Wartenberg. Chełm Dolny.

Transkrypt

Wartenberg. Chełm Dolny.
Christoph von Trescow
Wartenberg. Chełm Dolny.
Historia niemiecko-polska
Stockholm 2014 (wyd. II poprawione 2015) s. 75
ISBN 978 91 87704 76 5
Hupka i Czaja brzmią dzisiaj jak rekwizyty z dalekiej przeszłości. A przecież straszono nimi Polaków przez długie lata. Do
czasu, gdy w 1990 roku Herbert Czaja porzucił retorykę „wypędzonych” i zaangażował się na rzecz pojednania polskoniemieckiego. Zresztą miejsce Hupki i Czaji zajęła Erika Steinbach, niemiecka polityk, przewodnicząca Związku
Wypędzonych w Niemczech. Ale tak naprawdę, ten rewizjonizm niemiecki, ma różne odcienie, częściej jest przerysowany
przez różnych polityków polskich, niż radykkalny sam w sobie. Sam się o tym przekonałem nagrywając kiedyś we
Frankfurcie nad Menem wywiad z Steinbach bądź spotykając wysiedlonych Niemców.
Nic więc dziwnego, że z wielkim zainteresowaniem przeczytałem książkę, którą właśnie ukazała się w Wydawnictwie
Polonica, a której autorem jest Christoph von Tresckow. To potomek rodziny, która zamieszkiwała kiedyś majątek w
Chełmie Dolnym, dzisiaj w okolicach Gorzowa Wielkopolskiego, tuż przy granicy z Niemcami. W książce „Wartenberg.
Chełm Dolny. Historia niemiecko-polska” Tresckow opisuje dość typowe losy wielu rodów niemieckich, które po wojnie
musiały opuścić swoje rodzinne ziemie.
„Jak wielu oficerów armii cesarskiej mój ojciec, Jürgen, w końcu I wojny światowej musiał opuścić zawód wojskowy i stał
się rolnikiem. Okazało się, że może on wydzierżawić od szwagierki, mojej ciotki Ilse von Schaumann, majątek 550
hektarowy. Stąd w roku 1920 opuścił z moją matką, Jadwigą (Hedwig), swoje miasto garnizonowe Hannower i
przeprowadził się do Ganzkowa na Pomorzu. Tu urodził się mój brat Hans-Jürgen w roku 1923, ja sam w 1925 i w roku 1927
mój brat Karl-Rüdiger. Pierworodny syn moich rodziców, Hermann, zmarł już w roku 1917 jako czteroletnie dziecko.
W roku 1930 mój ojciec odziedziczył majątek Chełm Dolny po moim dziadku Hermanie i my się tam przeprowadziliśmy.
Nie było to dla niego lekkie dziedzictwo, jak się później okazało.
O wprowadzeniu się do Chełma Dolnego często później opowiadano. Rodzice z trojgiem dzieci zostali przywiezieni
ozdobionym powozem ze skraju wsi i powitani przez sołtysa Rehdorfa uroczystym przemówieniem. Na pewno zwrócono
uwagę memu ojcu na jego obowiązki jako pana wsi i dziedzica majątku. Ponad 140 mieszkańców Chełma Dolnego
utworzyło szpaler na ulicy i wznosiło okrzyki na ich cześć. Kronikarze zanotowali, że - ku wielkiemu zmartwieniu
wszystkich - pełna butelka wódki została rozbita na bruku. Już ten pierwszy dzień pokazał, że Chełm Dolny był
społecznością, do której należały majątek i chłopstwo.”
Książka Tresckowa to nie tylko historia rodziny, ale także koegzystencji Polaków i Niemców, przed i po wojnie, gdzie
Christoph von Tresckow pojawiła się w 1990 roku, szukając śladów swoich rodziców. Historia ciekawa, chociaż czasami
pisana z punktu widzenia Niemca, którego rodzina uwikłana była w historię faszyzmu.
Oryginał książki ukazał się po niemiecku w 2002 roku, trafiła w ręce pani Heleny Szopik, nauczycielki, która w 1958 roku
trafiła wraz z mężem do Chełma Dolnego i zainteresowała historią tego regionu.
„Pewnego razu Christoph przysłał Mamie swoją książkę – pisze we wstępie do polskiego wydania Anna Pawlicka (która
wraz ze swoją siostrą, mieszkającą w Sztokholmie Krystyną Weibust Gardiasz przyczyniły się do jej druku po polsku). Dla
nas była fascynująca. Kiedy pierwszy raz ją czytałyśmy, a był to styczeń, czułam się jakbyśmy przeniosły się w czasie do
1945 roku. Znamy każdy dom, drzewo, ścieżkę w obu Chełmach i nagle przestrzeń wypełniła się innymi ludźmi,
zdarzeniami, które mogłyśmy dokładnie umiejscowić, skonfrontować z naszymi wspomnieniami z tych miejsc.
Chciałyśmy, by inni mieszkańcy Chełmów – i nie tylko oni – mogli przeżyć, to co my. Mama tłumaczyła, ja pisałam i
opracowałam. Trochę czasu nam to zajęło, bo mieszkam w Szczecinie i pracuję w szkole (uczę matematyki). Mogłyśmy
pracować tylko wtedy, gdy odwiedzałam Mamę. Było warto. I tak powstała polska wersja. Christoph był szczęśliwy, gdy
otrzymał tłumaczenie”.
Warto dodać, że również sąsiednia miejscowość, Chełm Górny, doczekała się podobnego opracowania. I, co ciekawe, jej
autorka mieszka dzisiaj w Szwecji. Sibylla Larsson (z domu Krahmer) wydała w 2001 roku książkę „Kampen att överleva”.
Przetłumaczona na język polski (nie wydana) nosi tytuł: „Walka o przeżycie. Niemiecka droga cierpienia w drugiej wojnie
światowej”.
„Początek opisywanych wydarzeń to 8 maja 1919 roku. Akcja toczy 100 kilometrów na północny wschód od Berlina po
wschodniej stronie Odry. (...) Po cudownym dzieciństwie i czasach młodzieńczych 1 września 1939 roku przyzsła Druga
Wojna Światowa, która zakończyła się 8 maja 1945 roku. Zakończenie wojny oznaczało przesiedlenie dwunastu milionów
ludzi, które rozpoczęło się 1 lipca 1945 roku. Byłam jednn z tych osób – pisze Sibylla Larsson we wstępie. (...) Zostałam
wypędzona z własnego kraju, błąkałam się, znalazłam dom i zmuszona byłam do ponownej ucieczki w lipcu 1955 roku do
całkiem obcego kraju, Szwecji i zbudowania sobie całkowicie nowej egzystencji, która też legła w gruzach w roku 1991. (...)
Przeżyłam WSZYSTKO i wiecznie będę wdzięczna BOGU za to.
Cierpienie nie zna pojęcia „narodowości”. Władysław Bartoszewski powiedział kiedyś, że nie czuje się upoważniony do
wybaczania narodom, ale ludziom. A Adam Mickiewicz napisał:
Bo słońce prawdy wschodu nie zna i zachodu
Równie świeci każdego plemionom narodu...