Link do opowiadania!

Transkrypt

Link do opowiadania!
Niebo, choć pochmurne, nie dawało żadnej nadziei na deszcz.
Tim już od rana przeczuwał, że dzisiejszy dzień nie może
drzewami,
skończyć się szczęśliwie. Kawa zaparzona w tych samych
mieniącą się w oddali rzeczką i wijącą się na całej szerokości
proporcjach co zawsze, wydała mu się szczególnie gorzka,
równiny drogą stanową pokryty był szarawą poświatą
wprawiając go w humor bliski depresji. Gdy coś bowiem szło
znikającego pod pierzyną chmur słońca.
niezgodnie z planem, Tim, czerwony od złości, krzyczał na
Cały
krajobraz,
poprzecinany
pojedynczymi
W oddali, na tej właśnie drodze pojawił się jadący z wolna
wszystko, co akurat rzuciło mu się w oczy. Musicie wiedzieć,
oko
że Tim mieszkał sam. Nie krzyczał więc na żonę, której nigdy
dostrzegłoby długie na pół szyby pęknięcia i porysowaną
nie potrzebował, nie krzyczał też na dzieci, których, gdyby
karoserię. Pośrodku pustkowia taki widok mógł zdziwić,
miał, szczerze by nienawidził. Po prostu - nie lubił dzieci.
szczególnie, że tajemniczy kierowca postanowił zatrzymać się
Piskliwe, chaotyczne i z pewnością przeszkadzające w pracy. A
przy jednym z nielicznych tu drzew. Ze środka wysiadł
co jak co, ale pracę Tim cenił ponad wszystko.
samochód.
Był
to
jeep,
choć
co
wprawniejsze
mężczyzna. Niechlujny wygląd nadawał mu cechy podróżnika
Po pięciu latach studiowania ekonomii na Uniwersytecie
bez grosza przy duszy - nieogolona twarz, włosy sterczące we
Bostońskim, Tim zatrudnił się w jednym z osiedlowych
wszystkich możliwych kierunkach i ubranie wytarte niemalże
sklepików przy Panton Street, w Mildtown, u starego i ledwo
na całej powierzchni, tak że ciężko było stwierdzić, jaki
wypełniającego obowiązki właściciela - pana Therpany'ego.
pierwotnie miało kolor.
Tim zajął stanowisko głównego księgowego, choć tak
Wieku jego nie sposób było odgadnąć, czy to przez jego
naprawdę nie było tam innych księgowych. Therpany jednak
nonszalancki wygląd, czy też przez laskę, którą podpierał się
święcie wierzył, że posiadanie tego głównego doda prestiżu
przy każdym kroku.
dla jego małego biznesu.
***
Spytacie zapewne, dlaczego młody, dobrze zapowiadający się
Tim zatrudnił się u starego, niedołężnego Therpany'ego -
wielu ojców traktuje swoje dzieci. Nie płacił mu wprawdzie
zwłaszcza, że pracował dla niego za marne 3 dolary za
dużo, był bowiem przekonany - jak to ludzie żyjący w
godzinę. Jest kilka powodów, a każdy z nich równie
minionej epoce - że to nie pieniądze dają szczęście. Dobre
przebiegły. Przede wszystkim Tim wiedział, że właściciel jest
traktowanie w jego wykonaniu polegało na dzieleniu się
już bliski śmierci, a jedyny żyjący członek jego rodziny to syn,
dobrymi radami.
z którym, po wielu latach kłótni, stracił kontakt na dobre. Nikt,
- Wiedza jest skarbem - powtarzał jak mantrę – a ja nie mam
nawet najlepsi przyjaciele starca nie wiedzieli dokładnie, o co
nic cenniejszego.
się pokłócili. Choć nawet gdyby wiedzieli, to wzięliby tę
Nie ma się więc co dziwić młodemu Timowi, który widział
tajemnicę ze sobą do piachu, gdzie spoczywają od blisko
świat zupełnie inaczej niż staruszek, że tego typu wykłady
miesiąca.
doprowadzały go do białej gorączki.
Tim miał więc szczerą i, co trzeba przyznać, niebezpodstawną
Zatrudnienie się w sklepie miało też swoje zalety. Jako
nadzieję, że zdoła przekonać starca do oddania mu pieczy nad
księgowy słabo prosperującego sklepiku, Tim mógł poświęcać
sklepem. Niebezpodstawną, gdyż w tym czasie był dla niego
swój czas wszystkiemu, na co tylko miał ochotę. Najczęściej
najbliższym z żyjących jeszcze ludzi. Nie nazywajmy jednak
było to pisanie - problem w tym, że nikt z Therpany'em na
ich relacji przyjaźnią. Tim, jak to wśród młodych się zdarza,
czele nie wiedział, co młodzieniec tak skrupulatnie zapisuje w
traktował starca z obrzydzeniem, które umiejętnie chował za
swoim dużym, powypychanym wycinkami z gazet, zdjęciami i
sztucznym uśmiechem i niby uprzejmym głosem. Therpany
masą innych, czasami przedziwnych przedmiotów notatniku.
natomiast, jak to wśród staruszków się zdarza, nabierał się na
Właścicielowi sklepu czasami wydawało się, że to pamiętnik,
to, naiwnie starając się zapełnić pustkę, którą pozostawił po
czasami – że powieść, a każde kolejna teoria wydawała się
sobie jego syn. Po prawdzie traktował on Tima lepiej, niż
coraz bardziej niedorzeczne. Tajemnica ta została więc w
dalszym ciągu nierozwiązana. Wiadomym było jednak to, że
nieregularnych kształtach. W rzeczywistości jednak byli to
Tim najzwyczajniej lubił swoją pracę. Stanowisko głównego
skuleni w nienaturalnej pozycji ludzie - trzech ubranych w
księgowego w dwuosobowej firmie być może dla nas nie
pstrokate, być może karnawałowe stroje mężczyzn - których
wydaje się zbyt pociągające, ale Tim widział w tym jakąś
monotonny jęk bólu wypływał z trudem przez spuchnięte i
szczególną zaletę.
zakrwawione usta. Wieku ich, co oczywiste, nie można było z
***
całą pewnością określić, choć zaryzykowałbym stwierdzenie,
Tajemniczy kierowca zatrzymał się przy jednym z nielicznych
że osiągnęli już wiek emerytalny, co w tej części świata dawało
tu drzew, nieśpiesznie wysiadł i, podpierając się drewnianą
im około siedemdziesięciu lat.
laską z pozłacaną rączką, zrobił kilka kroków naprzód, splunął
Wyrzuceni na ziemię mężczyźni z trudem wyprostowali
na ziemię i z tylnej kieszeni przetartych bojówek wyciągnął
wszystkie kończyny. Nic w tym zaskakującego - spędzenie
najtańsze w tej okolicy papierosy. Buchnął dym, a nieznajomy
kilku godzin, jak im zdradziły zastygnięte kości, skulonym w
zachłysnął się powietrzem, które momentalnie wezbrało na
bagażniku, z komfortową podróżą nie miało nic wspólnego.
sile. Z wolna odwrócił się na pięcie i, nie wyjmując papierosa
Teraz jednak mieli większe zmartwienie, a był nim stojący z
z ust, podszedł do bagażnika porysowanego w niezwykły
wciąż tlącym się papierosem nieznajomy, któremu widok z
sposób samochodu. To, co z niego wyjął - a raczej, mówiąc
trudem
szczerze, wyrzucił z impetem - zakłóciło tego dnia spokojnie
niepohamowaną radość. To, kim jest ten człowiek, nie było dla
płynący czas na tym zapomnianym przez Boga odludziu. Przy
nich aż tak ważne. O wiele bardziej chcieli się dowiedzieć,
zachmurzonym niebie, gdzie słońce traciło swoją niezwykłą
czego on, do diabła, chce. I dlaczego znaleźli się właśnie tutaj?
moc odkrywania tego, co skryte, tajemnicze obiekty z
Jeden z trzech leżących na ziemi odzyskał jako taką
bagażnika mogły wydawać się kolorowymi workami o
świadomość sytuacji, w której znalazł się wraz ze swoimi
łapiących
dech
starców
najwyraźniej
sprawiał
przyjaciółmi. Teraz za wszelką cenę starał się przywołać we
swojego jeepa i zbierając w sobie wszelkie pokłady
wspomnieniach wczorajszy dzień. Niestety, bezskutecznie. To,
życzliwości, spytał niezwykle uprzejmym głosem:
co odnalazł w czeluściach swojej pamięci było jedną wielką
- To jak? Wyspaliście się, panowie?
czarną dziurą. Mgliste przebłyski, rozmyte wizje... Pamiętał
Cisza, która w tym momencie nastąpiła, była słyszalna tylko
bal, pamiętał też północ i szaleńczy taniec, pamiętał
dla nieznajomego. Dla innych, leżących na ziemi, cisza ta
niekończącą się kolejkę szampana, wiśniówki i ukrywaną
wydała
przed żoną piersiówkę. Gdy doszedł do ostatniego ze
(ambiwalentnych) myśli, których kontrast zbił całą trójkę z
wspomnień, serce momentalnie przyspieszyło rytmu. Co się
pantałyku.
stało z jego żoną? Ostatkiem sił otworzył rozżarzone, sklejone
- Widzę, że zaskoczyła was cała ta sceneria. Nic nie szkodzi,
powieki i rozejrzał się wokół. Nie było jej tutaj! Mężczyzna
są i na to sposoby. Pewnie zastanawiacie się, co tutaj robicie,
poczuł ulgę - skoro nie ma jej tutaj, to pewnie jest bezpieczna.
ale niepotrzebnie - już niedługo się o tym sami przekonacie.
Głęboko
Może papieroska?
odetchnął.
Teraz,
gdy
już
jego
myśli
się
się
krzykliwa
od
natłoku
przeróżnych
ustabilizowały i mógł bardziej skupić się na sytuacji obecnej,
Tutaj wyjął z kieszeni bojówek paczkę, w której znajdowały
niż na minionym wieczorze, chciał pomóc swoim, wciąż
się dwa ostatnie papierosy. Nie przejmując się tym, powiedział
jęczącym i rozgorączkowanym przyjaciołom.
tonem raczej żartobliwym, choć i tak nie wywołał tym
Nie trzeba być szczególnie bystrym, żeby dostrzec, że to
niczyjego uśmiechu:
nieznajomy, wciąż w milczeniu stojący nad sinymi od bólu
- No, głowę bym uciął, że jeszcze wczoraj była w połowie
mężczyznami,
pełna. Trudno, jakoś się, panowie, podzielicie. Prawda?
decydował
o
dalszym
biegu
wydarzeń.
Najwidoczniej znudzony widokiem bezradnych, leżących na
- Z całym szacunkiem - począł mówić ten, który jako pierwszy
plecach jak karaluchy starców, usiadł na otwartym bagażniku
odzyskał świadomość - ale co tu się, do diabła, wyprawia? Nie
chcemy palić, chcemy wrócić do domu.
Theodor, bo tak się ów staruszek nazywał, zawsze był
bezpośredni. W tej jednak sytuacji czekał na odpowiedni
o
waszym
wczorajszym
świętowaniu.
Pierwszy
raz
spotkaliśmy się jednak dopiero po północy, gdy przyszliście do
małej tawerny na Pearson Street ...
moment, żeby zabrać głos. Miał nadzieję jednak, że jego słowa
***
zabrzmią nieco łagodniej - co jak co, ale nie mógł sobie
Trójka przyjaciół - najstarszy i cieszący się ogromnym
pozwolić na zdenerwowanie nieznajomego.
szacunkiem Theodor, Tony i Thomas, weszli do małej tawerny
- Słusznie. - odpowiedział tajemniczy mężczyzna, nie
na Pearson Street. Bliżej prawdy byłoby określenie "wtoczyli
zwracając uwagi na gwałtowny ton Theodora - Niepotrzebnie
się jak huragan po wzgórzu", bo mimo widocznych trudności z
mydlę wam oczy grą wstępną. Przejdźmy więc do konkretów,
chodzeniem, bez problemu zdołali powywracać wszystkie
dobrze?
stojące im na drodze do szynkwasu stoły. Był to widok
Wszyscy trzej przyjaciele w pełni już odzyskali panowanie
niezwykły nie z tego powodu, że cała trójka była już posunięta
nad sobą. Utkwili swój wzrok w nieznajomym, a ich oczy
w latach, lecz z tego, że było ich tylko trzech. Od zawsze, jak
ujawniały największą ze słabości - strach.
cień, chodził za nimi Therpany - właściciel malutkiego
- O, tak. Przejdźmy do konkretów. - lękliwie powtórzył Tony,
sklepiku przy Panton Street. Młodzicy, jak to z nimi już bywa,
niezwykle niski, choć całkiem otyły staruszek, starając się
znaleźli dosyć trafne określenie grupki staruszków - na stałe
przerwać wypełniającą go czarnymi myślami ciszę.
przypięli im etykietkę "sparciałej czwórki". Choć obraźliwe,
- Doskonale. Tak więc - tutaj nieznajomy zaczął mówić
określenie to doskonale wskazuje, jak bardzo istnienie czwórki
wolniej niż zwykle, starając się, by każde słowo było łatwe do
zażyłych przyjaciół wpisało się w świadomość mieszkańców
przetrawienia dla podpartych o ziemię mężczyzn - dzisiaj
miasteczka Mildtown. Tym jednak razem Therpany'ego nie
mamy pierwszy stycznia. Nie muszę wam chyba przypominać
było z resztą grupy - intensywny okres noworoczny zmusił
właściciela sklepiku do pilnowania swojego przedsiębiorstwa.
na krześle.
Co ważne, Therpany nie był tylko właścicielem, ale i jedynym
Gdy ta wyjątkowo natrętna trójka zajmowała karczmarza, co
pracownikiem. Choć większość obowiązków wypełniał z
chwilę rzucając urywkowe rady co do sposobu nalewania piwa
przyjemnością, często opowiadał przyjaciołom, jak bardzo
i pogwizdując na przechodzące kelnerki, z tyłu sali, w
męczy go cała praca papierowa. Wspominał nawet na
wyjątkowo zacienionym miejscu, siedział nieznajomy. Nikt go
marginesie, że zamierza zatrudnić księgowego.
tutaj wcześniej nie widział - ani w tym lokalu, ani w całym
Niepełny skład "sparciałej czwórki", zawiedziony tak
Mildtown. Do tawerny przyjechał sam, kilka minut przed
szybkim nadejściem Nowego Roku, zarządził poprawiny.
północą. Zamówił u karczmarza jedno duże piwo i usiadł w
Tawerna, do której się wybrali, była ich ulubioną, choć
tym właśnie miejscu, z którego nie ruszył się aż do przybycia
nazywali tak każdą z trzech obecnych w Mildtown.
trójki staruszków. Teraz, wyraźnie zaciekawiony całym
Theodor, Tony i Thomas podeszli do karczmarza chwiejnym
zajściem,
przesiadł
się
do
znajdującego
się
najbliżej
krokiem, z impetem wspinając się na wysokie krzesła przy
szynkwasu stolika. Opuściwszy bezpiecznie skryte miejsce,
szynkwasie, i bełkocząc, przekrzykiwali jeden drugiego:
zacieniona sylwetka zmieniła się w młodego, niczym
- Wódki lej, wódki! - wykrzyknął Tony.
szczególnie nie wyróżniającego się mężczyznę. Jedną tylko
- Noc młoda, w tany czeba iść! Polej no pełny kufel,
cechą zwracał na siebie uwagę – przy każdym kroku podpierał
gospodarzu złoty! - zawtórował Theodor, przyjmując ton nader
się drewnianą laską z pozłacaną rączką.
wzniosły.
W każdej innej karczmie zwrócono by na nieznajomego
I tylko Thomas, mimo widocznego wysiłku, nie krzyknął nic,
uwagę. W tej jednak, gdzie trójka starszych panów zakłócała
opuścił tylko głowę na splecione na blacie ręce, i nie mogąc
jakikolwiek panujący tu wcześniej spokój, człowiek ten
powstrzymać spotęgowanej czkawki, raz po raz podskakiwał
pozostał wciąż niezauważony, choć od szynkwasu dzieliły go
raptem dwa metry. Najwidoczniej zadowolony z takiego stanu
siedzi sam i myśli, że mu to na dobre wyjdzie.
rzeczy nieznajomy usadowił się wygodnie na krześle. Podparł
Na te słowa i Theodor, i Thomas skinęli zasmuceni głowami,
prawą ręką głowę i delikatnie przechylił się w stronę grupki
pogrążając się w kilkuminutowej ciszy, którą co chwilę
przyjaciół,
wszystkie
przerywał nadal cierpiący na czkawkę Thomas. W tym czasie
wykrzykiwane, wyszeptywane czy też z trudem wybąkane
atmosfera zgęstniała na tyle, że cała trójka dobrowolnie i -
słowa.
można by ze zgryźliwością rzec - świadomie zrezygnowała z
- Za moich czasów, jaśnie panowie - rozpoczął wywód
dalszego picia. Wyszli więc z tawerny na zewnątrz, wymijając
siedzący do tej pory w ciszy Thomas, którego czkawka mimo
z trudem poprzewracane stoliki. Stojąc już na świeżym
wszystko nadal nie ustała - pieniądz nie był ważny. Hep!
powietrzu, rzucili po sobie przelotne spojrzenie, upewniając
Ludzie, a nawet baby, mieli wartości, ideały wręcz, że tak
się, że skład pozostał tak samo liczebny jak przedtem, i ruszyli
powiem. I gdzież to? Gdzie, pytam się!
gromadnie środkiem ulicy w stronę centrum miasteczka, na
- Ta! Ale wiedzcie, przyjaciele, że tylko my zostaliśmy coś
Panton Street.
by
jak
najdokładniej
wyłowić
warci. - powiedział Theodor - Jak odejdziemy, już nikt nie
Szli więc mozolnie, co chwilę wyśpiewując utwory z
będzie pamiętał o rzeczach wzniosłych. Ni jeden! Istna
szerokiego repertuaru pijackich piosenek, gdy do uszu
deprawacja, oto co zostanie!
Thomasa i Tony'ego dobiegł wyraźny, zgrzytliwy dźwięk
- Weźmy na przykład takiego Therpany'ego. - wtrącił Tony -
drewnianej laski i huk upadającego na ziemię ciała. Za ich
Dobry to chłop był, znał się i na piciu, i głowę do pieniędzy
plecami stał nieznajomy, którego napotkali wychodząc z
skądinąd miał, ale zawsze przyjaciół dobrych cenił. A teraz mu
tawerny, a pod jego nogami leżał z wykrzywioną twarzą - nie
pieniądzów wciąż za mało, tak że i przyjaciół zostawił dla
wiadomo, czy od nadmiaru alkoholu, czy od nagłego bólu -
biznesów. Miast noworocznie wypić tu z nami, w sklepiku
Theodor, pojękując z cicha. Zanim dwoje stojących jeszcze
starców zdążyło zorientować się w zaistniałej sytuacji,
najzwyczajniej uznałaby staruszków za pijanych w trupa.
nieznajomy skoczył w kierunku niskiego i otyłego Tony'ego,
***
Prawą ręką uderzył w splot słoneczny staruszka z taką mocą,
- I leżeliście tak na środku drogi, aż was zapakowałem do
że Tony upadł z impetem na ziemię co najmniej półtora metra
bagażnika.
dalej. Nieznajomy zaś, nie czekając ani chwili, podszedł do
nieznajomy - Muszę przyznać, że tak ciekawie Nowego Roku
trzęsącego
jeszcze nie obchodziłem. - mówiąc to, uśmiechnął się
się
ze
strachu
Thomasa
i
z
uśmiechem
rozpromieniającym całą twarz, rzekł łagodnym głosem:
- Spokojnie, jeszcze mnie polubisz. Zobaczysz!
Zanim jednak skończył mówić, zrobił delikatny zamach
-
skończył
opowiadanie
z
wyraźną
dumą
zawadiacko w stronę kompletnie zszokowanych staruszków.
Nie dręczyła ich już luka w pamięci, którą szczegółowo
uzupełnił
nieznajomy,
mieli
jednak
o
wiele
większe
drewnianą laską i pozłacaną rączką wycelował w staw
zmartwienie.
kolanowy staruszka, powodując zwichnięcie rzepki. Thomas
- Czy chcesz nas zabić? - spytał grubiutki Tony, wyraźnie
padł jak długi, krzycząc z bólu i oplatując rękoma
spocony z przerażenia. - Oddamy ci wszystko, co mamy, ale
kontuzjowane kolano. Przez załzawione oczy nie zobaczył
oszczędź nas. Błagam! - ostatnie słowo wyjęknął z taką
jednak nieznajomego, który nieśpiesznie podszedł do niego,
skruchą i żalem, że nawet dla swoich przyjaciół wydał się
stanął przy samej głowie, i momentalnie zmiażdżył twarz
żałosny. - To przynajmniej oszczędź tylko mnie! - zawył po
podeszwą swoich ciężkich traperów. Podeszwa ta była ostatnią
chwili pośpiesznie okropnym falsetem, nie widząc na twarzy
rzeczą, którą tej nocy zobaczył. Wzrok mu zmętniał i po chwili
nieznajomego ani śladu zlitowania.
całkowicie stracił świadomość. Trójka przyjaciół leżała więc
W tym właśnie momencie cała więź, która łączyła go z
bezładnie na środku ulicy w takiej pozycji, że gdyby nawet
przyjaciółmi, wieloletnia relacja, którą cenił ponad wszystko,
jakaś zagubiona dusza przetaczała się tędy akurat tej nocy,
znikła równie gwałtownie, co jakiekolwiek szanse na ocalenie.
-
O,
jakże
słuszna
uwaga!
-
zawołał
nieznajomy,
oczu Theodora:
błyskawicznie wyciągając z dużej kieszeni kurtki notes
- Oczywiście. Nie macie przecież wyboru. - zakończył gestem
podręczny i coś w nim skrupulatnie zapisując - to mi się z
głaskania kieszeni kurtki, w której widocznie odbijał się kontur
pewnością przyda. O tak, bardzo słuszna uwaga!
pistoletu.
Gdy skończył pisać, schował notes z powrotem na miejsce i
Trójka przyjaciół wzdrygnęła się gwałtownie, przeszyta
nadal promieniejąc radością, zwrócił się do całej trójki:
dreszczami. Napięcie najgorzej znosił Tony, którego ręce
- To teraz powiedzcie mi coś o sobie! Tylko szczerze, no
zaczęły drżeć niezwykle mocno.
wiecie, jak przyjacielowi. - Mówiąc "przyjacielowi" spojrzał
- Ale czemu, u licha, chcesz cokolwiek o nas wiedzieć? -
na Tony'ego tak niezwykle, że ten aż skulił się, ściskając
spytał najbardziej opanowany ze staruszków Theodor.
kurczowo ziemię. Był to wzrok, w którym radość, pogarda i
- Powiedzmy, że bez tego historia będzie wyjątkowo nudna i
duma mieszały się w widowiskowej wręcz dyfuzji emocji,
sztuczna.
która najwidoczniej przeszywała staruszka na wylot.
Tak niezwykła i abstrakcyjna odpowiedź zbiła całą trójkę z
- Za przeproszeniem, drogi panie - zaczął Theodor z rosnącym
tropu,
nadal
pozostawiając
tę
kwestię
niewyjaśnioną.
gniewem, choć nadal pamiętając o bolesnym doświadczeniu z
Zrozumieli jednak, że nic więcej od nieznajomego się nie
nieznajomym - ale przed chwilą opowiedziałeś nam, jak
dowiedzą.
bestialsko nas napadłeś i wywiozłeś w bagażniku na to
- Jestem Thomas - zaczął do tej pory milczący, widząc, że nic
pustkowie, a teraz chcesz, żeby traktować cię jak ...
lepszego zrobić nie może. - a to jest Theodor i ... Tony. -
przyjaciela?
wskazując na tego ostatniego zmrużył oschle oczy z wrogością
Nieznajomy uśmiechnął się mimowolnie w zamyśleniu,
- Mieszkamy w Mildtown, jak zdążyłeś zauważyć. Theodor
delikatnie marszcząc brwi, po czym rzekł wpatrzony w głębię
jest z nas wszystkich najstarszy i cieszy się największym
szacunkiem w naszym miasteczku. Ja ... no cóż, rzadko
Niech się nimi udławi!
zabieram głos, bo nie lubię gadać po próżnicy. Natomiast ten
- Wszędzie chodziliśmy razem, w czwórkę - przyłączył się
grubas nie wyróżnia się niczym, poza nadwagą.
Tony nieśmiało, licząc, że uda mu się zatrzeć złe wrażenie -
Gdy skończył, spojrzał zaciekawiony na nieznajomego,
młodziaki nawet zaczęli nas nazywać "sparciałą czwórką", ale
czekając na dalszy bieg wydarzeń, licząc najwyraźniej, że te
to dlatego, że byliśmy nierozłączni.
szczątkowe i, po prawdzie, mało wartościowe informacje
- A teraz woli pracować, zarabiać więcej, nawet kosztem
zaspokoją jego ciekawość.
przyjaźni. Może jak w końcu zatrudni jakiegoś pachołka, to
- Niesamowite! - odpowiedział ironicznie - Ale mnie ciekawi
wszystko wróci do normy, choć ja tam pewności nie mam. Ba,
wasza praca, rodzina, relacje.
co tam mu księgowy pomoże?
- Tylko ja jestem żonaty - dołączył się do opowiadania
Nieznajomy najwidoczniej podniecony mnogością ciekawych
Theodor - i mam czwórkę dzieci, wszystkie już powyjeżdżały
informacji wyciągnął po raz kolejny notes i w pośpiechu
za pracą poza granice Massachusetts. Tony jest od sześciu ...
zapisał i "sparciałą czwórkę", i Therpany'ego z księgowym.
nie, siedmiu lat wdowcem, a Thomas rozwiódł się raptem dwa
Wiedział, że z pewnością mu się jeszcze przydadzą.
lata temu. Wszyscy żyjemy z emerytury (nie to, co ten
***
Therpany) - dodał z cicha, przypominając sobie, że w tak
Therpany nie był w najlepszym humorze. Choć praca w tym
ważnym momencie jego kompania jest niekompletna. Uwaga
dniu, kilka godzin przed Nowym Rokiem owocowała
ta jednak nie umknęła uwadze nieznajomego.
kilkakrotnie większym zarobkiem niż w jakikolwiek inny
- Therpany, tak? A co to za jeden?
dzień w roku, no może poza Andrzejkami, to odkąd pamiętał,
- Nasz przyjaciel - powiedział Thomas - przynajmniej za
zawsze
takiego go mieliśmy. Ale widać, wybrał pieniądze zamiast nas.
przyjaciółmi. Teraz, gdy północ była tuż, tuż, i cały sklepik
Sylwestra
świętował
ze
swoimi
najlepszymi
znów opustoszał, Therpany pogrążył się w głębokim smutku.
czwórce" nauczyło go przede wszystkim tego, że libacja nigdy
- Z samego rana - postanowił w myślach - pobiegnę do nich,
nie kończy się przed wschodem słońca. Gdy wszedł do knajpy,
przeproszę, postawię kolejkę. Jestem im to winien.
mimowolnie rozejrzał się po całym wnętrzu i z radością
I gdy na jego starym, umieszczonym w rogu pokoju zegarze
stwierdził, że nic tu się nie zmieniło - ten sam karczmarz, te
wybiła północ, a za oknem niebo rozjaśniła feeria kolorów i
same stoły i ten sam zapach unosił się w powietrzu,
potężny hałas ogarnął całe miasteczko, Therpany stanął przy
przywołując wspomnienia spędzonych tu nocy. Therpany
oknie, napełnił kieliszek szampanem, podniósł uroczyście ku
podszedł do zmęczonego całonocną pracą właściciela i z
swojemu niewyraźnemu odbiciu w szybie i powiedział głosem
charakterystyczną sobie życzliwością rzekł:
na wpół radosnym, na wpół melancholijnym:
- Wszystkiego, co najlepsze, w Nowym Roku, gospodarzu
- Wesołego Nowego Roku, przyjacielu. Już kolejnego ... bliżej
drogi!
grobu.
- Dzięki, Therpany. Tobie również. Ale co cię tu sprowadza, u
Opróżnił zamaszyście cały kieliszek, upuścił go w zamyśleniu
licha, tak wcześnie? Zresztą, spóźniłeś się i tak. Twoi
na ziemię i gwałtownie zaniósł się żałosnym płaczem. Tak
przyjaciele wyszli jakieś trzy godziny temu.
właśnie przywitał Nowy Rok.
- A mówili, gdzie idą?
Gdy kolejny raz otworzył oczy, na zewnątrz już świtało.
Najwidoczniej zdrzemnął się chwilę; całe szczęście, że nie
miał w tym czasie klientów. Zgodnie z planem od razu ruszył
- Nawet gdyby, to nikt by tego nie zrozumiał. Przecież się
domyślasz, w jakim byli stanie.
Therpany zesmutniał na myśl, że w tym czasie on siedział
na podwórko w poszukiwaniu przyjaciół. Zamknął starannie
sam w swoim małym sklepiku.
drzwi do sklepu i szybkim krokiem skierował się do
- Oj, domyślam się. No trudno, zajrzę jeszcze do innych
najbliższej tawerny - kilka lat członkostwa w "sparciałej
tawern, w którejś przecież być muszą.
Poranek Nowego Roku spędził więc Therpany chodząc od
Domyślacie się, kim oni byli. Z tej odległości Therpany też już
tawerny do tawerny, w każdej słysząc, że jego przyjaciół tej
się domyślał, choć zmętniały wzrok pod wpływem nagłego
nocy tam nie było. Zmartwiony i wściekły na siebie, że
szoku jeszcze się pogorszył. W jakim byli stanie - nie widział,
dopuścił do takiego stanu rzeczy, począł wracać nieśpiesznie w
nie miał jednak odwagi podejść.
kierunku swojego sklepiku. To jednak, co spotkało go na
Stał tak jak słup na chodniku przy Panton Street, czekając na
Panton Street, odbijało się głośnym echem w jego sercu
coś, co uwolni go z tego stanu odrętwienia. Nic się jednak nie
jeszcze przez długi czas.
działo. Rozejrzał się po okolicy, szukając jakiejkolwiek
Postaram się opisać wam to z jak największą dokładnością -
pomocy, która nie nadchodziła z żadnej strony. Cała ulica
nie po to, żeby was przestraszyć, lecz aby uzmysłowić, jak
opustoszała
już
dawno,
pozostawiając
wielki lęk ogarnął Therpany'ego.
staruszkowi wyłącznie szum ciszy.
dygoczącemu
Idąc z wolna uliczką, przy której stał rząd małych sklepików,
W tak beznadziejnej sytuacji, w jakiej się znalazł, nie mógł
staruszek ujrzał z daleka na trawniku nieregularne cieliste
trwać wiecznie. Zrobił więc jeden krok, niepewnie, później
kształty. Jego słaby wzrok, dodatkowo zmętniały po ciężkiej
drugi, trzeci, i pobiegł pędem ku leżącym na ziemi
nocy, nie odróżniał poszczególnych elementów, więc Therpany
przyjaciołom. Zatrzymał się znów, tym razem w odległości
przyspieszył chód, starając się jak najszybciej rozwikłać
trzech metrów, a jego rozpacz przeobraziła się w strach i
zagadkę tajemniczych obiektów. Gdy zbliżył się na odległość
konsternację. Bezsprzecznie byli to jego przyjaciele - Theodor,
dziesięciu metrów, stanął jak wryty, jego serce momentalnie
Thomas i Tony, ułożeni od najwyższego do najniższego w
przyspieszyło bicia, zaczęło braknąć mu tchu. Rozmazany
jednej linii, jakby stojąc na baczność runęli bez ruchu na plecy,
kształt wyostrzył się, ukazując leżące na ziemi, całkowicie
z tą jedną różnicą, że pierwsi dwaj leżeli blisko siebie, niemal
nagie sylwetki trzech mężczyzn w podeszłym wieku.
stykając się barkami, Tony natomiast znajdował się jakieś pół
metra od nich. Jego ręka była ułożona poziomo do tułowia i
znów spojrzał na swoich przyjaciół, starając się w jakikolwiek
skierowana w kierunku pozostałych dwóch. Na zamkniętych
sposób odgadnąć przebieg nocnych wydarzeń. Wytężając
powiekach każdego z nich znajdowała się jednodolarówka, a w
wzrok, Therpany dostrzegł po chwili jakieś zdjęcie, leżące
lewej ręce każdy trzymał banknot - Theodor, leżący najbliżej
raptem metr od niego, w równej odległości pomiędzy nagimi
zalewającego
dłoni
ciałami a chodnikiem. Staruszek błyskawicznie skoczył w
studolarowy banknot, Thomas - dwudziestodolarowy, a Tony -
tamtym kierunku, chwycił zdjęcie i zamarł ze strachu.
pięciodolarowy. Ciała trójki staruszków były poczerwieniałe,
Fotografia przedstawiała "sparciałą czwórkę", ale w pełnym
czy to od dojmującego zimna, czy to od uderzeń, od których
składzie. Therpany dobrze pamiętał, kiedy zrobili to zdjęcie -
twarze zalały się krwią. W najgorszym stanie był jednak
dokładnie sześć lat temu, na Sylwestra. Chwilę przed
Thomas,
wykonaniem zdjęcia uroczyście poprzysięgli wspierać się
się
którego
wykrzywione,
a
łzami
prawe
twarz
Therpany'ego,
kolano
zmiażdżona
miał
było
w
nienaturalnie
jakimś
ciężkim
nawzajem w każdej sytuacji.
przedmiotem. Nie mogąc dłużej spoglądać na przyjaciół w tak
Zdjęcie przedstawiało czwórkę przyjaciół, z których każdy,
paskudnym stanie, nie mając też odwagi sprawdzić, czy
prócz oczywiście Therpany'ego, leżał w takiej samej kolejności
jeszcze żyją, Therpany zrobił dwa kroki wstecz, nie przestając
przed nim na ziemi. Ponadto sposób ułożenia trójki nagich
wyć z rozpaczy. Jedyną sensowną myślą, jaka wtedy zaświtała
staruszków był wierną kopią ich pozy na zdjęciu - ręka
w jego obciążonej do granic możliwości głowie, było
Tony'ego, leżąca poziomo względem tułowia, na zdjęciu była
zadzwonić po karetkę. Tak, koniecznie trzeba wezwać pomoc!
zarzucona na ramię Therpany'ego. Brak czwartego tłumaczył
Wyjął komórkę, wykręcił numer... ale cała rozmowa z centralą
też odstęp pomiędzy Tonym a pozostałą dwójką.
była dla niego tak mglista, że nawet nie pamiętał, o co go
Therpany rozwiązał zagadkę tajemniczego ułożenia ciał,
pytali. Schował komórkę do kieszeni wytartych jeansów i
choć cała sprawa wydała się teraz jeszcze bardziej zagmatwana
- dlaczego byli nadzy, co znaczą te pieniądze na ich powiekach
z każdej możliwej perspektywy i spisali raport. Therpany
i w dłoniach, dlaczego są w takim stanie i co będzie dalej?
usłyszał, żeby na czas rozwiązywania sprawy nie opuszczał
Therpany miał paraliżujące wrażenie, że cała ta sceneria jest
miejsca zamieszkania i że zaraz zjawią się detektywi. Miał
pewnego rodzaju zaszyfrowaną wiadomością dla niego - tylko
jednak dość wrażeń na dziś, szedł więc niespiesznie w
co tajemniczy oprawca chce mu przekazać? Czy ktoś czyha na
kierunku swojego małego sklepiku, znajdującego się około
jego życie?
dwudziestu metrów dalej. Gdy wszedł do środka, rzucił się
Gdy potok myśli zalewał nieprzerwanie nadwyrężony umysł
całym ciałem na stojący za ladą bujany fotel i tkwił tak, co
staruszka, na Panton Street rozległ się ogłuszający dźwięk
chwilę poskrzypując biegunami o zniszczoną podłogę. I
syreny i po chwili pojawił się pędzący ambulans.
myślał.
***
Nie będę was zanudzał rutynowo przeprowadzoną akcją,
dość wiedzieć, że sanitariusze byli równie mocno zaskoczeni
- I tak bujałem się na tym fotelu, pogrążony w myślach, drogi
tajemniczą scenerią, choć błyskawicznie ruszyli do udzielania
Timie. - powiedział Therpany z nutką goryczy w głosie - O,
pomocy. Pomocy jednak już nikt nie potrzebował - trójka
jakże chciałbym wymazać ten dzień z pamięci!
nagich staruszków, jak się później okazało, była martwa od
- A co się stało z mordercą? - spytał Tim podekscytowany
dwóch godzin. Przyczyna śmierci? Wciąż niewiadoma. Chwilę
niezwykłą, choć przeszywającą dreszczem historią.
później na Panton Street zjawił się również policyjny radiowóz
- Sprawę umorzono. - Therpany opuścił głowę i z żalem dodał
z dwójką młodych sierżantów, których rola była równie
- Za mało dowodów. Skubany znał się na fachu, bo pozacierał
przewidywalna, co sanitariuszy. Pytali kim są martwi
za sobą wszystkie ślady.
mężczyźni, jak do tego doszło, gdzie są ich ubrania i co w tym
- O Boże! Czyli nie można wykluczyć, że on nadal chodzi po
czasie robił Therpany? Zabezpieczyli teren, zrobili zdjęcia ciał
ulicach naszego miasteczka?
- Dokładnie! I dlatego, drogi Timie, lepiej nie ufać nikomu.
I rozmawiali tak dalej, rozmyślając o kruchości życia i
pedantem, którym za każdym razem wstrząsał widok
rozwalonych resztek jedzenia na podłodze. Czuł się więc w
największym skarbie, jakim jest przyjaźń.
obowiązku sprzątać również i ten pokój, za co Tim
- Muszę ci jednak z głębi serca podziękować, Timie - począł
odwdzięczał mu się nonszalanckim:
mówić głosem, w którym nie było już śladu goryczy - bo bez
- Niepotrzebnie się trudzisz, szefie.
ciebie chyba nie udźwignąłbym całej tej sytuacji. Pamiętam, że
Zamiatając drewnianą podłogę w biurze księgowego,
przez pierwsze dwa tygodnie po tym wydarzeniu, gdy byłem
Therpany starał się nie zwracać uwagi na nic, co należało do
całkowicie osamotniony, nie mogłem myśleć o niczym innym.
Tima. Bardzo cenił sobie prywatność, był również święcie
Wtedy właśnie pojawiłeś się ty z podaniem o pracę i od tamtej
przekonany, że każdy ma do niej niezbywalne prawo. Ale
pory wszystko było już lżejsze.
Therpany, poza umiłowaniem prywatność, był po prostu
***
ciekawski. Spoglądał więc co chwilę niedbale w kierunku
Ta sobota nie różniła się w żaden sposób od innych
półek z książkami, szuflady ze stojącą na niej lampką, stolika
wczesnowiosennych sobót. Therpany był w swoim sklepiku
umiejscowionego dokładnie pośrodku pokoju... i nagle jego
sam, pogrążony zamiataniem podłogi, półek i mebli, Tim
oczy utknęły na notatniku, leżącym w rogu biurka. To ten
bowiem pojechał do odległego o sto kilometrów Bostonu, żeby
notatnik, który Tim tak skrupulatnie zapisywał - powypychany
uzupełnić kończący się zapas produktów. Skończywszy
zdjęciami, wycinkami z gazet i Bóg wie czym jeszcze. Co
sprzątanie sklepu, Therpany jak zwykle udał się do biura Tima,
jednak zastanawiające, Tim nigdy, odkąd zaczął pracę w
by i tam zrobić porządek. Tim nigdy nie sprzątał swojego
sklepiku, przenigdy nie zostawił notatnika bez opieki. Za
pokoju, a bród, który znajdował się poza jego biurkiem, wcale
każdym razem, gdy Tim opuszczał sklep, chował go do torby, a
mu nie przeszkadzał. Therpany zaś był swego rodzaju
gdy szedł spać, zamykał go na klucz w jednej z biurkowych
szuflad. Teraz jednak notatnik ten leżał metr od Therpany'ego,
Therpany - singiel; jako jedyny wciąż pracujący - w sklepiku
tuż przed nosem, kusząc skrywaną przed światem tajemnicą.
na Panton Street - szuka księgowego; zamiłowanie do
- Nie! Nie mogę tego zrobić. To jego własność, jego sekret -
pieniędzy <potrzeba więcej danych>
ma do tego prawo. Ale... - zawahał się momentalnie - martwię
się o niego. Co jeśli ten notatnik ześle na niego nieszczęście?
Rzucę tylko okiem... uspokoję sumienie...
Podszedł dręczony wątpliwościami do biurka i nie podnosząc
notatnika, otworzył na chybił trafił, a serce w mgnieniu oka
Poniżej była narysowana strzałka, która odsyłała na
dwudziestą pierwszą stronę notatnika. Podekscytowany i
przerażony Therpany otworzył wskazane miejsce, w którym
było napisane:
stanęło mu w gardle. Pomiędzy otwarte strony włożone było
zdjęcie - to samo, które Therpany znalazł w pobliżu zabitych
Therpany nie był w najlepszym humorze. Choć praca w tym
przyjaciół. Na kartkach zaś było zapisane:
dniu, kilka godzin przed Nowym Rokiem owocowała
kilkakrotnie większym zarobkiem niż w jakikolwiek inny dzień
Theodor - najstarszy; cieszący się dużym uznaniem; żonaty z
w roku, no może poza Andrzejkami, to odkąd pamiętał, zawsze
czwórką dzieci - wszystkie wyjechały poza granice stanu.
Sylwestra świętował ze swoimi najlepszymi przyjaciółmi.
Teraz, gdy północ była tuż, tuż, i cały sklepik znów opustoszał,
Tony - gruby i niski; wdowiec od siedmiu lat; chętnie poświęci
Therpany pogrążył się w głębokim smutku.
przyjaciół, żeby ocalić życie.
A poniżej była relacja z całego pierwszego dnia Nowego
Thomas - rozwiedziony dwa lata temu; małomówny, ale śmiały
Roku - dnia, o którym Therpany tak pragnął zapomnieć. Nagle
Therpany uderzył ręką w czoło, uświadamiając sobie, że nie
dalej niż dwa tygodnie temu opowiedział o tym dniu Timowi,
się o skrzypiącą podłogę Tima oderwał go w prawdzie od
który słuchał tej opowieści z ogromnym zaciekawieniem,
lektury, ale zdecydowanie za późno. Tim stał już w drzwiach.
czasami tylko zapisując coś na małej samoprzylepnej
- I co powiesz o moim dziele, starcze? - spytał uśmiechnięty,
karteczce. Wtedy jednak staruszek nie zwrócił na to uwagi -
choć wyczuć można było oschłość w jego tonie.
był przecież pogrążony we wspomnieniach.
- Dziele? Timie, ty mnie przerażasz! - wykrzyknął
Zapominając już o całym świecie, Therpany jeszcze raz
rozdygotany staruszek, machając równie trzęsącymi się
otworzył notatnik na chybił trafił, a jego oczom ukazał się taki
rękoma - Co to wszystko ma znaczyć?
oto fragment:
- Jeszcze nie rozumiesz, głupcze? - głos jego zmienił się ze
spokojnego, na wyjątkowo ożywiony - Dzisiaj dokonam
Niebo, choć pochmurne, nie dawało żadnej nadziei na deszcz.
czegoś wielkiego - moje dzieło będzie kompletne, skończone.
Cały
drzewami,
O tak! Długo na to czekałem! Ale - znów zmieniając ton,
mieniącą się w oddali rzeczką i wijącą się na całej szerokości
spojrzał na staruszka z sympatią - poczekam jeszcze chwilę, by
równiny drogą stanową, pokryty był szarawą poświatą
móc ci wszystko wyjaśnić. Otwórz ostatnią stronę.
krajobraz,
poprzecinany
pojedynczymi
znikającego pod pierzyną chmur słońca.
Therpany posłusznie, choć z trudnością otworzył notatnik we
W oddali, na tej właśnie drodze pojawił się jadący z wolna
wskazanym miejscu.
samochód. Był to jeep...
- Czytaj! - krzyknął zniecierpliwiony Tim.
- Już, już. - odpowiedział, przełykając ślinę ze strachu.
Czytając w zamyśleniu, Therpany nie usłyszał ani
I zaczął czytać:
otwierających się drzwi do sklepu, ani wolnych kroków
zmierzających ku niemu. Odgłos kulejącego i podpierającego
Ta sobota nie różniła się w żaden sposób od innych
wczesnowiosennych sobót. Therpany był w swoim sklepiku
uciesze rolników.
sam, pogrążony zamiataniem podłogi, półek i mebli, Tim
- Miałem nie ufać nikomu - myślał w zamętach swojego
bowiem pojechał do odległego o sto kilometrów Bostonu, żeby
umysłu - a zaufałem mordercy moich przyjaciół. A zaufałem
uzupełnić kończący się zapas produktów. Skończywszy
jak synowi.
sprzątanie sklepu, Therpany jak zwykle udał się do biura Tima,
- Czy teraz już wszystko rozumiesz? - spytał nieczule Tim.
by i tam zrobić porządek...
- Powiedz mi tylko jedno. - wyszeptał rozedrganym głosem –
Dlaczego?!
I czytał tę opowieść dalej, aż do momentu, w którym Tim
- Hmm... - zamyślił się młodzieniec - bo jestem artystą. Jestem
stanął w drzwiach. Jednakże podczas czytania jego myśli
pisarzem, więc tworzę historie. Nie tworzę ludzi, bo ich jest aż
pulsowały w głowie, sprawiając ból niemalże fizyczny. To
nadmiar, nie tworzę też czasów - tak czynią nieudacznicy. Ja
wszystko było dla niego zbyt niepojęte.
odnajduję się w swoich czasach i wśród żyjących ludzi. I z tego
- Czy już rozumiesz? Wszystko zaplanowałem, aż do końca.
tworzę arcydzieło. Tworzę barwę z czegoś bezbarwnego; daję
A, właśnie - Tim sięgnął do kieszeni kurtki, z której wyjął
życie temu, co martwe. Bo jestem pisarzem - to mój obowiązek,
średniej wielkości notes - pewnie jesteś ciekaw, jakie będzie
moje rzemiosło.
zakończenie. Oto i ono.
I tym razem to Tim zaczął czytać, niespiesznie i wyraźnie:
Therpany patrzył na niego z osłupieniem, starając się
uporządkować wszystko w głowie, odzyskać choć poświatę
świadomości tego, co tu się dzieje. Ale nie zdołał.
Therpany powoli zaczął rozumieć, do czego zmierza cała ta
- Więc - zaczął Tim - jeśli już wszystko jasne, to pora kończyć
gra. Łzy zaczęły napełniać jego oczy, po czym zalały twarz
to opowiadanie. Żegnaj, drogi staruszku. - po czym dodał w
niczym życiodajny Nil, wylewający się jesienią na pola ku
myślach z dumą - Exegi monumentum tibi aere perennius.
Ostatnią rzeczą, jaką Therpany zobaczył w swoim życiu, była
połamaną kością skroniową, i poszła dalej. Nic nie
drewniana laska z pozłacaną rączką, do tej pory tak
zauważywszy, weszła do sklepu, przywitała się z właścicielem,
wzbudzająca zaciekawienie staruszka, teraz zaś zwiastująca
który zawsze przychodził jako pierwszy, powiesiła swój
zmierzch jego życia. Gdy Tim z całej siły uderzył poziomo
sweterek w szatni i usiadła za kasą. Tak właśnie Taith
rączką w skroń, Therpany poczuł tylko lekkie ukłucie, po czym
zaczynała każdy kolejny dzień.
padł nieprzytomny u nóg napastnika.
*****
***
Taith, kasjerka sklepu spożywczego na Panton Street, jak co
rano zmierzała do pracy. Codziennie o tej samej godzinie
wysiadała
na
tym
samym
przystanku
autobusowym,
wzdychała głośno, po czym, kierując się w stronę sklepu,
zadręczała się przeróżnymi myślami. Myślała wtedy o
długach, dojrzewającym synu, mężu, który ją zostawił, i o
trójce znalezionych dwa miesiące temu mężczyzn, nagich i
martwych. Idąc tak w zamyśleniu, Taith nie zauważyła, że na
Panton Street coś się nieznacznie zmieniło. Na trawniku,
pomiędzy chodnikiem a ciągnącym się szeregiem budynków,
leżał obiekt cielistego koloru. Taith jednak, nadal zagłębiona w
myślach, szła ze spuszczonym wzrokiem, minęła miejsce,
gdzie leżał całkowicie rozebrany, zakrwawiony staruszek z
*****
Tim Brown, trzydziestoczteroletni mieszkaniec Bostonu, z
zawodu
pisarz,
kończył
właśnie
tworzenie
nowego
opowiadania. W całej swojej pracy najbardziej lubił moment,
gdy po kilku tygodniach wzmożonego wysiłku kreślił na
samym dole kartki wielkimi literami napis "KONIEC",
odkładał cały stos maszynopisów na środku biurka i patrzył na
swoje dzieło z dumą. Od dawna marzyło mu się napisanie
opowiadania, w którym postawiłby siebie w roli głównego
bohatera, choć miał dziwne przeczucie, że niektórzy jego
czytelnicy uznają tę postać za czarny charakter. Tym się jednak
nie przejmował - liczyło się to, że naprawdę poczuł tę historię.
Czasami niemalże był pewny, że literacki Tim, tak samo jak
Therpany, Theodor, Thomas czy Tony, a nawet kasjerka Taith,
żyją naprawdę i czekają gdzieś w ukrytym przed światem
miasteczku Mildtown. Tim Brown śmiał się z tego uczucia, nie
dowierzając, jak łatwo oszukać poważny rozum czymś tak
infantylnym jak wyobraźnia.
KONIEC!

Podobne dokumenty