M Drogą Królewską do restauracji Lookier Piekarnia-Cukiernia
Transkrypt
M Drogą Królewską do restauracji Lookier Piekarnia-Cukiernia
Maj 2014 Nr 5 (64) ISSN 2080 - 4121 Drogą Królewską do restauracji Lookier iła i przyjazna obsługa konsumentów, przyjemna atmosfera, nowoczesny i spokojny wystrój wnętrza oraz smakowite dania i desery. Taka jest nowa restauracja, otwarta niedawno na parterze historycznej kamieniczki gdańskiej przy ul. Długiej 39. Lokal ten, o nazwie Lookier, prowadzą Karolina i Jakub Pellowscy. Obok niego, w kamieniczkach przy ul. Długiej 40/42 działa kawiarnia ze sklepem firmy Piekarnia Cukiernia „Pellowski” Grzegorz Pellowski w Gdańsku. - Rozpoczęliśmy działalność w połowie lutego - opowiada Jakub Pellowski. - Przy ulicy Długiej funkcjonuje wiele lokali gastronomicznych, ale dziś sztukę stanowi dostosowanie się do otoczenia i istniejących warunków. Mimo dużej konkurencji i okresu poprzedzającego sezon letni mamy już wielu gości, a wśród nich - nawet stałych klientów. Uważam, że mieszkańcom Trójmiasta oraz M Restauracja Lookier Restauracja Lookier turystom krajowym i zagranicznym należy zaoferować takie menu i atmosferę panującą w lokalu, żeby zachęcić ich do jego odwiedzenia restauracji. Najwięcej gości przychodzi do nas w weekendy. Są to zarówno nasi turyści, jak i z Norwegii, Szwecji czy z Niemiec. Konsumenci zagraniczni lubią nowo- ści gastronomiczne i chcą dobrze zjeść. Mają też swoje gusty kulinarne. I tak klienci ze Skandynawii preferują sandwicze, a z innych krajów – omlety. Należało więc dostosować do tego nasze manu. Staramy się, aby każdy znalazł w nim coś dla siebie. - Nie chcemy ukierunkowywać naszej oferty kulinarnej na jedną kuchnię narodową - polską, włoską czy francuską lub regionalną. Mamy w menu ciepłe i zimne przystawki, zupy, dania mięsne i rybne, jak halibuta ze szpinakiem. Podczas ostatniej majówki oferowaliśmy specjalnie przygotowane potrawy - kaczkę pieczoną, nadziewaną jabłkami z czerwoną kapustą i z kopytkami, stek wołowy oraz chłodnik. W sezonie letnim zamierzamy serwować te dania, które najchętniej zamawiają konsumenci. Zatem poszerzenie liczby pozycji w meny niejako wymusili na nas klienci. Chodzi także o to, że sztuką nie jest otworzenie lokalu ze stałą kartą dań, a umiejętność wprowadzania w niej zmian - dodaje Jakub Pellowski. Jakub Pellowski nie ukrywa, iż początkowo myśleli z żoną o otwarciu kawiarni, tym bardziej że lokal nie jest zbyt przestronny. Chcieli jednak uroz- maicić jej ofertę i w końcu wyszło im 25 dań, i… restauracja. Między kawiarnią a restauracją istnieje duża różnica. W tej pierwszej można oferować gotowe wyroby, a w tej drugiej trzeba przygotowywać je samemu. W Lookierze przy stolikach jest 28 miejsc siedzących. Latem przybędzie miejsc, bowiem przed lokalem zostanie rozstawiony ogródek. Łącznie więc liczba miejsc wyniesie ponad 60. Zachętę dla konsumentów stanowi to, że lokal jest czynny już od godz. 8 rano, a w sezonie letnim będzie otwarty od godz. 7. W godzinach porannych gościom serwowane są śniadania, a w późniejszych - lunche, dania obiadowe i kolacje. Można też przyjść na kawę i ciastka lub deser oraz na piwo. Nazwa lokalu, wymyślona przez jego właścicieli, nawiązuje do lukru, ale w wersji obcojęzycznej, bliższej turystom zagranicznym, licznie odwiedzającym Gdańsk. Swoje korzenie ma w macierzystej firmie piekarniczo -cukierniczej „Pellowski” Grzegorza Pellowskiego. Chociaż, jak przyznaje Jakub Pellowski, w rodzimej piekarni i cukierni zaopatruje się jedynie w pieczywo oraz sernik i szarlotkę. Jacek Sieński Piekarnia-Cukiernia “Pellowski” poleca Na komunijny stół: okolicznościowe torty komunijne o różnych smakach - tradycyjny, okrągły; kielich mszalny, książka, prostokątny i tradycyjny oraz okrągłe chlebki ze znakiem krzyża. Wyroby cukiernicze: pączki, faworki (chruściki), bezy, drożdżowe baby, babki oraz placki ze śliwkami i z kruszonką, babki piaskowe i włoska panettone, serniki, strucle makowe i makowce, pączki z różnymi nadzieniami i polewami lub z posypką z cukru, marcepany, pierniczki brukowce gdańskie i inne ciasta piernikowe, torty i bloki tortowe. Pieczywo: chleb wiejski, wypiekany zgodnie z dawnymi recepturami wiejskimi, w formach lub, na zamówienie, w postaci obłych bochenków; kaszubski, według tradycyjnej receptury z Kaszub; morski, o wydłużonym okresie do spożycia; żytni, trójkątny, wypiekany z ciasta na zakwasie; litewski, wypiekany w oparciu o starą recepturę i technologię piekarzy z Litwy; razowy, razowy na miodzie, graham, wieloziarnisty, musli, oliwski oraz inne gatunki. Zapraszamy do sklepów firmowych "Pellowski" w Gdańsku przy ulicach: Podwale Staromiejskie 82, Długa 40/42, Rajska 5, Rajska 10, Długie Ogrody 11, Nowe Ogrody 36, Podwale Grodzkie (tunel do dworca PKP), Łagiewniki 8/9, plac Dominikański (Hala Targowa) oraz w Gdyni - ul. Wójta Radtkego 36/40 (Hala Targowa, boks 204) Przyjmujemy zamówienia na nasze wyroby piekarskie i cukiernicze we wszystkich naszych sklepach. Zamówienia można składać również telefonicznie - tel. nr 58 301 45 20 Piekarnia - Cukiernia "Pellowski" Grzegorz Pellowski ul. Podwale Staromiejskie 82, 80-844 Gdańsk tel. 58 301 45 20, fax 58 301 04 24 e-mail: [email protected] 2 maj 2014 Szczerozłota struna ie było w średniowiecznym grodzie nad Motławą podobnego traktu. Ze względu na jego malowniczość należy od lat do najbardziej uczęszczanych uliczek Głównego Miasta. Jego przedłużeniem jest Szewska, prowadząca wprost ku potężnemu masywowi bazyliki Mariackiej. Już przed wiekami upatrzyli ją sobie tutejsi złotnicy i im to właśnie zawdzięcza ona od blisko siedmiu wieków nazwę „Złotników”. Chociaż większość z nich trudniła się obróbką innych, mniej kosztownych metali, przede wszystkim zaś srebra, to przecież wszyscy oni tworzyli tę gałąź rękodzieła, która nosi nazwę złotnictwo. *** Dostąpienie zaszczytnego tytułu mistrza regulowały srogie przepisy. Trudno było w tym zawodzie zostać już choćby uczniem. Każdy z nich, poza zdolnościami artystycznymi i doskonałym wzrokiem musiał wykazać się wielką cierpliwością, pamięcią, umiejętnością wiernego odtwarzania wzorów naszkicowanych wcześniej przez autora. Do wszystkich tych cech dochodziła jeszcze obowiązująca tu uczciwość. Zresztą kierujący ich pracą sprawdzał za każdym razem wagę kruszcu i porównywał z nią ciężar gotowych wyrobów. Najzdolniejsi ze zdolnych mieli jednak szansę zająć kiedyś najwyższą pozycję nie tylko w warsztacie, ale i w tutejszym cechu. Nagrodą było z reguły udostępnienie tajników zawodu. Tych zaś strzeżono niczym źrenicy oka. Wytwory każdego mistrza bynajmniej nie pozostawały anonimowe. Twórcy zostawiali na swoich dziełach własny odcisk, po którego kształtach i umieszczonych literkach czy symbolach można jeszcze dziś określić, z czyjego wyszły warsztatu. W taki sposób znakowane były kielichy mszalne, monstrancje, krzyże procesyjne i ołtarzowe, kadzidła i lichtarze, a także sztućce i puchary. Te wartościowe przedmioty trafiały z Gdańska do rozmaitych miast Europy, a nierzadko też na dwory królewskie. Niektóre naczynia oraz finezyjnie N Ulica Złotników wykonane patery stanowiły kosztowne dary tutejszych władz miasta. Poziomem swym arcydzieła te mogły zaś konkurować z najlepszymi w świecie. Ta swoista rzeka złota płynęła wartkim strumieniem, przynosząc miastu dodatkową sławę i splendor. *** Zdarzyło się, że jeden z najlepszych w mieście fachowców w tej dziedzinie – mistrz Joel, zatrudniał u siebie dwóch uczniów. Byli rówieśnikami. Gdy nadszedł czas, by jeden z nich jako mistrz zajął miejsce po właścicielu, drugi nadal pozostał czeladnikiem. W pracowni złotnika doszło wówczas Fot. Christian Samp do brzemiennego w skutki wydarzenia. Szczegóły znali tylko nieliczni przyjaciele złotnika, z którym w przeszłości dzielili (na przemian) zaszczytną funkcję starszego cechu. Pierwszy z uczniów Joela – Piotr pochodził z uznanego w Gdańsku rodu ludwisarzy, trudniących się głównie odlewaniem spiżowych dzwonów. Drugi zaś – Abraham pochodził z rodziny kaszubskich gburów, czyli majętnych chłopów, którzy ze sztuką czy rzemiosłem artystycznym, a tym bardziej – złotnictwem nic nie mieli dotąd wspólnego. O dziwo Piotr, chociaż bardzo sumienny i uczciwy, okazał się mniej zdol- ny od kolegi z Kaszub. O tym, że pierwszy z nich zajął ostatecznie miejsce starego Joela, przesądziło zapewne jego nazwisko - potomka wziętych niegdyś giserów. Abrahamowi nie pozostało nic innego, jak zacisnąć zęby i z pokorą przyjąć taką decyzję. Wkrótce obaj otrzymali osobliwe zamówienie. Któregoś dnia w ich warsztacie pojawił się sam mistrz Michał, który zaprojektował nowy główny ołtarz dla Mariackiej fary. Jego uczniowie wyrzeźbili w drewnie kilkadziesiąt różnej wielkości figur, które należało wykonać teraz w metalu. Miały one zdobić skrzydła boczne wielkiego ołtarza. Praca nad ich wykonaniem trwała wiele miesięcy. Zużyto pokaźną ilość srebra oraz złota. Trzeba też było dokończyć pracę snycerzy, związaną z filigranowymi ornamentami o niezliczonej wręcz ilości. Do pracowni zniesiono więc również bogato złocone, drewniane figurki starców apokaliptycznych, obiegające część centralną ołtarza. Jedni ukazani zostali podczas gry na harfach, drudzy z kosztownymi kadzielnicami w dłoniach. Wkrótce dostarczono odpowiednią ilość srebra i złota niezbędnego do ukończenia projektu mistrza Michała. Praca nad realizacją ogromnego zamówienia zajęła wiele miesięcy. Często wymagała od obu złotników spędzania bezsennych nocy. Żadna bodaj z uliczek Głównego Miasta nie była w owym czasie tak dobrze strzeżona jak ta, przy której znajdowały się warsztaty złotnicze. Za wszystko odpowiadał mistrz Piotr, który nie zważając na wiele krytycznych uwag swego rówieśnika – Abrahama, wykonywał po swojemu powierzone mu dzieło. Co więcej, po każdym dniu ciężkiej pracy sprawdzał zgodność wagi kruszcu z tym, co zostało właśnie przetopione i zamienione w figurki świętych. Bardzo to zabolało uczciwego Abrahama. Z jego też inicjatywy jedna z harf biblijnego starca została przyozdobiona strunami ze szczerego złota. Jego brak w opancerzonej skrzyni Piotr zauważył dość szybko, lecz nie śmiał nawet posądzać dawnego kolegi o grabież. On sam ujawnił wszystko dopiero wówczas, gdy dzieło mistrza Michała całkowicie ukończono, zdobiąc nim wnętrze kościoła Mariackiego. Uczynił to nie dla prywaty, lecz na większą chwałę Bożą oraz patronki największej na świecie budowli z cegły. Nikt nie był już w stanie odróżnić, które struny harfowe są ze złota, a które tylko pozłacane. Rozebranie w tym celu centralnej części dopiero co poświęconego ołtarza maryjnego uznano by wówczas zapewne za rodzaj świętokradztwa. Niemniej Abraham musiał na zawsze pożegnać się z marzeniami o karierze złotnika w królewskim Gdańsku. Przeniósł się stąd podobno do pobliskiego klasztoru sióstr norbertanek w Żukowie, zabierając własne narzędzia, a przede wszystkim nabyte w ciągu lat umiejętności i doświadczenie. Jego prowizoryczny warsztacik pozwalał odtąd jedynie na produkcję złotych nici. Zakonne hafciarki wykorzystywały je przy wykonywaniu najdroższych szat liturgicznych, takich jak tkane jedwabiem ornaty, stuły i kapy, a także zamawiane tu baldachimy. Nie wiadomo, kiedy żony bogatych kaszubskich gburów upatrzyły sobie piękne hafty, a przede wszystkim nieznane dotąd nici służące zakonnicom z Żukowa, Żarnowca i innych ośrodków klasztornych do tworzenia ich kunsztownych wyrobów. Kupowały je, nie szczędząc grosza, po to, by na szytych z aksamitu ciemnej barwy czepcach tkać z nich swoje własne wzory. Wkrótce moda na tzw. złotogłowie ogarnęła znaczną część pomorskiej ziemi. *** Wracając zaś do głównego ołtarza świątyni Mariackiej, dodajmy, że owo dzieło przetrwało ostatnią wojnę. Uszkodzeniu uległy wprawdzie liczne ornamenty i cała nadstawa, lecz dzięki żmudnej pracy gdańskich konserwatorów, trwającej niekiedy latami, udało się wiele brakujących elementów odtworzyć. Taki los spotkał też na szczęście niektórych apokaliptycznych starców grających na harfach. Ich dzieje najnowsze zawierają też wątek "nadprzyrodzony". Oto w pełni wiarygodna osoba pilnująca którejś nocy wnętrza bazyliki przed złodziejami opowiadała mi, że przed laty dobiegły ją nagle jakieś dziwne dźwięki znad ołtarza. Zbliżała się północ. Gdańsk pogrążony był we śnie. Człowiek ten sądził początkowo, że nieznana mu dotąd melodia to efekt jakiegoś sprzężenia elektrycznego w systemie głośników i mikrofonu umieszczonego na ambonie. Gdy jednak zbliżył się do ołtarza, wyraźnie usłyszał odgłos którejś z miniaturowych harf trzymanych w dłoniach przez starców okalających część centralną ołtarza. Kto wie, może niespodziewanie odezwały się szczerozłote struny Abrahama rodem z Kaszub? Czy to tylko przypadek, że kopię zabytkowej rzeźby otrzymał jako pamiątkę pobytu w tutejszej bazylice papież Polak - święty Jan Paweł II, wówczas gdy właśnie spotkał się w niej 12 czerwca 1987 roku z chorymi. Dar ten można było wcześniej oglądać w jednej z północnych kaplic świątyni. Co stało się z owym gdańskim "akcentem", i czy struny harfy jeszcze kiedyś zagrały – to już temat dla kolejnych badaczy wtajemniczonych w sekrety Mariackiego kolosa z wypalonej gliny. Jerzy Samp maj 2014 Wokół Starego Przedmieścia (6) racamy na skrzyżowanie Toruńskiej z Żabim Krukiem, obecnie słabo zabudowanym. Trudno dziś sobie wyobrazić, że przed rokiem 1945 widzielibyśmy tylko kamieniczki po obu stronach ulicy. Przy Żabim Kruku stało ich 84. Między nimi do pierwszej wojny kursował tramwaj - od 1886 roku konny, od roku 1896 elektryczny. Trasa łączyła Żabi Kruk w jedną stronę z Dolnym Miastem i pierwszym dworcem przy ul. Toruńskiej, a w drugą przez Słodowników, Ogarną, Garbary, Kołodziejską, Węglarską, Szeroką, Groblę II - IV i Tobiasza - z Targiem Rybnym. Po wybudowaniu Dworca Głównego została przedłużona przez Grodzką, Rycerską, Dyle, Krosna, Rybaki Górne, Wałową, Przybramną św. Jakuba (dziś fragment Wałowej), końcowy odcinek Korzennej i Targ Kaszubski (przedłużenie Gnilnej) W Monumentalne wnętrze po odbudowie do placu dworcowego, tak że można nią było pojechać od starego do nowego dworca. Coś jednak pozostało bez zmian – w perspektywie Żabiego Kruka widnieją kolorowe kamieniczki Głównego Miasta. Podobnie jak dawniej nad ulicą góruje potężna bryła kościoła św. Piotra. *** Kościół św. Piotra pod wieloma względami jest niezwykły! Początki sięgają XIV wieku: zanotowana w 1385 roku nazwa uliczki św. Piotra świadczy o zamiarze budowy, zaczętej w roku 1393, w wyniku której powstała niska hala (trzy nawy równej wysokości) i prezbiterium. Po pożarze w 1424 roku ogłoszono odpusty na odbudowę. Powiększony kościół pod rozszerzonym wezwaniem św. Piotra i Pawła stał się w 1456 roku farą (parafialnym) Starego Przedmieścia. Z lat 1458 - 1496 mamy informacje o ołtarzach św. Tomasza (tkaczy lnu), Apolonii, Andrzeja (cieśli okrętowych, 1460 rok), 11 Tysięcy Dziewic, Krzyża św. - i kaplicy Bożego Ciała, później także o dalszych kaplicach - św. Jerzego, NMP, św. Anny i Trzech Króli. W latach 1486 - 1514 podwyższono korpus (prezbiterium pozostało niskie) i dodano wieżę z oryginalnym gotyckim zwieńczeniem, a przy lek- torium (przegroda między korpusem a prezbiterium) stanął ołtarz z Pietą lub Madonną szafkową. W 1516 roku położono sklepienia, w roku 1522 nad wejściem pod wieżą pojawiły się pierwsze organy. Po reformacji kościół stał się główną świątynią gdańskich kalwinów, którzy zaczęli usuwać dawne wyposażenie. Co najmniej od roku 1568 odbywały się tu także nabożeństwa polskie, a w 1583 roku jakiś polski książę (Radziwiłł?) był współfundatorem nowej kazalnicy. W latach 1529 - 1642 na wieży zawisło 5 dzwonów, a w sygnaturce na dachu dzwon zegara, który odmierzał godziny wewnątrz kościoła. W 1769 roku wybudowano na jego miejscu na lektorium wspaniałe 40głosowe organy, których prospekt w dużej mierze się zachował (planuje się odbudowę na chórze przy południowej nawie). Niezwykle cenne są pamiątki po gdańskich rodzinach pochodzenia niderlandzkiego, francuskiego, szkockiego - epitafia i płyty grobowe Uphagenów, Davissonów (Szkoci, osiedleni najpierw w Zamościu, Daniel Davisson był mężem prawnuczki Jana Heweliusza), Forretów (matka Jana Uphagena była z domu Forret), Gourlayów, Moirów, Soermansów Fot. Andrzej Januszajtis (m.in. babki Artura Schopenhauera), Gibsonów, Paleske’ów, Ruyterów, Barstowów, van Almonde’ów i in. W tej świątyni czuje się oddech szerokiego świata! *** W toku powojennej odbudowy do kościoła św. Piotra przeniesiono niektóre zabytki z innych gdańskich kościołów. Jako pierwszy znalazł się tu XVIIwieczny ołtarz Ecce Homo, jeden z dawnych 15 u św. Brygidy. Gdy w roku 1958 tworząca się wspólnota wiernych Starego Przedmieścia odzyskała od komunistycznych władz zrujnowany kościół św. Piotra, przystosowano do nabożeństw dawną zakrystię, ustawiono w niej dolną część tego ołtarza i umieszczono w nim słynący cudami obraz Matki Boskiej Łaskawej ze Stanisławowa. Dziś ołtarz, już w komplecie, stoi w południowej nawie wspaniale odbudowanego głównego kościoła, a obraz z Kresów znalazł miejsce w nowym ołtarzu głównym, za odsuwaną przy uroczystych okazjach zasłoną. Z kościoła św. Brygidy przeniesiono też ozdobne ażury balustrady organów, z dwugłowymi orłami i monogramem IHS. Największym skarbem pochodzącym z tego kościoła jest pieczołowicie odrestaurowana kazalnica z 1696 roku. Mistrzowski jest w niej każdy szczegół: bogata ornamentyka, pełne rozmachu postacie Ewangelistów na koszu kazalnicy i Ojców Kościoła na balustradzie schodków. Zachwycają główki aniołków w dolnej części kosza, fantazyjne postacie muzykujących aniołów w górnej części baldachimu i wyrzeźbione lekką ręką girlandy pod baldachimem, na którego szczycie Chrystus błogosławi świat. Ale żeby zobaczyć to, co najlepsze, trzeba przejść za filar, do drzwiczek wejściowych. Stoją na nich trzy cudownie piękne postacie archaniołów z centralnie umieszczonym św. Michałem zabijającym smoka. To niewątpliwie najpiękniejsza barokowa kazalnica w Gdańsku! Warto stąd przejść do dawnej zakrystii (na końcu północnej nawy), by podziwiać zachowane sklepienie, które zdaje się wyrastać z posadzki – chyba najbardziej niezwykłe w naszym mieście! W południowej nawie kościoła zwracają uwagę stalle z kościoła św. Bartłomieja – przełożonych kościoła, cechu bednarzy i tzw. stalle żeglarzy (w rzeczywistości raczej rybaków „górnych” i „dolnych” znad Kanału Raduni). Z tego samego kościoła pochodzi również dawny portal do tamtejszej 3 Żabi Kruk na starej pocztówce (J. Bułhak) Kaplicy Zimowej, przerobiony na ołtarz (!) św. Klemensa Dworaka w północnej nawie. Na koniec staniemy przed kaplicą na zachodnim końcu nawy południowej i zajrzymy przez piękną kratę z herbem na odrestaurowany nagrobek zmarłego w 1775 roku „wiernego Bogu, królowi i ojczyźnie” Piotra Uphagena. Spójrzmy jeszcze spod wieży na główną nawę, by odczuć niezwykłą monumentalność tego wnętrza. Dobre to miejsce na przypomnienie paru wydarzeń z różnorodnej przeszłości kościoła. Na początek mały „skandal” z roku 1518: wikary od św. Piotra Jakub Knade zakochał się w Annie Rastenberger, pasierbicy kupca z ul. Kramarskiej. Gdy dotarły do miasta luterańskie „nowinki”, ks. Knade stał się ich propaga- Archanioły z kazalnicy torem. Wkrótce wzięli ślub „z wielką pompą i rozgłosem w mieście”. Było to zapewne pierwsze takie małżeństwo w Europie. Ukarano ich wygnaniem. Przypomnijmy jednak coś bardziej budującego: W latach 1751 - 1753 duchownym tego kościoła był wywodzący się ze szkocko-niemiecko-polskiego rodu przyrodnik Jan Rajnold Forster (1729 - 1798). Później przeniósł się do Mokrego Dworu na Żuławach, gdzie urodził mu się syn Jan Jerzy Adam (1754 - 1794), wpisany do księgi chrztów kościoła św. Piotra pod datą 27 listopada 1754 roku. W latach 1772 - 1773 obaj opłynęli świat w II wyprawie Jamesa Cooka i opublikowali wspaniały opis podróży pod tytułem „A Voyage round the World”. Andrzej Januszajtis Fot. Andrzej Januszajtis 4 maj 2014 Jeśli chcesz być silny - biegaj, chcesz być piękny - biegaj, chcesz być mądry – biegaj… Czy każdy może biegać? owyższe słowa zostały wyryte w skale przez anonimowego autora w starożytności, na długo przed rozwojem takich dziedzin wiedzy jak fizjologia wysiłku fizycznego czy medycyna aktywności fizycznej. Jednak w świetle dzisiejszych doniesień naukowych są one wciąż aktualne i nie tracą nic na swej wartości. Bowiem regularny trening biegowy wzmacnia układ mięśniowy, w tym mięśnie posturalne, odpowiedzialne za prawidłową postawę i sylwetkę. Doskonale rozwija wydolność fizyczną organizmu, poprzez usprawnienie funkcji krążeniowo-oddechowych, zwiększa jego odporność, a także siłę lokomocyjną, poprawia zdolności szybkościowe i koordynacyjne, a także kształtuje cechy charakteru. Wysiłek fizyczny o umiarkowanej intensywności korzystnie wpływa na układ nerwowy, zwiększa jego możliwości poznawcze, poprawia potencjał umysłowy, zapobiega niektórym chorobom degeneracyjnym, a także depresji, jest sposobem na rozładowanie emocji i radzenie sobie ze stresem. Bieganie jest także doskonałą formą treningu zdrowotnego, zapobiega procesom starzenia, poprawia ukrwienie skóry, oczyszcza organizm z toksyn, a tym samym uatrakcyjnia wygląd, pomaga zredukować nadmierną masę ciała, wymodelować mięśnie oraz kształtować wysportowaną sylwetkę, pełną energii i witalności. Zapobiega chorobom układu sercowo-naczyniowego, nawet niektórym nowotworom, zaburzeniom metabolicznym, cukrzycy, osteoporozie, nerwicom oraz innym chorobom cywilizacyjnym. Nie bez powodu w literaturze funkcjonuje pojęcie „terapia biegowa”, gdyż ten rodzaj aktywności fizycznej może być i jest doskonałym środkiem terapeutycznym, wszechstronnie oddziałującym na nasz orga- P nizm, zarówno w aspekcie fizycznym, jak i psychicznym. Poza tym, ten uniwersalny lek, pomimo niezwykłej siły i skuteczności działania, jest bez recepty… A bieganie jest jedną z nielicznych form aktywności fizycznej, którą może podejmować każdy zdrowy człowiek, niezależnie od wieku, płci, statusu społecznego czy miejsca zamieszkania. Zwykle biegamy po to, by poprawić swoją kondycję, stan zdrowia, wzmocnić charakter, schudnąć, ukształtować sylwetkę lub aktywnie i przyjemnie spędzić czas na świeżym powietrzu. To zrównoważony wysiłek fizyczny o spokojnym i tlenowym charakterze, angażuje do pracy i harmonijnie rozwija niemal wszystkie główne partie mięśniowe. Gdy biegamy systematycznie, zwiększa się również nasza masa kostna i stopień jej mineralizacji, co zapobiega osteoporozie, którą zagrożone są głównie kobiety w okresie menopauzalnym. A zatem znaczący wpływ na długość naszego życia ma nie tylko rozwój medycyny, ale także regularne uprawianie sportu, między innymi joggingu. Fizjolodzy i naukowcy oceniają, iż codzienny trening o umiarkowanej intensywności, trwający 30 min i więcej, wystarcza do zachowania zdrowia i kondycji fizycznej, niezależnie od płci i wieku. Według Amerykańskiego Towarzystwa Medycyny Sportowej, skuteczny trening rozwoju wydolności osób w wieku 30 60 lat o masie ciała 70 kg to wysiłek fizyczny o tygodniowym wydatku energetycznym wynoszącym około 2000 kcal. Zakładając, że trenujemy 3-4 razy w tygodniu, to podczas jednego treningu powinniśmy spalić między 550-650 kcal, czyli musimy biegać około 70 min. Oprócz czasu biegu ważną rolę odgrywa jego intensywność. Początkującym biegaczom zaleca się takie tempo, aby mogli swobodnie oddychać, bez zadyszki i zbytnio przyspieszonej pracy serca. Z czasem można zwiększać intensywność biegu i dystans, aby osiągać wymarzone cele, poczuć siłę własnego organizmu, odprężenie i dobre samopoczucie. A cele i marzenia mogą być różne: zrzucenie kilku kilogramów, wystartowanie w masowym biegu ulicznym na dystansie 10 km, a może maraton… Bardzo ważna jest oczywiście technika biegania. W każdej dyscyplinie, nie tylko w joggingu, odgrywa priorytetową rolę. Dzięki odpowiedniemu sposobowi biegania poruszamy się efektywniej, a organizm nie jest nadmiernie obciążony, bieg staje się szybszy, oddech równiejszy, koordynacja naszych mięśni stabilniejsza. I choć bieg jest jednym z naturalnych ruchów, jakie wykonuje człowiek, to prawidłowo pod względem technicznym biegają nieliczni. Należy uwzględnić: właściwe ustawienie stóp i kolan, rytm stawiania kroków, wysokość odbicia, a także kąt pochylenia sylwetki, ułożenie głowy i pracę ramion. Bardzo ważnym elementem prawidłowej techniki biegowej, na który warto zwrócić uwagę, jest częstotliwość kroków, czyli tak zwana kadencja. Zaawansowani biegacze wykonują 180 - 200 kroków na minutę, podczas gdy początkujący stawiają 150 - 170 kroków. Zatem aby biegać szybciej, należy zwiększyć częstotliwość stawiania kroków. Znając rytm, w jakim się biega, możemy wywnioskować, czy nasze kroki nie są zbyt długie lub za krótkie. Tego typu wiedza jest bardzo ważna dla osób aktywnych, gdyż długość kroków wpływa na sposób stąpania. Zbyt długi krok wymusza stawianie stopy przez piętę, czyli pięta jako pierwsza dotyka podłoża, następnie ciężar ciała przechodzi na śródstopie i palce. Specjaliści z zakresu ortopedii i fizjoterapii zalecają jednak, by w czasie biegu zwrócić uwagę na to, aby pierwsze dotykało podłoża śródstopie, a pięta powinna jedynie delikatnie przechodzić przez podłoże, kiedy to śródstopie musi nieznacznie ją wyprzedzić. Jeśli pięta jako pierwsza styka się z podłożem, to cała siła uderzenia przenosi się poprzez staw kolanowy w kierunku biodra oraz odcinka lędźwiowego kręgosłupa. Staw kolanowy w takiej technice biegania jest niemal wyprostowany, a tym samym bardzo mocno obciążony. Ponadto rozpoczynanie kroku od stawiania pięty jako pierwszej wyhamowuje bieg, gdzie przy stawianiu śródstopia jako pierwszego zyskujemy dodatkowy impet. Ważna jest długość kroku, ustawienie stopy i poszczególnych stawów, ale musimy pamiętać, iż to nie same kończyny dolne pracują, ale całe ciało… A każda jego część odgrywa określoną rolę i może pomóc w osiąganiu dobrych wyników, albo je ograniczyć. Podczas biegu należy być wyprostowanym i patrzeć przed siebie, a nie na swoje buty. Najlepiej skupić wzrok na przedmiotach oddalonych o 100 m, wtedy to w naturalny sposób się prostujemy, łatwiej jest nam oddychać, a nasze mięśnie oddechowe nie są przykurczone ani zbyt napięte. Zgięcie sylwetki w odcinku piersiowym utrudnia pracę płucom, a tym samym zmniej- sza dostawy tlenu do mięśni, a to przekłada się na mniejszą ich wydajność. Poprawne ustawienie sylwetki biegacza w czasie joggingu: głowa - podczas biegu musi być stabilna i nieruchoma względem tułowia. Należy unikać skrętów, pochyleń i kołysania na boki. Powinna być ustawiona w pozycji pionowej, jeśli opada do przodu lub odchyla się do tyłu, oznacza to, że mięśnie szyi i karku są słabe. Barki – muszą być stabilne, gdyż kołysanie powoduje utratę energii i prędkości. Podczas biegu linia łącząca stawy barkowe powinna być prostopadła do jego kierunku. Ramiona – ich praca ma olbrzymie znaczenie, może zakłócać rytm biegu i powodować niepotrzebny wydatek energetyczny, natomiast jeżeli ruchy ramion są naturalne, to wymuszają odpowiedni rytm nóg. A zatem im szybciej pracują ramiona, tym energiczniej pracują nogi. U sprinterów praca ramion przypomina pracę tłoków, a u długodystansowców wahadło. Ramię musi poruszać się prostopadle do klatki piersiowej, a dłoń powinna kontrolować napięcie mięśni. Dłoń i łokieć w czasie biegu poruszają się wahadłowo - przedramię do poziomu, a łokieć wyraźnie do tyłu. Miednica wskazane jest delikatne pochylenie jej do przodu, co poprawia efektywność biegu, a w takim ustawieniu stopa dotykająca podłoża nie hamuje ruchu do przodu, a stanowi jedynie punkt podparcia. Stawy kolanowe - muszą być rozluźnione, aby w momencie kontaktu stopy z podłożem mogły się ugiąć, zamortyzować uderzenie i ochronić staw, stopa w naturalny sposób ląduje bezpośrednio pod tułowiem na śródstopiu, a nie na pięcie. Ważna rozgrzewka! Wiele osób zaniedbuje ten element treningu, twierdząc, że przecież rozgrzeje się w trakcie kilkuset pierwszych przebiegniętych metrów. Nic bardziej mylnego! Prawidłowe rozgrzanie organizmu ma na celu przede wszystkim podniesienie temperatury mięśni do optymalnego poziomu, a przygotowany do wysiłku mięsień jest mniej narażony na urazy i kontuzje, staje się bardziej elastyczny, zdolny do większej i efektywniejszej pracy. Wykonując zatem odpowiednie specjalistyczne ćwiczenia adaptujemy układ nerwowy do ruchów powtarzających się podczas treningu. Właśnie z tego powodu inaczej musi wyglądać rozgrzewka sprintera, maratończyka, a inaczej piłkarza ręcznego czy pływaka. Nie bez znaczenia jest też jej wpływ na układ krążenia i oddechowy, które to decydują o wydolności organizmu. Na rozgrzewkę należy przeznaczyć minimum 15 minut, z czego 6-7 minut na trucht, aby podnieść temperaturę ciała i mięśni, usprawnić funkcjonowanie układu krążenia i termoregulację organizmu. Następnie należy skupić się na ćwiczeniach ogólnorozwojowych, takich jak: wymachy ramion, skłony, skrętoskłony, wypady z przetrzymaniem, dynamiczne wyskoki w górę. Zaczynamy rozgrzewkę od głowy, mięśni szyi, obręczy barkowej, ramion, grzbietu, bioder, kończyn dolnych. Następnie przechodzimy do ćwiczeń specjalistycznych i pobudzających mięśnie, czyli skipy A i C oraz podskoki i wieloskoki, warto wykonać również kilka kilkudziesięciometrowych przebieżek. Na zakończenie rozgrzewki zwracamy uwagę na rozluźnienie mięśni i wyregulowanie oddechu. Maria Fall-Ławryniuk SKiP A - polega na truchcie z unoszeniem kolan do wysokości bioder. Podczas wykonywania skipu A intensywnie pracują również ramiona i przedramiona. Bardzo istotna jest praca stóp, od momentu oderwania od podłoża do chwili opuszczenia stopa powinna być zadarta. Dopiero tuż przed zetknięciem z podłożem stopa „atakuje”, to znaczy – dynamicznie opuszczamy palce stopy i odbijamy się z przedniej jej części, nie odchylamy tułowia do tyłu. SKiP C - polega na pracy kończyn dolnych tak, aby pięty delikatnie uderzały o pośladki, nie cofamy bioder i nie pochylamy tułowia. Do przodu przemieszczamy się wolno, natomiast ruch, pięta – pośladek, jest dynamiczny. WydaWca: Piekarnia-cukiernia “Pellowski” Grzegorz Pellowski ul. Podwale Staromiejskie 84, 80-844 Gdańsk RedaktoR naczelny: Jacek Sieński, tel. kom. 692 005 718 dRuk: drukarnia B3Project 80-216 Gdańsk Wrzeszcz ul. Sobieskiego 14 nakład 1500 egz. “kuryer Gdański” w internecie na portalu trojmiasto.pl: www.trojmiasto.pl/kuryer-gdanski lub wpisując w wyszukiwarkę Google: kuryer gdański