Link do opowiadania!
Transkrypt
Link do opowiadania!
Niebo, choć pochmurne, nie dawało żadnej nadziei na deszcz. Tim już od rana przeczuwał, że dzisiejszy dzień nie może drzewami, skończyć się szczęśliwie. Kawa zaparzona w tych samych mieniącą się w oddali rzeczką i wijącą się na całej szerokości proporcjach co zawsze, wydała mu się szczególnie gorzka, równiny drogą stanową pokryty był szarawą poświatą wprawiając go w humor bliski depresji. Gdy coś bowiem szło znikającego pod pierzyną chmur słońca. niezgodnie z planem, Tim, czerwony od złości, krzyczał na Cały krajobraz, poprzecinany pojedynczymi W oddali, na tej właśnie drodze pojawił się jadący z wolna wszystko, co akurat rzuciło mu się w oczy. Musicie wiedzieć, oko że Tim mieszkał sam. Nie krzyczał więc na żonę, której nigdy dostrzegłoby długie na pół szyby pęknięcia i porysowaną nie potrzebował, nie krzyczał też na dzieci, których, gdyby karoserię. Pośrodku pustkowia taki widok mógł zdziwić, miał, szczerze by nienawidził. Po prostu - nie lubił dzieci. szczególnie, że tajemniczy kierowca postanowił zatrzymać się Piskliwe, chaotyczne i z pewnością przeszkadzające w pracy. A przy jednym z nielicznych tu drzew. Ze środka wysiadł co jak co, ale pracę Tim cenił ponad wszystko. samochód. Był to jeep, choć co wprawniejsze mężczyzna. Niechlujny wygląd nadawał mu cechy podróżnika Po pięciu latach studiowania ekonomii na Uniwersytecie bez grosza przy duszy - nieogolona twarz, włosy sterczące we Bostońskim, Tim zatrudnił się w jednym z osiedlowych wszystkich możliwych kierunkach i ubranie wytarte niemalże sklepików przy Panton Street, w Mildtown, u starego i ledwo na całej powierzchni, tak że ciężko było stwierdzić, jaki wypełniającego obowiązki właściciela - pana Therpany'ego. pierwotnie miało kolor. Tim zajął stanowisko głównego księgowego, choć tak Wieku jego nie sposób było odgadnąć, czy to przez jego naprawdę nie było tam innych księgowych. Therpany jednak nonszalancki wygląd, czy też przez laskę, którą podpierał się święcie wierzył, że posiadanie tego głównego doda prestiżu przy każdym kroku. dla jego małego biznesu. *** Spytacie zapewne, dlaczego młody, dobrze zapowiadający się Tim zatrudnił się u starego, niedołężnego Therpany'ego - wielu ojców traktuje swoje dzieci. Nie płacił mu wprawdzie zwłaszcza, że pracował dla niego za marne 3 dolary za dużo, był bowiem przekonany - jak to ludzie żyjący w godzinę. Jest kilka powodów, a każdy z nich równie minionej epoce - że to nie pieniądze dają szczęście. Dobre przebiegły. Przede wszystkim Tim wiedział, że właściciel jest traktowanie w jego wykonaniu polegało na dzieleniu się już bliski śmierci, a jedyny żyjący członek jego rodziny to syn, dobrymi radami. z którym, po wielu latach kłótni, stracił kontakt na dobre. Nikt, - Wiedza jest skarbem - powtarzał jak mantrę – a ja nie mam nawet najlepsi przyjaciele starca nie wiedzieli dokładnie, o co nic cenniejszego. się pokłócili. Choć nawet gdyby wiedzieli, to wzięliby tę Nie ma się więc co dziwić młodemu Timowi, który widział tajemnicę ze sobą do piachu, gdzie spoczywają od blisko świat zupełnie inaczej niż staruszek, że tego typu wykłady miesiąca. doprowadzały go do białej gorączki. Tim miał więc szczerą i, co trzeba przyznać, niebezpodstawną Zatrudnienie się w sklepie miało też swoje zalety. Jako nadzieję, że zdoła przekonać starca do oddania mu pieczy nad księgowy słabo prosperującego sklepiku, Tim mógł poświęcać sklepem. Niebezpodstawną, gdyż w tym czasie był dla niego swój czas wszystkiemu, na co tylko miał ochotę. Najczęściej najbliższym z żyjących jeszcze ludzi. Nie nazywajmy jednak było to pisanie - problem w tym, że nikt z Therpany'em na ich relacji przyjaźnią. Tim, jak to wśród młodych się zdarza, czele nie wiedział, co młodzieniec tak skrupulatnie zapisuje w traktował starca z obrzydzeniem, które umiejętnie chował za swoim dużym, powypychanym wycinkami z gazet, zdjęciami i sztucznym uśmiechem i niby uprzejmym głosem. Therpany masą innych, czasami przedziwnych przedmiotów notatniku. natomiast, jak to wśród staruszków się zdarza, nabierał się na Właścicielowi sklepu czasami wydawało się, że to pamiętnik, to, naiwnie starając się zapełnić pustkę, którą pozostawił po czasami – że powieść, a każde kolejna teoria wydawała się sobie jego syn. Po prawdzie traktował on Tima lepiej, niż coraz bardziej niedorzeczne. Tajemnica ta została więc w dalszym ciągu nierozwiązana. Wiadomym było jednak to, że nieregularnych kształtach. W rzeczywistości jednak byli to Tim najzwyczajniej lubił swoją pracę. Stanowisko głównego skuleni w nienaturalnej pozycji ludzie - trzech ubranych w księgowego w dwuosobowej firmie być może dla nas nie pstrokate, być może karnawałowe stroje mężczyzn - których wydaje się zbyt pociągające, ale Tim widział w tym jakąś monotonny jęk bólu wypływał z trudem przez spuchnięte i szczególną zaletę. zakrwawione usta. Wieku ich, co oczywiste, nie można było z *** całą pewnością określić, choć zaryzykowałbym stwierdzenie, Tajemniczy kierowca zatrzymał się przy jednym z nielicznych że osiągnęli już wiek emerytalny, co w tej części świata dawało tu drzew, nieśpiesznie wysiadł i, podpierając się drewnianą im około siedemdziesięciu lat. laską z pozłacaną rączką, zrobił kilka kroków naprzód, splunął Wyrzuceni na ziemię mężczyźni z trudem wyprostowali na ziemię i z tylnej kieszeni przetartych bojówek wyciągnął wszystkie kończyny. Nic w tym zaskakującego - spędzenie najtańsze w tej okolicy papierosy. Buchnął dym, a nieznajomy kilku godzin, jak im zdradziły zastygnięte kości, skulonym w zachłysnął się powietrzem, które momentalnie wezbrało na bagażniku, z komfortową podróżą nie miało nic wspólnego. sile. Z wolna odwrócił się na pięcie i, nie wyjmując papierosa Teraz jednak mieli większe zmartwienie, a był nim stojący z z ust, podszedł do bagażnika porysowanego w niezwykły wciąż tlącym się papierosem nieznajomy, któremu widok z sposób samochodu. To, co z niego wyjął - a raczej, mówiąc trudem szczerze, wyrzucił z impetem - zakłóciło tego dnia spokojnie niepohamowaną radość. To, kim jest ten człowiek, nie było dla płynący czas na tym zapomnianym przez Boga odludziu. Przy nich aż tak ważne. O wiele bardziej chcieli się dowiedzieć, zachmurzonym niebie, gdzie słońce traciło swoją niezwykłą czego on, do diabła, chce. I dlaczego znaleźli się właśnie tutaj? moc odkrywania tego, co skryte, tajemnicze obiekty z Jeden z trzech leżących na ziemi odzyskał jako taką bagażnika mogły wydawać się kolorowymi workami o świadomość sytuacji, w której znalazł się wraz ze swoimi łapiących dech starców najwyraźniej sprawiał przyjaciółmi. Teraz za wszelką cenę starał się przywołać we swojego jeepa i zbierając w sobie wszelkie pokłady wspomnieniach wczorajszy dzień. Niestety, bezskutecznie. To, życzliwości, spytał niezwykle uprzejmym głosem: co odnalazł w czeluściach swojej pamięci było jedną wielką - To jak? Wyspaliście się, panowie? czarną dziurą. Mgliste przebłyski, rozmyte wizje... Pamiętał Cisza, która w tym momencie nastąpiła, była słyszalna tylko bal, pamiętał też północ i szaleńczy taniec, pamiętał dla nieznajomego. Dla innych, leżących na ziemi, cisza ta niekończącą się kolejkę szampana, wiśniówki i ukrywaną wydała przed żoną piersiówkę. Gdy doszedł do ostatniego ze (ambiwalentnych) myśli, których kontrast zbił całą trójkę z wspomnień, serce momentalnie przyspieszyło rytmu. Co się pantałyku. stało z jego żoną? Ostatkiem sił otworzył rozżarzone, sklejone - Widzę, że zaskoczyła was cała ta sceneria. Nic nie szkodzi, powieki i rozejrzał się wokół. Nie było jej tutaj! Mężczyzna są i na to sposoby. Pewnie zastanawiacie się, co tutaj robicie, poczuł ulgę - skoro nie ma jej tutaj, to pewnie jest bezpieczna. ale niepotrzebnie - już niedługo się o tym sami przekonacie. Głęboko Może papieroska? odetchnął. Teraz, gdy już jego myśli się się krzykliwa od natłoku przeróżnych ustabilizowały i mógł bardziej skupić się na sytuacji obecnej, Tutaj wyjął z kieszeni bojówek paczkę, w której znajdowały niż na minionym wieczorze, chciał pomóc swoim, wciąż się dwa ostatnie papierosy. Nie przejmując się tym, powiedział jęczącym i rozgorączkowanym przyjaciołom. tonem raczej żartobliwym, choć i tak nie wywołał tym Nie trzeba być szczególnie bystrym, żeby dostrzec, że to niczyjego uśmiechu: nieznajomy, wciąż w milczeniu stojący nad sinymi od bólu - No, głowę bym uciął, że jeszcze wczoraj była w połowie mężczyznami, pełna. Trudno, jakoś się, panowie, podzielicie. Prawda? decydował o dalszym biegu wydarzeń. Najwidoczniej znudzony widokiem bezradnych, leżących na - Z całym szacunkiem - począł mówić ten, który jako pierwszy plecach jak karaluchy starców, usiadł na otwartym bagażniku odzyskał świadomość - ale co tu się, do diabła, wyprawia? Nie chcemy palić, chcemy wrócić do domu. Theodor, bo tak się ów staruszek nazywał, zawsze był bezpośredni. W tej jednak sytuacji czekał na odpowiedni o waszym wczorajszym świętowaniu. Pierwszy raz spotkaliśmy się jednak dopiero po północy, gdy przyszliście do małej tawerny na Pearson Street ... moment, żeby zabrać głos. Miał nadzieję jednak, że jego słowa *** zabrzmią nieco łagodniej - co jak co, ale nie mógł sobie Trójka przyjaciół - najstarszy i cieszący się ogromnym pozwolić na zdenerwowanie nieznajomego. szacunkiem Theodor, Tony i Thomas, weszli do małej tawerny - Słusznie. - odpowiedział tajemniczy mężczyzna, nie na Pearson Street. Bliżej prawdy byłoby określenie "wtoczyli zwracając uwagi na gwałtowny ton Theodora - Niepotrzebnie się jak huragan po wzgórzu", bo mimo widocznych trudności z mydlę wam oczy grą wstępną. Przejdźmy więc do konkretów, chodzeniem, bez problemu zdołali powywracać wszystkie dobrze? stojące im na drodze do szynkwasu stoły. Był to widok Wszyscy trzej przyjaciele w pełni już odzyskali panowanie niezwykły nie z tego powodu, że cała trójka była już posunięta nad sobą. Utkwili swój wzrok w nieznajomym, a ich oczy w latach, lecz z tego, że było ich tylko trzech. Od zawsze, jak ujawniały największą ze słabości - strach. cień, chodził za nimi Therpany - właściciel malutkiego - O, tak. Przejdźmy do konkretów. - lękliwie powtórzył Tony, sklepiku przy Panton Street. Młodzicy, jak to z nimi już bywa, niezwykle niski, choć całkiem otyły staruszek, starając się znaleźli dosyć trafne określenie grupki staruszków - na stałe przerwać wypełniającą go czarnymi myślami ciszę. przypięli im etykietkę "sparciałej czwórki". Choć obraźliwe, - Doskonale. Tak więc - tutaj nieznajomy zaczął mówić określenie to doskonale wskazuje, jak bardzo istnienie czwórki wolniej niż zwykle, starając się, by każde słowo było łatwe do zażyłych przyjaciół wpisało się w świadomość mieszkańców przetrawienia dla podpartych o ziemię mężczyzn - dzisiaj miasteczka Mildtown. Tym jednak razem Therpany'ego nie mamy pierwszy stycznia. Nie muszę wam chyba przypominać było z resztą grupy - intensywny okres noworoczny zmusił właściciela sklepiku do pilnowania swojego przedsiębiorstwa. na krześle. Co ważne, Therpany nie był tylko właścicielem, ale i jedynym Gdy ta wyjątkowo natrętna trójka zajmowała karczmarza, co pracownikiem. Choć większość obowiązków wypełniał z chwilę rzucając urywkowe rady co do sposobu nalewania piwa przyjemnością, często opowiadał przyjaciołom, jak bardzo i pogwizdując na przechodzące kelnerki, z tyłu sali, w męczy go cała praca papierowa. Wspominał nawet na wyjątkowo zacienionym miejscu, siedział nieznajomy. Nikt go marginesie, że zamierza zatrudnić księgowego. tutaj wcześniej nie widział - ani w tym lokalu, ani w całym Niepełny skład "sparciałej czwórki", zawiedziony tak Mildtown. Do tawerny przyjechał sam, kilka minut przed szybkim nadejściem Nowego Roku, zarządził poprawiny. północą. Zamówił u karczmarza jedno duże piwo i usiadł w Tawerna, do której się wybrali, była ich ulubioną, choć tym właśnie miejscu, z którego nie ruszył się aż do przybycia nazywali tak każdą z trzech obecnych w Mildtown. trójki staruszków. Teraz, wyraźnie zaciekawiony całym Theodor, Tony i Thomas podeszli do karczmarza chwiejnym zajściem, przesiadł się do znajdującego się najbliżej krokiem, z impetem wspinając się na wysokie krzesła przy szynkwasu stolika. Opuściwszy bezpiecznie skryte miejsce, szynkwasie, i bełkocząc, przekrzykiwali jeden drugiego: zacieniona sylwetka zmieniła się w młodego, niczym - Wódki lej, wódki! - wykrzyknął Tony. szczególnie nie wyróżniającego się mężczyznę. Jedną tylko - Noc młoda, w tany czeba iść! Polej no pełny kufel, cechą zwracał na siebie uwagę – przy każdym kroku podpierał gospodarzu złoty! - zawtórował Theodor, przyjmując ton nader się drewnianą laską z pozłacaną rączką. wzniosły. W każdej innej karczmie zwrócono by na nieznajomego I tylko Thomas, mimo widocznego wysiłku, nie krzyknął nic, uwagę. W tej jednak, gdzie trójka starszych panów zakłócała opuścił tylko głowę na splecione na blacie ręce, i nie mogąc jakikolwiek panujący tu wcześniej spokój, człowiek ten powstrzymać spotęgowanej czkawki, raz po raz podskakiwał pozostał wciąż niezauważony, choć od szynkwasu dzieliły go raptem dwa metry. Najwidoczniej zadowolony z takiego stanu siedzi sam i myśli, że mu to na dobre wyjdzie. rzeczy nieznajomy usadowił się wygodnie na krześle. Podparł Na te słowa i Theodor, i Thomas skinęli zasmuceni głowami, prawą ręką głowę i delikatnie przechylił się w stronę grupki pogrążając się w kilkuminutowej ciszy, którą co chwilę przyjaciół, wszystkie przerywał nadal cierpiący na czkawkę Thomas. W tym czasie wykrzykiwane, wyszeptywane czy też z trudem wybąkane atmosfera zgęstniała na tyle, że cała trójka dobrowolnie i - słowa. można by ze zgryźliwością rzec - świadomie zrezygnowała z - Za moich czasów, jaśnie panowie - rozpoczął wywód dalszego picia. Wyszli więc z tawerny na zewnątrz, wymijając siedzący do tej pory w ciszy Thomas, którego czkawka mimo z trudem poprzewracane stoliki. Stojąc już na świeżym wszystko nadal nie ustała - pieniądz nie był ważny. Hep! powietrzu, rzucili po sobie przelotne spojrzenie, upewniając Ludzie, a nawet baby, mieli wartości, ideały wręcz, że tak się, że skład pozostał tak samo liczebny jak przedtem, i ruszyli powiem. I gdzież to? Gdzie, pytam się! gromadnie środkiem ulicy w stronę centrum miasteczka, na - Ta! Ale wiedzcie, przyjaciele, że tylko my zostaliśmy coś Panton Street. by jak najdokładniej wyłowić warci. - powiedział Theodor - Jak odejdziemy, już nikt nie Szli więc mozolnie, co chwilę wyśpiewując utwory z będzie pamiętał o rzeczach wzniosłych. Ni jeden! Istna szerokiego repertuaru pijackich piosenek, gdy do uszu deprawacja, oto co zostanie! Thomasa i Tony'ego dobiegł wyraźny, zgrzytliwy dźwięk - Weźmy na przykład takiego Therpany'ego. - wtrącił Tony - drewnianej laski i huk upadającego na ziemię ciała. Za ich Dobry to chłop był, znał się i na piciu, i głowę do pieniędzy plecami stał nieznajomy, którego napotkali wychodząc z skądinąd miał, ale zawsze przyjaciół dobrych cenił. A teraz mu tawerny, a pod jego nogami leżał z wykrzywioną twarzą - nie pieniądzów wciąż za mało, tak że i przyjaciół zostawił dla wiadomo, czy od nadmiaru alkoholu, czy od nagłego bólu - biznesów. Miast noworocznie wypić tu z nami, w sklepiku Theodor, pojękując z cicha. Zanim dwoje stojących jeszcze starców zdążyło zorientować się w zaistniałej sytuacji, najzwyczajniej uznałaby staruszków za pijanych w trupa. nieznajomy skoczył w kierunku niskiego i otyłego Tony'ego, *** Prawą ręką uderzył w splot słoneczny staruszka z taką mocą, - I leżeliście tak na środku drogi, aż was zapakowałem do że Tony upadł z impetem na ziemię co najmniej półtora metra bagażnika. dalej. Nieznajomy zaś, nie czekając ani chwili, podszedł do nieznajomy - Muszę przyznać, że tak ciekawie Nowego Roku trzęsącego jeszcze nie obchodziłem. - mówiąc to, uśmiechnął się się ze strachu Thomasa i z uśmiechem rozpromieniającym całą twarz, rzekł łagodnym głosem: - Spokojnie, jeszcze mnie polubisz. Zobaczysz! Zanim jednak skończył mówić, zrobił delikatny zamach - skończył opowiadanie z wyraźną dumą zawadiacko w stronę kompletnie zszokowanych staruszków. Nie dręczyła ich już luka w pamięci, którą szczegółowo uzupełnił nieznajomy, mieli jednak o wiele większe drewnianą laską i pozłacaną rączką wycelował w staw zmartwienie. kolanowy staruszka, powodując zwichnięcie rzepki. Thomas - Czy chcesz nas zabić? - spytał grubiutki Tony, wyraźnie padł jak długi, krzycząc z bólu i oplatując rękoma spocony z przerażenia. - Oddamy ci wszystko, co mamy, ale kontuzjowane kolano. Przez załzawione oczy nie zobaczył oszczędź nas. Błagam! - ostatnie słowo wyjęknął z taką jednak nieznajomego, który nieśpiesznie podszedł do niego, skruchą i żalem, że nawet dla swoich przyjaciół wydał się stanął przy samej głowie, i momentalnie zmiażdżył twarz żałosny. - To przynajmniej oszczędź tylko mnie! - zawył po podeszwą swoich ciężkich traperów. Podeszwa ta była ostatnią chwili pośpiesznie okropnym falsetem, nie widząc na twarzy rzeczą, którą tej nocy zobaczył. Wzrok mu zmętniał i po chwili nieznajomego ani śladu zlitowania. całkowicie stracił świadomość. Trójka przyjaciół leżała więc W tym właśnie momencie cała więź, która łączyła go z bezładnie na środku ulicy w takiej pozycji, że gdyby nawet przyjaciółmi, wieloletnia relacja, którą cenił ponad wszystko, jakaś zagubiona dusza przetaczała się tędy akurat tej nocy, znikła równie gwałtownie, co jakiekolwiek szanse na ocalenie. - O, jakże słuszna uwaga! - zawołał nieznajomy, oczu Theodora: błyskawicznie wyciągając z dużej kieszeni kurtki notes - Oczywiście. Nie macie przecież wyboru. - zakończył gestem podręczny i coś w nim skrupulatnie zapisując - to mi się z głaskania kieszeni kurtki, w której widocznie odbijał się kontur pewnością przyda. O tak, bardzo słuszna uwaga! pistoletu. Gdy skończył pisać, schował notes z powrotem na miejsce i Trójka przyjaciół wzdrygnęła się gwałtownie, przeszyta nadal promieniejąc radością, zwrócił się do całej trójki: dreszczami. Napięcie najgorzej znosił Tony, którego ręce - To teraz powiedzcie mi coś o sobie! Tylko szczerze, no zaczęły drżeć niezwykle mocno. wiecie, jak przyjacielowi. - Mówiąc "przyjacielowi" spojrzał - Ale czemu, u licha, chcesz cokolwiek o nas wiedzieć? - na Tony'ego tak niezwykle, że ten aż skulił się, ściskając spytał najbardziej opanowany ze staruszków Theodor. kurczowo ziemię. Był to wzrok, w którym radość, pogarda i - Powiedzmy, że bez tego historia będzie wyjątkowo nudna i duma mieszały się w widowiskowej wręcz dyfuzji emocji, sztuczna. która najwidoczniej przeszywała staruszka na wylot. Tak niezwykła i abstrakcyjna odpowiedź zbiła całą trójkę z - Za przeproszeniem, drogi panie - zaczął Theodor z rosnącym tropu, nadal pozostawiając tę kwestię niewyjaśnioną. gniewem, choć nadal pamiętając o bolesnym doświadczeniu z Zrozumieli jednak, że nic więcej od nieznajomego się nie nieznajomym - ale przed chwilą opowiedziałeś nam, jak dowiedzą. bestialsko nas napadłeś i wywiozłeś w bagażniku na to - Jestem Thomas - zaczął do tej pory milczący, widząc, że nic pustkowie, a teraz chcesz, żeby traktować cię jak ... lepszego zrobić nie może. - a to jest Theodor i ... Tony. - przyjaciela? wskazując na tego ostatniego zmrużył oschle oczy z wrogością Nieznajomy uśmiechnął się mimowolnie w zamyśleniu, - Mieszkamy w Mildtown, jak zdążyłeś zauważyć. Theodor delikatnie marszcząc brwi, po czym rzekł wpatrzony w głębię jest z nas wszystkich najstarszy i cieszy się największym szacunkiem w naszym miasteczku. Ja ... no cóż, rzadko Niech się nimi udławi! zabieram głos, bo nie lubię gadać po próżnicy. Natomiast ten - Wszędzie chodziliśmy razem, w czwórkę - przyłączył się grubas nie wyróżnia się niczym, poza nadwagą. Tony nieśmiało, licząc, że uda mu się zatrzeć złe wrażenie - Gdy skończył, spojrzał zaciekawiony na nieznajomego, młodziaki nawet zaczęli nas nazywać "sparciałą czwórką", ale czekając na dalszy bieg wydarzeń, licząc najwyraźniej, że te to dlatego, że byliśmy nierozłączni. szczątkowe i, po prawdzie, mało wartościowe informacje - A teraz woli pracować, zarabiać więcej, nawet kosztem zaspokoją jego ciekawość. przyjaźni. Może jak w końcu zatrudni jakiegoś pachołka, to - Niesamowite! - odpowiedział ironicznie - Ale mnie ciekawi wszystko wróci do normy, choć ja tam pewności nie mam. Ba, wasza praca, rodzina, relacje. co tam mu księgowy pomoże? - Tylko ja jestem żonaty - dołączył się do opowiadania Nieznajomy najwidoczniej podniecony mnogością ciekawych Theodor - i mam czwórkę dzieci, wszystkie już powyjeżdżały informacji wyciągnął po raz kolejny notes i w pośpiechu za pracą poza granice Massachusetts. Tony jest od sześciu ... zapisał i "sparciałą czwórkę", i Therpany'ego z księgowym. nie, siedmiu lat wdowcem, a Thomas rozwiódł się raptem dwa Wiedział, że z pewnością mu się jeszcze przydadzą. lata temu. Wszyscy żyjemy z emerytury (nie to, co ten *** Therpany) - dodał z cicha, przypominając sobie, że w tak Therpany nie był w najlepszym humorze. Choć praca w tym ważnym momencie jego kompania jest niekompletna. Uwaga dniu, kilka godzin przed Nowym Rokiem owocowała ta jednak nie umknęła uwadze nieznajomego. kilkakrotnie większym zarobkiem niż w jakikolwiek inny - Therpany, tak? A co to za jeden? dzień w roku, no może poza Andrzejkami, to odkąd pamiętał, - Nasz przyjaciel - powiedział Thomas - przynajmniej za zawsze takiego go mieliśmy. Ale widać, wybrał pieniądze zamiast nas. przyjaciółmi. Teraz, gdy północ była tuż, tuż, i cały sklepik Sylwestra świętował ze swoimi najlepszymi znów opustoszał, Therpany pogrążył się w głębokim smutku. czwórce" nauczyło go przede wszystkim tego, że libacja nigdy - Z samego rana - postanowił w myślach - pobiegnę do nich, nie kończy się przed wschodem słońca. Gdy wszedł do knajpy, przeproszę, postawię kolejkę. Jestem im to winien. mimowolnie rozejrzał się po całym wnętrzu i z radością I gdy na jego starym, umieszczonym w rogu pokoju zegarze stwierdził, że nic tu się nie zmieniło - ten sam karczmarz, te wybiła północ, a za oknem niebo rozjaśniła feeria kolorów i same stoły i ten sam zapach unosił się w powietrzu, potężny hałas ogarnął całe miasteczko, Therpany stanął przy przywołując wspomnienia spędzonych tu nocy. Therpany oknie, napełnił kieliszek szampanem, podniósł uroczyście ku podszedł do zmęczonego całonocną pracą właściciela i z swojemu niewyraźnemu odbiciu w szybie i powiedział głosem charakterystyczną sobie życzliwością rzekł: na wpół radosnym, na wpół melancholijnym: - Wszystkiego, co najlepsze, w Nowym Roku, gospodarzu - Wesołego Nowego Roku, przyjacielu. Już kolejnego ... bliżej drogi! grobu. - Dzięki, Therpany. Tobie również. Ale co cię tu sprowadza, u Opróżnił zamaszyście cały kieliszek, upuścił go w zamyśleniu licha, tak wcześnie? Zresztą, spóźniłeś się i tak. Twoi na ziemię i gwałtownie zaniósł się żałosnym płaczem. Tak przyjaciele wyszli jakieś trzy godziny temu. właśnie przywitał Nowy Rok. - A mówili, gdzie idą? Gdy kolejny raz otworzył oczy, na zewnątrz już świtało. Najwidoczniej zdrzemnął się chwilę; całe szczęście, że nie miał w tym czasie klientów. Zgodnie z planem od razu ruszył - Nawet gdyby, to nikt by tego nie zrozumiał. Przecież się domyślasz, w jakim byli stanie. Therpany zesmutniał na myśl, że w tym czasie on siedział na podwórko w poszukiwaniu przyjaciół. Zamknął starannie sam w swoim małym sklepiku. drzwi do sklepu i szybkim krokiem skierował się do - Oj, domyślam się. No trudno, zajrzę jeszcze do innych najbliższej tawerny - kilka lat członkostwa w "sparciałej tawern, w którejś przecież być muszą. Poranek Nowego Roku spędził więc Therpany chodząc od Domyślacie się, kim oni byli. Z tej odległości Therpany też już tawerny do tawerny, w każdej słysząc, że jego przyjaciół tej się domyślał, choć zmętniały wzrok pod wpływem nagłego nocy tam nie było. Zmartwiony i wściekły na siebie, że szoku jeszcze się pogorszył. W jakim byli stanie - nie widział, dopuścił do takiego stanu rzeczy, począł wracać nieśpiesznie w nie miał jednak odwagi podejść. kierunku swojego sklepiku. To jednak, co spotkało go na Stał tak jak słup na chodniku przy Panton Street, czekając na Panton Street, odbijało się głośnym echem w jego sercu coś, co uwolni go z tego stanu odrętwienia. Nic się jednak nie jeszcze przez długi czas. działo. Rozejrzał się po okolicy, szukając jakiejkolwiek Postaram się opisać wam to z jak największą dokładnością - pomocy, która nie nadchodziła z żadnej strony. Cała ulica nie po to, żeby was przestraszyć, lecz aby uzmysłowić, jak opustoszała już dawno, pozostawiając wielki lęk ogarnął Therpany'ego. staruszkowi wyłącznie szum ciszy. dygoczącemu Idąc z wolna uliczką, przy której stał rząd małych sklepików, W tak beznadziejnej sytuacji, w jakiej się znalazł, nie mógł staruszek ujrzał z daleka na trawniku nieregularne cieliste trwać wiecznie. Zrobił więc jeden krok, niepewnie, później kształty. Jego słaby wzrok, dodatkowo zmętniały po ciężkiej drugi, trzeci, i pobiegł pędem ku leżącym na ziemi nocy, nie odróżniał poszczególnych elementów, więc Therpany przyjaciołom. Zatrzymał się znów, tym razem w odległości przyspieszył chód, starając się jak najszybciej rozwikłać trzech metrów, a jego rozpacz przeobraziła się w strach i zagadkę tajemniczych obiektów. Gdy zbliżył się na odległość konsternację. Bezsprzecznie byli to jego przyjaciele - Theodor, dziesięciu metrów, stanął jak wryty, jego serce momentalnie Thomas i Tony, ułożeni od najwyższego do najniższego w przyspieszyło bicia, zaczęło braknąć mu tchu. Rozmazany jednej linii, jakby stojąc na baczność runęli bez ruchu na plecy, kształt wyostrzył się, ukazując leżące na ziemi, całkowicie z tą jedną różnicą, że pierwsi dwaj leżeli blisko siebie, niemal nagie sylwetki trzech mężczyzn w podeszłym wieku. stykając się barkami, Tony natomiast znajdował się jakieś pół metra od nich. Jego ręka była ułożona poziomo do tułowia i znów spojrzał na swoich przyjaciół, starając się w jakikolwiek skierowana w kierunku pozostałych dwóch. Na zamkniętych sposób odgadnąć przebieg nocnych wydarzeń. Wytężając powiekach każdego z nich znajdowała się jednodolarówka, a w wzrok, Therpany dostrzegł po chwili jakieś zdjęcie, leżące lewej ręce każdy trzymał banknot - Theodor, leżący najbliżej raptem metr od niego, w równej odległości pomiędzy nagimi zalewającego dłoni ciałami a chodnikiem. Staruszek błyskawicznie skoczył w studolarowy banknot, Thomas - dwudziestodolarowy, a Tony - tamtym kierunku, chwycił zdjęcie i zamarł ze strachu. pięciodolarowy. Ciała trójki staruszków były poczerwieniałe, Fotografia przedstawiała "sparciałą czwórkę", ale w pełnym czy to od dojmującego zimna, czy to od uderzeń, od których składzie. Therpany dobrze pamiętał, kiedy zrobili to zdjęcie - twarze zalały się krwią. W najgorszym stanie był jednak dokładnie sześć lat temu, na Sylwestra. Chwilę przed Thomas, wykonaniem zdjęcia uroczyście poprzysięgli wspierać się się którego wykrzywione, a łzami prawe twarz Therpany'ego, kolano zmiażdżona miał było w nienaturalnie jakimś ciężkim nawzajem w każdej sytuacji. przedmiotem. Nie mogąc dłużej spoglądać na przyjaciół w tak Zdjęcie przedstawiało czwórkę przyjaciół, z których każdy, paskudnym stanie, nie mając też odwagi sprawdzić, czy prócz oczywiście Therpany'ego, leżał w takiej samej kolejności jeszcze żyją, Therpany zrobił dwa kroki wstecz, nie przestając przed nim na ziemi. Ponadto sposób ułożenia trójki nagich wyć z rozpaczy. Jedyną sensowną myślą, jaka wtedy zaświtała staruszków był wierną kopią ich pozy na zdjęciu - ręka w jego obciążonej do granic możliwości głowie, było Tony'ego, leżąca poziomo względem tułowia, na zdjęciu była zadzwonić po karetkę. Tak, koniecznie trzeba wezwać pomoc! zarzucona na ramię Therpany'ego. Brak czwartego tłumaczył Wyjął komórkę, wykręcił numer... ale cała rozmowa z centralą też odstęp pomiędzy Tonym a pozostałą dwójką. była dla niego tak mglista, że nawet nie pamiętał, o co go Therpany rozwiązał zagadkę tajemniczego ułożenia ciał, pytali. Schował komórkę do kieszeni wytartych jeansów i choć cała sprawa wydała się teraz jeszcze bardziej zagmatwana - dlaczego byli nadzy, co znaczą te pieniądze na ich powiekach z każdej możliwej perspektywy i spisali raport. Therpany i w dłoniach, dlaczego są w takim stanie i co będzie dalej? usłyszał, żeby na czas rozwiązywania sprawy nie opuszczał Therpany miał paraliżujące wrażenie, że cała ta sceneria jest miejsca zamieszkania i że zaraz zjawią się detektywi. Miał pewnego rodzaju zaszyfrowaną wiadomością dla niego - tylko jednak dość wrażeń na dziś, szedł więc niespiesznie w co tajemniczy oprawca chce mu przekazać? Czy ktoś czyha na kierunku swojego małego sklepiku, znajdującego się około jego życie? dwudziestu metrów dalej. Gdy wszedł do środka, rzucił się Gdy potok myśli zalewał nieprzerwanie nadwyrężony umysł całym ciałem na stojący za ladą bujany fotel i tkwił tak, co staruszka, na Panton Street rozległ się ogłuszający dźwięk chwilę poskrzypując biegunami o zniszczoną podłogę. I syreny i po chwili pojawił się pędzący ambulans. myślał. *** Nie będę was zanudzał rutynowo przeprowadzoną akcją, dość wiedzieć, że sanitariusze byli równie mocno zaskoczeni - I tak bujałem się na tym fotelu, pogrążony w myślach, drogi tajemniczą scenerią, choć błyskawicznie ruszyli do udzielania Timie. - powiedział Therpany z nutką goryczy w głosie - O, pomocy. Pomocy jednak już nikt nie potrzebował - trójka jakże chciałbym wymazać ten dzień z pamięci! nagich staruszków, jak się później okazało, była martwa od - A co się stało z mordercą? - spytał Tim podekscytowany dwóch godzin. Przyczyna śmierci? Wciąż niewiadoma. Chwilę niezwykłą, choć przeszywającą dreszczem historią. później na Panton Street zjawił się również policyjny radiowóz - Sprawę umorzono. - Therpany opuścił głowę i z żalem dodał z dwójką młodych sierżantów, których rola była równie - Za mało dowodów. Skubany znał się na fachu, bo pozacierał przewidywalna, co sanitariuszy. Pytali kim są martwi za sobą wszystkie ślady. mężczyźni, jak do tego doszło, gdzie są ich ubrania i co w tym - O Boże! Czyli nie można wykluczyć, że on nadal chodzi po czasie robił Therpany? Zabezpieczyli teren, zrobili zdjęcia ciał ulicach naszego miasteczka? - Dokładnie! I dlatego, drogi Timie, lepiej nie ufać nikomu. I rozmawiali tak dalej, rozmyślając o kruchości życia i pedantem, którym za każdym razem wstrząsał widok rozwalonych resztek jedzenia na podłodze. Czuł się więc w największym skarbie, jakim jest przyjaźń. obowiązku sprzątać również i ten pokój, za co Tim - Muszę ci jednak z głębi serca podziękować, Timie - począł odwdzięczał mu się nonszalanckim: mówić głosem, w którym nie było już śladu goryczy - bo bez - Niepotrzebnie się trudzisz, szefie. ciebie chyba nie udźwignąłbym całej tej sytuacji. Pamiętam, że Zamiatając drewnianą podłogę w biurze księgowego, przez pierwsze dwa tygodnie po tym wydarzeniu, gdy byłem Therpany starał się nie zwracać uwagi na nic, co należało do całkowicie osamotniony, nie mogłem myśleć o niczym innym. Tima. Bardzo cenił sobie prywatność, był również święcie Wtedy właśnie pojawiłeś się ty z podaniem o pracę i od tamtej przekonany, że każdy ma do niej niezbywalne prawo. Ale pory wszystko było już lżejsze. Therpany, poza umiłowaniem prywatność, był po prostu *** ciekawski. Spoglądał więc co chwilę niedbale w kierunku Ta sobota nie różniła się w żaden sposób od innych półek z książkami, szuflady ze stojącą na niej lampką, stolika wczesnowiosennych sobót. Therpany był w swoim sklepiku umiejscowionego dokładnie pośrodku pokoju... i nagle jego sam, pogrążony zamiataniem podłogi, półek i mebli, Tim oczy utknęły na notatniku, leżącym w rogu biurka. To ten bowiem pojechał do odległego o sto kilometrów Bostonu, żeby notatnik, który Tim tak skrupulatnie zapisywał - powypychany uzupełnić kończący się zapas produktów. Skończywszy zdjęciami, wycinkami z gazet i Bóg wie czym jeszcze. Co sprzątanie sklepu, Therpany jak zwykle udał się do biura Tima, jednak zastanawiające, Tim nigdy, odkąd zaczął pracę w by i tam zrobić porządek. Tim nigdy nie sprzątał swojego sklepiku, przenigdy nie zostawił notatnika bez opieki. Za pokoju, a bród, który znajdował się poza jego biurkiem, wcale każdym razem, gdy Tim opuszczał sklep, chował go do torby, a mu nie przeszkadzał. Therpany zaś był swego rodzaju gdy szedł spać, zamykał go na klucz w jednej z biurkowych szuflad. Teraz jednak notatnik ten leżał metr od Therpany'ego, Therpany - singiel; jako jedyny wciąż pracujący - w sklepiku tuż przed nosem, kusząc skrywaną przed światem tajemnicą. na Panton Street - szuka księgowego; zamiłowanie do - Nie! Nie mogę tego zrobić. To jego własność, jego sekret - pieniędzy <potrzeba więcej danych> ma do tego prawo. Ale... - zawahał się momentalnie - martwię się o niego. Co jeśli ten notatnik ześle na niego nieszczęście? Rzucę tylko okiem... uspokoję sumienie... Podszedł dręczony wątpliwościami do biurka i nie podnosząc notatnika, otworzył na chybił trafił, a serce w mgnieniu oka Poniżej była narysowana strzałka, która odsyłała na dwudziestą pierwszą stronę notatnika. Podekscytowany i przerażony Therpany otworzył wskazane miejsce, w którym było napisane: stanęło mu w gardle. Pomiędzy otwarte strony włożone było zdjęcie - to samo, które Therpany znalazł w pobliżu zabitych Therpany nie był w najlepszym humorze. Choć praca w tym przyjaciół. Na kartkach zaś było zapisane: dniu, kilka godzin przed Nowym Rokiem owocowała kilkakrotnie większym zarobkiem niż w jakikolwiek inny dzień Theodor - najstarszy; cieszący się dużym uznaniem; żonaty z w roku, no może poza Andrzejkami, to odkąd pamiętał, zawsze czwórką dzieci - wszystkie wyjechały poza granice stanu. Sylwestra świętował ze swoimi najlepszymi przyjaciółmi. Teraz, gdy północ była tuż, tuż, i cały sklepik znów opustoszał, Tony - gruby i niski; wdowiec od siedmiu lat; chętnie poświęci Therpany pogrążył się w głębokim smutku. przyjaciół, żeby ocalić życie. A poniżej była relacja z całego pierwszego dnia Nowego Thomas - rozwiedziony dwa lata temu; małomówny, ale śmiały Roku - dnia, o którym Therpany tak pragnął zapomnieć. Nagle Therpany uderzył ręką w czoło, uświadamiając sobie, że nie dalej niż dwa tygodnie temu opowiedział o tym dniu Timowi, się o skrzypiącą podłogę Tima oderwał go w prawdzie od który słuchał tej opowieści z ogromnym zaciekawieniem, lektury, ale zdecydowanie za późno. Tim stał już w drzwiach. czasami tylko zapisując coś na małej samoprzylepnej - I co powiesz o moim dziele, starcze? - spytał uśmiechnięty, karteczce. Wtedy jednak staruszek nie zwrócił na to uwagi - choć wyczuć można było oschłość w jego tonie. był przecież pogrążony we wspomnieniach. - Dziele? Timie, ty mnie przerażasz! - wykrzyknął Zapominając już o całym świecie, Therpany jeszcze raz rozdygotany staruszek, machając równie trzęsącymi się otworzył notatnik na chybił trafił, a jego oczom ukazał się taki rękoma - Co to wszystko ma znaczyć? oto fragment: - Jeszcze nie rozumiesz, głupcze? - głos jego zmienił się ze spokojnego, na wyjątkowo ożywiony - Dzisiaj dokonam Niebo, choć pochmurne, nie dawało żadnej nadziei na deszcz. czegoś wielkiego - moje dzieło będzie kompletne, skończone. Cały drzewami, O tak! Długo na to czekałem! Ale - znów zmieniając ton, mieniącą się w oddali rzeczką i wijącą się na całej szerokości spojrzał na staruszka z sympatią - poczekam jeszcze chwilę, by równiny drogą stanową, pokryty był szarawą poświatą móc ci wszystko wyjaśnić. Otwórz ostatnią stronę. krajobraz, poprzecinany pojedynczymi znikającego pod pierzyną chmur słońca. Therpany posłusznie, choć z trudnością otworzył notatnik we W oddali, na tej właśnie drodze pojawił się jadący z wolna wskazanym miejscu. samochód. Był to jeep... - Czytaj! - krzyknął zniecierpliwiony Tim. - Już, już. - odpowiedział, przełykając ślinę ze strachu. Czytając w zamyśleniu, Therpany nie usłyszał ani I zaczął czytać: otwierających się drzwi do sklepu, ani wolnych kroków zmierzających ku niemu. Odgłos kulejącego i podpierającego Ta sobota nie różniła się w żaden sposób od innych wczesnowiosennych sobót. Therpany był w swoim sklepiku uciesze rolników. sam, pogrążony zamiataniem podłogi, półek i mebli, Tim - Miałem nie ufać nikomu - myślał w zamętach swojego bowiem pojechał do odległego o sto kilometrów Bostonu, żeby umysłu - a zaufałem mordercy moich przyjaciół. A zaufałem uzupełnić kończący się zapas produktów. Skończywszy jak synowi. sprzątanie sklepu, Therpany jak zwykle udał się do biura Tima, - Czy teraz już wszystko rozumiesz? - spytał nieczule Tim. by i tam zrobić porządek... - Powiedz mi tylko jedno. - wyszeptał rozedrganym głosem – Dlaczego?! I czytał tę opowieść dalej, aż do momentu, w którym Tim - Hmm... - zamyślił się młodzieniec - bo jestem artystą. Jestem stanął w drzwiach. Jednakże podczas czytania jego myśli pisarzem, więc tworzę historie. Nie tworzę ludzi, bo ich jest aż pulsowały w głowie, sprawiając ból niemalże fizyczny. To nadmiar, nie tworzę też czasów - tak czynią nieudacznicy. Ja wszystko było dla niego zbyt niepojęte. odnajduję się w swoich czasach i wśród żyjących ludzi. I z tego - Czy już rozumiesz? Wszystko zaplanowałem, aż do końca. tworzę arcydzieło. Tworzę barwę z czegoś bezbarwnego; daję A, właśnie - Tim sięgnął do kieszeni kurtki, z której wyjął życie temu, co martwe. Bo jestem pisarzem - to mój obowiązek, średniej wielkości notes - pewnie jesteś ciekaw, jakie będzie moje rzemiosło. zakończenie. Oto i ono. I tym razem to Tim zaczął czytać, niespiesznie i wyraźnie: Therpany patrzył na niego z osłupieniem, starając się uporządkować wszystko w głowie, odzyskać choć poświatę świadomości tego, co tu się dzieje. Ale nie zdołał. Therpany powoli zaczął rozumieć, do czego zmierza cała ta - Więc - zaczął Tim - jeśli już wszystko jasne, to pora kończyć gra. Łzy zaczęły napełniać jego oczy, po czym zalały twarz to opowiadanie. Żegnaj, drogi staruszku. - po czym dodał w niczym życiodajny Nil, wylewający się jesienią na pola ku myślach z dumą - Exegi monumentum tibi aere perennius. Ostatnią rzeczą, jaką Therpany zobaczył w swoim życiu, była połamaną kością skroniową, i poszła dalej. Nic nie drewniana laska z pozłacaną rączką, do tej pory tak zauważywszy, weszła do sklepu, przywitała się z właścicielem, wzbudzająca zaciekawienie staruszka, teraz zaś zwiastująca który zawsze przychodził jako pierwszy, powiesiła swój zmierzch jego życia. Gdy Tim z całej siły uderzył poziomo sweterek w szatni i usiadła za kasą. Tak właśnie Taith rączką w skroń, Therpany poczuł tylko lekkie ukłucie, po czym zaczynała każdy kolejny dzień. padł nieprzytomny u nóg napastnika. ***** *** Taith, kasjerka sklepu spożywczego na Panton Street, jak co rano zmierzała do pracy. Codziennie o tej samej godzinie wysiadała na tym samym przystanku autobusowym, wzdychała głośno, po czym, kierując się w stronę sklepu, zadręczała się przeróżnymi myślami. Myślała wtedy o długach, dojrzewającym synu, mężu, który ją zostawił, i o trójce znalezionych dwa miesiące temu mężczyzn, nagich i martwych. Idąc tak w zamyśleniu, Taith nie zauważyła, że na Panton Street coś się nieznacznie zmieniło. Na trawniku, pomiędzy chodnikiem a ciągnącym się szeregiem budynków, leżał obiekt cielistego koloru. Taith jednak, nadal zagłębiona w myślach, szła ze spuszczonym wzrokiem, minęła miejsce, gdzie leżał całkowicie rozebrany, zakrwawiony staruszek z ***** Tim Brown, trzydziestoczteroletni mieszkaniec Bostonu, z zawodu pisarz, kończył właśnie tworzenie nowego opowiadania. W całej swojej pracy najbardziej lubił moment, gdy po kilku tygodniach wzmożonego wysiłku kreślił na samym dole kartki wielkimi literami napis "KONIEC", odkładał cały stos maszynopisów na środku biurka i patrzył na swoje dzieło z dumą. Od dawna marzyło mu się napisanie opowiadania, w którym postawiłby siebie w roli głównego bohatera, choć miał dziwne przeczucie, że niektórzy jego czytelnicy uznają tę postać za czarny charakter. Tym się jednak nie przejmował - liczyło się to, że naprawdę poczuł tę historię. Czasami niemalże był pewny, że literacki Tim, tak samo jak Therpany, Theodor, Thomas czy Tony, a nawet kasjerka Taith, żyją naprawdę i czekają gdzieś w ukrytym przed światem miasteczku Mildtown. Tim Brown śmiał się z tego uczucia, nie dowierzając, jak łatwo oszukać poważny rozum czymś tak infantylnym jak wyobraźnia. KONIEC!