eg_boj ostatni - Rynek energii elektrycznej

Transkrypt

eg_boj ostatni - Rynek energii elektrycznej
Walka z Kontraktami Długoterminowymi: czy będzie to bój ostatni?
Autor: Jacek Balcewicz
(„Energia Gigawat” – lipiec 2006)
I tak źle i tak niedobrze
W strukturze obrotu energią elektryczną w Polsce, w ubiegłym roku – wbrew pozorom –
pierwszą pozycję czyli 47 proc. rynku stanowiły kontrakty dwustronne, zaś Minimalne
Ilości Energii, które spółki dystrybucyjne obowiązane były kupować od PSE jako strony
Kontraktów Długoterminowych stanowiły dopiero 35 proc.
Pochodząca z kogeneracji „czerwona energia” objęta takŜe obowiązkiem zakupu stanowiła 13
proc., zaś „zielona” energia ze źródeł odnawialnych takŜe obowiązkowo wprowadzana do
obrotu tylko 3 proc. Giełda Energii i Rynek Bilansujący miały jedynie symboliczny 1
procentowy udział w rynku. I choć udział Kontraktów Długoterminowych będzie z roku na
rok malał, to właśnie KDT-y uwaŜane są za głównego hamulcowego na drodze do wolnego
rynku.
Jerzy Łaskawiec, wieloletni prezes Elektrowni Turów, zaś obecnie członek Zarządu Holdingu
BOT Górnictwo i Energetyka, powszechnie uwaŜany za „ojca chrzestnego” polskich KDT-ów
zwykł niemal kaŜdą dyskusje na ich temat zaczynać od stwierdzenia, Ŝe... sam ma kontrakt
bezterminowy z Ŝoną i nie narzeka... Same KDT-y nie są Ŝadnym grzechem, ale ich
podstawowym mankamentem jest to, Ŝe w ich konstrukcję nie wpleciono mechanizmów
proefektywnościowych. Trzeba jednak powiedzieć, Ŝe w 1993 roku kiedy podpisywano
pierwsze z nich, pojęcie wolnego rynku energii elektrycznej było mgliste nie tylko w Polsce,
ale takŜe w większości krajów ówczesnej Unii Europejskiej. A to właśnie potrzeba
dopasowania potencjału wytwórczego polskiej energetyki, zwłaszcza pod względem norm
ekologicznych, była motorem i powodem zabezpieczenia kredytów udzielnych na rynkowych
zasadach przez komercyjne banki była praźródłem zawierania KDT-ów. Dzisiaj postrzegane
są one jednoznacznie jako niedozwolona pomoc publiczna, blokująca przede wszystkim
dostęp do polskiego rynku nowym podmiotom chcącym – po prostu - zarobić na idei wolnego
rynku. ChociaŜ warunki bilansowania oceniane jako niesprzyjające dla wejścia nowych
podmiotów – według oceny Komisji Europejskiej – ma nie tylko Polska, ale takŜe Estonia,
której tempem rozwoju gospodarczego ostatnio wszyscy się zachłystują, a poza tym takŜe
Belgia, Grecja oraz Niemcy.
Do trzech razy sztuka
Po raz pierwszy w 2000 roku podjęto próbę rozwiązania KDT-ów. Ówczesny rząd opracował
System Opłat Kompensacyjnych (SOK), który miał gwarantować wytwórcom wypłacanie
finansowych rekompensat w przypadku, gdyby cena rynkowa energii elektrycznej po
rozwiązaniu KDT-ów spadła poniŜej pewnego punktu odniesienia. Środki na ten cel miały
pochodzić od tych uczestników rynku, którzy na uwolnieniu rynku mieli zyskać. Koncepcja
na pierwszy rzut oka wydawała się uczciwa i rzetelna, ale niewykonalna. Zarówno ówczesne
Ministerstwo Finansów, jak i URE miało problemy z przyjęciem metodologii wyznaczania
ceny odniesienia. Pod koniec 2001 roku z koncepcji SOK ostatecznie wycofano się. W 2002
roku zaproponowano, aby zobowiązania finansowe wytwórców zostały przejęte przez PSE,
zaś oni sami tytułem pokrycia kosztów osieroconych otrzymali jednorazowe rekompensaty
finansowe pochodzące z wyemitowanych przez PSE obligacji, których koszt opłacaliby
odbiorcy końcowi poprzez opłatę restrukturyzacyjną zawartą w taryfach. Projekt ten został
jednak odrzucony przez Komisję Europejską jako rozwiązanie wyczerpujące znamiona
niedozwolonej pomocy publicznej, co więcej ostro skrytykowano jednorazową formę wypłaty
rekompensat, bez moŜliwości monitorowania rozwoju sytuacji rynkowej oraz korygowania
wypłacanych rekompensat. Koncepcja nad którą obecnie pracuje rząd powraca w swoim
załoŜeniu – najogólniej rzecz ujmując - do idei SOK-u, z tą tylko róŜnicą, Ŝe PSE nie
emitowałaby obligacji i nie następowałaby jednorazowa wypłata odszkodowań, a
rekompensaty wypłacane byłyby w okresach rocznych. Środki na ten cel miałyby pochodzić z
opłat wnoszonych przez odbiorców, a umiejscowionych w taryfach przesyłowych i
dystrybucyjnych. System ten – zdaniem zagranicznych analityków – przypomina hiszpańską
metodę „Competetition Transition Costs”. Jednak i metoda hiszpańska krytykowana jest za
brak przejrzystości prowadzone są prace nad jej weryfikacją. Ponadto daje ona
dotychczasowym uczestnikom rynku sporą moŜliwość gry z otoczeniem, by tak kształtować
ceny, aby nie zapewniały naleŜytej rentowności nowo wchodzącym na rynek konkurentom,
którzy nie korzystają juŜ z dopłat. Planowany termin wdroŜenia tego programu to 1 lipca
2007 roku, aby było to moŜliwe projekt stosownych ustaw powinien trafić pod obrady komisji
sejmowych nie później niŜ do 31 sierpnia tego roku.