niż Havel.
Chociaż świat po Schengen się dla nas poszerzył, ciągle
warto zastanawiać się, jak odróżnić kłamstwa społecznej wolności od prawdziwej wolności wewnętrznej, jak
stawiać opór i jak szukać porozumienia, mimo dewaluacji słów. Jak ważne rzeczy mówić w sposób zabawny
i jak, mimo straconych złudzeń, zaczynać od początku.
Jak zmieniał się z kolei festiwal „Bez Granic”? Po przyjęciu przez Polskę układu z Schengen
­organizatorzy poszukiwali nowej formuły i widać,
że ten proces nie zakończył się ze zmianą nazwy, ale
ciągle trwa.
Przede wszystkim w tym roku nagrodę Złamanego Szlabanu po raz drugi przyznawała publiczność.
Jest ona zresztą całkiem inna niż przed laty: otwarta na eksperymenty, mająca rozeznanie w kulturze,
poszukująca. Dla niej organizatorzy, nie rezygnując
z teatralności imprezy, proponują różne formy dialogu. Zorganizowano odrębny blok edukacyjno-rozrywkowy dla dzieci i rodziców. Natomiast rozmowy
o życiu i sztuce przybrały w tym roku formę kabaretu
autorskiego, czytania niewystawionych, świeżutkich
sztuk teatralnych, warsztatów i panelowych dyskusji.
Podczas jednej z nich, Wolność i dramat, która
praktycznie rozpoczynała festiwal, o swoich doświadczeniach z wolnością w pisaniu i realizowaniu napisanych sztuk, o różnych systemach ­f unkcjonowania
teatrów i ich zależności od decydentów ­rozmawiali
4
R e l a c j e
25. MFSL: Cyrk sześcianów,
The Train Theatre (Izrael)
Dariusz Dudziak
25. Międzynarodowy Festiwal Sztuki Lalkarskiej, Bielsko-Biała, 25–30 maja 2012; organizator: Teatr Lalek Banialuka;
Grand Prix: Ziemia i wszechświat, Yase Tamam, Iran – nagroda Prezydenta Miasta Bielska-Białej; nagrody specjalne: Katastrofa, Agrupación Señor Serrano, Hiszpania; Krabat, Krabat Ensamble – Figurentheater Wilde & Vogel/Florian ­Feisel/
Grupa Coincidentia, Niemcy/Polska; najlepszy spektakl dla
dzieci: Złotowłoska, Divadlo Drak, Czechy; Dyplom Honorowy POLUNIMA: Stworzenie świata, Bonecos de Santo
­A leixo, Portugalia; nagroda aktorska ZASP: Polina Borisova,
Go!, Francja/Rosja; Nagroda Dyrektora Festiwalu: Josef Krofta, Divadlo Drak, Czechy.
23. Międzynarodowy Festiwal Teatralny „Bez Granic”, Cieszyn, Czeski Cieszyn, 7–10 czerwca 2012; organizatorzy:
Solidarność Polsko-Czesko-Słowacka, Cieszyn; Občanské
sdružení Půda, Český Těšín; Złamany Szlaban (nagroda publiczności): Nasza klasa, Teatr na Woli, Warszawa.
I n t e r p r e t a c j e
Liliana Bardijewska
Klasycy i buntownicy
Bielsko-Biała jest jedną ze stolic europejskiego lalkarstwa, obok takich ośrodków, jak Charleville-Mézières czy Zagrzeb. Tu bowiem ma swoją siedzibę obchodzący w tym roku 65-lecie istnienia
teatr Banialuka – gospodarz jednego z najważniejszych światowych festiwali teatrów lalek. Zespoły z całego świata ubiegają się o prawo udziału
w bielskim konkursie, bo to uczestnictwo otwiera im drzwi do wszystkich liczących się europejskich lalkarskich imprez. Bielscy selekcjonerzy są
bowiem znani ze swoich srogich, acz sprawiedliwych ocen.
R e l a c j e
W tym roku wraz z dyrektor festiwalu Lucyną Kozień stanęli przed wyjątkowo trudnym zadaniem. Na 25.
jubileuszową edycję postanowili zaprosić z jednej strony lalkarskich mistrzów, przyjaciół goszczących w Bielsku-Białej już niejednokrotnie, z drugiej zaś – grupę
młodych poszukujących twórców, którzy swoją przygodę z lalkarstwem dopiero zaczynają. Kto zwyciężył
w tej konfrontacji klasyków z młodymi buntownikami?
Z pewnością publiczność, bo na niewielu światowych festiwalach udaje się zgromadzić tyle lalkarskich znakomitości, poczynając od Petera Schumanna i jego legendarnego zespołu The Bread and Puppet.
Starsi widzowie, którzy znali jego sztandarowe dzieło Msza insurekcyjna z marszem pogrzebowym dla zgniłej idei z filmów i rozpraw naukowych, mogli je ­wreszcie
Yase Tamam (Iran): Ziemia
i wszechświat
Agnieszka Morcinek
I n t e r p r e t a c j e
5
z­ obaczyć na własne oczy. Zaś młodsi, którzy po raz
pierwszy zetknęli się z Mistrzem, mieli szansę poznać
ten teatr niejako od środka, biorąc udział w tygodniowych warsztatach uwieńczonych festiwalową premierą
i wspólnym pieczeniem chleba. Schumannowskie nadmarionety, animowane przez studentów PWST i ASP
z Wrocławia, wzięły w posiadanie cały Park Słowackiego,
Teatr Drak (Czechy):
Złotowłoska
Dariusz Dudziak
6
R e l a c j e
by po raz kolejny ośmieszyć rządzące światem dogmaty i fałszywe idee. Zaś kończący spektakl rytuał dzielenia się chlebem sprawił, że wszyscy obecni stali się jedną ponadteatralną wspólnotą.
Takich przeżyć w tym roku było więcej. Uczestnikami widowiska mogli się poczuć także widzowie portugalskich marionetkarzy z Evory, którzy szybko przełamali
zarówno barierę rampy, jak i barierę języka, wchodząc
z publicznością w spontaniczny multilingwistyczny
dialog. Liczące sobie blisko sto lat evorskie marionetki,
opowiadające o stworzeniu świata oraz o wadach i słabościach rodu ludzkiego, zniewalały swoją naiwną szczerością i nieokiełznanym temperamentem. Tupiąc i brykając po niewielkiej scence, z rozmachem dowodziły
swoich racji. Zapalczywie kłóciły się nie tylko ze sobą,
ale i z Najwyższym, próbując go przechytrzyć z diabelską pomocą. A kiedy i diabeł zawiódł, szukały wsparcia
u publiczności, która była bardziej skora do wybaczania,
rozbrojona ich żywiołowością i rubasznym humorem.
Zarówno gigantyczne Schumannowskie nadmarionety, jak i miniaturowe portugalskie marionetki szybko
zdobyły serca bielskich widzów – także tych młodzieżowych, mimo skodyfikowanej, klasycznej formy niezmiennej od dziesiątków lat. Wśród mistrzów obecnych
na tegorocznym festiwalu byli jednak także wieczni poszukiwacze i niestrudzeni eksperymentatorzy, których
każdy kolejny spektakl to nowa próba i niespodzianka.
Do tej grupy trzeba zaliczyć trzech twórców z obszaru
niemieckojęzycznego – Franka Soehnlego, Michaela Vogla oraz Klausa Obermaiera.
Frank Soehnle, mistrz marionetki, wraz ze swoim zespołem Theater des Lachens zaprezentował – cóżby innego?! – Traktat o marionetkach wg eseju Heinricha von
Kleista. Po raz kolejny zaczarował publiczność swoimi
pełnymi gracji lalkami, które poruszały się na długich
niciach zwinniej od pająków. W tym nasyconym poetyckim humorem wykładzie o wyższości marionetki nad
aktorem zaprzeczyły one istnieniu prawa grawitacji, zaskakując magiczną wprost mobilnością i siłą ekspresji.
Ich poszczególne elementy naraz rozbiegały się w pionie
i w poziomie, tworząc abstrakcyjne formy, by po chwili
znów zebrać się w całość i z salonową elegancją kontynuować uczony wywód.
Na przeciwległym biegunie uplasował się utrzymany w konwencji brutalizmu spektakl Michaela Vogla wg
mrocznej baśni Otfrieda Preusslera Krabat o bezdomnym chłopcu, który najął się na służbę w czarcim młynie. Poniewierane po scenie zgrzebne lalki i turpistyczne maski opowiadały o młodzieńczym buncie przeciw
czarnemu mistrzowi i o czystej miłości, która ostatecznie
pokonała jego złą moc. Dramaturgię tego widowiska budowała grana na żywo przez samą kompozytorkę muzyka Charlotte Wilde, pełna wirtuozerskich improwizacji.
W zupełnie innym klimacie rozgrywał się spektakl austriackiego teatralnego „multimedialisty” Klausa Ober­maiera. We wcześniejszych jego widowiskach,
wykorzystujących zasadę op-artu, przestrzenią sceniczną były ciała aktorów, stające się swoistymi mobilnymi ekranami dla zegarmistrzowsko precyzyjnych geometrycznych projekcji. Tymczasem w jego najnowszej
premierze przywiezionej do Bielska-Białej Kreacja... (tu
i teraz) dwóm tancerkom występującym na scenie partnerowała... kamera. Ich multimedialny układ taneczny,
przetworzony przez komputer, publiczność mogła śledzić na wielkim telebimie. Każdy gest, skinienie głowy
I n t e r p r e t a c j e
czy choćby ruch małego palca rysowały na ekranie rodzaj abstrakcyjnego obrazu. Oglądaliśmy zwielokrotnione sekwencje wszystkich ich poruszeń, sprawiające wrażenie spowijającego aktorki woalu. Z czasem ten
obraz ewoluował – na telebimie pojawiał się rój zmultiplikowanych tancerek, które na moment składały się
na postać tej realnej, scenicznej, by za chwilę znów rozpierzchnąć się po całym ekranie, tworząc nową abstrakcję. Nową hipnotyzującą wizję Obermaiera.
Na jubileuszowym festiwalu nie mogło oczywiście
zabraknąć wielkiej bohemistycznej trójcy od lat obecnej
w Bielsku-Białej – Josefa Krofty, Petra Nosálka i Mariána
Pecki. Josef Krofta wraz z weteranem bielskich festiwali
– teatrem Drak tym razem przywieźli sceniczną zabawę,
swego rodzaju kabaret kulinarny, oparty na klasycznej
czeskiej bajce Złotowłoska o głupim Jasiu i jasnowłosej
królewnie. W rolę wszystkich postaci, a także zwierząt
pomagających Jasiowi zdobyć rękę ukochanej wcielają się
tu kuchenne akcesoria – sztućce, garnki, misy, karafki,
sita, ubijaki ect., animowane przez sześciu kuchcików
w białych czapach. Oprawą muzyczno-dźwiękową opatrzył to teatralne danie mistrz akustyki – Jiří Vyšohlíd,
toteż widowisko z Hradca Králové było ucztą nie tylko
dla oka, ale też dla ucha. Żołądek zgodnie z przysłowiem
i tym razem musiał obejść się smakiem...
Petr Nosálek z kolei wraz z zespołem Banialuki i scenografką Evą Farkašovą zaprosili publiczność na poszukiwanie czarnoksiężnika z Krainy Oz. Ta podszyta iście
czeskim humorem wędrówka wiodła przez miniaturową lalkową scenkę, przez teatr cieni i multimediów oraz
cyrkową arenę, by zakończyć się tam, gdzie się zaczęła –
w domu Dorotki, który przestał już być domem dla lalek. Bowiem w trakcie tej podróży ze Strachem na wróble z sieczką w głowie, z Blaszanym Drwalem bez serca
R e l a c j e
Teatr Lalka (Polska):
Tajemnicze dziecko
Agnieszka Morcinek
i z tchórzliwym Lwem Dorotka z małej dziewczynki wyrosła na mądrą, wrażliwą nastolatką. Opowieść o dojrzewaniu przywiózł do Bielska-Białej także Marián Pecko.
Jego Tajemnicze dziecko z warszawskiej Lalki, oparte na
bajce E.T.A. Hoffmanna, to pełna nostalgicznego humoru przypowieść o przemijaniu, ale też o tym, co nigdy
nie przemija – o sile marzeń i wyobraźni. I tutaj miniaturową scenkę zaludniały pełne ekspresji i animacyjnego wigoru lalki Evy Farkašovej.
Na jubileuszowym festiwalu byli obecni także dwaj
polscy mistrzowie, od lat współpracujący z teatrem Banialuka – Janusz Ryl-Krystianowski oraz Bogusław
Kierc. Ten pierwszy wraz z zespołem gospodarzy zaprezentował rzadko grywaną bajkę Jana Ośnicy Złoty klucz –
moralitet rozgrywający się między niebem, ziemią i piekłem. Jego bohaterami byli wystylizowani przez litewską
scenografkę Julię Skuratovą na ludowe świątki wadzący
się ze sobą chłopi, diabły i święci. Szczęśliwie zwyciężył
zdrowy rozsądek i ludzkie sumienie.
Natomiast oba przedstawienia Bogusława Kierca
powstały na podstawie polskiej dramaturgii współczesnej. Z zespołem Banialuki stworzył przejmujące studium twórczego niespełnienia w spektaklu Gwiazda
Helmuta Kajzara. Zaś z teatrem opolskim zaprezentował
Wnyk Roberta Jarosza – swoistą psychodramę obrazującą ból młodzieńczego niepogodzenia się z rzeczywistością. W obu widowiskach aktorom towarzyszyły wielkie szmaciane lalki autorstwa Danuty Kierc.
Liliana Bardijewska
– autorka słuchowisk,
sztuk teatralnych, prozy
dla dzieci, krytyk literacki
i teatralny, tłumaczka,
wydawca. Współpracuje
m.in. z „Dialogiem”,
„Teatrem”, „Teatrem Lalek”,
Polskim Radiem.
Bonecos de Santo Aleixo
(Portugalia): Stworzenie
świata
Agnieszka Morcinek
I n t e r p r e t a c j e
7
The Bread and Puppet
Theater z udziałem
studentów PWST i ASP
z Wrocławia (USA /Polska):
Msza insurekcyjna
z marszem pogrzebowym
dla zgniłej idei
Agnieszka Morcinek
Teatr Lalek Banialuka
(Polska): Gwiazda
Dariusz Dudziak
8
R e l a c j e
Jubileuszowy festiwal to jednak nie tylko pokazy mistrzów, lecz także prezentacja najciekawszych zjawisk teatru młodych. Agata Kucińska, związana z wrocławską
PWST, przedstawiła swój obsypany nagrodami autorski spektakl Żywoty świętych osiedlowych wg prozy Lidii
Amejko. W tym poetyckim moralitecie z niezwykłą czułością i empatią sama
kreuje kilkanaście ról
życiowych rozbitków
z betonowej miejskiej
pustyni. Dramaturgię tego przejmującego
widowiska współtworzyła grana na żywo,
w dużym stopniu improwizowana muzyka
Sambora Dudzińskiego.
Z nostalgicznymi
Żywotami... doskonale korespondował bezsłowny monodram Poliny Borisovej (Francja)
Go! – studium samotności starej kobiety, snującej wspomnienia w pustym ciemnym pokoju. Porwane, nieforemne obrazy, kreślone przez nią białą taśmą, wyłaniają się
z mroku nie tylko na czarnych ścianach, lecz także na jej
czarnej sukni. Na moment pojawiają się sylwetki ludzi,
kotów, zarysy krajobrazów, by za chwilę znów zniknąć
w ciemności. Towarzyszący poszczególnym scenom ciepły humor w finale zmienia się w niemy krzyk, kiedy oddzielające starą kobietę od świata zamknięte drzwi nagle
uchylają się bezszelestnie, a ona rozpływa się w czarnej
pustce pokoju. Spektaklem o samotności były także fińskie Rozmowy (WHS, Ville Walo & Kalle Hakkarainen)
z udziałem dwóch aktorów i szeregu płaskich ludzkich
sylwetek ożywianych projekcjami niemych filmów.
Obecni na festiwalu młodzi twórcy podejmowali problemy nie tylko indywidualne – wykluczonych lub samotnych ludzi, ale i globalne. Swoim kabaretowym show
Katastrofa hiszpański zespół Agrupación Señior Serrano nakreślił przy pomocy chemicznych probówek, retort
i wirówek apokaliptyczną wizję zagłady naszej cywilizacji. Rzecz rozgrywała się bowiem w laboratorium szalonych naukowców, którzy przeprowadzali mrożące krew
w żyłach symulacje i eksperymenty na populacji... żelkowych misiów, poddawanych najwymyślniejszym torturom. A towarzyszący przedstawieniu śmiech widowni
z każdą chwilą stawał się bardziej niepewny i nerwowy...
Uwieńczeniem było irańskie malarskie widowisko
Ziemia i wszechświat łączące w sobie najlepsze cechy
tradycyjnego i nowoczesnego teatru lalek. Trzeba przyznać, że program jubileuszowego festiwalu został ułożony perfekcyjnie. Starzy mistrzowie potwierdzili swoją
klasę, a młodzi twórcy udowodnili, że potrafią nawiązać z nimi partnerski artystyczny dialog. Zaś „wisienką” na festiwalowym torcie były imprezy towarzyszące
– monograficzna wystawa współtworzącego oblicze dzisiejszej Banialuki wybitnego scenografa i malarza Andrzeja Łabińca, konferencja o problemach teatroterapii
moderowana przez Marię Schejbal i Ewę Tomaszewską oraz czytana prezentacja najnowszej polskiej dramaturgii przygotowana przez Centrum Sztuki Dziecka w Poznaniu.
Ledwo zdążył się skończyć 25. Międzynarodowy Festiwal Sztuki Lalkarskiej, a już rozpoczęły się przygotowania do następnego. Bo to najwspanialsza wizytówka
miasta pod Szyndzielnią, które co dwa lata w maju staje się stolicą światowego lalkarstwa.
I n t e r p r e t a c j e
Jan Picheta
Kontakt
z żywym językiem
Rozmowa z Janem Olbrychtem,­cieszyńskim eurodeputowanym
Jan Picheta: Podczas ubiegłorocznego spisu powszechnego w Czechach okazało się, że Polaków na Zaolziu
jest jeszcze mniej niż na przełomie wieków. Na terenie
całej Republiki Czeskiej narodowość polską deklarowało niespełna 40 000 osób wobec ponad 51 000 dziesięć
lat wcześniej. W województwie morawsko-śląskim
narodowość polską deklarowało 28 430 mieszkańców,
a podwójną – w tym polską – 3377 osób. Jest to ponad
25 procent mniej niż w 2001 roku. Czy nie odczuwa Pan,
że polskość w zachodniej części Śląska Cieszyńskiego
– jeśli tak można powiedzieć – zmierza ku końcowi?!
Jan Olbrycht: Dla mnie jest to zjawisko bardzo skompli-
kowane. Kiedy przeglądam wyniki spisu powszechnego,
patrzę również na inne narodowości, które spis daje do
wyboru. To jest tak szeroki wachlarz, że myślę, iż z różnych powodów i nie pierwszy raz Polacy z Zaolzia zaR e l a c j e
pytani o przynależność narodową lokują się w różnych
miejscach. Polacy niekoniecznie wybierają narodowość
z tego punktu widzenia, kim się czują, z kim się utożsamiają, lecz – jak będą postrzegani, w jaki sposób będą
odbierani! Nie chcę niczego przekręcić, ale w spisie pojawiły się narodowości morawska, śląska, a między nimi...
polska. Z formalnego punktu widzenia dla nas byłoby
lepiej, gdyby liczba Polaków deklarujących jednoznacznie narodowość polską była większa. To wymaga bardzo
dużej pracy, współdziałania wszystkich organizacji polskich. Jeśli się jednak stawia ludzi wobec tak szerokiego
wyboru, różne czynniki na taki wybór wpływają. Ja nie
traktowałbym tego w kategoriach osądzania kogoś. Zgadzam się jednak, że deklaracja w spisie ujawnia, jaką ludzie przyjmują... strategię. Nawet nie chodzi o to, z czym
się identyfikują, tylko jaką strategię życiową ­przyjmują,
Nigdy nie zaginie
w Beskidach śpiywani
– koncert zaolziańskich
chórów
Wiesław Przeczek
Jan Picheta – dziennikarz,
poeta, instruktor szkółki
literackiej, a także... trener
piłki nożnej.
I n t e r p r e t a c j e
9
kiem i w ogóle poczuciem narodowym, a z drugiej strony – wobec przynależności obywatelskiej do Republiki
Czeskiej. Chodzi o to, żeby ich wspierać w ich działaniach, nie wtrącając się... Inaczej mówiąc, trzeba wspierać ich ambicje, zwłaszcza młodych ludzi, poprzez organizowanie im przyjazdu do Polski, aby mogli działać
w polskich instytucjach czy przedsięwzięciach. Trzeba
wspierać życzliwie, doceniając ich podmiotowość, niezależność i oczywiście odpowiedzialność – w sytuacjach,
w których mogą się spierać czy nawet popełniać błędy. To
jest środowisko żywe, które musi reagować na sytuację
Republiki Czeskiej. Ważne jest to, żebyśmy my, Polacy,
mieszkając po drugiej stronie Olzy, patrzyli na mieszkańców Zaolzia z zainteresowaniem, życzliwie, ale i nie
pretendując do grona tych, którzy wiedzą lepiej.
Jan Olbrycht
na Zgromadzeniu
Ogólnym Kongresu
Polaków w RC, 2012
jak chcą się osadzić w danej społeczności i przyznanie
się do jakiej narodowości będą uznawali za bardziej korzystne w danym momencie. Powiedzmy sobie szczerze, ostatnio w Polsce też pojawia się tego typu wątek.
Czy Polacy z Zaolzia nie chcą się identyfikować z polskością, bo Polska nie jest dla nich atrakcyjna...?
Nasz kraj w Europie jest obecnie postrzegany bardzo
pozytywnie. Myślę, że to jest proces o bardzo różnych
kierunkach. Wcześniej czy później – nawet jeżeli Polska nie jest postrzegana jako atrakcyjna – w sensie kulturowym, kariery zawodowej, wiązania z nią przyszłości itd., to będzie się stale zmieniało, bo sytuacja u nas
stale się zmienia. Deklarowanie polskości wśród osób,
które niekoniecznie deklarują narodowość czeską, będzie się zmieniać również na plus.
W jaki sposób Polska może pomóc polskiej ludności
Zaolzia?
10
Po pierwsze, nie wtrącając się i nie próbując zawsze pomagać. Istnieje przysłowie, wedle którego dobrymi chęciami wybrukowane jest piekło. Musimy zdać sobie sprawę z tego, że są to obywatele Republiki Czeskiej, że mają
swoje bardzo specyficzne uwarunkowania i nie można
ich traktować jako Polaków mieszkających po prostu za
granicą. To są ludzie stąd i mieszkali tu całe życie. Zostali postawieni w trudnej sytuacji. Z jednej strony stoją
bowiem wobec zjawisk związanych z tożsamością, języR e l a c j e
Spotkałem się z opinią, wedle której władze samorządowe – wojewódzkie, miejskie, regionalne – nie
pomagają ludności polskiej na Zaolziu, choć powinny
przeznaczać jakąś część swego budżetu na potrzeby Zaolziaków, np. organizować zielone szkoły dla
młodych tamtejszych Polaków. Uczelnie wyższe też
muszą intensywniej zadbać o to, żeby więcej niż dotąd
mieszkańców zachodniej części Śląska Cieszyńskiego
studiowało w Polsce.
Pamiętam czasy, kiedy jeszcze pracowałem w Filii Uniwersytetu Śląskiego w Cieszynie. Rzeczywiście było bardzo wielu studentów z Zaolzia, którzy wtedy tam się uczyli. Pytanie jednak dotyczy w gruncie rzeczy tego, jakiego
typu karierę studenci chcą robić? Jeżeli w Republice Czeskiej, to muszą przejść przez studia w Czechach albo
w Czechach i Polsce. Jeśli skończą studia w Polsce, to –
być może – ich kariera w Czechach nie będzie taka prosta. Dlatego dla nich byłoby dobrze skończyć dwa różne
kierunki w obu krajach. Myślę, że organizowanie różnego typu form kształcenia dla młodzieży polskiej z Zaolzia jest bardzo ważne i trzeba o to zadbać. Równocześnie nie należy jednak oczekiwać, że będzie to zjawisko
masowe. Nie stało się bowiem tak, że to Polska przestała się interesować Polakami z Zaolzia. Przestały przybywać stamtąd zainteresowane studiami osoby!
Pozyskiwanie specjalnych pieniędzy dla nich będzie
bardzo utrudnione ze względu na kłopoty finansowe.
Pamiętajmy jednak, że są duże pieniądze na współpracę transgraniczną, z nich mogą korzystać samorządy. W tym jest istota sprawy. Polskie samorządy mogą
z Polakami z Zaolzia i tutejszymi samorządami wspólnie wygospodarować pieniądze ze współpracy transgranicznej na działania, w których aktywny udział będą
I n t e r p r e t a c j e
­ rali polscy mieszkańcy. Istnieje bardzo dużo form,
b
które mogą być w ten sposób realizowane. Chodzi o to,
żeby Polacy na Zaolziu włączyli się w sposób zorganizowany w te działania, żeby stanowili istotną część czeskiej strony. Mam na myśli włączanie się polskich organizacji w działania transgraniczne po czeskiej stronie
i współpracę z czeskimi samorządami, a w konsekwencji ze stroną polską. Środki na to są zawsze w „kopertach narodowych”, a więc wspólne projekty to de facto
projekty uzupełniające się.
To jest do zrobienia, ale wymaga dużej dozy wzajemnego zaufania, wielu kontaktów, współpracy władz samorządowych z polskimi instytucjami na Zaolziu. Innymi
słowy – to już nie jest czas symbolicznych, ogólnych deklaracji. To jest czas, w którym można popracować nad
dużymi formami. Muszą to być jednak takie formy, które
wygrają różne konkursy! Tego nie można zostawić samemu... konkursowi. Trzeba wspólnie posiedzieć i popracować. Wymyślić nową, ciekawą formę, która wygra i po
czeskiej, i po polskiej stronie, i która da efekty. Pieniądze
na to są. Chodzi o to, żeby je umiejętnie wykorzystać.
Czy nie niepokoi Pana, że w niektórych polskich szkołach na Zaolziu mówi się już tylko gwarą, i brak tam
nauczycieli, którzy posługują się literackim językiem
polskim? Nie ma zatem przywiązania do języka polskiego. Śląska gwara natomiast jest o tyle „niebezpiecznym” narzędziem językowym, że coraz bardziej
podlega czechizacji...
Kto zatem powinien organizować kontakty z nauczycielami na Zaolziu?
Przede wszystkim uczelnie wyższe; moim zdaniem –
w szczególności uczelnie przy granicy! Tak jest dla nich
najprościej! Zresztą chodzi nie tylko o uczelnie. Idzie
o to, żeby nauczyciele byli często w Cieszynie i okolicy.
Na to potrzebne są pieniądze, żeby bywali na spektaklach teatrów, które przyjeżdżają do tego miasta, a nie
tylko na ciekawych przedstawieniach Sceny Polskiej teatru w Czeskim Cieszynie. W Cieszynie występują teatry na najwyższym poziomie z całej Polski. Chodzi o to,
żeby nauczyciele z Zaolzia byli stałymi bywalcami tego
typu wydarzeń kulturalnych i mieli stały kontakt z żywym językiem literackim. W tym trzeba ich wspierać.
To musi być dla nich atrakcyjne – jak atrakcyjna powinna być Polska!
Wybory podczas
Zgromadzenia Ogólnego
Kongresu Polaków
Generalnie te szkoły stoją na wysokim poziomie, nawet wiele dzieci z Polski podejmuje tam naukę, ale j­ eżeli
chcemy, żeby w polskich szkołach na Zaolziu posługiwano się polskim językiem literackim, to muszą uczyć tam
albo osoby wykształcone w Polsce, albo posiadające nieustanny kontakt z tym językiem. Wracamy zatem do poprzedniego wątku – organizacji studiów w Polsce, spotkań i warsztatów dla nauczycieli, a więc utrzymywania
z nimi nieustającego kontaktu, żeby na co dzień używali
języka literackiego. Samo się to nie zrobi. ­Jeżeli ktoś żyje
w środowisku, które posługuje się głównie gwarą, to nawet nauczyciel nie dostrzega tego problemu – bo o tym
przede wszystkim mówimy – że przechodzi w mowie na
sformułowania gwarowe. Trzeba być tego świadomym,
a bycie świadomym wymaga jednak nieustającego kontaktu z językiem literackim. To jest bardzo poważne zadanie dla Polski, dla Śląska Cieszyńskiego. Nie możemy
się dziwić i mieć do kogoś pretensji, że mówi językiem
nieliterackim, jeżeli sami o to nie dbamy. To jest w naszym wspólnym, polskim interesie.
R e l a c j e
I n t e r p r e t a c j e
11
Nowe Ateny
Finis Ghetto
Janusz Legoń
Projekty scenograficzne
do spektaklu Ogrodu
Jordanowskiego Baśń
o zaklętym kaczorze oraz
ich sceniczne realizacje
w Teatrze Polskim,
kwiecień 1956
Archiwum CWE
12
R e l a c j e
Ostatnio J., choć zasypany gruzem różnych trosk, znalazł przecież chwilę na zastanowienie się nad sensem
i bezsensem przywiązania do tradycji. Okej, powtarzał
sobie, kultura uczy nas szacunku dla tego, co było, dla
dorobku czy nawet, tfu, spuścizny. Ale przecież trzeba
znajdować miejsce dla tego, co nowe.
Więc czasem burzyć to, co stare. Nie zawsze można budować – jak teatr w B. – na gruncie po książęcych
ogrodach. Żeby Kraków miał Planty, trzeba było zburzyć
średniowieczne mury obronne, a żeby miał teatr Słowackiego – zniszczyć wiekowy szpital św. Ducha. A Paryż? Słynna wielka przebudowa Georges’a Haussmanna
(1852–1870) wymagała zburzenia 20 tysięcy budynków.
O tym, że Złota Praga przeszła na przełomie XIX
i XX wieku podobną przebudowę, nazywaną asanacją,
czyli uzdrowieniem – w mniejszej skali niż w Paryżu, ale
przecież i miasto mniejsze – pamięta mało kto. A wyburzono ponad 600 budynków na obszarze Josefova –
liczącego wiele setek lat getta żydowskiego, po którego
zapyziałych uliczkach krążył ponoć straszliwy Golem.
Opór społeczny przeciwko tym zmianom był silny. Średniowieczne zabytki budowały tożsamość „budzącego
się” właśnie narodu czeskiego. Magistrat praski powołał więc specjalną komisję artystyczną, która miała do-
kumentować dzieła sztuki przeznaczone do wyburzenia,
a najcenniejsze ewentualnie uchronić przed zniszczeniem. Zastrzeżenia komisji były jednak przez władze
ignorowane, więc po zaledwie dwóch latach jej członkowie gremialnie podali się do dymisji. Od tej chwili,
hulaj dusza! Wyburzano nawet obiekty, które projekt
przebudowy praskiej starówki – w konkursie opatrzony godłem „Finis Ghetto” – przewidywał do zachowania. Przecież biznes musi się kręcić.
W tym momencie przez głowę J. przemknęły lokalne
przykłady. Przypomniał sobie mozaikę, która runęła zupełnie przypadkowo, ale bardzo precyzyjnie właśnie wtedy, kiedy trzeba było ustąpić miejsca galerii handlowej.
Przypomniał sobie też rozmowę sprzed lat, z początków
ostatniej dekady ubiegłego stulecia. Spotkał się w stolicy
z wybitną tłumaczką, w wieku dość wyraźnie zaawansowanym, która chciała być miła. – Tam u was, te kamienice pod zamkiem, jak tam musi być pięknie teraz – zagaiła. Było to bardzo na miejscu, bo rozmawiali o sztuce
teatralnej, miał ją wystawiać reżyser o nazwisku, którego źródłosłów również od grupy dziko rosnących drzew
się wywodził. Niestety, ujawniła także w ten sposób, że
ostatni raz odwiedziła B. ponad 20 lat wcześniej, przed
akcją firmowaną przez włodarza miasta, przezwanego
I n t e r p r e t a c j e
albo (bez)sens tradycji
przez lud „Burzycielem”. Dla J. wygląd tej części rodzinnego grodu sprzed wyburzeń stanowił już tylko mgliste
wspomnienie z dzieciństwa. – No, ale właśnie – myśli
dzisiaj J. – jak wyglądałby ruch uliczny w centrum, gdyby starych kamienic nie zastąpiła szersza jezdnia i oksymoron nowoczesnych murów obronnych?
Tak, tradycja może obezwładniać. J. zyskał tego pełną
świadomość nie wtedy, kiedy poznał opinię Giedroycia,
że Polską rządzą trumny Dmowskiego i Piłsudskiego, ale
w ostatnich miesiącach, gdy zauważył, jak lokalna tożsamość – której najważniejszym budulcem jest wyobrażenie o przeszłości, czyli tradycja – może być wykorzystywana w aktualnych sporach, do maskowania realnych
planów politycznych i najbardziej teraźniejszych interesów. Sam przyłożył obgryziony paznokieć do tego, żeby
mieszkańcy B. byli dumni z zawiłej przeszłości swojej
okolicy, by ją znali, czerpali z niej siłę – a oto teraz, przy
okazji burzliwych sporów wokół przedstawienia Miłość
w K. skonfundowany spostrzegł, że niektórzy z jej fragmentów sporządzili sobie bejsbole. Żeby okładać innych,
którzy swoje cepy zmontowali z odmiennych kawałków
przeszłości. Tej samej przecież.
Wplątany w scholastyczne roztrząsania o polskości,
śląskości i czy istnieje region, którego centrum mogło-
R e l a c j e
by być B., nasz bohater nieomal przeoczył, że równocześnie trwał w mieście inny spór. Na szczęście wzrok
jego przykuła notatka magistrackiej gazety, gdzie roiło się od tajemniczych skrótów jak z Zoszczenki: CWE,
MDK, BCK, IV LO. Co drugi skrótowiec był kryptonimem jakiegoś centrum! Zaiste, nie można powiedzieć,
że B. leży na peryferiach.
W przekładzie na język bardziej zrozumiały chodziło o to, żeby działający od połowy ubiegłego wieku dom
kultury – Centrum W., które nosi imię swej założycielki,
a od wielu lat kierowane jest przez jej córkę, jedną z najlepszych w kraju instruktorek teatralnych – zlikwidować,
przenieść z miejskiej oświaty do miejskiej kultury i odtworzyć w innym miejscu. Miałaby to być aula IV liceum.
Dawny budynek Centrum W. ma zostać przekazany sąsiadującemu Centrum K. (to sala koncertowa do wynajęcia,
organizator dwóch cenionych festiwali muzycznych i komercyjnych imprez estradowych, ale instytucja prowadzi
też chór i rewię folklorystyczną à la Mazowsze)... Przeciwko temu pomysłowi protestowali dawni wychowankowie i rodzice aktualnych podopiecznych, krytycznie
pisały gazety i portale, jednak rajcy B. rzecz zatwierdzili.
Merytorycznie sprawa jest zawiła, a oficjalne argumenty niezbyt jasne. Przynajmniej dla J. Zabytkowy
Janusz Legoń – miłośnik
i popularyzator dzieł
mało znanych a pięknych,
jak choćby Nowych
Aten księdza Benedykta
Chmielowskiego. Widzi
tam, gdzie innym już brakło
wzroku, albo patrzy, gdzie
jeszcze spojrzeć nie zdążyli.
I n t e r p r e t a c j e
13
Tak oto zaczęła się
historia tzw. Kubiszówki –
początek kroniki Ogrodu
Jordanowskiego pisanej
ręką Wiktorii Kubisz
Archiwum CWE
Budynek Centrum
Wychowania Estetycznego
Katarzyna Grużlewska
Program do spektaklu
Archiwum CWE
14
R e l a c j e
­ udynek Centrum W. wyb
maga remontu i dostosowania do zaleceń strażaków. Remontu i adaptacji
do potrzeb nowej placówki wymaga również budynek licealnej auli, kiedyś
mieszczący bodaj Wojewódzki Ośrodek Kształcenia Ideologicznego PZPR
(ośrodek tyż centrum!).
Nastrojowa, kameralna
sala teatralna zostanie więc
zastąpiona okropną halą,
w której, mimo wieloletnich usiłowań aktualnych
gospodarzy, nadal unosi się
stężona nuda partyjnych
nasiadówek, a wygłaszanie
tekstów bez użycia mikrofonu mija się z celem. Kosztów tego transferu chyba
jeszcze nie policzono. Nieznany jest również koszt
związanej z przenosinami
Centrum W. rozbudowy
Centrum K. (300 dodatkowych miejsc), bo według
oficjalnych informacji nie
ma jeszcze stosownego projektu ani nawet pewności, czy
ze względów konserwatorskich w ogóle jest możliwa. To
znaczy jest pewność, ale nie stuprocentowa – wynotował J. w smartfonowym kajeciku cytowane przez magistracki periodyk twierdzenie wysokiego szczebla, świetne
na motto rozprawy teologicznej „Realizm wiary”.
No to kiedy i gdzie zacznie działać Centrum W. 2.0?
Kiedy zacznie się adaptacja auli? J. przewertował dostępne źródła, przeszukał Internet. Kiszka, trudno wyczuć... Próbuje dedukcji. Liczy na palcach. Jeśli remont
Centrum W. równa się 1 – powtarza na głos – to remont
auli równa się 2 albo 4, a przebudowa sali koncertowej
równa się... Nie, nic z tego – zamyślony J. drapie się po
głowie, przez co myli rachunki. Jedyne, co pewne w tej
sprawie – ustala wreszcie, zniechęcony swymi wątłymi
kompetencjami w zakresie czytania ze zrozumieniem,
matematyki oraz logiki formalnej i nieformalnej – to
termin likwidacji Centrum W. Która przecież likwidacją nie jest, bo zajęcia mają się odbywać nadal, tyle że
nie wiadomo gdzie, bo liceum, które miało się przenieść
w inne miejsce, jednak się nie przenosi.
Lęk nabożny. Zdjął go. Ludzi prostych, jak J., nabożny zdejmuje przestrach, gdy oko w oko staną z czymś
wielkim, co ich przerasta, czego sensu nie rozumieją,
ale spodziewają się, że istnieje. I w tym lęku po Tertulia-
I n t e r p r e t a c j e
na sięgnął. Uff, jest, jest wskazówka dla ufających: Credo quia absurdum. Jest w tym jakiś plan, być musi, bo
jakże to tak bez planu... – przekładał po swojemu. Ti, ti,
bobasku, z tego drzewka jabłuszek zrywać nie wolno –
huczał w głębi jego podświadomości zapamiętany przed
laty archetypiczny zakaz, wyznaczający granice tabu.
Roma locuta, małczaj sabaka. Są, którzy wiedzą. Oddalił więc od siebie nowomodne pokusy. Pochylony wewnętrznie, w pełnym archaicznej pokory ukłonie, z losem pogodzony milczeć zaczął.
***
Z nudy tego milczenia zaczęło jednak wypełzać robactwo ciekawości. – Stare musi ustąpić nowemu – myślał sobie zza węgła. – Ale gdyby była taka komisja, jak
wtedy w Pradze, to co by zapisała?
J. nie był wychowankiem Centrum W., ale oglądał
przedstawienia tamtejszego teatru – przez dziesięciolecia Rolls-Royce’a w amatorskim ruchu teatralnym – posyłał tam też własne dzieci na zajęcia taneczne i warsztaty pisarskie (czy dlatego, że były zawsze bezpłatne?)...
Kreatywność, pokora wobec materii artystycznej, wrażliwość budowana na intymnym kontakcie z wierszami
Ewy Lipskiej czy Tadeusza Nowaka (przynajmniej te nazwiska zapamiętał szczególnie)... Wychowanków można spotkać na scenach teatrów, są wśród nich dziennikarze, producenci telewizyjni, pisarze, wydawcy książek,
kapłan. Wielu działa aktywnie w organizacjach poza-
R e l a c j e
Tablica pamiątkowa
na budynku Kubiszówki
Katarzyna Grużlewska
rządowych... J. dostrzega jakąś wspólną cechę ich charakterów. Może to wpływ osobowości kierowniczki,
nazywanej przez nich zawsze Szefową? A może jednak
skutki oddziaływania tajemniczej magii tego miejsca?
Czy w nowym miejscu to nieuchwytne coś się odrodzi?
To wszystko takie niszowe, tak bardzo niepraktyczne,
ulotne, złudne – myśli melancholijnie J. – Jeśli ważne,
to dla wąskiego kręgu zamykającego się w kulturalnym
getcie. Czy warte zachowania, warte tych kłótni? Może
zwolennicy likwidacji placówki w dotychczasowej formie mają rację? Przecież w efekcie tej operacji kilka razy
w roku dodatkowe trzysta osób będzie mogło, o ile zechce, obejrzeć występy artystów już sławnych! Gwiazdy
na żywo! A nie jakieś amatorskie pitu, pitu.
I n t e r p r e t a c j e
15
Siedem wieków
Bielska-Białej
Jacek Kachel
3 czerwca 1312 roku książę cieszyński Mieszko I nadał bielskim mieszczanom pierwszy przywilej.
Dokument ten do dziś jest najstarszym źródłem historycznym poświadczającym istnienie Bielska jako
osady miejskiej. Z tej okazji odbyła się konferencja naukowa pt. Siedem wieków Bielska-Białej, zorganizowana przez Bielsko-Bialskie Towarzystwo Historyczne i Akademię Techniczno-Humanistyczną. Złożyło się na nią ponad 20 wystąpień, a odbyła się w sali senackiej rektoratu ATH w dniach 30–31 maja.
Jacek Kachel
– dziennikarz, fotoreporter,
autor kilku książek
związanych z historią
regionu, sekretarz Bielsko-Bialskiego Towarzystwa
Historycznego.
Jacek Kachel
16
R e l a c j e
– Nasza konferencja to próba zaprezentowania aspektów historycznych, kulturowych i przemysłowych ważnych dla kształtowania się dziejów miasta na przestrzeni
wieków. Referentami byli historycy, archeolodzy, historycy sztuki, językoznawcy, socjolodzy i inni pracownicy
naukowi, zajmujący się w swych badaniach w różnym zakresie tematyką bielską – informował dr Bogusław Chorąży, prezes BBTH. Uczestnikami byli członkowie Towarzystwa, naukowcy z ATH, a także zaproszeni goście.
Podczas otwarcia prof. Ryszard Barcik, rektor Akademii Techniczno-Humanistycznej, wyraził ogromną
radość z powodu tego, że Akademia nabiera coraz bar-
dziej humanistycznego charakteru. O potrzebie istnienia świadomości historycznej i wiedzy o czasach przeszłych przekonywali w swoich wypowiedziach zarówno
bp. Tadeusz Rakoczy, ordynariusz diecezji bielsko-żywieckiej, jak i bp Paweł Anweiler, zwierzchnik Kościoła ewangelicko-augsburskiego.
Program nie ograniczał się tylko do klasycznych wykładów i dyskusji, wzbogacono go o działania edukacyjne i popularyzatorskie adresowane do studentów oraz
miłośników dziedzictwa historycznego i kulturowego.
Przybrały one formę wycieczek terenowych, projekcji
filmów oraz okolicznościowych wystaw. A wszystko po
I n t e r p r e t a c j e
to, aby zaprezentować w maksymalnie atrakcyjny sposób kilkanaście tematów ukazujących różne aspekty życia w tym miejscu przez 700 lat.
Pojawiły się również informacje o nowych dokumentach dotyczących dziejów miasta, które będą przyczynkiem do poszerzenia dotychczasowej wiedzy historycznej. To po raz kolejny pokazuje, że badania naukowe
nigdy się nie kończą. BBTH zapowiedziało, że opublikuje prezentowane referaty, dzięki czemu większa liczba zainteresowanych będzie mogła zapoznać się z prezentowanymi treściami.
Podsumowując wydarzenie, dr Jerzy Polak, honorowy prezes BBTH, powiedział: – Nasza wspólna z ATH
konferencja naukowa zatytułowana umownie Siedem
wieków Bielska-Białej zakończyła się w moim odczuciu pełnym sukcesem. Wygłoszonych zostało w ciągu
dwóch dni 15 referatów i 7 komunikatów, uzupełnionych o liczne głosy w dyskusji, pokaz kilku impresji filmowych o naszym mieście, okolicznościową wystawę
i warsztaty terenowe. Chociaż wydarzeniem wywoław-
początki Bielska w świetle badań archeologicznych (Bożena i Bogusław Chorążowie), granice Lasu Miejskiego
Bielska w kartografii (Piotr Kenig), działalność architekta Alfreda Wiedermanna w XX wieku (Przemysław
Czernek), fortyfikacje z czasów II wojny światowej (Dominik Kasprzak) czy osiągnięcia naukowe bielskiej Filii
Politechniki Łódzkiej (prof. Marek Trombski). Prawdziwym „hitem” był brawurowo wygłoszony referat prof.
Jacka Warchali na temat naszego miasta jako przestrzeni ideologicznej, który przerodził się w niezapomnianą
wieczorną dyskusję licznie zgromadzonej publiczności.
Kulminacyjnym, a jednocześnie końcowym punktem konferencji było odsłonięcie na Rynku tablicy upamiętniającej postać Mieszka I Cieszyńskiego – założyciela osady miejskiej w Bielsku. Powstała z inicjatywy
BBTH, a została sfinansowana przez samorząd Bielska-Białej. Symbolicznego jej odsłonięcia dokonali prezydent miasta Jacek Krywult oraz wiceprzewodniczący
Rady Miejskiej Przemysław Drabek. Wykonał tablicę
prof. Jerzy Herma.
czym konferencji była okrągła rocznica wydania przez
Mieszka cieszyńskiego cennego przywileju dla mieszczan bielskich, jej treść wypełniły nie tylko wystąpienia o średniowieczu, ale także o czasach nowożytnych
i XX wieku. Należy podkreślić, że większość referatów
i komunikatów prezentowała dotąd nieznane nauce lub
słabo rozpoznane zjawiska, wydarzenia i działania z historii Bielska, Białej i wreszcie Bielska-Białej. Dla przykładu wspomnę o takich interesujących tematach, jak:
Podczas odsłonięcia Bogusław Chorąży mówił: – Blisko 700 lat temu, 3 czerwca 1312 roku spisano w Bielsku
dokument, w którym książę cieszyński Mieszko I podarował mieszczanom bielskim las pomiędzy Mikuszowicami a Kamienicą. Nie jest to wyłącznie kolejny
fakt historyczny wpisujący się w kalendarium dziejów
naszego miasta. To wydarzenie znamienne, które legło
u podstaw jego przyszłości. Wbrew pozorom nie chodzi
tylko o to, że jest to, jak na razie, najstarszy d
­ okument
R e l a c j e
Dyskusja – mówi
dr Przemysław Stanko
Od lewej: dr Bogusław
Chorąży, dr Jerzy Polak
i prof. Ryszard Barcik
I n t e r p r e t a c j e
17
­ ymieniający nazwę Bielsko (jakie było brzmienie tej naw
zwy w tym czasie nie wiemy, gdyż oryginał dokumentu
spisany po łacinie się nie zachował, znamy jedynie jego
odpis z późniejszych czasów w języku niemieckim, gdzie
pada nazwa Bielitz). Publikację nowych źródeł, które
można odnieść do lat 1290–1310, zapowiedział dr Przemysław Stanko z Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie. Nie jest to jednak nic zaskakującego –
wszak badania archeologiczne potwierdzają najstarsze
ślady osadnictwa z terenu wzgórza staromiejskiego już
w początkach XIII wieku, w tym czasie istniał również
gród starobielski.
– Doniosłość dokumentu z 1312 roku nie polega na
jego pierwszeństwie w wymienieniu nazwy miasta, ale
w określeniu jego mieszkańców jako mieszczan – a więc
poświadczeniu istnienia Bielska jako osady miejskiej. Ma
to fundamentalne znaczenie. Nie jest to już wtedy osiedle wiejskie, jakich wiele istniało w ówczesnym czasie
na terenie księstwa cieszyńskiego. Bielsko z 1312 roku
to miasto – a więc ośrodek o zdecydowanie wyższym
w porównaniu do osiedli wiejskich prestiżu i znaczeniu, dający szansę rozwoju poprzez handel i rzemiosło.
– Bielsko z 1312 roku to prawdopodobnie rodzące się
dopiero miasto – stąd naglące zapotrzebowanie na budowę domostw i fortyfikacji (wiemy o tym, że począt-
kowo były one drewniano-ziemne). Tej potrzebie miała
zapewne służyć darowizna książęcego lasu. Przy okazji
padają nazwy dwóch wsi: Mikuszowic i Kamienicy, które
dziś są dzielnicami Bielska-Białej – mówił prezes BBTH.
Konferencja, zorganizowana z wielkim entuzjazmem, ujawniła nie tylko młode talenty naukowe, niewyczerpane bogactwo tematów związanych z miastem,
ale także sensowność tego typu interdyscyplinarnych
spotkań. Stała się czasem ciekawej konfrontacji przedstawicieli różnych dyscyplin naukowych. – Wszakże
głównym postulatem płynącym ze spotkania, podkreślanym przez wielu referentów, jest potrzeba prowadzenia i poszerzenia badań humanistycznych o Bielsku-Białej – podsumował dr Jerzy Polak.
Bielsko-Bialskie Towarzystwo Historyczne, Akademia Techniczno-Humanistyczna w Bielsku-Białej: Siedem wieków Bielska-Białej – sesja naukowa, 30–31 maja 2012.
Bielscy miłośnicy historii
pod nową
tablicą na Rynku
18
R e l a c j e
I n t e r p r e t a c j e
Piotr Kenig
Strzygowscy
Niemieccy fabrykanci z polskim rodowodem (2)
Przez sto lat, pomiędzy 1845 a 1945 rokiem,
cztery pokolenia Strzygowskich kierowały fabryką sukna na Leszczynach. Jej właściciele dorobili
się znacznego majątku, dzięki czemu kilku z nich
mogło wyjść ponad status „zwykłego” fabrykanta. Pośród potomków założyciela rodzinnej firmy,
Franza Strzygowskiego seniora, znaleźć można
burmistrza Białej, znanego historyka sztuki, a także posiadacza średniowiecznego zamku.
Prowadzone przez braci Josefa i Franza przedsiębiorstwo na przełomie lat 60. i 70. XIX w. przeżywało okres
prosperity. Nie brakowało zamówień, realizowano m.in.
dostawy dla wojska i austriackich kolei państwowych.
Załamanie dobrej koniunktury nastąpiło w 1872 r., kiedy to rynek austriacki został zasypany obcymi wyrobami, a droższe sukna krajowe nie znajdowały zbytu.
Konieczna stała się obniżka cen, nastąpiły zwolnienia
robotników, co wywołało rozruchy.
Nieustanna praca nadwerężyła siły Josefa. Za poradą lekarzy udał się na kurację do Arco w południowym
Tyrolu, gdzie jednak nie dotarł; w marcu 1873 r. zmarł
na suchoty w Wilten koło Innsbrucka. W następnych
latach fabryka na Leszczynach pozostawała wyłączną
własnością jego młodszego brata Franza – sprawa ofiR e l a c j e
cjalnego przepisania jej połowy na spadkobierców Josefa z niewiadomych powodów miała ciągnąć się przez blisko dwie dekady*.
Josef Strzygowski starszy (1823–1873) był żonaty od
1852 r. ze szlachcianką Josefine Frass von Friedenfeld
(1833–1909), córką urzędnika celnego z Opawy. Pozostawił trzech synów i cztery córki. Karl został fabrykantem sukna, Josef historykiem sztuki, natomiast Robert
(1867–1908) zawodowym oficerem (zmarł w Wiedniu).
Najstarsza z córek, Martha, poślubiła (1871) Rudolfa
Lukasa, właściciela zakładu apretury, a następnie fabryki sukna, na przełomie XIX i XX w. burmistrza Białej.
­Josepha została (1876) żoną inżyniera Romana von Pongrátza, a Hedwig wyszła (1879) za Franza Jankowskiego, fabrykanta sukna w Opawie. Mężem Amalii był (od
1886) Adolf Theodor Ritter von Brudermann, późniejszy generał kawalerii, wybitny austriacki dowódca wojskowy w latach I wojny światowej.
Po śmierci męża wdowa Josefine opuściła zajmowane dotychczas mieszkanie w fabryce i kupiła dom nr 186
przy tzw. Drugim Rynku w Białej (obecnie pl. Wolności
6), który przebudowała na dwupiętrową kamienicę czynszową. Zamieszkała tam na I piętrze, na parterze w wydzierżawionych pomieszczeniach znalazł siedzibę bialski c.k. Urząd Pocztowy. Starania o odzyskanie prawa
współwłasności fabryki uwieńczone zostały sukcesem
dopiero po siedemnastu latach (1890), kiedy to jej połowa zapisana została na Karla i Josefa Strzygowskich.
Fabryka Strzygowskich
na Leszczynach, widok
od strony wschodniej,
ok. 1900
Archiwum rodziny
Strzygowskich
?
* Według pewnej notatki ro-
dzinnej Franz junior miał
„wygryźć bratanków Karla
i Josefa z fabryki i dorobić się
na niej fortuny”.
Piotr Kenig – bielszczanin,
historyk, zainteresowany
szczególnie dziejami Bielska-Białej w XVIII-XIX wieku.
Kustosz i kierownik Muzeum
Techniki i Włókiennictwa.
I n t e r p r e t a c j e
19
Franz Strzygowski junior,
ok. 1900
Muzeum Śląska
Cieszyńskiego w Cieszynie
?
** Warto dodać, że dniach
29–31 marca 2012 w Bielsku-Białej odbyła się międzynarodowa konferencja naukowa z okazji 150. rocznicy
urodzin Josefa Strzygowskiego zatytułowana Josef Strzygowski i nauki o sztuce, zorganizowana przez Uniwersytet
Marii Curie-Skłodowskiej
w ­Lublinie.
Kamienica Josefine
Strzygowski w Białej,
pl. Wolności 6
Katarzyna Grużlewska
20
R e l a c j e
Ten drugi już wkrótce odsprzedał swoją część bratu, opuścił bowiem Bielsko, poświęcając się karierze naukowej**.
Josef Strzygowski młodszy (1862–1941) studiował (od
1882) archeologię klasyczną i historię sztuki w Wiedniu
i Berlinie, doktoryzował się na uniwersytecie w Monachium (1885), a habilitował trzy lata później w Wiedniu.
Pracował w Rzymie, podróżował do Grecji, Konstantynopola, Azji Mniejszej, Armenii i Rosji. Od 1892 r. prowadził katedrę historii sztuki na uniwersytecie w Grazu,
w latach 1894 i 1895 przebywał w Egipcie, a po powrocie rozpoczął intensywną działalność naukową, publikował liczne studia i artykuły. W 1904 r. został mianowany radcą dworu, a wreszcie, od 1909 r. do przejścia na
emeryturę (1933), kierował własnym I Instytutem Historii Sztuki Uniwersytetu Wiedeńskiego. Był rzecznikiem
poszerzenia horyzontów badawczych, zamiast ograniczania się wyłącznie do Zachodu i grecko-rzymskiego
antyku, uważał za konieczne uwzględnienie również
sztuki Orientu, szczególnie ormiańskiej, oraz nordyckiego drewnianego
budownictwa sakralnego. Nie zapomniał o stronach rodzinnych, wydał
(1927) książkę o drewnianych kościołach w okolicy Bielska i Białej. Swego
czasu należał do najbardziej znanych, a zarazem
kontrowersyjnych historyków sztuki, dla wielu nie
do przyjęcia był zwłaszcza
jego radykalny pangermanizm i uleganie wpływom idei
rasistowskich. Ożenił się dwukrotnie, po raz pierwszy
(1895) z Elfriede Hoffmann (1875–1947), córką architekta z Grazu, a po rozwodzie poślubił (1925) swoją kuzynkę Herthę Strzygowski (1896–1990) z młodszej linii fabrykanckiej. Jego potomkowie żyją do dzisiaj w Austrii.
Wróćmy do fabryki na Leszczynach, którą od 1873 r.
przez dwie dekady samodzielnie kierował Franz junior
(1828–1904). Pierwsze lata nie były łatwe. W dwa miesiące po śmierci Josefa seniora doszło do załamania na
giełdzie wiedeńskiej, spowodowanego m.in. spekulacjami prowadzonymi w oczekiwaniu na przygotowywaną
w naddunajskiej stolicy wielkim nakładem sił i środków Wystawę Światową. Krach zapoczątkował ogólnoświatowy kryzys, który ogarnął obok Austro-Węgier
m.in. Niemcy i Stany Zjednoczone, a recesja dotknęła również bielsko-bialski przemysł wełniany. Przedsiębiorstwo Strzygowskiego przetrwało jednak trudny
czas, a on sam dorobił się wielkiej fortuny. Zawdzięczał
ją w znacznej mierze bezwzględnej eksploatacji robotników z okolicznych wiosek. Po głośnych rozruchach
w Białej (1890) lipnicki proboszcz ks. Leopold Fleischer
zaliczył go do głównych wyzyskiwaczy robotników na
terenie dwumiasta.
Franz junior był nie tylko znanym przemysłowcem,
ale także działaczem społeczno-politycznym. Wchodził w skład rady miejskiej w Białej (1867–1896), był deputowanym do sejmu galicyjskiego we Lwowie (1870–
1873, 1889–1895), a później do sejmu śląskiego w Opawie
(1898–1902). Prezesował licznym organizacjom, wspomagał stowarzyszenia społeczno-kulturalne, wspierał
finansowo budowę katolickiej Szkoły Ludowej w Białej (1874, obecnie SP nr 9 przy ul. J. Piłsudskiego) i Teatru Miejskiego w Bielsku (1890) oraz przebudowę kościoła katolickiego pw. Opatrzności Bożej (1886–1889).
Należał do grupy najbardziej antypolsko nastawionych
nacjonalistów niemieckich, w 1890 r. na jego wniosek
rada gminna w Białej wprowadziła używanie wyłącznie niemieckich nazw ulic i placów, a następnie szyldów, afiszów i plakatów ulicznych oraz języka niemieckiego w magistracie.
Franz mieszkał przez wiele lat w należącym do ojca
domu przy obecnej ul. 11 Listopada 33. W 1878 r. kupił budynek w centrum Białej, w narożniku Pierwszego Rynku (pl. Wojska Polskiego) i ul. Ratuszowej, który
przebudował na okazałą rezydencję – miejski pałacyk.
W 1884 r. nabył od Anny Eleonory hrabiny Zamoyskiej
I n t e r p r e t a c j e
zamek w Grodźcu w powiecie bielskim i stał się właścicielem ziemskim. Roczne dochody Strzygowskiego z fabryki na Leszczynach i z dóbr grodzieckich (położonych
w Grodźcu, Bielowicku, Roztropicach, Świętoszówce
i Bierach) wynosiły ok. 100 tysięcy koron, co lokowało
go w grupie najbogatszych obywateli Śląska Cieszyńskiego. Zmarł jako milioner w swoim zamku w 1904 r. i spoczął w grobowcu rodzinnym na cmentarzu katolickim
w Białej. Od 1857 r. był żonaty z młynarzówną Leopoldine Schindler (ok. 1838–1909) z Cieszyna, nie pozostawił męskiego potomka. Córka Helene wyszła (1883) za
Adolfa Schmala, fabrykanta sukna w Brnie; Elvire poślubiła (1886) Alfreda Fiałkowskiego, fabrykanta papieru w Białej; Hermine została żoną (1889) Karla Seidla,
właściciela młynów w Trautmannsdorf a.d. Leitha (Dolna Austria); Leopoldine wydano (1894) za Franza Paukera, fabrykanta kotłów w Wiedniu; Olgę (1897) za Augusta Weissa, właściciela ziemskiego w Brnie; Kamillę
za bliżej nieznanego Boscha.
Pałacyk w Białej odziedziczyła (1910) po matce Elvire Fiałkowska, pozostała jego właścicielką do 1932 r. Zamek w Grodźcu wraz z cennymi zbiorami sztuki (m.in.
zbrojownia i biblioteka) oraz liczącymi 1305 ha dobrami
ziemskimi spadkobiercy sprze­dali
(1927) drowi Ernestowi Habichtowi, prawnikowi, wysokiej rangi urzędnikowi w Ministerstwie
Spraw Zagranicznych II Rzeczypospolitej.
W fabryce na Leszczynach pracował od 1870 r. najstarszy syn Josefa, Karl Strzygowski (1854–1910),
który z czasem stał się doradcą
i zastępcą stryja. Ten uzdolniony przemysłowiec w latach 1889–
1892 piastował urząd burmistrza
Białej, później nadano mu honorowe obywatelstwo miasta. W lutym
1893 r. po wykupieniu udziałów
stryja i brata stał się wyłącznym
posiadaczem fabryki. Odtąd firma nosiła nazwę „c.k. uprzywilejowana fabryka sukna i wyrobów
wełnianych Karola Strzygowskiego w Białej” (k.k. priv. Tuch- und
Schafwollwarenfabrik des Karl Strzygowski in Biala).
W 1909 r. w zakładzie pracowały trzy maszyny parowe o łącznej mocy 180 KM. Przerabiano wełnę i przęR e l a c j e
dzę sprowadzane z Węgier, Australii i Przylądka Dobrej
Nadziei, a także przędzę krajową i niemiecką. Produkowano materiały na mundury wojskowe, tkaniny orientalne i modne czesankowe. Rynki zbytu to Austro-Węgry, kraje Orientu, Ameryka Południowa, Afryka. Firma
miała składy w Brnie i Peszcie.
Karl poślubił (1878) Adele Knežek (1857–1879), córkę właściciela ziemskiego z Jaszczurowej k. Wadowic,
która wkrótce zmarła. Drugą jego żoną została (1881)
­A ntoinette (Antonia) Tichy (1865–
1930), córka bielskiego starosty powiatowego i c.k. radcy dworu Franza
Tichego. Z tego małżeństwa przyszło
na świat dwóch synów, współwłaścicieli fabryki na Leszczynach: Karl
i Hanns, a także pięć córek. Elisabeth została (1906) żoną Waltera Piescha, fabrykanta sukna w Bielsku, a po
jego śmierci (1927) poślubiła (1931)
węgierskiego hrabiego Paula Orssicha von Slaveticha. Elfriede wyszła
(ok. 1925) za majora Juliana Fischera
von Drauenegga. Trzy młodsze siostry
wydano za dzierżawców dóbr ziemskich w okolicy Białej: Marię (1916)
za Oswalda Schädela z Wieprza k. Andrychowa, Margarethe (1921) za Hansa Hessa z Kaniowa, Hildegard (1925)
za Oswalda Rosta, podczas II wojny światowej burmistrza Komorowic
Krakowskich.
W latach 80. XIX w. Karl Strzygowski mieszkał
w domu przy obecnym pl. Wolności 8 (Biała 189), należącym do jego szwagra Rudolfa Lukasa, przed 1891 r.
Pałacyk Franza
Strzygowskiego juniora
przy ul. 11 Listopada 40
Katarzyna Grużlewska
Bracia Karl, Josef i Robert
Strzygowscy, fotografia,
ok. 1890
Archiwum rodziny
Strzygowskich
I n t e r p r e t a c j e
21
Dawna kamienica
Karla Strzygowskiego,
ul. 3 Maja 7
Katarzyna Grużlewska
przeniósł się do kamienicy przy pl. Józefa 12 (pl. Wojska Polskiego 9 – ul. Cyniarska 2), a przed 1898 r. nabył okazałą kamienicę po adwokacie drze Wilhelmie
Münzu w Bielsku przy reprezentacyjnej Kaiser-Franz-Joseph-Straße 7 (ul. 3 Maja). Latem rodzina korzystała z mieszkania w fabryce na Leszczynach, położonej
z dala od zwartej zabudowy miejskiej, w pobliżu rzeki
Białej. Na terenie zakładu znajdowały się ogród i staw,
a od południa graniczył z posesją niewielki cienisty zagajnik zwany Laskiem Strzygowskiego, istniejący po
dziś dzień. Odosobnienie fabryki uległo zmianie w latach 1902–1903, kiedy to w jej bezpośrednim sąsiedztwie, od strony północnej, miasto Bielsko wybudowało
wielki kompleks koszar kawalerii.
Wczesna śmierć Karla Strzygowskiego (1910), a potem nieoczekiwany zgon jego najstarszego syna Karla
juniora (1882–1911) były przyczyną połączenia fabryki
Strzygowskich z bielską firmą Waltera Piescha (1912).
W księdze adresowej Bielska-Białej z 1914 r. odnotowano: „Strzygowski Karl, fabryka sukna. Właściciele: Antoinette Strzygowski i Walter Piesch”.
W okresie międzywojennym w skład kierownictwa
firmy wszedł młodszy syn Karla, Hanns (Jan) (1898–
1981). Wzorem innych bielskich fabrykantów także i on
zbudował okazałą modernistyczną willę w Cygańskim
Lesie, popularnej podmiejskiej dzielnicy wypoczynkowej. Ogród posesji przyozdobiono wieloma egzotycznymi drzewami i krzewami (obecnie budynek przy
ul. Grotowej 1).
Po fuzji z bialską fabryką Rudolfa Hessa (1930) zakład
na Leszczynach stał się częścią przedsiębiorstwa pod nazwą „Zjednoczone fabryki sukna i towarów wełnianych
Hess, Piesch i Strzygowski” – w skrócie Hepis – w owym
czasie jednego z najznaczniejszych w przemyśle włókienniczym Bielska-Białej. „Rocznik Polskiego Przemysłu
i Handlu” z 1938 r. informował, że właścicielami przedsiębiorstwa byli Herman Piesch, Jan Strzygowski, Rudolf Hess oraz Elżbieta hrabina Orsić (­Orssich). Zarząd
znajdował się w kamienicy Pieschów przy ul. Z. Krasińskiego 18, produkcja odbywała się w zakładach na Leszczynach i w Białej przy ul. J. Piłsudskiego 9. W tkalni
pracowało 150 krosien. Zatrudniano 350 robotników,
13 pracowników nadzoru technicznego, 13 urzędników.
W 1936 r. wyprodukowano ok. 73 000 kg przędzy zgrzebnej oraz 160 000 kg tkanin wełnianych. Funkcjonowały składy fabryczne we Lwowie i Warszawie oraz przedstawicielstwa w Poznaniu, Gdańsku, Brnie, Budapeszcie,
Stambule, Paryżu, Tel Awiwie i Wiedniu.
W latach II wojny światowej fabryka na Leszczynach,
podobnie jak inne w Bielsku-Białej, pracowała głównie
na potrzeby wojska. W 1945 r. Hanns opuścił rodzinne
miasto, zmarł w Windischgarsten w Górnej Austrii. Jego
małżeństwa z Herthą Hess (1902–1945) i Grete Gasch
(1913–1990) pozostały bezdzietne. Na nim wygasła starsza fabrykancka linia Strzygowskich.
Uszkodzoną podczas walk o Bielsko-Białą w lutym
1945 r. fabrykę odbudowano i upaństwowiono, w 1950 r.
nazwano imieniem Józefa Niedzielskiego, jednak od lat
70. XX w. była bardziej znana jako Zakłady Przemysłu
Wełnianego Welux. Mimo inwestycji mających na celu
jej unowocześnienie w latach 90. zaprzestano produkcji, a na przełomie lat 2000/2001 stare obiekty wyburzono, wznosząc na ich miejscu wielkie centrum handlowo-rozrywkowe Gemini. Willa Strzygowskiego przy ul.
Grotowej, użytkowana przez wiele lat jako przedszkole, stoi opuszczona.
Archiwum
22
R e l a c j e
I n t e r p r e t a c j e
Justyna Łabądź
Ar tysta
w miejskiej przestrzeni
W taki właśnie sposób działali artyści w Bielsku-Białej podczas międzynarodowych rezydencji artystycznych „Вeyond Time/Poza czasem” organizowanych
po raz drugi przez Galerię Bielską BWA. Idea pozostała taka sama jak w zeszłym roku: twórcy, chcący wziąć
udział w rezydencjach (lipiec i sierpień), zostali poproszeni o nadesłanie projektów prac typu site-specific, ­czyli
takich, które tworzone są w odniesieniu do lokalizacji,
charakteru i historii konkretnego miejsca. Punktem
wyjścia stało się oczywiście Bielsko-Biała – z całą swoją
historyczną wielokulturowością, austriacko-galicyjską
formą, unikalną atmosferą miasta leżącego u podnóża
Beskidów oraz tym, co niezauważalne przez mieszkańców, jednak z perspektywy obcokrajowca pozwala popatrzeć w zupełnie inny sposób.
Zarówno rezydencje „Beyond Time”, jak i prace, które podczas nich powstają, pokazują, że wychodzenie ze
sztuką z czterech ścian galerii do widza, jej stawanie się
częścią przestrzeni oswojonej już przez odbiorcę, jest niezwykle ważnym elementem jej funkcjonowania. Często
to sztuka pierwsza powinna otwierać się na odbiorcę, nie
czekając, aż on sam odwiedzi galerię.
R e l a c j e
„Beyond Time”. Poza czasem, poza wszelkimi narzucanymi przez niego ramami,
subiektywnie, emocjonalnie,
w poszukiwaniu istoty rzeczy, stałej, niezmiennej, ponadczasowej.
Grecki artysta Kostas Tzimoulis studiował rzeźbę i projektowanie graficzne w Atenach. Kształcił się
ponadto w Holandii i Londynie. Przestrzeń publiczna i interakcja z widzami są dla niego bardzo ważnymi
elementami działań artystycznych. Tworzy głównie instalacje i projekty, które oparte są na wcześniejszych obserwacjach określonej przestrzeni, konkretnej lokalizacji, a także ludzi. Podczas pobytu w Bielsku-Białej zrobił
dokumentację fotograficzną serii performansów realizowanych przez siebie w opuszczonych, zniszczałych, niejako zdegradowanych budynkach.
Kostas Tzimoulis:
W swoich pracach eksperymentuję z różnymi technikami, takimi jak rzeźba, wideo, fotografia i performans,
które często ostatecznie przyjmują formę instalacji. Ewoluują one wokół problemu granic i pojęcia domu, którego używam jako metafory wewnętrznego życia, ale dom
ten może przybierać różne formy w zależności od projektu. Jestem zainteresowany nim zarówno jako gniazdem
wypełnionym wspomnieniami tego, co dawno już minęło,
jak również jako zbiorem tego, co przynależy do człowieka, jego obiektów, energii i czasu. Dom może go chronić
Plenerowy pokaz
dokumentalnych filmów
greckich na placu za Galerią
Bielską BWA
Kostas Tzimoulis
Justyna Łabądź
– absolwentka polonistyki
ATH, studentka historii
sztuki UŚ, koordynatorka
międzynarodowych
rezydencji artystycznych
w Galerii Bielskiej BWA.
I n t e r p r e t a c j e
23
Na stronie obok:
Mural grupy Olliemoonsta
w Pszczynie pt. „Logical Art
Does Not Exist”
Justyna Łabądź
Postaci kartonowe grupy
Olliemoonsta oraz ich
twórcy: Naza del Rosal
i Juan Rico
Krzysztof Morcinek
Obrazy z plasteliny – efekt
warsztatów prowadzonych
przez Nazę del Rosal
i Juana Rico
Justyna Łabądź
Instalacja Winstona Lau
na ulicy Schodowej
Izabela Ołdak
24
R e l a c j e
i zapewniać mu bezpieczeństwo dzięki swojej konstrukcji, dlatego jestem również zainteresowany granicami
tego bezpieczeństwa.
W moim projekcie dla Bielska-Białej zarówno czarno-białe zdjęcia naturalnych rozmiarów, jak i obiekty,
w których je umieszczam, mają symbolizować swoimi
przedstawieniami i formą schronienie, miejsce, w którym
człowiek może się ukryć, w którym czuje się komfortowo,
ale też może doświadczyć więcej.
Zanim w mieście pojawiły się fotografie artysty,
bielszczanie poznali filmy dokumentalne, które przywiózł ze swej ojczyzny: Plemiona w Atenach: Polska –
o polskiej społeczności żyjącej w Atenach oraz znaną
już Długokrację – pierwszy w Grecji film dokumentalny
wyprodukowany z inicjatywy widzów dotyczący poszukiwania przyczyny greckiego kryzysu, a także propozycji jego rozwiązania. Zostały wyświetlone w przestrzeni
miejskiej, tuż obok Galerii Bielskiej BWA, na własnoręcznie wykonanym przez artystę ekranie – w trakcie projekcji można było dojrzeć wyklejone przez niego napisy-hasła związane z tematyką filmu.
Chiński artysta Winston Lau urodził się w Hongkongu, studiował w Chicago w School of Art Institute.
W swojej twórczości łączy zwykle malarstwo z instalacją
i performansem – właśnie za pomocą tych środków próbuje uchwycić to, co właściwie jest niewyrażalne: emocje, sytuacje, których nie sposób opisać. Podczas pobytu w Bielsku-Białej stworzył instalację z porzuconych
materiałów. Powstawała ona dzięki współpracy nawiązanej z ekologami z Klubu Gaja. Artysta mocno odczuł,
że już sam proces tworzenia przybliżył go do bielszczan, którzy bardzo pozytywnie reagowali, obserwując
go w trakcie pracy.
Winston Lau:
Przechadzając się po Bielsku-Białej, czułem przepływ skondensowanej energii, gdziekolwiek tylko napotykałem stare budynki, kamienice. Ujawniła się szczególnie na ulicy Schodowej, w starej części miasta. Wielu
bielszczan podkreśla, że miejsce to było i nadal jest bardzo urokliwe, pomimo swojego zaniedbania. Zatem moją
rolą jako artysty jest przywrócić mu energię, którą posiadało i ukazać jego potencjalne możliwości. Stworzona
przeze mnie instalacja ma przykuć uwagę mieszkańców
i przypomnieć im, że pozornie zapomniane miejsce nadal może zachwycać.
Wychodzenie ze sztuką w przestrzeń publiczną jest
bardzo ważne, ponieważ przybliża ludzi zarówno do samego artysty, który tworzy na ich oczach, jak i do sztuki,
która wychodzi w ten sposób z galerii. Instalacja w Bielsku-Białej była dla mnie pierwszą realizacją w przestrzeni publicznej. Byłem zaskoczony, gdy podczas mojej pracy
przechodnie przystawali, uśmiechali się i, nie znając angielskiego, próbowali mi przekazać słowa pochwały, częstowali mnie cukierkami, zapraszali na kawę.
Instalacja Winstona Lau w końcu zwróciła też uwagę na miejsce, które choć jest jednym z najbardziej obfotografowanych i stanowi wizytówkę Bielska-Białej, od
dawna znajduje się w strasznym stanie i z pewnością wymaga gruntownej renowacji.
Hiszpańską grupę Olliemoonsta tworzy para artystów i projektantów: Naza del Rosal i Juan Rico. Ich kariera rozpoczęła się od nagrody Youth Award przyznawanej przez Communitad de Madrid. Jej efektem był
cykl wystaw w całej Hiszpanii. W ciągu kilku lat stworzyli cykl obrazów, których tematyka łączy dwie płaszczyzny kulturowe: pierwotną, rdzenną, tradycyjną oraz
I n t e r p r e t a c j e
współczesną, miejską, subkulturową. Naza del Rosal
i Juan Rico swoimi „zmiksowanymi” przedstawieniami uzmysławiają, że niewiele różni współczesne praktyki kulturowe od tych zamierzchłych, wywodzących się
z folkloru i wierzeń magicznych. Artyści wykorzy­stali
swój pobyt w Polsce bardzo efektywnie. Pomiędzy 13
a 15 lipca podczas IV Pszczyńskiego Festiwalu Ceramiki wykonali mural „Logical Art Does Not Exist”. W Bielsku-Białej z kolei zaprezentowali naturalnej wielkości postaci tekturowe, które symbolizowały swoimi strojami
połączenie regionalnej, ludowej tradycji z miejską kulturą i właściwymi jej rekwizytami (w dużej mierze pochodzącymi też z subkultury raperskiej). Przeprowadzili ponadto warsztaty z dziećmi, polegające na tworzeniu
obrazów z plasteliny. Dziełem Hiszpanów jest także mural na ścianie przy ulicy Krakowskiej 3.
Naza del Rosal, Juan Rico:
Rezydencje w Bielsku-Białej były dla nas czymś zupełnie nowym. Zwykle, w Madrycie, wykonujemy typowo komercyjne prace. Realizacje w przestrzeni miejskiej
były również dla nas bardzo interesujące. Cieszymy się, że
mieliśmy tyle możliwości twórczej ekspresji podczas naszego pobytu. Jesteśmy dumni ze swojej pracy tutaj i szukamy obecnie możliwości udziału w innych rezydencjach.
Z inicjatywą zorganizowania rezydencji wyszła
w 2011 roku artystka Izabela Ołdak, która przez dwie
edycje jest kuratorką projektu. Mówi o genezie swojego pomysłu:
Sztuka wypełnia moje życie, jest motorem działania.
Ważne jest dla mnie zarówno samo tworzenie, jak i pomaganie innym w tym procesie. Idea zrealizowania projektu rezydencji artystycznych zrodziła się podczas moich
wcześniejszych doświadczeń jako uczestniczki tego rodzaju programów artystycznych. Po powrocie ze studiów
w Holandii bardzo brakowało mi kontaktu z międzynarodową sceną artystyczną. Dzięki aktywnej działalności Galerii Bielskiej BWA i organizowanym tu przedsięwzięciom, w których brałam udział, dzięki nawiązanym
tu kontaktom i przyjaźniom, mogła zrodzić się współpraca nad realizacją tego projektu.
Ogromnie się cieszę, że zarówno rok temu, jak i teraz program „Beyond Time” stanowił wyzwanie dla artystów, którzy często eksperymentowali, tworząc w nowych technikach, mediach i miejscach, pozwalając sobie
na większą odwagę i rozmach. Pragnę, by projekt mógł
się jeszcze ciekawiej rozwijać. Chcę nawiązać współpracę z osobami, które realizują podobne przedsięwzięcia, i ­zbudować ­większą sieć kontaktów i możliwości,
R e l a c j e
I n t e r p r e t a c j e
25
Dokumentacja fotograficzna
performansu Kostasa
Tzimoulisa umieszczona
w przestrzeni publicznej
Kostas Tzimoulis
26
R e l a c j e
­ ymiany ­doświadczeń oraz promocji wydarzeń. Ważne
w
jest także, by zapewnić artystom jeszcze lepsze warunki
pracy, zdobyć więcej funduszy i zagwarantować im wynagrodzenie za pracę.
Rezydencje „Beyond
Time” cieszą się coraz
większym zainteresowaniem – w tym roku do programu aplikowało 36 artystów z 24 krajów, a do
udziału zostało zakwalifikowanych czworo z nich.
Warto podkreślić, że podczas pobytu w Bielsku-Białej sami się utrzymują
i kupują potrzebne materiały, Galeria Bielska BWA
zapewnia im jedynie zakwaterowanie oraz pomoc w zdobyciu koniecznych zezwoleń. Podczas
dwumiesięcznego pobytu tworzyli w przestrzeni
miasta instalacje, murale, ale również prezentowali swoją twórczość podczas spotkań z widzami,
organizowali dodatkowe
wydarzenia, performanse, brali gościnnie udział
w przedsięwzięciach innych artystów. Na przykład 12 lipca ­zaprezentowali swoją dotychczasową twórczość podczas spotkania w Galerii. Każdy opowiedział
o stworzonych przez siebie projektach, zapowiadając jednocześnie te, które zamierza zrealizować w Bielsku-Białej. Rezydenci wzięli również udział w dwutygodniowym
plenerze w Targowie na Mazurach pod hasłem „Potęga sztuki i natury”. 23 sierpnia rezydencje miały swój
finał, wszystkie prace zostały zaprezentowane w przestrzeni Bielska-Białej.
Galeria Bielska BWA: „Beyond Time/Poza czasem” – międzynarodowe rezydencje artystyczne, lipiec–sierpień 2012;
uczestnicy: Kostas Tzimoulis, Winston Lau, Naza del Rosal, Juan Rico.
1
Na początku było słowo... Mądre Słowo... Dobre Słowo... Piękne Słowo... Co się później z Nim stało? Tak jak
wszystko spowszedniało, osłuchało się, stało się banalne, puste, nadużywane, rzucane na wiatr...
A przed słowem były myśli: pogmatwane, chaotyczne, rozbrykane, do wszystkiego zdolne; zaś wśród nich
ta najważniejsza i natrętna: jak podzielić się myślami, bo
się same o to proszą, i pukają, i kołaczą, bo skoro się urodziły, to nie po to, by usychać... Myśl o myśli – to muzyka
siedmiu zmysłów, ośmiu cudów... Już dochodzi do języka,
by się w słowa przepoczwarzyć, co opiszą śpiew słowika, drżenie serca, kolor wiatru, cenę chleba i przeżycia...
Słowo, co się w ciszy rodzi, w krzyk dorasta między
nami – sieje zamęt i harmonię, i wstręt głośny, niemy podziw... A dobre na wszystko dobre, a to złe na wszystko
podłe... Słowa zwyczajne, oczekiwane, zjawiające się nie
w porę, i zbyt późno, i na wyrost, i na próżno... Słowa na
skrzydłach pragnień uniosą wszystko – ciężar ołowiu
do błękitu i puch anielskich skrzydeł ku ziemi. Słowa
z mocą wskrzeszania i zabijania, i te pośrodku – od alfy
po omegę, w których mieści się wszystko – bez wyjątku!
I te słowa poza Słowem, ponad czasem, za przestrzenią...
Ech, mógłbym tak dalej „ściemniać”, ale szkoda
trwonić słów...
2
Otrzymałem właśnie, od znajomej prozaiczki z północy kraju, przesyłkę poleconą z tomikiem wierszy –
pięknie wydanym, w twardych okładkach, z interesującą szatą graficzną, ale już po przeczytaniu pierwszego
wiersza wiedziałem, że autorką tych „potworków” jest
rasowa grafomanka, monstrualne beztalencie. Dopiero
później przeczytałem list (wyjątkowy, bo napisany odręcznie, piórem z atramentem, pięknym pismem, nienaganną polszczyzną; kto dzisiaj tak jeszcze listy pisze,
prócz tej Pani? No kto? Choć, oczywiście, ma komputer i Internet, i wszystko co trzeba... na swoim miejscu!).
Okazało się, że te wierszydła popełniła zacna osoba: wybitny naukowiec politechniki (z wszelkimi tytułami), kobieta zajmująca wysokie stanowiska, autorytet
moralny środowiska i na dodatek jeszcze żona, matka i już babcia dwóch uroczych wnuczek – jednym słowem wspaniała kobieta. I oto ta wyjątkowa postać, która w życiu osiągnęła prawie wszystko, postanowiła, że
musi się jeszcze dowartościować (by się do końca spełnić?) i zostać... poetką, bo skoro taka Wisława dostała
Nobla! Z wydaniem nie było najmniejszego problemu,
I n t e r p r e t a c j e
Juliusz Wątroba
Słowo o Słowie
a słowo wstępne napisał sam burmistrz miasta, zaś na
ostatniej stronicy kilkuzdaniowe zachwyty zamieściły
miejscowe autorytety. Choć jestem przekonany, że zdawali sobie sprawę z żałosnej zawartości książeczki. Jeśli nie, to tym gorzej i straszniej. I nikt nie miał odwagi
krzyknąć (jak w baśni Andersena, że król jest nagi!), że
te rymowanki tak zacnej pani to ramota, szmira, grafomania i bzdury totalne!
A później odbyło się spotkanie prezentujące wydany tomik i narodziny nowej (wielkiej?) poetki. Zjawili
się wszyscy liczący się w mieście przedstawiciele władzy
(z senatorem włącznie), biznesu, nauki i kultury, a nawet
Kościoła. Drżącym ze wzruszenia głosem (choć przecież
miała setki wystąpień publicznych za sobą) pani profesor czytała swoje wiersze (?). Wszyscy słuchali z przejęciem i w nabożnym skupieniu, co jakiś czas przerywanym nastrojowymi dźwiękami zabytkowej harfy, której
dosiadała (równie zabytkowa) harfistka, aby jeszcze
bardziej uwznioślić spotkanie. Gdy autorka skończyła, stała się cisza jak makiem (albo mąką, bo jeszcze ciszej) zasiał. A zaraz potem rozległy się burzliwe oklaski,
owacja na stojąco! Wylało się też morze dziękczynnych
mów, gratulacji, łanów kwiatów i bukietów oraz cmokań w usta, cmokań w buzię, cmokań w rączki i gdzie
popadnie. Wzruszenie „poetessy” było równie spontaniczne i tak wielkie, że nie było jej stać na więcej niż na
te znamienne słowa:
– Jestem taka szczęśliwa... zaskoczona... nie spodziewałam się... ale nie zawiodę państwa... (tu wytarła z policzków spływające szczęścia łezki) i obiecuję... że za pół
roku... ukaże się... mój drugi tomik!
Znajoma pisze: „(...) nie wiedziałam, co począć, czy
zapaść się pod ziemię ze wstydu, czy pęknąć ze śmiechu. A Ty co byś zrobił???”. Pytanie (niemal) retoryczne.
Juliusz Wątroba
– z zawodu inżynier
włókiennik, z powołania
poeta i satyryk, autor
już trzydziestu tomików
wierszy, fraszek, prozy.
Agata Tomiczek-Wołonciej
R e l a c j e
I n t e r p r e t a c j e
27
Z tego okazjonalnego i banalnego tragi-komicznego
wydarzenia rodzi się jednak głębsza refleksja: jak istotna jest świadomość własnych predyspozycji, ale też własnych ograniczeń i niemożności, tak by te pierwsze pomnażać (jak owe biblijne talenty), a te drugie przyjąć
z pokorą do wiadomości i skoncentrować się na tym, co
nam dane i zadane, miast trwonić siły na daremne poczynania. Ważne to szczególnie w tych zwariowanych
czasach, gdy o publikacji decyduje często nie wartość
proponowanych „dzieł”, a pieniądze, zaradność, siła
przebicia, „parcie na szkło”. Widziałem niejednokrotnie regionalne publikacje o mizernej zawartości wydane tak pięknie, że nawet klasycy nie doczekali się jeszcze
takich edycji. Dotyczy to nie tylko poezji...
Czy jest to normalne? To jest nienormalne i niemoralne, choć staje się, niestety, coraz częściej normą. Zalewani jesteśmy lawiną nic nieznaczących tomików,
okazjonalnych wydawnictw dokumentujących jakieś
nieistotne wydarzonka amatorów wszelkiej maści, których druk tak nobilituje, choć naprawdę jest tylko świadectwem zwykłej głupoty i niezwykłej megalomanii.
Agata Tomiczek-Wołonciej
28
R e l a c j e
3
Za czasów „wrednej komuny” na wydanie tomiku
poezji czekało się całymi latami. Dla przypomnienia
przedstawiam skrót tamtych procedur. Na adres profesjonalnego wydawnictwa (bo głównie takie funkcjonowały) wysyłało się rękopis (pisany na maszynie, takiej
archaicznej, „stukającej”; miałem wspaniałą marki Mercedes (!), którą wygrzebał mi szwagier gdzieś na śmietniku). Później można było spokojnie zapaść w przedłużony sen zimowy (na trzy lata) i czekać, czekać, czekać...
Po latach przychodziła z wydawnictwa odpowiedź z recenzjami wydawniczymi, najczęściej negatywna, bo
z masy nadesłanych propozycji wybierano tylko te najciekawsze. Miałem to szczęście, że po drugim podejściu,
ku mojej dzikiej radości, przysłano mi z wydawnictwa,
z pozytywnymi recenzjami, informację, że moją propozycję ujęto w planie wydawniczym na rok 1983. Później
kolejny „sen zimowy”, już krótszy, aż wreszcie listonosz
przywiózł mi na rowerze paczkę zawierającą 20 egzemplarzy autorskich mojego tomiku! Wydawnictwo Śląsk
w Katowicach publikowało rocznie JEDEN tomik debiutanta, i to jeszcze z przerwami. W całej Polsce ukazywało się rocznie kilkanaście tomików debiutujących
poetów. I tak np. w 1982 roku wydawnictwa państwowe opublikowały 17 książek poetyckich młodych (choć
często posuniętych w latach) adeptów pióra: Wydawnic-
two Łódzkie – 4, Wydawnictwo Literackie – 3, Iskry – 2,
Ossolineum – 2, Wydawnictwo Ministerstwa Obrony
Narodowej, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza i Czytelnik – po jednym.
Czy to było normalne? Nie było! Powiecie: to inna
epoka, inne możliwości itd., i będziecie też mieli rację.
Skrajności są niebezpieczne. Trzeba by rozwijać ten temat, bo taki dyskusyjny, jak niekończącą się rolkę kredowego papieru – na którym drukuje się dzisiaj wiersze
– ale może innym razem... Na gorąco nasuwa się jednak
wniosek, że już starożytni mawiali o idealnym i najlepszym – złotym środku...
4
Tak się dziwnie składa, że ostatnio coraz częściej
(przez przypadek) zasiadam w szacownym gronie jurorów oceniających teksty nadesłane na konkursy literackie. Na zakończenie więc, by powyższe dywagacje okrasić przykładem prosto z życia, zacytuję fragment wiersza
lirycznego nadesłanego na konkurs poezji przez autorkę podpisaną godłem „Anna”:
(...) z dołu słychać gwar pikniku.
W gaju wciąż kukułka krzyczy.
Przy namiocie, na nocniku,
maluch swą cierpliwość ćwiczy.
Czego i Państwu serdecznie życzę, wszak cierpliwość
jest wielką cnotą (także poetów), którą trzeba latami ćwiczyć. No, może niekoniecznie na nocniku!
I n t e r p r e t a c j e
ROZMAITOŚCI
D
ni Województwa Śląskiego, podczas których
wystąpi Manu Chao, Tricky, Emir Kusturica? Pojawią się fascynujące spektakle teatralne? Znakomite
pulsujące reggae? Alternatywa? Muzyka świata?
Największe gwiazdy oraz muzyczne nadzieje na
przyszłość? To nie sen, to „Śląskie. Serce Europy”–
pisali w ulotce organizatorzy tegorocznej edycji
Dni. Imprezy odbywały się od 9 do 13 maja w Katowicach, Chorzowie, Sosnowcu, Częstochowie,
Bielsku-Białej oraz Rybniku. W sumie kilkadziesiąt
wydarzeń artystycznych. W Bielsku-Białej ich miejscem był Teatr Polski. Tu odbywały się warsztaty
i spektakle teatralne, muzyczne, taneczne. Z jednej
strony myślimy o odrębnej fizjonomii geograficznej,
cywilizacyjnej oraz kulturowej. Jednocześnie wpisani
jesteśmy w rytm i drżenie całego kontynentu, gdyż
stanowimy jedno nierozerwalne polis. Europa wygląda jak gigantyczną partytura, jak unikalny zapis
nutowy. Gdy spoglądamy na nią przez pryzmat
nocy, widzimy gigantyczną orkiestrę z oświetlonymi pulpitami miast, nad którymi widnieje chór
dźwięków. Muzyka jest wcześniejsza niż słowo
i ważniejsza, tak się wydaje, niż orkiestra.
F
abryka Silesia” – taki tytuł nosi nowy kwartalnik
wydawany w Katowicach przez tamtejszy Regionalny Ośrodek Kultury. Pierwszy jego numer uka-
„
zał się w maju. Liczy 100 stron, a tematyka dotyczy
spraw górnośląskich. Nasz kwartalnik poświęcony
będzie zagadnieniom szeroko pojmowanej kultury
i humanistyki na Górnym Śląsku, a szczególnie refleksji nad jej stanem, tożsamością i dokonującymi
się zmianami. Jego zadaniem będzie rozpoznawanie
i pogłębiona analiza fenomenu kulturowego regionu. Będzie to czasopismo przełamujące myślenie
o kulturze w kategoriach branżowych. Jego formuła będzie łączyła formy analityczne z eseistyką
i publicystyką. Kwartalnik będzie miał charakter
monograficzny, a pierwszy numer poświęcony
będzie wyborowi Kanonu Literatury Górnego Śląska – czytamy w redakcyjnej informacji. Pismo jest
sprzedawane, jego cena wynosi 10 zł, można je
znaleźć w sieciach dystrybucji (m.in. Empik i Ruch)
oraz zamówić internetowo u wydawcy.
26
maja w jasienickim Gminnym Ośrodku Kultury, mającym swoją siedzibę w Rudzicy,
Florian Kohut świętował 60. urodziny i 45-lecie
pracy twórczej. Przyjaciele artysty i miłośnicy jego
twórczości wypełnili niemałą salę. Były wspomnienia (m.in. poety i satyryka, rudzickiego sąsiada pana
Floriana – Juliusza Wątroby, który przygotował
również cały zestaw satyrycznych wierszyków),
popisy artystyczne, z tańcem brzucha włącznie.
I oczywiście mnóstwo życzeń. Florian Kohut (rocznik 1952) zajmuje się malarstwem plenerowym
(olej, pastel, akwarela). Dominującym od dawna
tematem jego twórczości jest strach polny, który
stał się rozpoznawalnym znakiem. W 1991 roku
stworzył autorską galerię Pod Strachem Polnym,
wymyślił i współorganizuje w rodzinnej Rudzicy
Dzień Stracha Polnego, wypełniony korowodami
tych mieszkańców naszych pól, występami miejscowych zespołów, koncertami i zabawą. Prace artysty
znajdują się w zbiorach prywatnych w Niemczech,
Holandii, Belgii, Wielkiej Brytanii, Szwecji, Danii,
Hiszpanii, Austrii, RPA, Maroku, Kanadzie, USA,
Japonii, Szwajcarii, we Włoszech, na Węgrzech
i Ukrainie oraz oczywiście w Polsce.
U
kazał się trzydziesty, poetycki tomik utworów
Juliusza Wątroby zatytułowany Błękity. Wydał
go Wydział Kultury i Sztuki Urzędu Miejskiego
w Bielsku-Białej. Uroczysta promocja odbyła się
5 czerwca w zamkowych salach bielskiego Mu-
R e l a c j e
zeum. Wydarzenie zgromadziło tłumy miłośników
twórczości poety, którzy wyrażali ogromne uznanie
dla jego znakomitej twórczości, a także wielką
sympatię do jego osoby. Był to zaiste wieczór pełen
wzruszeń – i to nie tylko dla Juliusza Wątroby, ale
chyba dla wszystkich jego gości. Błękity to trzydzieści pięć wierszy z lat 1983 – 2012 oraz cykl Spacer
sentymentalny – w nim urodzony i mieszkający
w Rudzicy poeta opisuje zakątki Bielska-Białej,
miasta, z którym związany jest od wielu, wielu lat
silnymi więzami. W spotkaniu z poetą uczestniczyli
prezydent Bielska-Białej Jacek Krywult i wójt gminy
Jasienica (do której należy Rudzica) Janusz Pierzyna. Wiersze z najnowszego zbioru czytał Tomasz
Drabek, a Krystyna Fuczik śpiewała skomponowane
przez siebie piosenki do wierszy poety.
Florian Kohut przy pracy
Paweł Kohut
P
o raz 13. odbył się Ogólnopolski Festiwalu Piosenki Aktorskiej „Śpiewanko”, organizowany
od 1999 roku przez Dom Kultury w Bielsku-Białej
Hałcnowie (14–15 czerwca), adresowany do utalentowanych młodych wykonawców. Zaprezentowało
się 34 solistów i 3 zespoły z miejscowości: Czeladź,
Woźniki, Pszczyna, Żnin, Włocławek, Pawłowice,
Tychy, Kraków, Knurów, Kobiór, Goczałkowice Zdrój,
Osielsko, Skoroszyce, Gniechowice, Tarnobrzeg,
Kowalewo Pomorskie, Bielsko-Biała. Nagrody
I n t e r p r e t a c j e
29
ROZMAITOŚCI
przyznano w kilku kategoriach, a główną, czyli
Beskidzką Okarynę – za znakomitą interpretację
piosenek – zdobyła Monika Mendrok-Mika z Goczałkowic Zdroju.
O
d 15 czerwca do 15 lipca w Galerii Akademickiej ATH prezentowana była wystawa Symetria
i asymetria, składająca się z trzynastu prac Marka
Sibinskiego i Pavla Alberta, wykładowców Wydziału
Artystycznego Uniwersytetu w Ostrawie. Wystawa
była realizowana w ramach projektu unijnego
„Tożsamość kulturowa regionu pogranicza polsko-czeskiego”. Artyści pokazali swoją twórczość
z ostatniego okresu, w technice druku cyfrowego.
Sibinski koncentruje się na graficznej interpretacji
figuracji, Albert swoje dzieła utrzymuje w ciemnej
tonacji kolorystycznej, wiążąc ją z materią graficzną.
Równocześnie pod hasłem Bielskie impresje w części promocyjnej galerii zostały zaprezentowane
prace studentów z ATH i z Uniwersytetu w Ostrawie,
uczestników warsztatów malarskich prowadzonych
przez prof. Ernesta Zawadę. Galeria Akademicka
ATH powstała w styczniu 2012 roku z inicjatywy
rektora Akademii prof. Ryszarda Barcika. Rozpoczęła swoją działalność wernisażem wystawy malarstwa prof. Jarosława Modzelewskiego. Mieści się
w budynku L, na terenie głównego kampusu, jest
kontynuacją działalności wcześniejszej uczelnianej
Galerii 3-2-0, prowadzonej przez Franciszka Dzidę.
Kuratorem GA jest prof. Ernest Zawada. Autorką
logo Galerii Akademickiej ATH jest Aneta Jakubczyk.
30
R e l a c j e
Wernisaż w Książnicy Beskidzkiej – Antoni Liszka z Barbarą Nowicką
i dyrektorem Bogdanem Kocurkiem
Szymon Broda
G
minny Ośrodek Kultury w Jeleśni gościł 22
czerwca uczestników 6. Konferencji Regionalistów Żywieckich, zorganizowanej przez Zarząd
Towarzystwa Miłośników Ziemi Żywieckiej oraz
jeleśniański GOK. Grażyna Patera przedstawiła
prezentację multimedialną Kultywowanie tradycji
regionalnych w Gminie Jeleśnia, do której materiały
przygotował Paweł Szewczyk. Bogdan Martyniak
wygłosił prelekcję Owczarstwo i szałaśnictwo – mity
i rzeczywistość. Podczas konferencji wręczono nagrodę Regionalisty Roku (przyznawaną przez Zarząd
TMZŻ), a otrzymała ją Maria Jafernik, kierowniczka
Zespołu Regionalnego Romanka z Sopotni Małej.
Uhonorowano twórców ludowych i nieprofesjonalnych, kapele, zespoły regionalne z całej gminy.
Na towarzyszącej spotkaniu ekspozycji pokazano
malarstwo Heleny Pająk, Teresy Szewczyk, Adama
Wróbla, Magdaleny Zawady, młodzieży z kółka
plastycznego przy GOK-u, rzeźbę Pawła Suchonia,
Marka Kochańskiego i Józefa Mentla, zabawkę ludową wykonywaną przez Mariana Łoboza i młodzież
w ramach projektu „Ocalić od zapomnienia – Folklor
naszego regionu”, zdobnictwo bibułkowe oraz
kroniki pisane przez Bronisława Grzegorzka. Na zakończenie w Starej Karczmie, przy muzyce góralskiej
wykonywanej przez Edwarda Byrtka, Przemysława
Ficka, Marcina Blachurę, Juliannę Adamek, Annę
Dunat i Annę Foję degustowano potrawy regionalne: swojskie ciasta, chleb ze smalcem, oscypki,
bundz, bryndzę i żurek jeleśniański.
114
malarskich wizerunków stolicy Podbeskidzia ma obecnie w swojej kolekcji mistrz
klasycznej sztuki portretowania pejzażu miejskiego
– Antoni Liszka. W ramach świętowania siedemsetlecia Bielska Książnica Beskidzka zgromadziła na
pierwszym piętrze swojej siedziby około trzydziestu
obrazów malarza na wystawie zatytułowanej Bielsko-Biała w akwareli (5–31 lipca). Spośród miast
polskich Antoni Liszka utrwalił pejzaże Krakowa,
Wieliczki, Kazimierza Dolnego, Zamościa, Lewina
Brzeskiego, Wrocławia, Zielonej Góry, Szczecina,
I n t e r p r e t a c j e
Świnoujścia i Gdańska. Jest także autorem pejzaży
górskich i morskich. Za granicą bielski akwarelista
najczęściej odwiedzał w artystycznych celach austriackie Mödling oraz stolicę kraju nad pięknym
modrym Dunajem. Z zawodu nauczyciel, był współtwórcą Nauczycielskiego Klubu Plastyków przy
Zarządzie Oddziału ZNP (1964) i jego długoletnim
prezesem. Uprawia również malarstwo sztalugowe
i grafikę komputerową, w której stosuje także przekształcone motywy akwarel. Jego obrazy znajdują
się w wielu zbiorach prywatnych i galeriach polskich
i europejskich, w Bielsku-Białej możemy je znaleźć
w galeriach Wzgórze i Pod Aniołami.
(S. Broda)
O
d 4 do 8 lipca w Cieszynie odbywała się trzecia
edycja interdyscyplinarnego Festiwalu Europejskich Szkół Artystycznych i Twórczości „Kręgi
Sztuki”, wypełniona wydarzeniami plastycznymi,
muzycznymi, teatralnymi i filmowymi, wykładami,
panelami, spotkaniami. Częścią „Kręgów Sztuki” był
7. Festiwal Filmowy „Wakacyjne Kadry”. W jego
programie znalazły się m.in. bloki tematyczne
poświęcone kinu duńskiemu, programom TVP
Kultura, prezentacji nowych filmów polskich czy
krótkiemu metrażowi. Były też wakacyjne kadry
dla najmłodszych.
D
zieła wybrane to tytuł wystawy Andrzeja Strumiłły prezentowanej w lipcu i sierpniu w galeriach MT, Baszta i Strzelnica Muzeum w Bielsku-Białej. Artysta realizował się z powodzeniem w niemal
wszystkich plastycznych dyscyplinach wizualnych:
malarstwie, rysunku, fotografii, rzeźbie, grafice,
wystawiennictwie, scenografii teatralnej i telewizyjnej, grafice projektowej oraz ilustracji książkowej.
Jest poetą i podróżnikiem, działa na rzecz rozwoju
kultury i ochrony krajobrazu północno-wschodniej
Polski. Interesuje się także aranżacją przestrzeni
i kształtowaniem krajobrazu. Wielokrotnie organizował wystawy i plenery, był też ich kuratorem.
Zaliczany jest do grona najwybitniejszych polskich
artystów. W Galerii MT pokazano malarstwo oraz
słynny cykl prac City, w Baszcie i Strzelnicy rysunki,
ilustracje książkowe oraz publikacje dotyczące
A. Strumiłły. Eksponaty pochodziły ze zbiorów własnych artysty oraz z kolekcji Edyty Wittchen (City).
O
d 28 lipca do 5 sierpnia trwał tegoroczny
Tydzień Kultury Beskidzkiej. Wystąpiło
ponad 100 zespołów na pięciu głównych i kilku
pomniejszych tzw. estradach (miejscowościach).
W odbywającym się w Żywcu w ramach TKB Festiwalu Folkloru Górali Polskich nagrodę główną,
Złote Żywieckie Serce, wywalczył Zespół Regionalny
Zespół Brenna z Brennej na Festiwalu Folkloru
Górali Polskich
Waldemar Kompała/www.kocurzonka.pl
Brenna im. Józefa Macha z Brennej za program
Wiesieli w chałupie u Moskałów. Srebrne Żywieckie Serce otrzymał Zespół Regionalny Sądeczanie
z Nowego Sącza, a Brązowe – Góralski Zespół
Regionalny Harnasie im. Anieli Gut-Stapińskiej
z Suchego. W konkursie startowało 19 grup. Wśród
uczestników tzw. małych form Złote Żywieckie
Serca komisja przyznała: kapeli Ludwika Młynarczyka z Lipnicy Wielkiej, żeńskiej grupie śpiewaczej
Jetelinka z Jaworzynki, instrumentaliście Edwardowi
Byrtkowi z Pewli Wielkiej, multiinstrumentaliście
Przemysławowi Fickowi z Jeleśni, śpiewaczce Zofii
Sordyl z Korbielowa, a w kategorii mistrz i uczeń
instrumentalistce Monice Wałach z Jaworzynki.
W Międzynarodowych Spotkaniach Folklorystycznych w Wiśle uczestniczyło 18 zespołów, w tym 15
zagranicznych. Grand Prix zdobyła rumuńska grupa
Cununa Apusenilor z Gilau.
(oprac. ms)
Galeria MT Muzeum w Bielsku-Białej: wystawa
prac Andrzeja Strumiłły
Alicja Migdał-Drost
R e l a c j e
I n t e r p r e t a c j e
31
REKOMENDACJE
BIELSKO-BIAŁA
Krystyna Pasterczyk – Alabaster, wystawa rzeźby
5–27 września, Galeria Bielska BWA
Informacje: Galeria Bielska BWA, ul. 3 Maja 11,
tel. 33-812-58-61, 33-812-41-19,
www.galeriabielska.pl, [email protected]
Z cyklu „Wokół grafiki”: Jadwiga Smykowska
– Drzeworyt
7 września – 30 grudnia, Galeria Baszta
i Galeria Strzelnica
Informacje: Muzeum w Bielsku-Białej,
ul. Wzgórze 16, tel. 33-822-06-56,
www.muzeum.bielsko.pl,
[email protected]
„Odkrywanie Bohúna” – gra miejska
(z okazji 190. rocznicy urodzin malarza)
29 września, przestrzeń miejska
Informacje: Muzeum w Bielsku-Białej,
ul. Wzgórze 16, tel. 33-822-06-56,
www.muzeum.bielsko.pl,
[email protected]
11. Spotkania Kabaretowe „Fermenty”
5–7 października, Bielskie Centrum Kultury,
klub Klimat
Informacje: Miejski Dom Kultury – Starobielski
Ośrodek Edukacji Kulturalnej,
tel. 602-529-103, www.fermenty.pl,
[email protected]
17. Festiwal Kompozytorów Polskich
im. Henryka Mikołaja Góreckiego
– Muzyka inspirowana górami
9–14 października, Bielskie Centrum Kultury,
kościół pw. św. Maksymiliana Kolbego,
Państwowa Ogólnokształcąca Szkoła Muzyczna
Informacje: Bielskie Centrum Kultury,
ul. J. Słowackiego 27, tel. 33-828-16-40,
www.bck.bielsko.pl, [email protected]
8. Międzynarodowy Festiwal Chórów
„Gaude Cantem”
19–21 października, aula Państwowej
Ogólnokształcącej Szkoły Muzycznej, kościoły
i domy kultury w Bielsku-Białej i miejscowościach
powiatu bielskiego
Informacje: Polski Związek Chórów i Orkiestr
Oddział Bielsko-Biała, ul. 1 Maja 8,
tel. 33-812-69-08, www.gaudecantem.pl,
[email protected]
10. Jazzowa Jesień w Bielsku-Białej – koncerty
polskich i światowych gwiazd jazzu
15–18 listopada, Dom Muzyki
Informacje: Bielskie Centrum Kultury,
ul. J. Słowackiego 27, tel. 33-828-16-40,
www.bck.bielsko.pl, [email protected]
Jan Karski – Człowiek przez duże „C” – wystawa
przygotowana przez Międzynarodowy Instytut
Dialogu i Tolerancji im. Jana Karskiego
w Rudzie Śląskiej
4–30 września, Książnica Beskidzka
Informacje: Książnica Beskidzka,
ul. J. Słowackiego 17a, tel. 33-822-82-21,
www.ksiaznica.bielsko.pl,
[email protected]
Stare miasto – prezentacja tomiku
Mirosława Bochenka
12 września, Książnica Beskidzka
Informacje: Książnica Beskidzka,
ul. J. Słowackiego 17a, tel. 33-822-82-21,
www.ksiaznica.bielsko.pl,
[email protected]
CIESZYN
Gramy w zielone. Odpowiedzialne projektowanie
– wystawa
10 sierpnia – 23 września, Zamek Cieszyn
Informacje: Zamek Cieszyn, ul. Zamkowa 3,
tel. 33-851-08-21, www.zamekcieszyn.pl,
[email protected]
Ze świętym obrazkiem przez życie – wystawa
21 lipca – 4 listopada, Muzeum Śląska
Cieszyńskiego
Informacje: Muzeum Śląska Cieszyńskiego,
ul. T. Regera 6, tel. 33-851-29-33,
www.muzeumcieszyn.pl,
[email protected]
K ATOWICE
9. Międzynarodowy Konkurs Dyrygentów
im. Grzegorza Fitelberga
16–25 listopada, Filharmonia Śląska
Informacje: Filharmonia Śląska, ul. Sokolska 2,
tel. 32-351-17-19, www.konkursfitelberg.pl,
[email protected]
RYBNIK
Międzynarodowy Dzień Muzyki, 10. Zjazd
Ogólnopolskiej Konfraterni Najstarszych Chórów
i Orkiestr Województwa Śląskiego i Zaolzia
30 września, Dom Kultury
Informacje: Dom Kultury w Rybniku
Niedobczycach, ul. Barbary 23,
tel. 32-433-10-65, www.dkniedobczyce.pl,
[email protected]
br z u ś n ik
21. Posiady Gawędziarskie
23. Konkurs Gry na Unikatowych
Instrumentach Ludowych
3–4, 11 listopada
Informacje: Regionalny Ośrodek Kultury
w Bielsku-Białej, ul. 1 Maja 8, tel. 33-822-05-93,
www.rok.bielsko.pl, [email protected]
Więcej informacji o imprezach
w województwie ­śląskim na stronie:
silesiakultura.pl
32
R e l a c j e
I n t e r p r e t a c j e
GALERIA
Leszek Buzderewicz
Fotograf ia
Leszek Buzderewicz, rocznik 1971. Mieszka i pracuje
w Bielsku-Białej. Operator obrazu, fotografik. Absolwent m.in. Akademii Filmu i Telewizji w Warszawie
(sztuka operatorska). Stypendysta Urzędu Marszałkowskiego Województwa Śląskiego (2007) i Miasta
Bielska-Białej (2007, 2011). Wykonał zdjęcia do kilkunastu fabuł krótkometrażowych i dokumentów. Lau-
reat m.in.: I nagrody na eMazing Short Films 2011
(To, co zostaje), II nagrody na Festivalu Artystycznym
My Śląsk 2010 (Silesia Video Art), głównej nagrody
Golden Smokie na Fairport Film Festiwal, Szkocja
2004 (The Canstory). Autor wielu wystaw fotograficznych indywidualnych i zbiorowych. Członek Stowarzyszenia Centrum Sztuki Kontrast.