LUBOMIRSCY WSPÓŁTWÓRCY OSSOLINEUM Barbara LASOCKA

Transkrypt

LUBOMIRSCY WSPÓŁTWÓRCY OSSOLINEUM Barbara LASOCKA
ВІСНИК ЛЬВІВ. УН-ТУ
Серія мист-во. 2007. Вип. 7. С. 138-149
VISNYK LVIV UNIV.
Ser. Art Studies. 2007. № 7. Р. 138-149
КУЛЬТУРОЛОГІЯ
УДК 35.078.5:27.2(477.83-25)
LUBOMIRSCY WSPÓŁTWÓRCY OSSOLINEUM
Barbara LASOCKA
Autor artykułu naświetla rolę ojca i syna Lubomirskich w sprawie powstania i
rozwoju Zakładu Narodowego im. Ossolińskich we Lwowie.
Obaj Lubomirscy, Henryk i jego syn Jerzy, zostali niemal całkowicie zapomniani. Henryk
nie ma swojego hasła w żadnej powojennej encyklopedii, a informacje o Jerzym należałoby znacznie poszerzyć. Bowiem obaj byli niezwykłymi osobowościami polskiego życia publicznego
dziewiętnastego stulecia. Przy czym biografia ojca jest bodaj jeszcze barwniejsza od synowskiej.
Urodzony 15 września w Równem na Wołyniu należał do pokolenia określonego i ukształtowanego
przez Oświecenie. Ale swej intelektualnej i narodowej tożsamości wcale nie zawdzięczał domowi
rodzinnemu. Bowiem jego ojciec, Józef herbu Szreniawa, kasztelan kijowski, właściciel ogromnej
fortuny, nie odznaczał się wcale ani walorami intelektualnymi, ani stałością poglądów politycznych, ani wreszcie wysokiej wartości kodeksem moralnym. Zaś matka, Ludwika Sosnowska, zapisała
się w historii wyłącznie jako bohaterka romansu Tadeusza Kościuszki. Nic zatem dziwnego, że
dla pierworodnego syna Józefa i Ludwiki Lubomirskich najlepszym zrządzeniem losu okazało
się zabranie go rodzicom i wychowanie przez stryjeczną babkę ojca, Izabelę z Czartoryskich
Stanisławową Lubomirską. Ile lat miał chłopiec, kiedy przysposobiła go księżna, tego nie da
się dziś ustalić. Być może, iż stało się to dopiero po śmierci jej męża w 1783 roku. Henryk miał
wówczas blisko pięć lat. Ale legenda rodzinna mówi inaczej. Wnet po jego przyjściu na świat
księżna marszałkowa miała odwiedzić krewnych, aby poznać swego spadkobiercę i zanim ktokolwiek się połapał, ukradła go rodzicom i wywiozła w mufce.1 Sposób, w jaki Izabela Lubomirska,
zwana też Elżbietą, przejęła opiekę nad Henrykiem, nawet dla niego nie był ważny. Wiedział
natomiast, że zawdzięcza jej całą swą wiedzę, smak, upodobania oraz pozycję w świecie i za to
wszystko pozostał jej wdzięczny aż po kres swoich dni.
W chwili jego urodzenia liczyła już trzydzieści dziewięć lat. Należała do najbardziej
wpływowego w Polsce rodu zwanego Familią. Była rodzoną siostrą Adama Kazimierza, którego
po śmierci Augusta III Sasa część magnaterii chciała widzieć na polskim tronie, oraz siostrą
cioteczną Stanisława Antoniego Poniatowskiego, który po zwycięskiej elekcji przybrał imię Augusta. I właśnie do niego Izabela żywiła uczucie, które przekraczało granice przyjaźni, a nawet
miłości rodzinnej. To ojciec zmusił ją do zawarcia w 1753 roku związku małżeńskiego z dużo
od niej starszym i nigdy nie kochanym Stanisławem Lubomirskim. Ale w epoce libertynizmu nie
stanowił on przeszkody w dalszym flircie z pięknym i mądrym kuzynem. I choć nieodwzajemniona z jego strony miłość podpowiadała księżnej gniew, a nawet zawiązywanie intryg (słynna
sprawa Dogrumowej wynikła z jej poduszczenia), to co pewien czas godziła się z królem i
1
Taką wersję podaje Eustachy Sapieha, mąż Teresy z Lubomirskich, prawnuczki Henryka, we wspomnieniach rodzinnych zatytułowanych Tak było. Niedemokratyczne wspomnienia.. Warszawa 1999, s. 21.
© Lasocka B., 2007
Lubomirscy współtwórcy Ossolineum
139
zostawała powiernicą jego spraw prywatnych, a nieraz może nawet i państwowych. Zaś swobodny
wstęp na zamek pozwolił jej wejść w krąg najwybitniejszych twórców i ideologów Oświecenia.
Niewątpliwie przyswoiła sobie ich upodobania literackie i preferencje w zakresie sztuk pięknych,
ale nigdy nie przejęła od nich idei patriotyzmu i narodowości. Sprawy Polski pozostały jej obce.
A wieloletnia gra miłości i niechęci, odejść i powrotów ułatwiła jej aklimatyzację zagranicą, najpierw w Paryżu, potem w Wiedniu. Wyjeżdżała już od 1766 roku, ale na stałe opuściła Polskę
w 1785 roku. Jednak żaden z europejskich wojaży sprzed 1783 roku nie zmniejszył jej emocjonalnego rozchwiania. Lekarstwem na ową atrofię uczuć miał się dopiero okazać młodociany
kuzyn Lubomirskiej, Henryk. Ofiarowała mu szczerą, ale mądrą miłość, nienaganne wychowanie
i rozległe wykształcenie. To prawda, że nie uczyła patriotyzmu, bo sama takich uczuć nie znała.
Ale one okazały się być niejako darem przyrodzonym księcia, a wiedza i rozum prowadziły je
we właściwym kierunku i kazały właściwie lokować.
Dzięki podróżomanii księżnej dobrze poznał Włochy i Francję, także Anglię, Holandię oraz
niektóre księstwa niemieckie. To w tamtejszych muzeach, galeriach oraz na aukcjach kształtował
swój smak i poszerzał znawstwo malarstwa, rzeźby i sztuki stosowanej. Najpierw na dłużej osiadł
ze swą opiekunką w Paryżu. W marcu 1787 roku odwiedził ich tam Julian Ursyn Niemcewicz.
Zaprotegował go Lubomirskiej podróżujący z przyszłym dramatopisarzem jej zięć, Stanisław
Potocki. Dzięki przywołaniu po latach poznanych tam osób dowiadujemy się, kto bywał gościem
paryskiego salonu księżnej Izabeli. Spośród wielu głośnych naówczas osób2 Niemcewicz wymienia
między innymi Thomasa Jeffersona, późniejszego (1801-1809) prezydenta Stanów Zjednoczonych, Jeana-Baptiste`a Charlesa d` Estaign`a, francuskiego admirała, André Morelleta, filozofa,
ekonomistę, pisarza, współpracownika Wielkiej Encyklopedii, Jacquesa Delille`a, klasycznego
poetę, autora głośnego Ziemiaństwa. Do stałych gości należeli również wielcy współcześni
malarze: Louis David, Elisabeth Vigée-Lebrun, która zresztą wykonała dziecięcy portret Henryka Lubomirskiego przedstawiając go jako klęczącego amorka z wieńcem laurowym w prawej
ręce, Hubert Robert i Jean Baptiste Greuze. Prawa domowników pozyskali nauczyciel Henryka,
ksiądz Scipione Piattoli, oraz niejaki Lamotte, uczeń Mesmera, który – jak zauważył Niemcewicz
– zupełnie się poświecił magnetyzowaniu księżny i pana Potockiego. [...] W najpiękniejszą porę
roku – wspomina dalej przyszły autor Powrotu posła – wyjechaliśmy z księżną do Anglii, obejrzeli
jej ciekawości, zwiedzili piękne jej wiejskie posiadłości.3 Ledwie dziesięcioletni Henryk wszystko ze
starszymi oglądał, przysłuchiwał się rozmowom i starał się zapamiętać tak miejsca, jak i ludzi.
O jego wykształcenie dbali dobierani jak najstaranniej przez księżnę nauczyciele domowi.
Oprócz wspomnianego już Piattolego byli to Gotfryd Ernest Groddeck oraz Apollin Baltazar
Vestris. Tego pierwszego księżna poznała we Florencji. Niski, wątły, chorowity, nerwowy, elokwentny, uchodził we Włoszech za szerzyciela nastrojów wywrotowych. Księżnej to jednak nie
przeszkadzało. Dla niej liczyła się jedynie jego niezwykła erudycja, dlatego bez żadnych wahań
powierzyła mu edukację swego podopiecznego na lata 1785-1789. Kiedy po wybuchu rewolucji opuściła Paryż i przeniosła się najpierw do Nicei, a potem do Szwajcarii, Piattoli razem ze
Stanisławem Potockim udał się do Warszawy. Tu został przedstawiony królowi, który od stycznia 1790 roku zatrudnił go na zamku jako swego lektora. Kiedy jednak odkrył jego specjalność
konstytucjonalisty, zaproponował mu współpracę nad ustawą zasadniczą. Wkład Piattolego w
konstytucję 3 maja jest niemożliwy do przecenienia. Po zawiązaniu się Targowicy w 1792 roku
wyjechał do Drezna i tam razem z Kołłątajem i Potockim pracował nad historią Polski ostatnich
J. U. Niemcewicz, Pamiętniki czasów moich, tekst opracował i wstępem opatrzył J. Dihm, Warszawa
1957, t. I, s. 242.
3
Op. cit., s. 243.
2
140
B. Lasocka
czterech lat. Za owo oddanie sprawom polskim zapłacił austriackim więzieniem w Josephstadt. Czy
Henryk Lubomirski poznał kiedyś dalsze losy swego preceptora z okresu paryskiego? Wszystko
wskazuje na to, że wiedział o dokonaniach, wielkiej sławie i upokorzeniu Piattolego.
Gotfryd Ernest Groddeck, wybitny znawca historii i kultury starożytnej, doktor filozofii
wydziału teologicznego uniwersytetu w Getyndze, uczył młodego Lubomirskiego od 1793 do
1796 roku. Przekazał mu nie tylko ogromną wiedzę, ale także wpoił dyscyplinę intelektualną,
co będzie przynosić profity we wszystkich jego późniejszych działaniach. Natomiast Vestris,
florentyńczyk z urodzenia, od 1794 roku solista baletu w operze paryskiej, ogłoszony bożkiem
tańca, uczył młodego księcia ogłady, elegancji i wytworności bycia. Jedyne, czego pojętny uczeń
nie przejął od swego nauczyciela, to próżność, zadufanie i snobizm. Vestris uważał bowiem siebie
obok Woltera i króla pruskiego, Fryderyka II, za największego męża stulecia. Lubomirski natomiast
nieodmiennie ujmował wszystkich niezwykłą delikatnością, skromnością i serdecznością.
Wydaje się, iż podczas pobytu u księżnej w Wiedniu i Łańcucie Lubomirski większość
czasu poświęcał na samokształcenie. Podczas prowadzonej przez nią przebudowy łańcuckiego
zamku mógł się zetknąć ze sprowadzonymi tu przez nią wybitnymi architektami i malarzami:
Zugiem, Aignerem, Brenną oraz sztukatorem Baumanem. Coraz aktywniej uczestniczył też w
prowadzonym z pasją, ale i znawstwem kolekcjonerstwie Lubomirskiej. To w Łańcucie i w jej
pałacu wiedeńskim nauczył się rozpoznawać paletę Bouchera i odróżniać ją od malarskiego
warsztatu innych artystów: Vatteau, Fragonarda i oczywiście Vigée-Lebrun. Również tutaj miał
sposobność zachwycić się sztychami i rycinami. A zbiory ceramiki, starych zegarów i sreber
jeszcze bardziej wysubtelniały jego smak. To właśnie podczas sezonów wiedeńskich zaczął na
aukcjach i wyprzedażach, ponoć urządzanych także przez słynną Albertynkę, skupować dzieła
sztuki, w tym między innymi rysunki Rembrandta i Dürera.
Podczas pobytu w Krakowie w marcu 1801 roku osiemnastoletni wówczas Lubomirski poznał
samego Tadeusza Czackiego. Młody książę musiał wywrzeć na współzałożycielu Warszawskiego
Towarzystwa Przyjaciół Nauk i przyszłym twórcy Liceum Krzemienieckiego jak najkorzystniejsze wrażenie, skoro ten zaopatrzył go w list polecający do Józefa Maksymiliana Ossolińskiego.
Oddawca tego listu – pisał – jest wielkiej nadziei młodzian. Nie zna on wad wieku, a ma zorzy
jestestwa człowieka przymioty. Wyrodził się z współczesnych Lubomirskich dla swego szczęścia.
Bądź JWWP Dobrodziej dla niego łaskawym.4 Przyszły twórca zakładu naukowego swego imienia
we Lwowie bacznie się przyjrzał młodzianowi, a później wszedł z nim w komitywę intelektualnej natury. Zanim wszakże owa znajomość przełoży się na powierzenie księciu kuratorii nowo
powstałej placówki naukowej, minie ponad dwadzieścia lat.
W rok później księżna postanowiła usamodzielnić swego wychowanka. Już w 1799 roku
sprzedała przypadłe jej po mężu na dożywocie dobra gruszczyńskie na Mazowszu, a za uzyskane pieniądze kupiła Przeworsk wraz z sąsiednimi miasteczkami i wsiami. W 1802 roku dobra
te przekazała swojemu podopiecznemu. Uczyniła to nie z powodu jego majątkowego niedostatku. Wiadomo przecież było, że po rodzicach Henryk odziedziczy ogromne dobra na Wołyniu,
obejmujące całkiem pokaźne miasto Równe oraz siedemdziesiąt sześć wsi. Ale po upadku Polski
ziemie te znalazły się na terenie Rosji. A księżna chciała, aby jej kuzyn pozostał Europejczykiem.
Istotnie, to właśnie Przeworsk stał się małą ojczyzną księcia. Do niego wprowadził poślubioną
w maju 1807 roku żonę, Teresę z Czartoryskich.
Tymczasem austriacka kampania Napoleona z 1809 roku obudziła w księciu uśpione dotąd
uczucia patriotyczne. Tak szybko, jak to było możliwe, zgłosił się do księcia Józefa PoniatowKorespondencja Józefa Maksymiliana Ossolińskiego. Zebrała i opracowała W. Jabłońska, Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk 1975, s. 11.
4
Lubomirscy współtwórcy Ossolineum
141
skiego i od razu otrzymał stopień majora generała. Nie był jednak czynnym żołnierzem, lecz
urzędnikiem, ale za to wysokiego szczebla. Po zajęciu zabranych przez Austrię w pierwszym
rozbiorze ziem Galicji zachodniej Poniatowski dekretem z 25 sierpnia 1809 roku powołał Rząd Centralny Prezesów i Wiceprezesów Urzędów Administracyjnych Powiatowych. Na prezesa urzędu
krakowskiego wyznaczył Henryka Lubomirskiego. Nadto powierzył mu funkcję komisarza demarkacyjnego. Razem z generałami Aleksandrem .Rożnieckim i niejakim Pelletierem mieli wytyczyć
granice pomiędzy Galicją pozostałą przy Austrii a przyłączoną do Księstwa Warszawskiego. Za
wskazaniem naczelnego wodza Lubomirski uczestniczył także w obradach poświęconych opracowaniu instrukcji dla deputacji mającej złożyć hołd Napoleonowi za jego zasługi dla Polaków.
Sam wszakże nie wszedł w jej skład. Wreszcie w czerwcu 1810 roku został prefektem departamentu krakowskiego, który przejął władzę od Urzędów Administracyjnych Powiatowych. Owe
awanse i różnorodność pełnionych funkcji wynikały przede wszystkim z całkowitego oddania
Lubomirskiego każdej narodowej sprawie. Nie można wreszcie pominąć materialnego wsparcia,
jakiego udzielił polskiej armii. Do spółki z Ankwiczem wystawił całą kampanię piechoty, co obu
kosztowało blisko dwa tysiące złotych. Dlaczego nagle porzucił działalność patriotyczno narodową,
tego nie wiadomo. Mówiło się, że taka była wola Izabeli Lubomirskiej, której sprawy Polski miały
być całkiem obojętne. Nie mniej młody książę pozostał aż do 1813 roku cennym informatorem
Poniatowskiego, donosząc mu o zamiarach i posunięciach wojennych Austrii.
Urządzał teraz swoją siedzibę. Zwoził kupione we Włoszech i Wiedniu obrazy, stare rysunki,
sztychy, srebra, porcelanę, zegary. Przeworsk nabierał cech artystycznie wyrafinowanej siedziby
rodowej. Zdobiły ją obrazy Tycjana, Palma Vecchio, Davida, Guido Reniego oraz unikatowe rysunki
Rembrandta czy Dürera.5 Założył pracownię rytowniczą, w której zatrudniony przezeń najlepszy fachowiec wykonywał medale, mające w przyszłości ilustrować dzieła historyczne Jana Albertrandy`ego.
Działalność pracowni przerwało powstanie listopadowe. Blaszane projekty przesłane uczonemu do
Warszawy skonfiskowały w grudniu 1832 roku władze carskie. Ale ów medalierski epizod w biografii
Lubomirskiego wzmógł jeszcze jego kolekcjonerską pasję. Zbiory księcia zawierające obok starych medali także zabytkowe monety, ofiarowany potem Ossolineum, liczył ponad dziesięć tysięcy sztuk.
Niemniejszą pasją Lubomirskiego było bibliofilstwo. I to właśnie on, a nie niekochane córki
księżnej, odziedziczył jej bogatą, pełną rzadkich druków bibliotekę. Przywiózł ją do Przeworska
wkrótce po śmierci swej opiekunki w listopadzie 1816 roku. Potem ciągle ją wzbogacał coraz to
nowymi nabytkami, tak że ostatecznie podwoił zbiór księżnej Izabeli.
Choć Przeworsk w coraz większym stopniu stawał się dla Lubomirskiego miejscem magicznym, to jednak nie zaniechał on podróży. Interesy prowadziły go do Rosji, zamiłowania wiodły do
Europy zachodniej. Jego wojaże nie przypominały jednak podróżomanii romantyków. Oni szukali
nade wszystko doznań zmysłowych, on – intelektualnych i artystycznych. I oczywiście w znacznej mierze przyczyniały się do wzbogacania zbiorów księcia. Okazał się on zatem oświeconym
Europejczykiem w najszlachetniejszym rozumieniu tych słów.
Najczęściej jeździł do Wiednia i najdłużej tam pozostawał. Tamtejszy pałac księżnej Izabeli
Lubomirskiej na Mölkerbastei był poniekąd także jego siedzibą. Nawet go po niej odziedziczył,
ale obciążony kilkumilionowymi długami stał się dlań dużym balastem. Niemało czasu poświęcał
również Józefowi Maksymilianowi Ossolińskiemu. Ich znajomość oparta na podobnych
zamiłowaniach i jednakowej pasji kolekcjonerskiej nabierała cech intelektualnego powinowactOpis pałacu i ogrodu Przeworskiego zawarł we wspomnieniach F. K. Prek, Czasy i ludzie.Przygotował do druku, przedmową, wstępem i przypisami opatrzył H. Barycz, Wrocław 1956, s. 26 i in. Zob. także
H. Blumówna, Kolekcja rycin i rysunków Henryka Lubomirskiego w zbiorach Zakładu Narodowego im.
Ossolińskich, t. V, 1957 i nadb.
5
142
B. Lasocka
wa. Ustanowienie familijne Biblioteki imienia Ossolińskich nosiło datę 4 czerwca 1817 roku. W
kilka lat później, 23 lutego 1823 roku ten sam władca, Franciszek II (potem nazwany I), nadał jej
tytuł Narodowej. I wtedy Ossoliński liczący siedemdziesiąt pięć lat zaniepokoił się o jej przyszły
los. Nie znalazł bowiem jeszcze kontynuatora swego dzieła. Ożeniony z daleką kuzynką, Teresą
Jabłonowską, nie miał dzieci. Co prawda boczną linią wywodzącą się od Prokopa Ossolińskiego
zmarłego w 1533 roku byli Potoccy, ale Józef Maksymilian bał się przekazać zawiadywanie
biblioteką Alfredowi ze względu na jego nieustające podróże. I wtedy powziął myśl powierzenia stanowiska kuratora Henrykowi Lubomirskiemu. Uzależniał to wprawdzie od ustanowienia
przez księcia ordynacji przeworskiej i połączenia jej z Zakładem Narodowym, co w przyszłości
gwarantowałoby mu materialne wsparcie, ale Lubomirski wspierany w tym przedsięwzięciu przez
swoją opiekunkę, a nawet przez nią przynaglany, zamierzył już działania w tym zakresie.
Ossoliński musiał jednakowoż upewnić się w trafności swego zamysłu. Dlatego też prosił o opinie
tyczące moralnych i intelektualnych kwalifikacji Lubomirskiego osoby, którym ufał i których zdanie
uznawał za niepodważalne. Byli to Adam Junosza Rościszewski, bibliograf, także znany działacz
społeczny, oraz ksiądz Franciszek Siarczyński, historyk i geograf, walczący o czystość i piękno języka
polskiego. W latach osiemdziesiątych związał się z grupą warszawskich Oświeconych, wśród których
byli Adam Naruszewicz, Tadeusz Czacki, Stanisław i Ignacy Potoccy. Nie wykluczone, że miał wtedy okazję poznać Józefa Maksymiliana Ossolińskiego. Wykładał wówczas gramatykę, geografię
i historię w Collegium Nobilium. Był kaznodzieją i spowiednikiem króla oraz podobno autorem
wielu mów sejmowych. Opinie obu respondentów Ossolińskiego z października 1823 roku o osobie Lubomirskiego potwierdzały celność dokonanego przez fundatora wyboru. Położył bowiem
książę ten pewną pychę szlachetną i czcigodną wyniosłość w zamiłowaniu narodowości – pisał
Rościszewski; wspiera sztuki piękne, które pomiłował; otoczył się pięknymi dziełami pędzla, zbiorem rzadkim narodowej numizmatyki i bronią, która sławniejszym królom i przodkom naszym ku
obronie ojczyzny służyła; [...]. To wszystko wskazuje nam w księciu nowego dla nauk i umiejętności
w kraju naszym mecenasa [...]. Do tego, gdy dołączymy księcia tego grzeczną towarzyskość, ducha
obywatelskiego, uprzejmość i tę siłę dobroci, którą wszystkie serca do siebie przyciąga [...], w nim
tylko jedynie oglądania w ojczyźnie naszej podobnego męża nadzieja wzrasta niepłonna.6
Siarczyński swoje rozpoznanie osoby Lubomirskiego zawarł w kilku zwięzłych, ale jakże
celnych punktach: a). znawca nauk, sam lubi je z zapałem; b). wre chęcią sławy; c). łączy ważne
znaczenie z powszechną współziomków miłością; d). szlachetny dla nauk i kraju swego; e). przyjmuje z chęcią ten obowiązek i gorliwie pełnić go będzie; f). posiada znakomity księgozbiór; g).
ma zbiór bogaty i liczny medalów polskich.7
Ossoliński poczuł się usatysfakcjonowany. I dopiero teraz ujawnił im swoje zdanie o Lubomirskim, pełne niekłamanego uznania, a nawet podziwu. Jestem od dawna jego szczerym i stałym
przyjacielem, jak od dawna szanuję go i kocham nie tylko z przywiązania jego do narodowości,
ale i z pochopu do chwalebnych czynów. Jeżeli na kim, to na nim można polegać, żeby dobrych
chęci obywatelstwa nie zawiódł ani by z ostygłą obojętnością jej popierał.8
Układ Józefa Maksymiliana Ossolińskiego z Henrykiem Lubomirskim zawarty w Wiedniu 25
grudnia 1823 roku, potwierdzający ich wzajemne do siebie zaufanie i pewność, iż dar dla narodu
znajdzie mądrą i fachową opiekę, był dla fundatora ostatecznym spełnieniem jego życiowej misji.
Lecz teraz dopiero o los księgozbioru mojego tchnąć spokojniej zaczynam – pisał do Siarczyńskiego
A. Rościszewski do J. M. Ossolińskiego, Żurawiczki Długie, 1823, 17 października, w: Korespondencja
Józefa Maksymiliana Ossolińskiego, op. cit., s. 409-410.
7
Uwagi MM księdza Franciszka Siarczyńskiego posłane JW. Hr. Ossolińskienmu dnia 13 października
1823 z Jarosławia, loc. cit.
6
Lubomirscy współtwórcy Ossolineum
143
– gdy nie tylko przyjęcia osobistej kuratorii literackiej, ale i dziedzicznej w majoracie przeworskim
trwać porządkiem następstwa mającej [...] zapewnienie odbieram.9
Umowa zakładała przyłączenie biblioteki Lubomirskiego do księgozbioru Ossolineum.
Natomiast liczne i bezcenne dzieła sztuki przyszłego kuratora po dołączeniu do nich znacznie
skromniejszych w tym zakresie zbiorów Ossolińskiego miały utworzyć na wieczne czasy10 Museum Lubomirscianum, powiązane z Zakładem Narodowym im. Ossolińskich, mające wszakże
pewną niezależność. Na razie jednak książę pozostawił w Przeworsku najcenniejsze zabytki.
Uznał bowiem, że do czasu zatwierdzenia ordynacji przekazanie rzeczonych przedmiotów nie
może nastąpić.11 Jeśliby natomiast związanie ordynacji z Ossolineum zostało kiedykolwiek zerwane, wówczas Muzeum będzie musiało zostać z niego wyłączone jako należące wyłącznie do
dóbr przeworskich. Jak się okaże, procedury będą trwały kilkadziesiąt lat i dopiero za kuratorii
Jerzego Lubomirskiego zbiory sztuki zostaną przekazane Zakładowi.
Akt dodatkowy do ustanowienia familijnego Ossoliński spisał z Lubomirskim 15 stycznia
1824 roku, także oczywiście w Wiedniu. Choć trwał przy najlepszej o księciu opinii, to właśnie
wtedy rozpołowił kuratorię na ekonomiczną i literacką, i tę pierwszą powierzył wnukowi swej
ciotki, Anieli z Ossolińskich Broniewskiej, Teodorowi. Decyzja ta nie była wcale wyrazem zachwiania wiary Ossolińskiego w naukowe i obywatelskie predyspozycje Lubomirskiego. Najpewniej
chciał mu jedynie zaoszczędzić zawsze przykrych zajęć urzędowych. Bowiem w podnoszeniu
walorów jego umysłu i charakteru ciągle nie ustawał. Zaszczytny najwyższym oświeceniem i
pięknymi przymiotami duszy – zapewniał Siarczyńskiego – wspaniały w ofiarach dla dobra krajowego ani zdania, ani nadziei mojej nie zawiódł, gdy nie tylko zatrudnienia zarządem pośrednim
tego Zakładu Naukowego przyjąć nie odmówił, ale nadto zbioru własnego rzadkich i drogich dzieł
sztuki, starożytności, medalów, druków i rękopismów wielkiej wartości przyłączeniem Zakład ten
wzbogacił, ozdobił i pomnożył [...].12
To prawda, że bywał nieraz niezadowolony, gdy podczas trwających nawet parę miesięcy
pobytów księcia w Rosji, niezbędnych dla prowadzenia znajdujących się na tamtych terenach
majątków, miał utrudniony z nim kontakt. A czuł się w obowiązku informowania Lubomirskiego
o wszystkich bieżących sprawach biblioteki, żeby wspomnieć o darach i zapisach czynionych
na jej rzecz. Ale po śmierci Ossolińskiego niemal natychmiast pojawił się w Wiedniu dla nadzorowania prac związanych najpierw ze spisaniem księgozbioru oraz ewidencją monet, medali i
innych dzieł sztuki, a następnie ze sprowadzeniem całego tego dziedzictwa do Lwowa. Prace te
trwały jedenaście miesięcy. Dlatego też kuratorię Zakładu objął Lubomirski dopiero 16 czerwca
1827 roku. Uroczystą przysięgę składał wobec świadków, wśród których był między innymi
członek Stanów Galicyjskich, Hilary Siemianowski. Trzy dni później arcybiskup lwowski,
hrabia Andrzej Ankwicz, położył kamień węgielny pod nowe mury gmachu podnoszonego
z ruiny. Już w kilkanaście dni później podjął sprawę uruchomienia przy Zakładzie drukarni.
28 czerwca otrzymał odpis dekretu gubernialnego w tej sprawie, przekazanego następnie
Wydziałowi Stanowemu.
J. M. Ossoliński do A. Rościszewskiego, Wiedeń 1823, 3 listopada, op. cit., s. 418.
J. M. Ossoliński do F. Siarczyńskiego, [Wiedeń, początek 1824 r.], op. cit., s. 421.
10
Zob. Zakładu Narodowego imienia Ossolińskich ustawy, przywileje i rzeczy dziejów jego dotyczące.
Zebrał i wydał W. Bruchnalski, Lwów 1938, s. 199.
11
Por. Blumówna, Kolekcja rycin i rysunków Henryka Lubomirskiego w zbiorach Zakładu Narodowego
im. Ossolińskich, op. cit.
12
J. M. Ossoliński do F. Siarczyńskiego, [Wiedeń, początek1824 r.], loc. cit.
8
9
144
B. Lasocka
Pierwszą decyzją, jaka podjął nowy kurator, było powierzenie 8 września 1827 roku dziekanowi Jarosławskiemu, księdzu Franciszkowi Siarczyńskiemu, stanowiska dyrektora. Czy była to
niezależna decyzja Lubomirskiego, czy też taką sugestię, a może nawet prośbę podsunął mu jeszcze
Ossoliński, tego nie wiadomo. Ale Siarczyński, który bez zwłocznie opuścił swoje probostwo i
już 13 listopada tegoż roku stanął we Lwowie, okazał się pracownikiem rzetelnym, sumiennym,
a nade wszystko lojalnym wobec nowego zwierzchnika. Podsuwał mu też ciekawe propozycje,
mające na celu wzbogacanie zasobów Zakładu oraz poszerzanie form jego działania.
Inicjatywa wydawania „Czasopismu Naukowego Księgozbioru Publicznego imienia
Ossolińskich” niewątpliwie należała do Lubomirskiego. To on podpisywał pisma do Wydziału
Stanowego i Gubernium z prośbą o zgodę na jego druk, a także o dofinansowanie. Natomiast prace
edytorskie jako pierwszy prowadził Siarczyński. Kurator zaś wykorzystał łamy „Czasopismu” do
opublikowania w nim wielce pożytecznych Wiadomości o Krzemieńcu własnego autorstwa.
13 czerwca 1828 roku spadł na Zakład Ossolińskich pierwszy cios. Jego byt nie był co prawda na razie zagrożony. Ale nakaz cenzury zabraniający używania przezeń nazwy Narodowy
zarówno Lubomirski, jak i Siarczyński a także wielu światłych obywateli galicyjskich odebrało
jako szykanę deprecjonującą rangę tej instytucji. Kurator reaguje natychmiast i już 16 czerwca
kieruje do Wydziału Stanowego prośbę o przywrócenie dotychczasowej nazwy. Ale Tadeusz Wasilewski, poseł na Sejm Stanowy i członek Wydziału Stanowego, człowiek niezwykłej prawości,
radził Lubomirskiemu, aby się nadal nie upominał o przywrócenie Zakładowi tytułu Narodowy,
bowiem odmowa jest i tak przesądzona. Lepiej więc nie zwracać uwagi rządu ani cenzury na
prawdziwie narodową działalność placówki. Pismo odmowne adresowane do Lubomirskiego
nosiło datę 26 lipca 1828 roku.
Niezależnie od toczącej się sprawy o nazwę Zakładu Lubomirski prowadzi inne negocjacje.
Dostrzegając konieczność nieustannego powiększania jego zasobów występuje z inicjatywą
mianowania prywatnych zbieraczy dla Ossolineum. Rząd w piśmie z 2 lipca nie wzbrania księciu
podjęcia takiej inicjatywy. Ale jej spełnienie uzależnia od powstania towarzystwa uczonych,
które by spośród siebie desygnowało kandydatów na takowych zbieraczy. Lubomirski podejmuje
inicjatywę. 18 listopada tego samego roku kieruje pisma do Wydziału Stanowego i do Gubernium
z prośbą o wyrażenie zgody na powołanie przy Zakładzie Ossolińskich Towarzystwa Naukowego.
Odpowiedź była nawet pozytywna, ale przyszła działalność Towarzystwa została obwarowana
jednym warunkiem: jego urzędowym językiem może być tylko niemiecki. I tak upadły obie
inicjatywy: desygnowania zbieraczy i powołania stowarzyszenia uczonych.
Większość tych zadań wziął na siebie Lubomirski. Okazał się nieustającym darczyńcą
Zakładu. Co kilka miesięcy ofiarowywał coraz to nowe kolekcje starych medali i monet.13 A 8
grudnia 1828 roku podpisał Oświadczenie dodatkowe [...] co do darowizny Zakładowi Ossolineum
15 sztuk dawnej broni i pałłaszów.14 Był wśród nich pałasz Władysława Jagiełły z 1413 roku oraz
miecz krzyżacki w turkusowej oprawie.
Darowizny tej nie doczekał ksiądz Siarczyński. Umarł nagle, podczas pracy w Ossolineum, 7
listopada 1829 roku. Wtedy na jego następcę Lubomirski postanowił pozyskać Joachima Lelewela.
Był on niewątpliwie najlepszym kandydatem z wszystkich możliwych. Nikt lepiej od niego nie znał
zagadnień bibliograficznych, i to zarówno w teorii, jak i praktyce. Był współtwórcą, a następnie
wicedyrektorem Bibliotek Publicznej i Uniwersyteckiej w Warszawie. Doskonale znał wiele prywaKażdą darowiznę odnotowywał pod datą dzienną F. Siarczyński, Dziennik czynności urzędowych
księgozbioru Narodowego imienia Ossolińskich. Do druku przygotował, wstępem i przypisami opatrzył Z.
Rzepa, Wrocław-Warszawa-Kraków 1968.
13
Lubomirscy współtwórcy Ossolineum
145
tnych zbiorów bibliotecznych i archiwalnych. Objęcie przez niego dyrekcji lwowskiego Ossolineum
stworzyłoby zarazem dla Galicji szansę jeszcze poważniejszego rozwoju kulturalnego.
Lubomirski rozpoczął z nim pertraktacje w czerwcu 1830 roku. Kandydaturę Lelewela poparł
również w specjalnym memorandum z 18 sierpnia tegoż roku Tadeusz Wasilewski, od niedawna
zastępca kuratora z ramienia Wydziału Stanowego. Ale do spotkania Lubomirskiego z Lelewelem
doszło dopiero jesienią na Wołyniu. Sprawy biblioteki zeszły wówczas na drugi plan. Przed naszą
rewolucją – wspominał tamte rozmowy Lelewel – książę Henryk zapewniał mnie o gotowości
Galicji, wskazywał na cyrkuły, które zaledwie powstrzymać można.
Do Warszawy Lubomirski przyjechał w maju 1831 roku. Przywiózł klejnoty i kosztowności
samorzutnie zebrane przez Galicjan na potrzeby powstania, które kazał od razu spieniężyć.
Uczestniczył w pracach sejmu, konsultował się z Adamem Jerzym Czartoryskim i generałem
Janem Skrzyneckim. Po bitwie pod Ostrołęką objął patronat nad Legią Nadwiślańską, którą
szczodrze współfinansował.
Przez ten trudny czas nadziei i zwątpień Ossolineum kierował zastępca kuratora i dyrektora,
Ksawery Wiesiołowski, obywatel z Tarnowskiego. Dopiero w przeddzień zajęcia Warszawy
przez wojska rosyjskie Lubomirski, który po dłuższym pobycie w Krakowie wrócił właśnie do
Przeworska, mianował na stanowisko dyrektora Konstantego Słotwińskiego. Do Metternicha
pisał wówczas: Po tym, co zaszło, Polacy nie mogą mieć zaufania do przyrzeczeń Rosji.15 W tym
kontekście trzeba zapytać, kim był Słotwiński i dlaczego właśnie jemu Lubomirski powierzył
wysoką funkcję tak eksponowanej placówki naukowej, jaką było Ossolineum. Aż do tej chwili
pracował jako zwykły urzędnik obwodowy. Ale blisko trzydzieści lat wcześniej był porucznikiem
artylerii pieszej Księstwa Warszawskiego i żołnierzem napoleońskim. Może więc po raz pierwszy spotkali się w czasie kampanii austriackiej i z tego okresu Lubomirski zapamiętał oddanego
sprawie narodowej młodego i zapalczywego w walce wojskowego. Był oczywiście człowiekiem
wykształconym. Ale główną jego kwalifikacją na dyrektora mógł się okazać właśnie ów gorący
patriotyzm i przemożna potrzeba wolności.
W pierwszych miesiącach pracy Słotwińskiego na nowym stanowisku Lubomirski starania
o Zakład łączył z pracą obywatelską. Razem z Franciszkiem Krasickim i Izydorem Pietruskim
zawiązał we Lwowie tajny Komitet Obywatelski, którego zadaniem była pomoc popowstaniowym uchodźcom. Ustanowił on podatek narodowy, który przeznaczano na różne ich potrzeby.
Podobno w Galicji schroniło się aż około dwunasty tysięcy uczestników listopadowego zrywu.
Umieszczano ich po dworach i dworkach szlacheckich. 16 Pamiętamy przecież Wiłuckiego i Heberstreita, których serdeczną opieką otoczył Aleksander Fredro. Nadto Lubomirski opiekował się
działającymi w Galicji emisariuszami. Wiele do zawdzięczenia miał mu choćby Józef Zaliwski.
Lubomirski ułatwił mu przejście do Podgórza i zapewnił pierwszy punkt oparcia.
Konstanty Słotwiński miał w Ossolineum duży zakres władzy. Nie tylko był jego dyrektorem, ale też otrzymał pełnomocnictwo do zastępowania kuratora. Oba stanowiska wykorzystywał
do obrony praw fundacji, które rząd starał się coraz bardziej ograniczać. W styczniu 1831
roku wyłączył z oficjalnego księgozbioru czterysta dzieł, które nie miały zgody cenzury. Sto
czterdzieści dwa pochodziły z donacji Lubomirskiego. Ale jednocześnie nie zawahał się włączyć
do zbiorów podarowanych przez księcia broszur i pism ulotne z lat 1830-1831. Z ogromną energią
porządkował zbiory i sporządzał katalogi, co pozwoliło w 1833 roku otworzyć wreszcie czytelnię
J. Trzynadlowski, Zakład Narodowy imienia Ossolińskich 1817-1967, Wrocław-WarszawaKraków 1967.
15
Cytuję za: J. Dutkiewicz, Austria wobec powstania listopadowego, Kraków 1933, s. 131.
16
J. Krajewski, Tajne związki polityczne w Galicji (od r. 1833 do r. 1841), Kraków 1903.
14
146
B. Lasocka
Zakładu. Nieco wcześniej, bo jeszcze w styczniu 1833 roku Lubomirski wystąpił do cesarza z
prośbą o przyznanie Ossolineum charakteru instytucji użyteczności publicznej. W czerwcu dostał
odpowiedź odmowną.17
Już od 1827 roku Zakład dysponujący drukarnią i litografią miał prawo do druków urzędowych,
zarówno galicyjskich, jak i bukowińskich. Tymczasem Słotwiński – za wiedzą Lubomirskiego
– użył jej do wydawania dzieł zakazanych. Aby je ukryć przed władzami, oznaczał nazwami i
znakami zagranicznych firm edytorskich. W tej narodowo patriotycznej serii Słotwińskiego ukazały
się między innymi Mickiewiczowskie Księgi narodu i pielgrzymstwa polskiego, Reduta Ordona,
Do matki Polki, nadto Spis imienny męczenników polskich i Pamiętnik emigracji. A z zakładu
litograficznego wychodziły ryciny przedstawiające sławnych Polaków, zarówno dawnych, jak i
współczesnych z 1830 roku. Tych ostatnich oczywiście nie podpisywano.
Rewizja przeprowadzona w Ossolineum 17 kwietnia 1834 roku niczego nie wyjaśniła. Dopiero porównanie książek sygnowanych przez Zakład z wydaniami rzekomo obcymi naprowadziło
urzędników na właściwy trop. Wobec tego na 13 czerwca rząd nakazał powtórną kontrolę. Potwierdzono wtedy prawdziwego wydawcę wszystkich prohibitów. Nadto odnaleziono owe sto
czterdzieści dwa dzieła o treści rewolucyjnej ofiarowane wcześniej przez Lubomirskiego. Udowodniono w ten sposób kuratorowi krzewienie buntu. Rezultatem tych działań było uwięzienie
dyrektora oraz części pracowników, poddanie Zakładu pod nadzór policji, zamknięcie zarówno
drukarni, jak i czytelni, także zakaz udostępniania zbiorów. Około czterystu dzieł chciano od
razu przenieść do biblioteki uniwersyteckiej, ewentualnie całość wcielić do cesarsko królewskiej
biblioteki w Wiedniu. Gdyby wszakże do tego nie doszło, zamierzano zmienić władze Zakładu.
Rządowym kandydatem na stanowisko dyrektora był ugodowy wobec Austrii czeski pisarz,
Franciszek Czelakowski. Lubomirskiemu groziło internowanie w Pradze, bądź – w najlepszym razie – dozór policyjny. Ostatecznie jednak nie dopuszczono do żadnego przeciw niemu
postępowania..
Mimo tak dramatycznych wydarzeń Lubomirski nie wyrzekł się związku z Ossolineum.
20 września 1834 roku, a więc w nader trudnym dla niego i dla kierowanej przezeń instytucji
momencie zobowiązał się w przypadku wygaśnięcia rodu wszystkie swoje dobra i majątek oddać
na własność Zakładu Narodowego [sic!] imienia Ossolińskich i na zawsze z nim połączyć.18 Czy
był to gest pojednania z władzami?
Opracowywanie zbiorów rychło zostało wznowione. Nadal Zakład zatrudniał w tym celu
kilku stypendystów. W 1839 roku oficjalnie podjął on działalność. Lubomirski mianował wówczas
na urząd dyrektora Adama Kłodzińskiego, który pracował tu aż do 1846 roku. Wkrótce po jego
odejściu, w tym samym 1846 roku kurator stworzył nowe stanowisko redaktora „Czasopismu
Naukowego imienia Ossolińskich” i ofiarował je Wincentemu Polowi. Posada ta była przede
wszystkim formą pomocy udzielonej przez księcia poecie pobitemu niedawno przez chłopów,
później aresztowanemu przez austriackich żołnierzy. I to on przyczynił się do uwolnienia Pola
z więzienia. A że współpraca zakończyła się niefortunnie jego nieuzasadnionymi pretensjami i
roszczeniami, to już zupełnie inna sprawa. Zresztą cały 1846 rok okazał się dla Lubomirskiego
niezwykle bolesny. W rewolucyjnej zawierusze zginęli jego dwaj bliscy współpracownicy: Konstanty Słotwiński, który właśnie skończył odsiadywać wyrok, i Teodor Broniewski, pierwszy
kurator ekonomiczny Zakładu desygnowany na to stanowisko jeszcze przez Ossolińskiego. Decyzja Henryka Lubomirskiego o powołaniu swego zastępcy w osobie syna Jerzego nie wynikała
17
18
Trzynadlowski, Zakład Narodowy imienia Ossolińskich, op. cit.
Taką informację podał dobrze na ogół poinformowany Prek, Czasy i ludzie, op. cit.
Lubomirscy współtwórcy Ossolineum
147
bynajmniej z samej potrzeby odpoczynku. Z pewnością miała wiele powodów, a niektóre z nich
były głęboko ukryte.
Przyszedł wreszcie czas na podsumowanie zarówno osiągnięć, jak i niedopełnień. Te pierwsze
były niepodważalne. Lubomirski przeprowadził Zakład przez trudny czas politycznych zawirowań
z niewielkimi i tylko czasowymi uszczerbkami. Uczynił z niego mimo braku stosownych pozwoleń
instytucję działalności publicznej. Nie tylko ocalił jego materialną tkankę, ale go wzbogacił o
liczne dary i fundusze. Sam w ciągu dwudziestu lat, to jest od 1828 do 1848 roku ofiarował w
sumie tysiąc piętnaście dzieł w dwóch tysiącach dziewięćdziesięciu dziewięciu woluminach. Były
w tym trzydzieści cztery druki z XVI, czterdzieści osiem z XVII i sto czterdzieści jeden z XVIII
wieku. Resztę stanowiły wydania dziewiętnastowieczne. Nadto ofiarował sto cztery rękopisy,
znaczne ilości monet, medali, obrazów i przedmiotów muzealnych.19 To dzięki Lubomirskiemu
Zakład wrósł na trwałe w pejzaż kultury galicyjskiej.
Nie udało mu się natomiast doprowadzić do zatwierdzenia ordynacji przeworskiej, która
była warunkiem połączenia jego zbiorów z zasobami Ossolineum i uprawniała do zajmowania
stanowiska kuratora literackiego. Władze miejscowe i centralne w Austrii zwlekały z tą decyzją
ponad czterdzieści lat. Powodem niewątpliwie była patriotyczna i obywatelska postawa Lubomirskiego, którego decyzji politycznych zaborca z reguły nie aprobował.
Miewał chwile zwątpienia w pomyślny los Zakładu i własny. Któregoś takiego dnia uznał,
że jeżeli za jego życia ordynacja nie zostanie ustanowiona, to dobra przeworskie mają się stać
wyłączną i zupełną własnością jego syna, Jerzego.20 Ale w testamencie spisanym sześć miesięcy przed śmiercią, 16 kwietnia 1850 roku, dobro Ossolineum uznał za najświętsze, a syna zobowiązywał
do nieustającej pracy na jego rzecz. Zaklinam syna mojego na świętość błogosławieństwa ojcowskiego – pisał – by pomny zawsze na wolę moją, pomny na świetnych przodków swoich, aby, mówię,
Zakładem Narodowym imienia Ossolińskich, tym drogim dla kraju zabytkiem, w myśl założyciela
i moją kierował i całe życie wszelkimi siłami dążył i przykładał się ku temu, iżby ten Zakład dla
dobra kraju i narodu jak najświetniejsze wydawał owoce. Taka jest ostatnie wola moja.21 I jeszcze
zdążył opracować kolejny projekt do ustawy ordynacji przeworskiej, który 4 czerwca tego roku
został przedłożony do sankcji Najjaśniejszego Pana.22
Jerzy Lubomirski nie miał wiele czasu, aby wzbogacić zbiory Zakładu oraz poszerzyć i
udoskonalić jego działalność. Od 1847 do śmierci ojca 20 października 1850 roku pozostawał
zastępcą kuratora. Stanowisko to zachował przez kolejne pół roku. W najważniejszych jednak
sprawach, choćby przy rozstrzygnięciu sporu z Wincentym Polem, decydujący głos miał Henryk
Lubomirski. Natomiast Jerzy od razu wystąpił z kilku ciekawymi inicjatywami, na których pełną
realizację trzeba było długo jeszcze czekać. W 1848 roku zapowiedział mianowicie wydawanie
przez Ossolineum taniej serii książek pod nazwą Biblioteka Polska. Kupił nawet dla niej zapas
czcionek i nowe maszyny litograficzne. Wzywał do składania zamówień i dokonywania przedpłat
na prenumeratę określonych serii wydawniczych. W dalszej perspektywie zamierzał utworzyć
na wzór Czeskiej Maticy Towarzystwo Wydawnicze z udziałem dwustu pięćdziesięciu akcjonariuszy z wkładami po pięćdziesiąt złotych każdy. Celem tych inicjatyw Jerzego Lubomirskiego
miało być rozszerzanie oświaty krajowej. Działania te chciał oprzeć o zasoby i naukową pomoc
Zob. A. Kosiński, M. Turalska, Ofiarodawcy Biblioteki Ossolińskich 1817-1848, Wrocław-Warszawa-Kraków 1968.
20
Zob. Zakładu Narodowego imienia Ossolińskich ustawy, przywileje i rzeczy dziejów jego dotyczące,
op. cit.
21
Trzynadlowski, Zakład Narodowy imienia Ossolińskich, op. cit., s. 71.
22
Zakładu Narodowego imienia Ossolińskich ustawy, przywileje i rzeczy dziejów jego dotyczące, op. cit.
19
148
B. Lasocka
Ossolineum. W dalszej przyszłości zamierzał poszerzać ofertę wydawniczą o oryginalne dzieła
literatury pięknej, opracowania dziejów naszego narodu, książki poświęcone historii powszechnej
oraz geografii, słowniki, encyklopedie i o wiele innych jeszcze pozycji niezbędnych dla oświecenia
publicznego.23 Dymisję ze stanowiska zastępcy kuratora literackiego Zakładu Naukowego imienia
Ossolińskich dostał 26 czerwca 1851 roku. Dla cesarstwa austro-węgierskiego okazał się równie
niepożądany, jak jego ojciec.
Ustanowienie ordynacji przeworskiej zostało przez Franciszka Józefa podpisane dopiero 10
lipca 1866 roku. Zanim jednak odbyło długą urzędową drogę i doczekało się uprawomocnienia,
minęły jeszcze dwa lata. Jako ordynat Jerzy Lubomirski zgodnie z ustanowieniem familijnym
Ossolińskiego z 25 grudnia 1823 roku i aktem dodatkowym podpisanym 15 stycznia następnego
roku objął urząd kuratora literackiego Zakładu w lutym 1869 roku. Podjął teraz kilka cennych
inicjatyw. Przede wszystkim postanowił wprowadzić ściślejszą kontrolę nad biblioteką i zbiorami.
Zarządził w tym celu drobiazgowy przegląd zasobów książek i dzieł sztuki według istniejących
katalogów, aby całość jeszcze raz uporządkować. Zorganizował wymianę wydawnictw Zakładu
z publikacjami rządowymi krajowymi i obcymi, między innymi francuskimi i angielskimi.
Postanowił też upamiętnić objęcie kuratorii wydaniem prawdziwie pomnikowego dzieła. Okazała
się nim Biblia królowej Zofii. Powziął jakże cenną inicjatywę wydawania zamiast dotychczasowej
Biblioteki Polskiej rękopiśmiennych materiałów naukowych pochodzących z zasobów Zakładu
pod wspólnym tytułem Codices diplomaticae Bibliothecae Osszolinianae. Starał się wreszcie
ustanowić opiekę Ossolineum nad zabytkami oraz wprowadzić jego nadzór nad Archiwum Akt
Grodzkich i Ziemskich.
Największym jednak dokonaniem Jerzego Lubomirskiego było przeniesienie w 1870 roku
niezwykle cennych dzieł sztuki znajdujących się muzeum przeworskim do Lwowa i połączenie
go zgodnie z wolą ojca z Zakładem Ossolińskich. Przeznaczył nań prawe skrzydło budynku i
powierzył opiece znakomitego artysty malarza i archeologa w jednej osobie, Edwarda Pawłowicza,
którego mianował dyrektorem.
Jako świetnie wykształcony człowiek Jerzy Lubomirski rozumiał bowiem, że zarówno
książki, jak i dzieła sztuki mają podwójną przynależność. Stanowią własność tych, którzy je
kupują, zbierają, pielęgnują, a potem przekazują potomkom, ale także są wspólnym dobrem całych
narodów. Przynależą zatem do wszystkich, którzy chcą z nich korzystać i którym dobrze służą.
Śmierć Jerzego Lubomirskiego w 1872 roku była dla Zakładu prawdziwie niepowetowaną
stratą. I trudno zrozumieć, dlaczego dokonania zarówno ojca, jak i syna przykryła tak głęboka
niepamięć. Całkowicie niezasłużona. Może da się ją odsłonić i właściwie uhonorować.
O kuratorii litererackiej Jerzego Lubomirskiego pisał m.in. W Zawadzki, Pamietniki życia literackiego
w Galicji, przygotował do druku , wstępem i przypisami opatrzył A. Knot, Kraków 1961. Tu rozdział: Jerzy
Lubomirski 1817-1872, s. 285-297.
23
149
Lubomirscy współtwórcy Ossolineum
ЛЮБОМИРСЬКІ – СПІВТВОРЦІ ОССОЛІНЕУМУ
Барбара ЛЯСОЦЬКА
У статті висвітлено роль, яку батько і син Любомирські відіграли у становленні та розвитку “Національного закладу ім. Оссолінських” у Львові.
Ключові слова: Оссолінеум, Генріх Любомирський, Єжи Любомирський
LUBOMIRSKI: THE CREATORS OF OSSOLINEUM
Barbara LASOCKA
The author focuses on the role which father and son Lubomirski had played in the formation
and development of „Zakład Narodowy im. Ossolińskich” in Lviv.
Key words: Ossolineum, Henryk Lubomirski, Jerzy Lubomirski.
Стаття надійшла до редколегії 15.03.2007
Прийнята до друку 03.09.2007

Podobne dokumenty