TAJEMNICA DZWONNICY Nasza malownicza miejscowość od lat

Transkrypt

TAJEMNICA DZWONNICY Nasza malownicza miejscowość od lat
TAJEMNICA DZWONNICY
Nasza malownicza miejscowość od lat może pochwalić się pięknym, zabytkowym Kościołem. Niewielu
jednak wie, że z naszą przykościelną dzwonnicą łączy się pewna tajemnicza historia.
Było to bardzo dawno temu. Wioskę naszą okalały niezmierzone lasy, pełne dzikiego zwierza. Panem
wioski był Boromir, człowiek szlachetny, dobry i wyrozumiały. Boromir był zapalonym myśliwym. Za
jego rządów ludziom żyło się dobrze i spokojnie. Do czasu, gdy Boromir podczas pewnej wyprawy
przywiózł do wioski piękna, młodą kobietę. Na imię miała Bogumiła. Nikt nigdy nie opowiadał, skąd
Bogumiła znalazła się w lesie. Wiadomo, że Boromir zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia.
Bogumiła miała niesamowity dar wykorzystywania roślin w celach leczniczych. Przygotowywała różne
napary i pomagała ludziom z wioski. Boromir postanowił wziąć ją za żonę. W wiosce zapanowała
radość. Jednak podstępny Gniewomir, młodszy brat Boromira, chciał do ślubu brata nie dopuścić.
Namówił Boromira, aby ten w prezencie ślubnym podarował leśnej pannie kwiat paproci. To taki
magiczny kwiat, który zakwita tylko raz podczas letniego przesilenia w czerwcu. Boromir długo się
namyślał, aż w końcu postanowił wybrać się do lasu w czerwcową, krótką noc.
Miejscowa ludność miała pobudować obok Kościoła wspaniałą dzwonnicę, aby podczas ślubu ogłosić
całemu światu szczęście Boromira. Z odległej wioski przywieziono wspaniały dzwon, który dumnie
zawisł w dzwonnicy. Boromir nie mógł się już doczekać ślubu z Bogumiłą. W pewną czerwcową noc
wybrał się do lasu po unikatowy kwiat paproci. Nie wiedział, że Gniewomir idzie krok w krok za nim.
Gdy Boromir znalazł ów kwiat, Gniewomir rzucił się na brata i ugodził go nożem.
Gdy Boromir długo nie wracał z lasu, Bogumiła zaniepokojona wysłała mężnych wojów, aby go
odnaleźli. Nic to jednak nie dało.
W tym czasie Gniewomir prosił o rękę Bogumiłę. Ta jednak odmawiała. I tak działo się przez 6 dni.
Siódmego dnia przekupiony przez Gniewomira jeden z wojów powiedział Bogumile, że Boromir zginął
rozszarpany przez dzikiego zwierza. Z rozpaczy Bogumiła powiesiła się w dzwonnicy. I po raz pierwszy
zabił dzwon. Jego dźwięk miał być symbolem wielkiego szczęścia, a tymczasem stał się oznaką
wielkiej tragedii.
I tak przez lata, gdy tylko jakieś nieszczęście miało dotknąć naszą wioskę, w przykościelnej dzwonnicy
można było dostrzec białą zjawę Bogumiły, która bije na alarm, aby ludzie wiedzieli, że nieszczęście
jest blisko. Gdy opowiadał mi o tym mój pradziadek,
myślałam, że jest już niespełna rozumu, bo przecież miał już swoje lata. Aż tu razu pewnego stało się
coś niespodziewanego.
To było w czerwcu. Zaplanowałam z koleżankami nocleg pod namiotem. Wszystko było tak, jak
należy. Prowiant, latarki, koce i namioty. Wszystko tak, jak być powinno. Długo gadałyśmy przy
ognisku. I tak, żeby było śmieszniej, każda z nas miała opowiedzieć jakąś historię. Snułyśmy więc
różne opowieści, aż przyszedł czas na sen. Łąka obok Kościoła była cudownie miękka. Cieszyłam się,
że sąsiad pozwolił nam na niej ustawić namioty. Było na tyle blisko mojego domu, że gdybyśmy tylko
chciały, mogłybyśmy wrócić do mnie. Było też jednak na tyle daleko, że czułyśmy się niesamowicie
dorosłe.
Cykały świerszcze, obok w namiocie chrapała Zośka. Ja jakoś nie mogłam zasnąć.
I nagle zachciało mi się pić. Wyszłam z namiotu, rozejrzałam się, ognisko już dogasało. Przyjemnie
było poczuć ciepły wiaterek na twarzy. Zamknęłam na chwilkę oczy i nagle, gdy je otworzyłam,
zobaczyłam, jak ktoś biegnie w kierunku dzwonnicy. W pierwszej chwili myślałam, że to nasi koledzy
chcą nas przestraszyć. Ale to nie byli oni. Od tej dziwnej postaci biła jasna poświata. Długie włosy
rozwiewał wiatr. Postać ta wbiegła do dzwonnicy i zanim zdążyłam mrugnąć dwa razy, rozległ się
pierwszy dzwon. Nie widziałam żadnego niebezpieczeństwa. To nie były czasy wojen ani klęsk. Nie
rozumiałam, dlaczego duch Bogumiły dzwoni na alarm. Bo to, że to ona, wiedziałam na pewno.
Obudzone dziewczyny pytały, co się stało. Z plebanii wybiegł wystraszony ksiądz. Ludzie zaczęli budzić
się w domach. Wszystko to trwało parę chwil, a potem dzwon umilkł. Ksiądz obszedł teren wokół
kościoła, sprawdził, czy nikogo tam nie było, pomachał do nas i wszyscy znów ułożyliśmy się do snu.
W namiocie byłam z Gośką i opowiadałam jej o dawnej opowieści pradziadka. I nagle zrozumiałam...
Uświadomiłam sobie, że to dzisiaj... że to TA NOC.
To właśnie w tę noc Boromir poszedł szukać kwiatu paproci. To w tę noc zginął. A Ona wciąż za Nim
tęskniła. Minęło 100 lat, a Ona wciąż Go kochała. Postanowiłyśmy z dziewczynami połączyć zmarłych
zakochanych. Wzięłyśmy latarki i ruszyłyśmy do lasu. Z nikłych opowieści pradziadka wiedziałam, że
muszę znaleźć grab, na którym widnieją różne napisy. Ten grab wyrósł w miejscu, gdzie Gniewomir
zaatakował Boromira. A że ciała nie odnaleziono, więc to była jedyna wskazówka. Pobiegłyśmy do
lasu. Wciąż było ciemno, ale byłyśmy tak podekscytowane, że nic nie było w stanie nas przestraszyć.
Przy grabie stała kolejna zjawa. Widziałam ją tak, jak wcześniej zobaczyłam Bogumiłę. Niestety,
widziałam ją tylko ja. Dziewczęta znudzone bieganiem po lesie, chciały wracać do namiotów. Ja
jednak musiałam zostać. Gośka dotrzymywała mi towarzystwa. Spytałam ją, czy ona też Go widzi.
Jednak patrząc na jej reakcję, domyśliłam się, że nie. Podeszłam do drzewa i oparłam się o nie.
Bardziej chodziło mi o to, żeby Gośka nie słyszała, o czym mówię, bo by uciekła ode mnie z
wrzaskiem. A jakoś nie chciałam zostać tu sama.
Boromir stał zamyślony, jaśniał taką samą poświatą jak Bogumiła. Spytałam, czemu tu tak stoi.
Wyjaśnił mi, że obudził go dzwon, ale choć bardzo pragnie połączyć się z Bogumiłą, to bez tego
nieszczęsnego kwiatu paproci nie może. Obiecał go Jej i bez niego nie może połączyć się z ukochaną.
Świat się zmienił, las się zmienił, a on teraz nie wie, gdzie tego kwiatu szukać. Budzi się co roku o tej
samej porze i szuka kwiatu dla ukochanej. Wie, że gdy
Bogumiła uderzy w dzwon po raz drugi, wszystko przepadnie na kolejny rok. Postanowiłam pomóc
Boromirowi. Razem z Gośką ruszyłyśmy w las. Trochę marudziła, ale w końcu dała się przekonać.
Wiedziałam, że czasu mamy niewiele. I gdy już straciłam nadzieję, na moich oczach rozkwitł. Piękny
był to kwiat. Nie mogłam oderwać od niego oczu. Jednak czas naglił. Zerwałam kwiat paproci i
pobiegłam do Boromira. Uradowany porwał ode mnie magiczny kwiat i pobiegł pod kościół. Był dla
nas zbyt szybki. Gdy dobiegłyśmy, przy namiotach stały dziewczyny. Wlepiały oczy na rozświetlony
kościół, pełen jakichś głosów. Słychać było, jakby ktoś właśnie brał tam ślub. Może język był trochę
dziwaczny, jednak wszystko było jasne. Przynajmniej dla mnie. Boromir łączył się właśnie z Bogumiłą,
a gdy uszczęśliwione zjawy wyleciały przed kościół, dzwonnica rozdzwoniła się ponownie. Jednak
dźwięk ten w niczym nie przypominał pierwszego dzwonienia. Teraz brzmiał radośnie.
I znów ksiądz wybiegł z plebanii. I znów pobudzili się ludzie w wiosce. Dziewczyny patrzyły na mnie
jak na wariatkę. Nie rozumiały, dlaczego stoję upaprana w błocie i płaczę. A ja płakałam ze szczęścia.
Wiedziałam, że one nic nie rozumieją, wiedziałam, że nie widzą tego, co ja widziałam i nie obchodziło
mnie to. Cieszyłam się, że to właśnie ja pomogłam połączyć się dwojgu ludziom, którym los
przeszkodził być razem.